(...) Leży w naszej naturze i zwyczaju, że chwaląc klasyków, rzadko ich czytamy. W stosunku do pracy Śniadeckiego, byłby to błąd niewybaczalny, nie tylko dlatego, że nas nie znudzi, ale też dlatego, że może nas wiele nauczyć. Uczy nas więc Śniadecki, że walki o zdrowie publiczne sami lekarze nie wygrają. Dlatego właśnie kierował swój głos do „matek troskliwych i mistrzów rozsądnych”.
(„Archiwum Historii Medycyny” 1969, 32, 1, s. 68.)
(...) Niezależnie od tego jak zaszeregują Śniadeckiego uczeni egzegeci, czy ustawią go na drodze głównej, równoległej, czy nawet zamkniętej, dzieło jego nadal będzie fascynować, tych — oczywiście — którzy obcować z nim zechcą. A warto obcować, gdyż jest to arcydzieło skrzące się myślą najwyższego lotu, przepysznym językiem i dowcipem. Jest też wzorem erudycji i naukowej rzetelności. (...)
Skromny rozmiarami i zamysłem traktat Śniadeckiego obrastał z biegiem lat ogromną literaturą. Fascynował ludzi wybitnych. (...)
Nasuwa się pytanie, jakie są powody tej fascynacji, a także zdumiewającej trwałości rozprawy. Odpowiedzi na to szukać należy zarówno w jej pomnikowym charakterze, jak też w nie wyczerpanej ciągle mocy inspiracyjnej. I rzeczywiście, tak właśnie — jakby dwojako — odbiera się tekst tego dzieła. Z jednej bowiem strony jest to szacowne źródło historyczne, zabytek mądrości ubiegłych pokoleń, a także przepysznej, jędrnej i celnej polszczyzny. Tak czytając poddajemy się fali wywodów, urokowi słowa, elegancji kompozycyjnej, smakujemy dowcip, wyławiamy aforyzmy. Dla konesera jest to wielka przygoda, intelektualna i emocjonalna zarazem. Nie zastąpi jej żadna papka komentatorska ani cytaty wypreparowane z żywej tkanki oryginału.
Z drugiej zaś strony — czytając — trudno zawiesić własną aktywność, uwolnić się od wtrętów myśli, która każdą kwestię rozgryza ahistorycz-
43