148 SPRAWOZDANIE Z RUCHU RELIGIJNEGO,
„Warszawiacy, jak powszechnie wiadomo, mają słabość do teatru. Prasa nasza znowu mało dba o moralny i społeczny skutek swego głosu, albo też jest może jak dziecko źle wychowane, któremu brak doświadczenia, ścisłego pojęcia o rzeczach i stosunkach, oraz taktu. Dzięki tym dwu okolicznościom zrobiliśmy ze śmierci Żółkowskiego prawdziwą szopkę. Dziennikarze, publicyści, poeci, stracili zupełnie miarę. Splatano wieńce z samych superlatywów. Wykrzykniki: geniusz, kataklizm, arcytwór natury - krzyżowały się jak błyskawice. Jeden z krytyków wołał: wielkie ciosy spadają jak gromy; pewien poeta upewniał, iż naród krwawymi łzami płacze po tym starcu z duszą ju-
naczą. Rozumie się,
wielką rolę odegrała konkurencya, ścigały się dzienniki, ścigali się krytycy, chodziło o to, kto więcej napisze i kto wyrzuci z siebie więcej brzmiących frazesów, no i naturalnie kto prędzej; nie było więc czasu do zastanowienia1. Takie naiwne pojmowanie współzawodnictwa oczywiście szkodę przynosi, bałamuci pojęcia ogółu o zasługach, a więc i obowiązkach społecznych. Po śmierci Waszyngtona w Ameryce lub Garibaldiego we Włoszech, tamtejsze dzienniki nie zdołałyby nic więcej napisać nad to, cośmy nadeklamo-wali po śmierci komika teatralnego. Równouprawnienie zasług i geniuszów będzie może dopiero dziełem demokracyi przyszłości, tymczasem obowiązkowo należy zachowywać jakąś różnicę pomiędzy doskonałymi w swoim zawodzie, genialnymi: kucharzem, aktorem, poetą, mężem stanu, obywatelem. Frazes ma też w życiu swoje znaczenie i bywa bardzo potrzebny, nadużywać go i czynić przez to bezsilnym nie należy. Trzeba jednak dodać, że nietakt prasy wywołał powszechny niemal protest. Jedni się oburzają drudzy drwią poprostu“.
„Niektóre artykuły dziennikarskie — pisze 7. Kenig w warszaw-skiem Słowie —- nazwały śmierć Żółkowskiego „kataklizmem strasznym
dla naszej scenyu ; jego zaś samego „geniuszem^, „wielkim człowie-
«
kiem“ i t. p. Ze też nigdy nie możemy nawet w żalach naszych zachować miary, chociaż przesadą boleści naszej szkodzimy tylko tym, których opłakujemy. Gzytanina dzienników przepełnionych artykułami i korespondencyami o Żółkowskim, oraz owym słynnym jego pamiętniku, który wielbiciele jego, jakby na urągowisko pamięci jego podają.,, struła nas swemi deklamacyami... przesadnymi płaczami i niedorze-
Tak np. jakiś aktor rozpoczął w Kuryerze Warszawskim artykuł o zmarłym w następny sposób: „Prze de wszy stkiem cześć grobom! Przed nami leży pół wieku — olbrzymie zwłoki.. .u Jakaś aktorka ogłasza światu w tymże Kuryerze. że Żółkowski powiedział raz do niej : „Ślicznie mi dziś wyglądaszu i t. d. i t. d.