468 05





B/468: K.Boruń, S.Manczarski - Tajemnice parapsychologii







Wstecz / Spis
Treści / Dalej
II. Potęga sugestii
Spirytyzm, metapsychika, parapsychologia, psychotronika... Psychokomunikacja, psychokineza, psychoenergetyka, psychogirafologia, psychometria, psychofotografia... W czasopismach i książkach poświęconych zjawiskom paranormalnym, na zjazdach stowarzyszeń badaczy tych zjawisk, słowo "duch" odmieniane jest na wszelkie możliwe sposoby. Często kryje się za tym domniemanie, że zdolności paranormalne są przejawem jakiejś tajemniczej, nie znanej jeszcze nauce "siły", czy
jak to ostatnio stało się modne
"energii psychicznej". Można usłyszeć nawet czasem zdanie, iż odkrycie owej "energii" już nastąpiło lub nastąpi wkrótce i "oczywiście" zmieni w sposób rewolucyjny nasze poglądy na funkcjonowanie organizmu żywego i .psychiki, pozostające dotąd pod wpływem "przestarzałych" teorii fizjologicznych i psychologicznych.
W rzeczywistości sprawy mają się wręcz odwrotnie: w połowie naszego stulecia
dokonał się w dziedzinie neurofizjologii przewrót w poglądach na funkcjonowanie
ośrodkowego układu nerwowego, nie mający nic wspólnego z żadną "energią
psychiczną". W kręgu tego przewrotu znalazły się w ostatnich latach również
niektóre zagadkowe zjawiska psychofizjologiczne występujące w zmienionych
stanach świadomości. Sporo nowego światła zdają się tu rzucać badania
nad hipnozą i ćwiczeniami medytacyjnym jogi i zeń oraz nad snem marzeniami
sennymi, rozwijane coraz szerzej w wielu kra j ach. I tu też, przede wszystkim
na obszarze penetrowanym przez fizjologię i psyche logię, należy szukać
rozwiązania wielu parapsychologicznych zagadek, chociaż rezultaty tych
poszukiwań mogą daleko odbiegać od wyobrażeń niektórych "badaczy" zjawisk
paranormalnych.

1. Spór o "magnetyzm zwierzęcy"
"Ciała niebieskie, Ziemia i organizmy żywe wywierają na siebie wyraźny wpływ: wpływ ten przenosi się za pośrednictwem rozproszonego we wszechświecie fluidu. Doświadczenia wykazują, że istnieje jakaś materia, tak subtelna, że może przenikać wszystkie ciała, praktycznie bez utraty energii. Działa ona z dużych odległości bez pośrednictwa jakiejś innej substancji, podobnie jak światło skupiające się i odbijające w zwierciadle. Wykazuje właściwości (szczególnie w ciele ludzkim) podobne do właściwości magnesu. Tę siłę magnetyczną można akumulować, koncentrować i przenosić. Fakty te, zgodnie z praktycznymi iprawidłami, nad których ; ustaleniem właśnie pracuję
dowodzą, że opierając się na tej zasadzie, będziemy leczyć bezpośrednio choroby nerwowe, inne zaś choroby drogą pośrednią. Uzbrojony w tę zasadę lekarz może jasno sobie uprzytomnić, jak posługiwać się medycyną, aby jej działanie było bardziej doskonałe oraz jak pokierować zbawczymi przesileniami, aby mieć nad nimi absolutną kontrolę".
Tak sformułował przed dwustu laty w dyplomowej dysertacji pt. "O wpływie planet ma ludzkie ciało" podstawy swego systemu leczniczego austriacki lekarz Prana Anton Mesmer (1734
1815). Był przekonany, że otwiera nową epokę w historii medycyny, łącząc starą teorię Paracelsusa (1493
1541) z odkryciami naukowymi swoich czasów.
Jakże odległa od tych marzeń okazała się rzeczywistość: Mesmer zdobył, co prawda, sławę uzdrawiacza nieuleczalnie chorych, stał się najmodniejszym lekarzem Wiednia, a potem Paryża, ale nie udowodnił ani jednej ze swych tez o "magnetyzmie", nie uczynił w badaniach niemal żadnego kroku naprzód w ciągu pięćdziesięcioletniej działalności, a rzeczywiście przełomowe odkrycie, będące plonem jego praktyk leczniczych, uznał za niegodne uwagi... Był on jedną z najbardziej barwnych i kontrowersyjnych postaci schyłku Oświecenia. Jego pacjenci
a było wśród nich wielu z najwyższych arystokratycznych sfer
nie mogli narzekać na brak wrażeń. Paryski salon Mesmera, w którym dokonywał on zabiegów kuracyjnych, był obszernym hallem o przysłoniętych oknach i ścianach wyłożonych lustrami. Na środku stał
można by dziś powiedzieć: "generator fluidu"
wielka drewniany cebrzyk (baquet) wypełniony "namagnesowaną" wodą i ułożonymi symetrycznie butelkami z opiłkami metalowymi oraz sproszkowanym szkłem. Poprzez drewnianą pokrywę wyprowadzone były na zewnątrz żelazne pręty, których dotykali pacjenci.
Leczenie odbywało się zbiorowo, a wstępnych zabiegów dokonywali młodzi asystenci Mesmera, którzy głaskaniem przygotowywali chorych do "uzdrawiającego kryzysu". Nastrój niezwykłości potęgowała muzyka dobiegająca zza ściany.
Sam mistrz pojawiał się ostatni. W błyszczącej jedwabnej szacie, z żelazną różdżką w ręku, podchodził kolejno do pacjentów, wpatrywał się w nich przez chwilę, potem przesuwał dłonią wzdłuż ich ciała, wykonując tzw. "passy" dla przekazania swej "siły magnetycznej", a także 'dotykając różdżką chorych miejsc. Celem tych zabiegów było wywołanie "przesilenia", bez którego terapia nie mogła być skuteczna. "Przesilenie" objawiało się najczęściej napadem drgawkowym, jękami i krzykami, niepohamowanym śmiechem lub płaczem. I rzeczywiście, w wielu przypadkach udawało się "magnetyzerowi" osiągnąć tą drogą pomyślne wyniki, np. usunąć porażenie kończyn, a nawet uleczyć ślepotę, jeśli oczywiście jej podłoże było psychonerwicowe, a nie organiczne.
Mesmer nie był bynajmniej prekursorem tego rodzaju metod leczniczych. Już w roku 1679 ukazał się w Anglii traktat o przekazywaniu leczniczego fluidu przez ludzi obdarzonych szczególnymi wrodzonymi zdolnościami w tym zakresie. Wielu też "cudotwórców", szamanów i znachorów od niepamiętnych czasów stosowało i stosuje do dziś podobne metody przekazywania swej "siły uzdrawiającej". Zresztą praktyki średniowiecznych egzorcystów, wypędzających szatana z "nawiedzonych", miały wiele wspólnego z takimi sposobami leczenia histerii.
O ile jednak dawne "teorie" uzasadniające skuteczność tych metod miały, niemal z reguły, podkład mistyczny, o tyle Mesmer
zgodnie z duchem Oświecenia
starał się nadać swojej teorii postać zdecydowanie "naturalną", przyrodniczą. Zafascynowany właściwościami sztucznie wytwarzanych magnesów trwałych (co było nowością w jego czasach) próbował je wykorzystać w praktyce leczniczej, a wyniki wydały mu się tak zachęcające, że poświęcił się bez reszty terapii magnetycznej. Po paru latach okazało się zresztą, iż podobne rezultaty w leczeniu można osiągać bez pomocy magnesów
gołymi rękami. Ale zamiast zrezygnować z magnetycznej teorii, przekształcił ją tylko w ten sposób, że za siłę sprawczą uzdrowień uznał "magnetyzm zwierzęcy" "zasadniczo odmienny od magnesu" i stanowiący swoistą dla istot żywych postać "uniwersalnego fluidu", który magnetyzer skupia i przekazuje pacjentom.
Nie dał się przekonać nawet orzeczeniem powołanej w 1784 roku dla zbadania sprawy "magnetyzmu zwierzęcego" komisji francuskiej Akademii Nauk, w której brali udział tak wybitni uczeni, jak Beniamin Franklin i Antołne Lavoisier. Jej werdykt był w istocie druzgocący, co prawda nie dla metody leczniczej (choć spowodował gwałtowny odpływ pacjentów), lecz dla teorii Mesmera:
"Komisja uznając, że zwierzęcy fluid magnetyczny ani jednemu z naszych pięciu zmysłów nie jest dostępny, że nie wykazał on najmniejszego oddziaływania na nikogo z naszych członków ani na chorych, których Komisja poddała. temu oddziaływaniu, a wreszcie wykazując za pośrednictwem rozstrzygających doświadczeń, że imaginacja bez magnetyzmu wywołuje konwulsje, a magnetyzm bez imaginacji nie wywołuje żadnego efektu
ustaliła jednogłośnie następujący wniosek p istnieniu i użyteczności magnetyzmu: nic nie wskazuje na istnienie zwierzęcego fluidu magnetycznego, a zatem fluid ten
jako nie istniejący
nie może wywoływać dobroczynnych skutków leczniczych. Gwałtowne zaś efekty zaobserwowane u pacjentów poddawanych grupowej terapii, wynikają z kontaktu z innymi ludźmi, z podniecenia wyobraźni oraz mechanicznego naśladownictwa, które pobudza nas, bez udziału naszej woli, do powtarzania tego, co uderza nasze zmysły".
Podobne orzeczenie wydała również komisja wydziału lekarskiego, powołana w tym samym czasie. Wyniki eksperymentów były zresztą jednoznaczne: np. chorzy z zawiązanymi oczyma nie odczuwali nic, jeśli ich nie informowano, że są "magnetyzowani'% reagowali zaś natychmiast, gdy im o tym komunikowano, choć w rzeczywistości nie byli poddani żadnemu działaniu.
Trzeba dodać, że Mesmer nie zgodził się na zbadanie siwych pacjentów, wobec odrzucenia przez Komisję Akademii Nauk jego propozycji, aby oceniano wyniki terapii tych samych schorzeń, przeprowadzanej jednocześnie w dwóch równych liczebnie grupach chorych: leczonych jego metodą oraz zwykłymi medycznymi metodami. Negatywne stanowisko Komisji wobec
na 'owe czasy bardzo nowoczesnej
zasady grup kontrolnych wynikało, jak można przypuszczać, ze świadomości, iż ocena skuteczności metod leczniczych Mesmera może przysłonić istotę zagadnienia, jakim jest określenie podłoża obserwowanych zjawisk. Potwierdzenie zaś swym autorytetem większej skuteczności tych metod od tradycyjnych przyczyniłoby się pośrednio do umocnienia błędnej teorii. W rezultacie badania przeprowadzane były na pacjentach francuskiego lekarza
magnetyzera M. D. Eslona
ucznia i konkurenta Mesmera. Uczeń nie trzymał się zresztą tak kurczowo teorii "magnetyzmu zwierzęcego" jak jego mistrz, stojąc na stanowisku, że "jeśli medycyna wyobraźni jest najlepsza, dlaczego nie mielibyśmy jej uprawiać?"
Czy Mesmer był rzeczywiście szarlatanem, jak twierdzili jego wrogowie? Na pewno nie można go nazwać oszustem i mistyfikatorem, w rodzaju współczesnego mu Józefa Balsamo, czyli hrabiego Cagliostro (1743
1795). Wiele faktów zdaje się wskazywać, iż wierzył w słuszność swej teorii i skuteczność metod leczenia; nie ma dowodów, aby świadomie wykorzystywał naiwność ludzką, jakkolwiek ciągnął poważne zyski ze swej praktyki. W oskarżeniach przeciwników austriackiego magnetyzera wiele było osobistej zawiści i uprzedzenia, ale też wybujała ambicja i drażliwość nie jednały mu przyjaciół. Jego tragedią było to, że
Wbrew własnemu mniemaniu o sobie
nie przejawiał talentu badawczego i niezbędnego w pracy naukowej krytycyzmu wobec osiągniętych wyników. Gdy uczeń Mesmera i kontynuator jego dzieła
markiz Chastenet de Puysegur powiadomił go o zaobserwowanym przez siebie zjawisku zapadania niektórych pacjentów w stan przypominający sen lunatyczny i możliwości słownego przekazywania im poleceń
zlekceważył to odkrycie. A przecież nie "magnetyzm zwierzęcy", ale właśnie ów stan nazwany później przez Puysegura "somnambulizmem", a w 1843 roku przez szkockiego lekarza Jamesa Braida (1795
1860) "hipnozą"
okazał się w następnych stuleciach jedną z najbardziej pasjonujących zagadek współczesnej fizjologii i psychologii. Trzeba jednak zaznaczyć, iż również wybitni przedstawiciele ówczesnej nauki, zasiadający w komisjach, badających sprawę "magnetyzmu zwierzęcego", choć byli zgodni w swych werdyktach, nie wykazali zbytniej dalekowzroczności. Stwierdziwszy, że przyczyn konwulsji i efektów leczniczych należy szukać w "podnieceniu wyobraźni", czyli
powiedzielibyśmy dziś
w sugestii, zamknęli na tym swe wnioski. Zatrzy,mali się więc w najciekawszym momencie swych badań, niejako na progu nowego obszaru poznania.
Dotyczy to zresztą również oceny skuteczności terapii mesmerowskiej. Jak stwierdza znany angielski specjalista z zakresu psychologii medycznej
łan Oswald: "To, na czym opierał się Mesmer, jest nadal niezwykle ważnym czynnikiem w leczeniu. Opierał się on na wierze pacjenta we wszechmoc lekarza. Leczył on szereg zaburzeń psychonerwicowych, z pewnością przypadki porażeń histerycznych i ślepoty histerycznej. Innymi słowy: leczył ludzi, którzy na skutek zaburzeń emocjonalnych cierpieli na porażenie kończyn lub wzroku i których powrót do zdrowia napawał lękiem lub groził im utratą pewnych korzyści. Objawy te można dziś wyleczyć, podobnie jak w klinice Mesmera, metodami równie efektownymi. W ten sposób nie usuwa się jednak źródeł zaburzeń emocjonalnych, których leczeniem zajmuje się współczesna psychoterapia 17.
Wydawać by się mogło, że wykazanie, iż sugestia i wywoływany nią stan hipnotyczny stanowi podłoże leczniczych sukcesów mesmerystów, położy kres teoriom "magnetyzmu zwierzęcego" i "kosmicznego fluidu". Tak się jednak nie stało. Dawały one znać o sobie raz po raz w wieku XIX w okresie wzrostu zainteresowania hipnozą i rozkwitu meddumizniu, a i w naszych czasach odbijają się, w zmienionej postaci, dalekim echem w niektórych hipotezach dotyczących wpływu pól bioenergetycznych na organizmy żywe. Mam tu, rzecz jasna, na myśli świat naukowy, a nie różnego autoramentu "(uzdrawia czy" i okultystów, wśród których Mesmerowskie koncepcje cieszyły się zawsze najwyższym uznaniem.
Ciekawe, że również polski pionier hipnotyzmu i badań parapsychologicznych z pozycji przyrodniczej, Julian Ochorowicz (1850
1917), skłaniał się do przypisywania siłom magnetycznym wpływu na co najmniej niektóre zjawiska paranormalne. Już zresztą jako siedemnastoletni student psychologii wydziału filozoficzno-historyciznego ówczesnej Szkoły Głównej napisał w 1867 roku artykuł pt. "Magnetyzm żywotny wobec nauki przyrody i sztuki lekarskiej". Artykuł ten, zamieszczony przez warszawski tygodnik "Kłosy" poświęcony literaturze, nauce i sztuce, wywołał zresztą gwałtowną i ciągnącą się długo polemikę.
Ochorowicz był również wynalazcą prostego przyrządu, nazwanego przez niego hipnoskopem, używanego do badania podatności na hipnozę. Zawierał on silny magnes, między jego bieguny badany wsuwał palec i jeśli po pewnym czasie odczuwał jakieś wrażenia (np. mrowienie w ręce) lub
po wyjęciu
ruchy tego palca różniły się znacznie od ruchów palca nie poddanego działaniu hipnoskopu, było to traktowane jako dowód podatności na hipnozę. Trzeba tu jednak zastrzec, iż jakkolwiek przyrząd ten okazał się niejednokrotnie użyteczny w praktyce hipnotyzerskiej, jego oddziaływanie nie dowodzi jeszcze wrażliwości badanych osób na pole magnetyczne. Unieruchomienie palca może wywołać chwilowe niedowłady, a także różnego rodzaju odczucia (mrowienie, pulsowanie, itp.), zwłaszcza u ludzi podatnych na sugestię. Co więcej, sam werdykt eksperymentatora, iż hipnoskop wykazał podatność danej osoby na hipnozę, z" pewnością może stanowić czynnik sprzyjający podatności na sugestie przekazywane później przez hipnotyzera. Takie stwierdzenie stanowi również pewnego rodzaju sugestię. Byłoby oczywiście przesadą wykluczać na tej podstawie możliwość, iż podatni na hipnozę ludzie przejawiają wzmożoną wrażliwość na niektóre słabe oddziaływania fizyczne (m. in. pól magnetycznych), jednak w praktyce oddzielenie tego, co jest rzeczywistym odczuciem fizycznym bodźca, od tego, co jest złudzeniem wywołanym sugestią, nie jest wcale łatwe, a testy kontrolne nie zawsze dają jednoznaczną odpowiedź.
Sprzeciw mesmerystów budzi i dziś twierdzenie, iż działają ona sugestią, a nie swymi właściwościami fizycznymi
"energią" akumulowaną i emitowaną przez ich organizm. Tymczasem alternatywa: bodźce fizyczne lub sugestia jest chyba nieporozumieniem. Uwidacznia się to wyraźnie, gdy spróbujemy opisać te oddziaływania w języku cybernetyki.
Dwa żywe organizmy, wywierające wzajemnie na siebie wpływ, można traktować jak dwa układy względnie odosobnione, między którymi istnieje przepływ energii i informacji. Chociaż w istocie każde przesłanie informacji wymaga emisji i absorpcji energii, zaś każde zasilenie niesie informację o stanie układu, który tę energię emituje, jednakże stosowany w cybernetyce podział sprzężeń na zasileniowe (energetyczne) i informacyjne nie jest tylko umownym uproszczeniem, lecz odzwierciedla dwa różne aspekty procesu sterowania, czyli celowego oddziaływania jednego układu na drugi. Informacja bowiem
mimo że ilość energii niezbędnej do jej przesłania może być znikoma
jest w stanie wyzwolić nie tylko złożone procesy przetwarzania informacji, ale również zasileń, i to poważnie liczące się w bilansie energetycznym organizmu.
Wracając do teorii mesmerystów: ich hipotezy, że "passami" ("głaskami") przekazują swą energię hipnotyizowaLnym lub co najmniej koncentrują "fluidy" wypełniające wszechświat, wydają się w tym świetle prymitywne i niepotrzebne. Znacznie prościej bowiem przyjąć, iż źródłem energii przejawiającej się w reakcjach psychofizjologicznych (np. w postaci konwulsji) jest tu organizm "magnetyzowanej" osoby, zaś magnetyzer stymuluje te procesy przede wszystkim informacyjnie. Informacją mogą tu być ruchy rąk magnetyzera, odczuwane ciepło tych rąk, wywoływane powiewy itp., a może nawet emisja promieniowania elektromagnetycznego komórek jego ciała.
Podział na procesy informacyjne i energetyczne nie pokrywa się 'bynajmniej z uświęconym tradycją podziałem na procesy psychiczne i fizjologiczne. W każdym procesie psychicznym, jak też w każdym procesie fizjologicznym, działają czynniki informacyjne i energetyczne, a i samo oddzielanie ducha od ciała jest sztucznym i niepotrzebnym zabiegiem.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wykład 05 Opadanie i fluidyzacja
Prezentacja MG 05 2012
2011 05 P
05 2
ei 05 08 s029
ei 05 s052
05 RU 486 pigulka aborcyjna
473 05

więcej podobnych podstron