Rys. 7. Lodołamacz ,,Ob” przeprowadza nasz statek przez pola lodowe
Rys. 8. Im bliżej Antarktydy — tym częściej można podziwiać góry-olbrzymy. Cień okrętu o długość 116 m wskazuje, że wysokość góry wynosi blisko 100 m
Rys. y. Czoio antarktycznego lodowca spływającego do oceanu
Rys. 10. Fokom wylęgującym się na krach rzadko kto mąci tu spokój
Rys. 11. Grupa pingwinów ..Adeli” spieszy powitać nieznanych przybyszów
21 stycznia po południu ujrzeliśmy między górami lodowymi kilka nagich skał. To już brzeg Antarktydy. Okolice radzieckiej bazy Mirnyj. > Przez lornetkę widać maszty radiostacji. Zatrzymujemy się w odległości około 10 km od Mirnego przy lcdzie, 'który w ciągu krótkiego antarktycznego lata w ogóle nie odmarza. Lód ten zwany przez Rosjan „prypajem” jest dostatecznie gruby na to, aby na nim mogły lądować niewielkie samoloty AN2, które wyładowany na lód b?gaż przeważą na lotnisko do Mirnego. Pogodę mamy bardzo ładną, słoneczną. Podobno tylko parę dni w reku jest tu tak pięknych. W promieniach zachodzącego kolo północy słcńca, grają całym wachlarzem barw' wszystkie otaczające nas góry lcdo-we. Niektóre pływają majestatycznie po spokojnej jak lustro tafli oceanu, inne zaś wmarznięte daleko od brzegu głęboko w prypaj. Oczywiście na spotkanie wyszły nam pingwiny, w zasadzie jedyni gospodarze Białego Lądu i chyba jedne z najbardziej ciekawych stworzeń na świecie. Pod- i
chodzą blisko, bardzo blisko, pozują do zdjęć, bacznie przyglądając się *
ludziom. Z wody często wynurzają się olbrzymie cielska wielorybów, nad nami skrzeczą brunatne mewy. O ile w głębi Antarktydy nie ma <w ogóle żadnego życia, gdzie króluje tylko mróz, wicher i lód, o tyle wybrzeża Antarktydy kipią życiem. Tu można spotkać kolonie pingwinów, wody są pełne ryb, wielorybów', fok.
Daleko po lcdzie nie meżemy się rrzchcdzić, nie mamy na to ani czasu, a i chodzenie po lodzie, pełnym rys i pęknięć jest bardzo niebezpieczne. Pierwszymi kilkoma lotami przy wschodzie słońca zostaje przewieziony do Mirnego bagaż polskiej ekspedycji, aby stąd jak najszybciej wyruszyć w dalszą dregę. Parę godzin pobytu w Mirnym daje nam możność obejrzenia całej bazy. Bardzo serdecznie przyjmują nas koledzy radzieccy. Oglądamy domy przysypane już prawie całkowicie śniegiem, do których wchodzi się przez wfykopy w śniegu, oglądamy stację meteorologiczną, urządzenia do badania zórz polarnych, radiostację, elektrownię, potężne polarne pojazdy mechaniczne na gąsienicach, które mają przemierzyć tego reku Antarktydę w marszu tr ansantarktycznym około 6000 km długości.
Uderza nas wspaniała organi-zacja lotnictwa; odczuwamy to, że samolot jest w tych warunkach czymś, co nazwać by można było zwykłym tramwajem. Ranek mamy również dziś słoneczny, lecz wiatr dość estry i temperatura minus 16°C.
Z Mirnego dalszą podróż odbywamy dużym transportowym samolotem L i 2, który trzema rzutami przewiózł naszą ekipę wraz z bagażem na lodowiec Scotta. Ten, blisko dwugodzinny przelot nad Antarktydą dostarczył nam nowych emocji. Przerażająca biel, od której bolą oczy ochraniane przez ciemne okulary. Linia heryzon/tu zaciera się zupełnie. Po około dwóch godzinach lotu na horyzoncie zaczynają się wyłaniać ciemne skały. To już oaza Bungera. Bardzo dziwne się wydaje, że wśród tej lodowej pustyni jest miejsce wolne od lodów i bieli. Lądujemy na lodowcu. Jest tu zupel- >
nie cicho, a operacja słoneczna tak silna, że jesteśmy zmuszeni czym prędzej zrzucić z siebie nasze kurtki puchowe. Pomimo wrażenia „upału” lód lodowca nie topnieje. Tu czeka nas jeszcze jedna przesiadka. Ostatni etap podróży przebywamy helikopterem. Zimą, kiedy jeziora oazy są zamarznięte możliwe jest lądowanie samolotów wprost na lodzie, my jednak jesteśmy w środku antarktycznego lata. Dopiero z helikoptera widać, że przadostanile się z lodowca Scotta do oazy, to jest przebycie około kilkunastu kilometrów, inaczej nie byłoby możliwe. Widać dokładnie olbrzymie szczeliny w lodzie, a w miejscach stykania się lodu ze skałą — potężne urwiska ledowe. Po kilkunastu minutach lotu helikopterem jesteśmy już w oazie. Helikopter ląduje w pobliżu zabudowań stacji.
Oaza Bungera — to obszar wielkości mniej więcej 50 X 25 km, nie skuty lodem, położony nad brzegiem Oceanu Indyjskiego. Krajobraz oazy tworzą przede wszystkim liczne jeziora słodkowodne, niewysokie 100—200-me-trowe góry, pokryte tu i ówdzie płatami śniegu oraz wielkie rumowiska drobnych i większych kamieni. Klbnait oazy jest surowy, radiacja słońca wskutek braku zanieczyszczeń powietrza i małej wilgotności bardzo silna. Ciemne skały podczas letniego pogodnego dnia nagrzewają się do temperatury nawet kilkunastu stopni, podczas gdy na wysokości kilkunastu czy kilkudziesięciu centymetrów temperatura wynosi już tylko kilka stopni lub waha się około zera. Przez większą część roku wieją tu bardzo silne wiatry o prędkości huraganu dochodzącej nawet do 60 m/sek. Życie roślinne wskutek bardzo surowych warunków jest nader ubogie i sprowadza się do kilku odmian mchów i porostów, mikroskopijnej wprost wielkości. Nieco większe, bo około 2-centymetrowej długości, są suche, czarne przyczepione do kamieni płatki bardziej rozwiniętych porostów sprawiających wrażenie „czarnej róży”. Brak gleby nie pozwala na rozwój jakichkolwiek roślin t zielonych. W okolicach stacji żyje kilkanaście brunatnych mew, żywiących się przede wszystkim odpadkami z kuchni.
Stacja naukowo-badawcza położona jest nad jeziorem największym i najdłuższym w oazie, w odległości około 4 km w prostej linii od brzegów oceanu. Składa się ona z dwóch budynków mieszkalnych, w których mieszczą siię: radiostacja, kuchnia, jadalnią, pracownie i sypialnie; pawilonu sejsmicznego oddalonego od głównych budynków stacji około 250 m, pawilonu do pomiarów magnetycznych oraz kilku składanych namiotów polowych. >
/
346