Jeśli miasta nie potrafią utrzymywać się z umiejętności, energii i kreatywności ich mieszkańców, pracowników czy inwestorów, nie powinni na nie łożyć ludzie, którzy w nich nie mieszkają. W skrócie, każda społeczności powinna być oparta o dobrą wolę, żyć dla i dzięki ludziom, z jakich się składa i nie zmuszać innych do opłacania jej rachunków. Społeczności nie powinno wyłączać się spod prawa dostępnego wszystkim ludziom - wyłączności na używanie ich sił do zaspokajania swoich potrzeb. Nikt nie powinien ci służyć i także ty nie powinieneś służyć nikomu innemu. Społeczności powinny istnieć nie będąc zapewnianymi i nie zapewniając niedobrowolnej pomocy innym społecznościom.
Studentom uczestniczącym w protestach wydaje się, że przebili mur i odkryli nowe prawdy i nowe pomysły polityczny, gdy domagają się odpowiedzialności przed oczekiwaniami studentów i mieszkańców od uniwersytetów i społeczności. Większość z nich igra jednak głównie ze starą polityką. Gdy zdadzą sobie z tego sprawę, gdy ich gniew zwróci się przeciw sile politycznej i autorytaryzmowi i przestaną walczyć o to, by sami przejąć władzę -wtedy w ruchu tym może się obudzić potencjał drzemiący w intelekcie tak wielu z jego przedstawicieli. Dlatego też aktywistów studenckich na całym świecie, walczących przeciw władzy politycznej, nie o swój udział w tej władzy, nie powinno się krytykować za brak alternatywnego programu, tzn. za niezdefiniowanie, jaki system polityczny powinien wyłonić się z ich rewolucji. Tym, co ma się wyłonić jest to, co domyślnie proponują: brak systemu politycznego.
Styl Students for a Democratic Society zdaje się być najbardziej obiecującym. Jest to luźno związana organizacja, wewnętrznie antyautorytarna, zewnętrznie rewolucyjna. Wolność również szuka takich studentów, którzy zamiast wykrzykiwać slogany przeciw establishmentowi, porzucą go całkowicie, założą własne, prosperujące szkoły i wezmą udział w świadomej, zdeterminowanej rewolcie przeciw politycznym regulacjom i władzy, która dzisiaj sankcjonuje szkoły - publiczne i prywatne - które potrzebują konkurencji ze strony nowych szkół z nowymi pomysłami.
Patrząc wstecz, ten tryb myślenia dominował również w aktach obywatelskiego nieposłuszeństwa wobec segregacji na Południu. Skoro wrogiem były także stanowe prawa narzucające osobne instytucje, dlaczego nie miałby być dobrą taktyką sprzeciw wobec tych praw przez budowę wspólnej stołówki i bronienie jej własną piersią? To sprawa, za którą każdy libertarianin mógłby się opowiedzieć.
Podobnie w sprawie szkół. Znajdź kogoś, kto występuje przeciw prawom publicznej edukacji i znajdziesz prawdziwego rebelianta. Znajdź kogoś, kto nawija o wpychaniu liberałów albo konserwatystów do zarządu szkoły i znalazłeś politycznego jaskiniowca - rebelianta z plastiku. Albo poszukaj w najczarniejszej dzielnicy hydraulika, który zagra na nosie licencjom i certyfikatom z ratusza i znajdziesz bojownika o wolność znacznie ważniejszego niż młodzik wyżywający się na oknach.
Władza, autorytet, jako substytuty dla umiejętności i racjonalnego myślenia to widma, jakie krążą po dzisiejszym świecie. To duchy bojaźliwej i przesądnej przeszłości. Ich manifestacją - polityka. Ona to, przez całą historię ludzkości instytucjonalnie odmawiała człowiekowi umiejętności przetrwania dzięki użyciu jego własnych sił dla jego własnych celów. To ona przez całą historię ludzkości istniała tylko dzięki środkom, które udało jej się wyssać ludziom kreatywnym, produktywnym, którym, w imię różnych kodów moralności, odmawiała dążenia do własnych celów własnymi sposobami.
Ostatecznie może to oznaczać tyle, że polityka zaprzecza racjonalnej naturze człowieka. Ostatecznie oznacza to tyle, że polityka należy do resztek magii w społeczeństwie - poglądem, że coś może powstać z niczego; że można coś komuś dać za darmo nie odbierając tego innym; że środkami, jakich człowiek używa, by przetrwać, dysponuje on jedynie wolą przypadku lub Boga, nigdy dzięki zwykłej pomysłowości i pracy.
Polityka zawsze była zinstytucjonalizowanym i ustabilizowanym sposobem, w jaki jedni rościli sobie prawo do życia z produktywności innych. Lecz nawet w świecie tak zmuszonym do ślepego posłuszeństwa, człowiek nie musi pasożytować na innych ludziach.
Polityka to pasożytnictwo. Świat laissez faire przyniósłby wolność. I właśnie tego typu wolności słońce być może budzi się na horyzoncie. Nie przyjdzie ono dziś ani jutro, świateł racjonalizmu nie zapalono w pośpiechu i nie rozgorzały jeszcze one pełnią swego blasku. Lecz przyjdzie - musi przyjść. W burzliwym wszechświecie tylko używając rozumu człowiek może przetrwać. Jego kciuki, paznokcie, jego mięśnie i jego mistycyzm nie wystarczą,