Trochę historii — od roku „pamiętnego”
Wiadomo, działo się w owym 1989 roku wiele, wszystko — rzec można — na nowo budziło się do życia. Gdzieś w zakamarkach serc ożywiło się też żarliwe wspomnienie Polaków, pozostawionych swemu losowi na Wschodzie.
Zrodziła się wówczas inicjatywa zaproszenia ich do ówczesnej Wyższej Szkoły Pedagogicznej. Uczelnia zaoferowała to, co mogła zrobić dla nich najlepiej — kurs doskonalenia zawodowego nauczycieli szkół polskich. Mimo że tego typu placówki na tamtejszym terenie to była — jak pisał wtedy Lesław Peters w „Gazecie Krakowskiej” — „zasadniczo kwestia przyszłości, gdyż dopiero teraz pojawiła się możliwość ich zakładania na szerszą skalę”, wkrótce (po przyjeździe pierwszych „kursantów”) okazało się, jak trafne było to przedsięwzięcie — towarzyszył mu niepowtarzalny entuzjazm zarówno realizatorów kursu, jak też jego słuchaczy. Choć innej natury, to równie solidne gwarancje powodzenia zapewniała bezpośrednia opieka wrładz rektorskich — głównie Jego Magnificencji prof. Mieczysława Rozmusa oraz prorektora, prof. Jerzego Jarowieckiego — i Ministerstwa Edukacji Narodowej, które podjęło się rekrutacji słuchaczy oraz finansowania kursu.
Dokumenty z tamtego okresu odnotowują fakt powstania w kwietniu specjalnego zespołu, którego celem było podjęcie prac nad przygotowaniem kursu oraz ustaleniem jego kształtu organizacyjnego; zaproszeni doń zostali m.in. prof. Stanisław Burkot — ówczesny dyrektor Instytutu Filologii Polskiej, doc. Zenon Uryga — kierownik Zakładu Dydaktyki w tym Instytucie, oraz mgr Ryszard Markiewicz — kierownik Działu Spraw Studenckich1.
Poproszono wkrótce profesor Annę Dydu-chową o opracowanie, pod względem naukowo-dydaktycznym, programu kursu, a następnie powierzono jej funkcję kierownika naukowego. Okazało się też, że wcześniejsza funkcja „pełnomocnika rektora ds. kursów
podnoszenia kwalifikacji nauczycieli szkół polskich w krajach socjalistycznych” — jest zbędna. Krótko — i w zasadzie tylko nominalnie — pełnił ją doc. Juliusz Jasieński.
W otoczeniu Anny Dyduchowej tworzył się zespół dydaktyczny. Nawiązana została twórcza i niezwykła zarazem współpraca. W atmosferze swoistego patosu, w poczuciu szczególnej misji. Wszak ci — pozostawieni przez los i historię gdzieś na bliskich rubieżach dawnej Rzeczpospolitej i dalekich przestrzeniach obcości — rodacy mieli weryfikować pielęgnowane przez lata i pokolenia uczucia nostalgii i miłości wiążące ich z Macierzą. Wszystkich — gości i gospodarzy — oczekiwało nadzwyczajne przeżycie.
Ten pierwszy kurs rozpoczął się drugiego lipca 1989 roku. Przybyło nań 46 osób. Niemal każdy z przyjezdnych witany był z osobna. Jeśli nie przez kierownictwo Kursu, to na pewno przez zakwaterowanego w hotelu ich opiekuna, świeżo upieczonego magistra polonistyki, Jacka Rozmusa.
Wzruszenie ogarnęło wszystkich i towarzyszyło kursowi przez cały jego okres, także w następnych jego edycjach. Podczas spotkań towarzyskich w klubie, pokojach hotelowych, uczelnianych pokojach służbowych, w prywatnych mieszkaniach pracowników Uczelni. Gesty serdeczności ze strony pracowników przejawiały się wciąż, w różnych formach — w zaproszeniach na obiad, do kawiarni. Z drugiej strony — piękne odwzajemnienia: wzruszające, rozśpiewane wieczór)', rzewne pieśni, popadające nad Wisłą w zupełne już zapomnienie.
„Cały zresztą pobyt bliskich nam gości ze Związku Radzieckiego — czytamy dalej w cytowanym już artykule Lesława Pfetersa — obfitował wr wiele przejawów serdeczności okazywanych przez obie strony. Wszystkie zajęcia dydaktyczne i spotkania (w tym szereg zorganizowanych poza przygotowanym wcześniej programem) odznaczały się wyjątkową atmosferą. Pracownicy Uczelni podchodzili do swych obowiązków ze szczególnym oddaniem, a słuchacze chłonęli dosłownie każ-