6
matkę, że zwraca jej słowo, na co otrzymał odpowiedź, że ona mu nigdy swego słowa nie zwróci.
Sytuacja była jednak beznadziejna, chociaż matka moja - nie zważając na nic -gotowa była poślubić ojca natychmiast. Niestety miała wtedy zaledwie dziewiętnaście lat i w myśl prawa austriackiego była jeszcze niepełnoletnia. Małżeństwo zatem mogło być zawarte tylko za zgodą jej ojca, ale stary Meszaros kategorycznie odmówił zgody. Nie chciał bowiem brać odpowiedzialności za losy córki, obawiając się, ze małżeństwo z kaleka może być nieszczęśliwe. Uznał więc, że w tak ważnej życiowej sprawie sama powinna podjąć decyzję po dojściu do pełnoletn/ości. W tej sytuacji rodzice moi musieli na siebie czekać jeszcze pięć lat, gdyż zgodnie z obowiązującymi wówczas przepisami pełnoletność osiągało się dopiero po ukończeniu 24 lat.
Rodzina Meszarosów nie opuściła jednak mojego ojca i kiedy jego krewni odmówili mu pomocy, zaopiekowała się nim, zapewniając mu należytą opiekę lekarską. Przebywał w klinikach Wiednia i Budapesztu, ale nigdzie nie potrafili mu pomóc. Dopiero krakowski okulista, profesor Wicherkiewicz, dokonał trudnej operacji, która częściowo przywróciła mu wzrok. Miał już nie tylko poczucie światła, ale widział zarysy postaci i mógł odczytać duży druk, taki np. jak tytuły i nagłówki prasowe. Znowu zaczął żyć. Przełamał depresję psychiczną i - dokonując heroicznego wręcz wysiłku - powrócił do zawodu. Pomogły mu w tym nie tylko wielkie zdolności, fenomenalna pamięć i wyobraźnia przestrzenna, ale przede wszystkim wytrwała, żmudna praca. Tak jak kiedyś, będąc jeszcze dzieckiem, podjął walkę o prawo do nauki, tak teraz dążył do znalezienia swego miejsca w życiu, odzyskania prestiżu społecznego i podjęcia pracy zawodowej, która umożliwiłaby mu utrzymanie rodziny.
Po pięciu latach narzeczeństwa rodzice moi pobrali się w lipcu 1914 roku. Wychodząc za mąż za katolika, matka moja kalwinka nie zmieniła wyznania, jak to było ogólnie przyjęte przy udzielaniu ślubów w kościele katolickim. Wprawdzie kościół odstępował czasem od tych zasad, żądając tylko od innowiercy złożenia zobowiązania, że wychowa swoje dzieci w wierze katolickiej. Matka moja gotowa była przyjąć takie warunki, gdyż sama postanowiła, że dzieci jej będą katolikami. Nie chciała bowiem, żeby czuły się wyobcowane w kraju, w którym Polaków utożsamiało się z katolikami.
Sprzeciwił się temu jednak mój ojciec, uważając, że tego rodzaju zobowiązania, będące warunkiem udzielenia ślubu, a co za tym idzie, składane pod przymusem, są ograniczeniem wolności sumienia i wyznania. Rodzice moi wzięli wiec ślub w kościele protestanckim w Stryju, gdzie nie stawiano żadnych warunków i każdy z małżonków mógł pozostać przy swoim wyznaniu. Różnice wyznaniowe nie miały dla moich rodziców istotnego