w czarne łaty" i stoi „czarna skrzynia”, kwiaciarka sprzedająca „niebieską wiosnę" ma chustkę w czarne i białe kratki i żółty koszyk, a żebrak Jest siwy. Na tle tej posępnej sza rości wykwita Jednak czerwień tramwaju i Jaskrawych róż, kolorowe plamy baloników Jawią się jak „małe. czerwone i zielone światy", błyszczą kaski „rycerzy ogniowych . a z „ulicy nieba" toczy się „słońca krążek zloty".
W oczach łaknącego żebraka „kamienice są białe, jak alabastrowe", a za szybami wystaw
...linią srebrzyste półki.
Na tych pólkach leżą słodkie, złote bulki.
Miasto oglądane w ciągu czterech pór roku, zimą zmienia się nieco, pięknieje. Bramy domów stają się srebrne, a podwórka „Jak gniazdka białe". Przez odległą analogię przypomina się tu baśniowy i srebrny Lublin widziany zachwyconymi oczyma poety, sięgającego pamięcią do dziecięcych zauroczeń .
Z obserwacji poetki powstają jakby małe obrazki mieszkania. podwórza, ulicy, parku, w którym wrażenie zostaje osiągnięte przez chwyt kontrastu, np.:
Suteryna ma okienko małe co dzień myte, co dzień wycierane, Na okienku gliniany wazonik, w wazoniku laki nakrapiane.
(W iuterynle)
Co dzień laki przez szybki u ziemi widzą wszystkie buty przechodzące, lecz nie wx<Uą ni razu do roku, jak po niebie spaceruje słońce!
albo:
Latem —
na klombach w parku kwitną róże.
Są jaskrawo czerwone, pachnące i duże. .
Mają okrągłe płatki i długie szypułki. ,
Zimą —
mama je robi
z karbowanej bibułki.
Miasto trwa 1 żyje swym niespokojnym rytmem: w domach i fabrykach wre codzienna praca, dzieci chodzą do szkoły, „w gąszcz ulicznego gwaru wpada „sygnał ostry" wozu strażackiego, a
Na każdym przystanku raz po raz czerwony tramwaj wyrasta...,
sprzedawca oferuje baloniki, a kupcowa — wodę sodową. Po ulicy biega chudziutki, bezpański piesek, a biedna, udręczona szkapa odprawia swój kolejny mozolny kurs pozostając w „piekle słuzoy człowieka".
s Wiersz J. Czechowicza: Zimowe uroki.
Halina Skrobiszewska tak pisze o Dzieciach miasta. Apelu-je się (w książce — J.K.) do poczucia odpowiedzialności tych co rosną. do ich wrażliwości — nie mogą pozostać obojętni na los innych, którym gorzej się dzieje, muszą wiedzieć. o co Przytfjie im walczyć, gdy będą starsi. „Ulice kamienne (...) podworki studzienne” — to me rekwizyt, lecz opis rzeczy-uus rości łatwo sprawdzalnej, opis emocjonalnie wyakcentowany, lapidarny jak hasło\
C vm zatem była, czym być miała i mogła tego typu poe-z ja. Autorka Kstąiek naszych dzieci w ten sposób ocenia owo zjawisko w literaturze międzywojnia: Mogły razić tego rodzaju wiersze dorosłych, a jednak ich obecność w poetyckim plenerze oyta uzasadniona, była konieczna. Spełniały wobec urodzonych w wolnym kraju tę samą funkcję, ja*q patriotyczna ooezja czasu niewoli spełniała wobec poprzedniego pokolenia. Wciąż zresztą była obecna w wypisach szkolnych i na pólkach księgar-skich. Jedna i druga obligowała do odpowiedzialności za Pospolitą Rzecz".
Elastyczna, reagująca na potrzeby czasu, na tzw. zamówienie społeczne, nie obojętna, ale walcząca totoarzyszyła odbiorcom w różnych stadiach ich rozwoju w sposób ciągły. Nic było fu uderzających luk w recepcji, tym bardziej, że już małe dzieci dostawały do swej dyspozycji sporą porcję klasyki, a starszym
onkolog ach’** * n'JpUe W wyPisach szkolnych i różnego typu
Istotnie, np. w przedwojennych wypisach dla klasy II szkoły powszechnej pt. Bądźmy lepsi i mądrzejsi pojawiły się z omawianego zbioru teksty Ojciec. Matka. Jadą strażacy. Tramwaj, Do zabłąkanego pieska, Przed pomnikiem Wielkiego Człowieka W antologii Adama Galińskiego pt. Antologia 120 poetów • Drze-drukowano takie wiersze jak Za dwóch. Koń. Do zabłąkanego pieska. Samolot. W pracy Jerzego Cieślikowskiego pt. Antologia poezji dziecięcej* wykorzystano wiersz Matka.
ieci miasta były apoteozą pracy. Rangę i wartość pracy podkreślały właśnie portrety ojca-robotnika. matki-gospodyni domowej, siostry-szwaczki. strażaka, zaharowanego konia, a nawet biegnącego „co tchu po szynach” tramwaju
Dzieci miasta to także zachęta do wspólnego trudu ł zamierzeń twórczych, wynikających ze świadomości obywatelskiej
* roku J9,i5 ,“ka?ała sł* nowa «dycja. również w oficynie Gebethnera i Wolffa i również z ilustracjami Krajewskiego, ale na nędznym pakowym papierze. Na karcie tytułowej książki ormowano. iż Jest to jej wydanie drugie: w istocie było ono juz trzecim. Wyposażone zostało obecnie w charakterystyczną. wymowną dedykację: „Dzieciom miast i miasteczek”
Hanna Januszewska pisała wówczas: Z słowem darzncym mepłonną nadzieją zwraca się do dziecka Ewa Szelburg-Zarem-Zwraca się do dziecka miasta. Odzywa się do niego wprost, tak jak po prostu odezwała się do dorosłego czytelnika w przejmujących artystycznych reportażaćh „Krzyże z papie-
Tak jak w nich, słowem opanowanym ukazuje dziecku wartości w jego ciężkim nieraz, codziennym życiu. Wartości płynące z czynów solidarnych, z czynów altruistycznych. Ukazuje
. ^ i Skrobisiewik*: Ksiqtki naszych dzieci czyli o literaturze dla
dzied i młodzieży. Warszawa 1971, «. 42 » Ibid., i. 44.
• A. GallAikl: Amotoąla 120 poetów. Zebrał-. Lódt (po r 1933) Wrocław i980llk<>Włkl: AnlolO0ta ***** dzi***ee). Wybrał I oprać _
1