tącznie ze sztućcami. Nawet potrafił projektować układ kolorystyczny potraw podczas przyjęć domowych, które miały być tak poukładane, że ludzie, gdy wchodzili, mieli czuć się jakby uczestniczyli w dziele sztuki.
Kiedy skończyłem studia, zgłosił się do nas tamtejszy konserwator wojewódzki z prośbą, byśmy poprowadzili u nich praktyki terenowe. Padło na miejscowość Klępsk blisko Sulechowa. Prowadziliśmy praktyki przez kilka sezonów, zrobiliśmy pełną konserwację późnomanierystycznego wnętrza kościoła w Klępsku. I tak zaczęła się moja przygoda z ziemią lubuską, która nieprzerwanie trwa do dziś.
Praca konserwatora kojarzy się z monotonnym i żmudnym działaniem, a prawda jest taka, że ocieracie się nawet o wątki kryminalne! Pan pracuje często jako rzeczoznawca w sprawach skradzionych dzieł. Wydawał Pan ekspertyzę autentyczności po odzyskaniu słynnego obrazu Claude'a Moneta „Plaża w Pourville" skradzionego z Poznania.
To się wiąże z doświadczeniem. Był nawet pomysł uruchomienia szkolenia dla ekspertów w tej sprawie, ale bycia ekspertem nie da się nauczyć. Tego człowiek nie będzie umiał, dopóki nie zobaczy w swoim życiu tysięcy obrazów, nie zbada, czy są, czy nie są oryginalne, nie popracuje przy nich, nie dotknie płótna. Niekiedy wystarczy zwykłe fachowe spojrzenie. Od razu widzi się, czy spękania farby są takie jak w oryginalnym, starym dziele. Bo pracując przy dziesiątkach, setkach obrazów dowiadujemy się, że niektóre rzeczy po prostu nie powstają same z siebie. Rozpoznaje się zjawiska, które są sztucznie wywoływane, by stworzyć falsyfikat. Ale są też falsyfikaty wykonywane w czasach dawniejszych, krótko po śmierci artysty, i to już jest problem. Aby odkryć prawdę, konieczna jest wiedza technologiczna, analiza porównawcza. Problemy wiążące się z rynkiem sztuki, z kwestią bycia biegłym sądowym wymagają jeszcze innego podejścia i wykonywania szeregu szczegółowych badań.
Tak. Nieco podniszczony, ale muzealna pracownia konserwacji świetnie sobie dała radę. Po renowacji i po mojej ekspertyzie wrócił na ekspozycję.