fakty i mity 1


Salezjanie budują hotel dla "Pruszkowa"
INDEKS 356441 ISSN 1509-460X
FAKTY
i milv
TYGODNIK NIEKLERYKALNY
http://www.faktyimity.pl
Nr 1 (%) 4-10 stycznia 2002 r. Cena 2 zł (w tym 7% YAT)
OStr. 6
JfflDuC
_1 V_yi_l LJLJL

Pięćset lat temu w Europie płonęły rozniecane przez Świętą Inkwizycję stosy, a na nich ludzie i zakazane przez Kościół książki. Jeśli pozostajecie w błogim przekonaniu, że wiele od tamtej pory się zmieniło, to odwiedźcie Gliwice. Tamże - pięćset lat po Torquemadzie - zakonnice ze zgromadzenia Notre Damę wyrzuciły na bruk najstarszą w mieście bibliotekę, a wraz z nią pracowników oraz około 540 tysięcy archiwizowanych wydawnictw. Na razie w Gliwicach nie będzie więc Biblioteki Pedagogicznej - bo o niej tu mowa - ani nawet czytelni. A studenci... A studenci mają się modlić, a nie czytać!!!
Nieświęty Walenty
Przychodził do jej sklepu i brał z półek, co chciał... za Bóg zapłać. Wówczas była cacy. Wpłacała spore kwoty na budowę kościoła, wtedy była OK. Odrzuciła jednak jego namolne propozycje erotyczne i odtąd miała prze-chlapane.
Kim jest ona? Ot, zwykłą parafianką. Kim jest on? Jaśnie Panem Księdzem Proboszczem.
OStr.9
Działalność "Anioła Ubogich" z Kalkuty była i, mimo narastającej krytyki, ciągle jeszcze pozostaje przedmiotem chluby Kościoła. Osoba Matki Teresy ma być ludzką twarzą tej pazernej organizacji, jej reklamówką i oknem wystawowym dla światowej opinii publicznej. Fakty i świadectwa setek osób ukazują jednak mniej niepokalane oblicze założycielki Misjonarek Miłosierdzia.
Na dowód tego, że nie tylko my się czepiamy - publikujemy materiał na podstawie tekstu z tygodnika "Stern".
3Str. 10
Pieniądze
Matki Teresy
KSIĄDZ NAWRÓCONY
FAKTYn
FAKTY
ŚWIAT... I po świętowaniu. Dla niektórych był to czas beztroskiego obżarstwa, dla innych, zwłaszcza w Niemczech, w Czechach i np. w Łodzi, walka z zaspami śnieżnymi. Dla Arafata, przywódcy Palestyńczyków, świętowanie skończyło się na siedzeniu w domu, gdzie troskliwie strzegą go izraelscy żołnierze. Muzułmanin gustujący w katolickich pasterkach musi być podejrzany.
POLSKA Na ratunek prześladowanemu Rydzykowi! Taki tytuł można by nadać listowi otwartemu podpisanemu przez 12 profesorów i innych pracowników naukowych. TaLigowcy wzywają do opamiętania tych wszystkich, "którzy z taką zaciekłością atakują Radio Maryja, Ojca Dyrektora, oraz rzeszę aktywnych słuchaczy rozgłośni zwanych Rodziną Radia Maryja". Krytykę kontrowersyjnej nawet dla Glempa i katolików rozgłośni określili jako pełną "kłamstw, manipulacji, obelg i donosów". Oto kolejny, po przypadkach Bendera i Buźka, dowód na to, że tytuł naukowy nie jest żadną zaporą dla bezmyślności
WARSZAWA Na bożonarodzeniowej mszy z udziałem gubernatora Glempa, kaznodzieja, ks. Wojciech Łagowski, rozwodził się nad złem, jakie spadło na świat w mijającym roku. Idiotycznie zestawił przy tym straszliwy zamach z 11.09 w USA z legalizacją eutanazji w Holandii jako skutki braku miłości bliźniego... Przykładem pozytywnym według niego była działalność Matki Teresy z Kalkuty, bo ona "dawała godne warunki śmierci"...
0 owocach działalności "Anioła Ubogich" czyt str. 10.
LUBLIN Kandydat na prymasowski stolec, arcybiskup Józef Życiński, nie ustaje w głoszeniu apeli, odezw i katopatriotycz-nych przemów. Tym razem, spożywając z młodzieżą opłatek, wezwał ją do "szanowania innych, odmiennych ludzi". Ponadto zachęcił młódź do wystrzegania się "pustych haseł" i przeciwstawienia się fanatyzmowi.
Niechcący ostrzegł więc młodzież przed katolicką propagandą. Takiego prymasa nam trzeba!
HOLANDIA Tekstami siejącymi nienawiść do chrześcijan, żydów i homoseksualistów pojawiającymi się w muzułmańskich szkołach zainteresowała się służba bezpieczeństwa. Za pół roku ma ona wydać specjalny raport o wpływie fundamentalistów na edukację w Holandii. Problem szerzenia nienawiści z przyczyn religijnych jest sprawą priorytetową dla rządu. Różnica między Polską a Holandią polega m.in. na tym, że u nich tolerancję się krzewi, a mniejszości chroni W Polsce tolerancja jest grzechem, a mniejszości się inwigiluje.
USA/IZRAEL W święta zazwyczaj pali się świeczki. Niektórym religijnym fanatykom zebrało się jednak na palenie książek. W Wigilię ksiądz Jack Brock z parafii Alamogordo w Nowym Meksyku zapowiedział uroczyste palenie książek o... Harrym Pot-terze. Twierdzi on, że ta niewinna opowieść jest obrazą boską, bo rzekomo zachęca dzieci do interesowania się magią. W tym samym czasie w jednej z ortodoksyjnych żydowskich szkół w Bejt Szemesz w Izraelu nauczyciel publicznie spalił Nowy Testament, uznając go za pozycję bezbożną i szkodliwą. Jego postępek wywołał skandal i odpowiednią reakcję przełożonych. Reakcji na pomysły księdza-pałacza brak...
WIELKA BRYTANIA Królowa Elżbieta II nieostrożnie zaprosiła katolickiego duchownego do wygłoszenia rekolekcji adwentowych w swoim pałacu. Ten wyraz otwartości dworu tak rozzuchwalił katolickiego prymasa Anglii i Walii, Cormaca Murphy--0'Connora, że domaga się on zmian w obowiązującym do dziś Akcie o Supremacji z 1701 r. Dokument ten zabrania katolikom
1 osobom związanym węzłem małżeńskim z katolikami wstępowania na tron brytyjski. Arcybiskup nazwał ten mądry i chroniący angielską niepodległość dokument: anomalią.
Ach, żeby u nas wprowadzić taką ustawę!
ARGENTYNA Nadzieja na wyjście z zapaści rozbłysła w święta nad tym krajem niszczonym przez zapaść gospodarczą. Jest nowy prezydent i nowy program. Argentyńczycy przed dziesięciu laty jeszcze gorliwiej niż Balcerowicz wprowadzali liberalizację gospodarki. Mimo drakońskich oszczędności, od pięciu lat mają corocznie większą dziurę budżetową... Ten biedny kraj oraz pobliska Brazylia są nam szczególnie bliskie. Łączy nas największa liczba katolików i najbardziej wpływowy Kościół rzymski..
SŁOWENIA Ten niewielki kraj liczy, podobnie jak Polska, około 90 proc. katolików. Mimo że podpisał ostatnio konkordat, nie ma zamiaru podlizywać się Watykanowi. Nie ma tam religii w szkołach publicznych, a do niedawna nie było ich nawet w szkołach katolickich (!) dotowanych przez państwo. Słoweńcy to też Słowianie i katolicy, ale jakoś fanatyków u nich mniej.
MACEDONIA Nie tylko w Afryce ludzie zabijają się z przyczyn natury religijnej i niszczą sobie nawzajem świątynie. W Małej Recinie muzułmanie zniszczyli XIII-wieczny kościół. W ramach miłości bliźniego i nadstawiania drugiego policzka prawosławni obrócili wniwecz historyczny meczet Hamza-Beja. Wiośnie skończył się ramadan, minęło Boże Narodzenie. Niektórzy wierzący miłują się, że aż drzazgi lecą!
Nr 1 (9'
4 - 10 I 2002 r.
KOMENTARZ NACZELNEGO
Czubek własnego nosa
NWHKZEPO
Święta Bożego Narodzenia już dawno zyskały sobie, zwłaszcza w Polsce, charakter ponadreligijny. Jest to oczywiście spektakularne, choć wątpliwe zwycięstwo Kościoła rzymskiego, który kształtuje obyczaje, lecz nie wpływa na przemianę serc swoich wiernych. Historia lubi się powtarzać i wygląda na to, że tak jak Kościół przejął pogańskie zwyczaje, tak teraz ci, którzy go opuszczają - antyklerykałowie, agnostycy czy ateiści - przejmują po nim choinki, pisanki itp. Niniejszym więc rozgrzeszam wszystkich czytelników "FiM" ze świętowania w dawny, pogański dzień boga słońca. Sam również poddałem się zwyczajowi, korzystając z dni ustawowo wolnych od pracy. Teraz wiem, że trzeba było te parę dni po prostu przespać...
Wigilia z rodzicami była jeszcze bardzo miła, ale już sny po niej miałem koszmarne, a to za sprawą wypchanego po krtań żołądka. W pierwsze święto - niepomni na policyjne przestrogi - po śniadaniu wybraliśmy się samochodem z żoną i dziećmi w drogę powrotną do domu. Cóż to jest 100 kilometrów? Przeskoczy się jak zwykle w półtorej godzinki. Wiara może i góry przenosi, ale zaspy śniegu pod Zgierzem - ni cholery! Trasa nr 1 Łódź - Gdańsk okazała się nieprzejezdna. Przed zatorem jakiś idiota kazał ludziom skręcać w leśny dukt, że niby tam jest objazd do Łodzi. Musiał być nawalony jak ruski czołg albo odreagowywał brak własnego samochodu. Przez trzy godziny ponad sto wozów błąkało się po lesie, kilkakrotnie zawracając, zakopując po drodze w zaspach, a przekleństwa, które z nich dobiegały, nie miały nic wspólnego ze świątecznym nastrojem. Już pod osłoną ciemności całej kawalkadzie udało się wyjechać na trasę, w tym samym miejscu, gdzieśmy wjechali. Po dwóch godzinach oczekiwania aż drogowcy przetrawią świąteczny obiad, ujrzeliśmy nareszcie wielki, śnieżny kombajn. Otucha wstąpiła w serca, ale nie na długo. Kombajn zakopał się w śniegu i wiara puściła się pod górę przez ośnieżone pola. Pomyślałem, że tak może wyglądać apokalipsa XXI wieku. Dziesiątki aut grzęznących w mokrym śniegu, płaczące dzieci, ludzie załamujący ręce, całe rodziny pchające bezskutecznie swój dorobek na kółkach, marzące
0 ciepłym domu i świątecznym programie w TV. Dzięki ludzkiej solidarności (tej prawdziwej) wszyscy pokonaliśmy jakoś pole i wyjechaliśmy na trasę za zatorem. Jeszcze godzina i rodzina Kotlińskich zobaczyła światła swojego domu. Niestety, utknęliśmy dokładnie na granicy Łodzi, bo dalej już pługi się nie zapuszczały. Zostawiłem samochód u znajomego i ruszyliśmy pieszo przez zaspy. Brodząc po metr w śniegu, z dzieckiem na rękach, ostatkiem sił pokonaliśmy ostatni kilometr. Kiedy półżywi zamknęliśmy za sobą drzwi, dwie rzeczy były dla mnie pewne: przetrawiłem wigilijną kolację
1 następnego dnia nie ruszam się z domu na krok. Minęło parę kwadransów i po wysokoprocentowej rozgrzewce już zacząłem się pocieszać, że nie nocujemy w lesie albo w szczerym polu. Coraz większy błogostan przerwał mi hałas za oknem. Spychacz odśnieżał dojazd do domu... Drugi dzień świąt spędziłem, nie znajdując umiarkowania w jedzeniu i w piciu z akcentem na to drugie; zwłaszcza że okazało się, iż tenże spóźniony spychacz zmiażdżył przy okazji szereg metalowych, przydrożnych słupków, które latem wmurowałem dla ochrony trawnika przed domem. Nawet Kleopatra i czterdziestu rozbójników już nie byli mnie w stanie pocieszyć. Ot i całe "najpiękniejsze ze świąt"...!
Człowiek to taki wredny ssak, który rozpamiętuje niemalże do zawału serca każde, choćby najmniejsze swoje potknięcie, porażkę, pech czy inną przypadłość; zapomina przy tym oczywiście o losie bliźnich. Jak się nie ma prawdziwych problemów typu: utrata pracy, choroba czy śmierć najbliższej osoby - to te, jakie akurat są, np. krosta na nosie czy poprzewracane słupki - urastają do miana tragedii! Doświadczałem tego najmocniej przez sześć lat w seminarium duchownym, gdzie już złe spojrzenie kolegi bywało zarzewiem awantury. Ale nie pamięta wół... Wołu przypomniały dopiero podsumowania minionego roku w mediach i aktualne, nie mniej hiobowe wieści. Dane pochodzą nie z Argentyny, lecz z Polski.
Pomocy społecznej brakuje ok. 690 min zł, Fundusz Pracy jest zadłużony na prawie miliard zł
- oznajmiła wiceminister Jolanta Banach. Do "opieki" zgłasza się coraz więcej osób z niezrealizowanymi receptami, dominują ludzie starsi i samotne matki z dziećmi. Tylko w samym Włocławku pomoc społeczna wykupuje miesięcznie ponad 300 recept. Niemalże zlikwidowano zasiłki przedemerytalne. 12 milionów złotych w budżecie na 2002 rok brakuje Urzędowi ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych. Już w 2001 r. Państwowy Fundusz Kombatantów nie miał pieniędzy na wypłaty świadczeń, należności uregulowało Ministerstwo Finansów. W hipermarketach "Biedronka" w Opolu i Kielcach kasjerki zbiorowo ukarano pracą na stojąco. Nieoficjalnie mówi się, że nagminnie, zwłaszcza w okresie przedświątecznym, "za kasą" siedzi się w pampersach. Studenci stracili część ulgi na przejazdy koleją. Skrócono urlopy macierzyńskie. Typuje się kolejne szpitale do zamknięcia. Dolnośląska Kasa Chorych płaci tylko za poród pierwszego dziecka w rodzinie; stać cię na więcej, zapłać!
- świetny pomysł na plakat w porodówce... Tymczasem milion dolarów z polskiego funduszu UNICEF
- przeznaczony na pomoc dla najbiedniejszych polskich dzieci - zagrabiło dwóch urzędasów z tegoż funduszu. Wybudowali sobie za to pałace w Rzeszowie i pogrubili konta! O gwałtownie postępującym ubożeniu Polaków wymownie świadczy fakt, iż 700 tys. uczniów obejmie akcja dożywiania w polskich szkołach. Specjalny raport wykazał, że połowa kobiet w Polsce jest regularnie bita przez mężów. Zamarzło już prawie sto osób. Każdego dnia policjanci ratują przed podobną śmiercią ponad dwustu, przeważnie bezdomnych ludzi. Zamyka się coraz to nowe zakłady i zapowiada dalsze, grupowe zwolnienia. Dwie trzecie Polaków uważa, że sytuacja w kraju zmierza w złym kierunku, tylko mniej niż jedna piąta jest odmiennego zdania. Od listopada ubiegłego roku przybyło 12 procent pesymistów! Obecnie sytuację gospodarczą krytycznie ocenia aż 75 proc. Polaków. Z takim brzemieniem już niemal ogólnonarodowej biedy i braku perspektyw wchodzimy w Nowy 2002 Rok. Nikt trzeźwo myślący nie ma złudzeń - będzie to czas jeszcze większych wyrzeczeń i postępującego ubóstwa.
Wypada mi więc tylko przeprosić za pierwszą część tego komentarza...
JONASZ
Ogłoszenia parafialne:
Zmieniliśmy podtytuł "FiM" na "NIEKLERYKALNY", a to głównie z powodu wielu sygnałów, m.in. od kioskarzy, którzy twierdzą, że przedrostek "ANTY" raził wielu potencjalnych Czytelników. Mnie zaś znudziło już tłumaczenie, co to jest antyklerykalizm. Charakter pisma oczywiście pozostaje bez zmian.
4 - 10 I 2002 r.
F^KTYn
INJ
ZAMIAST SPOWIEDZI
Wdzięczność dla Stwórcy
Lech Stefański jest inicjatorem powołania do życia Rodzimego Kościoła Polskiego, reżyserem, aktorem, pisarzem, poetą, członkiem Stowarzyszenia Radiestetów i Towarzystwa Psychotronicznego.
- Proszę opowiedzieć o idei Rodzimego Kościoła Polskiego, którego utworzenia w Polsce jest Pan inicjatorem.
- Pomysł utworzenia takiego Kościoła pojawił się wraz z lekturą na temat Native American Church (Rodzimego Kościoła Amerykańskiego), założonego przez Indian meksykańskich, który łączy wierzenia Indian sprzed przybycia białych najeźdźców z wiarą chrześcijańską. Indianie utworzyli ten Kościół nie po to, by pozbyć się chrześcijaństwa, ale po to, by upomnieć się o rodzimą wiarę.
- To znaczy, że Kościół ten nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem i odwołuje się do dawnych wierzeń?
- Tak. Sięgamy do naszych słowiańskich korzeni. Mówiąc inaczej -językiem psychologii Karola Gustawa Junga - sięgamy do naszej prapolskiej "nieświadomości zbiorowej". Ten najwybitniejszy w XX stuleciu psycholog odkrył, że w psychice każdego człowieka, a ściślej w nieświadomej warstwie psychiki, tkwią wzorce zachowań odziedziczone po przodkach, które on nazwał archetypami.
- Czy uważa Pan, że możliwe jest odrodzenie dawnych wierzeń?
- Oczywiście! Te prastare wierzenia nie są tak znowu dziwne i egzotyczne. Wierzenia naszych praprzodków w najogólniejszym zarysie zakładają, że musiała istnieć jakaś twórcza moc i inteligencja, która wykreowała życie na Ziemi, włączając w to człowieka. Materialistyczne założenie, że z martwej materii życie powstało "samo", jest równie trudne do przyjęcia dziś, jak było trudne do przyjęcia przez naszych praprzodków. Wynika z tego, że człowiek powinien zachowywać wdzięczność dla Stwórcy bez względu na to, jaki jest jego indywidualny los. Człowiek powinien być wdzięczny Bogu, że dzięki Niemu żyje, bo mógłby przecież nie istnieć. Mieliśmy przed wojną pewien procent pobożnych Żydów, tzw. chasydów; pomimo szalonych różnic w szczegółach ich wiara była podobna do tej najpierwotniejszej. Dlatego też modlitwy chasydów były wesołymi śpiewami i tańcami. A w Kościołach chrześcijańskich jest podobnie jak w państwach totalitarnych:
w zasadzie wszystko jest zabronione oprócz tego, co jest wyraźnie dozwolone. Dotyczy to zwłaszcza problematyki seksualnej . Natomiast w Rodzimym Kościele Polskim nie ma żadnych nakazów ani zakazów, które by nie wynikały z podstawowego założenia, że dzieło Stwórcy jest czymś świętym. Dlatego też nie można zabijać. Dziełem Stwórcy jest nie tylko świat ludzi, ale i zwierząt.
- To oznacza, że zwierząt też nie powinniśmy zabijać?
- Zwierząt nie powinniśmy zabijać bez konieczności, np. dla rozrywki.
- Jak w takim razie wygląda praktykowanie wiary w Rodzimym Kościele Polskim?
- Z praktykowaniem wiary na większą skalę są poważne trudności, ponieważ nie ma gdzie tego robić. W 1995 roku, wkrótce po wpisaniu nas do rejestru Kościołów, rozpoczęliśmy starania, by wydzierżawić od administracji osiedlowej w Warszawie pomieszczenie, suterenę. Chcieliśmy tam uruchomić naszą bibliotekę i mikroświątynię. Odpowiedzieliśmy na ofertę administracji, która chciała wynająć ten lokal, ale po paru tygodniach ciszy otrzymaliśmy decyzję odmowną. Administracja budynku umotywowała swoją decyzję tym, że nie zgadza się na to Zakład Energetyczny, ponieważ jest tam wspólne przejście do tego lokalu oraz pomieszczenia, gdzie znajdują się liczniki. Wcześniej Zakład Energetyczny nie protestował, a przecież lokal ten był udostępniany wielu instytucjom. Zaprotestował dopiero wówczas, kiedy Rodzimy Kościół Polski chciał tam urządzić swoją bibliotekę. Świadczy to wymownie o tym, jakie "czarni" mają długie, sięgające wszędzie łapy. Wszystko robione jest taką "metodą szyto-kry-to"; oficjalnie oczywiście nic się nie mówi.
- Czy Rodzimy Kościół Polski zakłada w przyszłości utworzenie - na wzór katolicki - odrębnego stanu kapłańskiego?
- Nie, ale oczywiście ktoś musi poprowadzić zebranie, udzielić ślubu. Kapłani Rodzimego Kościoła są przede wszystkim kapłanami swojej rodzinnej mikro-świątyni, tak jak to było w starożytnej Grecji, gdzie rolę taką spełniał pan domu. Indianie z Na-tive American Church także prak-tykują swoją wiarę całkowicie prywatnie. W żadnym razie Rodzimy Kościół Polski nie przewiduje tworzenia jakiegoś zamkniętego stanu kapłańskiego.
- Zajmuje się Pan też parapsychologią. Skąd takie zainteresowania?
- Zaczęło się od zainteresowań estetycznych; zajmowałem się teorią sztuki.
- I stąd trafił Pan do parapsychologii?
- Tak, bo wiadomo, że wszelka inspiracja twórcza w sztuce nie pochodzi z warstwy intelektualnej, lecz z podświadomości.
- Czym dokładnie zajmuje się Pan na tym polu?
- Obecnie wykładam w wielu szkołach psychotronicznych. Prowadzę m.in. zajęcia z zakresu doskonalenia umysłu, hipnozy (teoria i praktyka), dermoop-tyki, czyli umiejętności "czytania" bądź rozpoznawania barw z zamkniętymi oczami przez dotykanie tekstu.
Rozmawiał
WOJCIECH RUDNY
Fot. Autor
Henryk Jankowski, najmłodszy syn oficera Wehrmac-htu, zasłużył się w historii naszego narodu niebywale. To właśnie on odważył się, jako jeden z pierwszych duchownych, powiedzieć "nie" wstrętnym komunistom i wspólnie z chłopakami ze Stoczni Lenina zmieniał i zmienił naszą historię. Czy na dobre? Wypada poczekać i osąd pozostawić historii. Zasługi hrabiego są tak wielkie, że nie sposób ich opisać. Niewiele też byłoby stosownych porównań. Bursztynowy Prałat, Tata Mańka, Kim Ir Sen "Solidarności", Napoleon Katolickiej Europy, Pra-Rydzyk, Futerał na Ordery, baron Kościoła i jego Czołowy Antysemita, Niemiecki Obrońca Polskości - to tylko nieliczne z jego tytułów. O tym, że lubi on błyskotki (osobliwie z bursztynu), medale, tytuły, merce klasy S, dobre żarcie itd. pisaliśmy już wielokrotnie. O tym, że nie lubi Żydów, komuchów, masonów i gardzi biedakami, pisaliśmy także.
18 grudnia geniusz, pycha, rozpusta w pomieszaniu z głupotą ks.
T. Modzelewski NAUKOWE MANOWCE
prawdy, mity i kłamstwa w nauce i religii
Wyd. YETI, tel.(041) 247 85 49 27-400 Ostrowiec Sw.
ul. Borowa 6 Cena 20 zł (z kosztami przesyłki)
U Heńka na urodzinach
Grudnia 18, A.D. 2001,
ks. Henryk hrabia Jankowski wyprawił
swoje 65. urodziny. W gmachu Opery
balangowało ponad 500 duszyczek,
a 100 lat prałatowi odśpiewało "Mazowsze"!
Henia zaświeciły ponownie pełnią blasku. Owego dnia Proboszcz Tysiąclecia obchodził 65. rocznicę urodzin. Ze względu na "ciasnotę", jaka panuje na plebanii (wielkości mieszkalnego bloku), postanowił on wynająć gmach Opery Bałtyckiej w Gdańsku. A jak już coś ks. Henio postanowi, to zazwyczaj tak jest. (Raz mu tylko nie wyszło, gdy chciał zostać Głódziem - ale to czysty przypadek). Wysłał więc ponad 500 zaproszeń do ludzi świata polityki, biznesu, kultury i oczywiście Kościoła. Podobno jednym ze sponsorów generalnych całej imprezy była tajemnicza firma z Niemiec. Nie zawiedli, służalczy jak zwykle względem księcia, gdańscy milionerzy (wszak za niejednego z nich ręczył przed organami ścigania). Dokonali ście-py i przygotowali urodziny na iście dworskim poziomie. Ptactwo pod postacią fruwającą i nielo-tów, ryby w wykwintnych formach
i smakach, rolady z polędwic, dziesiątki różnorodnych deserów i napojów, nawet takich bez alkoholu - to w formie migawki menu tej imprezy. Atmosfera adwentu, czasu zadumy i oczyszczenia, była tam dziwnie nieodczuwalna. Wśród gości zauważyłem najważniejszych i najdzielniejszych synów "Solidarności", z Lechem Wałęsą na czele.
Mowę na okoliczność trzymał były wojewoda i ministrant Tomasz Sowiński, a gadka ta była wazeliniarska do szpiku kości. Przemówił również duchowy syn prałata, wielki przegrany Maniek od Krzaklewskich, który także bez mydełka właził jubilatowi w kiszkę stolcową. Peter Raina, hinduski pisarz, przyszły noblista, autor nieosiągalnych na rynku książek o...
prałacie, walnął (chyba z niewiedzy, bo nie sądzę, że z głupoty) dowcip, porównując hrabiego Jan-kowskiego do największych spośród Polaków. Dowcip, powiem, był niezły!
Następnie wycałowani goście i ośliniony Jubilat wysłuchali koncertu "Mazowsza", tj. firmy, któ-
Głównym daniem na imprezie był, oczywiście, dostojny jubilat Henio
ra za podobną usługę pobiera opłatę w wysokości - minimum 40 tys. zł. Zapewne był to prezent "Mazowsza" dla Henryka Wielkiego, bo nie wierzę w to, co usłyszałem, że on za to zapłacił. Nie
wierzę, bo usłyszałem także, że facet jest biedny i zbiera na skrom-niuchny ołtarz z bursztynu.
Po oficjałkach, podczas konsumpcji, niejeden gość załatwił niejeden interes, jak to na tego typu biesiadach bywa. Mnie, niestety, przyszło obejść się smakiem, gdyż po pierwsze - nie byłem zaproszony, a po drugie - anty-klerykalnych pismaków ks. hrabia nie cierpi. Chodząc po placu przed gmachem Opery, mogłem do woli nacieszyć swój wzrok widokiem nieosiągalnych dla wielu Polaków aut: najdroższe mercedesy, bmw, jaguary, vo-lva - te marki mówią same za siebie.
Ale to przecież nikt inny, tylko Wielki Jubilat stwierdził przed laty, że jeździ mercedesem (S-ką), bo to samochód dla... normalnych, prostych ludzi (sic!). Stąd wiem, że u idola pampersów gościli normalni, prości ludzie. A Ty, Drogi Czytelniku, zamiast się czepiać, dołącz do Normalsów...
PIOTR ŻELAZNY Collage: ZZ
Z NOTATNIKA HERETYKA
FAKTYn
Nr 1 (9'
4 - 10 I 2002 r.
Wierzę w świętego Mikołaja, bo odwiedził mnie osobiście w minioną Wigilię. Wierzę w niego, bo nie oszukuje, nie kłamie, a w dodatku przyniósł mojej rodzinie prezenty i, jak tradycja nakazuje, miał białą brodę i czerwoną czapkę. Gol-nął przy okazji setę żubrówki, zagryzł kiszonym i tyle go widziałem. To wszystko (a zwłaszcza to ostatnie) wskazuje niezbicie, że gość istnieje.
Myślicie, że to tylko taki zabieg felietonisty? Że dorosły facet - dziennikarz "Faktów i Mitów" - nie może w podobne bujdy wierzyć? Wszak już nawet Kościół katolicki - jedynie słuszna religia - odebrał dzieciom na całym świecie wiarę w tego świętego, likwidując jego świętość na początku lat 50. minionego wieku. Przecież nikt nie może być bardziej święty (i bardziej kochany) niż Ojciec Święty. To jego mają kochać dzieci na całym świecie i przy okazji machać radośnie żółto-białymi chorągiewkami. A nie kochać jakiegoś tam Mikołaja... A ja wierzę i koniec!
Wierzę i słucham radia. W radiu mówią, że choć jest zima: zamiecie, zadymy i zawieje, to służby odpowiedzialne za utrzymanie dróg, za odśnieżanie i posypywanie jezdni solą są w tym roku przygotowane, jak nigdy dotąd. Że rząd na akcję "ZIMA" przeznaczył dodatkowe środki finansowe. Jakiś fa-cecik z PKP gada w I programie
GŁASKANIE JEŻA
Akt wiary
Polskiego Radia, iż kolej co prawda jest biedna, lecz pociągi mimo zasp nie będą się spóźniać. Jeżdżę właśnie ostatnio po polskich drogach i podróżuję też polskimi kolejami, więc może Państwo w to wszystko wierzą. Ja jednak
wolę wierzyć
w świętego Mikołaja.
Włączam telewizor. Jego ekscelencja, eminencja (czy jak kto woli) Glemp mówi, że Kościół jest jak najdalej od polityki. Że spory w Sejmie i Senacie nie obchodzą go wcale, bo - onże Kościół - ma inną misję do spełnienia, misję duszpasterską i ani mu w głowie popierać jakąś opcję parlamentarną. "Nikt nie ma prawa wypowiadać się w imieniu Kościoła, podpierać się nim, ani posługiwać dla swoich celów jego autorytetem " - oświadcza Glemp, cytując zresztą dość dokładnie podobne oświadczenie obecnie panującego papieża.
Jeśli więc Kościół katolicki prosi, abym wierzył, iż nie miesza się do polityki, nie wywiera nacisków na parlamentarne kluby, nie chce prze-handlować członkostwa Polski w Unii Europejskiej w zamian za kolejne dla siebie przywileje, w zamian za ciszę
Pociąg polski
W pociągu czytam gazety. Ale to już nie są gazety, tylko jakaś upiorna, natrętna kronika kryminalna. Dziennikarze zamienili się rolami z policją. Dziennikarze śledzą, tropią, dokumentują, teksty bardziej przypominają akty oskarżenia niż artykuły prasowe. Każda gazetka powiatowa, przy całym szacunku do prasy lokalnej, chce mieć na pierwszej stronie skorumpowanego naczelnika poczty. W "Wyborczej" udowadniają sprzedaż testów na Wydziale Politologii Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej. W "Przeglądzie" o przewałach w Śląskiej Kasie Chorych i w jakiejś prywatnej wyższej uczelni w Rykach.
Co w tym czasie robi policja, prokuratura, urzędy kontroli skarbowej, NIK i pstryk? Gdyby ich pracę oceniać po wypowiedziach urzędników na łamach tej samej prasy, to oni są bardzo zaangażowani w to, co robią. Ponieważ słowo "zaangażowanie" pochodzi od słowa "angaż", więc im się pomyliło z etatem.
"Dwadzieścia lat temu ciemni, tępi ludzie bez wiedzy i wyobraźni postanowili sterroryzować połączone Solidarnością społeczeństwo, by za wszelką cenę utrzymać władzę".
- Jak państwo sądzą, kto wyrzekł te słowa?
- Pewnie ojciec Rydzyk w radiu albo Macierewicz...
- Błąd. To jest fragment felietonu o stanie wojennym pióra Jana Pietrzaka w "Gazecie Polskiej".
- To Pietrzak już tak nisko upadł?
- To nie ma nic wspólnego z upadkiem. Mauriac napisał, że "czas jest najlepszym nauczycielem, ale nieczęsto ma dobrych uczniów".

Właśnie podano, że notowania rządu i prezydenta poleciały w grudniu na łeb, na szyję. Lud myśli prosto: jeśli nie ma chleba, powinny być igrzyska. W kampanii wyborczej SLD - ale przede wszystkim sam Miller - zapowiadał rozliczenie aferzystów, odebranie każdej zagrabionej złotówki. Tymczasem kolejne afery rozgrywają się na naszych oczach! Szefowie benzynowego Orlenu dzielą między siebie jakieś niewyobrażalne miliony, ale nic nie można zrobić, bo wszystko zgodne z prawem. Pałace pretorianów Krzaklewskiego w Gdańsku, zbudowane (oficjalnie) za śmieszne pieniądze na ziemi kupionej też niekoniecznie sprawiedliwie, mają się dobrze. Zapewne tak samo czują się ich właściciele. Minęły trzy miesiące i nic, cisza. Tylko gazety jak kroniki kryminalne.
KAJUS
wokół konkordatu, aborcji, antykoncepcji i eutanazji... Jeśli chce, bym w to wszystko uwierzył, to ja...
wolę wierzyć
w świętego Mikołaja.
Od lat już nie wiem ilu politycy prześcigają się w zapewnianiu mnie - szaraczka, że niczego innego nie robią, jeno nie śpią, nie dojadają, nie budują sobie luksusowych rezydencji, nie jeżdżą ekstralimuzy-nami, tylko marzą, aby zbudować mi szczęście i dobrobyt. Ot, choćby rządy z lat ostatnich: Mazowiecki ustami Balcerowicza zapewniał, iż jak mu uwierzymy, to on nas ekstra urządzi w przyszłości. Faktycznie urządził.
Jakiś czas później rozmodlona Suchocka obiecywała, iż zbawi nas konkordat i obowiązkowa religia w szkołach. Wielu nastolatków rzeczywiście nauka religii wyzwoliła od niej samej, bowiem tak dramatycznej pogardy dla doktryn Kościoła nie notowano wśród młodych ludzi w Polsce od czasów Chrobrego. Potem był Krzaklewski, jego Buzek i jego Bauc. Noo... tę miłość bliźniego na długo zapamiętamy. Zwłaszcza miłość do swojej rodziny...
Obecnie nam panująca opcja polityczna przysięgała, że jak tylko
dojdzie do władzy, to wszelkie mia-zmaty klerykalności i dewocyjności znikną raz na zawsze z życia publicznego. I co? Wierzycie w to?
Co się zaś tyczy konkordatu, to jeżeli ktoś każe mi ufać, że wierno-poddańcza umowa lenna z obcym krajem -krajem o wielkości małego osiedla
w pipidówie, jest dla Polski zbawienna, to ja znów
wolę wierzyć
w świętego Mikołaja.
Często słyszę też słowa przepełnione "miłością". ,.Kochani - mówi Ojciec Dyrektor - miłość zbawi człowieka. Kochani, trzeba kochać, trzeba miłować bliźniego...".
Tak oto głosił w jednej audycji, a już w innej - tego samego Rady-ja, w tym samym dniu, słyszymy z jego ust o wstrętnych Żydach, masonach, innowiercach, komuchach,
hivowcach, pedałach, zwolennikach eutanazji i aborcji et cetera, czyli wszelkich wysłannikach szatana. Tych nie należy kochać. Takich należy zwalczać, piętnować i eliminować ze "Zdrowego Organizmu Narodu".
Wiele ciepłych słów usłyszymy także pod adresem biednych i bezdomnych. Otóż według hierarchów Kk przemawiających z ambon i eteru "Radia Maryja", powinniśmy im pomagać, łożyć na nich, opiekować się nimi, kochać ich niczym Chrystus. To prawda! Powinniśmy!
Lecz jeśli biskupie pałace, luksusowe limuzyny i hedoni-styczne życie rozmaitych Jankowskich, Rydzy-ków, Głódziów itp., mają nas natchnąć do pochylenia się nad ubogimi, to ja jednak
wolę wierzyć w świętego Mikołaja.
Tak więc kochani... jeśli - jak nas 'f 7O3> zapewniają - w coś wierzyć należy, wierzmy w brodatego starca, który w wigilijną noc odwiedza nasze domy. Ten Pan - w przeciwieństwie do innych świętych - nie żąda przebogatych Licheniów ku swojej czci. Nie oczekuje pielgrzymek pątników śpiewających pieśni sławiące jego chwałę. Nawet nie chce kultu swoich wizerunków. Słuchajcie! On nawet nie zbiera żadnych datków na "co łaska". Mało tego! Ten dziwny facet, nie oczekując niczego w zamian - daje prezenty. Dlatego w niego wierzę.
MAREK SZENBORN
Od kilku już lat bez rezultatu próbuję dowiedzieć się, do czego służy Rada Etyki Mediów i kto powołał ją do życia. Czy jest to instytucja, która służy radą mediom narodowo-katolickim? A może przeciwnie: pilnuje dochowywania wierności ideałom Marksa-Engelsa przez prasę postkomunistyczną?
Z jej pełnej godności milczenia w sytuacji, gdy gazety nikczemnie fleko-wały oskarżonego o szpiegostwo premiera Józefa Oleksego, wywnioskowałem, że Rada nie sympatyzuje z socjaldemokratyczną lewicą. Z drugiej strony, stanowisko zajęte przez Radę Etyki w kwestii lasu krzyży, które ustawiono na terenie żwirowni obozu oświęcimskiego, kazało mi sytuować ją gdzieś w okolicach lewicy KOR--owskiej, uwrażliwionej na kwestię polskiego "antysemityzmu bez Żydów". Już, już sądziłem, że wiem, jaka siła polityczna powołała do życia instytucję ochrony moralności w mass mediach, lecz nagle sugestia dla prasy, jaka wypłynęła z jej kręgów, wprawiła mnie w osłupienie i całkowicie zdezorientowała.
Zaproponowano, żeby dziennikarze solidarnie zareagowali
przemilczeniem na szpetne i niszczycielskie dla kultury obcowania słowa, jakie padły ostatnio z trybuny sejmowej. Nie powiem, o jakie słowa konkretnie chodzi i kto je wymówił, ponieważ nie chcę wyłamywać się z solidarnego wysiłku dziennikarzy. Jeśli wszyscy dziennikarze zachowają się identycznie - w sposób niejako auto-
Aureola nad strzechą
matyczny straci sens cała aktywność inkryminowanego dygnitarza sejmowego, a wtedy jak niepyszny zejdzie z politycznej areny...
Propozycja ta ma w sobie coś z uroczego prymitywizmu tabu społeczeństw plemiennych. Rzecz nie nazwana, zjawisko, o którym milczy się konsekwentnie, jak gdyby nie istnieje; przestaje być groźne.
Ale dziennikarstwo parlamentarne, jak nauczał w starożytności Herodot, ma polegać właśnie na prezentacji ścierających się poglądów. Jeden pogląd winien być swobodnie wygłaszany przeciw innemu
poglądowi, żeby w ogóle możliwy był wybór poglądu lepszego. Kiedy człowiekowi podrzuca się tylko zapatrywania uznawane za słuszne, ktoś taki łatwo staje się przedmiotem manipulacji i tyranii.
" Ci, którzy chcą przeforsować swój pogląd przez przemoc i rozkaz, udowadniają, że muszą stać na niepewnych nogach " - pisał Mon-taigne przed wiekami. I - kiepska sprawa - dla dochowania tajemnicy nie tylko muszą przemilczać, ale też dokonywać odpowiednich skreśleń w diariuszach sejmowych. W końcu i tak wszystkie te zabiegi okażą się nieskuteczne, bo w odpowiedzi na embargo słowa, w jakimś tam Monachium, donośny pisk wyda z siebie Rozgłośnia Polska Radia Wolnych Ojczyzn, której każde bezczelne kłamstwo stanie się obowiązującą prawdą przyswojoną przez uciemiężony lud.
Wykreślając z własnego tekstu nazwisko sprawcy zamieszania sejmowego tylko zwiększam oczekiwania Czytelników na słowo prawdy różnej od podawanej do wierzenia przemocą; sprawiam, że nad nieufry-zowaną strzechą, w której jest miejsce dla wróbli, pojawia się aureola. JAKUB KOPEĆ
4 - 10 I 2002 r.
F^KTYn
INJ
NA KLĘCZKACH
PAPIEŻ I PRYMAS INTERNOWANI!!
Solidarnościowe styropiany postanowiły jeszcze bardziej się docenić. Otóż, jak mogliśmy się dowiedzieć z programu "Kawa czy herbata" (TVP pr. I) 20.12.2001., opozycyjni kombatanci sprawili sobie legitymacje byłych internowanych. Jak rozumiemy, takie dokumenty będą miały wymiar nie tylko wspomnieniowo-symboliczny; już teraz co niektórzy "zasłużeni" przebąkując, świadczeniach kombatanckich, jakie powinny przysługiwać ich kolegom ze styropianu (w domyśle - również im samym). Legitymacje mają być wejściówką do elitarnego klubu tych, którzy zdobyli dla siebie Polskę w 1989 r. Nie dziwi zatem, że honorowe "kwity" (nr 1 i nr 2) otrzymali Jan Paweł II i kardynał Józef Glemp - duchowi ojcowie solidarnościowego przewrotu. Może natomiast dziwić, że legitymację nr 3 otrzymał krajowy duszpasterz więziennictwa. Czyżby soli-daruchy - przewidując, że wściekłe społeczeństwo może ich wsadzić za kratki - robili już sobie "chody" w więzieniach? (A.C)
JAK TO SIĘ ROBI W OLSZTYNIE
PI/&A KOLUMNA
Ponad 175 tys. zł kosztowało nowe oświetlenie zewnętrzne olsztyńskiej katedry św. Jakuba. Poświęcił je sam nuncjusz apostolski, abp Józef Kowalczyk. Przy okazji pokropił też luksusową siedzibę arcybiskupa Edmunda Piszczą. O kosztownych iluminacjach kościołów, oczywiście za pieniądze społeczne, pisaliśmy już parokrotnie (np. "FiM" nr 48/2001).
"Komitet oświetlenia" z miejscowym abp. Edmundem Piszczem (na zdjęciu) i prezydentem miasta, Jerzym Cichoniem, powstał w połowie ubiegłego roku. Panowie sprężyli się i wydoili sporo grosza, m.in. od miejscowych firm. Aż 44 lampy, które stanęły wokół katedry, cieszą oko proboszcza Antoniego Lesińskiego. Przy okazji przed kościołem pojawiła się również nowa nawierzchnia.
Wiele prac wykonano w ramach wielkiego remontu katedry, trwającego od 1998 r. Pochłonął on prawie 3 min zł. Większa część
pieniędzy pochodziła z Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej, resortu kultury oraz z kasy miasta i województwa. 70 tys. marek dorzuciło też partnerskie miasto Offenburg.
Pokropkowi kosztownego oświetlenia towarzyszyły słowa zachwytu przedstawicieli lewicowych władz miasta. Tajemnicą poliszynela jest, iż - z braku innych wydatków - za prąd płacić będzie miasto.
Pokropienie przykościelnych lamp i nowej siedziby kurii zbiegło się w czasie ze świętem warmińskiego arcypasterza. W imieninowym prezencie otrzymał nowy lokal dla Kurii Metropolitarnej przy ul. Pieniężnego 22. Przypomnijmy, że wcześniej Piszcz wprowadził się do nowiuteńkiego pałacu, nazywanego przez olsz-tynian przewrotnie skromną chatą warmińską...
KATOLICY SPA(Z)MUJĄ
Skrzynki internetowe w kraju zapełniły się ostatnio święconymi spamami (spam - niepożądana, niespodziewana poczta internetowa). To swe pierwsze urodziny obchodzi katolicki serwis internetowy www.katolik.pl. Oryginalny to sposób na dotarcie do internautów, ale bardzo wielu zbulwersowanych takim postępowaniem złożyło doniesienie do abuse'a, administratora polskiego Internetu.
Serwis prowadzą ojcowie sal-watorianie i można w nim znaleźć sporo przesłodzonych informacji o życiu Kościoła. Niestety, na pytania zadane nadawcom spamów, ci nie raczą odpowiadać. Reklamują się zaś jako najlepsza strona www w sieci! My także uważamy, że jest to najlepsza strona w sieci; najlepsza w swym fundamentalizmie! Bo jak można nazwać wciskanie katolickich treści osobom, które tego sobie ewidentnie nie życzą? (A.S.)
BIDULE NA MALTĘ
Salezjański Zespół Sportowy SALOS ze Słupska chce wyjechać na Salezjańskie Sportowe Mistrzostwa Świata na Maltę, lecz podobno nie stać go na to. Aby zdobyć gotówkę na tę sportowo-religijną eskapadę, zespół wymyślił nietypowy sposób: aukcję koszulek piłkarskich reprezentantów Polski, m.in. Tadeusza Iwana. Ponadto w kolekcji znalazła się piłka podpisana przez całą reprezentację Polski. Patronat nad całą akcją objął prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, Michał Listkiewicz. Dzięki medialnemu szumowi wokół aukcji, salezjanom udało się nawet wyszarpnąć pieniądze od władz Słupska. My zastanawiamy się, czy finansowe kłopoty SALOSA nie wiążą się przypadkiem z podobnymi kłopotami pruszkowskiego
gangstera "Baraniny", który zdrowo zamieszał w salezjańskich funduszach? (A.S.)
KOLEJ NA AWS
Czasy uwielbienia dla organizacji o szumnej nazwie "Solidarność" mamy już, na szczęście, za sobą. Na odchodne, poza dziurą i innymi "prezentami", ekipa buzkorządu AWS postanowiła zamknąć wszystkie kolejki wąskotorowe w Polsce. Setki ludzi pozostały bez pracy lub możliwości dojazdu do niej. W zamian za wywalenie z roboty pracownicy Koszalińskiej Kolei Dojazdowej odwdzięczyli się swemu związkowi w sposób widoczny na zdjęciu. Obrazek przedstawia tabliczkę na drzwiach stolarni na terenie lo-komotywowni Koszalin Wąskotorowy. (A.S.)
HOMOBŁOGOSŁA-WIEŃSTWO
Zjednoczone Kościoły Protestanckie Holandii zaakceptowały związki gejowskie i lesbijskie jako zgodne z moralnością chrześcijańską i zobowiązały się do upowszechnienia obrzędu błogosławienia par jednopłciowych. W tym największym, liczącym 2,7 min wiernych, protestanckim kościele Niderlandów dotąd tylko pojedynczy pastorzy odpowiadali na duszpasterskie potrzeby tej grupy wiernych. Decyzję podjęto po nadzwyczaj burzliwych obradach przy stosunku 158 do 113 głosów. Spór wokół akceptacji par jednopłciowych może nawet doprowadzić do rozpadu wyznania, które jest unią dwóch Kościołów: kalwińskiego i luterańskiego. (A.C.)
WŁOSI LAICCY
Na przedmieściach Watykanu, czyli we Włoszech, nieustannie spada liczba praktykujących katolików. Według najnowszych badań już 49 proc. poddanych papieża nie utrzymuje żadnych kontaktów z Kościołem. Tylko 36 proc. Włochów bywa na mszy niedzielnej stale lub od czasu do czasu. Teraz lepiej rozumiemy, skąd u Jana Pawła II takie zamiłowanie do podróży - nad Tybrem mają już dosyć jego firmy. Pozostaje mu tylko szukać nowych wyznawców tam, gdzie na katolicyzmie się jeszcze nie poznali, np. na Wschodzie. (A.C.)
ŚWIĘTY PIO
Kościół katolicki czeka najprawdopodobniej kolejna spektakularna kanonizacja. W trybie specjalnym,
jak donoszą katolickie media, ma zostać uświęcony kontrowersyjny kapucyn, stygmatyk i mistyk, ojciec Pio. Jan Paweł II uchodzi za jego gorliwego czciciela. "Gigantem świętości" nazwał Pio sam kardynał Angelo Sodano, uważany obecnie za osobę bardziej wpływową w Watykanie niż podupadły papież. Kanonizacja rzekomego cudotwórcy może być dla Kościoła, pogrążonego w marazmie i zastoju, świetnym interesem - zmarły stygmatyk ma wśród katolików na całym świecie wielu czcicieli. Wzrośnie poparcie dla papieża, a w mediach - Kk zostanie przedstawiony jako miejsce niezwykłego Bożego działania. Zawsze to jakaś reklama. (A.C.)
WYKLĄĆ OWSIAKA
Proboszcz parafii katedralnej w Gorzowie Wielkopolskim, ks. Stanisław Garncarz nie lubi ani Jurka Owsiaka, ani jego Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Dlatego nie chce, by styczniowa impreza odbyła się na placu w sąsiedztwie kościoła. Jego zdaniem, młodzież i muzyka zakłócą jego niedzielne modły. W przypadku, gdyby jednak impreza odbyła się w tym centralnym punkcie miasta, proboszcz zapowiada wytoczenie najpotężniejszych dział i uznanie imprezy Owsiaka za działanie wrogie wobec Kościoła kat. Prawdziwą przyczynę niechęci proboszcza wyartykułował za nas prezydent Gorzowa Tadeusz Jędrzejczak: "Księża nie są zachwyceni zbiórką pieniędzy przez Orkiestrę Owsiaka". (R.P.)
IM GORZEJ, TYM LEPIEJ
Niedoinwestowanie i ogólna stagnacja w publicznej służbie zdrowia wymusza rozwiązania mało logiczne, lecz nadzwyczaj intratne dla "inwestorów". I tak w Jeleniej Górze kompleks pie-lęgnacyjno-opiekuńczy wraz z przyległymi przychodniami rehabilitacyjnymi od 1 stycznia 2002 roku przejęty został przez Cari-tas diecezji legnickiej. Oczywiście, jak w przypadkach takich bywa, propozycja przedstawiona została jako jedyna z możliwych. Ochoczo więc przystąpiono do przekazania kompleksu. Rozmach w rozbudowie i modernizacji daje nadzieję na pojawienie się prężnego i solidneg< podatnika. Nic bardziej mylnego. Caritas co rusz podkreśla, że przedsięwzięcie ma charakter przede wszystkim... misyjny! Podobnie rozbudowa oferty sugerować mogłaby nadzieję na nowe miejsca pracy.
Tymczasem panowie w sutannach oświadczają, iż pracowników potrzebują, ale wyłącznie w charakterze wolontariuszy... (P.P.)
WSTRZYMAŁ ZIEMIĘ
Jan Kurylczyk z SLD, wojewoda pomorski, postanowił utrudnić życie kościelnym pożeraczom ziemi państwowej. Zdecydował, że nie można przekazywać jakichkolwiek gruntów Kościołowi bez uprzedniego zasięgnięcia opinii miejscowych samorządów. Opisywaliśmy już ("FiM" nr 27/2001) proceder handlu ziemią państwową, jakiego dopuszcza się kuria arcybiskupa gdańskiego Tadeusza Gocłowskiego. Pod pretekstem założenia gospodarstwa rolnego parafie otrzymywały ziemię od państwa, następnie zrzekały się jej na korzyść archidiecezji, a ta sprzedawała ją z zyskiem. Decyzja wojewody nie ukróci z pewnością tej bezprawnej i prowadzonej na wielką skalę działalności (Kościół dostał w Gdańskiem już 5 tys. hektarów ziemi!), ale przynajmniej spowolni i skomplikuje działania kanciarzy. (A.C.)
GIEREK WYGRAŁ Z WYSZYŃSKIM
Na wniosek Koła Weteranów Lewicy w Piotrkowie Trybunalskim tamtejsi rajcy największemu rondu w mieście (przy wylocie na Sule-jów) nadali nazwę Edwarda Gierka. Zmarły niedawno I sekretarz KC PZPR odwiedził trybunalski gród m.in. podczas ostatnich w PRL tzw. dożynek centralnych (1979 r.), a efektem jego "gospodarskiej wizyty" były liczne inwestycje, które zmieniły radykalnie oblicze tego miasta. Podczas głosowania stosunkiem głosów 21 do 17 wygrał E. Gierek, pokonując kard. S. Wy-szyńskiego. Ten ostatni musiał się zadowolić peryferyjnym parkiem przy ul. Belzackiej.
LAS UKRZYŻOWANY
W Nadleśnictwie Miastko oddano do użytku leśną kapliczkę. Na uroczystości poświęcenia było obecnych dwóch księży, nadleśniczy oraz rozmodlony zastępca dyrektora Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Szczecinku, Jerzy Wicik. Wg twórców kapliczki ma ona nie tylko oddać cześć Bogu, ale... podkreślić piękno przyrody ojczystej. Leśnicy zapomnieli lub celowo pominęli zasadę, iż dbanie o piękno przyrody polega przede wszystkim na pozostawieniu jej w stanie naturalnym, bez ozdabiania jej piękna wytworami człowie-(A.S.)
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
Nr 1 (9'
4 - 10 I 2002 r.
Bosko nad Wigrami
Stary Folwark to niewielka miejscowość w pobliżu Suwałk. Tu właśnie, na terenie Wigierskiego Parku Krajobrazowego, zaledwie pół kilometra od znanego jeziora Wigry powstaje kolejny w Kato-landzie ośrodek rekolekcyjny (na zdjęciu poniżej). Buduje go - uwaga! - salezjańska Fundacja Pomocy dla Młodzieży im. św. Jana Bosko. Bosko zapewne byłoby na tej budowie, gdyby nie postanowił odwiedzić jej prokurator. To z powodu jego zainteresowania roboty stanęły w tym świętym miejscu.
Jak stanęły, tak i stoją, a wśród maszyn i rusztowań hula dziś obok prokuratora tylko wiatr! Salezjanie mieli wyjątkowego nosa lokalizując ośrodek rekolekcyjny - tak
Afera prania mafijnych pieniędzy przez pobożnych ojczulków salezjanów
zatacza coraz szersze kręgi.
W poprzednim numerze pisaliśmy o wątku
lubińskim, teraz prezentujemy mazurski!
go przynajmniej oficjalnie nazywają - właśnie tu. Nie dość, że okolica przecudna, a latem "turystów jak mrówków", to jeszcze w pobliżu, po drugiej stronie jeziora, znajduje się słynny klasztor Kamedułów, przyciągający przybyszów z markami i dolarami, więc lśniący odrestaurowanymi niedawno murami.
Bóg na dnie drinka
Zgodnie z założeniami salezjanów, ów rekolekcyjny ośrodek
o szumnej nazwie Centrum Wigry, jeden z wielu planowanych w kraju, służyć ma niezamożnej młodzieży. W tak cudownym miejscu młodzi mieli poszukiwać Boga, zbliżać się do niego i przy okazji wypoczywać na tzw. łonie. Jak wiadomo jednak szczytne założenia to jedno, zaś praktyka to drugie.
Biednej młodzieży z małych miasteczek i wsi zapewne śnił się po nocach pobyt w takim obiekcie. Już sama elewacja dwupiętrowej budowli z wieżą i solidnymi, nowobogackimi podjazdami dla limuzyn (na wypadek odwiedzin samego biskupa czy generała zakonu) budzi wiele wątpliwości i gorzkich refleksji.
W dwu-, trzy- i czteroosobowych pokojach miało, według założeń, jednorazowo wypoczywać 114 osób. Projekt zakładał również potężną restaurację, salę kominkową, no i oczywiście solidne zaplecze konferencyjne z salami audiowizualnymi na każdym piętrze. Wszędzie superkomfort jak w królewskim pałacu! Za pieniądze przeznaczone na budowę tego belwederu można by zbudować co najmniej
TABLICA INFORMACYJNA
camwn ntoPZiLZOUŁ P.pn.
MA
W.,
POZWOLENIE NA i.: NR, :-.Ś - Z DNIA ,
PROJEKTANT KIER. BUDOWY NADZÓR BUDOWLANI

POG.: RATUNKOWE **iGAZOWE ENERGET. L11WA 35; STRAŻ POr^INSP, PRACY
dziesięć podobnych wielkością ośrodków, ale o mniejszym standardzie. Nie koniec na tym.
Na dokupionej sąsiedniej działce - oficjalnie uboga jak mysz kościelna fundacja, mająca służyć jeszcze bardziej ubożuchnej nadziei narodu - zaplanowała kolejne atrakcje w postaci sauny, basenu, siłowni i drink-baru. W przyszłości te niezbędne rekolekcyjne pomoce naukowe miały być połączone z głównym budynkiem, tworząc potężny ośrodek pobożnej kontemplacji.
Ośrodek dla dzieci mafii?
Zdaniem stróżów prawa, w Starym Folwarku mamy raczej do czynienia z budową superluksuso-wego hotelu, który powstaje pod przykrywką ośrodka rekolekcyjnego dla młodzieży. Wszystko wskazuje, że pobożni ojcowie,
oświeceni nowatorskimi nurtami w Kk, postanowili najzwyczajniej rozkręcić dochodowy interes. Prowadzący dochodzenie nie wykluczają, iż w całym tym interesie maczali palce pruszkowscy ma-fiosi, którzy gdzieś przecież musieli ulokować walizy szmalu. Podobno niektóre wątki wprost prowadzą do Pruszkowa.
Prawdziwego przeznaczenia ośrodka nad Wigrami możemy się jedynie domyślać. Dowiedzieliśmy się, iż nagłe zaniechanie budowy tego kompleksu ma związek z wszczęciem przez wrocławską prokuraturę postępowania przeciwko salezjańskiej fundacji. Czy i tutaj "w imię Boże" prano pieniądze jednego z bossów prusz-kowskiej mafii - Jeremiasza B. ps. Baranina? - przekonamy się zapewne wkrótce.
APOSTATA Fot. Autor
K rzeszowscy mnisi pokazali, że dbałość o dusze nie jest im obca. To nic, że częściej są to dusze stalowych rumaków, a nie owieczek.
Krzeszów - podgórska miejscowość na Dolnym Śląsku, znana jest przede wszystkim z sanktuarium Matki Boskiej Łaskawej. Ludzkie oczy zachwyca tu przepiękny zespół klasztorny (na zdjęciach). Obiekt jest naprawdę architektoniczną perełką i bez uzyskania wymaganej zgody konserwatora zabytków (po uprzednim przedstawieniu szczegółowej dokumentacji) nie ma nawet co marzyć o jakichkolwiek przeróbkach i przebudowach. A jednak mieszkańcy Krzeszowa od minionej wiosny byli świadkami wzmożonych prac przy klasztorze. Raz była to, oczywiście, renowacja domu opata, innym razem budowa pokaźnych garaży dla samochodowej, przyklasztor-nej stajni.
Zezwolenia? A po co...?
Legnicka kuria biskupia uznała widocznie, że na własnym terenie i wśród poddanych sobie urzędników nie musi dbać o papierkowe procedury zezwoleń. Dlatego też inwestor nie zawracał sobie głowy takimi duperelami, jak zwrócenie się do starostwa powiatowego w Kamiennej Górze o stosowne pozwolenie na budowę. Czy liczył tu na strategię faktów dokonanych
Zabytki i zbytki
czy niewiedzę fachowców? Z całą pewnością jednak to, co zaczęło wyrastać z ziemi, było ewidentną samowolą budowlaną.
Garaże tak pasowały do barokowej bryły bazyliki, jak profesja Marii Magdaleny do dogmatu o niepokalanym poczę-
ciu. Mimo negatywnej opinii środowiskowej, prace postępowały jednak naprzód w najlepsze.
Dopiero kiedy wiadomość o budowlanej samowoli i dewastacji zabytku wyszła poza mury i dotarła do odnośnych urzędów, zaczął się szum. Ks. Józef Lisowski, kanclerz kurii, podjął więc decyzję o rozebraniu obiektu. Jednocześnie zapewniał,
że pozwolenia na budowę garaży obiecały mu udzielić stosowne władze.
Światowa Lista Dóbr Garaży
Albo więc owe tajemnicze władze, których jakoś kurialny kanclerz nie sprecyzował, wpuściły go najzwyczajniej w kanał albo gadanie o pozwoleniu, którego zabrakło... to zwyczajna bujda dla mydlenia oczu i uspokojenia nastrojów.
Garaże rozebrano w ekspresowym tempie. Mówi się jednak, że nie ma to specjalnego związku z samowolą budowlaną, lecz zgoła z czymś innym. A mianowicie z usilnymi zabiegami o wpisanie zabytku na Światową Listę Dóbr Kultury "UNESCO". Takie garaże-koszmarki sprawiłyby bankowo, że szlag by trafił stosowną w takich razach dotację, jakże miłą wiecznie ubogim zakonnikom i równie skromnej kurii.
Fabryka mamony
Tymczasem finansiści z kurii w Legnicy wpadli za to na nowy pomysł. W Krzeszowie powstać ma Międzynarodowe Centrum Spotkań i Dialogu dla Europy
Środkowo-Wschodniej. Już teraz nosem wyczuwa się słodki zapach euro. Cudownie lekko drażni nozdrza i znakomicie poprawia samopoczucie. W regionie powstało w ostatnim czasie już kilka tego typu centrów konferencyjnych, np. w Kliczko-wie, w dawnym zamku książąt Solms-Ba-ruth, gdzie nocleg kosztuje około 500 złotych za dobę od osoby. Nic dziwnego, że i w Krzeszowie chcieliby mnisi uruchomić podobną fabrykę twardej mamony. Któż wszak powiedział, że zbytki i zabytki nie
mogą isc w parze/
PAWEŁ POLANSKI
Fot. Autor
4 - 10 I 2002 r.
F^KTYn
INJ
POLSKA PARAFIALNA
Pani całą gębą
Gospodyni ma swojego księdza i razem zarobili przez ostatnie trzy lata około 1,5 min zł. Niemożliwe? W Będzinie--Grodźcu wszystko jest możliwe!
Do naszej redakcji napisali zbulwersowani mieszkańcy parafii św. Katarzyny w Bę-dzinie-Grodźcu (Śląsk): " W ciągu pięciu lat Zofia Regdosz z prostej gospodyni, która prała na parafii, gotowała i sprzątała, stała się szefową cmentarza, administratorką Domu Katolickiego (zdjęcie obok), prawą ręką ks. kan. Stanisława Wojtuszkie-wicza i główną kasjerką. My, parafianie, próbowaliśmy interweniować w kurii; niestety, zostaliśmy zignorowani". Ruszyliśmy więc w tzw. teren, aby zobaczyć na własne oczy, jak wygląda prawda, a
prawda okazała się o wiele gorsza.
Jak wyliczył wścibski parafianin Henryk R, w ciągu ostatnich trzech lat proboszcz wraz z gospodynią zarobili na usługach pogrzebowo-cmentarnych około 1,5 min zł. Rocznie na cmentarzu parafialnym odbywa się 170 pogrzebów (dane z roku 2000). Nekropolia obsługuje dwie miejscowe parafie, niekiedy przyjmuje też zmarłych nawet z Będzina. Pan Henryk dysponuje dokładnymi danymi z każdego pogrzebu. Wie kto, ile i kiedy zapłacił gospodyni, która założyła
nawet firmę "Regzof - Usługi Nagrobkowe - Regdosz Zofia".
Od kiedy proboszcz dał jej wyłączność na prace grabarsko-nagrob-kowe, właściciele innych firm kamieniarskich ledwo wiążą koniec z końcem. Nawet zmarłym członkom rodziny nie mogą wykopać grobu.
- Mimo iż pracuję w tym zawodzie kilkadziesiąt lat, takiego kościelnego monopolu i arogancji nie
widziałem - wyznaje Franciszek Postel, jeden z miejscowych właścicieli zakładu kamieniarsko-beto-niarskiego.
- Od nastania tej baby atmosfera jest podła. Ksiądz całkowicie się zmienił na niekorzyść, wyobcował. Nie słucha, nawet nie zauważa ludzi, którzy mówią, że wkrótce nie będzie miał komu odprawiać mszy - twierdzi inny parafianin.
- Szefowa lub główna kasjerka parafii, jak się u nas mówi o gospodyni, winduje astronomiczne ceny za usługi grzebalne. Gorszy nas, miejscowych, że
proboszcz
dał jej wolną rękę,
pozbawił chleba swoich, a wszystko oddał kobiecie z innej parafii i w dodatku swojej gospodyni - opowiada Henryk P. - Pod jej rządami nawet za sam wjazd na cmentarz kamieniarze płacą po 20 zł. Za każdy pomnik klient musi zostawić 10 proc. jego wartości dla księdza (to akurat jest standard), czyli przeciętnie 300-400 zł. Placowe kosztuje 500 zł, za wykop zwykłego grobu bierze 500 zł, za piwniczkę 1450 zł i oczywiście za pogrzeb kasuje minimum 500 zł. Za przechowanie ciała w kaplicy cmentarnej, którą parafianie budowali, trzeba wybu-lić następne 250 zł. Ostatnio przeszła samą siebie, kiedy skasowała 3300 zł za wykop, piwniczkę i rzekomą ekshumację - wylicza rozgoryczony Henryk P. Wielu dziwi się, że na różnego typu fakturach i zaświadczeniach z pieczątkami parafii widnieje podpis gospodyni Regdosz, a nie proboszcza czy wikariusza (patrz: skan dokumentu powyżej).
Henryk P. zaczynał pracę na cmentarzu jeszcze ze swoim ojcem
Srodziec
op.iaty 10% od pomnika na nazwisko
Opłaty ^ałconał. -.. /."fcł
saa*
wykonuje Firma...*..vŚV.'<..Ś i'. 9vC.... na cmentarz Opłacono.
w latach 40. Obecnie cmentarne rządy gospodyni zabrały mu nie tylko środki do życia, ale i zdrowie.
- To brutalna kobietą która szarga ludźmi. Ale jeszcze bardziej dziwi mnie zachowanie proboszcza oraz sosnowieckiej kurii i biskupa. Próbowałem interweniować u ekonoma diecezji sosnowieckiej, ks. prał. Mieczysława Oseta, a następnie u biskupa Adama Śmigielskie-go, i księdza Donata Manterysa
- oficjała sądu biskupiego. Bez żadnego rezultatu.
Skończyło się na awanturze na cmentarzu. Krnąbrnym grabarzom
- Jackowi Molędzie i jego koledze
- gospodyni w listopadzie wręczyła wypowiedzenie z pracy. Dodatkowo Molęda wraz z żoną i trójką dzieci do kwietnia musi się wynieść z zajmowanego mieszkania w Domu Katolickim, którym dyryguje pazerna gospodyni.
- Czyż ta kobieta nie ma serca? - żali się Zofia Gubas, świadek całego zajścia na cmentarzu.
- Ci ludzie przez wiele lat gospodarzyli w tym domu, w zamian za
sprzątanie, opalanie i częściowo pracę grabarza.
Od kiedy nastała obecna gospodyni
zaczęło
wszystkiego brakować.
- Nieraz musieli opalać zeschniętymi wiązankami z cmentarza by nie zmarzły dzieci. Dzisiaj martwią się, czy zasiądą do stołu w ciepłym mieszkaniu - relacjonuje Gubas.
Wszystkim zarzutom Zofia Regdosz zaprzecza. Tłumaczy, że jako zarządca cmentarza jest odpowiedzialna przed proboszczem za organizację pracy grabarzy i kamieniarzy.
- Uważałam pana Jacka Molędę za tzw. złotą rączkę w parafii, ale kiedy dokonali z kolegą ekshumacji bez mojej zgody, nie miałam wyjścia. Nikomu nie chcę wchodzić w drogę, jeśli będzie taka wola, to opuszczę parafię - powiedziała nam w rozmowie telefonicznej.
JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
Z
marła ponadstuletnia mieszkanka Domu Pomocy Społecznej w Górze Kalwarii. Gdy kondukt pogrzebowy dotarł do miejscowego cmentarza, zastał zamkniętą bramę. Trumnę przeniesiono więc ponad parkanem.
- Powód takiej sytuacji był prosty: rodzina zmarłej staruszki skorzystała z usług innego zakładu pogrzebowego niż firma Stanisława Parola - wyjaśnia anonimowo mieszkaniec
Góry Kalwarii. - Dlaczego brama cmentarza była w tym czasie zamknięta? Bo na cmentarzu pracowali ludzie Parola, znajdowały się tu także samochody i maszyny. Po pogrzebie bramy zostały otwarte...
Góra Kalwaria, od wieków słynąca cudami i rozmodloną atmosferą, liczy dziś kilkanaście tysięcy dusz. To urokliwe, położone nad Wisłą miasteczko wyraźnie odsłoniła polska krótka kołdra. Zniknęło tu już bezpowrotnie sporo zakładów ze słynnym niegdyś "Horteksem" na czele. Na szczęście nadal istnieje Dom Pomocy Społecznej, zaliczany do największych tego typu placówek w Europie.
- Jednak DPS nie ma dziś dobrej prasy - mówi Andrzej Boruchowski, mieszkaniec Góry Kalwarii. - Przepychanki personalne i rozgrywki polityczne sprawiły, iż stracił pracę obarczany różnymi grzechami zastępca dyr. DPS, Jerzy Kongiel. Sam szef placówki,
Z trumną przez płot
Marek Adamowicz, któremu postawiono także wiele zarzutów, uratował skórę zapewne na jakiś czas, ale i jego dni są policzone.
W ostatnim czasie na jaw wyszły liczne nieprawidłowości, np. okazało się, iż wielu starych i schorowanych ludzi traktowano tu gorzej niż psy, że bito ich i poniżano, pozbawiając godności i... pieniędzy. Sprawa trafiła do prokuratury, ale ta milczy, dając pole do popisu licznym plotkom.
- To skandal, by tak traktować starych ludzi - mówi pani Maria, mieszkająca w pobliżu DPS. - Są tacy, którzy opowiadają, iż wielu umarlaków chowali w workach zamiast w trumnach. Kwatery cmentarne DPS wyglądają okropnie (zdjęcie z prawej), nikt się nimi nie opiekuje. Mieszkańcy twierdzą, iż o to właśnie chodzi. Gdy przestaje istnieć grób, można pochować w tym miejscu kolejnego nieboszczyka.
Wszystkiemu winien Parol?
Stanisław Parol (na zdjęciu), właściciel renomowanego zakładu pogrzebowego znajdującego się w pobliżu cmentarza, zna plotki i krytyczne opinie na
swój temat. Twierdzi, iż wiele z nich to wymysł konkurencji, która nie może pogodzić się z tym, że to właśnie on rządzi na cmentarzu parafialnym.
- Prawda jest zupełnie inna - mówi Parol. - Wszystkie sprawy związane z pochówkami załatwia ksiądz proboszcz z parafii Niepokalanego Poczęcia, Krzysztof Wojcieszak. Do moich obowiązków należy jedynie opieka nad cmentarzem. Robię to społecznie.
Stanisław Parol nie ukrywa, że cmentarz jest zwykle zamknięty. Klucze do bramy ma on i wspomniany proboszcz. Takie porządki zaprowadzono, by uniknąć samowoli i bałaganu. Oczywiście, za wjazd pojazdu na cmentarz trzeba uiścić opłatę w wysokości 50 zł, ale jest ona znacznie niższa niż w innych miastach.

1


Zresztą ceny placów na groby też nie są tu wygórowane.
- Co jakiś czas usuwamy zielsko zarastające cmentarz, ale wymaga to olbrzymiego wysiłku - wyjaśnia Parol. - Nie otrzymuję na ten cel żadnych pieniędzy, podobnie zresztą jak i na niwelację terenu. Mimo że DPS ma tu spory teren, nie dba o niego, choć jest do tego zobowiązany. Czy zatem można całą winą obarczać mnie?
Bezpańskie mogiły
Kto powinien troszczyć się o mogiły pensjonariuszy DPS? Z pozoru odpowiedź jest prosta: rodziny zmarłych. DPS zobowiązany jest rzekomo tylko do organizowania godnego pochówku. Tymczasem prawda jest taka, że do placówki w Górze Kalwarii trafiają najczęściej ludzie samotni, zapomniani.
Skandal, jaki wybuchł po ujawnieniu faktów maltretowania mieszkańców DPS, i fatalna atmosfera powstała wokół placówki spowodowały, iż niedawno zerwano umowę z Parolem. Mimo iż jest on gospodarzem cmentarza i ma klucze od bramy, pracownicy DPS nie zawiadamiają go nawet o pochówku pensjonariusza. - Właśnie dlatego mogło się zdarzyć, że kondukt pogrzebowy zastał bramę zamkniętą - wyjaśnia Parol.
W Urzędzie Miasta o cmentarzu nie chcą rozmawiać. To problem parafii i księdza proboszcza - stwierdzają.
RYSZARD PORADOWSKI Fot. Autor
Dl
POLSKA PARAFIALNA
FAKTY
Nr 1 (9(
4 - 10 I 2002 r.
Woluminy na pingwiny
W świątecznym prezencie gliwickie zakonnice dostały potężne gmaszysko, którego wcześniej się zrzekły. Innego rodzaju atrakcja czekała lokatorów budynku, czyli Bibliotekę Pedagogiczną oraz Kolegium Nauczycielskie i Językowe: miłe słowo - WON!
Po to, żeby siostrunie mogły dostać obiekt w swoje lepkie łapy, władza musiała działać błyskawicznie. Dziwne, że władza tak właśnie działa tylko wtedy, gdy chodzi o rozdawanie klerowi, czego się da.
9 kwietnia br. wojewoda przekazał wielki budynek we władanie zarządu województwa, a ten pół roku później uszczęśliwił nim zgromadzenie zakonne No-tre Damę. Stało się to, zanim zakończyła w tej sprawie postępowanie Komisja Majątkowa Państwo - Kościół. A przecież nie wiadomo, jak by się ono zakończyło!
Ugodę o przekazaniu zawarto 24 listopada 2001 r. Województwo Śląskie reprezentował marszałek Jan Olbrycht i członek Zarządu, Jerzy Guła. Zaś zakon - ss. Teresa Orzeł i Małgorzata Adamus.
Co by to było...
Jest to jednak projekt niewykonalny, bo tamże nawet nie rozpoczął się remont. Ewentualna adaptacja będzie skomplikowana i może potrwać kilka lat. Co więcej, według ekspertyz budowlanych, strop budynku jest nieprzystosowany do dźwigania regałów z książkami
I wcale nas nie dziwi uległość w kwestii pozbywania się mienia publicznego. Urząd Marszałkowski nie miał najmniejszych wątpliwości, komu trzeba dać lukratywny majątek narodowy. Jakoś tak przy okazji zapomniano jednak zapytać o zdanie nauczycieli, studentów i związkowców...
- Co by to było, gdyby Komisja Majątkowa nas wyprzedziła i sama oddała gmach zakonowi? Jak byśmy wyglądali? - usłyszeliśmy zdumiewająco szczere pytanie w Urzędzie Marszałkowskim. Tymczasem cały zaszczyt dogodzenia siostrom spadł na Urząd w Gliwicach, Allach jest wielki!!!
Mimo trudności udało nam się zdobyć ową kontrowersyjną ugodę. Zgodnie z jej treścią natychmiast ma opuścić budynek Biblioteka Pedagogiczna. Na wyniesienie się z ogromnymi zbiorami dostała całe 4 tygodnie. Według ugody, łaskawe zakonnice wyraziły zgodę na tymczasową działalność edukacyjną w obiekcie. Przez dwa pierwsze lata na zasadzie użyczenia, zaś w trzecim - najmu. Koszty bieżące utrzymania ma płacić województwo - a co!
Po co Gliwicom biblioteka?
Teoretycznie biblioteka miała przenieść się do siedziby Studium Medycznego przy ul. Hutniczej.
Akademia Polonijna w Częstochowie - filia w Gliwicach
i całość może się pewnego pięknego dnia sprasować wraz z księgozbiorem i czytelnikami wewnątrz. Na razie tysiące studentów będą wędrować po innych miastach województwa, by wypożyczyć potrzebne książki.
- Zwykłe chamstwo i skandal - to najdelikatniejsze słowa,
jakie usłyszeliśmy z ust wkurzonych studentów. Inne nie nadają się do cytowania.
Nie chcom, ale muszom
Najciekawsze jest jednak to, że zakonnice zrzekły się definitywnie tej nieruchomości w 1993 r. Uczyniły to przed Komisją Majątkową w Warszawie (!!!), w obecności urzędników śląskiego kuratorium. Ponieważ miały jednak - jakżeby inaczej - roszczenia majątkowe, ustalono, że cała działka zostanie podzielona na dwie części. Jedną otrzymają siostrzyczki, druga - przy ul. Królowej Bony - pozostanie w gestii władz śląskiego kuratorium. Podczas rozmów notredamki wyraziły na to zgodę. Potwierdził to , ,FiM" ówczesny obserwator warszawskich rozmów z ramienia kuratorium śląskiego - Zbigniew Fruk. Siostrzyczki w rozmowie z nami wszystkiemu zaprzeczyły!
Uśmiech pingwina
Z decyzją przejęcia gmachu nie zgadzają się pracownicy obu kolegiów. Protestuje Związek Nauczycielstwa Polskiego oraz gliwiccy radni SLD.
- Nie można na bruk wyrzucać studentów i nauczycieli szkół wrośniętych w pejzaż naukowy miasta. Tym bardziej że prawo własności zakonnic nie jest tak jednoznaczne, jak twierdzą spolegliwi urzędnicy Zarządu Województwa - uważa Jan Zalczyk, radny gliwickiej lewicy.
Już w 1947 r., w gmachu przy ul. Królowej Bony uruchomiono Liceum Pedagogiczne. Na jego bazie powstało potem Studium Nauczycielskie, a dodatkowo utworzono Państwową Szkołę Techniczną, która kształciła nauczycieli zawodu.
- W tym gmachu znajdowała się pierwsza biblioteka w wyzwolonych
Gliwicach; nie wolno też jednym ruchem nagle pozbawiać miasta dobrej szkoły - powiedział,,FiM" Wojciech
Publicznym kolegiom na otarcie łez proponuje się budynki po byłej kopalni Gliwice. Jest tylko maleńki problem. Taki, że ich adaptacja kosztowałaby - bagatela - 20 min złotych. Nie ma, niestety, pomysłu, skąd wziąć taką kasę.
W Gliwicach panuje chaos i wielka burza wokół przymuso-
Dotychczasowa siedziba Biblioteki Pedagogicznej oraz Kolegium Nauczycielskiego i Językowego
Gawliński ze Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Pod koniec lat 80. w budynku stworzono Kolegium Nauczycielskie i Kolegium Językowe. Obie uczelnie podpisały umowę o współpracy z Uniwersytetem Jagiellońskim i Uniwersytetem Śląskim, co daje ich studentom możliwość uzyskiwania stopnia licencjata.
Stosy książek
wej przeprowadzki. Tylko zakonnice chodzą uśmiechnięte, bo one jedne nie czują się zagrożone. Wśród nauczycieli i studentów wrze. Wielu z nich straci pracę i miejsce nauki. To taki świątecz-no-noworoczny prezent od watykańskiego Kościoła.
JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
Aby dowiedzieć się, jaki ostatecznie los spotkał gliwicką Bibliotekę Pedagogiczną, zatelefonowaliśmy do jej pracowniczki, pani Agnieszki Kubackiej, która stwierdziła: "Biblioteka ma w zbiorach ponad 40 tysięcy woluminów i 500 tysięcy innych, archiwizowanych wydawnictw, np. gromadzonej od roku 1945 prasy. Niestety, dziś (21 grudnia -przyp. red.) musimy ostatecznie opuścić naszą dotychczasową siedzibę i zawiesić na bliżej nieokreślony czas działalność. Może uda się uruchomić w nowym miejscu choć część czytelni, ale i to nie jest pewne" - powiedziała "FiM" szczerze zmartwiona bibliotekarka.
Nas jednak - obok skandalu z wyeksmitowaniem najstarszej w mieście biblioteki - zainteresowała czysta arytmetyka. Placówce nakazano wynieść się z dotychczas zajmowanych pomieszczeń w ciągu czterech tygodni. Z prostego dzielenia wynika, że na przeniesienie każdego z archiwizowanych tytułów pracownikom biblioteki dano mniej niż 30 sekund! W takim tempie to nawet inkwizycja nie paliła książek na stosach... MarS
J
eśli mieszkasz w Olesznie, to co niedziela czekaj z wystawnym obiadem na wspaniałego gościa. Niewykluczone, że zaszczyci cię miejscowy kapelan.
W Olesznie uruchomiono z wielką pompą parafię wojskową pod wezwaniem Ducha Świętego. Proboszczem został słynny z "bohaterskich walk" w Jugosławii Augustyn Rosły.
Ordynariat Polowy w Olesznie zszedł całkowicie na psy i zaczyna żebrać po domach, naruszając godność munduru oficerskiego. Kapelan Rosły pobiera z kasy jednostki około 3500 złotych na rączkę, ale przecież oszczędzanie ostatnio w modzie. Wymyślił więc sobie tyleż ciekawą, co
Micha dla proboszcza
("znowu kurczak...")
pożyteczną zabawę polegającą na wyznaczaniu podczas sobotnich mszy rodzin, które zaszczyci wtranżoleniem u nich niedzielnego obiadu. Za friko, rzecz jasna.
Zaczął od trzynastoletniej Natalki: "Powiedz rodzicom, że wpadnę w niedzielę na obiad i niech się przygotują odpowiednio " - zagrzmiał. Normalnie za taką bezczelność zwykły oficer zakończyłby swoją karierę po rozprawie przed sądem oficerskim oskarżony o żebractwo i naruszenie etyki. Jednak kapelan, jak widać, nie jest "normalny", czyli zwykły.
KoST.
Dzielny ten wojak osiągnął ostatnio apogeum bezczelności i przebił nawet niedzielne, wproszone obiadki. W przeddzień swoich imienin publicznie, z ambony, wyznaczył godziny, w których będzie od wiernych... przyjmował prezenty. Oświadczył dodatkowo, że poza tymi godzinami ofiarodawcy mogą się wypchać. Zapachniało skandalem. Nawet małe dzieci zrywały boki od śmiechu, kiedy przekazywały te wiadomości rodzicom. Tym ostatnim jakoś nie było do śmiechu, a słowa przez nich wypowiadane, niestety, zupełnie nie nadają się do druku.
Teraz kapelanowi potrzebny jest chyba nowy dzwon do zwoływania wiernych, bo coś cienko zaczyna, być z frekwencją, a forsa musi się znaleźć. I pewnie się znajdzie...
JAN DWERNICKI
4 - 10 I 2002 r.
F^KTY
POLSKA PARAFIALNA
Meświęty Walenty
Kiedy Maria Ż. systematycznie wpłacała pieniądze na budowę kościoła, była cacy. Gdy proboszcz za Bóg zapłać zabierał różne rzeczy z jej sklepu, też było OK. Odrzucając erotyczne propozycje księdza, popełniła "błąd". Księdzu się nie odmawia...
Był 27 października 2001 r. Maria Ż. przechodziła obok kościoła w Kozach (okolice Bielska-Białej). W pewnej chwili rozpędzony, szarżujący samochód omal nie rozniósł jej na strzępy. Odskoczyła w ostatniej chwili, ratując tym życie. Na "do widzenia" usłyszała jeszcze stek wyzwisk pod swoim adresem. Zbulwersowana poszła sprawdzić, kim był wulgarny rajdowiec, bowiem samochód z piskiem opon zatrzymał się koło pobliskiej plebanii.
- W zakrystii proboszcz Walenty Brynczka (na zdjęciu) oznajmił mi: "Kierowca samochodu jest na plebanii, zostanie całą noc, a tobie nic do tego". Po tych słowach Julian Sołczykiewicz - przewodniczący rady parafialnej - kazał mi wynosić się do diabła. Jeszcze bardziej wulgarny był miejscowy organista, Jan Neter. Zaczął wrzeszczeć: "Raz, dwa, trzy i pani tutaj nie ma!" - po czym ściągnął mnie siłą ze schodów. Istne chamstwo - relacjonuje przebieg zdarzeń Maria.
Nie dała za wygraną i kilkadziesiąt minut później poszła na plebanię. Otworzył jej proboszcz Brynczka. Towarzyszyła mu jakaś pani Marysia. Maria Ż. poskarżyła się na arogancję "straży przybocznej" plebana.
Brał co chciał
- Ksiądz kpił ze mnie w żywe oczy. Zdenerwowana zażądałam zwrotu rzeczy, które proboszcz brał z mojego sklepu: buty, kożuchy itd. Brynczka miał taki ciekawy zwyczaj, że zabierał ze sklepu, co chciał, nie płacąc, oczywiście, ani grosza. Lecz on buńczucznie oświadczył, że wszystko poszło z dymem. Kategorycznie zażądałam więc zapłaty. W odpowiedzi ksiądz z całej siły uderzył mnie pięścią i wypchnął za drzwi. Przewróciłam się, a on zatrzasnął drzwi plebanii. Leżałam i krew ciekła mi po policzkach. Dobrze, że byłam w kożuchu, który zamortyzował nieco cios i upadek - wspomina pobita kobieta.
Gdy pozbierała siły, poszła na najbliższy posterunek policji w Kobiernicach, potem na pogotowie i do miejscowego lekarza. Ten skierował ją do biegłego sądowego. Badania wykazały: "(...) Obrzęk tkanek miękkich okolicy trzonu mostka z żywą bolesno-ścią dotykową, bolesność żeber w linii przymostkowej i piersi po
stronie prawej". Biegły lekarz stwierdził, że Maria Ż. została dotkliwie pobita.
- To wszystko nieprawda, wykonuję tylko swoje obowiązki (li-nała,sic!), a ta kobieta była bardzo agresywna, przek chciała się włamać na plebanię - powiedział "FiM" ks. Brynczka. - O wszystkim wie kuria - dodał.
- Bolesne zastrzyki, lekarstwo i prawie miesięczne zwolnienie lekarskie sprawiły, że jakoś doszłam do siebie, choć wciąż odczuwam ból w klatce piersiowej. Nawet przy lekkim ruchu - żali się poszkodowana.
Nagonka, anonimy, okup
- Nie mogę zrozumieć, jak można odpłacać pięścią za wszystko, co zrobiłam dla Kościoła. Regularnie przez kilka lat wpłacałam wysokie kwoty na budowę kościoła. Na odpusty parafialne i wizytacje biskupa Tadeusza Rakoczego przygotowywałam jedzenie, wystrój stołów i pomieszczeń parafialnych na własny koszt. Zachowanie księdza często było bardzo swawolne... z propozycjami wspólnych wyjazdów włącznie. Zawsze rezygnowałam z bliższych
kontaktów. Było dobrze dopóty, dopóki wyłudzał ode mnie różne towary z firmy, a ja nie reagowałam. Stałam się wrogiem, kiedy przestałam płacić na kościół. Przekonałam się, że niezły z niego babiarz. Już w 1995 roku wszyscy we wsi mówili, że urodziła mu się córka. Ja uparcie opierałam się namolnym propozycjom, więc ksiądz rozpoczął na mnie nagonkę.
Doszło do tego, że Maria Ż. nagle zaczęła dostawać anonimy.
- Musiałam nawet zmienić numer telefonu, bo dzwoniono z pogróżkami - żali się.
Powiado- \ miła policję,
przestępstwem są zainteresowane organy ścigania. Potem Maria Ż. miała trochę spokoju, a teraz znowu ksiądz przystąpił do ataku. Jak się okazuje,
kobietami. Obecnie z niejaką Ewą P. co roku wyjeżdża na wakacje.
Wolnoć Tomku w swoim domku
Płeć piękna to nie jest jedyna słabość księżula. Wystarczy zobaczyć ekskluzywną, przeogromną niczym hotel plebanię (na zdjęciu), w której mieszka sam, czy samochód - najnowszy volkswagen bora. Trudno się dziwić, skoro cztery razy do roku parafialna świta puka do każdych drzwi (ok. 2 tys. parafian) po daninę na kolejną fanaberię proboszcza.
ponieważ zażądano od niej okupu, który miała złożyć w kontenerze na cmentarzu. Grożono, że w razie odmowy spłonie jej sklep. Komisariat w Kozach wszczął dochodzenie. Jednak sprawcy nie podjęli okupu, więc śledztwo umorzono, chociaż w dalszym ciągu
ks. Brynczka jest znany nawet w sekretariacie prymasa. Zgorszeni parafianie piszą listy, w których zarzucają swojemu plebanowi hulaszczy tryb życia. Twierdzą, że zachowuje się jak playboy, żyje jak pan na folwarku, urządzając nocne eskapady z różnymi
Wielu ma już dość dwunastoletnich rządów jurnego plebana. Wkrótce może nawet biskup nie zdoła pomóc, jak się ludzie naprawdę wkurzą. Będziemy w pobliżu. JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor domrud@wp.pl
Katowiczanka Daniela W. bezczelnie złamała sobie rękę na oblodzonym chodniku przy kościele. Bezczelnie - bo mogła złamać ją gdzie indziej. Na dodatek wrednie domaga się odszkodowania.
W ów fatalny dzień Daniela W. wybrała się na zakupy. Przechodząc obok kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa pośliznęła się na oblodzonym chodniku i wyrżnęła o ziemię. Uprzejmi sąsiedzi jakoś ją pozbierali. Gdy wróciła do domu, ręka była spuchnięta jak balon. Zaniepokojona pojechała do przychodni chirurgicznej. Tam prześwietlono kończynę i orzeczono: "złamanie". Paskudny upadek pozbawił kobietę na dłuższy czas możliwości dorobienia do skromnej renty, więc się - delikatnie mówiąc - zdenerwowała. Tym bardziej że na potrzebne lekarstwa musiała zapożyczyć się u znajomych.
Wkurzyła się jeszcze bardziej, gdy proboszcz nie wykazał nawet cienia zainteresowania jej
li
nieszczęściem. A to wszak w gestii gospodarza posesji (w tym przypadku proboszcza) jest dopilnowanie, aby chodnik obok nie był śliski. Tak przynajmniej głosi polskie prawo.
Syn Danieli W., Maciej, wziął sprawę w swoje ręce i udał się do kancelarii probostwa poinformować o zdarzeniu. Jednak ksiądz Andrzej Morawski olał go całkowicie.
- Nawet nie zapytał o nazwisko ani jak się mama czuje, tylko pokrzyczał na mnie arogancko i butnie zatrzasnął drzwi plebanii. W tej sytuacji nie pozostaje nam nic innego jak wystąpić o odszkodowanie na drogę sądową - tłumaczy Maciej W.
Daniela nie chce narażać się proboszczowi, który znany jest z apodyktyczności. Tym
bardziej że miała już przeprawę
gz poprzednim plebanem, kiedy zmarł mąż. Co prawda mieszkali w innej dzielnicy, ale bez cmentarza, więc grobowiec rodzinny był w Piotrowicach. Jednak proboszcz nie zgodził się na pochówek w tej parafii. Tymczasem mąż Danieli był inżynierem budownictwa i wielokrotnie projektował remonty kościołów. 20 lat śpiewał także w chórze kościelnym. Ale widać pochówku sobie nie wyśpiewał...
W tej sytuacji poinformowała proboszcza, że jak nie, to ona poprosi biskupa o interwencję. W odpowiedzi usłyszała, że żaden - psia mać - biskup nie będzie w jego parafii rządził. Dopiero prośba pracodawcy zmarłego męża wymogła zgodę plebana.
- Tylko się nie chwalić, bo mi cmentarz zapełnią obcy - krzyczał na pogrążoną w bólu rodzinę księżulo - relacjonuje Daniela.
Niedbalstwo trzeba zwalczać. Szczególnie kiedy bierze się grubą kasę od ludzi i nic nie robi. Czy posypanie piaskiem kilkudziesięciu metrów chodnika to taki duży koszt czy wysiłek? Codziennie przechodzą obok kościoła Serca Pana Jezusa w Piotrowicach dziesiątki osób. Podobnych kościołów w Polsce są tysiące. Apelujemy do gospodarzy-proboszczów: miejcie, Panowie księża, więcej serca dla swoich owieczek.
J.R. Fot. Autor
10
ZE ŚWIATA
FAKTYn
Nr 1 (9'
4 - 10 I 2002 r.
GDZIE SĄ PIENIĄDZE MATKI TERESY?
Pełna taca - pusta kasa
Chyba żaden człowiek na naszym globie w ostatnich dekadach XX wieku nie cieszył się taką popularnością, jak Matka Teresa z Kalkuty. Nawet w kręgach niekatolickich uznano ją za "świętą naszych czasów" i autorytet moralny. Ponieważ traktowano ją i jej siostry jako dobroczyńców ubogich, na konta zakonu Misjonarek Miłości w ciągu trzech dekad napłynęły setki milionów dolarów od darczyńców z całego świata.
Zakon nie prowadzi jawnej polityki finansowej, co zresztą w Kościele uważa się za normalne. Ponieważ efekty prowadzonej przez misjonarki działalności charytatywnej wyglądają zdumiewająco mizernie wobec ilości przekazywanych im środków, wygląda na to, że ogromne sumy, miast ulżyć ubogim zgodnie z wolą ofiarodawców, pozostają na kontach sióstr.
Dzięki Matce Teresie Kalkuta stała się nie tylko symbolem indyjskiej nędzy, ale także oknem wystawowym jej działalności. Problem w tym, że wystawa świeci pustkami... Protestancka organizacja charytatywna z USA "Assem-bly of God" rozdaje tam dziennie 18 000 posiłków. Nędzarze czekający w kolejce na strawę niewiele wiedzą o głośno w świecie reklamowanej działalności Misjonarek Miłości. "Nikt prawie nic od nich nie dostał" - mówią. Miejscowy, wielki działacz charytatywny, Pan-nalal Manik wybudował 4000 mieszkań dla najbiedniejszych. Zrobił to ich rękami, za pieniądze "Misji Ramakriszna", największej organizacji dobroczynnej w Indiach. Dodajmy, iż nie jest to bynajmniej organizacja chrześcijańska.
A Matka Teresa? "Trzy razy byłem u niej - mówi Manik - nie wysłuchała mnie ani razu. Każdy człowiek na świecie wie, że siostry mają bardzo dużo pieniędzy. Ale nikt nie wie, co z nimi robią". Podobnie mówi Aroup Chatterjee, lekarz pochodzący z Kalkuty, pracujący nad książką o micie Matki Teresy. Rozmawia z biedakami w Kalkucie albo analizuje wypowiedzi laureatki Nagrody Nobla. "Bez względu na to, co akurat sprawdzam, odkrywam same kłamstwa. Matka Teresa często mówi, że prowadzi w Kalkucie szkołę, ogromną instytucję dla 5000 dzieci. Ja jednak nie znalazłem tam ani szkoły, ani nikogo, kto by ją widział!".
W porównaniu z innymi podobnymi organizacjami działającymi w Kalkucie (jest ich 200) Misjonarki Miłości przodują w dwóch dziedzinach: są najsłynniejsze poza granicami i mają najwięcej pieniędzy. Siostry nie prowadzą w Indiach żadnej wielkiej działalności, ich największe inwestycje to domy zakonne dla sióstr, a niewielka pomoc, jakiej udzielają, opiera się głównie

Nasze publikacje o Matce Teresie
i pieniądzach jej zakonu ("FiM" nr 38/2001)
spotkały się z żywymi, w tym także
negatywnymi reakcjami Czytelników.
Ugodziliśmy boleśnie w czyjeś mity,
ale takie jest powołanie "Faktów"... A oto
co o "Mateczce" napisał niemiecki "Stern".
na przekazywaniu regularnie napływających darów rzeczowych. Same siostry żyją niezwykle skromnie - gdzie więc są ogromne pieniądze, które do nich docierają? To pytanie zadaje sobie wielu ludzi na świecie.
Matka Teresa i jej siostry, uważając się za służebnice Boże, często nabywały nieruchomości w ogóle nie płacąc za nie. Po prostu nakłaniały właścicieli do oddania ich za darmo. W takim "boskim żebractwie" przodowała zwłaszcza sama Matka Założycielka. Czuła się upoważniona do tego przez samego Boga.
Anglia jest jednym z niewielu krajów, gdzie zakonnice muszą zdawać sprawę ze swych dochodów przed władzami. Fakt ten z jednej strony rzuca nieco światła na przychody i politykę finansową Misjonarek Miłości, z drugiej strony, prowokuje kolejne pytania. Dla przykładu, tylko w 1991 r. angielski odłam zakonu przyjął sumę równą (w przeliczeniu) 10 min złotych (!). Wydatki wyniosły 700 tys. złotych, czyli zaledwie 7 procent przychodów! Co stało się z resztą? " Tego niestety nie możemy powiedzieć" - odpowiada siostra Tesina, przełożona misjonarek w Anglii. Podobną odpowiedź można usłyszeć we wszystkich domach zakonnic na całym świecie. Jest więc coś, co służebnice Pańskie próbują skrzętnie (wstydliwie?) ukryć przed światem.
Jednak dzięki nieocenionej dociekliwości brytyjskiego fiskusa wiemy, że co kilka lat część pieniędzy jest wysyłana za granicę, przede wszystkim do Rzymu. A co tam dzieje się z "pieniędzmi dla ubogich", tego nie wie nikt z zewnątrz, a pewnie nawet sam Pan Bóg wiedzieć nie powinien... Nowe placówki zakonu w krajach ubogich otrzymują pomoc z centrali tylko na samym początku, później muszą radzić sobie same. Ogromne pieniądze zbierane w krajach zamożnych nie trafiają więc do potrzebujących. Bardzo wiele podarowanego złota i kosztowności przechowuje się w piwnicach nowojorskiego domu Misjonarek Miłości - jak zaświadcza była zakonnica Ewa Kołodziejczyk.
Tymczasem Matka Teresa doprowadziła system oszczędzania do perfekcji - nawet maszyna do pisania to dla niej zbędny luksus. Dla przykładu - siostry prowadzą księgowość, pisząc ołówkami na kartkach papieru, które później wycierają gumkami i zapisują ponownie..., podczas gdy na ich kontach są miliony dolarów. Przełożona zakonu nie widziała także potrzeby
kształcenia sióstr np. na pielęgniarki - to zbędny luksus, mimo że wielu chorym uratowałoby to życie. Oto religijny fanatyzm podniesiony do poziomu absurdu!
W 1994 r. brytyjski magazyn medyczny "The Lancet" opublikował wstrząsający raport o warunkach życia w placówkach zakonu w Indiach - chorych zakaźnie nie izolowano, strzykawki płukano w letniej wodzie, a cierpiącym odmawiano silnych środków przeciwbólowych, bynajmniej nie z powodu ich braku. Matka Teresa, jako gor-
liwa katoliczka, wierzyła, że chorzy uczestniczą w cierpieniach Chrystusa, a to przecież zaszczyt! Ludzi krzyczących z bólu pocieszała zwykle: "Cierpisz? To znaczy, że Jezus cię całuje." Jeden ze śmiertelnie chorych zawołał: " To powiedz swojemu Jezusowi, żeby przestał mnie całować..."
Angielski "The Guardian" opisał hospicjum prowadzone przez siostry jako "zorganizowaną formę zaniechania pomocy". Wiele konających tam osób wcale nie musiało umrzeć z medycznego punktu widzenia, tym bardziej że ten najbogatszy zakon świata ma dość środków, aby chorym skutecznie pomagać. Problem jednak w tym, że czynić tego nie ma zamiaru.
Tak zwana kwestia Matki Teresy to nie tylko sprawa zwykłej, ludzkiej uczciwości (czy raczej nieuczciwości), ale przede wszystkim to problem fanatycznego umysłu opętanego chorą ideologią, która każe troszczyć się (innym!) wyłącznie o "życie wieczne" kosztem życia obecnego -jedynego, którego doświadczamy. To kwestia deformacji ludzkiej osobowości, która każe kochać to, czego natura radzi unikać. To również problem potęgi mediów tworzących rzeczywistość ludzkiej naiwności, która gotowa jest uwierzyć w każdą bzdurę i mit, jeżeli są one umiejętnie podane i często powtarzane. Rodzi się także pytanie - czy to ubogim są potrzebne miłosierne siostrzyczki, czy może raczej to zakonnice potrzebują biedaków do napychania kont bankowych, własnego "uświęcania" i do zaspokajana wymogów ich zdege-nerowanej teologii cier-piętnictwa?
I jeszcze jedno pytanie na koniec - kto korzysta z odsetek bankowych od ogromnych kwot przechowywanych na kontach zakonu, a ofiarowanych przez ludzi wrażliwych, naiwnych, bądź też bogaczy chcących nimi zagłuszyć wyrzuty sumienia? Czyżby kościelni menedżerowie?
Oprać:
JERZY SĘDZIAK,
ADAM CIOCH
Fot. archiwum
TWÓRCA "OPUS DEI" ZOSTANIE KANONIZOWANY
Uświęcanie katomasonerii
Josemaria Escriva de Balagu-er, założyciel "Opus Dei", zostanie świętym - poinformował kard. Jose S. Martins, podczas prezentacji 20 bm. w Sali Klementyń-skiej Pałacu Apostolskiego kolejnych kandydatów na ołtarze. Proces kanonizacyjny jednej z najbardziej kontrowersyjnych postaci Kościoła katolickiego rozpocznie się już wkrótce.
Escriva urodził się 9 stycznia 1902 r. w Barbastro w Hiszpanii, a zmarł 26 czerwca 1957 r. w Rzymie. Już w 1992 r. Jan Paweł II pośpiesznie go beatyfikował (i to wbrew wielu protestom, także w najwyższych kręgach Kk), ustanawiając rekord szybkości w tej procedurze. W przyszłym roku zaś Escriva może zostać uznany za świętego, co zbiegłoby się w czasie z setną rocznicą jego urodzin.
"Opus Dei" ("Dzieło Boże") powstało 2 października 1928 r. jako związek skupiający ludzi świeckich i księży, mających dążyć do świętości poprzez odpowiednią postawę w życiu osobistym, rodzinnym i społecznym oraz w pracy
zawodowej. Wbrew tym założeniom, szybko stało się organizacją "katomasońską", zastępującą tracących wpływy jezuitów w zdobywaniu władzy i majątku dla Kościoła katolickiego. Stolica Apostolska zatwierdziła "Dzieło" 16 czerwca 1950 r. jako oficjalną i znaczącą część struktury Kk, zaś 23 sierpnia 1982 r. Jan Paweł II nadał jej status prałatury personalnej - nie przypisanej do żadnego terytorium, a więc ogólnoświatowej, podległej tylko papieżowi.
Obecnie "Dzieło" liczy ponad 100 tys. członków, w blisko 100 krajach, na wszystkich kontynentach oprócz Antarktydy. Działa bardzo agresywnie i niezwykle skutecznie,
wprowadzając swoich ludzi na najwyższe szczeble władzy - w strukturach państwowych, służbach specjalnych (np. Robert Hanssen - wysoki funkcjonariusz FBI, pracujący skrycie także dla byłego ZSRR), biznesie, a nawet organizacjach mafijnych (np. słynnej loży P-2 we Włoszech, do wyjaśnienia której to sprawy parlament włoski w 1986 r. powołał specjalną komisję śledczą).
Kanonizacja Escrivy (znów budząca sprzeciw opinii publicznej) oznacza, że dla Kk nie ma już nic świętego, liczy się tylko władza i kasa, za wszelką cenę. Rzec można - cel uświęca środki!
OMEGA Fot. archiwum
4 - 10 I 2002 r.
F^KTYn
INJ
CZARNE JEST CZARNE
11
Herezje średniowiecznych mistyków
Mistycy to ludzie utrzymujący, że człowiek może wejść w bezpośredni kontakt z Bogiem. Twierdzą, że doświadczają takiej łączności. Nic dziwnego, że Kościół - uważający się za pośrednika między Bogiem a ludźmi - miał i ma z ich powodu mnóstwo problemów.
Mistycyzm średniowiecza najgłębszymi korzeniami sięga poglądów św. Bernarda (1091-1153), który głosił, że człowiek może i powinien szukać kontaktu z Bogiem w swoich osobistych przeżyciach i uczuciach. Co prawda sam Bernard nigdy nie kwestionował instytucji Kościoła jako pośrednika między człowiekiem a Stwórcą, ale jego poglądy łatwo mogły być tak właśnie interpretowane...
Joachim z Fiore (1135-1202), cysterski myśliciel, opracował komentarz do Pisma Świętego, dzieląc całe dzieje ludzkości na trzy wielkie okresy. Pierwszym z nich była epoka Boga-Ojca, czyli Stary Testament oraz czasy prawa Mojżeszowego. Po niej nastąpiła epoka Chrystusa reprezentowanego przez instytucję Kościoła
z sakramentami i liturgią. Potem miał nadejść koniec ówczesnego porządku i epoka Ducha Świętego, kiedy bogaty Kościół, a zwłaszcza papiestwo, znikną z ziemi, ustępując wspólnocie ludzi wolnych duchowo i przenikniętych wzajemną miłością.
Oczywiście papieże odrzucili tę wizję historii, ale ich sprzeciw nie zdołał zapobiec rozprzestrzenianiu się poglądów Joachima, ponieważ trafiały one doskonale w nastroje tamtej epoki, kiedy niewiarygodnie bogate papiestwo prowadziło bezwzględną politykę ekspansji i walczyło o dominację w Europie, wzbudzając oburzenie światłych umysłów. Stąd tyle antykościelnych i wewnątrzkościel-nych (na przykład franciszkańscy spirytuałowie) ruchów ludowych czerpiących z Ewangelii.
Opowieść o potopie
Opowieść o potopie - podobnie jak wiele innych historii biblijnych - została najprawdopodobniej zapożyczona ze źródeł sumeryjskich i babilońskich.
Babilońska legenda jest starsza od biblijnej o 1100-1200 lat. Właściwie należy powiedzieć: dwie wersje o potopie, ponieważ
- podobnie jak miało to miejsce w przypadku historii o stworzeniu
- Biblia zawiera dwie różne wersje tego samego zdarzenia. Starsza, jahwistyczna, pochodzi z IX w. p.n.e. Jahwe nakazuje w niej
i
v i - ^Ifi

Noemu, aby zabrał ze sobą do arki po parze zwierząt (Rdz 6.20). Wersja młodsza, kapłańska, powstała w V w. p.n.e., mówi o siedmiu parach zwierząt "czystych" i o parze "nieczystych" (7.2). Różnica ta jest znamienna, ponieważ w czasach Noego nie znano jeszcze tabu dotyczącego zwierząt uznanych za "nieczyste" (o tym dowiedział się dopiero Mojżesz).
U Sumerów bóg Enlil postanowił wyniszczyć życie ludzkie na ziemi, ponieważ ludzie za bardzo hałasowali! Przeciw temu zaprotestowała bogini Nintu. Odpowiednikiem Noego u Sumerów był Ziusudra, a u Babilończyków Utnapiszthim. Potop sumeryjski trwał 7, a babiloński 6 dni.
W micie babilońskim Utnapiszthim wypuszcza ze statku gołębicę, jaskółkę i kruka, a w micie biblijnym Noe uwalnia kruka i gołębicę (8.7-12). Ziusudra składa bogu ofiarę na statku, Utnapiszthim czyni to samo na górze Nisir, gdzie osiadł jego statek, a Noe składa ofiarę na ołtarzu. Ziusudra oraz Utnapiszthim i jego żona zostają obdarzeni nieśmiertelnością. W wersji jahwi-sty Bóg postanawia już nigdy nie niszczyć ludzi za pomocą potopu (8.21). Znakiem przymierza Jahwe z ludem jest tęcza, zaś w micie babilońskim naszyjnik z lapis lazuli bogini Isztar.
James Frazer w swojej pracy "Folklore in Old Testament" zebrał około 100(!) relacji o potopie, jakie udało mu się odnaleźć w tradycjach ludów świata. Pomiędzy różnymi wersjami o potopie istnieją znaczące analogie, np. zarówno wersja sume-ryjska, jak i chińska wspominają o 10 królach przed potopem. Z kolei Biblia wspomina o 10 patriarchach (od Adama do Noego), którzy żyli przed potopem.
JACEK SIERADZAN Fot. archiwum
W nurcie myślenia mistycznego mieści się na przykład XIII--wieczna sekta wilhelminów założona w Italii przez Wilhelminę z Mediolanu, kobietę, która uznała się za wcielenie Ducha Świętego. Uważała, że rolą wyznaczoną jej przez Boga jest wprowadzenie ludzkości w nową epokę odpowiadającą koncepcji Joachima z Fiore. Zwolennicy koncepcji Joachima obliczyli nawet datę końca świata - według nich miał to być rok 1260. Na obawie przed rychłym sądem za grzechy opierało się również kilka mniejszych sekt, ale nawet kiedy przeszedł ów "rok ostatni" i nic się stało, nie zraziło to wierzących w bliskie Królestwo Ducha.
Działający w Niemczech sławny Mistrz Eckhart, urodzony akurat w 1260 r., głosił konieczność przywrócenia duchowi pozycji nadrzędnej wobec materii i rodzaj solidaryzmu wszystkich istot żywych dążących do Boga, chociaż niekoniecznie w ramach Kościoła. Oczywiście, nie odpowiadało to teologom papiestwa.
Za Mistrzem Eckhar-tem poszli następni mistycy kwestionujący zbawczą rolę duchowieństwa i kościelnych instytucji:
Jan Ruysbroeck (1293-1384) z Flandrii oraz Niemcy: Heinrich Suso (1300-1365) i Johann Tauler
(1300-1361). We Flandrii działał również Gerard Grootte
(1340-1384), który stworzył pojęcie nowej pobożności (devotio
Średniowieczne wyobrażenie boskiego wcielenia Wilhelminy z Mediolanu
moderna) odwołującej się przede wszystkim do duchowego przeżycia człowieka w osobistym
kontakcie z Bogiem. W tym właśnie środowisku powstało słynne i popularne dzieło "O naśladowaniu Chrystusa" Tomasza a Kempis.
Jeszcze dalej posunął się John Wycliffe (ok. 1320-1384), angielski teolog i tłumacz Pisma Świętego. Właśnie dzięki doskonałej znajomości tekstu Biblii mógł właściwie ocenić fundamentalne dogmaty katolicyzmu. Na podstawie dokonanego przez siebie angielskiego tłumaczenia Starego i Nowego Testamentu Wycliffe propagował otwarcie tezę, iż należy odrzucić instytucjonalny Kościół i całą katolicką tradycję. Zaprzeczył prymatowi papiestwa, odrzucił kult świętych i relikwii oraz związane z tym pielgrzymki, uznał za błędne odpusty, spowiedź i obowiązkowy celibat duchowieństwa. Zanegował nawet obecność Chrystusa w eucharystii, traktując ją wyłącznie jako symbol. Prawdziwy Kościół, w jego rozumieniu, powinien być wspólnotą ludzi dążących do zbawienia, a nie hierarchiczną organizacją. Księża zaś powinni podlegać państwu, a nie odrębnej hierarchii z papieżem na czele.
W krótkim czasie ukształtowała się sekta wiklifitów (znana też jako lollardzi), której niedobitki przetrwały aż do reformacji. Pomysły Wycliffe'a znalazły potem niebywale żywy oddźwięk w naukach Czecha Jana Husa i w kilku odłamach protestantyzmu, szczególnie w Niderlandach. LESZEK ŻUK Repr. archiwum
Leksykon zabobonów polskich
(22)
SŁOWO BOŻE - Dopiero w XX stuleciu, pod presją protestantyzmu i krytyki płynącej nawet z własnego podwórka, Kościół katolicki zaczyna oficjalnie nakłaniać do poznawania Słowa Bożego, czyli czytania Biblii, chociaż robi to niezbyt intensywnie i, na szczęście dla siebie, z niewielką dotychczas skutecznością. Pamiętać jednak należy, że czytanie Biblii powinno się zawsze odbywać pod czujną kontrolą duchownego. Chodzi o to, aby nieświadom zagrożeń wyznawca nie zrozumiał Pisma Świętego zbyt dosłownie albo wręcz opacznie. Bo do czegóż to doszłoby, gdyby wierni zażądali od duchowieństwa ubóstwa tak zachwalanego przez Jezusa? Albo gdyby zechcieli wprowadzić w życie zasady miłości bliźniego? Nie wspominając już wielu pytań automatycznie nasuwających się
po lekturze najświętszej z ksiąg (na przykład o istnienie czyśćca, kult obrazów i świętych, dziewictwo matki Jezusa itp., czego w żadnym wypadku nie sugerują odpowiednie fragmenty Pisma Świętego). Powiałoby grozą, gdyby szerokie rzesze zbyt dociekliwych katolików odkryły, że Biblia wymienia rodzeństwo Jezusa.
Na razie tylko nieliczni niedowiarkowie albo odszczepieńcy grzebią się w tym wszystkim, nie znajdując jednak posłuchu u tak zwanego ludu Bożego. I chwała Panu.
SPISEK - działanie wrogów Polski i świętej wiary zmierzające do osłabienia, a następnie ostatecznego zniszczenia prawdziwych Polaków. Każdy spisek ze swej natury jest tajny i dlatego, chociaż wszyscy wiemy, że jest, nikt nie potrafi go zdemaskować. Tak jest z wszechświatowym, antychrześcijańskim spiskiem Żydów: wie o nim każde dziecko, a "Protokoły Mędrców
Syjonu" potwierdzają to przekonanie w sposób bezdyskusyjny. Nigdy jednak nie przyłapano Żydów podczas spiskowych spotkań. Dlaczego? Z tych samych powodów, dla których nikt nie widział słonia ukrywającego się w jarzębinie - tak dobrze się ukrył!
SPOWIEDŹ - wyznanie grzechów przed duszpasterzem, który dzięki temu zyskuje kontrolę nad swoimi pobożnymi barankami.
SPRAWIEDLIWOŚĆ - jest wtedy, kiedy Polacy-katolicy coś zyskują. Niesprawiedliwość to zjawisko przeciwne, czyli zyskuje ktoś inny, czyli wróg.
STOLICA APOSTOLSKA - to, co funkcjonuje na wzgórzu Watykan w Rzymie. Jest to papież, czyli biskup Rzymu i zarazem szef katolików, oraz jego współpracownicy tworzący organ zwany kurią, a odpowiadający Biuru Politycznemu Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Obecnie - druga (a może i pierwsza!) stolica Polski.
L.Ż.
12
MITY KOŚCIOŁA
FAKTYn
Nr 1 (9'
4 - 10 I 2002 r.
Globalny papież
Kościół katolicki ciągle uszczęśliwia swoich wiernych, wymyślając nowe, rozmaite "światowe dni".
Na przełomie grudnia i stycznia obdarował ludzkość Światowym Dniem Rodziny i Światowym Dniem Dziecka (mimo że istnieje od dawna Międzynarodowy Dzień Dziecka obchodzony 1 czerwca). W lutym będzie Światowy Dzień Chorego, a latem kolejny zlot z okazji Światowego Dnia Młodzieży. Na jesień z kolei Watykan planuje Światowy Dzień Środków Masowego Przekazu. Cóż, Kościół katolicki jest niewątpliwie organizacją o zasięgu światowym i dlatego chęć organizowania tego rodzaju światowych uroczystości byłaby zupełnie zrozumiała, gdyby nie fakt, że papiestwo zapomina jakoś dodawać do nazw swoich obchodów przymiotnika "katolicki".
Trudno jednak uwierzyć w to, że w Watykanie o czymkolwiek zapominają. Chodzi raczej o świadome działanie, które sprawia wrażenie, że nie są to tylko kościelne fety, lecz rzeczywiście ogólnoludzkie, planetarne obchody, a papież, który je inicjuje i im przewodniczy, jest światowym liderem mającym prawo je ustanawiać.
Ten tracący megalomanią styl bycia nie jest jednak niczym nowym, lecz sprawnie prowadzoną od stuleci polityką, wypływającą z przekonania o działaniu z boskiego mandatu. Jest to polityka światowa i imperialna w swoim rozmachu. Mocarstwowa w pewnym sensie wizja własnego posłannictwa sięga korzeniami zamierzchłych czasów końca kultury antycznej. W drugiej poł. IV w.
rosnący w siłę i znaczenie biskupi milionowego miasta - stolicy imperium, odkryli w Biblii słynny tekst zaczynający się od słów: " Ty jesteś Piotr, a na tej opoce
zbuduję Kościół mój i bramy piekielne go nie przemogą" (Mat 16, 13-20), który stał się w watykańskiej interpretacji pretekstem i uzasadnieniem do powolnego podporządkowywania sobie najpierw poszczególnych Kościołów lokalnych, później miast, państw, a wreszcie całych kontynentów... Wczesne średniowiecze to czas stopniowego podporządkowania przez Rzym Kościołów świata zachodniego, tym łatwiejsze, że Europa znajdowała się w samym środku politycznej, gospodarczej, społecznej
i kulturowej zapaści. Politycznie zjednoczony i prosperujący jeszcze wówczas Wschód wyśmiał papieską megalomanię i potępił uzurpatorów przypisujących sobie boską niemal władzę. W końcu papież Grzegorz VII ze swoim manifestem o znamiennym tytule "Dictatus papae" (wiek XI) ogłosił wszem i wobec nie tylko religijny, ale także polityczny prymat papiestwa nad światem.
Mimo że w następnych wiekach Reformacja, Oświecenie, liberalizm i socjalizm, a w ich następstwie nieskrępowany rozwój nauki - nadwątliły znacznie wpływy papiestwa zarówno w sferze ideologii, jak i polityki, Kościół potrafił powetować sobie straty, prowadząc intensywną działalność misyjną w różnych częściach świata.
Laicyzacja i zagłada Państwa Kościelnego w XIX w. doprowadziły do nasilenia poszukiwań w różnych środowiskach kościelnych nowych rozwiązań, które umożliwiłyby nie tylko przetrwanie, ale i dalszą ekspansję. Porozumienie z włoskimi faszystami, które doprowadziło do zmartwychwstania papiestwa jako podmiotu prawa międzynarodowego, nowe ruchy religijne wewnątrz Kościoła oraz nowa teologia, która doprowadziła do Soboru Watykańskiego II - oto przykłady niektórych z tych dążeń. Do polityki papiestwo wróciło nie tylko na forum międzynarodowym, ale wewnątrz poszczególnych państw poprzez spolegliwe partie prawicowe i wprowadzanie swoich ludzi na odpowiedzialne stanowiska publiczne.
"Planetarny papież" dużo mówi o prawach człowieka i godności osoby ludzkiej, bo to niewątpliwie dobrze brzmi i ładnie wypada
W ubiegłym roku zakończono proces beatyfikacyjny kani. Wyszyń-skiego oraz kapelana "Solidarności", ks. Popiełuszki.
Kościół katolicki stał się trybunałem upoważnionym do zwiększania liczby świętych lub potępionych, opierając procesy beatyfikacyjne na stworzonych przez siebie prawach i normach. Jeśli mnie pamięć nie myli, w Nowym ani w Starym Testamencie nie są podane reguły, według których należy postępować, dokonując oceny, czy ewentualny kandydat spełnia kryteria upoważniające do uznania go za świętego. Dochodzi do sytuacji niezręcznych. Przykładem może być próba wniosku o beatyfikację górników kopalni "Wujek", którzy zginęli po wprowadzeniu stanu wojennego. Bliskim i znajomym, z całym szacunkiem dla nieżyjących, wydawało się
trochę dziwne, że mogliby kierować do nich modlitwy. Wynoszenie ludzi w poczet świętych rozmywa sacrum wiary chrześcijańskiej. Jeżeli w takim tempie przybywać będzie świętych, to za kilkaset lat (tak długiej bytności tej instytucji nie życzę), katolicy nie będą mogli w tym tłumie świętych znaleźć Boga a tym bardziej Jezusa.
Powiększanie grona świętych
Kościół zagubił już przez minione dwa tysiące lat podstawy wiary, dokonując samodzielnie zmian np. w przykazaniach. Proszę porównać drugie przykazanie ze Starego Testamentu z drugim w katechizmie. Wprowadza nowości, które dla ortodoksyjnych chrześcijan są nie do zaakceptowania, np. spowiedź księdzu na ucho, sakrament bierzmowania itp. Moda na powiększanie liczby świętych jest kolejnym etapem
modyfikacji wiary. Powstają z tego niejednokrotnie paradoksy w rodzaju wyniesienia kard. Stepinaca (jugosłowiańskiego faszysty) w poczet świętych, co musi budzić niesmak. Ludziom słabej wiary potrzebne są namacalne dowody; nie wystarcza im sama siła odwoławcza w postaci Boga. Stąd wziął się zwyczaj nazywania naczelnego przywódcy Kościoła katolickiego "Ojcem świętym". Co dziwne, Papa przeciw temu nie oponuje, a więc rzeczywiście uważa się za świętego. Dla ludzi z krajów zachodnich śmieszny wydaje się widok osoby modlącej się na kolanach przed pomnikiem żyjącego człowieka. Kiedy już przejdzie fala euforii, będą się nasi następcy z nas śmiać i usuwać pomniki, jak my śmialiśmy się z naszych ojców, stawiających pomniki za życia Stalinowi. rik
w telewizji. Tymczasem członkowie Kościoła katolickiego są pozbawieni wszelkich praw, nie licząc chyba prawa do nieskrępowanego rozmnażania się. Kościelne media poddane są stałej cenzurze, a świeccy katolicy nie mają nawet prawa kontrolować finansów swoich parafii, które pochodzą przecież z ich własnych składek.
Kiedy więc widzimy papieża lubującego się w wyszukanych tytułach, zasiadającego na tronach górujących nad fotelami premierów i prezydentów, podającego rękę do pocałowania przyklękającym przed nim politykom, besztający głowy państw i całe narody, nie sądźmy naiwnie, że jest to wyraz jego osobistej megalomanii. Nic podobnego: ten styl bycia wypływa z przekonania o nadprzyrodzonym posłannictwie, o misji dziejowej tej przerażającej instytucji, której potęga zbudowana jest na trupach i krzywdzie milionów
ludzi. W tym to właśnie celu papiestwo uprawia tzw. ekumenizm, którego końcem ma być, jeśli nie faktyczne, to przynajmniej honorowe przywództwo chrześcijaństwa.
Papiestwo ma apetyt na bycie planetarnym liderem religijnym, a temu celowi mają służyć inicjatywy w rodzaju Światowego Dnia Modlitwy o Pokój w Asyżu czy głośno reklamowane, a ostatecznie odwołane spotkanie religii monoteistycznych na Synaju. Po wiekach regresu i rozkładu, papiestwo znów wyrusza na podbój świata, tym razem w masce zwiastuna pokoju i moralnego autorytetu. Ale czy watykańskim specom, nawet przy wykorzystaniu najlepszych profesjonalistów od telewizyjnej reklamy, uda się ukryć pod nowym, modnym image'em praw człowieka, starą, zmurszałą i nieludzką dyktaturę?
ADAM CIOCH Fot. archiwum
Hurtem do nieba
Zamiłowanie Jana Pawła II do masowego wynoszenia na ołtarze rozmaitych postaci z historii Kościoła katolickiego jest powszechnie znane i nikogo już chyba nie dziwi. W tej dziedzinie obecny papież pobił wszelkie możliwe rekordy swoich poprzedników.
Zbożna ta czynność obejmuje także niektórych zmarłych papieży. W ostatnich latach wiele się mówiło
0 trzech kandydatach pochodzących z ostatnich dwóch stuleci: chodzi mianowicie o dziewiętnastowiecznego konserwatystę Piusa IX, papieża czasów II wojny światowej, Piusa XII, oraz Jana XXIII, twórcę Soboru Watykańskiego II. Pojawienie się w towarzystwie dwóch niesympatycznych Piusów postaci takiej, jak Jan XXIII, będącej symbolem dobroci i łagodności, może budzić zdziwienie.
Te, zdawałoby się, przypadkowe i sprzeczne działania obecnego watykańskiego monarchy mają jednak swoją logikę. Wszak niepisaną dewizą obecnego pontyfikatu mogłoby być zdanie: "dla każdego coś miłego".
Kościół końca XX wieku stał się strukturą niesłychanie złożoną
1 polski papież od początku doskonale to rozumiał oraz świetnie tę różnorodność starał się zagospodarować. Jego strategia to nieustanne ukłony i sygnały wysyłane w stronę różnych nurtów katolicyzmu, często przeciwstawnych, a wszystko po to, by je jakoś wokół siebie skupić i utrzymać. To między innymi dlatego słowa i działania Jana Pawła II wydają się często bardzo niespójne, a wręcz sprzeczne. Są one bowiem skierowane do różnych środowisk w Kościele, a i poza nim mają różnych adresatów. Bo po co właściwie przepraszać Żydów za antysemityzm i w tym samym czasie dążyć do beatyfikacji kogoś takiego, jak Pius XII, którego nie bez przyczyny nazywa się "papieżem Hitlera"? Otóż właśnie: "dla każdego coś miłego"...
Ta dosyć skuteczna strategia obok sukcesów przynosi również porażki, ponieważ nie zadowala najbardziej radykalnych frakcji. Ostentacyjne nieposłuszeństwo ultraprawicowych le-febrystów czy coroczny odpływ 3-4 milionów wiernych do Kościołów protestanckich, to tylko dwa najbardziej znaczące przykłady.
Polityka "zmiennych sygnałów" uwidacznia się również w watykańskich kanonizacjach. Każdy zakon, ruch czy naród obecny w Kościele, powinien mieć swoich świętych. To wiąże z Kościołem i dzięki temu każdy nurt może czuć się doceniony, zauważony i potrzebny. Najlepiej oczywiście, aby byli to męczennicy, bo ich przykłady są najbardziej efektowne. Kandydatów musi być jednak niewielu, skoro świętymi zostają postacie nieraz bardzo kontrowersyjne. Choćby Jozafat Kuncewicz, fanatyczny niszczyciel prawosławia w I Rzeczypospolitej, czy Jan Sar-kander, antyprotestancki propagandzista. Można się tylko domyślać, jak bardzo karkołomny musi być proces beatyfikacyjny księdza Popiełuszki, by wykazać, że ten działacz polityczny był męczennikiem za wiarę.
Tak więc reformiści już cieszą się błogosławionym Janem XXIII, a konserwatyści mogą się modlić do Piusa IX, patrona starego, dobrego, kościelnego zamordyzmu.
Ponieważ propaganda watykańska kreuje obraz Karola Woj-tyły jako promotora i obrońcy tzw. wartości, można się zastanowić, jakim to cnotom służy taka polityka kanonizacyjna. Zdaje się, że żadnym, choć być może służy ona reperowaniu finansów, o ile watykańskie usługi beatyfikacyjno--kanonizacyjne są nadal odpłatne. Nigdy chyba zresztą nie chodziło o żadne wartości. Mowa o wartościach jest bowiem dla uszu maluczkich, a to, co się naprawdę liczy, to integralność i siła rzymskiego Kościoła.
A.C.
4 - 10 I 2002 r.
F^KTYn
MITY KOŚCIOŁA
13
Święta osła i wariatów
Najbardziej z tym świętem była związana Francją i tam też obchodzono je do końca wieku XVI. Względy, jakimi darzono to miłe zwierzę, wywodziły się z tradycji upamiętnienia ucieczki Świętej Rodziny do Egiptu, podczas której osiołek służył za środek lokomocji. Także triumfalny wjazd Jezusa do Jerozolimy stanowi propa-gandowo-ideologiczny podkład pod to święto. Najprawdopodobniej święto osła było pozostałością po pogańskich obchodach ku czci Priapa. W Rouen (Francja) świętowano na Boże Narodzenie - procesja (z duchowieństwem na czele) prowadziła do kościoła na mszę ucha-rakteryzowanych proroków: Mojżesza, Aarona, Jana Chrzciciela i innych, a także Balaama jadącego na ośle. W Beauvais obchodzono tę uroczystość 14 stycznia na pamiątkę ucieczki do Egiptu. Procesja z osłem, na którym siedziała młoda dziewica w przebraniu
W Kościele katolickim obchodzono bardzo
uroczyście święto osła, chociaż czarni
wypierali się tego "obrzędu", przypisując go
tzw. ludowej tradycji. Jego początek datuje
się na rok 990 w Kościele greckim.
Marii (z dzieciątkiem na ręku) wchodziła do kościoła i ustawiała osła z panną po stronie Ewangelii, przy ołtarzu. Celebrant w czasie mszy śpiewał Orientis patribus, czyli święte teksty biblijne pełne wzruszających wersetów o ośle. Z kolei w Autun nakrywano osła złotym czaprakiem, którego krańce w wielkiej powadze i szacunku trzymało czterech zakonników z miejscowym biskupem na czele. W niektórych miastach francuskich i hiszpańskich nakładano na osła ornat lub kapę i biret. W pierwszy dzień stycznia obchodzono święto osła w Sens. Cały rytuał, łącznie z okolicznościowymi pieśniami,
Magowie
- trzej królowie?
Świat chrześcijański obchodzi 6 stycznia święto magów, po polsku: Trzech Króli. Kościół i w tym przypadku nie ma zamiaru przyznać się do pogańskich korzeni tego święta, ale przypisuje je tzw tradycji.
Mag oznacza tyle, co czarownik, czarnoksiężnik w czasach starożytnych, natomiast w nowożytnych
- astronom lub astrolog. Pierwszymi astrologami byli Babilończycy, a nieco później Egipcjanie, Asyryj-czycy i Chaldejczycy.
Ale wróćmy do magów. Królów, których święto obchodzi chrześcijaństwo, było trzech - dwóch czarnych i jeden biały. Nieprawdopodobna zgodność czasu ich wyjścia ze swoich krajów, aby oddać cześć Dzieciątku, spowodowała, że w pewnym momencie spotkali się i razem doszli do żłobu. Wracając od Dzieciątka, nie uszli daleko, bowiem
- jak chce legenda - Herod kazał ich zabić. Intuicja, a może raczej dar przewidywania, kompletnie tutaj magów zawiodły...
Od świata starożytnego mamy filozofię, etykę, religię, wszystkie sztuki, teozofię oraz astronomię. I przedstawicieli tej ostatniej dyscypliny wiedzy, jako "trzech króli", czci chrześcijaństwo oraz modli się do nich, niczym do świętych - tylko dlatego, że odwiedzili żłób Dzieciątka. Dzisiaj w kościołach, podobnie jak w pogańskich świątyniach Mitry, stawia się żłobki, pali świeczki lub lampki, składa do koszyka ofiary zapełniając je figurkami trzech króli, pasterzy, osłów, bydła, wołów, baranów. Wierni, klęcząc przed tą
szczególną menażerią, modlą się do niej, zatracając w tym rytuale wszelki pierwiastek boski. Nie bądźmy jednak nazbyt skłonni do potępień. Pan Bóg ma zapewne z tego świetny ubaw... Natomiast "ozdabianie" stajenki symbolami politycznymi, to już dno wszelkiego upadku...
Zakorzeniony genetycznie nawyk modlenia się do gipsowych wyrobów w kościele jest tak silny u wiernych, że jakiekolwiek próby wzywania ich do opamiętania są z góry skazane na niepowodzenie. Gorzej, że za przywilej modlenia się do pomalowanego i przyodzianego w łaszki gipsu wypada coś wrzucić księdzu do skarbony "na Dzieciątko" - to już szczyt bankierskich umiejętności!
Modląc się do gipsowych figurek, wierni mają zadowolenie ze spełnienia potrzeby określonego rytuału, który od kołyski "tradycją" narzucił im Kościół. Sądzą, że tym sposobem odnajdą azymut prowadzący prosto do Pana lub chociaż w Jego okolice. Kler umie wybrać z koszyka ofiary i zebrać "na tacę", ale nie potrafi wytłumaczyć znaczenia tradycji święta trzech magów. Na drzwiach mieszkań księża każą wiernym pisać kredą magiczne znaki, będące pierwszymi literami imion magów. Ten pogański rytuał ma na celu wypędzenie z domostwa złych mocy (szatana) i ochronę przed wszelkimi nieszczęściami... Tymczasem te "święte" zabiegi nie dają żadnego efektu poza furą pieniędzy zebraną przy okazji kolędy przez maga--księdza. Ale cóż, zabawa kosztuje, nadzieja i dobre samopoczucie też...
B.M.
ułożył arcybiskup Piotr z Corbeil,
nauczyciel przyszłego papieża, Innocentego III (1198-1216).
Wszelkie formy okazywania stanu ducha, tj. okrzyki, wiwaty i brawa oraz śmiech i inne przejawy aplauzu, przetrwały do naszych czasów. Co prawda papież Pius XI (1922-1939) zakazał wszelkich owacji w kościołach, ale nie przeszkadzało to wiernym, zgromadzonym w Bazylice świętego Piotra w Rzymie, przywitać oklaskami Jana Pawła II, niczym znakomitego aktora po udanym przedstawieniu, kiedy w okresie rekonwalescencji po złamaniu ręki pokazał się publicznie po raz pierwszy...
Innym przejawem radosnych i hucznych świąt IE w Kościele katolickim była tzw. uroczystość wariatów (głupców). Miała ona charakter i cechy rzymskich saturnaliów, a największym wzięciem cieszyła się w Niemczech i Francji. Młodzież, tak świecka, jak i duchowna, przebrana za niewiasty i księży, schodziła się do
kościoła, wybierając spośród siebie "biskupa wariatów". Odbywszy z "biskupem" na czele procesję po mieście, śpiewano sprośne piosenki, a ołtarze zamieniano na bufety, na których pełno było jadła, trunków i gier służących rozrywce. W kadzielnicach palono różne "wonności": szmaty, buty, wszelkiego rodzaju śmieci i wszystko, co się w ogóle palić chciało, i tym dymem okadzano biskupa wariatów.
Także kler miał swoje święta, obchodzone w dniu św. Jana. Diakoni świętowali w dniu św. Szczepana, natomiast subdiakoni - w Nowy Rok albo Epifanię. Wspólną cechą tych obchodów były maskarady w świątyniach przeplatane śmiechem,
pląsami, libacjami, gonitwami i innymi uciechami. Okres świąt wielkanocnych był czasem, w którym praktykowano tzw. risus paschalis oraz procesje.
Polska również doświadczyła takich "tradycji" i uroczystości. Kler ochoczo brał udział w zabawach pospólstwa, które odbywały się w kościołach i na cmentarzach w okresie świąt Bożego Narodzenia. W katedrach i klasztorach były to dzikie orgie i totalna rozpusta, co wynikało prawdopodobnie z faktu, iż duchowieństwo przebywało w nich ze swoimi "żonami" i dziećmi. Dlatego Innocenty III, chcąc przeprowadzić zasadę celibatu wśród duchowieństwa, starał się m.in. i tego rodzaju praktyki wyeliminować. Dzieci księży i zakonników były głównymi inicjatorami i odgrywały pierwszoplanowe role w rozpustnych zabawach.
Przez cały wiek XIII maskarady w miejscach kultu, kościołach i na cmentarzach odbywały się nadal w wigilię Bożego Narodzenia, a kler był w nich wodzirejem. Wiek XIV przyniósł wyhamowanie tego rodzaju uroczystości, aż wreszcie ich zaniechano, przynajmniej na szerszą ska-=J lę. Dzisiejsze formy obchodów (czczenia) Nowego Roku przy huku petard i innych "wystrzałowych", a równie hałaśliwych rekwizytów, są pozostałością po zamierzchłych uroczystościach tych samych świąt pogańskich.
BOGDAN MOTYL Repr. archiwum
Wi
prasie naszej co jakiś czas pojawiają się artykuły o przepowiedniach Nostradamusa (1503-1566). Treść jest niemal zawsze ta sama: czytamy o "magu", "astrologu", o cudownych uzdrowieniach, o wynalezieniu środka przeciw epidemiom, o czarnoksięstwie, o tym, jak Nostradamus pokazał królowej medycejskiej w dymie kadzideł jej trzech następców. Artykuł kończy się przepowiednią Nostradamusa dotyczącą jego własnej śmierci: miał umrzeć jako gorliwy katolik (był nawróconym Żydem), któremu wyprawiono wspaniały pogrzeb.
Najważniejsze są naturalnie "Centurie". W nich to podobno zawarte są nieomylne przepowiednie dotyczące ludzkości do roku... 3797! I łodzie podwodne tam są, i Wielka Rewolucja Francuska i Napoleon, Hitler, Musso-lini i wszystko inne. A co mówi znakomity historyk astrologii i okultyzmu, Karl Kiesewetter ("Die
Geheimwissenschaften", Lipsk 1895)? "Niesłusznie Mi-chael Nostradamus uważany jest za astrologa i wieszcza. Przekonałem się, ze większość jego słynnych ąu-atrains była wpisywana później - po wydarzeniach, które miały miejsce - do następnych wydań Centurii ".
Historycy już dawno wykazali (C. Adelung, I.M. Schleiden), że Nostradamus dawniejsze przepowiednie astrologiczne przerabiał na swoje ąuadtrains, a wydarzenia z przeszłości przedstawiał jako przepowiednie na przyszłe lata. Nie ma najmniejszego powodu, aby jego czterowiersze napisane w okropnym, prawie niezrozumiałym języku - odnosić do wydarzeń historycznych.
Czy w takim razie "Centurie" Nostradamusa to zbiór bredni bez żadnego sensu? Tak jest w istocie. Wydawnictwo to powstało w sposób jak najbardziej
naturalny. Wszyscy wówczas pisali i wydawali właśnie takie książki - zbiory tajemniczych, niezrozumiałych i zagadkowych bredni. Cofnijmy się myślowo o 400 lat - do biblioteki Rycerza Smętnego Oblicza, don Quixote de la Mancha! Wtedy właśnie wydawano wielkie folianty romansów błędnych rycerzy, szczegółowo traktujące o Amadysie z Galii, o czarowniku Merlinie, o pięknej Meluzynie... Był to przedziwny okres w życiu ludzkości! Drukowano niezliczone ilości dzieł alchemicznych, pełnych np. tajemniczych, najzupełniej niezrozumiałych opisów, przypisywanych fantastycznym zgoła autorom, jak siostrze Mojżesza, Matce Jezusa itp. Pojawiło się np. 21 tomów dzieł alchemicznych, a jako ich autor figuruje mnich benedyktyński Basilius Valen-tinus. Ale gdy cesarz Maksymilian I, zaintrygowany postacią wielkiego alchemika, wydał rozkaz poszukiwania w matryku-łach zakonnych, okazało się, że ani w Rzymie ani w Erfurcie, ani na całym świecie nie znaleziono nawet najmniejszych śladów żadnego Basiliusa, chociaż istniały jego liczne... portrety! Wszyscy się wówczas wzajemnie zwodzili, nie żałując na to trudów, czasu i kosztów!
Autorzy artykułów o Nostradamusie nie znają zupełnie historii astrologii i nie mieli w ręku żadnego oryginalnego wydania "Centurii". Nawet gdyby Nostradamus istotnie był znakomitym astrologiem (co zupełnie nie miało miejsca), absolutnie nie mógłby czynić żadnych prawdziwych przepowiedni o przyszłości ludzkości! Nostradamus to kompromitująca karta z historii ludzkości. Nie powinna być poruszana.
JAN STARŻA DZIERŻBICKI (opr. eugo)
Nostradamus miłośnicy bredni
14
BEZ DOGMATÓW
FAKTYn
Nr 1 (9'
4 - 10 I 2002 r.
DAJ ŚWIADECTWO SWOJEJ PRAWDZIE
WSPOMNIENIA KSIĘŻEJ GOSPODYNI
Kościół od kuchni
Oczy plebanijnych gosposi niejedno widziały. Ich opowieści są bezcenną kopalnią wiedzy o życiu prywatnym urzędników Pana 6. Oto kolejna taka historia (patrz także "FiM" nr 44/2001).
Ten organista to jeździł do mnie z pięć razy i nic, tylko żebym została gospodynią u księdza. Wreszcie sam ksiądz do mnie przyjechał. "Teraz - powiedział - będę poza Kielcami, w Chmielniku...To taki dekanat, co ma kilka parafii pod sobą..."
Wahałam się. Byłam dobrą krawcową, ludzie u mnie dużo ubrań zamawiali, państwową robotę też miałam, bo szyłam ubranka dla różnych laleczek i zabawek w spółdzielni "Gromada". Matka strasznie się denerwowała i krzyczała:, .Księdza się jej zachciało!". Pojechałam jednak do tego Chmielnika.
Aż się za głowę złapałam, gdy zobaczyłam, ile tam roboty. Codziennie sprzątanie kilku pokoi, kancelarii, gotowanie i podawanie do stołu, a księży było czterech. Ale byłam młoda, silna, roboty się nie bałam. Ksiądz to zauważył i po miesiącu zwolnił kobietę, co była tylko do krów. Boże, ja nigdy w życiu krowy nie doiłam. Jak zaczęłam, to połowa mleka lała się na ziemię! A krowy trzeba było obrządzać i paść. Najlepsza trawa była na przykościelnym cmentarzu, ale ktoś musiał do biskupa na księdza donieść, bo kuria zwróciła mu uwagę, że tam krów pasać nie wolno. Wtedy kazał mi wyprowadzać krowy o jedenastej w nocy, żeby ludzie nie widzieli. Czasem pasłam do świtu. Raz usnęłam pod murem i obudziłam się rano, krów już nie było, nażarły się i same poszły do obory...
Przyznaję, że połakomiłam się na pieniądze, bo organista powiedział, że dużo zarobię. A tu minął miesiąc, dwa, trzy miesiące - ksiądz o pieniądzach ani słowa. Kiedyś to się z tego powodu w kuchni popłakałam. Zapytał, więc powiedziałam, dlaczego płaczę. Dał mi wtedy 300 złotych, a był to rok 1958. Pieniądze schowałam w sienniku. Gdy znów minęły dwa miesiące, to już nabrałam odwagi i sama się upomniałam. Wtedy powiedział: "Marysiu! Masz tu mieszkanie, jedzenie, po co ci pieniądze? Załóż sobie książeczkę PKO, a ja ci będę co miesiąc wpłacał sześćset złotych, procent ci urośnie".
Pomyślałam, że dobrze mi radzi. Kiedyś byłam w Busku, założyłam książeczkę i dałam ją księdzu. Później były podwyżki, bo wiadomo, pieniądze szły w górę, to on mówił: "Teraz ci, Marysiu, wpłacam dziewięćset". Potem było tysiąc sto i więcej, ja już nie liczyłam.
W papierach był bardzo dokładny. Wpłacał mi do ZUS, a pod koniec miesiąca podpisywałam swoją
pensję. Nawet mu mówiłam, żeby z tych moich pieniędzy więcej wpłacał na ubezpieczenie, to emeryturę będę miała większą, ale mnie skrzyczał, że on wie, co robi i krzywdy nie będę miała. Te moje pensje to podpisywałam bez wypełnionej listy, pokazywał tylko gdzie podpisać, a on już resztę uzupełni.
Czy spałam z nim? Nie i nigdy mi tego nie proponował. Wiem, że mnie na swój sposób szanował i kiedyś zrugał wikarego K., że był dla mnie niegrzeczny. "Niech ksiądz szanuje tę kobietę, bo ona ciężko pracuje!" - tak krzyczał przy wszystkich. Z tego wikarego to był numer dopiero! Nie cierpiał mnie, bo raz w dobrej wierze powiedziałam mu: "Jak ksiądz wieczorami u siebie z kobietami ten sport uprawia, to niech ksiądz okna zasłania, bo parafianie mają zabawę". To mnie potem kiedyś tak w twarz pięścią zdzielił, że złamał mi nos. Jeździłam nawet do kurii na skargę i później od innych księży dowiedziałam się, że proboszcz wszystko zatuszował, bo mu było wstyd...
Na uroczystość 50-lecia kapłaństwa mojego księdza to miałam do obsłużenia sto pięćdziesiąt gości... Poszła świnia i dwa cielaki,
o drobiu to już nie mówię. Przy podawaniu pomagała rodzina księdza, ale sprzątałam sama. Miałam okresy załamania, ze trzy razy się pakowałam... Na rok pojechałam do brata, do Anglii. Gdy wróciłam, patrzę, a tu w kuchni baba! Młoda, ładna... I od razu do mnie, że ja już tu pracować nie będę. Za-
częłam się pakować. Wtedy ksiądz wszedł. "Wróciłaś?" - zapytał i kazał się pakować tamtej.
Ksiądz zbierał się na emeryturę, to i ja pomyślałam, że na mnie czas: dwadzieścia cztery lata w chmielnic-kim dekanacie przepracowałam! Ale nagle proboszcz zachorował, przeszedł operację, długo był w szpitalu. Miałam czas, aby wreszcie o swoje sprawy zadbać. Pieniądze były
potrzebne, musiałam kupić meble i różne rzeczy. Zaczęłam szukać w biurku książeczki PKO, aż mi serce z ciekawości biło - ile też mogło się tam naskładać? I o mało nie zemdlałam: była tam tylko moja pierwsza wpłata! Pół dnia płakałam, w głowie mi się nie mieściło, że ksiądz może tak człowieka skrzywdzić. Gdy wrócił ze szpitala, nie poznałam go: pół człowieka! Nie miałam sumienia go zostawić! A on ciągle powtarzał: "Marysiu, ja ci wszystko wynagrodzę". Przecierałam mu jarzyny, gotowałam zupki i kilka razy dziennie łyżeczką karmiłam. W oczach się zmieniał. Ale rodzina się zwiedziała, że na emeryturę idzie, więc zaczęli się zjeżdżać i brać, co się dało.
Siedział taki chudziut-ki w fotelu i dzielił: temu serwis, tamtemu obraz... Ja stałam z boku, bo mi kiedyś obiecał taki piękny krzyż, w sam raz do mojego nowego mieszkania. Ale dał go rodzinie. Ksiądz miał drogie obrazy, nawet z Krakowa przyjeżdżali i kupić chcieli.
Wreszcie zawiozłam księdza do domu księży emerytów. Zabrał trochę rzeczy, ja ze swoich tylko niektóre, bo nie miałam jeszcze kluczy od nowego mieszkania. Dalej w Chmielniku gospodarzyłam, ale do Kielc jeździłam odwiedzać księdza. Kiedyś pokazał mi zalakowaną kopertę, na niej było napisane "500 dolarów dla Marii Pi-skulak". "To dla ciebie Marysiu - powiedział - ale teraz ci nie daję, bo byś już do mnie nie przyszła,
a ja chcę, żebyś mnie czasem po ogrodzie na wózku powoziła". Boże, tak mi się przykro zrobiło, przecież ja i tak bym go odwiedzała! Wtedy dostałam już mieszkanie i kiedyś zabrałam od księdza trochę swoich drobiazgów. Zobaczyła to zakonnica. Ksiądz bardzo zakonnic nie lubił i powiedział do mnie: "Uważaj na nie!". I miał rację, bo na drugi raz już mnie do niego nie wpuściły, że niby taki chory...
Znałam sędzinę z Buska, znajomą księdza, dla mnie była bardzo dobra. Pojechałam do niej i powiedziałam, że mnie siostry nie wpuszczają, a mam tam swoje rzeczy, no i te dolary. Bardzo się zdenerwowała, obiecała pojechać do Kielc i wszystko wyjaśnić. I tak zrobiła, ale dzień wcześniej ksiądz zmarł... Kilka dni po pogrzebie poszłam do zakonnic i zapytałam o dolary. Zrobiły wielkie oczy: jaka koperta, jakie dolary? Potem odesłały mnie do księdza P. w kurii. "Nie było żadnych dolarów - krzyczał na mnie - co z pani za gospodyni była, że się przez tyle lat niczego nie dorobiła?" To prawda, byłam głupia
Temu księdzu to powiedziałam tak: "Ja podam księdza do sądu i ksiądz tam przysięgnie, że koperty z dolarami na oczy nie widział!". To on się nagle zmienił i powiedział, że siostry wzięły! Wie pan, że ja wtedy do samego biskupa dotarłam? Dał mi dwieście dolarów! Za 24 lata pracy!!! Dlaczego o tym mówię? Bo pragnę, żeby wszyscy wiedzieli, że oni mają mnie na sumieniu!
Wspomnienia księżej gospodyni, Marii Piskulak zanotował
RYSZARD PUCH
POKŁOSIE KONKURSU "MŁODZI DO PIÓR"
Mtodzi i wolni
M
ożna rzec, że "taki będzie Kościół katolicki w Polsce, jakie młodzieży chowanie". Kk z jednej strony zabiega o to, byśmy wiarę katolicką przejmowali "z mlekiem matki", z drugiej - od dawna stawia na liczbę wyznawców, a nie na to, by dogłębnie znali oni i rozumieli to, w co mają wierzyć.
Jednym z owoców tego jest fakt, że w społeczeństwie uważanym za katolickie, większość obywateli nie ma nic przeciwko zabranianym przez Kościół stosunkom przedmałżeńskim oraz stosowaniu zakazanych środków antykoncepcyjnych. Wśród młodzieży przyzwolenie dla tych praktyk jest większe niż wśród osób starszych. Wyznawanie nawet zupełnie sprzecznych z naukami kościelnymi tez nie wyklucza automatycznie z Kościoła katolickiego. Z tego związku wyznaniowego trudno jest obecnie wystąpić bez narażania się na kłopoty, co upodabnia go do niektórych tępionych przez niego sekt...
Co by się stało, gdyby nazywano katolikami tylko tych, którzy mają światopogląd katolicki? Czy młodzież polską można by uznać wtedy w większości za katolicką? Myślę, że nie. Twierdzę, że w warunkach demokracji i swobodnego dostępu do informacji, Kościołowi katolickiemu nie uda się zachować w Polsce dotychczasowego monopolu. Rzecz jasna, jeszcze bardzo długo
może istnieć i mieć znaczące wpływy, ale czas jego panowania nad umysłami mija. Obecna siła Kk bierze się z bałwochwalczego uwielbienia dla tradycji. Któż zaś ma odwagę w podważaniu tradycji, jak nie młodzi?! Wiek dojrzewania od dawna jest przez psychologów łączony ze sprzeciwem wobec zastanych autorytetów i z poszukiwaniem nowych, które jednak nie są przyjmowane tak bezkrytycznie. Erich Fromm w książce "Psychoanaliza a religia" pisze, że "kiedykolwiek religia sprzymierzyła się z władzą świecką, z konieczności stawała się autorytarna ". Bez wątpienia dotyczy to instytucji Kk. Autorytaryzm Kościoła przejawia się między innymi w jego dogmatyzmie - pewne twierdzenia uznaje za niepodważalne. Kościół hierarchiczny w oczach wielu młodych ludzi stawia się na z góry straconej pozycji. Młodzi ludzie, kwestionujący autorytet swoich rodziców i nauczycieli, nie uwierzą, że papież jest nieomylny... An-tydogmatyzm jest dla Kościoła katolickiego zabójczy, ale z pewnością sprzyja rozwijaniu tolerancji i dialogu pomiędzy ludźmi z różnych środowisk oraz bardziej świadomemu kształtowaniu własnego życia.
Z tych wywodów mogłoby wynikać, że młodzież dzięki naturalnym odruchom (jak bunt przeciw autorytetom) poradzi sobie sama z kościelną propagandą. Sytuacja jednak jest bardziej skomplikowana: już Fromm zauważył, że "propagatorzy tradycyjnych religii " często przedstawiają czarno-białą wizję świata (znów na podobieństwo zwalczanych przez Kościół sekt), wedle której "wybór jest jeden: albo religia, albo styl życia, którego sensem jest jedynie zaspokojenie naszych instynktownych popędów i materialny dobrobyt. Księża i pastorzy w myśl tych deklaracji mają być jedyną grupą zawodową czyniącą przedmiotem swojej troski duszę, jedynymi rzecznikami ideałów miłości, prawdy i sprawiedliwości". Innymi słowy: albo religia katolicka, albo "kultura śmierci". Uważam, że niebezpieczna dla psychiki młodego człowieka jest sytuacja, w której rozum buntuje się przeciw niedorzecznym dogmatom, a jednocześnie nie widzi możliwości zaspokojenia wyższych potrzeb - sensu życia, dobra czy sprawiedliwości. Kościół czerpie korzyści z tej sytuacji, piętnując świat pozostający poza jego granicami. Czy jednak rzeczywiście zdołał narzucić młodzieży swój model świata? Mogę mówić tylko za siebie: możliwe jest urzeczywistnianie uniwersalnych wartości poza tą instytucją i nadawanie sensu swemu życiu bez odwoływania się do jej nauk.
ANGELIKA KRUCZKOWSKA
KOLUMNA REDAGOWANA PRZEZ CZYTELNIKÓW
Nr 1
4 - 10 I 2002 r.
F^KTYn
INJ
LISTY OD CZYTELNIKÓW
15
LISTY
Lepsi od kobiet
Tu w Częstochowie, w parafii św. Stanisława bpa i męczennika, co roku proboszcz Kania grzmi, żeby opłatki tylko od parafialnych ministrantów kupować, bo inni roznosi-ciele to złodzieje. To w tej parafii, w rekolekcje wielkopostne 2000 r., rekolekcjonista, proboszcz z Olsztyna k. Częstochowy, grzmiał, że mężczyźni wszystko zawsze robią lepiej niż kobiety. Zastanawiałam się, czy jego nie urodziła kobieta, nie karmiła kobieta, nie wypielęgnowały ręce kobiety. Stąd u niego tylko nienawiść. A zebrany pełny kościół milczał, słysząc takie obelgi. I to była nauka dla kobiet właśnie. A co się dzieje w konfesjonałach na Jasnej Górze? Ulubiony temat pytań do petenta(tki) to seks, łóżko, pozycja, częstotliwość, środki antykoncepcyjne.
Anna Arno z Częstochowy
Raport z parafii
Jestem waszym stałym czytelnikiem i chcę podziękować za to, że piszecie prawdę i oświecacie ciemny naród Katolandu. Mieszkam w Strzelnie, kościół jest perłą zabytku na skalę europejską, ale miłościwie nam panujący ks. Otton Szym-ków (pojawiający się w waszych artykułach) usiłuje podczas remontu świątyni zabezpieczyć sam siebie, na ile może. Ostatnio całe miasto huczy od plotek, jakoby proboszcz sypiał ze swoim wikariuszem ks. Andrzejem. Obaj uczą religii w LO i lubią głaskać chłopców po głowach. Ksiądz Otton na próbach jasełek wyzwał niewinnego chłopaka od szmaciarzy, rzucił dziennikami, kopnął krzesło i wyszedł z klasy. Wcześniej zażądał podniesienia dzienników, lecz rezolutna dziewczyna z 2 klasy kopnęła je w jego stronę. Poza tym wszyscy w mieście wiedzą, że proboszcz obmacuje ministrantów, gdy ubierają się do mszy.
Stały czytelnik
Spęd do kopii
Jednak istnieje Rzeczpospolita Parafialną państwo wyznaniowe. Do parafii pw. Podwyższenia Krzyża (chyba był za niski) w Brzostku przywieziono jedną z krążących po naszym kraju kopii obrazu MB. Oczywiście w niedzielę 16.12.2001 r. na ruchliwej trasie Jasło - Pilzno (droga krajowa nr 992) zamknięto na ten czas ruch kołowy. Kawalkady, w której z wielką pompą przemieszczał
się obraz, pilnował radiowóz policyjny (czyżby "bohomaz" miał wielką wartość materialną?) upstrzony tandetnymi chorągiewkami. Podobno policja jest bezpartyjna...
Na mszy św. przy obrazie ksiądz biskup z Rzeszowa wygłosił agitkę polityczną, informując wiernych, że obecny rząd już obniżył pensje nauczycielskie o 200 PLN (a gdzie protestujący nauczyciele?!) i wręcz na-krzyczał na biednych brzosteckich parafian: "Na kogo głosowaliście 23 września, na ludzi nie wierzących w Boga!". Myślący parafianie stwierdzili, że nie po to przyszli do kościoła, by dostać opieprz.
Najśmieszniejsze było jednak to, że w poniedziałek obudziłem się "z ręką w nocniku", gdyż dzieci ze szkół w parafii Brzostek miały dzień wolny, a rodzice musieli być w pracy. Inne szkoły w gminie działały normalnie. Nieczynne były niektóre sklepy. Najbardziej jednak zacierali ręce właściciele sklepów, którzy nie posłuchali du-chow(n)ego polecenia, żeby nie otwierać w poniedziałek sklepów. Spęd ludzi do kopii "cudownego obrazu" spowodował większe zakupy w ich sklepach. Wikary
Dzięcioł i kruki
Witam i pozdrawiam całą redak-cję! Od niedawna jestem waszym czytelnikiem i od tego czasu (chociaż również jestem zdeklarowanym antyklerykałem) oczy szerzej mi się otworzyły! Ludzie mojej generacji (mam 25 lat), mieszkający w naszym ultrakatolickim Gdańsku, coraz częściej przejawiają taką postawę.
"FiM" poleciła mi moja matka, kobieta religijna, uczciwa i dobra, prawdziwa katoliczka nieskażona dogmatyzmem starszego pana z Watykanu. Moje doświadczenia w kontaktach z "chłopakami w spódnicach" wynikają często z racji wykonywanego przeze mnie zawodu (strażnik miejski) i chociaż w Ustawie o Strażach Gminnych stoi, iż Straż Miejska pełni służebną rolę wobec społeczności lokalnej, to nigdy nie odmawiam sobie tej przyjemności, aby sprowadzić "kruka" na ziemię, łapiąc takowego na popełnianiu wykroczenia (przeważnie drogowego). Podczas interwencji nieraz słyszałem tę bolesną prawdę, iż "mnie, księdza to wasze prawo nie obchodzi...", a podejmując zgodnie z obowiązkami i procedurą interwencję wobec "batmana" - "występuję przeciwko BOGU!!!". Ciekawe,
czy Bóg parkuje za zakazem zatrzymywania się i jakim modelem mercedesa jeździ? Chociaż wiem, że klecha i tak nie okaże mi dokumentu tożsamości (chociaż jest to jego obowiązek), a procedura wyraźnie mówi, co w takim wypadku mam robić (doprowadzić na policję w celu ustalenia tożsamości ujętego), to odpuszczam sobie, bo przeważnie dostaję od takiego propozycję tzw. przyjęcia dobra materialnego w celu odstąpienia od czynności służbowych. Wyobrażacie to sobie?! Dostać łapówkę od księdza?! Oczywiście biorę "wziąt-kę" od "czarnucha", chociaż od szarego obywatela w życiu nie wyciągnę złotówki, bo większość interwencji kończę pouczeniem.
Dzieci opowiedziały mi całą historię. Otóż na naukę przygotowującą do I komunii dzieci chodziły do kościoła w Ostrowcach, odległych od Brzostkowa około 8-9 km. Kiedyś na takiej nauce w kościele, ksiądz spytał dzieci: "Kto ma krewnych za granicą, niech podniesie rękę...". Zapisał nazwiska i powiedział: "Następnym razem macie przynieść do mnie adresy tych krewnych. Ja napiszę do nich listy, niech coś przyślą na fundację kościoła...". Dzieci przekazały tę wiadomość rodzicom. Co bardziej głupi chłop dał, ale niektórzy nie dali tych adresów, prawdopodobnie powiedzieli: "Co, jeszcze mu mało dajemy?!" Dzieci, które nie przyniosły adresów, ksiądz wypędził z kościoła i nie przyjął ich do komunii. Po powrocie wujka, opowiedziałem mu o tym. Pokiwał tylko głową i rzekł: "Ano wiesz, tak to u nas już jest...".
Jan Ciach z Warszawy
Kończąc, chciałbym jeszcze raz podziękować za wasze pismo. Proszę również o anonimowość - nie chcę stracić i tak marnej roboty, a za pieniędzmi do seminarium nie pójdę, bo mam swój honor.
Życzliwy (nie) wszystkim Strażnik Miejski
Komunia za adresy
Wiosną 1948 roku pojechałem na kilka dni do wsi Brzostków, gdzie wujek był kierownikiem siedmioklasowej szkoły, a ciotka była nauczycielką. Wujek oznajmił mi: "O, jak dobrze, że przyjechałeś, ciotka jest w szpitalu w Krakowie, muszę do niej pojechać, więc przez kilka dni będziesz za mnie prowadził lekcje". W czasie lekcji religii coś tam tłumaczyłem dziewczynce mówiąc: "Byłaś przecież u pierwszej komunii i wiesz, że...", ale dziewczynka zaprzeczyła: "Nie, proszę pana, ja nie byłam u pierwszej komunii, inni też nie byli". W ówczesnej, bardzo katolickiej wsi kieleckiej, brak I komunii to niemal klątwa kościelna. Okazało, że w klasie liczącej 25-30 dzieciaków, 7 czy 8 osób nie było u I komunii.
Co jest grzechem
Uśmiałem się jak norka, gdy w "FiM" nr 50/2001 przeczytałem w liście Renaty i Jana S. z Krakowa, że ich proboszcz określił czytanie "Faktów i Mitów" jako ciężki grzech i że nasz tygodnik jest plugawym i szatańskim pismem. Ja wiem, że jest odwrotnie - ten ma ciężki grzech, kto czyta i stosuje nauki katolickiej sekty i współpracuje z papieżem i klerem. Kiedy poznałem nauki Biblii, to się z nich dowiedziałem, kim jest papież i każdy ksiądz, i natychmiast podjąłem decyzję, że moje nogi nigdy mnie nie zaniosą na katolicką mszę. Po co miałbym grzeszyć? W tym kraju, jakby były właściwe władze, toby nie było katolickiej religii w szkole, zawartego konkordatu, ulg podatkowych i celnych dla tych religijnych instytucji. Ale w tym kraju teraz dochodzą do władzy ludzie, którzy bardziej boją się obłudników w sutannach niżeli Boga.
Kazimierz Pobłocki z Warszawy
Usługi pogrzebowe pastorów protestanckich
tel. (0-34) 35-33-061
BEZPŁATNIE
Lepper w roli trybuna
Politycy, namaszczeni strachem przez Leppera, przejmują jego styl, a on tylko dosadnie mówi prawdę. Rozdając razy na prawo i lewo, trafia w tak czułe punkty, że jedynym pragnieniem trafionych jest zniszczenie go. Polsce będącej obecnie na skraju ekonomicznej przepaści potrzebny jest taki trybun, bo co miało potrząsnąć skorumpowanymi politykami na centralnym i lokalnych szczeblach? To samo czyni na łamach "Faktów i Mitów" Roman Kotliński, obnażając zło dziejące się w łonie Kościoła.
Lepper nie konfabuluje. On tylko w nieparlamentarny sposób mówi prawdę i sam się swoich win nie wypiera. Nie ma go już w Radzie Starszych parlamentu. Sam świadomie spadł do roli posła, ale może przy okazji tej zawieruchy decydentom zadrżą ręce, zanim wyciągną je po brudne pieniądze.
Jerzy Kałucki z Gdańska
Kogo to obchodzi?
Przepracowałam ponad 29 lat w FSO. Od 7 miesięcy jestem na zasiłku. Po przejściu na emeryturę nie otrzymałam odprawy emerytalnej (nie przysługiwała mi). Obecnie mam 630 zł netto, wyłączony telefon, zadłużone mieszkanie, a wszystko dlatego, że zachorowałam i musiałam kupować leki. Zrobiła mi się wielka dziura w budżecie. Pytam, kogo to obchodzi? Konsekwencję ponoszę ja i nie widzę powodu, abym musiała zdychać za łobuzów, którzy do tego doprowadzili. Jako członek SLD aktywnie uczestniczyłam w kampanii wyborczej p. Millera, zbierałam podpisy. Dlaczego ludzie głosowali na SLD? Powodem tego była nadzieja na rozliczenie złodziei i postawienie ich przed sądem. Za bezrobocie, za głód, za nędzę, za ludzi wyrzuconych na bruk, za ruinę gospodarki i przemysłu. A przede wszystkim za kler: nienasycony, pazerny i bezkarny. Panie Miller, niech Pan się otrzą-śnie, bo kler, silny i hołubiony, tylko kopnie Pana i padnie Pan na kolana razem z nami.
Elżbieta Rak z Warszawy
Świecki mistrz ceremonii pogrzebowej
tel. 0-601-942-662
cena: 200 zł brutto + koszty dojazdu.
TYGODNIK FAKTY i MITY Redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Zbigniew S. Nowak, Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Henryk Rozenkranc; Dział reportażu: kierownik Ryszard Poradowski - tel. (0-42) 630-72-33; Redaktorzy: Adam Cioch, Jakub Kopeć, Jarosław Rudzki; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: Ewa Kotlińska
- tel./fax (0-42) 639-86-10; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-72-23; Adres redakcji: 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94; e-mail: faktyimity@faktyimity.pl; Wydawca: "BŁAJA News" Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Prezes Zarządu: Roman Kotliński; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze - do 25 lutego na drugi kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zl za jeden kwartał; b) RUCH SA - do 5 marca na drugi kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31,532-88-16,532-88-19,532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-/kwartat; 227,-/pót roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-Awartał; 255,-/pót roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-Awartał 313,-/pót roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hubsch & CO., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326.4. Dystrybutorzy w USA: New York - European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago - J&B Distributing co., tel. (773) 736 6171; Lowell International co., tel. (847) 439 6300.5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga - Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726
Styczeń Luty
Marzec
1 Wt
2 Śr
3 Cz
4 Pt
5 So 6CN
7 Pn
8 Wt
9 Śr
10 Cz
11 Pt
12 So 13N
14 Pn
15 Wt
16 Śr
17 Cz
18 Pt
19 So
20 N 2i3Pn
22 Wt
23 Śr
24 Cz
25 Pt
26 So
27 N 28Pn
29 Wt
30 Śr
31 Cz
Mieszka, Mieczysława Izydora, Makarego Genowefy, Danuty Tytusa, Angeliki Hanny, Emiliany

Marii, Mirosława
[Pn Andrzeja,Weroniki Wt Agaty, Adelajdy
Juliana, Lucjana Seweryna, Mścisława
Honoraty, Mat/Idy
Grety, Arkadiusza, Czesławy
Bogumiły, Weroniki
Piotra, Żakliny Apolonii, Eryki Elwiry, Jacentego Marii, Lucjusza
bietl
Antoniego, Rościsława
Henryka, Mariusza Fabiana, Sebastiana
LUlUIfff IIUUŁHIJIWIŁU
Grzegorza, Katarzyny Cyryla, Metodego Jowity, Faust/na Danuty, Julianny Donata, Sylwina Symeona, Konstancjusza Arnolda, Konrada Leona, Ludmiła Eleonory, Fortunata Marty, Małgorzaty Romany, Damiana
1 Pt Antoniny, Radosława
2 So Heleny, Halszki, Henryki
3 N Maryny, Kunegundy
4 Pn Łucji, Kazimierza
5 Wt Adriana, Fryderyka, Oliwii 6CŚr Róży.Jordana
7 Cz Pawła, Tomasza
8 Pt Beaty, Wincentego
9 So Katarzyny, Franciszki
10 N Cypriana, Marcela
11 Pn Ludostawa, Konstantego
12 Wt Bernarda, Grzegorza
13 Śr Bożeny, Krystyny 14 Cz Leona, Matyldy 15 Pt Longina, Klemensa
I 16 So Izabelii, Oktawii, Herberta
117 N Patryka, Zbigniewa
18 Pn Cyryla, Edwarda
19 Wt Józefa, Bogdana
20 Śr Klaudii, Eufemii
21 Cz Lubomira, Benedykta, Filemona
22 3 Pt Katarzyny, Bogusława
23 So Pelagiusza, Oktawiana
24 N Mar,
Pawła, Miłosza, Tatiany Paula, Polikarpa
28 Cz
Gabriela, Anastazji Romana, Makarego
Zdzisława, Franciszka Macieja, Martyny Marceli, Ludwiki
25 Pn Marioli, Wieńczystawa
26 Wt Larysy, Emanuela
27 Śr Lidii, Ernesta 28Cz Anieli, Sykstusa
29 Pt Helmuta,Bertolda
30 So Anieli, Kwiryna
31 N
Gabriela 'I 24 Śr Horacego,Fidelisa
Kwiecień
11 Pn Teodory, Hugona, Grażyny
2 Wt Władysława, Franciszka
3 Śr Ryszarda, Pankracego
4CCZ Izydora, Wacława
5 Pt Ireny, Wincentego
6 So Izoldy.Celestyny, Kornelii
7 N Rufina, Donata, Hermana
8 Pn Cezaryny, Dionizego
9 Wt Mai, Dymitra
10 Śr Michała, Makarego
11 Cz Filipa, Leona
12 Pt Juliusza, Lubostawa, Iwana
13 So Przemysława, Hermenegildy I 14 N BerenM, Waleriana
15 Pn Ludwiny, Wactawy
16 Wt Kseni,Cecyliany,Bemadetty
17 Śr Rudolfa, Roberta
18 Cz Bogusławy, Apoloniusza
19 Pt Adolfa, Tymona, Pafnucego 203So Czesława, Agnieszki
21 N Anzelma, Bartosza
22 Pn Kai, Leonii, Łukasza
23 Wt Jerzego, Wojciecha
fanie
25 Cz Marka, Jarosława
26 Pt Marzeny, Klaudiusza 27 So Zyty, Teofila
N
Rity, Piotra, Angeliny 10 Wt Mariana, Katarzyny
Maj
1 Śr
2 Cz
3 Pt 4CSo
5 N
6 Pn
7 Wt
8 Śr
9 Cz
10 Pt
11 So 12@N
13 Pn
14 Wt
15 Śr
16 Cz
17 Pt
18 So 193N
20 Pn
21 Wt
22 Śr
23 Cz
24 Pt
25 So 26 N
27 Pn
28 Wt
29 Śr
30 Cz
31 Pt
Czerwiec
Józefa, Jeremiasza 1 So Jakuba, Gracjana, Hortensji
Zygmunta, Anatazego 2 N Erazma, Marianny, Marzanny
Marii, Antoniny 3CPn Leszka, Tamary
Moniki, Floriana 4 Wt Karola, Kwiryny
Judyty, Juranda, Ditty 5 C Śr Waltera, Bonifacego
Ireny, Waldemara 6 Cz Norberta, Laurentego
Gizeli, Ludmiły 7 Pt Roberta, Wiesława
llzy, Stanisława, Lizy 8 So
"iel 9 N 10 Pn
lgi,Miry,Mirandy 11 Wt Barnaby, Radomifa
Pankracego, Domiceli 12 śr Janiny, Onufrego
Serwacego, Roberty 13 Cz Lucjana, Antoniego, Gracji
14 Pt Elizy,Bazylego
15 So Wita, Jolanty, Wioli
116 N Aliny, Benona,Anety
17 Pn Laury, Adolfa
183Wt Marka, Elżbiety
19 Śr Gerwazego, Protazego
20 Cz Diny, Bogny
Wiktora, Kryspina 21 Pt Alicji, Alojzego
Heleny, Wiesławy, Horny 22 So Paulina, Rawiusza
Iwony, Dezyderiusza 23 N Wandy, Zenona
Joanny, Zuzanny, Mileny 24 Pn Jana, Danuty
Grzegorza, Magdy 25 Wt Łucji, Wilhelma, Albrechta
Filipa, Pauliny, Eweliny 26 Śr Jana, Pawła
27 Cz
Zofii, Nadziei, Berty Andrzeja, Jędrzeja Paschalisa, Sławomira Eryka, Aleksandry lwa. Piotra
ań nic:
28 Pt Leona,
29 So Piotra, Pawła
Teodozji, Magdaleny Feliksa, Ferdynanda Anieli, Petroneli,
i
Lipiec Sierpień Wrzesień
1 Pn Haliny, Mariana 1CCz Nadii, Justyna
Październik
2CWt 3 Śr
Cz
Pt
6 So
7 N
8 Pn
9 Wt 10@Śr
11 Cz
12 Pt
13 So
14 N
15 Pn
16 Wt 173Śr
18 Cz
19 Pt
20 So
21 N
22 Pn
23 Wt 24Śr
25 Cz
26 Pt
27 So
28 N
29 Pn
30 Wt
31 Śr
Jacka, Anatola Odona, Malwiny Karoliny, Antoniego Gotarda, Dominiki Estery, Ewalda, Metody Edgara, Elżbiety, Prokopa Lukrecji, Weroniki Sylwany, WHalisa Olgi, Kaliny, Benedykta

Irwina, Margarety, Sary Ulryka, Marcelina Henryka, Włodzimierza Mańki, Benhy
Ahredy, Wodzislawa, Wincentego Czesława, Hieronima
Kingi, Krystyny
Walentyny, Krzysztofa, Jakuba Anny, Mirosławy, Grażyny Lilii, Aurelego Aidy, Marceli
Julity, Ludmiły Ignacego, Ludomiry
2 Pt Kariny, Gustawa, Alfonsa
3 So Udu, Augusta
4 N Dominika, Protazego
5 Pn Oswalda, Stanisławy
6 Wt Stawy, Jakuba
7 Śr Doris, Kajetana, Donaty 8Cz Cyriaka, Emiliana
9 Pt Romana, Romualda
10 So Borysa,Filomeny
11 N Ugii, Zuzanny
12 Pn Klary, Lecha
13 Wt Diany, Hipolita
14 Śr Alfreda, Maksymiliana 153CZ Marii, Napoleona, Stelli
16 Pt Rocha, Joachima, Stefana
17 So Mirona, Anity
18 N Ilony, Bronisława
19 Pn Juliana, Bolesława
20 Wt Bernarda, Sobiestawa
21 Śr Joanny,Kazimiery 22Cz Zygfryda, Cezarego
23 Pt Filipa, Apolinarego
24 So Jerzego, Bartłomieja, Maliny
25 N Luizy, Ludwika
26 Pn Marii, Sandry
27 Wt Józefy, Moniki
28 Śr Patrycji,Wyszomira,Adeliny
29 Cz Jana,Sabiny
30 Pt Róży,Gaudencji
31 L So Ramony, Rajmunda
2 Pn
3 Wt
4 Śr
5 Cz
6 Pt 7So
9 Pn
10 Wt
11 Śr
12 Cz 133 Pt
14 So
15 N
16 Pn
17 Wt
18 Śr
19 Cz
20 Pt
21 So
22 N
23 Pn
24 Wt
25 Śr
26 Cz
27 Pt
28 So 29CN 30 Pn
Izabelii, Szymona Idy, Lilianny, Rozalii Doroty, Wawrzyńca
Reginy, Ryszardy
Marii, Adrianny, Klementyny
Łukasza, Mikołaja Jacka, Dagny Gwidona, Radzimira
Roksany, Bernarda, Rozanny Albina, Nikodema, Lolity Edyty, Kornela, Kamili Franciszka, Hildegardy Irmy, Stanisława, Stefanii Januarego, Konstancji Eustachego, Faustyny Jonasza, Mateusza Tomasza, Maurycego
Gerarda, Teodora Amelii, Kleofasa Justyny, Cypriana
Luby, Wacława Michała, Michaliny Wery, Honoriusza, Sonii
1 Wt
2 Śr
3 Cz
4 Pt 5So
6 N
7 Pn
8 Wt
9 Śr
10 Cz
11 Pt
12 So 133N
14 Pn
15 Wt
16 Śr
17 Cz
18 Pt
19 So
20 N 21Pn
22 Wt
23 Śr
24 Cz
25 Pt
26 So
27 N
28 Pn 29CWt
30 Śr
31 Cz
Listopad Grudzień
1 Pt 1 N
Teresy, Heliodora, Józefy Rozalii, Edwina, Manfreda Igora, Flawii
Artura, Brunona, Fryderyki Marii, Marka
2 So
3 N 4Pn
Bohdany, Tobiasza Sylwii, Huberta
Arnolda, Dionizego, Sybilli Pauliny, Franciszka Emila, Aldony Eustachego, Maksymiliana Geralda, Edwarda Uwii, Kaliksta Teresy, Jadwigi Gawła, Florentyny Wiktora, Marity Juliana, Łukasza Piotra, Ziemowha
Wt
Śr
Cz
Pt
So
Elżbiety, Sławomira, Zachariasza Feliksa, Leonarda
Urszuli, Hilarego Przybyslawy, Kordiana Marleny, Seweryna Rafała, Marcina
Iwony, Sabiny Szymona, Tadeusza Euzebii, Wioletty Zenobii, Przemysława Urbana, Satumina
10 N 113Pn
12 Wt
13 Śr
14 Cz
15 Pt
16 So
17 N
18 Pn
19 Wt
21 Cz
22 Pt
23 So
24 N
25 Pn
26 Wt 27CŚr
28 Cz
29 Pt
30 So
\iGWBf3f tiaundno
Ursyna, Teodora, Anatolii Leny, Ludomira
Renaty, Witolda
Gertrudy, Edmunda, Marii Salomei, Grzegorza, Zbysława Romana, Klaudyny Elżbiety, Seweryny Anatola, Sędzimir, Janusza, Konrada Marka, Cecylii Adeli, Klemensa Flory, Emmy Erazma, Katarzyny Delfiny, Sylwestra
Andrzeja, Maury
2 Pn Balbiny, Wiwianny
3 Wt Franciszka, Ksawerego
4Śr Barbary, Krystiana
1 5 Cz Saby, Kryspiny
6 Pt Mikołaja, Jaremy, Leontyny
1 7 So Marcina, Ambrożego
8 N Marii, Wirginii
9 Pn Wiesława, Leokadii, Nataszy
10 Wt Julii, Danieli
113Śr Damazego, Waldemara
12 Cz Dagmary, Aleksandra, Ady
13 Pt Łucji, Otylii
14 So Alfreda, Izydora
15 N Niny, Celiny, Krysoany
16 Pn Albiny, Zdzisławy
17 Wt Olimpii, Łazarza
18 Śr Gracjana, Bogusława
19Cz Gabrieli, Dariusza
20 Pt Bogumiły, Dominika, Zefiryny
21 So Tomasza, Tomislawa
22 N Zenona, Honoraty
23 Pn Wiktorii, Sławomiry
24 Wt Adama, Ewy
25 Śr boże narodzenie
26 Cz Dionizego, Szczepana
27CPt Jana, Zanety, Fabioli
28 So Teofili, Godzistawa
29 N Dawida, Tomasza
30 Pn Rajnera, Eugeniusza
31 Wt Melanii, Sylwestra
IMP
Daty ważne dla:
klerykalów,
- n doczny) @) - p (?~ atnia kwadra "4 - pierwsza kwadra
Liga Patologicznych Rodzin
INDEKS 356441 ISSN 1509-460X
FAKTY
i ii
http://www.faktyimity.pl
TYGODNIK NIEKLERYKALNY
Nr 2 (97) 11 -17 stycznia 2002 r. Cena 2 zł (w tym 7% VAT)
Dzieci n ofiarę
Dzieciom z wrodzonymi wadami serca nie wolno rodzić się w Bydgoszczy. Malcom kategorycznie zabraniamy też ulegać wypadkom w tym mieście, gdyż ostatnio - z powodu braku pieniędzy - zlikwidowano tam Klinikę Chirurgii Dziecięcej, ratującą zdrowie i życie najmłodszym. Natomiast wszyscy wierzący, że dzieci umierają, "bo Bóg tak chciał", znajdą w mieście nad Brdą swoje miejsce. Tu bowiem - z nadmiaru forsy - powstaje gigantyczna bazylika pw. św. Wincentego a Paulo. Święty - twórca "Caritasu" - zakładał, a nie likwidował szpitale, więc teraz przewraca się w grobie, patrząc na niedolę maluczkich.



......v
Śrr--
r.
H
- Ił , Ś . N
11.".
Ś1 .. !] U
ri n *
U 11 II Ś it >]
_j_


Ś Ś
ŚŚŚ T?T7 WYM
UIJBIIII
_
ii.
100 000 PLN za nocleg Papy
Wy


i
Czytelniku! W bezsenne noce marzysz zapewne, aby choć raz spędzić noc w najdroższym hotelu świata: w jakimś Ritzu, w jakiejś Waldorff Asto-rii. Wcale jednak nie musisz tam jechać. Najdroższy na Ziemi hotel znajdziesz w Chojnicach. Wybudowano go oczywiście dla naszego papieża. A teraz... zamieniono na ru-
pieciarnię.
OStr. 7
Trudne pytania
Rozpoczynamy druk poradnika dla młodzieży znużonej lekcjami religii. Możecie teraz do woli podłamywac waszych katechetów i stawiać ich do kąta...
3Str. 13
KSIĄDZ NAWRÓCONY
FAKTYn
FAKTY
POLSKA Drugi najbardziej znany (ale z tej dobrej strony) polski ewangelik zawodzi ostatnią nadzieję rodaków. Adam Małysz, który jeszcze przed miesiącem nie mógł wylądować, przegrał z Niemcami pod Bischofshofen. Dzięki temu gwiazda Białego Ojca świeci jeszcze jaśniej!
WARSZAWA Rada Programowa Telewizji Polskiej nagrodziła katolicki program dla dzieci "Ziarno" za to, że najlepiej realizuje misję nadawcy publicznego. Zdaniem Rady program ten pokazuje "dobro w sposób mądry i piękny", choć naszym zdaniem zwyczajnie podaje dzieciom do wierzenia katolickie prawdy wiary. Doprawdy, trudno wyjść z podziwu nad absurdalnością takiej decyzji, w której pomylono nadawcę publicznego z katolickim, a korzystającym z telewizji państwowej. Kandydatem do tej nagrody był również ortodoksyjnie katolicki program "Fronda". To może trzeba było od razu przyznać nagrodę episkopatowi?
LUBLIN Arcybiskup Życiński, powołał do życia Dzieło Pomocy Rodzinom Bezrobotnym. Inicjatywa polega na tym, że parafie będą kontaktować ze sobą rodziny ubogie z rodzinami, które chcą im okazać pomoc. W zachęcaniu do dobroczynności nie byłoby oczywiście nic złego, gdyby nie fakt, że hierarchia kościelna bez zażenowania wyciąga od państwa corocznie ogromne sumy. Biedniejące m.in. wskutek tego państwo nie może skutecznie pomóc potrzebującym. A teraz Życiński, będzie pomagał ubogim pieniędzmi zamożniejszych rodzin! Jak Życiński z kolegami przyjdą do Miłłera po kasę z budżetu, niech ich też odeśle do bogatszych, np. Niemców.
KATOWICE "Ubóstwo i udręki życia nie przeszkadzają świętości. Wręcz przeciwnie: są wezwaniem do całkowitego zaufania Bogu i mężnego pokonywania trudności". Tak sobie kpi z ubogich wiernych arcybiskup Katowic, Damian Zimoń. Wskazuje jako wzór Świętą Rodzinę, która "żyła w ubóstwie, na marginesie ówczesnego życia gospodarczego i społecznego". Sam arcybiskup, właściciel największego pałacu w Katolandzie ("FiM" nr 51-52), z jakiegoś powodu nie chce iść w ślady swego mistrza. Teraz już wiemy, do czego zmierzała polityka Buzkorządu - wpędzenie milionów ludzi w nędzę służyło ich uświęceniu.
CZĘSTOCHOWA W miniony wtorek przed sądem rejonowym odbyła się kolejna rozprawa Ryszarda Matuszewskiego, przywódcy Bractwa Zakonnego Himawanti, oskarżonego m.in. o zamiar... wysadzenia w powietrze Jasnej Góry. O sprawie pisaliśmy obszernie w "FiM" nr 10/2000. Rozprawa miała toczyć się z wyłączeniem jawności. Przeciwko takiej decyzji sądu zaprotestowali licznie przybyli zwolennicy Matuszewskiego. Nie pomogła interwencja wezwanej przez sędzinę policji. Publiczność odmówiła opuszczenia sali. W tej sytuacji proces przerwano. Termin kolejnej rozprawy nie jest znany. Po Szwedach i komunistach przyszła kolej na "sekciarzy". Wróg nie śpi...
EUROPA Mieszkańcy 13 (łącznie z Watykanem) krajów naszego kontynentu mają już wspólną walutę. Euforia udzieliła się także szefowi Watykanu, tysiące jego podobizn na monetach eu-ro emitowanych przez jego kraj krążą już po Europie. Ach, gdyby mogli przewidzieć to faryzeusze! Zapędziliby Jezusa w kozi róg, pokazując mu bilon z nowym cesarzem.
WATYKAN Oderwani od rzeczywistości urzędnicy kurialni przekraczają wszelkie granice śmieszności. Szef Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny (sic!) Sakramentów, kardynał Jor-ge Medina Esteves (z Opus Dei) oświadczył, że biskupi nie mają prawa zmusić swoich księży do dopuszczenia kobiet do posługi ministranta, na co Watykan wyraził zgodę w 1994 r. Niektórzy księża tak widocznie są przywiązani do chłopców, że nie mogą strawić widoku ministrantek przy ołtarzu. Esteves podkreśla, że "ze szlachetnej służby liturgicznej chłopców rodzi się wiele powołań kapłańskich".
Kobiety też powinny rodzić powołania, i to fizycznie, ale niekoniecznie w świątyniach.
NIEMCY Sąd Administracyjny w Monachium wydał bezprecedensowy wyrok zezwalający na zdjęcie krzyża w jednej z bawarskich szkół publicznych. Bawaria jest najbardziej katolicką częścią Niemiec i jednym z najbardziej konserwatywnych regionów Europy. Sąd uznał zasadność skargi jednego z nauczycieli, członka Związku Wolnomyślicieli. Uważa on, że krzyż wiszący w klasie narusza jego prawa obywatelskie. Mimo histerycznej nagonki władz kościelnych i prawicowych polityków, sąd podjął odważną decyzję o ochronie praw jednostki. W polskich szkołach też nie brakuje wolnomyślicieli, ale żaden nie chce stracić roboty...
ROSJA Z ostatnich, przeprowadzonych tuż przed prawosławnym Bożym Narodzeniem, sondaży wynika, że aż 80 proc. mieszkańców tego kraju to osoby wierzące. Ale tylko 4 proc. z nich uważa za stosowne chodzić regularnie na nabożeństwa do miejsc kultu. Mimo powszechnie deklarowanej pobożności, Rosjanie, w większości prawosławni, nie uważają duchowości za coś istotnego. Najważniejsze są dla nich - rodzina, zdrowie i pieniądze. Niewielka ilość praktykujących może mieć inną przyczynę -prawosławne nabożeństwa trwają ok. 3 godzin...
11 - 17 I 2002 r.
KOMENTARZ NACZELNEGO
Sprawdzian z Ewangelii
Zal mi Leszka Millera, bo chłop ma łeb na karku i chce dobrze. Dobrze też zaczął, ale poznamy - zwłaszcza jego - po tym, jak skończy. Ci, którzy twierdzą, że Miller nie powinien porównywać obecnej sytuacji kraju ze stanem w 1989 roku, mają rację, a nawet się mylą. Zwłaszcza ci z tzw. obozu posierpniowe-go utrzymują, jakoby to ówczesny rząd Mazowieckiego wyprowadził kraj z otchłani irracjonalnej komuny na kapitalistyczną prostą. Rząd Millera działa według nich w o wiele lepszej, bo "uzdrowionej" rzeczywistości gospodarki rynkowej. Rzeczywiście, nie ma co porównywać. Wówczas Polska była krajem średnio zamożnym, choć zacofanym technologicznie i skrzywionym systemowo. Teraz, niby system jest już poprawny, ale za to kraj nie był tak biedny od czasu wczesnego Go-mułki! Sytuacja jest więc znacznie gorsza. Trzynaście lat temu Polska miała do sprzedania i sprzedawała banki, koncesje i najbardziej dochodowe gałęzie przemysłu. Polacy trzymali w skarpetach kilkanaście miliardów dolarów gromadzonych przez lata w obawie przed wymianą złotego, dewaluacją czy inflacją. Było więc z czym zaczynać. Było za co dokonywać ustrojowe przemiany, budować i modernizować sektor państwowy, tworzyć prywatny. Tę dziejową szansę zaprzepaściły kolejne plany Balcerowicza, a w szczególności studzenie przez niego gospodarki, która właśnie się rozgrzewała. Wojny na górze, z braku innych umiejętności rozniecane przez prezydenta Wałęsę, destabilizowały państwo. Ludzie zaczęli się zniechęcać, i to był początek równi pochyłej. Teraz jesteśmy na jej dolnej krawędzi, a pod nami zieje ogromna dziura budżetowa, której nie wypełnią już ani dolary z prywatyzacji, ani tym bardziej zaskórniaki Polaków, bo ich nie ma. Dotacje z Unii Europejskiej może i pozwolą wybudować parę oczyszczalni i autostrad, ale nie postawią na nogi nie-doinwestowanej, zapóźnionej technologicznie gospodarki.
Jakże łatwo jest w takiej sytuacji wieszać psy na tym, który rządzi, zapominając o tych, którzy do tego wszystkiego doprowadzili. Pozycja krytyka nta jest zawsze najwygodniejsza, ale w przypadku, kiedy pierwszy od lat kompetentny rząd walczy rozpaczliwie o - jak się wyraził Jerzy Urban - "posprzątanie kupy po Buzku" takie krytykanctwo (nie mylić z konstruktywną krytyką) może pogłębić zniechęcenie narodu, podczas gdy właśnie potrzebna jest ogólnonarodowa konsolidacja. Tylko ci, którzy swoją wiarą przenoszą góry, mają prawo tego samego oczekiwać po premierze Millerze, i to zaledwie parę miesięcy po objęciu przez niego urzędowania. Niestety, od początku października kilkanaście procent Polaków wycofało swoje poparcie dla poczynań rządu. Choć należało się tego spodziewać, to jednak spróbujmy wyobrazić sobie, co by było, gdyby wybory wygrała i rząd utworzyła AWS do spółki z UW. Argentyna ma trochę więcej ziemi do sprzedania niż Polska, choć może Niemcy lepiej by zapłacili... Kolejne miesiące (bo już nie lata) sprawowania władzy przez solidaruchów znalazłyby niewątpliwie swój finał przed obrazem jasnogórskim, gdzie ciągle uśmiechnięty Buzek z Marianem, leżąc krzyżem, dokonywaliby następnego aktu zawierzenia i czekali na cud. Oczywiście, o totalną zapaść obwiniono by Żydów, masonów i postkomuchów, na czele z opozycyjną SLD. Księża z ambon nawijaliby swoim wiernym o karze za grzechy pornografii, aborcji i eutanazji, zaś miejsca w kolejnym parlamencie podzieliłyby pomiędzy siebie Samoobrona i Rydzyk. Później ratowałby nas już tylko koniec świata.
Nie zgadzam się z Jerzym Urbanem, który twierdzi, że Miller nie powinien przemawiać do narodu, tłumacząc, w jak ciężkim położeniu znalazł się kraj po (nie)rządach Buźka. Trzeba mówić
N
0 konieczności wyrzeczeń, o trudnej, ale niezbędnej
1 jedynie słusznej drodze, pozytywnym końcu. W parze z tłumaczeniem muszą iść jednak bardziej stanowcze rządy. Miller zdobył władzę, ponieważ był postrzegany jako silny człowiek, żelazny kanclerz. Polacy ciągle tej siły od niego oczekują! Nie czas jeszcze na radosny tryumf demokracji, w to mogą się bawić panowie z Unii Europejskiej. Polsce potrzeba mądrego, twardego premiera wodza, na miarę Pił-sudskiego, socjalisty i antyklerykała zresztą. Trzeba też owemu wodzowi dać więcej władzy, niż ma dotychczas. Obecny rząd, aby mógł sprawnie rządzić, musi mieć wolne ręce, wiązane teraz i przytrzymywane przez Radę Polityki Pieniężnej, NIK, samorządy i inne okopane mateczniki poprzedniej ekipy. Tylko taki rząd i taki premier ma szansę przeskoczyć dziurę i odbić Polskę od dna. Tylko pod takim silnym wodzem możemy zwyciężyć. Naród musi się wokół niego skonsolidować, co wymiernie przyspieszy wyjście na prostą.
ie stanie się to jednak, dopóki będziemy widzieli przykłady jawnej niesprawiedliwości społecznej, bezkarność aferzystów i złodziei - bezsilność własnego państwa. Najwyższy czas złożyć na ołtarzu ogłupianego, manipulowanego, chorego polskiego narodu ofiarę z jego największego pasożyta - Kościoła rzymskokatolickiego. Sam chętnie rozdałbym połowę swojego majątku ubogim, gdyby to samo musieli uczynić biskupi, mieszkający w przepychu pałaców, opływający w ogromne, niezasłużone bogactwa. Cóż by się stało, gdyby te bogactwa przeznaczyć na mizerny fundusz opieki społecznej, a na plebaniach i w świątyniach dokarmiać biedaków i bezdomnych, ginących teraz na mrozie? STAŁABY SIĘ EWANGELIA, którą głoszą, lecz nie wypełniają rzymscy faryzeusze. Przecież majątki kościelne, łącznie ze świątyniami, nie należą do Wa-tykańczyków, lecz do Polaków, bo to oni przez wieki na nie łożyli i je pomnażali. Oto w czasie, gdy wszyscy zaciskają pasa, kilka milionów ludzi nie ma co włożyć do garnka, a dzieci mdleją z głodu w szkołach - buduje się podniebne bazyliki kapiące od złota, kler zaś żyje ponad stan, ciesząc się nadzwyczajnymi przywilejami. To się musi skończyć, i to natychmiast!!!
Wiem, co to jest polityka i konwenanse. Zdaję sobie sprawę, że w Polsce żyją nie tylko antyklerykałowie. Mogę przeboleć, iż - póki co - polski premier Katolandu odwiedza papieża Polaka. Choć zapraszanie "Dostojnego Gościa" na koszt piszczącego z biedy narodu, w czasie największego od lat kryzysu, zdecydowanie nie było konieczne. Układanie się z Kościołem, wiara w lojalność i poleganie na sile oddziaływania papieży zgubiło w historii już całe zastępy cesarzy, królów i innych mężów stanu. Teraz Miller chce reklamować Polakom Unię Europejską, zaprzęgając do tego katolicką propagandę na czele z jej szefem. Papież, owszem ,przyjedzie i zareklamuje, jeśli będzie to w interesie jego firmy. Kościół bowiem jeszcze nic nikomu nie dał za darmo. Warto żeby co niektórzy to sobie uświadomili i policzyli czy gra jest warta świeczki, a nie jest.
Jeżeli premier Miller, którego dotąd ceniłem i podziwiałem, nie podejmie działań w kierunku ograniczenia wpływów i przywilejów kleru - nie może liczyć na poparcie moje i milionów ludzi myślących podobnie. Pozostanie mu tylko czekanie na katolicki cud, a wiemy już, jak to się kończy.
JONASZ
Nr 2 (97^
11 - 17 I 2002 r.
F^KTYn
INJ
ZAMIAST SPOWIEDZI
Dworzec Łódź Kaliska. Wieczór. Na zewnątrz - 15C. Wewnątrz niemal upał, bo + 5C. Podróżujący czekają na pociągi, patrzą na rozkłady jazdy, kupują bilety, jedzą kanapki, piją kawę, bacznie zerkając na swoje bagaże. Ale są tu też inni. Tacy, co to nie dbają ani o bagaż, ani o bilet. Nie ściskają w ręku szczęśliwego kamyka, bo nie mają już nadziei. Przyszli na dworzec, żeby się ogrzać. I dzięki temu przeżyć jeszcze jeden dzień. Jest ich tu kilkunastu, niektórzy siedzą na ławkach, inni szukają cieplejszych miejsc. Podchodzę do mężczyzn, którzy stoją pod ścianą i grzeją się przy kaloryferach. Przedstawiam się.
- Cholernie dziś zimno. Jak sobie radzicie?
- Jak? Nijak. Sporo osób zmarło już tej zimy i ciągle umierają kolejni. Wczoraj przyszedł czas na nich, a dziś może na kogoś z nas. To chyba najgorszy dworzec w Polsce. Prawie wcale nie grzeją. Pewnie po to, aby wykurzyć stąd bezdomnych...
- Wyganiają was stąd?
- Teraz już mniej. Kiedyś przepędzali nas sokiści. Policja na szczęście się nie wtrąca. Może mają więcej serca?
- Od jak dawna jesteście bezdomni?
- Od czterech, pięciu lat. Mnie żona wyrzuciła z mieszkania, kolega nie miał na czynsz, więc wiadomo... ulica. Nikt z nas nie jest bezdomny, bo tak chciał. Tak wyszło. Wszyscy z konieczności, z zrządzenia parszywego losu. Teraz Łódź Kaliska jest naszym domem.
- Co jecie? Chodzicie do jakichś darmowych jadłodajni?
Ślepy tor
Na tej stronie "FiM" pojawiają się zawsze
wywiady z ważnymi ludźmi. Nie inaczej jest
i dziś. Nasz dziennikarz rozmawiał z osobami
obecnie najważniejszymi, na które powinna być
teraz zwrócona uwaga wszystkich - zwłaszcza
decydentów. A nie jest! Rozmawiał
z marznącymi z zimna bezdomnymi.
- Na obiady robimy zrzutki. Każdy coś dokłada. Jeden więcej, inny mniej. Ile kto może. Poza tym chodzimy na obiady we wtorki, czwartki i soboty do zielonoświątkowców.
- A dlaczego nie pójdziecie przenocować gdzieś do schroniska, np. do "Brata Alberta"?
(machnięcie ręką) - Byłem tam kilka dni. Przyjmują każdego, ale ja tam już więcej nie pójdę.
- Dlaczego?
- Wie Pan... Nie zostało nam już nic. Nic... poza wolnością, a tam jest prawie jak w więzieniu. Żeby wyjść, trzeba uzyskać zgodę i zapisać się w zeszycie. Podać godzinę powrotu. Tak jakbyśmy byli dziećmi.
- Jednak utrzymujecie się głównie z żebrania?
- My? Skąd?! Dobrzy ludzie sami tu przychodzą. Przed świętami dawali nam paczki, dużo fajnego jedzenia. Zima to jest tragedia, najgorsza pora roku. Gdyby nie ci ludzie, trudno byłoby przeżyć.
- Jacy to są ludzie? Dobrze ubrani, bogaci?
- Coś Pan! To są zwykłe ludziska, kobiety i mężczyźni; niewiele chyba bogatsi od nas. Takich, co to jeżdżą brykami i pachną fiołkami, tutaj się nie spotyka wcale. Interesów pilnują.
- A Kościół wam choć trochę pomaga?
- Kościół? Kościół jest bogaty, ale jeszcze nikt od nich się nie pojawił. Widocznie jest tu za zimno, a wielu z nas nie pachnie zbyt ładnie i nic nie dajemy na tacę.
- Więc co... żyjecie z dnia na dzień?
- No tak... Co zrobić...
- Co robić? Tyle jest organizacji i fundacji, które powołane są po to, aby wam pomagać...
- Panie, k..., to wszystko jest dla picu i dla prasy. Pan za rozmowę z nami dostanie kasę, a my jak zwykle gówno.
- Co robiliście "w poprzednim życiu"?
Nasi zziębnięci rozmówcy
- Ja pracowałem 35 lat. Byłem kierownikiem składnicy maszyn i narzędzi rolniczych.
- Ja byłem nauczycielem w podstawówce.
- A ja kierowcą. Jeździłem po Polsce i całej Europie. Pozwalnia-li ludzi. Ustrój się zmienił... pech życiowy...
- Jak nikt wiecie, co to jest bezdomność. Macie pomysł, jak jej zaradzić?
- Kiedyś nawet o tym rozmawialiśmy. Był pomysł, żeby założyć związek bezdomnych. To byłby duży związek, jest nas podobno kilkaset tysięcy, ale...
- Ale co?
(milczenie, wzruszenie ramion)
- A może wyjściem - dla bezdomnych - byłoby wzięcie w posiadanie, za zgodą miejskich władz, jakiegoś pustostanu, wyremontowanie go własnymi siłami, no i wspólne mieszkanie "u siebie", w jakiś godniejszych warunkach?
- Może to i wyjście... Ale... wie pan, brak przywództwa, inicjatywy, perspektyw. Tu każdy myśli o sobie i o tym, by przeżyć kolejny dzień, kolejną noc. To już i tak jest dużo.
- Jednak szkoda, że choć nie próbujecie zmienić swojego życia.
- No to niech pan spędzi tu z nami noc albo lepiej dwie. Zobaczymy, czy będzie pan myślał o czymś innym niż o zimnie i o głodzie, i o choć jednym papierosie...
Bolesław, Michał, Zdzisław zostają na dworcu Łódź Kaliska, a ja odchodzę, zostawiając im parę groszy. Będzie na kilka talerzy zupy, na gorącą herbatę albo inną rozgrzewkę... "Pociągpospieszny do Zagórza odjedzie z peronu pierwszego..." zapowiada przez megafon dworcowa spikerka. Nie dla nich...
GRZEGORZ KONIECZNY Fot. Ryszard Poradowski
Od początku października w kraju zamarzło już ponad 250 osób. Tymczasem poprzedniej zimy - "tylko" 112. Z pewnością w chwili gdy czytasz ten tekst, ktoś gdzieś w Polsce umiera z zimna. A dzieje się tak w katolickim kraju, gdzie religia panująca oficjalnie nakazuje pomagać bliźniemu...
Kalendarzowa zima rozpoczęła się ledwie trzy tygodnie temu. Zostało jeszcze ok. 70 dni, podczas których zapewne nieraz dowiemy się o kolejnych ofiarach mrozu.
- Ścigamy rekord świata! Sądzę, że tej zimy będziemy liczyć ofiary zamarznięcia w tysiącach! - przewiduje Marek Kotański i dodaje, że świadczy to o "całkowitej degrengoladzie i beznadziejności ".
Założyciel "Monaru" i "Markotu" jest przerażony dotychczasowym, śmiertelnym żniwem mrozów. Ale czy wszystkiemu winna jest wyłącznie zła aura?
- Za dużo jest u nas pijaństwa! To problem Polski. Ponad dwieście zmarłych osób to prawdziwa tragedia - ocenia szef jednego z lokalnych kół Towarzystwa im. Brata Alberta. - A my nie wszystkim bezdomnym
Polska bije rekord Europy!
możemy pomóc, bo wielu z nich w te najcięższe mrozy
gdzieś się poukrywało
Proszę, proszę... poukrywali się przed "Bratem Albertem" - może mają jakieś powody?
- To wynik beztroski i znieczulicy władz samorządowych, które nie potrafią zorganizować właściwej pomocy dla bezdomnych
- komentuje sytuację Kotański.
- Apelowałem od kilku miesięcy o pomoc, ale moje wołania okazały się pobożnymi życzeniami. A ja nie domagam się pieniędzy. Proszę tylko lokalne władze o wolne budynki do zagospodarowania na noclegownie. Ile takich budynków oddaje się lekką ręką parafiom i zakonom?
Czy w tej sytuacji rząd nie powinien przedsięwziąć jakichś nadzwyczajnych, radykalnych środków? Zapytaliśmy o to w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej:
- Krótko przed świętami rząd przeznaczył dodatkowy milion złotych na pomoc bezdomnym - odpowiada Dariusz Marszałek z biura prasowego MPiPS. - Wcześniej w tym roku przeznaczyliśmy na ten cel 5 milionów. Część pieniędzy "przeszła" przez urzędy wojewódzkie, które podpisują umowy z władzami samorządowymi. Część zaś trafiła bezpośrednio do organizacji pozarządowych pomagających bezdomnym - mówi Marszałek, dodając, że "część osób umiera pod wpływem alkoholu".
Rzeczywiście, krajowe statystyki policyjne potwierdzają, że połowa ofiar mrozów wcześniej piła. A jednak już Hipokrates twierdził, że szaleńca należy ratować wbrew jego woli, więc nawet w przypadku zamarzających na ulicach, ławkach czy w rowach alkoholików okrucieństwem byłoby stwierdzenie:
"umarli
na własne życzenie".
Tym ludziom też należało pomóc. Z zimna umierają głównie bezdomni. Nikt nie wie dokładnie, ilu ich
wegetuje w granicach III Najjaśniejszej Rzeczpospolitej. Organizacje pozarządowe szacują, że jest ich ponad 400 tys. Wyobraź sobie, Czytelniku, miasto wielkości Gdańska
- bez domów, mieszkań, hoteli, schronisk, a tylko z tułającymi się po ulicach ludźmi...!
Ci, którzy zamarzają, rekrutują się jednak nie tylko spośród ogromnej rzeszy bezdomnych. Coraz częściej zdarza się, że z zimna umierają - w łóżkach, w swoich domach
- ludzie starsi, biedni i opuszczeni, których zwyczajnie nie stać na opał. Umierają, bo wstydzą się zwrócić do kogokolwiek o pomoc, a ich losem nie zainteresuje się nikt, nawet ich właśni sąsiedzi, parafianie, duszpasterze.... GREG
Fot. R.P.
Sir Churchill rzekł był kiedyś: "Demokracja to prawo do zdychania na śmietniku". Brutalną prawdę tych słów potwierdza ponad 250 ofiar mrozu w Polsce. Choć z roku na rok powiększa się u nas obszar ubóstwa i nędzy, to jak kraj długi i szeroki rosną wszędzie nowe świątynie i wielkie plebanie. Gdy rząd, dla umycia rąk, sypnie na pomoc trochę kasy, cały ciężar wałki z bezdomnością biorą na siebie organizacje pozarządowe, jak Towarzystwo im. Brata Alberta (którego schroniska w całym kraju są już przepełnione) czy Markot. Bezdomnych i ludzi potrzebujących pomocy wciąż jednak przybywa. Przybywa też, a przynajmniej nadal nie brakuje w kraju, powołań kapłańskich - czym Kościół w Polsce zawsze się szczycił. Liczba ofiar zamarzniętych ludzi zmusza do refleksji: czy aby nie za mało mamy w kraju powołań na miarę legendarnego brata Alberta? Bezdomni? Głodni i zamarzający? Ten problem nie spędza chyba snu z powiek ogromnej większości księży, którzy z pełnymi żołądkami zasypiają w ciepełku swoich dobrze ogrzanych plebanii. G.K.
Z NOTATNIKA HERETYKA
FAKTYn
11 - 17 I 2002 r.
Przedwieczny otworzył oczy i ziewnął, po czym rozejrzał się uważnie dookoła:
- Gdzie mi się znów zapodziałeś, Archaniele Gabryjelu? Chodź tu natychmiast i opowiadaj. Długo spałem?
- Nie bardzo, Panie.
- Ależ mi się koszmary śniły. Niech to Lucyfer świśnie. Śniło mi się, że na tej trzeciej planecie od Słońca, no, jak jej tam...
- Na Ziemi, Wszechmocny...
- O właśnie! Na Ziemi. W tym śmiesznym kraiku... no...
- W Polsce?
- Właśnie, w Polsce, do władzy doszła prawica, a konkretnie "Solidarność" - potworność.
- Zawsze masz prorocze sny, Krynico Mądrości. Niestety, doszła...
- Matko święta mojego syna! To ile ja spałem?
- Ponad cztery lata...
- Opowiadaj, Gabrysiu. "Solidarność" doszła i co?
- No i premierem został Buzek.
- Bu... co? Pierwsze słyszę...
- To taki nieznany facecik ze Śląska. Na stołek wepchnął go Krza-klewski, a później zrobił z niego marionetkę.
GŁASKANIE JEŻA
Genezis od nowa
- Krzaklewski powiadasz... No, tego to akurat znam, psia jucha wredna. Przewiduję katastrofę.
- I jak zwykle się nie mylisz, Panie. Sodoma i Gomora wyglądały lepiej po Twoim gniewie, niż teraz prezentuje się ten kraik nad Wisłą. Ponad trzy miliony ludzi wegetuje bez Twojego chleba powszedniego. Dziura budżetowa jest większa niż czeluść Morza Czerwonego, gdy rozstąpiłeś je przed uciekającymi z niewoli Żydami. Bezdomni zamarzają na ulicach, likwiduje się szpitale, szkoły i ogranicza pomoc społeczną. Do tego muszę dodać kilka lokalnych potopów i masz już, Panie, mniej więcej obraz całości.
- Łobuzie, dlaczego mnie nie obudziłeś?!
- Już właśnie miałem to uczynić, ale w ostatniej chwili wybory szczęśliwie wygrała lewica.
Euro złotopolskie
Przyznać się wstyd - nigdy nie uczestniczyłem własnymi funduszami w jakimkolwiek przedsięwzięciu charytatywnym, jeśli nie brać pod uwagę przymusowej hojności na rzecz ofiar w Korei lub budowę Domu Partii w czasach PRL. I nagle opróżniłem do czysta kiesę, żeby zanieść wszystkie swoje zasoby dewizowe do specjalnej puszki w holu NBP, zbierającej dary na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
W tym akcie ofiarnym więcej jest jednak złośliwości starego zgreda niźli charytatywności obywatelskiej. Jerzy Owsiak, biznesmen pracujący w miłosierdziu tak, jak inni robią w nafcie, w samochodach lub w finansach, wyrobił sobie u Balcerowicza specjalne warunki wymiany, które sprawią, że wszystkie pozyskane przez niego dary w zachodnich walutach, które z dniem 1 stycznia zastąpione będą przez euro, zamiast stracić na wartości pięćdziesiąt procent, przekazywane będą do Orkiestry w kwotach nie uszczuplonych.
Wsypałem do puszki pół kilograma niemieckich monet i chyba kilogram monet francuskich. Świadomość, że ani jeden centym z tej kwoty nie zasili zasobów NBP, sprawiła mi dziką, patriotyczną radość. Jak to powiedział Dariusz Rosati, niegdysiejszy minister spraw zagranicznych z ramienia SdRP, horrendalnie wysokie pensje członków Rady Polityki Pieniężnej nie uszczuplają budżetu Rzeczypospolitej, ponieważ wypłacane są z sum zarobionych przez NBP! Rozumiem, dlaczego Rosati z materialistycznego pojmowania dziejów gwałtownie przeszedł na
światopogląd idealistyczny, ale czemu w Radzie Polityki Pieniężnej zasiada ktoś, kto nie rozumie marksistowskiego wykładu o pieniądzu?
Jak mawiał porucznik Dub z "Dzielnego wojaka Szwejka", też wyznawca idealistycznego światopoglądu w ekonomii - "Samochody wojskowe nie powinny zatrzymywać się na postojach, albowiem na postojach marnuje się państwowa benzyna". Balcerowicz i koledzy, płatnicy najwyższych w RP podatków, na wprowadzeniu "podatku liniowego" zarobiliby po kilkaset tysięcy rocznie! Teraz dopiero wiadomo, dlaczego Balcerowiczowi opłacało się wieczyście pogrążyć Unię Wolności w zamian za chwilowe podtrzymanie budżetu premiera Buźka...
Niewpuszczanie Balcerowicza i członków jego Rady na posiedzenia Rady Ministrów to rozwiązanie poprawiające samopoczucie rządu i obywateli, lecz mniej niż połowiczne. Należy natychmiast, jeszcze przed przyjęciem Polski do Unii Europejskiej, przystąpić do unii monetarnej z Zachodem. Problem Balcerowicza i jego radnych można bowiem rozwiązać jedynie przez likwidację polskiej waluty narodowej. Euro usunęłoby największą przeszkodę na drodze eksportu polskich produktów, jaką stanowi sztucznie podtrzymywany "mocny złoty".
To rozkosz - odebrać możliwość uprawiania polityki pieniężnej naszym "piraniom finansjery". A za sam pomysł "podatku liniowego" niechaj Sąd Kapturowy skaże Balcerowicza et consortes na dożywotnią rentę w wysokości średniej emerytury krajowej.
JAKUB KOPEĆ
Jednak czy ona coś z tym bałaganem zrobi... trudno powiedzieć.
- No to bierz, Gabrysiu, kaje-cik i notuj mi tu: trzy razy dziennie chcę mieć raport na stole, przygotuj na jutro komputerową symulację możliwych wydarzeń i poproś do mnie Ducha Świętego. Znów trzeba kilka osób oświecić.
Za godzinę chcę też widzieć świętego Antoniego od spraw beznadziejnych.
- Antek już próbował, Panie, a teraz siedzi i płacze. Wciąż powtarza, że on jest tylko zwykłym świętym, a nie Dawidem Copper-fieldem.
- Dość tego nastroju katastrofizmu. Wystarczy, że tylko na chwilę się zdrzemnę, a wy, barany... to znaczy chciałem powiedzieć - owieczki, już nie wiecie, co robić. Dobra..., a teraz powiedz, co tam porabia Kościół, ten, co to twierdzi, że jest mój. Zapewne pomaga biednym, bezdomnym, chorym?
- Kościół głównie buduje kościoły. Coraz większe, coraz brzydsze i coraz droższe. Ostatnio rozpoczął budowę giganta - Świątyni Twojej Opatrzności.
- A co ich, do Belzebuba, obchodzi moja opatrzność? Już raz załatwiłem takich, co to budowali
wieżę Babel. Kto za tym wszystkim stoi i kto za to wszystko zapłaci?
- Zapłacą biedni ludzie, jak zwykle, a stoi za tym jego eminencja Józef prymas Glemp, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, legatus natus Stolicy
CO TAM NA ZIEMI? CO TAM W POLSCE?
Świętej, arcybiskup metropolita warszawski, kustosz relikwii św. Wojciecha, Baliw Wielkiego Krzyża Honoru i Dewocji, Wielki Przeor Zwierzchnictwa Polskiego Zakonu Rycerskiego Grobu Bożego w Jerozolimie, adwokat Roty Rzymskiej, doktor obojga praw, honorowy obywatel Inowrocławia, Żnina, Miechowa, Darłowa... mam wymieniać dalej?
- Jeśli chcesz dostać w łeb...? I co ten -jak mu tam - Baliw Wielkiego Krzyża Dewotek?
- Dewocji, Wszechmocny. No więc ten Baliw oświadczył niedawno, że takie wielkie świątynie buduje się dlatego, iż Ty "pragniesz się z ludźmi spotykać godnie".
- Nie wierzę własnym uszom. Więc ten Rycerz Grobu Bożego
(nawiasem: sprawdź przy okazji, dlaczego facet pochował mnie już za życia) ośmiela się mówić w moim imieniu i wie, w jaki sposób i gdzie chcę spotykać się z wiernymi?
- Owszem, Panie.
- No to zobaczymy... Pokaż mi jego zdjęcie. Jak sobie przypominam, przewidując przyszłość, kazałem go jak króla Midasa naznaczyć oślimi uszami.
(po chwili...) - Co to jest? To mają być uszy osła? Kto śmiał aż tak ośmieszyć boskie stworzenie - biednego osiołka. Widzę, że muszę wziąć sprawy w swoje ręce. Wołać mi tu zaraz naczelnego hydraulika nieba. Zrobimy im znów niewielki potop.
- I zginą niewinni...
- Co to, to nie. Tym razem będzie to potopik wybiórczy. I jeszcze jedno: powstał - jak kazałem - tygodnik "Fakty i Mity"?
- Tak jak sobie życzyłeś!
- No, chociaż tyle...
MAREK SZENBORN
Z kruchty za kratki
Ksiądz Wojciech C. z Gdyni trafi wkrótce za kratki. Za molestowanie seksualne i rozpijanie nastolatków Sąd Okręgowy w Gdańsku skazał go na trzy i pół roku pozbawienia wolności.
Nietypowe (choć ostatnio u pracowników Kościoła coraz powszechniejsze) skłonności seksualne wikarego Wojciecha C. wyszły na jaw w lipcu 2000 roku. Wtedy właśnie matka 12-letniego chłopca poinformowała policjantów o bulwersującym zdarzeniu. Któregoś dnia jej syn poczęstowany został przez księdza alkoholem, a potem napalony wikary obmacywał jego genitalia. W organizmie dziecka stwierdzono 1,04 prom. alkoholu! Jak się okazało, nie był to jedyny tego typu przypadek - podobnym "eksperymentom" ksiądz poddał jeszcze jednego dzieciaka.
Po tych zdarzeniach pedofil w sutannie trafił za kratki na trzy miesiące. Jednak dzięki osobistemu poręczeniu arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego odzyskał wolność. Jedynym wówczas efektem ujawnienia seksualnych skłonności sutannowego było odsunięcie go od codziennego wypełniania obowiązków kapłańskich. Katolickie media płakały nad "szykanowanym kapłanem", męczennikiem, zakładając a priori, że z racji tego, kim jest, musi być niewinny.
Postępowanie przed wymiarem sprawiedliwości toczyło się jednak nadal. W kwietniu ubiegłego roku Sąd Rejonowy w Gdyni skazał księdza na trzy i pół roku pozbawienia wolności.
Według księdza Wojciecha C, była to kara zbyt surowa, dlatego odwołał się do sądu wyższej instancji. Sąd Okręgowy w Gdańsku zdecydował jednak o utrzymaniu pierwotnego wyroku w całości. Jak stwierdziła rzeczniczka prasowa gdańskiej Temidy, Hanna Langa-Bieszki: - Orzeczenie to stało się już
prawomocne i skażają ^M ^" A __\ ny przystąpi wkrót-
Ś ww wj \ ce do odbywania
Nie jest to jedyny w ostatnim czasie tego typu przypadek. Na naszych łamach pisaliśmy niedawno m.in. o ks. Mariuszu D. z Pełczyc ("FiM" nr 48/2001), którego sąd w Choszcznie, a następnie w Gorzowie Wielkopolskim, skazał na półtora roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. Tak łagodny wyrok świadczy o tym, że niektóre sądy w RParafialnej traktują funkcjonariuszy Kk niczym święte krowy. W przypadku wikarego z Gdyni, Temida, na szczęście, nie chciała być ślepa... (RP)
Nr 2 (97^
11 - 17 I 2002 r.
F^KTYn
INJ
NA KLĘCZKACH
JANIE PAWLE II,
ODPUŚĆ NAM...
I BIEDNEJ POLSCE
PI/&A KOLUMNA
Premier lennego wobec Watykanu państwa, Leszek Miller,
bił ukłony Jego Świątobliwości J.P.II. Wspólnie z rodziną (nawet wnuczką!), do głębi wzruszony i uduchowiony Leszek podarował Papie obraz przedstawiający łódzką ulicę Piotrkowską, a dokładnie ten jej fragment, gdzie mieści się... redakcja "FiM". Ten gruby nietakt premiera odebrano w Watykanie zapewne jako szczyt bezczelności.
" W rozmowie z premierem, papież wyraził żywe zainteresowanie sytuacją w Polsce" - brzmi oficjalny komunikat rządu Najjaśniejszej. Cieszy nas bardzo, że owo zainteresowanie jest "żywe". Co więcej, w imieniu prezydenta "żywe zainteresowanie" zostało zaproszone do odwiedzenia "umiłowanej Ojczyzny" w tym jeszcze roku.
Każda kolejna wizyta cesarza Watykanu kosztuje nasz kraj dziesiątki milionów złotych i paraliż co najmniej połowiczny. Nie bądźmy jednak małostkowi: PKB rośnie aż miło, praca szuka ludzi, budżet od nadmiaru forsy nie może się domknąć, a szczęśliwi i syci rodacy już zakupują bia-ło-żółte chorągiewki do machania.
A nam, nie wiedzieć czemu, przypomniał się taki stary dowcip: W odwiedziny do bardzo, ale to naprawdę bardzo biednego Żyda przyszedł rabin. Mosiek wyciągnął ze spiżarni wszystko, co miał, aby ugościć dostojnego przybysza. Rebe zjadł, otarł usta i poszedł sobie. Następnego dnia sytuacja się powtórzyła. Znów wizyta i znowu Mosiek częstuje rabina ostatnimi już kęsami ze spiżarni. Nadszedł dzień trzeci i gdy rebe ponownie stanął w drzwiach, biedny Żyd powiedział:
- Opowiem ci, rebe, taką historię...
- Ale może w trakcie opowiadania coś byśmy przekąsili - nie dawał za wygraną gość.
- Nie! Najpierw posłuchaj... Był raz rebe.
- No i co dalej? - niecierpliwił się przybysz.
- To już koniec. Był RAZ!, rebe...
Ledwie skończyłem pisać te słowa, a już Miller spotkał się z Glem-pem. Rozmawiali o "Komisji mieszanej" - czyli o rozdawaniu K.k.
kolejnych włości w zamian za ciszę wokół Unii Europejskiej. Handel kwitnie całą gębą. (MarS)
OPATRZNOŚĆ GLEMPA
Mimo powszechnej krytyki społecznej - gubernator Glemp uparcie forsuje projekt realizacji Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie. 06.01. wybrał ostatecznie projekt świątyni, która zostanie wybudowana na rzucie stylizowanego krzyża greckiego i będzie miała 1500 miejsc siedzących. Ten pomnik Glempowego panowania i arogancji ma na początek kosztować 200 min złotych. Jak myślicie, kto
- w kraju pogrążonym w kryzysie
- zapłaci za tę klerykalną ekstrawagancję? (A.C.)
BECZUŁKA DLA BISKUPA
Biskup senior diecezji kosza-lińsko-kołobrzeskiej, Ignacy Jeż (na zdjęciu), jest gorącym miłośnikiem markowych, francuskich win. Niedawno, w towarzystwie ordynatora oddziału urologii koszalińskiego szpitala i dziekana jednego z wydziałów tamtejszej politechniki, ślubował nawet " nieść chwałę wina, pić je zamiast innych trunków". A działo się to wszystko podczas ofi-cjałki połączonej z przyjęciem nowych członków do "Konfraterni Świętego Wincentego przy Składzie Wina Zielony Młyn", połączonej oczywiście z degustacją szlachetnego chateau-me-iłłant błanc, moułin de gassac ałicante, saumur czy łes całłiers du prieure. Przy okazji nowo
mianowany konfrater w piusce przypomniał, iż każdy ksiądz zobowiązany jest do picia i sławienia wina. Co prawda, czasami trafi się jakiś koniaczek francuski czy mniej wykwintny winiak, jednak krew Pana ma zawsze pierwszeństwo przed wszystkimi innymi trunkami.
Możemy przypuszczać, iż reklamowanie wybornego napitku nie było bezinteresowne. Biskupi coraz częściej wchodzą w reklamę, a do tego znajdują jeszcze alibi. (R.P.)
KOŚCIELNI NIE GĘSI...
Obowiązująca w Najjaśniejszej ustawa o ochronie języka polskiego sprawiać miała, że z mowy i piśmiennictwa znikać będą obco brzmiące zapożyczenia, które raziły sztucznością i... Hollywoodem. Proces ten postępuje różnie. Zdarzają się także dość oporne i, jak się wydaje, beznadziejne przypadki. Prym w tym względzie wiodą seminaria duchowne, które skądinąd w Katolandzie mają status uczelni wyższych. I tak w placówkach tych istnieją stanowiska, których nazwa przeciętnie wykształconemu Polakowi nic nie powie. W swoistej gryp-serze spotykamy np. infirmiarza, portatora, sacełana i barbariusza. Jeśli nie zna się łaciny, jakiekolwiek skojarzenia są tu raczej mało prawdopodobne. Co ciekawe, w zależności od seminarium i jego wewnętrznych zwyczajów, znaczenie wymienionych funkcji może się różnić, i to nawet znacznie. Tylko czekać aż księdza zastąpi sacermen, mszę świętą amentime, a zamiast kościoła pojawi się cashhouse. (P.P.)
KOŚCIÓŁ W PÓŁ ROKU
W iście zawrotnym tempie, bo w niecałe pół roku, w Borzecho-wie (woj. lubelskie) zbudowano kościół pw. Matki Bożej Częstochowskiej. Do historii przejdzie jako pierwsza świątynia wzniesiona w nowym tysiącleciu w całej archidiecezji lubelskiej!!! Nie było to wcale takie łatwe, gdyż Belzebub (?) nagłym atakiem zimy pokrzyżował nieco plany budowniczym. Aby jednak nikt nie zdołał ukraść borzechowskiemu kościołowi zaszczytnego miana, zdesperowany inicjator przedsięwzięcia, ks. Jan Kiełbasa, był zmuszony oddać wiernym kościół w stanie surowym. I chociaż rzeczonemu przybytkowi brakuje jeszcze kopuły, pod którą mają zawi-snąć trzy dzwony o bardzo oryginalnych nazwach: "Maryja", "Jan Paweł II" i "Stefan kardynał Wy-szyński" - proboszcz Jan Kiełbasa jest szczęśliwy. W nowym przybytku wigilijną pasterkę odprawił sam arcybiskup Józef Życiński. Gdyby jeszcze w takim tempie
budowało się w Polsce mieszkania komunalne... (A.K.)
POMOC DLA SWOICH
O tym, że w Polsce trzeba być katolikiem, przekonał się boleśnie pan Gustaw M. Jak donosi "Gazeta Ostrowiecka", bezbożnik ów został pozbawiony darów, jakie napłynęły od warmińskiej "Caritas" na tereny dotknięte lipcową po-wodzią. Miejscowy proboszcz wyjaśnia, że pan Gustaw otrzymał jednorazową pomoc zaraz po powodzi, ale później nie skontaktował się z parafią i nie zadeklarował chęci przystąpienia do niej. Dlatego też słusznie - zdaniem plebana - przy kolejnym rozdziale darów został pominięty. Na dodatek "nie są znane w parafii jego dane personalne ani miejsce zamieszkania". Akurat! Nie wierzymy w to, że czyjekolwiek dane, a nawet poglądy w tym kraju nie są skrupulatnie odnotowane i nie leżą sobie w szafach u księży proboszczów. Jeśli w tym przypadku rzeczywiście tak jest, to sprawą powinien się zainteresować sam biskup diecezjalny! Ponieważ pan M. jest inwalidą i nie może zatroszczyć się sam o siebie, zgadujemy, że wkrótce w Górach Świętokrzyskich nastąpi kolejny przypadek cudu nawrócenia na wiarę prawdziwą. Zupełnie dobrowolny oczywiście. (A.C.)
KSIĘŻE PORTFELE
Stała się rzecz niesłychana - gorbaczowowska głasnost' po prawie dwóch dekadach dotarła także do niektórych zakątków Kościoła katolickiego! Politykę jawności postanowił uprawiać Episkopat Włoch. Z okazji "Dnia na rzecz utrzymania duchowieństwa"(sic!) ogłosił, jak przedstawiają się oficjalne dochody wielebnych. I tak: świeżo wyświęcony wikary otrzymuje równowartość 2800 zł, biskup z długim stażem - 4200 zł, a proboszcz po trzydziestu latach harówki - 3200 zł. Jak na włoskie warunki nie są to liczby powalające i miały one raczej wzbudzić litość społeczeństwa nad niedolą rzeszy 38 tysięcy duchownych w tym kraju. My dziwimy się niezaradności włoskich księży. Polscy współbracia powinni zorganizować dla Włochów szkolenia, wszak nasi świetnie sobie radzą w kraju znacznie biedniejszym niż Italia. (A.C.)
CZYTAJCIE BIBLIĘ!
Z takim apelem do swoich die-cezjan zwrócił się nowy radomski biskup Stefan Siczek. Stwierdził on, że " rodzina jest domowym kościołem, szczególnym środowiskiem wiary, w którym Słowo Boże winno rozbrzmiewać i wsiąkać w dusze ludzkie". Jakkolwiek po wiekach zakazów i dyskryminacji Biblii (za jej czytanie w czasach kontrreformacji Kościół skazywał na śmierć) tego typu zachęty mogą dziwić, my jesteśmy z nich bardzo
zadowoleni. Rosnące w XX wieku czytelnictwo Biblii doprowadziło do powolnego rozwodnienia katolicyzmu i do masowych nawróceń na chrześcijaństwo ewangeliczne. W samej tylko Ameryce Łacińskiej żyje dziś kilkadziesiąt milionów byłych katolików! Utrata wiernych prowadzi zaś do osłabienia wpływów Kościoła i powiększania się obszarów wolności. Tak trzymać, biskupie Stefanie! (A.C.)
CORAZ JAŚNIEJ
Według danych opublikowanych przez jasnogórskich paulinów, miliony pielgrzymów nadal napływają do sanktuarium. W ubiegłym roku miało je odwiedzić 3,5 min wiernych. W pielgrzymkach ogólnopolskich wzięło udział 1,2 min pątników. Z zagranicy przyjechało prawie 100 tys. wiernych, więcej niż w roku ubiegłym. W oficjalnym komunikacie nie ma jednak istotnej informacji - zainteresowanie obrazem oraz płatnymi usługami paulinów stale słabnie. Zamawia się coraz mniej mszy. Coraz bardziej chude są tzw. branżowe pielgrzymki np. rolników, służby zdrowia, leśników. W ciągu kilku lat frekwencja na nich spadła średnio o połowę. Trzeźwiejemy? (A.C.)
ZEZWALACZ
Były rektor KUL, znany krzy-kacz antyaborcyjny, a obecnie biskup płocki, Stanisław Wielgus (na zdjęciu), postanowił zatroszczyć się o to, co grają w kościołach jego diecezji. Otóż według jego rozporządzenia wolno w nich organizować koncerty wyłącznie muzyki sakralnej i religijnej. Mało tego, na każdy taki koncert trzeba mieć jego osobiste zezwolenie. Muzycy mają być "właściwie" ubrani i, podobnie jak widzowie, muszą "zachowywać się godnie". Artyści nie powinni występować w prezbiterium, zaś ołtarz i ambonę powinni traktować z "największą czcią". Czy w tym wydawaniu licencji przez biskupa chodzi tylko o porządek, czy może jest to pomyślane jako dodatkowe źródło dochodów, czyli kupczenie świątynią? Sprawdzimy... (A.C.)
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
11 - 17 I 2002 r.
Liga Patologicznych Rodzin
Liga Polskich Rodzin to święte przymierze. Ludzie bez zmazy i skazy. Tak przynajmniej usłyszeć można w Radiu Maryja. Prokuratorzy - bezbożnicy jedni - są jednak całkiem odmiennego zdania.
- Dochodzenie w sprawie pana posła trwa, nie podjęliśmy jeszcze decyzji co do postawienia zarzutów. Nie wykluczamy, że stanie się to w najbliższej przyszłości - powiedział "FiM" rzecznik prokuratury w Ostrowie Wlkp., Janusz Walczak. Wbrew pozorom, nie chodzi tu o walczących z komornikami parlamentarzystów Samoobrony. Organy ścigania w całym kraju tropią lewe interesy, w które zamieszani są posłowie Rydzykowej Ligi Polskich Rodzin. A jest co tropić! Być może wkrótce klub LPR zostanie znacznie odchudzony.
Zbieranina, która dostała się do Sejmu z poręki pseudomaryjnego radia, zaskoczyła nawet swych liderów. Jedno odczytanie nazwiska na świętej antenie czyniło z jakiejś zgorzkniałej dewotki czołową działaczkę polityczną regionu. W efekcie, w klubie LPR znalazła się np. była wykładowezyni mark-sizmu-leninizmu i kapitalistyczny milioner, a także ludzie, którzy nawzajem wyzywają się od Żydów, masonów i agentów.
Jednak to nie ten przeszło 30-osobowy aktyw okazał się prawdziwą zmorą Ligi. Głównym problemem ugrupowania stali się jego przywódcy i sponsorzy, z których część albo już przeniosła się za kratki, albo uczyni to w najbliższym czasie.
Jak w banku!
Prokuratura rozważa wystąpienie o uchylenie immunitetów trzem posłom Ligi Polskich Rodzin - dowiedzieliśmy się nieoficjalnie. UOP zatrzymał też czterech bliskich współpracowników parlamentarzystów. Prezes Ligi Marek Kotlinowski, wiceprzewodniczący klubu parlamentarnego Roman Giertych i założyciel ugrupowania Witold Hatka - są współodpowiedzialni za szereg działań na szkodę Wielkopolskiego Banku Rolnego w Kaliszu i jego udziałowców.
Wskutek umów zawieranych przy udziale polityków Ligi, z kont WBR wypłynęło co najmniej 3 min zł bezpośrednio do spółek związanych z LPR i wspierających jej kampanię wyborczą. Bank, o kapitale własnym wynoszącym 19 min zł, został doprowadzony na skraj upadłości, zaś straty powstałe w wyniku działań ligowców wyniosły łącznie ok. 33 min złotych.
Wątpliwości organów nadzoru bankowego podzieliła prokuratura, która wdrożyła śledztwo.
W wyniku przeprowadzonego dochodzenia Urząd Ochrony Państwa zatrzymał byłych prezesów WBR - Lecha M. i Leszka Sz. wraz z dwójką współpracowników. Jak nas poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim, niewykluczone są dalsze zatrzymania, a w sprawie pojawiły się nowe wątki. Bada je prokuratura w Krakowie. Chodzi o ustalenie przepływu wyłudzonych z banku pieniędzy.
Z WBR trafiły one do kolejnych spółek, w których zatrudnienie znajdowali działacze Ligi - HATRO-LU, ROLHATU i POLSKICH FINANSÓW. Co najmniej część ze zdefrau-dowanej kwoty 3 min zł trafiła do firm prowadzących działalność wydawniczą, np. ECOPROGRES. Z pieniędzy tych utrzymywany był m.in. organ Ligi - tygodnik "Myśl Polska". Ci sami ludzie planują w tej chwili uruchomienie kolejnego pisma, związanego także z Radiem Maryja, pod nazwą "Nasz Tygodnik".
Prokuratura nie podjęła jeszcze ostatecznej decyzji co do wystąpienia
0 uchylenie immunitetów Hatce, Kotlinowskiemu
1 Giertychowi. Temu pierwszemu zarzuca się m.in., iż jako członek rady nadzorczej WBR, działając na podstawie pełnomocnictw otrzymanych od Leszka Sz., doprowadził do nieuzasadnionego wyprowadzenia z WBR kwoty
2 540 000 zł. Z kolei poseł i jednocześnie radca Kotlinowski podpisał opinię prawną, która umożliwiła tę operację. Poseł Giertych jako sekretarz rady nadzorczej WBR i HATROLU kilkakrotnie reprezentował władze obu firm w szczególnie kontrowersyjnych działaniach finansowych.
Na rympał do Sejmu
Nie wyczerpuje to wszystkich kłopotów prawnych polityków Ligi. 15 października Sąd Okręgowy w Warszawie podjął decyzję o wznowieniu postępowania rejestrowego LPR. Jest to następstwo skargi złożonej przez członków ostatnich władz naczelnych Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego.
Według nich, Liga nie została zarejestrowana jako partia w sposób ważny. Wpisano ją do ewidencji ugrupowań na podstawie sfałszowanych dokumentów, w miejsce rozwiązanego dwa lata wcześniej SND. Sąd przed świętami wydał decyzję o wznowieniu postępowania rejestrowego Ligi, przychylając się do wniosku SND (o całej sprawie pisaliśmy w "FiM" nr 31/2001) Oznacza to, że politycy LPR - w tym grupa jej parlamentarzystów - dokonali zwyczajnego oszustwa, zaś sama Liga znalazła się w Sejmie nielegalnie. Uznanie tego faktu przez sąd mogłoby mieć trudne do ocenienia następstwa z punktu widzenia funkcjonowania demokracji i systemu parlamentarnego w Polsce!!!
Zarzut dokonania fałszerstwa obciążałby m.in. Kotlinowskiego
ligowcy przepisali swoje podpisy od kumpli z PWN. Dzięki temu reprezentantem narodu został Józef Skowyra - ekszetchae-nowiec i były dyrektor oddziału ZUS w Pile - dziś pilny uczeń Giertycha i innych.
Ziółko
od Macierewicza
Najpierw krakowska, a obecnie katowicka prokuratura bada z kolei aktywność gospodarczą posła Roberta Luśni, skarbnika Antoniego Macierewicza. Jako wiceprezes HERBAPOLU LUBLIN, wespół z innymi członkami zarządu spółki, może on odpowiadać za szereg niekorzystnych decyzji handlowych firmy w roku 1998, m.in. nieuzasadniony zakup ziela dziurawca, który do dziś zalega w magazynie w ilości ok. 1701 - w konsekwen-
LIGA POLSKICH RODZIN
oraz białostockiego posła LPR
- Andrzeja Fedorowicza, którego z kolei inni koledzy z listy oskarżają o zdefraudowanie pieniędzy ze składek kandydatów. Zamiast na wspólną kampanię
- decyzją Fedorowicza zostały podobno przeznaczone na druk jego osobistych materiałów wyborczych. Fajna ta Rydzykowa Liga - no nie?
Kumple Tejkowskiego
Fałszowanie dokumentów jest zresztą chyba sportem klubowym LPR. Prokuratura w Pile sprawdza, w jaki sposób na listach wyborczych Ligi znalazły się te same podpisy, co na formularzach przedstawianych przez faszyzującą Polską Wspólnotę Narodową Benka Tejkowskiego. Dzielni tropiciele Żydów i masonów składają na siebie wzajemnie doniesienia, jednak - zdaniem organów ścigania - to właśnie
ej i narażając HERBAPOL na coraz bardziej absurdalną promocję cholernego dziurawca (np. zakup tysięcy chińskich kubków), nie mówiąc już o fatalnych błędach w polityce eksportowej firmy.
Zarzuty te potwierdzają wyniki wewnętrznych kontroli w firmie. Co więcej - stwierdzono już post factum, iż podający się za inżyniera, a pozbawiony wyższego wykształcenia Luśnia pieniędzmi przedsiębiorstwa (a ściślej jego pracowniczych udziałowców) hojnie wspierał swoich partyjnych kolegów z Ruchu Ka-tolicko-Narodowego Macierewicza i innych AWS-owców.
Słynny Piotr Naimski, doradca premiera Buźka, a za czasów Olszewskiego szef UOP-u, dorobił sobie w HERBAPOLU 63 150 zł, działając za pośrednictwem spółki AMARNT oraz Agencji Prasowo-Dokumentacyjnej GLOB. Z kolei fundusze reklamowe HERBAPOLU płynęły
także do ligowych gazetek - "Głosu" Macierewicza, a także do znanego pogromcy Ruskich - ekspo-sła Edmunda Krassowskiego.
Z czasem Luśnia pokłócił się z resztą członków zarządu HERBAPOLU, którzy mniej przewidująco (?) wybrali działalność w RS AWS. W ten sposób nie znajdują się teraz w Sejmie, za to za rządów Buźka zdążyli gwizdnąć z państwowej kasy kwotę 30 milionów zł!! Być może z Luśnia połączy ich dopiero sala sądowa, gdyż prokuratura, która prowadzi kilkanaście spraw dotyczących HERBAPOLU - zajmuje się działalnością całej trójki jego prezesów, tj. Józefa Go-dlewskiego (prawicowego radnego Lublina), Teresy Dziedzic i właśnie Luśni. Już wcześniej kilkumilionowej wartości majątkiem tego ostatniego interesowali się komornicy i organa skarbowe, zabezpieczając m.in. należności na rzecz macierzystej spółki.
Lalki
w mebelkach
Prokuratura przypięła się także do zamojskiego Funduszu Świętego Jerzego, założonego przez senatora Ligi, prof. Adama Bielę, wcześniej posła AWS. Nie jest to fascynacja czysto platoniczna, o czym świadczą ostatnie zatrzymania. Urząd Ochrony Państwa zapusz-kował współpracowników pana profesora. Ich zadaniem było pomóc Funduszowi uwłaszczyć się na majątku Zamojskich Fabryk Mebli. Wychowankowie KUL--owskiej Szkoły Biznesu -prezesi Zbigniew J. i Stanisław K. - pomagali wyprowadzić z firmy co najmniej 400 000 złotych; połowy tego już im się nie udało z braku czasu zdefraudować. Narazili też spółkę na wielomilionowe straty, zawierając niekorzystne umowy handlowe. Wszystko po to, by nowymi właścicielami ZFM stały się: Fundusz Świętego Jerzego kierowany przez działacza Ligi, Marka Suszka, oraz założona przez liderów lokalnej "Solidarności" spółka MEBLARZ.
Nienasycony w swej chciwości i ambicjach Tadeusz Rydzyk znalazł sobie godnych uczniów i pomocników. Ciekawe, ile milionów, spośród skradzionych przez ligowców, trafiło na konta Radia M.? Być może dowiemy się o tym już wkrótce, zaś panowie posłowie LPR już się mogą przestawiać - ze zwrotów "Wysoki Sejmie" na: "Wysoki Sądzie"... RYSZARD JASIŃSKI
Nr 2 (97^
11 - 17 I 2002 r.
F^KTYn
INJ
POLSKA PARAFIALNA
Gdzie wybudowano najdroższy hotel na świecie? Na Riwierze, a może na Costa Brava lub w Miami? Nic podobnego! Najdroższy relatywnie hotel wybudowano w Chojnicach. Dla kogo? No, jak myślicie...?
Chojnice to klasyczny dowód na to, że tam, gdzie są najsilniejsze struktury Kościoła i najbogatsi obywatele Watykanu, tam też obywatele III RP klepią największą biedę. Oprócz blisko 30-proc. bezrobocia, miasto wyróżnia się wśród innych grodów nadzwyczajną liczbą kościołów.
Niecałe 50 tys. mieszkańców może uczęszczać do 7 okazałych świątyń, a w budowie są jeszcze dwie następne! Jak łatwo wyliczyć, jedno miejsce praktyk religijnych przypada na ok. 7 tys. mieszkańców, a już niedługo liczba ta spadnie do ok. 5 tys. Mało które miasto może "poszczycić się" tak imponującym ukrzyżowaniem.
Na chwałę Pana
Niedługo Chojnicom przybędzie nowa świątynia. - kościół MB Fatimskiej. Wielkim budowniczym jest młody, ale bardzo prężny proboszcz Wiesław Madziąg. Jest to człek znany (nie tylko w Chojnicach) z dobrego gustu i smaku. Używa do podróży porządnych środków lokomocji (czytaj: zachodnich, nowych gablot), podczas
Hotel na godziny
tychże wojaży lubi towarzystwo bardzo pięknych pań, a gdy się zmęczy pracą lub podróżowaniem, to gasi pragnienie wyszukanymi trunkami.
Tenże ksiądz koneser wziął się więc z rozmachem do budowy świątyni - "na chwałę Pana", jak mówią parafianie. Jako ulubieniec swojego szefa, biskupa pel-plińskiego Jana dwojga imion Bernarda Szlagi, uzyskał pełną aprobatę dla swoich poczynań, a tempo budowy świadczy o jego wielkich możliwościach.
Służalcze, jak zwykle dla Kk, władze świeckie szybciutko wybudowały cud-drogi dojazdowe do watykańskiej ambasady, wyposażając je w latarnie, zwane urzędniczo punktami świetlnymi (można to uznać za jeden z nielicznych pomysłów urzędników na zwalczanie bezrobocia wśród miejscowych kobiet...). Równie ładnego oświetlenia nie zauważyłem w newralgicznych punktach miasta. Oprócz hangaru, zwanego tutaj kaplicą,wybudowano też okazałą i nader odważną w swym projekcie plebanię.
Siłownia i basen
Mając okazję lustracji obiektu potwierdzam, że jest on niezwykle skromny jak na potrzeby mieszkających tam trzech starych kawalerów. Kilkupoziomowe apartamenty, pięknie wyposażone
kuchnie, łazienki, biura i gościnne pokoje - to przaśny standard w tym sennym mieście.
Z projektu budowy kościoła wyczytałem m.in., że znajdzie się tam również mieszkanie dla księdza seniora (żeby nie było wątpliwości - księdzem tym będzie w przyszłości obecny proboszcz),
Takie niedomyte grzeszniki, których Bóg słusznie pokarał, zabierając im pracę - mogłyby zarazić sumienia narodu!
Budowa kompleksu parafialnego w Chojnicach - hangar zwany kaplicą oraz plebania (u góry)
siłownia i... basen. Szczególnie basen jest wprost niezbędny do tego, by zmęczeni całotygodniową posługą duchowni mogli oczyścić swoje utrudzone i oplute podczas spowiedzi ciała. Kąpieli dla parafian na razie nie przewidziano. Słusznie! Wszyscy wiedzą, jakie się teraz szerzą choróbska.
Spacerując po placu budowy, natknąłem się na niezwykły obiekt, który obecnie służy jako magazyn i biuro budowy. Kiedyś, dokładnie 6 VI 1999 r., podczas pielgrzymki po swoich lennach, przebywał w owym domku duchowy przywódca katolików Karol Woj tyła, bardziej znany pod pseudonimem Jan
Paweł II. Miejsce jego odpoczynku posadowione było na pelplińskim wzgórzu, które dla upamiętnienia tego wiekopomnego wydarzenia nazwano imieniem JP II.
Rupiecie po Papie
Domek - replika kociewskiej chaty (zdjęcie na str. 1) - był darem podatników Tczewa dla Pa-puńcia, a wraz ze swoim wyposażeniem (m.in. klimatyzacją) kosztował ponad 100 tysięcy polskich złotówek - najnowszych. Śmiem twierdzić, iż był to relatywnie najdroższy hotel w historii świata - tyle kasy za kilka godzin pobytu!!!
Po wyjeździe Największego z Polaków gawiedź rzuciła się na rzeczy... pardon... relikwie, których dotykało Słońce Alp, zaś ów domek przypadł w udziale księdzu Wiesiowi. Podatnicy Tczewa sprezentowali mu więc za ciężkie pieniądze... magazyn, a de facto zwykłą rupieciarnię. Zarząd Miasta Tczewa za taką rozrzutność powinien już dawno wylecieć na zbity pysk, oddając przedtem wyrzuconą w błoto kasę!
Proboszcz z Chojnic planuje w nowym roku rozpoczęcie budowy kościelnego kompleksu rekre-acyjno-duchowego i kociewska chata po świętym Papie służyć mu będzie jako rupieciarnia...
PIOTR ŻELAZNY Fot. Autor
Namawiali ją do oddania domu do celów publicznych. Oddała! Poprosiła w zamian o jakże niewiele. Obiecali, że dadzą! Czytelnicy "FiM" już się pewnie domyślają, co dostała pani Anna od kleru...
Na stronie 155 książki telefonicznej województwa gdańskiego z 1998 roku można znaleźć adres i numer telefonu Misyjnego Ośrodka Wczasowego w Jastrzębiej Górze koło Wła-dysławowa. Mieści się on przy ulicy Klonowej 16. Zadzwonić tam można, wykręcając nr 0 (prefrx) 58 674 96 04. Już sama nazwa ośrodka budzi podejrzenia, gdyż wydawało się nam zawsze, że misje to nie wczasy, a odwrotnie zresztą też nie.
Oprócz dziwnej nazwy ciekawa jest też historia wejścia przez Kk. w posiadanie tej nieruchomości. Jeszcze kilka lat temu była ona własnością pani Anny Skowrońskiej. Pani Anna odziedziczyła ją po ojcu, który był jednym z pionierów kultywowania polskości na tych terenach w latach 20. XX wieku. Wybudował wówczas w Jastrzębiej Górze dom letniskowy o powierzchni 250 m2, a jego piękne położenie może wzbudzić zachwyt każdego wczasowicza. W okresie okupacji dom zajął niemiecki sztab wojskowy. Po wojnie przebrzydła władza ludowa zna-cjonalizowała obiekt, oddając go jednak w 1956 roku prawowitym właścicielom. Od tej chwili służył jako miejsce letniego wypoczynku dla prawie całej rodziny pani Anny, która w pewnym momencie swojego życia wybrała emigrację. Jest to osoba bardzo religijna, a duchowni stanowili dla niej
Dom publiczny
wielki autorytet. Przebywając w środowisku polonijnym, pani Anna miała częste kontakty z księżmi, którzy przekonywali ją do
oddania się bez reszty
Matce Kościołowi, z dobrami doczesnymi - co oczywiste - włącznie.
Napełniona po brzegi duchowymi treściami i uwrażliwiona na kościelną biedę (o czym
ją od rana do wieczora zapewniano), pani Anna postanowiła pozbyć się ojcowizny na rzecz ubogiego Kk. Sporządzając akt notarialny, dokonała w nim jednego zastrzeżenia. Wymarzyła sobie mianowicie, aby niewielka część domu służyła jej dożywotnio jako miejsce wypoczynku. Łudziła się naiwnie, że podczas
pobytu w kraju będzie miała gdzie spędzać czas. Tymczasem, podczas nieobecności pani Anny, w domu wybuchł pożar (okoliczności do dzisiaj nie ustalono), podczas którego zginął człowiek. Gdy była właścicielka przybyła z powrotem do kraju
przeżyła ogromny szok.
W miejscu, gdzie stał dom, znajdowała się jedynie wielka dziura. Zniknął obiekt i wszystko, co się w nim znajdowało. Kościelni rozpoczęli na zgliszczach budowę nowego domu - dziesięć razy większego! Odtąd nazywać się on będzie właśnie Misyjnym Domem Wczasowym (na zdjęciu). Budowę nadzorował ksiądz Stanisław Dudek - obywatel USA, który miał zostać dyrektorem ośrodka.
Gdy budowa miała się ku końcowi, eks właścicielka dowiedziała się, że... nie ma tu czego szukać! Wtedy w jej głębokiej wierze nastąpiło pierwsze zachwianie. Jak tak można?! - dziwiła się ona, rodzina i znajomi. W ośrodku zadbano pięknie o wszystko i wszystkich z wyjątkiem ofiarodawczy-ni. Jest tam piękny apartament dla biskupa, sypialnie (w tym także małżeńskie), kapliczka itp. Łącznie około dwudziestu luksusowo wyposażonych apartamentów. Ponieważ nieużywane pomieszczenia niszczeją, więc
-jak opwiada pewien nasz rozmówca
- ksiądz Stanisław korzystał z pomocy jednej z mieszkanek (lat ok. 20, nieprzeciętna uroda), która w dzień i w nocy służyła mu (tzn. Kościołowi) swoją... hmm... pomocą. Cudnej urody dziewczyna była tak przepracowana, że pewnego razu ksiądz musiał ją zawieźć do lekarza, a że był to akurat ginekolog, to już...
czysty przypadek.
Pani Anna wystąpiła na drogę sądową, żądając unieważnienia darowizny. Jedyne, co dotychczas wywalczyła, to zameldowanie i jeden pokoik. Pierwotnie były dwa, ale z czasem z jednego ją wyrzucono. Cóż, może akurat zjechało się więcej biskupów.
Była właścicielka walczy dalej z Kościołem. Pani Anna nie chce mieć już więcej do czynienia z ludźmi Kk, a jedyne czego pragnie, to zwrotu swojej własności, gdyż czuje się (ku zdziwieniu księdza Stasia) oszukana.
Podczas naszej wizyty dom świecił pustkami Po ks. Stanisławie ślad zaginął, gdyż
- jak twierdzili nasi rozmówcy - ubiegłego lata wynajmował dom zwykłym śmiertelnikom, zapominając (przypadkowo) o należnościach dla fiskusa z tego tytułu płynących. Jak opowiadano, był to wówczas Misyjny Dom Rozpusty.
OLGA I PIOTR ŻELAZNY Fot. Autorzy
PS. Imię i nazwisko bohaterki na jej prośbę zostały zmienione.
8
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYfl
Nr 2
11 - 17 I 2002 r.
Dzieci na ofiarę
Chore dzieci umierać będą znacznie częściej, a zrozpaczonych rodziców pocieszy zapewne fakt, że mszy za ich duszyczki wysłuchają w nowiutkiej świątyni... za dodatkową opłatą oczywiście.
Wincenty a Paulo (1581-1660) zanim został świętym, był księdzem, organizatorem dobroczynnego ruchu misyjnego "Caritas", założycielem zgromadzenia lazarystów i sióstr miłosierdzia (szarytek). Lazaryści to twórcy pierwszych "nowoczesnych" szpitali, a co znaczy "miłosierdzie", wie chyba każdy.
Najlepiej jednak wie ksiądz Augustyn Konsek z Bydgoszczy. Do miłosierdzia odwołuje się bowiem, rozsyłając takie oto apele: "(...) Zwracam się do Państwa z prośbą o pomoc finansową na ukończenie budowy Bazyliki św. Wincentego a Paulo (...) Pragniemy zakończeniem budowy Bazyliki uczcić Rok Jubileuszowy Zgromadzenia Księży Misjonarzy (...) Mam odwagę (...) uprzejmie prosić Państwa o pomoc finansową (...). Aby zakończyć w pełni to wielkie dzieło potrzeba jeszcze 1 miliona 500 tysięcy złotych (...)". Do liściku załącza gotowy druk przekazu, aby wierni jak najszybciej mogli pozbyć się nadmiaru gotówki.
"Nikt nie uwielbia Boga bardziej niż ten, kto ze szczególną gorliwością oddaje się służbie naszym braciom najbiedniejszym, chorym, cierpiącym..."
Św. Wincenty a Paulo
"Mam odwagę" - pisze księżu-lo i tu się z nim zgadzamy. Rzeczywiście, masz odwagę, Człowiecze, żądać od bydgoszczan, objętych niemal 20-procentowym bezrobociem, takiej kasy dla uczczenia świętego szpitalnika, podczas gdy równolegle zamyka się Klinikę Chirurgii Dziecięcej - placówkę znakomitą!
Klinika przyjmowała rocznie na różne, często bardzo skomplikowane operacje około 1800 małych pacjentów (!); a na ten katolicki padół łez przychodziła w niej rocznie setka maluszków bardzo poważnie chorych, np. z wrodzonymi
wadami serca. Kadrze tej lecznicy udało się zmniejszyć śmiertelność obarczonych chorobami noworodków do 10 proc, co jest wynikiem na skalę światową! _ Dość powiedzieć, że w przypadkach tak po-V^^B^"I ważnych schorzeń u naj-I Ś młodszych, śmiertelność 15-procentowa już jest wynikiem dobrym.
- Niestety, to jest 1 prawdziwa katastrofa dla małych pacjentów, ich rodziców i wreszcie dla nas, }. personelu medycznego, posłanego na zieloną trawkę - powiedział "FiM" prof. dr hab. Olgierd Sarrazin, kierownik Katedry Chirurgii i Kliniki Chirurgii Dziecięcej. - Cała historia z zamknięciem kliniki jest niejasna lub wręcz tajemnicza. Do tej pory nie otrzymałem żadnego oficjalnego pisma informującego o zamknięciu lecznicy. Zaiste dziwne, bo najpierw słyszałem w senacie Akademii Medycznej, że na prowadzenie kliniki uczelnia nie ma ani grosza. Później dostałem wspaniałą informację, że
"O poziomie społeczeństwa decyduje to, jak patrzy ono na ludzi cierpiących i jaką przyjmuje wobec nich postawę".
Jan Paweł II
W Bydgoszczy ogromnym nakładem finansowym buduje się Bazylikę św. Wincentego a Paulo. Z braku
o wiele mniejszych środków, w tym samym czasie zamknięta
zostaje Klinika Chirurgii Dziecięcej.
pieniądze w ostatniej chwili się znalazły. Po kilku dniach znów władze uczelni pospieszyły z informacją, że środki rzeczywiście nadeszły, jednak poszły na zapchanie innych niż upadająca klinika dziur - dodaje przybity prof. Sarrazin.
O wyjaśnienie tajemnicy zamknięcia kliniki zwróciliśmy się do Ministerstwa Zdrowia. Rzecznikowi resortu, Renacie Furman, sprawa likwidacji bydgoskiej Kliniki Chirurgii Dziecięcej jest znana: - Ministerstwo na takie decyzje nie ma żadnego wpływu. Polskie prawo daje w tym względzie całkowitą swobodę i ostateczność decyzji Akademii Medycznej, a dokładniej - jej rektorowi i senatowi. Oczywiście, jest to sytuacja chora i w przyszłości ulegnie zmianie. Jednak rzecz cała wymaga czasu i likwidacji dziwacznych tworów o nazwie Kasa Chorych. Kasy zaś odejdą w niebyt 1 stycznia 2003 roku - powiedziała "FiM" pani rzecznik. Dodała ponadto, iż według jej wiedzy klinika została zlikwidowana, bo przynosiła straty. Ocalone życie i zdrowie tysięcy dzieci nie uznano widać za zysk. W 2000 roku zabrakło jej na działalność 1 327 969 zł, zaś w roku 2001 - 1 229 584 zł.
- To nie są duże pieniądze. Powiem więcej, to jest kwota niewielka w porównaniu z zadłużeniem innych polskich szpitali. Dla przykładu, Centrum Zdrowia Dziecka brakuje 40 min zł, a jakoś nikt nie
myśli o jego zamknięciu. Ten argument na likwidację kliniki mnie osobiście nie przekonuje - powiedział "FiM" wiceminister finansów Wiesław Ciesielski.
Tymczasem bydgoskiej Kliniki Chirurgii Dziecięcej już nie ma. Dzieci chore, po tragicznych wypadkach lub urazach, trzeba wozić do oddalonego o 50 km Torunia. Czy jest tam dość miejsca dla wszystkich maluchów, czy zawsze zdąży się na czas? Oczywiście nie! Tak jak w przypadku małego dziecka przywiezionego do bydgoskiej kliniki z dwiema ra-
żywota tego świętego - że stokroć bardziej wolałby on zostać patronem dziecięcego szpitala niż jakiejś kamiennej świątyni ludzkiej pychy
"Troska o chorego należy do podstawowych trosk Kościoła. Inspiracja do opieki nad chorym i motywacja do związanego z tym wysiłku powinna pochodzić od duchowieństwa, które - znając Ewangelię - ma przypominać słowem i czynem obowiązek troski o chorego".
Kard. Józef Glemp
i chorych ambicji. Zwłaszcza że różnych świątyń jest już w Bydgoszczy ponad 50, a klinika tylko jedna.
Pytamy - po co obecny papież Jan Paweł II ustanowił 13 maja 1992 roku Światowy Dzień Chorego, ob-
Parafia Świętego Wincentego a Paulo w Bydgoszczy
85-033 BYDGOSZCZ, Aieje Ossolińskich 2, lei. (052) 22 53 52. teli fan 27 03 82
Bydgoszcz, październik 2001r.
Szanowni i Drodzy Państwo !
Zwracam się do Państwa z prośbą o pomoc finansową na ukończenie budowy Bazyliki św. Wincentego a Paulo w Bydgoszczy. Księża Misjonarze ro/.poczęlt budowę Świątyni w roku 1925. Przed drugą wojną światową wykonano stan surowy tej ogromnej budowli. VV czasie działań wojennych Bazylika została zniszczona i podpalona. Od zakończenia II wojny światowej trwa jej odbudowa, a właściwie budowa od podstaw.
W tej chwiii kontynuowane są prace wykończeniowe. Pragniemy zakończeniem budowy Bazyliki uczcić Rok Jubileuszowy Zgromadzenia Księży Misjonarzy -350 lat obecności i posługi Misjonarzy w Polsce.
Jednak, aby to dzieło mogło zostać ukończone potrzebne są fundusze. Mam odwagę jako kapłan, proboszcz tej parafii, pochodzący ze Śląska,- uprzejmie prosić Państwa o pomoc finansową by zakończyć budowę wspaniałej świątyni. Aby zakończyć w pełni to wielkie dzieło potrzeba jeszcze 1 milion złotych i 500 tysięcy.
Dla ułatwienia przekazania ofiary załączam przekaz pocztowy.
NB. Imiona ofiarodawców, którzy mogą złożyć ofiarę w wysokości l.ooo zł. zostaną wypisane na specjalnych marmurowych tabliczkach pamiątkowych, i umieszczone we wnętrzu Bazyliki, to dla historii.
Z serdecznymi pozdrowieniami i
1 o pamięci modlitewnej
onsek Augustyn CM proboszcz
nami kłutymi serca. Chłopczyka uratowano w ostatniej chwili. Dziś mógłby liczyć tylko na mszę za swoją duszę w pięknej bazylice.
Patron bazyliki, św. Wincenty a Paulo, był dziwnym człowiekiem. Zakładał szpitale i rozdawał pieniądze. Zupełnie niepodobnie do zachowań współczesnego kleru. Historia mówi, że razu pewnego jakiś bogacz podarował Wincentemu 15 tysięcy lirów w złocie. Kwota na tamte czasy bajeczna (odpowiadająca 5 milionom PLN). Paulo nie pobiegł budować bazyliki, nie rozpoczął budowy plebanii ani nawet kapliczki. Całą sumę przekazał szpitalowi bonifratrów, dla chorych i kalekich.
Czy to coś księdzu mówi, czy coś podpowiada? Przewielebny Augustynie Konsek, św. Wincenty a Paulo zapewne czerwieni się ze wstydu, patrząc z góry na Bydgoszcz. Coś nam się wydaje - po pilnej lekturze
chodzony co roku 11 lutego, gwoli "...uwrażliwienia Ludu Bożego na konieczność zapewnienia lepszej opieki chorym...". Pytamy dalej - po co prymas Glemp wygłasza apele w stylu: "...głosić Ewangelię poprzez świadectwo służby cierpiącym!" Po co komu te puste, nic nie znaczące gesty i słowa?! A może warto by tak, dla odmiany, uratować jakieś dziecko?! Widać - nie warto.
Bo czyż godzi się namawiać do składania na ofiarną tacę zdrowia i życia tysięcy niewiniątek, wbrew dziesięciorgu Bożym przykazaniom, zasadom głoszonym przez najwyższych hierarchów Kościoła i zwyczajnej ludzkiej uczciwości?
To nieprawda, że "Bóg tak chciał". To tylko bałwochwalcza pycha...
ZBIGNIEW S. NOWAK
MAREK SZENBORN
Fot. archiwum
PS. Po kilkudniowych staraniach udało się nam wreszcie dotrzeć do autora decyzji o likwidacji kliniki, prorektora ds. klinicznych i kształcenia podyplomowego Akademii Medycznej w Bydgoszczy, prof. dr a Zbigniewa Wolskiego. Wiedział już od swoich współpracowników, jakim pytaniem będziemy go nękać: - Alei, co znowu - żachnął się. - Lecznica wcale nie została zlikwidowana, tylko zawiesiliśmy jej działalność do chwili uzyskania środków finansowych.
- A kiedy te środki nadejdą? - indagowaliśmy.
- Tego nikt nie wie - z rozbrajającą szczerością odparł Wolski.
ZSN, MarS
Nr 2 (97)
11 - 17 I 2002 r.
MKTYfl
POLSKA PARAFIALNA
"Łodzian jest największą troską zmieścić wszystko na Piotrkowską" - pisał satyryk. Ulica ta jest osią miasta i, jak w czasach Reymonta, przy niej koncentruje się życie ponad 800-tysięcznej Łodzi. Kilkukilometrową arterię zamykają dwa place: Wolności i Niepodległości. Ten ostatni jeszcze niedawno okupowały wycieczki z całej Polski przyjeżdżające na zakupy do słynnego "Uniwersału". Zniszczyły go jednak zachodnie hi-permarkety, które za sprawą tutejszego samorządu wyrosły w Łodzi jak grzyby po deszczu albo kościoły po stanie wojennym.
Nieuleczalna choroba
Na początku lat 90. ubiegłego wieku urzędnicy Pana Boga z łódzkiej Kurii Archidiecezjalnej "zachorowali" na działkę w tym kluczowym punkcie miasta, z przeznaczeniem pod kolejną świątynię. Przy-kościółkowe władze miasta nie odmówiły (choć w promieniu kilkuset metrów jest kilka kościołów!) i pośpieszyły ze szczodrym podarkiem w postaci atrakcyjnej działki o powierzchni prawie 2600 mkw., wartości 1,3 min złotych. Pieniądze te mogłyby zaspokoić potrzeby przynajmniej części bezrobotnych, których w Łodzi jest prawie 60 tys. Mówiono o jakiejś działce zamiennej, należącej do archidiecezji, ale...
13 kwietnia 1994 r. rajcy przyklepali transakcję. Jednak musiało minąć ponad dwa lata, zanim powstał zapis o zamianie u notariusza. Działkę nr 133/23 na
Jak Zabłocki na mydle
Samorząd Łodzi oddał archidiecezji kawał głównego placu miasta, na którym stanął
kolejny kościół. W zamian gmina miała otrzymać podobnej wielkości działkę, ale
faktycznie zobaczyła gest Kozakiewicza.
pl. Niepodległości zamieniono na działkę 2/3 przy ul. Broniewskie-go la. Dyrektor Wydziału Gospodarowania Majątkiem Urzędu Miasta Łodzi, Adam Komorowski, powiedział nam: "Jako kryterium zamiany przyjęto stosunek powierzchni 1:1 zamienianych gruntów, bez konieczności innych rozliczeń i dopłat".
Kuria dała więc miastu dobnej wielkości działkę, ale położoną na peryferiach, o znacznie niższej wartości. Mało tego, działkę przy Broniewskiego wykrojono tylko na papierze. Faktycznie do dziś jest ogrodzona i użytkowana przez łódzki Kościół, który, jak wiadomo, Pan Bóg stworzył do brania, a nie dawania.
Metro pod kościołem
W dobrych dla Łodzi latach 70. ubiegłego stulecia na deskach projektantów powstała koncepcja
metra. Zważywszy ogromne problemy komunikacyjne miasta - inwestycja marzeń. Jedną z najważniejszych stacji zaplanowano właśnie na placu Niepodległości. Choć budowę metra odłożyć trzeba ad acta i nie wiadomo, czy
Dyrektor Wydziału Urbanistyki, Architektury i Budownictwa UM Łodzi, Włodzimierz Kralkowski,
mówi wprost:
- Plac Niepodległości podlega szczególnej ochronie.
Czy zbudowana już świątynia będzie kolidować z przyszłą linią i stacją metra? Zdaniem Kral-kowskiego - nie. Jednak jego opinia nie może być
t--
ł--
Kto zapłaci?
Jak nas ostatnio poinformo-^ wano w Urzędzie Miasta Łodzi, prawdopodobnie działka przy ul. Broniewskiego la, której gmina dotąd nie przejęła, choć przecież od formalnej zamiany minęło już ponad k pięć lat, będzie -UWAGA! - zamieniona na inną. Jak znamy życie - jeszcze mniej wartą.
Dla co bardziej wtajemniczonych w handlowe arkana Kościoła katolickiego oznacza to, iż miasto wyjdzie na tym inte-I resie jak Zabłoc-I ki na mydle. Nie może być żresz-
w ogóle kiedyś stanie się ona realna, w planowaniu urbanistycznym nie można jej pominąć. Zatem na placu nie wolno budować wieżowców czy innych obiektów. Powinno to dotyczyć także świątyni...
inna, wszak sześć lat temu to właśnie Wydział Urbanistyki zaopiniował pozytywnie lokalizację kościoła. Na nasze, zdrowe jeszcze oczy - stacja metra może być co najwyżej podziemną kaplicą...
tą inaczej, wszak arcybiskup Ziółek nie po to robi takie interesy, by zyskała na tym jego ukochana Łódź...
PIOTR SAWICKI Fot. Autor
Urzędnicy kierujący warszawską dzielnicą Ochota zakochali się w spółce z o.o. "Welet". Mimo wielu interwencji - w tym dzielnicowych radnych - kilkakrotnie łamiąc prawo, przekazywali jej kolejne tereny w atrakcyjnym punkcie stolicy. I nadal mają zamiar to robić. W imieniu Zarządu Dzielnicy Ochota nieruchomościami administruje Gminna Gospodarka Komunalna "Ochota" sp. z o.o. Nie jest ona ich właścicielem ani dzierżawcą, nie może zatem podejmować żadnych kroków prawnych wobec chętnych do ich wynajęcia, dzierżawy
Ochota na przewal
wynajmować tylko w drodze publicznego konkursu. Dzielnica Ochota należy do gminy Centrum. I tylko do niej. Koniec dyskusji.
Jednak 25 marca 1999 roku GGK "O" zawarła z "Weletem" umowę przedwstępną na wynajęcie wiaty magazynowej przy ul. Włodarzew-skiej 29, na Ochocie. Na wynajem nie przeprowadzono przetargu...
W umowie powierzchnię lokalu określono na 313 mkw., zaś w za-
czy kupna. Z trudnego do pojęcia powodu, GGK,,O" złamała prawo
w interesie "Weletu".
Zgodnie z zarządzeniem prezydenta Warszawy, gminne lokale na biura czy sklepy można
łączniku zaznaczono, że "Welet" będzie przerabiał go na biuro, zgodnie z decyzją budowlaną z... 17 czerwca 1999 r. Skąd GGK,,O" wiedziała w marcu, kiedy spółka otrzyma zezwolenie na rozbudowę wiaty, które wydaje... Zarząd Dzielnicy? GGK "O" nie ma prawa podpisywać
podobnych umów, bo jest tylko administratorem nieruchomości. Nic to jednak. "Welet" w lipcu tegoż roku zwraca się do Zarządu Dzielnicy z prośbą o decyzję budowlaną, wedle której może sobie przerobić magazyn na biurowiec. W tym samym miesiącu decyzję taką podejmuje z-ca dyrektora ZD Witold Sielewicz. Sęk w tym, że Sielewicz też nie ma prawa podpisywać takich decyzji, bowiem - w myśl ustawy Prawo budowlane - rozbudowywać lub budować coś nowego można tylko na terenie dzierżawionym lub kupionym. "Welet" zaś dysponuje tylko "umową przedwstępną", w dodatku wydaną niezgodnie z prawem.
"Welet" w kilka miesięcy zamienia wiatę w zgrabny budyneczek koloru zielonego i w październiku zwraca się do GGK "O" z wnioskiem
0 podpisanie już właściwej umowy najmu. Kiedy w styczniu 2000 r. radca prawny (nazwisko znane redakcji) dostał projekt tej umowy do zaopiniowania, złapał się za głowę
1 odmówił podpisania kwitka. GGK "O" - stwierdził - nie ma przecież tytułu prawnego do lokalu.
W związku z czym spryciuchy z Ochoty zastosowały następujący patent. Dokumentacja spółki "Welet" z GGK "O" powędrowała do Zarządu Dzielnicy Ochota, czyli do
wspomnianego już dyr. Sielewicza. Ten zaś pchnął ją do podległego mu Wydziału Geodezji UD z poleceniem wydzierżawienia "Weletowi" nieruchomości na trzy lata. Przy okazji
"Weletowi" przybyło,
gdyż otrzymał już nie 313 mkw. terenu pod wiatą, ale w sumie 1760 mkw. ziemi. Zaślepiony miłością do spółki Sielewicz napomknął w piśmie, by czasem urzędnicy nie zechcieli wynająć komuś innych budynków (wraz z ziemią) przypisanych do adresu Włodarzewska 29, bowiem w przyszłości dzierżawić je będzie "Welet". Rzecz niespotykana, zwłaszcza w świetle przytaczanego już rozporządzenia prezydenta Warszawy. Skąd Sielewicz wie, że przetarg na następne metry kwadratowe wygra "Welet"?
W umowie dzierżawnej bardzo sprytnie skalkulowano stawki. W ciągu trzech lat "Welet" powinien zapłacić samorządowi Ochoty ok. 500 tys. zł (bez 22 proc. VAT). Ale od opłaty dzierżawnej spółka odliczy sobie koszt przebudowy wiaty na biurowiec, w kwocie... około 500 tys. zł. Wychodzi na to, że "Welet" dostał za friko, na trzy lata, kawał ziemi w świetnym punkcie miasta. W tym momencie transakcji zaczęli
się przyglądać dzielnicowi radni. I na co wpadli? Ano na to, że nigdzie nie ma kwitów dokumentujących, iżby "Welet", od chwili podpisania umowy przedwstępnej do momentu przejęcia w dzierżawę terenu, wpłacał jakiekolwiek pieniądze z tytułu najmu. A inne firmy płacą. Kto zatem wziął pieniądze za kilka miesięcy?
W związku z brzydkim zapachem sprawy, 10 radnych Ochoty skierowało interpelację do dyr. Zarządu Dzielnicy Andrzeja Borkowskiego, zwierzchnika Sielewicza. Jego odpowiedź to majstersztyk pustosłowia. Oto fragment:
" Opłaty wznoszone przez firmą Wełet, tj. czynsz dzierżawny stanowi dochód Gminy, natomiast świadczenia - zimna woda i ścieki - wnoszone są do GGK O, a następnie przekazywane do dostawców mediów".
Czy ktoś coś z tego rozumie?
Zapytaliśmy Prokuraturę Rejonową na Ochocie, czy widzi, co się tam u niej dzieje.
- O ile wiem - powiedziała z-ca prokuratora Maria Białobrzeska - doniesienie w tej sprawie do naszej prokuratury nie wpłynęło.
Szanowna prokuraturo, panie prezydencie Warszawy, radni Ochoty: pod waszym nosem urzędnicy robią, co chcą, w głębokim poważaniu mając prawo. A wy śpicie? Lep-pera tam potrzebujecie, czy jak?
JANUSZ WRUBEL Fot. Autor
10
ZE ŚWIATA
FAKTYn
11 - 17 I 2002 r.
Alimenty od papieża
Zadanie religii katolickiej to pomnażanie pogłowia owieczek oraz pouczanie ich, czego robić nie wolno i co robić muszą, jeśli nie chcą skończyć w objęciach upadłego anioła Lucyfera.
Na liście czynów zakazanych bardzo wiele miejsca zajmuje seks. Jednym z ostatnich płodów Watykanu na niwie zakazotwórczej jest złajanie ONZ za "Poradnik polowy" dla jego pracowników zajmujących się uchodźcami. Wydano go w 1999 r., a Stolica Apostolska z ripostą była gotowa 8 listopada 2001 r.; cóż, wiadomo, że jej żarna nie mielą ekspresowo.
Co się kojarzy z określeniem uchodźca? Ha! Zależy od tego, komu się kojarzy.
Normalnemu człekowi do głowy przychodzą takie duperelne kwestie, jak: ubóstwo, brak stabilizacji, zagubienie, pogarda, osamotnienie, brak perspektyw i akceptacji, tułaczka, niebezpieczeństwa. W promieniu kilku kilometrów od Bazyliki św. Piotra wiedzą dokładnie, że to bzdura. Prawdziwym problemem uchodźców jest ruja i porób-stwo, którym ulegają oni, redukując swe szansę na ujrzenie światłości wiekuistej.
Wśród usług, które ONZ świadczy na rzecz uchodźców, informator wymienia też kontrolę urodzin oraz aborcję. Przeto nie dziwota, że Watykan beszta ONZ za " utylitaryzm "
i " maltuzjanizm ". Bezbożne te teorie przesiąkają informator, wykluły się i "zakorzenione są w moralno--intelektualnej konfuzji co do natury ludzkiej"; stanowią bezczelną "próbę promowania wolności indywidualnej". Straszne!
Po imieniu i dotkliwie
purpuraci
rugają antykoncepcję
w wypadkach nagłych, czyli tzw. morning pili (pastylkę poranną), zażywaną po upojnej... pardon... grzesznej nocy. Poddani papieża utożsamiają pigułkę z "chemiczną aborcją ", uśmiercającą istotę ludzką ukonstytuowaną w macicy w kilka godzin po ejakulacji nasienia. Empiryczną obserwację, że embrion w tym stadium to tylko "grupka komórek" dyrekcja kleru piętnuje jako "sofi-zmat pozbawiony podstaw biologicznych ".
Na ten sam święty tryzub nadziane zostały pastylki blokujące hormony, wstrzykiwane, jak: De-po-Provera, implanty (Norplant) i diabelskie spiralki domaciczne. Inne formy szatańskiego nasienia, które czyha na uchodźców i może im być serwowane przez międzynarodowe organizacje w postaci wiedzy i rekomendacji, to sterylizacja oraz " oddzielenie seksu-alizmu od prokreacji". Jak powszechnie wiadomo, biednego
uchodźcę nic tak nie uszlachetnia, jak gromadka dzieci-uchodziątek. W swym dokumencie Kościół miesza z błotem "promowanie nie-krytycznego podejścia do stosunków pozamałżeń-skich i ho-moseksu-alnych " oraz
/ZOSTflt
- ludobójczej agendy, która nie przeciwstawia się "programom przymusowej kontroli populacji w Chinach " i nie okłada klątwą dopuszczalności aborcji w przeludnionych krajach Trzeciego Świata. Konferencja Biskupów Katolickich USA usiłuje zawrócić ze zgubnej drogi Kongres, uświadamiając mu, że " USA i każdy cywilizowany kraj powinien bezapelacyjnie potępić
edukację seksualną, w ramach której - księża nie posiadają się z oburzenia - " chłopców i dziewczęta wprowadza się w świat indywidualistycznych i nieodpowiedzialnych przyjemności seksualnych, zwiększających ryzyko zarażenia HIV i AIDS".
Już z tej próbki łatwo wywnioskować, że ONZ jest pogrzebaczem szatana, o czym zresztą od dawna doskonale wiedzą miliony pobożnych, patriotycznych konserwatystów w USA. Belzebubia sperma rozlewa się szerzej. Oto Kongres USA myśli, czyby nie zwiększyć dotacji na rzecz United Nations Population Fund
Kc&P.
UN Population Fund za wkład w ciężkie naruszenie praw ludzkich i politykę przymusowych skrobanek".
Papież dostrzega to od dawna
nieugięcie wojując o otwartą furtkę do raju dla wiernych, a i niewiernych też, bo nie wiedzą, co czynią. W 1993 roku Jan Paweł II wystosował list do kardynała Vinko Puljica z Sarajewa, w którym stanowczo odrzucił sugestię, że bośniackie kobiety, masowo gwałcone podczas wojny domowej, powinny mieć prawo do aborcji. "Z maksymalną jednością musi
być podkreślone - oświadcza Nieomylny - że dzieci powinny się urodzić, bo nie ponoszą odpowiedzialności za to, co się stało, są niewinne; przeto w żaden sposób nie mogą być uważane za agresorów". Zaleca zgwałconym, żeby "przekształciły akt przemocy w akt miłości i powitania ".
Ludzie! To przekracza Ewangelię! Szkodą że wyrocznia ta nie obejmuje sióstr zakonnych, nakłanianych pokątnie przez swoich "duchowych" zwierzchników do cichej aborcji.
Wojna z szatanem nie kończy się na jednej bitwie. W 1998 r. Watykan - ramię w ramię z muzułmańskimi braćmi fundamentalistami - odniósł błyskotliwy sukces, odpierając próby Międzynarodowego Sądu Kryminalnego na rzecz uznania wymuszonych gwałtami ciąż za zbrodnie wojenne. Nie mija rok i Watykan znów rusza w bój: potępia podawanie Albankom zgwałconym w trakcie konfliktu bośniackiego "porannej pastylki".
Wyrywając tysiące zgwałconych kobiet
ze szpon Mefistofelesa, zmuszając je do przekształcenia aktu przemocy w akt miłości, papież nie zauważył, że tym samym stał się faktycznym sprawcą przyjścia na świat tabunów uroczych niemowlaczków. Sprawcę takowego przyjęło zwać się ojcem. Jeśli nie może się żenić - bo celibat, liczba przymusowo umatczonych niewiast oraz ich muzułmańska wiara to wykluczają - nie powinien przynajmniej zapominać o obowiązku alimentacyjnym.
PIOTR ZAWODNY
Witając w noc sylwestrową 2000/2001 nowy rok, nowy wiek i nowe milenium, mieliśmy serca pełne nadziei na przyszłość - może nie lepszą - ale spokojniejszą, bez większych wstrząsów. Niestety... Tego, co stało się 11 września 2001 roku, nie można określić innymi słowami niż załamanie się wszelkich moralnych norm ogólnoludzkich i swoistego kodeksu etycznego, który respektowany był nawet przez terrorystów starszej generacji. Pamiętamy jeszcze zbrodnie Frakcji Czerwonej Armii w Niemczech, włoskich Czerwonych Brygad czy japońskich czerwonoarmistow z lat 70. i 80. XX w. Pamiętamy zamachy bombowe IRA i ETA, czy monachijską akcję Czarnego Września w czasie Letnich Igrzysk Olimpijskich w 1974 r. Ale w tych przypadkach terror był skierowany przeciwko konkretnym osobom: szefom policji i służb specjalnych, wysokim wojskowym NATO (np. amerykański generał Lee Dozier), przemysłowcom (Hans Martin Schleyer), mężom stanu (Aldo Moro; Mahatma, Indira i Rajiv Gandhi; Olof Palnie), czy wreszcie papieżowi Janowi Pawłowi II.
Zamach nowojorski otwiera zupełnie nową kartę w dziejach terroryzmu. 11 września 2001 r. świat cofnął się do czasów krucjat i wojen religijnych na Bliskim Wschodzie, w których znaczącą rolę grali asasyni - fanatyczni fedaini, zwani także haszwitami - żołnierze Starca z Gór, mieszkającego w niedostępnej twierdzy Almhut na pograniczu Syrii i Iraku. Człowieka, a właściwie całej dynastii władców arabskich, którzy przez dwa wieki kierowali polityką za pomocą noża, miecza,
Co po bin Ladenie?
intrygi i trucizny. Bali się ich od Egiptu po Indie, także Europejczycy. Ślad tego przetrwał do dziś w językach europejskich, w których słowo ,,assas[s]in[o]" oznacza "morderca"; w staropolszczyźnie słowo "asasyn" oznaczało skrytobójcę. W tej chwili zaczyna się II wojna asasynów, która w każdej chwili może się przemienić w wojnę globalną pomiędzy chrześcijaństwem i islamem...
Prosto do raju
Ogłaszając krucjatę przeciwko terroryzmowi i - w jej ramach - operację wojskową o kryptonimie "Unlimited Justice", prezydent George Bush jr popełnił chyba błąd. Prowadzenie każdej wojny zakłada, że należy uśmiercić jak najwięcej żołnierzy nieprzyjaciela, a ci ostatni będą się bali fizycznego końca i dzięki temu - przy przewadze w systemach uzbrojenia i logistyce - będzie można tego nieprzyjaciela pokonać, licząc głównie na jego strach. Ta wojna jest inna, bo prowadzona przeciwko fanatykom, którzy będą się bili do ostatniego, a śmierć dla nich jest tylko przejściem do mahome-tańskiego raju. Islamskim terrorystom nie można zagrozić fizycznym unicestwieniem, bowiem oni nie boją się śmierci, wierząc, że pójdą wprost do raju... Można ich pokonać tylko w jeden sposób - odcinając od źródła pieniędzy na ich działalność, co też próbuje się czynić. Nie działania militarne,
ale administracyjno-finansowe i prewencyj-no-pościgowe powinny być głównymi środkami prowadzenia tej wojny! A nade wszystko należy likwidować obszary potwornej, nieludzkiej biedy, która jest udziałem zdecydowanej większości obywateli naszej planety!!!
Kto winien?
W przypadku ataku na Nowy Jork ewidentną winę ponoszą amerykańskie służby specjalne, które zlekceważyły sygnały o planowanym zamachu, napływające od służb specjalnych NATO, Izraela i innych krajów sprzymierzonych z USA. Odpuszczono śledztwo w sprawie zamachów na amerykańskie ambasady w kilku krajach afrykańskich i na niszczyciel zakotwiczony w jednym z jemeńskich portów, a nic tak nie rozzuchwala ludzi Wschodu, jak zlekceważenie popełnionego przez nich przestępstwa.
I wreszcie zlekceważono ostrzeżenia znanych osób, które - jak Tom Clancy - przewidziały możliwość przeniknięcia terrorystów do USA i dokonania aktu zmasowanego terroru. W powieści "Suma wszystkich strachów" terroryści z Bliskiego Wschodu, przy pomocy zbuntowanego Indianina, podkładają bombę wodorową na stadionie Skydo-me w Denver. Enerdowski naukowiec zbudował tę bombę z izraelskiej bomby atomowej,
radzieckich części i amerykańskiej elektroniki, w laboratorium w Syrii, na potrzeby palestyńskiego Hamasu. Straszliwa eksplozja zmiata z powierzchni ziemi pół miasta i omal nie staje się przyczyną wybuchu III wojny światowej... Powieść Clancy'ego może okazać się o tyle prawdopodobna, że kolejny atak na Amerykę i kraje NATO może być atomowy - Rosjanie (oficjalnie!) nie mogą się doliczyć ponad 100 walizkowych ładunków atomowych o mocy do 20 kt TNT każdy (20 kt TNT to mniej więcej tyle, ile Amerykanie zrzucili na Hiroszimę i Nagasaki...). Mogą one się znajdować w Afganistanie lub gdzie indziej na Bliskim Wschodzie. Może je mieć Saddam Husajn! Pisze m.in. o tym Igor Witkowski, w "Supertajnych broniach islamu". Spotkania wysłanników Saddama z sfrustrowanymi naukowcami z byłego ZSRR i innych krajów socjalistycznych odbywały się m.in. na terenie Polski w latach 1989-92...
Zrujnowane budynki i prawie 5000 ludzi zabitych, rannych i poszkodowanych, miliony ludzi na całym świecie, którzy przeżyli szok, kiedy okazało się, że Ameryka wcale nie jest nietykalna. Wreszcie - wiszące nad światem widmo konfrontacji prężnego fanatycznego islamu i tonącego w marazmie i zbytku europejskiego i amerykańskiego chrześcijaństwa, ubogiego Południa i bogatej Północy, które może stać się końcem wszelkiej cywilizacji na ziemi, zgodnie z tym, co włożył w usta Conana Cymmeryjczyka Robert E. Howard: "O ile barbarzyństwo jest naturalnym stanem ludzkości, to cywilizacja jest czymś nienormalnym..." I oby się mylił.
RYSZARD BARANOWICZ
Nr 2 (97^
11 - 17 I 2002 r.
F^KTYn
INJ
CZARNE JEST CZARNE
11
S
ytuację skomplikowało jeszcze bardziej istnienie żebraczego zakonu św. Franciszka uznanego w końcu przez papiestwo, które uczyniło sławnego "Biedaczynę" swoją bronią przeciw heretyckim ruchom biedoty.
W miastach Nadrenii, Bawarii i wschodniej Francji w I poł. XIII w. zaczątkowali swą działalność begardzi, organizacja że-
Pobożni biedacy
człowieka jest mało istotna i godna pogardy, a liczy się tylko ludzka duchowość.
W roku 1311 duchowieństwo zdecydowanie potępiło ruch begar-dów, nakazując mu powrót pod wła-
W XIII wieku w Europie Zachodniej powstało wiele ruchów na rzecz ubóstwa łączonego z ideami religijnymi, wywodzącymi się z ewangelii oraz z zasad manichejskich przetworzonych przez bogomiłów, katarów i innych heretyków.
braków opierająca się na rygorystycznym interpretowaniu ewangelii. Większość z nich praktykowała skrajną ascezę, utrzymując się z jałmużny. Ludzie ci i tak byli ubodzy, więc tylko dodali rodzaj religijnego uzasadnienia dla swojej sytuacji. Część z nich głosiła dodatkowo zasady wolnego ducha, czyli antyno-mizm, odrzucający wszelką władzę i moralne reguły narzucone przez Kościół; domagali się też jego reformy zgodnie z naukami Jezusa. Nauczali, że cielesna strona
dzę Kościoła, a opornych skazując na prześladowania. Wkrótce doszło do masowych zatrzymań, tortur i palenia na stosie. Z kilku miast zostali wygnani, a w innych poddani publicznej egzekucji, aby wzbudzić strach. Szczyt tych prześladowań przypada na połowę XIV wieku, co nie jest przypadkowe, jeśli zważyć, że akurat wtedy trwała gorąca dyskusja w łonie zakonu franciszkanów, który przestał już być pierwotną żebraczą wspólnotą ubogich, a zaczął obrastać w ziemskie bogactwa, tak kiedyś potępiane przez
Wieża Babel
Według biblijnej opowieści, budowa wieży Babel była wyrazem pychy ludzi, chcących dosięgnąć nieba (Rdz. 11.4).
Historia ta bez wątpienia nawiązuje do mezopotamskiego zig-guratu, czyli budowli w kształcie piramidy ze schodkami (patrz rysunek), po których wchodził kapłan podczas święta, aby na jego szczycie złożyć ofiarę bóstwom. Takie znaczenie piramidy-wieży zachowało się w akadyjskim bab-ilu, które znaczy: "brama Boga" (por. poi. "Babilon"). Według Josepha Campbella budowa zigguratu nie miała na celu przerażenia niebian. Był to środek, " dzięki któremu bogowie nieba mogliby zejść, aby odebrać oznaki czci od swoich ziemskich niewolników". Budowa zigguratu nie była więc wynikiem pychy, lecz aktem czci i błagania bogów o pomoc.
Zdaniem wybitnego archeologa i bibli-sty, A. Parrota, opowieść o wieży Babel powstała w IX/VIII w. p.n.e. w Babilonie. Wskazuje na to opis krajobrazu ("równina w kraju Synear", Rdz. 11.2). Odkrycia archeologiczne potwierdziły, że wypalano tam cegły w ogniu i używano smoły zamiast zaprawy. Ludzie,
którzy przybyli "ze Wschodu" (Rdz. 11.2), to prawdopodobnie Sumerowie, którzy dotarli do Mezopotamii z Iranu.
Podczas wykopalisk w Mezopotamii znaleziono tabliczkę klinową z XXII w. p.n.e (!) z tekstem przypominającym biblijną opowieść o wieży Babel. Mówi się w nim o cegłach palonych, smole oraz o wierzchołku budowli, który Nabopolassar pragnął uczynić "podobnym do nieba", czyli tak wysokim, jak niebo. Treść innej tabliczki ujawnia, że babiloński zig-gurat-Babel miał siedem pięter i mierzył 90 metrów wysokości.
Najbardziej przekonujące wydaje się być wyjaśnienie, że Babel to po prostu Babilon. Nietrudno sobie wyobrazić, jakie wrażenie musiało wywrzeć to miasto wielu kultur i języków na prymitywnych hebrajskich pasterzach, którzy przybyli do niego wprost z pustyni. Dziesiątki narzeczy, które słyszeli na jego bazarach i ulicach musiało w ich umysłach stworzyć wrażenie potwornego chaosu, istnego "pomieszania języków". Nie znali tych języków, a wcześniej w swej naiwności zakładali, że wszystkie ludy muszą mówić jednym językiem - ich własnym.
JACEK SIERADZAN
św. Franciszka. Wewnątrz zakonu powstała opozycja żądająca przywrócenia zasad założyciela.
Na początku XV w. w Brukseli działał Egidus Cantoris, znany też jako Idzi Śpiewak, który głosił zasady bardzo podobne do idei be-gardów. Stworzył wspólnotę zwaną homines intelligentiae, akcentującą jak najgłębsze mistyczne zjednoczenie z Bogiem i osiąganie w ten sposób stanu wewnętrznej doskonałości. Oczywiście, negował jakąkolwiek nauczycielską czy zbawczą rolę duchowieństwa, utrzymując, że każdy może samodzielnie dojść do Boga. Prędko spotkał się z ostrym potępieniem ze strony Kk.
Bractwo Guar-duna z Aragonii powstało w roku 1417. Kierowało się zasadą powszechnej równości w obrębie wspólnoty, a świat zewnętrzny był dla nich wrogiem. Członków obowiązywała swoista moralność oparta na odpowiednio interpretowanych zasadach ewangelii, ale z całą pewnością ich wnioski nie odpowiadałyby ani autorom Nowego Testamentu, ani też teologom Kościoła katolickiego. Guarduna akceptowała bowiem kradzieże i zabójstwa, jeśli dotykały one obcych,
a szczególnie przedstawicieli klas posiadających. W istocie była to więc sekta rzezimieszków. O jej sile ideowej świadczy jednak fakt, że funkcjonowała aż do roku 1822. W roku 1476 wybuchło pierwsze duże chłopskie powstanie w Niemczech, w okolicach Nikla-shausen (wschodnia Frankonia), na terenach należących do biskupa
jego stłumieniu przenieśli się do Badenii i Szwabii. W roku 1502 chłop Joss Fritz znowu chciał wzniecić bunt, aby stworzyć ewangeliczną republikę równych sobie chrześcijan - i znów zakończyło się to klęską. Ostatni historyczny przejaw działalności tej organizacji to nieudany spisek w celu opanowania zamku we Fryburgu w roku 1513 -jego uczestnicy zbiegli do Szwajcarii. Potem wszystko utonęło w szybko rozwijających się ruchach protestanckich.
Z nurtem emancypacji ubogich wiąże się kilka innych ewangelicz-
Pieter Bruegel - "Żebracy", tempera na płótnie. Galeria Narodowa w Neapolu
Wiirzburga. Buntowi przewodził Hans Boheim głoszący równość wszystkich ludzi oraz konieczność przywrócenia Chrystusowej miłości bliźniego, zniesienia feudalizmu i uprzywilejowanej pozycji duchowieństwa. Rebelię oczywiście stłumiono, a winnych surowo ukarano. W Alzacji pojawił się Związek Trzewika (1493) o podobnej ideologii. Członkowie Związku podjęli próbę wzniecenia powstania, a po
no-ludowych organizacji późnego średniowiecza, jak choćby Ubogi Konrad z okolicy Wittenbergi (od 1503). Antyfeudalne powstanie wzniecone przez ten ruch w latach 1514-1517 stało się jednym z ważnych czynników wzmagających sprzeciw wobec papieskiego handlu odpustami, przyczyniając się zarazem do wystąpienia Marcina Lutra w tejże Wittenberdze (1517). LESZEK ŻUK
Leksykon zabobonów polskich
(23)
SZATAN - pewien facet, bez którego Biblia, chrześcijaństwo i Kościół nie miałyby racji bytu. Powszechnie panuje dziwne przekonanie, że jego życiową pasją jest szkodzenie ludziom, a zwłaszcza Polakom i katolikom (to samo). Najdziwniejsze jest przy tym, że reklamą Szatana zajmują się przede wszystkim jego najzagorzalsi wrogowie, ustawicznie głoszący jego imię z ambon. Oni też uparcie przekonują nas, że Szatan jest jak najbardziej realną osobą, chociaż zarówno uczeni, jak i inni bezbożnicy coraz częściej wkładają go między bajki. Warto przy tym uświadomić sobie, że wrogowie Szatana idą tu ręka w rękę z jego czcicielami, którzy też wierzą w istnienie tej osoby. Czyżby Kościół podtrzymywał zabobon na użytek satanistów?!
SZKOŁA -jedna z najważniejszych instytucji, o którą trzeba
walczyć, jak o niepodległość, bo od wykształcenia młodzieży zależy przyszłość ojczyzny i świętej religii. Według rozpowszechnionych opinii, szkoła winna uczyć, a nawet wychowywać, ale rzeczywistość jest nieco inna. Szkoła przede wszystkim pełni rolę przechowalni dla młodzieży, która jeszcze nie może podjąć pracy, a nie bardzo wie, co ze sobą zrobić. Dla większości tych młodych ludzi takie abstrakcyjne przedmioty, jak geografia, biologia czy historia, są po prostu zbędne. Interesuje ich raczej płeć przeciwna, alkohol i pieniądze. Nie pomagają nawet heroiczne wysiłki duszpasterzy i katechetów opłacanych z rządowej kasy, jak w każdym państwie wyznaniowym. Nie chcemy widzieć, że trzeba jak najszybciej i zdecydowanie niedemokratycznie oddzielić od siebie szkolne plewy, z których będą co najwyżej kibice piłkarscy demolujący stadiony oraz przyszłych inteligentów, absolwentów wydziałów teologicznych.
ŚWIĄTYNIA - zwykle zwana po prostu kościołem - to przedsiębiorstwo o charakterze komercyjnym czerpiące zyski ze świadczenia mitycznych usług polegających na ubezpieczaniu od nieszczęśliwych wypadków po śmierci.
ŚWIĄTYNIA OPATRZNOŚCI BOŻEJ - budynek będący wyrazem wdzięczności narodu polskiego wobec sił zaświatowych, którym zawdzięczamy między innymi konfederację barską (pierwszy rozbiór Polski), Konstytucję 3 maja (drugi rozbiór), powstanie kościuszkowskie (trzeci), patriotyzm powstań narodowych (utrata autonomii po powstaniu listopadowym, wywózki i zniszczenie gospodarki po powstaniu styczniowym), kampanię wrześniową w 1939, Oświęcim, Katyń, powstanie warszawskie, towarzysza Bieru-ta, pana Wałęsę... Jest za co dziękować. Jakże więc małostkowe są twierdzenia tych, którzy wskazują, że Polacy ubożejący pod władzą postko-muszego sejmu nie mają miliardów, na jakie wyceniono projekt katolic-ko-narodowej megabudowy.
L.Ż.
12
MITY KOŚCIOŁA
FAKTYn
11 - 17 I 2002 r.
Matka Boska vel Bozia
"Trudno wyobrazić sobie większą sprzeczność niż ta między faktyczną matką Jezusa a przedmiotem kultu w katolicyzmie (...) jest to monstrualna sprzeczność (...)"
Biblia w ŻADNYM wersecie nie wywyższa Marii - ukazuje ją jedynie jako pokorną kobietę, która została biologiczną matką Jezusa. Wzmianki o matce Jezusa, pojawiają się 24 razy w ewangeliach i raz w Dziejach Apostolskich. Jej imienia nie wspomniano w ŻADNYM liście apostolskim. Sam Jezus nie okazywał jakiegoś szczególnego szacunku Marii. Od V w. Kościół katolicki rozwijał i upiększał naukę o Maryi, od XII w. jest już traktowana niemalże jak bogini, wsku-
tek czego wielu katolików czci Marię daleko żarliwiej niż samego Boga. Zdarzały się i takie oto uniesienia myśli teologicznej: " W Błogosławionej Trójcy Duch Święty pozostaje niepłodny w tym sensie, że nie tworzy innej Osoby Boskiej; jednakże jest płodny poprzez Marię, którą poślubia " - próbowano ją jak widać na siłę wcisnąć nawet do Trójcy Świętej (Louis-Marie Grignon de Monfort, "Traktat
0 Prawdziwym Nabożeństwie do Błogosławionej Dziewicy").
A oto jak o Maryi-Dziewicy
1 cudownym poczęciu pisał wróg chrześcijaństwa Celsus w II w. n.e.: "Biedna wiejska dziewczyna, którą sąsiedzi niezbyt szanowali. Mąż jej, z zawodu cieśla, wypędził ją, dowiódłszy jej cudzołóstwa z żołnierzem... Wypędzona błąkała się tu i ówdzie i we wstydzie porodziła tajemnie". Ory-genes - krytyk wypowiedzi Celsusa i apologeta chrześcijaństwa - nie wytoczył kontrargumentów na obronę Maryi. Stwierdził jedynie: "Bóg, który łączy ciało z duchem, czyż pozwoliłby, aby Ten, co tak cudownych miał dokonać rzeczy, przyszedł na świat drogą nieprawą i zbrodniczą? ".
Pierwowzór Maryi - Izyda
Ta egipska bogini, popularna w Rzymie do czasu mianowania na soborze efeskim Maryi "Matką Boską", sama nosiła te tytuły; zwano ją również "Bogurodzicą" (deipera, the-otokos). Od Izydy anektowała ponadto Maryja jej ozdobiony gwiazdami błękitny płaszcz oraz inne atrybuty (półksiężyc i gwiazda). Tak samo jak istniały niegdyś czarne wizerunki Izydy, która na ogół miała jasną karnację, tak też zdarzały się i czarne obrazy Maryi (czarne Madonny - jedną z nich czci lud w Częstochowie).
Dzieje kultu maryjnego
"Maria była wielkim, przynoszącym profity szczęściem średniowiecznego świata. Gdy kanonicy
Hubertus Mynarek
potrzebowali funduszy na odbudowę katedry, wychodzili na kwestę z jej "relikwiami". Szczególnie dobrze działały pod tym względem pasma włosów Panny Marii, które wyrwała sobie z głowy w czasie straszliwych przeżyć na Kalwarii. Św. Jan był przewidujący i zebrał je
yj
Izyda - grobowiec Setiego I, Egipt
(dla podbudowania kas kościelnych). Różne kościoły chełpiły się na przykład, że Najświętsza Panna z Char-tres nie potrafiła uleczyć chorego chłopca, a tymczasem ich Najświętsza Panna - z Soissons czy z Roca-madour - dokonywała podobnych cudów. Znana była także postać vindic-ta Mariae, jej klątwa nakładana na niewiernych, którzy nie chcieli płacić. Język takiego niegodziwca usychał tak długo, aż delikwent pocałował jej pantofelek z oddaniem. W XII wieku pisma św. Bernarda rozpowszechniły kult maryjny. W XIII--wiecznej litanii loretańskiej nazywano Ją Wieżą z Kości Słoniowej, Złotym Domem... Miała już wtedy 73 tytuły! O ileż więcej niż sam Bóg. Poświęcone Jej były dziesiątki średniowiecznych katedr, służące za Pałace Królowej Niebios.
W wielu absydach przedstawiona jest jako Królowa Matka, młodsza od swego Syna, który koronuje Ją własnymi rękami. Jej wiecznie trwała młodość to inny znak Jej stawania się boginią we wszystkim z wyjątkiem samego tytułu bogini. Nadano Jej feudalny tytuł Naszej Pani, żeński odpowiednik Pana Naszego. O wiele więcej mo-' dłów zanoszono ku Niej niż do Boga. Inspirowała
poetów takich jak Dante, artystów jak Leonardo, Rafael i El Greco. Królowie i niemało duchownych zamawiało u artystów portrety Madonny z Dzieciątkiem, do których pozowały ich słodkie kochanki o czasem wojowniczych piersiach. " (Peter de Rosa "Mitologia chrześcijaństwa").
Kalendarium
431 - na synodzie w Efezie tytuł Xristo Tokos (Matka Chrystusa - bez nimbu boskości) zamieniono na Theo Tokos (Matka Boga). Na rzecz kultu maryjnego gorliwie działał wówczas św. Cyryl Aleksandryjski, który rozniecał żarliwość maryjną... łapówkami - w ten sposób "sprawa Maryi" przeszła na synodzie.
582 - cesarz Maurycy ustanawia święto Wniebowzięcia Maryi (na
Zachodzie przyjęło się od 750 r.). 600 - wprowadzono Godzinki do Matki Boskiej.
715 - wprowadzono modlitwy do Marii Panny.
1854 - dogmat o Niepokalanym Poczęciu Maryi Panny - czyli pogląd, że Maryi nie dotyczył nawet grzech pierworodny. Rozwój tej koncepcji Kościół zawdzięcza zakonowi franciszkanów (zwłaszcza teologowi i filozofowi Dunsowi Szkotowi). Wcześniej najczęściej uznawano, że grzechy Maryi zmyły się dzięki poczęciu Jezusa (podzielali ten pogląd m.in. Innocenty III i Innocenty V). Zażartymi
przeciwnikami niepokalanego poczęcia Maryi byli dominikanie, którzy jeszcze długo po tym, jak w Kościele przeważył pogląd franciszkanów, sprzeciwiali się podobnym pomysłom. Do XVII wieku papieże dopuszczali jednak oba poglądy, "ponieważ mądrość odwieczna nie wyjaśniła jeszcze tej tajemnicy Kościołowi" (Grzegorz XV). W 1661 r. papież Aleksander VII został już oświecony odwieczną mądrością, gdyż zalecił oficjalnie obchodzenie święta Niepokalanego Poczęcia, gdyż takie jest "przekonanie ludu"(\).
1950 - ogłoszono, że Maria Panna została Wniebowzięta.
1965 - papież Paweł VI ogłosił Marię - Matką Kościoła.
Jan Paweł II doprowadził kult Maryi do granic absurdu i nazywany jest powszechnie maryjnym papieżem. 24 marca 1984 r. klęczał przed figurką Maryi. W obliczu milionów zawierzył... całą planetę Niepokalanemu Sercu Maryi i podkreślił jednocześnie, że jej władza jest podobna do władzy papieża w tym, że rozciąga się do wszystkich krańców wszechświata... Jak podsumowuje to H. Mynarek: "Jedynie papież mógł zrobić coś równie komicznego - albo tak zdumiewająco bezsensownego".
MARIUSZ AGNOSIEWICZ www. klerokratia.pl
Z
apytajcie o to swego "uczonego" księdza proboszcza - najciekawsze (tj. najbardziej pokrętne i niedorzeczne!) odpowiedzi oczywiście opublikujemy.
Pytanie jest jak najbardziej poważne - no bo skąd Kain miałby wziąć żonę, mieć z nią potem dzieci - co zapoczątkowałoby istnienie ludzkości - skoro jedynymi ludźmi na ziemi byli wówczas tylko: jego rajscy rodzice Adam i Ewa, on sam i brat jego, Abel, którego zresztą dopiero co zabił, o czym informuje nas Księga Rodzaju. "Będę tułaczem i wędrowcem na ziemi i każdy, kto mnie spotka, zabije mnie " - mówi Kain w Gene-sis. Skąd miałby wziąć się ów każdy na pustej ziemi? Zwykłe niedopatrzenie? Czy może jedna z pierwszych tajemnic wiary?
A rzecz jest ważna, bowiem dotykamy tu pewnego istotnego problemu: czy ludzkość powstała z jednej pary ludzkiej (monogeneza), czy też z wielu par (poligeneza)? Jeśli z wielu par ludzkich (kwestia istnienia innych ludzi "obok" tzw. preadamitów), to mielibyśmy wówczas wytłumaczenie owego biblijnego "każdy, kto mnie zabije..."; jeśli natomiast z jednej (musielibyśmy wówczas założyć, że Kain związał się ze swoją... siostrą, a córki Adam i Ewa przecież nie mieli), to byłaby ludzkość owocem kazirodczego związku! A skoro Kościół stoi dogmatycznie na stanowisku monogenezy (Adam i Ewa), to niechże więc odpowie na proste pytanie: "Skąd Kain wziął żonę?"
Ale to nie koniec problemów "religijnych", bo oto mamy następny problem: kwestię "dziedziczonego" po pierwszych rodzicach tzw. grzechu pierworodnego. Jeśli pochodzimy od pierwszej pary rodziców, to rzecz układa się "w miarę logicznie"; szkopuł w tym, że jeśli jednak ludzkość pochodzi od wielu par, to zdecydowana
PYTANIE TYGODNIA
Skąd Kain wziął żonę?
większość protoplastów ludzkości w żadnym raju nie była i nie ma nic wspólnego z owym mitem o grzechu pierworodnym - on jej po prostu w ogóle nie dotyczy (bo przecież tylko Adam i Ewa byli w owym mitycznym raju i "zgrzeszyli dając posłuch diabłu"). I logicznie rzecz biorąc, nie dotyczyłby zdecydowanej większości ludzkości nie tylko ów "grzech", ale nawet
- konsekwentnie - samo Odkupienie, czyli zbawiająca wierzących krzyżowa ofiara Chrystusa! Krew Chrystusa została zresztą wylana za wielu - jak
czytamy w Ewangelii wg Marka 14:24
- a więc, znów nie za wszystkich. Następnym problemem będzie więc kwestia chrztu itd., itd. - czyli wszystkie po kolei "filary" chrześcijańskiej dogmatyki.
Nauki przyrodnicze wypowiadają się
zdecydowanie negatywnie o twierdzeniach teologii, o jej baśniach mówiących, że Ewa została stworzona z żebra Adama albo że ludzkość pochodzi od jednej tylko pary itd. Nic to nowego
- Kościół z kolei zawsze miał negatywne zdanie o nauce (tak jak dziś przykładowo ma
o genetyce, by nie wspomnieć o kosmologii) z prostej przyczyny: nauka podważa bowiem nieustannie jego "prawdy" podawane maluczkim do wierzenia (a nie "do wiedzy"!). Tylko w otoczeniu ciemnoty Kościół może brylować w sposób nieskrępowany i z korzyścią dla siebie. "Szukają guza" ludzie myślący? Nie lepiej to złożyć daninę ze swego rozumu i żyć spokojnie? Jako żywo, że lepiej; namawia nas do tego w końcu sama "nieomylna" encyklika papieska Humani gene-ris tymi oto słowy: " Co się zaś tyczy hipotezy połigenizmu synom Kościoła nie przysługuje swoboda dyskusji". Oczywiście, że nie przysługuje; gdyby przysługiwała, to nie byliby oni zapewne już dawno "synami Kościoła"! Ale my nie chcemy wcale dyskutować o bytach, które
istnieją wyłącznie w głowach teologów; my, którzy cieszymy się ową zakazaną "synom Kościoła" swobodą dyskusji, chcemy tylko wiedzieć, np. skąd Kain wziął żonę? Może dyżurny intelektualista Kościoła, ks. bp Życiński, odpowie? EUGO
'os
Nr 2 (97^
11 - 17 I 2002 r.
F^KTYn
INJ
MITY KOŚCIOŁA
13
NIEWYGODNE PYTANIA (1)
Władza papieży
Czy nudzi Cię czasami katecheza? Czy katecheta jest zarozumiały i nieuprzejmy? Nadszedł czas zmiany. Temu służyć ma właśnie nowy cykl pytań niezręcznych. Teraz to katecheta pójdzie do tablicy i będzie musiał odpowiadać. Z katechety jedynie słusznej wiary będzie musiał przemienić się w apologetę broniącego nader wątpliwych prawd wiary rzymskopa-pieskiej oraz ich (nie)zgodności z Biblią i ludzką logiką.
Dzieciak: - Szanowny katecheto, co to jest tzw. prymat Piotro-wy, czyli inaczej - fundament papieskiej władzy, jej pochodzenie? Czy czasem nie jest ta władza, jak rzekłby Jezus, budowlą osadzoną na piasku?
Katecheta: - Jakże to, czyż nie znasz ewangelii? Pan Jezus ustanawia tam papieża, mówiąc do świętego Piotra: "Ty jesteś Opoką i na tej opoce zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne nie przemogą go".
D. - Ale Jezus nie proklamował dziedziczności urzędu Piotra. Jezus nie odnosił tych słów do kogoś innego poza samym Piotrem, nie ustanawiał jego następców! Poza tym ta niby - "opoka" to w oryginalnym tłumaczeniu nie opoka, lecz kamień. Jezus zwraca się za pomocą tego wyrażenia do wszystkich uczniów, natomiast w Nowym Testamencie wiele razy jest napisane, że to
Jezus jest Opoką.
K. - Ależ skąd! Czyż nie wiesz, że święty Piotr był pierwszym biskupem Rzymu? A skoro papieże dzierżą biskupstwo w Rzymie, to chyba zrozumiałe, że są następcami świętego Piotra!
D. - Primo: nie ma żadnej pewności, czy Piotr był kiedykolwiek w Rzymie. Secundo: Jeśli nawet, to nigdy nie był biskupem Rzymu. Potwierdzają to pisarze wczesnochrześcijańscy. Pierwszym biskupem Rzymu był święty Linus, pisze o tym m.in. Ireneusz (Przeciw herezjom III, 3), potwierdza to pierwszy historyk Kościoła, Euze-biusz (KG III, 2; III, 21). Wiadomo również, że Linus był "papieżem" w latach 55-67, czyli jeszcze za życia Piotra. Jeśli dla jakiegoś miasta miałaby na podstawie tych słów z Ewangelii Mateusza przypaść rola przewodnia w Kościele, to zapewne można by mówić o An-tiochii, która była w początkach chrześcijaństwa jego centrum, najważniejszym ośrodkiem, którego Piotr był prawdopodobnie... pierwszym biskupem (jednak nie miał żadnego prymatu, podporządkowywał się Jakubowi Sprawiedliwemu w Jerozolimie (zob. Gal 2,12). Tak, Piotr był pierwszym biskupem, ale nie Rzymu, lecz Antiochii. Tak przynajmniej dowiadujemy się
Dzieciaki! Oto superokazja dla Was
- uczęszczających na lekcje katechezy!
Możecie podlamywać Waszych księży
i katechetów, zadając im niewygodne
pytania, które jako tzw. gotowce dla Was przygotowaliśmy. Życzymy dobrej
zabawy, ale również dojrzałych i owocnych przemyśleń. Redakcja
z "Historii Kościoła" Euzebiu-sza, gdzie biskupa Ignacego nazywa się "drugim następcą Piotra na stolcu biskupim Kościoła w Antiochii" (III, 36).
K. - Znów błądzisz chłopcze, czyż nie czytałeś Ewangelii św. Jana Apostoła, gdzie Jezus mówi do Piotra: "Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci? Odpowiedział Mu: Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham. Rzekł do niego:
"Paś baranki moje".
D. - Nie wspominałem o tym ustępie, gdyż jest on również dopiskiem późniejszym do ewangelii. Mamy oto rozdział 20 Ewangelii Jana, który kończy się epilogiem całej ewangelii: "I wiele innych znaków, których nie zapisano w tej książce, uczynił Jezus wobec uczniów. Te zaś zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc, mieli życie w Jego imię". To jest logiczny koniec całego tekstu. Jednak gdzieś koło IV w. dopisano tam bez większego związku z epilogiem rozdziału 20. cały następny rozdział, który kończy się również podobnym epilogiem. Ta dopisana część Ewangelii Jana została wprowadzona głównie po to, aby zrehabilitować Piotra poprzez trzykrotne przyrzeczenie miłości (wcześniejsze trzykrotne wyparcie się Jezusa).
K. - Baczniej waż słowa, synu. Ocierasz się o granice odstępstwa i herezji.
D. - Mamy więc dwie wzmianki, obie wyglądające na rażące dodatki kościelnych kopistów. Co ciekawsze, autor Ewangelii Marka jest podawany przez Kościół jako uczeń św. Piotra, czyli po prostu nie mógł pominąć faktu przekazania najwyższej władzy apostolskiej swojemu nauczycielowi! Wiemy, że Mateusz przy pisaniu swojej ewangelii korzystał z tekstu Marka. Tam znajduje się ta scenka, w której - wedle Ewangelii Mateusza - Jezus miał wywyższyć Piotra (rozdz. 8, w. 27-33) i jest ona niemalże identyczna, poza jednym "drobnym" szczegółem:
Jezus
nie wywyższa Piotra.
Na dodatek ta wstawka u Mateusza dopisana jest bardzo nieudolnie.
Nie zauważono, jaki nonsens powstał - Jezus miał ustanowić Piotra opoką przyszłego Kościoła, a kilka wersów niżej mówi doń: "Idź ode mnie, szatanie! jesteś mi zgorszeniem" (w. 23). Poza tym w dopisanym fragmencie pojawia się słowo "Kościół" w znaczeniu powszechny, co również dowodzi fałszerstwa, gdyż w żadnej z pozostałych trzech ewangelii słowo to nie występuje. Najwyraźniej musiał dopisać to jakiś nieudolny papieski kancelista. Pomocny w tym względzie jest fragment: "Cokolwiek zwiążesz
K. - Święty Jakub przewodniczył soborowi w Jerozolimie, gdyż był biskupem Jerozolimy. Natomiast w Nicei dominacja Rzymu jest - wbrew sugestii - bardzo widoczna. Tak więc - zupełne pudło!
D. - Nie wiem, jak może być "bardzo widoczna" dominacja Rzymu, skoro nawet "papieża" tam nie było. Zachód niemal w ogóle nie brał udziału w tym soborze, tak przecież ważnym dla doktryny katolickiej. Jeśli chodzi o sobór jerozolimski, to Jakub przewodniczył mu oczywiście z racji tego, że był biskupem Jerozolimy, ale sobór nieprzypadkowo odbył się akurat tam. Odbył się w miejscu, gdzie rezydował najważniejszy zwierzchnik wczesnego chrześcijaństwa. Tego, że
Jakub
był kimś ważniejszym
niż Piotr, dowodzi fragment z listu do Galatów, w którym święty Paweł pisze: "...otwarcie mu (Piotrowi) się sprzeciwiłem, bo na to zasłużył", a powodem było jego "nieszczere postępowanie". Chodziło o to, że Piotr jadał normalnie z poganami, lecz kiedy zjawiali się wysłannicy Jakuba Jerozolimskiego, wówczas odcinał się od pogan, gdyż nie akceptował tego
n a ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie" (Mt 16, 19). Te słowa wyglądają na przeróbkę innego fragmentu, w którym Jezus zwraca się do szerszego grona swych uczniów: "Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie" (Mt 18, 18). Jest takie dzieło Tacjana Syryjczyja z około 170 roku, pt. "Diatessaron". Jest to wczesna kompilacja ewangelii kanonicznych. Znajduje się tam cała Ewangelia Mateusza, lecz interesujący nas fragment teksu brzmi: "Błogosławionyś Kefasie i bramy Ha-desu cię nie zwyciężą". Nie ma żadnego przekazania kluczy. Pojęcie Piotra-Opoki pojawia się dopiero w III wieku! Soborowi w Jerozolimie, temu najważniejszemu, bo jeszcze z apostołami, przewodniczył Jakub (Dz 15:7-30). Trzy wieki później, na soborze nicejskim, też nie widać jeszcze dominacji biskupa rzymskiego. Nie uczyli tego księdza w seminarium?!
J '
Jakub (zob. Gal. 2, 11-14). Cóż za autorytet miał Piotr!
To sam Jezus miał być opoką swojego Kościoła. W Starym Testamencie taką skałą jest Bóg: "Nikt tak święty jak Pan, prócz Ciebie nie ma nikogo, nikt taką Skałą jak Bóg nasz" (1 Sdz 2, 2). Co ciekawsze, sam Piotr w Dziejach Apostolskich mówi, że opoką jest Jezus: "On to jest owym kamieniem odrzuconym przez was, budujących, On stał się kamieniem węgielnym" (4, 11).
K. - No dobrze, masz rację, ale we fragmencie Mt 16,18 opoką nazwany jest Piotr, gdyż we fragmencie Mateusza Piotr (Pe-tros) jest opoką (petra) na zasadzie gry słów.
D. - Jeśli ksiądz się upiera, że jest to fragment pisany pod natchnieniem Ducha Świętego przez
samego ewangelistę Mateusza, wówczas jak ksiądz wytłumaczy to, że Biblia w jednoznacznych słowach zastrzega, że nie ma innej opoki i skały poza Bogiem oraz Jezusem? Oto czytamy w liście do Koryntian: "Według łaski Bożej, która mi jest dana, jako mądry budowniczy założyłem fundament, a inny na nim buduje. Każdy zaś niechaj baczy, jak na nim buduje. Albowiem fundamentu innego nikt nie może założyć oprócz tego, który jest założony, a którym jest Jezus Chrystus." (1 Kor. 3:10-11, BW). Dla-czegóż więc Kościół buduje się na fundamencie Piotrowym, a nie, jak zaleca Paweł, na jedynym możliwym - Jezusie Chrystusie? Przeczy to również Staremu Testamentowi, gdzie powiedziano dość wyraźnie: "Bo któż jest Bóg, oprócz Pana? A kto opoką, oprócz Boga naszego?" (Ps. 18:32, BG). Ale mało tego. Na kartach Księgi Izajasza przemawia sam Bóg, posłuchajmy go: "Czy jest Bóg oprócz mnie? Nie, nie ma innej opoki, nie znam żadnej" (Izaj. 44:8, BW). Czy możemy, księże katecheto, przyjąć taką awanturniczą hipotezę, że w czasach Izajasza Bóg jeszcze nic nie wiedział, że jego Syn jednorodny ustanowi jakowąś inną opokę?
Wielki pisarz chrześcijański Orygenes pisze, że Piotr był opoką, jednak gdzie indziej zaznacza:
"Wszyscy
są Piotrem i skałą
i na wszystkich zbudowany jest Kościół Chrystusa" ("Komentarz do Ewangelii Mateusza"). Zresztą nikt inny nie słyszał o Piotrze jako zwierzchniku Kościoła. Np. Fir-milian był wpływowym biskupem Cezarei w Kapadocji i nie zamierzał poddawać się biskupowi rzymskiemu. Firmilian utrzymuje, iż nie zna "żadnego prymatu prawnego biskupa rzymskiego". Tertulian, po tym jak przeszedł na chrześcijaństwo, rozszedł się jednak z katolicyzmem i "papieżami", czyli biskupami rzymskimi - ok. 207 roku przystał do montanistów. Napisał nawet dziełko atakujące "papieża": "Przeciw Kalikstowi", w którym odrzuca istnienie jakiegoś "biskupa biskupów". Święty Hieronim (ok. 348^120) w liście do Jowiniana: "Powiadasz, że Kościół opiera się na Piotrze, chociaż tak samo według innego miejsca Pisma Świętego, opiera się na wszystkich apostołach". Święty Ambroży (ok. 340-397): "To, co powiedziano do Piotra, powiedziano także do wszystkich innych apostołów". Cyryl Aleksandryjski (IV w.): "Mniemam, że ową Opoką nie jest co innego, tylko wiara niewzruszona ucznia, na której budowa Kościoła jest założona i umocniona tak, że nie może upaść, ani też bramy piekielne przemóc jej nie mogą". Jak ojciec widzi: wiara w Boga i Jezusa jest opoką. A ksiądz w co wierzy: w Boga czy w papieża?
(Cdn.)
MARIUSZ AGNOSIEWICZ www. klerokratia.pl
14
BEZ DOGMATÓW
FAKTYn
11 - 17 I 2002 r.
DAJ ŚWIADECTWO SWOJEJ PRAWDZIE
Wkosmogonii pojawiła się nowa hipoteza, całkowicie odrzucająca - do tej pory powszechnie uznawaną za niepodważalną - teorię Wielkiego Wybuchu.
Zgodnie z tą ostatnią nasz wszechświat powstał mniej więcej 15 miliardów lat temu z wybuchu, który rozprężał się, przechodząc kolejne fazy, aż osiągnął rozmiary współczesne. Najsłabszym punktem tej koncepcji było to, że kosmos ma wszędzie te same właściwości. W jaki sposób mogło dojść do tak doskonałej równomierności rozprężającego się we wszystkich kierunkach kosmosu? Teoria Big Bang nie mogła tego wyją-śnić, ponieważ za-kładała, że poszczę-gólne części rozla- -~ tującego się wczesnego kosmosu musiały się poruszać znacznie szybciej niż światło.
W roku 1980 fizyk Alan Guth wykoncypował hipotezę tzw. inflacyjną. Zakładała ona, że bardzo wczesny kosmos w ciągu niezmiernie krótkiego czasu (10 do minus 12 sekundy) rozprężył się tak nagle i gwałtownie, że spowodowało to doskonałą równomierność jego poszczególnych części, jaką obserwujemy obecnie.
Prawie wszyscy kosmologowie zgodzili się z ową teorią
Wielki plusk
inflacyjną. Przez 20 lat upowszechniała się i jako właściwie jedyna została uznana za prawdziwą. I oto w tym roku
w 11 wymiarach, z których 6 można właściwie zignorować, jako że są mikroskopijnie skręcone. Nauka ta bierze swój po-
fizycy z uniwersytetów amerykańskich wystąpili z zupełnie nową teorią powstania kosmosu, całkowicie zrywającą z koncepcją Big Bangu. Nową teorię określa się już jako "ekpirotyczną". Tę nazwę ukuli niegdyś greccy stoicy, a oznacza ona kosmos periodycznie pochłaniany przez ogień. Na pierwszy rzut oka nowa teoria wygląda zupełnie surrealistycz-nie. Tworzące się zjawiska zachodzą
czątek w zyskującej już obywatelstwo tzw. teorii strun. Nie można jej z grubsza przedstawić inaczej, jak w sposób następujący:
W przestrzeni 5-wymiarowej płyną ku sobie dwie doskonale płaskie, 4-wymiarowe membrany, mniej więcej tak, jak dwa prześcieradła równolegle zawieszone na dwóch linach. Jedna z owych membran odpowiada naszemu kosmosowi.
Drugą stanowi "ukryty" kosmos równoległy. Dzięki losowym fluktuacjom ów niewidzialny kompan spontanicznie wytwarza membranę, która kieruje się ku naszemu kosmosowi. Płynąca w ten sposób membrana ulega przyśpieszeniu i trafia w nasz kosmos, a energia kolizji staje się energią i materią naszego wszechświata. Ponieważ modelem są równoległe płaskie membrany, powoli zbliżające się ku sobie, pomarszczone tylko w skali kwantowej, rezultatem kolizji, którą można też nazwać Wielkim Pluskiem, jest natura naszego wszechświata, wyzbyta tzw. wstawki inflacyjnej.
Powstający w nowej hipotezie obraz jest z jednej strony dziwaczny, ale z drugiej o tyle zaspokaja oczekiwania ko-smogoników, że czyni zbędnym Big Bang, o którym nigdy nie było wiadomo, skąd się właściwie wziął. Innymi słowy, zamiast Wielkiego Wybuchu rodzicem uniwersum okazać się ma coś w rodzaju wielkiego, płaskiego pluśnięcia.
Eksperymentalne sprawdzenie tego nowego okazu kosmogonicznych
narodzin może uzyskać nie bardzo oczekiwaną postać. Być może, powiadają twórcy owego ekpirotycz-nego wszechświata, przyśpieszone rozszerzanie się naszego uniwersum stanowi oznakę przybliżania się ku niemu innej membrany ko-smogonicznej, której zderzenie ze znanym nam i przez nas zamieszkanym wszechświatem miałoby koszmarne skutki. Byłby to rodzaj końca naszego kosmosu i dlatego właśnie twórcy owej teorii zapożyczyli nazwę ekpirotyczną od greckich stoików.
Muszę od siebie dodać, że - będąc laikiem - zawsze żywiłem przekonanie o przejściowo-ści teorii Big Bang, ponieważ konieczną jako wyjaśnienie "wstawkę inflacyjną" uważałem za protezę, mającą fizycznie uratować teorię Wielkiego Wybuchu. Takie podpórki zawsze wyglądają na ułomne i zachęcają teoretyków do poszukiwania odmiennych rozwiązań.
Fizycy dość życzliwie przyjęli nową koncepcję narodzin wszechświata, przede wszystkim dlatego, że likwiduje ona poprzednie niejasności i dręczące pytanie, skądże właściwie miałby się wziąć Wielki Wybuch, jeżeli absolutnie niczego nie było przed nim. Dlatego zdaje się wolą od Big Bang - Big Splash.
STANISŁAW LEM
(przedruk za tygodnikiem "Przekrój")
Pytania i refleksje
Wypowiedzi czytelników pt. "Energizer" ("FiM" nr 46/2001) oraz "Ad Energizer" ("FiM" nr 49/2001) skłoniły mnie do refleksji i następujących pytań:
1. Ponieważ materia jest formą energii, to na pewno warto podkreślić to, że materia mogła zaistnieć z energii. Czy to nie oznacza w rezultacie, że materia mogła zaistnieć w wyniku przekształcenia się jakiejś energii, której dysponentem był i jest "Ten, który Jest"!
2. Prawa materii odkrywane przez uczonych (i nazwane ich imieniem i nazwiskiem) są niewidzialnymi, ale poznawalnymi dowodami na to, że może istnieć i funkcjonować coś niewidzialnego! Czy wiara w projek-tanta-autora tych niewidzialnych praw, wiara w Kogoś niewidzialnego jest nieuzasadniona i pozbawiona sensu?
3. Ponieważ o możliwości i potrzebie poznawania Stwórcy nauczał Jezus Chrystus, dlaczego kapłani nie zachęcają do poznawania Boga, sugerując, że Bóg jest jakąś "Świętą Tajemnicą"?
Myślę, że energia i materia to wartości świadczące o mądrości Stwórcy. Energia i materia są jak dwie strony tego samego medalu
0 nazwie "mądrość Stwórcy". Bez tych dwóch wartości nie byłoby ani wszechświata, ani nas. Istnienie energii i materii umożliwia funkcjonowanie i poznawanie tego, co niewidzialne. Co ciekawe: człowiek bez energii (bez energii = bez ducha) jest bez życia, a człowiek bez życia jest martwy, tzn. wraca do prochu, bo bez energii nie ma życia, a jego ciało traci na wartości. Życie to cudowna energia, a Dawcą wszelkiej życiodajnej energii (życia) jest "Ten który Jest" (hebr. IHWA).
Przy okazji nadmienię, że nasz grzech pierworodny polega na skłonności do ignorowania Stwórcy (Boga Ojca IHWA) oraz Jego "Słowa". Ponieważ nikt z nas nie rodzi się z potrzebą respektowania Stwórcy i Jego "Słowa", więc warto, korzystając z wolnej woli umysłu i sumienia, zastanowić się nad skutkami tej skłonności. Historia ludzkości to gorzka lekcja ignorowania Boga Ojca IHWA
1 mocy Jego "Słowa". W.P.
POKŁOSIE KONKURSU "MŁODZI DO PIÓR
Młodzi gniewni
0 przynależności do wspólnoty chrześcijańskiej świadczą przyjęte przez wyznawców Jezusa sakramenty.
Jest ich siedem, i o ile sakramenty małżeństwa, namaszczenia chorych i kapłaństwa przyjmowane są w pełni świadomości (nie są nam narzucane), to przynajmniej o trzech pozostałych nie można tego powiedzieć.
Chrzest - czy mając niespełna pół roku umiemy zrozumieć, że wstępujemy do chrześcijańskiej rodziny? Bierzmowanie - sakrament ten powinien się kojarzyć z drogą wyboru: czy chcę być chrześcijaninem, czy też wyznawcą innej religii? Na katechezach nikt nie zadaje nam pytania: czy chcesz przyjąć dary Ducha Św. i stać się chrześcijaninem? Eucharystia - spożycie ciała Jezusa Chrystusa. Pierwszy raz ów sakrament przyjmujemy w dniu I Komunii. Jest to jeden z najwspanialszych dni młodego człowieka, ale czy radość ta związana jest z Kościołem? Pierwszy w życiu złoty pierścionek, rower górski, komputer - to czynniki szczęścia 9-latka.
Młody wiek przyjmowania głównych sakramentów to przyczyna
dużej liczby pseudokatolików. Większość z nas jest katolikami długo przed narodzinami, dlatego że wiara jest tradycją rodziny, w której przychodzimy na świat. W ten sposób zostajemy poddanymi Watykanu w zupełnie odwrotny sposób, niż chrześcijaninem zostawało się za czasów Jezusa. Zamiast uczyć się historii naszej wiary, my rodzimy się katolikami, a dopiero później poznajemy religię, której już jesteśmy wyznawcami.
Młodzi znają pacierz, uczęszczają na lekcje religii, czasem przejdą do kościoła. Ale dlaczego? Ponieważ tak sobie życzą rodzice. Ponieważ ksiądz na każdej katechezie odpytuje z "Ojcze nasz". Ponieważ coraz częściej księża stawiają oceny za uczestnictwo we mszy. Prawie każdy człowiek u progu dorosłości na pytanie: "Czy wierzysz w Boga? - odpowiada: "Tak!" To jak w końcu jest z tą wiarą? Wierzymy, czy nie wierzymy? Faktem jest, że młodzież nie zna swojej religii. Skoro rodzice wierzą, to ja też. Rodzice ochrzcili, rodzice "wyprawili" komunię, kazali przyjąć bierzmowanie. Ale nie
przenośmy całej winy na mamę i tatę! Wczesne przyjmowanie sakramentów, uczenie dzieci na religii o wszystkim, nie mówiąc przy tym nic, to wszystko zabiegi naszych kochanych księży.
Młodzież dostrzega, że jedną z głównych funkcji religii jest "usypianie rozumu ludzkiego". Stąd bunty przeciwko Kościołowi. Wynikiem kontestacji jest "zalewanie" księży pytaniami na lekcjach religii, na które osoby duchowne nie potrafią odpowiedzieć.
Niestety, część młodzieży daje się ponieść nurtowi nazywającemu się "Podziwiam księży". Młodzi są smacznym kąskiem dla osób duchownych. To dla nich powstały przykościelne Oazy, gdzie lepi się jak z gliny ich charaktery oraz przylepia się plakietki: jestem materiałem na księdza, siostrę zakonną czy brata. Strach pomyśleć, co by było, gdyby każdy młody człowiek wierzył w kłamstwa Kk i "dawał z siebie zrobić" osobę duchowną... Miejmy nadzieję, że ten koszmar nigdy się nie ziści! I tak jest ciężko, a mogłoby być jeszcze gorzej! KATARZYNA, lat 18
Nr 2
11 - 17 I 2002 r.
F^KTYn
INJ
LISTY DO CZYTELNIKÓW
15
LISTY
To nie wina Jonasza
Po lekturze listu Kazimiery z Poznania ("FiM" nr 50/2001) musiałam chwycić za pióro. Pani Kazimiero, oto moja riposta:
1. Swoją obecną schizmę Kościół rzymskokat. zawdzięcza nie Jonaszowi, ale własnej obłudzie i chciwości. W Polsce i innych zacofanych państwach utrzymuje swoją pozycję głównie dzięki wypracowanej przez wieki umiejętności manipulowania ludźmi słabymi psychicznie, zamkniętymi w prymitywnych myślowych schematach.
2. Aby wydawać opinie o ludziach, którzy mają odmienne poglądy, najpierw trzeba zweryfikować własne, by móc oddzielić ziarno od plew. Kk. ma z Bogiem tylko tyle wspólnego, że sobie nim wyciera gębę.
3. Zdjęcie Jonasza w gazecie jest faktycznie fatalne. Miałam przyjemność spotkać redaktora osobiście i porównać oryginał z czarno-białą kopią i, proszę mi wierzyć, jest na kim oko zawiesić.
4. Fakt, że nie jest Pani mieszkanką Łodzi, jest bardzo pocieszający, ale prawdziwym szczęściem dla Pani jest zaiste to, że nie jest Pani mieszkanką mojego Sopotu. Bo gdyby się kiedyś nasze drogi spotkały, ucieczka niewiele by Pani pomogła.
Bogumiła B. z Sopotu
Czyje mity?
Nie rozumiem tytułu "Mity i Fakty"? Jeżeli coś jest mitem, to co!? Jeżeli Bóg nie istnieje. Jeżeli Jezusa nie było, to napisz Pan to otwarcie, a na pewno nie stać Pana na taką decyzję, bo doskonale orientuje się "Brat", że Bóg istnieje, że Jezus istniał!
Były czytelnik
Szanowny Panie! Myli Pan, niestety, mity kościelne, o których piszemy i które demaskujemy, z wiarą w Boga. Jeśli dla Pana ksiądz i Kościół są bogami, to szczęść Boże. Jonasz
Bogowie na emeryturze
W Polsce modlimy się około 1000 lat do Boga chrześcijańskiego. A co się stało z bogami starożytnego Egiptu - Amonem, Izydą itd? Chyba poszli na emeryturę, bo teraz jest tam Allach. A modlono się do nich parę tysięcy lat. Robert P.
Gdzie Pani była?
Chciałam się odnieść do listu "Straszny Jonasz" p. Kazimiery z Poznania. Pani Kazimiero, gdzie Pani była, gdy Gomułka likwidował w Polsce ciemnotę umysłową i wyciągał Polaków z analfabetyzmu, który był chorobą społeczeństwa przedwojennego? To Kościół niszczył i hamował rozwój nauki i oświaty. Przez wieki Kościół produkował takich ludzi o zawężonych umysłach. Był wrogiem kształcenia całego społeczeństwa. Kościół nie zaginie dzięki ludziom o takim poziomie intelektualnym. Dlatego i dzisiaj przypadło Pani pasać gąski u plebana lub go obsługiwać.
Halina Rybakowska z Gdyni
Fakty i mity
Witam serdecznie w Nowym Roku! Piszę do Was, bo poruszył mnie tekst zamieszczony na łamach krakowskiego "Dziennika Polskiego". Piszą tam, że arcybiskup Życiń-ski na mszy noworocznej w katedrze lubelskiej stwierdził, iż jest wiele faktów w historii Polski jeszcze nie odkrytych, które powinny ujrzeć światło dzienne! Zgadzam się z tym panem w całej rozciągłości! Nie wiem tylko, czy myślimy o tych samych faktach!
Panowie w sutannach mają bardzo wybiórcze spojrzenie na historię, nie widzą czegoś, co im "nie leży". Przykładem niech będzie sprawa św. biskupa Stanisława, którego zdrada nie ulega wątpliwości, a do dzisiaj w Warszawie bp Stanisław ma aż dwie ulice swojego imienia!!! Jest to znany historykom zdrajca Polski na rzecz Czechów i Niemców.
Następne przykłady wybiórczego patrzenia książąt Kościoła to postać kardynała Wyszyńskiego - zajadłego antysemity, ks. Kolbego - wydawcy "Rycerza Niepokalanej", ksenofobicznego pisemka przedwojennego. I wiele, wiele innych, np. inkwizycja. A propos - jak się ma Święta Kongregacja Wiary, czyli wcześniejsza inkwizycja, do słów papieża z orędzia noworocznego o niedopuszczalności czynienia zła i zadawania cierpienia w imię wiary?! Czyżby wiara katolicka była wyłączona z tej niedopuszczalności!? Tak więc w ocenianiu faktów historycznych czarne sukienki mają bardzo, ale to bardzo specyficzne kryteria! Jeśli biskup Życiński chce odkrywać fakty z historii Polski, to pozwólmy mu na to! Tylko WSZYSTKIE!!! Wojciech Rogulski
Za i przeciw
Jonaszu! Dla mnie jest wprost nie do wiary, że - gdy nadchodzi dzień kultu 25 grudnia - zapomina Pan, kim jest! Nie wiem, świadomie czy podświadomie, zdobywa się Pan na bałwochwalczy kult, stosując te same slogany, życzenia z okazji fałszywego Bożego Narodzenia! Kto, jak kto, ale Pan, znając Kościół katolicki i jego historię, jego bałwochwalcze praktyki, zwyczaje mitologiczne, bierze Pan jak dawniej udział w tym, co ustanowił odstępczy Kk. W żadnym przekładzie Biblii nie ma ustalonej daty urodzin Jezusa. Nikt do IV wieku nie praktykował tego dzi-
wacznego kultu. Pan dobrze o tym wie, z pewnością czytał Pan w swoim TYGODNIKU ANTYKLERY-KALNYM art. Bogdana Motyla pt. "Bogów Narodzenie"? A jednak!
Władysław Mazurkiewicz z Wrocławia
Szanowny Panie, biję się w piersi i przyznaję Panu rację. Z drugiej strony jestem zwolennikiem rozdzielenia tradycji Kościoła rzymskiego na szkodliwą i nieszkodliwą. Hołduję ewentualnie tylko tej drugiej. I to tylko wówczas, jeśli w przeciwnym razie mógłbym komuś uchybić, np. zrobić przykrość rodzicom, nie przyjeżdżając na wigilię, nie łamiąc się z nimi opłatkiem itp. W końcu też większość zwyczajów wymyślili sami ludzie, a nie kler czy papież. Jonasz
Do źródeł!
Przeszedłem przez kilka odłamów chrześcijaństwa (gdyż interesuję się religioznawstwem), począwszy od katolicyzmu poprzez ugrupowania protestanckie i w drodze nabytych doświadczeń pozostałem
przy oryginalnym tekście biblijnym. Dlatego proponuję wszystkim, którzy przekształcają tekst biblijny ku swej zgubie, aby tego zaprzestali i nie hańbili się tym, co jest dziełem doskonałym i nie poprawiali samego Jahwe.
Krzysztof z Warszawy
Godni Goebbelsa
W jednym z dawniejszych numerów "FiM", pod zdjęciem Wojty-ły i Jana Pawła I znalazłem taki oto komentarz: "Spojrzenie Wojtyły okazało się zabójcze, w 33 dni po tym Jan Paweł I zmarł". Myślę, że Kk dopuścił się i dopuszcza tylu przestępstw i łajdactw, że sugerowanie czytelnikom, jakoby Wojtyła zabił bazyliszkowym spojrzeniem papieża, jest po prostu głupie. Wystarczy mi innych faktów na tyle, że nie muszę dodatkowo wzbudzać w sobie niechęci do Kościoła Waszą sugestią że Wojtyła potrafi "zabijać wzrokiem". Komentarz pod wspomnianym zdjęciem był godny Goebbelsa.
W. Nowicki
Drodzy Czytelnicy! Pokornie prosimy - nie bierzcie sobie do serca tego, co piszemy z przymrużeniem oka. Któż uwierzy, że kard. Wojtyła zabił wzrokiem swojego poprzednika!
Pewna pani zadzwoniła do nas, pytając, dlaczego nie było zapowiadanego jakoby przez nas końca świata. Powołała się na tekst na str. 14 z ewidentnie satyryczną przedmową. W związku z powyższym pytamy - czy mamy być poważni jak ksiądz przy ołtarzu?!
Redakcja
Kwestia priorytetu
W Polsce z zimna i wycieńczenia zginęło już ponad 200 osób. Byli to ludzie bezdomni, głodni, bez żadnych szans na lepsze życie czy namiastkę stabilizacji. Osoby te zmarły tragicznie, bo zabrakło dla nich miejsca w przytułkach i noclegowniach, które chronicznie są niedofi-nansowane. Taka jest polska rzeczywistość, odziedziczona po solidarnościowych rządach Jerzego Buźka. Jedni mówią że dziura budżetowa
Usługi pogrzebowe pastorów protestanckich
tel. (0-34) 35-33-061
BEZPŁATNIE
wynosi 45 mld zł, inni, że 90 mld zł. A więc powinniśmy wszyscy oszczędzać.
A jak jest z tym oszczędzaniem naprawdę? Z mediów dowiaduję się, że papież zażyczył sobie choinki z polskich gór do swych prywatnych apartamentów. Życzenie skrupulatnie zostało spełnione przez sutannowych samorządowców. Choinkę dostarczono z Polski do Watykanu, nie licząc się zupełnie z kosztami tej operacji. Pytanie: jaka jest różnica między drzewkiem alpejskim a świerkiem z Podhala? W kosztach na pewno olbrzymia. Oglądałem niedawno w TV uroczystość wręczenia papieżowi doktoratu honoris causa. Z tej okazji do Rzymu przyjechało ponad 100 osób; a czy nie wystarczyłoby - 10 osób? Koszty tej wycieczki na pewno zamykają się w dziesiątkach tysięcy złotych. Aż strach pomyśleć, co to będzie, gdy inne uczelnie w kraju zaczną te tytuły lawinowo przyznawać K. Wojtyle.
Ostatnio Filharmonia Warszawska też wybrała się do Watykanu z koncertem. Także inne zespoły wokalne, muzyczne, filmowe, folklorystyczne jeżdżą przed świętami do Rzymu. Wszystko to byłoby godne, gdyby te wyjazdy były finansowane ze składek prywatnych względnie z pieniędzy Episkopatu Polski. Tak, niestety, nie jest! Te wycieczki finansuje państwo z naszych podatków i dlatego brakuje funduszy dla chorych, biednych i bezdomnych, którzy z braku pomocy społecznej lądują na ulicy, ginąc z mrozu i głodu. Jesteśmy za biedni na robienie przyjemności dostojnikom watykańskim. Te pieniądze winny być przeznaczone dla biednych i bezdomnych, by uchronić ich od mrozu, głodu i tragicznej śmierci. Życie ludzkie musi mieć priorytet przed przyjemnościami dostojników kościelnych. Henryk B. ze Szczecina
Czytelników, którzy mieli problemy z zakupem poprzedniego numeru, serdecznie przepraszamy. Zwłoka w dostarczeniu gazet -jak nas poinformowali kolporterzy - wynikła z powodu nieprzejezdnych dróg. Brak aktualnego numeru w piątek nie musi oznaczać, że nie pojawi się on w kolejne dni sprzedaży.
Świecki mistrz ceremonii pogrzebowej
tel. 0-601-942-662
cena: 200 zł brutto + koszty dojazdu.
TYGODNIK FAKTY i MITY Redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Zbigniew S. Nowak, Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Henryk Rozenkranc; Dział reportażu: kierownik Ryszard Poradowski - tel. (0-42) 630-72-33; Redaktorzy: Adam Cioch, Jakub Kopeć, Jarosław Rudzki; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: Ewa Kotlińska
- tel./fax (0-42) 639-86-10; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-72-23; Adres redakcji: 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94; e-mail: faktyimity@faktyimity.pl; Wydawca: "BŁAJA News" Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Prezes Zarządu: Roman Kotliński; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze - do 25 lutego na drugi kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zl za jeden kwartał; b) RUCH SA - do 5 marca na drugi kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31,532-88-16,532-88-19,532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-/kwartat; 227,-/pót roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-Awartał; 255,-/pót roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-Awartał 313,-/pót roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA ptatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hubsch & CO., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326.4. Dystrybutorzy w USA: New York- European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago - J&B Distributing co., tel. (773) 736 6171; Lowell International co., tel. (847) 439 6300.5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga - Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726.6. Prenumerata redakcyjna: do 15 marca na drugi kwartał 2002 r. Cena 26 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492
JAJA JAK BIRETY
FAKTY
Nr 2 (9T
11 - 17 I 2002 r.
Urbi et orbi?
CZARNO NA BIAŁYM
Czyste sumienie
Czy to jakaś nowa, oryginalna forma błogosławieństwa, gest pożegnalny dla premiera Millera, czy może wyraz solidarności z pewnym znanym tyczkarzem?
HASŁO TYGODNIA
Gdy jesteś mocno przybity, czytaj koniecznie "Fakty i Mity"
Jerzy Grzesik
Redakcja nasza weszła w posiadanie prototypu nadzwyczajnego urządzenia. Prawdopodobnie jest to czwarte, największe osiągnięcie ludzkości po wynalezieniu koła, prochu i druku. Taki samochód na wodę albo przebój ostatnich miesięcy, czyli Ginger - wynaleziony przez Deana Kamena
- to technologiczne prymitywy przy naszej rewelacji!
Nazywa się ona "Wycior do czyszczenia sumień". W krótkim wstępie do szczegółowej instrukcji obsługi czytamy m.in.: "Stałeś się właśnie posiadaczem jednego z najnowocześniejszych urządzeń służących do pielęgnacji Twojego Wspaniałego Ducha Katolickiego. Wycior jest szczytowym osiągnięciem techniki, a materiały, z których został wykonany, są najwyższej marki i w pełni zasługują na miano technologii trzeciego tysiąclecia. Np. drewno pochodzi z drabiny do nieba wyśnionej przez św. Stefana (Niesiołowskiego?) lub
- w wersji luksusowej - z Drzewa Wiadomości Dobrego i Złego. Jest jeszcze wersja dla koneserów zrobiona ze szczątków zaginionej rzekomo Arki (na życzenie klientów pochodzenia semickiego może to być Arka Przymierza)".
A oto krótka instrukcja obsługi "Wycioru do czyszczenia sumień":
1. Wszystkie czynności wykonuj precyzyjnie i bardzo dokładnie, ponieważ szczytowy poziom techniczny Twojego Wycioru bezwzględnie tego wymaga.
2. Delikatnie unieś dekiel swojego sumienia (najlepiej za pomocą dłuta i młotka).
3. Popatrz i zapłacz nad strasznym jego stanem (sumienia oczywiście, a nie młotka).
4. Czyść Wyciorem sumienie aż do usunięcia wszystkich grzechów, których jako Prawdziwy Katolik masz z pewnością niemało.
5. W czasie czynności nr 2, 3 i 4 (najlepiej za pomocą tzw. babki do klepania kos) - klep pacierze. Pacierze starannie klepane poprawiają skuteczność działania urządzenia.
6. W przypadku trudności z odgrzechowieniem sumienia polewaj je wodą święconą i sprawdź metodą brzytwy i włosa, czy pacierze wyklepałeś starannie.
7. Do usunięcia szczególnie opornych i zapieczonych ze starości grzechów używaj zaostrzonego końca Wycioru.
Tyle instrukcja, a my, na polecenie Redaktora Naczelnego "FiM", Jo-nasza, przeprowadziliśmy testy Wycioru na ochotnikach w redakcji. Niestety, z dwóch ochotników (w tej liczbie piszącego te słowa) jeden miał grzechy tak stare i zapieczone, że do podniesienia dekla zabezpieczającego sumienie trzeba było użyć materiału wybuchowego semtex wydłubanego z buta rydzykowego taliba, a i to z mizernym skutkiem. Drugi natomiast ochotnik miał sumienie zadziwiająco czyste. Po bliższym przyjrzeniu się temu zadziwiającemu przypadkowi Szef doszedł do wniosku, że delikwent miał sumienie czyste - bo mało używane...
MarS
O6U&Ą-
Zakład Ubogacania Swoich
INDEKS 356441 ISSN 1509-460X
FAKTY
11111
TYGODNIK NIEKLERYKALNY
V
BĘDZIE NOWY PODATEK!!! Podatek od Opatrzności. Hierarchowie Kościoła katolickiego przyznają bez żenady - Świątynia Opatrzności Bożej w Wilanowie "powstanie ze składek społecznych". Dołoży też państwo. Czyli, w sumie, dwa razy zapłacimy my wszyscy. Ile tego ma być? Ot, 200 ileś tam milionów nowych złotówek, czyli ponad DWA BILIONY złotówek starych. To np. możliwość oddłużenia kilkudziesięciu szpitali, wybudowania paru tysięcy mieszkań dla młodych małżeństw, dożywienia kilku milionów dzieci przychodzących do szkoły bez śniadania. Ale ziemscy namiestnicy Opatrzności uważają, że taki pomnik się jej należy - jako wyraz naszej dlań wdzięczności. Za co? Podpowiadamy: za niemal wszystkie przegrane powstania, za trzy zabory, za poprzegrywane wojny, mrok okupacji, rozpacz stalinizmu i łagrów, za nową demokrację, Wałęsę, Buźka, Maryjana i Radio Maryja wreszcie.
Po co biadolić nad dziurą budżetową, brakiem pracy czy pustym garem? Wkrótce wszystko się skończy jak ręką odjął. Podziękujmy tylko Opatrzności!
OStr. 7
I
tt
Owsiak, Wielka Orkiestra, sie ma, róbta co chceta - zgroza! Po prostu zgroza! "Owsiak więcej dzieci zabił narkotykami i alkoholem, niż uratował!" Ta jakże prosta prawda została objawiona 13 stycznia na antenie Radia Maryja. W dniu, w którym miliony Polaków, czując się wielką wspólnotą, grało na jedną nutę w tej samej Orkiestrze.
Guru, którego truł Reagan
Żył w luksusie, którego wyznacznikiem była blisko setka rolls-royce'ów oraz trzy razy tyle zegarków marki Rolex...
Bogactwo jednak nie uchroniło go przed aresztowaniem, deportacjami i... otruciem. Raj-neesh Chandra Mohan - niekonwencjonalny guru, dla którego samo życie było Bogiem, krytykował skostniałe organizacje religijne, nie oszczędzając przy tym także tradycyjnych "świętości", takich jak Mahat-ma Gandhi, Matka Teresa czy papież.
OStr. 10
KSIĄDZ NAWRÓCONY
FAKTYn
FAKTY
POLSKA Tegoroczna edycja Owsiakowej Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy stała się kolejną kompromitacją polskiego kleru. Jak podaje Katolicka Agencja Informacyjna 60 proc. polskich proboszczów odnosi się wrogo lub z rezerwą do tej charytatywnej imprezy. Jedynie biskupi: Józef Życiński i Wiktor Skworc zachowali przytomność umysłu i poparli, choć umiarkowanie, WOŚP. Panowie ci wiedzą, że demonstrowanie wrogości wobec tej pożytecznej i popularnej imprezy jest samobójcze dla Kościoła, który ośmiesza się i spycha na margines życia społecznego. Życiński odkrył przy okazji, że Jerzy Owsiak "nie jest uosobieniem zła"..., czyli szatanem. Księże Arcybiskupie! A odbieranie dzieci Kościołowi?!
Caritas "rozlicza się" z Wigilijnego Dzieła Pomocy Dzieciom 2001. Dowiadujemy się, że sprzedano 4,5 min świec i zebrano ok. 4,3 min złotych. Niewielka część tej sumy ma powędrować do najbiedniejszych w Afryce i na Syberii. Reszta ma zostać w diecezjach, podobno na lokalne inicjatywy pomocy najmłodszym. Intryguje nas zebrana kwota, z której wynikałoby, że wierni za jedną świecę płacili niecałą złotówkę. Tymczasem wiemy, że za świece w niektórych parafiach Łodzi i na Śląsku żądano "co łaska, ale nie mniej niż 5 zł". Uzyskana tym sposobem kwota nie powinna być mniejsza niż 22,5 min złotych. Będziemy za to potępieni, ale - co tam: gdzie jest reszta pieniędzy?!
WARSZAWA/WATYKAN Kwitnie narodowe lizusostwo. Tym razem popisała się profesura Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, która przyznała doktorat honoris causa Janowi Pawłowi II. Zdaniem rektora tej uczelni, profesora Włodzimierza Klucińskiego, papież ,jest najwybitniejszym przedstawicielem nauk humanistycznych" oraz "wskazuje środowiskom akademickim drogi prowadzące do poznania prawdy". Dotąd sądziliśmy, że naukowcy w badaniach kierują się rozumem, a nie papieskimi prawdami Widać naukowiec naukowcowi nierówny.
WATYKAN "Liturgia Kościoła jest w niebezpieczeństwie" - bije na alarm kardynał Joseph Ratzinger. Największe zagrożenie dla niej stanowią, zdaniem eminencji, sami katolicy. Lekkomyślni wierni są zbyt kreatywni i ciągle zmieniają coś w obrzędach mszalnych (chodzi oczywiście o kraje, w których wierni mają coś do powiedzenia). Biedaczek martwi się, że w Kościele nie ma już dwóch takich samych mszy.
Dla poprawy samopoczucia zapraszamy do Polsku U nas wszystkie msze są takie same. Prawdziwy raj liturgiczny!
"Dzięki papieżowi Kościół powiększył się o 20 nowych katolików!" - z triumfem doniosły katolickie media. Sukces misyjny jest rzeczywiście ogromny, bo Papa olał wodą grupę noworodków dostarczonych do Watykanu przez pobożnych rodziców. Z braku innych sukcesów dobry i taki... Robienie katolików z bezwolnych dzieci odbyło się w niedzielę Chrztu Pańskiego. Jezus dal się ochrzcić w wieku lat 30...
USA Biskupi katoliccy stanu Kansas ostro zaprotestowali przeciwko mnożącym się ostatnio wyrokom śmierci. Podobnie jak ich koledzy w wielu krajach świata - na czele z papieżem - domagają się zniesienia kary ostatecznej oraz niewykonywania prawomocnych już wyroków. "Kara śmierci stwarza złudzenie, że odbierając życie jednemu człowiekowi, chroni się życie innych" - piszą biskupi w specjalnym oświadczeniu. Jeszcze kilkanaście lat temu Kościół karę śmierci aprobował. Cóż, zmieniły się trendy światowej mody...
WŁOCHY Rząd Silvio Berlusconiego wiernie odwdzięcza się Kościołowi za poparcie udzielone w kampanii wyborczej. W tegorocznej włoskiej ustawie budżetowej zwolniono z podatku działalność handlową prowadzoną w czasie jarmarków, odpustów i akcji dobroczynnych. Kasa popłynie do Kościoła jeśli nie wprost, poprzez transakcje, to przez opłaty od straganiarzy. Czyżby obyczaje Katołandu powędrowały z ziemi polskiej do włoskiej?
WIELKA BRYTANIA Kardynał Murphy-0'Connor był najwyższym rangą duchownym katolickim, który wygłosił kazanie w pałacu Buckingham. Ostatnio brytyjski dwór królewski, z braku poważniejszych zajęć, ociepla stosunki z Kościołem katolickim. W ciągu ostatnich lat rośnie niechęć poddanych wobec instytucji monarchii w Anglii, więc Elżbieta II szuka poparcia gdzie się da, choćby wśród 4 min brytyjskich katolików. Monarchini robi to jednak ostrożnie, pomna na los dwóch prokatolickich władców Anglii - jednego poddani wygnali, a drugiego skrócili o głowę...
CZECHY Kler żywemu nie przepuści. Ponieważ Kościołowi katolickiemu u naszych południowych sąsiadów marnie idzie wyciąganie kasy od własnych obywateli, biskupi przypomnieli sobie, że mogą jeszcze coś wydoić od Niemców. Ci ostatni, w czasie II wojny światowej, skonfiskowali i przetopili kościelne dzwony. Obecnie ekscelencje domagają się 500 koron (55 zł) odszkodowania za każdy stopiony kilogram.
Polscy robotnicy przymusowi w III Rzeszy - uczcie się zaradności od Kościoła, Matki Waszej!
Nr 3 (98
18 - 24 I 2002 r.
KOMENTARZ NACZELNEGO
Pic na wodę święconą
k:
ościót rzymskokatolicki jest firmą handlowo--ustugową, nie różniącą się zasadniczo od innych przedsiębiorstw tego rodzaju. Jedyną, istotną różnicą jest to, że urzędnicy koncernu Kk, zamiast konkretnych towarów, sprzedają za żywą gotówkę obietnice, w dodatku nie mające pokrycia nawet w Biblii, traktowanej zresztą przez nich jak kodeks handlowy. Księża świadczą też typowe usługi, np. oprawę zewnętrzną ślubów i pogrzebów, które - jak przyznaje samo prawo kanoniczne - nie wymagają wcale ich obecności. Pamiętam jeszcze wykład w seminarium duchownym, na którym ksiądz profesor stwierdził, że - miłość, wierność itd. ślubują sobie wzajemnie sami narzeczeni i do zawarcia tegoż nie potrzebują żadnego kapłana. Mogą to uczynić na leśnej polanie lub przydrożnym parkingu i taki ślub jest ważny, choć bez księdza i poza świątynią zawarty rzekomo niegodnie. Jeszcze raz - jako były ksiądz - powtarzam z całym przekonaniem: Kościół rzymski jest zwyczajną, komercyjną firmą. Jako taki podlega też prawom rynku i według nich funkcjonuje. Jedna z podstawowych zasad marketingu głosi, że warunkiem powodzenia w interesach jest jak największy rynek zbytu, a co za tym idzie - popytu na towar lub usługę. Menedżerowie kościelni pilnie przestrzegają tej zasady, dbając o to, by każdy mógł znaleźć swoje miejsce w ich hipermarkecie. Przykładów na to mamy ostatnio co niemiara, a najbardziej wymowne są te dotyczące stanowiska Kościoła wobec integracji Polski z Unią Europejską. Oddajmy głos biskupowi Tadeuszowi Pieron-kowi, oddelegowanemu przez swoich zwierzchników do prezentowania w mediach Kościoła z ludzką twarzą: Jest niewątpliwie rzeczą smutną - choć dopuszczalną z punktu widzenia Kościoła - że istnieje potężna w głosie opozycja przeciwko Unii związana z Radiem Maryja i Naszym Dziennikiem oraz partią polityczną podzielającą tę mentalność. Katolikowi wolno być za Unią, wolno i przeciw. Jednak jeśli idzie o skutki kulturowe, cywilizacyjne, Kościół nie ma wątpliwości, że zjednoczenie jest niezbędne. Papież mówi bardzo wyraźnie: Nie ma alternatywy dla integracji europejskiej(...). Środowiska (także polityczne) związane z Naszym Dziennikiem lub Radiem Maryja nie są głosem Kościoła, lecz ludzi Kościoła uważających inaczej niż inni. Nikt, także panowie Łopuszański, Macierewicz, ojciec Rydzyk czy ktokolwiek inny, nie może powoływać się na to, że głosi naukę Kościoła, nawołując, by nie wstępować do Unii. Tak jak nikt nie może powiedzieć, kto chce integracji z Unią, że taki jest głos Kościoła" ("Tygodnik Siedlecki" 23 XII).
Nisko chylę czoło przed inteligencją księdza biskupa i w ogóle całego episkopatu, który jest za, a nawet przeciw. Bez wątpienia hierarchowie Kk wzięli sobie do serca przynajmniej jeden fragment Biblii... ten o lisiej przebiegłości. Nie dość, że biskupi za swoją zgodę na poparcie integracji z Unią wytargowali od premiera Millera gwarancje bezpieczeństwa dla swoich interesów, to jeszcze przy okazji pieką na tym smaczne pieczenie. Dowiadujemy się oto, iż raptem w Kościele zapanowała demokracja!!
Ktoś, kto nie wie, jakimi prawami rządzi się Kościół od wewnątrz, jak trzyma wszystko i wszystkich za mordę - gotów rzeczywiście uwierzyć, że w jego strukturach "istnieje potężna w głosie opozycja". A jakże, istnieje, tyle że poza Kościołem! Tępienie wszelkiej wolnej myśli, sprzecznych z nieomylną doktryną poglądów, a także eliminowanie odstępców - jest wpisane, zamiast demokracji, w ustrój rzymskiej korporacji. Można podać tysiące przykładów na niezwykle sprawne działanie tego totalitarnego systemu. Począwszy od mordowania pierwszych heretyków, potępiania schizmatyków, stosy inkwizycji, wojny "w imię Boże", teologię wyzwolenia, usuwanie z katedr nieprawomyślnych teologów, a skończywszy na mojej skromnej, ekskomunikowanej osobie. Właśnie i tylko dzięki zamordyzmowi instytucja ta przetrwała wojny światowe, realny socjalizm i przetrzyma jeszcze niejedno. Niemal każdego dnia słyszymy o kolejnych katolickich "dziełach miłosierdzia" i "tolerancji". Aż tu nagle taki wykwit kościelnej demokracji, i to gdzie - w Katolandzie!
Nie ma najmniejszej wątpliwości, że podział stanowisk w kwestii integracji z Unią na pa-piesko-biskupie i tzw. narodowe został skrzętnie, koniunkturalnie zaplanowany, bynajmniej nie przez panów Łopuszańskiego, Macierewicza czy ojca Ry-dzyka. Ten ostatni nie mógłby nawet po cichu pierdnąć w - niby swoim własnym - Radyju, gdyby nie uzyskał na to zgody gubernatora Glempa i swojego generała. On po prostu wypełnia lukę rynkową. Wychodzi naprzeciw zapotrzebowaniu poddanych papieża na inny rodzaj towaru, w tym akurat przypadku - na antyunijne fobie.
Cała ta kruch-towa zadyma o Unię, sztuczny podział na dwa obozy i stanowiska jest dla Polski o tyle tragiczna, co ośmieszająca sam Kościół. Biskupa Pieronka tak oślepiło zielone światło, które rzekomo włączył dla myślących inaczej w Kościele, że... sam stanął w opozycji do oficjalnej doktryny katolickiej, tj. tyłem do własnego szefa. Przy okazji - cytując papieża, a także wypowiadając się w imieniu prymasa i całego episkopatu - Pieronek ekskomunikował Ligę Polskich Rodzin, "Nasz Dziennik" i Radio Maryja, z jego pięcioma milionami słuchaczy! Albo, jak kto woli, członkowie tychże bojówek sami postawili się poza Kościołem. Dlaczego? Otóż kiedykolwiek papież wypowiada się publicznie za integracją europejską, zawsze czyni to w aspekcie Kościoła i religii. Mówi o Europie chrześcijańskiej (myśli katolickiej), o wspólnych korzeniach wiary, wspólnej drodze zjednoczonych dzieci Bożych do domu Ojca. Wypowiedzi te mają charakter oficjalny - ex cathedra oraz dotyczą wiary i moralności. Jako takie są więc nieomylne! Kto twierdzi inaczej, neguje katolicki dogmat, a przez to sam wyklucza się ze wspólnoty katolickiej. Mało tego. Ponieważ ligowcy spod znaku ojca Rydzy-ka również reprezentują stanowisko Kościoła, tyle że nieoficjalne, Kościół przeczy samemu sobie. Troska o własne interesy doprowadza tę firmę do granic absurdu. System demaskuje się sam. Jeden wielki pic na wodę święconą!
JONASZ
Nr 3 (98
18 - 24 I 2002 r.
F^KTYn
INJ
ZAMIAST SPOWIEDZI
Fakty bez mitów
Mariusz Borowiak - pisarz, marynista i regionalista, autor wielu artykułów i książek poświęconych polskiej marynarce wojennej. W ubiegłym roku opublikował "Westerplatte. W obronie prawdy".
- Pojednanie westerplatczyków z żołnierzami z pancernika "Schle-swig-Holstein" wywołało skandal...
- Pierwsze kontakty westerplatczyków z żołnierzami niemieckimi zaczęły się dawno temu. Były to nieoficjalne spotkania, połączone m.in. ze składaniem kwiatów na polskich mogiłach. Wówczas niezbyt dobrze oceniano takie kontakty. W latach osiemdziesiątych niemiecki ksiądz Johannes Gerhmann, w ramach akcji humanitarnej, pośpieszył Polakom z pomocą materialną i przy okazji spotkał się z kapelanem westerplatczyków. Później, na początku lat dziewięćdziesiątych, westerplatczyk Stanisław Trela pierwszy wyraził chęć pojednania i wyciągnięcia ręki do niedawnego wroga, co przypłacił... śmiercią. Nie wytrzymał psychicznie i fizycznie rozpętanej wówczas nagonki na niego. Sprawa pojednania podzieliła środowisko żyjących jeszcze obrońców Westerplatte.
- Już kilka lat temu do wiadomości Polaków dotarły inne niż oficjalnie kolportowane informacje o obrońcach Westerplatte.
Okazało się np., że dowódca major Sucharski nie był tak kryształową postacią, jak to przedstawiano w wielu publikacjach.
- Wszystko zaczęło się w latach pięćdziesiątych, gdy zastępca dowódcy obrony Westerplatte, Franciszek Dąbrowski, opublikował książkę, w której zasygnalizował to, co naprawdę działo się w dniach od 2 do 7 września 1939 roku, m.in. opisał psychiczne załamanie majora Suchar-skiego. Książka wywołała burzę, w wyniku której Dąbrowski zamilkł na długo. W 1958 roku znany dziennikarz Janusz Roszko przeprowadził ostatni wywiad z Dąbrowskim, ale zastępca Sucharskiego zastrzegł, iż może być opublikowany dopiero po 25 latach. Musiało jednak minąć 35 lat, by Roszko ujawnił informacje uzyskane od Dąbrowskiego. Rozpętała się wówczas nagonka na autora artykułu. W 1995 r. Roszko zmarł. Do swojej książki wykorzystałem materiały uzyskane m.in. od wdowy po nim, a także od córki Dąbrowskiego. Niezwykle przydatne okazały się też informacje
pochodzące m.in. od żołnierzy z pancernika "Schleswig-Holstein".
- Co było przyczyną psychicznego załamania się Sucharskiego?
- Po półgodzinnym nalocie bombowym 2 września Sucharski zdecydował się wywiesić białą flagę. Kategorycznie nie zgadzali się na to porucznik Gródecki i kapitan Dąbrowski. Doszło do ostrej wymiany zdań. Dąbrowski wiedział, że straty nie są duże, że nie brakuje żywności i amunicji. Problem był
tylko z wodą do picia. Sucharski na dzień przed wybuchem wojny wiedział o dacie rozpoczęcia działań, ale nie przekazał tej informacji swemu zastępcy. Atak Niemców, a szczególnie bombardowanie 2 września stały się dla niego zbyt wielkim ciosem. Zapewne dlatego już w tym dniu wydał rozkaz o spaleniu szyfrów.
- Czy rzeczywiście już 2 września major Sucharski kazał wywiesić białą flagę na dachu budynku koszar Wojskowej Składnicy Tranzytowej? Dlaczego w tajemniczych okolicznościach zginął żołnierz, który wykonywał rozkaz dowódcy?
- Rozkaz wywieszenia kapitu-lacyjnej flagi otrzymał 2 września kapral Jan Gębura. W historiografii dotyczącej obrony Westerplatte wspominano, że zginął on w wartowni nr 5. Tymczasem dwaj świadkowie tamtych zdarzeń podali, że Gębura nie poległ podczas nalotu, lecz został zastrzelony. Przez kogo? Być może przez Dąbrowskiego lub kogoś innego. Wywieszenie białej flagi na moment potwierdzają Niemcy. Jak na każdej wojnie, ludzie się załamują. Nie krytykuję zachowania Sucharskiego i nie chcę go oskarżać. Mnie zależało jedynie na ujawnieniu prawdy dotyczącej Dąbrowskiego.
- Fałszowanie historii dotyczyło też liczby ataków...
- W ciągu siedmiu dni obrony doszło jedynie do 2, a nie 12-13 natarć Niemców, jak to podawano do niedawna. Te dwa ataki miały miejsce pierwszego dnia. Do trzeciego doszło dopiero 7 września. Wyolbrzymiane ataki były w gruncie rzeczy jedynie akcjami rozpoznawczymi.
- W takim razie skąd się wzięły "olbrzymie straty"?
- Składnica nie była przygotowana do roli, jaką jej przyszło pełnić w pierwszych dniach wojny. Jednak na uwagę zasługuje fakt, że w ciągu 7 dni zginęło tylko 15 polskich żołnierzy.
- Dlaczego zatem w historiografii pojawiły się tak różne liczby obrońców Westerplatte?
- To efekt korzystania przez badaczy z różnych źródeł. Wynikało z nich, że Westerplatte broniło 180, 190 żołnierzy i osób cywilnych, ostatnia wersja mówi nawet o 205.
- Jaka jest reakcja na pana książkę?
- Wśród czytelników - pozytywna, z inną spotykam się na Wybrzeżu. Analogicznie jak w przypadku pozostałych moich książek, w których ujawniłem nieznane dotąd fakty. Na Zachodzie takie demaskatorskie pisarstwo jest powszechne, mnie natomiast zarzuca się, że niepotrzebnie wyciągam brudy na światło dzienne. A ja poszukuję prawdy. Przez sześćdziesiąt lat Sucharski był legendą, kryształowym bohaterem dzieci i młodzieży; próby zmiany tego stanu wiedzy kończyły się zawsze bezpardonową napaścią i atakiem. A przecież niezależnie od takich poszukiwań jak moje, prawda i tak dochodziła do głosu, choć usiłowano ją tuszować.
- Nie bolą pana te liczne ataki?
- Bolą, ale nie można pozostawać obojętnym wobec fałszowania historii.
Rozmawiał
RYSZARD PORADOWSKI Fot. archiwum
Jest chłodny wieczór. Grupa młodych katofanów Armii gromadzi się w niewielkim domu kultury w prowincjonalnym Ku-rowie. Miejsce koncertu to dawna sala kinowa na piętrze. Podobne spędy młodzieży katolickiej należą tutaj do rzadkości. Posezonowe chałtury są jednak atrakcyjne także dla wyblakłych gwiazd kościelnego rocka. Policja z radiowozu dyskretnie zabezpiecza okolice budynku.
Dialog z szatanem
Lider Armii, jak przystało na duchowego przywódcę rozmodlonych nastolatków, otoczony jest
przez nich kultem guru. Często udaje mu się przemycać we własnych tekstach osobiste interpretacje Biblii. Niewielu młodych fanów wie, że zespół Armia jest tak naprawdę efektem mistycznych zainteresowań jego twórcy - Tomasza Budzyńskiego (zdjęcie powyżej).
oc ciemności
Nieczęsto lubelska kuria użycza swojej
strony internetowej na promocję
koncertów zespołów młodzieżowych.
Na szczególne przywileje oprócz
Arki Noego zawsze jednak mogą
liczyć połączone siły punkrockowej
Armii i zespołu 2Tm 2,3.
"Żeby powstał zespół Armia, trzeba było, aby wyrzucili mnie z KUL-u, żebym upadł tak nisko i modlił się do diabła " - pisał Bu-dzyński w "Drodze do Boga". Dla miłośników pielgrzymkowych pieśni nie ma to większego znaczenia; nawet wypada, żeby ich idol był nawróconym grzesznikiem. Ważne, że bez czekania na kolejny Jarocin, Przystanek Woodstock czy maraton w Żarach mogą przed sceną zaszaleć w stylu pogo. Ten debilny taniec wymyślił Sid Vicious z grupy Sex Pistols. Polega na bieganiu tam i z powrotem, podskakiwaniu i odbijaniu się od siebie. Im więcej posiniaczonych głów, tym zabawa przedniej sza. Ów alternatywny sposób rozmyślania o Stwórcy ma coraz więcej zwolenników na koncertach religijnych. Nawet niektórzy księża włączają się w psychodeliczne podrygi i bieganinę. Nie przeszkadza im to potępiać podobnych
zachowań, np. punków na ich "niekatolickich" koncertach.
Po rozstaniu się w połowie lat 80. z punkrockową "Siekierą", w poglądach "Budzego" nastąpił nagły zwrot w kierunku... mocy ciemności: "I wyobraźcie sobie, iż posunąłem się do tego, że zacząłem rozmawiać z szatanem, wzywać go i mówić, że jeśli ty mi pomożesz, to ja się wyrzeknę Boga ". Szatan pomógł. Budzyński stworzył Armię.
Babilońska telewizja
Występ opóźnia się o dobry kwadrans. Na widowni - oprócz 150 fanów - są wójt gminy Kurów i miejscowy ksiądz. Wybrali dalsze rzędy. Nie chcą, żeby z nadmiaru decybeli popękały im bębenki. Obaj w służbowych strojach, w garniturze i sutannie. Po chwili dwa reflektory oświetlające scenę gasną. Zaczyna się gitarowa młócka. Pomimo zachęt
solisty, jakoś nikt nie ma ochoty na powtarzanie nieartykułowanych dźwięków za idolem.
W trakcie jednego z utworów "Budzy" niespodziewanie odkłada gitarę. Coś przeszkodziło mu w wychwalaniu Pana. Wyciąga wielką chustkę i przez kilka chwil oddaje się czynności czyszczenia nosa. Mikrofon wyłapuje siorbanie. Czynność tę powtarza w trakcie występu kilka razy. Fanom jakoś to nie przeszkadza. Dla nich liczy się wyłącznie muzyka i pogo.
Po chwili w zniekształconym rytmie reggae rozbrzmiewa kawałek
Nawet miłośnicy debilnego pogo swoje miejsce w Kościele
o TV. "Babilońska telewizja to jest mania!". W kolejnych zwrotkach dostaje się wszystkim programom,
oprócz TV Puls. Solista ciurkiem wymienia "szatańskie kanały": pierwszy, drugi, trzeci... szósty oraz 666 - symbol szatana. Ksiądz obecny na widowni nie protestuje.
Rockowa sekta
W swoim repertuarze "Budzy" uwielbia kreować własne wartości. "Ambicja to szalony wróg. Ja nie mam ambicji. Twoja ambicja zabije Ciebie." Słowa charyzmatycznego guru prawie zawsze trafiają na podatny grunt. Osobliwe pranie mózgu. Wie, że do takich manipulacji najlepiej nadaje się młodzież. Stąd dwa utwory o "gwałtownejpotrzebie wa-garowania ", które traktują o korzyściach płynących z opuszczania lekcji. Nawołuje też do zdemolowania gmachu... ZUS, który w jego pojęciu jest więzieniem dla matek i kobiet. Dziewczynom radzi, by nie podejmowały tam pracy kosztem życia rodzinnego. W utworze "Trzy bajki" lider Armii przypisuje sobie moc egzorcysty przepędzającego złe duchy. Mimo że jest to rodzaj modlitwy bez słów - jak sam mó-znajdują wi - Duch Święty wie, o co chodzi. Fani nadal wierzą swojemu idolowi. Ksiądz dalej nie protestuje...
MIROSŁAW CHŁODNICKI Fot. Autor
Z NOTATNIKA HERETYKA
FAKTYn
Nr 3 (98
18 - 24 I 2002 r.
Widmo wolności krąży nad Polską. Krąży tak od 1000 lat z okładem. Jak sęp nad padliną. Zaczęło się od niejakiego Mieszka. Gość ów postanowił uwolnić kraj od Kupały, Swarożyca, Peruna i innych pradawnych, pogańskich, a więc oczywiście słusznie niesłusznych bogów. Uwolnić w imię koncepcji doktrynalnych jedynie właściwych, katolickich.
W tym celu rozejrzał się bacznie dookoła i diabli go wzięli - dla nas - jak się później miało okazać - niestety, w przenośni jedynie.
Jego przodkowie: Lech, Czech i Rus - prekursorzy Unii Europejskiej, a może raczej protoplasci porządku pojałtańskiego, dość dokładnie podzielili już strefy wpływów. Pozostawało wprawdzie na północy wielkie morze, a za nim tajemniczy lud. Jednak osobnicy z rogami na hełmach nic wspólnego z właściwą religią nie mieli. Wiele natomiast wspólnego z uwalnianiem od wolności Brytanii i innych krain, więc strach się było bać.
Spojrzał tedy Mieszko na zachód, ale tamże jego przyrodni brat NRD-owiec szczerzył zęby pod Cedynią i łakomie patrzył na coraz to większe kawałki już wówczas Najjaśniejszej.
Cóż miał robić nasz książę. Wzorem innego księcia zakrzyknął: "Być albo nie być" i dał się ochrzcić Czechom, za co spotkała go natychmiast słuszna "nagroda" w postaci wolności w ramionach szpetnej i wrednej baby Dąbrówki.
Dodatkowo sam się ubezwłasnowolnił i w imię tejże wolności
GŁASKANIE JEŻA
s* Widmo wolności
opodatkował (a ściślej: opodatkował jakieś 3 miliony swoich ówczesnych rodaków), płacąc dobrowolne lenno Rzymowi, krainie, w której nigdy nie był i której władca de facto nie mógł mu zrobić żadnego wymiernego kuku.
Później było jeszcze I ciekawiej. Jego synalek wydał kupę kasy w czystym złocie. Transakcja niedorozwiniętego synalka opiewała na wykup truchła pewnego pielgrzyma, który niósł "wolność i prawdę" ciemnym poganom, a ci akurat takiej wolności nie chcieli i pozostali szczęśliwymi barbarzyńcami jeszcze przez blisko 400 lat.
Mijały stulecia przepełnione doktryną miłości bliźniego, czyli wyłu-pywaniem oczu, obcinaniem głów, języków, kończyn, wbijaniem na pal, kastrowaniem i paleniem żywcem. Z imieniem Boga i wolności na ustach, rzecz jasna.
Potem się zadekowali u nas wysłannicy obowiązkowego miłowania. Mieli białe płaszcze na
ramio-nach, czarne krzyże na plecach, Maryję na ustach i w nazwie. Bardzo kochali swój lud. Np. Jaćwingów tak dalece kochali, że uwolnili ich od ciężaru życia doczesnego. Wszystkich! Tak dokładnie i systematycznie, że archeolodzy do dziś mają kłopoty z określeniem, gdzie pomieszkiwało owe plemię.
15 lipca 1410 r, dwie armie, z imieniem tego samego Boga na ustach, rzuciły się na siebie. Po obu stronach (o czym wstydliwie milczą niektórzy historycy) walczyli Polacy wcale do tego nie przymuszani kijem. Zupełnie zdezorientowany Stwórca dał viktorię jednym, a drugim szczęśliwy brak większych konsekwencji takiego stanu rzeczy. Później pognaliśmy pod Wiedeń "ratować chrześcijaństwo". Znów w imię wolności. Tak bardzo ją uratowaliśmy, że dzięki nam Austria pozbyła się naturalnego wroga - Turków. Płaczący ze wzruszenia
i wdzięczności Austriacy niewiele lat później, uwolnili nas od sporej części ziem, uczestnicząc w rozbiorach. Z kolei to właśnie Turcja, jako jedyna w Europie, nie uznała nigdy rozbiorów Polski. Chichot historii.
W międzyczasie, próbując niezawisłość odzyskać, pokazaliśmy, co to tak naprawdę znaczy wolność - kilku tysiącom Murzynków na końcu świata, jakim jest Haiti, i paruset hiszpańskim niedojdom w wąwozie Samosierry.
Lecz co tam. W końcu wolność odzyskaliśmy i znów wykazaliśmy, jak tę wolność miłujemy. Np. zaraz mogli to zrozumieć Żydzi (którym fundowaliśmy pogromy i getta ławkowe na uniwersytetach), Ukraińcy (których mamiliśmy własną ojczyzną), a nawet Czesi, kiedy to napadliśmy na nich, ramię w ramię z pewnym brunecikiem, zabierając Zaolzie.
Potem nastała noc okupacji, kiedy to, bodaj pierwszy raz, stworzyliśmy wspaniałe, niemal monolityczne państwo. Państwo podziemne; ze szkołami, uniwersytetami, wymiarem sprawiedliwości, służbą zdrowia i armią. Jednak nawet wtedy nie zabrakło piewców uwalniania Polski od niepolskiej zarazy etnicznej, nie zabrakło szmalcowników, granatowych policjantów i różnych, mniejszych czy większych Jedwabnych.
Tzw. komuna też przejęła tysiącletnią frazeologię wolności. W nieco zmodyfikowanej wersji brzmiało to tak: prawo do wolności mają jedynie ci, którzy myślą tak jak większość, to znaczy nie myślą zbyt wiele. Członkowie AK, WiN, KOR, NZS, studenci w 1968, robotnicy w 1970 i 1981, radomscy robotnicy w 1976 myśleli zbyt wiele, dlatego smak wolności poznawali w celach więziennych, to znaczy w celach swoiście pojętej resocjalizacji.
A teraz mamy nareszcie wolną i niezależną III Najjaśniejszą Rzeczpospolitą. Mamy wolne związki zawodowe, wolny parlament, wolne wybory, wolność światopoglądu, sumienia i wyznania, a nawet wolne soboty.
Kilka milionów Polaków uzyskało też nareszcie zbawienną wolność od niezdrowego mięsa szalonych krów i pryszczatych świń, opryskiwanych cytrusów, niszczących organizm słodyczy. Wolność od biletów do dusznych teatrów i kin, od nużących i nazbyt drogich podróży do rodziny, a nawet wolność od niezdrowego klimatu wewnątrz - jeszcze do niedawna - własnych mieszkań.
Innymi słowy: część mieszkańców tego szczęśliwego kraju została uwolniona od fatalnego, diabelskiego wynalazku Fenicjan. Uzyskała wolność od (jak to napisał Tuwim) "wrzących szczurami i wszami", brudnych, korupcjogennych i nie dających szczęścia pieniędzy.
Jak pięknie. Tylko że mi jakoś tak czasem w ustach słono...
MAREK SZENBORN
Los tragiczny spotkał książeczkę Joanny Kulmowej pt. "Jak to Panjezusek Cir-niowy po świecie przepatrywał", bowiem została ona unicestwiona przez anatemę, zanim zdołała dotrzeć do czytelników.
Poetka Joanna Kulmowa, prezes Oddziału Warszawskiego Stowarzyszenia Pisarzy Polskich poprzedniej kadencji, do spółki z malarzem Jerzym Dudą Graczem, przed trzydziestoma laty zrobiła książkę "Jak to Panjezusek Cirniowy po świecie przepatrywał". Poemat pod takim tytułem ułożyła Kulmowa, ale napisał go kaligraficznie, czcionką gutenber-gowską po czcionce, Jerzy Duda Gracz, opatrując całość trzynastoma bajecznie pięknymi litografiami. W 1973 roku książeczka wydana
Anatema
Zamówienie
Joanna Kulmowa "Jak to Panjezusek Cirniowy po świecie przepatrywał", 13 litografii Jerzego Dudy-Gracza, oprawa płócienna, cena 28 zł plus koszt wysyłki.
Zamawiam.......egz. książki
Czytelny adres i podpis zamawiającego.................................
Zamówienie wyślij: Wydawnictwo JJK, 01-680 Warszawa 14, skr. poczt. 97 lub e-mail: jjk@easymail.pl
została w dwustu odbitkach litograficznych bez zezwolenia cenzury. W 1998 roku Wydawnictwo Książkowe "Twój Styl" z wielką starannością sporządziło reprint wydania z 1973 roku. Płócienna, szyta oprawa, wyraziste kolory na litografiach, ozdobny papier... I tu skończyły się żarty, zaczęły zaś kłopoty.
Poetka podziemnej "Solidarności", autorka słów podniosłych, odciśniętych w spiżu pomnika upamiętniającego walkę szczecińskich stoczniowców o chleb i o godność, dostarczycielka strawy literackiej dla kościelnych misteriów, pisarka katolicka najwyższych lotów - spotkała się, niespodzianie, z kościelną anatemą. Nie wiadomo, kto i w jakich okolicznościach wydał werdykt, ale hurtownik księgarski z ul. Kolejowej w Warszawie twierdzi, że szczególne zastrzeżenia strony kościelnej wzbudził nie sam tekst, lecz litografia opatrzona przez Dudę Gracza numerem pierwszym, na której widać ukrzyżowanego Jezusa i pełniący funkcję ironicznego komentarza napis na krzyżu:, JJESA - dzieła sztuki i antyki".
Nie chce się wierzyć, żeby tak cienka aluzja do merkantylnej strony przykościelnych imprez religijnych mogła wywołać czyjekolwiek
oburzenie. Obrzędowość odpustowa to nie jest żadna świętość, z której nie można byłoby zdrowo się pośmiać. Wydaje się, że silniejszy protest wywołał u kościelnego krytyka brak przepaski na biodrach Ukrzyżowanego, co zresztą zgodne jest z przekazem ewangelicznym, wedle którego Jezus został przez strażników całkowicie obnażony dla tym większego upokorzenia. Ale tu malarz wykazał zdrowy instynkt samozachowawczy; w odróżnieniu od artystów renesansowych, którzy pozwolili sobie na całkowitą w tej mierze dosłowność - Jerzy Duda Gracz z wielkim artystycznym smakiem zasnuł sprawę subtelną smugą cienia.
Nie chce się wierzyć, żeby w istocie niewinny malunek wywołał tak straszliwy gniew kościelnego krytyka. Ale dwunasta wśród trzynastu litografii opatrzona napisem "Ecce homo" może w odpowiednich warunkach wywołać wściekłość kogoś noszącego sutannę lub choćby komżę, albowiem u stóp
krzyża przedstawia skarykaturowa-nego katolickiego kapłana z obliczem zblazowanym od uciech i z obfitym ciałem wylewającym się poza kadr, któremu asystuje starszawy kościelny, obdarzony przez artystę twarzą doprawdy odstręczającą. Nie wydaje się, żeby ci ludzie stworzeni byli na chwałę Pana... Tak czy
inaczej - wydawnictwo "Twój Styl" zwróciło cały nakład Kulmowej i Dudzie Graczowi, odstępując pojedynczy egzemplarz, którego koszt druku wyniósł 24 zł, - za 8 zł.
Straszny jest tutaj nie sam rodzaj anatemy, lecz skuteczność słowa szeptanego. Szeptana klątwa wymiotła z witryn księgarskich arcydzieło
sztuki edytorskiej i drukarskiej, którym każdy księgarz chciałby się pochwalić. W tym praktycznym eliminowaniu z rynku czytelniczego książki niesympatycznej Kościołowi tkwi jednak pewna transcendentalna niewygoda. Otóż, jak wyznał sam artysta Jerzy Duda Gracz w albumie pt. "Golgota", litografie do poematu Joanny Kulmowej były wprawkami, pracami studialnymi do stworzenia monumentalnej, złożonej z osiemnastu płócien Drogi Krzyżowej, zainstalowanej we wrześniu 2001 roku we wnękach "Przybudówki" kościoła Najświętszej Marii Panny na Jasnej Górze! Mszę z tej okazji celebrował i poświęcenia obrazów dokonał nuncjusz apostolski, abp Józef Kowalczyk. Po mszy odbył się uroczysty koncert Wielkiej Orkiestry i Chóru Filharmonii Śląskiej z "Exodu-sem" i "Victorią" Wojciecha Kilara w repertuarze. Ten splendor i ten sakrament spływa na malarskie prace studialne i na samą książeczkę także, przydając nowych znaczeń słowom Panajezuska Cir-niowego o "niemowlątkach, co przemilczą wszystko".
JAKUB KOPEĆ Repr. Jerzy Duda-Gracz
Nr 3 (98
18 - 24 I 2002 r.
F^KTYn
INJ
NA KLĘCZKACH
WALKI ULICZNE
PI/&A KOLUMNA
We Wrocławiu trwa walka niemal o każdą ulicę, każdy dom. Jak w czasie oblężenia miasta w 1945 roku. Zwycięstwo każdego natarcia zdobywcy świętują zrzuceniem na bruk tabliczki ze starą nazwą ulicy i umieszczeniem nowej. Ta druga zawierać musi nazwisko poświęcone i okadzone, oczywiście.
Na wrocławskim Grabiszynie znajduje się Aleja Pracy. Jej nazwy nie zmieniła nawet prawicowo-li-beralna władza. I nagle... Do rady miejskiej wpłynął wniosek o zmianę nazwy alei. Pod pismem podpisali się tacy polityczni giganci, jak rada osiedla oraz... duszpasterstwo ludzi pracy i Akcja Katolicka. Postulowano, by aleję ochrzcić mianem o. Adama Wiktora, na cześć drugiej rocznicy śmierci. Postać to powszechnie znana, lecz jedynie w środowiskach, które pod wnioskiem się podpisały. Rada miejska decyzję przegłosowała. Sprawnie i bez wahania. Zadecydował przymiotnik "Katolicka" przy wnioskodawcy. I stał się cud. A właściwie przyszły wybory i zmiana na stanowisku wojewody dolnośląskiego. Został nim człowiek lewicy, Ryszard Nawrat (na zdjęciu u góry). Jedną z pierwszych jego decyzji po objęciu urzędu było... uchylenie postanowienia rady miejskiej o zmianie nazwy ulicy. Takim to sposobem Wrocław ma nadal aleję Pracy, a śp. o. Adam Wiktor nie jest niepotrzebnie szargany "po ulicach".
TAJNA INSTRUKCJA
Ostatnio wyszło na jaw, że Watykan wydał tajną instrukcję o postępowaniu wobec księży oskarżonych o pedofilię. O wszelkich podejrzeniach ma być informowana Kongregacja Nauki Wiary (czyżby pedofilia była uznawana za herezję?), a następnie ma się odbyć kościelny proces podejrzanego w jego diecezji lub w Rzymie. Rozporządzenie wydane przez kardynała Józefa Ratzingera miało charakter tajny. Nie podano, niestety, czy władze kościelne mają zamiar informować o wynikach śledztw odpowiednie władze państwowe. A skoro nie
podano... Mnożące się na całym świecie procesy księży pedofilów nie tylko dyskredytują Kościół w oczach opinii publicznej. Przede wszystkim niszczą one to, co hierarchii jest najdroższe - finanse Kościoła. Wielomilionowe odszkodowania rujnują diecezjalne budżety. Np. rozpoczynający się właśnie proces ks. Johna Georghana może doprowadzić do katastrofy finanse archidiecezji bostońskiej - pozwy sądowe są podpisane przez 130 (sic!) ofiar. Każda z nich zażąda z pewnością ogromnego odszkodowania. Pracodawca pedofila, kard. Bernard Law (na zdjęciu), nie reagował na wcześniejsze skargi wiernych dotyczące zachowania Georghana. Ofiary seksualnych ekscesów duchownych mogą osobiście podziękować "papieżowi tysiąclecia" Janowi Pawłowi II. Jego upór w utrzymaniu obowiązkowego celibatu duchownych przyczynia się do eskalacji tego typu zjawisk. (A.C.)
OBROŃCY KOBIET
Wiele wskazuje, że polscy hierarchowie Kk zupełnie pozbawieni są wstydu i poczucia przyzwoitości. Jako przywódcy organizacji, która słynęła i słynie z dyskryminowania kobiet na różne sposoby, wydali list, w którym sprzeciwiają się... poniżaniu kobiet. Dokument odczytano w kościołach w tzw. Niedzielę Świętej Rodziny (30.12.2001). Według nich "(...) propagowane współcześnie obyczaje ubliżają godności kobiety, wskazując jej rolę tej, która jedynie świadczy usługi. Pornografia, tolerancja wobec agencji towarzyskich i handlu kobietami prowokuje do aktów przemocy wobec kobiet". Nic nam nie wiadomo, aby ktokolwiek normalny w Polsce lub w Europie tolerował handel kobietami. O co więc tyle hałasu? Złodziej krzyczy najgłośniej "łapać złodzieja!", więc zgadujemy, że chodzi o odwrócenie uwagi od dyskryminowania kobiet w Kościele. Jako żywo, to katoliczki odsunięte są od pełnienia funkcji kościelnych. Ich rola właśnie polega na "świadczeniu usług" w roli sprzątaczek, za-krystianek, księżych gospodyń i kochanek księży ichmościów. Najwyraźniej nie są wystarczająco godne, by zostać ich żonami... (A.C.)
MŁOT NA PROSTYTUTKI
Ksiądz Oreste Benzi jest słynnym we Włoszech szermierzem walki z prostytucją. Organizuje wiele spektakularnych akcji, a jedną z nich był dzień postu i modlitwy w intencji prostytutek i ich klientów. Pobożny kapłan nie zauważa zapewne, że jego działania prowadzą do pozbawienia środków do życia ubogich dziewcząt z krajów Trzeciego Świata i Europy Wschodniej. Ostatnio przegoniono setki "panienek"
z ulic Rimini. Nie trzeba być bystrym, by zauważyć, że prostytucja ma swoje źródła w nędzy i niesprawiedliwości społecznej. Już dawno dowiedziono, że administracyjne jej zwalczanie nie ma sensu. (A.C.)
OLIMPIADA W POLSCE!
Polska młodzież od kilku lat nareszcie może się wykazać prawdziwie pożyteczną wiedzą, którą za komuny tak skutecznie eliminowano ze szkół. 11 stycznia w całej Polsce rozpoczął się etap szkolny olimpiady wiedzy religijnej dla uczniów szkół średnich. W tym roku zmagania katolicko uzdolnionej młodzieży przebiegać będą pod powściągliwym hasłem "Wszystko postawiłem na Maryję", a głównymi bohaterami konkursu są Matka Boża i kardynał Stefan Wyszyński. Ogólnopolski finał katolickiej olimpiady zaplanowano w połowie marca w katolickiej stolicy Polski - Częstochowie. A więc młodzi katolicy na start! Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. (A.K.)
ZAZDROŚNICY
Kler tylko szuka okazji, żeby dokopać Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy i jej dyrygentowi Jurkowi Owsiakowi. Ostatnio ksiądz Piotr Jaśkiewicz z Radomia, przedstawiciel katolickiej konkurencji, czyli Caritasu, narzekał, że zła Owsiakowa akcja jest zbyt głośna medialnie. Przeszkadza mu, że tyle o niej w telewizji. Tymczasem dobra Caritas robi podobne akcje z porównywalnymi efektami, przy znacznie mniejszej reklamie. Działania Caritas nazwał " cichą kapelą świątecznej pomocy ". Ksiądz Piotr nie zauważył, że ludzie mają większe zaufanie do Owsiaka i jego młodzieży, niż do kościelnych akcji. Finanse Orkiestry są jawne i ludzie wiedzą, na co dają pieniądze. U kościelnych - jak zwykle - nie wiadomo, czy i jaka część pomocy dotrze do potrzebujących. To taka drobna różnica, proszę księdza. (A.C.)
DRGNĘŁO SUMIENIE?
Ksiądz Franciszek B., skazany wyrokiem sądu pierwszej instancji za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym, wycofał swoją apelację, nie podając
przyczyn. Tym samym uprawomocniło się orzeczenie skazujące go na dwa lata więzienia w zawieszeniu i 5400 zł grzywny. Na tyle bowiem wyceniono życie przejechanej przez księdza kobiety.
Sprawa toczyła się od marca 1997 r., gdy prowadzone przez duchownego auto uderzyło w stojącą na przystanku mieszkankę pod-zamojskiej Wielączy. Ksiądz zbiegł z miejsca wypadku, nie udzielając pomocy poszkodowanej. Odnaleziony tłumaczył, że sądził, iż potrącił psa. Było już za późno na stwierdzenie, czy w chwili wypadku ksiądz był trzeźwy. (Kab)
ZAMACH NA KATOLIKÓW
W ub.r. "Niedziela" doczekała się wreszcie umieszczenia w Bibliografii Zawartości Czasopism realizowanej przez Instytut Bibliografii Biblioteki Narodowej. Od 1 stycznia 2002 r. z przyczyn finansowych IBBN będzie musiał jednak zrezygnować z rejestracji wielu gazet codziennych i tygodników. Publikacje zamieszczane w arcykatolickim tygodniku ponownie przestaną figurować w Bibliografii Zawartości Czasopism. Redaktorzy "Niedzieli" są tym faktem zbulwersowani i uważają to za zamach na całą prasę katolicką i Pana Boga w szczególności. Na pocieszenie strapionym "kolegom po fachu" możemy tylko dodać, że tygodnik "Fakty i Mity" nie dostąpił zaszczytu rejestracji przez IBBN w ogóle. A jest zdecydowanie bardziej poczytnym i wartościowym pismem od katolickiej "Niedzieli". I też wydaje się to nam absurdem, w sytuacji gdy rejestrowane są (i zapewne nadal będą) tak szalenie poczytne kościółkowe czasopisma, jak np. "Homo dei", "Vox Patrum", "Liturgia Sacra", "Częstochowskie Studia Teologiczne" czy "Studia Franciszkańskie". Ich wkład w kulturę polską jest rzeczywiście nie do przecenienia? (A.K.)
PRZY PIWKU O BOGU
Masowo opuszczany przez wiernych Kościół we Francji ratuje się jak może przed ostateczną katastrofą. W diecezji Mont-pellier biskup Jean-Pierre Ricard spędził nawet 5 godzin w jednym z pubów, rozmawiając z klientami o Bogu, cierpieniu, duchowości, pokoju i przemocy. Nie wiadomo, niestety, ile kufli piwa przy tym obalił. Także spotkania tematyczne diecezjalnego synodu młodzieżowego mają odbywać się w piwiarniach. Co na to właściciele pubów? Z jednej strony jest to dla nich dodatkowy zarobek, ale z drugiej - biskup molestujący gości pobożnymi tekstami może odstraszyć klientów... Przy okazji zauważamy, że w ten sposób Kościół wraca do swych źródeł - wszak to on doprowadził do rozkwitu europejskie piwowarstwo. (A.C.)
PASOŻYT
Ciałem, na którym żeruje kapelan Augustyn R. (na zdjęciu), jest kasyno wojskowe. Codziennie chodzi na jego zaplecze, gdzie tamtejszy personel dokarmia go przy służbowym stoliku różnego rodzaju ochłapami. Oczywiście, wszystko to dają darmo. Tak jak ptakowi niebieskiemu, co to nie orze, nie sieje, a jedynie napycha swój kapelański brzuch, niczym najbiedniejszy bezrobotny! Skoro kasyno stać na dokarmianie pasożytów, to może ofertę rozszerzyć na 2400 ludzi będących na garnuszku pomocy społecznej w samym tylko Drawsku Pomorskim. Zaoszczędzimy pieniądze państwowe, wydamy wojskowe. Jeszcze do dziś nie dotarły kwity rozliczające imprezę zabawiania 1500 ministrantów na poligonie drawskim, gdzie waleczny kapelan był głównym wodzirejem ("FiM" nr 18/2001). 1500 grochówek po 2 zł daje dług 3000 zł - tyle jest winien wojsku bp Gołębiewski jako pomysłodawca lub kapelan Augustyn czyli sam wykonawca. Co ciekawe, ksiądz ten został wytypowany na duszpasterza dla polskiego oddziału w Afganistanie. Afgańczycy! Chowajcie swoje zapasy! (W.H.)
PRYMAS USTĘPUJE!
Anglikański bp Cantenbury, a jednocześnie honorowy zwierzchnik anglikanów, George Carey (na zdjęciu), zapowiedział ustąpienie z zajmowanego urzędu na 3 lata przed końcem kadencji. Przez 11 lat pełnił karkołomną misję pogodzenia konserwatywnego, liberalnego i katolicy żującego skrzydła swojego Kościoła. Uważany był za konserwatystę. Oskarżano go o masowe odejścia wiernych i oddalenie się od społeczeństwa brytyjskiego. Nie potrafił także do końca rozstrzygnąć problemu miejsca kobiet i mniejszości seksualnych w strukturze kościelnej. Biskupi katoliccy w Polsce nie mają na szczęście podobnych problemów. Robią to, na co mają ochotę. Kasa płynie i nawet lewica ściele się u stóp. Anglikanie mogą tylko pozazdrościć. (A.C.)
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
Nr 3 (98
18 - 24 I 2002 r.
Pytanie za 37 milionów złotych: co robi firma mająca katastrofalne kłopoty finansowe? Firma, która zalega z wypłatą innym firmom kwot idących w miliardy? Firma, w której jest istny bałagan? Co robi? To proste... wypłaca swoim 45 tysiącom pracowników ekstranagrody. W sumie więcej niż w całej Polsce zebrała Orkiestra Owsiaka na chore dzieci.
Przed samymi świętami Bożego Narodzenia Zakład Ubezpieczeń Społecznych zafundował swoim 45 tys. pracowników okolicznościowe nagrody. Stało się to w sytuacji, gdy rząd nawołuje do oszczędności i zabiera pieniądze m.in. nauczycielom. Tymczasem firma egzystująca na państwowym garnuszku zrobiła swoim urzędnikom prezent za ponad 37 min zł. Takie dobre serca mają jej szefowie. Jednak najbardziej łaskawe było szefostwo ZUS wobec siebie, bowiem największe nagrody, kilkanaście razy przewyższające głodowe emerytury, zainkasowała kadra kierownicza tej "bogatej" firmy.
Nie byłoby w tym nic dziwnego (wszak ludziska potrzebują grosza niczym księża taca), gdyby nie towarzyszące temu okoliczności. Wielu Polakom ZUS wciąż kojarzy się z niegospodarnością i wysysaniem z państwowej kasy olbrzymich pieniędzy. Dość przypomnieć ogromny deficyt gospodarstwa nauczyciela języka polskiego Stanisława Alota, sięgający 2,8 mld PLN (wrzesień 1999) oraz nieterminowe wypłaty i tak w większości głodowych rent i emerytur. Złodziejski przekręt na komputeryzacji ZUS-u śmiało można zaliczyć do największych afer po 1989 r. Wiadomo, że prezes Alot zgodził się też na zakup wieżowca "Próchnika" w Łodzi, odchudzając budżet o 14 milionów nowych złotych. Funkcjonowanie tej firmy budziło i budzi nadal wiele zastrzeżeń; ostatnio, nareszcie, są to też zastrzeżenia organów ścigania...
Jaśnie Pan ZUS
obsługuje (właściwsze byłoby słowo "gnębi") ponad 13 min ubezpieczonych Polaków. Oznacza to, iż przeważająca część dorosłych obywateli ma wątpliwą przyjemność bezustannego kontaktowania się z tą instytucją. A ona rządzi się, jakby została stworzona dla samej siebie.
Komputeryzacja ZUS-u przez firmę "Prokom" opiewała na blisko miliard złotych, choć niektórzy twierdzą, że wystarczyłaby połowa tej kwoty. Mimo wielu obietnic i zobowiązań kolejnych prezesów nie widać końca tej operacji. Oznacza to, iż konsekwencje ślimaczących się działań obciążały i jeszcze nieraz obciążą nasze konta.
Odrębną sprawą jest przekazywanie pieniędzy otwartym funduszom emerytalnym. Początkowo całą winę zwalano na Bogu ducha winnych Polaków, nie potrafiących rzekomo wypełnić fachowo sterty druczków. Teraz okazuje się, że nadal winni są jedynie klienci ZUS-u, bo nie można ich zidentyfikować jako płatników składek (system komputerowy za miliard ciągle nie działa). W tym
roku do otwartych funduszów emerytalnych miało trafić ponad 14,1 mld zł, tymczasem wiadomo już, że nie otrzymają one aż 5,8 mld zł, bo tyle obecnie wynosi deficyt i zadłużenie ZUS-u.
Jak wielkie pieniądze
przejada i marnotrawi nasz kre-ZUS przekonać się można choćby analizując dane dotyczące odsetek płaconych z tytułu opóźnionych wpłat dla wspomnianych funduszy. Od początku Buzkowej reformy ubezpieczeń społecznych, same tylko odsetki kosztowały podatników ponad 91 min zł! Dla zobrazowania skali tych straconych bezpowrotnie pieniędzy dodajmy, iż kapitał założycielski jednego z polskich banków wyniósł 19 min zł! Stracone dotąd odsetki ZUS wystarczyłyby w tym roku na wypłatę nauczycielom przeważającej części zaległych pieniędzy z tytułu realizacji trzeciego etapu obiecanych wcześniej podwyżek.
Gdy usiłowaliśmy uzyskać więcej informacji na temat wspomnianych nagród, natrafiliśmy najpierw na mur milczenia. Jak się później okazało, taki mur postawiono celowo, zapowiadając pracownikom, że jest to wewnętrzna sprawa firmy.
Gdy nie dawaliśmy za wygraną, odsyłano nas od Annasza do Kajfasza. Po dziesiątkach telefonów do rzecznika prasowego ZUS-u, jego zastępca, Franciszek Zalewski, wyjaśnił wreszcie łaskawie, iż niepotrzebnie się czepiamy, bo nagrody dla pracowników, jak i wynagrodzenia, są czymś normalnym. Mimo iż rzecznik prasowy ZUS zobowiązany jest do udzielenia informacji o wysokości nagród (wszak firma obraca publicznym groszem!), odmówił nam ich, zasłaniając się nieaktualnymi już przepisami. Dopiero dyrektor Departamentu Kadr Longina Kowalska, potwierdziła nie bez oporów, iż wysokość średniej nagrody wyniosła 781,23 zł. Według rzecznika łódzkiego ZUS-u Jerzego Pietrasika - w Łodzi 1900 pracowników otrzymało brutto ok. 500 zł.
Nasze ustalenia
są jednak - o dziwo! - inne! Pierwsza transza wynosiła 500 zł, a druga 250 zł, co daje 750 zł brutto. Widzieliśmy kwity na własne oczy. Poza tym doszła jeszcze trzecia transza nagród o zróżnicowanej wysokości, dla wybranych pracowników. W Rzeszowie niektórzy zainkaso-wali dwukrotnie większe kwoty niż w Łodzi. Oczywiście, pomimo sławnej ZUS-owskiej demokratyzacji, 45-tysięcznej armii pracowników firmy nie
potraktowano jednakowo. "Plebs" otrzymał nagrody stosunkowo niskie, zupełnie inaczej
uhonorowano kadrę kierowniczą.
Dyrektorzy, ich zastępcy i główni księgowi zain-kasowali po... 6,5-8 tys. zł. Jeśli przyjmiemy, że tak wysokie przedświąteczne premie trafiły tylko do Prezes ZUS - Aleksandra Wiktorów 300 osób, mamy dodatkowo ponad 2 min zł. Zatem łącznie ZUS wypłacił sobie ponad 37 min zł! Blisko 40 min PLN - jaka to kwota? Policzyć można różnie, np.: jest to 3 zł od każdego klienta ZUS-u, jest to również całe zadłużenie Centrum Zdrowia Dziecka - stawiające pod znakiem zapytania jego funkcjonowanie...
Można się zastanawiać, skąd nagle w ZUS-ie znalazły się tak duże pieniądze. Dla ludzi otrzymujących głodowe renty czy emerytury nie ma przecież pieniędzy na podwyżki, gdy jednocześnie nie brakuje ich na wysokie nagrody. A przecież w styczniu pracownicy "zatroskanego" o ludzi ZUS, zwanego przez wielu złośliwie Zakładem Utylizacji Staruszków, otrzymają znów solidny zastrzyk finansowy w postaci 13 pensji. Z pewnością na taką "premię" nie może liczyć żaden staruszek, który temu krajowi oddał swoją pracę i zdrowie.
PIOTR SAWICKI
PS. Beztroskiego wydawania publicznego grosza w największej firmie ubezpieczeniowej nie można nazwać inaczej jak skandalem. Naszego punktu widzenia nie podzielają szefowie ZUS. Ich zbrojne ramię informacyjne, w postaci biura rzecznika prasowego, usiłowało nam wmówić, że wszystko jest w porządku! Jako pierwsi w kraju podjęliśmy temat nagród i uważamy inaczej. Mamy też zastrzeżenia do funkcjonowania biura rzecznika prasowego centrali ZUS nie tylko z powodu biurokracji i opieszałości, z którą zetknęliśmy się przy wyjaśnianiu sprawy nagród. Naszym zdaniem, nieuczciwością jest obarczanie winą za opóźnienia w przekazywaniu pieniędzy do otwartych funduszów emerytalnych - ubezpieczonych i płatników składek. W centrali ZUS zapomniano, komu służyć ma ta firma. KreZUS wszak funkcjonuje dzięki nam, składkowiczom i podatnikom... SAW Fot. archiwum
Następna warta fortunę nieruchomość za psi grosz przechodzi na własność Kościoła. I może słusznie, bo jest on bardzo biedny.
W 1995 r. kurialiści w Ełku wpadli na genialny pomysł i na szefa Ekspozytury Kurii Biskupiej Diecezji Ełckiej w Suwałkach mianowali księdza Jaremę Sykulskiego (na zdjęciu). Ks. Jare-ma natychmiast w tym najbiedniejszym regionie III RP założył Stowarzyszenie Integracja Europejska i został jego szefem. Dziwactwo polegało wówczas na tym, że Kk dość głośno pyskował przeciwko pomysłowi wchodzenia Katolandu do per-misywistycznej Europy, bo bał się utraty swoich wpływów i przywilejów. Zresztą do dzisiaj te lęki nie są obce, mimo stanowiska Papy i prymasa Glempa. Jak Sykulski chciał integrować Suwałki z Europą, trudno się było zorientować. Poza słowami nic się nie działo, bo ten region nigdy nie miał szans na napływ inwestycji, zwłaszcza z Unii. Jednakowoż po dwóch latach Stowarzyszenie zarejestrowało Wyższą Szkołę Suwalsko--Mazurską, która miała
Czarne bierze wszystko
kształcić kadry dla przyszłej zjednoczonej Europy. I kadry kształci dzisiaj w zawodach: pedagog (bezrobocie wśród pedagogów w Polsce jest spore i nadal rośnie), administrator i technolog żywności.
Kanclerzem szkoły został, oczywiście, wielebny Sykulski, zaś rektorem prof. Jan Terelak z Uniwersytetu Kardynała Wyszyńskiego w Warszawie. Szkołę w ogóle oparto na ludziach do Suwałk dojeżdżających, blisko związanych z klerem. Czesne, w zależności od kierunku, wynosi od 1250 do 1600 zł za semestr. Jak wiadomo, jednym z najlepiej prosperujących dzisiaj biznesów nad Wisłą jest wyższe szkolnictwo prywatne. Słabo wykształcone społeczeństwo prze do wiedzy, a właściwie do dyplomu studiów wyższych. A skoro taki "uniwersytet" ma Olecko czy podlubelskie Ryki, to dlaczego nie Suwałki?
Kilka miesięcy temu w lewicujących Suwałkach zawrzało: podlaski zarząd województwa z siedzibą w Białymstoku podjął uchwałę o bezprzetargowym oddaniu w użytkowanie wieczyste 2 ha ziemi i sprzedaży budynku (4 tys. mkw.) przy ul. Szpitalnej i oddanie prywatnej bądź co bądź uczelni, za którą stoją wielebni. W ustawie o obrocie nieruchomościami jest zapis, że można sprzedać nieruchomość z upustem, jeżeli przeznaczona zostanie na cele oświatowe. W porząsiu, tylko jakoś nie słyszeliśmy, aby samorządy wykazały gdziekolwiek
taką łaskawość w stosunku do właścicieli szkół, za którymi nie stoją watykańskie urzędy.
A oto jak AWS-owski wojewódzki samorząd podlaski chce zrobić dobrze kanclerzowi Sykulskiemu. Ziemia wyceniona na 277 tys. zł ma być oddana za 40 tys. zł (upust - 75 proc), zaś potężny gmach, wart wedle biegłego ponad 350 tys. zł, zostanie opylony z 80-procentową bonifikatą. Stowarzyszenie, właściciel szkoły, zapłaci więc zaledwie 71 tys. zł. Tyle, co za trzypokojowe mieszkanie na prowincji.
Suwalska SLD narobiła wokół tej historii sporo szumu i zwróciła się do wojewody z prośbą o przejrzenie uchwały, bo ewidentnie zachodzi tu niegospodarność. 12 grudnia prawnicy Urzędu Wojewódzkiego wydali decyzję, że niegospodarności nie ma żadnej, bo ustawa przewiduje taką formę rozdawnictwa majątku, pozostającego we władaniu samorządu. A że o wysokości upustów nie ma w ustawie nic...
To kolejny już, opisywany przez nas, patent na wyrywanie przez Kk z majątku narodowego smacznych kąsków. Ponieważ nowej sile przewodniej ciągle mało korzyści, które płyną z ustawy o stosunku państwa do Kościoła z 1989 r., mało przywilejów finansowych, jakie daje konkordat, grabić trzeba jeszcze samorządy. Zwłaszcza że nie wiadomo, jaki kolor przybiorą one po przyszłorocznych wyborach.
JANUSZ WRUBEL Fot. archiwum
Nr 3 (98
18 - 24 I 2002 r.
F^KTYn
INJ
POLSKA PARAFIALNA
Oblicza OpaCZności
Ale to tylko podstawowe parametry Opatrzności. Ma ona pomieścić jednorazowo około 2000 osób, specjalny tron dla prymasa Polski, lożę dla prezydenta i ławkę dla dostojników państwowych.
Do Opatrzności prowadzić będą cztery drogi: Walki, Kultury, Modlitwy i Cierpienia. Hm... "cierpienia", coś w tym jest. Swój początek deptaki wezmą od czterech gigantycznych bram - łuków zwieńczonych monumentalnymi figurami: Mojżesza, Chrystusa Zmar-
Opatrzność musi mieć koniecznie 70 metrów wysokości, powierzchnię
ponad 9 tysięcy mkw., znajdować
się w Wilanowie na najdroższej
w Polsce działce za 6 min dolarów
i kosztować około 200 min złotych.

Kardynał Glemp ogląda prace konkursowe
Fot. PAP/Tomasz Gzell
twychwstałego, Matki Bożej i Świętego Piotra. Drogi przebiegną obok Instytutu Odrodzenia, Instytutu Jednania i okolą dziedzińce: Ojczyzny, Kultury, Życia oraz Ludu Bożego. Później Lud Boży podąży tymi drogami do podnóża schodów - największych w Polsce - prowadzących do nawy głównej. Przewidziane też są windy - nawet takie, które poruszają się nie tylko w pionie, ale i w poziomie (sic!). Obok świątyni stanie największa w Polsce (wydająca posiłki 24 godziny na dobę) darmowa stołówka dla biednych, chorych i bezdomnych. Och nie! Pomyłka. O stołówce, czy choćby skromnej jadłodajni, w projekcie zapomniano. Nic to. Z całą pewnością po takim prezencie dla Pana Boga -już drugiego dnia po oddaniu polskiej ziemi świętej do użytku - wszystkie problemy bogobojnych Polaków prysną jak mydlana bańka po dotknięciu czarodziejskiej różdżki! Idziemy o zakład, że co najmniej piąta część poddanych Kościoła tak właśnie uważa. Spójrzmy teraz
dwa wieki wstecz.
O powstaniu Świątyni Opatrzności Bożej przebąkiwał wówczas Sejm Czteroletni. Miała być wotum dziękczynnym za uchwalenie Konstytucji 3 maja. Tej samej, która do szału doprowadziła pewną jurną carycę, a ta w nagrodę za fantastyczny akt legislacyjny pozbawiła Polaków własnego państwa na grubo ponad 100 lat.
Cztery lata po odzyskaniu niepodległości do pomysłu budowy Świątyni konsekwentnie powrócono, a konkretnie powrócił Roman Dmowski. Jednak megalomańskie
plany ówczesnego kleru i "etatowego, narodowego żydożercy" pokrzyżował najpierw Józef Piłsud-ski, oświadczając, że biedna jak mysz - nomen omen - kościelna, II RP ma pilniejsze wydatki (historycy twierdzą, że o pomyśle wyraził się bardziej dosadnie) i że sto razy ważniejszy jest Centralny Okręg Przemysłowy oraz port w Gdyni. Kiedy jednak szczęśliwie dla "prawdziwych Polaków" Piłsud-ski opuścił był ten najpiękniejszy ze światów, do budowy Opatrzności postanowiono raźnie przystąpić. Wszystko jednak tym razem storpedował, błogosławiony przez Piusa XII, pewien facet z wąsikiem - budowniczy wielu innych świątyń swojej opatrzności - także dla księży - w Oświęcimiu, Gusen i Majdanku.
Po wojnie
krwiożercza komuna o świątyni słyszeć nawet nie chciała, w zamian podstępnie odbudowując Warszawę i budując haniebnie np.: żywy Pomnik - Szpital Matki Polki i bezsensowne Centrum Zdrowia Dziecka, że o makabrycznych, nieeko-logicznych tysiącach hut i fabryk tworzących "ukryte bezrobocie" już nie wspomnimy.
Szczęśliwie nastał nam jednak polski papież oraz prymas Józef Glemp i nadszedł z dawna oczekiwany, zbawienny Rok Wielkiego Jubileuszu. Do Budowy Świątyni Opatrzności Bożej czym prędzej więc ochoczo
powrócono. Zaczęto od konkursu na projekt. Rozpisała go warszawska Kuria Metropolitalna, gromadząc wkrótce 101 prac (tyle co dal-matyńczyków). Trzy z nich (projekty, a nie pieski) specjalnie powołane jury nagrodziło równorzędnymi, głównymi nagrodami.
Ostateczne słowo
należało jednak do prymasa Józefa, który wybrał "wizjonerski projekt" Marka Budzyńskiego. Tak go właśnie nazwał, jednocześnie zastrzegając sobie możliwość ingerencji w ostateczny kształt budowli. Przeciwnikom projektu powiedział zaś: "Mówią, że to jest fort, kretowisko, zielony wzgórek, kopiec. Takie porównania są nieprawdziwe (...) Projekt symbolizuje Boga-Stwórcę i drogę, jaką pokonaliśmy po uchwaleniu Konstytucji 3 maja". Można śmiało dodać - "wyrocznia Pana".
Coś się jednak porobiło nie tak i "wizjonerski projekt" został ostatecznie spuszczony przez księdza prymasa. Oficjalna wersja brzmiała: "Zbyt wysokie koszty inwestycji"; nieoficjalna: "Glemp do tego stopnia ingerował w gotowy już projekt, że Budzyński powiedział takiego wała!
Wokół Opatrzności zapadła na kilka miesięcy cisza. Przerwał ją 6 stycznia nie kto inny, jak piewca i apologeta poprzedniej koncepcji urbanistycznej - ksiądz prymas: "Jak nie Budzyńskiego, to będzie to projekt zespołu Wojciecha i Lecha Szymborskich" - oświadczył główny architekt polskiego kościoła. Klamka zapadła. Zapadła w Wilanowie.
A dlaczego tam? To oczywiste... Bo są to obecnie najdroższe grunty w obrębie Warszawy i chyba w ogóle w Polsce (cena 1 metra ok. 100 dolarów!). Wszak nie wypada, aby Opatrzność posadowiła się na jakiejś lichej działce w nikomu nie znanej pipidówie - prawda?
Tej bajecznie drogiej (w Nowym Jorku metr gruntu można kupić taniej), wolnej na razie od zabudowy, ziemi jest w Wilanowie całe 200 hektarów. Według koncepcji zagospodarowania przestrzennego ma tam powstać w przyszłości kompleks
0 nazwie "Miasteczko Wilanów"
- fantastyczna wizja miasta-ogr-odu, a w nim: dzielnice mieszkalne i biurowe, centra handlowe
1 konferencyjne, hale sportowe i lodowiska, restauracje i kawiarnie. Konkurs
na projekt tego cudu, gmina Wilanów rozpisała w roku 1966. Wygrał zespół architektów: Owado-wicz, Jurkiewicz, Dętko.
Trzej panowie nic a nic nie wiedzieli, że w najnowocześniejsze w Europie miasteczko mają wprojektować jakąkolwiek świątynię czyjejkolwiek Opatrzności. Jednak, gdy o świątyni
- rujnującej im pierwotną koncepcję urbanistyczną - usłyszeli, z wrodzoną Polakom wobec kleru odwagą oświadczyli, że jeśli taka jest wola, to
świątynia będzie.
Bardzo interesująca jest też kwestia własności lwiej części opisywanych tu Pól
firmy informatycznej. Jednak jakiś czas później na stronach inter-netowych "Prokomu" można było przeczytać coś zgoła innego: "Miasteczko Wilanów powstanie na 169 hektarach będących wieczystą dzierżawą Grupy Prokom (...) Centralne miejsce tego planu zajmie Świątynia Opatrzności Bożej". Innymi słowy, wszystko wskazuje, że ktoś tu cosik przy handlu wi-lanowskimi gruntami kręcił i majstrował. Zapewne nie bez powodu. Jakiego? Jak wiadomo, kiedy nie wiadomo, o co chodzi, to na pewno chodzi o kasę. I tu dochodzimy do sedna sprawy...
Kto za to zapłaci?
Czy zgadniesz kto, Szanowny Czytelniku?! My w redakcji "FiM" też długo się nad tym zastanawialiśmy i nie mogliśmy absolutnie nic rozsądnego wymyślić...
Na szczęście, w ostatniej chwili, ratując nas przed rozstrojem nerwowym, z pomocą pospieszył ksiądz Bodzon z Fundacji Budowy Świątyni Opatrzności Bożej: "Świątynia powstanie z datków społeczeństwa, które ofiarowało już pieniądze w znacznie cięższych czasach".
No i czy wszystko jest jużjasne?
Miejsce budowy świątyni na Polach Wilanowskich wyznacza 10 me-
trowy krzyż
Wilanowskich. Najpierw należały one do Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, ale SGGW majątek ten sprzedała. Komu? Oficjalnie nie było niby nic wiadomo, jednak wróble ćwierkały wówczas, że nabywcą jest nie kto inny, jak słynna firma "Prokom". To ta sama firma, która wsławiła się nieudaną, za to niesłychanie drogą komputeryzacją ZUS-u.
Oficjalnie jednak SGGW zasłaniała się tajemnicą handlową, choć na jej kontach pojawiła się nagle niebotyczna kwota 360 milionów nowiutkich polskich złotych, z Kopciuszka czyniąc tym samym najbogatszą uczelnią w Polsce.
Ustaliliśmy, że uczelnia sprzedała wilanowską ziemię po 50 dolarów za metr kwadratowy, co pachnie niezłym przekrętem.
"Prokom" też dziwnie nabrał wody w usta: "Te grunty to nie nasz temat" - niezmiennie odpowiadali dziennikarzom przedstawiciele
Fot. Ryszard Poradowski
nam kamień z serca? Czy nie odetchnęliśmy uspokojeni?
Poza tym, taka Opatrzność to po prostu darmocha! Co znaczy wobec Wieczności kwota 6 min dolarów za działkę? Cóż oznaczają wstępne tylko koszty budowy samej świątyni, opiewające na zaledwie 120 min złotych (co najmniej 200 min z infrastrukturą, dojazdami itp.)? Przecież to tylko kilkanaście od-dłużonych szpitali lub parę osiedli mieszkaniowych dla bezdomnych, albo błąkających się bez dachu nad głową młodych małżeństw. Wszak to ledwie nieco ponad sto milionów bochenków chleba i tyleż litrów mleka. To nakarmienie do syta trzech milionów Polaków. To jest po prostu nic! Ale za to jak cieszy!
MAREK SZENBORN ZBIGNIEW S. NOWAK
PS. O tym, jak w historii działała opatrzność boska nad Wisłą - czyt. str. 4
SIE MA! SIE MA! SIE MA!
FAKTYfl
18 - 24 I 2002 r.
"Owsiak więcej dzieci zabił narkotykami i alkoholem niż ich uratował!!!"
Oto komentarz Radia Maryja (13 stycznia, godzina 22.45).
Żyjemy w smutnym, katolickim kraju, gdzie pierwszymi są ci, którzy powinni być ostatnimi. Ostrzymy przed telewizorami noże na różnych ligowców, buzkowców i innych idiotów niszczących i ośmieszających nasz piękny kraj. Na pocieszenie mamy niewiele - kiedyś Małysza, ostatnio Orkiestrę.
Jurek Owsiak wymyślił swoją Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy zapewne w jakąś bezsenną noc. Bezsenne, bezksiężycowe noce mają w sobie taką moc, że - albo wspominamy wówczas pierwsze, wielkie miłości, albo wymyślamy inne, jeszcze większe. I Owsiak wymyślił większą... Chyba największą.
Kiedy to było? To wie tylko ON. Wiadomo natomiast, że finał pierwszej WOSP odbył się 3 stycznia 1993 roku i był poświęcony malcom chorym serce. Zebrano wówczas równowartość 1 535 440 dolarów.
Rok później, 2 stycznia 1994 r., na szpitale dla noworodków zainkasowano 1 930 726 dolarów. Wśród kół zbliżonych do Kk dało się odczuć narastający niepokój: - Taka kasa i to w dodatku nie na Kościół? Zgroza!
Trzecia WOŚP zebrała dla chorych na raka dzieci 2 816 465 zielonych. Zielenieli też czarni.
Podczas IV Orkiestry datki na malców, którzy ulegli nieszczęśliwym wypadkom, opiewały na kwotę 2 543 413 dolców, a więc ciut niższą niż rok wcześniej. Pa-
Klechy oniemiały ze zgrozy, jednak miast zamilknąć, jeszcze nasilili ataki na Orkiestrę i jej Dyrygenta.
Zdało się to psu na budę, bo VI finał WOŚP, 4 stycznia 1998 roku, przyniósł rekord w postaci 3 543 276 dolarów. Negatywna
cztery razy więcej, niźli zebrała WOŚP w swojej pierwszej edycji. Ojciec dyrektor umarł ze zgrozy! Później zmartwychwstał, wstąpił do piekieł i stamtąd pluł z sześciokrotną siłą. Pluł tak skutecznie, iż rok temu SIE MA zebrał 6 159 624,85 dolarów. Była to katastrofa (uważamy, że "piękna katastrofa", jak mawiał Grek Zor-ba), dla wszystkich plebanów razem wziętych i dla każdego z osobna. Całą akcję storpedowania WOŚP diabli
Centrum Polski opanowane
Jeden z setek "orkiestrowych" inkubatorów
kampania ultraprawicowych mediów - wówczas już na czele z ojcem dyrektorem Ra-
wzięli.
Być może... (choć nie, nie bawmy się w eufemizmy, powiedzmy otwarcie...) gdyby nie potwornie nega-
rkiestra
di
Miliony Polaków grato pięć dni temu
w Orkiestrze Jurka Owsiaka. Jeszcze nigdy tak
wielu nie zrobito tak wiele dla tak wielu.
"Owsiakowe" estrady rozgrzewały nasze serca
miętamy dobrze ten czas. Kościelni "dobrodzieje" odtrąbili zwycięstwo, twierdząc, że już po Owsiaku i nie wiadomo nawet, czy impreza za rok w ogóle dojdzie do skutku.
Doszła! Jurek mógł pokazać wszystkim defetystom gest Kozakie-wicza, zbierając 3 062 067 baksów.
Bóg - tak! Kościół - nie!
Jezus nie ustanowił żadnego Kościoła i nie mianował księży, nie mówił też o zabijaniu zwierząt. Informacji o wolnym prachrześcijaństwie udziela: Życie Uniwersalne, skr. poczt. 550,58-506 Jelenia Góra 8. Prosimy o załączenie znaczka pocztowego za 1,50 zł.
dyja - dała Owsiakowi, a ściślej jego dzieciakom, dodatkowe pół miliona dolarów.
Dyrektora szlag trafił. Ra-dyjo podwoiło, co tam podwoiło - potroiło ataki, a ponieważ jesteśmy gazetą przyzwoitą, nie przytoczymy, jakimi inwektywami obrzucano Jurka na antenie "RM". Odniosło to taki skutek, że RÓBTA CO CHCETA zebrał 10 stycznia 1999 roku, podczas VII finału Orkiestry,
4 543 273 papierowych portretów prezydenta Waszyngtona. Milion więcej niż przed rokiem! Ojciec dyrektor dostał biegunki ze zdenerwowania i z redakcyjnej toalety w Toruniu wydawał kolejne dyspozycje obsobaczania Owsiaka. Doszło na antenie nawet do tego - sami słyszeliśmy! - że zaczęto pomawiać GO o satanizm.
Owsiakowi sataniści wzięli się ostro do roboty, bo w roku 2000 (VIII finał Orkiestry) zebrano aż
5 960 055 dolarów. No... to już było blisko kolejny milion dolarów więcej niż przed rokiem i około
tywna kampania Kościoła katolickiego wobec Jurka Owsiaka i jego Orkiestry, zebrano by ciut więcej pieniędzy. Ot, choćby marne pół procenta. To pół procent uratowałoby życie... choćby jednemu,
Owsiak i jego Orkiestra uratowali kilka... kilkanaście... kilkadziesiąt (jeden tylko Bóg to wie) tysięcy dzieci przed śmiercią lub ciężkim kalectwem, przykuciem do wózka, respiratora, aparatu do dializy...
jedynemu dziecku. Ale to "jedno, jedyne" dziecko dziś już nie żyje.
Nie żyje, bo jest w Polsce Radio Maryja. Że co? Że to demagogia? Matematyka i rachunek prawdopodobieństwa to nie jest demagogia, ojcze dyrektorze!
W tym roku Owsia-kowcy eksplodowali nowymi pomysłami i kolejną eskalacją
miłości. Twarze ludzi, których widzieliśmy na ulicach (i w telewizji), emanowały radością wspólnoty, współprzeżywania, współtworzenia czegoś wielkiego.
Chciało się żyć: trzynastoletnia Ania oddała Orkiestrze skarbonkę ze swoimi rocznymi oszczędnościami, Ilona - zebrane przez kilka lat 5 kg monet. Słynny hokeista Mariusz Czerkawski zlicytował klubową koszulkę za 4 tys. dolarów. Polska mennica dała Owsia-kom ciężką sztabę złota. Wzruszyło się nawet kamienne serce Marka Belki i oświadczyło, iż grosza podatku od Orkiestry nie weźmie.
Minister zdrowia sypnął trzema milionami złotówek. Więźniowie ofiarowali swoje rękodzielnictwo, genialna Wisława Szymbor-ska damską torebkę, którą miała w ręku, odbierając Nobla. Ktoś wystawił na licytację śmigłowiec, ktoś inny lokomotywę i konia, wóz strażacki, a nawet... kieł mamuta. "Fakty i Mity" dały rocznik z 2001 r. oprawiony w skórę. A wszyscy inni forsę, forsę, forsę... Dudki po raz pierwszy zbierano na wszystkich kontynentach, z Antarktydą włącznie!
Osiemnastoletnia, śliczna, uśmiechnięta Kasia Jeziorkowska
(wcześniej umierająca bez nadziei na ratunek) mówiła do kamer: - Żyję tylko dzięki Orkiestrze. Jestem dzieckiem Orkiestry. Tata Klaudii opowiadał, że serce jego córeczki składa się z trzech kawałków serc różnych dawców. Kawałki złożono w całość za pieniądze... no, przecież nie ojca Rydzyka.
Przez dziesięć lat istnienia Orkiestry, zakupiono nieprzeliczoną liczbę respiratorów, inkubatorów, kardiomonitorów, cyklerów i innego sprzętu ratującego życie.
Dziennikarze odnotowali: najmłodszy wolontariusz Darek miał 2,5 roku, najstarszy Antoni - 78 lat
Tymczasem... w "Radiu Maryja" powiedziano to, co cytowaliśmy na wstępie.
Nawet skąpiec Leszek Balcerowicz nie pożałował grosza
Największe serce świata
Czy to odosobniony przypadek niegroźnej aberracji jakiegoś stetryczałego starca? Niestety, casus jest symptomatyczny i groźny. Oto bowiem biskup kielecki Kazimierz Ryczan powiedział 13 stycznia: "CARITAS nie urządza Woodstocku, gdzie panuje zasada Róbta co chceta, pijcie, uprawiajcie seks, bądźcie na luzie (...). CARITAS nie gra miłosierdzia raz do roku, bo gra się tylko w teatrze, CARITAS czyni miłosierdzie (...)".
Co to jest? Cynizm, obłuda, draństwo, małostkowość, szowinizm, zazdrość, świństwo, pogarda, a może nakazana przez Chrystusa miłość? Znających odpowiedź prosimy o kontakt z redakcją "FiM".
MAREK SZENBORN
ZBIGNIEW S. NOWAK
Fot. archiwum
Nr 3 (98
18 - 24 I 2002 r.
F^KTY
POLSKA PARAFIALNA
Ptaki ciernistych krzewów
Wszystko zaczęło się jak w bajce. Poznali się, pokochali i chcieli być razem. Istniał tylko jeden jedyny problem. On był księdzem, a ona siostrą zakonną.
Udało się pokonać przeszkody i we wrześniu 1999 roku zawarli ślub cywilny. I wtedy zaczęły się schody. On, co prawda, przestał być księdzem, ale nie katolikiem, ona także, mimo wystąpienia ze Zgromadzenia Sióstr Serafitek, nadal pozostała osobą wierzącą i praktykującą. Są ludźmi wykształconymi, absolwentami KUL-u. Chcieli swoją miłość przypieczętować ślubem kościelnym.
- Pisałem kilka razy do metropolity gdańskiego - mówi Robert. - Pokornie go prosiłem, by podjął starania zmierzające do uzyskania przeze mnie dyspensy od celibatu. Niestety, moje listy pozostały bez jakiejkolwiek odpowiedzi. W tym stanie rzeczy na ślub kościelny czekalibyśmy pewnie do śmierci.
Postanowili więc - przekonani przez kolegę Roberta, który jest kapłanem w Gdańsku - zawrzeć związek małżeński w Kościele polskokatolickim. Na ślubnym kobiercu Janina i Robert stanęli w gdańskiej parafii polskokatolic-kiej w czerwcu ub. r. Mieszkają w Jezierniku. Robert pracuje w Gdańsku i tam też przeważnie uczestniczy w mszy św. Do kościoła katolickiego w Jezierniku
,,
oboje z żoną chodzą bardzo rzadko. Jest poważny powód, dla którego wolą swój parafialny kościół omijać.
- Ksiądz proboszcz dołączył do szerokiego tutaj grona osób, które z upodobaniem zajmują się obmowami i oszczerstwami - mówi Robert. - Bazuje na pomówieniach. Opinie na nasz temat wyrobił sobie na podstawie plotek. Z nami nigdy nie rozmawiał. A przecież żona wiary nie zmieniła, nadal jest osobą wierzącą i praktykującą. Podobnie zresztą jak jej cała rodzina.
Janina i Robert w tym nieżyczliwym dla siebie otoczeniu dawali sobie jednak radę. Szykanowani przez lokalne dewotki, pomawiani o Bóg wie, jakie grzechy, trwali w swojej miłości oraz wierze.
We wrześniu tego roku zmarła nagle teściowa Roberta. Kobieta pobożna, oddana katoliczka, która z dużym zaangażowaniem udzielała się za życia w parafii przy wszelkiego rodzaju kościelnych pracach. I wtedy ksiądz proboszcz pokazał, co potrafi. Po
prostu wyjechał! Na szczęście dla rodziny przybyłej z różnych stron kraju, na pogrzeb przyjechał ksiądz z Gdańska. Odprawił mszę pogrzebową. Kasę za tę przysługę wziął jednak proboszcz.
Rodzina przeżyła jakoś całe to zajście, choć łatwo nie było. Do kolejnego incydentu doszło kilka tygodni później w dniu Wszystkich Świętych. Janina z Robertem byli na mszy w kościele w Jezierniku. Janina chciała przystąpić do komunii świętej. Proboszcz zdecydował, że nic z tego.
- Po prostu nie udzielił jej komunii - opowiada Robert. -W sposób ostentacyjny, w kościele pełnym ludzi, powiedział "nie". Mamy ogromny żal do proboszcza, tym bardziej że mówiłem mu, iż wzięliśmy ślub kościelny w Gdańsku i że czasami będziemy do eucharystii także tu przystępować. Jestem absolwentem KUL-u i wiem, że niewybaczalny dla duchownego jest fakt odmowy udzielenia komunii świętej komukolwiek, nawet jeśli wie, że ta osoba do eucharystii przystąpić
nie może. Za to odpowiada sam przyjmujący komunię.
Robert nie wytrzymał i całą sytuację opisał w liście do biskupa elbląskiego Andrzeja Śli-wińskiego, licząc na to, że ten zdyscyplinuje swojego proboszcza. I nawet otrzymał od ekscelencji odpowiedź: "Zdziwiło mnie pismo Szanownego Pana, który pisze, że jako kapłan Archidiecezji Gdańskiej był między innymi notariuszem, a nie zna podstawowych przepisów Kodeksu Prawa Kanonicznego.
1. Duchowny usiłujący zawrzeć małżeństwo, choćby tylko cywilne, podlega suspensie wiążącej mocą samego prawa (Kan. 1394 par. 1).
2. Katolik korzystający z sakramentów świętych (sakrament małżeństwa), choć w wypadku Pana nieważne, we wspólnocie nie mającej łączności ze Stolicą Apostolską, podlega ekskomunice ip-so facto (Kan. 1364 par. 1).
3. Ekskomunikowanemu zabrania się: sprawować sakramenty i sakramentalia oraz przyjmować sakramenty (Kan. 1331).
Zatem Proboszcz Jerzy Bujak postępuje zgodnie z przepisami prawa kanonicznego. Polecam Pana Miłosierdziu Bożemu ".
Koniec listu. Sucho, rzeczowo - jak to namiestnik miłości na ziemi. Ale cóż, jak się weszło między wrony... to trzeba je olać i uciekać, gdzie pieprz rośnie, a nie skamleć o wybaczenie!
- Pięknie dziękuję biskupowi za ten list! - mówi rozgoryczony Robert. - Potraktował mnie tak samo jak proboszcz. Trudno. W końcu tak naprawdę to nie liczyłem, że ten list coś da. Przecież znam urzędników Kościoła i wiem, jak traktują ludzi takich jak my. Próbowałem kilkakrotnie skontaktować się z biskupem. Miła panienka informowała mnie, że biskupa nie ma, zastępuje go ksiądz W., ale jego też nie ma, i ona nie wie, kiedy będą.
Janina i Robert nadal są razem. Trwają w swojej potępionej przez Kościół miłości. Na przekór wszystkim, którzy źle im życzą i źle ich traktują. Bo dla nich liczy się tylko miłość. Życzmy im dużo szczęścia i... poczucia większej godności.
EWA ADAMCZEWSKA Fot. archiwum
Skandal! Po naszym tekście "Czerwone majtki arcybiskupa" o molestowaniu seksualnym kleryków przez arcybiskupa Juliusza Paetza ("FiM" nr 34/2001) księża dziekani z Poznańskiego domagają się ustąpienia swojego zwierzchnika!
Naszym celem nie było, jak zarzucili nam to niektórzy, atakowanie arcybiskupa z powodu jego homoseksualnych skłonności. Wręcz przeciwnie, demaskując obłudę, chcieliśmy raczej stanąć w obronie homoseksualistów tak poniżanych i dyskryminowanych przez Kościół. Przede wszystkim jednak żal nam było kleryków stawianych w dwuznacznej sytuacji przez księcia arcybiskupa, który nadużywał swojej władzy. Wszak od jego jednej, arbitralnej decyzji zależy cała ich przyszłość.
"Czerwone majtki..." zostały zignorowane przez większość krajowych mediów, czego akurat się spodziewaliśmy. Nie mamy złudzeń - w kraju wyznaniowym nawet dziennikarze i wydawcy boją się pisnąć na czarnego hierarchę, i to nawet w przypadku popełnienia przestępstwa! Raz tylko wychyliła się
"Czerwone majtki" cd.
"Wyborcza", opisując księdza molestującego dzieci w Dukli. Autorka tekstu została już wylana z pracy...
Okazuje się natomiast, że nasze udokumentowane oskarżenia wzbudziły ogromne zamie-
Arcybiskup Paetz cieszy się niesłabnącą estymą u swoich poddanych
Jesteśmy bodaj jedynym krajem w Europie, w którym duchowna kiecka stanowi glejt bezpieczeństwa nie tylko dla różnych cwaniaków, ale i przestępców.
szanie w szeregach poznańskiego kleru. Nie dlatego jednak, że ekscesy Juliusza Paetza były nikomu nieznane - duchowni byli tylko zbulwersowani faktem,
że publicznym skandalem naraził dobre imię archidiecezji...
Jak dowiadujemy się z naszych kościelnych źródeł, dziekani archidiecezji poznańskiej na specjalnym spotkaniu z arcybiskupem nakłaniali go do ustąpienia. Niektórzy pisali także skargę do nuncjusza apostolskiego w Polsce, Józefa Kowalczyka, która może zaowocować odwołaniem przez Watykan metropolity poznańskiego. Wielu poznańskich duchownych powątpiewa jednak w skuteczność takich działań - Kowalczyk i Paetz uchodzą bowiem za dobrych znajomych. W organizacjach typu hierarchicznego układy, znajomości, "plecy" i "dojścia" stanowią podstawową drogę awansu i gwarancję utrzymania się na stanowisku. Znamienne jest zresztą, że Kowalczyk już kiedyś ułatwił Paetzowi karierę - to dzięki jego protekcji właściciel czerwonych majtek z peryferyjnej Łomży trafił na arcybiskupi stolec do Poznania. Spodziewane są za to dymisje wśród
wychowawców w seminarium - nie mogli się oni przecież nie domyślać celu odwiedzin składanych przez kleryków w arcybiskupim pałacu.
Sam abp Paetz idzie w zaparte - nie przyznaje się do stawianych mu zarzutów i oczywiście nie ma zamiaru podać się do dy-misji. Ani myśli też podawać "FiM" do sądu, a szkoda, bo teczka z oświadczeniami i nagraniami molestowanych kleryków pęcznieje.
Ciekawi nas finał tej sprawy. Czy silniejsze okażą się watykańskie plecy poznańskiego arcybiskupa, czy poczucie zwykłej przyzwoitości jego przełożonych? Dwie rzeczy są jednak pewne: po naszej publikacji wielu duchownych obmacywaczy dwa razy się zastanowi, zanim wyciągnie ręce w stronę swoich podwładnych. Po drugie, miło nam wiedzieć, że jesteśmy z takim zaangażowaniem czytani przez braci kapłanów.
MARCIN KALWIŃSKI Fot. Cezary Matecki
10
ZE ŚWIATA
FAKTYn
Nr 3 (98
18 - 24 I 2002 r.
Był krytykiem religii, a zarazem pa-rareligijnym przywódcą. Nigdy nie głosił ascezy i "cnoty ubóstwa". Żył w luksusie, którego wyznacznikiem była blisko setka rolls-royce'ów oraz trzy razy tyle zegarków marki Rolex...
Bogactwo jednak nie uchroniło go przed aresztowaniem, deportacjami i... otruciem. Rajneesh Chandra Mohan - przez swoich uczniów nazywany Bhagwan Rajneesh oraz Osho - urodził się w niewielkiej wiosce na północy Indii w 1931 roku. Był najstarszym z trzynaściorga dzieci handlarza odzieżą. Studiował na wydziale filozofii. Zwolennicy twierdzą, że sam później wykładał filozofię na Uniwersytecie Jabalpur; przeciwnicy - że nie ukończył studiów, ale za to wiele czytał...
W 1966 r. Rajneesh rozpoczął podróż po Indiach nauczając medytacji. Trzy lata później założył w Bombaju ośrodek (aśram), do którego przyjeżdżali zafascynowani kulturą Indii Europejczycy i Amerykanie. Zachodnie dzieci-kwiaty uprawiały tam wolną miłość, medytowały na brzegu morza, tańczyły i śpiewały. Rajneesh fascynował nie tylko swą erudycją, ale i nietuzinkowymi poglądami na temat miłości, małżeństwa, rozwoju duchowego i religii. Konsultowało się z nim wielu psychologów i terapeutów. Uznawano, że umiejętnie pogodził mądrość starożytnych Indii ze współczesną psychoterapią.
Amerykański sen
W maju 1981 r. Rajneesh przybył do USA. Osiadł w stanie Ore-gon, na rancho zakupionym przez swoich amerykańskich uczniów. W ciągu 4 lat pustynne piaski Ore-gonu zamieniły się w oazę zieleni
Podziwiam Franciszka z Asyżu, który jeździł na ośle. Ale było to przecież torturowanie żywego stworzenia. Podróżowanie rolls-royce'em nie krzywdzi nikogo. Ludzie myślą, że rolls--royce kłóci się z uduchowieniem. To nieprawda. W rzeczywistości to właśnie na furmance trudno jest medytować. Rolls--royce jest dużo lepszy dla duchowego rozwoju. Osho.
nawet na "rezerwat" dla "czerwonych", którzy w ogóle nie wchodzili im w drogę, żyli własnym życiem, tylko nieco inaczej...
Okoliczni duchowni organizowali biblijne wiece, podczas których przestrzegali wiernych przed szatanem i jego wyznawcami, tj. indyj-
oraz samowystarczalną farmę (o rozmiarach małego miasta) z elektrow-
wielomilionowej pożyczki w przypadku pozostania guru w Urugwaju.
Guru truty!
Pod koniec 1986 r. Rajneesh powrócił do Indii. W tym czasie stan jego zdrowia gwałtownie się pogorszył. Lekarze wiązali to z jego pobytem w amerykańskim więzieniu, gdzie został poddany działaniu nieznanych środków, które spowodowały całodobową utratę przytomności. Objawy chorobowe, jakie zdradzał, wskazywały na wpływ napromieniowania lub zatrucia jednym z metali ciężkich. Niezwłocznie wysłano do Londynu próbki jego włosów, moczu i krwi. Wyniki analizy były jednoznaczne - Rajneesh był zatruty talem - trucizną używaną do likwidacji więźniów poli-
najczarniejsze strony zachodniej demokracji i Stanów Zjednoczonych. My, niżej podpisani, wobec tak niezbitych dowodów, do-
Administracja Reagana postanowiła otruć Osho - mistyka, którego jedyną bronią były słowa... słowa krytykujące chrześcijaństwo i prezydenta Reagana, słowa obnażające hollywoodzką fikcję amerykańskiej, chrześcijańskiej demokracji. Peter Waight, korespondent "Birmingham Post"
magamy się wszczęcia śledztwa pod nadzorem organizacji między n arodowych.
Guru, którego truł Reagan
nią i lotniskiem. Przeciętna wieku członków ośrodka wynosiła 34 lata, 64 proc. spośród nich miało wyższe wykształcenie, w tym 38 proc. - wyższe stopnie naukowe...
Rajneesh za pomocą prostego języka wprowadzał słuchacza w świat jogi, tantryzmu, zen, taoizmu i sufi-zmu. Nie propagował żadnego konkretnego systemu religijnego, przede wszystkim nauczał technik medytacji. Wielu Amerykanom odpowiadał światopogląd i sposób bycia zawsze radosnego guru z Indii, który twierdził, że bogactwo nie stoi na przeszkodzie rozwojowi duchowemu.
Przed wejściem do sali, gdzie odbywały się jego wykłady, widniał napis: "Zostawcie tu buty i umysły". Zarzucano mu, że jako sekciarz "prał mózgi". Jego uczniowie potwierdzają, iż medytacje, których nauczał Osho, skutecznie oczyszczały ich umysły z dogmatów, obaw i stereotypów, na których opierają się tradycyjne religie i kościoły.
"Pobożni" przeciwko "czerwonym"
Niekonwencjonalny guru, dla którego samo życie było Bogiem, krytykował skostniałe organizacje religijne, nie oszczędzając przy tym także tradycyjnych "świętości", takich jak Mahatma Gandhi, Matka Teresa czy papież.
Wśród ludności Oregonu, składającej się głównie z pobożnych farmerów, narastała wrogość wobec ubranych w dziwaczne stroje obcych. Farmerzy tworzyli komitety straży publicznej, jeździli wokół terenu wspólnoty ze strzelbami w dłoniach. W końcu pojawiły się transparenty z hasłami: "dobry czerwony to martwy czerwony" (uczniowie Osho noszą stroje w kolorze czerwonym). Zarzucano im... "diabelskie orgie seksualne". Rajneesh rzeczywiście głosił, że potencja seksualna jest oznaką siły witalnej. Duchowość Wschodu i obecność guru z Indii zupełnie nie odpowiadała przywiązanym do tradycji biblijnej Amerykanom z sąsiedztwa. Nie godzili się
skim guru i jego uczniami. Pojawiły się koszulki z nadrukiem przedstawiającym lufę pistoletu wycelowaną w twarz Rajneesha. Władze stanowe otrzymywały petycje od ludności domagającej się usunięcia intruzów, rozpoczęły poszukiwania kruczków prawnych, które pozwoliłyby zakwestionować legalność wspólnoty. Do nagonki włączyła się prasa; publikowano rewelacje o uprawianej w Rajne-eshpuram prostytucji, używaniu narkotyków, handlu bronią...
Aresztowanie i wygnanie
Rajneesh padł w końcu ofiarą kampanii nienawiści i zbiorowej psychozy. Nawet kraj, który tak bardzo szczyci się swymi demokratycznymi tradycjami i przestrzeganiem praw człowieka, nie okazał się bezpieczny dla indyjskiego mistrza i adeptów wschodnich praktyk medytacyjnych. Władze zaskarżyły do sądu legalność wspólnoty, argumentując to... pogwałceniem prawa rozłączności Kościoła i państwa. W końcu indyjski guru został aresztowany, skazany za naruszenie przepisów imigracyjnych, 400 tys. dolarów grzywny i w listopadzie 1985 r. wydalony z USA z 10-letnim wyrokiem w zawieszeniu. Kilka lat później, prokurator Charles Turner przyznał, że jedynym zamiarem rządu była likwidacja wspólnoty i pozbycie się Rajneesha z USA.
W ciągu następnych siedmiu miesięcy Rajneesh odwiedził m.in. Szwecję, Anglię, Irlandię, Urugwaj. Wszystkie te państwa anulowały jego wizę. Opuszczał je pod nadzorem policyjnym. Ogółem odmówiono mu wizy lub deportowano go z 21 państw, najczęściej uzasadniając, że stanowił on "zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego ". Kiedy np. rząd Urugwaju zdecydował się przyznać Rajneeshowi prawo stałego pobytu, w tym samym dniu prezydent tego kraju otrzymał wiadomość o cofnięciu przez USA
tycznie "niewygodnych". Nigdy już nie odzyskał dawnej sprawności - zmarł w styczniu 1990 roku.
Po ukazaniu się w 1993 r. książki Maxa Brechera pt. "Wędrówka
Posłowie parlamentu skierowali wniosek do włoskiego ministra sprawiedliwości o wszczęcie śledztwa przeciwko Ministerstwu Sprawiedliwości USA. Zdaniem włoskie-
Wszystkie religie opierają się na wierze, że istnieje życie po śmierci i należy poświęcić obecne dla przyszłego. Twierdzę, że trzeba poświęcić życie przyszłe dla obecnego, bo to jest wszystko, co masz: tu-i-teraz. Osho.
do Ameryki" (opisuje szczegóły operacji rządu amerykańskiego skierowanej przeciwko Osho), we Włoszech wydano dokument: "Operacja Sokra-tes - trucizna podana \ Osho", opisujący zatrucie Osho podczas jego pobytu w amerykańskim więzieniu. Wrzawa we włoskich mediach zrobiła swoje. Tysiąc wybitnych przedstawicieli włoskiej inteligencji poparło petycję, w której domagano się wyjaśnienia okoliczności otrucia indyjskiego guru: "Fakty opisywane w tej książce trudno zakwestionować są przerażające. Wydają się obnażać
go senatora Luigiego Manconiego:
" wszystkie przedstawione fakty świadczą o tym, że zlikwidowano człowieka tylko dlatego, że reprezentował niekonwencjonalną religijną mniejszość ".
WOJCIECH RUDNY Fot. archiwum
Katolicy przeciw biskupom
atholics for a Free Choice
Organizacja "Katolicy za Wolnym Wyborem" w USA postanowiła publicznie napiętnować obłudę katolickich hierarchów. Kosztem 250 tys. dolarów opozycyjni wobec Watykanu katolicy wydrukowali i powiesili w waszyngtońskim metrze i na przystankach autobusowych plakaty z tekstem: "Katolicy mają sumienie. A czy nasi biskupi je mają? Ponieważ zabraniają używania prezerwatyw, umierają niewinni ludzie".
Celem akcji, wg Frances Kissling
- szefowej organizacji, jest zawstydzenie hierarchów kościelnych. Jej zdaniem, Kościół
- przez swój absurdalny upór
- jest współodpowiedzialny za przedłużający się kryzys spowodowany AIDS. Akcja wywołała oczywiście histerię w katolickich środowiskach zachowawczych. Ich zdaniem, plakaty są oszczerstwem, bo biskupi niczego nikomu nie zabraniają, tylko nauczają... Zaatakowano także władze miejskie za zgodę na rozwieszenie plakatów.
(A.C.)
Nr 3 (98
18 - 24 I 2002 r.
F^KTYn
INJ
MITY KOŚCIOŁA
11
Świętopietrze
Świętopietrze ustanowił w 725 r. król anglosaski dla swych poddanych, aby utrzymywać kolegium przykościelne w Rzymie, którego był fundatorem.
Tak przynajmniej czytamy w liście Leona III (795-816). Ten dobrowolny i dewocyjny zwyczaj przyczynił się do tego, że papieże, począwszy od Grzegorza VII (1073-1085), zaczęli uważać Anglię za swoją lenniczkę. Zobowiązał dodatkowo senior swojego wasala do rozciągnięcia zasięgu len-
doprowadził do tego, że król angielski Jan bez Ziemi musiał się ukorzyć przed papieżem i wydać dokument potwierdzający, że Anglia jest faktycznym lennikiem papieża (1213). Na XIII soborze, w Lyonie, wysłannicy angielscy skarżyli się Innocentemu IV: " Wyciągacie przez Włocha więcej niż
na: "Nie ma wątpliwości, i wy
0 tem wiecie, że Irlandia i wszystkie wyspy, które otrzymały wiarę, należą do Kościoła rzymskiego; je-żełi chcecie wkroczyć na tę wyspę, żeby z niej wygnać występki, nakazać w niej przestrzeganie praw
1 zmusić do płacenia świętopietrza od każdego domu, przyznajemy wamją z przyjemnością " (Hadrian IV do Henryka II, "Historja powszechna religij").
Otwarty konflikt, który wybuchł na tym tle w drugiej połowie XII w.
60 tys. marek z królestwa angielskiego; przysłaliście nam w ostatnich czasach legata, który nadał wszystkie benęficja Włochom. Wydziera od wszystkich zakonników nadmierne opłaty i ekskomuniku-je każdego, kto się skarży na te do-kuczliwości"("Historja..."). Papież nie odpowiedział. Wolter, komentując w XVIII w. ten fakt, pisał: "Mateusz Paryski podaje, że nuncjusz ściągał 50 tys. funtów szter-lingów w Angłji. Patrząc na Anglików dzisiejszych, nie chciałoby
się wierzyć, żeby ich przodkowie mogli być tak bezmyślnymi" ("Historja...").
Dla Kościoła przypadek angielski stanowił wspaniały precedens, który przemienił się następnie w zwyczaj stosowany w relacjach z innymi państwami: dobrowolna opłata dewocyjna doprowadzała do faktycznego poddania lennego danego państwa. Wyglądało to dość schematycznie.
Około 1152 r. papieski legat Mikołaj wynegocjował od Szwecji dobrowolną opłatę świętopietrza. Pisał, że jest ona "na dowód oddania", jednak "z pewnością nie na nasz użytek, ale raczej ściągamy go dla zbawienia waszych dusz, gdyż chcemy abyście zostali objęci opieką św. Piotra w zamian za dowody waszej pobożności...". Jednak parę lat później ten sam legat, już jako papież Hadrian IV, oświecił Szwedów: " Umiłowani synowie etc. już bez wątpienia Twoja miłość wie, że królestwo Gotów od momentu, kiedy poznano w nim imię Chrystusa, zostało poddane władzy Księcia Apostołów i jego następców, a Goci swoje berła bogobojnie poddają pod stopy św. Piotra, któremu odtąd co roku płacą trybut. Pouczamy tedy waszą miłość i przypominamy, byś bez zwłoki przysłał to, co świętej i powszechnej Matce słusznie się należy..."!
Tak stało się i w Polsce. Do połowy XIII wieku brak śladów poddania lennego władzy Księcia Apostołów, występuje natomiast opłata świętopietrza; natomiast w 1253 r. papież pisał: "Następcy [książąt polskich] odkąd poznali wiarę chrześcijańską poddani byli Stolicy Apostolskiej...".
Leksykon zabobonów polskich
(24)
ŚWIĘTY - osoba-symbol użyteczna dla interesów Kościoła katolickiego. Prawo pasowania na świętego ma wyłącznie papież, co pozwala mu wybierać tych, którzy odpowiadają obecnej watykańskiej linii politycznej. Na przykład w roku 1950 został beatyfikowany (niższa ranga świętości), a w 1954 kanonizowany (wyższa szarża) Dominik Savio, który zmarł, mając lat 15. Czego dokonał? Niczego. Był potrzebny w epoce, kiedy laicki Zachód zwrócił się ku dzieciom. A w latach 80. i 90. następuje
niebywały przypływ świętości wśród Słowian. Przyczyna? Papież jest Polakiem. W latach kontrreformacji świętymi zostawali bojownicy o utrzymanie katolicyzmu. Na przełomie XIX i XX w. - katoliccy działacze społeczni mający przeciwstawić się popularności socjalistów. Po drugiej wojnie światowej - duchowni, którzy zginęli z rąk hitlerowców, aby zatuszować profaszystowską politykę papiestwa... I pomyśleć, że u pogan o świętości decyduje opinia ludu, a nie Ojciec Święty!
TACA - niewielkie, płaskie naczynie (czasem zastępowane koszykiem) przeznaczone do wrzucania doń pieniędzy podczas mszy
świętej. Formalnie główne, jeśli nie jedyne, źródło dochodów ubożuchnego Kościoła katolickiego, a w rzeczywistości skromny dodatek do państwowych dotacji, zysków z operacji finansowych, nieruchomości i udziałów w rozmaitych przedsiębiorstwach.
TAJEMNICA WIARY -wszystko, na czym opiera się władza Kościoła, a czego nie można zrozumieć ani logicznie wyjaśnić. Jeden Bóg w trzech osobach, mat-ka-dziewica wniebowzięta z materialnym ciałem do niematerialnych zaświatów, człowiek-bóstwo, wolna wola stworzenia i wszechwładza Stwórcy, wyższość katolicyzmu nad innymi religiami... itd. (Cdn.) LESZEK ŻUK
Obciążenia Polski były bardzo znaczne. Tylko za panowania Zygmunta Augusta (24 lata) do Rzymu nadeszło z Polski i Litwy około 2 tys. wozów ze złotem i srebrnymi monetami, czyli że średnio co 4-5 dni wyjeżdżał z Rzeczypospolitej do Państwa Kościelnego wóz pełen kosztowności!!!
Oprócz państw wymienionych powyżej, podobnie uczyniono z Sardynią, Węgrami i Korsyką.
Według danych opracowanych przez historyków amerykańskich i brytyjskich na podstawie archiwów watykańskich, papiestwo otrzymywało w XVI w. w formie
świętopietrza i innych świadczeń zagranicznych kwoty równoważne wartości dzisiejszych około 25 miliardów dolarów rocznie w złocie!!!
Świętopietrze płacone było w większości krajów do czasów Reformacji. Ustanowiona na nowo w roku 1870 opłata świętopietrza miała ze starą tylko wspólną nazwę. Dziś jest to opłata, która jest rodzajem kieszonkowego dla papieża. W 1999 r. oszacowano jej wysokość na 55 min USD rocznie, co stanowi tylko cząstkę budżetu watykańskiego.
MARIUSZ AGNOSIEWICZ www. klerokratia.pl
Biblia a ofiary z ludzi
Opowieść o złożeniu w ofierze Izaaka przez jego ojca Abrahama (Rdz 22.1-19) ma odpowiednik w tradycji staro-greckiej. Atamas miał złożyć w ofierze swego syna Friksosa. Uniemożliwił to heros Herakles, a sami bogowie zesłali barana, którego potraktowano jako ofiarę zastępczą.
O ile jednak mit o Friksosie miał dla Greków drugorzędne znaczenie, o tyle Hebrajczycy uczynili z tej opowieści jeden z centralnych epizodów swojej historii. Ponadto ton opowieści hebrajskiej podkreśla posłuszeństwo i całkowitą podległość człowieka wobec boskich wyroków.
Potwierdzeniem tradycji składania ofiar z ludzi przez Żydów może być fragment jednego ze starych midraszów. Przekazał on przedbiblijną tradycję mówiącą, że Abraham zranił Izaaka i przelał niebezpieczną ilość jego krwi. Z kolei inne teksty opisują, jak to Abraham zabił Izaaka i spalił jego ciało. Później zaś Izaak w cudowny sposób powrócił do życia. Z kolei Samarytanie powoływali się na własną tradycję, wedle której nakaz zgładzenia Izaaka wydał nie Jahwe, lecz zły anioł Mil-hadż, będący jednym z dwóch aniołów, jakich Bóg wysłał do Sodomy (Rdz 19.1). Niektórzy antropologowie (jak Patrick Tierney) i teologowie (jak Hyam Maccoby) zwracają uwagę na fakt, że Izaak jednak został złożony w ofierze (na co wskazywałaby pierwsza część Rdz 22.19, mówiąca, że Abraham wrócił sam).
W starożytności częste były tzw. ofiary fundacyjne, które składano przy założeniu miasta, budowie mostu czy domu. Wierzono, że przelana w ten sposób krew zapewni ludziom pomyślność. W swojej książce Tierney przytoczył przykłady składania ofiar z dzieci jeszcze w 1986 r. Pierwsza z nich miała miejsce w lutym, podczas wielkiej suszy w Peru. Rytuału dokonano nad jeziorem Titica-ca. Drugiej, w sierpniu tegoż roku, dokonali bynajmniej nie "pogańscy" tubylcy, lecz członkowie fundamen-talistycznej sekty chrześcijańskiej, powołującej się zresztą na Biblię!
Warto podkreślić, że żadna z tych praktyk nie ma nic wspólnego z zachodnim satanizmem. Jest to po prostu kontynuacja starożytnej tradycji, która nie wszędzie wygasła. Ofiary z dzieci były też powszechne w Palestynie. Świadczą o tym liczne zwłoki odkryte w fundamentach budynków. Składali je nie tylko Kananej-czycy, ale również Hebrajczycy. Według żydowskiego prawa herem - wszystkich mieszkańców zdobytych miast mordowano wraz z ich zwierzętami jako ofiarę dla Jahwe. To, że król Saul oszczędził króla Amalekitów (zabijając jednak cały jego lud) i część jego bydła, zostało potraktowane jako poważne nieposłuszeństwo wobec woli Jahwe (lSm 15). Pewne fragmenty Biblii wskazują na to, że ofiary z ludzi również nie były niemiłe Jahwe. Wskazuje na to fragment Księgi Liczb (25.4), według którego Jahwe nakazał wbić na pal wszystkich naczelników ludu w czasie epidemii, która pochłonęła
Abraham składa w ofierze Izaaka
24 000 ofiar (Lb 25.9). Księga Sędziów (11.30-40) przedstawia epizod, w którym wódz izraelski Jefta obiecał Jahwe, że w razie zwycięstwa nad wrogiem ofiaruje mu życie pierwszej osoby, która go powita w domu. Traf chciał, że okazała się nią jego jedyna córka. Także Mojżesz chciał ofiarować swoje życie, sądząc, że w ten sposób odwróci od Izraela gniew Jahwe (Wj 32.32). Z kolei życie syna Mojżesza ocaliła jego żona, która w zamian ofiarowała napletek syna (Wj 4.23-26). Z czasem obrzezanie zastąpiło ofiary z ludzi, podobnie jak w jednym z państw greckich ofiary z ludzi zastąpiła krwawa chłosta przy ołtarzu bóstwa.
JACEK SIERADZAN Repr. archiwum
12
MITY KOŚCIOŁA
FAKTYn
Nr 3
18 - 24 I 2002 r.
Rozum przede wszystkim
Bracia polscy, zwani są również socynianami, arianami, Chrystianami, unitarianami (rzadziej rakowianami - po zjeździe rakowskim, lub pogardliwie nurkami - od formy chrztu). Najsłuszniejsza zdaje się być nazwa pierwsza, gdyż pochodzi od nich samych.
Socynianami zwani byli od Fausta Socyna jako zwolennicy jego poglądów. Arianami nazwani zostali przez katolików oraz innych protestantów, jako zwolennicy jednego z pierwszych antytrynitarzy - starożytnego biskupa Ariusza. Jest to naj-radykalniejszy, a zarazem najbardziej postępowy odłam wśród protestantów. Bracia polscy wyodrębnili się w latach 1562-1565 jako tzw. zbór mniejszy z Kościoła ewangelicko--reformowanego (kalwińskiego). Przyczyną rozłamu stała się m.in. coraz większa dominacja wewnątrz Kościoła kalwińskiego bogatej szlachty oraz magnaterii. Nauki arian szerzyły się głównie między drobną szlachtą na Podkarpaciu, Kujawach, Podlasiu, a zwłaszcza na Litwie. Byli przy tym zwalczani zarówno przez katolików, jak i przez kalwinistów. Również w ich łonie toczyły się ciągłe spory, w wyniku czego nie potrafili wywalczyć sobie szerszego uznania i stałego miejsca wśród polskich wyznań.
Pierwszy, najtrudniejszy okres formowania się poglądów braci polskich zakończył się wraz z przybyciem do Polski Fausta Socyna, który wpłynął na ujednolicenie ich nauki. Do tej pory "eksperymentowano" zarówno dogmatycznie, społecznie, jak i filozoficznie. Ujednolicony ruch braci polskich zwany był odtąd częściej socynianizmem, który
w znacznej mierze przyczynił się do racjonalizacji religii oraz do ostatecznego wykrystalizowania się de-izmu, który wyznawał m.in. Wolter. Swoje ośrodki edukacyjne mieli w Pińczowie, Lubartowie, Lublinie oraz w Rakowie (do Akademii Rakowskiej uczęszczała również młodzież katolicka). Do osiągnięć na polu literatury możemy zaliczyć liczne przekłady Biblii, katechizmy, wiersze religijne, pieśni, i dzieła teologiczno-pole-miczne. Na polu naukowym zabłysnął Piotr Statorius--Stojeński, który stworzył pierwszą gramatykę polską, oraz Jan Mączyński, autor świetnego słownika ła-cińsko-polskiego.
Najważniejszymi cechami braci polskich były:
Tolerancja religijna - było to hasło bardzo postępowe w tamtych czasach, w dobie nasilającej się kontrreformacji i ciasnoty umysłowej szlachty. Tak pisał o tym sławny polemista kalwiński, Jurieu: " Ten socyniański dogmat (tolerancja) jest najniebezpieczniejszy ze wszystkich dogmatów sekty socynian, prowadzi bowiem chrześcijaństwo do ruiny, wprowadzając doń religijny indyferentyzm". Niewiele się różnił w swych opiniach od jednego ze
swych katolickich oponentów, słynnego Bossueta, biskupa z Meaux, wedle którego "nie istnieje bardziej niebezpieczna iluzja niż przedstawianie tolerancji jako cechy charakteryzującej prawdziwy Kościół". Ten teolog katolicki dodaje, że spośród chrześcijan jedynie socynianie i anabaptyści podtrzymują to mniemanie.
Antytrynitaryzm - zaprzeczanie dogmatowi o Trójcy Świętej jako nauce nie wynikającej z Biblii, a już tym bardziej z rozumu, na któ-
Zabytkowy dom arian z XVII w. w Rakowie - niegdysiejsza siedziba ministra zboru
ry często w ówczesnych sporach teologicznych się powoływali. Jednocześnie odrzucali boskość Jezusa. Antytrynitaryzm wypływał z poglądów mających oczyścić religię z wątków irracjonalnych.
Dominacja etyki chrześcijańskiej nad dogmatyzmem - uważali, że zbawionym może być nawet ten, kto nie jest członkiem ich Kościoła, byle tylko stosował etykę wypływającą z Biblii (niektórzy dopuszczali nawet łaskę Boga dla mahometan, jednak nie rozciągali jej na niewierzących). Nie uznawali jedynie słusznej interpretacji
Biblii, każdy z członków Kościoła mógł ją wykładać, byle tylko zgodnie z rozumem.
Racjonalizm - "według Socyna, żaden autorytet zewnętrzny nie może i nie ma prawa zmuszać człowieka do wierzenia w to, czego jego rozum nie uznaje za słuszne. Bowiem - jak to określa inny przedstawiciel socynianizmu, Andrzej Wi-szowaty: "Rozum jest narzędziem danym przez Boga rozumnej istocie ludzkiej do widzenia i spostrzegania prawdy oraz oddzielenia jej od fałszu; jest on jak gdyby wewnętrznym okiem człowieka ". Zanim się zacznie wierzyć - mówi dalej Wiszowaty - trzeba wpierw zrozumieć.
Odrzucenie chrztu dzieci - tylko świadomy wybór religii może być szczery i odpowiedzialny. Chrzest i eucharystia mogą być co najwyżej użyteczne, ale nie konieczne do zbawienia.
Odrzucenie nauki o grzechu pierworodnym; Odrzucenie możliwości zmartwychwstania ciał na sądzie ostatecznym - uznali za możliwe zmartwychwstanie duchowe ludzi dobrych, a zniweczenie ludzi złych.
Odrzucenie obrzędów i przedmiotów kultu - łączyło się to z odrzuceniem pustego ceremonializmu, kultu obrazów, relikwii itd.
Początkowo (do schyłku XVI wieku) wykazywali radykalizm polityczno-społeczny anabaptystów, odmawiając np. sprawowania urzędów, służby wojskowej (czasami jako symbol tego nosili przypasa-ne drewniane szable), posiadania
majątków ziemskich korzystających z pańszczyźnianej pracy chłopów; odrzucali karę śmierci oraz podział na stany - co wynikało z głoszonych zasad braterstwa między ludźmi i wyrzeczenia się dóbr na rzecz ubogich oraz pokoju. Z czasem ów radykalizm osłabł, choć nigdy nie wyrzekli się go do końca.
Przez niechęć do instytucji państwa stali się łatwym celem dla szermierzy kontrreformacji. W roku 1658 sejm, nie bez wpływu jezuitów, uchwalił prawa wymierzone przeciwko tej wspólnocie. Kościół braci polskich stał się wyznaniem zakazanym. Część socynian zmieniła wyznanie, reszta opuściła granice Polski i udała się na emigrację do Holandii oraz Siedmiogrodu.
Ciągłość myśli teologicznej została zachowana głównie w Kościołach unitariańskich, na które wpływ wywarła teologia polskich socynian. Kościoły te współcześnie ograniczają swą wiarę do głoszenia i stosowania zasad miłości Boga i bliźniego, głoszą swobodę wyboru wyznania oraz tolerancję religijną.
MARIUSZ AGNOSIEWICZ www. klerokratia.pl
"Jakkolwiek jesteśmy głęboko przekonani o prawdziwości naszej nauki, któż jednak nam zaręczy albo da dostateczną rękojmię, że nie błądzimy?"
Samuel Przypkowski "Wiemy dobrze, że nie jesteśmy prorokami i apostołami, i dlatego możemy błądzić tak jak inni. Tym tylko różnimy się od innych (kościołów), że nikogo nie potępiamy za jego przekonania".
Krzysztof Ostorodt uczeń Socyna
K
siądź Jan Sarkander to jeden z wielu kontrowersyjnych świę-. tych wyniesionych na ołtarze w ubiegłym dziesięcioleciu przez pracowitego Karola Wojtylę.
Projekt zakończenia jego kanonizacji spotkał się z licznymi protestami płynącymi z Czech i Moraw. Protestanci zgodnie z prawdą twierdzili, że "kanonizacja jednego z najbardziej fanatycznych morawskich katolików jest gloryfikacją zbrodni przez nich popełnionych ". Protesty na nic się nie zdały i Morawy dostały nowego "świętego męczennika" i patrona - człowieka, który był organizatorem rzezi, jakiej w XVII wieku dokonali tam polscy bandyci spod znaków Lisowskiego.
Jan Sarkander urodził się w 1576 roku w polskiej rodzinie w Skoczowie, w Księstwie Cieszyńskim. W 1609 r. otrzymał święcenia kapłańskie w Brnie i szybko zasłynął jako fanatyczny wróg innowierców. Za zbytnią gorliwość strofował go nawet brneński biskup Dietrichstein, sam uchodzący za katolickiego fanatyka.
Początek XVII wieku był dla Europy okresem walk religijnych. Przybierająca na sile kontrreformacja niszczyła każdą
Święty rzeźnik Moraw
Jan Sarkander
swobodną myśl. Czescy reformatorzy zmusili cesarza Rudolfa II Habsburga do podpisania gwarancji swobód religijnych. Gwarancje te były jednak ciągle łamane, aż zniesiono je wreszcie w 1620 roku wraz z klęską czeskiego powstania.
W 1615 roku Sarkander objął parafię w Holeszowicach. Od razu usunął protestantów i wprowadził terror religijny. W swojej parafii zasłynął procesem z niekatolickimi chłopami o zaległe dziesięciny. Proces wygrał, nie pomogły wyjaśnienia że protestanckich mieszkańców wsi nie stać na ponoszenie podwójnych kosztów (musieli utrzymywać swoje zbory i pastorów, prowadzić własne szkolnictwo i drukarnie, a dodatkowo kazano im utrzymywać parafię katolicką).
Wobec ciągłego łamania gwarancji swobód religijnych, w Czechach wybuchło powstanie antyhabsburskie, do którego przyłączyły się również Morawy. Za radą Sarkandra, biskup zaproponował cesarzowi sprowadzenie z Polski lisowczyków. W 1619 roku nieregularna
armia Lisowskiego, złożona z najgorszego elementu, zalała kraj. Szlak przemarszu band lisowczyków (pierwowzór Ligi Republikańskiej?) znaczyły pożary, rzezie, gwałty i rabunki dokonywane we wsiach, osadach i miasteczkach zamieszkanych przez ludność protestancką. Wieści o okrucieństwach, jakich na Morawach dopuszczali się polscy żołnierze, spowodowała gwałtowną reakcję sejmu - li-sowczycy zostali zaocznie skazani na ba-nicję: "A tych, którzy by wrócili, należy chwytać i karać na gardle ".
Lisowczykom, którzy walczyli dla łupów, było wszystko jedno: kogo wy-rzynają, gwałcą czy palą. Zagrozili nawet Holeszowicom, siedzibie Sarkandra - swojego patrona i protektora. Wtedy, jak głosi kościelna legenda, Sarkander wyszedł naprzeciw nim z procesją eucharystyczną. "Dzicy Kozacy", z których
____
Sala Jana Sarkandera w muzeum jego imienia w Skoczowie
rzekomo składała się armia Lisowskiego, padli na twarze przed wielkim majestatem. Prawda była zgoła inna - otóż on sam udał się do obozu lisowczyków, aby wyjaśnić, jakie miejscowości muszą oszczędzać, a gdzie mogą sobie pofolgować bez żadnych skrupułów.
Triumfujący w Brnie i Ołomuńcu protestanci wtrącili Sarkandra do więzienia i oskarżyli o zdradę stanu oraz współudział w zbrodniach lisowczyków. Zeznawać nie chciał, zasłaniając się tajemnicą spowiedzi, choć nie ulega wątpliwości, że był w centrum wydarzeń. Tu wychodzi jego klesza perfidia, jest bowiem pewne, że większość informacji i poleceń odbierał przy konfesjonale, w czasie pozornych spowiedzi. Miało go to chronić przed zeznaniami w sądzie, w razie zwycięstwa powstania. Torturowany w czasie śledztwa, zmarł, nie wydając bandytów.
Tak więc mamy kolejnego "świętego" obciążonego krwią tysięcy ofiar zwykłych bandytów katolickiego fanatyzmu. Mamy "świętego rzeźnika Moraw".
JERZY RZEP Fot. archiwum
Nr 3 (98
18 - 24 I 2002 r.
F^KTYn
INJ
MITY KOŚCIOŁA
13
NIEWYGODNE PYTANIA (2)
Chrzest niemowląt
Dzieciaki! Oto superokazja dla Was - uczęszczających na lekcje katechezy! Możecie podłamywać Waszych księży i katechetów, zadając im niewygodne pytania, które jako tzw. gotowce dla Was przygotowaliśmy. Życzymy dobrej zabawy, ale również dojrzałych i owocnych
przemyśleń. Redakcja
mamy obrzędy chrzcielne, które, jak pisze Danielou, są "poprzedzone postem". W jaki sposób dzieci (nie mówiąc już o nie-
mowlę-
wzywa w nim biskupa Fido, aby poniechał odkładania chrztu niemowląt aż do ósmego dnia po urodzeniu, stwierdzając, że dzieci należy chrzcić już w drugim lub najdalej trzecim dniu po naro-dzi-nach.
Dzieciak - Jak to jest, księże? Kościół każe nosić dzieci do chrztu świętego pod rygorem kary piekielnej. Ale Jezus przecież nie ustanowił takiego sakramentu. Nie kazał palić świec chrzcielnych ani smarować krzyżmem świętym. Czy nie ma to raczej charakteru półma-gicznego?
Katecheta - To mi trąci niedowiarstwem, synu!
D. - Ależ skąd, proszę księdza, wręcz przeciwnie, w trosce o mą duszę zadaję te pytania. Na dodatek jeszcze ten obrządek jest nieuczciwy. Czytałem bowiem w katechizmie: "Na chrzcie św. złożyliśmy następujące przyrzeczenia:
1. wyrzekliśmy się złego ducha, jego pychy i wszelkich spraw jego,
2. przyrzekliśmy uznawać za prawdę wszystko, czego naucza Kościół święty, 3. przyrzekliśmy żyć według wiary św. aż do śmierci". Ja, proszę księdza, nie mogę sobie przypomnieć, abym składał te przyrzeczenia! Może dlatego, że byłem wtedy bardzo mały... Czy może mi jednak ksiądz wytłumaczyć, dlaczego w Nowym Testamencie widzimy tylko chrzest ludzi dorosłych? Czy przyjęcie wiary nie powinno być świadomym aktem woli? Czy Jezus życzył sobie, aby Jego wyznawcami czyniono ludzi bez ich zgody?
K. - Jest to taki chrzest trochę "na kredyt". Rodzice chcą, by dziecko było w Kościele i zamierzają je w ten sposób wychować. Taki chrzest ma sens. Niestety, w praktyce rodzice często nie stają na wysokości zadania jako chrześcijańscy wychowawcy. Ale to nie neguje samej praktyki.
D. - Neguje ją Biblia, proszę księdza. Mówi bowiem wyraźnie
0 tym, że wiara powinna poprzedzać chrzest: "Kto uwierzy
1 ochrzczony zostanie, będzie zbawiony, ale kto nie uwierzy, będzie potępiony." (Mar. 16:16, BW, por. Dz. Ap. 2, 38; 18, 8). Sam chrzest nie jest warunkiem zbawienia. Mało tego - w innym miejscu mamy dowód na to, że do zbawienia nie trzeba wcale chrztu, lecz wystarczy sama wiara. Oto bowiem łotr uwierzył na krzyżu i zostało mu obiecane Królestwo Boże.
K. - Ale czy w Biblii napisano, że dzieci nie można chrzcić? Mowa ta jest skierowana do dorosłych, którzy powinni przed
l. 1 IV ŚŚŚił JVUUMIV Mu Clij I ŁVVŁV
lia możliwości chrztu "V. dziecka, przecież Je- ~7p&0 zus mówił: "Pozwól- i/f cie dziatkom nrzv- r" >!.
chrztem się nawrócić, uwierzyć. Nie ma jednak zaprzeczenia możliwości chrztu dziecka, zus i
cie dziatkom przy- * chodzić do mnie".
D. - Z kontekstu wcale nie wynika, że miały przychodzić w celach chrzcielnych, lecz po to, aby wziął je w ramiona i pobłogosławił, nie pokrapiał ich jednak wodą odrodzenia. Biblia mówi wyłącznie o świadomym chrzcie i tak było to praktykowane w pierwotnym Kościele. Wyjaśnia to wybitny biblista, katolicki zresztą kardynał Danielou. Pisał on w "Historii Kościoła", że w pierwotnym chrześcijaństwie (70-140 r. n.e.) inicjacja składała się z dwóch etapów, które wynikały właśnie z tych słów biblijnych. Aby dostąpić chrztu, należało zostać wprowadzonym w "tajemnice Chrystusowe" oraz katechezę moralną chrześcijan. Dopiero później
mogły przechodzić taką
inicjację? Widzimy wyraźnie, że pierwsi chrześcijanie nie praktykowali chrztu dzieci.
K. - Kościół jest w posiadaniu dowodów na starożytność tej tradycji. Jak choćby list synodu w Kartaginie z roku 252. Synod
D. - To niezbity dowód, że odstępstwo od nauk Jezusowych szybko rozpowszechniło się wśród chrześcijan, czyż nie? Czy jest tak, księże katecheto, że ustanowienia filozofów kościelnych mają moc znoszenia nauk Jezusa i apostołów? Musimy się na coś zdecydować. Ale jeśli chodzi o Kartaginę, to działał tam nieco wcześniej słynny apologeta
chrześcijański - Tertulian (ok.160 - 220), który pisał w swoim dziełku "O chrzcie": "Niech stają się chrześcijanami, skoro tylko potrafią rozpoznać Chrystusa (...) Dla-czegóż to potrzebne jest tak spieszne oczyszczenie od grzechów w wieku niewinności?" (De bapti-smo, 18). Jak widzimy, niewiele lat później biskupi nie pamiętali już nauk swego poprzednika. Co więcej, podobno księża chrzczą już nawet nienarodzone płody...
K. - Jakże Kościół mógł nie zatroszczyć się o zabezpieczenie duszy tych najsłabszych istot Bożych!?
D. - Przepraszam, że będę nieskromny, ale jak można ochrzcić dziecko w brzuchu matki? Chyba nie poprzez cesarskie cięcie?
- Boże broń! W razie obaw, iż dziecko może nie przeżyć porodu można je ochrzcić za pomocą strzykawki lub palca zwilżonego wodą święconą, którym dotykając płodu (przez pochwę) ksiądz wymawia zbawienną formułę chrzcielną.
D. - W istocie, nie doceniłem Kościoła... Czy tradycja jednak ma moc uchylania prawa Chrystusowego? Wszak Jezus przestrzega: "Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji" (Mk 7, 8). Cdn. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www. klerokratia.pl
Jakiś czas temu w serwisie internetowym "Mateusz" pojawił się artykuł znanego dominikańskiego teologa Jacka Salija pt. "Co wynika z odrzucenia chrztu niemowląt?". Jest to tekst apologetyczny, mający w założeniu służyć katolikom dostarczając im argumentów w polemikach z baptystami oraz innymi protestantami chrzczącymi tylko ludzi dorosłych.
Tekst ten został zredagowany w sposób apodyktyczny, zdradzający źle skrywaną nietolerancję dla innych odłamów chrześcijaństwa, trudno więc mówić o chęci podjęcia dyskusji przez pana Salija i nie sposób oprzeć się wrażeniu, że chodzi tutaj jedynie o "zamknięcie ust przeciwnikom". Tekst zaczyna się nie od odpowiedzi na pytanie, lecz od deklaracji, że Kościół jest nieomylny, a każda próba odczytania Biblii poza Kościołem rzymskim musi się skończyć niepowodzeniem. Jednocześnie przesądza z wyjątkową pewnością siebie, że Bóg zredagował Biblię niekompletnie, gdyż
POLEMIKA Z OJCEM JACKIEM SALIJEM
Antysekciarz
nie objawił wszystkich prawd, które Kościół odkrył dopiero w jakiś czas później.
Apologeta katolicki, preparując swoje argumenty, używa ich bez przemyślenia, nie zauważając, że powołuje się na racje działające obosiecznie. Oto pisze: "Może nam wystarczy to, że chrzest niemowląt nigdy nie był w Kościele innowacją, że pojawił się bardzo wcześnie...". Przyjmijmy hipotetycznie, że twierdzenie o starożytności chrztu niemowląt nam wystarczy, jednak wówczas musimy się zastanowić nad całym szeregiem katolickich "prawd wiary", które są znacznie późniejsze i które nie mają tak długiej tradycji, jak chrzest. Ciekawe, jakich argumentów ultraprawowierny teolog wtedy użyje?
Duchowny ponadto popełnia błędy lub przemilcza niektóre fakty, pisząc np., że "po raz pierwszy zakwestionowano chrzest
niemowląt dopiero w XVI wieku ". Nie wspomina jednak, że już Tertulian, wczesny apologeta chrześcijański (II/III w.) był temu przeciwny (De baptismo 18). Przytacza ponadto J. Salij fragmenty: Mk 16, 16; Dz. Ap. 2, 38; 18, 8 i konkluduje z ironią: "Jakim sposobem teksty te świadczą przeciwko chrztowi niemowląt, pozostanie to tajemnicą tych, którzy się na nie w tym celu powołują ". A przecież z tych fragmentów wynika, że chrzest ma być poprzedzony świadomym aktem wiary; czy aż tak trudno wyde-dukować z nich konieczność przyjmowania sakramentu chrztu w wieku dojrzałym? Pierwsi chrześcijanie nie mieli z tym problemów. W pierwotnym chrześcijaństwie (lata 70-140 n.e.) inicjacja składała się z dwóch
etapów, które wynikały właśnie z tych słów, na które powołuje się Jacek Salij. Aby dostąpić chrztu, należało zostać wprowadzonym w "tajemnice Chrystusowe" oraz katechezę moralną chrześcijan. Dopiero później mamy obrzędy chrzcielne, które, jak pisze Danielou, są "poprzedzone postem". W jaki sposób dzieci (nie mówiąc już o niemowlętach) mogły przechodzić taką inicjację poprzez katechumenat - pozostanie tajemnicą Jacka Salija...
Najbardziej jednak w tym tekście może bulwersować to, że autor z nieukrywaną niechęcią odnosi się do nauczania braci polskich, zarówno tych z przeszłości, jak i obecnych, którym zarzuca "sekciarstwo". Słowa te u przedstawiciela rzymskich katolików, którzy stali za wygnaniem z Polski tolerancyjnych - tak zasłużonych dla kraju - arian oraz ich bezwzględnymi prześladowaniami, budzą poczucie niesmaku i zażenowania.
M.A.
14
BEZ DOGMATÓW
FAKTYn
Nr 3 (98
18 - 24 I 2002 r.
DAJ ŚWIADECTWO O SWOJEJ PRAWDZIE
Czy znów się przestraszymy?
Tak mniej więcej powitał mnie znajomy nauczyciel po wyborach wygranych przez Sojusz Lewicy Demokratycznej, a ironiczny uśmiech wystarczył za cały komentarz. I, muszę to przyznać, dopiekł mi do żywego.
Nie odczułbym tak bardzo jego sarkazmu, gdyby był zaciekłym prawicowcem - wtedy jad zawarty w każdym słowie spłynąłby po mnie bez żadnego efektu. On jednak jest moim kolegą, nauczycielem jak ja, i do tego bardzo rozsądnym człowiekiem, który raczej z przekory niż przekonań wykpiwa moją polityczną przynależność. Podejrzewam zresztą, że też głosował na SLD, chociaż sam nigdy się do tego nie przyzna. Rzecz w tym, że jego słowa utrafiły w sedno moich własnych wątpliwości. Otóż wypracował on sobie oryginalną koncepcję naszej sceny politycznej po roku 1989. Według niej Polacy dzielą się z grubsza na dwie duże grupy, z których jedna ma przekonania lewicowo-reforma-torskie, a druga kościelne i, siłą rzeczy, zachowawcze.
Zdecydowana większość lewicy tworzy SLD, partię jednolitą pod względem składu i ze stabilnym elektoratem, o czym świadczą kolejne wybory. Natomiast prawa strona to mgławica okresowych tworów politycznych z krążącymi ciągle tymi samymi postaciami szukającymi dla siebie miejsca, a ich wspólnym mianownikiem jest współpraca z Kościołem, jedyną rzeczywistą partią tych ludzi. Pomiędzy tymi skrajnymi biegunami balansują raczej niewielkie ugrupowania o charakterze liberalnym, ale są one dość elitarne i siłą rzeczy mało popularne. No cóż, w zasadzie ta diagnoza wydaje mi się prawidłowa i chyba dość oczywista dla większości z nas, ale najsmutniejsze są wnioski, jakie mój kolega wyciąga z takiej oceny sytuacji. Otóż sądzi on, że ugrupowania proko-ścielne zdecydowanie wygrywają w sporze o władzę w Polsce, natomiast reprezentujący lewą stronę SLD ciągle ustępuje ze strachu przed przypinaną mu etykietką "czerwonych".
Najgorsze w tym wszystkim, że ja sam w głębi ducha myślę podobnie - też, niestety, mam
No i co teraz zrobicie? Bardzo mnie
ciekawi, czy twoja partia odważy
się coś rzeczywiście zmienić.
nieodparte wrażenie wiecznego wycofywania się na "z góry upatrzone pozycje". Rzeczywistość jednak skrzeczy i nie pomogą żadne wykręty - stopniowo tracimy
Czy na kolanach zawsze znaczy na klęczkach? Józef Oleksy z żoną na mszy papieskiej w Siedlcach.
Fot. PAP/Tomasz Gzell
coraz więcej i pozwalamy zamieniać Polskę w kraj klerykalny. Czy w tym kontekście wynik ostatnich wyborów, czyli druzgocące zwycięstwo SLD wbrew nachalnej propagandzie prowadzonej przez apolityczny (jak zwykle) kler, nie jest wskazówką, czego naprawdę oczekuje społeczeństwo? Czy nie nadszedł już czas przywrócenia normalności nie tylko w hasłach przedwyborczych, ale też w naszej codziennej rzeczywistości?
Wbrew oficjalnym i politycznie poprawnym zaklęciom o wzajemnym poszanowaniu państwa i Kościoła, polska hierarchia duchowna i niższy kler państwa nie szanują. Sam byłem świadkiem, jak w wyborczą niedzielę ksiądz nawoływał z ambony do niegło-sowania na lewicę łamiąc tym samym państwowe prawo zakazujące agitacji w dniu wyborów. Obraźliwe wypowiedzi księży pod adresem prezydenta czy urzędujących ministrów są przecież na porządku dziennym i jakoś nikt ich nie próbuje powstrzymać albo choćby publicznie napiętnować, jeśli już nie karać.
Mój kolega bardzo słusznie kpi z Sojuszu obawiającego się własnego cienia - tak rzeczywiście jest. Na ostatnim zebraniu koła SLD spotkałem się z gorącymi protestami kilku kolegów, kiedy powiedziałem, że my wszyscy, jako całość, boimy się Kościoła i tylko ze strachu pozwalamy na bezprawne działania tej in-stytucji. Usłyszałem w odpowiedzi, że to nie takie proste, nie wolno popadać w skrajności, powinno się uszanować poglądy innych itd, itp. Może więc należałoby przeanalizować owe domniemane "skrajności" i zastanowić się, czy są one tylko moim wymysłem, czy jednak mają zaczepienie w realiach naszego życia?
Po pierwsze, przyjrzyjmy się konkordatowi. Odchodzący rząd pani Suchockiej, już po przegranych wyborach podpisał umowę z Watykanem, mimo rozlicznych wątpliwości zgłaszanych wtedy przez polityków i opinię publiczną. Innymi słowy podrzucił następcom zgniłe jajo słusznie licząc, że narobi tym zamieszania. Dlaczego jednak rządzący przez następne cztery lata SLD nie zajął się
Kwaśniewski i Glemp na spotkaniu w pałacu prezydenckim.
Fot. PAP/Jacek Turczyk
rzetelną analizą tego dokumentu? Dlaczego nie policzono, ile będzie nas kosztować konkordat i nie zapytano społeczeństwa, czy chce te koszty ponosić? Mam mocne podejrzenia, że Polacy nie zgodziliby się na tę postać umowy i zażądaliby renegocjacji. Jednak ówczesny rząd SLD-PSL nie odważył się postawić tej kwestii i chował głowę w piasek odsuwając sprawę ratyfikacji konkordatu. W ten sposób tylko potwierdził, że boi się zdecydowanych posunięć w stosunku do Kościoła, a klerykałów i duchowieństwo umocnił w przekonaniu o ich sile i nietykalności. Przypomnijmy sobie te kpiące, a często po prostu obraźliwe, opinie prawicy na temat postkomunistycznego rządu, splamionych rąk, strachu przed odpowiedzialnością za PRL, pomówień o "zoologiczną" nienawiść do religii...
Problem w tym, że dzisiejsza lewica nie potrafi wyzwolić się z kompleksu postkomunizmu, od
Czerwone i czarne - ręka w rękę. Papież przyjął Leszka Millera!
Fot. PAP/Radek Pietruszka
którego się odcięła, a klerykało-wie nic sobie nie robią z niechlubnej przeszłości swoich ideowych przywódców, których do dziś uważają za świętych. Ostatecznie więc konkordat nie doczekał się wtedy ratyfikacji, choć nie został też odrzucony. Nie dziwmy się więc, że pierwszym posunięciem, i chyba jedynym prawdziwym sukcesem następnego rządu firmowanego przez Kościół, była bezwarunkowa ratyfikacja tej umowy. Nie oskarżam jednak rządu pana Buźka, ponieważ po nim niczego innego nie mógłbym się spodziewać - w moim przekonaniu winą trzeba obarczyć SLD - za bezczynność i strachliwość. Lewica powinna zachować się, jak na lewicę przystało, a tego nie zrobiła! Dlaczego?
Wedle Konstytucji RP mamy państwo świeckie, czyli religijnie niezaangażowane i oddzielone od wszelkich Kościołów. Tyle papierowa teoria, bo rzeczywistość jest inna. Państwo oddaje Kościołowi katolickiemu za darmo lub za symboliczną złotówkę odremontowane wcześniej budynki, dotuje katolickie organizacje i katolickie szkolnictwo, funduje wycieczki papieża do Polski, wspiera rozmaite akcje kościelne, a nie godzi się na wsparcie identycznych inicjatyw pozakościelnych... Na wszystkich państwowych uroczystościach oglądamy biskupów, a oddanie do użytku nowego supermarketu (nawiasem mówiąc: handlującego potem w niedziele) bardzo często uświetnia biskup albo miejscowy proboszcz. Wojsko częściej jest pokazywane podczas modłów niż na poligonie, kapelani pobierający pensje wyższych oficerów i obdarzeni takimiż stopniami (ku uciesze, ale i złości prawdziwych żołnierzy) zachwalają nam wojskowe modlitewniki. Brakuje sprzętu do ćwiczenia żołnierzy, ale za to powstają wojskowe kaplice... (Dokończenie za tydzień) LESZEK ŻUK
Nr 3 (9t
18 - 24 I 2002 r.
F^KTYn
INJ
LISTY OD CZYTELNIKÓW
15
LISTY
Bardziej... mieć
Drugiego dnia świąt TVN pokazała utyskującego klechę, który wyraził ubolewanie, iż "połowa mieszkańców Łodzi nie przyjmuje księdza po kolędzie...". Stan ten, według posiadacza dobrze zarysowanego nad koloratką podbródka, ma swoje źródło w tym, że "coraz większa liczba Polaków woli MIEĆ niż BYĆ". Czy miał na uwadze gęsty ostatnimi czasy tłum w seminariach - Glemp raczy wiedzieć... Gdyby jednak rozwinąć ten znany kondensat z kleszego na nasze wypadałoby rzec, że to dobrze, iż ludzie w Katolandzie dbają o swoją kasę (setkom tysięcy nie starcza na chleb, o czynszu nie mówiąc) i resztki złotówek wolą w ręku MIEĆ - niż dać się skubać i na własne życzenie strzyżoną owieczką BYĆ! Ten niewątpliwie biedny (duchem) kapłan, nadęty, nieczuły na bytową tragedię narodu, stał i przez usłużnie podsunięty mu mikrofon, bezpieczny o swoje uzębienie - pluł ludziom całej Polski w twarz... Ja wobec tego pytam pana księdza - kto po kolędzie może być jednoznacznie sklasyfikowany po stronie "MIEĆ", a kto po stronie "BYĆ"?!? L. Bodnar
Hej, kolęda
Istnieje zwyczaj odwiedzania rodzin przez duszpasterzy, czyli tzw. kolędowanie albo jak kto woli - podreperowywanie kasy przewielebnych. W miastach muszą się oni trudzić, wchodząc pieszo na piętra w blokach, gdzie brak windy. Jeszcze bardziej "męczą się" na wsiach, gdzie trzeba dotrzeć do rozsianych domostw.
Myliłby się jednak ten, kto by pomyślał, że mogliby użyć do tego celu samochodów sprowadzanych niedawno bez cła. Za wyznaczenie i zorganizowanie tzw. podwózki odpowiedzialni są sołtysi. Mój szwagier nie dostąpił tego zaszczytu, posiada bowiem "malucha", co dla wielebnego okazało się niewygodnym środkiem transportu. A mówiło się kiedyś - maluchy na start.
J. Cook
Bojkot Owsiaka
Nie mogę zrozumieć tych paradoksów, jakie na każdym kroku spotykam w Polsce. Orkiestra Jurka Owsiaka zbiera pieniądze raz do roku, przeznaczając je na szlachetny cel - zakup aparatury medycznej
ratującej życie i zdrowie najmłodszych obywateli naszego kraju. Dzięki tej akcji zakupiono najnowocześniejsze urządzenia medyczne, dzięki którym uratowano setkom tysięcy, a może i milionom dzieci - życie i zdrowie. Dlatego Jurek Owsiak powinien być traktowany i szanowany jak bohater narodowy. A jak jest naprawdę? Tzw. autorytety moralne, czyli kler katolicki starają się Owsiakowi w różny sposób utrudnić i przeszkadzać w jego szlachetnej misji, nie mówiąc już o oczernianiu i bojkocie jego poczynań, bo stanowi dla nich konkurencję, uszczuplając ich kasę. Skoro tak, to należy się zastanowić nad tym, co duchowieństwo katolickie uczyniło dla Polaków? Niech każdy odpowie sobie na to pytanie sam. Henryk B.
ze Szczecina
owego Murzyna, który zrobił swoje. Posłowie SLD, którzy w czasie kampanii byli tak bojowo nastawieni wobec nieudaczników z TKM i deklarowali antyklerykalną postawę - nagle nabrali wody w usta!
Obawiam się, że narastające rozczarowanie wyborców spowoduje, iż w następnych wyborach postawią oni krzyżyk nie obok, lecz na Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Obym się pomylił! Henryk Woźniak
Zamość
Głaskanie szakali
Premier Leszek Miller mógł swego rozmówcę JP II zaprosić prywatnie do własnego M-5 na krótszy lub
Nie tak miało być
Całkowicie zgadzam się z autorem listu "Ale plama" (nr 51 --52/2001). Ja też uważam, że działania obecnego rządu diametralnie różnią się od zapowiedzi kandydatów SLD-UP. W kampanii wyborczej uczestniczyłem w wielu takich spotkaniach. Wtedy kandydaci lewicy ostro krytykowali ówcześnie rządzących nieudaczników spod znaku TKM! Gromkim głosem zapowiadali, że doprowadzą do równowagi finansowej. Oczywiście, konieczne będą wyrzeczenia - mówili - ale nie dotkną one najbiedniejszych, a jeżeli, to w bardzo minimalnym stopniu - zapewniali. W pierwszym rzędzie, pieniądze na "zasypanie" ogromnej dziury budżetowej miały pochodzić od osób, które dopuściły do jej powstania! Zapowiadano też "obcięcie" wielomilionowych dotacji dla facetów w czarnych sukienkach. Głośno mówiono, że Polska przestanie fundować kawior i szampana księżulkom w "biednym" Watykanie! Obiecywano też, iż państwo przestanie dokładać do takich fana-berii, jak nikomu niepotrzebna olbrzymia katedra w Licheniu czy bursztynowy ołtarz, przy którym słynna bursztynowa komnata to mały pikuś! (chce ks. Jankowski pleść bzdury na tle jantaru - niech sam za to zapłaci, a ma z czego!). Zapowiadano cofnięcie jakiegokolwiek finansowania Radia Maryja z obrazkami, czyli rozmodlonej telewizji Puls! No i co? Ano wyszedł z tego przysłowiowy kowalski psik! Rzeczywistość jest diametralnie inna! Wydaje się, że wyborców potraktowano jak
dłuższy pobyt. Analizując jego wypowiedzi po spotkaniu z Białym Ojcem, jestem przekonany, że w rozdziale "Państwowe fundusze celowe" z założeniem polityki pieniężnej budżetu - suma przekazanych Kościołowi pieniędzy będzie kilkakrotnie większa od 92 min zł przekazanych przez Buźka. Trzeba wygłaskać szakali, mając złudzenie, że zaakceptują ten rząd. Myli się Pan Premier Leszek Miller - tak nie będzie, czarni najpierw się z nim wy ściskają, a później "dołożą mu", tak jak robi każda mafia.
Kazimierz Adamski, Nowy Dwór Mazowiecki
Zaproszenie
Za pośrednictwem "Faktów i Mitów" pragnę zaprosić wszystkich bezrobotnych i bezdomnych, emerytów i rencistów, wierzących i niewierzących, pracowników bu-dżetówki, episkopat i duchowieństwo, i kto tam jeszcze chce, na przyjęcie do p. Leszka Millera. Za ilość oraz jakość napojów i zakąsek gwarantuje Pani Aleksandra Miller. O czasie i miejscu przyjęcia poinformuje Pan Premier w stosownym terminie.
A co, nie mogę Was zaprosić?!
Z poważaniem,
Zbigniew Szewczyk
Papież zamiast chleba
Panie Premierze RP, byłem kilka razy na spotkaniu zwolenników i członków SLD z Pana udziałem. Obiecywał Pan, że jak SLD zdobędzie władzę w RP, to miasto Łódź już nie będzie traktowane po macoszemu, jak to czyniły rządy prawicowe, dla których Łódź była zawsze czerwona i dlatego taka biedna. Obecnie Pana ugrupowanie jest przy władzy i zamierza Pan zrealizować swoje obietnice w ten sposób, że chce Pan na koszt bezrobotnych łodzian sprowadzić białego Papę, ażeby biedni łodzianie mogli go zobaczyć przez szybę papamobilu. Nie lepiej było zapytać swoich wyborców, czy tego pragną, czy to lepsze, zamiast pracy i chleba? Uciechę i pełną kabzę będzie miał z tego tylko arcybiskup Ziółek i jego świta. Miasto znowu zaciągnie kolejną pożyczkę w wysokości kilku milionów w banku komercyjnym na pokrycie kosztów pobytu papieża. Żeby Pan nie wiem jak przymilał się Watykanowi, to zawsze będzie Pan dla nich wyłącznie "komuchem", "esbekiem", "pachołkiem Moskwy", "niewierzącym w Boga" itp. Dziury budżetowej w ten sposób Pan nie zakopie, ale pogłębi.
Henryk P. z Łodzi
Rydzyk, ty złodzieju!
23.12.2001 r. rozmowy w Radiu Maryja prowadził sam dyrektor. Temat: "Co czynić, aby nie popaść w kryzys taki, jak w Argentynie". Przezabawne wypowiedzi "znawców" problemu. Dyrektor spławia rozmówców, denerwuje się. Mam więc program rozrywkowy do poduszki. W pewnym momencie zaśmiewam się w głos. Dyrektor bowiem oznajmia, że gdy w Toruniu pokaże się na ulicy, to słyszy okrzyki: "Rydzyk, ty złodzieju!".
Dalej dyr. Rydzyk twierdzi, że przed wojną Polacy nie wydawali pieniędzy w hipermarketach, gdyż wiedzieli, gdzie mają wydawać. A ja, osoba przedwojenna, uzupełnię to prawdziwe twierdzenie faktami z własnej pamięci. W ostatnich,
Usługi pogrzebowe pastorów protestanckich
tel. (0-34) 35-33-061
BEZPŁATNIE
przedwojennych latach znany był warszawski dom handlowy Braci Jabłkowskich. W całej ówczesnej Polsce było nie więcej niż 10 takich placówek. Jabłkowscy prowadzili również sprzedaż wysyłkową i jako dziecko przeglądałam katalogi przysyłane mojej matce. Wydaje mi się, że asortyment oferowanych towarów można by porównać z ofertą dzisiejszego średniego marketu - z poprawką na postęp cywilizacyjno-techniczny. Moja matka kilkakrotnie skorzystała z oferty Jabłkowskich. Chociaż była patriotką, nie mogła jednak sobie pozwolić na częstsze zaopatrywanie się w polskiej firmie. Alternatywą były tanie żydowskie sklepiki albo jeszcze tańszy cotygodniowy targ. Bracia Jabłkowscy stanowili ewenement na polskim rynku, zdominowanym przez kupców żydowskich. Jednak ten ewenement był zbyt drogi na polską kieszeń.
Podczas okupacji niemieckiej żydowska społeczność została wyeliminowana. Polacy pytali: kto teraz zajmie się handlem? Polski handel ma więc krótką historię. W PRL-u stał się źródłem nielegalnych fortun, potem, już legalnie, dawał złudzenie szybkiego mnożenia tych fortun. Oczywiście indywidualnie, bo współdziałanie na bazie połączonego kapitału było obce naszej polskiej tradycji. Weszła więc na rynek sieć zagranicznych, tanich supermarketów. Odpowiadam Rydzykowi: przed wojną Polacy wydawali pieniądze u Żydów, biedna polska wieś kupowała wyłącznie u równie biednych polskich Żydów z małych miasteczek. Ta prawda jest pełniejsza od radiomaryjnej. Anna Wysocka z Lublina
Ruch Społeczny Niezależna Inicjatywa Europejska NIE Oddział w Łodzi zaprasza sympatyków na kolejne spotkanie z cyklu "Rozmowy z ciekawymi ludźmi", które odbędzie się w sobotę 19.01.br. o godz. 11 w siedzibie miejskiej SLD przy ul. Piotrkowskiej 203/205 w sali nr 14. Spotkanie nt. "Pobudzanie inicjatywy własnej celem tworzenia miejsc pracy" poprowadzi prezes i założyciel stowarzyszenia "Wszyscy razem - In Corpore", dr n. med. Lucyna Ciborska. Prosimy o punktualne przybycie.
Świecki mistrz ceremonii pogrzebowej
tel. 0-601-942-662
cena: 200 zł brutto + koszty dojazdu.
TYGODNIK FAKTY i MITY Redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Zbigniew S. Nowak, Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Henryk Rozenkranc; Dział reportażu: kierownik Ryszard Poradowski - tel. (0-42) 630-72-33; Redaktorzy: Adam Cioch, Jakub Kopeć, Jarosław Rudzki; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: Ewa Kotlińska
- tel./fax (0-42) 639-86-10; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-72-23; Adres redakcji: 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94; e-mail: faktyimity@faktyimity.pl; Wydawca: "BŁAJA News" Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Prezes Zarządu: Roman Kotliński; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze - do 25 lutego na drugi kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zl za jeden kwartał; b) RUCH SA - do 5 marca na drugi kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31,532-88-16,532-88-19,532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-/kwartat; 227,-/pót roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-Awartał; 255,-/pót roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-Awartał 313,-/pót roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA ptatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hubsch & CO., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326.4. Dystrybutorzy w USA: New York- European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago - J&B Distributing co., tel. (773) 736 6171; Lowell International co., tel. (847) 439 6300.5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga - Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726.6. Prenumerata redakcyjna: do 15 marca na drugi kwartał 2002 r. Cena 26 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492
16
JAJA JAK BIRETY
FAKTYn
18 - 24 I 2002 r.
ŚW1CTVSZLN1E Rydzyk na pedałach

lv f Jr:>JS '" :; ;- Ml

Ś. '-.ŚŚŚŚ . v ,.,.
Ś -, "Ś : P
CZARNO NA BIAŁYM
Parararadoksy
Wyznawcy ojca dyrektora przemierzają kraj, głosząc chwałę ukochanej rozgłośni. Ten rodzaj reklamy może jednak stanowić zagrożenie dla ruchu drogowego. Bo jak tu nie dodać gazu na widok takiej bzdury? Fot. J.S.
HASŁO TYGODNIA
Z motyką na słońce się rzucali, bo "Faktów i Mitów" nie czytali.
/. W. Sulima-Sulczewski
Tytuł felietoniku dokładnie odzwierciedla jego myśl przewodnią i stan rzeczywisty Polski. Żadnych ci bowiem u nas paradoksów nie ma. Są tylko parararadoksy.
"Harry Potter" - książka nareszcie czytana przez miliony niechętnych słowu pisanemu dzieci - jest wyklinana i obsobaczana przez hierarchów Kk. I słusznie! Mały Harry zdaje się być szczęśliwy i wolny, czego oczywista rzecz - robić nie wolno. Jest orędownikiem dobra, a na to z kolei akurat jest (wiadomo przez kogo) zarezerwowany monopol. Podróżuje w głąb wyobraźni - całkiem różnej od tej z "Katechizmu polskiego dziecka". Choć na lekcjach religii nasze dzieciaki uczone są "prawdziwej miłości", to jednak, zupełnie nie wiedzieć dlaczego, kochają "inaczej" Harry'ego Pottera. Klęska "Radia Maryja" i "Naszego Dziennika"? Nie! Zwykły parararadoks.
Jurek Owsiak zebrał kolejne miliony na ratowanie życia maleńkich dzieci. Od dziesięciu lat wyposaża polskie szpitale w bajecznie drogi sprzęt medyczny, o którym te przaśne placówki mogłyby tylko pomarzyć. Kościół jest niestrudzonym orędownikiem
tego, aby dzieci żyły, a nie umierały. Słusznie! Broni nawet kil-kunastokomórkowych zygot. Nie przeszkadza mu to jednak i nie zawstydza wieszać na Owsiaku zdechłe psy, nazywać go diabłem wcielonym oraz deprawatorem młodzieży. Czy to katastrofalna niespójność elementarnego, zdrowego rozsądku? Nic podobnego! To kolejny polski parararadoks.
Premier Leszek Miller pojechał do papieża. Zabrał z sobą rodzinkę i czynił wiernopoddańcze gesty wobec Papy. Zaprosił Go nawet do Polski, nie bacząc, że akurat kraju na taką (kosztującą miliony) wizytę nie stać. Wcześniej, podczas kampanii wyborczej, zapewniał niedwuznacznie (nie wiem, jak w Państwa telewizorze, ale w moim zapewniał), że rządy czarnych dobiegną końca, jak tylko lewica wygra. Wygrała, a czarni są jeszcze czarniejsi. Kiełbasa wyborcza premiera? Ależ skąd! Kolejny parararadoks.
Polska policja ogłosiła kilka dni temu, że zdarza się czasem w jej łonie korupcja. Zszokowani tą informacją obywatele kręcili głowami z niedowierzaniem. Ta sama policja oświadczyła, że wobec tego stworzy specjalny,
wewnętrzny zespół do walki z ową wewnętrzną korupcją, choć taki wydział już dawno istnieje. Następny komendant główny policji stworzy zapewne nowąspec-grupę do walki z korupcją w "zespole do walki z korupcją". I tak dalej. Czy to jest mnożenie bytów w nieskończoność? Figa z makiem! To znany nam syndrom parararadoksu.
W tygodniku "Viva!" Marian Krzaklewski (to taki Dyzma, co chciał być za wszelką cenę prezydentem i na szczęście nim nie został) powiedział, że nigdy nie przyjaźnił się z Jerzym Buzkiem (to taki, co chciał być premierem i niestety został), więc mu go nie żal. Jeszcze nie tak dawno Krzaklewski wynalazł owego Buźka gdzieś w drugim wymiarze dla nieudaczników, mianował szefem rządu, po czym przywiązał do jego rąk nitki i sterował niczym marionetką z tylnego siedzenia rządowej lanci. Teraz przyznaje, że nie widział go na oczy od października. Czy tak postępuje przełożony wobec podwładnego? Przyjaciel wobec przyjaciela? Właśnie tak! I to jest następny, wszak przecież nie ostatni polski parararadoks.
MarS
Kler poniewiera Harry'ego Pottera
INDEKS 356441 ISSN 1509-460X
FAKTY
i ii
http://www.faktyimity.pl
TYGODNIK NIEKLERYKALNY
Nr 4 (99) 25-31 stycznia 2002 r. Cena 2 zł (w tym 7% VAT)
Caritas i podobne jej instytucje dostały w darze 100 tysięcy ton amerykańskiego i kanadyjskiego drobiu. Głęboko zamrożeni goście przypłynęli do Polski w ładowniach statku i... dziwnym trafem przedostali się do sklepów. Kosztują po 1,9 zł za kilogram. Kurczaki non grata mogą doprowadzić do zapaści i tak już dychawiczny rynek drobiarski. Wszystko wskazuje, że w konsekwencji pracę może stracić ponad 33 tysiące ludzi.
Łupił Łupiński...
i 1
m
m
TH2B L Ś
"Ty Judaszu, zdrajco i złodzieju!" - takimi słowy zwracali się do swojego proboszcza mieszkańcy wsi Czerwonka k. Makowa Mazowieckiego, którzy w minioną niedzielę wszczęli bunt. Nie wpuścili do świątyni ks. Mariana Łupińskiego, podczas szamotaniny zdarli z niego ornat i przewrócili go na ziemię.
Kielich goryczy przepełniła wiadomość o sprzedaniu przez proboszcza bez wiedzy parafian nowo zbudowanego budynku i 1,6 ha ziemi. Okazało się, iż w ciągu czterech lat pobytu w Czerwonce pasterz bezustannie okradał swoje owieczki, a w planach miał nawet przehandlo-wanie... cmentarza.,
OStr.3
Ekumenizm a laYaticanum
KSIĄDZ NAWRÓCONY
FAKTYn
^M FAKTY ^H
ZAKOPANE Po Siwcu i Korzeniowskim do małpowania Ojca Świętego zabrał się Małysz, całując śnieg po zwycięskim skoku. On przynajmniej szczerze wyznał, że papież jest jego idolem.
WARSZAWA 17.01 na zebraniu aktywu SLD przy ul. Foksal, Leszek Miller zakończył wystąpienie kolejną swoją złotą maksymą: "Proszę Państwa, jako premier tego rządu chciałbym pokazać Państwu coś wielkiego..." Wyzwolone dziewczyny z SLD zapiszczały z radości!
KATOWICE Diamentowym laurem został nagrodzony przez śląskie elity ojciec prof. Mieczysław Krąpiec, dominikański filozof i były rektor KUL-u. Gratulujemy wyboru laureata, wielkiego miłośnika Radia Maryja i "Naszego Dziennika", zajadłego wroga księdza Tischnera. To m.in. dzięki Krąpcowi kościelne elity w Polsce są tak konserwatywne i intelektualnie zacofane. Niewielu już zostało sutannowych nie odznaczonych, więc
0 wypadek nietrudno....
WATYKAN/WASZYNGTON Katolicki Instytut Rodziny
1 Praw Człowieka (sic!) złożył donos do prezydenta i Kongresu USA na działalność UNICEF-u, agendy ONZ zajmującej się pomocą dzieciom. Watykańczycy oskarżają ją o propagowanie aborcji w RPA poprzez finansowanie organizacji "Miłość Życia". Organizacja ta wspiera świadome rodzicielstwo wśród młodzieży. Ludzie papieża mają nadzieję, że konserwatywny prezydent Bush będzie szantażował UNICEF 100 milionami dolarów, które USA wpłacają corocznie na jego rzecz.
Donos i szantaż - oto metody budowania watykańskiej "cywilizacji miłości"!
WATYKAN Według nauki katolickiej nie wolno spowiadać się przez Internet. Tak stwierdził arcybiskup John Foley, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Środków Społecznego Przekazu. Właściwym miejscem przyjmowania spowiedzi jest kaplica lub kościół. Mało tego, "poza uzasadnionymi przypadkami" powinna się ona odbywać w konfesjonale! Zamiast pytania -gdzie, stawiamy inne -po co?
ASYŻ 24.01 odbył się watykański Dzień Modlitw o Pokój na Świecie. Zaproszono nań przedstawicieli słusznego katolicyzmu, 30 niesłusznych Kościołów chrześcijańskich i 11 pogańskich religii. Większość uczestników zjazdu pojechała tam specjalnym pociągiem z Rzymu. Pompatyczną kolejową procesję z góry patrolowały helikoptery! Na spotkaniu zabrakło dalajlamy, który w uprzejmym liście stwierdził, że ma inne plany na ten czas. JP II błyszczał jako jedyna prawdziwa gwiazda wielkiego show. I o to chodziło!
IZRAEL Wszystko wskazuje, że powiększy się liczba krajów akceptujących eutanazję. Prokurator generalny Izraela, Elyakim Ru-binstein wyraził zgodę na jej przeprowadzanie w niektórych przypadkach. Również ministerstwo zdrowia opublikowało szczegółowe wytyczne dotyczące postępowania lekarskiego w tej sprawie. Przypominają one rozwiązania holenderskie. Do wprowadzenia podobnych przygotowują się: Belgia, Szwajcaria, Australia i USA. Izraelskie regulacje prawne popierają nawet rabini. A nasz papież "do końca nas umiłował"...
Nie słabnie zamęt wokół budowy meczetu w Nazarecie. Najpierw władze pozwoliły muzułmanom na jego budowę mimo masowych protestów chrześcijan, a teraz, kiedy wylano już fundamenty, zawieszono budowę, mimo protestów Arabów. Co teraz zrobią Żydzi? Zaczną się targować!
ROSJA/GRECJA Prawosławni nie są jakoś wrażliwi na urok Papieża Tysiąclecia. Mimo zaproszenia wysłanego przez prezydenta Władimira Putina, patriarcha Aleksij II nie wyraża ochoty na spotkanie z duchowym władcą świata "dopóki trwa katolicka ekspansja w Rosji". W tym samym czasie Święty (sic!) Synod Greckiego Kościoła Prawosławnego zabronił arcybiskupowi Chri-stodulosowi przyjmować zaproszenia do Watykanu. O wy ruskie popy! Dobrą Nowinę nazywać ekspansją!
BUŁGARIA Stary już film "Ostatnie kuszenie Chrystusa" Mar-tina Scorsese ciągle wzbudza emocje. Bułgarska telewizja była zmuszona odwołać jego emisję po protestach miejscowej hierarchii prawosławnej. Film jest nudnawy, a opowiada fikcyjną historię o tym, że Chrystus, umierając na krzyżu, był kuszony przez diabła wizją szczęśliwego życia u boku Marii Magdaleny. Czyżby duchowni bali się nawet fikcji literackiej?
TATARSTAN Władze tej autonomicznej republiki w Rosji domagają się uparcie zwrotu ikony Matki Boskiej Kazańskiej. Jest to jedna z największych świętości rosyjskich prawosławnych. Wykradziona w 1904 roku znajduje się obecnie w... prywatnych apartamentach papieża. Miejscowi muzułmanie zaprosili ostatnio Białego Ojca do Kazania, ale prezydent Tatarstanu zastrzegł, że wizyta będzie możliwa, jeżeli papież grzecznie odda skradzioną ikonę. Watykan niby chce ją oddać, ale do rąk własnych zwierzchnikowi rosyjskich prawosławnych, Aleksijowi II. Święta ikona jest więc dla papieskich kartą przetargową, za pomocą której chcą na prawosławnych wymusić wizytę JP II w Rosji. Watykańczycy nawet przy okazji oddawania kradzionego chcą jeszcze zarobić.
>5 - 311 2002 r.
KOMENTARZ NACZELNEGO
Komu stawia Kwaśniewski
Antykleryka-lizm w Polsce narastał i krzepł od z górą tysiąca lat, w miarę jak Kościół rzymski nad Wisłą stawał się coraz bardziej bezczelny. Obecnie przeżywa on swoje apogeum, bo i klerykalizm je święci. Do bycia klerykałem, w wielu środowiskach kruchtowo-kropielniczych RParafialnej, można się przyznać bez żenady. W pewnych kręgach obowiązuje wręcz zasada - być (klerykałem) albo nie być. Nie zdziwiłbym się wcale, gdyby na przykład osoby pragnące zrobić karierę w Rydzykowej Lidze, zamiast prać swoje ubrania, okadzały je kadzidłem dla lepszego wrażenia. Natomiast na głośne wyrażanie poglądów antyklerykalnych w Polsce nie ma miejsca, no może z wyjątkiem dwóch redakcji prasowych, miejskich murów i ewentualnie własnego domu. Taki Leszek Miller jest antyklerykałem i sądzę nawet, że gotów jest to ogłosić... np. żubrowi do ucha, na polanie w Puszczy Białowieskiej. Polak mówiący prawdę o Kościele to mason, komuch i Żyd, czyli nie-Polak. Wychwalając państwo Watykan i kler stajemy się patriotami, narodowcami, obywatelami I kategorii.
A tymczasem krytyków hegemonii Kościoła jest ci u nas dostatek i ciągle przybywa. Problem w tym, że nie ujawniają oni swoich upodobań publicznie, zwłaszcza jeśli chcą do czegoś w życiu dojść. Zapewniam komitet centralny Episkopatu Polski, że w obecnym rządzie i parlamencie aż roi się od zaciekłych kryptoantyklerykałów. Kibicuje nam po cichu, ale bardzo gorąco, kilku ministrów, dyrektorów departamentów oraz parunastu posłów i senatorów; wyższe rangi przemilczę. Nasi przyjaciele ze szczytów władzy przekazują nam coraz więcej ciekawych informacji z warszawskich salonów. Zebrałem je sobie wszystkie do kupy i uznałem, że zainteresują również resztę narodu.
Pierwsza informacja jest taka, że Polska ma nowego prezydenta. Naszym pięknym krajem kieruje Adam Michnik, redaktor naczelny "Gazety Wyborczej", też znany i też lubiany, choć może nie tak bardzo, jak prezydent wszystkich Polaków. Michnik urzęduje w Warszawie przy ulicy Czerskiej, ale prawie każdy wieczór spędza u Kwa-cha w pałacu, obalając wspólnie z nim flaszkę whisky, co jest wysoce niepatriotyczne. Na owych posiedzeniach zapadają strategiczne dla kraju decyzje. Miejmy nadzieję, że chłopaki mają mocne głowy... Prezydent Kwaśniewski już od początku drugiej kadencji zaczął na dobre dryfować w stronę Unii Wolności. Coraz bardziej też wiązał się i polegał na Michniku. Zapewne po którymś z kolei wspólnym drinku uradzili, że wkrótce powstanie nowa partia prezydencka, która wystartuje w następnych wyborach do parlamentu i je wygra. Kolejne wybory prezydenckie ma wygrać, dla odmiany, pierwsza dama Jolanta K., co niewątpliwie zaoszczędzi nam, podatnikom, kosztów związanych z wyprowadzką Państwa Kwaśniew-skich z Pałacu Namiestnikowskiego. Aby obecny prezydent mógł się przekształcić w przyszłości w lidera nowej, zwycięskiej partii, nie może popierać obecnej koalicji i rządu Leszka Millera. Więcej, rząd ten powinien być złożony w ofierze dla przyszłej pomyślności Państwa K. Nie chodzi tu, broń Boże, o celowe torpedowanie strategicznych rządowych inicjatyw gospodarczych czy planową destabilizację kraju. W Michnikowym otoczeniu obecnego prezydenta panuje jednak przekonanie, że z dziury po Buzku i tak wyjść się nie da, przynajmniej przez najbliższe kilka lat. Nie warto więc
przykładać ręki i firmować biedę i bezrobocie, obniżając sobie wysoki wskaźnik społecznego zaufania. Z drugiej strony wiadomo, że im gorzej, tym lepiej - oczywiście dla tych, którzy krytykują aktualnie rządzących lub startują z nową nazwą i programem {vide sukces Platformy i LPR). Podobno prezydent Kwaśniewski w ogóle nie rozmawia ze swoim dawnym kolegą Leszkiem Mil-lerem, co może martwić, bo wojny na górze nigdy na zdrowie naszemu krajowi nie wychodziły. Konflikt zaostrzył się podczas przepychanek o obsadę polskiego przedstawiciela w Konwencie Unii Europejskiej. Jak wiadomo, prezydent mocno forsował na to stanowisko Geremka, popieranego przez dwie unie - UE i UW. Wkurzyło to premiera, ponieważ miał on swojego własnego kandydata z lewicy. Teraz przedstawicielem ma zostać Józef Oleksy, którego Miller nie cierpi. Kwaśniewski, podczas utarczek na linii rząd-NBP, stanął po stronie niezależności Rady Polityki Pieniężnej. Wcześniej pokłócili się o Kaczmarka, którego z kolei nie cierpi Kwach, a którego Miller uparł się zrobić ministrem skarbu.
Niewesoło jest w samym Sojuszu, który od wyborów coraz wyraźniej dzieli się na dwie frakcje - rządową i partyjną. Józef Oleksy poszedł w odstawkę. Przewodniczący SLD Jaskiernia zaczy-^^^ na się dystansować od poczynań rzą-^k ^k du. Wielki aparat partyjny, wśród w którego nie brak ludzi zdolnych | i ambitnych, czuje się zdegustowany i odepchnięty poza elitę tzw. ludzi Millera. Nawet niektórzy wojewodowie wolą kolaborować w terenie np. z Platformą Obywatelską, niż podpisywać się pod narastającym niezadowoleniem społecznym wobec rządu i SLD. Kryzys finansów samorządowych powoduje powszechną eskalację postawy na przeczekanie. Nowe władze na dołach nie chcą nikomu się narażać i ograniczają swoje ruchy do podjęcia decyzji o uprzątnięciu śniegu z ulic, przecięciu wstęgi czy obiadku z miejscowym biskupem. Mało kto zdaje się wierzyć, że z krótką kołdrą da się cokolwiek zwojować. Zamiast myśleć, jak ją wydłużyć, choćby przez napędzanie inwestycji zagranicznych na swoim terenie, ludzie Millera pilnie baczą tylko, by niczego nie spieprzyć, nauczeni niesławną karierą swoich poprzedników i sparaliżowani strachem przed premierem, który faktycznie pasie swoją trzodę rózgą żelazną.
Finanse państwa też nie napawają optymizmem, chociaż faktycznie syndrom Argentyny już nam raczej nie grozi. Jednak ciągle wydatki budżetu planowane są dosłownie z dnia na dzień. Dokonuje się karkołomnych operacji finansowych, blokując np. lokaty w bankach szwajcarskich na jeden dzień, by za odsetki zatkać doraźnie jakąś pomniejszą dziurę. W odróżnieniu od poprzedniej ekipy, obecna oszczędza dosłownie na wszystkim. Wiceministrowie jeżdżą do domu pociągami, a np. obiady z pomniejszymi kontrahentami finansują z własnych kieszeni...
Nasi przyjaciele antyklerykałowie wyrażają przekonanie, iż obecna władza powinna otrząsnąć się z kompleksu ratownika; z większą inwencją i optymizmem podejmować śmiałe, nawet niekonwencjonalne decyzje. Priorytetem musi być wzrost gospodarczy, spadek bezrobocia i pomniejszanie obszaru biedy. Dziś bardziej od ratowników potrzeba taterników, zdobywców szczytów, wielkich Małyszów. Takich ludzi trzeba promować, a nie rzucać im kłody pod nogi. JONASZ
Fot. www.prezydent.pl
Nr 4 (99
25 - 311 2002 r.
F^KTYn
INJ
ZAMIAST SPOWIEDZI
- Co jest przyczyną, że Kościół katolicki w Polsce czuje się niczym "monopolista Boga" i co powinno się w tym względzie zmienić?
- Kiedy Kościół stanowi wielką część społeczeństwa, czuje się silny i pewny siebie, jak dumny Kościół laodycejski opisany w Apokalipsie. Tymczasem życie wielu Polaków jest słabe, chwiejne i żałośnie kapryśne. To wielkie wyzwanie dla duchownych wszystkich Kościołów chrześcijańskich, aby pomóc ludziom potrzebującym, bez względu na ich światopogląd. W konstytucji mamy zapis o wolności sumienia i wyznania, a także o rozdziale Kościoła od państwa. Dla mnie "Kościół i państwo" to dwie niezależne od siebie, oddzielone jednostki. Dopóki te prawa będą respektowane, to będzie w miarę bezpiecznie. Jeżeli zostaną usunięte, to będzie tragicznie. Wzorem i wodzem adwentystów jest Jezus, On nie angażował się bezpośrednio w politykę. Misją Kościoła jest głoszenie dobrej nowiny i przygotowanie ludzi na spotkanie z Bogiem.
- Baczny obserwator zauważy lekceważący stosunek Kościoła katolickiego do innych Kościołów. Czy w związku z tym istnieje konflikt wyznaniowy?
- Tak bym tego nie nazwał, choć zdarzają się nietolerancyjni duchowni. Na szczęście papież Jan Paweł II wielokrotnie wyrażał swoją opinię na temat innych Kościołów. 2 października 1979 roku na XXXIV sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ wyliczył prawa przysługujące każdej osobie: "Prawo do życia, do wolności i bezpieczeństwa osobistego, prawo do wyżywienia, do odzienia, do mieszkania, nauki i kultury, prawo do wolności myśli, sumienia i prawo do wyznawania własnej religii indywidualnie lub zbiorowo, publicznie lub
Szanować każdego
Rozmowa z Zenonem Samborskim - pastorem Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego w Częstochowie
prywatnie". Wymienione prawa przede wszystkim powinni wziąć sobie do serca księża katoliccy, zważywszy, z czyich ust zostały wypowiedziane. Każdy ma prawo wyrażać swoje religijne idee, ale przy tym zawsze powinien okazywać poszanowanie dla prawd innych ludzi.
- Jakiś czas temu uczestniczył pastor w pogrzebie zmarłego katolika. Jak do tego doszło?
- Pewna pani z Częstochowy dowiedziała się z "Faktów i Mitów", że Kościół Adwentystów Dnia Siódmego pomaga ludziom w potrzebie. Sytuacja, w której znalazła się ta kobieta - o czym dowiedziałem się z rozmowy telefonicznej - była dla niej nie do rozwiązania we własnym zakresie. Ksiądz odmówił odprawienia pogrzebu jej syna, mimo iż zmarły był katolikiem. Swoją decyzję uzasadniał nieudzieleniem ostatniego namaszczenia. 35-letni mężczyzna umarł w szpitalu nagle, tuż po operacji. Wcześniej uległ wypadkowi w domu. Uważałem, że skoro się do mnie zgłosiła, nie mogę jej pozostawić w nieszczęściu i zgodziłem się poprowadzić ceremonię pogrzebową. Zresztą, jak sama przyznała, byłem jej ostatnią nadzieją.
- Czy pogrzeb przebiegał bez zakłóceń?
- Kiedy przybyłem na cmentarz, trumna z ciałem Roberta była
ustawiona w kaplicy. Wtedy okazało się, że kościelny nie wyraża zgody na przeprowadzenie przeze mnie uroczystości pogrzebowej. Tłumaczył, że to proboszcz nie wyraził zgody. Zgromadzeni na pogrzebie ludzie zaczęli głośno wyrażać opinie na temat owego proboszcza, kościelnego i całej sytuacji. Ostre komentarze i ogólne zamieszanie wymykało się spod kontroli. Nie ukrywam, że przez moment wystraszyłem się agresją tłumu. Musiałem jakoś zareagować. Przekonałem w końcu zebranych, że całe nabożeństwo można przeprowadzić bezpośrednio nad grobem, bo "Pan Bóg jest wszechobecny". Ceremonia na dworze przebiegła bardzo spokojnie. Około 100 osób zebranych na cmentarzu godnie pożegnało zmarłego. Mimo że ja jestem pastorem, a nie księdzem, widziałem w oczach tych ludzi akceptację i życzliwość. W przemówieniu koncentrowałem uwagę obecnych na życiu doczesnym i jego znikomości. Mówiłem o nadziei życia wiecznego w Jezusie Chrystusie, dzięki któremu każdy z nas może mieć nadzieję zmartwychwstania.
- Proboszcz, który w pogrzebie nie uczestniczył, nazwał pastora "sekciarzem". Czy jest pan oburzony?
- Zasmuciło mnie stwierdzenie księdza katolickiego, w którym adwentyści określeni zostali mianem "sekty". Rozumiem, że poglądy wyrażone przez niego, są jego poglądami, do których ma prawo. Jednak negatywny wydźwięk słowa "sekta" wywołuje emocje i stosowanie go do Kościoła Adwentystów jest wielkim nietaktem i nadużyciem. Kościół Adwentystów jest uznanym na świecie i w Polsce Kościołem chrześcijańskim o sytuacji prawnej uregulowanej ustawą z dnia 30.06.1995 r. Jednym z celów Kościoła jest krzewienie ducha tolerancji, pokoju i braterstwa oraz chrześcijańskiej miłości wobec ludzi wszelkich wyznań. Realizując te cele utrzymujemy dobrosąsiedzkie, przyjazne i partnerskie stosunki z różnymi Kościołami, w tym również z Kościołem rzymskim w Polsce. Dlatego jest mi przykro, że duchowny tego Kościoła użył publicznie wobec nas obraźliwych określeń.
- Czy pastor przebaczył zniewagę?
- Tak, przebaczyłem. Pan Jezus powiedział, abyśmy modlili się za swoich nieprzyjaciół. Sam dał przykład, kiedy modlił się za swoich oprawców, mówiąc: "Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią.
- Czy zdarzały się już pastorowi takie przypadki?
- Kilkakrotnie prowadziłem pogrzeby katolików, ale według obrządku Adwentystów Dnia Siódmego. W różnych miejscach Polski. Najczęściej ludzi przychodzących do nas przekonuje argument finansowy - w Kościele Adwentystów wszelkie ceremonie z udziałem pastorów odbywają się bezpłatnie. "Cokolwiek byście chcieli, aby wam ludzie czynili, to i wy im czyńcie" - przykazanie to stanowi szczyt etyki. Stosując tę złotą zasadę będziemy szanować każdego człowieka.
RENA RUSZOWSKA Fot. archiwum
W Czerwonce koło Makowa Mazowieckiego parafianie nie wpuścili księdza do kościoła. Podczas szarpaniny przed niedzielnymi modłami zerwali z niego ornat i przewrócili na ziemię. Powód? Pazerność proboszcza na kasę oraz sprzedanie bez niczyjej wiedzy znacznej części parafialnego majątku.
Ksiądz Marian Łupiński (na zdjęciu) przybył do Czerwonki cztery lata temu. Podobnie jak w kilku innych parafiach, z których go wcześniej wypędzono (m.in. w Kozłach i Borkach), nie udało mu się i tu nawiązać dialogu z ludźmi, których od początku traktował ob-cesowo, per bucior. Zamknięty w zakratowanej i pilnowanej przez groźne brytany pleba-nii, odgrodzony od świata i ludzkich spraw, traktował parafię jak własny folwark. Arogancja proboszcza przejawiała się m.in. w tym, że pobierał wysokie opłaty za "co się da", np. 1000 zł za pogrzeb, a nie widział powodu, żeby kogokolwiek informować, co robi z parafialną kasą.
Kielich goryczy przepełnił się przed kilkoma dniami, gdy mieszkańcy przypadkowo dowiedzieli się, że Łupiński sprzedał bez ich wiedzy 1,6 ha ziemi i nowo wybudowany przez nich dom, przeznaczony dla kościelnego i organisty. Przed niedzielną mszą tłum zaczął gromadzić się obok
Łupił Łupiński...
kościoła. Bynajmniej nie w celach modlitewnych. Gdy pazerny klecha chciał wejść do świątyni, ludzie zagrodzili mu drogę. Doszło do ostrej szarpaniny, podczas której przewrócono proboszcza na ziemię i zdarto z niego kapłańskie szaty. Zdesperowani parafianie wykrzykiwali przy tym, aby proboszcz anulował umowę notarialną i natychmiast opuścił parafię.
- Od stu lat mamy tu parafię, ale takiego złodzieja i diabła w sutannie jeszcze nie widzieliśmy - wykrzyczał w twarz proboszczowi jeden z mieszkańców Czerwonki.
- Tu nigdy nie było złodziejstwa, każdego księdza szanowaliśmy. Przebywający wśród nas przez 34 lata ksiądz Tadeusz Frączak nie tylko powiększył majątek parafii, ale i pozostawił bardzo dobre wspomnienia. Dziś jest na emeryturze i nie ma nawet prawa wstępu do naszej świątyni! Takiego prawa odmówił mu obecny proboszcz - jeden przez drugiego żalili się dziennikarzowi "FiM" parafianie.
Dramatyczny przebieg wydarzeń w Czerwonce, jednej z biedniejszych parafii w Łomżyńskiem, był wynikiem nagromadzenia licznych żalów i problemów, których zwierzchnicy proboszcza nie próbowali nawet rozwiązać, ani choćby dostrzec. Mieszkańcy Czerwonki i okolicznych miejscowości wielokrotnie sygnalizowali swoje zastrzeżenia dziekanowi Janowi Pawłowskiemu, a także biskupowi łomżyńskiemu Stanisławowi Stefankowi, jednak spotykali się z zupełną obojętnością.
"Ty Judaszu, zdrajco i złodzieju!" - to najłagodniejsze epitety, jakimi w minioną niedzielę obrzucano proboszcza. Zarzucano mu też chamstwo, wypomniano, że potrafił znikać na kilka tygodni i zapomnieć o pogrzebie jednego z mieszkańców,
że domaga się niebotycznych opłat za wszelkie usługi, także sakramenty chrztu i bierzmowania. Handlował podobno zagranicznymi darami, zagarniając dla siebie pieniądze. Chciał nawet sprzedać cmentarz!
Mieszkańcy Czerwonki opowiadają też o mętnych interesach proboszcza. Ponoć był on powiązany z byłym komendantem policji w Różanie, przeciwko któremu prokuratura w Ostrołęce prowadzi postępowanie za wykorzystywanie rumuńskich tirówek...
Mętne tłumaczenia proboszcza nikogo nie satysfakcjonowały, nikt też nie stanął w jego obronie. Po kilkugodzinnej awanturze pod murami kościoła, zdesperowani parafianie wtargnęli na plebanię, do której wcześniej nie mieli dostępu, nawet gdy chcieli załatwić pilne sprawy związane np. z pogrzebem.
Wtargnęli i oniemieli, widząc na własne oczy arsenał broni, którą zgromadził proboszcz rzekomo na wypadek napadu, m.in. sztucer i kilka pistoletów. Wielogodzinna okupacja zakończyła się wieczorem, gdy ksiądz pod presją parafian przyrzekł anulować akt notarialny.
Erupcja ludzkiego gniewu zakończy się zapewne wygnaniem proboszcza. Czy wierni z Czerwonki następnego kapłana obdarzą należytym szacunkiem? Czy wypędzenie obecnego nieuczciwego proboszcza będzie równoznaczne z odzyskaniem przez parafię choć części majątku przez niego sprzedanego i zagrabionego? RP
Fot. Autor
Z NOTATNIKA HERETYKA
FAKTYn
>5 - 311 2002 r.
POLAKÓW PORTFEL WŁASNY
Podatek importowy - za i przeciw
Rozpoczynamy druk cyklu bieżących prognoz i analiz gospodarczych dra Wiesława Ciesielskiego, pierwszego zastępcy wicepremiera Marka Belki.
Do niedawna tocząca się gorąca dyskusja o wprowadzeniu podatku importowego w Polsce zachęca, aby przedstawić argumenty przemawiające zarówno za jego wprowadzeniem jak i przeciw, bowiem tylko wyważona analiza pozwoli na rzeczowe rozstrzygnięcie problemu. Argumenty uzasadniające wprowadzenie podatku:
- Nastąpi zwiększenie wpływów budżetowych i redukcja deficytu budżetowego. Przykładowo wprowadzenie w roku 2002 podatku importowego
o stawce 5 proc. przyniosło- \ by zwroty dla importerów, którzy następnie dokonują reeksportu towarów importowanych, dodatkowy dochód do budżetu wyniósłby 6,3 mld PLN.
- Wsparcie krajowej przedsiębiorczości poprzez przesunięcie części krajowego popytu na produkcję krajową.
- Korzystny wpływ na bilans handlowy.
Argumenty przeciw wprowadzeniu podatku:
- Wskutek wprowadzenia podatku zmaleje wielkość importu, co w konsekwencji oznacza, że wysokość dodatkowych wpływów do budżetu nie jest wartością pewną.
- Wzrosną koszty działania przedsiębiorstw wykorzystujących w produkcji towary importowane. Efektem tego może być nie tylko spadek dochodów budżetowych z tytułu VAT,
CIT i akcyzy, ale nawet obniżenie wzrostu gospodarczego i dalszy spadek zatrudnienia.
- Sztucznie i wbrew mechanizmom rynkowym wprowadzona w produkcji zmiana towarów importowanych na krajowe wpływa zwykle negatywnie na jakość produktów finalnych oraz pogarsza konkurencyjność przedsiębiorstw korzystających z "chronionego" zaopatrzenia krajowego.
- W systemie płynnego kursu walutowego nałożenie podatku importowego powoduje chwilową tylko poprawę salda wymiany zagranicznej. W długim bowiem okresie spadek importu powoduje spadek popytu na waluty wymienialne i umocnienie się złotego. Zmniejsza to konkurencyjność i w konsekwencji wielkość eksportu wpływając na saldo wymiany zagranicznej (ukryty podatek oddziałujący na eksport).
- Wprowadzenie podatku importowego powoduje deformacje strukturalne w produkcji wskutek
sztucznej opłacalności pewnych dziedzin produkcji (zła alokacja zasobów).
- Negatywne stanowisko UE, WTO i MFW nie tylko w związku z naruszeniem zasad wolnego handlu. Przy wprowadzeniu podatku należy mieć na uwadze postanowienia Układu Ogólnego w Sprawie Taryf Celnych i Handlu GATT 47 oraz Układu Europejskiego. Warto zwrócić uwagę, że wbrew postanowieniom ww. aktów głównym podnoszonym powodem wprowadzenia podatku nie są przyczyny zewnętrzne, np. konieczność poprawy sytuacji w bilansie płatniczym, ale przyczyny fiskalne.
W opinii Międzynarodowego Funduszu Walutowego argumenty natury ekonomicznej przemawiające za zastosowaniem podatku importowego występują jedynie w ściśle określonych przypadkach istnienia niedostosowanej do warunków ekono-- micznych i nieelastycznej poli-| tyki kursów walutowych i wtedy, gdy inne narzędzia naprawcze natury fiskalnej nie mają zastosowania. Także korzyści fiskalne z zastosowania podatku dla rachunku obrotów bieżących są niewielkie.
W konkluzji należy stwierdzić, że wprowadzenie podatku importowego w obecnej sytuacji gospodarczej w Polsce nie jest potrzebne, gdyż nie jest on efektywnym narzędziem długookresowego polepszenia sytuacji finansów państwa i bilansu płatniczego oraz niesie ze sobą negatywne efekty uboczne.
dr WIESŁAW CIESIELSKI Wiceminister, Sekretarz Stanu w Ministerstwie Finansów
Pan Prezydent Aleksander Kwaśniewski i Pan Premier Leszek Miller prowadzali się ostatnio pod rękę z Księdzem Prymasem. Zwłaszcza prezydent jest sympatyczny, prawie wszyscy go lubią i on prawie wszystkich lubi, więc nic dziwnego, że zaprosił do siebie prymasa na pogawędkę.
Dobrze przynajmniej, że prezydent nie był aż tak sympatyczny, by samemu pojechać do prymasa i dzięki temu możemy zachować resztki narkotycznego złudzenia, że państwo w naszej umiłowanej ojczyźnie, przynajmniej z rytualnego punktu widzenia, ma pierwszeństwo przed Kościołem. Panu prezydentowi leży na sercu
bo to przecie zacny człowiek. Wszystko to bardzo piękne. Szkopuł jednak w tym, że wcale nie jest pewne, czy poparcie Kościoła okaże się zbawienne dla zwolenników wejścia do Unii. Jeśli wziąć pod uwagę zdecydowanie marną skuteczność kościelnych wezwań przed wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi, to można mieć obawy, czy kościelne poparcie nie będzie mieć skutku odwrotnego niż zamierzony. Może więc lepiej, by zwolennicy wejścia Polski do UE poprosili prymasa wraz z całą hierarchią, aby przed referendum opowiedział się "przeciw"? Ponieważ jest to niemożliwe i w obecnym stanie rzeczy trudno będzie
Almanzorze... nie całuj!
sprawa wejścia Polski do Unii Europejskiej i ucieszył się jak dziecko, gdy usłyszał, że Kościół nad Wisłą popiera te marzenia. Jak wiadomo, już jakiś czas temu biskupi wybrali się hurmą do Brukseli na wywiad środowiskowy, żeby zorientować się, czy mogą poprzeć polskie awanse do UE.
Efekt wywiadu okazał się pozytywny i biskupi oświadczyli, że nie mają nic wbrew. Szczere to czy nie, nie wiadomo, ale takie są publiczne deklaracje. Prezydent postanowił jednak kuć żelazo póki gorące i emabluje prymasa na okoliczność procesu akcesyjne-go. Niepotrzebnie - prymas zdania nie zmieni i przed referendum poprze zwolenników akcesu.
W ślady prezydenta poszedł też premier i tym razem on - jako niższy rangą - nawiedził prymasa w jego pałacu na Miodowej. Premier też upewniał się, czy aby na pewno prymas chce do Unii. Uzyskał solenne zapewnienie. To ładnie z prymasa strony. Na pewno ma dobre intencje,
odwieść Kościół od tej przychylności, to może zwolennicy akcesu (oczywiście spoza LPR) powinni coś bąknąć nt. ograniczenia przywilejów kleru, by prymas z kolegami zaczęli zastanawiać się nad zmianą zdania?
Kościelne poparcie może się bowiem okazać tym dla idei wejścia Polski do UE, co pocałunek Almanzora dla Hiszpanów. Historię tę opisał Adam Mickiewicz w powieści poetyckiej "Konrad Wallenrod". Pokonany wódz muzułmanów postanowił podstępnie zemścić się na zwycięzcach, Hiszpanach. Zarażony cholerą odwiedził wodza hiszpańskiego w Grenadzie i dopuszczony przed jego oblicze pocałował go, przekazując mu tym samym śmiertelną chorobę. Euroentuzjaści, z prezydentem i premierem na czele, uważajcie na prymasa, bo - choćby niechcący - może okazać się Almanzorem. Strzeżcie się jego pocałunków.
KRZYSZTOF LUBCZYŃSKI
GŁASKANIE JEŻA
Malowane ptaki
Prezydenta Gabriela Narutowicza i 16-letnią gdańsz-czankę Anię dzieli inter-wał osiemdziesięciu lat, status i pochodzenie społeczne. A czy coś łączy? Owszem. Łączy jakże wzniosła, jakże bezinteresowna... ludzka nienawiść.
Osiemdziesiąt lat temu, 16 grudnia 1922 roku pierwszy prezydent Drugiej Rzeczypospolitej Gabriel Narutowicz oglądał w warszawskiej Zachęcie obraz "Sztorm". Nacjonalista Eligiusz Niewiadomski stał z tyłu. Nagle błyskawicznym ruchem wyciągnął pistolet i strzelił w plecy prezydenta. Osobnicy tego pokroju zawsze strzelają w plecy. Chwilę później dobił leżącego dwoma
strzałami w głowę. Narutowicz zmarł kilka minut potem, na rękach słynnej poetki Kazimiery Iłłakowiczówny.
Czy musiał zginąć? Musiał! Sącząca się poprzez uszy trucizna nienawiści zawsze znajdzie w końcu swoją egzemplifikację w jakichś Brutusach, jakichś Robe-spierrach, czy w jakichś Niewia-domskich wreszcie.
Bo czy za taką truciznę nie można uznać słów, których jakże chętnie słuchali podczas kazań licznie zgromadzeni na nabożeństwach narodowi demokraci? Słowa te brzmiały tak: "Narutowicz to Żyd i mason, twórca Judeo-Pol-shi, niegodny miana pierwszego prezydenta". A więc jeśli Żyd,
a więc jeśli mason, to zagraża ukrzyżowanej przez Watykańczy-ków Najjaśniejszej. A jak zagraża, to trzeba go zabić. Czyż to nie prosta konkluzja, czyż to nie oczywista konstatacja?
Od tamtego czasu minęły dziesięciolecia, jednak w kraiku nad Wisłą niewiele się zmieniło.
18 stycznia w jednym z gdańskich gimnazjów trwa lekcja historii. Nauczycielka, mówiąc o "innowiercach" - posłuchajcie dokładnie: "o innowiercach!" - wysnuwa tezę, iż protestanci nie są chrześcijanami. Przeciwko tak postawionej sprawie protestuje szesnastoletnia uczennica Ania. Ania jest chrześcijanką bap-tystką, a więc - dla katolików - godnym pogardy odmieńcem. Takim
"malowanym ptakiem", któremu można niepostrzeżenie przypiąć do pleców podpaskę z napisem k...a. Można ją boleśnie ciągnąć za włosy i grozić tych włosów podpaleniem. Można grozić też ciężkim pobiciem.
W przypadku Ani rzeczywistość przerosła groźby.
Szkolne boisko. Sporo czniów w grupkach. Wszyscy obojętnie patrzą, jak cztery dziewczyny przewracają koleżankę na ziemię i zimno, bez emocji, metodycznie kopią ją po głowie i plecach, wyrywają włosy z głowy. Na rozpaczliwy krzyk "ratunku" nie odpowiada nikt; przeciwnie: wielu dopinguje nastoletnie oprawczy-nie! Ania traci przytomność. Trafia do szpitala. Dziewczyna otrzymała dzień wcześniej ostrzeżenie od koleżanki - nie przychodź jutro do szkoły, bo będą cię biły! Poszła do szkolnej pedagog, ta kazała jej przyjść... Ani ona, ani pani dyrektor czy inni nauczyciele nie widzieli (a może nie
chcieli widzieć?) kilkumiesięcznej gehenny uczennicy.
Wypowiada się ksiądz: " To, co się stało, jest koszmarem i poważnym sygnałem dla rodziców ". Dla rodziców? Owszem. Sygnał polega zaś na tym, że rodzice powinni dwa razy zastanowić się, zanim wyślą dzieci do kościoła św. Brygidy w tymże Gdańsku, bo tam dopiero można nauczyć się nienawiści i ją pielęgnować. Powinni zastanowić się, czy ich pociechy nie słuchają aby Radia Maryja, czyli niekończących się opowieści o Najjaśniejszej Polsce tylko dla Prawdziwych Polaków Katolików. Itd.
Niestety, już dawno przestałem wierzyć, że w tej Polsce skończy się kiedyś polowanie na "malowane ptaki", a czas Niewiadom-skich, czas małych faszystów odejdzie w niebyt historii. Trzeba się może już tylko tak pomodlić: Panie, przebacz im, albowiem nie wiedzą, co czynią!
MAREK SZENBORN
Nr 4 (99^
25 - 311 2002 r.
F^KTYn
INJ
NA KLĘCZKACH
ŻYD NA PRZYNĘTĘ
Ukrzyżowany zgorszeniem dla żydów
- Kościół katolicki a judaizm C
ks. Karl Stehlin
środa, 16 I 2002 r.
godz. 17.30
ŁDK, ul. Traugutta 18
Co powinna zrobić zagraniczna organizacja, jeśli chce w Polsce zwrócić na siebie życzliwą uwagę i znaleźć zwolenników? Powinna pluć na Żydów! Taka myśl przyświecała zapewne organizatorom wykładu "Ukrzyżowany zgorszeniem dla żydów" w Łódzkim Domu Kultury 16.01.2002. Niby nie miała to być impreza antysemicka, ale nawet fotomontaż (patrz wyżej) widniejący na plakatach i ulotkach reklamowych mówi sam za siebie. Organizatorem wykładu była organizacja "Chrystus Rex" będąca młodzieżową przybudówką Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X, czyli lefe-brystów odrzucających Sobór Watykański II z jego reformami, mszą w językach narodowych itp. Identyczny wykład odbył się w Lublinie 17.01. Wniosek z tego taki, że była to zorganizowana akcja obliczona na przyciągnięcie do lefebrystów prawicowców o antysemickich poglądach. Data wybrana na tę antyżydowską nagonkę także nie była przypadkowa - Kościół katolicki w Polsce obchodził w tych dniach Dzień Judaizmu. Ks. Karl Stehlin, przywódca polskich lefebrystów, pojawił się już w mediach przed dwoma laty przy okazji awantury o krzyż na oświęcimskim żwirowisku. Poparł protest Kazimierza Świtonia i odprawił na miejscu mszę w obrządku trydenckim. Jest Niemcem, ale twierdzi, że jego rodzice pochodzą ze Szwajcarii i Austrii. Wiadomo, Polacy nie przepadają za Niemcami.
Wykład miał charakter dyskursu teologicznego o stosunku katolicyzmu do judaizmu. Prelegent manipulował ile wlezie tekstami biblijnymi oraz cytatami z ojców i doktorów Kościoła aby dowieść, że Żydzi utracili swój status narodu wybranego i że ich boskie uprzywilejowanie przypadło w spadku Kościołowi; katolickiemu oczywiście. Stehlin kilkakrotnie określił Żydów mianem "rasy", oskarżył ich o propagowanie materializmu i chęć zniszczenia Kościoła. Jego zdaniem masoneria jest żydowskim wynalazkiem, ba! nawet dialog katolicko--żydowski to ich wymysł i niecna pułapka! Kapitalizm również zbudowali brodaci chciwcy, a wszystko po to, by miłością pieniądza kusić czyste katolickie dusze. Dużo też było o autentycznej tradycji i "prawdziwym duchu katolickim ", których
PI/&A KOLUMNA
stróżami są spadkobiercy arcybiskupa Marcela Lefebvre'a. Swoją drogą, kiedy słyszy się kogoś, kto po polsku, ale z silnym niemieckim akcentem szczuje na Żydów, to ma się wrażenie, że już kiedyś to przerabialiśmy. Czy nie w Jedwabnem...?
(A.C.)
FRANCUSKI DYLEMAT
Francuskie ustawodawstwo pilnie strzeże świeckości szkoły publicznej. Lekcje religii mogą się odbywać wyłącznie poza jej budynkami. Jednak aby umożliwić uczniom uczestniczenie w lekcjach wybranej przez siebie religii, państwo nakłada na szkoły publiczne obowiązek zapewnienia jednego dnia (poza niedzielą) wolnego od nauki. Tradycyjnie takim dniem we Francji jest środa. Ale uczniowie nie mają za to wolnej soboty. W równym stopniu brakiem wolnego weekendu nie są zachwyceni sami uczniowie, jak i ich rodzice i nauczyciele. Wszyscy stanowczo domagają się reformy szkolnej, czyli przeniesienia sobotnich lekcji na inny dzień. Kościół stanowczo oponuje. Obawia się, żeby wolna sobota nie została wprowadzona kosztem środowych lekcji religii. Katecheci argumentują, że w przypadku przeniesienia nauki religii na sobotę, najprawdopodobniej wielu rodziców przestanie na nią posyłać dzieci. W tej sytuacji władze szkolne zaproponowały, by lekcje odbywały się do godziny 16.00 od poniedziałku do piątku z wyjątkiem środy, kiedy kończyłyby się o pół godziny wcześniej. To jednak nadal nie zadowala Kościoła, który teraz martwi się o to, kto dowiezie dzieci ze szkół do parafii. Co tam, u nas w Polsce Kościół nie ma takich problemów!
(A.K)
KATOEURO
Od 1 stycznia br. w dwunastu państwach Unii Europejskiej obowiązuje nowy pieniądz - euro. Wprowadzenie wspólnej waluty Jan Paweł II nazwał "znakiem nadziei na drodze do jedności europejskiej".
Waluta euro, oprócz papieskiego błogosławieństwa, ma również pewne akcenty katolickie. Na awer-sie banknotu o nominale 10 euro widnieje romański portal (fot. 1),
będący typowym elementem architektonicznym kościołów. Z kolei na banknocie o nominale 20 euro (fot. 2) umieszczono motyw okienny gotyckiej architektury sakralnej. Na rewersach monet, które potraktowano jako strony narodowe, Austriacy wybili katedrę św. Stefana w Wiedniu (moneta 10-centowa), a Hiszpanie katedrę w Santiago del Compostella (monety 1-, 2-, 5-cen-towe). Jest obawa, że Polakom
- o ile kiedyś wejdziemy do Unii
- zabraknie nominałów monet, by uwzględnić wszystkie symbole rodzimego katolicyzmu. (A.K.)
KOŚCIELNA GROCHÓWKA
Na początku 2001 r. Kościół nabył w Grudziądzu dawne kasyno wojskowe (patrz fot. - w głębi). Budynek ma być przeznaczony na budowę katolickiej bursy dla ubogich dzieci wiejskich oraz tajemniczego "centrum dialogu społecznego". W ostatnich dniach okazało się, że lewicowe władze ubogiego miasta podarowały Kościołowi 20 tys. zł jako pomoc na remont wspomnianego budynku. Co ciekawe, środki te pochodzą z tegorocznej rezerwy budżetowej! Rzecznik prasowy SLD--owskiego zarządu miasta tłumaczy, że dzięki dotacji szybciej nastąpi inauguracja internatu. Godne to i sprawiedliwe! Problem w tym, że nieopodal od lat funkcjonuje bardzo dobra państwowa placówka. Dlaczego władze miejskie dopłacają do kościelnego interesu, miast dofinansować placówkę publiczną? Oto jest pytanie! (M.Kram)
KREMÓWKA GIGANT
Podczas X finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w całym kraju wystawiono na licytację na rzecz ratowania dzieci z wadami wrodzonymi mnóstwo najdziwniejszych przedmiotów. W Wadowicach, jak przystało na tradycję rodzinnego miasta Karola Woj tyły, licytowano papieskie kremówki, upieczone przez miejscową cukiernię. Wśród nich znalazła się kre-mówka gigant, którą można było podzielić aż na sto porcji. Sprzedano ją... ledwie za sto złotych! Świadczy to o tym, że zarówno symbolika papieska, jak i kremówki najwyraźniej już się wadowiczanom przejadły.
A swoją drogą, czy to nie dziwne, żeby Orkiestry Jurka Owsiaka, która grała tak głośno, że słyszano
ją nawet w Nowym Jorku, nie usłyszał papież Polak w Watykanie? Nic nie wspomniał, nie pobłogosławił? A może bardziej interesują go "dzieci nienarodzone"? (A.K)
MARNOTRAWNA ORKIESTRA
Zbiórka Owsiakowej WOŚP w Legnicy zakończyła się skandalem - wszystko wskazuje na to, że z puszek zniknęły wszystkie banknoty i pozostał tylko sam bilon.
- Traktujemy tę sprawę bardzo poważnie - zapewnił Leonard Michalak z Prokuratury Rejonowej w Legnicy. - Nad sprawą pra-cują jednocześnie dwa zespoły prokuratorów. Na opublikowany w lokalnej prasie apel prokuratury, aby zgłaszały się "osoby, które ofiarowały datki w banknotach", odpowiedziało wiele osób. Już pierwszego dnia zeznania złożyło 51 darczyńców - a przecież to dopiero początek.
Niektórzy opowiadają o młodych ludziach głośno wymieniających między sobą uwagi o tym, jaka technika wyciągania pieniędzy z puszek jest najlepsza. Tym razem okazało się, że nie ma jak długa peseta... Dla utrzymania medialnej równowagi - Andrzej Kasperek, dyrygent legnickiej orkiestry grającej pod szyldem Owsiaka, uspokajał opinię publiczną, że nie było żadnych przekrętów i sprawa jest czysta. Niestety, biorąc pod uwagę relacje świadków, trudno dać wiarę takim zapewnieniom. Szkoda zmarnowanych pieniędzy, a jeszcze bardziej roztrwonionego zaufania dla tak użytecznej przecież akcji. (DJM)
DWIE ORKIESTRY
13 stycznia grały w Poznaniu dwie orkiestry charytatywnej pomocy. Owsiakowej WOŚP przybyła konkurencja. Prawicowy Ruch Obywatelski zorganizował w hali widowiskowo-sportowej "Arena" koncert na rzecz Wielkopolskiego Hospicjum dla Dzieci. To dobrze, że prawicowcy też troszczą się o najmłodszych. Czy jednak imprezy musiały się odbywać w tym samym terminie? Zbierając w innym czasie, PRO uzyskałby więcej środków. Nie chodziło więc o to, by zebrać więcej, a raczej o to, by to Owsiak zebrał mniej. Gdzie tu dobro dzieci? (AND)
ŚWIĘTA KROWA
Sąd Rejonowy w Poznaniu wydał nakaz aresztowania poznańskiego korespondenta Rydzykowego "Naszego Dziennika", Wojciecha Wybranowskiego, który notorycznie unikał stawiania się na rozprawach. Dziennikarz ten został oskarżony przez związek wyznaniowy Misja Czaitani o sianie pomówień. Pracodawcy Wybranowskiego są oburzeni takim traktowaniem katolickiego publicysty. Żeby w Katolickim Państwie Narodu Polskiego pobożnego antysekciarza po sądach ciągać - zgroza! A tak poważnie, to cieszy fakt, że w Polsce wreszcie mniejszościowe wyznania bronią, i to skutecznie, swojej godności przed sądami i przeciwstawiają się katolickiej nagonce. (A. Karwowska)
HEJ KOLĘDA, KOLĘDA...
Jak pobożne, katolickie rodziny w III RP powinny przygotowywać się do dorocznej wizyty pasterza dusz? Według parafialnej instrukcji, która wpadła nam w ręce, należy:
1. Zgromadzić wszystkich członków rodziny.
2. Stół (ławę) nakryć białym obrusem, postawić krzyżyk i dwie świece.
3. Wyłączyć telewizor, śpiewać kolędy lub czytać Pismo Święte.
4. Dzieci i młodzież przygotują zeszyty z katechezy.
5. Młodzież szkolna spoza parafii przedstawi kartkę, na której katecheta potwierdzi uczęszczanie na katechezę.
Spocznij! Tyle drobiazgowa i po wojskowemu sucha instrukcja, która nie pozostawia złudzeń, czym w istocie jest dla większości kleru w Polsce doroczne kolędowanie: martwą duchowo i sztywną paradą, która ma na celu sprawdzenie "stanu posiadania" oraz prawomyślno-ści owieczek.
Nic więc dziwnego, że ludziska jak mogą unikają tego przykrego i uciążliwego obowiązku. Instrukcja ubolewa - "coraz częściej zdarza się, że rodziny określające się jako wierzące i praktykujące nie przyjmują kapłana w czasie tzw. kolędy". Dlaczegóż to?! O tym ulotka milczy. "Ale są też i tacy bezczelni, którzy przez kilka godzin udają, że są nieobecni w domu". Zgroza! Pewnie zaraz potem włączają telewizor! (patrz pkt 3.) (G.K)
To TV ZAPBoSiŁEŚ
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
>5 - 311 2002 r.
Rydzykowice
Imperator Rydzyk nie ustaje w walce o pomnażanie dóbr swojego ziemskiego królestwa. Po totalnej klapie w Toruniu, w walce o kompleks edukacyjno-medialny, na którego budowę radni poskąpili mu głupich 50 hektarów, kroki swe skierował do pobliskiego Gronowa. A w Gronowie...
W Gronowie, miejscowości oddalonej od Torunia zaledwie o 18 kilometrów, znajduje się solidny pałac, który za symboliczne grosze może stać się własnością pazernego redemptorysty.
Było tak... Kilka tygodni temu radnych powiatu toruńskiego zaskoczyła wiadomość, że kierowana przez o. Tadeusza Rydzyka fundacja "Nasza Przyszłość" zaczyna łakomie spozierać na pałac. Ta zabytkowa budowla o powierzchni użytkowej blisko 8 tys. mkw. - znajdująca się w wielkim parku - użytkowana jest przez Zespół Szkół Rolniczych Centrum Kształcenia Ustawicznego (na zdjęciu). No, powiedzcie Rydzykowcy... na cholerę potrzebna jest Warn taka szkoła?
Lech Zdrójewski z fundacji "Nasza Przyszłość" kilkakrotnie spotykał się ze starostą toruńskim Eugeniuszem Lewandow-skim. Wszystko wskazuje, że już niedługo pałac powiększy
Rydzykowe imperium.
Radni prawdopodobnie przychylą się do zmiany właściciela zabytku.
- Pałac wymaga kosztownego remontu. Także na jego utrzymanie potrzeba wielkich pieniędzy, które w tych czasach w Polsce ma tylko Kościół. Nas na to nie stać - mówi radny, zastrzegający sobie anonimowość.
Dyrektor szkoły, Marek Januszewski, potwierdza, że brakuje pieniędzy, ale nie oznacza to, iż pałac jest dziś zbędny, przeciwnie. Znajduje się w nim m.in. zaplecze stołówko-wo-kuchenne i hotel--internat dla kilkudziesięciu osób.
Bliskość grodu Kopernika, dogodny dojazd i atrakcyjny teren z pałacem - to niewątpliwie atuty tego miejsca. Być może zatem w przyszłości całe Gro-nowo stanie się wymarzoną kuźnią radioma-ryjnych kadr dziennikarskich. To, czego nie
udało się zrealizować przy ul. Polnej w Toruniu, może stać się ciałem w Gronowie.
Czy za pieniądze?
Oto jest pytanie! Czy ojciec dyrektor za friko otrzyma pałac? Lewicowy Marek Januszewski twierdzi, że jest to nierealne:
- Nie wchodzi w grę nieodpłatne przekazanie pałacu, internatu i innych obiektów dla fundacji "Nasza Przyszłość". Nie ma też mowy o sprzedaży całego zespołu. Jeśli dojdzie do zbycia jego części, to po cenie rynkowej.
Podczas ostatniej w minionym roku sesji radni powiatu upoważnili zarząd do zbycia "potencjalnemu klientowi" części nieruchomości ZSR. Niektórzy z nich z nadzieją patrzą na tę transakcję, licząc na sporą gotówkę. Inni jednak nie chcą wierzyć, by rektor Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej zgodził się na zapłacenie choćby połowy wartości pałacu. W podchodach fundacji dostrzegają podstęp.
Marek Januszewski na to zamieszanie patrzy ze stoickim spokojem: - Decyzja należy do władz powiatu. Gdyby znalazły się pieniądze, to zaplecze kuchenno-stołówkowe moglibyśmy przenieść do innego obiektu. A internat? No cóż, jest potrzebny, ale jednocześnie brakuje pieniędzy na jego utrzymanie.
Tymczasem rydzykofile nie zasypiają gruszek w popiele. Powoli, ale skutecznie pod-
dyskusja, w której tle znajdują się wielkie pieniądze. Nie inaczej jest w przypadku Gronowa. Radny Jerzy Zająkała nie chce, by powiat utracił szansę sprzedaży pałacu twórcy Radia Maryja. Jerzy Wierzchowski, członek zarządu powiatu, twierdzi, że jeszcze w styczniu przygotowana zostanie wycena i nastąpi geodezyjne wydzielenie nieruchomości.
Gdy już papierkowa robota będzie wykonana, dojdzie do przetargu. Przystąpi do niego, jak można się domyślać, tylko Rydzykowa fundacja. Choć, uwaga! -jest trzech innych chętnych, gotowych nieźle zapłacić. Bardzo wątpliwe jednak, by ktoś ośmielił się krzyżować plany imperatora w sutannie i podbijać cenę.
Pałac wymaga kosztownego remontu, a przedsiębiorczy dyrektor może bez tru-
ważają sens istnienia gronowskiej szkoły, wykazując swoim zwyczajem, że to właśnie fundacja ukochanego ojca dyrektora stanowi jedyną szansę dla zabytkowego pałacu. Zadbali też o przygotowanie konkretnych planów. Chcą tu urządzić zaplecze dydaktyczne i socjalne dla medialnego imperium Wielkiego Redemptorysty.
Fikcyjny przetarg?
Tam, gdzie jest ojciec dyrektor i jego imperialne plany - tam jest też zażarta
du zebrać potrzebną kasę. Wystarczy dać następujący anons prasowy:
"Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica! Teraz i zawsze. Jeśli jesteś zatroskany o losy pierwszej w Ojczyźnie prawdziwej naro-dowo-katolickiej uczelni, wesprzyj dobrowolnym datkiem, płynącym z głębi Twojego serca, odrestaurowanie pałacu w Gronowie".
MARCIN KRAM
PIOTR SAWICKI
Fot. Marcin Kram
J
eśli myślisz. Czytelniku, że Licheń jest już apogeum pychy kleru, to jesteś w błędzie. W Piszu powstanie Centrum Miłosierdzia Matki Bożej Guadalupe, które ma być widoczne z... kosmosu.
Inicjatorem budowy sanktuarium jest - przynajmniej oficjalnie - Paweł Niedźwiedzki, mieszkaniec Pisza, mający za sobą cokolwiek bujną i frapującą młodość. W wydanej książce "1800 mil z Jezusem", będącej swoistym dziennikiem upadku autora na samo dno i odrodzenia się poprzez modlitwę, Niedźwiedzki nie ukrywa swojej walki z alkoholizmem i trudnej drogi powrotu do rodziny. Udało mu się wyjść z ostrego życiowego wirażu i odzyskać spokój, jak twierdzi, m.in. dzięki Matce Bożej Guadalupe. Przemierzył Zachodnie Wybrzeże USA i w 60 kościołach zostawił wizerunki Chrystusa przywiezione z ojczyzny. Amerykanie zapewne płakali ze szczęścia i wzruszenia...
Lieheń Północy
Po powrocie do Piszu pan Paweł postanowił wznieść Centrum Miłosierdzia Matki Bożej Guadalupe. Pomysłem swoim zaraził m.in. biskupa ełckiego Edwarda Samsela, a także proboszcza parafii Matki Bożej Ostrobramskiej, ks. Zbigniewa Bzdaka. Takimi pomysłami księża zarażają się nader chętnie.
- Pisz to doskonałe miejsce na taki obiekt, spokojne, w pobliżu głównej trasy, ale jednocześnie na uboczu - mówi Niedźwiedzki. - Tu osiedliłem się po powrocie z Ameryki, stąd wyruszałem kilkakrotnie w Polskę, by odwiedzić ponad 200 parafii i podarować im cudowne wizerunki Matki Bożej z Gwadelupy.
Miasto od lat boryka się z wieloma problemami, bezrobocie trapi tu tysiące mieszkańców (ponad 20 proc). Niektórzy więc w inwestycji
Centrum Miłosierdzia Matki Bożej Guadalupe w Piszu: A - droga dojazdowa od trasy Kolno-Pisz, B - początek platformy krzyża, C - parking, D - teren rekreacyjny, E - dojazd od strony cmentarza, F - miejsce modlitwy pielgrzymów, G - platforma krzyża z rzeźbą MB z Guadalupe, H - park, I - kaplica, 1- dom pielgrzyma, 2 - szkota podstawowa, 3 - sala gimnastyczna, 4 - gimnazjum, 5 - stołówka dla uczniów, 6 - szkota średnia, 7 - kaplica, 8 - dom parafialny, 9 - dom rehabilitacyjny dla niepełnosprawnych, 10 - dom dla samotnych matek z dziećmi, 11 - dom seniora, 12 - ośrodek rehabilitacyjny, 13 - dom dla porzuconych niemowląt i dzieci niepełnosprawnych, 14 - magazyny żywnościowe, 15 - pracownie rzemieślnicze i placówki handlowe
dostrzegają szansę na pracę i zdobycie paru groszy, w perspektywie - na przyciągnięcie turystów. Sam Niedźwiedzki pracę ma tylko w sezonie, więc zapewne nie bez racji liczy na radykalną odmianę i swojego losu.
Zdaniem innych mieszkańców Pisza, miasta nie stać na taką inwestycję, a ponadto nauczeni przykrym
doświadczeniem przypuszczają, że znów ktoś chce ich wykiwać. Wspomniany kompleks pochłonie z pewnością niewyobrażalne pieniądze. Pomysłodawca twierdzi, że na początek przyda się dochód ze sprzedaży 1 min jego książek - cegiełek, a książka ma kosztować nie mniej niż 10 PLN. Na razie kolejek po wydawnictwo nie widać. - Zapewne pomogą też pielgrzymi z obu Ameryk przybywający do Polski -już cieszy się Niedźwiedzki. Zespół budowli wchodzących w skład centrum wzniesiony zostanie na 5 ha gruntu za tutejszym cmentarzem. Autor projektu, młody piski architekt Tomasz Kamiński, wspólnie z pomysłodawcą stworzyli wizję kompleksu w kształcie wizerunku Matki Bożej Guadalupe. BĘDZIE ON DOSKONALE WIDOCZNY NAWET Z... KOSMOSU.
Zlokalizowane zostaną w nim m.in.: dom pielgrzyma, szkoła podstawowa i średnia, stołówka dla dzieci i młodzieży, sala gimnastyczna, dom parafialny, dom samotnej matki z dzieckiem, dom spokojnej starości, dom rehabilitacyjny i kaplica. W centrum stanie platforma w kształcie krzyża, na której górować będzie dwudziestometrowej wysokości rzeźba Matki Bożej, doskonale widoczna z pobliskiej drogi. Wszystkie obiekty otoczy parkowa zieleń.
- Matka Boża z Gwadelupy jest patronką życia poczętego, dlatego Centrum będzie chroniło dzieci przed aborcją - twierdzi Niedźwiedzki.
W 2009 r. minie pół wieku od momentu zawierzenia Polski Matce Boskiej z Gwadelupy (to jakaś konkurencja!). Wtedy centrum powinno być gotowe. Teren jest już przygotowany, 3 maja przyszłego roku ruszy budowa. Na inaugurację ma przybyć kustosz sanktuarium z Guadalupe w Meksyku, a także przedstawiciele 200 parafii, które łączy z patronką więź duchowa zapewne poprzez rozdane obrazki. Z pewnością Matka Boża nie może się już doczekać swojego nowego pałacu, co tam - nie może żyć bez niego! Tymczasem od początku zimy zamarzło w Polsce prawie 300 osób. Ich ciał z kosmosu nie widać... RP
Repr. archiwum
Nr 4 (99^
25 - 311 2002 r.
F^KTYn
INJ
POLSKA PARAFIALNA
Papieski irokez
Józef K. z Mielca zrobił sobie prywatną stronę internetową. Każdemu wolno. Mamy teraz takie czasy, że niejeden młody człowiek, który ma sprzęt komputerowy, trochę oleju w głowie i wolny czas, a przy okazji chce zmieniać świat, zabiera się do zmajstrowania jakiejś mniej lub bardziej udanej stro-niczki w Internecie.
Traf chciał, że Józef K. umyślił sobie akurat stronę ateistyczną, na której dawał wyraz poglądom w kwestiach ostatecznych, takich jak: wiara (a raczej niewiara) w Boga, zbawienie itp. Kto więc - przypadkiem czy celowo - zapuścił się na stronę www.ate-izm.pl, mógł sobie poczytać, co też takiego Józek sądzi o Kościele i klerze w Polsce; zgodzić się z autorem strony lub popukać w głowę i posurfować dalej. Taki urok Internetu.
Gość strony Józefa K. mógł pośmiać się np. z fotki papieża z "irokezem" albo zastanowić nad Józkową refleksją tuż obok kolorowego obrazka kościoła: "Znak krzyża umieszczony na wysokim kościele jest jak reklama Coca--Coli na wieżowcu. Koszt wybudowania okazałych, wysokich budowli jest bardzo duży, ale marketing ma swoje prawa. Na reklamę trzeba wydać, bo to się opłaca. Kto tego nie rozumie, może wylecieć z rynku, obojętnie czy wciska gazowy napój, czy mrzonki o nieśmiertelności".
Niestety, okazało się, że to Józef K. "wyleciał z rynku" i w efekcie stracił sprzęt komputerowy, którego wartość ocenia na około 5 tysięcy zł. Nie zrozumiał, że żyjemy w państwie wyznaniowym, gdzie cenzuruje się Internet i ściga poglądy ateistyczne. Ktoś musiał złożyć
doniesienie,
bo 3 września przyszli do niego policjanci. Okazali prokuratorskie postanowienie o przeszukaniu mieszkania i zaaresztowali Józefowi K. wszystko: komputer, klawiaturę, monitor, drukarkę, skaner, kamerę internetową. Nie zapomnieli nawet o myszce. Dlaczego?
- No bo papieżowi zrobiłem "irokeza" - wyjaśnia z rozbrajającą szczerością Józef K. - Wcześniej moja strona była na Onecie i mi ją skasowali. Potem na Inte-rii i skończyło się tak samo. Zanim przyszli policjanci, dostawałem maiłem pogróżki, że sprawa trafi do prokuratury...
Józefa K. i jego rodziców przesłuchała mielecka policja. Józef nie przyznał się do popełnienia przestępstwa, tj... że jest autorem wyjątkowo niebezpiecznej, wywrotowej ateistycznej strony. Twierdzi nawet, iż policjanci nie udowodnili mu, że to on właśnie ją zrobił. Mimo to sprawa z art. 257 kk. (publiczne
Prawo w Kielcach święci spektakularny
sukces. Skonfiskowało drogi komputer
i nawet biedną myszkę. Te potworne
narzędzia zbrodni posłużyły Józefowi K.
do stworzenia prywatnej strony
ateistycznej w Internecie.
Taki bandytyzm prawo musiało
ukarać natychmiast.
znieważanie kogoś z powodu wyznania) trafiła do Sądu Rejonowego w Kielcach, który na posiedzeniu 21 grudnia ub.r. zadecydował o przepadku aresztowanego sprzętu. Na rozprawie Józef K. nie pojawił się. Byli natomiast jego rodzice, bo to do nich przychodziła korespondencja z prokuratury i sądu.
- Sąd potraktował mnie tak, jakbym nie miał nic do gadania w sprawie swojej własności. To jawna kradzież! - stwierdza Józef K. Na razie napisał
zażalenie
na postanowienie sądu. Tymczasem, jeśli zachciałoby mu się skorzystać z komputera, pobuszować po Internecie albo wysłać maiła, Józef K. musi pofatygować się do najbliższej kawiarenki internetowej. Złotówka za kwadrans, dwie za pół godziny. Niedrogo.
Zadzwoniliśmy do Prokuratury Rejonowej w Kielcach, żeby pogratulować jej skuteczności działania. Zapytaliśmy jednak przy okazji, czy prokuratura w tak błahej sprawie nie mogła
umorzyć postępowania z powodu znikomej szkodliwości społecznej? (W końcu, ile osób mogło odwiedzić stronę Józefa K.? Kilkadziesiąt, paręset?) Tym bardziej że "sprawcą" jest młody, bezrobotny chłopak.
- Przepisy są przepisami
- wyprowadził nas z błędu prowadzący "sprawę irokeza" prokurator Robert Olszewski.
- Jeśli popełnione jest przestępstwo, musimy je ścigać.
- Ale jak to jest - interesowaliśmy się dalej - że taki Leszek Bubel wydaje dziesiątki wydawnictw szerzących antysemityzm i podżegających do nienawiści, a prokuratury umarzają kolejne sprawy przeciwko niemu z powodu "znikomej szkodliwości społecznej"?
- To tylko źle świadczy o tych, którzy prowadzili te sprawy - odparł Olszewski.
Chcieliśmy dowiedzieć się nieco więcej szczegółów tej bulwersującej sprawy, np. czy prokuratura zajęła się tak poważnym przestępstwem z urzędu, czy też może wskutek czyjegoś doniesienia?
Prokurator Olszewski zaczął jednak zastanawiać się, czy naprawdę dzwonimy z jakiejś gazety, czy w ogóle jesteśmy tymi, za kogo się podajemy. I polecił nam tzw. drogę służbową, czyli uzyskanie zgody szefa albo przesłanie pytań faksem.
Drukowanie pisma, a potem jego faksowanie to jednak sporo zachodu. Zamiast słać papierzyska do prokuratury i czekać na odpowiedź, od razu skierujemy
kilka pytań do ministra
sprawiedliwości i prokuratora generalnego RP Barbary Piwnik:
1. Ktoś poczuł się urażony papieżem z "irokezem" i kilkoma anty-klerykalnymi tekstami na prywatnej
Kontrowersyjny wizerunek papieża, z powodu którego Józef K. miał tyle kłopotów
stronie ateistycznej, złożył doniesienie do kieleckiej prokuratury, a ta nadzwyczaj gorliwie zajęła się sprawą, w efekcie czego sąd "z mety" ukarał chłopaka przepadkiem sprzętu komputerowego.
Czy nie wydaje się pani minister, że kara ta jest rażąco i niewspółmiernie surowa w stosunku do "winy"?
2. Jest w Internecie zatrzęsienie pornografii. Nikt się tym jakoś nie przejmuje ani nikogo to nie uraża. Czy prokuratury równie gorliwie i skutecznie jak antyklerykalizm ścigają w Internecie pornografię?
Jak to się dzieje, że prokuratury w kraju nie wszczynają i nie prowadzą postępowań w związku z permanentnym łamaniem przez Radio Maryja art. 257 kk. "Kto publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu jej bezwy-znaniowości (...) podlega karze pozbawienia wolności do lat 3 ". Codziennie na antenie tegoż radia znieważa się przecież Żydów, masonów, wolnomyślicieli, ateistów i Polaków-nie-katolików...
3. Czy, gdybyśmy złożyli do prokuratury zawiadomienie o powyższym przestępstwie, ta równie gorliwie i skutecznie zabrałaby się do roboty? I zaaresztowałaby cały sprzęt w studiu Radia Maryja? Tak jak w przypadku mieleckiego Józefa K.?
GRZEGORZ KONIECZNY PS. Personalia ukaranego przez sąd ateisty zostały zmienione. Cała oryginalna dokumentacja znajduje się u nas, w redakcji. Historia ta jest tak kuriozalna, że nieodparcie nasuwa skojarzenia z kafkowskim światem absurdu, więc w naszym artykule stal się on Józefem K. - jak bohater "Procesu" Kafki...
Poznań na ogół słynie z ludzi rozsądnych, twardo stąpających po ziemi. Ale są wyjątki. Jak wszędzie. Trafiłem wszakże na pewien wyjątkowy wyjątek...
Kilkorgu rodzicom - w chwili jakiegoś an-tykatolickiego szaleństwa zapewne - zachciało się posłać swoje pociechy na trening koreańskiej sztuki walki taekwondo. Zgroza! Trenerzy poprosili ich (bo takie są przepisy) o zaświadczenie lekarskie, stwierdzające brak przeciwwskazań do uprawiania wschodniego sportu. Jak na razie - widzimy, że wszystko wygląda normalnie! Ale to już koniec normalności.
Wydania wspomnianych zaświadczeń odmówiła lekarka rodzinna jednej z ra-tajskich przychodni (Rataje to taka dzielnica Poznania), a poproszona o skierowanie do poradni sportowo-lekarskiej, wysłała rodziców i ich dzieci do diabła, a dokładnie do psychologa. Pani doktor, odmawiając wydania zaświadczenia, oznajmiła rodzicom:
- Taekwondo to sekta (sic!), a dziewczynki powinny zająć się aerobikiem, bo od takich taekwondów... czy coś tam, urosną im dziwne mięśnie. Ponadto od treningów efemeryczne mimozy staną się grubymi babsztylami, w dodatku bezcycatymi.
Insektaekwondo
Rodzice na takie dictum oniemieli, a dziewoje zaczęły szlochać, bo wszak lepiej nie umieć walczyć i dać się bić chuliganom, niźli nie mieć cycków. To elementarz każdej nastolatki.
Panią prezes Wielkopolskiego Klubu Taekwondo ITF szlag trafił z miejsca, więc po-
"Sekciarze" w akcji
biegła z zapytaniem do pani doktor, czy ta wie, co to takiego jest - owo taekwondo. W odpowiedzi usłyszała rozbrajająco szczerze:
- Taekwondo... no, nie wiem, co to jest, ale kojarzy mi się z sektą.
Gdy roztrzęsiona prezeska nieopatrznie wspomniała o zasadach treningu, o podnoszeniu ogólnej sprawności organizmu i samoobronie, pani doktor w odpowiedzi wyłożyła jej własną filozofię życiową:
- Dla bezpieczeństwa lepiej nie chodzić po mieście samemu, albo, co praktyczniej sze, lepiej siedzieć w domu!
Koniec kropka. Ecce posiadaczka dyplomu wyższej uczelni medycznej, ecce wykształcona i światła lekarka, ecce homo (a może raczej hetero) wreszcie.
Zbigniew Nowodworski - dyrektor Departamentu Marketingu i Komunikacji Społecznej Wielkopolskiej Kasy Chorych powiedział: - Lekarz nie ma prawa odmawiać wydania orzeczenia umożliwiającego uprawianie sportu, jeśli nie ma ku temu medycznych przesłanek. Jeśli rodzice napotykają tego typu problemy, mogą zmienić lekarza rodzinnego.
Jaki z tego wniosek? Otóż nie dość, że wredni sekciarze pożerają żywcem nasze dzieci, ewentualnie robią z nich pizzę, niczym Żydzi macę, to jeszcze... kolekcjonują zaświadczenia lekarskie swoich ofiar!!! AND
Fot. archiwum
Dl
POLSKA PARAFIALNA
FAKTY
Nr 4 (99)
25 - 311 2002 r.
Kolejną w Najjaśniejszej aferę wykrył dziennikarz "FiM", śledząc frachty, czyli ładunki statków przypływających do Polski. To właśnie my sprowokowaliśmy medialną awanturę, która wokół tych ładunków wybuchła.
Mariana Zagórnego z NSZZ "Solidarność" RI zalała wprost krew, gdy w Jeleniej Górze zobaczył obce kurczaki sprzedawane po 1,9 zł za kilogram! Zdziwił się, bo nawet laik wie, że za takie pieniądze nie da się wyhodować nawet wróbla.
Wkrótce wyjaśniły się kulisy sufitowej ceny. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia przypłynęły do Polski dwa statki -jeden z USA, drugi z Kanady. Z ich chłodni wyładowano po 35 tys. ton drobiu przeznaczonego na pomoc humanitarną dla Polaków. A że rodakom przedsiębiorczości nie brakuje, kurczaki trafiły wkrótce na rynek.
- Adresat tych mięsnych darów - "Caritas Polska" dogadał się z wielkimi hurtowniami, by te rozprowadziły mięso - mówi Marian Zagórny. - Pieniądze ze sprzedaży zasiliły konto Caritasu.
Charytatywna przybudówka Kk ustami jednego ze swoich szefów za nic nie chce się przyznać do zamrożonej przesyłki.
- Choć dementuje on (szef Caritasu - przyp. red.) pogłoski krążące po kraju, jakoś dziwnie zna sporo detali związanych z drobiową aferą - denerwuje się Zagórny.
Aleksandra Wójcik, prezes Polskiego Związku Zrzeszeń Hodowców i Producentów Drobiu nie ma żadnych wątpliwości dotyczących adresata mięsnego daru oraz faktu wprowadzenia kurczaków na rynek po dum-pingowej cenie. Zjawi-s k o
kurczaków nie trafi do odbiorców i ludzie stracą olbrzymie pieniądze, wielu z pewnością padnie na amen. Szacuje się, iż z blisko 12 tysięcy właścicieli kurników co najmniej 2 tysiące pójdzie z torbami. Tysiące innych ludzi, np. producentów pasz czy pracowników obsługi kurników, powiększy armię bezrobotnych. Sądzimy, że dotknie to około jednej piątej z blisko 200 tysięcy osób pracujących na rzecz drobiarstwa.
Sylwester Gajewski z Grusz-czyc koło Sieradza, szef Krajowej Rady Drobiarskiej i jednocześnie
Holandia i Niemcy dostarczono ok. 200 ton skażonej mączki. Prawdopodobnie pochodzi ona z Azji. Czy to jedyny przypadek transportu, który nie powinien znaleźć się w Polsce? A może było ich więcej i nie zostały "namierzone"?
Rujnowanie drobiarzy
Jeszcze kilka miesięcy temu przedstawiciele rządu zachęcali do rozwijania hodowli drobiu. Po masowym w Europie wybijaniu krowich stad zarażonych BSE nadeszły podobno dobre czasy dla dro-
polityki prowadzonej dotychczas. Potwierdza to m.in. zgoda na import mięsa i zboża ".
Dzień wcześniej na biurku marszałka Sejmu Marka Borowskiego ląduje dokument podpisany przez Andrzeja Leppera i Krzysztofa Filipka z Klubu Parlamentarnego "Samoobrony", w którym czytamy: "Pod pozorem działalności charytatywnej CARITAS POLSKA i innych firm sprowadzono około 100 tys. ton wyjątkowo taniego mięsa drobiowego i wypuszczono je na rynek jako towar handlowy". Taki sygnał przekazano też
Drób
Sto milionów kurczaków i innego ptactwa jadalnego przypłynęło właśnie statkami do Polski. Sprowadziła je m.in. Caritas.
Najgorsze jest to, że ci zamrożeni na amen
skrzydlaci goście zrujnują na amen i tak
ledwo już zipiących rodzimych drobiarzy.
Prokuratura wszczęła śledztwo.
właściciel potężnej fermy kurzej, wprost nie chce uwierzyć, by tak olbrzymia ilość drobiu trafiła do Polski w postaci darów.
- Od wielu miesięcy mamy nadprodukcję drobiu, więc każdy kilogram mięsa sprowadzonego do Polski
biarstwa. Wkrótce okazało się jednak, iż ludzie nie odwrócili się tak masowo od wołowiny, jak to przewidywano w najczarniejszych scenariuszach i szybko powstała olbrzymia góra drobiowego mięsa. Do tego doszło zubożenie społeczeństwa i wyszło, że brakuje chętnych do kupowania kurczaków, kaczek, gęsi i indyków. W ubiegłym roku wyprodukowano 600 tys. ton mięsa drobiowego. To stanowczo za dużo na nasze konsumpcyjne i finansowe możliwości.
1
to obserwują dro-biarze z całego kraju. Według niej, oprócz Caritasu, także fundacja Janiny Ochojskiej otrzymała kurczaki, które później miały trafić do Afganistanu. Afgańczycy wypięli się jednak na mrożony drób i oświadczyli, że bardziej potrzebne są im pieniądze. Mięso skierowano więc po cichu na polski rynek. Aby się z nim długo nie bujać - po cenie kilkakrotnie niższej od tej za rodzime ptactwo.
- To skandal, bo te 100 tysięcy ton drobiu to jedna szósta naszej rocznej produkcji! - mówi Wójcik. - Oznacza to, że przy takiej nadpodaży tyleż samo polskich
oznacza
rujnowanie naszego rynku - rwie włosy z głowy S. Gajewski.
- Po pana sygnale - mówi do naszego reportera główny lekarz weterynarii Piotr Kołodziej - sprawdziłem porty morskie, jednakże na razie nie udało się znaleźć potwierdzenia dostawy mięsa drobiowego z USA i Kanady w listopadzie czy grudniu ubiegłego roku. Zatem jeśli mięso trafiło rzeczywiście do kraju, to był to faktycznie przemyt.
Zaalarmowany przez nas szef Głównego Inspektoratu Weterynarii potwierdza za to inną sensacyjną wiadomość: do Polski via
Mimo koniunktury drobiarze nie odczuli faktycznie jej dobroczynnych skutków. Ludziska szybko zapomnieli o szalonych krowach. Do tego dochodzi jakby celowe rozregulowywanie rynku. Okazuje się bowiem, iż do kraju trafia nie tylko drób, ale i lewa wieprzowina. Szef "Samoobrony" Andrzej Lepper nazywa to krótko:
- Skandal!
Jego partia w oficjalnym dokumencie z 17 bm. pisze wprost: "(...) rzeczywistość nie pozostawia złudzeń, wyłoniony rząd SLD--UP-PSLjest rządem kontynuacji
premierowi, jednakże wiadomość została całkowicie zignorowana.
Aleksandra Wójcik wszystko to ocenia bardzo surowo. Dziwi ją brak reakcji rządu czy choćby ministra rolnictwa. Zamiast wyjaśnień pojawiają się dementi, sugerujące, że w zasadzie nie ma nieprawidłowości w imporcie mięsa. - Skąd zatem tak duże ilości taniego drobiu na naszym rynku? - zadaje zasadnicze pytanie Wójcik.
Sprowadzenie mięsa z zagranicy dodatkowo skomplikowało i tak przecież trudną sytuację.
Nieszczelne granice
Marian Zagórny nie przyjmuje do wiadomości informacji o tym, że nie trafiają do nas dostawy obcego mięsa rujnujące rodzimych producentów:
- To oczywisty skandal i dlatego władze nie chcą się przyznać do błędnych decyzji. W ubiegłym roku było podobnie z aferą związaną z głównym lekarzem weterynarii, który kłamał w żywe oczy, iż do Polski lewe mięso nie jest sprowadzane. Dopiero kontrola NIK potwierdziła wcześniejsze podejrzenia. Główny weterynarz wyleciał za to z roboty.
W Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi nic nie wiedzą lub nie chcą wiedzieć o niekontrolowanym imporcie. Tak przynajmniej wynika z naszych rozmów w biurze prasowym. Ale też nie dementują sygnałów, jakie napływają m.in. od związkowców. A przecież już w grudniu ubiegłego roku wicepremier i minister rolnictwa, Jarosław Kalinowski, otrzymał informacje o olbrzymim i niekontrolowanym imporcie zboża oraz mięsa. 29 grudnia M. Zagórny pisał do Kalinowskiego: " Sprawą, która ogromnie bulwersuje polskich producentów drobiu, jest ogromny import bez cła drobiu, w tym mięsa indyczego, z USA i UE przez organizacje charytatywne, głównie CARITAS POLSKA lub firmy podszywające się pod tę instytucję!".
Zdaniem wielu osób, z którymi rozmawialiśmy w sprawie zalewania
naszego rynku tanim mięsem z Zachodu, mamy do czynienia z nadużyciami na olbrzymią skalę. Prawdopodobnie brak należytej kontroli ze strony odpowiednich służb i rządu sprawia, że nasze granice są jak sito. W tej sytuacji trudno mówić o kontroli rynku, a także należytej ochronie sanitarnej. Jeśli prawdąjest, że do kraju trafia skażona pasza czy jej komponenty, to przecież równie dobrze możemy mieć w sklepach mięso, które nie powinno być konsumowane! Nie można zapominać
0 tym, że na tych interesach robi się dziś olbrzymie pieniądze, o których nie mają pojęcia miliony Polaków.
Dlaczego tak się dzieje? A. Wójcik twierdzi wprost, że nieszczelne granice i brak należytej reakcji ze strony obecnego rządu to jedno, a drugie - to trzeba też pamiętać i o tym, co działo się wcześniej. Otóż rząd Buźka przymykał oczy m.in. na dary, jakie trafiały do Polski m.in. za pośrednictwem Kościoła. Zdaniem ludzi znających kulisy tych spraw, państwo straciło nie tylko olbrzymie pieniądze, które powinny wpłynąć np. w postaci cła. Jakimś dziwnym trafem zapominano też o należytej kontroli sanitarnej czy ochronie interesów rodzimego producenta. Afera z niekontrolowanym dopływem mięsa
1 zboża przelała właśnie kielich goryczy. "Samoobrona" wezwała swoich członków do walki o poprawę sytuacji w rolnictwie i na wsi. Jednocześnie Lepper zwrócił się do rolników i organizacji rolniczych
0 przygotowanie akcji protestacyjnej w całym kraju.
- Hutnikowi, górnikowi państwo zawsze zapewniało warsztat pracy, gdy zaś likwidowano kopalnie, otrzymywali oni jeszcze odprawy czy odszkodowanie - mówi Aleksandra Wójcik. - Tymczasem rolnik, który kosztem swoim i rodziny przez lata budował np. kosztowne kurniki, dziś bezpardonowo pozbawiany jest miejsca pracy. Dlatego będziemy domagać się odszkodowania.
Do Prokuratury Rejonowej w Jeleniej Górze wpłynęło już doniesienie o przestępstwie, złożone przez Mariana Zagórnego. Śledztwo w tej sprawie ma być prowadzone m.in. na Wybrzeżu. Jednak młyny sprawiedliwości mielą u nas bardzo wolno
1 nie zawsze skutecznie. Temida zbyt często, niestety, jest ślepa. Przygotowując ten artykuł, przekonaliśmy się, iż także wielu polityków ma kłopoty ze wzrokiem...
RYSZARD PORADOWSKI
Produkcja żywca drobiowego w Polsce
1995-364 tys. t 1997-474 tys. t
2000 - 580 tys. t
2001 - 600 tys. t Notowania cen na giełdzie "Rol-Petrol" 17 stycznia 2002 r. (w zł/kg):
kurczak cały schłodzony - 3,50 filet z piersi kurczaka - 7,30 udziec indyczy (import z Anglii) - 7,60 patka indycza - 4,0
Nr 4 (99)
25 - 311 2002 r.
F^KTY
POLSKA PARAFIALNA
Mohan na wałach
Po kilku latach prześladowań, po dwóch latach spędzonych w aresztach śledczych i zakładach psychiatrycznych, okrzyknięty przez kler religijnym terrorystą, wyznaniowy więzień wyszedł na wolność. Wyszedł dlatego, że Prokuratura Generalna i Sąd Najwyższy nie składa się z oszołomów. Na szczęście!
Ryszard Matuszewski - Mohan, duchowy przywódca hindusko-śiwa-ickiego bractwa w Polsce, ośmielił się w 1996 roku nauczać sztuki medytacji. Jego nieszczęście polegało na tym, że ośmielił się to czynić w Częstochowie. I to, o nieba! -u stóp Wałów Jasnogórskich! Nie miał przy tym paulińskiego habitu, ani choćby zwykłej koloratki. A w Katolandzie zakrawa to na zamach.
Tak też zinterpretowali to częstochowscy braciszkowie, którzy zafundowali joginowi więzienno-świ-rową przyszłość. Oskarżony został przez nich m.in. o (rzekome) grożenie zamachem bombowym na Jasną Górę i obrażanie kościelnych hierarchów, potem obrażanie sędziów i prokuratorów. Innowierca spod znaku Siwy, pacyfista, nauczyciel jogi, przecierpiał swoje w kilku aresztach śledczych i zakładach psychiatrycznych (pisaliśmy już o sprawie w "FiM", nr 10/2000). Teraz spieszymy przytoczyć najnowsze okoliczności.
Przypomnijmy: pierwszy wyrok zapadł w częstochowskim sądzie w grudniu 1997 r. Mohan został wówczas skazany na półtora roku
Śj LIGA MtŻCIYZN g
im
BI.MI M SKIM H
< / - ZBRODNIOM 1


Protest zwolenników Mohana
więzienia w zawieszeniu na trzy lata. To jednak nie zatkało ust liderowi niekatolickiego bractwa.
Wciąż nauczał jogi
oraz zachęcał do miłości i ekumenizmu. Posłuchajcie... do ekumenizmu w Polsce? Naprawdę jakiś wariat.
Szykanowany, nieustannie inwigilowany, wzywany na przesłuchania i internowany (szczególnie przed papieskimi wizytami) - nie poddawał się. Kiedy jednak zaczął wysyłać protesty i apele o religijną wolność dla członków bractwa
(a wysyłał je do najwyższych urzędów w państwie i panującym Kk., a także do organizacji międzynarodowych: Komitetu Helsińskiego i Federacji Praw Człowieka), stał się nazbyt głośny i groźny dla monopolu kleru. Monopolu na jedynie słuszną drogę do zbawienia, rzecz jasna. Mohan, odczuwając na własnej skórze nagonkę wobec mniejszości religijnych, pisał o "katolickich mordercach", "zbrodniarzach" czy "prześladowaniu przez kościelny reżim". No... to już całkowicie rozjuszyło prawomyślnych. Ponownie, ale ze zdwojoną tym razem siłą,
posypały się zarzuty
0 zniesławienie i obrazę uczuć religijnych. Koszmar męczących przesłuchań, gdzie go bito i straszono, zapamięta do końca życia. Ten rzekomy antychryst modlił się publicznie za papieża i Kk, akceptował w swoich szeregach ludzi różnych religii. W końcu, po roku spędzonym w areszcie śledczym w Krakowie
1 w zakładzie karnym w Herbach koło Częstochowy (gdzie go prewencyjnie osadzono), nadszedł 2 czerwca 2000 roku, kiedy usłyszał kolejny wyrok. Sąd postanowił umieścić go w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym. Bez żadnego zawieszenia tym razem.
Nie pomagały apelacje obrońców, zarzucających wiele uchybień proceduralnych, a także oczywistą, zbytnią represyjność kary, niewspółmierną do czynów Matuszewskiego. Jeden z prawników broniących Mohana był nawet publicznie napastowany przez zakonników. Zabroniono mu wstępu na Jasną Górę, jeśli będzie bronił religijnego terrorysty. Nauczycielowi jogi została modlitwa. Przetrwał najgorsze chwile dzięki żonie oraz swoim uczniom, którzy nie pozostawili go samego i głośno protestowali przeciw uwięzieniu za przynależność religijną. W Krakowie przez kilka dni
modlili się
przed aresztem. Wysyłali protesty na ręce prezydenta i rzecznika praw obywatelskich. Bez skutku.
Wiosną 2000 roku uczestniczyli w happeningu w Warszawie.
Ryszard Matuszewski - Mohan
W Marszu Pokoju i Wolności Wszystkich Religii pod budynkiem Sądu Najwyższego, pałacem prezydenta i gmachem Sejmu. Katolicka, a więc słuszna większość okrzyknęła ich wtedy awanturnikami i sek-ciarzami. W całej Polsce z wielką trudnością znajdywali sale na spotkania i zajęcia medytacyjne. Szczególnie w Częstochowie powoływano się na protesty prawowiernych mnichów z Jasnej Góry.
- Tylko silna wiara i świadomość wsparcia życzliwych osób pozwoliły mi przetrwać gehennę, jaką przeszedłem w wariatkowie w Rybniku, gdzie mnie wysłano. Obecność na oddziale razem z zabójcami nie dawała mi większych szans na psychiczne przetrwanie - opowiada Matuszewski.
Dopiero złożone w Ministerstwie Sprawiedliwości zaskarżenie na postanowienie sądu dało nadzieję na sprawiedliwość.
Możemy tylko przypuszczać, że prokurator generalny po rozpoznaniu skargi złapał się za głowę. Przypuszczenie nasze poparte jest faktem, iż niezwłocznie ogłosił kasację. Zaraz potem, 5 kwietnia 2001 r., Sąd Najwyższy uchylił postanowienie Sądu Rejonowego w Częstochowie o umieszczeniu Ryszarda Matuszewskiego w zakładzie psychiatrycznym. Tymczasem prokurator generalny zarzucił częstochowskiemu sądowi
rażącą obrazę prawa
procesowego między innymi przez "rozpoznanie sprawy pod nieobecność podejrzanego, mimo braku stanowiska lekarzy psychiatrów co do zdolności jego udziału w postępowaniu oraz niewykonanie wskazań sądu odwoławczego w przedmiocie potrzeby wypowiedzenia się odnośnie do argumentacji obrońców o braku potrzeby umieszczania Matuszewskiego w zakładzie psychiatrycznym ". Sąd Najwyższy, analizując zarzuty kasacyjne, stwierdził, że "Sąd Rejonowy procedowal bez udziału
podejrzanego i ani pisemna opinia psychiatryczna, ani wypowiedzi psychiatrów na posiedzeniu sądu nie odnoszą się w ogóle do kwestii zdolności Matuszewskiego do udziału w postępowaniu, jakiego wymaga prawo, sąd zaś ani nie zarządził uzupełnienia tej opinii, ani też nie pytał o te kwestie psychiatrów".
To trochę zawiłe, więc przełożymy to na język zrozumiały: sąd w Częstochowie zwyczajnie schrzanił postępowanie. Nie śmiemy nawet twierdzić, że pod czyimś wpływem i naciskami.
Pikanterii sprawie dodaje jednak fakt, że Mohan przebywał w tym czasie najpierw w Wojewódzkim Szpitalu Neuropsychiatrycznym w Lublińcu, potem zaś w areszcie śledczym w Krakowie. W maju 2000 roku ordynator szpitala był łaskaw jedynie powiadomić sąd, że:
bezkonfliktowość Matuszewskiego. Skupiono się za to aż nazbyt na wykazaniu znacznej szkodliwości społecznej czynów z uwagi na podmioty: sądy, policja, osoby i instytucje Kościoła rzymskokatolickiego.
Sąd Najwyższy stwierdził, że nie ma podstaw do przyjmowania takiej wersji. Tak więc sąd uznał kasację za zasadną, uchylił postanowienie Sądu Rejonowego w Częstochowie i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania.
Po trzech miesiącach Ryszarda Matuszewskiego
wypuszczono na wolność.
Kolejne posiedzenie sądu w sprawie środka zabezpieczającego, czyli zakładu psychiatrycznego, odbyło się 8 stycznia 2002 r.
Kiedy jednak na salę sądową weszli z Mohanem jego uczniowie, okazało się, że posiedzenie jest niejawne. Sędzia wyprosiła wszystkich. Rozgoryczeni sympatycy bractwa, dobrze znający zakulisowe podchody pod swojego guru, zaprotestowali:
- To łamanie praw człowieka nie wyjdziemy, żądamy jawności rozprawy - denerwowali się.
Po kilkuminutowej przepychan-ce słownej wręczyli sędzi Deklarację praw człowieka. Bezsilna ka-
Wspólna medytacja czy obmyślanie zamachu na Jasną Górę?
"Z uwagi na ostrą psychozę poddawany jest leczeniu antydepresyjnemu, które potrwa 6 tygodni (...) ".
Pismo to było odpowiedzią na wniosek o uchylenie tymczasowego aresztowania. Oczywiście, w tej sytuacji wniosku sąd nie uwzględnił. Tego samego miesiąca Mohana przewieziono do aresztu śledczego w Krakowie i nie zarządzono doprowadzenia na posiedzenie sądu 2 czerwca. Według prawa, gdy orzeka się pozbawienie człowieka wolności przez umieszczenie go w zakładzie psychiatrycznym, należy umożliwić mu realną obronę i osobiste wypowiedzenie się przed sądem.
"Inaczej godzi to w zasadę prawa do obrony i stanowi rażącą obrazę prawa procesowego, która mogła mieć wpływ na treść orzeczenia" - tłumaczy swoje postanowienie Sąd Najwyższy. W uzasadnieniu podaje się także w wątpliwość opinię biegłych. No... może nareszcie!
Drugi zarzut kasacyjny dotyczył niskiego ciężaru gatunkowego czynów i podnosił wcześniejszą
pianka Temidy wezwała policję. Jednak uczniowie Mohana protestowali nadal.
Interwencja policji nie przyniosła rezultatu
W końcu sędzia opuściła salę, informując o odroczeniu rozprawy. Okazało się przy okazji, że na posiedzenie sądu nie przybyli biegli psychiatrzy.
Nasz bohater zapowiada, że będzie walczył o swoje prawo do własnych przekonań religijnych do skutku. Dotąd, aż znikną represje i w końcu - zgodnie z polskim prawem - bractwo liczące wraz z sympatykami 3 tys. wyznawców, zostanie zarejestrowane jako mniejszość religijna. Ma nadzieję, że nowy rok przyniesie w Polsce wolność religijną.
Wolność religijną w Polsce...? No cóż, wydaje nam się, że Mohan jednak słusznie siedział w wariatkowie i aresztach.
JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
10
ZE ŚWIATA
FAKTYn
>5 - 311 2002 r.
Wystąpić, umrzeć - i co dalej?
Coraz więcej osób wierzących pozostaje poza strukturami kościelnymi. Fakt ten jednak łączy się z pewnymi niedogodnościami. Jedną z nich jest kłopot z zorganizowaniem religijnego pochówku. Oto opowieść, jak z tym problemem radzą sobie w Niemczech.
"Nie znasz przypadkiem jakiegoś księdza, który... ". Znowu ktoś dzwoni z takim pytaniem. Rodzina wie, ile dla zmarłego - mimo wystąpienia z Kościoła - znaczyła wiara. Krewni liczą na pocieszenie w duchu wiary chrześcijańskiej. Nikt przecież nie chce "bezdusznego" pogrzebu. Ponieważ czasu zazwyczaj jest mało, rozpaczliwie poszukuje się księdza, który zgodzi się poprowadzić chrześcijańską ceremonię.
O wiele prościej rzeczy się mają w Vorarlberg. Od grudnia 1994 roku działa tam Verein "Abschied in Wiirde" (Stowarzyszenie "Godne Pożegnanie"), które powstało na fali problemów z pochówkiem osób nie należących do Kościoła. Również członkowie Kościoła mogą sobie zażyczyć takiego pogrzebu. Stowarzyszenie oferuje każdemu bardzo indywidualnie opracowaną ceremonię. Według życzenia: skromnie lub
uroczyście. Dla członków stowarzyszenia nieodpłatnie, dla pozostałych - za zryczałtowaną opłatą, której wysokość zależy od formy i miejsca pogrzebu. Sześcioro prowadzących odprawiło już 170 pochówków. Kiedy przed dwoma laty przeczytałam o tym artykuł na stronach platformy "Wir sind Kir-che" ("My Jesteśmy Kościołem"), moją pierwszą myślą było: takiego stowarzyszenia potrzebujemy również tutaj, w Tyrolu - a w gruncie rzeczy, w całych Niemczech.
Właściwie, dlaczego nie?
Długo trwało, nim pomysł został zrealizowany. Dopiero potrzeba okazała się matką wynalazku. Odebrałam kolejny telefon "czy przypadkiem nie znam
kogoś... ". Tym razem dotyczyło to mnie osobiście. Zmarł wuj mojego męża, który od lat nie należał do Kościoła, choć wszyscy znaliśmy go jako człowieka wierzącego. Gdy zastanawiałam się, którego z księży można by poprosić o pomoc, mój mąż bardzo trzeźwo orzekł: " Czemu szukać kogoś, kto i tak go nie znał,
muzyki i tekstów potrzebnych podczas pożegnania.
Z wyczuciem
Zdecydowaliśmy się na kilka tylko słów pożegnania, organizując w zamian "ceremonię światła". Duża świeca zapalona przez dzieci zmarłego została postawiona pośrodku stołu. Wszystkich obecnych poprosiliśmy o zapalenie małych lampek i ciche, osobiste pożegnanie ze zmarłym. Powstały
Nie przypominam sobie, by na jakimkolwiek pogrzebie w mieście, modlitwy były odmawiane w sposób tak świadomy przez wszystkich bez wyjątku obecnych. I żeby ich obecność nad grobem była tak intensywnie odczuwana.
Pogrzeb ten stał się dla mnie bardzo cennym doświadczeniem i wystarczającym powodem, by rzeczywiście - wspólnie z platformą "Wir sind Kirche" - zaangażować się w powstanie w możliwie wielu krajach związkowych stowarzyszeń takich, jak "Godne Pożegnanie".
Potrzeba chwili
skoro możesz to zrobić sama ". Tak, właściwie, dlaczego nie?
Natychmiast skontaktowałam się ze Stowarzyszeniem z Vorarl-berg, poprosiłam o informacje. Przesłano mi formularze i podano szereg cennych rad o przygotowaniu do ceremonii. Umówiłam się na rozmowę z synem i synową zmarłego. Ta rozmowa zbliżyła nas w sposób szczególny. Razem wyszukaliśmy nastrojowych symboli, modlitw,
z lampek krąg symbolizował nasze ostatnie spotkanie z wujkiem. Głęboko poruszyło mnie, że wszyscy zgromadzeni wykonali ten gest i tym samym wspomnieli jeszcze raz drogę, którą dzielili ze zmarłym, podziękowali mu za wszystko, co było piękne i dobre, przebaczyli, jeśli to konieczne. Dla wszystkich nas ważne było wyrażenie chrześcijańskiej wiary w życie wieczne. Jednocześnie nikt nie był skłaniany do wyznawania takiego poglądu.
Społeczeństwo obywatelskie jest w dzisiejszych czasach zobowiązane do tego, by obok często obojętnych, państwowych instytucji opieki społecznej, podejmować inicjatywy skierowane ku potrzebom ludzi i pomagać tam, gdzie urząd pomóc nie może lub nie chce. Dotyczy to szczególnie chrześcijan. To oni powinni podejmować działania, z których emanować ma ciepło i bezpieczeństwo. Mają zająć miejsce nieobecnego, zimnego Kościoła, który robi wszystko za pieniądze i dla swoich.
Za "Kirche Intern" nr 1/2002 oprać. ZUZANNA GROCHAL
Mądrzy przed szkodą
Od kilku lat stosunki państwo-Kościół w Czechach stale się pogarszają, bo politycy bronią interesu publicznego przed pazernymi zakusami związków wyznaniowych. Czesi to naród, który potrafi liczyć, a jeżeli w grę wchodzą pieniądze, to nie ma miejsca na sentymenty, nawet gdy są to sentymenty religijne...
Nad Wełtawą parlament uchwalił właśnie nową ustawę o stosunku instytucji państwowych do związków wyznaniowych. Wzbudza ona wiele kontrowersji, zwłaszcza w środowiskach religijnych i wśród związanych z nimi polityków. Ustawę bezskutecznie próbował zawetować senat, a teraz usiłuje to uczynić prezydent Vaclav Havel, katolik. Izba niższa będzie jednak w stanie odrzucić jego sprzeciw. Nowe prawo ułatwia znakomicie rejestrację nowych związków wyznaniowych - teraz wystarczy 300 podpisów wyznawców, przy uprzednich 10 tysiącach. Zmiana tego absurdalnego ograniczenia zirytowała wspólnoty już zarejestrowane. Czeski Kościół katolicki najwyraźniej obawia się konkurencji - i bez tego jego szeregi stopniały w ciągu zaledwie kilkunastu lat aż o 70 proc, co od czasów reformacji jest nowym rekordem świata w dekatolicyzacji! Ale nie ubytek wiernych składkowi-czów martwi najbardziej katolickich hierarchów w tym kraju. To co boli, to perspektywa obcięcia bardziej wymiernych dochodów. Nowa ustawa nakazuje bowiem rejestrację kościelnych instytucji charytatywnych w urzędach gmin, co zmniejszy nad nimi kontrolę purpuratów, oraz, o zgrozo! opodatkowuje działalność gospodarczą tych organizacji, czyli także Kk. To już zamach na Pana Boga i prawdziwy skandal! Hierarchowie widzą w tym również "próbę odsunięcia
Katedra św. Wita w Pradze
Kościoła od publicznej działalności", a nawet "wysiłki w celu utworzenia z Kościoła zaścianka starającego się tylko o swoich członków", jak to był łaskaw wyrazić prymas Czech, Miloslav Vlk. To zdumiewająco naiwna opinia w ustach kardynała, uważanego za najbardziej liberalnego i otwartego w Europie Wschodniej. Czy nie zauważył jeszcze, że Kościół jest intelektualnym i moralnym zaściankiem i że troszczy się nawet nie o własnych członków, ale wyłącznie o interesy swoich przywódców? Biskupów bardzo boli to, że muszą płacić podatki za prowadzoną przez siebie działalność gospodarczą-wszak we własnym mniemaniu nie są oni firmą jak każda inna. Fakt, że są traktowani tak jak inni obywatele, to dla nich ucisk i nieomal prześladowanie. Na domiar złego państwo nie oddało Kościołowi większości skonfiskowanych kiedyś dóbr. Po latach targów i negocjacji z użyciem broni najcięższej - osobistej interwencji Jana Pawła II, który w tym celu pofatygował się do Pragi przed 5 laty - rząd jest skłonny oddać niektóre z nich, pod warunkiem że kler będzie płacił podatki za ich użytkowanie...
Ciężko się żyje klerowi w kraju, gdzie niewielu jest ludzi skłonnych wierzyć w katolickie mity i gdzie do życia podchodzi się trzeźwo i racjonalnie. Pomimo tego, że u nas południowi sąsiedzi mają opinię tchórzy, nie robią oni w portki na widok panów w sutannach, co jest, niestety, częstą przypadłością Polaków. Czechy to kraj tolerancji i bezpieczeństwa socjalnego. Na ulicach czeskich miast nie zobaczy się takiej krzyczącej nędzy jak w Polsce, a bezrobocie jest tam o połowę mniejsze niż nad Wisłą. To naród ludzi trzeźwo myślących, choć piwa pije się znacznie więcej niż u nas. Znacznie mniej używa się tam za to kadzidła. ADAM CIOCH
Bogate Niemcy cierpią na niedostatek powołań kapłańskich. Od czegóż jednak niemiecka zaradność? Gdy brakowało im rąk do ciężkiej pracy, ściągnęli do siebie kilka milionów Turków. Teraz potrzebują pasterzy dusz, apelujemy więc do polskich księży: emigrujcie do Niemiec!
Trudno w to uwierzyć, ale nawet w tak katolickim kraju związkowym, jakim jest Bawaria, niektórymi tamtejszymi parafiami już administrują nie księża niemieccy, lecz zagraniczni. Początkowo przyjmowano ich niechętnie, ale później nastroje się zmieniły, tym bardziej że ksiądz "madę in Germany" jest w Niemczech coraz trudniejszy do zdobycia, a i jego rocznik mocno podstarzały. "Przeciętny wiek księży w Niemczech to 59 łat - mówi rzecznik biskupstwa w Miinster, Karl Hageman - i nie ma nadziei
ukończeniem nauki i nie decyduje się przyjąć święceń kapłańskich. W tymże 2000 roku wyświęcono jedynie 183 kleryków.
Niemcy to naród praktyczny, więc hierarchia kościelna uradziła, by sprowadzić księży z zagranicy. A ponieważ gdzie jak gdzie, ale w sąsiedniej Polsce ich nie brakuje, biskupi niemieccy wprowadzili dla nich swego rodzaju zieloną kartę. Dzięki temu w ubiegłym roku na 1400 księży cudzoziemców - najwięcej (470) pochodziło z Polski. Niemieckie urzędy administracji państwowej wydają importowanym księżom pozwolenia na pracę, a władze kościelne organizują dla nich kursy języka niemieckiego oraz uczą niemieckich tradycji religijnych i świeckich. Diecezje wynagradzają księży zagranicznych tak samo jak rodzimych.
Zielone światło dla "naszych" księży katolickich to doskonały po-
Geistarbeiterzy
na polepszenie tej sytuacji, gdyż praca w Kościele nie cieszy się wsparciem środowisk, z których rekrutują się klerycy. Młodzież od stanu kapłańskiego odstrasza celibat". W 2000 r. w Niemczech do stanu kapłańskiego poczuło powołanie zaledwie 1304 kandydatów (dla porównania - w Polsce, w 1999 r.: 6761). Większość z nich opuszcza jednak seminarium przed
mysł. Polska nieco się przewietrzy. U nas wciąż tylko lamenty o "pustej tacy", organizowanie zbiórek i bezustanne dojenie parafian. Tam praca lekka, parafie bogate. Kiedyś na robotę do Niemiec jeździły setki tysięcy gastarbeiterów. Teraz przyszła pora na "Geistarbeiterów" (niem. Geist - duch, dusza)... Tylko z "ojcze nasz" przestawić się przyjdzie na "vater unser"... AND
Nr 4 (99^
25 - 311 2002 r.
F^KTYn
INJ
MITY KOŚCIOŁA
11
W
roku 1937 duchowny ewangelicki Karol Grycz Śmiałowski reaktywował w Krakowie dawny Kościół braci polskich. W czasach PRL-u został on zarejestrowany w roku 1967. Jak podaje przegląd "Wyznania religijne i stowarzyszenia narodowościowe i etniczne w Polsce w latach 1997-1999" Jednota Braci Polskich to "odrodzony ruch dawnych braci polskich (XVI-XVII w.). Po śmierci założyciela w roku 1959 Jednota przeszła ewolucję ideową. Wyodrębniły się z niej dwie odrębne grupy: Jednota Braci Polskich - unitarianie i Zbór Panmonistycz-ny Siedzibą Jednotyjest Wrocław. W roku 1984 do Jednoty weszła grupa zielonoświątkowców, która przyczyniła się do uformowania się obecnej postaci duchowej wspólnoty. Przy zachowaniu pewnych elementów tradycji ariańskiej (np. antytrynitaryzm) dominują w niej obecnie rysy pobożności zielonoświątkowej ".
Obecnie charakterystycznymi cechami Jednoty jest przywiązanie do żydowskiego Prawa i szabatu. Wspólny rys z adwentystami wynika zapewne z tradycji pierwszych chrześcijan, którzy różnili się od judaistów jedynie tym, że uznawali Jezusa za zapowiedzianego Mesjasza, poza tym formy zewnętrzne pozostały żydowskie - obchodzono szabat, przestrzegano Prawa. Tym samym Jednota nawiązuje do Kościoła Jakubowe-go, większość chrześcijan natomiast idzie ścieżką Kościoła Pawiowego. Jak pisze o tym doktor Wilhelm Niemann, sekretarz Jednoty: "Mistycyzm jest dla religii tym samym, co sól i przyprawy dla dowolnej
ROZUM PRZEDE WSZYSTKIM (2)
Bracia polscy w XX wieku
Tradycje dawnych braci polskich
przetrwały poza granicami kraju
w kościołach unitariańskich.
zupy - dodaje smaku, ale nie wolno przesolić! Racjonalizm, mistycyzm i prawo wyważone w odpo-
"Współcześni arianie" - Kinga Witek
wiednich proporcjach uważamy za istotę zabawy w Kościół. Nie waham się tu użyć słowa zabawa, albowiem działalność ta może być źródłem wartościowych przeżyć i pozytywnego nastawienia do świata, nawet tego zdziczałego. A tego, czego właśnie najbardziej w Kościołach brakuje to klimat zabawy, radości i humoru. Wszyscy są tacy śmiertelnie poważni, gdy mówią lub piszą o swoich Kościołach, co też zresztą widać na stronach internetowych.
I biada każdemu, kto odważy się zakwestionować choćby jedno zdanie w Wyznaniu wiary."
Warto wspomnieć o dystansie wobec dogmatyzmu. Jak piszą w traktacie Emunach: "Jest niewątpliwie tragicznym paradoksem wiary, która z definicji nastawiona jest na kształtowanie odrodzonego człowieka, pełnego zrozumienia i tolerancji, zdolnego do twórczego życia, że budując w ramach każdej ze wspólnot bastiony dogmatów i zasieki prawd wiary, jesteśmy zawsze gotowi spierać się na śmierć o to, kto ma monopol na prawdę, czyje dogmaty wierniejsze są biblijnemu oryginałowi i który Kościół jest tym jedynym, prawdziwym Kościołem Chrystusowym. Zaiste Bóg jest niezwykłym humorystą. On jest ponad naszym kościelnictwem, ponad kościelnymi sądami, ponad deklaracjami o rzekomej jedności, o tęsknocie za jednym i jedynym słusznym, widzialnym Kościołem, ponad powstającymi w odpowiedzi na te deklaracje stanowiskami i dokumentami (...) Nie pozwala zamknąć się w pudełku z napisem Trójca Święta i wymyka się wszelkim pułapkom intelektualnym, w które usiłujemy Go złapać, aby dokładnie Go sobie obejrzeć i opisać ".
Tym, co odróżnia Jednotę od dawnych braci polskich, jest właśnie mistyka zielonoświątkowa, jednak jest ona zgodna z pierwotnymi wierzeniami gmin chrześcijańskich,
Leksykon zabobonów polskich
(25)
UNIA EUROPEJSKA - wstrętnie świecka i ponadnarodowa organizacja, która budzi odrazę w polskich chłopach i prawdziwych patriotach, dąży bowiem do zniszczenia naszego polskiego charakteru. Bezczelnie żąda, aby polskie rolnictwo produkowało czysto i w miarę tanio. Mamy przestać być patriotami i zrezygnować z marzeń o Polsce od morza do morza. Nie wolno nam też akcentować katolickości naszej polityki. A przecież moglibyśmy dokonać reewangelizacji całej Europy, aby wróciła wreszcie do swoich katolickich korzeni, porzuciwszy grzeszne masońskie idee. Unia każe uczyć się języków obcych, znosić bariery dla obcego kapitału w Polsce, ograniczać nacjonalizm i szerzyć tolerancję we wszystkich dziedzinach. A gdzie nasza narodowa fantazja?
Gdzie sarmacka szabla i powstańczy romantyzm? Co będzie, jeśli nasza młodzież poczuje się przede wszystkim bezbożnymi, wyuzdanymi Europejczykami, a nie katolickimi Polakami?
WADOWICE - duchowa stolica Polski, druga po Częstochowie od czasu, gdy pochodzący stąd Wojty-ła został papieżem. Wadowicka szopka z kukłą papieża naturalnej wielkości była tu jedną z największych atrakcji turystycznych pod koniec roku 1999. Wadowickie "kremówki", które w młodości raczył jadać Woj-tyła, przeobraziły się niemal w komunię, w ciastka kultowe, chociaż złośliwi mówili, że nie były zbyt smaczne. Dom, zwyczajna małomiasteczkowa kamienica, gdzie zamieszkiwał przyszły ojciec święty, stał się celem pielgrzymek pobożnych owieczek z całej Polski. A jeżeli wszystko dobrze pójdzie, chyba już niedługo usłyszymy ich beczenie, że Kraków to miasto koło Wadowic...
WARTOŚCI - zasadniczo mogą być streszczone w trzech znanych słowach: Bóg, Honor i Ojczyzna. Ich rozwinięcie przybiera jednak bardzo różne formy. Klasycznym przykładem są WC-ty albo wartości chrześcijańskie. Solidarnościowi działacze narzucili rzeczone WC-ty dziennikarzom i twórcom. Wszystko, co im nie odpowiada, jest bezwucetowe i w związku z tym podlega usunięciu albo potępieniu. To znaczy na przykład, że bezwu-cetowców usuwa się ze światopoglądowo neutralnej, państwowej telewizji. Natomiast potępia się ich tam, skąd bezpośrednio usunąć nie można, a więc z telewizji prywatnych. Jak dobrze pójdzie, WC-ty zdominują w Polsce całą twórczość artystyczną i naukową, odrzucą wstrętne pornografie, zakażą krytyki wartości, uczynią nas jedną owczarnią, a my, uszczęśliwieni i nareszcie zjednoczeni, obudzimy się... w średniowieczu. (Cdn.) LESZEK ŻUK
z których duch profetyczny zaniknął dopiero z czasem.
Należy uznać, że Jednota jest kontynuacją dawnych tradycji braci polskich. Wyróżnia się przede wszystkim wśród innych kościołów/sekt swą wyjątkową tolerancją. Charakterystyczna jest tutaj postawa wobec katolików: na stronie internetowej Mateusz.pl nazwano ich sekciarzami (pomimo że Encyklopedia PWN 2000 wymienia ich na trzecim miejscu wśród polskich wyznań protestanckich) i postawiono im zarzuty z pozycji jedynie prawdziwej wiary; oni, udzielając bardzo trafnej odpowiedzi, podkreślili jednocześnie możliwość swojej omylności, zaś we wstępie zwrócili się do autorów: "Drodzy Bracia Katolicy ". "Bracia katolicy" jednak, poprzez ojca Salija, mianując
ich sektą, najwyraźniej nie mieli ochoty się z nimi bratać.
Jednota kontynuuje w pewym zakresie tradycje racjonalistyczne braci polskich (co znajduje wyraz m.in. w odrzuceniu idei Trójcy). Pomimo że obchodzą oni żydowski szabat, nie jest prawdą mniemanie katolickiego apologety Jarosława Zabiełły, że uznają za diabła każdego, kto szabatu nie praktykuje. Uważają, że Bóg powołuje swoje dzieci niezależnie od członkostwa w konkretnym kościele: "Jest mu wszystko jedno, czyjego dziecko wchodzi w kontakt z sacrum zapalając ogień szabatowych świec (...), czy uczestnicząc w Eucharystii, czy też nie uczestnicząc ani w jednym, ani w drugim".
MARIUSZ AGNOSIEWICZ
www. klerokratia.pl Repr. za http://jbp.dekalog.pl
Najstarszy dekalog
P
owszechnie uważa się, że najstarszy biblijny kodeks prawny, normujący stosunek człowieka do Boga i do drugiego człowieka, zawiera 10 przykazań, czyli dekalog z Księgi Wyjścia (20.1-17).
Jednak historycznie znacznie wcześniejsze od niego są dwa inne kodeksy o odmiennym charakterze: duży (20.22-23.33), zredagowany przez Jahwistę około IX w. p.n.e., oraz mały, zredagowany przez Elo-histę około VIII w. p.n.e. (34.11-27). Podejmowano wiele prób rekonstrukcji pierwotnego kodeksu praw żydowskich. Prof. K. Buddę w swojej ,.Historii starożytnej literatury hebrajskiej" w oparciu o rozdział 34 Księgi Wyjścia podał taką wersję:
1. Nie będziesz miał cudzych bogów przede
mną (w. 14);
2. Nie będziesz czynił odlanych bogów (w. 17);
9. Najlepsze z pierwocin ziemi twojej przyniesiesz do domu Pana, Boga twego (w. 26a);
10. Nie będziesz też gotował koźlęcia w mleku matki jego (w. 26b).
Swoją wersję kodeksu podał również inny biblista, prof. R.H. Kennett. W obu wersjach uderza całkowity brak zakazów moralnych. Wszystkie przykazania odnoszą się wyłącznie do spraw rytuału - mowa jest tylko o stosunku człowieka do Boga. Ani jedno przykazanie nie zawiera natomiast pouczeń o stosunku człowieka do człowieka.
Na różnice pomiędzy kodeksem "kultowym" a dekalogiem etycznym zwracano uwagę już w starożytności. Frazer podkreślił: "Postawa Boga wobec człowieka tych przyka-z a -
3. Wszyscy pierworodni należą do mnie (w. 19);
4. Sześć dni pracy, siódmy odpoczynek (w. 21);
5. Święto Przaśników będziesz obchodzić w miesiącu wykłoszenia zboża (w. 18);
6. Ustanowisz też sobie Święto Tygodni przy pierwocinach żniwa pszenicy oraz Święto Zbioru na przełomie roku (w. 22);
7. Krwi z rzeźnej ofiary mojej nie składaj razem z kwasem (w. 25a);
8. Nie może też pozostać przez noc ofiara paschalna (w. 25b);
niach przypomina postawę pana feudalnego do swoich wasalów". Przejście od rytuału do moralności dokonało się w religii żydowskiej dopiero pod wpływem proroków. Te ostateczne dekalogi można znaleźć w Księdze Wyjścia (20.1-17) i Księdze Powtórzonego Prawa (5.6-21). Według klasyka fenomenologii religii G. van der Leeuwa: "Izraelicki profetyzm przejął dekalog z beduiń-skiego prawodawstwa i nadał mu interpretację religijno-etyczną ".
JACEK SIERADZAN
12
MITY KOŚCIOŁA
FAKTYn
>5 - 311 2002 r.
Ekumenizm a la Yaticanum
Ekumenizm to określenie wywodzące się
z greki, gdzie "oikumene" oznacza
zamieszkany świat (ekumena).
W chrześcijaństwie pojęciem ekumenizmu
posłużono się dla opisania ruchu
mającego zjednoczyć wyznawców Chrystusa.
Chrześcijanie nigdy nie stanowili jednej wspólnoty. Wyjątkiem była może sekta Jezusa, ale wtedy trudno jeszcze było mówić o chrześcijaństwie, skoro nawet sam Jezus usilnie podkreślał, że niczego nie zmienia i jak najściślej trzyma się starej wiary Izraela (Mateusz 5, 17-19; 10, 5). Za to później, kiedy istnienie chrześcijaństwa stało się bezdyskusyjne, od razu wyodrębniły się lokalne kościoły z własnymi tradycjami i odmienną doktryną. Już Apokalipsa wymienia odrębne wspólnoty i nikomu wtedy nie przychodziło do głowy, aby je traktować jako części jednej organizacji. Jedyną siłą łączącą miała być wspólna wiara.
Pierwszą próbą prawdziwie "ekumeniczną" był sobór w Nicei zwołany w roku 325 przez cesarza Konstantyna (zresztą wyznawcy "Słońca Niezwyciężonego"). Ustalono wtedy kanon pism uznawanych dziś za natchnione i sformułowano jedyny obowiązujący sposób rozumienia Chrystusa. Gwarantem ustaleń został sam Kon-stantyn, szukający ideologii zdolnej zjednoczyć Rzym.
Jednak ekumenizm już wtedy się nie udał: nadal funkcjonowały rozmaite kościoły, które nie chciały poddać się ustaleniom z Nicei. Właściwie cała późniejsza historia to dzieje różnicowania i pogłębiania sprzeczności. Centralistyczne, czy może "ekumeniczne" tendencje okazały się najsilniejsze w biskupstwie rzymskim. Biskupi Wiecznego Miasta wykorzystali upadek Cesarstwa Zachodniego, aby przekształcić się we władców teokratycznej monarchii dążącej do opanowania świata. Te z pozoru absurdalne roszczenia uzasadniali tezą, jakoby św. Piotr założył ich biskupstwo. W praktyce przywłaszczyli sobie atrybuty Cesarstwa Rzymskiego i nawet przybrali starorzymski (pogański) tytuł najwyższego kapłana - Pontifex Maximus. Jednak nie zdołali opanować tendencji odśrodkowych i kolejne ruchy religijne pojawiały się przez całe średniowiecze (katarzy, albigensi, bo-gomilcy...). Jeszcze gorzej było na Wschodzie, gdzie funkcjonowało kilkanaście różnych kościołów ortodoksyjnych. Tak więc mówienie o wspólnocie ogólnochrześcijańskiej nie miało najmniejszego sensu. Najlepszym
tego dowodem są dzieje wypraw krzyżowych w XI i XII stuleciu, kiedy katolicy mordowali i rabowali prawosławnych w Konstantynopolu, a na Cyprze likwidowali chrześcijański Kościół monotelecki, który funkcjonował tam przez kilkaset lat panowania muzułmanów. Również Luter i inni reformatorzy XVI w. dążyli do "zjednoczenia chrześcijan" i chcieli wrócić do "jedynej prawdziwej" wiary... Reformacja wytworzyła wiele kościołów protestanckich. Sobór watykański (1869-1870) miał umocnić centralizm Ko-ścioła katolickiego, a papieżowi nadać władzę dyktatorską. To absolutnie nie sprzyjało dialogowi z innowiercami. Soborowy dogmat o nieomylności papieża i zamknięcie się Kościoła katolickiego na współczesność wywołały odwrotną reakcję. Część katolickiego kleru odpowiedziała założeniem kościołów starokatolickich. Na Wschodzie patriarcha Konstantynopola zaproponował konsolidację prawosławia (1903, 1920), chociaż przy zachowaniu samodzielności
i równości lokalnych patriarchatów. Na Zachodzie, w Amsterdamie, powstała Światowa Rada Kościołów (1948) początkowo jednocząca tylko protestantów, ale z czasem obejmuj ąca wszystkie odłamy chrześcijan-
stwa. Jej celem jest wspólne działanie przy respektowaniu tradycyjnych różnic między wyznaniami i rezygnacji z walki ideologicznej.
Jedyną dużą organizacją, która nie zgodziła się wejść do Światowej Rady Kościołów, był oczywiście Kościół rzymskokatolicki, co jest faktem wielce znamiennym. Protestanci i prawosławni uznali bowiem, że ekumenizm to akceptacja rozmaitych wizji chrześcijaństwa, natomiast Watykan głosi "ekumenizm katolicki"
przekonany o własnej wyższości i jedynej słuszności. To oczywiście wyklucza możliwość prawdziwego dialogu. Z ludzkiego punktu widzenia taka postawa Watykanu wydaje się arogancka i fałszywa. Czy jednak jest taką w istocie? Otóż nie. Papieże rozmawiający ze Światową Radą Kościołów, ale odmawiający w niej uczestnictwa, postępują logicznie. Skoro to oni są jedynymi depozytariuszami prawdziwej wiary, nie ma mowy o "dogadaniu się" z heretykami - przecież prawda jest jedna, a posiada ją papiestwo. Stąd wewnętrzne rozdarcie Watykanu. Na przykład w roku 1999 dochodzi do uzgodnienia dogmatu o zbawieniu w lute-ranizmie i katolicyzmie, ale już w 2000 r. papież ogłasza skandaliczną deklarację Dominus Iesus stwierdzającą, że tylko katolicyzm jest wykładnią nauk Jezusa. W 2001 r, jakby osłabiając wymowę tamtego dokumentu, katolicy podpisują wreszcie w Strasburgu Kartę Ekumeniczną, następnie papież jedzie do Grecji, gdzie przeprasza za katolickie zbrodnie popełnione na prawosławnych. Wydaje się to chwalebne, ale pamiętajmy, że papież Wojtyła chce w ten sposób zjednać patriarchę w Moskwie, bo... No właśnie, bo ciągle mówi i myśli o "nawróceniu" Rosji na jedynie słuszny katolicyzm... Oczywiście w duchu ekumenizmu.
LESZEK ŻUK
Przywódcy katoliccy na czele z papieżem coraz częściej rozmawiają z innowiercami. Wskazują na podobieństwa elementów judaizmu, islamu, buddy-zmu i chrześcijaństwa. Na razie, oczywiście, nie ma mowy o poszukiwaniu jakiejś "wersji uogólnionej" i Kościół ciągle głosi, że tylko religia rzymskokatolicka poznała pełnię prawdy. Czy Jan Paweł II będzie o tym przekonywał swoich gości w Asyżu?
Samo pokazanie papieża razem z dalajla-mą, rabinem, muftim albo innym szamanem nasuwa wielce dwuznaczne skojarzenia, nie mówiąc już o wspólnych modłach. Rodzi się bluźniercza myśl, że w istocie wszyscy oni są kolegami po fachu i nie ma istotnej różnicy między nimi i między ich wiarami.
A zatem, co wspólnego mają afrykańskie bóstwa naczelne w rodzaju Zambiego z dorzecza Konga - z Jahwe, Chrystusem, Alla-hem i Buddą? A co zrobić z bezosobowymi siłami - chińskim tao, indyjskim karmanem albo polinezyjską maną? Afrykański polite-izm i biblijny monoteizm, jedyny Bóg Allah oraz bóstwo-trójca Egipcjan (Re-Amon-Ptah), chrześcijan (Ojciec-Chrystus-Duch Święty) lub hinduistów (Brahma-Wisznu-Sziwa), irańskie i chrześcijańskie dualizmy (światło-mrok, Bóg-Szatan) oraz ateistyczne koncepcje dżi-nistów i buddystów (karma) - sprzeczności wydają się nie do przezwyciężenia.
To samo dotyczy religijnych ontologii: przekonanie o wieczności świata (większość ludów Afryki, buddyści, taoizm, Majowie, Inkowie) obok opowieści o jego stworzeniu i tymczasowości (Biblia, Iran). Świat może istnieć realnie, niezależnie od naszego myślenia (Afiyka, Egipt, chrześcijaństwo, Daleki Wschód)
Koledzy papieża
lub jest wytworem umysłu, ułudą (buddyzm, dżinizm). Może rozwijać się liniowo od początku do ostatecznego końca (Biblia), cyklicznie przez powtarzające się etapy (Indie, cywilizacje meksykańskie i andyjskie) lub być niezmienny (Egipt, Chiny). Czy jakiekolwiek rozmowy międzyreligijne pomogą uzgodnić tak odmienne stanowiska?! Śmiem wątpić.
Wreszcie pytanie o cel człowieka. Pierwotnie wszystko zamykało się w kręgu ziemskiego "tu i teraz", co widać choćby u biblijnego Hioba, oczekującego powodzenia tylko w życiu doczesnym - umarli przechodzili co najwyżej do smutnego świata
pod ziemią (Grecy, religie afrykańskie). Chyba równie popularna jest idea reinkarnacji odnajdywana we wszystkich kulturach od Eskimosów i Indian, po Daleki Wschód, Indie,
Egipt, Afrykę i Australię. W Europie znali ją Celtowie, a w chrześcijaństwie dyskutowano nad nią (Orygenes) aż do V wieku, kiedy wreszcie została oficjalnie potępiona. Wreszcie w młodszych religiach pojawia się niebo i piekło (chrześcijaństwo, islam, religie Iranu), czyli pośmiertna nagroda lub kara za życie ziemskie... Konia z rzędem temu, kto zdoła to wszystko ująć w jeden system. Już po tym pobieżnym zestawieniu zauważamy tyle sprzeczności, że powstaje pytanie o sens między religijnych dyskusji. Przecież z całą pewnością ani papież, ani ktokolwiek inny nie może liczyć na połączenie tak różnych wiar. Chyba też nie zakładają, że któraś z religii okaże się tąjedynie prawdziwą i wchłonie pozostałe - z braku obiektywnej metody badania dogmatów, wątpliwości rozstrzygano dotychczas przemocą. Oczywiście, możemy założyć, że zwycięzca ma rację, jeśli samo niebo dało mu pozycję hegemona, ale wtedy musielibyśmy zgodzić się, że co pewien czas nie-h biosa zmieniają zdanie, bo przecież religie powstają, rozwijają się i upadają. Z drugiej strony, dlaczego Bóg nie mógłby mieć swoich humorów, sympatii i antypatii? Przejawia to wystarczająco na kartach Starego Testamentu. Ja osobiście jestem w stanie wyobrazić sobie
taką sytuację, ale nie zgadza się to ani z pra-womyślną wykładnią wiary, ani z duchem międzyreligijnego dialogu. Chyba nie o to chodzi papiestwu?
Czemu więc służyć ma watykańska polityka rozmawiania z innowiercami? Odpowiedź jest tyleż prosta, co zaskakująca. Watykan nieraz już udowodnił, że pójdzie z każdym, kto mu zapewni zyski: popierał Mussoliniego, Hitlera, Franco, Pavelicia, Pinocheta... Teraz sprzymierza się z wyznawcami innych religii, aby hamować zmiany, które odsuwają wiarę na boczny tor i zapewnić sobie przywództwo. Na naszych oczach pojawia się coś w rodzaju religijnej międzynarodówki, skierowanej przeciw nauce, wolności i postępowi.
Nieraz przecież mieliśmy już okazję słyszeć od polskich księży, że ateizm jest czymś najokropniejszym w świecie, znacznie gorszym od wyznawania "niesłusznej wiary". W tym kontekście staje się też zrozumiałe, dlaczego papiestwo, głosząc swoją nieomylność i, jedy-nosłuszność", prowadzi jednocześnie rozmowy z "niesłusznymi". Najwyraźniej celem tych wysiłków jest podtrzymanie nastroju religijności bez względu na wyznanie. Jakoś dziwnie przypomina mi się stare polskie powiedzenie o mętnej wodzie, w której łatwiej łapać ogłupiałe ryby. Czyżby o to właśnie chodziło watykańskim "następcom Piotra-rybaka"?
L.Ż.
Nr 4 (99^
25 - 311 2002 r.
F^KTYn
MITY KOŚCIOŁA
13
Fantastyczny świat baśni często wydaje się dzieciom bardziej realny od prawdziwego. W wyobraźni oraz w przeżyciach dziecka wszystko jest wyolbrzymione. Baśnie zabierają dziecko w podróż w głąb siebie, skąd powraca ono silniejsze i spokojniejsze. Świat stworzony w dziecięcej wyobraźni pozwala zrobić porządek z chaosem emocji.
Pokazuje, iż są ludzie, którzy wydają nam się źli, ale tacy nie są (Sna-pe), i są tacy, którzy nie wyglądają na złych, a nimi są (Quirrel).
Dzieci od najmłodszych lat - za pośrednictwem choćby telewizji - obcują ze światem fantazji i istotami niezwykłymi, obdarzonymi nadprzyrodzonymi siłami. Są one obecne w świecie dziecięcych marzeń i wyobraźni. Czy jest to zagrożenie dla współczesnej wiary? Obawy kle-
Katolickie media z Radiem Maryja na czele nie ustają w oskarżaniu książek "Harry Potter..." o najcięższe zbrodnie, z propagowaniem satanizmu i czarnej magii włącznie. Skąd takie zajadłe ataki Kk na niewinną bajeczkę? O wyczerpującą odpowiedź na to pytanie poprosiliśmy profesora socjologii - specjalistę od kreacji medialnych.
Poznawanie emocji odbywa się poprzez "wchodzenie" w przeżycia bohatera: lęk wygląda jak smok albo zły czarnoksiężnik (Voldemort), bezpieczeństwo uosabia dobra wróżka (Dumbledore), a pragnienie odwagi i sławy - śmiały rycerz (Harry Potter). Przeżywanie przygód - mimo że niereal-* nycn w rzeczywi-, stym świecie - po-
zwala dziecku na bycie chociaż
ru może budzić reklama i wielkie "halo" robione wokół tej książki. Pokazywanie jej jako wielkiego wydarzenia, jako czegoś niezwykłego. Wbrew temu, co mówią księża, nie ma w książce zamian zła na dobro za jednym dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jest - jak w każdej baśni - walka dobra ze złem, ale dobro zwycięża. Jest pokazana szkolna rzeczywistość, niewiele odbiegająca od tej realnej. Wśród rówieśników w szkole często zdarzają się kon-
rzeczywistości. Udowodniono, iż osoby wykazujące się większą zdolnością do fantazjowania w dzieciństwie, później są osobami bardziej kreatywnymi, twórczymi.
Powiedzenie, że "wiara czyni cudza" jest zarezerwowane, jak się wydaje, tylko dla Kościoła. Kościół uważa, że wiara i modlitwa są wsparciem przyspieszającym nawet proces zdrowienia. Konkurencja jest więc tutaj źle widziana. Baśnie i bajki istniały "od zawsze" i od zawsze pełniły role edukacyjne. Nawet nasze babcie często opowiadały o wróżkach, opiekunkach, a dopiero później o Bogu. Dlaczego? Bo wiara w Boga jest czymś, co trudniej jest zrozumieć dziecku. Dlaczego zatem książka o chłopcu najpierw pokrzywdzonym przez los, nieszczęśliwym, bo nie znającym uczucia ciepła i miłości, a potem nagła odmiana jego losu na lepsze - wzbudza taki sprzeciw Kościoła? Ponieważ nie dzieje się tak za przyczyną kościelnych nauk o Panu Bogu!
Księża sprzeciwiają się czemuś, czego sami do końca nie rozumieją. Wiedzą zapewne, że bajki są zgodne z wewnętrzną rzeczywistością dziecka, często będącą w niezgodzie z racjonalnym światem. I tego się boją. Zabraniają dziecku marzyć. Narrator książki mówi o Harrym: "Kiedy był młodszy, wciąż marzył o jakimś nieznanym krewnym, który przybędzie i zabierze go z tego do-
i obrona monopolu...
przez chwilę w świecie takim, w jakim się czuje najlepiej: pełnym wyzwań, walki o dobro, zwycięstw itp.
Tak jak w wielu baśniach, i w "Harrym Potterze" mamy do czynienia z bolesną stratą. Z tym że w baśniach bywa zazwyczaj tak, że gdy umiera ukochana, dobra matka - jej miejsce zajmuje zła i okrutna macocha, a w najtrudniejszych chwilach - bohaterowi pomaga jakaś dobra wróżka. W, ,Harrym Potterze" tą dobrą wróżką jest profesor Dumbledore. Natomiast złą macochą jest cała rodzina Dursleyów.
Świat baśni przygotowuje dzieci do wielu zadań. I tak też jest w "Harrym Potterze". Dzięki wspólnemu przeżywaniu z bohaterem, dziecko uczy się zachowań prospo-łecznych; rozumie, jak ważna jest przyjaźń. Daje to nadzieję, że jutro może być lepsze; pozwala dzieciom marzyć, "zejść w głąb siebie". Pozwólmy dzieciom marzyć o tym, że będą sławne, że będą walczyć ze złem. Książka o chłopcu Harrym pokazuje relacje, jakie są między ludźmi, tylko nieco w inny sposób.
flikty. Fantazjowanie jest jednym z mechanizmów obronnych. Owszem, dziecko w wyobraźni może tworzyć własny świat, ale to nie powinno budzić niepokoju. Ten dziecięcy świat pozorów rozwija zdolność do odróżniania przez dziecko tego, co jest realne i co może dotyczyć wyobrażanej
Autorka książek o Harrym Potterze, J.K. Rowling - nie taki diabeł straszny..!
mu, ale nigdy nic takiego się nie wydarzyło; Dursleyowie byli jego jedyną rodziną". Co może być złego w tym, że jego marzenie spełnia się
- choć nie przyjeżdża po niego prawdziwy krewny, ale i tak jego życie staję się piękniejsze? Jedynym jego przewinieniem może być to, że nie wznosił modłów, prosząc o zmianę swojego losu.
Czary były przecież opisywane w wielu wcześniej wydawanych książkach dla dzieci. Choćby Ka-rolcia z książki Marii Kruger
- dziewczynka znajduje niebieski koralik, który ma magiczną moc; czy też film o księżniczce Arabelli i czarodziejskim pierścieniu, który spełniał każde życzenie. Ale tylko w światowym bestsellerze pan Dumbledore mówi do Harry'ego: "Pamiętaj, naprawdę niczego nie daje pogrążanie się w marzeniach i zapominanie o życiu..."
Co jeszcze może budzić tak wyraźną niechęć wśród niektórych księży, wobec - bądź co bądź - pozytywnej historii? Być może to, że świat przedstawiony w książce jest
wyraźnie podzielony na dwie kategorie. Realne życie zwykłych "mu-goli" przeplata się ze światem cza-rodziei, którzy sami tworzą swoją cudowną rzeczywistość. Siłą sprawczą są w tym drugim świecie marzenia, chęci i życzenia. Pozwalają identyfikującym się z bohaterami "Har-ry'ego Pottera" dzieciom uwierzyć, że za pomocą zaklęcia lub magicznej różdżki - a co ważniejsze bez pośrednictwa innych - mogą zdobyć to, na czym im najbardziej zależy. Tak naprawdę historia Harry'ego Pottera jest odzwierciedleniem naszego rzeczywistego świata, w którym rolę magii i czarów przejmują na przykład media. Dzięki nim codziennie przecież pojawiają się wykreowane wspaniałe kariery, fortuny, a ludzie zaczynają wierzyć, że także oni mogą się stać tym, kim zapragną.
Księża mający niezachwianą pozycję (w swoim przekonaniu) w mentorskim interpretowaniu i ocenie świata, a zwłaszcza ci, którzy prezentują łatwą postawę "nie czytałem, nie oglądałem, ale jestem przeciw", z niepokojem zauważają, że przez epatowanie krytyką, niechęcią, karą, w konfrontacji z tak atrakcyjnym, chociaż wyimaginowanym obrazem świata - tracą swoją pozycję. Tym bardziej że sami bardzo często ulegają postawom konsumpcyjnym, przejawiają chęć robienia kariery czy kreowania
swojego najbliższego otoczenia (parafii) pod kątem własnych ambicji. Histeryczne reakcje obserwujemy także w wyniku prostego, stereotypowego rozumienia słów "czary", "czarodzieje", "czarownice", "magia". Na wszelki wypadek łatwiej potępić i zakazać niż odpowiedzieć sobie na pytanie - dlaczego ta ładnie napisana, ale przecież banalna baśń zyskała tak wielką popularność wśród dzieci i młodzieży? Może po prostu dzieciaki mają dość strachu, zagubienia epatowania karą i poczuciem winy? Jest jeszcze jeden aspekt całej sprawy - dzieci za pośrednictwem rodziców kupują swoje marzenia bez pośrednictwa i wskazań swoich katechetów.
Prawdopodobnie jesteśmy świadkami nowej próby sił, którąjuż kiedyś obserwowaliśmy w przypadku Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i Przystanku Woodstock - obrony monopolu...
prof. HENRYK PECH Fot. archiwum
Z ostatniej chwili:
Skandal! W Rzeszowie szkoły podstawowe i gimnazja odwołują rezerwacje na film "Harry Potter". Stało się to jakoby po protestach rodziców. W rzeczywistości zakaz zbiorowego oglądania filmu przeforsowali księża i katecheci.
MarS
Ksiądz Gabriele Amorth, oficjalny egzorcysta diecezji rzymskiej, czyli przyboczny papieski poganiacz diabłów, twierdzi, że "za gorączką potteromanii kryje się podpis króla ciemności, czyli diabła". Opisane z przymrużeniem oka zabawy magiczne są - jego zdaniem - demoniczne, bo nawet biała magia ]est "sztuką szatańską". Mało tego, autorka książki głosi wątpliwe wartości moralne, bo z jej dzieła wynika podobno, że kłamstwo lub sprzeciwianie się normom moralnym ogólnie przyjętym nie jest złe, jeżeli służy osobistym korzyściom. A.C.
14
BEZ DOGMATÓW
FAKTYn
!5 - 311 2002 r.
DAJ ŚWIADECTWO O SWOJEJ PRAWDZIE
Czy znów się przestraszymy?0"
W mojej szkole zbudowanej niegdyś dla sześciuset uczniów, stłoczono ponad półtora tysiąca dzieci z czterech wcześniej istniejących placówek, argumentując, że idzie niż demograficzny i szkoły należy zamykać. Czyżby ten sam niż nie dotyczył świątyń? Żeby było jeszcze śmieszniej, wydzielono specjalną salę wyłącznie do nauki religii katolickiej, a dzieci uczą się w szkole na dwie zmiany, kończąc lekcje po osiemnastej, czyli zimą po prostu w nocy, ponieważ nie ma w budynku pomieszczeń. Słychać za to głosy, że okoliczny proboszcz być może wynajmie szkole dawną salkę katechetyczną (ma się rozumieć - za jakąś opłatą), aby młodsze klasy mogły się tam uczyć polskiego czy matematyki, byle nie religii! - na to jest miejsce w szkole.
Religia w szkole znalazła się wbrew zapisom polskiej konstytucji, wprowadzona niejako kuchennymi drzwiami na zasadzie specjalnej umowy z Episkopatem Polski. Początkowo była jedna godzina tygodniowo i katechetów opłacał Kościół, czyli instytucja, która jest naturalnie zainteresowana tą działalnością i dlatego powinna ją finansować. Teraz jednak mamy już dwie godziny tygodniowo, a katecheci pobierają państwowe pensje. Jest to o tyle irytujące, że drastycznie zmniejsza się liczbę godzin poświęconych na przedmioty szkolne; na przykład mniej teraz uczy się chemii, okrojono materiał z biologii, spadła liczba lekcji polskiego... Za tym poszły, oczywiście, zwolnienia rzekomo niepotrzebnych nauczycieli. Stąd chyba wniosek, że katecheci są bardziej potrzebni? Prawdopodobnie tak, skoro tylko w mojej szkole mamy już sześć osób uczących religii, a jednocześnie w tym roku zwolniono kilku nauczycieli nauczania początkowego i odeszli biolodzy oraz geografowie.
Co więcej, katecheci, chociaż opłacani przez państwo, czyli z naszych podatków, są wyznaczani na swoje stanowiska przez Kościół. Teoretycznie więc nie są pełnoprawnymi nauczycielami i jako tacy nie powinni uczestniczyć w radach pedagogicznych, a jednak pilnie uczęszczają na te rady i nikt nie ośmieli się im tego zabronić. Wedle umowy z Episkopatem lekcje religii powinny być na początku lub na końcu szkolnego dnia, aby w ponoć neutralnej światopoglądowo szkole nie dyskryminować uczniów innych wyznań. W praktyce katechezy bywają wstawiane między inne lekcje. Religia, jako przedmiot pozaszkolny, właściwie nie powinna znaleźć się w dzienniku, a katecheci, jako nauczyciele
Jestem nauczycielem, dlatego sprawy
szkolnictwa dotykają mnie najbardziej.
Chciałbym więc dowiedzieć się, dlaczego
w mojej dzielnicy buduje się w tej chwili
piąty gigantyczny kościół, kiedy

jednocześnie zamknięto już kilka szkół?
pozaszkolni, nie powinni mieć wglądu w oceny uczniów. Oczywiście, praktyka jest inna. Poza tym katecheta z dziennikiem w ręku jest w stanie wskazać te dzieci z danej klasy, które na jego zajęcia nie chodzą, co w oczywisty sposób ma charakter dyskryminacyjny. Sam znam sytuację, kiedy nieobecna dziewczynka wyznania mojżeszowego była z uporem wyczytywana na kolejnych katechezach tylko po to, by uczący mógł całej klasie pokazać swoją dezaprobatę, a nawet parokrotnie wspomnieć o grożącym jej wiecznym potępieniu. Czy ktoś go za to przynajmniej skarcił?
Sam też kiedyś chodziłem na lekcje religii, które jednak odbywały się przy kościołach, a prowadzili je ludzie opłacani przez Kościół i tylko raz w tygodniu. To była prywatna sprawa rodziców i uczniów załatwiana z proboszczem. Prawdę mówiąc, nie bardzo wiedziałem, którzy z moich kolegów chodzą na religię, a któ-
rzy nie, bo należeliśmy do różnych parafii i nie mogliśmy wszyscy spotkać się pod jednym kościołem. Natomiast o wyznanie nikt nie pytał. Nie było więc zatargów na tle religijnym, do których teraz, niestety, zaczyna w szkołach dochodzić. Nieliczni, którzy nie uczęszczają dziś na katechezę, bywają potępiani, a inne dzieci potrafią ostrzegać owych "grzeszników" przed piekłem, bo tak im powiedział katecheta. No cóż,
wszystko zgodnie ze staropolskim "czym skorupka za młodu nasiąknie...". Na końcu takiego wychowania mamy fanatyzm bojowników za wiarę, o których ostatnio dość głośno na świecie.
Ale już prawdziwe szaleństwo ogarnia państwowe placówki oświatowe przy okazji rozmaitych kościelnych akcji. Na przykład rekolekcje muszą odbywać się koniecznie w godzinach normalnych zajęć i wtedy na trzy dni działalność szkoły jest praktycznie zawieszana, a wszyscy gremialnie idą słuchać nauk płynących z ambony. Formalnie rzecz biorąc, dyrekcja państwowej szkoły mogłaby odmówić poddania się temu dyktatowi i prowadzić normalne zajęcia, skoro rekolekcje nie są świętem uznanym przez państwo, ale to oznaczałoby bardzo szybką zmianę dyrekcji. Miejscowi proboszcze i biskup dobrze wiedzą, jak pozbyć się nieposłusznych. Dawniej, za obrzydliwej komuny, dzieci szły sobie na rekolekcje po zajęciach i szły tylko te, które chciały. Dziś maszerują całe klasy, porywając przy okazji osobników nieszczególnie zainteresowanych, którzy jednak pod naciskiem otoczenia kroczą pokornie w szeregu wraz z innymi, żeby nie być tą jedyną czarną owcą. Tak, wiemy wszyscy, że teoretycznie udział jest dowolny i póki co nikogo siłą tam nie ciągną, ale presja opinii publicznej (choćby w wymiarze jednej klasy) i chęć należenia do wspólnoty, tak przecież mocna u większości dzieci, są czynnikami wystarczającymi, aby "nawrócić" młodocianego grzesznika. Coś podejrzanie przypomina to praktyki zbiorowego prania mózgów tak często opisywane w rozmaitych sektach. Rodzi się jednak pytanie, czy musi w tym uczestniczyć państwo polskie i za pieniądze wszystkich podatników? A skoro już o pieniądzach mowa, może ktoś potrafi mi w sposób sensowny wyjaśnić, dlaczegóż to księża są zwolnieni z większości podatków i czemu wolno im bez cła sprowadzać do Polski na przykład drogie maszyny, powodując tym samym wielomilionowe straty Skarbu Państwa? W żaden sposób nie umiem też pojąć, czemu polscy innowiercy i bezwyznaniowcy są zmuszani do uczestniczenia w finansowaniu Kościoła katolickiego?
Polski Sejm i rząd przydzielają Kościołowi potężne dotacje z naszych podatków, czyli z pieniędzy zebranych od wszystkich obywateli bez względu na ich wiarę. Nikt, oczywiście, nie pyta narodu o zdanie, ani też nie daje mu możliwości wyboru, chociaż żyjemy w kraju podobno demokratycznym. Czy nie to nazywa się arogancją rządzących?
Można więc chyba pokusić się o zestawienie (kolejnych już na łamach "FiM") postulatów skierowanych pod adresem nowego rządu (patrz ramka). Może tym razem Sojusz Lewicy Demokratycznej nie przestraszy się czarnego luda i wskaże mu właściwe miejsce z korzyścią dla nas wszystkich?
Zwracam uwagę, że proponowane rozwiązania nie mają charakteru dyskryminacyjnego, jak zakrzykną zaraz klerykałowie i większość duchownych przyzwyczajonych do
szczególnej pozycji Kościoła katolickiego. Wszystkie one tylko zrównują Kościoły z innymi podmiotami gospodarczymi i społecznymi w Polsce, a ponadto chronią nasz narodowy interes przed szkodliwą ingerencją obcego państwa, jakim w końcu jest Stolica Apostolska. Przecież polski rząd nie ma żadnego wpływu na politykę papiestwa ani żadnych przywilejów finansowych na terenie Watykanu. Czemu więc Watykan może wtrącać się do naszych spraw wewnętrznych (choćby do polskiego prawodawstwa!), a jego przedstawiciele cieszą się u nas wyjątkowymi względami ekonomicznymi?
Wiem, oczywiście, że to tylko (nie)pobożne życzenia, ale chyba wolno mi w końcu pomarzyć, że tym razem SLD okaże się wreszcie rozsądniej szy i odważniej szy? Oby. LESZEK ŻUK
Postulaty do Lewicy:
Zawiesić realizację konkordatu.
Powołać rządową komisję prawników, ekonomistów i specjalistów-wa-tykanologów dla przeanalizowania konkordatu w jego obecnej postaci. Ostatecznym celem pracy takiego ciała byłoby stworzenie kompleksowego raportu oceniającego koszty ponoszone przez Polskę i nasze zyski (?) wynikające z umowy.
Do prac na tym etapie nie dopuszczać duchowieństwa jako przedstawicieli obcego państwa, którzy nie będą reprezentowali polskiej racji stanu.
Wyniki prac koniecznie należy opublikować, a telewizję państwową zobowiązać do ich prezentacji i oceny, zgodnie z wytycznymi rządu. Taki wymóg jest podyktowany chęcią zapobieżenia manipulowaniu danymi.
Opierając się na wzorach demokracji Europy Zachodniej wprowadzić dobrowolne opodatkowanie się obywateli na wybraną przez nich organizację religijną, znosząc jednocześnie państwowe dotacje dla wszystkich Kościołów. Dzięki temu katolicy mogliby łożyć na Kościół katolicki, judaiści na synagogi, a bezwyznaniowcy na cele charytatywne, co wydaje się o wiele uczciwszym rozwiązaniem niż odgórny rozdzielnik rządowy.
Poza tym, nareszcie byłoby wiadomo, jakie są prawdziwe dochody poszczególnych Kościołów, co miałoby przełożenie na podatki płacone przez nie dla państwa.
Zrównać pod względem prawnym przedsiębiorstwa kościelne i świeckie, co oznacza między innymi zniesienie absurdalnych ulg celnych na towary importowane przez duchowieństwo ponoć dla "celów sakralnych" oraz normalne opodatkowanie gruntów kościelnych i dochodów firm należących do kleru.
Pozbawić katechetów państwowej pensji, a sale szkolne zajmowane dziś na naukę religii wynajmować odpłatnie miejscowej parafii. W ten sposób nastąpiłoby obniżenie kosztów państwa, a religia w naturalny sposób wróciłaby do darmowych salek katechetycznych istniejących przecież przy wszystkich kościołach, a dziś wynajmowanych przez proboszczów na działalność gospodarczą. Szkoły zaś zyskałyby dodatkowe pomieszczenia i przestały być terenem zatargów na tle religijnym.
Dopiero po tych wszystkich zmianach komisja rządowa winna opracować propozycje do ewentualnej nowej umowy z Watykanem, ale tym razem zgodnie z interesem Polski, a nie pod dyktando Kk.
Nr 4 (W
25 - 311 2002 r.
F^KTYn
INJ
LISTY OD CZYTELNIKÓW
15
LISTY
Orkiestra Caritasu
Sprawa dotyczy szlachetnej akcji J. Owsiaka - Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w dniu 13.01. br. Aż trudno uwierzyć, że przed kościołem św. Teresy przy ul. Pomorskiej w Łodzi oprócz młodzieży w bezczelny sposób kilka dewotek stało z puszką Caritasu. Osoby wychodzące z kościoła, które zamierzały iść do młodzieży i coś wrzucić do puszki WOŚP, zatrzymywano i kierowano do puszki Caritasu. Część naiwnych osób bezkrytycznie wrzucała pieniądze stojącym dewotkom. One też mówiły, że ksiądz proboszcz prosi, gdyż jego puszka jest ważniejsza niż akcja Jurka Owsiaka. Brak słów na to chamstwo kościelnych sług.
Zenobia Nawrót
Szkoła wyznaniowa
Moja córka chodzi do drugiej klasy gimnazjum w mazowieckiej wsi. Jest to nowa szkoła, jeszcze w trakcie budowy. Na pierwszym zebraniu szkolnym dowiedzieliśmy się od pani dyrektor, że szkoła będzie miała nadane imię. Jakież może mieć imię szkoła, która znajduje się na ulicy J.P.II? Oczywiście - Prymasa 1000-lecia, kardynała Wyszyńskie-go. Na zebraniu ogólnoszkolnym przez godzinę mogliśmy słuchać tyrady na temat kard. Wyszyńskiego, że pochodzi z Mazowsza, że swego czasu zaszczycił te okolice swą osobą, że jest to wzór do naśladowania. Wspomnę jeszcze, że po wejściu do szkoły znajdziemy się w długim korytarzu, gdzie na honorowym miejscu znajduje się duża marmurowa
tablica poświęcona oczywiście kardynałowi, na drugim końcu korytarza wisi ogromna gazetka szkolna jemu poświęcona.
Wracając do zebrania, po dłuższym wstępie doszliśmy do konkretów, czyli do pieniędzy. Dowiedzieliśmy się, że nadaniu imienia towarzyszą konkretne koszty. Padła kwota ponad 20 tys. zł, której szkoła nie ma a którą mają zebrać rodzice. Dowiedzieliśmy się, że pieniądze potrzebne są także na sztandar, który już wykonują siostry zakonne (10 tys. zł). Ponadto uroczystości nadania szkole imienia towarzyszyć będzie msza św. z udziałem biskupa diecezji. Zaproszeni są również miejscowi ofi-cjele. To jest kolejny koszt, bo po mszy odbędzie się, oczywiście, poczęstunek.
To wszystko mnie strasznie bulwersuje, bo wydawało mi się, że moja córka chodzi do szkoły świeckiej, a tymczasem okazuje się, że jest to szkoła wyznaniowa. Uczniami tej szkoły są oczywiście nie tylko katolicy, ale też prawosławni, świadkowie Jehowy, ateiści, ale wszyscy mają narzucone zwyczaje Jedynej słusznej religii".
E.M.
Po co koperta?
Szanowna Redakcjo, mam jedno pytanie. Był u mnie ksiądz po kolędzie (od sześciu lat po raz pierwszy w nowym domu); nie miał naszej kartoteki - jak sam twierdził (to mnie wcale nie zdziwiło, bo skąd niby miał ją mieć?), więc zaraz ją założył i na koniec zostawił obrazki i pustą kopertę z pieczątką parafii. Proszę mi odpowiedzieć - po co ją zostawił??? Ja, jeśli już daję komuś kopertę,
Od redakcji
Hasło-rozwiązanie krzyżówki antyklerykalnej z numeru świątecznego: "Na kler - klerasil". Książki wylosowali: Jan Piotrowski z Tczewa, Aleksander Aleksandrowicz z Białej Podlaskiej, Helena Wiecka z Goręczyna, Mieczysław Janiszewski z Łomży i Irena Kurpiel z Grudziądza. Nagrody wyślemy pocztą.
W odpowiedzi na wiele pytań dotyczących niepojawiania się ostatnio tekstów Bolesława Parmy na naszych łamach, informujemy, że jest on chory. Mamy nadzieję, że wkrótce wróci do pracy.
Drodzy Czytelnicy! Nasza redakcja zatrudnia najlepszych w kraju biblistów, historyków i religioznawców. Dbamy o najwyższy poziom naszych publikacji. Czasem jednak dajemy szansę komuś nowemu. Nikt też (z wyjątkiem papieża!) nie jest nieomylny. W nr 1/2002, w art. "Uświęcanie katomasonów" (str. 10) - data śmierci Escrivy, założyciela Opus Dei, przypadła mylnie na rok 1957, zamiast na 1975. W nr 2/2002 w artykule "Skąd Kain wziął żonę?" (str. 12) - autor błędnie napisał, że Adam i Ewa nie mieli córki, czemu przeczy fragment Księgi Rodzaju 5, 4. Przepraszają autorzy i redakcja.
to wraz z zawartością, pustej nie miałbym śmiałości dać. Co to za obyczaje panują w tej parafii? Ja ich, przyznam szczerze, nie znam, może dlatego, że nieczęsto jestem w kościele...
Ryszard z Rzeszowa
Chrzest za 200 DM
Mamy z mężem ślub cywilny. Dwa miesiące temu chcieliśmy ochrzcić nasze pierwsze dziecko. Spodziewając się trudności w związku z brakiem ślubu kościelnego, udaliśmy się do parafii, w której wcześniej chrzciła swojego syna znajoma - notabene - po
POSTRASZ ICH PANiE, NA5 StUCHAt ZACZĘLI 1
dwóch aborcjach, żyjąca w nieformalnym związku. Proboszcz powiedział do nas per "ty", pomimo tego, że dawno skończyliśmy "naście" lat: "Nie ochrzczę waszego dziecka, bo żyjecie w grzechu. Jak weźmiecie ślub kościelny, to przyjdźcie! Wtedy pogadamy".
Dowiedzieliśmy się, że w innym mieście jest ksiądz, który nie stwarza problemów w tej kwestii. Za 200 DM dziecko zostało ochrzczone, jak "Bóg przykazał". Coraz częściej mówi się o spadku liczby wiernych Kk. Ja właśnie za ten "spadek" (o ironio!) zapłaciłam.
Stała czytelniczka
Za mordę i rozliczyć!
Przeciętny Polak jest szary ze zmęczenia, przepracowania i niewyspania. Tylko rząd promienieje z radości, a ministrowie jakby stracili nie tylko pamięć, ale i rozum, obiecując podwyżkę za podwyżką. Co nas, zjadaczy chleba, obchodzi pusta kasa po Buzku? Naród nie może raz po raz opłacać rachunków po byle jakich rządach! Gdzie był prezydent, gdy rozkradano majątek narodowy? Ktoś tę forsę ukradł, dziura budżetowa nie powstała tydzień przed wyborami. Trzeba złapać za mordę tych,
co byli przy korycie: Grześkowia-kową (skasować za podróże kontynentalne), Kaczyńskich (rozliczyć z forsy przelewanej na konto firmy PC) i po kolei wszystkich ministrów: zrentgenować ich, sprawdzić konta i majątki. Odebrać czarnym, co zagarnęli w ciągu 12 lat i nie będzie dziury! Wiesława Kwiatkowskaz Koszalina
Wodzirej Jankowski
Dzięki TVP miałem możliwość zobaczenia przez chwilę w jak niecodzienny, a zarazem zupełnie normalny dla siebie sposób obchodzi swoje urodziny ks. Jankowski. Widziałem obłudną, uśmiechniętą, zadufaną w sobie, pełną pychy i pogardy (dla wszystkiego, co małe) twarz, idealnie oddającą wizerunek Kościoła, który ten ksiądz reprezentuje. Na pełne przepychu i bogactwa przyjęcie patrzą miliony bezrobotnych, setki, tysiące niedożywionych dzieci i żyjących w ubóstwie Polaków, a ksiądz prałat prowadzi bal jak pierwszy wodzirej RP i przyjmuje pokłony od tych, którzy mają, tak jak on, raj na ziemi.
Leszek Przygoda z Krakowa
Tylko ruiny?
Chciałbym podzielić się uwagami odnośnie listu "Bogowie na emeryturze" p. Roberta P. ("FiM" nr 2/2002). Miałem okazję zwiedzić większość ruin świątyń w starożytnym Egipcie. Podczas wędrowania po tych ruinach też nachodziły mnie podobne refleksje nad tym, co zostało z religii, któ ra trwała ponad 5000 lat, czyli ponad dwa razy dłużej niż chrześcijaństwo.
Myślę, że z każdej religii zostanie
to samo, tzn. jedynie ruiny świątyń.
W.J. ze Szczecina
Wyzwał obie
Na drugi dzień po zgonie teściowej, moja 14-letnia córka wraz z jej
0 2 lata młodszą koleżanką przystąpiły do spowiedzi. Za nieregularne uczestnictwo w mszach świętych
1 religii oraz zbyt długi odstęp w spowiedziach (jedna 7 miesięcy, druga 5), ksiądz wyzwał obie od wysłanników szatana, śmierdzących leni, nierobów itp. W każdym razie opuściliśmy kościół w połowie mszy, ponieważ koleżanka mojej córki odeszła od konfesjonału blada jak ściana. Wystraszoną i zasłabniętą musiałem odwieźć do domu. Moja córka zraziła się do spowiedzi i nie wiem, jak ją namówić do następnej. Teraz rozumiem, dlaczego coraz więcej młodzieży woli pójść do kawiarni zamiast na mszę.
Ryszard Urbaniak z Cieszyna
"Wyproszony" przez Kk
Wszystko, co związane z Kk, doprowadza mnie do szału. Mając niecałe 18 lat, zostałem "wyproszony" z rodzinnego domu przez "tatusia", ponieważ nie chciałem iść na pasterkę... Cóż pozostało? Rzuciłem technikum dzienne, zostawiłem przyjaciół... itp. Wyjechałem do obcego miasta...
Teraz mam prawie 22 lata i zrobiłbym to jeszcze raz, może i będę musiał... Kiedyś nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak ten świat jest przesiąknięty chorobliwymi religiami, siejącymi zamęt i zacofanie umysłowe. Dzięki Warn widzę to jeszcze wyraźniej. Pragnę ukazać rówieśnikom (i nie tylko), że nie musi być tak jak jest! A Wy to robicie doskonale!!! Podziwiam Was za odwagę!!! Jeszcze raz dziękuję za to, że jesteście. Jestem z Wami.
e-mail do wiad. red.
Teatr jednego (nie zawsze) komika "Stańczyk" (scena pielgrzymująca) zaprasza na antyklerykalną, bezpruderyjną sztukę komiczną "KAMASUTRA PO POLSKU". Przyjedziemy z pielgrzymką tolerancji wszędzie tam, gdzie nas zaproszą. Tel.: 600 782 995, 66-100 Sulechów, skr. poczt. 52. Zapraszając nas, pomogą Państwo w realizacji bezpłatnych seansów śmiechoterapii dla dzieci ze szpitali, hospicjów oraz dla pacjentów dorosłych.
Usługi pogrzebowe pastorów protestanckich
tel. (0-34) 35-33-061
BEZPŁATNIE
Świecki mistrz ceremonii pogrzebowej
tel. 0-601-942-662
cena: 200 zł brutto + koszty dojazdu.
TYGODNIK FAKTY i MITY Redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Zbigniew S. Nowak, Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Henryk Rozenkranc; Dział reportażu: kierownik Ryszard Poradowski - tel. (0-42) 630-72-33; Redaktorzy: Adam Cioch, Jakub Kopeć, Jarosław Rudzki; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: Ewa Kotlińska
- tel./fax (0-42) 639-86-10; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-72-23; Adres redakcji: 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94; e-mail: faktyimity@faktyimity.pl; Wydawca: "BŁAJA News" Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Prezes Zarządu: Roman Kotliński; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze - do 25 lutego na drugi kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zl za jeden kwartał; b) RUCH SA - do 5 marca na drugi kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31,532-88-16,532-88-19,532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-/kwartat; 227,-/pót roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-Awartał; 255,-/pót roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-Awartał 313,-/pót roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA ptatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hubsch & CO., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326.4. Dystrybutorzy w USA: New York- European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago - J&B Distributing co., tel. (773) 736 6171; Lowell International co., tel. (847) 439 6300.5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga - Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726.6. Prenumerata redakcyjna: do 15 marca na drugi kwartał 2002 r. Cena 26 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492
JAJA JAK BIRETY
FAKTY n
Nr 4 (99)
25 - 311 2002 r.
Urlop z Caritasem
CARI1-AS
BIURO PODROŻY
CZARNO NA BIAŁYM
Dno kompletne
Idealny urlop! Lazurowe Wybrzeże! Tak reklamuje swoje usługi Biuro Pielgrzymkowo-Turystyczne Caritas. Pieniądze zebrane przez tę "dobroczynną" instytucję trzeba jakoś wydać. Po co mają ją przeżreć bezdomni czy biedne dzieci, skoro duża kasa może zrobić jeszcze większą? Ciekawe, czy bogaci sponsorzy Caritasu też korzystają z jej usług..? Fot. R. Poradowski
Wchodzi pijak na dworzec autobusowy, szuka wolnego miejsca, ale nie ma dużego wyboru, więc siada koło księdza. Ksiądz niezadowolony, bo pijak "wonie" alkoholem, a z jednej kieszeni wygląda mu butelka, z drugiej papierosy. Pijak wyjmuje gazetę i czyta. Po chwili zwraca się do księdza z pytaniem, co to jest artretyzm. Ksiądz pomyślał:, ,No, teraz mu palnę kazanie!". I zaczyna: - Jeżeli nadużywasz alkoholu, papierosów, prowadzisz życie niemoralne,
cudzołożysz, nie szanujesz wartości - to Bóg zsyła artretyzm!
Pijak pokiwał ze zdziwieniem głową, zakrył się gazetą i czyta dalej. Po chwili księdzu głupio się zrobiło, że tak z góry potraktował bliźniego, więc zaczyna w pojednawczym tonie:
- Przepraszam, wiem, że tak nie powinienem, a jak długo pan ma ten artretyzm?
- Kto? Ja? - dziwi się pijak. - Ja nie mam; właśnie czytam, że ojciec Rydzyk ma!
Czy wiecie, że mamy od niedawna ósmy przypadek w polskiej deklinacji? Nie wiecie? No, to posłuchajcie: mianownik - dno, dopełniacz - dna, celownik - dnu, biernik - dno, narzędnik - (z) dnem, miejscownik - (o) dnie, wołacz - dno!, "Nasz Dziennik" -KOMPLETNE DNO!!
"Nasz Dziennik" jest przypadkiem dopiero ósmym, co jest krzywdzące samo w sobie, bo jest tak wyjątkowy, że powinien być przypadkiem pierwszym i głównym. W pewnych kontekstach nawet jedynym.
Na pomysł wprowadzenia ósmego przypadku o nazwie "Nasz Dziennik" wpadliśmy po przeczytaniu dowcipu tamże pomieszczonego, treści następującej: "Leci Owsiak z dziećmi samolotem. W pewnym momencie stają silniki i samolot zaczyna spadać w dół (siei), W samolocie jest tylko jeden spadochron, Owsiak chwyta go i przed wyskoczeniem krzyczy:
- To sie ma! Na to dzieci:
- A co my mamy robić?
- A róbta, co chceta".
No... i jak się Państwu podoba? Naszemu naczelnemu spadły okulary i otworzył się nóż w kieszeni... Przecież to kompletne dno
i półtora metra mułu na spodzie; czyż nie? Czy może da się wymyślić coś jeszcze bardziej obrzydliwego i niesmacznego?
Próbowaliśmy w redakcji. Nikomu nic głupszego i bardziej drańskiego nie przychodziło do głowy. W końcu wygrał kolega, który opowiedział dowcip następujący:
" Samolotem lecą: Ojciec Dyrektor Rydzyk i Prałat Jankow-ski. Płynący czas umilają sobie konwersacją.
O.D. - Wyrzućmy przez okienko święty obrazek. Ktoś na dole znajdzie i ucieszy się.
K.P - Świetna myśl! Ale mam lepszą. Wyrzućmy dwa obrazki, to dwie osoby tam na dole się ucieszą.
Przez kilka minut obaj ojczulkowie zawzięcie przelicytowują się liczbą wyrzuconych świętych obrazków. Gdy doszli już do setki glos zabrał coraz bardziej zdekoncentrowany i zdenerwowany
pilot. Rozwścieczony wrzasnął do upierdliwych pasażerów:
- Jak się nie zamkniecie, to ja osobiście wyrzucę was obu, a wtedy pół Polski się ucieszy. "
Dowcip, jak dowcip, niestety bezczelności poprzedniego nie przeskoczył. Sprawdziliśmy - nóż się przy nim nie otwiera.
W stopce "Naszego Dziennika" wyczytaliśmy, że jego redaktor naczelny nazywa się Ewa Sołowiej. Pani Redaktor! Na koniec jeszcze kilka zdań do Pani osobiście: jak się chce być Prawdziwym Polakiem Katolikiem, a przynajmniej dla takich tworzyć gazetę, to trzeba choć odrobinę znać piękny polski język. Nie zaś w sposób kompromitujący go kaleczyć. "Samolot zaczyna spadać w dół".
Pięknie Sołowiej, pięknie! Gratulacje. Nareszcie dowiedzieliśmy się, że samoloty mogą też spadać do góry. Pójdźcie Sołowiej do szkoły, ja was... MarS
HASŁO TYGODNIA
Ujawnią prawdy sens ukryty Nieocenione "Fakty i Mity"
Leon Bodnar
PtMutfh
Brudny
INDEKS 356441 ISSN 1509-460X
FAKTY
11111
TYGODNIK NIEKLERYKALNY
KSIĄDZ NAWRÓCONY
FAKTYn
1 - 7 II 2002 r.
FAKTY
POLSKA Minęło już z górą 100 dni od chwili, od kiedy mamy rząd "normalny i przyszłościowy", jeśli wierzyć przedwyborczym obietnicom. Rozumiemy, że sytuacja kraju jest tragiczna i najpierw trzeba było ratować budżet, ale... wycieczki rodzinne premiera Millera i lizusowskie zapraszanie papieża na koszt podatników, delikatnie mówiąc, nie zrobiły dobrego wrażenia. Trudno też pojąć, dlaczego SLD "w swej mądrości" sprzedało obietnice przedwyborcze o powstrzymaniu klerykalnej ekspansji za poparcie Kościoła dla naszego przystąpienia do Unii. Czyżby lewica zapomniała, ze Polacy głosują na przekór Kościołowi?
WARSZAWA "Dzisiaj Ojciec Święty i wszystkie (!?) Kościoły modlą się w Asyżu o pokój i jedność chrześcijan. Nie sposób, aby nie włączyli się do tego polscy parlamentarzyści" - stwierdzenie to, wbrew pozorom, nie padło na antenie Radia Maryja, ale z trybuny sejmowej. Wyrzekłszy te natchnione słowa rydzykowa spikerka i posłanka w jednym Anna Sobecka zaintonowała "Ojcze nasz". Wystąpienie ligowej aktywistki (24.01) odbyło się bez zgody marszałka Sejmu. Było to więc naruszenie dyscypliny poselskiej, ale... w prawie kanonicznym nic o tym nie napisali.
Sobecka - służąc Big Brotherowi z Watykanu - żyje w dwóch światach.
Dziennikarka Ewa Czaczkowska z "Rzeczpospolitej" została uhonorowana "Śladem", nagrodą dziennikarską imienia biskupa Chrapka za "profesjonalizm dziennikarski w trudnym dziele przybliżania problematyki religijnej współczesnemu odbiorcy". Sama laureatka dała wyraz swojej czołobitności wobec kleru, stwierdzając, że "pisanie o Kościele to przywilej". Poza statuetką otrzymała 10 tys. złotych. Niech dziennikarze wiedzą, że opłaca się dobrze pisać o Kościele...
ŁÓDŹ Polska żyje aferą wykrytą w tutejszym pogotowiu ratunkowym. Część jego pracowników oskarża się o sprzedawanie firmom pogrzebowym informacji o zgonach. Zasugerowano także, że niektóre zgony przyspieszano opóźnionymi przyjazdami do chorych i podawaniem pawlonu. Są już pierwsze aresztowania. "Fakty i Mity" ponad rok przed "Wyborczą" (nr 35/2000) opisały nieprawidłowości w łódzkim pogotowiu. Gdyby prokuratura czytała "FiM", nie zajmowałaby się przestarzałymi "rewelacjami".
WATYKAN Papież wezwał sędziów i adwokatów, by nie brali udziału w rozprawach rozwodowych, a więc de facto łamali prawo, gdyż z mocy prawa są zobowiązani do prowadzenia tych spraw. "Rozwody są złem również w przypadku związku ludzi innych wyznań niż chrześcijańskie" i zdaniem JPII, uczestniczący w nich prawnicy przyczyniają się do zła. Katoliccy prawnicy będą więc musieli posłuchać papieża lub zmienić pracę. Martwi nas pogarszający się stan zdrowia papieża...
Katolicy, którzy korzystali z Internetu z drżeniem serca, lękając się czy nie grzeszą, mogą już odetchnąć - papież pobłogosławił! Oczywiście należy z Sieci korzystać "rozumnie i w sposób kompetentny", czyli z daleka omijać wszelkie podejrzane strony, kierując swe kliknięcia w stronę "Opoki", KAI lub innych krynic katolickiej prawdy. Internet jest bowiem dla Kościoła wyłącznie "forum głoszenia Ewangelii". Żeby to jeszcze była prawdziwa Ewangelia!
Wielka sensacja - Pius XII nie popierał Hitlera! Na dowód tego, jeden z czołowych teologów Watykanu, jezuita Peter Gumpel, opublikował historyjkę o rzekomym odprawieniu przez papieża egzorcyzmów nad przywódcą III Rzeszy. To rzeczywiście mogło mieć miejsce..., kiedy hitlerowcy uciekali spod Stalingradu.
USA Nowym przewodniczącym katolickiego episkopatu został po raz pierwszy Murzyn. Biskup Wilton Gregory powiedział, że jest to wyraz miłości Kościoła do kolorowych mniejszości. W Polsce - po Glempie - koniecznie rumuński Cygan!
NIEMCY 14 konserwatywnych organizacji katolickich, m.in. focolaryni i ruch szensztatacki, zbierało podpisy za ochroną prawną ludzkich embrionów już w fazie zarodkowej. Radykalnych katolików poparło w RFN... 75 tys. osób, czyli 0,1 proc. ogółu mieszkańców, zaledwie 0,3 proc. członków Kościoła w Niemczech. Prawie tylu jest w tym Kościele Polaków...
SŁOWACJA Także u naszych południowych sąsiadów trwa walka o klienta. Krzyk podniosły dwa największe słowackie przedsiębiorstwa religijne, czyli Kk i K. ewangelicko-augsbur-ski. Pomimo tego, że same prowadzą działalność usługową w dni świąteczne, obłudnie zaatakowały supermarkety za "znieważanie niedzieli".
Ostrzegamy - rozwój klerykalizmu może doprowadzić do powstania słowackiej wersji "Faktów i Mitów".
Miękki narkotyk
Ten wywiad nie jest autoryzowany. Rozmowa odbyta się w nocy z 25 na 26 stycznia i zostaia zarejestrowana na taśmie magnetofonowej. Roman Kotliń-ski - Jonasz będzie ją czytał po raz pierwszy (podobnie jak Wy) w tym wydaniu "FiM", czyli że nie wniesie do niej żadnych poprawek, nie wygładzi jej, nie ugrzeczni. Sam zgodził się na taki "obrót rzeczy", za co mu dziękuję. W swoim i Waszym imieniu.
Noc. Nie widzę tarczy zegarka, bo w domu tuż pod Łodzią panuje półmrok. Jonasz - Roman Kotliński, krząta się w kuchni. Słyszę brzęk szkła... Po chwili pojawia się w salonie:
Marek Szenborn: - Co to jest?
Jonasz: - Drinki. Najlepsze polskie drinki. Z fantastycznej łańcuckiej wódki "Biała dama" i soku grejpfrutowego. Pół na pół.
- Przecież ty prawie nie pijesz alkoholu...
- Owszem, "prawie". Ale dziś... Namówiłeś mnie na zwierzenia... na prawdę, całą prawdę i tylko prawdę (śmiech). Sowa jest córką piekarza...
- Ba... Szekspir. Nikt tak naprawdę nie wie, co znaczą te słowa.
- Nikt? Znaczą tyle co noc, a później świt i brzask. Wszak i sowa, i piekarz są przypisani nocy. Jak my dzisiaj...
- Twoja żona, Ewa dawno już śpi. Jest śliczna.
- Wiem.
- No to muszę zapytać tak: po co facet, który nie jest obojętny na niewieście wdzięki, facet, który do dziś ogląda się na ulicy (sam widziałem) za długonogimi dziewczynami, poszedł do seminarium? Albo inaczej, z jakiego powodu gość wypełniony po uszy testosteronem chciał zostać księdzem? I nawet został.
- Dobre pytanie. Sam je sobie czasem zadaję i odpowiadam: chyba nie byłem wówczas w pełni normalny. Działał na mnie pewien rodzaj miękkiego narkotyku o nazwie "wychowanie katolickie". Wiesz, co to oznacza? To oznacza rodzinne tradycje, to znaczy bieganie dwa razy dziennie do kościoła na poranną i wieczorną mszę, to znaczy służenie do tej mszy. Taka magia uzależnia jak opium. Wydaje ci się wówczas, że zostałeś wybrany, naznaczony, pomazany. Bzdura. Jeśli Bóg patrzył wówczas na mnie, zapewne myślał: "Roman, ty się nie módl bez sensu, ty żyj z sensem". Ale ja nie żyłem wtedy z sensem, czyli żyłem wbrew życiu. To był jakiś religijny amok.
- Ile miałeś lat?
- Ile? Pięć, dziesięć, piętnaście, dwadzieścia. Trwało to długo. Bardzo długo. Cholera... za długo.
- Jednak nie wierzę, by ten - jak to nazywasz - "amok" mógł zgasić w rodzącym się w tobie mężczyźnie, mężczyznę właśnie. Mógł wyłączyć rozbuzo-wane hormony.
- Pewnie, że nie mógł. Ani we mnie, ani w moich kolegach. Dziewczyny - to był podstawowy temat rozmów w seminarium.
- Tylko dziewczyny?
- Wiem, do czego zmierzasz. Nie, nie tylko dziewczyny. Wielu moich kolegów postanowiło pójść do tej szkoły z powodu... jak by to powiedzieć... jej niekoedu-kacyjności. Z przyczyny, że w jednych murach zamknięto razem iluś tam chłopców. Jednak cierpieli wszyscy. I oni, i my... powiedzmy - ci normalni. Choć "normalność" nie jest tu najwłaściwszym słowem. Tam wszystko nie było ani trochę normalne.
- Spotykasz czasem swoich kolegów z seminarium? Większość z nich to dziś księża.
- Owszem. I powiem ci coś ciekawego: są to spotkania nadzwyczaj sympatyczne. "Romek, jesteś ekstra, tak trzymaj. Nie poddawaj się! Grabulal". Takimi
słowami przywitał mnie kilkanaście dni temu kolega z seminarium - obecnie ksiądz. Spotkaliśmy się przypadkowo w wielkim łódzkim hipermarkecie. Potem poszliśmy do pubu i... długo, długo gadaliśmy. Następnego dnia bolała mnie głowa i... dusza. Dusza dlatego, że dawny kolega nie przeżył ani jednego dnia bez cierpienia, bez samotności, bez rozpaczy. Nie ma żony, a zawsze chciał mieć. Nie ma dzieci i nigdy nie będzie miał, a kocha dzieci. Straszność. Potworność. Współczułem mu, a z drugiej strony jakoś brzydko i przewrotnie czułem się szczęśliwy. Zobacz... za ścianą śpi Ewa i dwóch wspaniałych chłopaków - moich synów. Jeśli Bóg rzeczywiście istnieje, to chyba mnie trochę lubi.
- Jak wyglądała ta noc, tuż przed powiedzeniem kościelnym zwierzchnikom, że już nie chcesz być księdzem? Noc przed oznajmieniem, iż - jak to się mówi - zrzucasz sutannę. Nie spałeś?
- Przeciwnie! Spałem spokojnie. Decyzja dojrzała we mnie wcześniej. Dużo wcześniej. Jednak akt - kurczę, jak to brzmi - opuszczenia Kościoła był przedziwny. Do dziś go pamiętam i zastanawiam się nad nim. Rezygnację złożyłem na ręce mojego szefa - proboszcza, wspaniałego, dobrego i życzliwego wszystkim faceta (byłem wtedy wikarym), a ten uściskał mnie, pobłogosławił i życzył w nowym życiu wiele szczęścia.
- Cóż w tym takiego nadzwyczajnego?
- A to, że do dziś pamiętam i jego oczy, i wyraz twarzy. Ten starszy pan myślał wówczas (a jestem przekonany, że mam rację): "Boże, dlaczego ja tego samego nie zrobiłem trzydzieści
lat temu". Marek... to może jest metafizyka... może i jest, ale naprawdę wiem, że on tak wtedy myślał.
- Czy rodzice przyjęli to równie spokojnie?
- Spokojnie? Nie żartuj. To był dramat. Mama zagroziła samobójstwem, a ojciec powiedział, że w takim razie on ją pochowa, a później wyprowadzi się do innego miasta i tyle będę go widział. Na szczęście użyłem wówczas pewnego fortelu, który pozwolił mi na tak zwane miękkie lądowanie i zaoszczędził wiele nerwów. Moich nerwów i nerwów rodziców. A co to było, niech pozostanie moją słodką tajemnicą.
- Teraz to ty żartujesz. Chyba nie sądzisz, że dam się tak zbyć. Co to był za fortel?
- Ty nie jesteś dziennikarz. Ty jesteś jakaś pijawka. No dobra, to była choroba. Zachorowałem...
- Jakoś nie wyglądasz mi, Jonaszu, na chorowitego chuderlaka.
- Kurczę... bo to była taka choroba dyplomatyczna. Udało mi się wmówić lekarzom i otoczeniu, że mam pewne zwyrodnienie strun głosowych i jak będę dużo i głośno mówił, to mogę stracić głos.
- Zaczynam rozumieć... ksiądz ma wpisane w zawód mówienie dużo właśnie i głośno. Na przykład podczas kazań i katechezy. Wymyśliłeś pretekst...
- Wymyśliłem pretekst i to dość skuteczny. Nie na tyle jednak, aby rodzice nadal nie nalegali, żebym został choć urzędnikiem w kurii. Jednak dzięki temu fortelowi łatwiej mi było im to wyperswadować. Łatwiej, ale nie była to droga usiana różami. Mówię ci, były płacze, darcie szat, usilne próby wpłynięcia na zmianę mojej decyzji. Nie dałem się jednak...
- A dziś?
- Dziś jestem znowu najbardziej ukochanym dzieckiem moich rodziców. Cha, cha! To mnie tak cieszy, ale mówię poważnie.
Dalszy ciąg nocnej rozmowy za tydzień. Jonaszowi nie dawał spać i ciągnął go za język
MAREK SZENBORN
Fot. Tomasz Kapuściński
Nr 5 (10'
1 - 7 II 2002 r.
F^KTYn
INJ
ZAMIAST SPOWIEDZI
- Liga Polskich Rodzin grozi Panu procesem, gdyby doszło w Polsce do pokazania kolekcji "Maria Dziewica nosi spodnie". Przyjedzie Pan do kraju ze wzmocnioną ochroną?
- Jeżeli dojdzie do tego pokazu, to zapewne będę zmuszony poprosić polskie władze państwowe
0 wzmocnioną ochronę, gdyż fanatycy religijni mają to do siebie, że nie wiadomo, czego można się po nich spodziewać. Najlepszym przykładem było to, co stało się ostatnio w Nowym Jorku i w Afganistanie.
Niemniej jednak już za miesiąc pokażę w Londynie moją nową kolekcję na sezon jesień-zima 2002/2003. Niestety, kolekcja "Maria Dziewica nosi spodnie" będzie wtedy już zupełnie nieaktualna. Jako Polakowi jest mi bardzo przykro, że to, co prezentowałem w kilku krajach świata, nie było dotąd pokazane polskiej publiczności.
- Radiomaryjny "Nasz Dziennik" porównał Pana do Osamy bin Ladena, zarzucając tej kolekcji atakowanie Jezusa Chrystusa
1 Matki Boskiej. Pomijając cały idiotyzm i absurdalność takich porównań, czy nie sądzi Pan, że niektórzy ludzie mogli się poczuć Pańskimi kreacjami nieco zszokowani? Chodzi mi zwłaszcza o ludzi prostych, szczerze przywiązanych do symboli własnej wiary.
- Same takie porównania świadczą o tym, że są to ludzie zupełnie zdesperowani, o bardzo niskim poziomie intelektualnym oraz wiedzy na temat życia i sztuki. Jak już
WYWIAD Z ARKADIUSEM - PROJEKTANTEM MODY
Matka Boska w spodniach
wspomniałem, są to fanatycy, których wiara polega na "miłości" do obiektów, a nie miłości do bliźniego, czy Boga jako Dobroci. Czytałem te wypowiedzi i czułem w nich raczej obecność szatana
i zła, a nie Boga. Są one nasycone nienawiścią i propagują nienawiść u swoich czytelników. Nie sądzę, aby Bóg chciał się podpisać pod takim zachowaniem. Zapewne nie Bóg, w którego ja wierzę. Co do drugiej części pytania... Domyślam się, iż wielu mniej wykształconych ludzi może być często zszokowanych tym, co robię. Niemniej jednak moja rola to edukacja, rozszerzanie horyzontów oraz otwieranie ludzkich oczu na świat
i problemy, jakie nas otaczają. Życzyłbym sobie, aby ci wszyscy, którzy byli negatywnie nastawieni do mojej kolekcji, przez chwilę zastanowili się, kim naprawdę jest Bóg? Być może po głębszym zastanowieniu zmieniliby zdanie i czuli mniej nienawiści w sercach.
- Nie lubi Pan słowa "projektant". A zatem kim jest "wizjoner" w ramach dziedziny sztuki, którą z powodzeniem uprawia?
- Uważam, że projektant jest to raczej zawód bezpośrednio związany z projektowaniem odpowiednich produktów użytkowych, czy są to domy, samochody, czy ubrania. Wizjoner jest to osoba kreująca coś nowego, osoba wyczuwająca w swoich pracach ducha czasu, w którym żyjemy, świata który nas otacza. Są to zazwyczaj prace nie do końca zrozumiane
przez teraźniejsze, a bardziej doceniane przez przyszłe pokolenia.
- Religia to...
- ...instytucja wykreowana przez człowieka dla człowieka po to, aby człowiek czuł się bardziej bezpieczny na ziemi. Jest to ucieczka od teraźniejszości, problemów życia do czegoś, co ludzie wyobrażają sobie jako doskonałe.
- Jaki rodzaj religijności jest Panu najbliższy? A może jest Pan daleko od takich pytań?
- Najbliższy jestem religii buddyjskiej, najmniej agresywnej. Najdalej natomiast od chrześcijańskiej, w której zbyt dużo uwagi przykłada się do symboli, a zbyt mało do rzeczy istotnie znaczących.
- Kim jest dla Pana osoba Jana Pawła II?
- Bardzo go podziwiam za to, że ma również Boga w sercu, a nie tylko same symbole, jak to się dzieje w przypadku większości ludzi, którzy nazywają siebie religijnymi.
- Interesuje się Pan tym, co się dzieje w kraju? A może zna Pan osobiście kilku polityków?
- Chodzi o to, czy interesuję się polityką?
- Właśnie.
- Absolutnie nie, czy to chodzi o Polskę, czy moją przybraną ojczyznę - Zjednoczone Królestwo. Nie interesuję się polityką z prostego powodu: podobnie jak w Kościele, we wszystkich tych instytucjach ludzie potrafią być bardzo skorumpowani. Instytucje dają ludziom pewną anonimowość, z której wiele osób korzysta w bardzo nieuczciwy sposób. A większość pracujących w nich ludzi jest tam dla własnej, osobistej korzyści, a nie dla dobra kraju, społeczności. Znam osobiście kilku polityków, nie są to jednak bardzo bliskie kontakty. Bliżej mi do ludzi ze sfery kultury i sztuki.
- Czego sobie i nam wszystkim życzyłby Pan w nowym roku? Będzie lepiej?
- Będzie lepiej tylko wtedy, gdy ludzie zrozumieją, co jest naprawdę istotne w życiu. Życzę wszystkim zarówno w Polsce, jak i na całym świecie, aby otworzyli swoje serca i umysły w stosunku do innych i aby więcej się uśmiechali. To już sprawi, że świat stanie się miejscem przyjemniejszym i bardziej kolorowym.
Rozmawiał
ANDRZEJ PILARCZYK Fot. PAP/EPA Martyn Hayhow
Tydzień po ataku na WTC Arkadius (Arkadiusz We-remczuk) rodem z Lublina zaszokował świat kolekcją "Virgin Mary wears the trousers" ("Maria Dziewica nosi spodnie"). Modelki zaprezentowały się w koszulkach z twarzą Ar-kadiusa w koronie cierniowej, były ucharakteryzo-wane na Matki Boskie, znane m.in. z ikon kultywowanych w Polsce. Szokowała też wszechobecna symbolika krzyża, kielicha eucharystycznego czy gorejącego serca. Artysta ukończył prestiżową St. Martin's College of Art And Design w Londynie. W tej chwili należy do najbardziej znanych kreatorów mody na świecie.
Narasta w kraju nagonka - sterowana przez niektórych księży i parafialnych fanatyków - na film
0 Harrym Potterze. Czy obejrzenie filmu grozi strasznymi i nieobliczalnymi konsekwencjami? Sprawdziliśmy u źródeł.
, ,Harry Potter i kamień filozoficzny" pod względem oglądalności pozostawił w tyle "Dzień niepodległości" czy "Ogniem i mieczem", nie mówiąc już o takim "Prymasie" - zgroza! W premierowy weekend obejrzała go rekordowa liczba 356 tys. widzów! Film o Potterze to bajka o chłopcu, który jako sierota i podrzutek wychowywany był przez wujostwo traktujące go jak piąte koło u wozu. Harry'emu towarzyszą od dzieciństwa niesamowite zjawiska, co dowodzi, że zamieszany jest w odwieczną walkę dobra i zła. Gdy zrozumie, że ma zostać czarodziejem, przekona się, iż latanie na miotle i stosowanie zaklęć to nic nadzwyczajnego. Aż przyjdzie pora, że Harry stoczy pojedynek z potężnym
1 złym Lordem Voldermort...
W poznańskim wydawnictwie Media Rodzina (hmm... ta nazwa wcale nie pachnie siarką, a kojarzy się ciepło), które wydaje serię książek pani Rowling, całą tą wrzawą oskarżeń wokół książki nie przejmuje się redaktor Bronisław Kledzik.
Potterofobia
- Książka nam się podoba. Nie zgadzamy się z zarzutami o szerzenie przez nią magii. Uważamy je za niepoważne i absurdalne. Jest nam przykro, że ktoś tak to odbiera - stwierdza Kledzik i dodaje: - Życzylibyśmy sobie, żeby jakiś hierarcha kościelny w Polsce wreszcie oficjalnie zabrał głos w tej sprawie i
oczyścił
książkę z zarzutów.
Media Rodzina założył w roku 1992 - przy współpracy właśnie z Kledzikiem (redaktorem Wydawnictwa Poznańskiego) - Amerykanin Robert Gamble.
"Spotkałam tysiące dzieci i żadne z nich ani razu nie powiedziało mi, że po przeczytaniu którejś z moich książek postanowiło zostać czarownicą" - J.K. Rowling dla "The Mirror"
Jaka była pierwsza pozycja wydana przez Media Rodzina? Nic z tak potępianej przez Kościół dziedziny New Age czy magii, ale
poradnik "Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły". Sprzedał się w 250 tys. egzemplarzy i stał się bestsellerem. Dziś oficyna specjalizuje się w książkach psychologicznych i poradnikach rodzinnych.
Co ciekawe: Gamble jest... pastorem Amerykańskiego Protestanckiego Kościoła Episkopalnego. Czyżby za tym chrześcijańskim wyznaniem stał sam książę ciemności?! Chyba nie, bo Media Rodzina pana Gamble zamierza - deklaruje to na swojej stronie internetowej - wydawać w Polsce książki " opierające się na wartościach chrześcijańskich, ale takich, które może zaakceptować również niewierzący i wątpiący".
A sam Robert Gamble często powtarza, że Rowling nie wierzy w magię ani nie oczekuje, by jej czytelnicy w nią wierzyli. "Na miłość boską! - miała kiedyś zakrzyknąć autorka - przecież to tylko BAJKA!".
Ze spokojem do nagonki wokół "Harry'ego Pottera" podchodzi Tomasz Jagiełło z łódzkiego Centrum Filmowego "Helios", działacz Stowarzyszenia "Kino Polskie":
- Jestem zdziwiony oskarżaniem filmu o magię, ale cóż, demokracja
oznacza prawo każdego do swobodnej wypowiedzi - stwierdza. - Ludzie, którzy głośno i histerycznie protestują, prawdopodobnie nie widzieli filmu i zostali wprowadzeni w błąd.
Żeby rozwiać wątpliwości co do "reklamowania okultyzmu" przez Harry'ego Pottera, najlepiej zasięgnąć opinii autorytetu. Znaleźliśmy go w osobie znawcy i krytyka filmu, Tomasza Raczka, który powiedział nam: - Co prawda, filmu tego nie uważam za szczególne arcydzieło kinematografii, jednak jakoś nie mogę dostrzec w nim żadnych zagrożeń ani dla dzieci, ani dla dorosłych. Idąc tropem eskalującej nagonki na książkę i film, proponuję znacznie dotkliwiej karać za czytanie... baśni braci Grimm. A wracając do Pottera, film nie opowiada o tęsknocie do magii, tylko o tęsknocie do innego, lepszego świata...
Pani minister film się podobał
Gdzie jak gdzie, ale w Ministerstwie Edukacji Narodowej powinni wiedzieć, czy "Harry'ego Pottera" dzieci mogą oglądać, czy nie. Minister Krystyna Łybacka mocno się
zdziwiła, gdy usłyszała od nas o aferze wokół filmu w Gdańsku, Tarnowie i Rzeszowie. - Nie sądziłam, że ekranizacja światowego be-stselleru może być przyczyną takiego konfliktu. Dyrektor szkoły - nie mam co do tego żadnych wątpliwości - musi szanować wolę rodziców. Jednak jego decyzje dotyczące ogółu uczniów nie mogą wynikać z presji grupy osób. Czy nie ma innego wyjścia niż odpowiedzialność zbiorowa? Czy nie można było pomyśleć o zorganizowaniu zajęć dla tych uczniów, którzy z różnych względów nie mogli iść do kina? - pyta minister. Jej zdaniem, konfliktem wokół Pottera w Rzeszowie mógłby się zająć Komitet Rodzicielski. - Zapewne też rzeszowskie Kuratorium Oświaty nie odmówi zaproszenia do rozmowy - dodaje Łybacka. - Dyrekcji SP nr 3 w Rzeszowie życzę, by na co dzień nie miała innych problemów. A na, ,Harrym Potterze" byłam i film bardzo mi się podobał! GRZEGORZ KONIECZNY
Bóg - tak! Kościół - nie!
Jezus nie ustanowił żadnego Kościoła i nie mianował księży, nie mówił też o zabijaniu zwierząt. Informacji o wolnym prachrześcijaństwie udziela: Życie Uniwersalne, skr. poczt. 550, 58-506 Jelenia Góra 8. Prosimy o załączenie znaczka pocztowego za 1,60 zł.
Z NOTATNIKA HERETYKA
FAKTYn
1 - 7 II 2002 r.
POLAKÓW PORTFEL WŁASNY
Przyjazne kratki
Kratki na ogół nie kojarzą się z niczym dobrym. A kratki i kontrola finansowa - tym bardziej. Z tym większą przyjemnością mogę zatem skonstatować, że załatwiony został problem kratek i związanych z nimi kontroli. A sprawa ciągnęła się ładnych kilka lat.
W połowie lat 90., kiedy szerzej uchyliliśmy polskie drzwi dla importu samochodów, uprzywilejowane zostały ciężarówki. Uznano, całkiem słusznie, że jest to samochód nie dla wygody osobistej, lecz do pracy i skoro nabywcami były firmy, mogły sobie, oprócz radości z posiadania ciężarówki, odczuwać także radość z odliczenia VAT. Z tym wiązały się, oczywiście, pewne korzyści finansowe, a wszelka korzyść, jak wiadomo, działa do-pingująco na otoczenie. To znaczy, inni chcieliby też skorzystać. Rychło więc pojawił się łebski przedsiębiorca - jest to, niestety, pionier anonimowy - który podjechał pod urząd skarbowy osobowym fiatem 125p i oświadczył, że to jest jego ciężarówka, autko przerobione na użytek gospodarczy, do przewozu śrubek i narzędzi, no i w związku z tym poprosił o zwrot VAT-u. Po czym pokazał dowód rejestracyjny, w którym rzeczone auto zapisane zostało istotnie w kategorii ciężarówek. Na
jakiej podstawie? Ano na takiej, że część pasażerską, przednią, oddzielono od twardej, tylnej, przytwierdzoną na amen żelazną siatką, czy jak kto woli - kratką, a w miejscu usuniętych foteli stały jedna na drugiej skrzynki z towarem. I nikt nie powinien mieć wątpliwości, że takie auto nie jest samochodem osobowym, lecz dostawczym, czyli ciężarowym.
Tak oto zaczął się problem kratek, z których przez 7 lat nie mogliśmy sobie w Polsce poradzić. Wszak za przedsiębiorcą pionierem poszli inni i też zaczęli montować w swoich
autach owe___
kratki, które miały być rozstrzygającym argumentem na rzecz przekwalifikowania samochodu z osobowego na ciężarowy. Dealerzy i firmy leasingowe poszły na skróty i dla zwabienia klienta już przy wyborze auta, powszechnie uważanego za osobowe, oferowali wersję ciężarową z kratką lub z odpowiednim świadectwem homologacji.
Wątpliwości usiłowała rozstrzygnąć władza. Dwakroć, np. w 1995 r., zabrało głos Ministerstwo Finansów, stwierdzając
na piśmie, że "...decydującym kryterium zaliczenia samochodu do samochodów osobowych bądź ciężarowych jest kwalifikacja
^^S ze]
ustalona w dowodzie rejestracyjnym ". A kwalifikację taką uzależniano od kratki.
Ale od czegóż inwencja rodaków? Ktoś wpadł na pomysł, że można montować kratkę wymienną i wtedy auto staje się jak
euglena zielona - na pograniczu świata roślinnego (osobowe) i zwierzęcego (ciężarowe). Ktoś inny z kolei doszedł do wniosku, że lepiej w ogóle niczego nie przerabiać i nie szpecić swego bmw czy chryslera, a odpowiedni wpis uzyskać za pomocą odpowiednich bodźców materialnych, zwanych potocznie dawaniem do ręki. Tak powstały kratki fikcyj-i oszukańcze.
Sporne przypadki trafiły do sądów. Naczelny Sąd Administracyjny orzekł najpierw, że rozstrzyga zapis w do-A wodzie rejestracyjnym po-'f jazdu. Później sędziowie zmienili zdanie i orzekli: najważniejsza jest ho-v mologacja fabryczna. Podatnik miał prawo czuć się zdezorientowany. I był.
Rozporządzenie Ministra Finansów z datą wejścia w życie od 1 stycznia 2001 jednoznacznie ustawiło sprawę - prawo do obniżenia podatku należnego, związanego z użytkowaniem innego samochodu niż osobowy, przysługuje tym, którzy przedstawią świadectwo homologacji tego samochodu jako ciężarowego. Ale to nie rozwiązywało sprawy kłopotliwych zaszłości, bo podatki, jak wiadomo, mają kadencję 5-letnią.
W połowie roku 2001 Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji powołał międzyresortową grupę zadaniową VAN, która miała opanować problem, a zwłaszcza przypadki przestępczego wyłudzania VAT. Podatnicy przyłapani przez VAN-owców i obciążani
- zgodnie z ostatnio przyjętą interpretacją- obowiązkiem zapłacenia VAT poczuli się pokrzywdzeni.
Bo postępowali tak, jak wymagały (wówczas) przepisy, a teraz każą płacić. A niby z czego, skoro firma ledwo wychodzi na zero? Rzecz jest poważna, ból dotyczy około 200 000 firm małych i średnich.
Stanęliśmy, w Ministerstwie Finansów, po stronie przedsiębiorców. My właśnie, uważani
- zaręczam, że niesłusznie - za bezwzględnego poborcę, uznaliśmy, po pierwsze, że nie można karać podatnika za niejasność i niespójność przepisów oraz orzeczeń, a po drugie, że interes gospodarki wymaga, by nie dopuścić do upadłości tysięcy firm, a tym samym utraty miejsc pracy i podatków, które są najpewniejsze wtedy, gdy interes się kręci i firmy kwitną.
Stąd też - podjęte i znane z prasy codziennej decyzje: wykładnia Ministra Finansów oraz moje wytyczne dla aparatu skarbowego, jak interpretować zaistniałe przypadki, związane z tzw. kratką. Zagrożeni, nie łamiący prawa podatnicy mogą odetchnąć spokojnie. Krótko mówiąc, można i pozytywnie kojarzyć kratki.
A przekręty z VAT zostawmy VAN...
dr WIESŁAW CIESIELSKI
Wiceminister, Sekretarz Sanu w Ministerstwie Finansów, Generalny Inspektor Kontroli Skarbowej
Skończył się właśnie styczeń anno 2002. Miesiąc dla Polaków tragiczny. W momencie, gdy napisałem to zdanie, sam się do siebie smutno uśmiechnąłem. A któryż z miesięcy nie był w naszej historii tragiczny? My już nawet poszczególnych tygodni nie potrafimy odnaleźć - tygodni bez rocznic rozbitych powstań, przegranych wojen, bezsensownych rebelii i fatalnych konfederacji, bez krwi, krzyku rozpaczy, swądu prochu i swądu ciał.
Jednak wspomnienie właśnie stycznia i może jeszcze listopada napawa mnie szczególną odrazą do instytucji papiestwa i kuriozalnego państwa o nazwie Watykan.
Powróćmy na chwilę pamięcią w tamte odległe czasy. Jest 29 listopada 1830 roku. Polacy potężnym zrywem narodu postanawiają zrzucić jarzmo carskiej niewoli. Za broń chwytają starzy i młodzi, nawet młodziutka i naiwna hrabianka Emilia Plater walczy, mając u boku własną pokojówkę.
Nie mogą jednak zwyciężyć i raz na zawsze pozbyć się carskiego knuta. Na Piotrowym tronie zasiada wówczas łotr o imieniu Grzegorz XVI. To ciekawy facet: w Watykanie i całych Włoszech
GŁASKANIE JEŻA
Nieszczęście narodu
rządzi za pomocą policyjnego terroru, kar śmierci i długoletnich więzień. Ten namiestnik Chrystusa demokrację nazywa narzędziem szatana, wolność prasy uważa za hańbę, wolność sumienia za obłęd, a kolej żelazną i mosty za przejawy rebelii. I ten to przyjemniaczek Powstanie Listopadowe określił jako kłamstwo i oszustwo ślepych mas i usprawiedliwił, a nawet pochwalił jego krwawe stłumienie! Trudno się dziwić, że uszczęśliwiony takim obrotem spraw - car przekazał papieżowi słowa największej satysfakcji i uznania.
Niewiele lat później Polacy znów próbują stać się Polakami. I znowu, w styczniu 1863 roku trafiają na zdecydowane "nie" płynące z Watykanu. Nieomylnym jest wówczas Pius IX. I jako nieomylny właśnie, śle do cara list, w którym ostro gani narodową rebelię i życzy sobie, aby została niezwłocznie stłumiona. "Nasze interesy stykają się, ba... są identyczne"- oto
słowa płynące wówczas z Watykanu do Moskwy.
Czy Państwo coś sobie przypominają? Nie?..., a mnie coś chodzi po głowie. Czy nie tak dawno, pewien papież "z dalekiego kraju" nie wyniósł aby na ołtarze tego miłego, spokojnego i przyjaznego Polsce Piusa IX? Tego samiutkiego, który 28 kwietnia 1866 roku powiedział o Powstaniu Styczniowym: "Teraz jak i wcześniej wyrażamy zdecydowaną dezaprobatę wobec tej rebelii. Szczególnie napominamy duchowieństwo, by z odrazą odrzucało od siebie bezbożne zasady rewolucyjne. Wzywamy je do poddania się zwierzchności i okazywania jej posłuszeństwa we wszystkim, co nie jest sprzeczne z prawem Boga i jego świętego Kościoła".
Czy papież może nie znał tych Piusowych słów? Może o nich zapomniał, czyniąc świętym nieprzejednanego wroga wolności i niepodległości Polski? Nie sądzę, papież jest bardzo oczytany.
Jeśli kiedyś spotkacie starszego pana w białym stroju, tego samego, który jakże chętnie mówi o prawie do demokracji i niezawisłości, zapytajcie Go o to. Choćby tylko w moim imieniu.
Zacytujcie Mu też przy okazji słowa polskiego księdza Karola Mikoszewskiego - wielkiego patrioty, członka Komitetu Centralnego Narodowego (organu dowódczego Powstania Styczniowego), który po klęsce powstańców powiedział, że papiestwo jest: " ucieleśnioną negacją wolności i sprawiedliwości, nieszczęściem narodów i najbardziej reakcyjną potęgą Europy".
Jeśli choć przez moment pomyśleliście, że to są przypadki wybrane i odosobnione, spieszę przypomnieć słowa innego Piusa - tym razem XII (też ma zostać świętym). Otóż ten przyjemnia-czek 31 grudnia 1939 roku był łaskaw oświadczyć: "Zawsze kochałem naród niemiecki, a teraz
kocham go jeszcze bardziej ". Kiedy to było? Wtedy, gdy Polska już nie istniała, a naród niemiecki zbroił się do dalszych napaści. No i co? Miał rację ksiądz Mikoszew-ski, czy nie miał? Jest papiestwo "nieszczęściem narodów"? Polskiego - z całą pewnością.
MAREK SZENBORN
Nr 5 (10'
1 - 7 II 2002 r.
F^KTYn
INJ
NA KLĘCZKACH
TEOLOG MA PRZYSZŁOŚĆ
Młodzieżowy miesięcznik "Perspektywy" (nr 12/2001), w ramach zapoznawania licealistów z różnymi zawodami, dokonał prezentacji profesji określanej mianem "teolog". Wydziały teologiczne prowadzą nie tylko uczelnie katolickie i Chrześcijańska Akademia Teologiczna w Warszawie (teologia ewangelicka, prawosławna i starokatolicka), ale także państwowe uniwersytety w Olsztynie, Katowicach, Opolu, Poznaniu, Toruniu i Gdańsku (w organizacji). Wydawać by się mogło, że teolog jest zawodem całkowicie pozbawionym perspektyw. Nie zapominajmy jednak, że w Polsce fucha ta jest bardzo przyszłościowa.
Ks. prof. dr hab. Stanisław Urbański, dziekan Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, robi co może, aby zachęcić czytelników "Perspektyw" do studiowania teologii. Największą popularnością niewątpliwie cieszy się teologia środków społecznego przekazu, czyli - mówiąc językiem zrozumiałym dla ludzi - dziennikarstwo. Niektórzy jej absolwenci - nęci dziekan - zasilają kadry KAI, Telewizji "Niepokalanów" czy "Gościa Niedzielnego", ale większość (!) trafia do mediów świeckich, czyli publicznej telewizji i polskiego radia (a my się potem dziwimy, że media świeckie są takie, jakie są). Prezentację zawodu teologa ks. Urbański podsumowuje krótko i rzeczowo: "Dyplom teologa otwiera wiele drzwi". To prawda, ale perspektywa to dla naszego kraju mało optymistyczna. (A.K.)
TORY PIELGRZYMKOWE
Kościół ma w Polsce wszystko: władzę, pieniądze, mnóstwo ziemi, budynków, samochodów. Jest jednak coś, czego firma pana Glempa nie ma, a raczej dotąd nie miała - linia kolejowa... Na pomysł własnych, rozkładowych pociągów pielgrzymkowych wpadli sutannowi urzędnicy w diecezji legnickiej. Chodzi o linię Kamienna Góra-Krzeszów via Marciszów. W Krzeszowie jest sanktuarium maryjne, do którego czarni kolejarze chcą dowozić z Legnicy pielgrzymów. Jakimś cudem ten fragment linii ostał się, gdyż reszta trasy została niedawno rozebrana. Nikt niby nie wie, dlaczego tak się stało, ale należy przypuszczać, że już wówczas kler myślał o przyszłych dochodach, jakie może przynieść zwiększona liczba pielgrzymów i użył swych wpływów, aby demontaż powstrzymać. Pociągi miałyby jeździć w soboty, niedziele i święta w okresie od maja do września. Na razie sutannowi zażądali od wojewody i marszałka województwa kasy na remonty i od-chwaszczanie torowisk. (A.S.)
Plf&A KOLUMNA
KOLEDZY Z MOSADU
Poseł Maciej Giertych (na
zdjęciu) z Ligi Polskich Rodzin ma bardzo ciekawych przyjaciół w Katolickiej Agencji Prasowej. Ich zdaniem, Polska znajduje się pod żydowsko-masońską okupacją. Wszystkie instytucje państwowe są zażydzone - donosi KAP. Uwaga! Radio Maryja (co nas szczególnie ucieszyło)... także! Po Polsce grasuje Mosad, mordując prawdziwych Polaków i katolików (jakoś, cholera, mało skutecznie). Do odwołania nadaje się niezwłocznie nuncjusz apostolski abp Kowalczyk i wielu biskupów (zgadzamy się w całej rozciągłości). Jedynym rozwiązaniem jest konspiracja i bojkot wyborów. Nas nie dziwi przyjaźń posła Giertycha z Katolicką Agencją Prasową. Zdumienie może budzić, iż ten jak najbardziej prawdziwy Polak i katolik mógł kandydować do parlamentu i znaleźć się w jednym szeregu z agentami żydowsko-masońs-kiego spisku z LPR. A może on też Żyd? (Karw.)
KOPIA ŁASKAMI SŁYNĄCA
"Cudowny" obraz Matki Boskiej Chełmskiej przez siedem wieków był źródłem wzruszeń religijnych - dla wiernych, a sporych dochodów - dla miejscowego kleru. Jak wiele dzieł sztuki zaginął podczas ostatniej wojny. Rok temu odnaleziono go na
Ukrainie. Pozostało tylko sprowadzić obraz z powrotem na miejsce w Chełmie.
Tymczasem lokalny administrator dóbr watykańskich, ks. infułat Kazimierz Bownik, stwierdził: "Kościół nie jest w tej chwili zainteresowany sprowadzeniem cudownego obrazu". Dlaczego? Jak dotąd znakomicie sprawdza się... kopia (na zdjęciu). "Obraz wiszący w Bazylice wychował już trzy pokolenia dobrych katolików. Ludzie się do niego przyzwyczaili". Niedawno kopia (sic!) została po raz kolejny ukoronowana poświęconą przez Jana Pawła II koroną. Pośrednictwo Matki Boskiej Chełmskiej w dalszym ciągu skutkuje cudownymi uzdrowieniami... Jak opowiadał ksiądz infułat, przywóz oryginalnej ikony wywołałby tylko zamęt wśród wiernych, którzy zaczęliby dociekać, który obraz jest ważniejszy. Trzeba by także ustalić, gdzie która Madonna ma wisieć: w nawie głównej czy w którejś z bocznych; po prostu zadyma!
Nagabywany przez dziennikarzy ks. Bownik przyznał jednak szczerze, że najważniejsze są względy finansowe. Otóż istniejąca od pół wieku kopia różni się istotnymi szczegółami od oryginału (znajdującego się obecnie w fatalnym stanie). Nie dość, że cudowny obraz należałoby odnowić, to co dalej z szeregiem publikacji, na których widnieje podróbka?
Po co zmieniać rzecz, która dobrze działa, mówią Amerykanie. (K.B.)
ŚWIĘTA PATOLOGIA
Tradycyjny model rodziny to mama, tata i dzieci. Wyłamują się z niego samotne matki czy związki homoseksualne wychowujące pociechy z adopcji. Dlatego też w niemal powszechnej opinii w Polsce stanowią skrajną patologię. Ale to, co w jednym przypadku jest deprecjonowane, w innym uchodzi za godne pochwały. I tak, kiedy Siostry Kapucyn-ki Najświętszego Serca Jezusa zakładają rodzinne domy dziecka, to już ani trochę nie jest patologia. To jest szczyt poświęcenia! Siostrzyczki prowadzą w Polsce, jak dotąd, tylko dwa tego typu domy - w Lublinie i w Siennicy pod Warszawą. Bardzo jednak marzą o wybudowaniu trzeciego w Wąwolnicy koło Lublina. W obu domach mieszka po kilkanaście osieroconych dziewcząt, dla których podobno jest to jedyna szansa na "normalny rodzinny dom". Jednopłciowe zakonnice mają status rodzin zastępczych i jako takie dostają na opiekę nad dziećmi dotacje od państwa.
Państwo wspiera zatem wyjątkową patologię, albowiem, nie oszukujmy się, dom prowadzony przez zakonnice bynajmniej ani trochę nie przypomina normalnego. Co więcej: pojawia się problem podobny do tego, który tak bardzo akcentuje się w przypadku pomysłów adopcji dzieci przez związki homoseksualne - skąd dzieci mają wiedzieć, kto jest mamą, a kto tatą? I mama, i tata są przecież "pingwinami". Kim zatem powinny zostać "córki", kiedy dorosną? Oczywiście: także "pingwinami"! (A.K.)
RĄCZKA RĄCZKĘ
POGRZEB
Celem ustalenia daty i godziny pogrzebu, bardzo proszę najpierw zgłosić się do kancelarii parafialnej (można telefonicznie), jeszcze zanim zaczniecie załatwiać inne formalności pogrzebowe. Firmą współpracującą z naszą Parafią jest ZAKŁAD POGRZEBOWY "HERMES" ze Słupska - Adres: 76-200 Słupsk, ul. Obrońców Wybrzeża 1 (obok pogotowia), telefon: 842 84 95 oraz 0604 / 434 441. Tylko z tą Firmą proszę załatwiać wszelkie formalności pogrzebowe._________________
Ks. Tomasz Kroplewski, proboszcz parafii w Zagórzycy, gm. Damnica w pow. słupskim podczas wędrówek kolędowych rozdawał swoim owieczkom ulotki (na zdjęciu). Nic dziwnego by w tym nie było, gdyby nie fakt, że ksiądz nakazuje swym wiernym korzystanie z usług wyłącznie jednej z firm pogrzebowych. Konstytucja RP mówi wyraźnie, że każdy obywatel ma swobodę wyboru i władza (nawet duchowna) nie może mu nic nakazać. Władza kościelna rządzi się jednak prawem (wy)zysku, które stoi ponad polskim prawem równości. Bo nie wierzymy, że ksiądz nic z tej ścisłej współpracy nie ma. (A.S.)
KRUCJATA NA ŚNIEŻKĘ
W legnickiej kurii zrodził się pomysł budowy kolejnego wielkiego krzyża, tym razem na Śnieżce. Podkreślano międzynarodowy charakter przedsięwzięcia i samej Śnieżki jako szczytu, "z którego schodzi się do
dwóch narodów i dwóch organizmów państwowych ". Czescy katolicy jednak sromotnie zawiedli - bo nic a nic nie są zainteresowani wspieraniem polskiej gigantomanii. Dlatego społeczny komitet budowy krzyża zaczął szukać sojuszników na sprawdzonym, polskim terenie. W komitecie zasiadali: były poseł AWS Wiesław Kiełbowicz oraz dyrektor radia Plus z Legnicy, Stanisław Obertaniec. "Tak" dla ukrzyżowania Śnieżki wypowiedział m.in. komendant Łużyckiego Oddziału Straży Granicznej, a także Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej z Wrocławia, do którego należy Obserwatorium Wysokogórskie na Śnieżce (patrz foto). Pograniczni-cy i gospodarka wodna z krzyżami ma wszak wiele wspólnego.
Uwaga!... Sprzeciwili się natomiast: dyrekcja Karkonoskiego Parku Narodowego z siedzibą w Vrchla-bi (Czechy) oraz międzynarodowa społeczność ekologów. Ci na szczęście mieli w ręku argument nie do zbicia: Śnieżka i jej okolica jest rezerwatem biosfery wpisanym na listę UNESCO. Mowy więc nie ma o żadnej nowej zabudowie!
Tymczasem w oświadczeniu, które wydała legnicka kuria, jej kanclerz, ks. Józef Lisowski, zapowiedział starania o zmianę decyzji. Obok stałych już haseł głoszących, że brak krzyża - akurat na Śnieżce
- boleśnie dotyka wielu Polaków, padają też nowe. Na przykład że krzyż miałby być symbolem miłości i pojednania dla wszystkich wierzących i... niewierzących (sic!). (P.P.)
ALT.PL.SEKTY
Sporym zainteresowaniem in-ternautów cieszy się nowa grupa dyskusyjna alt.pl.sekty. Założona została przez siły katolic-ko-radiomaryjne, ale w końcu odwróciła się od swoich twórców i najważniejszym ostatnio tematem dyskusji jest: "Czy Kościół katolicki jest sektą?". Jakże miło jest obserwować, że siły ka-tolickonarodowe przegrywają na argumenty ze zwolennikami poglądu, iż Kościół jest największą sektą na świecie. Pojawiły się nawet apele w innych grupach katolickich (na przykład pl.soc.religia) o pomoc i obronę firmy papieża. Jak zakończy się dyskusja, łatwo przewidzieć
- poddani Watykanu uznają, że Pan jest z nimi i że mają rację, nawet gdy jej nie mają. Na otarcie łez proponujemy wiernym założenie kolejnych grup dyskusyjnych np. alt.pl .kocham.papieża, pl.soc.radiomaryja, pl.klech.peł-nataca czy alt.pl.samochódbez-cła.pl (A.S.)
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
1 - 7 II 2002 r.
Brudny
Paranoja, idiotyzm, debilizm, beznadziejstwo, popapraństwo takie, że głowa mała - oto naprędce notowane wypowiedzi uczniów jednego z rzeszowskich gimnazjów, sprowokowanych zajadłymi atakami kleru na film "Harry Potter i kamień filozoficzny".
Harry'ego Pottera nigdy dosyć. Nie mogą się z nim rozstać dzieci, ich rodzice... no i księża katoliccy. Zwłaszcza ci znad Wisłoka, rozsławiający Rzeszów jako najmroczniejszy zaścianek Trzeciej Najjaśniejszej.
"Ja wcale nie żartuję! Nie myślcie sobie, że ja żartuję!! Jak się dowiem, że któreś dziecko było w kinie na tym diabelskim filmie, to go nie dopuszczę w maju do Pierwszej Komunii Świętej, a i na tym się nie skończy!" - darł się do wystraszonej dziatwy i zdumionych rodziców ksiądz podczas niedzielnej mszy w jednym z kościołów.
Krucjatę przeciw "Brudnemu Harry'emu... Porterowi" ogłosili też szkolni katecheci. Ostatnio całe lekcje religii poświęcone są obrzydzaniu młodzieży książki pani Rowling i takoż filmu o małym czarodzieju: - Oj, będzie miała kłopoty ta osoba, którą zobaczę choćby w pobliżu kina - groziła palcem siostra Joanna, katechetka gimnazjalna.
Rozpętana w Rzeszowie nagonka na film już przynosi efekty: - Są szkoły, które pod naciskami kleru
wycofały
zbiorowe zamówienia
na bilety, np. rzeszowska Szkoła Podstawowa nr 3. Oficjalnie mówi się, że wycofano się ze względu na sprzeciw rodziców. "Dyrekcja tej szkoły zarządziła, że jeśli
rodzice choć jednego dziecka w klasie powiedzą nie, to cała klasa nie idzie na film " - usłyszeliśmy od pracowników kina WDK w Rzeszowie. Nasi rozmówcy dodali też, że bilety zbiorowe kosztują po 10 złotych, zaś kupowane indywidualnie - 14 zł. Czyli sporo drożej. Efekt: zamiast zakładanej widowni ok. 35 tys. osób, film w WDK obejrzy o blisko 10 tys. widzów mniej. Kościół triumfuje: 10 tys. owieczek
ocalonych
ze szponów szatana!
Aby usłyszeć głosy tych owieczek, odwiedziliśmy kilka rzeszowskich podstawówek i gimnazjów:
Karol (13 lat): - Nareszcie coś się wszystkim naprawdę podoba, no to muszą od razu to spieprzyć. Ale niech sobie nie myślą! Teraz, jakbym nawet nie chciał iść do kina - pójdę na złość katechetce.
Sęki (14 lat): - To jakaś paranoja! Nawet szkoda gadać! Bez przerwy: "nie rób tego, nie rób tamtego", a teraz jeszcze będą mi mówić, kogo mam w kinie oglądać. Co to, ja u Wielkiego Brata jestem? Takiego wała...
Justynka (8 lat): - Mama mi obiecała, że zobaczę Harry'ego Pottera. Przecież on jest dobry. I jest miły. Lubię go i moje koleżanki z klasy też. Teraz nie pójdziemy do kina, bo mama z tatą się boją...
RODZICU!!!!
Czy wiesz jak bardzo Twojemu dziecku zagrażają
HARRY POTTER I POKEMONY?
Ten trudny i niestety aktualny temat przybliży Wam mgr. Jadwiga Wań
W czasach komputerów, trelewizji i inteinetn dzieci padają wielu zagrożeniom. Niestety- teraz jest możliwe wszystko - zagrożenie zaczęty stanowić równierz książki. Bijący popularności bestseler "Harry Potter", który stal się ulubioną książką milionów dzieci (a co przyznaje z utratą nadziei również dorosłych), jest po prostu satanistyczną książką, czytając którą dzieci zaczynają wierzyć w magie i czarodziejów. Książka ta stanęła na liście ksiąg zakazanych przez chrześcijaństwo. Moim zdaniem jest to wyzwanie i próba dla prawdziwych chrześcijan wierzących w Boga.
.Ijż około roku temu wszedł do telewizji japoński serial animowany "Pokemon". Działa on na podświadomość Bogu Ducha winnych dzieci.
O tym i o innych złych przykładach dla latorośli można będzie porozmawiać na spotkaniu:
"Zwalczajmy satanizm"
które odbędzie się 15.XII.2001 r. w kościele Opatrzności Bożej w Tarnobrzegu o godzinie 18.00.
SERDECZNIE ZAPRASZAMY
m
Artur (15 lat): -,Antka" powinni zakazać, czy innego "Łyska", bo jak to czytam, to się flaki wywracają. Oni najchętniej by chcieli, żebyśmy cały czas klęczeli i kieszonkowe oddawali na tacę! O, takiego! (gest Ko-zakiewicza).
Arbuz (15 lat): - Mówiłem nauczycielce, że jak czytałem Harry'ego, to rodzice sprawdzali,
czy nie mam gorączki.
No bo wie pani... mi to się nigdy nie chciało. A teraz to muszę zobaczyć, czy w kinie postacie będą wyglądały tak, jak sobie je wyobrażałem. Ale
i tak czegoś nie rozumiem: jeśli Harry jest zły, to kto jest dobry, do cholery? Dla mnie Harry jest spoko...
Tyle dzieciaki o "kontrowersyjnym" filmie. Tymczasem prawicowy, lokalny dziennik "Nowiny" napisał triumfalnie, że zainteresowanie obrazem nakręconym na podstawie bestsellerowej powieści jest w Rzeszowie mizerne. Artykuł ukazał się w dniu, gdy na kasie kina WDK zawisła kartka "Biletów brak"...
Swoją drogą to odważna jest załoga tego rzeszowskiego kina. Od 14 lutego ma być grany
Do kina WDK w Rzeszowie wciąż walą tłumy młodzieży
"Władca Pierścieni" wg Tolkie-
na. Rany boskie, znów o magii!
LIDIA SZENBORN
RZESZOWSKIE KOŁTUNSTWO NIEJEDNO MA IMIĘ:
- Cztery lata temu przed kinem "Zorza", w którym wyświetlano film "Ksiądz", zgromadził się czambuł dewotek. Odmawiając głośno różaniec, czambuł zagradzał wejście do kina.
- W ubiegłym roku Liliana Leniart, rzeczniczka Podkarpackiej Kasy Chorych, oznajmiła oniemiałym dziennikarzom: ponieważ ciąża nie jest chorobą, kasa nie będzie refundowała recept wystawianych na środki antykoncepcyjne.
- Podczas sesji Rady Miasta jeden z radnych proponował wyrzucenie z bibliotek propagującej satanizm... książki Maku-szyńskiego "Szatan z siódmej klasy".
- Poseł Barbara Fraczek de domo Krza-klewska krzyczała na rzeszowskich radnych, że dopuścili do uczestniczenia młodzieży w koncercie "Czerwonych Gitar". "Sama widziałam tytuł plakatu - piekliła się siostra Maryjana - Dozwolone od lat 18"\\\ itd. etc. cdn.
W Tarnobrzegu Kościół zorganizował nagonkę przeciwko ulubieńcowi milusińskich pod hasłem "apage Satanas". Oto jedna z kolportowanych po mieście ulotek
Szatańskie wersety
Minutę po północy dnia apokalipsy w gdańskim multikinie "Krewetka" odbyła się premiera filmu "Harry Potter i kamień filozoficzny". Mimo późnej pory sala wypełniona była młodymi widzami, którzy przybyli tu wraz z rodzicami. Czuć było swąd siarki!
Wiedząc, że na inaugurację działalności "Krewetki" wyświetlony będzie film przeklęty przez kościelnych hierarchów, opanowany przez prawicę gdański samorząd do ostatniej chwili zwlekał z wydaniem zezwolenia na użytkowanie obiektu. Multikino potrzebny dokument dostało zaledwie kilka godzin przed premierą. Film został więc wyświetlony i bawiło się na nim prawie tysiąc widzów.
Już następnego ranka wydały z siebie głos gdańskie oszołomy. Katolickiego poetę Wojciecha Wencla, który w książce Joannę Rowling widzi zagrożenie okultyzmem, rajcu-je fakt spalenia na stosie przez wściekłych parafian książek o Har-rym Porterze. W grudniu ubiegłego roku w Alamogordo w stanie Nowy Meksyk w USA (tam gdzie znajduje się słynne z czarownic miasto Salem), wierni, inspirowani przez pastora Brocka,
wrzucili do ognia
dziesiątki książek o Harrym.
W historii był już jeden facet z wąsikiem, który zaczynał od
palenia książek, a później palił ludzi w piecach krematoriów. No cóż, umiłowany Kościół pana poety ma spore doświadczenia w tej dziedzinie, więc i poetę może to tylko cieszyć. Wenclowi nie podobają się, .krwawe" opisy magicznych rytuałów, np. uśmiercanie zaklęciem pająka. Twierdzi, że nie ma czegoś takiego jak walka białej i czarnej magii, bo każda magia jest zła i potępiana w Biblii. W ogóle zaś pan poeta wierzy, że za nazwiskiem J. Rowling kryje się cała banda okultystów, którzy mają psychiczną moc panowania nad ludźmi i mogą ją wykorzystywać w diabelski sposób.
Pastorowi Marianowi Biernackiemu z Kościoła zielonoświątkowców w Gdańsku nie podobała się godzina projekcji. Według niego, północ to
godzina duchów,
symbol i czas działania sił ciemności. Wskazuje też, że spełniają się przepowiednie Pisma Świętego, które mówią że ludzie wybiorą kłamstwo, a nie prawdę, i będą gonić za czarami. Wg pastora to już się dzieje przy pomocy,,Harry'ego Pottera". Książka i film nie podobają się także świadkom Jehowy. Według Stanisława Wilka, rzecznika tego zgromadzenia w Gdańsku, tematem złym jest magia, czyli ucieczka od rzeczywistości. Młodzi czytelnicy trafiają do nierealistycznego świata, gdzie szukają zadowolenia
w fantazji. Przeszkadza im to poznawać prawdę o Bogu. Najciekawsze są jednak zdania wypowiadane przez funkcjonariuszy Watykanu. Dla przykładu: ks. Paweł Górny twierdzi, że magia ukazana w książce to rzecz konkretna i niebezpieczna. Czary uprawiane przez małego bohatera książki mogą zawładnąć młodym czytelnikiem i wtedy trzeba będzie
odprawiać egzorcyzmy!
W opisanych w książce mugo-lach, czyli dorosłych nie zajmujących się magią, księżulek widzi... chrześcijan przedstawianych negatywnie. Chciałoby się rzec: uderz w stół...
Najzabawniejsze jest jednak to, że proboszcz Górny przyznaje się, że książki nie czytał, a swoje zdanie opiera na pisaninie jezuity o. Posadzkiego z Krakowa, zamieszczonej na łamach Rydzyko-wego "Naszego Dziennika". Z kolei zakonnik ten też do powieści nie zajrzał i cytuje księdza Gabriele Amortha, przewodniczącego Międzynarodowego Stowarzyszenia Egzorcystów, który stwierdził, że: "...za gorączką potteromanii kryje się podpis króla ciemności, czyli diabla ".
Jako że gadanie nic nie daje, siostry z jednego ze świeckich zakonów w Trójmieście w prowadzonym przez siebie przedszkolu zakazały dzieciom oglądania filmu i przynoszenia do przedszkola wizerunków małego czarodzieja - nie mówiąc już o czytaniu książki. Może się boją że dzieci wsadzą je na latającą miotłę? JACEK KOSER
Nr 5 (10'
1 - 7 II 2002 r.
F^KTYn
INJ
POLSKA PARAFIALNA
Tajni badacze Pisma
Czy legalnie w Polsce działający świadkowie Jehowy są inwigilowani - jako niebezpieczna sekta - przez policję? Odpowiedź na to pytanie słuchacze Radia Maryja mogli usłyszeć z ust... policjanta z komendy wojewódzkiej w Gdańsku, który był gościem nocnej audycji.
Trudno uwierzyć w tak szokującą i kuriozalną informację, ale... żyjemy wszak w państwie wyznaniowym. Kto słuchał rydzykowych "Rozmów niedokończonych" w nocy ze środy na czwartek (23/24 stycznia) mógł na własne uszy przekonać się, że w charakterze eksperta od sekt wystąpił w Radiu Maryja komisarz Dariusz Kaszubowski. Natomiast w charakterze wysoce niebezpiecznych sekt, w audycji "wystąpiło" kilka zarejestrowanych sądownie i najzupełniej legalnie działających w kraju wyznań religijnych, a konkretnie: Międzynarodowe Towarzystwo Świadomości Kriszny, Kościół Adwentystów Dnia Siódmego oraz Związek Wyznania Świadków Jehowy. Zostali oni nazwani niebezpiecznymi przestępcami, demonami, deprawatorami nieletnich, mącicielami i agentami szatana. Goście w studiu byli zgodni, że "sekty" te należy w Polsce zdelegalizować.
Szczególnie jednak dostało się świadkom Jehowy. Wyznanie to skupia w Polsce prawie 125 tysięcy wiernych, jest więc trzecim co do wielkości w kraju, a legalnie działa u nas od 1989 r. W czasie okupacji namiętnie mordowali ich w obozach koncentracyjnych hitlerowcy. W latach 50. i 60. byli śledzeni i szykanowani przez PRL-owską milicję i bezpiekę; wsadzano ich razem
z kryminalistami do więzień za odmowę pełnienia służby wojskowej. Czy świadkowie Jehowy wiedzą, że A.D. 2002 policja bacznie przygląda się ich działalności?
- Może tak, może nie - mówi Wiktor Wołujczyk, rzecznik prasowy łódzkiego zboru. - Do wszystkiego jesteśmy przyzwyczajeni. Wszystko jest możliwe. Każdy może przyjść na nasze spotkania religijne. Również i policjanci...
- Pierwszy raz o tym słyszę. Brzmi to kuriozalnie. Cieszymy się wolnością religijną jako zarejestrowany związek - uspokajał nas rzecznik zarządu związku w Polsce Michał Hoszocki. Dodał, że świadkowie Jehowy spotykają się w kraju
w 900 miejscach, gdzie "wstęp jest wolny, a czasem nawet przychodzą księża katoliccy "\ Niemniej, zaniepokojony naszą informacją Hoszocki obiecał zająć się tą sprawą.
Skontaktowaliśmy się z rzecznikiem Komendy Głównej Policji, Pawłem Biedziakiem, którego poinformowaliśmy o policyjnym
ekspercie od sekt w Radiu Maryja, zdradzającym radiosłuchaczom fakt inwigilacji świadków Jehowy: - Ciężko mi w to uwierzyć. Albo policjant, który tam wystąpił, to ciężki idiota, albo ktoś się podszył pod policjanta - zastanawiał się zaskoczony Bie-dziak. I dodał: - Jeżeli był to policjant i informował, że inwigilujemy, to oczywiste, że ten człowiek zostanie wyrzucony z policji...
Rzecznik natomiast absolutnie zaprzeczył, jakoby inni policjanci zajmowali się śledzeniem czy rozpracowywaniem "jehowitów" tylko z powodu wyznawanego przez nich światopoglądu. Biedziak wyjaśnił też, że wprowadzenie informatorów w grupę jest możliwe bez zezwolenia prokuratora jedynie wtedy, gdy
zachodzi "podejrzenie o przestępstwie". Potem zanotował nazwisko policjanta - gościa Radia Maryja i poprosił, abyśmy zadzwonili za kwadrans.
Zadzwoniliśmy. A jakże! Okazało się, że "nie ma w Gdańsku policjanta o takim nazwisku zajmującego się sektami". Niemniej rzecznik poprosił o kolejne pół godziny zwłoki. Po tym czasie okazało się, że komisarz Dariusz Kaszubowski cudownie się odnalazł, faktycznie pracuj e w gdańskiej komendzie wojewódzkiej - jednak nie "robi" w sektach, tylko w wydziale prewencji.
Rzecznik KG Policji porozmawiał sobie z nim i, po wysłuchaniu jego wersji, w rozmowie z nami wziął go w obronę: - Było tam wielu uczestników i ten policjant tak się nie wypowiadał. Być może były to słowa innych rozmówców.
- A co sądzi pan o udziale policjanta w poświęconym sektom programie Radia Maryja, gdzie atakuje się legalne wyznania? - Nie widzę w tym nic nagannego. Jeśli jakieś radio zaprasza, policjant może uczestniczyć w audycji za zgodą przełożonych. Nawet w Radiu Maryja, bo jesteśmy otwarci na wszystkie media - tłumaczył nam Biedziak.
Ponieważ obstawaliśmy przy swoim, rzecznik obiecał sprawdzić, jak naprawdę wypowiadał się
w Radiu Maryja gdański policjant. W tym celu należy odsłuchać tzw. szpiega, czyli urządzenie, które rejestruje cały nadawany program Radia Maryja.
Skontaktowaliśmy się także z samym kom. Dariuszem Kaszu-bowskim. Ten jednak zaprzeczył, że wypowiadał się na temat "sekty świadków Jehowy". - Może ktoś wyrwał moje wypowiedzi z kontekstu... Chyba był tam ktoś o... podobnym do mojego głosie - zasłaniał się policjant.
GRZEGORZ KONIECZNY
MAREK SZENBORN
Fot. Ryszard Poradowski
Stan więc mamy taki: dziennikarze oraz czytelnicy "FiM" (są tego ślady w Internecie) słyszeli to, co opisaliśmy powyżej. Policjant zaprzecza, aby cokolwiek w Ra-dyju mówił. Zostaje więc jedno jeszcze, za to fundamentalne pytanie: co robiła apolityczna, awyznaniowa policja w ultraprawicowej, ultrakatolickiej rozgłośni, która w programie "Rozmowy niedokończone" przez blisko trzy godziny opluwała jadem ludzi innych niż katolickie wyznań? A może pan policjant był tam tylko po to, aby wyciągnąć swoją legitymację i niezwłocznie aresztować interlokutorów z art. 257 Kk? Artykuł ten mówi, że kto sieje nienawiść do innowierców, podlega karze więzienia do lat trzech. Dlaczego Kaszubowski tego nie zrobił i spokojnie uczestniczył w popełnianym przestępstwie? A swoją drogą wyobraźcie sobie: Rydzyk w pasiaku. Jak miło!
MarS
Mieszkaniec Łodzi bez powodu pobił i naubliżał świadkom Jehowy. Grozi mu za to 5 lat więzienia. To kolejny przejaw tolerancji u Polaka katolika.
Wojciech B. miał wtedy zły dzień. Wnerwił się okropnie, gdy do mieszkania jego matki przy ul. Adamieckiego w Łodzi zapukali świadkowie Jehowy: Mariusz Z. i Monika G. Właściwie nie miał powodu im ubliżać, bo przecież goście bez jakiejkolwiek dyskusji opuścili mieszkanie. W tym momencie Wojciech B. odczuł niedosyt. Wybiegł za świadkami na klatkę schodową i na półpiętrze, rzucając "mięsem", zaatakował chłopaka "z bańki" (głową). Złamał mu nos, polała się krew.
Świadkowie Jehowy od lat wędrują od domu do domu i głoszą swoje poglądy. Tak jest w całym kraju. Robią to, jak mówią, zgodnie z naukami Jezusa i jego apostołów. Traktowani są różnie, ale
Świadkowie tolerancji
najczęściej obojętnie. Rzadko dochodzi do poważniejszych bijatyk i awantur, ponieważ głosiciele nie
są niegrzeczni czy nazbyt natrętni. Przed paroma laty rolnik spod Konina zamknął taką parę na całą noc w stodole. Twierdził, że mu kury wystraszyli... Czasami jednak religijny fundamentalizm w połączeniu ze zwykłym chamstwem
prowadzi do rękoczynów, jak to zdarzyło się w Łodzi.
- Nie było powodu do awantury i bijatyki - wspomina wrześniowy dzień 21-letni Mariusz. - Jeśli ktoś nie życzy sobie rozmawiać z nami, wycofujemy się. Tak było i tym razem. Jednak mężczyzna naubliżał nam i uderzył. Czy ktoś widział to zdarzenie? Zapewne tak, ale pochowali się i nikt nie stanął w naszej obronie. Dopiero po opatrzeniu złamanego nosa sprawą zajęła się policja.
- Nie mamy pretensji do tego człowieka - mówi starszy zboru świadków Jeho-wych w Łodzi Janusz Smoleń (na zdjęciu). - Jezus też cierpiał nauczając. Dlatego chcieliśmy załagodzić sprawę, liczyliśmy na to, że Wojciech B. przeprosi naszego brata. Jednak do tego nie doszło.
J. Smoleń nie pamięta, by w ostatnich latach w Łodzi doszło do podobnego zdarzenia. Oczywiście, czasami padają jakieś epitety czy złośliwości. Poważniejszy konflikt był ostatnio w Brzezinach, gdzie mimo pozytywnej decyzji lokalnych władz, grupa mieszkańców sprzeciwia się budowie siedziby zboru.
- Zdarzenie przy ulicy Adamieckiego nie zniechęciło nas do głoszenia dobrej nowiny - twierdzi rzecznik prasowy łódzkiego zboru Wiktor Wołujczyk. - Jest nas w Łodzi ok. 4,5 tysiąca i mamy sporo do zaoferowania ludziom, ale przecież niczego nie narzucamy. Nasza działalność wynika z nakazów Jezusa.
Poszkodowany 21-letni Mariusz Z. i jego koleżanka, mimo awantury i złamanego nosa chłopaka, nie zrezygnują z odwiedzania ludzi w ich domach. - Nie wystraszyliśmy się - mówi z dumą Mariusz.
Śledztwo w sprawie pobicia świadka Jehowy prowadziła widzewska prokuratura. Akt oskarżenia w tej nietypowej sprawie trafił już do sądu. Jak twierdzi rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Łodzi, Maria Świetlicka, oskarżony w tej sprawie Wojciech B. przyznał się do winy, wyraził żal i skruchę, jednocześnie poddał się dobrowolnie karze, co zapewne zaowocuje nadzwyczajnym złagodzeniem wyroku.
RYSZARD PORADOWSKI Fot. Autor
Art. 119, par. 1 Kodeksu karnego: Kto stosuje przemoc lub groźbę bezprawną wobec grupy osób lub poszczególnej osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, wyznaniowej lub z powodu jej bezwy-znaniowości, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
Dl
POLSKA PARAFIALNA
FAKTY
Nr 5 (1001
7 II 2002 r.
Srebrniki z miedzi
Kombinat miedziowy "Polska Miedź" SA wypłacił parafii św. Jana Chrzciciela w Grodowcu ponad trzy miliony złotych "darowizny" - na zabezpieczenia przed szkodami górniczymi.
Lubińska "Polska Miedź" SA jest znanym w świecie potentatem przemysłowym, którego wyniki finansowe w znacznym stopniu wpływają na notowania rodzimej gospodarki. Szefowie "Miedzi" słyną też z szastania milionami na lewo, a raczej na prawo i na czarno. O finansowaniu wypoczynku Mańka Krzaklewskiego też już wszyscy słyszeli. Ale czymże jest wielki kombinat miedziowy ze swoim nadmiarem kasy wobec proboszcza pobliskiej, liczącej trzydzieści numerów telefonicznych, wsi Grodowiec?
Gdy przed kilkoma laty górnikom w pobliskich kopalniach brakowało powietrza, kopalnia postanowiła zbudować szyb wentylacyjny. Zaprotestował przeciwko temu miejscowy proboszcz, który - niczym Lepper - groził wezwaniem wiernych do zbiorowego protestu przeciwko tej inwestycji. Doszło więc do cichych negocjacji plebana z kombinatem miedziowym, w którym, jak wiadomo, oddanych Kościołowi katolików nie brakuje.
"coś za coś"
Rozmowy zaowocowały nagłą zmianą frontu, czyli... entuzjastycznym poparciem kleru dla projektu budowy szybu. Zgodnie jednak z zasadą "coś za coś" - parafia wzbogaciła się o kasę na: zadaszenie letniego ołtarza, ekskluzywny grill w kształcie dzwonnicy, wielki i dumnie wyglądający dom parafialny, fontanny i tym podobne, równie niezbędne do sprawowania posługi duszpasterskiej inwestycje...
Z otoczenia świątyni - pod pretekstem wykonywania zabezpieczeń przed ewentualnymi szkodami górniczymi - zrobiono niemal wzorcową wersję klerykalnego Disneylan-du. Teraz brakuje tam tylko plastikowych krasnoludków...
Prezes "Polskiej Miedzi", Witold Bugajski, stwierdził, że najlepiej o wszystkim opowie główny inżynier działu szkód górniczych, Zbigniew Samokar. Ten jednak nabrał wody w usta: - Niczego się pan ode mnie nie dowie. Owszem, kopalnia wykonywała roboty na rzecz zabezpieczenia kościoła i otoczenia. Takie prace były naprawdę niezbędne, ale to nie ma nic wspólnego z darowizną.
Jak się dowiedzieliśmy, "Polska Miedź" SA przekazała ok. 4 min złotych na inwestycje w Grodowcu. - Z tego 3,1 miliona złotych było przeznaczone na sieć wodno-kanalizacyjnąwe wsi, a pozostałe 950 tysięcy złotych przeznaczono na budowę instalacji gazowej. Te pieniądze zostały
przekazane do grudnia 1997 roku - wyjaśnia Jan Bunkiewicz.
A czy gmina dostała jeszcze jakieś inne środki przeznaczone dla tamtejszej parafii? - To, co załatwiła sobie parafia, to już nie nasza sprawa - stwierdza wójt z pobliskich Grębocic.
Choćby i szantażem
Więcej dowiedzieliśmy się od dyrektora Zakładów Górniczych "Rudna", Wiktora Błądka. Dwa lata temu otwarcie przyznał, że
który w uchwale z 1 września 1997 r. wyraził "zgodę na dokonanie przez ZG Rudna darowizny pieniężnej na rzecz Parafii Rzymsko-Katolickiej Św. Jana Chrzciciela w Grodowcu do wysokości 3.181 tys. złotych na sfinansowanie robót zabezpieczających miejsca kultu religijnego w Grodowcu".
Tu zaczyna się kolejna ciekawa opowieść, o tym jak w sprawozdaniu za pierwsze trzy kwartały 1999 roku - dwa lata później - "Polska Miedź" wpisała przyznanie darowizny w wysokości 1 181 000 tys. złotych dla kościoła w... Grodowcu (!). Żeby nie było wątpliwości, na co poszedł szmal od górników, wy-
górnicze, nie widział też, jak wygląda obiekt sakralny "zabezpieczony" za pieniądze wypracowane przez górników... A jest co oglądać.
Wcale nie szło o kasę
Proboszcz podkreśla, że szło mu jedynie o "zabezpieczenie profilaktyczne budynku kościoła na działania eksploatacji górniczej". Ksiądz Piecz nie chce komentować wypowiedzi dyrektora Błądka. Twierdzi, że " nie był zatroskany o pieniądze ", lecz o "środowisko i walory kultowe ". Jego zdaniem, nikt za darmo nie godzi się na budowę szybu wen-
" najszybciej zorientował się w sprawie i włączył do rozgrywki miejscowy proboszcz. To był okres zmiany władzy i zabrakło nam dosłownie dwóch tygodni, żeby wszystko załatwić bez dawania pieniędzy". Dziś dyrektor podtrzymuje swoją opinię o duchownym: - Przypuszczam, że faktycznie był bardzo sprytny i przedsiębiorczy. Być może nawet dogadał się z sołtysem i wspólnie załatwili tak korzystny interes... Dostawcami manny z nieba w tym przypadku okazał się zarząd KGHM "Polska Miedź" SA,
starczy przeczytać zapis pozycji numer 17: "Parafia Rzymsko-Katolic-ka Św. Jana Chrzciciela w Grodowcu - 1 181 000 złotych - naprawa szkód górniczych - sfinansowanie robót zabezpieczających - uzgodnione w 1997 roku".
Ówczesny rzecznik prasowy "Miedzi" Jerzy Pietraszek twierdził, że była to rata darowizny (sprzed dwóch lat) przeznaczona na "pokrycie kosztów napraw wynikających ze szkód górniczych ". Niestety, pan Pietraszek nie wiedział nic o rozliczeniu poprzednich rat na zabezpieczenia
Po konsumpcji przy grillu można się umyć w fontannie
tylacyjnego. I właśnie dlatego w tej sprawie - zdaniem księdza - " wystąpiły elementy przetargu ". Skoro gmina dostała swoje pieniądze, "to dlaczego nie miał skorzystać z okazji takie kościół?"- stwierdził z rozbrajającą szczerością pleban.
Jeszcze ciekawiej wypowiada się sołtys Grodowca Kazimierz Zdebiak, którego zagadnąłem: - Czy jest pan za stawianiem, pod pretekstem szkód, parafialnych fontann, wielkich grilli czy potężnego dachu nad letnim ołtarzem?
- Ale z pana to dziwak - wybałuszył oczy sołtys. - Czy ludziom nie jest przyjemnie zjeść sobie obok kościoła gorącą kiełbasę?!
Jak widać na zdjęciach, inwestycje przykościelne są nietuzinkowe: tylko wewnątrz wymurowanego z markowej cegły kilkumetrowego, pokrytego eleganckimi dachówkami grilla śmiało zmieścić się może najmniej dwadzieścia osób. Z higieną pielgrzymi też nie będą mieli kłopotów, bo pod ścianami stoją eleganckie blaty kuchenne, zaś dwukomorowy, chromowany zlewozmywak pozwoli na umycie strudzonych stóp. Nie można też narzekać na opary, gdyż nad wielkim, ceglanym paleniskiem góruje - niczym dzwon - metalowy okap...
Jednak największą perłą klerykalnego kiczu w Grodowcu jest plastikowe zadaszenie nad tzw. letnim ołtarzem. Bo czyż nie jest uroczo patrzeć na późnobarokowy zabytek z perspektywy letniego amfiteatru zwieńczonego wielometrowym, przeźroczystym dachem - z grubych, dwuteownikowych szyn i pleksi? Tym bardziej że konstrukcyjnie budowla kojarzy się odwiedzającym z "latającym talerzem". Potężnego budynku plebanii proboszczowi może pozazdrościć niejeden urząd miasta. Jakkolwiek by się nie gimnastykować, to wszystkie te dziwactwa i tak nie mogą kosztować 3 milionów nowych złotych; co najwyżej jedną trzecią tej sumy. Gdzie więc jest reszta pieniędzy!? Nikt nie śmie o to zapytać wielebnego.
Co o tym wszystkim sądzą konserwatorzy zabytków? Inspektor Henryka Rudowicz z legnickiej delegatury Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków twierdzi np., że... nie widziała plastikowego dachu, ponieważ skupiła się na oglądaniu schodów.
Teraz turyści-pielgrzymi mogą się modlić za darczyńców z "Polskiej Miedzi" - leżąc krzyżem, opalać się pod letnim ołtarzem, objadać postnymi kiełbaskami z grilla i pokornie czekać, aż w grodowieckich fontannach woda zamieni się w wino... A o szkody górnicze nie ma co się martwić. Tę sprawę załatwił już - z opatrznością - proboszcz.
DARIUSZ JAN MIKUS Fot. Autor
T
ychy to wzorcowe miasto Kato-landu. Ostatnio Kościół otrzymał od tamtejszych radnych kolejny prezent: grunty przy parafii bł. Kózków-ny... za 100 zł!
W Tychach rzeka podarunków od miasta dla kleru płynie szerokim strumieniem, choć większość mieszkańców miasta klepie biedę i nie może związać końca z końcem. Kościelne organizacje przejmują tu finansowe źródła pomocy charytatywnej (o czym pisaliśmy w "FiM" nr 38/2001 w art. "Jak się w Tychach kler rozpycha"). Plebani nie płacą podatków za swoje nieruchomości. Aby umilić im życie, miasto buduje przykościelne parkingi, poświęcając na to nawet miejską zieleń.
Ostatnio tyscy rajcy przekazali parafii bł. Karoliny Kózkówny grunty (0,3263 ha) przy tamtejszym kościele (na zdjęciu). Księża już kiedyś nie zapłacili za ziemię pod świątynię i plebanię, nie płacą też za oświetlenie. Nic więc dziwnego, że zamiast zapłacić 177 200 złotych za ziemię - a na taką wartość oszacował działkę miejski rzeczoznawca - zapłacą zaledwie 100 zł.
Za symboliczną stówkę
Wszystko jest jednak w porządku i nie ma co się czepiać... Radni "darowiznę" od miasta tłumaczą w prosty sposób: to prezent za otrzymaną przez parafię nagrodę II stopnia w konkursie "Budowa Roku 2000" zorganizowanym przez Polski Związek Inżynierów i Techników Budownictwa. W uzasadnieniu radni podkreślają, że nie wyobrażają sobie innego rozwiążą- JŁ nia, jak tylko oddać teren za symboliczną złotówkę. Niektórzy samorządowcy proponowali, aby rozliczyć te pieniądze w ramach tzw. utraconych mająt- ' ków kościelnych.
U
Co ciekawe, sami proboszczowie Nowych i Starych Tychów nie mogą się dogadać, kto ile chce gruntów, a radni boją się już cokolwiek sugerować, żeby przypadkiem nie narazić się władzy duchownej. Zawsze też lepiej lekką ręką wyrzucić szmal "na ofiarę" zamiast go spożytkować dla dobra ubożejącego społeczeństwa. A za kilka miesięcy być może okaże się, że Kościół zażąda nowych ziem w ramach ustawy państwo-Kościół. 0 Oburzeni do granic wytrzymałości ludzie, jak wynika z nadchodzących do redakcji listów, już nie mogą patrzeć na rozdawnictwo miejskich nieruchomości. Z utęsknieniem czekają na nowe wybory.
JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
Nr 5 (107 II 2002 r.
F^KTY
| NASZ JUBILEUSZ
Wróżono nam rychłą śmierć, wyrzucono z RUCH-u, czyli połowy polskich kiosków. Szykanowano na setki różnych sposobów, m.in. podrzucając niby-bomby i niby-wągli-ki, opluwano z ambon, straszono policją i sądami. Wydawało się już, że ratunku dla nas nie ma, a my: ŻYJEMY!
Co tam żyjemy... mamy się coraz lepiej. Sprzedajemy ponad 100 tys. egz., co stawia nas w szeregu najpoczytniej-szych tygodników w kraju. A to wszystko dzięki WAM, WSPANIALI i WIERNI CZYTELNICY. Dziękujemy za już - i skromnie prosimy o jeszcze.
100 numerów "Faktów i Mitów" - co to oznacza? Gdyby ułożyć ciurkiem stronę po stronie z całego dotychczasowego nakładu, taka wstęga opasałaby Ziemię.
To nie wszystko. Gazeta składa się z liter, czyli znaków graficznych. Takich znaków w "FiM" wydrukowaliśmy dotąd znacznie, znacznie więcej, niż było minut... w naszej erze.
Znaki te złożyły się na ponad 7 tys. artykułów napisanych przez blisko setkę dziennikarzy, w tym kilka prawdziwych znakomitości pióra. Dziennikarze owi, aby przelać swoje złote myśli, potrzebowali aż 600 ton papieru, co oznacza 150 starów wypełnionych po brzegi arkuszami. Zbierając materiały do dziennikarskich tekstów przejechali prawie 100 tys. kilometrów (dwa i pół ra-za okrążając Ziemię).
A Czytelnicy? Czytelnicy są najwspanialsi na całym świecie! Otrzymujemy codziennie listy i e-maile z serdecznościami z Paragwaju i Brazylii, z Australii i Nowej Zelandii, z USA i Kanady, nawet z Południowej Afryki. Jedynie z Antarktydy nie nadeszła żadna jeszcze korespondencja. Cóż, pingwiny niechętnie czytają "FiM", zarówno w Polsce, jak i na biegunie.
MarS
Wycięliśmy
numerów!
100
10 stycznia 2000 - w jednym małym pokoiku na VII piętrze wieżowca przy Piotrkowskiej 94 odbyło się zebranie piątki zapaleńców, którzy postanowili wydawać pierwszy w Polsce tygodnik antyklerykal-ny "Fakty i Mity".
Gdybyśmy wiedzieli, co nas czeka... W ciągu paru tygodni trzeba było załatwić formalności, drukarnię, kolportaż, remont lokalu, sprzęt, a co najważniejsze - skompletować zespół chętny i zdolny podjąć się tego obrazoburczego wyzwania. 8 marca 2000 - udało się! Skoro świt, pierwsze egzemplarze tygodnika zeszły z maszyn. Pierwsi (i do dziś najwierniejsi)
Czytelnicy - drukarze, pracownicy obsługi i transportowcy tak się zaczytali, że pierworodne "FiM" wyruszyły w Polskę z małym opóźnieniem.
10 marca 2000 - pierwsze wydanie pojawiło się w całej Polsce - w kioskach, sklepach, na stacjach benzynowych, a nawet na bazarach (za podwójną cenę!). Hitem numeru były sensacyjne wyznania Grzegorza Pio-trowskiego i historia "Janosika w sutannie". Ale się narobiło! Czarni poprzysięgli nam śmierć męczeńską. 16 maja 2000 - czarny prezes RUCHU Marek Czarnecki odmówił dalszej sprzedaży "FiM" w sieci tego największego dystrybutora prasy w Polsce. W kraju zawrzało! W naszej obronie wystąpiło Centrum Monitoringu Wolności Prasy, Izba Wydawców Prasy i inne instytucje. Wiele osób prywatnych zorganizowało spontaniczną promocję naszego tygodnika
(fot. 5). Z pomocą pospieszyły nam prywatne firmy kolporterskie (fot. 1 - szef z zastępcą przed siedzibą Jard-Pressu). 19 maja 2000 - zawiązał się Ogólnopolski Ruch Fakty i Mity promujący tygodnik i jego linię programową. Po kilku tygodniach ORFiM dorobił się agend prawie we wszystkich województwach.
3 czerwca 2000 - manifestowaliśmy w Warszawie przeciwko monopolistycznym praktykom RUCHU, dyskryminacji i cenzurze (fot. 2). Przed Pałacem Prezydenckim i Episkopatem wspierali nas warszawiacy, przedstawiciele wielu organizacji społecznych, a nawet... delegacja związków zawodowych RUCHU. Na konferencji prasowej w Centrum Monitoringu Wolności Prasy jego prezes Andrzej Goszczyński oraz dyrektor Izby Wydawców Prasy Piotr Zmelo-nek nazwali "po imieniu" potraktowanie "FiM" przez monopolistę (fot. 3). 16 sierpnia 2000 - gościliśmy w redakcji "NIE", na zaproszenie Jerzego Urbana (fot. 4).
22 grudnia 2000 - czarny zarząd wyleciał z RUCHU, a my wróciliśmy do sieci największego kolportera. Od świątecznego wydania zwiększyliśmy też objętość z 12 do 16 stron. 21 września 2001 - "FiM" wzięły udział w łódzkiej Paradzie Wolności, czyli wielkiej manifestacji młodzieży przeciwko ciemnocie i ksenofobii. Z jakim powodzeniem - to widać na zdjęciu (fot. 6). 23 listopada 2001 - ktoś podrzucił do naszej redakcji przesyłkę z wąglikiem. Dzielne służby ratownicze uporały się z zarazą bez trudu (fot. 7). Wszyscy przeżyli. 21 grudnia 2001 - od kolejnego świątecznego numeru kolejna innowacja - "FiM" częściowo w kolorze. 1 lutego 2002 - wycięliśmy już 100 numerów! Naczelny też zaliczył swój osobisty jubileusz - 25 spotkań z Czytelnikami (fot. 8). "FiM" będziemy wydawać do końca świata i dwa dni dłużej...
Z. S. NOWAK, H. ROZENKRANC Fot. archiwum
10
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
1 - 7 II 2002 r.
Prawda w oczy kole
Organizator religijnych imprez dla młodzieży w Lednicy, nazywany Owsiakiem w habicie lub Szalonym Janem - dominikanin i duszpasterz akademicki, ojciec Jan Góra, udzielił arcyciekawego wywiadu dwutygodnikowi "VIVA!".
Z wywiadu dowiedzieliśmy się między innymi, jak błogosławieństwo papieża zamienia się przedsiębiorczemu dominikaninowi na gotówkę. "Ja biorę od ludzi, darmo biorę, ale gorzej, laskę robię, ze biorę. Bo mógłbym przecież nie wziąć, a im byłoby przykro - wyjawia sekret swego sukcesu. - Ja sam nic nie potrzebuję. Prosząc o coś, proszę de facto o to, by proszony pomógł sobie dobrym uczynkiem. " Innymi słowy: zapłacił rachunki za szalone pomysły ojca Jana. A strach nie płacić! Podobno już dwóch biznesmenów, którzy zachowali się tak nieeleganc-ko, skończyło marnie - zbankrutowali!
Dlaczego jednak błogosławieństwo papieża nie zamienia się na gotówkę dla wszystkich naprawdę potrzebujących? Tego drugi w Polsce po papieżu "magnes religijny" nie raczył zdradzić. Domyślamy się, że jest to
jedna z tych "tajemnic wiary", które są zarezerwowane tylko dla wybranych.
"Różnie się mówi o Kościele, księżach... - stwierdza w in-
Ojciec Jan Góra
nym miejscu ojciec Góra. - (...) W tym całym mówieniu o źle w Kościele (stylistyka oryginalna) i na świecie trzeba pamiętać o przygodzie Noego z synami. Wolałbym być jednym z tych dwóch, którzy, nie patrząc na nagość ojca, przykryli go płaszczem,
aniżeli zasłużyć na niegodne imię Chama. Jeżeli nie daj Boże tak trzeba zawsze mówić zdarzyło się komuś spotkać niegodziwego księdza, ja takich nie spotkałem, to trzeba cierpieć i przykryć go płaszczem. Chyba że ktoś jest już na tyle chory, że znajduje przyjemność w napawaniu się cudzą nagością. Jest na tyle słaby, że nie potrafi żyć własnym życiem, ale czerpie pożywienie z cudzej padliny".
Czyżby ojciec Góra także nas miał na myśli? Niewykluczone. Więc spieszymy z wyjaśnieniem. Wygląda na to, że mamy chyba wyjątkowego pecha trafiać na szczególnie niegodziwych księży. Wprawdzie mało cieszy nas zajmowanie się "padliną", ale prawda, drogi Ojcze, jest zawsze naga. Nawet ta przykryta płaszczem. Kiedy wszyscy z taką gorliwością i poświęceniem starają się ukrywać przestępstwa i nie-godziwości popełniane na każdym kroku przez urzędników Kościoła (i nie chodzi tu bynajmniej o drobne ludzkie słabości), to, niestety, ktoś musi potem sprzątać tę "cudzą padlinę". A wszystko po to, żeby na tym świecie było choć trochę znośniej.
ANNA KALENIK Fot. archiwum
WPołajewie miejscowy proboszcz publicznie oświadczył, że z funduszu parafialnego przekazał 10 tysięcy złotych na budowę pomni-ka-krzyża. Członkowie komitetu budowy krzyża forsy jednak na oczy nie widzieli. Ludzie! Była kasa, nie ma kasy. To cud!
a tylko z ofiar parafian, zbieranych przez nich, oraz z wpłat sponsorów. Dochody z dwóch festynów organizowanych przez komitet wyniosły 3510 zł. Dwukrotnie zbierano też datki na cmentarzu z okazji święta zmarłych w 1999 i 2000 roku. W ten sposób uzyskano 5100 złotych. W sumie, z wpłatami od sponsorów, uzbierano 54 tys. złotych.
Cud w Połajewie!
Krzyż już postawiono, odbyła się również uroczystość poświęcenia, którą osobiście zaszczycił odwiedzinami arcybiskup poznański Juliusz Peatz, którego akurat naszym Czytelnikom przedstawiać nie trzeba. I prawie wszystko wydawało się być doprowadzone do szczęśliwego końca. Niestety, pozostaje owo "prawie".
Społeczność miejscowa jest bowiem oburzona wypowiedzią księdza Jerzego Jaśkowiaka, miejscowego proboszcza. Tenże dobrodziej raczył bowiem stwierdzić: "Krzyż powstał wyłącznie z funduszu parafialnego, z którego to przekazałem 10 tysięcy złotych, zarobionych przy okazji organizacji zabaw i festynów". Członkowie społecznego komitetu są całkiem innego zdania: pomnik nie powstał z żadnego funduszu parafialnego, zawiadowa-nego przez księdza Jaśkowiaka,
Z dokumentów księgowych społecznego komitetu budowy krzyża jasno wynika, że na konto komitetu w Banku Spółdzielczym nie wpłynęły żadne pieniądze z funduszu parafialnego, a już tym bardziej wspomniana przez proboszcza kasa w wysokości 10 tysięcy złotych. Niewątpliwie jednak katolicki kapłan musi mieć rację, co najwyżej zwyczajnie pomyliły mu się konta. Przecież przez normalne przeoczenie miast do Banku Spółdzielczego mógł wpłacić forsę ot, choćby na konto w Zurychu czy na Kajmanach. Er-rare humanum est - jak mówią ludzie wykształceni.
Krzyż już postawiono. Uroczyście poświęcono i w ten sposób uhonorowano wysiłek połajewskiej społeczności. Jednak przechodnie w Połajewie zatykają nosy. Czuć tam jakiś dziwny smród...
AND
10 stycznia 2002 roku pozostanie w pamięci pani Krystyny* z miejscowości C. na Podlasiu chyba do końca życia. Tego dnia cały dorobek rodziny jej siostry przepadł w pożarze domu, a w niewielkim mieszkaniu pani Krystyny zrobiło się nadzwyczaj tłoczno, bo przyjęła pod dach pogorzelców. Następnego dnia miał się zjawić miejscowy proboszcz "po kolędzie"...
z duszpasterską wizytą miejscowy proboszcz. Wszyscy liczyli na to, że poruszony tragedią duszpasterz pocieszy pogorzelców.
Ksiądz jak zwykle z uśmiechem wkroczył do mieszkania pani Krystyny. Oczywiście, jak to w niewielkiej miejscowości, był doskonale poinformowany o tragedii, która zdarzyła się "na jego terenie". Zaraz też zapytał o zdrowie poszkodowanych. Zrozpacze-
Karty, dziwki, mordobicie...
Podatek od pożaru
Siostra mieszka wraz z mężem niedaleko od pani Krystyny w tym samym, niewielkim, podlaskim miasteczku. Pożar zaskoczył wszystkich - Bogu dziękowali, że uszli z życiem i zdołali z ognia uratować trochę rzeczy i dokumenty. Nie było tego wiele. Ze strony rodziny i znajomych popłynęła pomoc: ubrania dla dzieci, pieniądze. Jednak dom przepadł prawie w całości, toteż pogorzelców przygarnęła do swojego mieszkania pani Krystyna. Niewielkie M-2 wypełniło się bardzo - oprócz 4-osobowej rodziny właścicielki, zamieszkało tam jeszcze czworo dodatkowych domowników. Ci ostatni, przerażeni przebytą tragedią, ciągle byli roztrzęsieni; wymagali stałej opieki i pocieszania. Traf chciał, że następnego dnia panią Krystynę odwiedzić miał
ni ludzi odmalowali ojcu parafii swoje tragiczne położenie. Zachowali życie, ale przecież w ciągu paru godzin stracili dorobek całego życia. Potrzebowali dosłownie wszystkiego. Ksiądz cierpliwie wysłuchał żalów. A następnie uczynił coś, co wszystkim obecnym na długo zapadnie w pamięć: ofiarował za zdrowie pogorzelców modlitwę, po czym skwapliwie wziął kopertę z kolędową ofiarą... i najspokojniej wyszedł.
Rodzina pani Krystyny i ona sama długo będą pamiętać tę duszpasterską wizytę. Katolicki ksiądz nauczył ich szacunku dla nadprzyrodzonego daru kapłańskiej modlitwy, bo przecież nie samym chlebem żyje pogorzelec...
APOSTATA
* Imię bohaterki na jej prośbę zostało zmienione
Katolik powinien żyć skromnie, oddawać się gorliwej modlitwie, rozmyślaniom i umartwianiu. Tak przynajmniej głoszą z ambon biskupi, proboszczowie i wikariusze. Głoszą dla innych.
Jak powinno to wyglądać w praktyce, pokazał prałat tysiąclecia od świętej Brygidy z Gdańska: zespół "Mazowsze" plus 30 gatunków mięs i ryb na stołach plus markowe wineczka plus wódeczki plus prezenciki w kopertach, no... to jest faktycznie pokutne, nad wyraz skromne życie i umartwienie.
Nic zatem dziwnego, że w podkrośnieńskim siole o urokliwej nazwie Ustrobna, proboszcz nie chciał być gorszy od Jankowskiego i także zabalował, zapraszając kolegów z sąsiednich parafii na plebanij-nego pokerka. Ponieważ gra w karty może być po pewnym czasie zajęciem nieco nudnawym, więc
zamówił w agencji towarzyskiej
coś do grania inaczej, a na stole pojawiły się buteleczki z najdroższymi alkoholami. Jednym słowem, zapowiadało się na miły i urozmaicony kapłański wieczór.
Niestety, poker ma to do siebie, że czasami odbiera graczom zdrowy rozsądek. I - cholera jasna - tak stało się również i w tym konkretnym przypadku.
Gdy w puli było coś około 30 tysięcy złociszów nowych polskich, proboszcz gospodarz dorzucił rejestrację nowiutkiego volkswagena golfa i...
oczywiście, przegrał go z kretesem. Niestety, nie wykazał się honorem i zapowiedział, że autka kupionego za krwawicę parafian nie odda. Słusznie! Co znaczy honor księdza w porównaniu z ofiarnością dzieci bożych? Nic nie znaczy. No i zaczęła się draka. Doszło do
ostrego mordobicia i demolki.
Zamówione dziewczyny - przywykłe do rzetelnej, ale spokojnej roboty - zadzwoniły po pomoc. Ochroniarz z agencji pilnujący dupencji, słysząc ich piski, wpadł najpierw w histerię, a potem - na plebanię. Wpadł jak bomba. Widząc jasno, co jest grane (a właściwie nie jest grane, choć miało być - i to na dwa takty), natychmiast przez komórkę powiadomił o wszystkim policję. Ta z kolei, po przyjeździe na miejsce, sporządziła odpowiedni, obszerny zapis protokolarny ze zdarzenia.
Oczywiście, wszyscy zainteresowani nabrali natychmiast wody w usta i udają, że nic się nie zdarzyło. Ale ludziska wiedzą swoje.
A tak swoją drogą, z całego zdarzenia wynika niezbicie nauka, jak radzić sobie w tych ciężkich czasach. Po prostu - jak mówi porzekadło: "Pić, hulać, tańcować - bieda musi pofolgować!". Tako uczą i w myśl tego po-stępują nasi duchowi przewodnicy, najwięksi w kraju biedacy. KAROL RAWSKI
NIE DFWERWU1 $\Ęf
MiEOMyz^y nim
Nr 5 (10'
1 - 7 II 2002 r.
F^KTYn
INJ
MITY KOŚCIOŁA
11
NIEWYGODNE PYTANIA (3)
Oddawanie czci bożkom
Dzieciaki! Oto superokazja dla Was - uczęszczających na lekcje katechezy! Możecie podlamywać Waszych księży i katechetów, zadając im niewygodne pytania, które dla Was przygotowaliśmy.

Życzymy dobrej zabawy, ale również dojrzałych i owocnych przemyśleń. Redakcja
Katecheta - Na dzisiejszych zajęciach mówić będziemy o dekalogu, czyli dziesięciorgu przykazaniach.
Dzieciak - Od niedawna zacząłem czytać Biblię. Ze zdziwieniem zauważyłem, porównując Biblię z katechizmem, że w katechizmie katolickim brakuje jednego przykazania: "Nie będziesz czynił obrazu ani rzeźby. Nie będziesz oddawał im czci ani im służył, gdyż Bóg twój jest bogiem zapalczywym, który karze występek do trzeciego pokolenia, a nagradza zasługę do tysięcznego pokolenia" (Księga Wyjścia 20, 4-5).
K. - Kościół pod natchnieniem Ducha Świętego dokonał spisania norm moralnych obowiązujących wszystkich chrześcijan. Usunięto zbędne zwroty i wyrazy, ale z zachowaniem istoty. Wspomniany przez ciebie fragment zawiera się już w pierwszym zakazie: zakaz czczenia innych bóstw.
D. - No właśnie, skoro mowa o bałwochwalstwie -
co myśleć
0 obrazach wiszących w kościołach?
Co sądzić o innych przedmiotach, które Kościół nakazuje nam czcić: relikwiach, czyli kościach świętych, krzyżach, kamieniach
1 figurkach? Czy aby nie kłaniamy się bożkom?
K. - Krytycy Kościoła powołują się ciągle na Stary Testament, który tego zabrania. Zapominają jednak, że prawa kultu (Księga Kapłańska) już nie obowiązują. Zakaz tworzenia obrazów był czasowy i konieczny dla ówczesnego poziomu kultury.
D. - Ależ ten zakaz znajduje się w dziesięciorgu przykazaniach Pana Boga! Kościół zniekształcił je i robi na tym kasę!
K. - Po tym, jak Bóg przez Chrystusa oznajmił, że należy Go czcić "w duchu i prawdzie", przestało już istnieć niebezpieczeństwo nadużyć. Kościół zachęca, by w katolickim domu zawsze znajdowały się święte obrazy, a przede wszystkim krzyż.
D. - No właśnie - "w duchu i prawdzie!" Jezus nie mówił, aby modlić się do krzyży i obrazów. Mówiąc o czci duchowej Chrystus nie chciał, aby była ona oddawana za pośrednictwem przedmiotów
materialnych. Co więcej, nie nakazywał też, aby cześć taką oddawać w kościołach. Bowiem "w duchu" nie oznacza: w kościele. Jezus nigdzie nie zalecał stawiania takich budowli. Mało tego, powiedział, że
Boga nie należy czcić w żadnej świątyni.
Nie ma miejsca u Jezusa na żadne publiczne manifestacje wiary: "Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie" (Mt 6, 1).
Kodeks prawa kanonicznego mówi jednak inaczej: "Kościół oznacza budowlę świętą przeznaczoną dla kultu Bożego, do której wierni mają prawo wstępu w celu wykonywania w niej kultu, zwłaszcza publicznego" (kan. 1214). Według Zbawiciela modlić należy się w małych grupach gdziekolwiek: "Albowiem gdzie są dwaj lub trzej zgromadzeni w imię moje, tam jestem pośród nich" (Mt 18, 20). Może więc ta cześć, którą składa się w owych budowlach, nie jest skierowana do Ojca Niebieskiego, ale... Białego?
K. - Matole! Przecież w Biblii czytamy, że po śmierci Jezusa uczniowie jego nadal pojawiali się w świątyni.
D. - Ale czy po to, aby tam znaleźć Boga, którego głosił Jezus? Dzieje Apostolskie głoszą: "Najwyższy nie mieszka w budowlach rękami uczynionych (...)" (Dz. Ap. 7:48), a św. Paweł dodaje: "Bóg, który stworzył świat i wszystko, co na nim, Ten, będąc Panem nieba i ziemi, nie mieszka w świątyniach ręką zbudowanych" (Dz. Ap. 17:24). Księża zaś zamykają Boga w tabernakulum. Jeszcze na początku III wieku Ojciec Kościoła Klemens Aleksandryjski zapytuje: "Jakże dzieło budowniczych, kamieniarzy, wytwór sztuki rękodzielniczej, miałoby być święte?" ("Stro-mateis", 7, 5), zaś w połowie tego wieku inny chrześcijański apologeta, Orygenes, polemizuje z pogańskim Celsusem: "Chrześcijanie i Żydzi nie tylko brzydzą się świątyniami, ołtarzami i posągami bogów, ale, gdy trzeba, gotowi są raczej śmierć ponieść, niż splamić grzechem swe
wyobrażenie najwyższego Boga (...) Nie można znać Boga i równocześnie modlić się do posągów. (...) Nie wierzymy, że posągi są podobiznami Boga, albowiem nie wyobrażają one postaci niewidzialnego i niematerialnego boga" ("Contra Celsum").
A oto jak nas poucza kościelny kodeks kanoniczny: "Miejscami świętymi są te, które przez poświęcenie lub błogosławieństwo, dokonane według przepisów ksiąg liturgicznych, przeznacza się do kultu Bożego" (kan. 1205). Wczesnochrześcijański Bóg mówił co innego niż katolicki: "Królestwo Boga jest wewnątrz Ciebie. I wokół Ciebie. Nie pałace zrobione z drewna i kamienia. Podziel kawałek drewna i ja tam będę. Podnieś kamień i znajdziesz mnie". Kościół jednak nie wziął tego sobie do serca. W IV wieku zaczęto malować Jezusa z nimbem, do mszy wprowadzono kadzidło, które dawniej służyło do okazywania czci bogom pogańskim. Orygenes pisał,
że chrześcijański Bóg i jego aniołowie "nie potrzebują przecież wcale kadzideł wznoszących się z ziemi". Nawet jeszcze w IV w. Ojciec Kościoła Cyryl Jerozolimski nazywał te praktyki "służeniem szatanowi" (cat. 19, 8). Obrazy zaczęto czcić około 375 roku (w Rzymie w VIII wieku). Niecałe trzy wieki później cześć oddawano już krzyżowi. Kult krzyża, obrazów i relikwii świętych zatwierdzono ostatecznie w 788 roku. Na dodatek zaczęto tym handlować.
K. - Każdy głupi wie, że czci się nie obraz jako taki, ale przedstawioną na nim osobę.
D. - To dlaczego koronuje się i uświęca konkretne obrazy, np. na Jasnej Górze? Czy Maryja namalowana na nich jest bardziej święta niż ta z kościółka w Koziej Wólce, dajmy na to? Czy są w związku z tym różne Maryje: Matka Boska Częstochowska, Licheńska i Bóg wie jeszcze jaka? Ksiądz mówi, że katolik nie składa czci obrazom, ale to przecież nie gdzie indziej, tylko w samym kodeksie kanonicznym możemy przeczytać: "Należy zachować praktykę umieszczania w kościołach świętych obrazów,
by doznawały czci ze strony wiernych"
(kan. 1188) i kolejny, mówiący o obrazach jeszcze bardziej świętych: "Obrazy drogocenne, a więc wyróżniające się starożytnością, artyzmem czy doznawanym kultem, umieszczone w kościołach lub kaplicach dla odbierania czci..." (kan. 1189).
K. - Przecież to cecha głęboko ludzka, że osoby, przede wszystkim zmarłe, które się kocha i ceni, chciałoby się zachować przed oczyma i utrwalić w obrazie i na fotografii. Podobnie miłość i cześć do Matki Bożej oraz świętych domaga się obrazowego przedstawienia.
D. - Ale to rażąco przeczy Biblii! Mówi ona przecież, że nie można cech ludzkich przypisywać Bogu. Czy możemy to bagatelizować, bo trudno jest wznieść ludowi katolickiemu swe oczy ku Bogu i zamiast tego woli Go zawiesić na ścianie? "Głupotą jest nie tylko modlitwa do posągów; głupotą jest również przyłączanie się do modlitw pospólstwa, które czci posągi" - pisał chrześcijański teolog Orygenes.
MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.klerokratia.pl
Przybytki Pańskie
Jawnym nawrotem religii chrześcijańskiej do pogaństwa było stawianie świątyń, miejsca pracy dla kapłanów (dawniej pogańskich, teraz tzw. chrześcij ańskich).
Jezus nigdzie nie zalecał stawiania takich budowli. Niejednokrotnie dawał wyraz swojej największej niechęci wobec podobnych przedsięwzięć. Uważał, że Boga Ojca nie należy czcić w żadnej świątyni. Ta, która była dla Żydów wszystkim, mogła być przez niego zburzona i odbudowana w ciągu trzech dni - taka była jej trwałość i wartość - była jak domek z kart. Tam Bóg Jezusa nie mieszkał, to by mu urągało.
Nie ma u Jezusa miejsca na żaden rytuał ani publiczny akt wiary, która wszak jest praktykowana w sercu, nie gdzie indziej. Nie ma mowy o zanoszeniu modłów przed ołtarz o określonej godzinie i dniu tygodnia. Najbardziej sugestywna jest jednak rozmowa Jezusa z Samarytanką: "Rzekła
mu niewiasta: Panie, widzę, żeś prorok. Ojcowie nasi na tej górze oddawali Bogu cześć; wy zaś mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy Bogu cześć oddawać. Rzekł jej Jezus: Niewiasto, wierz mi, że nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie oddawali czci Ojcu (...) nadchodzi godzina i teraz jest, kiedy prawdziwi czciciele będą oddawali Ojcu cześć w duchu i w prawdzie; bo i Ojciec takich szuka, którzy by mu tak cześć oddawali. Bóg jest duchem, a ci, którzy mu cześć oddają, winni mu ją oddawać w duchu i w prawdzie" (J 4,19-24).
Aby ostatecznie pognębić ideę stawiania bazylik, katedr, far i innych budynków,
jakoby przez Boga zamieszkanych, przytoczymy fragment Nowego Testamentu: "Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu" (Mt 6, 6).
Wszędzie jednak pobudowano kościoły, kościółki i kaplice, a w duchu prawie nikt Ojca nie czci, gdyż nie ma na to czasu. Pozostaje niedzielna jednogodzinna adoracja w świątyni, a dla bardziej ambitnych - peregrynacja do stolicy katolicyzmu, gdzie przez "Ojca Świętego", jak wierzą, modły prędzej do Boga trafiają. Pierwsi chrześcijanie nie tak to sobie wyobrażali, kiedy walczyli z pogańskim bałwochwalstwem. Tamten Bóg mówił co innego niż katolicki.
M.A.
12
MITY KOŚCIOŁA
FAKTYn
1 - 7 II 2002 r.
Tajemnice templariuszy
Oficjalne dzieje templariuszy, zapisane w podręcznikach historii Europy i Kościoła, są tyleż znane, co... niezrozumiałe. Zazwyczaj zamyka się je pomiędzy założeniem zakonu w roku 1119, po którym nastąpił nagły napływ ochotników, a męczeńską śmiercią ostatniego wielkiego mistrza w 1314.
Tymczasem korzenie Zakonu Świątyni sięgają być może wielu lat wstecz, a jego najpóźniejsze odrosty zdają się przenikać przynajmniej do początków europejskiego oświecenia... W 1118 r. cystersi zorganizowali grupę 9 rycerzy pod wodzą Hugona de Payns, którzy (według relacji kronikarza Wilhelma z Tyru) przybyli do Baldwina I, władcy Królestwa Jerozolimskiego. To właśnie byli przyszli templariusze. Najdziwniejszy jednak wydaje się sposób, w jaki przyjął ich sławny król-krz-yżowiec. Zachował się tak, jakby byli przedstawicielami jakiejś potęgi i tym kilku skromnym rycerzom oddał jedno skrzydło własnego pałacu, zbudowanego na fundamentach Świątyni Jerozolimskiej (stąd nazwa templariuszy od łacińskiego słowa "templum" oznaczającego świątynię).
Przez następne lata nikt nowy do grupy nie przystąpił i nie bardzo wiadomo, czym ci rycerze się trudnili. Oficjalnie mieli ochraniać trakty w Ziemi Świętej i bronić samej Świątyni przed muzułmanami, ale wydaje się to mało prawdopodobne, skoro było ich zaledwie dziewięciu. Tym dziwniejszy jest fakt, że nikomu nieznani rycerze, przebywający w Palestynie, otrzymali hojne darowizny w dalekiej Europie. Wszystko to sugeruje, że templariusze w Palestynie stanowili zaledwie drobny fragment jakiegoś większego przedsięwzięcia. Z drugiej strony wiadomo, że członkowie Zakonu Świątyni mieli świadomość swoich związków z cystersami, a zwłaszcza z Bernardem z Clairvaux (1091-1153), sławnym myślicielem i reformatorem religijnym. Według zeznań brata Aymery'ego, złożonych podczas przesłuchania przez inkwizytorów, właśnie Bernard miał być projektodawcą i ani- rr matorem templariuszy oraz jakiegoś ogromnego zamierzenia skrzętnie skrywanego przed okiem świata i nie zapisanego -w kronikach.
Oficjalna historia templariuszy zaczyna siew 1128 r. Wtedy to w Troyes odbył się zjazd dostojników kościelnych i świeckich określany czasem mianem soboru, na który przybyli też tajemniczy rycerze z Jerozolimy. Na zjeździe Strój wielkiego mistrza
oficjalnie podjęto decyzję o powstaniu nowego zakonu rycerskiego mającego strzec Świątyni Jerozolimskiej. Na czele zakonu templariuszy, liczącego wtedy zaledwie 9 osób, jako wielki mistrz stanął Hugo de Payns, a regułę zgromadzenia opracował Bernard, wyraźnie nawiązując do cystersów. Obejmowała ona nakaz czystości i osobistego ubóstwa oraz bezwzględne posłuszeństwo przełożonym. Templariusze mieli jednak nosić brody, ogolone głowy i białe habity dla rycerzy,
z niezwykle starannej i skutecznej uprawy ziemi i z pierwszych w średniowiecznej Europie profesjonalnych... usług bankowych.
W XII-XIII w. prowadzili lub inspirowali budowy dziesiątek ogromnych katedr. Dzieje zakonu to właściwie nieprzerwane pasmo sukcesów, a jedynym poważniejszym niepowodzeniem było wycofanie się z Ziemi Świętej, kiedy chrześcijanie utracili na rzecz muzułmanów ostatnią twierdzę Akka (1291) i przenieśli się na Cypr. Mimo to potęga organizacji pozostała nienaruszona i mogłoby się wydawać, że nic nie jest w stanie zagrozić templariuszom, kiedy niespodziewanie przyszła klęska. 14 września 1307 roku na rozkaz króla Francji Filipa Pięknego aresztowano wszystkich członków zakonu jednocześnie na terenie całego państwa.
Historycy twierdzą, że podyktowane to było chciwością wład-
Templum w Paryżu - główna siedziba zakonu po utracie Jerozolimy
a czarne dla giermków (sławny czerwony krzyż na lewym ramieniu doda im dopiero dwadzieścia lat później papież Eugeniusz III).
Znów rodzi się pytanie, kim było i czego dokonało owych kilku rycerzy z Jerozolimy, że aż stworzono dla nich odrębną organizację?
Natychmiast po przyjeździe kilku rycerzy z Palestyny niespodziewanie zaczął się lawinowy napływ nowych członków do zakonu. W ten sposób w ciągu zaledwie dwóch lat powstała liczna zbrojna armia, która stała się nagle jedną z największych potęg Palestyny, a później Europy. Rycerze z czerwonym krzyżem zdobyli sławę jako nieustraszeni i szlachetni wojownicy, a do Francji i całej ^\ zachodniej Europy przynieśli muzułmańskie wynalazki, nowe metody gospodarowania oraz wyższe wzorce kulturowe i etyczne, nieznane ówczesnemu światu chrześcijańskiemu. Na starym kontynencie zbudowali niebywałą potęgę gospodarczą, tworząc sieć komandorii wzdłuż wszystkich głównych dróg Francji, przy ważnych przeprawach przez rzeki i w dużych miastach. Słynęli
cy pragnącego przejąć sławny skarb Zakonu Świątyni. Podobno w przeddzień aresztowania najcenniejsze przedmioty z komandorii wywieziono w nieznanym kierunku. Filip osiągnął inny cel - zniszczył ekonomicznego konkurenta, likwidując swoiste państwo w państwie, i usunął jedyną organizację zdolną zagrozić jego panowaniu. Osłabienie, jeśli nie zniszczenie, templariuszy prawdopodobnie było też warunkiem poparcia Filipa dla wyboru Klemensa V na papieża w roku 1305. Samemu Klemensowi marzyło się zresztą przejęcie rozległych dóbr Zakonu Świątyni. Sukcesem zakończył się dopiero spisek papieża i króla oraz czynna napaść na francuskie komandorie...
Uwięzionym zakonnikom wytoczono regularny proces, oskarżając ich o herezję, uprawianie pogańskich lub wręcz szatańskich kultów oraz nazbyt bliskie kontakty z muzułmanami. Główną rozprawę przeciw wielkiemu mistrzowi Jacques'owi de Molay i jego współpracownikom prowadził w Paryżu sam Wilhelm z Paryża, sławny dominikański teolog i inkwizytor. Strachem przed torturami wymusił częściowe przyznanie się do winy, zresztą potem odwołane przez oskarżonych, a za pomocą odpowiednio spreparowanych podchwytliwych
pytań uzyskał rozliczne "dowody" herezji. Postarał się też o odpowiednią propagandę: podano więc do publicznej wiadomości, że utrata Ziemi Świętej została spowodowana zdradą templariuszy współpracujących z muzułmanami. Tych ostatnich przedstawiono zaś jako bestie i demoniczne istoty bliskie samemu piekłu. Dla zacofanej Europy kontakty kulturalne między templariuszami i muzułmanami rzeczywiście mogły wydawać się co najmniej podejrzane, szczególnie kiedy zwrócono uwagę na obce, wschodnie obyczaje przyniesione przez rycerzy Świątyni (choćby gra w bilard). Dodano do tego oskarżenia o sodomię oraz inne "sprzeczne z prawem naturalnym" praktyki seksualne, czego nie dało się, oczywiście, udowodnić w sposób jednoznaczny, ale czego też nigdy nie obalono.
Najciekawsze jednak było nieźle udokumentowane oskarżenie o odstępstwo od prawdziwej wiary. Z całą pewnością krzyżowcy zetknęli się z rozmaitymi ruchami religijnymi obecnymi w Palestynie, których nie zniszczył dyktat jednego panującego Kościoła. Nie można też odrzucić wpływu filozofii i teologii muzułmańskiej, które stały wtedy bez porównania wyżej od dokonań chrześcijańskiej Europy. Na wielu budowlach templariuszy widnieją znaki typowe dla gnosty-cyzmu, w którym idea Logosu odgrywała niepoślednią rolę.
Obradujący w roku 1312 sobór w Vienne miał sporo kłopotu z potępieniem zakonu. W końcu, papież Klemens V, nie czekając na decyzję, wydał bullę rozwiązującą zakon rycerzy. Na mocy uchwał soborowych wszystkie dobra templariuszy we Francji przekazano joannitom, a samego wielkiego mistrza Jacques'a de Molay spalono na stosie w Paryżu 18 marca 1314 roku jako zatwardziałego heretyka. Podobny los spotkał wielu innych braci.
Legenda utrzymuje, że umierający mistrz przeklął swoich oprawców i, ku zgrozie jednych, a radości drugich, sprowadził na nich zasłużoną karę - jeszcze w tym samym roku 1314 umarł chciwy papież Klemens V, a także bezwzględny król Filip Piękny. O tym jednak, że nawet wtedy nie zawsze uznawano templariuszy za winnych, świadczy zdanie Dantego, który w "Boskiej komedii" skazuje Klemensa V na
Dwaj rycerze na jednym koniu -symbol ubóstwa Templariuszy...
Jakub de Molay - ostatni wielki mistrz, spalony na stosie w 1314 r.
wieczne potępienie za bezprawne ograbienie i zniszczenie Zakonu Świątyni. W Niemczech i księstwach Italii, w odróżnieniu od Francji, templariuszy na ogół uniewinniono. W Anglii aresztowano tylko niektórych rycerzy Świątyni i król skonfiskował jedynie część ich majątku. W Aragonii templariusze otrzymali zezwolenie na przejście do cystersów. Spadkobiercy templariuszy uczestniczyli później w odkryciach geograficznych - nie jest przypadkiem, że czerwone krzyże pojawiały się na żaglach portugalskich okrętów w XV wieku. Również Kolumb miał dość ścisłe kontakty z intelektualnymi i duchowymi kontynuatorami Zakonu Świątyni, a niektórzy uważają go wręcz za członka jakiejś tajnej organizacji powstałej na fundamentach założonych jeszcze przez templariuszy.
Z tego samego kręgu intelektualnego wyprowadza się nawet masonerię i chyba jest w tym sporo prawdy, skoro najstarsze masońskie loże pojawiły się akurat w Szkocji, gdzie zakon przetrwał okres prześladowań z dala od bezpośrednich wpływów papiestwa. To wyjaśniałoby też, przynajmniej do pewnego stopnia, dlaczego Kościół katolicki od pierwszych lat istnienia organizacji masońskich tak konsekwentnie je potępia i zwalcza (poczynając od bulli papieża Klemensa XII z roku 1738), chociaż wielu masonów uważało się za katolików.
Zakon Świątyni i masoneria mogły stanowić część większego nurtu wywodzącego się z gnosty-cyzmu. Według nich, historyczny Jezus nie był bóstwem, a prawdziwy Chrystus to boska emana-cja, Logos - duchowy pośrednik między Bogiem i stworzeniem, któremu nie są potrzebne zewnętrzne, materialne atrybuty wiary zbyt często przeradzającej się w bałwochwalczy kult relikwii i kleru. Analogie między templariuszami i masonami są tu rzeczywiście dostrzegalne; choćby tajemniczość w działaniu. I wreszcie cel działania wydaje się podobny: i jedni, i drudzy stali na straży idei rozwoju ludzkości, budowania duchowych podwalin cywilizacji i szeroko rozumianego postępu. Musiało się to spotkać z wrogością Kościoła.
LESZEK ŻUK Repr. archiwum
Nr 5 (10'
1 - 7 II 2002 r.
F^KTYn
INJ
MITY KOŚCIOŁA
13
SŁOWIAŃSCY BOGOWIE (I)
Perun
Jednym z mniej obecnie znanych,
a jednocześnie jednym z najważniejszych
bogów Słowian był Perun.
Już w VI w. bizantyjski historyk Prokopiusz z Cezarei pisał o Słowianach, iż " (...) uważają oni, że jeden tylko bóg, twórca błyskawicy, jest panem całego świata (...)". Nie podał w tym miejscu imienia owego boga, jednak badacze są pewni, iż chodzi właśnie o Peruna. Perun jest bogiem gromu, grzmotu, błyskawicy, a samo jego imię ma bogatą etymologię. Z jednej strony wywodzi się ono od pnia "perk", którego różne warianty w językach indoeuropejskich oznaczają "dąb", z drugiej zaś wiąże się najsilniej z polskim czasownikiem "piorę" w jego pierwotnym znaczeniu: "biję, uderzam". Jest więc Perun tym, który bije piorunami.
Znakomity badacz Słowiańszczyzny, Niederle, pisał o naszym twórcy błyskawicy, że jest to prastare, domowe, słowiańskie, nieuczłowieczone ubóstwienie gromu i błyskawicy. Pozostałością Peruna w języku polskim jest rzeczownik "piorun".
Jak wielu spośród bogów pogańskich, także i Perun został
przez chrześcijaństwo utożsamiony ze złym demonem i stąd przekleństwa, takie jak staropolskie "do pioruna" czy śląskie "pieron". Badania najwcześniejszych podań, mitów i ich budowy językowej dowodzą, iż Perun to bóg-he-ros dosiadający konia lub rydwanu, z młotem bojowym w garści - symbolem błyskawicy i grzmotu. Czasem w legendach pojawia się w koronie dębu i stamtąd ci ska swe pioruny (porównać to można z greckim Zeusem czy nordyckim Thorem). Symbolami jego są więc dąb, kamień i młot. Ów młot także był czczony. Utożsamiano z nim odnajdywane, podłużne belemnity (skamieliny mięczaków) lub fulgury-ty (wytopione przez uderzenie pioruna szkliwo kwarcowe), zwane strzałkami perun owymi. Miały one zastosowanie w leczeniu wielu chorób lub wykorzystywane były jako amulety.
Innym przejawem kulturowym jest uderzanie się w głowę kawałkiem skały po usłyszeniu
pierwszej burzy wiosennej, co miało owej głowie przydać twardości skały, a człowieka uchronić przed piorunem. Jednak uderzenie pioruna było szczególnie uświęcające i, mimo niszczycielskich skutków, wśród Słowian - jak pisze Moszyń-ski - występowała żywa sympatia ludu do pioruna. Do tego stopnia, iż... nie podejmowano się gasić pożaru domostwa spowodowanego uderzeniem pioruna. Działo się tak, gdyż Perun, jako bóg nieba i burzy, mający związek z deszczem, na swym koniu i z młotem prowadził walkę ze żmijem - smokiem, który uwięził wodę w skale. Ten zaś ukrywał się pod domem, pod człowiekiem, pod drzewem lub krową, a Perun chcąc go trafić, musiał razić owe stworzenia.
Kult Peruna sprawowano w tzw. peryniach, czyli miejscach jemu poświęconych, w których musiał znajdować się przynajmniej jeden stary, potężny dąb, pod którym czyniono żertwy
Leksykon zabobonów polskich
(26)
WATYKAN - jeden z kilku wzgórków w Rzymie. Siedziba Stolicy Apostolskiej, a dzięki konkordatowi i Traktatom Laterańskim między papieżem i Mussolinim - minipaństewko, enklawa w obrębie Włoch. Szczególne przywileje oraz pieniądze z całego świata pozwalają Watykanowi być jedną z najpotężniejszych i najbogatszych instytucji finansowych naszego globu. Odrębność od włoskiego prawodawstwo stwarza też niesamowite możliwości niekoniecznie legalnych operacji finansowych, dyskretnej współpracy z organizacjami mafijnymi, a nawet ochrony tych przestępców, którzy mogą się odwdzięczyć. Sztandarowymi dowodami watykańskiej sprawności w takiej ochronie sąm.in.: ucieczka oświęcimskiego doktora Men-gele do Argentyny oraz zastopowanie międzynarodowego śledztwa w sprawie arcybiskupa Marcinkusa i jego powiązań z mafią. Te osiągnięcia powinny znaleźć się w folderach reklamujących firmę i chyba
tylko skromności watykańskiej władzy przypisać należy fakt ich skrzętnego ukrywania.
WIARA - w odróżnieniu od kociawiary słuszny kult Pana Boga, Pana Jezusa, Najświętszej Marii Panny i Kościoła Świętego. Wierzyć można tylko w prawdę. Wszystko inne jest obrzydliwym zabobonem. Dlatego ktoś mówiący, że Jezus jest Bogiem, wyraża swoją wiarę, ale ktoś utrzymujący, że odnalazł prawdę w buddyzmie, ulega tylko grzesznemu zabobonowi i powinien jak najszybciej przejrzeć na oczy, to znaczy nawrócić się na właściwą wiarę, wyspowiadać przed wielebnym i dać na dziękczynną mszę. A może nawet dwie msze?
WOJCIECH - święty, czeski biskup, a po udanej śmierci patron Polski. Jako reprezentant polskich apetytów na ziemie Prusów zginął, niosąc im niechciane światło wiary, które powinno utorować drogę wojom z Gniezna. Śmierć miał jednak bardzo udaną, ponieważ Prusowie byli uprzejmi zabić go na terenie swego świętego gaju, co pozwoliło na szybką kanonizację. Dopiero po śmierci zaczęły się problemy. Otóż w XI wieku czeski książę Brzetysław złupił
Gniezno i zabrał do Pragi trumnę z doczesną powłoką Wojciecha (w końcu też Czecha). I oto dziś mamy jeden grób świętego w polskim Gnieźnie, gdzie nosi przyzwoite imię Wojciech, a drugi w czeskiej Pradze pod dziwacznym mianem Adalber-ta. Bilokacja czy ki diabeł?
WOJNA - idea wojny sprawiedliwej sięga IV stulecia, kiedy biskupi zawarli umowę o współpracy z cesarzem Konstantynem. Wcześniej zakazywali wojen jako zła. Duch Święty natchnął jednak biskupów i zrozumieli, że czasem wojna może być dobra. Szczególnie kiedy Cesarstwo Rzymskie przyznało Kościołowi przywileje i należało mu się odwdzięczyć. Odtąd chrześcijanie mogli z czystym sumieniem wstępować do armii i zabijać bliźnich, zwłaszcza jeśli poganina i heretyka trzeba było zmusić do pokochania Pana Jezusa. Sytuacja trochę się skomplikowała, kiedy powstały różne państwa chrześcijańskie: najpierw była to Armenia, potem szereg królestw europejskich, a wreszcie kraje poza Europą. Odtąd, kiedy biją się chrześcijańskie państwa, Bóg jest po obu stronach frontu jednocześnie. Cdn. LESZEK ŻUK
(ofiary). U stóp dębu palił się wieczny święty ogień, który podtrzymywali wyznaczeni kapłani. Przypadek wygaśnięcia wiecznego ognia musieli oni przypłacić życiem.
W X wieku Perun zanotowany został przez kroniki ruskie, m.in. gdy Ruś w 907 roku zawierała układy z Bizancjum: "klęli się na swoje miecze i na Peruna swojego boga... ", oraz w 944 roku zaklinając, by w razie niedotrzymania umowy " niech nie mają pomocy (...) od Peruna... ".
Jeden z władców pogańskiej Rusi, Włodzimierz, podjął próbę stworzenia religii państwowej, wystawiając w Kijowie i Nowogrodzie panteon bogów, na którego czele stanął Perun. "I postawił bałwany na wzgórzu (...): Peruna drewnianego, a głowa
jego srebrna, a wąs złoty...". W 988 roku jednak państwowa rola Peruna skończyła się, kiedy to Włodzimierz postanowił przyjąć chrzest: "kazał bałwany poprzewracać (...) Peruna zaś kazał przywiązać koniowi do ogona i wlec z góry (...) a dwunastu ludziom kazał go bić prętami (...) I przywłekłszy porzucili go do Dniepru ".
Jeszcze w XIX wieku żeglarze mijając dawną perynię w okolicy Nowogrodu, gdzie też zatopiono posąg Peruna, wrzucali do wody drobne ofiary...
Po wprowadzeniu chrześcijaństwa częściowo kult Peruna przeszedł na św. Iliasza, który otrzymał wiele jego atrybutów, częściowo zaś na św. Jerzego.
IGOR D. GÓREWICZ Repr. archiwum
Przymierze
Co oznaczają słowa I przykazania: "Me będziesz miał innych bogów obok mnie" (Wj 20.3)? Wskazują one na archaiczność tego zakazu, który musiał powstać w czasie, w którym Izraelici wierzyli w wielu bogów.
Otóż Żydzi podpisali swego rodzaju traktat, przymierze z jednym z bogów (w tym wypadku z Jahwe) i zobowiązali się, że nie będą innych bogów stawiać wyżej od Niego. Ale to bynajmniej nie znaczy, iżby odrzucali i nie wierzyli w innych bogów! Po prostu podpisali na czas wojny przymierze z Jahwe. Ten zaś wojnę z innymi bogami wygrał i w późniejszych czasach występuje już jako jedyny bóg.
G.E. Hendenhall wykazał, że przymierze zawarte pomiędzy Żydami a Jahwe (znane np. z Księgi Jozuego 24.1-28) przypomina strukturą syryjsko-anatolijskie traktaty z XIV i XIII wieku p.n.e. Władca przedstawia się w nich, wymienia swe imiona i tytuły, przypomina minioną historię, stawia warunki, żąda dochowania wierności nie tylko wobec niego, ale i całej jego dynastii, a na świadków wzywa bogów (w przypadku ww. traktatów politycznych) albo lud Izraela (Joz 24.22) oraz święty kamień (w. 27) w przypadku traktatu biblijnego.
O tym, że przymierze nie było wynalazkiem Izraelitów, ale należało do tradycji ogólnosemickiej, świadczy jeszcze tradycja składania ofiary przymierza i wspólnej uczty po zawarciu traktatu. Zabite zwierzęta rozcinano na pół, a następnie obie połowy rozkładano w ten sposób, aby pomiędzy nimi mogli przejść sygnatariusze traktatu (Rdz 15.9-10). Opisy tego znaleziono w starszych od hebrajskich tekstach ugaryckich.
Warto też wspomnieć, że u archaicznych ludów zakaz zabijania odnosił się wyłącznie do członków własnej grupy plemiennej. Słowo,
jakiego używa wiele plemion na określenie samych siebie, np. Ban-tu czy Dakota, oznacza po prostu człowieka. Dla Bantu nie-Bantu to nie ludzie. Podobnie dla Indian Dakota Apacze czy Szoszoni to nie ludzie, których można zabić jak zwierzęta, ponieważ nie przeszli właściwego dla ich plemienia cyklu inicjacji. Według tradycyjnych wierzeń, człowiekiem nikt się nie rodzi - człowiekiem można stać się po przejściu inicjacji.
W tym kontekście należy rozumieć ideę narodu wybranego.
Jahwe był bogiem plemiennym Żydów. W zamian za przestrzeganie przymierza obiecał "ludowi wybranemu" swoją łaskę: rozmnożenie plemienia, odsunięcie niedostatku i chorób, a wszystko to kosztem wytępienia wszystkich ludów, które Jahwe wyda w ręce Żydów (Pwt 7.12-16).
Tak rozumiał to też psalmista, piszący: "położę nieprzyjaciół twoich jako podnóżek pod nogi twoje!" (Ps 110.1). Tego rodzaju stereotypy utrzymywały się również w społeczeństwach o wysokiej cywilizacji. Np. chiński filozof Hua, żyjący w VI w. p.n.e., pisał, że nie-Chińczycy to "lu-dzie-psy", których należy zaliczyć do świata zwierząt i odpowiednio traktować. W XX wieku Heinrich Himmler porównał Żydów do szczurów i stwierdził, że ich eliminacja nie jest kwestią etyki, lecz higieny.
JACEK SIERADZAN
14
BEZ DOGMATÓW
FAKTYn
1 - 7 II 2002 r.
DAJ ŚWIADECTWO SWOJEJ PRAWDZIE
POZNAŁEM DOBREGO KSIĘDZA - WSPOMNIENIA GLOBTROTERA
Ostatnia wola
Kazik był w Warszawie taksówkarzem i wiodło mu się nieźle, ale wyjechał do Ameryki, bo chciał żyć jeszcze lepiej. Tu od razu zakochał się w polskiej "turystce" Zosi, i to tak bardzo, że postanowił być z nią na zawsze. Zapomniał o pozostawionej w kraju żonie i dziecku. Podobnie jego oblubienica widziała przyszłość tylko z nim (w kraju mąż i dwójka dzieci). Wśród polskich "gastarbeiterów" w USA takie historie to normalka. Kazik urządził wybrance mieszkanie, a zarobione dolary wpłacali na
jedno konto w banku. Kazik popijał, bo miał dobrą robotę przy sprzątaniu lotniska Kennedy'ego - konkretnie szefował sprzątaczom linii TWA. Gdy lądował samolot, Kazik wpadał z ekipą i od razu pędzili do barku, gdzie stewardesy zawsze zostawiały coś do picia i jedzenia. Barek sprzątali najdokładniej. Z pracy Kazik wyleciał, bo rozpijał mechaników.
Po dwóch latach szczęścia z Zosią poszedł kiedyś do banku. Pieniądze zniknęły razem z ukochaną. Wtedy rozpił się dokładnie.
Ksiądz nieco inny
W końcu lat 50. ubiegłego stulecia sprowadziłem się wraz z rodzicami do maleńkiej miejscowości, położonej u podnóża Gór Sowich na Dolnym Śląsku. Ojciec został komendantem tamtejszego Ośrodka Pracy Więźniów. Odbywało w nim karę około 200 skazanych, którzy pracowali na roli w systemie bezdozorowym. Załoga liczyła nieco ponad 20 osób, z czego ośmiu to byli funkcjonariusze Służby Więziennej, a pozostali to cywile (dyrektor, księgowy, magazynier, brygadziści, traktorzyści). Wszyscy mieszkali w obrębie ośrodka, co jak się okaże, miało pewne znaczenie. Jednak, żeby do nich dojść, trzeba było przechodzić przez bramę główną, przy której mieściła się tzw. dyżurka. Pewnego grudniowego popołudnia przyszedł do naszego domu miejscowy ksiądz proboszcz. Zapytał, czy będzie mógł odwiedzać mieszkania położone na terenie obozu, chodząc po kolędzie. Widząc nasze zdziwienie, rzekł, iż poprzednik ojca kategorycznie mu tego zabronił, zasłaniając się regulaminem. Okazało się, że ów ksiądz był kapelanem jednego z batalionów I Dywizji im. T. Kościuszki. Przeszedł cały szlak bojowy owego batalionu od Lenino do Berlina.
Po raz drugi pojawił się u nas podczas komunii. Była to dosyć dziwna komunia. Proboszcz nie wyjął nawet kropidła, lecz zamiast niego pół litra wódki. Podczas biesiady duchowny trochę się rozgadał. Bardzo niepochlebnie wyrażał się o swoich przełożonych. Nazywał ich bandą obłudników i karierowiczów. Mówił, że Kościół to jedno wielkie bagno,
w którym wielu się utopiło. W wielu miejscach topielców jest tak dużo, że sięgają prawie powierzchni, po nich łażą biskupi i udają świętych, co to chodzą po bagnie i nie toną. Opowiadał, że tuż przed wojną był spowiednikiem w żeńskim klasztorze. Czasami słyszał od bogobojnych mniszek takie rzeczy, że włosy stawały mu na głowie (oczywiście nie podawał szczegółów). Dodał tylko, że burdel sensu stricto jest domem niewinnych igraszek w porównaniu z tym, co się wyrabia w klasztorze, zaś dziwki w porównaniu z niektórymi zakonnicami - to wręcz niewinne istoty! Najbardziej ostro krytykował postępowanie swojego poprzednika w parafii. Był to ksiądz, który przyjechał zza Bugu i "wsławił" się tym, że nakazał parafianom pozbycia się... wszystkich maszyn rolniczych, nazywając je dziełem szatana (sic!). Określił go mianem zacofańca i stukniętego przedstawiciela ciemnogrodu.
Pamiętam jeszcze jedną scenę. Pewnego razu, w Wielki Piątek, byłem na plebanii (już nie pamiętam, w jakiej sprawie) i ku swemu zdziwieniu zobaczyłem, że ksiądz delektował się pieczoną kaczką. Widząc moje zdziwienie, powiedział: "Pamiętaj, że post jest dla naiwniaków klęczących w kościołach - księży te pierdoły nie dotyczą". Taki był "mój" ksiądz proboszcz!
Wizyty nie pozostały niezauważone. Jakiś "życzliwy" doniósł, gdzie trzeba i ojciec musiał jeździć do Wrocławia, i tłumaczyć się z nich. Ale, co dziwne, proboszcz też się musiał tłumaczyć, dlaczego utrzymywał stosunki towarzyskie z komuchem, i to z komuchem w mundurze!
HENRYK WOŹNIAK
Wylądował w szpitalu z rozpoznaniem marskości wątroby. Gdy go odwiedziliśmy, miał przed sobą dwa tygodnie życia. Zwrócił się do nas z niecodzienną prośbą: prosił, aby po jego śmierci skremować zwłoki i przesłać matce do Polski oraz żeby... odprawić za jego duszę mszę, obojętnie w jakim kościele.
Pierwszy raz usłyszeliśmy, że Kazik mówi o Bogu. Dotąd uchodził za obojętnego w tym temacie. Mieliśmy problem, bo Kazik nie miał ani centa. Kremacja z przesłaniem prochów to było prawie tysiąc dolców, ale wiedzieliśmy, że na nowojorskim Greenpoincie jest dosyć polonusów, którzy w takich sytuacjach dadzą po parę dolarów. A mszę, to byliśmy pewni, polscy księża rzymskokatoliccy odprawią za darmo.
Kazik zmarł. Przed śmiercią skorzystał z usług ewangelickiego pastora, bo uważał, że Bóg jest jeden. Na drugi dzień odwiedziliśmy "polskiego" proboszcza w sprawie mszy. Zażądał... trzystu dolarów i ani centa
mniej. Mój kumpel tak się wściekł, że sklął klechę, a wychodząc dał takiego kopa stojącej przed
ktoś zaproponował symboliczną stypę. Wtedy podszedł do nas ten młody ksiądz.
- Słyszałem, że zbieracie na kremację i przesłanie prochów do Polski - powiedział. Proszę przyjąć to ode mnie. I wyjął... sto do-1 ar ów.
plebanią księżej toyocie, że stłukł przednią lampę. Spróbowaliśmy szczęścia w drugim kościele. Tu proboszcz był miły, ale chciał "tylko"... 250! Wyszliśmy bez słowa. Na ulicy dogonił nas młody ksiądz, obecny przy rozmowie z proboszczem.
- Panowie - powiedział - ja tę mszę odprawię za darmo.
- Podpadnie ksiądz u proboszcza - zauważyłem.
- Nie zależy mi na tym - odpowiedział. - Przyjechałem tu z Polski na dwa miesiące i za tydzień wracam.
Na mszy było kilka osób, w tym kumple Kazika i dwie panie z Centrum Słowiańskiego. Po mszy staliśmy przed kościołem,
Zaprotestowaliśmy, ale żeby nie robić mu przykrości, przyjęliśmy piętnaście.
- Będę się modlił za duszę waszego kolegi - powiedział ksiądz odchodząc. Staliśmy w milczeniu.
- Tego jeszcze Ameryka nie wykoleiła - zauważył ktoś.
- To nie Ameryka - powiedział inny. - To te cholerne dolary.
W ciągu trzech dni zebraliśmy potrzebną sumę i spełniliśmy ostatnią wolę kolegi. Do dziś gnębi mnie jedna myśl: jakie są dalsze losy tego młodego księdza? Nie wiem nawet, jak się nazywał. RYSZARD PUCH Fot. Jens Norby
Tępiciele ciemnoty
Piszę do Was jako eks-kandydat na czarnego funkcjonariusza aparatu wyzysku. Już w seminarium zrozumiałem, że moje powołanie będzie narażone na gwałt ze strony władz kościelnych, tym bardziej, że poglądami bardziej skłaniałem się w "lewym kierunku".
Odszedłem w trzecim roku studiów i podjąłem naukę na Wydziale Filozofii UAM w Poznaniu. Tu, dzięki rozległym kontaktom z uczelniami zagranicznymi, dotarłem do niezależnego tłumacza Biblii, nietkniętej dogmatami i zafałszowaniami dokonanymi przez papistów. Otworzyły mi się oczy na to, w co bym się wplątał.
Minęły lata, a ja sam wykreowałem sobie własną religię, której jestem wierny i według której żyję. Oparta jest wyłącznie na dziesięciorgu przykazań, które są jednoznaczne i do ich interpretacji nie potrzeba kleru, oraz na naukach Chrystusa - tych nie zmienionych przez "nieomylnych namiestników". W duchu mojej religii wychowuję synów i przychodzi mi to tym łatwiej, że wspiera mnie w tym Wasz tygodnik. Miejmy nadzieję, że przetoczy się
za nim wielki huragan i obali całe to przeklęte imperium odstępstwa, które przez stulecia budowali na przelanej świętej krwi Chrystusa. Mam nadzieję, że Bóg Ojciec i Jego Syn Umiłowany rozliczą to czarne plugastwo za ich zbrodnie, kłamstwa i pazerność. Ile pychy i niegodziwości jest w mianowaniu człowieka, ze wszystkimi jego wadami i słabościami, "Ojcem Świętym" i wmawianiu jemu i wszystkim dookoła, że jest nieomylnym namiestnikiem Chrystusa na ziemi.
Jakim prawem czarni urzędnicy mają pouczać ludzi, jak mają żyć na co dzień w swojej biedzie i troskach? Jedyna - bardzo wątpliwa - pomoc z ich strony to rzekoma modlitwa. Przecież ci duchowni już dawno zapomnieli, jak można modlić się naprawdę żarliwie i z wiarą w Boską Opatrzność. Tę modlitwę, którą dają ludziom (a raczej wyświechtaną i beznamiętną klepaninę opartą na słowie drukowanym), mogą sobie wsadzić w tłuste d.... Codzienna
praca milionów skromnych ludzi najbardziej uświęca. Na tym kończę o tym, co mnie boli.
Apeluję do Czytelników, aby ze strony internetowej "FiM" pobrali reklamę tygodnika i rozpowszechniali to pismo we wszystkich możliwych miejscach (ja to robię w autobusach, tramwajach, pociągach, na przystankach, a także... w kościelnych gablotach tuż przed pierwszą niedzielną mszą). Przyczynicie się tym samym do zwalczenia dyktatora, który gwałci Wasze sumienia. Tak myślących jak ja już jest wielu, tak jak wielu również jest tych, dla których religia oparta na soborowych dogmatach jest tylko i wyłącznie rodzinną tradycją - a to już można łatwo zrzucić z umęczonych barków. Nie lękajcie się piekła, bo piekłem już Was obdarował na ziemi watykański system chciwości, ciemnoty i obłudy.
Bóg jest Prawdą i Miłością. Pozdrawiam wszystkich Czytelników, w tym również ateistów i "inno-bo dla nich też jest miejsce na świecie i Bóg okaże im również swoje miłosierdzie, gdyż wszyscy jesteśmy Jego dziećmi.
ANDRZEJ K.
wiercow
KOLUMNA REDAGOWANA PRZEZ CZYTELNIKÓW
Nr 5 (10'
1 - 7 II 2002 r.
F^KTYn
INJ
LISTY OD CZYTELNIKÓW
15
LISTY
Groszowa sprawa
Mocno musiał się zadziwić szef ubogiej parafii Chwarzyno (okolice Trójmiasta), ks. Gerard K., gdy opalony wrócił z urlopu w Hiszpanii. Otóż, przeliczając niedzielną tacę, stwierdził pokaźną ilość monet o nominale 1 gr. W ten sposób część parafian zaprotestowała przeciw kosztownemu wyjazdowi swojego przewielebnego. Ks. Gerard lata też chętnie za ocean i skupuje nieruchomości w miejscowości letniskowej. J. Cook
Gdzie jest kasa?
W czasie stanu wojennego w Polsce (1981-1989) datki pieniężne z całego świata były przekazywane na konta Kościoła, gdyż działacze "Solidarności" bali się, że pieniądze gromadzone na kontach "Solidarności" mogą być zagarnięte przez władzę komunistyczną. Wobec tego pytam: 1. Czy pieniądze te zostały przekazane "Solidarności" lub polskiemu rządowi?; 2. Czy władze kościelne opublikowały dokładne rozliczenie sumy, jaką otrzymały i przekazały (łącznie z procentami), i jak duża była ta suma?
Roman Kosinski, Hannover
Proboszcz ponad... prawem
Piszę do Was, bo w dzisiejszej polskiej rzeczywistości tylko Wy możecie cokolwiek uczynić w tej sprawie. Moje dwie wnuczki chodzą do Szkoły Podstawowej nr 6 w Kutnie przy ul. Łąkoszyńskiej 9. Proboszcz parafii Łąkoszyn postępuje tak, jakby obowiązującym prawem w Polsce było prawo kościelne. Prawem kaduka żąda od dyrekcji tejże szkoły wprowadzenia
zasady, że ocena z religii ma być wliczona do oceny średniej ze wszystkich przedmiotów. Przeważająca część rodziców nie wyraziła na to zgody. Dyrekcja szkoły zaproponowała proboszczowi wspólne spotkanie z rodzicami i kuratorem szkolnym. Ów dygnitarz oświadczył, że takie towarzystwo nie jest dla niego partnerem do rozmowy. Zagroził, że dzieci nie mające oceny wg jego pomysłu, nie będą dopuszczone do komunii. Parafrazując tekst z "Krzyżaków" należałoby powiedzieć: "Katolicki kraj, pogańskie obyczaje..." Zatroskana babcia
Pytania do prezydenta
Chciałem tych kilka pytań wysłać bezpośrednio do prezydenta Kwaśniewskiego, ale podejrzewam, że biuro listów prezydenckiej kancelarii zbyłoby je ogólnikową formułą, dlatego chcę zadać je za pośrednictwem "Faktów i Mitów":
1. Czy wpierw Jerzy Urban w "NIE", a potem Roman Ko-tliński w "Faktach i Mitach", piszący o: łamaniu prawa przez kler; wyłudzaniu pieniędzy z budżetu centralnego i budżetów lokalnych (pieniędzy przekazywanych lekką ręką przez obecnych włodarzy w sposób urągający prawu); bezczelnym pozyskiwaniu nieruchomości i terenów na niereligij-ne cele (i niepłaceniu przy tym właściwych podatków); zatrudnianiu ludzi na czarno na swoich budowach; łagodności prawa wobec przestępców w habitach - piszą o nieważnych sprawach, niewartych pana prezydenckiej interwencji?
2. Czy nie lepiej za rokrocznie przekazywane dla Kościoła miliony na jego szemrane cele, wybudować ze dwa porządne więzienia,
Ogłoszenia parafialne
Nie proszę o gotową pajdę chleba, proszę jedynie o pracę dla moich dwóch synów, by zarobili na chleb. Kontakt przez redakcję. Czytelniczka z Bolesławca.
Antyklerykał z Białegostoku nawiąże kontakt z ziomkami o podobnych poglądach. Kontakt przez redakcję.
Panią Angelikę Kruczkowską, autorkę tekstu "Młodzi i wolni", prosimy o kontakt z redakcją.
Szukam przyjaciół. Jeśli jesteś samotnym(ą) nonkonformistą(ką) i wolnomyślicielem(ką); masz 28-36 lat, wyższe wykształcenie, szerokie horyzonty poznawcze i poczucie humoru - napisz do mnie: elmas2@poczta.onet.pl
aby było gdzie sadzać przestępców, tych w habitach też?
3. Czy wypada pierwszej damie, mądrej kobiecie, ślinić dłoń największego dojarza polskiego budżetu, rezydującego w Watykanie, i nazywać go niesłusznie i wazeliniarsko "ojcem świętym"?
4. Czy zrobił Pan, Panie Prezydencie, taki dobry interes dla Polski, podpisując wiernopoddańczy konkordat, dający wielkie przywileje klerowi i Kościołowi, a żadnych Polsce i niehabitowym obywatelom?
Kazimierz Wojciechowski z Gdańska
PS. Panie KotlińsM. Ja nie mam już na kogo głosować. Niech Pan szybko zakłada mądrą i antykłery-kałną partię!!!
Tylko u nas!
Mordowanie ludzi przez lekarzy i sanitariuszy mogło się wydarzyć
i wydarzyło się tylko w Polsce
- w kraju przesiąkniętym katolicką obłudą i kłamstwem. Największa w Europie przestępczość wśród dzieci i młodzieży, złodziejstwo, pijaństwo, dewocja i głupota sięgająca nieba - oto wyróżniki katolickiego państwa. Kim są mordercy-lekarze? Wg statystyk, 97 proc. z nich to katolicy! Po owocach poznaliśmy faryzeuszy w sutannach. Oto owoce ich nauczania! Sami żyjąc w kłamstwie i obłudzie, dają przykład swoim wiernym. Ksiądz dla pieniędzy sponiewiera człowieka jak psa. Gotów jest zaszantażować rodzinę zmarłego, wyznaczając niebotyczną stawkę za pogrzeb - bo jak nie, to nie pochowa! Uczniowie przerośli swoich mistrzów
- zabijają dla pieniędzy.
Ewa K. z Kielc (wyzwana od najgorszych przez lekarza pogotowia, że ściągnęła go w środku nocy do męża, który i tak by przeżył...".)
Handel "skórami"
Handel ludzkimi zwłokami, informowanie firm pogrzebowych o "skórach"? Też mi nowina! Mój
proboszcz, jak tylko dowie się o pogrzebie, w te pędy dzwoni do jednej zaprzyjaźnionej "po kasie" firmy. Wielokrotnie robił to przy mnie.
Organista z Łodzi
Wykupią Polskę!
Trąbienie o wejściu do Europy spełni raczej odwrotne zadanie. Niedługo po transformacji Niemcy wystąpili z propozycją tworzenia tzw. landów nadodrzańskich po obu stronach Odry. Potem wyskoczyła próba autonomii Śląska, jeszcze później współpraca śląskich związków zawodowych z niemieckimi. W naszym Lubartowie zorganizowano "Dzień Unijny", do czego wprzęgnięto młodzież szkół średnich. Pytałem organizatorów i samą młodzież, czy wierzą w to, że Niemcy wyrzekli się po wsze czasy swych praw do naszych ziem zachodnich? Odpowiedź była jednoznaczna: nie wierzą. Jestem przeko-r, nany, że po tych 18
TT czy 15 latach więk-
szość gospodarstw rolnych zostanie przez Niemców wykupiona, nawet z wielokrotnym przebiciem, potem będziemy cierpliwie czekać na "plebiscyt", którego wynik może być tylko jeden. Budzimy się z "ręką w nocniku" - czyli w Księstwie Warszawskim. Nie jestem za wstąpieniem do Unii, powinno nam wystarczyć NATO. Jeżeli ktoś mnie rzeczywiście przekona, to zdanie mogę zmienić.
Janusz C. z Kamionki
WC na ulicy
Wśród znajomych, sąsiadów, kolegów z pracy (bez kamer i mikrofonów) na pytanie: "Co sądzicie o Polakach tutaj, za granicą?" najczęściej padały takie oto odpowiedzi: "Polak to pijak!, złodziej!, fanatyk katolik!". No tak, ale chyba są jakieś pozytywne strony Polaków? Wówczas odpowiedzi padały zwykle takie: "Tak, oczywiście, Polka to dobra k...a". To fakt: na zachodzie Europy, obok Alba-nek, Bułgarek, Jugosłowianek i Rumunek, Polki zajmują czołowe miejsce w uprawianiu prostytucji na ulicach miast. Ciekawe tylko, że wartości chrześcijańskie (chodzi tutaj o naukę społeczną Kościoła rzymskokatolickiego) jakoś nie przeszkadzają polskim prostytutkom, które zapewne są
katoliczkami, w uprawianiu tego procederu na ulicach zachodnich miast. Janusz Wojtasik, Montbeliard (Francja)
Towar bez VAT
Polski kler dąży do całkowitego opanowania przez siebie handlu w niedzielę. To właśnie kler w Polsce ma największy supermarket handlujący w każdą niedzielę. Posiada najlepszy w dzisiejszej dobie towar do handlu - Boga. Towar ten nie wymaga transportu, nie psuje się, nie ma ubytków, jest zawsze atrakcyjny i wielosezonowy, nie wymaga opakowań i jest sprzedawany bez wagi, nie podlega reklamacji. Od tego towaru nie płaci się podatku VAT.
J. Nowak z Łowicza
Na marginesie
Ludzie pokrzywdzeni przez księży, piszący skargi do biskupów diecezjalnych, do prymasa czy nuncjusza apostolskiego, z reguły nie otrzymują żadnych odpowiedzi albo dostają enigmatyczne pismo, z którego nic absolutnie nie wynika. Rozmawiałem z wieloma osobami, które osobiście chciały swoje skargi przekazać biskupowi. Mówią oni z wielkim bólem i rozgoryczeniem, że do biskupa ich w ogóle nie dopuszczono albo że zostali zrugani przez niższy kler kurii. Niektórzy próbowali pisać do papieża, też bez żadnego rezultatu. Po takim potraktowaniu wielu ludzi przestaje chodzić do kościoła i nie dziwię się, że mają bardzo złe zdanie o hierarchii kościelnej. Takie informacje rozpowszechniają się bardzo szybko, niezadowolenie rośnie. Ludzie mówią wręcz, że biskupi zezwalają na wszystko swoim księżom. I kto tu jest winien, że autorytet Kościoła maleje? Na pewno nie tygodnik "Fakty i Mity", lecz biskupi, którzy w lekceważący sposób traktują swoich wiernych. W XXI wieku społeczeństwo polskie to nie stado baranów, które można straszyć piekłem, lecz w większości - to ludzie świadomi, oczytani, inteligentni i wykształceni. Im wcześniej dotrze to do świadomości książąt Kościoła, tym lepiej dla tej instytucji. Henryk B., Szczecin
Usługi pogrzebowe pastorów protestanckich
tel. (0-34) 35-33-061
BEZPŁATNIE
TYGODNIK FAKTY i MITY Redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Zbigniew S. Nowak, Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Henryk Rozenkranc; Dział reportażu: kierownik Ryszard Poradowski - tel. (0-42) 630-72-33; Redaktorzy: Adam Cioch, Jakub Kopeć, Jarosław Rudzki; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: Ewa Kotlińska
- tel./fax (0-42) 639-86-10; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-72-23; Adres redakcji: 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94; e-mail: faktyimity@faktyimity.pl; Wydawca: "BŁAJA News" Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Prezes Zarządu: Roman Kotliński; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze - do 25 lutego na drugi kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zl za jeden kwartał; b) RUCH SA - do 5 marca na drugi kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31,532-88-16,532-88-19,532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-/kwartat; 227,-/pót roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-Awartał; 255,-/pót roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-Awartał 313,-/pót roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA ptatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hubsch & CO., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326.4. Dystrybutorzy w USA: New York- European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago - J&B Distributing co., tel. (773) 736 6171; Lowell International co., tel. (847) 439 6300.5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga - Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726.6. Prenumerata redakcyjna: do 15 marca na drugi kwartał 2002 r. Cena 26 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492
JAJA JAK BIRETY
FAKTY
Nr 5 (1001
7 II 2002 r.
Cafy kraj pokryty jest graffiti, czyli spontanicznymi rysunkami i napisami na murach. Oto co ta prawdziwa sztuka ulicy mówi o wierze, Kościele i klerze.
Religia do szkoły, WF do kościoła Jak Bóg Kubie, tak Kubańczycy Bogu Będę księdzem jak mój ojciec Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy (na kuble od śmieci)
Boże, prowadź (napis na kierownicy w autobusie)
Boże, spraw, by mi się chciało tak, jak mi się nie chce Boże, zatrzymaj świat, ja wysiadam Bóg dał, rodak wziął Bóg też zaczynał od zera Bóg zapłać..., bo ja nie mam Dając na tacę - płacisz księdzu AC Dzięki Bogu jestem ateistą Forrest Glemp Gdzie jest Bóg? Czego chce?
Czy mnie kocha? NIE! Jaka praca - taka taca Jedz mniej - bramy raju są wąskie Jedź ostrożnie. Ja poczekam. Bóg Jezus kocha Cię. Dopisek:
Ma poczucie humoru
Jezus umarł, ale kilkaset tysięcy
facetów pilnuje interesu Korepetycje: religia/etyka.
Parafia NMR tel. 246-76 Kościół z narodem, naród z torbami Księża, nie wtrącajcie się
do polityki!
Która wiara da mi rozgrzeszenie? Który Bóg najtaniej sprzeda mi
zbawienie? Kuria to furia Lewa noga, bój się Boga Los dał, kościół zabrał Ludzie, na Boga, po co wam
kościoły?
Mam niezgrabną sylwetkę. Boże, nie skazuj mnie na zmartwychwstanie Najlepszą matką siostra zakonna Nie idę do nieba - mam lęk
wysokości Nie kcem ale muszem - idem
na mszem Nim rzucisz na tacę - puknij się
w glacę!
Opłatek - zapłatek Po odejściu od ołtarza reklamacji
nie uwzględniamy zebrał J. SZACHNOWSKI
CZARNO NA BIAŁYM
Opadanie
HASŁO TYGODNIA
"Fakty i Mity" rosną w siłę,
choć Kościół kopał dla nich mogiłę.
Leon Bodnar
Czy doznali kiedyś Państwo prawdziwego olśnienia? Takiego, co to wydobywa nas z mroków ignorancji, prostuje powikłane ścieżki myśli, rozstrzyga raz na zawsze, co jest dobre, a co złe? Co czarne, a co białe? Nie? Pewnie, że nie, bo nie słuchacie Radia Maryja.
A ja słucham, więc olśnienie spłynęło na mnie falami eteru poprzez głośniki radiowe i miało słodki głos Ojca Dyrektora. Dni temu kilka, późną nocą, Ojciec Dyrektor przerwał program swojej rozgłośni, bo jakimś szóstym zmysłem natchnionego proroka wyczuł, że gdzieś w Łodzi, przy ulicy Piotrkowskiej nie może zasnąć pewien dziennikarz i targają nim nieuświadomione wątpliwości, a takoż rozterki ducha.
Ojciec Dyrektor powiedział mniej więcej tak: "Kochani! Czytałem niedawno rocznik statystyczny i co zobaczyłem? A to, że przyrost naturalny katastrofalnie opada i że nas - Polaków jest coraz mniej. Polska nie może, Kochani, zginąć. Nie może zalać nas, Kochani, fala przybyszów z innych krajów. Musi nas być więcej. Więcej prawdziwych Polaków katolików. Kochani! Trzeba się wziąć do roboty!".
Po tych słowach pokój zawirował mi przed oczami. Rumieniec
wstydu pokrył oblicze, a pierś za-łkała w bezgłośnym szlochu. Oto ja... w pełni sprawny mężczyzna leżę sobie bezczelnie - bo samotnie - w łóżku, a tuż obok przyrost naturalny spada na łeb. Wytężyłem słuch. Kochani! Rzeczywiście opadał. Najlepiej świadczyło o tym potężne chrapanie sąsiada zza ściany. Następny łotr spał, a przyrost opadał. Wyjrzałem przez okno. W świetle latarni dwóch dżentelmenów raczyło się winem marki Wino. Oni, dranie, raczyli się, a przyrost leciał na łeb, na szyję.
O nie! Tak dalej być nie musi! W uszach brzmiał mi refren piosenki powojennych dziewczyn trak-torzystek i Ojca Dyrektora - "DO ROBOTY!". Uzbrojony w tę man-trę ruszyłem w miasto. Nie powiem... czułem się po trosze jak pionierski zdobywca, po trosze jak zbawca Narodu.
Naród natomiast przechadzał się w liczbie czterech sztuk w okolicach hotelu "Grand". Nie powiem... wcale niebrzydki mamy Naród: długonogi, odziany w krótkie spódniczki, obcisłe bluzeczki i botki na wysokim obcasie. Jednym słowem Naród ma na czym siedzieć i ma czym oddychać.
Niestety, Naród za grosz nie ma w sobie patriotyzmu. Bowiem
słyszeć nawet - onże Naród - nie chciał o jakimkolwiek zabieraniu się do roboty w celach powiększenia swojej własnej - czyli Narodu - liczby. Przeciwnie, zwalisty, dwumetrowy opiekun Narodu wygłosił naprędce fundamenty teorii o efekcie kinetycznym spotkania się mojego nosa z jego pięścią. Ojciec Dyrektor nic nie mówił, że muszę płacić...
W pobliskim pubie Naród licznie siedział przy piwie, a przyrost w tym czasie jeszcze zwiększył swoje opadanie. W kącie pod ścianą dwie przedstawicielki Narodu - odziane chyba jedynie w moje spojrzenia - robiły słodkie oczy. Dwieście złotych i dwie godziny kosztowało mnie przekonywanie Narodu, że Ojciec Dyrektor ma rację i ze spadkiem przyrostu trzeba coś koniecznie zrobić.
I kiedy już, już myślałem, że tej właśnie nocy przybędzie Narodowi dwóch nowych Polaków patriotów (nie licząc ew. ciąż mnogich) to nagle, obok opadającego przyrostu opadło jeszcze coś innego. Wybaczcie, Ojcze Dyrektorze. Będę nadal próbował. Niestrudzenie próbował! I mam już nawet dla Ojca wspaniałą nowinę. Nowina
nazywa się viagra
MarS
Seks, kłamstwa i kat
INDEKS 356441 ISSN 1509-460X
FAKTY
etka
1 II
http://www.faktyimity.pl
TYGODNIK NIEKLERYKALNY
Nr 6 (101) 8-14 lutego 2002 r. Cena 2 zł (w tym 7% VAT)
Kanibale żywili się ludźmi. Czy tylko oni? Hieny żyją dzięki zwłokom - także zwłokom współbraci. Czy tylko one? Nie, nie tylko! Afera z ujawnieniem przez media procederu handlu zwłokami zatacza coraz szersze kręgi. Mamy silne dowody, że nie tylko lekarze oraz pracownicy pogotowia i prosektoriów handlują ciałami zmarłych. W tyle nie pozostają księża rzymskokatoliccy. Pomagają im w tym telefony komórkowe - bezpłatne prezenty od zakładów pogrzebowych.
Kościół kontra medycyna
Już od starożytności Kościół tworzył przeszkody dla rozwoju medycyny, gloryfikował brud, nadawał zbawczą rolę chorobom i cierpieniu. Za katolicką walkę z postępem i higieną zapłaciły życiem miliony ludzi...
OStr. 12
Nasza święta nienawiść
Zabijają z imieniem swojego Boga na ustach. Od stuleci. Bo ich Bóg jest lepszy od Boga tamtych. Nazywają siebie ta-libami, Tutsi, Serbami, Hindusami, Irlandczykami... i wyznają wszystkie religie świata. A z boku przygląda się ktoś trzeci. Ktoś, kto na tym przemyśle śmierci robi świetny interes...
OStr. 10
KSIĄDZ NAWRÓCONY
FAKTYn
Nr 6 (101
8 - 14 II 2002 r.
FAKTY
POLSKA/EUROPA Według projektu Wspólnoty Europejskiej, rolnicy z państw nowo przyjętych dostaną zaledwie 25 proc. dopłaty do produkcji rolnej, którą otrzymują ich koledzy z innych krajów Unii. Tym sposobem polscy rolnicy będą narażeni na nieuczciwą konkurencję ze strony unijnych farmerów sprzedających silnie dotowaną, czyli tańszą żywność. Jaki interes widzi Bruksela w promowaniu Ligi Polskich Rodzin?
Polscy biskupi uczestniczyli w Brukseli w konferencji zorganizowanej przez Komisję Episkopatów Unii Europejskiej na temat integracji w sferze rolnictwa. Spotkali się też z unijnymi urzędnikami zajmującymi się produkcją rolną: Fischlerem i Rodrigu-ezem. Czerwone berety wyraziły zaniepokojenie unijnymi propozycjami niższych dopłat do produkcji rolnej, dyskryminującymi państwa kandydackie. Po rozmowach zupełnie jednak stracili krytyczne zacięcie. Napomnieli za to Unię, by nie przedkładała demokracji nad prawo boskie (czyt. kościelne). Wreszcie "Polska" usztywniła stanowisko w negocjacjach Z unijnymi masonami
i!
WARSZAWA Do laski marszałka Senatu wpłynął projekt nowelizacji ustawy z 1989 roku o stosunkach państwo - Kościół katolicki. Inicjatorką zmiany jest senator Krystyna Sienkiewicz z SLD-UP. Nowelizacja ma polegać m.in. na nakazie ewinden-cjonowania niektórych dochodów parafii oraz opodatkowaniu działalności gospodarczej kościelnych osób prawnych. Kochamy Panią Krystynę i mamy nadzieje, ze projekt nie będzie czekał na rozpatrzenie przez colą kadencję parlamentu...
Krajowy duszpasterz pracowników zakładów pogrzebowych ksiądz Tomasz Król pochwalił się w wywiadzie dla KAI, że wiedział o korumpowaniu przez niektóre zakłady pogrzebowe pracowników służby zdrowia. Nie zdradził jednak, co - poza organizowaniem pielgrzymek - zrobił dla powstrzymania łapownictwa. Łowcy skór mogą za to wyspowiadać się po udanej "akcji".
KRAKÓW Polacy tak kochają swoich bratanków Węgrów, że wszystkim się z nimi podzielą, nawet... kawałkiem trupa. Katolicka agencja prasowa "Magyar Kurir" poinformowała, że fragmenty relikwii świętej Jadwigi zostaną przeniesione uroczyście z Krakowa do Eger na Węgrzech, z których pochodziła królowa. A wydawałoby się, że makabryczny zwyczaj handlowania fragmentami "świętych " nieboszczyków zakończył się wraz ze średniowieczem.
CZĘSTOCHOWA 70 parlamentarzystów (12 proc. ogółu) uczestniczyło w XIII pielgrzymce na Jasną Górę. Obok posłów Ligi Polskich Rodzin, byli obecni także parlamentarzyści z PiS, Maciej Płażyński z Platformy Obywatelskiej, Andrzej Lepper z Samoobrony i Franciszek Stefaniuk z PSL. Ten ostatni zawierzył parlament i naród polski Chrystusowi Królowi. Arcybiskup częstochowski Stanisław Nowak podkreślił, że obowiązkiem parlamentarzystów jest "wierność prawu bożemu", czyli w katolickiej praktyce - kanonicznemu. Członków SLD na pielgrzymce nie było, dzięki Bogu.
ŁÓDŹ Arcybiskup W. Ziółek, zachęcony przykładem premiera, zaprosił swojego Szefa do złożenia wizyty w Łodzi. Specjalnie w tym celu zafundował sobie wycieczkę do Watykanu. Pielgrzymkę nazwał "wielką łaską", która ewentualnie zstąpi, "zakładając, że Ojciec Święty podejmie jeszcze pielgrzymkę do Polski". Księże Arcybiskupie - co to znaczy "jeszcze"?!
RZYM Papież, obok premiera Silvio Berlusconiego i minister szkolnictwa wyższego, Letizii Morati, wziął udział w inauguracji nowego roku akademickiego na państwowym uniwersytecie Roma Tre. Tłum manifestujących studentów przywitał dostojników okrzykami "katofaszyści!", protestując przeciwko polityce prawicowo-katolickiego rządu i obecności przywódcy Watykanu. Wydarzenie zostało przez polskie media zignorowane. Zgodnie z dyrektywą - cały świat kocha i popiera papieża-Polaka.
NIEMCY Niezwykłą jak na duchownego karierę w branży reklamowej robi przewodniczący Synodu Biskupów Niemieckich, kardynał Karl Lehmann. Najpierw wystąpił w reklamach dla "Frankfurter Allgemeine Zeitung", a ostatnio pojawił się w ogłoszeniu reklamowym Lufthansy. Arcybiskup podkreśla, że chodzi mu o odbudowę zaufania ludności do korzystania z połączeń lotniczych po 11.09.2001!
A gdzie patriotyzm polskojęzycznych hierarchów Kk? Czemu nie reklamują naszych specjałów: wódki, oscypków iRydzyka?
PARYŻ Odbyło się dwudniowe spotkanie chrześcijańsko-żydow-skie. Gospodarzem konferencji był Europejski Kongres Żydów, a uczestniczyło w niej dwóch katolickich kardynałów: Jean-Ma-rie Lustiger z Paryża i Christoph Schónborn z Wiednia. Jedną z ciekawszych konkluzji spotkania była wspólna deklaracja o chęci zwalczania wszelkich form ateizmu. Ateiści wszystkich krajów, łączcie się!
Nikt na świecie nie wie...
Oto druga część nocnej rozmowy z Romanem Kotlińskim - Jonaszem. Tydzień temu naczelny "Faktów i Mitów" opowiedział nam o swojej drodze do seminarium, pobycie w nim, pierwszych latach kapłaństwa i pełnej determinacji decyzji o zrezygnowaniu z zawodu księdza.
Marek Szenborn: - Czy lubisz zespół Czerwone Gitary?
Jonasz: - Jasne. To moja młodość, do czego zmierzasz?
- Czy mówi ci coś piosenka tej kapeli: "Nikt na świecie nie wie, że się kocham w Ewie"?
- Skąd o tym, do diabła, wiesz?
- Spoko, Jonaszu... To ja dziś zadaję pytania. Więc...
- Rzeczywiście nikt na świecie nie wiedział, że zakochałem się w pewnej Ewie. Ta miłość okazała się najcudowniejszym antidotum na stres, dylematy moralne i na kaca po ponad trzech latach księżowania. Ewa była właścicielką warsztatu samochodowego i myjni. A ja - jej naprawdę przypadkowym klientem. Przynajmniej raz dziennie telefonowałem do tego warsztatu, a gdy słyszałem głos Ewy, kładłem słuchawkę obok głośnika magnetofonu... Wyznanie wyśpiewane przez Czerwone Gitary: "Nikt na świecie nie wie..." To nie znaczy, że z nią wcale nie rozmawiałem...
- Podejrzewam, że twój samochód psuł się wówczas nadzwyczaj często?
- Prawie codziennie... A jak się łobuz akurat zepsuć nie chciał, to ja mu w tym trochę pomagałem.
- Miłość miłością, ale musieliście z czegoś żyć.
-1 tu był pierwszy problem. Miałem co prawda trochę oszczędności, jednak Ewie w tym czasie zaczęło z własnym interesem iść kiepsko, więc zacząłem szukać pomysłu na życie. A pomysł na życie, to także pomysł na forsę, na utrzymanie nowej rodziny. Pojechaliśmy na miesiąc do Kanady, do rodziny Ewy. Tam wpadłem na pomysł opatentowania w Polsce takiego dziwnego kieliszka do piwa i szampana. Było to naczyńko świecące własnym światłem. Może nie dzieło sztuki najwyższego lotu, ale wcale niebrzydka rzecz. Trochę śmiszna. Po powrocie do kraju złożyłem zamówienie na wtryskarkę i formy do tego gadżetu, jednak trafiłem na oszustów, którzy przez półtora roku nie zrobili nic. Niestety, w czasie oczekiwania na realizację zamówienia zżarły nas czynsze za wynajęty lokal pod przyszłą produkcję, nie mówiąc już o wydatkach na codzienne życie. W portfelu zaświeciło więc dno.
- Nic Ci nie zostało?
- Prawie nic, poza pewnym grubym zeszytem zapisanym moimi wspomnieniami z seminarium i kapłaństwa. Ani przez moment nie pomyślałem wówczas, że kiedyś to wydam. Pisałem pamiętnik z jakiejś niewytłumaczalnej, wewnętrznej potrzeby. To był taki osobisty, bardzo osobisty rozrachunek z przeszłością. Nie wiem, co to lenistwo, pisałem więc również dla zabicia czasu, gdy byłem bez pracy. Zanim jednak w ogóle przymierzyłem się do wydania książki, lekarstwem na beznadzieję okazały się grille ogrodowe.
- Nie gadaj. Z nudów piekłeś kiełbaski?
- Niekoniecznie. Powiedzmy, że dawałem innym piec. Uzyskałem wyłączność w Polsce na handel takimi dużymi ogrodowymi grillami z betonu. Zarobiłem wówczas pierwsze w życiu większe pieniądze i to w ciągu zaledwie trzech miesięcy. Później sezon się skończył i zarobek też. Cały czas bałem się powrotu niedostatku i wtedy postanowiłem wydać moje wspomnienia w formie książkowej. Niestety, znów trafiłem na ostre "nie" rodziców, z którymi się już zdążyłem pogodzić. Również Ewa nie była zachwycona pomysłem, choć dość szybko ją przekonałem. Pomyślałem: wóz albo przewóz. To był kolejny moment determinacji w moim życiu. Postawiłem wszystko na jedną kartę. Wiedziałem, że ludzie to kupią i będą się zaczytywali
na potęgę. Intuicja zawiodła mnie w życiu tylko raz, z tymi kieliszkami.
- Napisałeś i wydałeś książkę tylko dla kasy?
- To nie tak. Ja po prostu wiedziałem, że nie stracę pieniędzy, które w nią włożyłem. To było ważne, byłem głową rodziny, a nie mieliśmy stałego źródła dochodu.
- Wydawcy przyjęli Twoje wspomnienia do druku z zachwytem i otwartymi rękami zapewne?
- Nie kpij. Chodziłem od wydawnictwa do wydawnictwa i wszędzie mnie zbywano. Wyczuwałem zwykły, ludzki strach. Kościół w Polsce zawsze był potęgą, a na początku lat 90. stał się wszechwładny i wszechobecny: "Niech pan nie żartuje. Taka książka dla naszego wydawnictwa to samobójstwo" - słyszałem wszędzie niemal te same słowa.
- A niech was... - pomyślałeś wtedy...
- 0... pomyślałem sobie znacznie gorzej. Jakże ja teraz jestem wdzięczny tym ludziom! Założyłem własne wydawnictwo i wydałem tę książkę. Zainwestowałem wszystko, co miałem, ostatnie pieniądze. Wydrukowałem "Byłem księdzem", usiadłem i pomyślałem: no Kotliński, albo wygrasz, albo już teraz to naprawdę popłyniesz i nic cię już nie uratuje. Co więcej, książka wyszła w nakładzie 10 tys. egzemplarzy. To na dzisiejsze czasy ogromny nakład! Ludzie z branży pukali się palcem w głowę i mówili coś o kaktusie rosnącym na dłoni. Nic a nic nie przekonywały ich argumenty, że w każdym egzemplarzu jest kawałek mojej duszy: "Dusza, Kotliński, to towar dobry dla diabła, a nie dla
polskiego czytelnika" - mawiali.
- Wiele wskazywało, że kaktusy im pomału rosły.
- Rosły jak cholera. Przez pierwsze pół roku "Byłem księdzem" sprzedało się w nakładzie... 30 sztuk. Bliski załamania, ale bardziej jeszcze wkurzony na nieudolnych dystrybutorów, wsiadłem z teczką do autobusu. Miałem w niej dwadzieścia egzemplarzy i... znalazłem się w Warszawie na ulicy Kolejowej. Tam, jak świadek Jehowy, chodziłem od hurtowni do hurtowni.
- I już w drzwiach dostawałeś kopa?
- A wiesz, że nie. Przeciwnie, zainteresowanie rosło. Od ręki zamówiono w sumie 3 tys. sztuk,
a jeden hurtownik tak się napalił, że wsadził mnie we własny samochód i odwiózł do domu. Pod warunkiem, że sprzedam mu 2,5 tys. egzemplarzy! To było niesamowite szczęście. Euforia. Gość zapłacił za wszystko gotówką. To jeszcze nic, nastąpił niesamowity boom. Wracam następnego dnia do domu, a tam już czeka na mnie "Super Express", Radio Zet i RMF FM. Grzecznie czekali w kolejce na wywiady. Nazajutrz ukazało się weekendowe wydanie "Super Expressu" z moją twarzą przysłoniętą okładką książki. Cały nakład z polskich księgarń został wykupiony na pniu. W niektórych ustawiały się kolejki. Czegoś takiego księgarze nie widzieli od lat. Następny dodruk - 25 tysięcy, rozszedł się w ciągu trzech dni. Hurtownicy czekali w kolejce pod drukarnią całą noc w samochodach i "porywali" ciepłe jeszcze paczki z książkami. Drukarnia nie mogła nadążyć z ich drukiem. Szok! Wywiady niemal we wszystkich polskich mediach, także w BBC; półgodzinny program w niemieckiej telewizji ZDF. Wszyscy byli ciekawi - kto to jest ten, co się odważył dołożyć Kościołowi?! A ja tylko napisałem prawdę... W sumie, do chwili obecnej, sprzedano pół miliona książek. Potem był tom drugi i trzeci.
Za tydzień Jonasz opowie o pomyśle powstania tygodnika "Fakty i Mity" i o swoich dalszych planach.
Jonasza inwigilował werbalnie
MAREK SZENBORN
Uwaga Czytelnicy! Już od następnego numeru rozpoczynamy publikacje serii artykułów o Opus Dei, półtajnej organizacji kontrolującej Kk. Znajdziecie w nich informacje przez nikogo dotąd nie ujawnione.
Nr 6 (10
8 - 14 II 2002 r.
F^KTYn
INJ
GORĄCY TEMAT
Lekarze dla pieniędzy mordują pacjentów.
Policjanci i konwojenci napadają
na bankowozy. Nauczyciele molestują
seksualnie dzieci. Czyżby także
wyroki sądowe ferowane były
pod dyktando księży..?
Podobne przykłady głośnych ostatnio polskich afer, przyprawiających o dreszcz zgrozy uczciwego zjadacza chleba, można mnożyć.
Przypadki te to oczywiście margines wśród grup zawodowych, które oprócz elementarnej uczciwości winno cechować jeszcze tak zwane powołanie. Tak też przeważnie jest. Niestety, w naszym kraju występują też obrzydliwe, wołające o pomstę do nieba patologie. Nie chcę być posądzany o tendencyjność, ba! nawet skrzywienie - w moim przypadku - anty klery kalne. Nie wspomnę więc słowem - jaki to kraj i jaka religia wywiera przemożny wpływ na mentalność oraz morale jego mieszkańców. Tak czy ina-
Archidiecezji Łódzkiej, wystąpiła w jej imieniu do sądu "o ochronę dóbr osobistych i zapłatę". Sprawa dotyczyła artykułu mojego autorstwa pt. "Janosik w sutannie". Zaskarżone przez kurię trzy zdania tekstu stanowiły wątek poboczny, nie związany z tematem przewodnim - przygodami międzynarodowego księdza oszusta, rodem z miasta Łodzi, ściganego przed dwoma laty listem gończym Interpolu, Wiktora Dudzińskiego, In-fułata Jego Świątobliwości Papieża. Artykuł pisałem w oparciu o teksty źródłowe i wspomnienia dwóch funkcjonariuszy byłej SB, w tym Grzegorza Piotrowskiego, dyżurnego mordercy w Katolandzie.
scyzoryki? Zapewne z wrodzonej uprzejmości jedynie. Nie muszę dodawać, że to właśnie mecenas Kern, w swoim wielkim come bac-ku, podjął się obrony "zszarganego" przeze mnie, nieskalanego dotychczas wizerunku łódzkich biskupów. Mecenas, jako dobry katolik, nie pozwolił, aby sędzia prowadząca sprawę miała jakieś wątpliwości czy dylematy moralne. Nie dopuścił więc, aby jakikolwiek z trzech przedstawionych przez nas wniosków dowodowych został podjęty i rozpatrzony. Sędzia po prostu wysłuchała kurialnego obrońcy i ogłosiła niesprawiedliwy w naszym przekonaniu wyrok. W tym sądzie nie dano nam jakichkolwiek szans obrony! Podobny wypadek w dziejach polskiego sądownictwa, z wyjątkiem powojennych procesów stalinowskich (np. szkoła Duracza i MKK), nie ma precedensu! Dla przykładu, nie dopuszczono zeznań świadka G. Piotrowskiego, gdyż mec. Kern
Jeżeli Najwyższy pozwoli, już wkrótce przywrócimy inkwizycją
Ekscelencjo!
Pierścieni twych
nie godnym
całować!
Abp łódzki Władysław Ziółek
zakończyć sprawę i nie fatygować mecenasa marszałka oraz przewielebnego kanclerza kurii. Sprawa zakończyła się zatem definitywnie w pierwszej instancji prawomoc-
Mecenas Jerzy Kern
naśladowców cwaniaków z łódzkiej kurii - następnych kłamliwych pozwów przeciwko nam nie odpuścimy tak łatwo. Na pieniactwo i żądzę łatwego zarobku odpowiemy
Garbarze polskich skór
czej, żyjąc w RParafialnej, uważać trzeba, i to bardzo. Jeśli bowiem cieszysz się, człowiecze, niezłym zdrowiem i nie musisz korzystać z pogotowia, nie jesteś kierowcą bankowozu, a twoje dziecko ma
Archidiecezja Łódzka obraziła się na zarzuty, iż w latach 70. prowadziła niezgodną z prawem, dochodową działalność gospodarczą, a zyski z udziałów w tejże działalności biskupi łódzcy przeznaczali
wspaniałych nauczycieli, to i tak pozostaje ostatnia ewentualność - zawsze możesz podpaść księdzu. W przypadku "Faktów i Mitów" jest to wręcz ryzyko zawodowe. I z tego względu wcale sobie nie krzywdujemy, taka robota i już. Kłopot w tym, że podpaść księdzu w tym kraju, to często znaczy zostać upokorzonym i stracić kupę forsy, na korzyść księdza oczywiście. Ale do rzeczy.
Po pierwszym numerze "Faktów i Mitów" łódzka kuria biskupia, jako wątpliwy - z punktu widzenia prawnego - reprezentant
SEX TABLETKI A1A YIAGRA
Wzmagają erekcję na okres 2-4 godzin. Wywołują
wzrost popędu płciowego i kondycji seksualnej,
bez względu na wiek i stan zdrowotny.
Przetestowane - ulotka informacyjna w j. polskim. FORTE POTENCY
15tabl. -99 zł 10 tabl. -119 zł
30tabl. -159 zł 20 tabl. -189 zł
Dyskretna wysyłka-koszt 9 zł. Płatne przy odbiorze.
Zamówienia tel. (077)442-15-80; 0607-251-429
Listownie: MAGNUM-F skr1648 45-222 OPOLE 9
na różne swoje ekstrawagancje, np. na drogie wyjazdy zagraniczne i jeszcze droższe samochody. MOGĘ TO UDOWODNIĆ! Niestety, nie w polskim, a przynamniej nie w łódzkim sądzie. Wygląda na to, że rządzi tu niepodzielnie
niczym ojciec chrzestny
mecenas Jerzy Kern, były wicemarszałek Sejmu w latach 1991-93, znany klerykał i bywalec księżow-skich salonów. Po niezwykle tłustym dla siebie okresie Kern poszedł w odstawkę i to do tego stopnia, że niemal przestał pracować jako adwokat. Nikt nie pamięta natomiast, aby kiedykolwiek wcześniej czy później Kern... przegrał w sądzie! Czy to właśnie fakt ten, jak również rozległe solidarnościowe układy (w latach 80. bronił wielu obecnych decydentów) powodują, że dziś na widok Kerna sędziowie łódzcy zginają się jak
stwierdził, iż jako morderca jest on obrzydliwy i niewiarygodny. Poza tym, zeznając, zdradziłby tajemnicę służbową..., co jest wierutną bzdurą! Innego zdania są sądy warszawskie, gdzie Piotrowski zeznaje od lat i do znudzenia, np. jako świadek w procesie generałów. Pozostałe dwa wnioski dowodowe również odrzucono. Mecenas Kern wchodził kilkanaście minut przed wszystkimi na salę rozpraw, również w dzień odczytania wyroku. Zakładam, że nie rozmawiał z sędzią o pogodzie... Czy można to było odebrać inaczej jak tylko jawną i bezczelną
demonstrację siły?
Rzecz jasna jak słońce - sprawę z udziałem prześwietnej kurii zakończono w tempie ekspresowym: 17 maja 2001 roku zapadł wyrok skazujący: Przeprosiny na drugich stronach "Rzeczpospolitej", "Życia" i "Dziennika Łódzkiego" oraz kasa na kurię i Caritas; w sumie z kosztami ogłoszeń prawie 50 tysięcy złotych. Mecenas Kern powodowany zapewne wyrzutami sumienia, iż "skaleczył" nas na tak mało - chwycił wyrok i jeszcze tego samego dnia pobiegł do komornika, aby ten dołożył do całej sumy swoje 40 procent kosztów. Oczywiście, po kilku dniach złożyliśmy odwołanie do Sądu Apelacyjnego.
Marszałek Kern postarał się też, abyśmy - mimo nieprawomocnego wyroku(!) - musieli w zębach zanieść pieniądze do komornika, który już naliczał odsetki. Nie pieniądze jednak bolą najbardziej. Boli niesprawiedliwość, boli niezasłużona kara przy pełnej świadomości, że napisało się PRAWDĘ.
Najgorsze miało jednak dopiero nastąpić. Niezawisły sąd wykorzystał kruczek prawny, aby
nym wyrokiem, choć mieliśmy zamiar dochodzić prawdy choćby w Trybunale Europejskim. W tej chwili nie mamy żadnej możliwości odwołania się od wyroku. Sposób, w jaki załatwiono nas pod dyktando mec. Kerna, jest jednym wielkim SKANDALEM!!! Jeśli wcześniej można było mieć jakąkolwiek wątpliwość, czy Polska jest krajem wyznaniowym, to w tej chwili jest już, przynajmniej dla mnie, wszystko jasne.
Jest jeszcze cień możliwości wniesienia wniosku o ponowne rozpatrzenie całej sprawy. Jeśli - jakimś cudem - sąd wyrazi na to zgodę. Pytam się tylko - po co? Skoro w polskich, niezawisłych sądach, po miesiącach nerwów, nadziei, kosztów, zmarnowanego czasu - i tak z góry można przewidzieć końcowy wyrok. Wygląda więc na to, że odpuścimy. Na razie.
Tak wielka niesprawiedliwość, a właściwie
totalna arogancja
prawa wyzwoliła we mnie kilotony adrenaliny. Nie należę bowiem do ludzi, którzy przechodzą nad czymś takim do porządku dziennego. Po pierwsze, zapewniam potencjalnych
wzajemnymi pozwami o zniesławienie. W końcu znaleźliśmy (choć nie było łatwo!) kilku świetnych adwokatów, nie dotkniętych klerykalnym pierdolcem pospolitym.
Będziemy bronić się do upadłego, angażując w to nawet międzynarodowe organizacje broniące praw człowieka. Szefom łódzkiej agendy Watykanu mówimy - doszukiwaliście się źdźbła w naszym oku, ujawnimy belki, które wy skrywacie. Ukazały się już artykuły o waszych prze-krętach, będą następne, obiecujemy. To dla nas teraz priorytet!!
Wszystkim oszczercom, oszustom i złodziejom, a także Warn, Drodzy Czytelnicy (naturalnie z innym skutkiem!) - daję słowo: najpóźniej w ciągu roku powstanie antyklery-kalna partia polityczna skupiająca światłą część polskiego narodu.
Najwyższy czas zrobić porządek z głupotą, niesprawiedliwością i obrzydliwymi patologiami, które ośmieszają nasz kraj już nawet w oczach Trzeciego Świata. W wyznaniowym państwie klerykalnych oszołomów wszystko jest na razie możliwe. Na razie... i do czasu!
JONASZ Fot. archiwum
Wkrótce - nasz raport o klerykalizmie w polskich sądach
- IV T F ' OGÓLNOPOLSKI KUCH
Z NOTATNIKA HERETYKA
FAKTYn
Nr 6 (101
8 - 14 II 2002 r.
c
zy Karol Wojtyła, który jako papież przybrał imię Jan Paweł II, jest człowiekiem? Niewątpliwie tak, choć kult ubóstwienia jego osoby eskaluje - zwłaszcza w Polsce - coraz bardziej.
Wiele osób odwiedzających rozmaite sanktuaria religijne (w których jak grzyby po deszczu rosną kolejne pomniki "Największego Polaka") mogło się przekonać na własne oczy, że liczni pątnicy, klękając przed tymi kamiennymi czy spiżowymi wizerunkami, modlą się...
Modlą się tzw. prawdziwi katolicy wbrew pierwszemu z dziesięciorga przykazań oraz wbrew napomnieniom Chrystusa i apostołów.
Jednak papież choruje, często niedomaga, jest słaby - czyli podlega wszelkim ludzkim prawom natury. A jeśli im podlega, to znaczy, że Bogiem nie jest. No, a jeśli nie jest Bogiem, to znaczy, że jest człowiekiem. Choćby i największym z największych - ale tylko człowiekiem.
Myślę, że do tej pory zgodzi się z tą konstrukcją myślową i Liga Polskich Rodzin, i prałat Jankowski, i prymas Glemp, i nawet (tu już nie jestem taki pewien) ojciec Rydzyk. Dalej już chyba zgadzać się nie będą.
Bowiem jeśli papież jest człowiekiem, to podlega stanowionym
GŁASKANIE JEŻA
Papy prawo naturalne
przez ludzi prawom. Prawa mogą być najgłupsze, ale istnieją i trzeba ich przestrzegać. Inaczej rodzi się anarchia. "Twarde prawo, ale prawo" mawiali starożytni. Niestety, z przykrością muszę odnotować, że papież ludzkie, stanowione prawo łamie i tym samym stara się stanąć ponad nim.
"Papież łamiący prawo - to niemożliwe!" - zakrzykniecie. A jednak... Nie tak wszak dawno Watykan rządzony przez tego człowieka sformułował myśl "Dominus Ie-sus", w której stwierdził, iż jedynie katolicka religia daje zbawienie, czyli jest najlepsza, a dokładniej - jedynie prawdziwa. Innymi słowy religie inne (buddyzm, islam, religia mojżeszowa, hinduizm, wszelkie odłamy chrześcijaństwa, że już o świadkach Jehowy nie wspomnę) są gorsze, mniej wartościowe i zbawienia to one człowiekowi nie dadzą.
Cóż to oznacza? A to dokładnie, że katolicy są boską elitą wśród innowierców - błądzących i potępionych. Za wynoszenie własnej wiary czy wyznania ponad inne oraz poniżanie lub
znieważanie wierzących inaczej, polski kodeks karny w art. 257 (i kodeksy wszystkich cywilizowanych krajów) przewiduje karę pozbawienia wolności.
związku ludzi innych wyznań" - powiedział między innymi.
Do czego namawia Wojtyła? Do tego, aby opłacani przez państwo (czyli podatników) stróże pra-
DOBRODZIEJEM
To jednak mały pryszcz wobec tego, co powiedział papież ostatnio. Wezwał On bowiem sędziów i adwokatów na całym świecie, aby nie brali udziału w rozprawach rozwodowych: "Rozwody są złem również w przypadku
Zachodźże, słoneczko
Mądry król z "Małego Księcia" każdego dnia wydawał edykt nakazujący słoneczku wstawać gdy dniało i zachodzić, gdy miało się ku zmierzchowi, zapewniając sobie doskonałą egzekucję stanowionych monarszych praw.
Syryjczyk Prawodawca przeprowadził przez sejm minionej kadencji edykt nakazujący ograniczenie prędkości samochodów do 50 km/h w miastach. Po jedno-, dwudniowym spowolnieniu cyrkulacji, chy-żość pojazdów wróciła do normy, a policja wyłapuje jedynie wariatów, i nie dlatego, że jadą więcej niż pięćdziesiątką, lecz z tej przyczyny, że zachowują się na jezdni w sposób zagrażający innym uczestnikom ruchu. Policja działa rozsądnie, gdyż zbytnie przywiązywanie wagi do prawa stanowionego zakorkowałoby miasta na amen.
Cóż takiego mogłoby się stać, gdyby mądry król z "Małego
Księcia" zakazał słoneczku wschodzić o świcie? Być może nastąpiłyby na nieboskłonie jakieś miejscowe turbulencje, lecz generalnie dla ruchu ciał niebieskich edykt nie miałby większego znaczenia.
Kiedy Jan Paweł II wydawał edykt zalecający prawnikom powstrzymywanie się od pomocy w orzekaniu rozwodów przez sądownictwo powszechne, wkraczał na teren grząski z całą świadomością niebezpieczeństw. W państwach demokratycznych, do których grona aspiruje także katolicka Polska, sędzia ma zagwarantowaną przez konstytucję niezawisłość, podlega jedynie konstytucji i przepisom prawa szczegółowego. Edykt Watykanu jest więc bardzo poważną ingerencją w sposób funkcjonowania państw cywilnych i próbą wyważenia bram dla państwa wyznaniowego.
Każdy sędzia wyznania katolickiego może już dziś zrezygnować z togi i łańcucha z powodu konfliktu sumienia, ale na zawadzie
Czy "ścieżki zdrowia" są fikcją literacką? Spór historyczny próbuje rozstrzygać prokurator aresztowaniem książki.
Janusz Prokopiak: "Radomski Czerwiec 70. Wspomnienia partyjnego sekretarza". 240 str., format B5, okładka lakierowana, cena 20 zt + koszt wysyłki.
Zamawiam.........egz. książki.

Książka o kłamstwach i mitach na temat pacyfikacji Wybrzeża w 1970 r., dedykowana abpowi Tadeuszowi Goctowskiemu.
Jakub Kopeć: "Insurekcja Grudniowa 1970". W aneksie teksty oświadczeń sądowych Wojciecha Jaruzelskiego i Stanisława Kociołka z listopada i grudnia 2001 r. 200 str., format A4, okładka lakierowana, cena 19,50 zt + koszt wysyłki.
Zamawiam.........egz. książki. Podpis.....................................
Uwaga: niezależnie od liczby zamówionych książek koszt wysyłki za zaliczeniem pocztowym wynosi zawsze 9 zt. Wyślij: Wydawnictwo JJK, 01-680 Warszawa 14, skr. poczt. 97 lub e-mail: jjk@easymail.pl
w podjęciu takiej decyzji stanie sędziowska "nieśmiertelność", czyli nieusuwalność i dożywotnie uposażenie. Już raczej cywi-lista orzekający rozwody przekwalifikuje się na karnistę, skazującego ludzi na separację, niź-li odejdzie z branży.
Jak natomiast postąpią adwokaci, których uposażenie nie jest przez państwo wyznaniowe gwarantowane? Zwłaszcza w paskudnej sytuacji moralnej znaleźli się kauzyperdzi wyspecjalizowani w prawie rodzinnym. Niby - na podobieństwo skonflikto-wanych wewnętrznie sędziów - mogliby znaleźć sobie niszę egzystencjalną w orzekaniu separacji ludzi od społeczeństwa, lecz w zawodzie adwokata istnieje tak mordercza konkurencja, że wszystkie nisze wypełnione są do ostatniego miejsca - nikt się tak po prostu nie wciśnie.
W myśl marksowskiej zasady, wedle której byt kształtuje świadomość, a nie na odwrót, warunki bezwzględnej konkurencji zmuszą zapewne adwokatów do pewnego moralnego "popustititiel-stwa" i do pozostania na dawnych miejscach. Ale znajdzie się pewna liczba osób, które z tego powodu cierpieć będą katusze. Cóż doradzić adwokatom, którzy z racji hołdowania przykazaniom papieskim popadną w konflikt z własnym sumieniem? W celu odzyskania równowagi psychicznej, adwokaci tacy powinni działać na szkodę swoich klientów.
JAKUB KOPEĆ
wa, prawo to łamali. Oto sędzia, a zwłaszcza adwokat włoski, polski, niemiecki, francuski itd. powinien według papieża odmawiać nie tylko orzekania rozwodów, ale wręcz odmawiać uczestniczenia w sprawach rozwodowych.
Nie może być bowiem tak, aby prezes sądu np. w Suwałkach lub Paryżu wyznaczył do sprawy rozwodowej sędziego Iksa i ten Iks powiedział mu: "Wała! Papież mi zabronił, a Jego słowa więcej znaczą niż polskie czy francuskie prawo".
W niektórych polskich sądach sklerykalizowanie sędziów jest tak duże, że od lutego rozwody nie będą orzekane pewnie wcale. Jednak nasze prawo (i nie tylko nasze) rozwody dopuszcza. Nie bawmy się w eufemizmy: papież namawia do przestępstwa. Szanowni Państwo, za nakłanianie do przestępstwa grozi zaś sroga kara - do długoletniego więzienia włącznie.
Jest niemal pewne, że małżeństwa chcące się rozstać natrafią od teraz na niesłychane, dziwnie piętrzące się przeszkody.
To jest dokładnie tak, jak z aborcją. Aborcję można obecnie przeprowadzić według skonkordaciołowate-go prawa, tj. w przypadku zagrożenia życia matki lub gwałtu. A jednak nawet w tych, nielicznych przecież wypadkach, wielu lekarzy "z przyczyn religijnych" odmawia tego zabiegu. Były już w Polsce przypadki śmierci kobiet z owego powodu. Jakoś nikomu jeszcze za takie jaja z prawa włos z głowy nie spadł.
A wracając do tematu - znam wielu prawników i często z nimi rozmawiam. Z tych rozmów już dziś wynika jedno: kiedy adwokat chce wywalczyć rozwód dla swojej klientki (klienta), to musi mieć dobre układy w sekretariacie sądu. Jeśli arbitrem będzie "normalny" sędzia - rozwód zgodnie z prawem zostanie orzeczony. Jeśli ultrakatolik - rozwód ciągnąć się będzie latami, a te lata znaczone będą zwykle siniakami na twarzy bitej kobiety i płaczem głodnych dzieci, którym tatuś przynosi do domu jedynie zakrętki od butelek po wódce.
MAREK SZENBORN
Kolorowych ojców u nas ci dostatek. Nie idzie tu bynajmniej o prokreacyjne statystyki z udziałem obywateli o odmiennym kolorze skóry. Z kolorowych ojców najważniejszy jest ojciec niebieski. Tego najbardziej oszczędza ostrze ziemskiej krytyki. Zaraz po nim usytuował się biały ojciec. To funkcja przechodnia, a jej chwi-
Irena Mazurkiewicz. Ta starsza i powszechnie szanowana kobieta, widząc bijatykę nastolatków w pobliżu ruchliwej jezdni, postanowiła zainterweniować. Udała się... do klasztoru ojców Franciszkanów, którzy - jak ustaliła - prowadzą zajęcia z trudną młodzieżą. Podzieliła się z jednym brązowym mnichem swymi obawami co do przyszłości chuliganów. Jednak franciszkanin
Ojciec, prać?
łowi posiadacze, nie wiedzieć czemu, nazywani są ojcami świętymi. Na samym dole hierarchiczną piramidę podtrzymują ojcowie czarni i brązowi. Jak chociażby franciszkanie.
Struktury poziome, oddolne tego monolitu, nie zawsze nawiązują do tego, co robi góra. Zupełnie jak u nieboszczki partii z przymiotnikami polska, zjednoczona i robotnicza. Tam, kiedy oddanego działacza nazwano inaczej niż towarzyszem, ten obrażał się nie na żarty.
U franciszkanów nazwanie działacza inaczej niż ojcem może skończyć się wybuchem złości, a nawet agresją. Przekonała się o tym dobitnie mieszkanka Legnicy,
ani myślał jej słuchać. Interweniującą kobietę w niewybredny sposób wyproszono z zakonu. Dlaczego? Ponieważ zakonnik rozeźlił się nie na żarty, kiedy nazwany został panem, a nie ojcem. Omal nie doszło do zepchnięcia kobiety ze schodów.
Pan franciszkanin zapomniał najwidoczniej, że nawet swego Boga chrześcijanie nazywają PANEM Bogiem, a z rzadka tylko Bogiem Ojcem. Czyżby zatem ojciec brązowy chciał pokazać, że jest lepszy od niebieskiego? Jeśli tak, to całe szczęście, że kiedyś przyjdzie nam spotkać się tylko z tym drugim.
PAWEŁ POLAŃSKI
Nr 6 (10
8 - 14 II 2002 r.
F^KTYn
INJ
NA KLĘCZKACH
OGRODOWE KRWAWIENIE
Plf&A KOLUMNA
Jest jeszcze jeden taki kraj poza Polską, gdzie Matki Boskie wieszają się na ścianach, szybach i drzewach, a od czasu do czasu nawet sobie popłaczą. Ten bratni kraj to Włochy, a osobliwie ich część środkowa i południowa, czyli uboższa i bardziej zacofana. Właśnie uroczyście obchodzono siódmą rocznicę pojawienia się pierwszych krwawych łez na maryjnej figurce (patrz: foto) w ogrodzie niejakiego Fabio Gregori w Civitavecchia koło Rzymu. Kiedy zaczęły napływać tłumy pielgrzymów, miejscowy biskup Girolamo Grillo zdecydował o przeniesieniu zapłakanej Maryi do pobliskiego kościoła. Każdego tygodnia przybywa tam 4 tys. wiernych, a w ogrodzie ustawiać skarbonki... niezręcznie. Tymczasem Fabio ustawił w ogródku kolejną figurę, przywiezioną podobnie jak poprzednia z Medjugorie. Podobno ona również jest już "łaskami słynąca". To się nazywa mieć szczęśliwą rękę do interesu! (A.C)
UBRAĆ GOLIZNĘ!
Fakt, że porno kasety wideo znalazły się w ofercie wrocławskiego Media Markt, stał się przyczyną niemilknących protestów i zażaleń kierowanych przez brygady aktywu parafialnego, który stanowczo żąda wycofania filmów ze sprzedaży. Jak twierdzi personel, erotyczne filmy cieszą się umiarkowanym zainteresowaniem. Zgodnie z wymogami handlowymi są one zabezpieczone przed otwarciem przezroczystą folią, a stosowny napis informuje, że oferta skierowana jest do osób dorosłych. W czym więc problem? Może firma powinna zaprosić księdza, by za drobną opłatą poświęcił stoisko? I wtedy skończą się protesty? (P.P.)
KOŁCZYGŁOWY CD.
Na 400 tys. zł wyceniono szkody powstałe podczas pożaru kościoła w Kołczygłowach (patrz: "FiM" nr 51-52/2001). Wyceny szkód dokonano pod okiem Zdzisława Daczkowskiego, kierownika słupskiej Delegatury
Państwowej Służby Ochrony Zabytków, który w wywiadzie dla Radia Gdańsk stwierdził nawet, że "paradoksalnie pożar przyczyni się do przywrócenia świątyni dawnego blasku!". Proboszcz mówi, że ma już sponsorów, którzy sfinansują odbudowę. Jednym z nich jest samorząd gminy Kołczygłowy, w którego imieniu pomoc zapowiedział wójt Jerzy Talewski. Zaskakuje aktywność konserwatorska, gdy chodzi o odbudowę kościoła. Gdy kilka miesięcy temu rozbierano zabytkową elewację po wago-nowni w Słupsku, wówczas konserwator był rzekomo bezsilny i nie pomógł... (A.S.)
SKARBNIK
Tym naszym Czytelnikom, którzy zapisali się do Funduszu Emerytalnego "Skarbiec-Emery-tura", współczujemy szczerze dokonanego wyboru. Prezesem Towarzystwa zarządzającego tym funduszem został pan Jarosław Bauc. W Polsce, kraju wyznaniowym, autorstwo 90-miliardowej dziury budżetowej nie dyskwalifikuje ekonomisty. Są ważniejsze atrybuty, np. częstotliwość praktyk religijnych, spowiedzi itp. Zgadzamy się, iż Buzkowy minister musi z czegoś żyć, ale...? Nas nie dziwi dobór kadr dokonany przez prezesa BRE Banku, właściciela "Skarbca", Wojciecha Kostrzewę. Pan Bauc, zanim zajął się finansami kraju, pracował w Fundacji Leszka Balcerowicza CASE. Dziwnym trafem Kostrzewa zaczynał również karierę jako przyboczny obecnego prezesa NBP. Zgodnie z zasadą: kolega mojego kolegi jest moim kolegą. (A. Karw.)
KOALICJANCI
Gratulujemy naszemu premierowi Millerowi partnerów koalicyjnych. Tęgie umysły narodowego skrzydła PSL (Zdzisław Pod-kański [na zdjęciu], Stanisław Kalemba) na łamach "Nowej Myśli Polskiej" (nr 3) zdemaskowały antychłopską agenturę umieszczoną w kierownictwie ich własnej partii. Ich zdaniem, zdrajcy i wrogowie narodu polskiego, tradycji, wiary i kultury zostali nasłani na PSL przez wrogie Polsce siły, chcące oddać kraj w brukselską niewolę.
Należą do tej zdradzieckiej grupy prominentni działacze tej partii: Przemysław Szustakiewicz (były rzecznik prasowy PSL), Aleksander Łuczak, a nawet sam Jarosław Kalinowski. Według Podkańskiego, PSL wbrew woli swoich wyborców wszedł w obrzydliwą koalicję z jeszcze gorszymi degeneratami z SLD i UP.
Nie dziwiłoby nas, gdyby te bzdury głosili polityczni nowicjusze, ale gdy tak czynią posłowie piastujący mandat trzecią lub czwartą kadencję, musimy postawić pytanie o trzeźwość ich umysłów. Liderem narodowo-katolickich poglądów w PSL jest ten sam Zdzisław Podkański, który jako minister kultury chciał się umówić ze zmarłym już malarzem Józefem Czapskim. Tak to jest z tymi prawicowcami, specami od narodowej kultury... (A. Karw.)
KATOLIK SKRZYWDZONY
, t |
I t
W \

Prof. Marek Budzyński, ten który wygrał pierwszy konkurs na projekt Świątyni Opatrzności Bożej (na zdjęciu), uważa, że jemu jako Katolikowi (on sam zawsze pisze się przez duże K) stała się w Polsce wielka krzywda. Odstąpiono mianowicie od jego genialnej wizji świątyni, wykręcając się przyczynami finansowymi i technicznymi. Budzyński na łamach "Architektury" twierdzi, że od samego początku padł ofiarą spisku trzech "księży biznesmenów" z Zarządu Fundacji Budowy Świątyni. Oni to, chociaż wcześniej sami podpisali werdykt jury zatwierdzający projekt, tak skutecznie dezawuowali jego wizję, aż zapadła decyzja o odstąpieniu od jej realizacji. Zorganizowali drugi, tym razem tajny konkurs na nowy projekt. Największym zarzutem, jaki Budzyński stawia zarządowi fundacji, jest jednak to, że uczyniła ona z budowy "Wotum Wdzięczności Narodu" - prywatny interes. I ów Naród, zdaniem profesora, powinien o tym wiedzieć, ale tak się składa, że jego wyjaśnień w katolickim kraju nie chce publikować prasa. Więc jednak spisek? Zachęcamy mistrza Budzyńskiego gorąco do dalszych bojów o tę Wielką Narodową Sprawę, w myśl zasady, że gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. W przypadku zaniechania budowy tego Pomnika Polskiej Głupoty na pewno najbardziej skorzystałby naród polski, ten przez małe n. (A.K.)
COITUS NON INTERRUPTUS
Radni w Rzeszowie (no bo gdzieżby indziej) uchwalili, że za każdy coitus (stosunek płciowy) zakończony porodem mamusia dostanie 800 złotych.
Rzeszowianki są w euforii i w zaciszach alków chytrze przeliczają kapuchę. Urodzić raz za 800 złociszów to żadna sztuka, ale zaciążyć za takie np. 4 tys., to byłby całkiem niezły docho-dzik na boku (dowolnie wybranym). Wystarczy jedynie dopaść ogiera, koguta albo jeszcze lepiej gościa-specjalistę od ciąż mnogich; reszta to bułka z masłem... Małym metrażem czy drogimi pieluchami też nie ma się co przejmować. Wszak nikt nie powiedział, że owoce miłości (?) trzeba samemu wychowywać. Jest XXI wiek! Domy dziecka prowadzone przez siostrunie z instynktem macierzyńskim stoją otworem - że o nielegalnych adopcyjkach (dodatkowy dochód!) już nie wspomnę.
Kochane baby, teraz już nie pora na Boyowskie "i chciałabym, i boję się". Nie płaczcie też, że stan błogosławiony nie trwa, powiedzmy, czterech tygodni. No... to byłoby już czyste puszczalstwo.
Weźcie sobie osobiście do... serca rydzykowe nawoływania
0 zwiększenie prokreacji. Wszak lenistwo to grzech główny. O grzechu zaś niewyłażenia z łóżka jakoś nie słyszałam. Przeciwnie!
Swoją drogą zastanawia mnie, skąd w Rzeszowie - mieście zadłużonym na ponad 100 min zł
- znajdą się pieniądze za "złote strzały" w alkowach? Logika podpowiada, iż z pewnością dołoży się miłujący wielodzietność Kościół katolicki.
Oto skuteczny sposób na walkę z antykoncepcją! Od dziś
- żadnych prezerwatyw, pigułek
1 coitus interruptus (stosunku przerywanego)! (LiS)
ANTYPAPIESCY WŁOSI
Apel JP II nakazujący katolickim prawnikom nieuczestnicze-nie w rozprawach rozwodowych wywołał powszechne oburzenie we Włoszech. Ankieta przeprowadzona przez instytut Datamedia wskazuje, że aż 87,5 proc. Włochów nie zgadza się z papieżem.
Mało tego, mieszkańcy Italii uważają, że poprzez swoje sugestie "papież ingeruje w sprawy obcych państw i osobiste wybory ludzi".
(A.C.)
DZWONOCIĄGI
Komitet Budowy Wodociągów i Kanalizacji w podkrakowskim Zabierzowie, na którego koncie po zakończeniu inwestycji pozostała niebagatelna kwota 297 tys. złotych, postanowił przeznaczyć znaczną część tych pieniędzy na odlanie czterech dzwonów i postawienie dzwonnicy w kościele parafialnym. Taka decyzja fanatyków budzi protesty wielu mieszkańców, za których pieniądze przez 10 lat budowano sieć wodociągową i kanalizacyjną. Uważają oni, że w brudnym i niedo-inwestowanym Zabierzowie są znacznie pilniejsze potrzeby, takie choćby jak budowa 300 metrów wałów wzdłuż Rudawy. Gdy woda zaleje rejon ulicy Rodziny Poganów, pozostaną modły i bicie w święte dzwony. (R.P.)
WRÓCIŁ DO RZYMU
Najstarszą świątynią w Złotoryi jest kościół św. Mikołaja z XIII wieku (poniżej na zdjęciu). Od czasu reformacji był świątynią protestancką. W okresie tym był parokrotnie przebudowywany i upiększany. Po wyjeździe ewangelików po drugiej wojnie światowej - wymagający kosztownych remontów kościół zgodziła się objąć parafia polskokatolicka. Odtąd świątynia funkcjonowała pod wezwaniem św. Krzyża. Odnowiono dach i wnętrze, a potem portal główny. Wierni jednak wykruszyli się albo powymierali. Kilku pozostałym przy życiu wyznawcom wyznania polskokato-lickiego postawiono ultimatum: albo sami utrzymujecie kościół (znajdujący się notabene na terenie komunalnego cmentarza), albo postąpicie z duchem ekumenizmu i oddacie świątynię rzymskim katolikom. I tak papiści zyskali kościół, a narodowcy moralną satysfakcję. Uroczystego poświęcenia nowego nabytku dokonał osobiście biskup Tadeusz Rybak. Wszak kościół użytkowany przez stulecia przez ewangelików i polskokatolików nie był dość święty, by można tam było odprawiać katolickie msze. (P.P.)
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
Nr 6 (101
8 - 14 II 2002 r.
RIO brawo!
W "FiM" nr 50/2001 opisaliśmy kulisy zawłaszczania pieniędzy z budżetu Szczecina przez stowarzyszenia i fundacje kościelne oraz świeckie, kierowane przez szczecińskich radnych. Konkretnie - mowa była o tak zwanym "funduszu kapslowym", w którym znajdują się pieniądze pochodzące z wydawania przez miasto koncesji na alkohol oraz zezwoleń na prowadzenie punktów sprzedaży i konsumpcji alkoholu. Oto dalsze losy sprawy.
Średnio fundusz ten w Szczecinie wynosi 3 min zł rocznie. Wspomniane pieniądze są przeznaczone na profilaktykę antyalkoholową, rozwiązywanie problemów alkoholowych i realizację zadań wynikających z ustawy o wychowaniu w trzeźwości. Tymczasem pieniądze ze szczecińskiego funduszu kapslowego zostały podzielone (czytaj: rozdrapane) przez fundacje i stowarzyszenia. Tak się składa, że organizacje te są reprezentowane przez radnych miejskich i mają mniejszy lub większy związek z Kościołem katolickim.
Tymczasem w Gdańsku państwo radni mieli mniej szczęścia. Identyczny ze szczecińskim numer z gdańskim funduszem kapslowym spowodował awanturę ("FiM" nr 48/2001).
Tamtejsza Regionalna Izba Obrachunkowa (RIO) zabrała się do kontroli pieniędzy, które Kościół katolicki dostaje z kas samorządowych przy ewidentnych błędach proceduralnych i formalnych, niezgodnie z ustawą o zamówieniach publicznych.
Pieniędzy tych było dużo - 2 min zł (w Szczecinie: 3 min); przede wszystkim dostał je Caritas. W tej sytuacji wiceprezydent Gdańska, Adam Landowski, zapowiedział ukaranie prawników. BRAWO!
W wypadku słówka "przykościelne" (określającego dotowane z publicznych pieniędzy organizacje) inspektorzy RIO opuścili - i słusznie! - przedrostek "przy", a finansowanie Kościoła katolickiego przez samorządy jest w Polsce niezgodne z prawem.
W gdańskim ratuszu trwają gorączkowe działania zmierzające do znalezienia winnych.
Broniąc swojej fajnej posady, wiceprezydent Landowski już wyciągnął konsekwencje wobec pracowników ratusza odpowiedzialnych za kontakty z organizacjami pozarządowymi. Dostało się głównie urzędnikom realizującym zadania z zakresu pro-filaktyki uzależnień alkoholowych. Mimo to profilaktyka antyalkoholowa i antynarkotykowa ciągle pozostają w Gdańsku teorią, ponieważ obydwie dziedziny pozbawia się funduszy. A jak wiemy, każda gmina ma obowiązek finansowania profilaktyki uzależnień. W każdym budżecie gminy jest zapisany specjalny
O
rozdział, na którym zgromadzone są pieniądze z opłat za pozwolenia na sprzedaż alkoholu. Z dotacji korzysta Caritas, kościelne ochronki, świetlice, wspólnoty parafialne itp. Działalność ich nie ma zwykle nic wspólnego z terapią antyalkoholową czy antynarkotykową, ani też z profilaktyką. Nie sposób uznać za profilaktykę wycieczki organizowane (za pieniądze podatników!) dla aktywu parafialnego. Na razie nie wiadomo, jak skończy się sprawa "odkrycia" RIO w Gdańsku. Na razie Zarząd Miasta Gdańska "obiecał poprawę" i zapowiedział wyegzekwowanie zwrotu pieniędzy od przykościelnych organizacji. Można spokojnie uważać, że to tak samo, jakby poprosić ojca Rydzyka o zwrot kasy za świadectwa udziałowe albo o zapłacenie podatku od reklam emitowanych na antenie tegoż.
Gdański wypadek wywołał zaniepokojenie w innych gminach, w których władzę piastują świeckie sługi Kościoła. W wielu gminach trwa obecnie "trzepanie" dokumentów finansowych, do których zastrzeżenia mogłaby mieć RIO. Ta zaś ostatnimi czasy przestała się bać Kościoła. Natomiast w Szczecinie, nawet po wy-trzepaniu tego i owego, fakty pozostaną faktami. Przypominamy, że:
- Fundacja "Światło i Życie", którą "opiekuje się" i na której koszt żyje radny Olgierd Wojciechowicz, otrzymała na działalność statutową 65 tys. zł. Działalność statutowa nie ma nic wspólnego z profilaktyką antyalkoholową.
- Janusz Modrzejewski, jako reprezentant Stowarzyszenia Rodzin Katolickich, wydusił z funduszu kapslowego 140 tys. zł na otwarcie Ośrodka Promocji Wspierania Rodziny przy Stowarzyszeniu Rodzin Katolickich. Dyrektorem Ośrodka Wspierania Rodziny jest Małgorzata Modrzejewska - żona radnego Modrzejewskiego. Stowarzyszenie otrzymało 50 tys. zł na dofinansowanie adaptacji budynku, który będzie jegą siedzibą!
- Miejskiemu Ośrodkowi Pomocy Społecznej przekazano 23,7 tys. zł na zakup kserokopiarki i komputera z oprogramowaniem (koszt ksero i komputera - 7 tys. zł).
- Centrum Edukacyjne Archidiecezji Szcze-cińsko-Kamieńskiej dostało od miasta 203 tys. zł (na organizację kolonii dla dzieci, która jednak nie została oficjalnie potwierdzona).
- Stowarzyszenie Rodzin Katolickich (przy którym kręci się radny Wojciechowicz z radnym Modrzejewskim) otrzymało 12 tys. zł na propagowanie naturalnych metod planowania ciąży (oficjalnie wydano tyle kasy na badania śluzu...).
- Stowarzyszenie na rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym, prowadzone przez radną Barbarę Jaskierską, na projekt "Kreatywni w II Tysiąclecie" otrzymało 19,55 tys. zł. W 2001 r. otrzymało 1 min zł na rozbudowę swojego ośrodka i 70 tys. na działalność statutową. Nie mieliśmy pojęcia, że upośledzeni tak chleją!
Fundusze kapslowe polskich gmin jeszcze wzrosną, gdyż mają wzrosnąć koncesje na sprzedaż alkoholu. Ciekawe, na co zostaną wydane? Będziemy śledzić te wydatki, a zwłaszcza przypadki rozdrapywania publicznych pieniędzy "w imię Boże".
ALEKSANDRA SABOT (za "Punktem Widzenia")
Miasto Białystok tonie w długach. W budżecie na ten rok władza miejska - złożona głównie z działaczy Archidiecezjalnego Instytutu Akcji Katolickiej - dług określiła na 116 min zł, jednak wtajemniczeni mówią, że na tym się nie skończy. Będzie więcej. Planuje się już nawet sprzedaż (zamiast dzierżawy) lokali użytkowych w centrum miasta, co przypomina wyprzedaż mebli z mieszkania.
Ale władza jednocześnie ma szeroki gest. W pobliżu siedziby miejscowego biskupa Wojciecha Ziemby stoi sobie potężna szkoła (na zdjęciu). Do niedawna mieściły się w niej podstawówka i Liceum Ogólnokształcące im. Zamenhofa. Z całą pewnością - więcej niż szkoła wart
jest rozległy plac pod nią. Wszystko to w samym sercu miasta. Już trzy lata temu ratuszowi obmyślili perfidny plan przekazania szkoły ku-riewnym, ale w taki sposób, żeby pyskujący rodzice, nauczyciele i radni lewicy nie krzyczeli za głośno. Nie obeszło się przy tym bez kłamstw pospolitych. Otóż w 1998 r. nie ogłoszono naboru do I klasy liceum, co już dawało sygnał, że towarzycho coś kombinuje. Jednocześnie miasto przerobiło korytarz na kilka sal, na razie lekcyjnych.
W salach tych zasiedli uczniowie płatnej szkoły średniej Stowarzyszenia Rodzin Nazaretańskich z... Częstochowy. Skąd w Białymstoku znalazła się częstochowska placówka - diabeł jeden wie.
Pasibrzuchy
Samorządy również zostały dotknięte
polityką oszczędnościową. Zaciągają
więc coraz to nowe kredyty. Nie ustają
jednak w wysiłkach, by robić dobrodziejom
dobrze. Zwłaszcza że zbliżają się wybory
samorządowe i poparcie ambon będzie
wskazane nadzwyczaj.
W następnych latach nadal nie prowadzono naboru do liceum państwowego, podobnie jak do podstawówki, dzięki czemu
szkoła zmarła
w sposób jak najbardziej naturalny. Podobnie znikło imię patrona - powszechnie wiadomo, że Żyda. Trzy miesiące temu zarząd miasta, nie licząc się z opinią publiczną, tragicznym stanem kasy miejskiej, a już najmniej z post-komuszą opozycją, sprzedał szkołę wraz z placem kurii arcybiskupiej za 20 proc. wartości. Wszystko oczywiście odbyło się legę artis. Na takie opusty, przy sprzedaży budynków przeznaczonych na cele oświatowe, zezwala
znowelizowana ustawa o gospodarce nieruchomościami.
- Dziwi nas to - mówi radny BKS Lewica Jerzy Jamiołkowski - bowiem prezydent Ryszard Tur zapewniał nas nie tak dawno, że budynek i ziemia zostaną sprzedane w trybie przetargowym.
Biegły wycenił nieruchomość na 1,5 min zł, co naszym zdaniem jest sumą śmieszną, bowiem sama ziemia, na której stoi szkoła, w takim punkcie miasta jest znacznie więcej warta. Przy zastosowaniu 80-procentowej bonifikaty dobrodzieje mają zapłacić 300 tys. zł, i to w dwóch ratach. Nie dość, że za psie pieniądze weszli w posiadanie rewelacyjnej nieruchomości, to od uczniów pobierają czesne.
Ośmielamy się także wyrazić przypuszczenie, że miasto wysupła te parę groszy i
wielebnym domek wyrychtuje
odpowiednio, bo on remontu potrzebuje. Żeby nie kłuć w oczy oponentom farbą i cementem, w świątobliwe ręce przekaże się kilka dotacji na walkę z alkoholizmem. I będzie jak znalazł na wapno.
Podczas tegorocznych wyborów samorządowych włodarze miasta będą jak zwykle potrzebowali poparcia kleru, żeby o kolejne cztery lata przedłużyć swoją kadencję. Zwłaszcza że prawica nie najlepsze ostatnio ma w RPa-rafialnej notowania. W 1998 r. przed ołtarzami w białostockich kościołach stały tzw. szwedzkie stoły, znane z hotelowych restauracji. Tym razem miast miecha i sera, spoczywały na nich ulotki przykuriewnych kandydatów. Nie mówiąc już o karteczkach z ich nazwiskami, żeby babki różańcowe nie pomyliły się podczas głosowania.
Jeżeli ktoś sądzi, że urzędasy Glempa robią to bezinteresownie, jest w bardzo wielkim błędzie.
JANUSZ WRUBEL Fot. Autor
Nr 6 (10
8 - 14 II 2002 r.
F^KTYn
INJ
POLSKA PARAFIALNA
Seks, kłamstwa i katechetka
Zamiast happy endu w Ameryce, związek między Wiesławą a Antonim zakończył się w sądzie. Katechetka z Sosnowca najpierw okradła swego partnera, a teraz domaga się zwrotu pieniędzy za to, że była jego... kurtyzaną.
Antoni Zander (na zdjęciu) był kawalerem z odzysku, a Wiesia M. młodą panną jak najbardziej, a dodatkowo katechetką całą gębą. Poznali się na pływalni i pomimo dużej różnicy wieku (20 lat) zakochali się w sobie. Samo życie!
Po kilku latach trwania związku postanowili powiedzieć sakramentalne "tak" przed ołtarzem. Niestety, rodzina Wiesławy była przeciwna. Nie mieściło się bowiem tacie i mamie w głowie, że młoda dziewczyna z katolickiego domu, ucząca religii w dodatku, może spędzić życie u boku podstarzałego rozwodnika, w dodatku z dzieckiem na koncie.
Ponieważ żadne perswazje i prośby zdały się psu na budę, zakochani - niczym w hollywoodzkim melodramacie - postanowili poszukać wspólnego szczęścia za oceanem, a Antoni Zander załatwił sobie nawet pracę u kolegi w Stanach. Wszystko zaplanowali dokładnie: najpierw Antoni wyjeżdża do Austrii i tam poprzez obóz dla uchodźców emigruje do
Ameryki, a Wiesława do ukochanego dołączy wkrótce.
Zgodnie ze scenariuszem, w marcu 1988 r. zakochany Antoni trafił do austriackiego obozu. Rozpoczęła się zwyczajna ge-
henna emigracji. Niestety, okazało się, że o wiele gorszy los miał go spotkać za sprawą ukochanej. Cotygodniowe rozmowy telefoniczne jeszcze nie wskazywały, że coś idzie nie tak. Dopiero kiedy
zaprzyjaźnione małżeństwo Wiesławy trafiło na obczyznę, Antoni przypadkowo usłyszał
szokujące nowiny.
Gdy opowiedział, że wkrótce chce wziąć ślub ze wspólną znajomą, usłyszał, żeby lepiej dał sobie spokój i zapomniał, C bo ta ma innego i ani jej w głowie uciekać za granicę. Niestety, owe smutne rewelacje okazały się prawdą, więc ich drogi się rozeszły. Wiesława miała jeszcze tylko oddać klucze od mieszkania kuzynowi Antoniego.
Tymczasem odkochany Zender szukał zapomnienia w pracy, przeto przez kilka lat pobytu w Austrii dorobił się niezłej kasy. Największa w życiu niespodzianka czekała Antka dopiero po powrocie do Polski. Tu okazało się, że jest
poszukiwany przez policję... za niepłacenie alimentów.
Zdziwił się niepomiernie, bo dobrze pamiętał, że dał stałe zlecenie bankowi, by ten dokonywał comiesięcznych przelewów na konto dziecka, a konto miał spore.
To jednak nie był koniec rewelacji. Przeraził się, gdy stwierdził, iż Wiesia nie tylko doszczętnie okradła mu mieszkanie, ale jeszcze
fałszując pozostawione in blanco czeki (foto poniżej), wyczyściła mu konto do spodu, zagarniając kilkadziesiąt tysięcy złotych. W ten sposób zaśle- ^^~ piony ^^
kpina, sam ustaliłem, że sprzedała swoje mieszkanie w Zagórzu, a zakupiła inne, warte obecnie około 280 tysięcy złotych - opowiada o swoich perypetiach zmartwiony Antoni. 1 marca 2000 r. Wiesława przekazała Sądowi Okręgowemu w Katowicach szokujące oświadczenie, w którym poinformowała, że w związku z roszczeniami Antoniego Zandera będzie domagać się zwrotu "należności z tytułu
świadczonych usług seksualnych
^"^ stracił najpierw mi- łość swojego życia, później graty z domu, a na koniec ciężko zarobiony majątek.
Kiedy zorientował się, jak wy-rolowała go ukochana katechetka, pobiegł do sosnowieckiej prokuratury. A ta... umorzyła postępowanie. Zdesperowany Antoni poskarżył się na nierzetelnego prokuratora do Komisji Praw Człowieka przy Radzie Europy. Bez skutku.
Uparciuch nie dawał jednak za wygraną. Za wszelką cenę chcąc odzyskać ukradzioną forsę, oddał sprawę do sądu w Katowicach. Ten, ponieważ oskarżana nie zgłosiła się na żadną rozprawę, wydał skazujący wyrok zaocznie, w trybie klauzuli wykonalności przez komornika.
- Niestety, skazana przyszła do niego i oświadczyła, że jest na rencie z mężem i nie ma pieniędzy. To
na rzecz powoda. Utrzymywałam z Zanderem przez pewien okres czasu bliskie stosunki" - tłumaczyła w oświadczeniu. Ale heca! To znaczy, że katechetka przyznaje się do kradzieży. A teraz, kiedy sąd nakazuje jej wszystko oddać, tłumaczy się, że była k..., no, powiedzmy kurtyzaną Antoniego! Ciekawe czy tylko jego?
Sędzia oddalił wniosek skazanej i komornik zaczął ściągać po 80 zł miesięcznie. Ku zdumieniu Antoniego nie trwało to długo, bo już kolejne orzeczenie sądu zawiesiło wykonanie wyroku spłaty szacowanej kwoty. Po latach sądów i domagania się zagrabionej własności, Antoniemu pozostało odwołanie do ministra sprawiedliwości. O decyzji tegoż poinformujemy.
Okazuje się, że miłość jest ślepa. Nawet kiedy zakochasz się w katechetce, musisz uważać - zamiast świętej możesz spotkać zwykłą złodziejkę.
JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
Całe życie wiernie służył Kościołowi. Był cenionym przez ludzi organistą. W nagrodę spotkało go najgorsze: choroba, szpital, wyrzucenie z pracy, szykany proboszcza i poniżająca walka o sprawiedliwość. Na własnej skórze przekonał się, że prawdę mówią księża o sprawiedliwości, której można się doczekać chyba tylko w Niebie...
Rodzina Nowaków z dziada pradziada była katolicka. W domu Jana w R. mieszkał kiedyś ksiądz, jeszcze zanim powstała tam placówka duszpasterska. To właśnie Jan Nowak, jako organista, wraz z pierwszym plebanem tworzyli zręby parafii. Kiedy jednak pod wpływem sugestii bpa Stanisława Smoleńskiego z Krakowa zaproponował przekształcenie rady parafialnej w Komitet Budowy Kościoła, napotkał ostry sprzeciw kolejnego proboszcza, ks. Czesława G., który natychmiast się Jana pozbył. Nie pozwolił, aby organista patrzył mu na ręce, kiedy przechodziły przez nie grube miliony. Jan przeżył to boleśnie.
W zamian za walkę o powstanie nowej kościelnej placówki, narażanie się na szykany ze strony SB i milicji, teraz, jak na ironię losu, jako osoba niewygodna dla księdza - musiał odejść. Nie przypuszczał wtedy, że za kilkanaście lat
historia miała się powtórzyć...
Po kilku latach proboszcz z sąsiedniej wsi (woj. małopolskie), ks. Franciszek N., zaproponował Janowi pracę organisty w swojej
Na kościelną nutę
parafii. Kilka pierwszych lat służby proboszcz potraktował jako okres próbny. Wreszcie, w 1990 r., zawarł z Janem umowę o pracę. Przez lata posługi w parafii, ksiądz ciągle zapewniał go o swojej przyjaźni.
Nic więc dziwnego, że Jan Nowak spodziewał się - po 35 latach pracy dla Kościoła - jakiegoś uznania lub podziękowania. Nie spotkał go jednak ani biskupi order, ani choćby gratulacje. Zamiast tego... stracił pracę. Poszło oczywiście o pieniądze. Nowak, po 13 latach pracy w ostatniej parafii, śmiał upomnieć się o swoje zaległe wynagrodzenie. Przez cały czas bowiem nie otrzymywał wynagrodzenia za granie na mszach. Utrzymywał się z datków za śluby i pogrzeby. Efekt? Proboszcz wyrzucił go z pracy. Już wcześniej sielanka zaczęła się psuć, gdy na ple-banii pojawiła się nowa gospodyni, rzekoma kuzynka księdza.
Prawdziwa gehenna zaczęła się dla Jana wraz z atakiem choroby wieńcowej w 1998 roku. Trafił do szpitala w Oświęcimiu, potem do kliniki w Ochojcu. Wyszedł z opresji dopiero po pół roku. Gdy Jan leżał w szpitalu, pleban nawet go nie odwiedził. A gdy organista wrócił do pracy, odczuł, że proboszcz przestał darzyć go życzliwością.
Podczas kolędy na przełomie 1998 i 1999 r. ksiądz miał zbierać datki parafian za jego posługę jako organisty. Proboszcz skierował nawet specjalny komunikat, by podziękować za rok pracy i wesprzeć leczącego się Nowaka (który w tym czasie kolejny raz trafił do szpitala). Jan zebranych pieniędzy jednak nie dostał. Naiwnie myślał, że zebrana ofiara będzie jak znalazł na kosztowne leczenie. Żeby odzyskać swoje pieniądze, interweniował - bezskutecznie - u ks. dziekana. Schorowany organista dał więc upoważnienie zięciowi, by odebrał należność, ale to jeszcze bardziej rozjuszyło plebana. "Będę miał dla przyszłego organisty!" - miał zagrzmieć. Gdy Jan od stycznia do kwietnia 1999 r. zaliczał cztery szpitale, proboszcz szykanował jego rodzinę. Obraźliwe telefony, rozsiewane po parafii plotki nękały i uprzykrzały życie jego najbliższym. Zdesperowany organista
szukał ratunku w kurii
bielsko-żywieckiej u kanclerza ks. Stanisława Dadaka. Bez rezultatu. Po powrocie z kuracji okazało się, że proboszcz zdążył już w tym czasie... przyjąć rezygnację Nowaka z pracy organisty. Jan przeżył szok, bo wypowiedzenie na jego własną prośbę było kłamstwem.
Nie poddał się i walczył o prawo do pracy i wynagrodzenia. Kolejna interwencja u kanclerza kurii przyniosła częściowy sukces. Po kilku tygodniach otrzymał od księdza kopertę. O wysokości kwoty ksiądz poinformował Jana w obecności kilku parafian. Tymczasem po przyjeździe do domu organista przekonał się, że brakowało 3 tys. zł. W rozmowie telefonicznej pleban wyjaśnił mu, że kwotę potrącił sobie... za długi jego rodziny.
Kolejny problem pojawił się, kiedy Nowak chciał unormować sprawy ubezpieczenia i poprosił księdza o świadectwo pracy. Proboszcz odmówił. Sprawa trafiła więc do Sądu Pracy w Oświęcimiu, który dopiero po roku nakazał plebanowi wydać dokument. Po odwołaniu się księdza, Sąd Okręgowy w Bielsku-Białej w grudniu 2001 r. zmienił wyrok na niekorzystny dla Nowaka, ale do dziś nie przysłał uzasadnienia poszkodowanemu organiście. Przy okazji korespondencji z sądem proboszcz doniósł na swojego byłego pracownika do urzędu skarbowego, wyliczając, jakie miał dochody i informując, że od kilku lat prowadzi on działalność gospodarczą.
Kiedy rozgoryczony, lecz w gruncie rzeczy naiwny organista spogląda wstecz, żal ściska mu serce, bo całe życie poświęcił Kościołowi, służąc mu wiernie i uczciwie przez długie lata. W nagrodę potraktowano go jak śmiecia. Rozgoryczenie Jana potęguje świadomość, że nawet podczas okupacji wojennej czy PRL-owskich prześladowań - nikt go tak nie poniżył, jak teraz, w wolnej Polsce, katolicki ksiądz.
J.R.
Dl
POLSKA PARAFIALNA
FAKTY
Nr 6 (101
8 - 14 II 2002 r.
Skóra
i komora
- Proszę księdza, ksiądz dostanie gratis telefon komórkowy i nieograniczony limit na rozmowy, a w zamian - jak ktoś będzie wyciągał kopyta - to ksiądz do nas tyrknie.
Czy tak wyglądają u nas rozmowy urzędników Watykanu z właścicielami zakładów pogrzebowych? Pewnie tak, bo proceder ów kwitnie.
Możemy pogratulować reporterom "Wyborczej" i "Radia Łódź" fantastycznego, ale i porażającego dziennikarskiego śledztwa, którego finałem był artykuł "Łowcy skór". Już nie tylko kraj, ale i cała Europa zamilkła po nim w niemym przerażeniu.
My zaś..., jak to "FiM", znaleźliśmy inne odpryski tej sprawy, a odpryski prowadzą wydeptaną ścieżką do plebanii księży dobrodziejów.
Mamy oto wiele sygnałów z całej Polski, że niektórzy przedstawiciele kleru katolickiego nadzwyczaj często i dużo rozmawiają z telefonów komórkowych. Tak jakby wcale nie musieli liczyć się z niemałymi przecież kosztami połączeń. Nasi informatorzy twierdzą, że rzeczywiście nie muszą.
- Byłem naocznym świadkiem sytuacji, w której ksiądz przyjął telefon komórkowy z dużym limitem darmowych rozmów, a w zamian miał
"tylko" informować
darczyńcę - czyli zakład pogrzebowy, że właśnie udaje się do "klienta" z ostatnim namaszczeniem. W Toruniu, gdzie mieszkam, jest to proceder nagminny, a telefony rozdawane są nie tylko księżom, ale i szeregowym pracownikom szpitali i prosektoriów.
- Z takiej komórki to ksiądz może korzystać do bólu, naszego bólu. Jednak pod warunkiem, że będzie informował, co się kręci w "biznesie", a zwłaszcza gdy jedzie z ostatnim namaszczeniem do chorego - usłyszeliśmy od pracownika zakładu pogrzebowego, który poprosił o anonimowość.
W szpitalach księża są zatrudniani na oficjalnych etatach i biorą forsę z kasy chorych (czyli naszej), która de facto finansuje lecznice. Tak jest przynajmniej w Chojnicach (woj. pomorskie), o czym nie bez złości poinformował nas Wojciech M. - technik w miejscowym prosektorium. Ksiądz najlepiej wie, kto właśnie
rozstał się z tym pięknym światem, jest po prostu
pierwszy przy skórze.
M. postanowił przerwać trwającą dziesięć lat zmowę milczenia i powiadomił prokuraturę o procederze handlu zwłokami. Wyglądało to tak: natychmiast
u boku biskupa Jana Szlagi. Takie towarzystwo musi robić wrażenie!
Wojciech M. za głośno wyrażany brak akceptacji dla takiego obrotu spraw został wyrzucony z pracy. Poszedł więc do Prokuratury Rejonowej w Chojnicach, a ta wszczęła śledztwo.
- Prowadzimy postępowanie wyjaśniające w sprawie przeciekania informacji o zmarłych i ich rodzinach ze szpitala do zakładu pogrzebowego - poinformował nas Mieczysław Brunke, szef Chojnickiej prokuratury. - Sprawa dotyczy także
Zastępca dyrektora szpitala w Chojnicach odmówił nam podania bardziej szczegółowych informacji na ten temat. Powiedział jedynie, że wie o prokuratorskim śledztwie, a z zakładem pogrzebowym, o którym mowa, szpital jest związany umową od 10 lat.
O co tyle zamieszania, skąd łamanie prawa, czyli o co idzie cała gra? Jak to o co? O, bagatela, ponad 4 tysiące złotych, bo tyle wynosi wypłacany przez ZUS zasiłek pogrzebowy. Tych pieniędzy rodzina zmarłego zazwyczaj jednak nie widzi, bo zabiera je ksiądz i firma pogrzebowa. Tajemnicą poliszynela jest fakt, iż znaczną część tej kwoty otrzymuje osoba, która doprowadzi do zamówienia usługi pogrzebowej w danym zakładzie. I tak się dziwnie składa, że osobami naganiającymi zakładom klientów są bardzo często księża.
Przyjrzyjmy się jeszcze innym podobnym przypadkom. Ot, choćby z okolic Słupska. O księdzu Tomaszu Kroplewskim, proboszczu parafii w Zagórzycy gmina Damnica, pisaliśmy przed tygodniem i przedstawiliśmy kolportowaną przez niego ulotkę nakazującą wiernym korzystanie wyłącznie
po śmierci pacjenta w szpitalu pojawiali się pracownicy "zaprzyjaźnionego" zakładu pogrzebowego. Nie mieli daleko, bowiem zakład ów wynajmuje pomieszczenia w... szpitalu: - To już nie był handel detaliczny, lecz hurt ludzkimi zwłokami
- opowiada Wojciech M.
Aby pacjenci - przyszli klienci
- nie mieli wątpliwości, gdzie należy "udać się po śmierci", właściciel zakładu powiesił na ścianie swoistą reklamę: zdjęcie, na którym widnieje
podrabiania dokumentów niezbędnych do załatwiania formalności pogrzebowych.
Prokurator przesłuchała już M., który powiadomił o procederze. Nieoficjalnie, od jednego z prokuratorów dowiedzieliśmy się, że
"sprawa
jest bardzo rozwojowa".
Do prokuratury zgłaszają się pierwsi świadkowie.
z usług firmy "Hermes". Przyjrzymy się bliżej temu panu, ze szczególnym uwzględnieniem zysków, jakie czerpie z procederu handlu skórami własnych parafian.
Na wsi koszt pogrzebu jest dużo niższy niż w mieście. A w mieście zakłady pogrzebowe zwracają rodzinom około 1000 zł z zasiłku pogrzebowego. Jak Państwo myślą, czy na wsi również oddaje się rodzinom jakieś
pieniądze? Odpowiedź brzmi: NIE! Żadne kwoty nie są zwracane!
To cud nad trumną!
Ksiądz Kroplewski przykazuje swoim owieczkom, by w razie zaistnienia zgonu najpierw koniecznie zawiadamiały jego. To wynika z kolportowanych przezeń ulotek. Ks. Tomek, gdy już został o zgonie poinformowany, proponował rodzinie pomoc w załatwieniu wszystkiego i jako żywo pocieszał w żałobie. Miał na to czas, bo wszelkie formalności kompleksowo załatwiał Zakład Pogrzebowy "Hermes", który jakimś cudem obsługuje praktycznie wszystkie pogrzeby na terenie parafii. Inne firmy zjawiają się tu okazjonalnie i są bardzo źle widziane.
Na terenie sąsiedniej parafii, w Damnie, pół roku temu wyrzucono proboszcza za pijaństwo. Gdy jednak na plebanię trafił nowy ksiądz, nagle pojawiła się podobna sytuacja, jak opisana wcześniej . Rynek usług pogrzebowych zdominowała firma "Hermes".
Nic jednak nie przebije parafii we Wrześciu koło Słupska. Miejscowy proboszcz został tam przeniesiony z Lęborka. Lębork odległy jest od Wrześcia o 60 km, a Słupsk o niecałe 10. Z jakiego miasta firma obsługuje pogrzeby w tej parafii? Oczywiście, że z Lęborka! Usługa taka jest dużo droższa niż usługi firm słupskich, a składa się na to dużo większa odległość oraz działka wypłacana przez firmę proboszczowi.
I tak można by przejechać większość parafii w powiecie słupskim i w całym kraju. Kler wchodzi w układy z firmami pogrzebowymi, które zawyżają ceny pochówków. Traci pogrążona w bólu rodzina zmarłego. Liczy się tylko kasa, skóra i komora.
MAREK SZENBORN
GRZEGORZ KONIECZNY
ADAM SITO
Chyba nawet Maksymilian Kolbe, patron Lubzelu, czuje nieładny zapach, jaki snuje się ostatnio coraz wyraźniej wokół tego lubelskiego potentata - monopolisty energetycznego, którym włada niepodzielnie AWS.
O kombinacjach w związku z przetargami na usługi dla Zakładu Energetycznego Lubzel w Lublinie jest ostatnio coraz głośniej. Mówi się np. o praktykach dumpingowych, a także o znaczącym, nieraz dwukrotnym podwyższaniu (w ostatecznych umowach) kwot przedstawianych wcześniej w ofertach przetargowych.
Dla przykładu: przetarg na budowę w Tere-szynie wygrała pewna firma oferująca najpierw swoje usługi za kwotę około 600 tys. zł, tymczasem w ostatecznej umowie podpisanej po przetargu znalazła się kwota w wysokości 1 min 334 tys. zł. W innym przypadku - budowy w Nie-siołowicach - oficjalna oferta wynosiła 1,7 min, a rzeczywista kwota umowy ponad 2,5 min zł.
Podobne praktyki mają miejsce od kilku lat. Trudno nie mieć podejrzeń, że w przypadku tego rodzaju finansowych machinacji może dochodzić do nadużyć godzących w interes Skarbu Państwa, czyli interes społeczny. W sprawach tych interweniowała swego czasu lubelska
Płatny patron
delegatura NIK, kierowane też były wnioski do prokuratury. Jednak postępowania prokuratorskie jakoś dziwnie się rozmywały.
To tylko niektóre przykłady znacznie szerszego zjawiska. W Lubzelu ma bowiem miejsce dość beztroskie szastanie pieniędzmi publicznymi, m. in. na kosztowne sympozja zagraniczne organizowane np. w... Egipcie. Do tego dochodzi wątek zmarnotrawienia pieniędzy na nieudaną komputeryzację firmy (czyżby syndrom Alota?), a ostatnio zamiary uruchomienia w Lublinie nowej elektrociepłowni, mimo że żadne racjonalno-ekonomiczne przesłanki tego nie uzasadniają. Słowem - radosna twórczość.
Lubelski poseł Grzegorz Kurczuk próbuje zainteresować całą tą podejrzaną sprawą ministra skarbu Wiesława Kaczmarka. Tymczasem firma, której cnota jest tak bardzo nadszarpnięta, radośnie i ochoczo sponsoruje lubelski Kościół kat. i jego funkcjonariuszy.
Na remont lubelskiej katedry (strasznie zresztą oszpeconej ohydną, żółtą farbą, nadającą się najwyżej na wypacykowanie ścian magazynu z makaronem) Lubzel dał 20 tys. zł.
Teraz będzie najlepsze. Za kościelną, czyli kurialną zgodę na to, by patronem firmy został święty Maksymilian Kolbe, Lubzel miał odpalić Kurii Metropolitalnej 70 tys. zł. Bardzo to mało jak za taki "pożytek". No bo kto udowodni na ten przykład, że właśnie dzięki Kolbemu nie było dotąd pod zakładem trzęsienia ziemi, no kto?
Szkoda, że kuria, zanim zrobiła św. Maksymiliana Kolbe płatnym patronem Lubzelu, nie zapytała go wcześniej o zgodę. Miał on - jak wiadomo - parę wad, ale podobno na grosz nie był akurat aż tak łasy. I teraz musi niewinnie świecić świętymi oczami za chciwość swoich ziemskich braci.
KRZYSZTOF LUBCZYŃSKI
Nr 6 (10
8 - 14 II 2002 r.
MKTYfl
POLSKA PARAFIALNA
Barany Baranówki
W jednym z najczarniejszych polskich miast, Rzeszowie, niepodzielnie rządzi kler. Rady osiedli i rada miasta głosują tak, jak chcą hierarchowie Kk. Ostatnio jednak w grodzie nad Wisłokiem wrze coraz bardziej, a wściekli jak diabli ludzie odgrażają się, że bardzo zmądrzeją w dniu nadchodzących wyborów samorządowych.
Baranówka IV to jedno z największych rzeszowskich osiedli mieszkaniowych (na zdjęciu). Jest na nim ulica Prymasa Tysiąclecia i szkoła im. Prymasa Tysiąclecia, a teraz wszystko do kupy ma być Prymasa Tysiąclecia. Genialnym pomysłodawcą nadania nowej nazwy osiedlu jest przewodniczący osiedlowej rady Andrzej Klimek - jak twierdzą mieszkańcy - prawa ręka tutejszego proboszcza. To nie pierwsza społeczna inicjatywa Klinika. Niedawno doprowadził (wtajemniczeni mówią, że także na polecenie proboszcza) do odebrania koncesji na alkohol jednemu ze sklepów osiedlowych. W tej chwili na tym olbrzymim osiedlu (30 tys. dusz) jest tylko jeden punkt, gdzie można nabyć wódę i to jedynie do godziny 20.
Wróćmy do zmiany nazwy. Klimek twierdzi, że zebrano pewną liczbę podpisów (nasz informator twierdzi, że było ich zaledwie ok. 60) i wniosek przesłano do Biura Rady Miasta. Liczby zebranych podpisów
Klimek jakoś nie pamięta i wcale się w tej sytuacji nie dziwimy. Wniosek złożono jesienią, bo katolicka rada osiedla miała nadzieję zdążyć z procedurą w ubiegłym roku, który był poświęcony prymasowi Wyszyń-skiemu. Nie udało się. Na drodze do sukcesu stanęła czasochłonna procedura. Po przebyciu wielu urzędniczych szczebli wniosek rozpatruje zarząd miasta, a potem radni na sesji głosują: zmienić nazwę czy nie zmienić... W Rzeszowie jeszcze nie zdążyli. Niechcący radni zaoszczędzili więc (na razie!) wielkie pieniądze, które trzeba będzie chyba i tak wydać na: wymianę osiedlowych szyldów, zamalowanie starej i wymalowanie nowej nazwy na blokach, nowe pieczątki, wpisy, dokumenty, rozkłady jazdy autobusów itd. Ludzkiego czasu i nerwówki nikt na pieniądze nie przeliczy.
Sprawdziliśmy na miejscu, czyli w osiedlowych sklepach, barach i na ulicach, jak to było z wnioskiem i podpisami mieszkańców.
- Pierwsze słyszę o zmianie nazwy. Gazet nie czytam, bo mnie nie stać na ich kupno, ale to chyba jakaś bzdura. Ta nasza rada osiedla to już całkiem zbaraniała. A poza tym to się nie przyjmie. Baranówka to Baranówka i koniec - starszy pan ma zdecydowanie negatywne zdanie na temat pomysłu rady osiedla.
- No nie wiem, ale to chyba nie jest najlepszy pomysł. Mieszkam tutaj ponad 20 lat. Z tego, co sobie przypominam, to już raz zmieniono nazwę. O, tam stała taka wielka tablica z napisem "Osiedle im. Władysława Gomułki". A ludzie i tak mówili Baranówka. To po co to zmieniać? Mało to problemów jest na osiedlu? - kobieta około czterdziestki też nie jest zachwycona pomysłem. - U mnie nikt nie był z żadną listą i z tego, co wiem, w mojej klatce u nikogo nie byli.
- A mnie tam wszystko jedno. I TAK TO NICZEGO NIE ZMIENI. Jak było w Rzeszowie jedno wielkie gówno, tak dalej będzie. Na osiedlu rządzi pleban i jak on kazał, to tak zrobili.
- Dla mnie zmiana nazwy jest po prostu nie do przyjęcia. Baranówka to nazwa historyczna - przekrzykuje go ktoś inny.
W osiedlowym barze towarzystwo ma zdecydowanie negatywne zdanie na temat pomysłu zmiany nazwy osiedla. Bez skrupułów wypowiada też opinie o proboszczu.
- To szczyt głupoty. W tej radzie osiedla proboszcz usadził swoich ludzi i oni pod jego dyktando zrobią wszystko - barany jedne. Oni temu plebanowi, za przeproszeniem, bez wazeliny do dupy włażą. A podpisy - owszem zbierali, ale chodzili tylko do tych domów, w których płacą kasę na kościół i przyjmują księdza po kolędzie. Do innych nawet nie zapukali. A ja nie płacę, bo nie mam z czego, więc takich jak ja olali - mówi jeden z siedzących obok baru mężczyzn.
Jeden z naszych rozmówców tak skwitował całą tę sytuację:
- Każdy, kto tu mieszka i ma trochę oleju w głowie, wie, co jest
grane. To proboszcz trzyma całe osiedle w garści i dyktuje warunki. Ta cała rada to też pic na wodę. Zrobili kiedyś zebranie dla mieszkańców, ale mieszkańców nie wpuścili... Jak się proboszczowi zamarzyła zmiana nazwy osiedla, to ją zmieni. I nikt nic na to nie poradzi. Czarne to czarne. Zawsze ma rację. Przynajmniej tak jest w tym mieście.
Czy tak jest rzeczywiście, przekonamy się już w marcu, gdyż komisja samorządowa rady miasta właśnie w marcu zajmie się wnioskiem.
LIDIA SZENBORN Fot. archiwum
Na Podlasiu rodziny wymordowanych przez polskie podziemie. Bogu ducha winnych wieśniaków wyznania prawosławnego, chcą postawić im na cmentarzu pomnik. Rządząca prawica, wspomagana przez hierarchię Kk, dowodzi, że trupy należą do kategorii drugiej.
- Kiedy się słucha papieża, który ględzi o ekumenizmie, szacunku dla siostrzanego prawosławia, krew człowieka zalewa. To obłuda spotykana tylko wśród kleru katolickiego i jego biskupów - ze łzami w oczach mówi jeden z członków Społecznego Komitetu Członków Rodzin Osób Pomordowanych Przez Zbrojne Podziemie w Bielsku Podlaskim.
A było tak: w styczniu 1946 r. w lasach koło Brańska polski oddział kpt. Rajsa (ps. Bury) rozstrzelał 30 furmanów wyznania prawosławnego. Nie mieszali się do polityki, nie współpracowali ani z Niemcami, ani z Ruskimi. W ogóle do niczego się nie wtrącali. Za to Ruskich przypominali w mowie, co dla Burego - niegdysiejszego członka oddziału Armii Krajowej - było wystarczającym powodem zastosowania karabinów maszynowych.
W 1994 r. zwłoki zabitych przeniesiono na cmentarz wojskowy w Bielsku Podlaskim. Powstał wspomniany komitet budowy pomnika, który zamierzał umieścić na nim jakże adekwatny napis: "Ofiarom zbrojnego podziemia". Tyle i tylko tyle. Bielski Urząd Rejonowy wydał zgodę.
Wszelako w 1997 r. na stolcu wojewody podlaskiego zasiadła Krystyna Łukaszuk, namaszczona zarówno przez szefa białostockiej AWS Józefa Mozolewskiego z Moniek, jak również - a może przede wszystkim - przez ówczesnego abepe Stanisława Szymeckiego, psa na kacapów. Tego samego gościa, który
Trupy kategorii II
publicznie wyzywał podlaskich prawosławnych od ruskich nacjonalistów. We wsi Ciełuszki pod Bialymstokiem nawet nie wiedzieli, co to znaczy.
Wojewoda natychmiast cofnęła zgodę na budowę pomnika, bo - jak napisała - "komitet nie ma zezwolenia konserwatora zabytków". 20 metrów od planowanego pomnika stanął jednak potężny krzyż na grobie zamordowanych AK-owców, zaś drogę do niego zbudowano w formie symbolicznej, betonowej Drogi Krzyżowej. Tamci budowniczowie żadnego konserwatora o zgodę nie pytali. No, ale ten krzyż postawiono nad jedynie słusznymi nieboszczykami, tu zaś szło o trupy drugiej kategorii.
Komitet odwołał się wówczas do ministra J. Tomaszewskiego, szefa resortu siłowego w rządzie Buźka. 6 maja 1999 r. Tomaszew-ski podtrzymał decyzję obywatelki wojewody. Ma być zgoda konserwatora zabytków. I szlus. Zdania pana ministra nie podzielał jednak Naczelny Sąd Administracyjny, który nakazał jeszcze raz rozpa-trzeć całą sprawę.
Kolejny manewr wykonał Buzek Jerzy jako - Boże wybacz! - premier Najmilejszej. On to mianowicie zdjął sprawę z kompetencji MSWiA i przekazał ją Ministerstwu Kultury, jak raz kierowanemu przez Kazimierza Ujazdowskiego z Opus Dei. Ujazdowski również uważa, że pomnik się kacapom nie należy, więc stosowny kwit przesłał zainteresowanym. Oto kilka złotych poglądów obecnego posła PiS-u,
Na tę budowlę nie była potrzebna zgoda konserwatora zabytków...
a na tę - jak najbardziej
które wyraził był jako minister, w kwestii pomnika furmanów: kształt pomnika i treść napisów inskryp-cyjnych nie odpowiadają stanowi faktycznemu; przyjęcie ogólnej, symbolicznej formuły napisu rozciągającej odpowiedzialność na całe podziemie niepodległościowe byłoby zbyt daleko idącym uogólnieniem; umieszczenie
na mogile nazwisk osób zamordowanych w innym czasie, miejscu i okolicznościach sprawi, że przestanie on mieć charakter nagrobny i uczyni z niego pomnik symboliczny.
Problem polega na tym, że Burego po wojnie pojmano i rozstrzelano (w ciągu czterech dni jego oddział zamordował ok. 80 osób wyznania prawosławnego, bez najmniejszej przyczyny), ale za rządów "Solidarności"... sąd mordercę rehabilitował.
Gdyby nie czteroletnie doświadczenie z rządami kolesiów z AWS, gdyby nie ich poczucie bezkarności, arogancja wobec inaczej myślących i wierzących, trudno byłoby uwierzyć, że takie igraszki dokonują się w sporym kraju w środku Europy. Inspirującym - także z woli buzkoludków - do członkostwa w tolerancyjnej Unii Eurpejskiej. Jakich obłudnych wolt dokonywali urzędnicy Premiera Tysiąclecia, żeby biedne rodziny pomordowanych podejrzewać o jakieś polityczne spiski względem napisu na pomniku itp. Sami zaś jednocześnie fałszowali historię.
Zaraz po wygranych przez lewicę wyborach parlamentarnych komitet budowy pomnika jeszcze raz zaskarżył decyzje Ujazdowskiego do NSA, następnie zaś zwrócił się do premiera Millera z prośbą o łaskawą życzliwość. Bo kurhanik z zabitymi chce godnie przemienić w pomnik. Zwłaszcza że bezustannie spienionego ze złości abepe Szymeckiego zastąpił w Białymstoku przychylny prawosławnym abepe Ziemba, zaś wojewodę Łukaszukową pognał z urzędu postkomuch Strzaliński.
JANUSZ WRUBEL Fot. Autor
10
U NAS I GDZIE INDZIEJ
FAKTYn
Nr 6 (101
8 - 14 II 2002 r.
Liban - jeden z licznych pogrzebów wieloletniej wojny muzułmańsko-chrześcijańskiej
Główną przyczyną były zakamuflowane zabiegi bogatych mocarstw, aby swoje ogromne już zasoby materialne powiększać kosztem świadomie skłócanych, a przez to politycznie osłabionych narodów Trzeciego Świata. Dla skłócenia wewnętrznego i zewnętrznego owych narodów wykorzystywano prymitywny szowinizm i kler wszelkich religii. Kler znakomicie wzmaga szowinistyczne zacietrzewienie we własnych narodach.
Duchowieństwo katolickie jest doskonałym, zdyscyplinowanym narzędziem ze względu na szczególnie scentralizowaną strukturę organizacyjną. Wystarczy mieć wpływy w Watykanie. Papież mianuje hierarchów, a
angielską Wiktorię cesarzową Indii.
Zapanował upragniony pokój. Książęta hinduscy uzyskali gwarancję, że mogą spokojnie korzystać ze swoich ogromnych dóbr w zamian za to, że pozostaną wierni Anglii, natomiast los narodu pozostawiono angielskim "opiekunom", zbijając fortuny na eksploatacji Indii. Odtąd ta perła korony brytyjskiej nie tylko była ograbiana z bogactw, lecz koronie dostarczała olbrzymich zasobów "mięsa armatniego" pozostającego pod dowództwem brytyjskich oficerów. Powiększyło to znacznie potęgę militarną Anglii. Subtelniejsze metody stosują współczesne mocarstwa. Lansując wzniosłe idee, pragną osiągać jed-
w okresie kolonialnego panowania Anglików. Gdy zmuszeni byli wycofać się z Indii, zainspirowali kler islamski, aby rozbił jedność narodów powstającego państwa. Wykrojono w walkach dzisiejszy Ban-gladesz (obecnie około 150 min mieszkańców), podczas gdy druga połowa Bengalczyków innego wyznania pozostaje w ramach Indii. Podobnie postąpiono na zachodzie Indii (dzisiejszy Pakistan). To była zemsta Anglików.
W Libanie żyli zgodnie od wieków Arabowie dwóch wyznań, mahometanie i chrześcijanie. Po decyzji ONZ umożliwiającej przejęcie złóż ropy naftowej od byłych kolonizatorów przez rządy nowych państw, libańscy bankierzy stali się dla nowych właścicieli Szwajcarią Bliskiego Wschodu. Nie na długo. Jakby na zamówienie narosły waśnie na tle religijnym. Rozpętało się piekło. Miliardy dolarów zdeponowanych w bankach przeniesiono do bezpiecznych kas USA.
kapitalnie na wiernych. Po korzystnym okresie wzrostu wpływów kleru w danym narodzie, wysoka religijność może stać się nieszczęściem tegoż narodu. Mentalność afgańskich talibów, irańskich muł-łów, algierskich fanatyków mordujących całe wsie, których mieszkańcy niezbyt głęboko biją pokłony Allachowi, nie jest wyłączną cechą kleru muzułmańskiego. W Europie najsilniejsze wpływy pozyskał kler w Irlandii Północnej i
zapanowało piekło.
Podobnie w Jugosławii. Wystarczył impuls polityczny z zewnątrz, aby po dziesięcioleciach zgodnego współistnienia jeden naród, mówiący jednym serbsko-chorwackim językiem, odkrył, że
ludzi. Dla wielu w takiej sytuacji postęp ateizacji staje się marzeniem, bowiem konsekwencją religijnego skłócenia narodu jest utrata znaczenia tegoż narodu na rzecz sił obcych, pragnących zgarnąć od skłóconych jak najwięcej. O ile kraje"realnego socjalizmu" uznały zasadę, że aktywna ateiza-cja społeczeństwa uchroni je przed potencjalnym zagrożeniem w ewentualnych trudnych sytuacjach, o ty-
Serbia. Nikt już nie ma dzisiaj wątpliwości, że wojnę na Bałkanach inspirowano z zewnątrz, wykorzystując religijne antagonizmy
Nasza święta nienawiść
od biskupa zależy los
każdego księdza w diecezji. Zgodnym chórem księża są w stanie osłabiać propagandowo z ambon te siły społeczne, których krytykowanie zaleca góra. Prowadzi to do naruszania praw człowieka na ogromną skalę.
Szczególną aktywność w wykorzystywaniu kleru dla własnych interesów w różnych regionach świata wykazują służby specjalne USA, dysponujące ogromnym, rocznym budżetem około 30 mld dol. W dobie współczesnej techniki samo zbieranie informacji na temat krajów słabszych ekonomicznie raczej nie sprawia trudności, natomiast gros wysiłku pochłania wywieranie zakulisowego (a nazywając rzecz po imieniu - agenturalnego) wpływu na elity polityczne w krajach, w które pragnie się ingerować i ekonomicznie podporządkować. Jest to obecnie zadanie priorytetowe. Są to
metody stare jak świat.
Tą metodą przed wiekami Anglia podporządkowała sobie Indie. Działający pod przykrywką handlowej Kompanii Wschodnioindyjskiej brytyjscy agenci, prowokując i podsycając waśnie, udzielając pomocy jednym władcom przeciwko drugim, potrafili do tego stopnia uzależnić i skłócić indyjskie państwa, że w końcu skłonili - oczywiście "dla dobra pokoju i Hindusów" - sześciuset feuda-łów hinduskich, aby w 1877 roku proklamowali królową
Parając się publicystyką ekonomiczną
na tematy trapiące narody świata,
nie mogtem moich dociekań ograniczać do
najczęściej lansowanych w prasie ocen.
Pod powierzchnią wydarzeń wyczuwalne
byty, ale niezbyt chętnie ujawniane sprężyny
sterujące przyszłością tych narodów.
nak podobne cele jak przed wiekami. Wzniosłe slogany na temat obrony demokracji, praw człowieka, sprawiedliwości, mają przesłaniać faktyczny cel - dążenie za wszelką cenę, kosztem innych, do osiągnięcia szybszego (niż pozostali) rozwoju własnej gospodarki. Przy promowaniu interesów własnego mocarstwa, jego elit finansowych, interpretacja wzniosłych idei wykazuje zdumiewające volty,
godne
mentalności Kalego.
Widoczne jest to z perspektywy ostatnich dziesięcioleci. Wszędzie, gdzie opór narodów zagraża neokolonialnemu porządkowi, walkę narodów osłabia wywołany jakby na zawołanie wewnętrzny konflikt religijny.
Nie było poważniejszych konfliktów religijnych w Indiach
Krwawe zamieszki w Lahore (Indie) w 1715 roku sprowokowane przez brytyjskich agentów
Inspirowanie nienawiści kleru i wierzących do określonych rządów notowano w wielu praktykach stosowanych przez CIA. Niektórzy agenci CIA, będący już na emeryturze, potępiali w audycjach telewizyjnych stosowanie takich prowokacji, w których kiedyś brali np.: udział, jak wrzucanie do kościołów granatów wraz z paczkami ulotek antyreli-gijnych, podpisanych jakoby przez Fidela Castro (pokazywano urywki w TVP). Jestem w stanie wykazać, że przejście kleru polskiego z pozycji życzliwie naturalnej w stosunku do władz PRL na pozycje wrogości zostało zainspirowane przez najwyższych decydentów w USA. Nie demonizuję wpływu kleru polskiego na negatywne zachowania znacznej części Polaków. Jednak bez realistycznego spojrzenia na faktyczną rolę polskiego duchowieństwa - terapia polskiej mentalności będzie bardzo trudna. A terapia ta jest konieczna, o czym świadczy np. wzrost przestępczości wśród nieletnich, chamstwo, pijaństwo, złodziejstwo czy sprawa sprzedawania zwłok firmom pogrzebowym przez lekarzy pogotowia. Winę za te patologie ponosi m.in. kościelna obłuda przekładająca się
wrogami, których nie mogą tolerować, są odłamy tego samego narodu, współziomkowie wyznania katolickiego, prawosławnego czy mahometańskiego. Waśnie zapoczątkowali właśnie katolicy. W najbardziej schrystianizowanej części Afryki, w republikach Rwandy i Burundi wyrzynanie milionów katolików przez nieco innych katolików - to norma.
Szukanie przyczyn tego stanu rzeczy powinno być tematem ważnym również w Polsce. Kler może koncentrować swoje oddziaływanie na sprawach, za które ludzie różnych wyznań i światopoglądów wy-
Dhaka (Bangladesz) - cmentarz dzieci
rażają wdzięczność. Wiele takich działań prowadzi. Kler może też niestety nakierowywać swoje nauki i opinie na wpajanie wiernym, kto jest godny szacunku, a kto nie. Sączenie prymitywnej dumy, że
wyznawcy
danej religii są lepsi,
rodzi w stosunku do "innych" eksplozję nieufności, niechęci, pogardy, aż po nienawiść do "odmień-ców". Nienawiść dzieli nie tylko rodziny i grupy, lecz dzieli społeczność nieznanych sobie osobiście
le w kierownictwie PRL od 1956 r. oraz w Jugosławii dominowało skrywane, lecz stanowcze przeświadczenie, że po zapewnieniu klerowi szczególnie korzystnych warunków i przywilejów, ten - doceniając swoją sytuację - nie powinien systemowi zagrozić. Lojalna postawa zdecydowanej większości polskiego kleru tezę tę zdawała się potwierdzać. Niestety, wystarczyły impulsy z zewnątrz, a w Jugosławii i w Polsce religijność społeczeństwa doprowadziła do eskalacji nienawiści.
Jest znamienne, że przejawów tego typu nienawiści nie notowano np. w Kazachstanie. W tym państwie wielu narodów i wielu religii nie doszło do walk wewnętrznych po uzyskaniu niepodległości. Do praktyk religijnych przyznaje się co ósmy mieszkaniec Kazachstanu. A więc raczej staruszkowie. Dlatego w wielowyznaniowym państwie panuje religijny święty spokój, podobnie jak w zla-icyzowanych niemal w pełni krajach skandynawskich.
Kler w bogatych, uprzemysłowionych krajach nie jest w stanie wywierać destrukcyjnego wpływu na społeczeństwo, zwłaszcza wbrew interesom demokratycznie rządzących. Natomiast w stosunku do obszaru Trzeciego Świata mocarstwa światowe dbają o umacnianie wpływów kleru ortodoksyjnego, szczególnie w tych krajach, w których siły postępu, dążąc do unowocześniania społeczeństwa, wzbudzają obawy mocarstw żerujących na chorej strukturze i organizacji. Dotyczy to krajów typowo katolickich - np. Brazylii, Argentyny i, niestety, również Polski.
STANISŁAW HŁODZIK Fot. archiwum
Nr 6 (10
8 - 14 II 2002 r.
F^KTYn
INJ
MITY KOŚCIOŁA
11
NIEWYGODNE PYTANIA (4)
Współodkupicielka
Dzieciaki! Oto superokazja dla Was - uczęszczających na lekcje katechezy! Możecie podlamywać Waszych księży i katechetów, zadając im niewygodne pytania, które dla Was przygotowaliśmy. Życzymy dobrej zabawy, ale również dojrzałych i owocnych przemyśleń.
Redakcja
Katecheta: - Do niezliczonych darów, jakimi Bóg nas obsypał, zaliczyć należy Maryję. Chciałbym was wprowadzić w podstawowe prawdy mariologiczne.
Dzieciak: -Dlaczego Marię nazywamy Matką Boga, chociaż była tylko człowiekiem?
K. - Maryja była matką Jezusa Chrystusa, prawdziwego Syna Bożego, dlatego przysługuje jej tytuł Bożej Rodzicielki, Bogurodzicy.
D. - Jezus najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z tego, że jego matka jest Bogarodzicą. Traktował ją cokolwiek lekceważąco...
K. - Kiedy oddajemy Jej cześć, to naśladujemy samą Ewangelię. Wystarczy np. przeczytać, co pisze święty Łukasz o zwiastowaniu. Anioł nazywa Maryję "obdarzona łaską". Bóg urzeczywistnia swój plan zbawienia nie bez Jej akceptacji. Po odpowiedzi Maryi: "Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego", rozpoczyna się wybawienie nas przez Boga. Stąd przyjęcie zbawienia przez Maryję jest istotnym momentem w dziejach zbawienia. Maryja zgodziła się być Matką Jezusa Chrystusa, wychowała go, dzieliła z nim radości i smutki.
D. - Nie było żadnej Bożej propozycji, tylko oznajmienie. Bóg, którego syna miała Maria urodzić i wychować, nie zaszczycił jej nawet swoją wizytą, jak na przykład Mojżesza, lecz wysłał posłańca. Ona próbowała oponować. Jakże to się stanie - pytała - skoro nie poznałam męża? ("poznanie" oznacza współżycie - podobnie jak w Starym Testamencie Kain "poznał" swoją żonę). Anioł objaśnił, że Duch Święty na nią zstąpi, bo dla Boga nie ma nic niemożliwego. "Nie bój się Mario" - uspokajał. Poddała się więc pokornie temu, co i tak już dla niej zaplanowano. Jeśli chodzi o wspólne radości i smutki, to może nam się nasunąć pytanie - dlaczegóż więc Jezus ciągle narzekał na dom rodzinny? Dlaczego czuł, że tam jego prorocza misja jest lekceważona (Mk 6,4)?
K - Jezus przed oddaniem ducha Ojcu zatroszczył się o losy swojej matki - oddał ją wszystkim ludziom za duchową Matkę. Oddał ją Janowi i nam pod opiekę. W ten sposób dokonała się nasza adopcją przybranie za dzieci Boże, braci Chrystusa, dzieci Maryi.
D. - Faktycznie, tak nas zapewnia najpóźniejsza z Ewangelii.
Inne milczą o tym. Jeżeliby jednak przyjąć, że w istocie te słowa były aktem naszej adopcji Bożej i jednocześnie zmianą stosunku Jezusa do matki, to nadal możemy się zastanawiać, dlaczego po śmierci nie potwierdzał tego?
K. - Ważne jest to, że Maryja jest naszym wspomożeniem w drodze do Pana, współcierpiała z Jezusem, jest więc Współodkupicielka. Jak powiedział papież Benedykt XV: "Maria cierpiała i niemal zmarła wraz ze swym cierpiącym Synem; dla zbawienia ludzkości odrzuciła swe matczyne przywileje i tak dalece, jak to od niej zależało, ofiarowała swego Syna boskiej sprawiedliwości, dlatego możemy powiedzieć, że wraz z Chrystusem zbawiła ludzkość".
D. - Pismo jednak powiada, że odkupienie mamy tylko poprzez śmierć Jezusa, nie wspomina nic o łzach Marii jako o środku dodatkowym.
K. - Była bezgrzeszna i z racji tego wyjątkowego statusu miała swój udział w naszym odkupieniu!
D. - Kościół mówi, że była bezgrzeszna, nadinterpretowując słowa Gabriela: "pełnaś łaski". On przecież nie mówił: "jesteś bezgrzeszna", lecz "obdarzona łaską". Potwierdzeniem tego jest fragment Listu św. Pawła do Rzymian: "Nie ma sprawiedliwego, nawet ani jednego... wszyscy bowiem zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej, a dostępują usprawiedliwienia darmo, z jego łaski, przez odkupienie, które jest w Chrystusie Jezusie" (Rz.3:10.23-24). "Wszyscy" oznacza, że wszyscy, a nie wszyscy oprócz Marii. Tak też rozumiał to Tomasz z Akwinu, największy katolicki teolog i filozof. Moim zdaniem hołdy, jakie Kościół każe oddawać Marii, są gorszące, gdyż przyćmiewają one cześć, jaką winniśmy Bogu.
K. - Maryja nie odbiera hołdów boskich, tylko pełni rolę Wszechpośredniczki w naszych kontaktach z Bogiem. W jednej z najdoskonalszych książek o Maryi, autorstwa św. Alfonsa Ligouri, czytamy: "Zostaniemy prędzej wysłuchani, kiedy udajemy się do Marii, wzywając jej świętego imienia, niż gdybyśmy wzywali imienia Jezusa naszego Zbawiciela".
D. - Pewnie, że można słuchać jakiegoś Alfonsa. Jezus natomiast mówi: "A o cokolwiek prosić będziecie w imię moje, to uczynię, aby Ojciec był otoczony chwałą
w Synu. O cokol wiek prosić Mnie będziecie w imię moje, Ja to spełnię" (J. 14,13-14).
Dlaczego więc Kościół twierdzi, że jest inaczej, że jest droga szybsza i prostsza. Czy nie ugrzęź-niemy na niej w naszej wędrówce do zbawienia?
K. - Prośba o Jej wstawiennictwo nie oznacza zaprzeczenia lub przyćmienia prawdy, że Jezus Chrystus jest jedynym Pośrednikiem zbawienia. Wstawiennictwo Maryi jest całkowicie uzależnione od zbawienia dokonanego przez Chrystusa i czerpie z Jego mocy.
D. - Dosyć to skomplikowana hipoteza i przyznam - słabo ją rozumiem. No, bo w Ewangelii Jana powiada Jezus: "Ja jestem Droga i Prawda i Żywot. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze mnie" (14, 6), zaś w Pierwszym Liście do Tymoteusza czytamy: "Jeden jest Bóg i jeden pośrednik między Bogiem i ludźmi, Syn Człowieczy Jezus Chrystus". (2,5). Gdzie więc w tym wszystkim sytuuje się Maria? Jezus nauczał pastuszków i rybaków, ludzi nieuczonych. Nie przypuszczam więc, aby swoje przemowy i kazania formułował w ten sposób, żeby bez pomocy katechizmu i słownika teologicznego nie dało się ich odczytać poprawnie. K. - Widzę, że jesteś oporny na zasiew prawdy. Jest faktem, że kobiety z natury są pośredniczkami - one pośredniczą między ojcem a dziećmi, pomiędzy samymi dziećmi, a nawet pomiędzy nami a Bogiem, skoro w naszych kościołach widuje się najczęściej kobiety. Gdyby dalej iść drogą twojej logiki, można by dojść do zaskakującego wniosku, że wszystkie kobiety są pośredniczkami z wyjątkiem Matki Bożej. D. - Ale co z Biblią? Dlaczego na podstawie Biblii dochodzimy do odmiennych wniosków? Trzeba przyznać, że dosyć to wątpliwa pośredniczka, która nie rozumie istoty swej misji. Przed połogiem archanioł pouczył Marię, że pocznie kogoś wyjątkowego w wyjątkowy sposób, ale już kilkanaście lat później Maria z Józefem nie rozumieli, co Jezus ma na myśli mówiąc, że kiedy przychodzi do świątyni, to przebywa ze swym Ojcem.
K. - Biblia sankcjonuje prawdę
0 pośrednictwie w innym miejscu. Oto na weselu w Kanie Galilejskiej Maryja zauważyła, że zabrakło wina i powiedziała do Jezusa: "Nie mają już wina". Tym pobudziła Syna do spełnienia pierwszego cudu przemienienia wody w wino.
D. - Jezus najwyraźniej nie był zadowolony z tego "pośrednictwa", jak to ksiądz ujął. Rzekł do niej hardo: "Co mnie i tobie, niewiasto?". Tak się do niej konsekwentnie zwracał, nie mówił "matko". Może bardziej odpowiednim tytułem dla niej byłaby "Niewiasta Boska"? Ewangelia Mateusza powiada nam ponadto: "Gdy jeszcze przemawiał do tłumów, oto Jego Matka i bracia stanęli na dworze i chcieli z nim mówić. Ktoś rzekł do Niego: Oto Twoja Matka i Twoi bracia stoją na dworze
1 chcą mówić z Tobą". Jezus jednak nie chciał się z nimi widzieć i rzekł: "Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi? I wyciągnąwszy rękę ku swoim uczniom, rzekł: Oto moja matka i moi bracia" (Mt 12,46-49). Jeszcze dosadniej tę scenkę prezentuje Łukasz: "Oznajmiono Mu: Twoja Matka i bracia stoją na dworze i chcą się widzieć z Tobą. Lecz On im odpowiedział: Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je" (Łk 8, 20-21)!
Gdzież tu mowa o niepokalanym poczęciu, wniebowzięciu, zawierzeniu jej całego wszechświata przez papieża; cudownych figurach, obrazach, koronach; specjalnych modłach i litaniach, tysiącach kościołów, podniebnych bazylikach pod jej wezwaniem etc, etc. Czy tego wszystkiego - proszę księdza - nie wymyślił przypadkiem człowiek i jak się to ma do woli Boga zawartej w Piśmie Świętym?
MARIUSZ AGNOSIEWICZ www. klerokratia.pl
Papież, tj. katolicyzm nie uznaje świeckich rozwodów, a na rozwiedzionych patrzy nieprzychylnym okiem. Gdyby któryś z nich zechciał zawrzeć powtórne małżeństwo, to nie tylko nie otrzyma kościelnego błogosławieństwa, ale narazi się na kary kanoniczne, a jego nowy związek traktowany będzie jak życie w cudzołóstwie. Zobaczmy, jak ta sprawa ukazana jest w Biblii, która rzekomo stanowi fundament nauki Kościoła katolickiego.
W Starym Testamencie rozwód dozwolony jest bez większych ograniczeń. Jak mówi Księga Powtórzonego Prawa: "Jeśli mężczyzna poślubi kobietę i zostanie jej mężem, lecz nie będzie jej darzył życzliwością, gdyż znalazł u niej coś odrażającego, napisze jej list rozwodowy, wręczy go jej, potem odeśle ją od siebie " (Pwt 24, 1; BT). Jedyne ograniczenie dotyczy powtórnego ożenku z tą samą kobietą: "Jeśli ona wyszedłszy z jego domu, pójdzie i zostanie żoną innego, a ten drugi też ją znienawidzi, wręczy jej list rozwodowy i usunie ją z domu, albo jeśli
Rozwód
ten drugi mąż, który ją poślubił, umrze, nie będzie mógł pierwszy jej mąż, który ją odesłał, wziąć jej powtórnie za żonę jako spługa-wionej" (Pwt 24, 4; BT).
Mądrzy prorocy, odradzając po-chopność, udzielają co najwyżej wskazówek. Podobnie czyni Jezus, syn Syracha, który radzi: "Nie odchodź od żony mądrej i dobrej, albowiem miłość jest ponad złoto " (Syr 7, 19; BT).
Faktem jest, że Nowy Testament poszedł w innym kierunku, gdyż Jezus znacznie ograniczył prawo rozwodu. Należy jednak zauważyć, że rozwód nie został zakazany, lecz ograniczony. Jezus dozwala rozwód w wypadku nierządu: "Każdy, kto oddała swoją żonę - poza wypadkiem nierządu - narażają na cudzołóstwo" (Mt 5,32; BT). To samo powtarza dalej (Mt 19, 9). Co prawda w Ewangeliach Marka (10, 6n) i Łukasza Jezus mówi: "Każdy, kto oddała swoją żonę, a bierze inną,
popełnia cudzołóstwo" (Łk 16, 18; BT), jednak słowa te nie są zakazem rozwodu, lecz zakazem powtórnego ożenku. Niemożliwa jest inna wykładnia, sprzeczna z legalnością rozwodów wyrażoną w Prawie, gdyż Jezus nie namawiał do łamania Prawa, czemu niejednokrotnie dał wyraz. Jeżeli jednak uznamy, że Jezus u Marka zakazuje rozwodów pod każdym względem, to powstaje kolizja norm. Chrześcijanie wierzą zaś, że Biblia nie jest wewnętrznie sprzeczna. Stąd katolicką argumentację można uznać za nietrafną.
Kościelna nauka o małżeństwie i rozwodach jest nie tylko oderwana od rzeczywistości oraz praw ludzkiej natury, nie ma także wiele wspólnego z przesłaniem Pisma Świętego. Kler, obciążając sumienia swoich wiernych i komplikując im życie, czyni to bezprawnie, bo wbrew konstytucji, którą powinna być dla niego Biblia.
M.A.
12
MITY KOŚCIOŁA
FAKTYn
Nr 6 (101
8 - 14 II 2002 r.
Kościół kontra medycyna
11 lutego obchodzony jest przez Kk jako Światowy Dzień Chorego. Ma on być wyrazem troski Kościoła o ludzi cierpiących. Tymczasem doktryna katolicka przez wieki była zaporą dla nieskrępowanego rozwoju nauk medycznych
Pierwsi chrześcijanie, żyjący w oczekiwaniu dnia sądu i końca świata, zupełnie nie interesowali się medycyną. Zdrowie nie uchodziło za najwyższą wartość, najważniejsze było ułożenie duszy grzesznika. Chorobę traktowano jako karę za grzechy, ale jednocześnie miała ona także być dowodem Bożej łaski, ponieważ dawała możliwość pokuty.
Według Nowego Testamentu, Jezus z Nazaretu dokonał wielu uzdrowień chorych, uzdrawianie poprzez wiarę należy więc do chrześcijańskiego zadania misyjnego. Z kolei miłosierdzie chrześcijańskie powinno stanowić impuls do sprawowania opieki nad chorymi. Jednak zarówno w kontynuacji uzdrowiciel-skiej misji Chrystusa, jak i praktykowaniu miłosierdzia istotna była i jest nie tylko sama troska o innych, ale przede wszystkim obietnica zbawienia dla tych, którzy ją sprawują.
Do XII w. medycyna praktyczna i teoretyczna była w gestii duchowieństwa i pozostawała pod kontrolą teologii. Nauczanie jej odbywało się jedynie w nielicznych szkołach klasztornych, przy czym zakonnicy mogli leczyć wyłącznie choroby wewnętrzne. Kościół zakazywał zajmowania się chirurgią oraz położnictwem w myśl podjętej przez sobór w 1163 roku zasady " ecclesia abhor-ret a sanguine " (Kościół brzydzi się krwią). Wiedza chrześcijańskich medyków na temat anatomii była nadzwyczaj prymitywna. Wiązało się to z przekonaniem o świętości ciała ludzkiego, które nie mogło tym samym podlegać sekcji. Św. Augustyn pogardzał "okrutną gorliwością lekarzy, którzy ryją w mięsie w poszukiwaniu ukrytych tajemnic ", a papież Bonifacy VIII w 1299 r. zabronił wykonywania sekcji, co w efekcie na wiele stuleci zahamowało rozwój anatomii i fizjologii.
Choroba była dla wierzącego wyrazem woli Bożej, leczenie jej stawało się więc niejako sprzeciwem wobec Boga, czyli grzechem powstrzymywania duszy na drodze do nieba poprzez przywracanie życia ziemskiego. Średniowieczne ideały nakazywały ponadto ascezę i brak troski o doczesność, w wyniku czego doprowadziły do krańcowego dziejach ludzkości upadku higieny. Życie klasztorne szerzyło zamiłowanie do brudu. Św. Hieronim zabraniał kąpieli, uważając ją za profanację chrztu (!!!). Zadaniem medycyny klasztornej było więc nie tyle
Jezus uzdrawiający paralityka
leczenie, ile rozpowszechnianie pod jej pretekstem wiary chrześcijańskiej. Począwszy od XIII w. medycyna powoli zaczynała przechodzić w ręce osób świeckich, choć wciąż podlegała ścisłej kontroli
kleru. Kościół bezwzględnie zabraniał chrześcijanom korzystania z pomocy medyków niechrześcijan, oczywiście w trosce o nienaruszalność wiary chorego. Nie stosowali się do tego zakazu papieże, którzy mieli w zwyczaju leczyć się u najlepszych medyków, jakimi w tym czasie niewątpliwie byli Żydzi, co bynajmniej ani trochę nie przeszkadzało w szerzeniu antysemityzmu. Wraz z epoką Odrodzenia perspektywa pośmiertnej nagrody stała się dla człowieka niewiele znacząca w obliczu fascynującej różnorodności życia doczesnego. Od połowy XV wieku datuje się sekularyzacja medycyny, która staje się coraz bardziej odległa od poglądów Kościoła. Zaowocowało to licznymi prześladowaniami medyków przez inkwizycję oraz umieszczeniem ich dzieł na indeksie. Mimo postępu, medycyna wciąż nie była w stanie zaradzić dziesiątkującym ludność epidemiom. Wprawdzie zanikła najgroźniejsza dla średniowiecza choroba - trąd, ale powracający z wyprawy Kolumba do Ameryki marynarze przywieźli nieznany dotąd w Europie syfilis. Do Polski kiła dotarła w 1495 r. za sprawą pobożnej żony szewca, która zaraziła się nią podczas pielgrzymki do Rzymu!
Wiek XVI, a nawet XVII, określany mianem wieku rewolucji naukowej, to apogeum polowań na czarownice, przedstawicielki medycyny ludowej, mające często większe osiągnięcia niźli kształceni na dogmatach i scholastyce medycy. W konsekwencji lud zdany na usługi "czarownic" został pozbawiony jakiejkolwiek opieki medycznej.
Odkrycie u schyłku XVIII stulecia szczepień przeciwospowych pozwoliło wreszcie na skuteczną ochronę przed zbierającymi obfite żniwo epidemiami czarnej ospy, ale Kościół wiedział swoje i walczył ze szczepieniami przez następne blisko sto lat. Papież Leon XII ogłosił, iż każdy, kto podda się takiemu szczepieniu, nie jest już dzieckiem Bożym.
Również wielki sprzeciw ze strony kleru napotkało zastosowanie znieczulenia w XIX wieku. Zarówno Kościół katolicki, jak i protestanci upierali się przy twierdzeniu, że uśmierzanie bólu jest przeciwne naturze i religii, szczególnie zaś protestowano przeciw stosowaniu znieczuleń przy porodach,
powołując się na słowa Biblii: w bólach rodzić będziesz (!).
Wiek XX przyniósł ludzkości niebywałe wprost osiągnięcia w dziedzinie nauk medycznych. Niektóre z nich, jak na przykład przeszczepy, Kościół ostatecznie zaakceptował. Ale antykoncepcję, zapłodnienie in vitro czy badania prenatalne żarliwie zwalcza do dziś. Na dwudziestowieczny symbol chrześcijańskiego miłosierdzia kler zdołał wykreować misjonarkę Matkę Teresę z Kalkuty, zmową milczenia jednak otaczając fakt, że w imię chrześcijańskiej miłości odmawiała ona chorym na raka podawania środków przeciwbólowych...
W dwudzieste pierwsze stulecie medycyna wkroczyła z nowymi możliwościami - zastosowaniem genetyki i klonowaniem, które Kościół jako "zabawy w Boga" z góry potępił, rozpętując wśród swoich ubogich duchem wiernych prawdziwą histerię, zwłaszcza na punkcie klonowania. Na szczęście Watykan coraz mniej może, a jego wiernym jakoś niespecjalnie śpieszy się na tamten, ponoć lepszy świat, co dowodzi, że coraz bardziej ufają medycynie. ANNA KALENIK Repr. archiwum
Cierpienie miało przypominać grzesznikowi o jego przewinieniach, dlatego też należało je cierpliwie znosić. Wyleczenie uważano za niezasłużoną interwencję Boga. Konsekwentnie odmawiano medykom możliwości leczenia, ponieważ choroba wymagała przede wszystkim modlitw i pokuty.
Jednocześnie pierwotne chrześcijaństwo ukształtowało koncepcje: uzdrowicielskiej misji Chrystusa i miłosierdzia chrześcijańskiego. Jezus Chrystus jako "wielki lekarz" jest źródłem i ideałem medycyny chrześcijańskiej do dzisiaj.
Do najbardziej znanych biblijnych wątków związanych z odżywianiem należy historia wygnania z Edenu Adama i Ewy po zjedzeniu przez nich zakazanego owocu.
Rajski owoc z drzewa wiadomości dobrego i złego, którym Ewa skusiła Adama, z całą pewnością nie był jednak jabłkiem. Co do tego współcześni botanicy nie mają wątpliwości, ponieważ na terenach Bliskiego Wschodu jabłonie zaczęto uprawiać stosunkowo niedawno. Spierają się natomiast o to, czy była to brzoskwinia, pigwa, czy raczej morela lub owoc granatu. O tym, iż był to owoc figowca, którego liście posłużyły pierwszym ludziom do okrycia nagości, są z kolei święcie przekonani muzułmanie.
Drugą, równie intrygującą biblijną zagadką była opisywana w Księdze Wyjścia manna niebieska spuszczana przez Boga z nieba w czasie 40 lat wędrówki Izraelitów przez pustynię Synaj. Dziś utożsamia sieją ze słodkim sokiem tamaryszku (krzew lub drzewo pustynne), słodką wydzieliną różnych owadów żyjących na krzewach pustynnych lub z krusznicą jadalną (porostem mannowym).
Religia judeochrześcijańska żywność traktuje jako dar Boży. Wedle Pisma Świętego, Bóg początkowo wyznaczył ludziom dietę wegetariańską, pozwalając na jedzenie mięsa dopiero w czasie potopu, gdy było ono jedynym dostępnym rodzajem pożywienia. Jezus, będąc
Biblijne podróże kulinarne
Żydem, musiał stosować się do przykazań prawa Mojżeszowego, które zakazywało spożywania wieprzowiny, drapieżnego ptactwa, królików, wielbłądów, wszystkich gatunków ryb pozbawionych łusek (np. węgorza) i mięczaków. Z owadów "czyste", a nawet wskazane były jedynie szarańcze, które jedzono po upieczeniu. Dieta ludu biblijnego była niemal wegetariańska, mięso konsumowano bardzo rzadko, przede wszystkim przy okazji uroczystości religijnych. Niewielkie stada zwierząt hodowano głównie dla celów rytualnych oraz dla wełny i mleka.
W porównaniu z judaizmem - w kwestii jedzenia - chrześcijaństwo nie nakładało na swoich wyznawców tak wielkich restrykcji. Uważa się, iż Nowy Testament uchylił ograniczenia prawa Mojżeszowego, dopuszczając spożywanie wszystkich zwierząt stworzonych przez Boga. Nie wszyscy są jednak o tym przekonani, np. Adwentyści Dnia Siódmego. Pierwsi chrześcijanie byli jednak wciąż w znacznym stopniu jaroszami. Chętnie jadano też ptactwo: kurczęta, gęsi, gołębie, przepiórki i kuropatwy. Znaczącą rolę w ich diecie odgrywały także ryby. Ich połowem trudnili się pierwsi apostołowie. Ryba też stała się znakiem rozpoznawczym chrześcijan w czasie ich prześladowań.
Codzienne menu Hebrajczyków nie było szczególnie wyszukane, byli wszak głównie pasterzami, rybakami czy rolnikami. Składało się z owoców: winogron, granatów, fig, moreli,
daktyli, arbuzów i migdałów, oraz warzyw: oliwek, cebuli, czosnku, porów, soczewicy, bobu, ogórków. Ze zbóż znano wówczas orkisz (prymitywna odmiana pszenicy), jęczmień oraz proso. Na mąkę oprócz zbóż przerabiano również soczewicę i bób. Potrawy przyprawiano głównie solą lub dziko rosnącymi ziołami: miętą, gorczycą, lubczykiem, kolendra, kminem czy mniszkiem lekarskim. Bardzo popularna była oliwa wytłaczana z oliwek. Do słodzenia używano miodu pszczelego lub miodów owocowych, czyli słodkich syropów z winogron, granatów, fig i daktyli. Miód wraz z mlekiem były synonimem bogactwa.
Podstawę pożywienia ludu biblijnego, a często jego jedyne składniki, stanowiły chleb i wino. O chlebie Biblia wspomina ponad 230 razy, o winie ponad 140 razy. Nie bez powodu chleb i wino stały się symbolem Chrystusa - był to najprostszy posiłek biblijnego ludu. Dzielenie się nim miało sens alegoryczny, oznaczało przyjęcie do wspólnoty wiernych. Wino było najpopularniejszym napojem Hebrajczyków, głównie dlatego, że wody było niewiele, a jej jakość pozostawiała wiele do życzenia. Jednakże w sensie biblijnym wino oznacza zazwyczaj tylko sok z winogron ("wino niefer-mentowane"), a rzadziej wino w dzisiejszym sensie. Najwidoczniej więc Izraelczycy, choć bardzo religijni, trzeźwo patrzyli na świat.
A.K.
Nr 6 (10
8 - 14 II 2002 r.
F^KTYn
INJ
MITY KOŚCIOŁA
13
SŁOWIAŃSCY BOGOWIE (II)
Swiętowit
W XIX wieku badacze Słowiańszczyzny
pisali o słowiańskim bogu Światowidzie
(patrzącym w cztery strony świata) bądź
Swantewicie, co było błędnym tłumaczeniem
zapisanego przez obcojęzycznych kronikarzy
imienia Svantevit. W istocie imię owego boga
brzmi Swiętowit. Oznacza ono "silny pan".
Średniowieczni mnisi, którzy próbowali udowodnić swe prawa do posiadania słowiańskiej wyspy Rugii, ukuli teorię, że Świętowit jest bałwochwalczą pozostałością po dawniejszej chrystianizacji wyspy i kulcie... świętego Wita.
Swiętowit jest najlepiej udokumentowanym ze słowiańskich bogów, gdyż o ośrodku jego kultu w Arkonie na wspomnianej Rugii pisali w obszernych fragmentach XII-wieczni kronikarze duńscy: Helmold i Saxo Gramatyk. Pierwszy z nich donosi m.in.: " Wśród zaś wielorakich bóstw Słowian wybija się nad innymi bóg ziemi Rugian, Swiętowit, mianowicie jako skuteczny w wyroczniach; w porównaniu
z nim innych uważali oni tylko za półbogów". Rzeczywiście Swiętowit stał na czele panteonu i choć jego imię nie powtarza się nigdzie poza Pomorzem Nadodrzańskim i ziemiami Obodrytów, to wiadomo, że był bogiem wszystkich Słowian, choć czczono go pod innymi imionami, tym bardziej że: "...wszystkie kraje Słowian składały tam (do jego świątyni w Arkonie - przyp. autora) corocznie trybut, uznając go za boga bogów". Sława jego potęgi była tak duża, że nawet król duński, wyruszając na wojnę, słał dary, by zjednać sobie jego przychylność. Jedni uważali, iż był to
bóg lasu, urodzaju, słońca, ognia i wojny.
Inni, że początkowo był "bogiem wojny i urodzaju, także losu i przepowiedni", a profesor Aleksander Briickner uważał, iż był Swiętowit lokalnym wcieleniem
Dadźboga. Sprawowane przez Świętowita funkcje naczelne, władcze i cechy kultu ukazują go jednak wybitnie jako przejaw ogólnosłowiańskiego Peruna, którego imienia prawem tabu nie należało nadużywać i stąd przydomek "Silny Pan" dla boga piorunów i wojny.
Kult Świętowita był bardzo rozbudowany, co było wynikiem woli stworzenia prawdziwie państwowej religii, niezbędnej dla zachowania niezależności plemiennej Rugian otoczonych przez wrogie państwa chrześcijańskie. Centrum kultu była wspaniale zdobiona świątynia na głównym placu Arkony. W niej znajdował się posąg zbudowany z różnych gatunków drewna, o czterech głowach i czterech karkach, który w prawej ręce trzymał róg z drogocennych kruszców. U stóp posągu spoczywała uzda i sidło, a także znacznej wielkości i pięknej roboty miecz. Obok kąciny
Leksykon zabobonów polskich
(26)
WOLNA WOLA - niezmiernie ważna cecha istoty ludzkiej, której Stwórca dał możliwość wyboru między dobrem i złem. Dzięki temu człowiek jest zdolny do popełniania grzechów, za które dobry Bóg będzie go karał. Pikanterii całej aferze dodaje pewna właściwość Pana Boga: otóż wie on o wszystkim, co się wydarzyło i wydarzy w przyszłości, a zatem może z góry powiedzieć, co uczyni kiedyś pan Kowalski obdarzony przez niego wolną wolą. Innymi słowy, Pan Bóg już na początku świata wiedział o naszych przyszłych uczynkach, bo on sam nas takimi stworzył. Czyż nie wspaniały jest ten dobrotliwy żart Pana Boga polegający na sądzeniu ludzi za cechy, które sam im wszczepił i zaplanował, a w dodatku nazwał wolną wolą?
WOLNOMYŚLICIELSTWO - jeden z najokropniejszych grzechów. Wolnomyślicielstwo polega na odrzuceniu autorytetów, w oparciu o logikę i wiedzę. Chyba nie trzeba nikomu wyjaśniać, że tacy
ludzie są o wiele groźniejsi dla Kościoła powszechnego aniżeli wszyscy grzesznicy razem wzięci. I to jest odpowiedź na pytanie, dlaczego wolnomyślicielstwo nie figuruje w oficjalnych spisach grzechów. To proste. Spisy służą przede wszystkim nauczeniu ludzi, za co mają żałować i z czego się spowiadać przed księdzem, aby potem pokutować, dając na tacę i kupując msze. A przecież nie można pobożnym barankom wskazywać swobody rozumowania, bo nauczą się nie żałować i z grzechem wolnomyślicielstwa już nie przyjdą do spowiedzi ani nie dadzą na mszę czy na tacę.
WOLNOŚĆ - realizuje się najpełniej, kiedy komuś podlegamy. Najbardziej jest się wolnym w błogosławionej niewoli miłości do Jezusa, Najświętszej Panienki i Kościoła albo w służbie Narodu Polskiego i Ojczyzny, co oznacza to samo. Niewola natomiast to służenie innym bóstwom albo innemu rządowi lub państwu. Piękną prostotę tej zasady możemy docenić, przyglądając się XIX stuleciu. Kiedy Napoleon stworzył malutkie, wasalne państewko, nawet nie nazwane Polską, jako bufor
pomiędzy jego imperium a Rosją, Polacy byli zachwyceni otrzymaną wolnością. Kiedy Rosja daje Polakom niemal ten sam niewielki obszar jako Królestwo Polskie w unii personalnej z Rosją i z dużą autonomią, wszyscy mają poczucie zniewolenia. I jak tu takim dogodzić?
WOLNOŚĆ WYZNANIA -niebezpieczna i szalona idea masońska sprzeczna z jedyną prawdziwą wiarą katolicką, która o żadnej wolności wyznania nigdy nie słyszała. Zresztą jak można mówić o swobodzie wyboru wiary, skoro najświętszy Kościół jasno mówi, gdzie leży prawda. Tam jest rzeczywistość i obowiązkowa droga dla wszystkich ludzi. Niestety, pogańskie wymysły żydomasonów, liberałów czy innych demokratów wymusiły na katolickich społeczeństwach uznanie jakiejś idiotycznej wolności sumienia w kwestiach wiary. No i teraz mamy katolickich Polaków, którzy absolutnie nie mogą zgodzić się na tę antychrześci-jańską herezję, a jednocześnie muszą głośno mówić o tolerancji dla jakichś tam żydków, luteran, prawosławnych albo innych ateistów. Oburzające! Cdn.
LESZEK ŻUK
(świątyni) trzymano białego konia poświęconego bogu. Mówiono, że choć zamykany na noc czasami nad ranem koń był cały spieniony i ubłocony, gdyż Swiętowit nocami bieżył po świecie i walczył ze swymi wrogami. Koń ten, którego nikt poza kapłanem nie mógł dosiadać, służył również do wróżb państwowych o powodzeniu planowanych wypraw. Kładziono w tym celu potrójny rząd skrzyżowanych ze sobą włóczni wbitych ostrzem w ziemię i
prowadzono przez nie świętego konia;
jeśli przestąpił przez nie najpierw prawą nogą, oznaczało to pomyślną wróżbę, jeśli lewą, całą wyprawę odwoływano.
Świątynia i posąg otoczone były wielką czcią. Kapłan, który zamiatał wnętrze, wstrzymywał oddech,
by nie splugawić nim bóstwa i wybiegał co chwila na zewnątrz, by nabrać powietrza. Co roku w świątyni odbywały się święta plonów.
Arkona otoczona morzem wrogów broniła niezależności i swego boga przez 200 lat, aż do 15 czerwca 1168, kiedy to król Danii Waldemar II podbił i zniszczył stolicę Rugii - " wówczas nakazał on ściągnąć ów starożytny posąg Świętowita (...) i rozkazał nałożyć powróz na jego szyi, ciągnąć na oczach Słowian (...) na koniec rozbić na kawałki i wrzucić do ognia". Minęły kolejne setki lat, a profesor Władysław Filipowiak, odkrywca posążka Świętowita z Wolina, mówił: " W łatach 80., kiedy byłem na Rugii, w kościele jesienią były poukładane plony. Kościół jest protestancki, ale tradycje...!".
IGOR D. GÓREWICZ Fot. archiwum
Jahwe jako Bóg moralny
W Biblii można znaleźć wiele fragmentów wskazuj ących na moralną ambiwalencję Boga Jahwe, np.: "Czy zdarza się w mieście nieszczęście, którego by Pan nie wywołał" (Am 3.6); "Ja tworzę światłość i stwarzam ciemności Ja przygotowuję zarówno zbawienie, jak i nieszczęście. Ja, Pan, czynie to wszystko" (Iz 45.7) oraz: "Oto sprowadzę nieszczęście na wszelkie ciało, mówi Pan" (Jr 45.5).
Przeświadczenie o tym, że zarówno dobro, jak i zło wynika z woli Boga (bez zła nie byłoby dobra), na długo przeniknęło tradycję żydowską i chrześcijańską.
Aby zapewnić przestrzeń życiową swojemu narodowi, Jahwe nie waha się skazać na zagładę wszystkich narodów, które nie podporządkowały się Izraelitom. Autorzy biblijni woli Jahwe przypisują zagładę siedmiu narodów (Pwt 7.1), w tym Kananej czyków, którym Żydzi tyle zawdzięczali (Joz 11.10-15), wymordowanie wszystkich 12 000 mieszkańców Aj (Joz 8.26) oraz Amale-kitów (lSm 15.3).
Według Jeffreya Burtona Rus-sella, najwybitniejszego zachodniego satanologa, w czasach przedprorockich, postać Szatana nie była jeszcze odrębnym bytem (Szatan nie pojawia się w Torze), lecz mroczną stroną Jahwe. Później Szatan zaczął personifikować tę ciemną stronę boskiej osobowości, którą kojarzono ze złem i amoralnością. Dopiero w Księdze Hioba Szatan pojawił się jako odrębny byt. Z czasem dodano mu "zastępy szatańskie" przez analogię do "zastępów anielskich". Ta mroczna strona Boga - której Biblia nie nazywa jeszcze Szatanem - pojawia się jako postać walcząca z Jakubem (Rdz 32.22-32), albo próbująca zabić Mojżesza (Wj 4.24), albo jako Niszczyciel (Wj 12.23).
Jahwe inspirował nie tylko dobre, ale również etycznie wątpliwe czyny, a następnie karał za te drugie, mimo że ich sprawcy byli tylko posłusznymi wykonawcami jego woli. Wpłynął na Abrahama, aby przedstawił faraonowi swoją żonę jako siostrę, a gdy ten uczynił z niej kochankę, ukarał "faraona i jego dom ciężkimi plagami z powodu Saraj" (Rdz 12.17), mimo że ten działał w dobrej wierze. Tę samą "zatwardziałość", którą Jahwe spowodował po to, aby uwierzytelnić zsyłane na Egipt plagi (Wj 10.1), nakazał Izajaszowi przelać do serc swego ludu wybranego, "żeby się nie nawrócił i nie ozdrowiał" (Iz 6.10) i żeby Jahwe miał powód do ukarania go wygnaniem (6.11-13).
Jahwe zabrania cudzołóstwa, a zarazem każe Ozeaszowi poślubić prostytutkę (Oz 3.1); nie uznaje kłamstwa, ale (jak wynika z historii Saraj) aprobuje je, jeśli jest ono po jego myśli. Jahwe często zachowuje się jak zwykły człowiek: mści się na wrogach (Pwt 32.39-43; lSm 15.2) oraz na tych, którzy oddają cześć innemu bogu (IKrl 14.9-10), wpada w gniew (Wj 22.24; Pwt 1.37), jest zazdrosny (Wj 20.5; Lb 25.11), zezwala Izraelitom na uprawianie lichwy (Pwt 15.6), pod warunkiem że nie obciąży ona Żydów. Księga Powtórzonego Prawa (rozdz. 7) zakazuje litości wobec podbitych narodów (w. 2) i domaga się ich całkowitego wytępienia (w. 24). Trudno się więc dziwić, że takie bóstwo budzi grozę: "Lęk mój wzbudzę przed tobą i wprawię w przerażenie wszelki lud..." (Wj 23.27). Według J.B. Russella: "Niewielu bogów w Egipcie, Babilonii czy Kanaanie było tak bezlitosnych, jak Jahwe ". Dopiero pod wpływem działalności proroków wizerunek Jahwe jako postaci łączącej w sobie cechy boskie i demoniczne został zastąpiony przez wyobrażenie Jahwe jako prawodawcy.
JACEK SIERADZAN
14
BEZ DOGMATÓW
FAKTYn
Nr 6 (101
8 - 14 II 2002 r.
DAJ ŚWIADECTWO SWOJEJ PRAWDZIE
Murowanie katolickiej Polski
Polscy katolicy powinni podjąć strategiczną decyzję i wycofać swe poparcie dla akcji wznoszenia przez hierarchię Kościoła nowych obiektów sakralnych. Czyżby nigdy nie zastanawiali się oni nad konsekwencjami, jakie rodzi rozbudowa infrastruktury katolickiej na terenie naszego państwa?
Budowanie świątyń i "wprzęgnięcie" ich w kult to nie koniec wydatków, lecz dopiero początek. Czy nikt nie pokusił się o zrobienie symulacji wydatków, jakie trzeba będzie ponosić na ich utrzymanie, potencjalnie przez setki lat, dzień po dniu? Sprzątanie i ogrzewanie ogromnych powierzchni, zużycie energii elektrycznej, remonty, utrzymywanie plebanii i ich lokatorów wraz z wszystkimi dobrami - wydatki związane z tymi przedsięwzięciami są i będą pokrywane z naszych wspólnych środków finansowych.
Kościół nie utrzymuje się wyłącznie z dobrowolnych datków, świadczeń za tzw. posługi duszpasterskie i handlu sakramentami. Jeżeli zmniejszy się ilość złotówek rzucanych na tacę (a zachowanie takie prędzej czy później wymusi na katolikach bieda), to zwiększona ilość brakujących złotówek wypłynie z budżetu państwa na mocy konkordatu, ustaw okołokonkordatowych i różnymi innymi kanałami i układami, o których nawet nie mamy pojęcia. Strumienie pieniędzy wypłyną z budżetu państwa, którego
konsumentami, w różnych formach, powinniśmy być my - obywatele, a nie organizacja uzurpująca sobie prawo do duchowego prowadzenia narodu, czego notabene nie czyni. Pomyślmy, co stanie się w przypadku, gdy władzę w Polsce przejmą opcje polityczne, które wypowiedzą konkordat lub go renegocjuj ą albo wprowadzą faktyczny rozdział Kościoła od państwa, który obecnie jest tylko fikcją. Jeżeli wierni i państwo nie będą zasilać kasy kościelnej, zacznie się wyprzedaż majątku kościelnego. Tak dzieje się już w kilku europejskich krajach. Jest to proces nieunikniony - następuje laicyzacja społeczeństwa. Stoimy w obliczu integracji z Unią Europejską, uznającą odmienny od katolickiego świat wartości. U nas ciągle wspierane są materialnie wątpliwe inwestycje, które de facto nie przynoszą społeczeństwu żadnych korzyści, również w sferze moralnego zdrowia narodu, co dokładnie uwidaczniają policyjne statystyki. Paradoksem jest, że w kraju, gdzie wznosi się coraz więcej świątyń, zachodzi jednocześnie konieczność budowy nowych więzień.
Racjonalnie myślące społeczeństwo powinno domagać się, aby za nasze podatki władze ratowały ludzkie życie, kupowały autobusy szkolne, radiowozy, budowały baseny, boiska czy remontowały drogi. Kiedy wreszcie Polacy uświadomią sobie,
że żyjemy w kraju, gdzie obowiązuje gospodarka rynkowa? W takich realiach ekonomicznych nikt nie wyrzuca pieniędzy w błoto. Naprawdę wierzący powinni otworzyć swoje Biblie na księdze Dziejów Apostolskich w celu przeczytania wersetów 48 i 49 rozdziału 7. Jestem przekonany, że dużo ludzi zweryfikowałoby swą wiedzę i poglądy na temat sposobu wydawania naszych wspólnych środków finansowych.
Innym zagadnieniem jest powstawanie coraz większej liczby
katolickich zakładów lecznictwa, opieki i edukacji, służących z założenia niesieniu pomocy ludziom lub ich kształceniu w duchu katolicyzmu. Są to różnego rodzaju hospicja, domy dziecka, samotnej matki, starców i in., szkoły, przedszkola, centra edukacyjne. Idea piękna, ale po przeprowadzeniu nawet pobieżnej analizy można dojść do wniosku, że działalność ta ma nieco inny wymiar. Po wybudowaniu, często przy dużym udziale państwa lub lokalnego samorządu, konkretnej placówki, przedstawiciele Kościoła ponownie wyciągają rękę w stronę ich budżetów i mówią: "dajcie kasę" na jego funkcjonowanie, zarabiając jednocześnie na samych pacjentach. Rodzi się więc zasadnicze pytanie: czy nie lepiej wybudować obiekt za państwowe pieniądze, obsadzając go kadrą wyspecjalizowanych ludzi, którzy niejednokrotnie, mając dyplom ukończenia studiów wyższych, zasilają armię bezrobotnych? Czyż nie byłoby to korzystniejsze również z punktu widzenia rozdziału Kościoła od państwa? Tzw. osoby duchowne powinny być zaangażowane głównie w pracę swoich parafii, ponieważ taki jest ich zawód.
Podział pracy to jeden z zasadniczych elementów składających się na odniesienie sukcesów gospodarczych przez państwa Europy Zachodniej. Kler katolicki chyba nawet nie wie, co oznacza pojęcie podziału pracy, ponieważ chciałby być wszystkim i we wszystkim. To nie dobroć Kościoła i chęć niesienia pomocy potrzebującym stoją za akcją rozbudowy katolickiej infrastruktury. Główne motywy takiej działalności to umacnianie ziemskiej potęgi Kościoła, chora żądza obecności w każdej dziedzinie życia społeczeństwa i chęć robienia interesów za państwowe pieniądze, ponieważ przy każdym obrocie finansowym można, uczciwie lub z naruszeniem prawa, wygenerować zysk. Funkcjonowanie publicznych i kościelnych placówek
0 jednakowym przeznaczeniu zwiększa wydatki państwa w sferze socjalnej, ponieważ sytuacja taka sprzyja funkcjonowaniu wielu odrębnych kanałów służących do przepływu pieniędzy. Kontrola nad tym jest utrudniona albo wręcz niemożliwa.
Ludzi potrzebujących wciąż przybywa, a realne dochody państwa maleją. Czy trzeba tłumaczyć Polakom katolikom, że w obecnej sytuacji w budżecie państwa potrzebna jest każda złotówka, która w należyty sposób powinna być wykorzystana? Chyba tak, jeżeli na realizację czekają następne, chore projekty budowy olbrzymich kościołów, ze świątynią Opatrzności na czele. Głosy protestów są ciche i nieśmiałe. Polacy, podnieśmy odważnie czoła
1 głośno krzyknijmy: DOŚĆ!
MARIUSZ GRABEK
J.E. Pan Leszek Miller Prezes Rady Ministrów RP
Szanowny Panie Premierze,
będąc krytycznym sympatykiem lewicy obserwuję bacznie poczynania dzisiejszego rządu, zwłaszcza zaś jego Szefa. W niniejszym liście nie będę się jednak zajmował opisem mniejszych lub większych potknięć Pańskich ministrów. Chodzi mi o poważny błąd popełniony przez samego Pana Premiera.
Jestem poruszony tym, że dał się Pan zwabić do Watykanu i na Miodową, ponieważ zaowocuje to znacznymi utrudnieniami w uwalnianiu Polski spod dominacji hierarchii Kościoła katolickiego. Niepokoi mnie też to, że wplątuje się Pan w konszachty z partnerem, o którego historii, celach, środkach, praktykach i metodach - ma Pan dalece niewystarczające informacje. Ponadto przecenia Pan wpływ katolickiego kleru na obywateli. Przykład: podpisanie - w skandalicznych okolicznościach - konkordatu przez rząd Hanny Suchockiej nie uchroniło prawicy przed klęską w wyborach 1993 r., chociaż kler popierał prawicowych kandydatów aż do łamania prawa włącznie (kampania wyborcza w kościołach w dniu wyborów) - oczywiście bezkarnie.
Pan nie może liczyć na żadną wdzięczność kleru, nawet na jego neutralność: ustawa z maja 1989 r. nie powstrzymała wściekłej nagonki "sług bożych" na lewicę przed wyborami w czerwcu 1989 r. Jeśli zabiega
Pan o poparcie hierarchii w rozwiązywaniu kompleksu problemów na finiszu do integracji z Unią Europejską, to proszę pamiętać, że: - dla papieża i hierarchii kościelnej Unia Europejska ma się rozciągać od Kodnia po Fatimę, nie zaś od Terespola po Lizbonę. Przyzna Pan, że są to zupełnie różne wersje postrzegania zjednoczonej Europy;
elementarna logika wykazuje, że uprzywilejowanie jednego podmiotu automatycznie oznacza dyskryminację pozostałych. Eo ipso powinna była być uchylona wraz z uchwaleniem konstytucji. Pomimo że tego nie uczyniono, jest ona i tak - z mocy prawa - nieważna!
To, że katoliccy hierarchowie kpią sobie z konstytucji, nie dziwi, skoro również ewan-
List otwarty
- zdarza się ostatnio dość często, że poparcie kleru bywa "pocałunkiem śmierci" (vi-de:,.Almanzorze, nie całuj",,,FiM" nr 4/2002).
W mojej ocenie - pułapka zastawiona na Pana miała przynajmniej trzy cele:
1. Uzyskanie Pańskiej pomocy w wyciszeniu afery "salezjańskiego" przekrętu na ok. 0,5 miliarda PLN;
2. Uchronienie Kościoła katolickiego przed uszczerbkiem w dochodach w następstwie nowej ustawy podatkowej. Już widzę, jak po świą-tobliwo-dobrotliwym pogładzeniu główki Pańskiej wnuczki, pan Wojtyła - swym umęczonym głosem - przypomniał Panu o istnieniu ustawy z maja 1989 r. o stosunku państwa do Kościoła (wyłącznie katolickiego, oczywiście).
Jakoś przeoczono fakt, iż rzeczona ustawa jest sprzecza przynajmniej z dwoma artykułami konstytucji; 25.1 i 32.2 - bowiem
gelie mają w znanej części ciała; przykłady - co tydzień na łamach "Faktów i Mitów".
3. Celem strategicznym było wybicie Panu z głowy pomysłów co do pozbycia się konkordatu (jeśli Pan je w ogóle miał).
Poza tym, mam do Pana rządu pretensję, że w podsumowaniu "sukcesów" poprzedników w doprowadzeniu budżetu państwa do dzisiejszego stanu - nie ma nic na temat wydatków na Kościół katolicki: KUL, Akademię Papieską, Uniwersytet im. S. Wyszyń-skiego, przemalowanie seminariów katolickich na wydziały teologii w kilku uniwersytetach, armię katechetów i kapelanów. Są to podmioty dla funkcjonowania państwa całkowicie zbędne; pasożytują na Polakach od
1036 lat, przynosząc znacznie więcej szkód niż pożytku. Warto by pokusić się o oszacowanie, jaka część majątku narodowego jest własnością księży.
Nie sposób też pominąć pytania o wydatki z budżetu państwa i samorządów na "podróże apostolskie" pana Wojtyły, przy czym w przeciwieństwie do Marka (6,8), u Mateusza (10,10) Jezus zabraniał nawet laski.
Podczas niedawnej "pielgrzymki" do Indii "Ojciec Święty" raczył objawić, że po ewangelizacji Europy w I Tysiącleciu, Afryki i Ameryki w II Tysiącleciu, w III Tysiącleciu przyjdzie kolej na Azję. Jest rzeczą niezwykle interesującą, jak "Namiestnik Chrystusa" zamierza tego dokonać, skoro na naszym globie nie istnieje ani jeden naród, który przyjął chrześcijaństwo dobrowolnie. Wszystkim narodom władcy narzucili je mani militari - w celach par excellence politycznych.
Na zakończenie - jeśli chce Pan przejść do historii jako nietuzinkowy szef rządu, proszę mieć w pamięci całą, nie zaś przyciętą przez różne cenzury, tezę Kartezjusza. Brzmi ona: "Dubito ergo cogito. Cogito ergo sum" (Wątpię, więc myślę. Myślę, więc jestem.) Zresztą coś podobnego napisał pod Pana adresem M. F. Rakowski, cytując zbliżone wypowiedzi Karola Marksa i Wiesława Górnickiego.
TADEUSZ PRUGAR szeregowy obywatel RP
KOLUMNA REDAGOWANA PRZEZ CZYTELNIKÓW
8 - 14 II 2002 r.
F^KTYn
INJ
LISTY OD CZYTELNIKÓW
15
LISTY
Kolędowe obowiązki
Oto uzupełnienie do kolędniczych obowiązków (opisanych w "FiM" nr 4/2002), jakie tym razem spadły na nas, oburzonych parafian, w parafii Chrystusa Króla w Reczu: 1) podczas kolędy w mieszkaniu nie może być za gorąco lub za zimno; 2) w kopercie nie powinno być mniej niż pewna określona kwota...; 3) rodzina winna mieć podczas odwiedzin duszpasterza określony przez proboszcza obraz święty, na którym mają być wypisani członkowie całej rodziny (żeby obraz "nie biegał" po sąsiadach, wyprzedzając księdza, bo byłby to kolejny "cud nad Wisłą"). Zakup takowego to też spory wydatek, ale cóż - chcieć to móc!; 4) po księdza trzeba wyjść i odprowadzić do następnego podatnika.
Dzieci na lekcji religii zostały uświadomione przez księdza katechetę, "że ciężar grzechu, jakim jest nieuczestniczenie w niedzielnej mszy równoznaczny jest z grzechem zabójstwa". Oj, będzie miał prokurator powiatowy sporo zajęcia, gdyż dopełnienie obywatelsko-parafialne-go obowiązku doniesienia przez parafialne donosicielki to rzecz święta i w dodatku kodeksem karnym nakazana, bowiem zatajający jest tego przestępstwa współwinny! Jeśli zaś jest to oficjalna wykładnia Episkopatu Polski - strach się bać tych milionów wyroków dożywocia za masowe ludobójstwo, jakie rychło zapadną w całej Polsce. Maryjo, miej nas w swojej opiece!
Wkurzona parafianka (jeszcze)
Zostało w rodzinie
Moja matka krótko przed śmiercią ujawniła mi "wielką rodzinną tajemnicę". Otóż oświadczyła mi, że jeden z trzech moich kuzynów nie jest biologicznym synem wujka Janka, ale drugiego mojego wujka, Władka, który był księdzem. Matka opowiedziała mi, że ciotka,
0 której mowa, bardzo lubiła matkę. Były wówczas bardzo młode
1 obie miały po jednym dziecku. Kiedyś ciotka zamknęła się z matką w pokoju, na stole postawiła krucyfiks, zapaliła obok dwie świeczki i powiedziała matce tak: "Wandziu! Podnieś dwa palce i przysięgnij na ten krzyż, że do końca mojego życia nie ujawnisz matce, że drugie dziecko, które się niebawem urodzi, będzie dzieckiem nie mojego męża, ale jego brata - czyli księdza Władka".
Wielką ujmą jest, jeśli brat bratu zrobił takie "świństwo", a jednak tak się stało, i to za sprawą bardzo poważanego w rodzinie brata, w dodatku księdza. To też mieści się w katolickiej moralności. Faktem jest, że matka dochowała tej przysięgi, bo gdy mi o tym powiedziała, ciotka już od kilku ładnych lat leżała w grobie. Ale ten kuzyn żyje, jest kilka lat starszy ode mnie. Myślę, że chyba nawet o tym nie wie.
Jan Ciach, Warszawa
Gdzie książki palą...
tam wnet ludzi palić będą. Te słowa wypowiedziane przez jednego z najwybitniejszych pisarzy niemieckich, które były reakcją na palenie książek przez bojówki faszystowskie, przypomniały mi się, gdy dowiedziałem się o spaleniu na stosie popularnych książek o Har-rym Porterze! Tego ohydnego czynu dokonał jakiś wyjątkowo stuknięty facet w czarnej sukience z miasteczka Alamogordo w Nowym Meksyku. Ten nie mający równo pod sufitem fanatyk religijny zarzucił Harry'emu Porterowi, że... jest uosobieniem szatana (sic!). Ów miłośnik metod hitlerowskich bojówek cieszy się chyba pełnym poparciem swego watykańskiego szefa (bo jakoś nie słyszałem, aby biały szef potępił wygłupy swego podwładnego). Wydaje mi się, że prawdziwym powodem przypiekania tyłka małego czarodzieja jest to, że coraz więcej dzieci (i nie tylko) sięga po książkę z jego przygodami, olewając czytanie podręczników do katechezy. To doprowadza czarnych do białej gorączki. Pustoszeją kościoły, zmniejszają się dochody z tacy! Brakuje więc na kawior i szampana, wypady na drogie dziewczynki też trzeba ograniczyć. Henryk W., Zamość
Oszukana przez SKOK
Nawiązując do artykułu "SKOK im. Jana Pawła II" ("FiM" nr 7/2001), chciałabym podzielić się swoimi doświadczeniami dotyczącymi tej firmy. Jestem rencistką i nie stać mnie na jednorazowy większy wydatek. W 1999 roku musiałam kupić bojler gazowy. Odwiedziłam kilkanaście firm oferujących kredyty i nigdzie nie mogłam go uzyskać, bo mam za
niską rentę. Potrzebowałam ok. 1000 zł i zamierzałam spłacić dług w ciągu roku. Wreszcie trafiłam na agencję reprezentującą SKOK w Gdyni. Złożyłam dokumenty i czekałam prawie pół roku. Wreszcie, ku mojej radości dowiedziałam się, że otrzymam kredyt. Pocztą otrzymałam niecałe 800 zł. Ale jeszcze większe zdumienie ogarnęło mnie, gdy otworzyłam kopertę. Okazało się, że otrzymałam do spłacenia kwotę 1800 zł rozłożoną na 24 raty po 75 zł miesięcznie. Z prostego rachunku wynika, że będę spłacała ponad 100 proc. otrzymanego kredytu.
Czy to jest sprawiedliwe? Słusznie piszecie w swoim artykule, że frajerzy dali się nabić w butelkę. A.C., Szczecin
Pierwsi i ostatni
W Polsce istnieją dziesiątki Kościołów różnych wyznań. Jak w tej sytuacji można mówić o demokracji, skoro w wojsku kapelanami są przedstawiciele katolicyzmu, w czasie uroczystości państwowych są zapraszani głównie kapłani katoliccy, w czasie jednej z transmisji z narad Sejmu w TV widziałem siedzącego w jednej z pierwszych ław pana Glempa w stroju służbowym? Co on tam robił? Jeżeli był gościem, to dlaczego nigdy nie widziałem rabina, pastora, mułły i księży innych wyznań? Dotychczas byłem przekonany, że w demokracji nie ma przywilejów i wszyscy traktowani są jednakowo.
Roman Kosiński, Hannover (Niemcy)
Jedyna alternatywa
Były wybory i była nadzieja. Wybory minęły, a nadzieja prysła jak bańka mydlana. Naród ubożeje z dnia na dzień, zaś czarna obłuda ma się dobrze w przedszkolach, szkołach, wojsku, prasie, radiu i TV. Rząd dzieli się opłatkiem z purpurową mafią
i jest wszystko OK. Prawie co tydzień piszecie w "FiM" o różnych aferach związanych z Kościołem, niestety bez echa. Pytam więc, co na to premier, prokuratorzy, posłowie SLD? Członkowie rządu twierdzą, że Kk popiera starania Katolandu w wejściu do UE. Nic bardziej naiwnego. Oficjalne stanowisko Kościoła wyraża Radio Maryja, a to, co mówi Glemp, można o kant dupy rozbić. Polski kler ma paniczny strach przed wejściem Polski do UE., ponieważ zdaje sobie sprawę, że będzie musiał podzielić los kleru na Zachodzie, że utraci dotychczasową pozycję i zostanie zepchnięty na margines życia publicznego. W Europie Zachodniej przyznawanie się do katolicyzmu wzbudza tylko politowanie. Kościoły świecą pustkami, a ostatnio przebudowuje się je na galerie, knajpy i dyskoteki. Kanclerz Niemiec G. Schróder (w przeciwieństwie do prezydenta i premiera Polski) przed kilkoma miesiącami powiedział, że nie życzy sobie, aby w uroczystościach rządowych brali udział hierarchowie kościelni.
Droga Redakcjo, jedno jest pewne, że Kk trzyma za mordę poważną część społeczeństwa, jest państwem w państwie i dlatego nie można siedzieć z założonymi rękoma. Idea utworzenia antyklery-kalnej partii jest jedyną alternatywą dla czarnej obłudy. Tylko kto ma się tym zająć? Co na to redaktor naczelny i ludzie zgromadzeni wokół "FiM"? Ja już teraz wpisuję się na partyjną listę.
Piotr Nadzieja, Karlsruhe (Niemcy)
Fru do Watykanu!
Panie Redaktorze, czy Pan w najbliższym czasie nie wybiera się z wizytą do Watykanu, by naładować akumulator i pobrać pudełeczko, bo teraz nastała taka moda z prawa i lewa? Bez zapowiedzi zakłada się czarny gang i fru! Trudno wybadać, czy po wybaczenie, czy po wytyczne. Niech się Pan nie krępuje co do swoich zamiarów, my jakoś przełkniemy!
Panie Redaktorze, w mojej wsi przez trzy dni nie było elektryczności, żyliśmy odcięci od świata.
Usługi pogrzebowe pastorów protestanckich
tel. (0-34) 35-33-061
BEZPŁATNIE
Kiedy siedzieliśmy w tej ciemnocie na wprost telewizora, zaświeciło się nagle światło i na ekranie telewizora ujrzałem witających się dwóch wybitnych Polaków. Krzyknąłem do żony: "Marysiu, leci powtórka z szopki noworocznej!" Moja żona popatrzyła na mnie i powiedziała: "Ty jełopie, to informacje z kraju i ze świata". Bardzo się wstydzę... Józef Włodarczyk, Drużbice
Gorszyciele
Który kraj buduje tyle kościołów, pomników i krzyży? Tylko Polska, gdzie głupota niektórych ludzi jest nieograniczona. Ci, którzy mają służyć wiernym (duchowni) w drodze do Boga, są ich gorszycielami poprzez grzeszne i występne życie. Nie słowa, ale czyny budują. Tymczasem nasz kler ludzi tumani zewnętrznymi oznakami wiary w Boga. Zapomnieli, że wiara bez czynów jest pusta.
A dziurę budżetową można częściowo załatać - usuwając duchownych ze szkół, wojska i więzień. W Piśmie Świętym czytamy: za darmo dostaliście, za darmo dawajcie... Wiara winna być za darmo.
Edyta W., Częstochowa
Nie podrywaj księdza
W ubiegłym roku wysłałam walentynkową kartkę naszemu proboszczowi (parafia Wysoka Strzy-żowska). Starałam się, aby jej treść była jak najbardziej delikatna i nie wyprowadziła osoby duchownej z równowagi. To, co stało się potem, było dla mnie ciekawym życiowym doświadczeniem. Ksiądz, w przeciwieństwie do mnie, pochwalił się kartką przed kościelnymi organizatorami w naszej parafii (Caritas, różyczki różańcowe i diabli wiedzą, co jeszcze). Te babska do roznoszenia plotek wzorowo wykonały swoją robotę. Do końca życia nie przestanę się dziwić, że coś tak błahego potrafi wzbudzać tak wielkie zgorszenie. Udało mi się osobiście wysłuchać na swój temat dwóch kazań. Intryguje mnie do dziś, że w jednym z nich mój "wyczyn" został porównany do biblijnego zaparcia się apostoła Piotra...
Anna Dziadosz, Oparówka
Świecki mistrz ceremonii pogrzebowej
tel. 0-601-942-662
cena: 200 zł brutto + koszty dojazdu.
TYGODNIK FAKTY i MITY Redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Henryk Rozenkranc; Dział reportażu: kierownik Ryszard Poradowski - tel. (0-42) 630-72-33; Redaktorzy: Adam Cioch, Jakub Kopeć, Jarosław Rudzki; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: Ewa Kotlińska
- tel./fax (0-42) 639-86-10; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-72-23; Adres redakcji: 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94; e-mail: faktyimity@faktyimity.pl; Wydawca: "BŁAJA News" Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Prezes Zarządu: Roman Kotliński; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze - do 25 lutego na drugi kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zl za jeden kwartał; b) RUCH SA - do 5 marca na drugi kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31,532-88-16,532-88-19,532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-/kwartat; 227,-/pót roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-Awartał; 255,-/pót roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-Awartał 313,-/pót roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA ptatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hubsch & CO., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326.4. Dystrybutorzy w USA: New York- European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago - J&B Distributing co., tel. (773) 736 6171; Lowell International co., tel. (847) 439 6300.5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga - Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726.6. Prenumerata redakcyjna: do 15 marca na drugi kwartał 2002 r. Cena 26 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492
JAJA JAK BIRETY
FAKTY
Nr 6 (101
8 - 14 II 2002 r.
n i iektóre z cytowanych napisów są IM kontrowersyjne, ale to w końcu jest gtos społeczeństwa, a nie nasz...
Oby na-msze... lepiej żyło Tu żondzi Xiąc. Bóg to nałóg
Jeśli mówisz do Boga - modlisz się. Jeśli Bóg mówi do ciebie - masz schizofrenię
Ksiądz Piłat już się zbliża Matko Boska! Poczęłaś bez grzechu - pozwól grzeszyć bez poczęcia Pan Bóg stworzył Pana Człowieka Polska dla Polaków, ziemia dla ziemniaków, toyota dla księdza
Radio Maryja 666 MHz
Religię do kościołów wróć nam
Panie!
RP - Rzeczpospolita Papieska Sprzedam Biblię z autografem Tacy sami - a taca między nami Uwaga! Nisko latające anioły (napis na kościele)
Wprowadzić stan kościelny i godzinę elektryczną Zakonnica - ksiądz samica Żądam mini - zakonnica Saddam Glemp Bóg jest ateistą! Kapelana z glana
wybrał: J. Szachnowski
CZARNO NA BIAŁYM
Więcej egzorcystów!
Proboszcz, księgarz i Harry Potter
Właściciel księgarni przychodzi do proboszcza:
- Proszę księdza, mam prośbę...
- Słucham cię uważnie, mój synu.
- Coś mi ostatnio interes marnie idzie - żali się księgarz. - Ten "Harry Potter" wcale się nie sprzedaje.
- A cóż ja ci na to mogę poradzić, mój synu?
- No, wie ksiądz, a gdyby tak ksiądz podczas niedzielnej mszy wyklął go z ambony... - nieśmiało podpowiada właściciel księgarni.
- Do czego ty mnie namawiasz... - proboszcz udaje zgorszenie, ale po dłuższej chwili:
- A ile dasz na tacę?
- Myślę, że sto złotych, starczy?
- Mój synu, za stówkę to ja mogę tylko powiedzieć, że to nie jest dobra książka.
- Dobrze ksiądz wie, że to trochę za mało.
- Ty też, mój synu, doskonale rozumiesz, że stówa to trochę za mało. Za tysiąc złotych mogę powiedzieć, że "Harry Potter" demoralizuje dzieciaki, za 5 tysięcy - że jest dziełem szatana, a za 10 tysięcy każę wiernym wykupić cały nakład, który zamówisz do twojej księgarni i spalić go na stosie. Więc jak będzie?
- Księże proboszczu, ależ to się nazywa korupcja!
- Skądże, mój synu! To się nazywa dobry interes. A.K.
Nieprawda, że w kraju dzieje się coraz gorzej. Że dziura w budżecie, bezrobocie, że rośnie bieda. Do wątpiących w świetlaną przyszłość kraju, którego królową jest Matka Boska, kieruję te słowa: nie lękajcie się, wzrasta bowiem u nas liczba kapłanów egzorcystów! Cztery lata temu było ich zaledwie kilkunastu, a dziś, dziękować Bogu, w polskich diecezjach działa już 50 specjalistów od wypędzania z ludzi złego.
Tę dobrą nowinę - za KAI
- podał "Nasz Dziennik" w artykule "Potrzeba egzorcystów". Święte słowa. Po kiego grzyba nam w Polsce ludzie światli, racjonalizatorzy, naukowcy, odpowiedzialni politycy, dobrzy nauczyciele? Coraz więcej u nas opętanych. Jak wody na pustyni potrzebujemy egzorcystów. Swoją drogą, trudno ich znaleźć... Chyba z morale naszych duchownych coś nie gra, bo aż w 10 diecezjach brak egzorcystów. A tylko spośród księży o nieskalanej opinii wybiera się rycerzy do walki z szatanem. Czyżby ich było w kraju zaledwie 50?
A jakie są objawy opętania?
- zapyta naiwna i racjonalna owieczka. Osobnik opętany skarży się m.in. na ciągłe uczucie niepokoju i czyjejś niewidzialnej, uporczywej obecności - wyjaśnia
"Dziennik". Tu zadrżała mi gazeta w ręku, bo i mnie dręczy wciąż jakiś dziwny niepokój. Zazwyczaj spowodowany brakiem gotówki. Odczuwam też boleśnie niewidzialną i uporczywą obecność czorta nazywanego Fiskusem. Niestety, pokrywają się w moim przypadku dalsze symptomy opętania, czyli "dręczący koszmar". Mnie prześladuje następujący: idę w niedzielę kupić piwo do sklepu i całuję klamkę z powodu zakazu handlu w niedzielę; włączam radio, a tu ponad wszystkie inne stacje przebija się "ewangelizacja" z Torunia; w telewizji - posłowie Ligi Polskich Rodzin, lecą psalmy i pastorałki; idę do wypożyczalni pożyczyć "erotyka", ale ekspedientka z niezrealizowanym powołaniem siostry sercanki wyjaśnia mi, że już od dawna poszły na przemiał. Wracam do domu, pod drzwiami czeka na mnie trójka sąsiadów-parafian. Czego oni mogą ode mnie chcieć? Aha, coś mówią o jakichś karteczkach, czy byłem w tym tygodniu u spowiedzi?... Zlany potem zaczynam grzebać trzęsącymi rękoma w kieszeniach... I budzę się.
Przyczyną opętania - wyjaśnia "Dziennik" - może być korzystanie z magii. Biję się w pierś. Faktycznie niedawno byłem u wróżki. Dowiedziałem się, kim byłem
w poprzednim wcieleniu - księdzem katolickim.
Potrzebuję egzorcysty, to fakt.
- Ludzie zawierają pakty z diabłem, by posiąść np. moc leczenia albo przepowiadania przyszłości - ostrzega ks. Grefkowicz, egzorcysta z archidiecezji warszawskiej. Zdradzę teraz coś najpotworniejszego. Zawarłem. Teraz będę zarabiał masę szmalu. I robił karierę w tej gazecie. Przy moim komputerze siedzi taki mały facecik, widzę go tylko ja, nikt inny. Robię sobie kawkę, herbatkę. A on, skubaniec, skacze kopytkami po klawiaturze. I tekst się pisze sam.
- Dziś obsmarujmy Rydzyka!
- proponuję.
- Wolnego! Jego nie ruszamy
- macha bezczelnie ogonkiem.
- Niby dlaczego?
- Rusz głową, tumanie! Ojciec dyrektor ma imperium medialne, kasę, majątki, posłów na pasku, trzy miliony wiernych dusz gotowych na jego skinienie iść na pogan. Skąd taka kariera? Zapracował na nią sam, naiwniaku?
Zatkało mnie. Kto by przypuszczał? Ciekawe, kto jeszcze? Poszedłem zaparzyć herbatę. Jak wróciłem, ten felieton był już gotowy.
Uratować mnie może tylko ks. Grefkowicz - egzorcysta.
GRZECHU
NAJWIĘKSZY SKANDAL W HISTORII KOŚCIOŁA RZYMSKOKATOLICKIEGO W USA
KOŚCIÓŁ BŁOGOSŁAWI PEDOFJLI
INDEKS 356441 ISSN 1509-460X
FAKTY
i 11
http://www.faktyimity.pl
TYGODNIK NIEKLERYKALNY
Nr 7 (102) 15 - 21 lutego 2002 r. Cena 2 zł (w tym 7% VAT)
OStr. 10
adii Sienkiewicz?
Pani Krystyna Sienkiewicz (na obrazie jako Rejtan), senator Unii Pracy, przedstawiła propozycje zmian w Ustawie o stosunku Państwa do Kościoła katolickiego z 17.05.1989 r. Pani senator, wskazując na "pauperyzację społeczeństwa oraz rosnący poziom zamożności Kościoła", postuluje m.in. ujawnić finanse kościelne, obłożyć płatne usługi świadczone przez Kk powszechnym podatkiem, katechetów i kapelanów przenieść na katolicki garnuszek. To prawdziwa rewolucja w Katolandzie!
Pełny tekst propozycji K. Sienkiewicz w Str. 3
-czy lewica dobierze śię L do świętej własności
Kościoła?
Vs /
w
SEKTA W NATARCIU
Opus Dei
Rozpoczynamy publikację serii artykułów o organizacji zwanej "katolicką mafią", która od lat 70. XX wieku trzęsie Kościołem i cieszy się niezmiennym poparciem Jana Pawła II. Ludzie Opus Dei zasiadają w parlamentach i rządach wielu krajów; jego tajni
przedstawiciele kierują bankami i wielkimi korporacjami. Wszystko po to, aby poszerzyć wpływy konserwatywnej wersji katolicyzmu. Założycielem Opus Dei był kontrowersyjny Josemaria Escriva (fot. obok) - obecnie kandydat na ołtarze.
O Str. 12
SUViO.lt.
Święto zakochanych, traktowane początkowo jak amerykańskie dziwactwo, cieszy się rosnącym zainteresowaniem
Walentynki po katolicku
w katolickiej Polsce. O tym, że miłość jest zawsze w cenie, wie także Kościół. Problem w tym, że miłość niejedno ma imię...
O Str. U
KSIĄDZ NAWRÓCONY
FAKTYn
Nr 7 (102^
15 - 21II 2002 r.
FAKTY
ŚWIAT Wyznawcy jedynie słusznej wiary od środy popielcowej pokutują za grzechy rozpusty i obżarstwa, wspominając z nostalgią sylwestrowe szaleństwa w oczekiwaniu na wielkanocne przejedzenie. Polacy dodatkowo - oprócz popiołu na głowie i w kieszeniach - mają jeszcze gorzkie żale... i to przez cały rok liturgiczny.
POLSKA 11.02. - Światowy (bo ustanowiony przez JPII) Dzień Chorego to okazja do głoszenia kościelnej doktryny o zbawczej roli cierpienia. Ksiądz Drop, główny ekonom episkopatu, stwierdził, że cierpienia chorych są największym bogactwem Kościoła, a wszechwiedzący arcybiskup Życiński ogłosił, że "cierpienie chorych odnawia świat".
Leczący się katolik nie tylko ograbia swój i tak ubogi Kościół, ale przyczynia się też do zagłady świata.
Premier Miller rozpoczął wielkie zmiany kadrowe w spółkach Skarbu Państwa. Celem rządu jest usunięcie nieudolnych "prawiczków". Na pierwszy ogień poszedł Andrzej Modrzejewski, prezes Orlenu (obecnie zatrzymany przez UOP), jednego z głównych sponsorów Katolickiej Agencji Prasowej. A tak się fajnie jeździło na drogiej benzynie, słuchając o ubóstwie Kościoła.
POZNAŃ Krasnoludek "FiM" w episkopacie donosi, że po naszych artykułach o arcybiskupie Juliuszu Paetzu ("Czerwone majtki arcybiskupa" nr 34/2001 i 3/2002) szykuje się dla niego karna wyprowadzka do Watykanu. Hurra! Mamy wpływ na obsadę stanowisk w Watykanie!
BOCHNIA Na dziesięć miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata oraz zapłatę 1100 zł skazał sąd księdza Janusza Kiełbasę z Nieprześni w gminie Bochnia. Wielebny pobił ministranta, doprowadzając do wstrząśnienia mózgu ("FiM" 45/2001). Na prośbę duchownego rozprawa toczyła się za zamkniętymi drzwiami, a sąd nie podał uzasadnienia wyroku.
Nie wiemy zatem, czy sędzia przeprosił księdza za to, że go skazał
WATYKAN/ROSJA Papież ustanowił w Rosji cztery diecezje na miejsce administratur apostolskich. Oburzyło to prawosławnych, którzy zerwali wszelkie kontakty z Watykanem. Prawosławni też mają diecezje w Europie Zachodniej, jednak obejmują one emigrantów. Popi nie prowadzą też misji wśród poddanych JPII. Decyzję papieża ogłoszono po spotkaniu ekumenicznym w Asyżu - dzięki temu nie zabrakło aktorów w watykańskim przedstawieniu pt "Miłujmy się!".
WATYKAN Kościół zamierza wprowadzić testy psychologiczne dla wszystkich kandydatów do kapłaństwa oraz "wzmocnić opiekę psychologów" nad klerykami podczas studiów. Przyboczni papieża myślą ekonomicznie: taniej jest płacić pensje psychologom niż odszkodowania ofiarom księży pedofilu
USA Sąd stanowy w Kalifornii zakazał czytania Biblii dzieciom w przedszkolach i szkołach podstawowych w okręgu Rhea. Zgodnie z konstytucyjnym rozdziałem Kościoła od państwa, nie można używać pomieszczeń szkół publicznych do propagowania żadnej religii - uzasadnił swoją decyzję sędzia Allan Edgar. W Polsce prawo kanoniczne po prostu zastąpiło konstytucję.
WIELKA BRYTANIA Aż czterech na pięciu Brytyjczyków zgadza się na eutanazję w obecności lekarza - w przypadku bardzo cierpiących, nieuleczalnie chorych pacjentów - podaje "Journal of Medical Ethics" na podstawie własnych badań socjologicznych. Natomiast ponad połowa ankietowanych uważa, że na samobójczą śmierć powinni wyrazić zgodę krewni chorego. Mniej was, więcej nas... w UE!
LYON/FRANCJA Najbardziej zadłużona diecezja francuska podjęła akcję reklamową nawołującą katolików do płacenia dobrowolnego podatku kościelnego. Zwyczaj ten, obok dawania na tacę, istnieje od lat we Francji i sprowadza się do wysyłania na kościelne konto równowartości jednej dniówki roboczej w roku. Coraz mniejsza liczba katolików (w Lyonie zaledwie 10 proc.) chce w ten sposób wspierać bankrutujący Kościół. Chętni do płacenia to najczęściej osoby po 65 roku życia. Arcybiskup Lustiger: "We Francji trwa wiosna Kościoła". Rzeczywiście
IRLANDIA Episkopat poprosił Watykan o zgodę na wprowadzenie instytucji stałego diakonatu z powodu dotkliwego braku duchownych w tym kraju. Diakoni - żonaci mężczyźni, mieliby zastępować księży w prowadzeniu pogrzebów, błogosławieniu małżeństw, udzielaniu komunii itp. W Irlandii w ciągu ostatnich 35 lat liczba alumnów w seminariach spadła aż o 85 proc! / to jest szansa dla naszych chłopców! Teraz Polska!
ARABIA SAUDYJSKA Władze wydaliły 14 chrześcijan wraz z rodzinami. Zarzucano im głoszenie nieislamskiej wiary. Wszyscy byli przetrzymywani w więzieniu, jak podaje KAI, "często w nieludzkich warunkach". Chrześcijanie, pracownicy zagraniczni, zbierali się na modlitwach w prywatnych mieszkaniach. W naszym demokratycznym państwie wyznaniowym jest to nie do pomyślenia. "Sekciarzy", co prawda, bije się i inwigiluje, ale żeby zaraz wydalać!?
Głęboki ślad
Przed tygodniem Jonasz opowiadał o zrzuceniu sutanny oraz wydaniu swoich książek z serii "Bytem księdzem". Trzecią część rozmowy prowadziliśmy już dobrze po północy i paru drinkach, co nie znaczy, że Jonasz bredził. Był może tylko bardziej wylewny i szczery.
Marek Szenborn: - No to nieźle się, Jonaszu, odkuliście na tych książkach?
Jonasz: - Zapewniam cię - pieniądze szczęścia nie dają, ale nie dziwię się, że każdy chce to sprawdzić na własnej skórze. Niewątpliwie poprawiają samopoczucie. Zresztą, ja nigdy nie widziałem naprawdę dużej kasy, z miejsca wszystko wydaję. No, "Fakty i Mity" to skarbona bez dna... Poza tym, kolego, znasz mnie i wiesz, że jestem ideowy do bólu. Sutannę zrzuciłem nie "dla kiecki", jak to pisały m.in. "Claudia", "Naj" i "Pani domu", robiąc z wywiadów ze mną odcinki harlequina. Tę pierwszą omal nie pozwałem do sądu. Przestałem być księdzem, bo przejrzałem na oczy; nie chciałem poświęcać życia kłamstwu i obłudzie...
- Wszystko się zgadza, ale wiem również, że jesteś perfekcjonistą, do tego chorobliwie ambitnym. Ciągle myślisz o kolejnych podbojach. Czy nie to również, poza ideałami, popchnęło cię do założenia ogólnopolskiej gazety?
- Jasne, że tak i co z tego? Zapewniam cię - to ja nie śpię z powodu swojego charakteru i to ja mam zszargane nerwy. Dobijają mnie ludzie bezmyślni, bez ambicji, bez inwencji; czekający aż coś się wydarzy obok nich, aby mogli się tym ucieszyć lub machnąć ręką. Ich życie znaczy dwutlenek węgla i stolce przetrawionego pokarmu.
- Ty, ty... nie faszyzujesz czasami!?
- Jestem humanistą, bracie, dlatego ręce mi opadają, jak patrzę na szarzyznę ludzkiego życia. Lubię czasem pójść na cmentarz, popatrzeć na groby. Wiesz, co sobie wtedy myślę?
- Pewnie że licznik bije i szkoda czasu?
- Dokładnie! Każdy z nas ma okazję odcisnąć swój własny ślad na tej ziemi. Mój ślad będzie bardzo głęboki, tak sobie postanowiłem.
- Uff..., to może przejdźmy już do gazety?
- Przecież cały czas o niej mówimy...
- Racja, to ma być ten twój ślad.
- Nasz ślad, kolego. A poza tym, to tylko mały palec, środek do celu.
- Co to za cel? Czyżbyś chciał zostać antypapieżem? Co ci zrobił ten Kościół, że go tak nienawidzisz?
- Ja nienawidzę?! To bzdura! Ja kocham Kościół, ten zbudowany z ludzkich serc, oparty na ewangelii. Dlatego walczę o to, by do cna nie rozszarpały go wilki. To nie ja uczyniłem z Kościoła "jaskinię zbójców".
- Więc jak to było na początku z "Faktami"?
- Jak zwykle, poszedłem na całość. Po wydaniu książek dostawałem dziennie po kilkadziesiąt listów, często dotyczących konkretnych problemów. Pisali ludzie z okradzionych przez księży parafii. Wiesz, zbiórki na dach, organy, parkan, nowy kościół i... gość po angielsku wynosi się np. na misje do Afryki albo po prostu na inną parafię. Najczęściej pisały porzucone przez księży konkubiny, zazwyczaj z dziećmi. Setki przypadków! Nikt do tej pory się tym nie zajmował. Dopiero wtedy zobaczyłem skalę, ogrom obłudy i zła w Kościele. Pierwsza myśl - pokazać to innym, niech znają prawdę.
- Ktoś ci wtedy pomógł, miałeś jakiegoś wspólnika?
- Długi czas byłem sam, oczywiście wspierała mnie żona. Rodzice, znajomi, znawcy tematu - przeciw. Wszyscy byli zgodni, że stracę wszystkie pieniądze, ci ostatni motywowali to pełnym nasyceniem rynku. Właściwie pomogli tylko przyjaciele z sąsiedniej "Angory". Miałem pieniądze na pierwsze trzy numery. Już wtedy zakładało się, że nowe pismo może być deficytowe przez rok...
- I znowu się udało. Znowu postawiłeś na swoim.
- Nie miałem wyjścia... ani większego pojęcia, co robię. Z numeru na numer uczyłem się z pracownikami pracy redakcyjnej, dziennikarskiej. Cieszyłem się jak głupi z pierwszych gazet, które wyglądały obrzydliwie. Teraz mamy najlepsze pióra w kraju, najlepszych rysowników, grafików; za kilka tygodni dokładamy cztery strony, później pełny kolor...
- I co, i znowu będzie ci mało?
- Pewnie, że tak. Nie po to założyłem tę gazetę, żeby ją sobie przeglądać. Później będzie partia, stworzymy normalność. Bo "przywracać" nie ma czego.
- Jesteś wierzący?
- Tak. Choć im więcej wiem, tym więcej mam wątpliwości. Ewangeliczny agnostyk deista - to chyba ja na dziś. Zazdroszczę ludziom, którym wiara dyktuje życie. Mój Bóg z pewnością nie ma nic wspólnego z podręcznikami teologii. Mój sposób na życie to połączenie humanizmu z ewan-gelizmem. Każdy człowiek powinien być humanistą; nie każdy musi być wierzący, choć to pomaga. Ja wierzę również w człowieka. Koniec
Rozmawiał MAREK SZENBORN
Ryszard Poradowski: - Czy spodziewała się Pani tak ostrego ataku ze strony przedstawicieli Kościoła?
Krystyna Sienkiewicz: - Tak ostrej reakcji nie spodziewałam się. Przedstawiciele Kościoła przypuścili na mnie frontalny atak, posuwając się nawet do pogróżek, stwierdzając m.in. że dla moich szczątków nie będzie miejsca w poświęconej ziemi. Ten atak dotyczy także mojej rodziny mieszkającej w Toruniu. Zaskoczyły mnie i zabolały szczególnie słowa biskupa Pieronka, do niedawna uchodzącego za kulturalnego i otwartego na poglądy innych. A przecież to właśnie on od lat korzysta z dobrodziejstwa wspomnianej ustawy z maja 1989 roku, stworzonej w czasach PRL, podczas gdy ja w tamtych czasach byłam więźniem politycznym.
W ataku na mnie Kościół posługuje się najbardziej agresywnymi księżmi. To wstyd, że w tym gronie znalazł się także biskup Pieronek, który wobec przedstawicielki rządu, a jednocześnie mojej koleżanki Izy Jarugi-Nowackiej zachował się jak... Lepper, nazywając ją betonem feministycznym, którego nie zmieni nawet kwas solny. To nie przystoi biskupowi.
- Dlaczego chce Pani doprowadzić do zmiany ustawy z 1989 roku?
- Przewodzę Ogólnopolskiemu Stowarzyszeniu Obrony Podatników, które, tak jak i wielu rodaków, szuka sposobów likwidacji ogromnego deficytu państwa i dlatego chcę przyjrzeć się Kościołowi i związkom wyznaniowym. Nie jestem wrogiem Kościoła; chcę jedynie, by wszyscy byli równo obciążeni. Przecież sam Jan Paweł II w jednej z encyklik powiedział: "Brzemiona noście wszyscy".
- Czy na Pani propozycje zareagowały już inne Kościoły w Polsce?
- Nie, na razie nie ma żadnej reakcji z ich strony. Nie czuję też poparcia ze strony środowisk, które mnie dobrze znają i wiedzą doskonale, czym kierowałam się, zgłaszając te propozycje.
Prawda i wstyd
Rozmowa z senator Krystyną Sienkiewicz,
posłanką w latach 1993-1997 i wiceminister
zdrowia w czterech rządach RP
- Czy to prawda, że swoje poparcie dla Pani wycofał wicemarszałek Senatu Ryszard Jarzębowski?
- To nieprawda, wicemarszałek nie wycofał swojego poparcia znajdującego się na dokumencie w sprawie zmian ustawy, jaki do niego wystosowałam 18 stycznia. Ryszard Jarzębowski jest moją największą ostoją. Wspiera mnie w staraniach zmierzających do zmiany ustawy i pomaga przetrwać ten frontalny atak na moją osobę. Za kilka dni sprawą zajmie się też klub parlamentarny Unii Pracy.
- Jaka będzie procedura zmiany ustawy z 17 maja 1989 roku o stosunku państwa do Kościoła?
- Nie zamierzam zrezygnować ze starań o zmianę tej ustawy i wycofać się nawet pod tak silną presją Kościoła.
Jeśli mamy żyć w demokratycznym i sprawiedliwym państwie, obowiązujące obywateli przepisy i obciążenia podatkowe muszą dotyczyć także Kościoła. Nie może być równych i równiejszych w naszym kraju, a więc zwolnień podatkowych dotyczących tylko księży. Abym nie została całkowicie wdeptana w ziemię, liczę na poparcie wyborców i mojej partii, a także przynajmniej części przedstawicieli SLD. Mam nadzieję, że nie wszyscy Polacy będą podzielać argumentacje i oburzenie biskupów. Prace studyjne dotyczące ustawy z 1989 roku i różnorodnych przepisów oraz podatków mogą potrwać nawet rok, a może i dłużej. Mam nadzieję, iż w międzyczasie "zaliczymy" referendum w sprawie przynależności do Unii Europejskiej, że nastąpi otrzeźwienie wielu Polaków.
- Nagonka i olbrzymia presja na Panią uzmysłowiła nam, jak naprawdę wygląda miłość bliźniego deklarowana na każdym kroku przez wielu księży i hierarchów Kościoła...
- To prawda i... wstyd. Boli mnie to, co musi obecnie przeżywać wielu Polaków utrudzonych biedą i bezrobociem. Dlatego staram się im pomagać. Mogę dziś powiedzieć, iż dla miłości bliźniego zrobiłam więcej niż kilku biskupów razem wziętych...
Rozmawiali: MK, RYSZARD PORADOWSKI
Nr 7 (10
15 - 21II 2002 r.
F^KTYn
INJ
GORĄCY TEMAT
Szan. Pan Poseł Ryszard Jarzembowski Przewodniczący Klubu SLD-UR Szanowny Panie Przewodniczący, zawartymi poniżej propozycjami chciałabym włączyć się do ogólnonarodowej debaty o poszukiwaniu sposobów likwidacji ogromnego deficytu finansów państwa, a także usprawnienia i uproszczenia przepisów podatkowych.
System podatkowy naszego kraju jest wyjątkowo nieprecyzyjny, a przecież nie od dzisiaj wiadomo: im "lepsze" podatki, tym lepsza gospodarka. (...)
Składam na Pana ręce krótkie opracowanie dotyczące zmian w ustawie z dnia 17 maja 1989 r. o stosunku państwa do Kościoła katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej, wierząc, że zawarte tam pomysły mogą stanowić przedmiot inicjatywy poselskiej. (...)
Pauperyzacja społeczeństwa oraz rosnący poziom zamożności Kościoła, co dotyczy w równej mierze samej instytucji, jak też księży i innych duchownych, stwarza atmosferę społecznego przyzwolenia dla podjęcia przez organy państwa dzia-
Przedstawiamy Państwu niemal pełny tekst
(drobne skróty pochodzą od redakcji) propozycji Pani Senator Krystyny Sienkiewicz
- tekst, który wywołał schizofreniczną,
wściekłą reakcję Kościoła rzymskiego i jego
bezmyślnych klakierów. Jeden Sienkiewicz już
Nobla dostał. Szanowna Szwedzka Akademio
Królewska! Czas na Nobla nr 2!! Na dyplomie wystarczy zmienić tylko imię.
również wpływu na możliwość stwierdzenia zgodności z prawem ich przeznaczenia.
Dokonajmy więc analizy zapisów ustawy, uwzględniając wymienione trzy aspekty:
a) eliminacja przywilejów gospodarczych Kościoła,
b) racjonalizacja udziału budżetu państwa w przedsięwzięciach realizowanych przez Kościół, a także eliminacja finansowania przez państwo działalności misyjnej Kościoła,
Akcept wicemarszałka Jarzębowskiego
taki zapis jest zbędny w kontekście pełnej odpowiedzialności biskupa za nauczanie religii. Zgodnie z treścią art. 19 ust. 2 zasady nauczania religii w szkołach publicznych winna zawierać oddzielna ustawa. Nauczanie podjęto jednak w trybie rozporządzenia Ministra Edukacji. Na mocy treści art. 20 ust. 1 kościelne osoby prawne mogą prowadzić placówki oświatowo-wycho-wawcze. Prowadzenie żłobków, przedszkoli i szkół związane jest
dostatecznie bogata, by pokrywać koszty wynikające z ustawowego obowiązku wyposażenia szpitali w etatowych kapelanów.
Propozycja: W obu przedstawionych wyżej przypadkach właściwym wydaje się przyjęcie treści zapisu, jaki ma miejsce w art. 32 ust. 4 ustawy, który odpowiednio adoptowany mógłby przyjąć postać: "W celu realizacji uprawnień Kościoła do pełnienia swej misji w szpitalach i zamkniętych zakładach pomocy społecznej kierownicy odpowiednich zakładów zawierają umowy na nieodpłatne wykonywanie obowiązków kapelana z duchownymi skierowanymi przez biskupa diecezjalnego".
W ramach prowadzenia przez Kościół działalności charyta-tywno-opiekuńczej (rozdział 6) na uwagę zasługuje przede wszystkim kwestia prowadzenia zakładów dla sierot, osób starszych itd. oraz szpitali i aptek. Prowadzenie tych ostatnich jest bez wątpienia działalnością dochodową. Ustawodawca zdawał sobie z tego sprawę, skoro w art. 40 (środki na realizację działalności cha-rytatywno-opiekuńczej) w pkt. 5 umieścił zapis o odpłatnościach za usługi świadczone przez kościelne
Quo vadis Sienkiewicz?
łań zmierzających do wejścia w posiadanie wiedzy o skali działalności gospodarczej, czy też po prostu o dochodach Kościoła. Coraz szersze poparcie społeczne ma idea partycypacji Kościołów i związków wyznaniowych w społecznych kosztach transformacji polityczno-gospodarczej. W okresie dyskusji nad finansowymi możliwościami zaspokojenia potrzeb społeczno-gospodarczych państwa, określonymi zapisami budżetu na 2002 r., w widoczny sposób narasta przekonanie o konieczności przywrócenia (w kwestiach ekono-miczno-finansowych) nadrzędnej roli państwa w stosunku do Kościołów i związków wyznaniowych. Za sprawę oczywistą traktuje się wyeliminowanie udziału środków finansowych państwa w celu realizowania misji religijnej przez poszczególne Kościoły i związki wyznaniowe. Doceniając dominującą rolę Kościoła katolickiego w RP, w dalszych wywodach odnosić się będę do ustawy regulującej stosunek państwa do Kościoła katolickiego w RP.
Uważnie studiując treść zapisów ustawy z dnia 17 maja 1989 r. o stosunku państwa do Kościoła katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej, nie sposób nie zauważyć, że wprowadza ona uprzywilejowaną pozycję Kościoła w sferze gospodarczej. Ustawa daje Kościołowi pozycję uprzywilejowaną zarówno w stosunku do innych osób prowadzących działalność gospodarczą, jak również w stosunku do budżetu państwa. Rezygnacja przez władzę państwa z informacji o przychodach Kościoła oraz kierunkach ich wykorzystania jest widoczna. Nie mając informacji podstawowej (skąd, ile), państwo konsekwentnie wyrzekło się
c) rozszerzenie wiedzy państwa o ekonomicznych aspektach działalności kultowej. (...)
Propozycja: W trybie rozporządzenia MSWiA spowodować odprowadzanie przez Kościół, na rachunki stosownych urzędów gmin, kwot w wymiarach przewidzianych w opłatach za zawarcie ślubu cywilnego. Proponuję, aby kwota opłaty za ślub "konkordatowy", pomniejszona o opłatę administracyjną na rzecz gminy, stanowiła darowiznę na rzecz Kościoła. Darowiznę w rozumieniu ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych oraz ustawy o podatku dochodowym osób prowadzących działalność gospodarczą (założenia merytoryczne powyższych ustaw były tematem uprzedniego wystąpienia), a więc możliwą do rozliczenia na podstawie stosownego rachunku. W związku z koniecznością rozliczenia darowizny przez darczyńcę przed stosownym urzędem skarbowym niezbędne jest ewidencjonowanie przez kościelne osoby prawne przychodów z tego tytułu.
Rozdział 2 ustawy (Katecheza i szkolnictwo) w art. 18 ust. 3 stwierdza, że (cytuję): "Nauczanie religii, jako wewnętrzna sprawa Kościoła, jest organizowane przez parafie i domy zakonne pod zwierzchnictwem biskupa diecezjalnego" (koniec cytatu). Z treści zapisu wynika jednoznacznie, że za organizacje nauczania odpowiada biskup diecezjalny i że jest to wyłącznie wewnętrzna sprawa Kościoła.
Organa świeckie (państwa) nie mają wpływu na dobór kadry nauczającej religii ani tym bardziej na treści programowe. W ustawie nie ma wyraźnego zapisu, kto finansuje naukę religii. Prawdę powiedziawszy,
z otrzymaniem z budżetu stosownych dotacji. Pobierane są również, niejednokrotnie bardzo wysokie opłaty od rodziców (czesne), które aktualnie nie podlegają rozliczeniu w podatku dochodowym. Bez wątpienia prowadzenie działalności gospodarczej w zakresie ww. placówek jest dochodowe, a istotnym elementem kształtującym poziom dochodu jest dofinansowanie ze strony budżetu.
Propozycja I: W tym samym trybie, w jakim wprowadzono naukę do szkół i innych publicznych placówek oświaty, należy określić koszty budżetowe prowadzenia przez państwo misji ewangelizacyjnej. Koszty te winien w całości pokryć Kościół. Nie widzę powodu, dla którego państwo ma spełniać w stosunku do Kościoła jedynie rolę kasjera.
Propozycja II: Opłacalność (lub nie) prowadzenia placówek oświaty i udział dotacji budżetowej w pokryciu kosztów działalności placówki musi być określona na podstawie zapisów księgowych. Księgowość musi być prowadzona na poziomie szczegółowości nie mniejszym niż w publicznych lub świeckich placówkach oświaty.
Rozdział 4 ustawy (Duszpasterstwo specjalne) nakłada na państwo obowiązek zatrudnienia osób (księży) wskazanych przez biskupa diecezjalnego w szpitalach i zamkniętych zakładach pomocy społecznej. Tak więc i w tym przypadku "neutralne" światopoglądowo państwo bierze na swoje barki koszt prowadzenia działalności misyjnej Kościoła wśród chorych. Na ironię zakrawa fakt braku środków w kasach chorych na wywiązanie się wobec pielęgniarek z "ustawy 202", a ta sama kasa chorych jest
instytucje charytatywno-opiekuńcze. Propozycja I: W trybie rozporządzenia przez właściwego ministra np. MZ, należy określić pro-centowo-kwotowy udział podopiecz-
komunalne w miastach są działalnością dochodową. Dochód zasila kasę miasta. W przypadku cmentarzy parafialnych nieznana jest skala dochodowości, ani tym bardziej przeznaczenie środków finansowych będących w dyspozycji parafii z tego tytułu. Powszechna jest praktyka pobierania pieniędzy od realizacji praktycznie wszystkich czynności związanych nie tylko z pochówkiem, lecz również z estetyką grobu.
Propozycja: W trybie rozporządzenia np. MSWiA określić zakres odpłatnego obszaru administrowania cmentarzami, w celu wyłączenia z opłat na rzecz parafii np. zgody na postawienie pomnika, czy też wykorzystania dotychczasowego miejsca pochówku jednego członka najbliższej rodziny (po upływie stosownego czasu) na potrzeby pochówku innego członka rodziny.
W dziale III analizowanej ustawy regulacji poddane zostały sprawy majątkowe kościelnych osób prawnych. Istotnego przemyślenia wymaga treść art. 55, który to, praktycznie w całości, wyłącza z opodatkowania dochody uzyskiwane przez Kościół i jego osoby prawne tak z posług religijnych, jak też z tytułu prowadzonej działalności gospodarczej. Stanowi o tym ust. 3 wymienionego artykułu, zgodnie z którym dochody z działalności gospodarczej kościelnych osób prawnych są zwolnione z opodatkowania w przypadku przekazania ich na cele kultu, oświatowo-wychowawcze itd. oraz inwestycje sakralne.
Propozycja I: W art. 55 ust. 2 powinien przybrać postać: "Kościelne osoby prawne są zwolnione
nych w kosztach pobytu w zakładach charytatywno-opiekuńczych typu tzw. dom starców, placówkach dla osób fizycznie i umysłowo upośledzonych. Mam tu na względzie konieczność pozostawienia (przynajmniej części) emerytury, czy też renty do swobodnego wykorzystania przez pensjonariuszy na potrzeby własne.
Propozycja II: W trybie rozporządzenia MF należy wprowadzić zapis, że każda placówka cha-rytatywno-opiekuńcza korzystająca z subwencji i dotacji, których źródłem jest budżet państwa, zobowiązana jest - pod rygorem ich zniesienia - do prowadzenia ewidencji księgowej w zakresie i na zasadach przewidzianych w podobnego typu placówkach publicznych.
Na mocy art. 45 ust. 1 parafie mają prawo do posiadania i zarządzania cmentarzami grzebalnymi. Usługi grzebalnicze, świadczone przez odpowiednie zakłady
z opodatkowania podatkiem dochodowym przychodów, których źródłem jest wyłącznie sprawowanie posługi religijnej. W tym zakresie osoby te nie mają obowiązku prowadzenia dokumentacji wymaganej przez przepisy o zobowiązaniach podatkowych".
Propozycja II: Treść ust. 3 powinna przybrać postać: "Dochody z działalności gospodarczej kościelnych osób prawnych oraz spółek, których udziałowcami są te osoby, podlegają powszechnie obowiązującym przepisom podatkowym".
Mam nadzieję, że przedstawione propozycje mogą stanowić inspirację do korzystnych zmian w zakresie ustawodawstwa dotyczącego Kościołów i związków wyznaniowych, a jednocześnie, że nie będą potraktowane jako zamach na świętą własność Kościołów.
Z poważaniem
KRYSTYNA SIENKIEWICZ Fot. archiwum
Z NOTATNIKA HERETYKA
FAKTYn
Nr 7 (1021
15 - 21II 2002 r.
Kościelne podatki
W Polsce ponoć każdy jest równy wobec prawa, musi płacić podatki, a także składki na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne. Każdy...?
Księża nie płacą podatku dochodowego jak przeciętny Kowalski, lecz uiszczają podatek zryczałtowany. Ile złotówek wpłaci do kasy państwa proboszcz czy wikariusz, określa minister finansów w corocznym rozporządzeniu. Ryczałt płacą także taksówkarze, nauczyciele udzielający korepetycji, muszą oni jednak prowadzić dokumentację podatkową. Duchownych nie obowiązuje prowadzenie jakiegokolwiek rejestru dochodów czy wydatków. Śmiertelnik Kowalski, nawet gdy ma własny biznes, musi co miesiąc wpłacać zaliczki czy ryczałt. Za tych, którzy pracują na etacie, robi to zakład pracy.
A księża? Wypełnienie formularzy co miesiąc jest uciążliwe, dlatego minister zwolnił ich z tego przykrego obowiązku. Podatek płacą raz na kwartał.
1,25%
Wysokość podatku zależy od funkcji, jaką pełni duchowny, liczby mieszkańców parafii oraz wielkości miejscowości, na terenie której ona się znajduje.
W przypadku proboszcza maksymalny podatek (gdy parafia ma więcej niż 20 tys. mieszkańców) wynosi 1136 zł kwartalnie (miesięcznie 378,66). Odpowiada to podatkowi, jaki płaci Kowalski, gdy ma co miesiąc 1992,98 zł dochodu. To, że najbogatsi proboszczowie zarabiają po kilkadziesiąt tysięcy, nikogo nie wzrusza, bo oficjalnie nic na ten temat nie wiadomo. Minimalny podatek proboszcza, gdy jego parafia
80%
Tyle statystycznemu Kowalskiemu zostaje z każdej złotówki pensji. Zabiera mu się ok. 80%!:
- 19% podatku dochodowego,
- prawie 19% ubezpieczenia społecznego,
- prawie 8% ubezpieczenia zdrowotnego,
- 20% ZUS,
- i inne.
liczy mniej niż 1000 dusz, to kwota 319 zł kwartalnie (106 zł na miesiąc). To odpowiada podatkowi
Tyle statystycznemu księdzu zostaje z każdej złotówki pensji. Zabiera mu się:
- prawie 1,25% podatku dochodowego
zapłaconemu przez przeciętnego Polaka mającego co miesiąc 559 zł dochodu. Wicepremier Belka uważa zapewne, że księża wikariusze przymierają głodem, gdyż najniższy podatek, jaki muszą zapłacić, to aż... 34 zł miesięcznie.
Zwykli obywatele w Polsce płacą wysokie (wręcz skandalicznie wysokie!) składki na ZUS i kasy chorych. Obywatele Watykanu - ksiądz czy zakonnica - nie muszą płacić całej kwoty. Państwo zapłaci za nich 80 proc. ubezpieczenia emerytalnego czy rentowego. Jednak gdy wybraniec boży jest misjonarzem lub kontempluje w zakonie zamkniętym, to nawet 100 procent! Duchowni nie muszą się martwić o ubezpieczenie zdrowotne. Bogate
państwo polskie płaci za nich całość składek.
Premier Belka nie zapomniał, że księża uczą religii. Od iście imponującego podatku mogą odliczyć sobie zapłaconą w szkole składkę na kasę chorych... Zwykły Kowalski, gdy dorabia sobie na boku, to ubezpieczenie zdrowotne płaci od każdego dodatkowego źródła dochodu. Kler nie. Księża nie płacą również ani grosza podatku od: prowadzonej przez siebie działalności gospodarczej, wynajmu lokali parafialnych, pieniędzy z reklam oraz przekaźników telefonii komórkowej na budynkach kościelnych, handlu na terenie parafii (np. dewocjonaliami i opłatkami), prowadzenia komercyjnych placówek charytatywnych (utrzymywanych zresztą przez państwo), dochodów z pielgrzymek, kolędy itd., itp. Podatku dochodowego nie płacą nawet spółki, których jedynymi udziałowcami lub akcjonariuszami są kościelne osoby prawne (parafia, diecezja, zakon, stowarzyszenie) - jeśli przekazują dochód na cele kultu religijnego. Zgadnijcie, które nie przekazują (oficjalnie) i kto może sprawdzić, na ile to faktycznie robią...?!
Polska to wolny i sprawiedliwy kraj, gdzie wszyscy obywatele są równi wobec prawa.
ANNA KARWOWSKA
Kilka dni temu zrozumiałem, że bezgraniczną, szczerą i oddaną miłością obdarzam dwie osoby. Pierwszą z nich jest Pani Senator Krystyna Sienkiewicz. Panią Senator obdarowuję uczuciem za to, że dobry Bóg w przypływie natchnienia i rzadkiej chwili życzliwości dla Polaków powołał ją do życia. Kocham jej postawę, jej odwagę i to, co mówi. Już choćby za to tylko należy się Stwórcy Świątynia Opatrzności. Ale o Pani Krystynie za chwilkę.
Druga moja wielka miłość, to przewielebny Ojciec Tadeusz Dyrektor Rydzyk.
Że co? Że sobie dworuję? Że to wróg zajadły "FiM", ksenofob i nieprzyjaciel wolnej, ludzkiej myśli? Fakt. Wróg, ale swój, na własnej krwi wyhodowany! Ojciec Tadeusz Dyrektor Rydzyk nie cierpi jak psa Tadeusza Biskupa Pieronka - czemu da-je wyraz niemal co noc w "Radyju". Teraz powiedzcie sami: jak można nie kochać Dyrektora pałającego nienawiścią do tego zarozumiałego i pełnego obłudy betona. Pamiętam z lekcji fizyki, że ładunki JEDNO-IMIENNE odpychają się. JEDNO-BETONOWE - jak widać - także.
TVN. "Kropka nad i" jak zwykle brawurowo prowadzona przez red. Monikę Olejnik. W programie nie bierze udziału Pani Senator Krystyna Sienkiewicz. Rzadka to chwila, gdy można powiedzieć komuś "chapeau bas" za to, że go
GŁASKANIE JEŻA
Portki pętaków
nie ma. Pani Senator nie przyszła do studia właśnie na znak protestu przeciwko wypowiedzi Pieronka. Początek "Kropki" wyglądał dokładnie tak (zapis nagrania):
Monika Olejnik: - " Cała sprawa zaczęła się od tego, że Pani Senator Krystyna Sienkiewicz z Unii Pracy zaproponowała zmiany podatkowe. Miała dzisiaj wystąpić w Krop-ce nad i. Powiedziała, że nie wystąpi razem z księdzem biskupem, ponieważ ksiądz biskup nazwał Panią Poseł Jarugę-No-wacką feministycznym betonem pola-nym kwasem solnym. I nawet kwas solny nie pomoże, aby zmieniła swoje poglądy. Czy ksiądz biskup chciałby coś dodać na ten temat?".
Pieronek: - " Cytat nie jest dokładny, ale może być".

Co Państwo na to? Może być czy nie może? Ależ pewnie, że może! Nawet bardzo może! Dzięki takiej frazeologii właśnie zawsze można odróżnić chama od dżentelmena. Drania od człowieka porządnego. Odróżnić i nie pomylić się - nie daj Boże. Ktoś bowiem, kto tak wyraża się o przedstawicielu
polskiego parlamentu, a przede wszystkim o światłej kobiecie, może być tylko łobuzem albo..., albo biskupem Pieronkiem.
Co więcej, proponuję anonimowemu prokuratorowi czytającemu ten tekst, żeby przyjrzał się passusowi o kwasie solnym. Panie Prokuratorze: pańska koleżanka po fachu, kilka lat temu, zbagatelizowała dokładnie takie ostrzeżenie, a teraz jej twarz - nawet po skomplikowanej operacji plastycznej - wygląda jak plaster miodu. Pamięta Pan to, Panie Prokuratorze? Nigdy nie wiadomo, czy jakaś dewotka nie potraktuje słów Pieronka dosłownie.
A wracając do Pani Senator Krystyny. Dzielna ta niewiasta powiedziała głośno i odważnie to, o czym inni czytają w "FiM" albo mówią jedynie szeptem. Powiedziała
mianowicie: kiedy jak kiedy, ale w obliczu ogólnonarodowej biedy Kościół rzymskokatolicki powinien płacić podatki - jak wszyscy inni. Dodała też, że nieuzasadniona jest uprzywilejowana rola Kk i trzeba z nią skończyć.
Ta - wszak oczywista konstatacja - zaowocowała histeryczną wręcz reakcją księży i zdewocia-łej części Narodu. "To zamach na świętą własność Kościoła!" - krzyczeli wyedukowani na kazaniach dewoci, a wtórowały im rozmaite Pieronki. Nikt jednak jakoś nie wytłumaczył motłochowi - czyli mnie - co to takiego ta "święta własność Kościoła". Słyszałem coś niecoś o misji szerzenia ewangelii przez Kk, ale właściwie widać, jaka to lipa. Wiem natomiast dokładnie, co to "święta grabież Kościoła". A jeszcze lepiej znają ten termin
podbite i wymordowane, pierwotne ludy Europy, Australii i Oceanii, obu Ameryk i Afryki.
Potworny atak na Panią Sienkiewicz (wiem, że także na jej rodzinę w Toruniu) nie dziwi. Pani Senator Krystyna zapewne odważnie liczyła się i z taką reakcją, i ze stosem, który pod nią zostanie podpalony.
Martwią mnie, a ściślej przerażają pełne strachu i spolegliwo-ści wobec Kościoła wypowiedzi ludzi lewicy, rozbiegane oczka intelektualistów, wolnomyślicieli, demokratów... Czyżby jedno tupnięcie nogąjakiegoś Pieronka (i kom-paniji) powodowało, że światłe umysły robią w portki? Jeśli robią, to mam dla nich gotowy cytat z K.I. Gałczyńskiego:
" Gdy wieje wiatr historii Ludziom jak pięknym ptakom Rosną skrzydła, natomiast Trzęsą się portki pętakom. " Nam się, Kochana Pani Krystyno, nie trzęsą. Jak będzie Pani kiedyś w Łodzi, zapraszamy na kawę. Już zaczynam grzać wodę.
MAREK SZENBORN
Książka, która wstrząsnęła Kościołem w czasach PRL.
Cena jednego egzemplarza wraz z kosztami przesyłki - 20 zł.
Zamówienia prosimy przesyłać pod adresem:
Wydawnictwo BŁAJA News, ul. Piotrkowska 94, 90-103 Łódź,
e-mail: faktyimity@faktyimity.pl
tel. (0-prefix-42) 630-70-65
Nr 7 (10
15 - 21II 2002 r.
F^KTYn
INJ
NA KLĘCZKACH
CZERWONKA WYGRAŁA!
Biskup łomżyński Stanisław Stefanek nie miał innego wyjścia, jak wysłać na emeryturę oszusta w sutannie - proboszcza z Czerwonki k. Makowa Mazowieckiego - Mariana Łupińskiego (na zdjęciu). Na jego miejsce przyszedł już nowy młody ksiądz, którego parafianie powitali z powściągliwym zadowoleniem i nadzieją. Jak pisaliśmy w "FiM" (nr 4/2002), Łupiński zasłynął ze szczególnej pazerności i wystawnego życia. Kielich goryczy dopełniła wiadomość, która dotarła do parafian, że bez ich wiedzy proboszcz sprzedał nie tylko potężny nowy dom wzniesiony obok świątyni, ale i grunty kościelne wraz z plebanią. Gdy wszystko się wydało, zbuntowani parafianie zabronili mu wstępu do świątyni i spuścili lanie. Pod presją mieszkańców Czerwonki oszust w sutannie musiał anulować akt notarialny i w niesławie wynieść się z parafii. Ludzie, spójrzcie na Czerwonkę! To działa!... (R.P.)
PRECZ Z DARWINEM!
Według badań Instytutu Gal-lupa (1999) 87 proc. Amerykanów przypuszcza, że w pojawienie się człowieka na Ziemi był zamieszany Bóg. Aż 47 proc. odrzuca teorię ewolucji, opowiadając się za kreacjonizmem, który głosi, że człowiek pojawił się na Ziemi w ciągu ostatnich 10 tys. lat. 40 proc. społeczeństwa amerykańskiego uznaje wprawdzie ewolucję, ale uważa, że Bóg był jej kierownikiem. Jedynie 9 proc. respondentów opowiedziało się za czystym darwini-zmem. Ruch kreacjonistów amerykańskich jest bardzo prężny. Ich największy bodajże sukces to doprowadzenie w 1999 r. do usunięcia z programów szkolnych w stanie Kansas teorii ewolucji. Niestety, sukces nie był trwały, gdyż renomowane uniwersytety zagroziły, że nie będą traktować poważnie świadectw
Plf&A KOLUMNA
uczniów z Kansas. W tym roku musieli się więc ugiąć i znów zacząć nauczać o znienawidzonej ewolucji. (M.A.)
KOŚCIÓŁ OSIEROCONY
Doprawdy, biedny jest Kościół katolicki we Francji. Nie dość, że pozbawiony państwowych dotacji i opuszczany przez wiernych, to jeszcze pozostał osamotniony na placu boju przeciwko zapłodnieniom in vitro. Nie mają zamiaru go poprzeć nawet ekumenicznie nastawieni protestanci z Federacji Protestantów Francuskich, zrzeszającej 16 Kościołów, 60 instytucji i aż 500 stowarzyszeń. Nie tylko nie mają oni nic przeciwko zapłodnieniom pozaustrojowym, ale w dodatku nie sprzeciwiają się eksperymentom na tzw. "osieroconych embrionach", nie wykorzystanych w procesie in vitro. Wiele wskazuje na to, że część biskupów myśli podobnie jak francuskie społeczeństwo. Nie chcą jednak zadzierać z zarządem firmy w Watykanie. Gdzie znajdą lepszą robotę? (A.C.)
KATOLICKI HALF LIFE
Na stronie serwisu interneto-wego katolik.pl. umieszczono reklamę, która zachęca do strzelania i zabijania (fot. powyżej). Po wejściu na stronę o nazwie Half Life można zobaczyć ponurego pana z olbrzymią giwerą. Wygląda jak Wielki Inkwizytor w nowym wydaniu. Okazało się, że Half Life to gra komputerowa polegająca na zabijaniu wrogów. Wprawdzie nie wyjaśniono, o jakich dokładnie wrogów chodzi, ale muszą to być wrogowie wiary, skoro tak świątobliwy serwis poleca rozrywkę. (M.A.)
Książka wycofywana z księgarń z powodu bigoteryjnej anatemy: Joanna Kulmowa: "Jak to Panjezusek cierniowy po świecie przepatrywał". 13 litografii Jerzego Dudy Gracza, Wydawnictwo "Twój Styl", reprint wydania z 1973 r., oprawa płócienna szyta, ozdobny papier. Cena 28 zł + koszt wysyłki.
Zamawiam.................egz. książki.

Bajkowy azyl dla Harry'ego Pottera obłożonego klątwą mugolstwa polskiego: Maja Markiewicz: "Zaczarowana łąka". 13 rysunków kanadyjskiego malarza Zbigniewa Kupczyńskiego, Wydawnictwo JJK, 104 str., okładka kartonowa foliowana. Cena 9 zł + koszt wysyłki.
Zamawiam.................egz. książki. Podpis...........................................
Uwaga: niezależnie od liczby zamówionych książek koszt wysyłki za zaliczeniem pocztowym wynosi zawsze 9 zł. Wyślij: Wydawnictwo JJK, 01-680 Warszawa 14, skr. poczt. 97 lub e-mail: jjk@easymail.pl
NOWA TRADYCJA
Funkcjonariusze Kk w domaganiu się przywilejów są bardzo nachalni i wyjątkowo skuteczni. Olbrzymie było zdumienie pasażerów autobusu firmy RAMI (obsługuje autobusowe połączenia na wybranych trasach w powiecie słupskim) w dniu 5 lutego br., gdy wsiadająca na jednym z przystanków siostra zakonna domagała się bezpłatnego biletu. Na pytający wzrok konduktorki siostrzyczka zareagowała słowami: "Zgodnie z tradycją ja jadę za darmo!". Konduktorka zrezygnowała więc z pobrania opłaty za przejazd od "funkcjonariusza na służbie". Jako żywo, przypomina się kultowy film "Miś" opisujący absurdy PRL-u - jesteśmy więc świadkami powstawania " nowej, świeckiej tradycji"... (A.S.)
NIEPOCZYTALNOŚĆ WYSOKOPROCENTOWA
25 stycznia br. odbyła się kolejna rozprawa przeciwko księdzu Jarosławowi Ciszkowi z diecezji sosnowieckiej, który po pijaku uciekał przed policyjnym pościgiem. Są nowe "dowody" w sprawie. Otóż księżulo oświadczył, że był w trakcie zdarzenia (prowadzenia samochodu po pijanemu) niepoczytalny. Sprawa została bezterminowo odroczona. Relację z pościgu za pijanym księdzem przedstawiliśmy w "FiM" nr 31/2001. Delikwent trafił wówczas do sosnowieckiej izby wytrzeźwień. Ksiądz, który na szczęście nikogo na drodze nie zabił, tłumaczył się policji, że nie wie, skąd ma tyle alkoholu we krwi. Czyżby kumulacja mszy...? (J.R.)
DEKOMUNIZACJI CZAS!
Władze Kutna postanowiły upamiętnić skromną tablicą żołnierzy radzieckich, którzy zginęli w 1945 roku. Zdaniem katolickiego "Naszego Dziennika", "taki gest oznacza powrót do PRL". Polecamy redakcji wycieczkę do Wiednia, gdzie stoi pomnik Armii Czerwonej, choć w Austrii komuny nie było. Jeszcze gorzej jest w Paryżu z "upiększonym" pomnikiem Lenina, a jedna z największych stacji metra nosi, o zgrozo, nazwę Stalingrad. Wniosek? Przed katolicyzacją Polska ma w UE jeszcze jedno zaszczytne zadanie - dekomuniza-
cję!
(A. Karw.)
OAZA NORMALNOŚCI
Dziwni ludzie zamieszkują okolice Warszawy, szczególnie miejscowości Otrębusy i Kanie. Gdy tyle się mówi o katolickich elitach, edukacji i kształceniu - ci niewdzięcznicy odrzucili
propozycję radiomaryjnego Instytutu Edukacji Narodowej, i to pomimo poparcia miejscowego proboszcza! Na wykłady przychodziło nie więcej niż 20 leciwych słuchaczy i nie udało się powołać stałego punktu wykładowego rydzykowej szkółki. Czy wymarli już tam Prawdziwi Polacy?! (A. Karw.)
EUROPA UFA MILLEROWI
Jak donosi Reuters, europejscy bankierzy poparli program rządu Leszka Millera dotyczący budowy autostrad i mieszkań. Zdaniem Martina Huefnera, prezesa Federacji Banków UE, racjonalne jest zwiększanie nakładów na rządowe inwestycje nawet za cenę zwiększenia deficytu budżetowego.
Okazuje się więc, że nawet bankierzy mają już po dziurki w nosie liberalnej doktryny każącej bez końca zaciskać pasa i ograniczać rolę państwa. Takimi właśnie sposobami pogrążył dwukrotnie w marazmie polską gospodarkę ekonomiczny Wielki Guru Leszek Balcerowicz. (A. Karw.)
SŁUSZNY CZARNOKSIĘŻNIK
Grupa jak najbardziej prawdziwych mistrzów magii wręczyła papieżowi czarodziejską różdżkę z Indii wraz z kryształową kulą. Dary przekazywał najprawdziwszy katolicki duchowny - ksiądz Silvio Mantelli, ubrany zupełnie niczym niesłuszny i zwalczany przez Kościół Harry Potter. Uwaga! Wielebni eksperci od różdżek i szklanych kul chcą mieć swojego patrona; ma nim być św. Jan Bosko. Skoro oddali hołd Papie...? (A. Karw.)
OJCIEC BIZNESMEN
Krakowski salezjanin, ksiądz Wiktor L., włoski biznesmen Franco M. oraz były radny i członek miejskiej komisji przetargowej zostali zatrzymani 7 lutego przez Centralne Biuro Śledcze. Zarzuca się im korupcję i oszustwo przy nabyciu jednej z krakowskich kamienic. Duchowny fikcyjnie objął w spółce większościowe udziały, aby ułatwić przejęcie nieruchomości zagranicznemu przedsiębiorcy. Salezjanin został oddany pod dozór policji, zatrzymano mu też paszport. Afera jest na tyle poważna, że zajmuje się nią prokuratura apelacyjna w Katowicach - ta sama, która prowadzi śledztwa przeciwko grupom mafijnym. Po zakonnej aferze w Legnicy, przyszedł czas na Kraków. Salezjanie - wielki zakon, wielkie interesy. (A. Karw., A.C.)
MARYJNY SZAMAN
W Burkina Faso (dawniej Górna Wolta - zdjęcie na dole) zmarł ks. Robert Ouedraogo,
znany z wprowadzania do liturgii katolickiej elementów kultury afrykańskiej (tam-tamy oraz miejscowe tańce ludowe). Jak podaje KAI, przed laty - co pamiętają starsi ludzie - gdy straszliwa susza zagroziła życiu tysięcy mieszkańców kraju, ks. Ouedraogo poprowadził przez sawannę procesję z obrazem Matki Boskiej. Nagle zatrzymał pochód i zwrócił się do obrazu Maryi w te słowa: "Jeśli nie ześlesz deszczu przed zakończeniem modlitw, zostawimy Cię tu, na tym palącym słońcu!". Po kilku chwilach rozpętała się wielka ulewa. Cud miał się wydarzyć w miejscowości Ziniare, ok. 30 km od stolicy kraju Wagadugu.
Historia ta wprawiła nas w osłupienie. Szantaż dokonany na Matce Boskiej jest więc skuteczniejszy niż kierowane do niej modlitwy (niech no ktoś u nas spróbuje załatwić deszcz klepaniem zdrowasiek!). Po drugie, cud ów wyraźnie dowodzi, że czołobitność okazywana w Polsce wizerunkom Maryi jest słuszna, bo Matka Boska "mieszka" w każdym swoim obrazie. W Burkina Faso jeden z obrazów przestraszył się, że w słońcu zejdzie mu farba. I stał się cud!
(G.K.)
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
Nr 7 (102^
15 - 21II 2002 r.
Zgwałcone powołanie
Piotr G. chciał zostać zakonnikiem. Jednak podczas świetnie zapowiadającego się nowicjatu zrezygnował. Do dziś śni mu się proboszcz gwałcący go na plebanii.
Od najmłodszych lat Piotr G. marzył, by zostać mnichem. Pociągało go tajemnicze, pełne rytuałów życie ludzi w habitach. Wkrótce dziecięce pragnienia miały się ziścić. Szukał odpowiedniego dla siebie zgromadzenia. Dowiadywał się, jak żyją zakonnicy, jak śpią, kiedy się modlą, co jedzą. Szukał informacji. Między innymi w Inter-necie. Dzięki serfowaniu po różnych stronach i adresach poznał Marcina M. z Sosnowca. Jak się później miało okazać, internetowy kolega był bratem zakonnym w zgromadzeniu księży michaeli-tów. To on namówił go, by wstąpił w szeregi braci św. Michała Archanioła. Przekonany Piotr złożył stosowne dokumenty w zgromadzeniu i nie mógł się doczekać momentu, kiedy wreszcie przekroczy próg wymarzonego klasztoru.
Postanowił, że ostatnie wakacje w stanie świeckim spędzi na Mazurach. Wybrał się do znajomych w okolice Olsztyna. Nie pobył tu jednak długo. Warunki zamieszkania nie były najlepsze. Postanowił wyjechać. Kiedy w niedzielę poszedł na mszę do pobliskiego kościoła w miejscowości Z., tamtejszy proboszcz, nadzwyczaj gościnny, gdy dowiedział się, że Piotr wybiera się do zakonu, zaproponował nocleg na plebanii.
Było to na rękę kandydatowi na mnicha, więc bez wahania przystał na propozycję.
Wieczorem pleban z Piotrem zasiedli do stołu. Proboszcz prześcigał się w uprzejmościach, proponując wykwintne potrawy i napoje. Gość nie był specjalnym smakoszem alkoholu, jednak kiedy proboszcz zaproponował mu koniak, nie odmówił. Bał się też urazić gospodarza. Tym bardziej że ten ciągle powtarzał, że jest to preparat oczyszczający organizm i dobrze wpływa na trawienie po sutej kolacji. Po kilku kieliszkach Piotr miał już dość. Był tak oszołomiony, że poszedł spać. W nocy obudziło go dziwne stękanie.
Kiedy z wysiłkiem otworzył oczy, zobaczył nad sobą proboszcza. Próbował się opierać, ale wszystko na nic. Alkohol zrobił swoje. Czuł się bezwładny, a dodatkowo strach sparaliżował go całkowicie. Pleban zaś miętolił jego ciało i doodbytniczo gwałcił. Wreszcie ucichło pomrukiwanie, rzężenie i pleban wyszedł z pokoju.
Łzy mieszały się z bólem.
Zgwałcony,
na pół przytomny
20-letni młodzieniec leżał w łóżku, marząc, by noc wreszcie
się skończyła i by to był tylko jeszcze jeden koszmarny sen. Nie był.
Kiedy rano wstał, natychmiast opuścił plebanię. Przy wejściu zastał jednak proboszcza, który wręczył mu 40 zł na podróż. Poczuł się, jakby ten płacił mu za noc.
Zawstydzony i przestraszony wyjechał do Gdańska. Poszedł do spowiedzi. Spowiednika ani trochę nie przeraziło, nie zbulwersowało wyznanie. Przeciwnie. Ksiądz kazał mu nawet... podziękować za to nowe doświadczenie, które "miało go natchnąć duchowo". Piotr usłyszał też z konfesjonału słowa usprawiedliwiające plebana i wskazujące potrzebę modlitwy za gwałciciela.
- Byłem zdruzgotany psychicznie. Chciałem jak najgłębiej ukryć przed światem swój dramat - wspomina dzisiaj Piotr G. Po powrocie do domu, do małej miejscowości pod Krakowem, nie przyznał się przed najbliższymi, co zaszło podczas wakacji.
Do dzisiaj rodzice nie wiedzą,
jaki dramat przeżył ich syn. Mimo wszystko w sierpniu wstąpił do zgromadzenia. Najpierw skończył postulat w Krakowie, potem rozpoczął nowicjat michaelitów w Pawlikowicach koło Wieliczki. Ciągle jednak nie mógł zapomnieć dramatu tamtej nocy. Uczucie lęku i zagrożenia nie odstępowało go na krok - na jawie i we śnie. Przerażenie spotęgowało się, gdy usłyszał, że jeden z braci został usunięty, bo... zakochał się
PRZEŁOŻONY GENERALNY ZGROMADZENIA ŚW. MICHAŁA ARCHANIOŁA
Marki, 6.09.2001 r. L.dz.715/130/01
Drogi Bracie,
po otrzymaniu zgody Rady Generalnej Zgromadzenia Świętego Michała Archanioła na posiedzeniu w dniu 6 września br, przyjmuję Cię z dniem 8 września 2001 roku do nowicjatu naszego Zgromadzenia w Pawlikowicach. W czasie pobytu w nowicjacie, który jest podstawowym etapem formacji zakonnej, niech towarzyszy Ci obfitość błogosławieństwa Bożego za wstawiennictwem Świętego Michała Archanioła.
Ks. Kazimierz Tomaszewski
al.M.J.Pilsudskiego 248/252, 05-261 Maiki-Stmga,teUfax+43/22/781-14-90; 781-12-36
Świadectwo przyjęcia brata Piotra G. do Zgromadzenia Świętego Michała Archanioła
w koledze. Innym razem jeden z poznanych współbraci ostrzegał go przed ks. Eugeniuszem S., który uchodził za "smakosza" młodych chłopców. Lubił rozbierać się przed nimi do naga i kazał masować się nowicjuszom po całym ciele. To już był dla Piotra horror. Chłopak bał się jednak prosić
0 pomoc przełożonych. Wiedział, że jak ujawni swoje przeżycia
1 wątpliwości, wkrótce będzie musiał opuścić zakon, a tego nie chciał. Z dnia na dzień jego rosnące wewnętrzne rozdarcie nie pozwalało mu normalnie żyć, narastała psychoza.
Odszedł ze zgromadzenia. Teraz jest leczony przez psychologa i terapeutę. Mimo iż upłynęło od ostatnich wakacji już ponad pół roku, wciąż czuje lepkie ręce proboszcza na swoim ciele.
Zaszczuty przez kościelny system 20-latek boi się ujawnić prawdę. Boi się małomiasteczkowego faryzeizmu. Woli milczeć. Ale kiedy słyszy o wspaniałych księżach i zakonnikach, od razu przed oczami staje mu facet w koloratce pastwiący się nad nim na Mazurach. JAROSŁAW RUDZKI Repr. archiwum
Jeśli zapuka do ciebie komornik, to pech. Jeżeli zaś w drzwiach pojawi się proboszcz z opasłą ankietą w ręku, wiedz, że teraz to naprawdę już wpadłeś.
Z pozoru wszystko jest w porządku. Wypełnienie ankiety i przekazanie jej księdzu podczas wizyty duszpasterskiej, czyli tzw. kolędy, nie jest przymusowe. Jednak nasz ojciec parafii (czytaj: proboszcz) już we wstępie do kwestionariusza daje swoim przybranym dzieciom do zrozumienia, że chodzi jedynie o ich dobro, a cała akcja to wyjście "naprzeciw pojawiającym się coraz częściej różnorodnym zapotrzebowaniom re-ligijno-społecznym wiernych ". Pięknie się zaczyna. - prawda?
Celem ankiety jest - czytamy we wstępie od pasterza - " uzyskanie rzeczywistych danych o stanie parafii", a pytania "posłużą do
Żywe skóry
identyfikacji". I jeszcze jedno - " ankieta skierowana jest do wszystkich rodzin (...) parafii niezależnie od
NIECH BĘDZIE POCHWALONY JEZUS CHRYSTUS !
Duszpasterstwo parafii pw. św. Michała Archanioła w Łomży wychodząc naprzeciw pojawiającym się coraz częściej różnorodnym zapotrzebowaniom religijno-społecznym wiernych pragnie postawić Wam Drodzy Bracia i Siostry kilka istotnych pytań. Posiadają one formę ankiety. Jej celem jest uzyskanie rzeczywistych danych o stanie parafii Pytania pierwszej strony ankiety (tj. od 1 do 13) posłużą do komputerowego opracowania kompletnej identyfikacji. Pytania drugiej strony ankiety mają nf. celu wzbogacenie form duszpasterstwa, ale głównie poprzez dokonanie tramości ich wyboru tj. dostosowanie do Waszych Drodzy parafianie oczekiwań.
Ankieta skierowana jest do wszystkich rodzin naszej parafii niezależnie od ich prawnych uregulowań. Prosimy więc o życzliwe ustosunkowanie się do przedstawionych pytań i wiarygodne odpowiedzi. Ankiety odbierane będą przez księży podczas wizyty duszpasterskiej, tj. tzw. "kolędy". Serdecznie prosimy o staranne przechowanie wypełnionej ankiety do czasu wspomnianej wizyty duszpasterskiej.
ANKIETA
1. Imię i nazwisko ojca rodziny:.....................................
2. Imię i nazwiska rudawe matki rodziny:.....................
i. Imiona dzieci: 1....................2..........................3........
4. Inni członkowie rnd/iny:.........................................
5. Data i miejsce urodzenia:
a. ojca.......................................,...+...-+ b. matkL
c. dzieci; 1......................................................2.....
3......_...........................................................A....
ich prawnych uregulowań". Cóż znaczą owe "prawne uregulowania"
- diabli wiedzą
6. Wykształcenie:
a. ojca................................................+ b. matki.................
c. dziec;: 1......................................................2.....................
3....................................................................4......................
7. Zawód wykonywany:
a. ojca................................................. b. matta..................
c. dzieci: 1......................................................2.....................
3....................................................................4......................
S. Dala (przynajmniej rok) i parafia Sakramentu Chrztu św.:
a. ojca................................................. b. matki..................
ł dzieci:!......................................................2.....................
komputerowego opracowania kompletnej Jedna z ankiet roznoszonych przez księży w czasie kolędy
- no i zapewne jeszcze wie ksiądz proboszcz. Reszta nawet lepiej, że nie wie, a rozmydlone wyjaśnienia właśnie temu mają służyć.
Ankieta w gruncie rzeczy jest bardzo precyzyjna. Trzeba podać podstawowe dane osobowe ojca rodziny, matki i dzieci; miejsce pracy i (nierzadko) stan posiadania (!). Z pozoru prozaiczne są takie informacje jak: data chrztu, bierzmowania, pierwszej komunii św. czy ślubu kościelnego. Jeśli ten ostatni nie został zawarty, o zgrozo (!),
wypełniający powinien podać niezwłocznie stan prawny małżeństwa i datę, od kiedy trwa związek. A że pasterzowi potrzebne są dane owieczki od kołyski aż do śmierci, więc domaga się także informacji
0 rodzinnych grobowcach i datach pochówku zmarłych. To ostatnie, aby upewnić się, czy aby nie zalegamy z opłatami "grobowymi". Jest jeszcze
kilka innych pytań
z pozoru mniej istotnych. Dotyczą one wspólnej modlitwy domowników, częstotliwości spowiedzi, czytelnictwa czasopism religijnych (jakich), a nawet częstotliwości słuchania "Radia Maryja". Na koniec trzeba jeszcze wydać opinię o duszpasterstwie parafii. Nasi znajomi księża mówią, że nieprawomyślni parafianie są wyjątkowo skrzętnie odnotowywani w kartotekach.
Ludziska mogą teoretycznie odmówić wypełnienia ankiety, choć wiadomo, że wszystko, co oddycha na terenie proboszcza,
1 tak znajduje się już w księżow-skim komputerze.
Choć oficjalnie kwestionariusz służy jedynie aktualizacji z pozoru jawnych danych, jednak jego sprytna konstrukcja umożliwia wyciągnięcie wielu innych wniosków, z czego niejeden parafianin nie zdaje sobie nawet sprawy. Nie od dziś wiadomo, że informacje o adresach, miejscu pracy i stanie zamożności ludzi są przedmiotem handlu. Docierają do nas setki sygnałów od poruszonych do żywego ludzi, których ni stąd ni zowąd zaczęły zasypywać reklamówki hi-permarketów albo propozycje korzystnych lokat oszczędności. Ludzie zaklinają się na wszystko, że nie udostępniali nikomu swoich danych osobowych, nikomu... za wyjątkiem księdza.
Generalny inspektor danych osobowych w nosie ma takie sygnały. Nie myśli zabraniać ich gromadzenia i wykorzystywania. Takie ankiety powinny lądować w koszach na śmieci. Najczęściej jednak, ze strachu przed prawdziwą władzą, są skrupulatnie wypełniane. Kto się boi, ten traci.
RYSZARD PORADOWSKI Repr. archiwum
Nr 7 (10
15 - 21II 2002 r.
F^KTYn
INJ
POLSKA PARAFIALNA
Jednym z zadań powiatów jako jednostek samorządowych jest utrzymanie w dobrym stanie dróg. A drogi będą wtedy w dobrym stanie, kiedy załata się dziury w nawierzchni, skosi chwasty na poboczach, wymieni skorodowane znaki drogowe, pomaluje pasy, zapewni konserwację sygnalizacji świetlnej itp.
Wszystkie te czynności sporo kosztują, dlatego powiaty co roku otrzymują z budżetu państwa subwencję drogową. W ubiegłym roku dla takiego na przykład Świecia (woj. kujawsko-pomorskie) wynosiła ona trochę ponad 5 min zł. Powiat przeznaczył wówczas na drogi prawie 7 min zł. Dodatkowe środki pozyskano, emitując obligacje.
Sposób podziału państwowej subwencji określa rozporządzenie Rady Ministrów z 15 grudnia 1998 r. Mówi ono m.in., że subwencja jest pochodną liczby samochodów przejeżdżających daną drogą, w danym miejscu, w określonym czasie. No to te samochody ktoś musi w takim razie policzyć...
Wystąpiły nieprawidłowości
Rozporządzenie jest prawem. A prawo jest po to, żeby je łamać albo ignorować - przynajmniej w Najjaśniejszej. Albo - to już wyższa szkoła jazdy - zarobić na nim o wiele więcej niż inni. Przy podziale ministerialnej subwencji na rok 2002 wystąpiły nieprawidłowości, a dokładniej - zwykłe przewały.
Pomiarów nie robiła żadna z niezależnych firm. Więc kto liczył te samochody? To proste - sami zainteresowani, czyli pracownicy powiatów. Jaki z tego efekt? A taki, że
Kasa leży na ulicy
Oto kolejny finansowy skandal, jaki zafundowali nam niekompetentni urzędnicy!
Sprawę badaliśmy kilka miesięcy. Poniżej efekt dziennikarskiego śledztwa.
"spora część tych struktur samorządowych po prostu oszukiwała, odnotowując większą ilość jeżdżących po drogach aut niż to jest w rzeczywistości. W oparciu o te dane Ministerstwo Finansów naliczało większą kwotę subwencji" - powiedział nam - proszący o anonimowość - pracownik dużego powiatu na północy kraju.
GDDP potwierdza fakt
Biuro Studiów Sieci Drogowej Generalnej Dyrekcji Dróg Publicznych w Warszawie zajmowało się opracowaniem wyników pomiarów ruchu na drogach powiatowych. Na tej podstawie Ministerstwo Finansów rozdysponowało środki. Obecnie GDDP jest bombardowana pisemnymi i telefonicznymi protestami od wielu zarządców dróg powiatowych, którzy zarzucają innym powiatom brak rzetelności przy wykonaniu pomiarów. Dowiedzieliśmy się, że GDDP potwierdza te fakty, a nawet odrzuciła najbardziej rażące wyniki pomiarów z trzech powiatów, ponieważ wylosowane odcinki, na których przeprowadzono pomiar, nie były reprezentatywne dla całej zamiejskiej sieci dróg danego powiatu.
- Kant odbywał się w ten sposób, że nasz człowiek stał na poboczu
i liczył samochody. Im gorzej liczył, tym lepiej liczył. Jeszcze lepiej, kiedy z jednego wozu robił dwa, a najlepiej pięć - mówi nasz rozmówca.
Marek Rollo z GDDP BSSD w piśmie rozsyłanym do powiatów pisze: "wskaźnik podziału części drogowej subwencji ogólnej jest ściśle związany z pracą przewozową w danym powiecie, a więc SDR. Pula środków finansowych do podziału jest przecież ściśle określona i rzetelność wykonania pomiarów ma bezpośredni wpływ na podział środków ".
Jednocześnie GDDP BSSD informuje (po przeanalizowaniu wskaźników nakładów na poszczególne kategorie dróg), że "w roku 2002 nastąpił wzrost ruchu na drogach w powiatach ziemskich o 87 proc. w stosunku do 2001 roku, w wyniku czego wskaźnik podziału środków na poszczególne kategorie dróg dla dróg powiatowych wzrósł około
15 proc. W tej sytuacji GDDP BSSD sugeruje, mimo protestów części zarządców dróg, pozostawienie na rok 2002 wskaźnika podziału części drogowej subwencji ogólnej obliczonego na podstawie wyników pomiarów z roku 2000 (...), przy jednoczesnym wywarciu presji na rzetelne wykonanie pomiarów przez wszystkie
powiaty w następnych latach". Czekaj tatka latka!
Jesteśmy frajerami
- Od kolegów z bardziej zaradnych powiatów słyszę ostatnio, że jesteśmy ciężkimi frajerami. Z żalem przyznaję, że mają rację - mówi jeden z poszkodowanych.
Rok temu jeden z powiatów dostał 5,8 min zł na drogi. W tym roku subwencja wyniosła... aż 8,8 min zł. Jak to możliwe? Zbudowano więcej dróg? Kupiono więcej samochodów? Jak to się ma do ostatnio opublikowanych danych, że Polacy jeżdżą coraz mniej, bo nie stać ich na benzynę?
- Ostatnio przyszła korekta planowanej subwencji drogowej na rok 2002. Obniżono nam subwencję jeszcze o 1 min zł. To jest efekt naszych walk o sprawiedliwość i odwołań, które poczyniliśmy - dodaje nasz (uczciwy, a więc naiwny) rozmówca.
Raz, dwa, trzy - tracimy
W tym roku budżet ubożuchnego państwa wyda 1 180 454 000 zł na drogi powiatowe. Przynajmniej jedna trzecia tej kwoty - w świetle tego, co napisaliśmy - zostanie ukradziona (to prawie taka kwota, jaką państwo ma zamiar wysupłać na tegoroczne podwyżki dla nauczycieli). Pieniądze pójdą na superpre-mie i nagrody dla powiatowych bonzów, bo zgodnie z prawem subwencje mogą być częściowo przeznaczone na "inne cele". Oj, przydałyby się tu "cele", ale innego zgoła rodzaju... ANDRZEJ PILARCZYK Fot. Ryszard Poradowski
EkuMany
Szpital zadłużony po uszy, pensje wypłacane z kilkutygodniowym opóźnieniem, brak ustawowych podwyżek dla pielęgniarek, a w planach budowa luksusowej kaplicy. Rzekomo ekumenicznej. Taką sytuację zastaliśmy w Bielsku Podlaskim.
Nie ma czego zazdrościć pacjentom i personelowi Samodzielnego Publicznego ZOZ w biednym mieście biednego Podlasia. Choroba systemu opieki zdrowotnej, doprowadzona do stanu agonalnego przez sknoconą reformę rządu Buźka, dotknęła i tę placówkę. Dzisiaj bielski szpital (na zdjęciu) ma ok. 4 min zł długu, pensje personelowi wypłaca się z opóźnieniem, a pielęgniarki masowo skarżą w sądzie dyrekcję
o należną im - jak psu buda - ustawową podwyżkę w wysokości 203 zł.
Dyrektor Andrzej Hryniewicki, z zawodu prawnik, miota się między nędzą finansową, a... życzeniem funkcjonariuszy Kościoła katolickiego. Im to bowiem zamarzyła się dwukondygnacyjna kaplica o powierzchni 250 mkw., murowana oczywiście, która ma stanąć na przyszpitalnym placu. Fachowcy powiedzieli nam, że koszt tej budowy nie powinien przekroczyć 500 tys. zł. Fajnie, zwłaszcza że pod koniec ubiegłego roku ZOZ w Bielsku Podlaskim wziął z banku kredyt w wysokości 1 min zł, aby jako tako opędzić najpilniejsze potrzeby bieżące. Poręczycielem była Rada Powiatu, opanowana przez przykościółkową prawicę.
Bielsk Podlaski jest miastem dwuwy-znaniowym, stąd na etatach szpitalnych zatrudnieni są księża katoliccy i prawosławni. Przez lata, bez żadnych konfliktów, msze odprawiano w szpitalnej świetlicy, gdzie nawet ciężko chorzy mogli dojechać na wózku albo przykuśtykać o kulach. Wkrótce będą zmuszeni - bez względu na pogodę - pokonywać kilkudziesięciometrowy dystans, jaki oddzieli szpitalne drzwi od miejsca obrzędów.
10 stycznia, ku zaskoczeniu - jak nam powiedziano - kleru prawosławnego, dyrekcja szpitala zwróciła się do burmistrza miasta z prośbą o: " wydanie decyzji o ustaleniu warunków zabudowy i zagospodarowania terenu dla realizacji (...) inwestycji polegającej na budowie wielowyznaniowej kaplicy dla potrzeb pacjentów szpitala ".
- Nikt nas nie informował o zamiarze budowy kaplicy ekumenicznej - mówi jeden z hierarchów Kościoła prawosławnego. - To jakaś samowola czyniona w naszym imieniu. W chwili gdy szpital tonie w długach, byłoby niemoralnością narażać go na tak ekskluzywny wydatek.
Nasze małe śledztwo pozwoliło ustalić, że kaplica będzie dwupiętrowa, ponieważ na pięterku ma zostać wybudowane mieszkanie dla księdza katolickiego. To taki właśnie ekumenizm, taka wielowyznaniowość...
Wnętrze szpitala w Bielsku Podlaskim budzi litość - jak większość wnętrz placówek medycznych. 500 tys. zł załatwiłoby sprawę higieny i brakującego sprzętu do ratowania ludzi.
- O co chodzi z tą kaplicą?- pytamy jednego z działaczy SLD w Bielsku Podlaskim.
- Sprawa jest prosta - odpowiada, prosząc o anonimowość. - Nacisk kleru katolickiego na powstawanie kolejnych budowli jest tak wielki, że strach paraliżuje zarówno dyrekcję szpitala, jak i urzędników powiatowych. Zbliżają się przecież wybory samorządowe, w których poparcie z ambon kościelnych, zwłaszcza w dwuwy-znaniowym Bielsku Podlaskim, będzie miało niebagatelne znaczenie. Tak zresztą zawsze tu było - we wszystkich poprzednich wyborach. Organem założycielskim dla szpitala jest powiat. Od jego decyzji zależy utrzymanie bądź utrata stanowiska przez dyrektora ZOZ. I ma pan prostą odpowiedź na pozornie skomplikowane pytanie.
"FiM" przyglądać się będą budowie i kosztom tego ekumenicznego ponoć ca-cuszka. A efekt końcowy przedstawimy szybko i w całej okazałości. Bo nie mamy wątpliwości, że budowla powstanie i to w ekspresowym tempie.
JANUSZ WRUBEL fot. www. podlosie.iig.pl
[I
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
L5 - 21II 2002 r.
Co Bóg złączył...
Państwo Bartodziejowie, choć są wierzący, unikają chodzenia na msze do swojego kościoła. Nie chcą wysłuchiwać tam kazań, np. o świętości i nierozerwalności małżeństwa. Nie chcą patrzeć na człowieka w sutannie, który zniszczył spokój ich rodziny...
Bartodziejowie są w Bieruszowi-cach (dzielnica Rudy Śląskiej) zwykłą, dość znaną rodziną. Katolicką i pobożną. Należą do parafii pw. Ducha Świętego. Do kościoła mają blisko, wystarczy przejść przez ulicę...
Od pewnego czasu starają się jednak tam nie chodzić. Ich nazwisko stało się bardziej znane, niż gdyby sobie tego życzyli, bo ludzie wzięli ich na języki. Powód jest nie byle jaki: romans księdza wikarego z ich synową i w efekcie rozbicie małżeństwa.
Kochankowie ukrywali się dość długo, bo wikary zabierał kobietę na nocne randki aż do Wisły. A syn Bartodziejów często wyjeżdżał z domu za pracą.
- Pewnego dnia jego koledzy zauważyli w Wiśle synową z księdzem, jak się ściskali. I poinformowali nas - opowiada matka, Kazimiera Bartodziej. - Ciężko było w to uwierzyć. Nie wiedzieliśmy, jak powiedzieć synowi, bo w końcu
komu wierzyć jak nie księdzu?
Co gorsza, syn miał już za sobą jedno nieudane małżeń- ^ stwo (ślub nie był jednak ko- . ścielny), a z niego córkę Le-tycję, którą się opiekował. Drugi związek syna został już zawarty w kościele. Bartodziejowie uradzili jednak w końcu, że trzeba go przygotować na najgorsze. Wziął to na siebie ojciec.
- Potem potwierdzili to koledzy syna. I on już wtedy uwierzył, że to prawda. Krzyczał, płakał
- opowiada zbolała Kazimiera.
- Ksiądz wikary przyznał się do romansu. Synowa także. Powiedziała, że kocha księdza, że to "święte ciało" i że właściwie kocha i tego, i tego. Po zdradzie okazało się, że synowa jest w ciąży...
Syn Bartodziejów po tym wszystkim pojechał na swoją fermę drobiu i chciał się powiesić. Odratował go pracownik. Potem wyjechał za granicę - żeby zapomnieć. Pracuje w Norwegii. Gdyby przyjechał do domu i poszedł z rodzicami w niedzielę do "swojego" kościoła, byłby w szoku, bo za ołtarzem ujrzałby człowieka w sutannie, który doprowadził do rozpadu jego małżeństwo.
Bartodziejowie wyobrażali sobie, że po całej aferze wikary Jarosław Oleś zostanie przeniesiony gdzie indziej. Tak się nie stało. Ksiądz proboszcz Kalisz poprosił ich, żeby
wikary został w ich parafii do końca roku szkolnego. Bartodziejowie zgodzili się. Kończyły się jednak wakacje i okazało się, że ks. Oleś wcale się nie zamierza się przenosić. Bartodziejowie pojechali do Katowic, do kurii. Tam ks. biskup Cichy obiecał im, że wikary odejdzie. Odszedł - ale do szpitala, bo ks. Oleś nagle... zaczął chorować i chodzić na zabiegi. Nadal jednak odprawiał msze. Chorował skutecznie aż do początku nowego roku szkolnego, kiedy to - po kolejnej interwencji w kurii - Bartodziejowie usłyszeli, że ks. ' Oleś "pozostanie do następnych wakacji ".
Zdesperowani, napisali więc list do prymasa, w którym przedstawili swoje rodzinne nieszczęście, prosząc
0 "złagodzenie naszego cierpienia, bólu, wstydu i upokorzenia" i przeniesienie wikarego do innej parafii.
Po kilku dniach, a więc nadspodziewanie szybko, nadeszła odpowiedź. Sekretariat Prymasa Polski potwierdził w niej odbiór pisma. Uprzejmie poinformował: " (...) sprawa nie leży w naszej kompetencji
1 ww. pismo zostało przesiane na adres: Kuria Metropolitalna, ul. Jor-dana 39, Katowice ". Z wyrazami szacunku (pod trzema linijkami suchego, urzędniczego tekstu) podpisał się ks. dr Waldemar Macko - kierownik sekretariatu prymasa Polski. Tak więc skarga - urzędniczym biegiem
- wróciła do katowickiej kurii. Tej samej, do której Bartodziejowie już kilkakrotnie wydeptywali ścieżki. Bezskutecznie. I tak
koło się zamknęło.
Zadzwoniliśmy do parafii pw. Ducha Świętego.
- Nie rozmawiam na ten temat
- na wstępie poinformował nas ks. Oleś. Jednak byliśmy ciekawi, czy ksiądz czuje się winny w związku z rozbiciem rodziny? - Nie poczuwam się do winy. Modlę się za tę rodzinę - odparł ks. Oleś. - Jak to? Więc to Bartodziejowie tę całą historię wyssali z palca? - No nie... Faktem jest, żeśmy się znali. Ale to wszystko rozgrywka rodzinna. To nienawiść. Oni chcą mnie zniszczyć. Ja tej sprawy mam dosyć.
Ksiądz Oleś nie chciał dłużej rozmawiać. Na pytanie, czy zamierza się przenieść do innej parafii,
odparł: - Zadecyduje biskup. Dalsze pytania uciął serdecznym: - Życzę panu wszystkiego dobrego. Niech się darzy...
Zadzwoniliśmy więc do kurii katowickiej, żeby zapytać biskupa Cichego, co sądzi o całej sprawie i
jaka kara
spotkała kapłana Olesia za rozbicie katolickiej rodziny? Bo przecież Kościół naucza wiernych, że sakrament małżeństwa jest święty i nienaruszalny. Może ks. Oleś otrzymał jakąś wyjątkowo ciężką pokutę? Może zostanie zawieszony w kapłaństwie?
Ksiądz biskup na początku nie bardzo mógł skojarzyć, o jaką sprawę nam chodzi. Przypomnieliśmy.
- No... upomniany został - opisał nam rodzaj kary ks. bp Stefan Cichy.
- Przez kogo i co to było za upomnienie? Pisemne, ustne? - dociekaliśmy.
- No, ja z nim rozmawiałem... - stwierdził biskup.
- Rodzina Bartodziejów chciała tylko, żeby ksiądz Oleś został przeniesiony gdzie indziej. Dlaczego ksiądz biskup tego nie zrobił? - pytaliśmy dalej.
- Według prawa nie mogę przenieść chorego - wytłumaczył nam biskup.
Podczas krótkiej rozmowy ks. biskup Stefan Cichy, doktor teologii, który przyjął sobie za dewizę biskupią "Per crucem ad lucern " (przez krzyż do światła), coraz bardziej - nie wiedzieć czemu - denerwował się i próbował zmienić temat (zarzucając, że "FiM" kłamią o Kościele). Kierując się współczuciem wobec osaczonego "kłamcami" biskupa, zadaliśmy ostatnie pytanie:
- Rodzina Bartodziejów przestała chodzić do kościoła. Ksiądz
biskup stracił więc co najmniej dwie owieczki. Co ksiądz na to?
- Ja nic na to! Szczęść Boże! - biskup Cichy chyba rzucił słuchawką, bo zapadła cisza...
Maż pani Kazimiery mocno przeżył tragedię, która spotkała ich syna. Zachorował na zapalenia nerwów i został w połowie sparaliżowany.
Pani Kazimiera odpuściła sobie po tym, gdy dostała odpowiedź z Warszawy, że "sprawa nie leży" w kompetencji prymasa Polski Józefa Glempa. Jego z kolei dewizą jest "Caritati in iustitia", czyli -
"przez sprawiedliwość ku miłości".
Jeszcze kilka razy próbowała dzwonić do kurii w Katowicach, ale niczego to nie zmieniło.
- Machnęłam ręką. Wciąż słyszałam, że biskup zajęty, że go nie ma albo wyjechał. Oni zajmują się polityką, ale nie zrobią porządku u siebie. Przekonałam się, że to gniazdo żmij. Nie wierzę już w Kościół jako instytucję - mówi rozgoryczona Kazimiera Bartodziej.
Ich 11-letnia wnuczka (której musieli wyjaśnić, co się stało, bo dzieci śmiały się, że teraz ma ojca księdza) nie chce chodzić na msze dla dzieci ani też do spowiedzi.
- Nie zmuszam jej - pani Kazimiera to rozumie. - Mówi mi, że czasem klęknie w kościele i sama wyzna grzechy...
Ksiądz Oleś nadal pełni "posługę Bożą" w parafii pw. Ducha Świętego: odprawia msze, udziela spowiedzi, uczy licealną młodzież. Jak gdyby nic się nie stało. No, może coś się jednak stało, bo gdy kolędował, wielu sąsiadów Bartodziejów nie wpuściło księdza do swoich domów. Jaka jest dewiza życiowa księdza Olesia, nie udało nam się ustalić...
GRZEGORZ KONIECZNY Fot. archiwum
Ksiądz profesor Remigiusz Sobański z KUL stwierdził, że celibat nie ma już przed sobą długiego życia. Oczywiście, przewidywany zgon bezżeństwa kleru nie nastąpi za obecnego pontyfikatu, ale gdy na tronie Piotrowym zasiądzie jakiś postępowiec, to kto wie...
Myśl, by księża nie tylko dawali śluby, ale także je brali, wypada poprzeć w całej rozciągłości. Gdy się księża będą żenić, to niejeden z nich, poznawszy rozkosze pożycia małżeńskiego, z sympatią pomyśli... o prawie do rozwodu. Wśród pań trafiają się bowiem nie tylko te cudowne, ale i takie, z którymi trudno jako z żonami wytrzymać. Vice versa też. Na razie księża żenić się nie mogą, natomiast wierni z kolei nie mogą się rozwodzić. Że jednak ci masowo to czynią, papieskie nauczanie w tej dziedzinie olewając, więc JP II postanowił ostatnio zadziałać z drugiej flanki, zakazując sędziom udzielania rozwodów. Z adwokatami chyba nie pójdzie mu lepiej, bo rozwody to dla nich przecież przede wszystkim zarobek.
Lubelska palestra nie chce się na temat papieskich nacisków wypowiadać. Zgodził się na to tylko Andrzej J., ale bez podawania nazwiska.
- Przeprowadziłem w mojej karierze dziesiątki spraw rozwodowych i wiem, jak małżeństwa
Męczcie się w imię Boże
męczą się w nieudanych związkach. Nie rozumiem, jak można zmuszać ludzi do trwania w piekle domowym tylko dlatego, że tak nakazują strażnicy doktryny religijnej. Rozwodzący się - to ludzie często zniszczeni psychicznie wieloletnimi konfliktami, więc trzeba im pomóc, a nie utrudniać. Czy należy odmówić pomocy bitej, poniewieranej żonie pijaka? To byłoby okrutne. Papieskie wyobrażenie o małżeństwie oparte jest na jakichś abstrakcjach, a nie na rzeczywistości. Jestem wprawdzie katolikiem, ale moim obowiązkiem jest przestrzegać prawa, które w Polsce zezwala na rozwód. Wątpię też, by koleżanki i koledzy, którzy prowadzą sprawy rozwodowe, zrezygnowali z tego pod wpływem papieskiego stanowiska. Nawet nie wątpię, ale jestem pewien, że tego nie zrobią. Nawet ci naj-pobożniejsi, bo przecież chodzi o pieniądze.
Psycholog Beata Kwiatkowska z Lublina udziela często porad osobom zamierzającym się rozwieść:
- Największym kłamstwem jest twierdzenie, że utrzymywanie za wszelką cenę patologicznego, zżerającego się wzajemnie w skrajnej nienawiści małżeństwa, jest korzystne dla dzieci. Dzieci są świadkami konfliktów, awantur, rękoczynów; a nawet jeśli rodzice milczą i nie biją się,
ale Jedynie" parują wzajemną nienawiścią, to jest to nie mniej szkodliwe dla ich psychiki. Zauważyłam, że obiekcje religijne przed rozwodem częściej mają kobiety, a mężczyźni rzadko. Ilekroć pytają mnie o zdanie, odpowiadam, żeby podejmowały decyzję zgodnie z własnym interesem i nie słuchały nieżyciowych wskazań, nawet jeśli płyną z ambony albo od samego papieża. Nie można kazać ludziom męczyć się w imię Boże i wątpię, by dobry Bóg, jeśli istnieje, tego akurat potrzebował.
Wygląda na to, że Jan Paweł II odrobinę przegiął. Czym innym jest bowiem wzywanie katolickich małżonków, aby trwali w najgorszym nawet małżeństwie, bez prawa do nowego związku, a czym innym nakłanianie adwokatów do łamania prawa. Małżeństwo to skomplikowana machina i nie każdy potrafi sensownie je ułożyć. Tysiące nieszczęśników zawiera je każdego roku, wyobrażając sobie, że w łóżku sobie poradzą, a reszta pójdzie jak z płatka. Rychło przekonują się, że to nieporozumienie. Tymczasem Kk ze swoim Arcypasterzem na czele próbuje im zakazać naprawienia błędu, a jeszcze na dokładkę usiłuje zaprząc do tego adwokatów. Bezsensowne to, niemądre, nieżyciowe i okrutne.
KRZYSZTOF LUBCZYŃSKI
Nr 7 (102^
- 21II 2002 r.
F^KTY
POLSKA PARAFIALNA
Afgańska misia kapelana
Niebiańską patronką dla 300-osobowego polskiego kontyngentu podczas misji "Trwała wolność" w Afganistanie będzie Matka Boża Hetmańska. Ziemskim patronem ma być kapelan. Matka Boża otrzyma modlitwy, kapelan coś koło 10 tys. zielonych.
Zgodnie z naszą wcześniejszą zapowiedzią, swojego człowieka w randze oficera wyśle do Afganistanu Ordynariat Polowy Wojska Polskiego - ogłosił wszem i wobec ks. płk Jerzy Syryjczyk, wikariusz generalny Kurii Polowej WP. Swój został już wytypowany przez gen. dywizji dwojga imion Głódzia. A było z kogo wybierać: w skład ordynariatu wchodzi ponad 80 parafii wojskowych i 117 samodzielnych ośrodków duszpasterskich. Nazwisko szczęściarza objęte jest jednak informacyjnym embargiem. Wiadomo tylko tyle, że "pasterz jest dobrze przygotowany" i uczestniczył już w misjach pokojowych. W składzie kontyngentu nie zabraknie również
umundurowanego psychologa i prawdopodobnie... siwobrode-go popa. Prawosławny Ordynariat Polowy WP, jak widać, nie chce zostawać w tyle.
Podtrzymywanie ducha bojowego przez polskiego kapelana będzie polegało na jednorazowym odbębnieniu niedzielnej
Jeden z komandosów elitarnej jednostki "GROM" w czasie specjalistycznego szkolenia
mszy oraz ewentualnie wysłuchaniu spowiedzi grzesznych żołnierzy, którym oprócz pracy i modlitwy przyjdzie do głowy np. skopać jakiegoś taliba. Ojczulek uszczknie z wynagrodzenia dla polskiego kontyngentu 1400 zielonych miesięcznie plus tzw. dodatek wojenny, czyli 7 portretów Waszyngtona za każdą dobę przebywania w strefie działań wojennych. Tylko przez pół roku "służby" da mu to łącznie 9674 baksów, a w przeliczeniu na zło-cisze - 38 696 zł! Dla pierwszego z brzegu emeryta otrzymującego np. 600-złotową jałmużnę od państwa, oznacza to prawie 65 emerytur zamiast sześciu. No, ale kapelan WP nie jest pierwszym z brzegu, zaś krzewienie ewangelii w warunkach frontowych nie jest grą w warcaby na podwórku.
Na otarcie łez rozłąki umundurowany "misjonarz" będzie jeszcze otrzymywał co miesiąc dodatkową, "skromną" pensję z macierzystej parafii, w momencie wyjazdu pomnożoną przez dwa.
To, co udało się wywalczyć Watykańczykom w Wojsku Polskim, trudno sobie wyobrazić w każdej innej normalnej armii. Załóżmy, że na misję został wytypowany ksiądz porucznik. Wkrótce po przybyciu na miejsce zgrupowania obejmuje on etat majora. Zakłada pagony i w nowym stopniu wraca do kraju, zachowując fuksem zdobytą szarżę. O takich błyskawicznych awansach zwykli żołnierze zawodowi mogą jedynie pomarzyć. W innych armiach ojczulkowie dojeżdżają do żołnierzy z misji położonej najbliżej rejonu stacjonowania. W przeciwieństwie do rodzimych księży, obcojęzyczni duchowni nie biorą od wojskowych mocodawców złamanego eurocenta. Żaden z nich nie afiszuje się stopniami wojskowymi, bo takich po prostu nie mają. Za to wszyscy solidarnie deklarują zwierzchność jedynie wobec Stwórcy.
Nikt nie ma wątpliwości, że w miejscu stacjonowania polskich sił, trzeba najpierw wybudować kaplicę oraz plebanię dla kapelana, w trzeciej kolejności latrynę. Pozostałe mięso armatnie ciśnie
Na wierną slużbe Bogu i Ojczyźnie
w trzecim tysiącleciu z serca błogosławi
BISKUP POLOWY gen. dyw. SŁAWO) LESZEK GŁODŹ
Matka Boska Hetmańska - patronka polskich żołnierzy
się zwykle w pokojach hotelowych lub namiotach po trzech do pięćdziesięciu. Żołnierze zawodowi wielokrotnie uczestniczący w misjach podkreślają, że rodzimi kapelani są najlepszymi klientami lokali rozrywkowych, kantyn wojskowych i... miejscowych burdeli. Nigdy się nie targują i zawsze płacą żywą gotówką, bo ją po prostu mają. Nie bez znaczenia jest tu również wypoczynek - zdrowy sen, jak to na wojnie...
MIROSŁAW CHŁODNICKI Fot. Tomasz Kosiorowski
Wielebny Hipolit Hry-ciuk, do niedawna proboszcz parafii w Ceranowie, dokonał rzeczy wielkiej. Podzielił msze za zmarłych na ważne i nieważne.
Zbigniew Wiśniewski mieszka we wsi Ceranów (woj. mazowieckie) w małym domku, który przed wojną zbudowała jego rodzina. Przed laty opiekował się wujkiem, wówczas prawowitym właścicielem sadyby. Wujek na łożu śmierci oświadczył, że jeżeli Wiśniewski wybuduje mu na cmentarzu pomnik i zamówi u wielebnego msze "gregorianki", może przejąć dom na własność. Był to taki niepisany testament.
Aby postawić grobowiec, Wiśniewski nie musiał daleko biegać: mur cmentarny graniczy z jego działką. Cmentarzem i parafią zarządzał wówczas wielebny Hryciuk, ksywa "biznesmen". On też przyjął zlecenie i odprawił mszę za duszę wujka i jego wcześniej zmarłej żony. Była to jednak - co dla całej opowieści ma niebagatelne znaczenie
- zwykła msza wieczysta.
Obaj panowie - jeden w sukience, a drugi Wiśniewski - żyli w świetnej komitywie. Do czasu.
Zaiskrzyło, gdy wielebny Hryciuk postanowił rozbudować cmentarz i zażądał od Wiśniewskiego sporego kawałka przyległego ogrodu. Gadka szmatka i wyszło na to, że parafia kupi Wiśniewskiemu dom z parcelą w innej wiosce, w zamian za to Wiśniewski odda parafii swoją posiadłość. Cmentarz będzie mógł więc rosnąć do wymiarów ogromnych.
Włości Jego Wielebności
W celu załatwienia formalności spadkowych Wiśniewski wystawił ks. Hryciukowi pełnomocnictwo w sprawie reprezentowania swoich interesów przed sądami i notariuszami. I to był jego błąd...
Do spadku po zmarłym wujku wystartowało 16 krewniaków... Ale jednocześnie i wielebny stał się spadkobiercą, a mianowicie właścicielem 1/16 kilku rozproszonych po okolicy działek, stanowiących masę spadkową. Mówi o tym notarialne oświadczenie Heleny D., wedle którego odwiedził ją Hryciuk i wytłumaczył: "... żebym ja się zrzekła swojej części na parafię, dlatego że Wiśniewski zapłacił nieważne modlitwy za dusze zmarłych spadkobierców, a księdzu potrzebna ta ziemia pod cmentarz".
Inna spadkobierczyni pisze o sobie i swojej krewniaczce tak: " Wraz z siostrą M. w zakrystii, nie czytając, podpisałyśmy księdzu Hipolitowi jakieś papiery. Kto by przypuszczał, że
ksiądz nas oszuka.
Potem Wiśniewski miał do mnie pretensje, że ja swój udział księdzu sprzedałam ". Wielebny Hryciuk miał już 3/16 masy spadkowej, a to już było coś.
- Podobny manewr - mówi Wiśniewski - Hryciuk próbował zastosować na mnie. Najpierw przeczytał mi pismo, a kiedy odwróciłem się,
żeby wziąć okulary, on nagle zamienił kartki. W rzeczywistości podpisałbym wyrok na siebie. Pognałem go z domu.
Biznesmen Hryciuk podążał wytrwale do nakreślonego przez siebie celu. W 1995 r. kolejna ze spadkobierczyń, Jadwiga M., również u notariusza zeznaje: "...ks. Hryciuk przywiózł nam do podpisania jakieś pisemko do
Biskup Dydycz ze swoją świtą
Urzędu Gminy w Ceranowie, oświadczając, że podpisanie jest bardzo konieczne, no to mąż podpisał. (...) My wierzyliśmy księdzu i podpisywaliśmy bez czytania, co nam ks. proboszcz Hryciuk kazał (...) Jak się potem dowiedzieliśmy, to było pismo do Urzędu Gminy zastrzegające, ażeby Wiśniewskiemu nie przedłużać więcej zameldowania. W taki sposób ks. Hryciuk chciał zmusić Wiśniewskiego do oddania działki pod cmentarz".
Ponieważ Wiśniewski zauważył, że wokół jego skromnej osoby zaczynają się dziać
rzeczy dziwne,
a ich efektem może być utrata domu (bo w międzyczasie proboszcz Hryciuk wycofał się z obietnicy kupienia Wiśniewskiemu innej siedziby), napisał skargę do bpa drohiczyń-skiego Antoniego Dydycza.
Zachęcony przez hierarchę do wytłumaczenia całej tej afery, Hryciuk odpowiedział: "Rodzina, spadkobiercy stwierdzają z uznaniem, że za przyjęte po śmierci śp. M. (wujka - dop. J.W.) ich gospodarstwo, p. Z. Wiśniewski dość szybko zrealizował zobowiązanie postawienia na ich mogile pomnika--nagrobka, natomiast są bardzo oburzeni za niewykonanie drugiego, nie mniej ważnego zobowiązania - zamówienia 60 Mszy św., czyli 2 gregorianek za tych zmarłych. A oburzeni są dlatego, że dla wierzących pobyt w czyśćcu - miejscu kary doczesnej jest porównywalny do pobytu w bardzo ciężkim więzieniu (...) Po prostu było i jest
poważne zaniedbanie
tego obowiązku i tak to trzeba zakwalifikować jako niedotrzymanie poważnej umowy w bardzo ważnej sprawie. Dlatego też w trosce o dobro duchowe zmarłych, Rodzina
- Spadkobiercy postanawiają, że z pozostawionego przez Nich gospodarstwa, z działki zabudowanej przy parkanie (gdzie stoi domek zamieszkany przez Wiśniewskiego - dop. J.W.) należy wydzielić ok. 25 arów na działkę na powiększenie cmentarza (...) za co Ks. Proboszcz jak najszybciej odprawi zaległe gregorianki".
Wielebny nie informuje jednak biskupa, że Wiśniewski mszę opłacił (mamy kserokopię pokwitowania), ale zwykłą, wieczystą, nie zaś "gregoriankę". Pismo owo trafiło także do sądu w Soko-łowie Podlaskim, który przychylił się do argumentacji wielebnego Hryciuka i urzędowo działkę podzielił, ściśle wedle sugestii pana księdza.
Kilka miesięcy później Prze-jasna Zwierzchność - biskup Antoni Dydycz - wyprowadził księdza Hipolita Hryciuka z Cerano-wa na parafię w Węgrowie, jednak Hryciuk nadal używa pieczęci z Ceranowa i zajadle walczy o powiększenie już nie swojego cmentarza.
Zbigniew Wiśniewski nie poddaje się i też walczy, ale o prawo zamieszkania w domku po wujasz-ku, na którym nie będzie się opierał mur powiększonego cmentarza. Istnieje też obawa, że jeśli wielebny H. wejdzie w posiadanie kolejnych "szesnastych" majątku (a nad tym właśnie pracuje), Wiśniewskiemu grozi eksmisja.
Poza tym wiara ludu w tym zakątku Mazowieckiego nie ponosi większego uszczerbku.
JANUSZ WRUBEL Fot. archiwum
10
ZE ŚWIATA
FAKTYn
Nr 7 (102^
15 - 21II 2002 r.
Pedofil błogosławiony
KORESPONDENCJA WŁASNA Z USA
Jeden z największych skandali w powojennej historii Kościoła katolickiego! Przez ponad trzydzieści lat najwyższe władze archidiecezji boston-skiej (USA) osłaniały księdza pedofila oraz utajniały jego przestępstwa.
Archidiecezja broniła się wszelkimi siłami. Jej adwokaci grozili reporterom dziennika "The Boston Globe" procesem nawet za próby indagacji kleru na temat afery ks. Geoghana (na zdjęciu). Gdy gazeta wystąpiła do sądu o nakaz udostępnienia archiwum i wygrała, pur-puraci odwołali się do najwyższego sądu stanowego. Przegrali. Dzięki temu wiadomo, czemu walczyli tak zaciekle: usiłowali zachować w tajemnicy przed wiernymi nie tylko dowody serii odrażających przestępstw jednego ze swoich, ale przede wszystkim starali się nie dopuścić do obnażenia prawdziwej mentalności i moralności Kk. Dodatkowo ujawnione zostały nazwiska ok. 40 innych księży oskarżonych o nadużycia seksualne.
W centrum afery plasuje się postać Bernarda F. Lawa: kardynała, zwierzchnika archidiecezji, najwyższego rangą duchownego katolickiego w USA, bliskiego współpracownika i zaufanego papieża. "Życie twe jest spełnionym życiem duchownego... zakłóconym, niestety, przez chorobę. Niech cię Bóg błogosławi, Jack" - tak w liście z roku 1996 podsumował Geoghana Law, choć - jak zeznał pod przysięgą przed sądem w czerwcu 2001 - wiedział, że ksiądz Geoghan jest aktywnym pedofilem jeszcze przed tym, jak pierwszy raz przerzucił go na nową parafię w roku 1984. Poprzednik kardynała Lawa, kard. Humberto Madeiros, do którego pisywały listy matka i ciotka dzieci gwałconych latami przez ks. Geoghana, także jemu oferował zawsze modlitwę. Nagany, potępienia - nigdy. Biskup Thomas V. Daily, zastępca obu kardynałów, porównywał Geoghana do
"zbłąkanej owieczki".
Biskupi i kardynałowie ogniskowali wysiłki na kneblowaniu ust rodzinom 130 ofiar, unikaniu skandalu i związanej z nim odpowiedzialności finansowej. W tysiącach stron dokumentów znajdujemy tylko jedną wzmiankę - sprzed 17 lat - o tym, że Geoghana należy trzymać z dala od dzieci. Gdy przeniesiono go na parafię w Weston, której poprzedni proboszcz, cierpiący na alkoholizm i depresję, został wysłany
na kurację odwykową, bp D'Arcy w liście do kard. Lawa przestrzegał: "Jeśli coś się zdarzy, wierni mogą pomyśleć, że wysyłamy im duchownych z problemami". Aktywność księdza Geoghana - pisał D'Ar-cy do szefa archidiecezji - powinna być ograniczona do odprawiania mszy niedzielnych; nie może on mieć kontaktu z nieletnimi "zważywszy historię homoseksualnych praktyk z młodymi chłopcami". Powinien zostać poddany "jakiemuś łeczeniu". Reakcją kardynała Lawa było przeniesienie... biskupa D'Arcy.
Kiedy afera eksplodowała w styczniu dzięki dociekliwości dziennikarzy "The Boston Globe", kard. Law zorientował się, że starania na rzecz wyciszenia skandalu już nie pomogą: na konferencji prasowej oświadczył, że jego błędne decyzje (sześciokrotne przenoszenie pedofila z parafii na parafię) wynikały z niewiedzy o tym, co robił on z dziećmi. "Chciałbym wtedy wiedzieć to, co wiem dzisiaj" - wzdychał z żalem purpurat. Domniemana niewiedza Lawa jest cynicznym wybiegiem.
Kardynał należał do grupy inicjatywnej Krajowej Konferencji Biskupów Katolickich USA, która w roku 1984 zamówiła u specjalistów opracowanie dotyczące zboczeń seksualnych kleru. 92-stronicowy raport zawiera konkluzję: "Recydywa w przypadkach pedofilii jest bardzo wysoka. Przewyższa ją tylko stopień recydywy w przypadkach ekshibicjonizmu. (...) Badania wykazały, że wszystkie tradycyjne metody psychologicznego i psychoterapeutycznego
leczenia pozaszpitalnego nie przynoszą żadnych rezultatów ".
Jako jedyny argument na obronę swych decyzji kard. Law przytacza fakt, że dwu spośród wielu lekarzy, którzy mieli kontakt z Geo-ghanem, wystawiło mu świadectwo zdrowia, rekomendując przywrócenie go do pracy parafialnej. Jak się okazuje, obaj byli uzależnieni finansowo od bostońskiej archidiecezji, ale na tym nie koniec.
Dr Robert Mullins był lekarzem ogólnym i - sam wyznaje - nie miał żadnej wiedzy ani doświadczenia w zakresie psychologii czy psychiatrii. Dr John Brennan jest wprawdzie psychiatrą, ale nie ma żadnej praktyki w leczeniu przestępców seksualnych. Poza tym Brennan sam był dwukrotnie oskarżany przez pacjentki o napastowanie seksualne i jednej z nich zmuszony był wypłacić
100 tys. dolarów odszkodowania. Specjaliści walą głową o ścianę, zastanawiając się, jak Law mógł nająć takich ekspertów.
Akta śledztwa ks. Geoghana roją się od danych, które trudno zakwalifikować inaczej niż ostra,
perwersyjna pornografia.
Ks. John McCormack, członek zarządu archidiecezji, któremu podlegały sprawy księży, pisze w raporcie, jak 10-latek praktykował seks oralny na swym 3-letnim bracie. Zapytany, co robi, odparł, że " nauczył go tego ojciec Geoghan ". Ściśle poufne memorandum archidiecezji z roku 1994 r. opisuje jeden z epizodów pedofilstwa Geoghana, kiedy systematycznie, przez kilka lat, gwałcił oralnie i analnie siedmiu chłopców w wieku 4-11 lat, odwiedzając ich samotną matkę pod pretekstem pomocy w wychowaniu: "Przychodził do domu Dussourd nawet wówczas, gdy odesłano go już do ośrodka wypoczynkowego, bo tak bardzo brakowało mu dzieci. Obmacywał je, gdy spały, budził je, bawiąc się ich penisami". Kazał chłopcom pieścić swoje prącie; zwłaszcza wtedy, kiedy się modlił...
12-letni wówczas Patrick McSorley opisuje swe przeżycia w "The Boston Globe". Kiedy jego ojciec popełnił samobójstwo, ks. Geoghan przyszedł pocieszać chorą na schizofrenię matkę. Wziął Pa-tricka na lody. W drodze powrotnej "położył rękę na moich genitaliach i zaczął mnie onanizować. Sparaliżowało mnie. Potem ksiądz sam się zaczął onanizować ".
Skoro kardynałowi Lawowi jest istotnie "bardzo przykro", że przez 17 lat nie reagował na przestępstwa ks. Geoghana, powinien podać się do dymisji - pisze "The Boston Globe". " Gdyby Law był szefem korporacji, zostałby wyrzucony. (...) Zbyt wielu przywódców Kościoła zasłania się boskim autorytetem ".
"Moja rezygnacja nie jest częścią rozwiązania problemu - odpowiada Law. - Chcę, by archidiecezja świeciła przykładem, jak takie sprawy trzeba załatwiać. Jako arcybiskup jestem odpowiedzialny, żeby do tego doprowadzić". Kardynał podkreśla, że Watykan nigdy nie skrytykował go za sposób postępowania w sprawie Geoghana ani nie poprosił go o podanie się do dymisji. "Kardynał Law jest najlepszą osobą, jaka mogła się trafić bostońskiemu Kościołowi, jeśli chodzi o kwestię przywództwa " - zachwala walory szefa monsignor Paul Mclnerny, przez długie lata jego prawa ręka. Większość księży również stoi za nim murem.
Zupełnie inne nastroje panują poza środowiskiem duchowieństwa. Wierni zdominowanego przez katolików stanu są zszokowani i oburzeni. Jason Berry, autor książki "I nie wódź nas na pokuszenie", znawca problematyki, stwierdza: "Kardynał mówi, że bierze na siebie odpowiedzialność. Jeśli tak, to powinien zrezygnować, złapać pierwszy samolot do Rzymu i spędzić tam resztę swej kariery, pilnując, by Watykan miał odpowiednie podejście do tych spraw". Publicysta "The Boston Globe" dodaje: "Law ma rację co do jednego: jego rezygnacja nie uleczy schorzeń toczących Kościół katolicki".
TOMASZ SZTAYER Fot. PAP/AP/Michael Dwyer
W
ydaje się to niewiarygodne, ale Kościół zapłaci swoim ofiarom! W Irlandii zakony zapłacą 128 min euro byłym uczniom przyzakonnych szkół z internatem, którzy w latach 1920-1990 byli gwałceni, bici i wykorzystywani finansowo przez księży...
Od trzech lat najbardziej katolicki kraj Europy Zachodniej jest wstrząsany skandalami związanymi z Kościołem. Po aferach z molestowaniem seksualnym przez duchownych, przyszedł czas na zakonne szkoły z internatem, które były objęte państwowym programem opieki nad dziećmi z ubogich rodzin oraz samotnymi matkami.
Bywało i tak, że duchowni brali "pod opiekę" samotne kobiety w ciąży tylko po to, aby po urodzeniu zabrać dziecko na "odpowiednie wychowanie".
Wszystko to działo się za zgodą państwa, za pieniądze irlandzkich podatników. Dzieci oddane na wychowanie Kościołowi zajmowały się także działalnością produkcyjną- uprawiały ziemię, produkowały buty... Za swoją pracę nie otrzymywały żadnego wynagrodzenia. Często były niedożywione. Powodowane głodem włamywały się do tabernakulów, skąd wyjadały konsekrowane hostie - kaplice były mniej strzeżone niż
klasztorne lodówki... Do tych zarzutów dochodzi fizyczne znęcanie się nad podopiecznymi - dzieciaki były nagminnie bite, a czasem także wykorzystywane seksualnie. Zakonne "instytucje wychowawcze" bardziej przypominały obozy pracy przymusowej niż szkoły z internatem.
Opisy tych niegodziwości - połączone ze wstrząsającymi zeznaniami ofiar poruszyły całą Irlandię. Sprawą zainteresowały się nie tylko sądy, które wytoczyły sprawy 20 osobom, ale także rząd - wszak większość zakonnych "ośrodków wychowawczych" funkcjonowała za pań-
Kościelne obozy pracy
stwowe pieniądze. Władze zobowiązały się więc ze swej strony do uiszczenia gigantycznej sumy 500 min euro na rzecz ofiar kościelnej przemocy! Znaczenie tej kwoty pomaga uzmysłowić sobie fakt, że Republika Irlandii to kraj liczący zaledwie 3,8 min mieszkańców, czyli znacznie mniej niż np. województwo śląskie! Na samo funkcjonowanie ośrodków zbierających zeznania ofiar i świadczące im pomoc wydano sumę odpowiadającą 20 min zł. Drogo irlandzkiego podatnika kosztowało "miłosierdzie" zakonników! Ogółem odszkodowaniami ma być objętych przynajmniej 3,5 tys. osób. Najwyższe
odszkodowania sięgną 300 tys. euro, czyli ok. 1,2 min złotych. Według umowy między rządem a Konferencją Zakonów Irlandii - te ostatnie przekażą 80 min euro w nieruchomościach, 38 min w gotówce na rzecz funduszu odszkodowań, a ponadto dadzą 10 min na utworzenie specjalnych punktów konsultacyjnych dla ofiar.
Mamy nadzieję, że skandal w Irlandii będzie lekcją dla naszej lewicowej władzy. Wszak rozmaite instytucje państwowe Katolandu od lat chętnie zatrudniają duchownych w charakterze kapelanów, katechetów, pracowników służby zdrowia. Może się okazać, że to budżetowi państwa przyjdzie zapłacić w przyszłości odszkodowania za krzywdy moralne wyrządzone przez funkcjonariuszy Kk. Polscy hierarchowie z pewnością złotówki na to nie dadzą.
Podobnie jest z pensjonariuszami rozmaitych placówek prowadzonych przez zakony. Wszak Kościół katolicki słynie ze skandali obyczajowych, a zakony są miejscem różnych dziwnych zdarzeń, o których zresztą często piszemy na łamach "Faktów i Mitów". Czy nie lepiej zatrudniać świeckich pracowników, często bezrobotnych, i zamiast dotować placówki kościelne, powołać odpowiednie instytucje państwowe - dużo łatwiejsze do skontrolowania?
ADAM CIOCH
Nr 7 (10
15 - 21II 2002 r.
F^KTYn
INJ
MITY KOŚCIOŁA
11
NIEWYGODNE PYTANIA (5)
Antysekciarstwo
Dzieciaki! Oto superokazja dla Was - uczęszczających na lekcje katechezy! Możecie podlamywać Waszych księży i katechetów, zadając im niewygodne pytania, które dla Was przygotowaliśmy. Życzymy dobrej zabawy, ale również dojrzałych i owocnych przemyśleń.
Redakcja
Katecheta - Dzisiejszą katechezę poświęcimy sektom - złu, które rozpleniło się w naszym Kościele.
Dzieciak - Przecież Jezus sam przewodził grupie, która dziś zostałaby określona przez Kościół mianem sekty.
K. - Sekta to ugrupowanie, które oderwało się od któregoś z wielkich Kościołów lub religii.
D. - Chrześcijaństwo wyodrębniło się z judaizmu, wyrosło z jego korzeni i od niego się oderwało! Doprawdy dziwi nienawiść i brak szacunku Kościoła wobec mniejszych wspólnot i nowych ruchów religijnych.
K. - Ale sekty szerzą głupie idee, na przykład bliski koniec świata.
D. - Jezus także mówił o swoim bliskim przyjściu: "...Zaprawdę powiadam wam, nie przeminie to pokolenie aż się to wszystko stanie" (Mt 24, 9-34). "Zaprawdę powiadam wam, iż niektórzy z tych, co tu stoją nie ujrzą śmierci, a ujrzą królestwo Boże przychodzące w mocy." (9, 1)
K. - Jezus chciał zbawiać wszystkich, wszystkich kochał i chciał odkupić. Sekciarz chce cię usidlić i głosi, że zawsze ma rację.
D. - Jezus myślał w podobny sposób: "Kto nie jest ze mną, jest przeciwko mnie, a kto ze mną nie zbiera, rozprasza." (Mat. 12, 30).
Dziś, kiedy świat jest już znacznie bardziej tolerancyjny, kiedy nie pali się już ludzi na stosach, Kościół rozmawia z niewierzącymi, ale przecież święty Paweł mówił: "Jaka zgoda między Chrystusem a Belialem albo co za dział ma wierzący z niewierzącym?" (2 Kor. 6,15)
K. - Kościół swoją mądrość głosi rozumnie pod natchnieniem Ducha Świętego, sekciarz kieruje się swoją mądrością (czyt. głupotą) i emocjami.
D. - Ale i Jezus działał czasem bardzo emocjonalnie - przepędził ze świątyni handlarzy. Chwycił bicz i smagał ich, gdzie popadnie. Jezus był może przesadnie emocjonalny, dziś też faryzeusze uznaliby go za niebezpiecznego wariata...
K. - Sekciarze wszystko wiedzą najlepiej, mają też przesadne poczucie misji w stosunku do świata, który traktują pogardliwie.
D. - Postępują więc tak, jak Kościół! Biblia księdzu przeczy we wszystkim. Tymczasem o Jezusie nie wiemy nic poza tym, co wyczytamy w Biblii. Jezus również był bezkompromisowy; wysyłając uczniów, aby głosili chwałę bożą, przykazywał im: "A gdyby kto was nie przyjął i nie słuchał słów waszych, wychodząc z domu lub z miasta tego, strząśnijcie proch z nóg swoich. Zaprawdę powiadam wam: Lżej będzie w dzień sądu ziemi sodomskiej i gomorskiej niż temu miastu" (Mat. 10,14-15). Jezus nie nakazywał szanować doczesności, gardził nią: "Nie miłujcie świata, ani rzeczy, które są na świecie. Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca". Paweł dodawał: "Pan blisko jest! Nie troszczcie się o nic..." (Flp 4, 4n).
K. - Najważniejszą jednak cechą sekty jest izolacja wyznawców od rodziny i społeczeństwa.
D. - Przecież Jezus kazał zerwać z rodziną oraz grzesznym światem w imię Królestwa Bożego! Mówił: "Każdy, kto by opuścił domy, albo braci, albo siostry, albo ojca, albo matkę, albo dzieci, albo rolę dla imienia mego, stokroć tyle otrzyma i odziedziczy
żywot wieczny" (Mt 19,29). Czuł się źle w swojej rodzinnej społeczności: "Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony" (Mk 6,4). Brano Go za chorego psychicznie. To dokładnie taka sama diagnoza, jaką duchowni dzisiaj wystawiają ludziom oddającym się tzw. sekciarstwu. Jezus gdzie indziej widział swoją rodzinę i swój dom: "Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi? I wyciągnąwszy rękę ku swoim uczniom, rzekł: Oto moja matka i moi bracia" (Mt 12, 46-49).
0 sekciarskiej nienawiści do rodziny, warto więc przypomnieć słowa Jezusa: "Jeśli kto przychodzi do mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto
1 siebie samego, nie może być moim uczniem" (Łk 14, 25-26). Tak więc chrześcijaństwo w swoich korzeniach, proszę księdza, również zaczynało jako sekta. Ówczesny "Kościół powszechny", czyli religia żydowska, mówił o świętym Pawle tak, jak dzisiejszy Kk mówi o przywódcach sekt: "Albowiem znaleźliśmy tego męża zaraźliwego
i wszczynającego rozruch między wszystkimi Żydami po wszystkim świe-
Nie ma więc dla chrześcijanina rodziny innej niż wspólnota. Jezus mówił: "Przyszedłem poróżnić człowieka z jego ojcem i córkę z jej matką, i synową z jej teściową. Tak to staną się wrogami człowieka domownicy jego. Kto miłuje ojca albo matkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien; i kto miłuje syna albo córkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien" (Mt 10,34-37). Wspominał ksiądz
cie, i herszta tej sekty Naza-rejczyków" (Dz. Ap. 24, 5). Może więc należy być nieco ostroż-niejszym w wydawaniu pochopnych sądów, zwłaszcza gdy jest się chrześcijaninem...
MARIUSZ AGNOSIEWICZ www. klerokratia.pl
Dzień 14 lutego jest coraz powszechniej obchodzony również w Polsce jako tzw. dzień zakochanych. Oto co na temat miłości i seksu ma wiernym do powiedzenia Kościół poprzez oficjalną wykładnię swojej doktryny, czyli "Katechizm Kościoła katolickiego".
W rozdziale pt. "Życie w Chrystusie" możemy przeczytać, że "płciowość wywiera wpływ na wszystkie sfery osoby ludzkiej". Myśl jest głęboko słuszna - sam nieodżałowany profesor Mikołaj Kozakiewicz twierdził, że seksualność ma wpływ aż na 25 proc. naszych zachowań! Niestety, katechizm nie wyjaśnia, jak ta prawda ma się do praktyki przymusowego celibatu duchownych oraz zakonnych ślubów czystości. Czyżby duchowni byli pozbawieni aż jednej czwartej swego człowieczeństwa? Faktycznie można odnieść wrażenie, że coś jest z niektórymi nie tak...
Katolicka mądra księga uczy nas także, że "każda z dwu płci cieszy się taką samą godnością, chociaż w różny sposób ". Jak zgadujemy, kobiety są "godne inaczej",
Walentynki po katolicku
bo w Kościele pozbawia się je wszelkich praw, poza prawem do rodzenia licznego potomstwa, szorowania podłóg w kościołach i dawania na tacę. "Taka sama, ale inna" wartość kobiety po katolicku przypomina trochę "równiejszą równość" w Orwellowskim "Folwarku zwierzęcym". Dotąd sądziliśmy, że brytyjski pisarz opisywał absurdy stalinowskiej rzeczywistości, a wygląda na to, że penetrował odmęty katolickiej teologii!
Młodzieży, życząc zdrowia i wytrwałości, przypominamy, że "narzeczem są powołani do życia w czystości przez zachowanie wstrzemięźliwości", a "przejawy czułości właściwe miłości małżeńskiej powinni zachować na czas małżeństwa". Uff!
Katolicy winni również z heroizmem trzymać łapki na kołderkach, bo " masturbacja jest aktem
wewnętrznie i poważnie nieuporządkowanym", ponieważ "użycie narządów płciowych poza prawidłowym współżyciem małżeńskim w sposób istotny sprzeciwia się ich celowości". Przekładając na ludzki język - jest to grzech ciężki. Niestety, katechizm nie określa, czy użycie "narządu płciowego" do sikania, przepraszam, oddawania moczu, jest "aktem nieuporządkowanym", narażając tym samym katolickich mężczyzn na moralne rozterki, a w konsekwencji nerwice,
wyrażające się czasem w dyskomforcie drżenia rąk...
Intryguje także owo "prawidłowe współżycie małżeńskie". Zwrot ten zakłada istnienie współżycia nieprawidłowego, czyli niedozwolonego przez bezżennych i aseksualnych księży ekspertów. Kler dopuszcza tylko takie współżycie, które "jest otwarte na przekazywanie życia ludzkiego ". Znaczy to, że jeśli nie chcemy mieć dzieci i kochamy się w okresie bezpłodnym, to jest to "po bożemu", ale jeżeli w celu uniknięcia zapłodnienia używamy prezerwatywy, to grzeszymy... Ocenę kościelnej logiki pozostawiamy rozsądkowi Czytelników.
Katechizm, będący w tym wypadku manifestem politycznym, głosi, że władze powinny zabronić produkcji i rozpowszechniania pornografii. Jej niegodziwość polega m.in. na tym, że przenosi
odbiorców "w świat iluzoryczny". A co z "realnością świata", w jaki wprowadza wiernych doktryna katolicka? Czy należałoby w związku z tym zabronić jej rozpowszechniania?
Jakże Kościół ceni porządek! Okazuje się, że miłość homo seksualna jest niegodziwa, bo "nieuporządkowana". Na szczęście Kościół nie pozostawia gejów i lesbijek w rozpaczy - poleca im czystość i celibat (który tak doskonale zdaje egzamin w przypadku księży!), "złączenie z ofiarą krzyża Pana ", a także " modlitwę i łaskę sakramentalną". Katechizm nie wspomina jednak, że Pan na krzyżu spędził 6 godzin, tymczasem homoseksualistom zaleca się cier-piętnictwo jako rodzaj sportu dożywotniego.
Pozostaje mieć nadzieję, że niewiele osób czyta (bo tego nawet nie da się czytać!) i bierze do serca zalecenia kościelnych mędrców. Wszystkim zakochanym natomiast życzymy odwzajemnionych uczuć i kierowania się w życiu i współżyciu zdrowym rozsądkiem.
ADAM CIOCH Fot. www.benetton.com
12
PRAWDZIWI SEKCIARZE
FAKTYn
Nr 7 (102^
15 - 21II 2002 r.
Ta "boska" organizacja swoim zasięgiem obejmuje cały świat i zajmuje uprzywilejowaną pozycję wśród papieskich służb specjalnych. Papież w 1982 r. wyniósł Opus Dei do rangi prałatury personalnej. Jest to rodzaj eksterytorialnej diecezji
- rzecz bez precedensu w Kościele! Określana jest mianem "kato-masonerii" lub "antymasonerii" ze względu na jej wpływy, otaczający ją nimb tajemniczości oraz przeznaczenie - walkę z humanizmem, lewicą i libertynizmem.
Pomysłodawca i założyciel Dzieła Bożego to Josemaria Escriva de Balaguer (prawdziwe nazwisko: Josemaria Escriva Al-bas; zmiana powodowana była chęcią zaimponowania otoczeniu szlacheckim pochodzeniem). Urodził się w 1902 r. w Barbastro w Hiszpanii. Uczęszczał do seminariów w Logrono i Saragossie, które ukończył w 1923 r. W 1925 otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował także prawo świeckie na uniwersytecie w Saragossie. Następnie przeniósł się do Madrytu, gdzie 2 października 1928 r., w małym kościółku na przedmieściach, został nawiedzony "łaską pańską".
Powołani, by walczyć
Objawienie nakazało mu rozpocząć przebudowę Kościoła i świata. Środkiem do tego miało się stać Opus Dei. Uderzające jest podobieństwo opowieści o powstaniu Dzieła do historii o założeniu jezuitów. Co charakterystyczne
- tak jak jezuici uratowali Kościół
Josemaria Escriva de Balaguer
przed nawałą protestantyzmu, tak czonkowie Opus Dei mają ambicje zbawienia katolicyzmu od niebezpieczeństwa, jakie stanowi dla niego rozwój wpływów międzynarodowej masonerii. Dzieło Boże zrzesza w swych szeregach świeckich i duchownych katolików.
- Cel i środki Opus Dei są całkowicie i wyłącznie rodzaju nadnaturalnego, duchowego i apostolskiego - zapewniał założyciel Opus Dei i jego następcy. W rzeczywistości jest zupełnie inaczej...
Od początku Dzieło Boże skupiało się na rekrutacji elit intelektualnych i biznesowych, rozprzestrzeniając się najpierw w Hiszpanii, a potem na całym świecie. Jej wpływy na wschodzie sięgają Polski, a osoby związane z Dziełem można
znaleźć w wielu instytucjach państwowych. O tym później.
Boskie metody i kult jednostki
Przyjrzyjmy się doktrynalnym fundamentom oraz duchowości Opus Dei. Zobaczmy, jakimi metodami urabia się duszę dziesiątek tysięcy świetnie wykształconych naukowców, polityków, menedżerów, których zadaniem jest złożyć świat u stóp papie-stwa. Dzieło, butnie przypisujące sobie boskie pochodzenie, to organizacja propagująca katolicyzm w wersji konserwatywnej - prawicowy i integrystyczny. Co ciekawe, w duchowości Dzieła nie brak elementów, które katolicy zazwyczaj chętnie piętnują u tzw. sekciarzy...
posługuje się ludźmi, żeby zbawiać dusze i prowadzić je do świętości, szatan posługuje się innymi osobami, aby sparaliżować tę pracę, a nawet by je zgubić. Dlatego, jeżeli więzy krwi zmieniają się w wiązadła, które uniemożliwiają ci kroczenie drogami Bożymi, przetnij je zdecydowanie. I może twoje zdecydowanie odetnie również tych, którzy popadli w matnię Lucyfera" ("Bruzda", pkt 812).
Poczucie wybrania
Jako trzeci przymiot destrukcyjnej sekty należy wymienić głoszenie elitaryzmu jej członków, poczu-
SEKTA W NATARCIU (1)
Opus Dei
Opus Dei (Dzieło Boże) to niewątpliwie
najbardziej wpływowa i kontrowersyjna
organizacja katolicka. Skupia polityków,
przedsiębiorców, bankierów, naukowców,
kardynałów Kurii Rzymskiej. Przynależność
do Dzieła ma charakter półtajny.
"Katolicką mafię" szczególną opieką
otacza sam Jan Paweł II.
W Dziele rozplenił się na rzadko spotykaną skalę kult jednostki, tj. założyciela, zmarłego w 1975 roku Escrivy Z okazji setnej rocznicy jego urodzin (9.01.2002) Dzieło wydało specjalny biuletyn, będący żałosnym przykładem chorobliwego kultu słabego człowieka. Obok tekstów "ku czci" i całej serii świadectw o wątpliwych cudach dokonanych przez błogosławionego, czynionych... zza grobu, jest tam kuriozalny artykuł pt. "Escriva, mistrz ekumenizmu", w którym nie ma ani jednego przykładu dowodzącego zaangażowania przyszłego świętego na rzecz jedności chrześcijan... Oto jak powstają mity!
Pisaliśmy już o tym, że Escriva zmienił nazwisko, by uchodzić za szlachcica. Cały jego życiorys, zdaniem osób, które go znały, a którym obce są cele Dzieła (nawet jego krewni), został "wyczyszczony", by lider nadawał się do wyniesienia na ołtarze. Według relacji świadków "błogosławiony" był osobą zarozumiałą i wybuchową. Ale od czego kościelni specjaliści od public relations!?
Osłabianie więzów rodzinnych
Kolejną ważną cechą wszystkich sekt o charakterze totalnym jest rozluźnienie więzów rodzinnych wyznawcy. Kto ma do czynienia z Opus Dei, ten często musi wybierać między swoją prawdziwą rodziną a nową "rodziną opusdeistyczną". Escriva naucza: " Tak samo jak Bóg
cia wyższości, wybraństwa, pogardy dla innych "grzeszników". Escriva mówi do swoich wyznawców: "Nie zapomnij, że Chrystus również ma swoją milicję i ludzi wybranych, by Mu służyli" ("Droga", pkt 905). Dalej mówi: " Te ludzkie tłumy, niezależnie od ich pozycji społecznej, pozbawione ideału -jakże mi ich żal! Sprawiają wrażenie, że nie zdają sobie sprawy z istnienia duszy. Toż to po prostu stado, tabun... trzoda... Ale my, Jezu, przy pomocy Twej miłości i miłosierdzia, zamienimy to stado w Twoją chorągiew... tabun - w wojsko... zaś spośród trzody wybierzemy tych, którzy pragną oczyszczenia" ("Droga", pkt 914). Nie wątpimy, że Mistrz Escriva w tym miejscu alegoryzował, gdyż tak nas poucza Kościół: jeśli jeden z jego świętoszków bredzi, znaczy to niechybnie, że alegoryzuje.
Zakaz myślenia
Członkowie sekt nakazane mają przez swoich zwierzchników bezwzględne posłuszeństwo przywódcy, obowiązani są do bycia powolnym narzędziem, nie posiadającym tajemnic i intymności; narzędziem, które nie podejmuje decyzji opartych na własnym pragnieniu bądź woli: "Nie trać okazji, gdy możesz zrezygnować z własnego zdania. Tak trudno na to się zdobyć ... ale jakaż to radość dla Pana Boga!" ("Droga", pkt 177). "Bądź maleńkim, jak najmniejszym. Staraj się mieć dwa lata, najwyżej trzy. Bo
starsze dzieci to spryciarze już starający się oszukiwać rodziców za pomocą kłamstw najbardziej nieprawdopodobnych. A to dlatego, że już mają w sobie złośliwość, nasienie grzechu" ("Droga", pkt 867). "Dziecięctwo duchowe wymaga poddania władz umysłowych, a to jest trudniejsze niż poddanie woli" ("Droga", pkt 856).
Poddanie umysłowe przyjdzie ci łatwiej, jeśli twoje lektury nie wykroczą poza okólniki wodza: "Nie kupuj książek bez uprzedniego zasięgnięcia rady u osób pobożnych, wykształconych i dobrze zorientowanych. Mógłbyś kupić rzecz bezużyteczną albo zgoła szkodliwą. Ileż to razy ludzie myślą, że mają pod pachą książkę... a nie wiedzą, że obarczyli się ładunkiem śmieci" ("Droga", pkt 339). " Głupi dzieciaku, w dniu, w którym ukryjesz cokolwiek przed spowiednikiem, przestaniesz być dzieckiem, boś utracił prostotę" ("Droga", pkt 862).
Swoim własnym "dzieciom" Escriva doradza z wyniosłością nie pozbawioną prymitywizmu: "Przyjrzyj się, jak łatwo można oszukać małe dzieci! Nie chcą przyjąć gorzkiego lekarstwa, ale zaraz się zachęcą... Ta łyżeczka to za tatusia, a ta druga za babcię... i tak dalej, aż zażyją wszystko. Tak samo i ty: kwadrans umartwiania dłużej za dusze w czyśćcu, pięć minut za rodziców, jeszcze pięć za braci w dziele apostolskim... Aż upłynie czas przez ciebie wyznaczony. Wielka jest wartość umartwienia dokonanego w ten sposób!" ("Droga", pkt 899)
Niszczenie
poczucia własnej wartości
Opus Dei propaguje stałe umęczanie grzesznego ciała. Odsuwa ciężar zmartwień na tamten świat, ten pozbawiając jakiejkolwiek wartości. Oto niektóre wyjątki z głównego dzieła opusdeistów: "Nie zapominaj, że jesteś koszem na śmieci (...) Upokorz się! czyż nie wiesz, że jesteś naczyniem nieczystości? " ("Droga", pkt 592); " Gdybyś dobrze się znał, cieszyłbyś się pogardą, a płakałoby twoje serce słysząc pochwały i pochlebstwa" ("Droga", pkt 595); "Jesteś upadłym i brudnym prochem... " ("Droga", pkt 599); "Błogosławmy cierpienie. Miłujmy cierpienie. Wychwalajmy cierpienie" ("Droga", pkt 208); " Człowiek, który kocha, depce samego siebie..." ("Kuźnia", pkt 532); "Dla karcenia ciała i czynienia go posłusznym nu-merariusze i członkowie dołączeni w Opus Dei za zgodą swego kierownika duchowego mają trwać w pobożnym nawyku noszenia małego
pasa pokutnego co
najmniej przez dwie godziny każdego dnia; ponadto mają raz w tygodniu biczować się i spać na podłodze, o iłe to nie zaszkodzi ich zdrowiu" (z wewnętrznego pisma: "De Spiritu et de piis servandis Con-suetudinibus").
Metody działania i rekrutacji
Do Dzieła nie trafia się z ulicy. Członkiem zostaje się za poręczeniem innych osób, po uprzednim wnikliwym sprawdzeniu osoby kandydata. Z drugiej strony - znienacka podsyła się materiały reklamujące organizację osobom zupełnie z nią nie związanym, ale potencjalnie przydatnym dla Dzieła. Adresy pozyskuje się od już wtajemniczonych, których zadaniem jest intensywna rekrutacja.
Opus Dei, wzorem tzw. sekt, działa także przez sieć stowarzyszeń i fundacji. Na budynkach, w których funkcjonują ich ośrodki formacyjne często na próżno szukać informacji, że podlegają prałaturze.
Kobieta w Opus Dei
Opus Dei kultywuje stare tradycje Kościoła względem kobiet - kobieta została predestynowana przez Boga do bycia służką i podwładną. "NumerariuszU (członkinie Opus Dei - przyp. aut.) muszą zwracać należytą uwagę na swoje suknie i nosić biały strój roboczy podczas wykonywania prac administracyjnych (czyli sprzątania i gotowania - przyp. aut.) Pozostałe noszą zawsze skromną, kolorową suknię przy wykonywaniu prac administracyjnych, a do służby w portierni i jadalni wkładają równie skromny mundurek z długimi rękawami. Do mundurka, który muszą zakładać doprać administracyjnych, wymagane jest schludne uczesanie ". Należy im wciąż zlecać dodatkowe prace, "żeby stale były zajęte i wykorzystywały czas ".
Mimo dyscypliny wewnętrznej wśród członków Opus Dei dochodzi jednak do gorszących skandali, w które zamieszani są członkowie lub "zwolennicy" tej organizacji. W roku 1995 wyszło na jaw, że austriacki kardynał Hans Hermann Groer (na zdjęciu), który z okazji
beatyfikacji Escrivy napisał żarliwy hymn pochwalny na cześć Opus Dei, okazał się... pedofilem. Afera Groera stała się początkiem dotkliwego kryzysu Kościoła w Austrii. (Cdn.) prof. M. GAWEŁ, J. PUCHAN opr. ADAM CIOCH Fot. i repr. archiwum
Nr 7 (10
15 - 21II 2002 r.
F^KTYn
INJ
BOG I BOGOWIE
13
SŁOWIAŃSCY BOGOWIE (III)
Swaróg - bóg Słońce
Dla Słowian oczywiste było uzależnienie życia ziemskiego od Słońca, którego rytmy wyznaczały cykle przyrody i związanej z nią gospodarki ludzkiej. W związku z tym zajmowało ono najistotniejsze miejsce w modelu świata, a zatem i w mitologii.
Słowiańskim bóstwem solar-nym był Swaróg, który prawdopodobnie uznawany był za samo ciało niebieskie, a być może za jego twórcę, lub też tego, który nim włada. Imię Swaróg utworzone jest przez dodanie częstej u Słowian końcówki ,,-óg" do pnia "swar", a ten z kolei pochodzi od sanskryckie-go "svar" oznaczającego "blask", "niebo" bądź "słońce", podobnie jak irańskie "hwar" na oznaczenie światła jasnego nieba. Tak dalekie związki dowodzą starożytności pojęcia Swaroga odziedziczonego jeszcze z okresu praindoeuropejskiego.
Z drugiej strony zwracano uwagę, iż imię owo pochodzić może od rodzimego "swarzyć się", czyli kłócić. Kazimierz Moszyński, badając kulturę ludową Słowian, sam słyszał na Polesiu, jak podczas burzy rybacy mówili "Boh svarysca", czyli "bóg się gniewa"; w tej samej formie "Bóg swarzy" znane jest i z Polski.
Imię Swaroga pojawia się w tzw. Kronice Hipackiej z XII w. Tam właśnie Swaróg utożsamiony został z Hefajstosem, boskim kowalem, który ukuł słońce i jest jego ojcem.
W mitologii litewskiej (bliskiej słowiańskiej ze względu na dawną wspólnotę bałtosłowiańską) boski kowal ukuł na ziemi blachę-słoń-ce i rozjarzoną rzucił w niebo.
Zachował się też mit opowiadany na początku XV w. przez kapłanów na Żmudzi, że znaki zodiaku rozbiły wielkim młotem wieżę, w której zamknięte było słońce. Należy dodać, iż przez niektórych Swaróg rozumiany jest jako cały panteon zodiakalny, czyli byt ogarniający wszystkich
Swaróg - współczesna grafika
bogów, utożsamionych z poszczególnymi znakami zodiaku.
Motyw uwolnienia słońca oznacza jego oswobodzenie z okowów
mroku i lodów zimy, kiedy na wiosnę dzień staje się dłuższy od nocy. Dzieje się to być może za pomocą uderzeń piorunów, jakie (porównując z mitologią grecką, w której Hefajstos kuł pioruny dla Zeusa) zostały zrobione przez boskiego kowala. Kowal ten kuje zresztą nie tylko pioruny. Jedna z wersji mitu mówi, że "za niego (władzy Swaroga - przyp. aut.) spadły kleszcze żelazne z nieba i poczęto broń kuć, zamiast dawniejszych kamieni i kijów ". Dowodzi to, iż boski kowal, twórca słońca, pochodzi z okresu, kiedy zaczęto wytapiać żelazo. Kowalstwo uznano wówczas za rzemiosło magiczne, darowane ludziom przez bogów, gdyż żelazo obrabiano przy użyciu ognia (sam ogień uchodził za świętość), który pozwalał na swobodne nadawanie kształtów twardej i z pozoru niezniszczalnej materii. Kult słońca, Swaroga, odznaczał się wielką czcią ludu. Staroruski zapis z XI/XII wieku wspomina o ludziach, Ś którzy " czczą południe i kła-' niają się na południe się obróciwszy". Jeszcze do niedawna w Polsce, na Polesiu i na Ukrainie wschód słońca witano obnażeniem głowy i modlitwą. Powszechnie w wierzeniach ludowych za wroga słońca uchodziła żmija, która miała wypijać jego siłę. Mówiono, że słońce przestałoby świecić, gdyby żmija zbyt długo na nie patrzyła. Pozostałością kultu Swaroga na ziemiach polskich są takie nazwy miejscowe, jak Swaro-żyn, Swarzędz, a szerzej - ruski Swaryż czy czeski Svaren i po-łabski Swarzyn-Schwerin.
IGOR D. GÓREWICZ Repr. archiwum
Leksykon zabobonów polskich
(27)
WSPAKULTURA - pojęcie szerzej nieznane, ale niezwykle istotne dla zrozumienia polskich przesądów. Stworzył je Jan Stach-niuk, żeby scharakteryzować próbę odwrócenia ludzkich wartości. Wszystko, co ludzie lubią - jest zakazane, czego pragną- staje się grzechem; cierpienie jest radością duchową, a radość zwykła oznacza zło, za które grozi piekło; rozum jest potępiany, a ludzie używający go w nadmiarze wędrowali dawniej na inkwizycyjny stos; głupota i brak wykształcenia są cnotą - zgodnie ze sławną tezą
o maluczkich; kobieta ^ jest "naczyniem nieczystości", seks jest brudny, zaś rodzina to tylko maszynka do produkcji nowych chrześcijan; nietolerancja wobec innowierców jest cnotą często posuwającą się aż do ich mordowania... Klapki na oczy, krzyż do ręki, alleluja i cała wstecz.
WSZECHMOC - teoretyczna i nieograniczona dotyczy wyłącznie Boga (oburzonym na takie stwierdzenie przypominamy sławne pytanie, czy Wszechmocny może stworzyć kamień, którego sam nie uniesie?). Wszechmoc praktyczna, co prawda troszkę ograniczona, daje się zaobserwować u naszych wielebnych, którym wszystko wolno, dla których nic nie jest
za drogie i nie ma takiego prze-krętu, żeby nie można go było usprawiedliwić moralnie.
ZABOBON - każdy cud albo przeświadczenie, że doszło do cudu, którego urzędnicy Kk za cud jeszcze nie uznali. Powszechnym zabobonem jest np. wykonywanie rytualnych gestów, jeśli nie zostały one zalecone przez Kościół katolicki. Na przykład spluwanie za siebie na widok czarnego kota przebiegającego nam drogę to odrażający zabobon, ale np. całowanie jakiejś wydzieliny rzekomego świętego (adoracja relikwii) służy słusznej obronie przed złem i z zabobonem nic wspólnego nie ma.
Dokończenie za tydzień LESZEK ŻUK
Ewangeliczne przypowieści to krótkie opowiadania, w których za pomocą obrazów zaczerpniętych z codziennego życia, Jezus przedstawia duchową sferę Królestwa Bożego.
W samej tylko Ewangelii Mateusza wyrażenie "Królestwo Niebios" użyte zostało ponad 30 razy. O zbliżaniu się tego Królestwa mówił najpierw Jan Chrzciciel (Mat. 3, 2), a następnie Jezus Chrystus (Mat. 4, 17). Zwiastowanie nadchodzącego Królestwa było jednocześnie wezwaniem do pokuty. Według interpretacji samego Chrystusa rozsiewanym "ziarnem jest Słowo Boże" (Łuk. 8, 11), a rolą ludzie. Znaczy to, że podobne prawa rządzą zarówno siewem ziemskiego ziarna, jak i siewem ziarna. Słowa Bożego. W jednym i drugim przypadku potrzeba poświęcenia, tru-
wszystkich, " którzy słuchają słowa, ale umiłowanie tego świata i ułuda bogactwa zaduszają słowo i plonu nie wydaje" (Mat. 13, 22). Dotyczy to wszystkich, którzy pomimo przyjęcia Słowa Bożego nie usuwają tzw. cierni, czyli światowych trosk (Łuk. 8, 14; Mat. 6, 25.31-33). A to znaczy, że Królestwo Boże nie jest dla nich priorytetem. Dotyczy to również ułudy bogactwa (Mat. 13, 22). A to z kolei jest przyczyną " wpadania w pokuszenie i w sidła, i w liczne bezsensowne i szkodliwe pożądliwości, które pogrążają ludzi w zgubę i zatracenie. Albowiem korzeniem wszelkiego zła jest miłość pieniędzy" (1 Tym. 6, 9-10). I wreszcie dotyczy to "rozkoszy życia" (Łuk. 8, 14), czyli " umiłowanie tego świata ", co wyraża się "pożądliwością ciała i pożądliwością oczu, i pychą życia" (1 Jana 2, 16). Jaki z tego wniosek? Cokolwiek duchowo osłabia, rujnuje i paraliżuje wierzących jest złe.
PRZYPOWIEŚCI JEZUSA (1)
Przypowieść o siewcy
du i czasu, żeby zasiane ziarno przyniosło plon. Wiele oczywiście zależy od samej gleby. I dlatego właśnie Chrystus zwraca uwagę na cztery jej rodzaje, aby ukazać cztery różne reakcje słuchaczy na propozycję przyjęcia Ewangelii o Królestwie.
Gleba przydrożna określa każdego, "kto słucha słowa o Królestwie i nie rozumie " (Mat. 13, 19). Dotyczy to wszystkich, którzy pozostają wyłącznie słuchaczami, a nie wykonawcami słowa (Jak. 1, 22-24). Tylko ten, kto słucha i wykonuje wolę Bożą, przyrównany zostaje do męża mądrego (Mat. 7, 24) i tylko ten "kto chce pełnić wolę jego, ten pozna, czy ta nauka jest z Boga " (Jan 7, 17). A kto tak czyni, ten jest też prawdziwym bratem Chrystusa (Mat. 12, 50). Niestety, postawa większości słuchaczy Jezusa, mimo ich religijności, nacechowana była duchową obojętnością. Taka postawa - według słów Chrystusa - ułatwia przystęp "Złego", który "porywa to, co zasiano w jego sercu" (por. Efez. 4, 27).
Gleba skalista charakteryzuje z kolei ludzi niestałych i chwiejnych. Cechuje ich tzw. słomiany zapał. Co prawda z radością przyjmują Ewangelię, ale kiedy "przychodzi ucisk lub prześladowanie dla słowa, wnet się gorszą " (Mat. 13, 20-21). Wiara takich ludzi jest powierzchowna i dlatego nie są w stanie zapłacić ceny, o której mówił Jezus (Łuk. 4, 27-28).
Następnie Chrystus wymienia glebę ciernistą, która określa tych
To przyczyna duchowej niedojrzałości (Łuk. 8, 14), a co za tym idzie, nieużyteczności - bowiem taki wierzący "plonu nie wydaje ".
I wreszcie gleba dobra. Według Chrystusa "oznacza ona tych, którzy szczerym i dobrym sercem usłyszawszy słowo, zachowują je i w wytrwałości wydają owoc" (Łuk. 8, 15). W powyższych słowach mamy odpowiedź na pytanie: czym charakteryzuje się szczere i dobre serce? Po pierwsze, jest to serce otwarte na Słowo Boże (1 Tes. 2, 13; Dz. 17, 11). Po drugie - wydaje owoc. Dotyczy to określonej postawy życiowej, zgodnej z wolą Bożą (Mat. 7, 21; 5, 13-16; Gal. 5, 22-23). I wreszcie, to co decyduje
0 zwycięstwie, to wytrwałość. To znaczy, że wierzący o szczerym sercu są konsekwentni w realizacji dzieła Bożego pomimo pokus
1 bolesnych doświadczeń.
Jak widzimy, przypowieść o siewcy i czworakiej roli nie pozostawia najmniejszych złudzeń co do tego, że skuteczność Słowa Bożego zależy od jego przyjęcia i zastosowania przez każdego osobiście (1 Tes. 2, 13). Przypowieść ta ukazuje rzeczywisty stosunek ludzi do Słowa Bożego. Co warto podkreślić - skierowana została do ludzi wierzących i mówi, że tylko czwarta część zasianego ziarna przyniosła plon. I, niestety, tylko nieliczni przynieśli plon stokrotny! Obyśmy byli wśród nich i my!
BOLESŁAW PARMA
14
BEZ DOGMATÓW
FAKTYn
Nr 7 (102^
15 - 21II 2002 r.
DAJ ŚWIADECTWO SWOJEJ PRAWDZIE
Satanizm - to słowo elektryzuje. Tak często słyszymy w mediach: "zabito bestialsko psa - sataniści!", "młody człowiek się powiesił - satanista!", "zdemolowano cmentarz - sataniści!" itd. Po złapaniu sprawców okazuje się, że to zwykli wandale, którym zresztą adwokat często zaleca, by podawali się za ofiary sekty.
A jak naprawdę jest z tym strasznym satanizmem? Poczytajmy... W poniższym tekście wszystkie cytaty oznaczone (BS) pochodzą z "Biblii Szatana" Antona Szandora LaVeya, a dla ubarwienia i porównania proponuję kilka cytatów oznaczonych (BT) - pochodzących z "Biblii Tysiąclecia" autorstwa ponoć Ducha Świętego.
Jak wiemy, Kościół rzymski zawsze potrzebował wroga, by nim swe owieczki straszyć. LaVey zdawał sobie z tego sprawę: Historie o wykradaniu przez satanistów nie-ochrzczonych dzieci w celu wykorzystania ich podczas mszy byty nie tylko skutecznym środkiem propagandowym, ale również stanowiły stałe źródło dochodu dla Kościoła w postaci opłat za chrzest. Żadna chrześcijańska matka po usłyszeniu o tych diabołicznych porwaniach nie mogłaby powstrzymać się od należytego ochrzczenia swojego dziecka, i to bardzo pospiesznie (BS). Kościół rzymski szuka, a nawet kreuje wrogów! Zwykle wrogów urojonych...
Mówi się, że
sataniści podczas "czarnych mszy" gwałcą...
Poczytajmy "Biblię Szatana": "Satanista nigdy celowo nie skrzywdziłby innych poprzez naruszenie czyichś seksualnych praw " (BS). A to dlatego, że " nie ma większej seksualnej rozkoszy niż ta, którą się czerpie ze związku z kimś, kogo się głęboko kocha" (BS). Co zaś mówi Bóg? - "Zabijecie więc spośród dzieci wszystkich chłopców, a spośród kobiet te, które już obcowały z mężczyzną. Jedynie wszystkie dziewczęta, które jeszcze nie obcowały z mężczyzną, zostawicie dla siebie przy życiu " (Lb 31, 17-18. BT). Mordowanie dzieci, mężczyzn i niedziewic oraz sprawdzanie dziewictwa... pozostawiam wyobraźni Czytelników.
Satanizm - przynajmniej oficjalnie - jest bardzo tolerancyjny: " możesz być heteroseksualny, homosek-sualny, biseksualny lub nawet asek-sualny, jeżeli tak wybrałeś " (BS).
Mówi się, że sataniści składają krwawe ofiary... LaVey tłumaczy: "Bezsensowny absurd potrzeby zabijania niewinnej żywej istoty..." (BS). O ludziach robiących takie rzeczy pisze: " ci biedni głupcy" (BS) i twierdzi stanowczo: "Satanistapod ŻADNYM pozorem nie złożyłby ofiary ze zwierzęcia lub dziecka!" (BS). Porównajmy to ze Starym Testamentem, który wręcz ocieka krwią
W Starym Testamencie są takie fragmenty, że tylko zmienić słowo "Pan" na "Szatan" i z powodzeniem można je opublikować w dominikańskiej broszurce anty-satanistycznej!
Czciciele Szatana rzekomo
składają ofiarę z człowieka...
Rzymskokatoliccy tępiciele sekt, dowodząc satanistycznych zabójstw, często powołują się na następujący fragment BS: "Satanista dokonałby ofiary z człowieka tyl-
powody, dla których sataniści nie mogą składać takich ofiar. Człowiek i zwierzę są dla satanisty czymś boskim" (BS). Oczywiste jest, że ofiary z kotów na cmentarzach, tak samo jak "rytualnych" zabójstw dokonują zakompleksione łobuzy i idioci, którzy słyszeli, że w ten sposób staną się prawdziwymi satanistami!
A czym jest zwierzę lub człowiek dla Watykanu? I znów porównajmy z Biblią. Bóg żądał od Abrahama ofiary z własnego sy-
Satanizm humanistyczny
Drodzy Czytelnicy. Wielokrotnie ostrzegaliśmy - w naszej gazecie nie ma tematów tabu.
Jest za to tolerancja i otwartość na poglądy innych. Zwłaszcza Wasza XIV kolumna,
może zawierać artykuły kontrowersyjne,
poglądy niepopularne, z którymi sama redakcja
może się zupełnie nie zgadzać. Przedstawiamy je
w myśl zasady: poznaj wpierw to, co później potępisz, zanim potępisz...

zarzynanych zwierząt. W Księdze Kapłańskiej czytamy: "Potem zabije młodego cielca przed Panem, a kapłani, synowie Aarona, ofiarują krew, to jest pokropią nią dokoła ołtarz (...) A jeżełi kto chce złożyć w darze ptaka jako całopalenie dla Pana, niech złoży w darze synogarlicę lub młodego gołębia (...) złamie mu główkę (...) Krew jego wyciśnie na ścianę ołtarza " (BT).
ko wtedy, gdyby służyła dwóm ce-łom: albo wyzwoleniu gniewu maga przy rzucaniu klątwy, albo - co ważniejsze -pozbyciu się całkowicie odrażającego i zasługującego na to indywiduum " (BS). Jednak akapit wcześniej w Czarnej Biblii stoi jak wół: "Ofiara składana jest symbolicznie (...) za pomocą klątwy lub przekleństwa " i później: "Istnieją zdrowe i logiczne
na. Faktem jest, że nie dopuścił do jej złożenia. Niestety, o Jeftem, który złożył Bogu ofiarę z własnej córki, już na katechezach i kazaniach się milczy (Sdz 11. BT). Inna rzecz, że ofiara Chrystusa, to też ofiara z człowieka...
Lecz najgorszy zarzut, jaki Kościół rzymskokatolicki stawia satanizmowi, jest taki, że sataniści oddają cześć Złu-Szatanowi. To jedno z największych kłamstw o satanizmie: " Większość satanistów nie traktuje Szatana jako istoty antropomorficznej z rozszczepionymi kopytami, z zakończonym kolcem ogonem i rogami. On jedynie reprezentuje siły natury..." (BS). W symbolu Szatana nie ma też zła, bowiem jest on postrzegany zwykle jako przeciwieństwo sta-rotestamentowego okrutnego Boga. Jest postrzegany jako istota
stojąca po stronie człowieka przeciw złemu Bogu, podobnie jak Pro-meteusz czy Mitra.
Co ciekawe, elementy satanistyczne znajdujemy w kulcie maryjnym. Chodzi o opozycję Marii wobec Boga i zajęcie stanowiska po stronie człowieka - przeciw Bogu, np.: "Lecz kiedy Ojciec rozgniewany siecze, szczęśliwy, kto się do Matki uciecze" (pieśń "Serdeczna Matko"); czy też tytuły przypisywane Marii: "Gwiazdo Zaranna" i "Śliczna Jutrzenko" (to Wenus - symbol "niosącego światło" Lucyfera), "Wieżo z Kości Słoniowej" (Babel), "Ucieczko Grzeszników", "Gwiazdo morza" (Lewiatan). Marii służą "cherubiny i serafiny" i jest ona Królową Anielską (Szatan był przywódcą aniołów). Są też obrazy, na których Maria płaszczem ochrania ludzi przed piorunami miotanymi przez Boga Ojca.
Dlatego, drodzy Czytelnicy, zastanówcie się, czy Pismo Święte Starego Testamentu - pełne zbrodni, gwałtów, ofiar ze zwierząt i ludzi, ludobójstwa, kropienia ołtarzy krwią... i nie wiem czego jeszcze, nie powinno być, choćby dla dobra dzieci, zastąpione pełną humanistyczno--pogańskiego dobra "Biblią Szatana" A.S. LaVeya?
Na zakończenie dodam tylko, że satanizm w USA jest zupełnie legalny. I nic w tym dziwnego, skoro propaguje tak piękne idee, jak choćby ta: "Przywódcy religijni zawsze trzymali w ryzach swoich zwolenników, tłumiąc ich ego. Sprawiając, że wierni czują się czymś gorszym, mają pewność, że Bóg staje się dla nich tym bardziej przerażający. Satanizm nakłania swoich wyznawców do rozwijania dobrego, silnego ego, ponieważ daje im ono poczucie własnej godności, tak bardzo potrzebnej do aktywnego uczestniczenia w życiu" (BS).
ABANGEL Fot. archiwum
Pamiętam czasy, kiedy w kraju dominowała ta część inteligencji katolickiej, która nie uznawała szermowania pojęciem szatana. Dawało to bardziej pozytywne efekty dla Kościoła.
W czasie pontyfikatu Jana Pawła II nastąpiło odwrócenie tej tendencji i powrót do propagowania szatana w odniesieniu do niepra-womyślnych i opętanych przez zło oraz szatana jako istoty odpowiedzialnej za zjawiska niepożądane przez człowieka, np. ekstremalne zjawiska atmosferyczne, powodzie, wybuchy wulkanów, trzęsienia ziemi, epidemie, plagi, katastrofy itp. Wystarczy wspomnieć komentarz papieża podczas pobytu we Wrocławiu, tuż przed pamiętną powodzią, gdy uczynił wyraźną aluzję do szatana, który nie zdołał popsuć pogody na jego przyjazd. Taki komentarz uświadamia nam, że papież w dziedzinie nauk ścisłych i przyrodniczych niewiele różni się od tych, którzy do dziś nie przyjmują do wiadomości faktu, że nasza planeta jest kulą w systemie helio-centrycznym, a nie geocentrycznym.
Tak czy inaczej, szatan Jana Pawła II zdaje się niezłomnie służyć Kościołowi jako największego kalibru armata wytaczana przeciwko kontestatorom wewnętrznym i zewnętrznym
Kościół i szatan
oraz jednocząca szeregi wierzących w walce z niewierzącymi. Obowiązuje hasło: "propagować istnienie szatana przeciwko szatanowi". I w tym właśnie widoczna jest najbardziej intelektualna miałkość ostatniego pontyfikatu. Kościelna "sza-tanologia" odwołuje się bowiem do najniższych, destruktywnych emocji, a nie do rozumu. W świecie jedności przeciwieństw, który jest obiektywnie urozmaicony i różnorodny, gdzie biegun dodatni z ujemnym jest praprzyczyną energii, szermowanie szatanem daje efekty jedynie wśród fanatycznych interlokutorów, a więc wśród ludzi skłonnych do bezkrytycznego poddawania się niskim emocjom. Takich ludzi jest i będzie coraz mniej. Odnoszę wrażenie, że efektowne sterowanie tłumami wiernych jako m.in. przejaw walki z szatanem możliwe jest już tylko: 1) w Polsce podczas wizyt papieskich, 2) w wojnach o podłożu religijnym oraz 3) w czasie pielgrzymek do Mekki.
Szczucie szatanem nie wzrusza już większości młodzieży. Wręcz przeciwnie, wykształconym i rozsądnym młodym ludziom nie pozostaje nic innego, jak traktowanie zohydzanego tu i ówdzie szatana jako swojaka i pewnego symbolu "czadu życia". Na masowych imprezach głowy przystrajane są niekiedy diabelskimi różkami. Podobnego charakteru rekwizyty widzimy w dyskotekach, na koncertach zespołów młodzieżowych, filmach, wi-deoklipach itp. Ubocznym efektem propagowania szatana przez Kościół jest również to, że marginalna część młodzieży zabawia się w przynoszący przykre skutki tzw. satanizm. I w jednym, i w drugim przypadku wyobrażenie szatana zdaje się być co najwyżej pospolitym elementem walki z egzystencjalną nudą. A zatem, czym jest dziś - z intelektualnego punktu widzenia - największego kalibru armata wytaczana przez Kościół rzymskokatolicki?
B.C.
KOLUMNA REDAGOWANA PRZEZ CZYTELNIKÓW
Nr 7 (10
15 - 21II 2002 r.
F^KTYn
INJ
LISTY OD CZYTELNIKÓW
15
LISTY
Mdli mnie!
Mam serdecznie dość życia w tym zdewociatym kraju! Na każdym kroku tylko: "papież poświęcił", "papież kanonizował"... Mdli mnie! Zobaczyłam w TV Millera gruchającego słodko z Glempem - po prostu krew mnie zalała! Ta usłużna poza (ze strony Millera, oczywiście), ten przymilny uśmieszek - ODRAZA! Gdzie ten człowiek ma godność?
- pytam. Nie jestem naiwna i nie wierzyłam w obiecanki przedwyborcze SLD na temat ukrócenia samowoli czarnych - chciałam jedynie, by po prostu ich olali, odcięli się od swych poprzedników i zaprzestali wycieczek do Rzymu, Częstochowy i innych Licheniów. A tu proszę
- lider SLD prosi (sic!) panów purpuratów o spotkanie! Co za zdrada własnych przekonań - chyba że poglądy ich stały się teraz poglądami pana M. Z całego serca wstyd mi za pana, panie Miller!
Jedyną osłodą w tym zidiociałym społeczeństwie jest pismo Jonasza
- czytam je od pierwszego numeru i popieram sercem i duszą. Jak wspaniale jest przekonać się, że są w Ka-tolandzie ludzie myślący, inteligentni, odważni. Szkoda, że tak mało ich w moim otoczeniu. Na co dzień człowiek musi zmagać się z ciemnotą zarówno w pracy, jak i w domu. Gdybym miała taką możliwość
- uciekłabym jak najdalej od tego kraju - kraju kościołów, krzyży, księży i ciemnych mas ludzkich. Póki, co pozostają mi środki przeciwde-presyjne i "Fakty i Mity".
M.M. (adres dw. redakcji) PS. A Miller pójdzie na dno
- podobnie jak jego pobożni poprzednicy, których przecudnie naśladuje!
Media informowały
Często jesteśmy zaskakiwani ogromnymi aferami i skandalami, bulwersującymi społeczeństwo. Uważam, że przy lepszej pracy organów ścigania, głównie policji, do wielu takich afer by nie doszło. Wiem coś o tym, bo przez 35 lat pracowałem w MO jako komendant posterunku, powiatu i z-ca komendanta wojewódzkiego. Ja podwładnych (a przełożeni mnie) oceniałem po liczbie ujawnionych przestępstw, a szczególnie tych o charakterze ciągłym, które często bywały początkiem afery gospodarczej bądź kryminalnej.
Obecnie dużą, ale często nie docenianą pomoc, organy ścigania otrzymują z redakcji gazet, telewizji i radia. Nie wszystkie są wykorzystane
przez komendantów policji i szefów prokuratur. Głównie lekceważone są sygnały z "Faktów i Mitów", a także "TRYBUNY". Można nie mieć sympatii do redaktorów tych gazet, ale dla organów ścigania nie powinno mieć znaczenia źródło, tylko informacja. A przecież wiele z nich to niemal formalnoprawne doniesienie wraz z dyspozycją naruszenia art. k.k. bądź innej ustawy. Gdyby oficerowie prasowi i kierownicy jednostek poważnie traktowali wcześniejsze doniesienia "FiM", nie doszłoby do łódzkiego skandalu, bo te tygodniki informowały o nieprawidłowościach na styku zakłady pogrzebowe - pogotowie ratunkowe. Jeżeli policjant bądź prokurator lekceważy informację o przestępstwie, popełnia przestępstwo. Takich urzędniczych bezczynności jest na pewno dużo. To też afera!
Bogusław Jakubowski, emerytowany płk MO z Piotrkowa Trybunalskiego
Dobrze pomarzyć...
Po przeczytaniu II cz. art. "Czy znowu się przestraszymy?" Leszka Żuka twierdzę, iż wszelkie zmiany, które mogłyby spowodować zmniejszenie wpływów oddziaływania kleru w polskim szkolnictwie są obecnie niemożliwe. Słabość intelektualna, polityczna, liche poczynania merytoryczne w kierunku naprawy Państwa
- to wszystko powoduje, że rząd le-wicowo-chłopski nie wdroży żadnych "Postulatów do Lewicy". Pewne zmiany mogłyby nastąpić wówczas, kiedy warunki materialne polskiego społeczeństwa w sposób widoczny uległyby poprawie i nastąpiło odejście w zaświaty ("za drugą stronę lustra") "Zjełczałej Kremówki". Potężna siła presji i oddziaływania na biedne polskie społeczeństwo ze strony sprytnych i doświadczonych hierarchów Kk wspartych "zastrzykiem z glukozy" (wycieczki - pielgrzymki) Białego Ojca w celu indoktrynacji i podporządkowania Polaków pod zwierzchnictwo obcego państwa
- Watykanu, niszczy i osłabia ten rząd systematycznie punktowany przez opozycję polityczną.
Kazimierz Adamski, Nowy Dwór Mazowiecki
Atak Klerykowa
Ciemny i zapyziały Kleryków to Kielce Stefana Żeromskiego. Kiel-czanie chętnie by tę nazwę wymazali z historii i pamięci, ale nie pozwala na to działalność czarnych
urzędników Pana Boga. Ci w Kle-rykowie mają swego biskupa ordynariusza Kazimierza Ryczana. Zasłynął on w całym kraju, gdy w ubiegłym roku w czasie IX finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy porównał ją do pochodów pierwszomajowych w komunie. Oburzenie było tak powszechne, że nawet kielecka prasa (niestety bardzo uległa wobec Kk) nie darowała tego biskupowi. Czekaliśmy na kolejne wystąpienie świętokrzyskiego pasterza i... doczekaliśmy się! W niedzielę, 13 stycznia, podczas homilii wygłoszonej w kościele św. Józefa Robotnika, biskup Ryczan krytykując Owsia-ka rozczulał się nad działalnością "Caritasu", który "nie gra miłosierdzia, ale je czyni"! Ten wspaniały
"Caritas", tak czuły na biedę i nieszczęścia ludzi, czyni tyle dobra, a Owsiak co? Urządza jakieś Wo-odstocki, gdzie jest pijaństwo i seks! Nikt nie kwestionuje zasług "Caritasu", ale opinia publiczna zna dość bulwersujących afer z morderstwem na tle seksualnym włącznie, będących wynikiem działalności urzędników "Caritasu", w sutannach i bez. Ryszard Puch
Co ich boli
Bardzo zawiódł mnie Ekscelencja Biskup Pieronek. Uważałem Go za człowieka ze znacznie wyższą klasą. W programie telewizyjnym"Krop-ka nad i" (5 lutego br.) wypowiadał się (a właściwie wykrzykiwał) nt. projektu pani senator Sienkiewicz
0 zmianach podatkowych dla Kościoła Rzymskiego w Polsce. Eminencję najwyraźniej zawiodły nerwy
1 zrobił z siebie żenujące widowisko, ukazując prawdziwe oblicze watykańskiego funkcjonariusza. Kiedy pewna artystka raz domalowała wąsy jasnogórskiemu obrazowi, a później na Najważniejszym Symbolu Chrześcijaństwa umieściła bluźnier-czo pewien fragment męskiej anatomii, nie widziałem w telewizji żadnej oburzonej purpurowej eminencji. Trzeba było dopiero nieśmiałej sugestii o ewentualnej dyskusji nt. zmniejszenia uprzywilejowania
podatkowego Kościoła, a zobaczyliśmy naprawdę wściekłego biskupa. Gdyby ktoś nie wiedział początkowo o czym dyskusja, pomyślałby, że ktoś zakwestionował połowę dogmatów i kanonów wiary - a tu chodzi tylko o pieniądze i od razu widać co dla nich najważniejsze.
Jan Bieniek
Biedny arcybiskup
Abp Życiński w piątek 25.01. mówił w Polskim Radiu pr. I, że na jego apel, ażeby bogaci wspierali biednych, do jego zakrystii zgłosiła się staruszka, która oświadczyła, że z niewielkiej renty po mężu 20 zł miesięcznie może dać na jeszcze biedniejszych. Biskup te 20 zł wziął za Bóg zapłać. Abp Życiński ze swej 1000-złotowej pensji nic dać nie może, no bo wiadomo: utrzymanie wielkiego pałacu, limuzyn, wydatki na przyjęcia, podróże po świecie itp. To wszystko kosztuje, jest usprawiedliwiony. Po drugie, nie może złamać zasady, że Kościół jest od brania, a od dawania są inni. Piotr Kyruch, Łódź
Zonk w kopercie
W ,,FiM" nr 4/2002, w liście do redakcji, pan Ryszard z Rzeszowa prosi o odpowiedź na pytanie, po co ksiądz będący u niego po kolędzie zostawił pustą kopertę z pieczątką parafii? Wiadomo po co. Żeby przesłać kasę... Ja mogę panu Ryszardo-wi doradzić tylko tyle, że gdyby to mnie spotkało - w co wątpię, bo drzwi dla obywateli reprezentujących Watykan są u mnie zamknięte - to kupiłbym pocztówkę z wizerunkiem kota, pod którym czerwonym flamastrem dopisałbym tylko jedno słowo "ZONK" i wysłałbym na adres parafii. Myślę, że taka odpowiedź wyjaśniłaby całą sprawę jednoznacznie i ostatecznie.
Były ministrant
Pirytus, nie sanctus
Po przeczytaniu art. "Łupił Łu-piński" ("FiM" nr 4/2002) przypomniała mi się historia, jaka wydarzyła się w parafii w Bolesławiu koło Olkusza. Na przełomie lat 1940/50 ówczesny proboszcz zbierał od parafian pieniądze na remont dachu kościoła i parkanu wokół cmentarza.
Po kilku latach parafianie domagali się rozpoczęcia tych remontów, bo uzbierała się już duża suma pieniędzy. Na pytanie: "Co ksiądz zrobił z naszymi pieniędzmi?", pleban nie poczuwał się do obowiązku udzielenia odpowiedzi. Parafianie wybrali delegację pośród górników z miejscowej kopalni pirytu i ci pojechali do Krakowa, do biskupstwa, ze skargą na ich proboszcza. Biskup nie do końca wysłuchał ich skargi i przemówił do nich tak: "wynoście się z mojego gabinetu, bo śmierdzicie" (pirytem). Delegacja zdała sprawę parafianom i ci wypędzili proboszcza i resztę księży (nazywanych później "rzymkami" na cztery wiatry i zaprosili do swojego kościoła księży polskokatolickich. Tak jest do dziś. Henryk Ząbecki, Legnica
Każdy czort ma rogi
Głosowałem na pana Kwa-śniewskiego dwukrotnie, a w wyborach parlamentarnych oddałem głos na SLD. Jestem wzburzony i zaniepokojony tym, co przeczytałem w artykule "Komu stawia Kwaśniewski" ("FiM" nr 4/2002). Jeżeli Pan Prezydent Kwaśniewski wdał się w konszachty z red. Mich-nikiem przeciw SLD, to rodzi się pytanie: komu naród ma ufać? SdRP, a drugi raz SLD wysunęły kandydaturę Kwaśniewskiego na prezydenta i skutecznie prowadziły kampanię wyborczą, a on zwraca się teraz przeciwko tej partii, którą sam tworzył u zarania III Rzeczypospolitej? Dlaczego? Obawia się silnej pozycji Leszka Millera? Moim zdaniem niepotrzebnie. Ludzie mu ufają, ufają też Millero-wi. Obaj panowie powinni współdziałać dla dobra Polski, korzystając z tego zaufania, zwłaszcza dziś, kiedy kraj znajduje się na krawędzi kryzysu, a nie niszczyć się nawzajem. Naród ma dość swej biedy oraz prywaty i awanturnic-twa polityków. Chyba przestanę uczestniczyć w wyborach, skoro każdy czort ma rogi... Mam wrażenie, że Kwaśniewski i Miller oddają pole Lepperom.
Jan P., Gdańsk
1000 numerów!
Z okazji setnego wydania gazety życzę Warn dużo zdrowia i spełnienia marzeń. Chciałbym doczekać tysięcznego wydania tego pisma. Jest szczere i odważne, chciałbym, aby jeszcze było całe kolorowe. Dziękuję za kalendarz, nie myślałem, że go wydrukujecie. Czytam wszystkie wydania, od 1 numeru.
Były katolik MW
TYGODNIK FAKTY i MITY Redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Henryk Rozenkranc; Dział reportażu: kierownik Ryszard Poradowski - tel. (0-42) 630-72-33; Redaktorzy: Adam Cioch, Jakub Kopeć, Jarosław Rudzki; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: Ewa Kotlińska
- tel./fax (0-42) 639-86-10; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-72-23; Adres redakcji: 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94; e-mail: faktyimity@faktyimity.pl; Wydawca: "BŁAJA News" Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Prezes Zarządu: Roman Kotliński; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze - do 25 lutego na drugi kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zl za jeden kwartał; b) RUCH SA - do 5 marca na drugi kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31,532-88-16,532-88-19,532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-/kwartat; 227,-/pót roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-Awartał; 255,-/pót roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-Awartał 313,-/pót roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA ptatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hubsch & CO., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326.4. Dystrybutorzy w USA: New York- European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago - J&B Distributing co., tel. (773) 736 6171; Lowell International co., tel. (847) 439 6300.5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga - Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726.6. Prenumerata redakcyjna: do 15 marca na drugi kwartał 2002 r. Cena 26 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492
16
JAJA JAK BIRETY
FAKTYn
L5 - 21II 2002 r.
Wiosenna promocja
HP
',u.:!li:iII,^B PLACE '^
TYLKO DLA OSÓB ^S ŻYJĄCYCH " - Ś-- Ś



Każdy chce żyć, a księża zarządzający łódzkim cmentarzem przy ul. Zakładowej niewątpliwie chcą dobrze zarabiać. Można zrozumieć ich zniecierpliwienie, bo państwowej ziemi na parafialne cmentarze mają pod dostatkiem. Ale żeby chować ludzi żywcem, to już przesada!
Fot. R. Poradowski
Stwórca wymyślił bąka nie wiedzieć po co. Lata toto i tylko szuka okazji, aby użreć wszystko, co nadaje się do użarcia.
Jednym słowem - stworzenie co prawda Boże, acz mało przyjazne. Jednak bąk ma także i inne znaczenia: oto może być choćby dziecięcą zabawką, albo... albo efektem fermentacji wewnątrz, np. mnie.
I to właśnie ja osobiście znalazłem kolejny wymiar tego pojęcia i bardzo proszę, profesorze Bral-czyk i profesorze Miodek, uwzględnić moje autorstwo owego neologizmu w wydaniach słowników.
Bąka znalazłem na ostatniej stronie "Naszego Dziennika". No a gdzieżby indziej? Mikroartykulik w "ND" brzmiał tak: " W Polsce trwa nagonka na tzw. łowców skór z pogotowia. Szeroko o tym informują mass media. Ale jakoś nikt nie może sobie przypomnieć o wysokim
CZARNO NA BIAŁYM
Bąk
urzędniku w państwie, niejakim A.K., który nie tak dawno wystąpił z inicjatywą, żeby odstąpić od karania tych, którzy skracają ludzkie życie. Czyżby A.K. był wspólnikiem w tym procederze? Może warto, aby organa ścigania poszły tym tropem ".
Pewnie, że warto! I ja organom ścigania trochę w tym pomogę. Otóż, Panie Prokuratorze, autor cytowanych słów jest zwykłym tchórzem albo, jak Pan woli, skunk-sem. Bycie śmierdzielem samo w sobie nie jest przestępstwem. Jednak skunks sygnowany podpisem KSW idzie dalej i puszcza bąka w postaci liter "A.K." Skunksowi chodzi oczywiście o prezydenta RP
Katechetka pyta dzieci na lekcji:
- Jak nazywa się Bóg Ojciec, Jezus Chrystus i Duch Święty razem wzięci?
Jasio wstaje z ławki i mówi:
- Ich Troje!

Stary zakonnik oprowadza po klasztorze młodego zakonnika. Wprowadza go do kaplicy i mówi:
- Oto jest nasza kaplica. Od godziny 5 do 23 możesz tu przychodzić, kiedy tylko zechcesz, i modlić się, ile chcesz. Możesz tu przychodzić w każdy dzień z wyjątkiem czwartku.
Czarny humor
- Dobrze - odpowiada nowicjusz. Następnie wprowadza nowicjusza do refektarza i mówi:
- W tym miejscu spożywamy posiłki. Kiedy tylko będziesz głodny, zawsze możesz tu przyjść i najeść się do syta. Możesz to robić, kiedy zechcesz i w każdym dniu z wyjątkiem czwartku.
- Dobrze - odpowiada nowicjusz. W kolejnym obszernym i dużym
pomieszczeniu stary zakonnik mówi:
- Tutaj jest nasza świetlica. Kiedy będziesz chciał odskoczyć od surowego życia zakonnego, to możesz tu przyjść pograć w karty, szachy lub w tenisa stołowego. Możesz skorzystać z sauny, siłowni lub popływać w basenie, który jest za tą ścianą. Możesz korzystać z tego wszystkiego w każdy dzień tygodnia z wyjątkiem czwartku.
- Dobrze - odpowiada nowicjusz. Potem stary zakonnik prowadzi
młodzieńca schodami na poddasze i wprowadza go tam do małego pomieszczenia. Panuje półmrok, ale bez wysiłku można dostrzec szafę. W drzwiach wycięte jest okienko, z którego wystaje męski tyłek.
- Tutaj mamy nasze sekretne miejsce, z którego korzystamy, jeśli tylko poczuje się popęd seksualny. Możesz tu przychodzić i używać sobie do woli, kiedy tylko zechcesz -oczywiście z wyjątkiem czwartków!
- Dobrze, ale powiedz mi, co będę robił w czwartki?
- W czwartki będziesz miał dyżur w szafie...
i żaden czytelnik tych wymiocin nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Ale skunksowi nie starczyło odwagi ani na własny podpis, ani na nazwanie rzeczy po imieniu.
Pan zaś, Panie Prokuratorze, wie zapewne, że zgodnie z prawem prasowym wystarczy jedynie możliwość identyfikacji określonej osoby, żeby ta mogła dochodzić swoich praw przed sądem. Oczywiście, Prezydent nie będzie biegał do Te-midy, aby zaskarżać jakiegoś skunk-sa KSW. I tu właśnie zaczyna się pole do popisu dla Pana. Kodeks karny ma bowiem artykuł 135, a w nim paragraf 2: "Kto publicznie znieważa Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3 ".
Czy Pana zdaniem - Panie Prokuratorze - porównanie Prezydenta do łowców skór, a może nawet morderców nie jest obraźliwe? Jeśli uważa Pan, że jest (o czym jestem przekonany), to wsadźmy skunksa na trzy lata do paki. Razem z redaktor naczelną i wydawcą tej gazetki (zgodnie z prawem prasowym).
A swoją drogą - to chyba nabiorę szacunku do bpa Pieronka. Ten przynajmniej nazywa rzeczy po imieniu: np. Senator Sienkiewicz - komunistycznym betonem. Ciekawe: lepiej być skunksem czy łajdakiem?
Mars
CZY GENERAŁ I KSIĄDZ FONFAROWIE TO BRACIA? - KSIĘŻA TWIERDZĄ, ŻE TAK!
Urząd Ochrony Padre Bosco
INDEKS 356441 ISSN 1509-460X
FAKTY
i 11
http://www.faktyimity.pl
TYGODNIK NIEKLERYKALNY
Nr 8 (103) 22 - 28 lutego 2002 r. Cena 2 zł (w tym 7% VAT)
W Polskiej Rzeczypospolitej Katolickiej szczególnie uprzywilejowani są duchowi przywódcy - władcy pierścieni. Dlatego ksiądz Kowalski płaci dziesięciokrotnie mniejszy podatek od pana Kowalskiego. Skoro kłóci się to jawnie z Konstytucją, która zakłada "równe traktowanie wszystkich obywateli"-to może biskupi i księża powinni być opodatkowani na podstawie zapisu NSA o "zewnętrznych znamionach zamożności"?
Czarnoś
Za 2 miliony złotych można nakarmić wszystkie głodne dzieci w Rzeszowie. Można w tym grodzie załatać gigantyczne dziury w jezdniach, wybudować wiele mieszkań dla młodych małżeństw bez dachu nad głową. Można dużo... tylko po co? Czyż nie lepiej, aby władze magistratu oddały tę kasę Kościołowi? Wygląda, że lepiej, bo tak właśnie uczyniły.
OStr. 8
idzę
jjll !=?^ i T I :^H Li -Jjjllfeyi
Dj
Wciskanie pedałów
Projekt ustawy, autorstwa posłanki SLD Joanny Sosnowskiej, dotyczący związków pozamałżeń-skich wywołał prawdziwą burzę. Zdaniem prawicy i ludowców, podstawowym grzechem ustawy jest fakt, iż z jej dobrodziejstwa mają skorzystać także związki homoseksualne. A dla gejów i lesbijek w katolickiej Polsce miejsca nie ma! No chyba że w seminariach i klasztorach...
KSIĄDZ NAWRÓCONY
FAKTYn
FAKTY
POLSKA Rodzime kino podbijają filmy: "Harry Potter - Kamień filozoficzny" oraz "Władca Pierścieni". Obydwa obrazy są potępiane z wielu ambon za szerzenie czarnej magii... ...wbrew pozorom bowiem nie mają nic wspólnego z Prymasem Tysiąclecia.
WARSZAWA Józef Prymas Polski (tytuł za KAI) stawia Kościół za wzór dla Unii Europejskiej. "Na przykładzie Kościoła widać, że możliwa jest wspólnota odznaczająca się braterstwem i współpracą, pod warunkiem że będzie ożywiona zasadami i duchem". Kardynał uważa, że Kościół "pielęgnuje daleko posuniętą demokrację", a papież jest jego "suwerennym władcą" . Innymi słowy, kiedy Kościół szanuje wolność i demokrację - chodzi mu o ustanowienie monarchii absolutnej.
GDAŃSK Zdaniem arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego liberalizacja "ustawy lustracyjnej to próba ukrycia prawdy". Purpurat bardzo troszczy się o to, aby "ludzie, którzy partycypowali w tamtym systemie, nie mogli podejmować ważnych decyzji w suwerennym państwie". Ekscelencja nie wspomina o losie tysięcy teczek SB dotyczących duchownych, podarowanych przez RP episkopatowi po roku 1989. Kościół nigdy nie ujawnił ich zawartości. Żadne państwo (tu: Watykan) nie dzieli się tajnymi danymi Z kimkolwiek. Czyż znów nie jesteśmy wyjątkowi..
KALISZ Tamtejszy Sąd Okręgowy zadecydował, że prokuratura ponownie ma zbadać, czy podczas powitania prezydenta Kwa-śniewskiego na lotnisku w Ostrzeszowie w 1997 r. min. Siwieć obraził papieża, czyniąc znak krzyża i całując ziemię po wyjściu z helikoptera. Sąd uznał, że w tej sprawie należy "zasięgnąć opinii biegłego z dziedziny religioznawstwa"... A może przydałby się prokuraturze -jako że w grę wchodzi całowanie ziemi - także biegły seksuolog i geolog?
JASTRZĘBIE ZDRÓJ 17.02 odprawiono mszę w intencji 10 ofiar katastrofy górniczej z 6.02 Na imprezie obecnych było wielu dygnitarzy państwowych i działaczy solidarnościowych. Tajemnicą poliszynela jest nagminne łamanie w kopalniach przepisów BHP. Górnicy przestrzegający przepisów nie są w stanie sprostać normom wydobycia.
Jeśli jeszcze ktoś zazdrości górnikom przywilejów czy odpraw - niech zastąpi tych dziesięciu.
WATYKAN/ROSJA Między Kościołem rzymskim a prawosławnym trwa już prawdziwa zimna wojna. Cerkiew cofnęła zaproszenie dla kardynała Kaspera. Duma, na wniosek Władimira Żyrinowskiego domaga się od MSZ zablokowania wiz dla obywateli Watykanu! W odpowiedzi rzecznik papieża Navarro-Valls domaga się poszanowania swobód religijnych w Rosji. Od 40 lat nie było tak ostrego konfliktu pomiędzy katolicyzmem a prawosławiem. Ach ten "pontyfikat przełomów"!
WATYKAN Włoski tygodnik "Diario" ujawnił, że Paweł VI na miesiąc przed śmiercią nosił się z zamiarem sprzedaży słynnej Pięty Michała Anioła, rzeźby wartej 250 min dolarów i rozdania pieniędzy ubogim. Podobny los miał spotkać inne skarby Watykanu. Rzecznik papieski, Joaąuin Navarro-Valls, stwierdził, że "wiadomość jest całkowicie bezpodstawna". Rzeczywiście, papież sprzedający bogactwa i rozdający je ubogim -jak można było wymyślić coś równie absurdalnego!
USA W Noble w stanie Georgia odkryto dziesiątki porzuconych zwłok ludzkich w pobliżu jednego z krematoriów. Właściciele spalarni pobierali opłatę za usługę, wyrzucali ciała zmarłych, a rodzinie przekazywali urnę z popiołem ze śmieci i chrustu. Odetchnęliśmy. Jankesi też nie gęsi - swoje skóry mają.
AUSTRALIA Po serii skandali w Kk również miejscowy Kościół anglikański został wstrząśnięty aferą pedofilską. Dorosłe już ofiary duchownych oskarżają byłego arcybiskupa Brisbane, a obecnie gubernatora generalnego kraju, Petera Hollingwortha o tuszowanie afer seksualnych i osłanianie duchownych pedofili. Czyżby pedofilia spływała na księży w momencie święceń...?
WŁOCHY Kościół ubolewa nad faktem, że geje chcą zorganizować swoje "Dni Dumy" w Padwie w czasie, kiedy będą się odbywać uroczystości ku czci świętego Antoniego, czyli w pierwszej połowie czerwca. Urządzenie w tym czasie gejowskiego święta określono mianem prowokacji.
Chłopaki nie w ciemię bite - wiedzą, że do Padwy w tym czasie zjedzie mnóstwo księży i zakonników...
SZWECJA Władze chcą umożliwić parom homoseksualnym adopcję dzieci (obecnie tylko w Holandii). Dotyczy to zarówno naturalnego potomstwa jednego z partnerów, jak i dzieci przysposobionych. Układ sił w parlamencie wskazuje na to, że nowa regulacja zostanie przyjęta.
Jest to pomysł U nas po jednopłciowych zakonnicach także księża mogliby "przysposobić" swoich następców...
EGIPT W Beni Wa el Mas prawosławni i muzułmanie toczyli dialog międzyreligijny, używając ognia i kamieni. Powodem była nowa cerkiew, której dzwony wkurzały islamistów. Postanowili więc spalić budynek... Zabrakło telewizji, przed nią toczy się dialog na uściski i całusy.
Nr 8
!2 - 28 II 2002 r.
KOMENTARZ NACZELNEGO
Mądry ksiądz Tischner powiedział: Są trzy rodzaje prawdy: prawda, tyz prawda i...
Gówno prawda
Przykazanie: "Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu" odnosi się zasadniczo do mówienia nieprawdy o drugim człowieku, szczególnie w sądzie. Nieustannie naginani i prostowani przez swoich przewodników duchowych, wierni przekładają to jednak na wszelkie, nawet najbardziej niewinne kłamstewka. "Kłamałem" - to zdecydowanie najczęściej powtarzany grzech podczas spowiedzi. Siedząc w "budzie", na własne uszy słyszałem, jak zięciowie z żalem wyznawali..., że okłamali teściową! To powinien być chyba główny dowód na heroiczność cnót, przy wynoszeniu na ołtarze. Chwała pasterzom Kk, którzy uczynili Polaków wzorem moralności dla innych narodów! A już bardziej poważnie - zauważyć należy z żalem, iż kiedykolwiek stają nam przed oczyma owoce księżowskiego nauczania, zawsze cisną się wtedy na usta cytaty z Ewangelii, te
0 faryzeuszach, niestety. "Ciężary nie do uniesienia" także dzisiaj wkładane na barki zastraszonych piekłem katolików. Ciężary, których księża nie tykają nawet palcem. Ba, nawet im nie wolno. Bo gdyby tak nagle księża zaczęli mówić prawdę o Kościele - toby się dopiero porobiło! Więc w swoim własnym interesie kłamią.
Pisałem już kiedyś o pewnej niezwykle pouczającej konferencji, wygłoszonej przez biskupa do kleryków w seminarium, w tym
1 do mnie. Oto konkluzja przemówienia "następcy apostołów" - kłamstwo jest wskazane, ba! - absolutnie nieodzowne dla dobra Kościoła, oczywiście tego właściwego, składającego się z biskupów i księży. Nie wolno nigdy, pod żadnym pozorem, mówić o nich źle albo potwierdzać czyjeś złe zdanie, choćbyśmy wiedzieli, że to prawda. Tak ukształtowani rycerze Niepokalanej ruszają w świat i zostają... biskupami i prymasami. Przykazania seminaryjnych moderatorów (w zastępstwie boskich) przydają się jak znalazł, kiedy np. trzeba wykręcić się od poniżającego słuchania "nie naszego" prezydenta i pospieszyć na uciekający pociąg.
W dobie jawności wszystkich i wszystkiego oddani Kościołowi biskupi muszą uciekać się do zacnych, zbożnych kłamstw, ujawniając swoje zarobki w wysokości 1000 zł. Zresztą kłamstwo jako takie leży u samych podstaw katolickiego totalitaryzmu i jest na trwałe wpisane w jego historię. Na polecenie papieży fałszowano już Biblię, listy apostolskie; później także: żywoty świętych, relikwie, nadania i darowizny (np. sławną donację Kon-stantyna) oraz wszystko, co mogło przyczynić się do większego dobra, tj. bogactwa i pomyślności Kościoła Świętego. Mistrzami kłamstwa byli Krzyżacy, zakonnicy, jakby ktoś zapomniał.
W tymże duchu bezgranicznej miłości do własnej firmy przemawia główny ekonom Konferencji Episkopatu Polski, ksiądz Jan Drób (na zdjęciu). Przemawia z założenia do ciemnej masy, którą sobie jego firma wychowała. Ten, mimo młodego wieku, bezduszny cynik udzielił ostatnio wywiadu "Dziennikowi Łódzkiemu" na fali dyskusji wywołanej propozycjami senator Krystyny Sienkiewicz. Przyznam, iż niewiele postaw czy zachowań jest mnie w stanie zdziwić, jeśli chodzi o funkcjonariuszy Kościoła, ale wypowiedzi Droba postawiły mi włosy na plecach. Niemal każda z nich zasługuje na miano szczytu bezczelności. Młody menedżer już na wstępie, na pytanie - czy irytują go rozmowy o pieniądzach Kościoła, odpowiada: "Bardzo. Zwłaszcza gdy dziennikarzy interesują wyłącznie przychody, a nie rozchody". Czytelnicy wywiadów to w większości parafianie Kk, którzy nie mają prawa wiedzieć, co się dzieje z ich pieniędzmi, ale jak już koniecznie chcą... Dowiadują się np., że pieniądze z tacy "nie trafiają do kieszeni proboszcza". Ot, niewinne kłamstewko, któremu - oprócz samych
księży - zaprzeczyć mogą natychmiast np. tysiące sklepikarzy, którym dobrodzieje płacą od mydła po powidło stosikami bilonu. Duchownym zresztą, zdaniem ekonoma, wcale nie są potrzebne lewe pieniądze, gdyż "każdy ksiądz ma własną pensję" i - uwaga! - "podpisuje listę płac", co Drób czynił osobiście, gdy był proboszczem... Zapomniał szybko dodać, że nie cierpiał wówczas na delirkę alkoholową, co mogłoby bardzo uwiarygodnić jego opowieści. Listy płac są podobno przedmiotem wnikliwej analizy podczas wizytacji biskupiej. Jaw-nost i głasnost, jak to w Kk. Teraz będzie najlepsze, cytuję: "W skali kraju proboszcz średnio zarabia około 2 tysięcy złotych, ale w większości wypadków są to kwoty o wiele niższe. W najbiedniejszych regionach kształtują się na poziomie minimum socjalnego". Gówno prawda! Ale, słuchajcie, to jest lepsze od Harry'ego Pottera! Ksiądz Drób zafundował swoim kolegom po fachu świetną terapię śmiechową. Już widzę rozkołysane brzuchy proboszczów, choć większość z nich musi chyba przyznać, że nawet bezczelne kłamstwo ma swoje granice. Ja osobiście już dzisiaj piszę list dziękczynny do biskupa, który posłał mnie na takie trzy parafie, gdzie (jako wikary tuż po święceniach!) wyciągałem średnio po 4-5 ty-siaków! Płaciłem od tego coś około 80 zł podatku, na kwartał ma się rozumieć. - "Kto ustala wysokość zarobków księży?" - pyta dziennikarz Droba. - "Kuria" - odpowiada bez mrugnięcia ksiądz. Dla porządku warto dodać, że na wynagrodzenie księży składają się ofiary za śluby, chrzty, pogrzeby; datki z kolędy, wypomin-ków itp. To się nazywa planowa gospodarka!
Biorąc pod uwagę głodowe zarobki naszych duszpasterzy, nie dziwi wcale wyrażone przez ekonoma ubolewanie, że - mimo wsparcia ze strony państwa (np. opłacany ZUS) - "księża w dużej mierze partycypują w kosztach swojego utrzymania" (!). Ideałem jest bowiem, by państwo polskie w pełni utrzymywało "swoich" księży! - "A zakonnicy?" - pada retoryczne pytanie. - "Ślubują ubóstwo, nie mają żadnych pieniędzy". My to wiemy - wszystko, nawet mercedesy w Licheniu i podgrzewane podłogi w Częstochowie, wszystko mają wspólne. Jak w Ewangelii! Ksiądz ekonom chwali, że w kwestii finansowej diecezje mają dużą niezależność. Oj tak, proszę księdza, to się przydaje, choćby w przypadku diecezji elbląskiej i biskupa Śliwińskiego, który winien jest ludziom już ponad 50 milionów złotych. On, a dokładnie jego niezależny ekonom, nie Kościół.
Ksiądz Drób wie, jak nawijać po księżowsku, nawija więc o "największym skarbie Kościoła", którym są oczywiście nie pieniądze, świątynie czy pałace, ale... chorzy i cierpiący. To dla nich biedniejszy od własnych myszy Kościół przeznacza gros środków finansowych. "Każda parafia, każdy dom zakonny prowadzi akcje dożywiania" - kłamie jak najęty Drób i dodaje po bożemu - "Prawdziwe dobro nie jest krzykliwe, lecz ciche". Dodajmy - tak ciche, że tylko w kilku miejscach w Polsce o nim słyszeli.
"Czy więc Kościół jest bogaty?" - stawia kluczowe pytanie ogłupiały już chyba dziennikarz. Odpowiedź umacnia nas w przekonaniu, iż komu jak komu, ale księdzu Drobowi sakra biskupia się należy. Otóż słuchajcie, Czytelnicy "Faktów i Mitów", ekonoma episkopatu: - "Kościół w Polsce utrzymuje się z ofiar wiernych. Jest więc taki, jak społeczeństwo. Trzeba spojrzeć, jak żyje się biedniejszej lub średniej warstwie społeczeństwa. Taki właśnie jest polski Kościół". Teraz już wiecie, polscy biedacy, jak wam się żyje -jak mieszkacie, co jecie i czym jeździcie. Co? Nie wiecie? No to spójrzcie, jaki jest Kościół.
JONASZ Fot. Andrzej Wiktor
Nr 8 (10
22 - 28 II 2002 r.
F^KTYn
INJ
ZAMIAST SPOWIEDZI
Ryszard Poradowski: - Czy słowa biskupa Pieronka określające Panią "feministycznym betonem, którego nie zmieni nawet kwas solny", traktuje Pani jako obelgę, czy może komplement?
Izabela Jaruga-Nowacka:
- Odebrałam je ze zdziwieniem. Dla katolika kanonem jest miłość bliźniego, tymczasem słowa biskupa są tego zaprzeczeniem. Jest w nich agresja i pogarda dla drugiego człowieka tylko dlatego, że ma on inne poglądy. Biskup nie miał żadnego powodu, by mnie obrażać. Nawet Jan Paweł II w liście do kobiet w 1995 roku podziękował im za walkę i głoszenie poglądów feministycznych...
- Nie boi się Pani Kościoła katolickiego?
- Nie boję się. Doceniam to, co Kościół robi w sferze moralnej, owe kamienie milowe, takie choćby jak postulat ochrony życia. W polityce jednak ów postulat nie powinien być jedynie pustą deklaracją. Tymczasem kobiecie - owej błądzącej owieczce
- Kościół nie usiłuje w ogóle pomóc. Z kościelnej inspiracji nie prowadzi się więc należytej edukacji seksualnej, nie ma środków antykoncepcyjnych dostępnych np. dla najuboższych. I jeszcze jedno - Kościół nie broni skutecznie życia poczętego, bo ogranicza się do deklaracji. Wywiera za to olbrzymią presję na społeczeństwo, przyczyniając się do rozwoju podziemia aborcyjnego.
- W 1994 roku odnotowano prawie 800 oficjalnych aborcji, w 2000 r. już tylko 138. To przecież rewelacja! A Pani mówi, że ustawa antyaborcyjna jest zła?
- Oczywiście, że jest zła. Jeśli ktoś nie potrafi dostrzec np. ogłoszeń prasowych w sprawie aborcji, a także tego, że obecnie w naszym kraju w dowolnym momencie można przerwać ciążę, co wiąże się jedynie z ceną, nie powinien się wypowiadać na ten temat. Łamiemy standardy europejskie, jak choćby w przypadku wyboru owego dowolnego momentu
Nie boję się Kościoła
przerywania ciąży, tolerujemy podziemie aborcyjne, niejednokrotnie skazujemy kobietę na samotność i potępienie, gdy dochodzi do przymusowego macierzyństwa. Trzeba położyć kres tym dramatom kobiet.
- Przed wyborami sprawujące obecnie władzę SLD mówiło
0 zmianie obowiązującej ustawy, zapowiadało też przywrócenie godności kobietom, tymczasem w tej materii panuje dziwna cisza...
- Moja wypowiedź o złej ustawie antyaborcyjnej wywołała zaskakujące poruszenie, choć przecież nic nowego nie powiedziałam. O tym, że ta ustawa jest zła, mówili przecież również liderzy koalicji: Miller
1 Poi. Jest to zawarte także w deklaracji wyborczej. Pyta pan, dlaczego nie ma jeszcze owego spełnienia obietnic wyborczych? Pamiętamy wciąż o doświadczeniach 1996 roku, gdy liberalizowano ustawę, ale w gruncie rzeczy tylko na papierze. Księża i działacze katoliccy podburzali ludzi, wywierali presję. Nie chcemy, by stało się podobnie teraz, dlatego wszelkie zmiany należy odpowiednio przygotować.
Rozmowa z pełnomocnikiem rządu
do spraw równego statusu kobiet
i mężczyzn - Izabelą Jarugą-Nowacką
- Czy w sytuacji zapaści gospodarki rząd ma czas zajmować się np. edukacją seksualną?
- Dysponujemy dziś badaniami, z których wynika, że ponad 90 procent opinii publicznej uważa, iż wiedza o życiu człowieka powinna być przekazywana rzetelnie właśnie w szkole. Ale nie można jej przekazywać w taki sposób, jak to się robiło w ostatnich latach, propagując jedynie naturalne metody zapobiegania ciąży. Z badań profesora Zbigniewa Izdebskiego wynika, że obniża się wiek inicjacji seksualnej i nie można udawać, że nie ma tego problemu. Zatem ludziom młodym należy dostarczać rzetelnej wiedzy, by mogli oni podejmować mądre decyzje. Ponadto Polska nie jest dziś odizolowaną od świata wyspą. Zawarliśmy międzynarodowe zobowiązania i musimy dostosować się do międzynarodowych standardów. Dlaczego zatem wąska grupa nawiedzonych polityków ma blokować nasz dostęp do wiedzy i krajów nowoczesnych?
- Czy jest pani feministką?
- Tak, ale nie z... betonu, jak sugerował hierarcha Kościoła...
- Walka o równouprawnienie kobiet - czy nie jest to swoista don-kiszoteria?
- Z pewnością nie, bo przecież obserwujemy znaczny postęp, jeśli idzie o rozumienie praw kobiet, coraz częściej decydują one o najważniejszych sprawach kraju.
- A jednak nie mamy w Sejmie 50 procent kobiet, nawet w Pani partii nie przyjął się system kwotowy promujący kobiety...
- Idziemy w dobrą stronę, choć wolno. Niestety, zwiększenie udziału kobiet w życiu politycznym czy społecznym nadal traktuje się jako zagrożenie dla wartości narodowych. Kobiety muszą mieć świadomość, że władzy nikt nie oddaje łatwo.
- Popularyzuje Pani 50-procen-towy udział kobiet we wszystkich gremiach wybieralnych, choć panowie nie chcą ustawowego parytetu płci...
- ...bo wymaga to podzielenia się władzą i odpowiedzialnością. Jestem przekonana, że wcześniej czy później organy administracji państwowej lub samorządowej będą musiały uwzględnić większy niż dzisiejszy udział kobiet. Wymusi to także demokracja i potrzeba rozwiązywania problemów, przed którymi stoi współczesny świat - od globalizacji poczynając, a na ekologii, biedzie czy terroryzmie kończąc. Świat będzie musiał na nowo zdefiniować wiele pojęć, choćby dotyczących pracy zawodowej czy życia rodzinnego.
- Czy zatem nie jest Pani dziś papierowym pełnomocnikiem rządu do spraw równego statusu kobiet i mężczyzn?
- Na szczęście nie mam charakteru papierowego ozdobnika, a pełnomocnik w strukturze Rady Ministrów ulokowany jest dosyć wysoko. Pozwala mi to m.in. opiniować wszystkie akty prawne resortów.
- Zatem również panowie - dominuj ący w rządzie i parlamencie - poważnie traktują Pani urząd?
- W Polsce widoczna jest wciąż niedostateczna wiedza na ten temat.
Koledzy, którzy mają kontakty międzynarodowe i znają problemy kobiet, z wielkim zrozumieniem podchodzą do urzędu pełnomocnika. Wiedza wśród członków rządu jest coraz większa.
- Jako pełnomocnik działa Pani od niedawna, czy zatem można już mówić choćby o pierwszych sukcesach, czy tylko o goryczy porażek, widocznych choćby w słowach biskupa Pieronka...
- Dla mnie sukcesem jest to, że systematycznie zmienia się świadomość społeczna i uczulenie na sprawy i bolączki kobiet.
- Czego zatem możemy się spodziewać w najbliższych miesiącach?
- Jest sporo spraw, które zamierzam podjąć, np. różne obszary dyskryminacji kobiet. Obserwuję rynek pracy, na którym są również kobiety wykształcone, a jednak traktuje się je gorzej, jeśli idzie o zarobki; one też stanowią większość bezrobotnych. Chcę wyeliminować liczne dyskryminujące kobietę pytania padające przy zatrudnianiu. Zmienia się prawo pracy, a w nim np. relacje ojcowskie, uwzględniające również urlop macierzyński.
Chcemy zająć się także bardzo ważnym problemem związanym ze zdrowiem reprodukcyjnym. Okazuje się bowiem, że zdrowie kobiety jest chronione, tymczasem zupełnie pominięto w tej kwestii mężczyzn. Dlaczego podejmuję ten temat? Bo np. w wielu przypadkach o choroby dziecka obwinia się jedynie kobiety. Oczywiście, zajmować się będziemy także takimi sprawami, jak edukacja seksualna czy zwiększenie udziału pań w życiu publicznym.
Rozmawiał
RYSZARD PORADOWSKI Fot. Autor
Szykuje się kolejna awantura. Tym razem mają zamiar wywołać ją parlamentarzyści lewicy. Chodzi o taką nowelizację ustawy o ochronie życia, by przywrócone zostało prawo do aborcji z przyczyn społecznych.
Piekło kobiet, podziemie aborcyjne, obłuda i hipokryzja, terror kleru, seksualna obsesja Kościoła - to określenia, którymi posługują się media zagraniczne, środowiska opiniotwórcze w kraju oraz odważni lekarze.
A przecież po wyborach miało być inaczej. Wrzenie wśród kościelnych wywołał w 2000 roku wywiad, którego obecny premier Miller udzielił tygodnikowi NIE. W rozmowie z Urbanem powiedział w imieniu SLD: ,, Jesteśmy za republikańskim modelem państwa, który sprawdził się w Europie Zachodniej. Pragniemy powrócić do kompromisowych rozwiązań prawnych, które obowiązywały przed prawicową nowelizacją. Przerywanie ciąży z powodów społecznych i zdrowotnych stanie się na powrót dozwolone" (NIE, 16/2000 r.).
Po wyborach Miller zapomniał o obietnicy, danej przede wszystkim uwielbiającej go płci pięknej. Jeżeli premier sądzi, że miliony kobiet głosowały na SLD wyłącznie z powodu uroku osobistego przywódcy lewicy, to lada dzień czeka go gorzkie rozczarowanie. Na
Histeria sięga szczytu
liście zawiedzionych nadziei wyborców SLD, na jednym z pierwszych miejsc jawi się uległość lewicy wobec kościelnej obsesji skro-bankowej. Nawet postrzegane jako lewicowe, czy też liberalne media boją się upomnieć o spełnienie tej ważnej społecznie obiecanki. Wpływowa "Polityka" (nr 4/2002 r.) w raporcie "Co począć?" obszernie omawia problem, przypominając przedwyborcze zapowiedzi SLD, ale nie wzywa do spełnienia obietnic.
Premier Miller, nagabywany przez co odważniej sze media, zaraz po wyborach powiedział: - Polska stoi dziś przed takimi problemami, że jeśli można nie wywoływać nowych, to należy tak robić. Rzecznik rządu Michał Tober obwieścił, że plan pracy Rady Ministrów na 2002 r. nie przewiduje nowelizacji tzw. ustawy antyaborcyjnej. Pięknie!
Wrzenie w środowiskach kościelnych, ale teraz także i lewicowych, wywołało stanowisko pełnomocnika rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn, Izabeli Jarugi-Nowackiej (UP). 24 stycznia br. pani poseł stwierdziła, że będzie dążyć do przywrócenia brzmienia
wspomnianej ustawy sprzed jej nowelizacji, dopuszczającej aborcję z powodu dramatycznej sytuacji bytowej kobiety i jej rodziny. Hierarcha Kk Tadeusz Pieronek skomentował tę wypowiedź w ten sposób, że na takie kobiety i kwas solny nie pomoże. Przypomniało to retorykę ojca dyrektora R., który nawoływał do golenia głów posłankom głosującym za liberalizacją ustawy antyaborcyjnej. Histeria osiągnęła apogeum.
Środowiska kościelne - przede wszystkim związane z Ligą Polskich Rodzin, a więc Radiem Maryja - wpadły w szał. Dla pokrętnej mentalności i obłudnej etyki nie ma znaczenia, że wskutek zakazu przerywania ciąży oraz bezwzględnej presji na środowiska lekarskie kwitnie podziemie aborcyjne. Czego dowodem są nie tylko relacje prasowe, ale setki płatnych anonsów, otwartym wręcz tekstem oferujących skrobankę w prywatnym gabinecie. Nie ma też znaczenia, że faktycznie w owych gabinetach dokonuje się rocznie 50-80 tys. nielegalnych zabiegów (ok. 1300 zł za zabieg); ważne, iż w statystykach
- w które oczywiście nikt nie wierzy - aborcji jest kilkadziesiąt. I oto - zachęcona przez apel min. Jarugi-Nowackiej, jak również zaniepokojona spadkiem notowań lewicy - grupa parlamentarzystów po cichu przygotowuje otwarty bunt wobec podporządkowanej interesom Glem-pa i Wojtyły części rządowej koalicji.
Na razie nieśmiało wspomina się o tym w sejmowych kuluarach i podczas dyskusji w pokojach poselskich. Miller, który - prawdopodobnie za poparcie dla naszego wstąpienia do UE - obiecał władzom kościelnym "ciszę nad skrobankami", może się na tej obietnicy przejechać. Nie dość, że nad całą elitą polityczną, a zwłaszcza koalicją rządzącą zawisł topór Leppera, to narodową wrzawę mogą urządzić lojalni dotąd podwładni.
Z drugiej strony, dziwi krótkowzroczność miłościwie nam panujących elit. Jeżeli mówi się, że nasze przystąpienie do UE wymaga znacznych zmian w przepisach prawnych, to trudno sobie wyobrazić, by Unia nie naciskała w kwestii likwidacji średniowiecznych obyczajów dotyczących szeroko pojętej rozrodczości. Wśród nich mieści się także, powszechny dziś na świecie, dostęp do edukacji seksualnej i środków antykoncepcyjnych. JANUSZ WRUBEL
Z NOTATNIKA HERETYKA
FAKTYn
Nr 8
!2 - 28 II 2002 r.
Posłowie Ligi Polskich Rodzin to osoby słaniające się na nogach ze zmęczenia. Nie wierzycie? Uwierzcie! Nieróbstwo potrafi bardziej wyczerpać niż ciężka praca. Np. taki pan Papież...
Rzecz wygląda tak: posłowie mają swoje biura poselskie w okręgach, z których zostali wybrani. Urzędują w nich (a przynajmniej powinni) w poniedziałki, bo jest to dzień wolny od prac Sejmu. W owe poniedziałki praktycznie każdy może przyjść do swojego wybrańca, przedstawić mu swój problem, wylać łzy i prosić o pomoc.
W praktyce trzeba się oczywiście wcześniej umówić z posłem poprzez pracowników jego biura, bo chętnych na taką rozmowę jest zwykle wielu. Później pomazaniec ludu może przedstawić naszą sprawę (czasem nawet powinien) Wysokiemu Sejmowi.
Kandydaci do Sejmu z ramienia Ligi Polskich Rodzin opowiadali wyborcom głośno i namiętnie, jak to komuna nic a nic nie dba o lud pracujący miast i wsi. Nie pochyla się nad jego troskami, nie walczy w parlamencie o poprawę bytu milionów Polek i Polaków
- tych prawdziwych, oczywiście.
"No to jak komuna olewa lud, to pewnie LPR olewać nie będzie"
- pomyśleli wyborcy i pognali do urn, głosować na świętą Ligę. Tak dalece jej uwierzyli, że mamy obecnie w Sejmie 36 Ligowców (dwóch uciekło poza klub). Popatrzmy, jak niektórzy z nich reprezentują tam interesy elektoratu:
Ot, choćby taki działacz Radia Maryja z Bielska-Białej, Zadora Stanisław. Otóż Zadora milczy
GŁASKANIE JEŻA
Incitatusy
z sobie tylko znanych powodów jak grób. W Sejmie nie otworzył ust do tej pory jeszcze ani razu. Interpelacji też nie składał żadnych. A może pytania? O nie! Zadora nie ma żadnych pytań, a więc i wątpliwości. Oświadczenia to również nie jego specjalność. Głosowało na niego 8812 wyborców. Czy czują się Państwo wykiwani przez zawodnika Ligi, czy może nie? Jego kolega Ligowiec z Kielc, niejaki Szyszko wski Stanisław, dostał się do parlamentu głosami 5492 osób. Ten potężny elektorat może ze swojego wybrańca też "czuć się dumny": ani razu nic nie bąknął, o nic nie zapytał, nie składał interpelacji i oświadczeń, pewnie w myśl zasady - milczenie jest złotem. Dla Szyszkowskiego świat jest nieskomplikowany i jasny. W takim aspekcie postrzegania rzeczywistości może podać rękę Skowyrze Józefowi z Piły. Ów ulubieniec wyborców (5711 głosów) siedzi
w Sejmie i też nic go nie interesuje, o nic nie pyta i nie oświadcza się w żadnej sprawie. Idealny poseł - cichy i pokorny, prawda? A co powiecie wyborcy z Piotr-kowa Trybunalskiego? Ci, którzy w liczbie 3863 osób tak ocho-
otworzył, pytań nie ma, interpelacji ni cholery, oświadczeń tudzież. Diety poselskiej też... O, stop! Dietę to on ma!
Za to po prostu słania się ze zmęczenia pan Papież Stanisław. Papież wybrany w Krakowie ma-
czo głosowaliście na Kędziaka Tadeusza? Ten tytan pracy nie wyśpi się dobrze, nie doje - tylko pracuje. Taki z niego pracuś, że twarzy w Sejmie jeszcze nie
są 3080 głosów, zagadał aż dwa razy, za to pytanie jakiekolwiek, oświadczenie czy interpelacja nie zmąciły spokojnego biegu jego myśli twórczej.
Na 36 posłów LPR zaledwie kilku miało do tej pory pojedyncze wystąpienia na mównicy sejmowej. Wśród nich, oczywiście, panowie Macierewicz, Wrzodak i Giertych, ale oni są sumieniem całego katolickiego narodu i emanują geniuszem samego dyrektora, z zawodu ojca Rodziny. Na usprawiedliwienie świętego lenistwa pozostałych Ligowców można wyrazić przekonanie, że zbierają siły na tematy i debaty dużo ważniejsze niż kryzys finansów państwa, zamykanie szpitali, niedoinwestowanie policji czy szkół. Niech no tylko ktoś ośmieli się dokonać zamachu na polskie zygoty albo staruszkom przyjdzie do głowy skrócić sobie cierpienia - zaraz zobaczymy, kto jest obrońcą życia i godnego umierania, po bożemu. To oni! - silni, zwarci, gotowi!
Szanowni Wyborcy LPR - jak oświadczyła posłanka Maria Szustak - posłowie Ligi modlą się nawzajem za siebie, bo tylko to chyba może im pomóc, gdy w końcu dopadnie ich elektorat. MAREK SZENBORN Tytułowy Incita-tus był koniem, którego Kałiguła mianował senatorem. Zbigniew Herbert napisał o tym tak: " Władzę sprawował najlepiej, bo nie sprawował jej wcale".
Repr. archiwum
Czy można używać homoseksualisty jako tarana? W Polsce - oczywiście! Przez ostatnie dwa tygodnie byliśmy świadkami bezprecedensowej zabawy medialnej, jaką urządzili sobie kosztem polskich gejów i lesbijek (czyli przynajmniej 2 min obywateli) politycy prawicy oraz moraliści z episkopatu.
Wciskanie pedałów
Niektórzy działacze SLD IUP poszli po rozum do głowy i pojęli, że nie można walczyć na dwa fronty - nie tylko z opozycją, ale także z własnym elektoratem.
Atakowani za liberalną politykę, podli-zywanie się Kościołowi i oportunizm, jęli składać - jak wierzymy - szczere dowody swej lewicowości. Pokazali, że nie robią w portki na widok biskupów i wychylili się z projektami od dawna oczekiwanych ustaw; święte drgawki zaczęły dopadać purpuratów.
Najpierw pani minister Izabela (ach, te lewicowe Izy!) Jaruga-Nowacka zapowiedziała, że konsekwentnie doprowadzi do
liberalizacji obłudnej ustawy antyaborcyjnej. Później jej klubowa koleżanka Krystyna Sienkiewicz zaproponowała projekt ustawy mającej znacznie ograniczyć finansowe przywileje świętych krów. Ostatnio posłanka Joanna Sosnowska z SLD zaprezentowała projekt ustawy cywilizującej sytuację prawną osób pozostających w związkach pozamałżeńskich. Ponieważ ustawa ma objąć swoimi regulacjami także homoseksualistów, opozycja oraz de-woci z PSL postanowili skorzystać z okazji, żeby dołożyć Sojuszowi. W kuluarach sejmowych można było usłyszeć: - "Patrzcie, to pedalska partia, oni bronią tych degeneratów!". Wszak 76 proc. Polaków nie cierpi pedałów! A mniejszości w III RP się nie liczą. Poseł Bogdan Pęk, skrywający twarz pod krzaczastą brodą, nazwał homoseksualizm "najgorszym rodzajem demoralizacji", który może doprowadzić nawet do upadku państwa! Nam się zawsze wydawało, że nie-moralność to robienie krzywdy bliźniemu swemu, a nie erotyczne igraszki uprawiane przez dorosłe i wolne osoby. Sądziliśmy, że zepsucie to np. złodziejstwo i korupcja - zajęcia wyczynowo uprawiane przez znaczną część polskiej klasy politycznej. Ale cóż, my ciemni antyklerykałowie nie znamy się na
moralności tak, jak specjaliści: Pęki, Pawiaki, Kaczyńscy, Piskorscy i Gilowskie...
Katolickich obłudników zupełnie nie interesują problemy aż 5 proc. mieszkańców tego kraju. Nie zadali sobie trudu, aby porozmawiać z przedstawicielami organizacji gejowskich, aby zapoznać się z problemami i oczekiwaniami tego środowiska. Przecież homoseksualiści to tacy sami obywatele jak inni, pracujący, płacący podatki.
Jak zwykle w takich sytuacjach, rozkaz do ataku odtrąbił episkopat. Jego rzecznik, kawaler ksiądz Schulz, nazwał projekt równouprawnienia konkubinatów i małżeństw "atakiem na rodzinę" i jej "dyskryminacją", choć projekt nie odbiera żadnych przywilejów małżeństwom. Przeżywający najwyraźniej swoją drugą młodość biskup Tadeusz Pieronek podsumował SLD-owskie projekty ustaw, nazywając je "czarnymi teczkami ", a sam Sojusz porównał do biblijnego
Goliata. Ostrzegł przy tym, że może on zostać zgładzony przez Dawida, którym zapewne jest Kościół katolicki... Czyżby Ekscelencja groziła wojną domową i krwawą rozprawą z "komuchami"? Jakby tych idiotyzmów było mało, stwierdził, że ustawa legalizująca konkubinaty i tak nie ma żadnych szans, bo "jest niezgodna z konkordatem "\ Tak oto spełniają się najgorsze koszmary - Polacy nie mogą u siebie ustanawiać suwerennych praw, bo nie pozwala na to umowa z Watykanem! Mamy nadzieję, że SLD i UP nie przestraszą się wojennych pohukiwań kleru. Nie ma się czego bać - większość Polaków nienawidzi zaścianko-wo-klerykalnej obłudy i głosuje przeciwnie, a często wręcz celowo na przekór wskazaniom episkopatu. Dowiodły tego ostatnie wybory prezydenckie. Zbyt gorliwe poparcie purpuratów dla naszego wejścia do Unii mogłoby tylko zaszkodzić sprawie naszej integracji. Szkoda, że premier Miller nie może tego zrozumieć.
ADAM CIOCH Fot. archiwum
Już wielokrotnie na łamach "FiM" zastanawialiśmy się nad fenomenem homofobii u duchownych katolickich. Jest to grupa zawodowa o największym w Polsce odsetku homoseksualistów - według niektórych danych nie mniejszym niż 25 proc, czyli pięciokrotnie przekraczającym średnią krajową! Czyżby było prawdą, że najbardziej nienawidzą "kochających inaczej" ci, którzy nie potrafią tej odmienności zaakceptować u siebie...? Przy okazji warto skonstatować zupełny brak wyobraźni katolickich polityków. Przy całym ich chorobliwym obrzydzeniu do homoseksualistów nie wzdragają się przyjmować z ich ręki "ciała Chrystusa" prosto do otwartych ust - na język...
Nr 8 (10
22 - 28 II 2002 r.
F^KTYn
INJ
NA KLĘCZKACH
KOMPROMITACJA
PI/&A KOLUMNA
Radiomaryjny biskup Edward Frankowski (na zdjęciu) uważa, że celem lewicowego rządu jest "skompromitowanie Polski w oczach całego świata ". Narzędziem dla osiągnięcia tego niecnego i zdradzieckiego celu ma być przygotowywana ustawa o legalizacji konkubinatów, w tym także związków par jednopłcio-wych. Hańba! Papież Polak czyni tyle wysiłków, by umocnić "małżeństwa sakramentalne", a bezbożne SLD wkłada mu kij w szprychy! Jak rozumiemy, najlepiej i po katolicku będzie, jeżeli geje ożenią się z niczego nieświadomymi kobietami, tworząc "związki sakramentalne", a w wolnych chwilach, za przykładem księży homoseksualistów, pójdą w krzaki z przygodnym partnerem, by dać upust swej obrzydliwie grzesznej naturze. Później - do spowiedzi i "znów będzie można żyć po bożemu", jak mawiała wiecznie żywa pani Dul-ska. Obawiamy się, że jeśli SLD przestraszy się obłudnej kościelnej nagonki, to Polska będzie ostatnim krajem cywilizowanej części Europy, w którym dyskryminuje się mniejszości seksualne. I to będzie prawdziwa kompromitacja! (A.C)
ŻYD NA ŻYDZIE
Ewie Sołowiej, redaktor naczelnej "Naszego Dziennika", dorabiającej w Rydzykowej Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej, najwyraźniej wszystko kojarzy się z narodem żydowskim. Z radioma-ryjną "kulturą" nie kłóci się np. taki oto dowcip: "Spiker telewizyjny informuje: dzisiaj odbył się towarzyski mecz piłkarski Polska - Izrael. Zwyciężyli nasi" ("Nasz Dziennik" nr 25/2001). Antysemickie podchody i aluzje to w katolickiej gazetce codzienność. Współczujemy czytelnikom - monotematyczność może być męcząca. (A.Karw.)
SKARŻY... PYTY
Liga Polskich Rodzin skarży stację telewizyjną TVN za manipulację oraz obrazę i ośmieszanie uczuć religijnych katolików. LPR podobne zarzuty sformułowała też pod adresem "Panoramy". W listach protestacyjnych skierowanych
do KRRiT oraz Rady Etyki Mediów - rzecznik klubu Antoni Macierewicz opisuje, jak ta brzydka TVN w relacji z posiedzenia Sejmu (24.01) ośmiesza prawdziwych Polaków, czyli katolików. Przed rozpoczęciem obrad w tym dniu wiceprzewodnicząca klubu LPR Anna Sobecka wyszła na mównicę i zaintonowała modlitwę "Ojcze nasz". Tymczasem - jak podkreśla skarżypyta Macierewicz
- w relacji TVN to doniosłe wydarzenie zostało tendencyjnie połączone z wyskokami posła Leppera zakłócającymi porządek i obrażającymi powagę Sejmu. Macierewicza oburzyło także, że TVN nazwała zachowania Sobeckiej i Leppera
- szczytem absurdu. Tu zgadzamy się z Macierewiczem. Zdewociały i plebejsko-wulgarny Sejm to żaden absurd, to Polska właśnie. (AND.)
KSIĄDZ GEJ ZAMORDOWANY
16 lutego zmarł w wyniku odniesionych obrażeń ksiądz Jarosław R, wikary parafii w łódzkiej Ko-chanówce i duszpasterz pobliskiego szpitala psychiatrycznego. 13 lutego został brutalnie pobity na jednej z "pikiet" - popularnym miejscu spotkań homoseksualistów. Duchowny gej był już w przeszłości szantażowany przez młodzieńców, których nieostrożnie zapraszał do swojego mieszkania. (A.C.)
SZATAŃSKA MACICA
Zapłodnienie "in vitro" dla współczesnej medycyny to już standardowy zabieg. Watykan nadal go potępia (tak jak sto lat temu np. szczepienia ochronne...) - nie dostrzegając, że dzięki tej metodzie na całym świecie tysiące małżeństw, które nie mogły mieć dzieci, cieszy się potomstwem. Ostatnio Amerykanie przeprowadzili eksperyment, który udowodnił, że ludzki embrion może rozwijać się w sztucznych warunkach, poza organizmem matki. Kościół ma więc teraz nowy doktrynalny orzech do zgryzienia, któremu na imię "sztuczna macica". Radio Watykan eksperyment nazwało czynem, który "nie tylko narusza normy bioetyki, ale jest wyrazem nieliczenia się z relacją psychiczną między matką i dzieckiem ". Z kolei wiceprezes Papieskiej Akademii Życia., bp Elio
Sgreccia (na zdjęciu), uważa, że odpowiedzialni za "sztuczkę laboratoryjną" powinni być ścigani przez prawo, gdyż prokreacja człowieka dokonuje się tu nie tylko poza aktem miłosnym rodziców, ale i poza ciałem kobiety!
Coś nam się tu nie zgadza. Nauka zmierza przecież do wyeliminowania seksu z prokreacji. To odwieczne marzenie doktorów Kościoła! Kobieta była dla nich zawsze jedynie "naczyniem grzechu"! Za sto lat, gdy już upowszechni się "sztuczna macica", znajdziemy się w świecie jak z "Seksmisji" - i nareszcie wszyscy będą mogli już bez przeszkód "żyć po katolicku". (G.K.)
HITLERZE, WRÓĆ!
Radny miasta Torunia - Roman Półtorak (członek AK - Akcji Katolickiej, działacz "Solidarności", patrz foto) zabłysnął inteligencją na arenie ogólnokrajowej. W liście opublikowanym na łamach Rydzykowej gazetki publicznie protestuje przeciwko corocznemu upamiętnianiu wyzwolenia miasta spod niemieckiej okupacji przez Armię Czerwoną. Jego zdaniem, przyzwoitego Polaka obraża dekorowanie flagami państwowymi tego dnia budynków państwowych, szkół i wyższych uczelni.
Rzeczywiście, po przejęciu władzy komuniści dopuścili się wielu niegodziwości, ale teza Pół-toraka, że "dzień wygnania hitlerowskiego okupanta był najczarniejszym dniem w historii miasta " to naszym zdaniem nie tyl-k o
draństwo, ale dowód niepokojącego stanu umysłu. (A.Karw.)
BEZ WAZELINY...
Z propozycją osobliwego rankingu wyszła do swych czytelników dolnośląska "Gazeta Wrocławska". Dziennik zaproponował wybór ulubionego księdza, takie zawody Mister Sutanny. Na drukowanych kuponach można wpisać nazwisko milusińskiego i wysłać do redakcji, gdzie postawiony zostanie kolejny krzyżyk przy kandydacie. Nie trzeba przy tym jednak motywować wyboru, ani też podawać swoich prawdziwych danych. Świecka niby-gazeta daje więc pole do popisu przykościelnym dewotkom, gotowym iść do piekła za tym jednym, jedynym, pachnącym, pączusiem ślicznym... (P.P.)
REKOLEKCJE NA KORSYCE
szy Ruch Domowego Kościoła organizuje w drugiej połowie czerwca rodzinne wczasy rekolekcyjne... na Korsyce! Przez pierwszy tydzień uczestnicy mają doskonalić się religijnie, po to by w drugim móc już do woli oddawać się słodkiemu lenistwu, podsmażaniu boczków i zwiedzaniu. Na pewno nie są to jednak rekolekcje dla ubogich. Po pierwsze - na Korsykę trzeba dotrzeć własnym sumptem, po drugie - koszt pobytu szacuje się na około 1700 złotych od osoby. Czy rzeczywiście jest to więc aż taka atrakcja? Później już tylko pasterka na Wyspach Bożego Narodzenia i lany poniedziałek na Wyspie Wielkanocnej. (A.K.)
BARDZO ŚMIESZNE!
Na łamach "Naszego Dziennika" o osobach o innej orientacji seksualnej mówi się per homosie lub zboczeńcy. Autorka Zuzanna Rajska drży ze strachu o dobro dzieci, które mogłyby być wychowywane przez pary homoseksualne, chociaż projekt Joanny Sosnowskiej (na zdjęciu) zupełnie nie zajmuje się tą sprawą. Jeżeli rydzykowcy tak się boją o dzieci i straszą rodzicami tej samej płci, to dlaczego nie oburza ich występowanie sióstr zakonnych o status rodzin zastępczych - przecież zdecydowanie jednopłciowych ("FiM" 2/2002). Jak widać, nie o dobro dzieci tu chodzi, tylko o słuszność lub niesłuszność rodziców lub opiekunów. (A.Karw.)
Opublikowany w lutym br. watykański "Rocznik papieski", opracowany przez Centralne Biuro Statystyczne Kościoła, podaje, że na świecie jest 1 mld 50 min katolików. Natomiast najnowsze, jeszcze ciepłe wydanie amerykańskiego "Catholic Almanac 2002" donosi, iż na świecie żyje 1 mld 33 min 129 tys. katolików.
Drobiazg, różnica wynosi jedynie 16 min 871 tys.!!! Jednak to tak, jakby dodać bądź ująć połowę katolików mieszkających w Polsce.
Czyżby zatem Amerykanie uwzględnili to, czego kler katolicki w Polsce nie chce przyjąć do wiadomości, czyli różnicę między osobami ochrzczonymi, a rzeczywistymi wyznawcami katolicyzmu? (A.K)
NAWRACANIE NA CHIŃCZYKA
Katolicy w Chinach dzielą się na dwie grupy: legalnie działające od 1957 r. (i kontrolowane przez władze) Patriotyczne Stowarzyszenie Katolików Chińskich oraz podziemne struktury kościelne podległe Watykanowi, prześladowane przez komunistów. Obecnie przebywa w aresztach 53 watykańskich duchownych, w tym kilku biskupów. Pekin winą za napięte ostatnio stosunki z Watykanem obciąża Papę, który kanonizował 120 męczenników uznawanych w Chinach za "przestępców" i "zdrajców" współpracujących z kolonizatorami. Prowokacyjna dla władz była też data kanonizacji - 1 października - dzień święta narodowego komunistycznych Chin. Pekin stoi na stanowisku, że Watykan nie może ingerować w wewnętrzne sprawy chińskie "nawet wtedy, gdy ucieka się do pretekstu, że chodzi o kwestie natury religijnej". (G.K.)
POLICJA NA ŁOWACH
17.02 TVP1 wyemitowała kolejny odcinek telenoweli dokumentalnej o pracy policji pt. "Prawdziwe psy". Tym razem mogliśmy zobaczyć, jak śledczy policji kryminalnej nazywają homoseksualistów "pedałami" i "ciotami". Na Dworcu Centralnym w Warszawie urządzają łapanki na niewinnych ludzi, traktując ich gorzej niż handlarzy narkotyków. Czyżby tego nauczono policjantów na licznych pielgrzymkach na Jasną Górę? (A.C.)
TOTALNY FAJANS
Stary trubadur Krzysztof Krawczyk, znany jest od lat z bezkrytycznego umiłowania kruchty. Namiętnie i przy każdej okazji podpiera też Kościołem swoją przy-blakłą karierę. Ostatnio pan Krzysztof wspólnie z jednym z warszawskich biur podróży firmuje kilkudniowe wycieczki do Częstochowy i Lichenia (skan poniżej). A że w przyrodzie nic nie ma za darmo, p. Krzysztof każdemu z uczestników pielgrzymki serwuje dodatkowo prezent w postaci kasety ze swoimi przebojami. Licheń i Krawczyk... Boże, zmiłuj się! (R*P>)
Kościół chwyta się każdego sposobu, aby swoje nauczanie uczynić choć trochę mniej nudnym - i mniej tanim rzecz jasna. Diecezja sosnowiecka postanowiła raz na zawsze zerwać z rekolekcyjną sztampą. Tamtej-
NOWOŚĆ JEDNORAZOWA SUPEROFERTA WYCIECZKA DWUDNIOWA
CZĘSTOCHOWA-LICHEN
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
Nr 8
!2 - 28 II 2002 r.
UOP A AFERA SALEZJAŃSKA
Coraz bardziej Bosko
Gdy opisywaliśmy aferę Fundacji Pomocy dla Młodzieży im św. Jana Bosko w Lubinie, wyszła sprawa tajemniczych zakupów dokonywanych przez Zakłady Górnicze "Rudna" od fundacji ks. Ryszarda Matkowskiego. Rezolutny kapłan reklamował się nawet w Internecie (www.janbosko.org.pl): "Jesteśmy jedynym przedstawicielem na Polskę włoskiej firmy elektrycznej Palazzo-li. Fundacja posiada dział elektryczny, który świadczy usługi w zakresie prac instalacyjnych i kontrolno-po-miarowych ".
czytniki linii papilarnych czy szyby zabezpieczone przed laserowym podsłuchem, sprawiają, że w siedzibie zarządu można się czuć jak w fortecy CIA. Koszty zabawy w Jamesa Bonda zostały oszacowane na 20 milionów złotych. Prezes Krzemiński dał dorobić uznanemu specjaliście od podsłuchów i szpiegostwa, jakim jest jeden z byłych szefów UOP - generał WIKTOR FONFARA (na zdjęciu). Pan generał - ten od afery Oli-na - brał kasę jako... konsultant do spraw wdrażania systemów zabezpieczających.
Jeśli UOP-ek Fonfara i ksiądz Fonfara są krewnymi (co potwierdzili reporterowi "FiM" uczciwi księża), to z krajowego wymiaru afery fundacji Bosko robi się zadyma międzynarodowa.
FONFARA... Abstrahując od kwestii moralnych i reguł prawa kanonicznego na temat zarabiania prywatnego szmalu przez kapłanów, jeszcze ciekawsza wydaje się
zbieżność nazwisk
- ks. Fonfary i gen. Fonfary. Zupełnie tak samo, jak wiceprezydenta Lubina Daniela CYGANOWSKIEGO
i jego syna - poprzedniego wiceprezesa fundacji Bosko.
Czy zbieżność nazwisk księdza i oficera UOP-u jest przypadkowa, można wątpić, gdyż ksiądz Fonfara nieco dziwnie zachowuje się wobec dziennikarza. Już przy pierw-
się stać polityczną bronią do rozliczeń z poprzednimi szefami służb specjalnych? Przecież udowodnienie wspólnych interesów środowisk zbliżonych do specsłużb z Pruszkowem może być politycznym skandalem na wielką skalę... Znacznie więcej rozsądku i uczciwości przejawiają za to koledzy ks. Marka z plebanii. Podczas rozmowy reportera z proboszczem - ks. Ryszard zatrzymuje się i mówi po chwili zastanowienia:
- Ksiądz Marek mówił mi coś o swoim krewnym w UOP-ie. To ktoś na wysokim stanowisku, chyba ma na imię Wiktor.
Po krótkiej rozmowie z duszpasterzem można dojść do wniosku, jak
Tu zaczyna się najciekawszy wątek międzynarodowej afery z podtekstami politycznymi. Dlaczego międzynarodowej - tłumaczą doniesienia dolnośląskiej prasy: " Oto we Włoszech, w tajemniczych okolicznościach zginął jeden z byłych funkcjonariuszy SB - pan Rz., ścisłe od pewnego czasu współpracujący z fundacją. Mówiło się, że nie był tylko łącznikiem w załatwianiu wielu tajnych interesów, ale także swoistym bankiem informacji, czyli mówiąc prozaicznie
za dużo wiedział.
Podobno upadł tak nieszczęśliwie, że rozbił sobie tył czaszki o kamień. W tej sprawie prowadzi się intensywne śledztwo przy udziale włoskiej policji. Zachodzi bowiem uzasadnione podejrzenie, że mężczyzna ten został zabity, a wypadek upozorowano" ("Nowa Gazeta Lubińska", 15.08.2001 r.). Od naszych informatorów wiemy, że wiele wątpliwości budziła procedura sprowadzenia ciała do kraju i zaniechania sekcji zwłok, gdyż " nie można było otworzyć zaplombowanej trumny ze zwłokami"...
Po zmianie władzy w kraju, w "Polskiej Miedzi" miejsce protegowanego przez prawicowców prezesa Mariana K. zajął Stanisław Speczik. Wszystko miało posmak skandalu, okraszonego wsadzeniem do aresztu jednego z wiceprezesów "P.M." oraz postawieniem zarzutów prokuratorskich samemu eks-prezesowi Marianowi K. W szufladzie jednego z wiceprezesów znaleziono umowę przekazania na rzecz fundacji Bosko kwoty miliona złotych na zakupy we Włoszech...
Nowy prezes wygadał się dziennikarzom, iż zabezpieczenia elektroniczne przeciw podsłuchom, jakie zainstalowano w firmie na polecenie poprzedniej ekipy, są znacznie lepsze nawet od stosowanych obecnie przez UOP! Kamery w suficie,
Powstały podejrzenia, czy działania generała WIKTORA FONFARY nie były - poprzez "Polską Miedź" - powiązane z działaniami ściganego księdza Ryszarda. Teraz już wiadomo, że samochodami Fundacji im. św. Jana Bosko ksiądz doktor przywoził regularnie do Polski sprzęt elektroniczny z Włoch i sprzedawał go kombinatowi miedziowemu, gdzie po kilku dniach tenże był złomowany jako nie spełniający polskich norm technicznych... O takich szczegółach, jak prowadzenie transakcji przez "spółki-słupy" z Jeleniej Góry, gdzie przypadkowo udziałowcem był pracownik fundacji i zięć głównego inżyniera energetyka Zakładów Górniczych "Po-lkowice-Sieroszowice", nawet nie warto wspominać...
Są rzeczy ciekawsze.
10 grudnia 2000 roku - pod numerem 014111 - została zarejestrowana firma "U MIRKA". Ta tajemnicza spółka cywilna zajmowała się działalnością: "Handel obwoźny artykułami przemysłowymi pochodzenia krajowego i zagranicznego, usługi
szej wizycie uparł się zrobić mi zdjęcie - ponoć dla udokumentowania faktu wizyty reportera, zaś podczas kolejnej rozmowy ksiądz przez kilka minut nie chciał odpowiedzieć, czy jest z generałem spokrewniony.
- Czy ksiądz jest krewnym generała Wiktora Fonfary?
- A po co to panu? Kto pana prosił, aby się tym zajmował?
- Jeszcze raz pytam, czy jest ksiądz krewnym generała Wiktora Fonfary z UOP?
- To ja z panem urywam rozmowę.
Czyżby dlatego, że fakt powiązania swego wspólnika
transportowe, im-port-eksport". Właścicielami byli... ksiądz dr Ryszard Matkowski oraz ksiądz MAREK
z przestępstwami mafijnymi i milionowymi wyłudzeniami z banków może
wiele krzywdy we własnym środowisku zrobiły prywatne interesy
księży hochsztaplerów.
Trudno oddać wielkie zakłopotanie i wstyd uczciwych księży z wieloletnim dorobkiem, dla których działania młodych wilków w sutannach nie mają nic wspólnego z powołaniem. Ksiądz Ryszard przyznaje, że kilkakrotnie podpisywał dokumenty związane z braniem kredytów:
- Tak naprawdę to nikt nie wiedział, co Ryszard robi - nawet ksiądz proboszcz. A teraz taki wstyd...
Wrocławska prokuratura nie chce mieć nic wspólnego z wyjaśnianiem sprawy koligacji i wspólnych interesów: "Polskiej Miedzi", księdza hochsztaplera, mafiosów, czy nawet dwóch panów o jednakowym nazwisku.
- Od strony procesowej nie mamy powodu zajmować się sprawą koligacji rodzinnych. To wykracza poza treść złożonego zawiadomienia o przestępstwie - dotyczącego sprawy wyłudzeń w bankach - tłumaczy się prokurator Marek Ratajczyk.
Skoro tak podanej na tacy informacji dziennikarskiej nie chce wykorzystać prokurator z wydziału przestępczości zorganizowanej - to komu w takim razie należy ją przekazać?
DARIUSZ JAN MIKUS Fot. PAP/CAF - Wojtek Stein
Właśnie rozpoczęły się aresztowania w sprawie wyłudzenia z banków wielomilionowych kwot pod pretekstem zaciągania kredytów dla kościelnych fundacji salezjańskich.
Jako pierwszego zatrzymano dyrektora Kredyt Banku w Legnicy, Tadeusza H., którego niecni celnicy zatrzymali na przejściu granicznym w Zgorzelcu. Pan dyrektor był na tyle naiwny, że zaufał bezgranicznie ks. dr. Ryszardowi Matkowskiemu z Fundacji św. Jana Bosko w Lubinie i jego znajomym: Mirosławowi M. - biznesmenowi z Lubina i Ryszardowi Cz. - współwłaścicielom krakowskiej firmy maklerskiej CFJ. Ci ostatni, od czasu aresztowania, uparcie twierdzą, że wina leży po stronie klechy, który wymyślił cały numer i namówił ich na finansowy przekręt.
Szczury
~- uciekają
Sam ksiądz Ryszard najpierw absolutnie nie miał ochoty rozmawiać o sprawach fundacji, a potem nagle zniknął. Po telefonie do rodziny - jak też z innych źródeł - dowiedzieliśmy się, że "padre Ricardo" nagle opuścił ojczyznę i znalazł opiekę we Włoszech. Prawdopodobnie modli się o odpuszczenie win, a modli się zapewne w niewielkim państwie w centrum Rzymu.
A jest to dziwne, gdyż została już wszczęta procedura wydalenia ks. dra Ryszarda Matkowskiego z zakonu salezjanów, zaś oni sami -jak powiedział ich radca prawny mec. Krzysztof Wyrwa - złożyli na ks. Matkowskiego doniesienie do prokuratury.
Informacje te mógł potwierdzić Główny Inspektor Salezjanów ks. Franciszek Krasoń, ale pod koniec stycznia okazało się nagle, że ks. Franciszek - podpisujący niektóre poręczenia dla ks. Ryszarda - jest nieobecny w Inspektoracie Salezjańskim we Wrocławiu. Podobno przebywa w Niemczech. Jest to o tyle dziwne, iż od połowy stycznia były publikowane informacje prasowe o aresztowaniach mających nastąpić wśród kleru...
D.J.M.
Nr 8 (10
22 - 28 II 2002 r.
F^KTYn
INJ
POLSKA PARAFIALNA
Tuż obok tarasowego wejścia na jeden z peronów dworca kolejowego w Częstochowie leży brudny, obdarty włóczęga. To jego stałe miejsce. Pozostałe zakamarki oblegają inni, podobni jemu. Na pierwszy rzut oka wygląda, jakby skończył 60 lat, w rzeczywistości ma dopiero 34. Z twardego, betonowego legowiska kloszard patrzy na oszklone ściany pomieszczenia, w którym nad drzwiami widnieje napis "Przyjdź do Jezusa". Przyjść jednak nie może.
Na cztery spusty
Cofnijmy się trochę w czasie. Jest rok 1994. Zaledwie rok upłynął od dnia uroczystego otwarcia Głównego Dworca PKP w Częstochowie - uznawanego wówczas za jeden z najnowocześniejszych w Europie - a znowu zagrzmiały fanfary i zabiły dzwony. Podniosły nastrój podsycali przedstawiciele
CZĘSTOCHOWSKIE MIGAWKI
Jezus czeka
nadaremno
Puste kościoły, zamknięte kaplice,
brak wiernych... Czy to koszmarny sen
proboszcza? Antycypacja przyszłości?
Być może, ale nie na
częstochowskim dworcu.
W samym sercu polskiego katolicyzmu.
Kurii Metropolitarnej z arcybiskupem Stanisławem Nowakiem na czele oraz delegacją władz miasta. Okazją stało się otwarcie na dworcu kolejowym filii Parafii Rzymskokatolickiej Narodzenia Pańskiego pod psotną nazwą - Kaplica Dworcowa. Przydługawy tytuł kaplicy - "Pod wezwaniem Rafała Archanioła, Katarzyny i Krzysztofa" - to tylko część dowcipu. Mimo że upłynęło sporo lat, nadal nie jest znany cel przeznaczenia lokalu. W założeniach pomieszczenie z ołtarzem miało być dostępne dla każdego przechodnia odczuwającego potrzebę modlitwy. W rzeczywistości zaś podróżny zagląda jak pies do jatki. Solidne zamknięcie informuje, że goście są niepożądani. Drzwi kolejowej świątyni nie sforsują nawet fanatycy Radia Maryja, są bowiem okręcone masywnym łańcuchem od krowy i zabezpieczone ogromnych rozmiarów kłódką. Ponoć
klucz można otrzymać od dyżurnego ruchu, ale o tym wie tylko dyrekcja PKP w Częstochowie, a przecież wystarczyłaby malutka kartka na drzwiach.
A swoją drogą - skoro kolejarzy obarcza się odpowiedzialnością za funkcjonowanie kaplicy, to nic dziwnego, że pociągi mają takie opóźnienia. Maraton lekkoatletyczny po dworcu w poszukiwaniu klucza nie interesuje objuczonego bagażami przyjezdnego. Jedyni na-paleńcy to bezdomni, dla których wejście do kaplicy jest, niestety, zakazane.
Darowizna PKP
Częstochowska kaplica nie jest jedyną w Polsce, ale z pewnością zajmuje największą powierzchnię.
Ponad 50 mkw. podejrzeć można jedynie przez szpary w malowidłach na przeszklonych ścianach (zdjęcie po lewej). Wizerunki świętych skrzętnie skrywają tajemnice kilku drewnianych ławek i prowizorycznego ołtarza. PKP nic do tego nie ma - taka mała kolonijka pod jurysdykcją Watykanu.
Główne obowiązki zaczynają się i kończą na egzekwowaniu należności czynszowych. Dla porównania: w tym miejscu lokal o podobnym metrażu to koszt ok. 1,5 tys. zł miesięcznie. Stąd ogromna rotacja. Jednego dnia przechodzimy obok sklepiku z prasą, by następnej doby ujrzeć puste ściany. A na dworcu w Częstochowie było już prawie wszystko, od fryzje-

i B i ' 1- - Ś'

Zamknięta na cztery spusty kaplica dworcowa
ra po bary szybkiej obsługi. Ten kto nie płaci za użytkowaną powierzchnię, musi ją opuścić. Wydawałoby się więc, że reguły ekonomiczne obowiązują wszystkich najemców bez wyjątku. I tu niespodzianka.
Nigdy, ale to przenigdy częstochowska Kuria czy centrala agendy - Parafia Narodzenia Pańskiego nie wpłaciły do kasy PKP nawet złotówki za korzystanie z lokalu. Sąsiedzi, czyli salon gier, kiosk z napojami i prasą, stoisko z hot dogami powinny czuć się dyskryminowane. Nikt z najemców, a nawet z pracowników PKP nie śmie jednak poruszyć tego tematu otwarcie.
Działalność non profit
Zwolnienie z czynszu, choć jest posunięciem ze szkodą dla firmy, usprawiedliwia się nieko-mercyjną działalnością kaplicy. Puszka na datki przeczy owym argumentom. Gdyby tak chociaż z niej wybierać na czynsz na zadłużoną PKP.
Włóczęga wbija wzrok w ziemię. Zgrabne nogi w eleganckich bucikach, za chwilę masywne buciory żołnierskie i co jakiś czas kapuśniaczek kolorowych tenisówek jakiejś szkolnej wycieczki - obrazy połączone z odgłosami: tup, tup, łup, łup. Niezapomniany widok ludzkiego nieszczęścia kłóci się z miłosierdziem chrześcijańskim. I efekciarski napis na drzwiach kaplicy: "Jezus czeka. Wstąp na chwilę". Jednak z zaproszenia Jezusa nikt nie skorzysta.
RENA RUSZOWSKA Fot. Autor
Arcyksiążę, czerwony beret Życiński intensywnie przygotowuje swoich poddanych do obchodów 200-lecia jubileuszu archidiecezji lubelskiej. I chociaż balanga zaplanowana jest dopiero na 2005 rok, przygotowywania prowadzone są od kilku miesięcy na skalę niebywałą.
Lubelska kuria nie ukrywa nawet, że jedynym źródłem finansowania tego przedsięwzięcia mają być ofiary od wiernych. Według statystyk Kościoła zrzutkę powinno zrobić jakieś 1 028 407 duszyczek. Zakup klimatyzowanych limuzyn oraz inwestycje w dochodowe nieruchomości, to tylko niektóre z jubileuszowych najpilniejszych potrzeb. Zaplanowano też m.in. masową akcję restaurowania ołtarzy o... "nikłej wartości artystycznej "\ Z kościelnego krajobrazu znikną ponadto prowizoryczne stoli-kopulpity. W ich miejsce, kosztem setek tysięcy złotych, kuria planuje przywrócić stałe ambony.
W wielu nowo powstałych świątyniach rzekomo źle usytuowane są tabernakula. Więc co? Więc psychologowie w sutannach przekonują, że
Kaplica w Puławach wzorowana na rzymskim Panteonie
trzeba to natychmiast zmienić, gdyż " błędna lokalizacja nie sprzyja adoracji i skupieniu "\ Podobnych idiotyzmów jest zresztą o wiele więcej.
Cenzura
do grobowej deski
Jubileuszowe osobliwości wymyślone przez lubelskich pasterzy dotyczą też cmentarzy. Już teraz zakazuje się rodzinom umieszczania na grobach zmarłych katolików " napisów i symboli, które tchną beznadziejnością, rozpaczą czy też pogańską wizją życia pozagrobowego "\ Kościelnej cenzurze zostanie poddana treść nekrologów
podawanych w prasie i na klepsydrach. Mają one być teologicznie poprawne i zgodne z dewizą Kk, że przez śmierć życie człowieka wierzącego "zmienia się, ale się nie kończy". Innymi słowy, śmierć kogoś bliskiego ma być powodem do radości - jak u niektórych ludów pierwotnych.
Ks. Czesław Kr ako wiak,
przew. Archidiecezjalnej Komisji Liturgicznej, w "propozycjach pastoralnych " uważa, że obchody zaplanowane na 2005 r. powinny się opierać na nauczaniu Największego Polskiego Podróżnika - J.P.II oraz II Synodu Diecezji Lubelskiej.
Milczenie jest złotem
Szef AKL zwraca się do księży, organistów, lektorów i kantorów, by w większym stopniu zadbali o "kulturę i piękno " liturgii. Jego zdaniem, dotychczasowe sprawowanie tych
Biba u Józefa
funkcji nierzadko uwłaczało powadze świątyni.
Tu akurat zgadzamy się w całej rozciągłości. W miejscu celebracji - wiernych często rażą podobno niechlujne szaty kapłanów, brudne naczynia, obrusy i wyświechtane księgi. Podczas zgromadzeń daje się też odczuć niewłaściwy dobór tekstów i muzyki oraz... niski poziom artystyczny wykonywanych pieśni. W wielu przypadkach ołtarzowi wodzireje nie zachowują w czasie mszy przewidzianego kodeksem milczenia odwalając robotę na wyścigi. Jako novum z okazji jubileuszu wierni mają przystępować do komunii proce-syjnie. W wielu lubelskich parafiach
w soboty zostaną wprowadzone msze niedzielne. Częstsze obcowanie z ludem ma umożliwić sutannowym zebranie większych funduszy na bibkę u złotoustego metropolity. Idąc tym tropem, już nie wykluczamy, że wkrótce - edyk-tem biskupa - wtorki obchodzić będziemy w czwartki.
Intensywniej niż do tej pory urzędnicy Kościoła mają zachęcać narzeczonych do obrzędu zaręczyn, a małżonków do obchodzenia kolejnych rocznic. Hojność jubilatów względem Kościoła jest w tym dniu, rzecz jasna, mile widziana.
Ks. Krakowiak twierdzi, iż wielu księży "dopuszcza się zadawania pokut nie dostosowanych do wieku, zawodu i stanu penitentów". Nie sprawdzaliśmy, jaką pokutę może dostać dziennikarz "FiM"...
Dobić umarlaka
Na dwóchsetlecie archidiecezji, we wszystkich sanktuariach zostaną powołane centra medytacyjno-pokut-ne, gdzie za odpowiednią opłatą pątnicy będą mogli oczyścić swoją duszę w zupełnym spokoju. Ks. Krakowiak namawia lubelskich pasterzy, by szczególną troską otoczyli chorych i pomagali im przezwyciężyć "zabobonne uprzedzenia do ostatniego namaszczenia". Apeluje
Oj będzie z kogo doić. Liczba mieszkańców przynależnych do archidiecezji wynosi 1 087 539, przy czym - jak podają sami kościółkowi - 1 028 407 to rzymscy katolicy! Wynik, chociaż tylko na papierze, iście imponujący. Obecnie funkcjonuje tam 25 dekanatów, których zapleczem tech.-adm. jest 245 parafii. W strukturach archidiecezji znalazło robotę ponad 820 księży poborców. Diecezja lubelska została utworzona w roku 1805 przez papieża Piusa VII (bullą "Ouemadmodum Romanorum Pontificum").
też do wierzących lekarzy i pielęgniarek, aby współdziałali z Kościołem! Współpraca miałaby polegać na informowaniu cierpiących o powadze ich choroby i - w związku z tym - o potrzebie wezwania kapłana z ostatnią posługą (sic!). Pracownicy pogotowia będą więc mieli od tej pory do wykonania dwa telefony. Jeden do zakładu pogrzebowego, drugi po księdza. Nie trzeba dodawać, jak zbawienny wpływ na zdrowie chorego ma zaopatrzenie go na tamten świat...
MIROSŁAW CHŁODNICKI Fot. Autor
Dl
POLSKA PARAFIALNA
FAKTY
Nr 8 (1031
!2 - 28 II 2002 r.
Czarność widzę
Dwa miliony złotych. Tyle z budżetu Rzeszowa (oficjalnie) wypłynęło dotacji dla Kościoła rzymskokatolickiego. Można by za tę kwotę żywić przez cały rok 3000 głodnych dzieci. Tylko po co? Głodni smarkacze nikogo w wyborach nie poprą, a najedzeni księża... i owszem.
W latach 60. i 70. Rzeszów był znany ze swoistego rekordu: otóż istniało tu najwięcej w Polsce POP. Młodszym Czytelnikom spieszymy przypomnieć, że skrót nie dotyczy w tym przypadku duchownego w kościele prawosławnym, tylko Podstawowej Organizacji Partyjnej (PZPR). POP zakładano nie tylko w dużych zakładach pracy, nie tylko w średnich przedsiębiorstwach, nie tylko w małych firmach, ale nawet pisuardesy (popularne babcie klozetowe) stworzyły własną Podstawową Organizację Partyjną miejskich szaletów - o czym zresztą krążyły dowcipy. Krótko mówiąc, tzw. upartyjnienie społeczeństwa doprowadzało do nieustającej euforii najpierw Bieruta, później Gomułkę, a jeszcze później Gierka.
Natura nie zna jednak próżni, a neofityzm jest narodową chorobą Polaków - przynajmniej tych z Galicji wschodniej. To, co kiedyś było najczerwieńsze, teraz stało się najczarniejsze z czarnych. Nawet wściekłość Polaków wywołana psychodelicznymi rządami buzkowców, wściekłość, która pogrążyła w politycznym niebycie AWS, niekoniecznie dotyczyła Rzeszowa. Boć to stąd - kuchennymi schodami - dostali się do parlamentu: intelektualista Wrzodak, przesympatycz-ny Jurek i złotousty Janowski.
Ale jednego grodowi nad Wisłokiem odmówić nie sposób - uczciwości mianowicie. Władze miasta, sterowane twardą ręką przez kler katolicki, wprost bowiem przyznają, na co przeznaczają społeczne pieniądze i niczego nie owijają w bawełnę. Brawo!
No... jak myślisz, Szanowny Czytelniku, na co gród Rzęcha - w którym bieda aż piszczy, w którym zakłady pracy upadają jeden po drugim, gdzie nawierzchnia ulic przypomina ser szwajcarski, a budownictwo komunalne praktycznie nie istnieje - wydaje kasę? Oczywiście nie zgadniesz, więc w celu przybliżenia Ci tej wiedzy postaraliśmy się o egzemplarz opasłego tomu pod tytułem:
"Budżet Miasta Rzeszowa" za rok 2001.
Cóż my tam widzim, proszę wycieczki: ano to na przykład, że miasto Rzeszów (jak mało które) jest mecenasem nauki i przeznacza 50 000 złotych na instytut. Oczywiście warunek musi być taki, że jest to Instytut im. Jana Pawła II. Aby jednak zdrowa część narodu mogła się in-stytuować, trzeba kształcić smarkaczy, i to od pieluch. Wiedzą o tym mądre władze grodu nad Wisłokiem, więc płacą: na przedszkole przy parafii św. Judy Tadeusza - 15 250 zł
na przedszkole św. Józefa - 64 460 na przedszkole przy parafii Matki Bożej -jakiejś tam 81 tys. itd., itd.
Jednak jak już gówniarze się pouczą, to muszą mieć gdzie spać. "Proszę bardzo", cieszy się władza i wręcza 157 824 zł internatowi im. Jana Pawła II. Szczeniaki muszą też ćwiczyć tężyznę fizyczną. W tym celu najlepsza jest turystyka rowerowa. Wszak Kościół jest bardzo z pedałami związany, przeto dostaje od miasta forsę na pielgrzymki rowerowe na Jasną Górę i do Debreczyna!
Najbardziej przerąbane mają jednak w Rzeszowie pijacy. Nie wiem, czy gdzieś w Polsce jest drugie miasto, które miałoby tyle organizacji antyalkoholowych. Aż strach sobie golnąć. Niemal wszystkie te organizacje są święte i przykościelne. Wszystkie też wyciągają łapę po miejski grosz. I, oczywiście, nigdy z pustą łapą nie odchodzą: Fundacja im. Jana Pawła II "Wrastanie" - 67 800 złociszy do łapki, parafia Chrystusa Króla - 22 tys. dudków, Stowarzyszenie Rodzin Katolickich - 22 750 PLN, parafia Judy Tadeusza - 22 500 zł, Kat. Stów. Młodzieży, Stowarzyszenie "Tak życiu" (i jak widać "Tak forsie"), Stowarzyszenie Salezjańskie Don Bosco ("Doń" - to chyba od mafii...; ci raczej powinni dotować miasto) - wszyscy wołają kasy, kasy, kasy i nie jest to wołanie na puszczy bynajmniej.
Czy to już koniec? - pytasz zapewne zdumiony i trochę przerażony Czytelniku. Wała! To dopiero początek. Gdybym chciał przedstawić wszelkie dofinansowania z budżetu przebogatego Rzeszowa do ko-ściółkowych instytucji, musiałbym zadrukować cały numer "Faktów
1 Mitów" wraz z winietą.
Dość powiedzieć, że w całym budżecie 2001 r. jest 59 znaczących pozycji finansowych, z których forsa wycieka na Kościół katolicki. W sumie doliczyłem się kwoty
2 000 000 (dwóch milionów!) najnowszych polskich złotówek.
Luksusowa katedra wraz z przyległościami. Najokazalszy budynek w Rzeszowie
Cóż to oznacza? A to np., że statystyczna rzeszowska rodzina (wierząca, niewierząca, innego wyznania) musi oddać rocznie Kościołowi kat. - UWAGA! - 40 złotych. Oznacza to dalej, że za taką kwotę można by przygotować
800 tysięcy obiadów
dla najuboższych lub dokarmiać w szkołach codziennie przez cały rok
2800 głodnych dzieci. Wszyscy jednak wiedzą, że Rzeszów to kraina mlekiem i miodem płynąca, a forsy ma tyle w bankach, że wychodzi ona z nich przez kominy i doszło do tego, iż ściana jednego z miejskich skarbców uległa wybrzuszeniu... Np. całe szkolnictwo wyższe miasto rozpieszcza kwotą 300 tys. złotych (ponad sześć razy mniej niż dostaje się Kk). A niepełnosprawni i ich bolączki? Niech cholery siedzą w domu i się cieszą, bo dostaną całe 11 551 zł. (173 razy mniej niż idzie na Kk). Pisałem wcześniej, że miasto dba o tężyznę fizyczną i sport smarkaczy. Pewnie, że dba, bo przeznacza na wszelkiego rodzaju zawody sportowe zawrotną kasę 41 712 zł (50 razy mniej niż na Kk). Ale jak się szczeniaki nachodzą na dotowane pielgrzymki, to już i tak nie chce się im latać za piłką.
I na koniec jeszcze jedno: blisko 700-letni Rzeszów ma wiele zabytków (niekoniecznie kościelnych), w tym naprawdę urokliwy rynek ze starymi kamieniczkami i pełnymi tajemnic podziemiami. Na całą ochronę i konserwację zabytków Rzeszów wydał w ubiegłym roku 1 597 360 zł - a więc znacznie miej niż na ukochany Kościół.
Rzeszowianinie! Przyszły wyborco w wiosennych wyborach samorządowych! Poprzyj znów... poprzyj koniecznie kandydatów czarnej ka-toprawicy. Hasło "wszyscy do urn" w Rzeszowie może być zrealizowane dosłownie...
LIDIA SZENBORN Fot. archiwum
"Niechaj się stanie światłość! I stała się światłość". Czy to jest cytat z Księgi Rodzaju? Niekoniecznie. Jest to postanowienie rady miasta Krakowa. Ta bowiem zafundowała klerowi warte kilka milionów złotych kosztowne iluminacje kościołów.
W Polskim Państwie panuje powszechny kryzys i trwa łatanie dziury budżetowej, a koszty tego ponoszą już nawet żebracy. W Państwie Kościelnym na terenie Państwa Polskiego zwiększa się dobrobyt i przywileje, pomnaża ekstrawagancje. Pasożyt rośnie w siłę kosztem organizmu żywiciela. Kler nie tylko nie ma ochoty na płacenie realnych podatków, ale jeszcze serwuje sobie kosztowne zachcianki jak choćby iluminacje kościołów.
Bulwersuje fakt, że płacą za nie najczęściej zakłady energetyczne bądź miejskie urzędy, czyli my. Z jednej strony przeciętny obywatel ciuła z miesiąca na miesiąc, by nie odcięto mu prądu, a tymczasem władze wielu miast (np. Tych, patrz "FiM" nr
Idśnie oświecony Kraków
38/2001) ładują grube miliony złotych w bezsensownie wykorzystane megawaty. Płacą za wszystko - od dokumentacji projektu, jego pełnej realizacji, aż po utrzymanie i konserwację, czyli także za energię zużywaną do oświetlenia i wymianę zepsutego sprzętu.
Wkrótce Kraków będzie rekordzistą pod względem liczby iluminowanych kościołów w Polsce, a może i na świecie.
W ciągu jednego roku władze królewskiego grodu przeznaczają na założenie oświetlenia kościołów około pół miliona
złotych. Swoisty rekord rozrzutności padł w 2000 r. Wówczas włodarze grodu Kraka wyrzucili na rozświetlenie kilku kościołów aż 630 tys. zł. I stała się jasność przy kościele św. Piotra i Pawła, św. Anny, św. Andrzeja oraz u kamedułów na Bielanach. W ubiegłym roku rozświetlono kościoły zakonu dominikanów, misjonarzy, bernardynów, norbertanek na Salwatorze i kościół św. Idziego. Wydano z kasy miasta ok. 500 tys. zł. Najkosztowniejszą iluminacją, (jak podaje Biuletyn Zamówień Publicznych i Ofert Miasta) za 28.220,32 zł, była fanaberia zakonnic pod tytułem oświetlenie budynku klasztornego. Na 2002 r. rozpisano już nowe przetargi. Jak powiedział "FiM" Ryszard Kyrc, dyrektor Wydziału Oświetlenia i Iluminacji Zarządu Dróg i Komunikacji w Krakowie, w bieżącym roku miasto przeznaczyło 521 tys. zł na oświetlenie świątyń. Tym razem
blaskiem reflektorów najnowszej generacji zapłoną ubodzy franciszkanie oraz olbrzymi gmach kurii metropolitalnej i pałac (na zdjęciu) kardynała Franciszka Macharskiego.
Beztroskie rozdawnictwo pieniędzy podatników przez władze Krakowa, jak wynika z listów które otrzymujemy, bulwersuje mieszkańców. Woleliby - o dziwo! - mieć np. dobre drogi czy choć odrobinę bogatszą pomoc społeczną. Jak powiedziała nam Marta Chechelska z MOPS-u - sytuacja jest katastrofalna. Od dawna brakuje funduszy dla najuboższych krakusów. Tymczasem nawet niewielkie sumy mogą często uchronić przed życiowymi dramatami. Jak obliczyliśmy, za roczne wydatki miasta na kościelne iluminacje można by zaserwować (według miejskich stawek żywnościowych) aż 170 tys. obiadów. Jednak syty głodnego nie zrozumie.
Dla obecnych urzędników ważniejsze są kościelne fanaberie. Czy stać nas na efektowne oświetlenia, kiedy inni głodują? To oczywiste, że hierarchowie rzymscy wolą budować apoteozę swego bogactwa niż patrzeć, jak biedacy przeżerają "ich" pieniądze! Ale czemu Polacy muszą im w tym pomagać kosztem swoich ubogich braci? Przepych i bogactwo rzymskiego Kościoła widać doskonale, nie trzeba go podświetlać.
JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
Nr 8 (103^
- 28 II 2002 r.
MKTYfl
POLSKA PARAFIALNA
Dużo ostatnio hałasu wokół kościelnej kasy. Z jednej strony niektórzy parlamentarzyści (np. Krystyna Sienkiewicz) zaczynają coraz odważniej mówić o normalnym opodatkowaniu przychodów księży, z drugiej Kościół straszli-
zryczałtowany, kwartalny(!) podatek od przychodów. I tak: proboszcz w przeciętnej polskiej parafii (5-6 tys. duszyczek) zapłaci kwartalnie 508 złotych, czyli ok. 169 złotych miesięcznie. Wynika z tego, iż fiskus zakłada dochody proboszcza na 889,47 zł. Tymczasem ogólnie wiadomo, że
"każdy"? Bowiem na pierwszy (a nawet na drugi i trzeci) rzut oka wygląda, że "każdy" oznacza wszystkich z wyłączeniem księży. Sprawdźmy: SJP, str. 850: "każdy - wszelki bez wyjątku". Ooo! Do diabła, to zapewne jakiś antyklerykał, mason, Żyd lub cyklista napisał ten słownik.
No, ale napisał i taka wykładnia semantyczna obowiązuje i wynika z niej, że proboszcz Kowalski jest taki sam jak każdy inny Kowalski nie będący księdzem. Zadziwiające!
Brnijmy dalej. Mamy w Polsce "Ustawę o gwarancjach wolności sumienia i wyznania". Już sam jej tytuł jest wstrętny: jak to wolność wyznania? W katolickim kraju? Za ^M^M największego z pontyfikatów? Zgroza!
W rzeczonej ustawie /EG czytamy wstrząsający art.
wiadomo, że zostały osiągnięte, ale nie wiadomo, co stanowi ich źródło (...) " - czytamy w bardzo rzetelnym wydawnictwie pt. Przegląd Podatku Dochodowego.
Znów pospieszmy przełożyć ów zawiły język praw na potocz-ność. Załóżmy, że Kowalski (co ja się tak człowieka uczepiłem?) zarabia 2 tys. złotych miesięcznie - tak przynajmniej wynika z jego deklaracji podatkowych. Aż tu nagle nasz bohater nabywa drogą kupna nowiutkiego merca klasy "S". Taka bryka kosztuje ok. 400 tys. złotych, więc fiskus zamienia się w groźny znak zapytania następujący po pytaniu: skąd, Kowalski, wziąłeś taką kasę?!
Całkiem jasna jest w tym względzie wykładnia Naczelnego Sądu Administracyjnego: " O ile w postępowaniu podatkowym dotyczącym dochodu z nie ujawnionych źródeł zostanie stwierdzone podniesienie wydatków przekraczających znacznie zeznany dochód,
Władcy pierścieni
wie tupie nogami swoich hierarchów, że to zamach na "świętą własność Kościoła". Pomijając już absurdalność prawnego usytuowania terminu "święta własność", zobaczmy, co na temat praw i obowiązków WSZYSTKICH! obywateli mówią polskie ustawy.
Zacznijmy
od Konstytucji RP
Nawet średnio rozgarnięty posiadacz dyplomu ukończenia podstawówki wie, że konstytucja jest ustawą podstawową (zasadniczą) i żadne, podkreślam, żadne akty prawne nie mogą być tworzone, ani też pozostawać z nią w sprzeczności. Artykuł 8 tej ustawy nad ustawami mówi: "Konstytucja jest najwyższym prawem Rzeczypospolitej". Naturalna konsekwencja tego zapisu to powołanie Trybunału Konstytucyjnego, którego zadaniem jest badanie zgodności z konstytucją innych ustaw. A to, że TK działa co-sik wybiórczo, to już inna sprawa.
Nas jednak najbardziej interesuje w rozdziale I Konstytucji, w art. 32 zapis: " Wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne. Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym, GOSPODARCZYM z jakiejkolwiek przyczyny ".
Teraz przełóżmy to na język potoczny. Cóż może oznaczać owa "dyskryminacja w życiu gospodarczym"? Według Słownika wyrazów obcych termin "dyskryminacja" znaczy m.in.:
"ograniczenie w prawach ".
Ustawa z 20 listopada 1992 roku ustala, że księża płacą
proboszcz takiej parafii jest ostatnim nieudacznikiem, jeśli nie wyciągnie przynajmniej 6 tys. złotych miesięcznie. Przeciętnie zdolni zadowalają się kwotą 8 tys., a co obrotniejsi przekraczają 10 tys. złotych dochodu (patrz komentarz naczelnego).
No to ja mam teraz takie pytanie: z jakiej to, do diabła, przyczyny proboszcz Kowalski płaci dziesięciokrotnie mniejszy podatek niż obywatel Kowalski? Jeśli to nie jest niezgodna z konstytucją DYSKRYMINACJA GOSPODARCZA obywatela Kowalskiego, to ja jestem kanarek i zaraz będę ćwierkał.
Jeśli do tego dodamy znany fakt, że za duchownych składki ZUS opłaca państwo, czyli ja i Ty, Drogi Czytelniku, to dochodzimy do konstatacji, że proboszcz Kowalski jest rodzajem świętej krowy nadzwyczaj faworyzowanej przez cały system polityczno-eko-nomiczno-fiskalny naszej wolnej i niezawisłej Ojczyzny. Oczywiście mój tok rozumowania jest słuszny jedynie wówczas, gdy w Polsce ustawą zasadniczą jest konstytucja - nie zaś konkordat. Wiele jednak wskazuje, że konstytucja jest ustawą lenną wobec konkordatu - tak jak Polska wobec Watykanu.
Czy to już koniec naszych rozważań o konstytucyjnej równości człowieka wobec prawa? Ależ skąd. To dopiero początek, bo wczytując się dalej w treść ustawy zasadniczej, natrafiamy na art. 84, a w nim: "Każdy jest obowiązany do ponoszenia ciężarów i świadczeń publicznych, w tym podatków określonych w ustawie".
No to teraz pospieszyć trzeba do Słownika języka polskiego, aby dowiedzieć się - co to znaczy
Jeżeli zakupisz mercedesa klasy "S"
i Urząd Skarbowy skasuje cię
na 300 tys. PLN podatku, uciesz się,
bo to znak, żeś człek normalny.
Jeśli natomiast nie zapłacisz ani
grosza, wiedz, że normalny nie
jesteś, a najpewniej toś przestępca
lub (o Boże!) ksiądz.
12: "Duchowni oraz osoby zakonne (...) korzystają z praw i podlegają obowiązkom na równi z innymi obywatelami we wszystkich dziedzinach życia państwowego, politycznego, gospodarczego, społecznego i kulturalnego (...)". To już przestaje być zabawne i autorowi tych słów nie pomoże nawet spacer na czworaka do Częstochowy.
Ustawa jednak obowiązuje i już w pierwszej części tego opracowania wykazaliśmy, na ile jest skuteczna. Teraz wykażemy coś jeszcze ciekawszego.
W Polsce działają mało lubiane instytucje o nazwie Urząd Skarbowy i Urząd Kontroli Skarbowej. Są one zbrojnym ramieniem systemu podatkowego państwa i dbają o to, aby Kowalski oddał cesarzowi co cesarskie. Jednym słowem, ściągają podatki i ścigają takich, co to podatków płacić nie chcą
- w myśl rozumienia prawa
- zwykłych złodziei.
Nie raz i nie dwa instytucje te natrafiają jednak na: " (...) nie znane organowi podatkowemu źródło przychodów. Inaczej mówiąc, pod tym pojęciem rozumieć należy przychody, o których
na podatniku ciąży wykazanie, że wydatki te
znajdują pokrycie
w określonym źródle przychodów (...) ". Po polsku znaczy to tyle, że fiskus wzywa Kowalskiego i pyta podstępnie: Skąd, łobuzie, wziąłeś tyle kasy na nową furę?! Nieszczęśnik albo wyjaśnia, że np. znalazł pod szafą, albo milczy jak grób.
A teraz powiedzmy, że podobne autko kupuje sobie ksiądz Kowalski. Dodatkowo jeszcze spędza wakacje na Hawajach i ukończył budowę luksusowej plebanii z basenem w środku i kortem tenisowym na zewnątrz. Parafia liczy 5 tysięcy dusz, więc Urząd Skarbowy zakłada, że księżulo zarabia miesięcznie niecałe 900 złotych. Skąd więc proboszczunia było stać na
furę za 555 jego miesięcznych pensji?
Przecież na taki luksus musiałby pracować 46 lat nic nie jedząc, nie wydając na ciuchy, agencje towarzyskie, pokera i whisky! Czy US spróbuje zdobyć wiedzę na temat źródła księżych przychodów? Osobiście wątpię, jeśli nawet..., to rozmowa z urzędnikiem skarbów-ki wyglądałaby zapewne tak:
- Niech będzie pochwalony. Piękny ma ksiądz samochód, pewnie drogo kosztował?
- A co to ciebie, pętaku, obchodzi! Szoruj mi stąd i żebym cię więcej nie widział...
- Oczywiście, wasza najprze-wielebniejszość. Ja więcej nie będę, gorąco przepraszam za niestosowne pytanie i już sobie idę.
-No...!
Czy jednak Urząd Skarbowy w ogóle musi rozmawiać z księdzem Kowalskim i obywatelem Kowalskim?
Otóż nie musi,
a ich zamożność może ocenić (jak to określa NSA) na podstawie "znamion zewnętrznych zamożności".
Niewątpliwie takim znamieniem jest mercedes "S", jacht na Mazurach i wczasy na Hawajach. Gdy więc ob. Kowalski rozbija się bryką za kilkaset tysięcy złotych, to fiskus każe mu przybiec do US i w zębach przynieść forsę w kwocie 75 procent wartości samochodu, domu i jachtu. Jeśli jednak dobra takie nabywa ksiądz dobrodziej, to... nic się nie dzieje i włos mu z głowy nie spada.
I co to jest, do diabła? - zapytasz zdezorientowany Czytelniku. Jak to co? To jest właśnie konstytucyjna równość wszystkich obywateli wobec prawa. Równość posia-
J -m 1 MM ,r';."'ŚŚ i^, ł "Ś.ŚŚŚ '. -Ś: -.-(.'- Ś '*"'Ś' Ś.;.. '~:.f^:'i ŚŚ X \ ..ŚŚŚŚŚ Śf.
Mm * ii^i rrimiii
wSSl/ą ... ^^ Ś
CS '^"

Teraz fiskus albo przyjmuje jego wyjaśnienia za dobrą monetę, albo mówi: łżesz jak pies i wymierza mu od merca przewidziany prawem podatek. O tym za chwilę...
dacza fiata 126 p - Kowalskiego i władcy dusz oraz kutych w złocie pierścieni - prałata Jankowskiego. MAREK SZENBORN
Fot. Moryc
10
ZE ŚWIATA
FAKTYn
Nr 8
!2 - 28 II 2002 r.
Pedofil błogosławiony (cd.)
KORESPONDENCJA WŁASNA Z USA
Nie do wiary! Niemal co trzeci ksiądz w archidiecezji bostońskiej był pedofilem. Oto wynik dziennikarskiego śledztwa, które doprowadziło do największego w historii skandalu w amerykańskim Kościele.
Okazuje się, że koszmarna afera ujawniająca "duszpasterską działalność" księdza pedofila Geoghana otworzyła w USA puszkę Pandory. Pedofilski homoseksualizm księży nareszcie ujrzał światło dzienne, a opinia publiczna - za sprawą reporterów "The Boston Globe" i amerykańskiego korespondenta "FiM", poznała prawdę. Prawdę, która okazała się najbrudniejszym z brudów.
Opisany w poprzednim numerze naszej gazety kard. Bernard F. Law (zdjęcie obok), pragnąc osłabić fale krytyki, przyrzekł ujawniać policji (a nie wyłącznie Watykanowi) nazwiska wszystkich księży pedofilów w swojej archidiecezji. Law miał na myśli ujawnianie tylko aktualnych i przyszłych przestępstw, ale prokuratorzy skłonili go, by informacje dotyczyły wszystkich księży
- także tych, którzy napastowali dzieci w przeszłości.
Trzeba zaznaczyć, że "cywilna" pedofilia jest w USA drakońsko karana: wyroki sięgają kilkudziesięciu lat. W niektórych stanach przestępców po odbyciu kary przetrzymuje się dożywotnio w zakładach psychiatrycznych. Tymczasem 1 lutego archidiecezja bostońska obwieściła oficjalnie, że przekazała prokuraturze listę nazwisk księży, którzy napastowali dzieci w okresie minionych 40 lat. Dziennikarze ustalili, że na liście jest 10 nazwisk. Jak wykazało reporterskie śledztwo, dane przekazane przez Lawa nie odpowiadają prawdzie. Ujawniono, że co najmniej w 70 przypadkach adwokaci pośredniczyli w
zakulisowym załatwieniu spraw
między Kościołem a jego ofiarami
- na zasadzie: pieniądze w zamian za milczenie i uniknięcie sądu oraz wyroku dla księdza. Prześledzenie archiwów archidiecezji umożliwiło zdemaskowanie następnych, zakamuflowanych księży pedofilów, którzy przez dłuższy czas byli "bez przydziału" parafialnego lub na "urlopie zdrowotnym". Summa summarum, bostońska gazeta ocenia liczbę księży uprawiających pedofilię - obecnie i przeszłości - na ponad 200. A wszystko to w archidiecezji liczącej... 650 duchownych. Nawet nam nie chce się w to wierzyć.
Oto kilka spraw, które wyszły na jaw po skandalu Geoghana.
Podajemy je, wykorzystując cytaty z dokumentacji sądowej:
W dokumentach dotyczących Geoghlana pojawiało się nazwisko ks. Ronalda Paquina. Przez 15 lat w dwu parafiach molestował on seksualnie dzieci, z których jedno zapadło w efekcie na psychozę samobójczą. 59--letni duchowny przyznał się do winy i oświadczył, że sam został w dzieciń-stwiezgwałcony w Salem przez księdza katolickiego. Władze archidiecezji otrzymywały sygnały o jego zboczeniu i...
przeniosły go do następnej parafii, gdzie wioząc czterech nastolatków "na randkę" spowodował wypadek. Jeden z chłopców zginął. Ks. Paąuin pracował do 1999 roku jako kapelan. Nigdy nie był karany.
Ksiądz Paul Shanely: rebe-liancki, charyzmatyczny, nie podporządkowywał się przełożonym i otwarcie kwestionował nauczanie
Kościoła, a zwłaszcza sprzeciwiał się naukom dotyczącym potępiania homoseksualizmu. Był
agresywnym pedofilem
homoseksualnym. Ma na koncie gwałty i napastowanie. Niejaki Arthur Auslin zwrócił się doń o wsparcie duchowe i pomoc po nieudanym romansie homoseksualnym. Ksiądz "udostępnił" mu swe ciało, co miało mieć walor terapeutyczny i "łagodzić ból rozstania". " Wykorzystywał mnie jako niewolnika seksualnego " - zeznawał potem Auslin. Gwałcąc innego nastolatka w górskiej chacie, Shanely zapewniał, że to "ku chwale Bożej, w celu poznania, kim są homoseksualiści". Kardynał Humberto Madeiros po licznych skargach przesuwał Shanely'ego na następną parafię.
Na rodziców ofiar archidiecezja wywierała agresywną presję, by w zamian za pieniądze podpisywali zobowiązanie do zachowania milczenia. Ksiądz Shanely miał też zwyczaj grać z dziećmi w rozbieranego pokera, po czym pozował z nimi nago przed lustrem. W 1995 r. jedna z matek napisała do kard. Lawa list z prośbą o pomoc w sprawie praktyk księdza. "Nie miał na tyle przyzwoitości, by odpisać " - konstatuje. Liczba ofiar ks. Shanely'ego jest niesprecyzowana, ale znaczna. Obecnie jest on na emeryturze w San Die-go. Nigdy nie został ukarany.
Ks. Robert Burns funkcjonował na dwu parafiach na Jamaica Plain. Archidiecezja doskonale wiedziała o jego pedofilskiej aktywności. Posłano go na leczenie. Potem wezwał go do siebie personalny archidiecezji, ks. Gilbert Phinn i... wręczył mu przydział do nowej parafii. Poinstruował też przy okazji, żeby
nie informował proboszcza
o swych problemach. Dziś indagowany ks. Phinn oświadcza: " Wolałbym o tym nie dyskutować ".
O tym, że 29-letni Christopher Reardon (na zdjęciu), pracownik kościoła opiekujący się młodzieżą, gwałci i napastuje dzieci w kościele św. Agnieszki w Mid-dleton, archidiecezja była informowana co najmniej dwukrotnie - przez rodziców i pracowników parafii - pół roku przed jego aresztowaniem. Adwokat Reardona, John Andrews, mówi: " To tragedia, że ci, którzy powinni coś zrobić, nie zrobili nic". Prokuratura sformułowała 75 zarzutów; Reardon dostał wyrok 50 lat więzienia.
Jeden z księży, którego praktyki pedofilskie zakończyły się polubownym załatwieniem sprawy, zwierza się anonimowo "The Boston Globe": "Archidiecezja broni wizerunku Kościoła jako idealnej instytucji. Jeśli rzeczywiście
pragnęłaby chronić innych swoich księży przed skandalem, już dawno pozbyłaby się nas wszystkich - napastujących dzieci".
Adwokaci informują, że wciąż odbierają telefony od ofiar, które proszą o pomoc w sformułowaniu skargi przeciw księżom pedofilom. Najnowsze badania opinii publicznej wykazują, że tylko 38 proc. wiernych uważa, że kard. Bernard Law może nadal sprawować swe stanowisko (kampania na rzecz jego dymisji trwa od pięciu tygodni i przybiera na sile). 58 proc. ankietowanych jest zdania, że kardynał miał niewłaściwe podejście do problemu księży homoseksualistów i ich ofiar. 74 proc. sądzi, że księża nie powinni być
zmuszani do celibatu. Znaczna większość katolików sprzeciwia się też nauczaniu Kościoła w kwestii etyki seksualnej i zakazowi kapłaństwa kobiet.
Law świeżo po powrocie z Watykanu, wzmocniony poparciem i błogosławieństwem papieskim, jakie najwidoczniej otrzymał, oświadcza: "Szanujęzdanie tych, którzy uważają, że powinienem poddać się dymisji, ale przed obliczem Boga doszedłem do innych wniosków. Nie zamierzam rezygnować."
Kościół nie przestaje uważać, że najlepiej naprawią zegarek ci, którzy go zepsuli.
TOMASZ SZTAYER Fot. archiwum
Kościół -traktujący homoseksualizm jako przypadłość grzeszną i ciężko obrażającą Pana Boga, potępiający wspólnoty gejów i lesbijek, zabraniający otaczania ich opieką duszpasterską - został poddany ciężkiej próbie...
Dnia 2.02. br. pewien młody i przystojny księżulo z hiszpańskiej parafii Valverde del Camino opublikował na łamach prasy swoją fotografię wraz ze skandalicznym wyznaniem: "DZIĘKI BOGU JESTEM GEJEM" (fot. powyżej). W tym samym dniu tenże przewielebny Jose Mantero, poproszony o wywiad dla telewizji hiszpańskiej i dla amerykańskiej CNN, powiedział, że jego zdaniem stanowisko Kościoła w stosunku do homoseksualistów jest nie do przyjęcia. To Kościół - odwracając się od nich, jako od istotnej części ludu bożego - popełnia grzech śmiertelny, za który powinien prosić o przebaczenie. Celibat księży, zdaniem hiszpańskiego kapłana, powinien być jedną z opcji dobrowolnie wybieranych, ale niekonieczną dla sprawowania posługi kościelnej. W sumie ksiądz Jose przyznał, że ma nadzieję, iż jego postawa stanie się kolejnym składnikiem fermentu, który zmieni katolickie, antyboskie prawo.
Homo hipokryzja
Konferencja episkopatu, zwołana specjalnie na tę okazję w Hiszpanii, wydała oświadczenie głoszące, że "nieprawomyśłny ksiądz złożył przyrzeczenie celibatu oraz posłuszeństwa biskupowi, które jest zobowiązany wypełnić, a jego homoseksualizm jest w dalszym ciągu grzechem śmiertelnym". Nie należy jednak oczekiwać, że dla uspokojenia mediów Kościół zdecyduje się na jakiekolwiek sankcje. Ksiądz Jose był bowiem przezorny - zaraz na początku oświadczył, że w wypadku działań Kościoła wymierzonych przeciwko niemu poda do publicznej wiadomości pełny wykaz biskupów i kapłanów uprawiających homoseksualizm. Ten szantaż będzie z pewnością skuteczny, gdyż "ciężko grzeszący" ksiądz robi wrażenie dobrze poinformowanego. Kościół, jak zwykle grzmiąc z wielkiej trąby na niemoralność swoich owieczek, nie będzie chciał wywoływać jeszcze większego skandalu oraz
Jose Mantero w czasie wywiadu dla CNN
zweryfikować swojej własnej, przewrotnej nie-moralności. Księdza Mantero poparł nawet wpływowy dziennik "El Pais".
Pewny siebie ksiądz Jose Mantero wie, że może nadal grzeszyć spokojnie i że nic mu nie grozi. Jako prawdziwy bohater mediów zaprosił wszystkich zwolenników i fanów do udziału w forum na prywatnej stronie internetowej: www.pepemantero.tu-web.net, na której nie brakuje reklamowych banerów pornograficznych!
Nie sposób przy tym nie zauważyć, że podobna tolerancja nie miała miejsca w przypadku księdza Roberta Nugenta z Baltimore, który pracował w środowiskach gejów i lesbijek. Kościół zabronił mu tej działalności. Czyżby w Kk bardziej popłacało otwarte przyznanie się do homoseksualizmu, niż powiedzenie, że pracuje się dla dobra innych? ALICJA DOAN Fot. archiwum
Nr 8 (10
22 - 28 II 2002 r.
F^KTYn
INJ
MITY KOŚCIOŁA
11
NIEWYGODNE PYTANIA (6)
Świętość celibatu
Dzieciaki! Oto superokazja dla Was - uczęszczających na lekcje katechezy! Możecie podłamywać Waszych księży i katechetów, zadając im niewygodne pytania, które dla Was przygotowaliśmy. Życzymy dobrej zabawy, ale również dojrzałych i owocnych przemyśleń.
Redakcja
Dzieciak: - Czy nie uważa ksiądz, że dobrze by było, w celu uzdrowienia Kościoła, znieść celibat księży? Po pierwsze, w stanie duchownym znalazłoby się więcej wartościowych ludzi, a po drugie, byłoby to zgodne z nakazami Biblii.
Katecheta: - Cóż, trzeba nieść brzemię czystości, skoro się na to decydujemy. Jest ciężko, ale któż obiecywał, że będzie łatwo?
D. - Większość księży przegrywa w tych zmaganiach z "czystością". Wszędzie czai się obłuda. Przecież celibat nie jest dogmatem, można go znieść, zwłaszcza że w niektórych obrządkach katolickich celibat jest dobrowolny, a ponadto przez większą część historii Kościoła nie był przestrzegany i upowszechnił się dopiero w późnym średniowieczu. Obowiązującym prawem ogłoszony został dopiero w wieku XI, w Polsce przyjął się zaś w XIII/XIV. Wprowadzony został po to, aby majątki żonatego kleru nie wychodziły poza Kościół, aby nie dziedziczyły rodziny księży.
K. - Służba na rzecz rodziny parafialnej oraz oddanie się Bogu pochłaniają kapłana całkowicie i wiążą go, jeśli nie ma on własnej rodziny.
D. - Bzdura! Żonaty ksiądz będzie na pewno lepszym doradcą, lepiej będzie rozumiał swoich wiernych. Będzie czerpał swoje nauki również z własnego doświadczenia i życia, a tak wyciąga wnioski jedynie z książek i encyklik papieża staruszka. Nie dziwi więc, że jego nauki są wzięte z księżyca... Może przez to parafia katolicka to nie żadna prawdziwa wspólnota. Znacznie lepiej wygląda to w Kościołach protestanckich, bo tam duchowni są żonaci, a parafie (zbory) to prawdziwe małe wspólnoty-rodziny.
Dlaczego ksiądz mówi, że prawdziwa służba polega na wyrzeczeniu się obowiązków zwykłego człowieka, dlaczego znów Kościół wie lepiej niż Biblia, na którą się obłudnie powołuje? Oto co tam czytamy: "Nauka ta zasługuje na wiarę (...). Biskup więc powinien być nienaganny, mąż jednej żony, trzeźwy, rozsądny, przyzwoity, gościnny, sposobny do nauczania, nieprzebierający miary w piciu wina, nieskłonny do bicia, opanowany, niekłótliwy,
niechciwy na grosz, dobrze rządzący własnym domem, trzymający dzieci w uległości, z całą godnością. Jeśli ktoś bowiem nie umie stanąć na czele własnego domu, jakżeż będzie się troszczył o Kościół Boży?" (1 Tm 3, 1-5). Dotyczy to nie tylko biskupów oczywiście: "Diakoni niech będą mężami jednej żony, rządzący dobrze dziećmi i własnymi domami." (1 Tm 3, 12).
K. - Dlatego właśnie celibat nie jest sakramentem, tylko kościelnym przepisem. Ta dobrowolna bezżenność "dla królestwa niebieskiego" (por. Mt 19, 12) jest szczególnym znakiem naśladowania Jezusa, który sam żył w samotności; jest znakiem niepodzielnej służby Chrystusowi i Jego sprawie, znakiem całkowitego oddania siebie Bogu i ludziom.
D. - Po pierwsze: nie dobrowolna, lecz przymusowa - jeżeli chcę być kapłanem, muszę wyrzec się małżeństwa i seksu. Prawda, mogę zostać kapłanem innej religii, ale jeśli ja chcę być akurat kapłanem katolickim i mieć żonę? Jest przymus.
Po drugie: powołuje się ksiądz na Pismo, które jakoby mówi o bezżenności w imię królestwa niebieskiego. Faktycznie, katolicka Biblia Tysiąclecia tak mówi. Żadne inne tłumaczenie tego nie potwierdza. Nawet obowiązująca wcześniej katolicka Biblia ks. Jakuba Wujka. W tym fragmencie mowa jest o... eunuchach (kastra-tach). Sprawdziłem w łacińskiej Wulgacie: "sunt enim eunuchi...", co znaczy: "zaprawdę są to rze-zańcy/kastraci/eunuchy"... We wszystkich Bibliach jest to poprawnie przetłumaczone. Tylko
(zastosował się do tego np. Ory-genes, który przeczytał ten fragment i... sam sobie uciął), regułą jest nakaz Pawła: "biskup to mąż jednej żony". To oczywiście nie jest ostatnie fałszerstwo Kościoła. Oto Paweł mówi do gminy korynckiej: "Czyż nie wolno jest nam brać ze sobą niewiasty, podobnie jak to czynią pozostali apostołowie oraz bracia Pańscy i Kefas?" (1 Kor 9, 5). "Niewiasta" tłumaczy się najczęściej "małżonka", z podkreśleniem, że jest ona chrześcijanką. Polskim tłumaczom niewiasta zamienia się w... siostrę. A to przecież wykluczone, już choćby z tego powodu, że Paweł, powołując się na przykład Kefasa, mówi jasno o żonie, gdyż Kefas nie ciągał za sobą żadnej siostry, lecz żonę! A co mówi Bóg? "Bądźcie płodni i rozmnażajcie się" (Rdz 1, 27, 28). Stworzył mężczyznę
benedyktynom tynieckim wyszło "bezżenni". No cóż, kolejne kłamstwo na chwałę Boga. Albo może się mylę i ksiądz jest w istocie kastratem "dla królestwa niebieskiego"? Jeśli tak, to wszystko w porządku. To, o czym wspomina Jezus, to są tylko wyjątki
i kobietę. A ksiądz, to gdzie się w tym układzie sytuuje? Sprawdzałem dalej Pismo, czy aby nie ma gdzieś, że nieco później Bóg stworzył odmienną istotę - księdza katolickiego, ale nie znalazłem. Po trzecie wreszcie: to, że Jezus był nieżonaty, jest tylko
domysłem. Ale jakże niepewnym! Patrzymy na niego przez pryzmat celibatu i dlatego tak łatwo dajemy się temu zwieść, nie patrzymy przez pryzmat tamtej epoki. Talmud powiada: "Kto nie ma niewiasty, ten jest pozbawiony radości, błogosławieństwa, szczęścia, Tory, muru (chroniącego przed żądzą), spokoju; mężczyzna bez niewiasty nie jest człowiekiem". Gdyby Jezus się nie zgadzał z takim wnioskiem, czyż nie podjąłby się polemiki z nim? A.N. Wilson dodaje: "byłoby to zaskakujące, gdyby się okazało, że nie miał żony". Warto posłuchać Żyda w tej sprawie: "Rabin nieżonaty to postać mało prawdopodobna" (Schalom Ben-Chorin). Byłoby to doprawdy dziwne, gdyby rabbi nie miał żony. I zapewne Jezus jakośby to tłumaczył, wspomniał o tym. A ponieważ nic nie mówił, znaczy to, że był normalny, czyli miał żonę. Przecież również nie mówi się nic o tym, że apostołowie nie mieli żon. I pewnie Kościół ogłosiłby to dogmatem, gdyby się nie zdarzyło teściowej Piotra zachorować pewnego razu (Mk 1, 29 n).
K. - Dość tych szaleństw i wydziwiań! Opanuj się bezbożniku, bo ogłosimy cię heretykiem!
D. - To Kościół katolicki wygląda mi na herezję, chociażby z powodu celibatu. Mówi Paweł: "Duch zaś otwarcie mówi, że w czasach ostatnich niektórzy odpadną od wiary, skłaniając się ku duchom zwodniczym i ku naukom demonów. (Stanie się to) przez takich, którzy obłudnie kłamią, mają własne sumienie napiętnowane, zabraniają oni wchodzić w związki małżeńskie..." (1 Tym 4, 1-3)!
MARIUSZ AGNOSIEWICZ www. klerokratia.pl

ościół katolicki zezwalając na seks dopiero po ślubie, który jest równoznaczny z uzyskaniem "prawa jazdy na żonę", budzi już od bardzo dawna uśmiech politowania.
Równie śmieszne jest jego - tyleż nieprzejednane, co idiotyczne - stanowisko w sprawie antykoncepcji. Dopuszcza jedynie "ekologiczną" metodę regulacji urodzin chyba wyłącznie dlatego, że jest ona nadzwyczaj mało skuteczna. Antykoncepcję zaś traktuje jako profanację świętego aktu prokreacji oraz wyraz braku czci i zaufania do Boga!
Nic zatem dziwnego, że mało kto dziś przejmuje się tym, co Kościół ma do powiedzenia na temat seksu. A już najmniej obchodzi to współczesną młodzież, której wszelkie religijne tabu dotyczące seksu są chyba całkowicie obce. Ponad płodność, wychwalaną pod niebiosa przez księży jako dar i błogosławieństwo, dzisiejsza młodzież zdecydowanie wyżej stawia inne wartości. Pragnie korzystać z życia, robiąc to w rozsądny i bezpieczny sposób. I bardzo słusznie.
Kościół jednak nie daje za wygraną i wszelkimi sposobami nadal próbuje obrzydzać młodym ludziom bezpieczny i przyjemny seks
zarówno ten małżeński, jak i każdy inny. W przychodniach i ośrodkach zdrowia można znaleźć wydaną przez Duszpasterstwo Rodzin Archidiecezji Poznańskiej uświadamiającą broszurę pt. "Psychopatologia antykoncepcji". Autorka, Elżbieta Wójcik, usiłuje dowieść licznych szkód, jakie w umysłach i psychice młodzieży wyrządza stosowanie antykoncepcji. Czytamy w niej,
Wstrętna antykoncepcja
że często winę za taki stan rzeczy ponoszą rodzice, którzy - chcąc być nowocześni - sami demoralizują własne dzieci, zachęcając je do używania środków zapobiegających zajściu w ciążę! Stosowanie antykoncepcji jest dowodem, że hierarchia wartości jest nieprawdziwa, to znaczy, że seks przestał się wiązać z przekazywaniem życia! Przede wszystkim jednak antykoncepcja prowadzi do rozpowszechnienia współżycia przedmałżeńskiego, co później owocuje przywiązywaniem mniejszego znaczenia do katolickiego sakramentu małżeństwa oraz pozbawia Pana Boga roli "Źródła miłości i Twórcy małżeństwa "\ Antykoncepcja szczególnie poniża
i upokarza kobietę, gwałcąc jej ciało! Jest również przyczyną kryzysu rodziny i wzrostu liczby rozwodów! Metody naturalne zaś wręcz przeciwnie, mają podobno moc odświeżania i umacniania miłości małżeńskiej!
Wśród zgubnych skutków antykoncepcji, przytoczonych w broszurze, warto jeszcze wspomnieć, że podobno wywołuje ona nerwice i nienawiść do życia, co w konsekwencji prowadzi do degeneracji ludzkości! No i chyba najgorsze co może być! - stanowi prostą drogę do dezercji z Kościoła, a nawet agre-sjiw stosunku do niego. Uff!!! Cóż za szatańska moc tkwi w tak pożytecznych drobiazgach! Ale dosyć już tych, spłodzonych w kruch-cie, bredni! Drodzy moi, nie lękajcie się, Kościół może sobie truć do woli, a życie i tak rządzi się innymi prawami. Najlepszym tego dowodem jest, że w najbliższej aptece, udekorowanej wcale niemałym krzyżem, mądra pani magister z krzyżykiem na szyi bez problemu sprzedaje prezerwatywy i inne, równie "obrzydliwe" środki mające na celu "morderstwo nienarodzonych". Jest więc prawie normalnie. Prawie. Tylko po co komu ta obłuda?
MACIEJ KOT
12
PRAWDZIWI SEKCIARZE
FAKTYn
Nr 8
\1 - 28 II 2002 r.
Na oficjalnych stronach internetowych organizacji możemy przeczytać, że "zadaniem Dzieła jest pomaganie ludziom wszystkich warstw i grup społecznych w szukaniu świętości w codziennych zajęciach i poprzez nie". Okazuje się w takim razie, iż świętością dla Dzieła są władza i pieniądze, bo cała jego historia to walka o wpływy w Kościele i na świecie.
Prawdziwy rozkwit organizacji nastąpił w jej hiszpańskim mateczniku pod parasolem ochronnym faszystowskiego dyktatora Francisco Franco. W czasie jego rządów Opus Dei stało się najbardziej wpływowym ruchem w obrębie Kościoła, kolaborującym z reżimem. Co najmniej od połowy lat 50. organizacja ta obsadziła swoimi członkami i sympatykami najważniejsze instytucje państwowe, społeczne i gospodarcze w Hiszpanii. Kariery członków Opus Dei
zapierały dech w piersiach.
Bywało, że w jednym rządzie Franco aż dziesięciu ministrów (sic!)
Carrero, który w latach 1924-1939 wsławił się pacyfikowaniem Maroka i udziałem w wojnie domowej po stronie prawicowych rebeliantów. W latach 1967-1973 był wicepremierem, a w 1973 premierem. Tak daleko można było zajść reprezentując interesy Opus Dei!
Zawrotne kariery członków Dzieła Bożego nie pozostały bez wpływu na organizację, która rosła w siłę dzięki gromadzonym środkom finansowym. Koniec lat 50. można przyjąć za punkt zwrotny w dziejach Opus Dei, które rozpoczęło
ekspansję w całym Kościele.
Chcąc zreformować Kościół katolicki w duchu prawicowo-integry stycznym, twórca Dzieła Bożego musiał przenieść się do Rzymu, co uczynił w 1946 r. Swój pobyt w nowej centrali wykorzystywał
Fernando Ocariz
"świętej mafii". Belgijsko-francu-skie czasopismo "Golias" doliczyło się w otoczeniu papieża ponad 100 osób związanych z Opus Dei. Oto najważniejsi watykańscy notable związani z Dziełem:
- Kongregacja Spraw Wiary
- Luis Gutierez Gomez, Alvaro dei Portillo, Javier Echevarria Rodrigez (prałat - przywódca Opus Dei)
- Kongregacja Nauki Wiary
- Fernando Ocariz,
- Międzynarodowa Komisja Teologiczna
- Jose Miguel Ibanez Langlois,
- Kongregacja Biskupów - Julian Herranz Casado,
- Kongregacja Duchowieństwa - Alvaro dei Portillo,
- Kongregacja Wychowania Katolickiego
- Gonzalo Herranz,
- Trybunał Roty Rzymskiej - Patric Bru-
ke Cormac,
- Papieska Rada do Spraw Rodziny - Ignacio Carrasco de Paula,
Francisco Franco i BenitoMussolini
nawiązał kontakty z ludźmi z Opus Dei, którzy obiecywali mu swoją pomoc w kłopotach grupy kapitałowej Ambrosiano, spowodowanych nielegalnymi transakcjami bankiera i Banku Watykańskiego. David Yallop, uważany za najlepszego dziennikarza śledczego na świecie, odkrył, że Roberto Ca-lvi prowadził zakrojone na sze-
OPUS DEI - NOWA KRUCJATA (2)
Josemaria Escriva
wywodziło się spośród członków Dzieła Bożego. W tym też czasie organizacja uwikłała się w afery gospodarcze i konflikty z Akcją Katolicką. Głośna była "afera korup-
Od generała Franco do Jana Pawła II
Opus Dei odniosło zdumiewający sukces - zaledwie w kilkadziesiąt
lat od powstania jest w stanie wpływać na zarządy wielu korporacji,
instytucji, a nawet na całe kraje. Udało mu się też w znacznej mierze
opanować struktury Kościoła. To dzięki Dziełu jest możliwe utrzymanie
konserwatywnego kursu obecnego pontyfikatu.
do zdobywania wpływów i przychylności wśród książąt Kościoła. Dziś role się odwróciły i jednoznacznie można stwierdzić, że chcąc
Faszystowski dyktator Hiszpanii Francisco Franco
cyjna Matesy", w wyniku której stracili posady rządowe ludzie związani z Opus Dei. To właśnie z tego okresu pochodzi przydomek "święta mafia", a bezwzględność członków tej organizacji zostaje owiana czarną legendą.
Bliskim współpracownikiem gen. Franco, a jednocześnie przyjacielem Dzieła, był admirał Luis Blanco
uprawiać politykę na watykańskich salonach, trzeba zaskarbić sobie przychylność członków tej organizacji. Od Sekretariatu Stanu po Papieską Komisję do spraw Rodziny najważniejsze stanowiska zajmują biskupi związani z Opus Dei. "Boimy się ich i mamy sięprzed nimi na baczności" to jedna z opinii biskupa, który nie jest członkiem
- Papieska Rada Środków Przekazu Społecznego - Alvaro dei Portillo,
- rzecznik prasowy Watykanu
- Joaąuin Navarro Valls.
Lista biskupów jest jeszcze dłuższa, szczególnie w przypadku Ameryki Południowej - do Dzieła należą dziesiątki z nich, a liczba zaprzyjaźnionych idzie w setki! Według niektórych teorii, Opus Dei - w zamian za pomoc finansową udzieloną Watykanowi w czasie kryzysu związanego z aferą Banco Ambrosiano - uzyskało nie tylko prałaturę personalną, ale również wpływ na obsadę biskupstw w Ameryce Południowej. Nigdy nie potwierdzono tych teorii, faktycznie jednak nastąpiły wówczas znaczne roszady personalne, głównie wśród biskupów "postępowych", wrogo nastawionych do Dzieła Bożego.
Udział ludzi związanych z Opus Dei w
aferze Banco Ambrosiano
potwierdzają również zeznania Clary Calvi (żony zamordowanego dyrektora Banco Ambrosiano, Roberta CaMego, zwanego "bankierem Boga". Według jej zeznań, Calvi na krótko przed śmiercią
roką skalę nielegalne transakcje bankowe w Hiszpanii i Argentynie przy wydatnej pomocy Jose Mateosa, uważanego niegdyś za najbogatszego człowieka w Hiszpanii. Mateosa nazywano "skarbnikiem" Opus Dei; pompował on wielomilionowe kwoty zarówno w Hiszpanii, jak i Ameryce Południowej na konta swojej organizacji (szerzej o tej aferze: "FiM" nr 15, 16, 17/2001).
Ogromnym wpływom Opus Dei nie należy się dziwić, skoro sam
Jan Paweł II
jest bardzo blisko związany z Dziełem Bożym, o ile w ogóle
nie jest jego członkiem. Związki Karola Wojtyły z tą organizacją sięgają Soboru Watykańskiego II. Na soborowym forum, 21 października 1963 r., młody biskup Wojtyła z Krakowa zaproponował nowy schemat podziału dotyczący "Ludu Bożego". Wystąpienie Wojtyły wzbudziło szerokie zainteresowanie, szczególnie w samym Dziele Bożym. Zawarta w wystąpieniu troska o rozwój świeckiej myśli katolickiej w różnych środowiskach społecznych od dawna była przedmiotem zabiegów Josemarii Escrivy. Do Polski zaczęli przyjeżdżać pierwsi emisariusze Opus Dei.
W czasie tegoż soboru (21 XI 1965 r.) papież Paweł VI inaugurował działalność ośrodka ELSI w Rzymie, który jest własnością Dzieła. Nie jest tajemnicą, że Karol Wojtyła, będąc jeszcze biskupem, często korzystał z gościny w tym ośrodku podczas swoich rzymskich wizyt. Tam spotykał się
Kardynał Karol Wojtyła
Roberto Calvi z żoną Clarą
z niemieckimi biskupami: Hofmerem z Kolonii i Hengsbachem z Essen, współpracownikami Dzieła Bożego na terenie Niemiec. W 1974 r. Wojtyła uczestniczył w zajęciach formacyjnych dla księży, zorganizowanych przez Opus Dei.
Nawet oficjalni biografowie papieża nie ukrywają, że krótko po objęciu władzy w Kościele, poinformował przełożonego Opus Dei, iż uważa uregulowanie kościelnopraw-nego statutu za "konieczność nie cierpiącą zwłoki". Ta deklaracja, jak i późniejsze działania Jana Pawła II, to niewątpliwie próba spłaty długu za wyniesienie go na tron papieski.
(Cdn.)
JAKUB PUCHAN opr. ADAM CIOCH
Nr 8 (10
22 - 28 II 2002 r.
F^KTYn
INJ
BOG I BOGOWIE
13
SŁOWIAŃSCY BOGOWIE (IV)
Swarożyc
Swarożyc był bogiem czczonym zarówno przez wschodnich, jak i zachodnich Słowian. Kim był i jakie funkcje spełniał w religii słowiańskiej?
Imię pochodzi od Swaroga, a poprzez dodanie końcówki ,,-yc" ("-icz", ,,-ic") tworzy typowe dla Słowian imię patronimiczne, oznaczające syna boga Swaroga. Tak czy inaczej wiąże się on ściśle z kultem ognia, który znamy choćby z XIV-wiecznego odpisu "Słowa pewnego Chrystolubca" z XII wieku, mówiącego o Słowianach, że "do ognia się modlą zwąc go Swarożycem ". A jeszcze ze źródeł arabskich podróżników z IX w. wiemy, iż "wszyscy (Słowianie - przyp. aut.) są czcicielami ognia ", natomiast po zbiorach unoszą zboże ku niebu, mówiąc: "O Panie, tyś jest, coś nam dał pożywienie, daj je nam i dziś w obfitości". Cześć ludu słowiańskiego dla ognia wyrażała się choć by w modlitwie: " Ogińku święty, skarbicku boży, nie dajże nas też nigdy zubożyć ".
Najdokładniejszy opis kultu Swarożyca znamy z przekazów niemieckiego bpa Thietmara, który żył w czasie panowania Bolesława Chrobrego. Pisze on o związku plemiennym Luciców-Wieletów oraz
0 głównym plemieniu owego związku - Redarach. Donosi o ich stolicy - Radogoszczy, będącej trójkątnym grodem o trzech bramach, w którym znajdowała się tylko jedna świątynia, pięknie ozdobiona
1 "spoczywająca na fundamencie z rogów zwierząt". Wewnątrz niej
stały posągi bogów "w straszliwych hełmach i pancerzach, każdy z wyrytym u spodu imieniem. Pierwszy pośród nich nazywa się Swarożyc i szczególnej doznaje czci u wszyst-
Świątynią opiekowali się kapłani, którzy podczas obrzędów i ofiar dokonywali w imieniu plemienia wróżb, używając w tym celu świętego czarnego konia, który przestę-pował przez ułożone włócznie (podobieństwo ze Swarogiem). Swarożyc dzierżył w religii rolę zwierzchnią i militarną.
Kronikarz Adam Bremeński opisywał główny gród plemienia Redarów, który nazwał Retra. W mieście tym, mającym 9 bram, "siedzibie bałwochwalstwa ", znajdowała się świątynia "zbudowana dla bożków; z tych pierwszy jest Redigast (forma słowiańska: Radogost). Podobizna jego ze złota, łoże z purpury przygotowane". Helmold pisał z kolei, że Redi-
Radogost - grafika Stanisława Jakubowskiego
kich pogan ". Świątynia owa była głównym centrum religijnym Luci-ców, którzy - gdy wyruszali na wojnę lub szczęśliwie z niej powracali - pozdrawiali Swarożyca i składali mu dary. W niej też przechowywano stanice, czyli święte sztandary z wizerunkami bogów, które wynoszone były ze świątyni tylko na czas wojny i niesione przez pieszych.
gast (utożsamiany ze Swarożycem) był bogiem Obodrytów, czyli innego niż Lucice związku plemiennego. Ciekawe, że wizerunki głów czarnych wołów miały też zdobić obodryckie sztandary, a później herb... niemieckiej Meklemburgii.
IGOR D. GÓREWICZ Repr. archiwum
Leksykon zabobonów polskich
(28)
ZAPŁODNIENIE - proces grzeszny i nieczysty, ponieważ wymaga obrzydliwego, grzesznego spół-kowania. Ideałem jest zakaz wszelkiego seksu jako czynności bezbożnej i z natury bezwstydnej. Cóż jednak począć, skoro dobry Bóg żąda ciągłego powiększania liczby swoich czcicieli, a tego nie da się zrobić przez klonowanie? W ten sposób prawa boże nakładają na nas obowiązek mnożenia się, a jednocześnie potępiają proces prowadzący do owego mnożenia, wywołując w wiernych ciągłe rozdarcie i zbawienne poczucie winy, o co zresztą chodzi.
ZŁO - w sensie wszechświatowym jest to grzech, czyli nieposłuszeństwo wobec nakazów świętej religii, świętego Kościoła, Ojca świętego, Matki przenajświętszej i wszystkich świętych, jakich
możemy znaleźć w kalendarzu świąt katolickich posiadającym imprimatur od świętej Stolicy Apostolskiej albo przynajmniej biskupa. Zło bywa przewrotne i nie zawsze łatwo je rozpoznać bez pomocy duszpasterza. Jak na przykład oceniać napaść Hitlera (który podpisał konkordat z Watykanem) na Polskę, która też takowy konkordat miała podpisany? Ówczesny Ojciec święty wiedział i nie potępił żołnierzy noszących na klamrach napis Gott mit uns. Skąd czerpał swoją nieomylną (od roku 1870) wiedzę? Ano z siły niemieckiej armii, z milionów marek corocznie wpłacanych przez Hitlera na konto Watykanu jako podatek kościelny i z nadziei, że Hitler po trupie Polski pójdzie przeciw Rosji.
ŻYDZI - to ci, którzy rękami Rzymian zamordowali Pana Jezusa, nie uwierzyli,
że Jezus to mesjasz, ośmielali się być przez Rzymian myleni z chrześcijanami i bezczelnie trzymali się swojej wiary i języka. Później zrobiło się jeszcze gorzej: żydowscy kupcy i bankierzy mieli czelność bogacić się. Żydowscy muzycy zdobywali światowe uznanie, żydowska literatura święciła triumfy tłumaczona nawet na języki chrześcijańskie. Co bogatsi i mądrzejsi prze-chrzcili się i ich rodziny udają chrześcijan. Wszyscy jednak wiedzą, kto jest Żydem, nawet po przefarbowaniu - ten, któremu się powodzi. W dziedzinie rozpoznawania takich far-bowańców szczególnie celował pan Hitler i dość skutecznie oczyścił z nich polską ziemię. Chyba miał rację, bo Żyd to zawsze mason, liberał i komunista. Koniec.
LESZEK ŻUK
W przeciwieństwie do przypowieści o siewcy, w której Chrystus zwrócił uwagę na cztery rodzaje gleby i los zasianego ziarna, w przypowieści o kiełkującym nasieniu ukazuje nieustanny proces rozwoju Królestwa Bożego (Mar. 4,26-29).
Jego zwiastowanie było głównym tematem poselstwa Chrystusa. Najpełniej dał On temu wyraz w przypowieściach. Poselstwo w nich zawarte wskazuje na panowanie Boże w życiu tych lu-
ziemi, nie wzorował się na potędze militarnej Rzymu lub innych wcześniejszych imperiach, ale wykorzystał do tego celu piękno zjawisk zachodzących w przyrodzie, wciąż manifestującej potęgę życia i wzrostu.
Po drugie, posługując się kiełkującym i wzrastającym nasieniem, Chrystus podkreśla, że proces ten jest w zasadzie niezauważalny (Mar. 4, 27). Podobnie jest z Królestwem Bożym. "Królestwo Boże nie przychodzi dostrzegalnie" (Łuk. 17, 20). Obecny, duchowy wymiar Królestwa Bożego nie ma więc nic wspólnego ze spektakularnym rozwojem (nie posiada nic z chwały znanych nam królestw, bo nie jest z tego świata - Jan 18, 36), a mi-
PRZYPOWIEŚCI JEZUSA (2)
0 kiełkującym nasieniu
dzi, którzy szukają Królestwa Bożego i przyjmująje całym sercem (Mat. 6, 33). To zaś wskazuje na duchowy charakter Królestwa.
W przypowieści o kiełkującym, wzrastającym i
owocującym nasieniu
Chrystus powiada, że podobnie jest z Królestwem Bożym (Mar. 4, 26). Z podobnym porównaniem spotykamy się już na kartach Starego Testamentu. W Księdze Iza-jasza czytamy: "Gdyż jak deszcz i śnieg spada z nieba i już tam nie wraca, a raczej zrasza ziemię i czyni ją urodzajną, tak iż porasta roślinnością i daje siewcy ziarno, a jedzącym chleb, tak jest z moim słowem, które wychodzi z moich ust: nie wraca do mnie puste, łecz wykonuje moją wolę i spełnia pomyślnie to, z czym je wysłałem" (Izaj. 55, 10-11). Zapewne biorąc pod uwagę, że Żydzi oczekiwali pojawienia się politycznego mesjasza, który wyzwoli ich spod rzymskiego jarzma, Jezus użył przypowieści, aby wyprowadzić ich z błędu. Jakie płyną z tego wnioski?
Po pierwsze, mimo iż w propagowaniu i rozwoju Królestwa Bożego człowiek może współdziałać z Bogiem (Mat. 24, 14; Rzym. 8, 28), to "Bóg daje wzrost. A zatem ani ten, co sadzi, jest czymś, ani ten, co podlewa, lecz Bóg, który daje wzrost" (1 Kor. 3,6-7). Dzieło Boże na ziemi postępuje do przodu " nie dzięki mocy ani dzięki sile, lecz dzięki Duchowi" (Zach. 4, 6). "Bo jak ziemia wydaje swoją roślinność i jak w ogrodzie kiełkuje to, co w nim zasiano, tak Wszechmocny Pan rozkrzewi sprawiedliwość i chwałę wobec wszystkich narodów" (Izaj. 61, 11). Chrystus, ukazując rozwój Królestwa Bożego na
mo to jego wzrost postępuje systematycznie i nic nie jest w stanie tego rozwoju zatrzymać.
I wreszcie przypowieść o kiełkującym, wzrastającym i owocującym nasieniu mówi o ostatecznym nadejściu żniwa (Mar. 4,29). Znaczy to, że w końcu, po długim wyczekiwaniu, nadejdzie czas zbiorów. Jakie wnioski wypływają z tego dla wyznawców Chrystusa? Wyznawcom Chrystusa potrzeba cierpliwości. "Przeto bądźcie cierpliwi, bracia, aż do przyjścia Pana. Oto rolnik cierpliwie oczekuje cennego owocu ziemi, aż spadnie wczesny i późniejszy deszcz. Bądźcie i wy cierpliwi, umocnijcie serca swoje, bo przyjście Pana jest bliskie" (Jak. 5, 7-8). Uczniowie Chrystusa winni też dążyć do dojrzałości duchowej (Gal. 5,22-23), którą uzyskać mogą tylko w Chrystusie (Jan 15, 4-5). "Albowiem Królestwo Boże, to nie pokarm i napój, lecz sprawiedliwość i pokój, i radość w Duchu Świętym. Bo kto w tym służy Chrystusowi, miły jest Bogu i przyjemny ludziom " (Rzym. 14, 17-18). Tak więc
"co człowiek sieje, to i żąć będzie.
Bo kto sieje dla ciała swego, z ciała żąć będzie skażenie, a kto sieje dla Ducha, z Ducha żąć będzie żywot wieczny" (Gal. 6, 7-8). Jak widzimy, przypowieść
0 kiełkującym nasieniu i jego wzroście, aż do osiągnięcia dojrzałości, ukazuje nam obecny, duchowy rozwój Królestwa Bożego, które jest pośród nas (Łuk. 17, 21). Choć proces ten przebiega prawie niewidocznie, będzie trwał nieprzerwanie aż do nadejścia żniw. A wówczas, zarówno siewca, jak
1 żniwiarz otrzymają nagrodę.
BOLESŁAW PARMA
14
BEZ DOGMATÓW
FAKTYn
Nr 8
2 - 28 II 2002 r.
DAJ ŚWIADECTWO SWOJEJ PRAWDZIE
Poprawiacze
Przypadło mi w udziale żyć w kraju, gdzie jest około 90 procent ochrzczonych pod przymusem. Mnie przy chrzcie
0 zdanie nikt nie pytał. A gdy byłem dorosły, to jakoś nikomu nie przyszło do łba "uczonego w Piśmie", by zapytać mnie, czy potwierdzam przymusowy chrzest.
Wiadomo mi, że narodziny chrześcijaństwa były trudne. Judaizm tępił nową sektę, jednak w szybkim tempie nastąpił rozwój przy masowym akcesie. Głoszone zasady równości, miłości, braterstwa i wspólnoty przyciągały najbardziej ubogich, którzy liczyli w komunie Jezusa
1 apostołów na ludzkie traktowanie. Dla dzisiejszych katolików niepojętym jest to, że Jezusowi "komuniści" nie dawali na tacę, nie spowiadano się w konfesjonałach, demokratycznie wybierano episkopusa komuny, nie biegano do komunii, nie budowano przepysznych świątyń, nie modlono się do rzeźb i figur, nie modlono się na różańcu i nie klepano litanii do różnych świętych lub innych części ciała, np. serca; ba, nie uznawano pana papieża, bo do II wieku nie było takiego autokraty!
Jak taką herezję zmieścić w katolickim łbie? Ci z komuny
zachowywali dekalog, strzegli czystości nauki Jezusa i znowu "zgroza": sobota była dniem świętym. Niedzielę wprowadzili później "poprawiacze Pana Boga".
Około III wieku zlikwidowano komuny Jezusowo-apo-stolskie i narzucono swego rodzaju globalistyczny totalitaryzm, czyli papiestwo. Dalej "kamień" potoczył się pociągając za sobą lawinę. Morderstwa skrytobójstwa, trucizny na stolicy papieskiej stawały się makabryczną "normą". Rzucane klątwy - to zabawki książąt tzw. Kościoła. Papież - pan ziemskiego królestwa - przyjął nawet tytuł NIEOMYLNEGO i nadał sobie tyle godności, że czczony był przez wieki i jest obecnie przez dewocję i bigo-terię bardziej niż sam Bóg, którego postrzega się czasami na samym końcu szeregu.
Jezus polecił swym wyznawcom, by nie mieli trzosów u pasów swoich i nie brali zapasowych sandałów; by darmo dawali, gdyż otrzymali darmo, by pomstę zostawili Panu i nadstawiali chętnie policzek. Dał też przykazanie nowe: "abyście się nawzajem miłowali".
A rzeczywistość... A rzeczywistość to kapiąca od złota "Wielka Nierządnica", to stosy z płonącymi chrześcijanami w imię miłości
każde "kiwnięcie palcem" funkcjonariuszy papiestwa. Odchodzenie od Biblii jest tak nagminne, że dewo-ci nie potrafią już rozróżnić, co jest słowem Boga, a co naleciałością, czyli tradycją. Nawet święta pogańskie zostały przemianowane chytrze na kościelne. A to ci integracja! Czyż nie jest wciąż aktualne wyrażenie Jezusa: "plemię żmijowe " lub
?Mr Zaprawdę
powiadam wam Ć3\- jeden z was mnie zdradzi...
Chcę zwrócić uwagę na bardzo istotną herezję dogmatyczną Kościoła katolickiego, która wieki obowiązywała i która do dziś nie została, niestety, unieważniona.
Proklamowanie państwa izraelskiego po II wojnie światowej jest dowodem tego, że żyjemy w czasach ostatecznych i że proroctwa biblijne spełniają się na naszych oczach! Również proroc-
Nowy Izrael?
Kościół katolicki od początków swego istnienia, tzn. od IV w. n.e. przyjął doktrynę, że jest on Nowym Izraelem; że Bóg postawił Kościół na miejscu Izraela i że naród izraelski nie będzie odtąd odgrywał żadnej roli w dalszej historii zbawienia. Takie podejście do eschatologicznej roli Narodu Żydowskiego, które w historii znalazło swój wyraz w krwawej nietolerancji w stosunku do Żydów mieszkających w diasporze, jest herezją wołającą
0 pomstę do Nieba. Według Biblii Świętej Naród Żydowski był, jest
1 będzie na zawsze Narodem Wybranym przez Boga!!! Takie miejsca w Starym Testamencie jak Eze-chiela 39, 28-29, Izajasza 43, 4-7, czy Jeremiasza 16,14-16 mająjed-noznacznie znaczenie eschatologiczne, ukazujące, że pod koniec czasów starego systemu światowego Bóg będzie zbierał rozproszonych po całym świecie Żydów i kierował ich z powrotem do Ziemi Obiecanej, czyli do biblijnego Izraela!!!
twa biblijne zawarte w Mich. 4, 1-3 i w Zach. 14, 4-5 i 8-9 spełnią się w najbliższej przyszłości, kiedy nasz Zbawiciel Jezus Chrystus, przybywając powtórnie na naszą planetę, wyląduje w towarzystwie kosmitów z wysoko rozwiniętych planet naszej galaktyki - na Górze Oliwnej w Jerozolimie i założy na zgliszczach królestwa antychrysta tysiącletnie królestwo pokoju ze stolicą całego świata - Jerozolimą!!!
W kodzie biblijnym zawartym w Pięcioksięgu Mojżesza w ST, odkrytym niedawno przez uczonych izraelskich, jest jednoznacznie napisane, że "od roku 1996 świat znajduje się w ostatnich dniach czasów ostatecznych ". O tym, że Naród Żydowski jest de facto Narodem Wybranym przez Boga świadczy to, że żaden naród na świecie nie wydał tylu geniuszy na polu nauki, kultury i sztuki, co nieliczny stosunkowo naród żydowski!!! WINFRYD KRAWUTSCHKY
bliźniego, to bezwstydne procesy "czarownic" i nachalne zagrabianie dóbr doczesnych, to słone opłaty za
"groby pobielane'"! Wszak wiadomo jest, kto chodzi w strojnych szatach, kto zajmuje pierwsze miejsca
w świątyniach, kto objada domy wdów i modli się na pokaz w miejscach publicznych.
Jezus wskazuje na modlitwę w "ukryciu, a ojciec, który widzi w ukryciu, odda tobie". Tak, tylko że poprawiacze Pana Boga wolą spędy modlitewne w świątyniach, ba, ciągle budują nowe -jak gdyby bóstw przybywało! Będą stać puste. Obym pomyłkowo prorokował. Czy miłe Bogu jest, że obok tych "wież Babel" roztacza się nędza ludu? Czy któryś z sytych plebanów, rzekomych głosicieli , .Dobrej Nowiny" wie, ilu ma parafian bez pracy, ilu bezdomnych, a ile dzieci zamiast kolacji połyka łzy?
Zadajmy sobie pytanie: ilu księży NAPRAWDĘ wierzy w Boga, ale tego z Biblii, nie papieskiego? Jeżeli ktoś potrafi udowodnić, że 10 procent, to błyśnie iskierka nadziei na lepsze jutro.
Wnioskując z powyższego, mniemam, że gdyby ponownie przyszedł na ziemię Jezus z misją naprawy Kościoła katolickiego, to zostałby ukrzyżowany po raz wtóry. Boże, chroń nas przed papieskim Kościołem!
ZDZISŁAW RYBACZUK
Nienawiść w genach
Na fali rozpętanej ostatnio ustami różnych Jankowskich, Rydzyków, Bubli i Moskali "semitofobii" chciałbym na własnym przykładzie przedstawić genezę tej opętańczej nienawiści do Żydów.
Osobiście jestem z natury bardzo tolerancyjnym człowiekiem i jak się potocznie mówi: "kocham bliźniego swego jak siebie samego". Do Żydów też nic nie mam, nawet żywego ani umarłego z bliska nie widziałem. Mam jednak w genach zakodowaną nienawiść tylko do tego jednego narodu. Rozum nakazuje mi tolerancję, ale zakodowane w podświadomości, od kołyski, samo słowo "Żyd" wywołuje u mnie odruch "księdza Jankowskiego". Urodziłem się przed wojną jako syn niedoszłego księdza. Ojciec mój (po niższym seminarium duchownym - były takie) przegrał z naturą (przez chwilę zapomnienia w grzechu) swoje powołanie duszpasterskie. Postąpił jednak honorowo, zrzucił sutannę i ja urodziłem się trzy miesiące po ślubie.
Powołanie swoje ojciec kontynuował jednak w domu rodzinnym. Pierwszą rzeczą, jaką ujrzałem, kiedy na kupę przestałem mówić "papu", był ołtarz w jadalni, z wszystkimi jego kościelnymi atrybutami. Pierwsze słowa, jakich nauczyłem się mówić, to była ministrantura. Zamiast bajek na dobranoc słyszałem od ojca opowieści, jak Żydzi mordują dzieci, a ich krew dolewają do macy. Pikanterii temu dodaje fakt, że ojciec był kierownikiem hurtowni monopolu spirytusowo-tytoniowego w Sosnowcu (obok dworca kolejowego) i bardzo dobrze prosperował, handlując głównie z Żydami. Za pomocą dyscypliny, w dosłownym tego słowa znaczeniu, zmuszany byłem kochać Bozię i nienawidzić Żydów. Całe dzieciństwo przeżyłem pod wpływem takiej przymusowej indoktrynacji. Każdy mój dzień od 7. do 14. roku życia wyglądał jednakowo: rano służenie do KOLUMNA mszy (2 km do kościoła), szkoła,
odrabianie lekcji, a po powrocie ojca z pracy modlitwy, litanie i inne okazjonalne nabożeństwa. Ojciec jednak nie upilnował mnie do końca. Miałem dostęp do książek, zacząłem dużo czytać. W książkach znalazłem różne inne prawdy. Oprócz ust do śpiewania psalmów, zacząłem również używać rozumu z takim skutkiem, że dziś jestem zatwardziałym ateistą.
Biały papa dużo ostatnio mówi o ekumenizmie, miłości i innych "rozśmieszaczach". Tłumy wyją w pozycji na leżąco, przewracając oczami. Biały papa nie mówi jednak całej prawdy. Nigdy nie powiedział, że to on, jako duchowy przywódca Kościoła, jest moralnie odpowiedzialny i powinien na klęczkach przepraszać Żydów za te 1700 lat psychicznych i fizycznych cierpień i zbrodni popełnionych przez Kościół na narodzie "wybranym przez Boga". Jeżeli przez 1700 lat ludzkość jest z "ziemi i powietrza" atakowana jedyną prawdą, że Żydzi zabili Jezusa, to naturalne jest zakodowanie się w całej ludzkiej populacji chrześcijańskiej nienawiści nawet do słowa "Żyd". Kocham Żydów "rozumem", ale dzięki chrześcijańskiemu wychowaniu nie lubię "sercem". Różne Jajnkowskie i Ryjdzyki bez pozwolenia papy nie mogą się nawet "wykupkować", to jak wobec tego bezkarnie są nosicielami antysemityzmu na cały świat? O. Kolbe za przedwojenne zasługi w tym temacie został prawie świętym. Przewiduję, że jeszcze trochę takiego "ekumenizmu" i Jajnkowskie z Ryjdzykami postawią okazały pomnik Hitlerowi jako votum wdzięczności za częściowe spełnienie marzeń Kościoła. To chrześcijańskie wychowanie i jego efekty kojarzą mi się z momentem wprowadzenia religii do szkół. Efekty ma minister sprawiedliwości w statystykach przestępczości wśród młodzieży.
ZBIGNIEW ROSZYKIEWICZ
REDAGOWANA PRZEZ CZYTELNIKÓW
Nr 8 (10
22 - 28 II 2002 r.
F^KTYn
INJ
LISTY OD CZYTELNIKÓW
15
LISTY
Uznanie
dla Krystyny Sienkiewicz
Ogromne słowa uznania dla Pani Senator RP - Krystyny Sienkiewicz z Torunia. Za to, że poruszyła temat tabu: opodatkowanie Kościoła kat., zasłużyła na medal za odwagę i za uczciwość! Pani senator wzbudza ogromny szacunek, albowiem wywodzi się z ruchu "Solidarności", jest osobą wierzącą i praktykującą. Mieszka ponadto w mateczniku kontrowersyjnego Radia Maryja.
Biskup Tadeusz Pieronek uznał postulat p. senator za zamach na wiarę i Kościół kat. Nie, proszę Wysokiej Ekscelencji, jest to "zamach" na materialne przywileje kleru. Jeśli rząd Leszka Millera nadal będzie lawirował w tej bulwersującej sprawie, to wyda na siebie wyrok politycznej śmierci.
Jerzy Zasada, Mińsk Mazowiecki
Wściekły Pieronek
Tematem "Kropki nad i" (5.02) była sprawa, która bulwersuje miliony Polaków. Owa sprawa to śmiesznie niskie podatki, jakimi obłożony jest Kościół katolicki lub całkowity ich brak! Bezpośrednią przyczyną telewizyjnej debaty było wystąpienie senator UP Krystyny Sienkiewicz, która zażądała uregulowania tych spraw, tzn. zrównania podatków kościelnych z wysokością obciążeń podatkowych innych podatników! O ile poseł Lisak mówił spokojnie i rzeczowo, o tyle bp Pieronek podchodził do sprawy bardzo emocjonalnie, zachowywał się arogancko, a momentami wręcz niegrzecznie. Tak się zagalopował, że opowiadał kompletne bzdury! Zapomniał "biedaczyna", że słuchają go nie tylko stuknięte dewotki, ale także osoby normalne, które (w odróżnieniu od tych pierwszych) nie wszystkie pierdoły przyjmują całkowicie bezkrytycznie. Chyba tylko dlatego wciskał kit, że Kościół... płaci wszystkie podatki (sic!). Stwierdził, że nie rozumie ludzi krytykujących rzekomo uprzywilejowaną sytuację Kk w Polsce. Wszak Kościół walczył o nią z różnymi rządami przez 12 lat! - A to coś znaczy! - dodał triumfująco! Nie dodał tylko, że przez 8 lat rządziła polska prawica, która
czarnym właziła do tyłków, i to bez mydła! Panią senator Krystynę Sienkiewicz porównał do komunistki z pierwszych lat PRL. Następnie "wystrzelił z grubej rury", że obecne czasy do złudzenia przypominają... prześladowania Kościoła w latach powojennych (sic!). Po usłyszeniu takiej "rewelacji" wręcz oniemiałem. Powiem księdzu biskupowi po młodzieżowemu: "Spoko!" Ten rząd nie pozwoli, żeby Kościołowi stała się jakakolwiek krzywda...!
Henryk Woźniak
Puste słowo
11 stycznia br. w pogadance radiowej abp Życiński ubolewał około 10 minut nad losem bezdomnych w Polsce, których zamarzło już 240. Nie przyszło do głowy wielebnemu, że w jego pałacu zmieściłoby się przynajmniej dwudziestu bezdomnych (oni wymagania mają bardzo skromne), a odwdzięczyliby się za miskę gorącej zupy, np. pracując przy odśnieżaniu posesji. A gdyby takie hasło sam prymas rzucił do swoich biskupów? Mogliby takie "miłosierdzie" okazać bez problemów od zaraz: praktycznie, a nie w słowach. A gdyby tak w tych ogromnych plebaniach umieścić choćby jedną bezdomną matkę z dzieckiem, to byłoby realne "miłosierdzie", a nie puste słowa. Tylko w mojej rodzinnej parafii w Mielcu (pod wezwaniem MBNP) w nowo wybudowanych trzech garażach (każdy wolno stojący, wielkości średniego domu wiejskiego) można by ulokować sześć bezdomnych rodzin. Samochody księży mogłyby jeszcze postać w tych garażach, które są. J.K.
Bist du verloren?
Posiadanie władzy deprawuje, powoduje kretynienie przedstawicieli politycznych i nie tylko politycznych - w sposób zadziwiający. Zanik pamięci, a przede wszystkim dwulicowość, kłamstwo i pospolite chamstwo - to szczególne cechy polskich polityków i przedstawicieli władzy. Oto kilka przykładów:
Pan Leszek Miller w kampanii wyborczej do parlamentu twierdził,
że Senat to ciało zbędne, a kandydaci koalicji SLD-UP do Senatu mają za zadanie doprowadzenie do jego likwidacji. Po wyborach, kiedy lewica ma w Senacie 75 mandatów na 100, ten problem już nie istnieje. Marszałek Senatu, prof. Longin Pastusiak, rozradowany z pełnionej funkcji, a szczególnie z powodu 20 tys. zł apanaży, wyjazdów zagranicznych, limuzyny do dyspozycji z obstawą BOR-u, unika jednoznacznej odpowiedzi, stwierdzając, że sprawa wymaga decyzji Sejmu, częściowej zmiany konstytucji itd.
Minister zdrowia Mariusz Łapiń-ski, broniąc bandytów z pogotowia łódzkiego, stwierdził, że jest to incydentalny przypadek. Podobnie zachowała się minister sprawiedliwości
TVUCO WV JESTEŚCIE
Polakami...
Ogłoszenia parafialne
Setkom Czytelników, którzy nadesłali nam życzenia z okazji wydania setnego numeru - serdecznie dziękujemy.
Barbara Piwnik - minister SWiA Krzysztof Janik. Na szczególną krytykę zasługuje UOP (Urząd Ochrony Przestępców) Delegatura w Łodzi, która nie podjęła czynności sprawdzających i dochodzeniowo--śledczych, choć była kilkakrotnie informowana przez miejscowe społeczeństwo o przestępstwach w pogotowiu łódzkim. Szczególnie cyniczny i zakłamany w wypowiedziach jest Krzysztof Bukiel - przewodniczący Związku Zawodowego Lekarzy, anestezjolog-usypiacz (oby tylko w czasie operacji), który stwierdził, że to jest atak na lekarzy, a obecnie nie można stawiać żadnych zarzutów lekarzom, którzy wykonują swój zawód nienagannie. To powszechne tchórzostwo członków rządu jest obrzydliwe, a przecież ten proceder trwał już kilkanaście lat i o tym powszechnie wiedziano.
Podobna sytuacja jest w sądownictwie - szeroka korupcja i "trąd w Pałacu Sprawiedliwości"; korupcja w policji oraz innych ogniwach administracji państwowej. Kradną całe watahy Wieczerzaków, Gąsiorow-skich, Baksików, Żemków z FOZ, Wąsaczy, Szeremietiewów i innych.
Polityk, którego darzyłem szczególnym zaufaniem - Marek
Poi, wicepremier, zapytany, czy Krzysztof Celiński - dyrektor naczelny PKP, który doprowadził do zadłużenia tej instytucji na sumę ponad 11 miliardów złotych, zarabiający 21 tys. zł miesięcznie - będzie zwolniony - odpowiedział, że to nie jego wina. Długi są wyłącznie wynikiem zbyt małej w skali europejskiej dotacji ze strony państwa, więc dyrektor-pre-zes pozostanie na swoim stanowisku! Powyższe przykłady świadczą w sposób niepodważalny, że władza nie chce widzieć zła i powoli się demoralizuje, a następnie sama wchodzi w układy korupcyjne. I tak się te nasze polskie sprawy toczą od wyborów do wyborów, zmieniają się tylko opcje polityczne. Janusz Kor-win-Mikke określił to bardziej obrazowo i pikantnie:,.Koryto zostało to, co poprzednio, tylko się świnie zmieniły".
Zmniejsza się natomiast autorytet biednej Polski, z którą już nikt się nie liczy. Nawet "urzędasy" z Unii Europejskiej udzieliły (na piśmie) tylko 25 proc. dotacji dla polskiego rolnictwa w przypadku, gdy Polska się w Unii znajdzie.
Ten ochłap, który zostanie "wrzucony do czapki" biednej Polski, będzie przyjęty bez godności, z "pocałowaniem ręki". Na obronę zaś polskich granic otrzymamy zardzewiałe czołgi i samoloty. Przygnębiająca przyszłość, a może to jest już: "VATERLAND DU BIST VERLO-REN". Kazimierz Adamski,
Nowy Dwór Mazowiecki
Czemu się boją?
W numerach 3 i 4 "FiM" z br. ukazał się artykuł p. Leszka Żuka pod tytułem "Czy znów się przestraszymy?". Koresponduje on z moim wystąpieniem na Zjeździe Powiatowym SLD w Kędzierzynie-Koźlu w dniu 5.01. br.
Na wystąpienie w dyskusji przewidziano 5 minut, mówiłem 7 (mała tolerancja), a przewodniczący zebrania przerwał mi dwa razy. Symptomatyczne jest to, że wystąpienie antykościelne (nie antyreligijne!), a przecież propaństwowe zbulwersowało prowadzącego zebranie,
Usługi pogrzebowe pastorów protestanckich
tel. (0-34) 35-33-061
BEZPŁATNIE
działacza partyjnego najniższego, miejskiego szczebla - więc co się dziwić, że premier odwiedza papieża, że zaprasza go w czasie tak głębokiego kryzysu finansowego na kolejną pielgrzymkę, skutkującą ogromnymi wydatkami, że żony i rodziny obu głów państwa klękają przed głową obcego państwa, niezbyt przychylną obecnej władzy, że obcało-wywują go po rękach? A więc pytanie z tytułu "czy znów się przestraszymy?" powinno brzmieć: "dlaczego boimy się nieprzerwanie?". Niektórzy koledzy partyjni po moim wystąpieniu gratulowali mi odwagi i to mnie zasmuciło. W państwie świeckim, rządzonym przez lewicę, trzeba odwagi, by otwarcie mówić, co się myśli! Zwątpiłem w lewicowość mojej partii. Ale gdzie mam szukać partii naprawdę lewicowej?
Marian Kosicki, Kędzierzyn-Koźle
Najlepsza cząstka
Nawiązując do artykułu pt. "Podatek od pożaru" ("FiM" nr 5) muszę nieco przewrotnie stwierdzić, że nie można mieć pretensji do opisanego tam księdza, składającego wizytę duszpasterską pogorzelcom. Przecież on postąpił zgodnie z obowiązującymi kanonami, czyli pomodlił się za pogorzelców, a ofiarowaną przez nich kopertę z pieniędzmi zabrał ze sobą. Zawsze w razie nagłych nieszczęść, np. powodzi, Kościół spieszy z pomocą, ofiarowując (jak twierdzą księża) to, co mają najcenniejszego, czyli darmową (czasami) modlitwę. Takie przyziemne sprawy jak pieniądze wolą zatrzymać dla siebie, z wielkim poświęceniem wystawiając się na liczne pokusy.
Tu mam pretensję do wszystkich "owieczek" tak chętnie sypiących pieniędzmi na tacę. Oni wszyscy źle życzą swoim pasterzom, bo pieniądze - jak wiadomo - szczęścia nie dają. Należałoby to zmienić i wierni też powinni swoim pasterzom ofiarować coś rzeczywiście cenniejszego. Wyobraźmy sobie np. niedzielną sumę: ksiądz dobrodziej obchodzi kościół z tacą, a każdy, komu podstawi tacę w wielkim skupieniu ofiaruje księdzu... słowa: "SZCZĘŚĆ BOŻE DOBREMU PASTERZOWI". Darmo otrzymaliśmy, darmo oddawajmy.
Jan Bieniek, Warszawa
Świecki mistrz ceremonii pogrzebowej
tel. 0-601-942-662
cena: 200 zł brutto + koszty dojazdu.
TYGODNIK FAKTY i MITY Redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Henryk Rozenkranc; Dział reportażu: kierownik Ryszard Poradowski - tel. (0-42) 630-72-33; Redaktorzy: Adam Cioch, Jakub Kopeć, Jarosław Rudzki; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: Ewa Kotlińska
- tel./fax (0-42) 639-86-10; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-72-23; Adres redakcji: 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94; e-mail: faktyimity@faktyimity.pl; Wydawca: "BŁAJA News" Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Prezes Zarządu: Roman Kotliński; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze - do 25 lutego na drugi kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zl za jeden kwartał; b) RUCH SA - do 5 marca na drugi kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31,532-88-16,532-88-19,532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-/kwartat; 227,-/pót roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-Awartał; 255,-/pót roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-Awartał 313,-/pót roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA ptatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hubsch & CO., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326.4. Dystrybutorzy w USA: New York- European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago - J&B Distributing co., tel. (773) 736 6171; Lowell International co., tel. (847) 439 6300.5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga - Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726.6. Prenumerata redakcyjna: do 15 marca na drugi kwartał 2002 r. Cena 26 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492
JAJA JAK BIRETY
F^KTY
Nr 8 (1031
!2 - 28 II 2002 r.
Leszek po Lechu
Dotąd przypuszczaliśmy, że tylko Wałęsa słynie ze skoków przez płot. Lechu na skokach wyszedł zupełnie dobrze. Jak będzie z Leszkiem - zobaczymy. Fot. archiwum
Trudne pytanie?
Czytelnik nadesłał nam pytanie, które zadawał m.in.: księżom, zakonnikom, świadkom Jehowy, ale nikt nie potrafił udzielić trafnej
odpowiedzi. Pytanie jest bardzo proste: - Co jest w niebie zrobione przez człowieka? Podpowiadamy - odpowiedź można znaleźć w Biblii. Najciekawsze opublikujemy. Red. "FiM"
Jak nazywa się istota dwunożna opatrzona rozumem, wolną wolą, a nawet wolnymi sobotami? "No i zdumiał nam ten MarS do reszty!" - zakrzyknie każdy inteligentny Czytelnik, a więc każdy Czytelnik "FiM". - Wiadomo... przecież to człowiek.
Dobrze. Na razie idzie gładko. Teraz jednak zwiększę stopień trudności. Jak nazywa się taka sama istota, tylko dodatkowo odziana w sutannę? Ależ to proste - znów powiecie. - To też człowiek, tyle że ksiądz.
I tu Was mam, Drodzy Czytelnicy. Figa z makiem. To prawda, że ksiądz, że istota, ale nie człowiek. Ksiądz bowiem w majestacie polskiego prawa nie jest człowiekiem. Zaraz to udowodnię na podstawie ustawy o podatku VAT.
W ustawie tej bowiem każdy uważny podatnik natrafia na pewien prawny problem. Problem
CZARNO NA BIAŁYM
Istota VAT
wygląda tak: przychodzi ksiądz do sklepu i nabywa, ot, zwyczajnie: np. jedną prezerwatywę i egzemplarz "Playboya". Znudzona panienka przy kasie nagle nudzić się przestaje i myśl głęboka poczyna orać jej czoło: "Dać księdzu... dobrodziejowi... paragon z kasy fiskalnej czy nie dać?".
Z pozoru pytanie bez sensu... Wiadomo, że każdy człek ogarnięty nagłą potrzebą zakupu prezerwatywy paragon winien dostać. Każdy, ale nie ksiądz...
Ustawodawca zakłada bowiem: " W myśl Konkordatu między Stolicą Apostolską iRP (...) Rzeczpospolita Polska zapewnia Kościołowi
Strata energii
Coraz więcej katolików w Polsce deklaruje się jako osoby wierzące, lecz niepraktykujące. Tzw. praktykę uważają oni nie tylko za marnotrawstwo czasu i pieniędzy, ale także stratę energii życiowej. Poniżej prezentujemy krótką ściągę obrazującą przeciętne zużycie kalorii podczas praktykowania katolicyzmu:
- spacer do kościoła - 150 kcal/30 min;
- szybki marsz do kościoła - 110 kcal/15min;
- udział w mszy - 80 kcal/60 min;
- leżenie krzyżem - 60 kcal/60min;
- klęczenie - 70 kcal/30 min;
- klepanie różańca - 40 kcal/60 min;
- namiętne słuchanie Radia Maryja
- 55 kcal/60 min;
- czytanie prasy katolickiej - 65 kcal/60 min;
- całowanie krzyża lub innych przedmiotów kultu - 5 kcal;
- udział w pikiecie zorganizowanej przez kościelne bojówki - 250 kcal/60 min. (A.K.)
Katolickiemu oraz jego osobom prawnym i fizycznym swobodę utrzymywania stosunków (proszę... proszę!) (...) z powyższego wynika, że w odniesieniu do osób duchownych, dla oceny, czy w danym przypadku mamy do czynienia z osobą fizyczną czy prawną (...), decydujące znaczenie mająprzepi-sy prawa kanonicznego ".
Jedno więc już wiemy: sprzedawczyni prawo kanoniczne powinna mieć w małym palcu lewej nogi. To oczywiste. Idźmy więc dalej, wczytując się w treść ustawy o VAT: "Kanon 113 Kodeksu prawa kanonicznego stanowi, iż oprócz osób fizycznych są także w Kościele osoby prawne (...), a więc parafia z mocy samego prawa posiada osobowość prawną (...). Tym samym sprzedaż na rzecz parafii nie musi być ewidencjonowana za pomocą kasy fiskalnej ". W komentarzu do tych przepisów przeczytać jeszcze możemy, że sprzedawczyni ma obowiązek uznać każdy zakup dokonywany przez księdza jako zakup "na rzecz parafii" właśnie. Stąd prosty wniosek, że ksiądz paragonu nie dostanie, a każdy inny człowiek paragon otrzyma. Albo więc ksiądz jest nadczłowie-kiem, albo człowiekiem nie jest w ogóle. Wybór pozostawiam Czytelnikom. MarS
i
O AFERZE Z MOLESTOWANIEM KLERYKÓW PRZEZ POZNAŃSKIEGO ARPA PISALIŚMY PÓŁ ROKO TEMO
"RZEPA" UKRADŁA NAM
INDEKS 356441 ISSN 1509-460X
FAKTY
i 11
http://www.faktyimity.pl
TYGODNIK NIEKLERYKALNY

Nr 9 (104) 1 - 7 marca 2002 r. Cena 2 zł (w tym 7% VAT)
cowi
To nie jest kadr z filmu "Psy 3", choć rzeczywistość w tym przypadku okazała się daleko bardziej zaskakująca niż wyobraźnia scenarzystów. Tak właśnie skończyła się kariera hochsztaplera w habicie, księdza dr. Ryszarda M. podejrzanego o współudział w wyłudzeniu wielomilionowych sum, o współpracę z pruszkowską mafią i powiązanego z zamordowanym ministrem Jackiem Dębskim. Czy pupil i zaufany najwyższej hierarchii kościelnej w Polsce zostanie sprawiedliwie osądzony?
W proch...
Za nieduże pieniądze, bez potężnego dołu w ziemi, robali i marmurów - można odejść z tego świata. A wszystko to dzięki spopieleniu zwłok w jednym z czterech polskich krematoriów. Z roku na rok także w naszym kraju rośnie liczba kremacji. Czy również Polacy pójdą masowo w ślady pragmatycznych narodów?
SStr.8
HAtE HPtYhir X ROZuHlESZ, iE KoSA TO
Nieświeży interes
Jeżeli ktoś myśli, że handel zwłokami to już historia, ten jest w błędzie. Pomimo skandalu ostatnich tygodni, interes ten kwitnie nadal, a zyski dalej dzielą między siebie pracownicy służby zdrowia, różnej maści informatorzy, duchowni Kk oraz zakłady pogrzebowe.
Nasz dziennikarz wcielił się w klienta ze zmarłą ciotką...
KSIĄDZ NAWRÓCONY
FAKTYn
FAKTY
POLSKA "Rzeczpospolita" (pół roku po "Faktach i Mitach") "ujawniła" aferę molestowania przez arcybiskupa Paetza poznańskich kleryków i księży. Skandal zatacza coraz szersze kręgi. Wychodzi na jaw, że nuncjusz Kowalczyk i poznańscy biskupi pomocniczy milczeli, choć o wszystkim wiedzieli od dawna. Chwała im! Zły to ptak, co własne gniazdo kala!
"Dlaczego tak długo to tolerowano i w porę nie podjęto interwencji?" - podobnie jak większość Polaków pyta, Leszek Miller. Oj, czy to nie nazbyt napastliwe pytanie, Panie Premierze?
Po Millerze i Glempie, prezydent Kwaśniewski zaprosił papieża. Nawiedzenie nastąpi prawdopodobnie w sierpniu. Niestety, wycieczka odbędzie się nie na koszt zapraszających, lecz za pieniądze dziurawego budżetu państwa. Zdaniem Glempa, Polska potrzebuje obecności Ojca św., bo jest on... "Aniołem Pokoju". Karolowi Wojtyle odbiera się cechy ludzkie po to, aby go ubóstwia Stan anielski jest najwyraźniej etapem pośrednim.
W kontaktach z Unią reprezentują nas osoby o wybitnie ero-pejsko brzmiących nazwiskach, czego przykładem są Hueb-ner i Wittbrodt. Niechlubny wyjątek stanowi Oleksy. Na szczęście - nad wszystkim czuwa Miller...
WARSZAWA Rada Krajowa Unii Pracy domaga się przeproszenia minister Izabeli Jarugi-Nowackiej przez bp. Tadeusza Pie-ronka. Biskup nazwał panią minister "feministycznym betonem, który nie zmieni się nawet pod wpływem kwasu solnego", w reakcji na jej deklarację, że należy w Polsce zalegalizować przerywanie ciąży z przyczyn społecznych. Pieronek oświadczył, że nie ma zamiaru spełniać oczekiwań Unii Pracy. Jakiego kwasu trzeba, by skruszyć kościelny beton?
WATYKAN Papież ubolewa, że w Karcie Europy zabrakło odniesień do religii. Stwierdził: "...godność i nietykalność osoby ludzkiej, wolność sumienia, godność pracy i pracownika, prawa do godnego i bezpiecznego bytu" zawdzięczamy "chrześcijańskiemu przesłaniu", czyli misji Kościoła katolickiego. Dotąd powszechnie uważano, że Oświeceniu i lewicy; cóż, "Kopernik też była kobietą..."
Odpowiednie służby kościelne gorączkowo przetrząsają archiwa w poszukiwaniu dokumentów mających wybielić Piusa XII - przyjaciela Hitlera, kandydata na ołtarze. Opublikowano rzekomy list papieża do ambasadora hiszpańskiego Barcenasa z 16.03.1943. "Nazistowskie prześladowania są bardziej niebezpieczne niż którekolwiek z poprzednich" - miał napisać w odpowiedzi na pomysł Hiszpana nakłonienia Hitlera do pokoju z Brytyjczykami i skierowania niemieckiej ekspansji na Wschód. W badaniach historycznych jest żelazna zasada - jeżeli jeden dokument przeczy setkom innych - nie bierze się go pod uwagę lub... uznaje za sfałszowany.
WŁOCHY Policja zatrzymała w Trieście na północy Włoch grupę pakistańskich nielegalnych emigrantów. Znaleziono przy nich - o zgrozo! - odręcznie wykonaną mapę Watykanu. To aresztowanie media powiązały natychmiast z zatrzymaniem dzień wcześniej w Rzymie kilku Arabów za posiadanie dużych ilości trującego cyjanku potasu i materiałów wybuchowych. Biedni Pakistańczycy, przyjechali pewnie na pielgrzymkę do Białego Ojca...
Odkryciem, że "obywatele suwerennego państwa Watykan nie podlegają jurysdykcji włoskiego sądu", zakończył błyskawicznie posiedzenie trybunał rozpatrujący skargę mieszkańców osiedli sąsiadujących z antenami Radia Watykańskiego. Mieszkańcy protestują już od miesięcy, bo w rejonie zwiększonej emisji fal radiowych panuje ponadprzeciętna zapadalność na nowotwory. Święte paszporty - dla świętych krów.
PARYŻ Sąd zezwolił na rozpowszechnianie plakatu filmu Co-sty-Gawasa "Amen" (o Piusie XII), na którym krzyż spleciony jest ze swastyką. Zakazu pokazywania afisza zażądała jedna z katolickich organizacji. Jak zwykle, pod pretekstem, że obraża uczucia religijne. Sędzia uznał, że "tylko nadinterpretacja w odczytaniu plakatu może sprawiać, że ktoś zobaczył w nim wymieszanie chrześcijaństwa i nazizmu". Znowu katolicy zafundowali bezpłatną reklamę filmowi
HOLANDIA Dwaj katoliccy księża z Eindhoven odmówili kościelnego pogrzebu kobiecie, którą uśmiercono na jej własną prośbę. Stwierdzili, że taka celebracja byłaby wyrażeniem zgody na praktykę potępionej przez Watykan eutanazji. W Holandii 90 proc. katolików popiera legalizację śmierci na własne życzenie. Kościół słusznie obawia się demokracji..
ROSJA 22 lutego odbyła się w Moskwie demonstracja przeciwko katolickiej ekspansji na Wschodzie. Uczestnicy wznosili hasła: "Gonić katolików z Rosji", "Papież - won z Rosji". Deputowany do Dumy Jewgienij Jurczenko stwierdził na wiecu, że "Watykan zawsze był wrogiem Rosji", a działania Kościoła nazwał "kolejną wyprawą krzyżową". Od kilku tygodni nie milkną protesty prawosławnych po ustanowieniu przez Jana Pawła II stałej administracji kościelnej w Rosji. "Anioł Pokoju"?
1 - 7 III 2002 r.
KOMENTARZ NACZ
KRADZIEZPOSPOLITA
23!
lutego 2002 roku, godziny
poranne. Pod dziesiątkami tysięcy polskich kiosków wrze. Ludzie gorączkowo wymieniają informacje, jak echo powtarza się w nich: - "Rzepa" napisała: arcybiskup molestował seksualnie kleryków! Co za sensacja, jaka odważna i rzetelna gazeta! - No, panie, a kto to miał zrobić jak nie "Rzeczpospolita"? Sama nazwa wskazuje - jedyna polska gazeta! Wszystkie media na wyścigi podają "ujawnione fakty" za miarodajnym, wiarygodnym, drugim co do wielkości sprzedaży polskim dziennikiem. Wypowiada się Pieronek i inne koronowane głowy Kościoła, gubernator Glemp chyba zasłabł, bo nic nie mówi. Przez jedyne polskie radio skrzykują się rydzykowe zastępy, stawiają kosy na sztorc - na Żydów, na masonów, na im-perialistyczne komórki deprawujące polski naród - Syjonizmowi Mówimy Stanowcze NIE! Posłanka LPR, matka polska Sobecka, pisze modlitwę zadość czyniącą miłosierdziu bożemu, do zmówienia w Sejmie; tymczasem uświadamia: "Chodzi o ośmieszenie Polaków i katolików w oczach świata, żeby udowodnić, że w Polsce nie ma już wpojonych zasad". Oczywiście, cały świat patrzy z nadzieją na katolickie zasady w Polsce, a tu coś takiego! Sobeckiej wtóruje rzecznik Ligi Polskich Rodzin: "Ten artykuł i to zdjęcie (arcybiskupa w ornacie!), to niewątpliwie element kampanii skierowanej przeciw katolikom!". Wieczorem - pierwsza wiadomość w dziennikach telewizyjnych. Arcybiskup, Niemiec rodem z Bawarii, idzie w zaparte, mówi o "nadinterpretacji" jego słów i zachowań. I słusznie. Mamy XXI wiek, czterdzieści lat po rewolucji seksualnej, dzieciach kwiatach i komunach hipisów, aż tu nagle wolną miłość nazywa się molestowaniem seksualnym!? Wiadomo, ciemne, skatoliczałe Polaczki... Kto im to zadał? Bodajbyś cudze dzieci uczył! - współczujemy arcybiskupowi. Jednak po tym jego oświadczeniu wrzawa w publikatorach i w milionach polskich domów przybiera na sile. Można tylko przypuszczać, że w rozgłośni Radia Maryja zgłosiły się pierwsze chętne do samobójczych, terrorystycznych ataków bombowych na siedzibę "Rzepy" i ambasadę Izraela. Naród kolejny raz podzielił się na dwa wrogie obozy. Następnego ranka, w niedzielę, księża boją się odprawiać msze święte, a niektórzy wręcz przeciwnie - dostali temat do patriotycznych kazań. Mszę radiową poprowadził - oddelegowany do tego z uwagi na umiejętności aktorskie i łamiący się głos - biskup Za-witkowski. Zaczął kazanie - "Dziś w nocy nie mogłem zasnąć. Kamieniarze "Rzeczpospolitej" ukamienowali księdza arcybiskupa!". O tak! Po 23 lutego nasz kraj już nigdy nie będzie taki sam. Kościół, episkopat, ostoja moralności narodu - straciły dziewictwo!!!
sierpnia 2001 r., pół roku wcześniej, "Fakty 1 i Mity" opublikowały artykuł pt. "Czerwone majtki arcybiskupa". Na całych dwóch stronach, w tym pełna okładka (na zdjęciu) wyczerpująco opisaliśmy fakt i okoliczności seksualnego molestowania kleryków przez Juliusza Paetza. Przytoczyliśmy relacje czterech poszkodowanych. Mamy ich oświadczenia na piśmie oraz czterogodzinne nagranie na taśmie magnetofonowej. Gazeta sprzedała się rewelacyjnie, w Poznaniu wymiotło niemal do ostatniej sztuki. I co? I nic. Niedowierzanie? Wzruszenie tysięcy ramion? Cisza. Wygląda na to, że "Fakty i Mity" ponad pół roku temu zamieściły dziennikarski materiał "Rzeczpospolitej". Po prostu bezczelnie go ukradły i teraz cała nasza redakcja powinna wystawić tamtym ryje do obicia. Jak to się stało? Nie oglądaliście nigdy filmu "Powrót do przyszłości"? No właśnie... Darować tego nie można - kara mustafa! - jak mawiają Kiepscy. Kradzież informacji jest karana jak każda inna. Informacja jest bowiem towarem jak każdy inny, kosztuje, i to dużo, coraz więcej. Tym razem jednak kradzieży
dopuścili się nie wstrętni antyklerykałowie, tylko dziennikarz i redaktorzy "Rzeczpospolitej" norweskiej (51 proc. udziałów). Nadużycie polegało na publikacji materiału z tzw. pierwszej ręki. Elementarna, a zatem podstawowa rzetelność dziennikarska polega bowiem na tym, że - kontynuując jakiś temat, zwłaszcza z gatunku dziennikarstwa śledczego - podaje się tego, kto dany temat ujawnił oraz wcześniejsze publikacje, zwłaszcza pierwszą. Nasza była pierwsza i jedyna! Wyobraźmy sobie, że biedna polska firma zainwestowała w nową technologię, reklamę, surowce, fachowców i wypuściła na rynek ekstra nowe narty, na których Małysz przeskakuje Hannawalda o 100 metrów. Na to przyjeżdżają Niemcy (tu Norwedzy), kupują sobie parę takich nart i trzaskają identyczne, tyle że w dwa razy większej liczbie, a na dodatek malują na nich swoją własną nazwę. Jaka z tego konkluzja? - kto dawniej mówił kiep, od dziś może mówić Roman Kotliński, no i Hannawald znów jest trochę lepszy od Małysza... Zgroza!
Wystosowaliśmy protest do Rady Etyki Mediów ("Rzepa" w tym samym numerze na 3 stronie wzywa do większej rzetelności dziennikarskiej, m.in. TVP!), a do samej norweskiej redakcji zapytanie - jak się czuje złodziej, kiedy coś ukradnie? Ale nie o to chodzi. Tak naprawdę cieszę się, i to bardzo, z rozgłosu, jakiego nabrał cały skandal. Lepiej późno niż wcale. Szkoda tylko młodych sumień chłopców, które - dodatkowo, przez ostatnie sześć miesięcy - deprawował "najwyższy autorytet archidiecezji". Na nasz artykuł zareagował wówczas sam papież, wysyłając już we wrześniu swoich osobistych przedstawicieli do zbadania sprawy w Poznaniu. Potem były protesty dziekanów, bezprecedensowy zakaz wstępu dla arcybiskupa wydany przez rektora seminarium, kolejni molestowani chłopcy, jeszcze większa zadyma i... i już odwaga na tyle staniała, żeby artykuł napisała "Rzeczpospolita". Napisała, bo nie mogła przeżyć sukcesu "Wyborczej" ze "skórami". Nie od dziś wiadomo, że te dwa tytuły zajadle ze sobą rywalizują. Zresztą, jedna warta drugiej. "Wybiórcza" ukradła skóry tygodnikowi "NIE", "Dziennikowi Łódzkiemu" i nam, również przedstawiając temat jako swój. Wcześniej oszczerczo zaatakowała moją skromną osobę i dopiero kiedy zagroziłem sądem, wydrukowano przeprosiny. "Rzepa", relacjonując pozew łódzkiej kurii przeciwko "FiM", jeszcze zanim odbyła się rozprawa, pisała o nas jak o antykościelnej bojówce. Bo kiedy tygodnik antyklerykalny pisze prawdę o biskupach, to są to tylko brukowe rzygi i nie tylko w sądzie wyrok jest już przesądzony. Nie przeszkadzało to, jak widać, przywłaszczyć sobie naszą informację i sprzedać w nowym opakowaniu z napisem - dopiero u nas wiarygodne.
Tak to już niestety w Polsce jest, że wszystko, co duże, jest złe, a przy tym często bezczelne i aroganckie. Duży i porąbany Sejm, duży i zepsuty Kościół, duże i kłamliwe gazety. Te ostatnie wykorzystują swoje zachodnie pieniądze do manipulowania Polakami. Wytykają mniejszym brukowy charakter, a same nie liczą się z nikim i z niczym, bo są duże i bogate. Na szczęście - choć też tylko w swoim doraźnym interesie - może właśnie przestały się liczyć z książętami Kościoła.
A sam arcybiskup Paetz? Ma już 67 lat, najpiękniejsze lata i chłopców za sobą, pora więc przejść na ciepłą emeryturkę. Papież i inni koledzy, którzy przez dziesiątki lat przymykali oczy na jego upodobania (już w latach 60., kiedy pełnił wysokie zaszczyty w Watykanie, było o tym głośno) - jakżeby mogli uchybić druhowi. Wszak drobna ta przypadłość jest wyróżnikiem najbardziej elitarnego klubu w Stolicy Świętej! Apartament w malowniczym włoskim miasteczku, limuzyna z kierowcą i walizka pieniędzy z Polski powinny wystarczyć...
JONASZ
Nr 9 (10
1 - 7 III 2002 r.
F^KTYn
INJ
ZAMIAST SPOWIEDZI
Rozmowa z prof. dr. hab. Marianem Szamatowiczem - kierownikiem Kliniki Ginekologii Akademii Medycznej w Białymstoku, twórcą pierwszego w Polsce udanego zapłodnienia "in vitro"
Janusz Wrubel: - Panie Profesorze, w Polsce obowiązuje od czterech lat najbardziej restrykcyjna w Europie - po irlandzkiej - ustawa o ochronie życia, zwana antyaborcyjną. Jednocześnie kwitnie podziemie ginekologiczne. Co Pan na to?
Marian Szamatowicz: - Jest to, niestety, przykra rzeczywistość. Przytoczę kilka danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO): każdego dnia na kuli ziemskiej ma miejsce około miliona poczęć. W tym 500 tysięcy stanowią ciąże nieplanowane, z czego połowa to ciąże niepożądane. Każdego dnia dokonuje się 150 tysięcy aborcji. Jedną trzecią stanowią zabiegi nielegalne, wskutek których umiera 500 kobiet. Codziennie! A zatem, gdy mamy ciążę niepożądaną, są tylko dwa rozwiązania: albo kobieta ciążę zaakceptuje, albo ją przerwie. Dane WHO przytaczam na dowód, że jedynym racjonalnym sposobem przeciwdziałania aborcji nie jest restrykcyjne prawo, ale skuteczna antykoncepcja.
- Proszę o przykład prawodawstwa idealnego.
Tylko antykoncepc] a
- Holandia, z bardzo liberalnym prawem dopuszczającym przerywanie ciąży. Tam problem w ogóle nie istnieje, gdyż propagowana jest antykoncepcja. Kobiety, które jeszcze nie rodziły, domagają się, by to była antykoncepcja skuteczna i odwracalna, czyli zasada: "teraz
nie chcę, ale potem będę rodzić". Natomiast te, które rozród zakończyły - aby była skuteczna, bezpieczna i często nieodwracalna. Jestem zdecydowanym propagatorem takiego podejścia do ciąż niepożądanych.
- Wiadomo, że w 1998 roku ustawę o ochronie życia radykalnie zaostrzono na życzenie Kościoła katolickiego i spolegliwych wobec niego parlamentarzystów. To za sprawą Kk tkwimy po uszy w hipokryzji, obłudzie; udajemy, że w Polsce dokonuje się zaledwie kilkudziesięciu abor-cji rocznie, podczas gdy mówi się o 50-80 tysiącach.
- Zgadzam się z panem. To efekt doktrynalnego podejścia do problemu rozrodczości. Bardzo mi się podobała przed laty wypowiedź w tej sprawie nieżyjącego już profesora Mikołaja Kozakiewicza. Otóż mówił on, że Kościół znalazł się w sytuacji autobusu na szczycie
wielkiej góry - wie, iż musi zjechać i powoli popuszcza hamulce. I podawał taki przykład: na początku poprzedniego wieku stosunek
seksualny był dopuszczalny jedynie w celach prokreacyjnych. W momencie gdy Kościół zaakceptował naturalne metody zapobiegania ciąży, które są niczym innym, jak abstynencją seksualną w okresie płodnym, zmienił doktrynę. Profesor Kozakiewicz mówił również, że Kościół po cichu akceptuje środki antykoncepcyjne. Jest mianowicie taka formuła, w myśl której kobieta bierze tabletki "nieświadomie"
i kapłan z tej nieświadomości nie powinien jej wyprowadzać... Kiedy za Wandą Nowicką (dyr. Federacji Kobiet na rzecz Planowania Rodziny - dop. J.W.) powtórzyłem dane o liczbie nielegalnych aborcji ministrowi zdrowia Mariuszowi Łapińskiemu, był zaszokowany. W czasie spotkania mówiłem mu, że trzeba powrócić do sytuacji prawnej sprzed czterech lat. Z promocją i udostępnieniem skutecznych środków antykoncepcyjnych - to będzie lepsze niż restrykcyjne prawo, które karze więzieniem kobietę i lekarza.
- Póki co - zabijać embrionów nie wolno, antykoncepcja zabroniona. Pan miał również problemy z Kościołem w związku z - jak to wulgarnie określano - produkcją dzieci z probówki. Czy wie Pan, o co tu chodzi?
- Zapłodnienie "in vi-tro" jest metodą leczenia bezpłodności. Mówiłem o tym nawet podczas wykładu zorganizowanego przez Katedrę Teologii Uniwersytetu w Białymstoku. Tego typu leczenie akceptują wszystkie religie oprócz katolicyzmu (!). Przede wszystkim stawiany jest zarzut, że nasienie do zapłodnienia uzyskuje się z masturbacji (która dla Kościoła jest grzechem ciężkim), podczas gdy powinno ono być złożone w sposób naturalny
- w pochwie, podczas stosunku między małżonkami. Ponadto, że w czasie procedury "in vitro" większość zarodków obumiera i takie poczęcie ma charakter techniczny, a nie uczuciowy. Ale Kościół na przykład akceptuje, że 70 procent zarodków po naturalnym zapłodnieniu obumiera. Często mówię, że jeśli ktoś chce chronić życie od chwili poczęcia, to niech się weźmie za te 70 procent.
- Jest Pan sympatykiem SLD, partii, której lider - Leszek Mil-ler - przed wyborami zapowiadał nowelizację ustawy o ochronie życia. Chodziło o dopuszczenie możliwości przerywania ciąży ze względów społecznych. Po wyborach SLD nagle się z tych planów wycofało...
- Uważam, że jeżeli obietnica została złożona, to SLD powinno konsekwentnie się tą sprawą zająć. I nie będę pochwalał postawy, wedle której nagle po wyborach następuje odwrót.
- Plotka mówi, że w szpitalach pracują osoby, których zadaniem jest informowanie biskupa lub proboszcza o aborcji dokonanej nawet zgodnie z obowiązującą ustawą. Strach paraliżuje lekarzy...
- Nie wiem, czy taka osoba jest w naszej klinice, czy nie, ale jeżeli były wskazania medyczne, to takie zabiegi u nas wykonywano. I nie mieliśmy z tym żadnego problemu.
Rozmawiał
JANUSZ WRUBEL
Fot. Autor
M
iller zaprosił, Glemp zaprosił, Kwaśniewski zaprosił... wszyscy w imieniu Narodu, więc przyjeżdża... po raz ósmy. A co na to Naród?
Komunikat Katolickiej Agencji Informacyjnej jest tyleż lakoniczny, co treściwy: "Prymas poinformował głowę państwa, że w imieniu Episkopatu zaprosił Papieża do Polski. Kwaśniewski odpowiadał, że takie zaproszenie złoży on sam wraz z małżonką już wkrótce podczas oficjalnej wizyty w Republice Włoskiej".
Oczywiście, Naród mógłby po chamsku zapytać - po co papież znów Go odwiedza i ile to będzie kosztowało? Wyprzedzając takie wątpliwości Eminencja Glemp wyjaśnia tej samej KAI: "Społeczeństwo
Znów habemus papam
nasze jest utrapione obecną sytuacją, brakiem perspektyw poprawy i wzrastającymi trudnościami, więc taki przyjazd Anioła Pokoju, jakim jest Ojciec Święty, jest bardzo potrzebny ".
Na marginesie proszę uprzejmie zwrócić uwagę na ortografię stosowaną przez KAI: "głowa państwa" i "prezydent" - pisane są małymi literami, ale: "Prymas" "Episkopat", "Papież", "Anioł Pokoju" i "Ojciec Święty" - wielkimi. Od razu widać, gdzie jest centrala władzy.
Gert-Joachim Hetzel: "Sędzia: a jednak jest to Bóg, Odwieczny. Prawda o Gabrieli, Prorokini Boga". Książka dostępna w sprzedaży wysyłkowej za zaliczeniem pocztowym. Cena: 14 zł + koszty wysyłki. "Życie Uniwersalne", skr. poczt. 550, 58-506 Jelenia Góra. Internet: www.das-wort.com
1 A JEDNAK JEST TO BÓG, 1 Odwieczny 1 Prawda o Gabrieli, 1 Prorokini Boga

Ze słów prymasa Glempa wynika również jasno, że " obecna sytuacja" i "brak perspektyw" to w prostej linii wynik rządów obecnej koalicji, a nie katastrofalnych dla kraju rządów "prakseologa" Buźka. Teraz papież przyjedzie i w Polsce będzie już znów cacy. Może i tak będzie, ale...
Ale jak się kogoś zaprasza, to zapraszający nic jeszcze nie wie, czy gość zgodzi się przyjechać. Nie wie? Śmiechu warte. Rzecz już została dawno załatwiona. Zwłaszcza w Kościele takie decyzje są robione z wyjątkowo dużym wyprzedzeniem. No, to by się dopiero narobiło, gdyby "naród" zaprosił, a Ojciec Święty odmówił swojemu narodowi!? Włoski dziennik "II Messaggero" podaje, że wizyta papieża rozpocznie się na przełomie sierpnia i września od Krakowa - miejsca, gdzie podczas ostatniej pielgrzymki (1999 roku) JPII zachorował. W grodzie Kraka papież
weźmie udział w otwarciu kongresu poświęconego św. Faustynie. Woj-tyła odwiedzi Częstochowę i pojedzie na krótki wypoczynek w Tatry. Włosi więc już wiedzą wszystko, a episkopat twierdzi, że nic jeszcze nie wiadomo. Nieznany jest nawet termin ewentualnej pielgrzymki. Zobaczymy, kto ma rację.
Wróćmy na koniec do owego anonimowego Narodu, w imieniu którego papież jest przez prezydenta, premiera i prymasa zapraszany. Dzięki Internetowi możemy choć w części dowiedzieć
się, co Naród sobie tak naprawdę myśli.
Aby to sprawdzić, nie odwiedziliśmy jakichś tam bezbożnych, szatańskich portali internetowych, lecz jak najbardziej słuszne strony Katolickiej Agencji Informacyjnej. Oto dyskusja, która kilka dni temu miała tam miejsce:
Tomas: - Miejmy nadzieję, że papież nie przyjmie tego zaproszenia. Nas po prostu nie stać na jego następne wizyty.
Observer - Jeśli stać nas na utrzymanie takiego jak Ty głupka, to tym bardziej na wizytę Ojca św. (...)
Paweł: - Ciekaw jestem, czy gdy przyjeżdża do Polski prezydent USA lub jakiś inny VIP, to zyski z jego wizyty przewyższają koszty? Raczej nie. Tomas: - Porównaj sobie te wizyty. Czy na przyjazd prezydenta w naszym kraju podejmowane są milionowe inwestycje, budowane kaplice itp.?
Tyle przedstawiciele Narodu na katolickich stronach Internetu. Włączcie się do tej dyskusji i Wy. Adres: www.e.kai.pl
MAREK SZENBORN Fot. www.president.pl
Z NOTATNIKA HERETYKA
FAKTYn
1 - 7 III 2002 r.
POLAKÓW PORTFEL WŁASNY
Pozorna przyjemność
Jedną z ministerialnych powinności jest udzielanie wywiadów. Powinność i ewentualna przyjemność. Dlaczego powinność - wiadomo, a dlaczego przyjemność ewentualna, a nie z założenia, też łatwo się domyślić. Zależy, kto i o co pyta. Ostatecznie, nie każdy redaktor ma wdzięk Moniki Olejnik, w ustach której - jak zwierzył mi się pewien poseł - słodko brzmi nawet wyrok śmierci.
Czasami pytania są tak banalne, że aż szkoda odpowiadać. Czasami są "jak rzeka", tzn. wymagają odpowiedzi obszernej jak historia i teraźniejszość państwa polskiego. Są też pytania z wplecioną między wiersze odpowiedzią. Pytającemu bynajmniej nie zależy na poznaniu czyjegoś poglądu czy na wyjaśnieniu czegokolwiek. Pyta wyłącznie pro forma, bo i tak wie swoje; chodzi o to, by stworzyć pozory wywiadu.
Niedawno zwróciła się do mnie pewna regionalna gazeta codzienna z pytaniami o politykę kadrową w "skarbówce", tj. w urzędzie kontroli skarbowej (UKS) i urzędzie skarbowym (US) pewnego wojewódzkiego miasta. Dziennikarz wymienił cztery nazwiska osób nowo mianowanych na stanowiska
szefów lub wiceszefów tamtejszego UKS-u i US-u i widać trochę poszperał w ich życiorysach, bo znalazł zapierające dech w piersiach sensacje! Mąż jednej nowo mianowanej był niegdyś sekretarzem KW PZPR, mąż drugiej był w czasach PRL oddelegowany do pracy w KW. Podobnie ma się sprawa z dwiema pozostałymi osobami, mającymi w życiorysie tak strasznego "haka", jak członkostwo w PZPR.
- Jak pan to tłumaczy, panie ministrze? - pyta dziennikarz. "Dlaczego - cytuję - na kierownicze stanowiska w urzędach skarbowych i urzędzie kontroli skarbowej awansowali ludzie związani z inną formacją polityczną", przy czym przedmiotem wyrażonej tu troski raczej nie są ludzie z "Samoobrony" czy Platformy Obywatelskiej, lecz z AWS, bo gazeta znana jest z wiernej promocji tego ugrupowania. No i cóż, można na to wszystko odpowiedzieć krótkim stwierdzeniem, że autor pytania pewnie przeoczył wynik ostatnich wyborów.
Nawiasem mówiąc, gdy nie tak dawno funkcję prezesa ZUS obejmował AWS-owy Stanisław Alot - jemu zawdzięczamy między
innymi koszmarny bałagan związany z informatyzacją w tej instytucji - jakoś nie mogłem doczytać się w tejże samej gazecie choćby jednego pytanka o uzasadnienie nominacji p. Alota. A także uzasadnienia tysięcy innych mia-nowań, dokonanych w ramach kryterium TKM - teraz, k..., my.
Obecnie każda zmiana dokonywana przez nowy rząd - mimo nieporównanie większej powściągliwości z naszej strony - od razu wywołuje straszne larum, przy czym na kwalifikacje zupełnie nie zwraca się
uwagi, tak jak w pytaniach tejże gazety. Nie było tam słowa, kim są, w sensie zawodowym, nowo mianowani, jakie przygotowanie mają do powierzonej im pracy - a wszyscy są wieloletnimi pracownikami "skarbówki", pełnili do tej pory różne funkcje kierownicze w swoich urzędach i mają świetny zapis kariery w swoich CV. Widocznie to nie jest ważne. Ważne jest grzebanie w życiorysach. Był w PZPR? O, to na pewno głupol i oszust. Nie był w PZPR? Znaczy fachowiec i uczciwy człowiek. Jak, dla przykładu, pan Wieczerzak z PZU "Życie"...
O co w tym wszystkim chodzi - łatwo odgadnąć. O nic innego, jak o wywołanie wśród ludzi wrażenia, że SLD prowadzi zakrojoną na szeroką skalę czystkę kadrową, wymieniając wspaniałych fachowców z nominacji AWS na nieudaczników lewicy. Jakimiż to fachowcami obdarzyły nas rządy AWS, o tym się milczy. A przecież stan państwa ewidentnie o tym świadczy. A co z tzw. morale tej "wysoce patriotycznej" i jakże uduchowionej kadry? Takiej ilości afer i przekrętów jeszcze nie było w historii Polski. Prokuratorzy nie wyrabiają!
Jak zatem można doprowadzić do naprawy państwa, pozostawiając na stanowiskach tych "fachowców"? Czy należy im pozwolić nadal psuć?
Bez wątpienia byłoby lepiej i normalniej, gdyby w niepolitycznych obszarach działalności państwa funkcje wymagające podwyższonej odpowiedzialności i podwyższonych kwalifikacji - sprawowali apolityczni fachowcy, nie wymieniani po każdych kolejnych wyborach. Ale nikt inny, tylko właśnie obóz prawicy dostarczył przykładu wyjątkowej zachłanności na funkcje i apanaże. Masowe wprowadzenie na stanowiska "kolesiów" i posługiwanie się wyłącznie politycznym, a nie fachowym kryterium przy doborze kadr kierowniczych było dewizą prawicy. To "zasługą" prawicy stał się podział Polaków na lepszych i gorszych, tych, co w PZPR i tych, co nie, oraz wszelkie lustracje w tym duchu. I teraz, w schedzie po poprzednim rządzie, mamy również problem kadrowy. Niełatwy do rozwiązania.
W wyborach większość Polaków powiedziała prawicy, co myśli o jej fachowcach. Powiedziała po prostu - dość! Jak na skalę i siłę tej odpowiedzi lewica, śmiem twierdzić, postępuje bardzo powściągliwie. A mimo to każdy, nawet mały ruch kadrowy okrzyki-wany bywa z prawej strony jako "czystka". Co prowadzi m.in. już nie do ewentualnie, ale z gruntu nieprzyjemnych wywiadów.
dr WIESŁAW CIESIELSKI Wiceminister, Sekretarz Stanu w Ministerstwie Finansów, Generalny Inspektor Kontroli Skarbowej
Strach jest nieodłącznym towarzyszem ludzkiej cywilizacji. Paniczny strach przed nieznanym, niezrozumiałym, strach przed głodem, przed wojną, a więc śmiercią, strach przed samotnością i starością. Rodzajów strachu jest pewnie tyle, ile ludzkich istnień na tym najpiękniejszym ze światów.
Jest jednak pewien obrzydliwy rodzaj strachu - zniewalający i porażający poszczególne jednostki i całe narody - to strach przed prawdą. Ten strach sprawia, że motorem napędowym wszelkich zamierzeń i działań staje się kłamstwo. Z niego to czerpią pełnymi garściami wszelakie totalitaryzmy: faszyzm, komunizm, religijny fundamentalizm.
W mądrej bajce "Nowe szaty cesarza" tylko mały chłopiec ma odwagę krzyknąć, że władca jest nagi. Tylko on, z całego tłumu pochlebców prześcigających się w zachwalaniu wspaniałego królewskiego stroju - stroju, którego nie ma.
W Polsce od setek lat (a szczególnie ostatnio) niepodzielnie króluje Kościół katolicki, a jego emisariusze - i ci odziani w purpurowe, ociekające brokatem szaty, i ci w czarnych sukienkach - są nadzy. Nadzy nepotyzmem, pazernością, złością, gniewem, kłamstwem.
GŁASKANIE JEŻA
Cena strachu
Jednak powołani do piętnowania takiego, wstrętnego rodzaju nagości, ci, którzy powinni być sumieniem sumień - dziennikarze - milczą. Milczą zastraszeni, zniewoleni, zawstydzeni własną bojaźli-wością, przerażeni konsekwencjami ewentualnej odwagi. I tylko czasem, gdzieś na dwudziestych stronach ogólnopolskich dzienników i w najgorszym czasie antenowym mediów elektronicznych można znaleźć mikroskopijne informacje o urzędnikach Kk, którzy są oszustami, przestępcami, dewiantami. Później redaktorzy naczelni takich "odważnych i bezkompromisowych" mediów mają bezsenne noce i głowy pełne myśli: "Boże, co to się teraz stanie?". I staje się... Na biurku szefów redakcji dzwonią telefony, a faksy wypluwają gniewne pomruki: "Co wyście tam, wicie rozumicie Kowalski, w tym swoim szmatławcu nawypisywali. My was, Kowalski...". Na własne oczy widziałem takie reakcje hierarchów Kk na najmniejszą bodaj krytykę. Mój szef i przyjaciel Janek (dobry znajomy
red. Łukasiewicza z "Rze-py") takich właśnie reakcji i nacisków nie wytrzymał. Kiedyś dzwonił sekretarz PZPR, dziś sekretarz episkopatu. Zmieniają się słowa, frazeologia pozostaje taka sama.
W minioną sobotę dziennik "Rzeczpospolita" uchylił "odważnie" rąbka prawdy o poznańskim biskupie Paetzu. "Paetz molestował seksualnie kleryków w poznańskim seminarium" - pospieszyła z rewelacją "Rzepa" i jej redaktor na-czelny zapewne aż pokraśniał od nad- <
miaru zadowolenia f
z własnej odwagi, Ś
bezkompromisowo-ści, dziennikarskiej rzetelności.
Brawo, Panie Redaktorze Łukasiewicz! Cóż za heroizm w poszukiwaniu i dotarciu do jakże wstydliwej prawdy. Jednak mam dziwne wrażenie, że bez watykańskiej komisji
w Poznaniu i bez wyników tej inspekcji, z tym heroizmem byłoby jakoś gorzej. Czyż nie tak?
Tygodnik "Fakty i Mity" o sprawkach biskupa Paetza pisał parokrotnie, a pierwszy raz pół roku temu. Wówczas "Rzepa" nie podjęła jednak tematu, nie skoczy-
ła dewiantowi do gardła, nie napiętnowała draństwa, nie wzięła w obronę molestowanych chłopców, którzy szukali pomocy i rady w naszej łódzkiej redakcji
- nie zaś w gigancie medialnym
0 nazwie "Rzeczpospolita". Po naszych publikacjach zapanowała grobowa cisza (choć "FiM" jest jednym z większych tygodników w Polsce), a red. Łukasiewicz
1 jego dziennikarze spali snem sprawiedliwych. Obudzili się z tego błogiego letargu, gdy historia "wylała się" i cenzorski zapis na pisanie o biskupie przestał obowiązywać. Obudzili się i konsekwencją tego był fakt ewidentnej kradzieży odkrytego i opisanego przez nas tematu. Mało tego,
"Rzeczpospolita" zrobiła ze sprawy Paetza ogólnopolski
/hit, na zasadzie "to my, pierwsi... tacy odważni.
Cóż, gdy "FiM" spełnią już rolę armatniego mięsa w pierwszym szeregu walki z nadużyciami i ciemnotą, strach przed konsekwencjami przestaje być realną groźbą. A elementarna etyka dziennikarska? Etyka, która nakazuje podawać pierwotne źródło informacji? E tam... cóż to takiego, ta etyka... prawda, Redaktorze Łukasiewicz?
MAREK SZENBORN
Nr 9 (10
1 - 7 III 2002 r.
F^KTYn
INJ
NA KLĘCZKACH
KOŚCIÓŁ JAK KIBOLE?
PI/&A KOLUMNA
Prymas gubernator porównał dawne zwyczaje Kościoła do dzisiejszych wybryków kibiców piłkarskich. Jak rzekł: "nie lubiano Żydów za ich dziwny folklor. Taka niechęć z powodu folkloru przejawia się dziś wśród kibiców drużyn piłkarskich np. w Łodzi". To doprawdy wyjątkowy akt skruchy
- porównać dzieje kościelnego antysemityzmu, pogromów i tumultów antyżydowskich do chuligańskich zadym, a mordercze działania Kościoła do sztubackich wybryków. I jeszcze ten "dziwny folklor"... żałosne. (M.A.)
SĄD INTERPRETUJE BIBLIĘ
"Dekalog nie wystarczy, aby odmówić służby w wojsku"
- orzekł Naczelny Sąd Administracyjny w Łodzi. O skierowanie do służby zastępczej ubiegał się Grzegorz D. - poborowy z Bełchatowa - motywując swoją decyzję przekonaniami religijnymi i moralnymi, które nie pozwalają mu na stosowanie przemocy i uczenie się zabijania w wojsku. "Bezsensowna" argumentacja nie przekonała komisji powiatowej ani komisji wojewódzkiej. Bo jak pragmatycznie zauważył sąd: " Gdyby uznać, że w Polsce jest 90 proc. osób wierzących i wszyscy oni deklarują wiarę w Boga i dekalog, to do obrony kraju nie byłoby nikogo ". Jak widać, świecki sąd jest władny w Polsce dokonywać interpretacji Biblii, wiążących dla komisji poborowych. Jeśli tak, to powołując się na to samo Pismo, ten sam sąd powinien zwolnić chłopaka od woja, bo wg Księgi Powtórzonego Prawa: "Jeśli mąż dopiero co poślubi żonę, to nie pójdzie do wojska i żaden publiczny obowiązek na niego nie przypadnie, lecz pozostanie przez jeden rok w domu, aby ucieszyć żonę, którą poślubił" (24, 5, BT). Jasny przepis, bez niedomówień - tak czy nie? Warto jeszcze przed komisją błysnąć, że Jezus mówił, iż prędzej niebo i ziemia przeminą niż zmieni się choć jedna kreska w Prawie. Po "zadowoleniu żony" możesz już nawet dać się zabić. (M.A.)
KONKUBINAT ZNISZCZY IMPERIUM RP!
Katolicko-narodowy tygodnik "Głos" podnosi larum nad SLD--owskim projektem ustawy legalizującej konkubinat, także par ho-moseksualnych. Niejaka Joanna Mazan rozdziera szaty, że przegłosowanie w Sejmie i wejście w życie projektu, to straszliwy "zamach na rodzinę". Wypisuje brednie, jakoby Kościół zdecydowanie sprzeciwiał się "nieuzasadnionej dyskryminacji homoseksualistów "; otóż wręcz przeciwnie - "domaga się dla nich szacunku". Snuje też futurologiczne (a może prorocze?) wizje: legalizacja związków gejów i lesbijek zapoczątkuje w kraju przerażające przemiany - niebawem zanikną u nas: odwieczne, właściwe rozumienie wspólnoty małżeńskiej oraz związek między prokreacją i aktem seksualnym. Feministki urażone oczywistą niesprawiedliwością, że tylko kobiety muszą rodzić dzieci, zażądają prawnego wyeliminowania tej "nierówności"^?]). "Z historii pamiętamy, że imperia upadały, gdy następował rozpad moralny. Trudno sobie wyobrazić większy rozkład moralny niż legalizacja konkubinatu i związków homoseksualnych " - pisze Mazan. Z lekcji historii przypominamy sobie, że Najjaśniejsza była ostatnio imperium w XVI w. i nie upadła bynajmniej za sprawą żyjących w konkubinacie par. Do jej zguby ręki nie przyłożyli też homoseksualiści (byli już wtedy, szanowna pani Mazan!). Nam się wydaje, że Pospolitą Rzecz wykończyła pospolita głupota, a także różne targowice z udziałem słynnych biskupów. (G.K.)
GEJ ZAWIESZONY
To jest "nienormalne, chore, to kalectwo niczym ślepota czy głuchota " - to tylko niektóre z zarzutów, jakich ostatnimi czasy ksiądz Mantero (na zdjęciu) musiał wysłuchać od swych przełożonych, po tym jak ujawnił na łamach prasy, że jest praktykującym homoseksualistą ("FiM" nr 8). 39-letni duchowny został zawieszony w prawach i obowiązkach kapłańskich przez swoich przełożonych. Decyzja purpuratów tylko
rozwścieczyła i tak nieprzychylną im od dawna opinię publiczną w Hiszpanii. Co ciekawe, parafianie Mantero bronią swego proboszcza, i to nawet przed kamerami ekip telewizyjnych. Przewodniczący Stowarzyszenia Gejów, Carlos Alberto, udzielił mu natychmiast spontanicznego wsparcia: "Niepozwolę, aby w naszym demokratycznym państwie ktokolwiek był prześladowany przez Kościół, tak jak ksiądz Mantero, ze względu na ujawnienie swej orientacji seksualnej'". Teraz Hiszpania czeka na ujawnienie przez zawieszonego duchownego nazwisk biskupów homoseksualistów. Obiecał uczynić to w sytuacji, gdy zostanie przez nich zaatakowany, (za "Niirnberger Zeitung" z dnia 5.02.2002.). (Z.G.)
PRAWO DZIAŁA WSTECZ?
Sąd Najwyższy przyznał katechetom pracującym w parafiach przed 1989 r. prawo do wcześniejszej nauczycielskiej emerytury. Tęgie sędziowskie głowy uznały bowiem punkty katechezy parafialnej za placówki oświatowo-wyc-howawcze!! Wg autorów uchwały, punkty katechetyczne umożliwiały uzyskanie oraz uzupełnienie wiedzy ogólnej, zdobywanie umiejętności, kształtowanie i rozwijanie zainteresowań... Dlaczego wobec tego je zarzucono i katechezę przeniesiono do szkół? Nie wiedzieliśmy także, że sala sądowa jest miejscem, gdzie historycy spierają się o ocenę wydarzeń z przeszłości - "Kadłubki" w sędziowskich togach uznali bowiem za bezprawne usunięcie nauki religii ze szkół w roku 1961. Powołali się przy tym na obowiązujący wówczas przepis konstytucji z 1952: "Kościoły (...) mogąswo-bodnie wypełniać swoje funkcje religijne". Najciekawsze jednak jest uznanie za nieważne i nie mające znaczenia prawnego oficjalnych deklaracji Konferencji Episkopatu Polski (z 29 V 1992 r.), w których zrzeka się ona wszelkich roszczeń związanych z nadaniem uprawnień nauczycieli osobom pracującym przed 1991 r. w punktach katechetycznych. Sąd unieważnia deklaracje episkopatu i każe płacić katechetom! Bez mydła... (A. Karw.)
POGRZEB NA... PARKINGU
W parafii Matki Bożej Bolesnej w Jawiszowicach k. Oświęcimia doszło do gorszących scen podczas jednego z pogrzebów. Miejscowy proboszcz ks. Franciszek Janczy nie wpuścił do kościoła trumny ze zmarłym parafianinem, choć ten ostatni za życia nie tylko praktykował, ale do tego
wznosił mury wspomnianej świątyni. Modły za duszę zmarłego odbyły się więc na... parkingu.
Uczestników tej nietypowej uroczystości pogrzebowej wkurzyła buta i arogancja proboszcza, który dla upodlenia zmarłego i jego żywych krewnych nie zawahał się zamknąć drzwi kościoła. Tenże sutannowy nie miał za to żadnych oporów, gdy przyszło dokonać po-kropku zbudowanego właśnie ronda w Brzeszczach i nowej siedziby władz gminy. Robił to zresztą w towarzystwie biskupa, w świetle jupiterów i oklasków. Wkrótce po tym kropieniu na rondzie doszło do tragicznego wypadku drogowego, co świadczy raczej o słabej mocy święconej wody...(R.P.)
RÓBTA, CO MOŻETA
Z przykrością zawiadamiamy - zasada, że katecheza ma być pierwszą lub ostatnią lekcją, nie ma podstawy prawnej. Rodzice dzieci nie uczęszczających na religię nie mają więc podstaw, by domagać się takiego rozkładu zajęć od dyrektorów. Minister edukacji narodowej Andrzej Stelmachowski (na zdjęciu), wydając w 1992 rozporządzenie w sprawie warunków i sposobu nauki religii, pominął w nim obowiązek takiej organizacji zajęć szkolnych, aby żadne dziecko nie czuło się dyskryminowane. Kolejni ministrowie nie zauważyli (czy raczej nie chcieli zauważyć) faktycznej luki prawnej. Według najnowszego kierownictwa resortu edukacji, nie można zmusić dyrektorów szkół i przedszkoli, żeby katechezę umieszczali w planach lekcyjnych na początku lub końcu dnia nauki. A my powiemy tak: jak MENiS nie może dyrektorów zmusić, to może rodzice zmuszą. Wszak dyrektorów szkół wybierają władze samorządowe w drodze konkursu.
Z kolei do wyborów władz samorządowych tuż-tuż. Pamiętajcie o tym, mamo i tato Jasia!
(A. Karw.)
KONIEC EKSPANSJI
Według profesora socjologii Michaiła Mczedłowa, w Rosji dobiegł kresu wzrost liczby wierzących. Po okresie licznych nawróceń w ostatnich dwóch dekadach - religie wyczerpały możliwości szybkiego wzrostu. Skończyło się zachłyśnięcie duchowością w kontr-reakcji na narzucany odgórnie w ZSRR "naukowy ateizm" - liczba niewierzących i obojętnych religijnie pozostaje od połowy lat 90. stała. Teraz nastał czas gwałtownej walki o wiernych między poszczególnymi religiami i Kościołami - stąd nerwowa atmosfera np. w stosunkach prawosławno-kato-lickich. (A.C.)
U CZARNYCH NA CZARNO
Legnicka prokuratura oskarża dyrektora Caritas diecezji wrocław-sko-gdańskiej obrządku greckokatolickiego o rażące niedbalstwo, które spowodowało śmierć robotnika. Jesienią prowadzone były zlecone przez Caritas roboty, które wykonywali nieuprawnieni do tego ludzie, bez przygotowania do prac na wysokości, a także zatrudnieni na czarno. Nikt też prowadzonych robót wysokościowych nie nadzorował. Robotnicy wynajęci przez dyrektora nie mieli nie tylko aktualnych badań lekarskich, lecz także podstawowego sprzętu do prac na wysokości. Sprzęt taki, zgodnie z prawem budowlanym, zapewnić miał inwestor, a konkretnie imć dyrektor. W czasie jesiennych prac prowadzonych przy ul. Chojnowskiej w Legnicy, jeden z robotników spadł z wysokości, ponosząc śmierć na miejscu. Dyrektor idzie w zaparte i oczywiście nie przyznaje się do stawianych mu zarzutów. Powszechny zwyczaj zatrudniania ludzi na czarno na przykościelnych budowach bynajmniej nie ustał od tego czasu (patrz foto). W rejonie Legnicy inspekcje wykryły kilkanaście podobnych przypadków. Naszym zdaniem, to prokuratura się zwyczajnie czepia: a jak można pracować u czarnych? Na biało? (P.P.)
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
1 - 7 III 2002 r.
AFERY SALEZJAŃSKIEJ CIĄG DALSZY...
Ojciec chrzestny
Agenci śląskiego Centralnego Biura Śledczego zajmujący się mafią zatrzymali salezjanina ks. Wiktora L. Prokuratura Apelacyjna w Katowicach zarzuca mu oszustwa przy nielegalnym przejmowaniu jednej z krakowskich kamienic.
Macki mafijnej ośmiornicy w Polsce sięgają już nie tylko po polityków i biznesmenów, ale również po kler. Wyjątkowa pozycja księży w Polsce ma być glejtem (i często jest) dla wątpliwych interesów i prania brudnych pieniędzy. Czarna sutanna coraz częściej przestaje się kojarzyć ze skromnością i niewinnością. Ostatnio plugawiąją często salezjanie. Funkcjonariusze śląskiego zarządu Centralnego Biura Śledczego 6 lutego
zatrzymali salezjanina
podejrzanego o udział w nielegalnym przejęciu kamienicy przy ul. Sławkowskiej 6 w Krakowie (na zdjęciu). Proceder wyłudzania dochodowych nieruchomości stał się w ostatnich latach plagą Krakowa. Tamtejsza prokuratura zarejestrowała dotychczas kilkadziesiąt spraw dotyczących zagrabienia ponad 70 kamienic. Jednak zatrzymanie księdza uwikłanego w oszustwa i ła-pówkarstwo to prawdziwa sensacja. Należy zatem pogratulować odwagi śląskim agentom polskiego FBI. Jak powiedział "FiM" Leszek Goławski, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach, po kilkudniowych przesłuchaniach sąd wobec salezjanina zastosował następujące środki zapobiegawcze: zakaz opuszczania kraju, odebranie paszportu oraz wprowadził dozór policyjny.
Ksiądz salezjanin to nie byle kto, a cały grzeszny proceder miał miejsce podczas jego pobytu w Krakowie. Mieszkał wówczas w Wyższym Seminarium Duchownym Towarzystwa Salezjańskiego, gdzie był wykładowcą języka włoskiego. Od dwóch lat piastuje też wysokie stanowisko dyrektora nowicjatu salezjańskiego na zakonnych włościach w Kopcu koło Częstochowy. Mimo finansowego skandalu, do tej pory nie został przez przełożonych ukarany. Na temat oszustw księdza nie chce rozmawiać wrocławski inspektorat Towarzystwa Salezjańskiego, któremu podlega duchowny. Inspektor ks. Franciszek Krasoń jest dla
Jan Bosko - graffiti z krakowskich murów
dziennikarza "FiM" po raz kolejny nieuchwytny. Sam podejrzany też zniknął. Jak usłyszeliśmy w nowicjacie, "ksiądz dyrektor wyjechał i nie wiadomo, kiedy wróci".
Na temat księdza nie chcieli również rozmawiać jego zastępcy, a postępek mistrza nowicjatu okazał się nie mniej skandaliczny niż działanie ks. Wiktora L. Zamiast rozmowy i wyjaśnień, mistrz wysłał kilku rosłych nowicjuszy, którzy siłą wyrzucili naszego dziennikarza z budynku
i oznajmili, że przełożony nie chce z nikim rozmawiać. Tymczasem CBS zatrzymało
włoskiego biznesmena
Franco M., byłego krakowskiego radnego Władysława W. oraz urzędnika miejskiego z wydziału skarbu
- Marka W. Sąd w ich przypadku zastosował areszt. Prokuratura zarzuca podejrzanym (podobnie jak księdzu) oszustwa i łapówkarstwo. Całej czwórce grozi do 10 lat więzienia. Wciąż jednak trwa śledztwo, które - jak to określają nasi informatorzy - "jest rozwojowe i lista podejrzanych może być znacznie dłuższa, również po stronie kleru".
Na trop oszustw i korupcji przy przejmowaniu ekskluzywnej kamienicy przy ul. Sławkowskiej 6 w Krakowie (jak dowiedzieliśmy się od śląskich agentów, specjalistów od mafii), policja wpadła dzięki rozpracowywaniu gangu Janusza T., ps. Krakowiak. Wiele też wyjaśniły zeznania świadka koronnego Wiesława Cz., ps. Kastor. Sprawa kamienicy przy Sławkowskiej może być powiązana z jeszcze poważniejszymi
- mafijnymi i gangsterskimi przestępstwami. CBS nie wyklucza, że transakcja z kupnem kamienicy mogła posłużyć do wyprania wielkich, mafijnych pieniędzy.
A było tak: 23 czerwca 1995 roku w Krakowie ks. Wiktor L. zawiązał z Alvaro C. i Franco M. spółkę z o.o. LACO Poland. Większościowy, 51-procentowy pakiet warty 51 tys. zł posiadał ksiądz salezjanin. Spółkę założono kilka tygodni przed ogłoszeniem Urzędu Miasta Krakowa o przetargu na sprzedaż kamienicy przy samym
Rynku Głównym (ul. Sławkow-ska 6). Włosi nie mogli bezpośrednio nabyć nieruchomości w Polsce bez zgody MSWiA. Osoba księdza była zatem doskonałym glejtem i parawanem, omijającym ministerialne pozwolenia. Salezjanin został prezesem i fikcyjnym właścicielem. Kapitał do spółki wniósł wekslem, który później... zaginął (sic!). Duchowny miał być tylko figurantem, tarczą przed ewentualnymi podejrzeniami. Ile zarobił na nielegalnej transakcji i całym oszustwie, na razie nie wiadomo. Dzięki sutannowemu glejtowi
oszukano państwo
a potem i miasto. W lipcu 1995 roku spółka oczywiście wygrała przetarg i zaledwie za 920 tys. zł przejęła ogromną, świetnie zlokalizowaną kamienicę. Rada Miasta uchwałą z 23 listopada 1994 r. postanowiła o sprzedaży budynków przy Sławkowskiej 6 z równoczesnym oddaniem w użytkowanie wieczyste działek. Nabywca zobowiązywał się przy okazji utrzymywać lokale mieszkalne położone w oficynie budynku. Firma była pewna zwycięstwa, gdyż Marek W. (członek komisji przetargowej) ujawnił im po cichu oferty konkurentów. W zamian miał dostać 20 tys. zł łapówki. Pomocny w transakcji okazał się również znany z kontaktów z półświatkiem radny Władysław W., zmieniający partie jak rękawiczki. Należał między innymi do Partii Chrześcijańskich Demokratów, Unii Wolności i Bezpartyjnego Ruchu Prawicy. W Radzie Miasta w latach 1990-98 należał do klubu Krakowskiego Komitetu Obywatelskiego "S", potem "Twoje Miasto". Był też członkiem, spoza rady miasta, komisji inwentaryzacyjnej, rekomendowanym przez klub UW i UPR.
W firmie, po zakupie opisywanej nieruchomości, szybko doszło
do przekształceń własnościowych. Włosi notarialnie wykupili od salezjanina jego udziały i stali się jedynymi właścicielami spółki, powiększając podejrzanie kapitał ze 100 tys. zł do kilku milionów w trzy lata. Zgodnie z wcześniejszą umową zawartą z gminą, LACO miała zapewnić mieszkania 11 rodzinom mieszkającym wówczas w oficynie kamienicy. Dzięki temu cena wystawiona przez miasto była tak niska. Jednak spółka nie dotrzymała słowa i pozbyła się mało dochodowych lokatorów, nie płacąc ani złotówki. Sposób był prosty. Przekupstwo. W początkowej fazie remontu okazało się nagle, że kamienicy grozi zawalenie. Urząd Nadzoru Budowlanego wydał decyzję o natychmiastowym wykwaterowaniu mieszkańców. Nie obyło się bez kopert z pieniędzmi wręczanymi w krakowskich restauracjach. Gmina musiała na swój koszt przenieść dotychczasowych lokatorów kamienicy do nowych mieszkań. Niedługo później okazało się, że remont generalny jest zbędny. I tak spółka LACO mogła dalej rżnąć państwo i miasto. A wszystko to dzięki pomocy ojca chrzestnego w sutannie.
JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
W drzwiach wrocławskiej prokuratury ukazuje się skuty i eskortowany przez ochroniarzy rudawy mężczyzna w średnim wieku - dziennikarze zrywają się i jeden przez drugiego zadają pytania o wyłudzenie z banków niemal pół miliarda nowych złotych.
Gdyby nie kominiarki na twarzach konwojentów i kajdanki na rękach zatrzymanego, można by przypuszczać, że ubrany na sportowo, postawny i krótko ostrzyżony mężczyzna to tylko ochroniarz z podrzędnej dyskoteki. Ale przewielebny ksiądz Ryszard Matkowski jest katolickim kapłanem, w dodatku z doktoratem. To rzecz niespotykana w Polsce - zobaczyć księdza w takich okolicznościach, bez podniesionej wysoko głowy. Do niedawna był niekwestionowanym pupilem rodzimej hierarchii kościelnej i... kapelanem mafii z Pruszkowa. Odprawiał msze, spowiadał i rozgrzeszał - teraz sam będzie czynił żal za grzechy i pokutę.
W poniedziałek, 18 lutego, zgłosiła się młoda pracownica fundacji i zeznała, że na polecenie księdza fałszowała dokumenty, na podstawie których zaciągano pożyczki. Już wcześniej zrezygnowała z "boskiej" pracy
i przeniosła się do Łodzi. Teraz boi się o zaciągnięty na jej nazwisko kredyt - 200 tys. złotych. We wtorek, 19 lutego, wybucha bomba. Akurat w dniu rozpoczęcia procesu cywilnego: "Kredyt Bank przeciw Inspektoratowi Towarzystwa Salezjańskiego o zwrot części z wyłudzonych 133 milionów" niespodziewanie w siedzibie wrocławskiej prokuratury pojawia się ksiądz doktor
nie jest już tajemnicą powiązanie osoby księdza z zabitym min. Jackiem Dębskim,
w którego notesie znaleziono telefoniczne namiary kapłana. Ksiądz Ryszard ma o czym mówić, a może milczeć... Oczywiście, w zamian za bardziej delikatne potraktowanie przez sprawiedliwość.
Księża z parafii Bosko potwierdzają powiązania Matkowskiego z generałem UOP,
Zabrał resztę
Matkowski - do niedawna jeszcze prezes lubińskiej Fundacji im. św. Jana Bosko. Kilka miesięcy wcześniej salezjanin zniknął, tuż przed aresztowaniem...
W miarę pojawiania się w mediach informacji o salezjańskim praniu pieniędzy pruszkowskiej mafii, coraz częściej sugerowano wydanie listu gończego. Cudowne odnalezienie się księdza kojarzy się jak nic z zawarciem układu procesowego na linii: prokurator - podejrzany. W końcu, przy tak wielkich transakcjach i wieloletniej bezkarności procederu, ks. Ryszard musi mieć wiele ciekawych rzeczy do zeznania. Wszak
Wiktorem Fonfarą - poprzez osobę sąsiada zza ściany w domu parafialnym, czyli księdza Marka Fonfarę, który razem z Don Ri-cardo założył prywatną firmę "U Mirka". Obaj importowali do Polski zagraniczne artykuły przemysłowe - akurat w tym czasie, gdy generał Wiktor Fonfara (za sowitą opłatą) nadzorował zakładanie urządzeń antypodsłucho-wych w siedzibie "Polskiej Miedzi" w Lubinie. Pisaliśmy o tym przed tygodniem.
Na obecnym etapie postępowania podejrzanego księdza reprezentuje wałbrzyska kancelaria adwokacka "PRETOR", kojarzona z osobą mec. Krzysztofa Budnika
- wiceministra spraw wewnętrznych, odpowiedzialnego za pracę policji w rządzie Jerzego Buźka! Mecenas Budnik niechętnie rozmawia o sprawie, a początkowo nawet zaprzeczał, że broni Matkowskiego. Codziennie zgłaszają się następni poszkodowani. Są wśród nich cywilni pracownicy fundacji Bosko, księża i zwykli wierzący oszukani przez hochsztaplera w habicie. Wszyscy potwierdzają, że ksiądz Ryszard namawiał ich do podpisywania lewych dokumentów albo wprost - brania na siebie kredytów "dla dobra Kościoła ", które następnie inkasował wielebny.
Najbardziej zdesperowani są dolnośląscy bankowcy. Wrocławski sąd utajnił sprawę lecz
- na wniosek Kredyt Banku - zabezpieczył na poczet roszczeń poszkodowanych kościoły, domy zakonne, szkoły i parafie salezjańskie. Ciekawe jak będzie wyglądała licytacja kościołów i kto je kupi od komornika...
Przed kościołem Jana Bosko w Lubinie stoi naturalnej wielkości postać patrona z brązu. Zdobi ją umieszczone na tablicy credo: "DAJ MI DUSZĘ - RESZTĘ ZABIERZ". Ks. Matkowski niewątpliwie wziął sobie do serca drugą część napisu. Komu oddał duszę?...
DARIUSZ JAN MIKUS
Nr 9 (10
1 - 7 III 2002 r.
F^KTYn
POLSKA PARAFIALNA
Według Encyklopedii powszechnej PWN, egzor-cyzm (z greckiego) to zabieg kultowy o charakterze zaklęcia mający zniweczyć działanie złych mocy, znany wszystkim religiom, zwłaszcza pierwotnym i antycznym, w rozwiniętych religiach przyjął postać aktów liturgicznych.
Poprzedni rytuał egzorcyzmów obowiązywał przez blisko cztery stulecia. Nowy rytuał (od 1999 r.) jest bardziej elastyczny, pozwala na większą swobodę działania. War-
jedna z wiernych zaczęła się tarzać po ziemi wrzeszcząc przy tym niemiłosiernie. Nie pomogły modły i naprędce uczynione eg-zorcyzmy - uspokoiła się dopiero, gdy Jan Paweł II obiecał odprawić za nią nazajutrz mszę. Trudno wymarzyć sobie lepszą reklamę i doping do kupowania "ofiary eucharystycznej".
Rzecz cała ma miejsce w Zdziechowie niedaleko
Sytuacja dojrzała do tego, by poprosić księdza o mszę w intencji zmarłych lokatorów domu. Odprawił ją 21 stycznia. I co? I nic! Następnego dnia poświęcono lokal przy użyciu wody i soli oraz odprawiono wspólne modlitwy.
Po wyjściu księdza złe moce zaczęły odbijać sobie w dwójnasób. 23 I jeden z lokatorów, Tadeusz Kotowski (fot. obok),
Jeden ze starszych mieszkańców Zdziechowa przypomniał sobie, że ślad paranormalnych zjawisk wiedzie być może do przedwojennego, niemieckiego zarządcy majątku, którego posądzano o kult szatana.
Mieszkańcy wsi boją się. Tym bardziej że - jak wynika z relacji naocznych świadków - proboszczowi Maciejowi Lisieckiemu umiejętności w walce ze złym nie stało. Może teraz czas na biskupa Pa-etza, a gdy jemu nie stanie - to zna-
Egzorcystę od zaraz!
Latają meble i sprzęty domowe. Obraz Matki Boskiej Karmiącej nie chce wisieć na ścianie, czuć piekielne zapachy... Ot, zwykła rzecz - trzeba wołać egzorcystę.
to też wspomnieć, że nasz papież też wypędzał. Wspomina o tym kardynał Jacques Martin. W 1982 roku podczas audiencji generalnej
Gniezna. Stoi tu ponadstuletni, nawiedzony dom. Dziwne rzeczy dzieją się w nim od śmierci bezdomnego lokatora w listopadzie ubiegłego roku. A nie jest to jedyna ofiara tego domu. Do tej pory zmarło w nim, w niewyjaśnionych okolicznościach, dziesięć osób. Przemieszczają się sprzęty. Obraz Matki Boskiej spada ze ściany. Czajnik zwala się z kuchenki. Ot, najzwyklejsze... cuda!
W święto Trzech Króli pani Weronika Ziarnia (fot. obok) próbowała na drzwiach napisać kredą symbole święta - nie udało się jej. Dopiero pomoc wnuka, Łukasza Kawiarskiego, dała jaki taki rezultat. Kolejna fala ataku złych mocy przyszła 13 stycznia podczas
mszy odprawianej w miejscowym kościele. Dom został zaatakowany frontalnie - rwały się makaty na ścianach, fruwały donice z kwiatami, celując w obserwujących te zjawiska ludzi. Stłukł się również obraz Matki Boskiej i, jak potwierdzają świadkowie (mieszkańcy tego domu to sześć rodzin!), czuć było zgniły, diabelski zapach Szatana.
Trzy dni później w nawiedzonym domu miała miejsce kolęda, podczas której powagę chwili zakłócały już tylko przemieszczające się doniczki. Zrobiło to nawet pewne wrażenie na księdzu Macieju Lisieckim. Duchowny wyraził jednak żywsze zainteresowanie, kiedy świece spadły z lichtarza, święcona woda rozlała się po stole i kropidło uciekło spod ręki księdza.
Kolejne dni nie były wcale spokojniejsze, a złe moce wręcz przybrały na sile...
Na lokatorów domu nr 70 w Zdziechowie padł blady strach.
Nawiedzony dom w Zdziechowie
twierdzi, że widzi w tym mieszkaniu małe dziecko, które być może tu zmarło i zostało gdzieś pochowane bez udzielenia ostatniego namaszczenia, a może nawet chrztu! Większość lokatorów czuje też pewne osłabienie, którego źródła nie są do odgadnięcia; tak jakby coś wysysało z nich energię. 24 stycznia przebywający na miejscu zdarzenia dziennikarze są świadkami poruszania się obrazów na ścianach i przemieszczania szafki. To już nie żarty.
czy nie starczy - sił, czas sięgnąć po naszą "wunderwaffe" z Watykanu. Gorzej, jeśli nie poradzą sobie najwyższe czynniki. To już nie będzie tylko sprawa sześciu rodzin czy choćby całego Zdziechowa. To będzie problem teologiczny!
AND
Fot. Cezary Matecki PS. W obecności fotografa i mojej nawet pokrywka nie spadła z garnka ani drzwi, cholera, nie zaskrzypiały...
Jeszcze nie ostygło ciało zmarłego w Anglii Henryka Hautza, gdy jego siostra bez zająknięcia stwierdziła, że jest jedyną żyjącą krewniacz-ką, przez co należy się jej spadek. A prochy nieboszczyka? Te gdzieś przepadły na amen. Draństwo wyszło na jaw dopiero po dwudziestu latach.
Rodzina G. od ponad półwiecza związana jest z Kościołem, a raczej - można by rzec - doń przyssana. Gdy do Polski przyjeżdża "biały papa", G. podróżują za nim od miasta do miasta. Są stałymi gośćmi u swojego proboszcza, znają również wielu biskupów. Syn Hanny G. - Zbigniew ukończył -jakżeby inaczej - Wyższe Seminarium Duchowne we Wrocławiu, a córka Halina zaliczyła studia w KUL. W jej mieszkaniu wisi na ścianie odpust zupełny, nadany jej przez papieża. Odpust należał się jak mało komu - choćby za niezliczone pielgrzymki do Watykanu.
"Prawdziwe draństwo wyłazi z człowieka na morzu lub gdy umrze ktoś najbliższy" - mawiają ludzie wiekowi i doświadczeni. I dobrze mawiają! Sprawdziło się to co do joty w przypadku tej rodziny.
W marcu 1980 r. w Birmingham zmarł Henryk Hautz, rodzony brat Hanny G. Wojenne losy rzuciły go do Anglii i tu już pozostał na zawsze. Na pogrzeb pojechała Hanna z córką Haliną i synem Zbigniewem. Dwie siostry - Czesława i Stanisława pozostały w kraju, bo wyprawa na Wyspy sporo kosztowała, a i wyjazd w tamtych latach
Pust
- nawet w przypadku śmierci krewniaka
- nie był sprawą prostą.
Gdy G. wrócili do kraju, opowiedzieli rodzinie o kłopotach zafundowanych im przez wyspiarzy. Jak wynikało z tych relacji, braciszek był golcem i nic nie zostawił. Ponadto, gdy żałobnicy chcieli przewieźć przez granice urnę z jego szczątkami, Angole okazali się bezlitośni i nie przepuścili ich. Krewniacy musieli więc zawrócić i zostawić ozdobną popielnicę w Anglii, by w stosownym momencie przewieźć ją do kraju. Taka oto wersja kursowała w rodzinie przez dwadzieścia lat, a "stosowny moment" jakoś nie chciał nadejść.
Gdzie jest urna?
Bomba wybuchła niedawno, gdy żyjąca w Anglii dalsza rodzina Henryka Hautza zapragnęła odwiedzić jego grób. Okazało się wówczas, że nie można zlokalizować ani mogiły, w której pogrzebano krewniaka, ani nawet cmentarza. Choć minęło ledwie 20 lat od jego śmierci, pojawiły się nawet kłopoty z ustaleniem daty zgonu.
Jednak dalsze poszukiwania miejsca pochówku Henryka Hautza okazały się nadzwyczaj owocne i... pouczające. Wyszło
urna
bowiem na jaw (dzięki danym odnalezionym w polskiej ambasadzie), że w 1980 roku Hanna G., w tajemnicy przed dalszą rodziną, zainkasowała spadek po zmarłym bracie w wysokości 5 tys. funtów. A była to wówczas kwota niemała. Namolni krewni zaczęli coraz usilniej dopytywać się o prawdziwe miejsce pochówku Henryka Hautza. Hanna G. bez mrugnięcia okiem zaserwowała kolejną bajeczkę o urnie pozostawionej rzekomo w ambasadzie polskiej w Londynie. Wszystko zaczęło wyglądać jeszcze dziwniej, gdy fanatyczka ojca świętego po raz kolejny zmieniła wersję. Otóż prochy miały być rozsypane "gdzieś na polu".
Bóg ją osądzi
Siostra zmarłego w Anglii Henryka - Czesława M. jest zbulwersowana
tym zdarzeniem. Przeżyła już sporo, jest ciężko chora i nawet nie pomyślała o spadku po bracie. Nie może się jednak pogodzić z oszustwem i zakłamaniem ze strony krewniaków z Polski. Boli ją też i to, że na skutek kłamstw i pazerności siostry zbezczeszczone zostały szczątki jej brata i faktycznie zaginął po nich wszelki ślad. W tym oszustwie uczestniczyła nie tylko rodzona siostra Henryka, ale i jej dzieci, które wyjechały z nią do Anglii na pogrzeb i po spadek. Rozmodleni na co dzień i żyjący z Bogiem na ustach - dopuścili się tak okrutnych czynów.
Czesława M. nie ma zdrowia i siły, by wytoczyć sprawę sądową swojej siostrze. Choć sprawa nie jest jeszcze przedawniona, uważa, że najlepszym sędzią w tym przypadku nie będzie Temida, lecz Bóg, który ostatecznie osądzi czyny i występki pazernej krewniaczki. Córka Czesławy M., Urszula, uważa podobnie. Mówi, że jest zbulwersowana postępkiem rodziny, która w jej oczach uchodziła niemalże za świętą.
RYSZARD PORADOWSKI Fot. archiwum
Dl
Z PROCHU POWSTAŁEŚ
FAKTY
1 - 7 III 2002 r.
Pod budynek krematorium, które znajduje się na największej w Polsce nekropolii - Cmentarzu Komunalnym Północnym w Warszawie (Wólka Węglowa) podjeżdża samochód jednego z zakładów pogrzebowych. Kilku mężczyzn wynosi trumnę, a ta za moment wjeżdża na wózku do chłodni. Potężne hermetyczne drzwi zamykają się bezszelestnie.
W obszernym korytarzu kilkanaście osób oczekuje na kremację bliskiego członka rodziny. Personel krematorium zaprasza rodzinę do sali ceremonialnej. Po chwili odsłaniają się żaluzje i przez szybę widać obszerne pomieszczenie z dwoma piecami. Brązowa trumna, wykonana ze specjalnej utwardzonej tektury, ni-
Za moment kartonowa trumna znajdzie się w piecu krematoryjnym
specjalista ds. techniczno-krema-cyjnych Aleksander Mazurek. - Zaczęto je wznosić w 1993 roku, ale
Wskaźniki pokazują temperaturę i czas spalania, komputer wypluwa wydruki z wszystkimi parametrami
a nikt go za rękę nie złapie - może rozrzucić sobie prochy (oczywiście, nie swoje) na działce, polu lub np. z Kasprowego Wierchu.
Ten nowy w naszej kulturze swoisty zwyczaj grzebania zmarłych zyskuje coraz większą popularność. Jest konkurencyjny w porównaniu z tradycyjnym pochówkiem - nie ma kłopotów z uzyskaniem miejsca na mogiłę (szczególnie w dużych miastach), a koszty są mniejsze niż przy tradycyjnym pogrzebie (sam plac pod grób w Warszawie kosztuje np. 500 zł; do tego trzeba doliczyć grabarza, wieńce i inne wydatki). Spopielenie zwłok kosztuje w granicach 500-700
Najwięcej krematoriów
znajduje się w:
Niemczech - 119
Szwecji - 70
Francji - 55
Szwajcarii - 47.
W Polsce - 4!
W proch się obrócisz
Tradycyjne trumny lądujące w ziemi zastępują coraz częściej niewielkie urny z prochami. Z roku na rok przybywa klientów w czterech polskich krematoriach. Wkrótce ruszy nowa spopielarnia w Gdańsku, w najbliższych latach być może także w Łodzi, Szczecinie i Bydgoszczy.
czym wizualnie nie różniąca się od tradycyjnej drewnianej, stoi już na specjalnym podeście. Z głośników sączy się pogrzebowa muzyka. Jeden z operatorów naciska guzik na pulpicie. Ukazuje się wnętrze pieca. Jeszcze moment i trumna z nieboszczykiem wjeżdża do środka rozżarzonego pieca. Po chwili żaluzje zamykają się, krewni zmarłego w milczeniu opuszczają pomieszczenie. Właściwa ceremonia pogrzebowa odbywa się podczas składania urny w niszy lub na polu urnowym. Wtedy też przewidziane są modlitwy i ewentualny udział duchownych.
- Jeśli rodzina ma życzenie, może poczekać na spopielenie zwłok - mówi jeden z operatorów. - Może też udać się do domu i w późniejszym terminie odebrać urnę z prochami.
- Nasz cmentarz założono w 1973 roku i już wtedy myślano o zbudowaniu krematorium - mówi
na skutek protestów okolicznych mieszkańców uruchomione zostało dopiero cztery lata później. W 1997 roku odnotowaliśmy 629 kremacji, w 2000 -już 1782, zaś w ubiegłym roku - ponad 1800. Do 2001 roku skremowano w Polsce około 28 tysięcy ciał, ale i tak nie możemy porównywać się z wieloma krajami, np. Japonią czy choćby Czechami.
W lśniącym stalą piecu, uzbrojonym w najnowocześniejszą komputerową technikę, w tem-peraturze
800-1100 "C zwłoki dorosłego mężczyzny zamieniają się w proch i potrzeba na to niecałe półtorej godziny.
niezbędnymi w dokumentacji towarzyszącej każdej kremacji. Piec przystosowany jest do opalania gazem lub olejem. Tego ostatniego do jednej kremacji zużywa się średnio 30 litrów. Na Zachodzie spopielano zwłoki w piecach elektrycznych, ale okazywało się to zbyt kosztowne. Ceny pieców - najczęściej szwedzkiej firmy TABO - wahają się w granicach 1 min złotych (bez urządzeń towarzyszących); jest to więc największy wydatek w całej inwestycji.
- Specjalna technologia spalania powoduje, że z ukrytego, niewielkiego komina unoszą się do atmosfery jedynie niewidoczne, bezwonne gazy - mówi zastępca kierownika cmentarza, Kazimierz Mikulski.
- Po spaleniu
Kościół katolicki oficjalnie dopuścił kremację w 1963 roku. Potwierdza to Kodeks prawa kanonicznego z 1983 r. ("Kościół usilnie zaleca zachowanie pobożnego zwyczaju grzebania ciał zmarłych. Nie zabrania jednak kremacji, jeśli nie została wybrana z pobudek przeciwnych nauce chrześcijańskiej" -kanon 1176, par. 3).
złotych; można też zaoszczędzić sporo na trumnie, która nie musi być przecież klasy luks. Nisza urnowa
zabraniają spopielania zwłok, niekiedy wyrażają niezadowolenie z takiej formy pochówku. Powód jest prosty - mniej pieniędzy w proboszczowskiej kasie, przede wszystkim za miejsce na cmentarzu oraz 30-procento-wy "podatek" od wartości grobowca. A będzie dlań jeszcze gorzej, jeśli w przyszłości wzorem innych krajów, np. USA, zli-beralizujemy przepisy i urnę z prochami krewniaka będziemy mogli zabrać do domu.
O tym, że tradycyjne grzebanie zmarłych jest dziś coraz większym problemem, można się najlepiej przekonać właśnie na wspomnianym największym w kraju Cmentarzu Północnym (143 ha). Od 1973 r. pochowano tu już 125 tys. osób, średnio rocznie odbywa się 4,2 tys. pogrzebów. Właśnie spopielanie zwłok stanowi olbrzymią szansę także dla administracji potężnych, ale już kurczących się nekropolii.
A zmarli? Im z całą pewnością wszystko jest obojętne. Z prochu powstali, w proch się obracają, z tą
Cały proces spalania zwłok odbywa się pod ścisłą kontrolą
zwłok pozostają 2-3 litry popiołu, który wsypujemy do dostarczonej wcześniej urny - dodaje A. Mazurek. - Niespo-pielone do końca kości rozdrabniamy w specjalnym młynie.
Po czterech godzinach można już odebrać urnę ze szczątkami zmarłego. Nasze prawo nie dopuszcza (na razie) zabrania urny do domu, dlatego musi ona trafić do specjalnej mogiłki. Na wielu polskich cmentarzach, m.in. w Warszawie czy Łodzi, powstały już specjalne kwatery urnowe, w Poznaniu na wcześniejsze życzenie zmarłego czy jego krewnych prochy rozsypuje się w "Ogrodzie Pamięci" ("Grób Pamięci Wspólnej" we Włocławku). Na Cmentarzu Komunalnym we Włocławku istnieje kolumbarium z 300 niszami, które może pomieścić nawet 2400 urn. Odnotowano już przypadki rozrzucenia prochów na morzu. Poza ustawą, która nakazuje grzebać szczątki zmarłych w miejscu do tego przeznaczonym, nie ma ku temu żadnych przeciwwskazań. Jeśli więc ktoś się uprze,
Na cmentarzu w rejonie łódzkiego Olechowa wydzielono pole urnowe
w stolicy kosztuje 200 zł. Ludziom podoba się też coraz oryginalniej-sza ceremonia towarzysząca tego typu pochówkom. Powoli rozwija się także u nas przemysł pracujący na potrzeby tego typu pochówków. Na targach funeralnych (pogrzebowych) prezentowanych j est zwykle kilkaset wzorów różnorodnych urn, od metalowych poczynając, a na kamiennych z oryginalnymi rzeźbami kończąc.
Z wielkimi oporami przełamujemy bariery związane z tradycyjnym pochówkiem. Aczkolwiek księża nie
Aktualna opłata za spopielenie zwłok:
Poznań - 530 zł
Ruda Śląska - 600 zł
Warszawa - 650 zł
(250 zł dziecko do lat 6)
Wrocław - 500 zł
tylko różnicą, że w superprzyspie-szonym tempie, higienicznie, bez ro-bali, smrodu i z udziałem najnowocześniejszej techniki komputerowej. No i znacznie taniej, co dla zmarłego nie ma większego znaczenia, ale dla rodziny... RYSZARD PORADOWSKI Fot. Autor PS. Kremację zwłok najbliższych można załatwiać poprzez
zakłady pogrzebowe lub bezpośrednio w spopielarniach:
Poznań - Cmentarz Miłosto-wo, ul. Wrzesińska, tel.: 0 (pre-fiks) 61/872-80-01;
Z badań Międzynarodowego Towarzystwa Kremacyjnego wynika, że Europa Zachodnia pod względem liczby kremacji dogania Azję. W krajach Europy odsetek kremacji wynosi:
Belgia - 30,9 proc, Dania - 76 proc, Czechy - 60 proc, Japonia - 99 proc, USA - 20 proc, Polska
- 1,5 proc.
W Polsce liczba spopielanych zwłok w czterech krematoriach (Poznań, Ruda Śląska, Warszawa, Wrocław) rośnie z roku na rok: 1995 r. - 800, 1996 r. - 1150, 1998 r. - 3375, 1999 r.
- 4691, 2000 r. - 6000, 2001 r. - 7000
Nr 9 (104^
7 III 2002 r.
NA WŁASNEJ SKÓRZE
Ruda Śląska - Park Pamięci, Usługi Pogrzebowe i Kremacyjne, sp. z o.o., ul. Krańcowa 5, tel: 0 (prefiks) 32/242-70-66, 242-70-77;
Warszawa - kancelaria Cmentarza Komunalnego Północnego, ul. Wójciekiego 14, tel.: 0 (prefiks) 22/834-48-08, 834-49-32;
Wrocław - Cmentarz Komunalny Oddział Psie Połę, uł. Kieł-czowska 90, teł.: 0 (prefiks) 71/345-74-72.
Warunkiem wykonania usługi spopielania zwłok lub szczątków ludzkich jest dostarczenie: kopii aktu zgonu, pisemnej woli zmarłego (dot. spopielenia) poświadczonej notarialnie lub przez dwie osoby obecne przy spisywaniu tej woli albo pisemnego oświadczenia najbliższego członka rodziny, uiszczenie opłaty, dostarczenie zwłok w trumnie pozbawionej okuć metalowych, dostarczenie urny na prochy.
Spalanie zwłok ludzkich i grzebanie w ziemi spopielonych szczątków wywodzi się z neolitu. Dopiero chrześcijaństwo upowszechniło w Europie inhumacje, czyli chowanie całych zwłok do ziemi. Początkowo zmarłych grzebano w katakumbach, budowlach sakralnych lub na przyświątynnych placach. Przełomowe znaczenie dla przywrócenia kremacji miał międzynarodowy kongres we Florencji w 1869 r., który zalecił spopielanie ciał. Cztery lata później niemiecki wynalazca i przemysłowiec Fryderyk Siemens zbudował profesjonalny piec. W 1876 r. w Mediolanie uruchomiono pierwsze w Europie krematorium, kilka miesięcy później - także w USA. Okres II wojny światowej, podczas której niemieccy naziści znaleźli dla kremacji zbrodnicze zastosowanie, przyhamował rozwój tej metody. Po wojnie kremacja rozpowszechniła się w wielu krajach, m.in. w Danii, Szwecji i Wielkiej Brytanii. W Sztokholmie aż 95 proc. pochówków odbywa się właśnie poprzez spopielenie. W Polsce, gdzie ludzie mają prawo mieć uraz do tej metody, pierwszej kremacji dokonała dopiero w 1993 roku poznańska Spółdzielnia Pracy "Uniwersum". Trzy lata później to pionierskie przedsięwzięcie okazało się zyskowne. Aczkolwiek kremacja ma wiele plusów (m.in. oszczędność miejsca na pochówki, niskie koszty pogrzebów), krytykowana jest z tego powodu, że uniemożliwia jakiekolwiek badania sądowo-lek-arskie i kryminalistyczne.
Nieświeży interes
Przez tydzień śledziłem najgłośniejszy obecnie w tym kraju biznes, jakim jest handel ludzkim życiem, a raczej śmiercią. W tym celu nad wyraz przydatna okazała się moja ciotka, która nie istnieje, ale za pomoc jej bardzo dziękuję, bo bez niej nie powstałby ten tekst.
W ponad 60-tysięcznym Tczewie jest 5 parafii Kk, jedna ewangelicka, kilka zborów i wspólnot. Są także 4 zakłady, których praca polega na załatwianiu ostatnich na tym świecie formalności swoich klientów. Wydawać by się mogło, że o wyborze konkretnej firmy decyduje to samo, co przy wyborze np. stacji paliw, a więc m.in. renoma, reklama, ceny, a nierzadko i przypadek. Niestety, prawda jest zupełnie inna. Jest to rynek o strukturach wręcz mafijnych, a wolny rynek i uczciwość konkurencji to tematy tu nieznane. Owe struktury błogosławione są przez kler katolicki, a więc ich rozbicie jest praktycznie niemożliwe. Dowody? Służę... Na tzw. tczewskim Starym Mieście istnieją dwa cmentarze katolickie i jeden ewangelicki. Te spod szyldu Kk administruje firma "Starówka", która dzięki umowie cywilno--prawnej robi na cmentarzu co tylko chce - począwszy od wypieprza-nia... konkurencji. Chcąc przekonać się, jak silne są wpływy "Starówki", udałem się wieczorem do tczewskiego szpitala przy ul. 30 Stycznia.
Z trupem do szpitali
Tak jak gdybym trafił do zakładu pogrzebowego, a nie do szpitala, poprosiłem miłą panią w dyżurce o pomoc w transporcie zwłok mojej śp. (oczywiście wirtualnej) cioci z Grajewa w woj. podlaskim. Sprawę przedstawiłem jako przepilną, gdyż zakłady pogrzebowe są pozamykane, a ciotka leży i nie może się już doczekać. Jakież było moje zdziwienie, gdy owa pani chwyciła za słuchawkę szpitalnego (!), telefonu informując, że połączy mnie bez (no-men omen) zwłoki z "naszym zakładem pogrzebowym ". Myślałem, że "nasz zakład" oznacza komunalny, ale byłem w błędzie. Oto "nasz" oznaczał jak najbardziej prywatny, a głos po drugiej stronie uświadomił mnie, że dodzwoniłem się do firmy "Starówka". Telefoniczny rozmówca (głos starszego człowieka) zapytał na wstępie, czy dzwonię z pogotowia (dosłownie cytuję: "Dzwoni pan z pogotowia? Ta sama procedura co zawsze? ").
Wyjaśniłem więc niezwłocznie, że jestem osobą z ulicy i potrzebuję pomocy w transporcie ciała śp. cioci z Grajewa - a to jest blisko 400 kilosów. Starszy pan uradował się wielce z powodu zejścia ciotki oraz z odległości, w jakiej to szczęśliwie raczyła uczynić, po czym podał mi numer telefonu do szefa, p. Ryszarda Kindera, informując, że raz-dwa wszystko z nim załatwię. Podziękowałem wylewnie i panu, i miłej pani
Jeżeli ktoś myśli, że handel zwłokami to już
nareszcie historia, ten jest w błędzie. Mimo skandalu ostatnich tygodni, interes
ten kwitnie nadal, a zyski dalej dzielą
między siebie pracownicy służby zdrowia,
różnej maści informatorzy, duchowni Kk
oraz zakłady pogrzebowe.
z dyżurki za pomoc i ze śmiertelnym smutkiem (z powodu rodzinnej tragedii, w którą już sam zaczynałem powoli wierzyć) opuściłem szpitalne mury. W tym miejscu pragnę podziękować dyrektorowi tczewskiego ZOZ-u, p. Mirosławowi Ostrowskiemu za bezpłatne udostępnienie aparatu telefonicznego i zachęcam tczewian do podobnego korzystania. Wszak taka "bezinteresowna uprzejmość" w służbie zdrowia zdarza się nieczęsto.
Zachęcony powodzeniem akcji udałem się do następnego szpitala
- tym razem przy ul. Paderewskie-go i pogotowia ratunkowego przy ul. Wojska Polskiego. W zanadrzu miałem tę samą opowieść o śp. cioci i transporcie jej zwłok. I co? Bez problemów, z kulturą poinformowano mnie, że pomoże mi natychmiast "nasza firma", czyli... "Starówka"!
Wiedząc zatem wszystko, co chciałem wiedzieć o "uprzejmości" tczewskiej służby zdrowia, zasięgnąłem języka o samej firmie. "Starówka" dzierżawiła kiedyś pomieszczenia należące do ZOZ-u i tam też zaczęła rosnąć w siłę. Gdy była już dostatecznie mocna ekonomicznie, opuściła gościnne mury zakładu pana dyrektora Ostrowskiego, zostawiając po sobie zniszczony obiekt i zaległe rachunki. Ustaliłem nadto, że pracownicy ZOZ-u za informację o potencjalnym kliencie (trupie) dostają od 300 do 600 polskich złotówek. Jeden z moich rozmówców (pracownik pana Ostrowskiego) przyznał się, że " czasami informuje " i jest to dla niego "pewien dochód". Dostaje mianowicie po 400 zł od "telefonu".
Od Annasza...
Następnego dnia rano udałem się osobiście z tą samą zmarłą ciotką na ustach do innego tczewskiego zakładu pogrzebowego. Firma o adekwatnej do świadczonych usług nazwie "Liberty" ma biuro na osiedlu Suchostrzygi. Miły pan przedstawił ofertę i udało mi się nawet wytargować cenę transportu - 80 groszy za każdy kilometr ostatniej podróży ciotki. Jednak gość poinformował mnie uczciwie, że mogą być pewne problemy, gdyż jego firma nie zostanie wpuszczona na cmentarz na Starym Mieście:
- Tam rządzi "Starówka" i my jesteśmy bezsilni.
Podziękowałem więc za stracony czas i udałem się na cmentarz na tzw. Rokitkach, który jest cmentarzem jak najbardziej komunalnym.
Liczyłem, że tam chociaż jest odrobinę normalnie. No i się przeliczyłem. Administracją cmentarza zajmuje się prywatna firma pana Alchimowicza. Pospieszyłem więc do niego z prośbą o pomoc. W międzyczasie nieco zmodyfikowałem bajeczkę o cioci. Mianowicie poinformowałem samego szefa, że zwłoki mojej gra-jewskiej krewniaczki podążają już do Tczewa i wiezie je firma "Liberty":
- A to narobił pan sobie problemów, bo oprócz transportu, to ta firma już nic więcej nie zrobi. Od tego jest administrator.
Wydało mi się to trochę dziwne bo jest to cmentarz komunalny, ale... we władzach miasta zasiada nie kto inny, jak nasz stary znajomy... pan Mirosław Ostrowski (poprzednio szef Rady Miejskiej, obecnie członek Zarządu Miasta) i to chyba wszystko wyjaśnia. Tam, gdzie zwłoki, tam Ostrowski, chciałoby się powiedzieć. Ach ta polska przedsiębiorczość!
czego upoważnia nas umowa z księdzem prałatem Piotrem Wysgą.
Sprzedawanie ciotki w worku
Przeczuwając problemy, udałem się więc na tczewski cmentarz, aby znaleźć ewentualne miejsce pochówku dla cioci, boć to ciocia - choć wirtualna - nawet po śmierci jest wymagająca i leżeć byle gdzie nie zamierza. W rozmowie z młodą urzędniczką musiałem podać różne dane i... udało się. Pani przyjęła wiedzę
0 cioci bez zastrzeżeń, zapisując wszystko w komputerze. Ode mnie jednak nie wymagała niczego, nawet dowodu tożsamości. Cóż za zaufanie do klienta. Ja natomiast grałem dalej, dobijając wszelkich targów
1 negocjując twardo cenę, łącznie z transportem (zasiłek z ZUS-u okazała się tu niewystarczająca), po czym udałem się spokojnie na oczekiwanie śp. zwłok mocno już zle-żałej cioci. I nawet przez moment nie przypuszczałem, co też najlepszego narobiłem.
Następnego dnia dowiedziałem się, że przedstawiciele "Starówki" próbowali siłą odebrać od "Liberty" zwłoki mojej cioci! Cioci jednak - na ich nieszczęście - nie było!
Pracownicy "Starówki" poszli w swym ślepym zaufaniu do klienta tak daleko, że przygotowując się

''*"*% Ś -.ŚŚ> ^f: ŚŚŚ' -'Ś Ś "Ś 'Ś-.ŚŚ .


Podziękowałem więc panu administratorowi za fatygę, obiecując, że jak tylko resztki ciotki znajdą się w Tczewie, oddam je w dobre - czyli w jego - ręce.
Kolejnym odwiedzonym przeze mnie zakładem była firma "Wrzos", gdzie młody pracownik zachował nadzwyczajny profesjonalizm i rzetelność, informując, że skoro wybrałem "Liberty", powinienem tam załatwić resztę spraw do końca. Niemniej ostrzegł mnie jednocześnie: - Może pan mieć problemy, bo tu rządzi "Starówka".
Poszedłem w końcu i do "Starówki". Biura firmy mieszczą się... (jakżeby inaczej!) naprzeciw szpitala przy ul. 30 Stycznia i vis-a-vis dwóch tczewskich cmentarzy. Młoda pani wysłuchała mojej opowieści i od razu stwierdziła, że w "Liberty", oprócz transportu mojej biednej cioci, nie ma czego szukać, bo:
- Nasza firma jako jedyna ma prawo wejścia na cmentarz, do
do godnego przywitania mojej nieboszczki, wykopali dla niej grób (na zdjęciu)! A cioci jak nie było, tak nie ma. Skandal! Cóż, firma "Starówka" ma swoisty monopol na wszelkie martwe ciotki wwożone do Tczewa i dlatego czuje się bezkarna. Z uzyskanych przeze mnie informacji wynika, że "przerabiaczem" aut na pogrzebowe jest firma pana Wysgi z Łomianek. Autka te zakupuje firma "Starówka", administrator cmentarzy podległych proboszczowi Wy-sdze, bratu szefa ww. firmy. Kasa się więc kręci jeszcze bardziej niż nam w głowach.
Chciałem zainteresować tematem tczewską prokuraturę, ale ta dla pismaka z "FiM" nie miała czasu, a policyjny telefon 0-800-677-777 milczał jak wykopany przez "Starówkę" grób dla mojej cioci. Handel zwłokami kwitnie nadal, co na tczewskim przykładzie udowodnił
PIOTR ŻELAZNY Fot. Autor
10
U NAS I GDZIE INDZIEJ
FAKTYn
1 - 7 III 2002 r.
Odór obtudy
Do tego tragicznego zdarzenia doszło w pobliżu słynnego niegdyś kąpieliska "Fala" przy al. Unii. Jak wynika ze śledztwa prowadzonego przez łódzkich policjantów, z nie znanego dotąd powodu wikary nagle opuścił swoje mieszkanie przy ul. Chochoła i przyjechał samochodem na spotkanie z kilkoma mężczyznami. Czy byli to tylko dwaj wspomniani - 23- i 45--latek, czy też jeszcze jacyś inni? - wykaże śledztwo. Po kilku godzinach przechodnie znaleźli leżącego w pobliskich krzakach
całkowicie rozebranego
Jarosława F. (na zdjęciu) Był nieprzytomny na skutek ciężkiego pobicia. W stanie krytycznym odwieziono go na Oddział Intensywnej Terapii Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Zgierzu. Jak wynika z badań, bandyci bili duchownego prawdopodobnie jakimś kijem lub metalowym prętem, powodując poważne obrażenia czasz-kowo-mózgowe. Bili, żeby zabić.
Policjanci bardzo szybko zatrzymali jednego, a następnie drugiego z podejrzanych. - Początkowo obydwaj mężczyźni przyznali się do udziału w pobiciu, później jednak zaczęli się wypierać jakiegokolwiek udziału w zbrodni - mówi prokurator rejonowy dzielnicy Łódź Bału-ty, Sławomir Modliński.
Prowadzący śledztwo uważają, że wikary padł ofiarą ukarto-wanej zbrodni, motywem której
Jarosław F. - wikary z łódzkiej parafii
Matki Boskiej Nieustającej Pomocy został
13 lutego bestialsko pobity. Mimo
wysiłków lekarzy nie odzyskał przytomności i zmarł kilkanaście godzin
później. Podejrzani o spowodowanie śmierci dwaj łodzianie zostali aresztowani.
były jakieś porachunki. Wydawało się to prawdopodobne, bo kilka tygodni wcześniej dwaj młodzi mężczyźni zaatakowali księdza w jego mieszkaniu przy ul. Chochoła, domagając się pieniędzy i grożąc spaleniem plebanii. Duchowny dał im tylko część żądanej sumy, resztę zobowiązał się dostarczyć podczas spotkania w rejonie dworca Łódź Fabryczna. Przezornie zawiadomił jednak o wszystkim policjantów, a ci już wkrótce zatrzymali dwóch bandziorów.
- Ze wstępnych wyników śledztwa można wnioskować, że
w grę wchodzi zemsta
- mówi prokurator S. Modliń-ski. - Ostatnio przed sądem toczyła się jedna ze spraw, m.in. związana z wymuszeniem rozbójniczym, w której pokrzywdzonym był kapłan.
W jakich okolicznościach duchowny zawarł takie dziwne znajomości, które zakończyły się szanta- i żem? Policji tłumaczył, i że prowadzi pracę I duszpasterską wśród fl
trudnej młodzieży. Pewne jest natomiast, że miał szerokie kontakty w środowisku gejowskim.
Osoba Jarosława F. była nam znana już w grudniu 2001 r., kiedy do naszej redakcji zgłosił się Andrzej B., twierdząc, że jest byłym partnerem seksualnym księdza. Poznał go ubiegłej jesieni w popularnym miejscu spotkań gejów, w pobliżu dworca Łódź Fabryczna. Według jego relacji spotykali się kilkakrotnie w lesie łagiewnickim i w mieszkaniu Jarosława, który mówił o sobie, że jest psychologiem w szpitalu psychia-trycznym w Kochanów-ceiże... wy-najmuje mieszkanie w pomieszczeniach parafii. Rzekomo ze-rwali
ze sobą na początku grudnia po tym, jak wspólny znajomy zdemaskował rzeczywisty zawód Jarosława F. Andrzej B. nie chciał wybaczyć księdzu kłamstwa.
Dziwnym zbiegiem okoliczności w tym samym czasie, kiedy bestialsko zamordowano księdza Jarosława F., posłowie polskiego parlamentu
Kościół i część społeczeństwa bywają wykorzystywani przez cwaniaków chcących dorobić się szantażem czy rabunkiem. Niektórzy z nich nie cofają się nawet przed zabójstwem. Takich przypadków jest w Polsce co roku bardzo dużo, choć nie zawsze obiektem agresji bywają księża. Duchowni ho-
Park przed dworcem kolejowym Łódź Fabryczna - miejsce spotkań łódzkich gejów, także tych żyjących w celibacie
rozpętali nagonkę na homoseksualistów - prym w niej wiodła jak zwykle klerykalna prawica. Ze strony episkopatu posypały się
słowa potępienia
na projekt nowej ustawy, która ma zalegalizować m.in. związki gejow-skie. Biskup Pieronek prorokował nawet, że troszczące się o prawa homoseksualistów SLD padnie jak bezbożny Goliat pod ciosem Dawida ("FiM" nr 8). Nieostrożny Jarosław F. padł więc nie tylko ofiarą swoich oprawców, ale także ofiarą klerykalnej obłudy spychającej homoseksualistów na margines życia społecznego. Piętnowani przez
moseksualiści są jednak w wyjątkowo trudnej sytuacji - nie mogą zamieszkać ze swoimi partnerami, bo to oznaczałoby koniec ich kariery zawodowej. Często więc decydują się na przypadkowe - jak się okazuje - bardzo niebezpieczne związki. Hierarchia na czele z "najwyższym autorytetem moralnym" w Watykanie udaje, że narzucony celibat nie powoduje masowych dylematów moralnych wśród księży. Niestety - smród obłudy unoszący się nad moralnością katolicką przechodzi czasami w trupi odór...
RYSZARD PORADOWSKI
ADAM CIOCH
Fot. Ryszard Poradowski
Fala uderzeniowa pedofilskiej afery w archidiecezji bostońskiej, w której - jak się z dzisiejszej perspektywy okazuje - 30-letnia przestępcza działalność ks. Geoghana była tylko zapalnikiem - rozchodzi się po Stanach Zjednoczonych.
Domyślając się, że media będą teraz znacznie bardziej śmiałe w tropieniu pedofilów w sutannach, a ich ofiary mniej zakneblowane strachem, funkcyjni kleru USA unoszą róg dywanu, pod który wmiatali dotąd kryminalne sprawki zboczonych podwładnych. Diecezja Manchester w stanie New Hampshire obwieściła przekazanie prokuraturze nazwisk 14 księży oskarżanych przez wiernych o seksualne molestowanie dzieci w latach 1963-87. Diecezje Worcester i Portland zobowiązały się, że poinformują społeczeństwo, którzy księża mają w życiorysie praktyki pedofilskie.
Wierni dwu diecezji w stanie Maine wskazali dwóch księży, którzy wykorzystywali ich seksualnie, w czasach gdy byli nastolatkami. "Washington Post" opisuje sprawę z Arizony: Monsignor Robert Trupia z parafii w Yuma został odstawiony w kajdankach do więzienia za systematyczne molestowanie seksualne 11-, 12-letnich ministrantów w zakrystii po niedzielnej mszy. Proces nigdy nie doszedł do skutku, bo prokuratura wycofała oskarżenie, motywując to przedawnieniem przestępstw. Dwóm księżom, którzy poinformowali władze kościelne o swych podejrzeniach co do Tru-pii, powiedziano, by nie wsadzali nosa w nie swoje sprawy. Wszystkie raporty dotyczące
pedofilii Trupii zniknęły z jego teczki personalnej. On sam zaś zniknął z Yumy. Tymczasem rodzicom ofiar oświadczono, że skierowany został na kurację dla pedofilów. W rzeczywistości przeniesiono go do szkoły parafialnej w Tucson, gdzie nauczał (sic!) wychowania seksualnego i opiekował się uczniami szkoły średniej, wyrażającymi zainteresowanie kapłaństwem! Teraz 10 ofiar wytoczyło procesy diecezji w Tucson za "wyrafinowane krycie" kryminalnej aktywności Trupii i innych
mniej więcej w tysiącu sprawach (!). Richard Sipe, były ksiądz, psychoterapeuta i ekspert w kwestii zboczeń księży, który występował jako świadek w 57 procesach, twierdzi, że Kościół katolicki zapłacił już ponad miliard dolarów z tytułu odszkodowań dla ofiar pedofilów. Większość sprawców została przeniesiona przez biskupów do innych parafii lub na stanowiska kapelanów w szpitalach i domach starców. Akta prawie wszystkich spraw są niedostępne dla opinii publicznej.
Kościół jest nagi
księży. Sprawa właśnie zakończyła się zakulisową ugodą i wypłatą odszkodowań. Biskup Manuel Moreno wyraził ubolewanie, ale nie przyznał się do odpowiedzialności.
W tajnych archiwach Kościoła, ujawnionych na polecenie sądu, są listy Moreno do Watykanu z lat 1994-95. Biskup pisze w nich, że Trupia przyznał się do swej działalności, określił się jako niezdolny do pełnienia obowiązków księdza i wyznał, że utrzymywał stosunki seksualne z biskupem Phoenix. Trupia wciąż jest księdzem i pobiera z diecezji pensję...
Procesy i skazania należą do rzadkości. W większości spraw nazwiska księży nigdy nie zostały podane do wiadomości publicznej. Prawnicy wynajęci przez Kościół katolicki doprowadzili już do zakulisowych ugod z ofiarami
" Wszystko jest zapieczętowane - mówi adwokat z New Jersey, Stephan Rubino, który występował w 300 sprawach przeciw księżom w 50 diecezjach. - Trzeba miesięcy, czasami lat walki, aby wymusić na Kościele dostęp do akt, i to tylko pod warunkiem zachowania tajemnicy. Zazwyczaj skutkuje postraszenie nagłośnieniem sprawy w mediach ". Rubino oświadczył także, że od czasu ujawnienia afery Geoghana ponad 100 osób dzwoniło doń, pytając, jak wnieść oskarżenia przeciw księżom. To samo mówią organizacje udzielające pomocy ofiarom duchownych dewiantów.
Tymczasem w Bostonie - metropolii 2 min katolików - wciąż narasta presja na kardynała Lawa, by podał się do dymisji. Demonstracje domagające się rezygnacji odbywają się
przed rezydencją kardynała, odpowiedzialnego za nominacje biskupie w USA. "Sądzę, że utracił on moralne prawo do kierowania archidiecezją - uważa Francis Schussler Fiorenza, teolog katolicki z Divinity School w Harvard University. - Nawet jeśli pozostanie, nie będzie pełnowartościowym liderem ". Niektórzy wierni otwarcie mówią, że kard. Law powinien trafić do więzienia. Inni katolicy zapowiadają, że po tym, do czego doszło, ich dotacje na Kościół bardzo się zmniejszą. Prokuratorzy skarżą się, że informacje dotyczące księży pedofilów przekazane im przez Lawa są bardzo ogólnikowe i nie zawierają nazwisk ofiar.
Publicystka "The Boston Globe" Joan Vennochi w swym artykule pisze: "Kościół jest kostyczny, nieustępliwy, niezdolny do kompromisu. Odwraca się tyłem do wiernych, którzy błagają, by ich wysłuchał. Teraz wierni zastosowali te same standardy nieustępliwości wobec kardynała. Parafianie w duchu sakramentu pokuty mogą przebaczyć. Ale nie zaakceptują Lawa jako osobistości o autorytecie moralnym ". " Venno-chi ma rację - pisze do redakcji rozwiedziona katoliczka, której Kościół odmówił następnego ślubu. - Kostyczny, nieustępliwy, niezdolny do kompromisu. Skoro Law nie zaakceptował mnie jako członka wspólnoty religijnej, ja nie akceptuję teraz jego!".
Takim językiem nigdy dotąd wierni, poważni komentatorzy i renomowane media nie mówili ani nie pisali o Kościele katolickim. Ale też nigdy dotąd Kościół nie był taki nagi, jak teraz. TOMASZ SZTAYER
Nr 9 (10
1 - 7 III 2002 r.
F^KTYn
INJ
MITY KOŚCIOŁA
11
NIEWYGODNE PYTANIA (7)
WARTO WIEDZIEĆ
Eucharystia
Dzieciaki! Oto superokazja dla Was - uczęszczających na lekcje katechezy! Możecie podlamywać Waszych księży i katechetów, zadając im niewygodne pytania, które dla Was przygotowaliśmy. Życzymy dobrej zabawy, ale również dojrzałych i owocnych przemyśleń.
Redakcja
Dzieciak: - Proszę księdza, wczoraj słyszałem takie trudno słowo, w które mam podobno wierzyć jako pobożny katolik. To było coś na trans... transmisja...
Katecheta: - Transsubstancja-cja. Jest to, chłopcze, przemienienie Jezusa Chrystusa, które następuje na mszy świętej i zachodzi w hostii i winie.
D. - To taki znak, symbol, na pamiątkę Ostatniej Wieczerzy?
K. - Skądże znowu! Kościół głosi, że to nie symbol, lecz realna materializacja Pana naszego.
D. - Czyli Kościół, odczytując ewangelie w dziesiątkach miejsc jako przenośnię, nieraz bez żadnego powodu, w tej jednej kwestii potraktował przenośnię dosłownie? Ewangelia Jana mówi: "Bóg jest duchem; potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie" (J 4, 24). Czy Bóg potrzebuje takich materializacji, aby go czcić? Czy my tego potrzebujemy?
K. - Sam Jezus dał nam wytyczne jak celebrować mamy eucharystię. Mówił: "Kto spożywa moje ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem" (J 6, 54-55).
D. - Czytając ten fragment w całym kontekście (J 6,32-59), mamy jasność - to metafora! Ten pokarm spożywa się, aby zaspokoić głód duchowy, a więc pożywienie też musi być duchowe. Nieco wcześniej mówi Jezus: "Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął". Czy więc myślał, że stanowić będzie materialny pokarm zjadany jako zwykłą materię? Czy może raczej jego nauka miała być owym duchowym, niebiańskim pokarmem? Jedzenie oznacza więc słuchanie jego słowa. A picie? I na to odpowiada Biblia: "Kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie". W rozmowie z Samarytanką Jezus mówi, że zwykła woda powoduje dalsze pragnienie, lecz "woda", jaką on daje, gasi pragnienie życia wiecznego. Jezus mówi o sobie jako o "drzwiach", "bramie", "krzewie winnym", "świetle", "korzeniu", "skale", "jasnej gwieździe
porannej", tak samo jak i o "chlebie". Znaczy to, że powinniśmy adorować np. winorośle, bo Jezus powiedział - "Jestem prawdziwym krzewem winnym"? Co za absurd! Mało tego - skoro Jezus materializuje się realnie w opłatku i kapłan oraz zwykły wierny go przełyka, to znaczy, że również podlega procesom trawienia i wydalania. Obrzydlistwo! Według Biblii to miała być zwykła pamiątka jego ofiary, a nie uczta kanibalistyczna.
na krzyżu, jej każdorazowym urzeczywistnieniem, a nie zwykłą pamiątką. Ofiarowany jest wówczas sam Chrystus. Jezus jest więc kapłanem, lecz również i samym przedmiotem tej ofiary.
D. - Jak to? A ja myślałem, że ofiara odkupienia była jedna, tam na krzyżu, na Golgocie. W Liście do Hebrajczyków czytamy, że tamta ofiara była "raz na zawsze" dokonana, bez ciągu dalszego. Jezus "nie jest obowiązany, jak inni arcykapłani, do składania codziennej ofiary najpierw za swoje grzechy, a potem za grzechy ludzi" (Hbr 7, 27); "Wszedł raz na zawsze do świątyni nie z krwią kozłów i cielców, ale z własną krwią swoją, dokonawszy wiecznego odkupienia" (Hbr 9, 12); "Albowiem Chrystus nie wszedł do świątyni zbudowanej rękami, która jest odbiciem prawdziwej, ale do samego nieba, aby się wstawiać te-
K. - Głupcze, to nie żadna uczta ani pamiątka, lecz ofiara, służąca do zmazania naszych grzechów i wspomagająca nasze zbawienie. Sobór trydencki ustalił: "Jeżeli ktokolwiek będzie twierdził, że ofiara Mszy ma na celu jedynie oddanie chwały i dziękczynienia lub jest jedynie upamiętnieniem ofiary spełnionej na krzyżu i nie ma w niej mocy przebłagalnej, lub przynosi ona pożytek jedynie temu, kto ją przyjmuje i nie powinna być ofiarowana za żywych, jak i umarłych z przyczyny grzechów, kary, uświęcenia oraz innych potrzeb, to niech będzie przeklęty". Jest to ofiara, którą zaczął Jezus na krzyżu, a którą kapłani co niedziela kontynuują, wspomagając tym samym Jezusa! Jak powiedział papież Pius IV: "Wyznaję również, że w Mszy ofiarowana jest Bogu prawdziwa, właściwa, przebłagalna ofiara za żywych i umarłych". Jan XXIII dodaje: "Właśnie poprzez naszą Mszę oraz poprzez inne sakramenty, efekty zbawienia stają się dostępne dla dusz ludzkich.". Ofiara eucharystyczna jest tą samą ofiarą Jezusa
Af.C.
raz za nami przed obliczem Boga; i nie dlatego, żeby wielekroć ofiarować samego siebie, podobnie jak arcykapłan wchodzi do świątyni co roku z cudzą krwią, gdyż w takim razie musiałby cierpieć wiele razy od początku świata (...) Tak i Chrystus, raz ofiarowany, aby zgładzić grzechy wielu" (Hbr 9, 24-28); "...uświęceni jesteśmy przez ofiarę ciała Jezusa Chrystusa raz na zawsze. Wprawdzie każdy kapłan staje codziennie do wykonywania swej służby, wiele razy te same składając ofiary, które żadną miarą nie mogą zgładzić grzechów. Ten przeciwnie, złożywszy raz na zawsze Jedną ofiarę za grzechy, zasiadł po prawicy Boga (...) Jedną bowiem ofiarą udoskonalił na wieki tych, którzy są uświęceni" (10, 10-12,14). Była to więc jedna ofiara dokonana bez potrzeby i możliwości powtórki: "Chrystus powstawszy z martwych już więcej nie umiera" (Rz 6, 9). Kościół głosi jednak co innego. Czy to aby nie jest bluźnierstwo? MARIUSZ AGNOSIEWICZ www. klerokratia.pl
Tr anssubstancj acj a
To zjawisko zachodzi rzekomo podczas eucharystii, kiedy kapłan wypowiada magiczną formułę. Oznacza przemienienie opłatka (hostii) oraz wina mszalnego przez mistrza ceremonii w realne ciało i krew Jezusa Chrystusa.
Dopiero na IV Soborze Late-rańskim w 1215 roku nauka o przeistoczeniu została oficjalnie sformułowana i kanonizowana przez papieża Innocentego III jako dogmat. Wierzyć, że jest to tylko przemiana symboliczna, to zdaniem soboru straszliwe przestępstwo.
Ile tego ciała Chrystusowego na ten opłatek wchodzi i ile krwi skrapla się w winie? Otóż i tutaj są jasne wytyczne, zawarte w trydenckim wyznaniu wiary: " Wyznaję także, iż nawet pod jedną tylko postacią przyjmujemy całego i nie umniejszonego Chrystusa ". A więc w jednej i tej samej chwili w tysiącach kościołów tysiące Jezusów Chrystusów dokonuje samokompre-sji i zmienia się w kawałek opłatka, krew swą destylując do kielicha. Po czym tysiąc kapłanów zjada i wypija tysiąc Chrystusów. W całości i bez umniejszeń, ma się rozumieć. Niech nas nie zwiedzie wytłumaczenie, że jest to "Wielka Tajemnica Wiary" - tym bowiem można wytłumaczyć dosłownie wszystko i wszystkich ogłupić.
Kult opłatka
W pewnych wypadkach Jezus może po przemienieniu nie być od razu skonsumowany. Czasami bowiem kapłan umieszcza go w specjalnym pojemniku wysadzanym klejnotami i złotem, który zwie się monstrancją. Cały lud klęka wówczas przed nią i kłania się jak Bogu. Najbardziej podniośle oddaje się temu Bogu cześć raz do roku w czasie święta zwanego Bożym Ciałem. Kapłan wówczas wyprowadza lud przed kościół, sam zaś podtrzymywany przez notabli lokalnej władzy oprowadza Boga po ulicach parafii, przekreślając raz po raz ludzi tym opłatkiem w monstrancji.
Czytając to, musimy dojść do wniosków, że władza kapłana nad Bogiem jest ogromna i że ów Bóg jest tylko przedmiotem. Kapłani również zdają sobie z tego sprawę. Francuski święty i duchowny katolicki Jan Maria Vianney rzekł: " Tam gdzie nie ma księdza, tam nie ma ofiary, a tam gdzie nie ma ofiary, tam nie ma religii... bez księdza śmierć i cierpienie naszego Pana nie dają nam żadnych korzyści..."
Fizyczny aspekt dogmatu
Jeśli ktoś jest ciekaw naukowego objaśnienia tego dogmatu, warto zapoznać się z fragmentem wywodów periodyku teologicznego najsłynniejszej papieskiej uczelni we Włoszech Gregorianum: "Musimy stwierdzić, że w czasie przeistoczenia za sprawą słów Chrystusa, cała substancja chleba i wina
przemienia się w Ciało i Krew Pańską. Tym samym protony, neutrony i elektrony wchodzące w skład zakonserwowanej materii, jej atomy, cząstki, jony, zespoły molekularne, mikrokryształy - słowem całość składników, z których składa się chleb i wino, przestaje istnieć, przekształcając się w Ciało i Krew Chrystusa. Pozostają natomiast wszystkie formy zewnętrzne charakterystyczne dla tych substancji: rozmiar, masa, ładunki elektryczne wraz ze związaną z tym całą aktualną i potencjalną energią magnetyczną i elektryczną, i tym samym wszystkie efekty optyczne, akustyczne, termodynamiczne, elektromagnetyczne, które te siły mogą wytworzyć. Wszystko to razem stanowi cechy eucharystyczne, czyli całość zjawisk bezpośrednio eksperymentalnych..." Proponuję pozostawić to bez komentarza. Ci "fizycy" nie rozstrzygnęli jednak, czy chleb przemienia się w ciało już wraz z wymówieniem słów konsekracji: "Oto jest ciało moje", czy też opłatek czeka z przemianą na wino (zupełnie poważnie - taki spór toczyli około 1150 r. teologowie francuscy!).
Pochodzenie
"Jedzenie boga" występowało w bardzo wielu wierzeniach przedchrześcijańskich (np. mitraizm, man-deizm, orfizm, misteria eleuzyjskie, w Egipcie kapłani piekli specjalne ciastka, które po poświęceniu miały się przemienić w ciało Ozyry-sa). W komunii greckich misteriów z Eleuzys występowało nawet spożycie boga pod dwiema postaciami: poświęconej mąki i boskiego napoju, podobnie w mitraizmie, gdzie występował sakrament ciasta i napoju "Haoma". Także morderczy Aztekowie mieli swoją eucharystię (czyniono zaczyn z ciasta, symbolu bóstwa, który następnie wierni spożywali). Teofagia występowała również u Germanów.
Kość niezgody
Kwestia transsubstancjacji dzieliła wszystkich ze wszystkimi, to była największa teologiczna kość niezgody XVI w. Wolter pisał: "Luter zatrzymywał jedną część tajemnicy, a odrzucał drugą. Uznaje, że ciało Jezusa Chrystusa jest w poświęconych postaciach, lecz jest tam jak ogień w rozpalonem żelazie; żelazo i ogień istnieją razem obok siebie. Jest to właśnie to, co nazwano konsubstancjacją. Toteż, podczas gdy ci, których nazywano papista-mi, jadali Boga bez chleba, luteranie jadali chleb i Boga; wkrótce potem przyszli kalwiniści, którzy jadali chleb, a nie jadali wcale Boga". Jak istotny jest to fragment wiary chrześcijańskiej w Europie XVI wieku wyjaśnia Richard MacKenny: "Rozłam między Lutrem a Zwinglim w tej kluczowej kwestii miał nieodwracalnie rozbić protestantyzm, mimo że czyniono rozpaczliwe wysiłki, ażeby zniwelować to pęknięcie ". M.A.
12
PRAWDZIWI SEKCIARZE
FAKTYn
1 - 7 III 2002 r.
OPUS DEI - NOWA KRUCJATA (3)
Aż po krańce ziemi...
Opus Dei stało się rodzajem rezerwuaru prawo-myślnych kadr, z których pochodzi coraz większa liczba biskupów i profesorów katolickich uniwersytetów. Zastępują oni podejrzanych progresistów o poglądach nie do przyjęcia dla konserwatywnego papieża.
Ameryka Południowa, mimo że uważana jest na świecie za domenę konserwatywnego katolicyzmu, sprawiała wiele kłopotów Watykanowi.
Teologia wyzwolenia
- ta specyficzna mieszanka chrześcijaństwa i marksizmu stała się w latach 70. XX wieku bolączką prawicowej frakcji Kościoła. Wierni, często przy współudziale lewicowej partyzantki, rozpoczęli walkę o Królestwo Boże na ziemi, bez bogaczy i książąt Kościoła. Hasła te znalazły również wielu zwolenników wśród zwykłych księży, którzy przystąpili do ich realizacji często z bronią w ręku. Do kontrakcji skierowano Opus Dei, które dzięki współpracy z amerykańskim wywiadem, dolarom i przejęciu kontroli nad szkolnictwem katolickim skutecznie zablokowało rozwój tego nieprawomyślnego odłamu katolicyzmu.
W związku z zimnowojennym napięciem oraz nastrojami rewolucyjnymi w krajach latynoskich już w latach 70. interesy amerykańskiego wywiadu i Opus Dei zaczęły się pokrywać. Obie organizacje brały czynny udział w destabilizacji sytuacji w Chile po wyborze na prezydenta socjalisty Salvadore Allende (w całej intrydze prym wiódł belgijski jezuita Roger Vekemans, pobierający pensję od CIA). Wspólnie wspierały również dyktaturę Pinocheta. Wojskowa junta w Argentynie (1976) to również owoc współpracy sojuszników.
Jan Paweł I był niepożądany w Watykanie przez kilku wielkich tego świata. Jego uczciwość sprawiła, że stał się nie lubiany w Kurii Rzymskiej, a jednocześnie dla wielu okazał się niebezpieczny. Już 33 dni po jego wyborze przyszedł czas na nowe konklawe. Jednym z faworytów był wiedeński kardynał Kónig, członek Opus Dei zaprzyjaźniony z kardynałem krakowskim. Na mocy wewnętrznych decyzji kierownictwa Dzieła Bożego wycofał się z walki o tron i polecił Wojtyłę "jako świetnie nadającego się na urząd papieski".
Historyk Kościoła Karlheinz Deschner stwierdził, że po wyborze nowy papież spędził noc w towarzystwie kardynałów i zakonnic związanych z Dziełem Bożym. Wkrótce
zaczął jawnie popierać "boską" organizację.
Dzięki temu wsparciu 28 X 1982 r. Dzieło Boże otrzymało z rąk samego Jana Pawła II od dawna upragnioną prałaturę personalną. Poprzednicy Wojtyły stanowczo odmawiali tego przywileju dla "świętej mafii". Opus Dei stało się swoistą diecezją, tyle że nie mającą granic terytorialnych.
wpływa znacząco na scenę polityczną Hiszpanii, Włoch, Portugalii, Polski oraz krajów latynoskich. Członkowie i sympatycy Dzieła zasiadaj ą w rządowych i parlamentarnych insty-tucjach o zasięgu zarówno krajowym, jak i międzynarodowym. Oto niektórzy z nich wraz z pełnionymi
niegdyś lub obecnie funkcjami: Austria - dr Marilies Flemming
Marilies Flemming
Prawicowe poglądy obecnego papieża oraz
jego nieograniczona przychylność dla ludzi
i interesów Dzieła sprawiły, że pontyfikat
Jana Pawła II stał się okresem niebywałej
ekspansji "katolickiej mafii".
Jan Paweł I
Sama organizacja wyjęta została spod jurysdykcji lokalnych biskupów i podporządkowana samemu papieżowi. Nawet wyświęcanie kapłanów dla organizacji jest jej wewnętrzną sprawą i nic do tego miejscowym hierarchom.
W tym samym akcie prałatem Dzieła Bożego został ustanowiony Alvaro dei Portillo, który od 15 IX 1975 r. (po śmierci założyciela) objął kierownictwo nad organizacją. Po jego śmierci (23 III 1994 roku) prałatem został Javier Echevarria, który 611995 r. otrzymuje od papieża sakrę biskupią. Funkcję tę pełni do dziś. Sam założyciel Dzieła Bożego, Escriva został uznany za błogosławionego przez papieża Wojtyłę 17 V1992 roku. Był to bezpre-cedensowo ekspresowy proces beatyfikacyjny. Wkrótce ta niezbyt kryształowa (jak twierdzą świadkowie nie związani z organizacją) postać ma zostać świętym - na większą chwałę boskiej organizacji i jej patrona - Jana Pawła II!
Dzieło zawsze nastawione było na opanowanie jak najszerszej strefy wpływów również wśród świeckich katolików. Bardzo ważną zasadą Opus Dei jest jego elitarność. "Święta mafia" stara się przyciągnąć do swoich szeregów jak najwięcej ludzi wpływowych lub szczególnie uzdolnione osoby, które mają szansę zrobienia kariery. Dzięki tej zasadzie organizacja
ma znaczne wpływy
w polityce i gospodarce na całym świecie. Od wielu lat Opus Dei
- minister ds. rodziny; dr Alois Mock - minister spraw zagranicznych.
Francja - Raymond Barre - burmistrz Lyonu i parlamentarzysta; Herve Gaymard - minister zdrowia i bezpieczeństwa. Niemcy - graf Alois von Wald-burg-Zeil - parlamentarzysta. Włochy - Adrianna Poli Borto-ni - minister rolnictwa; wielu parlamentarzystów.
Portugalia - Mota Amarall - parlamentarzysta; Roberto Carneiro
- minister edukacji; Hernan Lo-pez - minister gospodarki. Hiszpania - Isabel Tocino - minister środowiska; Frederico Trillo
- przewodniczący parlamentu; także wielu parlamentarzystów.
Członkowie Parlamentu Europejskiego (byli i obecni) zbliżeni do Opus Dei: Francoise Sellier (Francja), Fritz Pirkl (Niemcy), Kurt Ma-langre (Niemcy), Otto von Habsburg (Niemcy), Alberto Mi-chelini (Włochy), Jose Ignacio Salafranca (Hiszpania). Listę polskich członków przedstawię za tydzień.
Również w Komisji Europejskiej Dzieło Boże posiada swoich "przyjaciół".
Już w czasie Soboru Watykańskiego II boska organizacja posiadała bardzo znaczące wpływy. Świadczy o tym list szwajcarskiego jezuity, profesora Hansa von Balthasara, uważanego w Kościele rzymskokatolickim za jednego z największych
teologów XX wieku, opublikowany na łamach pism teologicznych. W liście tym profesor von Balthasar określił Opus Dei, jako " integrystyczne skupisko władzy kościelnej".
Ten sam teolog, będący kościelnym konserwatystą i pozostający poza podejrzeniami o teologiczny progresizm, w 1988 roku (na kilka miesięcy przed śmiercią) zwrócił się do Dzieła z zapytaniem: "Drodzy Bracia i Przyjaciele z Opus Dei! (...) Temu, że posiadacie wielką władzę, dużo pieniędzy, liczne stanowiska w polityce i kulturze, że najwyraźniej dążycie do obejmowania stanowisk kluczowych, które pozwalają sprawować kontrolę nad wieloma sprawami dziejącymi się w Kościele i świecie, a tym samym rządzicie nimi według własnych planów, że stosujecie mądrą, dyskretną taktykę w celu osiągnięcia tych stanowisk jak najszybciej i bez rozgłosu - nie można nic zarzucić. Władza sama w sobie nie jest niczym złym. Najważniejsze, decydujące pytanie brzmi: Po co wam ona? Co z nią zrobicie? Jakiego ducha chcecie szerzyć za pomocą tych środków? "
Logiczne wydaje się pytanie,
w jaki sposób Opus Dei kontroluje elity?
Kluczem do sukcesu okazuje się struktura organizacyjna oraz wewnętrzna dyscyplina (patrz - cz. I). Członkowie boskiej organizacji dzielą się na kilka grup. Najwyższym kręgiem wewnątrz organizacji jest "Duszpasterskie Stowarzyszenie Krzyża". Wprawdzie w tej strukturze mogą przebywać osoby świec-
Dyktator Chile - przyjaciel Opus Dei - generał Augusto Pinochet z papieżem
kie, ale wszystkie stanowiska kierownicze piastują duchowni. Liczba członków Stowarzyszenia nie przekracza 3 proc. (około 2 tys. osób) wszystkich członków prałatury.
Aktywista Dzieła i gwiazda Kurii Rzymskiej - Alvaro Del Portillo
Zobowiązani są do złożenia ślubów czystości, ubóstwa osobistego oraz bezwzględnego posłuszeństwa prałaturze. Spośród nich dożywotnio urzędujący prałat wybiera 72 osoby nazywane inseripiti. Tworzą one zarząd prałatury i pozostają na usługach przełożonego. W przypadku śmierci prałata grupa ta jako jedyna ma prawo wybrać następcę.
Numerraros to świeccy i duchowni członkowie organizacji, którzy żyją w domach wspólnoty, pozostając w celibacie. Stanowią oni podstawowy aktyw Dzieła. Inna grupa to oblatos. Prowadzą oni życie według rad ewangelicznych i rekrutują się spośród kapłanów. Najliczniejszą formację wśród członków Opus Dei stanowią członkowie w stopniu supernumerraros; to oni stanowią o wpływach dzieła w firmach, rządach i parlamentach. Mają prawo do zakładania rodzin, a ich powiązania z Dziełem Bożym powinny pozostać tajemnicą dla osób postronnych. Są to na ogół osoby z wyższym wykształceniem świeckim i przygotowaniem w zakresie teologii. Zobowiązani są do działania na rzecz prałatury w takim zakresie, na jaki pozwala praca, rodzina, otoczenie. Mają oddziaływać na swoje środowisko poprzez życie codzienne, " wyszukując osób przydatnych dla prałatury". Supernumerraros są np. dyrektorami banków, parlamentarzystami, prezesami firm, menedżerami, redaktorami pism...
Ostatni w hierarchii to luźno powiązani z Opus Dei cooperatos - współpracownicy, którzy nie muszą być nawet katolikami. Osoby te, często zajmujące eksponowane stanowiska, mają swój interes we współpracy z organizacją i oddają jej w zamian rozmaite przysługi.
Sprawna organizacją półjawne struktury oraz zasada posłuszeństwa przywódcom doprowadziły nie tylko do podporządkowania Dziełu znacznej części Kościoła, ale także w pewnym stopniu wielu instytucji państwowych także w Polsce. (Cdn.)
JAKUB PUCHAN opr. ADAM CIOCH Fot. archiwum
Nr 9 (10
1 - 7 III 2002 r.
F^KTYn
INJ
BOG I BOGOWIE
13
SŁOWIAŃSCY BOGOWIE (V)
Dadźbóg
Dadźbóg (Dażbóg) to bóstwo Słowian wschodnich. Wierzyli, że zapewnia im dostatek.
Pochodzenie imienia jest dość jasne - składa się ono z rdzenia "daż"/"dadź", czyli trybu rozkazującego od "dać", oraz "bóg" oznaczającego pierwotnie dostatek i szczęście, pochodzące z sanskryckiego "bhagas" - udział, szczęście.
Warto zwrócić uwagę na słowo "zboże", będące niegdyś określeniem nie samych płodów rolnych, ale wszelkiego dostatku; później "zbożny" oznaczał tyle co dzisiejszy "pobożny". Można wyciągnąć wielce prawdopodobny wniosek, że pojęcie i rola Dadźboga przyczyniły się do nazywania przez Słowian wszelkiej istoty najwyższej - bogiem.
Jeśli Dadźbóg jest tym, który daje dostatek, musi być bóstwem suwerennym, w którego kompetencjach leży rozdzielanie dóbr. Z drugiej strony należy pamiętać, że dla Słowian, jako ludu rolniczego, źródłem wszelkiego dostatku, a nawet życia było słońce, pojmowane jako najwyższy ogień niebiański. W jakiś sposób więc Dadźbóg musi być ze słońcem
związany. W najstarszej kronice ruskiej "Powieści lat minionych" Nestora zastępuje się imiona bóstw mitologii starożytnej ich słowiański-
Dadźbóg - grafika Stanisława Jakubowskiego
mi odpowiednikami: "Po śmierci Fe-ostowej (Hefajstosa - przyp. I.G.), którego i Swarogiem zowią, panował Egipcjanom syn jego Słońce, który jest Dażbóg, był silny mąż, nie chciał zakonu (prawa - przyp. I.G.) Swaroga ojcowskiego wzruszyć (...).
Homer poeta rzekł o nim, jako Dażbóg Afrodytę oskarżył (...). Po śmierci Dażbożej, syna swarogowego...". Dadźbóg jest więc Słońcem, synem Swaroga, boskiego kowala. Wyciągano więc wnioski, iż Dadźbóg to Swarożyc, czyli syn Swaroga, będący bogiem ognia.
W innej części "Powieść lat minionych" donosi, że książę Włodzimierz w drugiej połowie X wieku, próbując uczynić z kultów pogańskich religię państwową Rusi, wystawił w Kijowie posągi bogów, spośród których Dadźbóg wymieniany był na trzecim miejscu, a u których stóp ludność składała wszelkie ofiary. Wraz z przyjęciem chrztu przez Włodzimierza w 988 roku, posąg Dadźboga podzielił los innych - został porąbany i spalony. Panteon Włodzimierza nie wymienia Swarożyca, więc część uczonych wnioskuje, iż jest to dowód na to, że ogólnosłowiański Swarożyc na Rusi zwał się właśnie Dadźbóg.
Dadźbóg według niektórych był istotą absolutnie najwyższą oraz patronem całej Rusi, skoro wczesnośredniowieczny epos "Słowo o wyprawie Igora" nazywa ruskich książąt "wnukami Daż-boga". Folklor ruski zna szereg pozostałości po kulcie Dadźboga. W Polsce imię Dadźboga przekształciło się i było rozpowszechnione aż do końca XVII wieku jako imię męskie nadawane wśród szlachty w formie "Daćbóg".
IGOR D. GÓREWICZ Repr. archiwum
RELIGIE WCZORAJ I DZIŚ
Wszechświat oswojony
Człowiek był od zarania dziejów ostateczną i najczęściej jedyną miarą wszystkich rzeczy. Otaczający świat zawsze porównywano z człowiekiem, używając miar opartych na długości ludzkiej stopy, łokcia albo kroku, na czasie podróży do określonego punktu, na liczbie palców...
Religie zorganizowały kosmos wokół człowieka oraz tzw. Osi Świata i podzieliły rzeczywistość na trzy poziomy, które można umownie nazwać Niebem, Ziemią i Piekłem. Warto zauważyć, że owa Oś Świata zawsze i nieodmiennie przechodzi przez mój dom, moje święte miasto i mój kraj. Oś jest tożsama z religijnym sacrum, świętością łączącą człowieka i niezmienną istotę bytu. Cała reszta to profanum - ulotna i zmienna cecha kosmosu. Do szeroko rozumianej kategorii profanum należą też peryferia kosmosu, obcy i poganie, np. dla Greków byli to "barbarzyńcy", a dla Europejczyków "ludy prymitywne" i wszelkie "rasy niższe". Nieprzypadkowo Chińczycy uważali, że mieszkają w centralnym punkcie wszechświata i nieprzypadkowo dla Żydów centrum była świątynia
jerozolimska, dla katolików - Rzym, a Eskimosi zwali siebie Inuit, czyli "prawdziwymi ludźmi" w odróżnieniu od innych ludów o zdecydowanie "mniej ludzkich" cechach. Budowaniu tego poczucia własnej wartości i centralnego umiejscowienia wobec innych zawsze służyła i nadal służy religia, o czym nie wolno zapominać, kiedy próbuje się opisywać zjawiska związane z wiarą i dziejami poszczególnych wyznań.
Niezmiernie ważną i chyba dość zaskakującą cechą tak pojmowanego religijnego kosmosu jest jego "nachylenie" ku człowiekowi. Środkową częścią wszechświata w mitologiach poszczególnych religii zawsze jest Ziemia jako miejsce bytowania człowieka. Tylko na Ziemi odbywa się rozwój i tylko tu rozgrywa się historia. Doskonałym przykładem takiego antropocentrycznego widzenia świata przez religie jest biblijne stwierdzenie, że cała Ziemia została dana ludziom dla ich wygody, rozwoju i bogactwa. A stąd już tylko krok do uznania, że prawdziwą osią wszechświata zawsze jest człowiek, o którego zabiegają bóstwa i którego mogą pogrążyć lub zbawić.
Z pewnością w uszach monoteistów zabrzmi to jak bluźnierstwo, ale przecież święte księgi judaizmu, chrześcijaństwa i islamu są w całości poświęcone człowiekowi, a nie Bogu: pouczają ludzi jak żyć, mówią o ich życiu pozagrobowym, definiują grzech...
Co więcej, ten uderzający an-tropocentryzm religii jest odnajdowany w rozmaitych kulturach i wśród najróżniejszych ludów często izolowanych od siebie. Na przykład niemal wszędzie panuje przekonanie, że istnieje jakaś mityczna Oś Świata jako słup lub drzewo i zazwyczaj w jej obrębie umieszcza się człowieka. Również biblijne rajskie drzewo, z którego Adam i Ewa zerwali jabłko, to nic innego, jak wspomnienie babilońskiego Drzewa Kosmicznego. Potwierdza to chrześcijańska interpretacja tego starożytnego mitu, kiedy teologowie głoszą, że grzech pierwszych ludzi związany z rajskim drzewem stał się przyczyną całej późniejszej historii, a wreszcie znalazł swoje rozwiązanie w nowym drzewie kosmicznym - krzyżu Jezusa. (Cdn.) LESZEK ŻUK
Królestwo Boże "jest jak ziarno gorczyczne" (Mar.
I 4,31). Tym porównaniem Jezus kolejny już raz zwraca uwagę na rzeczywisty charakter
I i naturę Królestwa Bożego.
I 0 czym więc mówi ta przypowieść?
Po pierwsze, Królestwo Boże przyrównane do ziarna gor-czycznego przedstawiono jako najmniejsze w porównaniu z ówczesnymi królestwami świata. Jak ziarno gorczycy było wśród Żydów obrazem znikomości (Mat. 17, 20; Łuk. 17, 6), tak Królestwo, o którym mówił
Królestwo, które na wieki nie będzie zniszczone, a Królestwo to nie przejdzie na inny lud; zniszczy i usunie wszystkie owe Królestwa, lecz samo ostoi się na wieki" (Dan. 2, 44). Nadejdzie taki dzień, kiedy "panowanie nad światem przypadnie w udziale Panu naszemu i Pomazańcowi jego i królować będzie na wieki wieków" (Ap. 11,15). Chociaż na ten ostateczny triumf Królestwa Bożego musimy jeszcze zaczekać, to już dziś możemy dostrzec wypełnienie się słów Chrystusa: " / będzie głoszona ta ewangelia o Królestwie po całej ziemi na świadectwo wszystkim narodom, i wtedy nadejdzie koniec" (Mat. 24, 14).
PRZYPOWIEŚCI JEZUSA (3)
Przypowieść o ziarnie gorczycy
Chrystus, było niepozorne i mało znaczące. Królestwo Boże przyrównane więc do ziarna gorczycy wyraźnie kontrastuje z królestwami tego świata. Ono nie jest stąd (Jan 18, 36). Nie posiada nic z ich ziemskiej chwały (Mat. 4, 8), a jego rozwój przebiega niepostrzeżenie - z małych początków nie rokujących szans powodzenia.
Sam fakt, że Królestwo to zapoczątkowane zostało przez jednego człowieka - skromnego cieślę z Nazaretu, który został odrzucony już na samym początku swojej działalności, daje wiele do myślenia (Mar. 6, 3-4; Jan 1, 11). Czytamy o nim, że "nie miał postawy ani urody, które by pociągały nasze oczy, i nie był to wygląd, który by nam się mógł podobać. Wzgardzony był i opuszczony przez łudzi, (...) wzgardzony tak, że nie zważaliśmy na niego" (Izaj. 53, 2-3). I podobnie było z Jego uczniami - byli to prości galilejscy rybacy (Dz. 4, 13). A o późniejszych wyznawcach Chrystusa ap. Paweł napisał: "...niewielu jest między wami mądrych według ciała, niewielu możnych, niewielu wysokiego rodu... " (1 Kor. 1, 26). Biorąc to pod uwagę, nic nie wskazywało na powodzenie misji, którą zapoczątkował Jezus.
Po drugie, przypowieść o ziarnie gorczycy wskazuje mimo wszystko na ustawiczny rozwój Królestwa Bożego, które w końcu stanie się większe od wszystkich pozostałych (Mar. 4, 32 por. Ezech. 17, 23; Dan. 4). Przypowieść ta więc gwarantuje ostateczny i całkowity sukces Królestwa Bożego. Jego małe początki nie przekreślają końcowego rezultatu. Bowiem to "Bóg niebios stworzy
Ewangelia o Królestwie, głoszona od czasów Chrystusa, obejmuje dziś swym wpływem cały świat. A Królestwo Boże, w jego duchowym wymiarze, pokonało już wszelkie granice i wszelkie bariery etniczne, rasowe, językowe. Ono to sprawia, że w Chrystusie " nie masz Żyda ani Greka, nie masz niewolnika ani wolnego, nie masz mężczyzny ani kobiety; albowiem wszyscy jedno jesteśmy w Jezusie Chrystusie" (Gal. 3, 28).
I wreszcie przesłanie o Królestwie Bożym przyrównanym do zasianego ziarna gorczycy pobudzało wyznawców Chrystusa do działania w każdym czasie i zachęcało do wytrwania mimo różnorodnych przeciwności losu. Z inspiracji tej przypowieści korzystali dawniej wielcy reformatorzy. A przesłanie w niej zawarte chroniło strażników dobrej nowiny przed zniechęceniem w czasach straszliwych prześladowań, np. przez katolicką inkwizycję.
Przypowieść o ziarnie gorczycy również dzisiaj zachęca do wszelkich pozytywnych działań, szczególnie wtedy, kiedy początki wydają się mało efektowne i mało obiecujące. Jednak Chrystus gwarantuje zwycięstwo! On powiedział: "... gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, to powiedzielibyście tej górze: Przenieś się stąd tam, a przeniesie się, i nic niemożliwego dla was nie będzie" (Mat. 17, 20). Dlatego mając tę świadomość, że zarówno wzrost wiary, jak i rozwój Królestwa Bożego prowadzi do ostatecznego zwycięstwa, "bądźmy stali, niewzruszeni, zawsze pełni zapału do pracy dla Pana, wiedząc, że trud nasz nie jest daremny". (1 Kor. 15, 58).
BOLESŁAW PARMA
14
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
1 - 7 III 2002 r.
OTO ORYGINALNA STRONA NASZEGO TEKSTU Z 24 SIERPNIA 2001 ROKU POŚWIĘCONEGO MOLESTOWANIU KLERYKÓW PRZEZ ABR J. PAETZA
Czerwone majtki arcybiskupa..
Metropolita poznański, arcybiskup Juliusz Paetz, jest "silnym człowiekiem" polskiego Kościoła. Ma "chody" w Watykanie, bo bawił tam przez piętnaście lat. Obecnie oskarżany jest przez kleryków swej archidiecezji o molestowanie seksualne. Za zbyt gorące zainteresowanie młodymi chłopcami wyproszono go ponoć z Watykanu.
Nasz dziennikarz rozmawiał z czterema klerykami poznańskiego seminarium duchownego. Jeden z nich jest byłym klerykiem, pozostali trzej są nadal w seminarium. Nie zgodzili się podać swych danych; oznaczałoby to dla nich koniec kościelnej kariery i spore kłopoty. Ich wypowiedzi zostały przez nas nagrane na taśmę magnetofonową. Nagrania trwały łącznie ponad cztery godziny. Mamy też pisemne oświadczenia naszych rozmówców. To na wypadek, gdyby arcybiskup zamierzał nas podać do sądu o rzekome zniesławienie.
Dlaczego klerycy zgodzili się na rozmowę? Bo od lat jest to samo: arcybiskup jest najwyższym przełożonym archidiecezji. Nikogo nie słucha, nikt nie ma nad nim władzy. Nie skutkują interwencje u rektora seminarium. Pomóc mogłaby tylko interwencja Watykanu, ale tam abp Paetz ma spore znajomości. Pracował przecież w rzymskim sekretariacie Synodu Biskupów, współpracował z watykańskim Sekretariatem Stanu i Radą ds. Publicznych Kościoła, delegacją Stolicy Apostolskiej ds. stałych kontaktów roboczych z rządem PRL. Był prałatem tzw. antykamery papieskiej na bezpośredniej służbie trzech papieży: Pawła VI, Jana Pawła I oraz Jana Pawła II.
Skutecznie interweniować w opisywanej przez nas sprawie mógłby tylko papież. Publikujemy zatem ten artykuł i wołamy do Karola Wojtyły - w imię moralności, o której wciąż poucza się w Kościele, z szacunku dla prawa i w trosce o respektowanie kapłańskiej czystości, dla zaprzestania zgorszenia maluczkich oraz w imię zwykłej przyzwoitości - niech ukróci proceder seksualnego molestowania przez ordynariusza poznańskich kleryków!!!
Mówi Kleryk I:
"Jako kleryk podczas opłatka bożonarodzeniowego, tuż przed Nowym Rokiem, spotkałem księdza arcybiskupa Paetza. Byłem bardzo speszony. Poprosił mnie, abym pomógł mu zanieść torbę do pałacu biskupiego. Poczułem się bardzo wyróżniony. W pałacu poprosił, abym zrobił mu herbaty. Byłem bardzo zakłopotany całą sytuacją. W moim domu nie było
zbyt wesołej sytuacji finansowej. Arcybiskup szczegółowo wypytywał mnie o moje plany życiowe, na koniec dał mi w kopercie siedemset złotych. Nie chciałem przyjąć, ale nalegał. Przyjąłem w dobrej wierze, po powrocie do domu mama była szczęśliwa. Prosił mnie, abym zatelefonował do pałacu za dwa tygodnie. (...)
Arcybiskup podkreślał, że jeśli będę się dobrze uczył, mam szansę wyjechać na studia do Rzymu. To byłaby dla mnie życiowa szansa, marzenie młodego chłopaka na progu kapłańskiej kariery. Zadzwoniłem i umówiłem się w niedzielę, bo to jest dzień wyjścia dla kleryków z seminarium. Ubrałem się elegancko, a kolegom powiedziałem, że idę w interesach. Sprawdziłem, czy ktoś mnie nie widział, jak wchodziłem do arcybiskupiego pałacu. Tak sobie życzył ksiądz biskup - żeby nie było płotek. Już przy wejściu ksiądz arcybiskup dotykał moich pośladków, przytulał się, całował po policzkach. Sytuacja była nienaturalna, ale nie mogłem tego przerwać, bo to była zbyt cenna znajomość, bałem się, że stracę swoją szansę na studia w Rzymie. (...) Na kolejnym spotkaniu pojawiła się propozycja wspólnego wypicia wina. To było białe, wytrawne wino włoskie o nazwie " Wzgórze Papieskie", bardzo dobre zresztą. Klerykom nie wolno pić alkoholu, ale arcybiskup przyniósł
Obejrzał mój indeks i obiecał, że po pierwszym półroczu rozpocznę studia w Rzymie. (...) Musiałem zrezygnować ze studiów w seminarium. Biskup w kościele powinien dawać przykład. Ale to nie tylko to. W seminarium natrafiłem też na kleryków uprawiających seks ze sobą. To, co widziałem i słyszałem spowodowało, że utraciłem powołanie do kapłaństwa. Bardzo nad tym boleję ".
Kleryk II:
" Umawiałem się z księdzem arcybiskupem w jego pałacu. Telefonowałem, przedstawiałem się tak, jak uzgodniłem to z arcybiskupem, a siedzący na centrali ojciec Józef łączył rozmowę. Ksiądz ordynariusz mówił, kiedy i o której godzinie mam przyjść do niego, kiedy ni-ko go
końcu sypialni znajduje się duża łazienka z błękitnymi kafelkami. Ksiądz rektor zwolnił mnie z seminarium, abym pomógł księdzu biskupowi. Polał się alkohol, w nocy poczułem, że ktoś się do mnie dobiera. Wściekłem się i w nocy wyszedłem do domu. Mówiłem o tym księdzu rektorowi, ale mnie zbeształ, że źle zinterpretowałem sytuację i rozpowszechniam plotki".
Kleryk III:
"Miałem osobisty kontakt z księdzem arcybiskupem. Jestem przystojny, mam ładną twarz i zgrabną sylwetkę. Zwrócił na mnie uwagę podczas wizyty w seminarium. Jeszcze tego samego dnia ksiądz rektor wysłał mnie do pałacu arcybiskupa z jakąś ważną
w pałacu nie będzie. Potem dał mi numer swojego telefonu komórkowego, o którym nikt inny nie wiedział. (...) Apartamenty arcybiskupa to szereg pomieszczeń w tzw. amfiladzie. Najpierw duży przedsionek, potem ogromna sypialnia z wielkim, szerokim łożem. Naprzeciwko łoża znajduje się kredens z bielizną księdza. Na kredensie stoi duży, kolorowy te-
Arcybiskup Paetz w otoczeniu gwardii przybocznej
kieliszki i kazał nalać. Podczas każdego spotkania ksiądz arcybiskup głaskał mnie po nodze, przytulał się, całował w szyję, niby przypadkiem dotykał w różne miejsca.
lewizor. W trzeciej szufladzie kredensu znajdują się czerwone majtki, w jakich ksiądz arcybiskup chodzi. Męskie czerwone majtki, bez żadnych udziwnień. Po drugiej stronie, na
przesyłką w kopercie. Już podczas powitania zostałem objęty silnym, ni-by-ojcowskim uściskiem. Dziwnym trafem prawa ręka arcybiskupa wylądowała na moim pośladku. Ksiądz ordynariusz przytulił się całym ciałem i począł mnie tą ręką powoli głaskać po mojej pupie. Drżał przy tym na całym ciele i jakoś tak dziwnie, w sposób urywany, oddychał. Potem dopytywał się o moje wyniki w nauce, proponował wypicie wina. Powiedział, że jak będę się starał, to mam szansę studiować w Rzymie, bo on mi to ułatwi. Nie miałem wątpliwości, o jakiego rodzaju stara-nia chodzi. Zareagowałem chłodno, ze sporą rezerwą. Arcybiskup nakłaniał mnie, abym wyjechał razem z nim w podróż na tydzień do Rzymu. Miałem mieszkać z nim w jednym pokoju i być jego osobistym asystentem w tej podróży...".
Kleryk IV:
,, Proszę postawić się w naszej sytuacji. Co ma zrobić młody chłopak, kleryk z seminarium duchownego, który przyszedł poświęcić się Bogu, jest zobowiązany do przestrzegania celibatu, nie jest homoseksualistą - a niedwuznacznie obłapia go najwyższy przełożony w diecezji, arcybiskup mający układy nie tylko w Episkopacie
Polski, ale także wysoko, wysoko - w Watykanie? Komu można się poskarżyć i jak to zrobić, aby nie przekreślić swej kapłańskiej kariery? Przecież od arcybiskupa zależy cała moja przyszłość, moje życie. Czy mogę i mam w ogóle szansę protestować? Arcybiskup powiedział mi, że bardzo mu się podobam. Mnie także obiecywał studia w Rzymie, głaskał po tyłku i całował w usta. Wręcz ślinił się na mój widok. Sprzeciwiłem mu się i teraz mam w seminarium prze-chlapane. Kiedyś go spotkałem na korytarzu, powiedział mi, że mnie wciąż pamięta. (...) Po seminarium krążą opowieści o tych, którzy byli zaproszeni do arcybiskupa lub mogą do niego zostać wezwani. Kolega z roku był też gościem arcybiskupa i miał propozycję uprawiania seksu, na którą się nie zgodził. Poszedł porozmawiać z ojcem duchownym w seminarium o tej niemoralnej propozycji homoseksualnej. Kazano mu milczeć i nie wychylać się. Poszedł porozmawiać z bardzo porządnym księdzem, biskupem pomocniczym Zdzisławem Fortuniakiem. Ksiądz biskup powiedział mu, że takie pogłoski o zachowaniu arcybiskupa chodziły i nadal chodzą po księ-żach. Ksiądz biskup kazał mu się modlić i obiecał pomoc w przeniesieniu do innego seminarium ".
Nasz redakcyjny magnetofon zanotował także podobne relacje innych kleryków z poznańskiego Wyższego Seminarium Duchownego. Tajemnicą poliszynela jest, że oprócz arcybiskupa również niektórzy inni księża, zwłaszcza bliski arcybiskupowi ksiądz infułat (będzie wiedział,
0 kim mowa) ma nie tylko homosek-sualne upodobania, ale czynnie uczestniczy w praktykach homosek-sualnych. Tak czynnie, że widywany jest dosyć często w znanym gejom klubie w centrum Poznania. Tam, w "cywilnym" stroju, poluje na atrakcyjnych, młodych chłopców. Ksiądz arcybiskup wydaje się "specjalizować" w klerykach, zwłaszcza z najmłodszych roczników oraz pochodzących z ubogich rodzin. Wydaje mu się pewnie, że w silnie skleryka-lizowanej Polsce jest "nie do ruszenia". My się arcybiskupa nie boimy. Znacznie bardziej przeraża nas możliwość permanentnego deprawowania młodych ludzi, którzy chcieli swe kapłańskie powołanie realizować w poznańskim seminarium. Takie sytuacje nie tylko mogą trwale przetrącić ich kręgosłup moralny, mogą także silnie zachwiać ich psychiką
1 narazić na rozmaite problemy. Nie mamy nic przeciwko gejom i ich seksualnej aktywności. Ale zmuszanie kogokolwiek do takich praktyk nie może nam być obojętne. Zwłaszcza gdy dokonywać by się to miało pod obłudną maską rzekomego celibatu i moralnej nieskazitelności.
JERZY KERN Fot. archiwum
1 - 7 III 2002 r.
F^KTYn
INJ
LISTY OD CZYTELNIKÓW
15
LISTY
Na własny koszt
Bezczelność panów w sukienkach sięgnęła granic. Gubernator Glemp i prezydent wszystkich dewotów zapraszają papieża, ponieważ "takie są oczekiwania polskiego społeczeństwa". Ja najmocniej przepraszam, ale czy słowo "społeczeństwo" oznacza grupkę sutannowych i dewotów??? Powtarzałem to zawsze i powtarzać będę: nie życzę sobie, żeby ktokolwiek, nawet przewielebny gubernator, decydował o tym, jakie są moje oczekiwania. Mam też pytanie: ile to będzie nas wszystkich kosztować? Ile za te pieniądze można by stworzyć miejsc pracy, ilu bezdomnych można by nakarmić? Oczywiście, purpuraci tego nie widzą, bo oni nigdy w życiu czegoś takiego nie doświadczyli i nie doświadczą - mlasną czasem coś o bezdomnych, jak to źle się w kraju dzieje (a wszystko to wina żydokomunomasonerii), ale sami nic nie robią, żeby im pomóc, gdyż z pasterzy stali się rzeź-nikami swoich owieczek.
A ja mam pomysł: niech sobie Glemp, Kwaśniewski i inni dotknięci kleszym pierdolcem z powikłaniami zapraszają papieża do Polski, ale na swój własny koszt - albo na koszt Watykanu. Gdy ja jadę na wycieczkę, to ja muszę płacić. I ani Watykan, ani polskojęzyczni panowie w sukienkach od tego nie zbiednieją.
Jaro, Szczecin
Gratulacje!
Serdeczne gratulacje dla p. Romana Kotlińskiego i p. Jerzego Ker-na za artykuł w "FiM" nr 34 z dn. 24-30.08.2001 r. pt. "Czerwone majtki arcybiskupa"! Cała Polska mówi o sprawie opisanej w "Rzeczpospolitej", którą Panowie poruszyli na łamach swego tygodnika ponad pół roku temu. Nikt nawet nie wspomniał o dużej publikacji, która ukazała się w Waszym tygodniku. Ten przykry fakt nie napawa optymizmem, niemniej czytelnicy "FiM" nie zapomną, od kogo po raz pierwszy dowiedzieli się o skandalicznym postępowaniu arcybiskupa Juliusza Paetza i jakie stanowisko wobec tej sprawy przez cały ten czas zajmował Kk. Pierwsze komentarze ze strony przedstawicieli Kk świadczą o stanie moralnym duchowieństwa polskiego (próby obrony swego zwierzchnika). Ludziom trzeźwo myślącym daje dużo satysfakcji istnienie zespołu redakcyjnego, który obnaża zło bez względu na to, jak czcigodna osoba, czy
też organizacja się go dopuszcza. Jesteście jedyną redakcją w Polsce, dla której nie ma tematów tabu. A o to chyba najbardziej chodzi w demokratycznym społeczeństwie. Oby tak dalej!!!
Bogusław Wojciechowski
JONASZU!!!!!!!!!!!!!!!!!
Od dzisiaj kupuję dodatkowy egzemplarz "Faktów i Mitów" i będę go wysyłał do tej pospolitej gazet-czyny, która zdobyła się na "odwagę", aby przedrukować Twoje doniesienie o działalności biskupa paetza (świadomie piszę małą literą). Dlaczego TV i radio nie reagują na artykuły zamieszczone na łamach "FiM"; toż to prawdziwa kopalnia wiedzy (nie tylko dziennikarskiej, ale i dla prokuratury), a jeżeli podobny zerżnięty artykuł pokaże się w pospolitej prasie, wszelkie media w RP robią wielkie hallo? Normalnego człowieka wkurza sytuacja, że to, co oczywiste, staje się sensacją po opublikowaniu w "piszących inaczej" mediach, podczas gdy "FiM" poinformowały o tym dużo wcześniej, a reakcja na te prawdziwe fakty była zerowa. O co tu chodzi??? Twój stały czytelnik
Mirosław Majewski, Głubczyce
W biały dzień!
To, co wycięła "Rzeczpospolita", przechodzi moje wszelkie wyobrażenia o granicach chamstwa. Czerwone majtki Paetza "FiM" opisały chyba z pół roku temu, a w tekście "Rzepy" nie ma o tym artykule nic. Jest to grabież w biały dzień i przez gazetę mającą uchodzić za rzetelną. Jeśli Pan to puści płazem, to jest Pan d... wołowa.
Tadeusz Prugar, Warszawa
Wolność dla gejów!
Geje spoza środowiska kleryckiego nie mają dalej powodu do lojalności wobec gejów w sutannach. Gdyby katolicy w Polsce już dawno dali gejom (w języku katolickim: "pedałom") prawo do legalizacji związków małżeńskich, geje tworzyliby sobie od dawna pary małżeńskie i nie musieliby szukać zastępczych form życia, a więc wchodzić do seminariów "duchownych" czy "zakonnych" i zostawać księżmi. Po prostu oficjalnie i spokojnie żyliby sobie ze swoimi partnerami jako małżeństwa. A ci partnerzy już dbaliby o to i znaleźli sposób, żeby żaden
z partnerów takiego związku nie molestował seksualnie kleryków w seminarium!
Przykład pana "arcybiskupa" Paetza z Poznania pokazuje, że geje muszą mieć szansę na legalizację swoich związków, bo inaczej zawsze i wciąż będą zostawać księżmi, biskupami czy kapelanami w wojsku (bo niby dlaczego tak chętnie tak wielu funkcjonariuszy Watykanu w Polsce na siłę niemal pcha się do polskich instytucji mundurowych?!). Tzw. kapłaństwo dla wielu gejów z polskich wsi i małych miast jest jedyną formą bezpiecznego życia jako geja. Naprawdę Polska nie daje lepszej
szansy do normalnego życia homoseksualistom, jak tylko właśnie na etacie księdza czy zakonnika.
Owszem, Watykan wie, że gdy wyrazi zgodę na legalizacje związków homoseksualnych - wielu chłopaków zamiast pójść do seminarium, pójdzie w związek małżeński z innym mężczyzną. Ale czy rzeczywiście tak Watykan chce utrzymać swoją liczebność księży? To wobec tego należy życzyć wielu miłych "niespodzianek" z innymi biskupami - a jest jeszcze cała grupa do "wykrycia". O tyle, że ci inni biskupi są sprytniejsi i płacą duże pieniądze za "płatne usługi seksualne".
Jeśli jednak Watykan ma zamiar nadal szykanować oficjalnie nas, gejów żyjących poza klasztorami i plebaniami, a więc tych, którzy mają odwagę domagać się godnego i równoprawnego życia w małżeństwach ze swoimi partnerami, to już geje w Polsce i Europie, którzy mają na pieńku z tego powodu z Watykanem, postarają się o to, aby ujawnić jak najwięcej takich spraw, jak z panem Paetzem z Poznania. Bo biskupi z Polski nie tylko kupują miłość prostytutek z Polski, ale i w Europie. I zapewniam, że pan "arcybiskup" Paetz nie jest w Polsce wyjątkiem. Ale "wpadał" dlatego, że chciał seksu za darmo. A w tej materii nie są lubiane "przebiegi za darmo"...
Teraz jest okazja, żeby wreszcie homoseksualiści w Polsce temat ujawnili, gdyż widać, że kler z tzw. Episkopatu Polski ma zamiar nadal torpedować starania SLD o oddanie równych praw gejom i lesbijkom do zawierania związków małżeńskich (patrz projekt ustawy posłanki Sosnowskiej). Ta okazja musi zostać wykorzystana i będzie wykorzystana! !!
Episkopat wywarł nacisk w 1988 roku na "komunistycznego" ministra spraw wewnętrznych, aby wydał zakaz rejestracji Warszawskiego Ruchu Homoseksualnego, o którą ubiegało się moje Stowarzyszenie. Kler - łapka w łapkę - współpracował z "komuchami" w kwestii dyskryminowania gejów, a więc uniemożliwienia już 14 lat temu legalizacji samej organizacji gejow-skiej. A teraz udaje, że tak bardzo nie lubił "komuchów". Kłamcy w sutannach próbują teraz uniemożliwić oddanie gejom należnego im prawa do wolności związków małżeńskich z kochanymi ludźmi.

Pragnę zwrócić uwagę, że w 1978 roku na Jasnej Górze była jeszcze większa afera "obyczajowa" i Jan Paweł II wcale nie jest zaskoczony "takimi" sprawami, jak to donoszą obecnie publikatory w Polsce po "aferze" z panem Paetzem. Od 10 lat próbuję zainteresować polską prasę materiałem na ten temat - proszę porównać: http://waldek.homo.in-fo.pl/jasna.htm. Jednak wszyscy udają, że tematu nie ma. A temat jest i zapewniam, że był i będzie...
Oświadczenie
Międzynarodowe Stowarzyszenie Gejów i Lesbijek na rzecz Kultury w Polsce ze smutkiem i zaniepokojeniem odebrało informację o ujawnieniu molestowania seksualnego kleryków przez abpa poznańskiego Juliusza Paetza. Obawiamy się, że informacja ta zostanie wykorzystana przeciwko środowisku homoseksualnemu w Polsce.
Osoba arcybiskupa Paetza jest doskonale znana poznańskiemu środowisku homoseksualnemu. O jego orientacji mówiło się już od dawna. Jesteśmy również głęboko przekonani, że o występkach arcybiskupa hierarchowie Kościoła katolickiego byli informowani już wielokrotnie. Przykre jest to, że Kościół katolicki, tak zjadliwie i oszczerczo wypowiadający się na każdym kroku na temat homoseksualizmu, jednocześnie tak skutecznie stara się ukrywać przypadki rażącego naruszania prawa w gronie swoich pracowników.
Od wielu lat cała Europa informuje o ekscesach homoseksualnych księży w samym Watykanie. Ale wszyscy w Polsce udają, że tematu nie ma - proszę porównać: http://waldek.homo.info.pl/mig-ge.htm. A to, że jestem upoważniony wypowiadać się w tej sprawie, wynika z tego, że byłem 3 lata zakonnikiem paulińskim (tym od Jasnej Góry).
Waldemar Zboralski, Nowa Sól stały współpracownik miesięcznika gejowskiego "Inaczej", były przewodniczący Warszawskiego Ruchu Homoseksualnego (1986-1988)
Nic ponad "FiM"
Sobota, 23.02. Włączam rano Radio ZET i słyszę, że do "chłopczy-kolubnego" Paetza dobrała się "Rzeczpospolita". "Odgrzewane kotlety" - pomyślałem z niesmakiem, "FiM" pisały o tym już dawno. Nic ponad to, co było w "FiM"! Ale w ciągu dnia sprawa żyła i miała się coraz lepiej - włączył się rzecznik Schultz, biskupi, a wreszcie sam rzecznik Watykanu! Wieczorem okazuje się, że jest to afera lutego!!! Ja pytam - co to za kraj??? Nie podano nic ponad zeszłoroczny artykuł w ,,FiM"! Czyli sprawa jest prowokacją na zamówienie. Czy w Polsce można zrobić aferę z niczego? Można! Trzeba wziąć przemilczany artykuł z jednej gazety i włożyć do drugiej. Tego nie wymyślił nawet Wydział Propagandy PZPR. Alleluja i do przodu!
Maciej Psyk, Szczecin
Przypadek arcybiskupa Paetza z całą pewnością zostanie teraz wykorzystany jako negatywny przykład w walce przeciwko tolerancji i akceptacji dla środowiska homoseksualnego w naszym kraju. Dlatego też Międzynarodowe Stowarzyszenie Gejów i Lesbijek na rzecz Kultury w Polsce z całą mocą potępia zachowania arcybiskupa. Orientacja homoseksualna i pozycja w hierarchii kościelnej w żadnej mierze nie może być pretekstem do molestowania młodych ludzi, którzy pragną poświęcić się Bogu.
Orientacja seksualna nie jest zależna od woli człowieka, niemniej jednak decyzja o zostaniu księdzem powinna jednocześnie wykluczać jakiekolwiek zachowania seksualne. A już na pewno powinna wykluczać takie zachowania, jak molestowanie seksualne.
Szymon Niemiec, prezes Zarządu Międzynarodowego Stowarzyszenia Gejów i Lesbijek na rzecz Kultury w Polsce. http://ilgcn.gej. net
TYGODNIK FAKTY i MITY Redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Henryk Rozenkranc; Dział reportażu: kierownik Ryszard Poradowski - tel. (0-42) 630-72-33; Redaktorzy: Adam Cioch, Jakub Kopeć, Jarosław Rudzki; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: Ewa Kotlińska
- tel./fax (0-42) 639-86-10; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-72-23; Adres redakcji: 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94; e-mail: faktyimity@faktyimity.pl; Wydawca: "BŁAJA News" Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Prezes Zarządu: Roman Kotliński; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze - do 25 maja na trzeci kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zl za jeden kwartał; b) RUCH SA - do 5 marca na drugi kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zł kwartalnie. Wptaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31, 532-88-16,532-88-19,532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-/kwartat; 227,-/pót roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-Awartał; 255,-/pót roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-/kwartat 313,-/pót roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hubsch & CO., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326.4. Dystrybutorzy w USA: New York- European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago - J&B Distributing co., tel. (773) 736 6171; Lowell International co., tel. (847) 439 6300.5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga - Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726.6. Prenumerata redakcyjna: do 15 marca na drugi kwartał 2002 r. Cena 26 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p-ele@faktyimity.pl. Szczegółowe informacje na stronie intern etowej http://www.faktyimity.pl
JAJA JAK BIRETY
FAKTY
1 - 7 III 2002 r.
"Leim" znaczy klej
Ach, ci Niemcy, znowu ktoś nam przysłał stamtąd obrazobórczą pocztówkę. Jest to pomysł... zamiast tradycyjnego "zostań z nami!"
Czarny humor
Nagi mężczyzna stoi przed lustrem i podziwia swoją męskość:
- Dwa centymetry więcej i byłbym królem...
Na to jego żona:
- Dwa centymetry mniej i byłbyś królową...
Arcybiskup Paetz pyta kleryka:
- Wiesz, co to jest relatywizm?
- ???
- Zobacz. Mam palec w pupie
i ty masz palec w pupie..., a to jest ciągle ten sam palec!
- Czy wiesz, że "Arka Noego" ma nowy przebój?
- ???
- ... Taki mały, taki duży może do Paetza przyjść.

Matka Polka idzie z siatkami pełnymi zakupów. Z krzaków wylatuje ekshibicjonista i się obnaża.
- O cholera, zapomniałam jajek - mówi kobieta i zawraca do sklepu.
Lewica ostatnio coś nie lubi denerwować najsłuszniejszego z Kościołów. Kiedyś lubiła, a teraz jej przeszło i tak bardzo stara się Kk robić dobrze, że nawet ZChN to przy niej mały pikuś. Natura ciągnie jednak wilka do lasu i czasem coś się lewicy popieprzy. Wtedy nierozsądnie wystawia pazury i... dostaje po łapach. To boli, więc lewica coraz rzadziej szczerzy kły, tym bardziej że od ostatnich wyborów zaopatrzyła się w sztuczną szczękę.
Kilkanaście dni temu odżyły jednak po lewicy jakieś pierwotne instynkty obietnic wyborczych i zaproponowała ona ustawę o konkubinacie. W Polsce, w stanie bezżennym żyje pod jednym dachem ok. 200 tys. par, a ich status prawny jest niepewny. Jeszcze gorzej mają się związki jednopłciowe. Nieszczęśni geje i zrozpaczone lesbijki nie mogą liczyć na ochronę państwa, czy prawo do dziedziczenia.
No to ustawa miała to zmienić. No to wściekł się bp Pieronek, który przeżywa ostatnio stwardnienie bardzo rozsiane. Twardnieje onże i betonieje niemal z tygodnia na tydzień w postępie geometrycz-nym. Otóż tenże Pieronek wkurzył się okrutnie i takie wydał ze swojego pieronkowego wnętrza oświadczenie: "Natura mówi o małżeństwie, a co jest poza naturą, jest wynaturzeniem ".
Genialnie proste - prawda? " Gówno prawda " - jak mawiał
CZARNO NA BIAŁYM
Wynaturzony
pewien ksiądz filozof. Otóż natura o żadnym małżeństwie nic a nic nie mówi. Przeciwnie, ożywiona przyroda jest z zasady
poligamiczna i zmiennopartnerska. Wynika to z praw ewolucjonizmu Darwina: im więcej kombinacji
w łączeniu chromosomów, tym większe prawdopodobieństwo, że jeden z przyszłych osobników będzie doskonalszy od rodziców. I żeby nie było, że namawiamy do konkubinatu, bo tak nie jest.
Choć nie podejrzewam Pieron-ka o znajomość "haniebnej", darwi-nowskiej teorii ewolucji, to mniemałem jednak naiwnie, że postawy elementarnej logiki nie są mu obce. Mniemałem jakże niesłusznie. Przeczytaj bowiem, Szanowny Czytelniku, jeszcze raz, co też ten mędrzec w sutannie powiedział: "Natura mówi o małżeństwie, a co jest poza naturą, jest wynaturzeniem". Otóż wydaje mi się, że księża katoliccy nie żenią się z zasady, a zakonnice
- uchowaj Boże
- nie wychodzą za mąż. Tak czy nie?
Oczywiście, że tak. A jeśli tak, to postępują i oni i one niezgodnie z nakazami Pieronkowej natury. Czyli że są... (tu można trzy razy przekreślić swój korpus), czyli że są WYNATURZENI!
Wynaturzony Pieronek - jak to miło brzmi.
MarS
Polscy politycy w Opus Del!
INDEKS 356441 ISSN 1509-460X
FAKTY
i mi
http://www.faktyimity.pl
TYGODNIK NIEKLERYKALNY
Nr 10 (105) 8-14 marca 2002 r. Cena 2 zł (w tym 7% VAT)
\
czyli
czarne sępy
na "Polskiej Miedzi"
W ciągu ostatnich trzech lat KGHM "Polska Miedź" SA ofiarował Kościołowi ponad 7,5 miliona złotych! Na sam bursztynowy ołtarz prałata Jankowskiego wydano 350 tys. Oprócz tego - liczne prezenty, np. audi A8 za 350 tys. dla Kurii we Wrocławiu... Tak ogromna skala rozdawnictwa mienia państwowego na cele kościelne nie ma swojego odpowiednika w całym wolnym świecie! Kurie, parafie i klasztory niczym sępy ustawiały się w kolejce po swój kawał padliny. Jako jedyni przedstawiamy komplet wydruków darowizn przekazanych Kościołowi przez poprzedni zarząd KGHI\f
OStr. 6, 7


t
w m
y
\
KSIĄDZ NAWRÓCONY
FAKTYn
FAKTY
POLSKA "Życie Warszawy" podało sensacyjną wiadomość - Aleksander Kwaśniewski w porozumieniu z episkopatem podjął się mediacji w konflikcie między Watykanem a Rosyjską Cerkwią Prawosławną. Kwestia ta została poruszona w czasie ostatniej wizyty prezydenta w Rzymie. Życzył on papieżowi "rychłej wizyty w Rosji". No i mamy "prezydenta wszystkich Polaków".
Z przyjemnością odnotowujemy, że senatorowie SLD zadbali
0 zgodne z Konstytucją RP wydatkowanie pieniędzy na pomoc dla Polonii zagranicznej. W ramach budżetowych oszczędności obcięto pomoc o 10 proc, kosząc wydatki na cele kościelne, w tym 350 tys. zł. na "wspieranie potrzeb religijnych środowisk polonijnych na Wschodzie", czyli finansowanie ekspansji watykańskiej religii z kieszeni polskiego podatnika. Potrzebny jest tylko podpis prezydenta. A co ten uczyni -papież raczy wiedzieć...
WARSZAWA Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji w osobie przewodniczącego Juliusza Brauna ogłosiła konkurs na nową stację mającą emitować program społeczno-religijny na obszarze Warszawy. Decyzję o takim przeznaczeniu pasma podjął sam liberał Braun, a inni członkowie rady, także z SLD, nie zgłosili sprzeciwu.
Odmawiając radiowy różaniec w samochodowym korku, musisz dojść do wniosku, że stolica nie ma już większych potrzeb...
KRAKÓW Sąd wydał nakaz aresztowania Stanisława Ż., radnego miasta Krakowa i przewodniczącego Unii Polityki Realnej w tym mieście. Był on wiceprezydentem miasta w latach 1997-99. Jest zamieszany, tak jak salezjanin Wiktor L., w opisywaną przez nas ("FiM" nr 9) aferę z nielegalną sprzedażą włoskiej firmie kamienicy przy ulicy Sławkowskiej. Za usługę - znalezienie mieszkań zastępczych dla wykwaterowanych rodzin - urzędnik miał zażądać, bagatela!, 120 tys. złotych łapówki! Co za czasy!? - sprywatyzować "złą" własność państwową
1 jeszcze się czepiają!
WATYKAN 9.03 w czasie wielkiej pielgrzymki z okazji 10-lecia reformy administracyjnej Kościoła w Polsce odbędzie się narada w sprawie skandalu arcybiskupa Paetza. Z papieżem ma rozmawiać na ten temat rada stała Episkopatu Polski, w tym podobno sam jej członek... Juliusz Paetz. Jak znamy to towarzystwo - mogą go uznać za męczennika i awansowaŁ
"Konieczna jest ewangelizacja mediów, aby one mogły służyć ewangelizacji" ("ewangelizacja" po katolicku to głoszenie nauki i poszerzanie wpływów Kościoła). Chodzi o to, według papieża, aby Kościół ze swoją doktryną nie zostały zepchnięte na margines. Powojenna komunizacja mediów też służyła komunie, ale z prawdziwym komunizmem nie miała nic wspólnego.
Ogłoszono już daty kanonizacji (czerwiec i październik 2002) dwóch kolejnych kontrowersyjnych świętych: założyciela "katolickiej mafii" - Opus Dei, Jose Marii Escrivy i ojca Pio, stygma-tyka przez większość życia nie uznawanego przez Kościół. Potrafił on ponoć czytać w ludzkich duszach, a nawet nakłaniać bogate kobiety do finansowania jego inwestycji... Zdolność dla Kościoła nie do przecenienia!
WATYKAN/ROSJA Papież z ogromną determinacją pogarsza i tak katastrofalne stosunki z rosyjskim prawosławiem. Tym razem wpadł na pomysł wirtualnej wizyty w Atenach, Budapeszcie, Strasburgu, Wiedniu, Walencji i Moskwie - za pośrednictwem telemostu. Jan Paweł II chciał przemówić do katolików rosyjskich w wystąpieniu telewizyjnym, ale żadna z rosyjskich stacji nie transmitowała orędzia "światowego autorytetu moralnego". Ach, ten Wojtyła, musiał wykonać plan!
USA Zmora pedofilii nie przestaje dusić Kościoła. Tym razem padło na diecezję Allentown w Pensylwanii, gdzie w ostatnich dniach zawieszono tam w pełnieniu posługi duszpasterskiej aż czterech duchownych. Pod wpływem nacisku opinii publicznej miejscowy Kościół ujawnił też skrupulatnie ukrywane afery sprzed 20 lat. Pedofilia - nowy charyzmat sług bożych?
FRANCJA W północno-zachodniej Francji, ostatnim bastionie katolicyzmu w tym kraju, w ciągu zaledwie 7 lat odsetek dzieci uczęszczających na katechizację spadł z 62 do 45 procent. Jak podaje trzeci kanał telewizji francuskiej, wielu katolickich rodziców zakazało dzieciom uczęszczania na katechizację po licznych pedofilskich aferach wśród księży. Polscy rodzice jeszcze w to nie wierzą.
CHILE W Watykanie nie lubi się latynoskiego prezydenta Ricar-do Lagosa. Papież nie zgodził się na spotkanie z nim. Grzechem tego przywódcy jest poparcie, jakiego udziela legalizacji rozwodów i antykoncepcji. Lagos postawił się już raz Watykanowi ("FiM" nr 36/2001), grożąc odwołaniem ambasadora po skandalu dyplomatycznym, jaki wywołał kurialny kardynał Jorge Esteves. Papież natomiast nigdy nie odmawia spotkania z krwawym prezydentem Augusto Pinochetem. Ten jednak miłuje życie nienarodzone...
Nr 10
8-14 III 2002 r.
KOMENTARZ NACZELNEGO
Chodźcie z nami!
Po dwóch latach istnienia "Faktów i Mitów" gazeta przestała wystarczać Czytelnikom. Czytelnicy chcą teraz, aby słowo stało się ciałem, aby antyklerykalna partia - polityczny organ "FiM" dokończył dzieła i zaprowadził w tym kraju prawdziwą normalność. Oszukani przez lewicę, przynajmniej w temacie Pań-stwo-Kościół, domagają się Państwo zmian. I słusznie. Najwyższa pora na zmiany i to konkretne, namacalne. Pierwotnie zakładałem, że potrzeba co najmniej pięciu lat, żeby otworzyć oczy myślącej części narodu; pokazać bezmiar zła i nadużyć, których źródłem jest katolicki sposób myślenia i robienia, zaszczepiony Polakom. Ten czas potrzebny był również na zgromadzenie wokół gazety elit intelektualnych, a nade wszystko ekspertów i fachowców do spraw ekonomii. Partia mająca w swoim programie antyklerykalizm nie może być bowiem bojówką żądnych krwi czekistów, którzy szturmem zdobędą pałac cara prymasa, wyrżną w pień klechów, zgwałcą zakonnice, a włości biskupie zamienią w dzikie pola. Nie tędy droga, tu potrzeba mądrości. A mądrość musi iść we wszystkich kierunkach, zwłaszcza w gospodarce. Nie oszukujmy się i nie siejmy demagogii - wstrzymanie państwowych dotacji dla Kościoła, zerwanie konkordatu, czy nawet konfiskata kościelnych majątków - nie zapewnią naszemu krajowi dostatku. O wiele ważniejsza jest przemiana w mentalności, sposobie myślenia i wartościowania. To należy zachować... i tamtego nie zaniedbać. r\
Dopiero ze światłymi elita- j^\\ mi, mając za sobą znacz- JM ^ ną część racjonalnie myślącego , społeczeństwa skupionego w sil- ' nej partii (bo na oświecenie całe- Ś go narodu nie można jeszcze dłu- / | go liczyć), można wprowadzać / L w życie właściwy program gospodarczy. Pracuje już nad nim sztab naszych ekspertów, a są wśród nich doktorzy i profesorowie ekonomii, często po zagranicznych uczelniach. Mówię Warn - naprawdę tęgie głowy! Mamy już nawet kandydatów na ministrów spraw zagranicznych i finansów. Na przykład ten ostatni to 45-letni geniusz informatyk, a zarazem poliglota i profesor ekonomii na uniwersytecie w Holandii, całym sercem oddany "Faktom i Mitom". W ogóle okazuje się, że duża część naszych Czytelników to ludzie bardzo wykształceni, o wysokim ilorazie inteligencji i szerokich horyzontach myślowych. Niedocenieni za komuny często emigrowali na Zachód, niektórzy wrócili, ale brak przynależności do właściwej partii lub antyklerykalne poglądy - skutecznie zamykają im drogę do kariery. Są z nami i jest ich wielu. Polak naprawdę potrafi! Dla mnie, choć nie jestem ekonomistą, nie ulega najmniejszej wątpliwości, że najważniejsze i najszybsze do załatwienia są następujące sprawy: 1. Odstąpienie Polski od konkordatu z Watykanem (w 1939 r. zrobił to już papież Pius XII, uznając niemieckie diecezje na polskich ziemiach zachodnich); 2. Obniżenie podatków i świadczeń pracowniczych dla tych, którzy inwestują i zatrudniają nowych pracowników; 3. Umożliwienie równego startu życiowego i gruntownego wykształcenia dla wszystkich, bez względu na stan posiadania; 4. Wprowadzenie płatnych robót publicznych dla bezrobotnych i bezpłatnych robót dla więźniów; 5. Postawienie twardych warunków w negocjacjach z Unią Europejską, aby zrównać szansę polskich przedsiębiorców i rolników z unijnymi (Unia pójdzie na bardzo dalekie ustępstwa, gdyż nie zrezygnuje z 40-mi-lionowego rynku zbytu!); 6. Opodatkowanie dóbr i firm kościelnych na zasadach ogólnych lub ich konfiskata; 7. Klasyczne opodatkowanie duchowieństwa oraz
pozbawienie go wszelkich ulg i przywilejów; 8. Usunięcie religii ze szkół publicznych, a kapelanów z wojska, szpitali i wszelkich innych instytucji. To tak na szybko.
Plan pięcioletni - jak to już kiedyś bywało - szlag trafił. Nie ma czasu. Partię trzeba założyć jeszcze w tym roku. Ideałem byłoby, gdyby nowa formacja wystartowała już w wyborach samorządowych na jesieni. Zrobimy wszystko, aby tak się stało. Byłem zwolennikiem przygotowania gruntu, obsiania go i czekania na zbiory. Łatwo jest coś zacząć i nie skończyć lub spieprzyć w przedbiegach. Kiedy jednak kilka tygodni temu zadeklarowałem utworzenie nowej siły politycznej, która zrobi porządek ze złodziejami i świętymi krowami, które nawet w sądach są nietykalne - zawrzało. W najśmielszych oczekiwaniach nie marzyłem nawet o takim odzewie! Otrzymałem tysiące listów już nie tylko z wyrazami poparcia, ale wprost z deklaracjami wstąpienia do partii. Ludzie oddają do dyspozycji siebie, a niektórzy także... swoje mieszkania, samochody i część dochodów! Tysiące, dziesiątki tysięcy oczu są już otwarte i chciałyby zobaczyć ten kraj normalnym, gdzie wszystko, także Kościół, będzie na swoim miejscu.
Rychłe powstanie nowej partii zawdzięczać będziemy polskiej lewicy, a właściwie temu, że została z niej lewicowość wyłącznie w nazwie. Największy polityczny grzech - podział - musi jednak nastąpić i nie stanie się to z naszej winy. SLD nigdy nie pozbędzie się kościelnych fobii. Czekanie na to, że Kościół rzymski w Polsce osłabnie na tyle, że będzie można przestać się z nim liczyć, to czekanie na koniec świata. Tak jak sztucznie - przy pomocy spolegliwego państwa i swoich własnych kłamstw - został wywyższony, tak też musi zostać poniżony i odstawiony na bocznicę, tam gdzie jego miejsce. Abstrahując od tego, że Kościół nie wywiera żadnego pozytywnego wpływu na morale narodu, jego wkład np. w działalność charytatywną to kropla w morzu potrzeb. W dodatku robi to za państwowe pieniądze. Mało to mamy w kraju bezrobotnych, którzy za godziwe pensje gotowi są pomagać jeszcze uboższym od siebie? Nowoczesne państwo w sercu Europy nie może dłużej tolerować i karmić pasożyta na własnym ciele! Czy przedstawiciele Watykanu, w większości chorobliwi materialiści, mają być dalej sztucznymi autorytetami utrzymywanymi na koszt narodu? Jednym z nich jest arcybiskup Paetz. Za co przez lata polskie kobiety całowały go po rękach, a ich mężowie nosili nad nim złoty baldachim? Czy za to, że wyciągał od nich pieniądze i niszczył sumienia ich synów? Podobnych nie brakuje, "FiM" zbierają już materiały na temat kolejnego biskupa o podobnych do Paetza upodobaniach.
Lewicowy podobno rząd - jeśliby mu tylko obniżyć stopy procentowe - zasadniczo nie różni się od poprzednich, a ministra Belkę w każdej chwili znów może zastąpić Balcerowicz. W gospodarce ciągle stosuje się półśrodki, spychając na barki biednego społeczeństwa ciężar kolejnych wyrzeczeń permanentnego kryzysu. To wszystko, tę całą beznadzieję, ma nam w sierpniu pobłogosławić papież. Pytam się - komu i do czego dodadzą sił jego mądre komunały, czysto teoretyczne przepowiadanie i napominanie, skoro wszystko jest i zostanie po staremu? Umocniony będzie jak zwykle Kościół, bo po raz kolejny okaże się, kto tu ma monopol na prawdę i kto tu kogo ma prawo pouczać.
Jeśli będziemy dalej zwlekać, obudzimy się któregoś dnia w Polsce rządzonej przez Watykan i ekspertów unijnych. Nie łudźmy się - ani jedni, ani drudzy nie zadbają o interesy Kowalskich i Nowaków.
JONASZ
Nr 10 (105
8-14 III 2002 r.
FAKTY n
INJ
ZAMIAST SPOWIEDZI
- Przedstaw się, proszę, czytelnikom "Faktów i Mitów".
- Przedstawiłam się już w tytule...
- A dokładniej?
- Jestem anglistką, a z zawodu mimem. Dyplom mima uzyskałam u prof. A. Bardiniego po ośmiu latach harówy w Teatrze Pantomimy STODOŁA, gdzie moimi mistrzami byli: Marek Gołębiowski oraz aktorzy Wrocławskiego Teatru Pantomimy: Zdzisław Starczynowski i Rajmund Klechot. Prowadzę wiele zespołów pantomimy, w tym znane swego czasu w Polsce Męskie Trio Pantomimy Komicznej i obchodzące w zeszłym roku 10-lecie istnienia Studio MIM-ART. Mam na koncie 11 spektakli autorskich i kilkadziesiąt etiud pantomimicznych prezentowanych w kraju i za granicą. Jestem autorką artykułów i recenzji z dziedziny pantomimy i tańca, tłumaczką oraz członkiem Europejskiej Federacji Pantomimy.
- Znałaś osobiście Henryka Tomaszewskiego?
- Tak. Mój stosunek do niego był bałwochwalczy. Jeszcze przed śmiercią Mistrza udało mi się spędzić u Niego w Karpaczu dwa tygodnie i wyciągnąć kilkadziesiąt stron wspomnień. Wciąż jestem w szoku po jego śmierci: trudno mi pogodzić się z faktem, że milczące piękno, które towarzyszyło mi przez prawie całe moje życie, jest już tylko wspomnieniem.
- Czy w Polsce mamy wolność światopoglądową?
- Owszem, rzymskokatolicką. Wolno wszystko: narzucać państwu normy prawne według Jedynie słusznych" poglądów, wprowadzać jedynie słuszną religię do szkół, dyskryminować mniejszości wyznaniowe, seksualne i narodowościowe, upadlać i obrażać w chamski sposób kobiety, dzieląc je na reproduktorki i postreproduktorki, zmuszając te
ROZMOWA Z MIMEM ELŻBIETĄ PASTECKĄ
Feministyczny beton
pierwsze do niechcianego macierzyństwa. To tak, jakby zmuszać mężczyzn do oddania nerki lub płuca. Ktoś mądry powiedział, że gdyby mężczyźni zachodzili w ciążę, aborcja byłaby sakramentem. Wolności światopoglądowej dopełniają wiernopoddańcze wizyty kolejnych premierów RP wraz z całymi rodzinami w Watykanie - na mój, podatnika, koszt oczywiście. Namacalnym dowodem polskiej schizofrenii światopoglądowej jest zrównanie w Konstytucji RP komunizmu z faszyzmem. Widać chrześcijańscy autorzy konstytucji zapomnieli, że pierwszym komunistą był Jezus Chrystus. Ze zgorszeniem obserwuję, co uczyniono z Jego wspaniałym przesłaniem miłości. Coraz więcej osób twierdzi, że tylko mówiąc "nie" Kościołowi, można z czystym sumieniem mówić "tak" Chrystusowi.
- Trzeba mieć odwagę, żeby głosić takie poglądy...
- Nie trzeba. Wystarczy iść przez życie samotnie i unikać jak ognia prokreacji. Dla mnie największą wartością jest wolność, stąd nigdy nie dałam się zamknąć w tzw. podstawowej komórce, aby się w niej "ure-produkcyjnić", protestując całe życie przeciw uwłaczającemu mojej godności i gwałcącemu moje sumienie pomnikowi Matki Polki. Paradoksalnie, tchórzostwo i oportunizm Polaków wynikają z obarczenia potomstwem, czyli z odpowiedzialności za nowo powołane życie. Zbyt często za "niesłuszne" poglądy
zostaje się w Polsce bez pracy, czyli bez środków do życia. Znam problem z autopsji, wiele w życiu przeszłam, stąd moja odwaga. Pracy fizycznej jest zawsze pod dostatkiem: uwiel- J biam ruch, mogę z powodzeniem zamiatać ulice,
czyście kible; na koronę mnie nie stać, więc mi z głowy nie spadnie. Nie boję się niczego. Ale gdybym miała dzieci, musiałabym moje poglądy odłożyć ad acta, inaczej i milusińscy, i ich rodzicielka pomarliby z głodu.
- Znana jesteś z niezwykłej tolerancji...
- Tolerancja to nie jest dobre słowo: można kogoś tolerować, jednocześnie nim gardząc. Ci, co mnie znają, mówią o mnie po prostu
humanistka. Mój humanizm jest konsekwencją mojego ateizmu. Zresztą wszystkich ateistów charakteryzuje głęboki humanizm: mamy nad sobą jedynie własne sumienie jako najwyższą władzę i autorytet. To ono nakazuje nam działać moralnie. Nie możemy się przed nikim wyspowiadać, czy też zwalić swojej niegodziwości na wyższy byt. Zatem żyjemy "godziwie" wbrew całej niegodziwości opętanego fa-natyzmami religijnymi świata.
- Nazywasz siebie "feministycznym betonem, który nie zmieni się nawet pod wpływem kwasu solnego"...
- To samookreślenie zawdzięczam panu Pieronko-wi, który - jeśli się nie mylę - pełni funkcję Pełnomocnika Prezydenta Wszystkich Polaków do spraw Obrażania Polek. Pan ten jest niewątpliwie miłosiernym chrześcijaninem. Ponieważ ja nie jestem, więc nie mogę nazwać go na przykład "męskim szowinistycznym betonem, którego nie rozwali nawet samolot sterowany przez Attę", a to jest właśnie ten kaliber jego "chrześcijańskiej" wypowiedzi. Ucząc się i ciężko pracując całe życie, mając na koncie nie tylko liczący się dorobek twórczy, ale i kilkaset istnień ludzkich wyrwanych narkotykom, alkoholowi i przywróconych życiu przez sztukę, którą uprawiam - doczekałam w nagrodę najgorszego z totalitaryzmów: klerykalnego an-tyfeminizmu. Gdybym handlowała
narkotykami, napadała na banki, mordowała staruszki lub przytapia-ła dzieci w rzeczkach, z pewnością byłabym traktowana bardziej po chrześcijańsku.
- Co zmieniłabyś w polskim Kościele katolickim?
- Zaczęłabym od zmiany świadomości tzw. polskiej lewicy.
- Mamy najbardziej tchórzliwą lewicę na świecie, obrzydliwie koniunkturalną i zakompleksioną wobec Kościoła, bo bojącą się własnego cienia, czyli posądzenia o przeszłość. W grę wchodzi nie tyle utrata elektoratu, ile utrata intratnych stanowisk, stąd "wiernopoddańczość" tych, którzy - historycznie uzasadniając - powinni słynąć z niezwykłej odwagi. Ci sami towarzysze kult Gierka zastąpili kultem Jana Pawła II. Cynicznie i bez żenady kradnie się obywatelom pieniądze, wmawiając im "deficyt budżetowy", aby realizować kilkudziesięcioosobowe wycieczki do Watykanu i Pierwszego Sojusznika za Atlantykiem, aby kupować bojowe - czyli służące do zabijania innych obywateli - samoloty od najbogatszych państw świata, zwalniać z miliardowych podatków różnego rodzaju agory, orleny, telekomunikacje i inne prowadzone przez zaprzyjaźnionych kolesiów podejrzane instytucje, czy też przeznaczać 15 mld dolarów na budowę autostrad, które zniszczą cały potencjał przyrodniczy kraju wraz z resztką pozostałej przy życiu zwierzyny i to w czasach, kiedy cały cywilizowany świat inwestuje w kolej. W naj-koszmarniej szych snach nie przewidziałam, że dożyję takiego cynizmu, czyli usankcjonowanego prawnie złodziejstwa. Tak, jestem niewątpliwie obywatelką chrześcijańskiego kraju. Rozmawiała
KATARZYNA SZELOCH Fot. Autor
Wartości pozamałżeńskie
Nie proponujemy niczego zdrożnego, ale coś, co jest już sprawdzone w wielu krajach - mówiła Joanna Sosnow-ska, autorka projektu ustawy o rejestracji związków pozamałżeń-skich. Lesbijki i geje zarzucili jej brak konsultacji z ich środowiskiem. - No właśnie dziś je rozpoczynamy! - odparowała posłanka. Panel dyskusyjny "Legalny konkubinat - legalne życie" zorganizowały w ub. czwartek w Warszawie Stowarzyszenie Lambda i Kampania Przeciw Homo fobii - organizacje walczące w Polsce o prawa lesbijek i gejów. Zaproszono osiem największych partii, przybyli przedstawiciele SLD, UP, "Samoobrony" i UW. Broniąca "świętości rodziny" prawica nie zaszczyciła spotkania swoją obecnością, ale i tak atmosfera dyskusji była gorąca. Lesbijki i geje zarzucili politykom w Polsce lekceważenie i niedostrzeganie ich środowisk, a zdewociałemu społeczeństwu - brak tolerancji, dyskryminację i wrogość.
- Niektórzy politycy są oderwani od rzeczywistości. Żyją swoimi sprawami. A naród swoimi - potwierdziła Sosnowska.
- Czy lubimy Kościół, czy nie, nie można pominąć faktu, że wciąż ma on możliwość wpływania na opinie wiernych. Kościół powinien podlegać takiej samej akcji edukacyjnej jak reszta społeczeństwa ponieważ na projekt odpowiedział starymi mitami - ocenił Adrian Furgalski, rzecznik prasowy UW. Obiecał, że jego partia " mocno zaangażuje się w kampanię edukacyjną społeczeństwa ". Rzecznik bił się w piersi za błędy popełnione podczas trwania koalicji z AWS, a szczególnie za dopuszczenie do szkół podręczników (za min. Handkego), gdzie homoseksualizm określa się mianem "dewiacji".
Trzeba odkłamać pokutujące mity - zgadzali się wszyscy dyskutanci. A narosło ich wiele: że nie wejdziemy do UE bez przyjęcia ustawy o konkubinacie, że projekt ustawy daje homoseksualistom prawo do małżeństw i adopcji dzieci.
Tymczasem projektowana ustawa wprowadzi jedynie "kontrakt cywilny", który umożliwi parom żyjącym w konkubinacie wspólne opodatkowanie, nabywanie nieruchomości, wynajmowanie mieszkań oraz da prawo do spadku i renty rodzinnej.
Czy w ogóle ustawa przejdzie? To pytanie cały czas "wisiało" w sali. Zaproszeni politycy lewicy deklarowali wprawdzie poparcie dla projektu ustawy, ale... z prostych wyliczeń wynika, że nawet zjednoczone siły posłów SLD i UP (199+16=215) nie wystarczą w 460--osobowym Sejmie do przegłosowania noweli.
- Nie wiem, czy uda się ustawę w Sejmie przepchać... - obawiał się A. Furgalski, który poparł, w imieniu swojej partii, starania zmierzające do legalizacji konkubinatu. Unici posłów jednak nie mają, być może więc rolę języczka u wagi w Sejmie odegra "Samoobrona". Jej poseł, Lech Zielonka, osobiście wyraził "tak" dla projektu:
- Od wielu lat konkubinat u nas istnieje, ale nie ma mocy prawnej. W typowo katolickim kraju kiedyś starsze pokolenie nie wyobrażało sobie życia na kocią łapę, ale teraz czasy się zmieniły. Najwięcej związków nieformalnych zawierają młodzi ludzie. Uważam, że konkubinaty są bardzo trwałe, bo sam obserwuję małżeństwa, gdzie partnerzy żyją z kolei jak pies z kotem...
Zielonka wymigał się od deklaracji poparcia przez całą "Samoobronę", tłumacząc, że nie może wypowiadać się w imieniu klubu (choć dyskutanci przypomnieli mu, że podczas kampanii wyborczej legalizację konkubinatu zdecydowanie poparł
sam Lepper). Jeśli "Samoobrona" stanie murem za ustawą, poparcie dla ustawy może wzrosnąć o 51 głosów - a ponad 260 głosów w Sejmie "za" to już wynik przesądzający zwycięstwo. Nie wiadomo, jak zachowają się posłowie Platformy Obywatelskiej. Natomiast nie ma wątpliwości co do postawy ,,Prawa i Sprawiedliwości" oraz Ligi Rodzin Polskich, którzy na dyskusję nie przyszli. Najwyraźniej prawicowi posłowie nie chcą nawet rozmawiać ze "zboczeńcami" i zwolennikami ustawy, która "zniszczy naród polski"...
GRZEGORZ KONIECZNY Fot. Elwira Chruściel
Z NOTATNIKA HERETYKA
FAKTYn
Nr 10
8-14 III 2002 r.
Puls seksu
.i
Katolicka telewizja "Puls", wywodząca się z Telewizji Niepokala-nów, zawyła z oburzenia. No a jak miała nie zawyć, skoro MENiS przygotowuje projekt zmian w programie dotyczącym wychowania seksualnego w szkołach?
Pulsiarzom nie podoba się, że wprowadzono w nim zapis mówiący o wartości związków partnerskich opartych na wzajemnym poszanowaniu i dążeniu do sprawiania sobie wzajemnych życiowych satysfakcji. Zabrakło im sakramentalnych sformułowań o małżeństwie jako związku prawiczka i dziewicy, oraz towarzyszących temu wzniosłych a pustych truizmów. Węszą oczywiście, że pod słowem "partnerstwo" kryje się cała ta wstrętna niecnota związana z wolnymi związkami, czyli konkubinatem, oraz związkami homoseksualnymi.
Obecnie toczą się w tej sprawie rozmowy i konsultacje komisji resortowej z przedstawicielami zainteresowanych stowarzyszeń i organizacji społecznych. Jest wśród nich delegacja Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny z Wandą Nowicką na czele. Tymczasem pulsiarze próbują skompromitować Wandę Nowicką i zniechęcić do niej opinię publiczną przypomnieniem, że przed kilku laty, podczas konferencji ludnościowej w Kairze, protestowała przeciwko dogmatycznemu stanowisku Watykanu między innymi w kwestii regulacji urodzeń i przeciw brakowi powszechnego dostępu do środków antykoncepcyjnych. Nowic-ka wytknęła Watykanowi, że nie liczy się z losem milionów kobiet na świecie, zwłaszcza w biednej Afryce i Azji, oraz krytycznie odniosła się do wpływu, jaki Jan Paweł II wywiera pośrednio na położenie kobiet w Polsce!
Hałas rozległ się wtedy pod niebiosa, a media katolickie, i nie tylko takie, zapluwały się z wielkiego oburzenia. Teraz w kręgach

kościółkowych też zawrzało. Dał głos między innymi były minister edukacji Mirosław Handke, ten który ma kłopoty z liczydłem. Jest on oburzony, że wspomniane zapisy sprawią, iż - jak się wyraził - " nasze dzieciaki pogubią się moralnie ". Konia z rzędem temu, kto wyjaśni, w jaki sposób mówienie o partnerstwie, uczuciach i poszanowaniu wzajemnym może kogokolwiek zdemoralizować.
Przypomnijmy przy okazji, że wychowanie seksualne, uratowane w końcówce 1997 roku przez prezydenta Kwaśniewskiego z pogromu ustawy antyaborcyjnej w jej kształcie uchwalonym przez lewicę, zostało szybko ujajo-^ŚŚy ne przez klerykałów, którzy ?j i V-- \ faktycznie zawłaszczyli *\ w Plskich szkołach tę nędzną resztówkę, która z niego pozostała. Wychowanie seksualne jest dziś bowiem wyłącznie dodatkiem do katechezy, podczas którego prezentuje się jedynie słuszny, kościelny pogląd na przekazywanie życia.
Dodatkowym składnikiem całej tej sprawy jest to, że o zaopiniowanie projektu zmian jego autorzy zwrócili się do Episkopatu Polski. W jakim celu, u licha? - chciałoby się zapytać. Czy Polska jest już oficjalnie państwem wyznaniowym i o akceptację programów szkolnych trzeba zwracać się do biskupów?! Przecież to - za przeproszeniem - nie biskupów zakichany interes, bo nie Kościół łoży na oświatę, a raczej odwrotnie: to z jej budżetu płaci się pensje księżom katechetom i w ogóle finansuje katechezę. Cóż się teraz dziwić wiernopoddańczej wobec hierachii postawie AWS-iarzy, skoro funkcjonariusze ministerstwa edukacji lewicowego rządu robią takie rzeczy. A czego się spodziewano? Pogłaskania po główce? Kościół katolicki w Polsce działa niezawodnie według zasady: podaj mu palec, a pożre ci całą rękę.
KRZYSZTOF LUBCZYŃSKI
Jakikolwiek będzie finał kariery arcybiskupa Juliusza Paetza, wydarzenia, na które patrzymy od ponad tygodnia, są zwiastunem końca pewnego etapu w historii Polski.
Jest to największa kompromitacja Kościoła w oczach Polaków od czasu II wojny światowej, a może nawet targowicy, powstania kościuszkowskiego i rozbiorów. I nie chodzi bynajmniej o samą osobę poznańskiego arcybiskupa! Afera stawia w dwuznacznym świetle właściwie cały wyższy kler w Polsce, a w szczególności poznańskich biskupów pomocniczych i nuncjusza Kowalczyka.
Okazuje się, że przedstawiciel Watykanu został poinformowany przez poznańskich duchownych o skandalu we wrześniu ubiegłego roku, tuż po naszej (24.08.2001) skrupulatnie przez media przemilczanej publikacji. Zamiast
ujawnionej już afery można przypuszczać, że Kościół nie odzyska już w Polsce dawnych wpływów i niezachwianego autorytetu, jakim się cieszył wśród mniej więcej jednej czwartej społeczeństwa. W tę właśnie grupę najbardziej uderzy afera Paetza, inni już od dawna nie mieli większych złudzeń co do prawdziwego charakteru watykańskiej instytucji. Cała sprawa przyśpieszy erozję Kościoła w Polsce, zwłaszcza wśród młodszej, bardziej krytycznej części społeczeństwa.
Będzie to tym łatwiejsze, że złamane zostało pewne tabu - zaczęto głośno mówić o kościelnych niegodziwościach, nawet w publicznej, prokościelnej przecież telewizji. Widać wyraźnie, że znacznie zmniejszył się poziom strachu kneblujący dotąd pracę dziennikarzy. Można się
Koniec epoki
zająć się wyjaśnieniem podejrzeń, doniósł do Paetza na jego zdesperowanych podwładnych. Posypały się na nich kary kościelne, a Kowal-czyk obłudnie stwierdził, że jest to wewnętrzna sprawa diecezji, choć dobrze wiedział, że problemu arcybiskupa nie może rozwiązać przecież żaden z jego ludzi!
Kilka dni po naszej publikacji sprzed pół roku zaczęliśmy otrzymywać natarczywe telefony od duchownych z Poznania. Jakiś ksiądz zachęcał nas do nakłonienia informatorów - pokrzywdzonych kleryków - do złożenia skargi na Paetza w nuncjaturze. Wiedząc o dobrych stosunkach łączących obydwu arcybiskupów, nie daliśmy się na to namówić. Jak widać słusznie - kleryków spotkałyby tylko represje.
Okazuje się także, że wszyscy trzej biskupi pomocniczy poznańskiego arcybiskupa stanęli za nim murem - żaden z nich nie doprowadził do ujawnienia skandalu w Watykanie. Zrobili tak, choć dobrze wiedzieli, jaka jest prawda, mając w dodatku świadomość, że los Paetza jest już i tak przesądzony. Charakterystyczne jest także zachowanie centrali - papież od prawie trzech miesięcy znał wyniki prac specjalnej komisji, którą wysłał do Poznania, nie podjął jednak żadnej decyzji.
W obliczu tych faktów oraz butnego zachowania episkopatu i prymasa wobec
więc spodziewać dalszych rewelacji i postępującej kompromitacji Kościoła. Skandal Paetza pokazuje wyraźnie, jakimi prawami rządzi się katolicka dyktatura. Liczą się ci, którzy mają władzę; prawa i dobro maluczkich, w tym przypadku kleryków, mogą być dowolnie deptane, tak długo, jak długo pozwala na to bierność opinii publicznej.
Niestety, stosunek większości rodaków do Watykanu jest równie infantylny, jak nie przymierzając w XIX wieku relacja rosyjskich chłopów do cara. Wierzono, że car - ojciec narodu - jest dobry, tylko jego urzędnicy są podli. Nie pojmowano, że to system jest chory, a jego strażnikiem i głównym beneficjentem był właśnie absolutny władca. Ale w Rosji z czasem i to się zmieniło... Wierzymy, że podobnie będzie i z polskimi mitami o dobrym, kochającym Polskę papieżu i czystym, choć grzesznym Kościele. Potrzeba tylko czasu i pracy wolnych mediów. Taką dalszą bezkompromisową walkę z kle-rykalną dyktaturą Warn, Drodzy Czytelnicy, solennie obiecujemy - wszak "kto we łzach sieje, żąć będzie w radości..." Jak widać, nasz trud nie jest daremny, nawet jeżeli to inni teraz robią z siebie wielkich demaska-torów zła.
ADAM CIOCH
GŁASKANIE JEŻA
Schizofrenia zbiorowa
Kiedy uczonemu psu powie się "daj głos", to ten ku uciesze swojego pana szczeka. Nie inaczej jest, kiedy na podobne hasło odzywa się gazeta "Głos". Tu już jednak nie ze szczekaniem, lecz raczej z warczeniem, kąsaniem i wyciem mamy do czynienia. W dodatku na oślep i bez sensu.
Oto "Głos" nr 8 zamieszcza na swoich łamach list otwarty Antoniego Hedy do minister Barbary Piwnik. Antoniemu H. nie podoba się, że pani minister została panią minister w rządzie Leszka Millera i pisze tak: "Przecież układ polityczny prezydenta Kwaśniewskiego, marszałka Sejmu Borowskie-go, premiera Miłłera, ministra
Cimoszewicza, Mazowieckiego (...) ma swoje korzenie w epoce stalinowskiej! Przypadek to być nie może, że dzieci, wnuki i krewni wysokich dygnitarzy stalinowskich okupujących Polskę w latach 1944-1956 po roku 1989 pełnią najwyższe funkcje w Państwie.
A przecież - dodaje - Piwnik to bratanica AK-owca więc brzydzić się powinna komuchami". Tyle (na razie) Heda, a my tymczasem skonstatujmy fakt, że oto znów w Polsce mamy - jak widać - odpowiedzialność zbiorową. Odpowiedzialność, która gnębi " dzieci, wnuki i krewnych " niegdysiejszych, hipotetycznych - mniej lub bardziej prawdziwych grzeszników. Jak daleko wstecz trzeba mieć porządnych
przodków, aby samemu mienić się porządnym? A czy posiadanie takich wspaniałych korzeni automatycznie czyni nas ludźmi bez zmazy i skazy? Co odziedziczyłby prawnuk Emilii Plater poza naiwnością młodej szlachcianki? I odwrotnie: czy wnuki łobuzów i łajdaków muszą z założenia dziedziczyć ich cechy? Toć to zbiorowa odpowiedzialność rodem właśnie z czasów Stalina! Już widzę jak panu Hedzie marzą się ośrodki reedukacyjne dla wnuków
Bierutów i Cyrankiewiczów. Już
to przerabialiśmy - tylko w drugą stronę.
Na koniec Heda pisze do minister Piwnik słowa przepełnione miłością bliźniego: " Tej hańby Pani nie zmaże z siebie nigdy. Bo kto ze zdrajcami trzyma - ten sam zdrajcą się staje. Przed tym straszliwym piętnem "zdrajca" już Pani nie ucieknie ".
Pięknie! Tak oto w arcypol-skiej gazecie "Głos" nazywa się zdrajcą kobietę, ministra rządu III RP.
Jednak zapewne, Szanowny Czytelniku, interesuje Cię tytułowe słowo schizofrenia - skąd się ono wzięło. A stąd, że na tej samej stronie "Głosu" przeczytać możemy przemyślenia innego geniusza słowa - Macieja Sokołowskiego. Pisze onże: " Widocznie tow. Milłerowi brak zwykłej, rozumnej refleksji, że w ten sposób stosuje zasadę odpowiedzialności zbiorowej" (rugowanie ze stanowisk ludzi ekipy Krzaklewskiego - przyp. M.S.).
Proszę, proszę... Są więc dwie zbiorowe odpowiedzialności. Jedna wstrętna, gdy stosuje ją Leszek Miller (jeśli ją stosuje) i druga dobra, stosowana przez Hedę wobec Millera właśnie. I to jest przypowieść o Kalim i krowie lub - jeśli kto woli - schizofrenia.
MAREK SZENBORN
Nr 10 (105
8-14 III 2002 r.
FAKTY n
INJ
NA KLĘCZKACH
(PO)RONIENIE ŁEZ
Księżow-skie afery pe-dofil skie w USA kosztowały Kościół jak dotąd około miliarda dolarów przekazanych na odszkodowania dla ofiar!
O ewidentnej kompromitacji w oczach - i tak coraz mniej przychylnej katolicyzmowi - amerykańskiej opinii publicznej szkoda nawet pisać. W tej sytuacji sekretarz episkopatu biskup Milton Gregory (na zdjęciu) wystosował list otwarty do ofiar przemocy seksualnej, ich rodzin oraz zgorszonych wiernych. Przepraszał i bolał nad nie-godziwością części kleru.
Zaraz po nim w te same tony uderzył filadelfijski kardynał Anthony Bervilacqua, bowiem ostatnio wyszło na jaw, że aż 35 księży z jego archidiecezji (na 800 pracujących) jest zamieszanych w molestowanie nieletnich. Kościół nie byłby jednak sobą, gdyby nie chciał przy okazji jakoś się zareklamować. "Nie ma takiej drugiej instytucji w USA, która robiłaby tak wiele dla pokrzywdzonych przez nadużycia seksualne" - stwierdził Gregory. Ponadto zauważył, że Kościół wspaniałomyślnie ujawnia afery (najczęściej pod wpływem ataków prasy...), " chociaż powoduje to wiele szkód". Cuchną te przeprosiny, że aż nas zatyka...! (A.C.)
TEGO JESZCZE NIE BYŁO!
Trudno w to uwierzyć, ale ab-pa Paetza bronią zaciekle świeccy katolicy, atakują zaś jego podwładni - duchowni. Część poznańskiej profesury (w tym profesor Stefan Stuligrosz i Magdalena Abaka-nowicz) podniosła krzyk, że arcybiskupa osądza się przedwcześnie, a poza tym jest on postacią wybitną, bo ponoć wielkim mecenasem kultury i nauki. Do grona obrońców dołączył też najbogatszy Polak Jan Kulczyk... Na list w obronie Pae-tzowej nadeszła już miażdżąca odpowiedź. Dziekan Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Adama Mickiewicza, ksiądz profesor Tomasz Węcławski dowalił swojemu przełożonemu, obrońcy Paetza, rektorowi Stefanowi Jurdze: "Bierze pan w obronę księdza arcybiskupa, a nie bierze swoich studentów - kleryków z Wydziału Teologicznego U AM- choć o ich krzywdzie wiedział pan od dwóch i pól roku". Podobny list wystosowali prodziekani, księża profesorzy: Adam Przybecki oraz Romuald Niparka. Oj, porobiło się w tym kraju... (A.C.)
GDZIE CI WIERNI?
Z dwu największych (zrzeszają razem 65 proc. ludności) Kościołów
PIAJA KOLUMNA
w Niemczech - katolickiego i ewangelickiego - ubyło w roku 2000 równo 400 tys. członków. Większość uciekinierów nie trafiła jednak do liczących niecałe 900 tys. członków wolnych Kościołów protestanckich (evangelische Freikirchen) takich, jak: baptyści, zielonoświątkowcy, metodyści. Liczba wiernych w tych wspólnotach pozostała bowiem na tym samym poziomie co w roku poprzednim. Katolicy (26,8 min) po raz pierwszy od czasów reformacji prześcignęli w Roku Milenijnym liczebnością protestantów (26,6 min). Zatem po raz pierwszy od prawie 500 lat nie można o Niemczech powiedzieć, że protestanci stanowią największą grupę religijną w tym kraju. Gdzie zatem podziali się kościelni dezerterzy? Ano doszli do wniosku, że poza Kościołem i podatkiem kościelnym istnieje jeszcze Bóg, wiara i zbawienie.
(za "Kirche Intern" nr 2/ 2002)
KRUCJATA BEZ MIECZA
Przeciwstawianiem się kontrowersyjnym pracom i wystawom profanującym uczucia religijne Polaków będzie się zajmować powołana nieformalna Krucjata Obrony Wartości Duchowych Narodu. Utworzyło ją kilku kawalerów Zakonu Rycerzy Grobu Bożego w Jerozolimie, członkowie Rycerstwa Jasnogórskiej Bogurodzicy oraz Rycerstwa Niepokalanej (i niech ktoś powie, że Kościół nie jest organizacją militarną!) - poinformował w ostatnich dniach dziennikarzy w Białymstoku Jan Szafraniec - jeden z założycieli Krucjaty, podlaski senator Ligi Polskich Rodzin. "Będzie to krucjata bez miecza, ale krucjata, która ma na celu obronę wartości zawartych w dekalogu, Ewangelii i magisterium Kościoła, obronę zarówno w życiu osobistym każdego członka Krucjaty, jak też w życiu publicznym " - powiedział Szafraniec. Bij, kto w Boga wierzy! (M.A.)
LEPSZE POGAŃSKIE
Towarzyszące dniu świętego Walentego imprezy i nowe obyczaje są według nich zagrożeniem świadomości narodowej młodzieży, istnym praniem mózgów, zbrodnią, formą degenerowania zdrowych narodowych i katolickich serc oraz umysłów młodego pokolenia. Najciekawsze jest to, że w miejsce wa-lentynek proponują przywrócenie wiosennej nocy kupały (patrz foto). Jak powszechnie wiadomo, święto to było uroczystością pogańską, w dodatku mocno zabarwioną seksualnie - niemal orgiastycz-nie. Czyżby działacze świątobliwego NIKLOTU mieli aż tak duże luki w wykształceniu, czy tak duże potrzeby... Kościele! Reakcyjne pogaństwo podnosi łeb na twym łonie! (A. Karw.)
FC MNISZKI
Sąd Okręgowy orzekł, że państwo w latach 50. bezprawnie zabrało mniszkom spore tereny w Krakowie. Wkrótce może się okazać, że gmina będzie musiała wysupłać z miejskiej kasy 25 min zł, a najstarszy klub sportowy Cracovia przestanie istnieć, ponieważ pazerne zakonnice w pozwie przeciwko gminie Kraków zażądały odszkodowania za najdroższy w mieście plac, na którym stoi dzisiaj orbisow-ski hotel Cracovia (na zdjęciu), zaś tereny, na których znajduje się boisko sportowe i klub Cra-covia oraz powstaje centrum han-dlowo-usługowe, siostrunie chcą przejąć w posiadanie.
Gmina zapowiada apelację od wyroku. Jednocześnie, jak dowiedziały się "FiM", trwają zakulisowe pertraktacje w krakowskiej kurii. Działacze Cracovii obawiają się, że pazerność zakonnic może doprowadzić do powtórzenia antykościelnych demonstracji i ulicznych krwawych zamieszek, jakie miały miejsce podczas ubiegłorocznej środy popielcowej na ulicach Krakowa ("FiM" nr 10/2001). Żądania mniszek mogą również odstraszyć nowego sponsora austriackiego, który chce zainwestować w klub i wprowadzić zespół do pierwszej ligi. (J.R.)
Jak najbardziej prawdziwi Polacy katolicy działający w Stowarzyszeniu na rzecz Tradycji i Kultury NIKLOT - protestują przeciw walentynkom. Uznali oni bowiem święto miłości i przyjaźni jedynie za wydarzenie komercyjne.
CMENTARNE FOLWARKI
Księża z parafii zarządzających cmentarzami w rejonie Słupska i Lęborka od dawna już mają specyficzne układy z niektórymi zakładami pogrzebowymi.
Współpraca w "trupim interesie" jest opłacalna dla wszystkich stron... z wyjątkiem rodzin zmarłych. Przynosi bowiem wielkie zyski, z których znaczącą część otrzymuje wielebny. Na zasadzie cichej umowy na terenach parafialnych i na cmentarzach pojawiają się reklamy określonych firm pogrzebowych, a proboszczowie kolportują wśród wiernych ulotki mówiące o tym, że tylko z usług tych firm należy korzystać w razie ewentualnego pogrzebu. W rejonie słupsko-lęborskim zawiązała się szczególna koalicja pogrzebowa. Dominują w niej trzy firmy: "Hermes", "Kalia", "Znicz", które uzyskały przychylność szefów poszczególnych parafii. Ks. Mieczysław Radochoński, wyraźnie sprzyjający "Hermeso-wi", w cmentarnej kaplicy pozwolił tej firmie urządzić chłodnię do przechowywania zwłok - bez zgody miasta i sanepidu, chociaż kaplica stoi na terenie należącym do miejskiej części cmentarza. Jak ważna jest dla Kk ta sprawa, może świadczyć powołanie - uwaga! - duszpasterstwa pracowników branży funeralnej.
W 2001 r. zorganizowano pielgrzymkę do Częstochowy. Z około 300 zakładów pogrzebowych funkcjonujących w Warszawie uczestniczyło w niej ledwie 50 przedstawicieli. Według wypowiedzi ks. Tomasza Króla, duszpasterza pracowników zakładów pogrzebowych, zamieszczonej w biuletynie KAI z dnia 5.02 br. oznacza to, że "...albo nie czują problemu, albo nie chcą budzić własnego sumienia. Ale będziemy robić wszystko, co się da, żeby do nich dotrzeć ". Nie wątpimy. (J.K.)
ORGANY EPISKOPATU
Świecka ponoć Rada Etyki Mediów wydała oświadczenie potępiające "Rzeczpospolitą", i nie chodzi bynajmniej o kradzież materiału z "FiM". Winą dziennika jest zamówienie w jednej z firm badających opinię publiczną sondażu na temat wiarygodności zarzutów stawianych arcybiskupowi Paetzowi. Większość badanych uznała, że arcybiskup molestował kleryków. Rada zaprotestowała: "Oprawdziwości zarzutów wobec arcybiskupa powinny orzekać odpowiednie organy Kościoła ", a nie społeczeństwo. Tym samym zasugerowano, że prasa nie ma prawa badać, czy czytelnicy uważają za prawdopodobne przedstawiane przez nią argumenty! Ponadto wydaje się nam, że o czyjejś winie i karze w tym kraju orzeka wymiar sprawiedliwości, a nie kościelne organy Paetza! W ubiegłym roku Rada potępiła nie lubiany przez Kościół program "Big Brother". Kiedy natomiast "Fakty i Mity" bezprawnie, na wniosek biskupów, wyrzucono z kiosków "Ruchu", jakoś nie było słychać głosu moralnego oburzenia przykościelnych etyków. (A.C.)
JASNA GÓRA OBRONIONA!
Prawdopodobnie w duchu wielkopostnego umartwienia trzech studentów zostało pobitych przez Straż Jasnogórską. 13 lutego w godzinach porannych Przemysław R., Jan F. i Radosław Z. wybrali się na Jasną Górę. Olśnieni wschodzącym słońcem postanowili, że wejdą na dach skarbca, by podziwiać panoramę miasta. To był, jak stwierdzili potem, głupi pomysł. Wnet usłyszeli głos zakonnika wzywający do zejścia z dachu. Wiedząc, że złamali przepisy porządkowe obowiązujące na terenie klasztoru, bez oporu zeszli. Przy skarbcu czekali już na nich rozjuszeni jasnogórscy ochroniarze. Najpierw strażnicy zażądali okazania dokumentów. - Gdy zadałem pytanie: czy mają prawo nas wylegitymować, otrzymałem cios w twarz - relacjonuje zdarzenie Przemek R. Mimo iż nie stawialiśmy oporu, posypały się na nas gromy wyzwisk i obelg. Radkowi Z., próbującemu się bronić, wykręcono ręce i pobito - oświadcza Jan F. Studenci domagali się wezwania policji. Ta przybyła po dwóch godzinach w osobie zaprzyjaźnionego z ochroniarzami funkcjonariusza. Nie słuchając wyjaśnień i skarg na wulgarność i bicie przez jasnogórskich strażników, wlepił każdemu studentowi po 100 złotych mandatu. Policjant nie chciał podać numeru służbowego i zachowywał się arogancko. Studenci złożyli skargę w Komendzie Miejskiej Policji, która wyjaśnia zajście. (J.R.)
KOŚCIÓŁ DYSKRYMINOWANY
Panika w episkopacie - "Projekt nowej ustawy o działalności organizacji pożytku publicznego i wo-lontariacie jest niekorzystny dla Kościoła!" - bije na alarm biskup Piotr Libera (na zdjęciu). Problem w tym, że specjalnymi przywilejami, jakimi rząd chce obdarzyć organizacje pozarządowe prowadzące działalność charytatywną, nie zostaną objęte automatycznie parafie i zakony. Dla nich rząd przygotowuje specjalną ustawę. W 2004 r. każdy podatnik będzie mógł odpisać 1 proc. swoich dochodów zwolnionych od podatku na rzecz organizacji charytatywnych. Kościół, rozdający ubogim wszystko na prawo i lewo, nie chciałby być przy tym pominięty. (A.C.)
POLSKA OKRADZIONA
FAKTY n
Nr 10 (105"
8-14 III 2002 r.
Obecny zarząd "Polskiej Miedzi" ujawnił "Faktom i Mitom" bezmiar wielce "oryginalnych" transakcji finansowych swoich poprzedników.
- Mamy już dosyć wyciągania tych spraw byłego zarządu. Jesteście Państwo jedyną redakcją, która w drodze wyjątku otrzymuje komplet wydruków darowizn udzielonych przez poprzedni zarząd "Polskiej Miedzi" kościołom i związkom wyznaniowym - oświadcza stanowczo dyr. służb informacyjnych Józef Dudziak.
A jest co poczytać... Jeśli zamieszczone w niektórych gazetach przykłady umów "Polskiej Miedzi" z trzema kuriami mogły być ciekawostką na krótką metę, to przekazane "FiM" wydruki dokumentów finansowych są już prawdziwą aferą i tematem dla prokuratora.
Komu kombinat daje na tacę? Pierwszy w kolejce ustawia się, jak zawsze, przewielebny prałat Henryk Jankowski z Gdańska. Ten ma zawsze nosa do dużych pieniędzy. Już w maju 1999 r. parafia św. Brygidy dostała decyzją zarządu skromne 100 tysięcy złotych "z przeznaczeniem na budowę Centrum Ekumenicznego". Rok później, dokładnie na taki sam cel poszło już z Lubina do Gdańska aż 450 tys. złotych. Widać straszna latoś była inflacja...
Aby jednak gdańscy katolicy wiedzieli, że miłość bliźniego nie zna
Wielkie żarcie
TEKST TEN PRZESYŁAMY W FORMIE DONIESIENIA DO PROKURATURY
Kombinat Górniczo-Hutniczo-Miedziowy
"Polska Miedź" wpompował w Kościół
rzymskokatolicki 7,5 miliona złotych
w postaci darowizn. Za same odsetki
od tej kwoty można żywić wszystkie
głodne dzieci w Bieszczadach,
ale głodne dzieci nie wyglądają tak
pięknie, jak np... bursztynowy ołtarz
prałata Jankowskiego.
granic, już pod koniec września odpalono ekstra 150 tys. złotych na Ca-ritas tamtejszej archidiecezji. Nie zdążyły minąć nawet dwa miesiące, a już 9 listopada 2000 r., uchwałą zarządu "PM" nr 245/IV/2000 parafia św. Brygidy w Gdańsku otrzymała 50 tys. złotych: "(...) z przeznaczeniem na dofinansowanie budowy ołtarza bursztynowego w Bazylice św. Brygidy w Gdańsku". A że suma nadal była wstydliwie skromna, więc już w lutym i marcu 2001 r. zarząd "Polskiej Miedzi" dopłacił do poprzednio wyasygnowanych pieniędzy kwotę 306 018,70 złotego:
El
:il
ńifenii k-nnri ' 1 ii : i ŚŚŚ-. i.- ii
1 kjiu PrutaniinuLu i diii J. :Ś:::Ś i ISftMft- - J tAtCL3titt\irt+i III ^^i^kmArmB^ diii!
^w. Ap runn i hwim X umil
Ś Mi-iimir.--Wmckmmi h j 11 v': l>j i ŚŚŚi'" 11.Ui JDOI r. laMb Ś ^ pmnKZfntan Ś>Ś r.-n ir >rn. luiiuii
] MMI1 i :Ś,ŚŚ .Milrmm luf II JLMJltHlIr mruri lłęjuu
-"1 PjiiILj p.w. Milłi E^-kir,- 1 iiiv.ii u x umil Ś ^ i"ii i iii "inr ii ilj
Ś hU|^^ninEn Mmiii idmii Lli.l*.- TŁ jp LiawŁiki k-wiali.
* I1. m:j n* Wrotumi piłmii - p [nwurRjiiin m idkitp bltk^y tllćdlHBCj iu rwnrrt >^-fc" tu.tx:MLi
T. BkryUkm Łw. Ełrrtiu> i ilni 3JJEL2MU /Śl-if ^MLldjLlJlr - c n jci3jL /filie ii IN
L łunci r;fmc I--I-I--R Ul JftJlr. idthii bujb^i
q j Ś iv :i-i. JiUt IV III iOlIr.
id Ś Jni lll |Ł*H
n Piniii KnTBłn~ Ś^Śłłl k La fL w. $w ^Imba^ AruKDb Mi
n; mn v
Rpariim
1*113
TJIU
i :ŚŚŚŚ>-i
toicLr-
miifii
JiIiji % d :i > (im Y i.i
_3 i......-, i Ś'-ŚŚŚŚ
"z przeznaczeniem na budowę ołtarza Bazyliki".
Tak oto całość środków przekazanych przez miedziową firmę gdańskim księżom przekroczyła znacznie milion złotych. Na sam ołtarz z bursztynu wydano ponad 350 tysięcy złotych...
Oczywiście, wśród kilkudziesięciu obdarowanych kościołów są także parafie zza miedzy. Czasem nie dawano szmalu w gotówce, lecz rozdawano - nie uwzględniane potem w rozliczeniach - tzw. darowizny rzeczowe. Tutaj najbardziej uzasadnione jest wręczanie przedmiotów niezbędnych do wykonywania obrzędów kultowych. Wystarczy dotrzeć do uchwały zarządu z 9 czerwca 2000 r. obdarowującej Wrocławską Kurię Metropolitalną, gdzie w rubryce "cel darowizny" czytamy: " nieodpłatne przekazanie na cełe re-ligijne samochodu osobowego marki AUDI A8 o numerze rejestracyjnym LIE 7750 wraz z wyposażeniem dodatkowym ". Dodajmy - o wartości ok. 350 tys. złotych.
Trzeba tu zauważyć, że w działaniach dobroczynnych kombinatu jest pewna rysa moralna - oto duże kwoty są przekazywane przez miedziową firmę jako darowizna na... zakup blachy miedziowej.
W lutym ubiegłego roku parafia pw. Odkupiciela Świata we Wrocławiu dostała 333 tys. złotych na zakup takiej blachy. Natomiast
Biuro prasowe KGHM "Polska Miedź" oficjalnie potwierdza, że prezes firmy
- prof. Stanisław Speczik
- podał na konferencji prasowej poświęconej pracy poprzedniego zarządu, iż w dokumentacji finansowej koncernu znalazły się rachunki za korzystanie przez jednego z poprzednich wiceprezesów
- Marka Sypka - z usług znanej, wrocławskiej wróżki, numerologa - "Aleksandry". Wiadomość jest tak sensacyjna, że o jej skomentowanie poprosiliśmy rzecznika prasowego firmy
- p. Dariusza Wyborskiego:
- Z tego, co wiem, to rachunki takie rzeczywiście są. D.J.M.
K*!f|n|T.
I . ..Ś. i..-.-........
I l
I pnln
]'lllll
20 października 2000 r. kościół św. Maksymiliana Kolbe w Lubinie otrzymał na ten sam cel 300 tys. złotych: "z przeznaczeniem na remont kościoła". Ciekawe, na jaki remont, biorąc pod uwagę, że jest to całkowicie nowiutki obiekt...
Ale są też i inne darowizny. Na przykład przekazanie - na początku 1999 r. - kwoty 150 tys. złotych na konto Konferencji Episkopatu Polski: "przeznaczenie - organizacja wizyty apostolskiej Ojca Świętego Jana Pawła II w Polsce w 1999 roku". Naszym zdaniem - jak na tak szczytny cel - skandalicznie mało!
Nieźle miała się także Kuria Prowincjonalna oo. Franciszkanów dofinansowana w 1999 roku na ćwierć miliona złotych - z czego 200 tys. poszło na Telewizję Niepokalanów. Jeszcze lepiej powiodło się franciszkanom w lutym 2001 roku, gdy na "działalność kurii" otrzymali dalszych 350 tysiaków. Zakon braci mniejszych konwentualnych w Warszawie dostał dwa lata temu 300 tys. złotych na... ewangelizację. Po roku - jako bonus - "Polska Miedź" - zawstydzona zapewne lichością sumy - nieodpłatnie przekazała im "sprzęt komputerowy i urządzenia peryferyjne ".

li. t*abLff. MjIkvh\ZJI:,-EttkłiLU Huki Brię] KiiiiłjĄ^J Pnnwty Ś" złmcoaw i dni-] IWIjOB.- - i praaii(n13 M hnfii p.w Milki BnŁcj LuŁiwEf w PuEiuwiiach 14*ILVMW) S-\. 1 i .'<Ś:Ś.<Ś Ś 1211 B^ - i fnenuaatćM ni budowę !Ło4rfcriL
|'ipfi pw. %w. Ś,'Ś.-. .-,-. -1..I1 Ś : c-nir iJnu u ;ii Ji;:i.t IDHC4- - x prJcJUuiątxiC3i IU lErninl Kub.mL
15. K' .mii. :-, il.ii. M Jurne? GdfZł- :-iu ili1 idnj M.ftJ.IiJWr XV Wł.- / pTTCTTUL/uimt-a nm TTTTlPnl l!vj'l|t: m Jbiuj
H, Ki-.Tnjfc-D-K*i;liiąi Muzill. Mdi ŁuLcj L:trvT^*k.\cy -w U^fim^lł Cłlmk-.Tl x dnu H.-M JńWr 25.I3OJ,- z pnczni[U3mLft ru ludL-ltjlŁ^tullL
Ś u PlTJliu Wff Br>E*^ " fiJn.Au. nyllinmo IdDkl }|.JWQr. HMMB,- I pinHrnfx*si ni lłHj**T i'*iipiiik LUnfni n k mf c^1
17 Pnlia tajiwicikjtr^i ^ct^i Pini ic.-uci n- 3/rvntao x dm łuri.JiMł:T -Ji". - u Ndllucfc p*u|fin> or.ihriuzi JLj dóiLi i ~illlLłŁ/T
I.UUJIIKł,-

Nr 10
8-14 III 2002 r.
FAKTY n
JJj
POLSKA OKRADZIONA
LI ni.ln^ EL fJ M If-Ł1"**- Ś Ś'" '- |iii1ni || ' Ś li 1 Ś ' II 1 ' ' II.K :

J-P- V. i'.-i ii-..'i'ii i :i:. Żurawi p U "."i Ś OJ ...i :Ś ŚŚ i.-ii Ś
1 Jujrit P.,.i-.lK,l|Jjrn OT FrmcraŁmrnw - i Encmrimitili dli Tpjujlnji NrłJiAllaifi*-
1 JuUIIA I^^O Hr^J^k_ b 1 Ul I^J nim 2: Ś:.Ś i ŚŚŚ Q.-vni <^ihei Jv=|ił.vxłEJ w
3. ifaiiixjsłolU ft...... i W Tiun! - l-ilnn: u i'J ruTU H1 mv ri i fti u Li t^^J [fCrW1aIT1V^1 FU VDKjiCIC Ś Luli nc
y ..... I-.DĆ IJ 5D0 'r!"1"!^1 1 e"iŚŚ - Ś Ś rtlii'--ii^'.
[.. MliropailiJni Wfwe L-inir a-jl' [lih-hiMM IM WnuUwu JltlU l IfW 4S0 njlujumiYnic i -..,.. IpUJ piUFPL
pjiifii Hłrtl eV;iej W ku much Xlhk
Hiiiii RriT*:.. K^irJiEka hfeiuicnlEii Bu:ehu- U Onrowil Śja ^'"'"Ł "7Vłlim x ikia
Pjulii pu r'in fctiM r>LQ{ri jmp i ŚŚ
E. KadlDl.i. Zultrkl n>jH4iil>ii*r y 1 łPf.TAl/IL ||k-l>|-nr 11 uMr*fTE millFiikii
V. w. ,,...... ,.,,,. Eirztdu Cd JbihLtVrLiilV
Plnlu p,^. 4^. hn " .Ś J-ń JliPlL.- M.l-L.
Kl^i [>nqiii m in.iv.-iom IłłflOO^ 11 "' ^ ' Ł t'i ił li 1-----Ś-Ś-,Ś-ŚŚ-Ś Ś-.-j--.-
CłCiH- H,nJLUu.iiii J JlL. ] E*.'fl ^^Qfr. J*-Ś"Ś--------. -
klUlEtl p.> Lh ' Miąi AnhułELi w JriUn*: EtMiytmyrią
kji^i"^! h|ii*i w Ś i r. :ŚŚŚŚ Ś ii-.-r.ns l-hl llll -
4 ? - |\.!ŚŚŚŚ .......
K.kjLLi fLi-. ? LtlM. n u ::t i E fdfUHIIWtaO IH uunbiklłk
1 PinfJŁ pv ł* ".i1. :i". PLtU 3WLU1- - Ś [Ś ŚŚŚŚŚ- j-^"^ ra
Ł Pfi|F( E^m E^Jil^Jf t UU i
Ś E-. TlIhLJlLjMlJ r*MTlJl J 'Ł !Ś .ŚŚŚŚ*Ś t.Ł...|. llJ-nllU

F A Z E H
Iii 1
Duchjtroi. Ś riłb n im im budvTuuiY ScTmuŁimi m u. .r-",nl
w lUjrEłKUCj 1'mlii T m r--lirfca X EfciU B.IUHB [Ś Ś u ii :ŚŚŚŚ
12. >JlU. j;t ii itw Śńr 3-. : Lpjiii .'.-! .Ii iK i Ml I 71 Ś nruri ncEUfm
Wm.mii
drlnlT, BHtoW W; K Ujci-aLUi1, tKUipluE 1 piilriirjr 1'^r1' rnLn

WTixrjw^lnkxilr >.i^:iii.i
litUH* LMI.Iłłł IHUH 1......i^.
1 1 HJBJLm' X ilLk tttaai 1 [i ITTIm II UrfJi IM
DCOLEH BMW

Nic jednak nie przebije sukcesów finansowych oo. paulinów z Jasnej Góry, którzy przez ostatnie dwa lata skasowali miedziową spółkę na 725 tys. złotych!!!
Najwięcej pieniędzy poszło jednak nie na remonty i kult, lecz na budowę nowych kościołów. A dawano chętnie i dużo, o czym przekonuje historia budowy kościoła pw. św. Barbary w Lubinie:
- 28.10.1999 r. - 30 000 zł;
- 21.02.2000 r.-200 000 zł;
- 06.11.2000 r. - 250 000 zł;
- 29.03.2001 r. - 250 000 zł.
Najciekawsza wydaje się jednak "geografia hojności". Wypracowane przez lubińskich górników ciężką pracą ciężkie pieniądze lądowały w kieszeniach watykańskich urzędników w cały kraju. Jaki interes miały władze dolnośląskiej spółki
kjdsum
1 f>ilr i|/r
II ŚimIpim iv
BAZIH LJJ0.WJO..


w finansowaniu parafii np. w: Ostrowcu Świętokrzyskim, Lubomie-rzu, Czaplinku, Sosnowcu, Sławnie, Ciepłowodach, Lublinie, Prudniku, Stroniu Śląskim, Bielsku-Białej, Kolbuszowej (tu akurat wiadomo), Dąbrowie Górniczej, Piątkowej, Oset-nie czy w wielu innych, oddalonych o setki kilometrów, miejscowościach?
Łącznie wydano na kościelne darowizny pieniężne:
- w 1999 r. - 1 130 000 zł;
- w 2000 r.-4 119 000 zł;
- w pierwszych trzech kwartałach 2001 roku - 2. 334. 018,70 zł.
Razem daje to kwotę ponad SIEDEM I PÓŁ MILIONA ZŁOTYCH! Po przestudiowaniu bilansu rubryki "POMOC SPOŁECZNA, DOMY DZIECKA" można się zorientować, że dokładnie w tym samym czasie przekazano na ubogich niewiele ponad półtora miliona...
DARIUSZ JAN MIKUS
Na tablicy ogłoszeń parafialnych przed opisywanym powyżej lubińskim kościołem pw. św. Maksymiliana Kolbe Akcja Katolicka wywiesiła ostrzeżenie przed... ukazującym się w Łodzi tygodnikiem ze słowami "antyklerykal-ny" w nazwie (!): "Przypomnijmy, że to wtaśnie w Łodzi powstało niedawno pewne pismo, które już w tytule ma nazwę antyklerykalny - dla którego celem jest niszczenie wszystkiego, w co można wierzyć i ludzi, którym się wierzy. W ten sposób dochodzi się do pewnej granicy, za którą jest już tylko zwyrodnienie, zezwierzęcenie, klęska. Przypatrzmy się wydawanej u nas prasie i programom telewizyjnym. Jakiego człowieka mają one wychować? Nie można tłumaczyć wszystkiego prawami rynku - trzeba dać człowiekowi właściwe odniesienie do samego Boga. Niech przykład łódzki będzie dla nas prawdziwą przestrogą".
Parafrazując ostatni akapit moglibyśmy go odnieść do tego, co przez ostatnie trzy lata działo się w Lubinie. Zwyrodnienie i zezwierzęcenie! Tuż obok wisi kolejne ogłoszenie parafialne. Akcja Katolicka zaprasza wiernych na początku marca do dolnej salki w kościele, gdzie wraz ze Stowarzyszeniem Uwłaszczeniowej Gospodarki organizuje wykład: "Uwłaszczenie i reprywatyzacja w majątku komunalnym"... Właściwe odniesienie do Boga? D.J.M.
ŚŚ aouu
1 półrocze- I.ML J.00*,-
I-W5.1H1LV
R.U.EM ump>
-Lllfl.lHH)^
24
Śdilclurah \\ttci S.u
w Miirll
Fłbki
SLA.
SiTmrnl IMH5 ŚŚ<Ś/- ITK tłłł UHHI 1 p6\wvv/v i Ufii\nat darnnlziu 1 Ś!ŚŚ'=-]l|l|l| EUum 'SjttąMą 1 |.ih irt-.- i (ipHnKH JMfc.
L Ł 1 4 1 i. T. Ł t.
(kinu idnmH .;j: i."-:i Asuta '-ti Ś .- Hajfti.li 5JJ3J14 S.U74.1 Ifiw H1fl33.M3hll +.:.+*],-.
Oi-fab, Mim, Ulał, I.UU4I ,..|: i-..2 T22.ll] ni4Hr tG.n 1321J51,
naie yilfrf i damidiiMki H.LP^II IłtiJihl,- mam -:\.2i: i.-i 1 WI-EJ^IW
X(Mrt, lufiici,Łi 754.1 IW !.ł.iri| lUJdOD aamKL 2L>jtiUł,-'-
mdtlLJy, t*lv" iii iłiainTi 111116 IWP i r nr- -. i r. i.iamaw 4,\ lł,flH l TJ5)JI5.-5 4.1 IS-.LHH1,
Ś i".' i'l ujnni 3SI.TS7 H.UMKrllP flT[.5oa v:iv]ji. ŚŚ......J.UI' 9T\JHĄi
UMJM :. .i Ś fJHLWIl SII.Wf.II TU,,..U Ś:.IIH'-<.ill- IIJI0*MOW JJ.3iijn).ii I 1. 01111 tpjf El.lfcJ.JlUMJ
UL K"- Lłl diirł^łuny
4U3tH)| ŚŚ ujmomc nąaiBncfpTYiTi I.IT FM *u x
i-h-
T I łj. IH
i\ w
POLSKA PARAFIALNA
Nr 10 (105)
- 14 III 2002 r.
Wyrok na Asnyka
Najstarsze w Bielsku-Białej liceum, założone jeszcze w 1908 r. przez Adama Asnyka, najpewniej wkrótce zniknie z mapy polskiego szkolnictwa. Wszystko za sprawą miłosiernych zakonnic i spolegliwych władz miasta.
Córki Bożej Miłości (sic!) wierne zakonnej dewizie "Wszystko dla Naszego Zgromadzenia" robią kokosowe interesy w Bielsku-Białej. Po 54 latach wynajmowania przez Liceum im. Adama Asnyka budynku zakonnic przy ul. Broniewskiego, (na zdjęciu) uczniowie i nauczyciele muszą go opuścić. Najbardziej bulwersuje, że przez dwa lata bielski Zarząd Miasta jakoś nie może dla liceum znaleźć nowej siedziby. Nie przeszkadzało to jednak urzędnikom podpisać pospiesznie umowy z siostruniami, na mocy której miesięczny czynsz wzrósł aż dziesięciokrotnie, a szkoła musiała przekazać dwa górne piętra dla publicznego gimnazjum prowadzonego przez... Córki Bożej Miłości. Za nową szkołę płaci oczywiście... także miasto! Skromne z natury zakonnice, z pomysłem na swoje nowe gimnazjum utrzymywane z pieniędzy podatników czekały długo. To znaczy dokładnie tyle czasu, ile potrzebowało liceum na ukończenie kosztownego remontu budynku. Po remoncie siostrzyczki weszły na gotowe.
Ale dwa piętra okazały się dla Bożej Miłości zdecydowanie za ciasne. Miłość - jak wiadomo - nie zna granic, zażądała więc zwrotu całości. Na razie wszystko wskazuje, że najstarsze liceum z tradycjami zostanie dobite przez własnych urzędników. Nauczyciele, uczniowie i ich rodzice oraz absolwenci nie chcą się jednak poddać i rozpaczliwie apelują do rajców i zakonnic o rozsądek. Placówka z wielkimi tradycjami została założona przez samego szefa Towarzystwa Szkół Ludowych, słynnego poetę Adama Asnyka
w 1908 r. Miała być zaporą przed germanizacją. I była. Mieściła się przy ul. Legionów i rozrastała w imponującym tempie. W końcu stary budynek okazał się za mały, więc w 1948 r. liceum przeniesiono do budynku zakonnic.
Kiedy w 1999 r. dyrektor liceum
- Iwona Lubowska (na zdjęciu) zgłosiła się z pismem, aby standardowo przedłużyć istniejące ustalenia, okazało się, że zgromadzenie ma nowe żądania. Nie wystarcza mu już 1300 zł miesięcznie oraz utrzymanie gmachu z wszystkimi opłatami. Miasto przystąpiło do rozmów z mniszkami. Efektem była umowa miasto - zakon, podpisana 27 lutego 2001 r. Zarząd Miasta reprezentowali prezydent Bogdan Traczyk i Henryk Urban, członek Zarządu Miasta, zaś Zgromadzenie Córek Bożej Miłości - przełożona prowincjal-na, s. Teresa Wala. Według ustaleń, czynsz wzrósł do... bagatela!
- 15. 466,60 zł miesięcznie. Oprócz tego Zarząd Miasta ma bulić także za ogrzewanie, wodę, energię elektryczną i wywóz nieczystości. Do
tego dochodzą koszty ubezpieczenia budynku od nieszczęśliwych wypadków, OC, ognia itp. Do 15 sierpnia 2001 r. miasto miało jeszcze na własny koszt zaadaptować pomieszczenia na poddaszu na sanitariaty dla chłopców.
Kolejne aneksy do umowy zwiększyły czynsz o 22 proc. VAT, czyli do wysokości 18. 869,25 zł. Nowe żądania zakonnic doprowadziły do walki o przetrwanie. Władze obiecywały, że szybko znajdą nowe lokum dla prestiżowego liceum. Propozycji miejskich urzędników było bez liku. Najpierw liceum zamierzano przenieść do budynku Szkoły Podstawowej nr 8 przy ul. Broniewskiego, potem do Zespołu Szkół Energetycznych. Jednak protesty tamtejszych społeczności szkolnych odrzucały urzędnicze pomysły. Miastu wciąż brakowało koncepcji, czas płynął, a dla zakonnic z miesiąca na miesiąc rosła niezła sumka.
Ostatnim pomysłem jest przeniesienie licealistów do Szkoły Podstawowej nr 10. 15 stycznia 2002 r. radni po burzliwej dyskusji, ostatecznie dali Zarządowi Miasta czas do końca kwietnia na znalezienie lokum dla liceum. W razie konieczności, mediacji z zakonnicami chce się podjąć lewica. Radny Jerzy Balon uważa całą aferę z kłopotami liceum za skandal. Kolejne pisma oburzonych i pozostawionych bez pomocy licealistów, ich nauczycieli oraz rodziców pozostają głosem wołającego na puszczy. Tymczasem urzędnicy wciąż rozkładają bezradnie ręce. Chaos wokół szkoły zaognia się. Zakonnice z pewnością zacierają ręce - ich skarbiec się powiększa, i to bez jednego mrugnięcia. Kiedy już zniknie Asnyk, zniknie konkurencja, zniknie też wielopokoleniowe przyzwyczajenie, że na ul. Broniewskiego było znakomite liceum. Cóż, czasy się zmieniają...
JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
Katolickie gimnazjum oddziela od świeckiego liceum krata
Dobroszyce to miejscowość w powiecie oleśnickim. Powiat ten pod względem wydatków na oświatę nie różnił się od podobnych sobie na Dolnym Śląsku. Dlatego też placówkom podległym starostwu wiodło się ani lepiej, ani gorzej jak gdzie indziej. Niedofinansowa-nie materialne i niskie płace personelu nigdzie nie motywują do lepszej i bardziej wydajnej pracy.
W samych Dobroszycach jednak było inaczej. Od ćwierć wieku działał tam Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy dla Dzieci i Młodzieży Upośledzonych Umysłowo (na zdjęciu). Placówka należała do najlepszych w kraju W ośrodku przebywało około 130 wychowanków w różnym stopniu dotkniętych upośledzeniem umysłowym i fizycznym. Dla nich był tu prawdziwy i często jedyny dom. Dbała o nich blisko setka pracowników. Dyrektor ośrodka Leokadia Kaźmierczak nie szczędziła starań i serca, aby było tu jak u mamy. Sielanka ta jednak została zakłócona. Znalazły się oto siły, dla których są wartości ważniejsze niż dobro dzieci i zapewnienie im przyszłości na miarę posiadanych środków. Caritas Archidiecezji Wrocławskiej odkrył, że do 1960 r. budynek w Dobroszycach należał do Kościoła.
Obiekt zbudowany pod koniec XIX w. jest funkcjonalny i solidny. Mieściło się tu
seminarium duchowne i zakład opieki społecznej. Wtedy to wkroczył administrator świecki. Obiekt był zaniedbany i wymagał niezwłocznie drogich remontów. Pompowanie gotówki w zimne i odrapane mury,
szkolno-wychowawczemu dla dzieci upośledzonych.
Kościół wrocławski upomniał się teraz o ośrodek w Dobroszycach. Lokalne władze nawet nie zastanawiały się nad możli-
Bój krótki o dudki
Jak podczepić się pod strumień oświatowych pieniędzy?
Nic prostszego! Wystarczy tylko wyszukać odpowiednio
duży obiekt i spuścić ze smyczy nienasycony Caritas.
zwłaszcza w niepewnych czasach, nie leżało w interesie firmy Kk. W gmachu zainstalował się więc Ośrodek Szkolenia Kadr Spółdzielczości Produkcyjnej. Szybko się jednak okazało, że budynek jest za duży jak na potrzeby spółdzielców, którzy ochoczo zbyli gruntownie odremontowany i zmodernizowany obiekt ośrodkowi
wością zachowania status quo. Z uczuciem dobrze spełnionego katolickiego obowiązku przekazali obiekt Caritasowi. Starosta oleśnicki, Zbigniew Potyrała, podkreślał, że to jedna z najlepszych decyzji starostwa! Podkreślał też, że dalsze ogrzewanie placówki przekraczało zdolności powiatu. Ludzie zaś zastanawiają
się, czy aby umiejętność obrony interesów społecznych nie wykracza poza zdolności powiatowych urzędników.
I tak najstarsza w regionie placówka opieki nad dziećmi upośledzonymi umysłów o przeszła pod władanie Caritasu. Ten na początku, co prawda, zapowiedział nawet rozbudowę ośrodka i poszerzenie go o warsztaty terapii zajęciowej, lecz dopiero czas pokaże, czy deklarowane intencje spełnią się w rzeczywistości.
Pod koniec stycznia w Dobroszycach na uroczystej fecie zjawił się ks. kardynał Henryk Gulbinowicz, który wespół ze swoim biskupem Edwardem Janiakiem machał kropidłem i konwersował z tutejszymi władzami niczym książę ze stajennymi. Do-broszyccy obywatele mieli zaś zaszczyt popatrzyć sobie na obie ekscelencje i pyzate oblicza. Ośrodek przejęty został nieodpłatnie. Jego działalność nadal finansowana będzie z subwencji Ministerstwa Edukacji Narodowej i starostwa oleśnickiego. W praktyce jest tak, że kasa ta płynie do kurii, a wolontariusze czy zakonnice zaknacają przy dzieciakach za miskę zupy. Jakiś wkład obiecał też Caritas. Ten "wkład" będzie zapewne doskonałym epilogiem do "jednej z najlepszych decyzji" oleśnickiego starostwa. PAWEŁ POLAŃSKI Fot. Autor
Nr 10 (105)
- 14 III 2002 r.
i miw
POLSKA PARAFIALNA
1-------HH
Koncesja na rozum
W stolicy województwa podkarpackiego od 1990 roku przepisy dotyczące wydawania koncesji na sprzedaż wódy nie zmieniły się nawet o jotę. Nie uległa też zmianie liczba sklepów, które mogą ową koncesję uzyskać. Jest ich ciągle 40. Obowiązuje dodatkowo miła sercu księży zasada, że punkt sprzedaży trunków powinien być oddalony co najmniej o 100 m od budynku kościoła katolickiego lub innych miejsc kultu religijnego. Jeśli więc masz złość na konkurencję, to stawiasz jej pod nosem krzyż czy inną kapliczkę i już konkurencja jest załatwiona na amen.
Ponieważ ukościołowienie i ukul-towienie Rzeszowa na tzw. statystyczną głowę mieszkańca jest przytłaczające, więc znalezienie owego stumetrowego oddalenia, oprócz już istniejących wodopojów, graniczy z cudem.
Rzeszowianie do dzisiaj pamiętają sprawę, kiedy to z powodu zbyt bliskiego sąsiedztwa księży, pasjami przecież nie znoszących gorzały..., jednemu z biznesmenów odebrano zezwolenie na jej sprzedaż w sklepie przy głównej w mieście ulicy 3 Maja. A chodziło dokładnie o... 94 cm! Stwierdzili to z całą powagą i w majestacie prawa wynajęci przez Kościół mierniczy. Chociaż
Jest takie miejsce w Polsce, gdzie można
nie uzyskać koncesji na sprzedaż alkoholu
z powodu... 94 centymetrów. Wódą jednak
handlujesz bez tejże koncesji, gdy poprze
cię, człeku, ambasador Wielkiej Brytanii.
wściekły jak angielskie krowy biznesmen powołał z kolei swoich własnych mierniczych, a oni wykazali "nadodległość" 7 cm, to jednak kościelna miara została przez prawicowców uznana za bardziej mia-ro-"dajną". Co tam jednak głupie centymetry, jeśli wiele firm spełniających ustawowe - odległościowe wymogi i tak od lat bezskutecznie czeka na zmiłowanie rządzącej Rzeszowem katoprawicy. Rekordziści świętej cierpliwości doczekali się już dziesięcioletnich rocznic. Jest bowiem tak, że aby koncesję uzyskać, komuś musi być ona cofnięta lub koncesjonariusz sam z dobrej woli (jakiś głupi chyba) z niej zrezygnuje. Zasada 40 sklepów jest nienaruszalna.
Niestety, nie obowiązują tutaj żadne zasady fair play i nawet stara, dobra lista kolejkowa. Wszystko odbywa się "po uważaniu". Nadal więc mamy równych i równiejszych.
Jak powiedział, ,FiM" radny SLD Władysław Biernat, wyznaczeni członkowie Komisji Rewizyjnej przeprowadzili ostatnio kontrolę w celu zbadania zasad wydawania koncesji.
k*m m~^ ŚŚŚ Ś!Ś! Śi^H Ś!Ś Śiiifl
NAJWIĘKSZE
1 MISTYFIKACJE W DZIEJACH
KOŚCIOŁA
Wydawnlcłwo Forum Sztuk po. ikonach (kapotach pustanc Śławic QLi'qr/4J/TOS
Wydllj namówienie
forum &ńuk Dam Wyda vti\C2,y
r"
ŚŚ.,!,: C ZAFUCĘ. F*EY OCH ERZE
www. farum-sztuk.pt
Prawicowi radni nie poparli swojego stanowiska żadnymi konkretami, bo przecież argument większego spożycia alkoholu w ślad za zwiększeniem ilości koncesji jest po prostu żenujący. Natomiast to, że wzrosła liczba melin i podaż ze wschodu - jest faktem. W niedalekim Strzyżowie, gdzie mieszka 15 tys. osób, punktów sprzedaży alkoholu jest 30. Łatwo więc obliczyć, że jeden sklep obsługuje tam 500 mieszkańców. W Rzeszowie natomiast, gdzie tych punktów jest 40, a mieszkańców 170 tys., z czystej matematyki wynika, że taki sam sklep ma 4250 klientów. Kierując się logiką rzeszowskiej prawicy, strzyżowianie we wszystkie dni roku, nawet w Wielki Piątek, chodzą urżnięci w cztery d...! Rzeszowianie natomiast to zdeklarowani abstynenci. Jakoś tego na ulicach jednak nie widać.
Władysław Biernat klnie się na własną głowę, że radni lewicy z całą stanowczością sprzeciwiają się procederowi limitowania koncesji.
Radny uważa, że jeżeli pozwolenia na sprzedaż alkoholu muszą być reglamentowane, to powinna być to liczba, która zbliży Rzeszów do cywilizacji. Radni SLD zaproponowali 120 punktów sprzedaży. Niestety, radni Klubu AWS - Porozumienie Prawicy upierają się przy co najwyżej 60. Adekwatne staje się tu powiedzenie, że jak "nie wiadomo, o co chodzi, to najprawdopodobniej chodzi o kasę".
W Rzeszowie można (jak się chce, a właściwie ma...) handlować alkoholem bez owej osławionej koncesji. Wojciech Sokół, rzecznik prasowy Tesco, oświadczył nam, że wniosek o przyznanie koncesji został złożony, a hipermarket spełnia wszelkie wymogi ustawy. Nic to jednak nie daje. Radni SLD powiedzieli nam, że dopiero po osobistej interwencji jego ekselencji ambasadora Wielkiej Brytanii - który złożył skargę do Komisji Rewizyjnej w Rzeszowie - Tesco otrzymuje pozwolenia na handel alkoholem odnawiane co... dwa dni (sic!). Tak jak na zabawę wiejską w remizie strażackiej. Chcieć to móc! Jak powiedział nam rzecznik Sokół, jest to jedyny taki przypadek w Polsce, gdzie Tesco napotkało tego rodzaju trudności. Obawiam się, że w Rzeszowie koncesje na zdrowy rozum też zostały już poprzy-
Prezydent Rzeszowa (z lewej) i ambasador Wielkiej Brytanii rozmawiają o wódzie w Tesco. Powyżej efekt tych rozmów
Istnieje otóż jeszcze inny, ciekawy wymiar manipulowania koncesjami. Parę miesięcy temu w Rzeszowie powstał hipermarket Tesco. Ofertę ma bogatą m.in. w różnej maści spirytualia. Jak się okazuje, ten moloch również nie dostąpił zaszczytu otrzymania koncesji. Alkoholem jednak handluje. Łamie prawo? Jest bezczelny? Nic z tych rzeczy.
znawane. Jednym Bozia dała, a innym... wręcz przeciwnie.
Jak widać, rzeszowska prawica robi co może, żeby wyprostować swojej trzódce drogę do Europy. Obawiam się tylko, czy nie zabraknie nam czasem tych 94 cm.
LIDIA SZENBORN Fot. archiwum
Starsi panowie dwaj
Nie trzeba być małą, śliczną dziewczynką, ani małym ślicznym chłopczykiem, by paść ofiarą żądz księdza z Tomaszowa Lubelskiego. Wystarczy nieco alkoholu w księżym czubie i... nawet 60-letnie, męskie wdzięki są już w poważnym niebezpieczeństwie.
Pewnego ładnego lutowego wieczoru, korzystając z wizyty duszpasterskiej, ów 60-latek podjął nieopatrznie wódeczką miejscowego kapłana - też niemłodego. Ksiądz za kołnierz nie wylewał, więc obaj panowie odrobinę dali sobie w szyję. Ku zaskoczeniu leciwego gospodarza okazało się niebawem, że napicie się wódki nie jest jedyną męską przyjemnością, której pożądał kapłan. Duszpasterz, podochociwszy sobie, ni mniej ni więcej tylko zgwałcił... gospodarza. Tak przynajmniej stwierdził poszkodowany Józef K., zgłaszając to policji.
O dziwo, zamojska kuria biskupia nie próbowała udawać, że o niczym nie wie, a jej kanclerz,
ksiądz Franciszek Greniuk wyraził nawet publiczne ubolewanie z powodu czynu księdza. Nie ujawnił natomiast żadnych dodatkowych szczegółów sprawy. Jednak nieporównywalnie bardziej enigmatyczne niż kuria okazały się: miejscowa policja, która zgłoszenie przyjęła, oraz prokuratura, która sprawę prowadzi. Jedni i drudzy odmawiają odpowiedzi na jakiekolwiek pytania w tej sprawie, nawet o to, czy ksiądz został już w ogóle przesłuchany. Nic w tym zresztą dziwnego. Nad sprawami, w które zamieszani są duchowni - policjanci i prokuratorzy trzęsą się jak nad jajkiem.
Tomaszowianie też specjalnie sprawą się nie interesują. W każdym razie nie do tego stopnia, by poszturchać księdza łasego na powaby 60-letnich panów.
Mimo tego niedostatku wiedzy o szczegółach zajścia, z tomaszow-skiej sprawy wypływa pewna nauka ogólna. Po licznych doniesieniach o seksualnym molestowaniu
przez księży dzieciarni płci obojga, na problem wyczulili się mocno rodzice. Cóż, większość dzieci chodzi na religię, a część z nich katechizują księża. Ofiarą księżych chuci padały też kobiety, spod sutanny zapłodnione i pozostawione z przychówkiem. Jednak wydawało się, że leciwi panowie nie tworzą grupy ryzyka. Okazuje się jednak, iż dzięki witalności swoich ludzi Kościół na zna granic. Są bowiem księża, którzy polecą nawet na pana po sześćdziesiątce. Nie ubliżając starszym panom, można podążać dalej tokiem księ-żowskiego myślenia, a raczej pragnienia. Na wiejskich parafiach od wiosny chłopi zwykli wypasać przecież swoje bydło, kozy, owce... A trzymanie na wsi młodej gosposi to jawna podpadziocha. Tymczasem jednak samotni starsi panowie, miejcie się na baczności, zwłaszcza podczas wieczornych wizyt duszpasterskich. A wódkę lepiej schowajcie.
KRZYSZTOF LUBCZYŃSKI
10
DZIEŃ KOBIET
FAKTYn
Nr 10
8-14 III 2002 r.
Ku rozwadze katoliczek
Nakaz bezwzględnego posłuszeństwa mężowi wynika zarówno ze Starego Testamentu, jak i Nowego.
Jeśli więc jakaś mieniąca się chrześcijanką kobieta ośmiela się sprzeciwić w czymkolwiek mężowi, popełnia grzech. Co do tego nie ma wątpliwości ani nie ma od tego wyjątków.
Stary Testament
Już na samym początku ST widzimy scenkę (Ewa i jabłko), w której kobietę obwinia się za pierwszy grzech ludzkości i za spowodowanie jej upadku. Musiało to mieć znamienne implikacje w traktowaniu kobiety przez religie judeochrześcijańskie. Wspomnijmy jeszcze, że w żadnej innej doktrynie kobieta nie jest ukazywana jako pierwszy grzesznik. Oto przykłady zgoła odmienne...
Księga Wyjścia: "Nie będziesz pożądał żony bliźniego twego, ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani jego wolu, ani jego osła, ani żadnej rzeczy, która należy do bliźniego twego " (Wj 20,1-17, BT).
Mądrość Syracha (w Biblii katolickiej): "Córki posiadasz? Czuwaj nad ich ciałem, a nie uśmiechaj się do nich! (9, 1; BT); "Małe jest wszelkie zło wobec przewrotności kobiety, toteż spadnie na nią los grzesznika" (25, 19; BT); "Początek grzechu przez kobietę i przez nią też wszyscy umieramy. Nie dawaj ujścia wodzie ani możności rządzenia przewrotnej żonie. Jeżeli nie trzyma się rąk twoich, odsuń ją od siebie" (25, 24n; BT);
"Kobietę sprzedajną uznaje się za wartą splunięcia, a mężatkę
- za wieżę śmierci dla żyjących z nią" (26, 22n; BT); "Lepszaprzewrotność mężczyzny, niż dobroć kobiety" (42,13, BT).
Nowy Testament
1 List św. Pawła do Koryn-tian: "Kobiety mają na tych zgromadzeniach milczeć; nie dozwolą się im bowiem mówić, lecz mają być poddane, jak to Prawo nakazuje. A jeśli pragną się czego nauczyć, niech zapytają w domu swoich mężowi Nie wypada bowiem kobiecie przemawiać na zgromadzeniu"(14, 34n; BT).
List św. Pawła do Efezjan: "Lecz jak Kościół poddany jest Chrystusowi, tak i żony mężom
- we wszystkim " (5, 24).
1 List św. Pawła do Tymoteusza: "Kobieta niechaj się uczy w cichości z całym poddaniem się. Nauczać zaś kobiecie nie pozwałam ani też przewodzić nad mężem, łecz [chcę, by] trwała w cichości. Albowiem Adam został pierwszy ukształtowany, potem - Ewa. I nie Adam został zwiedziony, lecz zwiedziona kobieta popadła w przestępstwo. Zbawiona zaś zostanie przez rodzenie dzieci" (2,12n; BT).
Znamienici ludzie Kościoła
Tertulian (160-220): kobieta to bezbożne furie chuci. (...) [To] brama, przez którą wdziera się diabeł (...) Podstawą małżeństwa i podstawą rozpusty jest ten sam akt. Dlatego mężczyzna postępuje najlepiej, jeżeli nie tyka kobiety ".
Św. Jan Chryzostom, Ojciec
Kościoła: "Za twym mężem winno iść twe pożądanie, i on winien być twoim panem (...) zniż się zatem do poddaństwa (...) bądź jedną z podległych ".
Jan Kasjan, opat z Massilli (Marsylia), IV/V w.: "W samotności pustynnej i w milczeniu doszedł ojciec Paweł do takiej czystości serca, że nie tylko nigdy nie spojrzał w twarz niewiasty, ale nawet na szatach niewieścich nie spoczęło oko jego. Gdy pewnego razu w towarzystwie ojca Ar-chelbejusza, mieszkającego w tej samej pustyni, podążał do celi któregoś ze starszych ojców, spotkali przypadkiem niewiastę. Tak się przeraził tym spotkaniem ojciec Paweł, że poniechawszy tych pobożnych odwiedzin, zaczął uciekać do swego klasztoru z takim pośpiechem, że nikt by przed lwem lub okrutnym jakim smokiem tak nie pierzchał".
Św. Ambroży, zm. 397: "Jezus mówi do niej (Marii Magdaleny-przyp. M.G.): "Kobieta". Ta, która nie wierzy, jest kobietą i [ludzie] zwracają się do niej określając jej płeć; kobieta natomiast, która wierzy - przekształca się w osobę doskonałą, w mężczyznę ".
Św. Hieronim (zm. około roku 419/420), Ojciec Kościoła, sekretarz i przyjaciel papieża Damazego,
patron uczonych i biblistów: " Tak długo, jak kobieta żyje po to, by rodzić, i dla dzieci, tak długo między nią i mężczyzną istnieje taka sama różnica, jak między ciałem i duszą; jeżeli jednak pragnie Chrystusowi bardziej służyć niż światu wówczas przestanie być kobietą i nazwą ją "męż-
Giovanni di Paolo "Wygnanie z raju"
czyzną ", gdyż życzymy sobie, by wszyscy zostali podniesieni do stanu doskonałego mężczyzny. (...) Jeśli dobrze jest nie zadawać się z niewiastą, to źle jest zadawać się z nią (...) [Małżonkowie] żyją niczym bydło (...) ".
Boecjusz (480-524): "Kobieta jest świątynią zbudowaną na bagnie ".
Św. Odo (878-942): "Gdyby ludzie mogli dostrzec to, co kryje się pod skórą... oglądanie kobiety powodowałoby tylko wymioty... Skoro sami nawet koniuszkami palców nie chcemy dotykać
śluzu i łajna, dlaczego tak gorliwie pożądamy objęcia naczynia z nieczystościami".
Św. Anzelm, arcybiskup Can-tenbury, XI w.: "Kobieta ma jasną twarz i milą postać. Podoba się bardzo, ta mleczno biała kreatura! Ałe gdy otworzy się jej wnętrze i wszystkie inne regiony jej ciała, okaże się jak plugawą tkankę zawiera ta biała skóra ".
Św. Franciszek z Asyżu (1182-1226): "Kto obcuje z kobietami narażony jest na skalanie swego ducha, tak samo jak ten, kto idzie przez ogień, naraża się na poparzenie stóp ".
Św. Tomasz z Akwinu, zm. 1274: "Kobieta to zwierzęca niedoskonałość (...) [Kobieta to tylko] niewydarzo-ny samiec (...) Kobieta ma się do mężczyzny tak, jak rzecz niedoskonała i ułomna do doskonałej (...) Dzięki temu, że składają śluby dziewictwa lub stanu wdo-wieńskiego i przez to zostają zaślubione Jezusowi - zostają podniesione do godności mężczyzn ". Francois Garasse, jezuita, 1623: "Kobiety trzeba trzymać z dala od tego niebezpiecznego tekstu (Biblii), i od wszelkiej nauki w ogóle. Kobieta uczona to coś gorszego niż brodata. Poważnego uszczerbku doznałaby cnota dzieweczki, gdyby wolno jej było czytać Pieśń Salomona albo historię Zuzanny ".
Biskup Maksimus z Turynu: "Przyczyną wszelkiego zła jest niewiasta ". Wybrał:
MARIUSZ AGNOSIEWICZ Repr. archiwum
Wygląda na to, że diabeł zawsze bał się kobiety, dlatego też od początku starał się ją poniżyć. Najgorętszy czas diabelskiego lęku i wrzącej nienawiści do kobiety to czas inkwizycji - epoki płonących stosów.
Czy należy przez to rozumieć, że szatan posługiwał się kościelnymi urzędnikami do walki ze swoim wrogiem - kobietą? Czy było raczej odwrotnie: to chrześcijańscy hierarchowie posługiwali się diabłem, by dać upust swojej obłąkanej awersji wobec kobiety?
W katolickiej interpretacji biblijnego aktu stworzenia dziś także można znaleźć twierdzenie, że Ewa prezentuje gorszą część ludzkości, a Adam jej część lepszą. Skoro, jak komentują uczeni egzegeci, Ewa powstała jedynie z Adamowego żebra - musiała być kimś zdecydowanie słabszym i niższym. Dlatego wydaje się logiczne, że kiedy prymitywnego mężczyznę w wiekach średnich ogarniał strach wobec nieznanych lęków i emocji, jako źródło słabości wskazywał kobietę - złą czarownicę. W teologii chrześcijańskiej spreparowano prócz tego tezę, że kobieta jest bardziej zmysłowa niż mężczyzna i bardziej niż on zwodnicza. Zrozumiałe, skąd wzięła się nagle tak wielka liczba czarownic, podczas gdy czarowników było jak na lekarstwo!
Trzeba przy tym zaznaczyć, że ten sam tekst biblijny nie był na ogół w taki sposób interpretowany w judaizmie. Tam nie przedstawia się Ewy jako istoty niższej. Czasem jako wyższą, gdyż nie powstała z gliny - jak Adam, ale miała pochodzenie już ludzkie, to znaczy bardziej szlachetne. Ona także została stworzona na końcu, jako ukoronowanie boskiego aktu Stwórcy. Katolicyzm, zwłaszcza średniowieczny, wo-
z niej aferę numer jeden w sądach cywilnych. Procedura stosowana na tę okazję była następująca: najpierw kreowano świadka czarów poprzez wymuszanie zeznań za pomocą tortur. Następnie w podobny sposób otrzymywano przyznanie się do winy oskarżonej osoby. Liczba tego typu wyroków była tak ogromna, że cesarz z dynastii Habsburgów, Ferdynand II zakrzyknął: "Skończcie wreszcie z tym ogniem, bo mi spalicie wszystkich poddanych ".
Diabeł i kobieta
lał jednak widzieć w kobiecie wyłącznie dzieło i medium szatana. Wiele domniemanych czarownic spalono, inne prześladowano bez miłosierdzia. Jeśli prawdąjest twierdzenie, że diabeł istnieje na tyle, na ile w niego wierzymy, to w tamtych czasach owo istnienie prezentowało się dość okazale.
Siłę diabelskiego bytu wzmocniła po średniowieczu reformacja. Zarówno bowiem Luter, jak Melanchton i Kalwin byli przekonani, że diabeł kryje się wszędzie. Problem walki z szatanem przerodził się w Europie w tak wielką obsesję, że uczyniono
Piotr Lancre, który w roku 1612 prowadził misję oczyszczenia z diabłów i demonów regionu Bordeaux na terenie dzisiejszej Francji, w raportach do swego księcia chełpił się, że był sędzią niezwykle uprzejmym i dobrze ułożonym. Kazał nawet czarownicom pięknie tańczyć, zanim wysłał je na stos. Inny inkwizytor, Seligman, przybywając do każdego nowego miasta, oświadczał na wstępie, że jeśli ktokolwiek życzy sobie oskarżyć jakąś osobę o czary, może to teraz swobodnie zrobić. Wszystkie podejrzane kobiety palono publicznie, ku przestrodze. Jest
wiele dokumentów, w których autorzy opisują swoją własną działalność w walce z szatańskim demonem. Jean Bodin podaje liczbę wielu setek skazanych przez siebie osób. H. Boguet (zmarły w 1619 r.) opisuje około 600 straconych z powodu czarów. N. Remy osobiście wysłał na stos prawie 900 kobiet w ciągu długich 15 lat swojej służby publicznej. Historycy podsumowują, że liczba śmiertelnych ofiar tego szaleństwa z pewnością przekracza milion.
Niewielu śmiałków miało odwagę przeciwstawiać się temu tryumfowi ciemnoty, świadectwa upadku ludzkiego umysłu. Najbardziej znany jest J. Wier (1516-1588) niemiecki humanista i lekarz, uczeń Korneliusa, znany z wystąpień przeciw procesom czarownic.
Kiedy ostygły wreszcie popioły palonych kobiet i diabeł mocno ograniczył swoje realne istnienie, pozostało zdumienie - dlaczego szlachetna w istocie religia może aż tak nienawidzić kobiety? Dlaczego prymitywni, o skarłowaciałych charakterach ludzie przypisują kobiecie konszachty ze złym? Co stało się z przesłaniem miłości Jezusa Chrystusa, jeśli jego rzekomi następcy zdolni byli do aktów tak wielkiej nienawiści? Może właśnie dlatego, że byli to rzekomi następcy?
oprać. ALICJA DOAN
Nr 10 (105
8-14 III 2002 r.
FAKTY n
INJ
DZIEŃ KOBIET
11
Grzeszne Madonny
Dla Kościoła kobieta już chyba na zawsze pozostanie albo świętą dziewicą wynoszoną na ołtarze, albo uosobieniem grzechu i rozpusty.
Tak się jednak składa, że na wielu arcydziełach malarskich zamawianych zazwyczaj przez kościoły i klasztory, artyści pod postaciami Maryi Dziewicy portretowali kobiety o obyczajach określanych mianem swobodnych, nierzadko własne kochanki. Wynikały stąd liczne skandale, bo przecież współcześni zazwyczaj znali z imienia i nazwiska modelki użyczające swojej postaci Matce Boskiej.
Skandal wywołał między innymi włoski artysta, słynący ze swych podbojów miłosnych, i karmelita w jednej osobie - FiMppo Iippi (1409-69). Mając prawie pięćdziesiąt lat, ten artysta w habicie zdołał uwieść niespełna 20-letnią wychowankę klasztoru Świętej Małgorzaty, Lukrecję Butti. Oczywiście pod pretekstem potrzeby odpowiedniego modelu do obrazu Matki Boskiej. Na efekty działalności zakonnika nie trzeba było długo czekać. Wkrótce na świat przyszedł Fillipino, który znakomicie przydał się tatusiowi jako model do postaci Dzieciątka Jezus...
Wielokrotnie pod wizerunkami Świętej Rodziny ojciec Fillippo portretował więc własną, choć nie
uświęconą sakramentem małżeństwa rodzinę. Przez kilka lat Lukrecja Butti żyła z Fra Fillippem w konkubinacie, do czasu aż jej rodzina wniosła sprawę przeciw artyście do sądu. Wówczas papież
Pius II udzielił nawet niesfornemu mnichowi dyspensy, wydając zgodę na ślub z Lukrecją. Fillippo jednak, nie mając najmniejszego zamiaru zalegalizować związku, zmienił jedynie klasztor, mimo podeszłego wieku nie zmieniwszy ani trochę swoich upodobań.
Nie mniejsze oburzenie wywołał Jean Fouąuet (ok. 1420-ok. 1481r.), nadworny malarz króla Francji Karola VII, portretując jako Madonnę z Dzieciątkiem słynną z piękności i wyjątkowej bezpruderyjności metresę królewską - Agnes Sorel. Cóż się więc dziwić, że namalowana około roku 1450 "Madonna z Dzieciątkiem" (repr. obok) jest wyraźnie zanadto zmysłowa, a sposób, w jaki odsłania pierś, raczej mało komu kojarzy się z macierzyństwem. Żeby było zabawniej, ów portret nie został wykonany przez Fouąueta na zamówienie króla, lecz innego wielbiciela Agnes, Etienne'a Chevaliera.
Co nieco na sumieniu miał również sławny Rafael Santi (1483-1520). Jego Madonny od pięciu już wieków
Kościół nigdy nie brzydził się pieniędzmi. W epoce średniowiecza, gardzącego ponoć ziemskimi przyjemnościami, pozyskiwał je m.in. z... prowadzenia domów publicznych.
Wiele londyńskich kościołów zostało zbudowanych ze środków pochodzących z handlu płatną miłością. Także wpływy z koncesji i podatków nałożonych na prostytutki w 1471 roku przez papieża Sykstusa IV w znaczącym stopniu pomogły sfinansować budowę Bazyliki św. Piotra w Rzymie. Pecunia non olet, jak powiadali starożytni. I choć współcześni katoliccy moraliści pomstują na upadek obyczajów i rozwiązłość naszych czasów, dawniej bywało znacznie gorzej.
Prostytucja swoje największe triumfy święciła w średniowieczu. Była przy tym w pełni aprobowana przez Ojców Kościoła, tychże samych, którzy pisali uczone rozprawy potępiające wszelkie rozkosze. Ale domy publiczne nie tylko tolerowano - posiadanie "agencji towarzyskich" przez Kościół było dość powszechne. Miały je
biskupstwa, opactwa, klasztory, a nawet papiestwo. Zresztą przykład szedł z góry. Prostytucja bujnie kwitła w samym Watykanie.
Nie lada gratką dla kobiet trudniących się najstarsza profesją świata były jednak wszelkiego rodzaju kościelne "sabaty". Przykładowo, aby zaspokoić cielesne potrzeby elity kościelnej, na sobór zwołany w Konstancji w 1414 roku, z całej Europy przybyło ponad półtora tysiąca panienek. W ciągu czterech lat trwania obrad na świadczeniu usług erotycznych kościelnym dostojnikom wyrosły całkiem pokaźne fortuny. Prostytutki obsługiwały też pobożnych pielgrzymów. Również spośród pątniczek wiele dorabiało w ten sposób. Zdarzało się to nawet zakonnicom.
W średniowiecznej Europie Kościół był właścicielem wielu terenów i nieruchomości miejskich, mógł więc dowolnie wyśrubowywać czynsze od
przybytków rozkoszy. I niewątpliwie był bardzo zainteresowany rozwojem przemysłu erotycznego. Burdele przynosiły olbrzymie zyski i stanowiły jedno z najpewniejszych źródeł pomnażania kościelnego kapitału. Nakaz życia w celibacie dodatkowo je gwarantował. A trzeba przyznać, że dżentelmeni w sutannach znali się na marketingu jak mało kto. Po to m.in. stworzyli nieludzkie ideały czystości, aby napędzić klientów lupanarom. Hipokryzja sięgała zenitu, kiedy ich właściciele, czyli wyżsi rangą duchowni, doliczali niższemu klerowi do ceny usługi dodatkowo "karę" za łamanie ślubów czystości!
Biskup Jan w 1309 roku sfinansował w Strasburgu budowę nowego burdelu. W Anglii zakonnice z klasztoru Najświętszej Marii Panny oddały swoje pomieszczenia prostytutkom na ich użytek. Słynna londyńska
dzielnica rozpusty, So-uthwark, w wiekach średnich stanowiła własność biskupstwa. Król Henryk II zagwarantował urzędowi biskupa w 1161 roku prawo czerpania dochodów z tamtejszych domów publicznych przez następne cztery stulecia. Pieniądze zarobione w ten sposób pozwoliły Kościołowi finansować w Londynie budowy świątyń przez następne kilka wieków. W 1337 r. mniszki ze Stratfordu weszły w posiadanie lupanaru "Galar". Domy publiczne w Southwark miała też kapituła katedry św. Pawła, a w 1321 r. kardynał Wilhelm de Testa z polecenia papieża nabył w tej dzielnicy dom publiczny. To tylko wycinki z morza podobnych przykładów.
Ten nader obrzydliwy i dochodowy proceder usiłował ukrócić dopiero w XV w. papież Innocenty VIII, wydając edykt zakazujący duchownym prowadzenia lupanarów i trudnienia się stręczycielstwem. Ale tak naprawdę do jego zaniku przyczyniła się z jednej strony reformacja, z drugiej władza świecka. Odtąd przedstawiciele kleru musieli zadowolić się wyłącznie statusem klienta. A.K.
Słudzy Boży córy Koryntu
uchodzą za ideał kobiecej urody, stanowiąc symbol piękna i uduchowienia. Szczególnie zaś ta najsłynniejsza z nich - "Madonna Sykstyńska", namalowana około 1515 roku na zamówienie parafii pod wezwaniem św. Sykstusa w Piacenzy. Ten właśnie obraz, będąc do dziś najbardziej spopularyzowanym wizerunkiem Matki Boskiej, przyniósł Rafaelowi niebywałą wprost sławę. Liczne kopie "Madonny Sykstyńskiej" znajdują się obecnie nie tylko w wielu kościołach na całym świecie; jej reprodukcje można spotkać także w wielu katolickich domach. Ale wierni, modlący się do obrazu tej Najświętszej Panienki, nie mają zazwyczaj najmniejszego pojęcia, iż swe prośby zanoszą do... ostatniej kochanki "boskiego" Rafaela, Mar-gherity Lutti, wiejskiej dziewczyny, córki piekarza.
Największym skandalistą zdaje się jednak być Caravaggio (1573-1610). Na jego życiorys złożyła się istna kronika kryminalna, z zabójstwem włącznie. Nie przeszkadzało to jednocześnie, by stał się on ulubieńcem papieża i biskupów, choć jego arcydzieł nie potrafili zazwyczaj należycie docenić przedstawiciele niższego rangą kleru. Karmelici, którzy zamówili u Caravaggia obraz "Zaśnięcie Marii Panny" dla kościoła Santa Maria delia Scala, kategorycznie odmówili jego przyjęcia, uznawszy go za nadzwyczaj nieprzyzwoity. Poszło mianowicie o modelkę. Za pierwowzór zmarłej Maryi Dziewicy posłużyły artyście zwłoki utopionej prostytutki. Przy tym miała ona, zamiast uduchowionego wyrazu twarzy, bardzo pospolite rysy, a nade wszystko bose i brudne stopy (!).
Czyż wszystkie te "grzeszne" Madonny nie są jednak daleko bardziej prawdziwe niźli bajki o niepokalanym poczęciu?
ANNA KALENIK Repr. archiwum
Równouprawnienie kobiet
Równouprawnienie kobiet w Polsce jest tematem ważnym z wielu powodów. Odnoszę jednak wrażenie, że kwestia umieszczania przez partie określonego odsetka kobiet na listach wyborczych wcale nie stanowi największego problemu.
Dla Polek - moim zdaniem - najistotniejszy problem stanowi koniec miesiąca, podszewka w portfelu; mąż właśnie stracił pracę, popija, a w maju komunia najstarszego dziecka. Czy takiej kobiecie jest potrzebna świadomość, że ma mniejsze prawa od mężczyzn?
Sprawa zatrudnienia. Nie wiem, jak przedstawia się stosunek liczby właścicieli firm płci żeńskiej do liczby właścicieli firm płci męskiej, ale wiem, że kobiety również bywają szefami, a wiele z nich decyduje w bardzo dużych przedsiębiorstwach w kwestii zatrudniania nowych pracowników. Niezależnie jednak czy to kobieta, czy mężczyzna w prywatnej firmie zatrudnia nowych ludzi, zawsze pod uwagę weźmie dobro firmy, a nie równouprawnienie przyszłego pracownika i rozważy, jakie jest prawdopodobieństwo, że ten nowy zajdzie w ciążę przynosząc firmie wymierne straty. Tego podobno chciał cały naród i w takim kierunku idą zmiany od 1990 roku. Człowiek przesunął się na dalszy plan, liczy się zysk i nie pomogą tutaj żadne ustawy, bo musiałyby prowadzić do zmiany ustroju.
Konstytucja zapewnia równouprawnienie wszystkich obywateli RP. Nie ma ustaw dyskryminujących obywateli ze względu na ich wyznanie, płeć, pochodzenie czy
kolor skóry. Ale czy wszyscy obywatele na widok czarnoskórego osobnika pomyślą "idzie człowiek", a nie "skąd się ten bambus tutaj wziął?", tego nie wiem. Wiem, że tego drugiego sposobu myślenia nie wyeliminuje się ustawą. Na tym polu mógłby wiele zdziałać Kościół katolicki, ale on jest zajęty zabezpieczaniem swojego majątku i zdobytej władzy.
Rozumiem i zgadzam się, że rozbudzone aspiracje kobiet należy pozwolić im zaspokajać na równi z mężczyznami. Nie każda kobieta chce kierować, nie każda chce uczestniczyć aktywnie w życiu politycznym, ale skoro chce, musi mieć szansę takie same jak mężczyzna. Polskie prawo traktuje w tej mierze równo obie płci. Być może obyczaj jest inny, preferujący mężczyzn, ale nie można z tym walczyć poprzez wprowadzanie odpowiednich ustaw. Kobiety, chcąc odgrywać większą rolę, powinny walczyć o zmianę mentalności społeczeństwa; w końcu jest ich w Polsce więcej niż mężczyzn.
Drugą stroną medalu jest to, że kobiety walcząc o władzę powinny mieć świadomość, z czego rezygnują i umieć to zaakceptować, dobierając sobie partnera tak, aby chciał i potrafił wypełnić te obowiązki, z których w imię kariery one rezygnują. To nieprawda, że dzieci wychowa szkoła, Kościół czy społeczeństwo. Zadanie to spoczywa na barkach rodziców. .Zamiast bić pianę na temat równouprawnienia kobiet, może lepiej byłoby szukać takich rozwiązań, które pozwolą utrzymać rodzinę na poziomie standardów europejskich, przy pracy zarobkowej jednego z małżonków?
MARIAN MARCINIAK
M
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO NASZYM KOCHANYM PANIOM - CZYTELNICZKOM ŻYCZY REDAKCJA "FIM"
12
MITY KOŚCIOŁA
FAKTYn
Nr 10
8-14 III 2002 r.
NIEWYGODNE PYTANIA (8)
Moralność po katolicku
Dzieciak: - Proszę księdza, z dumą mogę przyznać, że znam dobrze moralność chrześcijańską. Jestem czytelnikiem Biblii, którą zgłębiam każdego dnia.
Ksiądz: - Czytając jedynie Biblię nie poznasz całej pełni właściwej moralności. Na dodatek czytając ją bez duchowego kierownictwa, możesz nawet pobłądzić.
D. - To nie w Biblii mamy szukać wskazówek moralnych?
Kk. - Biblia zawiera jedynie ogólny zarys tego, co dobre, reszta znajduje się w nauczaniu kościelnym. Mówiąc inaczej, Biblia ma nas jedynie zachęcić do dalszych poszukiwań tego, co dobre i słuszne, co zawiedzie nas do bram raju. Dział wiedzy objawionej trudniący się wyjaśnianiem dylematów natury moralnej nazywa się teologią moralną.
D. - Czy mógłby nam ksiądz wytłumaczyć jaśniej, np. po czym poznać, kiedy grzeszę ciężko, a kiedy tylko uczestniczę w grzechu?
Kk. - Oto podręcznik dotyczący powyższego przedmiotu - "Teologia moralna" ks. Antoniego Borowskiego (1960). Otóż przykładowo, jak pisze ks. Borowski, jeśli pomagasz złodziejowi w dokonaniu rabunku, wówczas nie grzeszysz bezpośrednio, lecz pośrednio. Z tym, że - jak czytamy: "podtrzymać drabinę złodziejowi po niej wstępującemu - to bliskie współdziałanie pośrednie, podać drabinę - to współdziałanie pośrednie dalekie".
D. - Czyli jak już zdarzyłoby mi się pomagać jakiemuś złodziejowi, to lepiej żebym mu drabinę podał, niż ją przytrzymywał?
Kk. - Nie inaczej! Tak uczy nas moralność katolicka.
D. - Jak widzę, nauka ta jest znakomita i niezwykle precyzyjna. Czy może ksiądz podać jakieś inne przykłady?
Kk. - Należy np. pamiętać, że złorzeczyć wolno nam w pewnych przypadkach, ale ściśle określonych. Na przykład "wolno życzyć choroby, nędzy czy innej przykrości młodzieńcowi rozpustnemu czy w ogóle człowiekowi występnemu, by się opamiętał; wolno ojcu życzyć śmierci dziecka, o którym ma przeświadczenie, że w razie życia dłuższego, dopuści się ciężkich występków".
D. - To ciekawe, można więc sobie czasem trochę bezkarnie pozłorzeczyć...
Kk. - Musisz znać naturę pokusy do grzechu, wiedzieć, że może ona przybierać charakter ciągły lub przerywany. Jak pięknie wyjaśnia to ks. Borowski: "W zasadzie okazja ciągła czy jakby ciągła jest bardziej niebezpieczna niż przerywana, ze względu na nieustanne oddziaływanie na człowieka... Przykłady ciągłej okazji - książki pornograficzne w domu, dziennik przeciwreligij-ny, obrazy o treści niemoralnej w mieszkaniu itp. Przykłady okazji przerywanej - dom nierządu, widowisko niemoralne w teatrze, źli przyjaciele, klub itp".
D. - Tak sobie rachuję, że lepiej mi wychodzi odwiedzić agencję towarzyską od czasu do czasu, niż posiadać w domu jakieś pismo przeciwreligijne.
Kk. - Wyjaśnienie tego znaleźć możemy u innego specjalisty w tej dziedzinie, wybitnego
WSZELKIM Z.BOC2LFN/OM POWIEDZMY^ N/E F
jezuity o. Barry'ego. - "Każdy mężczyzna może pójść do domu publicznego, aby nawracać upadłe kobiety, nawet jeśli jest bardzo prawdopodobne, że dopuści się tam grzechu".
D. - To rewelacja! Czy duchowni podejmują się tak bardzo niebezpiecznych przedsięwzięć, jak wystawienie na okazję, choćby przerywaną, do grzechu?
Kk. - Kapłan to bojownik boży, nie cofa się przed żadnym wyzwaniem. Kościół trwa właśnie dzięki naszej odwadze i gotowości do poświęceń.
D. - W agencji towarzyskiej? No, pięknie! A co myśleć o onanizmie?
Kk. - Pamiętajcie wszyscy, że masturbacja, czyli onanizm, jest grzechem niezwykle ciężkim, jest wynaturzeniem i swym ciężarem zbliżona jest do grzechu kazirodztwa!
D. - Dlaczego jest wynaturzona? Wczoraj był program w telewizji dla młodzieży i tam znany seksuolog prof. Lew--Starowicz mówił, że jest w zgodzie z naturą.
Kk. - Nie słuchajcie go, jeśli wam niebo miłe! O tym, co jest zgodne z naturą, mówi katolicka teologia moralna. Mam tutaj inny podręcznik katolicki, autorstwa papieskich teologów Aertnysa i Da-mena, wydany w 1944 roku w Rzymie, gdzie jest napisane wyraźnie, że jest to akt przeciwny naturze: "Spółkowanie przeciwne naturze zachodzi, gdy korzysta się z niewłaściwego otworu albo gdy otwór odpowiedni jest wykorzystywany w sposób przeciwny naturze, dla zapobieżenia poczęciu. Pierwszy przypadek to niepełna sodomia, drugi to onanizm. Niepełną sodomię stanowi wykorzystanie podczas kopulacji tylnego otworu kobiety, bez względu na to, czy mężczyzna wyrzuca z siebie nasienie poza tym otworem, czy też nie".
D. - Ależ proszę księdza, ten opis to już prawie pornografia!
Kk. - Gdyby chodziło o jakąś drobnostkę, to inna sprawa, ale tu ważą się losy waszego zbawienia. A poza tym, jeśli będziesz się onanizował, to zostaniesz w przyszłości impotentem i nie będziesz miał dzieci. Lepiej więc trzymajcie rączki grzecznie na kołderce. Należy pamiętać, że małżeństwo służy do prokreacji, do mnożenia dzieci bożych. Im mniej seksu, tym lepiej. Słuchajcie pilnie tego, co naucza teologia moralna Kościoła, wówczas pokonacie każdy grzech, nawet ten największy - grzech lubieżności. Należy także pamiętać o "bliskim niebezpieczeństwie ciężkiego grzechu, tj. gdy ktoś bez dostatecznej ostrożności albo potrzeby naraża się na niebezpieczeństwo grzechu wielkiego; np. rozmowa z kobietą piękną dla mężczyzny namiętnego".
D. - Ale jak poznać, czy jest się namiętnym, czy oschłym?
Kk. - A czy często wzbudzają się w tobie nieczyste myśli, kiedy widzisz kobietę piękną?
D. - Stale, proszę księdza.
Kk. - To niedobrze. Pamiętaj, że zawsze, kiedy to czujesz, szatan do ucha ci szepcze.
D. - Ja chyba jestem zbyt wielkim grzesznikiem, aby poznać i zrozumieć całą moralność, której naucza Kościół. Gdy poznałem nauki Jezusa, postanowiłem zostać gorliwym chrześci-janinem, gdyż wydawały mi się one proste i piękne - kochaj ludzi, kochaj Boga. Jezus nie mówiłby, w jaki sposób podawać drabinę złodziejowi, aby mniej
zgrzeszyć, powiedziałby krótko - zgrzeszyłeś. Tak mi się wydawało. Teraz mi jednak ksiądz uświadomił, że Jezus nie mówił nam wszystkiego i że nie jest to już takie piękne, a już na pewno nie jest proste. Ale wiem przynajmniej, dlaczego katolicy praktykują obrzędy i ceremonie, a nie praktykują moralności - jest ona po prostu zbyt skomplikowana i zbyt szczegółowa w wydaniu kościelnym. Może dlatego jest też olewana przez samych księży i biskupów. Bo jeśli jeden z najwyższych hierarchów Kk abp Paetz, który pewnie niejeden raz nauczał o potrzebie czystości, molestuje seksualnie własnych kleryków i księży, to ja się czuję zwolniony z obowiązku życia według takiej moralności.
MARIUSZ AGNOSIEWICZ www. klerokratia.pl
TEOLOCIA MORALNA
To dział teologii zajmujący się zasadami postępowania. Oto tylko niektóre przykłady wynaturzeń, jakim uległa moralność pod wpływem doktryny katolickiej.
O jej założeniach pisze były teolog katolicki: "Zabijanie ludzi może czasami odbywać się niewinnie, na przykład w przypadku sprawiedliwej wojny, ale stosunek seksualny nigdy takim być nie może ze względu na grzech Adamowy. Celibat jest bardziej święty niż małżeństwo. Spośród małżeństw najlepsze jest małżeństwo dziewicze. W innych rodzajach małżeństwa - im mniej seksu, tym lepiej. (...) Każdy seks jest haniebny, ponieważ łączy się z nieporządkiem i grzechem, chyba że małżeństwo potrafi kopu-łować bez przyjemności. Jedynym wartościowym cełem seksu jest zapłodnienie. Ałe nawet ono łączy się z przyjemnością, a ta, niestety, jest grzeszna. Przez ponad 1500 łat ani jeden papież nie wypowiedział się, by małżeństwo mogło uniknąć grzechu, uprawiając seks. Był on zawsze traktowany nieprzychylnie. (...) Co do samego aktu, pozycja normalna, jako sprzyjająca poczęciu, była jedynie dopuszczalna. Kobieta u góry to drugi pod względem zla sposób, po pozycji od tylu, uważanej za zwierzęcą. Większość teologii moralności stanowiła swego rodzaju klerykalną pornografię, ponieważ proponowała seks bez miłości. I nie był on pozbawiony miłości w wyniku przypadkowego odchylenia, ałe z zasady. Nic dziwnego, że po nim można było mieć tylko poczucie winy i wstydu " (Peter de Rosa).
Aby nie być posądzonym o pustosłowie, podamy teraz przykłady owej "klerykalnej pornografii", zawarte w dwóch dziełach pt. "Teologia moralna". Pierwsze, autorstwa świętego Alfonsa Ligouri (założyciela zakonu ojca Rydzyka) - notabene - wielkiego czciciela Maryi, wydane w XVIII w.; drugie
należy do "spółki autorskiej papieskich teologów" - Aertnysa i Damena, a wydane zostało w 1944 roku w Rzymie. Oto przykłady pytań, jakie nurtują owych teologów moralistów:
- Co się tyczy świętych miejsc, zapytuję się: czy spółkowanie małżonków w kościele, jeżeli odbywa się tajemnie, jest świętokradztwem? (A. Ligouri)
- Zachodzi pytanie, czy lubieżne chwyty w kościele są profanacją? (A. Ligouri)
- Czy stosunek płciowy w usta jest innym rodzajem grzechu?
(A. Ligouri)
- Czy kobieta może prosić o kopulację mężczyznę, który jest ona-nistą? (Aertnys i Damen)
- Czy kobieta może spełniać swój obowiązek małżeński, jeżełi mężczyzna uprawia onanizm, posługując się środkami zapobiegawczymi? (Aertnys i Damen)
- Czy mężczyzna może spełniać swój obowiązek małżeński, jeżełi wie o tym, że kobieta sztucznie, przy użyciu pessarium, zamknęła pochwę w pobliżu szyjki macicy? (Aertnys i Damen)
- Czy małżonkowie popełniają grzech śmiertelny, jeżeli w czasie stosunku płciowego powstrzymują wytrysk nasienia, zachowując się tak by się zbytnio nie podniecić? (Aertnys i Damen)
- Wprowadzenie członka męskiego do ust kobiety nie zawsze jest uznawane za grzech śmiertelny - nie stanowi ono takiego grzechu, jeśli odbywa się w krótkim czasie i bez niebezpieczeństwa wytrysku nasienia, usta nie są bowiem otworem nadającym się do sodomii, tak więc ów postępek trzeba uważać za rozpustny kontakt fizyczny. (...) Święty Alfons określa, zgodnie z opinią przeważającą, wprowadzenie członka męskiego do ust kobiety jako grzech śmiertelny, przede wszystkim dlatego, że prawie zawsze istnieje niebezpieczeństwo wytrysku nasienia
(Aertnys i Damen) itd... oprać. M.A.
Nr 10 (105
8-14 III 2002 r.
FAKTY n
INJ
PRAWDZIWI SEKCIARZE
13
Po dwóch dekadach nieformalnej infiltracji Polski, od 1989 roku Opus Dei mogło już legalnie zarzucić swoje sieci... Jak obfity był połów boskich wnyków, niech świadczy przepełniona 8 stycznia 2002 r. katedra
Ośrodek akademicki (w środku), ul. Filtrowa 27 (dla mężczyzn)
warszawska, która w setną rocznicę urodzin założyciela zgromadziła członków i znacznie od nich liczniejszych "przyjaciół Dzieła". Każdy otrzymał imienne zaproszenie. Uroczystej mszy przewodniczył sam prymas GLEMP, co daje obraz znaczenia, jakie ma licząca zaledwie dwieście osób organizacja!
Kogóż tam nie było?!
Dopisało kierownictwo Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi w osobach prezesa CEZAREGO MECHA i wiceprezesa PAWŁA PELCA, a także rzecznika prasowego SEBASTIANA BOJEMSKIEGO. Posłowie klubu Prawa i Sprawiedliwości: MAREK JUREK (z nadania prezydenta WAŁĘSY - były członek Krajowej Rady do Spraw Radiofonii i Telewizji), KAZIMIERZ MICHAŁ UJAZDOWSKI (były minister kultury i dziedzictwa narodowego u BUŹKA), KAZIMIERZ MARCIN-KIEWICZ (wiceminister edukacji w rządzie SUCHOCKIEJ, szef gabinetu doradców u Buźka), TADEUSZ CYMAŃSKI i MARCIN LIBICKI. Obecny był ROMAN GIERTYCH z Ligi Polskich Rodzin (stał w drzwiach). Był także poseł liberalnej podobno Platformy Obywatelskiej, SŁAWOMIR RYBICKI.
Były też jeszcze bardziej przygasłe "gwiazdy" polskiej sceny politycznej: z klubu AWS poprzedniej kadencji Sejmu - RYSZARD CZARNECKI (wiceminister kultury u Suchockiej, sekretarz Komitetu Integracji Europejskiej i szef urzędu tego komitetu u Buźka), JAN MARIA JACKOWSKI (przewodniczący Sejmowej Komisji Kultury i Środków Masowego Przekazu w parlamencie poprzedniej kadencji), GRZEGORZ SCHREIBER i ZDZISŁAWA KOBYLIŃ-SKA.
Obecny był senator I illkadencji(OKPiPPChD) z Nowosądecczyzny -KRZYSZTOF PAWŁOW-SKI, założyciel i rektor renomowanej, prywatnej szkoły ekonomicznej WSB-NLU w Nowym Sączu. M.in. na podstawie umowy z episkopatem uczelnia ta kształci duchownych menedżerów dla
Kościoła. Byli także: były prezes Państwowej Agencji Inwestycji Zagranicznych ADAM PAWŁOWICZ; RAFAŁ MATYJA, doradca premiera Buźka, prezes Instytutu Dziedzictwa Narodowego TOMASZ MER-TA; wielka gwiazda polskiej prawicy, WIESŁAW WALENDZIAK (były prezes TVP, szef kancelarii u Buźka) oraz jego przyboczni (zwani "pampersami") - WALDEMAR GASPER i PIOTR SEM-KA. Wśród innych dziennikarzy: MAREK MLLER, BOGDAN RY-MANOWSKI, JAROSŁAW SEL-LIN (członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji z ramienia poprzedniego Sejmu).
Uff! Tak oto wygląda część dorobku personalnego organizacji powołanej rzekomo do "pomagania ludziom w szukaniu świętości". Warto zapamiętać te nazwiska! Dziwnym trafem "kandydatów do świętości" wyszukuje się najczęściej w kręgach wpływowych. Osoby
kościelne, a nie boskie królestwo na tym świecie.
W Polsce ekspansja Dzieła następowała w trzech kierunkach. Ludzi do organizacji pozyskiwano bądź umieszczano w mediach, instytucjach finansowych oraz urzędach państwowych zajmujących się lustracją i tzw. dziedzictwem narodowym. Aby wzrost wpływów był możliwy, niezbędne jest także silne zaplecze polityczne - stąd grono zaprzyjaźnionych posłów z różnych partii, oraz sojuszników kościelnych, z których najbardziej znany jest biskup PIOTR LIBERA.
Prawdziwy rozkwit interesów świętej firmy następował zawsze za rządów prawicowych ekip - pod panowaniem Suchockiej i Buźka, ludzie związani z Dziełem piastowali nawet funkcje ministerialne (Ujazdowski, Czarnecki), byli (niektórzy są nadal!) dyrektorami ważnych instytucji (PAIZ, UNFE, IDN) i trzymali państwową kasę, pasożytując na
o instytucjach sprawujących kontrolę nad funduszami emerytalnymi i inwestycjami zagranicznymi. Innymi słowy, ludzie Dzieła oddelegowani są tam, gdzie nadzoruje się
przepływ
miliardowych
kwot.
Ośrodek kulturalny ul. Krzyckiego 5/7
"Wisła" (dla kobiet).
Gdzie jeszcze najemnicy Pana Boga "pomagają ludziom w szukaniu świętości"? Do niedawna ich domeną było Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego pod panowaniem Ujazdowskiego. Także teraz Instytut Pamięci Narodowej (ten od lustracji) i Instytut Dziedzictwa Narodowego są w znacznej mierze obsadzone "swoimi ludźmi"; ten ostatni nawet od samej góry. To zainteresowanie historią i kulturą służy kształtowaniu ich
OPUS DEI - NOWA KRUCJATA (4)
Teraz Polska!
Ojczyzna Karola Wojtyły to dla "katolickiej
mafii" prawdziwa Ziemia Obiecana:
konserwatywny i bezkrytycznie oddany
Watykanowi episkopat, w znacznej części
"zawsze wierny" naród, stosunkowo religijna
młodzież i... bieda popychająca młodych
i ambitnych do szukania sponsorów i opiekunów umożliwiających robienie kariery.
związane z boską organizacją zrobiły - jak widać - błyskotliwe kariery w państwowych firmach i urzędach. O co zatem chodzi Dziełu Bożemu? O świętość czy o
urabianie powolnych Kościołowi kadr,
które zadbają o watykańskie interesy w Polsce i o krzewienie katolickich wartości? Szczerze przyznał na łamach "Wprost" ERHARD GAS-DA, funkcjonariusz organizacji w Polsce: " o powodzeniu chrześcijaństwa w pierwszych wiekach zadecydowało przede wszystkim zaangażowanie elit". Jak rozumiemy - "powodzenie" wg Opus Dei polega na sprawowaniu kontroli nad państwem... Doprawdy, bardzo to ewangeliczne, zważywszy, że Jezusowe królestwo nie jest z tego świata. Ale Opus Dei najwyraźniej chce budować
Ośrodek akademicki "Na Skarpie" (dla mężczyzn), ul. Górnośląska 43
rzecz prawdziwych, duchowych mocodawców (np. min. Ujazdowski przekazał milion publicznych złotych jednej z parafii we Wrocławiu - "FiM", nr 23/2001; podobnych darowizn nikt nie zliczy!!).
W TVP pod władzą Walendziaka nastąpiła era słynnych "pamper-sów", później przeflan-cowanych do mediów przykościelnych: Radia Plus i Telewizji Puls. Postać Wiesława Walendziaka sama w sobie jest niezwykle interesująca - osobowość prawdziwie niezatapialną zawsze spadająca na cztery łapy, nawet po katastrofie, jaką była prowadzona przez niego kampania wyborcza MARIANA KRZAKLEWSKIEGO. Stworzenie katolickiego imperium medialnego po rozstaniu z TVP to także przykład niesłychanej sprawności i sprytu. Tym bardziej że w znacznej mierze zbudowano je za państwowe pieniądze...
Królestwo Opus Dei to także instytucje finansowe - gościem domów Dzieła bywała wielokrotnie HANNA GRONKIEWICZ-WALZ, szefowa NBP, obecnie odpowiedzialna za kadry w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju. Pisaliśmy już
na własną, prawicową modłę. IDN znany jest ze zorganizowania kontrowersyjnej wystawy na Zamku Królewskim w Warszawie (16-30.08.2001) pod wzniosłym hasłem "Bohaterowie Europy. Świadkowie wiary". W dużej mierze za pieniądze podatników wybielano postacie działaczy kościelnych prześladowanych jakoby przez reżimy totalitarne (na 12 tylko 3 osoby nie były związane z Kościołem), w tym dwie nawrócone na katolicyzm Żydówki. Cóż, oglądający wystawę mieli chyba uwierzyć, że prawdziwi bohaterowi wychowują się wyłącznie
Ośrodek akademicki "Filary" (dla kobiet), ul. Moch-nackiego 23 (lewa część budynku)
przy piersi Kościoła. Tylko dlaczego katolicką propagandę szerzy się za państwowe pieniądze? W Opus Dei to standard.
Związany z rodziną Opus Dei jest wiceszef Instytutu Adama Mickiewicza, odwołany w ostatnich dniach ROBERT KOSTRO. Instytut ten jest jednym z biurokratycznych tworów powołanych przez Ujazdowskiego. Oj, zadbał on o swoich braci w uświęceniu!
Świętości szukają także niektórzy członkowie takich instytucjach pozarządowych, jak: prawicowe
Towarzystwo Oświatowo-Naukowe
lub wpływowa, liberalno-konserwa-tywna "Grupa Windsor". Ta ostatnia jest tworem aspirującym do stworzenia "proreformatorskiego lobby". Wśród jej członków znajdziemy już wspomnianych - Ujazdowskiego, Pawłowskiego i... niespodzianka - WITOLDA GADOM-SKIEGO, obecnie głównego publicystę ekonomicznego "Gazety Wyborczej".
Prałatura, aby wypełnić swoje zadania, dysponuje siecią domów w Warszawie (4; na zdjęciach), Krakowie, Szczecinie oraz w podwarszawskiej Bożej Woli. Spotkania formacyjne odbywają się także w Gdańsku, Poznaniu, Lublinie i, coraz częściej, w innych miastach. Tam organizuje się szkolenia, konferencje, - zawsze osobno dla kobiet i mężczyzn. Organizacja skupia się na pracy ze studentami, ale sięga także po małolatów, organizując im rozgrywki piłkarskie - nagrody wręczał zwycięzcom sam prezes PZPN, MICHAŁ LISTKIEWICZ! Dowiedzieliśmy się także, że Dzieło werbuje stypendystów rządu polskiego z krajów dawnego ZSRR, najwyraźniej przygotowując odpowiedni personel, który umożliwi
ekspansję na Wschód.
Co ciekawe, zauważyliśmy, że z Dziełem jest związane tajemnicze Stowarzyszenie Doskonalenia Umiejętności z siedzibą w Warszawie. Jest ono właścicielem ośrodka boskiej organizacji "Na Skarpie" przy ulicy Górnośląskiej 43 w Warszawie; zbiera też pieniądze za prenumeratę biuletynu informacyjnego organizacji. Dlaczego kościelna instytucja kryje się za jakimiś stowarzyszeniami? Wstydzi się czegoś, czy próbuje coś ukryć? Dlaczego na jej domach formacyjnych nie ma informacji, że są one użytkowane przez Dzieło?
Bardzo nas intryguje, skąd organizacja - licząca w Polsce oficjalnie zaledwie dwieście osób - wzięła środki na zakup lub budowę nieruchomości w centrach wielkich miast, w tym w Warszawie. Ich łączna wartość to dziesiątki milionów złotych! Zebrano je na niedzielnej tacy, czy może z nadwyżek opłat za udział w rekolekcjach? Przy takim składzie polskiej drużyny Opus Dei... całkiem to możliwe. (Cdn.)
MONIKA RYBACKA ADAM CIOCH Fot. archiwum
14
BOG I BOGOWIE
FAKTYn
Nr 10
8-14 III 2002 r.
SŁOWIAŃSCY BOGOWIE (VI)
Weles - bóg podziemia
Weles był bogiem ogólnosłowiańskim i to o wielkim znaczeniu. Jego imię ma wspólne pochodzenie ze słowiańskim "weletem", czyli siłaczem, wielkoludem, olbrzymem.
Imię utworzono od rdzenia "wiel", jak "wielki", "wiele". Występuje również druga forma tego imienia - Wołos. Tekst staroruski nazywa Wołosa "skotij bog", czyli "bydlęcy bóg", stąd czasem przypuszczenie, że Weles był m.in. bogiem bydła, a być może wszelkich zwierząt i dostatku.
Należy sobie uzmysłowić, jak wielkie znaczenie dla gospodarki, a przez to dla kultury Słowian, miało bydło
- dopiero wówczas można zrozumieć wysoką rangę We-lesa-Wołosa. Bydło oznaczało dostatek; podczas zaślubin para młoda stała na kudłatym kożuchu, który przez mnogość swych kłaków (Wołos
- "włos", "wołos") przynosił też płodność. Obecnie pozostałością kultu boga czczonego pod postacią byka lub tura jest obrzęd obnoszenia kukły tura oraz ubieranie kolędników w kożuchy wywrócone sierścią
na wierzch. W podaniach i mitach noworocznych narodzinom Młodego Boga ("FiM" nr 51-52/2001) zazwyczaj towarzyszył złotorogi Jeleń. Zwierzęta te przez mitologie i folklor słowiański uznawane są za pośredników ze światem umarłych, a nawet za wcielenia dusz przodków.
Może więc tylko pozornie odmienną interpretacją znaczenia We-lesa jest jego funkcja boga krainy zmarłych, zaświatów. Otóż, podobnie jak na Litwie, u Słowian
Dadźbóg więziony przez Welesa - obraz M.A. Priesnjakowa
dusze zmarłych nosiły nazwę "we-le". Jeszcze w XVII wieku zanotowano na Żmudzi, że Wielon był "bogiem dusz". Jako bóg zaświatów jest więc Weles bóstwem chto-nicznym (podziemnym). Kronikarz niemiecki Herbord pisał w XII wieku, że na Wolinie czczony był
bóg umarłych, zaś w samej nazwie Wolin niektórzy widzą związki z Welesem. Staroruska "Powieść lat minionych", opisując układy Rusi z Bizancjum w X wieku podaje, że "wszystka Ruś" klęła się na Wołosa.
Pewien wariant mitu o nawii, czyli krainie umarłych, umiejscawia ją gdzieś daleko na zachodzie - za wodą, co ma swoje odzwierciedlenie w czeskim, używanym jeszcze w XVI wieku odsyłaniu "za morze do Welesa", czyli do diabła. Nie dziwi utożsamienie Welesa z diabłem, skoro jego dziedziną były podziemia, kraina umarłych i wspomniana "włochatość". Warto dodać, że prasłowiańska nazwa wróżbiarzy to "wołchw", a Wołos jako pan krainy zmarłych opiekował się także magią. Kronikarz Thietmar, pisząc o wróżbach czynionych przez kapłanów w Ra-dogoszczy, podaje, że zakopywali oni losy w ziemi, czyli pytali o zdanie boga podziemia. Możemy za Aleksandrem Gieysztorem uznać, że Weles wraz z Perunem jest współsuwerenem dwóch sfer kosmosu - nadziemnej i podziemnej (jak indoeuropejski Mitra i Wa-runa). Dlatego zazwyczaj wymieniani są wspólnie, przy czym Weles - zawsze jako drugi.
IGOR D. GÓREWICZ
RELIGIE WCZORAJ I DZIŚ (2)
Człowiek stwórcą Boga?
Pisaliśmy już o tym, że to człowiek jest najważniejszym elementem każdej religii i centrum zainteresowania każdej z nich. Ale czy jest tak, że religie, a nawet samo bóstwo są wyłącznie wytworem ludzkiej kultury?
Istnieją dwie możliwości. Według pierwszej, wiara religijna jest zawsze produktem lokalnej kultury, ściśle zależnym od warunków historycznych, a nawet przyrodniczych, i tylko w tych określonych warunkach może się ona realizować. Druga interpretacja zakłada, że nawet jeśli konkretna kultura wpływa na formy religijności, zawsze w ostatecznym rozrachunku mamy do czynienia z ludzkim zbliżaniem się do Absolutu - sacrum - Boga. Łatwo dostrzec, że pierwszy punkt widzenia redukuje religię do wytworu ludzkiego umysłu i emocji, a takie podejście automatycznie zwalnia badacza z wnikania w głębszy sens wiary. U jego podstaw można odnaleźć założenie, że przedmiot kultu, sacrum, nie istnieje jako samodzielny byt,
a trwa jedynie w świadomości wierzących. Natomiast drugi punkt widzenia dopuszcza istnienie sacrum i nie odrzuca Absolutu funkcjonującego niezależnie od człowieka. W tym ujęciu wszystkie religie świata to nic innego, jak dążenie ludzkości do poznania porządku absolutnego.
To rozwiązanie zakłada, że Absolut istnieje obiektywnie i choć zasadniczo pozostaje poza bezpośrednim zasięgiem człowieka, może być do pewnego stopnia rozpoznany i włączony do ludzkiej wiedzy o świecie, czego zewnętrznym wyrazem jest zmieniające się pojęcie bóstwa. W historii ludzkości zauważa się stopniowe przechodzenie od bezosobowych sił magicznych do wyodrębnionych duchów jednostkowych znanych nam jako dusze. Potem człowiek dostrzegł wokół siebie licznych bogów, aby ich zlać w końcu w jednego Boga, a tego uznać za część energii sprawczej całego kosmosu. Wcale więc nie musi być tak, że świat materialny jest wtórnym produktem
ducha albo bóstwa, jak tego chcą niemal wszystkie religie Zachodu. W zasadzie można przyjąć wtór-ność ducha wyłaniającego się z materii w trakcie jej ewolucji. A jeśli tak, to Bóg byłby realnym efektem procesów rozwojowych całego kosmosu i świadomości ludzi jako istot myślących. Wyraźnie przypomina to koncepcje bud-dyzmu, gdzie wieczna materia stopniowo wyzwala się do istnienia duchowego, a najlepsi osiągają stan buddy - pełnego wyzwolenia od materialnych ograniczeń.
Nie jestem w stanie stwierdzić, które z trzech zaprezentowanych podejść jest najbliższe prawdy: odrzucenie Absolutu i ducha jako bytów istniejących niezależnie od człowieka, przyjęcie duchowego Absolutu uznanego za podstawę dla świata materii, czy przyjęcie duchowego Absolutu jako produktu ewolucji materii. Wybór koncepcji zależy od indywidualnej decyzji każdego z nas. (Cdn.). LESZEK ŻUK

"Podobne jest Królestwo Niebios do ukrytego w roli skarbu, który człowiek znalazł, ukrył i uradowany odchodzi, i sprzedaje wszystko, co ma, i kupuje tę rolę. Dalej podobne jest Królestwo Niebios do kupca, szukającego pięknych pereł, który, gdy znalazł jedną perłę drogocenną, poszedł | i sprzedał wszystko,
I co miał, i kupił ją" (Mat. 13, 44-46).
dóbr warto wszystko poświęcać? Podobne pytanie zadał Chrystusowi ap. Piotr: " Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za tobą; cóż za to mieć będziemy?" Jezus w odpowiedzi przyrzekł, że każdy, kto gotów Mu się całkowicie poświęcić, "stokroć tyle otrzyma i odziedziczy żywot wieczny " (Mat. 19, 27-29). Szukający więc Królestwa Bożego otrzymali obietnicę życia wiecznego i gwarancję pomyślnej doczesności - " wszystko inne będzie (im) dodane" (Mat. 6, 33). Bowiem właściwa relacja pomiędzy człowiekiem a Bogiem sprawia, że wszystko inne znajduje się na właściwym miejscu.
PRZYPOWIEŚCI JEZUSA (4)
Przypowieść o skarbie i perle
Przypowieść o skarbie i perle mówi co najmniej o trzech ważnych sprawach związanych z Królestwem Niebios: jest ono ukryte jak skarb lub perła, można je znaleźć i wreszcie
- posiada tak ogromną wartość, że warto poświęcić wszystko, aby jeszcze więcej zyskać.
Królestwo Niebios, z uwagi na swój duchowy charakter, nie jest na pierwszy rzut oka dostrzegalne (jest ukryte), ale mimo to - jak powiedział Chrystus
- "Królestwo Boże jest pośród was" (Łuk. 17, 20-21). W ewangelii świętego Jana czytamy jednak, że "kto się nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego " (Jan 3, 3). Nawrócenie jest niezbędne do wejścia w rzeczywistość tego Królestwa.
Chrystus podkreśla wagę przeświadczenia o istnieniu Królestwa Bożego i pragnienia jego pozyskania: "Szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam dodane" (Mat. 6, 33). W innym miejscu dodaje, że "każdy, kto prosi, otrzymuje, a kto szuka, znajduje..." (Mat. 7, 8).
Należy podkreślić, że szukanie Królestwa Bożego wymaga osobistego zaangażowania się całym sercem, wymaga wysiłku i czasu, a nade wszystko wiary. Jezus powiedział: "Zaprawdę powiadam wam, jeśli się nie nawrócicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebios" (Mat. 18, 3). Jest to cena, jaką trzeba zapłacić, aby stać się uczniem Królestwa.
I wreszcie przypowieść o skarbie i perle mówi o wartości Królestwa Niebios. Aby go zyskać, warto "sprzedać wszystko ". Co zatem decyduje o jego wartości? Czy dla duchowych
Apostoł Paweł mówi: "Albowiem Królestwo Boże to... sprawiedliwość i pokój, i radość w Duchu Świętym " (Rzym. 14, 17). Tam, gdzie sprawiedliwość, tam pokój i radość! A poczucie zdrowej satysfakcji, płynące z czynienia tego co sprawiedliwe, pokój umysłu i serca oraz radość to prawdziwy skarb
- szczególnie w dzisiejszych czasach, pełnych niepokoju, smutku i trwogi.
Dlatego też najcenniejszym doświadczeniem wiary - dla wszystkich szukających Królestwa Bożego - jest poznanie Chrystusa. To on jest tym najcenniejszym skarbem i drogocenną perłą, którą można znaleźć już tu - na ziemi. A jeśli " Chrystus przez wiarę zamieszkał w sercach waszych... ", to "mamy ten skarb w naczyniach glinianych..." (Efez. 3, 17; 2 Kor. 4, 7). I takim skarbem był dla ap. Pawła, który oświadczył: "Ale wszystko to, co mi było zyskiem, uznałem ze względu na Chrystusa za szkodę ...i wszystko uznaję za śmiecie, żeby zyskać Chrystusa" (Fil. 3, 7-8). Według apostoła - w Chrystusie " ukryte są wszystkie skarby mądrości i poznania ". " On jest pokojem naszym..." - dodaje ap. Paweł (Efez. 2, 14).
Przypowieść o skarbie i perle mówi więc o wartości Królestwa Bożego, którego centralną postacią jest Chrystus
- "Król królów i Pan panów". Przypowieść ta zachęca nas do osobistych poszukiwań i zwraca uwagę na potrzebę całkowitego poświęcenia. "Bo cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, jeśli siebie samego zatraci lub szkodę poniesie?" (Łuk. 9, 25).
BOLESŁAW PARMA
8-14 III 2002 r.
FAKTY n
INJ
LISTY OD CZYTELNIKÓW
15
LISTY
Caritas dla Kk
Nawiązując do listu p. Ryszarda Pucha ("FiM" nr 7), zgadzam się z nim do pewnego momentu. Gdy przeczytałam, że nikt nie kwestionuje zasług Caritasu, zamroczyło mnie. Otóż, drogi p. Ryszardzie, ja kwestionuję jego zasługi i ogromna część społeczeństwa też. Caritas stworzony jest po to, aby przynosić dochody Kk. Pan Jurek Owsiak wyliczy się z każdej złotówki. Dla siebie, z tego co mi wiadomo, bierze ok. 2 proc. Natomiast Kk robi dokładnie odwrotnie - lwią część bierze dla siebie. Z zebranych pieniędzy rośnie w potęgę, a biedni są jeszcze biedniejsi. Akcje charytatywne rosną jak grzyby po deszczu. Szukają wciąż nowych sposobów i pretekstów, j żeby wyrwać pieniądze od ludzi i rządu. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek nasz naród to zrozumie i przestanie wspierać potęgę, która w zamian produkuje tylko nę- _^jr^-.i dzę. Tyle jest w naszym kraju ludzi o dobrych sercach. Kk chce to wykorzystać, dopóki ci ludzie nie zmądrzeją. Przykładem jest p. Teresa z Kalkuty. Jakiż olbrzymi majątek zgromadziła dzięki biednym i chorym ludziom! Co oni mieli z tego, że ludzie z całego świata wysyłali dla nich pieniądze? Wszystkie szły na konto zakonu, a później do Watykanu. A ludzie i tak umierali w nędzy i cierpieniu.
Ile zła Kk jeszcze musi wyrządzić, żeby naród zrozumiał ich intencje? Kiedy zrozumie, że bieda, która nas dotknęła, pojawiła się, gdy Kk doszedł do władzy, gdy znowu pozwolono decydować im o naszym życiu. Kk potrafi dbać tylko o swoje dobra.
Zofia S., Gliwice
wyspecjalizował się Kk. Miłościwi purpuraci zamiast współczucia i obrazków powinni przeznaczyć dla chorych pieniądze. Byłby to konkretny ewangeliczny przykład miłości bliźniego w potrzebie. "Pochylanie się" nad chorymi nie zastąpi lekarstw i wiktu. A i po śmierci potrzebne są pieniądze, bo ksiądz nie pochowa za Bóg zapłać.
Jerzy Zasada Mińsk Mazowiecki
Wielka przepaść
Po przeczytaniu artykułu "Skóra i komora" ("FiM" nr 6) nareszcie zrozumiałem, dlaczego to tak ważne dla księży katolickich stało się "ostatnie olejem świętym namaszczenie". Przecież tu chodzi o namaszczenie, ale księ-
Obrazki zamiast lekarstw
Kk ogłasza różne akcje w ramach miłości bliźniego. Ostatnio hucznie obchodzono Światowy Dzień Chorego, ustanowiony przez Jana Pawła II dziesięć lat temu. Media Najjaśniejszej RP, na czele z tzw. publiczną telewizją, radośnie obwieściły rodakom, że duszpasterze (nawet biskupi) składali z tej okazji wizyty w szpitalach "pochylając się" nad cierpieniem chorych. Prymas Józef Glemp rozdawał na pamiątkę obrazki chorym. Myślę, że to samo czynili jego podwładni.
Owo pochylanie się i ostentacyjne wizyty nic nie kosztują! To propagandowa robota, w czym
żowskiej
kieszeni sporą sumką pieniędzy - łódzki cennik tzw. skóry to 1200 zł. I pomyśleć, że jakaś owieczka wybiera się w zaświaty, a ksiądz na tym nie zarabia. Stąd też za karę odmowa pogrzebu katolickiego. Fakty takie opisywane były przez Was, a ja również w kręgu swoich znajomych spotykałem się z podobnymi zdarzeniami. Zastanawiam się nieraz, czy aby nie mają oni jakiegoś wewnątrzkościelnego rozporządzenia, zabraniającego im nawet przeżegnania się, jeśli za to nie dostaną zapłaty. Żądają zapłaty za lekcje religii w szkołach i za każdy przejaw ich działalności, do której zresztą, jak sami twierdzą, zostali powołani przez NAJWYŻSZEGO. Ciekawe, czym byłby i czy istniałby dziś Watykan, gdyby apostołowie i ich uczniowie po przybyciu do Rzymu zażądali od cezara zapłaty za głoszenie ewangelii i prowadzenie przez nich pracy misyjnej. Dwa tysiąclecia, a jak wielka przepaść dzieli dzisiejszy Kościół od nauk Jego Założyciela.
J. B., Warszawa
Zakazać baranom
Chciałbym krótko ustosunkować się do dwóch artykułów
zamieszczonych w "FiM" nr 6. Pierwszy, pt. "Barany z Baranów-ki", porusza problem nie tylko Rzeszowa, ale setek, jeśli nie tysięcy polskich miast, miasteczek i wsi. Jest to problem, ponieważ - jak trafnie zauważyła autorka artykułu - wiąże się on z ogromnymi, wymiernymi kosztami finansowymi i zupełnie niewymiernymi kosztami organizacyjnymi. Jak temu zaradzić? Otóż wydaje mi się, że problem można załatwić jednym pociągnięciem ministerialnego pióra, wydając w tej sprawie ustawę, rozporządzenie lub dekret odbierający radom miast, gmin, powiatów itp. elementom prawo zmiany nazw już istniejących ulic, skwerów, dzielnic, osiedli itd., pozostawiając im jedynie prawo nadawania nazw nowo powstałym obiektom. Czytając artykuł pt. "Grabarze polskich skór" czułem, jak nóż sam mi się w kieszeni otwierał. Nie mam tu nic więcej do dodania, chyba tylko to, że trzymam Pana Redaktora za słowo (chodzi o utworzenie partii antyklerykalnej) i obiecuję współudział i członkostwo od pierwszego dnia.
A. Muziński
Po prostu kabaret
Zbiorowa histeria opanowała na powrót katolickie media publiczne, świrniętych księżul-ków typu ojciec (z wyglądu raczej dziadek) Jan Góra, na czele z de-wotem Kwaśniewskim i ministrantem Millerem. PAPA PRZYBĘDZIE! !! - żeby nas "ubogacić, pouczyć i uświadomić". A naród? Naród to chromoli. Byłem dwa razy "na papieżu": tylko po to, żeby sobie popatrzeć i pośmiać się z ludzkiej głupoty. Jestem pewien, że takich jak ja była tam większość. W tym roku już nie pojadę, nie będę robił za "naród u stóp Ojca Świętego".
Robert Nowak, Warszawa
Nie zabiją Harry'ego
Przeczytałam wszystkie części "Harry'ego Pottera" (po 2 razy), obejrzałam film i jestem nim zachwycona. Nie widzę w nim nic złego! Trzeba być prawdziwym katolickim debilem (szczerze przepraszam za wyrażenie, ale łagodniej się nie da), żeby uważać książki o Potterze za szatańskie! Nigdy w życiu nie czytałam nic bardziej fascynującego, ekscytującego, pobudzającego wyobraźnię (nie muszę chyba dodawać, że księża pozbawieni są wyobraźni - to oczywiste), zabawnego do łez, wzruszającego,
wprowadzającego czytelnika w świat jakże cudowny, choć podobny do naszego! To wspaniała książka, której chyba nigdy nie przestanę czytać! Pociesza mnie jedynie to, że na film przyszły miliony widzów, książki sprzedają się w fenomenalnym nakładzie, a Kk i tak "nie zabije" Harry'ego, który zawsze będzie żyć w wyobraźni dzieci i takich 17-latków, jak ja!
Anita z Hajnówki
Po prostu p......ę!
Witam, jestem jeszcze młodym i chyba normalnym człowiekiem. Na tym koniec pomyślnych wiadomości. Dałem się zrobić w balona, oddałem swój głos najpierw na A. Kwaśniewskiego, a następnie na SLD. Wybrałem przyszłość, aby wróciła normalność, i co? I zostałem najprościej w świecie wydymany. Kwaśniewski i Miller bujają się pomiędzy Glempem a Watykanem, a ja dostaję w dupę w związku z dziurą budżetową i następną wizytą białego szamana. Ja to po prostu p......ę!!!
Zabieram się więc za czytanie gazet i codzienne marne życie. I co? Lekarze - kanciarze, policjanci - bandyci, prokuratorzy - idioci, sędziowie - łapówkarze, politycy
Rzekoma obraza Papieża
Uważam, że pan Marek Siwieć miał prawo zażartować z gestów wykonywanych rutynowo przez Papieża Jana Pawła II podczas jego wizyt w różnych krajach. Zachowanie polityków podlega ocenie, która przybiera niekiedy formę żartu, dowcipu wymyślonego i kolportowanego przez satyryków, zwykłego obywatela, a także samych polityków. Nie widzę żadnego racjonalnego powodu, dla którego Papież Jan Paweł II, który jest nie tylko przywódcą religijnym, ale również politykiem, miałby być z tego wyłączony. W Polsce funkcjonuje cenzura, która faktycznie uniemożliwia rzeczową dyskusję nad encyklikami, listami pasterskimi, a także inną działalnością Papieża. Tym, którzy chcieliby podjąć taką dyskusję, grozi oskarżenie o obrazę uczuć religijnych.
Powyższa sytuacja jest na rękę Kościołowi katolickiemu, a także politykom z nim związanym, którzy budują państwo wyznaniowe. Uważam, że nagonka na Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i p. Marka Siwca ma szerszy kontekst. Próbuje się zastraszyć ludzi niepokornych i nie zgadzających się, w całości lub części, z dogmatami
- kretyni, parlamentarzyści - kosmici. Basta, wnoszę do wszystkich normalnie myślących ludzi apel, żeby powiedzieli stop, dość już tego łożenia na nierobów, księży i idiotów. Albo stwórzmy normalność, albo wnieśmy projekt nowej konstytucji, która winna brzmieć tak: "Państwo jest dobrem najwyższym wszystkich urzędników państwowych i czarnych. Reszta społeczeństwa obowiązana jest płacić zawsze wszędzie i na wszystkie zachcianki ww. osobników. Państwo nasze nazywa się Rzeczpospolita Złodziejska Polska, a herbem jest czarny sęp na czerwonym tle (sęp z uwagi na naturalną koloratkę i padlinożerność). W państwie nie obowiązują żadne prawa tylko obowiązki, a rację zawsze mają duchowni i urzędnicy". Obojętnie, który wariant byśmy wybrali, będzie normalniej niż jest teraz. Albo zrobimy porządek z całą tą hołotą, albo usankcjonujemy formalnie stan obecny bez zbędnych kombinacji.
Reasumując: wypisuję się z tego burdelu. Miało być normalnie, a jest tak samo. Dość, mam w serdecznym poważaniu wszystkich polityków, czy z prawa, czy z lewa. Ciekawe jak to jest, kiedy podobno zatwardziały lewicowiec włazi do dupy kościelnym, jednocześnie dymając swoich obywateli.
Niewierny Tomasz
Kościoła katolickiego, a także jego polityką. Zmierza, się, przez publiczne upokorzenie pierwszej osoby w państwie, do tego, żeby zwykły obywatel poczuł się bezradny wobec siły Kościoła katolickiego i przez to stał się mu uległy.
Również to, że Jan Paweł II jest przywódcą jednej z religii, nie może stawiać go ponad prawem, w tym prawem do żartu z jego rutynowego zachowania. Niektórzy twierdzą, że to obraża uczucia religijne części Polaków. Chciałbym w tym miejscu stwierdzić, że żartując z tego czy innego polityka, również można urazić uczucia jego zwolenników. Dlaczego ich uczucia mają mieć mniejszą wartość niż uczucia religijne? Być może prawo do zażartowania z polityka i przywódcy religijnego jest rzeczywistym probierzem zakorzenienia się systemu demokratycznego i stopnia rozwoju społeczeństwa obywatelskiego. Krzysztof Mroź Sekretarz Polskiego Stowarzyszenia Wolnomyślicieli
Do wiadomości:
1. Poseł Sejmu RP - Danuta Waniek
2. Prezydent RP - Aleksander Kwaśniewski
3. Redakcje: "Trybuny" i "Faktów i Mitów"
TYGODNIK FAKTY i MITY Redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Henryk Rozenkranc; Dział reportażu: kierownik Ryszard Poradowski - tel. (0-42) 630-72-33; Redaktorzy: Adam Cioch, Jakub Kopeć, Jarosław Rudzki; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: Ewa Kotlińska
- tel./fax (0-42) 639-86-10; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-72-23; Adres redakcji: 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94; e-mail: faktyimity@faktyimity.pl; Wydawca: "BŁAJA News" Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Prezes Zarządu: Roman Kotliński; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze - do 25 maja na trzeci kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zt za jeden kwartał; b) RUCH SA - do 5 czerwca na trzeci kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31, 532-88-16,532-88-19,532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-Awartał; 227,-/pót roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-Awartał; 255,-/pót roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-Awartał 313,-/pót roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą nawww.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hubsch & CO., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326.4. Dystrybutorzy w USA: New York- European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago - J&B Distributing co., tel. (773) 736 6171; Lowell International co., tel. (847) 439 6300.5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga - Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726.6. Prenumerata redakcyjna: do 15 marca na drugi kwartał 2002 r. Cena 26 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p-ele@faktyimity.pl. Szczegółowe informacje na stronie intern etowej http://www.faktyimity.pl
JAJA JAK BIRETY
Nr 10 (105)
- 14 III 2002 r.
Rycerz Niepokalanej?
Policjanci mają ścigać złodziei i bandytów. Ale mogą też stać na straży wartości. Czy ten na zdjęciu wybrał właściwą służbę? Akurat! - kazali mu. Fot. archiwum
Rzadko, naprawdę nieczęsto zdarza nam się zgadzać ze stanowiskiem Kościoła katolickiego i jego przywódcy. Tym razem jednak jest zupełnie inaczej, a ręce dziennikarzy "Faktów i Mitów" same złożyły się do oklasków poparcia dla watykańskiego stanowiska w sprawie klonowania. Brzmi ono tak: "Stolica Apostolska zaproponowała ustanowienie całkowitego i powszechnego zakazu klonowania człowieka w jakiejkolwiek formie". Tyle przedstawiciel Watykanu przy ONZ - i my już nawet nie będziemy się czepiać, że to mikroskopijne państewko zabiera głos, nie będąc członkiem Organizacji Narodów Zjednoczonych. Nie czepiamy się, bo zabiera ów głos w sprawie najsłuszniejszej - zwłaszcza dla Polaków.
Co to takiego jest owo klonowanie? To " (...) stworzenie identycznej kopii organizmu wielokomórkowego poprzez przeniesienie komórki somatycznej jednego osobnika do pozbawionej jądra komórki jajowej
CZARNO NA BIAŁYM
Klony
osobnika innego (...) ". Tyle encyklopedyczna teoria, która w praktyce oznacza HORROR!
Wyobraźmy sobie bowiem, że z powodu widocznego coraz bardziej braku powołań kapłańskich Stolica Apostolska wpada na pomysł sklo-nowania swoich co wybitniejszych "osobników wielokomórkowych". Watykan zaczyna oczywiście od papieża. Synod biskupów poprzez aklamację ustala, że Wojtyłów powinno być czym prędzej sześciu. Czy Wy to sobie wyobrażacie: sześciu papieży, a każdy spieszy z pielgrzymką do Polski? Pielgrzymka co dwa miesiące...? No... tego to by nie wytrzymały nawet połączone budżety Szwajcarii i Emiratów Arabskich. Poza tym sklonowanych sześciu JPII zapewniłoby najczarniejszym super-
Czarny humor na Dzień Kobiet
Dlaczego tak trudno kobiecie znaleźć wrażliwego i czułego faceta? Bo wszyscy już mają chłopaków.
Dlaczego faceci się onanizują?
Bo lubią uprawiać seks z kimś, kogo naprawdę kochają.
Jak u mężczyzny objawia się planowanie przyszłości?
Kupuje dwie skrzynki piwa zamiast jednej.

Jaka jest różnica między punktem G a pubem?
Każdy facet wie, jak znaleźć pub.
Co zrobić, żeby facet przestał myśleć tylko o jednym?
Wyjść za niego za mąż.
konserwatywną sukcesję Piotrowego Tronu aż do połowy XXII wieku! Zero antykoncepcji, zero aborcji, zero kapłaństwa kobiet i sto procent celibatu jeszcze co najmniej przez 150 lat. Boże... nie!
Idźmy dalej: oczywiście klonowaniu poddano by niezwłocznie Ojca Rydzyka - w liczbie sztuk dziesięć. Święci Pańscy... dziesięć "Ra-dyjów" w eterze, to tyleż odmian nienawiści i ksenofobii. Kto normalny by to wytrzymał? Lecz co tam Ry-dzyk... groźniejsze byłoby sklonowa-nie Paetza. Dwadzieścia klonów tego biskupa i mamy kraj zhomogeni-zowany od Bałtyku po Tatry. Nieliczni hetero ukryliby się jedynie w katakumbach "Faktów i Mitów".
Popuśćmy wodzy makabrycznej fantazji: Polska zaludniona klonami Glempów, Pieronków, Gocłowskich, a także Łopuszańskich, Niesiołow-skich, Jurków, Nowin Konopczyn, Sobeckich, Buzków i Maryjanów... Stop! Nawet wyobraźnia musi mieć swoje granice.
W związku z tymi granicami właśnie redakcja "FiM" popiera w całej rozciągłości watykański zakaz klonowania. Zapewne biskupi nad Ty-brem - w rzadkim przypływie samokrytycyzmu - też doszli do wniosku, że świat takiego klonowania by nie przetrzymał.
MarS
W TV Puls utopiliśmy 200 min zl!
INDEKS 356441 ISSN 1509-460X
FAKTY
i mi
http://www.faktyimity.pl
TYGODNIK NIEKLERYKALNY
Nr 11 (106) 15 - 21 marca 2002 r. Cena 2 zl (w tym 7% VAT)
Oto konkubina i czworo spośród sześciorga dzieci księdza Antoniego Pasko. Katolicki kapłan przez 20 lat żył w..., a dokładnie: obok swojej nieformalnej rodziny. Teraz słuch po nim zaginął. Krakowska kuria płaci niedoszłej żonie plebana 500 złotych miesięcznie; po 71,42 zł na każdego z członków rodziny.
OStr. 6
Posłanka szczęścia
Vassula Ryden - jest ponoć w tak bliskiej komitywie z Najwyższym, że ten czasem całuje byłą modelkę w czółko... 60-letnia kobieta od kilkunastu lat robi oszałamiającą karierę jako ta, która rozmawia z Bogiem. Jej książki zawierające m.in. przepowiednie i proroctwa zostały przetłumaczone na ponad czterdzieści języków.
OStr. 10
iWielki Szu
Kim jest? Rektorem, doktorem, profesorem, jak mówią niektóre dokumenty, czy też licencjatem bez tytułu magistra, jak wynika z innych? A może jest braciszkiem zakonnym, a może księdzem... Lecz czy ma święcenia? Tego nie wie nikt! Wiadomo jedynie, że nazywa się Andrzej Kryński i przywłaszczył sobie wielką Akademię Polonijną w Częstochowie.
OStr. 8-9
KSIĄDZ NAWRÓCONY
FAKTYn
^M FAKTY ^H
ŚWIAT Miliard katolików opanowała trwoga na wieść o bolącym kolanie Ojca Świętego.
Nowy rodzaj stygmatu, czy może III Tajemnica Fatimska się wypełnia?
POLSKA Policja zatrzymała Jacka T. (członek AWS-ZChN), do grudnia 2001 r. dyrektora generalnego Poczty Polskiej. Bezpośrednim powodem aresztowania był zarzut przyjęcia przez niego łapówki w wysokości 20 tys. złotych. Od ponad roku toczą się śledztwa w związku z licznymi nieprawidłowościami, jakie miały miejsce w czasie zarządzania tą instytucją przez "partię Boga". Chodzi o zakupy niepotrzebnego sprzętu, niekorzystne kontrakty i ustawione przetargi (m.in. niekorzystny dla PP handel płytami przykościelnego zespołu "Arka Noego"). Pod rządami ZChN kwitło także dotowanie przez pocztę kościelnych imprez i wydawnictw oraz masowa produkcja znaczków o treści religijnej. Związek bigoterii ze złodziejstwem - oto polskie atuty w integracji z UE.
POZNAŃ Arcybiskup Paetz zaprosił księży ze swojej diecezji na uroczystą mszę i poczęstunek z okazji Wielkiego Czwartku. "W tym doniosłym spotkaniu nic nie powinno stanąć nam na przeszkodzie" - napisał jurny arcypasterz. Nie jesteśmy tacy pewni, czy coś przypadkiem nie stanie...
POLSKA/CZECHY Adam Małysz, drugie po Janie Pawle II lekarstwo na polskie kompleksy, zawiódł. Był nieszczęśnik dopiero osiemnasty w konkursie lotów narciarskich w Harrachovie. Ofiarą frustracji rodaków padł obrzucony śnieżkami Sven Han-nawald - bo nie dość, że lepszy od Małysza, to jeszcze Niemiec. Papież chory, Małysz niedysponowany - i jak tu żyć!?
WATYKAN Wobec mnożących się afer seksualnych wśród kleru, kościelna centrala chwyta się zdumiewających środków. Zamiast zlikwidować przyczynę, czyli przymusowy celibat, walczy się z ludźmi. Rzecznik "Stolicy Apostolskiej" Joaąuin Navarro--Valls stwierdził, że "osoby o orientacji homoseksualnej nie mogą być wyświęcane na księży", mało tego zauważył, że ,jeżeli można anulować małżeństwo zawarte z homoseksualistą, to można też anulować święcenia kapłańskie". Dyskryminacja wiernych ze względu na orientację seksualną to nic nowego dla Kk. Wyrzucanie homoseksualistów doprowadzi niewątpliwie do opustoszenia seminariów oraz przerzedzenia liczby biskupów i księży. Nas intryguje co innego - kto i w jaki sposób będzie badał skłonności seksualne kandydatów do kapłaństwa... i dlaczego będzie to arcybiskup Paetz.
9.03-10.03 odbyła się pielgrzymka do Rzymu z okazji 10 rocznicy reformy administracyjnej Kościoła w Polsce. W kontekście afery Paetza zabawnie zabrzmiały wypowiedzi papieża o "fizycznej bliskości biskupów i wiernych" oraz zachęty do "ściślejszych kontaktów duchownych i świeckich"... Niby staruszek, a pikantne dowcipy ciągle się go trzymają!
Polscy purpuraci ustami biskupa Piotra Libery zaprzeczyli, jakoby osoba Juliusza Paetza była przedmiotem ich rozmów w Watykanie. Przyjaciel Opus Dei, Libera, wyraził ubolewanie, że w ogóle pojawiły się takie pogłoski. Cóż znaczą wymacani klerycy przy bolącym kolanie...
USA Biskup Anthony J. O'Connell z Palm Beach na Florydzie jest już piątym w ostatnich latach biskupem amerykańskim, który podał się do dymisji po skandalu seksualnym. W ramach "czyszczenia" Kościoła w USA przypomniano ekscelencji molestowanie przed 25 laty 12-letniego chłopca. W 1996 roku seminarium wypłaciło ofierze 125 tys. dolarów odszkodowania. Jak widać, nominacja (w 1999 r.) pedofila na biskupi stolec nie kłóciła się z moralnością katolicką...
NIEMCY Konserwatywna katolicka partia CSU z kretesem przegrała wybory samorządowe w wielkich miastach Bawarii, nawet w stolicy tego kraju związkowego - Monachium. W regionie, gdzie zamiast "dzień dobry" mówi się "szczęść Boże", to prawdziwa rewolucja.
IRLANDIA Większość mieszkańców Zielonej Wyspy powiedziała "nie" Kościołowi i konserwatywnemu rządowi, który chciał zaostrzyć i tak restrykcyjną ustawę antyaborcyjną. / na kim się teraz będziemy wzorowali?
HISZPANIA Niebywałe! 71 księży katolickich domaga się w liście otwartym do swojego episkopatu dyskusji w Kościele nad likwidacją celibatu, kapłaństwem kobiet i demokracją w strukturach kościelnych (!)
Ach, te hiszpańskie temperamenty! "Nasi" księża nie mają takich problemów.
Ku osłupieniu opinii publicznej 3/4 episkopatu tego kraju (przynajmniej połowa jest związana z Opus Dei...) chce przyśpieszenia procesu kanonizacyjnego Izabeli I Kastylijskiej (zwanej także Katolicką). Ta fanatyczka religijna popierała inkwizycję, mordowała muzułmanów, a Żydów kazała wygnać z kraju. Po Piusie IX czas na świętą Izabelę, a później może... świętego Adolfa - też się chłop zasłużył.
15 - 21 III 2002 r.
KOMENTARZ NACZELNEGO
Mamy RACJĘ!
b;
rzydzę się poli-' tyką, ale stówo się rzekto. Samozwańczy komitet założycielski, z wybranym w jawnym głosowaniu pierwszym sekretarzem (Romanem Kotlińskim), jeszcze w marcu ztoży dokumenty we właściwym sądzie. Potrzebujemy tylko (wymaganych przepisami) tysiąc deklaracji przystąpienia do nowej partii i za parę miesięcy Polska będzie miata nową sitę polityczną. Jaka to będzie sita? Na pewno jedna z najbardziej znaczących. Wedtug kilku niezależnych sondaży, zrobionych dla nas przez studentów, w naszym kraju jest oko-to 20 procent antyklerykałów! Jest to ogromny, zdyscyplinowany elektorat - armia oświeconych ludzi o jasnych umystach i radykalnych poglądach. Wiemy, czego chcemy i wiemy, jak to osiągnąć. Mamy swój organ prasowy - "Fakty i Mity" - jeden z największych tygodników w Polsce. My wiemy, że mamy RACJĘ i to jest nasza największa sita! Mamy też dość pomiatania i manipulowania polskim narodem.
Od tysiąca lat robi to Kościót rzymskokatolicki, a spolegliwi Polacy - dzielnie mu pomagają. Katolicka mentalność, wpajana przez wieki dumnym Stowianom, zmie-nita wielki, bogaty kraj w zapyziaty Katoland, podległy Watykanowi. Prawdziwe oblicze papieże i biskupi pokazali, współpracując z zaborcami przeciw Polakom. Trzeba byto ten kraj rzucić na kolana, omamić ludzi spreparowaną na podstawie Biblii ludzką nauką, aby tym skuteczniej trzymać za mordę rządzących i rządzonych. Polacy mają być biedni i gtupi, aby byli tym lepszymi katolikami. Przez wieki nasi przodkowie żyli wedtug wpojonego im przez Kościót ha-sta - ora et labora - módl się i pracuj, bylebyś samodzielnie nie myślat. Owocami tej pracy dzielili się już inni.
Kiedy nasz kraj na początku lat90. miat niepowtarzalną szansę odrodzić się w wolności i ku pomyślności swoich obywateli, o swoje prawa upomniat się rzymski Kościót. Zostat podpisany konkordat - najbardziej upokarzająca międzynarodowa umowa końca XX wieku. Fakt jej podpisania przez prezydenta Kwaśniewskiego stawia jego i przywódców lewicy w szeregu pachotków Watykanu i zdrajców narodu polskiego. Konkordat usankcjonowat bowiem nadrzędną rolę i faktyczną wtadzę Kościota nad demokratycznym państwem. Daje on kościelnym hierarchom nieograniczone możliwości w zawłaszczaniu dorobku narodowego Polaków. Pewny swego episkopat wpływa na polskie ustawodawstwo, reprezentuje (ośmiesza) nasz kraj w kontaktach z Unią Europejską. Poprzez instytucję kapelanów i duszpasterstw kler katolicki zapewnił sobie wpływy w każdej dziedzinie życia, w każdej grupie zawodowej, wysysając pieniądze nawet z pomocy społecznej, szkolnictwa i służby zdrowia. Dzieje się to kosztem bezdomnych, bezrobotnych,
utrudzonych pracą emerytów, których nie stać na wykupienie leków. Za nic ma Kościół uwłaczające godności ludzkiej zarobki pielęgniarek, nauczycieli, policjantów; za nic dzieci mdlejące na lekcjach z głodu. Biedna, ale katolicka!
Przykład innych krajów najlepiej pokazuje, że wszędzie tam, gdzie ostał się silny Kk, tam też jest największa bieda i ciemnota. Fundamentalny katolicyzm okazał się największym motorem wstecznictwa i hamulcem postępu cywilizacyjnego. Kościół programowo dąży do ubożenia społeczeństwa (choćby przez walkę z antykoncepcją i propagowanie wielodzietności), aby samemu stać się jedynym dobrem i celem człowieka. Dobry katolik to biedny katolik. Nie od dziś wiadomo też, że taki najchętniej podzieli się swoją biedą z księdzem...
Polska jest jednym z ostatnich państw na świecie, które na tak ogromną skalę - świadomie i dobrowolnie - karmi czarnego pasożyta kosztem własnych obywateli. Głęboko wierzę w to, że jest w Polskim Narodzie dość siły, aby dokonać radykalnych zmian. Naprawy wymagają nie tylko stosunki państwo-Kościół. Należy rozliczyć i osądzić wszystkich aferzystów i złodziei, zwłaszcza z poprzedniego Buzkowego (nie)rządu, ale także z innych gabinetów i partii. Kary muszą być bardzo wysokie, najlepiej ciężkie roboty i konfiskata majątków. Żadnemu złodziejowi i aferzyście nie wolno żywić się kosztem Polaków! Uzdrowiony, oczyszczony z pasożytów kraj musi wyłonić z siebie światłe elity. Mądrych ludzi u nas nie brakuje, wielu jest też najwyższej klasy ekspertów, którzy fachowo pokierują gospodarką. Dość mamy Balcerowi-czów dbających o interesy Unii Europejskiej i premierów przyjmowanych na audiencjach u prymasa.
Apeluję do Was, Rodacy! Wywalczmy dla naszej Ojczyzny lepszą przyszłość! Dla naszych dzieci, wnuków i młodzieży, dla nas samych. Jest jeszcze - być może ostatnia! - szansa na zrzucenie z Polski jarzma, ciemnoty i wstecznictwa! Rozliczenie złodziei. Wprowadzenie normalności. Wydźwignijmy nasz kraj z biedy, chamstwa, bandytyzmu oraz marazmu i beznadziei, w której żyjemy obecnie. Każdy czytający te słowa może zostać członkiem nowej partii, która zmieni oblicze tej ziemi, zaprowadzi ład i porządek. Naszym celem jest godne życie Polaków, praca i chleb dla wszystkich; godziwe zarobki, prawdziwa wolność i demokracja, sprawiedliwość społeczna, humanizm i oświecenie.
Wierzący i niewierzący, katolicy i protestanci, ewangeliczni chrześcijanie i humaniści, emeryci patrzący na grabież dorobku życia, studenci, inteligenci i robotnicy, pozbawiona nadziei młodzieży...
ANTYKLERYKAŁOWIE MIAST I WSI - ŁĄCZCIE SIĘ!!!
JONASZ
Przeczytaj uważnie poniższe pytania:
1. Czy jesteś orędownikiem wolnej, niczym nie skrępowanej ludzkiej myśli, a przeciwnikiem totalitarnych nakazów "jedynie słusznych" religii, ustrojów politycznych, systemów gospodarczych i wzorców moralnych?
2. Czy opowiadasz się za całkowitą, a nie tylko teoretyczną równością wszystkich
obywateli wobec prawa -równością administracyjną, karną i gospodarczą?
3. Czy uważasz, że rodzice mają prawo do niezależności i wolnej ręki w planowaniu liczby swojego potomstwa, a co za tym idzie, do oświaty seksualnej, antykoncepcji i - w uzasadnionych przypadkach - aborcji?
4. Czy Twoim zdaniem jedynie właściwym miejscem
na nauczanie zasad jakichkolwiek religii są kaplice kościołów, a nie pomieszczenia szkolne? Czy jesteś za wyprowadzeniem ze szkół symboli religijnych?
5. Czy świeckie państwo powinno niezwłocznie zerwać lenne porozumienia międzynarodowe ograniczające suwerenność kraju (np. konkordat)?
Jeśli na wszystkie pięć pytań Twoja odpowiedź
brzmi TAK!, to odpowiedz na jeszcze jedno pytanie:
6. Czy chciałbyś (chciałabyś) zostać członkiem Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA i masz ukończone 18 lat? Jeśli i teraz Twoja odpowiedź brzmi TAK, to wypełnij poniższą ankietę (możesz ją skse-rować i dać do wypełnienia znajomym) i prześlij pod adresem redakcji:
! Oświadczam, że ukończyłem(am) 18 lat i mam pełną ! zdolność do czynności prawnych. Deklaruję przynależ-| ność do Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA.
! Imiona i nazwisko.............................................................................
i Pełny adres
|PESEL........................
[ Własnoręczny podpis
Dane wyłącznie do wiadomości redakcji:
imię i nazwisko......................................
wiek.......................................................
wykształcenie..........................................
telefon kontaktowy.................................
Jak widzisz swoją rolę w strukturach przyszłej partii?........................................
Nr 11 (106)
L5 - 21 III 2002 r.
FAKTY n
INJ
ZAMIAST SPOWIEDZI
Najgłośniej darły się kobiety 8 marca pod pomnikiem Kopernika na Nowym Świecie w Warszawie. Piątą już "Manifę" zorganizował ruch feministyczny Porozumienie Kobiet 8 Marca. "Kopernik też był kobietą" - głosiły transparenty. Poza tym: "Nie chcesz rodzić - musisz", "Zdrowie dla kobiet - uroda dla mężczyzn", "Wymiana - barter: SLD - ciała kobiet, Kk - wejście do Unii". Było głośno, kolorowo. W stuosobowym tłumie terkotały kamery chyba wszystkich stacji telewizyjnych. Wieczorem tylko niektóre z nich pokazały kilkuna-stosekundowe migawki. Jedne opatrzone pozytywnym, inne kpiarskim komentarzem.
Ofiara z kobiet
To już nie jest temat zastępczy, który ma odciągnąć społeczeństwo od jego prawdziwych problemów. Zmasowane
siły kobiet Trzeciej Najjaśniejszej
uderzają w zmowę, jaka istnieje ponoć
między rządem a mrokami średniowiecza,
przywróconymi przez Kościół. Ten atak
"FiM" zapowiadały przed miesiącem.
Tymczasem sytuacja jest poważna i urzędasy gubernatora Glempa doskonale zdają sobie z tego sprawę. Bo manifestacja pod pomnikiem Kopernika, mająca charakter happeningu, ilustruje tylko to, co dzieje się w najbardziej niebezpiecznych dla Kk salach Sejmu i Senatu. "Fakty i Mity" już w ubiegłym roku (nr 49/2001) informowały o cichym porozumieniu między rządem Millera a Episkopatem Polski w sprawie odłożenia nowelizacji ustawy o przerywaniu ciąży oraz o powszechnym dostępie do tanich środków antykoncepcyjnych (za poparcie Kk w unijnym referendum). Przewidzieliśmy, że coraz donioślejsze głosy domagające się
od SLD spełnienia obietnic wyborczych mogą sporo namieszać w tej oazie pozornego spokoju.
Podczas manifestacji w Warszawie odczytano list 100 słynnych i wpływowych Polek do Parlamentu Europy w sprawie łamania praw kobiety w ojczyźnie papieża. Premier, rząd, sutannowi i sam szef w Watykanie mogą nie liczyć się z krzykliwymi babami, ale jeżeli gremia UE o dramacie kobiet informują: noblistka Wisława Szymborska, prof. Maria Janion czy prof. Ewa Łętowska - to już przestaje być happeningiem, a trąca o wielką politykę.
Jednocześnie Parlamentarna Grupa Kobiet na czele z sen. Zdzisławą Janowską (SLD-UP) zapowiada wniesienie do laski marszałkowskiej projektu ustawy liberalizującej prawo do aborcji z powodów społecznych, tj. ze względu na trudną sytuację materialną kobiety. W ustawie ma być również zapisany dostęp do edukacji seksualnej w szkole oraz do tanich
środków antykoncepcyjnych. Sytuacja jest poważna i stanowi zagrożenie dla odwiecznych, a za rządów JP II wręcz obsesyjnych poglądów Kk na seks. Świadczy o tym piana, z jaką nawet umiarkowani wydawałoby się dostojnicy w kieckach reagują na postulaty Izabeli Jarugi-Nowackiej i jej koleżanek z parlamentu oraz organizacji kobiecych. Polewanie kwasem solnym, zaproponowane przez Pieronka, przejdzie zapewne do historii bon motów, razem z Urbanowym "rząd się wyżywi" i Wałęsowym "podawaniem nogi zamiast ręki". Jeżeli zimny Pieronek nie wytrzymał i wyzwał Jarugę-Nowacką od feministycznego betonu, to znaczy, że sutannowym grunt się pali pod nogami. Nie tylko im zresztą. Nawet sen. Olga Krzy-żanowska, poproszona o podpisanie listu do Parlamentu Europy, odmawia poparcia żądania zrozpaczonych kobiet, a pytana o powód, stwierdza w "Kropce nad i": "Kościół
przeżywa teraz pewien kryzys w związku z ostatnimi wydarzeniami (chodzi o czerwone majtochy Paetza - dop. J.W.). Mówienie więc o handlu prawami kobiet, do którego ma dochodzić między Kościołem a koalicją rządzącą, jest teraz po prostu nie trafione" (TVN, 5.03.2002 r.).
To jest jakaś paranoja! Co ma agresywny homoseksualizm poznańskiego biskupa do środków antykoncepcyjnych i przerywania ciąży z powodów społecznych?! Akurat te problemy - z oczywistych dla każdego powodów - nigdy nie dotyczyły purpurata. Czy zmaltretowane rzesze Polek mają przyjąć zasadę "ciszej nad tą trumną"?
Elokwentny rzecznik rządu Michał Tober też epatuje czytelników "Trybuny" drętwą mową, kiedy oświadcza: "Sugestie, jakoby istniało w tej sprawie jakieś tajne
porozumienie między rządem i episkopatem, to absurd (...) Dotychczas nikt nie przedstawił projektu liberalizacji prawa antyaborcyjnego. W planie pracy rządu na ten rok nie ma też takiego zapisu. 18-procentowe bezrobocie i 1-procentowy wzrost gospodarczy to najbardziej palące problemy tego rządu" (9.03.2002 r.).
Jeżeli kwestia 100 albo więcej tysięcy nielegalnych skrobanek w ciągu roku, wielu wykonywanych w koszmarnych warunkach, kwestia martwych dzieci znajdowanych na śmietnikach jest dla Tobera kwestią drugorzędną, to - nomen omen -do luftu z takim rzecznikiem! Nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy, że po wprowadzeniu kościelnej, restrykcyjnej ustawy skrobankowej (taką ma w Europie tylko Irlandia i Malta) liczba zabiegów spadła do kilkudziesięciu rocznie. I to tylko wykonywanych w publicznych ZOZ. Gazety aż pęcznieją od ogłoszeń prywatnych gabinetów oferujących skrobanki! Bogatym oczywiście, bo po około 2 tys. zł za zabieg. Cóż, pieniądze przestają się liczyć, jeśli w grę zaczynają wchodzić wartości - mowa oczywiście o pieniądzach świeckich, nie duchownych. Nie dajmy się omamić, że dla tych ostatnich ważne jest życie nienarodzonych czy sumienie kobiety. Oni walczą o swoje wpływy i rząd nad duszami Polaków.
JANUSZ WRUBEL Fot. P. Zimowski
Wiosna Ludów
Mieczysław Czerniawski - poseł SLD, przewodniczący Sejmowej Komisji Finansów Publicznych.
- Panie Pośle, sakramentalne pytanie: czy w 2002 roku rząd się wyżywi?
- Rząd się wyżywi, naród się wyżywi, chociaż stół będzie nieco skromniejszy...
- A już zupełnie poważnie: ile w tym roku będzie kosztować podatników obecna władza i jej gabinety?
- Na pewno zdecydowanie mniej niż poprzedni rząd. Kiedy analizuję projekt budżetu, we wszystkich dziedzinach widzę oszczędności rzędu 10-15 procent. Chociaż są pozarządowe instytucje, jak NIK, które chciały utrzymać wydatki na poziomie ubiegłego roku. Tymczasem Najwyższa Izba Kontroli dostanie 13 milionów złotych mniej; cięcia dotkną także Instytut Pamięci Narodowej itp.
- Drugą grupę, oprócz pracowników administracji, której raczej nie grozi ubóstwo, stanowią funkcjonariusze Kościoła katolickiego. Jak ujawniły "FiM", rząd Buźka przeznaczył na Kościół w ubiegłym roku ponad 90 milionów złotych, podczas gdy na pomoc społeczną - cztery razy mniej. Czy założenia tegorocznego budżetu są równie hojne wobec tej instytucji?
- Tu nie chodzi o hojność państwa czy rządu, chodzi o ustawowe zobowiązania. Regulujemy składki
na ZUS dla księży oraz katechetów i czynimy to od wielu lat. Nie dajemy księżom na jakąś działalność lub budownictwo. W tegorocznym budżecie ów kontrowersyjny "fundusz kościelny" wynosi również 92 miliony złotych.
- Jak wiadomo, mamy uchwałę Sejmu poprzedniej kadencji, dotyczącą budowy Świątyni Opatrzności Bożej. Czy wspomożecie finansowo taką inwestycję?
- Jak już powiedziałem, tego typu wydatków plan budżetu na rok 2002 nie przewiduje.
- Premier Miller przed wyborami i zaraz po nich obiecywał, że każda skradziona złotówka zostanie odebrana i zwrócona do budżetu. Na razie tego nie widać. Czy zatem prowadzona przez pana Komisja Finansów Publicznych uwzględnia dodatkowe przychody?
- No, wie pan... to byłby eks-tradochód budżetu, ale my, niestety,
musimy rozdzielać tylko to, co mamy; co wiemy, że będziemy mieli. Natomiast zapowiedź pana premiera jest aktualna. Proszę jednak zważyć, że aby komuś odebrać, kogoś zmusić do zwrócenia, musi być wyrok sądowy. Wiem, że toczy się kilkadziesiąt postępowań, śledztw właśnie w takich sprawach, ale my w komisji tym się przecież nie zajmujemy. Nie możemy prognozować, że wpłynie nam dodatkowo po wyrokach ileś tam milionów złotych.
- Jak Pan, jako prominentny działacz SLD, odnosi się do możliwości ewentualnego buntu społecznego, czyli tzw. wariantu argentyńskiego? Poseł Lepper już grozi blokadami, a ktoś zaproponował postawienie w Krakowie pręgierza dla złoczyńców i złodziei...
- Pan Lepper ma różne pomysły, ale sądzę, że jesteśmy narodem, który potrafi zrozumieć sytuację, w jakiej się znaleźliśmy. Oczywiście,
dzisiaj takie hasła padają na podatny grunt, bo ludziom żyje się ogromnie ciężko. Sam pochodzę z biednej, bieszczadzkiej rodziny i wiem, co to znaczy z trudem wiązać koniec z końcem. Ale nie sądzę, by w Polsce powtórzyła się sytuacja argentyńska. Przede wszystkim nasze państwo jest bardziej stabilne. Przecież proponując taki budżet, zapobiegamy powtórce z Argentyny. I ci, którzy mówią: "nie obcinajcie, pozostawcie tak jak było", do takiego rozwiązania w pewnym sensie dążą.
- Czy nie uważa Pan, że bezrobocie na poziomie 20 procent czyni w każdym kraju sytuację rewolucyjną?
- Dlatego rząd premiera Millera robi, co może, aby nie dopuścić do przekroczenia owych 20 proc. Ale nie wykluczam też, że jesienią, kiedy polska gospodarka wejdzie w najtrudniejszy moment, może dojść do demonstracji...
- Wiosna Ludów jesienią...?
- Mam nadzieję, że wszystkie siły w Polsce zrobią wszystko, aby do tragicznych wydarzeń nie doszło.
Rozmawiał JANUSZ WRUBEL Fot. Autor
Z NOTATNIKA HERETYKA
FAKTYn
15 - 21 III 2002 r.
GŁASKANIE JEŻA
Faktycznie hańba
Katolickie media, w tym oczywiście Radio Maryja i "Nasz Dziennik", ogarnęła histeria antyfeministyczno--antyaborcyjna.
Wszystko za sprawą tzw. Listu 100, wysłanego do komisarza ds. społecznych Unii Europejskiej, a podpisanego np. przez Wisławę Szymborską, Agnieszkę Holland, Krystynę Jandę, Olgę Lipińską, Korę Jackowską, Olgę Tokarczuk i kilkadziesiąt innych feministycznych betonów, które nawet polanę kwasem solnym... itd. Czego te baby chcą? Ano tego, aby polskie kobiety, wzorem swoich koleżanek z Unii mogły decydować o swoich brzuchach "z przyczyn społecznych". Do stu Pieronków! A cóż to może oznaczać? Dokładnie to, że jak rodzina jest na przymusowej
niskokalorycznej diecie beztłuszczowej i bezwitaminowej, to powinna mieć prawo do bezpłatnych środków antykoncepcyjnych lub - w razie "wpadki" - do usunięcia niechcianej ciąży we wczesnym jej stadium, bezpłatnie, pod fachową opieką służby zdrowia; zamiast "skrobać się" pokątnie, często z narażeniem zdrowia, i płacić za to ciężkie pieniądze, których akurat taka rodzina nie ma. To, co w Europie jest już od dawna normą, u nas określa się mianem "zbrodni na nienarodzonych".
Właśnie takie i inne sformułowania biskupa Tadeusza sygnata-riuszki listu nazwały "językiem przemocy, agresji i nienawiści". Na takie dictum Tadeusz się wściekł, a w Katolickiej Agencji Informacyjnej pojawiły się komentarze.
Np. takie, że podpisane pod listem największe polskie intelektualistki " nie mają prawa reprezentować polskich kobiet". Tu bym się akurat zgodził, bo np. rozmodlonych słuchaczek Radyja to panie Szymborską i Janda z całą pewnością nie reprezentują, bo by je prędzej diabli wzięli. No to kogo reprezentują? No to np. dziennikarki i Czytelniczki "FiM", i bardzo nam wszystkim jest z tym dobrze, a będzie jeszcze lepiej, gdy Jonasz założy swoją antyklerykalną partię.
Jednak KAI jest innego zdania, zdania wprost genialnego w swojej prostocie. Otóż to jedynie dostojnik Kościoła jest prawdziwym rzecznikiem wszystkich ludzi, " a tylko wtedy nie może kogoś reprezentować, jeśli tenże wyprze się swojego człowieczeństwa ".
POLAKÓW PORTFEL WŁASNY
Pamięć i przenikanie
Wśród zadawanych mi pytań są i takie, które dotyczą mojej pamięci. Nie tej w potocznym rozumieniu, tzn. umiejętności zapamiętywania liczb, tekstów czy twarzy. To akurat nikogo nie obchodzi - i dobrze - bo jest to tylko moje zmartwienie. Ale jest jeszcze coś takiego jak pamięć polityczna i o nią właśnie chodzi moim rozmówcom - szczerze lub nieszczerze zatroskanym.
A pytanie przez nich zadawane jest mniej więcej takie:
- Od listopada ubiegłego roku jest pan Sekretarzem Stanu w Ministerstwie Finansów i członkiem Komitetu Rady Ministrów. Ale jednocześnie jest pan szefem SLD na Podkarpaciu i posłem z tego regionu. Czy interes regionu nie ucierpi, nie zostanie zepchnięty na dalszy plan przez pana zaangażowanie w sprawy centralne, krajowe?
Rozumiem podłoże, na którym rodzą się takie obawy. Wszak niejeden raz się zdarzyło, że różni działacze z terenu, po wyborze do władz centralnych i objęciu różnych funkcji w Warszawie, ze wszystkich sił próbowali zaczepić się na stałe w stolicy i zapominali o macierzystym regionie. Imiennych przykładów podawał nie będę, bo nie chcę nikogo osądzać, każdy ma prawo wyboru własnej drogi.
Jeśli idzie o mnie, powiem krótko: "nie ze mną te numery". Jestem, zdaje się, jednym z nielicznych ministrów, który mieszka w hotelu, konkretnie w Domu Poselskim na
Wiejskiej, gdzie jako posłowi przysługuje mi pokój. I nie zamierzam mieszkać w Warszawie na stałe. O ile dobrze pamiętam, w repertuarze Kabaretu Starszych Panów była piosenka o tym, że wolą oni pozostać u siebie, "przy Wiśle", choć jest tyle przecież innych, pięknych rzek. Trawestując, powiem, że ja pozostanę "przy Podkarpaciu". Rozłąka z rodziną, która jest następstwem mojej pracy w Warszawie, stwarza oczywiście pewne problemy, ale na to, niestety, nie ma stuprocentowego remedium. Na szczęście, nie jest to rozłąka trwała - mój kalendarz zajęć staram się układać w ten sposób, aby na sobotę czy niedzielę móc się wyrwać do Rzeszowa. Albo pociągiem (odjazd w piątek przed północą) albo samochodem.
Owszem, służbowym. Pali jednak odrobinę mniej benzyny niż rządowy samolot, którym np. p. Longin Komołowski, minister i wicepremier w rządzie Jerzego Buźka, regularnie latał na weekendy do Szczecina.
Tak więc sobota i niedziela -to moje "dni terenowe". Czy to
wystarcza na sprawy regionu? Pewnie nie, ale od czego pozostałe dni tygodnia? Nigdzie nie jest powiedziane, że o interes regionu można dbać tylko stamtąd. Z Warszawy, z centrali - też można. Czasami nawet skuteczniej. Że sprawy regionu nie powinny przesłaniać ministrowi szerszej, krajowej perspektywy - to chyba oczywiste. Ale nie mogą również z pola widzenia zniknąć. Nie widzę tu sprzeczności, raczej uzupełnianie się, przenikanie. Czując region, jego dole i niedole, ostrzej widzi się i odbiera problemy załatwiane centralnie.
To, że zostałem ministrem, nie oznacza, że straciłem pamięć - skąd przyszedłem, kto mnie wybierał i komu będę składał sprawozdanie z wypełnienia powierzonego mi mandatu. Polityk, który odwraca się plecami do wyborców, postępuje nie tylko nieetycznie, ale i bardzo nierozsądnie. Prędzej czy później następuje bowiem podsumowanie i jak to mówią: "przyszła kryska na Matyska". Wolałbym jednak nie rozwijać tego tematu, a moim argumentem niechaj będzie... pewien dowcip.
"Przed sądem staje znany, długo ścigany kieszonkowiec. Sędzia pyta: - W jaki sposób oskarżony potrafił ukraść poszkodowanemu złoty zegarek razem z brelokiem i przypiętym łańcuszkiem?
- Panie sędzio, za taką lekcję to ja biorę dwadzieścia dolarów...".
Więc niby dlaczego ja miałbym udzielać porad za darmo?
dr WIESŁAW CIESIELSKI
Wiceminister Finansów, Sekretarz Stanu, Generalny Inspektor Kontroli Skarbowej
Kurczę, jeśli tylko taka jest ce na, to ja się czym prędzej wypieram. Toć ja nawet do naczelnych nie należę, a jestem jedynie zastępcą
naczelnego. Taki psi los. Jednak na stronach internetowych KAI była informacja daleko ważniejsza niż jakiś tam list opętanych przez demony bab. Oto w serwisie informacyjnym na pierwszym jego miejscu przeczytałem doniesienie,
że: "Papież uskarża się na ból kolana"] I co powiecie, Kochane Betony Solno-Kwasowe? Na świecie toczy się kilkadziesiąt wojen. Co dzień bomby terrorystów rozrywają niewinnych ludzi. W Afryce, Azji i Ameryce południowej tysiące dzieci umierają z głodu, tysiące dorosłych na AIDS i inne świństwa, a tu proszę... JPII boli noga. Mnie Ś też boli jak Ś: cholera, i co z tego?! : Niezawodny "Nasz Dziennik" nazwał "List 100"
A y słowem "hańba". Lecz jest V ' hańba daleko większa. Rzesza umarłych z głodu dzieciaków karnie kroczy czwórkami wprost do nieba, a niebo pewnie z tego właśnie powodu nie ma czasu zająć się bolącym kolanem. Cierpią tam bowiem na chroniczny brak kadr, a biskupa to już tamże ze świecą szukać.
MAREK SZENBORN
Rabowanie spółek Skarbu Państwa przez ludzi pochodzących z zaciągu Mariana Krzaklewskiego jest faktem. Jakby tego było mało, zapisano w umowach wysokie odprawy i odszkodowania dla tych, pożal się Boże fachowców, i to niezależnie od wyników finansowych firm! Prawica, zwalczając zmiany kadrowe przeprowadzane przez rząd, podnosi argument ich wysokich kosztów. Prawdą jest, że groźba wypłaty sum sięgających nawet milionów złotych jest całkiem realna. Nasza redakcja przypomina jednak wyrok Sądu Najwyższego z 7 08 2001 roku Jego treść rozwiewa wszelkie marzenia Mańko-wych fachowców o wielkiej kasie.
Sędziowie doszli bowiem do wniosku, iż spółki Skarbu Państwa, a szczególnie te dysponujące naprawdę dużymi pieniędzmi, są łupem politycznym. Dokonując oceny zapisów umowy należy brać ten fakt pod uwagę. Nam najbardziej sensacyjne wydały się stwierdzenia sądu, że wysokość wynagrodzenia zarządów należy oceniać przez pryzmat zasad współżycia społecznego. Prowadzi to do wniosku, iż jest możliwe ustalenie dyrektorskiej płacy na poziomie przekraczającym go-dziwość. Podkreślono w tym wyroku, że najczęściej zarządy pozorowały negocjacje płacowe i faktycznie same ustalały sobie pobory.
Prezesi
bez kasy?
Blady strach powinien paść także na tych AWSowskich prezesów, którzy dostali w swe łapki spółki nie podlegające ustawie o ograniczeniu wynagrodzeń. Zalicza się do nich np. kasy chorych i szpitale, spółki kontrolowane w całości przez Skarb Państwa. Sąd Najwyższy uznał, iż wystarczy, aby pakiet kontrolny akcji danej spółki znajdował się pod kontrolą Skarbu Państwa i już możemy badać poziom wynagrodzenia i jego składniki. Sędziowie podkreślają konieczność oceny jakości pracy wykonywanej przez zainteresowanych odprawami, jak i posiadania przez nich kwalifikacji niezbędnych do jej wykonywania.
Najlepsze jest jednak to, że tym wyrokiem sąd, i to Najwyższy, rozwiewa na-dzieje przegranych na posady w spółkach należących do samorządu. Nic z tego - takie same reguły obowiązują spółki państwowe, jak i gminne czy powiatowe. W Polsce co prawda nie obowiązuje zasada precedensów prawnych, ale należy mieć nadzieję, że ten wyrok minister Skarbu Państwa i jemu podlegli pracownicy będą traktować tak jak Biblię. Alleluja! Istnieją więc ewidentne podstawy prawne, by pozbawić solidarnościowych bonzów milionowych odpraw! Czy zostaną w pełni wykorzystane?
ANNA KARWOWSKA
Nr 11 (106)
L5 - 21 III 2002 r.
FAKTY n
INJ
NA KLĘCZKACH
POSEŁ KSIĘDZEM
___________ Na Słowacji zatrzymano byłego posła AWS Marka Kolasińskiego (na zdjęciu), poszukiwanego dotąd listem gończym za
wielomilionowe oszustwa finansowe. Zaradny były poseł u naszych południowych sąsiadów podejmował próby działań nazywanych praniem pieniędzy, ale nie zdążył rozkręcić interesu" - poinformował w piątek zastępca szefa słowackiej policji Jaroslav Spisziak. Policjanci z brygady antyterrorystycznej zatrzymali Kolasińskiego, gdy z kościoła szedł do hotelu (to chyba oczywiste, że poseł AWS na msze stawiać się musi, nawet jeśli przypadkiem jest przestępcą). "Nie chcieliśmy go aresztować w kościele, aby nie budzić sensacji " - powiedział Spisziak. Jak poinformowała w piątek wieczorem słowacka telewizja "Markiza", Ko-lasiński w trakcie zatrzymania miał na sobie... sutannę. Podczas pobytu na Słowacji ubierał się jak ksiądz, przedstawiał się jako osoba mająca bliskie stosunki z Watykanem oraz monopol na dystrybucję wina mszalnego w Polsce. Wiedzieliśmy, że polska prawica lubi chować się pod sutanną, ale żeby tak dosłownie... (M.A.)
OPŁATKIEM PO ŁBIE
Jak informuje "Nasza Polska", będąca - obok R. Maryja, "Naszego Dziennika" i "Głosu" - nieformalnym organem Ligi Polskich Rodzin, w szeregach tej organizacji panuje miłość, uczciwość i wola wspólnego działania. Tymczasem niedawno ujawniono, że spotkanie opłatkowe dolnośląskich działaczy rydzykowej partii zakończyło się awanturą, wypominaniem sobie przeszłości, a także wzajemną wymianą gróźb i inwektyw. Centrala Ligi chciałaby ściśle podporządkować sobie liczne, skrajnie prawicowe grupki i partyjki, z których jest zbudowana - tymczasem regionalni działacze boją się, iż stołki radnych uciekną im spod d..., czyli sprzed nosa. Kłótnia o władzę była przyczyną całej pyskówki - rzecz typowa dla środowisk prawicowoka-tolickich. (A. Karw.)
SYJONIZMOWI - NIE?
Jak podaje "Gazeta Wyborcza", sąd najwyższy Izraela orzekł, że do otrzymania obywatelstwa tego kraju wystarczy nawrócenie na judaizm liberalny lub reformowany, a nie - jak dotąd - tylko na ortodoksyjną wersję tej religii. Większość społeczeństwa przyjęła decyzję sądu z dużą ulgą, bo być może jest to pierwszy krok w kierunku świeckości państwa. Paradoksalnie w tym wyjątkowo zeświecczonym społeczeństwie -
PIAJA KOLUMNA
ortodoksyjna wersja religii żydowskiej cieszy się wielkimi przywilejami. Izraelczycy muszą ten stan tolerować pod naciskiem konserwatywnej diaspory żydowskiej, bez której wsparcia finansowego i politycznego kraj ten nie mógłby się obejść. (A.C.)
WBREW ARCYBISKUPOWI
W pobliżu pomnika Ludwika Waryńskiego i szaletu miejskiego wzniesiony zostanie w Puławach granitowy krzyż. Na czele Społecznego Komitetu Budowy Krzyża Jubileuszowego (cóż za opóźnienie!) stanęła emerytowana nauczycielka i działaczka lokalnego koła Rodziny Radia Maryja, Maria Skóra. Krzyż z granitowych bloków o wysokości ponad 8 m, zaprojektowany przez Tadeusza Szczygła, ustawiony zostanie na żelbetowym cokole na skwerze Niepodległości... wbrew zaleceniom samego złotoustego arcybiskupa Józefa Życińskiego. Hierarcha apelował bowiem wcześniej, żeby zamiast na budowę nowych świątyń i pomników przekazywać pieniądze na pomoc dla bezrobotnych. Dziwnie jednak nie protestuje przeciw temu akurat nieposłuszeństwu. (R-P-)
BO ZUPA BYŁA ZA DROGA
Zarząd Bytowa (Pomorskie), kierowany przez byłego posła AWS Jerzego Barzowskiego, ukrócił dopływ społecznej kasy do kościelnej jadłodajni Caritasu. Powodem przycięcia dotacji była zbyt wygórowana cena posiłków serwowanych w tej stołówce... i reklamowanych jako "darmowe". Zupka gotowana na święconej wodzie kosztuje 2 złote za talerz! Święcone jadło jest hojnie wspierane przez sponsorów i parafian, którzy wrzucają pieniądze do skrzynek. Mimo tego wsparcia "darmowa" zupka a la Caritas kosztuje więcej niż podobny posiłek serwowany w pobliskim barze mlecznym, gdzie jego koszt to około 1,5 zł, w zależności od gatunku i wkładki. Mimo że bar jest podmiotem gospodarczym, a więc z założenia ma być dochodowy, posiłki w nim podawane są tańsze niż te sponsorowane w kościółkowej kuchni! Pamiętamy, jak to kilka tygodni
temu biskup Pieronek dowodził w , .Kropce nad i", że Caritas taniej niż państwo troszczy się o potrzebujących - wolne żarty! (A.S.)
RENTGEN?
Pisaliśmy już wielokrotnie, że Kościół jest coraz bardziej osamotniony w poglądach na etykę seksualną. Zdaniem szefa Papieskiej Akademii Pro Vita - poglądy Kościoła nie wynikają z katolickiej dogmatyki, lecz z prawa naturalnego, które "jest zapisane w sercach wszystkich ludzi". Od dawna jesteśmy pełni podziwu dla Kościoła, który - mało że przez osobę papieża jest nieomylny - to jeszcze ma wgląd w serca całej ludzkości, i wie np., że matka nie może kochać dziecka z probówki, bo to sprzeczne z naturą. (A.C.
"PO MAŁYM" NA LEDNICY
Na Lednicy w nocy z 18 na 19 maja szykuje się impreza suto zakrapiana mszalnym wińskiem m.in. na cześć 82 urodzin Ojca Świętego. Tysiąc litrów wina będzie czekać na uczestników tegorocznego spotkania - młodzież! Na zakończenie imprezy każdy uczestnik otrzyma małą ampułkę z czerwonym winem, które dominikanin Jan Góra - organizator, zamierza sprowadzić specjalnie z Ziemi Świętej. Wszyscy otrzymają też na pamiątkę medaliki Matki Boskiej Niezawodnej Nadziei oraz po małym drewnianym wiosełku, które ma oczywiście symbolizować patrona Polski, św. Wojciecha. Temat rozważań i dysput jak najbardziej stosownie dobrany -wesele w Kanie, na którym Jezus załatwił ok. 600 litrów wina (kto to policzył i czy był trzeźwy?)!
Jest taki akt prawny pt. Ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi z dnia 26 października 1982 r. W jednej z pokomunistycznych poprawek proklamowano Kościół opoką tego typu przedsięwzięć. Jak głosi art. 1 ż 3: "Organy współdziałają również z Kościołem katolickim i innymi kościołami oraz związkami wyznaniowymi w zakresie wychowania w trzeźwości i przeciwdziałania alkoholizmowi". Księża oczywiście współdziałają, kiedy trzeba, np. wtedy, kiedy Owsiak robi Woodstock i "pęknie" kilka beczek piwa. Kiedy zaś picie jest uświęcone przykładem Kany Ga-lilejskiej, wówczas jest to akt wiary. (M.A.)
postacią chleba i wina - twierdzi hiszpańska agencja EFE, powołując się na dobrze poinformowane "źródła watykańskie". Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów (jak to brzmi!) zgodziła się ponoć na udzielanie komunii pod dwiema postaciami w czasie każdej mszy świętej. Dotychczas prawo do picia wina z kielicha mszalnego przysługiwało w Kk jedynie kapłanom, wierni zaś mogli czynić to tylko podczas szczególnych uroczystości. Ten "news" dowodzi, że Kościół katolicki "zbliża się" do prawosławnej Cerkwi oraz Kościołów protestanckich, których wyznawcy spożywają Jezusa (lub jego symbole) pod dwiema postaciami.
Chętni już zastanawiają się nad problemami higienicznymi i czysto technicznymi. Czy pić się będzie z kielicha mszalnego, czy może z plastikowych, jednorazowych kubków? A może wierni będą przychodzić do ołtarza ze swoimi kieliszkami? Zgorszyły nas odnośne komentarze, które można przeczytać w internetowej Wirtualnej Polsce: - "Muszęprzyznać... że mam to głęboko w d...
- Podrożeje wino Sophia. Najtańsze na rynku. Radzę zaopatrzyć się w nie wcześniej. - Paetz i jego kumple w kieckach udzielają komunii pod trzecią postacią... "
- piszą rodacy, których jakoś nie elektryzuje możliwość wypicia przy ołtarzu. Na msze będzie teraz przychodzić chyba nieco więcej osób, a i ksiądz będzie miał większą śmiałość chodzić "po składce". (G.K.)
SIOSTRA PRYMASA
Podczas spotkania przedstawicieli Samoobrony z mieszkańcami tego samego Bytowa, jeden z obecnych rolników bezczelnie zapytał - dlaczego chłopi muszą słono płacić za ziemię z Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa, podczas gdy Kościół otrzymuje ją za darmo. Ku naszemu zdumieniu obecna na zebraniu posłanka Samoobrony Danuta Hojarska poparła skargi rolników na nadmierne obdarowywanie Kościoła i wyjaśniła, że inaczej być nie może, bo "żona dyrektora AWRSP w Warszawie jest siostrą prymasa Józefa Glempa "! (A.S.)
" Tak wyglądają msze w kościołach niemieckich " - napisała do nas jedna z Czytelniczek z Diisseldorfu, załączając jednocześnie zdjęcie z miejscowej prasy (patrz zdjęcie). Na fotografii widać jak na dłoni, że wiernych w świątyni jest raczej niewielu. "Albo naród zmądrzał, albo należy do innych wyznań" - komentuje z ironią kobieta. W Polsce obserwujemy już podobne zjawisko - wiele potężnych świątyń, szczególnie zbudowanych w ostatnich latach, odwiedzają nieliczni parafianie. Stronią od nich nawet turyści. Jeśli już zaglądają do kościołów, to tylko tych zabytkowych...
(R.P.)
PIERONEK PONAD PRAWEM
TEATRUM BEZ PUBLIKI
III Wydział Karny Sądu Rejonowego Warszawa Mokotów odrzucił zażalenie Stowarzyszenia Gejów i Lesbijek na odmowę wszczęcia postępowania przeciwko biskupowi Tadeuszowi Pieronkowi (na zdjęciu). W październiku ubiegłego roku sugerował on publicznie, że homoseksualistów należy izolować, uniemożliwiając im wykonywanie niektórych zawodów. Prokuratura uznała, że poniżanie mniejszości seksualnych nie jest warte wszczynania dochodzenia, bo polskie prawo gejów i lesbijek nie chroni... Sąd zdanie prokuratury podtrzymał. Z tego orzeczenia sądu i równoległej w czasie afery Paetza wynika, że w Polsce jedyną chronioną przez prawo mniejszością są biskupi i arcybiskupi, którzy mogą nie tylko bezkarnie pleść, co im ślina na język przyniesie, ale także swobodnie i bez skrępowania obmacywać podwładnych... Watykańskich biskupów w Polsce krajowe prawo jak widać nie dotyczy (A.C.)
KIELICH CZY KUBKI
Katolicy już wkrótce będą mogli przyjmować komunię pod
1 T 1 f
1 H - Ś "



1 Ś
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
15 - 21 III 2002 r.
Przez dwadzieścia lat był jednocześnie księdzem, kochankiem i... ojcem szóstki dzieci. Teraz wszelki słuch po nim zaginął, a krakowska kuria niedoszłej żonie plebana płaci odszkodowanie w kwocie... 500 zł miesięcznie.
15-letnia Maria Kowalska poznała 30-let-niego księdza Antoniego Pasko w Zakopanem. Był przystojny i inteligentny. Naiwny podlotek zakochał się po uszy w swoim księdzu. Antoni odwiedzał dom Marysi przy różnych okazjach. Na "osiemnastkę" przyniósł jej 18 gerberów.
Miłość platoniczna szybko przerodziła się w miłosny związek. Snuli wspólne plany na przyszłość. Obiecywał zrzucić sutannę, ona miała zostać jego żoną. Ukrywali się przed całym światem. Jednak gdy urodził się Michaś, zaczęły się problemy. Decyzja o zrzuceniu sutanny oddalała się. Nawet przejście do Kościoła pol-skokatolickiego, na które nalegała Maria, stawało się nierealne.
Tymczasem Antoni został proboszczem w Krzyżkowicach koło Myślenic. Coraz rzadziej odwiedzał swoją nową rodzinę. Maria tłumaczyła to sobie nawałem pracy i pozorami, jakie musi stwarzać, by nie rozpoznano, że prowadzi podwójne życie. Nadal naiwnie wierzyła, że z czasem będą normalną rodziną. W nowej parafii ks. Antoni nie stronił od wódki i hazardu.
- Namiętnie grywał z innymi księżmi w karty. Potrafi wiele wygrać, ale i mnóstwo stracić. Grali o wszystko, najpierw o pieniądze, a kiedy te im się skończyły, o magnetowidy, telewizory czy nawet samochody - opowiada zbolała Maria.
Żyli jakby w separacji. Były momenty, że chciała zerwać ten związek, jednak wówczas Antoni na przemian straszył ją i kajał się.
Po zatargach z policją za jazdę po pijanemu zmienił parafię. Został proboszczem w Niepołomicach. Spotykali się rzadko, ale za to spotkania przyniosły wymierne efekty. Maria rodziła mu kolejne dzieci. Dzieci rzadko widywały tatę. Najczęściej przyjeżdżał wieczorami i nad ranem wracał do parafii. Często musiała błagać go o pieniądze na życie. Sama nie mogła pracować, musiała opiekować się dziećmi. Myślała, że jako proboszcz zagwarantuje rodzinie dostatnie życie. Jednak Antoni albo je przepijał, albo przegrywał w karty, albo wydawał na inne kobiety.
Skrywana przez lata tajemnica musiała się kiedyś wydać. Stało się to w momencie, gdy Maria zabrała najmłodszego syna w odwiedziny na parafię do ojca. Chłopczyk zobaczył Antoniego idącego w towarzystwie
Sypiając z księdzem
kilku innych księży. Pobiegł w jego kierunku, rzucił się na szyję i stęskniony krzyczał: "Tatusiu, tatusiu!". Wieść o skandalu szybko dotarła do pałacu kardynała Franciszka Macharskiego. Za karę ksiądz Antoni spędził półtora roku w najostrzejszym zakonie w Polsce - u kame-dułów na Biela-
nach.
Po przymusowym odizolowaniu miał wyjechać na misję do Czech. W końcu trafił do diecezji szczecińsko-kamieńskiej. Nie zagrzał w niej długo miejsca; po roku pracy w parafii Niepokalanego Poczęcia w Policach został przez biskupa zwolniony i wrócił do Krakowa.
Kiedy stanął z walizką w progu mieszkania, Maria rozpłakała się ze szczęścia. Miała wreszcie ukochanego na miejscu, miała ojca swoich dzieci. Wydawało się jej, że teraz nastaną szczęśliwe dni i skończy się życie w ukryciu. Niestety, szybko okazało się, że to początek końca zakazanej miłości. Nie mieli za co żyć. Dopiero gdy Antoni podjął pracę na budowie u swego kolegi ks. Jakubca, jakoś wegetowali.
Nowa rzeczywistość przerosła plebana. Niemal co dzień upijał się. Krzyczał i bił dzieci. Bez powodu wszczynał awantury. Sąsiedzi wzywali policję. Zarobione pieniądze, zamiast na utrzymanie rodziny, Antoni wydawał na alkohol. Bywały dni,
że Maria kupowała jedzenie dla psów, by wykarmić dzieci. Apogeum dramatu nastąpiło podczas Wigilii. Kiedy wszyscy składali sobie życzenia, on oznajmił, że się nie przyłączy, bo nie są jego rodziną.
- Postanowiłam uwolnić się od niego. Miałam dość pijaństwa, ciągłych burd, wizyt policji, płacenia kolegium, zmarnowanego życia. Nie mogłam już znosić tego ciągłego upokorzenia - opowiada Maria i płacze.
W końcu ks. Antoni wyprowadził się. Zamieszkał w podziemiach kościoła u ks. Jakubca. Ten wypłacał Marii i dzieciom po 200 zł co dwa tygodnie. Bywało jednak i tak, że nawet przez kilka miesięcy nie dostawali nic. W końcu ks. Antoni wyleciał też z mieszkania u kolegi. Widocznie i ten nie mógł z nim wytrzymać. Jakiś czas później kuria załatwiła Antoniemu pracę przy budowie Domu Samotnej Matki w Borku Fałęckim. Jednak po kilku miesiącach trafił do schroniska brata Alberta. Wszelki ślad po ks. Antonim Pasko zaginął.
Ani kuria, ani policja nie odnalazły go do dzisiaj. Ostatni raz kontaktował się w lipcu 2000 r. Od tamtej pory - cisza. Kowalscy mająjed-nak nadzieję, że ksiądz żyje.
- To nasz ojciec. Chcemy go odnaleźć - twierdzi najstarsza córka,
Magdalena. Krakowska kuria potwierdziła, że ksiądz zaginął. Wicekanclerz ks. Jerzy Dziewoński powiedział "FiM", że "Pasko jest nadal księdzem, nie został suspendowany (wyrzucony z szeregów księży - przyp. J.R.), choć związał się z kobietą i porzucił czynności kapłańskie ",
- Jest tzw. martwą duszą w kościele krakowskim - usłyszeli zdumieni Kowalscy. Wielomiesięczne błagania i interwencje u krakowskich biskupów Kazimierza Nycza i Jana Szkodonia o pomoc materialną nie przynosiły rezultatu.
( .\ k Yt.Wi 4 H f' H | m H.KSJ I K R AKOW.y KI EJ
ul. BnnrnKha 74, M-Dłl KnL**, ufefai: [HK D-12 * |-NP-I :, I U-M -Hi
Szamrwmr !*r*i
dnu raim^oi, [Kkimwtzy ni
ojc*. elt nit iJŁJki tfł S l *1 ifaiy
- Biskup Nycz wyrzucił nas za drzwi, a seminaryjny kolega księdza Pasko, biskup Szkodoń, wpierw obarczał mnie odpowiedzialnością za zmarnowane życie duchownego, a potem przeciągał załatwienie sprawy w nieskończoność - mówi Maria.
Dopiero kiedy ujawnienie skandalu zawisło nad krakowskim Kościołem jak miecz Damoklesa, kardynał Macharski obiecał pomoc. Poprzez Caritas od marca 2001 r. Kowalscy otrzymują miesięcznie - jako zapomogę - 500 zł i mają ją otrzymywać przez 5 lat. W ostatnich dniach krakowska kuria zaczęła szantażować Kowalską, że ta ukrywa duchownego i chce wyłudzić od Kościoła pieniądze...
- To suma, która urąga przyzwoitości - uważa zdesperowana Maria. Dla swoich dzieci - dzieci Kościoła - domaga się od krakowskiej kurii realnych alimentów, dzięki którym będzie mogła utrzymać sześcioro dzieci księdza Antoniego. Inaczej pozwie kurię do sądu. Najstarsze z dzieci ma 20 lat, a najmłodsze 4 latka.
Maria Kowalska ukończyła studia prawnicze. Poświęciła ponad 20 lat człowiekowi, którego kochała. Kto zabrał ojca sześciorgu dzieciom - bezlitosny celibat czy on sam? JAROSŁAW RUDZKI Na prośbę bohaterów artykułu ze względu na bezpieczeństwo dzieci personalia zostały zmienione.
Repr. archiwum
3MI r
CŁUT.1E
Ponad dwudziestu wybitnych trój-miejskich artystów plastyków podpisało się pod listem otwartym do abepe Tadeusza Gocłowskiego, w którym domagają się wyjaśnienia sprawy bezprawnej likwidacji grobu Jerzego Palińskiego, sopockiego artysty malarza.
Na będącym własnością Kk cmentarzu katolickim w Sopocie doszło do skandalu. W listopadzie 2000 r. zlikwidowany został grób zmarłego w 1968 roku Jerzego Palińskiego. Grób unicestwiono, mimo że był zadbany i opłacony. Biznesmeni w sutannach zarządzający cmentarzem pochowali w tym miejscu inną osobę, a szczątki artysty umieścili w skrzynce obok nowo pochowanego trupa. Mieszkająca w Sopocie rodzina zmarłego malarza odnalazła płytę z jego grobu u cmentarnego kamieniarza, do przeróbki. Dlaczego księża tak postąpili, mimo iż sami przypominają wiernym o szacunku dla ludzkich szczątków? Tłumaczą się tym, że grób został zlikwidowany z powodu nieopłacenia miejsca pochówku. No tak, to byłby powód! Jednak co innego mówią brat i syn zmarłego. Twierdzą, że w terminie dokonali opłaty, ale ufając kościelnym urzędnikom, nie domagali się pokwitowania, przyjmując, że dokonanie opłat zostało odnotowane w księgach cmentarnych. Rodzina Palińskich
Grobowy interes
wykupiła dwa miejsca obok siebie, opłacając je do 2008 roku. To drugie miejsce nie zostało naruszone. Opłatę wniesiono w biurze parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Sopocie. Kiedy wybuchła afera z likwidacją grobu, okazało się, że księga cmentarna... zaginęła.
Przez ponad rok rodzina artysty próbowała wyjaśnić sprawę. Odwołania do instancji kościelnych nie odniosły skutku. Na list środowiska malarzy, domagających się powrotu prochów zmarłego na poprzednie miejsce, nie zareagował również ekscelencja Gocłowski. Przecież miejsce to zostało już sprzedane rodzinie zmarłej i pochowanej tam kobiety. Przypuszczamy, że za ekstrapieniądze, bo grób Palińskiego znajdował się w centralnym punkcie cmentarza. Według trójmiejskich malarzy, watykańscy urzędnicy dopuścili się barbarzyństwa połączonego ze złodziejstwem. Barbarzyństwa, bo szczątki Palińskiego zostały naruszone bez zastosowania procedury ekshumacji; złodziejstwa, bo zarządzający cmentarzem ukradli opłacone miejsce pochówku.
Tego typu przypadki nie są odosobnione. Przed trzema laty podobny skandal miał miejsce na cmentarzu w Lęborku. Ks. Mieczysław Radochoński, proboszcz parafii św. Maksymiliana Kolbe zarządzającej cmentarzem, tuż po objęciu probostwa dziarsko zabrał się do "porządkowania" nekropolii. Najbardziej bulwersująca była sprawa kradzieży miejsca pochówku już w tydzień po pogrzebie! Wielki szok przeżył Paweł Niedzielin, mąż zmarłej, kiedy w tydzień po pogrzebie przyszedł na jej grób i zastał tam pomnik z innym nazwiskiem. Ciało jego żony, również bez zachowania procedur ekshumacyjnych, przeniesiono w inne miejsce, na obrzeżu cmentarza. Awantura zrobiła się z tego nieziemska, ponieważ działanie proboszcza jednoznacznie świadczyło o tym, że przehandlował atrakcyjne miejsce za dużą kasę.
Te dwa przypadki dobitnie potwierdzają regułę, że dla Kk najważniejsze są pieniądze i nim podporządkowana jest cała jego działalność.
JACEK KOSER
Nr 11 (106)
L5 - 21 III 2002 r.
FAKTY n
POLSKA PARAFIALNA
Wielki interes małych braci
Bankructwo Telewizji Familijnej jest przesądzone. Stało się tak pomimo wielomilionowych zastrzyków ze strony spółek Skarbu Państwa. Wielki interes Prowincji Braci Mniejszych Konwentualnych, czyli TV Puls, w samych tylko obligacjach umoczył 91 milionów zł polskich podatników!
Zabawę w Telewizję Familijną (dziś TV Puls) bracia franciszkanie rozpoczęli pod własnym szyldem w 1997 roku. Jak przystało na zakon żebraczy, opracowano komercyjną strategię spółki, która z założenia nastawiona była na krociowe zyski: " Oferta skierowana do precyzyjnie określonego, docelowego widza (młoda, zamożna, miejska widownia) pozwalająca na sprzedaż czasu reklamowego agencjom reklamowym " - czytamy w dokumencie o nazwie "Strategia spółki".
Mali bracia włożyli w swój wielki interes... no właśnie, co włożyli, tego tak naprawdę nie wie nikt. Prawdopodobnie samo tylko... błogosławieństwo. Natomiast za pieniądze inwestorów kupiono sprzęt, skompletowano zespół, urządzono studio i podpisano umowy z dystrybutorami sygnałów. Inwestorów tych można śmiało nazwać strategicznymi, skoro znajdujemy wśród nich PKN Orlen, KGHM Metale, Polskie Sieci Energetyczne, PZU SA i Prokom SA.
Co owe firmy miały zrobić, aby przystąpić do spółki? Np. KGHM Metale zakupiła niecałe 12 procent pakietu akcji za, bagatela!, 26 milionów złotych, co uprawnia ją jedynie do posiadania 9,61 procent głosów na walnym zgromadzeniu
akcjonariuszy. Z powyższych liczb wynika, że całkowity kapitał "Familijnej" przekracza 200 min zł.
A teraz uwaga! Ojcowie franciszkanie objęli 44 procent akcji. Ile za nie zapłacili? W dokumentach, które przypadkiem posiada nasza redakcja, nie ma na ten temat ani słowa. Jest natomiast sporo o pozostałych inwestorach, którzy w same obligacje "Familijnej" wpakowali łącznie 91 milionów. Wpakowali i wypakować nie mogą, bowiem termin ich wykupu określony został na 12 marca 2005. Pięknie!
A "pięknie" jest dlatego, że efekty działalności spółki są opłakane, gdyż zakładaną 6-procentową oglądalność (i takiż udział w rynku reklam) można włożyć między bajki. W poufnych dokumentach, udostępnionych przez nowy zarząd jednego z udziałowców, czytamy bowiem: " Telewizja Familijna S.A. osiągnęła pierwsze przychody ze sprzedaży reklam w marcu 2001 roku w związku z rozpoczęciem przez nadawcę (...) emisji programów dostarczonych przez spółkę (jednym słowem, inwestorzy zamawiali emisję własnych reklam, płacili za nie i cieszyli się z zysku! - przyp. DJM). Jednakie koszty związane zprowa-dzoną działalnością spółka ponosi
już od stycznia 2000 roku. Osiągnięte przez spółkę przychody są niewspółmiernie małe do generowanych kosztów. Biorąc pod uwagę niewielkie wpływy z tytułu emisji reklam i jednocześnie pogarszającą się sytuację na rynku mediów, należy stwierdzić, że prowadzenie zyskownej działalności przez spółkę (...) jest mało prawdopodobne (...) gdyż Telewizja Familijna z bieżącej działalności generuje UJEMNE PRZEPŁYWY PIENIĘŻNE".
obniżono wartość obligacji tej telewizji o ich cenę nominalną. Finansowe tyły są tak wielkie, że jedynym ratunkiem dla "Familijnej" wydaje się pozyskanie nowego inwestora. Czy to dla bankru-
w finansowym bagnie. Zgrozę wywołała wiadomość, że z całego zainwestowanego państwowego szmalu ostało się jedynie 16 milionów, co wystarczy na dwa i pół miesiąca pracy telewizji, bowiem miesięczny koszt działalności TV Puls wynosi 6,5 miliona. A co potem? Katastrofa?
Niekoniecznie. Niedawno nowa władza wymyśliła koncepcję wkomponowania "Familijnej"
ntu [jd-tJ VXąI-V *M\itr i
II JlO-J MOI ŚŚ>Ś-Ś'} Um
Jii-jMff u ŚŚŚ-ŚŚŚLn-Ś- jlułU Ju.f \w*rlf
O skali krachu finansowego świadczą ostatnie decyzje inwestorów. Na początku lutego zarząd KGHM Metale obniżył wartość akcji Telewizji Familijnej o... sto procent ceny nabycia, czyli o 26 milionów: "...ze względu na systematycznie obniżający się poziom ich wartości". Przy okazji
ta jest zbyt trudne? Nic podobnego. Oto bowiem na początku lutego odbyło się w Warszawie supertajne spotkanie akcjonariuszy, którzy nie chcieli utopić się
w Krajową Grupę Telekomunikacyjną - projekt osobiście nadzorowany przez ministra skarbu Wiesława Kaczmarka.
Katolicka telewizja w przedsięwzięciu min. Kaczmarka?! Nie musi do tego dojść, bowiem nowych frajerów... pardon... inwestorów szuka się nawet w USA, np. poprzez Bank of America. Mniejsi bracia i ich wielcy inwestorzy mają obecnie ochotę na zmianę szyldu, czyli na stworzenie Telewizji Wspólnej Europy. Wspólna Europa w "Familijnej" żebraczego zakonu! Ciekawe, co na to prezes zarządu, ojciec Jacek Suhak, albo szef rady nadzorczej, biskup Marian Błażej Kruszyłowicz? Czy będą namawiali telewidzów do wolnej miłości, antykoncepcji, aborcji, eutanazji, a nawet - o zgrozo - wolności sumienia?
Jeśli nie, to wielki interes małych braci okaże się bardzo krótki... DARIUSZ JAN MIKUS
ŚŚ ŚŚŚ-ŚŚ *......
r,E| *p
w ii i
"Ul-
Ilu. II A i Ś
l^iFfaiiMhmBniiain ,J,Hi_ ,.i_r__i.
Mł-in a*.._ M ~j^." min. Śnrnkił iw Hftanł m+*
[UKFn JaiFfpnji pTK|lA| lltjtff ff pułfiLl <łi I d HlJ 111 r^TH [ł|
iimHi ń iL-iiLiliri:.
Ostatnia Belka ratunku
Jeśli jesteś biznesmenem i masz znajomego księdza, to jesteś gość i niestraszna Ci dziura w budżecie i kieszeni. Wiedz bowiem, że zgodnie z najnowszą wykładnią ustawy podatkowej możesz księdzu "podarować" cały swój zysk, potem podzielić się nim pół na pół i nie zapłacić grosza podatku.
Minionego sylwestra wiceminister finansów Irena Ożóg wysmażyła do wszystkich urzędów skarbowych pismo, z którego wynika, że: "(...) darowizny na kościelną działalność charytatywno-opiekuńczą są (...) wyłączone z podstawy opodatkowania (UWAGA!) w całości!"
Teraz wytłumaczymy, co to oznacza, dodając na wstępie, iż owa interpretacja została przedstawiona przez jak najbardziej lewicowy rząd, który deklarował ograniczenie przywilejów Kościoła. Podamy to na przykładzie:
Jan Kowalski posiada firmę, choćby "Agencję Towarzyską", która świetnie się rozwija i płaci wysokie podatki. Ale płacić nie chce. Biegnie więc do swojego najlepszego klienta - księdza proboszcza i mówi:
- Dam ci 100 tysięcy na "działalność charytatywno-opiekuńczą" twojej parafii (będziesz się np. opiekował moimi panienkami), ty mi to pokwitujesz, a forsą podzielimy się po połowie.
- Stary, dokładam jeszcze pół litra i zagrychę - cieszy się księżulo.
Darowiznę w wys. 100 tys. zł (cały zysk swojej firmy) Kowalski musi przekazać na rachunek bankowy parafii. Dzięki czemu znika podstawa opodatkowania i należny podatek od kwoty 100 tys. wynosi zero (!). Pozostaje kwestia dogadania się z plebanem co do wysokości działki za taką usługę. W ciągu dwóch lat parafia powinna się rozliczyć z otrzymanych 100
tys. zł. Ministerstwo nie podaje jednak żadnych wymogów co do sposobu takiego rozliczenia. Innymi słowy, proboszcz może to zrobić na kawałku papieru toaletowego, byle był na nim jego podpis i pieczątka parafii. I tak nikt nie ma prawa sprawdzić, jak się faktycznie rozliczył!
Wiele wskazuje na to, że w tym roku i w latach przyszłych wielu zaprzyjaźnionych z księżmi właścicieli dochodowych firm - korzystając z dobrodziejstwa minister Ożóg - nie zapłaci ani grosza podatku. Ponieważ ta kuriozalna wykładnia ma moc obowiązującą, skala zjawiska może być wprost nieograniczona, a z dziury budżetowej zrobi się budżetowe zapadlisko tektoniczne. Dla coraz bardziej pustych kościelnych tac może to być ostatnia "Belka" ratunku i belka do sznura dla ubogich.
MAREK SZENBORN ANNA KARWOWSKA
POLSKA PARAFIALNA
Nr 11 (106)
- 21 III 2002 r.
Wielki Szu w habicie
Od 10 lat wokół Wyższej Szkoły Języków Obcych i Ekonomii (bo
tak do niedawna brzmiała nazwa dzisiejszej Akademii Polonijnej
gromadzą się chmury niezadowolenia wywołane - i słusznie - przez wszystkich tych, którzy mieli wątpliwą przyjemność prowadzić interesy z operatywnym acz nieuczciwym rektorem. Wielomiesięczne śledztwo dziennikarskie przyniosło zdumiewające efekty - począwszy od okoliczności tworzenia uczelni, po osobę rektora, skończywszy na szemranych inwestycjach w chwili obecnej. Gdyby nie świadkowie i dokumenty, trudno byłoby uwierzyć w tę nieprawdopodobną wprost historię.
Początki kariery
Zgromadzenie Braci Szkolnych to organizacja kościelna zajmująca się edukacją młodych chłopców zgod-
Jeśli jest jeszcze ktoś z kręgów przykościelnych, kto nie wie, jak się robi
lewe, ale za to wielkie interesy,
powinien przeczytać ten tekst. Całkiem
to od nas bezpłatny prezent - samouczek
dla biednych księży nieudaczników.
ponieważ bardzo chcieli nam pomóc i byli aktywni, choć jako dzieci nie uczyli się u Braci. Jedną z tych osób był brat Andrzej Kryński - mówi pan Józef.
Wiekowi już dziś członkowie Towarzystwa wpadli na pomysł powołania uczelni.
- Chcieliśmy pójść w kierunku edukowania. Nikt nie przypuszczał, że obróci się to przeciwko nam. I najważniejsze: bratu Kryńskie-mu ufaliśmy bezgranicznie - mówi Józef M.
W 1992 roku PTL w Częstochowie wystąpiło z wnioskiem do ów-
Członkowie Polskiego Towarzystwa Lasaliańskiego
nie z ideą świętego Jana de la Salle.
Bez wątpienia najbardziej chlubną kartą w historii Zgromadzenia jest czas okupacji hitlerowskiej. W wielu polskich miastach, w tym i w Częstochowie, Bracia z narażeniem życia kształcili młodzież świecką na tajnych kompletach. Po wojnie władze komunistyczne zabroniły im działalności edukacyjnej.
- Wielu wychowanków Zgromadzenia to bardzo wykształceni i mądrzy ludzie. Po zdanej maturze kształciliśmy się po wojnie dalej, ale prawdę powiedziawszy, nie byłoby to możliwe bez podstaw, które zdobyliśmy u braci zakonnych - mówi Józef M., członek Polskiego Towarzystwa Lasaliańskiego.
Na początku lat 90. kilkudziesięciu staruszków postanowiło zjednoczyć się i zrobić coś pożytecznego dla innych w ramach zadośćuczynienia za wykształcenie otrzymane przed wieloma laty od Zgromadzenia Braci Szkolnych. Zawiązali Polskie Towarzystwo Lasaliańskie, a za siedzibę wybrali Częstochowę.
- Do Towarzystwa należała prawie setka świeckich mężczyzn z całego kraju. Było też dwóch zakonników ze Zgromadzenia Braci Szkolnych w Częstochowie,
czesnego Ministerstwa Edukacji Narodowej o utworzenie szkoły wyższej. Decyzja ministra Andrzeja Stelmachowskiego brzmiała: "(...) Udzielam zezwolenia Polskiemu Towarzystwu Lasaliańskiemu na utworzenie uczelni niepaństwowej pod nazwą Wyższa Szkoła Języków Obcych i Ekonomii z siedzibą w Częstochowie ".
- Wszyscy byliśmy mocno zaangażowani, brat Kryński również, bo przecież mieliśmy wspaniały cel. Znaleźliśmy lokal przy ulicy Tkackiej w Częstochowie. Wydawało się, że sprawy idą po naszej myśli i nie przejmowaliśmy się pogłoskami o... złej reputacji Kryńskiego. W końcu to brat ze Zgromadzenia, któremu tak wiele zawdzięczaliśmy - mówi członek Towarzystwa.
Haniebna przeszłość
Fatalna opinia dotyczyła konfliktu Andrzeja Kryńskiego z ówczesnym kuratorem oświaty i wychowania w Częstochowie, Włodzimierzem Kolmanem. W 1991 roku otwarto w Częstochowie placówkę państwową zwaną Centrum Języków Europejskich. Kierowanie placówką powierzono
bratu Andrzejowi Kryńskiemu. Koleżeński układ pomiędzy panami Kolmanem i Kryńskim z pierwszej fazy działalności Centrum przerodził się w bezpardonową walkę, bez mała na pięści. Kolman zarzucił Kryńskiemu: "'Nieprzestrzeganie obowiązujących przepisów i zaniedbanie swoich obowiązków ". Brat nigdy też nie przedstawił oryginalnych dokumentów ukończenia studiów wyższych, niezbędnych u tej rangi urzędnika państwowego. Te i wiele innych zarzutów poskutkowały odwołaniem go ze stanowiska.
W odwecie Kryński posłużył się młodzieżą i wykładowcami. Pierwsi przemaszerowali ulicami Częstochowy na znak solidarności z dyrektorem, drudzy zagrozili skandalem międzynarodowym. Po tygodniowych przepychankach obaj panowie decyzją MEN pożegnali się z Centrum Języków Europejskich. Jeden wyleciał ze stanowiska szefa, drugi stracił nadzór nad placówką.
Ciepła posadka
Powstała Wyższa Szkoła Języków Obcych i Ekonomii Towarzystwa Lasaliańskiego.
- W zasadzie nominację Andrzeja Kryńskiego na pierwszego rektora uzgodniliśmy wspólnie. Ten postarał się, by do Rady Nadzorczej wszedł tylko jeden z członków Towarzystwa - opowiada M.
W umowie o pracę poważne wątpliwości staruszków budziło też wygórowane wynagrodzenie nowego rektora, nieporównywalne wręcz do pensji szefa renomowanej Politechniki Częstochowskiej czy Wyższej Szkoły Pedagogicznej.
Magister (?) Andrzej Kryński
Bum uczelniany początku lat 90. od razu postawił WSJOiE na nogi. Bardzo wysokie czesne, dodatkowe płatne lekcje, książki, skrypty
i kserowane maszynopisy wykładowców to morze pieniędzy, które popłynęły m.in. do kieszeni rektora. Uczelnia uznawana jest za jedną z najdroższych w kraju. Towarzystwo Lasaliańskie nigdy nie sprawdzało finansowych operacji Kryńskiego. A łatwo przeliczyć kwoty, jakimi dysponował. Jeden semestr obecnie kosztuje każdego studenta ponad 500 dolarów, choć w Polsce obowiązują złotówki.
I "I Ii ii . Dl.:. MM!. ALEKSANDRA SZYMONA GRABA RY
p pil * I*?
J i pul .łut 4nibwwl
. r*T! fr k* ~fIaJLimiŁkttj
paina. i+t u1,
go ze swoich szeregów. Co było ostatecznym powodem? - braciszkowie tajemniczo milczą.
Do kogo należy uczelnia?
- Gdy Bracia Szkolni dyscyplinarnie usunęli Kryńskiego ze Zgromadzenia, miałem nadzieję, że coś drgnie. Stał się osobą świecką. Ale zdarzyło się coś jeszcze gorszego. Po dwóch miesiącach pobytu w Afryce wrócił do Polski... jako ksiądz. Tak się przynajmniej tytułuje. Całe życie myślałem, że aby zostać księdzem, trzeba mieć święcenia kapłańskie, a nie w ten sposób... - mówi Józef M. Brat-ksiądz swoją mszę prymicyjną odprawił przed obrazem Matki Bożej na Jasnej
Ś ..i, . ,r
- Na jedno ze spotkań nowy rektor przyprowadził prawnika, a ten oznajmił nam, że do załatwiania bieżących spraw musi być wydelegowana jedna osoba. Zgodziliśmy się, ufając, że to w dobrej wierze przecież. W krótkim czasie ten sam adwokat oświadczył nam, że już nic do uczelni nie mamy. Przeżyliśmy szok... - mówi Józef M. Co odważniej si członkowie Towarzystwa próbowali wyjaśnić sprawę, inni machnęli ręką i dali spokój.
- Wiem, wiem, wiele osób nas o to pyta, dlaczego nie odwołaliśmy rektora. Otóż nie było to wcale takie proste. Nim się zorientowaliśmy miał już poparcie paulinów z Jasnej Góry i wielu wpływowych ludzi w kraju i za granicą. Dostawał zresztą ogromne pieniądze z nieznanych nam źródeł. A poza tym, nie będziemy przecież walczyć z takim prostakiem, który na każdym kroku oszukuje i chachmęci - mówi pan Józef. Andrzej Kryński przed objęciem stanowiska rektora obiecał ukończyć studia magisterskie...
- Ilekroć pytaliśmy, czy studiuje, a później, czy już uczelnię ukończył, zbywał nas i nigdy nie udzielił odpowiedzi. Do dziś nikt nie wie, jakie wykształcenie ma Kryński. Ale skoro kuratorowi Kolmanowi nie udało się przed laty sprawdzić wykształcenia dyrektora, to tym bardziej dziś nikt nie odważy się skontrolować rektora - mówi Józef M.
W końcu to nie członkowie Towarzystwa usunęli rektora z uczelni, a sami Bracia Szkolni wyrzucili
I 'HbXH^ I B^BJ I Tr^
L'Fivqni nkm * Ał4mj byt** rcłbr
L Ś C.k*.!'l->.E X lEJm 51 [KuEOJUEJ '. Wń EflXd
ii'
- Ś Ul.- | i
Andrzej Kryński - ksiądz czy człowiek świecki? Dokumenty przeczą sobie wzajemnie
Górze - tylko dlatego, że kuria w Częstochowie na wieść o nowym koledze po fachu oczy zrobiła wielkie i olała Kryńskiego. Lecz co tam kuria, skoro w Częstochowie rządzą paulini. Najbardziej wpływowi spośród zakonników znaleźli zatrudnienie jako wykładowcy w uczelni Kryńskiego. - Nie ma sprawiedliwości na świecie. To my, Towarzystwo, założyliśmy Wyższą Szkołę Języków Obcych i Ekonomii. Mamy na to dokumenty z ministerstwa. A wszystko dzieje się poza nami. A taki..., szkoda słów..., że też ziemia takiego nosi - żali się Józef M., członek Towarzystwa. - Uczelnia jest nasza. Będziemy walczyć i udowodnimy, kto tak naprawdę jest właścicielem.
Na czym stoi Akademia Polonijna
O tym, czy staruszkowie sięgną po swoje, dziś jeszcze nie wiadomo, pewne jest natomiast, że sen z oczu Andrzejowi Kryńskiemu spędza nieuregulowana sprawa gruntu przy ulicy Pułaskiego, na którym stoi
Nr 11 (106)
L5 - 21 III 2002 r.
11
i nuty
POLSKA PARAFIALNA
Kuźnia bojowników o katolicką Polskę
uczelnia. Sądowy spór pomiędzy obecną Akademią Polonijną a klubem sportowym Skra toczy się od ponad 10 lat. Mówi Ignacy Grudziński - członek klubu sportowego Skra:
- Klub sportowy Skra powołany został do życia w 1926 roku. Tuż po wojnie nakładem pracy i pieniędzy częstochowian na wolnym placu przy parku jasnogórskim wybudowano, nowoczesny jak na owe czasy, obiekt sportowy. Kilkadziesiąt sekcji, m.in. piłka nożna, siatkówka, boks, tenis, znalazło miejsce do treningów w małych salach, w hali sportowej i na olbrzymim boisku o łącznej powierzchni 1 hektara 9275 metrów kwadratowych. W 1973 roku decyzją Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Częstochowie przekazano Skrze boisko i budynek klubu w użytkowanie wieczyste na okres 99 lat, to jest do 31 grudnia 2072 roku. Tak mówią dokumenty i kropka.
W latach 70. sprawy klepnięte odgórnie nie podlegały dyskusji. Dlatego nikt nie przywiązywał wagi, by na podstawie decyzji sporządzić rów-
DlCVIJA
nież akt notarialny. Nikomu nie przyszło do głowy, że Skra utraci kiedykolwiek prawo do obiektu. Pewności , jutra" szefom klubu nie zakłócił nawet nowy lokator. Na początku lat 80. trzy pokoje w budynku Skry decyzją Rady Narodowej wynajęto Wojewódzkiemu Przedsiębiorstwu Turystycznemu "Jura". W kwietniu 1985 r. Rada Ministrów podjęła uchwałę dotyczącą nowych zasad i opłat z tytułu użytkowania gruntów. Nie wiedzieć dlaczego, nadgorliwy urzędnik "Jury" oprócz licznych hoteli wpisał w wykaz terenów
użytkowanych również grunt przy ulicy Pułaskiego (choć zajmowali tylko trzy pokoje!). Wpisał więc oto i boisko, i budynek Skry.
Rok później - w 1986 r. - inny biurokrata, tym razem z Wydziału Geodezji Urzędu Miasta w Częstochowie naliczył, Jurze" podatek gruntowy za cały teren, nie zapoznaw-szy się z prawnym stanem obiektu i placu. Z decyzją tą nigdy nie zapoznano Skry oraz głównego sponsora klubu, firmy "Komobex", która
- o ironio! - również płaciła podatek od wspomnianej nieruchomości (skan poniżej). Dwa podmioty płaciły więc podatek za to samo i jakoś nikomu to nie przeszkadzało.
- Aby było jeszcze komiczniej, powiem, że decyzją z 1973 roku przyznającą nam tereny, klub zwolniony był z opłat za korzystanie z działki
- mówi Ignacy Grudziński.
Pewnie większość tych zawiłości nigdy nie ujrzałaby światła dziennego, gdyby nie przemiany początku lat 90. Przedsiębiorstwa państwowe upadały jedno po drugim, a miejsce dyrektorów zajmowali wszechwładni likwidatorzy. Podobnie stało się z "Jurą". Likwidator sięgnął po nieruchomość przy ulicy Pułaskiego.
- Wszystkiemu winna jest ta nieszczęsna decyzja z 1986 roku naliczająca "Jurze" podatek gruntowy. Ten dokument posłużył do podjęcia przez ówczesnego wojewodę decyzji uwłaszczeniowej na korzyść "Jury"
- mówi członek Skry. Wojewoda Jerzy Gula, podobnie jak jego niekompetentni poprzednicy, nie sprawdził, czy ktoś jeszcze wpłacał podatek i czy istnieją inne dokumenty własności. Po uwłaszczeniu "Jury" i oddaniu terenu w ręce likwidatora sprawy potoczyły się błyskawicznie. Ni stąd, ni zowąd znalazł się kupiec na plac w centrum miasta. Wówczas po raz pierwszy padła nazwa tajemniczej spółki Edaucator
,Ś' Ś .-.. Ś
1B9 1'ful *, 1
i nazwisko pełnomocnika Andrzeja Kryńskiego. Niewiele można dziś powiedzieć na temat owej firmy. Wiadomo, że siedzibę miała w pokoju jednego z częstochowskich hoteli i równie szybko jak się pojawiła, tak też ekspresowo zniknęła z mapy gospodarczej Częstochowy.
- O toczących się negocjacjach nie informowano ani opinii publicznej, ani też najbardziej zainteresowanej strony, czyli nas. Dzięki drobnym przeciekom i intuicji rozpoczęliśmy działania zmierzające do odzyskania nieruchomości - opowiada Grudziński ze Skry.
Jednak nieład dokumentacyjny sprawił, że decyzja o wieczystym użytkowaniu przez Skrę po prostu zaginęła. Część dokumentów znalazła się w kilka lat później w dziwnych miejscach, m.in... w archiwum Zakładu Energetycznego w Częstochowie. Po licznych skargach i odwołaniach na decyzję wojewody (o nadaniu terenu "Jurze"), składanych w instancjach wyższych - sprawa trafiła do sądów, najpierw niższych szczebli, aż w końcu do Najwyższego Sądu Administracyjnego. Posunięcia klubu Skra zaowocowały wpisem do księgi wieczystej działki - informującym o toczącym się postępowaniu sądowym, co w świetle prawa jest jednoznaczne z blokadą sprzedaży terenu.
Wielkim skandalem i zagadką pozostaje do dziś zniknięcie z częstochowskiego sądu księgi wieczystej. Na miejsce pierwotnej wystawiono drugą księgę, lecz już bez istotnego przecież wpisu. Ostatecznie, zarówno kontrahentowi, jak i likwidatorowi śpieszyło się do sfinalizowania transakcji.
- Świetnie zlokalizowany teren czym prędzej sprzedano bez przetargu Edaucatorowi za pięć i pół miliarda starych złotych, rozkładając należność na raty. Dla porównania, mniejszą działkę bez zabudowy w tym samym czasie i też w Częstochowie Urząd Miasta sprzedał za 14 miliardów starych złotych - mówi klubowicz Grudziński.
Edaucator, nie czekając na rozstrzygnięcia sądowe, zrobił coś, co wszystkim zaparło dech w piersiach. Zakupiony teren, czyli budynki i boisko w formie darowizny spółka przekazała na rzecz... Wyższej Szkoły Języków Obcych i Ekonomii, w której od ponad dwóch lat funkcję rektora pełnił nie kto inny jak Andrzej Kryński.
Radość czy smutek
- Warunek wojewody postawiony Edaucatorowi był taki, że z obiektów sportowych będą mogli korzystać do woli mieszkańcy Częstochowy. W ciągu kilku dni od sprzedaży terenu pojawiła się firma remontowa z Gdańska z ciężkim sprzętem, który przeorał boisko i na tym miejscu powstał płatny uczelniany parking - mówi Ignacy Grudziński.
- przyp. RK) może więc wywołać skandal międzynarodowy" - twierdzi klubowicz. I kontynuuje:
- 2001 rok przyniósł nieoczekiwany przełom na korzyść klubu. Nareszcie staliśmy się stroną w sprawie, o co zabiegaliśmy przez ostatnie 10 lat. Uważano bowiem, że my nie mamy żadnych praw do obiektu. Teraz NSA przyznał, że decyzja
0 wieczystym użytkowaniu z 1973 roku nadal obowiązuje, bo nie była nigdy anulowana.
Jeśli tak, to "Skra" z pewnością zażąda od Akademii Polonijnej wysokiego odszkodowania za wiele lat poniewierki. Zwrot terenu niestety nie wchodzi w grę z powodu ogromnych inwestycji, w trakcie których jest Akademia. Na prawej części dawnego boiska powstaje obecnie gigantyczny obiekt, a na tym nie koniec. Plany Andrzeja Kryńskiego zakładają stworzenie całego kompleksu budynków uczelni...
Guru ma cel i plecy
W połowie 2001 roku Wyższa Szkoła Języków Obcych i Ekonomii przekształciła się w Akademię Polonijną, w której obecnie uczy się ponad 5 tysięcy studentów. W dobie trudności, między innymi takich jak ze Skrą, Kryński przezornie obstawił się wpływowymi ludźmi ze świata polityki i biznesu. Na tegoroczną inaugurację roku akademickiego przybył były prezydent Włoch Francisco Cossiga, prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, marszałek Sejmu Maciej Płażyński, minister obrony Bronisław Komorowski, przedstawiciele konsulatów Austrii, Niemiec
1 Wielkiej Brytanii. Ostatnio też Akademia Polonijna stała się miejscem pracy dla byłego premiera Jerzego Buźka, który objął funkcję prodziekana.
Cel utworzenia Akademii Polonijnej w Częstochowie był oczywisty - ściągnięcie olbrzymich pieniędzy od studentów i tajemniczych sponsorów. Po-
Wyższa Szkoła Języków Obcych i Ekonomii przeprowadziła się z Tkackiej do dawnego budynku Skry przy ulicy Pułaskiego. Bezwzględność nabywcy i lekkomyślność likwidatora wstrząsnęły społecznością lokalną. Jednak konkretne działania mogło podjąć wyłącznie kierownictwo klubu wspierane przez Urząd Miasta. Procesom sądowym nie było końca.
- Ostatnio natrafiłem w przepastnych aktach sprawy na zapis, który mnie zszokował. W piśmie skierowanym do Ministerstwa Gospodarki przez firmę Edaucator przeczytałem: "(...) Przy zakupie nieruchomości pomoc finansową udzieliły rządy Belgii i Holandii. Działanie zarządu miasta (zmierzające do odzyskania nieruchomości
Pieniądze od tajemniczych sponsorów pozwalają na rozmach budowlany
za tym dzieje się coś, na co niewielu zwraca uwagę. Powstaje armia silnych wojowników gotowych podjąć bezkompromisową walkę ze wszystkim, co niekościelne. Wykształcenie własnej kadry dla własnych potrzeb to zjawisko niesłusznie dziś bagatelizowane. Już działa filia uczelni w Gliwicach, a niebawem pojawi się kilka za granicą. Po trupach, a do celu! - tego przede wszystkim uczą się studenci od guru Andrzeja Kryńskiego w Akademii Polonijnej w Częstochowie.
RAFAŁ KĘDZIORA Fot. Przemysław Zimowski
10
ZE ŚWIATA
FAKTYn
15 - 21 III 2002 r.
Dinozaur na arce Noego
Kto jest stworzycielem nieba i ziemi? Pan nasz jedyny - modlitwa nie zezwala na żadne spekulacje, zresztą w religii nie przewidziano miejsca na wątpliwości. Ale sprawa nie jest jednoznaczna, nawet podejście Kościoła ewoluuje.
Oficjalnie Watykan, żeby uniknąć śmieszności, nie upiera się już od jakiegoś czasu przy biblijnej wersji stworzenia i dyskretnie dopuścił koncepcję Darwina. Jednak w rozmowie z genialnym fizykiem Stevenem Hawkingsem (na zdjęciu) papież poinstruował go, że może sobie badać, co chce, ale wara mu od "big bang" (wielkiego wybuchu), bo to jest zastrzeżone dla Stwórcy. Hawkings nie posłuchał.
W Stanach Zjednoczonych, uważanych za awangardę postępu i nowoczesności, od dziesięcioleci nie słabnie walka konserwatystów religijnych z naukowcami o wyrzucenie na śmietnik teorii ewolucji gatunków oraz unieważnienie współczesnej wiedzy, mówiącej, że nasza planeta powstała 4 mld lat temu. Chodzi o zastąpienie jej kreacjonizmem, który głosi, że zgodnie z prawdą objawioną w Biblii Ziemia została stworzona przez Boga 6 tys. lat temu, w ciągu sześciu dni.
Kreacjoniści w USA działają aktywnie i odnoszą sukcesy. W ostatnich latach rady szkolne w Arizonie, Alabamie, Illinois, Nowym Meksyku, Teksasie i Nebrasce podejmowały próby wyrugowania teorii ewolucji z programu nauczania, co udawało się w różnym stopniu. W parlamentach stanowych Georgii
i Ohio radzono nad ustawami zobowiązującymi szkoły do poświęcania takiej samej ilości czasu ewolucji, co teoriom jej przeczącym.
W 1995 r. w Alabamie uchwalono, że podręczniki biologii mają być zaopatrzone w uwagę przedstawiającą darwinizm jako "kontrowersyjną teorię". W roku 1996 omal nie zatwierdzono w Teksasie prawa nakazującego wyrzucenie z pracy nauczycieli prezentujących uczniom ewolucję jako fakt! W roku 1997 teksańska rada edukacyjna wysunęła postulat zastąpienia podręczników biologii nowymi, ulepszonymi, w których nie będzie mowy
o ewolucji. Odrzucono ją zaledwie kilkoma głosami. W 1999 roku rada edukacyjna w Kansas zatwierdziła nowe wytyczne do nauczania w szkołach podstawowych i średnich. Z programu wyrzucono wszelkie wzmianki o ewolucji i selekcji naturalnej, o powstaniu Słońca i gwiazd. To posunięcie komentował niemal cały świat! W ubiegłym roku wybrano nowych członków rady i ewolucjonizmowi pozwolono wrócić do szkół. Szarże funda-mentalistów okulawią nieco werdykt Sądu Najwyższego USA z roku 1997 zakazujący stanom przymuszania szkół do nauczania kreacjonizmu.
Kreacjoniści nie składają broni. Najwięksi gorliwcy religijni wciąż usiłują forsować wersję o raju, Adamie i Ewie i sześciu dniach 6 tysięcy lat temu, ale inni pojęli, że nie tędy droga: kreacjonizm trzeba przebrać w szaty naukowe. W efekcie mimikry powstała koncepcja "inteligentnego zaprogramowania". Głosi ona, że życie na Ziemi jest tak wyrafinowane, że musiało zostać zaprojektowane przez istotę wyższą. Propagatorzy "inteligentnego zaprogramowania" starają się występować w aurze naukowości; nie wyjeżdżają z rajem i arką Noego.
Kreacjoniści starają się prze-szmuglować swe wierzenia do społecznej świadomości nie tylko za pośrednictwem szkoły. Ken Ham, były nauczyciel przedmiotów ścisłych, jest dyrektorem "ogólnoświatowej" organizacji kreacjonistycz-nej "Answer in Genesis". Kosztem 14 min dolarów finalizuje na
Szatan non grata
Carolyn Risher (lat 61) podążyła pewnego razu do kościoła w mieście Inglis na Florydzie. Pastor Richard Moore miał bardzo patetyczne kazanie: żarliwie nawoływał wiernych do podjęcia 40-dniowego postu w intencji Jezusa. W pewnym momencie Carolyn doznała olśnienia.
Pani Risher wróciła do domu bardzo zainspirowana. Nie zamknęła wprawdzie - zgodnie z sugestią kaznodziei - lodówki na kłódkę i nie zaczęła się głodzić, ale wiedziona świętą weną zasiadła do pisania. Późnym wieczorem wiekopomne dzieło zostało ukończone. A brzmiało tak: "Niech będzie wiadome wszem i wobec od dziś na zawsze, że szatan, władca ciemności, siewca zła, niszczyciel wszelkiego dobra i sprawiedliwości, nie jest dziś ani nigdy nie będzie częścią miasta
Inglis. Niniejsza deklaracja czyni szatana bezsilnym, pozbawia go władzy i jakiegokolwiek wpływu na naszych obywateli". Jedną z pięciu kopii deklaracji Carolyn Risher umieściła natychmiast na ścianie w swoim... gabinecie burmistrza miasta Inglis, pomiędzy obrazem przedstawiającym ostatnią wieczerzę a wyciętym w kształt serca zdjęciem EMsa Presleya. Pozostałe cztery odbitki rozwiesiła przy wszystkich czterech drogach prowadzących do Inglis.
Na niepozorne miasto jak sępy spadli żurnaliści. Inglis i jego bur-mistrzyni wybili się na sławę ogól-noamerykańską, a nawet ponada-merykańską. Reporterzy usłyszeli, że znacznej większości mieszkańców bardzo przypadła do gustu dia-blożercza inicjatywa burmistrzyni. Nie wszystkim jednak. Kelnerka Polly Bowser, matka trójki dzieci, oświadczyła, że deklaracja jest
pogwałceniem konstytucyjnego rozdziału Kościoła od państwa. W jej imieniu do pani burmistrz Risher zgłosił się adwokat organizacji American Civil Liberties Union i zapowiedział, że oskarży ją i zarząd miasta przed sądem o złamanie postanowień konstytucji USA. Pani burmistrz utrzymywała, że wolność słowa pozwala jej na publikację antysatanistycz-nej deklaracji. Rada miejska zebrała się pospiesznie na zamkniętym posiedzeniu; uświadomiona przez prawników, że nie ma szans na wygranie procesu, dokonała cudownego zabiegu podziału Risher na dwoje. Risher-burmistrz nic o żadnej deklaracji oficjalnie nie wie i do jej autorstwa się nie przyznaje. Natomiast Risher-osoba prywatna -jak najbardziej. Członkowie rady miejskiej nie szczędzili wyrazów oburzenia pod adresem ACLU. Odśpiewano patriotyczny przebój "Boże, błogosław Amerykę". Wyrażane jest przypuszczenie, że urzędowa relegacja szatana stanie się wzorem dla innych pobożnych miast. T.S.
przedmieściach Cincinnati w stanie Kentucky budowę "Muzeum Kreacjonizmu i Rodzinnego Centrum Odkryć". Eksponaty (wśród nich arka "naturalnej" wielkości) propagują "naukę kreacjonizmu" i służą udowodnieniu, że świat powstał w 6 dni przed sześcioma tysiącami lat, a jego autorem jest Wszechmogący. Skamieliny służą udowodnieniu, że ustalająca ich wiek metoda węgla C-14 jest jednym wielkim oszustwem. Są też dinozaury, a jakże, ramię w ramię z Adamem i Ewą. Etykiety informują np.: "Escelozaurus, czyli wspaniała jaszczurka. Wysokość: 4 stopy. Długość: 11 stóp. Stworzony dnia szóstego ". Muzeum swe Ham określa jako
" ofensywę przeciw ewołucjonistom i tym chrześcijanom, którzy uważają, że można być religijnym człowiekiem, nie wierząc, że każde słowo Biblii jest prawdą absolutną ".
Badania opinii publicznej od dawna nieodmiennie wykazują, że tylko 10 proc. Amerykanów wierzy w teorię ewolucji w czystej formie. 45 proc. jest przekonanych, że Bóg stworzył świat ok. 10 tys. lat temu. Pozostali łączą darwinizm z kreacjonizmem. Sondaż Gallupa z roku 1999 przyniósł informację, że 68 proc. Amerykanów chciałoby włączyć Biblię do nauki biologii i uczyć kreacjonizmu razem z ewolucjonizmem.
Warto mieć owo na uwadze słysząc, że Ameryka to podbój kosmosu, intrygujące odkrycia biologii molekularnej i astrofizyki. Tak, lecz nie tylko.
TOMASZ SZTAYER Fot. archiwum
Posłanka szczęścia
"Nigdy sobie nie wyobrażałam, że któregoś dnia stanę się posłanką Boga, aż w roku 1985 zupełnie nieoczekiwanie mi się objawił" - opowiada Vassula Ryden.
Kim jest ta kobieta? Autoryzowana biografia podaje, że " urodziła się 18 stycznia 1943 roku w Egipcie. Tam została wychowana w prawosławnej rodzinie. Jej rodzice pochodzili z Grecji". Dalej czytamy, że jako dziecko miała kilka sennych wizji, w których miał pojawiać się Jezus, a czasem również dusze zmarłych. Vassula Ryden (na zdjęciu) nigdy nie zakładała, że któregoś dnia usłyszy Syna Bożego mówiącego tylko do niej. Aż do roku 1985, kiedy objawił jej się zupełnie niespodziewanie, gdy mieszkała w Ban-gladeszu. Najpierw pojawił się anioł stróż Daniel, by ją oczyścić i zbliżyć do Boga. "Moja Yassuło, moje słowo jest niczym lampa, która jest po to, by dawać światło, tak by każda dusza mogła mnie poznać, poczuć i zwrócić się ku mnie. Daję Tobie moje światło, byś postawiła je na świeczniku, a nie kryła pod łóżkiem ". Te słowa - jak sama twierdzi - wypowiedział do niej Jezus 28 sierpnia 1989 roku. Sam też miał dać nazwę posłaniu: "Prawdziwe życie w Bogu". Książkę Vas-suli pod tym tytułem przetłumaczono już na ponad 40 języków. Zawierają takie bogactwo i głębię, że "zainspirowały wybitnych teologów do napisania wielu książek o duchowości owych przesłań ". W cytowanej tu publikacji o Ryden nie podano niestety żadnych nazwisk wspomnianych uczonych. Wszędzie, gdzie jest zapraszana - na wszystkich kontynentach - witana jest przez "tłumy łudzi w każdym
wieku, ze wszystkich możliwych klas społecznych, zarówno chrześcijan, jak i niechrześcijan". Wśród słuchaczy znajdują się też księża, zakonnicy, biskupi, kardynałowie...
Jak twierdzą świadkowie, z misją Vassuli idą w parze cudowne uzdrowienia na ciele i duchu. Dokonuje się również wiele "niecodziennych zdarzeń". Podczas jednego z nich - zgromadzonym, w miejscu twarzy Vassuli ukazało się oblicze Chrystusa. Z opublikowanej biografii wynika, że ta była modelka spędza 6 godzin dziennie na modlitwie. Bez wątpienia jest już z Panem Bogiem na ty. Stąd doświadcza Najwyższego również wtedy, gdy w kuchni podczas gotowania zagląda jej przez ramię czy daje buziaka w czoło. Blond piękność propaguje również przesłanie o nazwie: "Intymność z Bogiem" i przyciąga w ten sposób spragnione sacrum masy.
W 1995 r. przyszło otrzeźwienie. Po naciskach biskupów szwajcarskich wydano w Watykanie postanowienie - należy ukrócić praktyki Vassuli, ponieważ jej objawienia nie wydają się niczym nadzwyczajnym. Szwajcarzy doszli do wniosku, że dotyczą one wprawdzie obrazów i motywów biblijnych, zawierają jednak ubogie treści. Nadto wyrażane są kiczowatym językiem, a "Jezus prezentowany jest w nich niczym romantyczny bohater tełenowełi". A jeśli taki jest naprawdę? (za "Kirche Intern" nr 01/2002 oprać. Z.G.)
Nr 11 (106)
L5 - 21 III 2002 r.
FAKTY n
INJ
MITY KOŚCIOŁA
11
NIEWYGODNE PYTANIA (9)
Ewangeliczna skromność
Dzieciaki! Oto superokazja dla Was - uczęszczających na lekcje katechezy! Możecie podlamywać Waszych księży i katechetów, zadając im niewygodne pytania, które dla Was przygotowaliśmy. Życzymy dobrej zabawy, ale również dojrzałych i owocnych przemyśleń.
Redakcja
Dzieciak: - Proszę księdza, nurtuje mnie zagadnienie ubóstwa apostołów i przepychu Stolicy Apostolskiej. Czy to państewko jest w istocie stolicą apostołów, skoro wszystko tam mieni się złotem i marmurem? Przecież uczniowie Chrystusa nie mieli niczego oprócz wiary. Musieli się wyrzec dóbr materialnych, chcąc dostąpić dóbr duchowych. Tak przynajmniej dowiadujemy się z opowieści biblijnych.
Ksiądz katecheta: - Synu, całe piękno naszych kościołów nie nam służy, lecz na chwałę bożą jest wzniesione.
D. - Ale Jezus nie chciał takiej chwały, wzgardziłby tym i teraz jako pogańskim wymysłem. Jego świątynia miała być świątynią ducha. Jakże często zewnętrzny przepych przesłania wewnętrzne ubóstwo. Czy ksiądz powinien jeździć toyotą, kiedy jego parafianie chodzą piechotą? A jak słusznie zauważył jeden z ojców Kościoła, św. Bazyli: "Kto swego bliźniego miłuje jak siebie samego, ten nie ma więcej niż jego bliźni". Ale może to tylko zwykły bajer, który dziś nie ma już zastosowania. Wprawdzie Jan Paweł II mówił kiedyś tak, jakby znał ten dylemat: "Musicie być solidarni z narodem. Stylem życia bliscy przeciętnej, owszem, raczej uboższej rodziny" (1987, Szczecin), ale nikt sobie tym głowy nie zaprząta. Dlaczegóż więc polski kler, który wziął sobie do serca papieskie pouczenia np. o walce przeciwko aborcji, na to uszy zatkał i serce zatwardził? Jak się, proszę księdza, mają limuzyny naszych pasterzy do osiołka Jezusowego? Kiedy Jezusowi przyszło uczynić jeden paradny wjazd do Jerozolimy, wówczas symbolicznie wybrał osiołka, zwanego wierzchowcem ubogich. Wyobrażam sobie, że prałaci i opaci muszą z wielkim niesmakiem czytać ewangelie, gdzie Jezus tak jednoznacznie potępia zbytek: "...biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą. Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie. Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać
będziecie. Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą" (Łk 6,24-26); "Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego" (Mk 10:25); "Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę!" (Łk 12,33). Stąd też najpewniej nie czytają ich wcale, gdyż tamten Bóg, który "bogatych z niczym odprawia" (Łk 1, 53), nie jest ich Bogiem. Nasuwa się ponadto bardzo ważne pytanie. Jezus mówił: "Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem" (Łk 14, 33). Czyli kto nim może dzisiaj być? Kto wyrzeka się wszystkiego?
Kk. - ...No... tego...
D. - Zadam może prostsze pytanie: dlaczego księża żyją na koszt wiernych?
Kk. - Ponieważ kodeks prawa kanonicznego stanowi, iż "Kościół posiada wrodzone prawo domagania się od wiernych tego, co jest konieczne do osiągnięcia właściwych mu celów" (kan. 1260). Precyzuje to inny kanon: "Wierni mają obowiązek zaradzić potrzebom Kościoła, aby posiadał środki konieczne do sprawowania kultu, prowadzenia dzieł apostolstwa oraz miłości, a także do tego, co jest konieczne do godziwego utrzymania szafarzy" (kan. 222 ż 1).
D. - Czyli znów wszystko rozbija się o miłość. Pieniądze i miłość - zawsze razem, nigdy osobno. Bez godziwego utrzymania nie da się niestety prowadzić dzieł miłości. Jezus miałby inne zdanie w tej kwestii. Ale chyba to prawo Boże zbyt słabo znane było wiernym, gdyż niedawno zmieniono przykazania kościelne.
Kk. - Zmiana była konieczna. Jak podkreślił biskup Libera - s^PSŁ Ś zostały one jedynie wyrażone
bardziej współczesnym językiem.
D. - No tak, a przy okazji dodano jedno przykazanie: "Troszczyć się o potrzeby wspólnoty Kościoła". Zrezygnowano z pierwszego, mówiącego: "święć!", wprowadzono inne, mówiące: "płać!". Bardzo zaradnie, tylko znów w konflikcie z Biblią.
Kk. - Biblia zezwala nam na korzystanie z pieniędzy wiernych. "Albowiem dla nas napisano, iż w nadziei ma orać, kto orze, a który młóci, w nadziei wzięcia pożytku. Jeśli my wam duchowne rzeczy sialiśmy, cóż takiego
jeślibyśmy wasze cielesne żeli?" (1 Kor 9, lOn).
D. - Oj, zbyt wielkie żniwo cielesnych rzeczy zbiera Kościół, a zbyt mało duchowych sieje - w to nikt nie wątpi. Ale czy to ładnie nadużywać Biblii w niezgodzie z jej duchem i przesłaniem? Dlaczego w tej kwestii kler nie chce słuchać raczej Jezusa niż Pawła? Ten powiedział krótko i jasno: "Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie!" (Mt 10, 8).
Kk. - Paweł nauczał później i jego wskazówki są przez to dla nas bliższe, bliższe życiu. W liście do Galatów pisał: "Ten, kto pobiera naukę wiary, niech użycza ze wszystkich swoich dóbr temu, kto go naucza" (Gal 6, 6). Czyż nie jest to
zbieżne z naszym kodeksem kanonicznym i przykazaniami dla wiernych?
D. - Niestety nie, proszę księdza. Paweł mówił o wspomaganiu nauczycieli Słowa Bożego, ale w zupełnie innych warunkach - tamci wyrzekali się wszystkiego, żyli w ubóstwie, dlatego czasami, kiedy znajdowali się w pilnej potrzebie, wierny musiał zatroszczyć się o pasterzy. Ponadto Paweł nie nauczał pasożytnictwa. Przecież mówił: "Kto nie chce pracować, niech też nie je" (2 Tes 3, 10). Oczywiście, jest konsekwentny w swoich
pouczeniach - skoro stwierdził, że ten, kto nie pracuje, ten i nie je, więc sam również powinien pracować, co też i czynił "w trudzie i zmęczeniu, we dnie i w nocy, aby dla nikogo z was nie być ciężarem", a czyni to, "aby dać wam samych siebie za przykład do naśladowania" (2 Tes 3,8-9). Wielka to szkoda, że nasi pasterze nie są takimi przykładami.
Kk. - Papież Pius XI zakazał powoływać się na ten fragment. Encyklika "Quadragesimo anno" (1931), zaznacza w punkcie 57: "Zupełnie bezpodstawnym jest w tej sprawie powoływanie się na słowa apostoła: jeśli kto nie chce pracować, niech też nie je (2 Tes 3, 10)". D. - No cóż, papież jest nieomylny i może zmieniać Słowo Boże (chi, chi...). Musi też zabezpieczyć gałąź, na której siedzi. Ale w Biblii jest więcej takich "herezji". Będzie Kościół musiał i te pozmieniać, jak choćby w księdze Ezechiela: "Biada pasterzom..., którzy sami siebie pasą. Czyż pasterze nie powinni paść owiec? Nakarmiliście się mlekiem, odzialiście się wełną, zabiliście tłuste zwierzęta, jednakże owiec nie paśliście. (...) Tak mówi Pan Bóg: Oto jestem przeciw pasterzom. Z ich ręki zażądam moich owiec, położę kres ich pasterzowaniu, a pasterze nie będą paść samych siebie; wyrwę moje owce z ich paszczy, nie będą już one służyć im za żer. Albowiem tak mówi Pan Bóg: Oto Ja sam będę szukał moich owiec i będę miał o nie pieczę" (34,2-11). Wyjątkowo bezbożny ustęp! Tym bardziej że jednym z oficjalnych tytułów papieża jest miano... Najwyższego Pasterza.
MARIUSZ AGNOSIEWICZ www. klerokratia.pl
Była to ostatnia podróż Jezusa do Jerozolimy. Ewangelista Łukasz sprawozdaje, że Jezus przechodził przez Jerycho, w którym mieszkał Zacheusz, "przełożony nad celnikami, człowiek bogaty" (Lak, 19,2). Z ewangelicznej opowieści wynika, że Zacheusz - jako celnik - nie był lubiany i był raczej człowiekiem nieszczęśliwym.
Zapewne jednak wielokrotnie słyszał o żydowskim Mesjaszu, o tym, że przyjmował grzeszników i celników, a nawet jednego z nich - Le-wiego, uczynił swoim apostołem. Na pewno też słyszał, że Jezus wielu ludziom pomógł, że pocieszał strapionych, uzdrawiał chorych, uwalniał od potępienia i grzechów tych, którzy byli skruszonego serca. Dlatego też Zacheusz bardzo "pragnął widzieć Jezusa" (w. 3). Była jednak pewna przeszkoda: był on niskiego wzrostu, a tłum uniemożliwiał zbliżenie się do Jezusa. Zacheusz jednak nie zrezygnował: "Pobiegł naprzód i wszedł na drzewo sykomory" (w. 4). Jego trud został nagrodzony. Oto Jezus, przechodząc, "spojrzał w górę i rzekł: Zacheuszu, zejdź spiesznie, gdyż dziś muszę się zatrzymać w twoim domu" (w. 5). Tego na pewno Zacheusz się nie spodziewał. Ewangelia podaje, że "zszedł spiesznie i przyjął go z radością " (w. 6).
Jaka była reakcja tłumu? Wszyscy szemrali, że do człowieka grzesznego przybył w gościnę (w. 7). Ale nieważne, co przeżywał tłum.
Najważniejsze było to, co dokonało się w sercu Zacheusza. Był gotowy rozstać się z tym, o co zabiegał przez całe swoje życie. I jak powiedział: "A jeśli na kim co wymusiłem, jestem gotów oddać w czwórnasób" (w. 8).
W odpowiedzi na taką postawę Jezus rzekł do niego: "Dziś zbawienie stało się udziałem domu tego, ponieważ i on jest synem Abrahamo-wym. Przyszedł bowiem Syn Człowieczy, aby szukać i zbawić to, co zginęło" (w. 9, 10). Spotkanie Zacheusza z Jezusem było przełomowym wy-
Bogactwo i życie wieczne
darzeniem w jego życiu. Raz na zawsze skończyła się jego duchowa udręka. Zrozumiał bowiem, że większą wartością od pieniędzy jest uczciwość i że nie można jednocześnie służyć Bogu i mamonie (Mat. 6, 24).
Jakże inaczej przedstawia się spotkanie bogatego dostojnika żydowskiego z Jezusem (Łuk. 18, 18-23). Pytając Jezusa o to, co ma czynić, aby odziedziczyć żywot wieczny, człowiek ten sprawiał wrażenie, że bardzo mu na nim zależało. Chrystus wskazał mu więc na zachowanie przykazań dekalogu. " Ten zaś rzekł: Tego wszystkiego przestrzegałem od młodości" (w. 21). Wówczas Pan powiedział: "Jeszcze jednego ci brak. Sprzedaj wszystko, co tylko masz, i rozdaj ubogim, a będziesz
miał skarb w niebie, a potem przyjdź i naśladuj mnie". Niestety, przywiązany do swoich dóbr dostojnik odszedł zasmucony.
Przytoczone powyżej dwa przykłady ukazują wyraźny kontrast zachodzący pomiędzy bogatym dostojnikiem żydowskim a bogatym celnikiem. Zacheusz należał do pogardzanych grzesznych celników i zdawał sobie sprawę z tego, że potrzebuje zmiany swojego życia. Natomiast wspomniany dostojnik cieszył się ogromnym poważaniem i miał wysokie mniemanie o sobie. Zacheusz naprawdę potrzebował pomocy Zbawiciela (Łuk. 5, 31). Bogaty dostojnik oczekiwał raczej Jego pochwały. Bogaty celnik zrozumiał, że pieniądze same w sobie szczęścia nie dają, podczas gdy ten drugi tak naprawdę w bogactwie pokładał nadzieję (Mar. 10, 24). Pierwszy otrzymał zapewnienie o zbawieniu, drugi odszedł zasmucony. Każdy z nich był blisko Jezusa, ale tylko jeden wykorzystał darowaną mu szansę! A jak jest z nami wszystkimi, uznającymi Jezusa za swoiego Pana? O czym myślą bogaci politycy Kościoła? Czy współcześni "słudzy" Kościoła i narodu nie przypominają nam "pasterzy Izraela, którzy sami siebie paśli? " (Ezech. 34,2). Oby głośno wyznawane wartości chrześcijańskie w parlamencie i Kościele znalazły praktyczny wyraz w naszym codziennym życiu!
BOLESŁAW PARMA
12
PRAWDZIWI SEKCIARZE
FAKTYn
15 - 21 III 2002 r.
OPUS DEI - NOWA KRUCJATA (5)
Hossa czy bessa
Nieuchronnie zbliża się koniec panowania
wielkiego protektora Opus Dei
- Jana Pawła II. Jaki los czeka organizację?
Czy nadal będzie się cieszyła
takimi wpływami, jak obecnie?
Wszystko zależy od tego, jaki kurs obierze Kościół pod władzą nowego papieża. Z jednej strony najbardziej prawdopodobna wydaje się kontynuacja dotychczasowej polityki - wszak większość obecnych kardynałów pochodzi z nominacji Jana Pawła II i na ogół podziela jego zachowawcze poglądy. Z drugiej strony - kościelni notable zdają sobie sprawę z pogłębiającego się kryzysu Kościoła: przedłużanie konserwatywnej polityki może zakończyć się dalszą ucieczką wiernych, zanikiem tzw. powołań i katastrofą zupełnej marginalizacji katolicyzmu. Losy Dzieła zależą więc od losów Kościoła - w przypadku zwycięstwa zwolenników reform i wyjścia Kościoła z Wojtyłowskiej stagnacji nie można wykluczyć końca oszałamiającej kariery i
powolnego uwiądu Opus Dei.
Z drugiej jednak strony, wyjątkowy - zakamuflowany i elitarny -charakter struktur organizacji mo-
Giulio Andreotti
że ją wówczas ochronić o wiele skuteczniej niż struktury oficjalne. Nawet przy utrzymaniu obecnego kursu, w łonie Kościoła rośnie Dziełu nie mniej konserwatywna i agresywna konkurencja. Mogą ją stanowić m. in.: wywodzący się z Meksyku Legioniści Chrystusa, którzy chcą założyć w Kolbudach koło Gdańska katolicki uniwersytet; ponadto wpływowa (zwłaszcza we Włoszech) prawicowa Komunia i Wyzwolenie, z którą rodzinne powiązania miał sam wielokrotny premier Włoch Giulio Andreotti oraz pochodzący z Hiszpanii ruch Lumen Dei i bardzo popularne również w Polsce wspólnoty neo-katechumenalne (konserwatywne, choć raczej stroniące od polityki). Do tych ostatnich należy znaczna część pracowników administracyjnych i naukowych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
Od lat liczba członków Dzieła na świecie nie wzrasta i oscyluje wokół 80 tys., co może być symptomem zastoju i wyczerpania możliwości dalszego wzrostu. Obserwatorzy z Francji zwracają także uwagę, że Dzieło coraz częściej przez wielu członków bywa traktowane instrumentalnie - korzysta się z jego pomocy przy robieniu kariery, a kiedy jest się już na stanowisku, weszło się w odpowiednie układy i znajomości, porzuca się organizację jak za ciasne i krępujące ubranko.
W Europie (oprócz Polski, w której panuje nieustanna ekspansja!) jest też kraj, gdzie Dzieło przeżywa swoisty renesans. Jest to
Hiszpania
Nie może oczywiście liczyć na to, że odzyska wpływy z czasów generała Francisco Franco. Niemniej po odsunięciu od wpływów w czasie rządów Partii Socjalistycznej (przełom lat 80. i 90.) Dzieło zmartwychwstało politycznie pod rządami Jose-Maria Aznara z prawicowej Partii Ludowej. Przyjaciele "organizacji uświęceniowej" stanowią najbardziej konserwatywne jej skrzydło, a w rządzie Aznara dzierżą aż trzy ministerstwa oraz urząd przewodniczącego izby niższej parlamentu - w osobie Frederico Trillo. Zajmują także liczne rządowe posady, a Alberto de la Hera, stary aktywista Opus Dei, jest szefem sekretariatu do spraw religijnych przy ministerstwie sprawiedliwości. Dzieło nadzoruje tym samym to, co tak bardzo lubi - przepływ pieniędzy państwowych na różne cele religijne.
W Polsce
wpływy Dzieła bardzo ucierpiały po katastrofie wyborczej AWS. Wrażenie kryzysu potęguje jeszcze finansowa zapaść imperium medialnego założonego przez co najmniej przyjaciela Opus Dei Walendziaka - Telewizji Puls i Radia Plus. Zyski z reklam są mizerne, bo katolicy jakoś nie chcą oglądać telewizji i słuchać radia wspartych o skom-
promitowane wartości. Ludzie Dzieła postanowili przeczekać jednak rządy SLD-UP-PSL, podobnie jak przetrwali w okresie 1993-1997. Wtedy po latach chudych przyszedł czas dostatku pod dobroczynną opatrznością ewangelika Buźka. Ponadto Dzieło ma mnóstwo przyjaciół na niższych stanowiskach w takich instytucjach, jak IPN i IDN. Podobnie jest z niektórymi instytucjami finansowymi, w których udział ma skarb państwa. Mogą tymczasem oddawać niezliczone usługi swojej organizacji i czekać, aż lewicowa zawierucha przeminie i wrócą czasy powszechnego "uświęcania". Choć - jak twierdzi nasz informator - Opus Dei ma w Polsce swoich ludzi także w PSL oraz SLD. EWA ROSZKOWSKA ADAM CIOCH Fot. archiwum, www. walendziak.pl
JP II i prałat Luigi Giussani - założyciel Komunii i Wyzwolenia
Wiesław Walendziak
Naszym reporterom udało się dotrzeć do dokumentów Stowarzyszenia Doskonalenia Umiejętności administrującego obiektami Opus Dei w Warszawie. Stowarzyszenie powstało, o dziwo, w Szczecinie, a wśród założycieli znajdziemy Argentyńczyka polskiego pochodzenia ks. Stefana Moszoro-Dąbrows-kiego - głównego duszpasterza Dzieła Bożego w Polsce. Co ciekawe, dziesięć lat temu posługiwał się on jedynie nazwiskiem Moszoro i w żadnych dokumentach Stowarzyszenia nie załączył informacji, że jest księdzem. Według statutu, Stowarzyszenie ma przyczyniać się do rozwoju działalności naukowej, oświatowej i kulturalnej, przygotowania do zawodu i wzajemnego zrozumienia pomiędzy ludźmi oraz wszechstronnego rozwoju osobowości. W całym statucie nie ma słowa o ewidentnym przecież związku Stowarzyszenia z Opus Dei. Oto cele działalności SDU:
- inicjowanie i wspieranie działalności naukowej, oświatowej oraz kulturalnej zmierzającej do doskonalenia (w 1993 dopisano zwrot "samodoskonalenia"), szerzenia dobroczynności, pomocy społecznej oraz ochrony środowiska zdrowych zasad kultury fizycznej i sportu w oparciu o najlepsze tradycje kultury polskiej (niektórzy założyciele Stowarzyszenia nie są Polakami);
- troszczenie się o najpełniejszy rozwój osoby ludzkiej we wszystkich sferach (w 1993 zastąpiono ten zwrot jakże powszechnie znanym: "troszczenie się o najpełniejszy rozwój człowieka w oparciu o tradycje kultury chrześcijańskiej").
Od rejestracji Stowarzyszenia w dniu 30.05.1990 r. w skład jego władz wchodzili obcokrajowcy, urodzeni i wychowani w Argentynie oraz Hiszpanii. W niecały rok po rejestracji SDU przeniosło się do Warszawy, a za siedzibę, pewnie przez zupełny przypadek...obrało lokal przy ul. Górnośląskiej - ten sam, w którym mieści się oficjalna siedziba prałatury Opus Dei w Polsce.
W 1993 r. do zarządu Stowarzyszenia został wybrany Erhard Stefan Gasda, oficjalny funkcjonariusz Dzieła Bożego w Polsce - to on wypowiada się w mediach i udziela publicznie informacji o organizacji. Oczywiście, zbiegiem okoliczności jest także, iż nowo powołani członkowie zarządu, i to cudzoziemscy, mieszkają przy Górnośląskiej 43. W 1995 roku walne zebranie członków SDU powołało po raz pierwszy od rejestracji komisję rewizyjną. Jej członkiem został późniejszy doradca premiera Buźka Rafał Matyja...
W specyficzny sposób organy państwa pilnowały, aby Stowarzyszenie we właściwym czasie
składało wymagane prawem dokumenty. SDU tylko raz złożyło sprawozdanie finansowe w 1996 r. Ostatnie walne zgromadzenie członków odbyło się 10.06.1995 r. Tymczasem statut Stowarzyszenia przewiduje kadencję 4-letnią jego organów! Mimo że z kalendarza wynika, iż kadencja władz wybranych w 1995 r. skończyła się w 1999 r., Sąd Okręgowy w Warszawie VII Wydział Cywilny i Rejestrowy w dniu 23.01.2001 wydał odpis z rejestru z władzami wybranymi w 1995 r.!
Zaintrygował nas bilans finansowy SDU za lata 1994 (po przeliczeniu na nowe złote) i 1995. Zresztą - jedyny dostępny.
Wynika z niego, że organizacja nie zrzeszająca przecież milionerów weszła w posiadanie majątku trwałego szacowanego na kwotę 5 379 193, 35 zł (1995). Gotówki w kasie było 187 790 zł (rok 1995), a w 1994 tylko 164 200 zł. Razem wszystkie aktywa wyniosły 5 666 893, 89 zł w 1995 roku i 5 311 300 w 1994. Zdumiewające dane można wyczytać w dziale pasywa - w pozycji: zobowiązania długoterminowe z tytułu pożyczek i kredytów figurują odpowiednio:
- za rok 1994 - 3 360 900 zł;
- za rok 1995-3 329 267 zł. Ciekawe, jaki bank udzielił takich kredytów i pożyczek?
Nasze oczy nie mogły jednak uwierzyć zapisom jednej z rubryk bilansu: "wynagrodzenia i narzuty na nie" - 66 949 zł w roku 1995 (z pozostałych lat brak danych). Cofnęliśmy się do statutu, a w nim jak byk jest napisane: "wszystkie funkcje w Stowarzyszeniu pełnione są społecznie". Dociekaliśmy, czy przypadkiem Stowarzyszenie nie może zatrudnić pracowników. Niestety, wszystkie prace na rzecz SDU mają być wykonywane społecznie. Do żadnego ze sprawozdań zarządu przedstawianych na kolejnych zebraniach nie załączono rozliczenia finansowego, a to, które się znajduje w aktach, jest kopią przesłanego do Urzędu Skarbowego.
Zastanawiające jest także, że Stowarzyszenie nie zostało zapisane w Krajowym Rejestrze Sądowym ani z urzędu, ani na wniosek własny. KRS to taki wynalazek umożliwiający w każdym miejscu Polski sprawdzenie dokumentów zarejestrowanych podmiotów. Opusdeistowskie SDU najwidoczniej czegoś się boi albo wstydzi...
E.R. A.C.
Nr 11 (1061
L5 - 21 III 2002 r.
FAKTY n
INJ
BOG I BOGOWIE
13
SŁOWIAŃSCY BOGOWIE (VII)
Trzygłów
Trzygłów (zwany błędnie Trygławem) jest bogiem, którego imienia nie trzeba tłumaczyć. Mamy tu do czynienia z bóstwem o trzech głowach, jednak imię to nie może być właściwym imieniem boga, a jedynie określeniem utworzonym od cech zewnętrznych jego posągu.
Opisy Trzygłowa i jego kultu znamy głównie z tekstów "Żywotów św. Ottona z Bambergu" z XII wieku. Wynika z nich, iż bóstwo było czczone przez plemiona pomorskie i połabskie, a centrami kultu były Szczecin, Brenna (dziś Brandenburg) oraz Wolin.
Żywociarz Ebbo pisze: " Szczecin, miasto znaczne i większe od Wolina, w zasięgu swoim trzy góry zawierał, z których najwyższa poświęcona najwyższemu bogu pogańskiemu Trzygłowowi, posiadała posąg trójglowy nakryciem złotym oczy i usta zasłaniający; kapłani zaś tych bożków twierdzili, że bóg najwyższy ma dlatego trzy głowy, bo trzema zawiaduje państwami, to jest nieba, ziemi i podziemia...". Kolejny autor "Żywotów św. Ottona", Herbord, pisze: " były zaś w Szczecinie cztery kąciny [świątynie], ale jedna z nich, najgłówniejsza, zbudowana była dziwną sztuką i kunsztem, mając zewnątrz i wewnątrz rzeźby, wystające ze ścian obrazy ludzi, ptaków i zwierząt, tak dokładnie wyrażone w swoich właściwościach, że zdawało się jakby oddychały i żyły.
Był tam bałwan [posąg] trójgłowy, bo na jednym tułowiu o trzech gło-
"Trzygłów" - drzeworyt S. Jakubowskiego
wach, zwany Trzygłowem". Z żywotów dowiadujemy się też, iż Trzygłowowi poświęcony był wielki, wspaniały koń czarnej maści. Koń ten "próżnował sobie cały rok, a uchodził za taką świętość, że się nań żaden jeździec nie godził", służył jedynie do czynienia wróżb o powodzeniu planowanej wyprawy wojennej. Święty Otto, misjonarz
katolicki " kadłub posągu Trzygłowa sam rozbił, a trzy posrebrzane jego głowy (...) ze sobą potem stąd zabrał, a następnie (...) papieżowi Kaliksto-wijako świadectwo (...) nawrócenia i wiary owych plemion (...) przekazał". W miejscu powalonego posągu postawiono w Szczecinie kościół św. Wojciecha.
Na Wolinie miała znajdować się świątynia Trzygłowa, w której stał niewielki posąg ze szczerego złota. W obawie przed misjonarzami kapłani oddali posążek na przechowanie pewnej wdowie, która ukryła go w pniu drzewa. Symbolem Trzygłowa wolińskiego była włócznia, wskazująca na militarny i władczy charakter owego boga. Pogańskich Wo-linian w przeciwieństwie do katolików charakteryzowała pewna tolerancja, gdyż jak pisze Adam z Bremy, mieszkało w grodzie wiele obcych ludów " także i sascy przybysze otrzymują prawo zamieszkania, byleby tylko przebywając tam, nie obnosili się z oznakami swego chrześcijaństwa ". Herbord pisząc o Wolinie nie podaje słowiańskiego imienia boga, ale donosi, iż czczony był tam pan zmarłych. Jesteśmy więc niemal pewni, że Trzygłów jest lokalnym wcieleniem ogólnosłowiańskiego Welesa (patrz poprzedni odcinek).
Śladów kultu Trzygłowa jest sporo, choćby nazwa wsi Trzygłów pod Gryficami koło Szczecina, a jedna z wersji mitu słowiańskiego o powstaniu ziemi mówi, iż z odmętów pierwotnego oceanu najpierw wyłoniła się góra Trzygłów! W Wolinie do dziś stoi wielki pomnik "Trygława" postawiony w 1967 r. dla upamiętnienia 1000--lecia powstania państwa polskiego. IGOR D. GÓREWICZ Repr. archiwum
RELIGIE WCZORAJ I DZIŚ (3)
Narodziny wiary
Religia jest elementem kultury duchowej i dlatego - w przypadku najstarszych społeczności nie znających pisma - elementem niemal niezauważalnym.
O religijności pierwszych ludzi można więc wnioskować jedynie pośrednio na podstawie nielicznych zachowanych fragmentów przedmiotów i pozostałości po dawno zapomnianych obrzędach.
Najstarsi przodkowie człowieka z kręgu australopiteków sprzed dwóch i więcej milionów lat nie pozostawili po sobie żadnych śladów wskazujących na ich religijność. Jedyne, co ich odróżniało od innych dwunogich ssaków tamtej epoki, to narzędzia wykonane z kamienia i stosunkowo duży mózg. Znajdowane kości wskazują na brak szacunku dla zmarłych. Prawie dwa miliony lat temu ukształtował się tak zwany "człowiek wyprostowany". Jako pierwszy ludzki gatunek zasiedlił całą ciepłą strefę Starego Świata sięgającą wówczas od Jawy
i Chin aż do Gibraltaru oraz Wysp Brytyjskich. I w tym przypadku nie ma żadnych wskazówek co do ówczesnego życia duchowego.
Dopiero neandertalczyk wykazuje cechy religijności. W szeregu stanowisk zauważono celowo wyłamane podstawy ludzkich czaszek. Początkowo uznawano to za przypadek, ale bliższa analiza dostępnego materiału kostnego ujawniła, że mamy do czynienia z celową działalnością człowieka wskazującą na kanibalizm. Ale neandertalczyk nie był krwiożerczą bestią. Porównanie ze znanymi nam społeczeństwami prymitywnymi pozwala sformułować hipotezę, że neandertalczyk wierzył w istnienie siły duchowej obecnej w człowieku, a może też w innych organizmach. Rytualny kanibalizm był częścią kultury wielu plemion i zawsze chodziło nie o zwyczajne zaspokojenie głodu, ale o wchłonięcie magicznej energii zabitego. Przy próbie odtworzenia wierzeń neandertalskich należy
też uwzględnić celowe pochówki - pierwsze w dziejach ludzkości. Na przykład we Francji odkryto niewielki cmentarz z siedmioma szkieletami pogrzebanymi w specjalnie wykopanych zagłębieniach. Wszystkie były zwrócone głowami w tym samym kierunku, a nad grobami usypano niewielkie kopczyki. Podobne pochówki odkryto we francuskim Le Moustier, w Kebara w Izraelu, De-derieh w Syrii, w irackim Shanidar i uzbeckim Teszik-Tasz. Szczególnie interesujące wydaje się ostatnie stanowisko, ponieważ ludzkie szkielety były tam otoczone kośćmi kozła, a na jednym znaleziono pyłki kwiatowe. Być może chodzi tu o złożenie ofiary i przykrycie zwłok kwiatami. A może jest to wyposażenie zmarłego na podróż pośmiertną? Pytania te pozostaną oczywiście bez jednoznacznej odpowiedzi, ale nie da się zaprzeczyć, że nasi przodkowie sprzed około 40 tysięcy lat wierzyli najprawdopodobniej w życie pozagrobowe. LESZEK ŻUK
"Każdy więc, kto słucha tych słów moich i wykonuje je, będzie przyrównany do człowieka mądrego, który zbudował dom swój na skale" (Mat. 7,24). Przypowieść o dwóch budowniczych jest najlepszym podsumowaniem Kazania na Górze.
W przypowieści tej Chrystus zwraca uwagę na konieczność dokonania osobistego wyboru. W związku z tym mówi o sprawach fundamentalnych, takich
życie. Życiowe burze dotknęły bowiem obydwu budowniczych. Jaki tego był skutek? Dom zbudowany na skale pozostał nienaruszony, natomiast ten bez fundamentów "wnet runął, a upadek owego domu był zupełny ". Chrystus podkreślił, że tylko ten, " kto słucha słów (Jego) i wykonuje je, będzie przyrównany do męża mądrego" (Mat. 7, 24). Wniosek jest oczywisty: nie wystarczy słuchać i być zaznajomionym z Biblią, a nawet zgadzać się z tym, co mówił Jezus. Chrystus oczekuje całkowitego posłuszeństwa. Powiedział On: "Nie każdy, kto do mnie mówi Panie, Panie - wejdzie do Królestwa Niebios; lecz tylko ten, kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie" (Mat. 7,21).
PRZYPOWIEŚCI JEZUSA (5)
Przypowieść o dwóch budowniczych
jak posłuszeństwo Bogu. Wskazuje, że w pewnym sensie nasz los jest w naszych rękach. Przyjrzyjmy się bliżej wspomnianym budowniczym.
Przypowieść o dwóch budowniczych ukazuje zarówno pewne podobieństwa, jak też różnice zachodzące pomiędzy nimi. Obaj byli słuchaczami Chrystusa. Poświęcili Mu swoją uwagę i czas. I wreszcie z właściwym sobie zaangażowaniem obaj postanowili zbudować dla siebie jak najlepszą przyszłość.
Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda zupełnie normalnie. Ale Jezus podkreślił, że tylko ten pierwszy budował na trwałym fundamencie, podczas gdy drugi budował na piasku, czyli gruncie miałkim i niestabilnym. Ewangelista Łukasz dodaje, że pierwszy "kopal i dokopał się głęboko, i założył fundament na skale". Drugi natomiast "zbudował dom na ziemi bez fundamentów". (Łuk. 6, 49).
W związku z powyższym zauważmy, że pierwszy budowniczy włożył znacznie więcej wysiłku niż ten, który budował bez fundamentu. Patrząc pobieżnie, mogłoby się wydawać, że budujący na piasku był bardziej oszczędny, stracił też mniej sił w trakcie przedsięwzięcia i na pewno wcześniej cieszył się z owoców swojej pracy. Czyżby był roztropniejszy?
Według przypowieści, na to pytanie odpowiedzi udzieliło samo życie. Ono zweryfikowało zarówno poglądy budowniczych, jak i dotychczasowe ich
Według Biblii, posłuszeństwo Bogu jest "początkiem mądrości" (Przyp. 9, 10). Zaś "mądrość, która jest z góry, jest przede wszystkim czysta, następnie miłująca pokój, łagodna, ustępliwa, pełna miłosierdzia i dobrych owoców, niestronni-cza, nieobłudna" (Jak. 3, 17). Jak mówi psalmista - " wiele nieszczęść spotyka sprawiedliwego, ale Pan wyzwala go ze wszystkich" (Ps. 34, 20).
W zupełnie innym położeniu znajdują się natomiast ci, którzy podobnie do uczonych w Piśmie, faryzeuszy i dzisiejszych księży katolickich - słuchają i mówią, ale nie czynią (Mat. 23, 1-2). Prędzej czy później jakaś zawierucha, nieszczęścia i burze życiowe zdemaskują ich rzeczywisty charakter, a w końcu nawet ich własne życie legnie w gruzach. " Są oni bowiem jak plewa, którą wiatr wznosi" (Ps. 1, 4). Ich droga prowadzi donikąd! O ich głupocie świadczy, że chcą zbudować swoje życie bez trwałego fundamentu.
Przypowieść o dwóch budowniczych ukazuje nam więc dwie różne postawy - dwa różne sposoby reagowania na słowa Chrystusa. Albo jesteśmy jemu posłuszni, albo też ignorujemy zalecenia najpewniejszego Architekta naszego życia. Gmach naszego losu może się ostać jednak tylko wówczas, gdy budujemy na jedynym trwałym fundamencie - Chrystusie! (1 Kor. 3, 11). Czy należymy więc do roztropnych budowniczych?
BOLESŁAW PARMA
14
BEZ DOGMATÓW
FAKTYn
15 - 21 III 2002 r.
Niby nieomylne religie
Wiem, że człowiek, który mało wie i mało potrafi zrozumieć, skazany jest na wiarę we wszystko, co zostanie mu powiedziane, bo sam nie jest w stanie ocenić wartości usłyszanego przekazu ani porównać z innymi źródłami wiadomości.
Taki stan rzeczy skrupulatnie i umiejętnie podtrzymywał i wykorzystywał Kk w swej dziejowej misji podboju świata. Nurzający się w zbytku i jednocześnie zbrukany krwią milionów niewinnych ludzi, głosił miłosierdzie boże oraz cnotę pokory i ubóstwa.
Czy Bóg ma prawo niszczyć i zabijać ludzi, ponieważ on sam ich stworzył? Opierając się na słowach Biblii - jedni są lepsi, ponieważ są wybranym narodem, drudzy
są gorsi, więc muszą umrzeć (mieszkańcy Kanaan). A przecież jedni i drudzy są stworzeni przez tego samego Boga.
Nie mam zamiaru zgłębiać istoty Boga ani wypowiadać się na jego temat, czy krytykować go. Jednak dobrze byłoby, w imię wolności i prawdy głoszonej przez propagatorów Biblii, pozwolić na swobodną ocenę jej zawartości przez wierzących, bez narzucania im konieczności wierzenia zgodnego z narzucanymi dogmatami. Zastanawiające jest, czy potęga religii uniwersali-stycznych i ich ekspansja w świecie nie leży w założeniu, że tylko one mówią prawdę i tylko ich Bóg jest prawdziwy?
Załóżmy, że istnieje dorosły człowiek, który niemal od niemowlęcia
wychował się samotnie na bezludnej wyspie, któremu razem z pierwszymi doświadczeniami w poznawaniu świata nie została wpojona żadna religia, ale kształcił swój umysł mając do dyspozycji różnoraką wiedzę. Czuje pustkę wewnętrzną, odczuwa naturalną potrzebę wiary. Na jego wyspę dociera ekspedycja naukowa składająca się z sześciu ludzi. Każdy z nich reprezentuje inne wyznanie: katolicyzm, prawosławie, protestantyzm, buddyzm, judaizm i islam. Każdy z nich z jednakową biegłością umie przedstawić swoją religię. Jeżeli każda jest jedynie prawdziwa, to którą z nich ma wybrać nasz samotnik? Gdyby należało zdecydować w tej chwili, każdy z nas wybrałby chyba tę religię, w której został wychowany. Chyba że pod
Czy natchniona i wiarygodna?
Wielu autorów stara się udowodnić boską wyjątkowość Biblii posługując się opiniami starożytnych autorytetów. Mogą one być trafne
0 tyle, o ile ich autorzy sami doświadczyli zdarzeń, o których rozprawiaj ą. Jednak problem "natchnienia" nie jest jednoznaczny. Biblia to nie monolit.
Przez wieki Biblia uchodziła za najstarszą księgę naszego świata. Aż tu 3 grudnia 1872 r. w Londynie, na posiedzeniu Towarzystwa Biblijnej Archeologii jeden z pierwszych asyriologów, George Smith ogłosił zadziwiające odkrycie. Odczytując znalezione w ruinach starożytnej Ni-niwy tabliczki z pismem klinowym, natrafił na opowieść o potopie uderzająco zbieżną z tekstem biblijnym. Potop miał mieć miejsce w czasie, kiedy jeszcze o Jahwe nikt na świecie nie słyszał. Opowieść ta stanowi fragment epopei o Gilgameszu - pierwszym znanym z imienia i opisu człowieku na ziemi.
Opowieści o kataklizmach i o losach tych, którzy z nich cudem ocaleli, to wspaniały temat dla bajarzy
1 pieśniarzy, a gdy narodziła się literatura, także dla poetów tamtej epoki. Prastare te tradycje umiejętnie wykorzystywali również autorzy biblijni (wplatając w swoje opowieści stworzonego przez siebie boga) i - tworząc mit - starali się odpowiedzieć na wielkie pytania: o sens życia i jego ustawicznego zagrożenia, o sens cierpienia i śmierci, i wreszcie o tegoż boga i jego stosunek do wszystkiego, co miał stworzyć. Biblia zawiera wiele sprzeczności: w opisie stworzenia świata, potopu, wyjścia z Egiptu (ustalenie trasy). Spośród wymienionych w tekście nazw geograficznych (kiedyś nikt się nad tym nie zastanawiał) jedne są nieznane, inne zaś wytyczają sprzeczne z sobą drogi ucieczki. Nie da się również ustalić, przez jakie to morze przechodzili synowie Izraela.
Bibliści zgodnie przyznają, że wszystkie księgi prorockie były wciąż na nowo odczytywane, interpretowane i aktualizowane. Żadna z nich nie jest dziełem jednego tylko człowieka żadna też nie została napisana od razu jako całość. Stąd wiele proroctw to uzupełnienia post factum w czasie, kiedy znane były rezultaty zdarzeń.
Według Kościoła katolickiego tekst biblijny ma w istocie dwóch autorów: Boga i człowieka, przy czym człowiek jest tylko biernym narzędziem w wypełnianiu Jego woli. Wszystko wskazuje natomiast na to, że to człowiek jest wyłącznym twórcą tego boskiego mitu. W "Konstytucji o Objawieniu" Soboru Watykańskiego II czytamy, że do "sporządzenia Świętych Ksiąg wybrał Bóg ludzi... i przez nich przemawia". Biblia tak na dobrą sprawę powtarza wiele z tego, co inni (jeszcze przed "powstaniem" Jahwe) dużo wcześniej wymyślili. Okazuje się, że twórcy Biblii znali mitologiczną tradycję swoich sąsiadów i z niej wybierali poszczególne cegiełki na użytek wymyślonego sobie boga.
Jahwe wybrał sobie Izrael na jego nieszczęście; wielu Żydów jest zdania, że lepiej by było dla nich, aby Bóg wybrał sobie inny naród. W VI w. synom Izraela żyjącym na wygnaniu w Babilonii bóg Marduk wydawał się bardzo potężny. Przecież król Babilonu nie tylko zdobył ich święte miasto Jerozolimę i uprowadził ich króla, ale - o zgrozo - zburzył świątynię Jahwe. To ostatnie było najstraszniejsze - dla wszystkich stanowiło niepodważalny dowód, że Marduk jest silniejszy od Jahwe.
Mimo objawienia monoteizm żydowski nie był jeszcze tak nieugięty ani tak jasno wykrystalizowany. Według jednego ze starszych o kilkaset lat tekstów egipskich mitów, człowieka ukształtował z gliny na kole garncarskim bóg Chnum; podobne wyobrażenia występowały w Mezopotamii - w czasach kiedy
Elohima (czyli Jahwe) jeszcze "na świecie" nie było. W wielkim babilońskim poemacie "Enuma Elisz", który głosił chwałę boga Marduka - starszym od najstarszych ksiąg biblijnych, znajdujemy motyw lepienia człowieka z gliny. Zaś w jeszcze starszym dziele zwanym od głównego bohatera "Atrahasis" (albo "Atarhasis" lub "Atramhasis") występują elementy adaptowane później do biblijnego opisu stworzenia człowieka. W obu przypadkach człowiek łączy w sobie pierwiastek ziemski i boski.
MICHAŁ APOSTATA
względem indoktrynacji religijnej bylibyśmy czystą kartą, podobnie jak samotnik z bezludnej wyspy. Dopiero taki człowiek stanąłby przed rzeczywistym problemem wyboru.
Niestety, prawdą jest, że wolności takiej boją się wszyscy twórcy ideologii, w tym również religii. A czy może być coś bardziej miłego Bogu, niż wielbienie go poprzez wolność? Każda ideologia, w tym również religia, ma oprócz wyznania wiary również swoje cele i zadania, które leżą u podwalin ich powstania i są kształtowane przez ich twórców. Dla ich spełnienia niemożliwe jest dopuszczenie do swobodnego myślenia i wyboru przez tych, którzy mają realizować te cele i zadania.
Myślę, że wolność to również swoboda w ocenianiu zjawisk, przyczyn, wypowiedzi. Aby zobaczyć światło zapalonej żarówki, trzeba doprowadzić do niej prąd elektryczny. Takim prądem dla umysłu ludzkiego jest informacja. Zapoznając się z informacjami pochodzącymi z różnych źródeł, ogląda się te same zjawiska z różnych punktów odniesienia. Trzeba pozwolić sobie na odrobinę prawdziwej wolności. Należałoby myśleć samodzielnie, choć wiem, że to bardzo boli, że łatwiej, wygodniej i bezpieczniej, jest dać sobie narzucić świadomość tłumu.
Wszystkie wiadomości o Bogu Izraelitów i Jezusie dostarcza nam Stary i Nowy Testament. A co wiemy z innych źródeł? Początki judaizmu sięgają dalej niż drugie tysiąclecie p.n.e. Wywodzi się on z wierzeń dawnych plemion hebrajskich prowadzących koczowniczy
tryb życia. Religia Hebrajczyków miała wiele wspólnego z wierzeniami innych plemion semickich starożytnego Bliskiego Wschodu i Mezopotamii. Potężnym źródłem wiedzy o początkach chrześcijaństwa są liczne wykopaliska prowadzone od połowy XIX w. na terenie Bliskiego Wschodu. Oprócz przedmiotów codziennego użytku i przedmiotów kultu, odkopano wiele dokumentów pisanych.
Dokumenty te pozwalają spojrzeć na wydarzenia opisywane w Biblii z innej perspektywy. Odsłaniają również treść wierzeń innych ludów zamieszkujących te tereny. To, co dzięki badaniom archeologicznym wiemy o powstawaniu Starego i Nowego Testamentu, o zapożyczeniach z innych religii - nie zmienia wiary w Boga, ale zmienia zasadniczo spojrzenie na naukę wpajaną nam przez Kościół katolicki, ukazując momenty, w których wiara przystosowywana była przez jej krzewicieli (a więc kapłaństwo) do potrzeb wynikających z życia codziennego, a co nie miało żadnego powiązania z Bogiem.
Trzeba się zdecydować - wierzyć w Boga lub zostać ateistą. Ale wybierając pierwszą możliwość nie należy ślepo wierzyć temu, co o Bogu mówią inni ludzie, bo nawet Biblia spisana jest tylko przez człowieka. Prawdziwa wiara nie polega na fanatyzmie graniczącym z obłędem. Jeżeli wierzy się w Boga, wierzy się również, że stworzył nas na podobieństwo swoje. A jeżeli tak, to my sami jesteśmy odpowiedzialni za to, w co wierzymy, nie potrzebujemy pośredników. Chyba że jesteśmy tyle warci, co kukła wypchana sianem - wtedy rzeczywiście Bóg ma prawo karmić nami inne zwierzęta.
MARIAN MARCINIAK
W obronie słowa
Na łamach "FiM" czasem zarzuca się Biblii, że sama sobie przeczy. Jeden z autorów napisał: "Czwartego dnia tworzenia powstało słońce. Skąd się więc wzięły dzień i noc już pierwszego dnia?!...".
Ludzie, którzy tak argumentują, przeważnie nie czytali Biblii (lub czytali nieuważnie) i powtarzają obiegowe opinie. Biblia tak opisuje pierwszy z tych etapów stwarzania: "Bóg przemówił: "Niech się stanie światło"; i stopniowo stało się światło", czyli zaczęło docierać do powierzchni naszej planety (Rodź. 1, 3, przekład J.W Wattsa). Zwrot "stopniowo stało się" wiernie oddaje formę czasownika użytego w tekście hebrajskim, opisującego czynność, która jest w toku.
W "pierwszym dniu" rozproszone światło przenikało atmosferę.
Natomiast "czwartego dnia" musiała nastąpić jakaś zmiana. Na początku atmosfera musiała być bogata w dwutlenek węgla. To spowodowało, że na całej Ziemi mógł panować gorący klimat. Jednakże bujna roślinność podczas trzeciego i czwartego okresu stwarzania pochłonęła znaczną część tej ciepłochronnej otoczki złożonej z dwutlenku węgla. Rośliny wydzielały tlen niezbędny dla życia zwierząt. Dlatego też "czwartego dnia", można było z Ziemi dostrzec Słońce, Księżyc i gwiazdy, które miały "służyć za znaki i określać pory roku oraz dni i lata" (Rodzaju 1, 14).
Następnym zarzutem (odnośnie do Księgi Rodzaju 4, 20-21, gdzie KOLUMNA
jest podane, że od Jubala pochodzą wszyscy grający na cytrze i flecie), jest stwierdzenie, że "niebawem nastąpił biblijny potop i wszyscy ww. w nim zginęli. Skąd się zatem wzięli ich potomkowie mogący spełniać funkcje wymienione w powyższym cytacie?". Nie ma trudności w odpowiedzi na to pytanie. Słowo "niebawem" odnosi się do krótkiego czasu. Biblia podaje, że ojcem Noego i Jubala był Lemech. Noe, gdy miał 500 lat, został ojcem Sema, Chama i Jafeta. Gdy nastąpił potop, Noe miał 600 lat. Ten krótki okres (100 lat), który pozostał do potopu wystarczył, żeby któryś potomek Noego mógł spełniać funkcje wymienione w Księdze Rodzaju 4, 20-21.
Natomiast inne (rzekome) zarzuty można znaleźć w pozostałych częściach Biblii. Na przykład w Biblii jest podane "o mądrości", że ma "dzieci" (Łukasza 7, 35); czy to prawda? O grzechu i śmierci, że są "królami"; czy to prawda?
Chciałbym zaznaczyć, że korzystanie z różnych przekładów Biblii poszerza spojrzenie na zagadnienie, o którym się czyta, co chroni od skrajnych poglądów. W Biblii często można spotkać różne porównania (personifikacje, hiperbole) i nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Angielski filozof Franciszek Bacon powiedział: "Jedne książki trzeba smakować, inne połykać, a tylko nieliczne przeżuwać i trawić". Biblia z pewnością należy do tych ostatnich.
JÓZEF JAN WIECZOREK
REDAGOWANA PRZEZ CZYTELNIKÓW
L5 - 21 III 2002 r.
FAKTY n
INJ
LISTY OD CZYTELNIKÓW
15
LISTY
Dobro względne
Jak powiada abepe Gulbinowicz (a propos abepa Paetza), człowiek jest dla Kościoła katolickiego najważniejszym dobrem. Dlatego też człowieka nie można krzywdzić, nie można go oskarżać, źle o nim mówić ani pisać. W tłumaczeniu na język zrozumiały oznacza to, że człowiekiem w rozumieniu Kościoła kat. jest purpurat albo czarny. Bo taki np. prezydent pomrocznej RP to już człowiekiem nie jest. Tego to można mieszać z błotem, oczerniać, wyzywać od komunistycznych morderców. I tak powinno być. Zdrowe katolickie społeczeństwo musi być wolne od grzechu i wszelkiej nieczystości. Niewątpliwie już dawno zrozumieli to panowie Alek i Leszek i dlatego też tak chętnie pielgrzymkują do świętego papy po wytyczne. Tak trzymać. Zieliński
Budujący przykład
Cieszcie się, geje. Już was czarni nie będą potępiać i wyklinać, bo nagle... co za odmiana - człowiek kochający inaczej stał się naszym bliźnim i bratem, nad którego ułomnością seksualną należy w modlitwie się pochylić, a już broń Boże potępić. Oprócz tego pełnego wyrozumiałości zatroskania dowiadujemy się też o nowej pomroczności jasnej w wydaniu czarnych - że człowiek w swej homoseksualnej inności wcale nie jest grzesznikiem, a tylko grzech sam w sobie ponosi tu winę. A kto odpowiada za to, że osoba duchowna tak wysokiego szczebla, mimo oczywistych faktów i dowodów, w żywe oczy kłamie i wypiera się swych homoseksualnej czynów? Dodatkowo: czy to nie ogólny grzech w wydaniu całej sfory wyższego duchowieństwa które na uszach staje, by całą tę sprawę wyciszyć i zatuszować? Próba ukrywania prawdy jest chyba przestępstwem i grzechem? A jaki to budujący przykład w wydaniu pasterzy dla podległych sobie owieczek. Ale taka to już dwoistość zasad postępowania i rozumowania w wydaniu czarnych. Jak arcybiskup pedałuje, to należy się za niego modlić i mu wybaczać. Jak zaś normalny, zwykły gej - to potępić i wykląć.
P.L., Wisła
Święty konkubinat
Ostatnio wiele się mówi i pisze na temat konkubinatu i rodziny oraz
podstawowych ich zadań i funkcji. Jest to dyskusja niewątpliwie ideologiczna, w której nie sięga się do podstaw i samej istoty tematu. Z nauk Kk wynika, że wzorzec rodziny to najświętsza Maria Panna zawsze dziewica, jej syn Jezus i - opiekun Józef. Niestety, taki skład rodziny to klasyczny konkubinat, w którym Józef nie mógł zaspokoić naturalnych potrzeb, nawet stosując zalecany kalendarzyk płodności, a tym samym nie miał żadnych szans na prokreację. Naturalnie można przyjąć, że Józef był impotentem lub załatwiał te sprawy własnoręcznie, albo gdzieś na boku. Na podstawie powyższego należy uznać, że normalna rodzina wzorująca się na "świętej Rodzinie" to konkubinat bez możliwości normalnego funkcjonowania i prokreacji.
Romuald Z., Warszawa
Ślepa opatrzność
Prezydent Warszawy (ostatnio wybrany) domaga się od rządu (czyli od podatników) w trybie pilnym co najmniej 300 min zł na budowę nowych i remonty starych mostów na Wiśle, bo może dojść do katastrofy i zablokowania komunikacji i życia w stolicy.
Panie prezydencie Warszawy, jeśli brakuje pieniędzy prawie na wszystko, to trzeba wybierać, co jest Warszawie bardziej potrzebne: czy nowe i bezpieczne mosty, czy Świątynia Opatrzności, która łącznie z placem ma kosztować tyle, co cztery nowe mosty. Jeśli dojdziecie do wniosku, że ks. Glemp nie ma gdzie odprawiać mszy, wybudujcie mu Świątynię Opatrzności. A jeśli nawet któryś stary most się zawali i dojdzie do tragedii, to ksiądz pomodli się w intencji ofiar w nowej Świątyni Opatrzności i z "godnością odprawi pogrzeby, za godziwą zapłatę...".
Nie mogę sobie jakoś wytłumaczyć, dlaczego ta "Opatrzność" zawsze "trzyma" stronę biskupów, a nie widzi np. samotnych matek z dziećmi bez środków do życia. "A czasy teraz mamy dobre" - tak oświadczył ksiądz chodzący po kolędzie. Może i dobre, ale tylko dla kleru, bo takich luksusów nigdy nie miał, a jeszcze mu mało... J.K.
Potrzebni na wybory
Krew mnie zalewa, jak patrzę i słucham, co się w tym zapyziałym Katolandzie wyprawia. Otóż znów słyszę, że Ministerstwo Zdrowia manipuluje przy liście leków refun-
dowanych. Jestem cukrzykiem i nad-ciśnieniowcem (emerytka, 60 lat). Usłyszałam dzisiaj, że same paski do pomiaru poziomu cukru będą mnie kosztować 100 zł na miesiąc! O całej reszcie nie wspomnę. I właśnie w takiej sytuacji, gdy większość rodaków nie ma pracy (18 proc. bezrobotnych w lutym), cyniczny pan Miller i nawrócony Kwaśniewski zapraszają JP II do odwiedzin Kato-landu. Głosując na SLD dawaliśmy zgodę na zupełnie coś innego. Miller - jak dotąd - nas, wyborców, lekceważy. My jesteśmy potrzebni co 4 lata do głosowania. Teraz można nas olać.
L.L., Katowice
Odczepcie się
od Arcypasterza!!!
Ponad wszystko w Kk ceniona, uświęcona i na wszelkie sposoby adorowana jest TRADYCJA. Zaś tradycją szczególnie mocno przestrzeganą w Ojczyźnie Naszego Papieża jest, że gdy juhas (a co dopiero sam Arcybaca!) "strzyże lub goli" owieczki swoje, to ma prawo, a nawet obowiązek pomacać je wszędzie, wyobra-cać, po pachwinach przelecieć, pod-ogonia zlustrować, żeby sprawdzić, czy w jakim intymnie schowanym kołtunie nie przyczaił się Szatan, bowiem tam Belial lubi przebywać, harce różne wyprawiać,
a ludziom - jak klerycy czy młodzi księża - pobożnym różne figle płatać, a do pokuszenia przywodzić... Nikt, nawet najstarsi górale, nie pamięta, by za czyny takowe podczas masowej strzyży onych, jakakolwiek owieczka śmiała podejrzewać Arcypasterza swego o coś więcej niż to, że w znoju swym pracę wykonywał, by do jakowej "nadinterpretacji czynów, gestów i słów" Pasterza ze strony potulnego kierdela śmiało dochodzić, a na halach publicz-nem słowem komentowane być mogło!! Jedyne, nad czym ubolewać należy, to fakt, że nie weszło do tradycji seminaryjnej i kościelnej golenie krocza z przy legło ścia-mi zamiast widocznej u Arcyba-ców tonsury na środku pustej głowy. Cierpienia z taką depilacyją związane śmiało można byłoby zaliczyć do "cierpienia za wiarę", dołączyć je do "spisu zasług niebieskich", przez co i Arcybiskup byłby syty - i owieczki całe!! Tak poprowadzona TRADYCJA zwalniałaby Pasterza od pokus dwuznacznej kontroli w poszukiwaniu kołtunów diabelskich z takowymi zakamarkami związanych, a tym samym nie dochodziłoby do owej nieszczęsnej "nadinterpretacji czynów i gestów", w których, kto jak kto, ale Kościół kat. potęgą jest - i basta!!
Leon Bodnar
Nadesłane, nie nasze
Przed sukienką czarną każdy chętnie kuca, zamiast w dupę kopnąć obłudnego buca.

Czy Polska jest wolna? Ja tam w to nie wnikam. Wiem tylko jedno - rządzi nią Watykan.
Miller gnębi biedaków
i z klerem się kuma. Aby zdobyć popularność, to się Rzymu trzyma. Raz baca krótkowidz
z owieczki korzystał, dziwił się przy tym,
że nie beczy lecz śwista. Dopiero na kolegium mu
wytłumaczono,
że zerżnął świstaka, co był pod ochroną.
Ojciec Rydzyk i Sobecka to zapałki w ręku dziecka.
Znalazł się wreszcie
taki O sama, co kopnął w jaja
Wuja Sama. Czym się różni grzech
od żalu? Grzech włożyć,
a żal wyjąć.
Ogłoszenia parafialne
Ruch Społeczny Niezależnej Inicjatywy Europejskiej "NIE" Oddział w Łodzi zaprasza wszystkich zwolenników, sympatyków i oponentów na spotkanie z cyklu "Rozmowy z ciekawymi ludźmi", które odbędzie się we wtorek, 19 marca br., o godz. 17 w dużej sali kinowej ŁDK-u przy ul. Traugutta 18 - z redaktorem naczelnym Dziennika Cotygodniowego NIE, Jerzym Urbanem. Prosimy o punktualne przybycie.

Zarząd Ruchu Społecznego "NIE" Oddział w Łodzi, pełniący stałe sobotnie dyżury prasowe w siedzibie SLD przy ul. Piotrkowskiej 203/205 w godz. 11-14, zaprasza chętnych na przegląd prasy bieżącej, również "Faktów i Mitów".
Ogólnopolskie Porozumienie Weteranów Pracy Powszechnej Organizacji "Służba Polsce" 1947-1954 zwraca się do jeszcze żyjących byłych przełożonych Junaków oraz samych Junaków z Powszechnej Organizacji "Służba Polsce" z lat 1947-1954 o pisemne zgłoszenie się w związku z ogólnopolskim spotkaniem byłych Junaków, które odbędzie się w maju 2002 r. w Częstochowie. Zgłoszenia należy przysyłać listem zwykłym do 30 kwietnia br. pod adresem: Ogólnopolskie Porozumienie Weteranów Pracy Powszechnej Organizacji "Służba Polsce", 42-200 Częstochowa, al. NMP 24, II p.
Usługi pogrzebowe pastorów protestanckich
tel. (0-34) 35-33-061
BEZPŁATNIE
Świecki mistrz ceremonii pogrzebowej
tel. 0-601-942-662
cena: 200 zł brutto + koszty dojazdu.
TYGODNIK FAKTY i MITY Redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Henryk Rozenkranc; Dział reportażu: kierownik Ryszard Poradowski - tel. (0-42) 630-72-33; Redaktorzy: Adam Cioch, Jakub Kopeć, Jarosław Rudzki; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: Ewa Kotlińska
- tel./fax (0-42) 639-86-10; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-72-23; Adres redakcji: 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94; e-mail: faktyimity@faktyimity.pl; Wydawca: "BŁAJA News" Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Prezes Zarządu: Roman Kotliński; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze - do 25 maja na trzeci kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zt za jeden kwartał; b) RUCH SA - do 5 czerwca na trzeci kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31, 532-88-16,532-88-19,532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-Awartał; 227,-/pót roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-Awartał; 255,-/pót roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-Awartał 313,-/pót roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą nawww.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hubsch &C0., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326.4. Dystrybutorzy w USA: New York- European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago - J&B Distributing co., tel. (773) 736 6171; Lowell International co., tel. (847) 439 6300.5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga - Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726.6. Prenumerata redakcyjna: do 15 czerwca na trzeci kwartał 2002 r. Cena 26 zt. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p-ele@faktyimity.pl. Szczegółowe informacje na stronie intern etowej http://www.faktyimity.pl
JAJA JAK BIRETY
Nr 11 (106)
- 21 III 2002 r.
JUJULEUSZ
TYGODNIKA
FAKTY

Za wszystkie życzenia nadesłane do nas z okazji ostatnich jubileuszy "FiM" (w tym tak pięknie ilustrowanych jak te powyżej) - serdecznie dziękujemy. Redakcja
CZARNO NA BIAŁYM
Bóg sfałszowany
Wiele artykułów rozpoczynamy od słów: "W Rzeszowie, no bo gdzieżby indziej...". Nie będziemy zmieniać tradycji, więc do dzie-ła.W Rzeszowie, no bo gdzieżby indziej, ludziska, a zwłaszcza smarkacze, dostają listy. No i co z tego? - zakrzykniecie. Zaraz, zaraz - zaczekaj, niecierpliwy Czytelniku. To nie są zwykłe listy, lecz jak najbardziej niezwykłe, a nawet cudowne.
Jak myślicie, co Bóg robi w niebie? To oczywiste, sześć dni tworzył ten najpiękniejszy i najbardziej sprawiedliwy ze światów, siódmego odpoczywał, a potem zaczął czuwać nad wspaniałą harmonią bytu,
nad wzajemną miłością, uczciwością i nad wszechogarniającym szczęściem.
Tylko tyle i aż tyle? Otóż nie tylko! Bóg w niebie w wolnych chwilach pisze listy, podpisuje je swoim boskim imieniem i korzystając z listonoszy w sutannach przesyła na Ziemię. Księża rozdają przesyłki w szkole na lekcjach religii. A adresaci tych listów -dzieciaki - z drżącymi rączkami, z wypiekami na buzi czytają m.in.: " Stworzyłem Cię właśnie takim, jakim jesteś (...). Nie pozwól, by inni poganiali Cię".
Bardzo tymi słowami małolaty w Rzeszowie ucieszyły się
Czarny humor
Mąż ciężko zachorzał. W obliczu zbliżającej się śmierci pociesza zbolałą żonę, że odezwie się do niej za jakieś dwa miesiące za pośrednictwem medium. Faktycznie, równo po 60 dniach od zgonu żona pyta:
- Jak ci tam jest, kochanie?
- Całkiem nieźle, zupełnie znośnie. Rano po sutym śniadanku trochę miłości, później drugie śniadanko i jeszcze więcej miłości, obiadek, miłość z przerwami do kolacji,
trochę sobie jeszcze poskaczę przed snem, potem lulu i tak dzień po dniu. Zgorszona żona:
- Ależ kochanie, czyżby w niebie można było uprawiać miłość, tym bardziej że jesteś już duchem?
- Ależ kochanie, kto ci powiedział, że jestem duchem?! Jestem kró-liczkiem w Australii...!

Facet kocha się z innym facetem i szepcze mu słodko do ucha:
- Ale masz wspaniałą, ciasną dziurkę!
- Bo jestem dopiero na I roku, proszę księdza biskupa.
i z mety przestały odrabiać lekcje, wyrzucać śmieci, wyprowadzać psa, pić tran, a nawet... zmawiać wieczorny paciorek. Poganiać bowiem ich już absolutnie nie wolno. Zadowolone czytały więc dalej: "(ŚŚŚ) Ja Ci powiem, jaka jest moja wola. Nie troszcz się o siebie". Pięknie! Po przeczytaniu tego zdanka smarkacze natychmiast przestali się myć, a czytając dalej, zrozumieli, że nazywając swoich starych zgredami, mieli rację, bo kochać rodziców nie należy. Posłuchajcie: "Jesteś po to, aby kochać samego siebie (...). Pozwól Mi dać Ci radość i dobro. Nikt inny Ci tego nie da. Czy nie widzisz? Jedynym nakazem dla Ciebie jest patrzeć na Mnie (...). Moja wola jest doskonała. Moja miłość jest wystarczająca ".
Oto jest "miłość wystarczająca ". Być może, tylko nie wiedzieć czemu rodzice małolatów otrzymu-jących taką korespondencję, nie są całą sprawą zachwyceni i pędem przysłali ją do naszej redakcji. Zdenerwowanym zgredom wytłumaczyliśmy zatem cierpliwie, że jeszcze bardziej niż oni zezłościł się zapewne Bóg, bo na nasz rozum ktoś się tu pod Jego dobre imię podszywa i fałszuje jego podpis. A za fałszerstwo...
MarS
Witamy w państwie wyznaniowym!
INDEKS 356441 ISSN 1509-460X
FAKTY
i mi
http://www.faktyimity.pl
TYGODNIK NIEKLERYKALNY
Nr 12 (107) 22 - 28 marca 2002 r. Cena 2 zł (w tym 7% VAT)
Rzesza podjęła tytaniczną próbę realizacji wielkiej idei, która ma przynieść
odrodzenie ludzkości (...) ---------Trudno nie przyznać słuszności
twierdzeniom Hitlera"
ks. Stefan Wyszyński

A
OStr. 7
Armia Boga
Jakie państwo, takie i jego zbrojne ramię. Gdy kraj biedny, to i wojsko też. Nasza armia nie ma pieniędzy na amunicję i mydło dla wojaków, a wysłanie niewielkiego oddziału do Afganistanu zajmuje jej kilka kompromitujących miesięcy przygotowań.
Ale nie załamujmy się. Jest i druga strona medalu: jaki Kościół - takie wojsko. Nasza armia jest więc potężna duchem i ordynaria-tem polowym, rozmodlona pod przywództwem kapelanów. Dlatego nic dziwnego, że nasi żołnierze, na służbie, budują kościoły garnizonowe...
Pukanie do drzwi kościoła:
- Kto tam? - pyta proboszcz.
- Komornik - odpowiada komornik i dodaje: - Proszę opuścić tę świątynię i wyprowadzić się z plebanii, bo ja w imieniu prawa zajmuję oba te obiekty za długi.
Czy to jedynie koszmarny sen wikarego? Nie! Po aferach salezjańskich i przekrętach liczonych na dziesiątki milionów złotych, Kk musi być przygotowany na takie niespodzianki. A komornik do niektórych kościołów w Lubinie puka już naprawdę!
KSIĄDZ NAWRÓCONY
FAKTYn
FAKTY
KATOLAND Państwo w służbie Kościoła! W iście rodzinnej atmosferze obradowała Komisja Wspólna Rządu i Episkopatu. Parafie watykańskie uzyskały kolejne zwolnienia podatkowe pod pretekstem działalności charytatywnej. Wychowanie seksualne w szkołach będzie prowadzone pod dyktando Kościoła. Premier Miller nie pozostawił żadnych złudzeń co do przyszłego charakteru Polski - "Rząd zajmuje się wyłącznie gospodarką" - oznajmił. Witamy w państwie wyznaniowym Iranie Europy!!!
POLSKA Kobiety w Polsce dostały kolejnego kosza od SLD--owskiego rządu - środki antykoncepcyjne nie będą refundowane, bo... nie są lekami. Dopłaty z budżetu będą możliwe dopiero po zmianie prawa farmaceutycznego, stwierdził ponoć lewicowy minister Łapiński, który nic nie wie o kościelnej akcji propagandowej przeciwko dopłatom do pigułek antykoncepcyjnych... We współżyciu rząd- episkopat lewica na razie jest partnerem biernym, ale ponoć "prawdziwych mężczyzn poznaje się po tym, jak kończą...".
WARSZAWA Prezydent Aleksander Kwaśniewski przyjął delegację polskich, amerykańskich i południowokoreańskich baptystów. Przywódca tych ostatnich prosił polskiego prezydenta o wsparcie dla wolności religijnej w krajach byłego ZSRR. W "FiM" 10/2002 pisaliśmy, że Kwaśniewskiego poproszono, aby mediował w konflikcie watykańsko-prawosławnym. Kwaśniewski - główny ekumenista Wschodu!
Przykościelne Forum Kobiet Polskich ostro protestuje przeciwko wprowadzeniu do szkół elementów edukacji seksualnej na zajęciach z przygotowania do życia w rodzinie. Klerykałki szczególnie bulwersuje, że na lekcjach młodzież może być instruowana, jak zakładać antykatolicką prezerwatywę, i to na modelach takich jak banan, ogórek lub, o zgrozo!, członek wykonany z tworzyw sztucznych! Mało tego, młodziaki będzie się pouczało, jak wymóc na partnerze seksualnym używanie prezerwatywy. Cóż znaczy życie i zdrowie młodzieży wobec tak ewidentnie grzesznych skojarzeń!?
POZNAŃ "Zaprzeczam wszystkim faktom podanym w mediach i przebaczam moim prześladowcom..." - wielkodusznie ogłosił arcybiskup Paetz w liście do wiernych archidiecezji poznańskiej. Dziennikarzy zaatakował także prymas, stwierdzając, że arcybiskupa "sponiewierano w mediach właściwie bez dowodów". Każdy ma prawo się bronić, ale... ..."zaprzeczanie faktom" nie dowodzi niewinności, lecz nie-douczenia.
Według nie potwierdzonych informacji doniesienie do prokuratury na Paetza złożyli rodzice ministrantów z archikatedry poznańskiej. Powodem jest molestowanie seksualne służby liturgicznej. Zabawa "dzwoneczkami" to kolejna "nadinterpretacja"?
LUBLIN Najwyraźniej niedomaga także arcybiskup Józef Ży-ciński. Purpurowy intelekt szczytował odkryciem, że za obecne antysemickie wybryki kościelnej prawicy ponoszą odpowiedzialność ci, którzy nie rozliczyli partyjnej nagonki z 1968. Księże arcybiskupie -popieramy! Ojcami duchowymi zbrodni katolickiej inkwizycji są przecież Marks, Lenin i Stalin!
WATYKAN Strażnik inkwizycji kardynał Joseph Ratzinger stwierdził, że islam "ma częściowo rację, kiedy wywodzącemu się z tradycji chrześcijańskiej Zachodowi zarzuca moralną dekadencję i manipulowanie życiem ludzkim". Kardynał reprezentujący krwawą i bezwzględną dyktaturę zwaną Kościołem katolickim nie wyjaśnił, na czym polega "moralna dekadencja" Europy, uznawanej za ojczyznę i ostoję praw człowieka. A nam milsza "moralna dekadencja" niż islamski terror.
Przepis godny Kuronia: "Świętość można osiągnąć przez stałe, pokorne i pełne ufności przystępowanie do sakramentu pokuty" - twierdzi Jan Paweł II w orędziu do Wielkiego Penitencjarza, czyli do jednego z urzędów Kurii Rzymskiej. Zdaniem papieża, jest ona także "narzędziem działań na rzecz powołań". Jak wiadomo, katolicka spowiedź powstała na przełomie starożytności i średniowiecza jako narzędzie kontroli kleru nad sumieniami wiernych. Najgłośniejsza ostatnio katolicka święta wyhodowana w seminaryjnych konfesjonałach ma na imię... Pedofilia...
WŁOCHY Ujawniono, że włoscy salezjanie przez lata ukrywali hrabiego de Vecchio, faszystę, współpracownika Benito Mussoliniego. Przez sześć lat przewozili go z klasztoru do klasztoru. Dlaczego? "Był to przejaw chrześcijańskiej miłości...". Dzięki troskliwej miłości Kościoła udało się w końcu faszyście wyjechać z fałszywym paszportem do Argentyny. Ojczulkowie tylko się zrewanżowali - przed wojną był Vecchio wielkim orędownikiem kanonizacji ich założyciela, Jana Bosko... Jeśli w dodatku byl on jeszcze u spowiedzi..
22 - 28 III 2002 r.
KOMENTARZ NACZELNEGO
Deratyzacja
Ale się porobiło z tą partią, ale się porobiło! Chwilami trwoga mnie ogarnia, jak widzę stosy listów z deklaracjami członkowskimi. A czego w tych listach jeszcze nie ma?! Oprócz niezliczonych wyrazów poparcia są tam całe programy gospodarcze, propozycje nazwy nowej partii, strategie rozwoju miast i wsi, patent na nowe paliwo, order Virtuti Militari (w paczce) jako wotum na partyjny sztandar, schemat konstrukcji perpetuum mobile, życzenia, uściski, całusy oraz setki, tysiące historii własnych i zasłyszanych z prośbą o poradę, interwencję, pomoc, wsparcie.
Dziękuję za każdy list, telefon, wyrazy sympatii, dobre i złe rady. Cóż ja bym zrobił bez Was, Moi Kochani Czytelnicy!? To WAM należą się te słowa uznania, które przysyłacie na moje ręce! Jesteście moją Nadzieją, moim Celem i Inspiracją do dalszego działania. Zrobię wszystko, aby WAS nie zawieść. Tak było ze Stowarzyszeniem Odnowy Kościoła obiecanym w książkach, potem z "FiM" i ORFiM. Tak będzie również z partią. Z drugiej strony boję się, że nie będę miał czasu na robienie gazety, a praca twórcza w moich, naszych "Faktach" odpowiada mi jak żadna inna. Chciałbym wszystkim pomóc, choćby odpisać na list, ale bywa, że się po prostu nie wyrabiam. Z dołu i z góry przepraszam!
O piesze wyjaśnić: ani
Następny numer "Faktów i Mitów" - o zwiększonej objętości (20 stron) wraz z programem telewizyjnym - ukaże się wyjątkowo w czwartek 28 marca, w cenie 2,20 zł.
"Fakty i Mity", ani tym bardziej moje komentarze nie będą podporządkowane ściśle nowej partii, która wkrótce powstanie. Czytelnicy "FiM" to armia około miliona ludzi, a wśród nich są przecież małolaty i weterani II wojny światowej. Nie miałbym sumienia wysyłać ich kolejny raz na szaniec historii. Mam jednak nadzieję, że będą partii wiernie kibicować. Nie brak też ludzi mających trwałą, nieuleczalną alergię na politykę w ogóle. Sam się do nich zaliczam. Wyboru jednak nie ma żadnego - prawdziwych zmian w demokratycznym państwie można dokonać tylko wchodząc do samorządów, parlamentu; biorąc jednocześnie na siebie ciężar i odpowiedzialność rządzenia. Ja jestem gotowy taki ciężar ponieść.
Cała nadzieja w tym, że znajdzie się dość mądrych, oddanych sprawie ludzi, którzy mnie i nam w tym pomogą. Tacy ludzie potrzebni są w każdym mieście, gminie, wiosce. Antyklerykalna Partia Postępu - RACJA - nie może powstać po to, by poszerzyć i tak kuriozalny folklor na politycznej scenie Polski, a już na pewno nie po to, aby biadolić nad bogactwem biskupów i biedą Polaków. To musi być partia kreatywna! Zrażeni do poprzednich układów politycznych, rządów i partii, idziemy po władzę. Naszym celem są konkretne zmiany. Dość już było mądrych programów, obietnic, farmazo-nów i przekrętów. Tak zwana prawica z tak zwaną lewicą przekazują sobie Polaków jak pałeczkę w sztafecie na wyborczych igrzyskach, co cztery lata. Po drodze ludzie tracą życie, zdrowie, pracę, resztki oszczędności, i wreszcie nadzieję - ale nikt się tym nie przejmuje. Dziadostwa, braku kompetencji i wreszcie złodziejstwa na górze - nikt nie myśli rozliczać, osądzać, i to już od 10 lat! Obowiązuje niepisana zasada - my wam nie zrobimy kuku, to i wy nam nie zrobicie kuku, jak już się wymie-nimy na ławach poselskich i ministerialnych fotelach. Obecne, pseudolewicowe rządy z pewnością chcą dobrze, mają odpowiedni potencjał ludzki, zwarte struktury, ale przyjęty kurs na dalsze zamrażanie zlodowaciałej po Balcerowiczu gospodarki może im wróżyć tylko klęskę. Nie można wyprowadzać kraju z kryzysu, nie mając dostatecznego poparcia w społeczeństwie. To poparcie zaś jest już tylko wspomnieniem. Zaprzepaszczono bowiem może ostatni już zryw nadziei jedynej, własnej bazy - mądrego elektoratu SLD. Za niespełnionymi po raz
kolejny obietnicami: świeckiego państwa i rozliczenia poprzednich rządów, nieuchronnie pojawiają się kolejne niewypały - nie będzie ani przywrócenia normalności, ani pracy, ani nawet chleba dla najuboższych. To gwóźdź do trumny SLD, która podzieli los Unii Wolności, nawiasem mówiąc, niewiele się od niej różni. O ile jednak pracę, chleb i godne życie zdobywa się w trudzie i znoju (pod warunkiem, że właściwy program gospodarczy temu sprzyja), o tyle powstrzymanie ekspansji Kościoła rzymskiego oraz rozliczenie nieudaczników i aferzystów jest kwestią paru decyzji na górze. Decyzji, które nie zapadły. Lamenty premiera Millera nad spuścizną po Buzku nic nie znaczą, poza zamydleniem oczu wkurzonemu narodowi. Jak ci ludzie mogą spojrzeć w twarz swoim wyborcom - pozostaje ich gorzką tajemnicą.
Pragnę niniejszym oświecić panów z SLD-owskie-go naczalstwa oraz pozostałych nieświadomych, w tym w szczególności media: ogromny spadek notowań obecnego rządu oraz samego SLD - Drodzy Państwo - nie jest li tylko spowodowany reakcją ludzi na "trudne i bolesne, acz konieczne decyzje uzdrawiające gospodarkę", czy też tradycyjnym "łataniem dziury budżetowej". Za tenże spadek poparcia co najmniej w równym stopniu odpowiadają niespełnione obietnice
wyborcze, a w szczególności jawny już sojusz lewicy z Watykanem, podbudowany wier-nopoddańczymi audiencjami głów państwa i przypieczętowany sierpniowym nawiedzeniem. Odkładanie na później--nigdy inicjatyw poselskich dzielnych pań Sienkiewicz, Ja-rugi-Nowackiej czy Sosnow-skiej -jesttylko naturalną konsekwencją tego sojuszu. To Kościół rozdaje teraz karty, i to w jeszcze większym stopniu niż za rządów Buźka! bok tego całego bagna powstanie teraz partia antyklerykalna ze swoim radykalnym programem osuszania, melioracji i deratyzacji. Niezły numer wytniemy temu całemu towarzystwu wzajemnej adoracji! Wyobrażacie sobie wyniki przedwyborczych sondaży, a potem wysokie, może nawet medalowe miejsce partii an-tyklerykalnej?! Widzicie na mównicy sejmowej posła "Racji" robiącego wykład na temat korzyści, jakie z konkordatu czerpie Watykan albo wyliczającego straty w budżecie z tytułu "pracy" kapelanów? Skoro zadłużone chłopy z Samoobrony miały swojego wicemarszałka, to my
- światli ludzie - mieć go nie możemy?! Szok!!! W tym kraju?! W ojczyźnie Ojca Świętego?! Dlatego ta partia tak się właśnie będzie nazywała - ANTYKLERYKALNA
- po to, by kłuła w oczy i uszy samą obrzydliwą dla różnych obrzydliwców nazwą. Do tej pory w całej historii Polski nie było czegoś podobnego! Antyklerykalizm oficjalnie nigdy nie istniał, czego ta gazeta doświadcza na własnej skórze. Opluwana w faszyzujących gadzinówkach i szczekaczkach, kompletnie ignorowana przez tzw. lewicę, przemilczana przez niby-niezależne media. Kiedy po usunięciu nas na wniosek biskupów z sieci RUCH-u zorganizowaliśmy demonstrację pod episkopatem i Belwederem - prezydent wszystkich Polaków nie chciał nawet przyjąć od nas petycji. Jego żona odmówiła nam wywiadu. Spiker Lis, wymawiając naszą nazwę, chrząka po słowie "Fakty", a jego koleżanka Olejnik w Radiu Zet mówi o nas per: "tygodnik łódzki" lub "tygodnik Piotrow-skiego"(!). Mecenas Wende, robiący z księdzem Boniec-kim za wyrocznie TVN-u powiedział, że jestem postacią obrzydliwą jako były kapłan. Rokita, rozbitek niedojda z AWS ocalały na Platformie, twierdzi, że rozum nakazuje mu nie czytać antyklerykalnego brukowca.
A może jednak Pan powinieneś. Zawsze to lepiej wiedzieć wcześniej, kiedy się dostanie kopa w dupę. A Pan będziesz jeden z pierwszych... JONASZ PS. Uwaga! O Partii również na str. 15.
'L/l IIU I
O
Nr 12
- 28 III 2002 r.
FAKTY n
INJ
ZAMIAST SPOWIEDZI
ROZMOWA Z LIROYEM
- Powiedziałeś kiedyś, że przygotowując nowy materiał, nie zastanawiasz się, jak zostanie on przyjęty przez słuchaczy. Tytuł Twojej najnowszej płyty sugeruje, że z marszu skazujesz ją na sukces.
- Tytuł nie ma dla mnie większego znaczenia. Równie dobrze mogłem nazwać płytę,,Palec w dupie". Ważniejsza jest zawartość płyty. Wymyśliłem tę nazwę gdzieś przy okazji. Potem pomyślałem sobie, że będzie to dla mnie jakieś wyzwanie.
- Jaki jest Twój "Bestseller"?
- Wszystkie moje płyty różnią się od siebie. Ich wspólnym mianownikiem jest jedynie zawartość tekstowa, w której poruszam wciąż te same problemy. Natomiast z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że muzycznie jest to moja najlepsza płyta. Może dlatego, że udało mi się wokół niej zebrać fantastycznych ludzi, którzy włożyli wiele serca i pracy w jej powstanie. Po
Stańczyk na ulicy
Naprawdę nazywa się Piotr Marzec.
Ma 31 lat i pochodzi z Kielc.
Z żoną Agatą wychowuje jej syna
pierwszego małżeństwa. Jest najbardziej
znanym polskim raperem. Niedawno
ukazała się jego najnowsza płyta
zatytułowana: "Bestseller".
raz pierwszy zdarza mi się coś takiego, że słysząc po raz setny swój utwór, czuję ciarki na plecach. Na tej płycie nie ma żadnych zapycha-czy. Jest prawdziwa od samego początku do końca.
- Album zawiera cover utworu Lionela Richiego "Hello". Skąd pomysł umieszczenia go na płycie?
- Wiążę z nim wiele wspomnień. Nie uważam tego numeru za najlepszy na płycie, ale sukcesem jest to, że udało mi się go nagrać i że podoba się on Lionelowi.
- Macie jakieś wspólne plany koncertowe?
- Był taki pomysł, ale pokrzyżował go incydent z World Trade Center. Myślę, że do niego powrócimy, bo polubiliśmy się, choć... nigdy nie udało nam się spotkać osobiście.
- Podobno uważasz, że raper powinien mieć bogatą przeszłość.
- Bzdura! Nie ma większego znaczenia, w jakim środowisku się wychowałeś, do jakiej szkoły uczęszczałeś. Ważne jest to, czy się po prostu do tego nadajesz. Oczywiście, że bagaż doświadczeń jest w tym bardzo pomocny. Często uciekałem z domu, obserwowałem świat i wyciągałem wnioski, które zawarte są teraz w moich tekstach. Ale nigdy nie uważałem, że jak się chce zostać raperem, trzeba być chłopakiem z ulicy, czy też mieć przeszłość kryminalną.
- Czy w pisaniu tekstów pomogło Ci to, że dość wcześnie zostałeś ojcem?
- Jest to syn mojej żony z pierwszego małżeństwa. Nie oznacza to wcale, że nie traktuję go jak własnego. Wychowuję go od ośmiu lat. Konrad to już osiemnastolatek.
- Podobno przez jakiś czas jego koledzy nie wiedzieli, kto jest jego ojcem. Często mówili mu, że ma fajnie, bo jest sąsiadem Liroya.
- Tak było. Nie chcieliśmy, żeby przez to, co robię, był inaczej traktowany przez rówieśników. Nie zawsze udawało się nam go ochronić przed rozczarowaniami. Teraz jest już dorosły i sam sobie z tym radzi.
- Myślisz, że kiedyś pójdzie w Twoje ślady?
- Muzykowanie wybiłem mu z głowy już jakiś czas temu. Sam teraz doceniam szczere opinie swoich przyjaciół, którzy w odpowiednim czasie powiedzieli mi, do czego się nadaję, a do czego nie. Dzięki temu robię teraz to, co lubię. Konrad robi wiele innych wspaniałych rzeczy. Pisze świetne opowiadania, których jestem entuzjastą. Często też brałem go na plan tele-dysków, co zaowocowało pomysłem zdawania na reżyserię.
- Masz żonę, syna... Mimo to często podkreślasz, że najważniejsza jest dla Ciebie muzyka.
- Bo tak jest. Kiedy poznałem żonę, od razu jej powiedziałem, żeby nie kazała mi kiedyś wybierać między nimi a muzyką, bo może się zdziwić. Jedyną kobietą mego
życia jest muzyka. Ona nigdy mnie nie zostawiła, nigdy nie zawiodła...
- Twoje ciało zdobią liczne tatuaże...
- Traktuję je jak obrazy, dzieła sztuki. Jeśli przypadnie mi do gustu jakiś wzór, zdobię nim ciało.
- Wśród nich jest cała seria związana z błaznem. Co one oznaczają?
- Jakiś czas temu uświadomiłem sobie, że i w klasie, i wśród znajomych na podwórku byłem swego rodzaju błaznem. Rozbawiałem towarzystwo. To, co teraz robię, też ma wiele wspólnego z błazeństwem. Opisuję w swoich tekstach to, co dzieje się na świecie. Nie wprost, ale bez zahamowań. Dlatego tak lubię motywy związane ze Stańczykiem.
- Do grona Twoich przyjaciół należą m.in. Darek Michalczew-ski, Przemek Saleta. Prywatnie interesujesz się boksem.
- Od młodzieńczych lat był on jedną z moich wielkich pasji. Teraz ograniczam się do oglądania walk w telewizji. Ale nie ukrywam, że czasem lubię pójść na salę i powalić sobie w worek.
- Czy swoją najnowszą płytą zamierzasz znokautować cały rynek muzyczny?
- Nie takie jest moje zadanie. Chciałem zrobić dobrą płytę i taką zrobiłem. To moja największa wygrana. Nie chciałem się nią przypodobać słuchaczom, ale nie ukrywam, że ich zdanie nie jest bez znaczenia. Mam tylko nadzieję, że się nie zawiodą.
EWA ADAMCZEWSKA Fot. www.liroy.prv.pl
Kler chce Lamberta
Arcyprokościelne Stowarzyszenie "Wspólnota Polska" zamierza wypompować z budżetu państwa 30 min zł na zakup... Hotelu Lambert! (zdjęcie). W nabyciu nieruchomości od legendarnego rodu Rothschildów mają pomóc kościelni parlamentarzyści, ambasada w Paryżu, no i kto jeszcze? No i polscy biskupi - rzecz jasna.
Niestety, nie są to tylko mrzonki. Wiele wskazuje, że chrapkę na paryską nieruchomość - poprzez swoich ludzi we "Wspólnocie Polskiej" - ma sam Kk. W radzie krajowej stowarzyszenia zasiadają min.: abp Zygmunt Kamiński - oddział zachodniopomorski, abp Wojciech Ziemba - oddział podlaski, ks. prof. Roman Dzwonkowski - oddział lubelski oraz ks. Marek Smogorzew-ski - oddział północnomazowiecki "Wspólnoty". Plenipotencje związane z wydeptywaniem ścieżek do możnego rodu Rothschildów otrzymał Ignacy Czeżyk, sekretarz warszawskiego oddziału stowarzyszenia. Zadanie to wolał jednak powierzyć prawdziwemu dyplomacie: "Ze względu na delikatność, nie ośmielam się sam zwrócić do Państwa Rothschildów, gdyż powinien to zrobić ktoś znany" - pisał w liście do ambasadora Polski w Paryżu.
Obecny pełnomocnik "Wspólnoty Polskiej", Ignacy Czeżyk, jest nauczycielem matematyki w I LO im. ks. Adama Jerzego Czartory-skiego w Puławach - czyli liczyć umie. Przez dwa i pół roku był zupełnie niewidocznym posłem OKP Sejmu X kadencji. Zdegradowany do poziomu sejmowego telewidza, od kilku lat pełni zaszczytną funkcję... przewodniczącego rady parafialnej w kościele Matki Boskiej Różańcowej w Puławach. Teraz rosną mu skrzydła!
A było tak: w 1972 r. Czarto-ryscy, nie mogąc utrzymać swojej paryskiej rezydencji, zgłosili władzom PRL chęć sprzedaży Hotelu Lambert za - jak to określono -bardzo przystępną kwotę. "Bez względu na cenę nie będziemy wspierali arystokracji" - brzmiała odpowiedź ówczesnego rządu. Po przejęciu obiektu przez rodzinę Rothschildów nowi właściciele starannie usunęli wszystkie pamiątkowe napisy świadczące o działalności w Hotelu Lambert popo-wstańczej Wielkiej Emigracji. Intencję sprzedaży nieruchomości, położonej w samym centrum paryskiej metropolii, wyraził w ubiegłym roku baron Guy de Roth-schild, potomek legendarnego rodu żydowskich (tfu!) bankierów.
Ignac - wierny sługa i pupilek arcybiskupa Życińskiego - przezwyciężył wrodzony wstręt, bo zwęszył niezły interes dla "Wspólnoty Polskiej". Plan był prosty i przetrenowany - Skarb Państwa wykłada kasę na ekstrawagancję kościelnej przybudówki. "Szacowne" stowarzyszenie wzajemnej adoracji przejmuje atrakcyjną nieruchomości w centrum Paryża, po czym przekazuje ją czarnym strukturom na emigracji. Puławskiemu belfrowi udało się niedawno zainteresować kupnem Hotelu Lambert lokalny samorząd: "Rada Powiatu Puławskiego, organ działający w miejscu dziedzictwa rodu Czartory-skich, ludzi myślących i czyniących w duchu obywatelskim, popiera inicjatywę (...) zakupienia przez Polskę tego obiektu, stanowiącego pomnik i symbol ściśle związany z historią
naszego kraju " - czytamy w "stanowisku samorządu ".
Historyczny Hotel Lambert znajduje się na Wyspie św. Ludwika otoczonej wodami Sekwa-ny. Jedna z paryskich agencji nieruchomości oszacowała wartość symbolu Wielkiej Emigracji na 30 min złotych.
"Wspólnota Polska" działa pod parasolem Senatu RP i w kwestii zakupu hotelu bardzo liczy na hojność swojego patrona. Ze sprawozdań finansowych Kancelarii Senatu wynika, że "Wspólnota" wraz z Fundacją Pomocy Polakom na Wschodzie, w latach 1991-2000 otrzymała od państwa na cele polonijne (w znacznej mierze kościelne) około 200 min zł!! W czasach, gdy większość
narodu żyła na przymusowej diecie, izba wyższa parlamentu szczodrobliwie wspierała rzymskokatolickie misje. Podziękowania możemy śmiało kierować pod adresem matki boskiej senackiej Grześkowiaczki.
Za 30 min zł, na które wyceniona została paryska rezydencja, można by było np. wybudować 600 mieszkań dla młodych małżeństw. Być może wkrótce zamiast tego Hotel Lambert zamieni się w paryską rezydencję polskich biskupów. Wszystkim pomysłodawcom marnowania publicznych pieniędzy polecamy dla otrzeźwienia kąpiel w Sekwanie... oczywiście z kamieniem u szyi.
MIROSŁAW CHŁODNICKI Fot. Alicja Doan
Z NOTATNIKA HERETYKA
FAKTYn
22 - 28 III 2002 r.
GŁASKANIE JEŻA
Iran-ili nam kraj
Oburzające, doprawdy oburzające jest to, co kilka dni temu uczynił Parlament Europejski. Szefa Jo-nasza tak z nerwów rozbolało serce, że już, już mieliśmy wzywać pogotowie, jednak przypomnieliśmy sobie, że z przyczyn administracyjnych skazani jesteśmy na pogotowie łódzkie, więc w porę daliśmy sobie spokój.
Skąd histeryczne zachowanie Szefa - zazwyczaj ostoi spokoju? Skąd łzy w oczach panów redaktorów tudzież piszącego te słowa? A stąd, że wkrótce wszyscy do kupy możemy stracić robotę, bowiem ludziska miast "Faktów i Mitów" zaczną czytać dokumenty końcowe sesji plenarnych Parlamentu Europejskiego w Strasburgu. One są - cholera jasna- dużo mocniejsze niż najbardziej antyklerykalny jadowity jad sączący się ze stron "FiM".
Dlatego też z całą stanowczością ZABRANIAMY! Posłance niemieckiej SPD do PE Lissie Groener krzyczeć z parlamentarnej trybuny to, co niedawno wykrzyczała: "Na całym świecie łamane sąprawa kobiet, i to nie tylko za sprawą islamu,
ale robi to także Kościół katolicki". Skandal! To my pisaliśmy o tym pierwsi, a ta baba dokonuje zwykłego plagiatu. Swoją drogą ciekawe, kiedy ta Lissa jakaś tam ma czas czytać "Fakty i Mity".
Albo taka flądra z Grecji, Anna Karamanou. Co ona gadała w Strasburgu? Że: "Kościół katolicki w Polsce w sposób szczególny lamie prawa kobiet, sprzeciwiając się udzielaniu im zgody na legalną aborcję ". Porównała też nasz kraj do Iranu. No Aneczko, nie udawaj Greka i przyznaj, że wyczytałaś to w "FiM", a potem jesteś niby taka mądra.
A ta pożal się Boże Holenderka, jak jej tam: Lousevies van der Laan tak wydzierała się wniebogłosy w tym samym Strasburgu, że słychać ją było w Warszawie na ul. Miodowej, i dowodziła, iż: "Kościół katolicki nie powinien się wtrącać w sprawy homoseksualistów, czy też w sprawy stosowania środków antykoncepcyjnych ". Też odkryła Amerykę. Piszemy o tym - kurczę blade - od dwóch lat!
A na koniec powiem tak: Szanowni P.T. Parlamentarzyści Europejscy. Wiemy skądinąd, że tam
w Strasburgu kiepsko Warn płacą, więc chętnie zatrudnimy Was w naszej redakcji, tylko już nie gadajcie więcej takich rzeczy. Takie rzeczy to Wy drukujcie u nas. Pierwszeństwo mają ci, którzy 12 marca kategorycznie zażądali od Jana Pawła II, aby zmienił swój stosunek do par homo-seksualnych oraz by nakazał Kościołowi niemieszanie się w wewnętrzne sprawy poszczególnych państw. Jak Wy - parlamentarzyści - nie zatrudnicie się u nas, to my znajdziemy robotę w PE. A z naszą siłą przebicia plajta firmy Kk jest sprawą przesądzoną.
Ale na razie nic nie jest przesądzone i pomimo licznych głosów światłych, europejskich umysłów, że Polska jest Iranem Europy, nasz kraj ira-nieje coraz bardziej. Dopiero co rząd dał ciała ogłaszając 100-procentowe ulgi od darowizn dla Kk. I kiedy wszystkim się wydawało, że większego włazidupstwa być już nie może,
w miniony poniedziałek nasz kraik do reszty ziraniał. Oto do jednego koryta, przepraszam - stołu obrad zasiadła Komisja Wspólna Rządu i Episkopatu z Glempem na czele i Millerem na przyczepkę. A efekt: dalsze, niebywałe ustępstwa na rzecz Kk!
Zgodnie z ustaleniami parafie prowadzące działalność charytatywną będą przy odpisach podatkowych traktowane na równi z cywilnymi organizacjami charytatywnymi, czyli takimi, które nic innego nie robią, tylko faktycznie pomagają. W praktyce oznacza to, że nagle powstanie nam dziewięć i pół tysiąca nowych
podmiotów charyta...tarata...tywnych - dokładnie tyle co parafii, i żadna nie zapłaci już w ogóle ani grosza podatku. Spróbujcie choćby dzisiaj powiedzieć jakiemuś proboszczowi, że nie pomaga chorym albo cierpiącym; niejeden gotów za to dać po ryju.
Premier Glemp surowo nsksaal też Millerowi, aby MEN zamilkł w sprawie wychowania seksualnego w szkołach, bo opowiadać dziatwie
0 takich świństwach może jedynie ksiądz katecheta, nawet taki, co to darzy ich miłością niekoniecznie chrześcijańską.
A w sprawach Polski i Unii to się jeszcze zobaczy - konkludowało prymasisko i dodało, iż rzadkie są przypadki, aby księża mieszali się do poli-tyki(sid). Na takie jawne robienie z Polaków idiotów Miller zdenerwował się okrutnie, walnął pięścią w stół i ryknął, że "nie zamierza Kościołowi niczego sugerować".
A dziennikarzom pytającym, czy Kk zawarł z lewicą pakt: Unia za zakaz antykoncepcji, aborcji, małżeństw homoseksualnych, i kolejne miliony na Watykan, premier Glemp odpowiedział: - To są fakty i mity prasowe.
1 tu urósł w naszych oczach, gdyż dał dowód, że czyta dobre gazety.
MAREK SZENBORN
J
uż ponad tysiąc osób zaufania publicznego, pisarzy, duchownych chrześcijańskich i innych wyznań, naukowców, ludzi biznesu i dziennikarzy podpisało się pod apelem skierowanym do marszałka Sejmu, domagającym się przeproszenia prof. Leona Kieresa, szefa IPN: "Wobec prezesa IPN dopuszczono się insynuacji nacechowanych nienawiścią do innych ras, narodów i wyznań. Ani prowadzący posiedzenie wicemarszałek Sejmu, ani nikt z posłów nie replikował".
Podpisuję się pod tym apelem, chociaż w zawstydzenie wpędza mnie fakt, że tak wielu ludzi szlachetnych i wysoko wykształconych nie usłyszało obelżywych słów pod adresem "reprezentującego żydowskie interesy" Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. To już tak dalej być nie może, że hołdujący ideom liberalnym polscy intelektualiści imać się będą obrony godności dyrektora IPN, mianowanego przez prawicowy rząd Jerzego Buźka, inni zaś ludzie intelektu, wywodzący się z formacji
Sejmowe pogromy
socjaldemokratycznej, staną w obronie majestatu urzędu Prezydenta RP. Ten podział na dwie moralności nie wychodzi Polsce na zdrowie.
Rojalistycznego słowa "majestat" używam w odniesieniu do wybieranego demokratycznie prezydenta nieprzypadkowo. Nie tak istotne jest bowiem, że obelga idzie w świat, jak to, że od haniebnego ataku faszyzujących posłów, reprezentujących katolicki fundamentalizm, kruszeją instytucje państwa demokratycznego.
Spór historyczny wokół Mordu Jedwabińskiego potęguje się zamiast zmierzać ku racjonalnym konkluzjom. Tak jak książka Jana T. Grossa pt. "Sąsiedzi" pracowicie wymazuje z cytowanych dokumentów wszelkie ślady niemieckiej militarnej oraz administracyjnej obecności na miejscu zbrodni i lansuje mylną tezę o wyłącznie polskiej odpowiedzialności, tak interpretacja posła Macierewicza w antykomunistycznym i antysemickim
Książki dostępne jedynie w systemie sprzedaży wysyłkowej:
Janusz Prokopiak: "Radomski Czerwiec '70. Wspomnienia partyjnego sekretarza". 240 str., cena 20 zł + koszt wysyłki.
Zamawiam..........egz. książki

Jakub Kopeć: "Lokalny holokaust. Przypowieść o zabijaniu i o kłamstwie". 180 str., cena 18 zł + koszt wysyłki. Zamawiam.........egz. książki Podpis..................................
Uwaga: niezależnie od liczby książek koszt wysyłki wynosi zawsze 9 zł. Zamówienie wyślij: Wydawnictwo JJK, 01-680 Warszawa, skr. poczt. 97 lub e-mail: jjk@easymail.pl
chorobliwym zaślepieniu neguje polskie fizyczne sprawstwo krwawego pogromu. W paranoidalnym urojeniu poseł zarzuca profesorowi Kie-resowi, że badania IPN, których konkluzją jest polskie fizyczne wykonawstwo zbrodni, oparł głównie na ustaleniach komunistycznego UB i pochopnie odrzucił świadectwo niemieckich łusek karabinowych, znalezionych w zbiorowej mogile. Fakt, że łuski niemieckie pochodzą z czasów I wojny światowej, wydaje się posłowi nieistotny...
Latem ubiegłego roku wydałem książkę "Lokalny holokaust. Przypowieść o zabijaniu i o kłamstwie". Wiem, że Adam Michnik uważnie zapoznał się z moim wywodem o złej robocie historycznej prof. Grossa. "Gazeta Wyborcza" nominowała jednak i lobowała książkę Grossa do prestiżowej nagrody literackiej NIKE. Zamęt intelektualny powiększył, niestety, sam Prezydent, który chwalił "Sąsiadów" jako książkę mówiącą " najistotniejsze rzeczy o Polsce i Polakach ", gdy tymczasem była to pozycja pod względem literackim i historycznym co najmniej wątpliwa.
Ale przecież nie pominięcie osoby Prezydenta w apelu o sejmowe przeprosiny jest najdotkliwszym mankamentem apelu. Tysiąc ludzi intelektu przeoczyło jaskrawy eksces barbarzyństwa w Sejmie, jakim było brutalne oskarżenie prof. Kieresa przez posła Ligi Polskich Rodzin o storpedowanie obywatelskiego żądania zniszczenia nakładu książki
"Radomski Czerwiec '70. Wspomnienia partyjnego sekretarza" i skazania jej autora Janusza Prokopiaka na 3 lata więzienia za kłamstwo radomskie. Tym kłamstwem miała być hipoteza J. Prokopiaka o "ścieżkach zdrowia" jako o fikcji literackiej.
W setkach artykułów prasowych, w dziesiątkach reportaży, w książce Hanki Krall i w jej dramacie wystawionym w Teatrze Małym, a także w filmie Krzysztofa Kieślowskie-go autorzy przedstawili sekretarza J. Prokopiaka jako potwora, który widząc kaźń robotników w szpalerach milicyjnych oprawców, tchórzliwie zadbał jedynie o własny tyłek, salwując się ucieczką. Tymczasem lubelska Prokuratura Apelacyjna ostatecznie umorzyła śledztwo w sprawie "ścieżek zdrowia" z powodu przedawnienia, niewykrycia sprawców oraz rażących niekonsekwencji w zeznaniach świadków.
Ulubione powiedzonko Johna F. Kennedy'ego: "Największym wrogiem prawdy często nie jest kłamstwo zmyślone i nieszczere, lecz mit -przekonujący i nierealistyczny". Fikcji literackiej może się przeciwstawić jedynie literatura i sztuka. Film Kie-ślowskiego "Krótki dzień pracy", zapowiedziany w programie I TV w grudniu 1989 roku, nie został wyemitowany, ponieważ emisji -jak wyjaśniła to spikerka - sprzeciwili się twórcy "z powodu dezaktualizacji jego treści". Ową "dezaktualizację" precyzyjnie - i jakże odważnie! - opisał Kieślowski w książce wydanej
w 1997 roku pod tytułem "Kieślowski o sobie": "Sekretarz partii uważany był zawsze za człowieka władzy. Przeważnie bęcwała. Ten nim nie był. Robiłem o nim film krytyczny. Robiąc ten film, równocześnie byłem w pułapce opinii środowiskowej. Opinii nieludzkiej. Nie chciałem, a może nie potrafiłem wejść naprawdę głęboko w jego serce czy duszę. To nie byłoby eleganckie... Dzisiaj wszyscy działacze partyjni w oczach opinii publicznej w Polsce są po prostu bandą łobuzów, oszustów, łudzi złej woli. Tak nie było... Zrobiłem film, który jest niedobry...". O antypolską postawę oskarżony został przez fanatyków katolickich szef IPN, który mógł w związku z żądaniem spalenia na stosie książki i jej autora odczuć pewien niesmak, skoro z prac urzędu prokuratorskiego wynikało, że bezpodstawnie oskarżany i szkalowany Janusz Prokopiak w obronie własnej napisał książkę prezentującą jego osobisty punkt widzenia jako namiestnika KC PZPR na województwo radomskie, odpowiedzialnego za przebieg wydarzeń. Jest to w końcu historyczne świadectwo, złożone przez osobę najlepiej poinformowaną w sprawie Radomskiego Czerwca 1976.
Ujawnione w książce fakty i dokumenty uniemożliwiają próbę wyniesienia na ołtarze księdza Romana Kotlarza, który zmarł w trakcie odprawiania mszy. Stało się to na skutek zaawansowanej choroby no wo-tworowej, a nie pobicia podczas przesłuchania w prokuraturze radomskiej, jak tego chce patriotyczny mit. Diabli wzięli proces beatyfikacji.
(Tekst sponsorowany) JAKUB KOPEĆ
Nr 12
- 28 III 2002 r.
FAKTY n
INJ
NA KLĘCZKACH
KATOLICZKI - HERETYCZKI
Episkopat Szwajcarii sprzeciwił się projektowi ustawy dopuszczającej adopcję dzieci przez pary homoseksualne. Kwestia praw do adopcji jest uważana za kontrowersyjną nawet dla sporej części środowisk gejów i lesbijek - także wśród nich ma swoich zdecydowanych przeciwników. O zgrozo, ze stanowiskiem episkopatu nie ma ochoty zgodzić się tamtejsza... Liga Kobiet Katolickich! Kobiety uważają, że nie ma żadnych powodów, dla których homoseksualistom należałoby odmówić prawa do adopcji, ponieważ badania naukowe dowiodły, że dzieci w rodzinach jednopłciowych rozwijają się podobnie, jak te z rodzin tradycyjnych. Na takie dictum swoich podwładnych katoliczek biskupi osłupieli. (A.C.)
PUNKTY ZA RELIGIĘ
Przedstawiciele resortu oświaty schowali głowy w piasek i nie wypowiedzieli się jednoznacznie w sprawie wliczania ocen z religii do średniej uzyskiwanej przez uczniów, dając pole do popisu samorządom. Powstał bałagan. W niektórych szkołach oceny te nie są brane pod uwagę, w innych uwzględnia sieje, zawyżając sztucznie średnią. Wicestarosta sokołow-ski Andrzej Kublik nazywa to bombą z opóźnionym zapłonem. Sytuacja może być rzeczywiście dramatyczna, gdy podczas rekrutacji do liceum przyjdzie przegrać uczniowi z piątką z matematyki i trójką z religii z prymusem z tego ostatniego przedmiotu. A przed laty, gdy wprowadzano religię do szkół, miało nie być ocen na świadectwach! No cóż, wtedy też księża mieli nauczać bezpłatnie... (R-PO
MINISTER PRZESTRASZONY?
PIAJA KOLUMNA
Po tym, jak biskup Piotr Libera (na zdjęciu) zaatakował rządowy projekt ustawy o organizacjach charytatywnych ("FiM" 10/2002) za nieprzyznanie specjalnych przywilejów parafiom, minister pracy Jerzy Hausner zmiękł i postanowił pójść na ustępstwa wobec kleru. Według "GW", parafie również skorzystają ze zwolnień podatkowych i celnych, pod warunkiem że "środki finansowe nie będą wykorzystywane do działalności związanej z kultem lub misjami ", a "państwo będzie mogło
nadzorować dysponowaniem publicznymi środkami". Już my widzimy te odważne państwowe komisje kontrolujące prawdomówność księży proboszczów! Nowy system będzie kolejnym, po dotacjach samorządowych na "działalność charytatywną i antyalkoholową", po eta, eto... sposobem okradania państwa przez Kościół! (A.C.)
KSIĄDZ, KTÓRY STRASZY
Sprawa księdza z Tylawy koło Dukli, oskarżonego o wieloletnie molestowanie dziewczynek, ma swój dalszy ciąg. Jak podaje "Gazeta Wyborcza", prokuratura w Brzozowie postawiła zarzut księdzu Stanisławowi S. dziekanowi i gorliwemu obrońcy proboszcza z Tylawy. Chodzi o " wywieranie nacisku na świadka przy użyciu groźby bezprawnej". Lucyna Karwacka, która oskarżyła proboszcza o molestowanie dziewczynek, skarży się, że dziekan groził jej telefonicznie. Na razie ustalono, że Karwacka rzeczywiście otrzymywała telefony z mieszkania dziekana. - Telefon jest do dyspozycji wielu ludzi - broni się ksiądz Stanisław S. Sądziliśmy, że plebanie
- domy otwarte istnieją tylko w serialach, a tu okazuje się, że do dziekana w Dukli można sobie po prostu przyjść i zadzwonić! (A.C.)
MINIMUM STÓWA!
Proboszcz malowniczej parafii Zagłoba leżącej k. Wilkowa nad Wisłą, ks. Jerzy Hanaj wystosował do wiernych list z obszerną informacją i prośbą. Informacja dotyczy planowanych działań inwestycyjnych i remontów, zaś prośba
- finansowego wsparcia, minimum 100 zł rocznie od rodziny. A że tych ostatnich w parafii jest blisko 1000, łatwo wyliczyć minimalne potrzeby proboszcza. Mieszkańcy nie robiliby z tego wszystkiego wielkiego problemu, bo przecież bez szemrania od pokoleń łożą na Kk, ale ostatnio wnerwili się okrutnie, bo okoliczne wsie, m.in. Braciejowi-ce, dotknięte zostały powodzią. Ludziska ledwie wiążą koniec z końcem, a tu proboszcz domaga się kasy na ogrodzenie cmentarza, nowe dzwony, wykończenie garaży na plebanii czy remont kaplicy. Tymczasem na ogrodzenie kaplicy w Braciejowicach pieniądze zbierano już dwukrotnie, podobnie zresztą
jak i na renowację organów. Cóż, proboszcz na zagrodzie... (R.P.)
PASJA ZA 5 ZŁ
W osłupienie wprowadziło nas ogłoszenie kościoła św. Maksymiliana Kolbe w Słupsku. Kościół ten organizuje artystyczną drogę krzyżową dla młodzieży. Jak to jednak z kościelnymi imprezami bywa, wstęp na nią jest odpłatny. Kontemplowanie Chrystusa na krzyżu kosztuje 5 złotych. No cóż, każdy sposób wzbogacenia kościelnej skarbonki jest dobry, jednak mamy uzasadnione podejrzenia, że takie płatne imprezy nie przywiodą do kościoła zbyt wielu młodych ludzi, a zwłaszcza studentów, o których wiadomo, że są wiecznie biedni. Finał dylematu: Chrystus czy piwo w pubie - może być straszny. (A.S.)
OBROŃCY OSKARŻENI
Nie milkną echa listu 26 naukowców - obrońców czci arcybiskupa Paetza ("FiM" 10/2002). Tym razem własnemu rektorowi i prorektorom postanowiła dołożyć Rada Wydziału Historycznego Uniwersytetu Poznańskiego. W liście otwartym Rada ubolewa, że rektorzy " nie podjęli obrony kleryków - studentów naszej Uczelni, troszcząc się jedynie o dobre imię abp. Juliusza Paetza. Jesteśmy przekonani, że obowiązkiem władz każdego szczebla, a zwłaszcza Rektora, jest przede wszystkim obrona godności studentów". Katolicka nadgorliwość nawet w Polsce może czasem nie popłacać. (A.C.)
MÓDL SIĘ... I NA BRUK!
W Jaworznie, gdzie wielu bezrobotnych od dawna nie opłaca czynszu i żyje na skraju nędzy, proboszcz parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy, ks. dziekan Józef Lenda, ani myśli ulżyć ludziom w niedoli. Świadczy o tym m.in. jego długoletnia batalia o działkę, na której stoi pawilon handlowy tamtejszej PSS "Społem". Obrotny sutannowy już dawno wymyślił sobie, by w miejscu tegoż obiektu wznieść plebanię i dom pielgrzyma. Zarząd Spółdzielni "Społem" cierpliwie tłumaczy, że likwidacja sklepu oznaczać będzie wyrzucenie na bruk 20 sprzedawczyń i pozbawienie wielu rodzin środków do życia, ale argumenty te spływają po proboszczu jak po kaczorze. Obie strony szukają więc sprawiedliwości w sądzie. Waga Te-midy przechyla się na stronę proboszcza, bo przecież w katolandzie jest on potęgą i basta!
Niedawno zatroskany o los bezrobotnych Episkopat Polski zaapelował o pospieszenie z pomocą ludziom pozostającym bez pracy. Arcybiskup katowicki Damian Zimoń
zasugerował, by wspierać bezrobotnych modlitwą, jakby mogła ona zapełnić ludziom żołądki i rozwiązać inne problemy życiowe. W Jaworznie proboszcz, jeśli w ogóle się modli, to z pewnością o powiększenie bezrobocia. (R*P>)
BELKĄ W POLICZEK
Profesor Marek Belka, ( na zdjęciu) wicepremier i minister finansów, do spółki z Wiesławem Kaczmar-kiem, ministrem skarbu, wcielają zasady ewangelii w życiu politycznym. Według tych panów, najlepszymi kandydatami do rad nadzorczych najważniejszych spółek Skarbu Państwa są politycy zbankrutowanej Unii Wolności. Słowa Jezusa: "Nie stawiajcie oporu złemu: lecz jeśli cię ktoś uderzy w prawy policzek..." przyjęli do swych serc i według nich postępują. Ludziom prawicy mówimy - uczcie się pilnie od tych złych i wstrętnych SLD-owców i znienawidzonego przez was prezydenta! Panu prezydentowi i ministrom od gospodarki życzymy spokojnych snów i wiary, że tak ukochani politycy UW odwdzięczą się za parę lat. (A. Karw.)
DOKTORACIK DLA KSIĘDZA
W prestiżowym prawicowym piśmie "Sprawy polityczne" dr Walter Żelazny opublikował recenzję pracy księdza Adama Kubasika pt. "Andrzeja Szepty ckiego wizja ukraińskiego narodu, państwa i cerkwi". Na sześciu stronach tekstu możemy przeczytać wykaz błędów merytorycznych, pominięć w bibliografii, naciąganych tez tudzież zwykłych kłamstw. Najciekawsze jest jednak to, że książka, której postawiono ogromną liczbę zarzutów, stała się podstawą przyznania księdzu Kubasikowi doktoratu na Papieskim Wydziale Teologicznym, finansowanym, a jakże, z pieniędzy podatnika! Mało tego - publikacja, w której znajdujemy jakże odkrywczą tezę, iż Żydzi sami prowokowali pogromy, została wydana za pieniądze Kancelarii Senatu! Na koniec dodajmy, że liberalni katolicy z "Więzi" i "Znaku" bali się opublikować krytyczne uwagi pod adresem autora w sutannie i odmówili wydania tekstu dr. Żelaznego. Oto kolejna ilustracja do albumu "Katoland polski". (A. Karw.)
BALCEROWICZ ZNÓW MUSI ODEJŚĆ
Nawet londyńscy bankierzy uważają za absurdalną politykę schładzania gospodarki, prowadzoną przez
prezesa Narodowego Banku Polskiego i jego zwolenników w Radzie Polityki Pieniężnej. Marco Annu-ziata, pracujący dla Deutsche Bank powiedział szanowanemu giełdowemu dziennikowi "Parkiet", iż "polityka ustalania stóp procentowych prowadzona przez NBP i Radę jest obłędna i jest główną przyczyną tak silnego spadku wzrostu gospodarczego". Ciekawe, kiedy przedstawiciele jak najbardziej słusznych, bo zachodnich instytucji finansowych, mówiących to samo co mądrzy polscy analitycy, zostaną analogicznie przez guru polskiej ekonomii nazwani populistami, nieukami i demagogami. (A. Karw.)
JAK GMINA NA MYDLE
Nasi przykościółkowi decydenci potrafią robić interesy! Gospodarze Zabrza potrzebowali na nową drogę ponad 600 m kw. ziemi należącej do parafii św. Wojciecha. Parafia zgodziła się, owszem, przekazać ziemię wartości 26 320 zł w zamian za 1 ha 464 m kw. wartości... 269 140 zł (10 razy więcej!). Do tego gmina zastosowała 90-procentowy rabacik, więc wyszło na to, że ubożuchna jak mysz kościelna parafia dopłaci tylko 594 zł opłaty wyrównawczej... Proboszcz zaciera ręce z radości, wszak tanim kosztem powiększy kościelny plac targowy wokół świątyni i krzyża, który (UWAGA!) stał przy ołtarzu w Gliwicach podczas wizyty papieża! (RJ*.)
RYDZYKOWICE
Ponad 50 ha ziemi wraz z pałacem (na zdjęciu) należącym dotąd do szkoły rolniczej w Gro-nowie k. Torunia wystawił na przetarg Zarząd Powiatu Toruńskiego. Kupnem tego obiektu -jak już informowaliśmy ("FiM" 4/2002) - interesuje się Fundacja "Nasza Przyszłość" ojca (?) Tadeusza Rydzyka. Władze powiatu chcą się pozbyć pałacu i ziemi, bo ich utrzymanie jest zbyt kosztowne. Dokonano już podziału geodezyjnego gruntów i ich wyceny (łącznie 2 min 600 tys. zł). Radni powiatu liczą na pieniądze ze sprzedaży, które pod-ratują wyjątkowo mizerny tegoroczny budżet. Jak przepowiedzieliśmy, na antenie Radia Maryja słychać już żebrzące apele o przesyłanie pieniędzy na nowe zakupy dla toruńskiego redemptorysty. Ojciec Imperator ma miesiąc na zebranie kasy, by urzeczywistnił się sen o potędze, czyli Ry-dzykowice... (M. Kram)
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
22 - 28 III 2002 r.
Kościół tanio odsprzedam
Po aferach salezjańskich rodzimy Kk musi być przygotowany na znaczne straty w majątku. Pierwszymi efektami postępowań przeciwko oszustom w sutannach są komornicze wezwania do zapłaty kilkudziesięciu milionów złotych. Nadchodzi czas licytacji... kościołów. Tego jeszcze nie przerabialiśmy.
No, może nie na taką skalę. Podobny wypadek zaistniał kilka lat temu w Elblągu. Jeden z oszukanych przez sławnego hochsztaplera prałata Halberdę i biskupa Śliwińskiego mógł po wygranej sprawie w sądzie zająć kościół na poczet skradzionych mu kilku milionów złotych. Nie odważył się jednak.
W gmachu lubińskiego Sądu Rejonowego wśród wielu ogłoszeń formalnych wisi sobie niepozorny dokument. Dopiero po bliższym przyjrzeniu się widać, że tym razem komornik nie zamierza licytować pralki czy telewizora, lecz " nieruchomość Parafii Rzymsko-Katolickiejp.w. Sw. Jana Bosco w Lubinie" (fot. str. 1).
W październiku ubiegłego roku naciągnięty przez oszustów w sutannach legnicki oddział Kredyt Banku SA uzyskał klauzulę wykonalności do tytułu wykonawczego jedynie na 45 milionów 727 tysięcy 554
złote i 31 groszy. Same odsetki wyliczone na podstawie tej kwoty wynoszą prawie sześć milionów!
Okazuje się, że zajęta przez komornika, enigmatycznie nazwana przez sąd nieruchomość (wpisana do księgi wieczystej pod numerem 12 363) to okazała posiadłość przy - nomen omen - ul. Jana Pawła II. Właśnie tam - na liczącej niemal 1,5 ha działce - znajduje się nowiutki kościół wraz z pokaźną i nowocześnie urządzoną plebanią. A ponieważ ogłoszenie o wezwaniu do zapłaty długu wobec Kredyt Banku wywieszono 20 lutego, to już niebawem komornik będzie powoływał rzeczoznawców w celu określenia " wartości nieruchomości wraz z częściami składowymi, przynależnościami i prawami ". Potem już tylko procedura publicznego ogłoszenia licytacji i całość pójdzie pod młotek.
Będzie to dodatkowy wstrząs dla wiernych, którzy niebawem dowiedzą się, że zarówno proboszcz tejże parafii, jak i jego podwładny - opisywany już przez nas ks. Marek Fonfara - zostali wezwani do wrocławskiej prokuratury, gdzie przedstawiono im konkretne zarzuty. Wiadomo nam, że obaj nie zaprzeczyli zarzucanym im czynom, więc uzgodniono, że po wpłaceniu kwoty 300 tys. zł będą mogli składać dalsze zeznania z wolnej stopy. Będzie ciekawie.
ŚŚ -7,, ,
Jeszcze ciekawiej przedstawiają się czynności komornicze wobec fundacji Bosko. Oto na tablicach Urzędu Miasta wywieszono kilka dokumentów wezwania do zapłaty należności i zawiadomienia o wszczęciu egzekucji z nieruchomości. Na każdym powtarza się kwota 13 537 360 złotych i 55 groszy, którą pragnie odzyskać Kredyt Bank. I tu zaczyna się prawdziwa zabawa...
Na jednym z zawiadomień podpisanych przez komornika figuruje pewna, znów bliżej nie określona, nieruchomość (nr księgi wieczystej 36218). Trzeba się było sporo nachodzić, by ustalić, że zapis dotyczy działki nr 527/4, czyli część niezwykle atrakcyjnie usytuowanej kamienicy w samym centrum miasta. Na sąsiedniej działce geodezyjnej nr 527/7 znajduje się ekspozytura... PKO BP! Główny bohater całej zadymy, jeden z największych polskich aferzystów, ksiądz dr Matkowski, wynajmuje im lokal...
Najweselsze jest jednak, że wybudowana przed rokiem kamienica formalnie nie istnieje! Nie może być inaczej, skoro nie została zarejestrowana w Wydziale Ksiąg Wieczystych Sądu Rejonowego, którego to
wydziału okna wychodzą dokładnie na "nie istniejący" budynek... Pracownicy sądu potwierdzają, że rzeczona działka figuruje w ich aktach jako "obszar niezabudowany".
- Nie zgłoszony budynek dzieli los całej nieruchomości - tłumaczy przewodniczący Wydziału Cywilne-
" itr Uhl.-
..;. Pf*iu I !--Ś:- btlrt Rti.ł ŚŚ:,:Ś Ś< M|iili 'inmri pnnr**0
nn
4 IS l fci I
IOK łł ZODIIłL L nii A. In. 3KMW.L l
Jy dm, r-.-łJr i.lU KU,Ś>:'"Ś.'* LI.UlUir
go, sędzia Grzegorz Buba - razem z nieruchomością kupujący nabywa więc i budynki.
Dla pracowników banku PKO BP wiadomość, że mają ekspozyturę w budynku, którego nie ma, jest sporym zaskoczeniem. Czy wiedzą, że kolejny właściciel gruntu stanie się także prawnym właścicielem budynku i będzie miał prawo podejmować własne decyzje dotyczące wynajmu?
- Skoro obecny właściciel nie uregulował spraw majątkowych, to faktycznie może się tak stać - potwierdza Alina Jankowska, wicedyrektor oddziału banku.
Dochodzi do tego wątek następnych oszustw ks. Matkowskiego, co widać na podstawie analizy umowy z kolejnym dzierżawcą pomieszczeń, firmą CIGNA STU SA. W dokumencie podpisanym przez księdza 15 stycznia ubiegłego roku wymienia się zupełnie inną księgę wieczystą
- KW nr 31 077, zaś w numerze
działki (przypadkowo!) zostaje zmieniona jedna cyfra. Zamiast 527/4 widnieje 327/4. Jaki jest faktyczny numer tej działki, można się bez trudu przekonać oglądając mapę w Wydziale Geodezji Urzędu Miejskiego. Biedny ks. dr Matkowski znowu zgrzeszył...
Teraz wnioski dla przyszłych przestępców. Jeśli macie lewy interes, to budujcie, ale nie zgłaszajcie budynków. Po wyroku i oficjalnej plajcie komornik ogłosi licytację samego terenu działki. A że na takie imprezy przychodzi niewiele osób, to za pośrednictwem szwarga czy kolegi z wojska jest możliwość taniego zakupu gruntu... i kilku budynków gratis.
Tymczasem, wierni od św. Jana Bosko zastanawiają się, czy ich piękny kościół nie zostanie piwiarnią albo dyskoteką. My stawiamy whisky przeciwko oranżadzie, że na razie
- broń Panie Boże!
DARIUSZ JAN MIKUS
Dwadzieścia cztery lata znosili pazerność i upokorzenia. Zbuntowali się, gdy proboszcz wyrzucił z parafii ukochanego wikarego Macieja.
Proboszcz Edmund Puterczak nie zgadza się z surową oceną swojej osoby i zarzutami, że tendencyjnie pozbył się wikarego.
- Wikary jest potrzebny w innej usportowionej parafii, zresztą decyzję w sprawie przeniesienia podjął biskup. A inne zarzuty? No cóż, byłem tu może zbyt długo
- opowiada spokojnie reporterowi "Faktów i Mitów". Jestem już schorowany i sam zamierzam stąd odejść.
Stolec to niewielka wieś leżąca koło Złoczewa w Sieradzkiem. Wieść o odejściu lubianego ks. Maćka zaskoczyła wszystkich, podobnie zresztąjak i niespodziewana reakcja proboszcza, który nawet nie pozwolił pożegnać się wikaremu ze swoimi parafianami.
- Przyszedł do nas półtora roku temu
- mówi mieszkaniec parafii. - Prawdziwy kapłan. Nie mówił o pieniądzach, lecz o Bogu. Nie wywyższał się, szybko znalazł wspólny język nie tylko z młodzieżą, ale i ze starszymi.
- Tych, którzy zwykle dyżurowali pod sklepem z piwem, potrafił przyciągnąć do kościoła - twierdzi Jacek Zmysłowski, jeden z protestujących, który w sprawie proboszcza i ks. Maćka jeździł do biskupa. - I dokonał cudu: stworzył klub sportowy, wspólnie z młodzieżą zbudował boisko do piłki nożnej. Polubili go wszyscy. Stał się dla nas kimś bliskim.
- Dlatego właśnie proboszcz, nastawiony tylko na branie pieniędzy, postanowił pozbyć się go - dodaje jedna z kobiet. - Nie odpowiadał staremu księdzu, więc musiał odejść.
wydostał się od tyłu do swojego samochodu i polami odjechał do nowego miejsca pracy. Na miejsce ks. Macieja przyjechał nowy wikary. Jeszcze nie zdążył się rozpakować, a już zaczął ustawiać parafian. Pożegnali go więc i poradzili, by się tu więcej nie pojawiał. Dwa razy jeździli do kaliskiej kurii. W sobotę odwiedził ich sam biskup Stanisław Napierała. Przywiózł nowego proboszcza Zbigniewa Stefanowskiego. O starym mówił, że odchodzi z powodu choroby... O powrocie ks. Maćka nie było jednak mowy.
Smród w Stolcu
Wieczorem tego samego dnia, kiedy gruchnęła wieść o odejściu wikarego, pod kościołem było już kilkaset osób. Domagali się wyjaśnień. Proboszcz nie chciał rozmawiać, na pomoc wezwał policję.
Dzień później, po wieczornej mszy, zaatakowali go i kazali się wynosić. Prawdopodobnie nie pozwoliliby mu wrócić na plebanię, ale zsiniał i prawie zasłabł, więc dali spokój. Wystraszyli się, bo przecież choruje na cukrzycę. Wszystkie bramy i furtki zabarykadowali i pozamykali łańcuchami z kłódkami.
- Proboszcz musi się z nami rozliczyć - mówi mieszkanka Stolca okupująca wraz z innymi od kilku dni zabudowania kościelne. - Nabrał od ludzi pieniędzy, zaczął układać chodnik na cmentarzu. Jak się rozliczy, może sobie wyjeżdżać.
Ksiądz Maciek wyjechał mimo ich protestów. Pilnowali od frontu, wieczorem
- Znosiliśmy jego rządy przez 24 łatą choć już dawniej próbowaliśmy dokonać zmiany proboszcza - mówi pan Władysław. - Widocznie trzeba było aż tak potężnej awantury.
Na bramie kościelnej wywiesili wielki napis: "Żądamy usunięcia z parafii księdza proboszcza i nowego wikarego. I Haliny! Żądamy powrotu do parafii księdza Macieja Dudka na proboszcza. Parafianie ".
- Nazywał nas chamami, parszywymi owcami i cymbałami - mówi wzburzona Marianna Gąsior. - Przeszkadzały mu dzieci kaszlące lub płaczące w kościele. Mówił, że kościół to nie przedszkole. A gdzie mają dzieci obcować z Bogiem, jak nie w świątyni?
- Dla naszego proboszcza najważniejsze były pieniądze - dodaje Danuta Witkowska. - Od pochówku zmarłego brał 1000 zł, a jak szła orkiestra, to domagał się jeszcze więcej, bo twierdził, że pogrzeb bogaty i rodzinę stać na wydatki. Wprowadził specjalne "koperty daninowe", domagał się 10 procent od wartości nagrobka. Nawet od prezentów komunijnych dzieci musiały mu przynosić 10 procent działki.
- W Niechmirowie - opowiada pan Antoni - ktoś dał na tacę za mało, więc publicznie powiedział, że to dopiero skorupka, a nie jajko. By upokorzyć jednego z parafian, który położył na tacę jedynie 50 groszy, powiedział na cały głos: "Patrzcie, jaki biedny!".
Ksiądz Maciek nie chce rozmawiać na temat swojego odejścia ze Stolca. Biskup podjął taką decyzję, więc jest ona dla niego rozkazem.
W sobotę po wizycie biskupa zakończyła się okupacja kościoła i plebanii w Stolcu. Starszych parafian usatysfakcjonowały słowa biskupa wypowiedziane w świątyni podczas wprowadzenia nowego proboszcza, młodzi fani ks. Maćka czują się zawiedzeni. Jest nowy proboszcz - jak mówią - ale smród po starym pozostał.
Swoją drogą dziwny to bunt. Czyżby ludzie jeszcze nie wiedzieli, do jakiego Kościoła należą i że nie mają w nim nic do gadania? Mianować i odwoływać to oni sobie mogą, ale sołtysa.
RYSZARD PORADOWSKI Fot. Autor
Nr 12
- 28 III 2002 r.
FAKTY n
POLSKA PARAFIALNA
Wielki
mały człowiek
,,/// Rzesza podjęta tytaniczną
próbę realizacji wielkiej idei, która
ma przynieść odrodzenie ludzkości (...)
Trudno nie przyznać słuszności
twierdzeniom Hitlera (...) jest twórcą nowej,
genialnej taktyki" - za podobne słowa
idzie się dziś do więzienia albo...
na ołtarze - jak przyszły święty,
kardynał Stefan Wyszyński,
bo to właśnie jego "złote" myśli.
Przez wiele dni przeglądałem książki poświęcone Stefanowi Wy szyńskiemu (1901-1981). W każdej katolickiej księgarni leżą ich dosłownie stosy! Wszak miniony Rok Prymasa Tysiąclecia kościelne i miłe Kościołowi wydawnictwa do czegoś w końcu zobowiązywał. Niespecjalnie chodliwy był to jednak towar, więc, poza jękiem lasów przerąbanych na kredowy papier, bardziej słyszalny jest jęk wydawców liczących straty.
Nic to. Najpierw przyjrzymy się obecnej hagiografii Wielkiego Kapłana, a później cofniemy się o dobre kilkadziesiąt lat - ot np. do roku 1936. Przekonacie się, że warto. Pierwsza książka, którą trzymam w ręku, nazywa się "Bohaterowie Europy - Świadkowie Wiary". Na jej okładce jest ksiądz prymas i data 30 sierpnia 2001 roku. Już z pierwszej strony poświęconej "Bohaterowi Europy" dowiadujemy się, że miewał On sny. Np. śnił mu się Bierut: " W widzeniu sennym opuszczałem jakiś wielki gmach (...) Wychodziłem już, gdy przyłączył się do mnie pan Bierut, z wyraźnym zamiarem towarzyszenia mi". Następnego ranka prymas dowiedział się, że Bierut zmarł, i tego samego dnia wieczorem wyjaśnił sobie znaczenie wizji: "Tyle razy (...) modliłem się za Bieruta (...) że przyszedł po pomoc ".
Po poznaniu sennych koszmarów Wyszyńskiego możemy - dzięki książeczce - zapoznać się z jego życiorysem, życiorysem ozdobionym licznymi fotografiami: mały Stefa-nek z mamusią, z ojcem, w gronie kolegów i... cytaty, cytaty, cytaty. Kto ma czas i zdrowie, niech czyta. Ja jeszcze mam, więc czytałem i w oko wpadła mi taka wypowiedź kardynała: " W wielu krajach kościół bogaty, zasobny i posiadający wszystko (...) jest nieraz wyizolowany ze społeczeństwa i mniej więcej tak jak Chrystus samotny na Kalwarii. U nas jest Kościół ubogi, co mu otwiera drogę do serc ludzkich ". Mniemam, że to ulubiony fragment "do poduszki" prałata Jankowskiego, ojca dyrektora i parudziesięciu innych
multimilionerów w sutannach. Ci to dopiero mają "otwartą drogę do serc ludzkich". Natomiast porównanie Kościoła bogatego i zasobnego do Chrystusa na Kalwarii - to już prawdziwe mistrzostwo świata!
Coś jednak jeszcze zwróciło w tej książeczce moją baczną uwagę. Otóż jest w niej pomieszczony życiorys prymasa. Życiorys dość dokładny, z jednym małym wyjątkiem wszakże. Oto: "(...) w latach trzydziestych ubiegłego wieku (Wyszyński - przyp. MS) był duszpasterzem robotników ". Tylko tyle. Ani słowa więcej. Co przez te dziesięć lat robił, co głosił, jak wspierał proletariat...? A może działał jeszcze na innej niwie? Nic. Cisza. Zapamiętajcie ową ciszę, bo do niej jeszcze wrócimy.
Kolejna książka nosi tytuł "Kocham Ojczyznę więcej niż własne serce". Ta z kolei pozycja składa się znów z samych prawie cytatów. Kilkaset razy pojawia się w niej słowo "Naród", a jeszcze częściej "Ojczyzna" i "Polska". Przytoczę jeden fragment: "Polska nie pożywi się ani alienacją narodową, ani odejściem od kultury historycznej, twórczości literackiej, nie pożywi się Argumen-tami " (,Argumenty" w latach 70., 80. były pismem Towarzystwa Krzewienia Kultury Świeckiej, takim ówczesnym odpowiednikiem "FiM", na mniejszą jednak skalę - przyp. MS) ani groteskową laicyzacją, ani uwstecznioną ateizacją ". Tak mówił Wyszyński 1 marca 1981 roku, ale już miesiąc później, 2 kwietnia, oświadczał, co następuje: "Jesteśmy u siebie, we własnej Ojczyźnie. Mamy więc prawo w swojej Ojczyźnie czuć się swobodnie. Mamy prawo czuć się jak u siebie w domu. Tutaj, na ziemi polskiej, my jesteśmy gospodarzami. Do nas należy decydować o takim czy innym kierunku naszego bytowania (...) Najwyższy czas, żeby te chwile przyszły i byśmy wiedzieli, iż pracujemy u siebie i dla siebie...".
Ten wyimek pochodzi z kolejnej książki: "Jedna jest Polska - wybór przemówień i kazań" - także poświęconej Prymasowi Tysiąclecia. Przeczytajcie cytat jeszcze raz uważnie, bo jest tam bardzo słabo skrywana prawdziwa myśl politycz-no-społeczna kardynała. Myśl, którą wykluł i pielęgnował już w latach trzydziestych XX wieku. Za chwilę ją poznacie.
Ale na razie przede mną pozycja kolejna: "Kardynał Stefan Wyszyński - Myśli, Wyznania, Refleksje". Ta sama nuta, tylko teraz podana w czymś w rodzaju aforyzmów utworzonych z jego wypowiedzi. Znów Bóg, Polska, Naród, ale... Ale jest i kolejny życiorys naszego bohatera. Pomiędzy datami 1932-1939 znajdujemy taki zapis: " Wykładał w Seminarium Duchownym we Włocławku, redagował Ateneum Ka-płańskie". Tym razem ani słowa o duszpasterstwie robotników, tylko to zagadkowe "redagował". No to bez zbędnych ceregieli przystąpmy do finału naszej opowieści o przyszłym świętym.
Stefan Wyszyński ukończył Katolicki Uniwersytet Lubelski w roku 1929, po czym wyruszył w podróż po Europie. Odwiedził: UWAGA! Austrię, Włochy, Francję, Belgię, Holandię i na koniec Niemcy. Ta "podróż sentymentalna" odcisnęła spore piętno na młodym człowieku, który w 1932 roku został szeregowym, a cztery lata później naczelnym redaktorem , ,Ateneum Kapłańskiego". To teoretycznonaukowe pisemko dla w miarę wykształconego kleru założył w roku 1909 Idzi Radziszewski i, z przerwą na II wojnę światową ukazuje się ono do dziś.
I co w tym dziwnego? A to, że obecnie wiemy, dlaczego ten okres z życiorysu przyszłego świętego jest tak skrzętnie skrywany.
Roczniki "Ateneum" odnaleźliśmy nie bez trudu. Są dostępne tylko w największych polskich bibliotekach i "pod karą śmierci" nie można z nich robić żadnych odbitek. W dodatku zszywki woluminów są
mocno niekompletne i coś nam się wydaje, że tak jest nie bez kozery. Jednak to, co znaleźliśmy po tygodniach poszukiwań i biurokratycznej mitręgi, i tak woła o pomstę do nieba.
Jak już pisałem, Stefan Wyszyński był redaktorem naczelnym "AK" od 1936 roku do wybuchu wojny. Prześledźmy więc niektóre artykuły ukazujące się w "Ateneum" w tym okresie. Co byście powiedzieli "Rodacy i Umiłowani Polacy", jak to zwykł był pisać kardynał, na taki tekst ("AK" rok 1938, zeszyt 1, str. 23): "Rasizm kryje w sobie pewne zdrowe myśli, które dotychczas znane były tylko w szczupłym gronie lekarzy i biologów. Dziś przyszedł czas na ich rehabilitację". No więc już wiemy, że rasizm jest bardzo dobry, a najlepsza jest rasa aryjska, bo to miał bez wątpienia na myśli ksiądz Wyszyński, chwaląc lekarzy i biologów orzekających o jej wyższości. Lecz kogo Prawdziwy Polak powinien w takim razie nienawidzić i ścigać? Na to pytanie odpowiada nam inny, przerażający artykuł w innym numerze "AK" z tego samego roku: " Trudno nie przyznać słuszności twierdzeniom Hitlera, że Żyd pozostał obcym ciałem w organizmie narodów europejskich (...) Żyd zwalcza obcą jego psychice kulturę, wyrosłą na podłożu
chrześcijaństwa. Jego przeobrażenie może się dokonać tylko na drodze religijnej - przez szczere, bezinteresowne przyjęcie chrześcijaństwa ".
Wszystko jasne? Dobry Żyd to taki, który "bezinteresownieprzyjmie chrześcijaństwo" - inaczej "trudno nie przyznać słuszności twierdzeniom Hitlera". Jeśli jednak jeszcze są wątpliwości, to (cytuję dalej ten sam artykuł): "Hitler jest doskonałym znawcą psychologii tłumu i twórcą nowej, genialnej taktyki". No... teraz już chyba wsio jasna? Jeszcze nie? Oto końcówka:,, Dzisiejsza III Rzesza podjęła tytaniczną próbę realizacji wielkiej idei, która ma przynieść odrodzenie ludzkości. Niemcy stały się obok Włoch rzecznikiem ideologii o zasięgu ogólnoludzkim " - tyle Prymas Tysiąclecia, kandydat na patrona Polski i błogosławionego. I jak wam się podoba " ideologia o zasięgu ogólnoludzkim" i credo przyszłego świętego Stefana? Świetna ideologia! Jej egzemplifikację poprzednie pokolenia mogły poznać w Oświęcimiu, Bu-chenwaldzie, Dachau, Treblince, Majdanku, Stutthofie, Chełmnie, Bełżcu i setkach innych miejsc, gdzie "zasięg ogólnoludzki" przeliczany był na miliony ludzkich istnień.
A może to było jednorazowe zaćmienie umysłu? Sprawdźmy. Rok wcześniej "Ateneum Kapłańskie" (1937 r, zeszyt 1 str. 152) pisało: "Zasady wychowawcze nacjonalizmu niemieckiego są WZORCEM dla innych narodów. W nacjonalizmie odbija się dusza Niemiec". Koniec, kropka! Myślę, że i Państwu, i mnie wystarczy! Mamy na składzie kilkanaście podobnych wyimków z "Ateneum Kapłańskiego" pod kierownictwem Stefana Wyszyńskiego. Wszystkie są utrzymane w podobnym tonie ksenofobicznej nienawiści i pochwale Hitlera oraz nazizmu.
Teraz, na koniec tego artykułu, powinien być zjadliwy komentarz. Jakieś sprytne a błyskotliwe figury stylistyczne, jakieś potępienie... Lecz po co? Czy, do cholery, nie wystarczy, że i Wam, i mnie w uszach będzie odtąd brzmiało: "Rasizm kryje w sobie pewne zdrowe myśli, które dotychczas znane były tylko w szczupłym kole lekarzy..."
Prawda, że to prawda, doktorze Mengele?
MAREK SZENBORN, RP
Ari, L7,r. | PlLrp Cui,y*nhr rdU.^xJtłu 1 EiMulhtiYcmliE IhHi pilŁLIC^iibc
nnvpiiEiLJL 1 iwhIi i lit inny IpIIi lamy uslrój [wnKl^n lub nn^^łutje do
na lit Jłj-iru-j ]'iurL>ik'r.Vi'>:nLi..:r,'",.. :i Lii il y:ir--.:li nuiwyuli, v,j-
i .ilh:- ii wzskdu nH bcjtwyinnnio^nńć,
liuillcjf. nic, L*xvc Li|fnnii:j-LTilH wihliuiK::i ulhn jHi/ha.uncniH yw^il-
nofci dc i iv Z
Ari 157. [ZbIm hultnlt- u.f upij lijbu.ii>l>yl Kdq piiblkzjue zniewagafirupc
luclmifi:i nit c3cnj^ln^ i^ił-^wj i ^(1^>odu jcj TMTcynalctawKł nHrodoi^-^Ęj,
wyznaniiiwej ulbo- z pou-udu JtJ bcjtwyzniiiiawctci IlŁ z
l:iku^-| nihio/i tdó- nmnutj nietykahiodc crlpwn innej osoby.
poiłby |hi-JnuwiifniaL wxi]iuM^L-i -dci luL 3-.
Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej
Art. 13. Zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji dowołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także tych, których program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa.
POLSKA PARAFIALNA
Nr 12 (107)
- 28 III 2002 r.
Żagań (woj. lubuskie) to małe miasteczko na krańcu Polski, w pobliżu granicy niemieckiej. Wojacy stawiają tu sobie kościół garnizonowy, a budowę pokropił święconą wodą sam biskup polowy, generał dywizji, Sła-woj Leszek Głodź.
W niewielkim Żaganiu (28 872 dusze) jest już sześć kościołów, w tym... jeden garnizonowy. Chodzi o świątynię Piotra i Pawła przy placu Słowiańskim. Mimo to pod koniec ubiegłego roku armia zaczęła stawiać kolejny kościół garnizonowy.
- Jadą mury do góry, jak za Go-mułki! - komentują błyskawiczne postępy budowy zaganianie. Codziennie o ósmej rano oddział "kawalerii pancernej" karnie wymaszerowuje z pobliskiej jednostki. Chłopaki harują na budowie do godz. 15 albo i dłużej. Nie trzeba dodawać, że -jak to w wojsku - na rozkaz, no i za darmochę, czyli państwowy żołd. Potem zmęczeni robotą wracają na piechotę do koszar w lesie. Watykańska budowa na osiedlu 30-lecia PRL, przy ul. Żarskiej, otoczona jest wysokim parkanem. Odwiedziliśmy Żagań akurat wtedy, gdy popsuła się pogoda. Kontratakowała zima: sypał śnieg, wiał porywisty wiatr. Robota szła jednak żwawo. Pracowało około 30 żołnierzy w grubych kufa-jach i beretach. Choć byliśmy na zewnątrz ogrodzenia, zainteresował się nami jakiś facet z budowy, jak
Armia Boga
Co żołnierz ma pod łóżkiem?
Porządek.
Po co żołnierzowi płaszcz? Po kolana.
A co robi w Żaganiu żołnierz stacjonującej
tam 11 dywizji kawalerii pancernej?
Jak sama nazwa wskazuje - haruje
na budowie kościoła garnizonowego.
się okazało - podoficer "dowodzący" budową. Grzecznie kazał się nam wynosić i powtarzał jak katarynka: - Ja tu, proszę panów, jestem służbowo! Nie odpowiem
na żadne pytania! Proszę do księdza, on wszystko powie...
Sytuacja to zabawna, gdy podoficer Wojska Polskiego odsyła prasę do kapłana, instytucji najwidoczniej nadrzędnej, ale do wszystkiego w naszym kraju można się przyzwyczaić. Wcale się więc nie zdziwiliśmy, gdy i rzecznik prasowy garnizonu także nabrał wody w usta i odesłał nas do... księdza kapelana.
A interesowało nas np., ile kosztuje budowa? Czy żołnierze pracują na niej dobrowolnie? Czy przypadkiem dostają za codzienną harówkę jakąś ekstrakasę? No i na koniec pytanie retoryczne: po co właściwie armia buduje sobie kościół, skoro - jak słyszeliśmy od mieszkańców Żagania - funkcjonujący już od dawna kościół garnizonowy stoi w mieście pusty? Czyżby żagański garnizon w tych ciężkich czasach szczęśliwie ominęły kłopoty finansowe? Czy dowództwu wystarcza na paliwo, amunicję i ćwiczenia żołnierzy?
- Tyle, ile potrzebujemy, tyle mamy. Wystarcza nam na szkolenie - uciął rzecznik.
Większość żaganian budowa nowego kościoła denerwuje. Protestowali przeciwko niej na łamach lokalnej "Gazety Lubuskiej".
- Każdy się zastanawia, po co ten kościół jest potrzebny? Ale skoro budują, to widocznie tak musi być... - odpowiadają sobie i nam dwie studentki - Marta i Patrycja.
- Chyba ich pogięło! Nie wiem, po kiego ten kościół potrzebny wojsku? - dziwi się długowłosy chłopak
w dżinsówce, któremu robi się żal żołnierzy. - Dlaczego w ogóle tam pracują? Nikt im za to przecież nie płaci. Ale jak im kazali, to muszą, biedacy...
- Bezsensowna budowa! Protestuję przeciwko niej, bo jak wiadomo, armia nie ma na amunicję i inne podstawowe rzeczy, a u nas ambicją "wojskowych kościelnych" jest postawić sobie pomnik, który i tak będzie stał pusty. Żołnierze zamiast ćwiczyć na poligonie, zapieprzająna budowie - denerwuje się mężczyzna w średnim wieku.
Najciekawsze jednak, że na decyzję o budowie kościoła garnizonowego nie miała żadnego wpływu ani Rada Miasta, ani jego zarząd. Teren sprezentowały wojsku, a de facto Kościołowi, Lasy Państwowe. Żagański radny SLD, Rajmund Bliziński, tłumaczy, że " miasto nie ponosi z tytułu budowy żadnych kosztów": - To wyłącznie sprawa wojska i kurii biskupiej.
Ile kosztuje budowa, nie wie także zastępca burmistrza Żagania, Mieczysław Wysokiński. - To już
tajemnica Kościoła. Budowa finansowana jest przez episkopat polowy i wiernych Żagania. Mamy u nas wiele obiektów kościelnych, a część z nich jest niewykorzystana. U nas aż tak bardzo tłumy wiernych nie walą do kościołów. Jeden z nich mógł oficjalnie zostać przekazany na kościół garnizonowy. Ale wiara jest ślepa. Środowiska kościelne, które są u nas mocne i opiniotwórcze, nie umiały się w kwestii przekazania dogadać - wyjaśnia Wysokiński.
I wszystko jasne. Kościołów w Polsce nigdy za mało. Nic tak nie zwiększa wartości bojowej polskich pancerniaków, jak służenie do mszy. Słusznie, bo o zwycięstwie -jak wiele razy dowodziła historia - decyduje przecież nie jakość sprzętu bojowego, ale wiara i modlitwa, duch w narodzie. Dlatego jak najszybciej w Żaganiu trzeba postawić nowy kościół garnizonowy. A nowe czołgi "Twarde"? O to armia będzie martwić się później. Jak Bóg da, może będą na jesień...
GRZEGORZ KONIECZNY Fot. Przemek Zimowski
Czy Ryszard Czarnecki mija się z prawdą? Takie pytanie należy postawić po lekturze strony internetowej założonego przez niego stowarzyszenia występującego pod nazwą "Instytut Studiów i Prawa Europejskiego".
Stowarzyszenie powstało 30.09.1999 r., a zbiegło się to z opuszczeniem stołka przez ministra odpowiedzialnego za promocję integracji europejskiej, polityka ZChN-u i (co najmniej) przyjaciela Opus Dei, Ryszarda Czar-neckiego. Wcześniej pan ten szefował - i to jest kluczowe w tej sprawie - Urzędowi Komitetu Integracji Europejskiej. Polska straciła bezpowrotnie na jego "kompetentnym" szefowaniu 34 miliony ecu, pochodzące z bezzwrotnej pomocy PHARE. Wśród tych, którzy zakładali stowarzyszenie, dziwnym zbiegiem okoliczności znalazły się osoby pełniące ważne funkcje w UKIE. Znajdziemy tam:
- Sławomira Zawadzkiego - byłego podsekretarza stanu;
- Sławomira Urbaniaka - ówczesnego dyrektora strategicznego departamentu pomocy zagranicznej, funduszy i programów wspólnotowych;
Przykościelny Europejczyk
- Władysława Majkę - dyrektora generalnego UKIE, odsuniętego od obowiązków służbowych już w lutym 2001;
- Jerzego WojciechowsMego - był wpierw zastępcą dyrektora, a potem dyrektorem departamentu harmonizacji prawa i spraw traktatowych;
- Marcina Olewnika - przez jego ręce przechodziły do listopada 2001 r. wszelkie papiery UKIE, był dyrektorem sekretariatu;
- Tomasza Krawczyka - krótko pełnił obowiązki szefa sekretariatu UKIE, zachował stanowisko radcy ministra;
- Pawła Usidusa - był początkowo zastępcą, a następnie dyrektorem biura admini-stracyjno-finansowego.
Na koniec pozostawiliśmy Agatę Chró-ścicką. Osoba ta bowiem była autorką paskudnej książeczki wykorzystywanej do zwalczania Aleksandra Kwaśniewskiego jako kandydata na prezydenta w 1995 roku. Potem, gdy do władzy doszła AWS, Czarnecki zrobił ją swoją rzeczniczką prasową, a następnie wiceszefową departamentu informacji i komunikacji społecznej.
Zebranie założycielskie stowarzyszenia odbyło się 30 września 1999 r., zaś wniosek do
sądu rejestrowego został skierowany, uwaga!, 4 listopada 1999 roku. Warszawski Sąd Okręgowy rejestruje dość szybko instytut, bo już 31 stycznia 2000 roku.
Strona internetowa instytutu pełna jest niespodzianek, choć sam jej wygląd i zawartość chwały firmie Czarneckiego raczej nie przynosi. Stowarzyszenie chwali się, że szkoliło kadry i tłumaczyło dyrektywy europejskie dla Ministerstwa Gospodarki. Indagowani przez nas pracownicy tego resortu stanowczo stwierdzili, że żadnych zleceń instytutowi nie dawali. Do dawania zleceń stowarzyszeniu Czarneckiego przyznała się natomiast Państwowa Agencja Inwestycji Zagranicznych. Nie mające nawet roku stowarzyszenie - bez żadnego własnego dorobku - wygrywa organizowany przez PAIZ konkurs ofert. Imponująco przedstawia się lista tych, którzy przegrali. Znajdziemy na niej słynny liberalny Gdański Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową oraz poznański Ośrodek Badań Integracji Europejskiej. Instytut Czarneckiego musiał zatrudniać wyjątkowych fachowców, skoro opracowanie ekspertyzy pt. "Wpływ integracji europejskiej na poziom inwestycji zagranicznych w Polsce" zajęło im
tylko siedem dni roboczych. Przepytani przez nas pracownicy urzędów państwowych nie pamiętają, żeby kiedykolwiek zbiorowa ekspertyza była gotowa szybciej niż w ciągu 14 dni. Oczywiście przez przypadek Państwową Agencją kierował wtedy związany z Opus Dei Adam Pawłowicz.
Tylko przypadek też sprawił, że wśród autorów zleconego opracowania znaleźli się ówcześni wysocy funkcjonariusze Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej - wspomniani już Wojciechowski i Krawczyk. Czarnecki na współautora "dzieła" wybrał firmę West Ali-gin Consultans. Firma nie jest wpisana w krajowym rejestrze sądowym, nie ma jej w wykazach firm w warszawskim sądzie, nie ma jej także w Internecie. Sam instytut pana Cz. też jest dosyć tajemniczy - w jego biurze mieszczącym się w warszawskiej gminie Włochy nikt od kilku tygodni nie odbiera telefonów. Mimo zmiany władzy i dyrekcji Państwowej Agencji Inwestycji Zagranicznych, jej byłe kierownictwo dostaje kopie niemal całej korespondencji Agencji z dziennikarzami. Wynika to z pewnością z nadmiaru kultury oraz dobrej woli nowego, lewicowego zarządu PAIZ.
ANNA KARWOWSKA
Nr 12 (107)
12 - 28 III 2002 r.
Ś mity
POLSKA PARAFIALNA
Z okazji Niedzieli
Palmowej
w Krośnie znów
szykuje się
Zlot Młodzieży
Archidiecezji
Przemyskiej.
Na twarzach
krośnian jednak
nie widać
radosnego
wyczekiwania.
A dlaczegóż to?
A dlategóż...
Rok temu taki właśnie zlot odbył się w Krośnie w dniach 6-8.04. W zamierzeniach zlot miał być poświęcony ewangelizacji, analizie Pisma Świętego, modlitwom i medytacjom. A co z tego wyszło?
- Panie kochany, jestem osobą głęboko wierzącą - mówi mieszkanka Krosna - ale czegoś podobnego jeszcze nie widziałam. Jestem oburzona jako katoliczka i jest mi wstyd. Nie mogę znaleźć odpowiednich słów, by opowiedzieć to, co wyprawiała ta młodzież mieniąca się pielgrzymami. Powiem może tak: od ognia, wody i takich pielgrzymów uchroń nas, Panie.
A faktycznie działo się, oj działo! Alkoholowe libacje, wstrętna Kościołowi przedmałżeńska miłość w, o zgrozo, równie przeklętych prezerwatywach, później walających się razem z butelkami na
Powtórka z rozrywki?
skwerach i w parkach, to tylko niektóre standardy zachowań hołoty mieniącej się pielgrzymami.
Krosno stało się w te dni oazą klejolubów i ćpunów - o czym w wywiadzie dla Radia Fara bez skrępowania wyznał niejaki Roland z Jarosławia:
- Jakieś 50 procent ludzi przyjechało się tu, szczerze mówiąc, nawalić, naćpać, wyszu-mieć. Mało kto przyszedł dla samej wiary. Ogródek jordanowski przy krośnieńskich Wałach spełniał rolę "roz-mnażalnika". To tu odbywały się najbardziej huczne se-x-party. Sam zresztą podczas wieczornego spaceru miałem okazję stwierdzić, że "robota poczęcia" trwała w ogródku i na okolicznych Wałach w najlepsze. Dzień i noc!
- Jeżeli mieniący się pielgrzymami młodzi ludzie tworzą sztuczny tłok i próbują kradzieży, to co o tym sądzić? To jest katolik? Tego uczą go w kościele?
- dziwi się rozsierdzony właściciel sklepu w centrum miasta.
Jest 21.30. Skrzyżowanie ulic Grodzkiej i Weislebena. Na środku krzyżówki stoi chwiejący się pielgrzym, co stwierdzam po przy-
Pustynia (z) Miast
piętym identyfikatorze, i spokojnie "reguluje gospodarkę wodną organizmu". Co mu tam przechodnie? Co mu tam samochody?
Śmieszne było też zachowanie władz miasta. Udekorowanie flagami kościelnymi miasta jeszcze zrozumiem. Ale państwowymi? Cóż to za uroczystość państwowa była? Frajdę mieli tylko kibole
"Krośnianki", którzy ściągali masowo ze słupów maryjne - bia-łoniebieskie (barwy klubu) i bia-łoczerwone flagi.
A sprawa druga to odezwa pana prezydenta miasta do restauratorów i właścicieli sklepów o niesprze-dawanie pielgrzymom alkoholu. Zakrawa to na kpinę, bo pielgrzym katolicki, do tego małoletni, do tego alkohol, do tego w Wielkim Tygodniu, na dodatek w wielkim poście - to przecież paranoja!
Więc po co pan prezydent się trudził? Czyżby wiedział coś, o czym nie wiedzieli organizatorzy imprezy? Czyli jacy pielgrzymi nawiedzą gród nad Wisłokiem?
Obrazu całości dopełnił widok parkingu na stadionie, gdzie stały autokary pielgrzymów. Wszędzie, jak okiem sięgnąć, porozrzucane palmyte same, które kilka godzin wcześniej poświęcone zostały podczas uroczystej mszy na rynku.
Palmy przybrane białym tiulem tkwiły także poutykane w żywopłocie łączącym budynek starej łaźni z kioskiem ruchu przy ul. Legionów. Palmy, symbol świąt wielkanocnych; symbol zwycięstwa - w tym wypadku zdecydowanie nad kacem.
Ale jak mogło być inaczej, gdy znów dla Radia Fara na zadane pytanie: "Kim dla ciebie jest Jezus Chrystus?", pielgrzym Rafał z Jarosławia odpowiada: "To są dla mnie bajeczki".
6.05.2001 r. proboszcz Bazyliki Mniejszej przeprosił wiernych za zachowanie pielgrzymów i zniszczenia mieszkań, które przytrafiły się parafianom użyczającym im miejsc noclegowych. Dowiedzieliśmy się z drugiej strony, że księża opiekunowie wszem wobec chwalili się, jaka to była duża frekwencja, ile młodzieży udało się zebrać. Liczy się plan, który w tym wypadku został aż nadto przekroczony... Za tzw. komuny też były różne zloty młodzieży i też liczyła się frekwencja, tylko karność i wychowanie były wtedy ciut inne.
Czy mieszkańcom Krosna grozi w tym roku "powtórka z rozrywki"? I czy istnieje choć jedna szansa na sto, że nie grozi?
KAROL RAWSKI Fot. Przemek Zimowski
Salezjańska Wspólnota Ewangelizacyjna, a raczej jej odłam (sekta?) "Pustynia Miast" zorganizowała w Słupsku spęd swoich młodych owieczek. Po przejściu katolickiej młodzieży pozostała pustynia, ale z miasta. A zabawa zaczęła się już w pociągu. Pociąg osobowy "Bursztyn" relacji GrudziądzSłupsk, 8 lutego, godz. 11.35. Tak się dziwnie złożyło, że akurat jechałem tym pociągiem. Oto zasłyszany w wagonie dialog młodych katolików:
- Kur.., jesteś pojeb..., urwę ci łeb i nasikam do szyi!
- Odpier... się!
Zastraszeni pasażerowie nie pisnęli ani słówkiem, bo młodzieńców była cała banda, a ich ubiór i fryzura wyraźnie wskazywały na przynależność do subkultury skinów. W całym wagonie obowiązywał zakaz palenia. Obowiązywał jednak tylko zwykłych pasażerów. ...A konduktor bał się skontrolować bilety.
Na dworcu w Słupsku czekali już na katolicką młodzież miejscowi przewodnicy i odprowadzili do miejsc zamieszkania. Przy wyjściu z dworca wisiały plakaty PUSTYNIA MIAST, a strzałka wskazywała miejsce zbiórek. Zaciekawiony dzwoniłem do znajomej działaczki katolickiej:
- Organizujecie jakieś spotkanie, jest na nim dużo skinów.
Czy oni się tu wprosili i są niechcianymi gośćmi, czy też są u was mile widziani?
- Są u nas zawsze bardzo mile widziani.
- Wiesz, że narozrabiali w pociągu?
- Nic nie wiem.
Na wieszanie ogłoszeń na dworcach kolejowych trzeba mieć zezwolenie władz PKP. No więc udałem się do PKP SA, gdzie bardzo miła pani wyjaśniła:
- Na wieszanie czegokolwiek na terenach PKP nie tylko trzeba mieć zezwolenie, ale należy również uiścić stosowną opłatę.
- Czy wydawali państwo takie zezwolenie?
- Nie, nic nie wydawaliśmy.
Po południu poszedłem w rejon strefy modlitewnej przy ulicy Grottgera w Słupsku. W jednym z pobliskich sklepów z mocnymi trunkami dowiedziałem się, że właśnie "jakaś wycieczka czy co" wykupiła cały zapas arizony, kultowego w tych rejonach bełta. Ponadto katolicka młodzież dokonała dużo większych niż zwykle zakupów wódki oraz piwa. Niektóre gatunki wymiotło całkowicie.
Młodzi katolicy są w dechę!
A że zabluźnią, zapalą, wypiją... Polak
nie kaktus, pić musi. A któż, jeśli nie
katolik jest dziś ostoją polskości?
ADAM SITO
W Piotrkowie Kujawskim, gdzie od kilku lat jedyną w tym mieście parafią trzęsie osławiony ks. Kazimierz Bocianowski (ten od sprzedaży kościoła, patrz "FiM" nr 32/2001), doszło do próby sił. Stronnicy proboszcza nie dopuścili zwolenników zmian do świątyni. Przez kilka godzin trwały utarczki słowne i mało nie doszło do mordobicia (na zdjęciu).
zarzuca mu teraz, że obraża i poniża słownie mieszkańców i traktuje ich w nieludzki sposób. Publiczne obelgi (np. kobiety nazywa krowami) są dziś na porządku dziennym, podobnie jak i bezpardonowe wysysanie pieniędzy za wszystko i od kogo się da. Opłaty za śluby, chrzty i pogrzeby należą tu do najwyższych; nie ma mowy o tym, by proboszcz
Przed majestatem
- To nie ja przegrałem - powiedział później reporterowi naszego tygodnika Henryk Fer (na zdjęciu) - przywódca buntu. - Przegrała cała nasza społeczność, która w tym trudnym momencie nie zdała egzaminu.
- Proboszcz Kazimierz Bocianowski ze swoimi dwoma pomocnikami zorganizował kontrofensywę i znalazł wśród parafian sojuszników - mówi jeden z mieszkańców Piotrkowa. - A przecież protest do biskupa podpisało wcześniej 550 osób. Znaleźli się wśród nich także ci, którzy w ostatniej chwili wystraszyli się konfrontacji i ostatecznie stanęli po stronie proboszcza.
Ksiądz Bocianowski nie cieszy się w Piotrkowie dobrą opinią. Przybył tu przed laty w atmosferze skandalu, gdy z parafii w Golinie musiał uciekać pod ochroną policjantów. Było to konsekwencją jego machlojek związanych ze sprzedażą zabytkowego drewnianego kościółka. Nasz naczelny pamięta, że Bocianowski słynął z najlepszych samochodów w całej diecezji włocławskiej. Wielu parafian
czy jego dwaj młodsi pomagierzy zrobili coś darmo - choćby dla najbiedniejszych parafian. Bulwersuje ludzi szczególnie to, że księża zrobili sobie plebanię z Domu Pielgrzyma zbudowanego wspólnym wysiłkiem parafian, usiłując jednocześnie sprzedać bez ich wiedzy starą plebanię. Cmentarz wygląda makabrycznie. Ludzie wypominają proboszczowi, że bezprawnie zajął kawał grobu, by postawić ołtarz. Ta ostatnia sprawa trafiła do sądu i ostatecznie proboszcz ją przegrał.
Podczas wielogodzinnego sporu u wrót świątyni stronnicy proboszcza nie potrafili wyżej wymienionych zarzutów Henryka Fe-ra odeprzeć, nie szczędzili za to epitetów. W tej sytuacji przeciwnicy ks. Bocianow-skiego wycofali się. Jeszcze raz prości parafianie zgięli kolana przed swoim pasterzem i władcą, porażeni jego czarnym majestatem. Czy to pokolenie naprawdę musi przeminąć?
RYSZARD PORADOWSKI Fot. Autor
10
ZE ŚWIATA
FAKTYn
22 - 28 III 2002 r.
Skandal wywołany ogromną skalą pedofilii wśród księży katolickich w USA rozwija się nieprzerwanie, a ostatnio według takiego schematu: pod rosnącą presją mediów i wymiaru sprawiedliwości hierarchia wydziela porcję danych, oczywiście tak małą, jak to tylko możliwe. Presja rośnie, trzeba więc rzucić na odczepnego ko-
W ostatnich dniach kilka następnych archidiecezji "odkryło" u siebie kapłanów pedofilów. Archidiecezja St. Louis zmuszona była ujawnić m.in. sprawę ks. Leroya Valentine'a. Przed 20 laty rodzina Scorfina poskarżyła się... władzom kościelnym, że " Valentine molestował seksualnie dwoje nieletnich chłopców, a trzeciego, 11-łetniego Johna, zgwałcił doodbytniczo. Odbyło się to w domu ofiar: ksiądz najpierw pozorował zapasy, w trakcie których obmacywał dzieci, a potem zamknął się w sypialni z Joh-nem. Pamię-tam, że miałem plakat drużyny Pittsburgh Ste-elers na ścianie
"Z każdym dniem niepokoi mnie coraz bardziej świa- - opowiada domość, iż Kościół wiedział, że on był pedofilem". John - ksiądz Jedna z ofiar księdza Geoghana kazał mi wy-
mieniać nazwiska graczy tak długo, aż skończył. Trwało to 10-15 minut".

lejny ochłap informacji, ale nie większy niż to absolutnie koniecz-
kilku lat, po oskarżeniach o molestowanie dzieci, pozostają bez przydziału, pobierając pensję z kasy diecezji. Ks. James Gummers-bach molestował chłopców w kilku parafiach. W śledztwie przyznał, że jedyną reakcją archidiecezji było transferowanie go i zalecenie, żeby załatwił sobie porady psychologiczne. Heteroseksu-alnym rodzynkiem w tym towarzystwie był ks. Kownacki, który na plebanii systematycznie, przez dwa lata, gwałcił nastolatkę Ginę Trimble Park, która u niego zarabiała, sprzątając. Gdy wreszcie zaszła w ciążę, ks. Kownacki dawał jej chininę, by doprowadzić do poronienia.
W poprzednich dwu parafiach Kownackiego także ścigały oskarżenia. Biskup posłał go na kurację, potem z powrotem do parafii. Żadnej reakcji. Wszyscy pedofile są wciąż duchownymi, zachowali pensję i przywileje emerytalne. Ks. Vonnahmen, który podczas wycieczek zwabiał chłopców do swego kempingu "na masaże", kieruje teraz katolickim ośrodkiem wypoczynkowym i biurem podróży. Kilku duchownych odmówiło poddania się terapii.
o molestowanie 10-lat-ka, który z kolei wy-próbowywał nabyte doświadczenia molestu-jąc 3-letnie dziecko (!!).
Obecnie zarysowuje się kontrofensywa kleru. Michael Higgins, szef organizacji "Sprawiedliwość dla Księży i Diakonów" ostrzegł, że działania Kościoła są zbyt pospieszne i "gwałcą prawa księży ". W podobnym duchu wypowiedziała się Krajowa Organizacja Rad Księży, szlochając, iż "księża żyją w straszliwym napięciu i strachu, że zostaną niesłusznie oskarżeni". Aktualną akcję propagandową wspierają rydzykowcy madę in America. Niektórzy parafianie argumentują, że kilkunastoletnie ofiary były na tyle dorosłe, że mogły odmówić księżom...
Media rozważają aspekt finansowy afer pedofilskich. Odszkodowania archidiecezji bostońskiej
family lefl m shreds
w strzępach"
nieuchronnie dosięga Watykanu. Liczni (nawet konserwatywni, nieskorzy do krytyki) księża amerykańscy z rosnącą dezaprobatą odnoszą się do dyskredytowania przez najwyższych notabli Stolicy Apostolskiej wagi i znaczenia kompromitującego kryzysu w USA. Ale są i tacy, którzy określają skandal jako "katastrofę". Stolica Apostolska właśnie sprzeciwiła się propozycji biskupów amerykańskich {"biskupi sąw stanie histerii"- stwierdził anonimowo jeden z księży),
ne. Ostatnio media do presji dołączają komentarze wręcz potępiające, a nawet obrzydzające przyjętą przez Kościół strategię, i to na najwyższych szczeblach hierarchii. Natomiast wymiar sprawiedliwości presję uzupełnia groźbami.
Histeria świętych krów
"Jak to się mogło zdarzyć" - tak kilka dni temu zareagował Jan Paweł II, komentując niesłychaną aferę pedofilską wśród księży amerykańskiego Kościoła. Widać papież nie czyta "FiM" relacjonujących sprawę od wielu tygodni.
Prokuratorzy okręgowi stanu Massachusetts publicznie stwierdzili, że dane wydzielone im przez kardynała Bernarda Lawa nie
kwalifikują się do wszczęcia postępowania, bo są "kompletnie niewystarczające". Brak okoliczności i dat przestępstw, brak nazwisk ofiar.
Stróże prawa wystąpili więc oficjalnie i zagrozili Lawowi dochodzeniem przed ławą przysięgłych. Podziałało natychmiast. Prokuratorzy poinformowali ofiary, które księża namówili do milczenia w zamian za odszkodowanie, że nie są zobowiązane stosować się do tego wymogu: "jest on niełe-gałny, bo umożliwia zatajenie przestępstwa ściganego z mocy prawa ".
Prawdopodobnie jednak większość księży nie poniesie konsekwencji karnych, bo ich sprawy się przedawniły, choć prokuratura planuje wykorzystać fakt, że często duchowni wywozili dzieci i molestowali w sąsiednim stanie New Hampshire, gdzie okres przedawnienia jest znacznie dłuższy.
Stanowy prokurator generalny Thomas Reilly oświadczył, że jego urząd rozważa wniesienie oskarżeń przeciw kierownictwu archidiecezji o zatajanie przestępstw i udzielanie pomocy przestępcom. Byłby to akt bez precedensu w historii prawa w USA.
Jeden ze starszych chłopców zatelefonował do matki, mówiąc, że ksiądz najpierw dziwnie się z nimi bawił, a potem zamknął z Johnem. Matka chciała, aby Valentine podszedł do telefonu. Ten odmówił i uciekł z domu przed jej przybyciem. Chłopcy w ramach polubownego załatwienia sprawy dostali od archidiecezji po 20 tys. dolarów w zamian za milczenie. Adwokat Kościoła zapewnił ich, że Valentine zostanie usunięty z duchowieństwa. Po latach bracia dowiedzieli się, że Va-lentine jest księdzem katechetą w katolickiej szkole podstawowej. Okazało się, że w ciągu 12 lat archidiecezja trzykrotnie przenosiła go z parafii na parafię, dwukrotnie pracował w szkole katolickiej. Robił to samo: Tom Joseph opisuje, jak ksiądz podczas wycieczki szkolnej obmacywał go, a potem zdjął mu majtki pod pretekstem żartobliwych klapsów. Bracia Scorfina oskarżyli arcybiskupa St. Louis i ks. Valen-tine'a w roku 1998. Raz jeszcze archidiecezja doprowadziła do ugody za zamkniętymi drzwiami.
Diecezja w Balleville ujawniła 13 księży pedofilów, którzy od
W Los Angeles kardynał Roger Mahoney publicznie przeprosił ofiary pedofili i wydał najnowsze dyspozycje, na mocy których księża molestujący seksualnie dzieci nie mogą pracować w parafiach. Wkrótce potem polecił przerwać pracę 12 księżom z południowej Kalifornii. Starszych skierował na emeryturę, młodsi pozostaną bez pracy, ale z pensjami i beneficjami. Archidiecezja zapewniła księżom "szczodre" pakiety rozłąkowe.
W stanie Maine biskup Joseph Gerry polecił dwóm pedofilom wyjawić swe postępki wiernym, którzy mieliby zadecydować, czy księża pozostaną, czy opuszczą swoją parafię. Ksiądz Michael Doucette wyznał na mszy, że przed laty był "intymnie zaangażowany" z 15-letnim chłopcem. Molestował go i przymuszał
w sprawie ks. Geoghana przekroczą zapewne 100 min dolarów. Sprawy przeciw 48 innym duchownym archidiecezji są w toku. Kard. Law zapewnił, że datki wiernych nie będą przeznaczane na odszkodowania. Jeśli nie z tacy, to skąd? - pytają dziennikarze. Wierni puścili w obieg list otwarty, w którym oświadczają hierarchom, że nie zamierzają płacić datków, dopóty, dopóki archidiecezja nie zapozna ich z planem finansowego rozwiązania lawiny procesów. Kalifornijska diecezja Santa Rosa sprzedała nieruchomości i zaciągnęła kredyt na 7 min dolarów; diecezja Tucson w Arizonie pożycza pieniądze w banku i osusza konta parafialne; archidiecezja Santa Fe znalazła się na skraju bankructwa po wypłacie ponad 50 min
by uprościć zasady prawa kanonicznego dotyczące pozbawienia winnych pedofilii tytułu księdza. Oficjalna procedura ciągnie się latami.
Na okładkach czasopism, w czołówkach wiadomości i w głównych komentarzach wszystkich poważnych mediów USA wiadomością nrumer jeden jest obecnie skandal Kościoła katolickiego. Właśnie tak, całego Kościoła, bo komentatorzy podkreślają, że nigdy nie doszłoby do tego, do czego doszło, gdyby nie cyniczną wyrachowaną bezwzględna i egoistyczna polityka oraz metody reagowania (a dokładnie ich brak) najwyższych dostojników kleru katolickiego. Coraz częściej pojawia się ton nieomal pogardy wobec rozmiarów zakłamania, obłudy i dwulicowości
"Przez łata
165 ofiarom. Zwraca się I towanie". uważC>ze niebagatelne Kościół pozwała* księdzu na mole Ś k^ pocWania fcż fc_
rapia zboczonych kapłanów: dzień w instytucie dla księży kosztuje 350 dolarów, terapia trwa 4-7 miesięcy. Treść komentarzy merytorycznych dotyczących skandalicznych afer wśród księży Kościoła katolickiego
do współżycia przez 3 lata. Ksiądz John Audibert spółkował seksualnie z 16-letnim Peterem Keatonem. W roku 1999 ofiara stała się oskarżonym, Keaton miał proces
Kościoła. W ciągu ostatnich paru miesięcy zanotowano niespotykaną ilość przypadków opuszczenia przez wiernych rzymskiej Jaskini zła".
Papież zareagował z bólem
- oświadcza jego rzecznik, Navarro Valls. "Jak to się mogło zdarzyć? "
- pyta JP II.
TOMASZ SZTAYER Repr. z oryginałów
Nr 12
- 28 III 2002 r.
FAKTY n
INJ
MITY KOŚCIOŁA
11
NIEWYGODNE PYTANIA (10)
Dziewica i jej potomstwo
Dzieciaki! Oto superokazja dla Was - uczęszczających na lekcje katechezy! Możecie podlamywać Waszych księży i katechetów, zadając im niewygodne pytania, które dla Was przygotowaliśmy. Życzymy dobrej zabawy, ale również dojrzałych i owocnych przemyśleń.
Redakcja
Ksiądz katecheta: - Jan Paweł II jest wielkim miłośnikiem Maryi. Pora więc, aby przybliżyć wam tę postać, będącą wzorem dla każdej kobiety, abyście znając ją mogli jeszcze doskonalej wielbić. Dziewica Maryja zrodziła się niepokalaną od zmazy grzechu pierworodnego, żyła w świętości i taką została wzięta do nieba; tam cieszy się specjalnymi względami, zasiadając na tronie blisko Boga Ojca, a przez to nieustannie za nami się wstawia.
Dzieciak: - Ojcze, ale dlaczego dziewica miałaby być wzorem kobiety?
Kk. - Bo dziewictwo, mój synu, jest postawą najmilszą Bogu.
D. - A nie małżeństwo i rodzicielstwo?
Kk. - To też. Zaraz po dziewictwie. Jak może zauważyłeś, Bóg doskonale pogodził w Maryi obie te postawy.
D. - A więc ideałem dla Kościoła jest małżeństwo dziewicze, bez seksu. A haaa... Akt zapłodnienia jest w sumie złem koniecznym.
Najlepiej gdyby wcale go nie było, a poczęcie było wynikiem twórczego działania Ducha Świętego lub aby dzieci przynosił bocian, ewentualnie, by wyskakiwały z kapusty. A przecież jak nam Biblia przekazuje, Maria nie była zupełnie "niepokalana" - Jezus miał braci i siostry.
Kk. - Duchowe, synu, nie cielesne.
D. - A więc wszystko duchowe - to jakaś wypaczona etyka, to obłęd i obsesja na punkcie seksu. Skąd to się wzięło w Kościele? Przecież dla Żydów za czasów Jezusa bezdzietność nie była błogosławieństwem, lecz przekleństwem. Dziewictwo nie było żadną wartością, kobieta wartościowa musiała być matką. Natomiast dziewicze boginie odgrywały wówczas znaczenie w religii pogan. Może więc nasza Maryja miała być dla owych bogiń konkurencją, jej dziewictwo miało zadanie skusić wyznawców dziewic pogańskich?
Kk. - Cóż ty wygadujesz!? Wykluczone! Prorok Izajasz przewidział, że Bóg zmieni swoje upodobania w kwestii dziewictwa i prorokował, iż matką Mesjasza będzie dziewica.
D. - Cytat z Izajasza 7,14. Ale Izajasz mówi o... pannie. Panna nie oznacza koniecznie dziewicy i Izajasz z pewnością nie miał jej na myśli. Słowo, którego użył, oznaczało po prostu młodą, niezamężną kobietę. Powoływanie się na ten fragment Izajasza jest przejawem manipulowania Biblią. A co ksiądz powie o potomstwie Maryi, które później miała z Józefem?
Kk. - Maryja nie kalała się nigdy z Józefem! Ewangelista Mateusz mówi, że święty Józef "nie zbliżał się do Niej, aż porodziła Syna, któremu nadał imię Jezus. Wyrażenie "aż" odnosi się do przeszłości, nie stwierdzając nic o przyszłości, tzn. o tym, co było po narodzeniu Jezusa stąd nie przeczy wierze Kościoła w stałe dziewictwo Matki Bożej.
D. - Proszę księdza, jest to wytłumaczenie tak naiwne i mętne, że chyba ma nas ksiądz za zupełnych głupków, posługując się takimi argumentami. To tak jakbym powiedział: byłem głodny, aż się najadłem. I z tego wnioskował: przed tym, jak się najadłem, byłem z pewnością głodny, ale po tym, jak się nasyciłem, nie wiadomo, czy nadal byłem głodny, gdyż o głodzie w zdaniu wspomniano tylko do czasu posilenia, nie mówiąc wyraźnie nic
Sprawa jest całkiem poważna i wymaga refleksji jak najbardziej serio. Bowiem jeśli diabeł, jak mówią teolodzy, jest upadłym aniołem, problem seksu go nie dotyczy.
Wierni nie dali się jednak tej logice przekonać.
0 wiele ciekawsze było spekulowanie na temat diabelskiej seksualności. Chrześcijanie oddawali się temu ochoczo aż do końca XIX w. Na przykład: zachodzili w głowę pytając, czy diabeł może płodzić? Większość kościelnego ludu ekscytowała wręcz taka ewentualność. Z wypiekami na twarzy powtarzano w zimowe wieczory bajdy o tym, jak szatan porywa dziewczęta, by mieć z nimi dzieci. I jak potem te diabelskie kochanice zamieniają noworodki, podrzucając małe diablątka do kołysek innych matek.
1 stąd, jak wiadomo, biorą się nieznośne bachory...
Zostawiając ludowe powiastki na boku, przyjrzyjmy się, co na temat diabła i seksu myśleli teolodzy. Poziom ich refleksji nie był niestety wyższy od opowieści snutych przez wiejskie bajarki. Oficjalna doktryna była następująca: jeśli człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga, to nie do przyjęcia jest akceptowanie płcio-wości. Akt kopulacji przynosi ujmę "obrazowi Boga". Przyjście na świat Syna Bożego dzięki zgodzie pewnej dziewicy jest wystarczającym dowodem niemożności łączenia boskości z seksualnością. Wynika stąd prosty wniosek, że seks jest niczym innym jak samą esencją diabelstwa! Pozycja Kościoła rzymskiego nie zmieniła się w tej sprawie od końca III w. aż do ostatnich lat po Soborze Watykańskim II, kiedy uznano, iż oprócz płodzenia dzieci, drugorzędnym celem
Diabelski seks
małżeństwa jest miłość, także cielesna. Dotąd wszystko, co cielesne było zawsze wszeteczne i niemiłe Bogu. W formie idealnej łoże małżeńskie miało stanowić ponuro-pobożną kaplicę.
Podatny grunt dla tego typu doktryn istniał także w czasach poprzedzających narodzenie Chrystusa oraz w epoce pierwotnego Kościoła. Idee wrogości wobec ciała i wstrętu do seksu odnaleźć można wśród sekt popierających gnozę. Dużą rolę odegrał tu św. Augustyn, który potępiał przyjemności zmysłowe. Jego zdaniem akt seksualny w małżeństwie jest dopuszczalny jedynie w celu prokreacji. Tylko cel spłodzenia potomstwa może zrównoważyć zło oddawania się zmysłowym żądzom.
W ten oto sposób Kk wypędził miłość z małżeństwa, czyniąc z tego ostatniego sterylną instytucję służącą do
rozmnażania. "Nic bardziej niewskazanego, jak traktowanie żony jako kochanki" - mówił św. Jeremiasz. Przemożna nienawiść do seksualnego aspektu miłości pozostała w katolicyzmie niezmieniona do dziś. Kościół akceptuje ludzką miłość jedynie w formie nijakiej, okrojonej z porywów ciała, służącej wypełnieniu małżeńskiej powinności i prokreacji.
Na kazaniach i naukach rekolekcyjnych, zwłaszcza dla młodzieży, powtarza się maksymę, że grzech pożądania i nieczystości jest zaczynem do wszystkich innych grzechów. Nie należy przy tym naiwnie wierzyć, iż propaganda zohydzania zmysłowości wciskana maluczkim sprawiła, że sami ludzie Kościoła pozostali mniej podatni na różne formy lubieżności...
ALICJA DOAN
0 tym, co było po. Tak więc równie dobrze można przyjąć, że byłem głodny przed tym, jak się najadłem, jak i po tym, kiedy się najadłem. Tyle jest logiki w księdza argumentacji. Zdanie to mówi jednoznacznie, że Józef nie współżył cieleśnie z Maryją tylko do czasu, kiedy ta porodziła Jezusa, sugerując wyraźnie, iż po tym było inaczej. Jezus miał rodzeństwo. Biblia powtarza to wielokrotnie. Maryja prócz pierworodnego Mesjasza porodziła jeszcze czterech innych synów: Jakuba, Józefa, Szymona
1 Judasza i przynajmniej dwie nie wymienione z imienia córki. Ewangelia Mateusza mówi nam: "Czyż nie jest On synem cieśli? Czy Jego Matce nie jest na imię Miriam, a Jego braciom Jakub, Józef, Szymon i Juda? Także Jego siostry czy nie żyją wszystkie u nas?" (13, 55-56, podobnie Marek 6, 3).
Kk. - Wspomniani bracia i siostry to w rzeczywistości kuzyni i kuzynki Pana. Tak nazywano w języku hebrajskim krewnych, nierzadko także powiązanych jeszcze dalszym stopniem pokrewieństwa.
D. - Jednak Nowy Testament potrafi rozróżniać braci od dalszych krewnych. Kiedy rodzice Jezusa poszukiwali zagubionego dwunastolatka, który nauczał w świątyni, szukali go u "krewnych", nie u "braci" (Łk 2, 44). Również u Łukasza (21,16) Jezus wyraźnie odróżnia językowo braci od krewnych. W ewangelii Jana znajdziemy przyczyny, dla których Jezus wyparł się swych braci przed śmiercią i opiekę nad matką zlecił swojemu uczniowi, a nie im. Otóż jego bracia nie wierzyli w jego misję i uważali go za wariata. U Marka skarży się Jezus: "Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony" (6, 4). Jan przekazuje nam, że nie wierzyli oni w jego cuda: "Rzekli więc Jego bracia do Niego: Wyjdź stąd i idź do Judei, aby i uczniowie Twoi ujrzeli czyny, których dokonujesz. (...) Bo nawet Jego bracia nie wierzyli w Niego" (7,3-5). Czyż więc dziwne jest to, że Jezus przed śmiercią mógł powiedzieć: "nie mam braci"? Tak samo jak czasami ojciec mówi wobec wyrodnego syna: wykreślam cię z testamentu, odtąd nie mam już syna. U Łukasza czytamy
wyraźnie, że Jezus był pierwszym z synów Maryi: "I porodziła syna swego pierworodnego" (2, 7).
Kk. - "Pierworodny to czysto prawnicze pojęcie, które zawsze przysługiwało pierwszemu synowi, bez względu na następne potomstwo.
D. - Znów za pomocą nonsensu i mniemań chce nas ksiądz "zbić z tropu". Po raz kolejny posądza ksiądz ewangelistów o prawnicze zacięcie, którego ci jednak nie mieli ani o tym nie dumali. Oni nie wznosili się na abstrakcje prawniczych sformułowań epoki Jezusa, tym bardziej że jej nie znali, o czym świadczy choćby opis procesu i skazania Jezusa. Jeśliby przyjąć, że Łukasz, który był lekarzem pochodzenia greckiego, znał się również biegle na żydowskim prawie, pisząc o zrodzeniu "pierworodnego" Maryi, miał na uwadze precyzję prawniczą swej wypowiedzi, a nie sytuację faktyczną owego pierwo-rództwa, wówczas możemy się zastanawiać, dlaczego takiej samej troski prawniczej nie wykazał, opisuj ąc poczęcie i zrodzenie Jana, o czym pisał w poprzednim rozdziale (zob. 1,13; 1, 57). Jan był pierwszym i jedynym dzieckiem Elżbiety i Zachariasza. Sytuacja
faktyczna obu dzieci, wedle myśli kościelnej, powinna być więc taka sama. Odnośnie do
Jana pisze jednak Łukasz:, JJla Elżbiety przyszedł czas rozwiązania i urodziła syna", zaś odnośnie do Jezusa nieco dalej: "Porodziła swego pierworodnego syna".
Kk. - No dobra, ale przecież nie można wykluczyć, że bracia i siostry Jezusa byli tylko dziećmi Józefa z poprzedniego małżeństwa, że nie były one dziećmi Maryi Dziewicy.
D. - Tak, nie można tego wykluczyć. Niczego nie można wykluczyć, stojąc na grząskim gruncie teologii katolickiej. Takie stanowisko zaleca i nakazuje Kościół w swoim prawie: "Podczas kiedy uwierzenie nie jest wymagane, religijne podporządkowanie intelektu i woli musi być zapewnione wszelkiej doktrynie, którą najwyższy Kapłan lub Kolegium Biskupów podaje jako sprawę wiary lub moralności" (Kan. 752 Kodeksu kanonicznego). Jak długo jeszcze będziemy korzystać z tego, co nam "podaje" do wierzenia Kościół i jego myśliciele, a nie z tego, co jest prawdą?
MARIUSZ AGNOSIEWICZ www. klerokratia.pl
Daniel A. Helminiak jest amerykańskim duchownym, który od 1977 roku pracuje wśród gejów i lesbijek. Jego książka "Co Biblia naprawdę mówi o homoseksualności" prezentuje przystępnie wyniki najnowszych badań tekstów biblijnych dotyczących tej kwestii. Lektura cenna dla wszystkich, którzy szanują Biblię i chcą zrozumieć złożony problem homoseksualizmu.
Książka dostępna też w sprzedaży wysyłkowej: Wydawnictwo "Uraeus", 81-412 Gdynia, ul. Hetmańska 10, tel./faks: 0 (prefiks) 58/622-14-93. E-mail: wydawnictwo@uraeus.pl
12
MITY KOŚCIOŁA
FAKTYn
22 - 28 III 2002 r.
W co wierzył Piłsudski
19 marca, zwyczajem ustanowionym za sanacji, w kościołach odprawiane są msze z okazji imienin Józefa Piłsudskiego.
Dawno już zapomniano, że w II RP tradycja ta (podobnie jak i sam marszałek) miała wśród duchowieństwa wielu nieprzejednanych wrogów. Dość wspomnieć zarządzenie dla księży prefektów wydane w 1931 r. przez biskupa kieleckiego Augustyna Łosińskiego. Ordynariusz zabraniał w nim odprawiania w dniu imienin marszałka jakichkolwiek nabożeństw na jego cześć, ponieważ "takie msze byłyby świętokradztwem, jako składanie hołdu religijnego człowiekowi grzesznemu i niewierzącemu ".
Dziwnym zbiegiem okoliczności po roku 1980 wprowadzenie postaci Józefa Piłsudskiego do panteonu bohaterów narodowych dokonało się w znaczącej mierze dzięki Kościołowi. Kręgi kościelne nie tylko przyczyniły się do reaktywowania legendy marszałka jako męża opatrznościowego Rzeczpospolitej - bojownika o niepodległość i zaciekłego wroga komunizmu, ale żeby było śmieszniej (niepomne, że stosunki Piłsudskiego z Kościołem układały się bardzo różnie), wykreowały go na "prawdziwego Polaka katolika".
"Katolicki życiorys" Piłsudskiego w istotny sposób narusza fakt, że w 1899 roku zmienił on wyznanie z rzymskokatolickiego na ewangelickie po to, by móc się ożenić z rozwódką Marią Juszkiewicz. To, że formalnie przez 17 lat był on protestantem, z wiadomych względów długo utrzymywano w tajemnicy. O konwersji Piłsudskiego próbował opinię publiczną poinformować w 1935 roku jego biograf Władysław Pobóg--Malinowski, ale skutecznie uniemożliwiły mu to władze. Tak naprawdę sprawa nawróceń Piłsudskiego wyszła na jaw dopiero w latach 70., kiedy o jego duszę upomnieli się protestanci...
Innym "skandalem" był kilkunastoletni (trwający od 1907 roku) nieformalny związek Piłsudskiego z Aleksandrą Szczerbińską. Do śmierci żony Marii nie można go było zalegalizować, ponieważ stanowczo odmawiała ona zgody na rozwód. Owocem związku Piłsudskiego z Aleksandrą Szczerbińską były dwie nieślubne córki: Wanda (ur. 1918 r.) i Jadwiga (ur. 1920 r.). Ślubu katolickiego "grzesznej parze" udzielił w październiku 1921 roku ks. prałat Marian Tokarzewski, a ceremonia odbyła się ledwie w dwa miesiące po śmierci pierwszej żony, notabene, na której pogrzeb Piłsudski nie raczył się pofatygować.
Do "jedynie słusznej" wiary katolickiej Piłsudski powrócił 27 lutego 1916 roku. W czasie walk Legionów na froncie wschodnim zwrócił się do kapelana I Brygady, Ciepichałła z prośbą o przyjęcie go z powrotem do Kościoła ka-
Wojciech Kossak "Piłsudski na Kasztance"
tolickiego. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ze względu na polską mentalność trudno byłoby zrobić karierę polityczną, nie przynależąc formalnie do Kościoła katolickiego. Przekonał się o tym już w sierpniu 1914 roku, gdy biskup kielecki nie wpuścił legionistów do katedry oraz zabronił podległym sobie księżom uczestniczenia w mszy odprawionej z konieczności na placu przed katedrą... W konsekwencji miejscowa ludność ryglowała drzwi swoich domów przed strzelcami Piłsudskiego.
W II RP na niechęć większości biskupów do Piłsudskiego, a nierzadko otwarcie manifestowaną wrogość, złożyła się przede wszystkim jego pepeesowska przeszłość oraz brak z jego strony jednoznacznej deklaracji uznającej szczególną pozycję Kościoła rzymskiego w Polsce. Najczęściej zarzucano mu bezbożnictwo i oskarżano o przynależność do masonerii. Szczególnie z wrogości do Piłsudskiego zasłynęli związani z endecją arcybiskupi: Teodorowicz, Jałbrzykowski, Sapieha, Twardowski oraz biskupi: Łukomski, Łoziński, Komar, Szelążek, Wetmański.
Począwszy od przewrotu majowego stosunek kleru do marszałka skomplikował się jeszcze bardziej. Niemała część przedstawicieli episkopatu uważała zamach majowy za pogwałcenie zasad katolickich i przejaw wszelkiego zła.
I nie zmieniło tego nawet przywiezione z Rzymu w drugiej połowie maja 1926 roku przez kardynała Aleksandra Kakowskiego (zresztą również niezbyt przychylnie nastawionego) papieskie błogosławieństwo dla Piłsudskiego.
Powstał przy tym dziwny paradoks. Józef Piłsudski cieszył się względami u papieża Piusa XI, któremu odpowiadała prowadzona przez marszałka polityka, czyniąca z Polski "kordon sanitarny" dla komunizmu. Ale zarazem Piłsudski miał przeciw sobie polski kler, któremu daleko bardziej zależało na własnych interesach. Dla ścisłości, bynajmniej nie walczył on z Kościołem jako takim, ale chciał ograniczyć polityczne ambicje polskiego duchowieństwa, w szczególności jego zaangażowanie po stronie endecji. W praktyce jednak sanacja dążyła do utrzymania możliwie najlepszych relacji z Kościołem i za cenę daleko idących ustępstw (dopuszczenie do kleryka-lizacji oświaty i wycofanie się z reformy prawa małżeńskiego) zjednywała sobie jego oficjalne poparcie. Natychmiast po śmierci Piłsudskiego w 1935 roku ożyły dawne animozje niektórych biskupów i na tle organizacji uroczystości żałobnych wynikło parę konfliktów między ordynariuszami a władzami państwowymi. Dwa najgłośniejsze miały miejsce w Kielcach i Łomży. Biskup kielecki Augustyn Łosiński zakazał podległym sobie proboszczom odprawiania nabożeństw żałobnych i podzwonnego, co wywołało ostre protesty miejscowej ludności. Dał za wygraną dopiero po interwencji nuncjusza. Biskup łomżyński Stanisław Łukomski odprawił wprawdzie nabożeństwo żałobne, ale bez modlitwy za spokój duszy marszałka; nie zezwolił też na bicie w dzwony oraz nie wywiesił żałobnej flagi na pałacu biskupim. Podobnych incydentów w całym kraju było dużo. Biskupi wrogo nastawieni do Piłsudskiego wielokrotnie poddawali w wątpliwość jego "pojednanie z Bogiem", mimo oficjalnego wyjaśnienia ks. Władysława Korniłowicza, który udzielał mu ostatniego namaszczenia. Abp Józef Teodorowicz przekonywał prymasa Augusta Hlonda, że marszałek umarł, nie wyspowiadawszy się przed śmiercią. Opierał swój sąd na relacji abpa Galia, który twierdził, że w chwili gdy przybył ks.
Korniłowicz, Piłsudski był już nieprzytomny.
W tej kwestii istnieją różne przekazy: rotmistrz Hrynkiewicz twierdzi, że Piłsudski był nieprzytomny w chwili udzielania mu ostatniego namaszczenia, droktor Stefanowski - że jakby się ocknął, a ks. Korniłowicz - że odzyskał przytomność. Zupełnie na ten temat nie wypowiadała się żona marszałka... Wedle adiutanta Piłsudskiego, Aleksandra Hrynkie-wicza, głównym powodem sprowadzenia księdza do umierającego marszałka była troska o to, by społeczeństwo nie myślało, że komendant "zmarł jak poganin".
W 1937 roku, pod pretekstem wilgoci w krypcie św. Leonarda i w związku z licznymi odwiedzinami grobu przez bezbożników, mających jakoby zakłócać nabożeństwa w katedrze wawelskiej, metropolita krakowski Adam Sapieha samowolnie (bez zgody władz i rodziny) przeniósł zwłoki Piłsudskiego ze znajdującej się pod katedrą krypty św. Leonarda do krypty pod wieżą Srebrnych Dzwonów. Odebrano to jako przypomnienie o zastrzeżeniach Kościoła względem katolicyzmu marszałka, bowiem powszechnie znane było niezadowolenie arcybiskupa ze zgody Watykanu na pochowanie Piłsudskiego wśród koronowanych głów w krypcie wawelskiej katedry. Mimo ostrego sprzeciwu rządu i nawet demonstracyjnego podania się do dymisji premiera Sławoja-Składkowskiego, Sapieha swojej decyzji nie zmienił i zwłoki Piłsudskiego pozostały w krypcie pod wieżą Srebrnych Dzwonów.
W co wierzył Piłsudski? Nie ma wątpliwości, że Piłsudski tak dziś wielbiony przez Kościół, w sprawach religii był indyfe-rentny. Bohdan Urbankowski, poddając analizie światopogląd Piłsudskiego, stwierdził, że niewiele miał on wspólnego z religią katolicką. Co jednak w niczym nie przeszkadzało marszałkowi brać udział w różnego rodzaju uroczystościach religijnych, wyświęcać Belweder i dwór w Sulejówku oraz głosić swoje przywiązanie do obrazka Matki Boskiej Ostrobramskiej. Ale zewnętrzne przejawy religijności wymuszone przez polską kulturę oraz pochodzące z dzieciństwa sentymenty nie świadczą jeszcze o wierze. Najlepiej chyba ujął to kardynał Kakowski: "Piłsudski to typowy Polak. Co do istnienia Boga ma poważne wątpliwości, a jednocześnie do Matki Boskiej bardzo gorące nabożeństwo ".
Wszystko więc przemawia za tym, że Piłsudski w kwestii wiary pozostał do końca życia agnostykiem. Z całą pewnością nie był "Polakiem katolikiem". I to nie tylko ze względu na jego osobisty stosunek do religii, ale także dlatego, że "Polak katolik" było to sztandarowe hasło endecji, ugrupowania wrogiego obozowi sanacji i Piłsudskiemu. Kościół, tworząc dziś taki mit Piłsudskiego, nie wykazuje kompletnej ignorancji, jakby można pobieżnie sądzić. Ma w tym swój interes?
ANNA KALENIK Źródła:
"Szkice z dziejów papiestwa " (praca zbiorowa). Książka i Wiedza 1989
Bohdan Urbankowski: "Filozofia czynu. Światopogląd Józefa Piłsudskiego". Pelikan 1988 Andrzej Garlicki: "Józef Piłsudski 1867-1935". Czytelnik 1988
Rozmowy niedokończone
"KORDIAN"
Akt II "Rozmowa Kordiana z papieżem" (fragmenty) Papież:
Witam potomka Sobieskich
Polska musi doznawać zawsze łask niebieskich?
Dziękczynne modły niosę za ów kraj szczęśliwy
Bo cesarz jako anioł z gałązką oliwy
Dla katolickiej wiary chęci chowa szczere
Powinniście hosanna śpiewać...
(...)
Kordian:
W darze niosę ci Ojcze relikwię najświętszą
Garść ziemi, kędy dziesięć tysięcy wyrżnięto
(...)
W zamian daj mi Izę, jedną Izę...
Papież:
(...)
Dam wielkie przeżegnanie Rzymowi i światu
Ujrzysz jak cale ludy kornie krzyżem leżą
Niech się Polaki modlą, czczą cara i wierzą.
Juliusz Słowacki
Fragment przemówienia Józefa Piłsudskiego podczas składania prochów Juliusza Słowackiego w krypcie wawelskiej 28 czerwca 1927 roku: "(...) Słowacki jako żywa prawda życia jest między nami (...) prawda najprawdziwsza i najsmutniejsza (...). W imieniu Rzeczypospolitej polecam odnieść trumnę do krypty królewskiej, bo królom był równy ".
Nr 12
- 28 III 2002 r.
FAKTY n
BOG I BOGOWIE
13
SŁOWIAŃSCY BOGOWIE (VIII)
Mokosz
Mokosz wymieniana jest wśród bóstw, którym władca ruski Włodzimierz wystawił w Kijowie posągi. Z owego tzw. panteonu włodzimierzowego wyłącznie ona przetrwała w pamięci ludu aż do XIX wieku.
Mokosz znana była ludowi słowiańskiemu jako duch, którego pole działania obejmowało dom. W folklorze północnoruskim opiekowała się strzyżeniem owiec i przędzeniem; wiązana była powszechnie z pracami kobiet. Jako bóstwo żeńskie rzeczywiście pozostała najdłużej w pamięci kobiet, ale wcześniej czczona była przez wszystkich jako żeński aspekt porządku kosmicznego. Jej imię ma związek z rdzeniem "mok-", tak jak "mokry", "moczyć", ale wskazywano również na etymologię sanskrycką od "makha" - "szlachetny, bogaty". Istnieje silne skojarzenie kulturowe wilgoci z dostatkiem.
Mokosz jest pozostałością kultu Matki Ziemi, który był bardzo silny wśród ludów rolniczych. Była to tzw. mat' syraja zemlja - ziemia wilgotna. Ma to oczywiste odniesienie do kobiet w związku z ich płciowością. Ziemię więc - bardzo często zwaną świętą- otacza szereg tabu, jak np. zakaz bicia jej, orania, wbijania pali itp. przed
świętem wiosny, jest ona bowiem wówczas ciężarna; niedługo zacznie rodzić nowe życie. W takich przy-
Mokosz - grafika MA Priesnjakowa
padkach lud mawiał: "kto ziemię bije, ten bije po brzuchu matkę swoją na tamtym świecie ". Nawet upadek na ziemię jest dla niej wówczas obrazą, która może zostać ukarana złamaniem kości lub zwichnięciem, należy więc świętą ziemię przeprosić. Zakaz dotyczy też
rwania trawy, bowiem " kto trawę skubie czy rwie, ten rwie swojej matce włosy". Często też o ziemi wyrażał się lud jako o bogatej. Skojarzenie ziemi, która rodzi płody rolne z kobiecą płodnością było tak silne, że odbywano stosunki płciowe na zaoranej ziemi, aby wzmocnić jej płodność...
Mokosz często zestawiana jest w parze małżeńskiej z Dadźbo-giem jako dawcą dostatku. Do naszych czasów przetrwały stylizowane wizerunki Mokoszy jako wy-szywanki na ręcznikach ruskich. Pokazują one boginię stojącą pod odkrytą kopułą świątyni, wznoszącą ręce ku niebu, na jej głowie zaś widzimy rogatą czapkę lub kwiecisty krzak. Z obu stron towarzyszą Mokoszy konie lub jeźdźcy na koniach, pod nimi zaś swastyki - symbole szczęścia i dostatku.
W związku z jej opieką nad wełną, strzyżeniem i prządkami, składało się Mokoszy w ofierze, zakopując w ziemi, płaty płótna lub kośmy wełny. Mity przestawiają Mokosz jako wielką prządkę, która snuje nić żywota czy losu. Teksty kazań przekazały też, że "Mokosz w wielki post obchodzi domy i niepokoi kobiety przędące, dozoruje też owiec, sama je strzyże; dla niej to w noc obok nożyc kładą kosmyki wełny". "Do niej udawano się dla wróżenia" według Aleksandra Briicknera. Jeszcze w XVI wieku duchowni mieli obowiązek pytać kobiet podczas spowiedzi " czy chodziła do Mokoszy " - był to efekt utożsamiania przez chrześcijaństwo dawnej bogini z demonem.
IGOR D. GÓREWICZ Repr. archiwum
RELIGIE WCZORAJ I DZIŚ (4)
Na początku była kobieta
W pobliżu austriackiego miasta Willendorf w roku 1908 pewien robotnik natknął się na zdumiewający przedmiot - była to kamienna figurka przedstawiająca obnażoną kobietę o nader obfitych kształtach, a przy tym pozbawiona twarzy. Wiek znaleziska oceniono na około... 30 tysięcy lat!
Natychmiast uznano, że chodzi
0 boginię płodności. Stąd też ukuto jej nazwę - "Wenus z Willendorf". Co ciekawe, kobiece statuetki wykonane z kamienia, kości
1 rogu okazały się zjawiskiem dość powszechnym w rejonie śródziemnomorskim i europejskim - wszystkie są datowane na okres od 30 do 12 tysięcy lat p.n.e.
Analogie z grecką Wenus uosabiającą płodność, miłość i kobiecość wydają się tu bezsprzeczne. Powstaje jednak pytanie, na ile te popularne określenia typu Wenus, Bogini Płodności albo Bogini Matka odzwierciedlają faktyczną wiarę ówczesnych ludzi?
10 tysięcy lat temu ludzie byli zorganizowani we wspólnoty zdolne do w miarę sprawnego przemieszczania się w ślad za zwierzyną. Brak
wyraźnej hierarchizacji społeczeństwa i ścisłe powiązanie człowieka z rytmami natury sprzyjały wyobrażeniom o świecie kierowanym przez bezosobowe siły odpowiadające raczej naszemu pojęciu "prawa przyrody" niż bóstwa-osoby.
Figurki "wenus" powinny chyba być interpretowane raczej jako symbole bezosobowej kobiecości, żeńskiego pierwiastka wszechświata i płodności w ogóle, a nie konkretnego bóstwa organizującego świat i swój kult. Może właśnie dlatego posążek z Willendorf był pozbawiony twarzy typowej przecież dla konkretnej osoby? Nasuwa się wniosek, że myśliwi sprzed kilkunastu tysięcy lat wytworzyli już koncepcję "świata podwójnego" - za zasłoną materii dostrzegano więc duchowość, chociaż jeszcze jej nie uosabiano.
Pierwotne przejawy życia duchowego koncentrowały się wokół seksualności. Należy pamiętać, że z punktu widzenia tamtej epoki było to naturalne i jak najbardziej odpowiadało rzeczywistym stosunkom panującym w przyrodzie. Wszak płodność stanowi najważniejszy element życia. Każde pojedyncze
zwierzę musi przecież umrzeć, a jedynym widocznym sposobem przetrwania śmierci było pozostawienie potomstwa. Co więcej, jest bardzo prawdopodobne, że wiele ówczesnych plemion w ogóle nie zdawało sobie sprawy z rozrodczej roli mężczyzn... Choć trudno w to uwierzyć, do niedawna np. spora część australijskich aborygenów, a także Papuasów nie łączyła aktu seksualnego z rozmnażaniem. Sądzili oni, że duch dziecka zależnie od swojej woli przybywa z krainy, gdzie żyją dusze i wnika do ciała kobiety, aby przyjść na świat.
Okazuje się więc, że najstarszy europejski system wierzeń był diametralnie odmienny od tego, co znamy z późniejszej historii. Najważniejszy był wtedy pierwiastek żeński i jego nosicielka - kobieta. Może więc nie przypadkiem tak wiele było później rozmaitych bogiń płodności i boskich rodzicielek: Kybe-le, Demeter, Izy da...? Może tu należałoby też szukać wyjaśnienia zdumiewającego faktu, że katolicyzm tak mocno akcentuje kult maryjny wbrew ewidentnie patriarchalnemu charakterowi tej religii?
LESZEK ŻUK
"Podobne jest Królestwo Niebios do człowieka, który posiał dobre nasienie na swojej roli. A kiedy ludzie spali, przyszedł jego nieprzyjaciel i nasiał kąkolu między pszenicę, i odszedł. A gdy zboże podrosło i wydało owoc, wtedy się pokazał i kąkol" (Mat. 13, 24-26). Powyższa przypowieść I rzuca nieco światła na przyczyny zła, cierpienia
i niesprawiedliwości na świecie, a także wskazuje, kto jest za ten stan rzeczy odpowiedzialny.
najlepszy lekarz, aby uzdrowić człowieka z jego niemocy (Izaj. 53, 4-5). Przyszedł jako Zbawiciel, "aby służyć i oddać życie swoje na okup za wielu " (Mat. 20, 28). I wreszcie "Syn Boży na to się objawił, aby zniweczyć dzieła diabelskie" (1 J 3, 8). Przyszedł zwiastować ubogim dobrą nowinę, opatrzyć zbolałych, ogłosić jeńcom wyzwolenie, ślepym przejrzenie, a uciśnionych wypuścić na wolność (Izaj. 61, 1-2). Życie Jezusa było więc pełne owoców sprawiedliwości. Dlatego mógł On o sobie powiedzieć, że "sieje dobre nasienie".
Zupełnym przeciwieństwem Chrystusa jest szatan. Jezus nazwał go nieprzyjacielem Królestwa Niebios i sprawcą wszelkiego zła. Biblia przedstawia go jako węża i smoka (Rodź. 3, 1; Ap. 12, 9), jako przebiegłego kusiciela i zwodziciela (Mat. 4, 3; 1 Tes. 3, 5), jako kłamcę i zabójcę (Jan 8, 44; Ap. 9, 11) oraz jako "władcę świata ciemności" i boga tego świata, który "zaśłe-
PRZYPOWIEŚCI JEZUSA (6)
Przypowieść o dwóch siewcach
O sprawcy tego wszystkiego, siewcy kąkolu, Chrystus powiedział: " To nieprzyjaciel uczynił (...) A nieprzyjaciel, który go posiał, to diabeł" (Mat. 13, 28-39). Wyjaśniając dalej znaczenie przypowieści, podkreślił, że w przeciwieństwie do Złego " Ten, który sieje dobre nasienie, to Syn Człowieczy " (w. 37). Przyjrzyjmy się więc bliżej tym postaciom.
Dobry siewca - Bóg zainteresowany jest dobrem całego świata. Świat to jego rola, a całe dzieło stworzenia było na początku bardzo dobre. Ta troska
0 dobro świata widoczna jest również w dziele odkupienia. "Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny " (Jan 3, 16).
Biblia przedstawia nam Jezusa jako tego, który " narodził się
1 na to przyszedł na świat, aby dać świadectwo prawdzie " (Jan 18, 37). On sam jest "drogą, prawdą i życiem" (Jan 14, 6), a słowa Jego są pełne ożywczej mocy (Jan. 6, 63). Przyszedł jako
pia umysły niewierzących", "który działa w synach opornych " i "który zmusza ich do pełnienia swojej woli" (Efez. 6, 12; 2 Kor. 4, 4; Efez. 2, 2; 2 Tym. 2, 26).
W przypowieści o pszenicy i kąkolu Jezus przedstawia podstępne działanie szatana -działa on nocą, skrycie, kiedy ludzie śpią (Mat. 13,25). Szatan przedstawiony jest tu jako przebiegły i nieprzejednany wróg Królestwa vOi Niebios. Działa do tego i. jf stopnia podstępnie, że ludzie są całkowicie zdezo-1 rientowani. Pytaj ą o przyczyny zła i cierpienia. A często winą za nie obarczają f- samego Boga. Ale to nie Bóg posiał kąkol - "To nieprzyjaciel uczynił" (w. 28). Jego dziełem są zarówno "synowie Złego ", jak i nieustający wzrost bezprawia i różnorodne nieszczęścia (w. 38-39).
W przypowieści tej Chrystus zapowiada też ostateczne nadejście żniw. Wtedy wymierzona zostanie sprawiedliwość. Jednych spotka bolesny koniec, inni "zajaśnieją jak słońce w Królestwie Ojca swego " (Mat. 13,43). Obyśmy znaleźli się po tej właściwej stronie jako synowie Królestwa Niebios!
BOLESŁAW PARMA
14
BEZ DOGMATÓW
FAKTYn
22 - 28 III 2002 r.
DAJ ŚWIADECTWO SWOJEJ PRAWDZIE
Droga do Boga
Nazywam się Mariusz Grabek. Mam 37 lat i jestem mieszkańcem S. Wierzę w Boga, konkretnego Boga, mającego swe Imię. Według Biblii, której według mojej wiary On sam jest autorem, to imię brzmi Jehowa bądź Jahwe.
Jeszcze dwanaście lat temu byłem katolikiem w całym tego słowa znaczeniu, co wiązało się z tym, że tak naprawdę nie wiedziałem, na czym polega wiara w Boga, nie wiedziałem, w co i po co tak naprawdę mam wierzyć. Moja wiara opierała się wyłącznie na znajomości materiałów z katechizmów, a nie z Biblii. Mogę z całą stanowczością tak stwierdzić, ponieważ jedenaście lat temu zacząłem studiować Biblię i już po pobieżnej analizie paru zagadnień runął w moich oczach cały "katolicki system religijny". Obudziłem się ze straszliwego snu oraz zdałem sobie sprawę, że horror ciągle trwa ponieważ miliony moich rodaków tkwią w Systemie, nie zdając sobie sprawy, w co są uwikłani i, co dziwne, czują się w takim układzie wspaniale. Natychmiast odczułem zmiany, jakie wprowadziła w moje życie wiedza biblijna. Dzięki temu mogłem zacząć modernizować swą drogę życiową i zamieniać ją w "autostradę", po której można poruszać się pewnie, bezpiecznie oraz z przyjemnością.
Mam osobiste porachunki z Kościołem. Wynikają one stąd, że przez
25 lat byłem przez tę organizację oszukiwany. Fałsz głoszony przez Kościół odbierałem w dobrej wierze jako prawdę. Dwadzieścia lat katolickiej indoktrynacji wystarczyło, abym stał się duchowym durniem, który swym postępowaniem wciąż obrażał Boga.
Uzurpując sobie wyłączne prawo nauczania w Polsce o Bogu, Ko-
ściół katolicki poprzez lekcje religii chwycił w szpony również moje dzieci. Moja żona - w dobrej wierze -poprowadziła nasze dzieci na lekcje kłamstwa, nie zadając sobie najmniejszego trudu, aby sprawdzić płaszczyznę, na której stawia nasze pociechy. Jedynym argumentem, który mogłem przyjąć do wiadomości, była chęć ochrony dzieci przed dyskryminacją
Tylko tu i teraz
Mój przyjaciel otworzył szufladkę w komodzie swojej żony i wyjął z niej mały pakiecik owinięty w bibułkę.
"To jest jej bielizna osobista" - powiedział. Wyrzucił opakowanie ukrywające zawartość i przyjrzał się jedwabnej, bieliźnie. "Kupiłem to, kiedy pierwszy raz pojechaliśmy do Nowego Jorku, 9-10 lat temu. Nigdy jej nie założyła, czekała na jakąś specjalną okazję! Więc dobrze, dzisiaj zdarzyła się ta odpowiednia okazja". Zbliżył się do łóżka i ułożył bieliznę przy jej głowie.
Niedługo zacznie ubierać ją do trumny. Po krótkiej chorobie wczoraj zmarła. Potem, patrząc w moją stronę, powiedział: "Każdy dzień, który przeżywasz, jest tą specjalną okazją. Nasze okazje już minęły. Nie warto było zostawiać wszystkiego na potem". Te słowa zapadły mi w pamięć, mam je ciągle na myśli - one zmieniły moje życie. Teraz więcej czytam, a mniej sprzątam. Siadam na tarasie i rozkoszuję się urodą okolicy bez poczucia winy, że nie wypie-liłem ogródka. Zrozumiałem, że życie to ciągłość doświadczeń, które trzeba przeżywać w radości, a nie
próbować je przetrwać lub ścier-pieć. Zakładam nowe ubranie na zakupy w supersamie, jeżeli tylko mam na to ochotę. Nie zachowuję najlepszych perfum na specjalne imprezy, tylko używam ich codziennie. Jeżeli coś jest warte zobaczenia, usłyszenia lub przeżycia, chcę to zobaczyć, usłyszeć i przeżyć teraz.
Nie wiem, co zrobiłaby żona mojego przyjaciela, gdyby wiedziała, że nie będzie jej tu dzisiaj między nami. Mam nadzieję, że poszłaby zjeść do restauracji chińskiej - jej ulubionej. To te malutkie nie zrobione rzeczy najbardziej by mnie bolały, gdybym wiedział, że moje godziny są już policzone. Byłbym niepocieszony, że przestałem widywać się z moimi przyjaciółmi, że nie napisałem listów, które miałem zamiar wysłać jutro. Byłbym smutny, że nie mówiłem wystarczająco często moim braciom i dzieciom, jak bardzo ich kocham. Już nie staram się opóźnić, przeczekać ani wstrzymać niczego, co mogłoby dać mi powód do radości i śmiechu; każdego dnia powtarzam sobie, że dzień dzisiejszy jest wyjątkowy.
CZYTELNIK
ze strony rówieśników. Stało się to, co przewidywałem: potrzeby duchowe moich synów skończyły się zaraz po przyjęciu przez nich tak zwanej Pierwszej Komunii Świętej. I wtedy zrozumiałem, o co chodzi w tym całym systemie - człowiek pozbawiony potrzeb duchowych nigdy nie będzie starał się iść drogą nakreśloną w Biblii, nie będzie potrzebował w swym życiu Boga, Jego mierników dobra i zła, Jego miłości i mocy.
Obecnie staram się naprawiać szkody wyrządzone moim dzieciom i przekazuję im wiedzę o rzeczach widzialnych i niewidzialnych jasno opisanych w Biblii, chroniąc je przed następnymi kłamstwami płynącymi z widzialnej organizacji Szatana. Wiem, że nigdy nie usłyszę z niczyich ust słów przeprosin w stylu: "Przepraszamy i prosimy o wybaczenie, ponieważ przez całe lata oszukiwaliśmy ciebie i twoje dzieci".
Drugim zagadnieniem, z którego wynika konieczność uregulowania rachunków pomiędzy mną a Kościołem katolickim, jest fakt, moim zdaniem - niezaprzeczalny, że to Kościół rzymski (i system przez niego stworzony) stał się i jest nadal przyczyną nieszczęść, jakie przez ponad 1000 lat spadały i wciąż spadają na Polskę. MARIUSZ GRABEK grabekm@poczta. onet.pl
Gdybym był katolickim faryzeuszem, żądałbym ocenzurowania programu Animal Planet. Właśnie dzięki niemu dowiedziałem się, że ptaki głuptaki, nie mówiąc o pingwinach, rezygnują z rozmnażania się, gdy stwierdzają brak dostatecznej ilości pokarmu dla potomstwa. Takie jest więc prawo natury.
więcej młodocianych przestępców i więcej powodów do wylewania krokodylich łez przez sprawców tego narodowego nieszczęścia.
Nie wiem, czemu nie przypomina się dostatecznie często i głośno, że aborcję karano śmiercią w systemach totalitarnych - za Hitlera, za Stalina. Gdyby u nas niektórym pozwolić, też wprowadzili-
Aborcja
Tymczasem u nas większość dzieci rodzi się tam, gdzie nie ma ani miłości, ani pokarmu, ani innych warunków do wychowywania ich. Domagać się, aby ludzie zaprzestali stosunków seksualnych, jest utopią i bzdurą, na jaką stać tylko hierarchów Kk. Dlatego należy krzewić oświatę seksualną, a w krytycznych wypadkach dopuścić aborcję - która i tak zawsze będzie miała miejsce - aby nie było dzieci przypadkowych (nie będzie wtedy przypadkowego społeczeństwa), niechcianych, porzuconych, zamordowanych itd., itd.
W jednym ze stanów USA zaobserwowano gwałtowny spadek przestępczości z kilkunastu do kilku procent. Przeprowadzono wnikliwe badania i okazało się, że szesnaście lat przed wystąpieniem spadku przestępczości zezwolono na aborcje z przyczyn społecznych. Zaczęły się rodzić tylko dzieci "chciane". Otoczone miłością i zaspokojone w swoich potrzebach nie miały powodu, aby kraść, rabować i zabijać.
W Polsce już widać pierwsze efekty totalitarnego podejścia do aborcji. W każdej gazecie można czytać o przestępstwach małolatów. Będzie tylko gorzej - co rok
by karę śmierci za aborcję. Dlaczego systemy totalitarne chciały, aby naród mnożył się w społecznych dołach, wśród ludzi marginesu? - otóż wydawało im się (częstokroć słusznie), że "motłochem" łatwiej manipulować. Można ich ustawić przeciwko imperialistom, Żydom, cyklistom, innowiercom i przeciwko komu tylko trzeba.
Demonstracja, pielgrzymka, manifestacja, agitka są o wiele prostsze do zorganizowania wśród "maluczkich".
Na zakaz aborcji nakłada się jeszcze nasz system podatkowy, który nie zwalnia z podatku rodzin wielodzietnych, natomiast fałszywie i zgubnie dla przyszłości narodu rozdaje dodatki "rodzinne" dla najmniej zarabiających - aby w większości przypadków mieli na wódkę. Lepiej straszyć Unią Europejską, lepiej wracać do naszej tragicznej historii - nie informując, dlaczego była ona właśnie taka, a nie inna. Utrzymujmy więc zakaz aborcji, zmniejszajmy liczbę Polaków inteligentnych, wrażliwych, zdolnych do myślenia i miłości. Za parę lat staniemy się narodem przy-głupów i morderców, nic to - ważne, że katolickim. WRK
Powołanie do...
Pod koniec 1998 r. wstąpiłem do zakonu franciszkanów konwentualnych w byłym Opolskiem. Od początku pobytu w tym przybytku, zupełnie zaślepiony wiarą i chęcią służenia Bogu, nie zwracałem uwagi na niedogodności i minusy związane z zamknięciem. Poza tym miałem świadomość, że wstąpiłem do zakonu dobrowolnie i z nadzieją, że w jakiś sposób będę mógł "pomagać" bliźnim.
Łuski z moich oczu zaczęły opadać po pewnym zdarzeniu. Chodzi tutaj o wieczór, gdy do
drzwi naszej kuchni zapukał bezdomny z prośbą o jedzenie. Ja i inny brat, bez najmniejszych oczywiście obaw i podejrzeń, że robimy źle, podarowaliśmy proszącemu chleb, wędliny i jakąś konserwę rybną.
Jakież było nasze zdziwienie, gdy jeszcze tego samego wieczoru zostaliśmy wezwani do przełożonego. Krzykiem i nie znoszącym sprzeciwu tonem wyjaśnił nam, że to, co zrobiliśmy, jest straszne i grzeszne, bo niby jakim prawem rozdajemy jedzenie? Na nasze argumenty, że św. Franciszek uczyniłby podobnie - zatkał uszy i machnął ręką. Nie chciał też słyszeć, że to, co daliśmy temu człowiekowi, było tylko "kropelką" w porównaniu z naszymi zapasami. Nic nie docierało do ojca przełożonego, łącznie z faktem, że był to pierwszy przypadek, kiedy ktoś przyszedł prosić o cokolwiek! Karą był "tylko" dwutygodniowy zakaz opuszczania klasztoru i wię-cej dyżurów przy zmywaniu KOLUMNA REDAGOWANA PRZEZ CZYTELNIKÓW
Po pewnym czasie, gdy już o tej historii zapomniałem, do moich uszu zaczęły docierać szepty, że ojciec nazbyt mocno zaczyna interesować się naszą płciowością (delikatnie mówiąc). Często zapraszał braci do swojej (luksusowej) celi i tam "zagłaski-wał" podopiecznych. Niektórym ponoć wprost proponował zbliżenie! Podchodziłem do tych opowieści z przymrużeniem oka do czasu, kiedy na korytarzu
podszedł do mnie przełożony, chcąc mi coś powiedzieć. Stanął bardzo blisko i po
objęciu mnie ojcowskim ramieniem, wpakował mi... język do ucha. Odepchnąłem go. Następnego dnia, pochylony nad pralką, ponownie poczułem jego obecność, a raczej ręce na moich pośladkach. Wtedy to, śliniąc się wyrzucił z siebie, że za usługi seksualne mój pobyt w zakonie zmieni się w sielankę... Tydzień później byłem już w domu.
Mój kontakt z braćmi, co prawda, już zanika, ale dowiedziałem się, że jakiś czas po moim "ubyciu" któryś z braci nie wytrzymał i napisał do prowincjała w Krakowie. Dzięki Bogu ten, który miał formować i prowadzić młodych, został usunięty z prenowicjatu i przeniesiony gdzieś "na tyły". Tak w wielkim skrócie wyglądały moje pierwsze miesiące życia "konsekrowanego".
ARKADIUSZ CZECHOROWSKI
- 28 III 2002 r.
FAKTY n
INJ
LISTY OD CZYTELNIKÓW
15
LISTY
Sanacyjne żebractwo
Pamiętam miasta polskie leżące w gruzach po wojnie. W 1957 r. przyjechałem do Szczecina. W wielu miejscach z gruzów wydobywał się dym. Zapytałem przechodnia: "Dlaczego te gruzy się palą?" - "To nie wie pan? Tam mieszkają ludzie" - usłyszałem odpowiedź. PRL odbudowała Polskę ze zniszczeń wojennych i rozbudowała ją pod każdym względem. Natomiast w ostatnim dziesięcioleciu "solidarnościowa" wolność demokratyczna w RP zniszczyła Polskę pod każdym względem. W PRL ludzie, którzy wracali z więzienia, byli kierowani do pracy, a jeśli zdarzały się przypadki, że ktoś nie miał mieszkania, został zakwaterowany w przyzakładowym hotelu robotniczym. W RP ludzie, którzy wracają z więzienia lub ci, którzy zostali wyrzuceni z mieszkań, nie mają pracy, są głodni i mieszkają w kanałach. 700 tysięcy dzieci w szkole należy dożywiać, żeby z głodu nie mdlały na lekcjach w szkole. Zapytuję: przez ile wieków dzieci będą dożywiane w szkołach? Czy do czasu, aż Polska zniknie z mapy świata? 22.02.2002 r. w radiu podano, że w Polsce są 3 miliony 500 tys. ludzi bezrobotnych. Wobec powszechnego głodu w Polsce, w kościołach należy śpiewać: "Powstańcie, których dręczy głód. Niech związek nasz bratni ogarnie ludzki ród!". Na ulicach powinny być hasła: "Proletariusze wszystkich krajów łączcie się!". Przy pomocy papieża i kleru do Polski wprowadzono sanacyjne żebractwo sprzed II wojny światowej!
Józef Kamiński
Teczki do d..y
Tego, co dzieje się w naszym nieszczęśliwym kraju, nie przewidział nawet Nostradamus. Strach otworzyć byle jaką gazetę. Roi się w niej od wiadomości o aferach, aresztowaniach, napadach, mordach, gwałtach. Na osłodę tego podaje się, że obradowała enta Konferencja Episkopatu, która poruszała superważ-kie tematy, takie jak: aborcja, nowa katecheza, przyjęcie Polski do UE, obawy przed wpływami Zachodu czy budowa nowych świątyń. Ale o tym, że w kraju rozwija się bandytyzm, prostytucja i korupcja - ani słowa, najwyżej ubolewanie. Ostatnio przeczytałem, że pan Kieres przeżywa ciężkie dni, bo zmniejszono dotacje na IPN. Moim zdaniem, prawidłowo. Przeciętny człowiek nie
ma pieniędzy na ratowanie własnego zdrowia i utrzymanie rodziny. Odchodzi z apteki z rutinoskorbi-nem, a potrzebuje antybiotyku. Takiemu teczka w IPN jest potrzebna do d..y. To, co ma dostać IPN, niech dostaną domy dziecka.
Tomasz J. Szczepański Stare Czarnowo
Lekcja nienawiści
Chodzimy do VI klasy szkoły podstawowej. Religii uczy nas katechetka, która każe nazywać siebie "siostrą", choć nie jest zakonnicą tylko starą panną. Uczy nas przedmiotu "Przygotowanie do życia w rodzinie" oraz religii, choć
o życiu w rodzinie nie ma zielonego pojęcia. Nade mną i nad moim starszym rodzeństwem znęcała się, a nawet rzuciła w nich dziennikiem i długopisem. Przeciwko nim nastawiła klasę. Każe nam się składać na Pismo Święte i katechizmy, ale i tak daje nam stare i poniszczone książki. Pieniądze idą widocznie do jej kieszeni. Ostatnio kupiła sobie fiata cinąuecento. Wytyka nas palcami, patrzy z odrazą. Religia jest przedmiotem o Bogu, a tak naprawdę to propaguje nienawiść. Kinga i Gośka
Poważna kradnie
Nie wytrzymałem po przeczytaniu informacji o tym, że jesteście
pismem niepoważnym. Tygodnik "Polityka" nr 9, 2 marca 2002, str. 17, cyt: "Tego jeszcze u nas nie było. Poważna gazeta ujawnia fakty dyskredytujące dostojnika kościoła katolickiego w Polsce". Ameryka odkryta po raz enty. W Polsce są gazety poważne i niepoważne. Jeżeli między innymi wasza nie jest poważna, to jakie są poważne? Tę całą sytuację nazwałbym tak - awansowaliście. Staliście się tytułem jeszcze bardziej wiarygodnym.
Krzysztof R.
Nic nowego
Zaspokajanie potrzeb seksualnych sutannowych z chłopczykami powodowane jest unikaniem zakazanego bzykania płci odmiennej. Przypadek abpa Juliusza Petza nie jest odkrywczy, jako że można spotkać niższych rangą sutannowych z upodobaniem do chłopczyków. W mieście zamieszkania niżej
podpisanej krążyła plotka, że znany księżulo za spółkowanie z ministrantem kupił temu ostatniemu małego fiata (dla wyciszenia sprawy). O "romansie" zaczęto mówić głośno, gdy
atr.
sutannowy uszkodził wikaremu odbytnicę i nieszczęśnik wylądował w szpitalu. Dla dewiantów seksualnych winno być to przestrogą, że "wypadków przy pracy" nie da się niekiedy ukryć za osłoną tajemnicy.
Ewa z Elbląga
Wyzwolić z jarzma
Piętnowanie wynaturzeń Kościoła kat. przez czasopismo rozumiem jako chęć częściowego chociaż wyzwolenia ludzi z psychicznego jarzma narzuconego "wiernym" przez kler. Bo w poprawę stylu życia kapłanów poprzez wytykanie ich zachowań i postaw - nie wierzę. Zmienić to może tylko traktowanie "kasty kapłańskiej" na równych prawach ekonomicznych i obywatelskich z całym społeczeństwem. A o to trzeba zabiegać drogą prawną, ale nie w sądach, które jako podległe presji kościelnej nie są w pełni niezawisłe. Sporadyczne interpelacje sejmowe, chociaż cenne jako vox populi, również tłumione są w zarodku przez polskie lobby katolickie silne władzą, kapitałem i wpływami Watykanu. Jestem przekonany, że oficjalna partia antyklery-kalna mogłaby dużo zmienić!
Andrzej Sibiga, Katowice
Czarny ONET?
Nie sądziłem, że tak poważny portal internetowy jak ONET jest siedliskiem cenzury. Otóż w gorących wiadomościach każda informacja
o sprawach dotyczących Kościoła - w momencie kiedy internauci zabierają głos "na nie" - albo zostaje przesunięta do "więcej", albo zdjęta ze szpalty, albo, co najgorsze, wypowiedzi internautów nie są w ogóle zamieszczane. Tak było w przypadku Pani Krystyny Sienkiewicz, tak też było w przypadku informacji o egzorcyzmach czynionych przez papieża. Jorge
Innowiercy w TVP?
Przesyłam wycięty fragment programu tv z gazety francuskiej pt. "Te-le poche" z 24.02.2002 r. (niedzie-
IOBI
Cklll ni dim3 tM I)
3IT11H I* MM^l
Kł.TB
la). W drugim programie TF2 (telewizji francuskiej) od godz. 8.30 zaczynają się programy religijne i trwają aż do godz. 12.05. Programy religijne poświęcone są buddystom, muzułmanom, żydom, prawosławnym, protestantom i katolikom. Chyba czas najwyższy, aby i w Telewizji Polskiej, która jest ponoć tolerancyjna i demokratyczna, wprowadzić takie programy dla ludzi wierzących inaczej!
Janusz Wojtasik Montbeliard (Francja)
Ogłoszenia partyjne
W związku z licznymi zapytaniami dotyczącymi nowej partii RACJA, informujemy, że:
1. "Młodzieżówka" RACJI powstanie w nieco późniejszym terminie;
2. Osoby należące do innych partii mogą należeć również do RACJI, jeśli statuty tych partii tego nie zabraniają (dublowania członkostwa).
Przeczytaj uważnie poniższe pytania:
1. Czy jesteś orędownikiem wolnej, niczym nie skrępowanej ludzkiej myśli, a przeciwnikiem totalitarnych nakazów "jedynie słusznych" religii, ustrojów politycznych, systemów gospodarczych i wzorców moralnych?
2. Czy opowiadasz się za całkowitą, a nie tylko teoretyczną równością wszystkich obywateli wobec prawa - równością administracyjną, karną i gospodarczą?
3. Czy uważasz, że rodzice mają prawo do niezależności i wolnej ręki w planowaniu liczby swojego potomstwa, a co za tym idzie, do oświaty seksualnej, antykoncepcji i - w uzasadnionych przypadkach - aborcji?
4. Czy Twoim zdaniem jedynie właściwym miejscem na nauczanie zasad jakichkolwiek religii są kaplice kościołów, a nie pomieszczenia szkolne? Czy jesteś za wyprowadzeniem ze szkół symboli religijnych?
5. Czy świeckie państwo powinno niezwłocznie zerwać lenne porozumienia międzynarodowe ograniczające suwerenność kraju (np. konkordat)?
Jeśli na wszystkie pięć pytań Twoja odpowiedź brzmi TAK!, to odpowiedz na jeszcze jedno pytanie:
6. Czy chciałbyś (chciałabyś) zostać członkiem Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA i masz ukończone 18 lat? Jeśli i teraz Twoja odpowiedź brzmi TAK, to wypełnij poniższą ankietę (możesz ją przepisać lub skserować i dać do wypełnienia znajomym) i prześlij pod adresem redakcji:
! Oświadczam, że ukończyłem(am) 18 lat
] i mam pełną zdolność do czynności prawnych.
] Deklaruję przynależność do
] Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA, i
! Imiona i nazwisko......................................................................
1 Pełny adres.
|PESEL.........................
| Własnoręczny podpis
Dane wyłącznie do wiadomości redakcji:
imię................................................................
nazwisko.......................................................
wiek...............................................................
wykształcenie...............................................
zawód............................................................
telefon kontaktowy......................................
Jak widzisz swoją rolę w strukturach przyszłej partii?.............................................
TYGODNIK FAKTY i MITY Redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Henryk Rozenkranc; Dział reportażu: kierownik Ryszard Poradowski - tel. (0-42) 630-72-33; Redaktorzy: Adam Cioch, Jakub Kopeć, Jarosław Rudzki; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: Ewa Kotlińska
- tel./fax (0-42) 639-86-10; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-72-23; Adres redakcji: 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94; e-mail: faktyimity@faktyimity.pl; Wydawca: "BŁAJA News" Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Prezes Zarządu: Roman Kotliński; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze - do 25 maja na trzeci kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zt za jeden kwartał; b) RUCH SA - do 5 czerwca na trzeci kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31, 532-88-16,532-88-19,532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-Awartał; 227,-/pót roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-Awartał; 255,-/pót roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-Awartał 313,-/pót roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą nawww.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hubsch &C0., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326.4. Dystrybutorzy w USA: New York- European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago - J&B Distributing co., tel. (773) 736 6171; Lowell International co., tel. (847) 439 6300.5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga - Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726.6. Prenumerata redakcyjna: do 15 czerwca na trzeci kwartał 2002 r. Cena 26 zt. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p-ele@faktyimity.pl. Szczegółowe informacje na stronie intern etowej http://www.faktyimity.pl
16
JAJA JAK BIRETY
Nr 12 (107)
- 28 III 2002 r.
Cud po polsku
Jeżeli zatrzymanie wielkiej wody na wysokości stóp świętej figury nie jest cudem, to my nie jesteśmy dobrymi Polakami katolikami...
Fot. Przemek Zimowski
CZARNO NA BIAŁYM
Kant
Paetz w minioną niedzielę przebaczył dziennikarzom i klerykom. Tym pierwszym, że sprawki arcybiskupa opisali, tym drugim, że o owych sprawkach opowiedzieli.
Zaprzeczył też ,faktom " (tak się wyraził!) jakoby kogokolwiek, kiedykolwiek molestował. Onże arcybiskup na kleryków nigdy nawet nie śmiał spojrzeć, a jeśli kiedykolwiek miał do czynienia z jakimkolwiek tyłkiem, to jedynie ze świńskim, i to pod postacią szynki.
W wielu redakcjach - w tym i w "FiM", które pedofilskie prak-
tyki księżulka opisały pierwsze - dało się słyszeć westchnienie ulgi. Wspaniała to sprawa uzyskać przebaczenie, gdy się tyle nagrzeszyło.
Tym bardziej wspaniała, że Paetz mówi "w zasadzie prawdę ". Nie wierzycie? No to zobaczycie, że taka będzie ostateczna, kościelna wersja. Przecież biskup nie posuwałby się aż do takiej bezczelności, jak odczytywany z ambon list, gdyby czegoś nie wiedział.
A co wie? A to, że Kościół już zapewne zdecydował, jak sprawie łeb ukręcić. Tak oto
Pan Bóg szukał narodu, który mógłby sobie wybrać. Przyszedł do Arabów i pyta:
- Czy chcecie moje przykazanie?
- A jakie?
- "Nie kradnij".
- Panie! Żyjemy z rabowania karawan. Jeżeli przestaniemy kraść, to jak na pustyni będziemy mogli wyżyć? Nie chcemy takiego przykazania!
Przyszedł Pan do Amorytów i pyta:
- Czy chcecie moje przykazanie?
- A jakie?
- "Nie zabijaj".
- Panie! Żyjemy z wojny i z podbojów, jak będziemy mogli egzystować bez zabijania? Nie, nie chcemy Twojego przykazania!
Przyszedł Pan do Amalekitów i pyta:
- Czy chcecie moje przykazanie?
Czarny humor
- A jakie?
- "Nie cudzołóż".
- Panie! Podstawą naszego kultu są kapłanki oddające się miłości w świątyni, jeżeli tego zaniechamy, to co stanie się z naszą wiarą? Nie, nie chcemy Twojego przykazania.
I wtedy Pan Bóg zobaczył mały naród izraelski. Przyszedł do niego i pyta:
- Czy chcecie moje przykazanie?
- A ile by ono kosztowało?
- Nic, za darmo!
- Tak całkiem bez płacenia?
- Całkiem za darmo!
- To my byśmy wzięli dziesięć.

Debata na temat ekumenizmu. Buddysta mówi do rabina:
- Nie ma Boga. Jest tylko Pierwotna Jaźń.
- Jak to?? A któż by się ukazał Mojżeszowi?
- Zapewniam cię, że to była Pierwotna Jaźń.
- Niech będzie. Możemy to podpisać i będzie deklaracja ekumeniczna.
Wchodzi ksiądz. Buddysta mówi swoje. Ksiądz:
- Ale ta Pierwotna Jaźń nie ma nic przeciwko zbieraniu na tacę?
- Jasne, że nie. Możemy to podpisać i będzie deklaracja ekumeniczna.
Na to wchodzi kardynał. Buddysta:
- Właśnie mówiliśmy, że nie ma Boga...
- Dobrze. W zamian za to dostajemy Fundusz Kościelny, konkordat i Komisję Majątkową...
"w zasadzie prawda" stanie się oficjalną wykładnią Kk: "Te pomówienia to była nadinterpreta-cja moich słów i zachowań " oświadczył zadowolony z siebie i już całkiem uspokojony arcybiskup.
Już słyszę, Drogi Czytelniku, jak z oburzenia krzyczysz: - Ależ to jest jeden wielki kant. Oczywiście, że kant, jednak inny niż myślisz - Immanuel Kant mianowicie.
Ten sam, co to niebo gwieździste miał nad sobą i prawo moralne w sobie. Ów niemiecki filozof stworzył słynny "imperatyw kategoryczny". Brzmi on tak: "Postępuj wedle takiej tylko zasady, co do której mógłbyś jednocześnie chcieć, aby stała się prawem powszechnym ".
Nie przypuszczał nawet biedaczek Kant, że jego idee trafią w ręce jurnych księży katolickich. Abp Juliusz marzy sobie zapewne, że molestowanie młodych mężczyzn będzie kiedyś prawem dopuszczone, no więc molestuje a priori. I oto doszliśmy do głośnej kantowskiej aprioryczności postępowania!
Nic więc, co czynił i czyni Paetz wewnątrz swojego ładu moralnego, nie pozostaje w niezgodzie z jego filozofią, ani nawet z dekalogiem. Przykazanie "nie kłam" bowiem nie istnieje.
A że o Kant dupy potłuc taką interpretację imperatywów, to już inna sprawa.
MarS
Wywiad z Jezusem
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
TYGODNIK NIEKLERYKALNY
Nr 13 (108) 28 marca - 4 kwietnia 2002 r. Cena 2,20 zł (w tym 7% VAT)
\SStr.3\
Odkrywali nowe światy po to, aby je zamordować. Podbite ludy zmieniali w niewolników nazwy zdobytych ziem zmieniali też. Tubylcom te nowe nazwy kojarzyły się z zagładą, przybyszom hrześcijańskimi świętami. Pojawiły się więc Vyspy Bożego Narodzenia, yspy Zielonoświątkowe...
Cj//>// IIf
/'<' ren/// ><
KSIĄDZ NAWRÓCONY
FAKTYn
FAKTY
KATOLAND "W sprawie arcybiskupa Paetza biskupi mają pełne zaufanie do Stolicy Apostolskiej" (a spróbowaliby nie mieć!) - stwierdził biskup Piotr Libera. Jak donosi włoska prasa, poznański hierarcha ma być ukarany przez Watykan zaledwie naganą za "niewłaściwe zachowanie", bo nie znaleziono przeciw niemu "konkretnych dowodów".
Watykan akceptuje homoseksualistów, pod warunkiem, że są... co najmniej biskupami
Z naganą można żyć! Abp Paetz właśnie wrócił do zdrowia i poprowadzi osobiście uroczystości Triduum Paschalnego w katedrze. W Wielki Czwartek zaprosił księży z archidiecezji na uroczystą mszę i spotkanie. Wręczy na nim swoim milusińskim zakamuflowany gryps od papieża... piętnujący nadużycia seksualne wśród duchownych! Papa twierdzi w liście, że jest "głęboko wstrząśnięty grzechami niektórych braci", tych którzy ulegli "najgorszym przejawom tajemnicy zła". Zdziwiony nie jest wcale. Tak spełniły się słowa proroctwa, że sprawa Paetza zakończy się przed świętami Hosanna! Alleluja! I do przodu!
Przedstawiono wstępną wersję trasy wycieczki JP II do kraju w sierpniu 2002. W dniach 16-19.08. papież poświęci sanktuarium Miłosierdzia Bożego w podkrakowskich Łagiewnikach, odprawi zaległą mszę na Błoniach, a w ostatnim dniu pojedzie zapewne do Kalwarii Zebrzydowskiej.
Jawne olanie Millera i jego zaproszenia do Łodzi może świadczyć o watykańskim wotum nieufności wobec premiera RP!
POLSKA/SŁOWENIA Kolejny puchar świata zdobyła nadzieja Polaków katolików, ewangelik Adam Małysz. Ostatnio, po prezydencie, także premier Miller podąża szlakiem Małyszowe-go sukcesu, by poprawić własne mizerne notowania. Przed rokiem z Małyszem próbował skakać Buzek. Wylądował w dziurze...
WARSZAWA/NADARZYN No i mamy Dziki Zachód! W biały dzień, w środku wsi, banda uzbrojonych po zęby oprychów napada na policję. Efekt - strzelanina, zabity policjant i ranni po obu stronach.
Po dzikim kapitalizmie - Dziki Zachód Jak podano - bandyci strzelali "bez ostrzeżenia"!
WIELKA BRYTANIA Licząca 43 lata "Pani B." dostała od sądu pozwolenie na przerwanie leczenia i tym samym dobrowolne zakończenie życia. Kobieta jest w pełni świadoma, choć od roku sparaliżowana i sztucznie podtrzymywana przy życiu. Werdykt wydany przez londyński sąd rodzinny jest bezprecedensowy w historii Anglii i może mieć wpływ na dalsze orzecznictwo w sprawie eutanazji.
W Polsce 48 proc obywateli popiera legalizację eutanazji, ale decyzję o życiu lub śmierci podejmuje u nas episkopat
WŁOCHY Arcybiskup Salerno (południowe Włochy) wezwał młodzież do powstrzymania się od wysyłania SMS-ów w Wielki Piątek. Powód? Dzień ów powinien być poświęcony, zdaniem hierarchy, religijnej refleksji.
My nie wątpimy, że katolicka młodzież w wielkim poście wysyła sobie przez telefony komórkowe tylko rozważania Drogi Krzyżowej.
MEKSYK W Monterrey zakończyła się ONZ-owska konferencja do spraw walki z ubóstwem i finansowania rozwoju. Bogatym dostało się za to, że są skąpi i że obłudnie domagają się od państw Trzeciego Świata otwarcia ich rynków, podczas gdy sami chronią własnych producentów i nieuczciwie dotują eksport. Na konferencji -jak nigdy - nie zabrał głosu Watykan. Wszak mówiono o ubóstwie, a nie pigułkach i aborcji..
AUSTRALIA Anglikański prymas Peter Carnley poparł wykorzystywanie do badań naukowych zbędnych embrionów, pozostałych po zapłodnieniu w probówce. Stwierdził on także, że trzeba porzucić pogląd, iż poczęcie następuje w chwili zapłodnienia - według najnowszych badań jest ono procesem trwającym 14 dni. Tymczasem Kościół katolicki nie tylko zwalcza eksperymenty na embrionach, ale nawet samo zapłodnienie in vitro. Watykański dogmat -jeżeli rzeczywistość jest inna niż doktryna katolicka, tym gorzej dla rzeczywistości
ROSJA Prowokacyjne ustanowienie diecezji katolickich w Rosji wywołało protesty nawet na Syberii. W Nowosybirsku 150 prawosławnych demonstrowało przed kościołem katolickim, trzymając transparenty z hasłami: "Gdzie Watykan jest, tam jest krew" oraz "Okupacja Rosji przez Watykan". A co my w Polsce mamy powiedzieć!?
SŁOWACJA Afera arcybiskupa Paetza wywołała burzę także poza granicami Polski. Dziennik "Sme" opublikował artykuł o ekscesach poznańskiego arcybiskupa. W obronie czci Paetza wystąpił arcybiskup Koszyc, Alojz Tkacz, który zażądał od gazety zamieszczenia sprostowania, ponieważ "nie dysponuje ona dowodami winy" hierarchy. Ponadto zauważył on, że "przed decyzją Stolicy Apostolskiej nikt nie ma prawa wyrokować w tej sprawie". Nie od dziś przecież Watykan orzeka w sprawie: consuma-tum czy nie consumatum...
r 13 (108"
28 III - 4 IV 2002 r.
KOMENTARZ NACZELNEGO
My Chrystusy
i
Przyszło nam żyć w ciekawych czasach. Właśnie skończyłem 35 lat. Gomułki słuchałem więc jeszcze biernie, ale dekadę Gierka pamiętam dokładnie. I wiecie co? Miło wspominam ten czas na kredyt. Pewnie trochę dlatego, że o kredytach (co to były za kredyty w porównaniu z późniejszymi!) nic nie wiedziałem, a i wieku 3-13 lat nic nie zastąpi i nie wróci. Dziecko chłonie atmosferę wydarzeń i ducha czasu jak nikt inny. Pamiętam więc co prawda pewien niedostatek, problemy z kiełbaską na chlebek, cukierkami w czekoladzie, ale to wówczas nie był żaden problem, bo nikt nie widział jeszcze dzisiejszych hipermarketów. Za to kiedy przychodziły święta... Czujecie jeszcze smak wystanych w kolejkach czekolad i pomarańczy?
Najbardziej jednak utkwiły mi w pamięci twarze uśmiechniętych ludzi. Kobiety, mężczyźni, dzieci - śmiejący się do siebie, tańczący na majówkach, siedzący na kocykach w parku, odwiedzający się w domach, rozmawiający i śpiewający przy stołach, zamiast grzania telewizorów. Nie było jeszcze sklepów z octem, butów na kartki, dyżurnego komika Wałęsy, zjadliwego głosu Rydzyka, podbródka Krzaklewskiego, uśmiechu Buźka. Każdy miał jakieś mieszkanie, jakąś pracę; nikt nie liczył ani na dużo więcej, ani na dużo mniej. Wszystko to było oparte na nierealnym socjalizmie, ale ludzie żyli jak najbardziej realnie i w miarę szczęśliwie. Ojczyzna była matką, którą się ceniło, kochało,
0 której recytowało się wiersze. Ojczyzna i Nadzieja niekoniecznie były matkami głupich, jak dziś. Nad polskim Narodem nie wisiały jeszcze wówczas masowe zwolnienia po reformach Balcerowicza i dyktaty Unii Europejskiej.
R" aj utracony? Może tak, a może nie. Wiem, że za swojego życia zobaczę jeszcze beztroskich Polaków, którzy nie są skazani na zupę na kościach
1 przebieranie w koszach z używaną odzieżą, którzy nie odchodzą ze łzami w oczach od okienka w aptece, mają co jeść, gdzie mieszkać; którzy za ciężką pracę oczekują awansu, a nie zwolnienia albo wiązanki obelg wykrzyczanej łamaną polszczyzną przez szefa...
Największym obecnie, wręcz dziejowym wyzwaniem dla naszego kraju jest wejście do Unii Europejskiej, tyle że wejść można godnie lub na czworakach. Działania obecnego rządu prowadzone w zakresie integracji z UE określiłbym jako żałosne, a chwilami nawet uwłaczające polskiej racji stanu. Słuchając naszych negocjatorów, można chwilami odnieść wrażenie, że ta racja jest po drugiej stronie. Nie wykluczam też, że premier Miller podziela ostatnie stanowisko biskupów. Według nich Polska musi wejść do Unii właśnie na kolanach, aby poczęstować Europę "nowym duchem". Jak nietrudno odgadnąć - dopłaty dla rolników czy VAT na budownictwo, przy duchowych wartościach katolickich
- to problemy zupełnie marginalne. Normalnemu człowiekowi oczy wychodzą na sprężynach, kiedy słyszy takie bzdety i nóż się w kieszeni otwiera, bo co i rusz rząd z czymś nie nadąży, czegoś nie dopatrzy, coś zbagatelizuje lub oleje, żeby szybciej zamknąć kolejny rozdział w negocjacjach. Na litość boską! Tu się ważą losy Polaków i naszych przyszłych pokoleń!! Negocjatorzy zachodni zdają sobie doskonale sprawę z powagi sytuacji i nie popuszczają ani euro, mimo że reprezentują o wiele bogatsze państwa. To oni już robią i mają do zrobienia świetne interesy na 40-milionowym rynku zbytu. My walczymy o być albo nie być polskiej własności
- ziemi, zakładów, budynków, wszystkiego! Nie twierdzę, że trzeba się wycofać, za dużo polska gospodarka poniosła strat dostosowawczych, ale postraszyć zerwaniem negocjacji zawsze można. Na taki właśnie delikatny
manewr w obronie polskich interesów w Brukseli wyrażony przez wicepremiera Kalinowskiego, reszta rządu oniemiała, a mająca chyba kompleks polskiego obywatelstwa Danuta Huebner, orzekła, że "wyrażał on tylko swoje prywatne zdanie". Panów unijnych nie wolno broń Boże denerwować ani drażnić. Oni zaś... np. bezczelny Gunter Verhougen mógł nazwać najwyższych polskich urzędników "kryminalistami", po czym przyjechał do nas w gościnę i nie powiedział nawet "przepraszam". Gdyby tak spróbował wyrazić się o prezydencie Francji czy kanclerzu Niemiec! Miller uspokaja w Polsce, że sprawa niższych dopłat dla polskich rolników jest jeszcze otwarta, tak samo jak - już zaklepany (!) - 22-procentowy VAT na budownictwo. W tym samym czasie Przewodniczący KE Romano Prodi mówi w Brukseli: "Komisja zaproponowała przyznanie nowym członkom maksimum środków dostępnych w budżecie UE. Chciałbym podkreślić, że wykorzystaliśmy wszystkie zasoby". ...Skoro tak, to trzeba teraz ściągnąć najwyższy w Europie VAT od Polaków, który podreperuje unijne fundusze! Zachodnie firmy, nie płacące VAT-u, będą mogły zniszczyć kolejną gałąź polskiej gospodarki, jej motor napędowy, czyli budownictwo. 7 lutego, w trzech kolejnych wydaniach największej telewizji holenderskiej NOS, pierwsza wiadomość brzmiała: "Otwarcie rynku UE dla produktów rolnych z nowych państw członkowskich niesie niebezpieczeństwo importu wielu groźnych chorób i epidemii". Doradca ministra rolnictwa Holandii oskarżył m.in. Polskę o "łamanie podstawowych norm higieny" oraz... chorobę wściekłych krów! Mówił o konieczności uszczelnienia granic. Piękna reklama dla naszych produktów rolnych. I to już teraz! Nawet szkoda, że żadna polska kra-sula nie chciała zachorować na BSE, można by panu Doornbo-sowi przesłać jedną w paczce na święta. Ale nasz rząd cicho, sza, zero reakcji. Nikt nawet słowem się nie zająknął, że to oszczerstwo i potwarz dla polskich holenderek.
Jeśli nasi negocjatorzy nie zrozumieją, że w imię narodowych interesów muszą o swoich "przyjaciołach z Brukseli" myśleć jak o śmiertelnych wrogach Polaków - nie ma co marzyć o pomyślnych wynikach negocjacji. Za kilka lat (pod warunkiem referendum na TAK) dla milionów polskich bezrobotnych może nie starczyć nawet na głodowe zasiłki, bo jakiś karbowy z Brukseli ogłosi "wykorzystanie wszystkich środków dostępnych w budżecie UE". Tylko twarde, nieustępliwe żądania faktycznej równości dla polskich obywateli i polskich podmiotów gospodarczych mogą uchronić nasz kraj przed bombą z opóźnionym zapłonem. O swoje trzeba walczyć odważnie i z podniesionym czołem, bez kompleksów, nawet kosztem dużego opóźnienia integracji. Szkoda, że nie rozumieją tego nasi decydenci. Zbytnia miękkość własnego fotela i zawartość konta co niektórych może niestety przesłonić im los całego narodu.
Przypomina mi się mająca z górą tysiąc lat anegdota: Do greckiego mędrca przychodzi zatroskana matka nowo narodzonego dziecka:
- Mędrcze, poradź coś. Chciałabym, aby mój syn był w przyszłości dobrym, mądrym i prawym człowiekiem.
- A kiedy się urodził?
- Cztery dni temu.
- Kobieto! Przyszłaś do mnie o cztery dni za późno...
Marzeniami o lepszym życiu i lepszych czasach trzeba mądrze pokierować. Historia nas uczy, że po okresie beztroski zwykle przychodzi bolesne rozczarowanie. Nie wolno słusznych decyzji odkładać na później, bo można już nigdy nie stanąć na nogi i nie zacząć żyć na nowo. Nawet Pan Jezus czekał tylko trzy dni. Jak długo jeszcze będą czekać Polacy? JONASZ
!8 III - 4 IV 2002 r.
FAKTY n
INJ
ZAMIAST SPOWIEDZI
Antyklerykał z Nazaretu
Poszukujący: - Świat jest jednym, wielkim religijnym targowiskiem. Wielu ludzi powołuje się na Ciebie i na Twój autorytet, budując wielkie finanso-wo-handlowe imperia w Twoim imieniu. Ty ostrzegałeś wielokrotnie przed fałszywymi nauczycielami. Po czym można ich rozpoznać?
Mistrz: - Strzeżcie się uczonych w Piśmie, którzy z upodobaniem chodzą w powłóczystych szatach, lubią pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w domach modlitwy i zaszczytne miejsca na bankietach. Objadają oni domy wdów i dla pozoru długo się modlą (Łk 20, 46-47).
P. - To już jest jakaś wskazówka - w naszym kraju pełno jest duchownych cwaniaków noszących długie czarne stroje, kochających przywileje i wykorzystujących naiwnych. Radzisz, aby dla własnego dobra trzymać się od nich z daleka, zapamiętam. Jest jednak jeden z nich, który nosi biały strój, cieszy się szacunkiem i nazywa się go Ojcem Świętym? Czy on też jest niebezpieczny?
M. - Nikogo na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem - jeden jest ojciec wasz, ten w niebie. Wy nie pozwalajcie się nazywać nauczycielami, ponieważ jeden jest wasz nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. Nie chciejcie też, aby was nazywano mistrzami, bo jeden jest wasz mistrz - Chrystus (Mt 23).
P. - Wszystko jasne - przywódca Watykanu, według tego, co mówisz, nie jest ani ojcem, ani tym bardziej świętym - jest uzurpatorem lekceważącym Ciebie. Ale duchowni żądają, aby wypełniać ustanowione przez nich przykazania, często sprzeczne z naturą i zdrowym rozsądkiem, choćby obowiązkowy celibat czy zakaz antykoncepcji. Domagają się także ciągle pieniędzy na różne religijne inwestycje. Co o tym myślisz?
M. - Mówią, ale sami nie czynią, wiążą ciężary wielkie, nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swoje uczynki spełniają w tym celu, aby się ludziom podobać (Mt 23).
P. - Tego się właśnie obawiałem - cały ten religijny blichtr to jedna wielka pokazowa! Co uczynisz, Mistrzu, z religijnymi organizacjami, które pysznią się władzą, bogactwem i wielkimi budowlami?
M. - Jeżeli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na
wyrzucenie i podeptanie przez ludzi (Mt 5, 13).
P. - Teraz rozumiem, dlaczego ludzie uciekają z kościołów, a kler jest otoczony pogardą - po prostu wypełniają się Twoje słowa. Czy to dlatego, że Kościół rzymski odszedł od twoich nakazów?
M. - Ktokolwiek zniósłby jedno z tych przykazań, choćby naj-
wielką skalę, z miliardowymi budżetami i gigantycznymi dochodami. Jaki jest Twój stosunek do bogactwa?
M. - Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi. Gromadźcie sobie skarby w niebie. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje (Mt 6,19). Łatwiej wielbłądowi...
W Kościele katolickim niemal całe nauczanie koncentruje się wokół Mistrza
z Nazaretu. W sposób szczególny sprzyja temu czas świąt upamiętniających
Jego śmierć i zmartwychwstanie.
Nie jest jednak pewne, czy rabbi Jezus
chciałby być głównym bohaterem
instytucji, która jakże często jest
miejscem wyzysku i ucisku.
Postanowiliśmy zapytać o zdanie
samego Mistrza.
mniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim (Mt 5, 19).
P. - Mistrzu, a co powiesz o wielkich spędach religijnych - pielgrzymkach, procesjach, zlotach, kongresach i innych publicznych modłach?
M. - Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w domach modlitwy i miejscach publicznych wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Wierzcie mi, mówię prawdę - otrzymali już swoją nagrodę. Ty, gdy chcesz się modlić, wejdź do twojego pokoju, zamknij się i módl się do twojego Ojca Niebieskiego (Mt 6,5-6).
P. - Kościół katolicki w Polsce stał się ogromnym koncernem handlującym usługami religijnymi na
P. - Tak, wiem, ale oni twierdzą, że są Twoimi uczniami i jest im to potrzebne do głoszenia Dobrej Nowiny o Tobie.
M. - Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie! Nie zdobywajcie złota ani srebra, ani miedzi do swych trzosów. Nie bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani laski.
P. - Tak właśnie mi się wydawało, że nadzieja duchownych leży na tym świecie, a nie na tamtym - po cóż tak bardzo troszczyliby się o życie doczesne? Powiedz, Mistrzu, po czym jeszcze możemy poznać samozwańcze "sługi boże", abyśmy się ich mogli wystrzegać?
M. - Poznacie ich po ich owocach. Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was
w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami. Nie każdy, kto mówi do mnie "Panie, Panie", wejdzie do królestwa bożego, ale kto wypełnia pragnienia mojego ojca (Mt 7; Mt 23).
Przewodnicy ślepi przecedza-ją komara, a połykają wielbłąda. Pomijają to co najważniejsze - sprawiedliwość, miłosierdzie i wiarę. Ich wnętrza są pełne zdzierstwa i namiętności, są pełni obłudy.
P. - Mocne słowa. Ale faktem jest, że nieustannie demaskowane skandale ujawniają, ile obłudy i zakłamania jest w pozornie pobożnych instytucjach. Można odnieść wrażenie, że ich główną troską jest ukrywanie swojego prawdziwego oblicza.
M. - Powtórzę za prorokiem Izajaszem: "Ten lud czci mnie wargami, lecz sercem jest daleko ode mnie. Ale czci mnie na próżno, ucząc zasad wymyślonych przez ludzi" (Mk 7).
P. - Czy jest Mistrzu coś, co chciałbyś przekazać każdemu, kto przemawia w Twoim imieniu, lekceważąc Twoje zalecenia?
M. - Znam twoje czyny, żeś ani zimny, ani gorący. Obyś był zimny albo gorący, bo inaczej będę tobą wymiotował. Ty bowiem mówisz: "jestem bogaty", "wzbogaciłem się" i "niczego mi nie potrzeba", a nie wiesz, że jesteś nieszczęsny i godzien litości i biedny, i ślepy, i nagi...
Bądź więc gorliwy i nawróć się. Oto stoję u drzwi i kołaczę, jeżeli ktoś usłyszy mój głos, wejdę do niego i będę z nim spożywał posiłek (Ap 3).
opr. ADAM CIOCH Repr. archiwum
GŁASKANIE JEŻA
Tak, tak; nie, nie
Za dwa dni znów zmartwychwstanie. Dla jednych jako prawda objawiona, dla innych jako mitologiczna opowieść o podłożu idealistycznej filozofii. Nie pozbawiona jednak nadal głębokiego sensu traktowanego w kategoriach absolutu. Od stuleci owe prawdy zanotowane przez ewangelistów odczytywane są z ambon wszystkich chrześcijańskich kościołów świata, a ja mam takie dziwne wrażenie, że na tym sprawa się kończy. Co tam wrażenie, mam całkowitą pewność, że złotouści piewcy tych idei zupełnie nie rozumieją tego, co głoszą.
Biskup odziany we wspaniałą, złotą szatę i ze złotym pierścieniem na palcu prawi: - słowa ewangelii według świętego Mateusza: "Niech wasza mowa będzie Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi". Oto słowo Pańskie.
Później zadowolony z siebie dostojnik Kościoła, wypowiada zaklęcie: "Idźcie, ofiara spełniona" i wsiada do srebrnego volvo,
i odjeżdża do swoich spraw. Mowa zaś jego i jemu podobnych nic nie ma wspólnego z owym "Tak, tak; nie, nie". Sprawdźmy to na przykładach płynących z samej góry.
W Wielki Czwartek najwyższy dostojnik rzymskiego Kościoła światowego skierował list do podległych mu kapłanów. W epistole czytamy: "Jako kapłani jesteśmy osobiście głęboko wstrząśnięci grzechami niektórych naszych braci, którzy sprzeniewierzyli się łasce otrzymanej w sakramencie święceń, ulegając najgorszym przejawom tajemnicy zła (...) Kościół wyraża swą troskę o ofiary i czyni wysiłki, aby zareagować zgodnie z prawdą i sprawiedliwością ".
Rozumiecie coś z tego? Przełożę wam te eufemizmy na język biblijnego " Tak, tak; nie, nie". Gdyby chodziło rzeczywiście o prawdę, to owa wypowiedź powinna brzmieć tak: "Kościołem wstrząsają ostatnio wielkie skandale związane z molestowaniem seksualnym, jakiego dopuszczają się duchowni
różnych szczebli wobec dzieci. Winni zostaną niezwłocznie pozbawieni święceń, postawieni przed ziemską sprawiedliwością, osądzeni i jak najsurowiej ukarani. Wszystkich poszkodowanych przepraszam i obiecuję że Watykan godnie im za krzywdy zadośćuczyni".
Tymczasem: "Kościół czyni wysiłki, by zareagować zgodnie z prawdą i sprawiedliwością ". Pięknie, choć w tym przypadku akurat - daj Boże! - prawdziwie. Dla Kościoła reagowanie "zgodnie z prawdą" zawsze było nie lada wysiłkiem - najczęściej niemożliwym do realizacji.
Włoska "La Repubblica" ujawniła, że watykańska komisja prowadząca śledztwo w sprawie abp. Paetza "nie znalazła dowodów jego winy", a biskupowi "można zarzucić tylko niewłaściwe zachowanie". No... to jest dopiero mistrzostwo świata w mówieniu półprawd, akurat w przededniu zmartwychwstania Tego, który prawdy był kwintesencją.
Molestowanie kleryków (oczywiście przez arcybiskupa!) nie jest winą, jest tylko "niewłaściwym zachowaniem". Przewidzieliśmy to dokładnie tydzień temu. A od miesięcy opisujemy aferę kleropedofilską w USA, którą to Watykan zauważył dopiero w tych dniach.
Mam na składzie coś na deser. W (nie)"Naszym Dzienniku", na stronie zatytułowanej "Wiara ojców" jest sprawozdanie z Konferencji Episkopatu Polski. Czytamy w nim: "Episkopatpowołał również Zespół Biskupów ds. Duszpasterskiej Troski o Radio Maryja ". No to my jeszcze raz napiszmy to w kategorii " Tak, tak; nie, nie": Premier Glemp dogadał się ostatecznie z podległym sobie rządem, że Kk poprze Millera w czołganiu się do UE i wszelka napastliwa krytyka tego jest szkodliwa. Przeto Rydzyk z "RM" i Sołowiej z "Naszego Dziennika" zostaną przestawieni na trochę inne tory. Przynajmniej dopóki Glempowi znów się czegoś nie zachce. "Duszpasterska troska" to nic innego, jak zamknięcie twarzy.
Za dwa dni Wielkanoc. Czymkolwiek ona jest i cokolwiek znaczy dla Was i dla mnie, życzę Wam (i sobie też), aby nigdy nie opuszczał nas dar rozpoznawania półprawd i kłamstw. Niech mowa nasza będzie "Tak, tak; nie, nie". Bo co nadto jest, od Złego pochodzi.
MAREK SZENBORN
Z NOTATNIKA HERETYKA
FAKTYn
r 13 (108"
28 III - 4 IV 2002 r.
Robię swoje
- Jest Pani osobą wierzącą?
-Tak.
- I nie boi się Pani Kościoła, domagając się m.in. nowelizacji konkordatu i wycofania religii ze szkół?
- Powinnam się chyba bać, bo grozi mi pogrzebanie w niepoświę-conej ziemi. A mówiąc poważnie, robię swoje...
- No to po co Pani ta walka, przecież Kościół katolicki jest wszechpotężny i wiecznotrwały, jak uważa wielu rodaków...
- Nie patrzę na to w kategoriach batalistycznych. To, co robię, jest przecież tylko próbą doprowadzenia do sytuacji, by w Polsce relacje państwo - Kościół były normalne, podobnie jak w innych krajach. Dziś te relacje są chore. Mamy przecież niekorzystny dla państwa konkordat, czujemy obecność księży niemal we wszystkich instytucjach, jednocześnie Kościół wysysa olbrzymie pieniądze z kasy państwa i samorządów.
- Ostatnio zaprezentowała Pani kontrowersyjny projekt ustawy legalizującej m.in. związki homo-seksualne i konkubinaty. Odmienne upodobania seksualne - to rzeczywisty problem czy tylko temat zastępczy?
- Oficjalne dane ONZ mówią, że odmienne upodobania seksualne ma 5 procent populacji, a według innych źródeł mówi się o 7-10 proc. W skali naszego kraju problem dotyczy więc aż 2-4 milionów ludzi. Dlaczego tym się zajęłam? Do mojego biura poselskiego trafia sporo tego typu spraw. Dotychczas nikt nie podejmował problemów ludzi o odmiennych upodobaniach seksualnych, więc w końcu ja zdecydowałam się tym zająć. Może potrzebna była do tego kobieta...
- A może już dojrzeliśmy, by zalegalizować związki homoseksu-alne i konkubinaty?
Rozmowa z posłanką Joanną Sosnowską,
inicjatorką ustawy legalizującej związki
homoseksualne i konkubinaty.
- To się zbiegło w czasie z tym, z czym stykam się jako posłanka. To samo życie wymusza zajęcie się problemami, z którymi inni uporali się już wcześniej.
- Jak w praktyce wyobraża sobie Pani funkcjonowanie np. związków homoseksualnych i he-teroseksualnych, a także adopcji czy dziedziczenia?
- Jeśli idzie o adopcję, projektowane rozwiązania ustawowe tego nie obejmują. Ustawa mówi o związku dwojga dorosłych ludzi, nie dotykając sprawy dzieci, chyba że jeden z partnerów ma dziecko i partner zechce je adoptować. Temat adopcji podejmują histerycznie jej przeciwnicy. Geje nie są zainteresowani adopcją. Dziedziczenie to jeden z filarów projektowanej ustawy. Jeśli rodzi się dziecko w związku nieformalnym, nie jest pod ochroną państwa. Ważne zatem będzie - a wiemy o tym m.in. z praktyki sądowej - ustalenie początku konkubinatu. Stąd potrzeba jego oficjalnego zarejestrowania. Do momentu rejestracji związku nie będzie mowy o wspólnocie majątkowej.
- Czym się zatem będzie różnił tradycyjny konkubinat od oficjalnego małżeństwa?
- Konkubinat będzie można szybko rozwiązać - wystarczy oświadczenie obu stron lub w przypadku jednej strony - trzymiesięczny okres wypowiedzenia takiego związku. Warto dodać, iż w taki związek będą mogły wejść osoby wolne i pełnoletnie.
- Dlaczego Kościół tak agresywnie podchodzi do Pani pomysłu, aby wreszcie uregulować ustawowo związki ludzi o różnych upodobaniach seksualnych, a także konkubinaty?
- Nie wiem, jeśli poważnie traktować argument o rozkładzie rodziny, to przecież trudno zrozumieć postawę wielu księży. W takich przypadkach nie ma już zwykle małżeństwa. Może zatem chodzi o coś innego. Jeśli nie wiadomo, o co cho-
- Przedstawiciele Kościoła katolickiego i prawicy zareagowali wręcz histerycznie. Reakcje pozostałej części społeczeństwa są natomiast życzliwe i wspierające. Mam bardzo dużo pozytywnych sygnałów. Piszą lekarze i prawnicy. Piszą także geje. Napisał np. człowiek żyjący od lat z partnerem z Tajlandii i przedstawił koszmarne życie dwojga ludzi pragnących być razem, polegające na bezustannej walce z biurokracją.
dzi, zwykle sprawa rozbija się o pieniądze. Tak chyba jest i z tym problemem. Dzisiejsze małżeństwa konkordatowe kosztują, i to słono. Jeśli ludziom stworzy się inne możliwości, do kasy Kościoła przestanie płynąć rzeka pieniędzy...
- Czy to nie jest zbyt duże uproszczenie?
- Z pewnością nie wszyscy księża nastawieni są tylko na liczenie pieniędzy, ale argument finansowy jest tutaj bardzo istotny. Gdyby brano pod uwagę autentyczne potrzeby ludzi i nie stroniono od rzeczy-wistego obrazu rodziny czy związku dwojga ludzi, księża szukaliby rozwiązania problemu.
- Jakie są reakcje na Pani inicjatywę ustawodawczą?
- Dlaczego uchwalenie tej ustawy SLD odkłada na później?
- Widzę to inaczej. Moim zdaniem ustawa legalizująca związki homoseksualne i konkubinaty jest nam naprawdę potrzebna. Nie zgadzam się z ministrem Janikiem, który stwierdził publicznie, że nie ma obecnie potrzeby wszczynania wielkiej dyskusji. Moim zdaniem od problemu tego nie uciekniemy. Faktem jest jednak, że rząd musi najpierw ratować państwo przed bankructwem.
- Jakie zatem mogą być dalsze losy pani projektu?
- Liczę na to, że zaprezentowane założenia ustawy staną się zaczynem do dyskusji specjalistów, m.in. prawników, lekarzy, znawców europejskiego prawa. Sama jestem
ciekawa tego, co wyniknie z tej wielkiej debaty.
- Czy zatem wierzy Pani w uchwalenie ustawy przez Sejm?
- Tak, być może dojdzie do tego po referendum w sprawie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej...
- Jeśli rząd nie wycofa się z proeuropejskich i nowoczesnych rozwiązań, postrzeganych dziś jako antykościelne...
- Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.
- Co Pani sądzi o planowanym przez rząd wycofaniu się z refundacji środków antykoncepcyjnych?
- Na razie nie wycofuje się, podjęcie decyzji w tej sprawie odkłada do nowelizacji prawa farmaceutycznego. Jak się okazuje, środki antykoncepcyjne nie są zaliczane do leków, lecz specyfików farmaceutycznych.
- Czy to nie jest jakiś wybieg...
- Może... Z pewnością będziemy przyglądać się tej sprawie.
- W poprzedniej i obecnej kadencji Sejmu podejmuje Pani wiele istotnych dla ludzi problemów, proszę wymienić najważniejsze zamierzenia na tym polu?
- Nie chcę już wywoływać takiej burzy jak senator Sienkiewicz, choć mam na tapecie sprawy niezwykle bolesne, bo dotyczące funkcjonowania służby zdrowia i praw pacjentów. Na przykład trzeba wreszcie ucywilizować sposób dochodzenia należnych praw w przypadku błędów lekarskich. To, co w ostatnich miesiącach ujawniono w Łodzi i innych miastach, to zaledwie czubek góry lodowej. Kolejnym tematem, któremu poświęcam wiele czasu, jest aborcja. Ponadto w Olsztyńskiem, gdzie mieszkam na co dzień, chcę doprowadzić do powstania konkurencji dla PKP. Ten ostatni temat, wbrew pozorom, nie ma charakteru lokalnego.
- Jak na młodą, drobną i delikatną kobietę, problemów wystarczająco dużo...
- Dlatego brakuje mi czasu i stąd właśnie rozmawiamy wieczorem...
Rozmawiał
RYSZARD PORADOWSKI Fot. Autor
Jego Eminencja Kurator
WKatolandzie wszyscy boją się biskupów i nawet lewica w lot odgaduje i zaspokaja wszelkie zachcianki episkopatu. Oto do czego prowadzi niekontrolowane panoszenie się czerwonych biretów i ich dominacja w życiu publicznym!
Niejaki biskup Andrzej Śliwiński z Elbląga (ps. Śliwa), znany powszechnie z zamiłowania do dóbr cudzych (afera księdza Halberdy, "FiM" nr 29/2001) i alkoholu ("zaginięcie" w podmoskiewskim hotelu, "NIE") tym razem zabawia się w nadzorcę szkolnictwa na podległym sobie terenie.
Jego ekscelencja zatroszczył się o to, aby we wszystkich szkołach ponadgimnazjalnych były dwie godziny religii w tygodniu. Wiedząc, że lewica jest ciężko przestraszona i powolna Kościołowi, biskup elbląski, uwaga!, pozwala sobie na wydawanie instrukcji szkołom (patrz: dokument obok). Zupełnie nie przejmuje się faktem, że finansowo podlegają one Ministerstwu Edukacji Narodowej i Sportu i administracyjnie miejscowym samorządom.
Nie dziwi nas wcale sam zamiar wprowadzenia we włościach Śliwińskich dwóch godzin religii tygodniowo, bo jest to już na tyle powszechne w szkołach Katolandu, że na dobrą sprawę można tu mówić o sporym niedopatrzeniu ze
strony hierarchy, ale to już problem gubernatora Glempa. Niepokoi, że oberkurator Śliwa nie widzi żadnej potrzeby uzgodnienia swoich zachcianek z Radą Miasta, nie konsultuje niczego z wydziałem edukacji, nie oblicza, o ile zwiększy się budżet potrzebny na podwojenie lczby godzin religii... Powołując się na rozporządzenie z 1992 r. zachowuje się tak, jakby zarządzał obiektami, funduszami i całym lokalnym systemem oświatowym - on po prostu "informuje, że należy wprowadzić"! Zapewne wychodzi z założenia, że jeżeli zabraknie środków na realizację ambitnych planów, wystarczy zmniejszyć liczby lekcji z innych przedmiotów. Nic nam nie wiadomo, by od stycznia któryś z dyrektorów lub członkowie władz miasta (lewicowych jak najbardziej) zaprotestowali przeciwko brutalnej ingerencji pur-purata w kompetencje samorządów. Nikt nie wyjaśnił też, za ile i czyim kosztem mają być realizowane instrukcje "Śliwy". Wiemy za to na pewno, że biskupi rozkaz zostanie w niektórych szkołach zrealizowany - podjęto już odpowiednie decyzje.
Mamy na to pomysł tyleż bezczelny, co - z przyczyn wyznaniowego ustroju naszego kraju niemożliwy do zrealizowania. Może by tak zapytać rodziców i uczniów, jaka jest ich wola i potrzeby i czy warto w biednym regionie elbląskim wydawać publiczne pieniądze na katolicką indoktrynację? S.P.
fssrm k<:ja
irj.iwii PThitri uulrllh
lh Jfi 14 tn
UL i Ś ł*J l.kKp Mi) mili nkfl vw yirił*..-i lnach rtłpl u .'.,1IU7I ihn pmlńi tii.>jc-c1 rTJMLljł^u \rlj"$\'
Atlt dftruioM tatr k**r hc^eT i | 1. \.f. 7* ffFHf ŚŚ Ob b
ii i*. I* t""JJ-V ~*ł'l|ł''*'J"il11 KEfc ufam kmun^' jedni. iłirtfłL.i^t |M
(HFttl "1
d"FtrtlMC|T -p***" 1'"' iwEfl w ntdicL
irv.JJłij Ml pn 'i"j Hłflf
BISKUP ELfi LASKI
!8 III - 4 IV 2002 r.
FAKTY n
INJ
NA KLĘCZKACH
BAJZEL NA SZYNACH
Następna reforma w wydaniu AWSpt. przekształcenia w PKP poniosła fiasko: rząd Buźka przygotował i wdrożył bowiem rewelacyjny pomysł - podzielił PKP na wiele spółek. W każdej jest oczywiście osobny zarząd, rada nadzorcza i rzecznik prasowy... Mitomani z AWS i UW mówili, że taki projekt obniży koszty firmy, zgodnie z nową matematyką dowodzącą, że im większa administracja, tym niższe wydatki na nią... Pomysł, oczywiście, przyniósł efekty, i to wymierne. Koszty rosną lawinowo, przewozy lecą w dół, a straty rosną w tempie geometrycznym. Nowy Zarząd PKP ma tylko jedno lekarstwo - znowelizować ustawę, aby nowa kolej przestała płacić VAT i inne należności. My proponujemy wicepremierowi Markowi Polowi (patrz fot), który tym bajzlem musi zarządzać, aby na początek ustawił na torach pomysłowych idiotów i puścił orient ekspres. (A. Karw.)
PIO I NARKOMAN
PIAJA KOLUMNA
Nieboszczyk ojciec Pio rozpłakał się w Mesynie na Sycylii. Tak przynajmniej sądziły tysiące pobożnych katolików, które w środku nocy obiegły zakrwawioną figurę stygmatyka. Wielka tajemnica wiary zostałajednak rozwikłana już kilka dni później. Matka pewnego narkomana przyznała w mediach, że to jej syn pozwolił sobie na taki "żartobliwy wyczyn" spryskując posąg przyszłego katolickiego świętego własną krwią ze strzykawki. Tym sposobem monopol na krwawienie, jakim cieszyły się dotąd wyobrażenia Madonny, został ocalony. Swoją drogą, miło wiedzieć, że gdzieś jeszcze w Europie poza Polską jest kraj, gdzie płaczą figury i obrazy katolickich świętych - Polska w Unii nie będzie czuła się osamotniona... (E.K.)
OBROŃCY
ZAMORSKICH
POKRZYWDZONYCH
Obrona życia Safiyi (na zdjęciu), Nigeryjki oskarżonej o cudzołóstwo i zagrożonej śmiercią przez ukamienowanie stała się w Polsce prawdziwym festiwalem
hipokryzji. Przez kilka tygodni prasa i telewizja pełna była zgrozy nad bezdusznością koraniczne-go prawa i współczucia dla nieszczęsnej kobiety. To oczywiście piękne i dobre, że boli nas cudza krzywda i że walczymy o ludzkie życie. My sami z redakcji "FiM" wysłaliśmy listy protestacyjne do ambasady Nigerii w obronie życia tej kobiety. Trzeba upominać się o krzywdę każdego człowieka, niezależnie od tego, gdzie mieszka! Dziwi jednak, że ludzie ze szczytów władzy, na co dzień lekceważący w Polsce łamanie konstytucji i praw człowieka, takich jak prawo do pracy i do godnego życia, nagle tak gorliwie bronią praw kobiety z odległej Nigerii. Cóż, bronienie Safiyi nic nie kosztuje, a ładnie wygląda w telewizji, natomiast konkretne decyzje broniące polskich podatników przed totalną nędzą mogą wywołać gniew wielkich korporacji czy pasożytującego na narodzie Kościoła. Obrońcy pokrzywdzonych Afrykańczyków nie zawodzą tak nad niedożywionymi 2 min współobywateli, 3,5 min bezrobotnych, emerytami żyjącymi jak nędzarze. Safiyia została w końcu uniewinniona. Polacy będą winni do śmierci. Na przyszłość - trochę miłosierdzia także dla rodaków! (A.C.)
EKUMENISTA ŁAPIŃSKI
Jedną z pierwszych decyzji prof. Mariusza Łapińskiego jako posła SLD i ministra zdrowia było powołanie Krajowego Zespołu Promocji (uwaga!...) Naturalnego Planowania Rodziny. Jak przystało na decydenta SLD w skład tego gremium powołał niezależnych ekspertów z ław kościelnych. Wśród nich znajdziemy między innymi: Marię Smereczyńską - radiomaryjne-go pełnomocnika ds. rodziny w rządzie Buźka i profesora Bogdana Chazana. Prof. Cha-zan jest powszechnie znany z tego, że nie dopuszczał nawet do legalnej aborcji, bo dla niego obecna ustawa antyaborcyjna była za bardzo liberalna! Proponujemy dać min. Łapińskiemu urlop, aby mógł zapoznać się z oficjalnym programem SLD. Pardon! - zapomnieliśmy, że ten program to już historia... (A. Karw.)
PRAWDZIWA CNOTA OGNIA SIĘ NIE BOI
Arabia Saudyjska, obok Watykanu ulubiony cel podróży byłej marszałek Senatu Grześkowiak, słynie z religijnego terroru oraz łamania praw człowieka. Ostatnio Komisja na rzecz Promocji Cnoty i Zapobiegania Występkowi, czyli tamtejsza policja religijna, dopuściła się prawdziwej zbrodni.
Doprowadziła ona do śmierci 15 dziewcząt, którym zabroniła opuszczać płonącą szkołę. Powód? Dziewczęta były nieodpowiednio ubrane - nie miały odpowiednich chust oraz czarnych strojów przykrywających całe ciało... Fanatycy nie wpuścili do wnętrza budynków strażaków - wszystko po to, aby zapobiec zgorszeniu. Ta tragedia zbulwersowała nawet konserwatywną saudyjską opinię publiczną i może być przyczynkiem do końca wszechwładzy strażników cudzej cnoty. (A.C.)
UW-ALENIE GEJÓW
Polska Fundacja im. Roberta Schumanna dała kosza organizacjom gejowsko-lesbijskim, które chciały wziąć udział w dorocznych Polskich Spotkaniach Europejskich i Paradzie Schumanna. Instytucja powołana do propagowania zjednoczenia Europy napisała homoseksualistom, że "parada jest radosnym, entuzjastycznym manifestem" i dlatego ich udział z "transparentami wyrażającymi roszczenia i protesty nie wpisuje się w tę formułę". Dowcip w tym, że geje nie mieli zamiaru przynieść żadnych transparentów..., a odpowiedź fundacji to najwyraźniej zwykła wymówka, wszak salonowym UW-olom nie wypada powiedzieć - "spadajcie, pedały!". Misją fundacji, założonej m.in. przez Tadeusza Mazowieckiego (na zdjęciu) i Piotra Nowinę-Konopkę (oni sami na stronach internetowych fundacji nazywają siebie "osobistościami"), "jest przygotowanie Polski i Polaków do świadomego członkostwa w Unii Europejskiej. Dlatego wspieramy wszelkie inicjatywy społeczne, które służą temu celowi". - Tyle puste deklaracje. Fakty powyżej. (A.C.)
POLICJA KOCHA BISKUPÓW
Jak podała PAP, korzystając z obecności biskupów na konferencji episkopatu w Warszawie Komenda Główna Policji zorganizowała szkolenie dla ich kierowców. Instruktaż ma związek z wypadkiem i śmiercią biskupa
Chrapka. Dziwnym zbiegiem okoliczności w tym samym czasie ogłoszono zawieszenie śledztwa w sprawie śmierci ordynariusza radomskiego. Uznano, że zasłabł z powodu cukrzycy. Szkolenie dla kierowców pośrednio potwierdza jednak plotki, że biskup Chrapek po prostu za ostro jechał i jest winny spowodowania wypadku. Biskupich stangretów nie szkolono przecież jak nie zemdleć od cukrzycy! Swoją drogą, my dziennikarze też dalibyśmy się chętnie przeszkolić policji na koszt podatnika, ale czy nasze parszywe życie jest tego warte? (A.C.)
DAJ STÓWĘ I NIE NARZEKAJ
Proboszcz parafii św. Stanisława Kostki w Pile, ks. Władysław Nowicki, wspólnie z przewodniczącym Rady Parafialnej Brunonem Semrau, z okazji wielkiego postu wysmażyli pismo do swoich parafian, w którym sprytnie odnoszą się do tego, co słychać na łonie Kościoła (protesty przeciwko księżom zdziercom, sprawa arcybiskupa Paetza), a przy okazji... wołają o kasę. Ich zdaniem wierni (czytaj: poddani) nie mają prawa wypowiadać się krytycznie na temat Kk, bo są ochrzczeni i bierzmowani, a ponadto "Kościół jest żywym Ciałem Chrystusa", za które odpowiada każdy katolik. "Nie możemy zrzucać odpowiedzialności na zle czasy, na chaos panujący na świecie, na zle układy ekonomiczne" - czytamy w tym liście. Dlatego proboszcz i szef rady parafialnej nawołuj ą nie do uzdrawiania Kk, lecz do wyłożenia minimum 100 złotych rocznie na podane konto - bo trzeba budować nowy ołtarz i remontować wieżę kościoła. "Będzie to wielka rzecz" - pisze proboszcz. (!*?)
NARÓD NIEWIERNY
Według sondażu CBOS, aż 60 proc. społeczeństwa jest za legalizacją konkubinatów w Polsce, co w oczywisty sposób jest sprzeczne ze stanowiskiem Kościoła w tej kwestii. Biskup Pieronek (na zdjęciu) powyższą liczbę zestawił z faktem, że ponad 90 proc. mieszkańców kraju to ludzie wierzący i zauważył, że
"prawdopodobnie wierzą oni w taką religię, jaką sobie ułożyli". Tym samym polewacz kwasem solnym przyznał, jako pierwszy biskup, że większość Polaków de facto nie jest katolikami, bo nie wyznaje wiary głoszonej przez hierarchię kościelną. Niech no jeszcze kiedyś biskupi spróbują wypowiadać się w imieniu "katolickiego narodu"! (A.C.)
NIEDORZECZNIK
Profesor Andrzej Zoil (na
zdjęciu) zatrudniony przez koalicję AWS-UW na stołku Rzecznika Praw Obywatelskich, po donosach Rodziny Radia Maryja natychmiast zaczął badać, czy przypadkiem organizowanie przez szkoły wyjść do kina na film: "Harry Potter i kamień filozoficzny" nie narusza praw dzieci i rodziców. W tym celu wysłał do kuratora warmińsko-mazurskie-go list z żądaniem wyjaśnienia, czy dzieci nie są zmuszane do oglądania filmu; czy te, które do kina nie pójdą, nie są wyśmiewane i mają zapewnioną opiekę. Nie jest to jedyny wyczyn klerykal-nego profesora - w 1997 r. jeszcze jako prezes Trybunału Konstytucyjnego uznał, że liberalizacja ustawy antyaborcyjnej jest niezgodna z konstytucją. Jeszcze dzisiaj uzasadnienie tezy tego orzeczenia TK budzi zdumienie licznych konstytucjonalistów. Tezę o nielegalności przerywania ciąży z powodów społecznych profesor Zoil wyprowadził z konstytucyjnej zasady... równości wobec prawa! Rzecznik jakoś nigdy nie wystąpił w obronie praw dzieci, które skazane są na wałęsanie się po szkole, gdy ich koledzy uczestniczą w katechezie. Prawa dzieci z niekatolickich rodzin w Polsce znaczą niewiele... (A. Karw.)
CHOCIAŻ TYDZIEŃ
Redakcja "Naszego Dziennika" przedstawiła propozycję zorganizowania w Sejmie Tygodnia Używania Mózgu. Popieramy tę bardzo cenną inicjatywę skierowaną do parlamentarzystów i zgadzamy się z Rydzykową gazetką, że dla niektórych posłów jest ona już spóźniona. Nurtuje nas tylko jedno pytanie - dlaczego autor "ND" nie napisał wprost, iż ma na myśli przedstawicieli Ligi Polskich Rodzin...! (A. Karw.)
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
r 13 (108"
28 III - 4 IV 2002 r.
Kuwejt w Rybniku
Jest to historia, jakich wiele w Katolandzie. Władze Rybnika za 9 milionów złotych remontują gmach siostrom boromeusz-kom. Pomysł sprytnie przepchnięto w tzw. wieloletnich planach inwestycyjnych. Kolejny milionik rocznie dokładają rybniccy rajcy do szkolnego biznesu urszulanek. I tak dalej, i tak dalej.
Urząd Miasta Rybnika jako inwestor dokonuje adaptacji gmachu po zlikwidowanym Szpitalu nr 2 przy ul. Powstańców Śląskich (na zdjęciu) - dla potrzeb Państwowej Szkoły Muzycznej. Muzycy potrzebują większego lokum, bo jak nam powiedziała Romana Kuczera - wicedyrektor szkoły, dotychczasowe pomieszczenia przy ul. Piłsudskiego są przystosowane dla 100 uczniów, a obecnie jest ich 300.
Władze miasta wybrały co najmniej dziwny pomysł. Nie powiększają obecnej siedziby szkoły, nie budują nowej, nie włączyły jej w olbrzymi kampus szkół wyższych, jaki powstaje w mieście, ale adaptują budynek starego szpitala, którego właścicielkami są siostry boromeuszki. Bulwersujące jest, że
remont pochłonie ponad 9 min zł!
Magistrat chciał kupić położone w centrum miasta zabudowania,
jednak zakonnice powiedziały: "takiego wała". Wpadły bowiem na genialniej szy pomysł zarobienia o wiele grubszej kasy. W tym celu doszły do porozumienia z władzami Rybnika. Włodarze ponad stutysięcznego miasta zgodzili się bez szemrania i na kapitalny remont, i na podpisanie czterdziestoletniej umowy dzierżawnej. Zakonnice są więc po pierwsze - właścicielkami obiektu, po drugie - miasto wyremontuje im budynek i jeszcze po trzecie - będą brały czynsz przez blisko pół wieku.
Chociaż właściwie już biorą od roku 2000 - po 5000 zł miesięcznie. Obecnie jednak, jak przyznał wiceprezydent Józef Cyran, trwają pertraktacje o zwiększenie czynszu! Co roku będzie on rewaloryzowany. Dodajmy, że umowa skonstruowana jest tak, iż w każdej chwili można zrobić do niej aneks i zwiększyć czynsz nawet dziesięciokrotnie! Tymczasem - jak się dowiedzieliśmy - miasto nadal będzie chciało odkupić wyremontowany przez siebie gmach i zapłaci kolejny raz grube miliony za to samo.
Pomysł drogocennego prezentu dla siostruń sprytnie przepchnięto podczas ogólnej dyskusji nad budżetem miasta w 2000 r. Nie ma bowiem odrębnej uchwały Rady Miasta w tej sprawie.
- To skandaliczne prezenty, na które nie stać ubożejących
mieszkańców - uważa Kazimierz Zięba radny z SLD. Architekci
grubymi
nićmi szytego interesu
nie dopuścili radnych do dyskusji na ten temat. A i tak, jak wynika z arytmetyki partyjnej składu Rady Miasta i wspólnie prowadzonych interesów, dla włodarzy Rybnika nie ma nic niemożliwego. W założeniach wieloletnich programów inwe-stycyjnych remont miał kosztować 9 min zł. Jednak, jak nam powiedział wiceprezydent Cyran, koszty będą znacznie większe. W latach 2000-2001 wydano 3 277 761 zł. W 2002 r., po burzliwej dyskusji nad poprawkami do budżetu, 17 lutego br. uszczknięto z całej puli zaledwie 200 tys. zł. W 2002 r. miasto ma jednak wydać aż 5 592 239 zł, ale to i tak będzie za mało. Prace mają potrwać do września przyszłego roku. Władze Rybnika liczą na dotacje z Ministerstwa Kultury, lecz wszystko wskazuje, że się przeliczą.
Jak się okazuje, stan techniczny gmachu zakonnic jest o wiele gorszy niż przewidywano. Skrajne skrzydła budynku wymagały wzmocnienia stalowego. Całkowicie wyburzono też środkowy segment. Na jego miejscu ma powstać całkiem nowy obiekt, przeznaczony na sale
koncertowe - wszystko to dla służebnic Watykanu.
- Prawa strona ma w magistracie większość zdolną zaakceptować każdy podarunek dla Kościoła. Pakowanie takiej fortuny w nie swój budynek to marnotrawstwo społecznych kas - uważa Zięba i dodaje, że radni obcinają pieniądze na policję, chodniki, drogi i opiekę spo-
łeczną, w zamian dają taki kosztowny prezent.
Nie jest to jedyny podarunek dla Kk. Miasto stara się jak może, by zaspokoić
potrzeby ubogiego kleru.
W 2001 r. radni przekazali z budżetu ponad milion złotych dla Kościoła. Remont elewacji bazyliki św. Antoniego kosztował miasto 214 669 zł, naprawa ogrodzenia kościoła Franciszkanów - 54 180 zł, adaptacje pomieszczeń budynku przy ul. Szulika 7 na potrzeby Caritas
i hostelu - 34 537 zł. Wśród zakonów miasto najbardziej - obok bo-romeuszek - ukochało urszulanki. Dostały one w 2001 r. na gimnazjum 35 284 zł, a na prywatne żeńskie liceum - 441 332 zł, na prowadzony przez siebie internat - 247 095 zł. Władze Rybnika nie zapomniały też o parafiach i katolickich organizacjach. Najwięcej zagarnęła parafia św. Teresy w Rybniku Chwałowicach - 27 100 zł, dalej - 10 000 zł parafia NSPJ w Niedopczycach, 7600 zł w Boguszowicach i 7000 zł. św. Jana Sarkandra. Stowarzyszenie Rodzin Katolickich przy parafii Św. Józefa - 10 000 zł, zaś Parafialny Uczniowski Klub Sportowy Laura - 5335 zł.
W bieżącym roku ubogie miasto wyda na same tylko boromeuszki ponad 5,5 min, kolejne setki tysięcy dla szkół urszulanek. Pozostają tzw. granty dla stowarzyszeń. Tu prym wiodą potrzeby parafii NSPJ w Rybniku Boguszowicach - 22 000 zł na festyny, konkursy literackie, majówkę. Tuż-tuż jest kler z Chwałowic - 20 800 zł (marsz dla Jezusa, obozy integracyjne, dni skupienia). Parafie: św. Jana Sarkandra, Trójcy Przenajświętszej dostaną po 5000 zł na festyny, Klub Laura - 5000 zł, zaś dla KIK-u i parafii w Niedopczycach przeznaczono po 3000 zł itd, itp.
Zazdrościmy mieszkańcom Rybnika, bo skoro ich miasto jest tak bajecznie bogate, to oni sami muszą mieć dochody porównywalne co najmniej z szejkami Kuwejtu. JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
Jak urzędnicy Watykanu wymarzą sobie działkę w środku miasta, to ją dostają. Jak chcą za "Bóg zapłać" przejąć jakieś wielkie gmaszysko, to władze przynoszą im ten obiekt w zębach. Ale czy Kk może być już na tyle bezczelny, by próbować wyłudzić całą ulicę? Otóż w "czerwonym" mieście Łodzi... Jest 17 września 1998 r. Prezydent Łodzi Marek Czekalski (Unia Wolności) - aresztowany później za wzięcie łapówek w zamian za popieranie budowy hipermarketów - w imieniu Zarządu Miasta podpisuje kuriozalny dokument: uchwałę zarządu o bezprzetargowej sprzedaży działek. Z przywileju tego nie mogą jednak korzystać zwykli śmiertelnicy, lecz jedynie Archidiecezja Łódzka. Oczywiście, ani w uchwale, ani w załączniku do niej nie mówi się ani słowem o tym, kto ma wyłączność na korzystanie z takiego bonusu.
Uchwała zaś dotyczy dwóch działek przy ul. św. Stanisława Kostki: 105/1 i 105/7, w samiut-kim centrum milionowego miasta, zaledwie kilkadziesiąt metrów od ul. Piotrkowskiej (na zdjęciu). Ich łączna powierzchnia to 1403 mkw. Obie są oczywiście uzbrojone w sieć wodociągowo--kanalizacyjną i energetyczną. Mają być "przeznaczone na cele charytatywne, kulturalne i oświatowo-wychowawcze" - tak przynajmniej przeczytać można w jednym z dokumentów magistrackich.
Dla sutannowych kapitalne znaczenie ma także fakt, że w bezpośrednim sąsiedztwie
Obecnie sprawy toczą się w tempie zupełnie niekościelnym. Już 12 października w kancelarii notarialnej przy pl. Wolności pojawiają się przedstawiciele gminy i ludzie arcybiskupa. Bez zbędnych ceregieli i jakichkolwiek trudności podpisują akt notarialny o sprzedaży obu działek za 42 tys. zł. Oznacza to, że za 1 mkw. miasto otrzymuje niecałe 30 zł, podczas gdy cena rynkowa ziemi w centrum Łodzi jest - UWAGA! - kilkadziesiąt razy wyższa.
Opisany wyżej "kontrakt" to zaledwie czubek góry lodowej. Jednak śledzenie kolejnych posunięć speców od powiększania majątku Kk napotyka wiele trudności, ponieważ cała operacja tkana jest niezwykle misternie, a przy tym w taki sposób, by trudno było rozwikłać wiele posunięć. Urzędowe doku-
Prawo Łodzi
istnieje siedziba arcybiskupa Władysława Ziółka, Wyższe Seminarium Duchowne, a także kościół katedralny. Oni po prostu musieli mieć te działki.
Urzędnicy kurialni wymyślili sobie, że po wykupieniu wszystkich działek wzdłuż wspomnianej ulicy św. Stanisława Kostki stworzą zwartą enklawę kościelną - taki Watykan w mieście łódzkich prządek. Wspomniane dwie działeczki to dopiero początek operacji przejmowania ziemi w tym rejonie.
menty dziwnym trafem nie są kompletne, nawet na podstawie ksiąg wieczystych trudno odtworzyć kolejne podziały działek i transakcje zamiany czy kupna-sprzedaży. Są to ewidentne kanty robione na ogromną skalę.
Wiadomo np., że pobliska działka przy ul. Piotrkowskiej, z przemysłowymi zabudowaniami, sąsiadująca z opisywanymi działkami przy ul. św. Stanisława Kostki, przejęta przez kurię łódzką dwa lata temu, wyceniona na blisko 61 min zł (!), zamieniona została na
wiele kościelnych działeczek rozrzuconych na ogół w mało atrakcyjnych miejscach. Ich wartość jest, oczywiście, znacznie niższa. Jeśli się weźmie pod uwagę właśnie lokalizację owych działek, widać jasno, jak "znakomity" interes z Kk robi gmina Łódź...
Archidiecezjalni specjaliści opanowali do perfekcji sposób powiększania kościelnego majątku. Pozyskują go najczęściej w formie darowizny od ogłupiałych owieczek lub instytucji.
Są też inne sposoby. Mechanizm jednego z nich ujawniliśmy m.in. w artykule "Jak Za-błocki na mydle" ("FiM" nr 2/2002). Polega on na tym, że ubożuchna parafia występuje do samorządu o podarowanie upatrzonego placu. W opisanym przypadku jest to działeczka o powierzchni prawie 2600 mkw., wartości 1,3 min zł znajdująca się na pl. Niepodległości, a więc w jednym z najatrakcyjniejszych miejsc w tym mieście. Przykościółkowe władze miasta (jest rok 1994) nie śmiały odmówić i zgodziły się wziąć w zamian działkę o podobnej wielkości, ale już na peryferiach miasta, a więc wartości nieporównanie mniejszej. Księża, jak wiadomo, mają sumienie, więc po latach robienia sobie wyrzutów, że jeszcze za mało zyskali, kombinują kolejną zamianę, na jeszcze mniej atrakcyjną działeczkę. Arcybiskup (nomen omen) Ziółek wykombinował na swoim terenie nowe prawo fizyki kanonicznej - aby Łódź (piotrowa) była na wierzchu, Łódź (łodzian) trzeba przytopić.
PIOTR SAWICKI
Współpraca: ANNA KARWOWSKA
Fot. Autor
!8 III - 4 IV 2002 r.
FAKTY n
INJ
POLSKA PARAFIALNA
Wioska leży na obrzeżu Słowińskiego Parku Narodowego, w północnej części powiatu słupskiego. Dwa lata temu rządy objął tu ksiądz Mieczysław Radochoński. Wraz z nowym proboszczem zaczęły się nowe zwyczaje, głównie w kwestiach finansowych. Od samego początku wielebny dowiódł swojej miłości do gotówki. Na koncie rady parafialnej ks. Radochoński zastał 8 tysięcy złotych. Kwota ta była do dyspozycji rady. Na pierwszym jej posiedzeniu jeden z radnych zapytał o te pieniądze. Odpowiedź była jednoznaczna: "Nie ma i nie będzie!".
8 tys. zł księżulek sam zagospodarował i nie uznał za stosowne zawiadomić o tym nikogo. Proboszcz wyprzedził ustawę o podatku kościelnym. Pierwszym zarządzeniem nowego władcy było, że każdy pracujący parafianin ma obowiązek odprowadzić na kościół
5 zł miesięcznie.
Jest to opłata obowiązkowa, której nieuregulowanie może spowodować niedopuszczenie do sakramentów. Egzekucją podatku ksiądz obarczył... sklepy. Tam znajdują się specjalne zeszyty, w których sprzedawcy poborcy zapisują, kto i kiedy zapłacił. Zresztą w tych zeszytach jest jeszcze kilka innych rubryk - m.in. za opłatek i na ubezpieczenie kościoła. Wcześniej księżulo żądał też wpisania w oddzielnych rubrykach zeszytu wysokości zarobków i zasiłków parafian. Na to rozwiązanie nie zgodziła się jednak rada parafialna i z tego powodu kilku jej członków musiało znaleźć sobie inne hobby. W sklepie w Gąbinie wywieszono ogłoszenie, że ksiądz pilnie czeka na terminowe wpłaty.
- Spowiadajcie się, bo w tym roku przynajmniej
dziesięciu z was umrze
- usłyszeli przerażeni parafianie podczas jednej z mszy.
Nieuregulowanie wpłat podatku skutkuje dość poważnie, bo gdy we wsi jest pogrzeb, ksiądz poza normalną opłatą za pokropek, tj. 500 zł, życzy sobie jeszcze niezwłocznego wyrównania podatku wraz z karnymi odsetkami. Jeśli kwota nie zostanie uiszczona, wówczas rodzina może sobie zmarłego "pożegnać na samochodzie", jak oznajmił pewnej pani. Zresztą powodów, aby do wszelakich sakramentów nie dopuścić, ksiądz znajduje sobie więcej. Wystarczy raz nie pojawić się na wyznaczonej (!) przez księdza mszy i już trzeba powtarzać nauki przed komunią czy bierzmowaniem. A powtarzać jest co, bo proboszcz zażyczył sobie, aby nauki przygotowawcze trwały nie -jak w większości parafii - rok, lecz... trzy lata.
" Won, tam się wypłacz!" - krzyczał na dzieci ksiądz, wyrzucając je z kościoła, gdy podczas przygotowań do komunii robiły coś nie tak. Dzieci płakały pod kościołem, ale to księdza nie ruszało. Obowiązkowa obecność na mszy została
Ksiądz komornik
"Nie dasz na kościół - dasz na lekarstwa, bo cię Bóg ukarze". Tymi słowami ksiądz w Gardnie Wielkiej wymusza wpłaty podatku kościelnego.
dodatkowo ubogacona koniecznością zasilania kościelnej tacy kwotą minimalną wynoszącą złotówkę.
Wszystkie te dziwne zwyczaje spowodowały zrozumiałe niezadowolenie parafian, którzy próbowali wielokrotnie porozmawiać z księdzem na ten temat. Każda taka próba kończyła się jednak trzaśnięciem drzwiami plebanii lub natychmiastowym opuszczeniem zebrań rady parafialnej przez suwerena. Ludzie ruszyli na skargę do biskupa.
Najpierw napisali list do kurii w Pelplinie i zebrali pod nim 150 podpisów. Skarga z kurii została odesłana z powrotem do... parafii. I wtedy się zaczęło. Ksiądz z ambony zapowiedział, że wszyscy podpisani pod wnioskiem nie mają prawa uczestniczyć w sakramentach ani przystępować do spowiedzi. Czyli de facto ekskomunikował część parafian.
- Jeszcze do mnie przyjdziecie, bo będziecie chcieli katolickiego pogrzebu - tak o nieposłusznych wypowiadał się podczas mszy.
Miarka się przebrała i 14 maja ubiegłego roku parafianie osobiście udali się do Pelplina porozmawiać z biskupem. Biskup Jan Bernard Szlaga powiedział: "Po takich zarzutach ksiądz powinien odejść
z godnością ". Na tym się pomoc biskupa skończyła, a powód biskupiej pobłażliwości proboszcz osobiście wyjaśnił na jednej z mszy: "Biskup nic mi nie zrobi, bo chodzi do mnie na imieniny i mam go w kieszeni".
- Zamówiłam mszę za zmarłego męża. Ksiądz powiedział, że mszy nie odprawi, bo są ferie - opowiada jedna z mieszkanek wsi.
Osoby, które podpisały się pod skargą na księdza, miały odtąd same problemy. Szczególnie widoczne to było podczas kolędy, kiedy do wielu z podpisanych osób ksiądz wca-' le nie przyszedł, a do reszty
przychodził z dyktafonem.
Czasem nawet nie uprzedzał, że rozmowa jest nagrywana i informował o tym dopiero po opuszczeniu domu.
- Wszedł, odprawił modlitwę, wyjął na stół dyktafon i powiedział, że to będzie nagrywane "bo żeście pisali". Zaczęłam rozmowę o powodach skargi, a ksiądz najzwyczajniej wyszedł z domu, nie biorąc koperty i nie zostawiając nawet obrazka.
Standardowa kolęda wygląda tak: wchodzi ksiądz, wita się z domownikami, następnie wyciąga kartotekę
i sprawdza terminowość wpłat podatku kościelnego. Gdy ktoś ma zaległości, wówczas ksiądz straszy, że dzieci będą miały kłopoty z przystąpieniem do komunii czy bierzmowania. Pewna parafianka na pretensje księdza o niezapłacony podatek odpowiedziała mu odważnie: ,^ co, komornika mi ksiądz naśle?" Komornik nie zajął się tą sprawą, ale księżulek znalazł nowe metody
wymuszania wpłat. Teraz straszy owieczki z ambony że: " nie dasz na kościół - dasz na lekarstwa, bo cię Bóg za to ukarze ". Dla jasności - "na lekarstwa" znaczy też dla księdza.
- W Gąbinie był pogrzeb. Odprawiał go inny ksiądz, ale proboszcz pojechał tam i oznajmił rodzinie, że ta go okrada i zażądał
standardowej opłaty za pokropek trumny, czyli 500 zł.
Chciwość i nieróbstwo
księdza objawiają się nawet na pasterce, kiedy to zamiast przyjętej zwyczajowo modlitwy za parafię czy jakiś inny, wyższy cel, księżulek robi normalną mszę za zmarłych, ale odpowiednio drożej opłaconą. Jeszcze lepszy numer wyciął podczas ostatniego Święta Zmarłych. Na cmentarzu stał stół, na którym odprawiano mszę. Parafianie kładli na stół koperty z wypominkami. Koperty i pieniądze ksiądz zabrał, a wy-pominków nie odprawił do dziś.
Ludzie bardzo liczyli na interwencję biskupa, ten jednak nie zajął się sprawą do dziś. Zgodnie z sugestią jednego z mieszkańców sprawdziliśmy historię księdza Radochoń-skiego. W podobnych okolicznościach opuścił już kilka parafii, m.in. pod Lęborkiem, w Słupsku, Białogardzie. Narozrabiał też w Szlachcie na Kaszubach i w Kołobrzegu. Wygląda na to, że zgodnie ze słowami proboszcza biskup jest u niego w kie-' szeni, bo mimo licznych skarg i interwencji mieszkańców nie zrobił porządku z księdzem komornikiem. Powód tego może też być inny. Gardna jest bardzo atrakcyjna pod względem turystycznym. Nowy proboszcz z plebanii zrobił kościelny dom wypoczynkowy, w którym całe lato przebywa wielu sutannowych turystów. Usuwając tego księdza z Gardny kuria w Pelplinie pozbawiłaby się taniego domu wczasowego. A to przecież ważniejsze niż spokój na wsi i zadowoleni parafianie.
ADAM SITO
Pewnej lutowej nocy z miejscowości Grę-bów na Podkarpaciu wyparowała parafialna kasa, a wraz z nią - dziwnym trafem - ksiądz dobrodziej.
- Czy to redakcja "Faktów i Mitów"? Przyjedźcie do nas, bo tu się dzieją dziwne rzeczy, ludzie i pieniądze znikają.
Zaprosili, no to jedziemy - do Jamnicy, małej wsi w gminie Grębów. Ksiądz proboszcz Jan Grygiel w parafii Grębów strzygł owieczki od prawie dziesięciu lat. Do Jamnicy przyjeżdżał odprawiać mszę w małym kościółku. I to tu właśnie zbierał kasę na remont organów. Drobiazg -jakieś 50 zł od każdej rodziny. Teraz nie ma ani księdza, ani pieniędzy. Proboszcz wyparował razem z organową forsą i kasą zebraną podczas kolędy w całej już swojej parafii. Trudno obliczyć, ile tego było, ale ludziska opowiadają, że zniknęła kupa szmalu. Coś około równowartości niezłej bryki. Miejscowa ludność nie ma o księdzu Gryglu najlepszego zdania.
- Księdza nie lubili szczególnie młodzi ludzie, potrafił ich swoimi docinkami doprowadzić do łez. Żeby jeszcze sam był w porządku, to pół biedy, ale wszyscy we wsi wiedzą, że ma kochankę i dwoje dzieci - opowiada młoda kobieta.
- Z tymi dziećmi to też jakaś podejrzana sprawa - dorzuca starszy mężczyzna. - Najpierw miał jedno, potem ta kobieta znów chodziła w ciąży. Później gdzieś wyjechała i wróciła już bez dziecka. Ludzie na wsi zaraz zaczęli gadać, że na pewno to dziecko sprzedali. To wstyd, żeby ksiądz dawał powody do takich plotek.
- We wsi to nawet mówili, że może to i dobrze, że jak już narobił dzieci, to może się w końcu uspokoi - dorzuca kolejny rozmówca.
- Gnębił szczególnie młodych, takich co to się mieli zamiar pobrać. W tej sytuacji narzecze-ni szli najczęściej do innej parafii brać ślub. Wszystko po to, żeby uniknąć konfrontacji z księdzem - dodaje młody chłopak.
Ksiądz proboszcz znany jest też z innych niecodziennych zachowań. Otóż pewnej kwietniowej nocy księżulo, nawalony jak stodoła (alko-mat wykazał 1,9 promila alkoholu), walnął w prawidłowo zaparkowanego renaulta swoim vw golfem. Zajście miało miejsce na jednej z ulic w Stalowej Woli. Huk był taki, że obudził miesz-
W siną dal
kańców pobliskiego bloku, w tym właściciela renaulta. Przyjechała policja, ksiądz przyznał, że prowadził samochód, sprawa trafiła do prokuratora. Wydawałoby się, że dalej będzie normalnie. Kierowcy zabiorą prawo jazdy, zakażą prowadzić pojazd i wlepią grzywnę.
Nic bardziej mylnego, nie w Najjaśniejszej. Proboszcz bowiem ni stąd, ni zowąd zmienił zeznanie, oświadczając, że to nie on prowadził samochód, ale jego kumpel. A nazwisko kumpla i takoż jego adres jakoś wyleciały mu z głowy. Alkohol pił, i owszem. Jednak nie dlatego, że lubi, tylko po prostu musiał, cierpi bowiem na chorobę wrzodową, a w dniu, w którym rozwalił renaulta, był u rodziny w Jaśle i wracał do Grębo-wa. Zatrzymał się w Stalowej Woli na kolację i wtedy nieboraczka dopadły bóle wrzodowe. Każdy normalny człowiek wie przecież, że na taką
przypadłość dobra jest wóda, a jeszcze lepszy koniak. Ksiądz Grygiel też to wiedział, więc sięgnął po koniaczek, panaceum wszak na wszystko. Tego koniaku księżulo wypił ponoć trzy, no, może cztery kieliszki.
Dalej akcja rozgrywa się jak w argentyńskim serialu. Otóż do księdza przysiada się kumpel i proponuje, że odwiezie go na plebanię do Grębo-wa jego vw golfem. Ksiądz wyraża zgodę, wsiadają i sobie spokojnie jadą. Po drodze dochodzi jednak do wspomnianej już kolizji. Znajomy księdza, przykładny przecież obywatel, idzie po policję i... nigdy nie wraca. No to co w takiej sytuacji robi niezawisły, polski sąd? Pęka ze śmiechu i nakłada na oskarżonego grzywnę za obrazę majestatu sprawiedliwości, czyli za robienie z sędziów idiotów? Nic podobnego! Sąd w Stalowej Woli daje wiarę tłumaczeniom księdza i go uniewinnia. Na taki obrót rzeczy wścieka się z kolei prokuratura i wnosi apelację do Sądu Okręgowego w Tarnobrzegu. Podobnie jak my, nie wierzy bowiem w ani jedno kapłańskie słowo. Na rozprawę apelacyjną pod koniec lutego bieżącego roku proboszcz Grygiel nie stawia się jednak. Znika też ze swojej parafii wraz ze wspomnianą już kasą.
- Wcale się nie dziwię, że zwiał, bo jakby sam tego nie zrobił, toby go ludzie w końcu pogonili. Co za dużo to niezdrowo - komentuje starszy mężczyzna.
Reasumując: nie ma księdza, nie ma kasy, nie ma organów. W parafii po księdzu Gryglu pozostały nie najlepsze wspomnienia, a w sądzie nie zakończona sprawa. Na jego miejscu każdy by uciekł. EWA ADAMCZEWSKA
LIDIA SZENBORN
8
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
28 III - 4 IV 2002 r.
Szkoła przetrwania
Oto pośród dziesiątków reklam elitarnych szkół średnich - jakichś tam liceów Batorego, Reja i Rejtana - znajdziecie może anons Niższego Seminarium Duchownego w Wadowicach, prowadzonego przez ojców karmelitów bosych. Dzwońcie czym prędzej pod podany numer i umawiajcie się na rozmowę kwalifikacyjną, bo to znak, że szczęście uśmiechnęło się do Was. Za takie szkoły survi-valu - czyli przetrwania - płaci się na Zachodzie ciężkie pieniądze, a nie marne 450 zł czesnego miesięcznie
- jak w tym przypadku. Karmelici bosi nauczą Waszego Jasia, że nie tylko można być bosym, ale i nieustannie głodnym, sponiewieranym i odartym z godności.
Przeżyjmy wspólnie jeden dzień w seminarium wraz z Łukaszem Kostrzewskim (personalia autentyczne), który wytrzymał tu dziarsko ponad dwa lata i teraz śmieje się z reguł katolickiego klasztoru Shaolin.
Jutrznia - czyli świt
Łukasz musiał zrywać się z metalowego, szpitalnego łóżka o godzinie 5.30. Wraz z nim identyczne prycze opuszczało jedenastu innych towarzyszy niedoli, wspólnie zgromadzonych w pokoju cztery na cztery metry.
I tak byli jednak szczęśliwi. Ich poprzednicy ze swoich wyr podnieść się jakoś nigdy nie mogli, bowiem owo pomieszczenie to niegdysiejsze prosektorium dla truposzy (szkoła mieści się w budynku dawnego szpitala). Krótki czas na ścielenie łóżek i toaletę. Wszak już o godzinie 6 zarządzano codzienne modły poranne.
Nareszcie o godz. 7.30 upragnione, z dawna wyczekiwane śniadanko. W seminarium jednak słusznie nie hoduje się pasibrzuchów, więc na szesnastu uczniów klasy I przypadały dwie bułki i dzbanek herbaty. Tak oto, z jedną ósmą bułeczki i kieliszkiem słomkowego, gorzkiego napoju w brzuchu nasz Łukaszek dziarsko rozpoczynał dzień na chwałę Pana.
Młodsze roczniki rozpoczynały ucztowanie dopiero wówczas, gdy roczniki starsze nasyciły swoje sy-baryckie żądze obżarstwa (pieczywo, margaryna, marmolada). Dopiero to, co po tej orgii wielkiego żarcia pozostało, przypadało "kotom".
Syty więc i rozleniwiony Łukasz zaczyna teraz codzienne lekcje. Najmniejszy nawet szmer w klasie to wielogodzinne, dotkliwe kary. O tym jednak za chwilę.
Anioł Pański - południe
Koniec lekcji i bieg kursgalopkiem na obiad. Jak się kto spóźni, to może dostać wielkie G. - pewnie i tak smaczniejsze od pieczonego selera
- częstej specjalności tutejszej wykwintnej kuchni.
Po obiedzie następowała z dawna wyczekiwana chwila wytchnienia, czyli zmywanie talerzy i garów. Oczywiście, szkolne kucharki prac tak
Mamo i tato! Jeśli Wasz syn kończy właśnie
gimnazjum i nie bardzo wiecie, do jakich
szkół posłać swoją wychuchaną latorośl,
nie zastanawiajcie się ani chwili. Niższe
Seminarium Duchowne w Wadowicach zapewni
mu taki kurs survivalu, że późniejszy, ewentualny
pobyt we Wronkach wyda mu się rajem.
Łukasz Kostrzewski
trywialnych nie wykonywały, więc jak myślicie, Drodzy Rodzice, kto to robił? Wcześniej nasz Łukasz, jutro Wasz Jaś. Może jednak i tak bywało to lepsze niż niekończące się poobiednie modły - tzw. Nawiedzenie.
Nieszpory - ok. godz. 16
Po nieszporach, czyli okołogo-dzinnym zawodzeniu ze śpiewnika, zaczyna się tzw. studium, czyli czas na cichą naukę i odrabianie zadanych lekcji. Jak piszę, że cichą, to znaczy cichą, bo za najmniejsze poruszenie się w świetlicy (nie mówiąc już, o zgrozo!, o nieopatrznym szepcie) groziły
dotkliwe kary. Studium trwało nieprzerwanie do godziny 19.30.
Kompleta - od 19.30
O 19.30 rozpoczynał się apel, czyli podsumowanie dnia. Łukasz i inne Jasie stali karnie w szeregach, a przełożeni wymieniali: co, kto i kiedy zrobił źle i jaką poniesie karę. Takie sobie, bezstresowe wychowanie.
Po tym rachunku sumienia przychodził czas na kolację: dwie kromki chleba, margaryna, jeden przeźroczysty plasterek kiełbasy, częściej łyżka dżemu. Niekiedy, ale rzadko, nastawały też chwile szczęścia, czyli oglądanie do godziny 21.30 telewizji. Oczywiście nie jakichś tam filmów typu "Rambo", tylko programów specjalnie wyselekcjonowanych. Jednak o pół do dziesiątej, choćby leciał film o samym JP II, telewizor był nieodwołalnie wyłączany.
Niezwłocznie po 21.30 musiała panować w szkole klauzura milczenia, po kościelnemu sillentium sacrum. Nikt nie śmiał wydobyć
z siebie żadnego dźwięku. Powiedzieć koledze "dobranoc" graniczyło z przestępstwem. Wcześniej cała dziatwa klęczała karnie przy łóżeczkach, a zakonnicy kropili ją wodą święconą. To przeciw brzydkim snom. Od godz. 22 do zakazu milczenia dochodził zakaz poruszania się. Obowiązkowe leżenie w łóżkach, z rączkami na kołderkach (co było systematycznie sprawdzane) i całkowity bezruch do świtu - czyli jutrzni.
A teraz kary
Naszego Łukasza i innych Jasiów karano codziennie i za wszystko:
1. Wyrzucanie wszystkich osobistych rzeczy przez okno (tzw. akcja "Wiosna") za niekoniecznie autentyczny bałagan w szafie lub koło łóżka.
2. Miesięczny zakaz opuszczania budynku za powiedzenie jednego słowa w czasie nakazu milczenia. (Kolega Łukasza skleił sobie powieki su-perglu, aby mógł wyjść do okulisty, czyli wydostać się ze szkoły na spotkanie z dziewczyną).
3. Zakaz jedzenia czegokolwiek za bezczelne i podejrzane rozchorowanie się. "Chory nie powinien jeść" - twierdzili zakonnicy i swoje słowa wprowadzali w czyn.
4. Bezsensowne przerzucanie kilku ton węgla z jednej kupy na drugą za najmniejszą niesubordynację, np. próbę poskarżenia się na pieskie życie.
5. Zakaz wyjazdu do rodzinnego domu za "bezczelne spojrzenie" na mnicha przełożonego lub odmowę kablowania na kolegów.
6. Bicie po piętach mydłem zawiniętym w ręcznik za kradzież jedzenia (Łukaszowi się to przytrafiło, bo był już słaby z głodu, a starsi koledzy zabierali mu wszystkie wiktuały przysyłane przez rodziców). Po takim zabiegu ma się trudności z chodzeniem.
7. Wielogodzinne, bezsensowne froterowanie korytarzy za... całokształt.
W końcu znajomy już nam Łukasz nie wytrzymał. Pewnego dnia powiedział sobie "dosyć", zwiał ze szkoły i pojawił się w naszej redakcji, aby o wszystkim opowiedzieć. Czy zrobił słusznie? NA BOGA, NIE! W bardzo ostrych słowach wykazaliśmy mu niestosowność takiego zachowania i nakazaliśmy niezwłoczny powrót do kuźni nowych papieży w Wadowicach. Świat i Polska potrzebują bowiem młodych, zahartowanych, gotowych na wszystko ludzi. Fryzjerzy już przygotowują maszynki do strzyżenia ich glac na łyso, a krawcy biorą miary na brunatne koszule. Rodzice - Prawdziwi Polacy! Nie zastanawiajcie się ani chwili... MAREK SZENBORN Fot. archiwum
Przedsmak nieba
W zakonie trzeba słuchać, milczeć i pracować. Nic więcej. W przeciwnym razie zostanie się oskarżonym o wrogość wobec samego Boga. Reżim i pranie mózgu niszczy wolę, degraduje jednostkę do nie liczącego się zera.
Anna Arno (na zdjęciu - druga od prawej) wstępując do Zgromadzenia Sług Jezusa - żeńskiego zakonu - marzyła o ofiarnej służbie Bogu. Zamiast przedsmaku nieba zakosztowała prawdziwego piekła na ziemi. Wytrzymała 7 lat. W końcu zapytała o możliwość realizacji obiecanych jej na początku życia zakonnego studiów. Zamiast pozwolenia na dalsze kształcenie, została wyrzucona z szeregu "Sług Jezusa".
A było tak: Ania zaraz po maturze, wbrew ojcu i rodzinie wstąpiła do klasztoru.
Wybrała zakon, w którym zakonnice chodzą w świeckich ubraniach, nie chciała się wyróżniać. W zakonie Anna - już jako siostra Łucja -szybko wprzęgła się w niewolniczy rytm zakonnego regulaminu; biła czołem przed przełożonymi, które każdą zachciankę i decyzję tłumaczyły boską wolą. W zakonie funkcjonowały, jak to nieoficjalnie nazywano,
"trzy chóry": rządziły "matki", czyli przełożona generalna oraz najbardziej zasłużone dla zakonu; niżej dyrygowały tzw. panie, czyli przełożone w poszczególnych domach zakonnych i starsze zakonnice z bogatych rodzin, które nigdy nie splamiły się pracą fizyczną. Pozostałe to "siostry", czyli zakonny plebs. Te tyrały za wszystkie. Najgorsze i najcięższe prace miały wpisane w zakonny życiorys do jego kresu. Do nich zaliczała się siostra Łucja.
Na porządku dziennym była np. cenzura korespondencji przychodzącej i wychodzącej. Wielokrotnie od osób trzecich, zwłaszcza "pań", można było usłyszeć prześmiewcze teksty na swój temat lub na temat rodziny. To była jedna z zakonnych "rozrywek". Każda zakonnica prowadziła swój "zeszycik pozwoleń", na które musiała uzyskać zgodę od siostry mistrzyni. Oto niektóre z nich, literalnie wyjęte z notatnika siostry Łucji i podpisane przez przełożoną: "Pokornie proszę Siostrę Mistrzynię o udzielenie pozwoleń: na mycie głowy co tydzień, na używanie środków piorących i higienicznych, na modlitwę we własnych intencjach, na korzystanie z czasopism ogólnie
dostępnych w domu, na korzystanie z pomocy lekarskiej". Inne są jeszcze ciekawsze: "pokornie proszę o pozwolenie na zjedzenie czegoś lub napicie się poza ogólnymi posiłkami, na pożyczanie siostrom lub od nich drobnych rzeczy, na korzystanie z rady sióstr pielęgniarek". Siostry nie miały własnych pieniędzy, więc każdorazowo, nawet o najdrobniejszy zakup, musiały prosić przełożoną^ to ona decydowała co kupić. Swoistym zadośćuczynieniem za własną małość i grzeszność była tzw. kapituła win.
Każda zakonnica musiała, klęcząc przed przełożoną (!), publicznie ukorzyć się, wyznając swoje grzechy przeciwko regulaminowi. Te upodlające ceremonie odbywały się co dwa tygodnie. Przełożona zadawała pokutę i wymagała poprawy. Największy krzyk rozlegał się, kiedy któraś z sióstr przebąkiwała o odejściu lub skarżyła się na złe traktowanie.
- Wówczas sypały się mury i grzmiały pioruny - opowiada Anna Arno. - Przełożona roztaczała przed nami, na specjalnych konferencjach, wizje nieuchronnej, boskiej kary. Snuła np. opowiadania, jak to obleśny mąż w przypływie szału alkoholowego poprzetrącał takowej ekszakonnicy nogi. Inny torturował codziennie swoją żonę "zabraną Bogu", bijąc ją pięścią po całym ciele i kopiąc nogami po twarzy.
- "Taka czeka was przyszłość, jeśli odejdziecie z zakonu", wrzeszczała przełożona. Czułyśmy się zaszczute, żadna nie chciała skończyć tak haniebnie i dlatego cieszyłyśmy się, że możemy spokojnie żyć bez mężów w zakonie - opowiada siostra Łucja. Terror psychiczny szedł w parze z niewolniczą pracą.
Najgorsze, ciężkie fizyczne prace przeplatające się z długimi modlitwami i praniem mózgu na tzw. konferencjach miały zrobić z nas niewolnice Kościoła.
- Pracowałam w domach zakonnych w Otwocku, Lublinie, Warszawie i Nałęczowie. Nie liczył się tam człowiek. Dla zakonu byłam siłą roboczą, statystycznym numerem - wyznaje Łucja.
Po odejściu nie mogła odnaleźć się w świecie. Dopiero po kilku latach znalazła swoje miejsce w Częstochowie. Tu pracuje jako nauczycielka fizyki. JAROSŁAW RUDZKI Fot. archiwum
!8 III - 4 IV 2002 r.
FAKTY n
INJ
POLSKA PARAFIALNA
DOKUMENTY VIAFT KATOLICKIEJ
KaŻdy ma SWOJą kartotekę Budżetowa dyskryminacja
Wszyscy figurujemy w kościelnych kartotekach i wszyscy powinniśmy płacić coroczny podatek dla swojej parafii.
Przypominają to jasno księża parafii św. Anny w Radzy-niu Podlaskim, wspominając
0 kartotece, w której znajdują się m.in. pisemne finansowe zobowiązania parafian. Mamy oto przed sobą kuriozalny druczek rozsyłany do parafian, przechowywany potem troskliwie w kościelnej kancelarii!
Księża ze wspomnianej parafii stawiają jasno jeszcze jedną kwestię: ich wizyta duszpasterska w roku 2001/2002, czyli spacerek po kolędzie, służy jedynie "spłacie zadłużenia oraz prowadzeniu dalszych prac budowlanych " w świątyni parafialnej. Dlatego każda rodzina powinna złożyć znaczącą ofiarę, bynajmniej nie w bilonie. Ta ofiara uwaga może być wpłacona w czterech kwartalnych ratach! To ukłon w stronę parafialnej biedoty, której z roku na rok przybywa.
I jeszcze jedno w owej ankiecie skierowanej do parafian nie ma mowy o jakimś duszpa-sterzowaniu, duchowej strawie
1 tym podobnych dyrdymałach.


|IIIILl.Ml.ri IV lllll-.." ^-..........--------------------------"'Ś
Uin i.- i -A 1 Ś J ," wiHl
w-1-.-." L: M .....rt-
- . . . _
błc xmi cqkL (A 1 T1J wy;
uiłM.irinlH-
Oszczędny czy sknera
Proboszcz parafii św. Katarzyny w Nowej Rudzie (woj. dolnośląskie) prezentuje skąpstwo w karykaturalnej wprost postaci.
Chodząc po kolędzie rozdaje swoim parafianom karteczki zachęcające do ofiarności na remont i potrzeby miejscowego kościoła. Zapewne
nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że owe karteluszki zostały wydrukowane na pożółkłym papierze pochodzącym z... przychodni lekarskiej. Serce krwawi nie tylko z powodu zapisów dotyczących krwi badanej w miejscowym laboratorium, ale i skąpstwa proboszcza, któremu żal paru groszy na papier...
imii u mml i punrliy Hridn Oli.
Frału; o wy Je o na nie. OB Morfologia t' zaj Iefw a w ien i n < '. ir. m kr j-t-.j m Ś Lh; i- Ś p



na raty
J
Każdy z abiazów
posiada certyfikat
autentyczności
sygnowany przez
ni Jf d zy n a tu ilu uq firmę CŁARTE,
mam u. rra*
1 KUPON UMÓWIENIA
on, ś. Umimuu^ 11. mj
;<Ś
nhuan 141 ił
edynie za 69,90 zł każdy czytelnik kolorowego dodatku z programami telewizyjnymi "Imperium TV" może nabyć "dar serca i nadziei", czyli wizerunek Najświętszej Maryi Panny.
Ten upominek, jak go nazywa producent z Dusznik Zdroju, "potrzebny jest w każdym polskim domu", co z pewnością jest nieco dyskusyjne. Dla niedowiarków: święty obraz poświadczony jest certyfikatem autentyczności (rozumiemy, że malowany na podstawie żywego modela) i ma stać się "domową relikwią". Cena obrazu wykonanego unikatową techniką metaksotypii, rzekomo pozłacanego i oprawionego w srebro, a ponadto... wzbogaconego kryształami niejakiego Swarowskiego, " najbardziej znanymi z blasku i szlifu na świecie ", jest niewielka. Gdyby jednak dla niektórych była zbyt wysoka, mogą płacić w 10 ratach. Oczywiście dochodzą koszty przesyłki. Zapewniamy potencjalnych klientów, że przy zakupie 100 egzemplarzy, na przykład dla całego kółka różańcowego, można liczyć na sporą marżę.
Nie dziwi już nikogo, że wiele samorządów finansuje statutową działalność różnorodnych organizacji kościelnych, bo stało się to, niestety, czymś powszechnym w Kk. Czytelników naszych zalewa jednak krew, gdy widzą, że są równi i równiejsi, jak np. w Jaśle. Dla katolickiego "Naszego Domu" w budżecie na ten rok zarezerwowano 25 tys. zł, zaś dla Polskiego
Związku Głuchych - tylko tysiąc złotych. Olano też niewidomych i diabetyków, bo ich miejsce jest zapewne na... cmentarzu. Za to "rozwojowa" Akcja Katolicka dostała znacznie więcej szmalu, nie mówiąc już o "Caritas" i innych katolickich przybudówkach, które doją równo i bez jakichkolwiek zahamowań. A radni widocznie marzą tylko o przepustce do nieba...

ŚŚŚ-ŚŚŚ--.-
'ŚŚi Ś~^J'"-VF-^ Ś
i i j, .- L. ....,_ .. . ^ _.._*. . ,.
Cegiełka na kostki
Geniusz Podola, czyli ksiądz Rafał Pierzchała z podolańskiej i strze-szyńskiej wspólnoty parafialnej, rozprowadza w swoim królestwie oryginalne "cegiełki".
Proboszcz parafii Matki Bożej Pocieszenia na pozór niczym nie różni się od tysięcy jemu podobnych, woła nawet dużo mniej niż inni. Zadziwiać może tylko jego
profesjonalizm. Ponieważ wymarzył sobie piękny chodnik przed kościołem, wyliczył, że każdy parafianin powinien wpłacić 3 złote, czyli równowartość 5 betonowych kostek. Kto chce chodzić po suchym do kościoła, niech płaci - i słusznie. Zobaczcie jednak ten kolorowy, artystyczny wręcz folder, godny co najmniej zrzutki na Świątynię Opatrzności!!!
Danina dla Kościoła
W Stolcu k. Złoczewa (Sieradzkie), o którym głośno było niedawno z powodu okupacji przez parafian tamtejszego kościoła proboszcz nie bawił się w kamuflowanie czegokolwiek. Na początku roku rozdał koper-
ty, w których należało złożyć "daninę diecezjalną". Zbuntowani parafianie przegonili proboszcza, a daniny nie zamierzają płacić. Czasy pańszczyzny już dawno minęły...
KOLUMNĘ PRZYGOTOWAŁ RYSZARD PORADOWSKI, repr. archiwum
i m 11 v
Nr 13 (108)

JAK PASTERZE KOŚCIOŁA NA OSIOŁKACH PRZYBYWSZY OFIARĘ Z SIEBIE SKŁADALI
Tuż przed Niedzielą Palmową, gdy Jezus zmierzał na osiołku do bram Jerozolimy, jego watykańscy namiestnicy dosiedli stalowych rumaków, aby udać się do Warszawy na Konferencję Episkopatu Polski.
Mistrz z Nazaretu, kiedy dosiadał osiołka, pokazał, że stoi po stronie biedaków, przeciętniaków. Najwyżsi hierarchowie Kościoła prawosławnego w Rosji wezwali popów, aby dosiadali tylko aut produkcji rosyjskiej, choć z nieco innych względów. "Nasi" panowie z episkopatu ujeżdżają z reguły rumaki ze stadniny audi i mercedesa - symboli bogactwa i zbytku.
20 marca, po uroczystym zajeździe do stolicy, nastąpiła "trwoga konania" na obradach biskupiego plenum. Panowie odziani w królewską purpurę wydali wyrok na ojca Rydzyka. Jego głowa jest ofiarą złożoną na ołtarzu nowych przywilejów Kk, wytargowa-nych na dziedzińcu świątyni u handlarzy z SLD. Serce musiało im krwawić, kiedy zakładali na ryjek
rydzyjka - kaganiec. Cóż, "lepiej, aby jeden zginął za naród, niżby cały naród miał zginąć przez niego ", jak powiada Pismo.
Z dziennikarzami zgotowali sobie "ostatnią wieczerzę", z której wygnali jako jedynego zdrajcę Judasza z "Faktów i Mitów", niegodnego, aby pouczeń świętych słuchać.
Pasterze umiłowali naród do końca, zezwalając mu na zintegrowanie się z bezbożną Unią. Zapierali się samych siebie, krwawy pot na ich święte, umartwione oblicza występował, ale przecież "przyszli po to, aby wypełnić wolę Ojca"... Świętego. Następcy Pana nie omieszkali pogrozić bezbożnikom z UE, nakazując
im "szanować godność osoby ludzkiej", czyli biskupów, bo to oni są "osobami ludzkimi" w sensie ścisłym. Dostało się też unijnym diabłom, za to, że imienia boskiego nie wprowadzili do Karty Praw Podstawowych - wszak nie taka w tej materii była wola Ojca Świętego!
W biskupim wieczerniku padło pytanie (mimo braku dziennikarza "FiM"!) o los umiłowanego ucznia Jana (czyt. Juliusza): "A co z tym będzie? ". Dostał przeto odpowiedź godną swej wścibskiej głupoty: "A jeżeli chcę, aby pozostał, tobie co do tego?". Brat Paetz wszak uwierzył, że Pan jest w każdym "z tych braci najmniejszych"
i z tego powodu na piersi ich, jak na Pańskiej, kład swą głowę miłosnymi myślami wypełnioną.
Bracia biskupi, po raz kolejny oddawszy swój cenny czas za naród, po spożytym posiłku złożyli swe członki postami i włosiennicami umęczone na rozłożystych bydlątkach transportowych, utrudzeni, narzucili na siebie krzyże i odjechali na swoje golgoty, to znaczy do pałaców, aby wychylać codzienne kielichy goryczy wypełnione po brzegi płynami przywiezionymi z dalekiej Szampanii. Alleluja! Amen. G.K. i A.C.
12
ZE ŚWIATA
FAKTYn
r 13 (108"
28 III - 4 IV 2002 r.
K
siądź Wojciech Maria Polak ze zgromadzenia . księży michalitów mówi wprost: "Szatan bez przerwy obserwuje i atakuje każdego, a przecież przewyższa nas swą inteligencją, dlatego też, kiedy my nie czuwamy, nie współpracujemy z łaską bożą, powstają szczeliny, przez które może wejść szatan. Przez każdy grzech ciężki stajemy się niewolnikami szatana ".
I chyba dlatego przed bodaj trzema laty w domu zakonnym wer-bistów w Kleosinie odbyło się dwudniowe spotkanie polskich księży egzorcystów.
Również w Asyżu odbył się światowy zjazd katolickich egzorcystów. Zauważono tę potrzebę również i w Stanach Zjednoczonych. W kraju, w którym liczba różnych grup etnicznych jest ogromna, wiara w gu- . sła i zabobony jest porażająca. I nie dzieje się to wcale w slumsach i piwnicach Nowego Orleanu, gdzie grupki potomków czarnych niewolników uprawiają w dalszym ciągu afrykańską religię vudu, ale na przykład w eleganckich dzielnicach wielkich miast USA, w domach ludzi wykształconych na najlepszych amerykańskich uniwersytetach.
W dzielnicy Riverswo-ods pod Chicago, w imponującej rezydencji policja zaaresztowała chirurga (pracownika elitarnego Rogers Park Family Health Cen-ter), który wynajął egzorcystę w celu wypędzenia diabłów, siedzących w jego żonie. To akurat nie jest takie niezwykłe, ponieważ
w wielu żonach siedzi diabeł
zwłaszcza wtedy, gdy jaśnie pan małżonek wraca nad ranem. Niecodzienne jest natomiast to, że diabły
U S Antychryst
były tym razem przepędzane za pomocą kija. Żonę lekarza z bardzo poważnymi obrażeniami odwieziono do szpitala, gdzie spędziła osiem dni na oddziale intensywnej terapii. Rzecz miała się tak: chirurg, doktor Yang Yeom to Amerykanin urodzony w Korei Południowej, bardzo blisko związany z Kościołem prezbiteriańskim. Od ponad 20 lat prowadzi praktykę lekarską. Ostatnio nadzwyczaj zbliżył się do swojej religii. Z kolei jego żona, też Koreanka, znacznie bardziej zamerykanizowana niż mąż, nie
W Polsce rośnie zapotrzebowanie na egzorcystów, bo coraz więcej ludzi dręczonych jest przez "czarne moce". Pocieszmy się... w USA nie jest lepiej.
widziała potrzeby ucieczki w dogmaty i żyła sobie normalnie.
Tymczasem dr. Yanga coraz bardziej zaczęła wkurzać religijna obojętność żony. W końcu znalazł pastora Zu Guen Minnga, który
szybko wydał orzeczenie: w żonę weszły diabły i trzeba je wypędzić za pomocą egzorcyzmów.
Kiedy dr Yang powiedział żonie, że chce na niej odprawić seans egzorcystyczny, ta najpierw wymownie postukała się w czoło, ale potem - dla świętego (nomen omen) spokoju - machnęła ręką i wyraziła zgodę. Była pewna, że pastor odmówi nad nią pacierze, ewentualnie odśpiewa kilka psalmów - i będzie po sprawie.
Wyznaczonego dnia pastor wraz z grupą mniejszych egzorcystów pomocników przybył do eleganckiej rezydencji doktorostwa. Jakież było zdziwienie nieszczęsnej "nawiedzonej", kiedy pastor miast odmawiać pacierze zaczął ją-wraz z pomocnikami -
walić po mordzie.
Po którymś kolejnym uderzeniu doktorowa wyrwała się, szczęśliwie dotarła do samochodu i czym prędzej uciekła. Taka z niej była zatwardziała grzesznica.
Tymczasem pastor wziął od chirurga za swoje egzorcy-zmy należne 2 tys. dolarów i uparł się, że trzeba sprawę doprowadzić do końca, bo już w tej chwili ma taką pewność, że w żonie lekarza siedzi dziesięć, a może nawet jedenaście demonów. A jeden z nich to
Amfa zamiast opłatka
Czego oczekiwać od księdza? Otuchy, pokrzepienia w wierze, nadziei, sakramentu, opłatka, rozgrzeszenia, namaszczenia - wyrecytuje każdy katolik. Nie tylko tego, jak się okazuje, można się po słudze bożym spodziewać. Tu i ówdzie duchowni rozszerzają wachlarz świadczeń o usługi niestereotypowe.
Proboszcz w parafii St. Rosę of Lima na północy Florydy, ksiądz Thomas Crandall, zaangażował się aktywnie w handel narkotykami. W połowie stycznia agenci federalni z Drug Enforeement Admini-stration i funkcjonariusze lokalnego szeryfa przyskrzynili kapłana, gdy ze świeżym ładunkiem towaru pędził z Nowego Orleanu - gdzie miał ekskluzywne kondominium
- ku macierzystej parafii. W księ-żowskim jeepie cherokee znaleziono 30 gramów amfetaminy i 900 tabletek modnego w sferach młodzieżowych, nielegalnego narkotyku "extasy". Przeszukanie plebanii ujawniło 30 gramów amfetaminy, 4 pastylki "extasy" oraz urządzenie do testowania jakości narkotyków. Organa ścigania wpadły na trop Crandalla po zatrzymaniu narkomana, który przyznał się, że towar nabył właśnie od duszpasterza. Informator policyjny zatelefonował doń, udając, że chce poczynić zakup; ksiądz oświadczył, że aktualnie jest "pusty", ale w weekend jedzie do Nowego Orleanu po nową dostawę. W następnej konwersacji telefonicznej Crandall potwierdził, że ma już "extasy" - które
określił kryptonimem "strzały" - i obiecał zaspokoić potrzeby klienta natychmiast po powrocie. Biskup John Ricard nadzorujący diecezję Pensacola - Talla-hassee, poinformował wiernych o aresztowaniu wielebnego Crandalla i zachęcił ich do "utrzymania zaufania w siłę wiary w tym bardzo trudnym i bolesnym okresie". Wierni uważają, że handlarz narkotyków był całkiem dobrym księdzem. Półtora roku temu został obrabowany: z parafii ukradziono gotówkę, zabytkowe monety i banknoty. Może ksiądz usiłował się odkuć, powetować straty? Choć - kto wie. Może zbierał fundusze na remont dzwonnicy? Wszak wiara nie zna granic. Rozsądku.
TOMASZ SZTAYER
demon samobójstwa. Wszyscy więc zgodnie postanowili zaczekać na doktorową.
Z kolei doktorowa zrozumiała, że ma do czynienia z nawiedzonymi kretynami, toteż na wszelki wypadek noc spędziła w hotelu. Do domu powróciła dopiero następnego dnia przed południem, w przekonaniu, że wariaci już poszli w cholerę i nic jej nie grozi. Wiele wskazuje, że diabeł chyba rzeczywiście odebrał jej w tym momencie rozum...
Gdy weszła do domu, wyskoczył na nią egzorcysta z mężem i pomocnikami. Zbili ją straszliwie, przekonani, że dokopują samemu diabłu. W końcu znów udało się jej uciec. Tym razem na górne piętro domu. Stamtąd zadzwoniła pod numer 911. Przyjechała policja.
Opisany przypadek nie należy w USA do specjalnie drastycznych w tym względzie. W Los Angeles grupa zwolenników podobnych egzorcyzmów (tzw. anchal) pobiła na
śmierć misjonarkę Kościoła metodystów, twierdząc, że
siedzą w niej diabły.
Wśród katujących kobietę był jej własny mąż. Później wyraził niebotyczne zdziwienie (ale nie skruchę), że na skutek obrażeń żona zmarła. Zapuszkowany mąż twierdził, że praktykował jedynie swoje konstytucyjne prawo do wolności religii. Krzyczał też wniebogłosy, że gdyby coś takiego zrobili katolicy, nic by im nie było, bo arcybiskup Los Angeles Roger Mahony zaraz zrobiłby wrzawę i całej sprawie ukręcono by łeb. Z drugiej strony, co racja
- to racja.
Ciemnota -jak widać - nie omija żadnego kraju. Ani bogatego, ani biednego, ani ludzi prostych, ani wykształconych. Ani USA, ani Polski - niestety. Dlatego róbmy wszystko, abyśmy nie musieli korzystać z naszych katolickich, "miękkich" egzorcyzmów, i to nawet wtedy, gdy egzorcystą będzie ksiądz Andrzej Gretkowicz - egzorcysta archidiecezji warszawskiej, którego -jak to on sam mówi
- diabeł boi się jak wszyscy diabli.
DOMINIK CHORKOWSKI
Ecce kolos
Ambicje polskich proboszczów forsujących monumentalne monstra religijne są zagrożone: może ich prześcignąć skalą i przyćmić rozmiarami swego przedsięwzięcia niejaki Thomas Monaghan (na zdjęciu) - założyciel sieci pizzerii Do-minos Pizza w USA. Zamierza uszczęśliwić miasto Ann Arbor w stanie Michigan 30-metrowym Jezusem na krzyżu. Monaghana wychowały zakonnice i widać zaszczepiły mu pasję do przedsięwzięć biznesowo-architekto-nicznych o katolickim wydźwięku i bizantyjskim rozmachu. Umyślił sobie przekształcenie Ann Arbor Town-ship w amerykański Watykanik. Wybudował kościół, potem katolicką szkołę i takowe przedszkole. Założył dwie radiowe stacje religijne, katolicką gazetę i ośrodek misjonarski. Teraz przenosi do Ann Arbor założoną przez siebie katolicką uczelnię Ave Maria College. To właśnie na jej terenie chciałby wznieść 80-metrowy krzyż z 30-metrowym Chrystusem. Ma oczywiście pobożnych popleczników, ale i pokaźne grono bezbożnych przeciwników, którzy dość mająurboteokracji i pomysł z megakrucyfiksem określają
jako porąbany. Ich opinię podzieliła komisja planowania, rekomendując radzie miejskiej odrzucenie projektu amerykańskiego Rydzyka.
Ale Monaghan, posiadacz 1300 akrów, największy obszarnik w mieście, jest znany z tego, że nie poddaje się bez walki, tym bardziej że sprzedał właśnie swój pakiet kontrolny akcji Dominos Pizza i resztę życia postanowił poświęcić na szerzenie wiary katolickiej. W przeszłości wiele razy pozywał miasto do sądu. Obecnie w toku są jego dwa procesy przeciw radzie miejskiej.
Jednak najpewniejsza w USA metoda, by dostać to, czego się chce, wiedzie przez finansowanie kampanii wyborczych kandydatów popierających idee sponsora, które ci, po wygraniu wyborów, będą zobligowani realizować. Niestety, nie zawsze to działa. W poprzednich wyborach Monaghan i Partia Republikańska wydali dziesiątki tysięcy dolarów na poparcie kandydatów z konserwatywnej prawicy religijnej i... wszyscy przerżnęli z kretesem. Los Jezusa wielkości wieżowca może być więc skazany na łaskę boską. Czyli że na szczęście nigdy nie powstanie. T. Sz.
!8 III - 4 IV 2002 r.
FAKTY n
INJ
PODBOJE KOŚCIOŁA
13
Niemal na każdej lekcji
religii i prawie
w każdym kościele
mówią nam od lat,
że rzymscy katolicy
przez całe stulecia
dawali narodom
świata pokój
i Dobrą Nowinę.
Nieśli miłość,
zbawienie,
poszanowanie
boskich
i ludzkich praw
oraz
"cywilizację życia".
Nauczali
0 Chrystusie, Maryi, dekalogu
1 prawdzie objawionej.
Byli orędownikami
postępu,
a przeciwnikami
ciemnoty
i zabobonu.
Wyspy wielkanocne
Tak oto anonimowy indińa-ski artysta z tamtego okresu przedstawił chrystianizacje swojego narodu.
Tak było? Może i tak, ale na wszelki wypadek sprawdźmy dwie relacje. Autorem pierwszej jest współczesny nam papież Karol Wojtyła, autorem drugiej - XVII--wieczny dominikanin Bartolome de Las Casas. Obie "nieco tylko" różnią się od siebie, choć dotyczą dokładnie tego samego okresu historii i skrawka ziemi - Dominikany. Posłuchajcie:
Oto dwie relacje, dwóch wysłanników Kościoła do maleńkiej Dominikany. Dzielą je stulecia, wrażliwość i punkt widzenia. Kto mówi prawdę? Papież -o wspaniałej krucjacie, "sprawiedliwości i prawach człowieka", czy dominikański biskup - naoczny świadek potwornego mordu?
A może Karol Wojtyła przez lata ani razu nie zajrzał do archiwów watykańskich i nic nie wiedział o pamiętnikach mnicha tamże przechowywanych? Może nawet nie wie, że jeszcze w Roku
Pańskim 1812 jezuita Coronil nakazywał katolickim żołnierzom wyruszającym przeciw indiańskim powstańcom w Wenezueli: "Zabijcie wszystkich powyżej siódmego roku życia ".
Nie wie? Wszak w 1980 roku beatyfikował Jose de Anchieta, którego nazywał "bożym człowiekiem", "pionierem ewangelizacji", "apostołem Brazylii" "wzorem dla całej generacji misjonarzy". To ten sam "pionier ewangelizacji", a tak naprawdę zwyrodniały morderca, który zwykł powtarzać słynne zdanie, że "miecz i żelazny pręt to najlepsi kaznodzieje".
Wskutek takiej ideologii wymordowano w obu Amerykach więcej niż 50 milionów Indian. Podobny holokaust nie miał precedensu w dziejach ludzkości.
I
Ale wróćmy na chwilę do naszego krnąbrnego kronikarza, tak różniącego się w relacjach od Jana Pawła II. Wróćmy do dominikanina Bartolome de Las Casas. Razem z jego opisami pochylaliśmy czoło nad niedolą bestialsko - w imię jedynie słusznej wiary - mordowanych Indian.
Ten współczujący tubylcom dzie-jopis skonstatował nie bez racji, że w Ameryce wskutek "ewangelizacji" zaczyna brakować rąk do pracy. Pracy na chwałę Pana, oczywiście. I to właśnie ów Bartolome wpadł na dziś już historyczny, ale jakże brzemienny w skutkach pomysł, aby sprowadzać do Nowego Świata niewolników murzyńskich.
Z pięćdziesięciu złapanych w Afryce, do Ameryki docierał jeden żywy. Ale to już zupełnie inna opowieść.
MAREK SZENBORN
Jan Paweł II odwiedził Dominikanę 25 stycznia 1979 roku i tak prawił:
"Dziękuję Bogu, że pozwolił mi wstąpić na ten skrawek ziemi amerykańskiej. Przyjść tutaj drogą, którą obrali pierwsi krzewiciele wiary po odkryciu tego kontynentu".
"Bo dziś możemy wyrazić tylko podziw i wdzięczność za to, czego dokonali".
"Żeby głosić chwałę Chrystusa Zbawiciela. Żeby bronić godności tubylców, strzec ich nienaruszalnych praw".
"Wówczas to, ten umiłowany lud otworzył się na wiarę w Jezusa Chrystusa".
"Niech będzie pochwalony Pan, który mnie tu zaprowadził"
"Tu, gdzie na tym kontynencie rozpoczęło się dzieło boże, na chwałę i cześć Pana naszego".
"Tu, gdzie zatknięto pierwszy krzyż, odprawiono pierwszą mszę i odmówiono po raz pierwszy Ave Maria".
"W istocie łaska to i powołanie Kościoła, który istnieje po to, aby ewangelizować".
"Stolica Apostolska ustanowiła pierwsze biskupstwo Ameryki właśnie na tej wyspie".
"Krzewiciele wiary w stosunkowo krótkim czasie swoją działalnością całe Santo Domingo. Byli to ludzie, kt rzy lgnęli zwłaszcza do biednych i bezradnych - do tubj ców. Później ukształtowały się na tej podstawie początki pr wa międzynarodowego".
"Jeśli mam tu wyrazić zasłużoną wdzięczność tym, która jako pierwsi posiali ziarno wiary, to należy się ono przed wszystkim zakonom, które bez reszty poświęciły się dzie ewangelizacji, chociaż ponosiły czasem ofiary, nawet spotykała je męczeńska śmierć".
"Kościół był więc na tej wyspie pierwszą instancją, która zatroszczyła się o sprawiedliwość i prawa człowieka".
A mnich Bartolome (pierwszy biskup tego kraju), naoczny świadek, z perspektywy czterech stuleci odpowiada w swoich pamiętnikach:
"Od tej chwili rozpoczęło się mordowanie, duszenie tych nieszczęśników".
"Chrześcijanie wdzierali się między ludzi, nie oszczędzali ani dzieci, ani starców, ani kobiet brzemiennych, ani tych w połogu, rozpruwali im ciała i rozrywali wszystkich na kawałki. Nie inaczej, niż gdyby napadli na stado owiec".
"Oni szli w zawody, który potrafi rozpłatać człowieka lub dziecko jednym ciosem miecza, który zdoła rozerwać głowę albo wyrwać wnętrzności".
"Nowo narodzone istotki odrywali - chwytając je za nogi - od piersi matek i rzucali na skały, rozbijając im głowy".
"Inne dzieci włóczyli ze sobą po ulicach, trzymając je za ramiona, smali się przy tym, i żartowali, a w końcu wrzucali te dzieci do wody, mówiąc: Teraz tam się miotaj, ty małe, nędzne ciało".
"Inni zabijali i dziecko, i matkę".
"Robili też szerokie szubienice, takie że stopy prawie dotykały ziemi. Na każdej z tych szubienic wieszali, na cześć i chwałę Zbawiciela i dwunastu apostołów, po trzynastu Indian. Potem podkładali drewno, rozniecali ogień i palili wszystkich żywcem".
"Kiedy pojawił się gubernator wyspy, przywołał on do siebie trzystu najznakomitszych władców i obiecał im bezpieczeństwo. Większość z nich zwabił podstępnie do słomianej chaty i kazał ich wszystkich spalić żywcem".
"Wszystkich pozostałych, razem z ich świtą chrześcijanie zabili lancami albo szpadami, ale królową Anacaonę przez respekt powiesili. Możnych i szlachetnie urodzonych zabijali oni zazwyczaj jak następuje: robili oni stosy z bierwion kładzionych na widły, przywiązywali do nich nieszczęśników, a niżej rozniecali niewielki ogień. I ci ludzie z czasem krzyczeli żałośnie i w straszliwych cierpieniach oddawali duszę Bogu. Wszystkie opisane tu okropności i jeszcze wiele innych widziałem na własne oczy".
"Jako że wszyscy, którzy mogli uciec, skryli się w górach i weszli na najbardziej strome szczyty, żeby uchronić się przed tymi okrutnymi, bezlitosnymi ludźmi - podobnymi do zwierząt drapieżnych - więc ci dusiciele, ci śmiertelni wrogowie rodzaju ludzkiego, tak wytresowali swoje psy myśliwskie, by szybciej niż odmawia się Ojcze Nasz, rozrywały one każdego napotkanego Indianina. Psy łowiły Indian niczym dzikie świnie i pożerały ich".
"Jako że Indianie, co zdarzyło się tylko parę razy, w słusznym i świętym gniewie zabili kilku spośród chrześcijan, ci ostatni przyjęli za swą regułę, by w odwecie za zabicie jednego chrześcijanina ginęło z ich rąk stu Indian".
14
JEZUS ŻYJE!
FAKTYn
r 13 (108"
28 III - 4 IV 2002 r.
Do chrześcijan w Efezie apostoł Paweł napisał: "Jedno ciało i jeden Duch, jak też powołani jesteście do jednej nadziei, która należy do waszego powołania" (Efez. 4, 4). W swoim zaś wystąpieniu przed namiestnikiem Feliksem wyznał: "Pokładam w Bogu nadzieję, która również im samym przyświeca (Żydom), że nastąpi zmartwychwstanie sprawiedliwych i niesprawiedliwych" (Dz. 24, 15).
Fakt, że " Chrystus umarł za grzechy nasze według Pism i że został pogrzebany, i że dnia trzeciego został z martwych wzbudzony według Pism " (1 Kor. 15, 3-4), jest dla wierzących jedyną nadzieją sięgającą aż poza grób. Według apostoł; Pawła "Jeśli bowiem umarli nie bywają wzbudzeni, to i Chrystus nie został wzbudzony; a jeśli Chrystus nie został wzbudzony, daremna jest wiara wasza..." (1 Kor. 15, 16-17). W takim zaś przypadku ap. Paweł i inni byliby fałszywymi świadkami Bożymi (1 Kor. 15, 15). Ale wtedy powstaje pytanie: kto w takim razie zmienił ich życie? Kto dokonał tak radykalnej przemia-
Nadzieja chrześcijan
Życie wieczne w miłości i szczęściu - oto
przedmiot nadziei i tęsknoty prawdziwych
uczniów Jezusa. To także chrześcijańska
odpowiedź na trudy codzienności, a przede wszystkim na lęk przed śmiercią.
jako poronionemu płodowi. Ja bowiem jestem najmniejszym z apostołów i nie jestem godzien nazywać
ny Saula z Tarsu w apostoła Pawła? Przecież Luca Signorelli, "Zmartwychwstanie umarłych", fresk
on sam przyznaje
ze
wcześniej był " nader gorliwym zwolennikiem ojczystych (żydowskich) ustaw" i "srodze prześladował Kościół Boży" (Gal. 1, 13-14). Co się więc stało? Co mówi sam apostoł Paweł? Oto jego wyznanie: "A w końcu po wszystkich ukazał się i mnie
dzięki spotkaniu ze zmartwychwstałym Chrystusem. O tej cudownej metamorfozie konsekwentnie świadczył już do końca swego życia, i to przy każdej okazji. Świadectwo to potwierdził gotowością oddania życia dla sprawy Chrystusowej . Albowiem dla apostoła Pawła "życiem był Chrystus, a śmierć I zyskiem" (Fil. 1, 21). " Apostoł Paweł nie głosił pustej teologii. Głosił Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego. Był bowiem pewien tego, czego doświadczył - spotkania z Chrystusem. I stąd to przeświadczenie, "że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani potęgi niebieskie, ani teraźniejszość, ani przyszłość, ani moce,
się apostołem, gdyż prześladowałem Kościół Boży" (1 Kor. 15, 8-9).
Właśnie nawrócenie Saula jest najlepszym uwierzytelnieniem jego świadectwa o zmartwychwstałym Chrystusie. Tak natychmiastowa przemiana mogła nastąpić tylko
ani wysokość, ani głębokość, ani żadne inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Bożej, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym"
(Rzym. 8, 38-39).
Troska apostoła Pawła zmierzała jednak ku temu, aby Bóg
Jajko z nutką dekadencji
Jajko - symbol życia, płodności, miłości i siły - jest najbardziej charakterystycznym atrybutem Wielkanocy. Stało się także metaforą zmartwychwstania.
Wedle greckiego podania z X w., zwyczaj malowania jaj miała jakoby wprowadzić św. Magdalena po tym, jak zobaczyła pusty grób. Jak głosi legenda, Maria Magdalena wróciwszy do domu, znalazła w spiżarni czerwone jaja. Podarowała je apostołom, obwieszczając dobrą nowinę o zmartwychwstaniu. Czerwona barwa miała oznaczać krew Chrystusa przelaną za grzechy ludzkości. Jednakże jajo wielkanocne przejęte przez chrześcijaństwo jako symbol zmartwychwstania Chrystusa, jest emblematem nieśmiertelności i odrodzenia duchowego u znacznie wcześniejszych wierzeniach. Malowanie jaj i używanie ich podczas magicznych praktyk to jedna z najstarszych tradycji ludzkości, znana wszystkim kulturom. Jaja barwne i pokrywane różnymi wzorami czczone były na całym świecie. W starożytnym Egipcie jajo było symbolem bogini słońca Ptah, w Grecji -atrybutem Afrodyty, bogini miłości, płodności i piękna.
Powszechnie jajo utożsamiano z początkiem życia i początkiem wszechrzeczy. W licznych mitach ko-smogonicznych wielka pustka poprzedzająca czas stworzenia miała kształt jaja. Wiele starożytnych ludów żywiło przekonanie, że świat ma kształt jaja albo wykluł się z jaja złożonego przez Stwórcę. Grecy i Rzymianie twierdzili, że wszechświat powstał z jaja, które zniósł Feniks w świątyni Heliosa. W ogromnym jaju początek świata upatrują także mity staroindyjskie i filipińskie. Chińczycy natomiast wierzą, że pierwszy człowiek narodził się z jaja spuszczonego z nieba.
Jajka jako znak odrodzenia, powtarzania się życia, zwycięstwa wiosny i słońca w walce z zimą i nocą w okresie wiosennego przesilenia, występują
w całym Starym Świecie - od Galii do Japonii, od Kartaginy do Indonezji. Podczas uroczystości wiosennych w ofierze bogom składali je również Galo-wie i Germanowie. W mitologii słowiańskiej i polskiej jajko uznawane było za potężny amulet przeciw czarom i złym mocom, występowało w kultowych obrzędach wiosennych, praktykach ku czci
zmarłych, lecznictwie i magii. Najstarsze znaleziska pisanek na ziemiach polskich pochodzą z X w., ale z pewnością znane były wcześniej. Wiara w siłę przeciwdziałającą złym mocom sprawiła, że w Polsce długo przetrwał pogański zwyczaj używania jaj jako "kamienia węgielnego" przy zakładaniu nowych miast, budowli, m.in. Kościoła Mariackiego w Krakowie. Od zamierzchłych czasów jaj używano również w kulcie zmarłych. Wkładano je do prehistorycznych grobów, do grobowców staroegipskich, do katakumb rzymskich, wierząc, że to oczyści nieboszczyków ze wszystkich popełnionych za życia nieprawości. Starożytni Rzymianie w czasie uroczystości żałobnych malowali je na czerwono i składali w ofierze zmarłym, jako wyraz nadziei na przyszłe życie i akt wiary w nieśmiertelność dusz. Były też nieodłącznym daniem na stypach żałobnych. W tradycji żydowskiej pieczone jajka podawane są do stołu na paschalną ucztę sederową, jako symbol ofiar składanych w wiosenne święta w świątyni jerozolimskiej.
Twórcy mitów upatrujących początek wszechświata w kosmicznym jaju najprawdopodobniej dopatrywali się analogii między stworzeniem a znanymi sobie narodzinami w świecie przyrody. I jako takie jajo jest do dziś uniwersalnym symbolem o rodowodzie znacznie starszym od chrześcijaństwa.
ANNA KALENIK
wszystkim pozostałym wierzącym "dał Ducha mądrości i objawienia ku poznaniu jego, i oświecił oczy serca waszego, abyście wiedzieli, jaka jest nadzieja, do której was powołał, i jakie bogactwo chwały jest udziałem świętych w dziedzictwie jego, i jak nadzwyczajna jest wielkość mocy jego wobec nas, którzy wierzymy dzięki przemożnej sile jego, jaką okazał w Chrystusie, gdy wzbudził go z martwych" (Efez. 1, 17-20).
To duchowe bogactwo dostępne jest i dla nas. Również dziś prawdziwi wyznawcy Chrystusa mogą zaświadczyć o tej cudownej przemianie, której dokonał w ich życiu Bóg, o żywej nadziei, dla której ich odrodził (1 P 1, 3^), o tej nadzwyczajnej mocy, dzięki której wierzą oraz pewności, "że Ten, który rozpoczął w nich dobre dzieło, będzie je też pełnił aż do dnia Chrystusa Jezusa" (Fil. 1, 6).
Duchowe odrodzenie to niejako miniatura ostatecznego zmartwychwstania. A zmartwychwstanie to jest pewne dla każdego, kto wierzy (Jan 3,16). Sam Jezus powiedział, że każdy, kto w Niego wierzy, zostanie wzbudzony do życia wiecznego w dniu ostatecznym (Jan 6, 39-40). On jest tym Życiem i Zmartwychwstaniem
(Jan 11, 25). Jest Nadzieją zmartwychwstania i wiecznej chwały (Koi. 1,27). I dlatego, że to On zwyciężył śmierć, "a życie i nieśmiertelność obwieścił światu przez ewangelię" (2 Tym. 1, 10), dlatego każdemu może powiedzieć: "Nie lękaj się. Jam jest pierwszy i ostatni, i żyjący. Byłem umarły, lecz oto żyję na wieki wieków i mam klucze śmierci i pieklą" (Ap. 1, 17-18). A zatem Jezus może i chce wyzwolić każde serce z lęku przed śmiercią, ponieważ sam tego lęku doświadczył (Hebr. 2, 14; 5, 7).
Kiedy przyjdzie kres naszej ziemskiej egzystencji, będziemy mogli powiedzieć podobnie jak apostoł Paweł: "Dobry bój bojowałem, biegu dokonałem, wiarę zachowałem; a teraz oczekuje mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu da Pan, sędzia sprawiedliwy, a nie tylko mnie, lecz i wszystkim, którzy umiłowali przyjście jego" (2 Tym. 4, 7-8). Jeśli zaś jako deklarujący się chrześcijanie tej nadziei nie mamy i "tylko w tym życiu w Chrystusie pokładamy nadzieję, jesteśmy ze wszystkich łudzi najbardziej pożałowania godni" (1 Kor. 15, 19). Obyśmy więc należeli do tych, którzy "oczekują błogosławionej nadziei i objawienia chwały wielkiego Boga i Zbawiciela naszego, Chrystusa Jezusa!" (Tyt. 2, 13). On jest tym Zmartwychwstaniem i Życiem, a kto w Niego wierzy, choćby i umarł, żyć będzie! (Jan 11, 25). BOLESŁAW PARMA
Niereligijna nadzieja
Święta Wielkiejnocy to triumf i celebracja nadziei chrześcijańskiej. Jest to nadzieja na wskroś religijna, opierająca się na wierze w zmartwychwstanie i życie wieczne. Czy ludzie niereligijni i niewierzący są zatem skazani na życie pozbawione wszelkiej nadziei?
Nie chodzi o to, by przeciwstawiać nadzieję ateistów i agnostyków nadziei ludzi wierzących. Celem piszącego te słowa jest raczej refleksja nad tym, czy w tym świecie istnieją powody do życia nadzieją wypływające tylko z naturalnego życia, które mniej lub bardziej intensywnie kołacze się w każdym z nas.
Żyjemy po to, aby... przeżyć swoje życie. A po co istnieją rośliny i zwierzęta? Po to, aby wypełnić zadanie, jakie zapisała w nich genetyka, bez żadnych odniesień do nadprzyrodzonego. Z tym zgadzają się wszyscy - Biblia nic nie mówi o zmartwychwstaniu nie ludzi. Znaczenie świata przyrody jest doczesne, dlaczegóż by więc ludzie niereligijni nie mieli i dla siebie szukać sensu w tym, co widzą wokół siebie? Podstawowym celem organizmów żywych jest rozmnażanie - właściwy dobór partnera lub partnerów i wydanie na świat potomstwa. W rzeczywistości ludzkiej chodzi więc na ogół o miłość, partnerstwo i rodzinę.
Częścią naszej ludzkiej nadziei jest też, a może przede wszystkim, samorealizacja - potomstwo jest jej częścią. Osiągnięcia materialne, zawodowe, intelektualne, polityczne,
oto niektóre tylko możliwości spełniania naszych potrzeb i aspiracji. W nich znajdujemy w znacznej części nasze spełnienie.
Dla nas, ludzi - istot społecznych - niezbędne jest grono zaufanych i życzliwych nam osób - przyjaciół. Bez nich ciężko żyć, a zdobycie szacunku i miłości innych to przecież skarb nie do przecenienia, dający poczucie bezpieczeństwa i szczęścia.
Co mają zrobić ci, którzy z różnych powodów nie mogą realizować niektórych ogólnoludzkich celów? Jeśli to możliwe, starajmy się zaakceptować to, co nieuniknione i nie popadać we frustrację. Usiłujmy realizować to, co dla nas dostępne i możliwe. Podobnie jak rośliny i zwierzęta rozwijamy się, przynosimy owoce i... więdniemy. A co z potrzebą wiecznego trwania? Jest ona przecież wpisana w każdego z nas. To dzięki niej staramy się unikać niebezpieczeństw, leczyć choroby, wyrywać się śmierci. To pragnienie spowodowało, że od czasów średniowiecza udało nam się przedłużyć przeciętne trwanie życia ludzkiego z 40 do 80 lat. Dokonaliśmy tego jako gatunek dzięki rozwojowi wiedzy i postępowi cywilizacyjnemu. I wiele jest w tej dziedzinie jeszcze przed nami.
I na koniec jeszcze jedna świecka nadzieja - "w przyrodzie nic nie ginie", mówi popularne powiedzenie, już dawno zresztą potwierdzone przez fizyków. Być może zdziwimy się kiedyś, jak bardzo jest ono prawdziwe... MARCIN KALWIŃSKI
Nr 13 (108)
!8 III - 4 IV 2002 r.
FAKTY fl
WIARA CZY TRADYCJA?
15
Wielkanoc to najważniejszy moment w całym katolickim roku liturgicznym. Kościół już od dwóch tysiącleci poucza wiernych o największym misterium życia i śmierci dokonującym się podczas świąt i wskazuje na Chrystusa zbawiającego świat.
Oczywiście nie zamierzam tu po raz kolejny przytaczać wszystkich teologicznych interpretacji i rozważań na ten temat, które co roku zajmują sporo miejsca w naszych gazetach i, jak sądzę, dla większości czytelników sąjuż nieco nudnawe. Ani myślę również zestawiać Wielkanocy z podobnymi świętami od tysiącleci celebrowanymi na całym świecie ku czci budzącego się życia, zmartwychwstającego bóstwa oraz płodności. Chyba dla nikogo nie jest już tajemnicą, że jajka, kurczaki, baranek i młody zając to nic innego, jak dawne symbole płodności. Choćby zając - w mitologiach germańskich uznawany za atrybut bogini wiosny i płodności Eostre (grecka boginka Eos - jutrzenka i angielska nazwa Wielkanocy - Easter). Polewanie się wodą to symboliczne zapłodnienie dające początek nowemu życiu, a zmartwychwstanie Chrystusa do życia odpowiada choćby dorocznej, cyklicznie powtarzanej śmierci egipskiego boga Horusa, który także po trzech dniach miał zmartwychwstawać, aby przynieść na ziemię młode, wiosenne życie, pokonując swego złego konkurenta Seta (odpowiednik bóstwa mroku - Szatana). W mitologii greckiej mamy natomiast boginię Persefonę jesienią schodzącą do piekieł, a wiosną przybywającą na ziemię... Analogie z tradycjami chrześcijańskimi są aż nazbyt wyraźne.
O wiele istotniejsza wydaje mi się kwestia, czym Wielkanoc albo w szerszym ujęciu święto wiosny jest dla nas, ludzi żyjących na
Alfabet wielkanocny
początku trzeciego tysiąclecia. Mam poważne wątpliwości, czy przeciętny chrześcijanin patrzy dziś na wielkanocne obrzędy przez perspektywę rozważań teologicznych. Zgodnie z moimi obserwacjami przytłaczająca większość Polaków, a więc formalnie katolików, traktuje to święto w kategoriach folklorystycznych. Ograniczają się do przewidzianych tra-
dycją i nakazanych przez duchowieństwo wizyt w kościele, już nieco mniej gremialnie odbywają spowiedź, kupują więcej niż zwykle jajek, aby je zafarbować, więcej jedzą i radośnie piją "pod szyneczkę". Jak mi się zdaje, taki jest dziś polski, a może nawet ogólnokatolicki standard. Zresztą trudno zakładać, że dawniej było rzeczywiście inaczej, choć prawdopodobnie nieco więcej ludzi, nieco bardziej intensywnie przeżywało religijny sens tych świąt. Stąd misteria pasyjne (jak sławne do dziś widowiska w Kalwarii Zebrzydowskiej), wielkopiątkowe
procesje kapników, jeszcze w XIX wieku biczujących się publicznie na pamiątkę ofiarnej śmierci Chrystusa, oraz obowiązek odwiedzenia symbolicznych grobów budowanych we wszystkich kościołach. To dawne napięcie religijne wyraźnie dziś zmalało, choć oczywiście wciąż istnieją rodziny bardzo religijne, które rzeczywiście wgłębiają się w chrześcijańską lub katolicką istotę Wielkanocy i naprawdę wkładają treść w formalne celebry. Stanowią jednak mniejszość wśród naszych rodaków.
Z drugiej strony daje się zauważyć przeciwnie zorientowana bardzo nieliczna grupa tych, którzy nawołują do bezwzględnego zarzucenia rzekomo "anachronicznych obrzędów".
Biorąc to wszystko pod uwagę i trzymając się bezpiecznego środka, występuję z propozycją "Alfabetu Wielkanocnego" dla tych, którzy ani nie zamierzają się biczować, ani nie żądają likwidacji święta. Alfabet powstał jako zbiorowe dziełko mojej rodziny, mające odzwierciedlać nasze pragnienia i w jakiś sposób opisywać rzeczywistość. Stąd jego niespójność i niekonsekwentne potraktowanie tematu - jak to w życiu... Arcybiskupów w wiadomościach oglądanie. Baranków cukrowych kupowanie i Bab (z ciasta) lukrowanie. Chrzanu tarkowanie. Ćwikły przyrządzanie.
Do góry brzuchem leżenie, o każdej porze Dudanie i Drogi krzyżowej nierozważanie. Ekologiczne wiosny przywitanie.
Figlowanie, Fiołków wąchanie, Filmów wieczorem oglądanie.
Gorzkich żalów nieprzeżywanie, a za to Garów ze smakołykami pilnowanie. Hipermarketów omijanie i Herbatki z wkładką popijanie.
Igraszkami z przyjaciółmi integrowanie. Jajek malowanie.
Koszyczka dla dzieci przystrajanie. Listów i kartek w świat słanie i Leniwe o sensie życia rozmyślanie.
Łóżka o porach niezwyczajnych wygniatanie. Łakomstwa grzech rozwijanie. Majonezu na jajka układanie. Nabożeństw omijanie. Obżerania nieprzyzwoitego kontynuowanie. Prasy zaległej czytanie a Postu nader luźne traktowanie.
Qrczaka nieszczęsnego opiekanie. Rodziny cementowanie. Spacerów na wiosennym łonie natury odprawianie.
Śniadania spożywanie i Śmigusa pilne celebrowanie.
Telewizora do czerwoności tegoż oglądanie. Upominków od zajączka przed dziećmi ukrywanie.
Vis-a-vis żony siadanie (i Vice versa). Wiosny podziwianie i Wartości rodzinnych praktykowanie.
Xiężycówki (tylko bez słownych skojarzeń) zasłużonej pociąganie.
Yuppim, że nie potrafią zwolnić, współczucie. Zajączka wielkanocnego z podarkami wypatrywanie.
Ździebko w południe podrzemanie. Życzeń serdecznych wszystkim wokół składanie,
CO TEŻ NINIEJSZYM CZYNIĘ.
LESZEK ŻUK
OKIEM NIEDOWIARKA - TEKST POLEMICZNY
Powstali z martwych
"Ten cud nie ma w sobie niczego, co by poganom nie było znane, nie może więc ich razić" - pisze chrześcijański apologeta Orygenes. W istocie zmartwychwstanie bogów jest koncepcją bliską pogaństwu, choć większość chrześcijan sądzi dziś, że jest to cecha specyficzna ich religii.
Początkowo Żydzi nie wierzyli w możliwość zmartwychwstania - Pięcioksiąg, czyli najstarsza część Biblii nic o nim nie wspomina. Po raz pierwszy wiara w powstanie z martwych jest wyrażona w Księdze Daniela pochodzącej z około 165 r. p.n.e. Izraelici przejęli prawdopodobnie tę wiarę od Persów, pod zwierzchnictwem których pozostawali w latach 539-333. Skopiowali ją dość dokładnie i nawet idea zmartwychwstania Jezusa po trzech dniach pochodzi z Persji.
W zaratusztranizmie wierzono, że dusza przez trzy dni po śmierci pozostaje w martwym ciele, pod koniec dnia czwartego udaje się na Most Cynwat, który przebiega nad
otchłanią piekielną i na którym dokonuje się życiowego rozrachunku. Oprócz Jezusa tego samego "dokonało" wielu bogów pogańskich, m.in.: babiloński Tammuz (którego kult dotarł aż do Jerozolimy), syryjski Adonis ("Pan"), fry-gijski Attis (trzeciego dnia), egipski Ozyrys (po trzech dniach), tracki Dionizos, perski Mitra i inni. W historii zmartwychwstania Ozy-rysa zbieżne są nawet okoliczności (!): w jednej wersji do jego grobu przychodzą trzy osoby (tak jak u Marka), w innej zaś dwie kobiety (tak jak u Mateusza). Kobiety, które szły do grobu Ozyrysa, niosły oczywiście balsam, czyli tak jak w opowieściach biblijnych.
"Kiedy się zestawia te fakta (podobieństwo z innymi bogami - przyp. T.W.) z tym, co się odbywa w Europie między Wielkim Piątkiem a niedzielą wielkanocną, rozumiemy, że pojęcie o bogu umarłym i zmartwychwstałym tym łatwiej znalazło wiarę, że było bardzo rozpowszechnione w niższych warstwach społeczeństwa" (Reinach)
Tragiczny koniec Jezusa-Me-sjasza spowodował z całą pewnością szok wśród jego uczniów, przeto myśl o jego z martwych powstaniu tym łatwiej mogła się zrodzić i upowszechnić. Początkowo było to z całą pewnością nabożne wierzenie, nie opierające się na żadnych dowodach empirycznych. A więc najpierw "ujrzała" go Maria Magdalena.
Początkowo inni nie chcieli jej słuchać, lecz szybko chwycili się
tej ewentualności jak tonący deski - "on zmartwychwstał!". Jak w reakcji łańcuchowej zaczęli go kolejno "widzieć". Jednym z pierwszych, który tę koncepcję gorliwie propagował wśród chrześcijan i pogan, był Paweł z Tar-su. Dla niego był to jednak bardziej fakt duchowy, choć uzależnia od niego cały sens wiary -"Próżna byłaby wiara...". Ta idea pozwoliła jednak pozbierać się uczniom przygnębionym stratą swego nauczyciela. Szybko też narosło wokół tego wiele legend, które znajdują odbicie w ewangeliach - aniołowie, cuda atmosferyczne, ożywienia zmarłych, rozdarcie zasłony świątynnej, straże przy grobie, wszystko to spisane niezwykle nieudolnie. Wszystkie te "fakty", podane chrześcijanom w niemal doskonałej sprzeczności, są dziś wielkim pomnikiem Nadziei, którą tamci pragnęli odzyskać po śmierci swego przewodnika; a może też dowodem wyrzutów sumienia, jakie musieli czuć po tym, kiedy go zawiedli i zostawili samego. Oczywiście, idea ta mogła
łatwo przyciągnąć jednych pogan, a zniechęcić innych. Pyta się więc Celsus - dlaczego wasz zmartwychwstały bóg ma być lepszy od naszych bogów? "A może sądzicie, słusznie zresztą, że opowiadania innych są bajkami, ale równocześnie uważacie, że tylko wy znaleźliście znakomite i wiarygodne rozwiązanie dramatu (...) Któż to widział? Jakaś szalona kobieta, jak mówicie, i może jeszcze ktoś z tej samej bandy oszustów, kto dzięki naturalnym skłonnościom ulegał złudzeniom, albo, jak to się często zdarza, miał chorą wyobraźnię, która przedstawiała mu jego własne pragnienia jako rzeczywiste fakty".
Wiara w zmartwychwstanie do dziś pozostaje głównym artykułem religii, który przyćmił sobą wszystkie inne, włącznie z tym o miłości. Albowiem łatwiej jest wierzyć w zjawy i duchy niż przemienić własne życie. Łatwiej jest zbudować religię opartą na nadziei i obietnicach, niż na wyrzeczeniach, humanizmie i moralności. Kontrowersyjne zmartwychwstanie sprzed dwóch tysięcy lat stanowi do dziś nieprzebrane wprost źródło natchnień i interpretacji dla jednych, a okazję do spędzenia kilku wspólnych chwil z rodziną i znajomymi dla innych.
TOMASZ WOLTAREWICZ
16
BEZ DOGMATÓW
FAKTYn
r 13 (108"
28 III - 4 IV 2002 r.
DAJ ŚWIADECTWO SWOJEJ PRAWDZIE
Prawdziwie zmartwychwstał?
Fides quaerens intellectum (wiara poszukująca zrozumienia) powiedział święty Augustyn. Zobaczmy więc, jak przedstawia się biblijny opis zmartwychwstania Jezusa. Oto defekty "relacji" o zmartwychwstaniu, czyli lista wątpliwości na podstawie Nowego Testamentu.
Zapominalskie kobiety
U ewangelisty Marka czytamy, że gdy Józef z Arymatei chował Jezusa w " grobowcu wykutym w skale i przytoczył kamień przed wejście do grobu" (15, 46), przyglądały się temu Maria Magdalena i inna Maria. Widziały więc olbrzymi kamień, którym zatkano wejście. Po dwóch dniach kobiety ufne we własne siły ruszyły do grobu namaścić Jezusa. Po drodze dopadło ich jednak zwątpienie: "Któż nam odwali kamień od drzwi grobu?" (16, 3). Kamień jak wiadomo był " bardzo ciężki". Jak to możliwe, że Maria Magdalena zamierzała namaścić Pana, skoro wiedziała, że nie zdołałaby odsunąć kamienia? Mateusz musiał dostrzec tę ułomność "relacji" Marka, gdyż nie pisał już o tym, że kobiety wyruszyły namaścić Jezusa, lecz że poszły "obejrzeć grób" (Mt 28, 1).
Liczba kobiet: Według Marka w dzień wielkanocny do grobu Jezusa udają się dwie kobiety, według Mateusza poszły trzy, według Łukasza kilka, zaś według Jana - jedna (Maria Magdalena).
Kogo ujrzały kobiety? Zależnie od ewangelisty: a) siedzącego młodzieńca (Marek), b) dwu stojących mężczyzn (Łukasz), c) siedzącego anioła (Mateusz), d) dwóch aniołów siedzących tam, gdzie leżało ciało Jezusa (Jan).
Jak się zachowały kobiety?: a) ogłosiły nowinę (Łukasz), b) pobiegły z radością i lękiem podzielić się swoim odkryciem (Mateusz), c) uciekły przerażone, nie mówiąc nic nikomu (Marek). Pierwszy Marek pisze o przerażeniu kobiet, które nie powiedziały o tym nikomu. Z psychologicznego punktu widzenia to nonsens - dowiadują się rzeczy tak niesamowitej i milczą o niej, nikomu nic nie mówiąc (pamiętajmy, że chodzi o kobiety!) wbrew nakazowi młodzieńca anioła, który powiedział kilka wersów wcześniej: "...idźcie, powiedzcie uczniom jego i Piotrowi...". Tak więc Mateusz jednoznacznie przeczy Markowi: "Tedy wyszedłszy prędko od grobu z bojaźnią i z radością wielką, bieżały, aby to opowiedziały uczniom jego" (28, 8). U Łukasza kobiety mówią już o tym nie tylko uczniom, ale i innym: "I zawróciwszy od grobowca, doniosły o tym jedenastu i wszystkim pozostałym " (24,9). Oto widzimy więc znamienitą ewolucję:
od strachu, ucieczki i milczenia o wydarzeniu po niezwłoczną i radosną opowieść.
Kto widział pierwszy?
Według Pawła zmartwychwstały Jezus ukazuje się najpierw Piotrowi (1 Kor 15, 5), według Jana oraz Marka - Marii Magdalenie (20, 15), według Mateusza - obu Mariom jednocześnie (28, 1 n). Natomiast Łukasz utrzymuje, iż jako pierwsi widzieli go dwaj uczniowie z Emaus (24, 1 n; 24, 13 n). Dlaczego apostołowie byli zdziwieni i niedowierzający? Dlaczego nie chcieli wierzyć w zmartwychwstanie, skoro Jezus wcześniej miał je dokładnie przepowiedzieć? Ewangelie przecież jasno mówią, że Jezus dokładnie opisał swoją śmierć i zmartwychwstanie trzeciego dnia. Czy nie traktowali jego słów poważnie? Dlaczego nie poszli przynajmniej sprawdzić? Dlaczego uczyniły to jedynie kobiety (lub kobieta)? Czy to one są autorkami dogmatu o zmartwychwstaniu?
Straże
Opis Marka mógłby budzić zarzut, że zmartwychwstanie to szwindel żydowskiej sekty, gdyż nie pisał on o żadnych świadkach
zmartwychwstania. Po prostu Jezus został pochowany, po paru dniach stwierdzono, że grób jest pusty, co miało być dowodem zmartwychwstania, a w rzeczywistości pewniejsze było to, że ciało Jezusa wykradli apostołowie, aby głosić boskość swego nauczyciela. Na ten oczywisty tok myślenia musiał wpaść drugi ewangelista, który znów wygładził niedomagania pierwszej ewangelii. Otóż Mateusz dodał do grobu straże rzymskie, które miały być świadkami zmartwychwstania (27, 62 n). Żydzi otrzymali pewnych stróżów, którzy mogli zapobiec ewentualnym oszustwom apostołów. Gdy straże doniosły o cudownym zajściu, Żydzi nie raczyli mimo tego pewnego świadectwa uznawać Jezusa za Mesjasza. Mateusz też więc nie ustrzegł się wpadki. Ponadto, gdyby w istocie straże tam były, po ujrzeniu mocy Jezusa,
który wśród zjawisk nadprzyrodzonych powstaje z grobu, musiałyby się chyba nawrócić na chrześcijaństwo. Zapewne nie dałyby się przekupić Żydom do opowiadania kłamstw. Czy ryzykowaliby życie wieczne dla marnych pieniędzy?
Liczba świadków
Paweł pisze: "...ukazał się Ke-fasowi, potem dwunastu; Potem ukazał się więcej niż pięciuset braciom naraz, z których większość dotychczas żyje, niektórzy zaś zasnęli; Potem ukazał się Jakubowi, następnie wszystkim apostołom; A w końcu po wszystkich ukazał się i mnie jako poronionemu płodowi". Dziwnym trafem, Jezus, który objawił się takim tłumom, nie raczył pokazać się dawnym wrogom i oprawcom. Mógłby tym samym w bardzo prosty sposób uprawdopodobnić swoje zmartwychwstanie oraz zaoszczędzić światu niedowiarstwa. To byłoby jednak za proste. Piszący później ewangeliści nic nie wiedzieli o wspomnianej przez Pawła epifanii, nigdzie nie zawarto najmniejszej wzmianki o tak wielkim objawieniu; inne zaś teksty przeczą Pawłowi. Łukasz wkłada w usta Piotra następujące świadectwo: " Bóg wskrzesił Go trzeciego dnia i pozwolił Mu
się jeszcze Marii Magdalenie). Z drugiej jednak strony w ewangelii Markowej cały fragment opowiadający o ukazaniu się zmartwychwstałego Jezusa (16,9 - 20) jest zafałszowaniem. Dość pokrętnie, ale przyznali to nawet tłumacze katolickiej Biblii Tysiąclecia: "Choć tego tekstu brak w niektórych rękopisach i nie zna go kilku ojców Kościoła (Euzebiusz, Hieronim), to jednak przeważająca liczba rękopisów - zwłaszcza tych najpoważniejszych - zawiera to zakończenie ewangelii Marka. Nie można jednak zaprzeczyć, że powiązanie tego fragmentu z kontekstem poprzedzającym jest dość sztuczne, a jego styl odbiega cokolwiek od właściwości literackich całej Ewangelii" - informuje przypis w BT, wydanie III z 1980 r. Wspomniano tutaj, że nie znają tego dwaj ojcowie - pierwszy poważny historyk kościelny oraz pierwszy znany z imienia tłumacz Biblii. Im jednak katoliccy tłumacze zarzucają ignorancję, a żeby się zrobiło śmieszniej, wypada dodać, że św. Hieronim jest... patronem biblistów.
Zastanówmy się jeszcze nad jedną uwagą przypisu: zakończenie to zawierają najpoważniejsze rękopisy. Tutaj mamy już jawne kłamstwo. Wersów 9-20 nie ma np. w tzw. Kodeksie Watykańskim oraz w Kodeksie Syna-jskim.
Guercino: "Niewierny Tomasz". Olej na płótnie
ukazać się nie całemu ludowi, ale nam, wybranym uprzednio przez Boga na świadków, którzyśmy z Nim jedli i pili po Jego zmartwychwstaniu. On nam rozkazał ogłosić ludowi i dać świadectwo, że Bóg ustanowił Go sędzią żywych i umarłych " (Dz 10, 40 - 42). Tak więc tylko mała grupka go widziała, która rozgłosiła to innym. A ile to było osób, ile osób jadło z nim po zmartwychwstaniu? Wedle najstarszej ewangelii należy przyjąć, że było... 11 osób (choć Marek wspomina, że przed posiłkiem apostołów Jezus ukazał
Wystarczy sięgnąć do Encyklopedii PWN i przekonać się, co to za rękopisy. Cytuję: "Najważniejsze rękopisy gr. Nowego Testamentu to: Kodeksy Synajski i Watykański (IV w.)... "\ Tak więc Marek, najstarszy ewangelista, nic nie wiedział o ukazaniu się komukolwiek zmartwychwstałego Jezusa; zakończył swoją opowieść w tym momencie, kiedy trzy kobiety udały się do grobu Jezusa, który zastały pusty i przy
którym był jakiś młodzieniec (bez żadnych cudowności). Kobiety przestraszyły się tego wszystkiego i uciekły w popłochu. Kończy się oryginalny tekst Marka tymi słowami: "Nikomu też nic nie oznajmiły, bo się bały"\ Już Mateusz zmienił zakończenie Marka i dopisał happy end: kobiety się nie przestraszyły, lecz uradowały i w tym stanie objawił im się Jezus, który zawołał: "Witajcie" (Mt 28, 9; BT). Ani w ewangeliach, ani w Dziejach nie ma potwierdzenia Pawiowych rewelacji odnośnie do liczby świadków. Jeśli będziemy trzymać się tekstu Ewangelii, stwierdzimy, że świadkami zmartwychwstania miało być kilkanaście osób, z tym, że wszystkie cztery relacje są ze sobą sprzeczne: u Marka Jezusa nie widział nikt (ewentualnie - na podstawie dopisanego później fragmentu - widziała go Maria Magdalena oraz jedenastu uczniów); u Mateusza widziały go dwie kobiety (ewentualnie - jeśli przyjmiemy wątpliwy fragment - widziały go dwie kobiety oraz jedenastu uczniów); u Łukasza - żadnych kobiet, kilkunastu uczniów; u Jana
- Maria Magdalena oraz dwunastu uczniów. Żeby choć dwa fragmenty się zgadzały!
Kiedy Celsus zwrócił uwagę chrześcijanom na niedomagania ich "objawienia", zwłaszcza na to, że nie objawił się większości "żywo nie zainteresowanych" osób - apologeta Orygenes, wymyślił wytłumaczenie niezwykle komiczne, uzasadniając, że widzenie Jezusa zależne było od "zdolności percepcyj-nych" (sic!) oglądających, dodając: " nie wszystkim się pokazał po zmartwychwstaniu. Zresztą po cóż mówić o wszystkich? Przecież nawet z samymi apostołami i uczniami nie przebywał zawsze i nie zawsze się im ukazywał, ponieważ nie mogli patrzeć na niego: jego boska natura była bowiem zbyt jasna po tym, jak dokonał dzielą ekonomii bożej; oglądać mógł ją Piotr".
Widzimy więc, na jak wątpliwej i niezgodnej relacji miliony ludzi opierają swoje przekonanie, że Jezus powstał z martwych. Czy nie bardziej godne zaufania jest świadectwo pewnego rzymskiego pretora, prawnika, który zeznał pod przysięgą, iż widział postać zmarłego Augusta w chwili wniebowstąpienia? Źródłem rewelacji nt. Jezusa mają być nawiedzone kobiety oraz grupka niepiśmiennych rybaków, którzy po śmierci swego przywódcy rozpowiedzieli wśród współwyznawców, że widzieli go zmartwychwstałego i w glorii wstępującego do nieba. Intelekt człowieka
- w każdej podobnej sprawie - nakazywałby zachować daleko idącą ostrożność. Chyba że zamiast na intelekcie, wszystko oprzemy na wierze, w takim przypadku wszystko jest możliwe.
TOMASZ WOLTAREWICZ Repr. archiwum
KOLUMNA REDAGOWANA PRZEZ CZYTELNIKÓW
!8 III - 4 IV 2002 r.
FAKTY n
INJ
LISTY OD CZYTELNIKÓW
17
LISTY
Plebania nie dla biedoty
Bulwersujący fakt ma miejsce na osiedlu Witomino w Gdyni w parafii pod wezwaniem Maksymiliana Kolbe (ul. Małokac-kiej 1). Parafią tą zarządza proboszcz ks. Edmund Skal-ski, nazywany potocznie przez kolegów po fachu "księciem". Od kilkunastu lat na tym osiedlu budowano kaplicę, garaże, plebanię, drugą ogromną plebanię i ogromny, wspaniały, z podziemiem kościół. Kiedy wybudowano i urządzono wspaniałe wille dla kilku księży, stara plebania (15 - 17 lat) została zrównana z ziemią. Ktoś, kto wydał tak oburzającą mieszkańców Witomina decyzję, winien być pociągnięty do odpowiedzialności. Jest to skandal w czasach, gdy wiele rodzin eksmituje się na bruk, gdy szerzy się ubóstwo i nędza.
Mieszkanka Witomina
Fachowa wiedza
Tyle się słyszy i czyta o obronie życia poczętego. Kościół obstaje przy stanowisku, że dziecko-płód, czyli inaczej embrion, to już CZŁOWIEK. I zażarcie tego stanowiska od lat broni, uważając aborcję za morderstwo. Chciałabym zatem, aby któryś z tych kościelnych orędowników ochrony "życia poczętego" wyjaśnił mi, dlaczego pewien ksiądz odmówił pochówku przedwcześnie narodzonego (6 miesiąc) dziecka mojej kuzynki. Ksiądz ów stwierdził bowiem, że dziecko nie ma "wymaganej wagi urodzeniowej" (cóż za fachowa wiedza u funkcjonariusza kościelnego!) i nie może być pochowane w osobnej trumnie, czyli jak człowiek. Może być co najwyżej zawinięte w "coś" (tak się wyraził) i podłożone jakiemuś innemu zmarłemu pod głowę w trumnie. ZGROZA!!! Czyli, jak mniemam, 6-miesięczny, martwo urodzony płód, to nie jest CZŁOWIEK??? Czy gdyby dziecko urodziło się żywe, a zmarło zaraz potem, to miałoby prawo do pochówku? To co to według księdza było: człowiek czy..., czy co?
Kuzynka pochowała dziecko sama. W nocy pojechali z mężem na pewien cmentarz i urządzili maleństwu pogrzeb. Zasadzili drzewko, aby zaznaczyć miejsce. I cierpią po cichu. Do kościoła już nie chodzą.
Lucyna Kołodziejczyk
Opamiętania życzę
Panie Premierze Miller, prosiłem już pana ("FiM" nr 3/2002), ażeby Pan nie kolegował się tak bardzo z tymi panami w czarnych sukienkach, bo na tym jeszcze nikt dobrze nie wyszedł. Jeśli oglądał Pan TVN 18.03. o godz. 19., to widział Pan,
budową dzieła swego życia przy którym Komnata Bursztynowa to małe piwo. Prymas J. Glemp też jeszcze za swego żywota chce wybudować wielgachny gmach "Opatrznościowy", nie wiem tylko, po co i dla kogo to wszystko? Nie będą mieli czasu i dla pana w razie nie daj Boże czegoś. Zjednoczona Europa nie czeka z utęsknieniem na tę wielką armię darmo-zjadów w sukienkach. Pana maksyma to: "nieważne, jak się zaczyna, ale ważne, jak się kończy". Oby nie musiał pan skończyć jak piękny Mamuś. Tego panu nie życzę. Henryk R, Łódź

Początek końca
jaką smutną minę miał piękny, zawsze uśmiechnięty Maniuś Krzak. Widać było po nim, jak bardzo teraz żałuje tego wszystkiego, co (jako wierny sługa Kk) dla nich zrobił. Oni się go teraz wyprą jak św. Piotr Pana Jezusa, a bp Pieronek może go oblać kwasem solnym, jak nie weźmie na siebie tych wszystkich milionów, jakie razem ukradli górnikom miedziowym. Pięknemu Maniu-siowi obiecywali kiedyś, że zamieszka w pałacu prezydenckim, a teraz to go nawet za sołtysa w Kolbuszowej nie chcą. Prałat Jankowski z Gdańska - co to najbardziej ze wszystkich nienawidzi Żydów (ziomków Pana Jezusa) - jest zajęty
To już jest początek końca sprawy JE biskupa Juliusza PAETZA - ordynariusza diecezji poznańskiej. Po opublikowaniu listu informacyjnego z 24.02. br. byłem przekonany, że "męska córa Koryntu" padnie jak "pies Pluto" w wyniku niepodważalnych informacji przekazanych przez media, a zapoczątkowanych przez redakcję "FiM". Jednak po technicznym KO, eminencja się podniósł i wydał list pasterski, który został odczytany w kościołach diecezji poznańskiej. W liście tym zaprzecza faktom, twierdząc, że jego zachowanie było nadinterpretowane przez media i zwraca się do wiernych o modlitwę za niego i kościół diecezjalny. Nadęty,
zakłamany bufon rozpoczął "proces oczyszczania się" i jestem pewien, że Zjełczała Kremówka również go oczyści. Będzie - correct. O jego czystości poświadczyło kilkunastu tzw. intelektualistów, przypuszczam, że kilku z nich o podobnych zainteresowaniach seksualnych.
Społeczeństwo polskie - jednak - zostało zachwiane w bezgranicznej wierze. Próba obrony molestan-ta ze strony papieża i prymasa może nadszarpnąć autorytet wymienionych, a przynajmniej spowodować nieufność. Informacje prasowe nie są efemerydą, jednodniową ciekawostką, lecz poparte są oświadczeniami kleryków molestowanych przez łap-sa. Pozostawi to trwały osad i niesmak u kilku milionów wiernych, a gdy się wydarzą następne przypadki, będzie to powodowało zwątpienie i upadek autorytetu arcy(ło-trów)pasterzy. Będą mieli już tylko poparcie fanatyków, bigotów, ludzi prostych, do których prawda dociera z oporami oraz lewicowej, bezi-deowej i tchórzliwej władzy - pod przewodnictwem fanatyka, bojącego się własnego cienia WIELCE SZANOWNEGO PANA PREMIERA. Kazimierz Adamski
Karygodne!
Uprzejmie informuję, że większość księży i biskupów bije (wali) konia. Proszę zebrać również inne opinie i zgłosić ten fakt do Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Obrońca
Przeczytaj uważnie poniższe pytania:
1. Czy jesteś orędownikiem wolnej, niczym nie skrępowanej ludzkiej myśli, a przeciwnikiem totalitarnych nakazów "jedynie słusznych" religii, ustrojów politycznych, systemów gospodarczych i wzorców moralnych?
2. Czy opowiadasz się za całkowitą, a nie tylko teoretyczną równością wszystkich obywateli wobec prawa - równością administracyjną, karną i gospodarczą?
3. Czy uważasz, że rodzice mają prawo do niezależności i wolnej ręki w planowaniu liczby swojego potomstwa, a co za tym idzie, do oświaty seksualnej, antykoncepcji i - w uzasadnionych przypadkach - aborcji?
4. Czy Twoim zdaniem jedynie właściwym miejscem na nauczanie zasad jakichkolwiek religii są kaplice kościołów, a nie pomieszczenia szkolne? Czy jesteś za wyprowadzeniem ze szkół symboli religijnych?
5. Czy świeckie państwo powinno niezwłocznie zerwać lenne porozumienia międzynarodowe ograniczające suwerenność kraju (np. konkordat)?
Jeśli na wszystkie pięć pytań Twoja odpowiedź brzmi TAK!, to odpowiedz na jeszcze jedno pytanie:
6. Czy chciałbyś (chciałabyś) zostać członkiem Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA i masz ukończone 18 lat? Jeśli i teraz Twoja odpowiedź brzmi TAK, to wypełnij poniższą ankietę (możesz ją przepisać lub skserować i dać do wypełnienia znajomym) i prześlij pod adresem redakcji:
! Oświadczam, że ukończyłem(am) 18 lat
] i mam pełną zdolność do czynności prawnych.
] Deklaruję przynależność do
] Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA, i
! Imiona i nazwisko......................................................................
1 Pełny adres.
|PESEL.........................
| Własnoręczny podpis
Dane wyłącznie do wiadomości redakcji:
imię................................................................
nazwisko.......................................................
wiek...............................................................
wykształcenie...............................................
zawód............................................................
telefon kontaktowy......................................
Jak widzisz swoją rolę w strukturach przyszłej partii?.............................................
Kłamstwo
Chciałbym się ustosunkować do zakamuflowanej wypowiedzi pewnej "nieomylnej białej postaci" na temat seksualnych ekscesów swych podopiecznych. Gdzie, na litość boską, Papa widzi, jak to określił, "służących z heroiczną miłością"? Te czarne nygusy tłukące się o ściany "skromnych" plebanii mają gdzieś ból, płacz i zgrzytanie zębami najbiedniejszych z biednych. A to dlatego tylko, że są biedakami i na nic nie przydają się Kościołowi kat. Zresztą, żeby mówić o służbie, to nie wolno by było brać jakichkolwiek pieniędzy za swą posługę. Ta czarna mafia musi być rozliczona ze swych wyłudzeń i kradzieży! Kiedy ten kraj będzie wolny? Kiedy ludzie przejrzą na oczy? Może przyczyni się do tego "RACJA"? Daj Boże! Adam
Ogłoszenia parafialne
W ostatnich tygodniach przedstawiciele Kościoła, zarówno ci w sutannach, jak i ci zasiadający w ławach polskiego parlamentu, dopuścili się bezprzykładnych ataków na osoby należące do mniejszości seksualnych w naszym kraju. Dzieje się to - jak na ironię! - wobec wielkiego medialnego szumu wokół afery z abp. Paet-zem. Nasza redakcja stała zawsze po stronie prześladowanych i dyskryminowanych. W związku z tym zwracamy się z prośbą do tych wszystkich naszych Czytelniczek i Czytelników, którzy mogą nam dostarczyć wiarygodnych informacji o seksualnych ekscesach przedstawicieli wyższego kleru (zwłaszcza episkopatu) oraz polityków. Sporo już udało się nam ustalić, ale liczymy też na Wasze lub Waszych znajomych, drodzy Czytelnicy, przeżycia i obserwacje. W najbliższych miesiącach spodziewamy się kolejnych ataków Kościoła. Chcemy na nie godnie odpowiedzieć, demaskując obłudę i zakłamanie hierarchów oraz ich parlamentarnych sług. Obnażona przez nas sprawa abpa Paet-za to dopiero początek!
i partyjne
Informujemy, że deklaracje nadsyłane faksem lub poprzez Internet są nieważne. Deklaracje można nadsyłać tylko listownie na oryginalnych lub skserowanych formularzach lub dostarczyć osobiście do redakcji.

Struktury Ogólnopolskiego Ruchu Fakty i Mity zostaną wkrótce rozwiązane, a członkowie stowarzyszenia będą mogli zadeklarować przynależność do partii RACJA.
TYGODNIK FAKTY i MITY Redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Henryk Rozenkranc; Dział reportażu: kierownik Ryszard Poradowski - tel. (0-42) 630-72-33; Redaktorzy: Adam Cioch, Jakub Kopeć, Jarosław Rudzki; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: Ewa Kotlińska
- tel./fax (0-42) 639-86-10; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-72-23; Adres redakcji: 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94; e-mail: faktyimity@faktyimity.pl; Wydawca: "BŁAJA News" Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Prezes Zarządu: Roman Kotliński; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze - do 25 maja na trzeci kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zt za jeden kwartał; b) RUCH SA - do 5 czerwca na trzeci kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31, 532-88-16,532-88-19,532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-Awartał; 227,-/pót roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-Awartał; 255,-/pót roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-Awartał 313,-/pót roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą nawww.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hubsch &C0., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326.4. Dystrybutorzy w USA: New York- European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago - J&B Distributing co., tel. (773) 736 6171; Lowell International co., tel. (847) 439 6300.5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga - Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726.6. Prenumerata redakcyjna: do 15 czerwca na trzeci kwartał 2002 r. Cena 26 zt. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p-ele@faktyimity.pl. Szczegółowe informacje na stronie intern etowej http://www.faktyimity.pl
Ogtoszono urbi et orbi,
że co ósmy ksiądz w Europie
(co dwudziesty na świecie)
i co czwarty kleryk jest Polakiem.
Brawo! Choć raz w czymś przodujemy.
Policzono dokładnie
wszystkie polskie
sanktuaria.
Jest ich 502.
przeważnie maryjnych.
i ta liczba
nieszczęśliwie
nam rośnie.
Prymas Glemp podsumował dyskusję Episkopatu na temat bezrobocia. Oświadczył, że Kościót może jak najbardziej pomóc ludziom bez pracy, umacniając ich duchowo i inspirując. Bezrobotni mioli łzy wzruszenia w oczach
Nasz rodak na Watykanie
kazał ujawnić trzecią
halucynację pastuszków
z Fatimy. Karol z Wadowic
skromnie wyjawił, iż to on
jest bohaterem tych zwidów...
Powstała katolicka telewizja "Plu Moment ten wiekopomny do śmierci pamiętać będą or. sponsorzy: PKN Orlen. Polska Mie PZU Życie, Polskie Sieci Energ.
Biskup Stefanek nareszcie ujawnił prawdę o zbrodni w Jedwabnem. Według niego winnym jest Szatan r^z
Oczywiście - nawet kilkuMN Szatanów. Nie zgod/ nim
Ś prała: ..Mii sami w tyiti przypadku są winni
Prymas Glemp w K Alu martwi się ze nie dosc dostatecznie zadbał o zabezpieczenie o księży, by ŚPnie zadbał, bo coraz
więcej w Polsce księżowskich cizie
Zebrali się biskupi
i wymyślili, że chcą
dostawać 2 procent
z podatku dochodowego
od każdego Polaka katolika.
Przy katolizacji bliskiej
95 procent. Kościół
mógłby liczyć na
1 miliard złotych rocznie.
Na nas by się przeliczył.
Na Jasnej Górze położono podgrzewane, marmurowe podłogi, a biedny jak mysz kościelna przeor apeluje o finansowe wsparcie założenia klimatyzacji w cudownej kaplicy. Królowa z narodem, naród z torbami!
10 marca 2002 - druga rocznica prawdziwego Cudu nad Wisłą, czyli powstań "Faktów i Mitów' w państwie wyznaniowym!
Sierpień 2001 -
jako pierwi
abpa Paetza k?fS|Vę klerycy
kręcący tytkami Naszą publikację
poważnie potraktował papież,
wysyłając do Poznania watykańską
komisję. Komisja nie miała
- ku rozpaczy Paetza - czerwonych majtek.
Jesień. Wybory do parlamentu Najjaśniejszej. Kościót jak zwykle nie mieszał się nic a nic do polityki i nie zabraniał głosować na SLD. Potępiono tylko postkomunistów, ateistów i dzieciobójców...
SLD obiecywało jak zwykle świeckie państwo, aborcję, antykoncepcję i sprawiedliwość społeczną. Koń jaki jest. każdy widzi. Amen.
Jankowski Henryk robiący w Gdańsku za prałata obchodził
65 urodziny
i ten historyczny fakt
stał się medialnym,
ogólnopolskim hitem.
Na cześć klechy wyło
.Mazowsze", bezrobotni
ze stoczni, a bursztyny
same układały się w gigantyczny ołtarz.
Ksiądz ze Środy Wielkopolskiej nawiedzał jadące szosą samochody i łamiącym przepisy, miast mandatów wlepiał święte obrazki świętego Krzysztofa. Kierowcy wystosowali wspólne oświadczenie, że wolą jednak mandaty.
Premiera filmu katolickiego
"Quo vadis", co oznacza
-"Dokąd idziesz?" Do kina!
A co grają? "Quo vadis!".
A co to znaczy? Dokąd idziesz...
I tak w kółko... aż do wielkiej klapy.
"Katoliccy sędzjgiftrig i adwokaci brać udziału
w sprawach rozwodowych" - oświadczył Jean Paul Duo Kasa albo przyjaźń papieża. Sprawdzaliśmy - papież nie ma chyba przyjaciół wśród prawników!
Łódzkie pogotowie odsprzedawało
z zyskiem swoich sztywnych klientów.
Jak jMMMUriftbardzo byli sztywni.
to ich usztywniano pavulonem.
f
Poseł Jaruga-Nowacka jest kobietą, więc z właściwą sobie szarmancją biskup Pieronek nazwał ją "feministycznym betonem, którego nawet ^ kwas solny -V nie zmoże".
Szczyt bezczelności - Senator
Krystyna Sienkiewicz postanowiła opodatkować Kościół. Tenże więc Kościół ustami swoich urzędników oświadczył. że "nie będzie dla niej miejsca w poświęconej ziemi A dla nas, a dla nas?!
Polski bursztyn prałata Janka
INDEKS 356441 ISSN 1509-460X
FAKTY
i mi
TYGODNIK NIEKLERYKALNY
Czego nie ma Polska? Polska nie ma już w Rudach k. Rybnika pałacu o powierzchni 8,5 tys. m2!!! Nie ma też okalającego budowlę 10-hektarowego parku ze stawami i unikalną roślinnością. Nie ma, bo były wojewoda Kępski podarował lin gigantyczny, zabytkowy kompleks Kościołowi. A co ma Kościół? Oprócz pałacu za Bóg zapłać ma wyciągnięte'pi.in. z państwowej kasy miliony złotych na remont kolejnej posiadłości gliwickiego biskupa.
L
e ateistę
Na wyrwanie języka, spalenie dłoni oraz spalenie na stosie skazał sejm przed trzystu laty w katolickiej Polsce ateistę Kazimierza Łysz-czyńskiego. Tylko trzech posłów było przeciw. Nasz parlament ma więc długą tradycję w dogadzaniu życzeniom episkopatu...
iskup Paryża ny o pedofilię
Kolejny wielki skandal w Kościele rzymskokatolickim. Biskupowi sufraganowi Paryża zarzucono agresję seksualną i gwałt na nieletnim. Sprawę umorzono z powodu przedawnienia.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
FAKTYn
FAKTY
WARSZAWA Prymas Glemp podał na Wielkanoc nową definicję ubóstwa. Otóż ubogimi, poza zwykłymi nędzarzami, są także zawiedzeni, samotni, rozgoryczeni i grzeszni. Chodziło o to, by ubogimi stali się także duchowni
POZNAŃ Sprawa Paetza nie zakończyła się wraz z jego rezygnacją. Szef Wydziału Teologicznego UAM, ksiądz profesor Tomasz Węcławski, w wywiadzie dla "Tygodnika Powszechnego" podał konkretne przykłady molestowania kleryków przez arcybiskupa oraz ujawnił kulisy nagłośnienia skandalu w mediach w lutym. Przyznał, że do powrotu do sprawy sprowokował go sam arcybiskup, robiąc z siebie niewiniątko i ofiarę rzekomego spisku. W podobnym tonie wypowiedział się Jarosław Gowin, naczelny katolickiego miesięcznika "Znak": "w świetle wiedzy, którą mam, było o wiele więcej niż to, co opisały do tej pory media" i "są przypadki poza Kościołem poznańskim". Świadkowie i konkretne przykłady to za mało. Komisja watykańska już zamknęła sprawę.
GDAŃSK Artysta wielkopiątkowy, prałat Henryk Jankowski, tym razem nie był zbyt oryginalny. W duchu radiomaryjnym upiększył Grób Pański orłem atakującym krwawiącą Polskę od zachodu i napisem "Polska ukrzyżowana". Herr Jankowski stwierdził, iż jego celem było pokazanie, że "Polska jest przede wszystkim dla Polaków".
Jankowski nie ma mapy. Watykan jest wyraźnie na południowy zachód...
LUBLIN Abp Józef Życiński, drugi (po Głódziu) kandydat na prymasowski stolec, nie omieszkał umocnić swojej pozycji na trupie kariery swojego kolegi Juliusza Paetza. Przed miesiącem na wieść o skandalu odegrał scenę szoku i "udał się na Golgotę", po rezygnacji arcybiskupa poznańskiego niby "był daleki od pochopnych opinii", ale nie przeszkadzało mu to robić aluzji do "grzechu w sercu Kościoła" i "zdrady Judasza". Życiński wie, co powiedzieć, aby go pokazali w dzienniku. W końcu dzięki poparciu samej " Wyborczej" nominacji prymasowskiej nie dostanie...
ELBLĄG Rozpoczął się kolejny proces o zwrot pieniędzy "pożyczonych" od osób i instytucji przez tutejszy kler. Tym razem chodzi o 23,5 tys. dolarów (96 tys. zł), jakie nieostrożnie pożyczył księdzu Halberdzie (czyli de facto biskupowi Śliwiń-skiemu) elblążanin Witold Z. Halberda rżnie głupa - jest niewinny, wszak na umowie pożyczki widnieją pieczęcie parafialne, a nie jego prywatne...
O niewierni! Wszak jest napisane: "Daj każdemu, kto cię prosi, a nie dopominaj się zwrotu od tego, który bierze twoje" (ŁŁ 6, 30).
WATYKAN "Papież ma niezwykle żywy umysł", te słowa kardynała Ratzingera dla "Berliner Morgenpost" miały uspokoić katolików oglądających w świątecznej telewizji ledwie żywego, zniedołężniałego papieża. Szef inkwizycji zapewnia, że choć papież bywa wyczerpany i "mówi mniej niż kiedyś", to jednak zadaje w rozmowie "precyzyjne pytania". Podtekst tego może być niewesoły. Kard. Ratzinger zabiera zwykle głos w sprawach "nie do wiary".
Na posiedzeniu ONZ-owskiej Komisji Praw Człowieka odmawiający wszelkich praw swoim poddanym Watykan przestrzegał przed nowymi formami rasizmu - moralizował na temat eutanazji i nietolerancji wobec imigrantów. W Watykanie nikt azylu nie szuka - papiescy nie są tak głupi, żeby utrzymywać darmozjadów.
USA Senat zatwierdził sensacyjną ustawę, która ma uporządkować finansowanie partii politycznych, tj. dopływ subwencji dla polityków od wielkich korporacji, miliarderów i bogatych stowarzyszeń (tylko w 2000 roku - 500 min dolarów!). Może to oznaczać prawdziwą rewolucję za oceanem. Europejczycy już nie będą mogli kpić z Amerykanów, że wybory wygrywają u nich... spółki giełdowe.
ROSJA Aleksij II wysłał do papieża grzecznościowe życzenia świąteczne, ale zaznaczył natychmiast, że w niczym nie zmienia to jego negatywnej oceny awanturniczej polityki wschodniej Watykanu. Nie milkną antykatolickie protesty w Rosji - ostatnio odbyła się manifestacja w Pskowie. Kk nie ma zamiaru zaprzestać ekspansji na Wschód - co ma począć, kiedy na Zachodzie już go nie chcą...
IZRAEL Na Bliskim Wschodzie trwa już regularna wojna Obydwie strony uzbrojone w bomby, czołgi, zagraniczne poparcie, a przede wszystkim w niezachwiane przekonanie o własnej racji i krzywdzie brną w śmierć i zniszczenie. Nie ma nic gorszego niż spotkanie na jednym kawałku ziemi dwóch jedynie słusznych prawd i dwóch "przez Boga umiłowanych" narodów.
IRLANDIA Afera pedofilska w Kk kosztowała głowę kolejnego biskupa. Do dymisji podał się biskup Ferns, Bernard Comi-skey. Został publicznie oskarżony o ukrywanie prawdy o seksualnych ekscesach podległego mu księdza Seana Fortune. Dochodzenie kościelne przeciwko księdzu rozpoczęło się dopiero dziesięć lat po pierwszych doniesieniach o jego skłonnościach. Zamiatanie pod dywan brudów Kościoła - wszak to podstawowy biskupi obowiązek!
Nr 14 (1091
- HIV 2002 r.
KOMENTARZ NACZELNEGO
Dziecko Paetza
Tak zwana sprawa Paetza dostarczyła znacznej części narodu niezłego ubawu. Antyklerykałom dała argument do dyskusji z nawiedzonymi, myślącym samodzielnie katolikom zasadziła kolejną sadzonkę zwątpienia, nawiedzeni zyskali nowego męczennika. Z całą pewnością nie do śmiechu było i jest ludziom Kościoła, na których spadło całe odium "grzechu". Szczerze mi żal wielu uczciwych księży, w tym również gejów, molestowanych do dziś zaczepkami poniżej pasa. Z drugiej strony fakt, iż w ogóle doszło do nagłośnienia afery w mediach, które słucha i czyta nawet Maria Rokita, jest u nas dziejowym zjawiskiem. Może ono - zgodnie z życzeniem papieża - odmienić oblicze tej ziemi. A to z racji uświadomienia narodowi poddawanemu planowej katolizacji, że niewzruszoną na pozór budowlą Kk można jednak zdrowo potrząsnąć.
Jako znawcy tematu patrzyliśmy na Paetzowe igrzyska z dystansem. Na kilku obrońcach arcybiskupiej czci przeprowadziliśmy kurację odwykową, puszczając im trzygodzinne nagranie rozmów z molestowanymi klerykami i pokazując ich pisemne oświadczenia. Wyuzdane zachowania księcia Kościoła relacjonowane łamiącymi się głosami przez młodych, sponiewieranych chłopców - stanowić mogą interesujący załącznik, np. do listu poznańskich profesorów w obronie arcybiskupa lub do kazania bp. Zawitkowskie-go o ukamienowaniu tegoż. Kościół rzymski, mistrz obłudy, nie po raz pierwszy orzekł, iż wszystko jest rzeczą względną. Ewidentny, poparty niezbitymi dowodami, czynny homoseksualizm i molestowanie seksualne - są grzechem śmiertelnym w przypadku zwykłego człowieczka, i zaledwie "niestosownym zachowaniem" w przypadku arcybiskupa. Koledzy Paetza, kie- " rując się w swoim życiu i orzekaniu prawem boskim oraz światłem objawienia, mogą, a nawet powinni go uniewinnić. Sam bowiem Chrystus, którego poznański hierarcha naśladował od dni swej młodości, powiedział do uczniów, a więc również do niego: "Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili i wy im czyńcie! Albowiem na tym polega Prawo i Prorocy" (Ew. Mt 7, 12). Czwarta osoba w polskim Kk - nie czyniła zapewne nic ponad to, co chciałaby, aby i jej czyniono...
A już na poważnie. Z pewnego źródła wiem, że bliski zawału był prezydent wszystkich Polaków Aleksander. Wszak kilka dni po głośnej publikacji pojechał złożyć hołd papieżowi wszystkich katolików Karolowi! Mało tego - zaprosił go do Ojczyzny. Taka wizyta i zaproszenie w czasie, gdy w Polsce nawet dzieci w przedszkolach zamiast w doktora bawiły się w Paetza - mogłaby zostać odebrana jako potwarz i wyzwanie w stylu: "No, dziadzio, musisz przyjechać i pozamiatać to gówno po swoim żołnierzu - po facecie, którego awansowałeś na jedno z najwyższych stanowisk w firmie"; albo: "i jak się dzisiaj czujemy, może ostatnio się pogorszyło?". Tylko wielkiemu charyzmatowi miłości Ojca Świętego można zawdzięczać, że Kwachu nie zarobił na dzień dobry pastorałem. Za to minister Janik tłumaczył się później na prezydenckim dywaniku - dlaczego pozwolił, żeby artykuł w "Rzepie" poszedł przed kolejną historyczną wizytą. Dla nikogo nie jest tajemnicą, iż ogólnopolskie gazety mają u siebie wtyki z MSW.
Przebrzmiała już afera z "grzechem w pałacu" ma jednak o wiele ciekawszy wymiar wewnątrzko-ścielny. Rozmawiałem niedawno ze znajomym proboszczem, który potwierdził moje najgłębsze przekonanie. Otóż tak zwane duchowieństwo, na czele z biskupami, jest wściekłe na poznańskiego hierarchę nie dlatego, że
zgrzeszył, lecz dlatego... że dał się złapać. Rozmiary ho-moseksualizmu rzędu 1/4 populacji księży i biskupów są sekretem, a zarazem chlebem powszednim Kościoła. Z własnych obserwacji, jako były kleryk wiem, że geje stanowią około 1/5 wszystkich chłopców przychodzących do seminarium duchownego. Przyciąga ich zamknięty, męski świat. Są również i tacy, którzy zmieniają orientację seksualną na homo, a częściej bisek-sualną; ci ostatni gotowi są po opuszczeniu szkoły przerzucić się z sutanny na spódnicę. Pewne jak w banku jest również i to, że w żadnym innym środowisku nie ma tak wielu pedofilów. Bezkarność księdza, zaufanie jakim się on cieszy i jego częste kontakty z dziećmi, to wymarzone parawany dla zboczków. Są to fakty potwierdzone badaniami w normalnych krajach. Wiedzą o tym wszyscy sukienkowi. Nawet z seminariów częściej usuwani są klerycy wykazujący "niezdrowe" zainteresowanie płcią odmienną, niż ci, którzy miast za spódniczką, oglądają się za drugą sutanną.
Dlatego między bajki włożyć należy to, co oficjalnie wciska się na ten temat owieczkom (czyt. baranom). Taki na przykład Józef Augustyn, doktor teologii, red. naczelny "Życia Duchowego", a zarazem spec od preparowania kościelnych mądrości nt. homo-seksualizmu -to prawdziwy Andersen wśród bezdzietnych ojców! W wywiadzie udzielonym 23.03 "Głosowi Pomorza" twierdzi, iż w przypadku abpa Paetza (o ile zarzuty są prawdziwe!) mamy do czynienia z "jednostkowym zachowaniem". Dla jasności - mowa o molestowaniu seksualnym, które Augustyn nazywa (naturalnie tylko w przypadku kleryków i księży) "lękiem homoseksualnym"... Duchowni molestujący (a nie ich ofiary!) są "zranieni seksualnie". - "Struktury Kościoła nie rodzą homoseksualizmu" - orzeka autorytet, i ma tu akurat dużo racji, bo więcej do struktur Kk przenika gejów, niż się w nich rodzi. Dalej jest już gorzej. - "Każdy psycholog wie, że po dwudziestym roku życia niemożliwa jest zmiana orientacji seksualnej, nawet pod wpływem jakichś przypadkowych doświadczeń". Świetnym przykładem są - proszę ojca - więźniowie, choćby już ze stażem 5-6 lat, jak klerycy. Niech no ojciec zapyta kolegę kapelana więziennego, ilu "normalnych" facetów spowiada się u niego z "homoseksualnych lęków", a ilu chciałoby "seksualnie zranić" swoich kolegów z celi. Przykładem wyższości teorii nad praktyką w Kościele jest kolejne stwierdzenie ojca Józefa, jakoby pozbawiało się roboty księży - czynnych homoseksualistów i pedofilów. Ód ręki mogę podać przykład obśmiewających to pobożne życzenie - sprawę proboszcza z Tomaszowa Maz., który przed 10 laty zgwałcił ministranta i pozostał na tej samej parafii do dziś! Zniesienie celibatu - zdaniem autora książki "Homoseksualizm a miłość" - nic nie da, jest "rozwiązaniem typu: kiedy boli głowa, trzeba ją uciąć". Jest więcej niż pewne, iż gdyby papież jutro zniósł obowiązkowy celibat - ojciec Józef zarzuci środki przeciwbólowe lub... zmieni zdanie.
Nasz lekarz dusz orzeka, że homoseksualizm jest chorobą, którą trzeba leczyć. Natomiast w przypadku księży jest to krzyż do dźwigania. Wyjaśnia nam to sposób, w jaki potraktowano Paetza. Słusznie w jego przypadku uznano, że ciężar krzyża i pozbawienie stanowiska jest dostateczną pokutą za molestowanie seksualne, czyn podlegający karze do 3 lat odsiadki. Kościół propagujący wielodzietność, traktuje związki homoseksual-ne jako grzeszne "ze względu na ich bezpłodność", twierdzi na koniec Augustyn. I teraz już wiemy, że krzyżowe lęki homoseksualne arcybiskupa Paetza wynikały zapewne z jego pragnienia posiadania dziecka.
JONASZ
Nr 14
- 11IV 2002 r.
FAKTY n
INJ
ZAMIAST SPOWIEDZI
- Po co potrzebne jest "Neu-trum"? Przecież konstytucja zapewnia każdego obywatela, że żyje on w państwie obojętnym światopoglądowo?
- Ale wcale tego nam nie gwarantuje, bowiem gwarancje zapisane są na papierze, a praktyka dnia codziennego pokazuje zupełnie co innego! Fakt, mamy art. 25 konstytucji, gdzie pięknie zapisano zasadę równouprawnienia wyznań. Mówi się tam też o bezstronności światopoglądowej państwa. Rzecz w tym, by w momencie, gdy jakikolwiek związek wyznaniowy złamie prawa konstytucyjne, państwo automatycznie ingerowało.
dopiero w 1998 roku nie znaczy, że nie działał już wcześniej! - oceniam, że referendum miałoby spore szansę wygrania...
- "FiM" omawiały bardzo dokładnie cały konkordat, ale zrekapitulujmy pokrótce - jakie są jego efekty?
- Niekontrolowany wypływ złotówek ze Skarbu Państwa do kiesy Kościoła. Senator Sienkiewicz słusznie podniosła problem finansów kościelnych, choć uważam, że bardziej potrzebne byłoby uszczelnienie budżetu państwa na każdym szczeblu, począwszy od centrum, a skończywszy na gminie. Jak ma być w Polsce dobrze, jeśli za symboliczną zło-
Czarny strach
Rozmowa z Czestawem Janikiem - prezesem Stowarzyszenia na rzecz Państwa Neutralnego Światopoglądowo "Neutrum".
- Coraz więcej Polaków otwarcie mówi o tym, że trzecia RP stała się państwem wyznaniowym.
- Bo to prawda! Wystarczy poczytać prasę informującą o "wypompowywaniu" ogromnych pieniędzy z przeróżnych państwowych przedsiębiorstw do kasy Kościoła katolickiego. I nikt nad tym nie panuje!!
- Wydaje się, że podważenie lub renegocjowanie konkordatu będzie bardzo trudne...
- Można to zrobić tylko w jeden sposób: przeprowadzić referendum obywatelskie na temat ukształtowania rzeczywistości wyznaniowej w Polsce. Jeżeliby nagłośniono to, co konkordat przyniósł Polsce, jakie sąjego efekty od chwili podjęcia rozmów - bo fakt, że ratyfikowano go
tówkę oddaje się Kościołowi tysiące hektarów i budynki?! Idźmy dalej: religia w szkołach. Jeśli już koniecznie katecheza musi być w szkole, to Kościół powinien wynająć w niej salę i jak każdy najemca, zapłacić za jej użytkowanie. Lekcje religii muszą odbywać się po normalnych zajęciach lekcyjnych. Nauczanie religii to przecież misja i wewnętrzna sprawa Kościoła! To nie jest sprawa MENiS. Ta dziedzina nie powinna być w żaden sposób finansowana przez państwo, które obecnie wspiera kościelną indoktrynację. Uzasadnione jest pytanie, jaka jest podstawa prawna sytuacji, w której państwo zmusza np. ewangelika czy niewierzącego do finansowania instytucji Kościoła katolickiego?!
- Polskie ustawodawstwo i sądownictwo jest pod tak wielką presją tzw. społecznej nauki Kościoła, że można by rzec, iż mamy w Polsce prawo wyznaniowe. Zakaz aborcji, utrudnienia rozwodów, marne szansę na legalizację konkubinatu, o eutanazji nie wspominając...
- Wszelkie ustawy, dokumenty przyjmowane przez parlament mają "naleciałości" wynikające z uprzywilejowania Kk w Polsce. Sprawa aborcji, religia w szkołach, ustawa o separacji małżeńskiej - to są odpryski konkordatu.
- Dziwne tylko, że kościelne prawo i państwo zainstalowano nam "kuchennymi drzwiami", bez większych sprzeciwów lewicy.
- W tej chwili lewica istnieje tylko na papierze. Jeżeli porówna się ustawę budżetową Buźka z 2001 roku i projekt Millera, to okaże się, że minister Belka szuka 40 mld złotych po kieszeniach emerytów i rencistów i całej reszty obywateli, którzy starają się pracować dla dobra RP. Jeśli chodzi o projekt Buźka, to rząd Millera nie zmienił nawet jednego przecinka i dał Kościołowi tyle, ile sobie on sam zaproponował!
W latach 50. zabrano Kościołowi ziemię i utworzono w zamian Fundusz Kościelny. Obecnie Kościół - w stosunku do tego, co wówczas stracił - przekroczył już o 9 tys. ha dawny stan posiadania ziemi. Skoro tak, rodzi się pytanie: dlaczego dotychczas nie anulowano ustawy o Funduszu Kościelnym?! Należy skończyć wreszcie z radosnym rozdawnictwem Kościołowi narodowego majątku - począwszy od rady gminy,
a skończywszy na ministrach. Tymi sprawami powinien zająć się NIK, a w razie konieczności prokuratura.
- Osobiste pytanie: czy Pan jest ateistą? ! - Przyznam się, że mam świadectwo maturalne z religii, i na nim 5. Zajmuję się Kościołami i religiami, bo to fascynujący temat. Natomiast kwestia wiary powinna być prywatną sprawą każdego człowieka.
- Czy ateiści są w Polsce dyskryminowani?
- Tak. Nie tylko ateiści, ale bezwyznaniowcy, agnostycy. Także katolicy, którzy wyszli z Kościoła, bo mieli dość tego, co się w nim dzieje. Ci nadal są wierzący, ale bolesne rany zadane przez Kościół nie pozwalają im do niego wrócić. Wszyscy oni są dyskryminowani.
- Jakie w tej chwili są główne cele działalności "Neutrum"? Kiedyś dość głośno było o Stowarzyszeniu dzięki przeróżnym pikietom. Teraz jakby o was ciszej...
- Kilka lat temu, gdy nasi działacze robili "zadymy", dziennikarze się cieszyli, ale nic z tego nie wynikało. Skupiamy się obecnie na działaniach prawnych.
- Czy nie sądzi Pan, że zaczynamy jednak powoli podnosić głowy z "czarnego jarzma"? Polacy
coraz odważniej dają wyraz swoim nastrojom antyklerykalnym.
- Proszę zauważyć, co się dzieje w Polsce. Artyści boją się swobodnych wystąpień, bo od razu do akcji wkraczają wiadomi posłowie i "szkalowanie wartości katolickich". W szkole nauczyciel boi się powiedzieć, co myśli, bo może z niej "wylecieć". Podobne sytuacje można za-obserować w każdym środowisku. W kraju rządzi "czarny strach"! Z drugiej strony rzeczywiście coś się zmienia. Większy wpływ na to ma pokazanie w telewizji księdza złodzieja wypędzonego przez wiernych, którzy zamknęli przed nim kościół, niż głośna sprawa abepa Paetza. Dobrze, że - zgodnie z hasłem Wałęsy
- "katolicy biorą sprawy w swoje ręce", ludzie zamykają drzwi kościoła i mówią swemu biskupowi: "nie chcemy nowego proboszcza".
- Z przyczyn oczywistych Kościół takiego państwa nie chce...
- Bo Kościół zawsze był i jest
- wbrew szczytnym deklaracjom
- nietolerancyjny. Jest przeciwny także prawom człowieka, bo uważa, że ma on takie prawa, jakie dostał od Boga i nic poza tym.
- Zapisałby się Pan do zakładanej przez "FiM" partii an-tyklerykalnej?
- Tak, bo ta partia wygra! Jeżeli rzuci hasło uporządkowania stosunków państwo-Kościół, jeśli w programie będzie miała zatrzymanie wypływu pieniędzy do kasy Kościoła, to wygra wybory. A przyłoży się do tego bierność tzw. lewicy...
Rozmawiał
GRZEGORZ KONIECZNY Fot. Przemek Zimowski
Stowarzyszenie na rzecz Państwa Neutralnego Światopoglądowo "NEUTRUM" powstało w 1990 r. jako organizacja pozarządowa. Bezpośrednią przyczyną jego założenia był sposób, w jaki minister edukacji narodowej wprowadził do szkół lekcje religii oraz obawa przed skutkami tej decyzji. "Neutrum" działa na rzecz państwa wolnego od nakazów religijnych i ideologicznych, rozdziału Kościoła od państwa, świeckiego charakteru instytucji państwowych i szkół publicznych, równości wszystkich obywateli. Kontakt: skr. pocztowa 843, 00-950 Warszawa; tel./faks: 0 (prefiks) 22/635-47-91 (dyżury we wtorki w godz. 17-19); e-mail: neutrum@free.ngo.pl; strona internetowa: www.free.ngo.pl/neutrum/
Od lat na Wybrzeżu mówi się o tym, że prałat Henryk Jankowski ostrzy sobie zęby na opanowanie rynku wydobycia i handlu bursztynem z całych polskich złóż. Wszystko wskazuje na to, że słowo ciałem się stanie, a słynny już bursztynowy ołtarz jest tylko haczykiem na bursztynową rybkę.
Podczas marcowych bursztynowych targów "Amberiff' w Gdańsku wieść gruchnęła, że za kilka tygodni ogłoszony zostanie przetarg na wydobycie bursztynu spod dna Zatoki Gdańskiej. Wieść tę przyniósł Krzysztof Szamałek, główny geolog kraju. Poinformował on, że Ministerstwo Środowiska chce wydać koncesję na wydobycie bursztynu spod dna morskiego, mimo że najbardziej wartościowe złoża znajdują się prawdopodobnie na lądzie, w delcie Wisły. Decyzję tę tłumaczył tym, że wydobywanie bursztynu z płaskiego dna morza jest sposobem najprostszym. Wystarczy pogłębiarka i urządzenie do płukania.
Wiadomość ta bardzo ucieszyła polskich bursztynników, którzy przetwarzają około 100 ton owego surowca rocznie. Zamknięcie zaś
Kopalnie prałata Jankowskiego
kopalni pod Kaliningradem, która była głównym dostawcą bursztynu dla Polski, może spowodować jego brak na rynku. Natychmiast też w dyskusjach wśród uczestników pojawiły się mniej lub bardziej oficjalne informacje, że nie byłoby tej decyzji, gdyby nie wpływy i zabiegi prałata Jankowskiego.
Wojciech Kalandyk, prezes Międzynarodowego Stowarzyszenia Bursztynników, jest przekonany, że udział ks. Jankowskiego w wydaniu koncesji na wydobycie będzie bardzo duży. Inni bursztynnicy mówią wprost, że to zabiegi prałata przyczyniły się do tego, iż ministerstwo tak szybko chce ogłosić przetarg, ponieważ... już zaczyna brakować materiału na bursztynowy ołtarz w bazylice św. Brygidy (na zdjęciu). Na jedną z największych fanaberii proboszcza od św. Brygidy - gigantyczny bursztynowy ołtarz (12 na 11 metrów), który przyćmić ma przepychem słynną Bursztynową Komnatę, potrzeba ponad osiem ton najwyższej jakości bursztynu. Prałat, wspomagany państwową kasą przez
różnych przydupasów, np. poprzedni zarząd KGHM Polska Miedź ("FiM" nr 10), chce ukończyć realizację swoich chorych marzeń jeszcze w tym roku. Jednak zalanie przez Rosjan swoich kopalni zagroziło wstrzymaniem budowy z powodu braku surowca. Cóż było w tej sytuacji robić? Nic prostszego. Zwrócić się do lewicowego rządu, który na kolanach spełni życzenie wpływowego biznesmena. Już niemal oficjalnie mówi się - i to nie tylko w bursztynowej branży - iż ma on ogromną chrapkę na przejęcie kontroli nad wydobyciem całego polskiego bursztynu, a przynajmniej tego z Bałtyku.
W takim przypadku na pomysł budowy ołtarza trzeba spojrzeć w całkiem innym świetle - nie jako spełnienie fanaberii prałata, lecz realizację konkretnego założenia biznesowego. Jeśli te pogłoski oraz nasze wstępne ustalenia się potwierdzą i przetarg na wydobycie bursztynu wygra firma w jakikolwiek sposób powiązana z prałatem lub Kk, oznaczać to będzie tylko jedno: decyzja o budowie ołtarza podjęta została głównie po to, aby Kościół katolicki miał pretekst do kupienia udziałów lub prze-jęcia kontroli nad wydobyciem bursztynu
w Polsce. Nie rozpoczyna się przecież budowy takiego dzieła, wiedząc, że niebawem Rosja zamknie kopalnie, i nie mając żadnej alternatywy na dalsze pozyskiwanie surowca. Czy mamy rację, okaże się wkrótce.
Jak niesłychanie cenny może być to kąsek dla Kk, świadczą oficjalne dane. Podczas targów "Amberiff' mówił o tym Jacek Bielak, przedstawiciel Międzynarodowego Stowarzyszenia Bursztynników. Według niego, roczna wartość eksportu polskich wyrobów z bursztynu to 350 min dolarów. Prezes MSB, Wojciech Kalandyk, uważa, że po uruchomieniu wydobycia jantaru spod dna Zatoki Gdańskiej wartość ta może się zwiększyć do... miliarda dolarów rocznie! Prawda, że jest o co walczyć? Nie bez znaczenia jest też dochód firmy, która otrzyma koncesję na wydobycie surowca. Na rynku kilogram bursztynu kosztuje 50 dolarów. Według specjalistów z MSB, z jednego hektara można uzyskać około tony tego surowca. Daje to ni mniej, ni więcej tylko 50 tys. dolarów. Przy prowadzeniu selekcji zysk może być jeszcze większy.
Kilka podobnych inwestycji Kościoła i może się okazać, że wierni wcale nie będą już potrzebni swoim pasterzom. Utrzyma ich ropa z Orlenu, miedź z Lubina i bursztyn z Bałtyku. JACEK KOSER Fot. www.geo.vw.edu.pl
Z NOTATNIKA HERETYKA
FAKTYn
Nr 14 (1091
- HIV 2002 r.
POLAKÓW PORTFEL WŁASNY
Kąpiel za dwa miliardy
Przysłowia są mądrością narodów. A skoro tak, to powinniśmy pamiętać, że nie należy wylewać dziecka z kąpielą. Tym bardziej, jeżeli dziecko to warte jest ponad dwa miliardy złotych. W rodzinie fiskusa takim "dzieckiem" jest kontrola skarbowa. Urzędy Kontroli Skarbowej - czyli jak my powiadamy: "uksy" - w wyniku zakończonych w ubiegłym roku kontroli doszukały się u podatników około 2,5 miliarda zł niezapłaconego podatku i taką kwotą zasiliły budżet państwa. Zaznaczam, że chodzi o pieniądze prawdziwe, to znaczy takie, które rzeczywiście wpłynęły do kasy; zapłacone w żądanej kwocie bez odwołań ze strony podatnika lub też w kwocie skorygowanej po rozpatrzeniu odwołań. Pieniądze netto - tj. z odliczeniem kosztów poniesionych na ich pozyskanie. Sprawy będące w toku, przed zakończeniem procedury odwoławczej, pomijam.
Tak czy inaczej, dziecko imieniem "uks" liczące sobie 10 latek (kontrolę skarbową w III RP wprowadzono w 1992 r.) wnosi do budżetu pokaźny pieniądz i choćby z tego powodu należy je traktować z należną powagą i troską. Także - w czasie kąpieli.
Kąpiel, o której mowa, to zamierzone zmiany w organizacji Ministerstwa Finansów i podległych mu struktur. Zobligowani jesteśmy, zgodnie z tym, co zapowiedział premier Leszek Miller w swoim expose, do usprawnienia i uproszczenia zarządzania i redukcji centralnych organów administracji państwowej. I to się dzieje. Likwidowany jest Główny Urząd Ceł - jego funkcje przejmuje ministerstwo - a lada moment przekazany zostanie Sejmowi projekt ustawy o likwidacji Generalnego Inspektoratu Celnego. W końcowej fazie znajdują się prace nad ustawą o kontroli celno-skarbowej, która stanowić będzie podstawę prawną dla scalenia, w roku przyszłym, kontroli celnej i skarbowej. Ta konsolidacja - to jest właśnie kąpiel, o której wspomniałem.
Ze służbami celnymi jest, powiedziałbym, mniejszy kłopot. Mają one określoną, wyraźną specyfikę, nikt rozsądnie myślący nie może kwestionować potrzeby ich istnienia. Zwłaszcza że wraz z naszym wejściem do Unii Europejskiej pełnić będą wymaganą rolę służb unijnych. Konsolidacja - czyli łączne ze skarbówką zarządzanie ich pracą na szczeblu wojewódzkim i centralnym - nie stwarza tu większych zagrożeń.
Z kontrolą skarbową rzecz ma się nieco inaczej. W ramach dyskusji o zamierzonej konsolidacji dały się słyszeć głosy kwestionujące potrzebę utrzymania kontroli skarbowej w ogóle. Głosy, powiedziałbym, bardzo niepoważne, ale słyszalne. Najcięższym działem wytaczanym przeciw "uksom" jest ich rzekoma nadgorliwość w ściganiu niesolidnych podatników, okładanie ich podatkami bez oglądania się na istniejący stan prawny, pogoń za wskaźnikiem (w domyśle - premią); kiedy kwota należnego podatku wygląda imponująco, a potem, w trakcie procedury odwoławczej - redukowana jest nierzadko do zera. Brak jest - powiadają krytycy -jednolitego orzecznictwa, w rezultacie w podobnych sprawach jednemu podatnikowi przywalają duży podatek, a innemu - zgoła nic.
Kontrola skarbowa w Polsce to 8 tys. osób, w tym 2600 inspektorów. W wyniku przeprowadzonych kontroli podejmują oni w ciągu roku 30-50 tys. decyzji. W przeważającej mierze - słusznych i uzasadnionych, o czym świadczy chociażby przytoczona wyżej kwota 2,5 mld złotych zapłaconych, jak to się mówi, bez gadania. A że dużo jest również odwołań? To prawdą tylko uchyleń decyzji jest już znacznie mniej.
W 2000 r. udział ustaleń uchylonych w stosunku do ustaleń w ogóle wyniósł 19,6 proc. - w ujęciu kwotowym. Reszta jest zyskiem kontroli skarbowej. Czyli nas wszystkich.
Bo przecież "uksy", przysparzając należnych, powtarzam - należnych środków budżetowi, działają w interesie ogółu obywateli! Nakładając podatek tym, którzy go powinni zapłacić, dbają również o uczciwą konkurencję w gospodarce
- aby wszyscy producenci czy dostawcy usług mieli równe szansę.
Jeżeli fiskus może - a ja zdecydowanie twierdzę, że może
- być przyjaznym dla podatnika, to właśnie dzięki temu, że sprawiedliwie dba o nasz wspólny interes. Decyzje niespójne, nietrafne, oczywiście temu przeszkadzają. Ale czy można za to winić tylko "uksy"? Takie decyzje, jakie prawo. A prawo nasze nadal jeszcze zawiera wiele luk i dopuszcza rozbieżne interpretacje. Zadziwiające bywa więc orzecznictwo, w tym i sądowe; zgoła różne wyroki w oparciu o ten sam przepis.
Nie obarczajmy pełnią winy za ten stan rzeczy tych, którzy muszą na co dzień posługiwać się tym nienajlepszym orężem. Trochę cieplej pomyślmy o inspektorach, którzy , pracują na naszą korzyść, a godzą w nie-/ licznych.
Kontrola skarbowa Ś ma swoje grzechy. Z pewnością - można ją lepiej za-7-- programować i wykonywać. Z pewnością za mało uwagi poświęcała do tej pory grubym rybom, a przesadnie dużo - szprotkom w oceanie gospodarki. W ramach konsolidacji - chcemy to naprawić. Byle nie wylać dziecka z kąpielą. Zwłaszcza, że jest to kąpiel za dwa miliardy złotych z hakiem.
dr WIESŁAW CIESIELSKI Wiceminister Finansów, Sekretarz Stanu, Generalny Inspektor Kontroli Skarbowej
Są tacy, którzy utrzymują, że nieśmiertelna jest ludzka dusza. I ta przebywająca w niebie, i ta w piekle. Inni dowodzą, że nieśmiertelna jest przestrzeń, a więc materia, czyli wszechświat w nieskończonej liczbie swoich spazmatycznych kolapsów i ponownych Wielkich Wybuchów. Może rację mają ci pierwsi, może ci ostatni, a może jedni i drudzy, ale...
Ale jest pewien byt nieśmiertelny z całą pewnością, a jego wszech-istnienie nie podlega dyskusji. Narodził się wraz z pierwszą parą biblijnych ludzi i będzie istniał już zawsze. Ten byt to CENZURA!
Pierwszy cenzorski zapis wynalazł w raju sam Stwórca, zabraniając prarodzicom rozpoznawać dobro i zło, a więc prawdę. Później już szło

Mord
na zwierzę Lach to śmierć
A .
Książka bezpłatna, 60 stron. Zamówienie wraz ze znaczkiem pocztowym za 1,60 zt przyjmuje Życie Uniwersalne, skr. poczt. 550, 58-506 Jelenia Góra 8. Info: www.das-wort.com Miarka się przebrała - dość tego!!!
GŁASKANIE JEŻA
Nieśmiertelność
jak z płatka: cenzorskie zapisy na doktryny niezgodne z jedynie słuszną doktryną polityczną i religijną, zapisy na naukowe odkrycia, listy ksiąg zakazanych... i tak dalej. Podróżując przez historię cenzury, zauważamy zdumieni, że zadziwiająco i groźnie pokrywa się ona z historią ludzkości... pokrywa i przenika.
Nas oczywiście najbardziej interesują czasy najnowsze. W ten sposób docieramy do Warszawy na ulicę Mysią, gdzie przez dziesięciolecia tzw. komuny mieścił się Główny Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk - zwany popularnie Cenzurą właśnie. Oj, naprzykrzała się ta instytucja twórcom kultury okropnie. Powieści, wiersze, filmy, a nawet bajki dla dzieci - nim mogły ujrzeć światło dzienne - najpierw musiały "przejść" przez Mysią. A jednak owe znienawidzone monstrum było potworem cokolwiek bezzębnym i - albo z zasady swej głupawym, albo wyrozumiałym dla potęgi ludzkiej myśli. Przez pół wieku totalitarnego (podobno) ustroju powstało bowiem w naszym kraju wiele dzieł dlań groźnych. Powstały i ujrzały światło dzienne: "Człowiek z marmuru", ,.Kalendarz i klepsydra",,.Dreszcze",
"Ręce do góry", "Rejs" itd. Jak grzyby po deszczu powstawały teatry kontestujące i kabarety ośmieszające. Sam pamiętam - jako scenarzysta i reżyser - moje liczne potyczki z Cenzurą, np. gdy w jednym ze spektakli użyłem cytatów z Apokalipsy św. Jana.
Nastał w końcu Rok Pański 1989, z nim wolność oraz demokracja i GUKPiW przy ul. Mysiej zlikwidowano. Cenzura przestała istnieć! Przestała? Nie rozśmieszajcie mnie, Kochani... Po tej dacie Cenzura z bezzębnego błazna zmieniła się w krwiożerczą bestię, lecz już nie mieszkała przy Mysiej. Przeniosła się do episkopatu na Miodową, zamieszkała na plebaniach, w kościołach, w siedzibach kurii, w redakcjach mediów.
W roku 1984 cenzor w końcu "puścił" mi scenariusz oparty na motywach Apokalipsy. Dziesięć lat później inny cenzor, odziany w sutannę pracownik kurii w Przemyślu - którego rozpytywałem na okoliczność - zakazał druku mojego tekstu o fałszerstwie dokumentów - fałszerstwie, jakiego dopuścił się pewien ksiądz z Bieszczadów: "Jeżeli opublikujesz synku ten tekst, to cię nie ma" - oświadczył elegancko, a mój redakcyjny szef,
przesłuchując nagranie z tej telefonicznej rozmowy, skonstatował: "Jak to opublikujemy, to i ciebie nie ma, i mnie nie ma". Kropka.
Takich zdarzeń w dziennikarskiej karierze miałem bez liku. Przecież nie tak dawno jedna z największych polskich gazet ocenzurowała mi tekst tylko dlatego, że po jego publikacji musiałby podać się do dymisji ulubiony przez nią minister. I tu dochodzimy do konkluzji najpotworniejszej: Cenzura zlikwidowała się jako instytucja i jak rak dokonała przerzutu na nasze dusze. Wszyscy wiedzą dziś dobrze sami, o czym można myśleć, mówić i pisać, a czego lepiej nie ruszać. Nawet dzieci na lekcjach religii nauczyły się trudnej sztuki konformizmu i siedzą cicho: "Tato, nie jestem głupi, po co się będę wychylał. Za trzy miesiące zdaję maturę".
A na koniec mały przykład. Oto istnieje sobie w Internecie portal Katolickiej Agencji Informacyjnej. Pod każdą zamieszczoną tam informacją jest miejsce na komentarze inter-nautów. Jeszcze do niedawna KAI nie cenzurowała ostrych polemik i wypowiedzi, ale się jej w końcu znudziło. Znudzenie owo zbiegło się w czasie z aferą Paetza akurat. W ten
sposób z portalu KAI znikły raz na zawsze celne i krytyczne opinie osób podpisujących się Jokasta, Anna, Marek, Free spirit i wielu innych. A jak to wygląda teraz? Sprawdziłem osobiście. Pod spolegliwą wypowiedzią jakiegoś Pawła dopisałem, że nigdy dość mówienia o przestępstwach pedofilii. Jednak ta "odkrywcza" myśl jakoś nie pojawiła się na ekranie. W zamian otrzymałem elektroniczną informację: "Dziękujemy. Twój komentarz został przekazany moderatorowi". W tej sytuacji poszedłem na całego i pod opublikowanym w KAI listem papieża dopisałem: "Dwa razy dwa równa się cztery i pół!". Natychmiast otrzymałem odpowiedź: "Dziękujemy! Twój komentarz został przesłany...". No to ja dalej:
"Ziemia jest płaska"
"Dziękujemy..."
"Księża na księżyc"
"Dziękujemy..."
"Koń jaki jest każdy widzi"
"Dziękujemy. Twój komentarz został przesłany moderatorowi".
No i doszliśmy do sedna. Ta instytucja jest wieczna. Zmienia tylko dla kamuflażu nazwy. Raz nazywa się Inkwizycja, raz Indeks Ksiąg Zakazanych, kiedy indziej Cenzura lub Moderator.
Ukłony, Panie Moderatorze! Znamy się przecież od lat!
MAREK SZENBORN
PS. Osobą podpisaną "Czytelnik", której tekst zatytułowany " Tylko tu i teraz" opublikowaliśmy na stronie 14 numeru 12 "FiM", prosimy o pilny kontakt z redakcją. Mamy pewne propozycje...
Nr 14
- 11IV 2002 r.
FAKTY n
INJ
NA KLĘCZKACH
ODSZEDŁ I ZOSTAŁ
Papież przyjął dymisję Juliusza Paetza (na zdjęciu) ze stanowiska metropolity poznańskiego. W Wielki Czwartek na mszy Krzyżma Świętego arcybiskup stwierdził, że
PIAJA KOLUMNA
to jeden z wielu przykładów, jak zmienna i chimeryczna jest doktry-
zrezygnował z pełnionej fiinkcji "dla dobra jedności umiłowanego Kościoła poznańskiego". Podkreślił, że Watykan nie przedstawił mu żadnych zarzutów, a oskarżenia wysuwane pod jego adresem są oszczerstwami i " nadinterpretacjąjego dobroci i spontaniczności". Mówił nawet, że proponowano mu karierę na intratnych stanowiskach w Watykanie, ale nie zgodził się na nią ze względu na wiek i stan zdrowia. Woli pozostać w Poznaniu, gdzie ma wielu przyjaciół (?) i gdzie... nadal będzie arcybiskupem, bo święceń i zaszczytów nikt mu nie odebrał. Tymczasem nawet niektórzy komentatorzy kościelni twierdzą, że Paetza zwyczajnie zmuszono do złożenia dymisji. Publicznie arcybiskupowi rzeczywiście nic nie zarzucono, co stawia Watykan w dwuznacznym świetle jako instytucję nie zainteresowaną uczciwym wyjaśnieniem sprawy. Paetz odszedł, smród pozostał... (A.C.)
POLACY WIEDZĄ LEPIEJ
Zapewne dzięki sprawie abpa Paetza biskupi polscy zyskali ogromny międzynarodowy prestiż. Otóż nie kto inny, tylko Stolica Apostolska zwróciła się do nich z prośbą
0 opinię na temat losu dzieci zmarłych przed chrztem. Nieomylny Watykan ma wyraźne kłopoty z ustaleniem prawdy i prosi polskie autorytety o pomoc teologiczną. Kościół nie potrafi sobie z tą kwestią poradzić od 1500 lat. Najpierw nauczał za świętym Augustynem, że takie zmarłe niebożęta zbawione być nie mogą, bo zmazą grzechu pierworodnego są pomazane, a maź ową zmyć mogą tylko wody chrzcielne. Doktryna katolicka w tej kwestii uległa jednak zmianie w latach 60. ubiegłego wieku (Sobór Watykański II), kiedy w Watykanie odkryto, że do zbawienia ani chrzest, ani wiara nawet nie są potrzebne, wystarczy jedynie dobra wola. A ponieważ Kościół w Polsce żyje w znacznej mierze w epoce przedsoborowej, stąd
1 liczne dylematy w tej sprawie. Kwestia zbawienia nieochrzczonych
na katolicka i jak nierozsądnie robią ci wszyscy, którzy poważnie traktują watykańskie autorytety. (A.C.)
IZA Z BETONU!
W wywiadzie udzielonym dla "Życia Warszawy" pełnomocnik rządu do spraw równego statusu kobiet i mężczyzn, Izabela Jaruga--Nowacka, nazwana niedawno przez bp. Pieronka feministycznym betonem, opowiedziała się za dopuszczeniem do adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Pani minister ma na myśli takie sytuacje, w których jeden z partnerów (partnerek) ma naturalne dzieci z innego związku. W takich przypadkach, zdaniem pełnomocnika rządu, bardziej wskazana jest adopcja przez parę homo-seksualną, niż wychowywanie przez osoby obce lub instytucje państwowe. "Dzieci przede wszystkim potrzebują miłości", argumentowała pani minister. Zaskakujący jest fakt, że pomysł pełnomocnika rządu wykracza poza oczekiwania organizacji homoseksualistów, które w Polsce nigdy nie domagały się prawa do adopcji. Trudno nie docenić odwagi minister, która mimo ataków i gróźb klerykałów dalej konsekwentnie głosi swoje poglądy. Przypadłość to rzadka wśród polityków partii lewicowych. (A.C.)
OSZUST W KOLORATCE?
Media katolickie ostrzegają przed grasującym w Polsce oszustem, który podaje się za mnicha grekokato-lickiego spod Lwowa. Nosi koloratkę, jest bardzo elokwentny, wzbudza zaufanie. Jego winą jest wyłudzanie intencji mszalnych od kobiet oraz obżeranie klasztorów, zwłaszcza żeńskich. Nie bardzo rozumiemy, na czym polega problem? Fałszywy ksiądz zwyczajnie naśladuje tylko pierwowzory z firmy Kk. Czy oni nie udają, że działają z boskiego poruczenia, czy nie noszą specjalnych strojów, czy nie są elo-kwentni, przekonujący i eleganccy? Czy nie wykorzystują łatwowiernych, oferując odpłatne usługi
religijne, w skuteczność których sami często nie wierzą? O co tyle krzyku!? Polska od stuleci jest zaludniona tego typu cwaniakami! (A.C.)
KATOMAFIA
Zdaje się, że nadeszły ciężkie czasy dla Kościoła katolickiego w USA. Adwokaci w stanie Missouri wystąpili ostatnio z wnioskiem
0 zastosowanie federalnych ustaw antymafijnych (!) do ścigania przedstawicieli hierarchii katolickiej, którzy utrudniają śledztwo w sprawie księży oskarżonych o nadużycia seksualne. Amerykańscy prawnicy argumentują, że część dostojników Kościoła utrzymuje zmowę milczenia w sprawie księży oskarżonych o pedofilię. W USA wpłynęło w ostatnich latach do sądów ok. 140 spraw przeciwko księżom pedofilom. Według autorów wniosku, hierarchowie kościelni - powołując się na tajemnicę archiwów Kościoła - odmawiają udostępniania policji i prokuraturze materiałów dotyczących przypadków pedofilii wśród katolickich księży. Zdaniem mecenasa Jeffreya Andersona, dotyczy to nie tylko sprawy byłego biskupa Palm Be-ach na Florydzie, Anthony'ego 0'Connella, ale także wielu innych ukrywanych przez lata przypadków.
1 znowu Amerykanie wyprzedzają Europę! Pomysł amerykańskich adwokatów, by zastosować federalne ustawy antymafijne wobec hierarchii kościelnej w USA bardzo nam się podoba. Nareszcie ktoś nazwał po imieniu tę organizację. Czas najwyższy, by i u nas sądy przestały pobłażliwie traktować przekręty kleru, który w praktyce stoi ponad prawem. Z powodu braku ustaw antymafijnych aferami kościelnymi w Polsce winien zająć się UOP lub Centralne Biuro Śledcze... (G.K.)
PANIKA W ZCHN
Obradujący 23 marca Zarząd Główny ZChN z oburzeniem przyjął decyzję wykreślenia z budżetu Senatu "środków na wspieranie działalności religijnej wśród Polonii na Wschodzie". Działalność ta polegała między innymi na: organizowaniu diecezjalnego festiwalu piosenki religijnej w Grodnie, prowadzeniu kursów animatorów kultury religijnej z polskich skupisk na Białorusi, rekolekcjach jasnogórskich
dla rodzin ze Wschodu oraz sprowadzaniu pielgrzymek z Litwy, Ukrainy i Białorusi do sanktuariów maryjnych w Polsce. W sumie Kk urwie się kilkaset tysięcy zł. Środki finansowe przyznawane przez Senat do rozdziału wśród Polonii na Wschodzie przechodzą przez kontrowersyjną organizację Wspólnota Polska, której prezesem jest Andrzej Stelmachowski (na zdjęciu), gorący wielbiciel Radia Maryja. (R.B.)
KRĘTACTWO WSZECHPOLSKIE
Najnowszym osiągnięciem w dziedzinie dezinformacji są... legitymacje asystentów i pracowników biur poselskich. Takie legitymacje uchroniły przed rewizjami młodzież z gdańskiej Młodzieży Wszechpolskiej, która rozdawała swoje ulotki podczas Dni Europejskich na Uniwersytecie Gdańskim 18 III br. Legitymacje takie może wystawiać każde biuro poselskie, ale nie mają one żadnej mocy urzędowej. Oczywiście poza Gdańskiem, gdzie legitymacja asystenta posła LPR jest równoznaczna z immunitetem poselskim. Mimo złamania regulaminu porządkowego imprezy, służby porządkowe zostawiły w spokoju prawicowych oszołomów, którzy odtąd zapewne częściej będą używać swej nowej, święconej broni. Ku chwale R. Maryja! (A.S.)
SŁUSZNA OCENA
Kilkakrotnie na łamach "FiM" pisaliśmy o zarządzie miasta Rumia k. Gdyni i stojącej blisko baldachimu na wszelkich procesjach "trójcy" burmistrzów. Ostatnio na łamach , JJziennika Bałtyckiego" opublikowano wyniki społecznej oceny rajców miasta, a średnia pozytywnych ocen wyniosła... 6%. Jest to tylko jeden z przykładów, jak bardzo katolickie społeczeństwo pochwala rozdawnictwo społecznego majątku dla Kk, a właśnie takich przykładów nie brakowało w decyzjach ocenianych panów. Cóż, drodzy burmistrzowie, chyba trzeba dobrać czwartego, aby po najbliższych wyborach samorządowych równo nosić baldachim, który ma przecież cztery rogi. (A.P.)
IDIOTYZM
Bo jak inaczej można określić stwierdzenia Zdzisława Kościelaka
(autora artykułu "Podatkiem w Kościół" - "Gwiazda Morza" nr 4/2002), który twierdzi, że "im więcej państwo przeznaczy funduszy na Kościół, tym mniej będzie musiało wydać na policję i armię rozmaitych kontrolerów". Zdaniem autora szkalującego tych, którzy zamierzają opodatkować Kościół, to właśnie ten ostatni stoi na straży wszelkich cnót. Walka z biednym (sic!) klerem może spowodować, że "uderzenie w materialne podstawy funkcjonowania poprzez kontrolę państwa nad majątkiem i dochodami parafii oraz wakująca z powodu szykan obsada wielu świątyń spowoduje upadek moralności". Kościelak prognozuje
gwałtowne rozszerzenie się pijaństwa, nieobyczajności, przestępczości i gwałtów. Jego zdaniem, państwo zamierza przeszkadzać Kościołowi w misji, gdy ten niezmiennie głosi m.in. "nie kradnij". Czyżby nieustanny rabunek publicznego mienia, jakiego dopuszcza się Kościół, nie był wykroczeniem przeciwko temu przykazaniu? (A.P.)
PATRON LEPPER
To nie żart primaaprilisowy - Komitet Centralny Polskiej Zjednoczonej Partii Biednych w Słupsku postanowił założyć... stowarzyszenie. A nazywać się ono będzie Europejskie Stowarzyszenie Sprawiedliwości Społecznej im. Andrzeja Leppera (na zdjęciu). Celem stowarzyszenia jest szerzenie wiedzy prawnej i udzielanie porad prawnych obywatelom, a w szczególności w dziedzinie szeroko pojętych praw człowieka i wolności obywatelskich. Autorem przedsięwzięcia jest I sekretarz KC PZPB, ustecki poeta i sprzedawca skarpetek w jednym, towarzysz Zygmunt J. Prusiński, który wygrał niejedną sprawę przed słupskim kolegium i sądem o nielegalne organizowanie zgromadzeń. Mamy nadzieję, że inicjatywa przybliży wspomniane prawa i wolności tysiącu osób, które złożyły akces do PZPB. Oby tylko nie chodziło o niespłacanie kredytów bankowych albo obronę przed islamistami z Klewek... (A.S.)
RYDZYK PROMIENIUJE
We wsi Zmysłówka koło Leżajska bezdzietny (?) ojciec Rydzyk zamierza zainstalować maszt na wieży ciśnień, na co zgodę wyraził starosta Leżajska (20 X 1999). Lud jednak zaprotestował, głównie okoliczni rolnicy. Obawiając się szkodliwego oddziaływania fal radiowych, zorganizowali swoim zwyczajem pikiety i blokady. Odwoływano się od decyzji starosty do wojewody podkarpackiego oraz głównego inspektora nadzoru budowlanego. Oba organy utrzymały w mocy decyzję starosty (2000 r.). Uznano, że starosta nie mógł odmówić Radiu Maryja, które, jako inwestor spełniło wymagania przewidziane w prawie budowlanym". Jednakże w planie zagospodarowania terenu, gdzie Rydzyk ma postawić maszt, przewidziana jest budowa zbiornika wodnego dla projektowanego wodociągu ze strefą sanitarną. Maszt radiowy emitujący silne promieniowanie elektromagnetyczne wyklucza planowe przeznaczenie terenu. Sprawa jest teraz w gestii Naczelnego Sądu Administracyjnego. (M.A.)
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
Nr 14 (1091
- HIV 2002 r.
Myślisz może. Czytelniku, że Twoje poglądy polityczne i religijne, wysokość zarobków, posiadanie kochanki, używanie prezerwatyw albo ćwiarteczka przed snem - że to wszystko jest wyłącznie Twoją prywatną sprawą? Że gwarantuje Ci to ustawa o ochronie danych osobowych? Jesteś w wielkim błędzie!
Nasz Czytelnik - antyklerykał, ustępując żonie, zgodził się na kolędę. Postanowił jednak, że tym razem podyskutuje z duszpasterzem o tzw. prawdach wiary. Po części "oficjalnej" usiadł z księdzem za stołem. I - nabuzowany lekturą "FiM"- zadał mu szereg "niewygodnych pytań": dlaczego chrzci się niemowlęta?, dlaczego wbrew drugiemu przykazaniu czci się obrazy i figury?, dlaczego uznaje się Marię za niepokalaną i wniebowziętą, skoro Pismo Święte o tym nie mówi?, dlaczego wbrew Biblii tytułuje się papieża "Ojcem Świętym"?
No i się porobiło. Ale oddajmy głos Czytelnikowi: - Ksiądz spojrzał na mnie znad okularów, po czym, nie odpowiadając na żadne z pytań, wyjął... moją kartotekę. Zdębiałem! Co to: FBI? CIA? Teczki Hoovera albo, niech ręka boska broni, UOP!? Na pytanie, dlaczego gromadzi moje dossier bez mojej zgody i wiedzy, ksiądz powiedział, że po prostu tak się w parafii robi i koniec.
- Gdy zauważyłem, że takie sprawy powinny być uregulowane prawnie, bo w końcu mamy ustawę o ochronie danych osobowych, ksiądz stwierdził, że jego obowiązuje prawo kanoniczne. Zatkało mnie! Przecież w tych kartotekach jest wszystko, nawet to gdzie pracowałem, ile zarabiam, gdzie przynależę, co moje dziecko mówi na katechezie i tym podobne, intymne szczegóły! - denerwuje się antyklerykał.
Czy rzeczywiście Kościół może zbierać wszelkie dane o swych wiernych na podstawie prawa kanonicznego? - Nie ze wszystkim trzeba od razu do papieża! - odpowiedziała nam asystentka rzecznika Episkopatu, ks. Adama Schulza. - Proszę zadzwonić do parafii.
Ponieważ jesteśmy jakby z innej parafii, zadzwoniliśmy na chybił trafił do księdza Jana Antoła z krakowskiej parafii bazyliki Mariackiej.
Wielki brat notuje
Znał jednak trochę ustawę, wiedział więc, że jeśli ktoś gromadzi o nim dane, to na jego prośbę powinien mu je udostępnić. Srodze się jednak zawiódł: - Na moje wyraźne żądanie skierowane do urzędnika Kościoła, aby to uczynił, ksiądz po prostu powiedział "nie"!
Inny Czytelnik, Henryk K, skarży się nam: - Mam u klechów "krechę", bo w karcie kolędowej nieżyjący już proboszcz wpisał, że jestem sympatykiem świadków Jehowy...
W grudniu ubiegłego roku Jan Paweł II zawierzył "całą ludzkość Maryi". A więc także Eskimosów, Indian, buddystów i muzułmanów... bez pytania się ich o zgodę. Nie zaprotestowali przeciwko tak instrumentalnemu potraktowaniu ich przez Białego Ojca. Votum separatum zgłosił natomiast... Polak, Bogdan Nagórski, który na stronie internetowej www.jezus.pl ostro sprzeciwił się papieskiemu zawierzeniu.
"To niemożliwe! Co on zrobił?!" - pomyślał Bogdan Nagórski, gdy w telewizyjnych "Wiadomościach" usłyszał informację o tym, że Jan Paweł II dokonał w Rzymie aktu zawierzenia "całej ludzkości Maryi"... Nagórski jeszcze kilka lat temu był przykładną owieczką należącą do Kk. Dziś nie boi się wypowiadać opinii, za których głoszenie niechybnie zostałby - kilka wieków wcześniej - spalony na stosie:
- Katolicyzm nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem. To największe odstępstwo od nauki Jezusa. Uważam, że prawdziwemu chrześcijaninowi nie potrzeba żadnej organizacji...
Nic dziwnego, że - mając takie poglądy - kilka lat temu wypisał się z Kościoła. Dla pewności złożył nawet w parafii formalne potwierdzenie notarialne. Dziś nie utożsamia się już z jakąkolwiek grupą religijną, choć odwiedza zbory Chrześcijan Dnia Sobotniego oraz Adwentystów Dnia Siódmego. Bogdan Nagórski odrzuca większość kościelnych dogmatów. Nie wierzy np. w Trójcę Świętą, a więc odrzuca istnienie osobowego Ducha Świętego.
Nie pozwalam!
No i przede wszystkim nijak jakoś nie może uwierzyć w boskość matki Jezusa. Dlatego wstrząśnięty tym, że papież w Rzymie zawierzył całą ludzkość Matce Boskiej, napisał "Apel do wierzących Bogu, Stworzycielowi nieba i ziemi". Znaleźć go można na stronie www.jezus.pl.: " W grudniu 2001 r. w Rzymie papież zawierzył całą ludzkość istocie, która przedstawiana jest jako matka z dzieckiem na rękach, a nazywana madonną (z włoskiego: Moja Pani). (...) Ogromna większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, czym jest takie postępowanie. Gdy nie ma sprzeciwu, to przyzwalamy na wypowiadanie się w swoim imieniu. Dlatego PROTESTUJĘ przeciwko wypowiadaniu się ._ w moim imieniu" - czytamy w apelu. Następnie przypomi-;_ na kilka prawd: "Maria, matka Jezusa, była śmiertelnicz-ką, Żydówką, rasy białej, człowiekiem jak my ".
- Hołdy, składane komuś innemu niż Stwórca, są oczywistym bałwochwalstwem. Ponadto coś, co nie żyje, czyli istota nazywana Maryją, nie ma prawa odbierać hołdów. Zwracając się do umarłych oddalamy się od Boga, a zbliżamy się do szatana
- przekonuje mnie Nagórski.
- A co zrobił papież? Tej istocie zawierzył całą ludzkość. Pytam, jakim prawem papież wypowiada się w moim imieniu, a także w imieniu wszystkich, którzy nie wierzą w Maryję?
Na poparcie swojego stanowiska przytacza w swoim apelu słowa Pisma Świętego: "Nie znajdzie
się pośród ciebie nikt, kto by (...) uprawiał wróżby, gusła, przepowiednie i czary; nikt, kto by uprawiał zaklęcia, pytał duchów i widma, zwracał się do umarłych. Obrzydliwy jest bowiem dla Boga każdy, kto to czyni." (Księga Powtórzonego Prawa, rozdz. 18, 10-12 w.)
Bogdan Nagórski jest święcie przekonany, że papieski akt zawierzenia to nic innego, jak zwykłe gusła i czary. Co więcej - bardzo niebezpieczne, gdyż dzięki modlitwom i hołdom składanym istocie zwanej Marią, jej wyznawcy "oddają jej duchowi energię". Ten rosnący proces, jego zdaniem, tłumaczy cuda i objawienia, które dokonują się w katolickich i "maryjnych" krajach. Dlatego, gdy tylko zobaczył w telewizji informację o "zawierzeniu", sam natychmiast odciął się od niej, głośno wypowiadając przy domownikach słowa: "Zawierzaj, przywódco organizacji Kościół katolicki, kogo chcesz i komu chcesz, ale nie mnie, nie moją rodzinę, nie moją posesję, na której mieszkam, i nie moje działania w życiu. Ja na to nie pozwalam".
W swoim proteście Nagórski namawia do uczynienia - w ślad za nim
- tego samego każdego, kto wierzy w prawdziwego Boga. Nie wiadomo, ile osób, które przeczytały "an-tyzawierzeniowy apel", już to zrobiło. Na razie dostał kilkanaście maili. " Będę się modlić za pana do Maryi"
- ktoś napisał. " Trochę więcej pokory" - radził mu inny.
- Jestem zadowolony - ocenia jednak Nagórski. - Stanąłem jak Dawid przeciwko Goliatowi... G.K.
- Prawo kanoniczne wyraźnie mówi o prowadzeniu ksiąg parafialnych. Jest tam imię, nazwisko, informacja o chrzcie. Takich rzeczy osobistych w parafii się nie prowadzi. Ale z drugiej strony muszę wiedzieć, że np. mam rodzinę z problemem alkoholowym. Wtedy wychodzę z propozycją pomocy - wyjaśnił ks. Antoł.
Okazało się więc, że w kartotekach jest interesująca pozycja "stan rodzinny". A nazwa sugeruje, że w praktyce rubryka może być bardzo pojemna.
Poczytaliśmy uważnie Ustawę
0 ochronie danych osobowych
1 oświeciło nas. Śpieszymy donieść naszym Czytelnikom, że wszystko jest w porządku. Kk w art. 43 ust. 1 pkt 3, został zwolniony z obowiązku rejestracji zbiorów danych dotyczących swoich członków. Oznacza to, że Kościół może gromadzić wszelkie informacje o swych owieczkach. Mało tego, zgodnie z ustawą, może to czynić bez ich zgody.
Na naszą prostacką logikę, ustawa jest pełna luk i sprzeczności. Art. 27. 1. zabrania przetwarzania
(czyli zbierania, utrwalania, przechowywania, opracowywania, udostępniania itd.) danych ujawniających pochodzenie rasowe lub etniczne, poglądy polityczne, przekonania religijne lub filozoficzne, przynależność wyznaniową, partyjną, jak również danych o stanie zdrowia, kodzie genetycznym, nałogach lub życiu seksualnym. Zakaz wydaje się oczywisty, ale zaraz poniżej okazuje się, że... intymne dane można np. zbierać. Kiedy? Gdy jest to niezbędne do "wykonywania statutowych zadań Kościołów".
- Czy zbieranie osobistych danych można więc wówczas usprawiedliwić? - zapytaliśmy w biurze Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych. Otrzymaliśmy lakoniczną odpowiedź. " Zgodnie z art. 27 ust. 2pkt 4 ustawy (...) przetwarzanie danych szczególnie chronionych jest dopuszczalne, jeżeli jest to niezbędne m.in. do wykonywania statutowych zadań Kościołów. Udostępnianie księżom informacji dotyczących np. rodzaju wykonywanej pracy czy zarobków odbywa się na zasadzie dobrowolności. W tym przypadku zbieranie danych osobowych następuje na podstawie zgody osób, które mają pełną swobodę decyzji w sprawie podania dotyczących ich danych " - wyjaśnił GIODO.
A na koniec biuro uprzejmie oświadczyło, że "ustawa ogranicza uprawnienia Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych w stosunku do ww. zbiorów. W myśl art. 43 ust. 2 ustawy o ochronie danych osobowych, Generalnemu Inspektorowi nie przysługuje, odnośnie tych zbiorów, m.in. uprawnienie do ich kontroli, wydawania decyzji administracyjnych oraz rozpatrywania skarg".
I teraz już mamy pełną jasność. Inspektorzy GIODO mogą tylko pocałować plebanijne klamki. Kościół zgodnie z prawem może gromadzić
Ucieczka z Arki
Andrzej Lewandowski nie chce dłużej należeć do OFE "Poczty-lion", bo bez jego wiedzy połączył się on z kościelną "Arką--lnvesco". "W wyniku machinacji zostałem zmuszony do łożenia na daleki mi ideowo Kościół"- stwierdził w piśmie skierowanym do sądu.
Jest listopad 1999 r. Andrzej Lewandowski, rocznik 1950, podpisuje stosowne dokumenty i staje się członkiem "Pocztyliona", jednego z wielu otwartych funduszy emerytalnych, które niedawno rozpoczęły działalność. Przez ponad rok wszystko jest w porządku, łodzianin nie ma żadnych wątpliwości ani problemów związanych z funduszem. Nagle, w grudniu 2000 roku, pan Andrzej dowiaduje się o planowanym połączeniu "Pocztyliona" z "Arką-Invesco". Prezes Zarządu Pocztowo-Bankowego
PTE SA Mariusz Wiatrowski pisze wówczas w biuletynie skierowanym do wszystkich członków funduszu: "Kluczowe znaczenie dla przyszłości OFE Pocztylion mają trwające obecnie negocjacje pomiędzy akcjonariuszami Pocztowo-Bankowego PTE SA a Arka-Invesco PTE SA w sprawie ewentualnego połączenia obu Towarzystw".
Prezes Wiatrowski nie ukrywa, że po podpisaniu porozumienia między udziałowcami Konferencja Episkopatu Polski posiadać będzie "zrównoważone udziały". Mimo że "Pocztylion" zapewnia swoich klientów, iż wszystko pozostanie bez zmian, łodzianina krew zalała. Jak czerwona płachta na byka działają na niego wszystkie te deklaracje i zapewnienia. Nie zgadza się szczególnie z opinią, że Konferencja Episkopatu Polski jest najważniejszym reprezentantem Kościoła zaliczanego do "instytucji
- 11IV 2002 r.
FAKTY n
POLSKA PARAFIALNA
dowolne, jak najbardziej intymne dane o wiernych. Wcale nie potrzebuje na to ich zgody. Nikomu też nie musi się spowiadać z tego, co i jak robi. Danych tych skontrolować nie może nikt. Na zbieranie tychże danych nie można się nigdzie poskarżyć (chyba że w Watykanie!). Konia z rzędem temu naiwnemu, który chciałby sprawdzić, co też Kościół zebrał na jego temat. Albo przypadkiem "zweryfikować swoje dane". Owszem, dostanie odpis chrztu (jak zapłaci), ale to wszystko.
Skromnie zauważmy, że co innego głosi nasza Konstytucja RP: "Każdy ma prawo dostępu do dotyczących go urzędowych dokumentów i zbiorów danych. Ograniczenie tego prawa może określić ustawa. Każdy ma prawo do żądania sprostowania oraz usunięcia informacji nieprawdziwych, niepełnych lub zebranych w sposób sprzeczny z ustawą" (art. 51). Po raz kolejny prawo kanoniczne tryumfuje nad państwowym, a konkordat nad konstytucją.
A teraz pora na wnioski końcowe: Ustawa o ochronie danych osobowych zaczyna się górnolotną deklaracją: "Każdy ma prawo do ochrony dotyczących go danych osobowych". Nieprawda. Nie każdy. Prawa takiego nie mają ci, którzy zostali ochrzczeni w Kościele rzymskokatolickim. "Każdy ma prawo do ochrony życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia..." - deklaruje art. 47 Konstytucji RP. Niestety - to też wierutne kłamstwo. Tego prawa w katolickiej Polsce nie ma - zgodnie z oficjalnymi danymi - około 95 procent obywateli kraju nad Wisłą.
Tylko więc zadeklarowani ateiści (nigdy nie ochrzczeni w jakimkolwiek chrześcijańskim obrządku) lub bezwyznaniowcy (nie należący do żadnej organizacji religijnej) mogą w Polsce spać spokojnie...
GRZEGORZ KONIECZNY Fot. Tomasz Kapuściński
Z ziemi włoskiej...
Na początku lat 90. był skromnym proboszczem w cichym pod-lubelskim Łańcuchowie. Jednak nuda na wiejskiej parafii doskwierała ambitnemu pasterzowi. Ksiądz Bronisław O. postanowił więc zostać fałszerzem i paserem samochodowym. Przestępczą inicjację zaczął w 1992 r., kupując od złodziei w Radomsku ekskluzywnego merca. Auto warte wówczas 18 tys. marek załatwił sobie za 5 tys. dolarów, a na giełdzie w Lublinie za dwie stówy dokupił do niego lewą fakturę.
Z lewych kwitów wynikało, że sprzedawcą była fikcyjna firma ze
Od 8 lat wymiar sprawiedliwości nie może skazać proboszcza, który wszedł w paserskie
układy ze złodziejami samochodów. Uprzejmą korespondencję z lubelskim sądem
I przebiegły ojczulek prowadzi ze...
słonecznej Italii.
Szczecina. Dzięki fałszywym papierom ojczulkowi udało się orżnąć urzędników wydziału komunikacji w Mi-lejowie i zarejestrować merca. Nie bał się drogówki, jak zresztą większość sutannowych, wystarczyło więc tylko
jeździć w koloratce...
Miłość cwaniaka w sutannie do limuzyn odezwała się ponownie rok później. Ks. Bronek kolejny raz wykiwał Skarb Państwa, kupując za fri-ko następną luksusową gablotę. Wiedział o niej tyle, ile jego zdaniem powinien wiedzieć, czyli że włącza się ją na "styk" i że warta jest kilkakrotnie więcej niż zapłacił. Skrzętnie
ukrywał też przed oczami wścibskich parafian inną lewą brykę - kradzionego busa, którego zamelinował w "dziupli" w Poniatowej.
W końcu wpadł. W mieszkaniu gangstera policja odnalazła nielegalną amunicję. W życiorysie klechy prokuratura doszukała się także powiązań ze znanym w przestępczym półświatku Andrzejem B. Kumpel duchownego zamieszany jest w głośny proces policjantów ze specgru-py do zwalczania kradzieży aut.
Przedstawienie księżulowi zarzutów było już tylko kwestią dni. Gdy lubelski wymiar sprawiedliwości już, już miał dobrać mu się do skóry, ten ciupasem zwinął manatki i bez pożegnania z parafianami opuścił ukochaną owczarnię i ojczyznę. Śledztwo długo nie mogło się rozpocząć. Nikt nie znał miejsca pobytu proboszcza. Tego gdzie przebywa nie wiedziały - rzecz oczywista - nawet służby kurii metropolitarnej! Postępowanie przeciwko kościelnemu kanciarzowi zostało zawieszone, a za uciekinierem
rozesłano list gończy,
który guzik dał. Bronisław O. nie dawał znaku życia. Po latach
o niekwestionowanym autorytecie i zaufaniu publicznym".
Gdy połączenie obu funduszy staje się faktem, Pan Andrzej śle pismo do "Pocztyliona", domagając się wykreślenia z rejestru członków funduszu. Firma nawet nie odpowiada na pismo swojego członka, najzwyczajniej go olewając. Urząd Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi zachowuje się lepiej, bo kwituje odbiór skargi, a nawet wyjaśnia dalszą drogę postępowania poszkodowanego, wskazując na możliwość skierowania sprawy do sądu ubezpieczeń społecznych.
Ponieważ "Pocztylion" dalej nie reaguje na skargę łodzianina, tenże kieruje sprawę do Sądu Okręgowego w Łodzi. Prezes Wia-trowski w piśmie procesowym, zamiast ustosunkować się do konkretów, czyli zarzutu łodzianina dotyczącego połączenia z "Arką--Invesco", owija wełnę w bawełnę. Według niego "powód miał czas i możliwość dokładnego i spokojnego zapoznania się zarówno z umową, jak i deklaracją przystąpienia oraz dokumentami
towarzyszącymi". Co ma jedno do drugiego, nie wiadomo, wiadomo natomiast, że "Pocztylion" nie chce precedensu.
Do otwartych funduszy emerytalnych należy dziś ponad 10,7 min osób. Tylko w ostatnim kwartale ubiegłego roku fundusze opuściło 16 tys. Polaków. Prawie 3 tys. rozstało się z "Pocztylionem". Sporo ludzi, którzy zmienili fundusze, zmuszonych do tego zostało likwidacją m.in. "Rodziny", "Epoki", "Pioniera" i wspomnianej "Ar-ki-lnvesco".
Łodzianin szybko reaguje na takie postawienie sprawy: "Nie byłem informowany o zamiarze połączenia OFE Pocztylion z OFE Arka-In-vesco. (...) W wyniku machinacji funduszami zostałem zmuszony do łożenia na Episkopat daleki mi ideowo, żeby nie powiedzieć wręcz wrogi!". Andrzej Lewandowski powołuje się
też na Konstytucję RP: "Każdy jest obowiązany szanować wolności i prawa innych. Nikogo nie wolno zmuszać do czynienia tego, czego prawo mu nie nakazuje". - A ja chcę być ateistą i nie zgadzam się na kolejny okup na rzecz grona purpuratów - mówi zirytowany.
We wspomnianym piśmie skierowanym do sądu stawia kropkę nad i: " Oświadczam z całą stanowczością, że nigdy nie złożyłbym podpisu popierającego intencje Kościoła. (...) Nie mogę pozwolić, żeby jakikolwiek mój grosz poił czarnych krwiopijców ". W końcu grudnia sprawa trafiła na wokandę i zapadł wyrok. Niestety, niekorzystny dla łodzianina. Temida powołuje się na art. 84 kodeksu cywilnego, choć mówi on o tym, że można wycofać oświadczenie woli w przypadku " działania pod wpływem błędu ". Czyżby w tym przypadku nie było takowego?
Andrzej L. czuje się oszukany. Nie ma już zaufania ani do "Pocztyliona", ani innych funduszy.
RYSZARD PORADOWSKI
miało się okazać, że oszust na miejsce odosobnienia obrał sobie słoneczną parafię w Italii... gdzie został nawet proboszczem! Pod opiekuńczymi skrzydłami najsłynniejszego z rodaków wiodło mu się wręcz luksusowo. Pod koniec stycznia br. nastąpił jednak przełom w jego duchowej postawie. Przez wynajętego adwokata proboszcz poprosił o poprowadzenie procesu pod swoją nieobecność! W korespondencji kierowanej do sądu klnie się na rany Chrystusa,
że... za wszystkie machloje szczerze żałuje!
Żal klechy-oszusta zmiękczył sędziowskie serca do tego stopnia, że odpuszczą mu jego winy... jako i nam... by nikt nie odpuścił.
Uwaga złodzieje, fałszerze, przestępcy gospodarczy i inni cwaniacy! W podobnych sytuacjach róbcie to samo co reprezentant Kk. Okażcie skruchę i dajcie się osądzać zaocznie. Nie zapomnijcie tylko wysyłać listów. Największe wrażenie na sędziach zawsze robią znaczki z Wysp Ka-naryjskich czy Seszeli, o Watykanie nie wspominając. Przyjazd do sądu z ziemi obcej do Polski to ostatnia rzecz, jaka powinna wam przyjść do głowy!
MIROSŁAW CHŁODNICKI Fot. Przemek Zimowski
Sierp prałata
Podczas jasełek w Brześciu Kujawskim - niegrzecznego 16-latka, Mariusza Góralskiego, tak skutecznie uciszał ks. prałat Ireneusz Łuszczyń-ski, że aż go znokautował.
Brześć Kujawski to kilkutysięczne miasteczko 15 km na zachód od Włocławka, gdzie wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą. W miasteczku aż huczy od plotek o proboszczu parafii pw. św. Stanisława Biskupa i o 16-letnim gimnazjaliście.
- Mariusz uczestniczył w jasełkach jako widz - mówi nadkomisarz Radosław Jędrzej czak, z-ca naczelnika sekcji prewencji KM Policji we Włocławku. - Według naszych ustaleń, poszkodowany głośno rozmawiał podczas przedstawienia. Na widowni był ksiądz. Podszedł do ucznia, podniósł go z krzesła i kazał mu wyjść z sali. Gdy uczeń nie zareagował, uderzył go mocno w twarz, rozcinając wargi. Ksiądz nie przyznał się do uderzenia chłopca - relacjonuje nadk. Jędrzejczak.
Po zajściu matka Mariusza udała się z synem do gabinetu lekarskiego w celu zrobienia obdukcji. Następnego dnia z dokumentem lekarskim zjawiła się na policji w Brześciu Kuj. i zawiadomiła o popełnieniu przestępstwa.
- Czyn, jakiego dopuścił się podejrzany, dotyczy art. 157 ż 1 - mówi Małgorzata Złakowska, rzecznik prasowy KM Policji we Włocławku.
W obronie ks. proboszcza Ireneusza Łuszczyńskiego stanął szef Rady Miasta i Gminy, Mariusz Czyżniejewski (nauczyciel Mariusza), twierdząc, że "to trudny chłopak". - Zawsze szuka zatargu. Jestem przekonany, że chłopiec chce zdyskredytować naszego proboszcza - mówi Czyżniejewski.
W UMiG Mariuszowi i jego rodzicom wystawiono negatywną
opinię: " Góralscy to rodzina z marginesu". Na pytanie o ks. Łuszczyńskiego słyszymy: - To porządny facet. Jest nawet członkiem gminnej komisji rozwiązywania problemów alkoholowych - poinformowała urzędniczka. Dodajmy, że prałat za każde posiedzenie tej komisji kasuje dietę w wysokości 72 złotych.
Ale sąsiedzi i wszyscy napotkani mieszkańcy zaprzeczają opinii urzędników z gminy: - Ten ksiądz to już nieraz podniósł ręce na dzieci. W podstawówce nr 1 uderzył ucznia w twarz, inną uczennicę wyrzucił za drzwi - twierdzi nasz rozmówca.
Inny dodaje: - Mojego syna chorego na epilepsję ks. Łuszczyński wyrzucił z kościoła i zakazał mu chodzenia na mszę tylko dlatego, że jako chory "przeszkadza w modlitwie"!
Pewien mieszkaniec opisuje inne zdarzenie: - Pracuję na pół etatu, było mnie stać tylko na tyle, aby dać na kolędę 10 zł. Proboszcz, zajrzawszy do koperty, bezczelnie powiedział: "Ja, proszę pana, jałmużny nie przyjmuję" i oddał ofiarę!
- Kilka dni temu prokurator okręgowy we Włocławku umorzył postępowanie wobec ks. Ireneusza Łuszczyńskiego. Prokurator stwierdził, że art. 157, par. 1 nie wchodzi w grę w przypadku poszkodowanego Mariusza G., bowiem, jak stwierdził biegły, szkoda na ciele pokrzywdzonego jest nieznaczna, a stan choroby nie utrzymywał się dłużej niż 7 dni. Nie ma zatem zastosowania ten artykuł kodeksu karnego - mówi rzecznik prasowy włocławskiej policji.
Ponoć ks. proboszcz Łuszczyński to krewny samego biskupa ordynariusza włocławskiego Bronisława Dembowskiego. Z takim lepiej nie zaczynać...
MARCIN KRAM RYSZARD RIK
POLSKA PARAFIALNA
Nr 14 (109)
Biskup gliwicki Jan Wieczorek jest prawdziwym księciem Kościoła. Najpierw w prezencie od wojewody katowickiego dostał prawdziwy książęcy pałac wraz z 10-hektarowym zabytkowym parkiem angielskim. Posłuszni i wierni poddani przywracają pałacowi dawny, pruski blask, który ma kosztować bajońską sumę KILKUSET MILIONÓW ZŁOTYCH!
ku czci... wojewody Kempskiego i biskupa Wieczorka zawieszona na pałacowych murach (fot. obok). Dowiadujemy się z niej, że po 188 latach od kasaty majątków cyster-
po wojnie stały się własnością Skarbu Państwa. Terenem opiekowało się Nadleśnictwo Rudy
sow,
wreszcie
OSItiLH.FNlII SH| MN U I IOW HDHKKTA 2 MOULSMi V OJ
Naprawdę trudno jest wierzyć kościelnym hierarchom, gdy mówią
0 ascezie i nieprzywiązy-waniu się do rzeczy materialnych, skoro sami, zamiast szukać i budować Królestwo Boże, wznoszą ziemskie imperium bogactwa. Imperium budowane na polskiej biedzie. Ale ta bieda dla hierarchów Kk nic nie znaczy. Dla nich liczą się tylko układy z władzą
1 światem biznesu, czyli z tymi, którzy mogą coś dać. Im bardziej pobo-żuchny i spolegliwy decydent, tym lepiej.
Np. taki wojewoda śląski Marek Kempski
Hojni sponsorzy mogą liczyć na łaskę biskupa
- bardzo pobożny i posłuszny kościelnej hierarchii człowiek. 16 czerwca 1998 r.
podarował diecezji gliwickiej w imieniu Skarbu Państwa
potężny kompleks pałacowo--parkowy w Rudach koło Raciborza. Przedmiotem darowizny było 0,8542 hektara zabudowy pałacowej oraz 9,8873 hektarów zabytkowego parku. Różnorodne plany, np. stworzenia w tym miejscu luksusowego ośrodka rekreacyjnego, czy też akademii rolno-le-śnej, legły w gruzach. Śląski Wawel, jak mówi się o tym kompleksie - będący jednym z najstarszych i najciekawszych zabytków architektury na Śląsku - trafił w ręce Kościoła. Upamiętnia to tablica
można wymazać z pamięci dwa stulecia i kolejnych właścicieli pałacu, dokonując dziejowego przekrętu.
Przypomnijmy: dobra w Rudach po likwidacji zakonu cystersów w 1810 roku stały się własnością pruskich książąt. W tym czasie, jak powiedział "FiM" Grzegorz Osielski z Zespołu Parków Krajobrazowych Województwa Śląskiego, właściciele przebudowali kompleks pałacowy oraz założyli park w stylu angielskim. Od 1834 roku do stycznia 1945 roku właścicielem dóbr raciborskich była książęca rodzina Hohenlohe Waldenburg-Schillingfurst. Po częściowym spaleniu budynków przez Armię Czerwoną zgliszcza
7*0 UT IS> OSADZENIU PH2EZ KLtQOA OPOI.
KLASZTORNYCH 1'ŁZEZ K/-AJI yRUSKI
W HUKU PAŃSKIM LW
KSLA.F1Z BISKUP tll KIH SKAKIUr PAŃSTIWA
VS'OjEWÓIłA KATOWICKI
.MAKlik KKMHSłC] DOKONUJĄC AKT1I SPIUWlEDlJWOŚa
KoSaołA kak
Raciborskie. Później swoje włości - bez skutku - chciała odzyskać rodzina książęca. Teraz po komnatach przechadza się nowy książę w mitrze. W jego imieniu majątkiem zarządza dyrektor ks. Jan Rosiek. Koszt odbudowy
- HIV 2002 r.
POLSKA PARAFIALNA
zabytku. Jednak kiedy właścicielem został Kościół, nagle znalazły się pieniądze i sponsorzy.
Jak mówiło wielu naszych rozmówców, Kościołowi na Śląsku się nie odmawia, a tutejsi biskupi i księża to prawdziwi liderzy przedsiębiorczości, najlepiej znają się na robieniu interesów. Na ratunek przybyły więc firmy i posłuszni ludzie, dzięki którym biskup nie musi się martwić, że wyłoży z "własnej" kieszeni choćby złotówkę, albo straci na rudzkim interesie. Najpierw z pomocą przyszła Elektrownia Rybnik, główny sponsor i wykonawca renowacji zabytkowego parku otaczającego
gigantycznego kompleksu pałacowego ma wynieść nawet
kilkaset
milionów
złotych!
iTTRllJM
Docelowo mają tu być także miejsca hotelowe obsługujące pobliskie sanktuarium Matki Bożej Rudzkiej - Pokornej i ośrodek formacyj-no-edukacyjny. Na prawie hektarze powierzchni, w książęcym pałacu, ordynariusz diecezji wreszcie będzie się mógł odprężyć po trudach zabiegania o kasę na swoje zachcianki. Ks. Roś-kowi marzy się też w tym uroczym zakątku, wśród stawów i unikatowego drzewostanu, kościelna rozlewnia win oparta na zakonnych recepturach. Ma się tu zjeżdżać elita teologiczno-kościel-na na sympozja i bankiety. Choć droga do szczęścia wydaje się jeszcze dość długa, dostojnicy Kościoła nie tracą wiary. Dotychczas przez lata nie dofinansowywano
- prawicowych władz samorządowych - rybnickich i raciborskich urzędów miast i starostwa (fot. obok). Za uporządkowanie drzewostanu oraz wyczyszczenie stawów 150 tys. zł zapłacił Wojewódzki Fundusz Ochrony
Środowiska i Gospodarki Wodnej. Wojewódzki konserwator zabytków za renowację zabytkowych figurek znajdujących się w przylegającym do kompleksu pałacowego kościółku dołożył 60 tys. złotych.
W tym roku już wpłynął następny wniosek do generalnego konserwatora zabytków o dotację na wstawienie okien we frontowej części zabudowań. A zatem na biskupie komnaty złożą się, i to wielokrotnie, również czytający te słowa. Najtańsza siła robocza, czyli klerycy, odgruzowywali piwnice, a prace remontowe wspierali też praktykanci z Politechniki Śląskiej. Niedługo ma ruszyć kolejna akcja pozyskiwania (łatwo)wiernych sponsorów. Diecezja rozkręca też coraz raźniej biznes pielgrzym-kowo-handlowy przy sanktuarium.
W okolicy wśród normalnych ludzi wrze. Wielu zazdrośników wykrzykuje, że Kościół anektował jeden z najpiękniejszych polskich zabytków i robi na nim interes. Boli ich, że tak rozrzutnie rozdaje się własność Skarbu Państwa. Być może jednak gliwicki biskup nie wszystkim zabroni spacerować po swoich komnatach i zielonych alejach. Nadzieję mogą mieć darczyńcy, powiedzmy tak od 10 tys. zł w górę. Zainteresowanym podajemy numer telefonu do biskupa: 0 (prefiks) 32/230-71-42. Pierwsi mają nawet szansę na pamiątkową tabliczkę w parku. Uwaga! Liczba ławek ograniczona!
JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
Jerzy
mh
y Fant PremiHK prtłpISiw H 1 N z*dnmti nr IPPrrasa
nufnstH irjanypir;l*cc micnium Słubu ftństwt apnriroir informuję P*n* Fi mncr-Ł. i:KieroKi-Tnk Uncdu RejcunwE^n w Rjcihcnu zclnsil umiar dokonania dcrouizzw nieructonKuci Sturbu l-7ni&iv.i ppkifcmąj * Kuduh. DinntiCMj iAg diislki.ta JOtrtJ i JD&lS t, l^ntj [K**WtK*ńl IłTJ |S nr1 -na rzecz KJtini U\ti:ąiyA\tti\ w(jrnvi(ach
hztdiitiOlOte] iidMiivi.rrti m* n-a al 4J.110 iv I rybi u m\ \7W iJh/izrncn przekazuje ksErokopitpi:ma hlicronaikł Lint-du "ŚŚ RKiboczu.
C6.1HST.
'!......i ilu..... Ś
1 Kn-|^iw.nikUnpdu
: 1.
npTrmi Mtrirni
K.4T0WICK1
KierowTiik Lrzedo
zabudowania pałacowe - do niedawna miejsca spacerów i wypoczynku mieszkańców okolicznych miast. Elektrownia przekazała na kościelny park 145 tys. zł, w tym 60 tys. na samo tylko oświetlenie. Dała też swoją ekipę remontową i pomogła załatwić kredyt w Banku Ochrony Środowiska, choć do dzisiaj bank nie potrafił nam odpowiedzieć, kto był kredytobiorcą, bo na pewno nie diecezja -jak nas poinformował rzecznik BOŚ w Warszawie. Patronat nad akcją wsparcia dla Kościoła objęła Izba Przemysłowo-Handlowa w Rybniku. W sumie kościelną odbudowę wsparło finansowo prawie 50 firm. W tym banki, markety, spółdzielnie, firmy budowlane i samochodowe itd. Słowem - kto żyw spieszył, aby wspomóc biednego jak mysz kościelna biskupa. W dowód wdzięczności - na ławkach w zabytkowym parku okalającym pałac umieszczono
tabliczki z nazwami fundatorów.
A więc... było warto! Wśród darczyńców nie zabrakło - uchowaj Boże! Pałac otaczają stawy i unikatowy drzewostan
puJbtDVi ie art. 13 uit.2 usian-y 1. dnia. 1L HRprria
^Z-U. \ii I Ił, poz. *A \)w Urzędu RvŁJDnmjVLga w Rncibrwzn z dnia i il&
Śfl-T.Tai.im irjodt
duk-jrsaniti Jarcwizziy nieruclłarnDin SJcarbu Pamstwa pclnzonEP w R.uibdi. i: lir 506/23 a (mv-\ul
10
ZE ŚWIATA
FAKTYn
Nr 14 (1091
- HIV 2002 r.
Biskup Paryża oskarżony o pedofilię
Dnia 21 marca skarga, złożona przeciw Monseigneurowi Jean-Michelowi di Falco, została oddalona z powodu przedawnienia. Zarzut dotyczył agresji seksualnej i gwałtu na nieletnim, w okresie kiedy wielebny biskup pełnił funkcję dyrektora katolickiej szkoły w Paryżu.
Prokurator generalny, ogłaszając oficjalne umorzenie sprawy, przypomniał, że prawo we Francji przewiduje 10 lat od pełnoletności ofiary na wniesienie oskarżenia i w tym przypadku termin ten został dawno przekroczony. Biskup z kolei oświadczył, że zarzut jest oszczerstwem spreparowanym po to, by mu szkodzić. Twierdził, że w odpowiedzi on także wniósł skargę o potwarz. Dziennikarze podejrzewają jednak, że może to nie być prawdą, gdyż jego własny adwokat wyraził w związku z tym wielkie zdziwienie (L'Express 18 marca br).
Cała rzecz wydarzyła się w latach 1972-1975, kiedy "Marc" (pseudonim podany dla prasy) miał lat 12. Dziś jako dorosły mężczyzna opowiada o tamtym czasie, kiedy zmuszano go do seksu z dorosłym, nie mogąc nadal zapanować nad swoim głosem.
Mimo umorzenia sprawa ta nie przestaje być bombą podłożoną pod francuski Kościół, który i bez tego
mocno trzeszczy po uprzednich aferach. Tym razem przed sądem postawiono nie byle kogo. Jean-Michel di Falco (na zdjęciu) aktualnie jest biskupem sufraganem Paryża, ale powszechnie bardziej jest znany z lat 1987 - 1996, kiedy to jako rzecznik episkopatu był częstym gościem telewizji. Szkolni koledzy Marca, którzy również byli przesłuchiwani, opowiadają, że to oni namówili chłopca na spotkanie z "fajnym" dyrektorem - wtedy 31-letnim księdzem. Po upływie kilku tygodni, sam nie wiedząc jak, Marc znalazł się nagi w jego ramionach. "Pamiętam, że czułem się niezdolny do żadnej reakcji, choć rozumiałem, że wszystko to nie jest normalne" - zwierzał się dziennikarzom (L'Express 21 marca). "Byłem zaszokowany i sparaliżowany. Czekałem, kiedy to się wreszcie skończy. Do dziś, kiedy ktoś mnie niespodziewanie dotknie, wraca tamten obraz i tamta reakcja przymusu". Ksiądz był miły dla Marca. Zabierał go do kina i teatru.
Woził swoim świetnym samochodem. Ofiarował najpierw miniaturowy magnetofon, potem rower. W zamian za to Marc musiał wiele razy w miesiącu zaspokajać seksualne fantazje wielebnego dostojnika. Rodzina chłopca nie podejrzewała absolutnie niczego. Sam Marc miał lat 15, pewnego dnia jego trzyletni związek skończył się definitywnie - wydaleniem ze szkoły w połowie roku. Prawdopodobnie di Falco poczuł się niezadowolony z pierwszych oznak dojrzewania seksualnego chłopca.
Marc nie spotkał się więcej ze swoim dręczycielem, co nie znaczy, że zdołał zapomnieć. "Każdego dnia czułem się poniżony faktem, że spałem z dorosłym. Czułem się winny zwłaszcza za mechaniczną przyjemność, która była moim udziałem. Aż do dziś dnia przeżywałem istne piekło" (L'Express 21 marca). Nic dziwnego, że jego dorosłe życie przerodziło się w pasmo porażek. Nie skończył studiów. Zrywał związki z kobietami. W 1989 roku zdecydował przejść psychoterapię. Po jakimś czasie zgłosił się znów do psychiatry i później jeszcze raz. Zrozumiał też, że powinien opowiedzieć głośno o tym, co przeżył, po to, by chronić innych. Nie potrafił jednak sam przebić się przez wszystkie opory. W roku 2000 skontaktował się
ze stowarzyszeniem "La Voix de l'en-fant", prosząc o pomoc. Powiedziano mu jednak, że czyny są przedawnione i organizacja nie może wystąpić w jego imieniu. Rok później wysłał długi list do kardynała Jean--Marie Lustigera, arcybiskupa Pary-
100 OUESTIONS SUR IR F0I RU PERE Dl FftLCO

i I i H i * I Ś f
ża i przełożonego di Falco. Kardynał odpowiedział natychmiast: "Pana list, który przeczytałem z wielką uwagą, bardzo mnie zaskoczył i żywo dotknął" - pisał kardynał. W odpowiedzi skierował Marca do jezuity Henri Madelina, który miał pełnić rolę mediatora. Marc spotkał
się z nim trzy razy w 2001 roku. Nie zgodził się jednak na proponowaną konfrontację z biskupem. Kardynał obiecywał przerwać błyskotliwą karierę di Falco poprzez wysłanie go do pracy za granicą. Marc nie czuł się jednak usatysfakcjonowany. W jaki sposób można mieć pewność, że biskup nie będzie szkodził innym? Jak można być pewnym, że nie będzie miał kontaktu z dziećmi? Pomimo faktu przedawnienia Marc zdecydował się więc wnieść sprawę do sądu. Jego adwokat - Jean-Baptiste Moąuet, by ominąć przedawnienie, zaproponował przyjąć 1995 rok jako datę liczenia czasu, ponieważ dopiero wtedy Marc zrozumiał, że jego agresor może zostać zaskarżony. Tego argumentu nie uznał jednak prokurator. Mimo to przeprowadzono wstępne śledztwo i przesłuchano świadków. Sprawa ta nie jest wyjątkiem w serii skandali, które obecnie wstrząsają Kościołem. Kościół robi co może, by jakoś zachować twarz. Papież Jan Paweł II ogłosił 4 lutego, że seminaria duchowne powinny zatrudnić psychologów biegłych w wykrywaniu pedofilów. Czy realizacja tego pobożnego papieskiego życzenia pomoże zapyziałej instytucji, która z życiem duchowym radzi sobie podobnie kiepsko jak z seksem?
ALICJA DOAN Repr. archiwum
Pedofilia nad Dunajem
Najgłośniejsza od czasów kardynała Groera afera pedofilska przyniosła Kościołowi austriackiemu następującą konkluzję: terapie seksualne, badania przed wyświęceniem na księdza oraz przenoszenie do innych parafii - to za mało.
Niedzielą godzina 9. Msza święta w parafii Bromberg w Dolnej Austrii. Drżącym głosem proboszcz Michael Josef Hammer wyznaje zebranym parafianom szczerą prawdę: " Teraz nadeszła chwila, w której muszę Warn to wyznać: parafia na południu Dolnej Austrii, o której w czwartek mówiono w wiadomościach TV, że doszło tam do ciężkiego przypadku wykorzystywania seksualnego dzieci - to nasza parafia. Parafia Bromberg. Dotyka mnie to w sposób szczególny, po tym, ile wysiłku włożyliśmy w ostatnim czasie w stworzenie naszej wspólnoty. Współczuję serdecznie, wszyscy współczujemy wszystkim ofiarom tych nadużyć. Choć muszę również przypomnieć, że należy wzbraniać się przed przedwczesnym osądzaniem sprawców - jak w tej chwili wykazuje śledztwo - byłego opiekuna ministrantów i kapłana ". Prokuratura w Wiener Neu-stadt postawiła: Sewerinowi W., lat 46, kapłanowi w Bromberg (1989-1995) i Pitten (1996-1997)
oraz Herbertowi W., lat 28 - opiekunowi ministrantów i animatorowi młodzieży w Bromberg w latach 1987-1997, zarzut wykorzystywania seksualnego dzieci. Obaj odpowiadają z wolnej stopy. Oskarżenie nie jest jeszcze gotowe, ponieważ zasięg "praktyk duszpasterskich" obu oskarżonych jest większy niż przypuszczano. Obaj sprawcy mieli wykorzystać seksualnie w sumie od 20 do 30 nieletnich. "Jeśli ktokolwiek w Brombergu będzie utrzymywał, że o tym nie wiedział, skłamie" - stwierdza Erwin H. podczas rozmowy na tarasie swego okazałego domu.
Jego 18-letni syn Wolfgang zapoczątkował lawinę, składając
Hammera i opowiedziałem mu, co nasz Wołfgang robi podczas zabawy z dziećmi. Proboszcz Hammer na to: To mnie poraziło jak grom z jasnego nieba. I głęboko dotknęło. Absolutnie niczego dotychczas nie zauważyłem i niczego nie wiedziałem. Natychmiast poinformowałem pełno moc-nika urzędu biskupiego zajmującego się nadużyciami na tle seksualnym, Helmuta Schulłera ".
W Kościele sprawę załatwiono tak jak zawsze - przeniesiono oskar-
urzędu rzecznika do spraw nadużyć na tle seksualnym w Kościele. Tu dyżuruje prałat Helmut Schuller.
" Poinformowaliśmy przełożonego klasztoru i zażądaliśmy wydalenia zakonnika z naszej diecezji" - opowiada ów sympatyczny, otwarcie nastawiony ksiądz. Polecono poddać Sewerina W. terapii i nie angażować go w opiekę nad dziećmi i młodzieżą. Ks. Schuller, były prezes Ca-ritasu, uczył się w kościele anglikańskim jak należy obchodzić się z problemem pedofilii. " Wprowadzimy nieugięte standardy dla kandydatów na księży. Będziemy zobowiązywać do odbycia terapii seksualnej. A w przyszłości, przy przeniesieniach księży, będziemy zwracać uwagę, jakie są ich prawdziwe powody". Pedofile, według Schiillera, prowadzą "podwójne życie", są "wyjątkowo inteligentni i trudno identyfikowalnijako zboczeńcy".
Sielski, anielski krajobraz parafii Bromberg. Czy rzeczywiście anielski...?
w komisariacie policji kryminalnej w Wiener Neustadt zawiadomienie o przestępstwie. Namówiła go do tego jego psychotera-peutka. "Ja sam już we wrześniu 1997 poszedłem do proboszcza
żonego kapłana do Górnej Austrii, do parafii Lambrechten i Utzeneich. Ale przeniesienie nie zmieniło postępowania duchownego.
W końcu wybiła godzina dla stworzonego po aferze Groera
Kościołowi austriackiemu, poza złą sławą, afera przyniosła jeszcze wniosek o odszkodowanie wniesiony przez 18-letniego Wolfganga. Ten maturzysta, kończący właśnie szkołę muzyczną, od dłuższego czasu cierpi na cukrzycę i guza mózgu. Jego
lekarz psychiatra wiąże powstanie tych chorób z wielokrotnym wykorzystywaniem seksualnym, jakiego się na nim dopuszczono. Adwokat wniesie powództwo. Rodzina Wolfganga zmotywowała również Vero-nikę i Huberta E. do podjęcia podobnych kroków z powodu czynów, jakich na ich synu Markusie dokonał mieszkający w sąsiedztwie opiekun ministrantów - Herbert W.
" To okropne - Veronika E. zaczyna od razu płakać - nie mogę państwu nic powiedzieć. Nasz Markus nie poszedł dziś nawet na mszę świętą. Nie mógłby znieść obecności księży i pytań dziennikarzy. Powinniśmy go chronić, chronić i jeszcze raz chronić, poradziła nam jego lekarka. Z Herbertem W. zerwaliśmy wszelkie kontakty. Po dwu spotkaniach przerwał terapią zaproponowaną mu przez parafię " - tyle matka Markusa.
W tygodniu, w którym prawda wyszła na jaw, posiedzenie rady parafii przebiegło niezwykle burzliwie. Ustalono na nim powołanie "rodzicielskiej grupy wsparcia". Veronika Schrammel - przewodnicząca rady nie jest pewna, "czy ludzie ci w obliczu tak wielkiej straty zaufania do Kościoła w ogóle zainteresują się taką ofertą ". Ona sama z przyczyn osobistych trzyma pewien dystans wobec księży. Z powodu ostatnich zajść z pewnością nie będzie w następnej kadencji ubiegała się już o stanowisko przewodniczącej rady. Wszystko ma swoje granice.
ZUZANNA GROCHAL Fot. www.bromberg.at
Nr 14 (1091
- 11IV 2002 r.
FAKTY n
MITY KOŚCIOŁA
11
NIEWYGODNE PYTANIA (11)
Chrześcijaństwo a rozwód
Dzieciak: - Czy mógłby nam ksiądz wyjaśnić, dlaczego Kościół utrzymuje, że rozwód jest niezgodny z duchem chrześcijańskim? Wiadomo, że nie wszyscy chrześcijanie (np. protestanci, prawosławni) są temu przeciwni. Dlaczego więc akurat Kościół katolicki miałby znaleźć właściwe rozwiązanie tej kwestii? Morderca, gwałciciel czy pedofil, jeśli się wyspowiada i przyjmie naznaczoną pokutę, może być przywrócony do jedności z Kościołem; rozwodnik- nie. Mówi się bowiem, iż Kościół nie posiadł środków dostatecznych do odpuszczenia tego grzechu, dodając na pocieszenie - "niewykluczone, że Bóg wam wybaczy".
Ksiądz katecheta: - Rozwód jest niezgodny zarówno z Biblią, jak i z prawem naturalnym oraz dobrem społecznym. Zacznijmy od Biblii. Mówi ona jasno: "Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela".
D. - Biblia wcale w tej sprawie nie jest jednoznaczna, a już na pewno nie jest jasna. W Starym Testamencie rozwód dozwolony jest bez większych ograniczeń. Jak mówi Księga Powtórzonego Prawa: "Jeśli mężczyzna poślubi kobietę i zostanie jej mężem, lecz nie będzie jej darzył życzliwością, gdyż znalazł u niej coś odrażającego, napisze jej list rozwodowy, wręczy go jej, potem odeśle ją od siebie" (24, 1). Jedyne ograniczenie dotyczy powtórnego ożenku z tą samą kobietą: "Jeśli ona wyszedłszy z jego domu, pójdzie i zostanie żoną innego, a ten drugi też ją znienawidzi, wręczy jej list rozwodowy i usunie ją z domu, albo jeśli ten drugi mąż, który ją poślubił, umrze,
nie będzie mógł pierwszy jej mąż, który ją odesłał, wziąć jej powtórnie za żonę jako splugawionej" (Pwt 24, 4). Prorocy, odradzając pochopność, udzielają co najwyżej wskazówek.
Kk. - No tak, ale Jezus zniósł to prawo.
D. - Raczej je zaostrzył. Ale z uwagi na niejednolitość tej kwestii w ewangeliach, trudno jest nią uzasadniać coś, co miałoby prowadzić do zmiany świeckiego prawa, które musi opierać się na jasno sformułowanych podstawach. W najstarszej ewangelii Marka mamy zakaz rozwodów (10, 1-12). W kolejnej - Mateusza życie już wzięło górę nad wcześniejszymi ustaleniami i autor przewiduje wyjątki od zasady nierozerwalności związku. Już faryzeusze nie pytają, czy wolno się rozwieść z żoną, lecz mówią: "Czy jest dozwolone człowiekowi odprawić swoją żonę dla każdej przyczyny?" (19, 3). W pierwszej nie przewidziano tego, co najwidoczniej musiało się dać we znaki dopiero z czasem (chodzi o zdradę kobiecą), powiada więc Jezus: "z wyjątkiem przyczyny rozpusty". Łukasz mówi na ten temat znacznie mniej (widać u niego wyraźnie tylko zakaz powtórnego ożenku, trudno byłoby to rozciągać na sam rozwód, zaś najpóźniejszy, Jan - wcale. Niemożliwa jest interpretacja sprzeczna z legalnością rozwodów wyrażoną w Prawie żydowskim, gdyż Jezus nie namawiał do łamania Prawa, czemu niejednokrotnie dał wyraz (mówił: "łatwiej jest niebu i ziemi przeminąć, niż przepaść jednej kresce z Prawa", Łk 16, 17).
Kk. - Jednak również święty Paweł zakazywał rozwodów.
D. - Po pierwsze: mówił, aby żona męża nie opuszczała; po drugie: i u niego widzimy kolejne kompromisy życia i nierozerwalności. W liście do Koryntian (1 Kor 7, 12-16) dozwolił rozwód w razie, kiedy współmałżonek jest zatwardziałym poganinem/poganką (do dziś istnieje tzw. przywilej Pawła, czerpiący natchnienie z tego fragmentu, jednakże nie dotyczy pogaństwa, lecz wyznań niekatolickich). Po trzecie wreszcie: święty Paweł z całą pewnością nie nadaje się do uzasadniania polityki pro-rodzinnej, ani tym bardziej już pro-małżeńskiej. Radzi on bowiem, iż najlepiej jest pozostać w stanie pa-nieńsko-kawalersko-dziewiczym.
Kk. - Niemniej jednak Kościół ma dodatkowe uzasadnienie nierozerwalności w prawie naturalnym, które w jednoznacznych już słowach mówi: małżeństwo jest nierozerwalne, lecz unieważnialne!
D. - O prawie naturalnym tak wiele się mówi, że warto byłoby wiedzieć, czym ono jest. Nie należy go mylić z prawem Natury, co niestety zdarza się księżom (ma z nim tyle wspólnego, co koń z koniną - konina to martwy koń poddany obróbce). Nie jest wreszcie kościelne prawo naturalne czymś uniwersalnym i powszechnym. Katolicy to obecnie 17,3% proc. ludności świata, ale nawet wśród nich trudno byłoby przyjąć, iż prawo to cieszy się jakimiś względami (np. antykoncepcja, aborcja, seksu-alizm). Można optymistycznie założyć, że respektuje je mniej więcej połowa katolików. Nawet jeśliby przyjąć ten wariant, wówczas okazuje się, że naturalne ma być to, co nie cieszy się uznaniem nawet dziesiątej części ludzkości. A czym jest prawo naturalne, o którym tak często mówi Kościół?
Jest to reinterpretacja trzynastowiecznej koncepcji świętego Tomasza z Akwinu. Neotomizm rozwinął się w XIX wieku jako odpowiedź Kościoła na szerzący się ruch robotniczy oraz inne wyzwania cywilizacyjne. Jest więc instrumentem przyzywanym w towarzystwie Objawienia, a także wówczas, kiedy Objawienie milczy w kwestii wartej fundamentalnego wsparcia. Ot i całe kościelne prawo naturalne! Proponuję więc zostawić je w spokoju i zastanowić się nad trzecim uzasadnieniem nierozerwalności - racjami społecznymi.
Kk. - Jest to chyba dość oczywiste - rozwody prowadzą do tworzenia cywilizacji rozwodowej, a ta przyczynia się do naruszenia podstawowej komórki społecznej. A statystyki są zatrważające. W Polsce rozwodzi się co trzecie małżeństwo, w USA - 45 proc. pierwszych małżeństw i aż 60 proc. drugich.
D. - Ale przecież te statystyki wcale nie mówią nam o rozbijaniu rodziny i społeczeństwa, lecz co najwyżej o tym, że wiele małżeństw zawieranych jest pochopnie. Nie mówią one, czy rozwodnicy ci pozostają w stanie bezżennym (co byłoby przecież zgodne z zaleceniami św. Pawła), czy też tworzą nowe podstawowe komórki społeczne. A tylko te drugie statystyki mogą być miarodajne przy analizie dobra rodziny w społeczeństwie. Ponadto, nawet jeśliby przyjąć, że żaden z rozwodników nie wchodzi w kolejne związki, wówczas
zdumiewające zdaje się mniemanie, iż rozwiązywanie dylematów społecznych następuje przez zakazy. Przeciwnie - to forma najbardziej prymitywna, lecz ciesząca się jednak poparciem w Kościele. Jeśli inne czynniki nie zapobiegły zdegenerowaniu związku i pożycia małżeńskiego, wówczas utrzymywanie tej sytuacji przez zakaz nie jest lekarstwem, lecz pogłębianiem choroby trawiącej ludzi, których dotyczy. Jest złem, a więc ma charakter antyrodzinny.
Kk. - A dobro dziecka, które z pewnością traci na rozwodzie rodziców?
D. - Uznanie tego zależy od konkretnej sytuacji - czasami bowiem mąż i żona postanawiają, że wyrzekną się osobistego szczęścia, żyjąc ze sobą i nie kochając się wzajemnie, tylko dla dobra dziecka. Czasami jednak taka sytuacja jest niemożliwa i szkodzić może również dziecku. Niedawno opublikowano też wyniki badań psychologicznych w USA, według których dzieci w rodzinach skłóconych czy patologicznych o wiele bardziej cierpią i wypaczają na trwale swoją psychikę od dzieci w rodzinach niepełnych. Księży to jednak nie interesuje, liczą się przede wszystkim racje kanoniczne. Papież Woj-tyła wezwał adwokatów i sędziów, aby nie uczestniczyli w sprawach rozwodowych. Z pewnością nie myślał wtedy o bitych żonach i dzieciach alkoholików.
MARIUSZ AGNOSIEWICZ www. klerokratia.pl
"SZATAŃSKICH WERSETÓW
NAJWIĘKSZE
[ MISTYFIKACJE W DZIEJACH
Terom (SsLut Dom Wydawniczy 4O001 Kfltc*iot: I ekryl. pcaL OOO.
ZAMÓWIENIE
12
MITY KOŚCIOŁA
FAKTYn
Nr 14 (1091
- HIV 2002 r.
Zabić ateistę
30 marca 1689 roku doszło w Polsce do tzw. morderstwa sądowego. Ofiarą był Kazimierz Łyszczyński, natomiast w role katów wcielili się polscy biskupi oraz posłowie na sejm.
Kazimierz Łyszczyński urodził się 3 marca 1634 r., w zamożnej rodzinie szlacheckiej. W latach 1655-1657 (w czasach "potopu") służył w wojsku. W roku następnym wstąpił do zakonu jezuitów. Po odbyciu rocznego nowicjatu w Krakowie Łyszczyński studiował retorykę, logikę, fizykę i metafizykę, teologię oraz pełnił funkcję pomocnika rektora kolegium w Brześciu nad Bugiem. W pierwszej połowie 1666 roku - po przyjęciu czterech niższych święceń - Łyszczyński wystąpił z zakonu. Przyczyny tej decyzji nie są znane, można jedynie przypuszczać, że już wówczas zaczęły się krystalizować jego ateistyczne poglądy.
W latach 1667-1687 Kazimierz Łyszczyński angażował się w działalność społeczno-polityczną. Był m.in. podstolim mielnickim, posłem na sejmy, komisarzem królewskim oraz brał czynny udział w sejmikach ziemskich. 23 marca 1682 r. został mianowany podsędkiem (zastępcą sędziego) w województwie brzeskim. Już 8 października tego samego roku wziął udział w rozprawie przeciwko jezuitom, którzy bezprawnie zajęli posiadłość ziemską po zmarłym mieszczaninie brzeskim, Łukaszu Mincarewiczu. Sprawa zakończyła się wyrokiem nakazującym zakonowi zwrot zagrabionego mienia.
Kilka lat później Kościół zrewanżował się za wydanie takiej decyzji.
Biskup łucki Jan Stanisław Witwicki
sprzeciwił się małżeństwu córki Łysz-czyńskiego, uznając, że między narzeczonymi zachodzi zbyt bliskie pokrewieństwo. Łyszczyński nie zgodził się z decyzją biskupa, co dało Witwickiemu pretekst do przeprowadzenia jego uroczystej ekskomuniki.
Być może, gdyby Łyszczyński ugiął się pod naciskiem biskupa, jego dalsze losy potoczyłyby się inaczej. Niestety, nie uczynił tego i pod koniec roku 1687 został oskarżony o ateizm. Bezpośrednią przyczyną postawienia tego zarzutu było stwierdzenie "ergo non est Deus" (a więc Bóg nie istnieje), które Łyszczyński zapisał na marginesie dzieła protestanckiego teologa, Alstadiusa. Nie wiadomo, w jaki sposób książka ta trafiła do rąk jego sąsiada Jana Brzoski, pewne natomiast jest, iż to on przekazał ją biskupowi wileńskiemu, Konstantemu Brzostowskiemu. Na podstawie tego "dowodu" Kazimierz Łyszczyński został wtrącony do więzienia.
Prawdopodobnie dopiero podczas przeszukania przeprowadzonego w posiadłości Łyszczyńskiego odnaleziono również napisany przez niego traktat filozoficzny o wymownym tytule: "De non existentia Dei" (O nieistnieniu Boga). W dziele liczącym 265 stron autor wychodził od stwierdzenia, iż nie każdemu słowu odpowiada tzw. byt realny
(przedmiot), gdyż niektóre z określeń odnoszą się wyłącznie do tzw. bytów pomyślanych (czyli idei). Część z nich ma sens, ponieważ ich istnienie jest niepodważalne, natomiast pozostałe to tzw. byty chimeryczne, gdyż ich obecności nie można w żaden sposób udowodnić. Jego zdaniem "Bóg nie jest bytem realnym, lecz tylko pomyślanym, a przytem chimerycznym ". Skoro więc pojęcie "Bóg" nie znajduje żadnego odpowiednika w formie rzeczywistej, to zostało ono wymyślone przez ludzi, co z kolei prowadzi do następującej konkluzji:
" Człowiek jest stwórcą Boga, Bóg jest stworzeniem i tworem człowieka". W swoim dziele Kazimierz Łyszczyński nie oszczędzał również katolickich hierarchów, których nazwał m.in. "rze-mieślnikami słów próżnych, wykrętnemi wężami, ślepymi kłamiącymi, że w ciemności widzą, nie nauczycielami, ale zwodzicielami, nie filozofami, ale oszustami, obrońcami głupstw, błędów i zastarzałych podstępów". Odpowiedzią ze strony kleru były osobiste zabiegi nuncjusza papieskiego Giacopo Cantelmiego, by Łyszczyńskiego poddać torturom i zmusić do ujawnienia nazwisk osób, które zapoznały się z treścią diabelskiego traktatu.
Sprawa Kazimierza Łyszczyńskiego była rozpatrywana podczas obrad sejmowych, zainaugurowanych 17 grudnia 1688 roku. Przez blisko dwa miesiące duchowni wywierali wpływ na posłów, by ci wydali wyrok
zgodny z ich oczekiwaniami. Wiadomo, że szczególną aktywnością w tych zabiegach wykazali się: prymas Radziejowski, bp kijowski - Załuski, bp przemyski - Denhoff oraz bp smoleński - Kotowicz.
Ostateczna decyzja została podjęta 28 lutego 1689 r. Mimo starań obrońcy, Ludwika Pocieja, który wykazał szereg błędów popełnionych w trakcie procesu, wszyscy biskupi oraz większość parlamentarzystów zgodnie opowiedzieli się za wymię-
rżeniem Łyszczyńskiemu kary śmierci (odmiennego zdania było zaledwie trzech posłów). Wyrok miał spełniać przede wszystkim funkcję odstraszającą, toteż więźnia skazano na wyrwanie języka, spalenie dłoni i śmierć na stosie oraz konfiskatę majątku, którego część przypadła de-nuncjatorowi Brzosce. Jednakże skazaniec odwołał się do króla Jana III Sobieskiego, a ten zamienił wyrok na ścięcie mieczem. Zapewne wpływ na tę decyzję miała ponura
ceremonia, jaka odbyła się 10 marca 1689 roku w warszawskim kościele św. Jana. W obecności monarchy i całego dworu Łyszczyński najpierw został wychłostany przez biskupa Witwickiego, a następnie inny duchowny odczytał jego tekst odżegnania się od ateizmu. Metody "perswazji", jakie stosował wówczas Kościół, potrafiły złamać nawet naj-wytrwalszych.
Kazimierz Łyszczyński został ścięty 30 marca 1689 r. na rynku Starego Miasta w Warszawie. Zwłoki jego wywieziono za miasto i tam spalono. Prochy, które pierwotnie zamierzano wystrzelić z armaty, ponownie przewieziono do stolicy i - prawdopodobnie - zakopano przy ulicy Świętojerskiej.
Sprawa Łyszczyńskiego spełnia wszystkie kryteria, by uznać ją za klasyczny przykład katolickiego mordu. Został on uwięziony wbrew ówcześnie obowiązującemu prawu, które zakazywało aresztowania szlachcica bez prawomocnego wyroku sądowego. Sędziowie zignorowali wszystkie argumenty obrony. Przede wszystkim fakt, że Jan Brzoska był winien oskarżonemu znaczącą sumę pieniędzy, a w przypadku wydania wyroku skazującego dług ten zostałby anulowany. Poza tym Łyszczyński napisał swój traktat kilkanaście lat przed procesem, a to z kolei oznacza, że nie zamierzał go rozpowszechniać.
W sprawie Kazimierza Łyszczyńskiego bulwersuje wiernopoddańcza postawa posłów. Niestety, pod tym względem pozostaliśmy tradycjonalistami i polski parlament wciąż bywa bezkrytycznym wykonawcą woli kleru.
SEBASTIAN TOLL
Ateizm znaczy dosłownie - nieteizm. Jest światopoglądem odrzucającym wiarę w istnienie sił nadnaturalnych (w szczególności Boga lub bogów) jako sprzeczną z rozumem i nienaukową oraz negującym potrzebę religii.
Głównym celem ateizmu jest przywrócenie rozumowi ludzkiemu jego podstawowego prawa do krytycznej oceny wszelkich treści bez względu na formę, w jakiej są one podawane. Ateistyczna krytyka religii nie jest "walką z Bogiem", ale występuje przeciwko mistyfikacjom religijnym oraz określonym przez doktryny religijne modelom życia. Czyni to w imię prawd rozumu i wolności.
Konsekwentny ateizm jest racjonalizmem i zakłada, że wszystko powinno podlegać krytycznemu, racjonalnemu badaniu i sprawdzaniu. Nie uznaje, w przeciwieństwie do teizmu, wyższej instancji nad racjonalne argumenty, te zaś nie przemawiają za istnieniem Boga.
Ateizm może być pierwotny, a więc związany z genetyczną niezależnością poglądów od wierzeń religijnych, czego uosobieniem może być na przykład geniusz polskiej literatury - Witold Gombrowicz, który oświadczał, że Bóg nie był mu w życiu potrzebny ani przez
pięć minut. Ateizm może być również negacją teizmu, tj. wynikać z krytycznego przezwyciężenia i w konsekwencji odrzucenia wszelkiej wiary religijnej. Wreszcie bywa, że ateizm staje się ideologią traktującą religię jako przejaw ludzkiej alienacji, instrument psychicznej i społecznej degradacji oraz główną
oznacza to jednak utożsamienia ateizmu z nihilizmem moralnym, choć taki pogląd szeroko reklamują klerykałowie, rozmaitych zresztą wyznań. Za koronny argument wykorzystują zazwyczaj cytat z Dostojewskiego: "jeśli Boga nie ma, to wszystko wolno", który sugeruje, że wraz z zanikaniem wiary w Boga
Czym jest ateizm
przeszkodę w procesie emancypacji człowieka. Określany jest wówczas jako ateizm wojujący. Przy okazji jednak nie zapominajmy, że ateizm bardzo często w ogóle nie interesuję się religią.
Wśród źródeł ateizmu zwykło się najczęściej wymieniać wzrastającą w miarę rozwoju nauki sprzeczność między twierdzeniami naukowymi a treściami religijnymi. Równie czę-^ sto przytacza się problem istnienia w świecie ogromu zła i nieszczęść, niemożności poznania czegokolwiek, co istnieje poza czasem i przestrzenią (niemożności udowodnienia Boga), czy też bezowocności głoszenia objawienia Bożego przez wiernych.
Ateizm odrzuca nie tylko mity religijne, wiarę w bogów, niebo, piekło i cuda, ale również etykę chrześcijańską. W żadnym razie nie
upaść musiałaby automatycznie moralność, i pozwala bezkarnie oskarżać ateistów i ateizm o wszelkie nieprawości świata. Dla religijnych demagogów niewiele znaczy choćby historia chrześcijaństwa, dostarczająca mnóstwo dowodów na to, że religijne zaangażowanie potrafi chadzać w parze z wyjątkową amoralnością, cynizmem i okrucieństwem.
Ulubionym zarzutem wobec ateizmu jest rzekomy kłopot z wyjaśnieniem przezeń istnienia dobra. Bierze się on zapewne z odwrócenia uwagi od problemu, jakim dla religii jest wytłumaczenie istnienia zła. Wiara w Boga nie jest bynajmniej gwarancją moralnego życia, a niegodziwości dopuszczają się ludzie na całym świecie, niezależnie od wyznawanej religii bądź niewyznawania żadnej. Ateiści, stwierdzając że Boga nie ma, mają tym samym pełną świadomość własnej autonomicz-ności i odpowiedzialności tak za siebie, jak
i swoich bliźnich, nie uznają przecież ani rozgrzeszenia udzielanego przez kapłanów, ani boskiej sprawiedliwości. Wedle świeckiego humanizmu - moralność zrodziła się w ludzkich umysłach i powinna hołdować takim wartościom jak wolność, odpowiedzialność, sprawiedliwość, pełnia życia i rozwój kultury.
Ateizm, co nie dla wszystkich jest oczywiste, nie jest wcale wymysłem naszych czasów. Filozoficzna krytyka wiary w istnienie Boga sięga epoki starożytnej. Demokryt, Epikur i Lukrecjusz źródeł wiary upatrywali w egzystencjalnym lęku, z kolei Euhemer, żyjący na przełomie IV i III w. p.n.e., postrzegał je w kulcie wybitnych osobistości, odsłaniając przy okazji społeczną funkcję religii. Nieprawdą jest twierdzenie, jakoby ateizm był obcy tradycji polskiej - co wielokrotnie się podnosi - dość wspomnieć wybitnego ateistę i prekursora myśli oświeceniowej, Kazimierza Łyszczyńskiego (patrz tekst powyżej).
Dziś ateistów nikt nie pali na stosach, ale demonstrowanie wrogości wobec ludzi określających się ateistami, niewierzącymi lub wolnomyślicielami w naszym "tolerancyjnym" kraju należy do dobrego tonu. Nie religii wszak oni zagrażają, bo wierzących w Boga czy bogów nikt nie zdoła przekonać o bezsensie wiary, stają się jednak niebezpieczni, demaskując rozmaite sprzeczności, deprawacje i oszustwa, jakich dokonuje się wciąż w imię religii.
ANNA KALENIK
Nr 14 (109)
5 - 11IV 2002 r.
F-KTY
BOG I BOGOWIE
13
SŁOWIAŃSCY BOGOWIE (IX)
Siem i Rgieł
Nestor w "Kronice lat minionych" opisał panowanie księcia kijowskiego Włodzimierza, który "postaw/f bałwany (posągi) na wzgórzu (...) i Peruna (...) i Simargła...".
Inne jednak odpisy tego samego tekstu donoszą o posągach " / Siema, Rgła...". Kolejny tekst staroruski ("Słowo pewnego Chrystolubca") podaje natomiast, że "nie mogąc cierpieć chrześcijan wierzą w Peruna, i w Chorsa, i w Sima, i Rgła (Ro-gła) ". Powstało więc pytanie, czy mamy do czynienia z dwoma bogami
- Siemem i Rgłem, czy z jednym
- Siemargłem. Dowodem na istnienie Siemargła miała być analogia ze średniowiecznym irańskim i kaukaskim wyobrażeniem skrzydlatego psa
0 dwóch łapach, imieniem Senmurw lub Simorg. Wizerunki takiego potwora pojawiały się już na naczyniach epoki trypolskiej (V-III tysiąclecie p.n.e.), a później były bardzo częste w XI-XIII w. na Rusi jako motyw zdobniczy biżuterii. Zazwyczaj Sie-margłom towarzyszyły symbole źdźbła lub kłosów, łączono je więc z jakimś bóstwem wegetacyjnym. Często utożsamia się go ze stróżem drzewa życia, bowiem Siemargły wyobrażano również w parach, po dwóch stronach symboli drzew.
W językach słowiańskich konstrukcja Siemargł byłaby niemożliwa, natomiast zarówno Siem, jak
1 Rgieł brzmią bardzo rodzimie.
Domowyj - grafika ludowa
"Siem" pochodzi bowiem od tego samego trzonu, co "siemja" - rodzina, i widoczny jest w takich imionach jak Siemowit (obrońca, bohater rodziny, walczący dla rodziny) czy Sie-momysł (dwaj potomkowie Piasta, a przodkowie Mieszka I), Siemirad i w nazwach miejscowych, jak: Siemianowice, Siemianowo. Odpowiada też litewskiemu "szeimas".
Siem jest bogiem opiekującym się rodziną, być może w jej
dawnym szerszym wymiarze familii gospodarczej. Wypełnia on znakomicie brak na "etacie" boga domowego, który po chrystianizacji (podobnie jak inni bogowie słowiańscy) zepchnięty został do roli demona, a w folklorze przyjął postać Ubożęcia lub Żywię w Polsce, a Domowego (Domowika) i Didka na Rusi. Wspomniane bóstwo (Ubożę lub Domowyj) zamieszkiwało ciepłe i ciemne miejsce za piecem, i tam też składano mu obiaty, zostawiano też dla niego na stole okruszki chleba.
Rgieł pochodzi zaś od prasłowiańskiego "reż" - żyto, a ciekawe, że na Litwie - gdzie żyto to "rugys" - występuje jako Ruglis lub Rugu-lis. Jest więc jasne, że Rgieł to bóg opiekujący się zbożem, łanami, polami, być może całą uprawą ziemi i płodami rolnymi. Z drugiej strony imię to łączy się z szeregiem pomniejszych bóstw odpowiedzialnych za rzeczy kwaśne i procesy fermentacji, jak np. litewskie "rugti" - kwaśnieć. A. Bruckner pozostawia możliwość, iż Rgieł może być czymś w rodzaju, jak to nazwał, "Kiślaka". Nie wydaje się to jednak możliwe, gdyż działalność tego typu właściwa była dla istot niższego rzędu, a wówczas Rgieł nie trafiłby do kronik w roli boga, któremu książę wystawia posąg, ani do szeregu nazw i nazwisk.
Siem i Rgieł wypełniali więc bardzo ważną rolę w życiu społecznym i religijno-rolniczym Słowian, gdyż jeden z nich zapewniał jedność rodzinie, dbał o jej powodzenie i rozwój, drugi natomiast utożsamiał najistotniejszy, wręcz podstawowy element gospodarki, a przez to i kultury.
IGOR D. GÓREWICZ Repr. archiwum
RELIGIE WCZORAJ I DZIŚ (5)
Wiara myśliwych
Wszystko wskazuje na to, że jednym ze źródeł pierwotnej religijności był świat przeżyć i doświadczeń związanych ze zdobywaniem żywności, czyli z myślistwem.
O ile kobieta to niezgłębiona zdolność dawania życia, o tyle mężczyzna myśliwy był dostarczycielem żywności. Zarówno jednak kobiecy, jak i męski punkt widzenia w ostatecznym rozrachunku zawsze odnosiły się do natury. Ona była nosicielką i przekaziciel-ką sił tkwiących w każdej samicy, a on codziennie stykał się ze zwierzęcą mistyką walki i śmierci dającej pokarm, czyli życie. Trudno zakładać, że ówczesny myśliwy nie dostrzegał wszystkich tych zależności i nie snuł refleksji na ich temat. Wiedział przecież aż nadto dobrze, że nie zawsze i nie wszędzie o jego sukcesie decydują praktyczne umiejętności, jego siła czy determinacja. Bywało, że zwierzyna z nieznanych przyczyn nie przychodziła w zwykłe miejsca, zmieniała trasę migracji, opóźniał się utarty cykl dorocznych przemian w przyrodzie.
Wszystko to miało wpływ na losy myśliwskich wypraw i całych plemion. Wydaje się więc oczywiste, że prehistoryczny łowca musiał uwzględniać ten czynnik nie-przewidywalności i próbował go jakoś neutralizować.
W ten sposób powstała magia myśliwska. Jej podstawowym celem było zapewnienie sobie sukcesu podczas polowania i minimalizacja ryzyka. Nieprzypadkowo przytłaczająca większość przedstawień figuralnych na ścianach jaskiń i rzeźb pozostawionych przez ludzi okresu lodowcowego to zwierzęta. Chyba wszystkie znane obrazy i statuetki odnoszą się do zwierząt łownych lub mogących łowcom zagrozić. Wskazuje to na zdecydowanie praktyczny aspekt ówczesnej sztuki. Jeszcze wyraźniej widać to na niektórych obrazach (choćby we francuskiej jaskini Lascaux) z zaznaczonymi pułapkami na zwierzęta i miejscami, gdzie należy trafić oszczepem, aby ofiarę zabić. Prawdopodobnie chciano zakląć zwierzę, a sama idea takiego zaklinania wskazuje, że postrzegano wtedy świat jako system wzajemnie
powiązanych sił, na które można wpływać poprzez szczególne zabiegi. Utożsamiano wizerunek z samym zwierzęciem, a więc uderzenie w wizerunek mamuta powinno odbić się na mamucie biegającym gdzieś po tajdze. Ten sposób rozumowania przetrwał do dziś w formie praktyk wudu i czarów, a jeszcze w XX wieku wiele plemion brazylijskich czy indonezyjskich odmawiało etnografom prawa do fotografowania siebie, ponieważ wierzono, że obraz utrwalony na kliszy czy papierze odbiera istotną część ich samych. Z tych też powodów skrzętnie ukrywano swoje "prawdziwe imię", które było święte i dostępne tylko dla świata duchów, a w codziennym życiu posługiwano się imieniem pospolitym, nie dającym dostępu do najgłębszej istoty człowieka. W ten sposób myśliwi stali się wynalazcami duszy - osobistej, prywatnej i ukrytej przed obcymi energii każdej żywej istoty. Imię, czyli słowo symbolizujące osobę, wraz z obrazem tej osoby nabrało waloru samodzielnego bytu utożsamianego z niematerialną duszą.
LESZEK ŻUK
Pewnego razu Piotr zapytał Chrystusa: "Panie, ile razy mam odpuścić bratu memu, jeżeli przeciwko mnie zgrzeszy? Czy aż do siedmiu razy? Jezus odpowiedział: Nie powiadam ci, że aż do siedmiu razy, lecz do siedemdziesięciu siedmiu razy" (Mat. 18, 21-22). Po czym opowiedział przypowieść o słudze, któremu król darował ogromny dług - 10 tysięcy talentów.
Niestety, człowiek ten już wkrótce bezlitośnie potraktował innego służącego, który był mu winien zaledwie sto denarów. Kiedy więc doniesiono o tym królowi, ten surowo potępił bezlitosnego pracownika.
Przypowieść o niemiłosiernym dłużniku przede wszystkim zwraca uwagę na potrzebę przebaczenia.
Pierwszy sługa winien był królowi 10 tysięcy talentów. "A ponieważ nie miał z czego oddać, kazał go pan sprzedać wraz z żoną i dziećmi, i wszystkim co miał, aby dług został spłacony" (w. 25). On jednak prosił: "Panie! Okaż mi cierpliwość, a oddam ci wszystko" (w. 26). Król ulitował się nad nim, uwolnił go i darował mu dług.
Wkrótce jednak ów zadłużony na 10 tysięcy talentów spotyka współsługę, który był mu winien sto denarów - kwotę bez porównania mniejszą. Złapał jednak dłużnika i dusząc go, zażądał zwrotu długu. Mimo prośby o cierpliwość pierwszy sługa pozostał niewzruszony i wtrącił dłużnika do więzienia (w. 28-30).
O całym tym zdarzeniu doniesiono królowi, a ten przypomniał złemu słudze okazaną mu łaskę i powiedział: " Czy i ty nie powinieneś był zlitować się nad współsługą swoim, jak ja zlitowałem się nad tobą?" (w. 33). Następnie wydał go katom, aby dopilnowali zwrotu długu.
PRZYPOWIEŚCI JEZUSA (7)
Przypowieść o dłużniku
W świetle Biblii wszyscy jesteśmy winni naruszenia Bożego Prawa. "Ktokolwiek bowiem zachowa całe Prawo, a uchybi w jednym, stanie się winnym wszystkiego" (Jak. 2, 10). "Grzech jest przestępstwem Prawa" (1 J 3,4). Dlatego też apostoł Paweł napisał: "Nie ma ani jednego sprawiedliwego... gdyż wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej" (Rzym. 3, 10, 23). Dotyczy to wszystkich, i to bez wyjątku! Nie wszyscy potrafią się oczywiście do tego przyznać. Ale jeśli mamy tę świadomość, że " nie czynimy dobrego, które chcemy, tylko złe, którego nie chcemy" (Rzym. 7, 19), wtedy dopiero jesteśmy w stanie przyznać się do naszych słabości i wszelkich grzechów.
To przebaczenie grzechów jest jednak jeszcze czymś uwarunkowane - osobistym przebaczeniem swoim winowajcom. O tym uwarunkowaniu Chrystus mówił od samego początku. W Kazaniu na Górze powiedział, że tylko " miłosierni miłosierdzia dostąpią" (Mat. 5, 6). Podkreślił to również w modlitwie Ojcze Nasz (6, 12) oraz dalej, mówiąc: "Jeśli nie odpuścicie ludziom, i Ojciec wasz nie odpuści wam przewinień waszych " (6, 14-15).
Przypowieść o niemiłosiernym dłużniku uczy więc, że przebaczenie podyktowane miłosierdziem powinno być nieodłącznym elementem naszego chrześcijańskiego życia. W przeciwnym wypadku " nad tym, który nie okazał miłosierdzia, odbywa się sąd bez miłosierdzia, miłosierdzie góruje nad sądem " (Jak. 2,13).
Historia ta ukazuje nam, czym jest prawdziwe przebaczenie. Jest ono aktem woli zdolnej do okazania miłosierdzia osobie, która nas skrzywdziła. Jest uwolnieniem od poczucia winy i nawiązaniem nowych relacji. Następnie opowieść ta, ukazując kontrast między jednym a drugim długiem, obrazuje nam, jak ogromne jest nasze zadłużenie (otrzymane życie wieczne) względem Boga w porównaniu ze złem, wyrządzonym nam przez ludzi. Z tego to powodu winniśmy zawsze okazywać gotowość przebaczenia innym. Na pytanie: "Ile razy mam odpuścić bratu memu, jeżeli przeciwko mnie zgrzeszy?" - istnieje tylko jedna odpowiedź - zawsze! Jezus powiedział: "A jeśliby (bliźni) siedemkroć na dzień zgrzeszył przeciwko tobie, i siedemkroć zwrócił się do ciebie, mówiąc: żałuję tego - odpuść mu " (Łuk. 17, 4). Napięcia, nieporozumienia, konflikty i zranienia występują we wszystkich związkach międzyludzkich, dlatego - aby móc normalnie współdziałać i współżyć - wszyscy musimy okazywać gotowość do wzajemnego przebaczenia. I wreszcie, brak przebaczenia jest poważnym złem. Stąd ostrzeżenie Chrystusa: " Tak i Ojciec mój niebieski uczyni wam, jeśli każdy nie odpuści z serca swego bratu swemu" (Mat. 18, 35). Czy jesteśmy zdolni do przebaczenia płynącego z serca? A może przykład konającego Jezusa nam w tym pomoże? "Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią" (Łuk. 23, 34). BOLESŁAW PARMA
14
BEZ DOGMATÓW
FAKTYn
Nr 14 (1091
- 11IV 2002 r.
DAJ ŚWIADECTWO SWOJEJ PRAWDZIE
Biblią po twarzy
Po naszych publikacjach o gejach i lesbijkach ("FiM" 48/2001) otrzymaliśmy sporo listów. Reakcje Czytelników były różne: obok osób, również chrześcijan, stających po stronie dyskryminowanych homoseksualistów znalazła się spora grupa takich, którzy postanowili "zboczeńcom" przyłożyć, zaprzęgając do tego Pana Boga.
Szczególnie celują w tym pan W.M. i pani U.C. z Wrocławia. Najbardziej bolesny jest fakt, że ich zapał w potępianiu homoseksualistów wypływa nie tyle z lektury ksiąg świętych, co ze zwykłej niechęci i uprzedzeń. Pan Władysław sam zresztą przyznaje: "brzydzę się gejami, nie człowiekiem, ale jego ohydną innością seksualną. W świetle Biblii brzydzi się takimi ludźmi Bóg, brzydzą się niezliczone rzesze ludzi". Dodaje później, że "dla większości ludzi takie stosunki są wulgarne i obrzydliwe".
Panie W.M., rzeczywiście ho-moseksualizm jest obrzydliwy dla większości tych społeczeństw, gdzie został on zepchnięty do podziemia,
ośmieszony i piętnowany od pokoleń. Wszędzie tam natomiast, gdzie jest traktowany jak zwykły (bo niezwykle powszechny) przejaw życia seksualnego, czym w istocie był i pozostaje, tam nikogo nie dziwi ani nie gorszy. Ten sam zbulwersowany Czytelnik py-
ta: " Czy ktoś przy zdrowych zmysłach może twierdzić, że stosunki analne są przyjemne, czy można je zaliczyć do naturalnych i normalnych, moralnych i czystych?". Pomijając już fakt, że sprowadzanie miłości homoseksualnej do seksu analnego jest żałosnym i fałszywym uproszczeniem, to sugeruję, aby pan Władysław zapytał
o przyjemności zeń wypływające tych, którzy go uprawiają. Nie sądzę, aby praktykowali oni coś dla nich uciążliwego...
Na koniec cytuje on fragmenty książki "Twoja młodość" wydanej przez pewien mniejszościowy, ale dobrze w Polsce znany związek wyznaniowy (nazwy nie podaję, by nie być posądzonym o prowadzenie wrogiej nagonki). Pozycja ta, z typową dla religijnego fundamentalizmu pewnością siebie, zapewnia, że homoseksu-alizm jest skłonnością nabytą, a nie wrodzoną, mało tego - sugeruje, że można zostać gejem, uprawiając ma-sturbację! To ostatnie stwierdzenie to jakaś kompletna bzdura, nie mająca nic wspólnego ze współczesną psychologią, ale bardzo komuś pasująca do jego religijnych dogmatów. Nauka od czterech pokoleń toczy nie rozstrzygnięty dotąd spór o pochodzenie homosek-sualizmu, ale religijni nauczyciele i tak wiedzą lepiej!
Natomiast pełen biblijnych cytatów list od pobożnej pani U.C. wprost ocieka nienawiścią zwaną
Idee
Modlitwa jest rzekomo dialogiem. Kiedy bóstwo nie odpowiada na zgłaszane prośby, kiedy modlitwy nie zostają wysłuchane, wtedy człowiek najczęściej zrzuca winę na samego siebie, doszukując się w swym zachowaniu lub czynnościach oznak naruszenia wydumanych norm i zakazów. Pojawiają się myśli: nie jestem godzien, jestem bezwartościowy, grzeszny...
Grzech w istocie jest narzędziem upadlania i deprecjonowania, mającym na celu wzbudzenie potrzeby przebaczenia i wymazania win. Stanowi rację bytu dla wszelkiego rodzaju kapłanów i pseudowyba-wicieli sumień, żerujących przeważnie na ludzkim nieszczęściu. Czy już wiesz, że jesteś grzeszny? Czy nie przeraża cię
myśl, że trafisz w otchłanie piekieł? Nie martw się, za drobną opłatą, dzięki danej nam władzy, wyzwolimy cię od twego strachu.
Objawienie boże zawsze miało swe miejsce w przeszłości, zawsze miało charakter elitarny - bóstwo objawia się gromadce rybaków nie rozumiejących, co się do nich mówi; dzieciom czy prostym kobietom. I wszystko w daleko posuniętej konspiracji, bo pereł nie rzuca się przed świnie. Ich rzekome świadectwo świadczyć ma o czymś, o czym nie mieli pojęcia. Proste słowa przekonywać mają do czegoś, co miejsca mieć nie mogło. Wszelkie sprzeczności, które ktoś ośmieli się wysunąć, zbywa się w sposób pogardliwy, atakując i ośmieszając adwersarza. Kim ty jesteś, mały człowieku, któż ci dał prawo atakować Słowo Boże, którym zawiadujemy?!
Ludzie, wypowiadając się na temat Boga, prezentują wybiórczy sposób myślenia. Dla nich Bóg jest bóstwem wyłącznie miłości, dobra i piękna. Jest dobrotliwym ojcem spełniającym życzenia prezentowane w modlitwach. Jednak rzeczywistość jest zgoła odmienna, wypełniona bezlitosną walką o byt, cierpieniem, przeważnie niezawinionym i wpisanym w naturę, bólem, wojnami i wyzyskiem. Świat ludzi jest przedłużeniem świata drapieżników. Silniejszy wygrywa. Dla wielu całe zło jest dziełem szatana i innych demonów, niemal wszechpotężnych, jeśli spojrzeć na efekty ich działania. Lecz przecież Bóg - w sensie pan-
teistycznym, a nie ^"# teistycznym - jest
^F ~U ~^KT" f^ ponad tym wszyst-I I IŁ ~ kim. A raczej: jest
"^ "^ "^ ^"^ tym wszystkim.
Bóg absolutny nie
może być wyłącznie stwórcąjednej strony rzeczywistości. Wtedy byłby tylko jednym z wielu, w dodatku bezradnym lub bezdusznym. "Bóg" absolutny jest RZECZYWISTOŚCIĄ. Jest wszystkim, co nas otacza. Jest nami, tym co czujemy, tym co myślimy. Nie opowiada się po żadnej ze stron, ponieważ jest każdą ze stron. Jest "dobrem" i "złem", demiurgiem i niszczycielem.
To, z czym mamy do czynienia, jest formą bezduszną i bezosobową. Bezustannym przepływem, chaotyczną zmianą. Zasadą, będącą nie tyle w nas, co raczej nami. W pełni i bez wyjątku. Czymś, co należałoby raczej nazywać Naturą lub Umysłem, Tao, beznamiętnym, odwiecznym Brahmanem. Stanowi rzeczywistość totalną i wszechobecną. Odwieczną i niepoznawalną.
KRZYSZTOF SYKTA
przez autorkę "świętym gniewem". "A ja twierdzę, że geje itp. kochają się tak harmonijnie jak więźniowie w jednej celi zamknięci, tj. gwałt, zamordyzm, przemoc " - oto motto jej wypowiedzi. Niestety, pani Urszula nie zdradza, skąd czerpie tak dogłębną znajomość przedmiotu. Z Biblii? Nie sądzę. Z własnej przeszłości? W takim razie współczuję.
Z przykrością stwierdzam, że w antygejowskich listach, poza nielicznymi wyjątkami, brak jest rzeczowej polemiki. Dominuje ogólna niechęć, czasem nienawiść, wyniesiona zapewne jeszcze z domów rodzinnych, kazań i religijnych publikacji. Jesteśmy jako społeczeństwo pozbawieni
rzetelnej wiedzy o mniejszościach seksualnych. Może nowy, lewicowy rząd coś na to poradzi. Minister Izabela Jaruga-Nowacka chce się zająć tym problemem, ale lewica jako taka na razie nie chce drażnić Kościoła. Więc wprowadzenie wychowania seksualnego w szkołach może nie dojść do skutku.
Szkoda tylko tych wszystkich młodych ludzi o homosek-sualnych skłonnościach, którzy przychodzą na świat w homo-fobicznych wspólnotach religijnych (rzecz dotyczy niestety większości związków wyznaniowych w Polsce...). Żadnego racjonalnego wyjścia z sytuacji, w której przyszło im żyć! Ile czeka ich problemów, stresów, nerwic, depresji, a może nawet myśli samobójczych... Sam Pan Bóg to wie.
ADAM CIOCH Fot. archiwum
Kim jest Bóg?
Kim jest Bóg - tworem naszej fantazji, która ma nieograniczone nieomal możliwości, czy istotą rzeczywistą, dającą się zmierzyć, zważyć... słowem zamknąć w parametrach również wymyślonych przez nasz "genialny" rozum?
Naukowcy - wstrętni bezbożnicy - twierdzą, że wszechświat jest nieskończony. Czy oznacza to, że jego budowa nie dobiegła jeszcze końca, czy że nie da się go pokonać turystycznie, ani też metodą wypraw naukowych, a jeśli tak, to dlaczego przyjęli z góry, że to tylko my, ludzie, mamy prawo go zwiedzać? Czyżbyśmy byli pępkiem wszechświata, jak zawsze chcieli tego nasi wielebni? A może jednak ktoś go penetruje, o czym nie mamy nawet bladego pojęcia?
Wiemy (?), że wszystko powstało w efekcie "wielkiego wybuchu", choć ostatnio często słychać, że mogło być nieco inaczej i że nawet "Wielki Albert" nie do końca musiał mieć rację. No cóż, nauka dopiero raczkuje, jeśli weźmiemy pod uwagę czas trwania naszego gatunku. Naukowcy mają zatem prawo do pomyłek.
Natomiast za naiwny żart uważam, że wszystko to, co nas dookoła otacza, mogło powstać za pomocą magicznej pałeczki, i to w ciągu sześciu dni! Sześć dni... Umowna to zaiste miara czasu. Ziemskie 144 godziny. Na innych planetach czas ten będzie wyglądał zgoła inaczej. Już po tym widać, że sposób myślenia zawarty w biblijnej Księdze Rodzaju jak ulał pasuje do schematu ludzkiego
rozumowania. A zatem Bóg nie mógł mieć z tym nic wspólnego. Dlaczego tak dużo ludzi daje się ogłupiać garstce cwaniaków w koloratkach, którzy zrobili sobie z religii doskonały interes dochodowy? Dlaczego ludzie uzależnieni od religii, głęboko wierzący, są ślepi na wszelkie logiczne argumenty? Wiara jest przecież ewidentnym zaprzeczeniem logiki, zdrowego rozsądku.
Żyjemy, pożerając się nawzajem. Stoimy na szczycie łańcucha pokarmowego, bo tak chciała natura. Czy Bóg w swojej "wielkiej mądrości" mógłby stworzyć tak barbarzyński system bytowania? Czyż nie wymyśliłby przynajmniej dla nas - swoich wybrańców - innego sposobu zaopatrywania się w energię konieczną do życia, a także innego sposobu rozrodu? Wówczas bylibyśmy rzeczywiście inni, niepowtarzalni... A tak ... stanowimy jedynie potwierdzenie ewolucji. Różnimy się od pozostałych ssaków jedynie zewnętrzną powłoką i nieco bardziej rozwiniętym mózgiem, co wcale nie czyni nas wyjątkowymi, gdyż pozostałe ssaki również pod tym względem różnią się między sobą. To właśnie ten bardziej rozwinięty mózg doprowadził nas do tworzenia różnych ideologii i nic dziwnego, że skaczemy sobie do oczu.
Gdyby na skutek ewolucji nie pojawił się na Ziemi człowiek, zapewne planeta nasza wyglądałaby teraz o wiele piękniej. Tylko, kto mógłby ją wówczas podziwiać i z tak wielką determinacją niszczyć? WIKTOR PATER
- 11IV 2002 r.
FAKTY n
LISTY OD CZYTELNIKÓW
15
LISTY
Pogłaskał i zapadł się...
To, co mnie spotkało, ukrywałem przez 30 lat w obawie przed ośmieszeniem się w kręgu najbliższych lub znajomych. Otóż na początku lat 70. przebywałem bardzo często w delegacji służbowej w Częstochowie. Z kolegą, z którym wówczas pracowałem, uznaliśmy, że przy okazji warto byłoby obejrzeć to święte miejsce zwane Jasną Górą. Podczas zwiedzania podszedł do nas zakonnik wyglądający jak starannie upieczony i rumiany pączek. Namówił nas do odbycia spowiedzi i uczestniczenia w komunii. Obiecał, że w nagrodę pokaże nam pomieszczenie skarbca. Moja spowiedź, która trwała około 20 minut polegała tylko na pytaniach zadawanych przez spowiednika. Dotyczyły one wyłącznie sfery seksualnej. Na dodatek, przed i po spowiedzi, zakonnik czule głaskał mnie po rękach... Chcę dodać, że to samo spotkało towarzyszącego mi kolegę. Po zakończeniu powyższej ceremonii usiłowaliśmy odszukać naszego spowiednika w nadziei obejrzenia skarbca. Ten jakby zapadł się w podziemia klasztoru. Podobnie i inne doświadczenia doznane ze strony przedstawicieli Kościoła sprawiły, że zacząłem starannie omijać wszystko to, co jest związane z Kk. M.B. z Łodzi
Mamy RACJĘ!
Drogi Jonaszu, nareszcie powołasz do życia swoją partię. Jesteśmy z Tobą całym sercem. Może teraz damy tej czarnej mafii wycisk. Twoją gazetę mam od 3 numeru. Czytają wszyscy moi znajomi. Chociaż prawdę mówiąc dostaję szału, a serce mam na agrafce z nerwów. Co ta mafia wyprawia. Mój mąż mnie uspokaja, że niedługo to się zmieni. I chyba teraz, gdy będzie nas więcej, damy im radę. Myślę, że z Katowic będzie wielu członków Twojej partii, bo zrobiłam dużo kopii i rozdałam moim przyjaciołom. Helena Norbert
Jak długo jeszcze?
Już 450 lat temu Mikołaj Rej pisał o sytuacji wówczas panującej w społeczeństwie. Dzisiaj, w XXI w., nic się nie zmieniło, wręcz przeciwnie - jest jeszcze gorzej. Już polityk nie wini przedsiębiorcy, biznesmen księdza, bo dookoła taka nędza, że nikt już z nich nie wie, co robić. Działania typu: poluzowanie kodeksu pracy, finansowanie przez przemysł obiektów sakralnych (kościołów,
ołtarzy z bursztynu! - skandal) na pewno są dobrym lekarstwem na poprawę sytuacji gospodarczej (biznesu i klechów), bo na pewno nie ludzi. Jak długo jeszcze nasz naród ma znosić ciężar dogmatów mu narzuconych i żyć w ciemnocie i zacofaniu? Religia powinna być prywatną sprawą każdego człowieka, a nie ingerować w życie społeczne i zniewalać ludzi. A wiadomo, że głównym celem Kościoła jest pomnażanie swego bogactwa od 1000 lat. Waldemar Szydłowski, Gdańsk
Dopiąłem swego!
Ślub miałem 4 lata temu w kościele NMP w Iławie. Oczywiście, najpierw była kasa (czyt. zapowiedzi). Nie pasowały mi terminy wyznaczone przez ks. dziekana, więc ustaliłem termin, który był dla mnie najbardziej odpowiedni. Ku mojemu zdziwieniu ks. powiedział do mnie: "Synu, chcąc mieć ślub kościelny, musisz dostosować się do rozkładu dnia księży, a jeżeli jesteś t a k
CHHJLjr 3
Drogie Ziarno
23 marca, sobota - przypadkiem razem z dzieckiem oglądam katolicki program dla dzieci - "Ziarno". Niby wszystko ładnie, pokazują miejsca w Ziemi Świętej, gdzie przebywał Pan Jezus w czasie ostatniego tygodnia przed śmiercią - wieczernik, ogród oliwny itp. kilkanaście obrazków. Teraz uwaga! Każde z tych miejsc i wydarzeń na miejscu komentował inny ksiądz dla potrzeb programu, była tam również siostra, która prowadzi "Ziarno". Kilkunastu księży i siostra pojechało razem z całą ekipą telewizyjną do Izraela, żeby zrobić półgodzinny program katolicki dla dzieci! Pół samolotu ludzi, kilkadziesiąt biletów w obydwie strony!!! Wszystko na koszt podatników i abonentów. Teraz już wiadomo, dlaczego w święta oglądaliśmy odgrzewane filmy. Kasy brakło na nowe! Czytelniczka "FiM"
w Iławie. Ks. dziekan przyjął mnie i mówi, że za całą ceremonię wraz z pogrzebem i trumną należy się 1200 zł. W tym momencie wstałem i mówię, że mnie płacą za pracę wykonaną. O dziwo, ks. zgodził się na zapłatę po pogrzebie.
Po całej smutnej ceremonii odprowadziłem ks. dziekana do jego audi, grzecznie podałem mu rękę. Ksiądz myślał, że chcę mu zapłacić, a ja tylko powiedziałem mu "Bóg zapłać" i odszedłem w stronę mojej rodziny. Oczywiście mama do tej pory ŚJ nic o tym nie wie, te pieniądze, które miały być dla księdza zamieniły się w piękny nagrobek dla dziadka. Dopiąłem swego!
Harry Potter
uparty, to trzeba zapłacić więcej, bo ksiądz musi z czegoś zrezygnować". Jak się potem dowiedziałem, gdybym dostosował się do terminu ks. dziekana, zapłaciłbym 300 zł mniej.
Los chciał, że pół roku temu mój ukochany dziadek zachorował, no a potem niestety umarł. Wszystkie czynności związane z pogrzebem spadły na mnie. Szczęście w nieszczęściu... Poszedłem do Parafii NMP
My Chrystusy
Czy możliwy jest cud? Pytanie to dedykuję niewierzącym, którzy wątpili. Albowiem długie było ich oczekiwanie. A jak to mówią - cierpliwym czas sprzyja. I oto mamy koalicję Miller-Glemp, możemy śmiało powiedzieć - mezalians XXI w. Chociaż starożytni ujęliby to bardziej finezyjnie "Cornix cornici nunąuam confodit ocellum", czyli - kruk krukowi oka nie wykolę. Oczywiście nie trzeba tutaj się rozpisywać, o co tu chodzi (o podział łupów), mnie wystarczy to, że zostałem zapewniony o moim wejściu do Unii
Przeczytaj uważnie poniższe pytania:
1. Czy jesteś orędownikiem wolnej, niczym nie skrępowanej ludzkiej myśli, a przeciwnikiem totalitarnych nakazów "jedynie słusznych" religii, ustrojów politycznych, systemów gospodarczych i wzorców moralnych?
2. Czy opowiadasz się za całkowitą, a nie tylko teoretyczną równością wszystkich obywateli wobec prawa - równością administracyjną, karną i gospodarczą?
3. Czy uważasz, że rodzice mają prawo do niezależności i wolnej ręki w planowaniu liczby swojego potomstwa, a co za tym idzie, do oświaty seksualnej, antykoncepcji i - w uzasadnionych przypadkach - aborcji?
4. Czy Twoim zdaniem jedynie właściwym miejscem na nauczanie zasad jakichkolwiek religii są kaplice kościołów, a nie pomieszczenia szkolne? Czy jesteś za wyprowadzeniem ze szkół symboli religijnych?
5. Czy świeckie państwo powinno niezwłocznie zerwać lenne porozumienia międzynarodowe ograniczające suwerenność kraju (np. konkordat)?
Jeśli na wszystkie pięć pytań Twoja odpowiedź brzmi TAK!, to odpowiedz na jeszcze jedno pytanie:
6. Czy chciałbyś (chciałabyś) zostać członkiem Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA i masz ukończone 18 lat? Jeśli i teraz Twoja odpowiedź brzmi TAK, to wypełnij poniższą ankietę (możesz ją przepisać lub skserować i dać do wypełnienia znajomym) i prześlij pod adresem redakcji:
] Oświadczam, że ukończyłem(am) 18 lat
] i mam pełną zdolność do czynności prawnych.
] Deklaruję przynależność do
] Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA.
1
! Imiona i nazwisko......................................................................
1 Pełny adres.
|PESEL.........................
I Własnoręczny podpis
Dane wyłącznie do wiadomości redakcji:
imię................................................................
nazwisko.......................................................
wiek...............................................................
wykształcenie...............................................
zawód............................................................
telefon kontaktowy......................................
Jak widzisz swoją rolę w strukturach przyszłej partii?.............................................
z błogosławieństwem Kościoła. Od razu poczułem się lepiej. Oczyma wyobraźni widzę się prowadzony za ręce (ja w środku). Nasuwa mi się skojarzenie z Chrystusem prowadzonym na ukrzyżowanie. Nie jest moją intencją tutaj bluźnić. Bo któż udźwignie krzyż przygotowany przez superkoalicjantów? Wszystko wskazuje na to, że moc ci będzie w naszym narodzie Chrystusów. M. Kandziora
Biblia w służbie Kk
Chciałbym donieść o oburzającym mnie fakcie. W niedzielę byłem na mszy świętej w małej kapliczce na wsi. Ksiądz, po ogłoszeniu założenia "skarbony pokutnej", nawoływał ludzi, aby płacili, wrzucali tam pieniądze, za które zostaną im odpuszczone grzechy lekkie. Ksiądz oświadczył, iż to nie jest jego wymysł ani proboszcza, lecz są to słowa z Pisma Świętego: "kto nie zapłaci, temu nie zostaną odpuszczone grzechy". Zastanawiam się, czemu ci ludzie na wsi nie dostrzegają w tym księdzu chciwego oszusta i łajdaka? Piekal
Kabaret z "FiM"
Witam...
Jest sobota (2 marca 2002 r.) wieczorem. Moja dziewczyna ma małą imprezę. Oglądamy telewizję i nagle jest skecz o wampirze... Wampir wchodzi na scenę i w ręce trzyma gazetę. Siada na krześle i rozkłada ją. Nagle oczom moim ukazuje się tytuł: "Fakty i Mity". Myślę sobie... co za reklama! Od razu "uświadomiłem" moich znajomych, co to za gazeta, wytłumaczyłem im co i jak, i byli bardzo zadziwieni, że taka gazeta jak "Fakty i Mity" istnieje w Katolandzie. Ja im mówię, że to jest najlepsza gazeta na świecie (znaczy się w naszym kraju). Rozmawiałem z nimi dzisiaj i okazało się, że wszyscy sobie "Fakty i Mity" kupili. Mówią mi, że to jest gazeta, która zmieniła ich podejście do kleru. Tak trzymać!!!
Jonaszu, armia młodzieży, która nie da się zrobić na czarno klerowi, czeka!!! Poza tym... ludzie młodzi mają prawo głosować. Ani lewica, ani prawica nie spełnia oczekiwań młodzieży. Przydałaby się partia antyklerykalna.
Pozdrowienia!!!
e-mail dw. redakcji
Uwaga!
Czytelników, którzy mieli problemy z zakupem poprzedniego numeru - serdecznie przepraszamy.
TYGODNIK FAKTY i MITY Redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Henryk Rozenkranc; Dział reportażu: kierownik Ryszard Poradowski - tel. (0-42) 630-72-33; Redaktorzy: Adam Cioch, Jakub Kopeć, Jarosław Rudzki; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: Ewa Kotlińska
- tel./fax (0-42) 639-86-10; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-72-23; Adres redakcji: 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94; e-mail: faktyimity@faktyimity.pl; Wydawca: "BŁAJA News" Sp. z 0.0.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Prezes Zarządu: Roman Kotliński; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze - do 25 maja na trzeci kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zt za jeden kwartał; b) RUCH SA - do 5 czerwca na trzeci kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31, 532-88-16,532-88-19,532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-Awartał; 227,-/pót roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-Awartał; 255,-/pót roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-Awartał 313,-/pót roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-żrok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą nawww.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hubsch &C0., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326.4. Dystrybutorzy w USA: New York- European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago - J&B Distributing co., tel. (773) 736 6171; Lowell International co., tel. (847) 439 6300.5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga - Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726.6. Prenumerata redakcyjna: do 15 czerwca na trzeci kwartał 2002 r. Cena 26 zt. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p-ele@faktyimity.pl. Szczegółowe informacje na stronie intern etowej http://www.faktyimity.pl
JAJA JAK BIRETY
Nr 14 (109)
- HIV 2002 r.
Krótko i na temat
Vox populi - vox Dei, a może signum temporis? W tle kościół św. Kazimierza w Chełmie Fot. Anna Kalenik
CZ4RNO NA BIAŁYM
Prima aprilis
Pierwszy dzień kwietnia to święto kawalarzy, trefnisiów i dowcipnisiów wszelkiej maści, czyli moje święto jak najbardziej. A ponieważ robię na tej stronie "FiM" za dyżurnego jajcarza, więc jako ekspert przejrzałem agencyjne doniesienia, aby zdemaskować primaaprilisowe żarty serwowane przez innych dziennikarzy.
Bez najmniejszego trudu, wśród potoku codziennych doniesień prasowych, odkryłem grubymi nićmi szyte dowcipasy - tak nieprawdopodobne, że aż mało inteligentne.
Czarny humor
Policjant zatrzymuje księdza.
- Poproszę prawo jazdy...
- Niestety, nie mam prawa jazdy, zabrano mi uprawnienia już 5 lat temu.
- Dowód rejestracyjny poproszę...
- Nie mam. To nie jest mój samochód. Jest kradziony.
- Samochód jest kradziony?!!
- Dokładnie, ale chyba widziałem dowód rejestracyjny w schowku, jak wkładałem tam pistolet...
- Ma ksiądz pistolet w schowku??!!
- No tak. Tam go włożyłem, po tym, jak zastrzeliłem właścicielkę samochodu i schowałem ciało w bagażniku.
- W bagażniku jest CIAŁO???!!!
W tym momencie policjant zawiadamia komendę. Po 2 minutach antyterroryści otaczają samochód, dowodzący akcją podchodzi do księdza i mówi:
- Prawo jazdy poproszę...
- Proszę - i ksiądz pokazuje jak najbardziej ważne prawo jazdy.
- Czyj to samochód? - pyta komendant.
- Mój. Proszę, oto dowód rejestracyjny.
- Proszę wolno otworzyć schowek i nie dotykać broni...
- Proszę bardzo, ale nie ma tam żadnej broni.
- Niech ksiądz wolno otworzy bagażnik i pokaże ciało!
-Jakie ciało??!!
- Zaraz - mówi kompletnie zdezorientowany policjant. - Kolegą który księdza zatrzymał, powiedział, że nie ma ksiądz prawa jazdy, dowodu rejestracyjnego, samochód jest kradziony, w schowku jest broń, a w bagażniku ciało...
- He, he! A może jeszcze kłam-czuszek panu powiedział, że przekroczyłem prędkość???
Czy ludzie są na tyle głupi, aby uwierzyć, że w takiej np. Iłży kilkunastu chłopa chodziło przez ca-lutką noc wielkanocną po ulicach i waliło w gigantyczny blaszany bęben? Pięć minut przerwy i pięć minut walenia od północy do szóstej rano, a wszystko dla upamiętnienia Zmartwychwstania Pańskiego. Przecież każda policja aresztowałaby chuliganów za zakłócanie porządku i ciszy nocnej. Oczywiście jeśli zdążyłaby ich aresztować, zanim wściekli i niewyspani iłżanie nie nakładliby doboszom po mordzie. Czyli co? Czyli bzdura oczywista!
W innym miejscu, na stronie internetowej Katolickiej Agencji Informacyjnej czytam, że włoski biskup Solerno, niejaki Ge-rardo Pierro, apeluje, aby w Wielki Piątek powstrzymać się od wysyłania SMS-ów. Mało chyba kto uwierzyć by mógł, że to nie prima aprilis. Bo co niewinne listy elektroniczne mogą szkodzić eminencji? Czy w ślad za tym należałoby się powstrzymać od telefonowania, rozmawiania, czy też w ogóle myślenia? Kolejny głupi kawał.
Albo taka informacja o chłop-czykolubnym Paetzu. Otóż tenże Paetz oświadczył, że JPII ustami kardynała Angelo Sodano
zaproponował mu "objęcie wysokich i prestiżowych stanowisk w Watykanie". Bzdura. Niemożliwe jest przecież, aby mądry papież po pedofilskiej aferze swojego podwładnego mógł wystąpić z podobną propozycją. Byłby to skandal na skalę światową. Z takich kawałów to nawet śmiać się nie chce.
Najgłupszy chyba jednak dowcip primaaprilisowy znalazłem wśród innych informacji agencyjnych. Oto - informuje agencja - Stolica Apostolska zwróciła się do polskich biskupów z prośbą
0 ekspertyzę, czy dzieci zmarłe bez ochrzczenia dostąpią zbawienia. Biskupi się zebrali i z całą powagą sprokurowali stanowisko, że
1 owszem:
"Nieskończenie miłosierny Bóg nie może się zgodzić, aby zupełnie niewinne dzieci nie zostały zbawione". Jak to się jednak dzieje, że "nieskończone miłosierdzie boże" pozwala, aby maleńkie dzieci umierały z głodu, lub w wyniku przysparzających niesłychanych cierpień chorób - biskupi już nie mówią. Więc i ta informacja nie może być prawdziwa, bo przecież książęta Kościoła z całą pewnością by o tym wspomnieli.
Jak to dobrze, że jest taki jeden dzień w roku, gdy można w podobne nonsensy nie wierzyć, a nawet się z nich pośmiać. Co by to bowiem był za kraj i świat, gdyby opisane agencyjne newsy były prawdziwe? Kurcze, a może...
MarS

i
Arcybiskup mówił
INDEKS 356441 ISSN 1509-460X
FAKTY
i mi
TYGODNIK NIEKLERYKALNY
Lubińscy policjanci otrzymywali pieniądze od parafii św. Jana Bosko. Sponsorami byli ci sami księża salezjanie, którym prokuratura zarzuca wielomilionowe malwersacje i powiązania z zorganizowaną przestępczością. Milionerzy sale/ja nie dali też forsę na szkolenie policjantów przez byłych żołnierzy GROM-u, według standardów tej' elitarnej' j'ednostki. Jak amen w pacierzu - nie zrobili tego bezinteresownie!
Kościoła
Naginając niemiłosiernie teksty biblijne, kościelni teolodzy stworzyli katolickie piekło. Od wiecznych mąk mogło uratować tylko posłuszeństwo nakazom Kk. Cóż za cudowne paliwo napędzające machinę kościelnych interesów finansowych!
Finansowanie Kościołów w państwach członkowskich Unii Europejskiej nie jest regulowane odgórnie. Zależy od unormowań przyjętych w danym kraju. Państwowe pośrednictwo w pobieraniu podatków płaconych przez wiernych na rzecz Kościołów uzasadnia się aktywną promocją wolności religijnej oraz etyczną, społeczną i kulturową użytecznością Kościołów w sferze publicznej.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
FAKTYn
FAKTY
ŚWIAT Już za kilka miesięcy ma przyjść na świat pierwszy sklonowany człowiek. Tak przynajmniej twierdzi włoski genetyk Severino Antinori. W jego zaawansowanym eksperymencie uczestniczy około 5000 bezpłodnych kobiet. Ewentualne potomstwo będzie miało ten sam kod genetyczny, co ich matki. Jan Paweł IIpotępia eksperyment Nie chce nawet sklonować swoich świętych!
POLSKA Posłom Ligi Polskich Rodzin nie brakuje poczucia humoru. Zaproponowali, aby szerzące nienawiść Rydzyjko otrzymywało część pieniędzy... z abonamentu radiowo-telewizyjne-go, bo pełni "służebną rolę wobec narodu" (!) My też służymy. Chcemy za to niewiele - świadectw udziałowych wyłudzonych przez Rydzyka na Stocznie Gdańską.
POLSKA/WATYKAN Była marszałek senatu Alicja Grześko-wiak została mianowana przez JP II członkiem zwyczajnym Papieskiej Akademii Życia w Rzymie. "Czarna Wdowa", słynącą z fanatyzmu religijnego oraz zamiłowania do licznych i zbędnych podróży ną koszt podatnika, jeszcze w 1991 zostą-łą udekorowaną papieskim medalem "Pro Ecclesią et Pontifi-ce". Jest także doradcą Papieskiej Rady ds. Rodziny. Mierna, bierna, ale wierna.
KATOLAND Złakniony wartości kraj nie zostanie pozbawiony katolickiej telewizji! Zbudowaną zą państwowe pieniądze, ą obecnie stojącą ną skraju bankructwa Telewizją Familijną, produkującą programy dlą TV Plus, będzie kontynuować działalność. Lekarstwem ną kłopoty finansowe mą być ostre egzekwowanie zaległych należności, zwłaszcza 26 min od Proko-mu, jedynego prywatnego udziałowca katolickiej stacji. Jeśli Rydzyk zabierze tylko część abonamentu, to na TV Plus jeszcze zostanie!
Gdy ną Bliskim Wschodzie giną ludzie, co robi lewicowy prezydent wszystkich katolików? Zwołuje Radę Bezpieczeństwa Narodowego RP i wzywa walczące strony do uszanowania tzw. miejsc świętych, czyli dóbr Kk w Izraelu. O to samo zaapelował papiet Nie było wyjścia...
WARSZAWA Kongres Samoobrony objawił, że mamy nowego Nieomylnego Ojca. Jest nim sąm Przewodniczący, który choć zarzekał się, że "nie mą dyktatury Lepperą", ąle nąkązął: "macie słuchać się Lepperą". Przewodniczący sparafrazował nieką-noniczną wypowiedź JPII: "Samoobroną jest biczem bożym ną to, co dzieje się w Polsce. Nie zmarnujcie tej szansy". Żeby nie te Kłewki..
Tegoroczną Nagrodę Wydawców Katolickich , feniks 2002" zą całokształt twórczości przyznano byłemu rektorowi KUL, prof. o. Mieczysławowi Krąpcowi słynącemu z zarozumialstwa, skrajnie prawicowych poglądów i miłości do Rądią Maryją. Czyli wszystko jest OK,
GDAŃSK Ledwie napisaliśmy o biznesowo-bursztynowych plą-nąch Jąnkowskiego ("FiM" nr 14), ą słowo ciąłem się stało. Jąn-tąrowy prąłąt chce otworzyć ną Żuławach Wiślanych kopalnię ną największych w Polsce złożach bursztynu. Urząd wojewódzki nie będzie milionerowi w sutannie stawiał przeszkód, bo oficjalnie kopalnią mą służyć budowie słynnego ołtarza, przyszłej atrakcji turystycznej Gdańską.
Jonasz chce postawić pomnik ofiar katolicyzmu. Domagamy się całych krajowych zasobów brązu!
KATOWICE Archiwum Archidiecezjalne zorganizowało wystawę bulli papieskich oraz insygniów biskupów. Z dumą zaprezentowano dokumenty z koziej skóry oraz klerykąlną biżuterię. Tylko w Polsce można się jeszcze chlubić zależnością od Watykanu i butą kościelnych hierarchów.
ŁOMŻA Katoliccy lekarze zgodnie z doktryną papieża odmawiają bądąń prenatalnych! Jąk podaje "Wyborczą", rodzice upośledzonej Ani oskarżyli ordynatora szpitala wojewódzkiego o zaniedbanie obowiązków służbowych. Domagają się odszkodowania i pomocy w utrzymaniu dziecka. Gdyby wczesne bą-dąnią płodu wykazały wadę genetyczną, rodzice byli skłonni usunąć ciążę. Minister Łąpiński uznał skargę zą zasadną, natomiast dyrektor szpitala stwierdził, że z ciężkim upośledzeniem stawów i niedorozwojem kończyn możną normalnie żyć... Katolicki fundamentalizm z oddziałów ginekologicznych - WON!
USA Po księżowsko-chłopięcych skandalach z ostatnich miesięcy wreszcie jakąś odmianą! Diecezją Orąnge w Kalifornii zapłaci 1,2 min dolarów Lori Hąigh, którą wykorzystał seksualnie i nakłonił do aborcji tamtejszy duchowny. Kobietą miąłą wówczas 14 lat. Według niej diecezją od dawną wiedziała o ekscesach księdza, ąle nic nie zrobiła, by im przeciwdziałać. Dziewczyny polskich księży - do sądów! Nieprzebrane bogactwa polskiego Kościoła już wkrótce mogą być wasze!
Kardynał Roger Mąhoney, arcybiskup Los Angeles, największej i najbogatszej diecezji katolickiej w Stanach Zjednoczonych, przyznał, że toczy się przeciw niemu śledztwo o molestowanie seksualne. Oskarżą go Fioną Mąe Hickmąn, jego byłą uczennicą z czasów (1970 r.), gdy był jeszcze katechetą w szkole katolickiej. Czy ktoś jeszcze zgodzi się zostać arcybiskupem?
r 15 (U
12 - 18 IV 2002 r.
KOMENTARZ NACZELNEGO
Habemus klapam
Cztery lata temu byłem na wycieczce w Watykanie, i to bez oficjalnego zaproszenia ze strony papieża. Wszystkie swoje mniej lub bardziej ważne decyzje i sądy opierałem zawsze, oprócz rozumu, na intuicji, którą podobno mam niezgorszą. W samym sercu instytucji Kościoła pragnąłem więc pooddychać trochę tamtejszym powietrzem, wczuć się w atmosferę, podłączyć do energii miejsca. Przyznam, że na początku trochę mnie przytłoczył ogrom budowli i bogactwa. Nie odczułem jednak nic poza zachwytem nad materią oraz możliwościami człowieka. Stojąc obok piramid w Egipcie albo na Placu Czerwonym w Moskwie miałem dokładnie to samo wrażenie. Żadnemu bogu nie są potrzebne takie budowle, głoszą one jedynie chwałę ludzi. Jedynym duchem w nich zamkniętym jest duch czasu.
Tam, w Watykanie, poczułem się jednak przez chwilę dumny, że to Polak rządzi tym całym bogactwem, zawiaduje tysiącami ludzi, rozdaje karty. W tym odczuciu nie byłem odosobniony. Ludzie z autokaru prawie podnieśli bunt, kiedy dowiedzieli się, że przewoźnik nie załatwi im na biegu audiencji u papieża, której przecież nie było w planie. Dwie panie, siedzące tuż za moim fotelem, pół drogi obgadywały swoich księży z parafii, a na wieść, że nie zobaczą Ojca Świętego, niemal włosy rwały z głowy.
Warto chyba napisać coś o papieżu, bo już pewnie niedługo nie będzie wypadało pisać nic obiektywnego. Kiedy został wybrany w 1978 roku, miałem jedenaście lat i biegałem po dwa razy dziennie na mszę. Pamiętam szał radości księży w parafii. Ludzie płakali ze szczęścia. Co z tego zostało do dzisiaj? Karol Wojtyła zawsze uosabiał dosko- ^ nałą wierność Kościołowi. Jako ksiądz, biskup, kardynał czy papież - całą swą mądrość, wszystkie siły i zabiegi koncentrował na dobru instytucji, której się poświęcił. I z tego względu bez wątpienia zasłużył na najwyższy urząd. Zapobiegliwość, zwłaszcza o zewnętrzny wizerunek, karność oraz materialne podstawy Kk, widać w każdej jego decyzji. Tak było, gdy związał się z mafijnym Opus Dei, zdusił teologię wyzwolenia w Ameryce Południowej, usuwał nie-prawomyślnych biskupów i teologów na zachodzie Europy. Konsekwentnie budował swoją wizję katolickiego świata, zawierając przymierze z Raeganem, wspierając oczarowanych nim solidarnościowców, gromadząc pod swoimi skrzydłami szefów innych religii, a ostatnio wyznaczając kurs na Wschód. Niewątpliwie sprawdził się jako przywódca totalitarnego, zamordystycznego ustroju, w którym pojedynczy człowiek jest ważny o tyle, o ile współtworzy i wspiera system. Jan Paweł II jest odpowiedzialny za nadużycia związane z przymusowym celibatem księży; dylematy i cierpienia katolików chcących żyć zgodnie z założeniami swej wiary: małżeństw z jedyną nadzieją na dziecko z probówki, żyjących w ubóstwie rodzin "pobłogosławionych" wianuszkiem dzieci po stosowaniu metody termicznej itd. Konsekwentnie odmawia zgody na używanie prezerwatyw, nawet przez ofiary AIDS, co jeden z krytycznie nastawionych do niego teologów nazwał kulturą śmierci po katolicku. Papież nigdy - jak twierdzi - nie zgodzi się na rozwody, małżeństwa homoseksualne, święcenia kobiet, eutanazję, czy też badania nad embrionami, choćby wynikiem tych ostatnich miało być zlikwidowanie śmiertelnych chorób i przedłużenie życia ludzi nawet o kilkadziesiąt lat.
Przyjrzyjmy się tym papieskim zakazom, za którymi stoją dramaty milionów ludzkich istnień. Czy samozwańczemu zastępcy Chrystusa chodzi o dobro człowieka, co podkreśla w każdym swoim wystąpieniu? Czy może raczej ma to na celu dobro instytucji Kościoła, w jego przekonaniu polegające na niezmienności doktryny, przy zastosowaniu metody kija
i marchewki, z akcentem na kij? Przez jego walkę z humanizmem i wolną myślą ludzką urząd papieski z każdym dniem traci resztki swego autorytetu. To między innymi dlatego apeli sumienia narodów o pokój na świecie nikt nie bierze sobie do serca. A może tym dobrem nadrzędnym jest wieczne zbawienie, w imię którego mamy nosić krzyże nakładane przez Jana Pawła II? Bzdura. Bo czy rozwód z alkoholikiem albo prezerwatywa są w stanie "uchronić" nas przed miłością Boga? Czyżby w trosce o zbawienie wieczne papież wydał tajną dyrektywę, na mocy której duchowni molestujący dzieci przenoszeni są tylko na inne parafie, gdzie mogą dalej uprawiać swój obrzydliwy proceder? Ukochany przez Polaków Ojciec Święty jest od lat wykpiwany przez media na Zachodzie oraz ignorowany i nie rozumiany przez większość postępowych społeczeństw.
U nas duma z posiadania swojego papieża skutecznie zajmuje miejsce antypatii, ale niezrozumienie dla jego polityki jest podobne. Jakie korzyści przyniosły Polsce 24 lata pontyfikatu przełomu? Na początku lat 80. kilka milionów Polaków więcej wypełniło świątynie, nasz kraj stał się jeszcze bardziej religijny, czego nie można, niestety, łączyć ze wzrostem wiary i moralności. Duch Ojca Świętego faktycznie odmienił oblicze tej ziemi. Kościół stał się potęgą polityczną, podporą i zapleczem dla niedorobów ka-toprawicy, a to już nie przysłużyło się nawet samemu Kościołowi. Ludzie papieża zbudowali nad Wisłą drugi Watykan, gdzie próżno szukać ducha Ewangelii. On sam podczas wizytacji polskiego lenna, zagrzewał do dalszych podbojów - "Tak trzymać, nie popuszczać!". Samą decyzją o zwiększeniu liczby diecezji z 27 na 42, podwoił stan posiadania Watykanu. Nowi biskupi, nowe pałace, seminaria, kurie, darowizny, nadania, majątki. Podniebne świątynie i wydarte polskiemu narodowi dobra mogą tylko budzić ludzki respekt, przytłaczać materialną siłą papieskiej instytucji. Jednak zamiast szacunku i podziwu paradoksalnie coraz częściej powodują otrzeźwienie i złość.
Za co uwielbiają Wojtyłę miliony naszych rodaków? Dlaczego biedni i schorowani powierzają Bogu swoje często niewypowiedziane cierpienia w intencji jego bolącej kostki? Za ostatnie grosze zakupują oni msze o zdrowie i pomyślność dla człowieka, który żyje w bajkowym przepychu, posiada prywatny majątek o wartości dziesiątków milionów dolarów, ma najlepszą opiekę, jaką może sobie wymarzyć staruszek, cieszy się władzą i odbiera hołdy mogące zaspokoić największą próżność. Patrząc na ludzi modlących się pod jego pomnikami, na usta ciśnie się konkluzja - kult jednostki. Nawet Ruscy już z tego wyrośli. JONASZ
Kochani! Do chwili obecnej otrzymaliśmy ponad 4 tysiące deklaracji wstąpienia do Antyklerykalnej Partii Postępu "Racja". Do sądowej rejestracji wystarczyło tysiąc zgłoszeń. Powstanie partii jest więc przesądzone. Deklarację drukujemy po raz ostatni (str. 15). Obecnie trwają prace nad statutem, niezbędnym do sądowej rejestracji. Będzie on zamieszczony w całości na naszej stronie internetowej. Założenia programowe wydrukujemy w gazecie. Jeszcze w kwietniu złożymy wszystkie dokumenty w organie rejestrowym. Rejestracja powinna nastąpić w ciągu dwóch miesięcy. Nowa partia weźmie udział w wyborach samorządowych. Niektórym z Was nie podoba się nazwa partii; mnie również. Nie jestem jednak sam. Osobiście optowałem za nazwą: Radykalna Partia Postępu lub Postęp i Oświecenie. Zmiany można dokonać zaraz po rejestracji, na I zjeździe.
Fot. PAP/AP Alessandro Bianchi
Nr 15 ai(N
L2 - 18 IV 2002 r.
FAKTY n
INJ
ZAMIAST SPOWIEDZI
- Czy w dzisiejszej Polsce jest miejsce dla partii lansującej socjalizm i gloryfikującej system panujący w Chinach?
- Tak, bo ustrojową alternatywą dla kapitalizmu jest nadal socjalizm. Jakie skutki ekonomiczne i społeczne przyniósł kapitalizm w Polsce, widać z całą okazałością po 12 latach
może się rozwijać szybciej niż kapitalizm, przezwyciężając sprzeczności i bariery rozwojowe charakterystyczne dla kapitalizmu, takie choćby jak cykliczne kryzysy gospodarcze, wojny.
- Czy zdaniem Pana powojenny system panujący w Polsce skompromitował się, czy też nie?
większości społeczeństwa. Polska stała się półkolonią obcego kapitału, przede wszystkim niemieckiego., .Proletariat" opracował program
Dr Zbigniew Wiktor, przewodniczący Krajowego Komitetu Wykonawczego Związku Komunistów Polskich "Proletariat (od 1993 r.) jest pracownikiem naukowo--dydaktycznym Uniwersytetu Wrocławskiego. Specjalizuje się w badaniach systemów politycznych i historii instytucji politycznych.
kiego.
I
Komuna i Katoland
transformacji ustrojowej. Faktycznie w Polsce bezrobocie obejmuje około 25 procent ludzi zdolnych do pracy, nastąpiła ekonomiczna, socjalna i kulturalna degradacja klasy robotniczej, chłopskiej i inteligencji pracującej. Bezrobocie najbardziej niszczy moralnie młode pokolenie, dla którego nie ma pracy. To największe oskarżenie polskiego kapitalizmu.
- Jednak Polacy wybrali taką właśnie drogę...
- ...i jednocześnie wyzbywają się iluzji narzuconych przez działaczy "Solidarności", że każdy będzie kapitalistą i posiadaczem. W wyniku ostatnich wyborów "Solidarność" znalazła się tam, gdzie już od dawna jest Lech Wałęsa, czyli na śmietniku historii. Teraz przychodzi czas socjaldemokracji obiecującej budowę kapitalizmu o ludzkim obliczu. Nie ma i nigdy nie było takiego ustroju.
- Skąd u dzisiejszych komunistów zauroczenie Chinami?
- Zadaniem partii komunistycznej jest przygotowanie programu walki z wyzyskiem kapitalistycznym, przygotowanie kadr, które w przyszłości staną na czele rewolucji socjalistycznej. Stąd śledzenie doświadczeń międzynarodowego ruchu komunistycznego i analizowanie osiągnięć Chin, które opracowały i wdrożyły program socjalistycznej gospodarki rynkowej, osiągając imponujące efekty. Chiny nie poddały się supremacji kapitalizmu i stanowią dowód na to, że socjalizm jest nie tylko teoretyczną alternatywą ustrojową dla kapitalizmu.
- Czy cele ZKP nie przypominają utopijnych programów, których nie udało się zrealizować ani w Polsce, ani na świecie?
- Nasze cele, sformułowane za pomocą teorii marksistowsko-leni-nowskiej, noszą zróżnicowany i an-tyutopijny programowo charakter. Realny socjalizm w ZSRR i innych krajach, niezależnie od błędów, dowodzi, że klasa robotnicza i lud pracujący potrafią nie tylko obalić zmurszały poprzedni reżim, ale także trwale zdobyć władzę, wyłonić kadry i zapewnić krajowi rozwój. Doświadczenia ZSRR i Polski, a obecnie także Chin, dowodzą, że socjalizm
- System panujący w latach 1944 - 1989, pełen sprzeczności, napięć i konfliktów społecznych oceniam różnorodnie, np. lata 60. i 70. związane z budową nowych gałęzi przemysłowych i zmienianiem oblicza cywilizacyjnego kraju nie były okresem kompromitującym Polaków. Okres schyłkowy wiąże się jednak z degeneracją PZPR i zdradą socjalizmu. W tym okresie skompromitował się jednak nie socjalizm, a kierownictwa KPZR i PZPR.
- "Proletariat" bardzo krytycznie ocenia polską rzeczywistość, czyli przywracanie kapitalizmu, bezrobocie. Macie jakieś własne lekarstwo na poprawę sytuacji gospodarczej Polski?
- Przywracanie kapitalizmu skutkuje nie tylko olbrzymim bezrobociem i brakiem perspektyw dla
poprawy sytuacji Polski i ludzi pracy. Naszym zdaniem, burżuazji należy odebrać zagrabione lub "kupione" za marne grosze dawne przedsiębiorstwa państwowe i spółdzielcze, wprowadzić skuteczną kontrolę finansową organów państwa wobec spółek obcego kapitału, wprowadzić odpowiednią politykę celną i podatkową, wystąpić z NATO i nie ubiegać się o członkostwo w Unii Europejskiej. Polska ma dość siły ekonomicznej, by bronić swych interesów na zasadach partnerskich, a nie podległości i uległości. Dotychczasowa polityka skazuje nasz kraj na coraz większą zależność od Niemiec, na rzecz których utracimy nieuchronnie Ziemie Zachodnie i Północne.
- W przeciwieństwie do znacznej części rodaków, którzy we wrześniu 2001 r. głosowali na partię
Leszka Millera, nazywacie SLD mutacją AWS i UW. Czy tak niewiele różni Millera od Krzaklew-skiego czy Balcerowicza?
- Zmiana ustroju w 1989 roku odbyła się za sprawą wielkiego szwindlu przy "okrągłym stole", przy którym kontrrewolucja skupiona wokół Wojciecha Jaruzelskiego i Mieczysława Rakowskiego dogadała się z kontrrewolucją w "Solidarności". Poszczególne rządy nie spełniają podstawowego wymogu demokracji, gdyż są wyłaniane przez mniejszość społeczeństwa. Do świadomości obywateli coraz mocniej dociera przekonanie, że dźwignie polskiej polityki znajdują się w Waszyngtonie, Brukseli, Watykanie i Berlinie, a główni aktorzy sceny politycznej są marionetkami. Nie ma zatem większej różnicy między Millerem, Buz-kiem, Krzaklewskim czy Balcerowi-czem. SLD od początku zdradziła robotników i polski interes narodowy.
- Bardzo krytycznie oceniacie też ustępstwa władzy wobec kleru i domagacie się rozdziału Kościoła od państwa...
- Oddzielenie Kościoła od państwa jest standardem demokratycznego społeczeństwa. W Polsce epokowe zaległości w tym zakresie usunęła Polska Ludowa. Po 1989 r. nastąpił jednak regres w tej dziedzinie, co było uwarunkowane bardzo aktywną rolą Kościoła w przewrocie ustrojowym, szczególnie papieża Jana Pawła II. Od tego czasu budowane są podstawy państwa wyznaniowego, co znalazło wyraz w Konstytucji RP z 1997 r. oraz w przyjęciu konkordatu, a ściślej mówiąc: warunków i norm regulujących stosunek państwa do Kościoła oraz stosunki RP z Watykanem. W konsekwencji tych unormowań hierarchia kościelna stała się podmiotem ingerującym w sprawy wewnętrzne i międzynarodowe
państwa, nie ponosząc jednocześnie odpowiedzialności publicznoprawnej. Liczni biskupi i księża są na państwowych posadach (wojsko, szkoły), wszystkie ważniejsze wydarzenia odbywają się przy udziale duchownych. Poszczególni politycy, w tym także Leszek Miller, zabiegają usilnie o poparcie papieża czy episkopatu. Praktyka taka jest nie do pomyślenia we Francji, USA czy Niemczech. Wszystko to umacnia pozycję Kościoła w Polsce i czyni go już nie siłą ąuasi-polityczną, lecz wręcz polityczną. Dzieje się tak, ponieważ partie polityczne, nawet do niedawna krytyczna w tej kwestii socjaldemokracja, zabiegają o poparcie Kościoła w sprawowaniu władzy. Rozmowy z hierarchami, wyjazdy do papieża klękanie przed świętymi obrazami - to typowy obraz polityków tak z prawej, jak i z lewej strony parlamentu. Wyborcy jednak kierują się własną logiką, mają szacunek do Kościoła w sprawach wiary, ale nie słuchają go w sprawach politycznych.
- Dlaczego co jakiś czas pojawiają się głosy za delegalizacją "Proletariatu"?
- Jak widać, nawet niewielka organizacja komunistyczna stanowi zagrożenie dla rządzącej burżuazji, która zdaje sobie sprawę z kruchości poparcia społecznego. Polska po 12 latach transformacji przypomina beczkę prochu. Komuniści demaskują machinacje burżuazji i socjaldemokratów, dlatego są znienawidzeni i prześladowani. Od trzech lat toczy się postępowanie w sprawie delegalizacji ZKP. Traktujemy to jako zamach na istotę demokracji. Demokracja jest tyle warta, na ile umożliwia działalność krytyków rządzących.
Rozmawiał
RYSZARD PORADOWSKI Fot. archiwum
Książki wydane przez Jonasza
Zapiski pracownika handlu zagranicznego PRL
Książka jest zapisem wspomnień Stanisława Leszkowicza (ur. 1928), wieloletniego pracownika Ministerstwa Handlu Zagranicznego oraz instytucji i przedsiębiorstw współpracujących z zagranicą. Autor podejmuje próbę ukazania powojennej rzeczywistości z punktu widzenia człowieka, który chce do czegoś dojść, kimś być w nie zawsze zdrowym systemie. Dzięki zawartości pikantnych szczegółów z ówczesnych realiów politycznych i gospodarczych, takich jak: permanentna walka o władzę w MSZ, mafijne powiązania i wymuszenia haraczy od sprzedawców węgla do Austrii i szynek do USA, czy polskich importerów chemikaliów z Europy Zachodniej, książka stanowi swoisty, branżowy dokument minionej epoki.
Sprzedaż wysyłkowa: Wydawnictwo NINIWA, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, cena 12 zł + koszty wysyłki.
EUHDMIR
PARADA OSZUSTÓW
Sławomir Kosmala to uznany autor z miesięcznika "Detektyw", publikujący swoje teksty również na łamach "FiM". Niniejsza pozycja to jego debiut książkowy. Jest to zbiór unikatowych opowiadań opartych na faktach. Autor zadał sobie ogromny trud, penetrując akta sądowe i policyjne. Przemierzył Polskę, szukając powikłanych wątków. Naprawdę warto przeczytać! Książka dostępna w księgarniach i punktach sprzedaży prasy sieci Inmedio. Sprzedaż wysyłkowa: Wydawnictwo NINIWA, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94. Cena 8 zł + koszty wysyłki.
Autentyczna love story z lat 80. z udziałem księdza i młodej dziewczyny. Wielka miłość napotyka nieprzekraczalną (w tym przypadku) barierę celibatu. Kochankowie przeżywają szczyty miłosnej ekstazy, a zarazem życiowe tragedie, związane np. z... usunięciem ciąży. Książka pisana pod kierunkiem Jonasza i przez niego wydana.
Sprzedaż wysyłkowa: Wydawnictwo NINIWA, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, cena 8 zł + koszty wysyłki.
Z NOTATNIKA HERETYKA
FAKTYn
r 15 (U
12 - 18 IV 2002 r.
Numer 14 "Tygodnika Powszechnego" przyniósł z sobą obszerny i już tydzień wcześniej cytowany przez inne media (jakim cudem?) wywiad z księdzem Tomaszem Wę-cławskim. Ksiądz ten odważnie ujawnia kulisy homoseksualnej afery biskupa Paetza.
Słowo "odważnie" piszę tu bez cienia ironii. Od zarania Kościoła wiadomo bowiem, czym grozi upu-blicznianie jego tajemnic i krytyka hierarchów. Jeszcze kilkaset lat temu Węcławski płonąłby na stosie jak pochodnia, a może raczej jak Savonarola. Dziś spotka go "jedynie" ostracyzm fundamenta-listów Kk i jakieś dwa wiadra plwocin i wymiocin, które już płyną z głośnika Radia Maryja.
O czym w wywiadzie pt. "Świadectwo" mówi ksiądz? W telegraficznym skrócie rzecz wygląda tak: dla urzędników Pana B. skłonności Paetza nie były tajemnicą już od 1999 roku. Ksiądz rektor seminarium (które arcybiskup szczególnie sobie upodobał) dowiedziawszy się o wszystkim, poprosił o natychmiastową interwencję biskupów pomocniczych. Ci odmówili. W tej sytuacji molestowanie seksualne kleryków trwało więc dalej w najlepsze jeszcze przez trzy łatą choć o upodobaniach Paetza wiedziała hierarchia Kk z Papą na czele, księża, kilku "światłych" katolików, no i sami klerycy z autopsji.
Jeśli do tej pory bezprzykładnej odwadze księdza Węcławskie-go można jedynie przyklasnąć, to jednak uważny czytelnik zaczyna nabierać pewnych wątpliwości po przeczytaniu takiego zdania w wywiadzie: "Bardzo dbaliśmy o to, aby rzecz nie przedostała się do prasy. Ubolewam, że do tego doszło ". Czyli sprawy mają się tak: Paetz starał się o coraz to nowsze
GŁASKANIE JEŻA
Świadectwo
znajomości w świecie kleryckiej młodzieży, a duchowni starali się (w tym rozmówca "TP"), aby wokół sprawy było cicho -jak najciszej. Bo mniej jest ważny fakt - cytuję za wywiadem - że: "Młody człowiek wrócił roztrzęsiony i z płaczem powiadomił o tym (przygodzie z Paetzem - przyp. M.S.) ojca duchownego Seminarium ", za to bardziej istotne było, aby wstrętne pismaki o sprawie się nie dowiedziały. Chłopiec płakał i cierpiał. Węcławski też cierpiał - w co naprawdę wierzę, lecz w źle pojętej solidarności ze swoimi " bardzo dbał, by rzecz nie przedostała się do prasy". Czy nie lepiej, Drogi Księże, aby - wobec bezradności kolegów księdza -przedostała się? Może choć jeden jedyny kleryk nie musiałby już więcej płakać? Czy to jest czysta demagogia? Może i jest, ale w tej sytuacji wolę demagogię niż cynizm typu "niech na całym świecie wojna, byle nasza wieś spokojna ".
Później ksiądz Tomasz Węcławski opowiada "TP" tak: " W sierpniu 2001 roku pojawiła się pierwsza publikacja na ten temat w Faktach i Mitach. Choć to antykościelne pismo nie jest wiarygodne, był to ostateczny sygnał, że - mówiąc obrazowo - zupa jest rozlana i trzeba coś z tym zrobić. Wielu oczekiwało, że sprawa tej
publikacji zostanie wyjaśniona na drodze sądowej. Archidiecezja Łódzka, która wygrała proces z Faktami i Mitami pokazała, że jest to możliwe".
Prześledźmy te słowa dokładnie: nareszcie poważne pismo, jakim z całą pewnością jest "TP", przyznaje na swoich łamach, że "FiM" były pierwsze i na pół roku wyprzedziły "rewelacje" "Rzepy". Przyznaje też, iż po naszej publikacji w hermetycznym światku kleru wybuchł skandal. Czy Paetza odsunięto natychmiast od męskiej młodzieży seminaryjnej? Nie!
Za to zastanawiano się, czy nie wytoczyć nam procesu. Zaiste "boska" to sprawiedliwość, a może raczej zwykłe łajdactwo.
Idźmy dalej: "(...) to antykościelne pismo nie jest wiarygodne " - mówi ksiądz, a ja pytam, na jakiej podstawie tak mówi? Czy do przypięcia łatki "niewiarygodne" wystarczy przymiotnik "antykościelne"? Jak widać wystarczy, bo żadnych innych dowodów niewiarygodności Węcławski nie przytacza. Za takowy bowiem z całą pewnością uznać nie można owego przegranego procesu z Archidiecezją Łódzką. Po pierwsze, od tego wyroku jeszcze się odwołamy - po drugie, wielkie gazety - a taką są "FiM" (ponad 150 tys. nakładu) - przegrywają procesy na pęczki i nikt (nawet one same) nie robi z tego tragedii. "Fakty i Mity" opisały dotychczas tysiące mniejszych i setki wielkich afer wstrząsających Kościołem w Polsce i na świecie. Rezultat: jeden przegrany (nie do końca) proces. To jest rekord świata w wiarygodności gazety, bo próbowano dobrać nam się do skóry już wielokrotnie!
Termin "wiarygodność" jest dodatkowo określeniem bardzo płynnym, zależnym od - jak by to powiedzieli teatrolodzy - czasu i miejsca akcji. Oto przypominam sobie tenże "Tygodnik Powszechny" w latach 80. Ileż to stron gazet, ile audycji radiowych i programów
telewizyjnych poświęcono wówczas na deprecjację tej gazety, a słowo "niewiarygodna" było jednym z łagodniejszych używanych pod jej adresem. Czy owi opluwacze mieli wówczas rację? Na Boga, nie! Dlatego wówczas - mając taką możliwość - zakupywałem kilkanaście egzemplarzy znikającego z kiosków "TP" i rozdawałem wśród przyjaciół. Podobnie i dziś zarzuty pod adresem "TP" płynące z eteru Radia Maryja i stron "Naszego Dziennika" są zwykłym dziennikarskim chamstwem. Przepraszam... nie dziennikarskim, zwykłym prymitywnym chamstwem i tyle, kropka.
No cóż, tak już widać musi być na tym najpiękniejszym ze światów i w jego najdumniej szym kraju, że z odmiennymi poglądami się nie dyskutuje. Takie poglądy się obsobacza, a ich głosicieli obraża.
My jednak - dziennikarze "FiM"; i tak mamy powody do satysfakcji. To wszak po naszej publikacji "Czerwone majtki biskupa" - jak to określił ksiądz Węcławski - "zupa się wylała " i paru kleryków nareszcie mogło spać spokojnie. A wracając do owej "wiarygodności" - mamy satysfakcję podwójną. Nigdy wszak nie nazywamy "Tygodnika Powszechnego" pismem niewiarygodnym tylko dlatego, że często nie zgadzamy się z prezentowanymi na jego łamach poglądami. Nie nazywamy go tak nawet wówczas, gdy jego naczelny, ksiądz Adam Boniecki, chcąc popisać się erudycją, popełnia błąd ortograficzny, cytując po francusku znane powiedzenie "plus catholiąue ąue le Papę ". We francuskim słowie papież "le Papę" nad "a" nie ma daszka, proszę księdza. Że się czepiamy? Niech i nam choć raz będzie wolno. Przynajmniej mamy powód. MAREK SZENBORN
Paetz mówił prawdę
Oczywiście nie chodzi o prawdę w ogóle, czyli zgodność słów i czynów z rzeczywistością, ale prawdę arcybiskupią, czyli zgodną z wyobrażeniami hierarchy o rzeczywistości. Sądząc z zachowania Paetza jest on osobą zupełnie oderwaną od świata realnego. Czy człowiek trzeźwo oceniający siebie i świat dokoła zachowywałby się tak jak on? Każdy logicznie myślący człowiek już po publikacji "Faktów i Mitów" sprzed pół roku dyskretnie podałby się do dymisji "ze względu na zły stan zdrowia" lub poprosiłby Watykan o przeniesienie na inne stanowisko. Ewentualnie... przerzucił się z kleryków na "świeckich", młodych gejów.
Tymczasem przewielebny, jak to się mówi, poszedł w zaparte, i idzie nadal, choć każde dziecko już wie, jak wygląda prawda. Czy to przejaw choroby psychicznej? Nie sądzę. To raczej typowy dla ludzi skazanych na nieustanne udawanie objaw samozakłamania i życia w świecie wykreowanym przez
"Jestem niewinny, nadinterpretowano moją dobroć i spontaniczność"
- bronił się Juliusz Paetz, kiedy zarzucono mu nadużywanie władzy
Ii umizgi do przystojnych kleryków. Jest zupełnie możliwe, że mówił prawdę...
własną wyobraźnię. Świecie lepszym, piękniejszym, a przede wszystkim przyjemniejszym dla swego stwórcy niż świat rzeczywisty.
Z pewnością Paetz nie różni się w tym względzie zasadniczo od swoich kolegów po fachu, innych katolickich hierarchów. Kościelna machina to wielka produkcja fikcji, szkoła i świątynia samozakłamania. Świat według Kk jest pseu-dorzeczywistością dogłębnie zide-ologizowaną i niewiele ma wspólnego ze światem realnym.
Sam wymóg celibatu zakłada permanentne zakłamanie, bo chyba tylko niewielka część kleru jest pozbawiona popędu seksualnego... Reszta bawi się w gierkę pozorów - od stałych układów partnerskich
z kobietami lub mężczyznami, poprzez seksualne przygody, aż po kreowanie świata erotycznych fantazji i masturbacji - większość duchownych permanentnie łamie celibat! Z tym trzeba jakoś żyć, radzić sobie na co dzień, wszak "grzech nieczystości" to w katolickiej wizji moralności przypadłość najpoważniejsza. Aby nie zwariować od wyrzutów sumienia, wymyśla się różne drogi wewnętrznej ucieczki, rozmaite formy samousprawiedliwienia, prywatne teologie na potrzeby obolałej duszy albo... zerwanie ze światem realnym w myśl zasady - "Grzech? To nie ja!". Tylko takie wewnętrzne kombinacje pozwalają w miarę spokojnie egzystować, może nawet jakoś tam cieszyć się życiem.
Wszak odrzucenie własnej seksualności to nie jedyny wyraz zakłamania, z jakim musi poradzić sobie katolicki duchowny. Watykańska doktryna, wewnętrznie sprzeczna i irracjonalna, sprawia, że myśląca część kleru musi sobie radzić z masą nurtujących ją wątpliwości natury doktrynalnej - znaczna liczba duchownych nie wierzy np. w nieomylność papieża, katolicką mariologię, zasadność zakazów antykoncepcji, zapłodnienia in vitro itp. A tu trzeba nie tylko sprawiać wrażenie, że się w te niedorzeczności wierzy, ale jeszcze trzeba nabyć umiejętność wiarygodnego utwierdzania w tym innych.
Nieszczęśnicy muszą sobie także jakoś radzić z rozbieżnością między głoszonym przez Kościół kultem ewangelicznej czystości i prostoty a rzeczywistością wygodnego i dostatniego księżowskiego życia oraz własnymi, naturalnymi przecież pragnieniami posiadania. A co powiedzieć o czymś takim jak szczerość postaw i słów w totalitarnej instytucji, gdzie droga kariery zależy jakże często od sprytu, umiejętnego schlebiania czy klasycznego, czasem dosłownego włazidupstwa
(przepraszam, ale to słowo akurat jest najtrafniejsze...)? Jak można liczyć na to, że w takich warunkach ukształtuje się normalna, zdrowa osobowość?
Te oczywiste przykłady niech nam wystarczą, aby wyobrazić sobie poziom zakłamania, na jakie skazany jest rzymskokatolicki kler. Czy można dziwić się, że niektórzy z nich tracą zupełnie zdolność racjonalnej oceny własnych pragnień, czynów i słów? Czy można oczekiwać od arcybiskupa, że przyzna się do homoseksualnych skłonności, skoro od dziecka po seminarium itd. wpajano mu, że nie ma nic bardziej obrzydliwego niż "grzech sodomski". On nigdy sam przed sobą nie przyzna się do homoseksualnej orientacji, nawet gdyby jego umysł od rana do wieczora pełen był rozebranych facetów! Cóż dopiero mówić o publicznej skrusze!
Doktryna katolicka pełna jest wyrafinowanej obłudy, pruderii, kłamstwa, gry pozorów. Prawdę mówiąc, my wszyscy, mieszkając w tym wyznaniowym kraju, jesteśmy tym wszystkim mniej lub bardziej naznaczeni. Niestety.
ADAM CIOCH
Nr 15 ai(N
L2 - 18 IV 2002 r.
FAKTY n
INJ
NA KLĘCZKACH
DZWONIENIE LIMITOWANE
PIAJA KOLUMNA
Ta wiadomość przyda się z pewnością rodakom walczącym z proboszczami o ograniczenie decybeli w okolicach dzwonnic. Niedawno sąd w Genui zobowiązał proboszcza z Pegli do przestrzegania dziennego limitu uderzania w dzwony: zamiast 500 może być tylko 157, i to dopiero od godz. 8 rano. Ksiądz z tego niewielkiego włoskiego miasteczka bronił się, twierdząc, że dla niego dzwonienie to "czysta muzyka", a nie nadmiar decybeli. Niestety, zupełnie odmiennego zdania było wielu parafian. Pleban ostatecznie podporządkował się orzeczeniu Temidy. Po wielkiej dyskusji na ten temat, jaka przewaliła się przez włoską prasę, arcybiskup Genui Dionigi Tettamanzi (na zdjęciu) zaapelował do swoich kapłanów, by nie nadużywali kościelnych dzwonnic. Jego zdaniem, czasami przynosi to efekt zupełnie odmienny od oczekiwanego. (R.P.)
WZAJEMNE PRZYCIĄGANIE
Nic tak nie przyciąga złodziei jak szelest mamony. W dzisiejszych czasach pracuje im się jednak coraz trudniej. Bogaci stali się jeszcze bogatsi, odgrodzili się od tłumu wysokim murem w przenośni i dosłownie. Szaraczki zbiedniały i często nie ma ich już z czego obskubać. Co pozostało robić? W naszym na wskroś katolickim kraju złodzieje upodobali sobie plebanie. Co ich tam przyciąga, skoro księża wieszczą wszem wobec swe ubóstwo? Czyżby złodzieje się mylili? A może księża robią w bam-buko swoje owieczki i złodziejski nos to wyczuwa? Jakże inaczej można potraktować fakt, że plebania w Białężynie koło Murowanej Gośliny nawiedzana była już... ośmiokrotnie. W kilku przypadkach sprawcami byli... ministranci i osoby, które odwiedzały dom księdza. Szczególnie jeśli chodzi
0 ministrantów, to można powiedzieć, że chodziło o osoby dobrze poinformowane... (AND.)
WOLNOŚĆ PO WATYKAŃSKU
Watykan zauważył Internet
1 opublikował oficjalną kościelną dyrektywę, co zrobić z panoszącymi się w sieci obrzydliwościami. Internet nie podlegający cenzurze
umożliwia bowiem zaistnienie i propagowanie świeckiej kultury. Zdaniem "Stolicy Apostolskiej", stanowi to zagrożenie dla społeczeństw, które nie są przecież przygotowane na jej przyjęcie. Takie oto watykańskie mądrości stanowią podstawę i uzasadnienie postulatu skierowanego do rządów - kontrolujmy Internet, oczywiście dla dobra ludzkości! Żądanie to rzekomo nie ma nic wspólnego z cenzurą, jako że, jak piszą watykańscy urzędnicy: "Kościół gorąco wspiera wolną wymianę poglądów i opłakuje starania władz dążących do jej zablokowania ". Już my znamy kościelną definicję wolności i swobody wypowiedzi. (A. Karw.)
ZAPOBIEGLIWE KACZORY
Od zawsze twierdziliśmy, że Katoland to specyficzna część Europy. Potwierdza to inicjatywa parlamentarna prawicowego "Prawa i Sprawiedliwości" pt. "Deklaracja o suwerenności państwa w dziedzinie moralności i kultury". Ma to być akt prawny ratujący w przyszłości Polskę przed narzuceniem nam przez Unię np. ustawodawstwa dopuszczającego eutanazję lub małżeństwa homoseksualne. Propozycja odwołuje się do ulubionego przez papieża motywu tzw. chrześcijańskich korzeni Europy, świadomie olewając fakt, iż współcześnie mentalność i prawodawstwo europejskie są kształtowane przede wszystkim przez myśl oświeceniową i socjalistyczną. PiS, w którym obecni są parlamentarzyści związani z Opus Dei, chce najwyraźniej, aby Polska na zawsze pozostała zmumifikowanym przez Kościół Katolandem. Po naszym trupie! (A.C)
LUD W CZARNEJ SŁUŻBIE
W Klementowicach niedaleko Lublina odbyła się prymicja. Nie byłoby w tym nic szczególnie interesującego, gdyby nie fakt, że proboszcz nakazał parafianom zastawić się, a postawić, czyli zapewnić obsługę kulinarną. Postanowiono rozrywkową część prymicji zorganizować w tamtejszym zespole szkół. Do prac porządkowych zatrudniono natomiast młodzież, dając jej na otarcie łez dzień wolny od nauki. Szkoła - jak wiadomo
- do tego właśnie jest powołana, by wysługiwać się proboszczowi. Tak jest nie tylko w tej wsi, ale w całych włościach biskupa Życińskiego (na zdjęciu). Tradycyjnie, jak co roku w marcu, aktyw kościelny zatrudnił lubelskich nauczycieli do rekolekcyjnego czynu społecznego. Nauczyciele i wychowawcy szkół podstawowych i gimnazjów Lublina i okolic wzięli bachory za czupryny i karnie powlekli je do kościoła. Nikt nauczycieli nie zapytał, czy mają ochotę uczestniczyć w religijnych obrzędach, a zwłaszcza wyręczać siostry i księży katechetów, którzy przecież w obowiązkach wychowawczych ich nie wyręczają. Tymczasem - przypomnijmy - odbywa się to wszystko prawem kaduka, czyli poprzez łamanie ustawy oświatowej. Ta bowiem mówi wyraźnie, że opiekę w drodze na rekolekcje, podczas ich trwania i z powrotem zapewniają katecheci. (K.L.)
PAPIEŻ - TAJEMNICĄ BOGA?
Część watykańskiej hierarchii kościelnej opowiada się za ustąpieniem JPII. Co ciekawe, opinie takie artykułują zarówno postępowi liberałowie, jak i skrajni konserwatyści. Pierwsi mówią o tym, że reakcyjny pontyfikat papieża doprowadził do "skostnienia" katolicyzmu i opustoszenia kościołów. Drudzy oskarżają Ojca Świętego o zbytni ekumenizm, prośby o przebaczenie Kościołowi zbrodni, spotkania w Asyżu, odwiedziny w synagogach i meczetach. Na łamach "Cor-riere delia Sera" znany publicysta i pisarz Vittorio Messori broni papieża, odpierając zarzuty zwolenników abdykacji JPII. Messori wyjaśnia, że Kościół nie jest przedsiębiorstwem, którego losy zależą, od sprawności dyrektora poddawanego badaniom okresowym. " Wydaje nam się, że mamy tu do czynienia z odmianą mentalności mene-dżerskiej, która nie ma nic wspólnego z duchem Ewangelii - pisze Messori. - Podziwialiśmy ze zdumieniem, jak 5 8-letni Boży atleta, który wstąpił na tron papieski, pływa, jeździ na nartach i uprawia wspinaczkę. Ałe być może właśnie w tym, obecnie schorowanym, ponad 80-letnim człowieku lepiej jeszcze dostrzegamy tajemnicę Boga, który pragnął zbawić świat przez cierpienie..." - stwierdza publicysta "Corriere delia Sera". Messori popełnia jednak zasadniczy błąd myślowy albo celowo kłamie. Otóż Kościół to właśnie nic innego jak nastawione na zysk przedsiębiorstwo
- i wie o tym każdy, kto zetknął się z tą firmą oferującą za pieniądze "usługi ewangelizacyjne". Jeśli więc uparte trzymanie się tronu papieskiego przez JPII stanowi rzeczywiście "tajemnicę bożą", to
zaczynamy się domyślać, jakie zamiary wobec Kościoła katolickiego ma sam Pan Bóg. Zniesmaczo-ny zbrodniami, oszustwami i kłamstwami popełnianymi w jego imię od 2000 lat, Jahwe zamierza najwyraźniej doprowadzić do upadku Kościoła. Ponieważ nic na Ziemi nie dzieje się wbrew Jego woli, apelujemy do zwolenników abdykacji JPII: - Dajcie już sobie spokój! Niech ten przełomowy pontyfikat trwa i trwa... jak najdłużej. (G.K.)
KLĘSKA PROPAGANDY
W Polsce, kiedy Kościół chce potargować się z rządem, to wszem wobec opowiada, że przynależy do niego 93 proc. społeczeństwa. W wydaniu specjalnym "Niedzieli" jej redaktor naczelny, ks. Ireneusz Skubiś (na zdjęciu), mówi, że nie udało się spełnić żadnych założeń biznesplanu tego katolickiego tygodnika. Przyjęte założenie sprzedaży 1 egz. pisma na 100 mieszkańców nie zostało wykonane w żadnej diecezji. Średni wynik to 1 egz. na 200 owieczek.
My już dawno ustaliliśmy, że i tę statystykę można o kant dupy rozbić. Kurie biskupie nakładają bowiem na parafie obowiązkowe deputaty "Niedzieli". Jeśli z takiego przydziału sprzeda się tylko 1/10, to i tak proboszcz (czyt. parafianie) płacą za wszystko. No to jak jest, księże redaktorze? 1/200, 1/400 czy 1/1000? Społeczeństwo okazało się odporne na klerykalną propagandę. (A. Karw.)
W parafii pw. Najświętszego Serca Jezusa i św. Floriana przy ulicy Kościelnej w Poznaniu odbyły się rekolekcje, w których wzięły udział służby mundurowe policji z pobliskiego komisariatu. Najpierw przez godzinę dzieciakom ze Szkoły Podstawowej nr 23 wodę z mózgu robił ks. Mariusz Marciniak, następnie uczniowie dostali się w obroty pań policjantek, kom. Katarzyny Nowak i post. Kingi Fechner-Wojcie-chowskiej. Wynieśli z tego ważną informację, że kradzież lizaka jest czynem karalnym. (AND.)
PAPIEŻ Z TORBAMI?
Zdarzyła się rzecz niezwykła! Amerykański prawnik Jeff Anderson, specjalista od pozwów
przeciwko molestującym duchownym, postanowił oskarżyć sam Watykan! Domaga się od Państwa Kościelnego, a więc de facto od papieża, finansowego odszkodowania dla ofiar seksualnych ekscesów kleru. Udowodniono, że to Watykan kazał diecezjom i zakonom ukrywać przed władzami przypadki przestępstw na tle seksualnym oraz tuszować afery, przenosząc sprawców z parafii na parafię, nawet poza granice diecezji i państw. " Wszystkie drogi prowadzą do Watykanu" - powiedział Anderson. Sam prawnik przyznaje, że dotąd brakowało mu dowodów i odwagi, aby domagać się sprawiedliwości od papieża. Mamy nadzieję, że amerykańskie sądy uznają zasadność roszczeń i że rozpocznie się cała seria procesów o odszkodowania dla ofiar Kk. Ale czy wtedy papież będzie miał choć trochę lirów na przyjazd do Polski? Ostatnie zdanie to żart, reszta nie. (A.C.)
CZESI NIE ODDADZĄ
Jak donosi "Polityka", władze Czech nie mają najmniejszego zamiaru przekazać praskiej katedry św. Wita Kościołowi rzymskokatolickiemu. Uważają, że słynna budowla jest własnością całego narodu - narodu, który w 70 proc. nie należy do żadnego wyznania. Kk włóczy państwo czeskie po sądach. Na razie trybunały orzekły, że katedra jest własnością... katedry, rozumianej jako instytucja, i że nikomu innemu nie będzie przekazana. Czesi podobnie traktują inne nieruchomości, które kler uważa za swoją niezbywalną własność (patrz: "FiM" nr 4). Nasi południowi sąsiedzi podkreślają, że katolicyzm został im narzucony siłą przez Habsburgów, stąd i prawa do kościelnej własności trzeba traktować z przymrużeniem oka. Co wy na to Polacy, skato-licyzowani przemocą przez Mieszka I i jego drużynę? (A.C.)
RADNA ZARADNA
Poznańska radna Krystyna Stachowska (na zdjęciu) z partii pisanej przez Ch, mimo że budżet miasta ledwo dało się sklecić, wystąpiła z propozy-cją, aby zna-HH^_fl leźć 450 tys. zł na prace remontowe poznańskiego kościoła Karmelitów na Starym Mieście. To pewnie wotum dziękczynne za abp. Paetza. W tym samym czasie miasto rozważa decyzję o wzięciu kredytu na remont kamieniczek staromiejskich. Brakuje także pieniędzy na pomoc socjalną. Ta sama radna, zabiegająca o pieniądze dla czarnych, zajmuje się między innymi sprawami socjalnymi, z mizerniejszym już jednak skutkiem. (AND.)

POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
r 15 (U
12 - 18 IV 2002 r.
Tymczasem zdaniem lubińskiej policji wszystko odbyło się zgodnie z prawem i bez żadnych uchybień proceduralnych. Komendant Zdzisław Nitkowski i jego rzecznik prasowy, asp. Krzysztof Olszowiak, uparcie twierdzą, że tutejsza komenda nigdy nie korzystała ze środków przekazywanych przez mocno podejrzaną parafię. W praktyce wyglądało to jednak inaczej... Według ustaleń "FiM" lubiń-scy policjanci bez cienia wątpliwości dostawali pieniądze od parafii Bosko - tyle że dla kamu-
o możliwości szkolenia przyszłych komandosów - znalazł się sponsor. W dodatku sponsor utrzymywany z datków parafian...
Oto nagle "nic nie wiedząca" o potrzebach policji parafia św. Jana Bosko - właśnie ta od siedzącego teraz w areszcie księdza Matkow-skiego - przekazała akurat 3000 złotych, które trzeba było zapłacić za
szkolenie specjalne
lubińskich policjantów w Fundacji Byłych Żołnierzy Jednostek Spe-
Dopiero wówczas nastąpił zwrot w sprawie. Pouczony przez zwierzchników komendant Nitkow-ski natychmiast przesłał nam telefoniczne zaproszenie na popołudniowe spotkanie w swoim gabinecie. Mocno podenerwowany pan komendant - nie znając nawet treści przyszłego tekstu - stanowczo nalegał na wycofanie z druku artykułu o sponsorowaniu jego komendy przez parafię Bosko. Po kilku minutach przybrało to nawet formę straszenia. Określenia typu: "zaczną się dla was schody", "bę-
GRO
mca
Kolejne sensacje w aferze fundacji i parafii św. Jana Bosko! Oto okazuje się, że policjanci byli sponsorowani... przez księży - tych samych, którzy mają postawione zarzuty prokuratorskie o milionowe malwersacje i zorganizowaną przestępczość. Milionerzy salezjanie dali też forsę na szkolenie policjantów w elitarnej jednostce GROM!
flażu najpierw były one wpłacane na samorządowe konto "Bezpieczeństwo publiczne", skąd po kilku dniach forsa bezbłędnie trafiała do adresatów jako "darowizna samorządowców".
Nawet pobieżna analiza dokumentów policyjnych i bankowych dowodzi, że były to typowe
wpłaty na zamówienie
obdarowywanej komendy... Innymi słowy, lubińska policja była przed rokiem sponsorowana przez obecnie aresztowanych przestępców, zaś wszystko wskazuje, że wpłaty były dokonywane zgodnie z katalogiem aktualnych potrzeb komendy! Świadczy o tym zbieżność kwot i dat, a także dokonywanie wpłat na cele opisane dzień wcześniej w poufnej korespondencji służbowej policji. Posiadamy pismo inspektora Zbigniewa Maciej ewskiego, zastępcy Komendanta Wojewódzkiego Policji we Wrocławiu, który 12 marca ubiegłego roku informował kom. Nitkowskiego, że istnieje: "możliwość przeszkolenia funkcjonariuszy, wchodzących w skład grup realizacyjnych, przez fundację GROM".
Komendant insp. Maciejewski jednocześnie wyznaczył dzień 15 marca 2001 r. jako termin pilnego powiadomienia sztabu, czy komenda skorzysta z oferty. Pismo takiej treści wpłynęło do lubińskiej komendy 13 marca 2001 r. pod numerem dziennika K-1958, a na dokumencie widnieje pieczęć i podpis komendanta Zdzisława Nitkowskiego - co jednoznacznie dowodzi jego współuczestnictwa w załatwianiu sprawy.
Już następnego dnia zdarzył się cud. Dwadzieścia cztery godziny po otrzymaniu informacji
cjalnych GROM. I parafialna darowizna została wykorzystana w całości, czego dowodzi faktura VAT nr 04/01 podpisana 21 marca 2002 r. przez szefa tejże fundacji, Leszka Drewniaka.
Najciekawsze jest, jak czarni dowiedzieli się od niebieskich o planowanym szkoleniu funkcjonariuszy w stolicy? Wszelkie wątpliwości rozwiewa w tym przypadku zapis na bankowym dowodzie wpłaty z 14 marca 2001 r.: "Szkolenie Grupy Realizacyjnej Komendy Powiatowej Policji w Lubinie ul. Traugutta 3" - dokładnie pokrywający się z tekstem na poufnym dokumencie policyjnym sygnowanym przez komendanta Nitkowskiego.
Czyżby więc ktoś proszący księży salezjanów o sponsoring poinformował ich, że chodzi właśnie o szkolenie tzw. Grup Realizacyjnych? Dziwne jest także, że nowoczesna parafia Bosko nie przekazała pieniędzy przelewem z konta, tylko dokonała wpłaty gotówkowej. Czyżby
dla zatarcia śladów
transakcji? Jak mieli się odwdzięczyć policyjni funkcjonariusze, a raczej ich zwierzchnicy? Czyż-by chodziło o przymknięcie oka na wielomilionowe, bankowe wyłudzenia? Kłopotliwych pytań jest w tej sprawie więcej...
I chyba dlatego komendant Nit-kowski tak uparcie odmawiał odpowiedzi na wszelkie zapytania, aż potrzebna była interwencja Komendanta Wojewódzkiego we Wrocławiu.
dziemy się gniewać" i "czy zmuszacie policję do określonego zachowania" - nie pozostawiały złudzeń i zmusiły nas do skierowania oficjalnej skargi do Komendanta Wojewódzkiego we Wrocławiu. Tam sprawą zajęto się wyjątkowo szybko i już następnego dnia
sam Komendant Wojewódzki przy-
LtfHh. dnu 29 iJieLJU JDłł:
\ .oku
L.-
i P.W. fltf. Jkim BOK* w
H.W.Ol
tn ih.W. ńw. Jajwi Ełoscn w | L^L]*[
Mji.-i-Afl.il/
tFki hnkcwi m Jl twjjlij CWfeiŁi *;-Ś;- ii III hMl jli Jwituy p\ J1.11 wył i |
"-. ^ ni JAflMI Ś<Ś i . Ś "Ś!
TLHIJJO
I *.
U4J4I Ś.ŚŚ*Ś
łł,4ł
IJ.ffi
j~Lr ^ijwjwyłaiu' ~
|Du.
w
(mp;- OpclBjLJiKij - L j - lnhl[l|j.kf W 01
znał, że zachowanie komendanta lubińskiej policji nie było odpowiednie, a jednocześnie wyraził uznanie
wobec "sukcesu dziennikarskiego", odsłaniającego nieprawidłowości w pracy jego podwładnych. W sprawie tej zostało już wszczęte wyjaśniające postępowanie wewnętrzne, które będziemy śledzić na bieżąco i z zapartym tchem.
Swoją drogą po dwóch z górą latach istnienia "Faktów i Mitów" odkryliśmy, że księża też mogą coś komuś dać. Żeby to jeszcze - cholery - dały bezinteresownie...
DARIUSZ JAN MIKUS Fot. archiwum
Panie prokuratorze! Jeśli trawi Pana ciekawość, w jaki sposób w Pelplinie znikła kupa miejskiej forsy, proszę zaprosić mnie na małą pogawędkę.
Jakiś czas temu "FiM" opublikowały kilka moich artykułów, których tematem były przekręty w biskupim miasteczku Pelplin. Udowodniliśmy wówczas m.in., że podczas wizyty białego taty zginęło tam około 3 starych miliardów, które lokalna władza (na począt-
oczyszczalnię ścieków. Mimo posiadania gruntów własnych, władze miasta kupiły ziemię od członka ówczesnego zarządu gminy, Janusza T., a cena transakcji przewyższała tę dopuszczalną prawem o kilkaset starych milionów złotych. Stosowne dokumenty dowodziły przekrętu ponad wszelką wątpliwość, ale prokurator sprawę... umorzył. Umorzył, bo jej bohaterami byli m.in. starosta tczewski Marek M. (nawrócony ateista) i burmistrz Pelplina Wojciech W. (ksywa Ministrant).
Prokuratorowi do poduszki
ku AWS, obecnie PO, a być może już niedługo SLD) ukryła w budżecie pod pozycją "Remont systemu melioracyjnego na terenie gminy". Zrobiliśmy zdjęcia, z których jednoznacznie wynikało, że owych remontów nie zrealizowano - przynajmniej od czasów wstrętnej komuny. Weszliśmy w posiadanie stosownych oświadczeń sołtysów, którzy również potwierdzili brak jakichkolwiek remontów, ale to wszystko mało. Policja, na wniosek prokuratora, przesłuchała radnych i urzędników oraz dziennikarza "FiM". Z obecnie posiadanych informacji wiemy, że polityczny nacisk spowodował umorzenie tamtej sprawy. Sprawę ucięto, lecz do tej pory nikt nie odpowiedział na pytanie - gdzie się podziały te trzy stare miliardy?
W tym samym Pelplinie niewyjaśniona do dzisiaj pozostaje sprawa wykupu gruntu pod miejską
Wysoko ustawieni tczewscy informatorzy "FiM" powiedzieli nam, że obydwie sprawy zgodnie z wytycznymi prowadzono tak, aby niczego broń Boże nie udowodnić. Dowiedziałem się od nich również, że nie tylko Big Brother jest azylem dla mających problemy z prawem. Cztery lata na stołku zastępcy burmistrza uchował się człowiek ukarany przez wymiar sprawiedliwości za tzw. przeszczep auta. Waldemar K. - bo
0 nim mowa - ze zwykłego stolarza przeistoczył się w przedziwny sposób w lokalnego VIP-a. Nikodem Dyzma mógłby się od niego wiele nauczyć. Bez szkół
1 pieniędzy zrobił karierę i fortunę godną pozazdroszczenia. Być może teraz pani Piwnik dopilnuje, aby sprawy Pelplina znalazły wreszcie swój epilog. Ja ze swej strony nie odpuszczę.
IGOR MOCNY
Nr 15 ai(N
L2 - 18 IV 2002 r.
FAKTY n
POLSKA PARAFIALNA
Gdy ukazał się artykuł pt. "Nieświeży interes" ("FiM" nr 9) w Tczewie się zagotowało. Idąc za ciosem, zatrudniłem się w jednej z firm pogrzebowych! Widocznie byłem wiarygodny, bo natychmiast zrobiono ze mnie... dyrektora handlowego. Miałem skupić się przede wszystkim na pozyskiwaniu klientów (najlepiej jeszcze za ich żywota).
Skoro miałem handlować, zacząłem pracę od poznania cen, tych oficjalnych i nieoficjalnych. Przeszedłem szkolenie, podczas którego nauczyłem się, która trumna jest droższa, a która tańsza, w której komu "do twarzy" i jakie upusty można zaoferować potencjalnemu klientowi. Nawiasem mówiąc, marże handlowe na tym ostatnim w życiu człowieka meblu sięgają nawet 200 procent! Koszt sprzedaży tego me-
Wycisnąć skórę
O handlu ludzkimi zwłokami i interesie związanym z ich pochówkiem napisano
ostatnio już chyba wszystko. A może
jednak nie wszystko? Aby to sprawdzić,
dziennikarz "Faktów i Mitów" zatrudnił się
w jednej z firm pogrzebowych.
belka to około 1200 zł (średnio), a więc łatwo policzyć zysk.
Dowiedziałem się ponadto, że negocjacja z klientem (rzecz jasna żywym) jest sztuką samą w sobie i wygląda tak: najpierw należy podać cenę wiecznego futerału zdecydowanie wygórowaną, a później
ostrożnie ją spuszczać. Jak się uda, to trumnę wartą 10 baniek sprzedamy za 15, zaczynając targi od baniek 20, a nieszczęśliwy kupujący jest szczęśliwy, że tak dobrze się targował.
Kopanie dołka na ów mebelek to jeszcze większy zysk. Klient płaci za to od 215 zł (cmentarze zarządzane przez zakłady komunalne) do 900 zł (u prywaciarzy, którzy mają spółkę z proboszczem, pogotowiem i szpitalem). Pracującemu przy wykopaniu dołu mężczyźnie robota zajmuje średnio 3 godziny, co przy stawce 5 zł za godz. ukazuje zysk "mojej" firmy. Jeden z tczewskich podwładnych mi kopaczy stwierdził, że kopie za równowartość flachy i to mu wystarcza.
Następnym kosztem, jakim miałem obciążyć klienta to tzw. wykup miejsca. I znowu komunalne firmy kasują najmniej (już od 100 zł),
a prywatne najwięcej (nawet 400 zł). Z placem związana jest późniejsza eksploatacja grobu, za którą trzeba wybulić natychmiast od 200 do 700 zł. Jeżeli dodamy do tego jeszcze koszt wynajęcia kaplicy (od 60 do 500 zł), uruchomienia dzwonów (od 6 do 200 zł) i zatrudnienie organisty (od 100 do 500 zł) otrzymamy mniej więcej koszt ostatniej w życiu człowieka imprezy. Oczywiście, nie należy zapomnieć o wynajęciu szamana, który - o ile jest duchownym KK - pobiera od 400 do 2000 zł (np. w Aleksandrowie Łódzkim), rzadziej co łaska.
Obecnie zasiłek pośmiertny z ZUS-u to około 4 tysięcy zł i jak widać, mało komu wystarczy to na pełen pochówek bliskiej osoby. Pamiętajmy również, że usługi pogrzebowe są objęte zerową stawką podatku
VAT! Aż się prosi o kiwanie fiskusa - co też wszystkie firmy pogrzebowe czynią mniej lub bardziej chętnie. Niezłym interesem związanym z cmentarzami jest również handlowanie w weekendy w ich pobliżu świecami, zniczami i innymi ne-krogadżetami. Praktycznie prawie wszyscy robią to na "lewo", a jak się dowiedziałem, zysk z tego rodzaju handlu sięga kilku tysięcy zł na jednego handlującego
w skali miesiąca. Gdy w niedzielę (24.03) udałem się pod tczewskie cmentarze przy ulicy 30 Stycznia, aby zakupić większą liczbę zniczy, tylko jedna na siedem handlujących tam osób była gotowa wystawić mi fakturę! Dlaczego? Ja się domyślam, a resztę niech sprawdzą urzędnicy skar-bówki. Pogrzebowy biznes to ciężkie pieniądze i nie dziwię się, że ma on charakter mafijny. W takim Tczewie jest około 10 pogrzebów dziennie. Zysk z jednego to średnio 1800 zł, łatwo policzyć o jakiej kasie mowa.
Po kilkunastu dniach pracy myślałem, że nic mnie już nie zdziwi. Przeżyłem jednak szok, gdy od jednego z pracowników tczewskiej firmy pogrzebowej dowiedziałem się, że "kupuje" ona zwłoki od konkurencji. Pracownicy firmy "S" będący w posiadaniu zwłok z tzw. zwózki, odsprzedają je firmie "W", a transakcja dokonywana jest w domu klienta lub... bezpośrednio na ulicy.
PIOTR ŻELAZNY Fot. Autor
Parafialny pośredniak
Kler zwęszył kolejny interes, który zamierza zrobić kosztem bezrobotnych. Chodzi o miliony złotych z budżetu państwa przeznaczane na urzędy zatrudnienia. Sporą część tego tortu będą chciały wykroić dla siebie Parafialne Biura Pośrednictwa Pracy.
Pierwszy parafialny pośredniak (PBPP) powstał niedawno w Lublinie, mieście, w którym niepodzielnie rządzi książę wschodnich rubieży Katolan-du abp Życiński. Na apel złotoustego, by organizować pomoc bezrobotnym, odpowiedziała przykościelna fundacja młodych demokratów i stowarzyszenie rozmodlonych owieczekz lubelskiego osiedla (nomen omen) Czuby. Pierwsze skrzypce w pośredniaku grają Jacek Sobczak, przewodniczący rady parafialnej oraz Monika Nowakowska.
Ksiądz Józef Dziduch, proboszcz parafii M.B. Różańcowej, przy której zagnieździło się PBPP, jest zachwycony. Zamierza uczynić rzecz niesłychaną - na pewien czas zawiesić sprawowanie posługi kapłańskiej, by z tym większym oddaniem poświęcić się nowej idei. Zadeklarował nawet, że będzie składał pracodawcom propozycje nie do odrzucenia i domagał się od nich ofert pracy.
Barter zamiast kasy
Kandydatury na przykościelnego "urzędnika" typowała rada parafialna, a szkolenie odbyło się w zaciszu plebanii.
Spotkania z bezrobotnymi odbywają się dwa razy w tygodniu. Do tej pory w kartotekach PBPP znalazła się ich niespełna setka, podczas gdy rzetelnych ofert zatrudnienia kościółkowi nie zebrali wcale. Zamiast płatnej pracy pracownicy parafialnego biura proponują bezrobotnym robotę na zasadach... barteru! Wygląda to mniej więcej tak: ty mi wytrzepiesz dywany, a ja nauczę twoje dziecko religii, bo tylko to potrafię robić. Zainteresowanych takimi układami można jednak policzyć na palcach jednej ręki. Za to prawdziwą gotówką będą obracali święci ojczulkowie, oczywiście o ile uda im się przekonać decydentów do swojego parafialnego biura. A znając determinację, z jaką ka-tolandowi urzędnicy na wszelkich szczeblach oddają kasę na realizację księżowskich pomysłów - grube miliony popłyną ze skarbu państwa szeroką rzeką.
Kolejny czarny monopol?
Lubelski eksperyment wzbudził już zainteresowanie kilkunastu parafii w diecezjach Katolandu. Miliony złotych, zamiast do potrzebujących, trafią do przepastnych kieszeni sutann. Któż bowiem ośmieli się rozliczać duchowych ojców z tego, co i za ile zrobili? Albo czy w ogóle cokolwiek zrobili: załatwili pracę, zorganizowali szkolenie? A wszystko to za nasze, tj. państwowe pieniądze. Już praktyka pierwszego parafialnego biura pozwala mieć poważne wątpliwości co do przydatności całej ich sieci. Może to jednak postawić pod murem dotychczasowe urzędy pracy. Ich istnienie - choćby z uwagi na brak środków z budżetu - będzie mocno zagrożone i w konsekwencji może przysporzyć kolejnych bezrobotnych. Lewicowy wojewodo lubelski Andrzeju Kurowski! Czas najwyższy przyjrzeć się działalności w Twoim mieście czarnej hybrydy.
MIROSŁAW CHŁODNICKI
Droga orkiestra
Władze Krosna bardzo lubią oratorium. Niestety, nie o melomańskie przeżycia i wzruszenia tu chodzi. Katolickie oratorium z muzyką bowiem nic wspólnego nie ma, za to z wyciąganiem państwowej kasy - bardzo wiele.
Szczególnymi względami u włodarzy grodu nad Wisłokiem cieszy się instytucja prowadzona przez funkcjonariuszy Kk, o wdzięcznej nazwie "Oratorium Twój Dom" [ora (łac.) - módl się]. Odkąd nastały obecne, prawicowe władze, instytucja ta dostaje wielką, budżetową kasę. W ciągu ostatnich dwóch lat proceder ów można prześledzić, analizując plany budżetu miasta Krosna. "Oratorium" jest w nim, w sposób szczególny, wyróżnione zawsze.
I tak np. w roku ubiegłym instytucja obcego państwa Watykanu dostała dotację w wysokości 10 tysięcy złotych na przeciwdziałanie alkoholizmowi. Dla porównania, poradnie psychologiczne i odwykowe -jednym słowem specjalistyczne i parające się tym problemem profesjonalnie - otrzymały "aż" po tysiąc złotych z pieniędzy budżetowych.
Ale nie koniec na tym. W tymże samym ubiegłym roku "Oratorium Twój Dom" dziwnym trafem było organizatorem... kursu obsługi komputerów dla urzędników Urzędu Miejskiego w Krośnie. Jak się nie da powiększyć dotacji w budżecie, to
znajdą się zawsze inne metody zasilenia kościelnego konta.
Nie inaczej wygląda sytuacja i w tym roku. Na wszystkie działające w mieście stowarzyszenia i jednostki niepubliczne władze miasta przeznaczyły z budżetu 200 tys. zł. Kto dostał najwięcej? Jak to kto? Jasne, że "Oratorium Twój Dom". Instytucja ta otrzymała 80 tys. zł! Towarzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta - 42 tys. zł. A inni? Kwoty od 1000 do 3000 zł dostały PCK i Polski Związek Niewidomych, bo i po co im więcej? Niewidomi od lat żadnej większej forsy nie widzą i pewnie nie zobaczą.
Podobnie głusi. Ci też o żadnej forsie nie usłyszą, bo Polski Związek Głuchych dostał całe... 500 złotych (!). Tyle samo co Stowarzyszenie Diabetyków oraz Związek Emerytów i Rencistów. No ale to "Oratorium" jest najbardziej godne dotacji finansowych, inni nie. W myśl tego krośnieńskie władze wynajęły w budynku "Oratorium Twój Dom" lokale, w których urzęduje Wojskowa Komisja Poborowych. Znów znalazła się okazja, aby wspomóc watykańską instytucję.
Pogratulować pomysłów, panowie urzędnicy z Krosna! A może by tak - jak już w budynku oratorium założą złote klamki i podgrzewane marmury - walnąć po prostu worek pieniędzy na tacę w kościele. Na jedno wyjdzie. KAROL RAWSKI
POLSKA PARAFIALNA
Nr 15 (110)
- 18 IV 2002 r.
Miłosierdziobiznes
Kościelnymi interesami nie śmią interesować się organy kontrolne, takie jak: sanepid, inspekcja pracy, nadzór budowlany, a nawet policja. Jeśli dzieje się źle, własną opieszałość organy te tłumaczą zakresem kompetencji strony kościelnej. Jeśli zdarza się natomiast tragedia i ginie człowiek, na niego samego zrzuca się całą odpowiedzialność. Siostry zakonne zaś szybko wystarają się o uzupełnienie materiałem ludzkim wakującego miejsca.
Sprawdźmy to na konkretnym przykładzie. Mrozów to mała wieś tuż pod Wrocławiem. Ceny gruntów
Na miłosierdziu i posłudze bliźniemu
można zarobić i to nieźle. Trzeba tylko
wysępić jakiś obiekt i uruchomić w nim
zakład opiekuńczo-leczniczy.
Zauroczeni urzędnicy państwowi
ostatnie pieniądze przyniosą w zębach,
machając przy tym radośnie ogonami.
Oczywiście, na widok koloratki...
i budynków są tu więc proporcjonalnie wyższe niż w innych regionach. W oczy rzuca się wyremontowany pałacyk z przyległą wieżą (na zdjęciu poniżej). To posiadłość tutejszych sióstr albertynek.
Naiwni samorządowcy uznali, że nikt równie dobrze jak one nie poprowadzi zakładu opiekuńczo-lec-zniczego. I choć siostry miały w swym posiadaniu dwa inne domy we Wrocławiu, w Mrozowie zyskały trzeci. Jak na zakonną rezydencję przystało, przystąpiły do remontu. I nie był to remont byle jaki. Poprawiono elewację, wypieszczono ogród, usypano fosę, przy której pojawił się miniaturowy mostek i altanka.
Idea zakładów opiekuńczo-lecz-niczych zasadza się na sprawowaniu dożywotniej opieki nad starszymi ludźmi, którzy takiej opieki potrzebują. Za to zyskuje się wdzięczność staruszków i - co najważniejsze - konkretne środki z budżetu. Jest to szansa, ale i pokusa dla wielu. Dla zakonnych siostrzyczek przede wszystkim. Posiadając potężnego protektora w osobie metropolity wrocławskiego kard. Henryka Gulbinowicza,
siostry albertynki czuły się nietykalne. Potwierdziło się to po wydarzeniach z ostatniego roku. W mrozow-skiej placówce albertynek odnotowane zostały wówczas trzy
dziwne
zejścia śmiertelne
pośród podopiecznych. Ani w gminie Miękinia (do której Mrozów należy), ani też w starostwie w Środzie Śląskiej fakt ten nie zainspirował urzędników do wyciągnięcia wniosków.
Pierwszą tragedią było wypadnięcie z okna jednego z podopiecznych. Dochodzenie wykazało
ewidentne samobójstwo. Do opinii publicznej zaczęły jednak przeciekać niepokojące informacje
0 braku należytej opieki ze strony albertynek. Trop ten pojawił się raz jeszcze, kiedy nastąpił kolejny dramat. Inny pacjent postanowił opuścić zakład. Jego zniknięcie zauważone zostało dopiero po jakimś czasie. Człowiek ów odnaleziony został po 2 miesiącach pod schodami, gdzie usiłował znaleźć schronienie. Tam też najprawdopodobniej zastała go śmierć. W wirze prowadzonych remontów
1 inwestycji albertynki krzątały się po całym swoim folwarku, zapominając najwidoczniej, że ich
W północnej
i zachodniej Polsce
bawili wojacy
z NATO. Testowali
wytrzymałość
najnowszego
sprzętu i naszych
tirówek.
Nasze Szwejki
w rogatywkach
z orzełkami
przywiozły ze sobą
tylko ciekawość
świata
i odżywionych
kapelanów.
Tereny od Świnoujścia na północy po Żagań na południu opanowały armie naszych nowych sojuszników. Kto mieszkał w pobliżu poligonów, miał przechlapane. Błogą parafialną nudę przerywały mu czołgi Bundeswehry, amerykańskie odrzutowce albo śmigłowce Holendrów. Mundurowi ludzie skutecznie przepędzili z lasów zbieraczy poligonowego złomu i amatorów nielegalnej wycinki drewna. NATO, płacąc dewizami za wynajęcie poligonów, miało w głębokim poważaniu uciążliwości swego pobytu. Miejscowe władze bały się nawet beknąć w tej sprawie,
Z latryny pod ołtarz
bo wiadomo - wyższa konieczność. W Polsce wszak, bez względu na orientację, sprzymierzeńców zawsze darzono bezkrytycznym zachwytem. Dopiero jak przychodził czas próby i prawdy, ci pokazywali swoje cztery litery do pocałowania...
Obraz Polaków, jaki istnieje w świadomości oficerów logistycznych NATO, daleki jest od naszych wyobrażeń o nas samych. Postanowili oni bowiem za pośrednictwem proboszczów zaapelować do miejscowych ludzi o niewchodzenie
na poligon. Jak widać, w Pakcie Północnoatlantyckim panuje takie przekonanie, że większość wiedzy zdobywamy w kościołach, gdzie spędzamy też sporą część swojego życia.
Bzdura? Niekoniecznie! Zachodni oficerowie zbudowali wyobrażenie o Polakach na podstawie tego, co sami widzieli i co słyszeli na własne uszy. Śmiem twierdzić, że miesiąc pobytu w kraju Słońca Wadowic ugruntował tylko i umocnił te przekonania. Na przykład wśród naszych
północnoatlantyckich kamratów obecne też były i inne stereotypy. Uważali mianowicie, że ze względów fundamentalno-religijnych
panuje w Polsce prohibicja.
Zapobiegliwe intendentury przytaszczyły więc w swych taborach całe fury puszkowego piwa. Nie zarobili rodzimi detaliści, a oferta naszej gastronomii przy polowych kuchniach zachodnich wyglądała żałośnie.
Zarobiły za to tirówki. Obrotne śniadolice niewiasty swoją roczną normę wyrobiły już w marcu. W przerwie między strzelaniem a trawieniem sutych posiłków sojusznicy nasi bzykaniem zbijali zbędne kalorie i, jak na żołnierzy przystało, ćwiczyli tężyznę fizyczną. Ochocze dziewoje w myśl zasady "d... do klienta" przeniosły się z robotą nawet na leśne poligony, gdzie solidarnie obsługiwały chętnych do pozbycia się kilku euro. Na żagańskim poligonie furorę zrobiła zgrabna Bułgarka Oksana, wśród naszych znana jako "Benzyniara". W tym samym
czasie armia Rzeczpospolitej ze swymi kapelanami spotykała się na wspólnych, głośnych modlitwach, które - jak wiadomo - najdoskonalej podnoszą sprawność bojową.
Nierozgarnięci żołnierze z Paktu Północnoatlantyckiego dziwili się dużą liczbą kapelanów w polskiej armii. Kiedy słyszeli, że pobory początkującego mundurowego księdza są kilkanaście razy większe niż żołd kaprala byli głupio zdziwieni. Podobnie nie potrafili uwierzyć, że tak naprawdę wolnego czasu polski żołnierz nie ma gdzie spędzić. Bzdura! A na modlitwach, to co? Monumentalne kościoły garnizonowe, wielkie niczym piramidy faraonów, naćpane bizantyjskim zbytkiem - to obiekty, przy których NATO-wcy chętnie się fotografowali szczerząc zębiska. Uwagi o tym, że ich budowa i utrzymanie pochłaniają olbrzymie części wojskowego budżetu, przyjęli początkowo jako żart. Długo nasi musieli im tłumaczyć, iż struktury ordynariatu polowego mają słuszny priorytet nad innymi zadaniami.
Armie sojuszników (kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy) przywiozły ze sobą ledwie paru koloratkowych.
Nr 15 (110)
L2 - 18 IV 2002 r.
POLSKA PARAFIALNA
pomocy oczekiwać mogą podopieczni.
Kolejną ofiarą była starsza kobieta. Oddaliła się z ośrodka, mimo że ze względu na schorzenia nóg poruszała się z trudem. Ciało odnalezione zostało na polu. Kobieta zmarła z wyziębienia organizmu. Jej brat nie krył niezadowolenia z pracy albertynek.
Minęło kilkanaście tygodni od ostatniego zgonu. Siostry albertyn-ki nadal prowadzą swój zakład wedle własnych wizji. Podopieczni potulnie stosują się do zaleceń. Nie chcą z nikim rozmawiać. Wiedzą dobrze, na kogo są skazani. Sporo czasu spędzają w kaplicy.
O traktowaniu pacjentów przez zakonnice, i to nie tylko w tej placówce, mówi się różne rzeczy. Przekonał się o tym na własnej skórze Stanisław W., mieszkaniec podjeleniogórskiej wsi, leczący zdrowie po przebytym udarze mózgowym. W podjeleniogórskim Miłkowie trafił do zakładu opie-kuńczo-leczniczego prowadzonego przez siostry elżbietanki. Z uwagi na rekomendację, której udzieliła mu jedna z zakonnic, początkowo traktowany był przyzwoicie. Zauważył jednak, że zapytania elżbietanek nie dotyczą jego samopoczucia i zdrowia lecz
dorobku życia,
jakim było niebrzydkie gospodarstwo i nowo wybudowany dom. Siostry ze słodyczą w głosie sugerowały zapisanie majątku zakonowi i oddanie się potem w jego dożywotnią, słodką niewolę miłości. Kiedy
spotkały się z odmową stosunek do pacjenta zmienił się radykalnie. Przeniesiony został do gorszego pomieszczenia, dla biedaków. Za współlo-katorów miał ludzi, którzy zakonowi poświęcić mogli tylko swój ból. Elżbietanki przy tych pacjentach wykonywały tylko niektóre posługi
- "żeby tylko nie śmierdziało... "
- jak same mówiły.
Podobne wrażenie o elżbietankach, tym razem z wrocławskiego zakładu leczniczego z ul. św. Józefa, wyniósł pacjent z Lubania Śląskiego. Placówkę polecono mu jako najlepszą prywatną we Wrocławiu. Atmosfera, jaka tam panowała, była jednak nie do zniesienia. Siostry na dzień dobry karciły za brak różańca lub modlitewnika. Także i w tym wypadku padały pytania o majątki podopiecznych. Rodzina, która przejechała wiele kilometrów, aby odwiedzić swego bliskiego, dowiedziała się, że nikt taki tam nie przebywa. Tymczasem... pacjent znajdował się w szpitalu w swoim macierzystym mieście Lubaniu, gdzie zakończył życie kilka dni później. Przed śmiercią zdążył jeszcze powiedzieć bliskim, że cieszy się, mogąc odejść w normalnych warunkach.
Albertynki z Mrozowa, elżbietanki z Miłkowa i Wrocławia to tylko wyrywki z wielkiej księgi przykładów na to, czym może zaowocować brak państwowego nadzoru i głupie, bo ślepe zaufanie do poświęconej baby w habicie. Poszkodowanymi są zawsze chorzy, zwyczajni ludzie. Ale za nimi nie stoi potężny Kościół.
PAWEŁ POLAŃSKI Fot. Autor
Cywile też mogą zarobić na manewrach NATO
Ichniej si duchowni, ku zdumieniu naszych wojaków, a zgorszeniu bia-ło-czerwonych kapelanów, wykonywali takie same zadania na poligonie co zwyczajni żołnierze. Brali też zbliżony do nich żołd. Tymczasem w jednym z polskich pododdziałów żołnierzy raczono wielogodzinnym wykładem o bohaterskiej śmierci księdza Skorupki, który poległ pod Warszawą w 1920 r. "Zainteresowani" ani na moment nie zazdrościli w tym czasie Amerykanom, Duńczykom i Niemcom, którzy po tirówkach relaksowali się przed snem zimnym piwem. Następnego dnia, kiedy NATO-wcy zaprawiali się w strzelaniu, walce wręcz i w innych mało istotnych
na polu walki duperelach, nasi chłopcy rozstawiali na poligonie
przenośne latryny.
W tym ustawianiu kibli wykazali umiejętności wprost niesłychane i druzgocące dla ewentualnego wroga.
Jeszcze poligony zachodniej Polski nie opustoszały, kiedy we Wrocławiu, odbyło się pożegnanie 87 żołnierzy polskich wyruszających do Afganistanu. Ceremonia miała miejsce w tamtejszym kościele garnizonowym, a modłom przewodniczył gen. Sławoj Leszek Głodź. Purpurowo-generalskie oblicze eminencji przykazało, aby armia koniecznie rozprawiła się z bin Ladenem. Jeśli teraz ktoś złapie terrorystę, będzie to ewidentna zasługa Głódzia! Cała przemowa generała w sutannie bardzo wzruszyła żołnierzy.
Kilka dni po integracyjnych ćwiczeniach wojsk NATO w mieszkaniu polskiego majora artylerii za-dryndał telefon. Z Bochum w Niemczech dzwonił poznany na poligonowych manewrach kolega z Bun-deswehry. Pytał, czy major może mu przysłać do kolekcji ołowianych żołnierzyków figurki polskiego kapelana. Ponoć to teraz największy rarytas wśród tamtejszych kolekcjonerów. P.P.
Fot. Cezary Matecki, archiwum
- To nie przypadek, że nazywają nas dziś "mazurską ścianą śmierci" - mówi Stanisław Maciej czyk, mieszkaniec Ełku. - Gigantyczne bezrobocie i brak perspektyw to dzień dzisiejszy 60-ty siecznego miasta.
Nie ma już "Lasu" i spółdzielni ogrodniczo-pszczelarskiej, padła odzieżowa "Ełczanka", znikło sporo firm budowlanych, dogorywa PSS, ledwo zipią zakłady mięsne. Co roku miasto zaciąga olbrzymie kredyty, by nie zbankrutować. Jak na ironię, w tym zadłużonym i zaniedbanym mieście coraz lepiej żyje się klerowi.
- Trudno się temu dziwić, skoro prawicowe władze Ełku od kilku lat dopieszczają księży - twierdzi Artur Bognar, inny ełczanin. - W niezrozumiałych dla mnie
Aby JPII mógł nocować w Ełku, wybudowano dla niego pałacyk
odmówiono - mówi jeden z taksówkarzy pragnący zachować anonimowość. - Ta działka potrzebna nam była do stworzenia nowego posto-
władz miasta dokonano wyceny tej działki na 230 tys. zł. Kościół uiścił jednak początkowo symboliczną złotówkę. Po wielkiej awanturze,
m śm rei
W kasie Etku brakuje 13 min zt. Nie ma pieniędzy ani na utrzymanie domu dziecka, ani na remonty szkół, ani na zakończenie budowy szpitala. Nie ma forsy - to znak, że wtadza powinna oddać coś za darmo Kościołowi, np. atrakcyjną działkę o powierzchni 7,7 tys. mkw.
okolicznościach zlikwidowano podyplomową szkołę pielęgniarską i urządzono w niej seminarium duchowne. Część kamienicy przy ul. 3 Maja, w której znajdował się internat liceum ogólnokształcącego, niczym za sprawą Ducha Świętego przeistoczyła się w siedzibę kurii biskupiej.
ju, a więc zarabiania pieniędzy i utrzymania rodzin. Nie odmówiono za to księżom, którzy dostali za darmo olbrzymi kawał ziemi na kolejną świątynię, choć jeden kościół już obok stoi.
W Ełku istnieje dziś 13 parafii, choć przed dziesięcioma laty, gdy tworzono diecezję, były żale-
Osiedle Jeziorna ma już jeden kościół, ale w planie jest budowa następnych obiektów sakralnych
Kler ostrzy sobie już zęby na budynki zlikwidowanych koszar. A wszystko to w sytuacji, gdy brakuje grosza na minimalne zasiłki dla ludzi wegetujących z dnia na dzień na krawędzi życia i śmierci. Już 10 lat trwa budowa szpitala i nie widać jej końca, a dom dziecka ma być zlikwidowany z powodu braku pieniędzy.
- Na jednym z osiedli chcieliśmy wydzierżawić od miasta 20 metrów kwadratowych ziemi, ale nam
dwie 2. Obecnie w budowie znajduje się kilka kolejnych potężnych świątyń. Choć w wielu kościołach widać już dziś pustki, panowie w koloratkach nie przejmują się tym zbytnio, tak samo zresztą jak i krytycznymi głosami dotyczącymi ich pazerności.
Na przykład w ostatnich miesiącach ludzi zbulwersowało przekazanie Kościołowi niemal za darmo działki o powierzchni 7745 mkw. Na zlecenie zdewociałych
sprowokowanej przez przeciwników takich prezentów, radni ostatecznie podarowali te blisko 8 tys. mkw. za 1 proc. i tak zaniżonej wartości, czyli za... 2300 zł.
- Protestowaliśmy przeciwko tej decyzji - mówi szef klubu radnych SLD w Ełku, Stanisław Litman - ale byliśmy bez szans, bo na 32 radnych jest nas tylko dziewięciu.
Lewicowi radni zamierzająjesz-cze walczyć, odwołując się do wojewody. Sporna działka znajduje się u zbiegu ulic Jana Pawła II i Kolbego na os. Jeziorna. Powstanie tu zapewne kolejny kościół, jedyny rentowny i pewny jeszcze dziś interes.
- Moim zdaniem, w tych trudnych czasach powinno się raczej myśleć o mieszkaniach dla ludzi, szczególnie najbiedniejszych - mówi Janusz Maślicki. - Tymczasem spółdzielnia mieszkaniowa rocznie buduje tylko dwa bloki.
Od lat 62-letni biskup Edward Eugeniusz Samsel rządzi ełcką diecezją. Jego dewizą jest "Spes uni-ca", czyli "Jedyna nadzieja". Ale tej nadziei z zawołania biskupa i z powodu biskupa brakuje wielu biednym i bezrobotnym. Mogą oni co prawda spacerować do woli w pobliżu pomnika papieża za 75 tys. złotych, który ustawiono na pamiątkę jego pobytu w tym mieście, mogą też podziwiać okazały pałacyk przy katedrze postawiony dla Jana Pawła II na jeden dzień jego wizyty, ale nie mogą napełnić tym wygłodzonego żołądka.
PIOTR SAWICKI Fot. Autor
10
ZE ŚWIATA
FAKTYn
r 15 (U
12 - 18 IV 2002 r.
Unia wiary?
Unia Europejska, jako wspólnota neutralna światopoglądowo i religijnie, nie przyznaje sobie kompetencji w kwestiach religijnych i wyznaniowych.
Szanuje wolność religii i przekonań na zasadach równych dla wszystkich, podkreśla jednak konieczność przestrzegania neutralności religijnej państwa i apolityczności Kościoła.
Swój stosunek wobec Kościołów i wspólnot religijnych formułuje w tzw. Klauzuli kościelnej z 1997 roku: " Unia Europejska przestrzega oraz nie narusza statusu, jakim cieszą się Kościoły oraz stowarzyszenia i wspólnoty religijne w Państwach Członkowskich zgodnie z odpowiednimi przepisami prawnymi. Unia Europejska przestrzega w równej mierze statusu organizacji o charakterze filozoficznym i bezwyznaniowym ", Finansowanie Kościołów w państwach członkowskich UE nie jest
regulowane odgórnie. Zależy od unormowań przyjętych w danym kraju. Tam, gdzie formalnie nie istnieje rozdział Kościoła od państwa, np. w Da- * nii, Grecji czy Wielkiej Brytanii, kościoły są finansowane z budżetu państwa.
W krajach, w których obowiązuje konstytucyjny zapis rozdziału państwa i Kościoła, finansowanie Kościoła realizowane jest w różny sposób. Jednak na ogół świeckość państwa interpretuje się w sposób nie wykluczający wspierania Kościołów.
W Belgii Kościoły są dofinansowywane przez państwo - w budżecie państwowym ustala się wielkość środków na pensje duchownych różnych wyznań, subwencje na budowę i utrzymanie budynków sakralnych oraz kwoty na wspieranie organizacji religijnych i szkół wyznaniowych. Z kolei w Niemczech, Hiszpanii i Włoszech system podatkowy uwzględnia możliwość przeznaczenia części podatku dochodowego płaconego przez obywatela na cele kościelne. W tym przypadku państwo występuje w roli pośrednika między obywatelem deklarującym chęć dotowania wybranego Kościoła a danym
Katolicyzm zanikający
Rok 2001 był kolejnym etapem pogłębiania się trudności katolicyzmu w krajach niemieckojęzycznych. Nic nie pomagają zaklęcia papieża - codziennie Kościół opuszcza kilkaset osób. Czyżby ludziska były tam takie wredne i przypadkowe, czy może... Bóg nie jest katolikiem?
Najbardziej dramatyczna sytuacja jest w Austrii. Ten kraj jeszcze do niedawna był ostoją katolicyzmu w Europie Środkowej. To przecież Habsburgowie uratowali papiestwo przed całkowitą zagładą z ręki protestantów. Dla Austriaków nie ma to już żadnego znaczenia - tylko w ubiegłym roku zerwało z Kościołem 44 361 osób - to prawdziwy rekord w historii tego kraju!!!
Hierarchowie pocieszają się jak mogą - tłumaczą sobie, że to takie czasy, że kryzys gwałtownie narastający od dekady wreszcie się skończy, gdy odejdą ostatni malkontenci. Niezadowolonych jednak przybywa. Co ciekawe, najwięcej
jest ich w diecezji Feldkirch kierowanej przez biskupa Klausa Kunga z Opus Dei, organizacji, która rzekomo ma uratować Kościół przed ostateczną katastrofą! Jaka jest przyczyna zmasowanej dezercji wiernych?
Ludzie przestali ufać Kościołowi. Widząc, że działania tej instytucji rozmijają się z deklarowanymi wartościami, wierni tracą ochotę na identyfikowanie się z czymś, co jest im obce i czego się wręcz wstydzą. Nie bez znaczenia jest, że przynależność do Kościoła łączy się z automatycznym płaceniem podatku kościelnego.
Podobnie jest w Niemczech, gdzie tylko w ubiegłym roku liczba katolików spadła o 1 proc. Zmalała też grupa praktykujących, którzy
stanowili zaledwie 16 proc. ogółu wiernych. Jeszcze drastyczniej spada zainteresowanie katolicyzmem wśród osób spoza Kościoła - liczba i tak sporadycznych "nawróceń" zmniejszyła się o 4 proc, o tyle samo liczba dorosłych chcących przyjąć chrzest. Tradycyjnie już spada liczba księży, zakonników i zakonnic.
Zdaniem katolickiego teologa Christiana Frisla, szefa austriackiej Akcji Katolickiej, Kościół jest postrzegany jako ciało obce we współczesnych pluralistycznych społeczeństwach. Według działacza organizacji "My jesteśmy Kościołem" - Huberta Feichtlbauera - nie ma nadziei na zmianę sytuacji, jak długo w Watykanie zasiadać będzie Jan Paweł II: "Dopóki sygnał odnowy nie nadejdzie z Rzymu, dopóty nie będzie zmian na poziomie zwykłych wiernych". Wygląda więc na to, że za postępujący kryzys Kościoła ponosi odpowiedzialność chluba Polaków - obecny papież.
oprać. ADAM CIOCH
Kościoły na meczety
Czerwono-zielony rząd w Nadrenii Północnej-Westfalii (RFN) zasugerował Kościołom sprzedanie świątyń islamskim stowarzyszeniom i grupom muzułmańskim.
Państwowe środki na utrzymanie chrześcijańskich budowli zostaną w przyszłym roku wstrzymane. Aby zadbać o często wiekowe zabytki, Kościoły katolicki i ewangelicki powinny sprzedać je lub wynająć społecznościom muzułmańskim. Religia islamska przeżywa rozkwit w RFN, a wspólnoty jej wyznawców cierpią z braku odpowiednich budynków kultu. Bundestag i samorządy Niemiec - mimo syndromu 11 września - wolą mieć silny islam niż silne chrześcijaństwo,
zwłaszcza katolicyzm coraz częściej uważa się w RFN za źródło antyhumanizmu i kuźnię wstecznictwa.
"Za otrzymane pieniądze mogłyby być restaurowane pozostałe świątynie" - oświadczył główny konserwator zabytków przy rządzie kraju związkowego, Stefan Bajohr (Zieloni) podczas tajnego spotkania z przedstawicielami Kościołów. Pismo "BILD" dysponuje protokołem z tego posiedzenia. " Wchodzi również w grę pozasakralne wykorzystanie budynków kościelnych " - twierdzi Bajohr. W innych częściach Niemiec (np. w kraju Saary) już przebudowano pierwsze świątynie na restauracje.
za "BILD Zeitung" oprać. Z.G.
Kościołem. Państwowe pośrednictwo w pobieraniu podatków płaconych przez wiernych na rzecz Kościołów uzasadnia się aktywną promocją wolności religijnej oraz etyczną, społeczną i kulturową użytecznością Kościołów w sferze publicznej.
We Włoszech Kościół katolicki otrzymuje wsparcie od 80 proc. podatników. Podatnicy mają do wyboru: albo przeznaczają na cele kościelne określoną kwotę, którą mogą sobie odliczyć od podatku, albo 0,08 proc. płaconych państwu podatków.
W państwach, w których zasada rozdziału pozbawia Kościoły przywilejów publicznych, jak to ma miejsce we Francji, państwo odcina się od ich ekonomicznego utrzymywania. Związki wyznaniowe we Francji nie posiadają podmiotowości publicznoprawnej, traktuje się je jako prywatne stowarzyszenie kultowe. W związku z tym finansowanie Kościołów realizowane jest wyłącznie z dobrowolnych ofiar wiernych.
ANNA KALENIK
Zakazani teolodzy
Profesorowie Paulo Suess, Jo-sef Imbach oraz o. Willigis Jager - ci trzej teolodzy nie spłonęli wprawdzie na stosie, ale odsunięcie ich od dotychczas dostępnego audytorium oznacza wpisanie na "indeks" Watykanu.
Brazylijski prof. P. Suess (na zdjęciu) od lat zajmował się teologią wyzwolenia, utrzymywał kontakty naukowe na całym świecie. W 1987 roku stworzył i prowadził na Uniwersytecie Sao Paulo studium
nauk misyjnych. W styczniu br. zerwano z nim umowę o pracę. Studium rozwiązano; profesor znalazł się na bruku. Wedle kardynała Ratzingera tzw. teologia wyzwolenia, czyli m.in. zajmowanie się problemami nędzy i przestrzegania praw człowieka
w Ameryce Południowej, nie sprzyja ewangelizacji.
Watykan źle znosi również nazywanie Boga praenergią. Dlatego i ojca benedyktyna Willigisa Jagera, praktykującego zen oraz zajmującego się mistyką i duchowością, odsunięto od wszelkich publicznych wystąpień.
Kaganiec nałożono też szwajcarskiemu profesorowi Josefowi Imbacho-wi. Wydano mu roczny zakaz pracy na uczelniach katolickich oraz na wszystkich innych wydziałach teologicznych i zobowiązano do milczenia na temat swego wypędzenia. Wszystko przez to, że ośmielił się skrytykować wykładnię własnych rozpraw zastosowaną przez watykańskich interpretatorów...
A papież tak ładnie mówi przy różnych okazjach o wolności słowa i prawach człowieka... Z.G.
Na zakończenie dwuipółrocz-nego szkolenia, od stycznia br. katoliczki z Niemiec i Austrii mogą starać się w najbliższym czasie o święcenia kapłańskie.
Wśród kandydatek przeważają absolwentki teologii, są też katechetki, pracownice duszpasterstwa chorych i kobiety prowadzące przykościelne chóry. Każda z nich zajmu-
Wyjęte spod prawa
Kursy odbywały się w trzech grupach: w Linzu, Innsbrucku i Wiedniu. W szkoleniu wzięło udział 30 kobiet. Połowa z nich czuje się przygotowana do życia kapłańskiego i być może już w dniu św. Piotra i Pawła (29 czerwca) nastąpi ta ważna dla nich ceremonia. W pełni dyskretna, poprowadzona przez biskupa, który zgodzi się złożyć swe ręce w geście błogosławieństwa.
Miejsce święceń nie zostało jeszcze ustalone. Możliwe, że będzie to taka diecezja, w której nie znajdzie się żaden męski kandydat do święceń. W ubiegłym roku w takiej sytuacji była np. diecezja Eisenstadt. Nie należy się jednak łudzić, że któryś z niemieckich czy austriackich biskupów otwarcie udzieli poparcia sprawie.
je się działalnością duszpasterską i jako kapłanka chciałaby swoją pracę kontynuować. Wolą pozostać anonimowe, by nie stracić swych przykościelnych posad.
Wiedzą, że nie mogą liczyć na zapłatę ze strony Kościoła, ale są niezależne finansowo i na pewno nie będą musiały o nic prosić władz kościelnych. Celibat ich nie dotyczy - prawie wszystkie są zamężne.
19 stycznia 2002 r. poczyniono więc milowy krok na rzecz kapłaństwa kobiet w Kościele katolickim. W wielu innych Kościołach chrześcijańskich już od jakiegoś czasu kobiety sprawują kapłańską posługę i żaden z nich na tym nie ucierpiał. Czego boi się Watykan?
Z.G.
Nr 15 ai(N
L2 - 18 IV 2002 r.
FAKTY n
INJ
BOG I BOGOWIE
11
SŁOWIAŃSCY BOGOWIE (X)
Chors i magia księżycowa
Chors to kolejny bóg, któremu, jak wspomina "Powieść lat minionych", książę Włodzimierz wystawił w Kijowie posągi, by podnieść jego znaczenie.
Mimo to wielu naukowców podaje w wątpliwość słowiańskie pochodzenie owego boga, widząc w nim raczej bóstwo któregoś z niesłowiańskich plemion zamieszkujących Ruś. Imię jego próbowano wywodzić od perskiego "khor", "khores" na oznaczenie słońca. Wysuwano więc wniosek, że Chors był bogiem słonecznym. Nie wydaje się to jednak słuszne, gdyż znamy innych bogów słowiańskich, mających związek ze słońcem. Próbowano więc powiązać Chorsa z kultem księżyca. "Słowo o wyprawie Igo-ra" pisze o wielkim księciu Wsiesławie, że przed pianiem koguta - czyli w nocy - przebiegł w postaci wilka od Kijowa do Tmurokania (blisko Krymu) "wielkiemu Chorso-wi drogę przebiegając ".
Słowiańska etymologia imienia "Chors" wyprowadza jego nazwę od słowa "wycharsły", czyli "wynędzniały". Mogłoby to odnosić się do księżyca, który w porównaniu z głównym bogiem - Słońcem, świeci bardzo słabo. Może to też być aluzja do "chudnięcia" księżyca po pełni. U Słowian księżyc jest rodzaju
męskiego, podobnie jak w eurazja-tyckim kręgu kulturowym - odwrotnie natomiast niż w Europie Zachod-
Chors - grafika S. Jakubowskiego
niej i Północnej. Chors więc znakomicie wypełnia powyższe warunki, nie znamy bowiem żadnej innej postaci personifikującej księżyc.
Księżyc natomiast musiał doznawać silnej czci kultowej, skoro samo słowo "księżyc" oznacza syna bądź młodego księdza, czyli księcia. Pierwotnie bowiem naszego satelitę nazywano miesiącem, a "księżycem"
wyłącznie młody miesiąc po nowiu.
Znaczenia księżyca-miesiąca dowodzi fakt, że pierwotnie słowiański rok podzielony był na 13 miesięcy księżycowych, stąd zresztą nazwa miesiąca jako jednostki podziału czasu. Słowianie zauważyli wpływ księżyca na przypływy i odpływy, a jego cykli na fizjologię kobiet. Nazywano księżyc "wszechwiedzącym", "carem", a jeszcze setki lat po przyjęciu chrześcijaństwa - "bogiem". Zwracano np. uwagę, by dokonywać zasiewów lub strzyc włosy w okresie "wzrostu" księżyca, bowiem widziano w nim siłę odnawiającą, odradzającą, która ma wpływ na lepszy wzrost roślin, wzmocnienie itp. Modlono się więc np. "odmłódź ty mniejakeś odmłodził samego siebie. Kiedy ciebie żmija ukąsiła, wtedy mnie głowa roz-bołała...", albo podrzucając monety ku niemu wołano: " masz pieniądze, daj mi zdrowie", co dokładnie odzwierciedla dawne pogańskie ofiary zwane obiatami. Gdzieniegdzie wierzono, że księżyc marnieje (czy to nie owe "charśnięcie"?), gdy zjadają go wilki albo na trzy dni chowa się do wody, by tam się odrodzić. Do dziś zresztą księżyc wywiera swą tajemniczością spory wpływ na ludzką wyobraźnię.
IGOR D. GÓREWICZ Repr. archiwum
RELIGIE WCZORAJ I DZIŚ (5)
Bóg była kobietą
Rzecz dotyczy nie tyle obrazu bóstwa według teologii feministycznej, ale świadectwa, jakie daje historia. Najprawdopodobniej pierwsze bóstwa osobowe były rodzaju żeńskiego.
Około ósmego tysiąclecia przed naszą erą Bliski Wschód wchodzi powoli w okres neolityczny - to znaczy zaczyna się rolnictwo ludów epoki kamiennej. Rewolucja w zakresie gospodarki oczywiście musiała znaleźć swoje odbicie w życiu religijnym, stąd ślady kultu Bogini Matki. Bez wątpienia była to bezpośrednia kontynuacja starszych kultów płodności i żeńskiej energii życiowej. O ile w paleolitycznych hordach płodność kobiety i myśliwska sprawność mężczyzny były pierwiastkami nawzajem uzupełniającymi się, o tyle wśród rolników płodność stała się elementem absolutnie najważniejszym. Od niej przecież zależały plony zebrane z pola oraz liczba ludzi i zwierząt na pastwisku - stanowiące o przetrwaniu całej społeczności. Dlatego właśnie w znaleziskach na Bliskim Wschodzie bardzo często pojawiają się kobiece posążki z mocno zaakcentowanymi, a nawet
przerysowanymi cechami płciowymi, co wskazuje na symbolikę płodności. W wielu przypadkach, jak choćby w tureckim Catal Hiiyuk, mamy nawet do czynienia z dużymi miastami, których życie zdaje się być zorganizowane wokół kultu Bogini Matki. Świadczą o tym jej rozliczne posążki, często z rękoma na piersiach i z wyraźnie wymodelowaną twarzą. Ten ostatni szczegół wskazuje, że w stosunku do koncepcji czczących bezosobową żeńską energię zaszła tu istotna zmiana: pojawiło się bóstwo rozumiane jako konkretna osoba (stąd rozpoznawalne rysy twarzy), a nie tylko moc przenikająca wszechświat, znana wcześniejszym kulturom myśliwskim.
Zauważmy korelację między pojawieniem się osobowego bóstwa a powstaniem społeczeństwa skupiającego się w coraz większe osady wymagające organizacji. 10 tysięcy lat temu takie duże społeczności istniały, a zatem w miastach Bliskiego Wschodu musiały wyodrębnić się elity, które potrafiły innym narzucić swoją wolę dla wspólnego dobra. Tym sposobem w życiu społecznym pojawiła się pierwotna arystokracja,
a w umysłach ludzi nowa koncepcja świata duchowego jako hierarchii rządzących bóstw, stanowiących wyidealizowany obraz ziemskich przywódców, oraz podległych im ludzi. Ponieważ zaś żeńska płodność była czczona z dawien dawna, wystarczyło dodać jej atrybut osobowy i pojawiło się rolnicze żeńskie bóstwo. W tej sytuacji kobiety, będące nosicielkami energii Bogini Matki, okazały się szczególnie predestynowane do zajęcia wysokich społecznych pozycji. Z całą pewnością nie chodzi tu jeszcze o władczynie, ale raczej o przywództwo moralne, stanowisko najwyższego autorytetu i arbitra. Wyraźnie pokazują to odkopane domostwa w Catal Hiiyiik, wśród których nie ma jeszcze pałacu władcy - wszystkie budowle są do siebie podobne. Jednocześnie jednak licznie występują posążki Bogini Matki, a stosunkowo mało jest atrybutów typowo męskich: na przykład broni i scen łowów. Wyraźnie było to społeczeństwo zdominowane przez kobiecy punkt widzenia i czczące pierwsze osobowe bóstwa - oczywiście też kobiece.
LESZEK ŻUK
W związku z pytaniem pewnego uczonego w Piśmie: "Kto jest moim bliźnim", Jezus przytoczył przypowieść
0 miłosiernym Samarytaninie (Łk 10,29-37). Opowiada ona o tym, że troska o bliźnich, szczególnie gdy znajdują się w krytycznym położeniu, jest ważniejsza od wszelkich religijnych form
1 obrzędów. Niestety, prawda ta nie zawsze dociera nie tylko do wiernych, lecz także
do przywódców Kościoła.

Pewien człowiek idący drogą wpadł w ręce bandytów, którzy go dotkliwie pobili, obrabowali i pozostawili na wpół martwego.
(3 Mojż. 21, 6; 2 Kron. 17, 7-9). Prawda jednak była taka, że kapłani i lewici żyli często wyłącznie dla siebie, z dala od rzeczywistych potrzeb ludzkich, co wyraźnie zostało ukazane w przypowieści.
Przeciwieństwem takiej postawy było zachowanie Samarytanina. Mimo iż był wyłączony ze społeczności żydowskiej i traktowany jak heretyk, to właśnie on gotów był poświęcić czas i pieniądze, aby okazać miłosierdzie zupełnie obcemu człowiekowi. Z zachowań przedstawionych postaci możemy wyciągnąć kilka wniosków.
Po pierwsze, "Bóg nie ma względu na osobę, łecz w każdym narodzie mity mu jest ten, kto się go boi i sprawiedliwie postępuje" (Dz. 10, 34-35). A zatem żadne podziały narodowościowe, rasowe czy religijne nie znajdują biblijnego uzasadnienia. Wszyscy powołani są do wolności i jedności (Efez. 2, 14-18). Dlatego winniśmy " dobrze czynić wszystkim,
PRZYPOWIEŚCI JEZUSA (7)
Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie
Wkrótce przechodził tamtędy pewien kapłan. Mimo iż zauważył pobitego, pozostawił go bez pomocy. Podobnie postąpił znawca Biblii; również on pozostał obojętny na ludzkie cierpienie. Inaczej postąpił Samarytanin, wyznawca pogardzanej sekty. Kiedy tylko zauważył nieszczęśnika, zlitował się nad nim. Opatrzył jego rany, a następnie zawiózł go do zajazdu i całą noc opiekował się nim. Nazajutrz zaś wręczył gospodarzowi sporą sumę pieniędzy z prośbą, by się opiekował rannym aż do powrotu Samarytanina. A jeśliby wydał więcej, dobroczyńca obiecał dopłacić. Kończąc to opowiadanie, Jezus zapytał: "Który z tych trzech, zdaniem twoim, był błiźnim temu, który wpadł w ręce zbójców? A on odrzekł: Ten, który się ulitował nad nim. Rzekł mu Jezus: Idź, i ty czyń podobnie ".
Ta przypowieść obnaża rzeczywisty charakter wielu duchowych przywódców. Kapłani i znawcy Pisma należeli bowiem do duchowej elity Izraela. Jako słudzy świątyni korzystali z ogromnych przywilejów i cieszyli się niemałym poważaniem wśród społeczeństwa. Jako słudzy Boga mieli go reprezentować i jednocześnie służyć narodowi. Mieli być przykładem prawdziwej pobożności i świętości
a najwięcej domownikom wiary " (Gal. 6, 10). Ponieważ "czystą i nieskalaną pobożnością przed Bogiem i Ojcem jest to: nieść pomoc sierotom i wdowom w ich niedoli... " (Jak. 1, 27).
Po drugie, wszyscy jesteśmy pielgrzymami. Idąc przez życie, wielokrotnie upadamy. Jak powiada Izajasz: " Wszyscy jak owce zbłądziliśmy, każdy z nas na własną drogę zboczył" (53, 6). I choć zwykle "niejedna droga wydaje się nam prosta, to w końcu prowadzi do śmierci" (Przyp. 14, 12). A to znaczy, że w kwestii naszego zbawienia nie możemy polegać na jakichkolwiek systemach religijnych, kapłanach lub innych duchowych przywódcach. Jedynym więc, który może nam pomóc, jest ten, którego pogardliwie nazwano Samarytaninem - Jezus! (Jan 8, 48). Tylko On może uleczyć wszelkie nasze zranienia duchowe i psychiczne. Czynił to wielokrotnie, i nigdy nie był obojętny na ludzkie cierpienie (Dz. 10, 38). Dlatego może pomóc i nam. W tym celu przyszedł, aby służyć i oddać życie swoje na okup za wielu (Mat. 20, 28). Wszystkich wzywa: "Pójdźcie do mnie, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie" (Mat. 11, 28).
BOLESŁAW PARMA
12
MITY KOŚCIOŁA
FAKTYn
r 15 (U
12 - 18 IV 2002 r.
Wykorzystując pewne wzmianki z Nowego Testamentu, teologowie katoliccy stworzyli na własne potrzeby przeraźliwy obraz piekła, za pomocą którego terroryzowali wiernych i wyciągali od nich ofiary. Za wyratowanie z piekła od czasów średniowiecza do dziś można się wykupić gotówką.
Męki za karę
Pierwszy szczegółowy opis piekła znajdujemy w Apokalipsie Piotra z lat 125-150 (początkowo była ona pismem kanonicznym - znajduje się np. w najstarszym sformalizowanym kanonie NT, zwanym Kanonem Muratoriego, który pochodzi z około 200 r.). Tak oto straszono wiernych: "/ byli tam tacy, których powieszono za ich języki. To byli ci, co wyrażali się bluźnierczo o drodze sprawiedliwości (chrześcijaństwie - przyp. red.), i pod nimi płonął ogień, przyprawiający ich o męczarnie. Było tam także wielkie jezioro wypełnione płonącym mułem, a znajdowali się w nim ci, którzy sprzeniewierzyli się sprawiedliwości, i aniołowie
wzrokiem ". Naukę tę utwierdził ostatecznie papież
Benedykt XII (fot. rzeźby obok) roku 1336 w konstytucji pastoralnej Benedictus Deus: "Ponadto stwierdzamy: zgodnie z tym, co Bóg zarządził w ogólności, że dusze tych, którzy odeszli z tego świata w stanie ciężkiego grzechu, niezwłocznie zstępują do piekła, gdzie trapić ich będą męki piekielne ".
Ogień piekielny
Żywo też interesowała chrześcijańskich myślicieli kwestia ognia
zbawionych swoimi mękami! Był to więc jeszcze nie tyle instrument wymuszania posłuszeństwa, co nadziei dla tych, którzy nie mogli korzystać z uroków życia doczesnego.
Wersja light
W początkach chrześcijaństwa przez kilka wieków występował równolegle inny koncept piekła - znacznie mniej rygorystyczny i mroczny. Część ojców Kościoła nie mogła bowiem pogodzić miłosierdzia boskiego z ideą wiecznych męczarni piekielnych. Był to nurt opierający się na tzw. apokatasta-zie, która głosiła, że kary piekielne mają charakter jedynie tymczasowy, oczyszczający, zaś ostatecznie wszyscy zostaną zbawieni. Wyznawcą tego kierunku był m.in. Orygenes. Mówił on, że piekło ma charakter wyłącznie duchowy. Ponadto podzielali tę myśl:
z nieszczęśnikiem, a ten zwierzył mu się skrupulatnie z kar, jakie przewidziano dla niego w ciągu tygodnia. Powiada więc: "Cierpię katusze razem z Herodem i Piłatem, Annaszem i Kajfaszem. W poniedziałek przywiązują mnie do koła i kręcę się razem z wiatrem. We wtorek rozciągają mnie na bronie i przywalają kamieniami: popatrzcie, jak podziurawione jest moje ciało (Judasz przewidział, że Brendan to opisze, stąd zwraca się bezpośrednio do czytelnika! - przyp. M.A.). We środę smażę się w smołę, oto dlaczego, jak widzicie, cały jestem czarny; potem nadziewają mnie na rożen i pieką niczym połeć mięsa. We czwartek strącają mnie w lodowatą otchłań, i nie ma od tego wielkiego mrozu gorszej tortury. W piątek obdzierają mnie ze skóry i posypują solą, a demony leją we mnie miedź i ołów. W sobotę wrzucają mnie do ohydnego lochu, gdzie smród jest tak okropny, że zwymiotowałbym własne wnętrzności, gdyby nie to, że poją mnie roztopioną miedzią.
Ogień Kościoła
torturowali ich. Ponadto były tam kobiety powieszone za włosy, nad owym żarzącym się mułem. To były te, co się przyozdobiły, bo chciały dopuścić się cudzołóstwa, ci zaś, którzy haniebnie cudzołożyli z nimi, zostali powieszeni za nogi, a głowy wetknięto im w ów muł, i ci mówili: Nie wierzyliśmy, że tu trafimy". Tradycyjną funkcję diabła spełniać mieli aniołowie przebrani na czarno (pewnie w sutanny...). Inny tekst chrześcijański, Apokalipsa Pawła (240-250), która zainspirowała Piekło Dantego, przewiduje, że w piekle stosowanych jest 144 tys. rodzajów tortur (w tym tak osobliwa jak... lodowaty ogień). Początkowo wierzono, że po śmierci dusze czekają uśpione na dzień sądu. Szybko okazało się to bezbożnym przypuszczeniem, iżby buntownicy nie cierpieli od razu po śmierci. Mieli więc cierpieć, nie czekając na Sąd. Tak więc Cyryl Jerozolimski i Cyryl Aleksandryjski twierdzą, że po śmierci, przed nadejściem Sądu, potępieni będą zaznajamiani z tym, co ich czeka (taki odpowiednik tortury średniowiecznej, który polegał na tym, iż kat męczył psychicznie więźnia, pokazując mu narzędzia tortur). Tertulian poszedł dalej: źli cierpią już po śmierci, przygotowując się tym samym na cierpienie pełnowymiarowe po orzeczeniu kary na Sądzie Ostatecznym. Są więc przypiekani, ale nieco słabiej. Tertulian nie może powstrzymać perwersyjnej radości, kiedy o tym myśli: "Z czego mam się śmiać? (...) Oto owi przemądrzali filozofowie razem ze swoimi uczniami, którym wmawiali, że nic nie należy do Boga...!". Zapowiada, że będzie na to patrzył " nienasyconym
wiecznego. Często dumali nad jego istotą. Miał on więc być materialny, nie wymagał podsycania, działał zarówno na ciało, jak i na duszę. Ciała jednak nie niszczył zupełnie, gdyż miał właściwość również odradzającą - w razie zbytniego zniszczenia ciała podlegało ono odnowieniu, i tak w kółko.
Warto zaznaczyć, że w swych początkach idea ta nie tyle miała na celu zastraszanie, co... pocieszanie. Kiedy Kościół był słaby i prześladowany przez pogan, piekło stanowiło obietnicę odwetu, który - jako że nie mógł mieć widoków na urzeczywistnienie za życia przesunięty był w zaświaty. W wielu pismach chrześcijańskich widoczne są wyraźne oznaki radości i nadziei, że po śmierci ci, którzy z nich kpili, nie tylko zostaną ukarani, ale będą mogli radować
Federico Zuccardi - "Piekło"
św. Ambroży, Grzegorz z Nyssy
(przewidywał nawet zbawienie diabła!) i in. Rozdarty w tym względzie był św. Hieronim, który wprawdzie zgadzał się z Oryge-nesem, ale uważał, że nie należy tego wyjawiać ludowi: " Uważa się, iż należy zachować w tej sprawie milczenie, aby utrzymać w posłuchu tych, dla których lęk jest konieczny". Oczywiście, tak łagodna wersja piekła nie mogła się w Kościele utrzymać. Skoro chciał on trzymać wiernych w uległości, to należało to czynić za pomocą bata, a nie subtelności filozoficznych. Ory-genizm potępiono jako herezję w roku 543 na synodzie w Konstantynopolu. "Kto głosi albo wierzy w to, że kara złych duchów i bezbożnych łudzi jest tylko przejściowa i zakończy się po pewnym czasie, po którym nastąpi pełne przywrócenie (apokatastasis) złych duchów i bezbożnych ludzi - niech będzie przeklęty" - grzmieli czcigodni ojcowie.
Potęga wyobraźni
Wyjątkowe zdolności w odmalowywaniu "uroków" piekielnych mieli mnisi. Jedna z najbardziej znanych opowieści średniowiecznych, "Żegluga opata świętego Brendana" (IX w.), opowiada o pewnym mnichu, któremu zdarzyło się trafić w czasie swych wojaży na wysepkę, która okazała się... miejscem odbywania kaźni wiecznej przez Judasza. Miał przy tym tyle szczęścia, że trafił na nią akurat w czasie weekendu, kiedy to Judasz zwykł odpoczywać po całotygodniowej męce. Tak więc mógł przy okazji zamienić parę słów
A w niedzielę jestem tutaj, gdzie mogę trochę ochłonąć ". Jak widzimy - gość ubił marny interes ze swymi srebrnikami. Nie mniej ciekawe objawienie miał niejaki Tungdal. Przedstawił on piekielną dolinę, która wyłożona jest rozżarzonymi węglami i przykryta rozpaloną klapą - coś jakby wielki ruszt. Spadają na niego ojcobój-cy i bratobójcy i przetapiają się na tłuszcz. Następnie w postaci pary unoszą się znów do góry, gdzie udaje im się na powrót odzyskać postać człowieczą w tym jedynie celu, aby znów mogli spaść na ruszt. Inny scenariusz przewidywał atrakcje dla rozpustników - ci pławić się mieli w lodowatym jeziorze, gdzie pożerał ich po kawałku potwór o żelaznym dziobie. Po strawieniu wydalani byli jako ekskrementy. Odpowiednio różnym rodzajom grzeszników pisane były rozmaite sposoby odbywania kary.
Marketing działa!
Nieomylny sobór we Florencji w roku 1442 ogłosił, że do piekła trafią wszyscy ludzie, którzy przed śmiercią nie stali się katolikami: "Święty Kościół rzymski (...) głęboko wierzy, wyznaje i ogłasza, że nikomu ze znajdujących się poza Kościołem katolickim, ani
poganom, ani Żydom, ani heretykom, ani schizmatykom nie przypadnie w udziale życie wieczne, lecz wejdą do czeluści wiecznego ognia, który przygotowany jest diabłu i jego aniołom, jeżeli przed swoją śmiercią nie przyłączą się do Kościoła".
Już tylko jako ciekawostkę wspomnę o piątym "ćwiczeniu duchowym" ojców jezuitów, które skomponował dla nich św. Ignacy, ich ojciec duchowy, a które polega ni mniej, ni więcej tylko na... kontemplowaniu piekła. Pierwsze, wstępne ćwiczenie miało " dzięki mocy wyobraźni" uwidocznić " długość, szerokość i głębokość piekła ". Drugie wstępne ćwiczenie wymaga " nader żywego uświadomienia sobie kary, którą cierpią potępieni". A następnie każdy zmysł musi poznać istotę piekła w trakcie pięcioetapo-wego ćwiczenia: oko musi ujrzeć "owe niezmierzone płomienie oraz dusze tkwiące jakby w ognistych ciałach "; ucho winno usłyszeć "płacz, zawodzenie, krzyki, błuź-nierstwa godzące w Chrystusa, Pana naszego, i we wszystkich jego świętych"; nos musi poczuć "dym, zapach siarki, mętnej wody i zgnilizny w piekle "; zmysłem smaku trzeba poznać " to, co gorzkie, łzy, smutek, robaka toczącego w piekle sumienia ", a zmysłem dotyku musi odbywający ćwiczenie "zetknąć się z owymi płomieniami, które ogarniają i wypalają dusze". Później trzeba "przy-
Fragment fresku "Sąd ostateczny" Michała Anioła z Kaplicy Sykstyńskiej
pomnieć sobie wszystkie dusze przebywające w piekle", bo odbywającemu ćwiczenie zalecana jest radość z tej przyczyny, że jego samego nie ma wśród nich. Święty Ignacy nakazuje, by to piąte ćwiczenie było wykonywane " na godzinę przed wieczerzą ".
Humanizm i Oświecenie przy-gasiły nieco ognie teologów. Dziś one ledwo się tlą. Jedno jest pewne - wieczne, ogniste piekło kościelne nie istnieje. A czy jest jakieś inne? Ano zobaczymy...
MARIUSZ AGNOSIEWICZ www. klerokratia.pl
Nr 15 ai(N
L2 - 18 IV 2002 r.
FAKTY n
INJ
MITY KOŚCIOŁA
13
NIEWYGODNE PYTANIA (12)
Piekło
Dzieciaki! Oto superokazja dla Was - uczęszczających na lekcje katechezy! Możecie podlamywać Waszych księży i katechetów, zadając im niewygodne pytania, które dla Was przygotowaliśmy. Życzymy dobrej zabawy, ale również dojrzałych i owocnych przemyśleń.
Redakcja
Dzieciak: - Czcigodny ojcze, czy mógłby nam ojciec opowiedzieć o piekle? Pamiętam, że jak byłem mały, to strasznie się go bałem, bo jak nam mówił ksiądz na kazaniu - to wieczny ogień, straszniejszy niż jakikolwiek inny na świecie. Pomyślałem sobie wówczas, że warto czynić cokolwiek, aby się tam nie znaleźć; nieważne: dobro czy zło - cokolwiek. Później jednak naszły mnie wątpliwości: czy Bóg jest aż tak okrutny?! A może to nieprawda?
Ksiądz katecheta: - No cóż, takie są konsekwencje grzechu, należy się z tym liczyć. Powinno to nas skłaniać do cnotliwego postępowania.
D. - Wiem, że Biblia nie mówi o tym jednoznacznie. Przede wszystkim zdumiewa brak kary piekielnej w większej części Starego Testamentu. Aż do IV-III w. p.n.e. wszystkie kary i nagrody były ziemskie. Wymienia je np. Księga Powtórzonego Prawa w rozdz. 28. Jest to tym bardziej ciekawe, że w tym czasie wszystkie inne religie znały już kary pośmiertne. Żydzi wyznawali chyba najbardziej materialistyczną religię spośród wierzeń Bliskiego Wschodu.
Kk. - Ale przecież prorok Iza-jasz mówi nam wyraźnie o ognistym sądzie i karze piekielnej!
D. - Mówi, że Bóg ukarze buntowników płomieniami ognia, ale nie mówi o piekle. Prorocy albo nic o piekle nie mówią, albo mu przeczą, albo zasłaniają się agnostycyzmem. Kohelet twierdzi, że nie ma żadnej kary pośmiertnej dla złych: "Wszystko jednakie dla wszystkich: Ten sam spotyka los sprawiedliwego, jak i złoczyńcę, tak czystego, jak i nieczystego, zarówno składającego ofiary, jak i tego, który nie składa ofiar; tak samo jest z dobrym, jak i z grzesznikiem, z przysięgającym, jak i z takim, który przysięgi się boi. To złem jest wśród wszystkiego, co się dzieje pod słońcem, że jeden dla wszystkich jest los. A potem - do zmarłych! (...) żyjący wiedzą, że umrą, a zmarli niczego zgoła nie wiedzą, zapłaty też więcej już żadnej nie mają, bo pamięć
o nich idzie w zapomnienie" (Koh 9, 2-6; BT). Kohelet jest jednak wierzącym agnostykiem: "Zobaczyłem więc, że nie ma nic lepszego nad to, iż się człowiek cieszy ze swych dzieł, gdyż taki jego udział. Bo któż mu pozwoli widzieć, co stanie się po-
W tym czasie naród twój dostąpi zbawienia: ci wszyscy, którzy zapisani są w księdze. Wielu zaś, co posnęli w prochu ziemi, zbudzi się: jedni do wiecznego życia, drudzy ku hańbie, ku wiecznej odrazie" (Dn 12, 1-2). Jednak do pełnego upowszechniania piekła doszło po dalszych klęskach (zburzenie Świątyni w roku 70 n.e.). Dawniej po śmierci czekał wszystkich Sze-ol, czyli miejsce wiecznego snu. Po ostatecznych niepowodzeniach ziemskich Żydzi, zaczęli wierzyć, że jednak Szeol jest tylko poczekalnią przed finalnym podziałem dusz na krainy Edenu i Gehenny. W Gehennie miało być siedem pięter, każde kolejne zaś sześciokrotnie okrop-niejsze od poprzedniego. Oprócz ognia występuje wiele innych potworności, takie jak ciemne pomieszczenia rojące się od skorpionów, czy konieczność zjadania własnego ciała. Jednak również Gehenna miała być tylko tymczasowa, jako coś w rodza-
Pawła, piekło występuje zaledwie jeden raz, i to w znaczeniu świata podziemnego (Flp 2,10). W listach Piotra również nic (poza apokryficznym drugim listem pochodzącym z II w.). Podobna pustka w Dziejach Apostolskich. Czy to możliwie, że Paweł nic prawie o tym nie wie, skoro na inne tematy wiary wypowiada się tak obszernie?
Kk. - Co ty wiesz o piekle!? Tyle co nic. Pamiętaj, że najgorzej cierpią tam ci, którzy w nie wątpią.
D. - A to dlaczego?
Kk. - W imię zasad, synu.
D. - Kościelnych?
Kk. - Biblijnych, czyli Bożych. Święty Paweł nauczał, że Jezus Chrystus po swej śmierci na krzyżu zstąpił do piekła, gdzie przebywał przez pewien czas, do swego zmartwychwstania, o czym dowiadujemy się m.in. z listu do Rzymian oraz Efezjan. Widać niedokładnie przygotowywałeś się do Pierwszej Komunii Świętej, bo najwyraźniej nie znasz wy-
tem?" (3, 22). Materialistą był też Hiob. Ukazuje on w swej księdze niegodziwca, który opływa w dostatki oraz sprawiedliwego uginającego się pod ciężarem losu. Po śmierci nie ma żadnych rekompensat: "w ziemi leżą razem, obydwu pokrywa robactwo" (21, 26).
Dopiero klęski Żydów (zwłaszcza prześladowania króla Antiocha IV w latach 175-164 p.n.e.) i kontakt ze światem hellenistycznym spowodowały, że przejęli oni naukę o piekle dla ludzi złych (w niektórych apokryfach chrześcijańskich występują nawet postacie z mitologii greckiej, takie jak Hades). Nie przez przypadek piekło pojawia się wyraźnie po raz pierwszy w apokaliptycznej księdze Daniela zredagowanej w tamtym okresie (ok. 160 r. p.n.e.): "Wtedy nastąpi okres ucisku, jakiego nie było, odkąd narody powstały, aż do chwili obecnej.
ju katolickiego czyśćca - po odbyciu zasłużonych mąk dusza kierowana jest do Edenu, gdzie zażywa szczęścia.
Kk. - Żydzi to przeniewiercy. Takie właśnie bezbożne przypuszczenia zaprowadziły ich do odstępstwa, a w konsekwencji do zerwania przymierza z Bogiem, co potwierdzili, krzyżując Jezusa. Bóg musiał więc zawrzeć następną umowę, tym razem z chrześcijanami. Spisana ona jest w formie Nowego Testamentu.
D. - Nawet jeśliby przyjąć, że Bóg dopiero z czasem wyjawił dodatkowe warunki umowy wybrania, o których początkowo milczał, nie wspominając o nich ani Abrahamowi, ani Mojżeszowi, ani prorokom, to jednak również Nowy Testament nie daje nam podstaw do żadnych dogmatów piekielnych. Temat piekła poruszany jest nadzwyczaj rzadko. W najstarszej części pism, czyli u św.
znania wiary, które powtarza te słowa Pisma Świętego: "...zstąpił do piekieł i trzeciego dnia zmartwychwstał...".
D. - Nie ma tam mowy o piekle, tylko o krainie umarłych. Oznacza to prawdopodobnie, że poszedł tam wybawić sprawiedliwych, zmarłych przed jego przyjściem. Kościół odczytał to na swój sposób, a zstąpienie Jezusa do piekieł pojawia się dopiero w IV wieku.
Kk. - O piekle dowiadujemy się głównie z Ewangelii.
D. - Tak, czyli z najpóźniej-szych tekstów Nowego Testamentu. Jednak i tam piekło oznacza prawie zawsze Gehennę - zupełnie konkretne miejsce. Ge-Hinnom, czyli Dolina Jęku była miejscem przeklętym, w którym kiedyś składano ofiary Baalowi; niewykluczone, że także ludzkie ofiary. Od czasu powrotu Żydów z wygnania babilońskiego było to ogromne
śmietnisko, gdzie stale płonęły ścierwa zwierząt i najróżniejsze nieczystości - stale gorzał tam ogień i występowało robactwo. Ten obraz przeniesiono później do wyobrażeń o rzekomym piekle. Czytamy więc u Marka: "...lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do królestwa Bożego, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła, gdzie robak ich nie umiera i ogień nie gaśnie" (9, 45-46). Ogień i robactwo Gehenny stały się odtąd stałymi elementami chrześcijańskiego piekła. Wiele pisze
0 tym Mateusz. Aż sześć razy powtarza, że "tam będzie płacz
1 zgrzytanie zębów". Mówi ponadto o ciemnościach i o wiecznym ogniu. Najwięcej ognia rozpalił Jan w swojej Apokalipsie, najpóźniejszej części Nowego Testamentu. Czytamy tam m.in.: "...będzie katowany ogniem i siarką wobec świętych aniołów i wobec Baranka. A dym ich katuszy na wieki wieków się wznosi i nie mają spoczynku we dnie i w nocy..." (14, 10-11). To od niego pochodzi "ogniste jezioro, gorejące siarką".
Kk. - Jak więc widzisz, sam dowiodłeś, że piekło jest ideą biblijną.
D. - Dowiodłem czegoś przeciwnego! Mianowicie, że nauka
0 piekle, ta gigantyczna budowla strachu, ma nad wyraz wątłe podstawy w Biblii i na pewno nie umożliwia budowania żadnych dogmatów. Najpierw zupełny brak, później narastanie i wreszcie kulminacja Janowa, takie stopniowe kręcenie bicza strachu, rozwinięte jednak dopiero w całej pełni w II wieku. Można wierzyć, że Bóg kiedyś rozliczy złe uczynki, ale przypuszczać, że zgotuje on taką niewyobrażalną, nie kończącą się kaźń dla grzeszników jest w najwyższym stopniu niemoralne. Grzeszność to cecha głęboko ludzka. Jak słusznie powiedział jeden ze sceptycznych teologów: "Jedyną rzeczą gorszą od potępienia jest być w niebie z Bogiem, który stworzył takie piekło". Ale kto dziś jeszcze wierzy w piekło... To było dobre w ciemnych wiekach, kiedy kler miał wyłączność na oświatę. Odkąd ludzkość zaczęła się podnosić z ciemnoty, straszenie piekłem może tylko bawić, jak choćby Machiavellego, który na łożu śmierci miał powiedzieć: "Chcę iść do piekła, nie do nieba. W piekle cieszyć się będę towarzystwem papieży, królów i książąt, a w niebie są sami żebracy, mnisi, pustelnicy i apostołowie". Pozostaje ono zaszłością sprzed wieków
1 ponurym reliktem dogmatycznym, w który mało kto naprawdę wierzy. A ci co wierzą, też nie zawsze w zgodzie z Kościołem, jak dawniej nasz wielki Mikołaj Rej: "Wierz mi, że tam niemało rozmaitych stanów: królów, książąt rozlicznych, najwięcej kapłanów...".
M.A.
14
BEZ DOGMATÓW
FAKTYn
r 15 (U
12 - 18 IV 2002 r.
DAJ ŚWIADECTWO SWOJEJ PRAWDZIE
Ja i Kościóf
Mam 21 lat i jestem studentką drugiego roku zarządzania i bankowości. Jestem też molem książkowym, przeczytałam chyba wszystko, co dotyczy różnych Kościołów i wiar, przede wszystkim Kk. Przeczytałam też wszystkie książki Romana Kotlińskiego, według mnie wspaniałego, prawego człowieka, uczciwego, a przy tym odważnego - takich ludzi trzeba nam więcej.
Ale cóż, w naszym kraju prawda i uczciwość nie mają racji bytu. W Polsce jest miejsce tylko na głupotę, nienawiść i walkę o pieniądze. Przewodzi w tym Kościół przenajświętszy z całą armią księży i biskupów z Watykanem na czele, bo dyrektywy idą przecież z góry!
W Watykanie przymyka się oczy i uszy na wszystkie bezeceństwa, jakich dopuszcza się katolicki kler, choćby sprawa ks. Halberdy, który doprowadził kilka rodzin do kompletnej ruiny, a niektórych nawet do śmierci. Wiedzieli o tym przecież biskupi, prymas Glemp, papież - i nic nie zrobili w tej sprawie! Gdzie indziej ksiądz każe ugniatać trupy, żeby więcej weszło do jednego grobu, bo tym sposobem zostanie więcej miejsca na cmentarzu, no i więcej będzie kasy. Katecheci, którzy biją dzieci na lekcjach religii, molestują, gwałcą! Co to jest?! To jest Kościół?! To są słudzy Boga?! Oni wierzą w Boga?!
Dziś, kiedy nasz kraj został doprowadzony na skraj przepaści gospodarczej, dzieci chodzą do szkoły bez śniadania, rodzice popełniają samobójstwa z rozpaczy, a księża budują prawie na każdym osiedlu kościoły, bazyliki, pałace dla siebie, na przeróżnych uświęconych zgromadzeniach widać biskupów o tępych spojrzeniach. Kapie z nich złoto, a z grubych, spasionych karków spływa tłusty pot. Nic więc dziwnego, że panowie ci muszą korzystać z odpowiednich wygód, w tym z samochodów koniecznie renomowanych światowych firm. Na szczególną uwagę zasługują kurie biskupie: zabierają co się tylko da, ziemię, budynki - za Bóg zapłać! A przecież to wszystko zbudowali nasi dziadowie, często kosztem wielkich wyrzeczeń. W ten sposób zabierane są szpitale, szkoły, instytucje powszechnego i kulturalnego użytku.
Uświęcone prawem boskim zakony przywłaszczają domy dla niepełnosprawnych dzieci, wyrzucając je na bruk. Na Śląsku kopalnie węgla są potwornie zadłużone, a biskup Zimoń dostaje kilkaset tysięcy zł od tychże właśnie kopalni. Na Podkarpaciu huragan zniszczył wielu ludziom dorobek całego życia; zostali bez dachu nad głową. Buzek podarował im jeden milion zł! W tym samym niemal czasie były minister Ujazdowski dał milion zł jednemu z proboszczów na remont kościoła.
A gdyby tak dał te pieniądze tym biedakom, mamy przecież kościołów pod dostatkiem - ale nie, skądże?! Te wszystkie budowle sakralne z wieżami aż pod niebo będą świadectwem dla historii, jaka to Polska była ka-
świadomie doprowadzając nasz kraj do przepaści. I to wszystko dzieje się w imieniu wartości chrześcijańskich. Boga wykorzystuje się do każdej sprawy, nawet najbardziej ohydnej, a pan papież powiada: tak trzymać! (tzn. tych niedowiarków, pogan trzymać krótko za mordę!) Na kolana i do kruchty, a na tacę ostatni grosz!
Ongiś Alicja Grześkowiak biła głową w mur, bo ustawa aborcyjna
tolicka! Tylko że w tej katolickiej Polsce boimy się wyjść na ulicę w biały dzień, nie mówiąc o nocy! Tyle morderstw, gwałtów, napadów, bandytyzmu, któż to wszystko czyni, jeśli nie katolickie społeczeństwo? Patrzymy na naszych polityków z prawej strony, kiedy modlą się na przeróżnych pielgrzymkach w Licheniu, Częstochowie, Watykanie, a na obradach w Sejmie, gdyby mogli, to mordowali by swoich przeciwników z zimną krwią. Przeinaczają historię,
przeszła nie po jej myśli. Teraz, kiedy noworodki leżą na śmietnikach, pani Alicja ani myśli się nimi zająć. Myślała o tym, aby ulokować swoją córunię tam, gdzie są duże pieniądze. Jeździła sobie po świecie za pieniądze podatników, zamiast przeznaczyć je na likwidację biedy w kraju. Na pielgrzymkach taka rozmodlona i zapatrzona w ołtarze - jakież to zakłamanie, jaka ohyda!
Nie wiem, ilu jest takich księży, którzy naprawdę wierzą w Boga. Boga powinno się nosić w sercu, żyć
wedle przykazań boskich, a nie opowiadać, jak mocno się wierzy, biegać do kościoła trzy razy dziennie, klepać paciorki, nosić święte wizerunki w klapach marynarek - przecież Bóg nie wymaga tego od nikogo.
Niemal od żłobka wciska się dzieciom głupotę, ale dzisiaj to już nie ta sama młodzież co kilkadziesiąt lat temu. Patrzę na moich rówieśników wychowanych w katolickich domach - przecież oni łamią przykazania jedno po drugim. Dzisiejsza młodzież chce być wolna. Człowiek wyznający jakąkolwiek religię nie może być wolny, bo każda religia ma swoje zakazy i nakazy, a chcąc być wiernym swemu Bogu, trzeba ich przestrzegać, a to ogranicza wolność.
Zaczęło się już trzecie tysiąclecie, a coraz częściej słyszy się o eg-zorcyzmach. Mamy już nawet kilku speców od wyganiania diabłów, nawet papież odprawiał egzorcyzmy nad jakąś młodą kobietą. Rany boskie, gdzie my jesteśmy?! Dokąd prowadzi nas Kk? Zresztą nie tylko Kk, inne religie też - są one od zarania dziejów powodem do rozlewu krwi, nienawiści, walk o to, który bóg jest lepszy. Dowodem jest choćby teren, po którym chodził ongiś Chrystus. Od ilu to już lat leje się tam krew i końca jak dotąd nie widać.
Mnie niepotrzebny jest Bóg ani ksiądz, żeby żyć tak, aby nikomu nie robić krzywdy. Żadna religia nie służyła i nie służy dobru narodów, pozostaje zatem apel do intelektualistów całego świata: o bojkot zabobonów!!!
KATARZYNA K
Kobieto - puchu marny "ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto cię (...) " nie docenił. Ostatnio w naszym kraju (wreszcie!) wrze na temat kobiet. A dokładniej mówiąc, chodzi o pewien list: "3 X TAK"
Antykoncepcja
Jak ogólnie wiadomo z legend babek i prababek, nie ma lepszego środka antykoncepcyjnego niż szklanka wody - nie przed... lecz zamiast, (dzieciaki, przerwać czytanie i szorować do lekcji!). Brednie! Nie znam nic głupszego, bardziej stresującego i mniej satysfakcjonującego, no może kalendarzyk. Oczywiście chodzi tu o kalendarzyk termiczny zwany watykańską ruletką, a nie o kalendarzyk kieszonkowy.
Nie ma to jak porządna pigułka, kapturek (nie mnicha - uchowaj Boże), długoletnia sprężynka czy śliczna, a nawet pachnąca pre-zerwatywka. Ale to zakazane! A fe! Wstyd, grzesznice! Wstyd, że nawet o tym, tak jak ja, pomyślałyście i to robicie. A co to nam głosi Kk? Głosi, że to be! Nie wolno używać środków antykoncepcyjnych! Koniec, kropka!
A my, wbrew temu zaopatrujemy się w coraz to nowsze zabezpieczenia, ba - nawet afrodyzjaki! Po co? Ano, z kilku powodów. Nie chcemy mieć więcej dzieci niż planowałyśmy. Z obawy przed chorobami, m.in. AIDS, w trosce o higienę intymną i z kilku innych jeszcze powodów. Bo jesteśmy odpowiedzialne (mówię o większości). To my, kobiety, mamy prawo doboru środka antykoncepcyjnego (doboru faceta chyba do diabła też) odpowiedniego do swej fizjologii i sfery uczuć, i wara komu do tego, a już tym bardziej "gościom w czerni".
Co to kogo obchodzi, w jaki sposób się zabezpieczę przed niechcianą ciążą? Może zaczniecie już, drodzy przeciwnicy, wycinać kobietom jajniki?!
Aborcja
Zapytałam kilkadziesiąt kobiet (młodych i tzw. dojrzałych) na jednej z łódzkich ulic, co sądzą o dopuszczalności aborcji. Nie zdziwiło mnie, że 90 procent z nich jest ZA!
I co wy na to? - to pytanie do owych przeciwników.
Żadna z kobiet, które TO zrobiły, nie przyzna się otwarcie, bo grozi jej więzienie albo przynajmniej upokorzenie. A ja pytam, za co? Kobieta mająca już potomstwo świadomie nie chce skazywać reszty (mo-
Jestem baba
wa tu o "nadprodukcji") na cierpienie. Czy to złe, że kolejne pokolenie, w zmniejszonym składzie, ma większą szansę przeżycia niż my? Dlaczego Kk ingeruje w kolejną naszą babską sprawę? I dlaczego chce za nas mówić i decydować?
Władza absolutna Kk nie zna granic. Nie dość, że zajmują kluczowe stanowiska w państwie, to jeszcze z buciorami ładują się w nasze życie intymne, prosto do łóżka, pod kołdrę. Zaglądają do naszych wagin!
W imię wiary, a może raczej własnych interesów, pod płaszczykiem dobra ogółu - Kk śmie decydować o kobiecie. To kimże, do diabła, jesteśmy? Niewolnicami? Nie możemy same podejmować tej decyzji? Przecież nie wszystkie kobiety muszą być morderczyniami. To do kobiety i jej partnera powinna należeć ta, jakże trudna decyzja. No, może wyjątek stanowią laski, których
potomstwo będzie mieć ojca w sutannie. A ileż to takich bezimiennych owoców tuła się po Matce Ziemi? Na to pewnie nie ma statystyk.
Najzabawniejsze jest, iż głównymi decydentami w sprawie aborcji, oprócz wszechmogącego kleru (który ponoć nie ma nic wspólnego z seksem) są (chi! chi!) dewoty - średnia wieku- 65 lat, czyli już po wieku "skro-bankowym" i emerytowani "kombatanci" (bez obrazy właściwych, tych wojennych) już w stanie spoczynku fiutka. Jednym słowem - elitarna grupa specjalna.
Równouprawnienie
No i trzeci temacik. Bolący jak wrzód na tyłku babskich przeciwników. Równouprawnienie, czyli feminizm. Tu jest ciekawie. Co to tak naprawdę znaczy dla polskiej kobiety: matki, praczki i sprzątaczki? A wiele znaczy. Nie dość, że na naszych barkach spoczywa ciężar i (nadal) obowiązek donoszenia ciąży, trud rodzenia, który do przyjemnych raczej nie należy, to jeszcze długoletnie wychowywanie potomstwa,
wikt i opierunek. Jakby było mało, to w pracy też nas nie chcą. A bo to dzieciaki chorują, i będą baby chodzić na zwolnienia lekarskie, a jak bachorów nie mają, to pewnie wkrótce będą miały itd.
Dajcie zarobić mężczyznom dużo, a przynajmniej godziwie i adekwatnie do pracy, to my sobie wychowamy te pisklaki na kolejnych roboli, a niewiasty na kureczki domowe. No, chyba że nie lubimy w garach mieszać i marzy nam się kariera, to nam równo za to płaćcie. Kto śmie powiedzieć, że wykonujemy lżejsze prace od facetów? No kto? Ja wiem. To ci albo te, którzy nigdy ciężko nie harowali.
Tak naprawdę to nadal dyskryminuje się kobiety, jak za "króla ćwieczka". Obudźcie się! Mamy XXI wiek. Dajcie nam, kobietom - jeśli nie w spokoju i choć względnym dostatku prowadzić gospodarstwo domowe - to chociaż pracować. I nie wysyłajcie nas na wcześniejszą od mężczyzn emeryturę, bo my żyjemy statystycznie dłużej.
Cieszę się bardzo, że znalazło się kilka odważnych kobiet, które głośno o tym mówią. Podpisuję się pod tym dwiema rękami. Jestem 3 x ZA! Jak miliony w ukryciu.
AGNIECHA
KOLUMNA REDAGOWANA PRZEZ CZYTELNIKÓW
Nr 15 (110'
L2 - 18 IV 2002 r.
FAKTY n
INJ
LISTY OD CZYTELNIKÓW
15
LISTY
List otwarty
do Jana Pawła II
Szanowny Panie Wojtyła! Poprzez środki masowego przekazu dowiedzieliśmy się o planowaniu przez Pana kolejnej wycieczki do Ojczyzny. Wiem, że zaprosili Pana decydenci naszego kraju i Kościoła katolickiego, nie pytając o to Narodu. Domyślam się, że pański przyjazd będzie bezpośrednio finansowany przez skarb państwa polskiego, bo Pan raczej nie ma zwyczaju płacić za swoje wycieczki.
Zapewne nic nie znaczy dla Pana fakt, że buzkodziura finansowa jest potężna, a Pan ją powiększy. Nawet Kościół kat., tak bardzo bogaty, nie ma zamiaru zapłacić za wizytę swego szefa. Wydatki odbijają się na kieszeniach podatników, niezależnie od ich chęci. Proponuję, by w trakcie zwiedzania zechciał Pan spojrzeć z tronu na dno ludzkiego bytu. Może ujrzy Pan polską rzeczywistość i rzesze bezrobotnych, chorych nie mających za co wykupić leków, bezdomnych na dworcach i w kanałach oraz dzieci mdlejące z głodu. Być może pomyśli Pan: "Nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych" (Mat. 4, 4). Słusznie, z ust Bożych, ale nie z pańskich ust! Pozwoli Pan, że przypomnę słowa Jezusa: "i miłuj bliźniego swego, jak siebie samego" (Mat. 19, 19) - aby miłować bliźniego, trzeba żyć w jego warunkach lub stworzyć mu warunki takie, jakie samemu się posiada.
W jednej z oficjalnych nazw mieni się Pan być "ojcem świętym", chociaż Jezus tego zakazał. Ja mniemam, że skoro ktoś przyznaje się do "ojcostwa", to dba o swoje dzieci, a nie pogłębia ich nędzę. Panie Wojtyła! Czy sprawi Panu kłopot zapłata z własnej pełnej kasy za wycieczkę do Ojczyzny? Wobec powyższego trudno zdobyć się na wyrazy szacunku, ale życzę miłego pobytu.
Zdzisław Rybaczuk
Ateista katolik
Jestem ateistą. Po rozwodzie (z wiadomego powodu), zacząłem poszukiwać następczyni mojej "eks". Ogłaszałem się w biurach matrymonialnych, w rubryce "wyznanie" stawiając olbrzymią krechę. Niestety, biura kwalifikowały mnie do katolików (i to praktykujących!) - czyżby uważano, że w Polsce żyją tylko katolicy?
Paranoja... Na nieszczęście dowiadywałem się o tym dopiero podczas bezpośredniej konfrontacji z moją "wybranką" - wielokrotnie więc narażony byłem na koszty, stratę czasu i tym podobne... Czytelnik z Włodawy
WF zamiast religii
Jako nauczyciel, chociaż nie wychowania fizycznego, a tylko praktycznej nauki zawodu, chciałbym jeszcze raz poruszyć sprawę czwartej godziny wychowania fizycznego. Proponuję zabranie przynajmniej jednej lekcji religii na rzecz WF-u. A tak naprawdę to niech sobie kler uczy religii w swoich olbrzymich siedzibach. Do życia nam religia nie jest potrzebna, a sprawność fizyczna tak.
Zbigniew Radziński, Szczecin
Znikające płody
W "Gazecie Wyborczej" znała złem coś dla Wielkiej Rodziny Naj jaśniejszego Radyja Maryja, a tak że reszty wyznawców doktryny gło szonej przez tego najbielszego z czarnych. A więc artykuł z dnia 24 października 2001 r. (str. 14) zatytułowany "Znikający płód" mówi o tym, że "według prawa Hellina dwojaczki rodzą się raz na 80 pojedynczych porodów, trojaczki -raz na 80 porodów, ale do potęgi drugiej, czworaczki
- raz na 80, ale do trzeciej i tak dalej. Im więcej dzieci w jednej ciąży, tym są mniejsze i zarazem mniejsze są ich szansę przeżycia. Kilkanaście lat temu naukowcy dokonali szokującego odkrycia - obliczyli, że co dwudziesty z nas miał bliźniaka. Bliźniaka, który w czasie ciąży zniknął. Zwykle rozpływał się bez śladu, ale nie zawsze. Czasem zostawała po nim niewielka cysta, czasem zaś pokaźny embrion z wykształconymi już kończynami - z racji wyglądu zwany płodem papierowatym (Fetus papyraceus)". I czego to dowodzi? Ano tego, że Bóg, którego wyznawcami są ww. elementy, najwyraźniej sam zabawia się aborcją.
Adam
e-mail do wiadomości redakcji
Złośliwe pytanie
Od 1990 r. w kolejnych wyborach głosowałem niezmiennie na tzw. lewicę i za każdym razem, jako emeryt, obrywałem kopniaki. A to zmienili ustawę o emerytach mundurowych, a to zawiesili rewaloryzację. Panowie z "lewicy" systematycznie zapominają o swoim elektoracie. Kontredans p. Millera wokół p. Glempa jest żenujący. Piszę to po to, gdyż mam złośliwe pytanie do pana Kotlińskiego. Szanowny Panie, czy wzorując się na panach: Jaruzelskim, Cimoszewi-czu, Millerze i Kwaśniewskim, w momencie osiągnięcia pełnego sukcesu politycznego zapomnisz o szaraczkach, którzy wywindowali Cię na tron? Okoń
Wiosna nasza
Jedyną nadzieją była lewica - że coś zrobi z czarną hołotą, ale teraz moja wiara "dosięgła bruku". Tak się sprzedać (zaczynam odczuwać szacunek do prostytutek i meneli). Myślę, że wybory nie odbędą się w normalnym terminie. Będą wcześniej. "Kryterium
Przeczytaj uważnie poniższe pytania:
1. Czy jesteś orędownikiem wolnej, niczym nie skrępowanej ludzkiej myśli, a przeciwnikiem totalitarnych nakazów "jedynie słusznych" religii, ustrojów politycznych, systemów gospodarczych i wzorców moralnych?
2. Czy opowiadasz się za całkowitą, a nie tylko teoretyczną równością wszystkich obywateli wobec prawa - równością administracyjną, karną i gospodarczą?
3. Czy uważasz, że rodzice mają prawo do niezależności i wolnej ręki w planowaniu liczby swojego potomstwa, a co za tym idzie, do oświaty seksualnej, antykoncepcji i - w uzasadnionych przypadkach - aborcji?
4. Czy Twoim zdaniem jedynie właściwym miejscem na nauczanie zasad jakichkolwiek religii są kaplice kościołów, a nie pomieszczenia szkolne? Czy jesteś za wyprowadzeniem ze szkół symboli religijnych?
5. Czy świeckie państwo powinno niezwłocznie zerwać lenne porozumienia międzynarodowe ograniczające suwerenność kraju (np. konkordat)?
Jeśli na wszystkie pięć pytań Twoja odpowiedź brzmi TAK!, to odpowiedz na jeszcze jedno pytanie:
6. Czy chciałbyś (chciałabyś) zostać członkiem Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA i masz ukończone 18 lat? Jeśli i teraz Twoja odpowiedź brzmi TAK, to wypełnij poniższą ankietę (możesz ją przepisać lub skserować i dać do wypełnienia znajomym) i prześlij pod adresem redakcji:
! Oświadczam, że ukończyłem(am) 18 lat
] i mam pełną zdolność do czynności prawnych.
] Deklaruję przynależność do
] Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA, i
! Imiona i nazwisko......................................................................
1 Pełny adres.
|PESEL.........................
| Własnoręczny podpis
Dane wyłącznie do wiadomości redakcji:
imię................................................................
nazwisko.......................................................
wiek...............................................................
wykształcenie...............................................
zawód............................................................
telefon kontaktowy......................................
Jak widzisz swoją rolę w strukturach przyszłej partii?.............................................
uliczne" rozpędzi to tałatajstwo i Pańskie zamiary o kandydowaniu spełnią się szybciej, niż Pan oczekuje. Stawiam na wiosnę 2003 roku. Zenon Cydzik
Nie rozczarujcie!
Polskie społeczeństwo daje się manipulować na wszystkie strony. Jest okradane, oszukiwane, wyzyskiwane, wciska mu się ciemnotę jak małemu dziecku. I co? I nic. Dalej po staremu. Jedni, nakradł-szy, odchodzą. Drudzy, "wygłodniali" i gotowi do brania, nadchodzą. I nie ma widoków na to, żeby ktoś się za bardzo sprzeciwił. Dlatego chcę Warn uświadomić, dziękując bardzo za pomysł stworzenia partii, że ludzie mają już dosyć. Nie chcą być znowu okłamywani. Wierzę, że zagłosują na RACJĘ. Zapisze się do niej wielu. Ale, na Boga, nie rozczarujcie ich. Przemyślcie Wasz program, żeby się nie okazało, że wielu obiecanych spraw nie będziecie w stanie zmienić ani załatwić. Przemyślcie to dobrze, a gdy się okaże, że wierzycie w ZWYCIĘSTWO, to DO DZIEŁA. I niech nikt Was nie zatrzyma.
Mam 30 lat i wierzę, że za 10, 20, 30 lat ludzie będą ze łzą w oku wspominać ten rok 2002 jako rok, w którym zaczęło im się lepiej żyć. Jako czas, gdzie przywrócono im sens życia. Życia z honorem. Życia z widokiem na przyszłość.
Mariusz Słomka, RFN
TRUDNE PYTANIE?
W numerze 8 "FiM" na str. 15 zamieściliśmy pytanie "Co jest w niebie zrobione przez człowieka?", podpowiadając, że odpowiedź można znaleźć w Biblii. Otrzymaliśmy wiele rozwiązań tej zagadki. Oto najciekawsze: 1. Arka Przymierza (p. Regina Szuba z Tarnowa); 2. Porządek - zrobiony przez człowieka o imieniu Michał; patrz: Ap. 12:7-12; (p. Władysław Ma-zurkiewicz z Wrocławia). Natomiast odpowiedź pomysłodawcy - pana Jacka Stążki brzmi: "Rany Chrystusa".___________
Prezydium Rady Wojewódzkiej Towarzystwa Kultury Świeckiej im. Tadeusza Kotarbińskiego zaprasza na spotkanie dyskusyjne z senator Krystyną Sienkiewicz nt. "Czy Polska jest państwem tolerancyjnym?". Spotkanie odbędzie się dnia 16.04. br. w siedzibie Federacji NSZZ Przemysłu Lekkiego w Łodzi przy placu Zwycięstwa 13 (w podwórzu). Początek o godz. 16.
TYGODNIK FAKTY i MITY Redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Henryk Rozenkranc; Dział reportażu: kierownik Ryszard Poradowski - tel. (0-42) 630-72-33; Redaktorzy: Adam Cioch, Jakub Kopeć, Jarosław Rudzki; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: Ewa Kotlińska
- tel./fax (0-42) 639-86-10; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-72-23; Adres redakcji: 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94; e-mail: faktyimity@faktyimity.pl; Wydawca: "BŁAJA News" Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Prezes Zarządu: Roman Kotliński; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze - do 25 maja na trzeci kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zt za jeden kwartał; b) RUCH SA - do 5 czerwca na trzeci kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31, 532-88-16,532-88-19,532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-Awartał; 227,-/pót roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-Awartał; 255,-/pót roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-Awartał 313,-/pót roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą nawww.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hubsch &C0., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326.4. Dystrybutorzy w USA: New York- European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago - J&B Distributing co., tel. (773) 736 6171; Lowell International co., tel. (847) 439 6300.5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga - Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726.6. Prenumerata redakcyjna: do 15 czerwca na trzeci kwartał 2002 r. Cena 26 zt. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p-ele@faktyimity.pl. Szczegółowe informacje na stronie intern etowej http://www.faktyimity.pl
JAJA JAK BIRETY
Nr 15 (110)
- 18 IV 2002 r.
Brama o sobie
Napis widoczny na bramie jest dwuznaczny i kojarzy się ze słowami Chrystusa. Ale z naszego przekładu Biblii wynika, że słowa te wyrzekł Jezus, a nie brama sama o sobie... Dla niedowiarków zaś jest to świetny pomysł na identyfikację ich stanu posiadania. Widzimy już te napisy: "ja jestem domem", "ja jestem samochodem". Fot. archiwum
Oto podręczny wykładnik snów dla wszystkich męczonych przez klery-kalne koszmary.
Kiedy śni Ci się:
Biskup
na bankiecie - nie będziesz miał co do garnka włożyć;
w banku - napad rabunkowy;
z kochanką - zdrada, niekoniecznie małżeńska.
Kościół
konsekracja nowego - właśnie zbankrutowałeś;
w budowie - czekają cię ogromne wydatki.
polski
Ksiądz
chodzi po kolędzie - zostaniesz ograbiony;
rozmawia przez telefon komórkowy - zła wiadomość;
w samochodzie - wypadek drogowy.
Czarny humor
Mnisi zorganizowali konkurs na degustację alkoholu. Pierwszy startuje zakonnik z Niemiec, dostaje piwo.
- Hmm, piwo jasne... uwarzone w południowej Bawarii... hmm... z chmielu zebranego w 1998.
W tym momencie oklaski. Następnie do testu podchodzi zakonnik z Francji, któremu jurorzy dali do spróbowania wino.
- Wino czerwone... rocznik 56, może 57... wyprodukowane w okolicach Bordeaux.
Trzeci w kolejności startuje mnich z Polski. Sędziowie chcieli z niego zakpić i dali mu bimber.
Polak wychylił kieliszek i stanowczo stwierdza:
- Żytnia!
Na to sędziowie:
- Nie, brat się chyba pomylił... A Polak:
- Chwilunia, chwilunia - Żytnia 12 m. 8!!

W jednej z warszawskich agencji reklamowych pewien pracownik przychodzi na godz. 8 do roboty, a punktualnie o 16.01 pakuje kwity do torby i wychodzi. Następnego dnia
to samo - punkt 16.01 - do chałupy. Kiedy zbiera się kolejnego dnia do wyjścia o 16.01, kolega zza biurka mówi do niego:
- Stary, co ty, nienormalny jesteś, chcesz cały czas tylko po osiem godzin pracować?! Przecież zaraz cię wywalą...
Gość odpowiada:
- Spoko, spoko, jestem na urlopie.

- Co mówi bezrobotny absolwent SGH do pracującego absolwenta SGH?
- Dwa cheeseburgery i frytki po-
proszę
Papież
podczas audiencji - coś się
bardzo źle skończy;
w podróży - wkrótce jakaś klęska żywiołowa.
Pielgrzymka
brać udział - utkniesz na wiele godzin w korku;
spotkać po drodze - komplikacje w podróży.
Praktykowanie postu
zwykłego - czeka cię zwolnienie z pracy;
ścisłego - nagła choroba.
Taca
pusta - twój proboszcz zbiera na nowy samochód;
pełna - uważaj na kieszonkowców.
Zakonnica
puka do drzwi - nieszczęście;
dwie zakonnice - nieszczęścia chodzą parami;
w supermarkecie - na pewno nie starczy ci do pierwszego.
ANNA KALENIK
Fraszki i igraszki
Boże drogi, bolą nogi, bo przez tyle lat istnienia odwykliśmy od klęczenia.
Lepiej się kręci, gdy się poświęci, a nie zawadzi, jak się okadzi.

Opatrzność boska i łaska Pańska spłynęła na nas z Rzymu
i Gdańska.
Czasy się zmieniają,
bo Kościół nas zmienia, już nam zaglądają
poniżej sumienia.
O arcybiskupie rzec
by trzeba raczej, że kochał kleryków,
lecz trochę inaczej.

Przyjrzyj się, bracie, jaka bieda w episkopacie. Każda gęba tłusta, gładka, że za ciasna koloratka.
Komuchowskim dziadkom
nikt dziś nie dowierza, przecież mogą wnuczków
oduczyć pacierza.

Czuję, że muszę ratować mą duszę, bo prawie cała w PRL została. AURELIUSZ MADAJCZYK
Papież na do
INDEKS 356441 ISSN 1509-460X
FAKTY
i mi
http://www.faktyimity.pl
TYGODNIK NIEKLERYKALNY
Nr 16 (111) 19 - 25 kwietnia 2002 r. Cena 2 zł (w tym 7% VAT)
CRACOVIA jest jednym z najstarszych polskich klubów piłkarskich. Przetrwała kilka wojen, kilka powstań. Oparła się germanizacji, sanacji, kolektywizacji, socjalizacji, prywatyzacji, restrukturyzacji oraz wszelkiej innej wariacji z wyjątkiem KLERYKALIZACJI - bo tej w naszym kraju mało kto się oprze. Wiele bowiem wskazuje, że na płycie stadionu Cracovii może wyrosnąć wkrótce okazała bazylika "ku czci", bo klub oraz okoliczne 57 tysięcy metrów kwadratowych w centrum Krakowa przejdą w ręce zakonnic. Słusznie! Stadionów ci u nas dostatek, a kościołów jak na lekarstwo.
OStr. 9
"Nie wolno zapominać
0 chrześcijańskich korzeniach Europy", napomina JPII. My nie tylko pamiętamy, ale przypominamy o tym, w jaki sposób Kościół katolicki podporządkował sobie Europę
1 jak bezwzględnie trzymał ją w posłuszeństwie. Tym razem opowiemy o XIII-wiecznych kato-rzeźnikach południowej Francji.
^^Meksykański Paetz
Przedstawiamy kolejny dowód na to, że skandale podobne do Paetzowego to chleb powszedni w Kościele. Tuszowanie ich i ukrywanie przez lata, albo nawet dziesięciolecia przez otoczenie papieża, a zapewne nawet jego samego, to także normalka.
SStr.10
KSIĄDZ NAWRÓCONY
FAKTYn
FAKTY
POLSKA/WATYKAN Fanatyczny jezuita, misjonarz wśród prawosławnych, święty Andrzej Bobola został kolejnym patronem Polski. Tak zdecydowała watykańska Kongregacja Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, na prośbę prymasa Glempa. Ta nominacja łowcy schizmatyckich dusz ma Polsce wskazywać kierunek wyznaczony przez Stolicę Apostolską - na Wschód! Podobno Papa jest za Unią i Zachodem. Za, a nawet przeciw?
Możliwe, że sierpniowa wycieczka JPII do Polski nie zakończy się na Krakowie i okolicach. Szczegóły wizytacji polskich włości omawiała speckomisja przybyła z Watykanu. Prawdopodobne jest przedłużenie eskapady także do Wadowic, Częstochowy i Zakopanego. Minister Janik (SLD) dopilnuje, jak się wyraził, aby wszyscy chętni mieli możliwość "spotkania się z Ojcem Świętym". W tym celu wizytował helikopterem rządowym miejsca, które uświęci stopa papieska. Janik, kolejny nawrócony na Ojca Świętego, był dosłownie w siódmym niebie!
ELBLĄG Sąd Apelacyjny w Gdańsku stwierdził, że była dyrektor Elbląskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej Barbara Sz. naraziła firmę na straty, pożyczając ks. Janowi Halber-dzie firmowe pieniądze - 189 tys. złotych. Sumę, którą przechwycił kler, naiwna dyrektor ma oddać wraz z odsetkami. Za złodziejstwo bpa Siiwińskiego i prałata Haiberdy i tak zapłacili elblążanie - w cenach energii cieplnej.
WATYKAN Polska żyła ostatnio tym, że papież zaśpiewał. Śpiewa, to znaczy, że jest w świetnej kondycji, dowiedzieliśmy się z TVP. Podobnie jednak cieszono się, gdy kichnął, choć jest to oznaką choroby. Niektórzy komentatorzy przebąkiwali coś o środkach pobudzających... / kto tu mówi o emeryturze?! Są teraz takie środku..!
Jeden z najważniejszych kandydatów na papieża, kardynał Francis Arinze, eutanazję i eksperymenty genetyczne porównał z atakami na Amerykę z 11 września! Natomiast kardynał Trujillo nazwał klonowanie "czynem przestępczym", a nawet chce, aby uznano je za zbrodnie przeciwko ludzkości. Klonowanie ratujące życie doczesne - wrogiem życia wiecznego?
Kościół katolicki ma sześcioro nowych błogosławionych - dwie latynoskie zakonnice i czterech włoskich duchownych. Wszyscy byli twórcami nowych zgromadzeń zakonnych. To jeszcze jeden dowód na to, że katolicyzm nie jest dla ludzi Żyjących w rzeczywistym świecie...
Wydano "Dyrektorium na temat pobożności ludowej i liturgii", w którym pochwalono różne akty dewocji, w tym całowanie krzyża lub dotykanie "świętego" obrazu. Skoro to działa, od dziś całujemy i dotykamy na potęgę!
USA Amerykańskie media wezwały do ustąpienia kardynała Bernarda Lawa, arcybiskupa Bostonu, któremu udowodniono ukrywanie dziesiątek przypadków molestowania seksualnego przez duchownych. Dla odmiany papież poprosił Lawa, aby nie zrażał się atakami i dalej kierował archidiecezją. Woj tyła przesłuchał w trybie pilnym 12 innych kardynałów z USA. Kościół, Kościół iiber alles!!!
Ponad 40 naukowców, laureatów Nagrody Nobla, zaapelowało do prezydenta Busha o niewprowadzanie zakazu klonowania ludzkich embrionów, gdyż zahamuje to postęp medycyny. Polscy naukowcy, poza profesor Marią Szyszkowską, z całą pewnością się nie wychylą; za bardzo wierzą w cuda.
IRLANDIA "Kościół nie będzie przeciwstawiał się dążeniom do wyjaśnienia prawdy", wspaniałomyślnie oświadczył Paul Bailey, zajmujący się z ramienia episkopatu aferami pedofilskimi wśród księży. Konferencja episkopatu Zielonej Wyspy właśnie podjęła decyzję o udostępnieniu policji wszelkich dokumentów związanych z molestowaniem seksualnym nieletnich. Chodzi o te zapiski, które jeszcze nie zostały zniszczone...
WĘGRY Bratankowie Polaków także mają swojego Buźka. Viktor Orban, podobnie jak polski pierwowzór, jest prawicowym premierem oraz protestantem flirtującym z Kościołem katolickim. W Kk ochrzcił nawet swoje czwarte dziecko. Podobnie jak Buzek, przewalił wybory (na razie pierwszą turę) i to mimo, a może z powodu, poparcia Kościoła. A Biblia przestrzega - "nie cudzołóż!" (także duchowo).
BUŁGARIA Okazuje się, że gdy się chce, to można zrobić wiele. Izraelski instytut Yad Vaszem uhonorował pośmiertnie biskupów Kościoła prawosławnego za pomoc okazaną Żydom w czasie II wojny światowej. Dzięki zdecydowanej postawie hierarchów, władze profaszystowskiej Bułgarii nie przekazały na-zistom na pewną śmierć obywateli żydowskiego pochodzenia. Ile istnień ludzkich mogłaby uratować podobna postawa papieża Piusa XII? Widocznie nie było to jednak w interesie Kk...
WENEZUELA Pod naciskiem strajków i rozruchów upadł kontrowersyjny prezydent Hugo Chavez. Natychmiast po jego aresztowaniu wybuchła rewolta biedoty i wojska, która przywróciła go do władzy. W próbie jego obalenia znamienną rolę odegrał Kościół. Najpierw jątrzył i podgrzewał nastroje, a potem nawoływał do spokoju i ubolewał nad losem ofiar rozruchów, strojąc się w piórka mentora i obrońcy pokrzywdzonych. Znamy tę gierkę aż nadto dobrze - z Polski lat osiemdziesiątych.
19 - 25 IV 2002 r.
KOMENTARZ NACZELNEGO
Bliski nam Wschód
pok 2200, Polska.
n Żydzi z Autonomii Żydowskiej w Polsce domagają się utworzenia własnego, niepodległego państwa. Prawie dwieście lat temu, kiedy zostali wyparci przez Arabów z Palestyny, większość z nich emigrowała nad Wisłę. Twierdzili, że wracają do siebie, bo ich korzenie na tych ziemiach sięgają kilku wieków. Dzisiaj, tak jak przed II wojną światową, jest ich w Polsce prawie 4 miliony. Chcą powrotu 3 milionów swoich rodaków z całego świata. Katolicki rząd Polski kategorycznie odmawia. Żydzi odpowiadają terrorem. Żydowscy ortodoksyjni fundamenta-liści zabili już setki Polaków. Fanatycy obłożeni materiałami wybuchowymi wysadzają się w miejscach publicznych. W zamachach co dzień giną kobiety i dzieci. Radykalni przywódcy Organizacji Wyzwolenia Izraela popierani i finansowani przez sąsiadów Polski, nie chcą pokoju, ani nawet osobnego państwa. Głośno mówią już o zniszczeniu Państwa Polskiego i zepchnięciu Polaków do Bałtyku. Zatroskany sytuacją papież zaapelował o uszanowanie sanktuariów maryjnych i innych miejsc świętych. Polski rząd i prezydent zebrali się na nadzwyczajnej naradzie. Wszyscy są zgodni, że wieloletnie rozmowy pokojowe nie przyniosły żadnego efektu, poza eskalacją przemocy. Oddanie syjonistom kilku województw i założenie autonomii żydowskiej zaostrzyło tylko ich apetyty. Ważą się losy Narodu Polskiego.
Oto hipotetyczny scenariusz konfliktu na bliskim nam wschodzie Europy. Jak go rozwiązać? Czy w zabarykadowanych domach Polacy mają liczyć przed telewizorami, ilu ich codziennie ubywa, czy może powinni zacząć zdecydowanie działać, zdusić terroryzm, zniszczyć jego bazy i przywódców? Jak? Skutecznie. Kiedy drwa rąbią, to wióry lecą, ofiary są nieuniknione. Z dwojga złego, dopóki nie ma szans na pokój, lepiej chyba, żeby ginęli agresorzy aniżeli ich ofiary.
Nie ma najmniejszych wątpliwości, kto jest agresorem na Bliskim Wschodzie. Izrael broni swoich mordowanych obywateli i być albo nie być własnego państwa. Kiedy rodzice rozdzielą tłukące się dzieci, zadają oczywiste pytanie - kto zaczął. To Palestyńczycy zaczęli tę wojnę. Ludzie Arafata prowokowali do wywołania intifadyjuż na początku 2000 roku, na wiele miesięcy przed tym, jak premier Szaron zbezcześcił rzekomo ich Wzgórze Świątynne... odwiedzając je. Kiedy to się stało, islamiści poprzysięgli zemstę i rozpoczęły się krwawe zamachy. Oto powód do wyniszczającej wojny! Czy można mieć jeszcze wątpliwości, kto tu jest normalny?! Każdy człowiek i każdy naród ma prawo do obrony. Palestyńscy terroryści mają na rękach nie tylko krew żydowską, ale również krew swoich rodaków. Już w latach 50. lider organizacji palestyńskich, Ahmed Szukejri, wołał - "Wrzucić Żydów do morza!". Arafat założył swoją bandę islamskich oszołomów Al Fatah w 1959 roku. Zwyrodnialcy zabili setki niewinnych ludzi. Porwali trzy samoloty pasażerskie, napadali na ambasady Izraela. W 1972 r., podczas Olimpiady w Monachium, zamordowali trzynastu ludzi, w tym jedenastu izraelskich sportowców. Mimo to kolejni mężowie stanu Izraela spotykali się z terrorystą Arafatem jak z równym partnerem. W 1996 roku, kiedy formalnie został uznany za prezydenta Autonomii Palestyńskiej, udzielili mu swojego poparcia. Nie tracili nadziei na pokój, który był na wyciągnięcie ręki za premiera Ehuda Baraka. Kiedy już niemal wszystko było ustalone, Arafat zażądał powrotu do Palestyny 3 milionów Arabów, wiedząc, że jest to warunek nie do spełnienia. 73-letni terrorysta jest na fali, gdy leje się krew, wtedy też dostaje największe pieniądze od krajów arabskich, uwielbia robić z siebie męczennika. Za to zupełnie nie potrafi zarządzać normalnym krajem. U źródeł obecnej wojny leży bieda w Autonomii. Buzek
i jego ministrowie przy ekonomistach z Palestyny to gabinet przełomu. Głównym powodem nienawiści Palestyńczyków wobec Żydów jest zazdrość. To zresztą w ogóle jeden z najczęstszych powodów wszelkich zatargów międzyludzkich. Izraelczycy potrafią się rządzić, są bogaci, mają piękne, czyste domy i ulice. Właśnie to, poza odmiennością religii, najbardziej kłuje w oczy Arabów, zwłaszcza że są oni często zwykłymi robolami w żydowskich firmach i osiedlach. Fakt, iż dzięki temu mają za co nakarmić własne dzieci, jakoś im umyka. Najprostszym dla nich rozwiązaniem byłoby zabić własnych pracodawców i przejąć ich własność.
Byłem w Izraelu przed trzema laty. Żydzi zamienili ten pustynny kraj w raj na ziemi. Po raz pierwszy w życiu widziałem wielkie uprawy rozmaitych sadzonek pokryte rusztowaniem cienkich wodociągów; do każdej sadzonki doprowadzony był strumyczek wody... Organizacja pracy w Izraelu nie ma sobie równej na świecie. Żydów cechuje też wielki patriotyzm, niestety, czasem również szowinizm. Ale czyżby i Polacy nie mieli wad? Szukając siedziby pod nową redakcję w Łodzi, mogłem podziwiać dziesiątki pożydowskich kamienic, imponujący dorobek tych ludzi, zgromadzony bez wojny, nie na drodze przestępstwa, lecz sumienną pracą. Że była to z reguły praca umysłu? Tym większy dla nich podziw. Antysemitów trzeba zapytać - co jest powodem ich nienawiści do Narodu Wybranego? Czy nie jest to przypadkiem zwykła, kołtuńska zazdrość? O ileż trudniej jest uczyć się kultury i zaradności od innych! Potęgę Ameryki stworzyli w dużej mierze Żydzi. Może i Polska powinna otworzyć dla nich granice i wykorzystać swoją dziejową szansę, zamiast utrudniać prawowitym właścicielom odzyskiwanie dorobku przodków. Wielu z nich udowodniło, że potrafią być również polskimi patriotami.
Jak rozwiązać konflikt na Bliskim Wschodzie? Niestety, chyba tylko w sposób radykalny. Izraelczycy powinni wycofać się z ziem, które sami dali Palestyńczykom, a następnie odgrodzić od Autonomii drutem kolczastym i polami minowymi. Muszą zamknąć swoje granice dla Arabów, przynajmniej tych nie zweryfikowanych. Arabowie ani się nie zmienią, ani też ich nie zabraknie; jedna ofiara żydowskiego odwetu zrodzi dziesięć ofiar wśród Żydów i na odwrót. Dopóki islamiści będą mogli poruszać się swobodnie po Izraelu, dopóty każdy z nich może mieć pod ubraniem bombę.
Aby sprostać wyzwaniom współczesnego świata, tego po zamachach w Ameryce, radykalne rozwiązania są koniecznością. Radykalizm w obronie praw ludzkich musi lec u podstaw ustroju, a przede wszystkim prawodawstwa każdego kraju. Wtedy cała społeczność międzynarodowa będzie mogła spać w miarę bezpiecznie. Fanatyków religijnych trzeba izolować. Złodziei i aferzystów karać ciężkimi robotami i konfiskatą majątków. Tymczasem w Polsce prawo, zamiast chronić obywateli, broni praw przestępców. Im ktoś więcej ukradnie, tym większe ma szansę na przepadek... aktu oskarżenia. Jeśli ktoś zabije włamywacza - zamiast dostać medal - idzie do więzienia. Były minister Ujazdowski, który dał z budżetu milion złotych na odnowienie kościoła we Wrocławiu, powinien z kulą u nogi odpracować z tego każdą złotówkę. Można by mu też wyrżnąć nerkę i sprzedać do przeszczepu. Obecnie jest wiceprzewodniczącym klubu PiS. Podobnych paradoksów są w Katolan-dzie tysiące! Nie brakuje ich również w Unii Europejskiej. Polska niczym unijna dziwka aspiruje do miejsca w europejskim burdelu - chłonie i powtarza jak echo wszystko, co wiatr niesie z Zachodu, łącznie ze smrodami; ostatnio także w kwestii palestyńsko-żydowskiej. A mnie się marzy skóra z Arafata przed kominkiem w salonie. JONASZ
Nr 16 mr>
9 - 25 IV 2002 r.
FAKTY n
INJ
- Ostatnie wypowiedzi Pani profesor dotyczące klonowania wywołały wiele kontrowersji w mediach i gwałtowne protesty środowisk katolickich...
- Moja wypowiedź na temat klonowania miała treść zupełnie odmienną niż stanowisko Watykanu, a ponieważ żyjemy w państwie kościelnym, a przynajmniej w takim, w którym Kościół katolicki decyduje o wielu sprawach, a rządzący liczą się z jego opinią, to całkowicie odmienne poglądy wywołują aż takie zainteresowanie.
- Kościół katolicki zdecydowanie sprzeciwia się klonowaniu, zaś
życia i na to, by ludzie żyjący mogli trwać w zdrowiu. Idzie za tym nadzieja na możliwość transplantacji różnych narządów, choćby kończyn. Nie możemy przewidzieć tego, co wyniknie z prac nad klonowaniem. Klonowaniu towarzyszy bardzo niezdrowa atmosfera pesymistycznych wizji, ale może właśnie dzięki niemu nastąpi szansa na przedłużenie ludzkiego życia, a któreś z pokoleń stanie się niemalże nieśmiertelne. Być może ludzie będą mogli żyć tak długo, jak tego pragną. A przecież najważniejszy jest w człowieku instynkt samozachowawczy. Widziałam księ-
ZAMIAST SPOWIEDZI
Klony i zakłamanie
Rozmowa z prof. Marią Szyszkowską, filozofem, senatorem RP
przewodniczący Papieskiej Rady ds. Rodziny zaapelował, aby wszystkie parlamenty uznały klonowanie za czyn przestępczy. Dlaczego Pani zdaniem klonowanie budzi tak wiele emocji?
- Myślę, że obecnie zakaz klonowania budzi takie same emocje, jak wcześniej sformułowany przez Kościół zakaz przerywania ciąży. Innymi słowy, każdy pogląd, który różni się od jednoznacznej opinii Watykanu, wywołuje w Polsce sensację.
- Dlaczego popiera Pani klonowanie?
- W moim przekonaniu z klonowaniem wiąże się bardzo istotna nadzieja na przedłużenie ludzkiego
ży i zakonnice lękające się śmierci tak samo jak osoby świeckie. Jest dla mnie rzeczą oczywistą, że poza pewnymi wyjątkami, na przykład osobami w depresji czy samobójczymi terrorystami, tak naprawdę ludzie pragną żyć bardzo długo, po cóż więc stawiać tamy badaniom, które mogą uzależnić długość naszego życia od naszej decyzji?
- Badania nad klonowaniem wymagają wolności...
- Tak, badania naukowe wymagają absolutnej wolności. Znamy z historii przykłady na to, że uczeni w dążeniu do poznania świata łamali obowiązujące zakazy, na przykład dokonywali sekcji zwłok w ukryciu,
gdy była ona zakazana. Nie można ograniczyć badania zjawiska "iks" czy "igrek". Powiedzmy otwarcie, że żyjemy w państwie totalitarnym, gdzie wiele wolności nie jest respektowanych, ale nie udawajmy, że jest to ustrój demokratyczny.
- W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że klonowanie mogą zrozumieć tylko ludzie młodzi duchem.
- Opór w stosunku do pewnych zjawisk wykazują ludzie starzy duchem, niezależnie od tego, ile mają lat. Ogół społeczeństwa lubi podążać utartymi koleinami i boi się nowych idei oraz zjawisk. W większości osób jest jakiś opór w stosunku do tego, co nowe i jeszcze nie poznane i może zmieniać dotychczasowe szablony myślowe.
- Przeciwnicy klonowania twierdzą, że może ono pociągnąć za sobą liczne niebezpieczeństwa i nadużycia, choćby handel ludzkimi organami lub wady genetyczne...
- Owszem, ale wszystkie zjawiska mogą mieć negatywne skutki. Gdybyśmy w ten sposób podchodzili do życia, to nikt nie powinien
mieć dzieci, ponieważ w każdej rodzinie może się zdarzyć przypadek kazirodztwa, czy też nie powinno się wychodzić za mąż, ponieważ mąż może zapragnąć rozwodu. Tak więc wizja grożących niebezpieczeństw klonowania uniemożliwi wszelkie badania. Przecież nikt, dokonując nowych odkryć naukowych, nie spodziewał się, że jego odkrycia zostaną wykorzystane na przykład w postaci bomby atomowej. Uderzające jest także to, że powstało tyle zamieszania w związku z moją wypowiedzią, dlatego zadam retoryczne pytanie: dlaczego katolicy, jak również wyznawcy innych religii chrześcijańskich, nie oburzają się tym, że wciąż produkowane są jakieś nowe środki służące zabijaniu ludzi?
- Skoro rozmawiamy o Kościele katolickim, to muszę zapytać, jak zareagowała Pani na sprawę arcybiskupa Paetza i na to, że Watykan nie dopatrzył się w niej winy, lecz jedynie niewłaściwego zachowania?
- W ogóle mnie to nie zaskoczyło, ponieważ studiowałam w Akademii Teologii Katolickiej, znam dobrze to środowisko i od wielu lat zdaję sobie sprawę z tego, że ho-moseksualizm jest zjawiskiem nie
tak rzadkim w tych kręgach. Jest to zresztą zupełnie zrozumiałe, ponieważ celibat jest sprzeczny z naturą człowieka. A ponieważ Watykan z reguły nie uznaje swojej winy i pewne zjawiska, które mogłyby bulwersować czy zniechęcać wiernych, stara się ukrywać, dlatego cała sprawa z biskupem poznańskim pozosta-jew duchu stereotypowych działań Kościoła. Natomiast zaskoczyło mnie to, że ci, którzy ujawnili tę sprawę publicznie, mogli domniemać, że nastąpi jakaś reforma Kościoła. Nie zaskakuje mnie natomiast to, że afery nie ujawniła "Gazeta Wyborcza". Pan Michnik obecnie stara się mieć jak najlepsze stosunki z biskupami, a zwłaszcza z biskupem Życińskim.
- Z czego, Pani zdaniem, wynika fakt, że zarówno rząd, jak i większość mediów starają się za wszelką cenę przypochlebić Kościołowi katolickiemu?
- Wynika to z lęku, ponieważ także przed 1989 rokiem rządzący liczyli się bardzo z opinią Kościoła, i przypomnę, że nie było żadnych problemów z budową nowych kościołów, czy też z uzyskiwaniem paszportów przez dostojników kościelnych. Teraz panuje jeszcze większa uległość wobec Kościoła katolickiego. Myślę, że tygodnik "Fakty i Mity" czy "NIE" na pewno nie mogłyby się przed 1989 rokiem ukazywać. O tym nadmiernym liczeniu się z Kościołem decyduje u wielu polityków po pierwsze poczucie wdzięczności za to, że w latach 80. Kościół ich jakoś wspomagał, po drugie lęk przed tym, aby niektórym politykom nie została wypomniana dawna przeszłość PRL-owska.
dokończenie na str. 4
Kościół rzymski w Polsce nie ukrywa, że genetycznie modyfikowane organizmy będą dla niego największym wyzwaniem XXI wieku. Hierarchia kościelna zapowiada, że zrobi wszystko, by nie dopuścić do manipulacji genetycznych na roślinach, zwierzętach czy, broń Boże, ludziach.
Ostatnia dekada XX w. pokazała, jak nieograniczone możliwości daje biotechnologia. Tworzenie "su-perorganizmów" GMO (Genetical-ly Modified Organism) niespełna dwa lata temu zapoczątkowało w środowisku duchownych zażarte debaty etyczne. Z pewnością już wkrótce usłyszymy z ambon, że transgeniczne wytwory inżynierii genetycznej to kolejny wymysł diabła.
Diabli nadali
Manipulacje na żywych organizmach od kilku lat wywołują sprzeciwy hierarchii Kk. Traktują to jako ingerencję w dzieło Stwórcy. Niektórzy purpuraci zdążyli już pojąć, że nie mają do czynienia z futurystyczną wizją szaleńców. Potwierdza to najnowszy raport dot. GMO, opracowany przez polskie organizacje pozarządowe. Wynika z niego, że w najbardziej katolickim kraju świata zaledwie 13,6 proc. wierzących uważa manipulacje genetyczne za niedopuszczalną ingerencję w porządek ustalony przez
Boga. Pozostali godzą się na taką możliwość, traktując GMO jako kolejną fazę doskonalenia człowieka i szansę na zwycięstwo w walce z nieuleczalnymi chorobami.
Obywatel Wadowic w Watykanie uważa, że w wyniku manipulacji genetycznych może dojść do zniszczenia środowiska i w konsekwencji do samozagłady ludzkości. Jako autorytet w dziedzinie inżynierii genetycznej twierdzi, że u podstaw takich działań człowieka stoi... błąd antropologiczny. Inaczej mówiąc, przeciętny Kowalski, No-wak czy ponadprzeciętny Życiński już w chwili poczęcia destrukcję mieli zapisaną w genach. Jest to dla JPII fakt niezwykle pocieszający, bo naturalny. Fajnie też się składało, że do tej pory nie można było tego zmienić. Szansę naprawienia genomów zaprogramowanych przez Stwórcę na zboczenia, choroby i śmierć człowieka - stwarza właśnie GMO. Wykluczenie np. u biskupa genu odpowiedzialnego za pedofilię, ekshibicjonizm lub inną dewiację wkrótce nie będzie stanowiło większego problemu. Sam papież, jeśli pociągnie jeszcze parę lat, może się stać prawie nieśmiertelny...!
GMO to nowy zgryz dla Kościoła. "Nauka i technologia są wspaniałym produktem ludzkiej twórczości danej przez Boga, otwierającym ogromne możliwości, z których wszyscy korzystamy. Wiemy jednak, że ten potencjał nie jest neutralny: może on być użyty tak dla postępu ludzkości, jak i dla jej degradacji" - przestrzega papież w jednym ze swoich wystąpień. Dopiero w listopadzie 2000 roku wezwał on wszystkich poddanych katolików do krucjaty przeciwko rewolucji biotechnologicznej. Trochę się spóźnił. Naukowcy znacznie wcześniej sięgnęli do kodu genetycznego pomidora i wstrzymali jego proces gnilny. Gdyby w identyczny sposób potraktowali DNA poznańskiego arcybiskupa i jemu podobnych - nie doszłoby do dramatu kleryków i kompromitacji Kościoła.
Rozstrzyganie dylematów natury moralnej od zawsze przypisywali sobie panowie sukienkowi. Efektem ich wielowiekowej "wszechwiedzy" jest nasze obecne zapóźnienie cywilizacyjne. Czy tak będzie nadal? We wspomnianym raporcie 15 proc. respondentów twierdzi, że
o problemach GMO powinny decydować komisje złożone z autorytetów... Kościoła! W ten sposób odpowiadali ankieterom ludzie starsi, z niskim wykształceniem, gorzej sytuowani, mieszkańcy wsi i rolnicy. Mówiąc inaczej - opoka Kk.
Nie jest tajemnicą, że Kk w Polsce popiera tylko tych naukowców, którzy ostrzegają przed GMO. Trąby jerychońskie jak zwykle najgłośniej rozbrzmiewają na KUL-u. O najnowszym narzędziu szatana coraz częściej wypowiadają się tamtejsi etycy i filozofowie z zaciągu kościelnego. Chętnie powołują się na fakt z 1996 r., gdy w jednym z polskich stawów hodowlanych Greenpeace wykrył zmodyfikowane karpie z hormonem wzrostu człowieka. Od tamtej pory na wigilijnych stołach ojczulków królują czyste genetycznie łososie i bieługi.
W Katolandzie spośród osób, które określają się jako wierzące, 15,5 proc. wyraża chęć kupowania produktów modyfikowanych genetycznie. Pozostali praktykujący wolą dać na tacę, niż powiększać konta firm biotechnologicznych. Inaczej GMO traktują niewierzący. Z ankiet wynika, że aż 28 proc. nie ma nic przeciwko transgenicznej żywności hodowanej przez wysłańców Belzebuba.
MIROSŁAW CHŁODNICKI Fot. archiwum
Z NOTATNIKA HERETYKA
FAKTY fi
r 16 (U
19 - 25 IV 2002 r.
GŁASKANIE JEŻA
Kościół, Kali i krowa
Pomiędzy Izraelem a Palestyną trwa otwarta wojna obliczona na wyniszczenie przeciwnika. A ja, gdy przeglądam "Nasz Dziennik" i inne gazety katolicko-narodo-we, kiedy słucham Radia Maryja, to cały zmieniam się w jeden wielki znak zapytania wyrażający bezgraniczne zdumienie.
Oto polscy katonacjonaliści wyrażają nieustanne potępienie dla Żydów mordujących bezbronnych Palestyńczyków. No i co z tego? Przecież wojna nie jest zła! Cóż można mieć przeciwko wojnie - to, że giną na niej ludzie, którzy i tak kiedyś muszą umrzeć? Że co? Że to obrzydliwy, nieludzki cynizm felietonisty "FiM"? Pewnie, że cynizm, pewnie, że obrzydliwy, tylko... Tylko że to nie są moje słowa. Gdzież mi tam, robaczkowi niegodnemu do potężnego autorytetu Kościoła, który je wygłosił, po czym stał się świętym.
Tak oto dokładnie wojnę widział święty Augustyn, jakże chętnie cytowany przez dostojników Kk - w tym i papieża. A może Augustyn zwyczajnie upił się tego dnia i popisał brednie? Niekoniecznie.
Od zawsze Kościół dzielił wojny na słuszne i niesłuszne. Te słuszne to np. wyprawy krzyżowe i wybijanie w pień setek tysięcy niewiernych - w tym kobiet i dzieci. Te słuszne, a nawet wskazane, to wymordowanie kilkudziesięciu milionów Indian obu Ameryk, to masakry Żydów i hugenotów, Turków, Murzynów itd. Te niesłuszne - to
takie, gdy gnębione narody desperacko rzucały się do obrony. Ot, chociażby Polacy podczas narodowych powstań. Może by tak dołączyć do Biblii apokryficzną przypowieść z "W pustyni i w puszczy" o Kalim i krowie...
Wojna przez dwa tysiąclecia była solą Kościoła i podstawą jego egzystencji. Np. słynny teolog Teodoret przyznawał wprost: " Wojna przynosi nam większe korzyści niż pokój" i ten przynajmniej łobuz był rozbrajająco uczciwy. Tak jak jego kolega po fachu - kardynał monachijski Michael von Faulhaber. Onże szczerze donosił: "Pszenica ewangelii kwitnie lepiej na polach zroszonych krwią". Albo taki niemiecki kardynał von Galen, który w kazaniach dziękował Hitlerowi za
Klony
i zakłamanie
dokończenie ze strony 3
- Kiedyś powiedziała Pani, że zakłamanie w dawnej Polsce nie było aż tak mocne jak dzisiaj...
- Zakłamanie bardzo się w Polsce nasiliło, ponieważ przed 1989 rokiem publicznie mówiono o tym, kto jest uprzywilejowany, uzasadniano to i ta grupa osób była rzeczywiście uprzywilejowana. Natomiast teraz mówi się o wolności, której nie ma. Poza tym mówi się o demokracji, której nie ma, o wieloświatopoglą-dowości, której także nie ma. Więc zakłamanie na pewno wzrosło.
- Czy zdaniem Pani profesor w Polsce istnieje szansa na to, aby zapanowała rzeczywista, a nie tylko deklaratywna wolność światopoglądowa?
- Szansa taka istnieje, ale warunkiem zaistnienia takiej wolności jest sprawowanie władzy w państwie przez grupę ludzi odważnych. Nie chodzi o walkę z Kościołem, tylko o zrealizowanie postulatu, aby państwo było neutralne światopoglądowo. Tymczasem u nas mówi się
jedynie o tym, że państwo jest neutralne światopoglądowo, a naprawdę w życiu publicznym są bardzo wyraźne naciski Kościoła rzymskokatolickiego i chęć ulegania tym naciskom, bo same naciski ze strony Kościoła nie wystarczyłyby.
- Głosząc tak odważne i bezkompromisowe poglądy, z pewnością często spotyka się Pani z wrogością i niechęcią środowisk katolickich?
- Z ludźmi światłymi o poglądach prawicowych mogę się porozumieć, chociażby na gruncie wzajemnej sympatii. Można różnić się w sposób bardzo istotny poglądami, a jednak wzajemnie się szanować i lubić. Przeraża mnie to, że pod wpływem Radia Maryja zrodził się w Polsce nowy typ katolika, fanatycznie nienawidzącego ludzi mających inne poglądy. Ostatnio, kiedy nagrywałam audycje w studiu otwartym Telewizji Puls, spotkała mnie ogromna przykrość ze strony będących w tym studiu osób fanatycznie przesyconych poglądami katolickimi. Ten fanatyzm jest niepokojący, bo strach pomyśleć, co by się stało, gdyby dać tym ludziom broń do ręki...
Rozmawiała
KATARZYNA SZELOCH Fot. archiwum
wszystko, co uczynił: "za prawo, wolność i chwalę", że nie wspomnę już o jego szefie Piusie XII, co to powiedział w 1939 r. po ataku na Polskę: "Zawsze kochałem naród
niemiecki, a teraz kocham go jeszcze bardziej".
W 1959 roku jezuita Gundlach
- najwybitniejszy doradca "papieża Hitlera" - skonstatował: " Użycie broni atomowej nie jest całkowicie niemożliwe (...) mamy bowiem całkowitą pewność, że świat nie będzie trwał wiecznie (...) i możemy powiedzieć jedynie, że Pan Bóg w swej Opatrzności wprowadził nas w taką sytuację i wie, co robi". Zawsze przecież może przyjść czas na "wojnę sprawiedliwą", czyli posiew Ewangelii "na połach zroszonych krwią ".
A w Palestynie trwa wojna. Owa wojna jest niesłuszna, bo Żydzi są z założenia źli, za to Palestyńczycy jakby też nie najlepsi, ale od "morderców Chrystusa" jednak lepsi. Więc komentarze do wydarzeń w mediach katolickich są np. takie: " Wypowiedziano wojnę pokojowi"
- to papież. Starszy Pan zapewne
uważa, że Palestyńczycy pokojowo rozrywali na strzępy setki niewinnych ludzi, a ci podstępni rozrywani więcej być nie chcieli, więc takim pokojowym krokom powiedzieli - "nie". Wcześniej opierali się przed pójściem do gazu. Co za dziwny, upierdliwy naród!
Liga Polskich Rodzin natomiast protestuje "przeciwko nieludzkiemu traktowaniu Palestyńczyków " i mówi o " triumfie nienawiści". Wcześniej jakoś nie protestowała, gdy w powietrze wylatywał autobus wiozący izraelskie dzieci do szkoły. W identycznym tonie utrzymane są komentarze Radia Maryja.
A ojciec Seweryn Lubecki drżącym głosem donosi z Ziemi Świętej: "Noc z niedzieli na poniedziałek była bardzo ciężka (...) podczas ostrzału zapaliła się część budynku. Widzieliśmy też ślady po kulach na zewnętrznych murach bazyliki (...). Widziałem uszkodzone unikalne mozaiki, przestrzelone obrazy. Zapaliły się organy ".
A ja widziałem obrazy przestrzelonych ludzi i organy, ale ludzkie, rozrzucone na ulicy siłą wybuchów. MAREK SZENBORN Fot: PAP/AP/Barkai Wolfson
Przynajmniej od roku 2000 katoliccy publicyści i duchowni na Zachodzie zwracają uwagę na fakt, że Jan Paweł II ze względu na swój sędziwy wiek i po-
ofiara złożona ze swojego życia dla Boga za Kościół. Taka męka idzie doskonale w parze z katolicką gloryfikacją cierpienia, również bólu człowieka chorego.
władzą cieszy się najbliższe otoczenie dyktatora, on sam nie jest przecież w stanie kontrolować całej ogromnej instytucji. Im słabszy, mniej sprawny władca, tym bar-
Papież na dopingu
garszający się stan zdrowia ma coraz większe trudności z wypełnianiem funkcji przywódcy Kościoła. Można więc zadać pytanie, dlaczego w takim razie nie uda się na zasłużony wypoczynek i nie pozostawi swego urzędu komuś młodszemu i sprawniejszemu? Widok starego człowieka poruszającego się z ogromnym trudem, najwyraźniej cierpiącego i ewidentnie niszczonego przez chorobę, a jednocześnie forsownie pracującego i podróżującego, rodzi nie tylko współczucie, ale także zdumienie i zażenowanie.
Otóż Jan Paweł II jest przynajmniej z dwóch powodów skazany na cierpienie i wykonywanie swojej posługi.
Po pierwsze, jest on niewolnikiem wizji, a nawet pewnej teologii (!) własnej osoby i swojego posłannictwa. Nie zapominajmy, że każdy katolicki ksiądz (jeśli jest wierzący) żyje w przekonaniu, że pełniąc funkcje kapłańskie, wykonuje wolę samego Boga, który go do pełnienia tychże powołał. O ileż bardziej dotyczy to osoby papieża! On uważa się przecież za zastępcę samego Chrystusa na ziemi, on jest "alter Christus" - "innym Chrystusem". Nie można przecież mesjanistycznego posłannictwa zakończyć ziemską, prozaiczną emeryturą. Idealnym końcem, uwieńczeniem takiego życia jest Golgota - męczeńska śmierć,
Nie zapominajmy, że pontyfikat Jana Pawła II zawsze uważany był w kręgach konserwatywnych, zwłaszcza polskich, za coś szczególnego, mesjanistycznego, nadprzyrodzonego. Panowanie Karola Wojtyły było ponoć przepowiedziane przez popularnego stygmatyka ojca Pio, miało być wypełnieniem proroctwa Juliusza Słowackiego ("słowiańskipapież, ludowy brat"), a po zamachu na niego zaczęto mówić, że jest on bohaterem tzw. III Tajemnicy Fatimskiej. Te rozmaite mistyczne oceny obecnego pontyfikatu są powszechnie znane i nigdy nie spotkały się z dementi Watykanu, mało tego, oficjalnie ogłoszono w ubiegłym roku treść "tajemnicy", żałośnie naginając jej interpretację do osoby polskiego papieża. Najwyraźniej więc JPII wierzy w to, że jest kimś szczególnym, specjalnym i przez Boga namaszczonym, a od niebiańskiego posłannictwa nie ma ani urlopu, renty zdrowotnej, ani emerytury!
Po drugie, JPII jest niezwykle potrzebny swojemu otoczeniu. Im bardziej jest chory i niedołężny, tym lepszym jest zwierzchnikiem i pracodawcą! Nie wolno nam zapominać, że państwo Watykan i cały Kk to monarchia absolutna, gdzie wszystkie decyzje podejmowane są odgórnie i gdzie wszystko zależy od jednej osoby. W takim systemie tak naprawdę absolutną niemal
dziej powiększa się władza sekretarzy, rzeczników i innych stajennych. Oni kontrolują w znacznej mierze przepływ informacji i osób. Mogą załatwić swoim znajomym, protegowanym, czy wreszcie sobie samemu - dużo więcej i dużo szybciej. W grę zaś wchodzą: władza, ogromne pieniądze i zaszczyty. To jest ich "pięć minut", a może nawet kilka lat, ponieważ nowy władca przyjdzie ze swoją świtą i swoimi zausznikami. Teraz jest ich czas, czas szarych eminencji. Taki jest los wszystkich systemów autorytarnych, watykański nie jest tu żadnym wyjątkiem.
Otoczenie obecnego papieża - z wyjątkiem tych, którzy liczą na jeszcze większe profity po jego śmierci - gotowe jest nosić Woj-tyłę na rękach i podnosić mu rękę do błogosławienia. Będzie go utwierdzało w przekonaniu, że choćby półżywy, wciąż jest w stanie sprawować swoją funkcję, że tego pragnie lud wierny; mało tego, że sam Pan Bóg pragnie papieskiego cierpienia na odkupienie grzechów całego świata.
Ci, którym taki przykry widok sprawia przyjemność, będą więc mogli do woli napatrzeć się na fizyczną degradację i gaśniecie Jana Pawła II. Człowieka, schwytanego w sidła nieludzkiej, ale też i nie-boskiej ideologii.
ADAM CIOCH
Nr 16 mr>
9 - 25 IV 2002 r.
FAKTY n
INJ
NA KLĘCZKACH
PIENIĄŻKI DO PIENIĘŻNA
PIAJA KOLUMNA
Księża werbiści z Pieniężna notorycznie dopuszczają się łamania ustawy o ochronie danych osobowych, zbierając i przechowując dane o swoich owieczkach. Za nic mają przy tym ponawiane przez owieczki żądania usunięcia ich personaliów z zakonnych rejestrów. Ludzie, wbrew własnej woli, nękani są ofertami skierowanymi do ich portfeli. Werbiści chcą sprzedać albo grafomańską literaturę, albo cykle modlitewno-dewo-cyjne, wszystko własnej produkcji. W ostatnim czasie natrętnie rozsyłają propozycję odprawiania za zmarłych mszy tzw. gregorianek. Wyznaczają przy tym horrendalnie wysoką stawkę jak za klepanie pacierzy. Wynosi ona aż 750 zł za jedną duszę! Kilka razy do roku z Pieniężna przychodzą różne blankiety, broszury, blankiety wpłat, a wszystko to przeplatane życzeniami z okazji świąt czy jakiejś rocznicy papieża. Rzecznicy praw konsumentów zgodnie uważają, że jednorazowe żądanie usunięcia danych osobowych wyrażone na piśmie powinno zmusić każdego do ich usunięcia. Policja mimo zgłoszeń poszkodowanych odmawia wszczęcia postępowania. Cóż, pieniężeński klasztor (na zdjęciu) wyjęty jest spod polskiej jurysdykcji.
PALENIE PO KATOLICKU
Oto kolejny dowód na to, że Kk nieustannie zmienia i modyfikuje swoją "niezmienną" doktrynę. Ledwie minęło dwadzieścia lat od czasu, gdy katolicyzm przestał potępiać kremowanie zwłok (1983 r.), a już chce ten rodzaj pochówku uznać za swój. "Kremacja wymaga ewangelizacji" powiedział kard. Jorge Medina Esteves, szef Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, przygotowującej specjalny dokument w tej sprawie. Teraz to, co było grzechem śmiertelnym, stanie się czymś moralnie neutralnym. Kardynał nie pochwala jednak przechowywania urn z prochami w domach, lecz zaleca chowanie ich na cmentarzu. Chyba wiemy dlaczego - przy przechowywaniu prochów w domu nie organizuje się najczęściej uroczystości żałobnych, a więc i nie zamawia duchownego... W tym
wypadku wyznacznikiem tego, co bardziej moralne, jest gotówka wpłacana przy okazji pogrzebu. Swoją drogą, Kościół nie będzie miał wielkich problemów z "ewangelizacją kremacji"
- przez setki lat puszczał ludzi z dymem (i to żywcem!) w dostojnej, religijnej oprawie, więc teraz wystarczy, że wróci do starej tradycji i odkurzy stosowne formy liturgiczne. (A.C.)
CUD W INTERNECIE
Rozmnożyli się... polscy bezbożnicy. Odkrycia dokonał portal Wirtualna Polska, który zapytał polskich internautów: " Czy uważasz, że eutanazja powinna być legalna?". W Polsce 95 proc. katolików powinno opowiedzieć się przeciw legalizacji eutanazji. A tymczasem rezultat był zgoła inny: na prawie 12 tys. uczestniczących w ankiecie
- 50 proc. opowiedziało się za legalizacją, 45 przeciw, a pozostałe 5 proc. nie miało zdania na ten temat. I jak tu w cuda nie wierzyć, kiedy w czasie owej ankiety liczba bezbożników, którzy nie kroczą ślepo po kościelnej linii, rozmnożyła się z 5 do 50 proc! Uczestnicy ankiety wypowiedzieli się też zdecydowanie nt. miejsca Kościoła w polskim społeczeństwie: "Decydują za kobiety o prawie do aborcji, decydują, co mam oglądać w telewizji, jak mam się kochać i z kim... gdzie jeszcze wsadzą pazury panowie, zbawiciele świata? " - napisał internauta o pseudonimie Z.gred. Inny dodaje: "Prym w narzucaniu swojej woli i swojego światopoglądu wiodą hierarchowie Kk z armią (coraz mniejszą dzięki Bogu) dewotek i dewotów gotowych na wszystko, byleby tylko postawić na swoim ". Miejmy nadzieję, że ów cud rozmnożenia racjonalnie myślących powtórzy się, kiedy przedstawiciele antyklerykalnej partii RACJA wystartują w wyborach. (Apostata)
BIEDA ZA WITRAŻEM
(KILIJsA M Alllll \
v,..- Ś ii ku min H
: f 1: Ś I
l MJLLkj... V J Jllffl i- .-n.cirLkj, 'a wntu
UJ U i*
czasy trudne, pełne niepokoju i lęku o miejsce pracy, o egzystencję". Jest to jednak, niestety, wstęp do czynności o nazwie - dojenie owieczek. W lutym świątyni przybył pierwszy witraż, który - jak twierdzą ludziska - kosztował, bagatela, 80 tys. zł. Ambitny proboszcz chce, by do czerwca zamontowano kolejnych 8 witraży, na co potrzeba bardzo dużo pieniędzy. Dlatego w najbliższych miesiącach, zdaniem dobrodzieja, każda rodzina powinna przekazać w takiej oto dostarczonej każdemu kopercie "dobrowolną" i anonimową ofiarę w wysokości 20 zł, tytułem raty. I pomyśleć, bieda w Śremie aż piszczy, bezrobocie bije kolejne rekordy, a "ludziom" się drogie witraże zamarzyły! (R.P.)
HUMORYŚCI RYDZYKOWI
Proboszcz parafii pw. Najświętszego Serca Jezusa w Śremie ma oczy szeroko otwarte i wie, jak pisze w liście do swoich parafian, że "przeżywamy
Inicjatywa bośniackich środowisk intelektualnych, aby pokojową Nagrodą Nobla uhonorować Tadeusza Mazowieckiego, spotkała się z jakże chrześcijańską reakcją "Naszego Dziennika". Anonimowy autor rydzykowej gazetki występuje z kontrpropozycją przyznania panu Tadeuszowi Wielkiego Orderu Humoris Causa. Uzasadnienie jest proste jak radiomaryjny drut - to dzięki jego "grubej kresce" SLD dziś rządzi Polską, a prezydentem jest Aleksander Kwaśniewski. Nie jesteśmy miłośnikami Unii Wolności ani Mazowieckiego, ale trudno nie zauważyć jego zaangażowanej postawy wobec dramatu Jugosławii. Rydzykowym pismakom, według których wariant rumuńskiej wojny domowej roku 1989 byłby zapewne dla Polski korzystniejszy niż Okrągły Stół, przypominamy, że Aleksander Kwaśniewski dwukrotnie wygrał powszechne wybory prezydenckie, a rząd Millera nie został przywieziony z Watykanu ani z Brukseli, lecz obywatele sami go wybrali. (A. Karw.)
CIACHO
POD SUTANNĄ
Na poznańskich Podolanach przy kościele Matki Bożej Miłosierdzia proboszcz Rafał Pierzchała
otwiera biznes że proszę siadać. Wpadł otóż na genialny pomysł, aby zrobić dodatkowy szmal na starej poznańskiej tradycji, zgodnie z którą mieszkańcy grodu Przemysława w niedzielne przedpołudnie udawali się całymi rodzinami na tak zwane ciacho. Od kilku już lat księża z zaciekłością godną lepszej sprawy walczą z niedzielnym handlem. Nie w smak im jest, że spora część kasy trafia nie na tacę, ale do okolicznych sklepików i kawiarenek, że o marketach nie wspomnę. Batalia o niedzielny handel miała nawet swój epilog w Sejmie. Nie udało się ukrócić odpływu gotówki. Na cóż jednak napoleońskie głowy sprzedawców kota w worku i zasada: jak nie możesz czegoś zwalczyć, to się do tego przyłącz. Proboszcz Pierzchała wpadł na pomysł letniej kawiarenki przy kościele. Jak się dowiedzieliśmy, inspiracją były Stany Zjednoczone, gdzie w tzw. polskich parafiach organizowane są małe kawiarenki i polonusi po mszy mogą chwilę z sobą porozmawiać o starym kraju, wymienić się plotkami, załatwić robotę. Ponoć parafianie od poznańskiej Matki Bożej Miłosierdzia o niczym innym dotychczas nie marzyli, tylko o kawiarence z księdzem za barem. A interes mógłby się fajnie nazywać: "U księdza" lub "Pod Sutanną". Jednak - jeśli akurat o Poznań chodzi - proponujemy połączyć obie te nazwy.
(AND.)
ŚWIĄTECZNA DANINA
W poznańskim kompleksie handlowym Jumbo, przy ulicy Góreckiej mieści się apteka pod piękną nazwą "Przy kościele". Myli się jednak ten, kto pod szyldem kościoła spodziewałby się darmowych lub tańszych leków. Szok przeżyła jedna z poznania-nek, pani B.S., która w niedzielę dokonała w tej aptece zakupów. Przypadkowo, przeglądając w domu paragon, ze zdziwieniem stwierdziła, że do kwoty kilkunastu złotych za leki doliczono jej 2,50 zł jako "taksę świąteczną". Jak wytrzymała to kasa fiskalna? W podobnej sytuacji znalazło się dużo więcej kupujących, których nikt nie raczył powiadomić o dodatkowej, wielkanocnej daninie na Kk. Nikt też nam nie powie, że nie jest to zwykła kradzież. (AND)
KOŚCI - PODRÓŻNICZKI
Proboszcz najstarszej w Orzyszu parafii przy ul. Wojska Polskiego zafundował szczątkom z przykościelnego cmentarza pośmiertną wyprawę turystyczną. Część ludzkich kości pochodzących z istniejącej tu niegdyś nekropolii wylądowała na jednej
z prywatnych działek, inne rozrzucono w kilku miejscach w Orzyszu. Dopiero gdy właściciel działki ujrzał czaszki i ludzkie piszczele, zrobił się szum. Policja i prokuratura zbagatelizowały sprawę, bo szczątki nie miały związku (jak uzasadniono) z jakimkolwiek przestępstwem. Proboszcz - mający w biurku dokumentację parafii na kilkaset lat wstecz - stwierdził, że o istnieniu dawnego cmentarza nic nie wiedział... Część kości zebrano do worków i pogrzebano. Co stało się z ludzkimi szczątkami wywiezionymi "w nieznane miejsce" - nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że pod fundamenty potężnej nowej plebanii wywieziono olbrzymią ilość ziemi. O czymś takim jak nadzór archeologiczny nikt w Orzyszu nie słyszał... (R.P.)
BÓJKA PRZY KONFESJONALE
Tego jeszcze nie było! Podczas niedawnych przymusowych rekolekcji doszło do bójki między uczniami 5 i 11 gimnazjum w Warszawie. Młodzi pokutnicy pobili się o to, który z nich pierwszy podejdzie do konfesjonału. A że słowne argumenty na nic się zdały, wkrótce doszło do regularnej nawalanki nastolatków obu szkół i interwencji sił porządkowych. Nawet zatrzymanie 8 uczniów nie przyniosło efektu i trzeba było wezwać posiłki. Całe szczęście, że byli przed spowiedzią... (R-P0
TRĄBKA ZA 13 TYS.
11--
* M
Z okazji dziesięciolecia toruńskiej diecezji tamtejszy magistrat ufundował dla katedry św. Janów (na zdjęciu) 260-kilogra-mowy dzwon. Nazwano go Tu-bula Dei, czyli Trąbka Boża. Na odlanie i montaż malucha miasto wyłożyło 13 tys. zł. Dziwne, że w mieście, w którym stopa bezrobocia przekracza 30 proc, nie ma dziś pilniejszych wydatków niż fundowanie kosztownej sygnaturki. Chyba że ma to być ostatni dzwonek... (M. Kram)
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
19 - 25 IV 2002 r.
Ścigany za młodu
Jak najszybciej dostać się z lekcji religii do gabinetu neurologa? Droga jest prosta i krótka. Pod warunkiem, że się mieszka w Rzeszowie - no bo gdzieżby indziej!
Michał jest miłym, grzecznym chłopcem. Uczęszcza do Państwowego Gimnazjum nr 1 w Rzeszowie. Ma 15 lat. Jeszcze niedawno był piątkowym uczniem. Nic nie zapowiadało horroru, który stał się jego udziałem. Zaczęło się zupełnie niewinnie. Pani Danuta K., mama Michała, postanowiła wypisać chłopca z religii, chcąc mu zaoszczędzić upokorzeń, jakich doznawał na tych lekcjach. Na domiar złego z tego jedynego przedmiotu chłopak wracał do domu najczęściej z jedynkami w zeszycie.
Cała klasa zsiniała z zazdrości: - Ale ty masz dobrze, my to musimy, kurczę, na to chodzić - mówili.
Niestety, to "dobrze" trwało bardzo krótko. Z obserwacji i rozmów z synem zaczął się matce chłopca wyłaniać bardzo niepokojący obraz. Wiele wskazywało, że Michał coraz szybciej stawał się persona non grata dla pani Lucyny Żołądek - dyrektorki gimnazjum, dla nauczycieli, pedagoga szkolnego i w końcu dla części dzieci podkręconych przykładem dorosłych. Przerażone dziecko opowiadało matce, że niektórzy nauczyciele przebąkują o wydaleniu go ze szkoły, o izbie dziecka, a nawet
0 sprawie w sądzie.
Pani K. postanowiła dociec prawdy. Zaczęła więc odwiedzać szkołę
1 zadawać niewygodne pytania.
Zauważyła też zdumiewająco nagłe pogorszenie ocen, jakie jej syn otrzymywał ze wszystkich przedmiotów - jakby Michałowi z dnia na dzień ubyło inteligencji. Z niepokojem dowiadywała się, że dziecko jest często zabierane z lekcji na niekończące się rozmowy ze szkolnym pedagogiem... Do tego dochodziło ośmieszanie i upokarzanie na lekcjach wobec wszystkich uczniów. Za co? Za najmniejszą pomyłkę, za brak zeszytu, za niewłaściwą minę. Doszło nawet do tego, że chłopca przeniesiono do innej klasy bez wiedzy matki i nadal grożono zmianą szkoły. Wychowawczyni i dyrektorka szkoły zaczęły mówić o nagannym zachowaniu Michała. Miał przynosić do szkoły ostre przedmioty, naboje, zapalniczki i stał się jakoby niebezpieczny dla kolegów. Na jednej z lekcji podobno podpalił włosy koleżance.
Ciekawe, że brakuje jakiejkolwiek dokumentacji tego rodzaju zachowania. W dzienniku uwag są natomiast wpisy typu: "przeszkadza, brak zainteresowania lekcją" itp... Szkoła nie uważała za zasadne powiadamiania matki o rzekomych wybrykach syna. Najbardziej zadziwia jednak przeprowadzenie swoistej ankiety wśród dzieci, której tematem było zachowanie Michała. Mimo żądania matki nie udostępniono jej
wyników, dokumentów dotyczących syna, ani nawet statutu szkoły.
15-letni Michał nie wytrzymał nagonki. Dziecko znalazło się w gabinecie neurologa. Diagnoza była jednoznaczna: "zaburzenia nerwicowe, depresyjno-lękowe związane z problemami szkolnymi". Michał od ponad miesiąca ma zwolnienie lekarskie i do dzisiaj się leczy.
Pani Danuta K. postanowiła dochodzić praw swojego dziecka. Zaczęła od Kuratorium Oświaty w Rzeszowie, gdzie złożyła skargę na gimnazjum nr 1 o psychiczne znęcanie się nad jej synem. Sprawą zajęła się wizytator Krystyna Czubara. Jednak w jej poczynaniach pani Danuta K. dopatrzyła się jedynie stronniczości. Prosiła więc dalej o pomoc; kolejno: Rzecznika Praw Ucznia w Warszawie, Rzecznika Praw Dziecka, Rzecznika Praw Obywatelskich, Ministerstwo Edukacji Narodowej i Sportu. Niestety, lakoniczne odpowiedzi niczego nie wyjaśniały.
Kluczem do tej gehenny zdają się być dwa pytania postawione pani Danucie K. przez dyrektora rzeszowskiego Kuratorium Oświaty: " Czy pani K. dobrze się zastanowiła, pisząc skargi na szkołę, bo może zaszkodzić dziecku i sobie? Czy wypisanie dziecka z religii jest spowodowane poglądami pani K. ? ". Po takim dictum matka chłopca przestaje mieć jakiekolwiek wątpliwości, że cała nagonka na syna ma podłoże religijne. Pan Władysław Rusin, piastujący do niedawna stanowisko kuratora oświaty w Rzeszowie, po upływie 4 miesięcy od
linii
Ś I Ś J ,.,,,_
im i r
Ku4n
Jtodluj|ttcŁ.I ksrnior Ctatuti ul. OiniB>t.ililika 15
Szanowny Puiit
IJcciEJmie nrinrmujf, ii dc JŁihtoilIi Prtw Dbyuablikieb wp ikaruj dfU^tiiw \t>ł#t&> IłdrtUU pfjawów BitirJaAnuji *iJwl uwnuiw nie UL7j:nnii:Ti:y:i w lekcjach nelipii Nn si U: jednak prut-lem* iwmagaj^n1 i pTa"-viiL=j- * tozci pojjfttludu&i*irJiimib
-n P.P.O t. 15 Lrpca 1987 r. (DtU. i 2M1 r Nr U_ pet N7), uprzejm*
na
cyklu
i rcligjjng l lwi [rin pogląd nvt ej oraz urnwnn dla uczniów lik i muczycieb
złożenia przez panią K. skargi na działania szkoły obiecał (a jakże), że będzie się sprawie przyglądać! 17 września 2001 r., Danuta K. złożyła do prokuratury zawiadomienie o "przestępstwie psychicznego i moralnego znęcania się nad małoletnim Michałem K. przez nauczycieli Gimnazjum nr 1 w Rzeszowie". I tutaj znowu coś nie jest tak. Pojawiają się np. sprzeczne opinie psychologiczne na temat Michała. Świadkowie, a w szczególności pedagog ze szkoły chłopca, zeznaje: "(...) Według mnie, Michał nie jest uczniem, który wykracza poza przyjęte normy i nie sprawia większych problemów od innych dzieci (...)". Z zeznań innych nauczycieli wynika, że Michał jest otoczony bardzo troskliwą opieką, a szkoła robi co w ludzkiej mocy, żeby mu we wszystkim pomóc. Prokuratura umarza dochodzenie,
albowiem "(...) brak jest realizacji znamion występku stypizowanego w art. 207par. 1 kk (...)". Pani Danuta reasumuje: - Wolę mieć z diabłami do czynienia niż z takimi aniołami. Stąd trzeba szybko uciekać.
Usiłowałam skontaktować się z drugą stroną konfliktu, ale okazało się to niemożliwe. Pani dyrektor gimnazjum widać bardzo lubi przebywać poza miejscem pracy i nawet jej sekretarka nie potrafiła powiedzieć, kiedy i czy w ogóle szefowa się pojawi.
Gdzieś po drodze zapomniano o dziecku. Czy Michał wie, co znaczy słowo "stypizowany"? Czy wie, o co w tym wszystkim chodzi? Codziennie zakłada plecak i idzie tam, gdzie podobno czeka na niego troskliwa opieka. Tylko dlaczego wciąż ma ochotę stąd uciec?
LIDIA SZENBORN
Mamy prośbę. Nie opowiadajcie treści tego artykułu obcokrajowcom. Albo nie uwierzą, albo uznają nas wszystkich za zde-wociałych idiotów. I jeszcze odbiorą nam bilet do UE. Bo o biletach będzie tu mowa.
- Moje uczucia religijne są poniewierane
- nie kryje rozżalenia pani Rozalia Unicka, autorka protestu wobec drukowania na biletach komunikacji miejskiej w Lubinie herbu miasta przedstawiającego piastowskiego orła z Matką Boską zamiast głowy. Jej zdaniem, prawdziwa demokracja to "demokracja katolicka".
Choć pani Rozalia walczy przeciw maryjnemu orłowi już półtora roku, to jednak skromnie nie życzy sobie rozgłosu wykraczającego poza granice parafii. Nie ufa dziennikarzom. Mimo to chętnie informuje, że podstawą protestu - podpisanego przez ponad 30 zapaleńców broniących czci MB i Dzieciątka Jezus
- jest fakt kasowania, a nawet deptania biletów ze świętym wizerunkiem - co, zdaniem parafian, obraża ich uczucia religijne.
Demokratyczne podejście do życia kończy się jednak na etapie pytania, czy wyznających inne religie nie obraża nagminne wywieszanie krzyży w urzędach i szkołach. We- / dług pani Rozalii " to przesada, bo w Polsce grupa katolików jest większa". Na pytanie, czy nie jest to brak tolerancji i narzucanie woli mniejszościom, pani Rozalia odpowiada: " to demokracja decyduje, że właśnie tak jest w kraju katolickim"...
Bileterka
Ale Rada Miasta nie podzieliła punktu widzenia "prawdziwych parafian", więc pani Rozalia i jej sojusznicy twierdzą, że negatywne rozpatrzenie wniosku złożonego Radzie to właśnie policzek dla demokracji, która - ich zdaniem - powinna być katolicka albo żadna! Jeszcze większy policzek dla dewotów to obraza uczuć spowodowana przez plastyka malującego reklamy na autobusach miejskich. Odpadająca farba jednej z reklam, na postaci ochroniarza ze spluwą w rękach, odsłoniła w okolicach jego (Boże,
wybacz!!!) przyrodzenia
/- sporny wizerunek orła z Matką Boską. - "Dokładnie tak było!" - wykrzykuje pani Rozalia,
przypominając, że właśnie z takim herbem na sztandarze, kilkaset lat temu ruszał do boju Henryk Pobożny. Jej
zdaniem, dość już świętokradztwa, czyli nadużywania symboli religijnych i narodowych. Warszawa miała kiedyś na biletach Chopina, Legnica profanowała w ten sam sposób wizerunek Jana Pawła II, ale wszystko to zmieniono, gdyż było to "poniewieranie świętości". Zwolennicy pani Rozalii są skłonni iść na "dalekie" ustępstwa - tzn. łaskawie zezwalają na dalszą, częściową profanację świętych obrazków na herbach miast - byle tylko były używane do godnych celów. Natomiast kasowanie, rozdeptywanie zużytych biletów lub wrzucanie ich do kosza świętokradztwem jest i basta! Ciekawe, jak parafianie rozliczą liczne zakony, fundacje i firmy parafialne produkujące święte pocztówki, czy choćby aktywnie współuczestniczącą w procederze Pocztę Polską, której klienci wyrzucają do kosza przeczytane, świąteczne życzenia z wizerunkiem... Wszak to jakaś orgia profanowania z piekła rodem! Właśnie dlatego profanom symboli może się przyśnić nocą wykładnia art. 196 kk, na który - składając donos do prokuratora - powoływali się obrońcy Matki Boskiej: "Kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci wiary religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega
karze pozbawienia wolności do lat 2". Na początku zwolennicy "demokracji katolickiej" zadowolili się oddaniem sprawy pod głosowanie samorządu, teraz trudno nie uznać za ich sukces oficjalnego skierowania sprawy do wrocławskiego oddziału Naczelnego Sądu Administracyjnego. W radzie miał miejsce spisek, bo jak twierdzi pani Rozalia, nawet niektórzy ludzie prawicy głosowali przeciw propozycji usunięcia wizerunku MB z biletów komunikacyjnych. Swoją drogą, ciekawe, jakby wyglądał na herbie miasta piastowski orzeł z głową Małysza...? Czy wtedy ruszyliby z pozwami miłośnicy skoków narciarskich?...
Dla obrońców wiary już od początku - gdy tylko okazało się, że projekt nie będzie na obradach głosowany w pierwszej kolejności - sprawa wyglądała na śmierdzącą. A przecież, zdaniem popleczników pani Rozalii, art. 53 Konstytucji RP zapewnia obywatelom wolność religii i ochronę przed bezprawnym znieważaniem wizerunków wiary. Toteż nic dziwnego, że do kolejnych instytucji administracji państwowej, samorządowej, przedsiębiorstwa PKS czy organów sprawiedliwości trafiają następne listy z "delikatną sugestią": "Domagam się niezwłocznego wycofania ze sprzedaży biletów, które zawierają wizerunek Matki Boskiej z Dzieciątkiem Jezus ". Pod listami zawsze zamieszczany jest wykaz instytucji, do których wysyłane są kopie korespondencji. Nieodmiennie kończą go: Redakcja "Gość Niedzielny" oraz... Ksiądz Dyrektor Radia Maryja. I wszystko jasne. DARIUSZ JAN MIKUS
Repr. archiwum
Nr 16 mr>
9 - 25 IV 2002 r.
FAKTY n
INJ
POLSKA PARAFIALNA
Podatniku! Łap się za portfel i uciekaj, gdzie pieprz rośnie. Byle jak najdalej od prałata Jankowskiego, bo ten ma kolejny pomyst, jak Cię oskubać.
W"FiM" nr 14 pisaliśmy, jak to prałat Henryk Jankowski, pierwszy czarny biznesmen RP, ostrzy sobie zęby na opanowanie rynku wy-
samego siebie i swą bezczelnością zaskoczył całe Wybrzeże. Zwrócił się bowiem do wojewody pomorskiego z żądaniem, aby ni mniej, ni więcej tylko państwo (czyli po-
A\>ct\\X
zanim zostanie ukończony - dobrem narodowym. Skoro zaś jest to dobro narodowe, to niech naród łoży na jego budowę! Proste? W wielkiej dobroci ksiądz Jankowski oświadczył, że łaskawie nie chce od państwa pieniędzy na realizację swoich zachcianek, a jedynie
życzy
sobie... bursztynu
i to natychmiast! Wymyślił sobie, że państwo bez szemrania zgodzi się na darowanie parafii św. Brygidy całych zasobów tego surowca wydobytych przy okazji budowy dróg, au-
robotach ziemnych, praktycznie wszędzie, gdzie wbije się łopaty, pojawia się bursztyn, któ rego księdzu ogromnie potrzeba. Tak się bowiem porobiło,
J
bursztun
dobycia i handlu bursztynem z całych polskich złóż. Pisaliśmy także, że decyzja o budowie gigantycznego bursztynowego ołtarza w bazylice św. Brygidy podjęta była według wszelkich przesłanek po to, aby Kk miał pretekst do przejęcia kontroli nad wydobyciem bursztynu w Polsce. Wychodzi na to, że mieliśmy rację.
Proboszcz gdańskiej parafii św. Brygidy, kolekcjoner wszelakich zaszczytów, medali i dóbr doczesnych, znany z wystawnego trybu życia, osoba nie licząca się z nikim i niczym - prałat Henryk Jankowski - przebił tym razem
datnicy) wzięło na swój kark dalsze finansowanie budowy bursztynowego ołtarza!
Butny prałat stwierdził, że budowa tego dzieła -jednej z największych fa-naberii przełomu wieków - to już nie tylko sprawa parafii. Ołtarz, swym przepychem przyćmiewający słynną Bursztynową Komnatę, stał się według próbo szcza
jeszcze
Wojewoda pomorski - wariat czy samobójca?
tostrady, urządzeń nabrzeżnych i innych tego rodzaju inwestycji państwowych lub samorządowych, realizowanych w Gdańsku i okolicach. Takiego urobku może być na Wybrzeżu dość sporo, zwłaszcza że wojewoda pomorski wdraża rządowy program budowy autostrady Północ-Południe oraz kilku innych znaczących inwestycji. Wiadomo zaś, że w Gdańsku przy wielkich
że skubańcy Rosjanie (zapewne złośliwie) zamknęli swoje kopalnie pod Kali-ningradem. Prałat stanął więc przed widmem braku materiału na bursztynowy ołtarz, na który potrzeba ponad 8 ton kruszcu. Dla Jankowskiego brak kilku ton bursztynu to tak, jakby bezrobotnemu Kowalskiemu zabrać zasiłek.
Za chińskiego Boga,
ksiądz nie chce do tego dopuścić, bo umyślił sobie, że ukończy budowę jeszcze w tym roku. Jankowski zażyczył sobie spotkania w tej sprawie z Janem Ryszardem Kurylczykiem, lewicowym wojewodą pomorskim. Wojewoda, jako człowiek nadzwyczaj kulturalny, nie kazał od razu spadać prałacinie na drzewo, ale taktownie stwierdził, że na Pomorzu jest jeszcze kilka ważniejszych inwestycji niż jego ołtarz. Jeśli więc proboszcz chce go dalej budować, to niech to robi za swoje lub swoich przydupasów pieniądze. Czy sprawa na tym się skoń-Obawiamy się, że nie, bo znając zachłanność klechy, możemy założyć się o tonę bursztynu, że nie spocznie on, dopóki nie dopnie swego. Czy zaś to będzie bursztyn pozyskiwany z lądu, czy też Kk przejmie koncesję na wydobycie go spod dna Zatoki Gdańskiej, czy może ojciec (?) Rydzyk każe swoim babkom przysyłać bursztynową biżuterię - na jedno wyjdzie. Ważne, żeby urzędnik watykański mógł realizować swoje chore pomysły.
JACEK KOSER Fot. archiwum
Jedni pożyczali z banków pieniądze i oddawali je salezjanom. Inni te pożyczki żyrowali. Teraz jedni i drudzy będą najprawdopodobniej latami płacić za katolicką wiarę, a raczej łatwowierność. Prawdziwy dramat przeżywają dziesiątki osób, które zostały oszukane przez salezjańskich zakonników. Ludzie ci pobierali ogromne bankowe kredyty (w złotych, euro i dolarach) i przekazywali je "na Kościół". Inną, jeszcze większą grupę, stanowią żyranci tych pożyczek. Są wśród nich naiwni, namówieni do poręczeń przez zakonników, ale także osoby, które o fakcie użycia ich danych i sfałszowania podpisów dowiedziały się zaledwie kilkanaście dni temu z wezwań nadesłanych z legnickiego Kredyt Banku. W parafii organizowane są spotkania radcy prawnego z poszkodowanymi, który radzi ludziom, żeby pisać prośby do banku o odroczenie spłaty
i pod żadnym pozorem nic nie zgłaszać policji.
- Przecież gdy ci ludzie piszą do banków o odroczenie, to automatycznie zgadzają się na spłatę nigdy nie zaciągniętego długu. Jeśli zostali oszukani, to przestępstwo musi być jak najszybciej zgłoszone do prokuratury. Zaczyna się
Pożycz-liwi
we mnie gotować - mówi nasz informator z Lubina.
Wieczór spędzamy w salce katechetycznej lubińskiego liceum salezjańskiego. Po zakończeniu mszy w pobliskim kościele pod wezwaniem św. Jana Bosko w pomieszczeniu zaczyna brakować miejsc.
- Witam rodzinę kredytową
- mówi z uśmiechem mężczyzna, który będzie prowadził spotkanie. Sala wybucha mniej lub bardziej wymuszonym śmiechem. Wszyscy znają się doskonale. Większość
mówi do siebie po imieniu.
- Czy do kogoś przyszła odpowiedź z banku, że jest zgoda na przesunięcie terminu płatności pierwszej raty kredytu? - pyta mężczyzna.
Ludzie w odpowiedzi kręcą przecząco głowami.
- W każdym razie niczego nie podpisujcie. Tego nie wolno robić. Absolutnie nie płaćcie żadnej raty. Jak raz to zrobicie, bank nigdy się już od was nie odczepi - mówi trzydziestoparoletni mężczyzna, który objął rolę gospodarza.
Obecność dziennikarzy incognito nikogo nie dziwi. Widocznie na każde spotkanie przychodzi coraz to nowy poszkodowany.
- Czy kontaktował się pan z księdzem Ryszardem? (Ryszard
M., były prezes salezjańskiej fundacji, aresztowany w lutym br. m.in. pod zarzutem wyłudzenia z banku 133 y \ min zł - przyp. red.) Czy on już wie, w jakiej znaleźliśmy się sytuacji - pada pytanie z sali.
- Staram się o widzenie. Na razie to niemożliwe. Może go odwiedzać tylko rodzina: dwie siostry i ojciec, oraz - oczywiście - adwokat. Może przez niego przekażemy nasze pytania.
Na razie ustaliłem, że ksiądz Ryszard przebywa w dwuosobowej celi. Zrobił sobie ołtarzyk. Odprawia nabożeństwa. Mirek (Mirosław M., lubiński biznesmen, także aresztowany w tej sprawie - przyp. red.) ma gorzej, jest w celi czteroosobowej - opowiada zasmucony radca.
Wreszcie ktoś pyta, czy składać doniesienia do prokuratury w sprawie wyłudzonych kredytów.
- Wiem, że niektórzy tak zrobili. Inni byli na policji, ale skoro organy ścigania już wiedzą, to chyba nie ma sensu, aby robił to każdy z osobna - mówi niepewnym głosem.
- Co zrobiliście już w naszej sprawie? - pada niecierpliwe pytanie.
- Listy wysłane zostały do prymasa, Episkopatu Polski, nuncjusza apostolskiego i biskupa legnickiego Tadeusza Rybaka - mówi kobieta, która w "rodzinie kredytowej" pełni wyraźnie rolę sekretarza. Leżą przed nią listy obecności i inne dokumenty.
- Byliśmy z księdzem S. w Kredyt Banku w Legnicy. Ustalono, że
nie będzie trzeba spłacać odsetek, tylko kwotę główną. Ksiądz powiedział, że jakoś sobie poradzimy, że rozłożą na 20 lat. Jak? Przecież
mamy rodziny,
nie jesteśmy sami, tak jak on... - dodaje niewiasta.
- Czy ustaliliśmy w końcu, ilu jest poszkodowanych? Ja jestem żyrantką księdza, którego nie ma na naszej liście. Czy on coś robi w tej sprawie? Zresztą przecież ja podpisałam cały plik tych bankowych formularzy. Co to ma teraz za znaczenie? Jeden w tę czy w tę... - najpierw pyta, a potem sama sobie odpowiada, kobieta w średnim wieku.
- Podobno takich jak my jest ponad setka. Czytałem w "Gazecie Wrocławskiej" - mówi mężczyzna.
- Właśnie! Co z prasą? Powiadamiać dziennikarzy? - pyta inny.
- Niektórzy z was rozmawiali już z dziennikarzami. Ja to odradzam - mówi gospodarz.
- Tak, zostawmy ich sobie jako ostatnią deskę ratunku - dodaje inny.
Spotkanie się kończy.
MAJA GROHMAN
GRZEGORZ ŻURAWIŃSKI
współpraca: CH, JOM
POLSKA PARAFIALNA
Nr 16 (111)
- 25 IV 2002 r.
Mieszkańcy kilku wsi pod Chojnowem wcale nie ukrywają swego stosunku do księdza dusigrosza, najbardziej znienawidzonego w okolicy człowieka.
- Nigdzie w świecie tak się nie dzieje! Ja jestem wierząca, chodzę do kościoła, bo chodzę do Boga, a nie do księdza. Ale jak mi dziecko wróciło ze święconką i powiedziało, że nie poświęcił - to myślałam, że
ulubione słowo. Ksiądz ma swój samochód, ale nie przyjeżdża do nas na msze. Za przywiezienie do Rudyńca parafianie płacą mniej, bo na plebanię jest o kilometr bliżej - opowiadają parafianie.
Tadeusz Kopeć jest człowiekiem wierzącym, w Starym Łomie nieodpłatnie pełni funkcje kościelnego i dzwonnika. U niego też są klucze do świątyni. Mimo to cała jego rodzina i przybyli na rozmowę z dziennikarzem sąsiedzi nie
podczas liturgii. W okolicy jest już pokaźny zbiór takich kaset. Wierni parę razy informowali przełożonych plebana o jego fa-naberiach, np. kanclerza kurii legnickiej ks. Józefa Lisowskiego. Do tej pory nie ma jednak żadnych efektów, no, może prawie żadnych, jeśli nie liczyć ostrego skrytykowania przez ks. Pałaca osób, które wystąpiły ze skargą. Zdaniem miejscowych, ks. Pałac już się nie zmieni, bo jego hierarchia ważności opiera się jedynie na poszanowaniu rzeczy materialnych.
bez skazy
Ksiądz Pałac używa ambony do walki z chamstwem. A chamstwo to parafianie, którzy nie chcą łożyć szmalu na dowożenie księdza na mszę do kościoła odległego od plebanii o... trzy kilometry. Chamstwo jest wymieniane imiennie podczas czytania ogłoszeń duszpasterskich i za karę nie dostaje komunii...
szlag mnie trafi. Tyle złego, co on tu zrobił, to nie mają na sumieniu wszyscy księża na Dolnym Śląsku.
Ale ksiądz Jan Pałac (na zdjęciu) nie przejmuje się opinią wiernych w miejscowości Stary Łom.
Do kościoła odległego o 3 km od plebanii ani myśli dojeżdżać swoim nowym oplem astra. " Obowiązkiem księdza jest odprawić mszę, a obowiązkiem parafian jest dowieźć mnie do kościoła. Ci bez swojego auta muszą opłacić zmechanizowanych, którzy dowożą za nich księdza..." - mawia bez cienia wstydu.
- Ludzie są zszokowani jego bezczelnością. W ostatnią niedzielę wyzwał panią, która go nie przywiozła, od chamki - to jego
ukrywają rozżalenia i bardzo ostro krytykują postępowanie księdza:
- To coś nie tak, żeby na święta wielkanocne nie poświęcił pokarmów - mówi pani Kopeć, a jej małżonek dodaje: - Od Bożego Narodzenia nie był na mszy pięć czy sześć razy. Przecież on jest powołany, aby odprawiać msze, a nie żeby go dowozić.
- Ale podobno ostatnio przyjechał swoim autem?
- Bo chodziło o pieniążki. Była zbierana specjalna taca na Katolicki Uniwersytet Lubelski. On takiej okazji nie przepuści!
Podczas rozmowy gospodarze puszczają na wideo fragmenty nagrań pokazujących wyczyny księdza
- Kiedyś przyniósł na lekcję religii pilota do swojego nowego telewizora - opowiada młody człowiek. - Prawie przez godzinę pokazywał jego funkcje i chwalił się, że ma najlepszy telewizor w okolicy.
- To jeszcze nic - komentuje pani Kopeć. - Małej dziewczynce odmówił udzielenia komunii, bo w tygodniu nie przyszła na mszę!
Wiele pretensji mają parafianie do prywatnego życia księdza.
- Na sznurze przed plebanią ciągle wiszą pieluchy albo majtki i biustonosz. Kobieta, co jest niby jego kucharką, rządzi całą plebanią. Ona zawsze odbiera telefony, wie, kogo ksiądz pochowa, o której i za ile - decyduje o wszystkim. Pytaliśmy księdza, skąd wzięło się dziecko na
plebanii i czy jest jego - a on... wcale nie zaprzeczył. Tutejsze kobiety powiedziały wprost, że ta pani ma się wynosić z plebanii - ale ksiądz
się sprzeciwił, bo pewnie go szantażowała, że powie, czyje to dziecko. Plebania w miejscowości Osła jest zaniedbaną choć miejscowi przysięgają, że za bytności poprzedniego proboszcza był tu rajski ogród. Do kolejnego domu szybko schodzą się wierni i pokazują następne nagrania wideo. Sfilmowane sceny przypominają robotnicze protesty z lat 80. Tym razem poszło o płacenie pieniędzy za przystępujące do pierwszej komunii dzieci. Ponieważ część rodziców nie miała ochoty przystać na wysokie stawki wyznaczone przez kapłana, ten odmówił pobłogosławienia dzieci na zewnątrz świątyni i uroczystego wprowadzenia ich do środka.
- Ludzie niemal płakali, żeby wyszedł pobłogosławić dzieci. Kiedy stanowczo odmówił, to w ostatniej chwili nie dopuściliśmy, żeby rozpoczęła się msza - opowiadają zebrani. - Wszystko zaczęło się od pieniędzy. Po podliczeniu kosztów ksiądz powiedział wprost:"Dla mnie 43 złote od dziecka". Tyle policzył za naukę siadania, klęczenia i zachowywania się w kościele. Razem z książeczkami,
kwiatami i różańcami wyszło 90 złotych od sztuki.
- Mojemu dziecku wyrwał z rąk świeczkę jeszcze na plebanii przed
komunią, bo nie chciałam mu płacić za jego nauki. Koleżance wszystko powyrywał z rąk - normalnie szarpał ją za ręce. Mówię, bo byłam przy tym i widziałam. Gotowy był mnie nawet uderzyć!
Nagranie wideo przedstawia stojącego przy ołtarzu kapłana w ornacie, otoczonego przez kilkadziesiąt zdesperowanych osób (zdjęcie u dołu). Wierni blokują ołtarz i uniemożliwiają rozpoczęcie mszy. Sytuacja jest napięta - niemal na granicy rękoczynów. Parafianie - niczym na strajkowej pikiecie - rytmicznie klaszczą w dłonie i skandują: "Wpro--wa-dzić dzie-ci!!, Dzie-ci cze--ka-ją!!". Ksiądz nerwowo zakazuje filmowania (patrz zdjęcie), a gdy nie odnosi to skutku - ucieka do zakrystii. W tym czasie rodzice dzwonią z telefonów komórkowych do kurii i proszą o interwencję. Okazuje się, że mogą sobie dzwonić i prosić. Nikt nie oddzwonił.
- Razem z naszymi dziećmi szła do komunii jego starsza córka - dodaje pani w podeszłym wieku, a inna jej wtóruje: - I ona jako jedyna już siedziała w kościele, a naszych dzieci nie chciał wprowadzić!
Na początku kwietnia parafianie wystosowali do kurii w Legnicy oficjalną prośbę o usunięcie proboszcza Pałaca z ich parafii. Otrzymali nawet odpowiedź, że sprawa zostanie rozpatrzona.
Sam ksiądz Pałac nie odpowiada na pytanie, dlaczego dzieci boją się go jak diabła. Uparcie twierdzi, że jedynie wymaga od wiernych wypełnienia ich obowiązków wobec kapłana.
- Czy uważa się ksiądz za osobę uczciwą? - pytamy.
- Nie mam sobie nic do zarzucenia.
I słusznie. Skoro wszystkiemu winne są chamy ze wsi, to druga strona musi mieć rację.
DARIUSZ JAN MIKUS Fot. Autor
WW
BOG" i parafianie
Niektórzy parafianie opowiadają, że ksiądz Ryszard Kokoszka z Bród ni zachowuje się niczym Bóg. Ludziskom nie podoba się jednak ani taki proboszcz, ani taki Bóg...
Brodnia to niewielka wieś nad zalewem Jeziorsko. Kiedyś płynęła tutaj Warta i był niewielki grodek króla Władysława Jagiełły. Jak wyliczyli historycy, pogromca Krzyżaków przebywał w Brod-ni na wywczasach kilkanaście razy. W XIX wieku o wsi było głośno z powodu Kazimierza Deki--Deczyńskiego, miejscowego
nauczyciela, który zbuntował się przeciwko dziedzicowi i dzięki pamiętnikowi trafił do literatury. Teraz spadkobiercami buntowszczy-ka okazali się parafianie.
"My, parafianie parafii pod wezwaniem św. Stanisława, zabraniamy ks. Ryszardowi Kokoszce wypalania i zdzierania farby w naszym kościele " - napisali ludziska w lutym 2000 r. i złożyli 64 podpisy. Proboszcz jednak nie przejął się tymi groźbami i nadal usuwał ze ścian farbę, choć nie miał jeszcze oficjalnego pozwolenia konserwatora zabytków. Gawiedź patrzyła na to zgorszona, bo zabytkowy drewniany kościół pomalowano kilkanaście lat wcześniej i prezentował się całkiem nieźle. Wydano na to zresztą niemały szmal. Teraz ksiądz znów wołał pieniędzy, a parafia raczej niewielka i biedna.
Kielich goryczy dopełniła decyzja proboszcza o zburzeniu pobliskiej kapliczki (zdjęcie nr 1).
- Nawet Hitler nie zburzył nam tej kapliczki - mówi pan Antoni z Brodni. - Gdy zobaczyłem, jak ją wywlekają za mur kościelny, wkurzyłem się.
Ludzie próbowali rozmawiać z proboszczem, ale nic do niego nie docierało. Któregoś dnia przyszli więc pod kościółek i zabili dechami drzwi do świątyni. Ksiądz zniknął i przez jakiś czas nie pokazywał się. Wielu mieszkańców, m.in.: Szczepan Bednarek, Józef Jagiełło, Teresa Nowak i Zygmunt Piekielny, postanowiło doprowadzić do zmiany proboszcza. Pojechali do warciańskiego
dziekana, ale ten pokazał im drzwi, bo -jak stwierdził... nie mieli dowodów osobistych. Wkrótce rada parafialna, podporządkowana proboszczowi, zerwała kłódki i otworzyła świątynię. Po jakimś czasie roboty w kościele zostały przerwane. Dziś ksiądz
mówi, że żałuje, iż rozpoczął skrobanie ścian świątyni.
Jesienią ubiegłego roku na cmentarzu w pobliskim Glinnie pojawił się kondukt pogrzebowy. Za trumną 70-letniego stolarza Kazimierza J. szła strapiona rodzina i znajomi. Gdy kondukt zbliżył się
do kaplicy cmentarnej (zdjęcie nr 2), okazało się że drzwi do niej zamknięte są na cztery spusty. Ksiądz Kokoszka nie był tym zaskoczony, wręcz przeciwnie - chciał poprowadzić owieczki prosto do miejsca spoczynku zmarłego. Kondukt jednak przystanął, a następnie zbliżył się do kaplicy.
Nr 16 (111)
- 25 IV 2002 r.
POLSKA PARAFIALNA
Od 10 lat trwa walka krakowskich norbertanek o lukratywne nieruchomości w mieście. Historia ich obsesyjnej pogoni za majątkami ziemskimi pięknie harmonizuje z zakonnym duchem kontemplacji i ubóstwa. Już 23 lipca 1991 r. Komisja Majątkowa przekazała im grunty o pow. 8,9985 ha w Krakowie Zwierzyńcu, zaś 9 stycznia 1992 r. aż 50 ha w Krakowie Luboczy jako rekompensatę z nawiązką za upaństwowienie ich folwarków w 1950 roku. To jednak nie zadowoliło pazernych mniszek i 16 grudnia 1992 roku wystosowały kolejne żądania. Tym razem chciały dostać nieruchomości o powierzchni 57 094 mkw. przy ul. Focha w samym centrum miasta. Na tym terenie znajduje się obecnie stadion i klub sportowy Cracovia oraz budynek ho-
Śluby pazerności
Krakowskim norbertankom wciąż mało.
Choć Komisja Majątkowa przekazała
im prawie 60 hektarów nieruchomości,
one domagają się więcej i więcej.
Obecnie przed sądem walczą
o 25 min złotych i kolejne 6 hektarów
w centrum Krakowa.
W końcu gmina Kraków udowodniła bezzasadność roszczeń zakonnic, ponieważ zgodnie z ustawą o upaństwowionych dobrach martwej ręki, żądania zostały już zrealizowane. Wtedy
WVPŁAJ Ml.
PRODOM
LJmidbiihi Cjiriiii
Ś.Ś i
Tutaj powstaje Centrum SptirtOWEł-HflndiDwoUsIugowu grupy tirm
...ale czy powstanie, to zależy od siły wyższej, czyli sióstr norbertanek
telu Cracovia. Mimo iż nie podały żadnej podstawy prawnej, co powinno zdyskredytować wniosek, Komisja Majątkowa... nie odrzuciła go! Dopiero po czterech latach zakonnice uzupełniły żądania na podstawie art. 61 ust. 1 pkt 2 ustawy o stosunku państwa do Kościoła w RP z 1989 roku mówiącej o tzw. zwrocie dóbr martwej ręki. Posiedzenia przed Komisją przeciągały się, ciągle odraczano postępowanie z błahych powodów.
mniszki zmieniły front, czyli podstawę prawną na art. 61 ust. 1 pkt 7, argumentując, że ich ziemie zostały przejęte bezprawnie. Od tej pory zaczęły się niekończące prawne dywagacje: co to znaczy teren ziemski, miejski, wiejski itd. Poproszony o wydanie opinii dr hab. Jan Szachułowicz (na koszt zakonnic), zdaniem Zarządu Miasta oraz Ministerstwa Finansów, zrobił ją stronniczo i pod dyktando sióstr.
- Doszło do awantury i przepy-chanek - mówi jeden z krewnych zmarłego. - Tylko pod naciskiem nagłośnienia sprawy w prasie, ksiądz raczył otworzyć kościółek i odprawić skromniutką mszę. Był wściekły. Podczas najbliższej niedzielnej mszy grzmiał ostro z ambony: "Podniesiono na mnie rękę. Grożono kapłanowi Chrystusa!'".
- To jeden wielki skandal - dodaje pani Aniela z Glinna. - Zmarły budował w latach osiemdziesiątych tę cmentarną kaplicę, a że ostatnio nie chodził do kościoła -jak miał chodzić trzy kilometry? Był stary, mieszkał sam.
Sołtys Glinna Henryk Mamos jest tak samo zbulwersowany jak inni: - Do czegoś takiego nigdy nie powinno dojść, jak i do burzenia kościelnej kapliczki. Po tym jeszcze proboszcz porozsyłał ludziom puste koperty, domagając się włożenia do nich po 100 zł od rodziny. A tu przecież krezusów nie ma!
- To wywrotowiec, człowiek nieczuły na ludzką krzywdę i biedę - mówi zirytowana pani
Grażyna z Glinna. - W naszej wsi nie ma wodociągu, brakuje telefonów, drogą trudno przejechać, szkoła znajduje się dopiero we Włyniu, a ksiądz wyciąga ostatnie grosze. Poprzedni proboszcz ks. Bronisław Króliczak, choć też miał swoje grzeszki, był zupełnie inny. Wiesław Dworczak nie chce mówić źle o swoim proboszczu, ale - jak wielu parafian - ma do niego sporo zastrzeżeń.
- Na kazaniu ksiądz zaapelował o porządkowanie grobów, więc postanowiłem zrobić betonowe obramowanie mogiły ojca. Gdy szalunek zalano już betonem, niespodziewanie pojawił się proboszcz. Wyrwał deski szalunku i wszystko niszczył, a do tego jeszcze wezwał policję. Straciłem sporo pieniędzy i zdrowia.
- Pisaliśmy do kurii, by zmieniono nam proboszcza, ale nie dostaliśmy nawet odpowiedzi - mówi Teresa Nowak. - Ksiądz pozostał i nadal robi swoje.
PIOTR SAWICKI Fot: Autor
Dopiero krwawe zamieszki wywołane 7 marca 2001 r. przez kibiców Cracovii broniących swojego klubu przed zakusami pazernych zakonnic zatrzęsły gaciami krakowskich biskupów. Do stołu rokowań ___________, z klubem i miastem zasiadł wojewoda małopolski, zakonnice oraz bp Kazimierz Nycz. Aby nie eskalować ulicznych gorszących protestów przeciw Kościołowi, wystosowano apel do Komisji Majątkowej, aby szybko zakończyła sprawę. I rzeczywiście, w ekspresowym tempie, bo w niespełna trzy tygodnie po krakowskich zamieszkach ulicznych (i artykule w "FiM" nr 10/2001) 27 marca 2001 r., komisja wydała salomonowy werdykt. "Zespół orzekający nie uzgodnił orzeczenia " - brzmiało lakoniczne stwierdzenie po 9 latach dyskusji. Odkładało to temat w czasie dla złagodzenia nastrojów i jednocześnie dawało zakonnicom możliwość dalszych roszczeń przed sądem powszechnym. Już w sierpniu 2001 r. norbertanki pozwały więc gminę Kraków i Skarb Państwa do sądu o zwrot nieruchomości przy ul. Focha (obecny stadion) i zapłatę za utracone grunty (teren hotelu) okrągłej sumki 25 min zł. Sąd oczywiście odstąpił w ich przypadku od przewidzianej wpisowej wpłaty 8 procent wartości szacowanych żądań, czyli około 2 min zł. Radca prawny Ryszard Matlak, reprezentujący gminę i prezydenta miasta, oraz Sylwester Majewski, reprezentujący ministra
finansów, w odpowiedzi na pozew wnieśli o jego odrzucenie ze względu na bezzasadność i brak podstaw prawnych. Zarzucono zakonnicom, że zmieniły w stosunku do sprawy prowadzonej przed Komisją Majątkową podstawę prawną, co dyskredytuje dopuszczalność drogi sądowej. Miasto i Ministerstwo Finansów zanegowały także twierdzenie, że państwo przejęło ich nieruchomości z rażącym pogwałceniem ustawy o dobrach martwej ręki, ponieważ nie była to nieruchomość ziemska i dlatego nie podlegała upaństwowieniu. Sporne nieruchomości w momencie przejmowania przez państwo były terenami rolniczymi. Potwierdzają to zapisy w księgach wieczystych oraz umowy dzierżawy zawierane przez zakonnice. Nigdy mniszki nie dokonały zmian przeznaczenia tych gruntów, choć miały taki obowiązek objęty sankcją karną (art. 8 dekretu o katastrze gruntowym i budynkowym z 1947 roku).
Mimo to, 20 lutego 2002 roku, Sąd Okręgowy w Krakowie orzekł, że państwo bezprawnie zabrało norbertankom w latach 50. sporne nieru-c h o m o ś c i . Wkrótce może okazać się, że gmina będzie musiała wybulić z miejskiej kasy 25 min złotych (na tyle wyceniły wartość swoich roszczeń ubożuchne zakonnice), a klub sportowy Cracovia, działający od 1906 r., przestanie istnieć. Trudno też przewidzieć, co zrobią zakonnice z budową (na obecnym terenie klubowym) centrum handlo-wo-usługowego, budowanego przez spółkę IVACO oraz potencjalnego
austriackiego sponsora strategicznego klubu, który chce wprowadzić zespół do I ligi. Dzięki IYACO miały zniknąć problemy Cracovii; z zakonnym błogosławieństwem wszystko szlag trafi.
11 kwietnia gmina złożyła apelację od wyroku. Jednocześnie, jak dowiedziały się "FiM", trwają zakulisowe pertraktacje działaczy Cra-covii w krakowskiej kurii z "pannami folwarcznymi". Klub obawia się, że wygrana zakonnic na zawsze pogrzebie wszelkie szansę na kopanie piłki w połowie Krakowa oraz doprowadzi do powtórzenia antykościelnych manifestacji i ulicznych zamieszek. Przy pustej miejskiej kasie, dodatkowo odchudzonej o 25 min zł przez norbertanki, nie ma najmniejszych szans na wybudowanie nowego kompleksu piłkarsko--rekreacyjnego.

mm **kSit j.jdi. a/vi
>"UiJi ilaJ Ucifiu Ulćj "Ś Lj_Lj\Lifli
ii. L']LL Lfe L-
'"(.ŚŚ t-i : r "r 1 : ja_-::
przy ul -
-* ' ^^^ 1 BJn "Ś:**--........--
J Ś' la ur i 1314/1. LUEfAl, lUl^i-l.
ma/ta dinu n rat
unjr im, U iii. Wt4J
Śrinj [|ŁL.
1,1,11 tli di 1/ Lrr,t:i 4 yn 'JIOLŁ u tnct iwjtH oiirjdu-
^ ,. i
ŚV J-uLnl Jm gnił k^lluuifM iHIrinL-
Śf-IWI
j
1
Być może działacze sportowi obawiają się zamieszek niesłusznie. Czas pokazał, że to dość skuteczna broń z zakonną, chorobliwą pazernością.
JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor, Przemek Zimowski
Stadion Cracovii, samo centrum Krakowa. Świetne miejsce na nowy klasztor, bazylikę albo mauzoleum JPII
10
ZE ŚWIATA
FAKTYn
19 - 25 IV 2002 r.
Do łóżka z biskupem
W USA jedna afera pe-dofilska z udziałem księży goni drugą i wiele wskazuje, że co trzeci hierarcha kościelny ma tego typu grzechy na sumieniu. Prasa amerykańska prześciga się w kolejnych doniesieniach "z frontu". A w Polsce...? A w Polsce cisza.
"Seksualne wykorzystanie każdego, a zwłaszcza dziecka, wywołuje naturalny odruch odrazy, gniewu i wielkiego smutku. Jest zarówno czynem kryminalnym, jak i grzesznym. Ludzie religijni mają prawo ufać tym, którzy spełniają posługę kapłańską w imię Boga. Każde pogwałcenie tego zaufania jest źródłem wielkiego bólu, nie tylko tych, których osobiście dotyka, ale i całej społeczności kościelnej, włączając w to wielu oddanych i wiernych księży" - słowa te pochodzą z oświadczenia 10 biskupów Florydy, wydanego w celu uspokojenia wiernych, głęboko zaniepokojonych i zdegustowanych lawiną skandali pedofilskich w USA. Jednym z sygnatariuszy oświadczenia był 63-letni bp Anthony 0'Connell, kierujący diecezją Palm Beach. Kilka godzin po wydaniu odezwy został zmuszony przyznać, że jest jednym z tych, których krytykę właśnie sygnował. 25 lat temu w stanie Missouri 0'Connell seksualnie napastował 11-letniego ucznia
szkoły seminaryjnej, Christophera Dixona. Dixon skarżył się, że jest molestowany przez dwu księży: "Podprzykrywką udzielenia mi pomocy i godzenia z własnym cia-łem O 'Connell wziął mnie do łóżka ". Dodał, że seksualne wykorzystywanie go przez księdza dyrektora trwało kilka lat. Potem Dixon dostał od Kościoła 125 tys. dolarów za milczenie.
"Jest mi szczerze i głęboko przykro z powodu bólu, jaki sprawiłem, oraz gniewu i kon-fuzji, jakie wywołałem " - wyznał 8 marca "skruszony" biskup. Wyznanie winy nie było jego własną inicjatywą - zmuszony był przyznać się, bo o jego występkach napisał dziennikarz gazety "St. Louis Post-Dispatch". Bp 0'Connell objął diecezję Palm Beach trzy lata temu. Jego poprzednik, bp J. Keith Symons, musiał podać się do dymisji po ujawnieniu, że seksualnie molestował pięciu chłopców. Poprzednik biskup także uwikłany był w podobną aferę. W XI2000 r. bp 0'Connell, łącznie z kilku innymi biskupami, potępił surowo związki homoseksualne.
Florydzki adwokat Sheldon Stevens oświadczył, że w ostatnim
okresie reprezentował dziesiątki nieletnich ofiar seksualnego molestowania, którego sprawcami byli księża z innych diecezji stanu: Orlando, St. Petersburg, Venice i Miami.
Tydzień po wyznaniu bpa O'Co-nnella - były rzecznik prasowy innej wielkiej florydzkiej diecezji St. Petersburg, Bili Urbanski, oskarżył o seksualne molestowanie swego szefa, bpa Roberta Lyncha. Biskup jednak nie przyznaje się do winy. Jego wersja jest o tyle wątpliwa, że Urbanski wystąpił publicznie z oskarżeniem nie teraz, gdy sprawy są nagłaśniane, ale złożył skargę do władz kościelnych przed kilku miesiącami. Za zachowanie milczenia otrzymał 100 tys. dolarów. Dokumentacja sprawy wpadła jednak w ręce reportera dziennika "Tampa Tribune" i to on nagłośnił zdarzenie. Urbanski nie planuje oskarżenia biskupa ani nie domaga się odszkodowań. Oświadczył, że modli się za Lyncha, by Bóg uwolnił go od zgubnych skłonności seksualnych. Zaraz po nowinach z St. Petersburg wyszła na jaw sprawa ks. Josepha Cinesi - w archidiecezji Miami.
Biskup J. Keith Symons
Dziewięciu księży i byłych księży, należących kiedyś do "Legionistów Chrystusa", wnosi oskarżenie przeciw założycielowi tego stowarzyszenia, dziś 81-letniemu Marcialowi Maciel Degollado. Zarzuty: wykorzystywanie seksualne i maltretowanie psychiczne.
,JDoskonały opiekun młodzieży", " modelowy przykład nowej ewangelizacji" - tak Jan Paweł II wypowiadał się o Marcialu Maciel Degollado. Meksykańskie "Legiony Chrystusa", założone w 1941 r., liczą dziś 480 księży i 2500 seminarzystów. Działają w 20 krajach świata. Są wielką, prawicową organizacją kościelną - obok Opus Dei, Neo-katechumenatu oraz Komunii i Wyzwolenia - jedną z ulubionych przez JPII (patrz: "FiM" nr 11). W walącym się gmachu Kościoła są nadzieją na przetrwanie i ekspansję zamordystycznej wersji katolicyzmu. A tu - taki skandal!
Pierwsze oskarżenia kładące cień na "Naszego Ojca" (jak członkowie stowarzyszenia zobowiązani byli nazywać przełożonego) pochodzą z lat 50. Przeprowadzone wówczas watykańskie dochodzenie niczego nie wykazało. Seksualność była tematem tabu, a samych chłopców (10-16 lat) obowiązywała przysięga wierności. Degollado pouczył ich, że otrzymał od papieża Piusa XII specjalne pozwolenie na utrzymywanie z nimi
Meksykański Paetz
kontaktów seksualnych po to, by... złagodzić dokuczliwe dolegliwości żołądkowe. Jak opowiada dziś Juan Vaca, jeden z molestowanych, wszystko zaczęło się, gdy był 12-letnim chłopcem i ciągnęło przez 13 lat. "Było mi z tym źle, chciałem iść do spowiedzi"
- ale wspaniałomyślny opiekun zawsze sam udzielał rozgrzeszenia. Gdy w 1976 r. Vaca opuścił "Legionistów", napisał list z zarzutami do swego dręczyciela - o tym, jak się bał budzony w nocy, by użyczać swojego ciała. Największym cierpieniem była żelazna dyscyplina nakazująca milczenie oraz ciągłe pranie mózgu - tłumaczenie, że wszystko to jest "Bożym Planem". W 1978 r. list Juana Vaki trafił przez nuncjusza waszyngtońskiego do papieża. Za nim list ojca Felixa Alarcón - o bardzo podobnej treści.
Obaj otrzymali z Watykanu potwierdzenie, że pisma dotarły. I na tym koniec! Na początku lat 90., gdy można już było swobodniej wypowiadać słowo "seks", postanowiono odsłonić całą prawdę o przywódcy "Legionistów". O sprawie opowiedziano w meksykańskich i włoskich mediach. Kardynał Meksyku Norberto Rivera Carrera (na zdjęciu) uznał to za spisek przeciw głównemu "Legioniście". Maciel zaprzeczył wszelkim oskarżeniom. Od 1998 r. zasiada w Synodzie Biskupim. Papież nie może się nachwalić jego zasług wobec Kościoła i obiecuje wszelką przychylność. Ale poniżone wówczas dzieci - dziś emerytowani księżą profesorowie, prawnicy -już nie boją się mówić o swej krzywdzie. Historia "Legionów Chrystusa" to kolejny dowód na to, że w watykańskim imperium człowiek jest niczym wobec klerykalnej dyktatury. Liczą się silni i ustosunkowani, oni zawsze mają rację, do nich należą: władza, pieniądze, a nawet ciała bezbronnych i zastraszonych. Skandale seksualne w Kościele to nie "wypadki przy pracy" cnotliwej i dobrej instytucji - to prosta i logiczna konsekwencja katolickiej doktryny i oderwanej od rzeczywistości moralności, oprać. Z.G.
Nic nie wskazuje na to, by de-konspirowanie dewiantów w sutannach szybko dobiegło w Ameryce końca. Tym bardziej że władze Kościoła otrząsnęły się z pierwszego szoku i zaczynają stawiać opór. Niektórzy biskupi otwarcie odmawiają przekazywania nazwisk księży - oskarżanych w przeszłości o pedofilię - organom ścigania. W pięciu z ośmiu diecezji Pensylwanii, gdzie wystąpiono z wiarygodnymi oskarżeniami przeciwko co najmniej 58 duchownym, władze kościelne odmówiły ujawnienia nazwisk oskarżonych, twierdząc, że upłynął okres przedawnienia (w tym stanie - zaledwie pięcioletni). Podobne przypadki samozwańczego wykonywania funkcji prokuratora i sędziego odnotowano w diecezji Kansas City i w archidiecezji Detroit. Ponad 100 księży podpisało petycję skierowaną do bpa O'Connella, w której wzywają go do pozostania na stanowisku. Petycja została opublikowana jako całostronicowe ogłoszenie w gazecie "Palm Beach Post". Dostojnicy kościelni są przekonani, że ich instytucja i oni sami stoją ponad prawem. Rzecznik Konferencji Biskupów Katolickich USA, s. Mary Ann Walsh, odmówiła komentarzy.
" Wzdłuż i wszerz USA Kościół konfrontowany jest z przypadkami
Biskup Anthony 0'Connell
seksualnego molestowania dzieci przez duchownych i zmuszony jest płacić rodzinom ofiar milionowe odszkodowania ". Brzmi to jak wstęp do któregoś z niezliczonych artykułów z ostatnich dwu miesięcy. Ale nie. Te słowa napisał 17 lat temu Thomas C. Fox, wówczas dziennikarz, a dziś red. nacz. tygodnika "National Catholic Reporter". Później, w 1988 r., Jason Berry, dziś ekspert w dziedzinie pedofilii kleru, pisał w "National Law Journal": "Mamy cały ciąg afer seksualnych w stylu Watergate, wzdłuż i wszerz Ameryki". "Mimo wszelkich przyrzeczeń, dyrektyw i mea culpa - pisze dziś Berry, - reakcja Kościoła była minimalna". TOMASZ SZTAYER Fot. archiwum
Prokuratura w Mainz oraz sąd okręgowy w Koblencji potrzebowały 14 miesięcy na wyjaśnienie doniesienia przeciwko biskupowi Franciszkowi Eisenbach z Mainz, oskarżonemu o spowodowanie obrażeń cielesnych, uzależnienie psychiczne i nadużycia seksualne, uskuteczniane podczas opieki i terapii duchowej.
Na początku 1999 r. prof. dr Annę Baumer-Schleinkofer, dręczona koszmarami, zwróciła się o pomoc do poleconego jej - rzekomo charyzmatycznego eksperta - bpa Eisenbacha. Biskupie egzor-cyzmy doprowadziły ją do choro-
- wg opinii biskupstwa - "z inicjatywy" pani Baumer-Schleinkofer.
Przebiegła baba i biedny, uwiedziony biskup... Taką strategię obrali adwokaci kurii. Stosowano wszelkie możliwe zarzuty, np. chęć zemsty pani profesor za to, że biskup nie załatwił jej pracy w kurii. Tymi rewelacjami karmiono również prasę, która upubliczniała je bez weryfikacji.
Prokuratura zażądała ekspertyzy psychiatrycznej kobiety, odrzucając bez podania uzasadnienia usługi renomowanego psychoanalityka, dr Horsta Richtera, a dopuszczając uprzedzonego do niej eksperta prokuratury. Ten, bazując jedynie na listach, jakie Annę pisała do bi-
Zła kobieta i grzeczny biskup?
by. Poprzez zabiegi przekazywania energii za pomocą ręki, uzależnił ją całkowicie od swojej pomocy. Powodowana wdzięcznością oraz pod wpływem wewnętrznego zamętu, zaczęła spełniać biskupie wymagania seksualne, co zaowocowało... uczuciem miłosnym do ekscelencji. Po upływie roku - jak twierdzi - udało jej się wyzwolić z jarzma.
Wszelkie próby polubownego załatwienia sprawy z biskupem spełzły na niczym. We wrześniu 2001 roku złożyła więc w prokuraturze doniesienie o przestępstwie.
Biskup przepadł bez wieści, gdy tylko sprawa ujrzała światło dzienne. Kuria wyparła się wszelkich praktyk egzorcystycznych, przyznając się jedynie do biskupich " wyzwalających i uzdrawiających modlitw". Przyznano, iż kontakty seksualne biskupa z panią profesor miały miejsce, ale doszło do nich
skupa Eisenbacha, orzekł o jej skłonnościach do "histerii" i "narcyzmu". Przesłuchiwano ją kilkakrotnie - biskupa ani razu. Z uwagi na "niedostateczne dowody" w kwietniu 2001 r. umorzono dochodzenie.
Kuria triumfowała. Obrona zarzuciła organom prawa lekceważenie obowiązków i konszachty z biskupstwem. Ponownie, w listopadzie 2001 r., odrzucono odwołanie oraz żądanie wznowienia procesu. W 35-stronicowym postanowieniu zamykającym sprawę, ostatecznie wybielono biskupa. To nie szukająca pomocy kobieta została psychicznie uzależniona od jej duchowego opiekuna, lecz biskup stał się jej ofiarą. Postępowanie przeciw biskupowi Eisenbach (m.in. za zdradę tajemnicy spowiedzi) toczy się nadal w Watykanie.
EDWARD KUCZ Za "Publik-Forum" nr 4/2002
Nr 16 mr>
9 - 25 IV 2002 r.
FAKTY n
INJ
MITY KOŚCIOŁA
11
Dzieciak: - Ojcze, czy raj to jest to samo co niebo? Mówiąc inaczej - czy raj jest w niebie, czy może na ziemi? Czy ogród Edenu był czymś historycznym, czy raczej bajkowym, alegorycznym? Pytam o to, bo z Biblii niewiele można się o tym dowiedzieć. Wiadomo tylko, że będzie to nieustanna
ogród został przez Boga niegdyś zasadzony. A gdzie raj niebiański?
Kk. - Ewangelie mówią o królestwie uduchowionym, używając zamiennie słów "królestwo boże" i "królestwo niebieskie". Łukasz powiada: "Królestwo Boże jest pośród was".
D. - Również Nowy Testa-
bo lepiej jest tobie ułomnym posiąść życie wieczne, niżeli dwie ręce mając, iść do piekła w on ogień nieugaszony, gdzie robak ich nie umiera, a ogień nie gaśnie. A jeśliby cię noga twoja gorszyła, ode-tnij ją; bo lepiej tobie ułomnym posiąść życie wieczne, niżeli dwie nogi mając, być wrzuconym do pie-
NIEWYGODNE PYTANIA (13)
Rozmyta nadzieja
szczęśliwość, gdzie można będzie oglądać oblicze Boga.
Ksiądz katecheta: - Niebo jest stanem, a nie miejscem, jest ono nowym, doskonałym sposobem życia. Jakaś wydzielona przestrzeń, którą można by nazwać niebem, nie istnie-je poza naszym światem, ponad chmurami lub w systemie Drogi Mlecznej. Każdy na swój sposób osiągnie w niebie pełnię szczęścia i pokoju. Jedna miłość Boża złączy wszystkich w jednym Ciele Chrystusa, we wspólnym uwielbianiu Boga i dzieł jego.
D. - Używa ksiądz sformułowań, których nie rozumiem. Czy ksiądz sam je rozumie? A przecież rajski ogród, w których przez krótki czas zażywali szczęścia Adam ze swą małżonką, nie przedstawia się nam w sposób duchowy, lecz całkiem realny. Adam był tam głównym ogrodnikiem: "A zasadziwszy ogród w Eden na wschodzie, Pan Bóg umieścił tam człowieka, którego ulepił. Na rozkaz Pana Boga wyrosły z gleby wszelkie drzewa miłe z wyglądu i smaczny owoc rodzące oraz drzewo życia w środku tego ogrodu i drzewo poznania dobra i zła. Z Edenu zaś wypływała rzeka, aby nawadniać ów ogród, i stamtąd się rozdzielała, dając początek czterem rzekom.(".) Pan stworzył człowieka i umieścił go w ogrodzie, aby uprawiał go i doglądał" (Rdz 2,8-15). Tym samym ten rajski park miał być krainą rozkoszy zmysłowych, nie zaś duchowych. Również Izajasz wierzył, że Eden ziści się na ziemi, a ściślej - na ziemi izraelskiej: "Zaiste, zlituje się Pan nad Syjonem, zlituje się nad wszelką jego ruiną. Na Eden zamieni jego pustynię, a jego stepy na ogród Pana. Zapanują w nim radość i wesele, pienia dziękczynne przy dźwięku muzyki" (51, 3). Podobne przekonanie odnajdujemy u proroka Ezechiela: "A nad brzegami potoku mają rosnąć po obu stronach różnego rodzaju drzewa owocowe, których liście nie więdną, których owoce się nie wyczerpują; każdego miesiąca będą rodzić nowe, ponieważ woda dla nich przychodzi z przybytku. Ich owoce będą służyć za pokarm, a ich liście za lekarstwo" (47,12).
Słowo "paradeisos" występujące w greckiej Septuagincie (tłumaczeniu ST) na określenie raju; wywodzi się od ogrodu, zaś "eden" oznacza rozkosz - miała to być szczęśliwa okolica, w której ów
ment zawiera mniej duchowe wątki dotyczące Królestwa Bożego: "Abyście jedli i pili za stołem moim w królestwie moim, i siedzieli na tronach, sądząc dwanaście pokoleń Izraela" (Łk 22, 30).
Kk. - Ta uczta w królestwie to coś symbolicznego, duchowego.
D. - Tak, zawsze teologia katolicka trudniejsze fragmenty tłumaczy w ten sposób. Mówił ponadto Jezus: "Zaprawdę powiadam wam: Iż wy, którzyście mię naśladowali w odrodzeniu, gdy usiądzie Syn człowieczy na stolicy chwały swojej, usiądziecie i wy na dwunastu tronach, sądząc dwanaście pokoleń izraelskich" (Mt 19, 28).
Kk. - Owe trony to są jedynie symboliczne obszary władzy duchowej bądź sfery Nieba.
D. - Mówił jeszcze: "A jeśliby cię gorszyła ręka twoja, odetnij ją;
kła, w ogień nieugaszony, gdzie robak ich nie umiera, a ogień nie gaśnie. A jeśliby cię oko twoje gorszyło, wyłup je; bo..." (Mk 9, 43). Oczywiście można mówić, że owe amputacje są jedynie duchowymi zabiegami chirurgicznymi, a choć trudniej pojąć, jak duchowo można wejść jednookim i kulawym do
Królestwa Bożego, to myślę, że i z tym teologia sobie poradziła. Ostatecznie jednak trudno jest wytłumaczyć duchowo taką oto zapowiedź Jezusa: "Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię" (Mt 5; 5). Nie chodzi tutaj bynajmniej o obietnice socjalne, lecz o potencjalną nagrodę pośmiertną. Czy mamy przez to rozumieć, że w niebie ów szczęśliwiec otrzyma nadział na folwarkach Pańskich? Ludzie tamtej epoki rozumieli to inaczej. W tekście Apokalipsy św. Pawła mamy scenę, w której trafia on na "ziemię siedem razy bardziej lśniącą niż srebro". Anioł go poucza: "To ziemia zapłaty". Jest tam rzeka mlekiem i miodem płynąca, drzewa ciągle zakwitające. Miała to być ziemia przygotowana na zastąpienie naszej obecnej, która po obsunięciu się zajmie miejsce poprzedniej na okres tysiąca lat. Warto więc się czasami solidnie zastanowić nad tym, co mieli w istocie na myśli autorzy piszący ewangelie, co pasuje do sposobu myślenia ich epoki, etc, zamiast wyprowadzać znaczenia wedle naszych potrzeb i okoliczności. W czasach największej ciemnoty opowiadano, że po śmierci trafimy do krainy mlekiem i miodem płynącej; kiedy ludy zaczęły w to powątpiewać - obietnice się
zmieniły i ograniczają się najczęściej do możliwości przebywania w duchowej jedności z Bogiem. Tymczasem jeden z najporząd-niejszych księży katolickich, jacy kiedykolwiek się urodzili - Jan Meslier (1678-1733), proboszcz Etrepigny we francuskiej Szampanii, który w swym testamencie spisanym dla wiernych wyjawił im całą prawdę o religii, której był funkcjonariuszem, pisał: "Gdyby ci, których obowiązkiem jest wychowywać ludzi i rządzić nimi, sami byli oświeceni i cnotliwi, to o wiele lepiej rządziliby, kierując się rzeczywistością aniżeli czczymi urojeniami. Lecz zepsuci, żądni władzy i niegodziwi prawodawcy, miast uczyć narody prawdy i rozwijać w nich rozum, miast zachęcać je do życia cnotliwego pobudkami zmysłowymi i rzeczywistymi, miast rządzić nimi w sposób rozumny, woleli zawsze usypiać je bajkami (...) Potrzebowali dusz i majaków, ażeby zaludniać fantastyczne krainy, które odkryli na tamtym świecie (...), gdyby ludzie sądzili, że wszystko musi zginąć wraz z nimi, geografowie tamtego świata straciliby oczywiście wszelkie prawo do prowadzenia ludzkich dusz do tego nieznanego miejsca pobytu. Nie czerpaliby żadnych zysków ani z nadziei, którą ich sycą, ani z bojaźni, którą ich starannie gnębią. Chociaż przyszłe życie nie ma żadnego realnego znaczenia dla ludzkiego rodzaju, to jest ono przynajmniej niezmiernie użyteczne dla tych, którzy postanowili rodzaj ludzki doń prowadzić".
MARIUSZ AGNOSIEWICZ www. klerokratia.pl
Kwestia historyczności Edenu
W:
rśród pewnej części kościelnych myślicieli, związanych przede wszystkim z chrześcijańską szkołą aleksandryjską, zrodził się pomysł przenośnego (alegorycznego) odczytania rajskiej opowieści.
Jeden Ojców Kościoła - Orygenes pokpi-wa: "Kto będzie taki głupi, aby myśleć, że Bóg jak rolnik założył ogród Eden na wschodzie i zasadził tam widzialne i dotykalne drzewo życia, tak iż ten, kto by ugryzł rzeczywistymi zębami jego owoc, zyskałby żywot wieczny. I podobnie, że ktoś pozna dobro i zło, gdy zje owoc zerwany z tego drzewa". Jak to było i jest w zwyczaju katolickich alegorystów, każdemu fragmentowi opowieści przydali oni znaczenie, o którym jej autorzy nawet nie mogli śnić. Tak np. cztery rajskie rzeki oznaczać miały cnoty kardynalne, względnie czterech ewangelistów. Kto był jednak "tak głupi", jak pisze Orygenes, by dosłownie traktować biblijne opowieści? Niemal cała reszta jego kolegów po fachu, parających się rzemiosłem teologicznym przez wiele późniejszych wieków...
Jednak byli i tacy, którzy jednoznacznie przeciwstawiali się alegorycznym zakusom, np. św. Teofil z Antiochii (zm. 181): "Podając, że Bóg zasadził raj we wschodniej stronie i wyhodował na tej ziemi wiele pięknych drzew, Pismo wskazuje wyraźnie, że raj znajdował się pod naszym niebem jako i Wschód, i Ziemia". Wyraźnego rozgraniczenia pojęcia raju i nieba dokonuje
również św. Hipolit: "Niektórzy utrzymują, że raj jest w niebie i nie należy do rzeczy stworzonych. Ale gdy widzi się na własne oczy rzeki, które stamtąd płyną i które można dziś jeszcze podziwiać, każdy musi dojść do wniosku, że mieści się on nie w niebie, lecz wśród stworzenia. Jest to miejsce na wschodzie i kraina wybrana".
U Teodora z Mopsuestii (zm. 428) czytamy: "[Bóg] wybrał [dla człowieka] na siedzibę szczególną okolicę, którą ozdobił drzewami i nazwał rajem. Tę najczcigodniejszą część ziemi najwcześniej oświeca wschodzące słońce". Św. Augustyn, który na długie wieki utwierdził historyczne odczytywanie rajskiego epizodu, stwierdził m.in.: " ...bliżejprzyglądając się tym tekstom, nie bez racji, jak sądzę, mogę również wykazać, że napisano je w sensie dosłownym, a nie alegorycznym". W innym miejscu przestrzega teologów, a słowa tego największego katolickiego myśliciela (obok św. Tomasza) warto skierować do teologów współczesnych: "Można więc stosować takie lub inne, jeszcze lepsze, jeśli są możliwe, objaśnienia raju z punktu widzenia duchowego. Nikt tego nie zakazuje, byleby tylko wierzono również w prawdziwość owej historii, opierającej się na bardzo wiernej opowieści o dawnych wypadkach ". Prostuje też błędy orygenizmu: w opisie chodzi niewątpliwie o drzewo rzeczywiste, tak samo jak mowa o rzeczywistych rzekach: "Nie mogę uczynić nic lepszego jak stwierdzić, że są to prawdziwe rzeki, a nie w przenośni".
W średniowieczu warto wymienić Piotra Lombarda (ok. 1095-1159), biskupa Paryża, którego "Sentencje" traktowane były w średniowieczu jako podręcznik teologii katolickiej, na podstawie którego nauczano na uniwersytetach paryskim i oksfordzkim. Stwierdzał on m.in.: " Ten raj, w którym człowiek został umieszczony, należy rozumieć w sensie lokalnym i cielesnym ". Św. Tomasz z Akwinu stwierdza: " O raju, w którym przebywali pierwsi ludzie, słusznie się rozumie, iż oznacza on pewne rzeczy duchowe, chociaż nie podważa to prawdziwości historycznego opowiadania o cielesnym istnieniu raju"; gdzie indziej konkluduje: " co powiedziano w Piśmie o raju, ma charakter opowieści historycznej".
Do dziś przekonania te zdążyły się niemal całkowicie skompromitować. Nie mieli przeto teologowie innego wyjścia jak wyprzeć się poglądów swych największych koryfeuszy z przeszłości. Nie mająjuż dziś co do tego złudzeń, że " nieskomplikowana i dosłowna wiara w słowa Biblii jest niestety trudna do utrzymania. Historia prostej, dosłownej interpretacji Biblii jest historią stałej erozji", piszą autorzy książki "Czytanie Pisma Świętego jako Słowa Bożego" (Kraków 1982), dodając zarazem: "Powinniśmy czytać Księgę Rodzaju, posługując się wydaniem Biblii, które zawiera dobre uwagi wyjaśniające", czyli prezentujące obowiązujące tłumaczenie dla przeciętnej kościelnej owieczki, dostosowane do współczesności stosowną alegorią. Tak więc w ostatecznym rozrachunku gremialnie potępiona koncepcja orygenistów okazała się bardziej przydatna na dłuższą metę, umożliwiając do dziś zachowanie teologicznych teorii jako nadal słusznych i prawdziwych. M. A.
12
MITY KOŚCIOŁA
FAKTYn
19 - 25 IV 2002 r.
"Do nas należy z pomocą bożą ochraniać orężem wszędzie na zewnątrz święty Kościół Chrystusowy od najazdu pogan i zniszczenia ze strony niewiernych, a wewnątrz wzmacniać szerzeniem wiary katolickiej. Do Was, Ojcze Święty, należy wspomagać nasze wojsko, z rękami podniesionymi do Boga wraz z Mojżeszem, aby za Waszym pośrednictwem a laską bożą zawsze i wszędzie chrześcijaństwo odnosiło zwycięstwo nad nieprzyjaciółmi Jego świętego imienia i aby imię Pana naszego Jezusa Chrystusa zajaśniało na całym świecie" (list Karola Wielkiego do papieża Leona III).
Z inicjatywy władców świeckich
Dzięki staraniom Karola "Wielkiego" najpierw zajaśniało światło religii i cywilizacji, a nade wszystko ewangelii w kraju Sasów, którym ów wielki monarcha przez ponad 30 lat objaśniał mieczem, na czym polega sentencja
Zdobywanie miasta przez krzyżowców
wszystkich; dla zdobycia sobie koniecznych pieniędzy, panowie i wasale byli doprowadzani do sprzedawania swych ziem, które Ko-
zaludnione przez najgorsze ludy, a zajmowanie ich może przynieść korzyść podwójną: "Sasi, Franko-wie, Lotaryńczycy, Flandryjczycy,
które użyźnili niewiarygodną pracą. Ich życie, pasterskie i spokojne, przywodziło na pamięć niewinność przypisywaną pierwszym wiekom świata. Sąsiednie miasta znali jedynie dzięki handlowi owocami, które tam zanosili na sprzedaż. Nie znali procesów i wojny. Nie bronili się. Pomordowano ich jak spędzone do okólnika zwierzęta" (Wolter). "Inkwizycja kazała ich palić setkami w Greno-ble i w Delfinacie. Pewien legat papieski, ku końcowi XV wieku, przedsięwziął wytępić wałdensów i poprowadził przeciw nim srogą krucjatę; zadusił dymem całe tłumy w pieczarach, gdzie usiłowały znaleźć schronienie" ("Historia powszechna religii").
KRUCJATY EUROPEJSKIE
stosie), zawieszenie wszelkich gwarancji prawnych, posługiwanie się przy przesłuchaniach torturami, obejmowano hańbiącymi karami nawet dzieci. Tak opisuje to zdarzenie "Historia powszechna religii": "Kościół wydał tym nieszkodliwym sekciarzom nieubłagalną wojnę. Ponieważ św. Bernardowi nie powiodło się przekonać ich w błędach, papież Innocenty III w 1208 ogłosił przeciw nim krucjatę. Rajmund VI, hrabia Tuluzy, musiał sam wziąć w niej udział przeciw swoim poddanym. Ujrzał swe ziemie owład-niętemi przez 300 000 awanturników, którzy w ciągu 20 lat zabijali, palili i łupili pod kierownictwem legatów papieża (1209-1229). Kwitnące miasta, Beziers, Carcasonne, zostały potraktowane, jak przedtem Bizancjum przez Krzyżowców. W czasie oblężenia Lavaur uwię-ziono 80 rycerzy z panem tego miasta i wszystkich skazano na powieszenie; ale że szubienice się złamały, pozostawiono tych
kpuit promansal
"Bezbożnością jest odebrać ludziom wolność w dziedzinie religii, przeszkodzić im w obiorze bóstwa; żaden człowiek, żaden Bóg nie zechciałby przyjąć nabożeństwa wymuszonego". (Apologetyk, rozdział XXIV)
Jezusa: miłujcie nieprzyjacioły swoje. Jak już Sasowie pojęli miłość nowego Boga, to okazało się, że zostało ich znacznie mniej. Karol wyrżnął ich w sumie ponad 4000. To był początek zbrojnych "na-wracań" na wiarę chrześcijańską. Biskupi, których ustanowił Sasom, mieli pilnować, czy nowi wierni nie uprawiają dawnych hołdów bałwochwalczych, które karano śmiercią (jako zbrodnie). Byli to prekursorzy późniejszych inkwizytorów.
Z inicjatywy
władców
duchownych
"Religia wymuszona przestaje być religią. Trzeba przekonywać, a nie zniewalać. Nie narzuca się religii" (Laktancjusz, księga III).
"Jak tylko który pan przybrał krzyż (zobowiązał się do odbycia krucjaty - przyp. M. A.), należał już do Kościoła, wobec tego że ślub krucjaty był nieodwołalny bez zezwolenia papieża (począwszy od XIII w. papież zwalnia od niego za opłatą). Legaci pontyfikalni są przy wojskach ówczesnych delegatami teo-kracji, która się konsoliduje i grozi pochłonięciem całej społeczności cywilnej. Z drugiej strony Kościół wzbogacił się na niedoli
ściół kupował za bezcen. W ten sposób Gotfryd de Bouiłłon, książę Brabantu, sprzedał swą ziemię kapitułę łeodyjskiej, a Ste-nay biskupowi Verdun. W XII w. papieże przyznali książętom dziesięcinę na dochodach kościołów; ale, począwszy od soboru Late-rańskiego (1215), upomnieli się
0 wszystkie te pieniądze dla siebie, jako kierowników krucjat,
1 stworzyli w ten sposób podatek, który był pobierany w całem chrześcijaństwie na ich korzyść " ("Historia powszechna religii", S. Reinach).
List arcybiskupa magdeburskiego Adelzoga z roku 1108 wzywał do zdobywania ziem słowiańskich pogan. Twierdził, że są to obszary
przesławni zwycięzcy, tam będziecie mogli i zbawić wasze dusze, i, jeśli się wam spodoba, zdobyć na osiedlenie bardzo dobrą ziemię ".
wałdensów
W XII wieku Piotr Valdo z Lyonu, człowiek bogaty, pod wpływem lektury Biblii (którą polecił przetłumaczyć na język ludowy) rozdał swe dobra ubogim i założył wspólnotę ubogich lub upokorzonych. "Ma się rozumieć, ci ubodzy byli prześladowani" ("Historia...") przez Kościół katolicki, a niedobitki, które schroniły się w dolinach alpejskich, utworzyły tam Kościół wałdensów (,,FiM" nr 51-52/2001). Przykładali oni wielką wagę do rozpowszechniania pism nowotestamentowych, których w swym Kościele zabronił czytać Innocenty III. Prześladowania wałdensów rozniecił na nowo Klemens VII (1342-1352). Natomiast w 1545 roku. "pewni \ członkowie parlamentu prowan--Ś salskiego, podburzeni przez duchowieństwo na mieszkańców Merindolu i Cam-bieres, zażądali od króla oddziałów wojskowych dla wsparcia egzekucji dziewiętnastu osób, które w tych stronach skazali, zamordowali natomiast sześć tysięcy, nie darowując ani pici, ani starości, ani dzieciństwu. Obrócili trzydzieści osad w perzynę. Ludzie tam zamieszkali, aż do owej chwili nikomu nie znani, ponosili, oczywiście, winę, że się urodzili walden-sami; to była ich jedyna nieprawość. Przed trzema stuleciami osiedli w pustkowiach i na górach,
Jak wielkiej trzeba dziś obłudy i tupetu, aby w encyklopedii wydanej w roku 2000 pisać, że "Kościół katolicki był atakowany przez ludowe herezje wałdensów, katarów i ałbigensów "! Inkwizycja to był oczywisty odruch obronny Kościoła! (patrz: Mul-timedialna encyklopedia powszechna PWN 2000, hasło: "Katolicki Kościół").
li.
Papież Innocenty III
"Niechaj zginą wszyscy Twoi wrogowie!"
Katarzy ("FiM" nr 50/2001) twierdzili, że świat jest dziełem boga zła. W dobie rozwiązłości moralnej kleru wyróżniali się pobożnością. Zostali oskarżeni o mani-cheizm. Stali się celem krucjaty, ogłoszonej przeciw nim przez papieża Innocentego III (" W razie konieczności poskromcie ich mieczem"), przeprowadzonej z krańcowym okrucieństwem w latach 1209-1213. W ciągu kilku godzin żołnierze papieża wymordowali w Beziers we Francji 20 tys. mężczyzn, kobiet i dzieci (inne źródła mówią o 30 tys.).
Krucjaty zrujnowały doszczętnie świetną kulturę prowansalską. Resztki ałbigensów zostały później bezlitośnie wytępione przez inkwizycję. Sądzono nawet zmarłych! Powszechne było stosowanie kary śmierci (najczęściej spalenie na
jeńców Krzyżowcom, którzy ich wyrżnęli. Wrzucono do studni siostrę pana z Lavaur i spalono dokoła studni trzystu mieszkańców, którzy nie chcieli wyrzec się swych poglądów (1211) [Wolter]. "Obok tysięcy nieszczęśliwych, co zginęli od miecza i w płomieniach, iłuż gniło aż do śmierci w ciemnych lochach? Inkwizycja, dla unicestwienia resztek herezji ałbigensów, zapaliła wszędzie stosy i dokończyła ruiny kraju. Cywilizacja prowansalską otrzymała taki cios, że trzeba będzie trzech wieków dla Południa Francji, żeby się z niego dźwignęło. (...) Kościół, jedyny inspirator tych gwałtów, znalazł, nawet za naszych dni, przypodobujących siępi-sarzów, ażeby go wysławiali" ("Historia... "). Wynikiem działalności ałbigensów był synod w Narbon-ne, na którym zakazano laikom posiadania jakiegokolwiek fragmentu Biblii. Źródłem wiary miał być odtąd papież.
MARIUSZ AGNOSIEWICZ
www. klerokratia.pl
Repr. archiwum
9 - 25 IV 2002 r.
F-KTY
BOG I BOGOWIE
13
SŁOWIAŃSCY BOGOWIE (XI)
Rod i rodzanice
Imię boga Roda jest w oczywisty sposób związane z takimi słowami jak "ród", "rodzić" czy "rodzina", jest więc sprawą jasną, że z tymi pojęciami wiąże się też jego funkcja.
Według Aleksandra Briickne-
ra pierwotnie oznaczało to nie rozród w sensie fizjologicznym, ale pomyślność, dochód, plon - bo do dziś "rodzą" także drzewa i zboże - także od Roda zależała pomyślność rodziny, czyli jej rozmnożenie, wzywany więc był przy porodzie dziecka. Z czasem Rod zaczął występować jako uosobienie rodu, a więc osób o wspólnym pochodzeniu, wyznaczając ich los, zaś zdaniem rosyjskich i ukraińskich badaczy Rod jest wręcz prarodzicem, twórcą wszechświata i protoplastą bogów i ludzi. Uważają oni, iż Rod był głównym bogiem Słowian pierwotnych, zanim nastąpiło "upaństwowienie" religii, czyli przed ustanowieniem panteonu Włodzimierza. Według mitów Rod przebywa na niebie i jeździ na chmurach. Jeszcze w XX wieku przedstawiano go pod postacią drzewa życia (drzewo genealogiczne?), a każdy dom słowiański miał figurkę symbolizującą Roda jako opiekuna domu. Zachowało się chrześcijańskie kazanie upominające, iż to nie Rod siedzi na górze i ciska na ziemię
grudy, z których rodzą się ludzie, ale Bóg (chrześcijański) jest stwórcą.
Posąg Światowida ze Zbrucza przedstawia, wg B. Rybakowa, poszczególne aspekty Roda
Żywy jego kult przetrwał aż do XIX w., gdyż chrześcijaństwo zwalczało pogaństwo "państwowe", nie mogąc zniszczyć kultów domowych.
Staroruskie kazania prawosławne często mówią o Rodzie, bo choć nie istniała już publiczna religia Słowian, w domach Rod zajmował ciągle główną pozycję. W tekstach tych Rod występuje zawsze ze swoistym orszakiem rodzanic.
Słowianie co prawda nie znali pojęcia fatum nieodwracalnego, ale wierzyli, że każdy człowiek ma swój los i istoty, które nim kierują. Dlatego już przy kołysce wzywano ich opieki. Przy owej kołysce natomiast rolę większą od Roda odgrywały owe rodzanice. Rod jest więc bogiem utożsamiającym pokrewieństwo i sprawującym opiekę nad ludźmi, natomiast rodzanice ustalały los poszczególnych osób.
Wiadomo, że podczas świąt rodzinnych wystawiano osobny stół ("trapez") przeznaczony dla Roda i rodzanic, na którym kładziono ofiary. Wiadomo, że na Rusi długo jeszcze po chrystianizacji, jak głoszą kazania, "rodzanicom krają chleb i ser, i miód", "zostawiają Rodowi i rodzanicom ofiarę i przygotowują zmieszany napój" oraz "dzieciom strzygą pierwsze włosy i kobiety kaszę gotują na zebranie rodzanicom".
Istoty podobne rodzanicom występowały u wielu ludów (np. nordyckie norny.) Folklor słowiński przechował żywą wiarę w rodzanice, które najczęściej były niewidoczne lub przyjmowały postać pięknych nagich kobiet. Pojawiały się u kołyski, w trzy dni od powicia. Wówczas ustalały one przyszłość dziecka, głównie długość jego życia i rodzaj śmierci.
IGOR D. GÓREWICZ Repr. archiwum
RELIGIE WCZORAJ I DZIŚ (7)
Moce podziemia
Życie ludzkie nie rozgrywa się na jednej płaszczyźnie, ale na wielu poziomach równocześnie i w świadomości człowieka wszystkie one wzajemnie się przenikają, tworząc skomplikowaną tkaninę naszej rzeczywistości.
Składa się na nią dostrzegalna w życiu codziennym opozycja pierwiastka męskiego i żeńskiego, tajemnicze siły płodności i świat sił natury z uwzględnieniem zwierząt. Od zarania jednak szczególną fascynację i przerażenie naszych przodków wzbudzały mroczne podziemia, które zdawały się stanowić rodzaj podszycia dla tego, co widać na powierzchni. Z ziemi wyrastały rośliny, z niej wypływały rzeki, a martwe ciała obracały się w końcu w pył, niejako powracając do ziemi.
Najstarsze formy ludzkie starannie unikały jaskiń, traktując je jako antytezę swego słonecznego świata. Wszystkie znalezione szczątki, narzędzia i ślady ludzkiej działalności z najstarszego okresu historii ludzkości pochodzą wyłącznie z powierzchni ziemi. Najstarsi ludzie zachowywali się tak samo jak wszystkie dzisiejsze małpy, okazujące paniczny strach przed ciemnymi podziemiami. Tutaj też należy chyba
szukać wyjaśnienia, dlaczego zło i śmierć w przytłaczającej większości religii obrały sobie za siedzibę właśnie tajemniczy świat podziemi. W tym kontekście wydaje się zrozumiałe, że pierwsze znane pochówki neandertalskie także pochodzą z jaskiń, co należy chyba interpretować jako przejaw wiary, że zmarli opuścili dotychczasową ziemską rzeczywistość i przenieśli się do obcego świata mroku. Ich ciała oddawano siłom podziemi, a żywi pozostawali w świetle słońca. Oto prawdopodobnie świadectwo prehistorycznej wiary w prototyp piekła sprzed około 40-50 tysięcy lat.
Przede wszystkim zwraca uwagę fakt, że nasi przodkowie z jednej strony używali jaskiń jako miejsca pochówku, a z drugiej odprawiali tam magiczne ceremonie mające przynieść im powodzenie w łowach (ślady symbolicznych polowań). Oznacza to połączenie mocy życia i śmierci: życie jednych karmi się śmiercią drugich, a każde umieranie staje się początkiem nowych narodzin. W istocie więc jaskinia była rodzajem akumulatora energii dla lokalnej społeczności, a to dzięki złożeniu w niej ciał przodków, którzy stanowili rodzaj "pomostu" do niewyczerpanych sił
świata podziemnego, i dzięki zamknięciu pełnego cyklu życia i śmierci. Jaskinie, gdzie uprawiano także pierwotną magię, stanowiły zatem prehistoryczne katedry: "omodlone" przez wierzących, łączące wieczność procesów natury i doczesność ludzkiego życia, wypełnione połączoną mocą mroku podziemi i światła pochodni przyniesionych z powierzchni, stały się wrotami wiodącymi do tajemnic istnienia.
Dla współczesnego człowieka brzmi to niczym herezja: świątynia - centrum świętości utożsamione z piekłem - królestwem śmierci! A jednak ten sposób rozumowania przetrwał w ogromnej większości kultur, choć nie zawsze w pełni zdajemy sobie z tego sprawę. Na przykład europejskie kościoły były dawniej otaczane przez cmentarze, aby zmarli pozostawali w zasięgu duchowej mocy płynącej ze świątyń, a ołtarz stawiano nad relikwiami zmarłych. Poza tym większość świątyń rozmaitych religii była mroczna, co można chyba bez szczególnego naciągania interpretować jako odległą reminiscencję ciemności jaskiń wiodących ku najgłębszym fundamentom świata.
LESZEK ŻUK
To jedna z najbardziej znanych opowieści biblijnych. Mówi ona o człowieku, który miał sto owiec, ale jedna I z nich odłączyła się od stada i zaginęła. Kiedy jednak pasterz zauważył utratę owcy, od razu wyruszył na jej poszukiwanie. I A gdy ją odnalazł, I z radością wziął ją na ramiona i przyniósł do domu. Po czym zwołał przyjaciół, aby wspólnie z nim dzielili jego radość (Łk 15,4-6).
Jezus opowiedział tę historię w odpowiedzi na zarzut faryzeuszy i znawców Pisma. Mieli mu za złe, że przyjmował tych, których uwa-
wychodzi im naprzeciw. Każda pieśń poruszająca ludzkie serce, modlitwa, głoszona ewangelia, to boży krok w stronę zagubionego. Chrystus wciąż wzywa: "Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie" (Mt 11, 28).
Przypowieść o zagubionej owcy mówi o bożym zaangażowaniu w ratowanie człowieka. Zbawienie jest bożym darem (Ef 2, 8). To Bóg jako pierwszy podjął inicjatywę, aby nieść pomoc potrzebującym. Z chwilą upadku naszych prarodziców, to Bóg wyszedł na ich poszukiwanie, wołając do Adama: "Gdzie jesteś?" (Rdz 3, 9). Chciał uświadomić mu jego rzeczywisty stan, jego prawdziwe położenie. Czyż podobnie nie postępuje i z nami? Skoro tak jest, to czy nie jest to dowodem jego miłości do nas?
Boża miłość wciąż poszukuje zagubionych. Zwrócił na to uwagę już prorok Ezechiel: "Będę szukał zaginionych, rozproszone sprowadzę z powrotem, zranione opatrzę,
PRZYPOWIEŚCI JEZUSA (9)
Przypowieść o zagubionej owcy
żano za grzeszników i jadał z nimi (Łk 15, 1-2). Właśnie tym odrzuconym i pogardzanym Jezus poświęcił szczególną uwagę. Chciał uświadomić swoim słuchaczom, że przyszedł po to, " aby szukać i zbawić to, co zginęło" (Łk 19, 10).
Przypowieść o zagubionej owcy, mimo upływu dwóch tysięcy lat, nie straciła nic ze swej aktualności. Wielu ludzi ma świadomość swego beznadziejnego położenia, i na różne sposoby sygnalizuje swoją bezradność, ale nie są w stanie sami sobie pomóc. Potrzebują ratunku z zewnątrz. O tym fakcie pisał już prorok Izajasz: " Wszyscy jak owce zbłądziliśmy, każdy z nas na własną drogę zboczył" (Iz 53, 6). Mając świadomość tego stanu rzeczy, możemy oczekiwać pomocy od Tego, który jest prawdziwym przyjacielem wszystkich zagubionych i odrzuconych. Takim przyjacielem jest właśnie Jezus!
Dostrzegamy wyraźną różnicę między jego podejściem a postępowaniem innych duchowych przywódców wobec grzeszników. Im nie zależało na owcach, byli bowiem - jak powiedział Jezus - najemnikami.
Przypowieść ukazuje, że dla Jezusa każdy pojedynczy człowiek przedstawia ogromną wartość. I choć ludzie nie zawsze zdają sobie z tego sprawę, że Zbawiciel ich szuka i chce im pomóc, on wciąż
\
chore wzmocnię, i będę pasł sprawiedliwie" (Ez 34, 16). Jest to miłość ofiarująca siebie. "Bóg zaś daje dowód swojej miłości ku nam przez to, że kiedy byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł" (Rz 5, 8; Jan 3, 16). Cechą charakterystyczną tej miłości jest też cierpliwość względem nas. Mimo naszych słabości i upadków Bóg nadal okazuje nam cierpliwość. Apostoł Piotr powiada, że Bóg " okazuje cierpliwość względem was, bo nie chce, aby ktokolwiek zginął, lecz chce, aby wszyscy przyszli do nawrócenia" (2 P 3, 9).
W związku z powyższym należy sobie postawić pytanie: Jaki jest mój stosunek do Tego, który przyszedł szukać i zbawić zagubionych? Czy fakt, że Jezus - dobry pasterz oddał życie swoje za owce, a więc również za mnie - ma dla mnie znaczenie? Chrystus powiedział: "Owce moje głosu mojego słuchają i ja znam je, a one idą za mną. I daję im żywot wieczny, i nie giną na wieki, i nikt nie wydrze ich z ręki mojej" (Jan 10, 27-28). Czy trzeba nam lepszego pasterza? Czy jest on i Twoim pasterzem?
BOLESŁAW PARMA
14
BEZ DOGMATÓW
FAKTYn
19 - 25 IV 2002 r.
DAJ ŚWIADECTWO SWOJEJ PRAWDZIE
Kruk krukowi oka nie wykolę. Stare, pospolite przysłowie, ale jakże aktualne w piątym miesiącu ciąży lewicującej większości parlamentarnej.
Koalicja SLD-UP mamiła mnie - wyborcę - gotowymi receptami na posprzątanie katoprawiczko-wego chlewa. Nieomal na wszystko miano w zanadrzu rozwiązania, scenariusze działań i nieskończoność projektów aktów prawnych. Miało być lepiej. W swej naiwności sądziłem, że panamillerowe towarzystwo natychmiast rozpędzi krzaklewsko-buzkowe towarzystwo, walnie pięścią w stół, a resztę dokończy wymiar sprawiedliwości. Liczyłem na przepadek wielu fortun, zrodzonych "w mózgowym pocie i znoju", wprawionych w kom-binatorstwie "bogoojczyźnianych fachowców".
Jednak tak naprawdę to niewiele się dzieje. Pajęczyny interesów wzajemnie są przetykane czarno--czerwonymi nićmi powiązań, o czym nadal donoszą niezależne media (patrz: hutnictwo, górnictwo, bankowość, samorządy itp.). Książęta, hrabiowie i lokalni baronowie partyjno-biznesowi mają się dobrze, zaś obfity "urobek" życia niczym nie jest zagrożony. Totalna niemoc!!! Szczególnie dobrze mają się czarne pijawki, mackami przyssane do państwowej kasy i do różnych innych kas. Jakby mało tego, to podobno lewicowy rząd (a za taki przynajmniej się deklaruje), nie zwalnia w czołobitności wobec kleru i w niczym nie ustępuje buźkowym popaprań-com. Nawet ze strachu ich wyprzedza. Miller i jego "drużyna zuchów" nawet własnego cienia się
Powtórka z rewolucji?
obawiają. A tak czekaliśmy na prawdziwą odnowę. Wystarczy, że starszy pan coś mruknie, a mille-rowej postkomunie opadają spodnie i miękną charaktery.
Teraz, tak jak za nieboszczki PRL, łatwiej jest posiedzieć za uprowadzenie worka cementu lub obrazę WC, niż za wielomilionowy prze-kręt albo publiczne lżenie np. prezydenta. Owszem, od czasu do czasu łapiąjakichś tam mało ważnych, mocno przechodzonych aferzystów, nawet niekiedy toto skazują, lecz ci najwięksi, najpotężniejsi są bezkarni, bo mają potężnych, wpływowych, politycznych i religijnych patronów. Te pieniądze i te wpływy zawsze kiedyś mogą się przydać. Chora jest ta nasza Rzeczpospolita, chora demokracja, chora sprawiedliwość, chore też jest polskie społeczeństwo. Zapasiony, strzaskany na mahoń w solarium i wyszmin-kowany prezydent - zamiast podróżować na klęczkach po watykańskich salonach, zamiast narażać nasz ubogi kraj na kolejne, nieuzasadnione wydatki związane z wizytą moralnego nadzorcy - lepiej by zrobił, gdyby włączył się w dzieło przywracania normalności. Coraz mniejsze mam zaufanie do tego pana, bowiem jako nadzorca konstytucji z urzędu, dopuszcza do jej lekceważenia, a nawet łamania. W RP funkcjonują dwa państwa, gdzie Polska występuje w roli lennika, a nie, jak być powinno - suwerena. My, prości ludzie, znowu dla władzy jesteśmy bez znaczenia.
Traktuje się nas jak stado baranów lub inną, bezmózgową masę. Przed wyborami łby się głaszcze, a potem dupy strzyże bez umiaru. Rozumiem, że wpadliśmy w kosmiczną dziurę budżetową. Do cholery! Przecież ktoś za to odpowiada! Ktoś jest temu winien. Balcero-wicz miał swój wkład w rujnowanie gospodarki narodowej i nie rozumiem, dlaczego jego głównym obrońcą jest prezydent? Ten pan już dawno powinien być nikim, faciem osądzonym przez Trybunał Stanu, a jego majątek skonfiskowany. Któryż to ze światłych ministrów w konsekwencji za własne błędy siedzi w więzieniu? Nie znam ani jednego! Który z nich zapłacił z własnej kieszeni za zmarnotra-wione środki budżetowe, za roztrwonione fundusze spółek Skarbu Państwa, za wątpliwe darowizny (czytaj: wyssanie środków publicznych)? Ano też nikt! Kruk krukowi oka nie wykolę!!! Tymczasem Miller wraz z prezydentem oferują ludowi igrzyska: wycieczkę po kraju z białym staruszkiem oraz zabawę z wyborami lokalnych satrapów. A tymczasem ludzie czekają na zupełnie coś innego!
Zamiast igrzysk potrzebujemy pracy i chleba. Polsce do przetrwania potrzebny jest rozum, a także światłe, wykształcone i pracowite
społeczeństwo. Nie modły i pielgrzymki ludziom dadzą pracę, a Polsce zapewni bezpieczny, niepodległy byt.
Historia po katolicku
Naród, który zapomina lub fałszuje swoją historię, prędzej czy później skazany zostanie przez los na jej powtarzanie.
Historia kształtuje poczucie przynależności narodowej, wpływa na sposób postrzegania teraźniejszości przez pryzmat przeszłości. Przeciętny Kowalski kojarzy historię z rokiem 966, z bitwą grunwaldzką, z bohatersko przegranym wrześniem 1939 roku, z pompatycznymi defiladami wojskowymi i tym podobnymi rzeczami. Typowo polska kaszka manna, którą raczy się nasze pociechy w okresie edukacji. Warto jednak spojrzeć uważniej. Bez wątpienia pierwsze miejsce w fałszowaniu historii należy do Kościoła katolickiego. Kłamstwo i naginanie prawdy dla własnych, partykularnych interesów doprowadził do perfekcji. Każdy myślący Polak, nawet i katolik, przyznać musi, że 40-miliono-wym państwem w centrum
Europy rządzi garstka kilku tysięcy ludzi, ubierających się na co dzień w czarne długie sutanny. Na pozór wyglądający dobrotliwie, czytający Pismo Święte, są w rzeczywistości ludźmi o żelaznym uśmiechu i stalowych zębach. To oni są rzeczywistymi władcami tego kraju i oni wymyślili dlań nową ideologię. Indoktrynacji poddawani są wszyscy: od małego sześcioletniego przedszkolaka do zgrzybiałego dziadka.
Nowi władcy rządzą wszystkim, tworzą nowe więzienie, z którego nie można uciec, usiłują bowiem uwięzić umysły. "Nasz Dziennik", "Niedziela" czy Radio Maryja to instrumenty zniewolenia, szpony tej nowej sekty. To z ich pomocą fałszuje się fakty z historii kościoła katolickiego. My i stosy - ależ to obelga; prześladowania Żydów - przecież tak ich kochamy; brak tolerancji dla innych wyznań - nikt nie jest bardziej tolerancyjny od nas. Podręczniki
szkolne zarażone są ich widzeniem świata. Dowiedzieć się z nich możemy, że: krucjaty to była pierwsza w dziejach, udana wyprawa ewangelizacyjna, za stosy odpowiedzialni są ludzie, których określa się mianem motło-chu czy tłumu. Odrzucenie przez Kościół wiekopomnego dzieła Kopernika to niewielka pomyłka w drodze do prawdy.
Takie schematy usiłuje się wtłaczać w głowy również na uniwersytetach. Sztandarowy podręcznik historii Polski XX wieku, autorstwa Andrzeja Alberta (Wojciecha Rosz-kowskiego) pełen jest megalomań-skich aluzji pod adresem Kościoła. Biskupi zawsze są cacy, komuna be. Prymas Wyszyński i episkopat nigdy nie popełniają błędów, jak w filmie o Jamesie Bondzie. Jeśli kupujecie książkę do historii, obejrzyjcie ją uważnie, czy aby nie jest katolickiego autorstwa. Chyba nie chcecie wierzyć, że kościelne stosy, na których spalono setki tysięcy ludzi, to wymysły komunistycznej propagandy? MARCIN MICHALSKI
Do Unii Europejskiej z leniwymi fizycznie i umysłowo, zastracha-nymi półanalfabetami jako prawdziwi partnerzy - nigdy nie wejdziemy. Z biednym, upokorzonym narodem nikt nie będzie się liczył. Więc czekamy na odzyskiwanie dla Skarbu Państwa "urobionych" - rzekomo w majestacie prawa - majętności i fortun. Pilnie też czekamy na puszczanie w skarpetkach aferzystów, a zwłaszcza czarnej ośmiornicy. Czekamy i zniecierpliwieni drepczemy w miejscu. Kiedy ta nasza cierpliwość się skończy, kiedy zdeterminowana biedota ruszy z miejsca, to i Millerowi nic nie pomoże. Może Polsce potrzebna jest powtórka z Rewolucji Francuskiej? Może. Może właśnie takiego oczyszczenia potrzebujemy? Czy Miller i prezydent są aż tak ciemni, że niczego ich historia nie nauczyła?
Tenże podobno lewicowy rząd i tenże ponoć lewicowy parlament bez żenady sięgają do kieszeni ubogich, poniżają już poniżonych, pomiatają słabymi i schorowanymi. Za to chronią brutalny, rozpasany, afe-ralny kapitalizm podbudowany bal-cerowiczowską ideologią spolegli-wości wobec zachodniego kapitału. Ja tych politycznych długów "Solidarności" nie zamierzam spłacać. Oni i Wałęsa ze świtą mnie nie pytali, czy godzę się na kolaborację z zachodnią finansjerą, czy zgadzam się na poddaństwo wobec kurii watykańskiej? Nie powiedziano Polakom,
że ceną za obalenie "komunizmu" będzie bycie przedmurzem, forpocz-tą katolickiego ekspansjonizmu na wschód. Nie powiedziano i tego, że będziemy realizować obcą strategię kosztem ubóstwa Polaków, a być może i krwi! Nie pytano się też nas o to, czy godzimy się być narodem zniewalanym, poniżanym i okradanym w majestacie prawa. Nigdy nie było takiego referendum.
W 2002 roku wszystko jest na opak. Rząd niby lewicowy. Pan prezydent podobno ma serce i korzeń na lewo. A krajem rządzi gubernator Glemp i jego regio-i Ś nalni książęta. Czarne jest v J wszędzie, towarzyszy nam od J ŚŚ urodzenia po grób, a nawet da-y lej. A podobno Rzeczpospolita jest państwem prawa, państwem neutralnym światopoglądowo! I to podobno gwarantuje nam pan prezydent, ale tak naprawdę to tylko do wyborów. Po wyborach już jest tylko prezydentem wszystkich Polaków, najbardziej tych przebranych za niewiasty w żałobie. "Tak dalej być nie może!" I cóż warte było to hasło? Trwa euta- nazja Narodu Polskiego!
I to jest fakt. Starzy i słabi są zbyt drodzy, więc trzeba się od nich uwolnić. Zreformować służbę zdrowia, ograniczyć dostęp do świadczeń zdrowotnych i lekarstw. Wreszcie zreformować system eme-rytalno-rentowy, pozbawiając "mniej zaradnych" świadczeń, a więc jakichkolwiek środków do życia. Zreformowana po buzkowemu oświata, obniżająca poziom edukacji, ma zapewnić władcom RP nr 3 stero-walność ciemnym społeczeństwem. Bo społeczeństwo zbyt wykształcone za dużo może zrozumieć, a to zagraża interesom klasy panów.
I wreszcie gospodarka. Prawie już jej nie ma. Grabieżcza prywatyzacja zrobiła swoje. Cudem będzie jakiekolwiek odtworzenie tego, co bezmyślnie rozgrabiono. Mirażem był napływ kapitałów inwestycyjnych. Może jakiś pijany inwestor z głupoty w interes z Polakami włoży swoje własne pieniądze. Ale byłby to wypadek nadzwyczajny, bo częściej były to tylko obietnice albo pieniądze wyprowadzone z polskiej kieszeni, i to najczęściej aferalnie. Kolejne parlamenty, kolejne rządy - nie przejawiły żadnej woli politycznej do zerwania z takimi praktykami. Jeśli Miller nie zacznie realizować skutecznie zapowiedzianych procesów porządkowania kraju i rozliczania odpowiedzialności osób za ruinę Polski (z konfiskatą mienia włącznie), to może my sami będziemy musieli zrobić porządki.
ALOJZY BEMOWSKI
KOLUMNA REDAGOWANA PRZEZ CZYTELNIKÓW
9 - 25 IV 2002 r.
FAKTY n
INJ
LISTY OD CZYTELNIKÓW
15
LISTY
Czarno widzę
Minister Hausner (informując o decyzji rządowej ograniczającej zarobki emerytów) powiedział, że jest ona zgodna z zasadami sprawiedliwości i solidarności społecznej. Czarno wygląda przyszłość Polski, jeśli ludzie sprawujący władzę, którzy sami nie zdobyli się na najmniejsze nawet wyrzeczenia, wzywają do nich biedniejszych od siebie.
Janusz Golichowski, Gdańsk
Bojaźń i miłość
Nie mogę przejść obojętnie obok dyletanckiego artykułu "Kim jest Bóg" Pana Wiktora Patera, ("FiM" nr 14) negującego istnienie Boga - nazywanego przez niego tworem ludzkiej fantazji, która ma nieograniczone niemal możliwości!!! Pan Wiktor Pater nie ma pojęcia, że Bóg, El, Elohim, Deus, Theos, El Szaddaj, Jahwe, Jehowa
- jest Imieniem, Pojęciem, Bytem Niezniszczalnym, który objawił się według świadectwa Starego Testamentu jako niczym nie ograniczony (Iz 6), z niczym nie porównywalny (Ps. 139), zawsze, przed-wiecznie żyjący (Ps. 90), mający absolutną władzę nad istnieniem, nad przyszłością wszechświata. Wszechmocny nie w sposób abstrakcyjny, lecz jak wskazuje Biblia swymi potężnymi czynami pokazywał ludzkości swą nieograniczoną moc. Filozofia i teologia chrześcijańska ujmuje Boga jako istotę absolutnie świętą, najwyższą, transcendentną (przekraczającą możliwości umysłowego poznania) i nieskończenie doskonałą, która wszy-stko, co nas otacza i czego ludzka świadomość nie pojmuje
- stworzyła z niczego! Ludzka ograniczona wyobraźnia, mimo że poznała istnienie Boga - nie może Go pojąć w Jego nieskończoności i absolutnej inności. Boga nic nie wiąże z materią, mimo że powołał do życia wszechświat i człowieka. Człowiek - istota rozumna, stworzony przez Boga, powinien odczuwać bojaźń przed wszechmocnym, absolutnym, niepojętym Bogiem. Ta bojaźń wynika z faktu pełnego, zupełnego uzależnienia człowieka grzesznego od Boga. Z bojaźnią przed Bogiem trwale związana jest miłość do Boga. Bóg jest źródłem miłości i sam jest miłością. Zawarł przymierze z człowiekiem; z miłości do człowieka, dla zmazania grzechów i występków oraz
niegodziwości człowieka - ludzi - oddał na mękę Syna Jezusa. O istnieniu Boga i Jego poczynaniach w stosunku do człowieka wypowiadali się ludzie o olbrzymiej, rzetelnej wiedzy teologicznej i głębokich wartościach etycz-no-moralnych.
Spytany o to, czy wierzy w Boga, psycholog dr Carl Jung odpowiedział: "Ja nie wierzę, ja wiem, że Bóg jest!".
Kazimierz Adamski
Błogosławieni żołnierze
Wyrazy uznania dla Pana biskupa Sławoja Leszka Głódzia za dokonanie rzeczy niemożliwej. Pokonał Pan nawet Amerykanów. Tam kaznodzieja G. Foreman może być również bokserem. Nie stwarza mu kłopotu miłować bliźniego i okładać go po mordzie dla kasy. Pan przeskoczył go we wszystkim. Jako biskup potrafi Pan "miłować bliźniego", przestrzegać przykazania "nie zabijaj", a nawet "miłować nieprzyjaciół", a jednocześnie -jako żołnierz - w razie potrzeby zabijać lub dawać błogosławieństwo tym, którzy będą zabijać, starając się cały czas o ochronę życia poczętego. Panie biskupie, w kazaniu, którym żegnał Pan wojsko wysłane w rejon konfliktu w Afganistanie, używał Pan słów: "błogosławieni pokój czyniący". Słowami tymi daje Pan wyraz, że nie nauczył się niczego ani od apostołów, ani z historii. Czy Ten, kto wypowiedział te słowa, miał na myśli wysłanie oręża zbrojnego w rejon konfliktu, aby przez zabicie wrogów osiągnąć pokój? Ciekawe, co miał na myśli, mówiąc: "kto mieczem wojuje, od miecza ginie".
Historia pokazała, czym zostały napełnione serca i umysły muzułmanów, kiedy "pokój czyniący" katolicy z błogosławieństwem papieskim mordowali, palili ogniem, mieczem, stosami i torturami inkwizycji nawracali ich na pełną miłości wiarę katolicką. Obserwując ostatnie wyczyny biskupów, prostego człowieka ogarnia takie pomieszanie wartości, że już z miłości do bliźniego nie wiem, czy to, co odczuwam, to podziw czy
pogarda? A wszyscy po prostu mieli być Braćmi. Antoni
Banał, ale prawdziwy
Grodzisk Wlkp. Miasto, gdzie króluje bezrobocie, otoczone małymi popegeerowskimi wioskami, w których króluje alkoholizm. Mieszkam na jednej z takich wsi. Oglądam małe brudne dzieci. Matka nie trzeźwieje, ojciec często nie wraca na noc do domu. Po zasiłku (jak jest, oczywiście) impreza po imprezie, często przyjeżdża policja i uspokaja towarzystwo. Później pozostaje jedynie chlebek ze smalcem do końca miesiąca. A co na to ci, którym najbardziej zależy na wielodzietności i polepszeniu bytu tej najniższej klasy społecznej? Właśnie wyremontowali jeden kościół, remontują drugi (potężny!), trzeci nie wymaga remontu - jest
STRACH NA POLSKĘ
w doskonałym stanie, a miasteczko jest niewielkie. Ale to mało, w listopadzie ub.r. została ustanowiona nowa parafia na os. Wojska Polskiego w Grodzisku Wlkp. Był nawet pan abp Paetz. Kaplica już stoi, teraz należałoby zakupić jeszcze mieszkanie dla nowego proboszcza i wybudować kościół z prawdziwego zdarzenia, kolejny...
Przed świętami Panowie Księża ustalili sobie godziny urzędowania w konfesjonałach. Pracuję w Poznaniu -jakieś 45 km (10-12 godz. pracy + 2 godz. na dojazd). Zanim wrócę, to ksiądz przewraca się na drugi bok. Cztery kościoły, ale w sobotę nie uświadczysz żadnego otwartego. Jak to ksiądz podsumował: mieliście czas na
spowiedź. Wydaje mi się, że "zawód" księdza jest powołaniem. A tu wygląda, że to ludzie są dla nich, a nie oni dla ludzi i traktują ich jak zło konieczne. W d... mam takie posługi kapłańskie. Za chwilę ustalą godziny urzędowania w stosunku do obłożnie chorych i umierających. Antyczarnuch
Wyjść z twarzą
Zwracam się z apelem do wszystkich mentalnie byłych, a formalnie nadal katolików, w szczególności do tych, którzy przystąpili do rozmaitych protestanckich Kościołów i związków wyznaniowych. Nie domagając się wykreślenia swoich danych osobowych z ewidencji Kk, jesteście nie w porządku zarówno w stosunku do tegoż Kościoła, jak i w stosunku do Państwa, gdyż "nabijacie" w ten sposób statystykę Kk i tak już mocno zawyżoną. Dlatego też wzywam wszystkich postępowych "heretyków" do składania pisemnych wniosków do właściwych dla swojego miejsca zamieszkania parafii z prośbą o usunięcie swoich danych osobowych z ewidencji Kk wraz z prośbą o pisemne potwierdzenie dokonania tejże zmiany. Do dzieła! Czytelnik z Trójmiasta O takiej możliwości (żeby nie powiedzieć konieczności) już parokrotnie informowaliśmy. Przypominamy, iż wskazane jest, aby podać powód usunięcia z ewidencji katolików, np. zmiana wyznania czy choćby przyjęcie chrztu w Kk bez własnej woli. Ewentualne problemy z załatwieniem tej formalności należy przedstawić w liście do kurii biskupiej odnośnej diecezji. Gdyby i to nie pomogło - prosimy zgłaszać to nam.
Redakcja "FiM"
Naśladują Was
Wkrótce po ukazaniu się wzoru deklaracji do partii RACJA, nagle obudziły się "lwy" z SLD i oto w "NIE" znajdujemy "odkrywcze" hasła żywcem przejęte od Państwa, a sygnowane przez powołany Parlamentarny Zespół NIE. Widocznie zdrowa część partii mieniącej się lewicową zrozumiała, że partia ta nie tylko nie robi nic w zakresie realizacji obietnic przedwyborczych,
ale dodatkowo kompromituje się dalszymi ustępstwami na rzecz hierarchii Kk, pogłębiającym się koniunkturalizmem, lawiranctwem i ucieczką od istotnych problemów. Wskazuje to nie tylko na brak przyzwoitości, ale na zakłamanie, ugo-dowość, a nawet kapitulanctwo formacji, która cały czas boi się podjąć radykalne działania.
Henryk Szymański, Gliwice
Bóg kocha złodziei
7 kwietnia, tj. w niedzielę Miłosierdzia Bożego, ksiądz głoszący kazanie (naukę) w czasie mszy o godzinie 7.30 w kościele pw. Świętego Krzyża w Lublinie powiedział: "Pan Bóg tak samo kocha tych, co grzeszą, kradną, oszukują". Wreszcie wiemy, dlaczego tak uczciwie kradną i oszukują - kler oraz najbogobojniejsi katolicy.
Czytelnik z Lublina
Żółtaczkowa higiena
Od 1 stycznia br. Ministerstwo Zdrowia zlikwidowało bezpłatne szczepienia przeciwko żółtaczce dla pacjentów, którzy poddawani są operacjom. Podobno ma to zmusić szpitale do tego, by bardziej dbały o higienę. Bezpłatne szczepienia nadal przysługują noworodkom, studentom medycyny oraz pracownikom służby zdrowia. Pacjenci najczęściej zakażani są żółtaczką w placówkach służby zdrowia, czyli minister po prostu umył rączki od odpowiedzialności za podległe mu placówki. Uważam, że to właśnie pracownikom służby zdrowia nie powinny przysługiwać bezpłatne szczepienia, ponieważ z powodu ich niedbalstwa zakażam są pacjenci.
Stały czytelnik
Ogłoszenia parafialne
Klub Dyskusyjny Czytelników "FiM": Związek Stanowczych Chrześcijan, Wisłoczek 6, 38-480 Rymanów k. Krosna, tel.: 0 (prefiks) 13/435-91-46
Sprostowanie
W artykule "Sierp prałata" zamieszczone słowa "zawsze szuka zatargu. Jestem przekonany, że chłopiec chce zdyskredytować naszego proboszcza " nigdy nie padły z ust przewodniczącego Rady Miejskiej w Brześciu Kujawskim, Mariusza Czyżniejewskiego
Mariusz Czyżniejewski
TYGODNIK FAKTY i MITY Redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Henryk Rozenkranc; Dział reportażu: kierownik Ryszard Poradowski - tel. (0-42) 630-72-33; Redaktorzy: Adam Cioch, Dariusz Jan Mikus, Jarosław Rudzki; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: Ewa Kotlińska
- tel./fax (0-42) 639-86-10; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-72-23; Adres redakcji: 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94; e-mail: faktyimity@faktyimity.pl; Wydawca: "BŁAJA News" Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Prezes Zarządu: Roman Kotliński; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze - do 25 maja na trzeci kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zt za jeden kwartał; b) RUCH SA - do 5 czerwca na trzeci kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31, 532-88-16,532-88-19,532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-Awartał; 227,-/pót roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-Awartał; 255,-/pót roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-Awartał 313,-/pót roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą nawww.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hubsch &C0., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326.4. Dystrybutorzy w USA: New York- European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago - J&B Distributing co., tel. (773) 736 6171; Lowell International co., tel. (847) 439 6300.5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga - Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726.6. Prenumerata redakcyjna: do 15 czerwca na trzeci kwartał 2002 r. Cena 26 zt. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p-ele@faktyimity.pl. Szczegółowe informacje na stronie intern etowej http://www.faktyimity.pl
JAJA JAK BIRETY
Nr 16 (111)
- 25 IV 2002 r.
Recesja w skórach
DBNIŻKflLEN
Bywają sezony polowań na króliki, sezony truskawkowe i grzybowe, w Polsce także pielgrzymkowe. Ale kiedy jest sezon na pochówki?
Fot. J. Śmigulski
CZ4RNO NA BIAŁYM
Pieprzenie
Dlaczego księżom Kk nie wolno się pieprzyć? My bardzo przepraszamy za słowo "pieprzyć" i już spieszymy zastąpić je słowem "coitus" (stosunek). Jednak owo "coitus" brzmi cokolwiek egzotycznie, więc ten i ów proboszcz mógłby go nie zrozumieć, przeto - aby sprawa była nad wyraz jasna - zapytamy kulturalnie i odpowiemy: dlaczego księżom nie wolno składać nasienia w pochwie kobiety? Wyjaśnia to książka pt. "Celibat" autorstwa księdza Grzegorza Rysia.
Dowiadujemy się z niej, że niegdyś klechy mogły swawolić z panienkami do woli, dawać upust swoim żądzom z każdą chętną ko-bitką i bez jakichkolwiek zahamowań oddawać się najróżniejszym
figlom w pościeli, którą zazwyczaj było sianko w przyklasztor-nej stodole. Nie bez racji więc edykty papieskie czterech stuleci (1100-1500) nakazywały, aby zakony żeńskie oddalone były od męskich o dziesiątki wiorst... Na niewiele się to jednak zdało; na przykład w Irlandii w XII w. mocno wku... (wkurzony) motłoch przegnał zakonnice i zakonników precz, a ich liczne potomstwo adoptował. Jak to motłoch.
Podczas gdy łóżkowe ekscesy księży spotykały się ze zdecydowanym potępieniem ze strony wiernych, to dla hierarchów kościelnych były ot, powiedzmy drobnymi wykroczeniami - choć oficjalnie rzecz całą potępiali.
Autor "Celibatu" przyznaje, że tak naprawdę dopiero synod
Czarny humor
- Dlaczego papież na początku każdej wycieczki całuje glebę?
- Wiadomo, grunt to zdrowie.

Młoda dziewczyna spowiada się u księdza:
- Księże proboszczu, mam wstydliwy problem...
- Słucham cię, moje dziecko.
- Mam dwie papugi, miłe są, ale się strasznie zachowują.
- A co takiego robią?
- No... Jak ktoś do mnie przychodzi, to zaraz się drą: "Jesteśmy dziwki! Chcecie się zabawić?".
- Hmm, to rzeczywiście uciążliwe - odrzekł ksiądz. - Przyprowadź je do mnie. Ja też mam dwie papugi. Są bardzo bogobojne, cały dzień czytają Biblię. Na pewno
będą miały dobry wpływ na twoje zwierzątka.
Dziewczyna przyniosła papugi w klatce do zakrystii. Zdejmuje zasłonkę, a jej papugi zaraz drą się do papug księdza:
- Hej! Jesteśmy dziwki! Chcecie się zabawić?
Na to te drugie:
- Wyrzuć tę książkę, brachu! Nasze modlitwy zostały wysłuchane!

Amerykański zakonnik, przebywający na wakacjach w jednym z polskich klasztorów, pisze pamiętnik.
Poniedziałek - popiłem z Polakami.
Wtorek - chyba umieram.
Środa - znowu popiłem z Polakami.
Czwartek - szkoda, że nie umarłem we wtorek.
w Elwirze wprowadził nakaz wstrzemięźliwości seksualnej, czyniąc z kapłanów kapłonów, jednak nadal trafiały się całe dynastie biskupie i papieskie, gdzie trony dziedziczono z ojca na syna i wnuka. Czyli co? Czyli, że sytuacja była zdrowa, bowiem w Biblii o żadnym celibacie nie ma nawet wzmianki, a wśród pierwszych teoretyków chrześcijaństwa (ojców Kościoła) stan bezżenno-ści księży był sprawą wysoce naganną i z zasady podejrzaną...
A co mamy teraz? Ksiądz Ryś wprowadzony prawem kaduka celibat tłumaczy tak: "życie księży w celibacie daje Kościołowi prawo do pełnego dysponowania osobą kapłana". I w tym sęk. Otóż Kościół nie lubi się dzielić niczym z nikim. Tymczasem prawo dziedziczenia jest w prawodawstwie jasno określone.
Całkiem otwarcie mówi o tym niejaki ojciec Paweł na łamach Katolickiej Agencji Informacyjnej : " Czy można do końca kochać dwie osoby? Czy serce może być podzielone? Jeżeli więc pragnę odpowiedzieć na tę miłość, którą daje mi Jezus (...), to czy można podzielić serce i dać mu tylko część? ". Ciekawa argumentacja. Według niej Kowalska nie może do końca naprawdę kochać swojego męża, bo kocha dziecko lub odwrotnie... itd. Nie wolno więc jej dzielić serca, a już portfela dzielenie jest absolutnie niewskazane.
MarS AG
Wyrzućmy religię ze szkól!
INDEKS 356441 ISSN 1509-460X
FAKTY
i mi
http://www.faktyimity.pl
TYGODNIK NIEKLERYKALNY
Nr 17 (112) 26 kwietnia -1 maja 2002 r. Cena 2 zł (w tym 7% VAT)
*^
Ma3VP0BH HET!
Rząd Federacji Rosyjskiej ma dość nachalnej, katolickiej indoktrynacji na swoim terenie, więc wyrzucił biskupa Mazura na zbitą twarz. POPIERAMY! Gdyby niegdyś to samo zrobił rząd Bolesława Chrobrego z biskupem Wojciechem - który na dodatek nie miał ani wizy, ani nawet paszportu! - mielibyśmy święty (dosłownie) spokój.
Naziści w roku 1938 wydali instrukcję dla członków NSDAP, SS i gestapo, jak rozpoznawać i eliminować Żyda i dlaczego trzeba to robić. 64 lata później ultra-katolik polski Bubel opublikował identyczną instrukcję skierowaną do PRAWDZIWYCH POLAKÓW. Historia hańby zakreśliła koło i znów pokazała swoją brunatną mordę. A my zrobimy wszystko, aby tę brunatną mordę, przy pomocy polskich prokuratorów, postawić przed polskim sądem i doprowadzić do jej skazania. W imię elementarnej, ludzkiej przyzwoitości.
Byliśmy u Rydzyka!
Promiennie uśmiechnięty, otoczony gromadą ludzi, wykonywał ruchy pośrednie między błogosławieniem a gestem energote-rapeuty i te ręce, te ręce, które liczą... przepraszam... leczą. Po chwili począł dotykać świętą dłonią czół najbliżej stojących i klęczących. Ten i ów załkał...
KSIĄDZ NAWRÓCONY
FAKTYn
FAKTY
ŚWIAT Organizacja "Katolicy za Wolnym Wyborem" ze swoją przewodniczącą Frances Kissling domaga się pozbawienia Watykanu statusu specjalnego obserwatora przy ONZ za łamanie praw człowieka przez to państwo. Projekt ten popiera jeden z krajów należących do Narodów Zjednoczonych, nie ujawniono jeszcze który... Jak znamy Kwacha i Millera... TERAZ POLSKA!
POLSKA/ROSJA Władze FR najpierw odmówiły wizy włoskiemu księdzu przebywającemu w Rosji od 12 lat, a przed tygodniem zawróciły do Polski biskupa Irkucka, Jerzego Mazura. W awanturę wmieszał się polski rząd na służbie Watykanu, wzywając ambasadora FR na dywanik. Sam Mazur oczekuje... "od polskiego rządu przede wszystkim wyjaśnienia i podania przyczyny", dlaczego nie wpuszczono go na teren Rosji. Rosyjski MSZ informuje: istnieją "poważne zastrzeżenia do działalności tego wysokiego przedstawiciela Watykanu". Podobno chodzi o to, że Mazur używał do niedawna w swoich tytułach i na stronie in-ternetowej japońskiej nazwy wysp Kurylskich i Sachalina, co uznano za podważenie integralności terytorialnej Rosji. Może chciał tylko przyłączyć Japonię do swojej diecezji...?
POLSKA Watykański Turysta będzie w sierpniu br. pouczał Polaków na temat tego, czym jest boże miłosierdzie. Tak ogłosił ks. Renato Boccardo, który przyjechał nad Wisłę, aby przygotowywać trasę papieskiej wizytacji.
Watykańczycy to uznani specjaliści w dziedzinie miłosierdzia - np. wobec ofiar seksualnej przemocy księży...
Posłanka SLD Teresa Jasztal zaprotestowała przeciwko nadawaniu szkołom imienia Jana Pawła II. Stwierdziła, że tego typu praktyki to wywieranie katolickiego piętna na uczniach oraz łamanie sumień dzieci i wciąganie ich w spory wyznaniowe. Głosy rozsądku na lewicy są (w sposób sterowany?) wołaniem na puszczy, aby wyższe szczeble SLD mogły robić swoje.
Centralne Biuro Śledcze aresztowało Artura W, asystenta byłego dyrektora Poczty Polskiej Jacka Turczyńskiego. Przedstawiono mu zarzut wyłudzenia pieniędzy i utrudniania śledztwa. Przypomnijmy, że za czasów Turczyńskiego PP słynęła jako sponsor kościelnych imprez i artystów, m.in. Arki Noego. Gdyby aferzyści nie dali się złapać, zapewne dostaliby jakieś kościelne odznaczenie...
Rada Episkopatu ds. Rodziny pod przewodnictwem biskupa Ste-fanka "sprzeciwiła się antyrodzinnej polityce rządu". Biskupi, którzy lubią też narodzone dzieci, sprzeciwiają się wprowadzeniu "demoralizującej edukacji seksualnej" oraz martwią, że rodziny pozbawiono szeregu świadczeń..
Dlatego postanowili przekazać im część własnych dochodów pardon, to nie ta bajka.
WATYKAN/USA Jan Paweł II "głęboko zraniony" przez afery pedofilskie w amerykańskim Kościele, nie po raz pierwszy posłużył się kłamstwem dla ratowania dobrego imienia swojej owczarni. Po spotkaniu z kardynałami z USA, w oficjalnym komunikacie dla ciemnych owieczek papież powiedział, że "wielkie zło popełniło kilku księży" (jest ich co najmniej stu!); częścią winy obarczył też świeckich "ekspertów", którzy źle doradzali biskupom. Kardynałowie domagali się od papieża zdymisjonowania ich kolegi Bernarda Lawa z Bostonu za tuszowanie afer. Słusznie - za słabo tuszował!
FRANCJA Rozproszenie głosów lewicy na wielu kandydatów doprowadziło do tego, że do drugiej tury wyborów prezydenckich obok centroprawicowego Jacąuesa Chiraca przeszedł Jean--Marie Le Pen, skrajnie prawicowy nacjonalista i rasista. Każdy kraj ma swojego Le ppera!
NIEMCY Afera pedofilska w Kościele przybiera też zabawne formy. Jeden z księży pedofili z Dolnej Saksonii sam doniósł na siebie do prokuratury. Inny (już karany) odmówił podjęcia pracy duszpasterskiej, w której... nie miałby kontaktu z dziećmi. Tak się ustawić i być odstawionym!
Franziskus Eisenbach, biskup Moguncji, pod naciskiem Watykanu podał się do dymisji. Jest oskarżony o złamanie ślubów czystości. Ten konserwatywny hierarcha związany z Odnową w Duchu Świętym stał się bohaterem prasowym po jego głośnym romansie z kobietą, której niósł "pomoc duchową" ("FiM" nr 16). Biskup-charyzmatyk modlił się nad niewiastą z włożeniem rąk. A kto powiedział, gdzie miał je wkładać...
HOLANDIA Holenderski Instytut Dokumentacji Wojennej wydał krytyczny dla armii i władz tego kraju raport o zbrodni wojennej w bośniackiej Srebrenicy. Rządowi zarzucono lekkomyślność przy wysłaniu do Bośni lekkozbrojnego batalionu, który nie był w stanie zapobiec masakrze muzułmańskich mężczyzn (7,5 tys. ofiar) wymordowanych przez Serbów. Cały rząd i dowództwo armii podało się do dymisji.
W Polsce rządzący nie mają zamiaru odpowiadać nie tylko za cudze, ale nawet za swoje winy. To taka mała różnica między Katolandem a "zdemoralizowaną" Holandią.
Nr 17(11
26 IV - 1 V 2002 r.
KOMENTARZ NACZELNEGO
Do Mazura trzeba dwojga
NASTĘPNY NUMER "FIM" UKAŻE SIĘ W CZWARTEK 2 MAJA BR.
Polacy katolicy mają dwie wielkie życiowe pasje: życie w niedostatku i dawanie pieniędzy watykańskim księżom. Zresztą jedno z drugim dość ściśle się wiąże i to nie tylko z uwagi na pozbycie się "nadmiaru" gotówki na rzecz Watykanu. Praktyka pokazuje, że im wierni lepiej uposażają księdza, z tym większym przekonaniem naucza on ich o potrzebie ubóstwa. Wynikiem tego ludzie dają księdzu kasę, za którą są przekonywani przez niego o ciągłej potrzebie dawania, w celu wyzbycia się dóbr materialnych i życia w świętym ubóstwie. Tak zamyka się koło fortuny - ulubiona gra urzędników Kk.
Jest w tym wszystkim ukryty pozór zgodności z Ewangelią, która do bogacenia się nie namawia. Jak wiadomo z Dziejów apostolskich, uczniowie Jezusa dzielili się z ubogimi, bogacze wspomagali biedaków. W zestawieniu z praktyką Kościoła rzymskiego rysuje się więc "subtelna" różnica - otóż obecnie apostołowie w sutannach konfiskują je biedniejszym od siebie. Zupełnie odwrotnie niż w czasach pierwszych chrześcijan! O ile duchownym materialistom można pogratulować świetnego interesu, o tyle raczej dziwić się należy biedakom, którzy łożą na bogatych. Co więcej - Nowy Testament, na który (jeszcze!) powołuje się Kk, wyraźnie mówi o miłości bliźniego i dzieleniu się z potrzebującymi, ale w żadnym miejscu nie wspomina o płaceniu na budowy wielkich świątyń czy domów (plebanii) dla kapła- . nów. Tym bardziej że wokół pełno ludzkiej bie-dy i niedostatku - dzieci, które nie dojadają, staruszków, których nie stać na leki, bezdomnych grzebiących w śmietnikach, bezrobotnych itd. Czy na tym ma polegać "nowa ewangelizacja", o której mówi papież? W rozumieniu kościelnych purpuratów - z pewnością tak. Jest to zgodne z kościelną teorią i praktyką. Ważne jest tylko zaplecze materialne oraz liczba i spolegliwość kato-podatników, gotowych utrzymać kolejny rzymski przyczółek - czyli spodziewane zyski. Jednak dla logicznie myślącego homo erectus wszystko to cuchnie stęchlizną zakłamania i obłudy (celowo nie piszę pogaństwa, żeby nie obrazić pogan). Jak nazwać tych, którzy za tabliczkę pamiątkową, np. w Licheniu, gotowi są zapłacić od tysiąca zł w górę, setki złotych za gregoriańskie msze albo zupełnie bezinteresownie walą pieniądze na złocenia, marmury, kopuły, dzwony i tysiące innych ekstrawagancji? Na pewno są to dobrzy katolicy, ale niekoniecznie chrześcijanie. Z pewnością bowiem każdy z nich zna niejednego biedaka; być może za ścianą własnego mieszkania; kato-podatników nieczęsto to jednak wzrusza. Oczywiście mogą zrobić ze swoim, co chcą, ale też niewiele jest zachowań, które tak trafnie określają człowieka, jak właśnie cele, na jakie wydaje on pieniądze.
Polscy katolicy wpłacili grube miliony na budowę podniebnej katedry w Irkucku, choć biedy na Syberii wcale nie mniej niż w Bieszczadach. I po co? Ano po to, żeby Kościół rzymski mógł się poszczycić kolejnymi podbojami na Wschodzie. Gwoli sprawiedliwości, tamtejszymi dobrami Watykanu za polską kasę nadzoruje z pochodzenia, a nawet obywatelstwa - Polak i biskup Jerzy Mazur. Cały nasz kraj przez ostatni tydzień żył tragedią, jaka spotkała tego biedaka na moskiewskim lotnisku Szeremietiewo. Polskokatolickie media prześcigały się w wyrażaniu współczucia wobec "represji", jakie spotkały NASZEGO biskupa, któremu nie pozwolono wrócić do pałacu w SWOJEJ diecezji. Biedak spędził w piątek prawie 6 godzin na poniżających rozmowach ze zwykłymi oficerami straży granicznej! Natychmiast poprosił o interwencję WŁASNĄ Nuncjaturę Apostolską w Moskwie. Bezskutecznie. Po tej najważniejszej
dla narodu informacji podano, że wyróżnione rodziny wielodzietne z upadłego PGR-u dostały od amerykańskiej fundacji po krowie i parę hektarów pola w Bieszczadach. Krowa daje około 15 I mleka dziennie, co przy cenie 60 gr za litr daje zawrotną kwotę 270 zł na miesiąc! Padła fabryka kabli. Unia wydała rozkaz - ewentualne dotacje rządu RP dla polskich rolników nie mogą razem z unijnymi przekroczyć tych z 2000 roku, czyli dużo niższych niż w przyszłości same unijne...
No i zaczęło się! Prezydent i premier na wyścigi zapewniają: państwo polskie wesprze obywatela Mazura! Rząd RP zajmie się tą sprawą! Ambasador Polski w Rosji składa notę protestacyjną w tamtejszym MSZ. Ruski agent z ichniej ambasady za łeb przytargany na dywan gęsto się tłumaczy i prosi, by incydent nie odbił się na relacjach Rosja-RR Zawrzało także na szczytach władzy. Glemp nie może zrozumieć przełożenia nastrojów i poglądów Kościoła prawosławnego na decyzję władz Rosji o anulowaniu biskupiej wizy. On nie może zrozumieć takiej zależności! Książę lubelski abp Życiński powiada, że to "powrót do czasów wojen religijnych!" - wyrażając oczywistą sugestię do mobilizacji polskiej armii. Dobro stosunków pol-sko-rosyjskich nie może mieć żadnego znaczenia wobec 6 godzin Mazura na schizmatyckim lotnisku!
Po drodze jakoś wszystkim umknął fakt, że tego samego dnia, kiedy dokonano "represji" wobec obywatela trojga narodów, na całym świecie wywalono, nie wpuszczono z ważną wizą lub anulowano wizy kilkudziesięciu Polakom, najwięcej w sojuszniczych USA i Wielkiej Brytanii. Setki naszych obywateli siedzi w obcych więzieniach, co najmniej kilkunastu dziennie jest napadanych, bitych i okradanych, czasem mordowanych, jak choćby kilku młodych biznesmenów w obwodzie kalinin-gradzkim. Tak wyglądają statystyki. I co? I nic! Albo prawie nic. Inne kraje i owszem, reagują w podobnych przypadkach, Polska - dyplomatycznie - NIE.
Ale to już przeszłość, teraz wszystko się zmieni. Wreszcie władze pokazały, z jaką determinacją potrafią bronić swojego Mazura. Nie dopuszczam nawet myśli, iż wyróżniły biskupa spośród 40 milionów innych, konstytucyjnie równych mu obywateli. Chociaż... Czy nie powinien być on traktowany wyjątkowo? Ależ TAK! Polska i Watykan - połączeni osobą Wielkiego Rodaka -to jedno! Dobrze o tym wiedzą Kwaśniew-ski i Miller, reprezentując interesy obydwu krajów. Broniąc Mazura, bronią polskiej racji stanu. Dbają
0 polsko-watykańską inwestycję w Irkucku, o miliony zainwestowane na Syberii przez Polaków. Biskup Mazur też nie pragnie czynić niczego innego.
Każdy naród, poprzez własnych przedstawicieli, broni prawa do nieskrępowanego ulegania swoim największych namiętnościom. Niech no ktoś spróbuje zabronić Niemcom pożerania golonek i picia piwa; Francuzom odbierze sery i wino, Amerykanom baseball, a Murzynom zakaże uprawiania seksu. Większość obywateli powie, że to być albo nie być ich kultury, tradycji, jestestwa narodu! Tak też Polacy nie potrafią żyć bez ofiar składanych na rzecz Watykanu i tego, tj. katolicyzmu, będziemy bronić jak niepodległości Polski! Ojcze Święty, który mieszkasz w Watykanie, dziękujemy Ci za to, że dajesz nam potrzebne siły, abyśmy mogli wspierać Twój Święty i Apostolski Kościół. Amen. JONASZ
PS. Urząd /migracyjny USA dokonuje rocznie okoio
1 miliona aresztowań, 175 tys. deportacji; inicjuje 300 tys. spraw sądowych.
26 IV - 1 V 2002 r.
FAKTY n
INJ
WYRZUĆMY RELIGIĘ ZE SZKÓŁ!
^B ^H ^M demokratycznym społeczeństwie każdy może ujawniać
^K ^V swój światopogląd i dążyć do jego upowszechnienia, jeżeli nie ma on charakteru antyspołecznego, co winny oceniać specjalnie do tego celu powołane instytucje. Katecheta też człowiek i też wolno mu namawiać innych do swojej wiary. W tym ogólnym sensie jest więc nauczycielem tak samo, jak rodzice są nauczycielami swoich dzieci, a starsi uczą zazwyczaj młodszych (choć bywa również odwrotnie).
Istnieje też drugi, dość specyficzny rodzaj nauczycieli, pojmowanych jako grupa ludzi wytypowana przez określoną organizację dla szerzenia
ponieważ dostępne fakty nie potwierdzają żadnej z konkurencyjnych tez. Z tego punktu widzenia każdy katecheta okazuje się przede wszystkim agitatorem, który nie dysponuje logicznymi i obiektywnymi argumentami, ale reprezentując interesy swojego Kościoła, musi uciekać się do manipulowania ludźmi, do których się zwraca. Nie mogąc już w sensowny sposób zakwestionować faktu, że Ziemia jest okrągła i krąży dookoła Słońca (co katecheci robili jeszcze sto lat temu, choćby na terenie Galicji), straszą ludzi wiecznym potępieniem. Za sprzeciw wobec księdza grożą karami duchowymi i oczywiście piekłem. Za zmianę wyznania skazują, ma się rozumieć, na piekło... I tak dalej. Mamy więc bat - to zwyczajny, prymityw-
osiągnięcia medycyny są pozaświa-topoglądowe, a więc obiektywne
- albo dana metoda jest w jakimś procencie skuteczna, albo też nie
- nic tu nie ma do rzeczy wiara lekarza. Nawet historyk, chociaż zwykle podlega naciskom ideologicznym, może odwoływać się do różnych opracowań i do różnych źródeł, aby na ich podstawie wypracować koncepcję jak najbliższą rzeczywistości. Takie myślenie i taką wiedzę przekazują nauczyciele. Tymczasem katecheta za cały argument ma katechizm, co jednak nie wystarczy, aby uznać go za prawdziwego nauczyciela - jest on po prostu agitatorem, który usiłuje wmówić uczniom, jakoby przekazywana przez niego wiedza była czymś wyjątkowym.
Katecheta
- nauczyciel szkolny
poglądów odpowiadających interesom owej organizacji. W tej kategorii mieszczą się wszelkiej maści agitatorzy - specjalnie przeszkoleni i wyposażeni w odpowiednią wiedzę teoretyczną oraz umiejętność wykorzystania rozmaitych technik so-cjotechnicznych i psychomanipula-cji. Na ogół agitator głoszący tezy swojej organizacji sam też jest ich wyznawcą, co kapitalnie zwiększa jego skuteczność. Tak więc w naszkicowanej tu próbie klasyfikacji szeroko rozumianych nauczycieli agitator w pewnym sensie należy również do pierwszej kategorii. Zachodzi jednak podstawowa różnica między człowiekiem głoszącym własne przekonania oraz agitatorem pracującym dla określonej grupy. Ten drugi, reprezentując swoją organizację, mocodawców, jest na ogół (choć nie zawsze) świadom, że "przekonać" niekoniecznie oznacza "wykazać prawdziwość" własnych tez. Zdaje on sobie sprawę, że inne organizacje twierdzą coś odmiennego, ponieważ reprezentują interesy nieco innych ludzi. W tej sytuacji zgodnie z zasadą, że cel uświęca środki, agitator chwyta się sztuki retoryki, nagina fakty do swojej teorii, a zjawiska nie pasujące do reprezentowanej linii w ogóle pomija, często stosując metodę kija i marchewki, a więc umiejętnie dawkując nacisk i obietnicę nagrody. Ponadto rasowy agitator zwykle dysponuje odpowiednio spreparowanymi materiałami pomocniczymi. Zazwyczaj są to książki, czasopisma, muzyka, programy radiowe i telewizyjne, film, a ostatnio jeszcze Internet i multimedia. Rzecz w tym, że bardzo podobne albo równie przekonujące i często formułowane w identyczny sposób argumenty przedstawiają różne organizacje, więc ich agitatorzy nie mogą oprzeć się na powszechnej logice i rzeczowej dyskusji o faktach,
Zawód katechety nie jest zawodem
nauczycielskim w ścisłym tego słowa
znaczeniu. Powołaniem nauczyciela
jest bowiem szerzenie obiektywnej
i weryfikowalnej wiedzy o świecie
i człowieku. Katecheci nie spełniają
tego podstawowego warunku.
ny strach wpajany dzieciom od ma-leńkości, aby były posłuszne urzędnikom kościelnym nawet po dojściu do lat dojrzałych. W psychologii zwierząt zwie się to imprintingiem - wdrukowaniem, które trudno potem usunąć, a wpływa ono na zachowanie danego osobnika aż do jego śmierci ("czym skorupka za młodu nasiąknie..."). Oczywiście, samo piekło, nawet utrwalone za pomocą im-printingu, nie stanowiłoby jeszcze żadnego argumentu, bo przecież nikt piekła nie widział. Jednak człowieka charakteryzuje strach przed śmiercią, co ostatecznie okazało się bardzo skutecznym narzędziem nacisku. Oto duchowieństwo i katecheci wyciągają zza pleców swoją marchewkę, twierdząc, że dzięki ich protekcji można po śmierci znaleźć szczęśliwy świat, który... No właśnie, świat, który jest dostępny tylko posłusznym Kk owieczkom, bo te krnąbrne trafią oczywiście do piekła. Z wiadomych względów katecheci nie mają na to żadnych dowodów ani logicznych argumentów, oprócz owego rozbudowanego aparatu agitacyjnego.
Natomiast nauczyciel, w odróżnieniu od katechety i agitatora, posługuje się argumentacją logiczną, obiektywną i sprawdzalną. Kiedy matematyk uczy rozwiązywania równań, każdy może te równania rozwiązać samodzielnie. Twierdzenie, że w danej reakcji chemicznej powstaje określony związek, jest sprawdzane przez dziesiątki niezależnych badaczy. Podobnie
Istnieje wreszcie trzecia kategoria ludzi przekazujących wiedzę. Należą do niej osoby mające odpowiednie wykształcenie wyższe i pedagogiczne zatrudnione na etacie nauczycielskim, co nakłada na nie określone obowiązki i daje im pewne uprawnienia. Obowiązkiem jest na przykład nie szkodzić uczniom i rozwijać ich umysło-wość, a prawem - wystawiać oceny, które decydują o promocji
ucznia albo o zdaniu określonych egzaminów. Nauczyciel winien uczestniczyć w radach pedagogicznych jako osoba odpowiedzialna za postępy swoich uczniów, a o jego zatrudnieniu bądź zwolnieniu z pracy zawsze decyduje dyrekcja szkoły w porozumieniu z lokalnym samorządem, ponieważ to samorząd wypłaca nauczycielowi pensję.
A jak to wygląda w przypadku katechety nauczającego religii? Planowo i świadomie zaszczepia on w uczniach i utrwala strach (diabeł, grzech, piekło, wieczne potępienie) szkodliwie oddziałując na psychikę. Poza tym nie przekazuje realnej wiedzy o świecie, ale zespół niesprawdzalnych wierzeń, czym sprzeciwia się oświatowej funkcji szkoły. Nie rozwija wreszcie umysłowości uczniów, promując nie logiczne myślenie, ale raczej zaufanie do narzuconych autorytetów, co kłóci się z nowoczesną ideą ucznia zdolnego do samodzielnego myślenia. Formalnie rzecz biorąc, nie spełnia więc kryteriów bycia prawdziwym nauczycielem. Zbliża się za to do standardów agitatora, politycznego działacza, przywódcy jakiejś organizacji lub pracownika agencji reklamowej zawsze upewniającego nas, że "tylko jego towar..." i "tylko tej firmy..." i "jedyny na świecie..." itd.
Jak widać, nawet tak elementarna analiza pokazuje, że katecheta nie powinien być uznawany za nauczyciela szkolnego, ale wyłącznie za szerzyciela wiary. Tym bardziej że na mocy umowy między polskim rządem i episkopatem z roku 1990 katecheci nie byli uznawani do końca za nauczycieli szkolnych. Po raz pierwszy nauka religii w szkole pojawiła się 1 września 1990 r., i to na prawach zajęć pozaszkolnych i nadobowiązkowych, które nie muszą być wpisane na świadectwo. Katechezy odbywały się wtedy w wymiarze jednej godziny tygodniowo. W istocie więc państwowe szkoły zaledwie udostępniły Kościołowi katolickiemu swoje sale (zwalniając przy tym salki katechetyczne istniejące przy każdym kościele). Jednak niedługo później
kler zaczął domagać się drugiej godziny katechezy, a episkopat nie ustawał w staraniach o przerzucenie finansowego ciężaru utrzymania także duchownych katechetów na barki wszystkich podatników. Sprzyjało temu przejęcie władzy przez panią Suchocką w roku 1992. Już niecały rok później parlament ogłosił wotum nieufności wobec premier Suchockiej zwanej czasem "parafianką", a w czerwcu 1993 rozwiązano Sejm i zapowiedziano przyspieszone wybory, które miały odbyć się we wrześniu. To jednak nie przeszkodziło pani Suchockiej zawrzeć konkordat z Watykanem 25 lipca 1993 r., zanim ostatecznie odeszła. Można się tylko dziwić, dlaczego lewica, która wygrała wybory, nie anulowała później tej umowy wyraźnie będącej podrzuconym zgniłym jajkiem. W każdym razie po następnych wyborach wygranych przez szeroko rozumianą prawicę, przykościelny rząd solidarnościowców natychmiast ratyfikował konkordat 9 stycznia 1998 roku. Na to nałożyła się pseudoreforma szkolnictwa zrobiona pod dyktando Kościoła i niedouczonych, ale za to odpowiednio wierzących parlamentarzystów, którą to reformę prezydent Kwaśniewski podpisał.
Tak oto efekty bezczelności strony kościelnej i strachliwości lewicy odczuwamy dziś wszyscy. W szkole mamy już dwie godziny katechezy (dzieci przed I komunią z reguły trzy godziny!). Uczący religii pobierają państwową pensję, jakby szerzenie tej jednej wiary służyło interesom Polski i Polaków, a nie obcego państwa watykańskiego. Co roku obserwujemy szopki z odwoływaniem lekcji i zbiorowym wychodzeniem uczniów na msze, spowiedzi i rekolekcje. Szkoła miast być miejscem szerzenia trzeźwego myślenia i oświaty stała się rozsadnikiem katolicyzmu. Czy polska szkoła powinna służyć szerzeniu podobnej ideologii, a my wszyscy powinniśmy opłacać agitatorów Watykanu?
LESZEK ŻUK
Czytaj także " Wielki Wizytator" na stronie 4.
PETYCJA DO SENATORÓW RP
Szanowny Czytelniku "Faktów i Mitów"! Dzięki Twojemu podpisowi pod tą petycją nasz kraj stanie się może choć odrobinę normalniejszy. Przeczytaj ją, podpisz, wytnij i bez zwłoki wyślij pod adresem naszej redakcji.
Szanowni Państwo Senatorowie RP:
Krystyna Sienkiewicz, Maria Szyszkowska, Marek Balicki, Jolanta Danielak, Adam Gierek, Ryszard Jarzembowski, Zbigniew Jerzy Kułak, Zbigniew Stanisław Zychwicz, Marian Żenkiewicz, Jerzy Edmund Cieślak
Ja, niżej podpisany(a), zwracam się z prośbą o złożenie w moim imieniu projektu ustawy regulującej stosunki państwa z Kościołami i związkami wyznaniowymi. Domagam się:
1. Uchylenia ustawy z 20 marca 1950 roku o "Funduszu Kościelnym".
2. Uchylenia zapisów ustawy o systemie oświaty oraz zniesienia nauczania religii w publicznych przedszkolach i szkołach.
3. Zniesienia przywilejów dla osób duchownych poprzez:
- opodatkowanie tychże osób na zasadach ogólnych;
- zobowiązanie kleru do opłacania składek Funduszu Ubezpieczeń Społecznych i Kasy Chorych w pełnej wysokości, bez dopłat z budżetu państwa;
- zrównanie przywilejów podatkowych świeckich i kościelnych organizacji charytatywnych.
4. Renegocjacji niekorzystnej dla Polski umowy z Watykanem - konkordatu wraz z upoważnieniem prezydenta RP do jego ewentualnego wypowiedzenia.
Uzasadnienie:
Istniejący stan prawny uprzywilejowuje w sposób nieuzasadniony Kościoły i zmusza budżet państwa do łożenia ogromnych kwot na utrzymanie duchownych (Fundusz Kościelny, składki na ZUS i Kasy Chorych, uprzywilejowanie podatkowe). Nauczanie religii w szkołach publicznych jest sprzeczne z konstytucyjnymi gwarancjami wolności sumienia. Konkordat znacząco ogranicza suwerenność i samodzielność Rzeczypospolitej, znosząc konstytucyjną równość obywateli wobec prawa.
(czytelny podpis: imię i nazwisko)
Z NOTATNIKA HERETYKA
FAKTYn
Nr 17(11
26 IV - 1 V 2002 r.
GŁASKANIE JEŻA
ONZmiatać
Tytuły prasowe z całego świata codziennie donoszą o łamaniu praw człowieka w Turcji, Indiach, Chinach, Korei Płd., w Afryce, obu Amerykach, nawet w Australii. Każdy kraj i kraik będący na bakier z demokracją łamie ludzkie prawa do wolności i często polega to na brutalnym łamaniu sumień i kości.
Jest jednak pewne miniaturowe państewko, które ma głębokie tradycje w zniewalaniu całych narodów i poszczególnych jednostek, a czyniło to i czyni w skali globalnej. Mam tu na myśli Watykan, którego reklama powinna wyglądać tak: "Spółka z nieograniczoną nieodpowiedzialnością - firma z tradycjami mająca już prawie 2000 lat. Na miejscu i na wynos! Nasz klient, to nie nasz Pan. Przedstawicielstwa handlowe we wszystkich krajach świata, sPAETZjal-ność - eksterminacje, dewiacje i sprzedaż złudzeń".
Wiele jednak wskazuje, że monopol tego największego przedsiębiorstwa świata, tej fabryki snów makabrycznych, zostanie wkrótce (miejmy nadzieję) raz na zawsze złamany. Oto bowiem Stolicy Piotro-wej chce się do
czterech liter dobrać nie kto inny, jak Organizacja Narodów Zjednoczonych, umieszczając ją na haniebnej liście państw nagminnie łamiących prawa człowieka. Co więcej, ONZ ma szczery zamiar usunąć Watykan ze swoich szeregów!
Jednak to cwane jak wszyscy diabli (porównanie nad wyraz celne) państewko przypomina męskie narządy płciowe: część wchodzi, część nie wchodzi, ale i tak całość bierze udział w stosunku. W tym przypadku chodzi
0 fakt, iż Stolica Piotrowa ma w ONZ status obserwatora, a nie członka. W związku z tym ten nieczłonek pełni rolę swoistego cenzora ONZ-owskich uchwał
1 rezolucji, np. dość skutecznie
storpedował prace ka-irskiej konferencji demograficznej w roku 1994. "Żadnych prezerwatyw, żadnych pigułek, żadnego
planowania rodziny!" - darli się w Kairze wysłannicy JPII, a na widmo światowego głodu spowodowanego bombą demograficzną pogardliwie wzruszali ramionami. Nigdy bowiem za dużo owieczek do strzyżenia, nigdy za dużo mięsa armatniego.
Bardzo przyzwoita, jak się wydaje, i coraz bardziej znana organizacja o nazwie "Katolicy za Wolnym Wyborem" zgłosiła do Sekretariatu ONZ projekt rezolucji wydalającej Watykan z szeregów narodów świata. Chodzi o lansowany przez watykańską tyranię całkowity zakaz stosowania środków antykoncepcyjnych, a co za tym idzie - wpędzanie milionów ludzi w nędzę, której konsekwencją często bywa głodowa śmierć.
"Basta!" - powiedzieli postępowi katolicy. Won z ONZ i niech tu noga żadnego Watykańczyka nie postanie. Co ciekawe, inicjatywa spotkała się z przychylnością Sekretarza Generalnego ONZ Kofi Annana i tylko patrzeć, jak trafi pod głosowanie. Jak będzie głosować Rosja, już wiadomo; jak Anglia, Holandia, Szwecja, Chiny - pewnie też jest jasne. Może więc to być najciekawsze głosowanie w całej historii ludzkiej cywilizacji! Jeśli do tego dołożymy setki zapowiadanych procesów sądowych przeciwko Watykanowi za sprzyjanie sPAETZjalizacji pedofilskiej, państewko pępka świata może mieć poważne kłopoty. Nie ma wątpliwości - Piotrowa skała zaczyna trzeszczeć i pękać.
MAREK SZENBORN
Wielki Wizytator
Łza się w oku kręci, kiedy przypomnę sobie te czyny partyjne i te spontaniczne zrywy ludu pracującego polskich miast i wsi w czasach miłościwie nam panującej komuny.
Przed każdą gospodarską wizytą pierwszego sekretarza w ruch szły łopaty, trawa bujniej rosła, a krzywe płyty chodnikowe nagle się prostowały. Prządki więcej wtedy uprzędły, górnicy ufedrowali ponad plan, krowy dawały więcej mleka, a na każdą kurę rekor-dzistkę przypadało o 0,45 jajka więcej niż to przewidywano na początku 5-łatki...
No i gdzie ten zapał jest teraz? Pytam nas wszystkich, gdzie podziała się nasza dawna spontaniczna ofiarność i gotowość do uczczenia czynem wizyty Wielkiego Polaka? Oto nasz Prezydent Ponoć Wszystkich Ubeków uniżenie poprosił Najświętszego Ro-dziciela z Watykanu o przyjazd do ukochanej Ojczyzny, a Polacy... NIC! Nie ma wycinania lub sadzenia drzew na trasie przejazdu Najświętszego, nikt nie ogłasza dziękczynnego postu ani nie zrzeka się miesięcznej pensji na ufundowanie kwiatów i prezentów dla Najdroższego Gościa, żaden drób nie niesie się ponad miarę... Przerażony tą obojętnością katolickiego narodu występuję z propozycją, aby przyjazd Najświętszej Osoby uczcić oddolną inicjatywą, która pokazałaby Gościowi naszą duchową jedność i przywiązanie do tradycyjnych, demokratycznych wartości.
Proponuję więc zebrać 100 tys. podpisów pod obywatelskim projektem do Sejmu Rzeczypospolitej i przesłać je na ręce odpowiednio wybranego posła, który mógłby ten projekt przedstawić i poddać pod obrady parlamentarne. Proponowany projekt to zabranie religii ze szkół, gdzie katecheci, w tym - o nieba! - duchowni, spotykają się z szykanami ze strony lewicowych oszołomów, a wiara jest ośmieszana. Niechby Najświętszy Wizytator zobaczył, jak bardzo leży nam wszystkim na sercu interes Watykanu i jak gorąco pragniemy ów interes (...) schować w salkach katechetycznych, z dala od knowań zlaicyzowanych nauczycieli i uczniów zadających niewygodne, złośliwe pytania.
Uważam ponadto, że miodem na skołatane serce Wielkiego Wizytatora byłoby też uwolnienie naszych katechetów od poniżającej konieczności brania pieniędzy z kasy państwowej. Wszyscy im to wytykają i uważają za powód do mnożenia inwektyw. Niechby więc nieszczęśni zostali raz wyprowadzeni z tego domu niewoli i powrócili na finansowe łono Kościoła opartego na biblijnym nakazie - "godzien jest robotnik zapłaty swojej".
Gdybyśmy zdołali zebrać nasze głosy jeszcze przed Najdroższą Wizytacją, moglibyśmy godnie przywitać Wielkiego Językoznawcę i, jak sądzę, uradować jego duszę wiecznie zatroskaną o losy błądzącego świata. A zatem do dzieła, drodzy Rodacy, alleluja i do przodu, jak mawia niezawodne rydzyjko. L.Ż.
Przez ostatnie tygodnie światek dziennikarski emocjonował się stanem zdrowia papieża, ewentualnym jego ustąpieniem oraz rzekomą, wrogą mu konserwatywną opozycją wśród kardynałów.
Sygnał do dyskusji dał znany katolicki wa-tykanista Vittorio Messori. W dzienniku "Corriere delia Sera" (25.03.) ukazał się artykuł tego zachowawczego publicysty, w którym Messori, przyjaciel Opus Dei, pisał o konserwa-
Ponieważ niedołężny papież jest bardzo na rękę jego otoczeniu, bo niepomiernie zwiększa władzę wszelkich doradców i sekretarzy, należało wymyślić coś, co usprawiedliwiałoby trwanie obecnego stanu rzeczy.
Wymyślono więc bajeczkę o podłych konserwatystach czyhających na schedę po Janie Pawle.
0 puszczenie dziennikarskiej kaczki poproszono Messoriego, człowieka zaprzyjaźnionego z Watykanem i z najbliższym otoczeniem
papieża. Według naszych ustaleń problem z rewelacjami watyka-nisty polega na tym, że w gronie kardynałów trudno się dopatrzyć jakiegoś środowiska niechętnych Wojtyle wsteczników. Ci najbardziej konserwatywni: Sodano i Ratzinger, to przecież współpracownicy papieża! Reszta albo podziela mniej więcej ich poglądy, albo jest tylko nieco bardziej liberalna. Gdzie są więc ci, co rzekomo "nie mogą znieść ciągłych próśb o przebaczenie, spotkań w Asyżu, odwiedzin w synagogach
1 meczetach oraz nacisku, z jakim (papież - przyp. red.) przypomina o prawach człowieka "? Oto Messori tworzy mit o liberalnym, otwartym Wojtyle, zaszczutym przez sforę nieustępliwych tradycjonalistów. Tego typu marginalne
Kaczka
po watykańsku
tywnych kardynałach, którzy domagają się ustąpienia papieża. A to dopiero! Okazuje się, że Kościół jest zaludniony hierarchami jeszcze bardziej wstecznymi niż Karol Wojtyła! Temat natychmiast podjęły światowe media, także i my o tym pisaliśmy ("FiM" nr 15). Wielkie polskie tygodniki informacyjne od długich tygodni nie przestają użalać się nad zmęczonym, chorym i na dodatek atakowanym za swo-ją rzekomą otwartość papieżem.
Po głębszej analizie doszliśmy jednak do wniosku, że cała sprawa była pospolitą dziennikarską prowokacją, obliczoną na doraźne korzyści najbliższego otoczenia JPII.
Jaki był mechanizm całej akcji? Rozpoczynał się właśnie Wielki Tydzień (tekst ukazał się w poniedziałek), a najbliższe teatralne uroczystości liturgiczne miały obnażyć mizerny stan zdrowia papieża. Od lat mówi się, że JPII jest coraz słabszy i nie jest już właściwie w stanie sprawnie kierować Kościołem; ponadto bezustannie nasilają się głosy oskarżające szefa Watykanu o doprowadzenie do dotkliwego kryzysu katolicyzmu, który stał się jeszcze bardziej widoczny w związku z ostatnimi aferami seksualnymi.
środowiska, sympatyzujące z lefe-bryzmem, oczywiście istnieją, ale mają w skali Kościoła znikome znaczenie. Tak naprawdę żaden liczący się katolicki polityk (wyższy duchowny) nie jest wrogiem sfingowanego dialogu uprawianego przez Watykan. Wszyscy oni dobrze wiedzą, że trzeba stroić się w maskę otwartości, bo bez tego Kościół zostałby odstawiony przez świat na kompletną bocznicę.
Czemu zatem służyła ta wielkanocna ścierna Messoriego? Ano temu, żeby podtrzymywać w Kościele i w mediach przekonanie, że przełomowy pontyfikat Wojtyły--liberała jest korzystny dla Kościoła i jest zaporą przed rzekomymi wstecznymi siłami zagrażającymi katolicyzmowi i światu. Rzeczywistość jest taka, że kolejny papież albo będzie równie zachowawczy jak obecny, albo bardziej postępowy. Przedsoborowa recydywa nie wchodzi na razie w grę. Po rewelacjach przyjaciela Opus Dei, jego kolega Navarro Valls, rzecznik Watykanu, poprosił publicznie Messoriego, by więcej nie wypowiadał się w tej sprawie. Ten ostatni akt komedii ma oznaczać, że Stolica Apostolska nie ma nic wspólnego z jego sensacjami. Akurat!
ADAM CIOCH
26 IV - 1 V 2002 r.
FAKTY n
INJ
NA KLĘCZKACH
PIAJA KOLUMNA
Władze lokalne nie po raz pierwszy, pod presją dewotów z LPR, posuwają się do działań niezgodnych z prawem. Tym razem ludziom z komanda Rydzyka oraz środowiskom zbliżonym do nich mentalnie zawiniły plakaty reklamowe miesięcznika "Machina" zajmującego się popkulturą. Na okładce numeru kwietniowego, m.in. poświęconego wkładowi gejów do kultury masowej, można zobaczyć dwóch młodych mężczyzn w przyjacielskiej pozie (repr. powyżej). Reklama nie jest pornograficzna, nie zawiera też treści godzących w uczucia religijne kogokolwiek. To, co prawdopodobnie uraziło "poszkodowanych", to tytuł artykułu: "20 gejów, którzy zmienili popkulturę" - ponieważ jego treść godzi w przekonanie prawicowców o tym, że homoseksualiści to chorzy degeneraci. A że rzeczywistość jest inna - tym gorzej dla niej! Nie chodzi zatem o żadne "uczucia religijne" ani
0 moralność - jest to ordynarny zamach na wolność wypowiedzi - działanie jakby żywcem skopiowane z państw islamskich. Pod wpływem histerycznej nagonki dewotów w niektórych gminach Trójmiasta i Warszawy reklamy postanowiono usunąć - wystarczyło tylko, że Rydzykowcy postraszyli procesem. W Katolandzie, gdy tylko kruchtowi tupną, władze kulą się jak króliki ze strachu. Mam nadzieję, że wydawcy "Machiny"
1 firmy reklamowe wytoczą proces władzom gmin o bezprawne łamanie umów, i może wtedy podszyci czarnym strachem urzędnicy nauczą się rozumu i szacunku dla prawa. (A.C.)
NOWA MYŚL RYDZYKA
"Nowa Myśl Polska" - jedno z pisemek związanych z Ligą Polskich Rodzin i Radiem Maryja - opublikowała ostatnio nową definicję pojęcia tolerancja. Językoznawcy Rydzyka uznali bowiem, iż to, co się kryje na ogół pod tym terminem, ma pochodzenie masońskie i jako takie obraża godność człowieka (!). Publikacja miała związek z protestami świata cywilizowanego przeciw ukamienowaniu młodej Nigeryjki skazanej za urodzenie nieślubnego dziecka. Autorzy uznali akcje pisania listów i interwencje w jej sprawie za ingerowanie
w wewnętrzne sprawy suwerennego państwa, jakim jest Nigeria, a także za objaw... braku tolerancji. Polega ona na nieuznawaniu naturalnej ponoć dla Nigerii tradycji islamskiej, przez co poniżono godność narodu nigeryjskiego. Z powyższych dywagacji wynika, że prawdziwie tolerancyjny człowiek uznaje i szanuje każdą tradycję i lokalne prawo, nawet takie, które nakazywałoby mordować np. łysych i garbatych. W takim razie obiektywne prawa człowieka nie istnieją, a ich obrońcy to sekciarze obcy katolickiej kulturze i tradycji. Oto jaki los zgotowaliby rydzykowcy naszemu krajowi w przypadku, gdyby doszli do władzy! (A. Karw.)
BISKUPI ZA GUMKAMI!
Znana amerykańska organizacja Catholics for a Free Choice (Katolicy na rzecz Wolnego Wyboru) protestuje przeciw zakazowi używania prezerwatyw, bowiem kondomy to jeden z najskuteczniejszych i najtańszych środków chroniących przed zarażeniem AIDS. W swej "obronie świętości życia" organizacja może nawet liczyć na poparcie ze strony niektórych biskupów. Opinię podzielaną przez wielu katolików wygłosił na początku roku biskup Kościoła katolickiego w Rustenberg (Południowa Afryka), Kevin Dowling. Stwierdził on: "Skoro lud, z jakichkolwiek powodów, nie kieruje się zasadami, które propagujemy jako Kościół - w jego ramach, czy też poza nim - to jesteśmy konfrontowani z realną możliwością, że poprzez stosunek seksualny człowiek zaraża drugiego człowieka śmiertelnym wirusem. Używanie prezerwatyw nie może być widziane jedynie jako udaremnianie "przekazywania życia ", trzeba na to spojrzeć również jako na udaremnianie "przekazania śmierci" (za"Kir-che Intern" nr 04/2002). (Z.G.)
WACŁAW KATOLICKI
koło Białegostoku nasila się kult katolickiego księdza Wacława Rabczyńskiego. Jest tam towarzystwo jego imienia, ulica, a nawet obchodzi się rok jemu poświęcony. Teraz katolicy chcą uhonorować jego imieniem gimnazjum oraz szkołę. Ksiądz Rabczyński rzeczywiście jest osobą zasłużoną, ale przede wszystkim dla Kościoła katolickiego. Wsławił się m.in. zacieraniem śladów po prawosławiu na terenie miasteczka. Dawną kaplicę prawosławną w Świętej Wodzie przebudował tak skutecznie, że już niczym nie przypomina obrządku wschodniego. Jak twierdzi ksiądz Jacewicz, współpracownik Rabczyńskiego, chodziło o " utrudnienie prawosławnym rewindykacji tego miejsca"... Do szkoły, której patronem ma zostać "pogromca Ruskich", chodzi pięćdziesiątka prawosławnych dzieci. Niech się od małego uczą pętaki, gdzie jest ich miejsce w Katolandzie! (Na zdjęciu: prawosławna kaplica w Wasil-kowie). (A.C.)
BISKUP SIĘ BRONI
Oskarżony o pedofilię biskup Paryża di Falco ("FiM" nr 14) usłyszawszy, że skarga została oddalona na skutek przedawnienia, czym prędzej pobiegł do sądu, skarżąc ofiarę o potwarz. Oskarżony, upewniwszy się, że sprawa jest przedawniona, stara się wszystkich przekonać, że tym samym został uniewinniony. Tymczasem adwokat ofiary, Jean-Baptiste Moąuet, przewiduje złożenie skargi identycznej z di Falco - o oszczerstwo. Nie wyklucza, w razie porażki, odwołania do międzynarodowego trybunału w Strasburgu. Przekazał też prasie informację, że istnieją kolejne ofiary biskupa. W przypadku jednej z nich czyny pedofilii sięgają roku 1982. (A. Doan)
MARTO! MARTO!
Jak donosi "Przegląd Prawosławny", w miasteczku Wasilków
Marta Fogler, posłanka Platformy Obywatelskiej, na łamach "Życia" nie jest w stanie pojąć, dla-czegóż to Unia Europejska w programie Access 2000 (wspierającym polskie organizacje pozarządowe) nie dyskryminuje organizacji reprezentujących mniejszości seksualne. Sejmowa blond piękność w swej błyskotliwej wypowiedzi myli także pojęcia mieszając orientację seksualną ze światopoglądem i moralnością. Uwagi Marty Trojga Nazwisk (do Sejmu startowała pod nazwiskiem Mordasewicz-Zubrzyc-ka) najwyraźniej homofobiczne i godzące w polską konstytucję (która zabrania dyskryminowania kogokolwiek) są dodatkowo sprzeczne z duchem panującym w UE i wystawiają Polskę na pośmiewisko w oczach zachodnich partnerów. Żeby było zabawniej, pani Fogler ma Polskę wprowadzać do Europy, bo jest zastępcą przedstawiciela
naszego parlamentu w Unii. A potem dziwimy się, że wejście Polski do Unii się odwleka. (A.C.)
ZAŁĄCZNIK - MYDEŁKO
Jak Polska długa i szeroka rozlega się wielki głos "wszystkich" rodaków domagających się wizyty Słońca Tatr. Wyznawcy papieża są cali nieszczęśliwi, bo ich bóstwo odwiedzić ma tylko wybrane przysiółki i miasteczka. "Trybuna Śląska" wspólnie z katowicką TVP chwyciły się gestu rozpaczy. Do gazety dołączono kolorową pocztówkę-za-proszenie z portrecikiem papieża i stosownym czołobitnym tekstem na odwrocie. Czytelnicy nie muszą nawet wypełniać adresu, bo akurat-ni żurnaliści o wszystkim prawie pomyśleli. "Prawie", bowiem niektórzy lekko wkurzeni czytelnicy gazety (czytaj: mieszkańcy coraz biedniejszego Śląska) wysłali pocztówkę do Palazzo Apostolico Vaticano, ale nie odmówili sobie dopisania na odwrocie stosownego komentarza, który - czego szczerze żałujemy - nie nadaje się do zacytowania. Naszym zdaniem organizatorzy tej wielkiej akcji wysyłkowej zapomnieli o mydełku...
PODATEK DOBOWY
Proboszcz miechowskiej bazyliki, ks. Jerzy Gredka zrugał niedawno swoich parafian za to, że podczas niedzielnej mszy zazwyczaj ofiarowują na tacę po złotówce, bo to oznacza zaledwie dar w postaci 16 groszy dziennie! Tymczasem potrzeby świątyni-matki (na zdjęciu), jak ją nazywa proboszcz, są potężne, tym bardziej że trwa remont. Parafianie zaś szemrzą po kątach, że w Miechowie żaden ksiądz nie jeździ już "maluchem", jak to przed laty bywało, a i apetyty sutannowych są nieograniczone. Widać księżow-ska bieda i księżowskie potrzeby różnią się od tych przyziemnych, będących udziałem parafian. (R.P.)
PORZĄDEK ZE SZKOŁĄ
W Grudziądzu w prowadzonym przez Stowarzyszenie Rodzin Katolickich liceum ogólnokształcącym zorganizowano konkurs wiedzy
0 Harrym Porterze. Ta decyzja dyr. Lecha Flaczyńskiego spotkała się z akceptacją zarówno rodziców, jak
1 większości nauczycieli. Pomysł
poparły także władze stowarzyszenia, które jest właścicielem szkoły. Gdy zamknięto listy uczestników i okazało się, że zgłosiło się 65 małolatów, katolicka organizacja Rodzina Polska rozpoczęła krucjatę przeciw konkursowi i władzom szkoły. Po napisaniu donosu do władz stowarzyszenia nieco wkurzeni brakiem zainteresowania ze strony adresatów listu, skierowali donos do "Naszego Dziennika" i miejscowej kurii biskupiej. Ta ostatnia zapowiedziała zrobienie porządku ze szkołą, która choć katolicka, to dopuściła do skażenia młodych umysłów opowieścią o czarodzieju. I nie ma znaczenia, że - jak mówi dyrektor - szkoła promuje poprzez ten konkurs miłość, przyjaźń i zaufanie do drugiego człowieka... (A. Karw.)
KATOLICKIE "PIERŚCIENIE"?
Do grona wrogów Harry'ego Pottera dołączył ostatnio Wojciech Turek, główny ideolog Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego oraz doradca betonu konserwatywnej części Prawa i Sprawiedliwości. Uważa on lekturę powieści J.K. Rowling za zagrożenie dla młodych umysłów, bo autorka nie promuje kościelnych wartości. Natomiast, co może budzić zdumienie, najlepszą lekturą dla dzieci bez względu na wiek, polecaną przez pierwszy mózg ZChN jest... "Władca Pierścieni" J.R.R. Tolkiena. Pozycja ta miałaby być przepojona katolickimi cnotami. Dlatego, zdaniem Turka, powieści Tolkiena są zwalczane przez elity w odróżnieniu od hołubionej twórczości Rowling. Trawiącej nas ciekawości, gdzie i kto w Polsce (poza częścią wiejskich proboszczów) zwalcza "Władcę Pierścieni", autor nie jest już w stanie zaspokoić. (A. Karw.)
KATOLICY OŚWIECENI
Wobec kompromitacji instytucji Kościoła setkami przypadków nadużyć seksualnych amerykańskiego kleru katolickiego, rośnie dystans pomiędzy zwykłymi wiernymi a hierarchią. Według opublikowanych danych, aż 97 proc. katolików w USA uważa, że w przypadku wykrycia pedofilii wśród kleru należy powiadomić policję, a 83 proc, że należy poinformować także wiernych. Oznacza to, że prawie wszyscy katolicy są przeciwni dotychczasowej praktyce tuszowania tych spraw przez Kk. Ponadto 60 proc. wiernych uważa, że obowiązkowy celibat powinien zostać zniesiony, a 61 proc. twierdzi, że do święceń kapłańskich dopuszczane mają być także kobiety. Większości amerykańskich katolików obce jest więc nieustępliwe stanowisko papieża w tych kwestiach. Należy zaznaczyć, iż co roku kilkaset tysięcy katolików w USA opuszcza Kościół rzymski; pozostają ci najwierniejsi. I to właśnie oni nie zgadzają się z JPII...! (A.C.)
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
Nr 17(11
26 IV - 1 V 2002 r.
Gazeta nazywa się "Tylko Polska", jest oficjalnie zarejestrowanym wydawnictwem (Indeks 351784) i na polskim rynku prasowym ukazuje się piąty rok. Z redakcyjnej stopki dowiadujemy się, że redaktorem naczelnym jest Leszek Bubel, lat 44. Jego staranne wykształcenie średnie (liceum ogólnokształcące ukończył brawurowo w wieku 24 lat!) pozwoliło mu zostać posłem I kadencji Sejmu RP z listy Polskiej Partii Przyjaciół Piwa. Jednak przywłaszczenie sobie 25 kg złotej blachy z Mennicy Państwowej i nie-rozliczenie się z tego nie zaspokoiło bublowych ambicji biznesowych, a zasiadanie w sejmowych ławach ambicji politycznych, więc w roku 1995 postanowił kandydować na prezydenta Polski. Wdzięczni wyborcy rzucili się do urn i oddali na Bubla swoje głosy. W sumie głosowało nań całe 0,04 procent elektoratu (jeden głos - na dwa i pół tysiąca).
Po takim "sukcesie" wydawało się, że "prawie prezydent" odejdzie w niebyt polityczno-społecz-ny. Nic bardziej mylnego. Srodze zawiedziony postawą Polaków Bubel pokazał im wtedy
swój brunatny organ.
I to właśnie ten organ nazywa się "Tylko Polska". Jest to pisemko skrajnie faszystowskie, podjudzające czytelników do "ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej" - także poprzez fizyczną eliminację narodu. To, co się wydaje nieprawdopodobne w centrum Europy w XXI wieku, co normalnemu człowiekowi nie mieści się w głowie, znajduje egzemplifika-cję na łamach tej gazety. Aby nie być gołosłownym, przytoczę kilka tytułów artykułów z dwu ostatnich wydań "TP": "Siła i cele międzynarodowego żydostwa", "Żydowski zamach na historię Polski", "Sarmata umie Żydom dać odpór", "Drogi i bezdroża dialogu katolic-ko-żydowskiego", "Dlaczego należy pomijać Żydów w wykładzie dziejów Polski" oraz "Jak rozpoznać Żyda".
Kilka lat temu trzymałem w rękach pożółkłą, hitlerowską broszurę z roku 1938 pt. "Wie erkennet man einen Jude?" (Jak rozpoznać Żyda?) skierowaną do członków NSDAP oraz do formacji SS i gestapo. Bardzo dokładny był to sa-mouczek dla nazistów. Szczegółowo opisywał antropologiczne i psychiczne cechy narodowości semickiej oraz wyjaśniał, dlaczego Żydów trzeba eliminować ze "zdrowej substancji narodów europejskich ". Nawet nie muszę się trudzić z tłumaczeniem tego niemieckojęzycznego kompendium nienawiści. Nie muszę, bo prawie wierny przekład znalazłem w numerze 14 (2.04.2002) tygodnika "Tylko Polska", w artykule o znajomym nam już tytule: "Jak rozpoznać Żyda".
Na bitych dwóch stronach tej gazety czytamy m.in.: "Najwięksi w historii zdrajcy, mordercy, przestępcy w 95 procentach przypadków byli Żydami (...) Żydzi nie są
Bubel polski
Żydów (w tym wielu intelektualistów, polityków i biskupów polskich) należy
eliminować wszelkimi możliwymi
sposobami. Pamiętaj! Jeśli masz trafić
Żyda, to tylko celnie, bo jak spudłujesz,
to ten się zemści. Czy to są wyimki
z nazistowskiej instrukcji SS?
Także, ale nie tylko. Wskazówki, jak
rozpoznawać i unicestwiać przedstawicieli
rasy semickiej, znaleźć można w legalnie
ukazującej się w Polsce gazecie.
Czy to wszystko, jest jakimś ponurym żartem? Nie, to nie jest żart, lecz najprawdziwszy horror. Horror ten ukazuje się w odcinkach (już 82 razy) i jest do nabycia co tydzień w większości kiosków na terenie całego kraju. My jednak czujemy wstręt do horrorów "madę in Bubel." Wstręt i odrazę, więc w ciągu kilku najbliższych dni zwrócimy się do prokuratury z powiadomieniem o popełnieniu przez Leszka Bubla przestępstwa z art. 256 kodeksu karnego: "Kto publicznie propaguje
faszyzm (...) lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych (...) podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2" oraz. z art. 257 kk: "Ktopublicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej (...) podlega karze pozbawienia wolności do lat 3 ". W ten sposób postąpimy wobec każdego Bubla, który będzie znieważał jakąkolwiek grupę ludzi: Polaków, Żydów, Palestyńczyków, Murzynów czy Eskimosów tylko dlatego, że mają haczykowaty nos, wysklepioną czaszkę lub odmienny kolor skóry. Bubel! Idziemy po ciebie!
MAREK SZENBORN
w stanie stworzyć niczego pozytywnego, budującego. Zniszczą każdą kulturę, każdą ekonomię, ład moralny pozostawiając po sobie jedynie chaos (...) Żydzi brzydzą się pracą fizyczną (...) nie szanują żadnej świętości (...) są mściwi i okrutni (...) przewrotni i pokrętni (...) osłabiają morale narodu (...) niszczą ład w państwie (...) tworzą zamęt intelektualny w społeczeństwie (...) zieją nienawiścią do wszystkich ludzi (...) nigdy nie działają dla dobra ludzkości i nie przyczyniają się do rozwoju świata (...) są tchórzliwi i przekupni (...) perfidni (...) zaprzedani diabłu" i tak dalej, i tak dalej.
Potworną konsekwencją takiego postrzegania rzeczywistości są dalsze akapity w bublowej gazecie. Teraz to już naprawdę
włos jeży się na głowie.
Czytamy bowiem, co z Żydami każdy Polak-katolik robić powinien:
"Eliminować ich wszelkimi możliwymi sposobami! Nie należy dużo gadać, tylko działać". A jak działać? "Pamiętaj, jeśli masz trafić Żyda, to tylko celnie, bo jak spudłujesz, to do końca życia możesz się spodziewać zemsty ". Poza tym "z Żydami nie wolno wchodzić w żadne układy. Skuteczna jest tylko zasada siły, albo... albo".
Oczywiście nie da się tak od razu wyeliminować wszystkich Żydów, więc: "Skuteczny sposób unicestwienia żydostwa, to zebranie wszystkich Żydów z całego świata i zamknięcie ich w państwie Izrael Oni tam się po prostu sami wy-żrą (...) Żydzi są naszym największym wrogiem".
Aby jednak Żyda unicestwić lub wyeliminować, trzeba go najpierw rozpoznać, co wcale nie jest łatwe, bo oni: "Posiadają wrodzone, wyjątkowe zdolności adaptacji. Żyd rosyjski w powierzchownym oglądzie posiada główne cechy Rosjanina, Żyd niemiecki - Niemca, Żyd polski - Polaka ".
Korzystając jednak z porad gazety Bubla można bez najmniejszej trudności rozpoznawać, kto Żyd, a kto nie, bo każdy z nich "ma wypisaną metrykę na twarzy". Najpierw patrzymy więc na głowę, która ma mieć wysklepioną czaszkę.
Potem na oczy osadzone w płytkich oczodołach, na nos - zawsze długi i złamany, na brodę - najczęściej pokrytą zarostem, na chód rozkołysany na boki. Nawet tylko jedna z tych cech zauważona u obserwowanego osobnika dowodzi, iż jest on Żydem.
Według tych kryteriów Bubel ustala, kto z bardziej znanych Polaków to Żyd. Oto kilka przykładowych nazwisk z tej listy: Jan Nowak-Jeziorański, Bogdan Ła-zuka, Jolanta Pieńkowska (z TVP), Hanna Gronkiewicz--Waltz, Anna Śleszyńska, Antoni Macierewicz, Czesław Wen-der, Ryszard Kalisz, bracia Ka-czyńscy, Lech Wałęsa, Marian Krzaklewski, ks. Józef Tischner; biskupi, m.in. Glemp, Głodź, Muszyński, Chrapek, Macharski, Życiński, Pieronek, Ziółek i dziesiątki, setki innych osób! Wszystkich ich - przypomnijmy - "należy eliminować wszelkimi możliwymi sposobami", bo "zieją nienawiścią do wszystkich ludzi i niszczą ład w państwie, osłabiając morale Narodu oraz nie działają dla dobra ludzkości".
Dziecko żydowskie
Widziałem taki balkon, w kwietniu, w słońcu, w takim słońcu, że aż się oczy mrużą; gdy wiatry z pól zbyt pełne woni są; gdy ptaków i kwiatów jest tak dużo.
Na tym ba/konie, kiedy nań blask nadszedł i wszystkie wonie jak miotłą przepłoszył, jeden posępny cień został jednakże i miał zielone oczy.
Była to dziewuszka, której dzieje
opisać by można w niejednym tomie.
Jej teraz dobrze jest. Lecz jeszcze się nie śmieje.
I często krzyczy nocą od złych wspomnień.
Żydowskie dziecko. Kwiat, co rósł w sekrecie. Świerszczyk ukryty w szparze. A rodzice i stara babka, wszystko padło w getcie, oświetlone ogniem i księżycem.
Dzisiaj jest dobrze, prawda, moje dziecko? Kwiaty znów pachną. Gwiazdy znów migocą. Ale ja także znam kolczasty drut i noc niemiecką i czasem też krzyczę nocą.
Konstanty Ildefons Gałczyński
Kasa opatrznościowa
Zarząd Fundacji Budowy Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie opowiedział, w jaki sposób szastał pieniędzmi uzyskanymi ze sprzedaży cegiełek w latach 2000-2001. Zebrało się tego równiutko 2 500 000 zł.
"Pozostała kwota w wysokości 2 092 293,43 zł została zdeponowana na rachunkach bankowych fundacji. Cele wydatkowania zgromadzonych funduszy Fundacja ma podać do publicznej wiadomości dopiero w momencie ich wykorzystania". Nie wątpimy - tego wymaga urząd skarbowy, a przede wszystkim zwykła ludzka przyzwoitość.
Zgodnie z naszą wredną naturą pokusimy się tylko o egzegezę dwu pozycji w tym zestawieniu. Kwota 246 500 zł (pozycja nr 2) mogłaby być o połowę mniejsza, gdyby nie decyzja miłościwie nam panującego gubernatora prymasa
Glempa, który uwalił zaakceptowany wcześniej przez samego siebie projekt. Trzeba było w związku z tym rozpisać drugi konkurs i znowu ponieść ogromne koszty związane z jego organizacją oraz nagrodami dla wyróżnionych.
Trochę obłudnie przy tym brzmią wypowiedzi sukienkowych, iż zrobiono to z uwagi na biedny naród, bo spuszczony projekt profesora Budzyńskiego kosztowałby 170-240 min zł, czyli jak jasna cholera. Wystarczyło przecież, aby świętobliwe jury myślało o narodzie od
samego początku i na przykład... w ogóle nie budowało tego kolosa. Interesująco wygląda kwota 87 744 zł (pozycja nr 6) na promocyjny film o sacrobudowie. Za takie pieniądze Robert Rodriquez zrobiłby przynajmniej ze trzy razy swój debiut pt. "El Mariachi". Ale u niego większość ekipy pracowała za darmo, dla samej przyjemności zabawy w kino. Nasi dewocyjni filmowcy nie są jednak tacy ideowi, chociaż lubią o tym gadać. Podobnie jak ich chlebodawcy w czerwonych beretach. ANDRZEJ PILARCZYK
Lp. Na co? Kwota wydatkowana w zł
1. Koszty bankowe i pocztowe poniesione przy przekazywaniu kwot pozyskanych ze sprzedaży cegiełek 7888
2. Przeprowadzenie dwóch konkursów i wyplata nagród za opracowanie koncepcji architektonicznej projektu świątyni 246 500
3. Opinie techniczne dotyczące projektu świątyni 28 980
4. Opłaty za energię elektryczną na placu budowy 24 075,57
5. Wiercenie geologiczne na placu budowy 12 519
6. Przygotowanie promocyjnego filmu wideo 87 744
Ogótem koszty 399 818,57
26 IV - 1 V 2002 r.
FAKTY n
INJ
POLSKA PARAFIALNA
Kto z was jest za obroną życia poczętego, niech wstanie! - zażądał od delegatów na Kongres Samoobrony Bogusław Warchulski, właściciel smażalni kurczaków z Lublina. Działacze chłopskiej partii uśpieni wielogodzinnymi obradami niechętnie podnieśli się z foteli. - Dziękuję! Za pół godziny papież będzie wiedział o waszym poparciu - zawołał Warchulski i wybiegł z sali kongresowej.
Bezskutecznie próbował zrobić karierę w kolejnych klerykalnych partiach, nigdzie jednak nie dostąpił zaszczytu większego niż zasiadanie w radzie parafialnej. Tymczasem u boku Leppera stał się głównym doradcą do spraw religijnych, szychą nie lada, twórcą kongresowej uchwały antyaborcyjnej, czymś w rodzaju czarownika plemienia Samoobrony, a w przyszłości będzie - jak sam twierdzi - szefem kampanii prezydenckiej Leppera w roku 2005!
próbował dalej - w 1998 r., startując z Rodziny Polskiej do samorządów, a w 2000 r., udzielając poparcia Janowi Łopuszańskiemu
w wyborach prezydenckich. Wsławił się wówczas, reklamując swego kandydata ruchomą plandeką, na której z jednej strony napisano "Łopuszański -prosty wybór!", a na drugiej - "Kurczak, kwiaty, upominki, smażalnia". Od tamtej pory w Lublinie nie mówiono o Łopuszańskim inaczej niż "pre-
SMS do Papy
W ręku Warchulski trzymał telefon komórkowy. - O!, wysyła SMS-a do Wojtyły... - zawołali radośnie siedzący przy scenie górnicy.
Wszyscy narzekający na serwi-lizm SLD wobec kleru mogą poczuć się usprawiedliwieni. Wbrew wcześniejszym antyklerykalnym zapowiedziom Andrzeja Leppera, krajowy zjazd partii odbył się na kolanach wobec jedynie słusznej, księżowskiej racji. Wszystko to za sprawą jednego człowieka, występującego u boku Leppera w roli ambasadora Watykanu. Niestety, ani nad Tybrem, ani w polskim episkopacie nikt nie słyszał o "tajnym biskupie", za jakiego w kierownictwie Samoobrony uchodzi Bogusław Warchulski.
Zanim dostąpił zaszczytu bycia wymienionym z nazwiska przez Leppera jako jedyny z "ekspertów Samoobrony", Warchulski przeżył burzliwy życiorys prowincjonalnego działacza chrześcij ańsko-narodowego.
Jak na świętego człowieka - Warchulski nadspodziewanie często mija się z prawdą. - Mój stan i związki z episkopatem nie pozwalają mi na przynależność do żadnej partii politycznej - twierdzi w swoim życiorysie. Nieoficjalnie jednak Warchulski zamierza ubiegać się z ramienia Samoobrony o fotel prezydenta Lublina. Nie będzie to jego pierwsze doświadczenie wyborcze. W 1993 r. lepperowski Rasputin startował do Sejmu jako członek ZChN z listy katolickiego komitetu wyborczego Ojczyzna. Dostał zaledwie kilkaset głosów, jednak nie zraziło go to do partii przez "Ch". W 1994 r. bezskutecznie ubiegał się o mandat radnego Lublina, a w 1997 r. znalazł się w AWS jako rekomendowany przez ZChN lider Stowarzyszenia Kupców Victoria 2000.
Ponieważ odmówiono mu miejsca na liście Akcji, obrażony Warchulski trafił do Bloku dla Polski, gdzie znowu nie udało mu się przekroczyć 200 głosów. Mimo to
zydent z rusztu"... Wreszcie w 2001 r. Warchulski spróbował swych sił, startując z poparcia parafii w wyborach do rady dzielnicy. Zdobył zaszczytne 23 głosy.
Początek kariery Warchulskiego w Samoobronie był jednak zaskakujący. Pojawił się bowiem u boku innego doradcy Leppera - Edwarda Tkaczyka (vel. Tokarczyka) - jednego z pierwszych w Polsce organizatorów turystyki aborcyjnej na Ukrainę, skazanego prawomocnym wyrokiem klero-sądu. Tkaczyk miał zawsze pociąg do polityki, a zwłaszcza do Samoobrony, do której wprowadził kolegę od kurczaków. Warchulski szybko został asystentem posła Stanisława Głębockiego i głównym doradcą szefa lubelskiej Samoobrony, Józefa Żywca. Powołując się na szerokie znajomości w Watykanie i osobiste koneksje z papieżem, Warchulski przedstawił Żywcowi swój plan - "spotkanie dwóch największych współcześnie Polaków" - tj. Leppera i Wojtyły.
Projekt nie wzbudził, o dziwo, entuzjazmu w klubie parlamentarnym Samoobrony, gdzie początkowo zażądano od "wielebnego" watykańskich pełnomocnictw. Sprawę weryfikacji ucięła jednak zgoda samego Leppera, który zapragnął poklęczeć trochę nad Tybrem. Pozostała więc druga strona planu - wkręcenie Leppera na audiencję. Dysponując książką telefoniczną Rzymu, Warchulski wpisał się na pierwszy możliwy termin zwykłych audiencji i białemu ojcu pokazano dwóch okrąglutkich delegatów z Polski w biało-czer-wonych krawatach. - Coś do mnie
- Papież wezwie Polonię do powrotu - zapowiedział Warchulski po lekturze niektórych gazet. - To będzie elektorat marszałka Leppera w wyborach prezydenckich - uważa nadworny szaman, który już szykuje się na stanowisko szefa sztabu. Tak oto, po erze talibów - w Samoobronie przyszedł czas świętojebów. Główny obecnie doradca Leppera nie ukrywa swych ambicji. Chce być prezydentem Lublina, za cel stawia sobie porozumienie Samoobrony z Ligą
mówił, ale co, to nie wiem! - przyznał szczerze poseł Żywiec. - Papież nazwał nas biczem bożym!
- grzmiał na zjeździe Lepper wyraźnie dysponujący lepszym słuchem. Tak czy inaczej, obaj pstryknęli sobie zdjęcie ze statystą i szczęśliwi wrócili do kraju. Warchulski poszedł za ciosem.
- Spotkanie udało mi się zorganizować tylko w zamian za uchwałę antyaborcyjną - stwierdził kategorycznie i zjazd posłusznie uchwałę o ochronie płodów (ludzkich, ma się rozumieć) przyjął.
Polskich Rodzin. Wciąż powołuje się na koneksje w episkopacie, jednak ani jego rzecznik, ani często przez Warchulskiego przywoływany biskup zamojski Jan Śrutwa - nie potwierdzają swojej z nim znajomości. Kategorycznie też zaprzeczają, jakoby działał z ich upoważnienia. Skoro tak, to kto w imię "papieża i Kościoła świętego" zaprzęga Samoobronę do klerykalnego rydwanu?
JAN DĄBROWA Repr. archiwum
KUL-isy KUL-ejącego KUL-u są obecnie takie, że z prestiżowej - jak to głoszono - uczelni znalazł się on w akademickiej trzeciej lidze - tak przynajmniej wynika z najnowszego rankingu polskich uczelni.
Katolicki Uniwersytet Lubelski, którego Wielkim Kanclerzem jest arcy książę Józef Życiński, od kilku już lat pretenduje do tzw. międzyuczelnianej "arriere-garde"(z franc. -tylna straż). Oprócz "formowania" studentów w duchu chrześcijańskim, księża profesorowie
Wielki Kanclerz KUL arcyksiążę Józef jest zawiedziony KUL-ejącą sytuacją uniwerka
niewiele mają żakom do zaoferowania. Nic dziwnego, skoro na 18 członków Senatu Akademickiego aż 10 nosi sutanny. Podobny układ obowiązuje na wszystkich wydziałach. Rekordzistą jest wydział teologii, gdzie szefami 11 instytutów i 14 zakładów naukowych są w stu procentach faceci w przydługich sukienkach.
KUL
Wybór uczelni bardzo często determinuje życie młodego człowieka. Dlatego przed wyborem KUL-u lub innych przykościelnych uczelni warto zastanowić się, na ile zdobyte dyplomy będą respektowane w zlaicyzo-wanej Unii. Według nas - nie będą warte nawet funta kłaków. W przeprowadzonym niedawno rankingu, katolicki uniwerek z Lublina zajął dopiero 33 pozycję na 75 klasyfikowanych (nomen omen tyle, co ziemski żywot Jezusa). W grupie 17 polskich uniwersytetów KUL-owi przypadła dopiero 11 pozycja. W stupunktowej skali tzw. wskaźnika rankingowego, Katolicki Uniwersytet Lubelski otrzymał zaledwie 45,66 pkt, czyli grubo poniżej krytyki. Tak niskie notowania oznaczają regres całego systemu katolickiego kształcenia.
W zestawieniu najwyżej oceniany był prestiż. Kapituła uznała, że KUL nie ma go za wiele. Dlatego przed przyszłoroczną edycją rankingu władze uczelni zamierzają co nieco podretuszować swój wizerunek. Jesienią br. za prawie 10 min zł (!) zostanie oddana do użytku hala sportowa
Rektor ksiądz Andrzej Szóstek włada KUL-em od 1998 r.
KUL w lubelskim osiedlu Konstantynów. Są to pieniądze podatników (dotacja UKFiS) oraz "tacowe". Kwota ta wystarczyłaby na całoroczne wsparcie niedożywionych uczniów z Małopolski. Kościółkowy inwestor rozpatruje ofertę zamontowania w hali skandynawskich trybun. Składane siedziska mają być uruchamiane za pomocą... pilota! Nic dodać, nic ująć.
W ubiegłym roku okazało się, że studenci dzienni KUL muszą bulić w każdym semestrze dodatkowe 50 zł... za przedłużenie ważności legitymacji! Jest to o tyle szokujące, że na innych uczelniach taka opłata nie istnieje. Pięć dych, pomnożone przez dziesięć semestrów "bezpłatnych" studiów, daje łącznie 500 zł. Na tyle kato-admi-nistracja wyceniła dokumentację, jaką musi przygotować dla każdego studenta opuszczającego mury uniwerka. Ten sam student, wykupując paszport, również płaci 50 zł, tyle że raz na 10 lat.
Z chwilą upublicznienia rankingu łyżkę dziegciu musiały przełknąć nie tylko władze uczelniane KUL, ale też rektorzy
innych prokościelnych Alma Mater. Czwartą dziesiątkę zestawienia zamyka Papieska Akademia Teologiczna z Krakowa. Mało budujące "osiągnięcia" edukacyjne PAT kapituła oszacowała zaledwie na 37,86 pkt. Na 41 miejscu uplasował się Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego z Warszawy (dawna ATK). Liczba uzyskanych punktów przez UKSW to zaledwie 36,84 pkt. W taki oto naukowy sposób wyższość uczelni cywilnych nad kościółkowymi, czyli rozumu nad zabobonami - została ostatecznie potwierdzona.
MIROSŁAW CHŁODNICKI Fot. Autor, archiwum
Źródłami informacji dla inicjatorów rankingu "Perspektyw" i "Rzepy" były przede wszystkim dane własne oraz uzyskane z GUS, MEN i z Komitetu Badań Naukowych. Wszystkie uczelnie oceniane były według prestiżu (maks. 50 proc. pkt), tzw. siły naukowej (20 proc. pkt) i warunków studiowania (30 proc. pkt). W składzie kapituły oprócz przedstawicieli gazet znaleźli się m.in.: członek Rady Polityki Pieniężnej, prezes Trybunału Konstytucyjnego, podsekretarz stanu w Komitecie Badań Naukowych, prezes zarządu TVP SA, a także jeden z dyrektorów Stoczni Gdańskiej.
POLSKA PARAFIALNA
Nr 17 (112^
26 IV - 1 V 2002 r.
W Świlczy koło Rzeszowa działa nadajnik umieszczony na kościelnej wieży i działa komitet przeciwko temu protestujący. Niestety, antena radiowa ma nieporównywalnie większą moc.
Pewnego razu proboszcz parafii w Świlczy, ksiądz Franciszek Marciniec, wpadł na słuszny pomysł, że krzyże na szczycie kościoła są wprawdzie dobre, ale dochodu nie przynoszą. Co innego maszty anten telefonii komórkowej. Raz-dwa podpisał więc umowę z "Centertelem". Wszystko odbyło się bez poinformowania wiernych, bez ich zgody i w tajemnicy przed całą wsią. Dlaczego? Jak się okazuje, proboszcz od początku swojej kadencji czuje się w świleckim kościele jak pan na zagrodzie. Jakakolwiek współpraca z parafianami wyraźnie go mierzi. Dowodem na to jest m.in. rozwiązanie rady parafialnej, która co rusz miała jakieś "waty". Od tej pory jedynym praktycznie łącznikiem z wiernymi stała się kościelna taca i od czasu do czasu ambona.
To właśnie z ambony proboszcz potrafi straszyć ludzi np. grzechem śmiertelnym za głosowanie inaczej niż on tego żąda. A teraz, pomimo protestów i prawomocnej uchwały zebrania wiejskiego,
Inwazja mocy
w sposób zdecydowany sprzeciwiającego się przeznaczaniu kościoła na cele komercyjne - proboszcz znowu robi, co chce. A chce więcej kasy.
Ciśnienie tej chęci było tak wielkie, że nadajnik "Centertela" w błyskawicznym tempie ustawiono i uruchomiono. Odpowiedzią wściekłych jak diabli mieszkańców Świlczy było zawiązanie Komitetu Protestacyjnego. Odpowiedzią księdza Marcińca było przegnanie precz Komitetu; nawet o żadnej rozmowie nie mogło być mowy. Podobnie postępują jego zwierzchnicy. Ksiądz dziekan wyrzucił delegację "protestantów" na zbity pysk i zagroził, iż dalsze sprzeciwy wobec działań proboszcza mogą spowodować... zamknięcie kościoła.
W Kurii Diecezjalnej w Rzeszowie dyżurny ksiądz, po przeczytaniu pisma (w sprawie likwidacji nadajnika), odmówił jego przyjęcia. Prośbami i groźbami parafian ze Świlczy nie przejmują się też ani trochę bp Tadeusz Pieronek i kardynał Józef Glemp.
Mieszkańcy Świlczy są tym wszystkim coraz bardziej wkurzeni. Mówią, że nie do takiego Kościoła chcą należeć. Wiedzą, że za całą sprawą stoją olbrzymie
pieniądze. Jak olbrzymie? - trudno powiedzieć, ale umowa najmu wieży kościoła ma tajemniczy
I
Nowe symbole wiary na rzeszowskich ściołach
paragraf 12, mówiący o zachowaniu w tajemnicy kwestii finansowych. Parafianie wiedzą tylko tyle, na ile pozwala im proboszcz - czyli prawie nic. Owo "nic" to
szczątkowa informacja, że "Centertel" oficjalnie płaci proboszczowi 200 dolarów miesięcznej dzierżawy. A nieoficjalnie...?
Nie o forsę tu jednak w sumie chodzi. Ludzie nie mogą pogodzić się z tym, że proboszcz naraża ich zdrowie i życie. Jedyną reakcją na protesty wspólnoty parafialnej były gromkie "homilie" wściekłego proboszcza w stylu: "Jak się nie znacie, to się nie odzywajcie". Z ambony padały też słowa szantażu: "Osoby niepokorne muszą się liczyć z odmową chrześcijańskiego pochówku ". We wsi niepokój rośnie z dnia na dzień. Pojawia się bowiem coraz więcej niezależnych publikacji (np. wypowiedzi ekspertów i lekarzy dla miesięcznika "Nieznany Świat") z ostrzeżeniami o szkodliwości emitowanych przez nadajniki fal elektromagnetycznych. Według nich fale elektromagnetyczne powodują schorzenia nowotworowe, białaczkę, szkodzą ludziom chorym na cukrzycę, z nadczynnością tarczycy i osobom
ko-
z rozrusznikami serca. Coś w tym musi być, skoro po licznych protestach mieszkańców Santa Maria di Galeria nawet sam Watykan musiał znacznie zmniejszyć moc nadawczą anten swojego radia.
Gdy ta informacja dotarła do Świlczy, strach mieszkańców wsi wzrósł jeszcze bardziej.
- Kto weźmie odpowiedzialność za nasze zdrowie i życie? - pytają retorycznie. - Pani kochana, my to teraz tylko patrzymy, kto zachoruje, a kto umrze. Mamy dzieci w przedszkolu tuż obok kościoła. Nie możemy na to wszystko patrzeć. Proboszcz nic sobie z nas i naszych obaw nie robi. Potrafi tylko wyzywać i straszyć. Co to będzie za parę lat? Ludzie już dziś narzekają na zdrowie. Proboszcz chce coraz więcej pieniędzy i pewnie je dostanie. Tym razem z naszych pogrzebów.
Leopold W. opowiada, że po uruchomieniu nadajnika z otoczenia kościoła wyniosły się całe kolonie ptaków. Jest to dla niego i mieszkańców wsi jasny znak. Po dumie z wybudowanego własnymi rękami kościoła nie zostało nic. Dziś świlczanie uważają, że ten budynek zagraża ich życiu, a księża, którym ufali, zdradzili ich dla niegodziwego zysku. Ludzie w Świlczy nie mogą odlecieć i założyć swoich gniazd z dala od wieży kościelnej. Tutaj są ich domy, rodziny i bliscy zmarli. To właśnie w stronę cmentarza spoglądają coraz częściej. Ci niepokorni, których ksiądz jeszcze nie do końca zastraszył, wciąż działają. Niestety, nadajnik również. LIDIA SZENBORN Fot. archiwum
Biedny ponoć Kościół katolicki - jak twierdzą jego hierarchowie - utrzymuje sięz tego, co łaska. Po raz tysięczny udowadniamy, że to guzik prawda.
Wpadło w nasze łapska sprawozdanie z wykonania budżetu miasta Białegostoku za 2001 r. Miastem od kilkunastu lat rządzi nieprzerwanie prawica, która za histeryczne wręcz na jej rzecz kampaniez ambon musi potem rewanżować się swoim dobrodziejom. A rewanż przybiera zawsze ten sam kształt papierowego prostokąta. W stronę Kościoła płyną szerokim strumieniem pieniądze podatników: albo w formie sprzedawanych za bezcen gruntów, mieszkań, budynków, albo jako gotówka. Ponieważ gotówkowe finansowanie Kk jest źle widziane przez część wyborców, zarządy mi-ast ukrywają dotacje pod zakamuflowanymi działami. Najpopularniejszym z nich jest tzw. walka z alkoholizmem. Pisaliśmy już, że na ten cel samorządy otrzymują olbrzymie pieniądze z akcyzy. Od każdej wypitej
przez nas flaszki parę złotych dostaje gmina na przekonywanie obywateli, że pić nie należy. Jakie takie efekty leczenia uzależnień mają specjalistyczne ośrodki odwykowe oraz kluby anonimowych alkoholików, reszta to zawracanie kijem wódy.
Jednakże ze wspomnianego "sprawozdania" wynika, że przy parafiach masowo powstają "świetlice socjo-terapeutyczne dla dzieci z rodzin dys-funkcyjnych, w tym z problemem alkoholowym ". W minionym roku budżetowym dotacje po 39 600 zł z budżetu miasta otrzymały m.in.: para-
"katolickie". Wspiera je często i hojnie. Katolicki klub sportowy "Podlasie" od stycznia 2001 roku do końca lutego 2002 r. otrzymał dwie dotacje: 23 tys. zł i 25 tys. zł, razem 48 tys. zł.
Są też elementy humorystyczne. Oto umiłowany z powodu ka-
Czarnystok
Szklana winda dla księży. Kościół św. Rocha
fia Ducha Świętego, dom dziecka "Nasz Dom: Dobry Pasterz", Zgromadzenie Sióstr Misjonarek św. Rodziny, Stowarzyszenie Czcicieli Miłosierdzia Bożego. Caritas białostocki na to samo dostał 25 tys. zł. W sumie: 183 tys. zł.
Z funduszu na walkę z wiatrakami... pardon!... z alkoholizmem, miasto dotuje sprzyjające rządzącej prawicy rozgłośnie radiowe. Za kilka pogadanek o wódzie Radio PLUS dostało 14 tys. zł, zaś Rozgłośnia Politechniki Białostockiej AKADERA - 20 tys. zł. W obydwu tych rozgłośniach pod niebiosa wychwala się jedynie słuszną władzę watykańską. W jaki sposób audycje o gorzałce i jej zgubnych skutkach pochłaniają aż tak wielki szmal, trudno zrozumieć.
Następny pretekst, to sport. Zarząd Miasta Białegostoku ma swoje ulubione kluby - tak jakoś wyszło, że zwykle te z przymiotnikiem
tolickości klub "Podlasie" dostaje 4 tys. zł na "realizację profilaktyki w zakresie problemów alkoholowych podczas Wojewódzkiego Biegu Przełajowego". To znaczy co? Biegnąc tłukli flaszki?
Miasto sponsoruje oczywiście Caritas. Nie byłoby w tym nic gorszącego, gdyby nie fakt, że: po pierwsze - w społecznych odczuciach i dzięki autoreklamie organizacja głosi ciągle, że utrzymuje się dzięki sponsorom, po drugie - finanse Caritasu są mroczne jak wieki średniowiecza. W lipcu 2001 roku białostocki Caritas otrzymał z pieniędzy podatników 57 894 tys. zł, zaś w styczniu br. - 54 393 zł. Dlaczego w takim razie pensjonariusze noclegowni przy ul. Sienkiewicza grzebią w okolicznych śmietnikach w poszukiwaniu jedzenia...?
Pełną garścią czerpią z miasta wszystkie możliwe podmioty związane z instytucją o czarnym zabarwieniu. Stowarzyszenie Przyjaciół Szkół
Katolickich otrzymuje dotację w wysokości 23 tys. zł. Zapewne na remont jakiejś kościelnej, płatnej szkoły. Katolickie LO, w którym oczywiście rodzice płacą niekiepskie czesne, dostaje 12 tys. zł. Akcja Katolicka, która organizuje kabotyński ogólnopolski zjazd małżeństw - 15 tys. zł, a zaraz potem 4 tys. zł na festiwal pobożnych pieśni. Miasto leci ze szmalem (2 tys. zł) nawet na festyn z okazji... 75-lecia parafii św. Rocha.
W liczącym kilkanaście stron podsumowaniu dotacji miejskich można znaleźć jeszcze sporo adresów stowarzyszeń, klubów, organizacji i kółek towarzyskich, związanych z miejscową kurią i licznymi plebaniami.
Ale chyba największym skandalem finansowym jest skupowanie przez ratuszowych za olbrzymie pieniądze prywatnych działek. Działki te są następnie odsprzedawane parafiom (z 85-procentową bonifikatą i na raty!) pod budowę kolejnych plebanii i kościółków. Tylko w ostatnich miesiącach powstało w Białymstoku 16 nowych parafii!!! Wszystkie już otrzymały od miasta lokalizację. Na zakup ziemi zarząd miasta wydał w ubiegłym roku budżetowym ogromną sumę 8,7 min zł. Ile działek pójdzie w ręce biednego Kk, z oczywistą stratą dla podatników, trudno dzisiaj powiedzieć. Ale z pewnością sporo.
JANUSZ WRUBEL Fot. Autor
Nr 17 (112)
56 IV - 1 V 2002 r.
i mity
POLSKA PARAFIALNA
Wycieczki kuracjuszy do Torunia organizuje się w ten sposób, aby każdy turnus z Ciechocinka miał radosną możliwość odwiedzenia tej rozgłośni. Na kwietniową wycieczkę zapisało się niewiele, bo 35 osób z trzech sanatoriów, w których leczy się łącznie około tysiąca ludzi - większość bezbożników, co tu ukrywać.
Średni wiek wycieczkowicza oscyluje około sześćdziesiątki. Lwia część to stali słuchacze RM. Niektórzy z nich - jak mogłem wywnioskować z prowadzonych w autokarze rozmów - nie wyobrażają sobie życia bez codziennego, du-chowo-słuchowego kontaktu z rozgłośnią ojca Rydzyka. Jednak od siedzącej obok mnie kuracjuszki usłyszałem ze zdziwieniem, że poglądy RM są jej zdecydowanie obce, obrzydliwe nawet, a wybrała się na wycieczkę-pielgrzymkę, żeby znaleźć odpowiedź na pytanie, na czym polega fenomen sukcesu tej rozgłośni.
kaplicę i dom pielgrzyma, w którym sprzedaje się jedynie słuszne wydawnictwa i wyświetla jeszcze słuszniejsze filmy. Opowiadają one o historii i osiągnięciach RM, dając jednocześnie zdecydowany odpór szatańskim atakom wymierzonym w rozgłośnię.
A tych ataków nie brakuje. Dowiadujemy się z filmu i broszur, że w ciągu ostatnich trzech lat Radio Maryja zostało zaatakowane ni mniej, ni więcej tylko 7000 razy (teraz to będzie już 7001 raz). I to z wielu stron jednocześnie. A te strony to m.in. postkomuchy i kato-lewica reprezentowana przez "Tygodnik Powszechny". Wśród wrogów RM są też i inne matoły, np. nobli-ści. Chwała Bogu jednak, że - jak pisze Dariusz Zalewski w broszu-
ciemnotę. Jakby tych opinii formułowanych przez zaplutych karłów reakcji było jeszcze mało, to Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy uznało w 1999 roku RM za organizację ekstremistyczną. Zgroza! Suchej nitki nie zostawiają na rozgłośni największe światowe dzienniki: "The New York Times", "Der Spiegel", a w kraju "czerwoni" z "Trybuny" i "różowi" z "Gazety
wśród wiernych owieczek jeszcze nie przystrzyżonych.
- Z Ciechocinka, kuracjusze? Jakże się cieszę, jakże się cieszę!
Promiennie uśmiechnięty, otoczony gromadą ludzi, wykonywał ruchy pośrednie między błogosławieniem a gestem energoterapeuty i te ręce, te ręce, które liczą... przepraszam... leczą. Po chwili począł dotykać świętą dłonią czół najbliżej stojących i klęczących. Ten i ów załkał.
Po namaszczeniu Ojciec Rydzyk, z nieodłącznym uśmiechem na ustach, ustosunkował się do obrzydliwej ingerencji Episkopatu w sprawy Radia M: - Dobrze, że tu jesteście, że cały czas przyjeżdżacie. Nie wszyscy się z tego cieszą. Nie wszyscy.
Byliśmy u Rydzyka!
Lisio podstępni dziennikarze "FiM" wciskają swoje garbate nosy wszędzie: a to pod księżą sutannę, a to do kościótkowej, tajnej kasy lub plebanijnej alkowy. Teraz przedostali się do samego środka krynicy mądrości - odwiedzili rozgłośnię Radia Maryja w Toruniu. Niebo rozdarta wówczas błyskawica. Zagrzmiało.
Zwiedzamy główne obiekty zakonu redemptorystów, którzy od przybycia do Torunia w roku 1920 stopniowo powiększali swe imperium. Najpierw niższe seminarium duchowne i klasztor, wreszcie potężny kościół pod wezwaniem św. Józefa. W roku 1991 powstało Radio Maryja, a w październiku ub. r. redemptoryści otworzyli Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej. Rektorem jest oczywiście charyzmatyczny wizjoner Tadeusz Rydzyk, a uczelnia stanowić będzie kuźnię kadr zarówno dla jego rozgłośni, jak i dla związanej z RM prasy, na razie (?) "Naszego Dziennika" (w planach - "Nasz Tygodnik").
Wycieczka dziarsko kroczy i ogląda teren rozgłośni, która rozwijała się w zawrotnym tempie - jak całe imperium. Najpierw był parterowy domek, podarowany wraz z działką przez małżeństwo Marii i Bronisława Poznańskich (na pewno już są w niebie!). Na tym zaczynie w mgnieniu oka stanął cały kompleks nowoczesnych gmachów mieszczących rozgłośnię,
rze "Radio Maryja w ogniu propagandy"- słuchacze RM "z reguły nie uznają różnych Szymborskich i Miłoszów... ". Niegłupi ci słuchacze.
Tymczasem przebrzydli wrogowie o. Rydzyka zarzucają radiu fanatyzm religijny, fundamentalizm katolicki, szowinizm, antysemityzm,
Wzorem tej rydzykowej - objawiają się nam królowe na polskich murach, szybach i drzewach...
Wyborczej" oraz większość inteligencji - jak czytam u Zalewskiego - "pokąsanej Hegłem ", czyli inteligencji głupawej.
A Polacy - jak ubolewa D. Zalewski - " odcięci od korzeni przez wyjałowione media i szkolnictwo, pozbawieni zmy-słu katołickiego wiodą życie na pograniczu pogaństwa... ".
Zupełnie okropny jest zaś fakt, że RM atakowane jest przez część kleru zarażonego liberalizmem, a liberalizm jak wiadomo gorszy jest niż syfilis i AIDS razem wzięte. W broszurze wymienia się w tym kontekście abpa Józefa Życińskiego, bpa Tadeusza Pieronka, zwolenników UE wśród kleru (z pominięciem jak najbardziej unijnego papieża).
Gdy już dowiedzieliśmy się tych i innych rewelacji, zdarzył się cud najprawdziwszy. Cud ubrany był w szykowny czarny płaszcz, a szyję cudu otulał bieluchny, mo-herowy szaliczek. Wszystko razem, do kupy nazywało się Ojciec Dyrektor Tadeusz Rydzyk jak najbardziej. Dzięki temu szczęśliwemu zdarzeniu, piszący te słowa mógł wpatrzyć się i wsłuchać w charyzmatycznego męża i poznać charyzmy tej tajemnicy.
Gdy ojciec Rydzyk zobaczył ludzką gromadę, rączo ku niej podążył. Widać było, że świetnie się czuje
Nie wiem, czy ucieszyłby się Piero-nek? Ale Pieronek też przecież stworzenie Boże.
przenajświętszy. Tłum ulega Rydzykowej charyzmie. Wpływowi człowieka, który każdym gestem i radosnym uśmiechem chce pokazać, że jest z nimi, że ich kocha, że to oni są źródłem jego sukcesu. To musi zadziałać...
- Wiecie, ja byłem w Niemczech przez 7 lat. Dostawałem półtorej marki dziennie, a bilet tramwajowy też kosztował półtorej marki. Byłem lekki, bardzo lekki. Jedna Niemka dała mi kopertę, żeby przekazać papieżowi. Na Kościół. Ale jakże tu dać kopertę papieżowi? Kochani, jakże miałem dać kopertę Ojcu Świętemu?! Dałem księdzu Dziwiszowi. On mi potem mówi, co tam było: dwadzieścia tysięcy marek. A ta Niemka mi potem mówi: "Ojciec nie może dostać mniej niż papież". I kupiła mi używany samochód. Audi 80. Na liczniku było 500 kilometrów. Taki używany. Wśród Niemców jest wielu bardzo dobrych ludzi. Dużo złych, ale i dużo dobrych, jak w każdym narodzie. Łaska Boska pomoże. Na dworcu w Warszawie słyszę, jak ktoś krzyczy do mnie: "Tadek, Tadek!". Podchodzi i mówi, że chodził ze mną do szkoły, a ja wiem, że to nieprawda. Ludzie mnie znają. Dobrze żeście tu przyjechali. To przecież nie dla mnie. Dla Maryi! Łaska Boska, łaska Boska! Myśmy tu zaczynali od małego domku z dwoma okienkami. A teraz, patrzcie, jaka radiostacja. Możecie zamówić msze, złożyć ofiary na nasze dzieło. Łaska Boska, Łaska Boska!
Kompleks obiektów Radia Maryja robi wrażenie, ale - jak mówi o. Rydzyk - to dopiero początek!
Rozbawił tym wycieczkę i znów zaczął radośnie szczebiotać, przeskakując z tematu na temat jak ptaszek z gałązki na gałązkę. Co chwila - dygresja, jakiś nowy wątek, ale tylko przez moment. I wtem, uśmiech znika, pojawia się zamyślenie, zmarszczone czoło. Rydzyk przez chwilę milczy i nagle padają słowa pełne troski:
- Kochani, powiedzcie, co stanie się z Polską?
Chwila grobowego milczenia jakby oczekiwał odpowiedzi na to retoryczne pytanie i znów promienny uśmiech i wizjonerskie słowa: - Łaska Boska, łaska Boska. Myślę, że tylko łaska Boska pomoże.
Szczebiocąc, raz po raz znów dotyka czół słuchaczy. Ci wpatrują się w niego jak w obraz
Szczebioce jeszcze przez chwilę i nagle błogosławi, żegna się, śpieszy do swoich zajęć. A ludzie pozostali jak słupy soli po orgazmie, szczęśliwi pod wpływem emanującej z Rydzyka charyzmy. Jej sekret to niewątpliwe zdolności aktorskie pozwalające na szybkie, dobrze przećwiczone zmiany wyrazu twarzy, na przemian uśmiech i zatroskanie, a wszystko robi wrażenie pełnej szczerości. Towarzyszy temu swobodny szczebiot, tak swobodny, że często pozbawia narrację ładu i składu, ale za to połączony z gestami ni to terapeuty, ni to kapłana, błogosławiącego i pragnącego leczyć chore dusze. I to jest chyba tajemnica charyzmy Rydzyka. Owe chore dusze właśnie. JANUSZ CHRZANOWSKI Fot. Autor i archiwum
10
ZE ŚWIATA
FAKTYn
Nr 17(11
26 IV - 1 V 2002 r.
Synod Ewangelickiego Kościoła Węgier podjął uchwałę o zakazie sprawowania urzędów kościelnych i wydawania oświadczeń podpisanych kościelnymi tytułami w przypadku, gdy pastor wstąpi do partii politycznej, zostanie posłem czy podejmie inną służbę poza Kościołem.
junior, sprawują jednocześnie ważne stanowiska w skrajnie prawicowej partii MIEP (Węgierska Partia Prawdy i Życia) węgierskiego Le Pena - Istvana Csurka. Hegediis senior zasiada w sejmie, jego syn jest zastępcą szefa partii, którą w parlamencie reprezentuje 12 radykalnych prawicowców.
skrytykował powiązania między osobistościami Kościoła a partią Csur-ki oraz niezgodne z duchem chrześcijaństwa antysemickie wystąpienia innych pastorów ewangelickich. To obudziło opinię publiczną. Górgey został zasypany gratulacjami. Nie uniknął również pogróżek i oszczerstw pod swoim adresem. Stwierdzenie, że jest "płatnym
Płatny agent Żydów
W i
Większości pastorów już od dawna przeszkadzał fakt, że dwóch dostojników ich Kościoła: biskup diecezji "Nad Dunajem", Lórant Hegediis i jego syn, pastor Lórant
Lawina potoczyła się za sprawą młodego pastora - Geza Górgeya.
Z ramienia MIEP-u, do wyborów parlamentarnych stanęło 10 kolejnych ewangelickich duchownych, a Hegediis junior w lokalnym piśmie partyjnym w artykule pt. "Chrześcijańskie Węgry" publikował o Żydach opinie typu: " Zastępy włóczęgów przybyłych z Galicji zżarły naszą Ojczyznę i żrą ją nadał. Przybywają z brzegów Jordanu nad brzegi Dunaju, by zadać kolejny cios Węgrom. Jedynie słuszne orędzie w 1000--letniej historii państwa węgierskiego, to: Wykluczyć ich! Jeśli tego nie zrobimy, oni wykluczą nas!". Według Górgeya przebrała się miarka. W publikacji "Kościół partii" ostro
Wierni bronią biskupa
Katolicki ruch "My jesteśmy Kościołem" z oburzeniem zaprotestował przeciw zarządzeniu Watykanu skierowanemu przeciwko biskupowi Kamphausowi z Lim-burga. Watykan wstrzymał odwołanie tego darzonego szacunkiem człowieka.
Zarządzenie Watykanu zabrania mianowicie biskupowi Kamphausowi - jako ostatniemu z 27 ordynariuszy - dalszego prowadzenia ustawowej działalności katolickich ośrodków "Doradztwa konfliktowego macierzyństwa". Chodzi o ośrodki, które sprawowały opiekę psychologiczno-duszpas-terską także nad kobietami decydującymi się przerwać ciążę. Watykan w ubiegłym roku zakazał prowadzenia tego typu poradnictwa. Teraz - jak stwierdziła Annegret Laakmann, rzeczniczka narodowego ruchu "My jesteśmy Kościołem" i jego grupy roboczej: "Godność Kobiety" - Kościół katolicki pozostawił samym sobie kobiety z ich trudnymi konfliktami życiowymi. Będzie bardzo trudno - również w aspekcie finansowym - wypełnić powstałą lukę.
Biskup Kamphaus był ostatnim biskupem, który prowadził to poradnictwo od 1995 r. Za to oraz za inne godne inicjatywy zasłużył na wielkie uznanie wiernych. Decyzja papieża nakazująca przejęcie tej placówki przez "nasłanego" konserwatywnego
biskupa z Opus Dei, Gerharda Pischa, wywołała burzę sprzeciwów. Wieloletni spór o poradnictwo macierzyńskie, jak i bezustanne ataki z Watykanu, wyrządziły niewymierne szkody Kościołowi katolickiemu w Niemczech. Większość katolików uważa ten przymus Watykanu za żałosny. Tymczasem stowarzyszeniu "Godność Kobiety" pozostają cztery ośrodki doradcze, założone i prowadzone przez samych katolików świeckich.
A swoją drogą, biskup skłócony z Watykanem i wierni, którzy szanują go bardziej niż papieża - w Polsce nie do pomyślenia!
EDWARD KAUCZ (za " Wir sind Kirche ")
Cele niemieckiego Społecznego Ruchu Kościelnego "My jesteśmy Kościołem":
1. Budowa braterskiego Kościoła z równymi prawami dla wszystkich;
2. Całkowite równouprawnienie kobiet w Kościele;
3. Celibat - jako wolny i indywidualny wybór;
4. Pozytywna ocena seksualności jako istotnego elementu życia, dozwolonego człowiekowi przez Stwórcę;
5. Posłannictwo radości - zamiast posłannictwa karności.
agentem Żydów", należy do tych łagodniejszych.
W wielkim pośpiechu Kościół Reformowany zwołał synod i podjął cytowaną wyżej decyzję, która ma nacjonalistom zaryglować wpływ na Kościół. Jednocześnie 60 węgierskich intelektualistów wystosowało list do przewodniczącego Węgierskiego Synodu Biskupów, arcybiskupa Istvana Seregely, w którym ubolewają, że wśród chrześcijan na Węgrzech znajduje się wielu antysemitów i ksenofobów. Wzywają oni do zdecydowanego wystąpienia Kościoła przeciw rasizmowi.
Na Węgrzech nie ustanowiono zakazu propagowania nazizmu. Na-rodowosocjalistyczna literatura znajduje się w oficjalnej sprzedaży. W programach telewizyjnych zdarzają się ksenofobiczne nagonki na Żydów i Cyganów. Szef MIEP - Csurka bywa w Wiedniu u Haidera. Z.G.
(za "Kirche Intern " nr 1/2002)
Kościół katolicki to instytucja zajmująca się m.in. prowadzeniem tzw. dzieł miłosierdzia, czyli fundacji charytatywnych, sierocińców, szpitali. Nie zawsze czyni to wprost, czasem przez zaprzyjaźnione fundacje. Biorąc ofiarodawców na litość lub obiecując poparcie w wyborach, księża uzyskują spore środki, które niekoniecznie trafiają do potrzebujących.
Czy jest ktoś, kto nie wzruszył się losem trędowatych, nieszczęśników żyjących z rozkładającymi się częściami ciała, zde-
Watykanu. Jest to więc instytucja, choć niekościelna, to jednak prowadzona przez ludzi Kościoła. Jak tłumaczą swoją nieuczciwość administrujący funduszami charytatywnymi? Otóż stwierdzili oni, że wspierając organizacje kościelne przykładali rękę do walki z "wszelkimi trądami", a zwłaszcza z "trądem moralnym ", którego, jak wiadomo, Kk jest pierwszym i najzacieklejszym wrogiem... Fundacja służyła także za pośrednika w przelewaniu darów na rzecz katolickiej Szkoły Świętej Genowefy z Wersalu. Nie chodziło bynajmniej o bezinteresowną pomoc. Po prostu
Trędowaci karmią
formowanymi przez chorobę? Członkowie pewnej francuskiej fundacji wiedzą, że porusza to każdego i że na ludzkim współczuciu można nieźle zarobić.
Państwowa inspekcja nadzorująca funkcjonowanie organizacji pozarządowych (IGAS) wykryła szereg nieprawidłowości w działającej w wielu krajach świata Fundacji Raoul-Follereau, zasłużonej w walce z epidemią trądu. Rzecz pozornie nie dotyczy Kościoła, bo jak wyjaśnia katolicki dziennik "La Croix", "fundacja nie jest organizacją wyznaniową ", ale dziwnym trafem pieniądze, które nie trafiły do Azji i Afryki, znalazły się na kontach zakonów, szkół katolickich i...
francuskie prawodawstwo przewiduje zwolnienia podatkowe dla osób wspierających fundacje charytatywne, ale nie przewiduje takich ulg dla tych darczyńców, którzy pomagają szkołom wyznaniowym. Dzięki takiemu nielegalnemu pośrednictwu, ofiarodawcy zdobywali nienależne im zwolnienia podatkowe. Wikariusz diecezji wersalskiej bezwstydnie wyjaśniał, że "trędowaci są na szczęście coraz mniej liczni, dlatego fundacja służy zbieraniem funduszy także innym stowarzyszeniom". Czyżby odczuła też powołanie do walki z "trądem podatkowym"...?
ADAM CIOCH (za " Gołias " nr 82)
RF,,Nie" Kościołowi
Przeprowadzone ostatnio sondaże (marzec 2002 r.), rzucają przerażające światło na postępujący w Niemczech proces "odkościel-niania". W sposób szczególny dotyka on młode pokolenie.
Młodzi ludzie w wieku 16-34 lat przestali wierzyć w to, że Kościół może przekazać im coś istotnego i znaczącego - Kościół jest po prostu "out". Takie przekonanie, a nawet powiedzenie, staje się regułą. Dokumentuje to opublikowany właśnie raport "Pokolenie 2001". Ankietę przeprowadziło na zlecenie fundacji "Hanns-Se-idel-Stiftung", hamburskie Stowarzyszenie Badania Rynku i Spraw Socjalnych. Fatalnie wypadła również wypowiedź ankietowanych na temat zmartwychwstania umarłych: dla większości wierzących Niemców jest ono tylko... pobożnym życzeniem. Do podobnych wniosków doszedł ewangelicki magazyn "Chrismon" na podstawie badania opinii publicznej.
Obie te ankiety powinny zmusić chrześcijan w tym kraju do głębokich prze- Ś Ś , myśleń. Okazuje się, że instytucja, lvirCnG która chce uchodzić za niosącą ludziom sens życia i nadzieję, sama nie ma przed sobą przyszłości. Gdzież więc leżą błędy w przekazywaniu wiary? Czy wina leży po stronie rodziców, czy niewłaściwego nauczania religii? Niestety, nadal wielu wysokich funkcjonariuszy Kościoła, księży i zaangażowanych chrześcijan nie chce tego przyjąć do wiadomości. Ostatecznie, twierdzą, aż dwie trzecie społeczeństwa to zarejestrowani członkowie Kościoła (katolickiego lub ewangelickiego). Próbują pomniejszać wagę problemu
i postępują nadal tak, jakby takie zjawisko w ogóle nie zaistniało. Każde przedsiębiorstwo usługowe, które w taki sposób potraktowałoby sygnały od swoich klientów, nie zmieniając ani filozofii, ani strategii swej działalności, musiałoby splajtować. Rdzeniem posługi Kościoła - jak powiedział biskup Joachim Wanke - jest otworzenie wiernym boskiego horyzontu, jak czynił to Jezus. Kościół tego nie potrafi uczynić, tak samo jak nie potrafi biblijno-religijnego przekazu sprzed 2000 lat prze-
I
łożyć na język społeczeństwa przesiąknięte-I Cl Ś go Darwinem, Freudem i Kantem.
Również wśród seniorów - jak twierdzi prof. dr M. Ebertz - zjawisko rozczarowania Kościołem przybiera na sile. Prof. Ebertz jest wykładowcą socjologii religii w wyższej szkole Caritas-Hochsch-ule we Freiburgu. Wspólnie z innymi naukowcami na kongresie w Stuttgar-cie, którego tematem była: "Starość i Kościół" stwierdzili, że powojenną "sceptyczną generację" najpierw mocno rozczarowali politycy, a następnie Kościół, co powoduje odchodzenie tej grupy I wiekowej od instytucji religijnych. |"| C III Ś W ich oczach Kościół traci stale na autorytecie, stając się tylko jednym z wielu głosów. Ponadto starsi ludzie traktują wybiórczo prawdy wiary. Ebertz ostrzega władze Kościoła przed bezgranicznym poleganiem na "wiernych, pobożnych staruszkach". Powiedzenie, że "im starsi, tym pobożniej-si", straciło na aktualności. Na Kościele - twierdzi - spoczywa obowiązek wyjaśnienia 60-latkom, ,jak to jest z tym życiem wiecznym po śmierci". E.K.
(za "Publik-Forum" nr 6/2002) Ilustracja - ulotka masowo kolportowana w RFN
Nr 17 (112)
26 IV - 1 V 2002 r.
F-KTY
BOG I BOGOWIE
11
SŁOWIAŃSCY BOGOWIE (XII)
Strzybóg i Ferepłut
Strzybóg wymieniony został wśród bogów, którym Włodzimierz Wielki wystawił w Kijowie posągi. Uważany jest najczęściej za boga wiatru.
"Słowo o wyprawie Igora" pisze: "być gromu wielkiemu, iść deszczu strzałami od Donu (...), oto wiatry Striboże wnucy wieją z morza strzałami na chrobre pułki Igorowe ". Na tej podstawie wysnuto wniosek, iż Strzybóg jest bogiem wiatru, być może mieszkającym w morzu. Tym bardziej że w litewskim "strt" - "styreti" oznacza "sztywnieć", "słupieć". Miałby więc Strzybóg być bogiem lodowym, mroźnym. Czyż i dziś nie mówimy, iż sztywniejemy z zimna, że wiatr nas przewiał do szpiku kości, powodując ze-sztywnienie? Niektórzy badacze zwracali uwagę na możliwe pochodzenie owego imienia z praindoeuro-pejskiego "ster-", oznacza- Strzybóg jącego "rozdawanie", "rozszerzanie", "sianie", co czyniłoby ze Strzyboga kolejnego boga-dawcę. Trzeba wiedzieć, że Słowianie zwracali się do wiatru z czcią, ale i ze strachem. Próbowano go odstraszać, rzucając w niego kijem lub nożem, sypano na wiatr w ofierze kaszę, gdzieniegdzie zapraszano na świąteczne wieczerze. Halina Łoz-ko wywodzi imię Strzyboga od
"striti" - "niszczyć", bowiem miano w nim widzieć boga zniszczenia i wojny, co z czasem związane zo-
- grafika S. Jakubowskiego
stało z wiatrami, by w końcu przyjął postać Pośwista lub Pogwizda, od świstania, gwizdania wiatru.
Według Briicknera, epitet "Striboże wnucy" odnosi się do całej Rusi - tak samo jak "Dadźboże wnucy" - a nie do wiatrów. Wywodzi więc Briickner znaczenie Stri-boga od ukraińskiego czasownika "strybaty" - "skakać", a wówczas
byłby to bóg "skakan", skaczący, pląsający, co mogłoby wywodzić się od jakichś praktyk szamańskich polegających na rytualnym wiciu się, skakaniu, np. przez ogień, jak podczas Nocy Kupały. Ślady Strzyboga zachowały się w nazwach miejscowych, takich jak wieś Strzyboga pod Skierniewicami, nazwa strumyka Stribog; Striboże Jezioro i Stri-boż na Rusi.
"Słowo Jana Złoto-ustego" donosi, iż obok Striboga i Dadźboga Słowianie wierzyli także w Perepłuta, który pilnował dobrego spływu i należało go przebłagać ofiarą na niebezpiecznych miejscach rzek. Inne wyjaśnienie tego imienia łączy je z "putat" - wikłać, plątać, co oznaczałoby boga losu, "mą-ciciela", który splata ludzkie żywoty. Po polsku więc imię to brzmiałoby Przepląt. Trzeba dodać, że Władysław Jagiełło, wychowany jak Rusin, nim " wyszedł między łudzi, trzy razy się obracał wkoło, i trzy razy rzucał na ziemię złamane przez siebie źdźbło ". Wiercenie się, wicie, miało -jak potwierdza Bystroń - wielkie znaczenie w obrzędach m.in. wegetacyjnych; symbolizowało może akt płciowy.
IGOR D. GÓREWICZ Repr. archiwum
RELIGIE WCZORAJ I DZIŚ (8)
Wiara bez bóstw
Przodkowie aborygenów dotarli do Australii w epoce, kiedy pojęcie bóstwa jako istoty wyższej od człowieka nie istniało.
Archaiczna forma człowieka rozumnego ponad 100 tys. lat temu po raz pierwszy wylądowała na wybrzeżu najmniejszego kontynentu, przepłynąwszy wąską cieśninę oddzielającą Australię i Indonezję. Nie znała jeszcze żadnych bóstw. Około 10 tys. lat temu stopniał wielki lodowiec na półkuli północnej i poziom oceanu podniósł się miejscami nawet o ponad 100 metrów, dość skutecznie odcinając Australię od reszty świata. W rezultacie chińscy i malajscy, a w XVIXVIII w. również europejscy żeglarze, odkrywający dla siebie ten najmniejszy z kontynentów, stanęli oko w oko z religią wprost z epoki kamiennej.
Jej podstawową cechą jest brak mitów kosmogonicznych wyjaśniających powstanie wszechświata. Zgodnie z naturalistycznym światopoglądem typowym dla większości ludów określanych jako "prymitywne", świat aborygenów
nie potrzebuje uzasadnienia - zawsze po prostu był i zawsze będzie. Co prawda poszczególne plemiona opowiadają o powstaniu niektórych elementów krajobrazu, pewnych gwiazd, zwierząt albo ludzi, ale dla nikogo nie ulega wątpliwości, że wszechświat jako całość jest wieczny, a więc nie może mieć początku. Dlatego też bóstwa stwórcze w rozumieniu narzuconym nam przez kulturę zachodnią nie są potrzebne. Dla aborygena istoty duchowe, otaczani kultem przodkowie, ludzie i zwierzęta stanowią równorzędne elementy świata, a dzielące je różnice odnoszą się raczej do możliwości działania i posiadanej siły, a nie "wyższości" lub "niższości" w hierarchii bytów. Co dziwniejsze, australijskie istoty duchowe, czyli te, które bylibyśmy skłonni określać pojęciem bóstwa, okazują się nie tyle samodzielnymi bytami, ile raczej przejawami uniwersalnych bezosobowych mocy. Większość australijskich plemion w ogóle nie wyróżnia jakiegoś najwyższego boskiego zwierzchnika
i nie rozumie potrzeby wskazywania takiej istoty. W ich widzeniu rzeczywistości dominuje pluralizm sił znajdujący swoje odbicie również w wielości istot duchowych dostrzeganych w otoczeniu. Kiedy zatem potrzebują powodzenia w łowach, zwracają się do duchów poszczególnych zwierząt, kiedy pragną dzieci, proszą o nie Wielką Macierz, obawiając się powodzi modlą się do ducha okolicznej rzeki... Jak widać, jest to wiara uderzająco podobna do magii, która w swej czystej formie także nie definiuje bóstw i rzadko wspomina o siłach uniwersalnych, a operuje "mocami" odnoszącymi się do konkretnych zjawisk. Jednak moc przenikająca cały wszechświat jest dla aborygena zbyt abstrakcyjna i odległa, aby się do niej bezpośrednio zwracać. Natomiast jej jednostkowa forma, przejawiająca się na przykład w zwierzęciu albo w płynącej nieopodal rzece, nabiera bardzo konkretnego wymiaru i ma walor jak najbardziej praktyczny.
LESZEK ŻUK
Jezus opowiadając historię I o synu marnotrawnym, ukazuje Boże zainteresowanie każdym pojedynczym człowiekiem. Boże miłosierdzie obejmuje bowiem wszystkich, niezależnie od tego, czy jesteśmy jak zgubiona owca, świadoma swojego nieszczęścia, lecz bezradna ("FiM" nr 15), czy też jak syn marnotrawny, który wie, co należy uczynić, aby zakończyć osobisty dramat.
Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy był niecierpliwy i nierozważny. Poprosił ojca o należną mu część dóbr rodzinnych, a kiedy ją otrzymał "odjechał do dalekiego kraju i tam roztrwonił swój majątek, prowadząc rozwiązłe życie" (Łk 15, 11-13).
Niestety, radości tej nie podzielał jego starszy potomek. Przeciwnie, rozgniewał się bardzo. A kiedy ojciec prosił go, aby przyjął swego brata, ten z uporem podkreślał swoje racje i własną sprawiedliwość (w. 29-30). Opowieść ta kończy się łagodną perswazją ojca: "Synu, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko moje jest twoim. Należało zaś weselić się i radować, że ten brat twój był umarły a ożył, zaginął a odnalazł się " (w. 31-32).
Często postępujemy podobnie do młodszego syna: chcemy mieć wszystko i od razu. Jesteśmy niecierpliwi i łatwo trwonimy powierzone nam dobra zarówno duchowe, jak i materialne. Zdaje się nam, że życie "w dalekim kraju", czyli z dala od Boga, jest najlepszym sposobem realizowania siebie, receptą na szczęście. Niestety, zazwyczaj przeżywamy rozczarowanie i poniżenie. Mimo to możemy rozpocząć wszystko od nowa. Ten nowy początek, to "wejrzenie w siebie..."
Spośród postaci przedstawionych w przypowieści na szczegół-
PRZYPOWIEŚCI JEZUSA (10)
Przypowieść o synu marnotrawnym
W końcu młodzieniec ten znalazł się w opłakanym położeniu. Skończyły się pieniądze. Pozostał sam i zaczął cierpieć niedostatek. I wtedy zmuszony był do podjęcia pracy jako pasterz świń, a to dla Żydów było podwójnie hańbiące, ponieważ świnie uznawane są przez nich za zwierzęta nieczyste (Rodź. 3, 11). Znajdując się w takim poniżeniu, coraz częściej wracał myślami do ojcowskiego domu. Wreszcie "wejrzał w siebie i rzekł: Iluż to najemników ojca mojego ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Wstanę i pójdę do ojca mego i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciwko niebu i przeciwko tobie, już nie jestem godzien nazywać się synem twoim, uczyń ze mnie jednego z najemników swoich " (Łk 15, 17-19). Jak postanowił, tak też zrobił. A kiedy był jeszcze daleko od domu, ojciec ujrzał go, użalił się i pierwszy wybiegł mu na spotkanie. Widząc zaś wyraźną skruchę u swego syna (w. 21), nakazał ubrać go w najlepszą szatę, założyć na jego rękę pierścień, a na nogi sandały (w. 22). Rozkazał też przygotować prawdziwą ucztę. Cieszył się bowiem z tego, że odzyskał syna.
ną jednak uwagę zasługuje ojciec. Jego miłość do syna była tak wielka, że pozwolił mu na samodzielność. Podobnie czyni Bóg. Dał nam wolną wolę. I każdy musi sam zdecydować o tym, czy chce żyć z Bogiem, czy bez Boga. Zachętą zaś do podjęcia właściwej decyzji może być świadomość tego, kim jest Stwórca. Jak ojciec z przypowieści, pełen miłosierdzia, cierpliwie czeka na każdego człowieka. On wychodzi nam naprzeciw. Oferuje nam przebaczenie i usy-nowienie. Widząc zaś autentyczną skruchę, daleki jest od wyrzutów i nagany. Przeciwnie "Pan czeka, aby nam okazać łaskę, i dlatego podnosi się, aby się nad nami zlitować, gdyż Pan jest Bogiem prawa. Szczęśliwi wszyscy, którzy mu ufają" (Iz 30, 18).
Przypowieść o synu marnotrawnym ukazuje, kim naprawdę jest Bóg. Dowodzi, że nie rezygnuje on z najbardziej upodlonego grzesznika. Uwypukla ojcowską cierpliwość, troskę, współczucie i miłość względem zagubionych. Zachęca wszystkich do powrotu do domu Ojca, do duchowej wspólnoty z nim, już tu i teraz!
BOLESŁAW PARMA
12
MITY KOŚCIOŁA
FAKTYn
Nr 17(11
26 IV - 1 V 2002 r.
Rajskie opowieści
Motyw pierwotnego złotego wieku ludzkości to wspólny wątek wielu religii Wschodu. Jest bardzo prawdopodobne, że biblijna opowieść o raju została zaczerpnięta ze starszych tradycji. Teolodzy uważali tymczasem, że było akurat odwrotnie...
Wsumeryjskim micie boga Enki istnieje raj Dil-mun, w którym zwierzęta nie rzucają się na siebie, a choroby nie trapią ludzi. W epopei o Gil-gameszu znajduje się góra porośnięta cedrowym lasem, na niej cudowny ogród, w którym rzeki mają ujścia (na górze!) oraz roślina (drzewo) życia.
Wszystkie zbieżności były oczywiście tłumaczone przez teologów na korzyść chrześcijaństwa. Św. Justyn (zm. 165) pisze w "Przestrodze do Greków", że Homer odwiedził pewnego razu Egipt, gdzie zapoznał się z Pięcioksięgiem, na podstawie którego skomponował swój opis stworzenia świata. Przytaczając stosowne ustępy "Odysei", zapytuje jednocześnie: " Czyż nie wskazują one na jasne i oczywiste naśladowanie tego, co Mojżesz, książę proroków, napisał o Raju?".
Podobnie utrzymuje Tertulian (zm. 222), mówiąc, iż doktryna chrześcijańska jest starsza od pogańskiej, a więc powinna być doktryną panującą. Poganie, nie zdając sobie sprawy, czcili w istocie Boga Mojżeszowego, o czym dobitnie świadczą poetyckie wizje Pól Elizejskich, będących niewątpliwie nieudolnym naśladownictwem opisu raju zawartego w Genesis.
Klemens Aleksandryjski (zm. 215) dowodzi starszeństwa filozofii hebrajskiej nad grecko-rzymską, co prowadzi do wywodzenia mitów greckich (zawierających jedynie część Prawdy) z przypowieści hebrajskich (zawierających pełnię Prawdy).
Przekonania te na długo zaciążyły nad zdrowym rozsądkiem. Jeszcze w XVII w. Walter Raleigh w "Historii świata" prześciga swych poprzedników w absurdalnych wnioskach: "Skąd Homer zaczerpnął pomysł ogrodu Ałki-noosa, jak to zauważył Justyn Męczennik, jeśli nie z opisu raju, jaki zostawił nam Mojżesz? I skąd pochodzą piękne obrazy Pól Elizejskich, jeśli nie z dziejów raju?... Jest rzeczą oczywistą, że Orfeusz, jego mistrz lirnik Linos, Pin-dar, Hezjod i Homer, a po nich Owidiusz, jeden po drugim i wszyscy oni wraz z Pitagorasem, Platonem i ich uczniami w dużej mierze wzbogacili swoją myśl, czerpiąc ze skarbów skradzionych świętym księgom, zmienianym przez świeckie dopiski i przybranym w poetyckie ozdoby ".
Św. Efrem Syryjczyk w swych "Hymnach o raju" podaje, iż panuje tam wieczna wiosna, pełno tam " wina i mleka, miodu i masła. Drzewa nieustannie rodzą owoce ". Ów
rezerwat otoczony jest ogrodzeniem, wewnątrz którego "pasą się wolne od strachu owieczki".
Inny autor nabożnych opowieści, Avitus, opisywał w roku 507 sielankę Adama i Ewy, którzy zespalali się w czystej miłości przy dźwiękach wybornej muzyki granej przez kapele anielskie. Jego raj był bardzo zmysłowy, towarzyszyło mu niezwykłe piękno cudownych barw i zapachów. Nigdy nie pojawiła się nad nim mgła ani wichry, nie było też upałów ani mrozu.
Przygniatani przez Kościół brzemieniem skażenia stosunków cielesnych, tworzyli subtelne obrazy podszyte erotyką wolną od obciążenia grzechem. Odnajdujemy to choćby u Kartagińczyka Emiliusa Dracontiusa w jego "Carmen de Deo", gdzie w rajskim opisie akcentuje właśnie wątek czułej miłości, która łączyła Adama i Ewę, tych pierwszych w dziejach kochanków. Ewa była podobna nimfie, "naga, lecz nie obnażona, o ciele białym jak śnieg, różowych policzkach, bujnych przepięknych włosach " - taki odpowiednik dzisiejszej dziewczyny z okładki.
Dziś w Kościele katolickim raj ulokowany jest na dobre w niebie, w jakiejś innej rzeczywistości. Niestety, przy okazji zaginęła cała niemal o nim wiedza, jaką kiedyś owce mogły się radować. Nie mówi się już ani o fantastycznych barwach, ani o zapachach, ani o kapelach anielskich, smakowitych owocach, drogocennych kamieniach, czy też
mlecznych. A co dziś wiadomo? Tyle co nic. Mamy dwa pewniki: radość z oblicza Boga oraz możliwość spotkania się z bliskimi. Wprawdzie trudno pojąć, na czym ma polegać przyjemność z oglądania Boga, jednak musi być to przyjemne, bo to jedyna bodaj atrakcja dzisiejszego raju. Stanisław Lem również się nad nią zastanawiał, dochodząc ostatecznie do wniosku, że niebo to wielka nuda - patrzysz sobie w oblicze Boga przez trylion lat, a później co? Przez kolejny trylion czeka cię to samo. Jeśli zaś chodzi o możliwość spotkania bliskich, to jest to nie mniej wątpliwe, gdyż musiałoby się tak złożyć, że bliscy zbawionych również będą zbawieni, a to wcale nie jest takie pewne. A skoro tak, to co, jeśli się złoży w ten sposób, że większość zbawionych będzie miało jakiegoś bliskiego w stanie potępienia? Na wieczność pod dozorem Lucyfera i jego ekipy, bez szans i nadziei na spotkanie? Jak zareaguje zbawiony postawiony przed takim faktem? Czy szczęście niebieskie będzie wtedy jego szczęściem? Chrześcijańskie niebo polegać miało do niedawna w istocie na tym, że jego mieszkańcy będą mogli... upajać się widokiem ludzi męczonych w piekle. Drugi list Klemensa gwarantuje chrześcijanom,
"Raj i piekło" - Hieronim Bosch
że w niebie będą mogli patrzeć na niewiernych i bezbożników " w straszliwej męce, w nie dającym się ugasić ogniu, (...) ich robactwo nie zginie, płonący dokoła nich ogień nie ugaśnie i staną się oni widowiskiem dla wszystkich istot cielesnych" (17, 5n). Powstała około 200 roku Apokalipsa Piotra stwierdza, że piekło znajduje się "naprzeciw" nieba. Największą atrakcją Niebian jest właśnie obserwowanie kaźni w piekle, któremu autor poświęca znacznie więcej miejsca niż opisowi nieba. Ojciec Kościoła, Tertulian na tortury grzeszników chce patrzeć "nienasyconym wzrokiem ". Pisze: " Co złoży się na to widowisko? Co mnie zdziwi, rozśmieszy? Gdzie spotka mnie radość, triumf? Bohaterowie tragedii zasłużą na uważniejsze wysłuchanie, bo w swoim własnym nieszczęściu będą krzyczeć głośniej; potem trzeba przyjrzeć się aktorom, gdy ich ciała staną się od ognia miększe i zaczną się rozpadać... " ("De spectaculis" - "O widowisku"!, 30). Podobne rozkosze w niebie obiecują "swoim" i inni ojcowie: św. Cyprian z Kartaginy (210-258) - zob. "Ad Demetria-num" 17 oraz 24, Laktancjusz (250-330) - zob. "Podstawy nauki Bożej" 7, 26, 7 i in.
Oczywiście, sami grzesznicy muszą mieć nieśmiertelne ciało, aby męki piekielne mogli odczuwać przez całą wieczność. Konstatację taką znajdujemy również w pismach ojców chrześcijańskich (m.in. św. Cyryl Jerozolimski, ok. 313-386; por. też: "Metody z Olympos", re-surr. 3, 11, 1 i n.). Nie może być tak, że po jakimś czasie grzesznik się spali w ogniu, gdyż wtedy chrześcijańska owieczka nie będzie miała wiele pociechy z takiego spektaklu...
Obok piekła niebo stanowiło dopełnienie skomplikowanego systemu absurdalnych (choć wnikliwych psychologicznie) gróźb i obietnic, za pomocą których pasterze przez wieki zaganiali owce do jednego stada, które sami doglądali i... strzygli.
MARIUSZ AGNOSIEWICZ www. klerokratia.pl
D
ość skąpa wzmianka o rajskim ogrodzie zawarta w Księdze Rodzaju przez wieki inspirowała kościelnych bajarzy do uzupełniania tej opowieści o nowe szczegóły, mające ją uczynić w pełni kompleksowym opowiadaniem.
Dzięki tym dociekaniom wiemy na przykład dziś, że skoro Adam "stworzony został 25 marca, w dzień kiedy Maria poczęła Jezusa", jak nam to podaje sycylijski kapłan Agostin Inveges w swojej "Historii świętej..." z roku 1649, tedy raj musiał powstać dnia 22 marca, którą to datę Inveges podaje za pogląd godny wiary, już choćby przez to, że jest "wspólny najnowszym autorom ". Przychylając się w dalszej części wywodów do opinii znanego jezuity Suareza, ustala ściślejszą datę stworzenia ogrodu na "wiosnę 22 marca, wtorek, o pierwszej godzinie dnia (...) o wschodzie słońca". Jeśli idzie o rok, to święci autorzy nie są zgodni i wyznaczają różne daty roczne - wahające się między rokiem 4051 a 3928 p.n.e.
Inną kwestią, jaka zajęła kościelnych historyków, było ustalenie chronologii wydarzeń
Baju, baju o raju
rozegranych w krótkim epizodzie, w którym ludzkość cieszyła się szczęściem rajskim. Nasz Inveges podaje to dość ściśle:
Piątek 25 marca, szósty dzień stworzenia:
- o brzasku pojawia się Adam,
- ok. godz. 9 - Adam wprowadza się do rajskiego ogrodu;
- godz. 9-11 - Adam robi obchód raju;
- godz. 12 do ok. 15 - Adam wymyśla nazwy dla zwierząt;
- między 15 a 16 Adam znużony zapada w drzemkę. Po przebudzeniu spostrzega, że ktoś z nim dzieli łoże. - Witaj, nazywam się Ewa - słyszy;
- ok. 16 - najbardziej nieprzemyślana i pochopna decyzja mężczyzny - Adam po kilkunastu zaledwie minutach swej znajomości z Ewą, daje się nabrać na małżeństwo.
26-31 marca - tydzień miodowy Adama i Ewy.
1 kwietnia, jak to często w życiu bywa,
szczęście młodej pary zakończyło się na rozkosznych nadziejach:
- ok. godz. 10 - Ewa poznaje Węża;
- ok. godz. 11 - Ewa ulega Wężowi;
- ok. godz. 12 - Adam popełnia podobne błędy;
- ok. godz. 15 - rozprawa przed boskim trybunałem za zdradę; szybko zapada wyrok skazujący na wygnanie;
- ok. godz. 16 - Adam i Ewa opuszczają raj, którego wrota zostają zaryglowane na siedem spustów i obsadzone anielską strażą.
Tak właśnie zakończył się pierwszy w dziejach ludzkości prima aprilis, w którym Wąż nabrał Ewę, ta zaś Adama, a Bóg wziął wszystko serio.
Takie oto bezpłodne brednie przez wieki zatrudniały wiele umysłów europejskich, które ów przedmiot rozważań traktowały jak najbardziej poważnie. Co więcej, brali za to niezłe pieniądze! M.A.
26 IV - 1 V 2002 r.
FAKTY n
INJ
MITY KOŚCIOŁA
13
Dzieciak: - Czy mógłby nam ksiądz dokładniej, lub przynajmniej jaśniej, wytłumaczyć kwestię naszego zmartwychwstania? Zapytałem bowiem jednego z teologów - jak się ma sprawa ze zmartwychwstaniem naszych ciał, co przecież wyznajemy w Credo? I on mi tak to wyjaśnił: "Cały
potępieniu. Nikt nie wymknie się surowemu trybunałowi boskiemu.
D. - Czyli śpiące dusze złych zostaną zbudzone tylko po to, aby mogły być posłane na wieczne męki?
Kk. - Nie inaczej.
D. - To bardzo okrutne, czyż nie wystarczyłoby nagrodzić do-
z numerem IX, mówił w 1053 r.: "Wierzę w prawdziwe zmartwychwstanie tego właśnie ciała, które jest teraz moim, i w życie wieczne". Wierzył więc chyba w dość konkretne przemienienie. Znacznie mniej powodów do radości mają ci, których natura, przepraszam - Bóg nie wy-
NIEWYGODNE PYTANIA (14)
Lecz powie ktoś: A jak zmartwychwstają umarli? W jakim ukazują się ciele? O, niemądry! Przecież to, co siejesz, nie ożyje, jeżeli wcześniej nie obumrze. To, co zasiewasz, nie jest od razu ciałem, którym ma się stać potem, lecz zwykłym ziarnem... Zasiewa się zniszczalne powstaje zaś niezniszczalne... Trzeba, ażeby to, co zniszczalne,
Zmartwychwstanie ciał
świat i dzieje napełni u końca czasu Duch Boży. Jezus Chrystus przekaże wtedy swoje panowanie Ojcu. Jego chwała napełni wszystko. Wszystko, czego ludzie dokonali w ciągu dziejów świata, zostanie zebrane w wielkim żniwie czasu. Wszystko, co spełnione zostało z miłości, włączone zostanie na zawsze w rzeczywistość, i trwać będzie miłość i jej dzieła". Nic z tego nie zrozumiałem, a ksiądz?
Ksiądz katecheta: - Nasze zmartwychwstanie będzie na wzór Jezusa, którego powstanie z martwych jest dla nas nadzieją.
D. - Biblia nie wyjaśnia tych kwestii jednoznacznie. Święty Paweł mówi o tym dość enigmatycznie, a ewangelie tylko potwierdzają wątpliwości - oto Jezus po zmartwychwstaniu ma niby ciało duchowe, bo przecież odwiedził swych uczniów w wieczerniku, przechodząc przez zamknięte drzwi, ale wcześniej nie przeszedł jednak przez kamień zawalający jego grobowiec. Czyli jak to rozumieć - będzie to jakieś ciało quasi-duchowe, które może przeniknąć drewno, ale już nie kamień?
Kk. - Ale przecież w ewangeliach nie jest stwierdzone jasno, że kamień odsunięto po to, aby Jezus mógł swobodnie wyjść. Mógł więc Jezus przeniknąć kamień jeszcze przed jego odwaleniem przez anioła.
D. Ale jestem głupi, że też wcześniej na to nie wpadłem! Wprawdzie nadal nie wiem, po co anioł miałby się siłować z kamieniem, skoro Jezusa już w środku nie było, ale już tam, nie wnikajmy w szczegóły, które z pewnością teologia również objaśnia.
Kk. - Widzisz, chłopcze, nie wszystkie tajemnice wiary mogą być w sposób prosty wytłumaczone. Czasami trzeba trochę dorosnąć w wierze.
D. - Ale przecież z chrztem nie czeka Kościół na "dorośniecie w wierze", tak więc oczekuję wyjaśnienia dotyczącego zmartwychwstania ciał - bez kręcenia i zawiłości.
Kk. - Kościół wierzy, że po śmierci zmartwychwstaniemy. Jedni, czyli ci, którzy wyznają właściwą wiarę, do życia wiecznego, inni zaś, czyli "notoryczni apostaci, heretycy i schizmatycy" (kan. 1184, ż 1, pkt 1, kod. kanon.) - ku
brych, a złym po chrześcijańsku wybaczyć? Tak przecież wierzą niektórzy chrześcijanie, głosząc, że dusze złych zostaną po prostu unicestwione.
Kk. - Sprawiedliwość ludzka rządzi się innymi prawami niż boska, a heretycy wszystko chcą naginać do własnych upodobań, byle inaczej niż naucza Kościół.
D. - No dobrze, zostawmy to. Ale co z ciałem? W jakim wieku będą ciała, które ożyją - czy Bóg przywróci im młodzieńczy wygląd, który zapewne wielu ucieszyłby najbardziej, czy też będą to ciała tuż sprzed śmierci, a raj będzie jednym wielkim przytułkiem szczęśliwej starości? Poza tym, nie wszystkich przecież uraduje możliwość zmartwychwstania w dawnym, np. garbatym ciele, bo taka nagroda mogłaby dla nich stać się dalszym udręczeniem.
Kk. - Aby to zrozumieć, trzeba uniknąć materialnego myślenia, według którego przy zmartwychwstaniu człowiek odzyska tę samą powłokę, którą miał w życiu doczesnym. Tymczasem wiemy, że już za życia ziemskiego, w ciągu mniej więcej siedmiu lat, materia naszego ciała ulega całkowitej wymianie. Identyczność osoby w tym i w przyszłym życiu nie może więc zależeć od identyczności materii. Św. Paweł mówi, że ciało i krew nie mogą posiąść królestwa bożego. Po zmartwychwstaniu pozostaniemy wprawdzie sobą, ale wszyscy będziemy odmienieni (por. 1 Kor 15, 50-51). Będzie to cielesność, ale cielesność przemieniona przez Ducha Bożego, chodzi bowiem o istotową (a nie materialną) identyczność ciała po zmartwychwstaniu. Nie możemy sobie tego przemienienia wyobrazić w sposób konkretny.
D. - Ale przecież jeden z nieomylnych, czyli papież Leon
posażył w ciało, z którego mogliby być zadowoleni. Albo i ci, których spotkał dopust boży utracenia rąk czy nóg. Mogą wprawdzie wierzyć, że zostaną one zregenerowane, ale z większym niepokojem musieli czytać słowa Leona IX.
Kk. - Najnowsze wydanie katechizmu mówi: "Pojęcie ciało oznacza człowieka w jego kondycji poddanej słabości i śmiertelności. Zmartwychwstanie ciała oznacza, że po śmierci będzie żyła nie tylko dusza nieśmiertelna, ale że na nowo otrzymają życie także nasze śmiertelne ciała" (art. 990), ale precyzuje to, aby nie dochodziło do prymitywnych uproszczeń zmartwychwstania ciał, jakie odnajdujemy choćby u świadków Jehowy, których ilustracje przedstawiają nam zmartwychwstających w kwiecie wieku, przybranych w odświętne garsonki i garnitury. Czytamy więc w art. 999: "...to ciało będzie przekształcone w chwalebne ciało (Flp 3, 21), w ciało duchowe (1 Kor 15,44).
przyodziało się w niezniszczal-ność, a to, co śmiertelne, przyodziało się w nieśmiertelność" (1 Kor 15, 35-37. 42. 53). Inaczej mówiąc będzie to jakieś ciało, lecz jakie tego dokładnie nie wiemy.
D. - Ale przecież dawniej Kościół znał dużo szczegółów na ten temat i jego wyobrażenia były bardzo bliskie wierzeniom właśnie Świadków Jehowy. W roku 675 Synod Toledański orzeka: "Wierzymy, że nie w jakimś ciele z powietrza, czy czegoś innego, jak majaczą niektórzy, zmartwychwstaniemy, ale w tym, w którym żyjemy, w którym istniejemy, w którym się poruszamy". Nie zapowiada więc jakiegoś boskiego ciała, lecz to, które nam służy za życia. Po prostu trup zostanie ożywiony, tak jak Łazarz, który powstał z martwych, choć jego zwłoki zaczęły się już rozkładać. Naukę tę potwierdza IV Sobór Late-r a ń s k i w 1215 r.: "Wszyscy we własnych
swych powstaną ciałach, tych co teraz posiadają". Nauki te podsumował filozof rzymski z II w., Celsus: "Głupia jest ich wiara, że gdy Bóg, niby kucharz, wznieci ogień, wszystko się upiecze, a przetrwają tylko oni, i to nie tylko żywi, ale też ci, którzy wcześniej poumierali, wyjdą z ziemi odziani we własne ciało. Nadzieja, zaiste godna robaków. Czyż bowiem jakakolwiek dusza ludzka pragnęłaby powrócić do zgniłego ciała? (...) Gdy nie potrafią rozsądnie na to odpowiedzieć, chwytają się bzdurnej obrony, twierdząc, że Bóg wszystko może. Tymczasem Bóg nie może spełnić nic wstrętnego, ani nie pragnie niczego, co jest przeciwne naturze. Albowiem Bóg kieruje światem nie po to, aby spełniać występne kaprysy, albo folgować
bezładnym pragnieniom, lecz po to, aby się opiekować prawą i sprawiedliwą naturą". Jak to więc ma być - będzie to samo ciało czy jednak inne?
Kk. - Ciało zmartwychwstałe nie musi się składać z takich samych materialnych elementów jak ciało, które mamy obecnie. Chodzi o istotę, a nie o kompletne "wyposażenie". Nie należy tego też rozumieć jako obietnicy, że otrzymamy jakieś ciało idealne. Chodzi raczej o zupełnie nową formę życia.
D. - W tym miejscu przeczy ksiądz największym kościelnym autorytetom, którzy dawniej mówili coś zupełnie przeciwnego. Św. Augustyn powiada: "...Bóg, cudowny i niewysłowiony Mistrz, z całości tego, z czego ciało nasze było złożone, z cudowną i niewypowiedzianą szybkością je odnowi, i nic to znaczyć nie będzie przy przywróceniu człowieka do jego pierwotnej całości, czy włosy wrócą do włosów, a paznokcie do paznokci, czy to, co z nich zginęło, obróci się w ciało i czy do innych części ciała zostanie przyłączone, gdyż Mistrz Opatrzność troszczyć się będzie, aby co niedorzecznego się nie stało" ("Podręcznik dla Wawrzyńca", LXXXVIII). Nie-prześcigniony projektant katolickiej wizji rzeczywistości ziemskiej i pozaziemskiej, św. Tomasz z Akwinu, dowodził w swej "Sumie przeciw poganom" (rozdz. 83, 88), iż odtworzenie rajskie ziemskiego ciała będzie kompletne i doskonałe. Tak więc i członki wstydliwe na miejscu swoim właściwym będą, choć jak zaznacza, nie do ich użytku (a kysz!), lecz ad in-tegritatem naturalis corporis resti-tuendam (dla przywrócenia naturalnej jedności ciała). Tak samo nauczał ksiądz M.I. Wichert: "Ciała tedy wszystkich ludzi, choć i najdawniej umarłych, w proch obrócone, ogniem spalone, po powietrzu rozsypane, wszystkie w dzień sądu ostatecznego powstaną całe i zupełne... Tak bowiem Paweł święty pytającemu się, jako umarli zmartwychwstaną, odpowiedział: ciało, które było ska-zitelne, powstanie nieskazitelne...".
Niezwykle trudno jest wierzyć w nagrody duchowe, trzeba połączyć je z cielesnymi, aby na tym budować właściwą nadzieję dla owieczek. Kościół często potępia hedonizm wyrażający się w płytkim korzystaniu z uroków życia. Tymczasem sam Kościół głosi hedonizm - swoistą jego odmianę polegającą na wymieszaniu wątków spirytualistycznych z materialistycznymi. Jakby mówiono: jeśli tylko zostawisz to marne używanie ziemskie i dołożysz trochę grosza, w zamian proponujemy ci coś lepszego - wielkie używanie w raju, w niebie. Będzie wszystko, czego tylko zapragniesz - zdrowe ciało, brak zmartwień, kupa wolnego czasu (coś koło wieczności), piękne łąki, cudowne wodospady, rajska woń kwiatów i wszystko, czego tylko będziemy chcieli. Oprócz seksu oczywiście... M.A.
www.klerokratia.pl
14
BEZ DOGMATÓW
FAKTYn
Nr 17(11
26 IV - 1 V 2002 r.
DAJ ŚWIADECTWO SWOJEJ PRAWDZIE
Jan Paweł II demonstrował rzekome zaskoczenie i zgorszenie aferami seksualnymi katolickich duchownych, których opisów pełna jest światowa i polska prasa. Oto wspomnienia byłego zakonnika, z których wynika, że papież przed nagłośnieniem sprawy w mediach wcale nie był zainteresowany utrzymywaniem dyscypliny w Kościele. Wręcz przeciwnie, tuszował afery i eliminował osoby chcące przywrócić karność. Do zakonu paulinów wstąpiłem w sierpniu 1980 r. Chciałem być zakonnikiem w białym habicie. Podobało mi się to. Pochodziłem z niezamożnej rodziny i jako zakonnik paulin, ten od Jasnej Góry, miałem przed sobą perspektywy wygodnego życia. Nie oszukiwałem ani rodziców, ani
z ostatnich spotkań opowiedział mi historię, o której już coś słyszałem w nowicjacie, a która wtedy mną wstrząsnęła. Dziś raczej wzbudza niesmak.
Gdy brat ten zdecydował się opowiedzieć mi o "aferze jasnogórskiej z 1978 roku" uprzedził na samym początku, że nawet jeśli komuś przekażę treść jego opowiadania, to jemu i tak nie zaszkodzę - co najwyżej sobie. Otóż w 1978 r., dwa lata przed moim wstąpieniem do zakonu, przełożonym generalnym zakonu paulinów był bardzo
konserwatywny Grzegorz Kotnis.
Przeszkadzało mu to, że wielu zakonników paulińskich, nie tylko
jedną z większych atrakcji turystycznych Polski, nie został wkrótce zlinczowany za zbyt swobodny styl życia przez prostych wiernych, musi ze swego grona usunąć sporą część mnichów. Mogło to być nawet 30 procent całego stanu osobowego paulinów... Tak się niestety, składało, że ludzie wytypowani do opuszczenia zakonu mieli bardzo silne plecy i powiązania na zewnątrz zakonu. Cóż, ten, kto jest sprytny, ma mnóstwo znajomych mających wpływ nawet na tak wewnętrzne sprawy zakonu, jak kwestie kadrowe. Generał Kotnis przeliczył się. Mimo jego decyzji, aby z zakonu odeszli ludzie łamiący normy zakonne, większość jego wolę zlekceważyła, bo... okazało się, że jest im w zakonie dobrze. Doszło do buntu. Kotnis zwrócił
nietrudno wyobrazić sobie, co by to znaczyło dla Kościoła katolickiego: jednym ciosem pozbyto by się na pewno wielu finansowo i tak niezależnych zakonników. Na pewno ludzie ci z pustymi kieszeniami w świat by nie odeszli. Katastrofalnie zmieniłoby to statystyki duchowieństwa Kościoła katolickiego: i kadrowe, i finansowe. Ale chyba nikt przecież nie lubi złych statystyk, zwłaszcza finansowych... Nie trzeba też wybujałej wyobraźni, aby uświadomić sobie, że Kotnis źle ocenił swoje możliwości: nikt, kto ma stały dostęp do tak dużych pieniędzy, jakie gwarantuje Jasna Góra, nie da się od takiego źródła dobrowolnie i bez walki odsunąć. Tak właśnie było z paulinami.
Jasna Góra matactw
kolegów, że chodzi o jakieś natchnienia, powołania czy tym podobne zjawiska nadprzyrodzone.
Byłem wtedy większym pragmaty-kiem niż obecnie...
Przez pierwszy rok pobytu w zakonie wspólnie z 20 kolegami z mojego rocznika byliśmy raczej izolowani od innych zakonników paulińskich - odbywając w małej miejscowości pod Zawierciem, w Leśnio-wie-Żarkach, tzw. nowicjat. Moim wychowawcą był Szczepan Kośnik, późniejszy przeor Jasnej Góry. W czerwcu 1981 zakończyłem nowicjat i na wakacje letnie przeznaczony zostałem do prac pomocniczych do klasztoru paulinów w Częstochowie, gdzie byłem zatrudniany do października 1981. Podobnie spędziłem wakacje letnie w 1982 r. W czasie moich pobytów na Jasnej Górze (ponieważ pisałem na maszynie i znałem biegle język niemiecki, uznano mnie za wystarczająco rozgarniętego) wykorzystywano mnie głównie do prac biurowych w kancelarii listów oraz jako opiekuna niemieckojęzycznych turystów odwiedzających Jasną Górę. W czasie mojego pierwszego, kilkumiesięcznego pobytu na Jasnej Górze miałem wiele okazji do rozmów ze starszymi zakonnikami. Zauważyłem, że jeden ze starszych braci zakonnych (nie będący kapłanem) starał się w rozmowie wyraźnie mnie ocenić, dowiedzieć się o mnie jak najwięcej. Początkowo sądziłem, że miał ochotę na seksualną przygodę, ale okazało się, że nie to go interesowało. Miał około 70 lat i bardzo jasny umysł. Wyczuwałem, że ma ogromną potrzebę porozmawiania. Chętnie zdecydowałem się na rozmowy z nim w czasie poobiednich spacerów przez park pod murami Jasnej Góry. Podczas jednego
mieszkańców Jasnej Góry, ale i tych z innych klasztorów w Polsce, żyje życiem coraz mniej zakonnym. Objawiało się to coraz jawniejszymi układami poza zakonem. Do generała docierały np. wieści, że wielu zakonników traktuje pobyt w zakonie jak pracę: rano przychodzą do klasztoru i na noc znikają. Informowano generała Kotnisa, że jego podwładni utrzymują kontakty płciowe nie tylko z kobietami, ale również z mężczyznami. Nadużywanie alkoholu było na porządku dziennym i nocnym. Poza tym w grę wchodziło posiadanie prywatnych samochodów poza klasztorem, wynajmowanie mieszkań partnerkom i partnerom seksualnym, podróżowanie po Polsce i świecie w poszukiwaniu przeżyć bynajmniej nie duchowych. Generał Kotnis postanowił działać. Uznał, że mając władzę niemal absolutną - oczyści zakon paulinów z ludzi, którzy nie pasowali do obrazu "czystego zakonnika". Grzegorz Kotnis chciał z pomocą swoich najbliższych współpracowników problem rozwiązać szybko i bezwzględnie. Po dokładnym śledztwie ustalił, że aby zakon, który opiekuje się
rrt.Sk,

u, | !
iNit In ni
p- I Ś ii tli" I 1,
4x[nfJi lUAta I i MiĄ m Ś tudl*! tKilDJlcim do- im.
Cf kz~iiarlii ^ilaA Diłłtz Poluh_L L(rm JbJŚ pml
pculTŁEitiih* Tr
. I fillj !ŚŚ> tll/ti - " Otta odrapLidila
..... 4,.
dr Jas. Ckalal
się o pomoc do Watykanu. Papież Paweł VI (fot. obok) poparł przełożonego paulinów. Jednocześnie buntownicy w Polsce rozpoczęli ostrą walkę przeciw swojemu szefowi. Szybko okrzyknięto go niepoczytalnym. Wypowiedziano mu posłuszeństwo. Nie było jednak środków prawnych do usunięcia go z funkcji generała, bo w Watykanie nie rozpoznano u niego objawów szaleństwa. Powstała sytuacja patowa. Prośba Kotnisa była rozważana w Rzymie u papieża, a buntownicy w Polsce rozrabiali. W sprawę włączono prominentnych biskupów: Wojtyłę, Wyszyńskiego i Macharskiego.
W czasie nieobecności Kotnisa w Polsce, z pomocą tych biskupów próbowano sprawę uciąć. Podjęto starania o odsunięcie od władzy generała zakonu paulinów. Wśród ludzi, którzy zbierali podpisy pod petycją do papieża przeciw Kotniso-wi, był wspomniany Szczepan Kośnik. W czasie całej zawieruchy do generałów innych zakonów na całym świecie zaczęły docierać wieści z Polski:
oto jest odważny człowiek,
który chce za wszelką cenę przywrócić wzorcowe ubóstwo Chrystusa i usunąć ze swego zakonu prawie 1/3 stanu swoich podwładnych, a papież Paweł VI go popiera. Zanosiło się na to, że znajdą się w Europie i świecie naśladowcy Kotnisa. Byli więc zwolennicy uznania przewagi jakości zakonników nad ich ilością. Gdyby opcja Kotnisa wygrała,
Paweł VI umarł w momencie, gdy szala już przechylała się na korzyść Kotnisa. Wobec śmierci papieża załatwienie problemu paulinów w Watykanie przełożono na później.
Jak się okazało, nowy papież, Jan Paweł I też sprzyjał opcji Kotnisa, też
marzyli mu się mnisi ubodzy, cisi i czyści.
Nie mógł jednak w natłoku problemów, jakie spadły na niego przy okazji afery Banku Ambrosiano, natychmiast rozwiązać sprawy polskich zakonników. Po miesiącu, ku rozpaczy Kotnisa, umarł kolejny popierający go papież.
Po nagłej śmierci Jana Pawła I wybrano szybciutko kolejnego papieża. Został nim Polak, Karol Wojty-ła - człowiek, który miał inny pogląd na sprawę paulinów, niż poprzedni papieże. I nie było niespodzianki: papież Jan Paweł II natychmiast zatuszował sprawę afery jasnogórskiej !
Sprawa paulinów nie czekała w Watykanie na załatwienie dłużej niż miesiąc - rekordowo krótki czas, jak na watykańskie warunki i obyczaje!!! W efekcie, dekretem papieskim zdymisjonowano jeszcze w 1978 r. Kotnisa ze stanowiska generała zakonu paulinów, tym samym dekretem papieskim powołano nowego - Józefa Płatka. Co prawda, zwyczajowo u paulinów generała wybierało się w "demokratycznych" wyborach (absolutnie nie mogą kandydować "bracia", którzy nie są kapłanami), ale tym razem nikt nie miał zamiaru bawić się w miłe tradycje. Papież zawiesił zwyczaje bez mrugnięcia powieką. Nowy generał natychmiast wydał dekret o... wydaleniu z zakonu paulinów Grzegorza Kotnisa oraz wszystkich jego popleczników (około 10 mnichów). Byłemu generałowi poradzono, aby
Kard. Wyszyński i Józef Płatek
opuścił Polskę. Nie życzono mu dobrze, miał ponoć usłyszeć, że wypadki samochodowe się zdarzają... Rzeczywiście wyemigrował. Zsekulary-zował się i jako ksiądz diecezjalny zamieszkał w USA. Jego towarzysze niedoli w komplecie też udali się za nim. Jedno jest w tym momencie pewne: gdyby generał Kotnis był wariatem, nie dostałby wizy amerykańskiej.
W roku 1981 miałem okazję bezpośrednio spytać generała zakonu paulinów, Józefa Płatka, jak naprawdę było z jego poprzednikiem Grzegorzem Kotnisem. Otrzymałem wtedy bardzo wymijającą odpowiedź, że poprzedni generał nie radził sobie w zakonie. W latach 1981-1982 próbowałem na własną rękę pójść śladem tych zdarzeń. W bibliotekach klasztornych w Krakowie, Częstochowie i pod Zakopanem, w domu wypoczynkowym paulinów, tzw. Ba-chledówce, znajdują się biuletyny zakonne, informujące o: przyjęciach nowych kandydatów do zakonu, uroczystościach, wizytach prominentnych gości w klasztorach, wykluczeniach z zakonu itp. Podczas gdy trafiałem na kompletne roczniki biuletynów zakonu paulinów do 1977 roku i od 1980 do połowy 1982, nie udało mi się odnaleźć choćby jednego egzemplarza takiej publikacji z roku 1978 i 1979. Już sam brak dostępu do materiałów informacyjnych dotyczących okresu, jaki opisuję, może nasuwać podejrzenia, że na pewno jest coś, czego zakon paulinów nie chce ujawniać.
Do roku 1985 nie opowiadałem powyższej historii nikomu z moich bliskich i przyjaciół. I tak mało kto chciałby wierzyć, że święci zakonnicy paulińscy, obrońcy jeszcze świętszego obrazka Madonny i opiekunowie już zupełnie najświętszej Jasnej Góry, mieliby być bogaczami, hedonistami, aktywnymi seksualnie mężczyznami, a nawet homoseksualistami? W latach władzy komunistów uchodziłoby to za wymysły i prowokację pro-moskiewskiej SB. Dzisiaj jednak już nie ma SB i ZSRR. Są za to prowatykańskie siły i całe partie działające przeciw Polsce, które wspierają ambicje i apetyty kleru. WALDEMAR ZBORALSKI w.zboralski@wp.pl Fot. archiwum
KOLUMNA REDAGOWANA PRZEZ CZYTELNIKÓW
26 IV - 1 V 2002 r.
FAKTY n
INJ
LISTY OD CZYTELNIKÓW
15
LISTY
Biskupie diabły
Szanowny Pan Jan Podsiadło jest autorem felietonu pt. "O rozmnażaniu się diabłów" ("Tygodnik Powszechny" nr 14). Podczas lektury odniosłem wrażenie, że zagrożone zgrają czyhających na każdego człowieka diabłów jest przede wszystkim środowisko ludzi stojących na najniższym szczeblu drabiny w hierarchii społecznej Kościoła katolickiego, a więc masa biednych, zmaltretowanych fizycznie i psychicznie ludzi., JDiabła" trzeba szukać na wyższych szczeblach tej drabiny hierarchicznej, a nawet na samej górze. Jaki "diabeł" opanował arcybiskupa Pa-etza i biskupów pomocniczych, którzy kryli grzech abpa? Czyżby diabeł pobłażania? A jaki kard. Ratzin-gera, naczelnego inkwizytora Kościoła? Pewno ten sam, co wymienionego wyżej. A jaki kard. Solano, abp. Gocłowskiego, Michalika, Muszyńskiego, Dydacza i wreszcie samego Glempa, Kowalczyka i papieża Jana Pawła II, że nie nazywa postępowania Paetza po imieniu, tylko kluczy i pobłaża jego postępowaniu? I wreszcie sam autor wywiadu w "TP", ks. Tomasz Węcławski stwierdza, że "Fakty i Mity" są niewiarygodne, choć podały dawno znaną prawdę o zachowaniach abp. Paetza - czyżby tu znów palce maczał diabeł zawiłości? Okazuje się, że "Fakty i Mity" przestrzegają zasady: "tak, tak - nie, nie", i nie są antykościelne, jak to określił autor wywiadu, lecz an-tyklerykalne, a to jest wielka różnica. Są one bardziej wiarygodne od wymienionych wyżej osobistości Kościoła.
Stanisław Błąkała, Kraków
Kamienie na szaniec
Szanowna Redakcjo, my, jako katolicy wierzący i praktykujący (a piszę w imieniu wszystkich wyznawców Chrystusa), jesteśmy zbulwersowani Waszymi wypowiedziami, przedstawionymi w czasopiśmie "Fakty i Mity" nr 12 i 13. Najbardziej bolejemy nad umieszczeniem wizerunku Boga na pierwszej stronie Waszej gazety, gdyż zdajemy sobie doskonale sprawę z tego, iż ten wizerunek zostanie zbezczeszczony poprzez wyrzucenie poszczególnych egzemplarzy tego pisma do śmieci i zmieszany z błotem. Jest to dla nas bardzo bolesne. Na szczęście Kościół, którym tak panowie gardzicie, naucza, aby kochać bliźniego swego. Dlatego nie mogę bezczynnie stać i patrzeć, jak się Go
opluwa. Dotyczy to również pogardliwych wypowiedzi na temat księży. Kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień.
Teresa Zajączkowska, Opole RED.: Szanowna Pani, czy może - katolicy. Nasze kamienie są, póki co, kamieniami Dawida rzuconymi w stronę Goliata. To on okrada ludzi, okłamuje ich i gardzi nimi. Chciał też i ciągle chce zniszczyć naszą redakcję. Kościół rzymskokatolicki prześladowany w Polsce przez "Fakty i Mity"? Toż to dowcip do naszej rubryki "Czarny humor"!
Światła młodzież
Jest i w górach mądra młodzież. Niedawno u proboszcza w Olszówce bawił po kasę abp Macharski. Na ministranta przy nim wybrali najładniejszego młodzieniaszka... Ten to na mszy założył Macharskiemu głupawe, spiczaste okrycie (mitrę), ale wstążkami do przodu. Chłopak chciał obrócić czapę na łbie, ale Macharski, zapomniawszy, że jest włączony mikrofon, powiedział tak, że cała parafia słyszała: "Zostaw, niech wszyscy zobaczą, jaki jesteś głupi". Stałem obok grupki młodzieży i usłyszałem: "Co za złośliwy pedał i cham, a udaje kapłana!!!".
Henryk Ż., Zakopane
Nie klonować!
Wszystkimi czterema kończynami i czym tylko mogę podpisuję się pod projektem ustawy Ligi Polskich Rodzin zabraniającym, pod karą 25 lat kicia, klonowania człowieka. Nie daj Boże, aby była możliwość sklo-nowania takich "zacnych" i ze wszech miar "uczciwych" przywódców, jak pan Marek Kotlinowski lub inny Antoni Macierewicz. Już tych wszystkich, którzy na dzisiaj zasłaniają siebie i swoje draństwa Kościołem i jego hasłami, wystarczy na długo i jeszcze można by nimi obdzielić inne talibolandy.
Antyklerykał z Gorlic
Autograf do zwrotu
Pan Prezydent Kwaśniewski oficjalnie zaprosił białego Tatusia do kraju. Pytam - za ile, bo chyba mamy ważniejsze wydatki niż balangi chłopców w sukienkach. Papież jest Polakiem, i to bardzo bogatym, może przyjechać za własne pieniądze i z własną ochroną, o ile czuje się zagrożony. Mówi, że pielgrzymuje, lecz o ile mi wiadomo, na pielgrzymkę potrzebny jest plecak, chęć uczestnictwa i znoszenia niewygody. Jak widzę i obserwuję, a jestem
katolikiem, dotychczas z wizyt tych nic nie wynikło, tylko to, że Polska stała się lennem Watykanu. Nie myślcie sobie, panowie z pierwszych szeregów SLD, że jesteście partnerami chłopców w sukienkach. Jesteście komuchami, gównem, katami z NKWD i KGB, a tak włazicie im do dupy na każdym szczeblu władzy. Małżonka moja zabiegała o autograf p. Premiera, uważając go za odważnego męża stanu, który nas nie zawiedzie. Niestety!!! Taki autograf ma i chyba go zwróci p. Millerowi
zrównanie praw i zniesienie przywilejów. I co? Nic! Zapewniamy Was, panowie rządzący, że ani ja, ani moja rodzina i nasi znajomi oraz znajomi znajomych nigdy więcej na Was głosu nie oddamy. Poprzemy jedynie partię antyklerykalną.
Zawiedzeni Polacy
Pokory!
Pragnę przypomnieć Rydzyko-wi, że powinien szanować swego
Po Europie i Ameryce "Fakty i Mity", niczym Beatlesi, podbijają Azję (na zdjęciu - nasi Czytelnicy w Indonezji)
z odpowiednią dedykacją. To było nasze ostatnie głosowanie na SLD, więcej nie damy się nabrać.
Genowefa i Władysław B.
Nigdy więcej
Kiedy całą rodziną oddawaliśmy głosy w wyborach na SLD, wierzyliśmy, że lewica, zgodnie z zapewnieniami, przywróci w kraju normalność. Niestety, spotkał nas zawód. Bo czy jest normalne, żeby likwidować 90-miliardowe manko po rządach stale rozpromienionego Buźka, zaczynając od odbierania biednym ludziom wszystkiego, co tylko jeszcze zabrać można? Dlaczego nie odbiera się łupów tym, co Polskę rozkradli? Czy Warn nie wstyd, panowie rządzący, tak bezczelnie kłamać i oszukiwać naród? Popatrzcie na ten ubożejący kraj, na biedne i głodne dzieci, na 3-milionową armię bezrobotnych i tysiące bezdomnych ludzi, którzy skazani są na powolną śmierć, bo nie mają pieniędzy na życie, podobnie jak chorzy na wykupienie leków! Czy ktoś w Was myśli o naszych sprawach? O niespłaconych czynszach, o zaległościach w opłatach za światło i gaz? Czy Wy chociaż raz pomyśleliście o biednym i schorowanym społeczeństwie? Nie! Wy nam wmawiacie, że jest źle i że musimy oszczędzać. Obiecaliście przed wyborami zapisany w konstytucji rozdział Kościoła od państwa,
papieża i brać z niego przykład. Papież nie dzieli i nie odrzuca innych, nawet wrogów. Przyjął przecież drzewko bożonarodzeniowe od Haidera, faszysty austriackiego i gościł go też u siebie, choć ten oficjalnie pluł na Polaków. Papież przyjął komunistę Millera, Mille-rową i resztę czerwonego ich potomstwa. A co zrobiłby Pan, Panie Rydzyk? Pańskie wypowiedzi, arogancja w prowadzonych przez Pana audycjach wzbudzają odrazę i oburzenie trzeźwo myślących katolików. Robienie kasy na imieniu Matki Bożej przyćmiło Panu jasność myślenia. Proszę wzorować się na swym przywódcy duchowym Janie Pawle II, pozbyć się pychy, zarozumialstwa i arogancji. Pokory, Panie Rydzyk, pokory!
M.P. z Wiednia
Pomnik ofiar Kk
W "FiM" przeczytałem o budowie Pomnika Ofiar Kościoła Katolickiego. Sądzę, że nadszedł czas, aby rozpocząć debatę społeczną na powyższy temat, by zbrodnie Kościoła katolickiego ujrzały światło dzienne. Z informacjami takimi należy dotrzeć do całego społeczeństwa. Tak jak w latach 80. kraj zalała fala ulotek nt. zmiany systemu, tak i teraz do Polski muszą dotrzeć informacje o zbrodniach Kk.
Henryk E, Bydgoszcz
Uczmy się języków!
Słyszy się coraz częściej o tym, że uczniowie są dyskryminowani przez księży katechetów za to, że nie uczęszczają na lekcje religii. Niektórzy są bici, szarpani za uszy, popychani, molestowani seksualnie. Dziwi fakt, że te ekscesy odbywają się przy pełnej wiedzy, a nawet aprobacie dyrekcji szkół i nauczycieli. Takich pseudopeda-gogów należałoby usunąć ze szkół razem z księżmi, zakonnicami i katechetami. Ci ostatni, bez przygotowania pedagogicznego, lekcje religii rozpoczynają i kończą paciorkiem. Zamiast lekcji religii należy wprowadzić do szkół obowiązkowo drugi język zachodni lub wschodni (bezrobotnych rusycystów nie brakuje), aby po wejściu do Unii nasze dzieci i wnuki nie były osobami drugiej kategorii, zatrudnianymi tylko do zbierania truskawek i winogron. Naukę religii katolickiej można kontynuować w salach katechetycznych pobudowanych w czasach komuny za pieniądze parafian, dziś opuszczonych, z pajęczynami w oknach. Mogłyby one przyjąć te dzieci (za wyraźną zgodą rodziców), które zechcą zgłębiać wiedzę o jedynie słusznej religii.
Joanna z Krakowa
Ogłoszenia parafialne
Drodzy Czytelnicy! W ciągu kilku tygodni zwiększymy objętość naszej gazety do 20 stron. Będziemy wdzięczni za nadsyłanie krótkich propozycji ich zagospodarowania, np.: Polska Parafialna, Mity Kościoła, ewentualnie po dwie strony na każdy z tych działów. Ponieważ tygodnik ukazuje się w piątek, rozważamy również zamieszczenie programu TV na
...i partyjne
dwóch stronach. Czekamy na Państwa opinie.
Zadeklarowani Członkowie i Sympatycy APP RACJA! W warszawskim sądzie rejestrowym złożyliśmy 4,5 tys. deklaracji oraz inne dokumenty niezbędne do rejestracji partii. Prosimy o zgłaszanie się kandydatów na koordynatorów terenowych struktur APPR. Po spotkaniu z nimi w Łodzi rozpoczną się spotkania w terenie z szeregowymi członkami. O miejscach i terminach będziemy informować w gazecie. Czas jest krótki!
TYGODNIK FAKTY i MITY Redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Henryk Rozenkranc; Dział reportażu: kierownik Ryszard Poradowski - tel. (0-42) 630-72-33; Redaktorzy: Adam Cioch, Dariusz Jan Mikus, Jarosław Rudzki; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: Ewa Kotlińska
- tel./fax (0-42) 639-86-10; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-72-23; Adres redakcji: 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94; e-mail: faktyimity@faktyimity.pl; Wydawca: "BŁAJA News" Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Prezes Zarządu: Roman Kotliński; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze - do 25 maja na trzeci kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zt za jeden kwartał; b) RUCH SA - do 5 czerwca na trzeci kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31, 532-88-16,532-88-19,532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-Awartał; 227,-/pót roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-Awartał; 255,-/pót roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-Awartał 313,-/pót roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą nawww.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hubsch &C0., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326.4. Dystrybutorzy w USA: New York- European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago - J&B Distributing co., tel. (773) 736 6171; Lowell International co., tel. (847) 439 6300.5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga - Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726.6. Prenumerata redakcyjna: do 15 czerwca na trzeci kwartał 2002 r. Cena 26 zt. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p-ele@faktyimity.pl. Szczegółowe informacje na stronie intern etowej http://www.faktyimity.pl
16
JAJA JAK BIRETY
Nr 17 (112^
26 IV - 1 V 2002 r.
Szeroki asortyment
Ogolą, ostrzygą (także z gotówki...), wyleczą i jeszcze do nieba wyprawią - Kościół katolicki - holding z nieograniczoną odpowiedzialnością... Fot. M. Agnosiewicz
Czarny humor
Prymas Glemp obwozi papieża po ulicach Warszawy i objaśnia, jakimi ulicami jadą:
- To jest ulica papieża Jana Pawła II.
- Hmm - bąka gość z zadowoleniem.
- Teraz wjeżdżamy w ulicę Karola Woj tyły...
- Ależ księże prymasie...
- A teraz dojeżdżamy do placu Zbawiciela...
- Józefie, to już doprawdy przesada!

Kowalski leży na łożu śmierci, lekarz twierdzi, że nie dotrwa do rana... Nagle poczuł zapach swoich ulubionych ciasteczek, pieczonych przez żonę. Postanowił spróbować ich po raz ostatni. Stoczył się z łóżka, stur-lał ze schodów i doczołgał do kuchni. Żona krzątała się przy kuchence, a na stole stał talerz pełen ciasteczek. Kowalski podczołgał się więc do stołu i ostatnimi siłami podciągnął na tyle, by usiąść na krześle. Sięgnął po ciastko, już czuł je w dłoni, świeże, pachnące... gdy nagle żona odwróciła się i zdzieliła go ścierką.
- Zostaw! One są na stypę!
CZ4RNO NA BIAŁYM
List otwarty.
...do redaktora naczelnego "Faktów i Mitów", Łódź, ul. Piotrkowska 94, VII piętro.
Szanowny Jonaszu!
Obowiązkiem moim - czyli Twojego zastępcy-jest m.in. dbanie o dobry humor swojego szefa, czyli o Twój dobry humor. W związku z tym spieszę poinformować, że wyniki najnowszych ustaleń Ośrodka Badania Opinii Publicznej są takie, iż Glemp, Ry-dzyk, Jankowski, Pieronek i spółka powinni popełnić zbiorowe, spektakularne sepuku. Powinni, jeśli choć raz słyszeli o "Kodeksie honorowym" Boziewicza. Jak mniemam - Drogi Jonaszu - sama myśl o tak cudnej perspektywie winna przywołać uśmiech na Twoje oblicze. Aby jednak nie być gołosłownym, służę dowodami.
Otóż - jak myślisz? - jaką instytucję obdarza bezgranicznym zaufaniem 96 procent Polaków? Czy to jest - jak głosi "Rydzyj-ko" - Kościół umiłowany przez zdrową, katolicką substancję Narodu? Guzik prawda! Tyle luda ufa... straży pożarnej. A komu wierzy 80 procent społeczeństwa? Episkopatowi, kuriom za przeproszeniem, czy może księżom plebanom? Nic z tych rzeczy. Tylu obywateli daje swój kredyt zaufania... Poczcie Polskiej.
Natomiast (zrób sobie teraz przerwę na kieliszek szampana) aż 27 procent respondentów "zdecydowanie nie ufa Kościołowi katolickiemu"! Co to oznacza? A to, że 10 milionów Polaków
- najbardziej podobno katolickiego kraju świata - szlag trafia, gdy słyszą o kolejnych pielgrzymkach, kolejnych encyklikach, listach pasterskich, bullach i kazaniach, o świątyniach opatrzności, świątyniach pychy i innych Licheniach w mordę.
Czy Ty - Szanowny Jonaszu
- wyobrażasz sobie, ile to jest dziesięć milionów? To tylu ludzi, co żyje w Czechach, tylu co na Węgrzech, dwa razy tyle, ile liczy sobie Słowacja, znacznie więcej niż ma obywateli Szwecja, dwa i pół razy więcej niż Irlandia, dwa razy tyle co Finlandia (zostaw choć odrobinę szampana dla mnie!). Oznacza to dalej, że mamy wewnątrz Katolandu całkiem spory i sympatyczny kraj, gdzie żyją normalni, mili, myślący ludzie - gdzie mieszkają potencjalni członkowie naszej, dopiero raczkującej Anty-klerykalnej Partii Postępu RACJA.
No dobrze, otwórz następną butelkę płynu z bąbelkami, bo to nie koniec rewelacji. Otóż najprawdopodobniej słyszałeś, że istnieje zdumiewający twór o nazwie Liga Polskich Rodzin. Co prawda nie
jest to nawet czwarta liga, lecz jakaś B-klasa najwyżej, jednak ta po-zaligowa organizacja wspierana jest przez, ,Rydzyjko" i nie"Nasz Dziennik" ze wszystkich sił. No i co? No i to, że LPR cieszy się (raczej smuci) poparciem 6 procent społeczeństwa - oczywiście przypadkowego. Innymi słowy, LPR ufa 15 razy mniej osób niż strażakom. Czy to nie piękne? A taki ZChN za przeproszeniem? A ZChN to jest w ogóle rewela, bo zagłosowałby nań cały 1 (JEDEN!) procent wyborców. Przy błędzie statystycznym tego typu badań wynoszącym 3 procent może się okazać, iż na tych chrześcijańskich oszołomów zagłosowałoby minus dwa procent ludu, czyli np. cały elektorat Wysp (nomen omen) Dziewiczych.
Szefie! Trzeciej butelki szampana już w lodówce nie ma, jest za to taka konkluzja: a może byśmy tak złożyli się wszyscy (te nasze 10 milionów chłopów, bab i dzieciaków po - powiedzmy - trzy złote i kupili sobie np. Bieszczady. Ziemia tam tania jak barszcz, a urokliwa. W naszym parlamencie i naszych szkołach nie byłoby obrazów papieża, nikt by nie zbierał na tacę, zamiast kościołów budowalibyśmy mieszkania, szpitale i stadiony; ludzie obdarzaliby się darmowymi uśmiechami i serdecznością. A po roku prezydent Jo-nasz odebrałby e-maila takiej treści: "Całkiem mi się to podoba. Już dawno byłem antyklerykałem" i podpis: stwórca@niebo.com.raj.
MarS
Prałat Jankowski ma.ŻONE!!!
INDEKS 356441 ISSN 1509-460X
FAKTY
i mi
TYGODNIK NIEKLERYKALNY
Konstytucja 3 maja
Kościół papieski skatoliczył trzeciomajowe święto, ustanawiając w tym dniu uroczystość kościelną. To zdumiewaj ące, zważywszy na fakt, że Konstytucję 3 maja traktował zawsze nieufnie, a w końcu zdradził ją, przystępując do targowicy. I to pomimo faktu, że konstytucja gwarantowała mu przywileje i tępiła odstępców. Dla sprawiedliwości dodajmy, że nie wszyscy duchowni sprzeciwiali się reformom - wśród zwolenników był Hugo Kołłątaj.
Kobiety w Kościele
Kościół zawsze traktował kobiety jako "służebnice Pańskie", istoty dobre jedynie do wykonywania prac porządkowych w świątyniach i usługiwania panom w sutannach. Ich przywilejem jest... posłuszeństwo i milczenie. Nie docenił nigdy ich oddania - one pierwsze niosły Dobrą Nowinę, zaludniły gminy chrześcijańskie i jako ostatnie opuszczają kościelne ławki tam, gdzie już niewielu chce słyszeć o katolicyzmie.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
FAKTYn
FAKTY
POLSKA Przez stolicę przetoczył się pochód protestującej "Solidarności". Polityczni bankruci, aferzyści i nieudacznicy, którzy doprowadzili kraj do ruiny, wystąpili tym razem w roli obrońców ludu. Nie obyło się bez typowego dla katoprawicy chamstwa, przepychanek z policją i pyskówek z innymi prawdziwymi Polakami z LPR i Samoobrony. Na mi powiadają, że jak bydlę zdycha, to bardzo kopie...
"Wiele wskazuje na to, że u źródła tzw. pierestrojki stały porozumienia zawarte przez kierownictwo sowieckiej partii komunistycznej oraz Międzynarodówkę Socjalistyczną" ogłosili "naukowcy i specjaliści" zaproszeni przez Ligę Polskich Rodzin na konferencję poświęconą zagrożeniom, jakie niesie Unia Europejska. Cała Europa może więc być - zdaniem katospeców - wkrótce opanowana przez... "sowiecki system socjalistyczny"! Episkopat ustanowił już komisję "opiekującą się" R. Maryja. Może by dla posłów LPR powołać zespół biegłych psychiatrów?
Nie tylko "Solidarność" maszeruje na śmietnik historii. Więdną też katolickie media. Zawieszony zostaje z powodu braku funduszy, program informacyjny TV Puls "Wydarzenia". Wkrótce będą finalizowane rozmowy w sprawie sprzedaży bankrutującego przykościelnego radia Plus spółce Dresdner Kleinwort Capital. Po co Kościołowi katolickie media w kraju, gdzie władza i media publiczne strzegą katowartości pilniej niż mniszka cnoty?
2.05. to dzień wmurowania kamienia węgielnego pod pomnik narodowej głupoty i Glempowej pychy, czyli Świątyni Bożej Opatrzności w Wilanowie. W świeckim (przynajmniej z nazwy) kraju akt erekcyjny pod budowę podpisują m.in. prezydent oraz marszałkowie Sejmu i Senatu.
Przy akcie tak bardzo erekcyjnym nie powinno zabraknąć Paetza i Jankowskiego...
ROSJA Cerkiew rosyjska zażądała od Watykanu oficjalnych przeprosin za uprawianie prozelityzmu i ustanowienie 4 diecezji. Kk, wysyłając misjonarzy do prawosławnych, traktuje ich jak pogan - zapewne w ramach dialogu ekumenicznego. "Kościół katolicki - zamiast sztucznie przepraszać - musi zrozumieć, że nie ma racji, nawracając prawosławnych", oświadczył arcybiskup Kiryłł odpowiedzialny za kontakty cerkwi z zagranicą. Hierarcha podkreślił, że dialog między katolikami a prawosławnymi "powinien się opierać na realiach, a nie mitach tworzonych przez Watykan". " Watykańskie mity" - supertytul dla naszej rosyjskiej mutacji!
Na nic się zdały apele garstki intelektualistów i polityków o wyciszenie nagonki na Kk. Przez Rosję przetoczyły się antywaty-kańskie demonstracje z udziałem tysięcy osób, a władze Kraju Ałtajskiego na Syberii zakazały budowy katolickiej świątyni; oświadczyły, że nie mają zamiaru "gościć tu katolików", w obawie by nie dodarła do nich demoralizacja kleru - na wzór tej z USA. Sybiracy nie wiedzą jeszcze, że Kk to spec od moralności
BELGIA "Ponieważ biskupi zakazują prezerwatyw, umierają niewinni ludzie. Katolicy się tym przejmują, czy biskupi też?". Plakaty z takimi pytaniami pojawiły się w centrum Brukseli dzięki akcji organizacji "Katolicy za Wolnym Wyborem". Czy Kościół poślizgnie się tam na prezerwatywie?
W. BRYTANIA Deputowani partii liberalnej domagają się rezygnacji z preambuły do konstytucji europejskiej z odniesieniem do "dziedzictwa religijnego". "Prawa podstawowe tworzą ludzie, a nie wszechmogący Bóg" - stwierdził deputowany Andrew Duff. Tak jest może w Anglii
CZECHY Praski biskup pomocniczy Vaclav Mały opowiedział się za legalizacją prostytucji. Podważył tym samym prokościel-ne stanowisko władz partii chrześcijańsko-demokratycznej. Biskup uważa, że legalizacja jest mniejszym złem dla wszystkich. Biskup Maty stoi na straży tradycji -przed wiekami Kościół nie tylko tolerował, ale i czerpał zyski z prostytucji
GRECJA Rozprzestrzenia się nowy wirus, który zaraził już kilkadziesiąt osób, a zabił kilka. Ponoć był przenoszony za pomocą kielicha i łyżki, którymi w prawosławiu udziela się komunii. Nie słuchają się prawosławni Kk i używają wina do komunii..
BUŁGARIA W Bułgarii rośnie sprzeciw i zniecierpliwienie wobec zbliżającej się wizyty papieża w tym kraju. Zwraca się uwagę, że przyjazd JPII zakłóci komunikację i spowoduje straty oraz bałagan. Jeden z bułgarskich internautów napisał: "poza garstką katolików nikogo ta wizyta tu nie obchodzi". W Polsce na szczęście mamy metro i od cholery autostrad..
SALWADOR Biskup Gregorio Rosa ujawnił w telewizji, że władze kościelne niszczą akta zawierające doniesienia na księży pedofili. Potwierdził także, że praktyka przenoszenia skandalistów z parafii na parafię jest powszechna i nie dotyczy tylko USA. Tym samym zdemaskował kłamstwa swego przełożonego - arcybiskupa San Salvadoru, który publicznie zaprzeczył wcześniej, że są jakieś skargi przeciwko miejscowym księżom. Ciekawa prawidłowość w Kościele papieskim - im wyższe stanowisko tym lepszy bajer...
FILIPINY Kościół ze swoimi usługami wkroczył nawet do telefonii komórkowej. Wysławszy SMS z hasłem "Amen" pod odpowiedni numer będzie można otrzymywać regularnie teksty modlitw i medytacji. A czemu nie pobożne melodyjki albo loga z Matką Boską...?
2 - 9 V 2002 r.
KOMENTARZ NACZELNEGO
Obrazy Ojca
k:
iedy chodziłem powłóczystej, czarnej szacie, byłem wielokrotnie molestowany przez starsze kobiety, które pragnęły pocałować mnie w grzbiet dłoni. Świadczy to najlepiej o tym, że duch w narodzie nie wygasł. Myślę oczywiście o duchu pobożności folklorystycznej o zabarwieniu erotycznym, tudzież o szacunku dla pseudoautorytetów. Nie miałem nigdy rąk, które leczą, więc nie widziałem powodu, aby poddawać się molestowaniu połączonemu ze ślinoto-kiem. Poczciwe wiejskie babunie traktują takie samo-poniżające gesty (wykonywane zwykle przed lub po mszy) jako przedłużenie liturgii o dodatkową, darmową atrakcję ucałowania relikwii żywego świętego. I nie ma się czemu dziwić, bowiem władza, także ta duchowna, łączy się zwyczajowo z honorami i tytułami. Można się co najwyżej czepić pochodzenia owej władzy, jej autentyczności. Ale to jest tylko czepianie. Niektórzy uważają też, że osoby duchowne nie żyją według reguł, które stawiają świeckim. Wielu takich krytykan-tów pałęta się po mojej redakcji. A ja się pytam: i co z tego, że nie żyją? Ich sprawa. A poza tym, czy ktoś słyszał, żeby jakiś król, cesarz czy inny Bili Clinton stracił władzę, bo się źle prowadził?
Krytykantów owych ciągam za uszy po korytarzu, a na każdym (są świadkowie!) kolegium redakcyjnym, grzmię, napominam, wręcz żądam - napiszcie mi wreszcie do jasnej cholery pozytywny artykuł o jakimś fajnym księdzu! Na próżno. Przez dwa lata parudziesięciu dziennikarzy w całej Polsce znalazło trzech fajnych księży społeczników, a nie materialistów i w ogóle do rany przyłóż. Za to zdzierców, świntuchów, moczymordów i dziecio-robów wynajdują na pęczki; czasem wystarczy jechać w ciemno do pierwszej lepszej parafii! Serce mnie boli na taką niezaradność dziennikarzy "FiM", tym bardziej że wiem, iż dobrych ludzi wśród kleru wcale nie trzeba szukać ze świecą. Muszę polegać na sobie, a że pałętania się po plebaniach mam już dość na resztę życia, w poszukiwaniu świętych kapłanów otwieram aktualny Katechizm Kościoła Katolickiego, Pallotinum 1994. Oto co dobrego, przynajmniej we własnym mniemaniu, piszą o sobie sami pasterze Kk. Na początku rozważań nt. sakramentu święceń, dowiadujemy się, że "w Kościele istnieją trzy stany". Szczyt władzy okupują naturalnie biskupi, potem są księża, a potem "dziewice, małżonkowie, wdowy...". Te ostatnie stoją najniżej w hierarchii jako upośledzone ze względu na brak głowy, tj. męża. Rozwodnicy, byli księża czy na przykład pedały w ogóle się nie załapali jako z góry skazani na piekielną mikrofalę. W obliczu takiej gradacji każdy normalny człowiek będzie kombinował, jak zostać biskupem lub księdzem. A co to znaczy zostać? - "Jest to coś więcej niż zwykłe wybranie, wyznaczenie, delegacja lub ustanowienie przez wspólnotę". Ten akt "udziela daru Ducha Świętego, pozwalającego wykonywać świętą władzę, która może pochodzić jedynie od samego Chrystusa" (KKK 1538). Dalej katechizm skromnie proponuje nazywać stan kapłański "królestwem kapłanów i ludem świętym" (1539). Czy może być lepsza podpora dla króla ziemskiego niż jego boskie korzenie? - "Biskup jest figurą Ojca, jakby żywym obrazem Boga Ojca". I kto powiedział, że Boga nikt nigdy nie oglądał? Matka Kościół daje nam taką łaskę! Wystarczy spojrzeć w twarz pierwszemu lepszemu biskupowi, nie mówiąc już o arcybiskupie, np. takim Paetzu... Czy możemy o nim powiedzieć, że nie jest "żywym obrazem Boga Ojca"?! A ci wszyscy inni bohaterowie łamów "FiM"? Toż to bogowie już na pierwszy rzut oka. Ta postawa, te szaty, gesty; no i żyją sobie już prawie tak jak ich pierwowzór
w niebie. A że są grzeszni; przecież i Pan Bóg... O, pardon, może wrócę do katechizmu: "Grzeszność pełniącego posługę święceń nie może stanowić przeszkody dla owocu łaski". Kościół przyznaje, że "istnieje wiele innych czynów, na których pozostają ślady jego (księdza, biskupa - przyp. J) ludzkich cech, nie zawsze będących znakiem wierności Ewangelii"(1550). Chyba więc nieco różnią się od Boga Ojca, który - przynajmniej według Biblii - jest święty. Ale to w niczym nie stanowi przeszkody ani nie umniejsza ich władzy! Według katechizmu każdy kapłan katolicki, choćby molestował własną babkę i miał z nią dzieci - "z urzędu reprezentuje Chrystusa". Teraz rozumiem fascynację pobożnych kobiet moimi świętymi, kapłańskimi dłońmi! Należy tylko ubolewać, że piękny ten zwyczaj zanika, co wyraźnie świadczy o braku szacunku dla samego Chrystusa.
Chociaż osiem lat temu, kiedy powstał obecny Katechizm, nie było jeszcze "Faktów i Mitów", ojcowie Kościoła w swej wizjonerskiej mądrości napominali: "Niech wszyscy szanują diakonów (to chłopaki z szóstego roku seminarium - przyp. J.) jak samego Jezusa Chrystusa, a także biskupa, który jest obrazem Ojca, i prezbiterów jak Radę Boga i zgromadzenie Apostołów" (1554). Papież oraz wszyscy inni biskupi mają władzę nieograniczoną żadną inną władzą, a ponadto w samym Kościele "rozporządzają latoroślami wyrosłymi z nasieją . nia apostolskiego". ...Co powinno tłumami r czyć sposób, w jaki abp Paetz traktował kleryków. I jeszcze: "Biskupi w sposób szczególny i dostrzegalny przejmują rolę samego Chrystusa" i pełnią "funkcję nauczania i rządzenia" (1558). W tymże duchu Tysiącletni Prymas Wyszyński wyrzekł był już w 1957 roku, podczas święceń kapłańskich, takie oto słowa: "Otrzymaliście w tej chwili straszliwą władzę. To jest władza nie tylko nad szatanami, nie tylko nad znakami sakramentalnymi, ale przede wszystkim nad samym Bogiem! Jeste- ście przecież spirituales impera- tores, a jako tacy, macie władzę rozkazywać samemu Bogu. On tego zapragnął, On tego od was chciał! Będziecie mu rozkazywać, gdy na wasze słowa zstępować będzie na ołtarze (...), gdy życie Boże wracać będzie do dusz przybitych grzechem".
Czy wobec powyższego może wydawać się dziwne zachowanie obecnego prezydenta czy premiera, którzy w tzw. terenie, wizytując oddział celny, jednostkę wojskową; otwierając nową remizę strażacką na wsi - rozglądają się gorączkowo na wszystkie strony, szukając wzrokiem tych, którym niegodni są rozwiązać rzemyków u sandałów? Pilnie przy tym baczą, aby nie uchybić zwierzchniej władzy, podając wpierw dłoń komuś innemu. Znać swoje miejsce w szeregu, żołnierska rzecz. Tylko całować jeszcze cholery nie chcą!
Nie powinno też nikogo dziwić, że żywe obrazy Boga Ojca noszą ze wszech miar należne im tytuły: ekscelencja (łac. excellentia - wyższość, pierwszeństwo; wywyższać się, być wybornym, znamienitym) oraz eminencja (eminentia - wyniosłość, dostojność; wznosić się ponad). Kogo natomiast uosabia tytuł i osoba "Ojca Świętego", skoro już zwyczajny biskup reprezentuje Boga Ojca?
Odtąd więc, Bracia i Siostry, patrząc na oblicza bożych pomazańców pełniących funkcję rządzenia, nie zatwardzajcie serc waszych! Lecz pełni wdzięczności doszukajcie się w nich jedynie boskiej doskonałości. A jeśli nawet kiedyś Szefowi przestaną się podobać własne portrety, to i tak one same się do tego przed nami nie przyznają. W ich własnym mniemaniu nic im bowiem nie brakuje. No, może poza męką i śmiercią krzyżową... JONASZ
Nr 18
- 9 V 2002 r.
FAKTY n
INJ
ZAMIAST SPOWIEDZI
^B ^H ^M komisji rządowej, która rozpatrywała sprawę, znalazł się Ś Jacek Kuroń, który starał się oponować, acz delikatnie, i z gotowością do możliwie dużych kompromisów. Twierdził, że to nie jest dobrze, bo istotę religii się gubi, że najlepiej jak katecheza byłaby na końcu zajęć etc. I tu się biskupi zezłościli. Jak zwierza się Jackowi Żakowskiemu w Siedmio-latce, rzekł mu wówczas jeden z purpuratów: "No nie, drogi panie, jak wy tak stawiacie sprawę, to my natychmiast wniesiemy ustawę do Sejmu i przeprowadzimy ją sami, ale wtedy będziemy mówili, że to się dzieje na przekór rządowi i zażądamy, żeby to Sejm od razu przegłosował. (...) Jak Sejm odrzuci religię, wyprowadzimy ludzi na ulice! Zrobimy referendum. Będziemy się dopominali o nasze słuszne prawa. Będziemy krzyczeli".
Ostatnią rzeczą, jakiej pragnęliby wówczas członkowie rządu, była wojna religijna. Państwo ledwo na nogach stało, inflacja szalała, bezrobocie rosło, a tu kler straszył krucjatami. Cóż było robić, wprowadzono religię tylnymi drzwiami, w niezgodzie z prawem, za pomocą instrukcji ministra edukacji z 30 VIII 1990. Jak mówi dalej J. Kuroń: "Natychmiast podniosły się głosy o próbie budowania państwa religijnego, co było argumentem tym mocniejszym, że przecież złamaliśmy prawo - i to my, którzy bardzo głośno mówiliśmy o budowaniu w Polsce właśnie państwa prawa! Strona kościelna odpowiadała, że to atakują wro-gowie Chrystusa, wrogowie krzy-ża lub wręcz dzieci szatana ". Abp Józef Michalik grzmiał: "Przeciw religii rozległy się jazgotliwe protesty maleńkich grupek spod znaku nieprzyjaciół Krzyża i Ewangelii. Są one echem odwiecznego głosu zbuntowanego przeciw Bogu szatana ". Później dowiedziono jednak bezsprzecznie, że prawo złamane nie zostało, co Trybunał Konstytucyjny potwierdził, ogłaszając, że wszystko jest w jak najlepszym, bożym porządku, że katechezy nie wprowadzono, ale ją przywrócono, że prawo naturalne, wolność sumienia i te sprawy...; że generalnie to Rzecznik Praw Obywatelskich, pani Ewa Łętowska, która domagała się uznania instruk-cji za bezprawną, racji nie miała, twierdząc, że instrukcja jest niezgodna z konstytucją i ustawami, a w szczególności z art. 2 ustawy z 15 VII 1961 o rozwoju systemu oświaty i wychowania oraz art. 18 i 19 ustawy z 17 V 1989 o stosunku państwa do Kościoła katolickiego, a także z art. 2 pkt 4 i 5 oraz art. 10 ustawy z 17 V 1989 o gwarancjach wolności sumienia i wyznania, z art. 9 ust. 1 i 2, z art. 23 ust. 1 pkt 4 ustawy z 23 I 1982 (Karta nauczyciela), nie wspominając już o art. 1 i 3 konstytucji. Dowiedziono też, że religię wprowadzono tylko do budynków szkolnych, a nie do samych szkół (!). Przedstawiciel prokuratora generalnego (ministra sprawiedliwości)
zadeklarował się przeciwnikiem szkoły świeckiej, gdyż uważał, że grozi to ateizmem i ogólną bezbożnością. Ateizm uznał zaś za największe zło okresu minionego oraz zasadniczą przyczynę demoralizacji społeczeństwa, przesłankę rozwoju patologii społecznych! Udowodnił najwyższemu trybunałowi, że to przez ateizm młodzież uciekała za komuny na Zachód...! Aby się tam w spokoju pomodlić, jak przypuszczamy. "Uznał, że racje polityczne, przemawiające za wprowadzeniem religii do szkół państwowych, powinny przewa-
ustawy o stosunku państwa do Kościoła katolickiego opiera się chyba na nieporozumieniu. Art. 15 dotyczy sprawowania kultu religijnego, a trudno jest chyba utożsamić nauczanie religii w szkołach ze sprawowaniem kultu religijnego ". I nieco dalej: "TKpodzielił rozumowanie MEN, jakoby deklaracja o posyłaniu dziecka na naukę religii nie była równoznaczna z samookreśle-niem wyznaniowym osoby ją składającej. Uznał tym samym za dopuszczalną, a nawet godną aprobaty postawę dwulicową, kiedy osoba niewierząca posyła dziecko na na-
" nowoczesne koncepcje państwa " (sic!). Obie panie dodały, że "nauczanie religii nie jest sprawą we-wnętrzną Kościoła, ale cząstką procesu wychowawczego ".
Zwolennicy wprowadzenia religii do szkół powoływali się niejednokrotnie na wolność wyboru religii przez rodziców, szermując hasłami -, jeśli rodzice chcą religii, nie można im odmawiać tego prawa", "nie pozbawiajmy młodzieży prawa do nauki religii" itp. To są jednak wypowiedzi nieprawdziwe i nieszczere. Czy ktokolwiek pytał rodziców, czy życzą sobie religii w szko-
Nielegalna religia
Wkrótce po upadku komuny kler podjął
totalną ofensywę. Czuł się zwycięzcą,
chciał więc jak największy profit z tego
wyciągnąć dla siebie. Najpierw zażądano
niebotycznych odszkodowań i zwrotu
majątków na szczególnych prawach;
kiedy to osiągnięto, przyszła kolej na
lekcje religii, którą zamyślono upaństwowić.
żać nad racjami prawnymi"
("Państwo i Prawo", 5/91).
Jak wszędzie, tak i wśród składu sędziowskiego znalazło się kilku niedowiarków w liczbie trzech. Byli to sędziowie Kazimierz Dzia-łocha, Czesław Bakalarski i Remigiusz Orzechowski; każdy złożył stosowne votum separatum. Prof. K. Działocha pisał, że to koniec ze świecką integralnością nauczania, zwracał uwagę, iż akt ten przeczy art. 1. i 3. konstytucji, gdyż: "Instrukcja i inne niekwalifikowane ^powielaczowej formy stanowienia przepisów nie mieszczą się zdecydowanie w zasadzie państwa prawnego". Wypowiedział wówczas znamienne słowa: " W państwie demokratycznym ewentualna sprzeczność między prawem jednostki do wyrażania sądów niepopularnych, różnych od poglądów większości a prawem większości do ochrony swych wartości winna być rozstrzygnięta na korzyść pierwszego prawa ".
Zaprotestował również przedstawiciel nauki prawa. Prof. dr hab. Michał Pietrzak z Uniwersytetu Warszawskiego (kierownik jedynego w Polsce Zakładu Prawa Wyznaniowego) napisał, że państwo świeckie (zadeklarowane przecież w obowiązującym prawie) polega na: awyznaniowości państwa, niekompetencji państwa w sprawach natury religijnej, prywatnym charakterze religii, neutralności państwa w sprawach religii i przekonań, zakazie subwencjonowania przez państwo działalności religijnej oraz na równouprawnieniu wszystkich Kościołów i związków wyznaniowych. Dodał zarazem: "Odrzucając ten normatywny model, TK (Trybunał Konstytucyjny) dał własną interpretację pojęcia świeckości". Nieco dalej wytyka: "Pogląd TK, że możliwość umieszczenia krzyża czy odmawiania modlitwy w szkole wynika jednoznacznie z art. 15 ust. 2
ukę religii, względnie wierząca nie posyła. Jest to jednak wyraźnie sprzeczne z zasadami moralności, a także postanowieniami obydwu ustaw wyznaniowych, głoszącymi, że obywatele mają prawo do wychowywania dzieci zgodnie ze swoimi przekonaniami w sprawach religii".
O finansowaniu działalności Kościoła przez państwo pisał: " T Jefferson uzasadniał ten zakaz niedopuszczalnością zmuszania obywatela do ponoszenia kosztów utrzymania religii, której zasad nie podziela. Taki zakaz potwierdzany jest współcześnie przez ustawodawstwo wielu krajów, m.in. Francji, Szwajcarii, Meksyku, USA". Jednak w odpowiedzi polemicznej, panie Hanna Gronkiewicz-Waltz i Krystyna Pawłowicz uznały, że jest to "opinia archaiczna", od której, dzięki Bogu, odżegnały się
le oraz opłacania z publicznej kasy nauczycieli religii? Nie! A deklaracje imienne składane są niejednokrotnie pod presją otoczenia.
Miarodajne byłoby referendum, w którym zainteresowani mogliby się wypowiedzieć w sposób tajny. Czegoś takiego nie było, więc głoszenie argumentów
0 wolnym wyborze wprowadzenia religii jest po prostu śmieszne. Rzeczywiste "pragnienie" narodu wyraziło dostatecznie badanie Demosko-pu przeprowadzone w roku 1990 r. Za religią w szkole opowiedziało się jedynie... 26,7 proc. uczniów liceów państwowych (jak zwykle politycy wiedzą lepiej, co jest dobre dla głupiego motłochu, który oczywiście jak niczego innego pragnął religii w szkole, tyle że nie do końca zdawał sobie z tego faktu sprawę). Wśród nauczycieli popierających tę ideę odsetek wyniósł 24-31 proc. (w zależności od typu szkoły), wśród rodziców: od 34-51 proc. (zob. Multimedialna Encyklopedia Powszechna PWN 2000, hasło: Religia w szkole). Znów interes Kościoła przeważył nad interesem
1 wolą narodu. Jakie notowania zebrałaby katecheza w szkole dzisiaj, po 12 latach zaboru szkolnego mienia, dezorganizacji czy też
wprowadzeniu wynagrodzenia dla księży z budżetu państwa, wbrew wcześniejszym deklaracjom episkopatu?
U kwietnia 1992 r. minister edukacji narodowej wydał oficjalne rozporządzenie o wprowadzeniu religii do szkół i przedszkoli. Jednak i ono łamało wiele norm prawnych demokratycznego państwa prawnego, na czele z jego świeckością. Znów rzecznik praw obywatelskich, tym razem w osobie Tadeusza Zielińskiego, wniósł skargę do Trybunału Konstytucyjnego. Oczywiście dowiedziono jej bezzasadności. I tym razem były zdania odrębne sędziów (C. Bakalarski, R. Orzechowski) oraz krytyczna glosa Michała Pietrzaka. Uczony jurysta pisał: "Sposób rozumowania Trybunału Konstytucyjnego musi zostać zakwestionowany, jako niemożliwy do pogodzenia z konstytucyjną zasadą wolności sumienia i wyznania. (...) Ponieważ TK powołuje się w swym orzeczeniu na demokratyczne państwa Europy, na miejscu będzie przytoczenie niedawnego, bo wydanego 26 IX 1990 orzeczenia szwajcarskiego Trybunału Federalnego, które uznało wieszanie krzyży w salach lekcyjnych za sprzeczne z neutralnością wyznaniową państwa, a tym samym i szkoły, określoną przez Konstytucję Federalną ". W zakończeniu prof. Pietrzak pisał: "Reasumując, należy stwierdzić, że osnowa orzeczenia TK pozostaje w sprzeczności z konstytucyjną zasadą rozdziału Kościoła i państwa, świeckim, neutralnym charakterem państwa oraz narusza wolność sumienia i wyznania, zasadę równouprawnienia obywateli, prawo do milczenia. Zgodzić się należy z poglądem wyrażonym w zdaniu odrębnym sędziego TK, że orzeczenie zaakceptowało nadanie państwu cech państwa wyznaniowego ". Nasi młodzi czytelnicy muszą mieć więc świadomość, że na religię w szkole chodzą bezprawnie i niekonstytucyjnie. A czego ich tam uczą? - to już zupełnie inny temat...
MARIUSZ AGNOSIEWICZ www. klerokratia.pl
PETYCJA DO SENATORÓW RP
Szanowny Czytelniku "Faktów i Mitów"! Dzięki Twojemu podpisowi pod tą petycją nasz kraj stanie się może choć odrobinę normalniejszy. Przeczytaj ją, podpisz, wytnij i bez zwłoki wyślij pod adresem naszej redakcji.
Szanowni Państwo Senatorowie RP:
Krystyna Sienkiewicz, Maria Szyszkowska, Marek Balicki, Jolanta Danielak, Adam Gierek, Ryszard Jarzembowski, Zbigniew Jerzy Kułak, Zbigniew Stanisław Zychowicz, Marian Żenkiewicz, Jerzy Edmund Cieślak
Ja, niżej podpisany(a), zwracam się z prośbą o złożenie w moim imieniu projektu ustawy regulującej stosunki państwa z Kościołami i związkami wyznaniowymi. Domagam się:
1. Uchylenia ustawy z 20 marca 1950 roku o "Funduszu Kościelnym".
2. Uchylenia zapisów ustawy o systemie oświaty oraz zniesienia nauczania religii w publicznych przedszkolach i szkołach.
3. Zniesienia przywilejów dla osób duchownych poprzez:
- opodatkowanie tychże osób na zasadach ogólnych;
- zobowiązanie kleru do opłacania składek Funduszu Ubezpieczeń Społecznych i Kasy Chorych w pełnej wysokości, bez dopłat z budżetu państwa;
- zrównanie przywilejów podatkowych świeckich i kościelnych organizacji charytatywnych.
4. Renegocjacji niekorzystnej dla Polski umowy z Watykanem - konkordatu wraz z upoważnieniem Prezydenta RP do jego ewentualnego wypowiedzenia.
Uzasadnienie:
Istniejący stan prawny uprzywilejowuje w sposób nieuzasadniony Kościoły i zmusza budżet państwa do łożenia ogromnych kwot na utrzymanie duchownych (Fundusz Kościelny, składki na ZUS i Kasy Chorych, uprzywilejowanie podatkowe). Nauczanie religii w szkołach publicznych jest sprzeczne z konstytucyjnymi gwarancjami wolności sumienia. Konkordat znacząco ogranicza suwerenność i samodzielność Rzeczypospolitej, znosząc konstytucyjną równość obywateli wobec prawa.
(czytelny podpis: imię i nazwisko)
Z NOTATNIKA HERETYKA
FAKTYn
2 - 9 V 2002 r.
POLAKÓW PORTFEL WŁASNY
Wsadzić wszystkich
Postanowiłem zapoznać redakcję z listem, jaki otrzymałem po moim felietonie "Kąpiel za dwa miliardy" ("FiM" nr 14) i odpowiedzieć nań publicznie. Potraktowany zostałem w tym liście bezpardonowo, żeby nie powiedzieć: brutalnie, i pewnie byłbym usprawiedliwiony, zachowując milczenie; bo słaba to podstawa do dyskusji, gdy zamiast argumentów padają epitety i insynuacje typu "doktor Ciesielski".
Rozumiem jednak, iż mój korespondent może mieć jakieś powody osobiste do goryczy lub złości, tłumaczące jego rozdrażnienie i emocjonalne wyładowania. Doceniam również, że zamiast uciekać się do anonimu, wystąpił z otwartą przyłbicą.
Odpowiadam więc Panu, Panie Józefie R.
Oczywiście, nie powinno być tak, że kontrola skarbowa dopada - jak pan pisze - " maluczkich ", a płazem puszcza grube przekręty. Takie podejście, które niestety nieraz cechuje pracę różnych ludzi z aparatu skarbowego, w cytowanym felietonie, jak też w innych moich wypowiedziach publicznych, piętnowałem i piętnuję. Nazywam syndromem "Julii Kuź-niecowej" taką sytuację, gdy znalezienie u bazarowej handlarki butelki wódki czy dwóch paczek papierosów bez akcyzy powoduje, że uruchamiany jest cały mechanizm kon-trolno-nakazowy sięgający nieraz
decyzyjnych wyżyn. Takiego polowania na muchy jest stanowczo za wiele. Tak więc, Panie Józefie, mamy te same odczucia.
W moim przypadku jednak rzecz nie ogranicza się do odczuć, bo ja za pracę tego urzędu odpowiadam - moją powinnością jest więc ukształtowanie takiego modelu i takich priorytetów kontroli skarbowej, aby w pierwszym rzędzie wykrywane były grube naruszenia interesu Skarbu Państwa. I w tym kierunku idą prowadzone pod moim kierunkiem w Ministerstwie Finansów działania.
Wiceministrem finansów jestem od pół roku - w końcowej fazie są obecnie prace nad zmianą organizacji kontroli skarbowej i kontroli celnej, w rezultacie których utworzona zostanie m.in. specjalna jednostka dla kontroli skarbowej dużych podmiotów, czyli tzw. grubych ryb. Chodzi o firmy, w których obraca się wielkimi kwotami i w których, jeżeli już dochodzi do przekrętu, to na grube miliony.
Wydzielona i specjalnie przeszkolona grupa inspektorów z pewnością łatwiej sobie będzie radziła z dużymi nadużyciami. Bo trzeba pamiętać, że siły nie są równe. Inspektor, choćby pełen najlepszych chęci, okazuje się nieraz słaby lub bezradny w konfrontacji z ogromną firmą. Nie
dlatego, że jak pan pisze: " wezmą go za wsiarz i wyrzucą ochroniarze " - na to mamy prawo i policję - ale dlatego, że interesów firmy bronią najlepsze kancelarie adwokackie,
świetnie opłacani prawnicy (często profesorowie, którzy na uniwersytecie byli wykładowcami naszego inspektora) i specjaliści, którzy balansowanie na krawędzi prawa i wykorzystywanie wszelkich luk prawnych mają wyćwiczone od lat. I to jest ich przewaga, możemy ją wyrównać lepszym wyszkoleniem
i lepszym prawem, stojącym na straży interesów budżetu. I choć Pan odsądza naszych inspektorów od czci i wiary, to proszę pamiętać, że bierzemy się nie tylko za "Julię Kuź-niecową", ale i za wielkie rekiny. I często wygrywamy, jak choćby w sporze o 130 min zł podatku, przypisanego szwedzko-szwajcarskiej firmie ABB w Olsztynie.
O aferach, takich jak Polska Miedź czy PZU, nie chcę mówić. Tam wkroczył prokurator, zadaniem którego jest zebranie odpowiednich dowodów, a zadaniem sądu - osadzenie i wsadzenie winnych. Tak samo jak i Pan życzę sobie, aby za oszustwa ponieśli karę.
Pisze Pan, że kontrola skarbowa jest bezduszna. Otóż zdarzają się takie przypadki, za dużo ich jest, to prawda. Gdzie mogę, piętnuję to i ganię; wyjaśniam, że fiskus może i musi być przyjazny dla podatnika. Oczywiście takiego, który uczciwie płaci podatki. Dla innych powinien być surowy i skuteczny. Leży to w interesie nas wszystkich. Także i Pana, Panie Józefie.
Pisze Pan, że nie zdarzyło się, by ktoś w białym kołnierzyku poniósł karę. To nieprawda, gruba nieprawda. Za nadużywanie stanowiska
służbowego w celu osiągania korzyści materialnych - od czasu objęcia przeze mnie funkcji wiceministra - pożegnało się ze stanowiskami kilkunastu naczelników urzędów skarbowych, dyrektorów urzędów kontroli skarbowej i dyrektorów izb skarbowych. Ostatnio
- o czym pisała prasa - np. naczelnik US w Częstochowie i trzej inni pracownicy częstochowskiej "skarbówki". Z bliższego panu terenu - szef IS we Wrocławiu.
Pan powie, być może, że to mało. Że należy zdjąć i aresztować wszystkich, bo wszyscy kradną. I tu się nie zgadzamy. Bo co to znaczy? Gdyby, tak jak sugeruje Pan to w kilku fragmentach swojego listu, istotnie wszyscy kradli, to w takim razie do mamra należałoby wsadzić... całą Polskę.
Tu, powtarzam, nie zgadzamy się, i to głęboko. Bo ja uważam, że kradną i oszukują niektórzy. Na szkodę tej ogromnej większości Polaków, która uczciwie pracuje i płaci podatki. Owszem, za dużo jest tych "niektórych". Dużo za dużo. I niedobrze, że zdarzają się wśród nich ludzie wysoko postawieni w hierarchii
- społecznej i biznesowej. Za każde złamanie prawa trzeba ich sprawiedliwie osądzić i ukarać. Trzeba to robić bardziej energicznie niż do tej pory, nie zwlekać. Tu się zgadzamy.
Dziękuję Panu za list, choć wiele w nim złości i goryczy. Miejmy nadzieję, że za rok czy dwa będzie tej goryczy mniej.
Proszę przyjąć moje serdeczne pozdrowienia.
dr WIESŁAW CIESIELSKI
Wiceminister Finansów, Sekretarz Stanu, Generalny Inspektor Kontroli Skarbowej
Po lekturze najnowszych newsów ze świata i okolicy przypomniał mi się nagle pewien nakręcony w latach 70. film produkcji polskiej. Tytuł miał przepiękny: "Gdzie woda czysta i trawa zielona". Obraz traktował o wielce partyjnym dyrektorze sporego zakładu pracy. Otóż facet ma nieograniczone poparcie sekretarza PZPR, więc robi, co mu się żywnie podoba. W myśl zasady "divida et impera" doprowadza do niezłej rozpierduchy we własnej firmie, której wkurzona załoga stanęła na krawędzi strajku. I co się stało? Nic! Sekretarz komitetu przyjechał czarną wołgą po swojego pupila, a ja z całego filmu zapamiętałam takie oto zdanie wypowiadane przez partyjnego bonzę: "Wiecie towarzyszu, nie sprawdziliście się tutaj, to przeniesiemy was na bardziej odpowiedzialne stanowisko. Jesteście teraz przecież bogatsi w doświadczenia".
GŁASKANIE JEŻA
Law story
Tak było w tym filmie i tak rzeczywiście się działo w tamtych niewesołych czasach. Na szczęście dziś
Law: -Jakże dziękuję, padre, za awans
mamy lepszy, wspanialszy świat i... I zupełnie nic się nie zmieniło, a nawet jest jeszcze gorzej. Czy
wiesz, Szanowny Czytelniku, że film "Gdzie woda czysta..." można by dziś nakręcić jeszcze raz, według tego samego scenariusza i tylko podstawić inne nazwiska i inną firmę? Spróbujmy zatem:
Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, koniec XX i początek XXI wieku. Na czele potężnej, bostońskiej firmy o nazwie Kościół katolicki zasiada szef -kardynał Law. Jak każdy menedżer, obsadza on kluczowe stanowiska w filiach
przedsiębiorstwa swoimi zaufanymi ludźmi. Wielu z nich doprowadza jednak kierowane przez siebie
oddziały firmy do "totalnej rozpierduchy" poprzez liczne skandale pe-dofilskie (dzięki relacjom najpierw w "FiM", a później w innych mediach, szczegóły tej zatrważającej afery są już powszechnie znane), a załoga - czyli wierni - grozi strajkami i procesami sądowymi.
Co w tej sytuacji robi dyrektor Law? Dokładnie to, co jego polski, partyjny kolega sekretarz sprzed trzydziestu lat: przerzuca podległych sobie dyrektorów ze stanowiska na stanowisko, dodatkowo często ich awansując. Wszystko w myśl znanej nam już zasady: "Wicie towarzyszu, nie sprawdziliście się tu, to... itd.".
W końcu załoga całej amerykańskiej firmy jest już jednak wkurzona do tego stopnia, że wszystko może skończyć się nie tylko strajkiem, ale wręcz linczem, więc do gry wchodzi sam I sekretarz PZPR (Powszechnego Zjednoczonego Państwa Rzymskiego) Jan Paweł II: - Kardynale Law - mówi - nie sprawdziliście się, wicie, rozumicie, w Bostonie (a właściwie świetnie się sprawdziliście, kamuflując przez lata poczynania naszej kadry!), więc w nagrodę zapraszam was do centrali w Watykanie i proponuję bardzo eksponowane stanowisko. Po tych słowach wypowiadanych w naszym filmie pojawia się napis "The (happy) end".
To wcale nie jest żart felietonisty. Informację o papieskiej decyzji natychmiastowego przeniesienia Lawa do Watykanu na "bardziej eksponowane stanowisko" podają właśnie wiarygodne media z całego świata. W ten sposób bostoński kardynał nie stanie przed amerykańskim sądem, choć prawo karze za współudział w przestępstwie poprzez jego tuszowanie, co Law uprawiał przez lata. A Ty, turysto i pątniku, wystrzegaj się wkładania ręki do kropielnicy w Kaplicy Syk-styńskiej, bo woda tam brudna i bardzo cuchnąca...
MAREK SZENBORN
Mord
na zwierzętach to śmierć człowieka
Książka, 60 stron. Zamówienia wraz ze znacz, poczt. 1,50 zt przyjmuje Życie Uniwersalne,
skr. poczt. 550,
58-506 Jelenia Góra 8.
Informacje: www.das-wort.com
Miarka się przebrała - dosyć tego!
Nr 18
- 9 V 2002 r.
FAKTY n
INJ
NA KLĘCZKACH
CZYM MYŚLI PIERONEK?

PIAJA KOLUMNA
"Społeczeństwo, zamiast myśleć racjonalnie, zaczyna myśleć żądzą i popędem seksualnym ", powiedziała gwiazda mediów, bp Tadeusz Pieronek (na zdjęciu), komentując afery seksualne w... Kościele. Zwalanie winy za własne ekscesy na rzekomy "kryzys moralny społeczeństwa" to nowa metoda, jaką stosuje kler, by odwrócić uwagę od trawiących to środowisko skandali seksualnych. Watykan ma czelność przypisywać niemoralność współczesnym, wolnym i demokratycznym społeczeństwom, w których dominuje solidarność społeczna, troska o dobro jednostki i ochrona najsłabszych. Otóż wygląda na to, że w oczach przedstawicieli kleru podstawowym grzechem nowoczesnego świata jest to, że ignoruje i demaskuje duchową dyktaturę, jaką jest Kk. To najbardziej złości kościelnych funkcjonariuszy. (A.C.)
OBŁUDY CIĄG DALSZY
"Polityka zera tolerancji dla księży pedofilów", "Papież wstrząśnięty", "Jan Paweł II głęboko zmartwiony " - oto jaki jazgot podniosła wokół skandalu pedofilskie-go w USA propaganda watykańska. A jakie są rzeczywiste rezultaty spotkania JPII z amerykańskimi kardynałami? De facto zadekretowano kontynuację dotychczasowej polityki. Otóż z Kościoła mają być usuwani "notoryczni" albo "seryjni" pedofile. Czyli prawie wszystko zostanie po staremu - najpierw przenoszenie z parafii do parafii, a potem wygnanie do klasztoru; dochodzi tylko całkowite zwolnienie z roboty. W całej tej sprawie poraża papieska obłuda - mówienie o "kilku księżach " (zarzuty postawiono już ponad 450 duchownym w samym USA!), "złych radach ekspertów", " błędach biskupów ", którzy przecież nie robili nic innego, jak tylko stosowali się do wyraźnych papieskich zaleceń. Ponadto z premedytacją sprawia się wrażenie, że chodzi o jakieś nowe zjawisko w Kościele, czy nawet o jakiś rzekomy "kryzys społeczeństwa", którego katolicyzm padł ofiarą (sic!). Molestowanie nieletnich, także przez kler, istnieje od zawsze, nowość ostatnich czasów polega na
tym, że w demokratycznych społeczeństwach nie udaje się już tych rzeczy ukrywać, a ofiary nabrały odwagi i znalazły sposoby dochodzenia sprawiedliwości. Wie
0 tym dobrze papież, długoletni biskup krakowski, który zapewne sam niejednego księdza skan-dalistę przenosił z parafii na parafię, zgodnie z odgórną dyrektywą. Na zupełną bezczelność zakrawa natomiast sugestia zawarta w przemówieniu JPII, że "Kościół może pomóc społeczeństwu zrozumieć ten kryzys i uporać się z nim ". Innymi słowy, Kk nawet unurzany po czubek głowy we własnym błocie nie ma zamiaru przestać pouczać świata. Oto przemówił autorytet moralny Polaków! (A.C.)
RYDZYK ROZPASANY
Episkopat zdecydował ukrócić nieco swobodę Rydzyka i powołał Zespół ds. Duszpasterskiej Troski o Radio Maryja. Tymczasem ostatnio biskup Pieronek uznał, że zespół już na niewiele się zda, gdyż "to wszystko dawno wymknęło się spod kontroli". Radio stało się " ośrodkiem politycznym udzielającym jednoznacznego wsparcia jednemu z ugrupowań, Lidze Polskich Rodzin, ugrupowaniu skrajnemu
1 antyeuropejskiemu ". No właśnie, ciekawe, kto do tego dopuścił, że "jest za późno ". (A. Karw.)
NIĘZIEŃSKI ZA "BÓG ZAPŁAĆ"
Sędzia Bogusław Niezieński,
uosobienie karykatury praworządności, jaką jest tzw. lustracja, otrzymał kościelną nagrodę "Bóg zapłać 2002" przyznawaną przez katolicki miesięcznik "Powściągliwość i Praca". Człowiek, który rzucaniem niejednokrotnie pochopnych i absurdalnych oskarżeń (czego dowiedziono) wyrządził krzywdę wielu osobom, roztkliwiał się nad własną misją "oczyszczań ia elit". Obiecywał, że "nie zejdziemy z tej drogi!". Jak widać, jedyne wyjście to powiedzieć prawicowemu inkwizytorowi "Bóg zapłać" i odesłać na emeryturę. (A.C.)
BIEDA WEDŁUG JANIKA
(na zdjęciu) uważa, że fundowanie przez budżet państwa składek na ubezpieczenie społeczne i kasy chorych duchownym odpowiada zasadzie... solidarności społecznej!!! Zgodnie z dotychczas obowiązującą definicją tego pojęcia chodzi o pomoc słabszym, i tym, którzy sami nie dają sobie rady. Tymczasem lewicowy rząd za solidarność społeczną przyjmuje zasadę obciążania budżetu wydatkami na zamożnych obywateli. Brawo! Uznanie duchownych za zbyt biednych, aby mogli płacić składki ubezpieczeniowe w pełnej wysokości - jest żałosne. Na taką argumentację nie pozwolili sobie nawet politycy AWS. Cóż, 13 lat temu rządząca wtedy PZPR także zawarła układ handlowy z Kościołem. W zamian za tak zwaną neutralność w wyborach do Sejmu i Senatu kler załatwił sobie liczne przywileje, w tym także zwrot majątków. Dostał od władzy to co chciał, ale swojej części zobowiązań nie wykonał. Historia, niestety, lubi się powtarzać - to ku pamięci politykom SLD... (A. Karw.)
ALE KLICHA!
Minister spraw wewnętrznych i administracji Krzysztof Janik
Bogdan Klich (na zdjęciu), poseł Platformy Obywatelskiej i jej ekspert od spraw międzynarodowych, przedstawił nową definicję polskiej racji stanu. Jego zdaniem w negocjacjach z Unią Europejską negocjatorzy niepotrzebnie zajmują się przyszłością całych branż, takich jak rolnictwo czy hutnictwo. Według przedstawiciela liberałów, interes rolników nie może zablokować przyjęcia Polski do Unii. Jest to bowiem według tego pana wydarzenie porównywalne do chrztu Mieszka I. Wobec takiej perspektywy rząd może skazać wieś na bankructwo - jakieś ofiary przecież muszą zostać poniesione, a cena cywilizacyjnego skoku i tak nie byłaby wygórowana. Najciekawsze jest to, iż Klich był wiceministrem obrony odpowiadającym za stosunki z NATO. Na nasze szczęście dość krótko i nie zdążył niczego zepsuć. (A. Karw.)
STRAŻ GRANICZNA KK
Serwis internetowy straży granicznej do niedawna pełen był kościelnych treści. Każdy zainteresowany pracą tej instytucji mógł zapoznać się z kuriozalnym dokumentem pt. "Chrześcijańska etyka służb mundurowych". W tekście tym wśród wielu wzniosłych zdań (np. "Każdy jest moim bratem, czy to przełożony, czy podwładny") znalazła się taka myśl: "Służę państwu, ale mój stosunek wierności polega na wzajemności i zakłada państwo demokratyczne, które (uwaga!!!) opiera się na tym samym systemie wartości co moje działanie ". Po przetłumaczeniu na język normalnych ludzi znaczy to, iż zdewociały funkcjonariusz może uznać, że skoro państwo nie respektuje jego wartości, to on nie będzie wykonywał swoich obowiązków...
Baza linków (czyli odnośników internetowych) także była "niezwykle" bogata - autor strony uznał, że od adresów urzędów czy pokrewnych służb o wiele ważniejszy jest np. adres Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Wojskowego "Korneliusz". Musimy jednak pogratulować odwagi szefowi straży granicznej - gdy tylko nasza redakcja wykazała zainteresowanie treścią strony internetowej, usunięto kościelne linki... (A. Karw.)
OKROJONE PRAWA
Rydzykowcy zajęli się wreszcie porządkowaniem słownika języka polskiego pełnego masońskich i jeszcze gorszych zwrotów i wyrażeń. Na pierwszy ogień poszły prawa człowieka. Skodyfi-kowanie tych "bzdetów" - jak o nich wyraża się radiomaryjny językoznawca - niejaki Adam Wielomski, jest następstwem wolnomularskiej Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Według rydzy-kowego filozofa prawa, tylko cztery zasady są wspólne dla ogółu ludzkości. Oto one: zakaz kradzieży, zakaz cudzołóstwa, nakaz wierności państwu, szacunek dla starszych i władzy. To wszystko, co na temat ogólnoludzkich praw ma do powiedzenia ideolog prawicy. I my to rozumiemy, no bo po co komu takie np. prawo do wyznawania własnej religii, skoro wiadomo, że jest tylko jedna prawdziwa. (A. Karw.)
NIEZALEŻNA LPR
Niezależne Zrzeszenie Studentów Pomorskiej Akademii Pedagogicznej w Słupsku udzieliło poparcia w wyborach samorządowych Lidze Polskich Rodzin. Zgodnie z wydanym oświadczeniem jedynie LPR jest w stanie zapewnić Polsce dobrobyt i zadbać o właściwy rozwój słupskiej uczelni i całego regionu. Zdaniem słupskiego NZS, "nie jest możliwa współpraca z: Sojuszem Lewicy Demokratycznej, Unią Pracy,
Platformą Obywatelską, Unią Wolności, Polskim Stronnictwem Ludowym ". Powód - te partie mają wiele wspólnego z reżimem komunistycznym i dążą do podporządkowania Polski organizacjom międzynarodowym. No cóż, LPR wcale a wcale nie jest inspirowana zachciankami Watykanu. (A.S.)
TRON NA KÓŁKACH
Jak doniosła włoska prasa, z powodu starzenia się i choroby, papież nie może poruszać się samodzielnie, co stawia pod znakiem zapytania jego kolejne zagraniczne wyprawy. 9-letnia Giorgia Papa z Thiene, córka producenta elektronicznych wózków inwalidzkich, napisała list do papieża z propozycją ufundowania mu takiego wehikułu. Wkrótce małe, białe cacko trafiło do Watykanu. Choć JPII (na zdjęciu) złości się na każdą wzmiankę o wózku inwalidzkim, bez takiego pojazdu niemożliwe będą kolejne jego pielgrzymki do Bułgarii, Kanady czy Polski. Być może papież, podobnie jak kiedyś prezydent USA Roosevelt, sprawować będzie władzę z tego nietypowego tronu na kółkach.
(R.P.)
HITLEROWCY W GDAŃSKU!
Pod koniec lat 30. XX w. Żydzi odsprzedali władzom synagogę leżącą przy dzisiejszej ulicy Bogusławskiego w Gdańsku. W 1939 roku budynek rozebrano, co zresztą było prawem właściciela. Dziś Żydowska Gmina Wyznaniowa domaga się od miasta zwrotu działki, na której stała synagoga, mimo że działka nie została zagrabiona, lecz odsprzedana. A na dodatek sta-rozakonni o kilka lat spóźnili się ze zgłoszeniem swoich żądań. Miasto Gdańsk zaproponowało środowiskom żydowskim, że w miejscu dawnej synagogi będą mogły postawić tablicę upamiętniającą to miejsce, a w zamian (pomimo braku uzasadnionych i terminowych żądań!) dostaną inną działkę, bo na miejscu dawnej synagogi zaplanowano budowę teatru. Chociaż w tej sytuacji prawnej miasto zaproponowało i tak o wiele za dużo, członkowie gminy żydowskiej określili rajców gdańskich mianem... władz hitlerowskich (za "Gazetą Trójmiasto"). (A.S.)
POLSKA PARAFIALNA
FAKTYn
2 - 9 V 2002 r.
Katoliccy organizatorzy zbiórek szmalu mają już niemałe problemy z wymyślaniem coraz ciekawszych, chwytliwych intencji. Ale pomysły nadal są oryginalne, o czym świadczą druki licznie wyłożone na korytarzach urzędów diecezjalnych w Legnicy. Najważniejsze jest, by nie zaniedbać wydrukowania przekazu pocztowego. Z drugiej jego strony można przeczytać: "Dar św. Piotra Apostoła jest pomocą w kształceniu kleru tubylczego na terytoriach misyjnych". Dla dodania dokumentowi powagi jest też cytat z modlitwy papieskiej o nieuniknionej zgubie ludzkości pozbawionej "pasterzy, misjonarzy i ludzi poświęcających życie sprawie Ewangelii".
Po wyczerpaniu wątku ideolo-giczno-teologicznego czytelnik może się już spokojnie zapoznać z propozycją finansową. Do wyboru ma trzy rodzaje patronatów i trzy kółka do przekreślenia. Nad wszystkim góruje napis: "Dar św. Piotra Apostola ", co raczej sugeruje, że coś się dostanie, a nie zapłaci. Ale wypełniający nie są w ciemię bici...
Pierwszym rodzajem wspomagania kleru tubylczego jest patronat
Kler tubylczy!
Kościelni akwizytorzy postanowili umilić
życie swoim ofiarodawcom. Teraz wystarczy
jedynie wypełnić czek, zaznaczyć krzyżykiem
odpowiednią, szlachetną intencję i wysłać
pieniądze na konto facetów w czerni.
Przebojem ostatniej promocji jest
"ofiara na kler tubylczy"...
zwyczajny. Pomysłodawcy opłacania ewangelizacji niewiernych na krańcach ziemskiej cywilizacji bardzo precyzyjnie określają wymogi formalne zarówno ekonomii, jak i teologii: "Przy patronacie zwyczajnym: modlisz się regularnie w intencji danego kleryka i rocznie ofiarujesz przynajmniej 250 zł (ok. 60 USD) ".
Ale liczący się w parafii katolik nie może się przecież ograniczać jedynie do patronatu zwyczajnego. Wstyd byłby okrutny, więc najpewniej przyjmie patronat wspierający. Z myślą o takich wiernych Kk postanowił rozszerzyć zakres darowizny- przytomnie nie ustalając górnej granicy datków. "Przy patronacie wspierającym: modlisz się regularnie w intencji powołań tubylczych i wspierasz Dzieło dowolną ofiarą ".
Natomiast dla osób najbardziej kochających Matkę Kościół wymyślono szczególną formę objawiania tej miłości. Każdy, kto nie ma kotka czy pieska, żółwia czy papużki może się opiekować własnym misjonarzem. I po to właśnie stworzono patronat indywidualny. Ale tu już nie ma zabawy, bo poprzeczka jest postawiona wysoko. Każdy angażujący się w taką formę ewangelizacji czarnego luda jest skazany na wieloletnie modły oraz dokarmianie, czyli bulenie minimum pół tysiąca dolarów miesięcznie! "Przy patronacie indywidualnym bierzesz w opiekę duchową jednego kleryka. Swoją ofiarą skla-danąprzez 7-8 lat zapewniasz całkowite wykształcenie jednemu seminarzyście! (miesięczne kształcenie kleryka wynosi 300 - 500 USD) ". Zwracamy delikatnie uwagę kościelnym menedżerom, że nie
zaoferowali żadnej nagrody dla wytrwałego opiekuna, np. odpust całkowity czy choćby 50 lat mniej w czyśćcu.
Przyjmując średnią stawkę - czyli 400 dolarów miesięcznie - roczny koszt edukacji misjonarza docho-dzi niemal do
5 tys. dolarów. Po ośmiu latach nauki daje to wcale niemałą kwotę... 40 tys. dolarów! Analiza globalnych kosztów ewangelizacji może postawić resztki włosów na głowie. Dysponując tak ogromną kasą można akuratnie zlikwidować głód na terenach misyjnych. Jeśli wierzyć zamieszczonym obok przekazu informacjom, to jedynie w 1999 r. "papieskie Dzieło św. Piotra wspomagało w utrzymaniu na terenach misyjnych: 281 wyższych seminariów duchownych, 26 137 seminarzystów w wyższych seminariach duchownych, 49 952 seminarzystów w niższych seminariach duchownych".
Innymi słowy, nauki pobierało i finansowane było przez wiernych ponad 75 tys. urzędników Kk. A to oznacza, że w jednym tylko roku koszt ich utrzymania wyniósł 375 min dolarów! " Wielkie jest bogactwo duchowe i wielkie są możliwości Kościoła w Polsce. Trzeba z tego skarbca za-|\ czerpnąć, aby skutecznie I wspomóc bratnie Kościo-,-f ty w Afryce, Ameryce, J Azji a także w Europie " Ś^J - mówił Jan Paweł II ŚS^ 7 lipca 2000 r. Obywatelu RP, nie czekaj - wspomóż kler tubylczy!!!
DARIUSZ JAN MIKUS Fot. archiwum
Kup sobie zbawienie
Szanowny Czytelniku "Faktów i Mitów", czy mimo swych oczywistych błędów, takich jak brak lęku przed księdzem, ignorowanie jego finansowych potrzeb i omijanie dewocyjnych księgarń, chciałbyś zapewnić sobie liczne korzyści w życiu doczesnym oraz zagwarantować obecność Jezusa w chwili swej heretyckiej śmierci? My i tylko my powiemy ci, jak to zrobić.
Książeczka o objętości 312 stron w cenie 12 złotych nosi tajemniczy tytuł (bardziej chyba odpowiedni dla wydawnictwa związanego z sektami) "Armia Najdroższej Krwi Jezusa Chrystusa". Uważny czytelnik odnajdzie jednak podtytuł, który sprawę nieco rozjaśnia: "Modlitwy i Nabożeństwa z Obietnicami". Mamy więc oto do czynienia z modlitewnikiem, jednakże poszerzonym o owe tajemnicze obietnice.
Układ książeczki jest taki - najpierw zamieszczono tekst modlitwy, a następnie wypunktowano łaski, których mogą być pewni odmawiający je (łatwo)wierni. Coś za coś. Ot, taka umowa barterowa z Niebiosami. Czegóż się można spodziewać? Otóż ktoś, kto "zawiesi w swoim mieszkaniu albo w pracy Krzyż i ozdobi go kwiatami, otrzyma w swoim zawodzie, w pracy wykonywanej oraz we wszystkich przedsięwzięciach wiele błogosławieństw i korzyści". Ta obietnica dotyczy powodzenia w życiu doczesnym, jednakże dzięki lekturze można osiągnąć znacznie więcej. Czytamy bowiem dalej: " Wszystko, o co prosimy przy odmawianiu Drogi Krzyżowej, będzie wysłuchane ". W języku biblijnym - spełnione.
To jednak nie koniec, bowiem wierni odmawiający Drogę krzyżową mają zapewnienie ze strony samego Chrystusa: " W godzinę śmierci pocieszę ich Moją obecnością i razem pójdziemy do Nieba ". Dzięki zaleceniom
książeczki, szansę ocalenia od ogni piekielnych, a nawet doczesnego pierdla, zdają się mieć nawet najgorsi grzesznicy, bandyci, złoczyńcy i biskupi pedofile: "Ktokolwiek będzie miał w swoim domu Mój [Chrystusa] Boski Portret (...) zachowany będzie od kary".
Zapewnień i obietnic, opartych podobno na objawieniach Chrystusa i Matki Boskiej jest w książeczce całe mnóstwo, a każda modlitwa niesie ze sobą jakąś określoną korzyść. Układ i treść przypomina więc... katalog handlowy. I bardzo słusznie, po co wierni mają klepać zwykłe paciorki, skoro mogą sobie wybrać tylko te, które coś im konkretnego przysporzą!? Przecież czas to pieniądz. Niektórym też nie musi zależeć na powodzeniu w pracy, bo takowej nie mają, wieszanie krzyża mogą więc sobie zwyczajnie darować, natomiast spełnienie wszystkich próśb w czasie Drogi krzyżowej wydaje się bardzo kuszące.
Pozostaje jednak pytanie o to, jaką korzyść z rozprowadzania tej bałamutnej książki, czyniącej z religii tani odpustowy kramik, odnosi Kościół. To niezwykłe dzieło można bowiem kupić nie tylko w sklepach z dewocjonaliami, ale również w samych kościołach w okresie rekolekcji, korzystając z zachęty księży. Otóż pomiędzy obietnicami dla wiernych znajdziemy również i takie: "Każdy, kto przez 30 kolejnych dni godnie przyjmie Komunię Świętą i da na ofiarę (teraz już wszystko jasne! - przyp. A.) w intencji wybranej przez siebie duszy oraz odmówi Ojcze Nasz i Zdrowaś Mario, otrzymuje laskę zbawienia dla siebie i tej wybranej duszy". Jest to już jednak transakcja - jak widać - łączona.
A teraz biegnijcie Faktowcy i Mitowcy do najbliższej poświęconej księgarni. Niebo przed wami stoi otworem! APOSTATA
Parafialnym aktywistom marzy się powrót do czasów, kiedy polityczne oszołomy po dojściu do władzy w 1989 roku na gwałt zmieniać zaczęły nazwy ulic z niesłusznych na słuszne.
Draka się z tego zrobiła niemała. W miejscowych gazetach ludzie wypowiedzieli się kategorycznie, że nie życzą sobie zmian w nazwie ulicy. To dało do myślenia inicjatorom akcji. Kilka dni później, podczas obrad sesji Rady Miejskiej,
Ulica mamuśki
Ileż to wtedy mieliśmy okazji do śmiechu, ale i do obaw, że prawicowym rajcom nie spodoba się nagle np. ulica Kubusia Puchatka i zmienią ją np. na św. Jakuba Pustelnika. A skoro już o Jakubie...
Do Rady Miasta Lęborka wpłynął list z prośbą o zmianę nazwy historycznej ulicy Basztowej na ulicę Apolonii Tomporowskiej. Jeśliby ktoś nie wiedział, kto zacz Apolonia, to autorzy listu wyjaśniają, że była to patronka miejscowego Caritasu i Hospicjum Domowego założonego przez oo. franciszkanów z parafii św. Jakuba właśnie. Prywatnie zaś śp. Apolonia była matką jednego z ojczulków - Zygmunta Tomporowskiego. List podpisali w imieniu zespołu Caritas państwo B.L. Borkowscy, podając jako swój... adres parafii.
Miejscy rajcy z lewicy oczom nie mogli uwierzyć. Wszakże zdawało im się, że czasy owczego pędu w zmianie nazw ulic już minęły. Okazuje się, że nie. Historyczna nazwa jednej z najstarszych ulic - z XIV wieku - mogła być zmieniona wskutek zachcianki parafialnych aktywistów.
jeden z radnych prawicy, służbowo ksiądz od franciszkanów, odczytał list swego proboszcza. Ojciec Mariusz Fałkowski stwierdza, że żądanie zmiany nazwy ulicy nie wyszło z ich wspólnoty franciszkańskiej, a nazwisko Borkowscy nie widnieje w ewidencji parafii. Całą sprawę prosił zaś potraktować jako nieprzyjemny żart.
Ciekawe, bo jak sprawdzili miejscy urzędnicy, w rejonie parafii zamieszkuje co najmniej kilku Borkowskich. A w księżowskich wykazach są nawet ateiści. Ojczulek z jednej strony mówi, że nie było ze strony franciszkanów żadnej inicjatywy dotyczącej przyszłej patronki ulicy, ale na szyldzie Hospicjum Domowego wiszącym przy drzwiach plebanii widnieje jak wół, że owo hospicjum jest im. Apolonii Tomporowskiej. Po trzecie, okazało się, że list ten otrzymała nie tylko Rada Lęborka, ale został on rozesłany do wszystkich klasztorów prowincji zakonu braci mniejszych konwentualnych pw. św. M. Kolbego w Gdańsku.
Po co? Zapewne z prośbą o wsparcie tej inicjatywy.
JACEK KOSER
Nr 18
- 9 V 2002 r.
FAKTY n
INJ
POLSKA PARAFIALNA
Jak bydełko
Kościół katolicki w pomrocz-nej może z człowiekiem zrobić wszystko: pozbawić go pracy i chleba, a nawet poświęconej ziemi na cmentarzu. Może też sprzedać ludzi jak bydełko.
Pani Halina Musiał z Konstan-tynowa Łódzkiego ma już dość życia w tym domu, podobnie jak reszta lokatorów. Ksiądz tak uprzykrzył jej życie, że wyniosłaby się gdziekolwiek, byle daleko od swojego proboszcza. Sęk tylko w tym, że nie ma pieniędzy na kupno nowego mieszkania, bo mąż ciężko choruje, a ona sama korzysta z głodowego zasiłku przedemerytalnego.
- Wszystko zaczęło się w 1991 roku, gdy zamieniłam się na mieszkania i wprowadziłam do domu przy ulicy 19 Stycznia 31, by być bliżej matki żyjącej tu od dawna - opowiada pani Halina. - Nie minęły nawet dwa lata, gdy nagle dowiedziałam się, że nasz dom przejmuje parafia ewangelicko-augsburska z Łodzi. Jak nam wyjaśniono, po prostu odzyskała ona swoją dawną własność. Przed wojną w tym domu mieszkał pastor. Nowy właściciel podpisał z nami umowy i zanosiło się na to, że współpraca z lokatorami jakoś się ułoży. Parafia zabrała się nawet, o dziwo, do remontu budynku, który nie był w najlepszym stanie.
Ludzie nie zdążyli jeszcze oswoić się z nową sytuacją, gdy jak grom
z jasnego nieba spadła na nich zatrważająca wiadomość - budynek został kolejny raz sprzedany. Tym razem miejscowej parafii rzymskokatolickiej pw. Świętego Józefa Robotnika.
- Nikt oczywiście nie zapytał nas o zdanie, nie poinformował o planach sprzedaży - mówi zirytowana mieszkanka domu. - Jednym słowem, potraktowano nas jak bydełko.
Halina Musiał usłyszała słowa księdza dobrodzieja: "Ja was kupiłem" i zdenerwowała się nie na żarty; chciała jak inni protestować. Wkrótce okazało się jednak, iż protesty zdadzą się psu na budę. Proboszcz z pogardą dał ludziom do zrozumienia, gdzie jest ich miejsce,
Ksiądz Grotek lubi się otaczać dziećmi, ale nie obchodzi go, gdzie się podzieją wykwaterowane rodziny
mówiąc wprost: "Wasze ulice, nasze kamienice".
Nowy właściciel budynku - proboszcz ks. Jan Grotek ograniczył
swoje administrowanie do zbierania kasy. Nawet nie zatroszczył się o sporządzenie nowych umów z lokatorami, nie mówiąc już o jakichkolwiek remontach czy choćby bieżących naprawach. Zasugerował, że mają się wynosić won i już. A jak ludziska mają się wynosić, to na cholerę im przynależna posesji studnia. Ta popadła w ruinę, więc mieszkańcy noszą wodę od sąsiadów z innych posesji. - Gdy dowiedziałam się o tym, że ks. Grotek kupił nasz dom, zgłosiłam się do Urzędu Miejskiego i poprosiłam o przydzielenie nowego mieszkania - opowiada H. Musiał.
- Nie chciałam walczyć z proboszczem, bo z góry byłam na straconej pozycji. A nasze problemy powinien teraz rozwiązać Urząd Miejski, bo to on przez kilkadziesiąt lat administrował budynkiem i bez naszej wiedzy przekazał dom z lokatorami parafii ewange-licko-augsburskiej.
Takie rozumowanie lokatorów budynku wydawało się logiczne. Urząd jak to urząd
- nakazał dostarczyć podanie, a potem zasłonił się przepisami i załatwił sprawę odmownie. Pani Halina napisała skargę do prezydenta RP, ale kancelaria Kwa-śniewskiego też elegancko umyła
Dom przy ulicy 19 stycznia 31 sprzedano razem z lokatorami
rączki, odsyłając pismo mieszkanki Konstantynowa do... miejscowego burmistrza. Kółeczko niemożności zamknęło się według tradycyjnego schematu.
Konstantynowski dobrodziej szybciutko dał lokatorom do zrozumienia, co sądzi o ich walce i protestach. Podczas obchodu swoich włości, zawyrokował butnie: "A teraz wara od Kościoła".
- Świątynia nie jest dla takich jak wy bezbożników! Co racja, to racja!
Pani Halina nie przestraszyła się tych słów i dlatego nie rezygnuje z walki o przydział innego, choćby gorszego mieszkania. Na razie Urząd Miejski nie daje jej żadnej nadziei.
- Praktycznie nie mamy w mieście wolnych mieszkań, które moglibyśmy udostępnić lokatorom
budynku przy ul. 19 Stycznia 31 - mówi zastępca burmistrza Konstantynowa Łódzkiego, Henryk Brzyszcz. - Ostatni nowy blok mieszkalny oddaliśmy do użytku pięć lat temu. Sprzedajemy ludziom jedynie te mieszkania, które zajmują od lat.
Lokatorzy feralnego budynku oczekują pomocy ze strony miasta. Ksiądz Grotek dał się poznać kon-stantynowianom od najgorszej strony. Już przed laty parafianie domagali się odwołania księdza i przysłania tu bardziej ludzkiego pasterza, ale nic z tego nie wyszło. Zapewne i tym razem ksiądz tak obrzydzi życie lokatorom, że wyniosą się choćby pod most na pobliskiej Łódce.
PIOTR SAWICKI Fot. Autor
Rzecz niebywała: biskup chce budować kolejny kościół, a ludziska nie chcą i ekscelencji odważają się robić wbrew. Dodatkowo miejscem akcji jest Lublin, a to już rzecz niemal nieprawdopodobna.
Mieszkańcy osiedla im. Słowackiego, bo tak się ono nazywa, ruszyli do boju w obronie zielonych płuc okolicy i w obronie MDK. Słano pisma do władz miasta, żeby nie były takie hojne, i do abepe Życińskiego z uniżoną prośbą, aby nie był taki łakomy. Pikietowano ratusz, a nawet zorganizowano otwarte zebranie z członkiem zarządu miasta, zamienione rychło w autentycznie antyklerykalne gorzkie żale.
Protestowano nie tylko przeciw likwidacji domu kultury, ale także przeciw zamiarom wzniesienia kościoła, z czym wiąże się perspektywa nieuchronnego zniszczenia zielonej strefy oraz wizja przeżycia gehenny związanej z gigantycznymi pracami budowlanymi. Ludzie przypominali też, że bliskość kościoła, hałasy, tłumy i dzwony definitywnie zniszczą im spokój na osiedlu, które zostało pomyślane jako oaza ciszy i zieleni. Protestujący na przemian błagali radnych i grozili im. Przypominali naiwnie, że rajcy zostali wybrani, aby służyć dobru mieszkańców Lublina, powoływali się na dobro dzieci i inne tego typu mało ważne pierdoły. Ludziska zorganizowali się Tu na
Zbuntowane osiedle
nawet w specjalny komitet obrony terenu i zebrali ponad tysiąc podpisów.
Wszystko to nie zdało się na nic. Abepe Życiński zignorował prośby o audiencję i zaproszenie na otwarte spotkanie. Przyjął je tylko wiceprezydent miasta, Janusz Mazurek, który wił się jak piskorz, aby uzasadnić racje swoich mocodawców z kurii.
Decyzji nie cofnięto, ale na trzy lata sprawa jakoś ucichła. Uśpiło to niektórych co bardziej sennych mieszkańców osiedla. Większość jednak nie miała wątpliwości, że prędzej czy później sprawa powróci na tapetę. Kuria najpierw przeczekała społeczną burzę, a później zaczęła organizować finanse. Zajęło to trochę czasu.
razie jest boisko... i plac zabaw. Po wybudowaniu kościoła ciszę i spokój szlag trafi
Wszystko wskazuje jednak, że czarne moce zamierzają obecnie zrealizować to, co wcześniej sobie postanowiły, czyli wywalić na osiedlu podniebny katolicki meczet. Najpierw jednak muszą zburzyć budynek MDK, w miejscu którego zainstalują ciupa-sem kaplicę. Gdy zostanie to dokonane, na plac wejdą buldożery i sielską strefę zieleni zamienią w piekło.
Jest to informacja nieoficjalna, bo w żadnym z wydziałów Urzędu Miasta Lublina, które mogły otrzeć się o sprawę, nikt nie chciał na ten temat nawet rozmawiać. Jak w czeskim filmie - nikt nic nie wie. Wiadomość jest jednak na tyle pewna - zainteresowani mieszkańcy mają swoje dojścia - że uformował się już kolejny komitet protestacyjny. Nie zamierzają tanio sprzedać swojej skóry; ani myślą pozwolić wejść na plac z pracami budowlanymi. "Po naszym trupie!" - mówią butnie. Na razie nie chcą się jednak ujawniać personalnie, aby uniknąć nacisków i anonimowych telefonów, które dostawali podczas afery sprzed trzech lat.
Protestującym będzie ciężko. Lublin to miasto, w którym m.in. z uwagi na istnienie tu Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, kościelni mają do powiedzenia dużo więcej niż w większości polskich miast wojewódzkich.
KRZYSZTOF LUBCZYŃSKI Fot. Jacek Mirosław
POLSKA PARAFIALNA
Nr 18 (113)
9 V 2002 r.
GOSPODYNI KSIĘDZA JANKOWSKIEGO OPOWIADA, ŻE SĄ CZTERY
Wielkie miłości hrabiego He
Pani Maria G. poznała prałata Henryka Jankowskiego całkiem przypadkowo w 1970 roku. Była urzędniczką gdańskiego magistratu, a młody wówczas ksiądz załatwiał formalności meldunkowe. Polubili się. Od czasu do czasu los krzyżował ich ścieżki. I tak też się stało w połowie lat 90. Prałat na widok Marii rozpromienił się:
- Witam, witam szanowną panią. Co słychać?
- Nic ciekawego nie słychać, księże Henryku. Od trzech lat jestem na emeryturze. Ciężko związać koniec z końcem.
- No to się świetnie składa, że się spotkaliśmy, bo ja akurat potrzebuję gospodyni, a właściwie szefowej całej załogi plebanii.
Plebania św. Brygidy - gniazdko Henryka i Kajtusia
najdroższe potrawy podawane na wspaniałej, zabytkowej porcela-
Prałat Henryk hrabia Jankowski ma swoje wielkie namiętności - jak każdy mężczyzna. No... może nie jak każdy... wielu z nas bowiem ma żony, jednak te żony niekoniecznie mają na imię Kajtek i rzadko kiedy są urodziwymi chłopcami.
5. Dżemy, powidła, kawa, herbata;
6. Różne gatunki pieczywa. Prałat nie znosi jadać sam, więc: - Bardzo często odwiedza go
rano grupa młodych ludzi, nierzadko byłych ministrantów. Czują się jak u siebie w domu. W stosunku do pracowników plebanii są aroganccy: "My do księdza na śniadanko i teraz nie należy nam przeszkadzać", mówią i szczelnie
W taki oto sposób G. stała się najbardziej zaufaną osobą bursztynowego barona. Jego asystentką, jego służącą, jego powiernicą. Dziś zdecydowała się opowiedzieć dziennikarzowi "Faktów i Mitów" o kulisach życia plebanii przy gdańskim kościele św. Brygidy, o tajemnicach, których nikt do tej pory nie wyjawiał nikomu, czyli o czterech wielkich miłościach księdza Jankowskiego.
Miłość pierwsza - jadło
Prałat Henryk Jankowski kocha jeść i umie jeść. Na jego stole goszczą codziennie naj wykwintni ej sze,
nie i spożywane srebrnymi i złotymi sztućcami. Przeciętny, całodzienny jadłospis proboszcza od Brygidy wygląda tak:
ŚNIADANIE, godzina 9.00:
1. Parówki cielęce na gorąco;
2. Polędwica wieprzowa wędzona, chuda szynka;
3. Węgorz wędzony i łosoś;
4. Sery rozmaitych gatunków;
zamykają za sobą drzwi jadalni. W dniach, kiedy przychodzą, poranna biesiada trwa długo, czasem i dwie godziny - opowiada Maria G. OBIAD, godzina 14.00:
1. Zupa - najczęściej tzw. zupa krem (pomidorowa, grzybowa, szparagowa) z grzankami;
2. Drugie danie: polędwica po angielsku, duża golonka lub ryba, a jak ryba, to nie inna niż pieczony węgorz albo łosoś;
3. Deser: kawał tortu albo ulubiona, owocowa galaretka, kompot.
Obiadów ksiądz prałat również nie spożywa w samotności. Najczęściej posiłek przygotowywany jest dla 10-14 osób - specjalnie zaproszonych gości. Pani Maria pamięta jednak grupy i trzydziestoosobowe.
KOLACJA, godzina 18.00: Zestaw podobny do śniadaniowego - najdroższe wędliny, sery, powidła.
- Mój chlebodawca w zasadzie nie pił alkoholu albo pił bardzo mało. Jeśli już, to kieliszek wytrawnego wermutu. O abstynencję nie można natomiast "pomówić" jego gości. Ci pili niekiedy w ilościach iście przemysłowych. Na przykład biskup Głodź, nie dość że przyjeżdżał do prałata już pod dobrą datą, to jeszcze pił za trzech. Podobnie cała jego świta, kilka samochodów, a w każdym po czterech księży. Wszyscy pijani, ordynarni. Przyjeżdżali nieraz w środku nocy, żeby dopić. Ksiądz Henryk takich wizyt nie znosił, ale musiał jakoś przecierpieć - wspomina Maria G.
Aby zrozumieć skalę zjawiska o nazwie "posiłki księdza Henryka", trzeba wiedzieć, że na same wędliny gospodyni wydawała 700 złotych tygodniowo. Przez okrągły rok. W sumie daje to kwotę 36 400 zł. Innymi słowy, ksiądz i jego goście corocznie zjadają pod postacią polędwic, kabanosów i szynek calutki samochód całkiem niezłej klasy.
BANKIETY:
Okazją do bankietowania na plebanii św. Brygidy są imieniny lub urodziny gospodarza, jakaś inna okrągła rocznica lub... brak oka-
Wystawne bankiety ks. Jankowskiego. Niewątpliwie za pieniądze na nie idące można by wyremontować rozpadające się mury kościoła św. Brygidy
Przynoszący kokosowy dochód parking przed kościołem św. Brygidy. Na zdjęciu obok - jedna z limuzyn księdza Jankowskiego
zji. G. opowiada, że często zrywana była w środku nocy, aby obsłużyć kolejny tabun gości. Często polityków z pierwszych stron gazet. Przepastne lodówki plebanijnej kuchni nigdy nie były puste, jednak często brak czasu nie pozwalał na przyrządzenie wykwintnych potraw dla szczególnie ważnych gości. Wtedy Maria G. chwytała za słuchawkę telefonu i z zaprzyjaźnionej restauracji "Tan viet" przywożono wszystko, czego dusza zapragnie, i to w najlepszym gatunku (bankietowe stoły księdza Henryka na zdjęciach obok).
Miłość druga - pieniądze
Maria G. postrzega Jankowskiego jako człowieka nadzwyczaj skąpego, wręcz dusigrosza:
- Po przepracowaniu pierwszego miesiąca wręczył mi kopertę z wypłatą. Myślałam, że albo nastąpiła jakaś pomyłka, albo to dopiero zaliczka. Za cztery tygodnie harówki i często nieprzespanych nocy dostałam 400 złotych. I to było wszystko. Nigdy nie podniósł mi tej pensji ani o złotówkę - mówi pani Maria.
Nr 18 (113)
- 9 V 2002 r.
POLSKA PARAFIALNA
nryka
- Czy miała pani opłacany ZUS?
-Nie.
- Czy prałat płacił podatki od pani wynagrodzenia?
-Nie.
- Była to więc praca całkowicie nielegalna, tzw. zatrudnienie "na czarno"?
- Niestety, tak!
Henryk Jankowski prowadzi rozległe interesy i jest do tego stopnia obrotnym biznesmenem, że wiele osób ocenia go jako jednego z najbogatszych ludzi w Polsce.
Niewiele się mylą. Jednak mało kto zna pełen pakiet przedsięwzięć biznesowych prałata. My dotarliśmy zapewne jedynie do jednego z wierzchołków góry mamony:
1. PARKING. Tuż obok kościoła św. Brygidy znajdowało się boisko sportowe, na którym dzieciaki z okolicznych podwórek ochoczo kopały piłkę. Radosny śmiech rozbawionej dziatwy przeszkadzał księdzu Henrykowi, więc wystąpił do władz miasta o przekazanie tego terenu kościołowi z przeznaczeniem na skwerek pełen zieleni. Jakież było zdumienie decydentów, gdy darowizna miast stać się oazą spokoju i produkować tlen, stała się ogólnodostępnym parkingiem płatnym. Władze miasta nie śmiały jednak zaprotestować. Obiekt odwiedziliśmy w środę o godzinie 15. W ten zwykły dzień parkowało tam akurat 49 samochodów. Opłata za godzinę postoju - 2,90 zł. Przy takich parametrach (bardzo ostrożnie licząc) interes przynosi dochód rzędu 65 tys. złotych miesięcznie.
2. HOTEL I RESTAURACJA. Od władz Gdańska ksiądz prałat dostał okazały pałacyk przy ul. Polanki. Wewnątrz urządzono luksusowy hotel i takąż restaurację. Dochody z interesu gospodyni księdza ocenia na około 100 tys. zł rocznie.
3. LICEUM. W Gdańsku działa Liceum Autonomiczne:
- Dla gdańszczan nie jest tajemnicą, że lwia część udziałów w tej elitarnej i prywatnej szkole należy do księdza Janko-wskiego - mówi Maria G. Czesne w LA wynosi
- bagatela! - 540 zł miesięcznie. Klasy są 18-oso-bowe i w szkole jest ich 10. Pomimo takiej wiedzy nie podejmujemy się policzyć pieniędzy, jakie ksiądz uzyskuje z tego przedsięwzięcia, niemałe są przecież koszty utrzymania. Pocieszający jest
fakt, że szkoła jest rzeczywiście na znakomitym poziomie.
4. PIENIĄDZE Z ZAGRANICY.
- Ksiądz prałat bardzo często otrzymuje znaczące kwoty pieniędzy z USA, Austrii i Niemiec
- opowiada pani Maria, jednak dodaje, że ani jej, ani komukolwiek z domowników nie jest znane źródło tych finansów.
5. DAROWIZNY. - Ksiądz Jankowski dostaje w prezencie wszystko to, o czym zamarzy. Jako przykład podam wielką fabrykę porcelany w Wałbrzychu. Otóż z tej firmy prałat dostał cały ciężarowy samochód wypełniony po brzegi najprzedniejszymi, porcelanowymi zastawami stołowymi. Samo wyładowywanie auta trwało kilka godzin. Nie inaczej jest z prezentami w postaci najdelikatniejszych, jedwabnych koszul szytych na miarę i takich-że garniturów. Na porządku dziennym są też prezenty w postaci sprzętu RTV dobrych marek i mebli. Np. do wspaniałego kompletu zabytkowych mebli gdańskich brakowało jednego fotela. Fotel ten dorobiono na specjalne zamówienie księdza. W prezencie - sama widziałam
- opowiada G.
5. BIŻUTERIA. Pani Maria wielokrotnie widziała zgromadzone przez Jankowskiego złote precjoza:
- Ma na to specjalną kasetę, którą trzyma w sypialni. Miałam ją w ręce. Na oko coś około pięciu kilogramów kosztowności: sygnety, pierścienie, łańcuchy, brosze, medaliony.
Rok 1994 - prezydent na salonach u prałata
dzwonił, a wojewoda natychmiast przyjeżdżał, nie dłużej niż po 15 minutach i niezwłocznie realizował wszelkie jego życzenia i zachcianki. Przykład: jedna z osób zatrudnionych na plebanii miała syna, absolwenta medycyny. Chłopak nigdzie nie mógł załatwić sobie praktyki lekarskiej. Ksiądz znalazł mu taką praktykę jednym telefonem do Urzędu Wojewódzkiego
- opowiada gospodyni i dodaje, że Jankowski budzi jakiś paniczny strach wśród miejscowych elit politycznych i on ten ich strach lubi.
Prałat natomiast nie znosi biskupa Gocłowskiego -jak to opisuje pani Maria
- często wyraża się o nim pogardliwie lub wręcz obelżywie. Wynika to zapewne z faktu, iż obaj mają o sobie bardzo, ale to bardzo wysokie mniemanie.
6. SAMOCHODY. Prałat jeździ - a ściślej - wożony jest przez kierowcę - mercedesem, zawsze najnowszej generacji. Po mniej więcej półtora roku ksiądz wymienia samochód na nowy, chyba że wcześniej ukaże się nowy model najdroższej limuzyny. Wartość prała-ckich czterech kółek sięga kwoty pół miliona złotych. Szofer pensję otrzymuje w dolarach, a wypłaca mu ją jeden z najbardziej znanych polskich biznesmenów. Dlaczego? - tego pani Maria nie wie.
Miłość trzecia - władza
- Nie ma takiej rzeczy, takiej sprawy, której ksiądz Jankowski nie mógłby w Gdańsku załatwić. To praktycznie on rządzi miastem i rozkazuje jego władzom - także władzom wojewódzkim. Pan Płażyński - gdy był jeszcze wojewodą - reagował na każdy telefon prałata. Ksiądz po prostu
Miłość czwarta
- Kajtek
- To, że ksiądz Henryk ma wielki pociąg do młodych chłopców, nie jest dla nikogo w jego bliskim otoczeniu tajemnicą. Po prostu od lat wszyscy o tym wiedzą i czasem szeptem komentują kolejne miłostki kapłana
- twierdzi G.
- Skąd pewność, że Jankowski ma skłonności ho-moseksualne?
- Panie redak-
prasując te majtki, zażartowała, iż chciałaby wiedzieć, w których z nich ksiądz się kocha i z przerażenia o mało nie zemdlała, bowiem nie wiedziała, że gospodarz stoi tuż za jej plecami. Jednak ksiądz, zamiast zareagować ostro, uśmiechnął się i odparł: "Zawsze w tych z kwiatkami". Innym razem weszłam na górę domu po kawę, której akurat w kuchni zabrakło i zdębiałam, bo trafiłam na scenę, kiedy to prałat całował Kajtusia w czoło i pytał: "Jak dzisiaj się mojemu Du-dusiowi spało?". Uciekałam, gdzie pieprz rośnie, żeby tylko ksiądz nie zobaczył, że ja ich widziałam... - Teraz jednak - o ile mi wiadomo - prałat rozgląda się za młodszym chłopcem, bo Kajtek już jest dla niego za dorosły. Trochę się jednak obawia - po aferze z Paetzem - swojej własnej, prywatnej afery. Wojtek i Kajtek to były dwa różne charaktery: pierwszy ordynarny, niegrzeczny, rządzący wszystkim i wszystkimi, drugi miły, cichy, spokojny. O... tutaj mam jego zdjęcie. Wszyscy na plebanii byliśmy, niestety, przekonani, że rodzice Kajtka doskonale wiedzieli, z kim syn sypia i że nie jest to zwykłe "sypia" - relacjonuje G.
Bohaterka artykułu ze swoim chlebodawcą
Uroczy Kajtuś - obecna "żona"
torze, jeśli widzę, że w sypialni ksiądz kładzie się do wielkiego małżeńskiego łóżka, a obok kładzie się młody człowiek, to co mam o tym myśleć?
- Znała pani któregoś z tych chłopców?
- Oczywiście! Najpierw był Wojtek. Osierocone dziecko, którym niegdyś ksiądz prałat się zaopiekował. Potem - gdy chłopiec dorósł - prałat uczynił go swoim osobistym sekretarzem i z tym sekretarzem spędzał noce w sypialni na górze plebanii. Wówczas nikomu nie wolno było tam wejść. Obecna miłość to Kajtek. Na znak łączącej obu panów więzi noszą na łańcuchach wielkie medale z kutego złota z jakimiś amorkami, wykonane na specjalne zlecenie księdza. Nas jednak - domowników - najbardziej rozśmieszały majtki prałata. Wszystkie z naszywkami w postaci serduszek i kwiatków. Razu pewne-
Jankowskiego go jedna ze służących,
W gdańskim mieszkaniu pani Marii spędziłem wiele czasu, zapisując na cyfrowym magnetofonie każde wypowiedziane przez nią słowo. A tych słów uzbierałoby się na całkiem opasłą księgę o życiu i nawykach bursztynowego barona vel hrabiego. Korciła mnie jeszcze jedna sprawa:
- Dlaczego ksiądz panią w końcu odprawił?
- Zawsze tak robił z każdą kolejną gospodynią. Działo się to wówczas, gdy zaczynałyśmy za dużo wiedzieć, widzieć, rozumieć.
- Teraz jest pani ciężko chorą kobietą z głodową emeryturą. Czy ksiądz prałat choć raz zatroszczył się o pani zdrowie? Czy zapytał, czy czegoś nie potrzeba, np. leków?
- Nie! Nigdy!
MAREK SZENBORN
Fot. Przemek Zimowski,
archiwum
PS. Za dwa albo trzy miesiące "Rzeczpospolita" albo jakaś inna gazeta opublikuje rewelacje na temat życia prałata Jankowskiego i przedstawi jako własną rewelację - jak to było w przypadku Paetza. No cóż... kradnijcie... jeśli ma to otworzyć więcej oczu. M.S.
10
ZE ŚWIATA
FAKTYn
2 - 9 V 2002 r.
Żadna klątwa na gazetę nie spadła, przeciwnie: za sprawą jej nieustępliwości i dociekliwości w tropieniu zła, kariera Lawa, najwyższego rangą duchownego katolickiego w USA, zawisła teraz - w żenujących okolicznościach - na włosku. Czyżby klątwa...? Na początku kwietnia wydawało się, że najgorsze za nim, że żądania dymisji za tolerowanie pedofilstwa ks. Geoghana tracą impet. Sytuacja zmieniła się, gdy poleceniem sądu archidiecezję zmuszono do ujawnienia 800 stron tajnych dotąd dokumentów, ukazujących w pełnej krasie taktykę La-
z nieletnimi tej samej płci. Shanley miał reprezentować tam archidiecezję w ramach programu rozpoznawania i nawiązywania kontaktów z mniejszościami seksualnymi. Należał do najaktywniejszych mówców. Biuletyn przytacza jego opowieść o " chłopcu odtrąconym przez rodziców, którym zaopiekował się dopiero dorosły kochanek". Ksiądz Shanley stał się jednym z założycieli
stowarzyszenia pedofilów
- The North American Man Boy Love Association. Był wówczas
zasłużonego, emerytowanego księ-dza-seniora, Law dziękuje mu za
"robiące wrażenie dokonania"!
W roku 1997 Shanley pisze do archidiecezji: "Proszępodziękować kardynałowi, który musiał tyle za mnie wycierpieć ". Oferuj e rewanż: "Jeśli musielibyście zadekować gdzieś jakiegoś księdza, mógłbym przypuszczalnie pomóc". Shanley już wcześniej z biskupem McCormackiem omawiał swój pomysł zorganizowania w Kalifornii azylu - prze-
Torsje i retorsje
Kilkanaście lat temu "The Boston Globe" nagłośnił pierwszą wielką aferę księżo-pedofilską ks. Portera, który wykorzystał seksualnie ponad setkę dzieci. Kardynał z Bostonu Bernard Law objawił swą wściekłość na publikację gazety w słowach: "Niech Bóg ześle na nich klątwę!".
wa wobec szokujących przestępstw ks. Paula Shanleya.
"Chce mi się wymiotować"
- oświadczyła 8 kwietnia, po konferencji prasowej w tej sprawie, katolicka aktywistka Mary Dunn, która broniła dotąd kardynała i organizowała zbiórki pieniężne dla archidiecezji. "Tego już za wiele"
- mówi teraz.
Demonstracja w Bostnie
Ks. Shanley jest oskarżony o wielokrotne gwałcenie w latach 80. 24-letniego dziś Gregory Forda; jednej z dziesiątek ofiar tego agresywnego pedofila. Pierwszą z piętnastu skarg na niego Kościół otrzymał w roku 1967 - notabene - od innego księdza. W ciągu 40 lat pracy duchownej Shanley napastował dzieci i młodzież, zaś archidiecezja - w pełni tego świadoma - przerzucała go z parafii do parafii, awansowała (!) i pozwalała na kontakt z dziećmi, nie informując nowych parafii o jego zboczeniu.
W wyrwanych Kościołowi (dopiero pod groźbą konsekwencji karnych) dokumentach jest gazetka homoseksualistów "Gays Week" z 12 lutego 1972 r., opisująca spotkanie 150 osób dotyczące propagowania seksu dorosłych mężczyzn
odpowiedzialny w archidiecezji za "duszpasterstwo zaniedbanej młodzieży". W dokumentach jest raport wyższego urzędnika archidiecezji opisującego, jak zareagował biskup na wieść o powtarzających się telefonicznych skargach parafianki, donoszącej o praktykach Shanleya: "Niech sobie wisi na tełefonie " - powiedział. Wkrótce potem ks. Shanley został awansowany. Skargi się jednak mnożyły. Psychiatra z instytutu, do którego archidiecezja wysłała ks. Shanleya na badania, sformułował swą diagnozę: " Ciężki przypadek psychopatologii ".
Dokumenty ilustrują współczucie i sympatię kardynała wobec Shanleya i kompletną jego obojętność na los pokrzywdzonych. Gdy kardynał 0'Connor szukał dyrektora schroniska Leo House w Nowym Jorku, Law rekomendował Shanleya, zaznaczając tylko, że na tak eksponowanym stanowisku jego skłonności mogą zaowocować "negatywnym dla Kościoła rozgłosem ".
Dokumenty obrazują, że postawa Lawa wobec Shanleya - którego przeszłość i skłonności doskonale znał - wykracza poza granice przebaczenia, nabierając znamion aprobaty. W roku 1995 w liście do Shanleya kard. Law pisał: "To był dla ciebie bardzo burzliwy rok, Paul". Wyraża swą dezaprobatę wobec faktu, że jeden z wiernych śledzi postępy kariery pedofila, i współczuje Shanleyowi: " To musi być bardzo frustrujące, wiedzieć, że jest się przez kogoś śledzonym, kogoś, kto wysuwa nielogiczne żądania. Wiem, jak ciężko pracowałeś nad tymi sprawami w przeszłości, wiem, jakie poczyniłeś postępy". Rok później, przyznając Shanleyowi status
chowalni dla duchownych pedofilów, którzy muszą zniknąć. W roku 1999 czołowy doradca Lawa, ks. William Murphy, donosi Shanleyowi: "Nie będzie żadnych dalszych akcji prawnych przeciw tobie". Mimo coraz to nowych oskarżeń - sympatię i współczucie kard. Lawa dla ks. Shanleya podzielali jego najbliżsi współpracownicy z kierownictwa archidiecezji. Aktualny biskup diecezji Manchester, John McCormack - oskarżony wespół z Lawem - pisał w roku 1999 w jednym z kilkudziesięciu listów do Shanleya: "Rozumiem twą samotność po opuszczeniu parafii, gdzie ty i parafianie byliście dla siebie nawzajem tak ważni. Jedyne, co w tej sytuacji przychodzi mi do głowy to słowa Szekspira: Lepiej kochać i stracić, niż nigdy nie kochać w ogóle ".
W odpowiedzi na dwie skargi parafianki (Shanley napastował trzech z jej sześciu synów), bp McCormack przekonywał ich, że (ona i jej mąż) muszą być "dobrymi chrześcijanami" i radził zachować pełną dyskrecję. "Synom nic złego nie będzie " - zapewnił. Inny bliski współpracownik Lawa, Robert Banks, teraz biskup diecezji Green Bay, pisał w opinii ks. Shanleya (gdy ten w 1990 roku dojrzał do przerzutu na kolejną parafię do San Bernardino w Kalifornii): "Jest księdzem spełniającym wszelkie wymogi. Nie
Biskup McCormack
stwarza problemów, o które diecezja mogłaby się martwić ". Wyżsi oficjele archidiecezji traktowali Shanleya - jak pokazują dokumenty
Kardynał Ratzinger
- z czułym pobłażaniem: "Mieć do czynienia z ks. Shanleyem nigdy nie jest nudne.
To interesująca postać!".
Dossier, którego próbkę przedstawiamy powyżej, przebrało miarkę wyrozumiałości i poparcia dla kard. Lawa. Obecnie publicznie wyraża dlań poparcie tylko jeden człowiek: eks-ambasador USA w Watykanie, Roy Flynn. Jakkolwiek zmuszony jest przyznać, że "postępowanie Lawa jest nie do obrony ", to jednak bronił go, twierdząc, że jest " dobrym człowiekiem", który "zrobił tyle dobrego dla miasta ".
Wokół Lawa uczyniło się nagle pusto, co wprawiło hierarchę w furię. Pokazuje to reakcja na oświadczenie Jacka Connorsa - szarej eminencji i "rozstawiającego" w polityce Bostonu, najbliższego świeckiego doradcy i poplecznika kardynała - który stwierdził oficjalnie, że wycofuje się z doradzania Lawowi. Ten Biskup wezwał go do siebie i brutalnie zwymyślał. Rezygnację kardynała postulują dwaj kandydaci na gubernatora, dwie wielkie gazety bostońskie i prawie wszyscy dotychczasowi sponsorzy finansowi archidiecezji, obawiając się, że spadnie na nich odium afery.
Pieniądze to argument, który przemawia do Amerykanów najbardziej. Wpłaty na fundusze charytatywne kontrolowane przez archidiecezję spadły dramatycznie (tylko w jednej parafii 8 biznesmenów anulowało obiecane, stutysięczne dotacje. Inni deklarują, że nie wyjmą portfeli, póki Law jest arcybiskupem Bostonu). Symptomatyczne: do pozostania na stanowisku namawia Lawa grupa sześciu biskupów, którzy najwyraźniej obawiają się efektu domina, trafnie przypuszczając, że będą następnymi w kolejce do dymisji. Krańcowo odmienne stanowisko zajmuje większość szeregowych duchownych: uważają, że Law utracił zaufanie 2 min wiernych (60 proc. jest za dymisją) i musi odejść. List postulujący dymisję i podpisany przez 500 katolików nadszedł z Harvard Divini-ty School; drugi, sygnowany przez 500 innych wiernych, dostarczyła
Mary Jo Bane, profesor tego słynnego uniwersytetu. " Odczuwamy wielką złość - wściekłość raczej - na myśl o przestępstwach i spisku w celu ich zatajenia. Równocześnie mamy ogromne współczucie wobec ofiar" - oświadczył ks. Robert Bullock, lider nowo utworzonego stowarzyszenia księży na rzecz odnowy Kościoła, Boston Priests Forum.
Ujawnione akta analizują prokuratorzy. Thomas Reilly, prokurator stanowy Massachusetts, zaszokowany lekturą, ocenił postępowanie hierarchów jako "karygodne, niemal niewiarygodne" i nie wyklucza wniesienia
oskarżeń kryminalnych
przeciw biskupom i kardynałom. Jeśli nawet nie uda się im udowodnić "kryminalnych intencji", koniecznych do skazania, to prokuratura ma do dyspozycji prawo o ochronie praw obywatelskich dzieci i podstawy oskarżenia purpuratów o jego pogwałcenie.
Wszyscy podkreślają, że tak mocnych dowodów, jakich dostarczyły akta ks. Shanleya, wymiar sprawiedliwości jeszcze nigdy nie miał w ręku. Prawdopodobnie możliwe będzie zastosowanie przeciw Kościołowi federalnego ustawodawstwa (tzw. RICO) powstałego z myślą o walce z mafią.
Sytuacja zmusiła kardynała do oświadczenia 11 kwietnia, że rozważa ustąpienie ze stanowiska. Dzienniki telewizyjne 12 kwietnia rano informowały, że kwestia dymisji Lawa to nie pytanie "czy", ale "kiedy". Jednak kilka godzin później Law oświadczył, że "pozo-Gregory stanie na stanowisku tak długo, jak Bóg mu pozwoli". Wystosował do księży archidiecezji list, w którym stwierdza, że takie a nie inne traktowanie sprawy Shanleya wynikło z " niewłaściwego prowadzenia akt", po czym zniknął. "Na modły w odosobnieniu" - wyjaśniła rzeczniczka.
15 kwietnia okazało się, że Law zgłosił gotowość rezygnacji, którą jednak papież odrzucił, też obawiając się efektu domina. W tym samym czasie delegacja Konferencji Biskupów USA zakończyła rozmowy z Wojtyłą i kard. Ratzingerem. Przewodniczący konferencji bp Gregory oświadczył, że papież " wyraził głębokie współczucie i braterską solidarność z przywódcami Kościoła w USA w sprawie skandalu z przestępstwami seksualnymi ". Watykan jeszcze raz postanowił, że wierni nie mają głosu w kwestiach personalnych i doktrynalnych kościoła.
Wedug ostatnich doniesień arcybiskup Law najprawdopodobniej opuści swoją diecezję, by objąć w Watykanie eksponowane stanowisko. Innymi słowy - zostanie awansowany.
TOMASZ SZTAYER Fot. archiwum
Nr 18
- 9 V 2002 r.
FAKTY n
INJ
MITY KOŚCIOŁA
11
NIEWYGODNE PYTANIA (15)
Kapłaństwo kobiet
Dzieciak: - Dlaczego w Kościele katolickim kobiety nie mogą być księżmi? Na Zachodzie coraz częściej mówi się o kryzysie powołań, księża nierzadko muszą obsługiwać po kilka parafii. Czy nie jest to więc zwykła dyskryminacja? Przecież kobieta mogłaby bardzo dobrze spełniać funkcje pasterskie. Kobiety dobrze sobie radzą w Kościołach protestanckich i taki krok z pewnością przyczyniłby się też do polepszenia stosunków z tamtymi Kościołami.
Ksiądz katolicki: - Ale pogorszyłoby nasze stosunki z prawosławiem...
D. - Czyli w tej kwestii Kościół woli patrzeć na Wschód, nie na Zachód? Ale Kościół nie za bardzo przejmuje się opinią prawosławnych. Przykładem - choćby niedawne ustanowienie diecezji katolickich w Rosji, co zostało tam odebrane jako katolicki "marsz na Wschód".
Kk. - Tu chodzi o słowa Pana, które są dla nas najistotniejsze. Pismo jednoznacznie wyklucza kobiety z nauczania. Sw. Paweł pisał: "Kobiety mają na tych zgromadzeniach milczeć; nie dozwala się im bowiem mówić, lecz mają być poddane, jak to Prawo nakazuje. A jeśli pragną się czego nauczyć, niech zapytają w domu swoich mężów! Nie wypada bowiem kobiecie przemawiać na zgromadzeniu. Czyż od was wyszło słowo Boże? Albo czy tylko do was przyszło?" (1 Kor 14, 34n). W innym miejscu czytamy: "Lecz jak Kościół poddany jest Chrystusowi, tak i żony mężom - we wszystkim" (Ef 5, 24).
D. - To faktycznie niemała zagadka, bo w innym miejscu Paweł jest jakby niekonsekwentny, pisząc do Rzymian: "A polecam Wam Fe-bę, siostrę naszą, która jest diakonisą zboru w Kenchreach, abyście ją przyjęli w Panu, jak przystoi świętym, i wspierali ją w każdej sprawie" (Rzym 16, In). Jest więc jasne, że kobieta w początkach chrześcijaństwa mogła pełnić funkcje publiczne w Kościele.
Kk. - Przeważają jednak zakazy. W liście do Tymoteusza czytamy: ,,Kobieta niechaj się uczy w cichości z całym poddaniem się. Nauczać zaś kobiecie nie pozwalam, ani też przewodzić nad mężem, lecz [chcę, by] trwała w cichości. Albowiem Adam został pierwszy ukształtowany, potem - Ewa. I nie Adam został zwiedziony, lecz zwiedziona kobieta popadła w przestępstwo. Zbawiona zaś zostanie przez rodzenie dzieci" (1 Tym 2, 12n).
D. - Pawiowe autorstwo tego listu jest wśród naukowców kwestionowane, tak samo jak listu do
Efezjan. Pozostaje więc wzmianka w liście do Koryntian. Albo jest to późniejszy dopisek kopistów, albo też jest autentyczna i świadczy o tym, że Paweł nie był w tej kwestii zdecydowany. W innym miejscu przyznaje, że nie wszystko, czego naucza, pochodzi z objawienia, część dodaje od siebie (np. sprawy małżeńskie), może więc i do tego należy podchodzić nieco inaczej.
Kk. - Święty Paweł wiele razy wspominał, że mężczyzna bardziej nadaje się do służby Pańskiej, że przewyższa kobietę. Jak choćby taka oto gradacja: głową Chrystusa - Bóg, głową mężczyzny - Chrystus, głową kobiety - mężczyzna (1 Kor 11, 3). Albo nieco dalej: mężczyzna - obrazem i chwałą Boga kobieta - chwałą mężczyzny (1 Kor 11, 7). I jeszcze: "To nie mężczyzna powstał z kobiety, lecz kobieta z mężczyzny. Podobnie też mężczyzna nie został stworzony dla kobiety, lecz kobieta dla mężczyzny. Oto dlaczego kobieta winna mieć na głowie znak poddania..." (1 Kor 11,8-10).
D. - Jednak w liście do Gala-tów Paweł zrównuje kobietę z mężczyzną: "Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie" (3, 28).
Kk. - Tylko w obliczu Boga lecz nie w naszych ziemskich relacjach.
D. - Zostawmy Pawła. Nie on jest najważniejszy, lecz Jezus. W ewangeliach widzimy, że kobiety odgrywają znaczną rolę. Już choćby przez to, że to one właśnie troszczyły się o finanse gmin, one utrzymywały Jezusa, jak czytamy w ewangeliach "usługiwały ze swego mienia" (Łk 8,3, por. też Mk 15, 41, Mt 27, 55). A przecież
funkcje biskupa początkowo ograniczały się do zadań administracyjnych, finansowych!
Kk. - Nie było żadnej apostołki!
D. - Faktycznie, nie było. Zdarzało się jednak, że zwykła jawnogrzesznica mo-\Sf gła trafniej przewidzieć zamiary Jezusa, niż szacowne grono apostołów. Mamy oto scenę, w której pewna grzeszna kobieta dowiedziawszy się, że Jezus gości w domu faryzeusza, przybiegła tam z flakonikiem drogocennego olejku, którym oblała jego stopy. Goście patrzyli na to zdegustowani, lecz Jezus napomniał Szymona: "Wszedłem do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg; ona zaś łzami oblała Mi stopy i swymi włosami je otarła. Nie dałeś Mi pocałunku; a ona, odkąd wszedłem, nie przestaje całować nóg moich. Głowy nie namaściłeś Mi oliwą; ona zaś olejkiem namaściła moje nogi" (Łk 7, 37-50). Nie ostatni raz tam, gdzie zawodzili
apostołowie, sytuację ratowała kobieta. Status Marii Magdaleny w pierwotnym Kościele był znaczny, może taki jak i apostołów. Kiedy dla Jezusa przyszły ciężkie czasy, apostołowie stale go zawodzili. Usypiali, kiedy kazał tai czuwać; Piotr się go wyparł, Judasz sprzedał za trzydzieści srebrników, w Drodze Krzyżowej i w czasie śmierci towarzyszyły mu kobiety, a już po śmierci uczniowie załamali się zupełnie. Kobiety zaś na trzeci dzień udały się do jego grobu, Maria Magdalena była tą, której pierwszej się objawił po zmartwychwstaniu. Natychmiast uradowana postanowiła opowiedzieć o tym uczniom, lecz ci "nie chcieli jej wierzyć" (Mk 16,11), mimo że wcześniej wiedzieli od Jezusa, że ten powstanie z martwych trzeciego dnia. I tutaj mamy coś uderzającego swą wymową - to kobieta była tą, która pierwsza głosiła ewangelię - dobrą nowinę zmartwychwstania, bowiem wówczas nakazał Jezus głosić Marii tę wieść (zob. J 20, 17)! Czy potrzeba nam więcej argumentów?! Można wszakże jeszcze wspomnieć, że w innych pismach tamtego okresu, choć nie zaliczanych do kanonu, jednak chrześcijańskich tak samo jak i kanoniczne, pozycja Marii Magdaleny wyeksponowana jest jeszcze wyraźniej. W Ewangelii Marii [Magdaleny], która powstała w II wieku, Maria jako jedyna otrzymała od Jezusa objawienie po
jego śmierci. Uczniowie jednak buntują się przeciwko niej, nie chcą jej zaufać: "Piotr powiedział: Czyżby On [Jezus] rozmawiał z kobietą w tajemnicy przed nami, nie zaś otwarcie? ...Czyżby przedkładał ją nad nas?". Na to inny uczeń imieniem Lewi bierze Marię Magdalenę w obronę, mówiąc: "Jeżeli Zbawiciel uczynił ją tego godną - kim ty jesteś, że ją odrzucasz? Z całą pewnością Zbawiciel zna ją bardzo dobrze. Dlatego kochał ją bardziej niż nas". Z kolei w Ewangelii Filipa, również z II, wieku czytamy: "Zbawiciel ukochał Marię Magdalenę bardziej aniżeli wszystkich pozostałych uczniów". Uczniowie byli bardzo zazdrośni o takie uprzywilejowanie Magdaleny: "Pozostali uczniowie przyszli do niej i robili jej wymówki. Mówili [też] do Niego: Dlaczego kochasz ją bardziej niż nas wszystkich?" Ewangelie apokryficzne jej właśnie wiarę nazywają opoką, nie zaś Piotrową, Piotr zaś w obecności Marii musiał... milczeć. Skarżył się z tego powodu: "Panie mój, nie możemy dłużej znosić tej kobiety. Ona pozbawia nas wszelkiej sposobności do powiedzenia czegokolwiek. Wciąż zabiera głos" (Pistis Sophia). Widzimy wyraźnie, że w pierwotnym chrześcijaństwie występowała ostra rywalizacja dwóch nurtów. Zwycięski okazał się antykobiecy katolicyzm. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www. klerokratia.pl
Kobiety w Kościele?!
Równouprawnienie kobiet Kościół katolicki zaakceptował w 1963 roku. Dokonał tego Jan XXIII w encyklice "Pacem in terris". Odtąd Watykan stał się orędownikiem praw kobiet, ale pod warunkiem, że... niewieście postulaty będą w zgodzie z dogmatami Kościoła.
Chodzi o służebną rolę kobiet w Kościele, pa-triarchalną strukturę rodziny oraz rezygnację z legitymizowania rozwodów, wolnych związków, aborcji, antykoncepcji itp. Przyznając kobietom prawo do realizacji zawodowej, Kościół nadal jednak niewzruszenie stoi na stanowisku, że prawdziwym powołaniem kobiety i źródłem zbawienia dla niej jest małżeństwo.
Teologia feministyczna rozwinęła się w latach 80. jako część
teologii chrześcijańskiej. Jej twórczyniami i sympatykami są głównie kobiety. Za cel stawiają sobie wyzwolenie Kościoła spod męskiej dominacji, podkreślenie roli kobiet w Starym Testamencie, zwrócenie uwagi na ich obecność w otoczeniu Jezusa i niedocenianą aktywność w pierwszych wiekach istnienia chrześcijaństwa. Kościelne feministki protestują przeciwko ograniczaniu ich obecności we współczesnym Kościele do roli świeckich pomocników i wiernych. Prowadzą kampanie na rzecz wyświęcania kobiet na kapłanów, nadal odrzucanego przez katolicyzm i prawosławie.
Bez kobiet nie byłoby chrześcijaństwa - twierdzi Hubertus Mynarek w książce "Jezus i kobiety". Bez nich nie dokonałaby się ewolucja chrześcijaństwa od religii prześladowanej do religii panującej - dowodzą chrześcijańskie teolożki. Wprawdzie to Konstantyn w 313 r. zapewnił chrześcijanom pełną wolność wyznania i głoszenia wiary, ale milczeniem pomija się rolę, jaką odegrała jego matka, Helena, która przyjęła chrzest w 312 r. To ona wywarła wpływ na stosunek swego syna do chrześcijan i była prawdziwą apostołką nowego wyznania. Pamiętali o tym ówcześni wyznawcy Chrystusa, którzy z wdzięczności uczynili z Heleny świętą, a całą cesarską rodzinę
(o wątpliwej moralności) wystylizowali na wzór rodziny chrześcijańskiej.
Można też spekulować, jak potoczyłyby się dzieje chrześcijaństwa, gdyby króla Franków, Chlodwiga, nie przekonała do "jedynie słusznej wiary" jego pobożna żona, księżniczka burgundzka Klotylda. Katolicki chrzest, przyjęty przez Chlodwiga w 496 r., był ważnym aktem politycznym, który bez wojny pozwolił mu zjednoczyć królestwo Franków od Renu aż po Pireneje.
Nie byłoby wreszcie "katolickiej Polski", gdyby nie czeska księżniczka Dobrawa, która nawróciła pogańskiego księcia Mieszka, co w konsekwencji
zapoczątkowało stosunki z papie-stwem i budowę organizacji kościelnej na ziemiach polskich. Dzieło misyjne z jeszcze większym powodzeniem kontynuowała druga żona Mieszka, niemiecka eksmniszka Oda, która zdołała nakłonić małżonka do oddania księstwa pod opiekę Stolicy Apostolskiej.
U zarania swych dziejów chrześcijaństwo było atrakcyjne wyłącznie dla wyrzuconych na margines społeczeństwa, stąd m.in. odnoszono się doń z pogardą, uważając je za religię kobiet i niewolników. Dla kobiet chrześcijaństwo stanowiło alternatywę wobec stosunków społecznych i niekorzystnego dla nich rzymskiego prawa małżeńskiego, nakazującego całkowite podporządkowanie się mężczyźnie. Chrześcijaństwo przyznawało im pewne prawa, w związku z czym kobiety chętnie przyjmowały chrzest i nawracały całe swoje rodziny. Zwierzchnictwo kobiet było uznawane przez gminy, które opierały się na ewangelii Jana, według której Marta miała objawienie Jezusa jako Syna Bożego. Było ono jednak nie do pomyślenia w gminach zachowujących posłannictwo apostoła Pawła, która to tradycja nakazywała kobietom milczenie w sprawach religii. (Cdn)
ANNA KALENIK
12
MITY KOŚCIOŁA
FAKTYn
2 - 9 V 2002 r.
Konstytucja uchwalona 3 maja 1791 r. przeszła do historii jako druga na świecie (po konstytucji amerykańskiej z 1787 r.) i pierwsza w Europie sformułowana na piśmie ustawa zasadnicza. Do dziś zwykło się podkreślać jej postępowy charakter (jak na pol-
równocześnie kary sądowe dla katolików, którzy przeszliby do innego Kościoła. Za apostazję nadal obowiązywała przewidziana w 1668 r. kara wygnania z kraju (!). W szczegółowych postanowieniach tron oraz stanowiska ministerialne zarezerwowano wyłącznie dla katolików.
Mimo konstytucyjnego uprzywilejowania Kościoła katolickiego, papież Pius VI odnosił się do Konstytucji 3 maja nieufnie. Pojawiły się w niej pewne skojarzenia z rewolucją francuską, w związku z czym Rzym bał się, że Polska - będąca dotąd "najwierniejszą córką Kościoła"
JAK PANOWIE BISKUPI PRZYCZYNILI SIĘ DO II ROZBIORU POLSKI
Konstytucja 3 maja
"Religią narodową panującą jest i będzie wiara święta rzymska katolicka ze wszystkimi jej prawami; przejście od wiary panującej do jakiegokolwiek wyznania jest zabronione pod karami apostazji" (Konstytucja 3 maja, art. 1)
skie warunki i owszem) - jednak w porównaniu z konstytucją francuską z września 1791 r. powinna uchodzić raczej za anachronizm. Zapoczątkowała wprawdzie reformę społecz-no-ustrojową, ale tak naprawdę nigdy w pełni nie weszła w życie, obowiązywała bowiem ledwie 15 miesięcy z powodu konfederacji targowickiej, czyli spisku magnatów i polskich biskupów, którzy w 1792 r. o pomoc "w zaprowadzeniu porządku" w Rzeczpospolitej oficjalnie zwrócili się do carycy Katarzyny II, doprowadzając do wojny polsko-rosyjskiej. Dlaczegóż jednak "prawdziwi" Polacy wciąż otaczają takim kultem Konstytucję 3 maja i traktują ją jako "ponadczasową świętość narodową"? Niewątpliwie mają powody. Już bowiem w artykule pierwszym "Ustawa Rządowa" przyznawała religii katolickiej status religii państwowej. Zagwarantowano wprawdzie także tolerancję i opiekę prawną wyznaniom niekatolickim, ale
Z konstytucji ponadto wynikał obowiązek przynależności do Kościoła, najlepiej oczywiście katolickiego. Formalnie w Rzeczpospolitej nie można było więc być niewierzącym lub nie przynależeć do żadnej społeczności wyznaniowej.
Właściwy rząd Rzeczpospolitej stanowić miała Straż Praw, w skład której wchodzili: prymas jako głowa Kościoła katolickiego, co znamienne - sprawującego z urzędu funkcję ministra oświaty i zwierzchnika Komisji Edukacji Narodowej (!), pięciu ministrów i dwóch sekretarzy. W przypadku śmierci króla, jego niepoczytalności lub wzięcia w niewolę, regencję w Rzeczpospolitej konstytucja powierzała Straży Praw pod przewodnictwem królowej lub prymasa (!). A w artykule dziesiątym zobowiązywała wychowawców dzieci królewskich do wpajania "religii, miłości cnoty, Ojczyzny, wolności i konstytucji krajowej".
Jan Matejko - Konstytucja 3 maja 1791 roku
- może także w końcu pójść z duchem czasów i ulec tendencjom an-tyklerykalnym. Oprócz tego niepokoił się, czy ustawa majowa nie spowoduje ograniczenia praw kleru, a nade wszystko stworzenia niezależnego od wpływów kurii rzymskiej polskiego Kościoła narodowego.
Obawy te przynajmniej teoretycznie były uzasadnione. Jeden z głównych twórców konstytucji, ksiądz Hugo Kołłątaj, notabene zaciekle zwalczany przez papiestwo, postulował m.in. złożenie najwyższej władzy kościelnej w ręce synodu narodowego.
Królowi Stanisławowi Augustowi udało się uzyskać od Piusa VI błogosławieństwo dla konstytucji, co dawało szansę na realizację uchwalonych w niej reform. W lipcu 1791 roku papież wydał brewe aprobujące nową ustawę, ale z zastrzeżeniem, że nie może ona przynieść zmian na szkodę Kościoła w Polsce. Dla spopularyzowania ustawy król uzyskał zgodę Watykanu na przeniesienie święta św. Stanisława na 3 maja.
Podczas gdy obóz postępowy starał się ratować państwo przed zagładą, przeprowadzając reformy społeczno-ustrojo-we, magnaci i biskupi pod patronatem carycy zawiązali w kwietniu 1792 r. w Petersburgu konfederację ogłoszoną następnie w maju w Targowicy. Bardzo aktywnie udzielali się w niej przedstawiciele episkopatu polskiego: biskup inflancki Józef Kossakowski, biskup wileński Ignacy Massalski, biskup chełmski Wojciech Skarszew-ski i mianowany naczelnym kapelanem targowicy - biskup Michał Sierakowski. Za idącym z góry przykładem narodowej zdrady polskie duchowieństwo tłumnie zgłaszało swój akces do konfederacji.
Targowicą ostentacyjnie manifestując swój katolicyzm, nie omieszkała wprowadzić cenzury książek, powierzając ją oczywiście biskupom, nakazała ścisłego przestrzegania postów oraz planowała restytucję zakonu jezuitów w celu powierzenia mu wychowania młodzieży. Nie zapomniano też o anulowaniu przeniesienia święta biskupa Stanisława i przywróceniu go w dniu 8 maja.
Potępiający konstytucję, ale za to arcykatolicki spisek natychmiast otrzymał poparcie Rzymu. Pius VI, który wcześniej pobłogosławił Konstytucję 3 maja, teraz - nie zważając na własną niekonsekwencję - udzielił swojego błogosławieństwa targowicy. Za pośrednictwem nuncjusza udało mu się w końcu również nakłonić króla do przystąpienia do konfederacji. Za ten "chwalebny" czyn Stanisław August otrzymał od Rzymu pozwolenie na jedzenie mięsa w czasie postów (!).
Zwycięstwo targowicy i ostateczne obalenie konstytucji dokonało się dzięki wojskowej interwencji prawosławnej Rosji. Katolickiej Polsce przyniosło to kontrybucje, kryzys polityczny i gospodarczy, który doprowadził kraj do ruiny, a w konsekwencji - w 1793 roku do kolejnego rozbioru. Ale papieska dyplomacja była zadowolona, jedyną troską Rzymu było bowiem zachowanie wpływów i utrzymanie przywilejów Kościoła, co wcześniej załatwiono z Rosją. Nic zatem dziwnego, że drugi rozbiór Polski papież przyjął ze stoickim spokojem jako "konieczność".
W czasie insurekcji kościuszkowskiej w 1794 r. najbardziej jawni i znienawidzeni zdrajcy spośród biskupów: Massalski i Kossakowski zostali powieszeni. Równie "zasłużony dla ojczyzny" prymas Michał Poniatowski w obawie przed samosądem ludu wolał zażyć truciznę.
ANNA KALENIK Repr. archiwum
Watykan bardzo chciałby dziś zapisać poprawę bytu robotników w poprzednim stuleciu na własne konto. Tymczasem pozytywne zmiany dokonały się pod naciskiem związków zawodowych i partii lewicowych najczęściej wbrew Kościołowi.
Werbalne podkreślanie godności pracy ludzkiej jako kontynuacji boskiego dzieła stworzenia czynione współcześnie przez Kk oraz adaptacja pierwszomajowego Święta Pracy na kościelny użytek poprzez ustalenie 1 maja dniem patrona Józefa Robotnika sprawiło, że powoli zapominamy, iż jeszcze wcale nie tak dawno Kościół zajmował zgoła odmienne stanowisko. Aż do czasu Soboru Watykańskiego II dla katolików jedynie obowiązującym poglądem było traktowanie pracy jako kary za grzech pierworodny. Owocem tego był (i nadal jest) niższy poziom życia obywateli krajów katolickich. W XIX wieku Watykan oficjalnie popierał wyzysk, stając na straży konserwatyzmu społecznego i podsycając nienawiść do lewicowych ruchów robotniczych. Nie tylko zwalczał związki zawodowe, ale ostro występował nawet przeciw postulatom ośmiogodzinnego dnia pracy. Nic dziwnego zatem, że ruch robotniczy w religii i klerze upatrywał wrogów wolności i człowieczeństwa.
Kwestię robotniczą w ogóle Kościół raczył dostrzec bardzo późno (dopiero w momencie gdy ruch robotniczy stał się znaczącą siłą) i uczynił to w nader osobliwy sposób. Po raz pierwszy podjął temat Leon XIII w encyklice Rerum novarum (1891), zwaną w kręgach katolickich (jak na ironię!) " wielką kartą obrony klasy robotniczej". Uznając pracę jako karę za grzechy, przykrą konieczność oraz zajęcie godne pogardy, papież stwierdził, że nie-
jakiej się zobowiązali, nie krzywdzić pracodawcy ani w majątku, ani w osobie oraz nigdy nie posługiwać się buntem (strajkiem), albowiem każdy strajk jest zamachem na porządek natury.
Wcale nie był to przypadek, że encyklikę tę Kościół ogłosił w 1891 roku. Od 1889 r. bowiem międzynarodowy ruch robotniczy zaczął obchodzić 1 Maja, święto ustanowione w rocznicę brutalnie stłu-
Kościół a kwestia robotnicza
równość społeczna jest w pełni zgodna z prawem boskim i naturalnym - w związku z czym " trzeba w cierpliwości znosić los swój i dolę ludzką; niepodobna, aby w społeczeństwie ludzkim wszyscy byli równi, aby najniżsi zrównali się we wszystkim z najwyższymi". Posiadaczom i pracodawcom zalecił, by byli wielkoduszni względem robotników i nadmiernie ich nie wyzyskiwali - "robotnikowi należy przyznać tyle wytchnienia, ile potrzeba dla odzyskania sil strawionych pracą " - a co najważniejsze: mieli na uwadze "religijne i duchowe potrzeby pracowników". Ubogim robotnikom natomiast papież przypomniał ich obowiązki: w całości i wiernie dostarczać pracy, do
mionego przez policję wielkiego strajku chicagowskich robotników, żądających skrócenia dnia pracy do ośmiu godzin.
W celu spacyfikowania socjalistycznych ruchów robotniczych Leon XIII proponował tworzenie chrześcijańskich związków zawodowych, których najważniejszym celem miał być wzrost pobożności robotników! Pierwsze katolickie związki zawodowe zaczęły powstawać z inicjatywy księży na bazie stowarzyszeń religijnych jeszcze u schyłku XIX w. Nigdy nie cieszyły się zbytnią popularnością, bo ich program zabraniał robotnikom walki o prawa i godność, a właściwie ich jedynym zadaniem było pozyskanie proletariatu dla Kościoła.
Aktywizowały się najczęściej podczas akcji ła-mistrajkowych.
Jako ciekawostkę można przytoczyć historię z wydanym w 1918 r. przez władze RP dekretem o ośmiogodzinnym dniu pracy przez pięć dni w tygodniu i sześciu godzinach w soboty. Hierarchia kościelna II RP postulat ten odrzucała jako "propagandę wywrotową" (orędzie episkopatu do wiernych z 10 XII 1918). Ks. J. Biederlock pisał: "żądanie powszechnego 8-godzinnego dnia pracy jest nieusprawiedliwione i musi być odrzucone", aks. E. JaroszyńsM: "...dla tkacza 11-godzinna praca nie jest zanadto uciążliwa".
Jak współcześnie Watykan zapatruje się na kwestię robotniczą? Choć Jan Paweł II wiele mówi o godności pracy, to w stanowisku Kościoła od czasów Leona XIII nazbyt wiele się nie zmieniło. Poprawę doli robotników Kościół wciąż upatruje w szerzeniu ewangelizacji i rozwijaniu działalności charytatywnej. Zważywszy, że odwoływanie się do miłosierdzia i poczucia sprawiedliwości katolickich pracodawców na razie pozostaje wyjątkowo mało skuteczne, nie jest to więc z pewnością program atrakcyjny dla ludzi żyjących z pracy najemnej. Podobnie jak odprawianie pierwszego maja w kościołach modłów o polepszenie bytu bezrobotnych - w niczym ich sytuacji nie zmieni. A. K.
Nr 18
- 9 V 2002 r.
FAKTY n
INJ
BOG I BOGOWIE
13
SŁOWIAŃSCY BOGOWIE (XIII)
Rujewit, Porewit, Porenut
Na wyspie Rugii - zanim od połowy XI w.
kult Świętowita w Arkonie ("FiM"
nr 6/2001) urósł do wielkiego znaczenia
- rozwijały się kulty innych, starszych bogów.
Jak w całej Słowiańszczyźnie Zachodniej, bóstwa występowały pod miejscowymi nazwami i miały lokalne ośrodki plemienne lub grodowe.
Z opisów Sakso Gramatyka i Knytlingasagi wiemy, że w XII w. w Gardźcu znajdowały się trzy świątynie, każda poświęcona innemu bogu, a znaleziska archeologiczne potwierdzają istnienie trzech budowli na planie kwadratu o długości boku od 7,5 do 6 m. Jak piszą J. Żak i W. Kowalenko, można sądzić, iż Gardziec w okresie pogańskim był zamieszkany jedynie przez kapłanów i księcia, miał więc charakter wybitnie kultowy.
Bogami czczonymi w tych świątyniach byli Rujewit (Rugiewit) oraz Porewit i Porenut. Imię pierwszego z nich jest najzupełniej jasne - to pan, władca Rugii (Rui), co jest najlepszym dowodem, że był on głównym bogiem wyspy przed dominacją Świętowita. Sakso Gramatyk, opisując jego dębowy, wydrążony w środku posąg podał, iż: "grubość jego przekraczała rozmiary ludzkiego ciała, a wysokość była taka...", że biskup Absalon - który wraz z królem duńskim Waldemarem I
podbijał i chrystianizował Rugię - stając na palcach, siekierą wyciągniętą ku górze ledwie dosięgał podbródka posągu... Rugiewit miał głowę o siedmiu twarzach, oraz siedem prawdziwych mieczy u pasa, podczas gdy ósmy miecz miał mocno przytwierdzony do ręki, jakby trzymał go w garści. Oglądających posąg Duńczyków rozbawiło to, że
Rugiewit - grafika S. Jakubowskiego
pod wargą posągu uwiły swoje gniazdo jaskółki, wskutek czego pierś posągu była ubrudzona. Miało to jednak znaczenie kultowe, bowiem jaskółki, jako "boże ptaszki", w całej Słowiańszczyźnie są zwiastunem
wiosny i wcieleniem dusz zmarłych. Miecze i imię tego boga dowodzą, że mamy do czynienia z bogiem militarnym.
Pozostali dwaj bogowie to Porewit i Porenut, w których niektórzy badacze widzieli indoeuropejską ideę Dioskurów - boskich bliźniaków. Porewit miał posąg o pięciu głowach, zaś Porenut głowę o czterech twarzach, piąta zaś spoczywała na jego piersi, przytrzymywana lewą ręką na czole, a prawą pod podbródkiem. Pomysłów na wyjaśnienie roli tych bogów było dotychczas co niemiara. W Porewicie widziano m.in. Bore-wita, czyli pana boru; dawniej zaś tłumaczono go jako "Porywacz", rozbójnik, przynoszący szczęście w wyprawach łupieżczych. Imię Porenuta zaś próbowano odczytywać jako Pe-runic bądź Peruniec, czyli syn Peru-na. Innym razem Porenut miał być rzekomo bogiem miłości lubieżnej, imię jego w formie Poroniec wyprowadzano też od słowa "poronić" i sądzono, że młode małżeństwa składały mu ofiary dla zapewnienia sobie zdrowego potomstwa. A. Gieysztor uważa, że wszyscy trzej bogowie z Gardźca to przedstawienia poszczególnych aspektów Peruna: Rujewit jako jego postać zbrojna, Porewit jako siła naporu, a Perunic to najstarsza z form.
IGOR D. GÓREWICZ Repr. archiwum
RELIGIE WCZORAJ I DZIŚ (9)
Totemy i czas marzeń
Wierzenia aborygenów ze względu na archaiczność ich kultury dobrze oddają to, w co wierzyli także nasi praprzodkowie. A wierzyli w reinkarnację i rodzaj innego wymiaru, zwany Czasem Marzeń, oraz uprawiali kult przodków.
Koncepcja wędrówki dusz ściśle łączy się z drugą sferą mocy znaną australijskim mitologiom - z siłami społecznymi zawartymi w totemie. Każdy ród i każde plemię ma swoich protoplastów, którzy zaczerpnęli z wszechświata więcej mocy niż ludzie i dlatego byli w stanie wpływać na rzeczywistość. Często ta ich szczególna siła płynie po prostu z faktu zrodzenia ich przez samego Tęczowego Węża albo Wielką Macierz. Przodkowie totemiczni pełnią kluczową rolę pośrednika między ludźmi i wszechświatem, a nawet po śmierci wciąż trwają w postaci społeczeństwa oraz w totemie, czyli określonym zwierzęciu albo przedmiocie uosabiającym wspólnotę i uważanym za symbol jej początku i jedności. Totem tkwi w każdym członku danej wspólnoty niczym wrodzona, dziedziczna cecha człowieka decydująca o jego przynależności i pozycji.
Totem niekoniecznie jest tylko elementem materialnym. Powinien raczej być uznany za duchowy rdzeń wyróżniający określoną grupę ludzi i łączący ją z długim szeregiem praojców oraz z najgłębszymi mocami wszechświata. Jest to zarazem cenna wskazówka mówiąca, jak mogli niegdyś rozumować neandertalczycy ceremonialnie chowający swoich zmarłych, otaczający ich ciała ofiarami i odprawiający magiczne rytuały w jaskiniach z grobami.
Totem i przodkowie są w Australii kanałem wiodącym do Czasu Marzeń, podstawowego pojęcia w religijnym myśleniu aborygenów. Niezmiernie ważne jest właściwe rozumienie tej kategorii, która nie daje się zaklasyfikować ani jako zamierzchła epoka w dziejach ludzkości, ani też jako konkretna kraina. Być może odpowiada ona okresowi lodowemu, który w Australii oznaczał większą wilgotność i bujną roślinność? Jednak dla późniejszego aborygena Czas Marzeń okazuje się raczej stanem ducha niż konkretnym miejscem. To z Czasu Marzeń wywodzą się wszyscy przodkowie, stamtąd przybyły niegdyś totemy i wciąż płynie zeń
nieprzerwany strumień dusz wcielających się w coraz to nowe ciała rodzących się ludzi. Po śmierci zaś dusze odchodzą właśnie do Czasu Marzeń, aby czekać na ponowne wcielenie. Nawet kiedy aborygen śpi, może tam zawędrować (stąd też inna nazwa - Czas Snu), ale równie dobrze może tego dokonać czarownik w religijnej ekstazie, pod wpływem określonych ceremonii albo w stanie upojenia narkotykiem. Chcąc poznać przyszłość i przeszłość, zyskać mądrość, a nawet uwolnić się od choroby, aborygen zawsze wkracza do Czasu Marzeń, który stanowi rzeczywistość równoległą do świata widzialnego. Jest to porządek sakralny i duchowy całkowicie przenikający ludzką codzienność i nadający jej głęboką, magiczną treść. Rzutuje na całe widzenie świata: nie ma w nim liniowego rozwoju ani ciągu zmian prowadzących do określonego punktu (na przykład zbawienia albo końca świata). Wszystko jest wieczne, cykliczne i konieczne, ponieważ wynika z uniwersalnego porządku zawartego w Czasie Marzeń - tej Ziemi Obiecanej i zarazem raju ludzi epoki kamiennej. LESZEK ŻUK
Przypowieść o faryzeuszu i celniku skierowana została do tych, "którzy pokładali ufność w sobie samych, że są usprawiedliwieni, a innych lekceważyli" (Łk 18,9).
Pokładający ufność w sobie samych to faryzeusze, zaś do najbardziej zlekceważonych należeli celnicy. Pan Jezus powiedział: "Dwóch łudzi weszło do świątyni, aby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik" (Łk 18, 10). Zwróćmy zatem uwagę na postawę obydwu, treść ich modlitw oraz ich skutek.
Faryzeusze należeli do najsurowszego stronnictwa religijnego, które stawiało sobie za cel skrupulatne przestrzeganie boskiego prawa (Dz 26, 5). Uważali siebie za "oddzielonych" - sprawiedliwych, i przywiązywali ogromne znacze-
swoje duchowe ubóstwo, nie próbował porównywać się z innymi, być może gorszymi od niego samego. W skrusze odwołał się do bożego miłosierdzia. Dlatego jednak, że czuł się niegodny, "stanął z daleka i nie śmiał nawet oczu podnieść ku niebu, lecz bił się w pierś swoją, mówiąc: Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu" (Łk 18,13). Jaki był tego skutek? "Poszedł usprawiedliwiony do domu swego, tamten zaś nie; bo każdy, kto siebie wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony" (Łk 18, 14).
Postawy faryzeusza i celnika to dwa różne sposoby rozumienia zbawienia: zbawienia z uczynków i zbawienia z łaski przez wiarę. Apostoł Paweł napisał: "Albowiem łaską zbawieni jesteście przez wiarę, i to nie z was: boży to dar; nie z uczynków, aby się kto nie chlubił. Jego bowiem dziełem jesteśmy, stworzeni do dobrych uczynków, do których przeznaczył nas Bóg, aby-
PRZYPOWIEŚCI JEZUSA (11)
0 faryzeuszu
1 celniku
nie do ścisłego przestrzegania tradycji. Jezus uznał ich jednak za ślepych, ponieważ " unieważniali słowo Boże przez naukę swoją" (Mt 15,6) oraz "zaniedbali tego, co ważniejsze w prawie: sprawiedliwości, miłosierdzia i wierności..., przecedzając komara, a połykając wielbłąda" (Mt 23, 23-24).
Przypowieść ukazuje nam modlącego się w świątyni faryzeusza. I choć zdawać by się mogło, że jest on we właściwym miejscu i zajęty właściwymi sprawami, to jednak treść jego modlitwy zdradza jego zadufanie w sobie i oskarżycielskiego ducha wobec innych. Oto jego słowa: "Boże, dziękuję ci, że nie jestem jak inni ludzie, rabusie, oszuści, cudzołożnicy, albo też jak ten oto celnik. Poszczę dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę z całego mego dorobku" (Łk 18, 11-12).
Jakże inna była postawa tego drugiego. Miał on świadomość faktu, że nie może liczyć na przychylność kogokolwiek. Jako poborca podatkowy, pracujący dla rzymskich okupantów, był uważany przez swoich ziomków za zdrajcę. Ponadto celnicy niejednokrotnie nadużywali swoich uprawnień i bogacili się kosztem innych. Wspomniany celnik miał widocznie dość takiego życia. Wiedząc, że jest grzesznikiem, i widząc
śmy w nich chodzili" (Ef 2, 8-10). Niestety, wielu współczesnych chrześcijan, podobnie do fary-' zeuszy poszukuje zbawienia w ścisłym przestrzeganiu religijnych przepisów. Większą wagę przywiązuje się do zewnętrznych form zamiast do pokornego, wewnętrznego przeżywania relacji z Bogiem. Wierzący ci na ogół nie przyjmują do wiadomości, że odmawianie różańca, pielgrzymki, posty i uczestnictwo w życiu Kościoła nie są w stanie nikogo zbawić. A ich religijna nadgorliwość często sprawia, że podobnie do faryzeuszy, patrzą na innych wyniośle. Ludziom tym jednak brak wewnętrznej radości i spokoju ducha (Iz 57, 20-21).
Inaczej jest z tymi, którzy, podobnie do celnika z przypowieści, szukają ukojenia przed Bogiem. Dla takich Biblia zawiera cenne obietnice: "Bo tak mówi Ten, którego imię jest Święty: Króluję na wysokim i świętym miejscu, lecz jestem też z tym, który jest skruszony i pokorny duchem (Iz 57, 15).
Oby przypowieść o faryzeuszu i celniku była wystarczającą przestrogą przed wywyższaniem się ponad innych, a jednocześnie zachętą do przyjęcia Bożego usprawiedliwienia, które jest z wiary (Rz 5, 1).
BOLESŁAWA PARMA
14
BEZ DOGMATÓW
FAKTYn
2 - 9 V 2002 r.
DAJ ŚWIADECTWO SWOJEJ PRAWDZIE
Diabły i anioły
Są tacy, którzy potępiają gejów i lesbijki w imię "tego co normalne i zgodne z naturą". Powołują się przy okazji na opinię "większości normalnych ludzi", którzy ponoć zawsze i wszędzie piętnowali "zboczeńców".
Tym samym dają oni świadectwo stanu własnego wnętrza - najczęściej źle skrywanej nienawiści i zwykłej niewiedzy.
O nienawiści i nietolerancji wobec mniejszości seksualnych pisaliśmy na naszych łamach już wielokrotnie. Chcemy jednak zwrócić uwagę, że nienawiść ta ma swoje źródło przede wszystkim w tradycji jude-ochrześcijańskiej, która zapuściła korzenie na naszym kontynencie. W innych kulturach bywało różnie ze stosunkiem do homoseksualistów, czasem negatywnie, czasem tolerancyjnie, a niekiedy... entuzjastycznie.
Czy się to komuś podoba, czy nie, współżycie osób tej samej płci występowało we wszystkich znanych nam cywilizacjach. Więcej, naukowcy dowiedli występowania tego zjawiska u kilkudziesięciu gatunków zwierząt. Stwierdzenie, że tego typu zachowania sprzeczne są z naturą, mija się więc z prawdą. Homosek-sualizm jest bowiem częścią przyrody czy - jak to mówią ludzie religijni - "częścią stworzenia".
Z najstarszego jak dotąd dokumentu (sprzed 4500 lat) wynika,
że zachowania homoseksualne były akceptowane przez starożytnych Egipcjan i uważane za zjawisko naturalne. Podobnie było na ogół na Bliskim Wschodzie, a rytualna prostytucja homoseksualna miała swoje miejsce w świątyniach. Podobnie było na Dalekim Wschodzie, w Chinach i w Japonii, choć tam nastroje społeczne w tym względzie wahały się w zależności od epoki.
W najbliższej nam starożytnej kulturze grecko--rzymskiej tego rodzaju stosunki uważano za "chleb powszedni". O "innej miłości" pisano wiersze, wystawiano sztuki. Przedstawiano ją na zdobionych wazach, była też przedmiotem rozpraw filozoficznych. Biedni Grecy, ojcowie naszej kultury, nie wiedzieli jeszcze, że są nienormalni...
Wśród tak zwanych kultur pierwotnych na uwagę zasługują plemiona północnoamerykańskie. Mają one
zdumiewający stosunek do osób, które my nazwalibyśmy mianem transwestytów. W 120 plemionach potwierdzono istnienie instytucji "berdasza" - mężczyzny ubierającego się na sposób kobiecy. Jako ewenement natury cieszył się on szacunkiem całej społeczności, pełnił też czasami funkcje kapłańskie...
W obyczajowości plemion me-lanezyjskich w Oceanii stosunki homoseksualne cieszą się powszechną akceptacją nikogo nie dziwią chociaż są praktykowane przez mniejszość. W krajach islamu, zwłaszcza w Afryce Północnej, zaskakuje wszechobecność homoerotyki mimo oficjalnej niechęci Koranu do tego typu związków międzyludzkich.
W Europie triumf chrześcijaństwa był początkiem prześladowań homoseksualistów.
W nienawiści do gejów prym wiodła protestancka Wielka Brytania. Jeszcze w pierwszej połowie XIX wieku na mocy wyroku sądowego zamordowano tam 80 mężczyzn, a za "grzech sodomski" tysiące ludzi poniżano publicznie i wsadzano do więzień. W 1861 karę śmierci zastąpiono karą dożywocia (sic!). Karalność homo-seksualizmu zniesiono dopiero w 1967 roku (!!!), a jeszcze po drugiej wojnie światowej leczono "pedałów" elektrowstrząsami i środkami chemicznymi, niestety, bezskutecznie.
Życie jednak płata figle. Na dowód tego przytoczymy słowa autora, którego doktryna legła u fundamentów rzymskiego katolicyzmu, a który paradoksalnie był ukochanym teologiem m.in. Lutra i Kalwina. Święty Augustyn, bo o nim mowa. Powszechnie wiadomo, że w czasach pogańskich przez wiele lat żył w kon-
ten, którego tak kochałem. (...) A zwłaszcza dziwiłem się, że po jego śmierci żyję ja, który byłem połową jego duszy. Dlatego przerażało mnie życie, bo nie chciałem przez nie kroczyć, będąc tylko połową siebie. Może też właśnie dlatego bałem się umrzeć, aby ze mną nie umarł już cały ten, którego tak kochałem ".
kubinacie i miał dziecko, a wstrętu do seksualności nabrał po tym, jak stał się uczniem Chrystusa. Niewielu jednak wie, że "Doktor Łaski" miał za sobą także burzliwy romans ho-moseksualny... Oto jak romantycznie o tej miłości pisze - już jako świątobliwy biskup: "słodszą mi była ponad wszystko, co w ówczesnym moim życiu było błogie ". Święty z rozrzewnieniem wspomina, pisząc o śmierci ukochanego: " wszystko, co obu nam było wspólne, teraz, bez niego, zamieniło się w straszną mękę. (...) Dziwiłem się, że inni śmiertelni ludzie żyją jeszcze, skoro umarł
Homoseksualizmu, podobnie jak i heteroseksualizmu nie można i nie należy propagować, czy reklamować. Trzeba natomiast odwoływać się do zdrowego rozsądku. Problem w tym, że dla wielu osób niezależne myślenie stało się owocem na własne życzenie zakazanym. Mają od tego swoich papieży, pastorów i rozmaite "organy kierownicze". Można by rzec - ich problem, gdyby nie to, że niektóre z ich dzieci, w jakimś procencie homoseksualne, podobnie jak i dzieci z innych rodzin, nie znajdą zrozumienia ani wsparcia. Szkoda. ADAM CIOCH
Fala wywiadów, artykułów i opinii, jaka przetoczyła się przez Polskę w ostatnich tygodniach w związku z ustawą o związkach partnerskich i sprawą abpa Paetza, wywołała oburzenie wśród społeczności gejów i lesbijek w Polsce. Nie wiadomo skąd, nagle znalazło się w naszym kraju grono specjalistów z dziedziny homoproblema-tyki, chętnie zabierających głos w tej sprawie i dezorientujących społeczeństwo.
Wiedza znacznej części rodaków na temat homoseksualizmu opiera się na ogół na mitach i stereotypach. Powodem wszelkich błędnych przekonań jest przeświadczenie, że wszyscy z natury interesują się erotycznie płcią przeciwną oraz że "homo-seksualny" znaczy gorszy.
Specyfiką tego podejścia, jakże popularnego i rozpowszechnionego także, niestety, wśród laickich elit intelektualnych, jest fakt, iż homo-seksualność traktuje się jako problem społeczny lub psychologiczny, który trzeba rozwiązać. Czasami nawet kryminalny, o czym świadczy niesmaczna sugestia jednego z dziennikarzy "Gazety Wyborczej" o organizowaniu się księży homoseksualistów, którzy rzekomo zagrażają społeczności kościelnej. Jak
widać, nie odróżnia się tutaj patologii społecznej czy zaburzeń natury psychicznej od homoseksual-ności jako jednej z form ludzkiej seksualności. Duch medykalizacji i penalizacji wisi nad katoeksper-tami od gejów. Co gorsza, towarzyszy temu protekcjonalne traktowanie osób homoseksualnych oraz umniejszanie i dyskredytowanie do-
bowiem do uczuć i samopoznania osoby ludzkiej. Osoba może chcieć lub nie chcieć wyrażać swoją orientację poprzez zachowania. Orientacja to coś bardzo wewnętrznego, niemal nierozerwalnie związanego ze świadomością danej osoby. Kobiety i mężczyźni homoseksualnie zorientowani nie potrzebują pozwolenia osób trzecich, gdy decydują się na
właściwie dwie grupy stanowisk, tłumaczące przyczyny występowania tego fenomenu. Zwolennicy jednej grupy widzą homoseksualność jako cechę wrodzoną drudzy jako właściwość nabytą. Oczywiście, katoliccy eksperci od gejów zdecydowanie plasują się w tej drugiej grupie. Co dziwne, upatrują przyczyny homoseksu-alności w niedostosowaniu się do
świadczenia gejów i lesbijek. Któż bowiem dopuści ich do głosu, kto poważnie potraktuje, skoro w myśl rozumienia o. Józefa Augustyna, katoeksperta w sprawach homoseksualnych, nie mogą się oni kontrolować?
Całe szczęście, że katoeksperci zdają się rozróżniać skłonności od samych zachowań homoseksualnych. Nieznana jest im np. tematyka orientacji seksualnej, kluczowa dla wszelkiej dyskusji wokół ludzkiej seksualności. Orientacja bowiem jest czymś innym niż powierzchowne skłonności i różna jest od zachowań seksualnych. Orientacja odnosi się
ekspresję seksualnych i uczuciowych zachowań do osób tej samej płci. Przejawem głęboko ukrytej homofo-bii jest protekcjonalizm, wyrażający się np. w próbie kontrolowania wyrażania czyichś uczuć.
Inną cechą ujęcia potępiającego, tak dobrze uwidocznionego w wypowiedziach przedstawicieli polskiego Kościoła katolickiego, jest przywiązywanie dużej uwagi do zagadnienia pochodzenia homoseksualno-ści. W nadziei na usunięcie lub pomniejszenie złego homoseksualizmu szuka się dostatecznie przekonującej teorii na temat powstania tego zjawiska. Wiadomo, że istnieją
społecznej roli płciowej, myląc ją z innym ważnym komponentem ludzkiej seksualności, a mianowicie z orientacją seksualną.
Reasumując powyższe uwagi, trzeba podkreślić, że poglądy ka-toekspertów bazują na przeświadczeniu, iż wszyscy ludzie są z natury swej zainteresowani erotycznie osobami płci przeciwnej, zaś cała homoseksualność wyczerpuje się w doraźnych aktach płciowych dokonywanych w wyniku zapomnienia się, rozbudzenia seksualnego, złego wychowania, nudy itp. W związku z tym akty te są tylko zwykłymi przypadłościami,
które zawsze dzięki dobrej woli można wyeliminować.
Myślę, że przyszedł czas na przeciwstawienie się mitom oraz na prezentację problematyki orientacji seksualnej, zagadnień homoseksualno-ści oraz kwestii tożsamości gejow-sko-lesbijskiej w całkowicie akceptującym ujęciu. Trzeba zacząć uwzględniać doświadczenie gejów i lesbijek według zasady "nic o nas bez nas", a także doceniać dorobek zebranej do tej pory wiedzy na temat ludzkiej seksualności.
Każda osoba jest seksualna i każda ma jakąś orientację seksualną, jedną z trzech: heteroseksu-alną, homoseksualna lub biseksu-alną. Fakt ten całkowicie umyka zwolennikom potępiania, leczenia i karania. Z czym zatem naprawdę boryka się polski homoseksualista? Według mnie - z homofobią, czyli strachem i nienawiścią wobec mniejszości seksualnych. Borykać się musi z irracjonalnym lękiem przed przejawami homoseksualno-ści, które odnajduje w sobie i/lub postrzega u innych, także z przekonaniem, które musi brać często za dobrą monetę, że wszyscy są zainteresowani erotycznie osobami płci przeciwnej.
ROBERT BIEDROŃ Prezes Kampanii Przeciw Homofobii
- 9 V 2002 r.
FAKTY n
INJ
LISTY OD CZYTELNIKÓW
15
LISTY
Miller oszalał?
Kto powstrzyma tego szaleńca Millera? Rosjanie pozwolili sobie nie wpuścić do siebie biskupa Mazura, i to ich sprawa. A tutaj oburza się kto? Nie Glemp, który mówi, że smutne jest, iż rząd rosyjski spełnia życzenia Cerkwi prawosławnej, lecz kto? Premierek Miller, minister Janik i kilku innych wzywają rosyjskiego ambasadora na dywanik i żądają wyjaśnień. Przecież właśnie spełniają życzenia Glempa i Watykanu. To już nie jest oburzające. To nie jest nawet ślepota polityczna. To jest przestępcze działanie na szkodę polskich interesów. Polska potwierdza, że jest państwem wyznaniowym i będzie bronić interesów Kościoła katolickiego i jego ekspansji na Rosję. Wbrew wszelkiemu rozsądkowi, wbrew żywotnym interesom naszego państwa, aby móc prowadzić interesy gospodarcze na Wschodzie. To jest polityczne i gospodarcze samobójstwo, za które Miller powinien być sądzony już teraz, a nie po przegranych wyborach. Domagajmy się dymisji Millera za ten skandal! Nie sądziłem - ja, elektorat lewicy - że dożyję takiego wstydu. R.S.
e-mail do wiadomości redakcji
Zgubna histeria
Histeria i presja mediów, a zwłaszcza niektórych redaktorów, w sprawie wydalonego z Rosji biskupa katolickiego spowodowała, że Prezydent, Premier, Rząd RP zaangażowali się w sprawy, które powinny pozostać w gestii Kościoła. Czy nie oznacza to ingerencji władz ponoć świeckich w sprawy religijne? Czy to zaangażowanie nie jest sprzeczne z Konstytucją RP? Czy w naszym kraju biskupia wiza jest tak istotnym problemem, że muszą się tym zajmować najwyższe władze i czy warte jest to zadrażniania z trudem poprawionych stosunków z Rosją? Sprawa ta jest kolejnym dowodem na to, że przyczyną wszystkich konfliktów zawsze były religie. Rafał Potocki z Gdańska
Oto jest pytanie
Mam takie pytanko - po co wy, u diabła, piszecie te wszystkie artykuły, skoro i tak większość czytelników po przeczytaniu tygodnika w piątek - w niedzielę idzie do
kościoła i daje na ofiarę jak te ofiary losu? Pozdrawiam i oby tak dalej, a jeśli wystawicie dobrych kandydatów w następnych wyborach parlamentarnych, to głos mój i całej mojej rodziny na pewno macie w kieszeni. Perseusz
"FiM" z pinezką
"FiM", które biorę z Polski zostawiam w Nowym Jorku w parku na ławce i przypinam pinezkami. Myślę, że na pewno ktoś je przeczyta. Coś wspólnie musimy robić, aby działać przeciw tej ciemnocie, która chyba nieświadoma jest bezczelności kleru, a na którą pozwalają kolejne rządy i ten ostatni rząd - też klęczący. Okropne tak się poniżać. Kler powinien wiedzieć, do czego jest powołany (przez siebie) i gdzie jego miejsce, a teraz już nawet sądy są ukościelnione!
Polka
z Nowego Jorku
Panie Redaktorze Jonasz!
W artykule "Bliski nam Wschód" postraszył Pan Polaków wizją, według której Żydzi, osiedliwszy się w naszym kraju, zażądali w 2200 roku wydzielenia im części polskiej ziemi, by utworzyć na niej państwo Izrael. Oczywiście, chodziło Panu o Palestyńczyków, którzy rzekomo chcą założyć swoje państwo na ziemi żydowskiej. Niestety, przekręcił Pan fakty historyczne. To nie Palestyńczycy opanowują ziemie izraelskie, aby utworzyć swoje państwo, lecz Żydzi, którzy po dwóch tysiącach lat nieobecności w Palestynie, osiedlali się, za sprawą syjonistów, na ziemiach arabskich, aby po II wojnie światowej rozpocząć walkę zbrojną o utworzenie swego państwa na biblijnych ziemiach żydowskich. To tak, jakby Polacy, ponownie osiedliwszy się na Łużycach czy w Berlinie, domagali się dziś utworzenia tam słowiańskiego państwa, ponieważ te ziemie zamieszkiwali przed tysiącem lat Słowianie.
Lambert P., Gdańsk
Szanowny Panie! Niewątpliwie sytuacja na Bliskim Wschodzie jest bardzo skomplikowana i obie strony
konfliktu mają po trosze rację. Ale fakty historyczne są takie, że pierwszym państwem na terenach Palestyny było państwo Izrael; bo chyba nie plemiona koczownicze? Martyrologia Żydów w całej historii nie ma sobie równej. Czy to, że zostali wybici przez kolejnych najeźdźców, a resztki ich musiały rozproszyć się po świecie - ma oznaczać, że nie mają powrotu na swoje ziemie? Czy Polska miała się nie odradzać po 100 łatach niewoli, bo nie było jej na mapach? Wymowa mojego komentarza była ta-
ka, że to Palestyńczycy są inicjatorami zbrodni popełnionych przez obie strony. Na nowe osiedla żydowskie, które, jak by nie patrzeć, dają im pracę i chleb, odpowiadają terrorem i mordami. Kiedy Izrael oferuje im po autonomii własne państwo - zrywają negocjacje pokojowe, nasilają się zamachy, a ich przywódcy nie przestają mówić o totalnym zniszczeniu państwa żydowskiego. Takie są fakty! Jonasz
O abpie P. bez emocji
Załóżmy, że abp P. jest pedera-stą. Red. Kotliński ("FiM" nr 14, s. 2) pisze... "czyny [te] są grzechem śmiertelnym w przypadku zwykłego człowieczka i zaledwie niestosownym zachowaniem w przypadku abpa". Przytoczenie jest ścisłe i prawdziwe, ale uszczypliwy charakter tekstu zupełnie bezzasadny. Obawiam się, że pan redaktor nie rozumie zdrowej i słusznej myśli episkopatu: księdza pe-derastę należy traktować łagodniej niż pedała świeckiego. Większość księży zaspokaja swe potrzeby seksualne z kobietami. Z tego rodzą się nieszczęśliwe dzieci, bo nie mają ojców. Jeśli ksiądz wkłada swego siusiaka do odbytnicy drugiego księdza, to dziecka z tego nie będzie. Dla mnie pederastia jest obrzydliwa, ale obiektywnie należy
stwierdzić, że u księdza jest ona mniejszym złem i dla naszego społeczeństwa jest korzystne, aby odsetek pederastów wśród księży wzrastał, co dzięki Bogu dzieje się na całym świecie.
Biskup w Polsce to multimilio-ner. W Lublinie za poświęcenie poczty wziął 80 tys. zł. Za poświęcenie giełdy - 300 tys. zł. Przyjmując, że czas takiej roboty łącznie z dojazdem wynosił dwie godziny, stwierdzić należy, że stopa zysku w tej robocie jest wyższa niż w hurtowym handlu narkotykami. Naprawdę trudno uwierzyć, że taki bogacz w stosunku do chłopców, w których się zakochał, stosował groźby. Dla mnie bardziej prawdopodobne wydaje się, że ksiądz abp P. obsypywał swoich kochanków drogimi prezentami i grubą forsą, jednak jako człowiek już niemłody, nie był w stanie obsłużyć wszystkich chętnych i właśnie ci nie obsługiwani rozpoczęli rozróbę, a dalszy ciąg zdarzeń wymknął się spod kontroli.
A.K. z Lublina
Kit za kasę
Jeżeli chodzi o Harry'ego Pot-tera, to według mnie wszystko, co zostało zawarte w książce czy w filmie, jest pewnie bardziej prawdziwe niż ten "kit", który wciskają nam ojczulkowie z Kk. Wkurzają się, bo to, co niektórzy wolą dać na film w kinie - 10 czy 20 zł, biznesmeni w sutannach chcieliby, aby znalazło się na tak zwanej tacy. Jeszcze trochę, a i oglądanie filmów nie związanych z jedynie słuszną religią będzie grzechem śmiertelnym.
Czytelnik z Pelplina
Powołany przez "FiM"
Od niedawna jestem Waszym czytelnikiem i uważam Waszą gazetę za wspaniałe dzieło rozjaśniające ludzkie umysły, które są ociemniałe pod wpływem Ciemnogrodu, Kościoła rzymskokatolickiego. Gazetę Waszą poznałem dzięki ojcu zakonnemu Mirosławowi Salwow-skiemu. Tak, wszyscy się zdziwią, że duchowny propaguje gazetę an-tyklerykalną ze słowami: "czytaj, a poznasz prawdę". Ojciec Mirosław był duchownym w kościele rzymskokatolickim.
Wystąpił z niego trzy lata temu i wspólnie z grupą braci zakonnych i księży założył nowy Kościół Biblij-no-Starokatolicki o tradycji przed-soborowej.
Dlaczego o tym piszę? Pragnę, żeby ludzie wiedzieli, że są jeszcze normalni duchowni. Pracujący na swoje utrzymanie, nie głoszący polityki w kościele i nie zbierający kolekty (ofiary) podczas mszy świętej. Szanują każdego człowieka niezależnie od jego przekonań politycznych czy religijnych. Zakładają stowarzyszenie charytatywne pomagające biednym, samotnym i głodnym. Od wielu lat nie jestem wiernym Kk i poszukiwałem wspólnoty, która będzie normalną wspólnotą z normalnymi trzeźwo myślącymi duchownymi. Dzięki ogłoszeniu w Waszym tygodniku zgłosiłem się do nich i dzisiaj mogę mówić o spełnieniu mojego powołania. Jestem duchownym w jednym z ich zakonów. Dlatego, Panie Redaktorze, dziękuję za Waszą gazetę, którą przekazuję moim znajomym, dziękuję za to, że właśnie dzięki Warn poczułem się szczęśliwy i potrzebny Kościołowi Jezusa Chrystusa.
Brat Łukasz D. Kondej, A.M.D.
Modlitwa za karę
Gdy byłam młoda, kiedyś po spowiedzi ksiądz kazał mi odmówić kilkakrotnie modlitwę do Matki Boskiej i do Pana Jezusa. Pytam: "Czemu mam się modlić za karę?". "Na-grzeszyłaś, córko i tylko modlitwa cię uratuje i Bóg grzechy wybaczy". Ja mówię: "Do Boga powinniśmy się modlić z miłości, a nie za karę. Czy kościół za karę nam postawili i musimy do niego chodzić?". Powiedział mi, że bluźnię i dołożył mi zdrowasiek za karę. Uważam, że powinno się zlikwidować spowiedź indywidualną, bo to godzi w wolność osobistą człowieka.
Irena Dwornik
Pierwsza lektura
Pracuję w kiosku i mam dostęp do każdego rodzaju prasy. Szczerze się przyznaję, że lekturę czytania zaczynam zawsze od "Faktów i Mitów". Po prostu kocham Wasz Tygodnik. Sama nazwa - Tygodnik Nie-klerykalny jest balsamem na moją obolałą duszę. Dzięki Warn wiem, że jest jeszcze sprawiedliwość, że to Wy piszecie prawdę o tym, co dzieje się za kulisami władzy zakłamanych cie-miężycieli Polski i narodu polskiego - tych, którzy nazywają się następcami Chrystusa.
Grażyna Poznar, Lublin
TYGODNIK FAKTY i MITY Redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Henryk Rozenkranc; Dział reportażu: kierownik Ryszard Poradowski - tel. (0-42) 630-72-33; Redaktorzy: Adam Cioch, Dariusz Jan Mikus, Jarosław Rudzki; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: Ewa Kotlińska
- tel./fax (0-42) 639-86-10; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-72-23; Adres redakcji: 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94; e-mail: faktyimity@faktyimity.pl; Wydawca: "BŁAJA News" Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Prezes Zarządu: Roman Kotliński; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze - do 25 maja na trzeci kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zt za jeden kwartał; b) RUCH SA - do 5 czerwca na trzeci kwartał 2002 r. Cena prenumeraty - 26.00 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31, 532-88-16,532-88-19,532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-Awartał; 227,-/pót roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-Awartał; 255,-/pót roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-Awartał 313,-/pót roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą nawww.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hubsch &C0., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326.4. Dystrybutorzy w USA: New York- European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago - J&B Distributing co., tel. (773) 736 6171; Lowell International co., tel. (847) 439 6300.5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga - Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726.6. Prenumerata redakcyjna: do 15 czerwca na trzeci kwartał 2002 r. Cena 26 zt. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p-ele@faktyimity.pl. Szczegółowe informacje na stronie intern etowej http://www.faktyimity.pl
Anty klery kalna Partia Postępu
z
deklarowani Członkowie i Sympatycy Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA. Drodzy Przyjaciele!
A
m łŁ Ten stos listów poniżej to prawie 5 tysięcy
a^^ wtM ^^ przesłanych nam deklaracji przystąpienia do APPR.
Pod względem liczby członków plasuje to nas na 5 miejscu wśród wszystkich partii politycznych
w naszym kraju. Ale to tylko pozory. Co najmniej pięć razy tyle odebraliśmy listów, telefonów i e-maili z wyrazami poparcia, a także obietnicami przystąpienia do RACJI, gdy tylko ogłosimy swój szczegółowy program naprawy Rzeczpospolitej - program społeczny, polityczny i gospodarczy. Jesteśmy przekonani, że zostanie on przez Was zaakceptowany. Dziękuję Warn za każdą deklarację, informację, radę i sygnał. Nasi potencjalni wyborcy to (według ostatnich badań OBOP) - 27 procent polskiego społeczeństwa, czyli prawie 11 milionów Polaków, którzy "zdecydowanie nie ufają Kościołowi rzymskokatolickiemu". Dla porównania przypomnę, że na Sojusz Lewicy Katolic... przepraszam... Demokratycznej i UP głosowało we wrześniowych wyborach 5,3 min obywateli RP. Nie twierdzę, że przebijemy SLD; antyklerykałowie należą lub sprzyjają niejednej opcji i partii.
Nie liczby są tu jednak najważniejsze. Stoimy przed historycznym faktem zaistnienia w Katolandzie dużej siły politycznej, postępowego ruchu społecznego, który ma w swoim programie walkę z klerykalizmem. Po raz pierwszy też będzie to walka naprawdę bezkompromisowa, zmierzająca do faktycznego pozbawienia Kościoła rzymskiego wpływu na Państwo, tj. władze: ustawodawczą, wykonawczą, sądowniczą oraz media. Oddzielimy na trwałe obcy Kościół od Polskiego Państwa, usuniemy religię ze szkół i przedszkoli, kapelanów z wojska, szpitali i branż pracowniczych. Odbierzemy im pensje. Ani jedna społeczna złotówka nie może zasilić czarnych kont. Zrewidujemy wszelkie darowizny państwa i samorządów dla instytucji kościelnych; większość z nich (jeśli nie wszystkie) powinna powrócić do Polskiego Narodu. Mowy nawet nie będzie o jakimś Funduszu kościelnym czy innej okradającej Polaków skarbonie. Mamy w kraju inne potrzeby niż nowy mercedes dla księdza biskupa. Miejscem księży i ich wiernych są kościoły, niech tam czekają na cud.
My zajmiemy się naprawą państwa, bo jest ku temu najwyższy czas! Bez wątpienia najważniejszą dziś sprawą dla Polski jest właściwy i konsekwentnie realizowany program gospodarczy. Nasi eksperci ostro nad nim pracują. Najpilniejsze zadania to: walka z biedą i bezrobociem, pokonanie recesji oraz deficytu w handlu zagranicznym, rozruszanie koniunktury, nowe inwestycje. Polakom trzeba dać szansę, stworzyć odpowiednie warunki do pracy, a ich przedsiębiorczość i zaradność zadziwi świat! Historyczna szansa to wejście w struktury Unii Europejskiej. Wejście na jedynie uczciwych warunkach, tj. pełnej równości i partnerstwie członków od pierwszego dnia integracji.
Bez wątpienia będzie to bardzo trudne, nawet gdyby APPR sprawowała niepodzielnie władzę w naszym kraju. Jedno jest pewne - takie są nasze główne cele i w każdej sytuacji będziemy walczyć o ich realizację. Spotkałem już wielu z Was. Byliśmy zgodni, iż potrzeba wielkiej determinacji, aby dokonać radykalnych zmian. O odwadze i bezkompromisowości mojej oraz "Faktów i Mitów", na których łonie zrodziła się nasza partia, mogliście się przekonać nie raz. Świadczy o nich choćby dzisiejsza pierwsza strona.
To jedno możemy chyba sobie wzajemnie obiecać - odwagi i uporu nam nie zabraknie! Uwierzmy w siebie, mamy RACJĘ!
JONASZ




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wykład 6 Fakty i mity w diagnozie
kandydoza przewodu pokarmowego fakty i mity
Fakty i mity o astmie
fakty i mity 4
odchudzanie fakty i mity
Fakty i mity na temat paralotni z profilem samostatecznym
Odchudzanie Fakty i Mity
Schizofrenia fakty i mity
Ezoteryka nie dajmy sie zwariowac (fakty i mity)
Odchudzanie Fakty i mity

więcej podobnych podstron