Ciekawy i naprawdę niezależny Dwutygodnik Gospodarczy „Gospodarka Narodowa1 w trzecim swym numerze pod znamiennym tytułem „Wszystko to już było“ podaje w skromnym dziale notatek świetnie skreślony obraz dzisiejszego stanu sprawy ustawodawstwa mieszkaniowego. Przedrukowujemy notatkę tę w całości.
„9 kwietnia b. r. rozpoczęły się obrady Międzyministerialnej Komisji, powołanej do uzgodnienia zasad ustawy o popieraniu budownictwa mieszkanioweuo
Ustawa o popieraniu budownictwa mieszkaniowego ma swoją długą, zawiłą a smutną hi-storję2). Myśli się o niej mówi i pisze od 2 lat zgórą, a ustawy — aktu prawodawczego — jak nie było, tak niema. Kiedyś, w r. 1929., b. premjer Bartel złożył Sejmowi projekt takiej ustawy, oparty o zmianę ustawy o ochłonie lokatorów i zdyskontowanie podwyżki czynszów w starych domach na rzecz budowy nowych domów, ale wobec ostrego protestu po prawej stronie ówczesnej Izby i obojętności (albo ostrożności) lewicy i środka projekt znalazł się pod suknem.
Zima 1930 roku przyniosła pozorne ożywienie. Opracowany wówczas przez czynniki rządowe projekt ustawy, zwarty i jasny, rowijając koncepcję premjera Bartla, rzucił myśl stworzenia Państwowego Funduszu Mieszkaniowego, jako instytucji narzęd-nej, niezbędnej wobec obecnego rozbicia akcji popierania budownictwa mieszkaniowego, kreśląc wyraźnie linje rozwojowe tego budownictwa, podkreślając społeczną stronę zagadnienia i t. p. Wkrótce potem Związek Izb Przemysłowo-Handlowych uchwalił projekt ustawy według koncepcji b. min. Klarnera, zbliżonej zresztą do wyżej wspomnianych projektów. Latem tegoż roku b. min. Matakiewicz wystąpił z projektem, w którym recypo-wał niektóre wytyczne swych „współzawodników”, pozatem zaś kładł b. silny nacisk na powierzenie gminom obowiązku budowania mieszkań dla ludności najuboższej. Potem wszystko zamarło, o projektach zapomniano, aż dopiero w zimie 1931 r. pojawiły się tezy min. Norwid-Neugebaura, które stanowią sub-strat wspomnianych na wstępie narad.
Po 2-ch latach, sprawa wydania ustawy o popieraniu budownictwa mieszkaniowego wzgl. znowelizowania istniejącego, a mocno krytykowanego prawodawstwa wróciła do punktu, z którego wyszła. Dla realizacji jednego z najkapitalniejszych zagadnień Polski powojennej pociecha to niewielka albo zgoła— żadna. Jedynym plusem w tern dreptaniu na miejscu jest urobienie sobie kilku wspólnych wszystkim projektom zasad, z których najważniejsze są: a)
petryfikacja ustawy o ochronie lokatorów i obecnych, zdewalno-wanych stawek komornego w starych domach jest nonsensem społecznym i gospodarczym, b) podniesienie tych stawek jest konieczne, a z niem opodatkowanie tej zwyżki na cele budowy nowych domów. To wszystko...
Nie uzgodniono natomiast całego szeregu innych podstawowych punktów. Gdy jedni chcą nowej, stanowiącej całość samą w sobie, ustawy o popieraniu budownictwa mieszkaniowego, to drudzy ze względów oportuni-stycznych nie chcą wyjść poza nowelizację rozporządzenia Prezydenta z 1927 r. Powołanie niezależnej instytucji centralnej, ogniskującej w sobie sprawy terenowe, techniczno - budowlane, polityki mieszkaniowej, finansowe etc., napotyka na zażarty opór czynników, zainteresowanych w utrzymaniu status quo, czynników, których liczba jest stanowczo za duża, zwłaszcza, że każdemu z nich można dziś wiele zarzucić za powolne i biurokratyczne tempo roboty za przeszkadzanie sobie nawzajem, za nieliczenie się z interesami miast i budujących, za brak wytycznych i planowości etc.
Co więcej — i to najważniejsze — nie uzgodniono dotychczas kapitalnej tezy, kto, ile i na co ma płacić, skąd wziąć pieniądze na budownictwo. Czy pociągnąć tylko lokatorów w starych domach, czy podnieść podatki od placów i nieruchomości, czy wstawiać corocznie do budżetu Państwa i samorządów stałe, niezawodne dotacje, czy i w jakim stopniu wciągnąć rezerwy instytucyi ubezpieczeń społecznych oraz kapitały prywatne, dla kogo z pomocą Państwa budować (i iakie?) mieszkania: dla rentjerów czy dla szerokich rzesz, dla jednostek wybranych czy dla wszystkich?... Ba! do dziś dnia czynniki miarodajne mają wątpliwości, czy należy zachęcać, czy też zwalczać kapitał zagraniczny, idący do budownictwa mieszkaniowego. Przed paroma laty stało się na „pryncypialnym" stanowisku: precz z kredytem zagranicznym! Obecnie, gdy posłuszny temu żądaniu kapitał zagraniczny istotnie się nie kwapi, chociaż jest bardzo pożądany, uelastycznia się dawne stanowisko, co nie przeszkadza robić trudności tam, gdzie mimo wszystko kapitał ten chce angażować się do budownictwa mieszkaniowego w Polsce.
Niewątpliwie problem budownictwa mieszkaniowego jest jednem z trudniejszych zagadnień stojących przed polityką państwową. Tern niemniej jednak waga — nietylko gospodarcza ale i społeczna — tego problemu, narzuca konieczność prac o intensywniejszem tempie i pozytywniejszym rezultacie niż dotychczas, prac zakreślonych na miarę jakiejś „piatiletki" budowlanej.
27
1919 r. gdy został sformułowany pierwszy projekt Ustawy o rozbudowie miast. Następne sformułowanie i nowelizacje tej ustawy były zawsze odejściem od jej istotnych zasad, a wykonanie ustawy było stale tych zasad paczeniein. Red.)
Historja ta datuje w istocie nic od 2 ale od 12 lat —od