*
O zachowaniu przy stole
W czasach Kopernika spluwanie i smarkanie pod stół nie było niczym nagannym. Pierwszy polski podręcznik savoir--vivre’u napisał Przecław Słota, mniej więcej w 1400 roku. Był to satyryczny wiersz pt. „O zachowaniu się przy stole”. Z zaleceń autora wynikało, że nie powinno się obżerać, wyjadać samych najlepszych kąsków, mówić z pełnymi ustami, wypluwać resztek jedzenia do misy czy ponownie zjadać tego, co wypadło z ust. Były to tylko zalecenia autora wiersza, a nie towarzyskie wymogi. Więc przez następne 150 lat z okładem nawet najszlachetniej urodzeni zachowywali się niezbyt apetycznie.
77\ domu rodzinnym Mikołaja Kopernika odbywa się uroczysta Wl uczta. Jest rok 1489, Mikołaj ma 16 lat i jest już dojrzałym młodzieńcem. Gości przyjmuje matka Mikołaja, Barbara. Ojciec przyszłego astronoma zmarł przed sześcioma laty, gdy przez Toruń przeszła zaraza dżumy zwana „czarną śmiercią”. Głównym bohaterem przyjęcia jest brat Barbary, Łukasz Watzenrode Właśnie wrócił z Rzymu, gdzie papież Innocenty VIII mianował go biskupem warmińskim. Łukasz oznajmia siostrze, że Mikołaja i jego starszego brata Andrzeja zabierze do zamku w Lidzbarku Warmińskim i tam przygotuje ich do studiów w Akademii Krakowskiej. Mikołaj i Andrzej nie mogą się już doczekać
Gdy toczą się tak ważne rozmowy, słudzy wnoszą kolejne dania na srebrnych półmiskach. Biskup Watzenrode, mówiąc z pełnymi ustami, wyrzuca za siebie kości indycze Zaraz chwycą je psy warujące tuż obok. Mikołaj nie może przeżuć niedopieczonego ścięgna, więc wypluwa niejadalny kawałek pod stół. Rycerz von Allen, spowinowacony z rodziną Koperników, śmieje się i spluwa pod nogi, a następnie bierze nos w dwa palce i smarka na podłogę. Kupiec Walenty, szanowany radny miejski, podjadłszy mięsiwa, niezbyt dyskretnie puszcza wiatry, po czym wychyla potężny łyk piwa i beka.
Plucie pod stół naprawdę nie było najgorszym obyczajem owych czasów. W mieszkaniach nie było łazienek, więc duże i małe potrzeby załatwiano do nocników. Potem ich zawartość wylewano po prostu przez okno do ulicznego rynsztoka, by spłynęły do rzeki. To dlatego przechodnie, gdy szli ulicą po zmroku krzyczeli: „Idzie się! Idzie się!” Nikt nie chciał być znienacka oblany... domyślacie się czym.