ilości kilometrów i gromadzeniu zdjęć fotograficznych lub filmowych, i to najchętniej kolorowych. Dzięki temu można mieć przez kilka dni salę zapełnioną tłumem słuchaczy, dla których frazesy i banały przemienią się cudem w rewelacje z tego tylko powodu, że ich autor zamiast spisać je na miejscu uświęcił je, przebywszy 20 000 kilometrów” [Levi-Strauss, 1960: 9-10]. Tenże Levi-Strauss wielce się jednak oburzył, gdy filozof A.R. Louch nazwał jego ukochaną antropologię „zbiorem opowieści podróżniczych” [Louch, 1966: 160], choć czas raczej przyznał rację temu drugiemu.
Z kolei Roland Barthes przenikliwie zanalizował francuskie przewodniki z serii Guide Bleu wydawnictwa Hachette: „Ogólnie rzecz biorąc, Niebieski przewodnik świadczy o daremności wszelkich opisów analitycznych, odrzucających jednocześnie wyjaśnienie i fenomenologię, opisów nie odpowiadających faktycznie na żadne z pytań, jakie mógłby postawić nowoczesny turysta, przemierzając jakiś rzeczywisty pejzaż, który trwa. Wybierając zabytki, odbiera się realność zarazem ziemi i ludziom, w ogóle nie oddając teraźniejszości historii, przez co i sam zabytek staje się nieczytelny, więc niedorzeczny” [Barthes, 2000: 159]. Przewodniki turystyczne to zatem w istocie „narzędzia zaślepienia”.
Antropologia jest, między innymi, swoistą metarefleksją nad ludzkim gatunkiem, który zamieszkuje różne kulturowe nisze. Jest poszukiwaniem tego, co ową ludzką różnorodność jednoczy. Stąd dzieli antropologia z literaturą jedną podstawową cechę wspólną, jaką jest pojęcie intelektualnej podróży po świecie nieoczywistości i różnie ufundowanych intencjonal-nościach. Badawczemu przemieszczaniu się po możliwościach kulturowych człowieka, a zawsze w ostateczności jest to wędrówka intelektualna, odpowiada literacka podróż po odmiennych światach przedstawionych.
Iterologia pozostała w sferze postulatów, nie wydaje się nawet, aby kiedykolwiek przybrała postać zwartego systemu twierdzeń; iterologię da się indywidualnie uprawiać, natomiast nie uda się z niej uczynić usystematyzowanego przewodnika, jakiejś uniwersalnej matrycy wspomagającej nasze doświadczanie świata. Chciałbym zatem podzielić się tutaj jedynie kilkoma myślami, jakie wiązać można z ideą podróżowania w czasach, gdy noma-dyzm myśli jawi się nam zarówno jako szansa, jak i przekleństwo.
Sięgając ponownie do etymologii greckiego terminu theorein, warto zauważyć, że pierwej oznaczał on praktykę podróżowania i obserwacji-Jednostka wysyłana przez polis do innego miasta miała za zadanie być świadkiem i uczestnikiem religijnej ceremonii. „Teoria” jest tedy rezultatem przemieszczania się, porównywania i przyglądania się z dystansu. Po to, by „teoretyzować”, jednostka opuszcza dom, aby ponownie do niego wrócić, gdyż podobnie jak każda podróż, teoria gdzieś się kończy i zaczyna-