Rozdział III cz 1


Rozdział 3

PWB

Cholerny dzień prania!

Nie patrzę na to, co będzie dzisiaj. Jest czwartek - dzień prania - i wiem, że spędzę cały ten czas, na chodzeniu po domu; zbierając pranie, włączając pralkę, zatrzymując ją, wyłączając na nowo, do tego jeszcze brzęczyk w suszarce przestał działać i stale muszę sprawdzać, czy jego fartuchy lekarskie się nie pogniotły.

Za każdym razem, kiedy nie są perfekcyjnie złożone i nie wiszą rano na wieszaku, czekając na niego, nadyma wargi. Jakby pięć minut prasowania, mogło go zabić. To takie dziecinne. Nie lubię kłócić się z moim mężem, o tak podrzędną czynność, jaką jest pranie, ale jego stosunek do mojej pracy sprawia, że krew się we mnie gotuje. To nie dzieje się tak, że te cholerne rzeczy zostają czyste na stole operacyjnym w szpitalu.

Zmieniając swój rewir, niechętnie doczłapałam się na durną platformę z łóżkiem. Rozejrzawszy się po pokoju i dostrzegłam światło, przedzierające się przez rozcięcia po obu stronach turkusowych zasłon, które delikatnie iskrzyły się i kontrastowały z wypolerowaną powierzchnią ciemno-mahoniowych mebli w pomieszczeniu. Obrazy na ścianach wisiały w perfekcyjnie prostej linii i nie było na nich ani drobinki kurzu.

Normalna kura domowa byłaby usatysfakcjonowana i dumna, ale gdyby spojrzała na podłogę...

Jupi! Znowu leżą! Czy tak cholernie trudno jest podnieść te pieprzone skarpetki?!

Edward wiedział jak nadepnąć mi na odcisk, dlatego trzymał się z daleka i mogłam przypuszczać, że dzisiaj będzie tak samo. Mój święty mąż był w pełni świadomy, że dzień prania ciągnie za sobą gniew i uczucie lekceważenia mojej osoby.

Wiedziałam, że mnie kocha, ale to chore, że coś tak małego i banalnego jak skarpetki, może sprawić, że czujesz się zdesperowana, samotna i niechciana.

Budzenie się samotnie, kiedy po całym mieszkaniu porozrzucane są jego ubrania, bynajmniej nie było moim marzeniem. Nawet, kiedy mieszkaliśmy razem, jako narzeczeni, mieszkanie zawsze było schludne i czyste, ale kiedy włożył mi na palec tę cholerną obrączkę, stał się zupełnie innym człowiekiem. Osobą, która nieświadomie niszczy całą moją całodzienną pracę. A ja tak się staram, żeby nasz dom był komfortowym, ciepłym i przytulnym miejscem. Jest osobą, która nie może uszanować świętości, jaką jest kosz na brudne ubrania albo faktu, że chociaż jeden, jedyny raz jego żona chce obudzić się rano i nie czuć się jak pokojówka albo, co gorsze, jak jego matka.

Wyciągając się i wskakując w moje ulubione, purpurowe kapcie, udałam się do ponadwymiarowej szafy i powiesiłam szlafrok na wieszaku z tyłu drzwi.

Dzień prania zawsze zaczynał się tak samo; zakładam moje bambosze, zdejmuję szlafrok z mojej pidżamy - składającej się z szortów i krótkiego topu - później wędruję po domu w celu znalezienia wszystkich brudnych rzeczy, które nazbierały się przez cały tydzień. Moje były już dawno w cholernym koszu, czyli tam gdzie być powinny, ale fartuchy lekarskie, skarpetki i podkoszulki są poupychane w każdym kącie naszego, czteropokojowego mieszkania, a ja muszę bawić się w tropiciela, poszukując tego wszystkiego. Jak to możliwe, żeby jedna skarpetka była pod kanapą w salonie, podczas kiedy druga jest w psiej skrzynce w szafie obok mnie? One emigrują albo rozmnażają się, sprawiając tym, że chce mi się krzyczeć ile sił w płucach, a potem wybiec stamtąd na podwórko i przejechać przez to wszystko kosiarką.

Bailey, nasz Blue Heeler, zszedł razem ze mną do holu, kiedy urządzałam sobie „wycieczkę” dookoła domu, oczywiście cały czas miał się na baczności. Później wrócił do łóżka na swoja poranną drzemkę, potem przyszedł na obiad i znowu wczołgał się na legowisko.

Pewnie myślicie, że dwuletni pies powinien robić coś w stylu, no nie wiem, „gry i zabawy w ogródku”, ale nie, zaszycie się w łóżku i patrzenie spode łba na wszystko, i wszystkich sprawia naturalnie więcej przyjemności. Oczywiście musiałam zrezygnować z mojego lint rollera i dołączyć do odkurzacza szczotkę usuwającą sierść.

Edward przyniósł Bailey do domu, pierwszego dnia po przeprowadzce. Natychmiast się w niej zakochałam. Tresowałam szczeniaka podczas mojego ostatniego roku szkoły i ona kochała mnie miłością bezwarunkową. Przynajmniej wtedy tak myślałam.

Na początku byłam sceptycznie nastawiona do posiadania psa, ale kiedy ona stała się moim jedynym, całodniowym kompanem, nauczyłam się kochać tę małą istotkę. Nie ważne jak bardzo mnie drażni i czy ignoruje... Zdaje się, że jest jedynym tematem rozmów w tej rodzinie.

W tamtym roku nie byłam tak zawzięta, ale tkwienie tutaj dzień po dniu, bez przyjaciół, bez wypłaty, nie wnosząc nic do małżeństwa, zaczyna to zmniejszać moje nastawienie.

Mój normalny sarkazm urósł do miana kąśliwego i kochał wybuchać niezapowiedziane na jakiś przyjęciach, nawet bezpodstawnie.

Kiedy, dopiero co, wprowadziliśmy się do domu, który zaprojektowała i zbudowała dla nas Esme, byłam pełna nadziei i podekscytowana. Pierwsze kilka miesięcy spędziłam na dekorowaniu go i rozpakowywaniu się, zupełnie ignorując pisanie.

Każdego dnia, kiedy Edward wracał do domu, rozmawialiśmy przy robieniu kolacji, a później zamykaliśmy się sami w sypialni i kochaliśmy dopóki nie zmorzył nas sen. Było tak, jak sobie kiedyś wyobrażałam małżeństwo.

Goniliśmy za sobą, utrzymując rodzinę. Kiedy był w pracy, bez wysiłku wykonywałam różne prace domowe, czekając na niego, żeby do mnie wrócił.

Potem awansował, a jego czas pracy się zwiększył i wracał do domu padnięty.

Przestał mnie dotykać idąc do łóżka. Znowu zaczęły się komplikacje, kiedy jednej nocy nie miałam nastroju, a on go miał i na odwrót, jak ja chciałam - to on nie. Nic nie pomagało, żadne kostiumy, bielizna, nic. Byłam szczęśliwa, jeżeli odstałam całusa z języczkiem na dobranoc.

On był zmęczony, a ja sfrustrowana na ogromną skalę, a samotna… To już nawet szkoda gadać.

Edward wychodził do świata, rozmawiał z ludźmi, a ja siedziałam na kanapie w spodniach od jogi, udając, że robię coś interesującego, tak naprawdę przeprowadzałam niemą konwersację z psem.

Wtedy schludny, czysty chłopak, którego raz doceniłam, zaczął zostawiać brudne ubrania i naczynia w całym domu i zachęcać psa do rozrzucania zabawek po podłodze w całym salonie. Każdego dnia czułam się jakby wszystkie te rzeczy, które ja sprzątnę on wyrzuca za siebie, kiedy nie patrzę. Nie ważne, co robiłam, to pojawiało się znowu… Nie ważne, jak ciężko pracowałam by był zadowolony, coś było nie tak.

Nie żyłam jak kochana żona, czułam się jakbym miała dwójkę dzieci, dwudziestosiedmioletniego męża doktora i dwuletniego psa, sama będąc dwudziestopięcioletnią mamą, co nie było wysoko ustawione na mojej liście priorytetów. Przyjaciele, ci którzy jeszcze ze mną rozmawiają, wszyscy są singlami, rozwijają swoją karierę, kochają każda minutę życia, a ja czuję się jak opiekunka do dzieci albo zatrudniona służąca. Nie zarabiałam pieniędzy, cały czas czułam się jakbym była zobowiązana do tego wszystkiego, bo to on płacił rachunki, kupował mi ładne rzeczy, to on miał tę pewność, że możemy zbudować wspólną przyszłość, a ja współczułam sama sobie.

Ach, sprośna Bailey!”

Moje rozmyślania zostały znowu przerwane przez psa, który lizał sobie dupę na mojej stronie łóżka.

Kiedy w końcu skończyłam pranie, rzuciłam w nią poduszką.

Do siebie głupi psie! Moje łóżko to nie miejsce do badania sobie odbytu!”

Jęknęłam i zrzuciłam ją, idąc do szafy gdzie trzymaliśmy jej skrzynkę. Ona rzuciła mi pogardliwe spojrzenie, podkuliła ogon i przyczaiła się obok mebla.

Mogę przysiąc, że ten pies mnie nienawidzi, cały dzień mnie ignoruje, a kiedy Edward wraca do domu, wariuje i biega w kółko jak jakiś szaleniec. Dzięki temu on czuje się wyjątkowo. Mój własny pies, który spędza ze mną całe dnie, dzień w dzień, woli mojego nieobecnego męża ode mnie. Można się było tego spodziewać.

Raz, kiedy miałam już posegregowane pranie i zaniosłam pierwszy ładunek na dół do pralni, klapnęłam na podłodze, zaczęłam odmierzać zmiękczacz wybielający kolory.

O CHOLERA!”

Nie mam żadnego płynu do płukania. Zgaduję, że będę musiała zrobić sobie spacerek do sklepu, oddalonego o kilka przecznic. W którym spędzam godziny, wędrując między regałami, udając, że nie jestem żałosna. Znaczy się, czy wszystkie dwudziestopięcioletnie gospodynie domowe wędrują po sklepie o dziesiątej rano, symulując, że kupno produktów czyszczących jest najważniejszą rzeczą na świecie? Wiem, że nie!

Idąc z powrotem na górę, zdjęłam pidżamę, założyłam spodnie do jogi i bluzę, zmieniając kapcie na czarne buty.

Rzadko spotykałam kogoś znajomego w sklepie spożywczym, bo nikogo tak naprawdę nie znałam, więc zdecydowałam się zrobić kucyka. Założyłam okulary, bo moje oczy nie tolerowały szkieł kontaktowych i skierowałam się do garażu. Edward kupił mi srebrne Volvo Coupe, na moje urodziny w ubiegłym roku. Pod pretekstem, że moja stara ciężarówka, ze szkoły średniej, nie pasuje do garażu w zupełnie nowym domu. Nie ukrywam, że nadal tęsknię za moja bestią. Ona to miała charakter, chociaż była stalową pułapką na kołach, była tylko moja.

Kiedy dotarłam do celu, parking był niemal pusty, ale nie zmienia to faktu, że nie cierpię zakupów. Wyglądając tak jak w chwili obecnej, czyli prawdopodobnie jak gówno - dzisiaj dzień prania. Mogłam tylko przecierpieć to i włożyć uśmiechniętą maskę na twarz, mając nadzieje, że się nie przewrócę, ani nie spotkam nikogo znajomego.

Wędrując w dół między półkami, wreszcie dotarłam do tej z detergentami do prania. Znajomy zapach mojego ulubionego płynu do prania zaatakował moje zmysły. Chwyciłam największa butelkę Tide Free, z powodu mojej beznadziejnie wrażliwej skóry, wyciągnęłam ją szybko, obróciłam się i zdecydowanym, szybkim krokiem zmierzałam w kierunku kasy.

Nie zaprzeczę, można mnie było rozpoznać po drobiazgach, a upajanie się zapachem Tide'a ukazywało, jaka zbzikowana się stałam. Byłam parę kroków od pozwolenia, na wszczepienie sobie chipu do mózgu. Stając się pełnoprawną „Żoną z Stepford”, to mógłby być rodzaj zimnego wydawania pieniędzy, jak bankomat.

Naprawdę nie byłam w nastroju do zakupowego szaleństwa. W czwartkowe noce, zwykle spotykałam Alice, albo wychodziłam z Edwardem na obiad, więc na szczęście dużo kupować nie musiałam. Zakupy od zawsze mnie przygnębiały, to jakieś błędne koło. Ciągle czegoś zapomnisz, robiąc kolejną podróż do sklepu, kończąc z wózkiem pełnym jakiegoś gówna, które starczyłoby na rok. To nie to, co zbieranie kurzu i przykuwanie uwagi małych gryzoni, które lubią grasować w ciemnych kątach twojego domu.

Kiedy skręciłam na rogu, butelka zderzyła się z czymś dużym, a ja razem z nią upadłam na podłogę. Całe szczęście, że nie pękła, bo naprawdę nie miałam ochoty szukać jakiegoś chłopca ze szkoły średniej, pracującego tu, by wytarł tę plamę.

Kiedy już zebrałam się w sobie, żeby się podnieść, duża ręka chwyciła mnie za ramię i pomogła stanąć na nogi. Musiałam polegać na uprzejmości obcych ludzi, kiedy nie było ze mną Edwarda, by mnie złapał, więc to nie była żadna nowość. Kilka razy zdarzyło się już, że nikt nie starał się pomóc mi wstać, krew napłynęła mi do policzków, kiedy spojrzałam w górę na mojego wybawcę.

Na przeciwko mnie stał mój przyjaciel z Uniwersytetu Waszyngton, Jacob Black, wyszczerzony od ucha do ucha, tym swoim zaraźliwym uśmiechem. Jego krótkie, perfekcyjnie ułożone, cienkie włosy, białe zęby skrajnie kontrastowały z kolorem skóry. Był przystojny, w perfekcyjnie dopasowanym garniturze, z odrobinę większą ilością stylu niż wtedy, kiedy próbował zdobyć moje serce.

Zarumieniłam się wylewnie, zmieniając twarz w dojrzałego pomidora. Schyliłam się po płyn, ale on już ją dla mnie trzymał.

- Um. Dzięki - wymruczałam, wprawiając się w jeszcze większe zakłopotanie. Zazwyczaj wpadałam na ludzi, ale na dzisiejsze spotkanie nie byłam przygotowana, dałam plamę na całej linii.

- Hej Bells, ciągle taka niezdarna... Hę? - powiedział i zachichotał podnosząc brew.

- Dobij mnie, Jake - powiedziałam, udając sarkazm. Zawsze mieliśmy żartobliwe relacje, a przed poznaniem Edwarda, on był jednym z moich najlepszych przyjaciół.

- Jak sobie życzysz - odgryzł się, a ja pokazałam mu język. Jeżeli on chce być dupkiem, ja mogę być dziecinna. To było bardzo sprawiedliwe.

- Więc, jak tam twój doktorek? Nadal masz takie, gorące życie seksualne Bells? - spytał i mrugnął do mnie, biorąc butelkę z moich rąk i zmierzając po koszyk na przednią część sklepu. Gdyby on tylko wiedział jak nieistniejące jest moje życie płciowe.

Poszłam za nim mówiąc:

- Jake, ja naprawdę biorę tylko płyn i nie potrzebuję koszyka. - Włożył do niego butelkę i popchnął do mnie. Jego próżny, szeroki uśmiech był nadal na miejscu, a on wiedział, że ulegnę, bo zawsze cieszyłam się, spędzając z nim czas.

- Kto powiedział, że to dla ciebie, faceci też to robią. Nie każdy ma żonę w domu, która dla nich gotuje.

- Dobra, ale nie mam dużo czasu. Muszę dokończyć pranie w domu.

Poszłam za nim przejściami w dół i w górę, kiedy wkładał do koszyka typowe dla kawalera produkty: pop tarts, easy mac, mrożone posiłki i galon mleka. Jacob był typem, który mógł jeść wszystko, co chciał i nadal utrzymywać swoja masę i muskularna budowę. Jeżeli byłoby to w mojej mocy i nie zakochałabym się w Edwardzie, to on mógłby być typem faceta, z którym chciałabym spędzać czas.

Mówił o swojej pracy, kiedy spacerowaliśmy dookoła, był edytorem druku w męskim magazynie „Status”, które znajdowało się w tym samym budynku, co Alice. Wiedziałam, że oni czasem wpadali na siebie, ale obydwoje byli tak zajęci, że wątpię żeby spędzili ze sobą dużo czasu. Opowiadał mi, jaki kłopot miał ze swoim życiem poza pracą i współczułam mu, wiedząc, że jest pewnie samotny.

Jake i ja wpadaliśmy na siebie albo wysyłaliśmy sporadyczne maile raz na pół roku, ale mimo tak minimalnej komunikacji byliśmy w stanie zostać przyjaciółmi.

- Więc... - powiedział, wrzucając pudełko Captain Crunch do koszyka.

- Nadal często widujesz, Alice Brandon?

- Tak, dość często, zazwyczaj raz w tygodniu, czemu pytasz? Chcesz, żebym powiedziała jej kilka miłych słów o tobie, czy coś? Ostrzegam, ona ma jakiegoś faceta i umawia się z nim od kilku miesięcy.

- Wow, mała Alice, się z kimś spotyka. Tylko pytam, bo raz na jakiś czas widuje ją w budynku. Staramy się być przyjaciółmi, od kiedy Edward stał się twoim biodrowym dodatkiem.

- Taa… Widocznie on jest jakąś gruba ryba publikacji, mówiła, że to najlepszy seks, jaki kiedykolwiek miała, czy coś takiego, nie chciała zdradzić szczegółów. Jestem zazdrosna, że ona może uprawiać seks, tak często, jak ma na to ochotę.

- Najlepszy seks, jaki miała mówisz, hę? Interesujące... - powiedział przeprowadzając palce wzdłuż podbródka, patrząc na mnie z rozbawieniem.

- Jake, już wszystko? Naprawdę nie mam czasu, żeby tu stać i rozmawiać o życiu płciowym, Alice. - powiedziałam i tupnęłam nogą, będąc już rozdrażnioną jego wyborem tematu. To nie tak, że nikt z naszej grupki nie plotkował na temat łóżkowych zwyczajów, ale ten temat był trochę straszny.

On wyglądał na trochę zbyt ciekawego.

- A, tak Bells, miło było cię widzieć, idź być dobrą żonką, już cie zostawiam.

Uściskałam go niezręcznie, wyciągnęłam moja butelkę z detergentem i podeszłam do kasy. On wrócił do robienia zakupów, zniknął, robiąc linie powietrzna między półkami z chipsami ziemniaczanym, a tym niezdrowym jedzeniem. Byłam zazdrosna, bo ja żeby utrzymać figurę parę godzin spędzam na rowerze, a on mógłby zjeść całą zawartość mojej spiżarni i nie przytyć ani grama.

Kiedy wracałam do domu, moje myśli powędrowały do noweli. Muszę coś napisać, bo przez tydzień nie skończyłam nawet rozdziału. Nie mogę przecież, zostawić mojej bohaterki, Paige, szczególnie, kiedy jej nowa miłość, Jonathan, czeka aż odda pocałunek miłości.

Mój najnowszy pomysł na powieść, nawiedził mnie we śnie, zaraz po tym, jak zaczęłam czytać te dojrzałe, nowe książki, o dziewczynie, która utknęła w pułapce nadprzyrodzonego trójkąta miłosnego. Straszne mnie to poruszyło i postanowiłam napisać własne, epickie love story.

Opowiadam o wdowie, która ponownie znajduje miłość. Zazwyczaj podczas pisania, byłam rozgoryczona i wkurzona, dlatego wszystko kończyło się zjadliwie, jeżeli w ogóle się kończyło, bo byłam niezadowolona ze swojego małżeństwa.

Zrozumienie charakteru Paige, nie było dla mnie problemem, ale jakimś trafem za Chiny nie mogłam dostać się do jej głowy.

Nostalgiczny i przygnębiający początek napisałam od razu, ale kiedy nadszedł czas na ponowne odkrywanie miłości nie mogłam zmusić się do pisania. Zatrzymałam się na piątym rozdziale i uzależniłam się od czytania fan fiction, historii, która mnie zainspirowała.

Edward myślał, że cały czas robię postępy, podczas kiedy Paige tkwiła opleciona ramionami Jonathana, czekającego na odwzajemnienie pocałunku, już przez dwa miesiące.

Kiedy przyjechałam do domu, garaż był pusty, więc weszłam, włączyłam pranie i poszłam na górę, wziąć prysznic. Edward powinien niedługo wrócić, całą noc czuwał przy telefonie i wyszedł do pracy, kiedy zasnęłam. Nienawidziłam tego, że nie zawsze spaliśmy w jednym łóżku, ale jego kariera była bardzo ważna. Nie pozwolił mi znaleźć pracy, jego wypłata pokrywała wszystkie rachunki i jeszcze zostawała pokaźna sumka, więc nie brakowało nam pieniędzy. Mój mąż był silnego przekonania, że to facet powinien być głową rodziny i dostarczać jej wszystkiego, czego potrzebuje. Czułam się, jakbym już zawsze miała być jego June Clearer. Nie czułam potrzeby udawania idealnej gospodyni domowej, a fakt, że on dorastał z taką, stanowił coraz większe trudności.

Moja własna matka, była całkowicie wyluzowana, przez całe dzieciństwo nie czułam się jakby był to trening do życia. No pewnie, że troszczyłam się o Charliego przez kilka lat, ale nigdy nie rozmawialiśmy za dużo. Jemu wystarczało oglądanie ESPN, mogłam wtedy robić, co chciałam.

Kiedy zeszłam na dół, przeczytałam ostatni rozdział, który wymęczyłam, poprawiłam gramatykę, snując różne plany i myśli, w mgnieniu oka dokończyłam scenę pocałunku. Wtedy usłyszałam, że drzwi od garażu się otworzyły.

Wyciągnęłam się na kanapie, chowając laptopa do szafki obok i poczłapałam do kuchni, czekać na mojego męża. Edward lubił patrzeć na mnie, po powrocie do domu, a mi przyjemność sprawiało czekanie na jego powrót. Mam nadzieję, że dzisiaj nie ujawni się w nim dupek, bo nie miałam nastroju na kolejną kłótnię.

Kiedy wszedł, szarpiąc drzwiami, zobaczył mnie siedzącą i czekającą. Jego zmęczoną twarz przykrywał uśmiech, ten który tak bardzo kochałam. Podszedł i cmoknął mnie w policzek. Nastąpiły te przyjemne dreszcze i wiedziałam, że chociaż nie byłam do końca zadowolona z mojego życia, nie zamieniłabym go na żadne inne. Wolę rzucać w tę jego, nadmiernie próżną i bardzo apetyczną, dupę, różnymi przedmiotami niż spędzać czas z kimś innym.

- Hej kochanie, jak ci minął dzień? - zapytał, próbując być miły, choć jeden raz. Zazwyczaj był jak nawiedzony po nocnym wezwaniu do szpitala.

- Dobrze, wpadłam na Jacoba w Target, był dziwny jak zwykle. Prawie skończyłam pranie...

- Och, to dobrze - powiedział, kiedy otwierał drzwi lodówki, zerknął drapiąc się po karku.

- Bells, kupiłaś piwo?

- Jest jeszcze chyba jakieś w lodówce w garażu. Nie bez powodu nazywa się to „lodówką do piwa”.

Uśmiechnął się do mnie głupkowato i wrócił do garażu. Wracając z piwem, otworzył drzwiczki od spiżarni i przez dłuższy czas przeglądał jej zawartość.

- Hej, widziałaś gdzieś dodatki do precli? Wiesz, tę musztardę z przyprawami? - spytał, zerkając znad szafki.

- Zjadłeś już wszystkie? We wtorek kupiłam cała paczkę, Boże, Edward!

Zamknął drzwiczki i nadymał wargi, wyciągając z hukiem kapsel od butelki z piwem, zmierzał w moim kierunku. Wiedział, że nadęcie warg i granie niewinnego, było dobra drogą do złamania mnie.

- Nie waż się, nie jestem twoim, cholernym niewolnikiem, tam jest mnóstwo jedzenia, bądź dużym chłopcem i sam zrób sobie przekąskę, bez nadymania wargi.

- Bella, wyluzuj.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Plopa psychologia rodziny teoria i badania rozdział III cz 2
Rozdział III cz 2
Ekonomia rozdzial III
Moduł III cz 2 stała i stopien dysocjacji, zobojetnianie
opracowane pytania metodologia III cz
07 Rozdział III Kwaterniony jako macierze
06 Rozdzial III Nieznany
do druku ROZDZIAŁ III, cykl VII artererapia, Karolina Sierka (praca dyplomowa; terapia pedagogiczna
Wymowa i artyzm Wielkiej Improwizacji z III cz ,,Dziadów” A Mickiewicza
rozdział iii UW4OMBLJDQ6GSANI4JSMLJPTVCL7KCCPCJ2S2HY
Problematyka III cz Dziadów
Wykład III cz II moder kot
ROZDZIAŁ III
Rozdział III
Rozdział III
ROZDZIAŁ III
Rozdział III

więcej podobnych podstron