- " 19
- " 19
wystąpienia antypaństwowe, postulowanie wolności i pokoju. Kontestatorzy2 lat pięćdziesiątych poszukiwali sensu życia w ubóstwie i anarchicznym indywidualizmie. Uważali, że masowa produkcja zastępuje rozwój duchowy, dostrzegali niszczący wpływ powstających korporacji i związków zawodowych, w których jednostka traci swą indywidualność i znaczenie. Zwolennicy tego ruchu określili samych siebie jako „beat", co znaczyło „znużeni, zmęczeni"3, ale też nawiązywało do nazwy rytmu w jazzie i przywoływało skojarzenie ze słowem „beatific" - „święty"1. Beatnicy stanowili ówczesną bohemę nowojorską. Większość z nich mieszkała w rejonie Gre-enwich Village.
Swoistym manifestem Beat Genera-tions stała się powieść Jacka Kerouaca „W drodze" napisana w 1951, wydana dopiero w 1957 roku. „Bohaterowie W drodze to wewnętrznie piękni, a przy tym wiecznie niespokojni straceńcy przemierzający Amerykę wzdłuż i wszerz w gorączkowej pogoni za innym życiem, w rozpaczliwej ucieczce od stylu narzucanego przez zmaterializowane klasy średnie. Są wśród nich m.in. legendarny Neal Cassady (Dean Mo-riarty), William S. Burroughs (Stary Byk Lee), Allen Ginsberg (Carlo Marx) i wreszcie sam autor (Sal Paradise). Ich drogę znaczą jazz, narkotyki, alkohol, mistycyzm, szalone poszukiwanie miłości."6 Na prośbę wydawcy Kerouac zrezygnował z autentycznych nazwisk, zarówno własnego, jak i swoich przyjaciół. Książka, choć sfabularyzowana, ma walor wiarygodnego dokumentu. Znajdujemy w niej niezwykle sugestywne odbicie ducha epoki a także portrety pierwszych beatników. Ludzi, którzy nie potrafią odnaleźć się w otaczającej ich rzeczywistości i próbują żyć inaczej, głębiej, autentyczniej; bez zgody na amerykańską przeciętność, rutynę i ni-jakość.
W tej grupie Allen Ginsberg (w książce Carlo Marx) wyróżnia się wysoką świadomością zarówno własnego położenia, jak i pułapek rzeczywistości, w której przyszło żyć jemu i jego rówieśnikom. Podczas, gdy dla większości ciągła podróż - de facto bezcelowa - stanowi sens sam w sobie, on ma odwagę zadawać pytania:
„(...) Carlo Marx przyjechał z wierszami pod pachą, zasiadł w fotelu i patrzył na nas tymi swoimi oczyma jak paciorki. Przez pierwsze pół godziny milczał; w każdym razie starał się nie angażować. (...)
Dean zwinął rękę w trąbkę przy uchu; otworzył usta; powiedział: - O, hejże, hej!
Carlo przyglądał się tym idiotyzmom z przymrużonymi oczyma. Wreszcie klepnął się w kolano i powiedział:
Chciałbym złożyć oświadczenie.
Tak? Tak?
Jaki jest sens tej podróży do Nowego Jorku? Co za mętny interes was tu przywiódł? To znaczy, stary, dokąd zmierzasz?
Dokąd zmierzasz, Ameryko, w swym lśniącym samochodzie nocą?
A dokąd ty zmierzasz? - zawtórował mu Dean z rozdziawionymi ustami. Siedzieliśmy tak nie wiedząc, co odpowiedzieć; nie było już o czym rozmawiać. Pozostawało ruszyć w drogę. (...)"7
W innej wypowiedzi Carla znajdujemy nawoływanie do określenia własnej tożsamość:
„(...) - Wcale was nie chcę pozbawiać tych waszych szpanerskich łakoci, ale chyba już czas, żebyście się zdecydowali, kim jesteście i co zamierzacie robić. (...)
- Dni gniewu jeszcze nadejdą. Ten balon długo was już nie utrzyma. Zresztą to balon abstrakcyjny. Wszyscy pofruniecie na Zachodnie Wybrzeże i wrócicie tu chwiejnym krokiem w poszukiwaniu swojego kamienia. (...)"s - jest w tych słowach także siła demaskacji, która przenika całą twórczość Allena Ginsberga. Dość szybko przeczuł koniec i płonność nadziei beatników. Widział potrzebę dokonania osobistych wyborów, szukania własnej drogi i samookreślenia. Sam odnalazł to wszystko w religii i do końca życia pozostał buddystą.
Carl jest mistykiem, poetą, ale i muzykiem. Znajdujemy w książce opis jego brawurowego popisu gry na bębnach i saksofonie altowym w jednym z barów we Frisco. W ujęciu Kerouaca nie jest to jednak opis jedynie muzycznej improwizacji i jej recepcji. Dla jego bohaterów uczestnictwo w tym zdarzeniu zdaje się wykraczać poza wrażenia estetyczne płynące z faktu obcowania z muzyką. Oto co o tym zdarzeniu mówi książkowy Dean:
„(...) - Wiesz, stary, tamten alcista wczoraj wieczór naprawdę miał TO COŚ, a jak już to coś znalazł, to ciągnął. W życiu nie widziałem, żeby ktoś tak długo ciągnął. -Chciałem się dowiedzieć, co to jest takiego TO COŚ. - No, wiesz - roześmiał się Dean
- teraz to pytasz o impon-de-rabilia, halo! Jest sobie facet, no i ci wszyscy, kapujesz? Od niego zależy, czy da radę wywnętrzyć to, co wszyscy mają w głowach. Zaczyna pierwszy chorus, po czym zbiera własne myśli, ludzi, taaa, taaa, ale jak złapać to coś, po czym wzbija się na wyżyny swojego losu i musi na tym samym poziomie dmuchać. I nagle gdzieś w środku chorusu łapie to coś... wszyscy podnoszą