Po poprzednich dwóch tekstach uzyskałem publiczną odpowiedź ze strony Jego Magnificencji Rektora, W końcu o to chodzi, aby dyskutować otwarcie o sytuacji uniwersytetu i na uniwersytecie. Doczekałem się też quasi-pu-blicznego pouczenia w stylu -„kto mi dał prawo krytykować władze Wydziału i Uniwersytetu".
Napisałem wyżej, drugi głos był quasi-pu-bliczny, bo w formie listu otwartego, ale tylko do członków Rady Wydziału, a więc zarządzającej rady starszych stopniem i tytułami - z wykluczeniem większości kolegów nie będących tzw. samodzielnymi pracownikami oraz studentów. Według krytyka.brudy" (nie wiem dlaczego brudy, a nie na przykład niedostatki czy patologie instytucjonalne) - ale tak napisał, należy prać wśród swoich. Ma więc wizję Rady Wydziału jako zbiorowej pralki.
Mój krytyk nawet zarzucił mi bałamucenie dziewiczych umysłów studentów. Milczące założenie przyjęte przez krytyka: studenci todzie-ci, które trzeba traktować jak przedmiot, a nie podmiot procesu edukacji. Studenci powinni słuchać i okazywać szacunek profesorom z tego tylko powodu, że są profesorami. Dziwna to zaiste wizja uniwersytetu - jako struktury hierarchiczno- służebnej. Pasuje może do szkoły zawodowej, nawet wyższej szkoły zawodowej, ale nie do uniwersytetu, jako wspólnoty uczonych i uczących. Przypomnę tylko, że w średniowieczu rektorem byl zawsze student i to korporacja studentów wynajmowała i płaciła nauczycielom uniwersyteckim.
To jeszcze nie wszystko. Doceniam, że Rada Wydziału poświeciła czas moim tekstom, aby dać słuszny odpór niesłusznym poglądom, dopuszczam przecież różnicę poglądów, ale dlaczego w krytyce tylko dwie osoby użyły argumentów? W moim odczuciu to za mało.
Ta krytyka uświadomiła mi jak mało się mówi i dyskutuje nad ideą uniwersytetu a jak bardzo personalnie odbierane są słowa krytyki, które przecież przede wszystkim i w pierwszym rzędzie dotyczą idei uniwersytetu właśnie, a dopiero potem przekładają się na realizacje tych idei czy osoby. W moim pojęciu idea uniwersytetu straciła swą klarowność i oczywistość.
Współczesna dyskusja o szkolnictwie wyższym zdominowana jest potrzebami finansowymi czy parametryzacją, a wiec punktami. Gdzieś znikła refleksja nad podstawowymi pytaniami, jakim celom służy uniwersytet, jaka jest misja uniwersytetu. Nie chodzi mi o rozważania nad historyczną misją uniwersytetu, ale nad pozycją i misją uniwersytetu dzisiaj - więc tu i teraz. Dobrze jest wspólnie zastanowić się jak etos uniwersytecki jest realizowany obecnie, jakie nowe wyzwania stoją przed nami, jakie są możliwości zmiany i w jakim kierunku one podążają - tak, aby zachować wierność ideom, którym wierność przysięgał każdy członek wspólnoty uniwersyteckiej. Może warto to przypomnieć w zgiełku i pozorowanych reformach szkolnictwa wyższego, parametryzacji, ekonomizacji, akredytacji, rankingów itd. Idea uniwersytetu oraz cel, jakiemu służy - zaginął. Dobrze więc, aby ktoś od czasu do czasu powiedział, że „król jest nagi" a może i inni to dostrzegą, chociaż pewnie większość będzie waliła w posłańca przyno-szącegozłą nowinę jak w bęben.
Jest też pozytywna strona w moich doświadczeniach, że najbardziej merytorycznie zaawansowane wsparcie ale i również największe zainteresowanie tekstami o edukacji prawniczej otrzymałem właśnie ze strony studentów, którzy są osobami dojrzałymi i racjonalnymi. Oni wiedzą, że ignorowanie rzeczywistości (czyjej zaklinanie) nie poprawi ułomności. Studenci wiedzą, że poprawa i reforma systemu nauczania jest konieczna, bo to gwarantuje lepszą przyszłość.
Dyskusja powinna być publiczna i otwarta z zapewnieniem uczestnictwa wszystkich segmentów społeczności wydziałowej i uniwersyteckiej, a więc i członków Rady Wydziału jak i pozostałych pracowników dydaktycznych, pracowników administracji wydziałowej i uniwersyteckiej a także doktorantów i studentów. Tylko poprzez otworzenie przestrzeni publicznej dla dyskusji uzyska się legitymizację - dla struktury instytucjonalnej oraz dla koniecznych reform. Dobrze wie o tym JM Rektor i dlatego zorganizował spotkania na temat sytuacji Uniwersytetu w Białymstoku. Bez przestrzeni publicznej sprawujący władze będą mieli tylko władzę, ale nie będą mieli autorytetu. Autorytet uzyskuje się tylko w przestrzeni publicznej.
Tak się złożyło, ze 1 i 2 maja bieżącego roku uczestniczyłem w konferencji na temat edukacji prawniczej w Europie, zorganizowanej przez International Institute for the Sociology of Law, którym kieruję. Ciekawe doświadczenie, tym bardziej, że uczestnicy z byłych krajów komunistycznych (od Słowenii po Białoruś) przedstawili bardzo podobną diagnozę stanu edukacji prawniczej. Pewnie nad ich poglądami Rady Wydziałów odprawiły eg-zorcyzmy, które uspokoiły sumienie i poprawiły stan samozadowolenia profesury, ale nie uzdrowiły sytuacji.
Czy to nie paradoks, że zadekretowano po 1989 roku państwo prawa i włożono dużo wysiłku w reformy instytucjonalne aby wprowadzić państwo prawa, a nie poświecono uwagi procesowi kształcenia prawników? Świadoma refleksja nad edukacją prawniczą w Polsce jest najbardziej zaniedbana częścią jurysprudencji.
Paradoksem jest fakt, że pomimo upływu 25 lat od zmiany (a więc jednego pokolenia) systemu ekonomicznego niewiele się zmieniło w sposobie nauczania prawników. Doszło trochę klinik prawa, uczy się Street law, większą role odgrywają takie przedmioty jak prawo umów czy prawo finansowe, ale poza tym się nic nie zmieniło przez 25 lat w sposobie a nawet i treści przedmiotów. Wszędzie symptomy są takie same: hierarchiczna struktura, formalizm procesu nauczania, schematycznie przekazywana wiedza, networki interesów blokujące zmiany. Jedyne co się naprawdę zmieniło to poddanie uniwersytetów wpływowi rynku, a nie tylko (jak wcześniej) władzy politycznej. Zadaniem uniwersytetów od początku było cywilizowanie miasta (the city) rozumianego jako miejsce koncentracji interesu ekonomicznego. Wygląda na to, że współczesny uniwersytet poddał się presji rynku i interesu ekonomicznego. W krajach Europy Środkowo - Wschodniej nauczyciele akademiccy (przynajmniej na niektórych kierunkach) odkryli, że ich status instytucjonalny (jako nauczycieli akademickich) może zostać przekształcony w źródło dochodu ekonomicznego. Nasze uniwersytety zostały przez to odkrycie zmienione i odarte z etosu a także pozbawione tego losu. Niewielu jednak zauważyło, że wraz z przyjęciem warunków rynku stare instytucjonalne podstawy autorytetu powoli się rozsypują. Na razie mamy bezrobotnych magistrów i pewnie rosnącą grupę doktorów. Dołącza do niej doktorzy habilitowani i pewnie z czasem profesorowie tytularni. Proces badawczy też poddany został presji rynku i premiuje się badania przynoszące szybki zysk. Coraz potężniejsza będzie presja zdobywania grantów (jako źródła finansowania). Zmienił się charakter procesy dydaktycznego. Student stał się konsumentem oferty edukacyjnej. Na razie jeszcze studenci nie są świadomi swojej mocy, ale szybko to odkryją. Autorytet nie będzie zagwarantowany tabliczkami na