krakowskiego Wojewódzkiego Domu Kultury powstał MM 176. Zadebiutował na I Krakowskim Festiwalu Jazzowym zorganizowanym w sali gimnastycznej szkoły podstawowej przy ulicy Królowej Jadwigi. Grali w nim między innymi: Andrzej Kurylewicz - lider - na fortepianie, a czasami również na puzonie, Andrzej Trzaskowski - lider - na fortepianie i akordeonie, Jerzy Borowiec na saksofonie tenorowym, Zbyszek Gadomski na gitarze i puzonie, Juliusz „Julek” Mysiński na perkusji, Feliks Kotarba na wibrafonie i Krzysio „Elik” Przebindowski na kontrabasie, plus nowatorsko swingująca wokale Wanda Warska. Rewelacja! Odnieśli wielki sukces, i był to niewątpliwie pierwszy autentycznie oficjalny debiut jazzu w powojennej Polsce! Lecz tą występującą w MM 176 osobą, którą najcieplej wspominam, byli nie liderzy, „Andrzejowie dwaj”, ale basista. „Elik” Przebindowski. Kiedy wracam pamięcią do tych fantastycznych, radosnych wydarzeń, dostrzegam wyraźnie postać szczupłego młodzieńca o ascetycznej, subtelnej urodzie i smutnych, romantycznych oczach stojącego na estradzie i obejmującego smukłymi palcami gryf kontrabasu. Lub spacerującego linią AB po krakowskim Rynku w fantazyjnym berecie i dyplomatce - niezbyt długim, dopasowanym płaszczu z koniecznie podniesionym kołnierzem -oraz z czarnym, cieniutkim, długim parasolem. Energicznie tym parasolem wywijał i spoglądał trochę zaczepnie, a trochę filuternie na boki, na mijających go przechodniów. Nasz „hrabia” nazywany tak za subtelną urodę, elegancję i lekkie „errr...” w wymowie, a również nasz „żydowski hrabia” za smoliste, romantyczne oczy, w których widoczne były niebagatelna inteligencja oraz zaskakująco filozoficzna zaduma.
Zbyszkowi Gadomskiemu, puzoniście, pozwolono improwizować basem a la Louis Armstrong, a „Elika” dopuszczono do mikrofonu, aby subtelnym głosem śpiewał francuskie romantyczne piosenki. Wiadomo, jak „hrabia”, to na pewno zna ten język znakomicie. A kiedy muzyków MM 176 pytano, czemu grają te jazzowe wygłupy, a nie jakąś normalną, polską,
52