1950083624

1950083624



TEMAT NUMERU

„Z pamiętnika niemłodego adiunkta..."

Swoją wypowiedź dla „Przeglądu Uniwersyteckiego”, którego redakcji jestem głęboko wdzięczny za zaproszenie mnie do jakże żywotnej debaty, pozwoliłem sobie rozpocząć od parafrazy tytułu słynnego radiowego skeczu Ewy Szumańskiej', od razu jednak uprzedzić muszę, że nastrój, w jakim od jakiegoś czasu pogrążona jest reprezentowana przeze mnie część akademickiej wspólnoty (myślę tu o humanistach), jest zgoła niefelietonowyt

Na zadane mi pytanie, jak wyobrażam sobie własną profesurę, mogę odpowiedzieć, że wizja ta - podczas ponad dziesięciu lat spędzonych przeze mnie w post-koszarowym kampusie filologicznym - przejść musiała gruntowną transformację, której stymulatorem były i są kolejne etapy reformy szkolnictwa wyższego. Gdybym miał pozwolić sobie na krótką „podróż sentymentalną" w stronę ostatnich semestrów studiów polonistycznych oraz początków asystentury i przywołać z pamięci portrety moich ówczesnych Mistrzów i Mistrzyń, Profesorów i Profesorek, okazać by się mogło, że chociaż od tamtych doświadczeń dzieli mnie niewiele ponad dekadę, obraz ten bliższy byłby raczej realiom dziewiętnastowiecznej akademii niż czasów, z którymi przyszło nam się zmagać

Dziesięć lat filologicznego żywota

Aby być dobrze zrozumianym, podkreślę, że tym razem „dziewiętnastowieczność" pojmuję jako komplement najwyższej próby, jako domenę stabilności, ciągłości, stopniowej i - w humanistyce - z czytelniczej konieczności niezwykle czasochłonnej akumulacji wiedzy. Nigdy nie zapomnę widoku kartonu pełnego fiszek (dziś słowo

-piscrsl.jaki otworzył przed nami Profesor podczasjedne-go z seminariów. Oczywiście nie chciałbym narazić się na zarzut naiwności, konserwatyzmu, a może i wstecznictwa, nie pragnę zastępować komputerów abakami, nie udaję się także na strych po mocno już przykurzoną maszynę do pisania (jeszcze w trakcie studiów wystukałem na niej swój debiut krytycznoliteracki), chciałbym jedynie pokazać skalę przemian, jakich przyszło nam być świadkami.

Gdybym powiedział jednemu z moich ówczesnych mentorów (nie oznacza to wszakże, że nie są nimi obecnie), iż książka, której poświęcił on, załóżmy, dziesięć lat swojego filologicznego żywota, wkrótce wedle punktowych bilansów na ministerialnej szali ważyć będzie tyle samo co kilkunastostronicowy artykuł, za to opublikowany w obcojęzycznym periodyku, usłyszałbym zapewne, że jestem akademickim czarno- a nawet bardzo czarno-widzem. Tymczasem... Ówczesne „widzieć czarno" dziś równa się „widzieć pragmatycznie", wszak „współczesna scientometria uczyniła liczbę publikacji bezwzględną

nych uczonych"1.

Miłościwie panująca nam Ustawa

Proszę wybaczyć, jeśli w tym, co do tej pory starałem się wyeksplikować, wyczuwalny jest posmak goryczy. Tempora mutantur et nos mutamurin illis - i któżby przeciwko temu się buntował. A jednak nie sposób uwolnić się od wrażenia, że pod rządami miłościwie nam panującej Ustawy humanistom - w tym najbliższej mi braci polonistycznej - o wiele trudniej się odnaleźć niż przedstawicielom innych dziedzin. Oczywiście nie oznacza to, jakoby miałoby pośród nich brakować ludzi wszechstronnie i nowocześnie wykształconych, mobilnych, znających - poza łaciną i greką - także inne obce języki. Chodzi raczej o problem immanentnie wpisany w specyfikę naszej dyscypliny. Znaczysz tyle, ile twój impact factor, siła najlepiej międzynarodowego oddziaływania twoich prac naukowych - słyszy wybitny specjalista od, dajmy na to, twórczości poety barokowego Daniela Naborowskiego, i, jak nietrudno sobie wyobrazić, czuje się skonfundowany. A może również zmarginalizowany i bezużyteczny, gdyż, jak równie często daje się usłyszeć, naukowiec winien myśleć także o kreowaniu miejsc pracy, a nie tylko w miejscu pracy kreować (innymi słowy, być kreatywnym).

Z wolna puentując zatem, nie wykluczam, że mój mało krzepiący wywód - skromny kamyk w polemicznej lawinie - może być podszyty błędem nazbyt krótkiej perspektywy i że już wkrótce dobrze naoliwione koła nowej ustawy o szkolnictwie wyższym pracować będą na tyle bezszelestnie, że żaden z dzisiejszych Profesorów nie będzie zmuszony narzekać na „biurokratyczny matrix"\ Będziemy się mogli wówczas w pełni poświęcić temu, co najbliższe naszej naukowo-dydaktycznej naturze (jakkolwiek coraz trudniej zachować równowagę pomiędzy tymi dwiema sferami aktywności). Myślę tu o obustronnie kształcącym dialogu ze studentami, seminarzystami (tak, przypomnijmy, to uczeń czyni mistrza), o humanistycznych pojedynkach na idee i o idee oraz, tost but not least, o pisaniu książek, nawet jeśli miałyby to być powieści naukowe pisane w scientometrycznie podzielonych


Pankowskiego i Leo Lipskiego wobec lobu






Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
TEMAT NUMERUAkademiki -apartamenty dla studentów Dostałeś się na WUM! Gratuluję! Teraz już możesz
Lecą głowy w powiecie Chaos na dworcachlokatorzy się buntują Myslovitz zagra dla orkiestry TEMAT NUM
I 5M
I TEMAT NUMERU
13/2014:
TEMAT NUMERU
I TEMAT NUMERU Poszkodowani w przy pracy w sekto ch wypadkach atach
I13/20M
sciany1 temat numeru. Mocne akcenty KOSZT ZMIANY 120 zł. ■ Kolory, które odmieniły pokój
Temat projektu2. Temat projektu Wykonać projekt systemu transmisji danych dla lokalizacji terminali
Kariera w Finansach i Bankowości 2015/16 TEMAT NUMERUMetamorfozaświata finansówOd finansis do
TEMAT NUMERU - ROZMOWATRUDNASZTUKA WYCHOWANIA Z prof. Beatą Przyborowską, prorektorem UMK ds. kształ
TEMAT NUMERU - ROZMOWA Aby dziecko pomyślenie przeszło rozwój swojej indywidualności musi otrzymać
TEMAT NUMERU - ROZMOWA jeszcze gotowe zawsze mądrze z nich korzystać. Jedna z największych bolączek
TEMAT NUMERU - Nie zawsze. Reprodukcja zawodów jest stara jak świat. Do tego jeśli się wzrasta w jak

więcej podobnych podstron