Nanga Parbat. Naga Góra. Daleki, wyniosły masyw ośmiotysięczny, dźwigający się kilometrami pionu ponad spieniony w szalonym pędzie Indus. Rzeka przewala swe brunatne wody skalnym korytem, wrzynającym się w głąb spalonych słońcem gliniastych zboczy. Hen. wysoko, majaczy spowity kłębami chmur śnieżny kolos. Naga Góra. Nanga Parbat. Marzenie wielu zapaleńców i mogiła wielu. Zmierzali ku jego świetlistemu wierzchołkowi z uporem, na przekór wszelkim przeciwnościom losu. nie bacząc na ponoszone trudy i ofiary. Wybrańcy, do których uśmiechnął się łaskawie przekorny los. stawiali zwycięską stopę na śnieżnej kopule, sycili się radością spełnionego marzenia, spoglądali na ciągnące się aż po kres horyzontu mrowie nic/runych w większości szczytów. Dopięli swego. Myślami wybiegali już w przyszłość, ku innym celom, nowe góry stawały się im drogowskazem wiodącym ku nadchodzącym dniom. Dla większości pretendentów do tytułu zdobywcy Naga Góra nie była jednak łaskawa. Ogromna ich większość musiała pogodzić się z przegraną, przełknąć z uśmiechem gorzką pigułkę porażki, zadowolić się li tylko mianem członka triumfującej wyprawy, który wniósł jakiś tam wkład w dzieło ostatecznego zwycięstwa. A jakże często Nanga Parbat odbierała nawet i tę pociechę. Na nic się zdały wszelkie poczynania i nadludzki nawet wysiłek, parcie do przodu częstokroć na przekór zdrowemu rozsądkowi, upór i determinacja. Góra przywoływała na pomoc burze śnieżne, lawiny, huraganowe wiatry i dojmujący mróz. I człowiek okazywał się istotą zbył słabą, aby skutecznie przeciwstawiać się przeciwnościom natury. Musiał przegrać. Mógł mówić o łaskawości losu. jeżeli udało mu się wyjść cało z opresji i szczęśliwie powrócić w zielone doliny. W ciągu minionych dziesięcioleci Nanga Parbat zyskała sobie miano góry tragicznej. W skuwających ją wiecznych lodach znalazło śmierć wiciu wspaniałych alpinistów, ludzi ogarniętych przemożną pasją, niepozwalającą na spokojne życic w domowym zaciszu, gnającą w daleki świat na spotkanie z przyrodą i nieznanym.
Nanga Parbat. Majestatyczna góra. zagubiona na zachodnim krańcu długiego łańcucha Himalajów, z wypiętrzającymi się na niebotyczną wysokość skałami pokrytymi wieczną czapą lodu. Penetrujące jej cielsko pobruźdżone jęzory lodowców zbiegają w dół rozległymi dolinami i rwącymi potokami bystrej wody. Nanga Parbat - to także dzieje ludzi, którzy na jednym z zakrętów życia spletli z nią swe losy. Pobrzmiewa w niej echo tragedii śmiałej wyprawy Alberta Mummery e-go. fatum zawisłe nad niemieckimi ekspedycjami międzywojennymi. jak również heroiczne zmagania Hermanna Buhla w samotnej walce o szczyt, o doczekanie w lodowej rozpadlinie świtu, kiedy upływające wolno godziny odbierały nadzieję na przeżycie. Mieści się w niej również na zimno wykalkulowany i przeprowadzony z niezwykłą śmiałością i precyzją atak Reinholda Messnera. To już nowa epoka, nowe trendy, nowi ludzie, leden jedyny człowiek miał odwagę przystąpić do realizacji zamierzenia, które do niedawna było zarezerwowane wyłącznic dla wieloosobowych ekip. wspartych dodatkowo tłumem tragarzy wysokościowych. Ileż trzeba było mieć samozaparcia, wiary we własne siły i swoją szczęśliwą gwiazdę, aby zdecydować się na tak ryzykowny krok. Messner w solowym juku przedarł się przez lujełon) serakami kianf Dia-mir i stanął 9 sierpnia 1978 roku na wierzchołku Nanga Parbat. Nadc/lowiek? Nie! Był tylko pierwszym, który potrafił swoim marzeniom nadał realny kształt, wyprzedził innych śmiałością poszukiwań nowych dróg na najwyższe szczyty świata. Nanga Parbat - to również dziesiątki innych, mniej spektakularnych wyczynów. inne wygrane i przegrane, inne dramaty i tragedie. które rozegrały się na jej zboczach. Nanga Parbat - klucz uruchamiający wyobraźnię.
Zatem najpierw - góra odległa w niewymiernej czasoprzestrzeni. że nawet marzył o niej nic potrafiłem, bo znajdowała się. jak Himalaje i wszystkie inne góry dalekiego świata, poza granicami dostępnymi dla ówczesnej mojej wyobraźni. Upływały lata. a wraz z nimi zmieniała się moja optyka widzenia świata. Odległe szczyty przybliżały się. przyoblekały w realne kształty i stawały się codziennością. Zrodziły się więc i rojenia o Nagiej Górze - wciąż jednak nieziszczalne mrzonki. wydumania nieokiełznanej imaginacji. Raz nawet otarłem się o nią i byłem bliski, zupełnie nieoczekiwanie. przekształcenia marzeń w rzeczywistość.
Był 1977 rok. Wybrałem się z żoną i grupą przyjaciół do Afganistanu. Nuristan. ceł naszej podróży, okazał się rejonem zamkniętym. Stanęliśmy przed koniecznością dokonania korekty planów. Co robił dalej? Zwiedziliśmy już najciekawsze okolice Kabulu. Mieliśmy za sobą wycieczkę do Bamianu i jezior Band-i-Amiru. Zostało nam jeszcze dużo wolnego czasu. A więc Indie.
Kaszmir. Lato. lepki upal pakistańskich nizin. Pełnia monsunu. Kemping w Islamabadzie. Spotkaliśmy śląską wyprawę na Nanga Parbat. Przyjechali z dużym opóźnieniem. Był już koniec sierpnia. A może dołączył do nich? Rzucona propozycja nie spotkała się ze zbyt entuzjastycznym przyjęciem. Jedynym gorącym orędownikiem pomysłu był Wojtek Dzik. Inni. na czele z kierownikiem, podeszli do pomysłu z rezerwą. Wszelkie nadzieje rozwiały się podczas rozmów w Tourism Division. Udział w ekspedycji wymagał akceptacji władz pakistańskich. Nie było mojego nazwiska na wcześniej zgłoszonej liście uczestników. Trzeba czekał co najmniej dwa tygodnie na odpowiedź. Czy może był odmowa? Urzędnik tylko się uśmiechał i rozkładał ręce. Ina Allah. A więc Kaszmir. Tam też są piękne góry.
Nanga Parbat zobaczyłem dwa lata później. Jechałem pod Raluposhi' z wyprawą polsko pakistańską. Jej organizatorem był Speleoklub Morski w Gdyni, z którym od tamtej pory związałem się na stałe, oraz Alpine Club of Pakistan. Drugiego dnia od wyjazdu z Rawal-pindi, wczesnym przedpołudniem ujrzałem wyłaniającą się spoza zwałów ciemnych chmur białą zjawę.
— Nanga Parbat! — Okrzyk Słicr Khana przebił się przez chrapliwy warkot pracującego na wysokich obrotach silnika.
Nanga Parbat! Wyskoczyłem na pobocze drogi. Niewiele zobaczyłem. Ledwie zarys góry. Zapadła kurtyna chmur.
Więcej szczęścia miałem rok później. Znów wybrałem się z kolegami ze Speleoklubu w Karakorum. Celem był dziewiczy wschodni wierzchołek Distaghil Sar' (7700 m). Tym razem do Gilgitu lecieliśmy samolotem. Słoneczna pogoda. Ganalo Peak (6606 m). I naraz lodowy olbrzym. Widoczne dotychczas góry skarlały.
‘ I W*r»iainSj»wt«u w »a)af»-0>i - *.-»( Jnytf-J /kK. 4anlj Ipa /feK fiitią - RwarJ Kowatanli. Tulem n<rwnll I SI Sin
Kkin. W iuU(pi)<UsUil 14 urną Jevg4 na akwliMmult 1*; AnJt/<> RwtuA. |x<l (koMKintl I Iniy TllUtou W AnuCntallilu t KijsIjiuPilnniU - rknut »nkk Wwf W|Kiiu.l iii t .1 Vll - u <> » WfKhctUmr (II.S. Maln ,*»»» m. I».V MtJJk m. tł-S. liU ,\-oo ptaki« Kai alunna. w PakMaatr. «//»*»!
w (U«K| (rani pauna llnpar MiaUagh. liZ«rp>)ot lalmluSf Itaww wjkk na MukWM [Uwiy (II.V. Sla.n) « o* llmlKi Mar,Kin UliMkn Vlrtł. Ptnwuc wafkkna l>.V Taa (|ć iad kuna) Anjin) Mul). |a,<l <awroa,K.warJ K.—jV«a..Tainu Ptt
imJi. Mar TUtak.
15