ANNA, Boże Wychowanie, Rozdział VII
Anna - BOŻE WYCHOWANIE -
VII
ROK 1987
Pragnę was przemienić
9 I 1987 r., Warszawa
Modlimy się wspólnie z dwoma
przyjaciółmi z Odnowy w Duchu Świętym
(Jackiem i Piotrkiem). Mówimy o słowach Pana na ten rok dla każdego z
nas. Pan mówi:
— Dzieci moje! Cieszę się, kiedy jesteście przy Mnie. Wszystko, o
czym
mówiliście dzisiaj, spełni się wam, ponieważ tak bardzo boli Mnie wasz
głód wewnętrzny. A wiem, że mogę wam pomóc; wierzycie we Mnie
przecież. Dlatego niczego się nie bójcie, nie przewidujcie nic złego,
bo kiedy Ja działam, przynoszę wyzwolenie i radość, a nie ból, krew i
łzy.
Przyjdę wraz z synem moim, Janem Pawłem II papieżem. Pragnę jednak,
abyście wiedzieli, że od was, od waszego przygotowania zależy zakres
mojej pomocy. Dlatego, proszę was, mówcie wszędzie o moim życzeniu,
abyście przygotowali dusze swe i serca swoje na godne przyjęcie darów
moich przeznaczonych wam. Oczyszczajcie się, trwajcie w gotowości,
przebaczajcie sobie wzajemnie wasze winy i starajcie się kochać
wzajemnie dla miłości mojej. Kochać — to znaczy pragnąć dla każdego, z
kim was spotykam, tego samego, czego pragniecie dla siebie; nie mniej!
Kochać prawdziwie — to znaczy służyć sobą tak, jak Ja służyłem wam:
zawsze, chętnie, gorąco i niczym się nie zrażając. Ja przychodzę do was
w mojej nieskończonej mocy, którą pragnę ogarnąć was, nasycić i
przemienić.
Oczekuję waszego „fiat" (niech
się stanie — chodzi o słowa
wypowiedziane przez Maryję podczas Zwiastowania). Od waszej
zgody
uzależniam moc mego działania. Odpowiedzią waszą jest stałe i cierpliwe
ponawianie waszego oddania się Mnie. Mówcie tak jak Maryja: „Oto ja,
służebnica Pańska. Niech mi się stanie wedle słowa Twego".
Dlatego mówię wam — nie zniechęcajcie się waszymi upadkami i waszą
słabością, ponawiajcie wysiłki i chciejcie Mnie włączać w nie, a wtedy
Ja będę działał z moją potęgą w was.
Nie martwcie się tym, że jesteście słabi, zmienni, brudni i
nieumiejętni, bo to są cechy natury ludzkiej. Ponad nimi moja miłość
łączy się z pragnieniem serca człowieczego, które Mnie pragnie i wzywa.
Ja znam was, dzieci, i wiem, że wasze jest tylko „chcę", „chcę służyć
Tobie", „chcę wypełniać wolę Twoją". Wykonaniem waszych pragnień zajmę
się Ja sam.
Trwajcie przy Mnie, dzieci. Powracajcie ku Mnie, jeśli zaś
znajdziecie,
wzywajcie Mnie, liczcie na Mnie, polegajcie na miłości mojej do was.
Oczekujcie z ufnością wypełnienia obietnicy mojej. Ufajcie Mi i
trwajcie w wierze, miłości i zawierzeniu. A Ja przyjdę i dam wam to
wszystko, czego serca wasze pragną...
Chcę, aby naród wasz wprowadził Mnie na mój tron, tron Króla
waszego,
Pana sprawiedliwości, miłosierdzia i pokoju. Jeśli Mi otworzycie serca
i przyjmiecie Mnie z gotowością i żarliwie, pozostanę z wami i
pozwolę, aby prawa moje zakiełkowały, wyrosły i wydały owoce swoje dla
dobra całej ludzkości. Wasz kraj pragnę uczynić pierwszym ogrodem moim,
chcę z wami przebywać, wspomagać was, oświecać i mówić do was, ponieważ
kiedyś — u zarania ludzkości — tak żyłem z wami. I powracającym do Mnie
(synom marnotrawnym) otworzyć pragnę bramy królestwa mojego na ziemi,
które może rozpocząć się w waszym narodzie, wedle waszej dobrej woli.
Wybór pozostawiam wam. Jeśli naprawdę Mnie kochacie — wypełniać
będziecie wolę moją.
Przystępujcie do szykowania miejsca w waszych sercach. Gotujcie Mi
drogę, już, od tej chwili, codziennie. Bo tak, jak kiedyś posłałem
Jana, tak teraz wy, synowie moi, wszyscy jesteście posłańcami moimi.
Głoście miłość moją, zmiłowanie i łaskę moją dla waszego narodu, a
przez was — aż po krańce ziemi.
Błogosławieństwo moje i moc moją daję wam, aby was wiodła i
podtrzymywała. Kocham was. Otrzymujemy słowa potwierdzenia z Pisma św.
(Iz. 54, 1-10).
13 I 1987 r.
Przyszła do mnie Grażyna A. i Krzysztof.
Rozmawiamy o naszych
przyjaciołach z ruchu Odnowy w Duchu Świętym. Modlimy się wspólnie.
Oddajemy Panu wszystkie nasze troski, ludzi, wydarzenia, które nas
absorbują lub niepokoją. Umawiamy się na kolejne spotkanie za dwa
tygodnie.
Ufaj mocy mojej
14 I 1987 r., środa, Warszawa
Niepokoiłam się, czy o. Jan nie ma
jakichś przykrości.
— Był o. Jan. Co chciałbyś, Panie, aby zrobił on, a co ja? (...)
— Czy zauważyłaś, jak pomagałem ci w drodze? Zawsze powinnaś prosić
Mnie o pomoc w tym, w czym widzisz złośliwość nieprzyjaciela i jego
działanie przeciw tobie.
(Jest ponad 20 stopni mrozu, a ja czekam
codziennie pół godziny,
godzinę i więcej; nic nie jedzie lub psuje się. A w domu zaledwie 10...
11 stopni. Dziś prosiłam Pana o pomoc w drodze na opłatek emerytów i w
obie strony nie czekałam.)
Chcę, abyś nie martwiła się o Jana. (...) Ja dopuszczam ufającym Mi
tylko to, co potrzebne jest do ich uświęcenia, ale nie zsyłam na nikogo
upokorzenia i bólu bez potrzeby. Zaufaj Mi i w tym, co działam w innych.
Teraz nadchodzi czas mego działania w twojej ojczyźnie i Ja sam
kształtuję okoliczności. Nie zawsze wszystko jest niszczone lub czeka.
We właściwej porze potrafię sobie dać radę nawet pomimo oporów waszej
natury, ostrożnej, wyczekującej i lubiącej utarte ścieżki i
przyzwyczajenia. Wiesz, o czym mówię, dziecko.
— O Kościele, czyli o nas wszystkich łącznie z hierarchią.
— Tak często mówisz o moim zamiłowaniu do prostoty, ubogich środków
i
cichego działania. Tak mogę postępować, lecz mogę i poruszyć ziemię
całą, gdy zechcę. Kiedy wróg wasz wystąpi jawnie w grozie i zniszczeniu
— aby was unicestwić — Ja odpowiem mu w waszej obronie mocą, jakiej
jeszcze nie widziałaś, i łaską, która was przemieni i otworzy wasze
serca na obecność moją i na niezwyciężoną opiekę, którą was otoczę. Ja
jestem wszystkim: zarówno ciszą i tchnieniem łagodnego wiatru, jak
huraganem, ogniem i gromem, kiedy występuję w sprawiedliwym gniewie, w
obronie was, moich dzieci, którym Ja dałem istnienie — i tylko Ja Panem
jego jestem. Dlatego nie obawiaj się o moje plany, bo nie zawsze
milczę, i potrafię walczyć o szczęście tych, którzy polegają na Mnie —
a wy czyż nie liczycie na Mnie...? Bądź więc spokojna i ufaj mocy
mojej, bo objawi się ona w waszym kraju.
Pan gromadzi wspólnotę
27 I 1987 r., wtorek, Warszawa
Spotykamy się z Grażyną A. i
Krzysztofem. Na spotkaniu jest także
Grzegorz. Poznałam go ponad rok temu przez Jacka, który był jego
studentem. Grzegorz przeczytał „Pozwólcie ogarnąć się Miłości"
(pożyczone mu przez Jacka w maszynopisie) i, jak mówił, zachwycił się
Bogiem, Jego stosunkiem do nas. Zaczął mi pomagać w przepisywaniu
tekstów, co było dla mnie dużą pomocą. Czynił to starannie; posługiwał
się komputerem, dzięki czemu wprowadzanie korekt było łatwiejsze
(skuteczniejsze, ponieważ nie dochodziły nowe błędy). Jest pierwszy raz
na tego rodzaju domowym spotkaniu modlitewnym (wywodzącym się z Odnowy
w Duchu Świętym).
Proszę Pana o słowo. Otwieramy Pismo św.
na rozdziale 38 Księgi
Syracha, czytamy szybko i, nie znalazłszy nic dla siebie, przechodzimy
do pytań. Pan mówi, że chce, żebyśmy ustalili termin następnego
spotkania (wyznaczamy 10 lutego) i w tym czasie codziennie od rana
zwracali się do Pana (Syr 38, 24-39,11) i codziennie czytali Proroków.
Grażyna prosi, żeby Grzegorz otworzył Pismo święte. Grzegorz otwiera je
na tym samym fragmencie. Tym razem prosimy Ducha Świętego o
zrozumienie. Czytamy powoli, rozważając. Zatrzymujemy uwagę m.in. na
takich fragmentach: „czas wolny poświęci proroctwom", „duszę przykłada
do rozważania Prawa Najwyższego" i „wszystkie dzieła Pana są dobre".
Krzysztof prosi o większe pragnienie
bycia ze Słowem Pana i o nacisk na
niego, żeby Pan go do tego przymusił. Pan odpowiada:
— Mój synu. Nie jest moją metodą narzucanie wam czegokolwiek i
„przyciskanie" was. Ale nieustannie zwracam wam uwagę — tak jak dzisiaj
przez moje słowa — abyście żyli ze Mną codziennie i w każdej chwili.
Jest do tego potrzebna moja pomoc i Ja wam jej nigdy nie odmówię —
jeśli poprosicie. Specjalnie uzależniam ją od waszej chęci. Tak bardzo
szanuję waszą wolność wyboru. Pokazałem wam przed chwilą, jak wielka
jest różnica pomiędzy czytaniem Pisma świętego a czytaniem go wraz ze
Mną. A teraz, dzieci, chciałbym usłyszeć od was to, co mówią wasze
serca.
Mówię, że Pan zachęcał mnie nieraz do
czytania Proroków. Pytam teraz,
co mam czytać.
— Czytaj Izajasza, dziecko.
Rozumiemy, że jest to wskazówka dla nas
wszystkich i cieszymy się.
— Chciałbym wam jeszcze coś powiedzieć, dzieci. Oznaczcie czas
następnego spotkania mojego z wami i spróbujcie włączać Mnie w wasze
sprawy każdego dnia, kiedy tylko przypomnicie sobie o tym.
Ustalamy spotkanie na 10 lutego.
— Chciałbym, żebyście oddawali mojej miłości wszystkich, których
kochacie, a mojemu miłosierdziu i litości każdego, u kogo widzicie zło
(z wami samymi na czele). Pragnę, abyście wobec ludzi stawali razem ze
Mną (a nie sami ze swoją słabością).
Mówimy, że odkrywamy nową metodę
nauczania nas przez Pana. Pan daje nam
krótkie terminy (wykonania zadań), abyśmy szli systematycznie.
— Jak małe dziecko — mówię. Pan odpowiada:
— A czymże wy jesteście (jeśli nie dziećmi)? Kiedy się spotkamy,
opowiecie Mi, jak wam się to udało.
Prosimy Pana o różne sprawy (dotyczące
naszego życia duchowego). Po
chwili Pan pyta:
— Czy znudziliście się obcowaniem ze Mną, czy jeszcze nie?
Zaprzeczamy gorąco. Pan dziękuje
Grzegorzowi za to, co robi dla Niego
(chodzi o przepisywanie tekstów).
Krzysztof prosi o konkretne wskazówki,
czy ma wyjechać do innego
miasta, czy nie, ale Pan okazuje, że decyzję ma podjąć sam. (Krzysztof
prosił uprzednio Pana o pomoc w znalezieniu pracy i pracę znalazł;
prosił też o pomoc w znalezieniu mieszkania i też pomoc otrzymał). Po
chwili Krzysztof prosi o rozpoznanie woli Bożej. Pan odpowiada:
— Teraz prosisz właściwie. (Bądź spokojny) na pewno cię nie opuszczę.
Grzegorz prosi o światło przy ocenianiu
studentów, aby nie był ani zbyt
pobłażliwy, ani zbyt surowy.
— Dam ci bardzo prostą radę, synu. Bądź ze Mną, zrobimy to razem.
Ale
oddawaj Mi twoją dobrą wolę, a wtedy odpowiedzialnym będę Ja, a ty
możesz spokojnie zdać się na Mnie.
Pamiętajcie, że macie
Ojca bardzo łagodnego...
30 I 1987 r.
Spotkaliśmy się z Grzegorzem. Modlimy
się. Jest to pierwsza osobista
rozmowa Grzegorza z Panem. Pan mówi:
— Mój synu, Anna mówiła ci wczoraj, że chciałbym usłyszeć, czy
pragniesz Mi służyć. ...Wcale cię pytać nie będę, bo już to robisz. A
Ja znam twoje serce i ufam twojej wierności.
— Umacniaj mnie, Panie.
— Robię to codziennie i nie bój się, że kiedykolwiek cię zostawię.
— Ufam Ci, Panie.
— I Ja też polegam na tobie, synu.
Widzisz, Grzegorzu, Ja zawsze czekam na waszą dobrą wolę. Nigdy
planów
moich nie narzucam wam, a jedynie proponuję. Dlatego, synu, wszystko
zależy od was samych. Im bardziej wprowadzacie Mnie w wasze życie, im
większe obszary duszy swojej Mnie poddajecie (ze zrozumienia: intelekt,
ciało, wyobraźnie, emocje... — wszystko), tym bardziej
przylegacie do
Mnie. Wtedy możemy się zrozumieć jak prawdziwi przyjaciele.
A Mnie zależy na waszym zrozumieniu, bo pragnę was podnieść ku
waszemu
prawdziwemu powołaniu: współpracy ze Mną, współtworzeniu i
współobdarzaniu. Dlatego, synu, droga ku Mnie przebiega w czasie, zaś
każde wybranie przez was Mnie zamiast świata uzdatnia was ku szerszej
służbie mojej, ku doskonalszemu działaniu.
Dlatego, synu, żyjąc pod moim okiem wykonuj możliwie jak najlepiej
to,
co ci teraz daję, bo pragnę o wiele więcej złożyć na ciebie. Wiedz o
tym. Wiem, że chcesz być pożyteczny i zapewniam cię, że zrobię dla
ciebie wszystko, co będzie potrzebne, aby twoja służba była skuteczna i
niosła dobro. Powiedz też żonie twojej, że błogosławieństwo moje daję
całemu domowi, a ona będzie towarzyszem twoim, wsparciem i pomocą.
Pragnę być Ojcem waszym w waszym domu. Przyjmijcie Mnie do waszego
życia w każdej chwili doby. Pragnę waszej radości i pragnę, abyście to,
co Ja wam daję, rozdzielali wśród potrzebujących.
W związku z kontaktem służbowym z
Rosjanami i pragnieniem zwrócenia ich
uwagi na Boga, podzielenia się z nimi czymś... Pan mówi:
— Nie obawiaj się, synu, młodych Rosjan. Pamiętaj, że to Ja za nimi
tęsknię i współczuję im głęboko. Reszta zależy od nich.
Daję wam (tobie, żonie i dzieciom) moje błogosławieństwo. Kocham
was. A
wy pamiętajcie, że macie Ojca bardzo łagodnego, dobrotliwego i gotowego
wspomóc was zawsze w każdej potrzebie.
4 II 1987 r.
Dzisiaj w nocy o pierwszej (jeszcze
czytałam) był dzwonek. Zajrzałam
przez wizjer i zapytałam, kto to. Wysoki szczupły chłopak
ucharakteryzowany na wyobrażenie Jezusa oświadczył: „Jezus Chrystus".
Odpowiedziałam: „A jeśli tak, to niech pan szybko odejdzie, bo
zadzwonię na milicje". Usłyszałam kroki; raczej jednej osoby, bo jeśli
jeszcze ktoś był, to na dole. Ale w nocy! Brama zamknięta, tramwaje nie
chodzą. Kto go przywiózł pod moje drzwi. Na dworze mróz. Nie znam go.
Przyszedł pod moje drzwi (na jedną z osiemnastu klatek schodowych). Kto
go przysłał? Jeśli miano mnie za wariatkę, no to już sprawdzono, że nią
nie jestem. Ale kto...?
— Proszę Cię, Ojcze, powiedz, czy mam się z tym liczyć, czy to tylko
złośliwość szatana — przez ludzi?
— Nie obawiaj się, Anno, bo Ja czuwam w dzień i w nocy. Nie bój się
też
o nasze materiały. Gdyby były zagrożone, powiedziałbym ci. Bądź
spokojna. A dla tego człowieka proś o miłosierdzie, bo bardzo go
potrzebuje. Dobrze zrobiłaś. Moi wysłańcy nie straszą i nie niepokoją.
Proś o. Jana o ponowne poświęcenie mieszkania. Chciałbym z wami
rozmawiać dzisiaj.
Czyż mało do kochania
wam dałem?
5 II 1987 r., czwartek, Warszawa
Modlimy się z ojcem Janem. Poprzedniego
dnia Pan dawał mi komentarze do
Pisma świętego; czytałam wedle Jego woli Izajasza (30, 8-11. 15. 18. i
31, 1).
— Będę mówił nie tylko do Jana i do ciebie. Chcę uprzedzić was, że
już
przystępuje do dzieła zniszczenia nieprzyjaciel wasz, a zatem i Ja
zbliżam się z ratunkiem i pomocą. (...) Najważniejsze teraz jest
szerzenie mojej księgi przyjaźni („Pozwólcie
ogarnąć się Miłości" — w
maszynopisie). (...)
Dbam o was i ostrzegam przez Kościół mój święty (Triumfujący),
przez
Maryję, Matkę waszą, wreszcie sam, a wy nie słuchacie. To, co
przepisałaś o. Janowi, jest teraz dla was najważniejsze (patrz Iz 30,
8-11.15.18; 31, 1). Moi prorocy służyli Mi na wiele wieków i dla
całej
ziemi na czasy niebezpieczne dla poszczególnych narodów i dla was
wszystkich — jak teraz. Pamiętajcie, że Słowo moje trwa, a Ja sam
wskazuję wam — jeśli Mnie pytacie i chcecie zrozumieć — to, co jest dla
was przeznaczone na teraz.
„Pozwólcie ogarnąć się Miłości" dawajcie tym, którzy zechcą je wziąć
i
słowem moim dzielić się — niech nie zwlekają.
„Słowa" moje (słowa ostrzeżenia
dla wszystkich ludzi oraz dla Kościoła,
słowa miłości, nadziei i zachęty, niektóre kierowane do Polaków)
nie w
całości, a wedle treści powinny być znane. Daję je wam w duchu
miłosierdzia, miłości i litości i w duchu przestrogi i nagany. Nie
powinny leżeć czekając, aż wypełnią się ostrzeżenia moje, gdyż chcę,
aby nie spełniły się — a jest to możliwe, gdy usłyszę żal i zobaczę
zmianę w sercach waszych, wasze odwrócenie się od pełnionego zła i
nawrócenie ku Mnie. Nie zwiastuję wam śmierci, a przeciwnie, mówię wam,
że możecie jej uniknąć, gdy porzucicie grzech i nienawiść wzajemną, a
zaczniecie pełnić dobro w imię moje.
Dla waszego narodu ważne jest zrozumienie mojego pragnienia
współpracy
z wami, i dlatego wszystkie zestawy tekstów (...) jednakowo są
potrzebne, jako też słowa, które mówię wam, tak jak w tym dniu. Pokaż
to o. Janowi i pytajcie.
We wszystkim zaś, co dotyczy spraw moich, pomogę wam. Kiedy świat
niszczony jest nienawiścią, co jest najważniejsze? Jestem Miłością — co
mają czynić słudzy moi? Służyć Miłości, głosić miłość, rozważać, jak
można mnożyć miłość moją, jak otoczyć miłością wszystkie potrzeby
człowieka stęsknionego Mnie — Miłości prawdziwej. Prawdziwy rozum
rozważać powinien, w czym przejawia się moja miłość (materia, życie,
władze człowieka i jego możliwości budowania miłości i rozszerzania
jej). Czyż mało do kochania wam dałem? A dla waszego narodu czyż nie
powinna być godna najgłębszego szacunku i miłości ojczyzna wasza —
matka, która was wychowywała — Mnie — przez wieki i dzięki której macie
tylu świętych i bohaterów w moim domu? Czy nie warto zastanowić się,
jakie to cechy w was zaszczepiła, że zdolni staliście się bardziej do
miłości niż do nienawiści?
I ty, synu, możesz mówić o wszystkim, z czym się zapoznałeś.
— A o cechach polskich?
— Mów, jak najbardziej powinieneś mówić. Myślę, że serca
słuchających
otworzą się, jeśli oprzesz prawa moje na waszych cechach narodowych.
Traktuję was poważnie
10 II 1987 r.
Spotykamy się w takim samym gronie jak
27 stycznia (Grażyna, Grzegorz,
Krzysztof); dodatkowo obecny jest o. Jan. Czytamy Księgę Ezechiela;
odczytujemy z przeczytanych fragmentów, że prorok oznajmia ludowi
wszystko, co usłyszał, i że jest to jego obowiązkiem (Ez 11, 14-25).
Grażyna mówi, że otrzymała proroctwo dla chorej, ale boi się przekazać
je, bo wie, że jej choroba jest poważna. Pan pyta:
— Moja córko, czy wierzysz, że to są moje słowa?
— Tak, wierzę.
— To jakie masz prawo zatrzymywać je dla siebie? Ucz się, córko,
proroctwa. Zadaniem proroka jest przekazywanie moich słów tam, gdzie są
kierowane. Nie rozważaj, czy one się spełnią, czy nie. To moja sprawa.
Chciałbym, na przyszłość, abyś nie wahała się długo. Prorok winien
nieść słowa Pana jak najszybciej.
Prosimy o umocnienie. Pan mówi:
— Moi mili. Ja o słowa moje dbam. Waszym (zadaniem) jest tylko
zaniesienie ich. Wy jesteście moimi posłańcami, zwiastunami. Pełnicie
zadanie Jana Chrzciciela. Głosicie te same słowa: „prostujcie ścieżki"
i „już siekiera do pnia przyłożona".
Czasu na nawrócenie macie mało. Stawajcie się nowym ludem — moim
ludem,
ufającym Mi i polegającym na Mnie.
Słowa moje ostrzegają, ale i przygotowują. Ja wam nie grożę, ale
objawiam, w czym zagrażacie sami sobie i w czym niszczycie się
wzajemnie.
W słowach moich ukryta jest nadzieja. A to, że w ogóle mówię, jest
dowodem mojej miłości do was i mojej ojcowskiej troski. Zauważcie też,
że mówiąc je wam, traktuję was poważnie: nie jak małe, „ślepe" dzieci,
a jak ludzi dorosłych, którzy sami dysponują sobą i mogą słowa moje
przyjąć lub odrzucić. Dałem wam więc wybór. Czyż nie traktuję was w ten
sposób jako przyjaciół swoich?
Grzegorz powierza swoich bliskich; mówi,
że niektórzy z nich są
zbuntowani wobec Boga. Pan odpowiada:
— Synu, dla Mnie nie ma osoby „nieważnej". Nikogo nie kocham mniej
niż
ciebie. Pytałeś Mnie o swoją ciotkę. Spróbuj. Jeżeli ty działasz z
miłości, to Ja, wiedząc o tym, wspomagam cię. Uczę cię mojego
postępowania. Zwracam się do każdego po wielekroć, nie zrażając się,
mimo że jestem przepędzany.
Nie bójcie się niczego w służbie mojej.
— Panie, co masz dla nas na ten tydzień?
— Czytajcie dalej Izajasza.
Wola wasza otworzyć
się musi na wolę moją
17 II 1987 r., wtorek, Warszawa
— Słucham Ciebie, Ojcze.
Pan mówił, co mam przekazać następnego
dnia o. Janowi. część
przeznaczona była dla pasterzy Kościoła. Pan powiedział, jak bardzo
jest im potrzebny.
— Proszę Cię, synu, przestrzegaj i przynaglaj. (...) Przeczytajcie
to,
co zapowiadał Izajasz ludowi Izraela. Bo chociaż Ja was przeprowadzę
przez ogień i wodę (Iz 43, 1), lecz nie wszyscy przejdą, a nikt pewien
życia nie będzie i spokoju od lęku nie zazna wcześniej, aż skończą się
żniwa śmierci. Lepiej by więc było, abyście czyści wstępowali w czas
oczyszczenia ziemi. Dlatego dziś mówię wam: nawracajcie się szybko i
biegnijcie pod płaszcz mojej opieki. To, co podałem wam, przyjmijcie i
dzielcie się słowem moim z każdym, kto zechce go wysłuchać.
Przyspieszcie wysiłki, bo teraz nie czas na odkładanie najważniejszej
rzeczy — zrozumienia i przyjęcia mojej obecności przy was, mojej opieki
i miłosierdzia. Zapoznawajcie braci swoich ze Mną, a okazje, które będę
wam dawał, wykorzystujcie. Teraz Ja i tylko Ja jestem Panem dusz
waszych i waszego życia. Polegajcie na pomocy mojej i szykujcie się.
Spotkanie wasze z Janem Pawłem II, namiestnikiem moim, niech będzie
spotkaniem ze Mną samym, i tak stawajcie przed nim, jak byście chcieli
w dniu sądu stanąć przede Mną. Będziemy badać wasze serca, waszą
gotowość do służby, wasze pragnienie dzielenia pragnień naszych i
wprowadzania w czyn zamierzeń naszych, tak jak wódz sprawdza
przygotowanie swoich wojsk na dzień przed ciężką wojną. Sługa mój
pierwszy rozumie wolę moją i pragnie tego, czego Ja zapragnąłem. I on,
tak jak Ja, nie pozorów chce, ale odnowy waszych dusz i umysłów. Ja
mogę to uczynić, jeśli otworzycie się przede Mną i powiecie Mi: „Wejdź,
Boże nasz, bo oczyściliśmy dom nasz (Polskę) i przyjmujemy Cię nie na
chwilę, lecz na zawsze. Wejdź, Ojcze, i pozostań z nami, bo Ty jesteś
oczekiwaniem naszych serc".
Wtedy miłość moja wyleje się na wasz biedny, smutny kraj i przemieni
go
w ojczyznę pokoju, radości i wdzięczności. Pragnę tego, lecz wola wasza
otworzyć się musi na wolę moją. Tym szybciej stanie się to, im szybciej
poznacie miłość moją do was, do całego narodu. Dlatego liczę na was,
dzieci, bo jeśli wielcy nie chcą, to mali, pokorni i nieznani
poprowadzą dzieło moje, bo ich za najbliższych sercu mojemu (za
najbliższych przyjaciół, tak jak Apostołów) uznam i
błogosławieństwem
obejmę. I nic im zbyt trudne nie będzie.
Pragnę, abyście wysłuchali Mnie, kiedy spotkacie się jutro, a ty,
córko, wytłumacz wszystko, co mówię ci, tak jak to zrozumiałaś.
Macie się stać
żołnierzami moimi
2 III 1987 r.
Spotkaliśmy się z Grzegorzem, który
zakończył przepisywanie fragmentów
z „rozmów z Panem"; utworzyły one wybór „Pan mówi nam". Pan udziela nam
wskazówek:
— Posłuchaj, Aniu. Chcę, żebyście wiedzieli, że czasu jest już
bardzo
mało. Dlatego przygotowujcie się na spotkanie z Papieżem tak, jak ci to
już mówiłem, jak na przegląd armii przygotowanej do walki. Z tym, że
walczyć będziecie przede wszystkim o moje prawa. Dlatego szkolcie się i
szkolcie innych tak, jak przygotowuje się rekrutów, aby się stali
sprawni.
Macie się stać żołnierzami moimi. Bierzcie wzór z Jezusa i stawajcie
się do Niego podobni: w bezinteresowności, w niemyśleniu o
zabezpieczeniu się, w pragnieniu niesienia natychmiastowej pomocy tym,
którzy potrzebują jej, a są obok was. W zjednoczeniu ze Mną będziemy
służyć razem tym wszystkim, którzy przygotować się nie zdołali. Pragnę,
abyście byli mężni, pełni nadziei, nie ulegający depresjom i lękom.
Chcę, abyście roztaczali mój pokój, abyście myśleli o tym, że jesteście
rozdawcami mojej pomocy. Dlatego okres postu poświęćcie pracy nad
hartowaniem się i wprawianiem (we władaniu sobą). (...)
Moje dzieci. Mówcie o tym, że Ja na was liczę i że moja pomoc
uzależniona jest od waszej postawy pomocy bliźnim. Jeżeli wy zajmiecie
się przede wszystkim dbałością o bezpieczeństwo własne (i waszych
rodzin), Ja pozostawię was waszemu sprytowi. Ale tym, którzy będą
działali w imię moje, obiecuję mój współudział; a któż może
zwyciężyć Boga?
To mówię ci, synu, żebyś wpisał te słowa na początku wyboru
tekstów...
Dziękuję ci, synu, za to, co zrobiłeś dla Mnie, i teraz, proszę,
odpocznij. Jeszcze nam czasu wystarczy.
Ostrzeżenie dla
chrześcijan, którzy oddali swe życie na służbę Bogu
4 III 1987 r., Środa Popielcowa
W czwartek mieli przyjść do mnie
prowadzący z pewnej wspólnoty
modlitewnej, aby razem się modlić, bo we wspólnocie panuje stagnacja i
jest zniechęcenie... i nie ma służby. Chcemy prosić Pana o radę. Na
początku zwracam się do Pana z prośbą, żeby wskazał mi, czego chce ode
mnie. Pan wskazuje Pismo święte. Otwieram na Izajaszu — wstęp i
omówienie jego działalności. To mi uprzytamnia, że nie przepisałam tych
wersetów, które mi Pan wskazywał wraz z Jego tłumaczeniem. I robię to
zaraz, bo zapomniałam, że Pan mi to polecił. (Uwaga późniejsza: z tych
komentarzy Pana powstał tekst „Czytamy Księgę Izajasza z Panem" —
zamieszczony w Dodatkach w niniejszym tomie).
— Moja córko! Dobrze, że spisałaś to, co wam mówiłem. Teraz (przy
dalszym czytaniu Izajasza) mówię do ciebie, bo już zrozumiałaś, jak
mówię przez proroków. To były moje słowa potwierdzające wszystkie moje
zamiary podane wam uprzednio. Teraz posłuchaj Mnie uważnie:
— Od dzisiejszego dnia zaczyna się wasz okres przygotowania dusz na
godne przyjęcie — z wdzięcznością i uwielbieniem — mojej Ofiary za was.
Jeżeli nie będziecie gotowi, a więc oczyszczeni i odmienieni, nie
będziecie zdolni zmartwychwstać wraz ze Mną i wasze wyzwolenie odwlecze
się. Wzywam was do usilnej pracy nad sobą, do uczciwego spojrzenia na
siebie. Mówicie, że Mnie służycie, że Mnie oddaliście swoje życie.
Jednak prawda jest ta, że dla niejednego z was prawdziwym „bogiem"
(bożkiem) jest on sam! Wasza własna osoba jest ośrodkiem waszych
zainteresowań, zabiegów i wysiłków — analizujecie wciąż siebie i tylko
siebie i wciąż drżycie o to, aby nie stała się wam krzywda, abym wam
czegoś nie ujął, gdy wy pragniecie wciąż coś sobie dodawać, zyskiwać i
rosnąć we własnym mniemaniu i w opinii świata. Jeżeli nie odwrócicie
się od zabiegania o to wszystko, co wam jest przyjemne, co
upodobaliście sobie i w sobie, Ja odwrócę się od was i pozostawię was
waszym własnym planom i pragnieniom, ponieważ nie zniosę dłużej
kłamstwa i obłudy. Przed światem ukazujecie się jako słudzy moi, a w
myślach zdradzacie Mnie, i liczyć na was nie mogę.
Zbieram teraz wojska moje i wśród przyjaciół moich pozostawię tych
tylko, którym na planach moich dla waszego narodu zależy, i którzy będą
im służyć, nie zaś sobie. Pamiętajcie, że znam swoich i czytam w
sercach waszych. Jesteście wygodni, ospali i gnuśni, leniwi w służbie
bliźnim, w miłowaniu bliźniego i w wysiłkach wymagających od was
poświęcenia waszego czasu i sił. Spieszycie tam tylko, gdzie was widać
i gdzie spodziewacie się uznania. Cichego trudu i zmęczenia unikacie, a
rzeczywistych potrzeb bliźniego staracie się nie zauważać. Teraz, kiedy
jesteście silni i sprawni, boicie się ciężarów i macie zawsze mnóstwo
wymówek i usprawiedliwień na własną obronę. Co będzie z wami, kiedy
staniecie się starzy i słabi? Jak mogę polegać na was? Powiedziano wam:
„jedni drugich ciężary noście", a wy wciąż widzicie tylko własne i
radzi byście przerzucić je na innych. A przecież to Ja sam żyję w
bliźnich waszych potrzebujących was. I Ja nie otrzymuję od was żadnej
pomocy prócz słów...
Dałem wam słowa moje. Praktykujcie je!
Mówię to wam, aktywnym członkom mojego Kościoła, członkom wspólnot i
ruchów, prowadzącym innych i nauczającym ich. Czegóż to uczycie?
Podziwiania was i wielbienia waszej wiedzy i umiejętności, waszego
oddania — Mnie? A kiedy przychodzi do działania, nie widać was. Wy
przygotowujecie dalsze wypowiedzi i to was tłumaczy. Dookoła was pełno
jest potrzeb — ludzi samotnych, chorych, kalekich, opuszczonych. Pełne
bólu szpitale, rozpacz umierających w Instytucie Onkologii, płacz w
domach dziecka, gdzie zamierają z braku miłości serca moich
najmłodszych dzieci. Są domy odrzuconych — starych i niepotrzebnych
nikomu, ale nie Mnie. Cierpię w nich i oczekuję was. A wy schodzicie
się lata całe „w imię moje", aby spotykać się ze sobą dla własnej
przyjemności. Ja udzielam się wedle siły waszej miłości bliźniego,
waszego pragnienia służenia Mnie. Chciałem mieć was naczyniem moich
łask, wypełniać was tak, by moje światło, moja radość i nadzieja
przelewały się i spływały z waszych rąk w głodny Mnie świat. A wy
przychodzicie — każdy z małą buteleczką — by zaczerpnąć ze Mnie
troszeczkę, na własne potrzeby, i niesiecie mój dar, by go zamknąć i
używać we własnym domu. Ja pragnę dawać zawsze, nieustannie i
wszystkim, którzy potrzebują. Wy, moje dłonie — zaciskacie je. Jeśli
potrzebujecie Mnie, to tylko dla siebie i „swoich".
Umniejszacie szczodrobliwość moją, ograniczacie miłość, którą
składam w
was.
Nie jesteście Samarytaninem — wy nie chcecie zauważyć rannego i
bezsilnego, bo to by was kosztowało wiele czasu, kłopotu i trudu. A to
Ja sam leżę i krwawię na oczach mojego — podobno — Kościoła... Czegóż
mam się po was spodziewać w ciężkich dniach grozy? A one są już w
drzwiach i tym razem nadchodzą nieodwołalnie. Ostatni czas, jaki wam
daję, już jest!
Starajcie się; rośnie się — czynem. Uświęcam was w służbie mojej, a
nie
— na fotelu. Jeśli pozostaniecie nadal w martwocie, rozegnam was i
zostaniecie sami, każdy z własnym lękiem, a Ja znajdę sobie synów
nowych, którzy nie tylko będą wołać: „Panie, Panie", ale będą wypełniać
wolę moją.
Wy mówiliście, że oddajecie Mi swoje życie. Jeśli jest to prawdą,
służcie miłości, tej jaką wam daję, kochajcie Mnie w bliźnich waszych.
Jeśli nie chcecie, powiedzcie Mi już, teraz: „Nie wiedzieliśmy, co
robimy", i odejdźcie z tej pozornej służby całkowitego oddania się Mnie
ku swoim sprawom, a Ja was ścigać nie będę. I nie potępię. Daję wam
ostatni czas wyboru.
To, Anno, przeczytaj im jutro, ale najpierw słowa moje, którymi
objaśniałem ci Izajasza. Bo wciąż Mi nie odpowiadacie — „ze Mną, czy
przeciwko Mnie" iść chcecie? Dlatego, jeśli wasz naród ma ocaleć,
opowiedzieć się za Mną powinni ci, którzy rozumieją swą
odpowiedzialność, którzy znają Mnie i wiedzą, czego Ja od was pragnę,
bo czytają Pismo moje. Mnie nie potrzeba wielu, ale chcę pełnej służby,
pełnego oddania. Pragnę, aby Polacy chcieli Mnie swoim Królem uczynić i
panowaniu mojemu powierzyć swoją Ojczyznę z pełnym zaufaniem, wierząc
w miłość moją i współpracując z nią. Jeśli tak wielu jest wśród was
zniewolonych, ślepych i głuchych, tym bardziej starać się o łaskę moją
powinni dojrzali i świadomi, bo jedni za drugich prosić możecie i jedni
drugich — ocalić.
Pragnę wylać na was morze łask, ale dary moje muszą być podjęte i
wykorzystane. Kto ma być rozdającym, jeśli nie ten, który przyjaźń
zawarł ze Mną? A jeśli będzie leniwy, wygodny i zimny, nie rozda dóbr
moich, ale przywłaszczy je sobie lub zmarnuje...
Dlatego tak twardo do was mówię. Nie pora jednak na troszczenie się
o
siebie u tych, o których Ja sam się troszczę, gdyż oddali Mi siebie. I
jeśli rzeczywiście Mi wierzą — powinni pozostawić Mi siebie, a szybko
rozpocząć starania o dobro bliźnich swoich, aby być gotowym do walki o
szczęście waszego narodu. Potrzeba Mi żołnierzy dobrze wyszkolonych w
służbie Miłości — a nie rekrutów. Ćwiczcie się codziennie, a jeśli ktoś
powie, że nie ma warunków ani czasu, Ja odpowiadam już: „Odejdź, synu,
i przestań się łudzić, że Mnie służysz, bo kiedy przyjdzie czas grozy,
głodu i niewygód, tym bardziej warunków ani czasu nie znajdziesz.
Odejdź i nie zakłamuj się, że tylko Mnie służyć pragniesz, a wtedy
odpowiadać przede Mną nie będziesz".
Wszystko, co jest teraz poruszeniem serc ku Mnie w ojczyźnie waszej,
Ja
sprawiam, aby was przysposobić do służby mojej. A czynię to dla was,
dla wyzwolenia i szczęścia waszego. Czyż tego nie rozumiecie...? Czy
nie powinniście stawać przy Mnie ochoczo, mężnie i licznie? Bez waszej
woli, waszych wysiłków i waszego udziału nie uratuję was. Nie dlatego,
że nie mogę, lecz dlatego, że będzie to dowód, że wolności nie
pragniecie, Polski nie kochacie, a moje przyjście, moja obecność, moje
rządy miłości nie są wam potrzebne.
Nie chciany nie przyjdę. Potrzebne jest Mi wasze wezwanie —
pragnienie
miłowania, i dowód — czyny miłości i miłosierdzia. Wytłumacz to.
Możecie być — jeśli
zechcecie — ludem moim
14 III 1987 r., sobota, Warszawa
Przed przyjazdem ojca Jana Pan mówił,
czego oczekuje od Pasterzy w
Kościele. W związku ze zbliżającą się II wizytą Papieża w Polsce Pan
mówił, że nie chce przygotowań formalnych, zewnętrznych, lecz oczekuje
przygotowania serc. Pan powiedział wtedy m.in.:
— Ja jestem Miłością, przybywam, aby darzyć miłością i od was
oczekuję
miłości, tylko miłości i niczego prócz miłości. Jeżeli zastanę waszą
miłość oczekującą na Mnie, zapraszającą Mnie do waszych serc i
spodziewającą się ode Mnie wszystkiego, o czym marzycie, czego
jesteście spragnieni — dam wam wszystkie przeznaczone dla was dary
moje, wyleję na was Ducha mojego, nasycę was moją mocą, uzdrowię i
wyzwolę.
Przybywam, aby zawrzeć z narodem waszym nierozerwalne przymierze.
Ja, Bóg wasz i Zbawiciel wasz zapragnąłem wziąć was w szczególną
opiekę, ochronić, uratować w światowej pożodze i poprowadzić:
— abyście byli świadectwem miłosierdzia mojego dla ufających i
polegających na nim — na oczach świata, który wyparł się Mnie i sam
stanie wobec zagłady, bez wiary i bez nadziei;
— abyście świadczyli miłosierdzie światu, jak na lud mój przystało;
— abyście stali się prawdziwie ludem moim, darzącym się wzajemnie
dobrocią, pomocą, miłosierdziem i miłością, które w was rozpalę;
— abyście się społecznie miłowali;
— i abyście dla wszystkich ludów stali się przykładem i wzorcem, z
którego czerpać będą i korzystać, wedle niego budować nowe, prawidłowe
formy życia społecznego i doskonalić je.
Wy możecie być — jeśli zechcecie — ludem moim. Wśród was zamieszkać
pragnę Ja, który was do bytu powołałem, strzegłem, ocaliłem po
wielekroć i teraz ocalę, a upodobawszy was sobie, sam was nauczać
pragnę, karmić miłością i uczyć radości, pokoju i szczęścia współpracy
ze Mną. Jeśli opowiedzą się za Mną serca wasze — tak stanie się.
Teraz jest ostateczny czas wyboru waszego. Czekam z zamiarem moim
na
wspólną wolę waszą...
Wspomagać was będę
wedle waszych wysiłków — nie inaczej
24 III 1987 r.
Spotykamy się w kilka osób. Mówimy o
doświadczeniach ostatnich dni, o
działaniu Pana i działaniu szatana. Prosimy za potrzebujących, za tych,
których nie lubimy, którym trudno przebaczyć, i za nas samych, o
prostotę, o uwolnienie od zmartwień. Dziękujemy za łaski, za Jego
działanie w nas i wokół nas. Prosimy o oddalenie wojny i kataklizmów.
Pan mówi:
— Czy wiesz, synu, ile lat czekałem na wasze (ludzkości) nawrócenie,
jak zwlekałem? Jak bardzo współczuję tym wszystkim, którzy będą musieli
przejść przez lęk, przez grozę. Powiedziałem wam: „już jest
przesądzone", ale wy proście, proście, abym złagodził nieszczęścia,
proście, abym zmiłował się, proście o to, abym znalazł w mojej
ludzkości dobrą wolę, bo Ja mogę zmniejszyć niszczycielskie działanie
żywiołów, jeśli zwrócicie się do Mnie.
Tam, gdzie się Mnie oddacie w opiekę, zwrócicie się do Mnie, gdzie
będziecie wzywać Mnie, żałując za całą złość waszą, tam Ja uciszę
żywioły i wprowadzę mój pokój. Wy zwłaszcza pewni bądźcie mojej opieki
i pomocy. A kiedy przez ziemię będzie się przewalało szaleństwo
żywiołów, wy nieustannie proście Mnie za ginących w tym czasie braci
waszych. Tego się spodziewam po was: współczucia, orędownictwa,
nieustannych próśb — bo jeśli nawet zginą, to wtedy Ja będę przy nich i
sam ich przeprowadzę przez śmierć. Spodziewam się, że w tym czasie wy
będziecie trwali przy Mnie i swoją czynną postawą byli Mną samym
ratującym, pocieszającym i przygarniającym („Żyję już nie ja, lecz żyje
we mnie Chrystus ). Czy mogę się po was tego spodziewać...?
Kiedy się z wami spotkam (7 IV 87),
chciałbym usłyszeć od was, jak
próbowaliście, co się wam udało, a w czym natura wasza stawiała Mi
największy opór. Wtedy będę mógł uzdrowić w was to wszystko, co jest
chore.
Otwieramy Pismo święte: Obdarzenie
życiem nadprzyrodzonym — Rz 8, 1-13
— Życie według Ducha. Pan dopowiada jeszcze:
— Wspomagać was będę wedle waszych wysiłków, nie inaczej.
Kończymy
dziękczynieniem.
Ja sam będę twoim
nauczycielem i mistrzem
5 IV 1987 r., niedziela, Warszawa
— Panie, dlaczego tak trudno mi pisać? Dlaczego nie wiem, co robić,
od
czego zacząć i co jest najważniejsze teraz? (Chciałam się przygotować —
wedle życzenia Pana dla nas — na okres Wielkiego Postu, ale nie
wiedziałam jak).
— Najważniejszy, Anno, jestem Ja i nic w twojej pracy nie jest
ważniejsze ponad zwrócenie się do Mnie. A skoro masz tak wielką łaskę,
że możesz zwracać się do Mnie spodziewając się odpowiedzi, czemu nie
korzystasz?
Nieprzyjaciel wasz wie dobrze, co jest najistotniejsze w twojej
służbie
i stara się przekreślić ją pozostawiając to tylko, czym on sam
posługuje się — ślepe posłuszeństwo. Ty zaś wiesz, że Ja nie narzędziem
pragnę cię mieć, a przyjacielem, że chcę twojej ufności, zrozumienia,
wymiany myśli, rozmowy. Czemuż więc samą siebie poniżasz traktując się
jak przyrząd, którym Ja się posługuję...?
Jesteś atakowana, i to bardzo silnie. Twoje siły tu nie wystarczą,
lecz kiedy wzywasz Mnie i prawdziwie
Mnie pragniesz, jestem, a wtedy
nikt przeszkodzić nam nie może ani zaszkodzić ci. Wiesz o tym, a wciąż
chcesz radzić sobie sama.
— W ten sposób szkodzę sama sobie?
— „Szkodzisz sama sobie"? Tak nie jest. To on chce zniszczyć cię
odrywając ode Mnie. Ty zaś poddajesz się, zamiast walczyć. Wiem, Anno,
że zamęt wprowadzają w twoją koncepcję „pracy nad sobą" przeróżne rady,
pouczenia i wymagania, o których słyszysz i czytasz. Nie wiesz, z
których korzystać, z czym walczyć najpierw, co jest dla ciebie
największym złem, a co mniejszym, co pierwsze, a co ostatnie. Ten zamęt
w tobie wróg twój wytwarza i powiększa do tego stopnia, że czujesz się
osaczona, zdezorientowana i wtedy poddajesz się.
Dlatego teraz Ja sam będę twoim nauczycielem i mistrzem. Bo tylko Ja
wiem, jaką pragnę cię mieć, odkąd powstał mój zamysł i stał się faktem,
odkąd istniejesz jako istota duchowa, nieśmiertelna, swobodna w swoich
wyborach, ale poszukująca Mnie i tęskniąca do mojej miłości — tak jak
Ja oczekuję twojej. Powstałaś przecież do istnienia z mojej miłości do
ciebie. Ona trwa, zawsze ta sama: mocna i niezmienna. Jesteś dzieckiem
mojej miłości i nigdy nie wychodzisz spod tarczy mojej opieki, choć
wolno ci żyć jak chcesz.
— Dlaczego właśnie ja mam być prowadzona specjalnie? — pomyślałam.
— Pytasz, dlaczego właśnie ty masz być „specjalnie" prowadzona. Bo
dałem ci, córko, „specjalnie" wielki ciężar, a ty pomimo upadków i
nieustającego cierpienia, które ci towarzyszy...
— W czym najbardziej?
— W całej twojej naturze, dziecko.
...nie odrzucasz swojego zadania i nie chcesz Mnie zawieść. Więc i
Ja
nie zawiodę cię.
Posłuchaj moich wskazówek potrzebnych tobie:
1. Ja i tylko Ja jestem twoim mistrzem, przyjacielem i Ojcem!
2. Tylko ode Mnie spodziewaj się nauki, pomocy, wytłumaczenia
trudności, obrony i opieki — wszystkiego!
3. Odłóż teraz wszystkie książki (duchowe), nauki, pomoce duchowe i
nie
słuchaj pouczeń innych (poza twoim spowiednikiem, któremu możesz
przedstawiać do wglądu to, co ci mówię, zawsze, na jego życzenie).
4. Pozostaw tylko Pismo święte i słowa moje, które mówiłem ci
osobiście
dla ciebie. Czytaj je, a zobaczysz, jak mało stosowałaś się do nich,
jak je lekceważyłaś. W czytaniu wzywaj Mnie na pomoc w zrozumieniu i
pragnij, aby one nasycały cię, a Ja będę z tobą.
5. Niech to będzie nauka we dwoje. Dlatego miej otwarty zeszyt i
pytaj
Mnie lub też Ja sam zwrócę twoją uwagę na to, co zechcę.
6. Weź pod uwagę wskazówki z Księgi Syracha i według nich układaj
dzień. Wypisz je sobie i miej przed oczyma.
7. Według nich rozmawiaj ze Mną. Pragnę, aby modlitwy twoje były
szczere, bezpośrednie, nie wyuczone, a twoje, z tej chwili, w której
się zwracasz do Mnie.
8. Natomiast wtedy, kiedy modlisz się modlitwami Kościoła (we
wspólnocie ludu Bożego, przede wszystkim na Mszy świętej),
włączaj w
nie cały mój Kościół — w pełni! W łączności z moim niebem ogarniaj
orędownictwem wszystkich obecnie żyjących oraz pokutujących (w
czyśćcu) w oczekiwaniu na wejście do mojego domu: oni wszyscy
potrzebują miłosierdzia i przebaczenia waszego.
9. Kiedy dzień rozpoczniesz od zwrócenia się do Mnie, pamiętaj, iż
spodziewam się w nim twojej służby. Dlatego kiedy otworzysz zeszyt w
ciągu dnia, rozpocznij od postawy sługi: „Oto jestem"...
10. A jeśli będę chciał mówić przez ciebie, nie martw się o
niewypełnienie innych punktów, gdyż jest to twoja służba bliźniemu;
zaś Samarytanin nie tłumaczył się służbą w świątyni, lecz działał.
To jest teraz twoje działanie.
Czy zrozumiałaś moje intencje, córko?
— Tak.
— Zacznijmy więc od zaraz.
Powtórki z dawnych
rozmów
6 IV 1987 r., poniedziałek,
Warszawa
— Oto jestem, Panie.
— Dzisiaj będziemy czytać od nowa moje rozmowy z tobą. Przygotuj
zeszyt.
Na początku „Rozmów" ojciec Ludwik
tłumaczył mi potrzebę zwracania się
wprost do Pana i zachęcał do tego.
— Panie, już pięć lat temu ojciec Ludwik mówił mi to, co Ty dzisiaj,
a
ja jeszcze nie nauczyłam się tej codziennej, stałej rozmowy. Już wtedy
oczekiwałeś mojego pragnienia bycia z Tobą, a ja zadowalałam się
biernym słuchaniem. A poza tym czasem byłam tak daleko od Ciebie. Co
więc mam robić, aby teraz było inaczej?
— Przeczytałaś, więc już wiesz, że ważna jest twoja postawa, twoje
pragnienie nasycenia się, poddania działaniu moich słów. Na dzisiaj
dosyć. To, co obiecałem ci, uczynię, bo nie odrzuciłaś swojej służby —
i widzisz, ile zrobiliśmy wspólnie.
— Tak, służyłam Ci, ale dla Ciebie samego nie miałam czasu. Nie
umiałam
rozmawiać w ciągu dnia i trwać przy Tobie. I nadal tego nie umiem.
Pomóż mi, Jezu.
— Na pewno ci pomogę. Właśnie rozpoczynam nowy rozdział naszej
nauki.
Jestem Tym, który kształtuje człowieka, gdy on tego zapragnie. Jestem
rzeźbiarzem dusz. Jeżeli chcesz, uzyskasz kształt, jaki zapragnąłem ci
nadać. Staniesz się w pełni sobą, córko.
— Bądź wola Twoja we mnie. Pragnę świadczyć o Tobie, a nie
odstraszać
od Ciebie. Chcę być zawsze z Tobą, dla Ciebie żyć. Ty wiesz.
— Beze Mnie nie potrafisz zmienić się; ze Mną — to łatwe. Tak będzie.
9 IV 1987 r., czwartek, Warszawa
— Wiesz, Panie, że byli u mnie ludzie przez te trzy dni. Czy to jest
też moja służba?
— A jak ty sądzisz?
— Uważam, że tak i daję im swój czas: tyle, ile potrzebują. Dzielę
się
z nimi Tobą.
— O to właśnie chodzi, córko. Masz się dzielić tym, co ci mówię, bo
po
to mówię, abyś niosła moje słowa. Jesteś moim posłańcem, tym, który
oznajmia moje słowa wedle waszych warunków. Zanieś ojcu Walerianowi
to, co macie, a jeśli Grzegorz będzie mógł, niech jedzie z tobą, bo on
potrafi przekazać ojcu Walerianowi, jak ludzie reagują na moją miłość.
Teraz zaś weź zeszyt „Rozmów": będziemy czytać.
Przeczytałam II rozmowę z 6 X 1982 r.
(patrz I tom „Bożego wychowania
). Pan powiedział o tekście „Propozycje z pozycji polskich" (patrz
Dodatki w niniejszym tomie):
— Zależy Mi na tym, aby ten tekst, pojednawczy i przemawiający do
was
jako Polaków, rozszedł się szeroko i dopomógł wam; po to jest podany.
— Panie, kiedy Ty mówiłeś, że pragniesz przeze mnie udowodnić nam,
jak
bardzo chcesz nam pomagać, Ty już myślałeś o „Słowach", o „Pozwólcie
ogarnąć się Miłości" — a mnie do głowy nie przychodziło, że to jest
możliwe.
— Słowa już ci podałem i obserwowałem pilnie, czy cię nie znudzę,
ale
ty byłaś przygnębiona tym tylko, że nie są one nikomu potrzebne. A
teraz — widzisz? — są czytane. A to dopiero początek. Nie sądź też, że
już nic ci nie podam. Wiele pragnień moich czeka na was, aż dojrzejecie
do przyjęcia ich.
12 IV 1987 r., Niedziela Palmowa,
Warszawa
W piątek 10 IV miałam dziesięć godzin
sprzątania, a w sobotę nie miałam
na nic sił. Najgorsze, że odczuwałam tak silną potrzebę bycia samą, jak
inni odczuwają głód czy pragnienie. Ale nie zwróciłam się do Pana.
Zmarnowałam ten dzień.
— Teraz staję przed Tobą i pytam, co dzisiaj powinnam robić.
— Moja córko, za dużo czasu nie masz, więc wróć do czytania „Rozmów".
Po przeczytaniu przeze mnie III rozmowy
zapytałam Pana:
— Chciałabym spytać Cię, Panie, czy teraz, kiedy powiedziałeś nam
(na
spotkaniu modlitewnym), że chcesz uzdrawiać w nas to, co chore, jeśli
cię o to poprosimy, czy mam Ci powiedzieć, co mnie dręczy, czy też
przyjąć cierpienia jako krzyż. Ale czy wady takie jak niecierpliwość,
porywczość — czy to naprawdę „muszę" znosić? Czy też starać się
zmienić? Ale bez Ciebie jest to niemożliwe. To są zastarzałe cechy
charakteru. Sama nie dam sobie rady.
— Moja mała córeczko. Wiem, że motywacją twoją jest lęk przed
psuciem
naszej wspólnej pracy i obawa przed urażeniem innych ludzi. A więc
proś, proś o odsunięcie wszystkiego, co ci w pracy twojej dla Mnie
przeszkadza. Proś, bo teraz nadchodzi dla was czas łaski. A skoro ty od
tak dawna pracujesz — dla was wszystkich! — masz też prawo prosić Mnie
i być wysłuchana. Teraz wszystkich was pragnę przemienić. Dlaczegóż
ciebie miałbym pominąć? Przygotuj się na ten dzień i mów to innym. Chcę
być waszym wyzwolicielem, waszym lekarzem i uzdrowicielem.
Wykorzystajcie łaskawość moją.
13 IV 1987 r., poniedziałek
Wielkiego Tygodnia, Warszawa
Pan wskazuje na czytanie „Rozmów".
Przeczytałam rozmowę IV (tę rozmowę
powinnam czytać stale).
— Zawsze jest to samo, od początku wojny (II światowej). Pragnę umrzeć
dla Ciebie i być z Tobą i z taką samą mocą pragnę zrobić dla Ciebie —
tu — jak najwięcej. Wciąż tak mało robię, a tak bardzo chcę pomóc Ci
otworzyć oczy ludziom na Twoją prawdziwą obecność, miłość, bliskość. A
oni nie dbają o to. Wiem, że tak mało zrobiłam, a i to, co zrobiłam,
Tyś sam mi dał. Przecież ja tylko przekazuję Twoje słowa, usiłuję
pozyskać ludzi dla Ciebie, a oni czasem łaskawie raczą przeczytać,
częściej — nie, a prawie nikt nie zachwyca się Twoją miłością do nas.
Bo przecież tylko z miłości ostrzegasz nas, przygotowujesz, tłumaczysz
i napominasz. Twoje miłosierdzie przebija z każdego zdania, Twoja
troska i ojcowska opieka są widoczne!
We wszystkim, co cię
spotyka, upatruj miłości i woli mojej
15 IV 1987 r., wtorek, Warszawa
— Proszę Cię, Panie, pomóż mi. Proszę Cię o spokój i proszę Cię,
poradź, co robić z rekolekcjami, żeby ludzie mogli korzystać z pomocy
ojca Jana. Ta osoba stara się szkodzić i Zbyszkowi, i Ojcu. (...) A Ty,
Panie, patrzysz na to i nic nie robisz. Dlaczego?
— Anno, Ja widzę i wiem wszystko o waszych działaniach i ich
motywach.
Chcesz, abym zawsze wspomagał dobro, a nie dopuszczał do działania zła?
Moje działanie jest inne. Przez wasze wybory, które odbywają się wśród
przeciwności, w walce, wykazujecie, na czym wam naprawdę zależy: na
pełnieniu woli mojej czy też własnej. Dla Mnie istotny jest wasz wybór
— każdego z was, i M. również. Wybory wasze osądzą was w moich oczach.
Nie zabraniam wam ich ani nie przeszkadzam. Macie wolność działania.
Dobrzy w trudnościach się „szlifują". Złe zamiary szkodzą tym, którzy
je wprowadzają w czyn. Lecz Ja chcę, ażeby ujawniły się w pełni, ażeby
ich szkodliwość stała się jawna. A „poszkodowanym" sam krzywdę
naprawiam.
Nie zalecałem wam nigdy, abyście pogodzili się ze złem, przeciwnie,
walczcie z nim, lecz walczcie moimi metodami. Za M. trzeba się modlić i
ty to powinnaś rozumieć. A teraz oddaj Mi ją, a także cały twój dzień
dzisiejszy i niczym się nie martw, bo Ja jestem z tobą i sił ci dodaję.
Po południu będziemy czytać „Rozmowy".
Przeczytałam rozmowy V i VI. Pan uczył
mnie miłości bezinteresownej na
przykładzie miłości do Polski (w czasie wojny). Czytając dodałam w
myśli, że nie tylko byliśmy gotowi oddać życie; służbę w konspiracji
uważałam za zaszczyt i łaskę. Pan zaczął rozmowę:
— Dałem ci przykład miłości do ojczyzny — w okresie wojny.
Powiedziałaś
Mi, że służba — dla Polski! — była zaszczytem. A dla Mnie...? Tu
zobaczyłaś od razu obraz twoich „puszących się" i zarozumiałych
współbraci, którzy pysznią się przywilejami w moim Kościele i
„zaszczyt" ujrzałaś jako „czerpane korzyści". Dlaczego, córko?
— Bo myśmy ginęli i byli gotowi wszystko dać dla niej, a oni chcą
brać,
zagarniać; sami sobie biorą zapłatę. Chyba dlatego trudno mi określić
służbę Tobie, Panie, jako zaszczyt i łaskę.
— Tak, córko. Widzisz, to, co najgorsze w moim Kościele, najbardziej
jest widoczne i najboleśniejsze dla Mnie i dla przyjaciół moich. Ale
mam ich wielu, a dlatego właśnie, że naśladują moje życie, nie widać
ich. Wiesz, dla nich Ja tak jestem ważny, że nie myślą o sobie, a o
tym, aby być Mi użytecznymi, aby jak najwięcej zrobić dla innych —
wedle własnych umiejętności. I oni są szczęśliwi, że mogli Mi się
przysłużyć. Czy tak bardzo są różni od was z okresu wojny?
— Nie, Panie, tylko my jeszcze służyliśmy „przeciw sobie".
Myślałam o tym, że my (wtedy
zresztą duchowni podobnie jak świeccy) „w
zamian" mieliśmy w perspektywie śmierć, tortury, kalectwo, wiezienie
albo obóz — w pełni anonimowości — a wielu z tych, którzy teraz
oficjalnie służą Panu, żyje w uprzywilejowanych warunkach materialnych
mając ponadto możliwości zrobienia kariery i zyskiwania honorów i
godności.
— Tak, ale wśród nich (z okresu wojny) tylu było moich sług. Ojciec
Maksymilian to jeden z tysięcy... Chcę ci wytłumaczyć, Anno, że ten,
który prawdziwie Mi służy, służy z miłości i żadne warunki zewnętrzne,
nawet najgorsze, tego nie zmienią. To właśnie będziesz mogła zobaczyć w
najbliższym czasie. A inni odpadną, będą szukać bezpieczeństwa dla
siebie w lęku i niepokoju. Tylko ten, kto kocha świadomie DOBRO przez
siebie wybrane, ten może wszystko wytrzymać i pozostać sobą nie
zmieniając swojej postawy.
Ty, Anno, nie zmieniłaś się pomimo tylu lat ciężarów, smutku, trudu,
samotności i niepowodzeń. Czy sądzisz, że te dziesiątki lat są dla Mnie
dowodem mniejszym niż kilka lat ryzykowania życiem, kiedy nadzieja była
przed wami? (Obraz wschodu słońca).
Nie, córko, są o wiele większym
dowodem twojego wyboru. Przecież w służbie Mnie „przez Polskę" — jak
mówisz — tyś dała całe życie, dziesiątki lat; tak, bo tu cię chciałem
mieć i taką cię przygotowywałem. Nie szukałaś nagrody i zapłaty.
Dlatego przyniosłaś Mi chwałę, boś uznała za zaszczyt i łaskę służenie
Mi. Dlatego posiadasz moją miłość. Polegam na tobie. Dumny jestem i
szczęśliwy, córko, że ty, taka drobina, taka słabość, stanęłaś do walki
o prawo służenia Mi przeciw całemu „światu" (jak u Pawła). Nie dałaś
się ugiąć ani odwrócić i nikt nie zdołał cię przemienić lub zniechęcić.
Bez pewności, w ciemnościach i smutku trwałaś przy tym, coś uznała i
umieściła w swoim sercu i, nie wiedząc o tym, przygotowałaś Mi w nim
tron.
Ty widzisz swoje słabości i zaniedbania, a Ja widzę twoją miłość i
ją
tylko biorę pod uwagę. Dlatego właśnie, że u ciebie jest ona „pomimo
wszystko" i „na zawsze" — jest wierna sobie.
Córko, chcę ci dzisiaj powiedzieć, że kocham cię miłością Ojca,
którego
nie zawiodłaś. Z dziecka stałaś Mi się przyjaciółką, i będę tak dzielił
z tobą szczęście i chwałę moją, jak ty trwałaś w samotności, w
cierpieniu i długim oczekiwaniu.
Pomyślałam, że nie wiem, czy nie umrę.
Miałam skierowanie do przychodni
onkologicznej na badania na 17 IV (wykazały, że nie ma objawów, ale
wtedy nie wiedziałam o tym, a teraz czuję się źle i bardzo słabo).
Powiedziałam to Panu myśląc, że Pan przesuwa terminy, i tyle osób z
tych, które miały współpracować — bo tak mówiono — nie doczekało, wiec
i ja mogę być w tej sytuacji. Dwadzieścia lat czekałam na rozpoczęcie
zapowiadanego oczyszczenia ziemi, ale Pan, który zna przyszłość ludzi,
lituje się nad nimi, bo wie, jak będą ginąć w przerażeniu i nie
przygotowani, a przecież tysiące z nich — w grzechu i nienawiści. To
wszystko przemknęło mi przez głowę. Pan powiedział:
— Zaufaj Mi, Anno. To, co sam ci obiecałem, bez próśb twoich, to
otrzymasz. Bo bardzo potrzebna Mi będziesz teraz właśnie:
przygotowywałem cię wiele lat do takiej współpracy. Wiem, czego serce
twoje pragnie. We wszystkim, co cię spotyka, upatruj miłości i woli
mojej. Ja cię nie skrzywdzę, dziecko, Ja cię pocieszę i uszczęśliwię.
Teraz zaś mówię ci: „Nie bój się. Ten, który cię kocha, jest przy tobie
i czuwa nad tobą. Ufaj Mi i pozostawaj w moim pokoju. Daję ci go".
Wieczorem wróciłam do tych słów z obawą.
— Wiesz, Panie, bałam się, że piszę sama do siebie, bo te słowa są
„za
dobre". Teraz, kiedy je przeczytałam ponownie, wzruszyły mnie bardzo.
Ty nas naprawdę zupełnie inaczej widzisz niż my sami siebie. Ja widzę w
sobie mnóstwo wad, niedociągnięć i zaniedbań — i wiem, że to prawda.
Dziękuję Ci.
— Córeczko! Za mało miałaś w swoim życiu słów miłości. Innym
przekazujesz je ode Mnie, prawie codziennie, a sama miałabyś nigdy ich
nie otrzymać? Gdzież byłaby sprawiedliwość moja? Dlatego że służysz Mi
swoją osobą zawsze i chętnie, kiedy Mnie potrzebują, Ja miałbym też
traktować cię jak rzecz pożyteczną, która sama nie cierpi, nie
potrzebuje miłości i można ją wykorzystać i pozostawić...? Czyż Ja
mógłbym nie zauważyć lub pominąć ciebie — osobę ludzką spragnioną
wspólnoty miłości, o bardzo rozwiniętej potrzebie dawania, a więc tak
samo rozwiniętej potrzebie udzielania się i wymiany? Teraz, Anno, Ja
przystępuję do wspólnoty z tobą. Chcę żyć z tobą stale i mocno
utwierdzić cię w sobie. Poznasz, jaką jest wspólnota z Jezusem.
Nadchodzi czas waszego przemienienia, oczyszczenia, napełnienia
Duchem
Bożym. Ty przez lata przygotowywałaś to dzieło.
— Pewno mogłam zrobić więcej, niż zrobiłam?
— Robiłaś, co mogłaś. I to tylko ważne jest w oczach moich. Teraz
chcę,
ażebyś odczuła miłość moją i poznała jej siłę. Święta Zmartwychwstania
mojego spędzimy razem i zaznasz szczęścia mojej obecności. Przygotuj
się na radość, a nie smutek. Pozostań w pokoju.
16—18 IV 1987 r.
Po przeczytaniu rozmowy VII.
— Tyle rad dałeś mi, Panie, a ja zapomniałam o nich. Zwłaszcza
sprawa
miłości bliźniego, tego w masie, w tramwaju, w autobusie, w kolejce, w
sklepie, w miejscach publicznych — to dla mnie tragedia. Nie wytrzymuję
tych prymitywnych, ale bardzo silnych emocji, które koło mnie szaleją,
zwłaszcza chciwości, żądzy posiadania, a także odczuwam złość i
złośliwość ludzką, zwłaszcza kiedy są zamierzone (wcale nie muszą być
skierowane przeciw mnie). Nie wytrzymuję w tłoku — a tłok jest
wszędzie. Tyś to wytrzymywał, Panie, bo ich stworzyłeś i kochasz ich, a
ja za nic nie mogę ich pokochać. Liczę na Ciebie, Panie.
— Nic się nie martw, córko. Ja ci pomogę. Nasycę cię moją miłością,
a
wtedy zapragniesz ją rozdawać. Spodziewaj się moich darów, licz na nie,
oczekuj.
— Boże, Ty wiesz, że mnie są potrzebne wszystkie.
— Otrzymasz wszystko, czego potrzebujesz. Szczęśliwi są ci, co nic
nie
mają, bo Ja napełniam wasze braki aż do pełni. Ufaj Mi, córko. Oczekuj
Mnie w spokoju i ufności.
Teraz chcę, abyś już położyła się, a jutro wstań wcześniej i spotkaj
się z ojcem (chodzi o księdza
zakonnego, mojego spowiednika). Potrzeba,
abyś była czysta. Wezwij Mnie i powierz Mi jutrzejszy dzień, a pomogę
ci we wszystkim.
19 IV 1987 r., Niedziela
Wielkanocna
Po przeczytaniu rozmów VIII i IX.
— Czy coś się zmieniło w naszym narodzie? Twoje słowa są wspaniałą
obietnicą, ale ja nie wiem — Ty wiesz — czy nastąpiła zmiana na lepsze
w nas.
— Tak, Anno. Powoli, bardzo nieliczni, ale zwracacie się ku Mnie.
Bez
mojej mocy trudno wam, a tak niewielu liczy na Mnie naprawdę. Powiedz,
Anno, czy ty wierzysz w moją miłość do ciebie?
— Tak. I oczekuję spełnienia się Twojej obietnicy.
Ale w oba dni Wielkanocy miałam
mało czasu dla Pana. W niedzielę była
Urszula. Wyszłyśmy na godzinny spacer (pierwszy raz od jesieni) i potem
obie zasypiałyśmy. Przekazałam jej słowa od Pana i sama już nie mogłam
pytać. Dziś, w poniedziałek, jeszcze odpoczywam po dniu wczorajszym.
Kto ufa Mi, niech nie
ustaje w prośbach za zagrożonych braci swoich
21 IV 1987 r., wtorek po
Wielkanocy, Warszawa
— Oto jestem.
— Dobrze, córko. Dzisiaj chciałbym ci coś powiedzieć. Przygotuj
oddzielny papier.
Pisałam XXII Słowo Pana. Było poważne, a
zarazem pełne miłosierdzia.
Pan przygotowywał ludzi do nadejścia kataklizmów i innych groźnych
wydarzeń niosących śmierć, a jednocześnie dawał oszałamiające w swej
hojności obietnice zbawienia. Pan powiedział m.in.:
— Jestem Ojcem każdego człowieka i będę przy każdym z was, który
Mnie
uzna i miłosierdziu mojemu zawierzy. Jesteście nieśmiertelni, dzieci,
a chociaż przestaliście wierzyć w ludzką godność i waszą przyszłość w
królestwie moim, Ja nadal obiecuję ją wam. A ponieważ czasu możecie nie
mieć na odmianę, żal i naprawienie krzywd, obiecuję wam, że odpuszczę
wam wszystkie wasze winy za jedną myśl skruchy. Wystarczy Mi wasze
„Żałuję", „Przebacz, Ojcze!", abym dał wam życie wieczne — gdyż Jezus,
Syn Boży wykupił was swoją Krwią.
Wszyscy, bez względu na waszą religię lub jej brak, bez względu na
wasze winy, zostaliście już opłaceni przede Mną ofiarą śmierci
krzyżowej Boga-Człowieka. Krew Boga ma moc zbawczą leżącą w samej
naturze Boga i wszyscy możecie być przez nią obmyci — jeżeli zechcecie.
Nie ma wśród was ludzi czystych. Wszyscy uczestniczycie we wspólnej
winie nienawiści do braci swoich. Inaczej nie powstałyby śmiercionośne
bronie. Wszyscy podlegacie sądowi sprawiedliwości mojej. Ale ponad
wszystkim góruje miłosierdzie moje.
Dlatego obiecuję przebaczenie i darowanie win — wszystkich, nawet
najcięższych — każdemu, kto będzie żałować za nie i wezwie miłosierdzia
mego.
Obiecuję to wszystkim ludziom ziemi, biednym, zabłąkanym dzieciom
moim.
Kto zaś ufa Mi i zna miłość moją, niech nie ustaje w prośbach za
zagrożonych i ginących braci swoich. Niech wzywa miłosierdzia mojego
przez ofiarę Krwi Jezusa Chrystusa na głowy ślepych i zniewolonych.
Niech sam miłosierdzie świadczy wokół, polega na Mnie i mój pokój
rozdaje. Proście, dzieci, proście nieustannie, bo nie znacie godziny
własnej śmierci, tym bardziej więc litujcie się nad umierającymi. (...)
Jednak było mi bardzo żal biedaków,
którzy zgina.
— Napisałam, Panie. Tak żal mi wszystkich bezbronnych i słabych,
którzy
nic nie mogą przeciwdziałać, a zwykle oni właśnie giną.
— Moje serce, córko, płacze nad wami, ale przecież chcecie tego
sami:
oddaliście się w służbę nienawiści?
— Nie ci, biedni. To rządy, koncerny, mafie, handlarze bronią i
tajne
rządy.
— Tak, córko, ale ludność ich wybiera i popiera.
— Ludność ma taki wybór, jak u nas, z dwojga lub trojga złego. Tam
znany jest tylko bogaty, u nas — sam wiesz.
— Tak, ale oni sami ustanowili swoje prawa. Nie chcą ich zmieniać.
Zadowoleni są, gdy ich państwo grabi inne narody, aby tylko im było
lepiej, czyż nie tak?
Wiem, córko, o wszystkim. I dlatego takie rządy rozegnam i państwa
rozbiję lub zubożę, aby zaznali niedoli. Narody, które tolerują w
swoich rządach kłamstwo, bezprawie, nadużycia i nie protestują
masowo(!) — córko — godne są swoich rządów. Tak, wiem, że są ślepi, ale
z własnej winy. Zajęli się gromadzeniem bogactw i zatracili sumienie
(tj. odwrócili się od spraw publicznych, nie kontrolują ich, bo zajęci
są swoimi prywatnymi interesami).
— Przecież są protesty (myślę o
Amerykanach; tam protestuje Kościół
katolicki, młodzież, ruch przeciw wojnie w Wietnamie, Martin Luther
King i inni).
— Na tych, którzy protestują i rozumieją zło, będą się mogły ich
społeczeństwa oprzeć już po okresie oczyszczenia.
Czy teraz rozumiesz, jak bardzo potrzebny jest ziemi wzorzec
prawidłowego ustroju i obraz narodu żyjącego wedle sumienia...?
— Ale my go nie możemy zrealizować?
— Dlatego teraz takie warunki wam ofiaruję i sam wspomogę was.
— Dlaczego nie wcześniej, dlaczego aż 200 lat musieliśmy cierpieć?
— Nie, córko, wcześniej nie było to możliwe. Musiała ujawnić się w
pełni zła wola państw żyjących egoistyczną żądzą zdobywania — tylko dla
siebie — wszystkiego, co uznały za bogactwo. I Niemcy, i Rosja musiały
przejść całą swoją drogę aż do końca. To samo dotyczy Anglii i Stanów
Zjednoczonych. Człowiek musi sprawdzić konsekwencje swojego wyboru, tak
samo — narody. Czy widzisz, jak bardzo jesteście obdarowani wobec
innych? A to wszystko z mojego miłosierdzia.
— A Maryja, czy nie wstawia się za nami?
— Prośby Matki mojej wiele znaczą, ale to Ja sam dałem Ją wam za
Królową. Ona prowadzi dzieło moje. Jest Orędowniczką waszą i
Nauczycielką. Ileż już was nauczyła! Zachowaliście sumienie. To was
wyróżnia wśród innych narodów. Dlatego Duch Święty, Duch Prawdy i
Mądrości uczyć was może i jest słyszany.
— Czy to już ostatnie Twoje „Słowo" (XXII; patrz uwaga w tekście z 5
lutego)?
— Tak, to jest ostatnie moje „Słowo" do wszystkich przed tym, co
nadchodzi. Ale wpośród dzieła będę do was mówił, a potem i inne narody
będą Mnie słuchać.
Daj tytuł: „Ja, Bóg, mówię do wszystkich ludzi i ostrzegam.
Przygotujcie się".
Postanowiliśmy włączyć je do „Słów Pana"
jako XXII Słowo.
23 IV 1987 r., czwartek, Warszawa
Spotykamy się we czworo (Grażyna A.,
Grzegorz, Krzysztof i ja). Po
przeczytaniu ostatniego Słowa Pana (z 21 IV) modlimy się, by Jego słowa
znalazły oddźwięk w sercach ludzi. Grażyna proponuje przeczytanie Słowa
Bożego i otwiera Pismo święte (Ba 3-4-5, 9).
Modlimy się za ludzi, za narody — za
tych, którzy nas krzywdzą, za
morderców, za tych, którzy giną, którzy Boga nie znają, którzy
przyczyniają się do zguby innych. Modlimy się o pokój, o ufność, aby
rozprzestrzeniały się w świecie. Prosimy, by do serc ludzi szczególnie
„opornych" na łaskę Bożą, „trafiła" Maryja, Królowa Polski. Mówi Pan:
— Wy, moje dzieci, nie będziecie sami. W tym czasie Ja będę z wami.
A
Matka moja będzie nie tylko cześć odbierać, lecz stanie się rzeczywistą
Matką, która karmić was będzie i troszczyć się o wszystko, co wam
potrzebne do życia.
W waszej ziemi będzie to okres cudów codziennych. Zobaczycie, jak
wygląda moja odpowiedź na wasze zaufanie. Dlatego nie przerażajcie się,
bo i o zagrożeniach uprzedzę was zawczasu (przed kataklizmami,
chorobami). Będę wam rzeczywistym Ojcem i obroną waszą.
A wy proście zwłaszcza za sąsiadów waszych i za tych, którym zagraża
najgorsze niebezpieczeństwo; wymieniłem wam te narody. Proście Mnie też
o nawrócenie świata. Proście przez te trzy dni (do Niedzieli
Miłosierdzia). To, co nadejdzie, postawi was w prawdzie: zobaczycie
własną bezsilność, a te siły, które się rozpętają, spłuczą cały blichtr
i pozłotę. Waszym współdziałaniem ze Mną jest proszenie o miłosierdzie.
Oczekuję was w waszym współczuciu i w waszych prośbach w ciągu tych
trzech dni.
Proście też, zwłaszcza w Niedzielę Miłosierdzia, aby Duch mój, kiedy
zstąpi na wasz kraj, znalazł miejsce w sercach waszych, gdzie mógłby
pozostać. Proście o otworzenie się serc ku Mnie.
Do następnego (6 V 1987)
spotkania chciałbym, dzieci, żebyście
przeczytali Księgę Barucha.
Wieczorem Pan powiedział jeszcze o
przygotowaniach do Niedzieli
Miłosierdzia.
— Powiedz, że w myśl moich życzeń powinniście prosić wszyscy, a już
szczególnie w dniu, który sam wybrałem (Niedziela Miłosierdzia). Chcę
was wysłuchiwać. Cieszy Mnie, kiedy prosicie o sprawy inne, niż
dotyczące was emocjonalnie. Chcę, abyście spojrzeli na cały świat okiem
wyobraźni, wiedząc — ode Mnie — co będzie się działo i znając wasze
losy w czasie tej ostatniej wojny. Proście nie czekając, aż moje słowa
wypełnią się. W ten sposób będziecie uczestniczyć w zbawieniu waszych
ginących braci.
A teraz poproś Mnie, Anno, o siły, gdyż chcę ci je dać.
Prośby wasze są w
moim sercu
26 IV 1987 r., Niedziela
Miłosierdzia
— Staję przed Tobą, Jezu, i oddaję Ci ten dzień. Ty wiesz, ile
miłosierdzia potrzebuję. Proszę Cię o pomoc.
— Dobrze, Anno. Dzisiaj Ja twój dzień sam zaplanuję. Teraz, kiedy
będziesz na Mszy świętej, zaproś całe niebo, aby uczestniczyło w
Ofierze mojej i błagało o miłosierdzie dla świata.
— Czyżbyś zamierzał, Panie, (...) odsunąć zapowiedziane wydarzenia?
— Już nie odsunę pory oczyszczenia, ale wy możecie wybłagać
złagodzenie
klęsk i nawrócenie dla umierających i do tego was zachęcam, bo chociaż
jedni zginą, a inni przeżyją, winy wasze są wspólne. Ja więcej czasu
pozostawiam grzesznikom, a szybciej zabieram sobie nieszczęśliwych,
cierpiących, głodnych i spragnionych miłości. Dlatego nie sądźcie, że
„źli" wyginą, a „dobrzy" pozostaną. Klęski dotkną całe narody, a moją
największą karą jest upadek i rozproszenie dla silnych, rozbicie zmowy
ludzi zbrodniczych i poniżenie pysznych.
Dalej będziemy mówić po twoim powrocie.
Wieczorem o 22.
— Jednak zdobyłaś się, Anno, na ten wysiłek, choć późno.
— Dlaczego dla mnie jest to wysiłkiem?
— Nieprzyjaciel wasz stara się nie dopuścić cię do Mnie i stwarza
różne
przeszkody. Musisz wiedzieć, że z nim walczysz, a nie z własną
słabością czy lenistwem.
— Powinieneś mnie bronić, Panie.
— Ja, dziecko, cieszę się, jeżeli pomimo wszystko zwracasz się do
Mnie.
Wiem, córko, o co chcesz Mnie spytać, bo mówisz Mi to w myśli, i to
niejeden raz. Powiedz Janowi, że powinniście robić wszystko, co
możecie, nie czując się odpowiedzialnymi za skutki. Niech was nie
martwi i nie niepokoi nieufność, niewiara i obojętność ludzka; teraz
cały świat obezwładniony jest przez sługi nieprzyjaciela. On chce,
abyście nie wierzyli, nie przygotowywali się, nie byli gotowi na te
straszne czasy, które nadchodzą. Używa wszystkich środków w was przeciw
wam samym, a najlepszym jest apelowanie do waszej pychy, waszej miłości
własnej, waszego umiłowania własnej urojonej godności. Wiara w takie
słowa, w ten sposób przekazywane przez osobę stojącą w hierarchii ocen
niżej niż oni (mówię o moim klerze) naruszałaby ich poczucie własnego
znaczenia.
— Tak mało jest tych, którzy pragną słuchać Twoich słów i wierzą
im...
— Ja, córko, rozumiem motywy waszego postępowania. Ale też
potrafiłem
znaleźć Jana; teraz Grzegorz pomaga ci w Warszawie. (Prosiłaś Mnie o
dobrą maszynistkę. Czyż nie wybrałem lepiej?)
— Ale ile na to czekałam!
— Wiem, że po wielu latach, lecz za to wtedy, kiedy jego pomoc stała
ci
się niezbędna.
Przekaż (Janowi), że nie chcę wam podawać dnia, ale podałem już porę
roku (Iz 18, 5) i miejcie ją w pamięci!
„Bo przed winobraniem, gdy kwiaty
opadną
i zawiązany owoc stanie się dojrzewającym gronem,
wtedy On obetnie gałązki winne nożycami,
a odrośle oddawszy odrzuci."
— Oddałaś Mi, Anno, siebie, was wszystkich, całą ludzkość. Prosiło z
tobą całe niebo. Prośby wasze są w moim sercu. Nie pragnę, dziecko,
żebyś Mi powtarzała to samo po wiele razy, lecz abyś zawierzyła Mi.
Dzisiaj nie będziemy dłużej mówili. Jutro natomiast, gdy będziecie z
Janem i Grzegorzem, posłuchajcie Mnie, gdyż chcę z wami porozmawiać.
Daję ci moje błogosławieństwo. Zapewniam cię, że wiem wszystko o
tobie
i prośby pamiętam.
27 IV 1978 r., poniedziałek
Modlimy się we troje z ojcem Janem i
Grzegorzem. Przedstawiamy Panu
nasze plany na okres wakacji. Grzegorz ma jechać za granicę i się
niepokoi. Pan mówi:
— Pragnę, abyście byli spokojni, bo Ja sam dbam o was. Planujcie
wasze
życie, a jeśliby wam coś zagrażało, Ja w odpowiednim czasie
przestrzegę tych, którzy dla Mnie pracują.
W rozmowach poruszajcie wciąż sprawę jedności narodu,
współdziałania,
niesienia sobie wzajemnej pomocy i mówcie, że myśląc o przyszłości,
należy tak właśnie budować swoje koncepcje. Pragnę widzieć wasz kraj
jako jedną rodzinę. Pragnę widzieć współpracę pomiędzy zakonami oraz
współpracę ich z ludźmi świeckimi wszędzie tam, gdzie to jest możliwe.
Pragnę, abyście oczekiwali Mnie i przyjęli z radością (chodzi o
przyjazd Papieża i przybycie razem z nim Pana, który pragnie pozostać).
Mówcie o oczyszczeniu wewnętrznym ludzi i o tym, że ja spełniam (z
radością) oczekiwania ludzkich serc. Oczekujcie ode Mnie, spodziewajcie
się, liczcie na Mnie, proście Mnie!
Wasze przymierze ze Mną jest warunkiem waszego istnienia w tych
czasach
(czasach kataklizmów, oczyszczenia).
Mówcie o tym każdemu, komu
możecie, aby wciąż rosła liczba tych, którzy liczą na Mnie i oczekują
ode Mnie zawarcia przymierza — bo oni będą dla Mnie wyrazicielami woli
całego narodu.
Prosimy o błogosławieństwo dla osób
starających się przetłumaczyć
„Pozwólcie ogarnąć się Miłości". Pan mówi:
— Dzieci, jeśli chodzi o zagranicę, starajcie się tam, gdzie
możecie. A
te zakony, które otrzymały słowa mojej miłości („Pozwólcie ogarnąć się
Miłości"), niech zrozumieją tęsknotę ludzką i niech służą nimi,
gdzie
mogą.
Róbcie, co możecie i nie przejmujcie się niepowodzeniami, a tam,
gdzie
znajdę dobrą wolę ludzką, pomogę wam. Nigdy na ziemi nie udaje się
wykonać wszystkiego, czego chcę, ale moim sprzymierzeńcem będzie teraz
lęk. Obiecuję wam moją pomoc, moje światło. Zaufajcie mojej opiece,
którą rozciągam nad wami.
Daję wam błogosławieństwo moje.
Daję ci siebie
samego, abyś miał co rozdawać
3 V 1987 r., uroczystość
Najświętszej Maryi Panny Królowej Korony
Polskiej
Miał przyjść do mnie nazajutrz zakonnik
zainteresowany sprawami misji
na terenach ZSRR. Spytałam Pana, jak się przygotować do tego spotkania.
Pan powiedział do mojego spodziewanego gościa:
— Chcę ci, mój synu, dać kilka wskazówek, abyś wiedział, o co Mnie
pytać jutro. Wiesz już, że wam, Polakom, powierzam zadanie nawrócenia
sąsiadów waszych, lecz wedle ich pragnienia — nie inaczej. Najbliżsi
mojemu sercu są najbardziej nieszczęśliwi, cierpiący i szukający Mnie —
nie ważne pod jaką postacią: prawdy, sprawiedliwości, miłosierdzia,
opieki, obrony i jedynej ucieczki, celu i sensu życia czy też wspólnoty
miłości i służby światu. Ze wszystkich narodów sąsiedzkich najbardziej
głodni Mnie będą Rosjanie. Przeżyją wstrząs upadku, ujarzmienia i
utraty potęgi, którą się szczycili. Nie będą wiedzieli, jakim celem ją
zastąpić. Inaczej rzecz będzie się miała z narodami podbitymi, które
zajmą się sprawami politycznymi (uzyskania i utrwalania własnej
niepodległości). Dlatego Ja chciałbym być przy najbiedniejszych i
pozbawionych nadziei, aby im zaofiarować siebie — nadzieję, radość i
perspektywę nowego życia w pokoju i przyjaźni, w mojej wolności.
Nie możecie im nieść treści obcych ich zrozumieniu. Nie trzeba im
(...)
skompromitowanej (po tej wojnie) i upodlonej, a ponadto rozbitej i
zrujnowanej kultury Zachodu. Im potrzebny jestem Ja sam! Ja utoruję
drogę, którą wkroczą do wspólnoty mojego ludu. Oni muszą zapoznać się
ze Mną.
Pamiętaj, synu, że misję Samarytanina zlecam narodowi polskiemu —
nie
(tylko) zakonom ani organizacji kościelnej. Do tego dzieła powołuję
wszystkich — zakony i świeckich, a wśród nich młodzież. I wtedy trzeba,
abyście wszyscy — w zgodzie, w miłości braterskiej i razem —
współpracowali ze sobą, aby widziano w was jeden lud Boży, a nie
współzawodnictwo i żądzę wpływów i znaczenia; wtedy zniszczycie
zamysły moje i odepchniecie zamiast przygarnąć. Pomyśl, synu, ile szkód
przez tysiąclecia wyrządza rywalizacja Greków i Rzymian. Czas już z
tym skończyć. Pragnę, abyście działali wspólnie wedle waszych
największych umiejętności i najlepszej woli. Niech pycha i arogancja
nie zniszczą moich starań. A Ja postępuję zawsze delikatnie,
cierpliwie, z miłością i dobrocią, i tak chcę działać, a nawet z
większym jeszcze współczuciem, wyrozumiałością i pobłażliwością ze
względu na ich stan — na brak wiedzy, wieloletnie uprzedzenia i
manipulowanie ich świadomością, jakiemu długo byli poddawani. Trzeba
ich traktować specjalnie, jak chore i słabe dzieci, i leczyć miłością,
moją miłością. (...)
Obiecuję wam nawrócenie się ku Mnie narodów Rosji dawniej
chrześcijańskich, ale zaczynać musicie od ziem dawniej do was
należących, waszą krwią bronionych i uświęconych wiarą pokoleń. Tam
zwłaszcza, gdzie ginęli słudzy moi, gdzie przelewano krew unitów, gdzie
wasza troska o lud zyskała w zamian śmierć — tam was kieruję
najpierwej, gdyż ci bracia wasi, którzy was wyprzedzili, wspomogą was z
mojej łaski.
Ziemie niegdyś wasze oszczędzę. One pragnąć będą was, lecz w
wolności i
w miłości. Naród Białej Rusi, wśród którego wielu jest tych, którzy za
Polaków i katolików się uważają, powita was jak przyjaciół. Bądźcie
nimi. Wspomnijcie na wiele lat zniewolenia, strachu, podejrzliwości,
przymusu, w których żyli, i przystępujcie do nich z całą delikatnością
lekarza. (...)
Chcę, aby wszyscy ludzie tam żyjący czuli się wolni i swobodni we
własnym wyborze. Naród mieszkający na ziemiach Białej Rusi będzie
potrzebował pomocy i wsparcia. Żył już z wami i przy was, a co więcej —
zna waszą i własną wspólną historię. Teraz lepiej niż dawniej docenia
wolność, jakiej doznawał, i swobodę, zwłaszcza wiary, jakiej
doświadczał. To, czego najbardziej pragnie — to wolność i swoboda
decydowania o sobie, sprawiedliwość i równość prawdziwa. Ze wszystkich
sąsiadów waszych jest wam najbliższy, bo wiele wchłonął z waszej
kultury i waszego sposobu życia. Kiedyś, jako obywatele Wielkiego
Księstwa Litewskiego, byli obywatelami Rzeczypospolitej Obojga Narodów
i za nią krew przelewali na równi z wami. Na równi z wami byli też
ciemiężeni, prześladowani i zmuszani do przyjmowania religii caratu,
później — do wyrzeczenia się swojego języka, później (w ZSRR) — do
porzucenia swojej wiary, którą żyli. Ta ludność kochała Mnie, walczyła
o zachowanie prawa do religii i cierpiała.
Kocham ich. Pragnę dać im siebie, ofiarować im mój pokój — prawdziwy
—
moje bezpieczeństwo i ład. (...) Od nich pragnę rozpocząć dzieło
miłosierdzia.
A więc posyłam was, abyście darzyli — nie brali. Bądźcie tam
samarytaninem, lekarzem, przyjacielem. Ja pójdę z wami i pomogę wam
wedle waszej bezinteresowności i rzeczywistej miłości bliźniego. (...)
A wszędzie, gdzie pójdziecie, nieście Mnie — nie „katolickiego" czy
„prawosławnego", a prawdziwego: Ojca kochającego każdego człowieka.
Moją księgę przyjaźni („Pozwólcie ogarnąć się Miłości") podałem z myślą
o zaspokojeniu oczekiwania głodnych Mnie i spragnionych, opuszczonych i
zalęknionych, tych, którzy mało Mnie znają, lękają się Mnie i nic o tym
nie wiedzą, że kocham ich i serce moje tęskni i pragnie ogarnąć ich,
nasycić i rozgrzać.
Pomagaj Mi w tym, synu, bo oto daję ci siebie samego, abyś miał co
rozdawać, czym łamać się ze zgłodniałymi. Kiedy poznają Mnie żyjącego
dziś z nimi, łatwiej przyjmą Ewangelię i wszystkie Księgi moje (Pismo
święte). „Pozwólcie ogarnąć się Miłości" jest elementarzem nauki
o
mojej miłości do was. (...)
Pamiętaj, synu, że czas ten — to czas powrotu do pierwszych wieków
chrześcijaństwa; braterstwo prawdziwe, równość, przyjaźń, radość i
entuzjazm — oto czego pragnę. Pragnę bowiem oszczędzać wam męczeństwa,
nie zaś mnożyć je. Dlatego Duch Święty będzie was prowadzić (ze
zrozumienia: bez Jego pomocy nie damy sobie rady, ale o tę pomoc
powinniśmy prosić). Wybieraj zatem pokornych, gorących i na
Mnie mocno
opartych, a wtedy razem wiele dokonamy. Na terenach misyjnych nie
teologów, choćby najlepszych, chcę mieć przy sobie, a przyjaciół
wiernych i polegających na Mnie.
A teraz pytaj, synu. Ja chcę ci odpowiadać tak, jak odpowiada
prawdziwy
przyjaciel.
13 V 1987 r., środa
Modlimy się we troje, z Grzegorzem i
Krzysztofem. Prosimy Pana o Jego
obecność, o prowadzenie przez Ducha Świętego... Otwieramy Pismo święte
i czytamy (Syr 35,11 - 36,17):
— Bóg wysłuchuje ubogiego i
skrzywdzonego...
— Piękne jest miłosierdzie...
— Niech Cię uznają, jak my Cię
uznajemy...
Dziękujemy Bogu, m.in. za objawienia z
Fatimy sprzed 70 lat, a gdy
dziękujemy za „Pozwólcie ogarnąć się Miłości", Pan zaczyna mówić:
— Moje dzieci! Ona (książeczka ta) będzie znana w każdym kraju
ziemi.
Przecież po to wam mówiłem o mojej miłości, abyście ośmielili się
przyjść do Mnie, abyście nie bali się przytulić do Mnie, abyście
pozwolili wziąć się w opiekę. Ja czuwam nad moimi słowami. W nich jest
moja miłość do was.
Na te straszne czasy, które spowodowaliście, daję wam moją miłość
wyrażoną słowami. Każdemu z was daję ją w ręce; tak, jak bym składał w
wasze dłonie moje serce. Chcę, aby moje słowa wyprowadziły was z
rozpaczy, z ciemności, grozy - na światło mojego oczyszczonego,
obmytego świata, który wam przygotowuję. Jeśli naprawdę Mi ufacie,
dziękujcie Mi już, bo nie odrzuciłem was, nie wzgardziłem wami, nie
pozostawiłem samotnych w lęku i rozpaczy, a przeciwnie - przychodzę do
was, aby zamieszkać w każdym z was w jego domu. Wiecie, że was obronię
i uratuję!
Ale to jeszcze mało. Ja was uszczęśliwić pragnę, moje biedne dzieci,
przygięte ciężarami.
Moja księga miłości jest dowodem mojej opieki, pamięci, troski i
współczucia. Obiecuję wam, że przemienię Ziemię, a wasz kraj uczynię
przyjacielem swoim. Oczekujcie tego, co nadchodzi, z nadzieją i wiarą
we Mnie, w zawierzeniu - bo Ja was nie zawiodę. Mówcie to innym; niech
szykują się na przemianę i odrodzenie, bo Ja już nadchodzę. Oczekujcie
Mnie (jak w Niedzielę Palmową, a nie w lęku i przerażeniu).
Waszą odpowiedzią
będzie współpraca ze Mną w dziele miłosierdzia
13 V 1987 r., środa, Warszawa
Modlimy się razem z o. Janem. Pytamy
Pana o czas oczyszczenia ziemi i o
to, dlaczego ten czas opóźnia się.
— Witam was, dzieci. Cokolwiek wam podawano, było to dowodem troski
i
pragnienia ułatwienia wam życia w okresie wojny i kataklizmów, które
teraz Ja dopuszczam. Nie dziwcie się, że troskliwość moich dzieci
wyprzedzała tak bardzo porę zapowiedzianą. Za to teraz macie już
gotowe wskazówki. Warto, aby Jan zanotował je sobie, po prostu w
punktach, i miał u siebie, a podzielić się może z tymi osobami, które
zrozumieją, że odpowiedzialność obejmuje zdolność przewidywania i
przygotowania planów samoobrony również dla Kościoła. Wszystko, co w
ciągu wieków traciliście z dóbr materialnych, utraciliście wskutek
braku przewidywania i przezorności.
(Pan przypomina kasatę zakonów w
Galicji, utratę skarbów koronnych, utratą wielu dzieł sztuki w wyniku
wojny 1939 roku, łącznie z Zamkiem Królewskim). Pragnę wam
oszczędzić
przepadku tych resztek, które jeszcze macie.
Pan zwraca się. do o. Jana:
— Mój synu, niech cię nic nie niepokoi, cokolwiek by zaszło, dlatego
że
Ja o tym wiem. Mój Kościół jest również terenem działania
nieprzyjaciół, którzy jeszcze zawzięciej niż innych prześladują moje
sługi właśnie dlatego, że oni służą Mnie.
Wiedz, że Ja jestem z tobą i naprawdę ważny jest twój stosunek do
Mnie.
Okoliczności zewnętrzne tylko wykazują, na ile Mi ufasz. Chcę ci
powiedzieć, synu, że Ja polegam na tobie. Masz moje zaufanie i moją
przyjaźń. Dlatego bądź spokojny, synu, i niczym się nie przejmuj. Ci,
którym moje sprawy wydają się śmieszne lub dziwne, nie będą takimi,
kiedy rozpoczną się „dni gniewu". (Tak to ludzie będą później określali
— komentuje Pan). A wtedy
będziesz bardzo pomocny tym wszystkim, z
którymi rozmawiałeś, z którymi mówiłeś o naszych sprawach. Wiem, że nie
potrzeba cię zachęcać, dlatego spokojnie rób to, co możesz, i rozmawiaj
z tymi, którzy chcą cię słuchać.
Pytasz się, jaki dać tytuł całości. Zechciałem wybrać was sobie i
przygotować, abyście wiedzieli, jakie jest moje życzenie względem was,
Polaków, i do czego was powołuję w tych czasach. I dokonałem tego.
Reszta zależy od was samych. Ja wierzę, że Mnie nie zawiedziecie. Ale
wasza przyszłość jest w waszych rękach. Mój synu, tę wolę względem
Polaków jasno i dokładnie wyrażają teksty.
Chcesz koniecznie mieć tytuł całości? Ja, Pan wasz, zawieram z
waszym
narodem przymierze — to jest treść, nie tytuł — zapraszam do przyjaźni
ze Mną i oczekuję waszej odpowiedzi. Podałem wam prosto i wyraźnie,
czego się po was spodziewam. Waszą odpowiedzią będą nie słowa, a
współpraca ze Mną w moim wielkim dziele miłosierdzia względem świata, w
którym wy jesteście moimi posłańcami i zwiastunami. (...) Daję ci
błogosławieństwo, a moja miłość cię otacza.
Dla waszych próśb i
zawierzenia pochylę się nad całym narodem
25 V 1987 r.
— Ja was znam i wiem, jak zareagujecie na zagrożenie. Bardzo szybko
nastąpi zmiana, a czas odpowiedni po temu dam wam. (...) Świat stanie w
ogniu dokoła was — tak — lecz wy będziecie jeszcze w stanie mobilizacji
zewnętrznej i wewnętrznej i zwiększy się zdyscyplinowanie. Właściwie
ustawicie wtedy własną hierarchię wartości, a nadzieja, która w was się
obudzi, da wam siły i impuls do działania dla dobra wszystkich. Wtedy
słowa moje zostaną potraktowane poważnie, a Kościół mój odłoży to, co
dotychczas uważał za ważne, dla spraw nieporównanie ważniejszych,
istotnych, w których nie da sobie rady beze Mnie.
A Ja czekam, kiedy wreszcie stanę się wam niezbędny, kiedy zechcecie
słuchać Mnie uważnie i liczyć się z moimi życzeniami i moimi planami.
TERAZ zaś ci, którzy poznali je, którzy wiedzą, czego się po was
spodziewam, niech proszą Mnie w imieniu wszystkich o zawarcie z wami
przymierza.
Waszym Abrahamem jest syn mój, Jan Paweł II — tak że arcykapłana
otrzymaliście. Wy zaś wspierać go macie i tak stawać przede Mną, jak
byście byli posłami waszego narodu; bo Ja chcę widzieć w was
reprezentację Polski. Dbajcie więc o stan waszych dusz, ufajcie Mi,
oczekujcie mojej łaski i spodziewajcie się jej. Proście o nią.
Teraz jest pora zawarcia z wami przyjaźni lub — nie, jeśli jej nie
zapragniecie całym sercem, wy, którzy poznaliście Mnie. Dla waszych
próśb i zawierzenia pochylę się nad całym narodem i ujmę go w swoje
dłonie.
Przygotowujcie się i mówcie o tym jedni drugim. Chcę widzieć wasze
serca otwarte i oczekujące.
28 V 1987 r., Wniebowstąpienie,
pod Warszawą
— Czy potrzebujesz mnie, Ojcze?
— Tak, córko, chcę, ażebyś Mi usłużyła.
Pan mówił o swoim pragnieniu zawarcia
aktu przymierza z naszym narodem.
Powiedział m.in.:
— A stać się to ma w Warszawie, jako stolicy waszej, w mieście,
które
kupiło wam przebaczenie moje za cenę swojej krwi. Karol (Jan Paweł II)
jest rówieśnikiem tych, którzy ginęli tu (w Powstaniu 1944 r.), ufnie
oddając się w moje ręce bez żalu i złorzeczenia. On jest tym, który w
imieniu was, obecnie żyjących członków narodu, stanąć winien przede Mną
i dopełnić Ofiary przebłagania. Dla tego celu przyodziałem go w
najwyższe uprawnienia. Jest on synem waszym i wodzem mojego Kościoła,
który teraz wyprowadzam z odrętwienia i namaszczam do służby światu na
czas grozy i śmierci, czas przerażenia, lecz i oczyszczenia, nawrócenia
i powrotu ku Mnie.
Wy w tym dziele moim będziecie pierwszymi jako naród i jako
pierwocina
ludu mojego. Słuszne jest i sprawiedliwe, aby błogosławieństwo moje
spoczęło na was przez dłonie przeze Mnie powołane i uświęcone.
Was czynię misjonarzami świata, samarytaninem wobec tych, którzy was
prześladowali, i świadkiem moim ku odrodzeniu dusz ludzkich.
Wam powierzam nawrócenie sąsiadów waszych, zwłaszcza tych, którzy
winni
są krwi waszej, cierpienia i nędzy.
Na was wylewam nieskończoność łask moich, miłosierdzia i
wspomożenia.
Uzdrawiam was, umacniam w wierze i nasycam mocą moją. (Pan daje nam
Ducha Świętego).
Przyjaciółmi mymi was czynię. Do serca was przygarniam i opieką
otulam.
Daję wam pomoc Maryi, Królowej nieba i Pani waszej, i wszystkich sług
moich.
Chcę, abyście to wiedzieli, by móc uwierzyć, prosić i otrzymać
błogosławieństwo moje i przymierza ze Mną dopełnić. Takie jest
zamierzenie moje. Wolą moją jest, aby syn mój Karol, Papież wasz, Jan
Paweł II poznał słowa moje i był ich świadomy. A postąpi jak zechce.
Prosiłam dziś Pana o potwierdzenie
właściwego zrozumienia Jego słów.
Otworzyłam Pismo święte na II Księdze Samuela 22, 31-33, potem czytałam
Psalm 116, 17-19.
2 Sm 22, 31-33
Bóg — Jego droga nieskalana,
słowo Pana w ogniu wypróbowane,
On tarczą dla wszystkich, którzy doń się chronią.
Bo któż jest bogiem, prócz Pana
lub któż jest skałą, prócz Boga naszego?
Bóg, co mocą mnie przepasuje
i nienaganną czyni moją drogę
Ps 116, 17-19
Tobie złożę ofiarę pochwalną
i wezwę imienia Pańskiego.
Moje śluby, złożone Panu, wypełnię
przed całym Jego ludem
na dziedzińcach domu Pańskiego,
pośrodku ciebie, Jeruzalem.
Ja wciąż próbuję,
ciągle na nowo rozpoczynam dialog...
29 V 1987 r., piątek, pod Warszawą
— Czegóż się lękasz, córko? To Ja odpowiadam za moje słowa. Ty tylko
piszesz.
— Boję się, Ojcze, że nie dotrą na czas (...)
— Pomimo to, córko, słuchaj Mnie chociaż ty i zapisuj uważnie słowa
moje. Nie tylko ty słyszysz Mnie. Są jeszcze w Kościele moim tacy,
nawet na najwyższych stopniach, którym jestem potrzebny, którzy pragną
rady mojej, słów moich, pomocy. Ja wciąż próbuję, ciągle na nowo
rozpoczynam dialog, ufając w dobrą wolę człowieka. (...)
Towarzysz Mi, córko, na twardej drodze ponawiania wysiłków, ryzyka i
bólu zawodów. Warto zrobić wszystko dla końcowego zwycięstwa, a ono
będzie — nasze. Jeśli ty, córko, nie dasz się zniechęcić, nie poddasz
się presji nieprzyjaciela waszego, wszystko to, co zrobisz dla Mnie,
wyda plon — w odpowiednim czasie — bo Ja nie pozwolę zmarnować nawet
źdźbła z trudu dla Mnie uczynionego. Dlatego myśl tylko o tym, że Mnie
służysz, że jesteś współpracownicą w planach moich dla Polski i świata
i że pisząc, wypełniasz wolę moją. Reszta jest w moich rękach.
Nie bój się też, że skrzywdzę ojczyznę twoją, przez jakąkolwiek winę
jednego człowieka, nawet najwyżej wyniesionego, bo to Ja go wyniosłem,
a Ja zawsze błędy wasze naprawiam. Lecz po cóż od razu myśleć o
najgorszym? Jeśli na tobie nie zawiodłem się, dlaczegóż miałby zawieść
Mnie wierny i kochający Mnie syn mój, Karol?
— To prawda, Ojcze. Przepraszam. Dałam się wodzić na pokuszenie.
— Tak, córko. Ale już powróciłaś do zawierzenia.
Pytasz, czy we wczorajszym tekście nie ma błędów. Nie, niech tak
pozostanie. Oczywiste jest, że nie możesz napisać wszystkiego, co
rozumiesz, bo daję ci zrozumienie, które musisz ująć w słowa i w
zdania, a nie w traktaty. Cieszy Mnie, że mogę ci dać właśnie owo
ogólne pojęcie, które obejmuje zasięg czasu, działań, przyczyn i
skutków, a opiera się na twojej znajomości mojej nauki dawanej ci (z
nieba) przez tyle lat przez twoją Matkę, Ludwika i wielu przyjaciół i
na twojej wiedzy zebranej w życiu. Powiem ci, córko, że to wszystko to
tylko fundament. Otwiera cię na zrozumienie mojej nauki miłość, jaką
otoczyłaś twoją ojczyznę i moje plany dla niej; a teraz odpowiadasz
miłością na inne moje zamierzenia i to bardzo Mnie raduje.
— Ojcze, zdumiewa Mnie to, że rozmawiasz ze mną tak spokojnie, jak
gdyby nie było takiej ważnej sprawy, jak Twoje słowa dla Jana Pawła II.
— Moje drogie dziecko! Dla Mnie ty jesteś równie cenna jak on.
Chciałem
cię uspokoić i pocieszyć, a także przygotować do spokojnego przyjęcia
moich słów dla niego. Nie obawiaj się, nie jest on bardziej moim synem
niż ty córką. Dałem każdemu z was inne dary i każdy służy Mi nimi, jak
może, wedle swego przekonania. Teraz odpocznij, córeczko. Zdążymy. A tę
wczorajszą stronę trzeba będzie przepisać i dołączyć, a także oddać
Janowi w wielu egzemplarzach do jego dyspozycji
.
30 V 1987 r., sobota, pod Warszawa
— Czy ten tekst wczorajszy mogę przekazać także i świeckim?
— Tylko najbardziej zaufanym, Anno, tym, którzy przyjmują słowa
moje.
Oni niech trwają na modlitwie i proszą w duchu o królowanie moje w
waszym kraju, o błogosławieństwo moje dla Polski na wasze trudne i
odpowiedzialne zadanie. Niech przepraszają za wspólne winy, proszą o
przebaczenie i oddają Mi siebie do dyspozycji. Niech pragną służyć Mi
wiernie i niech proszą o własne zadania i o moje kierownictwo. Niech
też dziękują Mi już za chwałę, w jaką przyoblec zamierzam naród wasz
bez względu na waszą nędzę i nieprzygotowanie. Od woli każdego z was
zależy los wasz wspólny. Niewielu będzie świadomych, lecz niech oni
ofiarowują się w imieniu wszystkich.
Teraz zaś, córko, zacznij pisać. Już nie odkładaj. Ja mówię, ty
słuchaj
i zapisuj.
Zapisałam.
— Teraz, córeczko, skończmy rozmowę. Pomimo wprawy ten list
kosztował
cię wiele sił. Błogosławię cię. Śpij dobrze, Anno. Ja jestem zawsze
przy tobie.
Ja byłem waszym
świadkiem — Pan mówi o Powstaniu Warszawskim
l VI 1987 r., poniedziałek, pod
Warszawą
— Co jeszcze powinnam zrobić, Ojcze?
— Teraz, Anno, już nic ci nie podam. Chcę, ażebyś odpoczęła. W
Warszawie porozum się z Grzegorzem i daj mu do przepisania wszystko,
tak aby gotowe było na przyjazd ojca. Przy Janie powiem, czego chcę i
odpowiem na jego pytania. (...)
Chcesz wiedzieć, jaką dać odpowiedź, gdyby pytano o Powstanie
Warszawskie 1944. (...) Otóż, córko, Ja nie lubuję się we krwi i
zabijaniu, ale rozumiem pragnienie wolności i potrzebę
przeciwstawienia się złu. Rozumiem rycerskość waszego wychowania i
dążenie do otwartej walki z najeźdźcą podstępnym, okrutnym i
przewrotnym. Rozumiem tak bardzo pragnienie zasłonięcia własnym ciałem
i ofiarą życia — innych, słabszych i bezbronnych, których nieprzyjaciel
na naszych oczach zabija — że Ja sam oddałem życie i ciało swoje
wydałem na tortury, żebyście wy byli wolni. Kto z takim zamiarem rzuca
się do walki, zawiera ze Mną braterstwo krwi. Wy tak zrobiliście.
Stanęliście do walki bardziej przez miłość niż kierowani
nienawiścią.
Nienawiść dobrze planuje i przewiduje rozsądnie obliczając zyski.
Pragnie niszczyć, zagrabiać i kosztem wroga, zabijając go, osiągnąć
korzyść i satysfakcję — zaspokojenie własnych pragnień. Wy chcieliście
zaspokoić pragnienia narodu kosztem własnym, i aż do końca — rozumiejąc
waszą słabość, osamotnienie i wiedząc o przegranej — walczyliście
równie dzielnie i bezinteresownie. Ja przy was byłem i znam wasze
serca, waszą wielką miłość — dziecinną, naiwną, nie chcącą mierzyć
rozsądkiem, ale głęboką, prawdziwą i bezinteresowną. Wy w głębi serca
wierzyliście, że Ja przyjmę waszą ofiarę, że nie zapomnę i że wasza
śmierć nie będzie w moim sercu zagubiona, lecz przeciwnie — uczynię ją
cenną. Wiedzieliście, że to jest próba straszliwa, zbyt ciężka na wasz
wiek i doświadczenie, a jednak podjęliście ją z męstwem i samozaparciem
aż do końca. Ja byłem waszym świadkiem i wy odwoływaliście się do Mnie.
Wiedzcie, że tysiące walczących powierzało Mi siebie jako ofiarę za
Warszawę, za Polskę, za to, abym zapanował w waszym kraju w wolności,
pokoju i prawdzie. Nie wszyscy czynili to świadomie, ale miłość w was
żyła do końca, wolna i zwycięska — moja miłość, którą dzieliłem się z
wami i moja ofiara krzyża, który wy przyjmowaliście jako własny z dumą,
gdyż w nim umieściliście swój honor.
Czuliście się zaszczyceni mogąc oddać życie za to, co ukochaliście
tak
mocno — a w waszych sercach wyryte były moje prawa. I Ja wam je teraz
oddaję — uświęcone moją ofiarą, gotowe do realizacji, umocnione moją
wolą i postanowione przez moją sprawiedliwość. Miłosierdzie zaś moje,
tak drogo przez was kupione, skłania się ku wam teraz w pełni łaski
Boga niezwyciężonego. I wszyscy, którzy Mi zaufali, a za całą Polskę
przez ciężkie lata wojny — nie tylko w Powstaniu i nie tylko w
Warszawie — zdawali egzamin z miłowania, wierności i prawości, ze Mną
są i razem idziemy wam na pomoc. Ponieważ zaś Warszawa przyjęła na
siebie najcięższą próbę i przeszła ją zwycięsko — słuszne jest, aby
nagrodę zwycięstwa otrzymała ode Mnie, bo do Mnie się odwołała i Mnie w
prawach moich, w miłowaniu bliźnich i w służbie im aż do śmierci
naśladowała. Ma miłość moją i łaska moja podniesie ją i uświęci. Tak
uczyni Bóg sprawiedliwy, Bóg kochający ofiarnych i wiernych.
Wezwijcie cały
Kościół mój i całe niebo i proście za świat
7 VI 1987 r., Niedziela Zesłania
Ducha Świętego, Warszawa
Ojciec Kazimierz miał odprawić u mnie w
domu Mszę świętą. (Byli też
Krzyś i Jarek).
— Proszę Cię, Panie, pomóż nam. Bądź z nami i daj każdemu z nas to,
co
jest nam konieczne, aby wyzdrowieć i umocnić się.
— Będę, córko. Zróbcie tak, jak ci to radziłem: wezwijcie cały
Kościół
mój i całe niebo i proście o świat, Kościół, Polskę i o was samych, a
także proście bardzo o dary Ducha Świętego i o pomoc moją w
odnalezieniu swojego właściwego powołania dla obu chłopców. A po Mszy
pozostańcie chwilę na modlitwie i oczekujcie na moje słowa.
Pan polecił mi przeczytać wszystkim
słowa przewidziane na liturgię Mszy
św. w niedzielę 14 VI.
8 VI 1987 r., poniedziałek,
Warszawa
Oglądałam wszystko w telewizji, wtedy
lepiej się słyszy każde słowo.
Wieczorem od godz. 18 do 20 była Msza w kościele Wszystkich Świętych na
otwarcie II Kongresu Eucharystycznego. Celebrował Ojciec Święty. Był
chyba bardzo zmęczony lub chory. Przed burzą. Teraz (2040) grzmi już i
błyska, a także mocno pada. Pewno wielu ludzi z kościoła nie zdążyło
wrócić i zmokną. Wydawało mi się, że Papież wszystko to, co robi, robi
z wielkim trudem, siłą woli. Kiedy rozdawał Komunię świętą, czynił to
pięknie — takim gestem podawałby ją Jezus. Wydawało mi się, że cieszy
go każda osoba, że osobiście dzieli się z nią Jezusem. Chwilami jak
gdyby przełykał łzy i z trudem tłumił płacz. Pokochałam go i pierwszy
raz odczułam głęboką cześć. Wydawało mi się, że jest naprawdę naszym
Ojcem.
— Ty, Boże, wiesz, jak trudno mi szanować autorytety i uznać czyjeś
rzeczywiste dostojeństwo, to wewnętrzne, a teraz to czułam. Cieszę się.
— I Ja się cieszę, córko, że pozbyłaś się uprzedzeń i odczułaś moją
obecność w nim i moją miłość, którą was ogarnialiśmy. Masz rację, Anno,
syn mój czuł się bardzo źle i trudził się bardzo. Proś Mnie o siły dla
niego. (...) I bądź dobrej myśli, Ja jestem z tobą.
Jedyną prawdziwą
miarą miłości jest trud poniesiony...
11 VI 1987 r., czwartek, Warszawa
— Córko, chcę, żebyś powiedziała twojemu znajomemu animatorowi, że
jedyną prawdziwą miarą miłości jest trud poniesiony z miłości do Mnie.
Wszelka inna działalność, choćby bardzo aktywna, ale związana z
satysfakcją własną, z poczuciem swojego znaczenia, wartości,
umiejętności, nagradza samą siebie, a dla Mnie jest przykra, gdyż
doprowadzić was może do zupełnego odejścia ku miłości własnej, do
takiego uwikłania się w kłamstwie o sobie, że już nie zechcecie
powrócić ku służbie pokornej i cichej. A w takich staraniach, kosztem
własnym dla miłości mojej czynionych, wyraża się wasza rzeczywista
miłość — jeśli w was jest. Tylko to, co was kosztuje, jest przeze Mnie
przyjmowane z radością. Im zaś trudniej ciężary dla Mnie ponosicie, tym
prawdziwsza i czystsza jest miłość wasza.
Powiedz mu, aby nie działał „dużo", gdyż to Mnie nie raduje, a jemu
zaszkodzić może, lecz aby wybierał sprawy trudne, choćby niewielkie
były, i wykonywał je ze spokojem i radością, a nie z gniewem,
niechętnie i mówiąc o tym dookoła. W cichości, prosto i chętnie służyć
Mi należy.
13 VI 1987 r., sobota, Warszawa
Modlimy się we czworo (z Ania, Jarkiem i
Krzysztofem). Pan mówi:
— Otwórzcie się na jutrzejszy dzień (Msza Przymierza na pl. Defilad) i
proście o wszystkie łaski potrzebne wam w życiu, zwłaszcza dla godnego
pełnienia służby mojej. Bo ja chcę być szczodrobliwy względem was.
Proście Mnie za swój naród, o pomoc wam — całego nieba — bo chcę wam ją
dać. Proście Mnie, abyście nie zawiedli zaufania mojego. Bo nie
dojrzeliście do przyjęcia ogromu łaski mojej; ale moja miłość nie może
się już powstrzymać — tak wasza bieda wzywa Mnie.
Dziękujcie Mi za wszystko, co zdziałam w was i pojmijcie i doceńcie
moją wielkoduszność.
Teraz, dzieci, idźcie do waszych domów i starajcie się wypocząć. Ja
pójdę z każdym z was. (Było już
późno, a nazajutrz każdy musiał być
wcześnie na punktach zbornych).
Serce moje raduje się na jutrzejsze spotkanie z wami. Przyjmijcie
wszystko, co usłyszycie, jako słowa mojego błogosławieństwa.
Przygarniam was do serca, dzieci.
„Oto Ja zawieram
przymierze wobec całego ludu twego" (Wyj 34, W)
18 VI 1987 r., Boże Ciało,
Warszawa
Ostatnio nie rozmawiałam z Panem, gdyż
chciałam uczestniczyć we
wszystkich nadawanych w radio i telewizji uroczystościach. Ponadto
przebywało u mnie wiele osób i nie miałam chwili spokoju. (...) Były
też ogromne skoki ciśnienia i temperatury, częste i nagłe, a ja nie
wytrzymuję fizycznie takich zmian. Dlatego dopiero dzisiaj, kiedy nikt
do mnie nie przychodzi i nie telefonuje, mogę pisać.
— Jeżeli poznajesz swoje wady i bolejesz nad nimi, a jednocześnie
nie
możesz sobie poradzić z nimi, cóż możesz zrobić? To właśnie, co teraz
zrobiłaś. Oddać je powinnaś Mnie. Ze Mną naradzaj się, proś o
interwencję i słuchaj uważnie moich rad.
Teraz chcę mówić z tobą o innej sprawie. Naradzacie się,
rozmyślacie, a
nie pytacie Mnie, który chcę wam odpowiedzieć i uspokoić wasze obawy.
(Chodziło o to, czy przymierze z
Panem zostało zawarte. Szukaliśmy w
słowach Jana Pawła II i w tekstach czytań; według naszego rozeznania
sam Pan je przygotował na ten dzień).
Pierwsze czytanie z Księgi Wyjścia:
Odnowienie Przymierza 34, 4 b-6.
8-9:
„Mojżesz wstawszy rano wstąpił na górę, jak mu nakazał Pan, i wziął
do
rąk kamienne tablice. A Pan zstąpił w obłoku i [Mojżesz] zatrzymał się
koło Niego, i wypowiedział imię Jahwe. Przeszedł Pan przed jego oczyma
i wołał: «Jahwe, Jahwe, Bóg miłosierny i litościwy, cierpliwy, bogaty w
łaskę i wierność». I natychmiast skłonił się Mojżesz aż do ziemi i
oddał pokłon, mówiąc: «Jeśli darzysz mnie życzliwością, Panie, [to
proszę], niech pójdzie Pan w pośród nas. Jest to wprawdzie lud o
twardym karku, ale przebaczysz winy nasze i grzechy nasze i uczynisz
nas swoim dziedzictwem»".
I dalej werset 10: „Pan
odpowiedział: «Oto Ja zawieram przymierze wobec
całego ludu twego...»"
Drugie czytanie z Drugiego Listu św.
Pawła do Koryntian 13,11-13;
Ewangelia według św. Mateusza 28, 16-20.
Potem Pan sam zabiera głos:
— Wy prosiliście Mnie i syn mój (Jan
Paweł II) prosił, abym zechciał
swojej obietnicy dotrzymać pomimo waszego nieprzygotowania,
nieświadomości i grzeszności. Przymierze z wami zostało zawarte i trwa.
Pomyślałam, że tak mało osób o tym wie.
— Mojżesz otrzymał je ode Mnie — sam. I wy w ciszy, w sercu i w
duchu
zawarliście je. Nie martwcie się, bo w powszechnej radości, w
uniesieniu i w płaczu wdzięczności za ocalenie narodu powtórzycie je z
całym społeczeństwem, gorliwie, gorąco i jawnie we wszystkich
kościołach i na placach waszych miast. Tak będzie, gdyż doświadczycie
opieki mojej Opatrzności i zrozumiecie, kto jest prawdziwym i
prawowitym Królem waszych dusz.
Teraz nadchodzi czas zamętu, grozy i zniszczenia. Dlatego
umacniajcie
się w obecności mojej. O to prosił Mnie syn mój a wasz Papież i w tej
intencji — nawrócenia, oczyszczenia i umocnienia w wierze wspólnej
Ojczyzny — ofiarowywał Mi wszystkie trudy tej pielgrzymki. A były one
wielkie. (...) Byłem z nim i z nim cieszyłem się, smuciłem i cierpiałem
w nim. On widzi wasz stan i tłumy wiwatujące nie przesłaniają mu obrazu
waszej płytkości religijnej, lenistwa duchowego i znieruchomienia
całego ociężałego aparatu kościelnego. Proście Mnie o obudzenie
duchowe, a wraz z nim o poruszenie miłości społecznej w narodzie.
Przymierze z wami
zostało zawarte
24 VI 1987 r., środa, św. Jana
Chrzciciela, Warszawa
— Czy jestem potrzebna, Panie?
— Pragnę posłużyć się tobą. Dawno już, córko, nie rozmawiałaś ze
Mną
szczerze i bezpośrednio. A dzisiaj jest odpowiednia pora. Powiedz Mi,
co cię trapi.
— Wiele jest osób, Jezu, którym jest potrzebna pomoc: Anka, Krzyś,
Jarek. Ale ja nie umiem i nie chcę być ich kierownikiem, wiem, że nie
mam odpowiednich darów ani umiejętności, a oni liczą, że im pomogę. Nie
umiem. Niepokoi mnie Jarek. Coś z nim nie jest w porządku, ale nie
wiem, co. Bardzo męczy mnie jego obecność. Powiedz, Panie, co z nimi
robić.
— Bądź dla nich dobra, Anno, ale ograniczaj czas wizyt. Jesteś teraz
słaba i trudno ci pełnić rolę gospodyni, rozmówcy i powiernika. Dlatego
staraj się o spokój w domu i ciszę. Ani nie obawiaj się. Pamiętaj, jak
ty sama lgnęłaś do osób starszych i doświadczonych. Anka też potrzebuje
rady i pogłębiania wiadomości i tak traktuj waszą znajomość. Co do
Krzysztofa, Ja go prowadzę, ale trudno mu opanować głód wrażeń i
potrzebę potwierdzenia swojej wartości w oczach innych. Wciąż szuka dla
niej „aplauzu" poza Mną, a nie rozumie, że Ja i tylko Ja jestem Tym, w
którego oczach wasza wolność jest bezcenna i który robi wszystko,
abyście jej sami nie stracili. Ale Ja daję wam tyle czasu, ile go wam
potrzeba, wedle miary dla każdego z was innej. Dlatego oddawaj oboje
Mnie, ile razy o nich pomyślisz. (...)
— Cieszy Mnie, córko, że uwierzyłaś w słowa moje i nie niepokoi cię
już
sprawa zawarcia przymierza z wami. Ja tego zapragnąłem, wyznaczyłem
odpowiedni dzień i godzinę, dałem wam Arcykapłana z waszej krwi, aby
przymierza dopełnił, a darem przebłagalnym dla sprawiedliwości Ojca
byłem Ja sam (symbol — Biały
Baranek) ofiarowujący się za was,
odkupiający was i błogosławiący wam w żmudnej pracy oczyszczania się,
odradzania i formowania na nowo — w Duchu moim. Przymierze moje z wami
stało się aktem potencjalnym, dopełnione zaś będzie, kiedy wy
przyobleczecie się w nowego człowieka. Ja wiem, że stanie się tak i że
nie zawiedziecie Mnie. W tym czasie, który już wyłania się znad
horyzontu, nie będziecie mieć innego wyboru, jak tylko ze Mną trwać lub
zginąć beze Mnie. Na waszych oczach tak będą ginęły całe narody, miasta
milionowe i wielkie połacie ziem, krainy całe. Wasz wybór będzie
wyborem najgłębszej istoty waszych dusz, wyborem wiary i ufności,
wyborem serca. To, że zwrócicie się ku Mnie i oprzecie na moim
miłosierdziu — świadcząc je sobie wzajem — to dopiero stanie się
dopełnieniem Aktu Przymierza i uczyni je rzeczywistością widzialną i
odczuwalną powszechnie. Wtedy rozwiążę wory łask i wysypię je na was.
I Ja, Anno, oczekuję tej pory. Wiem, że niepokoi cię termin, bo
chcesz
uprzedzić innych. Podam ci go, kiedy będzie już bardzo bliski, abyś się
nie martwiła o twoich bliźnich. Ale jeszcze wytrzymaj, przyjmując
niewiedzę jako pokutę za wspólne winy. Dobrze? Jutro będę cię
potrzebował, córko.
Nieprzyjaciel usiłuje
zepsuć moje dzieło
29 VI 1987 r., poniedziałek, św.
Piotra i Pawła, Warszawa
Otrzymałam egzemplarze (maszynopis)
„Pozwólcie ogarnąć się miłości".
Nie do przyjęcia. A tak oczekiwaliśmy. Byłam załamana, bo czekaliśmy z
utęsknieniem, żeby mieć choć jeden egzemplarz wzorcowy.
— Anno, przestań się martwić. I tak zwyciężymy. Będzie jeszcze tak
wiele wydań. To są pierwsze próby i pierwsze efekty działania
nieprzyjaciela, który usiłuje zepsuć moje dzieło, jak robi to już od
początku. Przez wady każdego z was działa i stawia przeszkody tam,
gdzie wola ludzka go słucha.
— Wiem, Panie, że miałam Ci służyć już w czwartek, a piszę dopiero
dzisiaj, a i to czekając na Grzegorza. I ja jestem winna. Proszę Cię,
Panie, powiedz, co chciałbyś dla małego Marka. I weź go w opiekę.
Proszę, pomóż mu w znalezieniu pracy, aby zarobił na następny rok
studiów.
— Chciałem, żebyś go poznała i pomogła mu. To też jest moja pomoc.
Liczę na niego, bo obdarowałem go i przeznaczyłem do służby publicznej
w przyszłym waszym ustroju, i uczę go, lecz trzeba mu oparcia, takiego
właśnie, jakie ty będziesz mogła mu dać. I w tym, sądzę, że się na
tobie nie zawiodę.
30 VI 1987 r., wtorek
— Posłuchaj, Anno. Dobrze, żeś korekty zrobiła, ale wolałbym, abyś
zaczęła od zapytania, czy Ja nie chcę twojej służby — innej. Otóż
powiedz Grzegorzowi, że dobrze Mnie zrozumiał. Te rozmowy o śmierci i
życiu ze Mną będą potrzebne, ale wymagają wprowadzenia i objaśnień. Z
tym zwróćcie się do Mnie, kiedy już całość przygotujecie. Teraz ważne
są moje „Słowa" i ostrzeżenia, a także moja nauka („Pozwólcie ogarnąć
się Miłości"), bo one później już nie będą mogły być rozesłane.
Należy
zająć się nimi. To mów Alicji i osobom, które mogą wziąć udział w tej
pracy. Powtórz też to Janowi. Jutro w modlitwie zwróćcie się do Mnie o
radę, a Ja wam objaśnię wszystko, czego nie wiecie lub nie rozumiecie.
Teraz można pocztą wiele rozprowadzić, a czasu już mało.
Proś o skoncentrowanie się na tym, w czym możecie pomóc ludziom
innych
krajów, bo później zajmiecie się sprawami waszego narodu. Jan, jeśli
może, niech zadba, aby syn mój, Karol, otrzymał jeszcze to, co ostatnio
dołączycie. Ty zaś słuchaj Mnie, bo jeszcze kilka „Słów" pragnę
przekazać tam. To będą już ostatnie próby pomożenia moim dzieciom w
świecie. XXII Słowo dawajcie tam, gdzie poszły poprzednie.
Teraz śpij już dziecko.
Spodziewam się po was
gotowości i chętnej współpracy
l VII 1987 r., środa, Warszawa
Modlimy się we troje z Grażyną i
Grzegorzem. Otwieramy Pismo święte:
Ks. Jeremiasza — Uwięzienie Jeremiasza,
uratowanie i uwolnienie;
Ks. Ezechiela — Miecz Pański (21);
Ks. Hioba — cała (otworzyliśmy na
wstępie);
Dzieje Apostolskie l, 5-8.
Pan mówi:
— Nie chcę waszego lęku, tylko zaufania. Zawsze tylko mała część
ludzi
przyjmowała Słowo Boże. Wzmogę moją pomoc, ale nie chcę, żeby was
martwiła mała skuteczność waszego działania.
— Co możemy zrobić?
Pan wskazuje Psalm 56 — „Uciśniony ufa
Panu". Rozumiemy, że chodzi nie
tyle o pokutę, post, ile o zawierzenie Panu. Pan mówi:
— To, że czas grozy nadchodzi, mówię wam, z którymi współpracuję,
ale
nie wymagam od was, żebyście głosili to publicznie. Teraz chodzi o
pomoc dla zagranicy, dla ludzi zagrożonych — tak jak możecie.
— Co mamy robić?
— Głoście słowa moje. Bardziej polegajcie na Mnie (obraz — Pan
przeprowadza ludzi, lecz każdego człowieka osobno, przez lód).
Nie
zaniedbujcie żadnych okazji. (...)
Zaczęliśmy się martwić o wszystkich,
którzy zginą, o cały świat.
— Daję wam teraz moje błogosławieństwo. I nie chcę, żebyście się
martwili, bo przecież bierzecie udział w moich planach ratowania
ludzkości. Będziecie nieść moją pomoc, moje dary.
Uczyniłem was przyjaciółmi moimi, więc nic nie znaczą materialne
przemiany świata wobec rozpoczętego przeze Mnie dzieła duchowego
odrodzenia świata, w które was włączyłem. Dlatego spodziewam się po was
gotowości i chętnej współpracy ze Mną, a nie smutku i trwogi.
9 VII 1987 r., czwartek, Warszawa
— Wiesz, Panie, że jadę do o. Jana. Czy mam coś przekazać?
— To, co mam mu do powiedzenia, powiem w trakcie waszej rozmowy, a
Jan
to sobie zanotuje. To, co chcę powiedzieć wam wszystkim, przekażę ci
później, a Grzegorz przepisze. Proś Jana o pomoc w sprawie rozesłania
egzemplarzy „Pozwólcie ogarnąć się Miłości" i zabierz 3 egzemplarze ze
sobą jutro. A teraz zrób korektę.
Dla Ojca
najboleśniejsze jest, gdy nie jest wzywany
12 VII 1987 r., niedziela, Warszawa
— Zaraz przyjdzie o. Jan. Czy mam mu coś przekazać? Pomyślałam przy
tym, że powinnam się najpierw pomodlić. Pan od razu odpowiedział, a
potem, kiedy wzięłam pióro, powtórzył to.
— Powiedziałem ci, dziecko: „Wszystko to, co nie jest rozmową ze
Mną,
nie jest modlitwą". Ty zapytałaś: „A modlitwy Kościoła?"
Wtedy w waszym imieniu zwraca się do Mnie kapłan jako wasz rzecznik,
a
wy towarzyszycie mu. Są to modlitwy w imieniu całego Kościoła:
wielbiące Mnie, proszące, wstawiające się i dziękujące Mi jako waszemu
Stwórcy, Ojcu i Prawodawcy, i Synowi mojemu jako waszemu Odkupicielowi
i Pośrednikowi.
— A Duch Święty?
— Wszystkie wasze modlitwy są kierowane przez Ducha Świętego, który
was
inspiruje i wstawia się za wami.
Teraz mówię ci o osobistej rozmowie każdego z was ze Mną. Jak
myślisz,
w jakiej szacie przystępuję do rozmowy z wami? Zawsze i tylko w szacie
miłosierdzia. Zapamiętaj to sobie dobrze i nie lękaj się, córko. Każdy
z was potrzebuje nade wszystko miłosierdzia i daję mu je.
— Czym jest w istocie miłosierdzie Boże?
— Miłosierdzie, córko, płynie z dobroci mego serca, z ojcowskiej
troski i wyrozumiałości dla waszych słabości. Miłosierdzie jest
miłością Wszechmocnego, Świętego i Nieskalanego do tego, co z natury
swojej słabe jest, bezbronne i grzeszne, ale wyrywa się ku Mnie i —
będąc zależne — liczy na opiekę moją.
Mówisz, że mało osób rozumie swoją zależność. To nie jest ważne. Ja
ją
znam.
Mówisz jeszcze, że nie liczą na Mnie, a polegają na sobie. Do czasu,
dziecko, do czasu. Ja zaś, który powołałem ich do istnienia,
odpowiedzialny jestem za każdego z was zawsze i pomimo wszystko, tak
jak każdy dobry ojciec. Istotne jest to, czy dziecko uznaje swego ojca,
czy też wyrzeka się go. Wtedy zrywa się porozumienie między nami i
chociaż opieka moja trwa, to skuteczność jej niszczy człowiek sam.
Działa przeciw sobie i szkodzi sobie; często śmiertelnie szkodzi...
Ale tam, gdzie dziecko wie, że ma Ojca i jest kochane, nic nie może
zerwać obopólnej więzi miłości, a więc porozumienia i przyjaźni Ojca
ze swym dzieckiem. Dziecko chore ma prawo wołać Ojca i wymagać pomocy.
Żądać jej — to prawo dziecka. Dla Ojca najboleśniejsze jest, gdy nie
jest wzywany; kiedy dziecko woli chorować niż prosić. Wtedy nawet
wszechmogący Ojciec cierpi ból odrzucenia.
— Czy to możliwe, żeby aż tak zależało Ci, Ojcze, na każdym z nas...?
— Tak. Bo jestem rzeczywistym Ojcem i wiem o tym. Zrodziłem was do
szczęścia, abyście rośli, obcowali ze Mną, ze Mną współtworzyli
szczęście wasze, które jest szczęściem służenia innym, bo wtedy wzrasta
szczęście wspólne dla całego rodzaju ludzkiego, i abyście potem
cieszyli się wraz ze Mną w wieczności pożytecznością waszą.
— Każdy?
— Każdy, córko, kto Mi zaufa i ze Mną żyje dzień po dniu, buduje dom
przyszłego szczęścia braciom swoim i ma w nim swoje miejsce. Gdybym nie
tego chciał, inaczej planowałbym wasz świat.
Mówisz (w duchu), że
ludzie tak mało mogą dokonać. A ich pragnienia? A
wysiłki? A najmniejsze uczynki? Ja widzę je. Nie wedle wielkości
dokonań was sądzę, a wedle waszej miłości. Widzę serca i czystość ich
lub brud. Przypomnij sobie „grosz wdowy": oto jest dar godny Mnie! —
dar miłości. Robicie, co możecie, czasem prawie nic nie możecie, ale
serca wasze wołają do Mnie. Oto słowa prawdziwe!
Przyszedł o. Jan. Pytał, jak widzę obraz
wdowy z przypowieści Pana
Jezusa, bo powiedziałam, że rozumiem całość, ale nie widzę kolorów czy
szczegółów, np. ubrania, wielkości skarbonki itd. Widzę to inaczej.
Widzę biedna kobietę, która oddaje wszystko, co ma (jeden grosik), bo
kocha Boga i chce Go uczcić jak może; widzę jako wewnętrzny — bo nie
dla oczu ludzkich dokonany — czyn miłości; drobna, chuda kobieta,
zamotana w jakieś chusty, w wielkiej świątyni (ale raczej nie gmach
świątyni jest ważny, a potężny, przebywający w niej niewidzialnie Bóg,
który z miłością przyjmuje ten — wielki dla Niego — dar).
Pan to wszystko ukazał mi, bo nie mogłam
zdobyć się na pisanie. Bałam
się po prostu. Tak jest, kiedy zaniedbuje się w pracy dla Pana i w
życiu. Bardzo źle się czułam ostatnio.
Później, kiedy modliliśmy się z grupą
szczecińską i mówiliśmy o
zagrożeniu miasta, Pan powiedział:
— Proście o opiekę nad mieszkańcami Szczecina, Świnoujścia i
wszystkich
wysp, zwłaszcza na lewym brzegu Odry, nad rybakami i rolnikami.
Oddawajcie ich mojemu miłosierdziu i proście bardzo Maryję, Królową
waszą, aby wstawiała się za wami. Pomagajcie sobie wzajemnie,
przebaczajcie i kochajcie się. Takie postępowanie zyska wam
przychylność moją. (...) Wy jesteście moimi świadkami — na oczach tych,
którzy utracili wiarę lub nienawidzą Mnie. (...) Mojego syna,
Mieczysława (kapłana), nie lękajcie się wprowadzić w moje plany. O ile
zechce, pomoże Mi.
Gdy w roku 1994 przygotowywaliśmy ten
fragment do druku, zapytaliśmy
Pana, czy zagrożenia są nadal aktualne. Pan odpowiedział:
— Moje dzieci. Sprawę Szczecina pozostawiam mieszkańcom tego miasta.
Jeżeli się nawrócą i przyjdą do Mnie z prośbą o pomoc, dam ją; będzie
tak jak z Niniwą. Ale jeśli nie odwrócą się od zła, wrócą do nich ich
grzechy w postaci zagrożenia (siłami przyrody).
Proś Mnie o dar
przebaczenia tej osobie
16 VII 1987 r., czwartek
Wczoraj i dzisiaj pisałam teksty, które
miałam przekazać.
— Napisałam, Panie, i poproszę o przepisanie. Ale potem nie wiem,
komu
dać Twoje słowa. Szatan szaleje.
Powiedziałam Panu o działaniach pewnej
osoby przeciwstawiającej się
energicznie (i bezczelnie) tekstom przekazywanym przeze mnie.
— Czy Ty, Panie, zawsze spokojnie się przyglądasz, gdy szatan
działa?
Czy on wszystko może?
— Moja córko, bądź spokojna i weź pod uwagę te słowa, które
powiedziałem Zbyszkowi. Proś Mnie o dar przebaczenia tej osobie. Oddaj
Mi całą tę sprawę i przestań o niej myśleć, a tym bardziej przewidywać,
bo Ja jestem panem waszych losów i robię to, co chcę. Jeśli nawet
dopuszczam do działań nieprzyjaciela waszego, to i tak zwyciężam. Teraz
daję ci moje błogosławieństwo. Przyjmij je.
Do Mnie przychodzi
się z potrzeby serca i kochając pyta, czym można Mi
usłużyć
17 VII 1987 r., piątek, Warszawa
Zapisałam tekst uzupełniający
wczorajszy. Pan powrócił następnie do
moich obaw:
- A teraz przestań myśleć o przyszłości, bo to moja rzecz. Ty tylko
piszesz to, co mówię ci i dzięki temu wiele wiesz, ale nie żądam od
ciebie, żebyś działała, a jedynie abyś zawiadamiała i ostrzegała (już!)
tych, którzy ci uwierzą. Sama widzisz, jak ich jest mało. Na pewno nie
będę cię winił za nieostrzeżenie tych, którzy mogli usłyszeć słowa moje
i przygotować się, a nie zrobili tego z lenistwa, lekceważenia bądź
pewności siebie. I chcę, abyś nie wprowadzała w plany moje tych, którzy
przyjdą do ciebie widząc zagrożenie, w lęku o siebie i swoje dobra. Do
Mnie przychodzi się z potrzeby serca i kochając pyta, czym można Mi
usłużyć, nie inaczej.
Nie pragnę, abyś stała się „wróżką" oznajmiającą osobiste losy
każdemu,
kto tego zechce. Wezwałem cię, byś mój głos przekazywała wtedy, tym i
tak, jak Ja tego zapragnę. A Ja powiem ci zawsze, kiedy zechcę.
Przynaglam was, bo nadeszła pora, lecz wiem, a wy sami przekonujecie
się, jak ludzie są oporni, jak przyjąć nie chcą tego, co im nie
odpowiada. Nie chcę, żebyś biegała i wołała, bo nie jest to czas na
publiczne głoszenie. Lęk dopiero zbliży was do Mnie i nauczy poważnego
traktowania słów moich, bo i sytuacja będzie dostatecznie niepokojąca i
przynaglająca do zwrócenia się ku istotnie ważnym wartościom.
Wiesz, Anno, że zagrożenie życia wywołuje u ludzi gotowość
wewnętrzną,
zwrócenie się ku sprawom poważnym, a odrzucenie tego wszystkiego, co
miałkie, płytkie i nie mające żadnego znaczenia dla życia
poszczególnych ludzi i całego narodu. Niebezpieczeństwo rodzi
solidarność i współpracę, a takie, z jakim wy się spotkacie, poruszy
was do dna duszy. Sprawa wiary we Mnie i w miłość moją do was stanie
się istotną, bo ode Mnie będziecie spodziewać się ratunku, a nie od
kogokolwiek innego; bo nie ma nikogo, kto by was ocalił, jeżeli Ja nie
zechcę tego uczynić. Ty wiesz, dziecko, że chcę, i tę pewność będziesz
przekazywała wokół siebie.
Teraz skończmy rozmowę, a jutro zechciej Mi usłużyć.
25 VII 1987 r., sobota, Warszawa
— Wczoraj nie zdążyłam, ale dzisiaj słucham Cię, Panie.
— Posłuchaj, Anno. Jest już późno i chciałbym, abyś szybko zasnęła,
bo
jutro czeka cię wiele zajęć. Ja nie mam do ciebie „pretensji" czy
„żalu". To ty, kiedy nie zrobisz tego, co miałaś wykonać, martwisz się
i masz wyrzuty sumienia, które wypomina ci gnuśność i lenistwo na mojej
służbie. Ja zaś mówię ci: do rozmowy ze Mną przystępuj wypoczęta i
spokojna, bo wtedy służysz Mi lepiej. Dlatego będziemy rozmawiali
jutro, ale pisać zaczniesz dopiero w poniedziałek. Dobrze, że dzień
rozpoczniesz od spowiedzi i Mszy świętej. Widzisz sama, że trudno ci
pisać dzisiaj.
Oddaj Mi sprawę Anki i proś za nią, zamiast myśleć z troską lub
niechęcią, bo to nic ci nie daje oprócz zmęczenia i niepokoju.
27 VII 1987 r., poniedziałek,
Warszawa
— Ojcze, Ty jesteś obecny w każdej sytuacji i z każdą osobą.
Powiedz,
co powinnam zrobić z Anką. Tego szantażu (Anka próbowała zmusić
znajomego, żeby się nią zainteresował i ożenił i zagroziła
samobójstwem) nie spodziewaliśmy się. I nie mów mi, Ojcze, co
by
zrobił Jezus, bo On był Bogiem i mógł zrobić wszystko, znał też
wszystkie sprawy ukryte, a ja nic tu zrobić nie mogę, chyba ugiąć się
przed szantażem... Czy Ty tego chcesz? Jakoś nie mogę w to uwierzyć.
Przecież dobroć nie powinna być głupia i pobłażająca dla sprytu i
egoizmu? Nie wiem, ale płacę bólem serca i strasznym napięciem...
— Moja córko. Powinnaś natychmiast zwrócić się do Mnie, oddać Mi
Ankę i
zaufać w pełni, a wtedy byłabyś spokojna. Zrobiłaś to, ale z uczuciem
niechęci. Ja i ciebie rozumiem. Podstęp budzi niechęć, a presja
powoduje chęć uwolnienia się od niej. Pomyśl jednak o tym, że Anna
(Anka) przez swoje uczucia,
emocje — nie opanowywane — stała się też
ofiarą. Nieprzyjaciel wasz potrafi wmówić wam bardzo sugestywnie
uczucia, których nie macie. Macie natomiast miłość własną, a jeśli ona
czegoś dla siebie chce i w tych żądaniach nie jest ograniczona przez
rozum i wolę człowieka, staje się on (szatan)
poprzez pożądanie panem
duszy ludzkiej. Ona jest ofiarą, chociaż z własnej woli weszła w tę
zależność (nie zdając sobie sprawy, że jest kierowana i służy nie swoim
chęciom, a wrogowi). Dlatego to, co odczuwasz i co cię tak niepokoi,
jest jego obecnością w tej sprawie i to jego działanie na ciebie budzi
w tobie opór. Dlatego teraz z zupełnym spokojem i zaufaniem oddaj Annę
(Ankę) Mnie i proś w imię mego
miłosierdzia o uwolnienie jej od złego
ducha, który ją obezwładnia i kieruje ku samozniszczeniu. Bądź też
pewna, że Ja czuwam i spieszę wam z pomocą zawsze, kiedy popełniacie
błędy zwabieni jego sugestiami i mirażami, które wam podsuwa. Zrób to
zaraz ze współczuciem dla jej ślepoty i dziecinnej miłości do siebie.
Zrobiłam to natychmiast i zaczęłam od
„Ojcze nasz". Zdziwiłam się, że
tak bezmyślnie wypowiadam wersety, zamiast bezpośrednio mówić do Pana.
Wtedy słowa „jako i my odpuszczamy naszym winowajcom" nabrały barwy i
znaczenia (miałam żal do niej, że ten jej „szantaż" rozbił mnie
wewnętrznie). Potem „i nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode
złego" zadźwięczały mocno i wyraziście. Zrozumiałam, że Jezus
przygotował nas na wszystkie okoliczności i wiedział, jak bardzo
będziemy potrzebowali pomocy. Szybko poprosiłam o uwolnienie jej od
złego ducha w imię Miłosierdzia Chrystusa i Jego do Anki miłości.
Oddałam ją w całkowita opiekę Bogu. Natychmiast przyszedł absolutny
spokój, cisza wewnętrzna, radość tak nagła, że miałam ochotę płakać z
wdzięczności. Ciężar spadł mi z serca nagle i w zupełności, jak gdyby
ktoś go zdjął ze mnie. Do tej pory trwa pokój...
Czyniąc dobro
współpracujecie ze Mną
28 VII 1987 r., wtorek, Warszawa
Dzisiaj postanowiłam pisać, bo czasu
mało, ale nieustannie coś mnie
odciąga. Nareszcie teraz zaczynam, a jest już godzina 17.
— Weź teraz, Anno, odrębny papier i nie martw się z góry.
Zapisałam
XXIII Słowo Pana, mające charakter ostatniego ostrzeżenia i tak też
nazwane. Pan powiedział m.in.:
— Obiecuję być przy każdym, kto wezwie Mnie, i chociażby był
najgorszym
zbrodniarzem, jeżeli żałować będzie i odwoła się do mojego
miłosierdzia, uratuję go dla mego królestwa i sam przez śmierć
przeprowadzę.
Jeżeli taką obietnicę daję grzesznym i zło czyniącym, o ileż
dobrotliwszym będę dla ludu mojego ufającego Mi i we Mnie szukającego
obrony; ludu ze wszystkich ludów ziemi — bo nie jest ważna formalna
przynależność wasza, a wasze odwołanie się do Mnie. Ojcem waszym jestem
i najcichsze wołanie dziecka usłyszę. Będę wam tarczą i opoką. Dlatego
nie lękajcie się, bo nawet śmierć ciała, jeśli Ja przy was jestem, nie
przerazi was i nic wam uczynić nie zdoła. Przeprowadzę was przez nią
sam i nie doznacie trwogi. Pamiętajcie, że nieśmiertelni jesteście i
dom wieczysty macie zapewniony. Kto z was z ucisku przybywa, otrzymuje
ode Mnie szczęście nieskończone.
Nie lękajcie się śmierci; lękajcie się grzechu, oczyszczajcie się i
gotujcie, aby czas katastrof, klęsk, grozy i śmierci zastał was o Mnie
opartych i czystych.
Wzywam was, dzieci moje, do miłosierdzia, miłości wzajemnej i
pomagania
sobie tak, abym w was swoje podobieństwo zobaczył. Wasze miłosierdzie
ma wielką moc nad sercem moim, i dla jednego miłującego bliźnich swoich
gotów jestem odpuścić winę całemu miastu. Przez was przychodzi
katastrofa na świat i wy waszymi czynami możecie ją umniejszyć; możecie
skrócić czas klęski i wielu ludzi ocalić. (...)
Wiedzcie, że czyniąc dobro, współpracujecie ze Mną i wypraszacie
ziemi
przebaczenie moje. Ci zaś, którzy umierać będą łącząc śmierć swoją z
Ofiarą Jezusa Chrystusa, przebaczając i przyjmując wolę moją bez
sprzeciwu, znajdą się w domu moim bez sądu, choćby poganami do godziny
śmierci byli i powrócili do Mnie w ostatniej chwili. Tak ich przygarnę,
jak przyjąłem „dobrego łotra", towarzysza śmierci krzyżowej, który
dopiero umierając, osądził się i zwrócił ku Zbawcy swemu.
Ostrzeżeń nie przyjmujecie, przygotowań nie czynicie, głos mój
odrzucacie, bo niewygodny wam jest. Nie rozumiecie, że nie straszę was,
a ojcowską miłością powodowany uprzedzić was chciałem i przygotować.
Dlatego jest to ostatnie wołanie moje do odnowy, oczyszczenia i
skruchy, a na skutek niedowiarstwa waszego otrzymacie je w ostatniej
godzinie, godzinie grozy, zniszczenia i zbliżającej się śmierci.
Wtedy dopiero przyjmiecie słowa moje. Jednakże daję je wam (już
teraz),
aby dowodem wam były miłości mojej, troski, i świadczyły, że nadal
kocham was, jestem z wami i bronię was. (...)
29 VII 1987 r., środa, Warszawa
— Panie, to, co podałeś, jest straszne, zwłaszcza że nie ostrzegasz,
które rejony i miasta są najbardziej zagrożone. Czy nikogo nie chcesz
przygotować?
— Moje dziecko. Najważniejsze jest przygotowanie do przyjęcia tego,
co
Ja daję — chociażby to nawet była śmierć — z gotowością jako mojego
wyboru dla każdego, kogo to spotyka. Przyjąć z gotowością to wyrzec:
„Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode mnie ten kielich, jednak nie moja
wola, lecz Twoja niech się stanie".
Mówcie Mi: „Bądź wola Twoja", bo taki jest warunek nadejścia
królestwa
mojego — chociażby zwiastowały je huragany, pioruny i ogień, potop czy
trzęsienia ziemi, zarazy czy śmierć. Aby budować nowy dom na miejscu
starego i przegniłego, należy nie tylko gruzy usunąć i teren wyrównać,
ale wykopać głęboko miejsce na nowe fundamenty. Trzeba dokopać się do
skały, a tą opoką są moje prawa nadane wam i podpisane Krwią Jezusa,
Zbawiciela waszego. Z Jego bezcenną Ofiarą łączy się każdy, kto śmierć
swoją Mnie oddaje, a krew swoją do Jego Krwi dołącza. Dlatego, powiadam
ci, każdy, kto straci życie Mnie je powierzając, nie tylko zyska je,
lecz i współudział mieć będzie w odkupieniu świata. W obecnych czasach
ludzkość odrzuciła ofiarę Syna Bożego i wzgardziła nią, dlatego sama
ofiarować się musi, by dobrowolnym potwierdzeniem wyboru mojego
wykazać, iż uznaje Mnie i powraca do Mnie.
Znam was, więc nie wymagam od was niemożliwości: dobrowolnego
oddania
życia za przyjaciół swoich — jak uczynił Jezus za wszystkich ludzi
ziemi — ale pragnę przyjęcia woli mojej bez buntu, tam gdzie tego
zażądam, przynajmniej przez tych, którzy wyznają Mnie swym Bogiem i
znając moją miłość i miłosierdzie, mają pewność, że ich nie skrzywdzę.
Zawierzenie Mi — pełne i w najcięższej sytuacji, stałe i ufne — jest
drogą powrotu ku Ojcu.
Syn marnotrawny musiał zejść na samo dno nędzy fizycznej i
upokorzenia
swej ludzkiej godności, aby doświadczywszy zła świata odwrócić się odeń
i powrócić do Ojca i Jego sprawiedliwości. Gdyby zła nie zaznał,
zginąłby na wieczność w pozorach dobra, w kłamstwie i wyuzdaniu...
Chciałaś, córko, prosić, abym wymienił tych, którzy są najbardziej
zagrożeni. Dobrze, zrobię to, a Grzegorz niech słowa ostrzeżenia
zabierze, tak by dotarły do przyjaciół twoich, a i jego rodziny. (...)
Chcę też, aby Jan rozesłał je tam, gdzie mu uwierzą, ale przede
wszystkim do Rzymu (...). Być może, że oni zdobędą się na zawierzenie
Mi na tyle, by przygotowania poczynić. Wtedy prosić należy o
zawiadomienie władz generalnych innych zgromadzeń.
— Ojcze, powiedz, czy powinnam rozmawiać w sprawie znajomego
franciszkanina?
— Chciałbym, ażeby wszystkie zgromadzenia przygotowały się. Zależy
Mi
na zgromadzeniu franciszkańskim we wszystkich krajach ubogich. A was,
Polaków, chcę widzieć na Wschodzie. Dlatego wprowadź przełożonego domu,
o ile zechce on z tobą rozmawiać. Przekaż wtedy to, co podjąłby się
zabrać do Włoch.
Próbuj, córko, ale jeśli nie uda ci się, nie popadaj w depresję. Ja
towarzyszę ci i przyjmuję twój wysiłek, natomiast wyniki zależą od
postawy i charakteru człowieka. W tym przypadku zezwalam, a co będzie,
zobaczymy. (...)
A teraz słuchaj, co mam ci do powiedzenia, boś Mnie długo o to
prosiła.
Kataklizmy ogarną całą ziemię; będą to wybuchy wulkanów, trzęsienia
ziemi, ruchy skorupy ziemskiej, przesuwanie się płyt lądowych i dna
mórz i oceanów. Specjalne nasilenie katastrof dotknie półkulę północną
(...) Wzburzenie wód spowoduje zniszczenie wybrzeży na całym świecie
(...). Dlatego ostrzeżenia moje przydadzą się wszędzie, o ile zostaną
przyjęte.
Zapewniam cię, córko, że nawet gdybyś je rozsyłała masowo, nic byś
nie
wskórała. Ludzie nie chcą uwierzyć temu, co ich trwoży i wieści im
klęski; chyba gdy widzą już ich pierwsze objawy. Dlatego nie czuj się
odpowiedzialna za rozpowszechnianie moich słów. Mówię ci to dla
najbliższych przyjaciół naszych. (...)
Wybrzeża, ujścia rzek, tereny nadmorskie, zwłaszcza nizinne i
bagienne,
narażone są na zalanie lub zgoła zatopienie. Tereny sejsmiczne ożywią
się, górskie rzeki wyleją, głębokie doliny wypełni woda, a wielkie
zbiorniki wodne zamknięte tamami grożą zalaniem ziemiom niżej
położonym. Rozsądek nakazuje unikać takich miejsc... Nie podam ci,
Anno, nazw miejscowości, bo będą ich dziesiątki tysięcy. (...)
Pomyślałam, że Pan mówi jak matka czy
ojciec.
— Moje dziecko, Ja jestem Ojcem i bliskie Mi są wszelkie wasze
sprawy.
(...)
Europa nie będzie oszczędzona; przeciwnie, cały Zachód wraz ze
Stanami
Zjednoczonymi ulegnie ruinie. Kraje te ze względu na ogromne
zniszczenia staną się ubogie i nie powrócą już do dawnej świetności.
Teraz, Anno, skończymy, bo jesteś zmęczona i słabo Mnie słyszysz.
2 VIII 1987 r., niedziela, Warszawa
— Ojcze, tęsknię do Twojego świata, do dobroci, przyjaźni, prawości,
do
Twoich praw, pomimo że wiem, że nie jestem godna wejścia tam, ale tam
jest miłość, a tu jest tak strasznie zimno i smutno. Teraz szczególnie.
Ty znasz przyczyny, których ja nie pojmuję.
Telefonuje ojciec Kazimierz, chce
przyjść. Ja się wykręcam, bo zbyt źle
się czuję. Ojciec nalega. Wtedy słyszę Pana:
— Moja mała córeczko. Sam przyjść nie mogę, ale przyjmij syna mojego
tak, jak przyjęłabyś Mnie. Przychodzę, żeby cię pocieszyć. Nie smuć się.
Ojciec Kazimierz przyszedł, aby odprawić
dla mnie Mszę świętą
„imieninową". Potem smutek minął. Śmialiśmy się i cieszyli. Był to
prawdziwy dar Boży i Pan sam przybył — w Eucharystii — aby mnie
pocieszyć.
3 VIII 1987 r., poniedziałek,
Warszawa
— Czym mogę Ci usłużyć, Panie?
— Będziemy pisać, córko. Ale teraz pokaż wszystko Grzegorzowi i
jeśli
macie wątpliwości, pytajcie. Wiem, co najbardziej cię niepokoi. Możesz
napisać Jadwidze (do Nowego Jorku),
(...) że chciałbym ich uratować, a
więc powinni Mi uwierzyć i zawierzyć. Ze względu na moje obietnice dla
was pisz, że wolno jej ostrzec Polaków, przede wszystkim tych, którzy
są ze swoją ojczyzną związani i którzy za nią ryzykowali życie; a
jeżeli posłuchają, ochronię ich. (...)
Nie ułatwiam wam
życia, ale bronię was i opiekuję się wami
6 VIII 1987 r., czwartek, Warszawa
Grzegorz miał za kilka dni wyjechać na
Zachód. Chciałam przez niego
przekazać ostrzeżenia dla przyjaciółki w USA (nie byłam pewna, czy list
z Polski doszedłby do niej) i ewentualnie także innych osób.
— Ty, Ojcze, wszystko wiesz. Powiedz, co jeszcze chciałbyś przekazać
przez Grzegorza. I czy to są już ostatnie Twoje ostrzeżenia dla
zagranicy? Czy we wrześniu, kiedy przyjadą znajomi, będzie jeszcze
można im coś przekazać? Czy będą jeszcze kontakty?
— Dobrze, Anno. Więcej ostrzeżeń nie będę podawał. Wystarczą te,
które
otrzymaliście i nimi wolno wam dysponować wedle waszego zrozumienia, a
i możliwości. Nie ułatwiam wam życia, ale bronię was i opiekuję się
wami. (...)
Wiem, Anno, że jesteś zmęczona. Oprzyj się na Mnie i licz na pomoc
moją.
Dopóki będzie można, dopóty dzielcie się z tymi, z którymi was
spotkam,
tym, co ich dotyczy. (...)
Znacie miłość moją do was, moją łaskę i pragnienia, znacie też moje
zamiary i wszystko to, co wiecie, możecie przekazywać wedle waszego
rozeznania. Ja ufam wam, gdyż służycie Mi z serca i pragniecie
wypełnienia się zamiarów moich względem was. Zawarliśmy przyjaźń, która
nigdy zerwana — przeze Mnie — nie będzie. Ponadto w chwilach trudnych,
w chwilach wahań i wątpliwości macie Mnie przy sobie. Pytajcie. Jeśli
nie usłyszycie odpowiedzi, szukajcie jej w Piśmie moim. Jednak Ja
pragnę mówić z każdym z was. Uwierzcie w to, zwłaszcza ty, Grzegorzu. W
potrzebie zawsze licz na Mnie, wspomogę cię.
Dam ci teraz, synu, kilka rad. Otóż bądź zupełnie spokojny. Nie
szukaj
gorączkowo i w pośpiechu, gdyż Ja czuwam i spotkam cię z tymi, z
którymi chcę. Zależy Mi na przełożonych zgromadzeń i tych członkach
mojego ludu, którzy jeżdżą i mogą słowa moje roznieść po świecie.
— Dokąd?
— W każdym miejscu są potrzebne, zwłaszcza na Zachodzie, i tam,
gdzie
zagrożenia będą — wedle słów moich. Do Niemiec, synu, dawaj przede
wszystkim słowa ostrzeżenia, przygotowania (te ostatnie) i
miłosierdzia. Tu oprzyj się o zakony i młodzież, tę z Odnowy
Charyzmatycznej. Oni dużo jeżdżą i mają dużo kontaktów. Lecz nie
pozostawiaj żadnych tekstów w rękach tych, którzy się nimi nie podzielą
i traktują je jako prywatne ostrzeżenie — dla siebie. Lepiej będzie,
jeżeli pozostawisz je sobie niż w takich dłoniach. Szukaj gorących i
traktujących Mnie poważnie, pragnących wypełniać wolę moją.
8 VIII 1987 r., sobota, Warszawa
Po wyjeździe Grzegorza.
— Ojcze, czy wszystko napisałam?
— Nie martw się, Anno. List dojdzie do twojej przyjaciółki i nic
Grzegorzowi nie zagrozi. Bądź spokojna. Co mogłaś, to zrobiłaś.
Błogosławieństwo moje daję wam: tobie, Grzegorzowi i jego synowi.
Pracować będą w moich sprawach, a więc ze Mną. Zadbam o nich jak Ojciec
powinien. Matka Grzegorza też z nim będzie przez cały czas. Ona go
wspomoże w rozmowach — z mojej woli, bo pragnę jej radości.
Oddałaś Mi się na
służbę bezwarunkowo
20 VIII 1987 r., czwartek, Warszawa
— Słucham Cię, Ojcze.
— Moja córko, nie obawiaj się. Ja cię zawsze obronię, jeśli zwrócisz
się do Mnie o pomoc. I nikt w rozmowę moją z tobą wejść nie śmie.
Odpowiadam na twoje obawy i wątpliwości.
Wiem, przeglądasz stare zapiski i znajdujesz mnóstwo niejasności i
nie
spełnionych obietnic, dlatego lękasz się, że i teraz to się powtórzy.
Nie, teraz rozmawiasz ze Mną. Wtedy uczyłaś się, przechodziłaś — nic o
tym nie wiedząc — wiele prób, a szatan starał się zniszczyć twoje
zaufanie do (twojej) Matki i innych moich dzieci. Dlatego często
wykorzystywał twoje emocje, bo przez nie mógł wprowadzać swoje
sugestie. Ty zaś wyczuwałaś to i twoje zdenerwowanie i napięcie rosło.
A jednak, córko, nie odwróciłaś się, nie rzuciłaś twojej pracy, a to ze
względu na prawdę i piękno tych wypowiedzi, które były ci podawane w
sprawach Polski. Postanowiłem więc, że od tych treści rozpoczniemy
współpracę. I nie zawiodłem się. Służyłaś Mi zawsze chętnie i gorąco w
tych zagadnieniach, a także we wszystkim, co mogło nieść pomoc innym
ludziom. Dopiero wtedy, kiedy zostały zakończone tamte prace (...) —
powoli i dzięki zaufaniu, jakim cieszył się u ciebie Ludwik, twój
wielki przyjaciel teraz (w niebie), a wtedy ojciec duchowny — zaczęłaś
słuchać rad i treści czysto duchowych. A on przygotowywał cię do
spotkania ze Mną. Postanowiłem bowiem uczyć cię sam.
Wtedy w łagrze, kiedy zwróciłaś się do Mnie z zaufaniem i szczerze
powiedziałaś Mi o wszystkim, co jest dla ciebie ważne, wtedy otworzyłem
ci moje serce i zdecydowałem, że właśnie na tobie rozpocznę budowę
mojego przyszłego panowania w ojczyźnie twojej. Wtedy ty oddałaś Mi się
na służbę bezwarunkowo; w zamian Ja powoduję, że staje się ona coraz
szersza, i jaśniej, obszerniej wprowadzam cię w moje zamierzenia. Dużo
zrobiłaś dla Mnie, dziecko, w trudzie, samotności, przeciwnościach i
niezrozumieniu. Wciąż widzisz swoje błędy i niedociągnięcia, i brak
doskonałości w mojej służbie, a Ja widzę twoją wierność i gotowość
służenia Mi pomimo twoich wad, słabości i fizycznych braków. Nie
wyszukuj w sobie tego, co złe, jeszcze nie oczyszczone, co cię w tobie
smuci, a jeśli, to tylko po to, by wszystko Mnie oddawać. Bo Ja myślę o
tobie, nigdy nie zaprzestanę starań i w tym zaufaj Mi.
Nie martw się więcej tym, że jesteś człowiekiem, z całym ludzkim
obciążeniem, a nie aniołem. O ciebie Ja się troszczę i powoli i
łagodnie pracuję nad tobą, tak jak ty pracujesz dla mojej chwały w
waszym kraju i w świecie. Widzisz, kiedy żołnierz pełni służbę, o jego
potrzeby winien dbać dowódca. Ja nim jestem, a także przyjacielem i
Ojcem zarazem. Czy to rozumiesz?
Więc pozbądź się niepokoju i obaw. Ja cię wszystkiego nauczę. Jeżeli
Ja
się nie spieszę, tym bardziej nie powinnaś ty. Ten niepokój budzi w
tobie twój wróg, gdyż wtedy ulegasz załamaniom — przestajesz szukać
Mnie. Czujesz się niegodna mojej służby. Ale czy Ja kiedykolwiek
powiedziałem ci to sam?
— Nie.
— No widzisz sama. Nie Ja jestem niezadowolony z ciebie, a on — z
naszej współpracy. To on robi wszystko w tym kierunku, żebyś pisać
przestała, a w każdym bądź razie, abyś zwrócenie się do Mnie odkładała.
W twoim życiu, córko, najważniejsza jest rozmowa twoja ze Mną, gdyż po
to ten dar otrzymałaś, aby nim służyć. Przez wiele osób, które słuchają
go — nieświadome tego, kto im działania sugeruje — usiłuje
nieprzyjaciel zabrać ci czas, osłabić cię, zmusić do odwrócenia się ku
innym zadaniom, których Ja ci nie powierzyłem i nie tego dla ciebie
chcę. Dlatego, dziecko, mówię ci to, abyś nie miała skrupułów, abyś nie
przyjmowała sugestii, że nie jesteś dobrą
chrześcijanką, jeżeli nie zrobisz tego lub tamtego dla jednej z osób,
które przychodzą, abyś im służyła. Gdybyś była w zakonie, miałabyś
zakres swoich obowiązków i nikt oprócz przełożonych nie mógłby tego
zmieniać. Ty żyjesz w świecie, a twoim przełożonym jestem Ja sam i
tylko Ja. Ja zaś pragnę dla ciebie tej służby, jaką sam dla ciebie
wybrałem. Żaden człowiek nie ma prawa zmieniać mojej woli. Bo ty już
służysz od wielu lat i tu jesteś Mi nie do zastąpienia, w innych zaś
sprawach nie masz wprawy i Ja ci nie daję pomocy, kiedy je
rozpoczynasz. Dlatego kończą się szybko, bo Ja zazdrosny jestem o twój
czas i siły, których masz mało.
Jeszcze raz ci mówię: tylko współpraca ze Mną i z moim Kościołem w
chwale, a na ziemi z tymi, którzy chcą Mi usłużyć i wspomóc cię w
twojej pracy. Teraz, kiedy w samotności pozostajesz, odczuwasz
zadowolenie, prawda?
— Tak, ogromne.
— Bo tak jest teraz dobrze i tego chcę Ja. Każdy, kto ci
przeszkadza, a
przychodzi nie w naszych sprawach, nie przybywa tu z mojej woli, wiedz
o tym. Masz prawo bronić twojego spokoju, bo jest ci niezbędny do życia
i pracy. Nie czuj się „winna", „zła", „pozbawiona miłości bliźniego",
jak on ci to sugeruje. Miłość bliźniego okazujesz pisząc to, co Ja
mówię do ludzkości, bo to jest twoja służba. Chcę, żebyś ten tekst
pokazała spowiednikowi i Janowi. Oni też nie spotkali się jeszcze z
podobnym rodzajem służby, a chcę, żeby wiedzieli, że życie wielu ludzi
od jej ciągłości zależy. Nigdy nie odmawiamy nikomu, kto w moich
sprawach do ciebie przychodzi — ale w zakresie twojej służby i dla
służenia Mi, nie zaś dla ciekawości lub dla prywatnych swoich potrzeb.
Ty nie jesteś kierownikiem duchowym ani „wróżką", ani „spowiednikiem",
ani „pocieszycielką" w sprawach powikłań życiowych. Nie dałem ci takich
umiejętności, aby cię nie odciągały od twojego stałego stania przy Mnie
i słuchania woli mojej.
Teraz, Anno, w tych czasach służba twoja stanie się intensywniejsza
i
zajmie ci cały wolny czas. Dlatego mówię ci: dobrze robisz broniąc
swoich sił i czasu — Mnie należnego. Podoba Mi się oprzeć plany moje na
słabości twojej, ale bronię cię i dbam o ciebie, bo znam twoją naturę i
jej potrzeby. Nasz dom nie jest zajazdem publicznym; jest miejscem
spotkań z tymi z przyjaciół moich, którym bliskie są i drogie moje
plany odrodzenia i oczyszczenia ziemi, plany mojego ratunku, jakie wam
w zaufaniu powierzam. Tu też jest miejsce przyszłych waszych spotkań z
moimi dziećmi, które wam przyprowadzę ku pomocy. Ten czas nadchodzi.
Nie obawiaj się, znajdę ci wśród was ludzi odpowiednich; bo Ja ich znam.
Teraz zaś wróć do swojej pracy, córko. Masz w niej moje
błogosławieństwo. Daję ci też pokój i radość. Nie odrzucaj mojego daru.
Tych, którzy Mnie się
oddali, nie opuszczam nigdy
l IX 1987 r., wtorek, Warszawa
Modlimy się we troje, z o. Janem i
Grzegorzem. Mówi Pan:
— Moje dzieci, uwierzcie Mi, że dla Mnie najważniejsza jest wasza
chęć
pracy dla Mnie, wasza gotowość, wasze pragnienie zrobienia dla Mnie
wszystkiego, co możecie. To właśnie cieszy moje serce, to jest
prawdziwy dar dla Mnie. W rezultatach Ja was wspomagam, tam gdzie
trafiam na dobrą wolę waszych rozmówców, ale dla Mnie i dla was samych
jedynie ważna jest wasza miłość: bo przecież jeśli chcecie Mi służyć,
to dlatego, że Mnie kochacie.
Dziękuję Ci, synu. Starałeś się, a Ja cię wspomagałem. Najlepiej
jest,
kiedy dalszy bieg spraw pozostawiacie Mnie. Ja chciałbym dać szansę
służenia Mi wielu osobom i jeżeli wy poruszacie ich serca i umysły, to
potem Ja mogę działać sam.
Tobie, Grzegorzu, i tobie, Janie, daję błogosławieństwo na ten rok
pracy naukowej (waszej służby Mnie w pracy naukowej).
Otwieramy Pismo św. na Księdze Ezechiela
3, 16-21 (właściwie od 2,1).
— Bądźcie spokojni. Ja jestem z wami, bo tych, którzy Mnie się
oddali,
nie opuszczam nigdy.
Chcę, żeby wiedziano, aby wszyscy wiedzieli, jak bardzo was kocham.
Mówcie im o mojej miłości.
Zaczynamy nowy rok nauki, w którym Ja chciałbym się posłużyć wami
pełniej - tobą, Janie, i tobą, Grzegorzu, bo ty sobą świadczysz o Mnie,
świadczysz, że jestem wartością. (...)
Pamiętajcie, że Ja wszystkim kieruję i niczym się nie martwcie.
Daję wam moje błogosławieństwo. Chcę, aby wasze siły się wzmogły.
Chcę
dać wam więcej energii i będę powoli otwierał wam większe możliwości
działania w moim kierunku.
Pamiętajcie, że wszystko, co robicie, jest na chwałę Boga Ojca
Wszechmogącego.
To, co Ja daję
każdemu z narodów, jest wiecznotrwałe
6 IX 1987 r., niedziela, Warszawa
Prosiłam Pana o odpowiedź na list Janka
z Czechosłowacji z poważnymi
pytaniami kierowanymi do Pana dotyczącymi jego wyborów w życiu. Janek
pragnął zostać księdzem, wiec odsłużył dwa lata w wojsku i wstąpił do
seminarium duchownego. Pan powiedział, żebym przekazała Jankowi od
Niego te słowa:
„Mój synu. Jeżeli nadal będziesz Mi wierny, jeśli będziesz pragnął
ode
Mnie pomocy i rady i we wszystkim, co ciebie spotykać będzie, liczyć
będziesz na Mnie, Ja potrafię ciebie obronić i wyprowadzić z każdego
zagrożenia i wierny będę obietnicom moim. Tu, w Warszawie, obiecałem
ci, że dam ci możliwości przekraczające twoje wyobrażenia, a tyś Mnie
nie zawiódł. Dlatego teraz z łaskawości mojej dla ciebie pragnę
spełnić twoje najskrytsze pragnienia. Chcę stać się twoim mistrzem i
przyjacielem. Chcę być przez ciebie słyszanym. Chcę towarzyszyć ci i
ramię przy ramieniu z tobą iść od tej chwili aż do wieczności.
Nie zawiedź Mnie, synu. Komu wiele daję, od tego więcej jeszcze
wymagam. Otrzymujesz ode Mnie dziesięć talentów. Oczekuję od ciebie
podwojenia tej miary. Miarą moją jest nie złoto, a dusze ludzkie,
nieśmiertelne, noszące na sobie pieczęć krwi Syna mego, poszukujące
Mnie w trudzie i niepokoju, głodne Mnie i spragnione. Sobą ich nie
posilisz, ale oto Ja sam oddaję się w twoje dłonie: będę się przez nie
udzielał — wedle szczerości twoich uczuć. Niechaj więc zawołaniem twoim
zostanie: «Nic dla mnie — wszystko dla Boga». Bo Ja obiecuję dać ci
wszystko, o co Mnie dla bliźnich twoich poprosisz. Ponawiam obietnicę
moją: razem będziemy służyć tym, którzy Mnie potrzebują — wedle
hojności mojej. We Mnie nie zabraknie ci sił.
Umacniaj w sobie pewność obecności mojej i wiedz, że oczy moje nigdy
z
ciebie nie schodzą. Jestem Ojcem kochającym, wyrozumiałym i
cierpliwym. Pragnę, byś ty naśladował Mnie, Ojca swego. Pragnę, by
obraz mój został na tobie odbity i stał się dla wszystkich widoczny,
abyś go nie przesłaniał sobą, gdyż jest teraz wielka potrzeba dawania
świadectwa. Tak daleko odeszliście ode Mnie, dzieci, że znów objawiać
się wam muszę w synach moich. I nie słowa, a życie wasze ma świadczyć o
Mnie. Liczę na ciebie, synu. Drogi Mi jesteś i pragnę obdarzać cię
coraz hojniej, bo darzenie sprawia Mi radość. A jeśli je powściągam, to
czynię tak ze względu na ułomność waszą. Wasze dobre mniemanie o sobie
może zahamować deszcz moich darów. Uważaj więc, synu, by nie
ograniczać łaski mojej, która przez ciebie dosięgnąć ma wielu i miej w
pamięci, że daję, byś miał co rozdawać mniej uposażonym. Ty zaś niczego
potrzebować nie będziesz, bowiem Ja sam o ciebie dbać będę i swoim
chlebem karmić, swoją miłością nasycać, jeśli pozostaniesz Mi wierny,
synu mój".
Te słowa obietnic daję Jankowi. Powiedz, że naród czeski musi
odnaleźć
swoją własną drogę ku Mnie, nie „niemiecką" ani „rosyjską", gdyż od
narodu dojrzałego, wiele wieków żyjącego ze Mną, Ja spodziewam się jego
własnego świadectwa, a jeżeli zatracił się w przeciwnościach, niech
szybko powraca do źródeł, z których za młodu czerpał siły i zapał.
To, co Ja daję każdemu z narodów — dzieci moich — jest
wiecznotrwałe,
bo z moich winnic pochodzi, nie starzeje się i nie przekwita. Jest tą
„barwą", „wonią", „melodią", którą pragnę, by wysławiano Mnie; jest
waszym hymnem ubogacającym pieśń całej ludzkości o inne, nowe „dźwięki"
czy „słowa". Szukajcie w historii waszej — Czesi, Morawianie i Słowacy
— tego, co już daliście światu i co jeszcze dać możecie. Przyszłość
mają te tylko narody, które pragną dzielić się swoim dobrem i darzyć
nim inne. Te, które brać tylko pragną, są albo bardzo młode, albo
wyłamały się ze wspólnoty ludzkiej, a wtedy nie są godne istnienia i
zginąć muszą, bo Ja ich nie bronię.
To Ja spotkałem was...
10 IX 1987 r., czwartek, na wsi u
znajomej
— Moja córko. Teraz chcę, żebyś odpoczywała i cieszyła się moim
darem.
Dlatego nic ważnego nie podam ci, ale pragnę, abyś rozmawiała ze Mną,
zwracała się do Mnie i pytała. Wiem, że obu wam zależy na odpowiedzi w
sprawie najważniejszej dla Lucyny: „Czym, chcę, aby Mi służyła?"
Odpowiedz tak:
To Ja spotkałem was, byście się poznały i zdecydowały, czy
pragniecie
współpracować ze sobą w tym, co Ja przez ciebie prowadzę, a więc w
sprawach odrodzenia i uświęcenia twojego narodu, w tym i Kościoła
mojego w twoim kraju. Mam swoje plany dla Lucyny. Zapytaj ją, czy
chciałaby powrócić do kraju swego dzieciństwa (do Wilna; ze
zrozumienia: nie teraz, a później, po wojnie i wszelkich niepokojach).
Jeśli tak, poniesie tam słowa moje i pomoże w powrocie do Mnie ludziom
głodnym Mnie i oczekującym. Po to ją przygotowywałem i obdarowałem
odpowiednio do jej zadania. Zatem musiałaby przygotować się i poznać
moje zamiary, przyjąć je za swoje i dzielić się z innymi tym, co pozna
przez ciebie. Zapytaj ją i powiedz, że cokolwiek zrobi, nie zmieni to
mojej miłości do niej; i tylko jeśli odpowie ci „tak", możesz jej
pokazać moje słowa.
Chcę, aby ufała Mi zupełnie, gdyż z moich rad będzie korzystać, a
nawet
jedynie z moich w pewnych okresach i sytuacjach, dlatego ćwiczę ją w
oddaniu się mojej woli. Dlatego też chcę, aby zaufała Mi zupełnie w
sprawie ratunku dla swoich synów. Nie zabraniam jej napisać — tak
uczyniłaby każda matka — lecz niech listy pełne będą serdecznej
dbałości, zainteresowania ich pragnieniami i chęcią poznania ich, a
przestrogi niech będą na końcu i krótko, gdyż jeśli zechcą powrócić,
przyciągnie ich jej obecność jako matki (nie nauczycielki; bo uczyć ich
będę Ja sam, jeżeli ona będzie
wypełniać wolę moją). Wszystkie powaby świata ginącej, lecz sytej i
wygodnej kultury zachodniej Europy przeważyć może miłość i pragnienie
bycia z matką w czasach ciężkich i niebezpiecznych — ale z matką
darzącą uczuciem, oczekującą dzieci z miłością i pragnącą ich
obecności. Niech to sobie rozważy. A ty, Anno, nie lękaj się pytać Mnie
przy niej. Jednak nie dzisiaj.
Teraz chcę, by mógł do niej zwrócić się i być słyszanym syn mój,
Jerzy,
który już jest ze Mną, a bardzo pragnie rozmowy. Obiecałem mu ją
wiedząc, że chętnie jego słowa przekażesz, Ja zaś życzę sobie tego.
Widzisz, dziecko, Jerzy miał bardzo ciężką drogę przez życie. Dlatego
Ja nie mogłem być względem niego surowy.
— Czy to on będzie bezpośrednio rozmawiać ze mną?
— Tak, będzie z tobą rozmawiał sam, więc słuchaj uważnie i nie
niepokój
się, bo odczuwasz jego obecność, ale Jerzy jest ci życzliwy i z góry
wdzięczny za umożliwienie rozmowy.
Rozmawiałam następnie z Jerzym, mężem
Lucyny (zmarłym kilka lat temu).
15 IX 1987 r., wtorek, na wsi
Z Jerzym rozmawiałam przez kilka
kolejnych dni. Mówił o spotkaniu z
Panem po śmierci, o oczyszczeniu... Dziś zapytałam Pana:
— Panie, czy to z twojego polecenia mówi Jerzy i czy mam dalej pytać
i
prosić o relacje?
— Tak, chcę, aby ludzie dowiedzieli się o moim świecie więcej, gdyż
pojęcia wasze są oparte na przekazach z czasów dawnych, a zwłaszcza z
okresu średniowiecza, kiedy zmieszały się z wierzeniami ludów
prymitywnych i pozostały w tradycji wciąż widziane poprzez różnorakie
mity, wyobrażenia, a nawet bajki.
Teraz, kiedy zagrożenie wasze wzrasta, a lęk przeniknie wszystkie
klasy, narody i ludzi różnych wierzeń, a także ludzi w nic nie
wierzących, odrzucających istnienie świata duchowego (a więc ciągłości
waszego życia), a co ważniejsze dla nich samych — istnienie mojej
sprawiedliwości — potrzeba, aby świadectwa waszych braci były znane.
Twoją sprawą jest przyjęcie ich, Grzegorza zaś — przepisanie. O to, co
będzie dalej, nie martwcie się, bo tym Ja sam się zajmę.
Dlatego to, co mówi wam Jerzy, mówi z mojego życzenia. Dlatego też
wysłuchaj tego, co powie ci Jasia (kuzynka).
Marynię sam ci
przyprowadzę, gdyż jest pokorna i nie śmie mówić o sobie, a Ja chcę,
aby ludzie na ziemi poznali, jaka jest miłość moja do wiernych
powołaniu i jak witam te ciche, skromne i wierne Mi dzieci moje.
Słuszne jest, ażeby relacje objęły też tych, którzy umierają
obecnie,
gdyż w czasach wojny, czasach rozpasania duchów ciemności, Ja sam
przesłaniam sprawiedliwość płaszczem przebaczenia, a współczucie
stępia miecz sądu. Życzę sobie, aby i to, co mówię ci teraz, zostało
włączone, bo wszystkie relacje z mojego świata, świata szczęścia i
świata ekspiacji (czyśćca) — nauki człowieczeństwa dla niedojrzałych i
tęsknoty dla oczyszczających się — są moim darem dla was na czas grozy
i żałoby.
Tym sposobem przychodzę wam z pomocą, by was przygotować i zapoznać
ze
sobą przez usta tych, którzy już poznali Mnie, a proszą o pomoc wam
wszystkim, żyjącym na ziemi w grzechu i nieświadomości. Chcę, abyście
zrozumieli, że kocham was od chwili waszego zaistnienia i nie przestaję
kochać nigdy; że życie wasze tu, na ziemi, jest terenem nieustannej
walki i wyborów, które was powoli krystalizują i po śmierci ciała
ustawią w stałości wedle prawdziwej woli waszego serca.
Jeżeli wybierzecie nienawiść do Mnie i bliźnich waszych, sami
uciekać
będziecie od światła, od prawdy, od potęgi miłości mojej — bo znieść
jej nie możecie, kiedy przesyca was nienawiść. Sami się osądzacie i
sami wybieracie wieczność beze Mnie: straszliwą otchłań bezlitości, w
całym jej okrucieństwie i wieczystej agonii ducha.
Ja nie zabijam istnień tych, których powołałem do bytu, lecz że
powołała je Miłość w pragnieniu uszczęśliwienia miłością, odrzucenie
jej powoduje wieczystą udrękę, głód i powolne konanie z braku mojej
obecności.
Pragnę oszczędzić wam piekła. Chcę, żebyście poznali, jak łatwo Mnie
przebłagać, uprosić, jak prosta jest droga do Mnie. Chcę też, abyście
dowiedzieli się z ust braci waszych, jaka jest nieustanna pomoc, której
wam udzielam, jaka jest moja ojcowska miłość do tych, którzy z samego
zaistnienia swego powołani są do miłości wzajemnej, do szczęścia w
domu moim.
Rozmawiałam następnie z Jerzym, ale po
pewnym czasie powróciłam do
rozmowy z Panem, mówiąc Mu o problemach, jakie mam z sobą sama.
— Moja mała córko. Nie proś Mnie o to, co ci się w tobie nie podoba,
co
chciałabyś zmienić na cechy podobające ci się u innych. Proś Mnie o to,
abym uczynił cię podobającą się Mnie. Przecież Ja pragnę mieć moją małą
Annę, nie zaś powielenie innej osoby. Twoje usposobienie, dziecko, nie
jest Mi niemiłe, pomimo że tak różni się od tych, które ty uważasz za
wzorcowe. Przykładem dla ciebie niech będą nie święci, a tylko gorąco
ich miłości do Mnie. U każdego z nich przejawiała się ona poprzez ich
usposobienie, charakter, wychowanie i wiele uwarunkowań, wśród których
żyli. Czy sądzisz, że u ciebie nie ma jej wcale?
— Nie widzę jej.
— A przecież to, co robisz, robisz dla Mnie, prawda?
— Tak. Abyś był poznawany i kochany goręcej, ale i dla tych ludzi,
którzy czytając zobaczą Cię takim, jakim jesteś naprawdę, i przybliżą
się do Ciebie.
— A więc jesteś pośrednikiem pomiędzy Mną a twoimi bliźnimi?
— Nie myślałam o tym, ale chyba tak.
— Tak jest, Anno. Bo Ja zapragnąłem mieć w tobie takiego właśnie
przyjaciela, taką córkę, która zechce Mnie zrozumieć w moim pragnieniu
osobistej bliskości z każdym tak jak z tobą.
— Ale, Jezu, to Ty jesteś blisko mnie, a ja? Czy sądzisz, że ja nie
czuję, jak Cię opuszczam, jak rzadko zwracam się do Ciebie, jak bardzo
mało korzystam z Twojej dobroci, która każdego innego już dawno
uświęciłaby?
— Oddaj Mi teraz, Aniu, twój ból z powodu swojej niedoskonałości,
zaniedbań i słabości.
Oddałam.
— Czy nie rozumiesz, że on mówi o twojej miłości?
— Wolałabym cieszyć Cię, Panie.
— Mnie cieszy to, co ty chcesz Mi oddać, a możesz ofiarować Mi tylko
to, co posiadasz. Powiedziałem ci kilka dni temu, że nie oddajesz Mi
swoich grzechów, tylko twoje cierpienie z ich powodu. Czy naprawdę
sądzisz, że ci, którzy teraz są ze Mną — nawet najlepsi — nie
grzeszyli? Oni płakali nad sobą dzień i noc i dobrze wiedzieli o swojej
niedoskonałości.
Chcę ci wytłumaczyć, córko, że im bardziej przybliżam cię do siebie,
tym widoczniejsze stają się dla ciebie wszystkie twoje niedoskonałości,
bo Ja jestem światłem dusz. Dlatego zamiast przerażać się, dziękuj Mi
za to, że tak przyciągam cię do siebie, że dbam o to, byś mogła
zobaczyć się w prawdzie już tu, a Ja na pewno ci pomogę w usunięciu
twoich niedostatków — twoich — a nie w odziewaniu się w cudze cnoty.
Masz przecież i własne.
— Ja ich nie widzę.
— Razem poradzimy sobie. Przecież wiesz, że cię nie pozostawię, że
ci
pomogę i uczynię cię taką, jaką cię zapragnąłem mieć — jeśli nie
będziesz stawiać Mi przeszkód. Ale nie martw się, dziecko, Ja wiem, że
pragniesz mojej pomocy. Kocham cię, córeczko. W to powinnaś wierzyć
mocno i stale.
A teraz, wiem, że pragniesz podzielić się Mną z Lucyną. Uważasz, że
byłaby skrzywdzona, gdybym i z nią nie rozmawiał...? Więc poproś ją
tutaj.
Lucyna zapytała o Oławę. Pan
odpowiedział:
— Opierajcie się na objawieniach uznanych przez Kościół, bo wtedy
towarzyszy im moja pomoc. Moje dziecko, jeśli „nie masz przekonania",
to w tym jest również moja pomoc. Ja cię strzegę (...) Tam, gdzie różne
objawienia powtarzają to, co jest w Ewangelii, można to przyjąć, ale
trzeba bardzo, bardzo pilną uwagę przywiązywać do wszystkich drobnych
i jak gdyby ubocznych małych odchyleń i nawet pojedynczych zdań.
Badanie ich jest sprawą Kościoła, nie waszą. Dałem wam czujne sumienie,
więc kierujcie się nim, a wystrzegajcie się sensacji, tego, co głośne
i powodujące zbiegowiska. Wolę, abyście nie uwierzyli w prawdziwe
objawienie (przed oficjalną opinią Kościoła), niż gdybyście poddawali
się każdej sugestii. Bądźcie pewni, że Matka moja tam, gdzie
rzeczywiście działa, tworzy dobro, przemienia ludzi, i prędzej czy
później jest przez mój Kościół uszanowana.
Teraz Kościół mój walczy z oporami nawet w swoim wnętrzu. Moje
sprawy
są zawsze zwalczane i spotykają się z trudnościami. Gdyby Kościół był
rzeczywiście „mój", czyli we wszystkich swoich członkach zawsze
wypełniał wolę moją, byłbym słyszany i to, co moje, byłoby rozpoznawane
łatwo przez tych, którym dałem pełnię darów. Ale sami wiecie, jacy
jesteście.
Lucyna pytała następnie, czy może jechać
do matki i rodzeństwa na
Wybrzeże.
— Córko, czy Ja byłem kiedykolwiek przeciw rodzinie? Potem Pan radził:
— Z niczym nie należy spieszyć się, córko, bo na waszej
nadgorliwości
może budować szatan. Dlatego chciałbym, żebyś wchodząc w nowe sprawy
nie ulegała emocjom i przyjmowała je jako mój dar dla ciebie, ale nie —
przez ciebie dla innych ludzi, na razie.
Lucyna oddała Panu swoich synów
mieszkających za granicą.
— Nic lepszego zrobić nie mogłaś, bo przecież nikt z was nie potrafi
uratować ludzi, których Ja nie pragnę specjalnie ochronić. Ale jeżeli
wy prosicie, i to przez Matkę moją, i ufacie Mi, wasza ufność
zobowiązuje Mnie tak bardzo, że mogę nawet zmienić zamiary moje.
Mówiłyśmy o modlitwach za ludzi w
czyśćcu.
— Specjalnie cieszy Mnie wasza pamięć i miłość do tych ukochanych
dzieci moich, które cierpią z powodu swoich błędów, będących
najczęściej winą całego społeczeństwa ludzkiego (jakie ich otaczało).
Troska o nich jest dowodem waszego poczucia wspólnoty (zrozumienia
współzależności i miłości wzajemnej całego Kościoła Chrystusowego —
powszechnego). Daję wam obu moje błogosławieństwo.
Pragnę waszej
przyjaźni pełnej zaufania
22 IX 1987 r., wtorek, Warszawa
Pytałam, czy Pan chce coś przekazać o.
Janowi.
— Moje dziecko, zwróćcie się do Mnie w modlitwie. Chciałbym, aby
Jan
zachęcony przykładem twoim i Lucyny zechciał rozmawiać ze Mną, Jezusem,
tak bezpośrednio jak wy. Ja pragnę waszej przyjaźni pełnej zaufania,
chcę naturalnej, zwykłej, codziennej możności wymiany myśli. Po to też
stałem się człowiekiem, aby was ośmielić i zdobyć wasze zaufanie. Czyż
można uczynić więcej, jak — dla okazania wam, jak was kocham i jak
jesteście Mi drodzy — dać za was życie...? Pomyślcie, czyż to nie
zobowiązuje was do równej szczerości, do zawierzenia Mi na co dzień, a
nie tylko do ceremoniałów w oznaczonych godzinach. Przecież Ja swoim
dzieciom nie udzielam audiencji siedząc na tronie, a przebywam z nimi,
chcę rozmawiać, cieszyć się ich radością i słuchać o ich planach, aby
potem pomóc wam realizować je.
Chcę, abyście mówili Mi o wszystkim „na bieżąco", aby dać Mi radość
dzielenia waszego dnia, waszych smutków i radości, nadziei i
niepowodzeń. Z przyjacielem jest przecież łatwiej żyć, prawda?
Zwłaszcza z takim, który was nigdy nie zdradzi i nie opuści?
To mówię i tobie, Anno. Nie bój się swojej spontaniczności i
bezpośredniości wobec Mnie. Mnie to cieszy. Tylu mam oddanych, ale
sztywnych i ceremonialnych sług, że chcę też trochę szczerości i
śmiałości. Przyjrzyj się dzieciom. Czy one przejmują się stanowiskiem
ojca, chociażby był królem?
— Nie zawsze.
— Jeżeli tak jest, to wina sług i wychowawców, którzy je uczą
szacunku
i etykiety, zamiast mówić im o miłości ojca. Dlatego mówię ci to sam, i
to po wielekroć. I nie myśl, jak teraz, że Ojciec może znużyć się
dzieckiem, które trudno się uczy. Ja obalam, odrzucam i wyprostowuję
twoje wyobrażenia i leczę rany zadane ci przez życie. Pozwól Mi
stosować moje leki. I daję ci błogosławieństwo na dzisiejszy dzień.
Przyszedł ojciec Jan. Pan sam zagaja
rozmowę.:
— Synu, czy myślisz, że Ja nie znam ciebie tak dobrze? Że nie wiem,
jak
szybkie jest bicie twego serca? Jestem z tobą i chcę ci powiedzieć: nie
martw się nigdy tym, co robisz dla Mnie wedle swej najlepszej woli.
Nawet gdyby było to błędne, Mnie cieszy, że robisz to dla Mnie. To jest
twoja deklaracja miłości. Więcej się mówi działając niż mówiąc;
pierwszy syn z przypowieści powiedział „tak" i nie poszedł, drugi
„nie", ale poszedł do pracy. Powiedz Mi, jakie są twoje najbliższe
plany.
Spokojnie, synu, nie wszystko naraz. Zacznijmy od tego, co
najbliższe
(początek roku akademickiego). W wykładach, zwłaszcza dla młodzieży,
nawiązuj do faktów bieżących, które młodzi znają z doświadczenia. Mów
im o przymierzu, co tylko możesz, bez ujawniania skąd o tym wiesz.
Synu, zwróć uwagę, że w przymierzu Ja jestem stroną zawsze wierną i
dlatego wszystko zależy od was. Ale przymierze zobowiązuje. Przypomnij
sobie i zwróć uwagę, że naród izraelski, który spodziewał się po Mnie
wszystkiego i do dziś uważa siebie za naród wybrany, sam przekreślił
przymierze moje z nim: odrzucił Mesjasza, którego oczekiwał, a przecież
ze względu na objawienie się Jego samego wszystko inne było im dodane.
Mów, że przymierze ze Mną nie jest wybraństwem i zapłatą, bo ziemia
jest terenem walki, a zapłata będzie w niebie. Przymierze ze Mną
zobowiązuje do dawania świadectwa o Mnie, do walki w pierwszych
szeregach, do przewodzenia innym w dawaniu świadectwa o Mnie — przede
wszystkim swoim życiem. Tu we wszystkim, jak w całym planie przymierza,
najważniejsza jest wola ludzka — wasza wola (wola Pana jest pewna — Pan
chce przymierza).
Powiedz, że wedle siły pragnienia służenia Mi Ja dam wam warunki,
pole
do działania i pomoc. Nigdy nie było inaczej. (...)
Zachęcaj też, synu, młodzież do zagłębiania się w historii swojej
Ojczyzny. Rób to delikatnie, ale operuj faktami z historii waszej, żeby
wspominać i żeby ich zawstydzić, że tego nie wiedzą. Przecież to są
ciekawe sprawy. (...)
Do kapłanów:
Rozpalcie w sobie miłość
13 X 1987 r.,
wtorek, Warszawa — LXX
rocznica wielkiego znaku w Fatimie
Miał przyjść zakonnik (ojciec Jan T.),
którego nie znałam.
— Nie lękaj się. Bądź pewna mojej opieki. Jeżeli ojciec Jan (T.)
zechce
pomocy i słów moich, niech powie, a Ja odpowiem mu. Ten tekst
przeznaczony jest dla przełożonych nowicjatów, seminariów duchownych
diecezjalnych i uczelni teologicznych. Chciałbym, aby znany był też
przełożonym zgromadzeń żeńskich. Potem i w ruchach, ale teraz nie.
Następnie Pan podyktował mi tekst, który
został zatytułowany: „Jakich
chciałbym mieć kapłanów". Pan powiedział m.in.:
— Teraz nadszedł czas, ażeby powiedzieć wszystkim polskim
zgromadzeniom
zakonnym (i in.) kształcącym — Mnie! — przyszłych kapłanów, jakimi Ja
chciałbym ich mieć. Po skuteczności ich działania w ciągu najbliższych
20 — 30 lat okaże się, czy wzięto rady moje poważnie i wprowadzono je w
życie zgromadzenia. Ja najbardziej liczę na tych, którzy kochają Mnie i
służą Mi świadomie — rozumiejąc moje plany i pragnąc z całego serca i
woli dokonać dla Mnie wszystkiego, co tylko mogą. Wtedy dokonać będą
mogli i tego, co się niemożliwym wydaje, gdyż Ja sam współpracuję i
działam z przyjaciółmi mymi, a dla Mnie nie ma niemożliwości. Jest też
radością moją sprawianie niespodzianek, usuwanie przeszkód, torowanie
nowych dróg i widoczne okazywanie współdziałania mojego moim wiernym Mi
i ufającym Mnie dzieciom. Ku temu, kto nie siebie, a Mnie samego niesie
bliźnim swoim, Ja nakłaniam uszy i serca — bo jestem wciąż tym samym
Jezusem wędrującym po ziemi w poszukiwaniu głodnych Mnie, smutnych i
nieszczęśliwych, aby ich sobą nasycić.
Teraz pragnę polskiemu narodowi otworzyć drogę na Północ i na Wschód
i
z wami podążać ku oczekującym, zniewolonym i zawiedzionym. To jest mój
wielki dar dla was, a zawdzięczacie go miłości, ofierze i cierpieniu
wielu pokoleń waszych rodaków; dlatego dziękujcie im i proście ich o
pomoc w waszej służbie, a stanie się ona skuteczniejsza, bo Ja niczego
odmówić nie potrafię tym, którzy Mnie zawierzyli i krzyże swoje na moim
oparli. Drogi wasze ku narodom Związku Rad usiane są ich grobami,
przesiąknięte ich krwią. Ceńcie ją, bo jest z moją Krwią złączona, i
ich ofiarą wykonacie dzieło nawrócenia, za które oni życie oddali.
Do tego trudu wzywam cały naród polski, naród ukochany, chroniony i
wychowywany od wieków przez Matkę moją, którą wy Królową swoją
obraliście. Maryja, Królowa nieba i ziemi pragnie, abyście wy otworzyli
Mi drogę do ciężko doświadczonych (przez własne wybory) dzieci moich
marnotrawnych pragnących powrotu. Jesteście narodem, który wybrał sobie
Królową Niepokalaną, Przeczystą, niosącą moje miłosierdzie, dobroć,
przebaczenie. Jakże starać się musicie, by godnie Ją reprezentować.
Maryja pragnie ogarnąć swoją macierzyńską miłością — przez wasze
wysiłki — tych, których Ja kocham i przybliżyć ku sobie pragnę. Tak jak
Ona podziela, rozumie i prowadzi dzieło moje w świecie, tak wy, Jej
słudzy, jej ukochane dzieci, naśladujcie Matkę moją w Jej
bezinteresownej, łagodnej, cierpliwej miłości, łagodzącej gniewy,
uśmierzającej spory, łączącej w jedno dzieło wielorakie starania. Ona
spajała Kościół mój, gdy Mnie zabrakło; była moim Obliczem, moją Żywą
Obecnością, Zwornikiem młodego Kościoła.
Teraz chcę, abyście Ją naśladowali, bo tym, którzy długo sierotami
byli
na łasce tyranów, trzeba delikatności, czułości i miłosierdzia — trzeba
Matki. Wasza ojczyzna, chcę, by stała się obliczem Matki mojej, Jej
dłońmi niosącymi pomoc, uśmierzającymi cierpienie, rozdającymi mój
pokarm — Mnie samego — w czynie, słowie i w sakramentach.
Przygotowujcie się — wszyscy. Wszystkie ruchy świeckich są Mi w tym
potrzebne. Kobiety zrozumieją troski kobiet, młodzież podzieli się
swoją radością, nadzieją i bezpośredniością. Lecz kapłani — to moja
troska największa. Potrzebna jest moim głodnym dzieciom pomoc
sakramentalna. Lecz jeśli pójdą tam słudzy zadufani w sobie,
zarozumiali, butni, dumni ze swej pozycji, żądający przywilejów,
pierwszych miejsc i uznania — zniszczą dzieło moje! Jeśli jeszcze
zakony rywalizować będą w „statystyce", zniechęcą do Mnie tych, którzy
na Mnie — Żywego — z utęsknieniem czekali, a spotkają się z ludzką
próżnością, pychą, niezgodą i wszelkimi wadami waszymi, których tak
wiele macie...
Czasu już bardzo mało. To, co wam powiedziałem — rozważcie.
Kleryków
(na misje) wybierajcie wedle podobieństwa do Matki mojej.
Dopuśćcie też Mnie do waszej
młodzieży. Boicie się ruchów moich (np.
Odnowy w Duchu Świętym), a przecież to Ja sam udzielam się tym,
którzy
Mnie pragną. Ja uczę ich, że jestem do ich dyspozycji, blisko i stale.
Ja wprowadzam ich w ścisłe współżycie ze Mną, nauczam rozmowy,
prostoty, bezpośredniości, a czynię to po to, aby być słyszanym, być im
przyjacielem pewnym, doradcą i oparciem — może jedynym, gdy znajdą się
sami na nieznanej im ziemi. (...) Dary moje zmuszają do służby
gorliwszej, nie zezwalają na wygodę i lenistwo, a nakłaniają ku trudowi
i budzą boleśnie z iluzji i zakłamania. (...)
Otóż dla waszych kleryków chcę być jedynym, żywym i obecnym Bogiem i
przyjacielem, jedyną miłością — a jedynym celem ich życia winno być
wypełnianie mojej woli wedle mojego wyboru i prowadzenia. Od was
zależy, czy dopuścicie Mnie do dzieci moich dostatecznie blisko. Ku
rozeznaniu macie ojców duchownych nowicjatu. Najlepsi z nich i
najbardziej doświadczeni powinni służyć swoim rozeznaniem w ruchach,
które wśród was rozniecam.
Nieszczęściem jest, że działają tam klerycy i księża młodzi i
niedoświadczeni (...) Dlaczego nie chcecie zobaczyć, że we wszystkim,
co nowego rozwija się w moim Kościele (nie — obok niego), żyje moje
działanie? Bo Ja zawczasu przygotowuję sobie robotników na porę żniw.
One są już blisko. Co zrobicie, jeżeli wyleję morze łask na
zgłodniałych, zmarzniętych i wypuszczonych z niewoli? Wiecie przecież,
jak wzywa miłosierdzia mego każdy niedostatek, głód i ból? Pragnę ich
zaprosić na ucztę weselną, obdarzać, uszczęśliwiać. Tak długo
oczekiwałem na nich, Ja, Ojciec miłosierny. Potrzeba będzie Mi synów,
którzy te same dary posiadają, by nauczyć ich, jak ich używać dla dobra
Wspólnoty Kościoła.
Na terenach Białej Rusi i przyległych do niej chcę, by powstał
Kościół
mój odnowiony, charyzmatyczny, młody, taki, jaki był u początków. Nie
dam wygasić w nim mojego ognia, a rozpalę go tak, by ciepła starczyło
na miliony. Azja Mnie oczekuje. Ten młody, odrodzony Kościół pójdzie z
apostolskim zapałem na ziemie, gdzie Mnie jeszcze nie znają lub skąd
Mnie wygnano. Was pragnę mieć zarzewiem tego pożaru miłości, abyście
szczęście mieli być pierwszymi, dzielić się Mną, głosić Mnie,
świadczyć o Mnie (...) A wy, mój Kościele...?
Proszę was, nie zmarnujcie daru, jaki wam daję. Rozpalcie w sobie
miłość. Cała wiedza i nauka o Mnie to dopełnienie; powinno być jak
najlepsze, ale najpierw — Ja! Musicie
nawrócić samych siebie. Naród,
który sobie wybrałem za towarzysza dzieła dnia dzisiejszego, sam
potrzebuje nawrócenia. Wy pierwsi powinniście zapłonąć. (...) (Kościele
mój), proszę, wróć do dni młodości swojej. Zakochaj się we Mnie,
Zbawicielu swoim. Rozpal się ogromnym pożarem — przecież stoję przed
tobą żywy i oczekujący. Mówię do ciebie! Wzywam cię na gody
przebaczenia i zmiłowania, pojednania i miłosierdzia. Prowadzę cię ku
wypełnieniu twojego zadania. Dla niego cię zachowam i obronię, wyzwolę
i ręce twoje napełnię wszelakim dobrem, abyś miał co rozdawać.
Kościele mój — narodzie polski, jakże cię kocham! Jakże ci zaufałem,
jakie wyniesienie, jaką chwałę ci gotuję. Ile wdzięczności i
błogosławieństw towarzyszyć ci będzie. Zapłoń miłością do Pana swego i
zapragnij Mu służyć. Całą moc miłowania złóż we Mnie, a Ja przemienię
ją w miłowanie — moje. Razem rozpalimy świat. Ludzkość odrodzi się w
moich prawach. Oczyszczona i znowu młoda, odetchnie pokojem. Wy to
sprawicie, jeżeli pokochacie zamierzenia moje i zechcecie je przyjąć i
żyć nimi — ze Mną, w miłości mojej i w błogosławieństwie moim!
Tak tęsknię do waszej
bezpośredniej, szczerej rozmowy
20 X 1987 r., wtorek, Warszawa
(godz. 21)
— Ojcze, znowu przez dwa dni wróg mój odciągał mnie od pisania.
Jeśli
zaś zdobyłam się na otwarcie teczki, trafiałam na Twoje słowa pełne
miłości i zachęty. Czytałam, ale było już za późno, żeby pisać. Dzisiaj
teraz nareszcie zaczynam. Otworzywszy teczkę z rozmowami z Tobą, Ojcze,
znalazłam sytuację identyczną z dzisiejszą i Twoje rady, więc mówię:
„Oto jestem".
— Chcesz Mnie zapytać o sytuację ogólną, prawda?
— Tak, Ojcze. Czy to, co się dzieje w Zatoce Perskiej i spadek na
giełdzie nowojorskiej to już jest początek?
— Tak, Anno, to już pierwszy sygnał. A i kataklizmy rozpoczynają
się.
Słyszałaś o deszczach i huraganach, o trzęsieniu ziemi w Los Angeles i
okolicach. Są to moje ostrzeżenia, ale nikt ich nie przyjmuje, tylko
wy... tak niewielu wśród was. (...)
Czy widzisz, córko, jak rozwija się działanie zła, kiedy obie strony
przepełnione są nienawiścią i pogardą dla siebie? Jak łatwo czynią
błędy i same siebie stawiają w sytuacji, która prowadzi je do coraz
gorszych czynów? Brak dobrej woli powoduje, że pogrążają się same
dobrowolnie w czynach złych i wyborach najgłupszych, najmniej
racjonalnych, niosących najgorsze skutki. Do czego to prowadzi pycha
narodowa, fanatyzm i nietolerancja? I to u narodu, który uważa się za
mądry, światły i wysoce cywilizowany, jak teraz Stany Zjednoczone.
Pomyśleliśmy o wytępieniu Indian, o
stosunku do Murzynów, o
działalności Ku-Klux-Klanu i niektórych sekt, o mafiach, handlu bronią
i narkotykami, itp.
— Chcę, żebyście się dobrze przyjrzeli i zapamiętali błędy i ich
przyczyny, bo powinniście ich unikać w przyszłości. Honor i godność
narodu polega na jego umiejętności współżycia z innymi, szacunku dla
ich odrębności i nieczynieniu im tego, czego by swoim obywatelom ich
rząd chciał oszczędzić. Naród wielki — to naród wielkoduszny i
wspaniałomyślny, spieszący innym z pomocą w razie potrzeby, lecz nie
wywierający na nich presji, nie dążący do ich podporządkowania się —
sobie, nie usiłujący — nigdy! — wykorzystać ich trudnej sytuacji dla
pomnożenia własnych korzyści.
Proś o. Paulina, by zabrał dla o. Jana moje ostatnie „Słowo" i
postarał
się z nim porozmawiać o sprawach młodzieży zakonnej. Życzyłbym sobie,
by i w ich seminariach rozwinęła się umiejętność przyjaźni ze Mną i
szczerość bezpośredniej rozmowy w serdecznej zażyłości i zaufaniu. Tak
tęsknię do waszej przyjacielskiej rozmowy.
25 X 1987 r., niedziela, Warszawa
— Czy chcesz, Ojcze, powiedzieć coś jeszcze ojcu Janowi?
— Przekaż, córko, że pragnę, aby Jan był zupełnie spokojny. Wiem, że
chciałby zrobić dla Mnie wszystko, i tylko to jest ważne. To, co inni
od was przyjmą, nie ma dla Mnie znaczenia. Ze względu na was cieszę
się, że się staracie, natomiast plany moje wypełnią się, gdy Ja sam
przemienię was. Już to robię. Im na świecie będzie gorzej, tym wy
bardziej będziecie wzrastać w nadzieję. Wtedy otworzą się wasze oczy i
uszy na moje słowa. To już bardzo blisko. (...)
Dam wam nieco czasu na zastanowienie się, mobilizację wewnętrzną i
przygotowanie. Wtedy prowadźcie rozmowy, na które później już czasu
może nie starczyć. Wtedy spodziewam się po was pilnych starań i
szerokiego oddźwięku w tych, którym już o moich planach mówiliście.
Teraz trudzicie się, ale to jest sianie ziarna. Musi ono spocząć w
ziemi. Nie wyrośnie od razu.
Obecnie najważniejszą sprawą są ostrzeżenia Kościoła, zakonów i
wszystkich, którzy je przyjmą — na Zachodzie — i pomoc Wschodowi. Będę
wam pomagał, ale nie smućcie się. Nawrócenia, i to masowe, nastąpią,
kiedy runie system ZSRR, a z nim strach, a pozostanie bezradność,
zagubienie, brak celu i pogodzenie się z utratą złudzeń, wiary w
przyszłość i wiary w nieomylność „religii marksistowskiej". Zrobiono z
teorii ekonomicznych broń dla tych, którzy chcieli burzyć i zdobyć
władzę nad światem, a tłumom nakazano wiarę. I uwierzyli, gdyż człowiek
szuka i pragnie wierzyć, a jeśli odrzuci to, co Ja wam sam objawiłem i
potwierdziłem Krwią Syna mojego, waszego Zbawiciela, gotów jest
uwierzyć w teorie potworne, krwawe i dla rozumu ludzkiego upodlające.
Wciąż nowym Baalom składacie ofiary z własnych dzieci, gdyż
wzgardziliście dobrowolną ofiarą — Boga. Nie chcieliście przyjąć
prawdy, a tłumnie spieszycie do ołtarzy bożków.
28 X 1987 r., środa, Warszawa
Modlimy się we troje, z Lucyną i
Grzegorzem. Pan mówi:
— Cieszę się, kiedy się gromadzicie, żeby mówić ze Mną wspólnie. To
jest dla Mnie tym, czym dla was spotkanie rodzinne, i nie czuję się
taki samotny w moim pragnieniu bycia z wami. (...)
— Dziękujemy za Twoje słowa (...) i prosimy, by ta radość i zachwyt
nimi stały się udziałem wielu ludzi.
(Grzegorz)
— Taki mam zamiar, synu. (Pan)
— Proszę, bym umiała przekazywać Twoje słowa. (Lucyna)
— Wiesz, właśnie tego Mi potrzeba. Jeżeli będziesz trwała w pokoju
(bez
emocji), jeżeli oddasz każde spotkanie Mnie i dopuścisz Mnie do
współpracy, współdziałania... (Pan)
Pan zwraca się teraz do nas wszystkich:
— Pamiętajcie, dzieci, że szatan ma do was dostęp przede wszystkim
przez niekontrolowane emocje i potrafi wykorzystać tak samo wasz żal
czy smutek, jak i nadmiar entuzjazmu czy radość (chodzi tu o naszą
nadgorliwość). I zwłaszcza wtedy wydaje się wam, że to Ja was popieram
i zachęcam, tymczasem to nieprzyjaciel wasz wykorzystuje waszą miłość
własną i chęć działania, które wy chcecie rozumieć jako pragnienie
apostolstwa. Pamiętajcie wtedy o Mnie i o moich metodach działania.
Wzorujcie się na Mnie.
Mówimy o pragnieniu grupy parafian
zorganizowania w naszej parafii
adoracji i o trudnościach. Pan radzi:
— Teraz próbujcie działać przez księdza Marka.
W czasie wojny wasze kościoły będą pełne. Liczę, że wtedy i ci moi
kapłani, którzy Mi służą, ale Mnie nie kochają, nawrócą się ku Mnie i
będą Mi służyć nie z obowiązku, a z miłości.
A teraz, proszę was, oddajcie Mi w milczeniu, ufając w moje
miłosierdzie, te sprawy, które dla was są najdroższe i najważniejsze...
Po dłuższej chwili:
- Przyjmuję wszystko, co Mi dajecie. A Ja nigdy nie zapominam
.
A jeśli już ktoś Mi
odpowie — czyż mógłbym go odrzucić?
31 X 1987 r., sobota, Warszawa
W modlitwie wspólnej we środę 28 X Pan
chciał, żebyśmy powiedzieli Mu o
wszystkich, za których będziemy prosić. Dzisiaj znalazłam czas na
osobistą rozmowę i długo wyliczałam cierpienia, choroby i niedole
różnych osób. Wtedy Pan powiedział:
— Chcę rozmawiać z tobą, dziecko. Mówiłaś Mi o wszystkich, za
których
prosisz Mnie, ale nie mówisz Mi o sobie samej. Powiedz, co ci dolega.
Posłuchaj Mnie, córko. Wszystkie codzienne sprawy, braki, kłopoty,
zmartwienia, nawet najdrobniejsze, przedstawiaj Mi, bo Ja jestem
współgospodarzem naszego domu i chcę wiedzieć o wszystkim.
— O drobnych codziennych sprawach?
— Jeżeli nie mówisz o nich, to oznacza, że sama chcesz sobie
poradzić,
a przecież wiesz, jak mało jesteś praktyczna. Wciąż nie wierzysz, że
mogę i chcę ci pomóc, prawda? Ja zaś uczę cię przez tyle lat, że tam,
gdzie prosisz Mnie o pomoc, ułatwiam ci życie i wiele spraw załatwiam,
czyż nie tak?
Pomyślałam, że gdybym ze wszystkim
biegła do Pana, stałabym się
niezdolna do decyzji — ubezwłasnowolniona.
— Naprawdę uważasz to za ubezwłasnowolnienie? A Ja — za
przyjacielską
pomoc, a zwrócenie się twoje do Mnie — za dowód zaufania, prawdziwy
dowód twojej przyjaźni.
Pytasz, co ty Mi dajesz w zamian. W przyjaźni nie ma „odwdzięczania
się"; jest wymiana myśli, pragnień i dzielenie się wszystkim, co
przeżywamy, w tym też i bólem, zmartwieniami, trudnościami. Im szersza
płaszczyzna wspólnych zainteresowań, wspólnoty odczuwania, wspólnoty
miłowania, tym przyjaźń głębsza, pełniejsza. Zauważ, jak Ja ci dużo
mówię o moich celach, zamiarach względem was, o mojej do was miłości, o
planach ratunku, o obietnicach moich dla ziemi, zwłaszcza dla twojego
narodu. Dlaczego to robię, jak myślisz?
— Dlatego, żebym to wszystko przekazała innym.
— Jak mało Mnie znasz, Anno. Dlatego, że znalazłem w tobie oddźwięk,
że
przekonałem się, że plany moje są ci drogie, że cieszysz się nimi i
pragniesz z całego serca brać w nich udział. Przekonałem się, iż
pragniesz spełnienia moich zamierzeń nie tylko względem twojej
ojczyzny, lecz we wszystkim, co dotyczy innych krajów, nawet tych,
którymi gardziłaś i pragnęłaś dla nich sprawiedliwej kary. A teraz,
poznawszy, że je kocham, modlisz się za nie i pragniesz im pomóc, a
nawet skarżysz Mi się na trudność takiej pomocy. A mój Kościół? Dawniej
nie czułaś się jego członkiem. Za Kościół uważałaś tylko władze
duchowne i kler, także zakony. A jak jest teraz?
— Teraz jest gorzej, Panie, bo martwię się wciąż, a często wstydzę
za
wielu „katolików".
— Tak, córko, bo czujesz się odpowiedzialna i znając moje zamiary, a
nie widząc odzewu, przerażona jesteś myślą, że Mnie zawiedziecie,
zwłaszcza tym, że mógłby zawieść Mnie Kościół mój, który — jak
powiedziałem — pragnę, by objął całą Polskę (by powrócili do jedności
Kościoła bracia odłączeni, a nawrócili się zabłąkani).
Zamyśliłem w was rozpocząć na nowo — bo już chciałem, aby naród
żydowski był domem moim — dzieło współżycia ze Mną całych narodów.
Zawsze chciałem przebywać z wami. Nikt tak Mnie nie potrzebuje jak wy,
moje biedne marnotrawne dzieci...
Ty jesteś jednym z nich. Czy widzisz, jak powoli (małymi krokami)
uczę
cię życia wraz ze Mną, przyjacielem twoim. Wszak wiesz, że nie masz
bliższego, bardziej cię rozumiejącego, bardziej wybaczającego ci
wszystkie twoje uchybienia, bardziej kochającego cię przyjaciela. Czyż
nie obdarzyłem cię wedle mej hojności?
— Aż za bardzo! — wykrzyknęłam.
— Wiem, córko, że dla ciebie samej dar ten jest za ciężki, lecz
wiesz,
że moim pragnieniem jest nieść go wraz z tobą, a nawet za ciebie.
Cierpliwie uczę cię dzielenia się ze Mną tym, co ci daję na codzień, a
ty z uporem, niepotrzebnie starasz się wszystko nieść sama... Dlaczego
nie ufasz Mi?
— Bo jestem sama.
— Właśnie dlatego, że jesteś sama — z mojej woli, gdyż chciałem być
dla
ciebie wszystkim — dlatego tak spieszę ku tobie, abyś była ze Mną
stale, zawsze we dwoje, razem. Wiem, że trudno ci, ale próbuj, dziecko,
bo Ja wciąż jestem z tobą, blisko, i nic Mnie od ciebie nie odrzuci.
Mówiłem ci, córko, że znalazłem w tobie zrozumienie i pragnienie
służenia Mi w moich planach dla was. Nie jest łatwo znaleźć wśród was
przyjaciela, a jeśli już ktoś Mi odpowie — jak ty — czyż mógłbym go
odrzucić? Przyjaciół się szanuje, Anno.
Cała wasza pewność
jest ze Mnie
2 XI 1987 r., Zaduszki, Warszawa
— Panie, „oto jestem".
— Powiedz Mi, co cię tak zmartwiło?
— Przecież wiesz, Panie...
Opowiedziałam Panu o bolesnej dla mnie
sprawie dotyczącej grobu
rodzinnego, spowodowanej przez córkę z drugiego małżeństwa mojego
dziadka. Kiedy przyszłam do grobu, zastałam wmurowaną przy tablicy
dziadka tablice jego drugiej żony, pochowanej w dokupionej sąsiedniej
kwaterze, nie było natomiast żadnej tablicy mojej babki, prawowitej
żony i matki jego pięciorga dzieci, spoczywającej razem z nim we
wspólnym grobie. Dziadek zawarł drugie małżeństwo za życia mojej babci
(uzyskał rozwód, a w celu zawarcia nowego związku zmienił wyznanie).
Pan powiedział m.in.:
— Cieszę się, Anno, że powiedziałaś Mi o tym. Właśnie tego pragnę,
abyś
zawsze, kiedy coś cię boli, szła z tym do Mnie, a nie „do ludzi", gdyż
oni ci pomóc nie mogą, Ja zaś chcę i mogę.
— Widzisz, córko, twoja krewna (bo jednak macie wspólną krew) (...)
nie
jest katoliczką, nie jest nawet „wierząca", więc jak możesz od niej
wymagać prawości i szlachetności. Cała wasza prawość jest ze Mnie. Ona
postępuje tak, jak jej jest wygodniej. Przez całe życie żywiła żal i
urazę i postanowiła usunąć swoje kompleksy.
Ona szczerze wierzy, że jej matkę i twojego dziada łączyła miłość. I
zapewniam cię, że jej matka kochała swojego męża i starała się być dla
niego dobrą żoną. Ja widzę winy wszystkich pokoleń. Ona płaci za winę
bardziej twojego dziada niż swojej matki. To on spowodował przez
słabość swojego charakteru wszystkie skutki trwające do dziś. I ona tę
słabość dziedziczy. Nie postąpiła szlachetnie — i Ja nie pochwalam
przebiegłości i kłamstwa — ale czy myślisz, że nie dziedziczy nic po
waszej rodzinie? A jaką była twoja biedna (Tu Pan wymienił moją bliską
krewną. Zdziwiłam się, gdyż ta osoba gardziła biednymi i wszelkimi
sposobami bogaciła się; nawet w okresie wojny niczego jej nie
brakowało. Pieniądze były dla niej celem). Dla Mnie jest ona
bardzo
biedna, bo daleka ode Mnie (w
czyśćcu), więc nieszczęśliwa. Tak samo
biedna jest i ona (ta, o której rozmawiamy), bo sama sobie ciężary
gotuje. To, co zrobiła, jest niegodne uczciwego człowieka i ona o tym
wie. Nie wierzy w nic poza granicą śmierci, inaczej nie ośmieliłaby się
tak sponiewierać oboje swoich rodziców.
Czy sądzisz, że oni nie cierpią patrząc, co czyni ich córka? I
przepraszają nieustannie Mnie i swoich bliskich.
— Czy moja babcia też cierpi?
— Nie martw się, twojej babce Ja sam ból wynagradzam: ból nie z
powodu
napisu, lecz płynący ze świadomości, jak długo ciążą na was błędy
popełniane przez tych, którym Ja przebaczyłem, ale wy — im drodzy —
jeszcze cierpicie przez ich winy. Ona jest z twoim dziadem, bo zostali
sakramentalnie związani przede Mną. Kochają się i rozumieją.
Widzisz, dziecko, ten, kto jest w moim królestwie, musi zrozumieć
przedtem (przed wejściem do niego) wszystkie swoje winy i złe wybory i
nie tylko za nie żałować, lecz prosić i otrzymać przebaczenie od tych,
wobec których zawinił. Oni oboje musieli sobie przebaczyć. Twoja babka
uczyniła to dla spokoju umierającego męża, już przy nim. (Dziad
umierając powiedział, że żałuje, iż babcia dała mu zezwolenie na rozwód
i że bardzo chciał być z nią. Druga żona była jego sekretarka; gdy
okazało się, że jest w ciąży, babcia zgodziła się na rozwód). Od
dawna
jest ze Mną. Ona umiała poświęcać się i kochać, wiesz o tym, córko, i
wiesz, że wszystkie — naprawdę straszne — swoje cierpienia oddawała za
ciebie (Babcia długo umierała na
raka). Nigdy jej naprawdę nie
podziękowałaś, a ona tak ciebie kocha.
W moim domu nikt nie cierpi i nie zostaje niczym zaskoczony. Moje
dzieci znają was i pamiętają, jak same błądziły i szkodziły sobie.
Każdy wasz błąd powoduje u tych, którzy was kochają, zwiększenie próśb
za was, gdyż oni nie opuszczają was i wiedzą o was wszystko. Im na was
nieskończenie zależy. Wiedzą, jak przyczynili się przez swoje
niedoskonałości do waszych upadków. Oni proszą stale, troszczą się i
pomagają wam. I za ciebie prosi Mnie nie tylko twoja rodzina, bliscy i
znajomi. Proszą też ci wszyscy, którym pomogłaś, i ci, którzy zawinili
względem ciebie, a już są u Mnie lub oczyszczają się. Każdy z was jest
otoczony miłością; i N. również, tylko ona odrzuca ją, bo w nią nie
wierzy. Ty zaś możesz ją przyjąć. Dlatego teraz, chciałbym, żebyś Mi
oddała całą tę sytuację i twój ból z tego powodu. Zrób to z miłości do
Mnie i do twoich bliskich, którzy są tu, przy tobie. Pani K., matka N.,
też tu jest. Przeprasza cię za córkę i współczuje ci. Przyjmij ich
miłość, a możesz to zrobić tylko przebaczając N., i wtedy otrzymasz
błogosławieństwo moje, córko.
4 XI 1987 r., środa, Warszawa
Pan mówił dla znajomego o zadaniach
ludzi żyjących na prowincji.
— Dla niego i jego przyjaciół ważne jest to wszystko, co dotyczy
działalności społecznej zespołów ludzkich, niesienia pomocy i
organizowania samorządów w poszczególnych gminach i miasteczkach. Tam
mają Mi wykazać, czym są w istocie: uczniami moimi czy nieprzyjaciela
waszego.
Właśnie na nich liczę, że potrafią naukę moją wprowadzić w codzienne
życie. Prowincja, a więc tereny nie zagrożone, powinny stać się
„wylęgarnią" inicjatyw społecznych, innowacji, pomysłów usprawnienia i
właściwego prowadzenia pomocy. Na nich liczę, na zespoły ochotnicze
reagujące natychmiastowo na wszelkie potrzeby swojego środowiska.
Przyszedł Grzegorz. Pytał, jak dokonywać
wyboru pomiędzy różnymi
obowiązkami? Mówił, że widzi, iż czyni to źle (z niektórych obowiązków
nie wywiązuje się w terminie).
— Dam ci radę, synu. Jeżeli jesteś w rozterce (co wybrać z dwóch lub
więcej spraw lub działań), wybieraj to, co cię mniej nęci. To stara,
wypróbowana metoda.
9 XI 1987 r., poniedziałek,
Warszawa
Pytałam, czego Pan sobie życzy.
— Rób dalej korektę, córko, bo potem będziesz miała mniej czasu.
11 XI 1987 r., środa, Warszawa
Podczas modlitwy we troje (z Lucyną i
Grzegorzem) prosiliśmy o pomoc
Pana dla naszych przyjaciół.
— Chciałem zapytać o mojego przyjaciela (wyjeżdżającego na długo).
Myślę, że chciałby poznać Twoje słowa i może dzielić się nimi.
— Powiedz mu, synu, że (...) w czasie jego nieobecności biorę w
opiekę
jego rodzinę — jeśli zaufa tej opiece. Powiedz mu też, że ma wolność
zabrania „Słów" moich lub nie.
Każdego, kto chce Mi usłużyć swoją osobą (na tyle, na ile może),
uznaję
posłańcem moim i kroki jego otoczę specjalną troską. Nie znaczy to, że
kochać go będę bardziej, bo kocham was nieskończenie — bez względu na
to, co zrobicie — lecz współpracuję z nim, dając mu szansę udziału w
moim dziele waszych dni — dziele oczyszczenia i odrodzenia świata. Moim
jest zawsze zaproszenie, waszym dziełem — odpowiedź.
— Proszę Cię jeszcze za drugiego przyjaciela: żeby otworzył się na
Ciebie.
— Synu, moje wezwanie dotyczy każdego z was osobiście. Do każdego
kieruję je inaczej, wedle jego możliwości przyjęcia go. Nie daję wam
„Słów" moich, żebyście je siłą wmuszali ludziom, ale aby każdy z was
zrozumiał, że go widzę, kocham, troszczę się o jego przyszłość i
zabiegam o niego. Moje słowa kieruję do serca każdego z was, a jeśli
odpowie Mi przyzwoleniem, wtedy rozpoczniemy życie w przyjaźni.
Do Jugosłowian
11 XI 1987 r.
Wieczorem przyszedł Grzegorz jeszcze raz
(byłam z Lucyną).
Nieoczekiwanie dla siebie miał spotkać się z księdzem z Jugosławii
(franciszkaninem). Pytał się, czy Pan nie chce, żeby coś mu przekazać.
Klękliśmy do modlitwy, a Pan powiedział:
— Maryja, która jest Królową Polski, pragnie objąć swoim panowaniem
całą Słowiańszczyznę — takie jest pragnienie mojej Matki.
Im bardziej jesteście odsuwani ode Mnie, tym usilniej Ona błaga Mnie
o
opiekę nad wami. Ona prowadzi dzieło moje w świecie i Mnie buduje tron
w Polsce (centrum panowania Maryi Królowej Polski), ale pragnie, aby
jego blask, blask tronu Boga (panowania Bożego) ogarnął wszystkie ludy,
które kiedyś kochały Ją i Jej pomocy wzywały. Dlatego módlcie się,
ogarniając miłością narody czerpiące niegdyś wiarę z Kościoła
Wschodniego, bowiem czas jest, by stała się jedna owczarnia. Maryja
ułatwi wam powrót ku Mnie i obiecuje wam wolność sumień, wolność
duchową, tak abyście mogli swobodnie opowiedzieć się za Mną wedle
wyboru waszej woli. Specjalnie módlcie się za narody najciężej
zniewolone, gdyż w nich pragnę rozniecić ogień mojej obecności. Wyleję
na nich wielkie łaski Ducha Świętego i podniosę je ku sobie, tak że
staną się moimi świadkami.
Wy, Jugosłowianie, też możecie stać się nimi dla całej południowej
Europy. Pragnijcie zatem kochać i miłosiernymi stać się dla wszystkich
waszych sąsiadów. Przebaczajcie i proście o przebaczenie, proście też,
abym was oczyścił i przygotował, a wtedy i wy staniecie się apostołami
moimi.
Ja jestem tym, który naprawia krzywdy i wynagradza cierpienia wedle
nieskończonej miary miłosierdzia mojego. Współczuję wam, rozumiem was,
i kiedy Matka moja otworzy Mi drzwi waszych serc, przyjdę, wyzwolę was
i dam wam pokój prawdziwy. Ale abyście mogli żyć w moim pokoju, musicie
przyjąć moje warunki — warunki Boga!
Musicie miłować nieprzyjaciół waszych, przebaczać, prosić za nich i
Mnie ich oddawać. Ogarniajcie też miłością całą ludzkość, a szczególnie
— jak wy — zniewoloną, nieszczęśliwą, osieroconą beze Mnie i tęskniącą
do mojej miłości. Bowiem Ja kocham wszystkich, a najgoręcej spieszę z
pomocą ku najbiedniejszym i najbardziej Mnie głodnym — tym, „którzy się
źle mają". Jeżeli mamy być Jednem — Ja, wasz Stworzyciel, Zbawiciel i
Ojciec, i wy, moje najukochańsze dzieci — musimy kochać wspólnie.
Starajcie się więc pokochać wszystkich i wszystko, co jest moje.
Orędujcie, przebaczajcie sobie wzajemnie i proście o wszystko, co wam
potrzebne, a dam wam — bo Ja pragnę obdarzać i uszczęśliwiać.
W dniach grozy i śmierci, które nadchodzą, pragnę dać wam opiekę
moją.
Maryja, Matka wasza prosi za was — wy proście Mnie w jedności z Nią,
gdyż prośbom Niepokalanej Współodkupicielki waszej nie mogę się oprzeć.
Maryja, Matka wasza, błaga Mnie o zmiłowanie nad całym światem — wy
proście wraz z Nią, a wtedy Ja ocalę was i napełnię was moim pokojem.
Dlatego nie przerażajcie się, lecz przyjmijcie to, co będzie się
działo, jako wyraz woli mojej, bo przystępuję do dzieła oczyszczenia i
odrodzenia świata.
I wy możecie stać się moimi współpracownikami w tym dziele.
Błogosławieństwo moje i zachętę daję wam Ja, wasz Pan i Bóg.
Chcę wychowywać sam
swoje dzieci
11 XI 1987 r., późnym wieczorem
— Dzisiaj spotkaliśmy się z Tobą, Panie, we troje. Dzięki Ci za
wszystko to, co nam powiedziałeś. To wspaniale, że chcesz nam pokazać
swoje zachwycające, mądre i przemawiające do serca projekty. Twoje
zamiary zawsze nas zbawiają i ratują od zguby. Nigdy nic bardziej
zachwycającego nie można by wyobrazić sobie. Twoja wielkoduszna,
wspaniałomyślna miłość do nas zapiera dech w piersiach, oszałamia,
przerasta nasze pojęcia o Tobie. Dziękuję Ci, Przyjacielu, za
dzisiejszy dzień.
— Cieszę się, córko, z twojej radości. Zawsze pytajcie Mnie w
sprawach
dla was ważnych, po to przecież spotykamy się. Sprawiacie Mi radość
licząc na Mnie. Chcę być dla was pomocą, chcę wychowywać sam swoje
dzieci i jak „ludzki" ojciec cieszę się, gdy mogę was mieć blisko przy
sobie, być z wami, rozmawiać, cieszyć się
waszą radością, a także żartować i bawić się. Tak jak powiedziałaś,
Anno, wiele mam oddanych Mi, ale sztywnych i ceremonialnych sług
zachowujących się jak urzędnicy dworscy, służba lub lokaje, a tak
niewielu z was chce przebywać ze Mną w weselu i radości, z uśmiechem,
naturalnością i szczerością. Nie martw się nigdy, córko, taką postawą:
Ja się wtedy cieszę tobą i z tobą. Smutno Mi, gdy narzekasz, martwisz
się lub surowo sądzisz swoich bliźnich. Lecz kiedy będziesz częściej
przestawać ze Mną, będziesz pogodniejsza, spokojniejsza i szczęśliwsza.
Ja staram się o to, ale trzeba, żebyś moje starania przyjmowała, a moje
dary doceniała lub choćby zauważała. Ja wtedy pomnożę je dla ciebie.
Przecież chcę twojej radości, moja mała córeczko.
Nie ma narodu,
któremu bym nie dał dostatecznej pomocy
13 XI 1987 r.
Mówi Pan do o. Jana:
— Zastanawiając się nad historią waszą, która jest przecież waszym
dziedzictwem i skarbem, którym wy teraz macie rozporządzać, planujcie,
jak usunąć wasze słabości i zło, które w sobie nosicie, i jak rozwinąć
wszystko to, co w waszym dziedzictwie jest piękne i oryginalne (tylko
polskie) i co pożyteczne będzie dla innych narodów.
Zastanówcie się nad tym, że w waszej historii, w waszych prawach, w
waszej nauce macie wiele przykładów głębokiej mądrości i szacunku dla
wolności. Zwróć uwagę, synu, ilu synów mojego Kościoła, ilu księży,
biskupów, zakonników, brało udział w życiu politycznym — nie tylko w
senacie. Masz do pomocy teksty — zobacz, synu, ile z podanego zakresu
moglibyście wykonywać wy (twoi współbracia, a także inne zakony) w
dziedzinie katolickiej nauki społecznej, socjologii i psychologii, a
zwłaszcza w dziedzinie opieki społecznej. Kiedyś (podano ci to w
tekstach) zakony pełniły rolę ministerstw w nie istniejącym rządzie
Polski zniewolonej i podzielonej. Teraz, kiedy wam wrócę pełnię
wolności, zakony zadania swoje będą mogły pełnić swobodnie w imieniu
państwa.
— Kogo przede wszystkim mam czytać?
— Synu, opieraj się na Feliksie Konecznym, moim ukochanym synu. On
pisał z moją pomocą i czuł to wszystko sercem Polaka, nie wzorując się
na Heglu. A Ja pragnę, żebyście wy wszyscy byli sobą. Pragnę, żeby
Polacy byli Polakami, a Niemcy — Niemcami. Największy hołd złożycie Mi
uwielbiając Mnie w swoim istnieniu i życiu — w życiu Wspólnoty Polskiej
(jeżeli się uświęcimy jako Polacy,
idąc polską droga do Boga).
Nie ma narodu, któremu bym nie dał dostatecznej pomocy w rozwinięciu
jego indywidualnej możności oddania Mi czci i uświęcenia się jako cały
naród. Ale wy, pragnę, żebyście byli pierwszymi, którzy tego dokonają,
tak żebyście dla reszty ludzkości stali się dowodem, że jest to możliwe
a wam pożyteczne.
Nie oczekuję od was, ludzi, niczego więcej ponad to, czego dla was
zapragnąłem; dlatego dałem wam wszelkie możliwości, żeby to osiągnąć.
Dotyczy to misji waszej względem narodów dookoła: tam będą i państwa
rozbite, a wśród tych, którym trzeba będzie nieść pomoc, będą nawet
Niemcy. Zastanówcie się, dzieci, jacy pójdziecie niosąc Mnie do moich
tęskniących za Mną dzieci (Białoruś,
Rosja i inne tereny ZSRR).
Zastanówcie się, jakich poniesiecie samych siebie. Nie chcę, żebyście
podobni byli wszystkim pseudodemokracjom Zachodu. Chcę, żebyście byli
przemienieni jako naród i jako państwo. Macie im ukazywać przez siebie,
w jakich nowych formach społecznych żyjecie, jakie wśród was panują
stosunki społeczne: muszą one być sprawiedliwe, a równocześnie
powszechne i skromne, bez nadużyć i zepsucia. Nie chcę, abyście byli
transferem na Wschód wszelkiego zepsucia Zachodu
.
16 XI 1987 r., poniedziałek, Czerna
Jesteśmy na rekolekcjach z Lucyna.
— Wczoraj przyjechałyśmy i dziękujemy Ci, Ojcze, za Twoją wyraźną
pomoc, opiekę i obecność. (...) Co powinnam robić i czego najusilniej
się uczyć?
— Moja córko. Tu (w czasie
rekolekcji) ujawniają się wasze braki, a Ja
pragnę przystąpić do oczyszczenia was obu — każdą z innych uchybień i
każdą w inny sposób. Dlatego zawsze, kiedy będziesz z siebie
niezadowolona, rozważ wraz ze Mną, dlaczego; i oddaj Mi ten
niedostatek, a Ja go zabiorę. Chcę oczyszczać was i przyspieszam moje
starania, gdy Mi oddajecie swój czas. Dlatego życzyłem go sobie. Tu,
córko, masz dobre ku temu warunki. Nic innego nie powinno cię zajmować
jak tylko analizowanie przyczyn twoich uchybień ze Mną i przy mojej
pomocy, wtedy kiedy je rozpoznajesz i za takie uważasz.
Bolejesz nad sobą —
słusznie — ale zapominasz, że kocham cię
17 XI 1987 r., wtorek, Czerna
— Ojcze, powiedz mi, dlaczego tak trudno mi być absolutnie poprawną?
Wszystkie plany rekolekcji wypełniać? Wczoraj na drodze krzyżowej przez
cały czas walczyłam ze sobą, żeby nie zasnąć (...) Chciałam być przy
Tobie przez pół godziny adoracji (...), ale były rozproszenia.
Dlaczego? Przecież chciałam być cały ten czas przy Tobie.
— Moje dziecko. To Ja jestem cały czas przy tobie. Ty, jak dziecko,
odbiegasz, zmieniasz zainteresowania, potrzebujesz ruchu i zmiany. I
takie dziecko jest normalne. Smutne byłoby, gdybyś udawała „osobę
dorosłą" nie będąc nią. Wszyscy jesteście dziećmi, a dorastacie dopiero
wtedy, gdy przebywacie ze Mną, i to powoli, w trudzie i ciągłych
niedostatkach doskonałości. Rzecz w tym, że wy je zaczynacie
dostrzegać, a to już dobry początek. Beze Mnie ludzie żyją nie widząc i
nie pragnąc nic więcej niż to, co otrzymali ode Mnie jako zadatek. To
im wystarcza.
Bo widzisz, córko, to Ja rozbudzam w was pragnienie zbliżenia się do
Mnie, Ja je rozpalam i Ja tym jestem, który uczy. Przyzywam was i
zarazem idę z wami. Zdaj się na Mnie. Ja sam dbam o twój wzrost. I
przyjmij moją naukę teraz.
Każdy z was jest inny. Każdego inaczej prowadzę, we właściwym, dla
niego najlepszym, tempie i czasie. Nie przymierzaj się do nikogo, nie
porównuj, a nade wszystko nie martw się niczym i nie wątp. Ty, córko,
od dawna pracujesz dla Mnie i ze Mną. Jesteś przyjaciółką moją na
wieczność, choć jeszcze bardzo młodą. Ale twój wzrost (rozwój duchowy)
to moja sprawa. Nie lękaj się, bo nie zaniedbam niczego. Poddaj się
mojej metodzie.
Bolejesz nad sobą — słusznie — ale zapominasz, że Ja cię kocham, a
ty
kochasz Mnie; i nie zaprzeczaj, bo robisz dla Mnie wszystko to, co
możesz, a sądzisz, że mogłabyś pracować za wszystkich ludzi ziemi i
zrobić wszystko za nich. (Pan daje
mi do zrozumienia, że mam bardzo
wygórowane mniemanie o swoich możliwościach). Ja pragnę ciebie z
tym
tylko, co ty Mi przynosisz ze swoich talentów, nie cudzych. Spójrz,
córko, ile już Mi oddałaś z darów danych ci, i przestań się martwić.
Chcę, żebyś widziała siebie w prawdzie, a ty zamartwiasz się złem, a
nie chcesz widzieć dobra (w sobie). Dlaczego? Czy Ja tak patrzę na
ciebie? Prawda, że nie? A więc czemu nie chcesz przyjąć siebie
prawdziwej?
Miłosierdzie jest
najszybszą drogą do mego serca
19 XI 1987 r., czwartek, Czerna
Znajoma z rekolekcji, która działała w
Hospicjum, rozpaczała po śmierci
matki. Zapytałam Pana, czy jej matce potrzebna jest pomoc. Pan
powiedział m.in.:
— Przekaż córce mojej, że matka jej oczekuje na wejście do domu
mego.
Każdy czyn miłosierdzia czyniony przez córkę zbliża matkę ku życiu
wiecznemu, gdyż świadczy, że dobrze córkę wychowała, i oręduje za nią.
W odpowiedzi na pytanie o celowość
„zakupywania" dalszych Mszy św. za
dusze matki Pan powiedział:
Ofiara moja na Mszy świętej nigdy nie jest daremna, lecz ponieważ
jest
Ofiarą mojej Męki i Krwi, to Ja sam decyduję, jaką duszę jej
użytecznością wykupię. (...) Wasze prośby, wasza miłość wzrusza Mnie, a
najbardziej dzieła miłosierdzia czynione przez was z prośbą o
miłosierdzie dla waszych bliskich. Ofiarą moją najchętniej podnoszę
tych, którzy przyszli z wielkiego ucisku, samotnych, za których nikt
się nie modli i tych, którzy innym świadczyli dobro. (...) Droga Mi
jesteś, córko! Proszą, abym ukoił twój ból, te dzieci, którym ty
pomagałaś w przejściu ku Mnie.
Pytałam później Pana o Hospicjum, czy
powstawanie tych zespołów jest
zgodne z Jego wolą.
— Tak, chcę tego, córko. Te zespoły, które teraz powstają, powinny
rozwinąć się na cały kraj jak najszybciej. Ten, kto nie jest
miłosierny, nie będzie mógł Mi służyć: bo w twojej ojczyźnie nie będzie
dwóch służb miłosierdzia, a jedna — w moje Imię i ze Mną dla służby
waszym potrzebującym bliźnim. Chcę, aby rozwinęła się ona szybko i
szeroko, bo wy dać ją macie sąsiadom waszym. Zaszczepicie w ten sposób
Mnie samego, pełniącego służbę wam, ludziom nade wszystko Mnie
potrzebującym, ludziom głodnym, słabym, chorym i cierpiącym, samotnym i
zrozpaczonym, tym, do których serce moje się wyrywa. Wy zaś możecie być
moimi rękoma, moimi stopami — Mną samym, rozmnożonym tak, jak Ja sam
udzielam się światu w opłatkach Sakramentu Eucharystii. Chcę, córko, by
wiedziano, iż błogosławię ich i wspomagam, a także, że czyniąc
miłosierdzie spełniają najgłębsze pragnienie mego serca — Serca Boga
miłosiernego, współczującego i litującego się nad bólem ludzkim. Jeśli
działać będziecie świadomie ze Mną, rozmnożę was w wielość i uświęcę.
Wiedzcie, że droga miłosierdzia czynionego ze wszystkich sił, woli,
umysłu i serca (z samozaparciem) jest najszybszą drogą do mego serca.
Mało tego, Ja wtedy biorę w opiekę swoją was i rodziny wasze, uznaję
was bowiem za krewnych moich.
Zapragnąłem znowu
mojego młodego Kościoła (rozmowa o problemach
zgromadzenia zakonnego)
20 XI 1987 r., piątek, Kraków
Modliliśmy się w cztery osoby, w tym
dwóch zakonników z pewnego
zgromadzenia.
- Chciałbym prosić o jedność wśród członków mojego zakonu, o
autentyzm
życia...
— Mnie o to chodzi jeszcze bardziej. Wiecie, że zdziałać coś dla
Mnie
możecie tylko w jedności. Dopiero w okresie zagrożenia zmuszeni
będziecie do zapomnienia wszystkich wzajemnych zastrzeżeń i przyczyn
niezgody. Zawsze cel wielki podporządkowuje sobie wszystkie mniejsze,
drobne cele osobiste każdego człowieka (własne plany).
Przyzwyczailiście się już do Mnie. Tak rzadko staję się dla was
płomieniem, który was rozpala, dlatego zapragnąłem znowu mojego młodego
Kościoła (okresu Apostołów). Jeżeli będziecie pragnąć gorąco odnowy i
poruszenia serc wśród was, Ja to spełnię. Ale wielki płomień pożera —
jeżeli pragnie się służyć Mnie z całego serca, ze wszystkich sił i z
całej woli, to cóż zostanie wam samym? Dlatego tak niewielu decyduje
się na służbę absolutnie, całkowicie oddaną Mnie.
W tych czasach, które nadchodzą, Ja takich was właśnie pragnę i
potrzebuję — i mogę was przemienić. Mnie teraz potrzebni są gorący.
Postanowiłem rozpocząć dzieło odnowienia świata od was (Polaków) —
ale
kimże wy jesteście beze Mnie? Jeżeli wasza wola powie „tak", Ja mogę w
apostołów przemienić alkoholików, narkomanów, wykolejoną młodzież i
bezsilnych starców. Wiecie przecież, że Ja mogę wszystko — jeżeli wy
zechcecie i w tym pragnieniu trwać będziecie.
Czyż mniej mam liczyć na was, moi synowie, którzy oddaliście Mi
swoje
życie świadomie i dobrowolnie? Pragnę was widzieć na pierwszej linii
mojego frontu. Jesteście przecież wyszkoleni i odpowiednio wyposażeni.
Cóż więc stoi temu na przeszkodzie?
(Pan)
— Lękamy się. (zakonnik)
— A dlaczego w czasie okupacji nie baliśmy się? Dlaczego tego nie
możemy zrobić dla Chrystusa? Chyba brak nam perspektyw... W czasie
wypraw krzyżowych był cel wielki. (...) Może dałam zły przykład. A
męczennicy pierwszych wieków? — zapytałam.
— Spodziewasz się, że stworzę wam takie warunki? (Pan z lekkim
uśmiechem)
— Cel nam się zatarł, szczególnie w naszym zakonie, (zakonnik)
— Otworzę wam granice. Dam wam szanse, takie szanse, że jeżeli
zawczasu
nie przygotujecie mocnych sieci, będą pozrywane od nadmiaru ryb. Ale
pomyślcie, kogo zaniesiecie tym, co modlą się o przyjście MOJE. Czy z
miłości do Mnie nie możecie przyjąć okresu postu i pokuty, okresu
oczyszczenia się i przygotowania, tak bardzo wam potrzebnego, abyście
mogli być obrazem moim dla innych.
Pobudzam cały wasz kraj do głębokiego przeżycia postu i was do
włączenia się w nieszczęście całego narodu nie od strony waszych
żołądków (nie od strony ciała),
a tylko od strony zmężnienia waszych
dusz. Ukażę wam, jak to należy czynić.
Przygotowujcie się:
— przebaczając sobie wzajemnie,
— usilnie starając się kochać tych, którzy szkodzą wam,
— łagodząc spory,
— dążąc do pojednania się z tymi, którzy was znać nie chcą,
— działając przeciw wam samym, przeciw waszym pożądaniom,
— próbując przyjaźni z tymi wszystkimi, którzy są od was jak
najdalsi,
— próbując nawiązywać więź przyjaźni ponad wszystkimi różnicami,
a Ja wam w tym pomogę na pewno.
Weź Mnie za
Przyjaciela (rozmowa Pana z dwoma zakonnikami)
21 XI 1987 r., sobota, Kraków
Modlimy się we czworo, z dwoma
zakonnikami ze zgromadzenia szczególnie
związanego z Maryją. Jeden z nich wyraża wątpliwość, czy Pan w ogóle
zechce włączyć się do rozmowy. Pan mówi:
— Moje kochane dzieci. Ja chciałbym z wami mówić bez końca i stale.
Wiem, że w głębi waszych dusz słyszycie Mnie, ale Ten, który tak bardzo
kocha, chce być przy tych, których kocha — zawsze, nie tylko w
wyznaczonych godzinach. Stałem się człowiekiem i zachowałem swoje
człowieczeństwo, aby być wam Bratem, Przyjacielem, który was wspiera we
wszystkich waszych sprawach dnia codziennego.
Pan zwraca się teraz do jednego z
zakonników, ojca K.
— Mój synu, czy Przyjacielowi nie powiedziałbyś o wszystkim, co cię
gnębi, z prośbą o pomoc? Proś, abym twój słuch poprawił — jeśli
uwierzysz, że Ja mogę. Oddawaj Mi nie tylko swoje udręki i ciężkie
zmartwienia, ale i najdrobniejsze wahanie, wątpliwość.
Chciałbym ci coś zaproponować: spróbuj modlić się ze Mną i z twoimi
klerykami razem. Oni zachowali bezpośredniość i nie czują lęku przede
mną, a ty możesz wtedy czuwać nad nimi, aby nie doznali szkody. Ja tak
się do was wyrywam.
Mój synu, cieszę się z ciebie, dajesz Mi dużo radości. Pozwól, abym
Ja
z kolei mógł napełnić cię moją radością. Ja chcę z wami nie tylko
modlić się, ale i śmiać, radować, cieszyć się obecnością waszą. Ciężko
Mi, kiedy traktujecie Mnie jak Ojca tak szacownego, że przychodzi się
do Niego jedynie składać Mu uszanowanie i hołdy. A Ja nie jestem tak
stary (Pan mówi to żartobliwie,
pragnąc przełamać sztywność postawy
sługi, jaką przybrali obaj zakonnicy), aby nie móc bawić się z
wami i
cieszyć się wraz z wami światem, jaki wam dałem, abyście mieli co
kochać. Synu, bierz udział w radości moich dzieci. Zawsze wolę, jeżeli
bezpośredniość, szczerość, radosna spontaniczność wyprzedzają szacunek
i sztywne posłuszeństwo, niż gdyby było odwrotnie. Ja chcę żyć z wami w
radości.
I na ciebie, synu, pragnę wylać ten bezmiar mojej serdeczności, jaki
mam dla ciebie. Pragnę wzmocnić twoje siły. Chcę, żebyś wiedział, jak
wdzięczny ci jestem za twoją walkę i współczucie twoje dla najbardziej
bezbronnych, najsłabszych dzieci moich (chodzi o obronę życia
nienarodzonych).
Zapraszam cię, synu, weź Mnie za Przyjaciela na każdą chwilę twojego
dnia. Chciałbym, abyś się bardziej oparł na moim ramieniu, aby ci lżej
było iść ze Mną. Daję ci, synu, błogosławieństwo moje, daję ci moją
miłość, daję ci prawo do interwencji w każdej sprawie zagrożenia życia
— tak fizycznego jak i duchowego — bo chciałbym, synu, uradować cię.
Proszę cię, synu, „używaj" Mnie. Ja mam nieskończoną ilość sił, darów i
możliwości. Udostępniam ci to wszystko. Co moje, niech będzie i twoim
już teraz: bierz i rozdawaj, ile chcesz. Hojni są moją radością.
Dajemy ci błogosławieństwo — Ja i Matka moja zjednoczona ze Mną w
miłości. Pozostań w pokoju.
Pan zwraca się teraz do drugiego z
zakonników, ojca P.
— Mój synu, znasz od dawna moje plany. Poznałeś Mnie; wiesz, jaki
jestem. Te słowa, które daję wam, stosuj. Dawaj je ludziom jako
lekarstwo dla ich szybszego wyzdrowienia.
Chciałbym, abyś wspomagał (twojego współbrata) K. w jego
odpowiedzialnej pracy, a jeśli będziecie działać wspólnie, Ja się
dołączę — trzeci.
Pragnę przygotować dzieci mojej Matki, aby świadczyły o Niej,
naśladując Ją w Jej stosunku do ludzi (Kana
Galilejska). Chcę, aby byli
pomnożoną Maryją, gotową do usług w nowych Kościołach, które się zrodzą
na ziemiach dawniej waszych i dalej (na
Wschodzie). Pragnę, abyście wy
specjalnie ukazywali stęsknionemu, sierocemu światu macierzyństwo mojej
Matki, które przez Nią stać się powinno macierzyńską cechą całego
mojego Kościoła (macierzyńskim duchem Maryi w Kościele katolickim).
Synu, licz na Mnie. Wzywaj Mnie ciągle, w każdej sytuacji. I proszę
cię, obejmij swoim zainteresowaniem i wstawiennictwem do Matki mojej
wszystkich swoich kolegów naukowców. Bo widzisz, synu, oni często stają
się jednostronni: zbyt mało zwracają uwagi na serce, które powinno
obejmować miłością tych, których uczy. Bo człowiek to nie tylko
intelekt, który trzeba rozwijać; zwłaszcza człowiek młody — on pragnie
działać z miłości. Oddaje się Mnie z porywu miłości i chciałby służyć
temu, co najgłębiej kocha.
Łatwo służyć ukochanej matce, lecz dużo trudniej oschłej i
wymagającej
nauczycielce. Pragnę, aby Kościół mój miał rzeczywiste, żywe oblicze
macierzyńskie.
Ja was wzywam pierwszy, miłując was. Próbujcie działać tak i wy.
Ufam,
synu, że Mi w tym pomożesz (w
uświadamianiu o tym życzeniu Pana).
Powiedz Mi teraz szczerze, czy czegoś pragniesz, czy chcesz Mnie o
coś
zapytać. Ja czekam.
— O miłość i nabożeństwo do Męki Pańskiej. Żebym nie bał się
śmierci,
zdany na wolę Bożą co do okoliczności i sposobu. (ojciec P.)
— Mój synu, nie ma lepszego sposobu zabezpieczenia się przed tym, co
nas straszy, jak powiedzenie Mi o tym, tak jak teraz. Zapewniam cię, że
nie masz się czego bać, bo Ja sam przychodzę do tych, którzy Mnie
kochają. Uwierz Mi, synu, że Ja doczekać się was nie mogę. (Pan)
— Żebym otwarł serce na Ducha Świętego, bo On jeden może rozpalić
nasze
serca, i żebym mógł napełniać Nim innych. I żeby nasz zakon niósł
Ciebie ludziom w Polsce i innym narodom... (ojciec K.)
— Tak, synu, zawsze ufałem, że mogę na was liczyć. Kochamy wspólnie
wszystkich, jesteśmy więc zjednoczeni w miłości. Wy tylko chciejcie, Ja
dam wam siły — kiedy robotnicy idą do pracy, gospodarz daje im
odpowiednie narzędzia. Zapraszam was na najobfitsze żniwa świata.
A teraz staję wśród was, obejmuję was i przyciskam do swojego serca.
Polegam na was, bo sam z wami będę i niczego wam nie poskąpię, o
cokolwiek Mnie poprosicie. Wszystkie wasze prośby zachowuję w sercu
swoim i nigdy o żadnej nie zapominam. Bądźcie pełni radości i pewności
wypełnienia się planów moich, ponieważ wszystko, co zamierzyłem, jest
objęte niezmierzoną szczodrobliwością i mocą moją.
Błogosławię wam, a Duch mój, Duch Święty, który prowadzi was — służy
wam pełnią swego światła; bo On jest Parakletem, Tym, który idzie przy
waszym ramieniu.
Bądźcie śmiali. Nie jesteście aż tak słabi ani tak mało mogący, jak
sądzicie. Wy tylko pragnijcie miłować wraz ze Mną, a Ja będę
przygotowywał wasze drogi z dnia na dzień, z kroku na krok. Przecież
kocham was. Czy nie wiecie, że już jesteście moi? W całym wszechświecie
nic wam zagrozić nie może, bo Ja jestem z przyjaciółmi moimi.
Daję wam moje błogosławieństwo i radość obecności mojej, pewność
mojej
miłości, którą chcę, abyście odtąd żyli, nie martwiąc się żadnymi
waszymi ludzkimi przypadłościami. Bo Ja nie chcę więcej, niż zrobić
możecie i nie przynaglam przyjaciół moich ponad ich siły. Ja nie liczę
tego, czegoście nie wykonali, lecz raduję się gorąco każdym dobrem,
które dajecie światu.
Dziękujcie Mi za miłość moją, za troskę moją o was i mówcie o tym,
bo
Ja tak bardzo jestem spragniony waszej ludzkiej miłości. W ciężarach
uciekajcie się do mojego Serca, jak Jan w czasie Wieczerzy. Oprzyjcie
się o nie, wtedy usłyszycie, jak ono bije dla was. Niech Serce moje
będzie wam schronieniem i oparciem. Kocham was, moi drodzy spracowani
synowie. Jeszcze raz błogosławię wam i powierzam was opiece
Najdoskonalszej Matki mojej
.
Przynajmniej wy
kochajcie Mnie (rozmowa Pana z siostrami zakonnymi)
21 XI 1987 r., sobota, Kraków
Modlimy się razem z Lucyną - i z kilkoma
siostrami z zakonu
kontemplacyjnego. Siostry modlą się zza kraty.
— Prosimy, Panie, o światło dla (naszego) domu. (siostry)
— Moje drogie dzieci. Mnie u was jest dobrze. Cieszę się wami, ale
powiem wam, czego chciałbym. Jeżeli chcecie uradować moje serce,
starajcie się całkowicie zawisnąć na moim miłosierdziu. W ten sposób
wynagrodzicie Mi krzywdę, która Mnie spotyka od setek tysięcy
odkupionych przeze Mnie moich dzieci, które nie chcą Mi zawierzyć,
które Mnie się boją i widzą we Mnie wyłącznie surowego sędziego, a Ja
jestem głodny miłości ludzi. Przynajmniej wy kochajcie Mnie i ufajcie w
najdrobniejszych sprawach. Gromadźcie się przy Mnie jak Maria, u moich
stóp, a wtedy będę mógł wśród was wypocząć, tak jak odpoczywałem w domu
Łazarza.
— Martwimy się o sprawy powołań. Mamy tylko jedną nowicjuszkę.
Dlaczego? (siostry)
— Jakie jest zadanie wasze?
— Modlitwa o zbawienie duszy, oddanie się całkowite do dyspozycji
Bogu.
— Wszystkie teksty, jakie podawałem, a jakie wy macie teraz u
siebie,
mówią, że nadchodzą czasy oczyszczenia ziemi, czas postu, lęku i grozy.
To u was pragnę mieć ośrodek pokoju i pełnego zawierzenia Mnie. Wzywam
was do modlitwy za tych, którzy zginą. Wzywam was do próśb
wstawienniczych za wasz naród. Wiecie już, córki, że powołuję go do
współpracy ze Mną, wiecie też, że w waszej ojczyźnie pragnę rozpocząć
budowę nowego porządku — stąd pragnę ukazać światu żywy przykład
narodu, który chce współpracować ze Mną, służyć mi i żyć wedle moich
praw, a najważniejszym z nich są słowa moje: „abyście się społecznie
miłowali".
Ukazuję wam, moje ukochane Marie, plany moje, a wy wiecie, jak
oporny i
jak słaby duchowo jest wasz naród. Wspomagajcie go, proście za nim,
przepraszajcie i żałujcie za winy tych, którzy sami nie żałują.
Wstawiajcie się za wszystkimi, którzy występują przeciwko Mnie, nie
wiedząc, co robią. W moim królestwie (jakie
Pan chce mieć tu, na ziemi)
ci, którzy rozumieją (są dojrzali),
osłaniają sobą tych, którzy błądzą
w ciemnościach.
Nie martwcie się, córki, że was jest mało. Pomyślcie, że jedenastu
moich uczniów, zwykłych, prostych, biednych ludzi, przemieniło świat ze
Mną. Nie jest was za mało na ten kraj. Wszystkich, którzy Mnie
rozumieją, wzywam teraz do współpracy ze Mną, a cóż wy możecie innego,
jak nie wstawiać się, prosić, przepraszać i powierzać Mi waszą troskę.
Cała reszta jest działaniem moim.
Podam wam sposób: tak jak moja Matka obejmowała Mnie i tuliła w
ramionach, tak wy obejmujcie miłością ten biedny, wymęczony,
wykorzystywany kraj i składajcie go na moim ołtarzu tak jak małe
dziecko, i proście, aby Krew moja obmywała go codziennie, a Ciało moje
napełniało życiem i zdrowiem.
Obiecałem wam (Polakom), że was przemienię i uzdrowię, gdyż sami nie
podołacie temu, ale potrzeba Mi próśb (zgody waszej woli), a tak mało z
was prosi. Dlatego potrzeba Mi waszych próśb (Pan chce przyjmować
wstawiennictwo niewielu ludzi jako prośby reprezentantów narodu).
Matka moja prosi, i wy, moje córki, proście z Nią, a jako waszą
ofiarę
zadośćuczynienia sprawiedliwości mojej dawajcie pełnię swego
zawierzenia — i w tym się ćwiczcie. Znakiem waszego zawierzenia jest
radość.
Teraz daję wam moje błogosławieństwo. Przyjmijcie otwartym sercem
moją
miłość do was, moją radość z was. Bo Ja chcę, moje drogie córki,
szczycić się waszym zawierzeniem wobec całego nieba.
Daję wam też zapewnienie pełni bezpieczeństwa i otaczam was moją
opieką, która jak mury obronne was osłoni. Żyjcie, córki, w pokoju i
niczym się nie trwóżcie, bo miasto wasze będzie nietknięte i kraj wasz
nie będzie zniszczony.
Wierzcie Mi, córki, ufajcie mojej miłości do was, abym mógł mieć (u
was) dom przyjaciół, pełen radości, pokoju, zgody i przyjaźni
wzajemnej, w którym odpoczywać będę.
30 XI 1987 r., poniedziałek,
Warszawa, moje urodziny
— Ty wiesz, Panie, że chcę być pożyteczną. (...) Proszę Cię o
wszystkie
dary potrzebne mi w tym, bym nie odstraszała od Ciebie, by nie widziano
złej służebnicy, a tylko i wyłącznie Ciebie, takiego jakim jesteś.
Pragnę ukazać światu Ciebie, jak Ty ukazujesz się mnie w Twojej
miłości, dobroci, łagodności, zrozumieniu nas (...) Nie odchodź,
proszę, bez Ciebie jest sama pustka i słabość. Zostań prawdziwym
Gospodarzem naszego domu, jego Panem. Ja też jestem jego częścią,
pamiętaj o tym; rządź we mnie, Jezu, jak sam chcesz; rób to, co się
Tobie podoba, proszę Cię o to. Bądź mi prawdziwie Przyjacielem, zawsze
i we wszystkim. Czy godzisz się na to, Panie...?
— Tak, Anno. Przyjmuję twoje propozycje. Wejdę mocniej w twoje
życie,
zbliżę się bardziej, uczynię cię moim świadkiem, moją przyjaciółką,
powiernicą moją. Proszę cię tylko o jedno: nie odchodź, nie unikaj
Mnie, nie zaniedbuj. Kiedy się kocha tak jak Ja, boleśnie odczuwa się
niestałość ukochanej osoby. Im bliżej będę, tym silniej ranić Mnie
będziesz. Ale Mnie to nie zniechęca, nie lękaj się. Przecież Mnie
potrzebujesz i pragniesz. Czy może być większe szczęście dla Mnie jak
być ci niezbędnym? A tak jest, prawda?
— Tak, Jezu.
— A więc nigdy cię nie opuszczę. Kocham cię, Anno, moja mała
córeczko.
Na zawsze będziemy razem, i w radości, wierz Mi.
30 XI 2987 r., wieczorem
Modlimy się we troje (z Lucyną i
Grzegorzem). Wymieniamy wiele próśb.
Lucyna zwraca się o pomoc w związku z planowanym wyjazdem do Wilna.
— Moja córko, czy sądzisz, że Ja dla ciebie nic nie planuję? Ty proś
tylko o stałą dobrą wolę i bezinteresowne działanie, a wtedy Ja mogę
przeprowadzić wszystko, co zamierzyłem.
(Pan)
— Niepokoję się o moją siostrę. Ma jechać do Azji, gdzie może być
niebezpiecznie. Gdyby otworzyła się na Ciebie, byłbym o nią spokojny,
ale ona jest raczej zamknięta. Prosimy o silną interwencję. Pomóż jej,
Panie. (Grzegorz)
— Czego się nie robi dla przyjaciół. (Pan — żartobliwie)
Dziękujemy i
prosimy o różne sprawy. Po pewnym czasie pytamy Pana, czego On od nas
oczekuje.
— Przyjmujcie z wdzięcznym sercem wszystko, co wam daję (nie
przebierając). Kochajcie Mnie. Tak mało otrzymuję miłości (tak mało
dociera jej do Mnie od was). Mówcie Mi o waszej miłości w imieniu tych
wszystkich, którzy Mnie nie kochają, a Ja wam uwierzę. (Z rozeznania:
Pan pragnie, aby wymieniać imiennie tych, których znamy).
— Rozumiemy Cię, Panie...
— Jeszcze nie rozumiecie. Bo Ja bym chciał, abyście zagarniali ku
Mnie
również skrzywdzonych i nieszczęśliwych, cierpiących i opuszczonych,
uzależnionych, prześladowanych i tych, którzy zamyślają samobójstwo. To
jest szczególnie ważne. Do tego służyć wam mogą nie tylko rozmowy i
modlitwy, ale gazety, telewizja, radio, bo z nich dowiadujecie się o
tragediach ludzkich i potrzebach.
Chcecie wiedzieć dokładnie, czego pragnę? Jeżeli wasze serce mówi Mi
„kocham Cię", powiedzcie: „kocham cię razem z tymi, którzy cię jeszcze
kochać nie umieją, którzy cię odrzucili albo nie poznali, ale których
ty kochasz tak samo jak mnie".
Rozumiejąc moją miłość do was, proście, abym otworzył serca oporne
na
przyjęcie Jej. I wymieniajcie tych, o których prosicie.
Dzieci, nie chcę wam dawać formułek. Pragnę, aby miłość każdego z
was
znalazła w waszych sercach, myślach i ustach wyraz sobie właściwy.
Dałem wam tylko ogólną myśl, jak gdyby zarys i zapewniam was, że
pomożecie i to bardzo tym, których włączycie w nasz osobisty dialog
miłości, bo odpowiedzią jest pełnia mojej miłości, a ta rozbija mury i
kruszy kamienie tak długo, aż dotrze do tego, co jeszcze jest żywe w
człowieku.
Wiedzcie, że Ja ufam, że w każdym z was istnieje — do ostatniego
oddechu — zalążek mojego życia (czyli miłości), który ofiarowałem wraz
z życiem każdemu z was. I on może rozpalić się pod wpływem mojej
miłości, jeżeli wy wstawiacie się i prosicie Mnie wtedy, kiedy taki
człowiek już nie prosi, nie może lub nie chce.
Upoważnia was do tego wspólnota waszego człowieczego braterstwa. Ja,
Pan nieskończoności, proszę was o to.
Poddaj się moim
staraniom
6 XII 1987 r., niedziela, Warszawa
Napisałam do zakonnika w USA, którego
poznałam w Polsce i bardzo
ceniłam. Niedawno dostałam jego adres.
— Napisałam, Panie, a Tyś powiedział, żebyśmy się nie niepokoili.
— Tak, obiecałem mu opiekę. Obiecuję też, że pomogę Jadwidze, a ty
włączaj ją w swoje modlitwy i pamiętaj też o ojcu Grzegorzu.
— Panie, pomyślałam, że może Ty byś chciał o wiele więcej przeze
Mnie
nam podać, a ja przez odkładanie i zaniedbywanie pisania psułam Twoje
zamierzenia? Może więc teraz, skoro nie idę na operację, nadrobiłabym
zaległości?
— Dobrze, córko, skoro chcesz, Ja ci podam w najbliższym czasie to,
co
zamierzyłem. Ale pamiętaj, że sama Mnie o to prosiłaś.
— Czy to będzie takie trudne, czy też długie?
— Sama się przekonasz, ale dzisiaj chcę ci odpowiedzieć na to, co
cię
niepokoiło w rozmowie z redaktorem twojej pracy („Pozwólcie ogarnąć się
miłości"). Specjalnie powiedziałem „twojej pracy", bo tak jest,
Anno.
To, co zamierzyłem wam dać, otrzymało „ciało" dzięki twojemu wysiłkowi.
Wysiłek ten obejmuje nie tylko słuchanie Mnie, ale także i niezliczone
korekty, poprawki i twoje wszystkie zmartwienia i zawody, twoje
rozmowy, tłumaczenia, opinie ludzkie, z którymi się stykałaś, jak
również jakże dla ciebie przykre spotkania z niedowiarstwem,
obojętnością, brakiem odzewu, z odrzucaniem moich słów przez zawiść,
zazdrość, lekceważenie, ze względu na twoją osobę i inne ludzkie
motywacje. To jest twój wkład w naszą wspólną pracę, i chcę, żebyś go
uznała. To wszystko razem jest miarą twojej miłości do Mnie, a ty
martwisz się, że Mnie nie kochasz. (Pan
mówi to ze zdziwieniem).
— Panie, przecież Twoje słowa były mądre, piękne, słuszne i będą
pomocne ludziom — jak mogłabym ich nie pisać...?
— No widzisz. Więc oceniły je twój rozum i twoje sumienie, zaś wola
zdecydowała pisać. Twoja cała dusza uznała je — w świetle Ducha
Świętego (który prowadził cię, bo On jest w każdym moim dziele i przy
każdym, kto chce Mi służyć) — za DOBRO, prawda?
— Tak, myślę o tych tekstach jak o kotwicy dla zagubionego człowieka.
— A ty, córko, martwisz się swoim brakiem miłości bliźniego...
Wiedz,
że każdy daje bliźnim to, co ma w sobie, nie zaś wszystko, co byłoby im
potrzebne — o czym wam już mówiłem. Dawałem wam wiele propozycji
czynienia dobra, aby każdy z was mógł znaleźć coś, co wyda mu się
najbardziej pociągające — każdy wedle swoich możliwości. Ja zaś twoje
bardzo ograniczyłem, abyś nie szukała na próżno i nie miotała się wśród
wielu działań miłosierdzia, a pozostała przy takim, jakie Ja sam dla
ciebie wybrałem. Ty zaś wciąż się martwisz, że nie robisz więcej. Tak
samo było w okresie wojny: wciąż pragnęłaś czynić więcej. Wiem, córko,
że tak chce się wyrazić wasza miłość w młodości, lecz gdy przychodzi
dojrzałość, człowiek wybiera z wielu zadań to jedno, według jego
rozeznania, najlepsze, najwyższe, najdoskonalsze, najbardziej
użyteczne, a zarazem to, które — już znając siebie — wie, że wypełnić
potrafi jak najlepiej.
Bo widzisz, Aniu, człowiek wyłoniony z Doskonałości, z jej zamysłu,
będzie zawsze dążył do spełnienia — w sobie — doskonałości w stopniu
dla siebie możliwym. Może przy tym przemierzyć wiele dróg i nie od razu
znaleźć swój własny wyraz; i owszem, przymierza, sprawdza, odrzuca i
znów szuka, bo nic, co nie zbliża go ku doskonałości, nie zadowala go.
Jeśli ma szeroko otwarte oczy duszy i zachowuje więź ze Mną, nie pomyli
się nigdy.
Myślisz, że są tacy, którzy szybko znajdują swój cel? Tak sądzisz o
powołaniu zakonnym? Nie. Oni tylko szybko wchodzą na swoją drogę i na
niej nieustannie dokonują wyboru. Ze
Mną w przyjaźni i nie odchodząc
ode Mnie — tylko tak idzie się prosto, co nie znaczy łatwo. Beze
Mnie
(bez łaski Bożej) każdy wybór
doprowadzi was do umiłowania siebie w
każdym działaniu, jakie wybierzecie. A to prowadzi do najgorszego
nieszczęścia (jakim jest życie w
złudzeniach i zakłamaniu).
Teraz zapytuję cię, co według osądu twojego sumienia i twego rozumu
możesz ofiarować światu jako twój dar najpożyteczniejszy i
najdoskonalszy?
— Owoce mojej współpracy z Tobą, Jezu, czyli Twoje SŁOWA! Nic się z
nimi nie może równać. Ale czy ja to robię dobrze? Czy ktoś inny nie
zrozumiałby ich lepiej?
— Nie, córko, ciebie przeznaczyłem sobie i przygotowywałem cię przez
całe życie. Dałem ci rodzinę i warunki, a i miasto, i czas po temu
odpowiedni. Wszystko, co wydarzyło się w twoim życiu, było
przygotowaniem do przyjaźni ze Mną. To, co cię spotykało złego i
dobrego, to, czego ci poskąpiłem (bo jest to próbą, czy człowiek nie
zwróci się ku pozyskaniu tego i wszystkich sił nie obróci ku zdobywaniu
jakiegoś z dóbr tego świata) i czego głód i potrzebę tak boleśnie
odczuwałaś — wszystko było sprawdzianem, czy rzeczywiście pragniesz
tylko tego, co moje. Ja odpowiadam na
prawdziwe wezwanie serca.
Powiesz, że byłem okrutny? Cierpiałem wraz z tobą, chroniłem cię i
podtrzymywałem. Ale widzisz, dziecko, moje sprawy — to sprawy poważne.
Ja dałem za was całego siebie — pierwszy. Wy Mnie naśladujecie. Bo
jeśli mamy razem pracować dla ratowania ludzkości, to musimy iść jedną
drogą. Czy Mnie rozumiesz?
— Tak, Jezu.
— Dawałem ci, córko, tylko to, co znieść mogłaś i dbałem o twoje
nauczanie. Cierpienie jest szkołą najszybszą, chociaż najboleśniejszą.
Głód duszy jest wzywaniem Mnie; jest też wspólnym cierpieniem całego
waszego narodu, a ty chciałaś los jego podzielać, prawda? Jakże inaczej
mogłoby rozwinąć się w tobie zrozumienie i współczucie. Głód
sprawiedliwości, moje biedne dziecko, był wam potrzebny. To głęboki
wykop pod fundamenty tego gmachu ojczyzny twojej, którego zarys już
jest nakreślony. Teraz rozpoczniemy budowę. Wciąż razem, córko. Teraz
już zawsze razem.
Wszystko zrozumiałaś, moja mała przyjaciółko. Wiesz już, że pora na
ostateczne oczyszczenie naszej współpracy ze wszystkiego, co jej
przeszkadza lub jest w niej zbędne. Będziemy ją doskonalić wspólnie, we
dwoje, ty i Ja. Dlatego poddaj się moim staraniom i przyjmuj wszystko,
co dawać ci będę. Dość walczyłaś sama (choć osłaniałem cię), teraz
wchodzimy w czas żywej, intensywnej współpracy: człowiek i Bóg,
przyjaciel z Przyjacielem — aby widziano i wiedziano, że Ja tego chcę,
że nasza przyjaźń jest możliwa i jakie przynosi skutki dla człowieka.
Chcę, aby każdy z was zapragnął przyjaźni i współpracy ze Mną ośmielony
i zachęcony przez twój przykład, Anno. Takie jest pragnienie mego
serca. Tego tak bardzo pragnę dla ciebie, córeczko, dla twojej radości,
byśmy cieszyli się wspólnie.
O Trójcy Świętej
7 XII 1987 r., poniedziałek,
Warszawa
— Obiecałem, że wyjaśnię ci to, co cię zaniepokoiło. Przestań się
bać.
Chociażby wszyscy teologowie świata twierdzili inaczej, ty słuchaj
Mnie. Nigdy żadnemu teologowi nie obiecywałem nieomylności.
Ja, Pan wasz i Bóg, Jeden w Trójcy, jesteśmy Jednością trzech Osób w
miłości. Miłość jest naturą Boga, zarówno Ojca, jak Syna, jak i Ducha
Świętego. Miłość jednoczy. Miłość nieskończona, niewymierna, niczym
nie ograniczona w swej pełni — jednoczy bezgranicznie, stanowi pełnię
jedności...
— Ojcze, przerwałam, bo stwierdziłam, że więcej nie pojmuję. Nie mam
punktu zaczepienia do rozpoczęcia procesu rozumowania. Za mało umiem.
(...)
— Nie, córko. To Ja chciałem cię doprowadzić do granic poznania.
Tajemnicę Trójcy Świętej dlatego właśnie określa się jako dogmat, że
drogą rozumowania nie można osiągnąć pełnego zrozumienia istoty
współżycia Boga Jedynego, bo istnienie Boga jest poza zasięgiem
intelektu ludzkiego, przeznaczonego do orientacji w warunkach waszego
życia. Ja sam daję się wam poznać, bo kochając was, wciąż staram się
przybliżyć ku wam — Ja, w całym majestacie Trójcy, Bóg wasz i Stwórca,
Przyjaciel swego stworzenia, jego Wybawca i Odkupiciel, Doradca i
Przewodnik.
Posłuchaj, dziecko. Duch Święty jest waszym stałym towarzyszem. Kto
chce usłyszeć Go, usłyszy na pewno. On mieszka w duszy waszej...
Przerwałam, ktoś przyszedł.
Miejcie dla innych
cierpliwość
9 XII 1987 r., środa, Warszawa
Modliliśmy się we troje. Pan powiedział
m.in., że chce, abyśmy patrzyli
na świat Jego oczyma:
— Patrzeć moimi oczyma to znaczy patrzeć na wszystko jako na mój dar
i
wyraz materialny mojej miłości; na ludzi — jako na moje dzieci powstałe
z mojej miłości, przeznaczone do życia w miłości i ciężko zmagające się
ze sobą i światem o prawo do takiego życia wiecznego.
Pragnę, abyście widzieli nie powierzchnię, a głębię każdej osoby
ludzkiej. Czy wiecie, co nią jest? Głód szczęścia, nienasycenie nim,
potrzeba bycia kochanym. A ta potrzeba jest tak wielka! Taką wielkością
i tajemniczością została obdarzona dusza ludzka, w której Ja składam
swoją miłość i zarodek życia wiecznego — wiecznego szczęścia.
Ja widzę w was poszukiwanie, głód, pragnienie sprawiedliwości.
Widzę
choroby, okaleczenia, rany, dla których was nie stworzyłem i Ja wam
ich nie zadałem, ale odebraliście je od świata i waszych — tak samo
nieszczęśliwych — towarzyszy drogi.
Odrzućcie wszystkie etykiety, które tak łatwo nadajecie sobie
wzajemnie
i miejcie dla innych cierpliwość. Te dziesiątki ludzi, z którymi się
spotykacie codziennie, nie są wam dane, abyście ich nauczali, ale
abyście ich kochali. Nie są im potrzebne wasze uczucia emocjonalne,
lecz wasze świadczenie o mojej miłości do nich! Po prostu, dzieci, nie
przeciwstawiajcie się jej. (Z
rozeznania: Chodzi tu Panu o to, byśmy
okazywali normalną grzeczność, uprzejmość, cierpliwość, łagodność,
wyrozumiałość, spokój, opanowanie).
9 XII 1987 r., wieczorem
Modlimy się. wspólnie z Wojciechem,
który przedstawia Panu swój pomysł
działalności gospodarczej z udziałem firmy zagranicznej.
— Próbuj, synu. Jeżeli uważasz, że to jest pożyteczne dla twojego
kraju
i czujesz się na siłach, to próbuj.
— Mam wątpliwości, czy to jest realne.
— Ja widzę was żyjących w świecie realnym i chcę, abyście mieli
warunki
możliwie dobre. Nie chciałbym jednak, żebyście dążyli tylko do luksusu
i będę go ograniczał, ponieważ ponownie odwróciłby was ode Mnie, tak
jak odwrócił cały Zachód. Wszystko, co jest wam pożyteczne, potrzebne i
ułatwia wam życie, chciałbym wam dać. Czy sądzisz, synu, że nie
wspomagałem i nie obdarzyłem odpowiednimi zdolnościami tych, którzy ten
samochód skonstruowali? Wszelka inteligencja jest moim darem. Mnie
chodzi tylko o to, abyście darów moich nie przywłaszczali sobie tylko
dla własnej korzyści. Słuszne jest, aby ci, którzy więcej ode mnie
otrzymali, służyli tym „uboższym".
Chciałbym, synu, aby twoje poczucie odpowiedzialności ogarniało
coraz
szersze zakresy. Jeśli dałem ci dar praktycznego myślenia i umiejętność
realizowania swoich planów, to zamierzeniem moim było, abyś tymi darami
służył całości (narodowi, społeczeństwu), od której tyle otrzymałeś.
Po dyskusji na temat powstawania fortun
w przyszłej Polsce Pan mówi
tylko:
— Aby nie kosztem innych.
Po rozmowie o formach udziału
pracowników we własności
przedsiębiorstw, w której znajomy wypowiadał się przeciw równości jako
„jednakowości", Pan dodaje:
— Sam się opowiadasz za poczuciem równości, ponieważ swojego
pracownika
traktujesz jako człowieka, a o to Mi chodzi.
11 XII 1987 r., piątek
Rozmawiamy z Wojciechem, który pragnie
włączyć się do współpracy.
Zwracamy się do Pana. Pan pyta:
— Wojciechu, czy rzeczywiście pragniesz Mi służyć w moich planach?
— Tak.
Wojciech mówi szerzej o swoim pragnieniu
twórczości i o potrzebie
pomocy Boga dla nas (tworzenia wspólnie z Nim). Pan potwierdza jego
słowa:
— Twórczość to jest mój dar. Ja się dzielę z wami moją naturą
Twórcy.
Cieszę się z każdego uszlachetnienia, jakie wprowadzacie w to tworzywo,
które wam dałem, w świat pierwotny, i boli Mnie, i serce Mi się kraje,
gdy widzę, jak niszczycie moje dzieło.
Przedstawiaj Mi swoje
plany
13 XII 1987 r., niedziela,
Warszawa
Modlimy się we dwoje z o. Janem.
Niepokoimy się, że tyłu zadań nie
udaje się nam wykonać. Mówi Pan:
— Spokojnie, dzieci. Ja jestem od planowania i Ja stwarzam okazje. I
cieszę się bardzo, jeżeli wy podejmujecie je z radością. Tego pragnąłem
dla was — chcę swobody i radości (obraz:
Pan wcale nie chce widzieć nas
jako zmęczone szkapy dorożkarskie).
Pan zwraca się do o. Jana:
— Mój kochany synu, czemu się ciągle ustawiasz w pozycji sługi? Ja
jestem twoim Przyjacielem, a ty jesteś bratem w kapłaństwie. Ja wcale
nie chcę ci wydawać poleceń. Nie zmuszaj Mnie do tego.
Ale jeśli chcesz, synu, to pokażę ci sposób obcowania ze Mną.
Przedstawiaj Mi, nawet codziennie — Ja się nie gniewam, jeśli się do
Mnie mówi często — przedstawiaj Mi swoje plany, zwłaszcza związane z
moimi planami, i proś Mnie o uczestnictwo w nich. Jeśli je zaakceptuję,
na pewno ci w nich pomogę. Proś Mnie też za tych, których ty widzisz,
których byś chętnie włączył do współpracy, poddawaj ich mojej ocenie i
proś Mnie o otwarcie ich serc. Jeśli w głębi serca będą tego chcieli,
Ja ich na pewno poruszę. Tych, co nie odpowiadają, pozostawiaj. Jak
będzie czas, sami do ciebie przyjdą, bo nie będzie człowieka, który by
się nie lękał.
16 XII 1987 r., środa, Warszawa
Podczas modlitwy we troje Grzegorz
prosi Pana:
— Proszę Cię, Panie, za
kolegę. On jest daleko od Ciebie, ale, jak sądzę, jest bardzo głodny
Ciebie...
— Oddawajcie go Mnie codziennie. Proście Mnie o dobrą wolę dla
niego, o
pragnienie poznania Mnie. Nawet nie wiecie, ile znaczą wasze prośby dla
tych ludzi, za których prosicie.
Grzegorz radzi się co do podzielenia się
z poznanym Rosjaninem,
naukowcem z Leningradu, czymś, co pomogłoby mu w poznaniu Pana. Pan
mówi:
— Chciałbym do niego dotrzeć. Pożycz mu, synu, moją księgę przyjaźni
(„Pozwólcie ogarnąć się Miłości" w maszynopisie) jako dowód
twojego
największego zaufania. Możesz powiedzieć, że jesteś tym poruszony.
Pan wskazuje następnie fragmenty, takie
jak:
„nie mam «lepszych» i «gorszych»" (Wstęp);
„najbardziej z tymi, którzy mało Mnie znają" (V cz., r. 18 i 19).
— Powiedz mu, synu, jedno. Niech mówi wszystkim, którym może i niech
sam prosi Mnie stale o miłosierdzie dla swojego miasta. Przypomnij mu,
synu, los Niniwy. Powiedz mu, że nie jest przesądzony los tego miasta
ze względu na nieustanne błaganie tych, którzy zmarli (z głodu i zimna)
i zginęli w czasie blokady. Ci są ze Mną. Ale błagania ich muszą
znaleźć odpowiedź w was, żyjących. Oczekuję na przemianę waszą.
Grzegorz niepokoi się, że nie znajduje
dostatecznie dużo czasu na pracę
nad tekstami. Pan mówi:
— Synu, chciałem ci powiedzieć, że pragnę, abyś we wszystkich
sprawach
moich czuł się zupełnie wolny i nie przymuszony. Nie chcę, żebyś się
tak spieszył, żebyś robił to kosztem zdrowia. Kiedy przyjdą chwile
przełomowe, wtedy będziecie wytężać wszystkie siły; teraz — spokojnie.
(Ze zrozumienia: współpraca ma być
źródłem radości, a nie zatroskania i
poczucia przymusu).
Zrozumcie Mnie, dzieci. Ja chciałbym, gdybym mógł, obdarzyć was
niebem
już tu, na ziemi. Pragnę w każdym razie, aby wasze zaufanie do Mnie i
poleganie na Mnie odjęło wam lęk, poczucie zagrożenia i zniosło
potrzebę zabezpieczania się za wszelką cenę.
Więzy krwi
24 XII 1987 r., Wigilia, Warszawa
Przyszedł Grzegorz. Gdy składamy sobie
życzenia świąteczne, moje myśli
kierują się ku Mamie. Zastanawiam się, czy Mama jest tu teraz oraz inni
nasi bliscy. W tej chwili mówi moja Matka:
— Oczywiście, że jesteśmy tu wszyscy. Jak mogłoby być inaczej. Matka
Grzegorza dzięki synowi wchodzi w nasze plany, włącza się do
współpracy, a Pan jej pozwala, ponieważ krótko żyła (ze zrozumienia:
śmiercią swoją okupiła śmierć dziecka, teraz ma możliwość
zadośćuczynienia). Chciałaby przekazać kilka słów bezpośrednio
dla
Grzegorza.
Mówi matka Grzegorza:
— Syneczku, pamiętaj, że jestem z wami. Dzisiaj przy wigilii myśl o
mnie jako o osobie żyjącej i cieszącej się razem z tobą, bo naprawdę
cieszę się waszą miłością wzajemną (z dziećmi) i wtedy jestem
szczęśliwa przy was.
Synku, pani Ziuta (tak matka
Grzegorza określiła moją) już ci
powiedziała, że mogę współpracować z tobą. Na razie asystuję ci we
wszystkich rozmowach i staram się wnieść ze swej strony trochę „naszego
klimatu" (spokój, poczucie pewności, radości, prawidłowości). Cieszymy
się oboje. Przekonałaś się, że nie ma między nami przegrody — poza
jedną, że nas nie widzicie i musicie zawierzyć, ale to jest prawem dla
całej skażonej grzechem pierworodnym ludzkości. (...)
Synku, myśl o mnie dzisiaj i wtedy, kiedy się zobaczysz ze swoim
ojcem.
A ja ze swej strony będę się starać. Mnie bardzo boli jego stosunek do
życia. Czy sądzisz, że my kiedykolwiek zapominamy...? Ale chcę ci
powiedzieć, synu, że cokolwiek robisz dla Pana, to oręduje za tymi,
wobec których czujesz się odpowiedzialny, z którymi wiążą cię więzy
krwi.
Synu, wiem, że teraz już musisz iść. Nie chciałabym, żeby twoja żona
się martwiła.
Kogóż mam wzywać do
współudziału, jak nie przyjaciół moich?
28 XII 1987 r., poniedziałek po
świętach Bożego Narodzenia, Warszawa
Ostatni okres miałam ciężki: Zatrułam
się w stołówce. Wieczór przed
Wigilią przechorowałam. Wyglądało to dość poważnie, tak że byłam przez
pewien czas w kontakcie telefonicznym z pogotowiem. Więc na Wigilię był
post. Ponieważ odłożyłam lekarstwo na bóle stawów, dlatego nad ranem i
przez cały dzień odczuwałam straszny ból, najgorszy w noc wigilijną. Na
Mszę świętą chodziłam wieczorem, bo wtedy ból był mniejszy. W drugi
dzień Świąt przyszedł W. o godz. 14 (po swoim obiedzie), a wyszedł o
19, więc nie jadłam prawie nic. Prawdziwy post, ale bez uczucia głodu.
Byłam zmęczona zatruciem. Nieprędko zdecydowałam się na rozmowę z
Panem, a gdy już się zdecydowałam, nie wiedziałam, jak zacząć.
— Ja pragnę rozmawiać z tobą, Anno. To, co ci dałem na Święta, było
moim największym darem. Dałem ci udział w moim cierpieniu.
— W tym czasie?
— Właśnie w tym czasie, Anno, ginęło wielu ludzi, popełniano wielkie
zbrodnie, a dzień pamięci o moim zmiłowaniu nad wami profanowali moi
wyznawcy poprzez wszelkie ciężkie grzechy i wynaturzenia. Nie mówię ci
o tych, którzy Mnie nie znają lub odrzucili Mnie, lecz o tych, którzy
publicznie głoszą się chrześcijanami. Oni właśnie te dni pojednania i
miłości wzajemnej zamienili w dni egoistycznego używania życia, dni
pijaństwa i wyuzdania. Wiedziałem, że Mnie zrozumiesz i nie będziesz Mi
wymawiać, że dałem ci zaznać przykrości. Ja sam połączyłem twoje
cierpienia z moimi na Krzyżu, aby uzyskały moc zbawczą. Ci ludzie,
którzy tak bardzo lekceważą moje dary, którzy tak lekko traktują swoje
powołanie do świętości, mają — może — już niewiele życia przed sobą.
Ich czas może skończyć się gwałtownie i w grozie, bez możności powrotu
ku Mnie. Potrzebna im pomoc. Kogóż mam wzywać do współudziału, jak nie
przyjaciół moich?
Sama zauważyłaś we wszystkim, co działo się z tobą, moją wyraźną
wolę.
I przyjęłaś ją, czym sprawiłaś Mi radość, której tak mało od was
otrzymuję. Ja też czasem pragnę coś otrzymać, ale zadowala Mnie jedynie
to, co duchowe. Ja nie jestem niemowlęciem, nie są Mi potrzebne dary
pasterzy i władców. Potrzebne jest Mi wasze dobrowolne oddanie Mi się
bez względu na to, czy jest ono „przyjemne", czy też przykre, bolesne,
raniące. Dałem ci, córko, trochę przykrości, trochę niepokoju, bo nie
wiedziałaś, czym się to zatrucie skończy, trochę bólu i niepewności,
ale umacniałem cię i posilałem — sobą. Wszyscy bliscy twoi byli przy
tobie i nie czułaś samotności, prawda?
— Tak, ale byłam strasznie słaba i nic nie mogłam zrobić, nawet
modlić
się ani pisać.
— Twoją modlitwą było przyjęcie moich darów bez narzekania i żalu.
Tak
więc dni te spędziłaś ze Mną, chociaż „nie czułaś" tego. Bycie ze Mną
nie zawsze polega na mówieniu do Mnie lub słuchaniu czy zapisywaniu
tego, co Ja ci mówię. Istotą naszej przyjaźni jest przebywanie w
obecności mojej, towarzyszenie Mi tam, gdzie Ja ciebie prowadzę, branie
udziału — wraz ze Mną — w sytuacjach czy stanach, w jakie Ja cię
wprowadzam. Pamiętaj jednak, że zawsze Ja jestem z tobą, tak jak
towarzyszę ci zawsze, nawet gdy nie prosisz Mnie o to, bo jakże opuścić
mógłbym tę, którą kocham. Tak pragnę, abyś towarzyszyła Mi w tym, czym
cię obdarzam. Dałem ci post, przykrość, ból stawów, ale w czasie, w
którym mogłaś je przyjąć bez niczyjej szkody, a i ty byłaś wolna od
obowiązków.
— A rozmowa z Tobą?
— Rozmowa ze Mną nie jest twoim obowiązkiem; przynajmniej, jak
sądzę,
jest dla ciebie radością, jak jest nią dla Mnie. Nie jest potrzebna
zapisywana rozmowa tam, gdzie jest obecność. Ja zaś byłem, i przyznaj,
że nie przynaglałem cię (do zapisywania rozmowy), abyś mogła odpocząć
i odprężyć się po przykrościach. Rozmawialiśmy teraz i jeszcze
wielokrotnie rozmawiać będziemy. Ciesz się też, Anno, z przyjęcia
Waltera. To twoje prezenty dla Mnie. Rozradowały Mnie. Błogosławię
cię, córeczko.
Nic oprócz Ofiary
Boga wybawić was nie mogło
29 XII 1987 r., wtorek, Warszawa
Nie wiedziałam, od czego zacząć rozmowę,
wiec zdecydowałam, że
najlepiej będzie, kiedy Pan sam rozpocznie.
— Chcesz, abym to Ja mówił? Dobrze.
Pragnęłaś, córko, abym ci wyjaśnił, czy może z tobą mówić tylko
Jezus
Chrystus, wasz Zbawca, a Ja odpowiedziałem ci, że żyje w was, wspomaga
was i uczy Duch Święty, Duch Prawdy, Ten, który zstąpił na Maryję, a od
dnia, który nazywacie „Zesłaniem Ducha Świętego" (na pamiątkę
pierwszego spoczęcia na was Jego mocy), podtrzymuje Kościół mój, a
uczniami swymi czyni tych, którzy w sakramencie bierzmowania proszą o
Jego dary, o Jego rady, o Jego przewodnictwo. Tak więc Ten, którego wy
nazywacie trzecią Osobą Trójcy Świętej, uświęca was i przy was stoi
jako Przyjaciel najbliższy i niezawodny. On oczy wasze i serca kieruje
ku Jezusowi, Zbawicielowi waszemu, i ku Mnie, Ojcu waszemu.
Jezus Chrystus, Syn Boży, druga Osoba Trójcy Świętej jest waszym
orędownikiem przede Mną i jest pośrednikiem pomiędzy Mną a wami. Ale
cóż to znaczy? Czyż to, że zbyt „wielki" jestem, by mówić z wami?
...Jakież to ludzkie!
Jezus Chrystus, Bóg, stał się człowiekiem, aby przybliżyć wam Boga
nieogarnionego, niewidzialnego, niedostępnego poznaniu waszych władz
cielesnych, waszych zmysłów. Stał się człowiekiem, aby Krwią swoją móc
was odkupić, bowiem nic oprócz Ofiary Boga wybawić was nie mogło. Lecz
Bóg jest duchem. Dlatego związał bezmiar Boży z naturą ludzką i stał
się człowiekiem widzialnym, słyszanym, oglądanym, żyjącym z wami,
nauczającym i uzdrawiającym was i... straszliwie przez was
zamordowanym.
Duch Święty był z Nim, bo Bóg jest jednością, lecz Duch nie cierpiał
(cierpieć cieleśnie może tylko to, co cielesne). Duch Święty uwielbiał
Ojca w każdej sekundzie życia ziemskiego — Syna, a chwałą otoczył Go na
Golgocie. Tam ujawniła się wam w pełni natura Boga, Jego miłość do was;
i zaprawdę, nigdy nie ujrzycie większej.
A teraz odpowiedz Mi. Czy, zanim Jezus narodził się w Betlejem,
rozmawiałem z wami Ja, Ojciec wasz, pierwsza Osoba Trójcy Świętej?
— Mówiłeś z nami, Panie, Ty sam w swej pełni, w Trójcy Świętej.
— Słusznie mówisz, bo Duch Święty wspomaga cię. Rozmawiałem z wami
Ja
sam w swej pełni. Syn był przy Ojcu i Duch obecny był także, gdyż
Miłość odwieczna i bezgraniczna zespala nas w Jedność. Bóg trwa w
jedności i kiedy rozmawia z wami Syn Boży — JESTEŚMY RAZEM; kiedy Duch
Święty poucza was — JESTEŚMY RAZEM. Kiedy Ja, Ojciec wasz i Stwórca,
chcę mówić z wami, czynię to — tak jak teraz mówię z tobą, dzieckiem
moim, stworzonym z pragnienia bezgranicznej miłości, z pragnienia Ojca
tęskniącego za przebywaniem z dziećmi swymi, pragnącego udzielać się
im, tulić je w ramionach, podnosić ku sobie. Jestem Ojcem rozradowanym,
gdy słyszę pierwsze, nieśmiałe, dziecinne próby rozmowy, Ojcem
pragnącym osobiście nauczać, tłumaczyć i udzielać się tym, których
kocham — lecz zawsze RAZEM JESTEŚMY.
Trójca Święta — to nieustająca, niewyobrażalna w swej mocy i
intensywności energii Wymiana Miłości. Pragniemy ogarnąć nią każdy byt
z Boga powstały — a innych nie ma. Są tylko te, które trwają przy Nas,
te, które oderwały się od Miłości z własnego wyboru, i wy, z trudem i
bólem powracający ku Ojcu. Ze względu na ten trud, cierpienie i słabość
waszą macie całą potęgę miłości Bożej, Jego troskliwość i czujną
opiekę, Jego cierpliwość, łaskawość i miłosierdzie.
I ty ich doświadczasz, córko, aczkolwiek „nie czujesz", bo Bóg nie
przejawia się poprzez zmysły i emocje. Dziś jednak pragnę napełnić cię
moją miłością, radością, mocą i pokojem. Przyjmij je i dziękuj Mi,
córko, za niezmierne dary moje, jakie w tobie umieszczam, aby rosły.
Daję ci błogosławieństwo moje.
Prosiłam o słowo. Otrzymałam psalm 71
(prośba o szczęśliwą starość), Ef
6, 10-20 (zachęta do walki duchowej — jak bardzo aktualna i potrzebna),
a dla świata Dn 5, 25 (mene, mene, tekel, ufarsin).
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
52 07 BW Seminarium dyplomowe50 07 BW Prawo wodne49 07 BW Roboty ziemne w BWiD51 07 BW Gospodarka wodna48 07 BW Geotechnika07 Charakteryzowanie budowy pojazdów samochodowych9 01 07 drzewa binarne02 07str 04 07 maruszewski07 GIMP od podstaw, cz 4 Przekształcenia07 Komórki abortowanych dzieci w Pepsi07 Badanie „Polacy o ADHD”CKE 07 Oryginalny arkusz maturalny PR Fizyka07 Wszyscy jesteśmy obserwowaniwięcej podobnych podstron