nowią uniwersalne wyzwania dla wszystkich uniwersytetów. Nie wiem czy świadomość tych procesów istnieje w środowisku akademickim... jak do tej pory nie zauważyłem, aby perspektywa sięgała dalej niż punktów, parametryzacji i kolejnego rankingu (co jest ważne) To jest tak jak w szachach - trzeba myśleć przynajmniej z wyprzedzeniem dwóch ruchów. Problem w tym, że trzeba widzieć procesy, które teraz są w zalążku, aby moc coś zrobić a nie tylko odreagowywać.
Zacznijmy od wyzwania drugiego. Coraz więcej (i to dobrych) uniwersytetów oferuje studia online. Już teraz absolwent polskiej szkoły średniej za niewielką stosunkowo opłatą może studiować na Stanfordzie czy MIT. Oferta oneline rozwija się i nie tylko... mamy niż demograficzny i jestem przekonany, że potencjalni studenci biorąc pod uwagę jakość nauczania i relacje miedzy kadrą nauczającą a studentami zaczną głosować nogami i zdobywać dyplomy on linę na najlepszych uczelniach świata. Problem językowy powoli się rozwiązuje i młodzież daje sobie lepiej radę ze znajomością języków obcych niż profesorowie polskich uniwersytetów. Kiedyś sformułowałem życzenie, aby kompetencje językowe polskich profesorów były na takim poziomie jak konduktorów w pociągach belgijskich, którzy płynnie mówią po flamandzko, francusku, niemiecku i angielsku.
Wprowadzenie nauczania online zaczynając od studiów niestacjonarnych i doktoranckich, to nie tylko oszczędności i rozwiązanie problemu z salami - to KONIECZNOŚĆ. Studia online to nie tylko nudnawe wykłady, ale dobrze przemyślane materiały dla studentów. Studia Online wymagają zmiany mentalności nauczycieli akademickich. Do tego trzeba mieć odpowiednie zaplecze techniczne, dobre programy (nasz blackboard spełnia te wymagania) i wsparcie techniczne na co dzień a nie od święta. Na naszym Wydziale nie posiadamy odpowiedniego zaplecza technicznego, bo trudno nazwać jeden stary komputer w pomieszczeniu katedry za wystarczające wsparcie techniczne. Można i to się nagminnie robi w całej Polsce, przerzucić koszty na pracowników, a więc - chcą uczyć on linę to niech sobie kupią komputery, oprogramowanie i zapłacą za dojście do szybkiego Internetu. Pracownicy (niewiele), ale coś mają: doktoranci i studenci są właściwie wykluczeni z dostępu do sieci uniwersyteckiej. Nie maja dostępu do adresów e-mailowch serwerów uniwersyteckich.
Drugi proces zagrażający globalnie wszystkim uniwersytetom (w tym polskim) to poddanie szkół wyższych dyktatowi rynku. Szkodnictwo wyższe nigdzie na świecie samo się nie utrzymuje i zawsze potrzebuje dotacji z zewnętrznych źródeł. W przypadku uniwersytetów prywatnych są do darczyńcy, spadki, zainwestowane sumy, które pozwalają na prowadzenie działalności badawczo-dydaktycznej. W większości krajów głównych źródłem utrzymania są podatnicy. Z kwestią finansowania uczelni związany jest proces zmuszania ich do dostosowywania się do potrzeb rynku oraz parametryzacja, która ma zwiększyć odpowiedzialność uniwersytetów w wydawaniu publicznego grosza jak i zwiększyć kontrolę nad działalnością uczelni. Krótko rzecz ujmując -zmienił się sposób zarzadzania uniwersytetów.
W przeszłości były to może nie .wieże z kości słoniowej" ale pól-autonomiczne instytucje, zarządzające się same. Teraz w ramach reform reżimów liberalno-demokratycznych zwiększa się kontrole nad chyba już ostatnimi wolnymi instytucjami, gdzie ceniono niezależność myśli i słowa. W polskim przypadku kolonizacja szkolnictwa wyższego przez racjonalność ekonomiczną jest wyjątkowo brutalna, ale czemu się dziwić skoro jeden z ministrów szkolnictwa wyższego mylił agorę - miejsce debaty i wymiany myśli miedzy obywatelami z targowiskiem - miejscem wymiany handlowej.
Mógłbym ciągnąć dalej ten tekst, ale chyba tak jest już za długi a główne myśli przekaza łem. Na zakończenie odwołam się do Machia vellego. Otóż ten mędrzec z Florencji zastana wiał się nad przyczynami rozwoju i upadku państw i doszedł do wniosku, że w grę wcho dzą dwie zmienne. Pierwsza jest niezależna od nas - Fatum, czy jak to mówili starożytn Grecy - Ananke, a więc splot czynników ze wnętrznych poza nasz kontrolą. Drugim ele mentem jest Virtu - cnota obywatelska i tę według Machiavellego, można rozwijać i pie lęgnować wśród obywateli. Myślę, że można to przenieść na podwórko uniwersyteckie, do naszej małej republiki i stwierdzić, że możemy wiele zrobić sami dokonując niezbędnych reform i pielęgnując cnoty akademickie.
Czy sytuacja jest tragiczna, ale nie beznadziejna, a może właśnie beznadziejna, ale nie tragiczna? Ocenę zostawiam czytelnikowi. Zapraszam do dyskusji mój adres e-mailowy: a.czarnota@unb.edu.pl