na skutek różnego rodzaju zabiegów organizacyjnych, a zwłaszcza zatrudniania na stanowiskach profesorskich emerytów wojskowych, przemieszczania pracowników naukowych do zagrożonych jednostek organizacyjnych oraz usprawniania procesu podwyższania kwalifikacji naukowych. W obliczu etatyzacji i redukcji, która niebawem wejdzie w kolejną fazę realizacyjną, zagrożenia, o których mowa, mogą wystąpić z jeszcze większą ostrością.
0 tym warto pamiętać, nie bagatelizować tych zagrożeń oraz uświadamiać konsekwencje wyższym przełożonym, aby w porę postawić tamę ewentualnym, nieodwracalnym skutkom wprowadzanych ograniczeń. Nie możemy dopuścić do tego, aby zobojętnienie i frustracja wykształconych
1 ambitnych nauczycieli akademickich osiągnęły stan, w którym z łatwością wypowiadać będą najgorsze z możliwych słów: po nas choćby potop. Symptomy dochodzenia do takiego stanu są niestety coraz bardziej widoczne. To przykre, wręcz bolesne.
Czy nie jest to jednak wizja zbyt katastroficzna?
Być może, iż moja ocena obecnego stanu rzeczy, a zwłaszcza przyszłości, jest przerysowana, a może nawet nieuprawniona. Przecież w obliczu zagrożeń, które miały miejsce w przeszłości, zawsze wychodziliśmy obronną ręką. To prawda, że mamy w zanadrzu pewne rozwiązania (przepraszam, może będę wypowiadał się jedynie w swoim imieniu), których wdrożenie oddali ewentualne zagrożenia. Jednym z najbardziej radykalnych, i o nim tylko powiem, będzie koncentrowanie istniejącego jeszcze, ale rozproszonego potencjału naukowego w drodze zmiany struktur organizacyjnych, polegającej na łączeniu wydziałów i instytutów. W konsekwencji, zastrzegam, gdyby nie było innego wyjścia, akademia może stać się uczelnią jednowydzialową, z jednym lub dwoma samodzielnymi instytutami. Czy jednak o to chodzi? Czy tego rodzaju rozwiązanie po pewnym czasie nie okaże się znowu niewystarczające, by ratować status naukowy uczelni? W tym momencie kola ratunkowe się skończą. Stąd już tylko nieduży krok do karlej postaci uczelni pseudowyższej lub centrum szkolenia kadr dowódczo-sztabowych. Przepraszam, nie chciałbym, by zabrzmiało to zbyt katastroficznie. Pozostawiam problem otwarty. Chcę jednak jeszcze zauważyć, że nawet najczarniejsze scenariusze są potrzebne po to, by je mieć na uwadze i czynić wszystko, aby nie dopuścić do ich spełnienia.
Pozostając dalej w kręgu problematyki kadr naukowych, proszę o kilka refleksji związanych
r~6~] I >11 >1 I W Pi Akademii Obrony Narodom
z Pańskim wieloletnim udziałem w pracach Centralnej Komisji ds. Tytułu Naukowego i Stopni Naukowych
W Komisji tej, a ściślej mówiąc w Sekcji Nauk Humanistycznych i Społecznych oraz w Doraźnej Sekcji Nauk Wojskowych poza mną pracuje jeszcze dwóch profesorów reprezentujących nauki wojskowe. Są to Panowie Profesorowie Wojciech Łepkowski i Eugeniusz Zabłocki. Swoje funkcje sprawujemy mając na uwadze, iż reprezentujemy Akademię Obrony Narodowej i sprawy, które ta uczelnia, a ściślej mówiąc jej uprawnione jednostki organizacyjne (WSO, WWL i WIH), przedstawią na forum stosownych sekcji. Z drugiej strony uczestnictwo w pracach Komisji zobowiązuje nas do w pełni obiektywnego, sprawiedliwego i zgodnego z etyką naukowca zajmowania stanowiska wobec spraw, które są rozpatrywane. Przyzna Pani, że sytuacja taka nie jest łatwa. Cale szczęście, że z akademii, o co także zabiegamy, wychodzą sprawy, w stosunku do których zwykle nie mamy wątpliwości, a więc możemy je aktywnie popierać i glosować za ich przyjęciem. Dodatkowy problem polega na tym, że te nasze habilitacje i profesury, które mają charakter interdyscyplinarny, z przewagą na przykład pierwiastków historycznych, politologicznych, pedagogicznych czy socjologicznych nad wojskowymi, rozpatrywane są nie przez Doraźną Sekcję Nauk Wojskowych, a przez Sekcję Nauk Humanistycznych i Społecznych. Sprawą zajmuje się wówczas nie dziesięciu, a ponad czterdziestu profesorów. Dokonywana ocena może być wtedy bardziej wszechstronna i wnikliwa, co jednak z naszej strony wymaga, jeżeli taka potrzeba zaistnieje, eksponowania i wydobywania pierwiastków wojskowych w dorobku naukowym i rozprawie habilitacyjnej kandydatów, tych zwłaszcza, które przez specjalistów reprezentujących inne dziedziny i dyscypliny naukowe mogą nie zostać dostrzeżone.
Praca w Centralnej Komisji sprawia ponadto, że poznajemy wszelkie niedomagania i błędy, jakie w procesie habilitacji czy postępowania profesorskiego popełniają rady wydziałów i rady naukowe instytutów innych uczelni. Chodzi w tym wypadku głównie o błędy natury proceduralnej, dokumentacyjnej i formalnej. Poznajemy również kryteria oceny dorobku naukowego i rozprawy habilitacyjnej. Uzyskujemy zatem swoistą wykładnię suchych i lakonicznych przepisów ustawowych. Nasze doświadczenia i wnioski przenoszone są na grunt akademicki. Tak się składa, że wszyscy trzej jesteśmy członkami rad różnych wydziałów, a więc
8/ nr 2/2001