Przemysław Narbutowicz- absolwent naszej szkoły, student trzeciego roku dziennikarstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, prowadzący rozmowy „damsko--męskie” w internetowym radiu „bez kitu”.
-MW: Jak wspominasz lata spędzone w Żeromie?
-P: Bardzo dobrze. Ostatnio nawet się spotkaliśmy i dużo na ten temat rozmawialiśmy. Chodziłem do klasy humanistycznej, nienawidziliśmy matematyki i fizyki, podobnie jak każda klasa humanistyczna. Zresztą z tymi lekcjami jest tak, że jak ma się dobre poczucie absurdu, to można poradzić sobie i nawet zdać. Bardzo dobrze wspominam język polski z prof. Katarzyną Dobrzańską, dlatego że to nauczycielka, która potrafiła zahipnotyzować klasę. Naszym ulubionym miejscem była czytelnia, dlatego że tam uciekaliśmy z takich lekcji jak PO, religia. Powoli panie bibliotekarki miały nas dość, dlatego że za dużo gadaliśmy.
-MW: Jakie są twoje najgorsze i najlepsze chwile spędzone w Żeromie?
-P: Zacznę od tych najgorszych, żeby niesmak tych najgorszych zatrzeć dobrymi. Nigdy nie lubiłem niemieckiego, natomiast miałem bardzo sympatyczną panią i z reguły u niej poprawianie wszystkich jedynek ( a było ich sporo, praktycznie z każdego sprawdzianu) polegało na tym, że były te same pytania, ale zdawaliśmy ustnie, na przerwach. Więc generalnie miałem piątkę z niemieckiego, mimo że miałem same jedynki. Podobnie miałem z chemią, ponieważ zawsze byłem wzywany do tablicy, co później było uważane za przejaw aktywności. Wszyscy wspominamy traumy, takie jak chemia i fizyka, ale to po pewnym czasie się zaciera.
J: Jak się studiuje na Uniwersytecie Jagiellońskim? P: Raczej źle. W okresie sesji wszyscy wyzywają
ten uniwersytet jak tylko się da, dlatego że zabiera masę życia, powoduję wiele nerwów, a także jest zupełnie niezorganizowany. Chyba na każdej uczelni tak jest, że rano władzę sprawują panie sekretarki, a nie dziekan. Gdy człowiek chcę się dowiedzieć o terminy egzaminów albo załatwić jakikolwiek urlop dziekański, to jest to wielki wysiłek. A wiec na UJ, jak na każdej uczelni wszystko jest źle zorganizowane. Poza tym jest tu ogromna ilość studentów, chyba 100 tys.. Bardzo urokliwe jest studiowanie w starych budynkach, np. na zajęciach monograficznych z astrologii słucham pani profesor, która mówi nam, że Słońce jest w znaku Wodnika, odwołuje się do średniowiecza, przez okno widzę Collegium Maius (najstarszy budynek uniwersytetu pochodzący z XIV w) i cała atmosferę średniowiecznego wykładu psuje tylko to, że pani profesor ma laptopa i rzutnik, także w sumie jest to bardzo osobliwe i ciekawe. -MW: Jakich masz wykładowców??
-P: Wiesz, to wszystko zależy od wykładowcy, z reguły nie narzekam na nich, bo jeżeli wykładowca w moim mniemaniu jest fatalny, tzn. wolno mówi o 8 rano, kiedy ludzie jeszcze śpią i mówi tak, że nikt nie jest w stanie tego słuchać, bo wykłady trwają 1,5 h, to też ma to swój urok. Wszyscy pamiętają go właśnie, dlatego że wolno mówi. Jak ktoś pyta o wykładowców, to zawsze zaczynam od niego. Oczywiście są to bardzo inteligentni ludzie.
-MW: Klasa dziennikarska w naszej szkole składa się praktycznie z samych dziewczyn, jak wygląda to u Ciebie na roku?
-P: Bardzo wyrównane proporcje płci.
-MW: Czy macie jakieś problemy
z odnalezieniem się w zawodzie?
-P: Nie, większość na 3 roku ma już poważne praktyki dziennikarskie bądź już pracuje w zawodzie.
-MW: Na czym polega Twoja praca?
-P: Generalnie pracowałem jeszcze do listopada w lokalnym radio krakowskim, prowadziłem poranne programy. Polegało to na tym, że wstawałem o 4 rano o 6 zaczynałem program, tj. realizacja serwisu, pogoda, do tego dochodziły przeglądy prasy, informacje i konkursy (można było wygrać u nas operację plastyczną lub bilet do wybranego miasta w Europie). Rzuciłem tą prace, bo wydawała mi się ograniczająca z tego względu, że gadanie codziennie od 6 do 10 jest
6