-Jeśli z tobą w jednej celi to z przyjemnością -Wariat - pokazała mu język.
Wniósł ją do łazienki i postawił w kabinie prysznicowej. Ne zważając na to, że są w ubraniach odkręcił jeden z kurków z wodą.
-Aaa zimna! Marek zakręć to! Zimno mi, słyszysz?! - miotała się próbując uciec, ale on objął ją w pasie i mocno do siebie przyciągnął. Przez chwilę wpatrywał się w jej orzechowe, duże oczy. Mokre ubrania przylegały do jej ciała, wywołując u Marka dreszcz podniecenia. Przegryzła dolną wargę, cały czas zachowując między nimi kontakt wzorkowy. Delikatnie musnął jej usta, aby po chwili pocałować długo i namiętnie. Ich ciała przepełniała miłość tak wielka, że nawet najpiękniejsze słowa nie potrafiłby tego oddać.
-Kocham cię - szepnął gdy ich usta się w końcu rozdzieliły
-Też ja ciebie - ze zdenerwowania zupełnie pomylił jej się szyk, ale czy to było teraz ważne?
-Ja bardziej - wyszczerzył ząbki.
-Akurat - z ironią.
-Zaraz ci to udowodnię - zręczne rączki podkomisarza powędrowały pod top Basi. Ona natomiast zaczęła przeczesywać dłońmi jego włosy.
-Nadal ci zimno? Tak drżysz - zaniepokoił się.
-To nie z zimna...
Więcej Markowi nie trzeba było tłumaczyć. Zaczęli zrzucać z siebie ubrania w szaleńczym tempie c składając nawzajem na swych ciałach pocałunki. Czuli swoje ciepło, wzmożone kołatanie serc, gorące oddechy. Byli szczęśliwi i spragnieni siebie. Chcieli zupełnie zatracić się w tej miłości.
Marek zaczął ściągać jego zdaniem niepotrzebny już Basi koronkowy stanik. Wtedy to rozdzwoniła się leżąca na umywalce jej komórka. On jednak nie miał zamiaru przerwać tego jakże przyjemnego zajęcia. Po chwili górna część bielizny Storosz leżała na podłodze.
-Ma... rek! - zaczęła się śmiać gdy zaczął całować ją po szyi, schodząc aż po dekolt. Komórka jednak nie dawała za wygraną dalej dzwoniąc.
-Nawet nie waż się odbierać - przewrócił figlarnie oczami.
-Może to coś ważnego...
-Wiesz co? Odbiorę i poślę tego kogoś do diabła - dumnie wypiął klatę.
Baśka tylko przytaknęła dalej się śmiejąc.
-Brodecki słucham...Ale jak to? Kiedy? Gdzie?- natychmiast zrzędła mu mina, a oczy powiększyły się do niewyobrażalnych rozmiarów. Rozmawiał jeszcze chwilę, a następnie oparł się bezradnie o ścianę, próbując poskładać skołatane myśli.
-Marek co się stało? - od razu wyczuła, że coś jest nie tak.
Nie odpowiedział.
-Co się dzieje? No powiedz coś!
-Samolot, którym leciał Jacek... - zaciął się.
-Nie! To nie może być prawda! - od razu domyśliła się, co Brodecki chciał powiedzieć. Z jej oczy zaczęły lecieć wielkie jak groch łzy.
-Basiu nie płacz. Mi też jest przykro, ale tak widocznie miało być - chciał ją przytulić, ale ona go odepchnęła.
-Ty naprawdę nic nie rozumiesz? To kara za to, że go zdradziłam. Może gdybym z nim poleciała... -Wtedy zginęlibyście oboje - po jego policzku popłynęła pojedyncza łza, którą szybko otarł. Podszedł do szafki z ręcznikami, wyjął jeden z nich i otulił Basię.
-Chodź zrobię ci herbaty, bo mi się jeszcze przeziębisz
Siedziała przy kuchennym stole tępo gapiąc się w sufit i trzymając w ręku kubek z parującym napojem. Marek zajmował krzesło naprzeciwko niej. Nic nie mówił. Chciał dać Basi trochę czasu, żeby mogła sobie to wszystko poukładać.
-Czemu on? No czemu? - odezwała się w końcu patrząc w jego zielone oczy.
-Nie powiem ci, bo nie wiem, ale musimy żyć dalej.
-Gdy się z nim żegnałam życzył mi szczęścia...
-I będziesz szczęśliwa. Obiecuję ci to.
Wtuliła się w jego silne ramiona, a on gładził ją po głowie. Wiedzieli, że będzie im teraz trudno przez to wszystko przejść. Mieli tylko, a może aż siebie. Miłość dodawała im siły. Uwierzyli, że to przetrwają. Już razem. Na zawsze.
THE END