Wojciech Marcinek
w 1937 roku; tyn Jana Marcinka, uianego w latach międzywojennych myślenickiego pisarza, autora poematu Slrannr rok (rękopis w posiadaniu Ossolineum) o rabac|l galicyjskiej 1846 roku. Ukończył m.ln. kurs Uniwersytetu Ludowego w Wierzchosławicach. Za|mu|e się gospodarstwem w Bienko-wlcach koło Gdowa, pracował także Jako górnik na flą-sku I w Krakowskich Wodociągach. Zadebiutował w „Przekroju" opowiadaniem o odkryciu nafty w Karlinie (1981), drukował w .Wieściach", .Słowie Powszech-nym". .Zydu Literackim".
Noc. Siedzę jak zwykle za swoim biurkiem i patrzę na kolorowe światełka zapalające się lub gasnące na szafach sterowniczych naprzeciw. Obserwuję wskazania amperomierzy, woltomierzy i innych wskaźników i przyrządów. To moja praca -mój obowiązek i za to właśnie mi płacą. Lubię swoją pracę, bo daje mi ona świadomość, że jestem tutaj konieczny, by nie zgasły te kolorowe światełka, nie zatrzymały się przyrządy i wskaźniki. Bez mojej pracy nie może żyć wielkie miasto...
Zenek - mój współpracownik siedzi obok i czyta „Echo”. Jest dwanaście lat młodszy ode mnie - mówimy jednak do siebie „po imieniu”... On zwraca się do mnie po prostu -Jasiek. Taki tu już jest zwyczaj - nie ma kierowników, inżynierów, magistrów. Przyznam się jednak, że ja osobiście nie kupuję „Echa” - lu- I
Wojciech Marcinek ur. bi<?> lub wol<? inne czas*
pisma...
Spojrzałem na zegarek
- dziewiąta, dopiero dziewiąta. Za godzinę odpis wskaźników: godzina dwudziesta druga - przepływ, ciśnienie, temperatura, mnożenie, dzielenie itd. -jak w szkole podstawowej
- cyfry, monotonia i czas. 0 godzinie dwudziestej czwartej - to samo i tak narodzi się nowy dzień, now'a data, nowe myśli a może intymne marzenia...
Nagle, odgłosy dyspozytorni, szum potężnych silników z hali zagłuszył glos Zenka.
- Fiat 125p - 1500. Przebieg - pięćdziesiąt pięć tysięcy kilometrów - sprzedam. Syrena 105 - wylosowany, kolor do wyboru - sprzedam...
Zenek - czytał z zapałem, lecz w glosie jego wyczuć się dało tylko odległe marzenie. Zakręt w lewo, zaraz w prawo - to serpentyna w dół - od Morskiego Oka... Nie kupi fiata. Gromadzi materiały budowlane, ma już sześć tysięcy cegły, osiemset pustaków pianowych. Najpierw domek jednorodzinny z gara-
_ żem, balkonem i duże weneckie
okna... A potem dopiero fiat i zakręt w lewo... Wóz będzie miał kolor Bahama.
- Wdowa, pozna pana kulturalnego, bez nałogów do lat sześćdziesięciu -cel matrymonialny. Kawaler - lat czterdzieści pięć pozna panią... Przerwał. Po chwili rzekł z entuzjazmem:
- Jasiek - napiszmy odpowiedzi na oferty. Na przykład napisałbyś do tej rozwódki. Ma mieszkanko, niezależna materialnie, przyjemnej powierzchowności, blondyna. Trzydzieści pięć lat - to kobieta największej miłości... No tak - dla kawału.
- Mieszkanko, trzydzieści pięć lat, blondyna -utkwiły jakoś w moich uszach słowa Zenka. Jaka też ona może być. Może taka jak Halina? Nie - odpędziłem tę myśl. Krystyna - żona mojego przyjaciela Cześka. Ma trzydzieści pięć lat. Blondyna - to by się zgadzało. Tak, już dostali rozwód. Rozdzielił ich Cześka dyplom magisterski, fotel dyrektora, fiat 125p i Danusia - jego sekretarka. Opowiedziała mi to Krystyna, przypadkowo spotkana w tym wielkim mieście.
Nie, nie - nie napisze do rozwiedzionej, Krystyna, taka była ładna z niej dziewczyna. Pamiętam, jakby to było wczoraj - tańczy z Cześkiem na zabawie -modny był wtedy rock and roli...
A może to pani profesor. Nie - to niemożliwe, pani profesor jest starsza i taka miła. Wiem o niej tak ma-