140 I. Z. SIEMION
tułem: „Kanalizacja miasta Warszawy jako narzędzie judaizmu i szarlatanerii w celu zniszczenia rolnictwa polskiego oraz wytępienia ludności słowiańskiej nad Wisłą” [7]. Inna rzecz, że kanalizacja Warszawy budziła w swoim czasie dyskusje również w środowisku naukowym. W roku 1878, kiedy podejmowano inicjatywę tej wielkiej inwestycji, uczeni warszawscy zastanawiali się, czy zmniejszy się w jej wyniku śmiertelność wśród ludności miasta. Takiego właśnie zdania był dr S. Markiewicz, a przeciwnego tacy ówcześni nasi luminarze, jak B. Fudakowski i W. Szokalski [8].
Jeszcze inny przykład „strachu przed nowością” możemy zaczerpnąć z życia grodu krakowskiego. W roku 1912 ksiądz Piksa „były spowiednik kościoła N. P. Marii, obecnie emeryt Św. Marka Ewangelisty” wydał tam odezwę przeciwko ochronnym szczepieniom ospy, gdyż jest ona „zdrowotnym procesem przyrody, który wyrzuca z człeka na wierzch skóry soki nieczyste, aby porami wyparowały, by słońce je wyciągnęło, powietrze zabrało a woda wymyła”, gdyż „samo szczepienie ospy jest pogańskim starożytnym zabobonem, jest bluźnierstwem przeciw najmędrszemu stwórcy, gwałceniem przykazań boskich” [9].
Hola, hola, — przerwie mi być może w tym miejscu gorliwy Czytelnik — to zestawienie jest nieuczciwe. Przecież można łatwo wynaleźć w rozmaitych drukach tyleż samo głosów sławiących różne nowości cywilizacyjne, co i głosów je potępiających. Dlatego właśnie, dzięki głosom ich orędowników, nowe odkrycia i wynalazki torują sobie drogę poprzez flukta uprzedzeń. Tak jest, moje zestawienie „grzechów przeciwko postępowi” jest jednostronne i stronnicze. W każdej rozsądnie prowadzonej dyskusji należy wysłuchać obydwu stron, tej „przeciw” i tej „za”. Wszak to jeszcze kanclerz Bacon pouczał, że badane zjawiska trzeba zestawiać w dwa szeregi: grupując razem te, które mają określoną cechę, i oddzielnie te, które badanej cechy nie posiadają. To, co w tym tekście uczyniłem, jest na pewno grzechem wobec metody rozumowania indukcyjnego. Ale bo też i cała dyskusja, o jakiej mówię na początku tej notatki, przebiega bardzo jednostronnie. Zdominowały ją negatywne emocje, reprezentowane przez dziennikarzy. Być może wyrażają oni dobrze stan odczuć i emocji ludzi przestraszonych, ale daleko im do znajomości meritum całej sprawy. Tutaj, w nawiązaniu do przytoczonych uprzednio faktów, rodzi się chcąc nie chcąc refleksja o niekoniecznie pozytywnej roli dziennikarzy i dziennikarstwa w życiu społecznym. Ale zostawiając tę refleksję na boku, powiedzmy sobie, że najwyższa pora, by w dyskusji o przyszłości energetyki jądrowej zaczęły przemawiać argumenty, a nie emocje. Uzgodniona decyzja musi zapaść na podstawie chłodnego rachunku zysków i strat, dopuszczalnej swobody wyboru i rozmaitego rodzaju przymusów. Musi też ona uwzględnić poziom skalkulowanego ryzyka. Bo, oczywiście, każda decyzja wprowadzająca coś nowego przynosi ze sobą rachunek nieuniknionych strat. Choćby po stronie doznań estetycznych, utraty sielskości krajobrazu, oglądanego z okien dymiącego pociągu.