L J Smith Świat Nocy 01 Dotyk Wampira, , [reszta dotyku Wampira; s 45 170]

background image

http://chomikuj.pl/mejaczek
ROZDZIAŁ 5

James uchylił się, kiedy Poppy celowała w niego książką. - Poppy...
- Ty gnojku! Padalcu! Jak możesz mi to robić? Ty zepsuty, samolubny, niedojrzały...
- Cśśś... Usłyszą cię...
- Niech słyszą! Jestem w szpitalu, dopiero co się dowiedziałam, że umrę, a tobie w głowie
głupie kawały. Durne, obrzydliwe kawały. Po prostu nie wierzę. Myślisz, że to śmieszne? -Z
wściekłości zabrakło jej tchu.
James, który machał rękami, żeby ją uciszyć, zamarł i spojrzał w stronę drzwi.
- Pielęgniarka tu idzie - powiedział.
- l dobrze, poproszę ją, żeby cię wyrzuciła - odparła Poppy. Złość opadła, doprowadzając ją
prawie do łez. Nigdy w życiu nie czuła się tak strasznie zdradzona ^samotna. - Wiesz co?
Nienawidzę cię.
W drzwiach stanęła pielęgniarka w bluzce w kwiaty i szpitalnych zielonych spodniach.
- Co tu się dzieje? - spytała, włączając światło. Dostrzegła Jamesa. - No, no, chyba nie jesteś
z rodziny. - Uśmiechała się, ale w jej głosie słychać było autorytet, którego zaraz miała użyć.
- Nie jest i chcę, żeby stąd wyszedł - oznajmiła Poppy. Pielęgniarka poprawiła poduszki i
delikatnie położyła dłoń
na czole Poppy.
- Tylko członkowie rodziny mogą zostawać na noc - zwróciła się do Jamesa.
Poppy wpatrywała się w telewizor i czekała, aż James wyjdzie. Nie wyszedł. Obszedł łóżko i
stanął przy pielęgniarce. Ta zadarła głowę, żeby na niego spojrzeć, nie przestając poprawiać
pościeli. Nagle jej dłonie zwolniły i znieruchomiały.
Poppy rozejrzała się zdumiona. Pielęgniarka wpatrywała się w Jamesa. Dłonie trzymała
nieruchomo na kołdrze i patrzyła na niego jak zaczarowana.
A James wpatrywał się w nią. Przy włączonym świetle Poppy widziała jego twarz i znów
miała dziwne wrażenie, że go nic poznaje. Był bardzo blady i wyglądał niemal srogo, jakby
robił coś, co wymaga nie lada wysiłku. Miał zaciśnięte zęby, a oczy nabrały barwy srebra.
Prawdziwego, mieniącego się w świetle.
Przypominał wygłodniałą panterę.
- Już pani wie, że nic złego się tu nie dzieje - powiedział zupełnie spokojnie.
Kobieta zamrugała i rozejrzała się po sali, jakby właśnie obudziła się z drzemki.
- Tak, tak, wszystko w porządku - wymamrotała. - Zawołaj mnie, gdybyś... - Znów
wyglądała na trochę nieobecną. -
.gdybyś, hm... czegoś potrzebowała - wyszeptała w końcu.
Wyszła, Poppy przyglądała się jej z zapartym tchem. Potem powoli, poruszając tylko oczami,
spojrzała na Jamesa.
- Wiem, że to banał - westchnął James. - Demonstracja mocy. Ale zadziałało.
- Uknułeś to z nią - wyszeptała Poppy.
- Nie.
- W takim razie to jakaś psychologiczna sztuczka. Zadziwiające coś tam.
- Nie. - James usiadł na pomarańczowym plastikowym krześle.
- Więc zwariowałam. - Po raz pierwszy tego wieczoru Poppy nie myślała o swojej chorobie.
Nie mogła się skupić, bo jej myśli wirowały chaotycznie. Miała wrażenie, że jest jak dom
porwany przez tornado.
- Nie zwariowałaś. Pewnie źle się do tego zabrałem. Mówiłem, że nie wiem, jak to
wytłumaczyć. Rozumiem, że trudno ci uwierzyć. Wszystko jest tak zorganizowane, żeby
ludzie nie wierzyli. Od tego zależy nasze życie.

background image

- James, przepraszam, po prostu...-Poppy drżały ręce. Zamknęła oczy. - Może powinieneś
lepiej...
- Poppy, spójrz na mnie. Mówię prawdę. Przysięgam. -Przez chwilę obserwował jej minę, w
końcu westchnął. - Dobra. Nie zamierzałem tego robić, ale...
Wstał i pochylił się nad Poppy. Nie skrzywiła się, ale czuła, że oczy otwierają jej się szeroko.
- Popatrz. - Odsłonił zęby.
Prosta czynność, zaskakujący skutek. Transformacja. W jednej chwili zmienił się z bladego,
ale dość zwykłego Jamesa, w coś, czego nigdy wcześniej nic widziała - inne ludzkie
stworzenie.
Jego oczy migotały srebrem, a cała twarz nabrała drapieżnego wyglądu. Poppy prawie tego
nie zauważyła. Przyglądała się jego zębom.
Nie zębom. Kłom. Miał kły jak kot. Wydłużone, zagięte, ostro zakończone.
Zupełnie nie przypominały sztucznych zębów wampira sprzedawanych w sklepach z
gadżetami. Wyglądały na bardzo mocne, bardzo ostre i bardzo prawdziwe. Poppy krzyknęła.
James zakrył jej usta dłonią.
- Nie chcemy tu znów pielęgniarki.
- O mój Boże. O mój Boże - wybełkotała Poppy, kiedy uniósł rękę.
- Pamiętasz, ile razy mówiłaś, że czytam w twoich myślach? - odezwał się James. -
Pamiętasz, że słyszałem odgłosy, których nie byłaś w stanie usłyszeć, i że poruszałem się
szybciej niż ty?
- O mój Boże...
- To prawda, Poppy. - Uniósł pomarańczowe krzesło i skręcił jedną metalową nogę. Bez
wysiłku, z lekkością. - Jesteśmy silniejsi niż ludzie - wyjaśnił. Przywrócił nodze pierwotny
kształt i odstawił krzesło. - Lepiej widzimy w ciemności. Zostaliśmy stworzeni do polowania.
Poppy w końcu udało się zebrać jedną pełną myśl.
- Nieważne, co potrafisz zrobić - powiedziała przenikliwym głosem. - Niemożliwe, żebyś był
wampirem. Znam cię, odkąd miałeś pięć lat. Rosłeś jak ja. Wytłumacz to.
- Wszystko, co wiesz, to nieprawda. -Westchnął. - O wampirach naczytałaś się w książkach
albo naoglądałaś w telewizji - zaczął jeszcze raz. - Wszystko to zostało wymyślone przez
ludzi, zapewniam cię. Nikt ze świata nocy nie zdradziłby tajemnic.
- Świat nocy? Gdzie jest ten świat nocy?
- To nie miejsce. To coś w rodzaju tajnego stowarzyszenia wampirów, czarownic i
wilkolaków. Samych najlepszych stworzeń. Wyjaśnię ci to później - dodał ponuro. - A na
razie, słuchaj, to proste. Jestem wampirem, bo moi rodzice są wampirami. Taki się urodziłem.
Jesteśmy lamiami.
Poppy była w stanie myśleć tylko o panu i pani Rasmussen, ich luksusowym domu w stylu
rancza i złotym mercedesie.
- Twoi rodzice?
- Łamią to dawne określenie wampira, ale dla nas oznacza łych, którzy się takimi urodzili -
ciągnął James. - Rodzimy się i starzejemy jak ludzie, tyle tylko że proces starzenia możemy
zatrzymać, kiedy zechcemy. Oddychamy. Chodzimy w dziennym świetle. Możemy nawet
żywić się normalnym jedzeniem.
- Twoi rodzice... - powtórzyła Poppy słabym głosem. Spojrzał na nią.
- Tak. Moi rodzice. Słuchaj, jak myślisz, dlaczego moja ma-mu jest dekoratorką wnętrz? Nie
dla pieniędzy. Dzięki temu |tu/,naje wielu ludzi. Tak jak mój tata, psychoterapeuta snobów.
Wystarczy kilka minut sam na sam z człowiekiem, który potem tego nie pamięta.
Poppy poruszyła się niespokojnie.
- Więc ty pijesz ludzką krew? - Mimo tego, co widziała, nie potrafiła zachować powagi.
James spojrzał na sznurówki swoich adidasów.
- Tak, oczywiście - odparł łagodnie. Znów popatrzył jej prosto w oczy.

background image

Źrenice miał koloru czystego srebra.
Poppy oparła się o stos poduszek. Może łatwiej było jej uwierzyć dlatego, że dziś rano
wydarzyło się w jej życiu coś niewiarygodnego. Rzeczywistość wywróciła się do góry
nogami i, prawdę mówiąc, jeszcze jedno nieprawdopodobieństwo nie robiło wielkiej różnicy.
Umrę, a mój przyjaciel jest krwiopijcą, pomyślała.
Sprzeczka wyssała z niej resztki sił. Patrzyli na siebie w milczeniu.
- Dobra- powiedziała w końcu; w tym słowie miało zawierać się wszystko, co przed chwilą
do niej dotarło.
- Nie wyznałem ci tego, żeby sobie ulżyć - oznajmił James stłumionym głosem. -
Powiedziałem, że mogę cię uratować, pamiętasz?
- Jak przez mgłę. - Poppy zamrugała wolno. - Niby jak uratować? - spytała szorstko.
- Tak jak myślisz. - Jego wzrok powędrował w pustkę.
- Jamie, ja już nie jestem w stanie myśleć.
Łagodnie, nie patrząc na nią, położył dłoń na jej piszczeli pod kołdrą. Delikatnie, z czułością,
potrząsnął jej nogą.
- Zrobię z ciebie wampira, mała.
Uniosła obie pięści do twarzy i zaczęła płakać.
- Hej. - Wypuścił łydkę i objął Poppy ramieniem, pomagając jej usiąść. - Przestań. Nic się nie
stało. To lepsze niż druga opcja.
- Jesteś skończonym świrem - szlochała. Łzy, kiedy już zaczęły płynąć, ciekły ciurkiem i nie
mogła ich powstrzymać Płacz przynosił ulgę, podobnie jak uścisk Jamesa. Czuła, że jest silny,
że ma w nim wsparcie i że ładnie pachnie.
- Mówiłeś, że takim trzeba się urodzić - dodała niewyraźnie, szlochając.
- Nie, nie, powiedziałem, że ja się taki urodziłem. Wielu dopiero stało się wampirami.
Byłoby ich więcej, ale zasady nie pozwalają zamieniać pierwszego lepszego łazęgi w wam
pira.
- Ale ja... Jestem tym, kim jestem, sobą. Nie mogę być.. taka.
Odsunął ją delikatnie, żeby móc spojrzeć jej w twarz.
- Więc umrzesz. Nie masz wyboru. Rozejrzałem się, pytałem nawet czarownicy. W świecie
nocy nie istnieje nic innego, co by ci pomogło. Wszystko sprowadza się do jednego pytania:

CHCESZ

żyć czy nie?

Umysł Poppy, który znów pogrążył się w chaosie, nagle .kupił się na tym pytaniu. Było jak
światło latarki w czarnym pokoju.
Czy chce żyć?
O Boże; jasne, że tak.
Aż do dzisiejszego dnia zakładała, że ma bezwarunkowe prawo do życia. Nie odczuwała
nawet wdzięczności za ten przywilej. Teraz już zrozumiała, że nie należy przyjmować tego za
rzecz oczywistą, i wiedziała też, że o to będzie walczyć.
Obudź się, Poppy, wolał jej zdrowy rozsądek. On mówi, że może uratować ci życie.
- Poczekaj chwilę. Muszę się zastanowić - powiedziała trzeźwo. Łzy przestały płynąć.
Odsunęła Jamesa od siebie i intensywnie wpatrywała się w białą szpitalną poszwę.
Dobra. Dobra. Myśl logicznie, dziewczyno. Wiedziałaś, że James skrywa tajemnicę.
Nigdy nie przypuszczałaś, że to coś takiego. No i co? To nadal James. Może i jest
przerażającym krwiopijcą, ale mu na tobie zależy. Nikt inny nie jest w stanie ci pomóc.
Zorientowała się, że ściska go za rękę.
- Jak to jest? - spytała przez zaciśnięte zęby, nie patrząc na niego.
- Inaczej - wyznał spokojnie i rzeczowo. - Nie polecałbym tego , gdyby istniało inne
wyjście, ale... jest w porządku. Kiedy twoje ciało zacznie się zmieniać, będziesz się źle czuć,
ale później nigdy już na nic nie zachorujesz. Będziesz silna, szybka i nieśmiertelna.

background image

- Nieśmiertelna? A będę mogła zatrzymać swój wiek? - Już widziała się jako wieczną
starowinkę. Skrzywił się.
- Poppy, przestaniesz się starzeć w jednej chwili. Tak się dzieje się z ludźmi
przemienionymi w wampiry. W zasadzie umrzesz jako śmiertelnik. Będziesz wyglądać jak
martwa. A potem... się obudzisz.
- Rozumiem. - Coś jak Julia w grobie, pomyślała Poppy. I nagle się przeraziła. O Boże.
mama i Phil...
- Powinnaś wiedzieć jeszcze jedno - ciągnął James. - Niektórym się nie udaje.
- Co się nie udaje?
- Przemiana. Ludziom, którzy skończyli dwadzieścia lat, prawie nigdy. Nie budzą się. Ich
ciała nic potrafią przystosować się do nowej formy i umierają. Nastolatki na ogół przeżywają,
ale nie zawsze.
Dziwne, ale ta informacja pokrzepiła Poppy. Warunkowa nadzieja wydawała się bardziej
wiarygodna niż absolutna pewność. Żeby żyć, musi zaryzykować.
- Jak to zrobisz? - Spojrzała na Jamesa.
- Tradycyjnie - stwierdził z uśmiechem jak u ducha. - Wymienimy się krwią - dodał
poważnie.
No, świetnie. A ja się bałam zastrzyku. Teraz wbiją się we mnie kły. Z trudem przełknęła
ślinę i zamrugała, wpatrując się w próżnię.
- To twój wybór, Poppy. Decyzja należy do ciebie.
- Chcę żyć, Jamie - powiedziała po długiej przerwie.
- Będziesz musiała stąd odejść. Zostawić rodziców, Oni nie mogą wiedzieć.
- Tak przypuszczałam. Jakbym dostała nową tożsamość od FBI?
- To coś więcej. Zaczniesz żyć w nowym świecie, w świecie nocy. Samotnym, pełnym
sekretów. Ale będziesz się po nim poruszać, zamiast leżeć w ziemi. - Ścisnął ją za rękę. -
Chcesz zacząć teraz? - spytał bardzo cicho i bardzo poważnie.
Poppy zamknęła oczy i skuliła się tak, jak przed zastrzykiem.
- Jestem gotowa - wydusiła przez zaciśnięte usta. James nie zdołał opanować śmiechu.
Opuścił poręcz łóżka i usiadł przy Poppy.
- Na ogół kiedy to robię, ludzie są zahipnotyzowani.
- No, trudno, gdybym krzyczała, możesz mnie zahipnotyzować - wycedziła Poppy, nie
otwierając oczu.
Rozluźnij się, nakazała sobie stanowczo. Choćby nie wiem jak bolało i było okropne,
wytrzymasz. Musisz. Od tego zależy Twoje życie. Serce waliło jej tak mocno, że wstrząsało
całym ciałem.
- Tutaj. - James dotknął jej szyi zimnymi palcami, jakby szukał pulsu.
No, dalej, pomyślała Poppy. Zaczynaj.
Czuła ciepły oddech, kiedy pochylał się nad nią i delikatnie chwycił za ramiona. Każdy jej
nerw reagował na jego obecność. Nagle poczuła zimno na szyi i zaraz potem, zanim zdążyła
cofnąć głowę, podwójne ukąszenie. Kły zanurzyły się w jej ciele, robiąc dwie małe ranki,
przez k lorę James mógł napić się jej krwi... ,
Teraz naprawdę zacznie boleć, pomyślała. Nic już nie pomoże. Znalazła się w rękach
myśliwego. Była jak królik owinięty zwojami węża, jak mysz w pazurach kota. Nie czuła się
jak najlepsza przyjaciółka Jamesa, tylko jak jego obiad...
Poppy, co robisz? Nie walcz. Przykro mi, kiedy się opierasz.
James do niej mówił, chociaż ciepłe wargi na jej szyi się nie poruszały. Glos słyszała w
swojej głowie.
Nie opieram się, pomyślała. Nastawiam tylko na to, że będzie bolało.
Poczuła pieczenie w miejscu ukłucia. Czekała na coś gorszego - ale nic takiego nie nastąpiło.
Było niezwykle.

background image

Och, pomyślała.
Poczucie ciepła okazało się nawet przyjemne. Wrażenie ulgi, dawania. I bliskości. Ona i
James stawali się coraz bliżsi, jak dwie Krople wody dążące ku sobie, żeby się połączyć.
Dotykała umysłu Jamesa. Wyczuwała jego myśli i doznania. Przepływały przez nią jego
emocje. Czułość... troskliwość... opiekuńczość. Bezwzględna czarna wściekłość na chorobę.
Rozpacz, że nie ma innego sposobu, żeby pomóc, l tęsknota... za tym, żeby z nią być, żeby ją
uszczęśliwić.
Tak, pomyślała.
Fala słodyczy przyprawiła o zawrót głowy. Poppy wyciągnęła rękę po dłoń Jamesa. Ich palce
się splotły. James, pomyślała z zadziwieniem i radością. Słowo, które do niego posłała, było
nieśmiałą pieszczotą. Poppy. Czuła jego zaskoczenie i rozkosz.
Nierzeczywista przyjemność cały czas narastała. Była tak intensywna, że Poppy drżała.
Jak mogłam być tak głupia, żeby się tego bać. To nie jest okropne. Jest... miłe. Nigdy
wcześniej nie doświadczyła takiej bliskości. Miała wrażenie, że są jedną istotą, połączeni, nie
jak drapieżnik i ofiara, ale partnerzy w tańcu. Poppy i James. Czuła dotyk jego duszy.
Dziwne, ale on się tego bał. To też wyczuwała. Poppy, nie... -tyle mrocznych rzeczy... -lepiej,
żebyś nie wiedziała...
Mrok, zgadza się, pomyślała, Ale nie mrok i potworność. Mrok i samotność. Bezgraniczna
samotność. Wrażenie, że nie przynależy do żadnego z dwóch światów, które zna. Nie należy
nigdzie. Poza... Nagle ujrzała obraz siebie. W jego umyśle była krucha i słodka jak
szmaragdowooki duszek powietrzny. Sylf - z duszą z czystej stali. To niezupełnie ja. Nie
jestem wysoka i piękna jak Jacklyn czy Michaela...
Słowa, które usłyszała, nie były skierowane do niej - wyrażały coś, co James myśli o sobie
samym albo są wspomnieniem z dawno przeczytanej książki.
Dziewczyny nie kocha się za jej urodę. Kocha się ją dlatego, że śpiewa pieśń, którą
tylko ty rozumiesz...
Tej myśli towarzyszyło silne poczucie troski. Wreszcie się dowiedziała, co czuje wobec niej
James. Jest dla niego czymś niezwykle ważnym, co należy chronić za wszelką cenę...
Za wszelką cenę. Bez względu na to, co się z nim stanie. Poppy usiłowała zanurzyć się głębiej
w jego umysł, podążając za tą myślą. Wyczuła zasady, a właściwie prawa...
Poppy, niekulturalnie przeszukiwać czyjś umysł bez pozwolenia. Słowa Jamesa naznaczone
były desperacją. Poppy się wycofała. Nie zamierzała być wścibska. Chciała tylko pomóc...
Wiem, przyszła do niej myśl Jamesa, a wraz z nią strumień ciepła i wdzięczności. Rozluźniła
się i rozkoszowała uczuciem jedności.
Chciałabym, żeby to trwało wiecznie, pomyślała, i właśnie w lody się skończyło. Ciepło z
szyi zniknęło , a James się odsunął i wyprostował.
Westchnęła, protestując, i usiłowała z powrotem go do siebie przyciągnąć, ale jej nie
pozwolił.
- Nie. To nie wszystko - wyszeptał. Ale nic więcej nie zrobił. Przytulał ją, przyciskając wargi
do jej czoła. Była spokojna i rozleniwiona.
- Nie mówiłeś, że to tak wygląda.
- Nie wiedziałem - odpowiedział po prostu. - Nigdy wcześniej tak nie było.
Siedzieli razem w ciszy, a James bardzo delikatnie głaskał |i| po głowie.
Dziwne, pomyślała Poppy. Wszystko jest takie samo, a jednak inne. Czuła się, jakby
wydostała się na suchy ląd po tym, lak niemal utonęła w oceanie. Zniknęło przerażenie, które
ją dręczyło przez cały dzień, i po raz pierwszy w życiu poczuła się zupełnie bezpieczna.
Po chwili James pokręcił głową i wstał,
- Co jeszcze musimy zrobić? - spytała.

background image

Uniósł nadgarstek do ust. Energicznie machnął głową, jakby zdzierał kawałek materiału
trzymany w zębach. Kiedy odsunął rękę, Poppy zauważyła krew. Ciekła wąską stróżką. Była
tak czerwona, że nie wyglądała juk prawdziwa. Zaskoczona Poppy z trudem przełknęła ślinę.
- To nic wielkiego - powiedział łagodnie James. - Musisz to zrobić. Jeżeli nie będziesz miała
w sobie mojej krwi, po śmierci nie skiniesz się wampirem. Po prostu umrzesz. Jak każdy
człowiek.
A ja chcę żyć, pomyślała. Trudno. Zamknęła oczy i pozwoliła, żeby James naprowadził jej
głowę do swojego nadgarstka. Czerwona ciecz nie smakowała jak krew, a w każdym razie nie
jak ta, którą czuła, kiedy ugryzła się w język albo wkładała do ust rozcięty palec. Smak
miała... dziwny. Intensywny. Jak magiczny eliksir, pomyślała oszołomiona Poppy. I znów
dotknęła umysłu Jamesa. Upojona bliskością, piła jego krew. Dobrze. Musisz dużo wypić,
powiedział. Głos jego umysłu był cichszy niż wcześniej. Nagle Poppy się przeraziła.
A co się stanie z tobą?
- Nic mi nie będzie - odpowiedział głośno. - Martwię się o ciebie. Jeżeli wypijesz za mało
mojej krwi, znajdziesz się w niebezpieczeństwie.
No cóż, on się zna. Poppy z radością chłonęła dziwny, esencjonalny płyn. Pławiła się w
blasku, który - jak jej się wydawało -bił z niej na zewnątrz. Czuła się taka wyciszona,
spokojna... I nagle, bez ostrzeżenia, spokój został zniszczony. Wdarł się w niego ostry
zaskoczony głos.
- Co ty wyprawiasz?
Poppy uniosła głowę. W drzwiach zobaczyła Phillipa.

ROZDZIAŁ 6

James działał szybko. Chwycił plastikowy kubek ze stolika przy łóżku i podał go Poppy.
Zrozumiała. Oszołomiona niezdarnie wzięła duży łyk wody i oblizała wargi, żeby zmyć ślady
krwi.
- Co ty wyprawiasz? - powtórzył Phillip, wpadając do pokoju. Na szczęście wzrok miał
skupiony na Jamesie, więc Poppy zdążyła usiąść tak, żeby ukryć ślad ugryzienia na szyi.
- Nie twoja sprawa - wypaliła i natychmiast zrozumiała, że popełniła błąd.
Phillip, który mógłby nosić przydomek „Opanowany", dziś uprawiał wrażenie zupełnie
niezrównoważonego. Mama mu powiedziała, pomyślała Poppy.
- To znaczy, nic nie robimy - poprawiła się. Nie pomogło. Phil najwyraźniej był w takim
nastroju, że wszystko w jego oczach stanowiło zagrożenie dla siostry. Poppy w zasadzie nie
mogła go winić, wszedł i zastał ją z Jamesem w dziwnym uścisku na szpitalnym łóżku. -
James mnie pocieszał, bo byłam wystraszona - dodała. Nawet nie próbowała tłumaczyć,
dlaczego James przytulał jej głowę do swojej ręki. Ukradkiem zerknęła na przedramię
Jamesa; rana już się zasklepiła, a ślad zaczął /n i kac.
- Wszystko w porządku. - James rzucił Phillipowi hipnotyzujące spojrzenie.
Ale Phil prawie na niego nie patrzył. Przyglądał się Poppy.
Nie działa, pomyślała. Może Phil jest za bardzo rozwścieczony? Albo zbyt uparty.
Spojrzała pytająco na Jamesa. Odpowiedział jej ledwie zauważalnym ruchem głowy. On też
nie wiedział, w czym problem. Oboje wiedzieli za to, co to znaczy. James będzie musiał
wyjść. Poppy czuła się oszukana i sfrustrowana. Nie zależało jej na niczym poza rozmową z
Jamesem. Chciała rozkoszować się tym, co odkryli na swój temat - i nie mogła. Nie przy
Philpie.
- A w ogóle, skąd się tu wziąłeś? - spytała poirytowana.

background image

- Podrzuciłem mamę. Wiesz, że nie lubi jeździć po ciemku. l przywiozłem to. - Postawił
boomboksa na stoliku przy łóżku. -1 to. - Położył obok niego czarną skrzynkę z płytami. -
Cała twoja ulubiona muzyka.
Poppy poczuła, że złość znika.
- Dzięki. - Była wzruszona, tym bardziej że Phil nie powiedział: „Cała twoja pokręcona
muzyka", chociaż zwykle tak to określał.
Phil wzruszył ramionami, rzucając gniewne spojrzenie Jamesowi.
Biedny Phil, pomyślała. Byt rozczochrany. I miał podpuchnięte oczy.
- Gdzie mama? - Ledwie zdążyła zapytać, do pokoju weszła matka.
- Już jestem, skarbie - powiedziała z godnym uznania promiennym uśmiechem. Spojrzała
zaskoczona. - James. Miło, że przyjechałeś.
- Właśnie wychodzi - oznajmił stanowczo Phil. - Odprowadzę go do wyjścia.
James nie tracił energii na walkę, której nie miał szans wygrać.
- Do zobaczenia jutro - zwrócił się do Poppy.
W spojrzeniu jego szarych oczu - szarych, nie srebrnych - było coś tylko dla niej. Tego
czegoś nie widziała nigdy wcześniej, przez wszystkie lata, kiedy go znała.
- Do zobaczenia, James - pożegnała go miękko. - I... dziękuję. -Wiedziała, że zrozumie, co
miała na myśli.
Dopiero kiedy znalazł się za drzwiami, z depczącym mu po piętach Phillipem, który
zachowywał się jak bramkarz wyprowadzający niesfornego klienta, Poppy przyszła do głowy
niepokojąca myśl.
„Jeżeli wypijesz za mało mojej krwi, znajdziesz się w niebezpieczeństwie". Tak powiedział.
Zaraz potem im przerwano. Wystarczy jej tyle, ile wypiła? A jeśli nie? Nie miała pojęcia, a
Jamesa zapytać nie mogła.
Phil szedł tuż za Jamesem przez całą drogę do wyjścia.
Nie dziś, pomyślał James. Dziś nie może sobie zawracać głowy Phillipem Northernem. Nie
miał cierpliwości; poza tym ciągle się zastanawiał, czy Poppy wypiła wystarczająco dużo jego
krwi. Wydawało mu się, że tak, ale im wcześniej napije się znowu, tym lepiej.
- Do zobaczenia jutro? Niestety, nic z tego, stary - oznajmił ostro Phil, kiedy wchodzili na
parking.
- Phil, daruj sobie.
Phillip wyprzedził Jamesa i stanął przed nim jak słup soli. Oddychał szybko, a jego zielone
oczy były rozpalone.
- Dobra, koleś - zaczął. - Nie wiem, co kombinujesz, ale koniec z tym. Od tej pory masz się
trzymać od Poppy z daleka. jasne?
James oczami wyobraźni widział, jak z trzaskiem łamie Phillipowi kark. Ale się powstrzymał
- to w końcu brat Poppy, a jego zielone oczy są zdumiewająco podobne do jej oczu.
- Nigdy nie zrobiłbym Poppy krzywdy - powiedział ze znużeniem.
- Daruj sobie. Będziesz tak stał i mi opowiadał, że nic od i

IM

j nie chcesz?

Jamesowi nie przyszła do głowy żadna sensowna odpowiedź. Jeszcze wczoraj, zgodnie
prawdą, mógłby powiedzieć, że nie zamierza nawet tknąć Poppy. Bo to oznaczałoby wyrok
śmierci dla niego i dla niej. Dopiero kiedy usłyszała wyrok śmierci wydany przez kogo
innego, pozwolił sobie zbadać swoje uczucia.
A teraz... Był blisko niej. Dotykał jej umysłu i przekonał «lv, że jest jeszcze odważniejsza i
dzielniejsza, niż przypuszczał, jeszcze bardziej współczująca i bezbronna. Chciał znów
znaleźć się przy Poppy. Zależało mu na niej tak że ledwie mógł oddychać. Jego miejsce jest
przy niej. Dotarło również do niego, że to może nie wystarczyć. Kiedy dwoje ludzi wymienia
się krwią, rodzi się między nimi silna więź. Źle by postąpił, gdyby wykorzystał tę więź albo
wdzięczność Poppy. Dopóki nie nabierze pewności, że ona myśli trzeźwo i podejmuje
przemyślane decyzje, powinien trzymać i' u pewnej odległości. To jedyne honorowe wyjście.

background image

- Nie chcę jej zranić - powtórzył. - Dlaczego nie możesz w to uwierzyć? - Bez większej
nadziei spróbował uchwycić spojrzenie Phila. Nie udało mu się, podobnie jak w szpitalu.
najwyraźniej Phillip należy do tych nielicznych ludzi, na których nie da się wpływać siłą
umysłu.
- Dlaczego? Bo cię znam. Ciebie i twoje... dziewczyny. - Phil postarał się, żeby to słowo
zabrzmiało jak przekleństwo. – M

ASZ

ich sześć albo siedem na rok. a kiedy je zaliczysz,

rzucasz jak śmieci.
Jamesa na chwilę ogarnęło rozbawienie, bo Phil mówił śmiertelnie poważnie. Potrzebował
sześciu dziewczyn na rok. Po dwóch miesiącach więź między nimi stawała się niebezpieczna.
- Poppy nie jest moją dziewczyną i nie zamierzam jej rzucać - powiedział zadowolony z
własnego sprytu. Niezupełnie kłamał. Poppy przecież nie jest jego dziewczyną w normalnym
tego stówa znaczeniu. Połączyli się tylko duszami, nie rozmawiali o tym, że będą ze sobą
chodzić.
- To znaczy, że nie chcesz jej podrywać. Zgadza się? Lepiej bądź pewien. - Mówiąc to, Phil
zrobił chyba najgroźniejszy ruch w swoim życiu. Chwycił Jamesa za koszule.
Ty głupi człowieku, pomyślał James. Przez chwilę miał ochotę zmiażdżyć mu dłoń. Albo go
podnieść i rzucić nim przez parking na czyjąś przednią szybę. Albo...
- Jesteś bratem Poppy - wycedził przez zaciśnięte zęby. -Dlatego dam ci szansę, żebyś się
ode mnie odczepił.
Phil przez kilka sekund wpatrywał się w jego twarz, potem go wypuścił. Sprawiał wrażenie
wstrząśniętego. Ale nie na tyle. żeby milczeć.
- Masz ją zostawić w spokoju - powtórzył. - Nic nie rozumiesz. Jej choroba... jest poważna.
Nie można jeszcze dodatkowo mieszać jej w życiu. Ona potrzebuje tylko... - Przerwał i
przełknął ślinę.
James nagle poczuł się bardzo zmęczony. Nie mógł winić Phillipa za to, że jest
zdenerwowany - jego umysł był pełen wyraźnych obrazów umierającej siostry. James zwykle
widział tylko ogólny zarys ludzkich myśli, ale te Phillipa promieniowały bardzo jasno, niemal
oślepiały. Półprawdy i uniki nie zadziałały. Czas na prawdziwe kłamstwa. Byle zadowolić
Phila i uwolnić siebie.
- Wiem, że choroba Poppy jest poważna - powiedział. -Znalazłem artykuł w necie. Dlatego tu
przyjechałem, jasne? Żal mi jej. Poppy interesuje mnie tylko jako przyjaciółka, ale dla jej
dobra chcę udawać, że mi się podoba.
Phillip zawahał się, patrząc na niego bacznie i podejrzliwie. Powoli pokręcił głową.
- Przyjaźń przyjaźnią, ale nie ma co mieszać jej w głowie. Udawanie nie przyniesie jej nic
dobrego. Nie wiem nawet, czy dzięki temu chociaż na chwilę poczuła się lepiej. Wyglądała
źle
-
Źle?
- Była blada i roztrzęsiona. Znasz Poppy, wiesz, że wszystko za bardzo przeżywa. Nie
powinieneś igrać z jej uczuciami. - Zmrużył oczy. - Może lepiej przez jakiś czas trzymaj się
od niej z daleka. Żeby się upewnić, że nie odebrała twojego zachowania niewłaściwie.
- Jak chcesz - mruknął James. Tak naprawdę wcale go nie słuchał.
- Dobra - powiedział Phillip. - Umowa stoi. Ale ostrzegam, jeśli jej nie dotrzymasz, będziesz
miał kłopoty.
Tego też James nie słuchał. Niestety. Poppy leżała w ciemnej szpitalnej sali i słuchała
oddechu matki.
Nie śpisz, pomyślała. Ja też nie śpię. Ty wiesz, że nie śpię, i ja wiem, że nie śpisz... A jednak
nie rozmawiały. Poppy rozpaczliwie chciała powiedzieć matce, że wszystko będzie dobrze -
ale jak? Nie może przecież wydać sekretu Jamesa. A nawet gdyby mogła, matka by nie
uwierzyła. Muszę znaleźć sposób. Muszę. I wtedy ogarnęła ją wielka fala senności. To był
najdłuższy dzień w jej życiu, a do tego miału w sobie pełno cudzej krwi, która już zaczęta

background image

działać w dziwny, magiczny sposób. Poppy nie była w stanie... po prostu nie była w stanie
utrzymać otwartych powiek. Kilka razy w nocy przychodziła pielęgniarka, ale Poppy tego nie
słyszała. Po raz pierwszy od tygodni jej snu nie zakłócał żaden ból. Następnego ranka
obudziła się zdezorientowana i słaba. Kiedy usiadła, przed oczami pojawiły się czarne plamy.
- Jesteś głodna? - spytała matka. - Zostawili dla ciebie tacę ze śniadaniem.
Zapach jajek przyprawił Poppy o mdłości. Ale matka obserwowała ją z niepokojem, więc
trochę podziubała jedzenie na talerzu, a potem poszła się umyć. W łazienkowym lustrze obej-
rzała szyję z boku. Zadziwiające - ani śladu po ranie. Kiedy wróciła do sali, matka płakała.
Nie było powodzi łez ani szlochów. Tylko przecierała oczy chusteczką, ale Poppy nie mogła
tego znieść.
- Mamo, jeżeli się martwisz, jak mi to powiedzieć... Ja wiem - wyrwało jej się, zanim zdążyła
pomyśleć.
Matka poderwała głowę przerażona. Przyjrzała się Poppy i rozpłakała na dobre.
- Kochanie... wiesz...?
- Wiem, co mi jest i na ile to poważne. - Jeżeli przyjęła złą taktykę, trudno, ale już za późno.
- Słuchałam, kiedy ty i Cliff rozmawialiście z lekarzami.
- O mój Boże.
Co mam powiedzieć? - zastanawiała się Poppy. Nie martw się, mamo, bo nie umrę, tylko
stanę się wampirem. Taką mam nadzieję. Pewna nie jestem, bo czasami transformacja się nie
udaje. Ale jeśli mi się poszczęści, za kilka tygodni będę się żywić krwią. Myśląc o tym,
uświadomiła sobie, że nie spytała Jamesa, ile potrwa przemiana. Matka oddychała głęboko,
żeby się uspokoić.
- Poppy, chcę, żebyś wiedziała, że bardzo cię kocham. Cliff i ja zrobimy wszystko,
dosłownie wszystko, żeby ci pomóc. On w tej chwili przegląda raporty kliniczne, badania nad
nowymi sposobami leczenia ludzi. Jeżeli uda nam się zyskać na czasie, aż ktoś wynajdzie
lek...
Poppy nie mogła tego znieść. Czuła ból matki. Dosłownie. Nachodził ją pulsującymi falami,
które odbijały się echem w żyłach i przyprawiały o zawroty głowy. To ta krew, pomyślała.
Coś ze mną robi, zmienia mnie. Podeszła do matki, żeby ją przytulić, pocieszyć.
- Mamo, ja się nie boję - wyszeptała. - Nie umiem tego wytłumaczyć, ale nie czuję strachu. I
nie chcę, żebyś przeze mnie była nieszczęśliwa.
Matka tuliła Poppy z całych sił, jakby śmierć właśnie teraz mogła wydrzeć jej córkę z ramion.
Płakała. Poppy też płynęły łzy. Bo nawet jeśli nie umrze naprawdę, wiele straci. Swoje dawne
życie, rodzinę, wszystko co znajome. Czuła ulgę, opłakując to; musiała dać upust emocjom.
Ale kiedy już skończyła, spróbowała jeszcze raz.
- Nie chcę tylko jednego: żebyś była nieszczęśliwa czy smutna. - Spojrzała w górę na matkę.
- Mogłabyś chociaż spróbować? Dla mnie?
O Boże, zachowuję się jak jakaś święta w Małych kobietkach, pomyślała. A gdybym
naprawdę miała umrzeć, wściekałabym się i darła do samego końca. Jednak udało jej się
pocieszyć matkę, która odsunęła się zapłakana, ale dumna.
- Jesteś wyjątkowa, Poppy - wymamrotała drżącymi wargami.
Święta Poppy odwróciła wzrok potwornie zawstydzona. Wybawiła ją kolejna fala zawrotów
głowy. Matka pomogła jej się położyć..
1 nagle Poppy wpadła na to, jak zadać pytanie, na które pragnęła znać odpowiedź.
- Mamo - odezwała się ostrożnie. - Gdyby gdzieś było dla mnie lekarstwo, na przykład w
innym kraju, i mogłabym tam pojechać i wyzdrowieć, ale nie pozwolono by mi wrócić? To
znaczy, gdybyś wiedziała, że jestem zdrowa, ale nigdy więcej mnie nie zobaczysz... -
Przyglądała się matce badawczo.
- Chciałabyś. żebym to zrobiła?
Matka odpowiedziała bez zastanowienia.

background image

- Skarbie, puściłabym cię nawet na Księżyc. Byle byś była szczęśliwa. - Musiała na chwilę
przerwać. - Niestety, kochanie, nie ma takiego miejsca. Inaczej dałabym wszystko, żeby...
- Wiem. - Poppy delikatnie poklepała ją po ręce. - Tylko pytałam. Kocham cię, mamo.
Później przyszli doktor Franklin i doktor Loftus. Spotkanie / nimi nie było aż tak potworne,
ale Poppy czuła się jak hipokrytka, kiedy zachwycali się jej „wspaniałą postawą". Mówili o
dobrze przeżytym czasie i o tym, że nie ma dwóch takich samych przypadków raka, o
ludziach, którzy przeciwstawili się statystykom. Święta Poppy skręcała się w środku, ale
słuchała. I potakiwała - aż zaczęli rozmawiać o kolejnych badaniach.
- Zamierzamy zrobić angiogram i laparotomię - oznajmiła doktor Loftus. - Angiogram to...
- Rury wbite w żyły? - Poppy nie zdołała się powstrzymać.
Wszyscy wyglądali na przestraszonych. Doktor Loftus uśmiechnęła się smutno.
- Chyba coś o tym czytałaś?
- Nie, tylko... chyba skądś to kojarzę. - Poppy wiedziała, skąd wzięły się obrazy. Z głowy
doktor Loftus. Powinna przestać gadać, żeby nie wzbudzać podejrzeń, ale nie mogła się
powstrzymać, była zbyt przejęta. - A laparotomia to operacja, prawda?
Doktor Franklin i doktor Loftus spojrzeli na siebie wymownie.
- Operacja w celach diagnostycznych, zgadza się - przyznał doktor Franklin.
- Ale mnie te badania nie są potrzebne. To znaczy, już wiadomo, co mi jest. A badania są
bolesne.
- Poppy - odezwała się łagodnie matka. Doktor Loftus weszła jej w słowo.
- Cóż, czasami trzeba potwierdzić diagnozę. Ale w twoim przypadku... nie, Poppy. Prawdę
mówiąc, nie musimy ich wykonywać. Mamy pewność.
- W takim razie wolę wrócić do domu - stwierdziła Poppy.
Lekarze znów spojrzeli po sobie, potem na matkę. Po chwili, nawet nie siląc się na
subtelność, we troje wyszli na korytarz, żeby się naradzić. Kiedy wrócili, Poppy wiedziała, że
wygrała.
- Możesz wracać do domu - powiedział cicho doktor Franklin. - Przynajmniej do czasu
nasilenia się objawów. Pielęgniarka wytłumaczy twojej mamie, na co zwracać uwagę.
Poppy od razu zadzwoniła do Jamesa. Odebrał po pierwszym sygnale.
- Jak się czujesz? - spytał.
- Kręci mi się w głowie. Poza tym dość dobrze - wyszeptała, bo za drzwiami stalą matka i
rozmawiała z pielęgniarkią. - Wracam do domu.
- Wpadnę po południu. Zadzwoń, kiedy będziesz wiedziałą, że przez godzinę dadzą ci
spokój. I, Poppy... nie mów Philowi, że przychodzę.
- Czemu?
- Później ci wyjaśnię.
W domu było dziwnie. Cliff i Phil niemal skakali przy niej,

A

jednocześnie udawali, że nie

dzieje się nic niezwykłego. Popy słyszała, jak pielęgniarka radziła matce, żeby się starać
zachować zwykły porządek dnia. Jakbym miała urodziny, pomyślała Poppy oszołomiona. Co
kilku minut rozlegał się dzwonek do drzwi i dostawała nowy bukiet kwiatów. Jej sypialnia
przypominała ogród. Czuła się źle z powodu Phila. Wyglądał na zdruzgotanego, ale dzielnie
się trzymał. Jego też chciała pocieszyć, ale jak?
- Chodź no. - Postanowiła działać od razu. Kiedy podszedł, przytuliła go mocno.
Poradzisz sobie z tym - wyszeptał. - Wiem. Nikt nie ma takiej woli życia jak ty. I nigdy,
przenigdy nie byt taki uparty. Wtedy do Poppy dotarło, jak strasznie będzie za nim tęsknić.
Kiedy go puściła, zrobiło jej się słabo.
- Lepiej się połóż - powiedział łagodnie Cliff. Matka pomogła jej przejść do sypialni.
- Tata wie? - spytała Poppy, kiedy mama krzątała się po pokoju, porządkując rzeczy.

background image

- Próbowałam się z nim wczoraj skontaktować, ale podobno przeprowadził się gdzieś w
okolice Vermont, Nie wiadomo dokładnie gdzie.
Poppy skinęła głową. Typowe dla ojca - ciągle w ruchu. Był Dj-em, a w przerwach artystą lub
magikiem cyrkowym. Rozstał się z mamą, bo nic dobrze mu nie wychodziło, każdym razie
nie na tyle, żeby na tym przyzwoicie zarabiać.
Cliff był całkowitym przeciwieństwem ojca - odpowiedzialny, zdyscyplinowany i pracowity.
Idealnie pasował do mamy i Phila. Tak doskonale, że Poppy czasem czuła się czarną owcą w
rodzinie.
- Tęsknię za tatą - powiedziała cicho.
- Wiem. Ja czasami też - wyznała matka, ku zaskoczeniu Poppy. - Znajdziemy go, kochanie -
zapewniła stanowczo. -Jak tylko się dowie, na pewno przyjedzie,
Poppy miała taką nadzieję. To ostatnia okazja, żeby go zobaczyć. Dopiero około godziny
przed kolacją Phil i Cliff pobiegli pozałatwiać swoje sprawy, a matka poszła się zdrzemnąć,
więc Poppy mogła w końcu zadzwonić do Jamesa.
- Już jadę - rzucił. - Wejdę sam.
Dziesięć minut później znalazł się w sypialni. Poppy czuła się dziwnie onieśmielona. Między
nią a Jamesem coś się zmieniło. Już nie byli zwykłymi przyjaciółmi. Nawet nie powiedzieli
sobie „cześć". Przez długą chwilę po prostu na siebie patrzyli. Tym razem szarpnięcie w
piersiach, które Poppy zawsze czuła na widok Jamesa, zmieniło się w lawinę czystej
słodyczy. Zależy mu na niej. Widziała to w jego oczach. Chyba się trochę zagalopowałaś,
szeptał jej umysł. Nie wyciągaj pochopnych wniosków. Owszem, zależy mu na tobie, ale nie
powiedział, że jest zakochany. A to różnica. Zamknij się, nakazała trzeźwo Poppy swojemu
umysłowi.
- Dlaczego nie chciałeś, żeby Phil wiedział, że tu jesteś? - spytała.
James rzucił jasną wiatrówkę na krzesło i przysiadł na łóżku.
- Hm... Po prostu lepiej, żeby nikt nam nie przerwał. - Lekceważąco machnął dłonią. - Jak
tam ból?
. - Zniknął. To chyba dziwne? Wczoraj przespałam całą noc. I jeszcze jedno. Chyba
zaczynam... jakby to powiedzieć... czytać w ludzkich myślach.
James uśmiechnął się lekko, unosząc zaledwie kącik warg.
- To dobrze. Martwiłem się... - Przerwał i podszedł włą-i'/ye odtwarzacz. Rozległo się
żałosne zawodzenie Bantu. -Martwiłem się, że wczoraj wypiłaś za mało krwi - dokończył
cicho, znowu siadając.-Dzisiaj będziesz musiała wypić więcej, ja zresztą też.
Poppy zadrżała. Nie czuła już odrazy. Nadal się bała, ale tylko skutków tego, co zamierzali
zrobić. Cieszyła się, że dzięki temu może być bliżej Jamesa i go karmić, ale pamiętała, że to
ma ją zmienić.
- Nie rozumiem jednego: dlaczego nie ugryzłeś mnie nigdy Wcześniej - odezwała się lekkim
tonem, ale pytanie było bardzo poważne. - To znaczy... - ciągnęła powoli - ... robiłeś to z Mi~
Michaelą i z Jacklyn, prawda? A z innymi dziewczynami?
Odwrócił wzrok.
- Nie wymieniałem się z nimi krwią - odparł opanowanym głosem. - Ale żywiłem się nimi, to
prawda.
- A mną nie.
- Nie. Jak ci to wytłumaczyć? - Uniósł wzrok. - Poppy, picie czyjejś krwi może oznaczać
wiele różnych rzeczy. Starli chcą, żeby służyła tylko do odżywiania. Mówią, że powinno nic
czuć jedynie radość ze zdobyczy. I nic innego wcześniej nie czułem.
Poppy skinęła głową; cieszyła się z takiej odpowiedzi. Nic pytała, kim są Starsi.
- Poza tym to niebezpieczne - mówił dalej James. - Można to robić z nienawiścią i zabić. Na
dobre.
Poppy poczuła niemal rozbawienie.

background image

- Ty byś nie zabił.
James patrzył na nią przenikliwie. Na dworze było pochmurno, a w słabym świetle sypialni
Poppy twarz Jamesa wyglądała blado, oczy wydawały się srebrne.
- A jednak zabiłem - wyznał ponuro i bez wyrazu. - Oddałem za mało krwi, żeby ktoś mógł
się odrodzić jako wampir.

Rozdział 7

Widocznie miałeś powód - stwierdziła stanowczo Poppy. Spojrzał na nią, a ona wzruszyła
ramionami. - Znam cię. - Znała go tak, jak nigdy nikogo innego.
- Nie miałem powodu... - odwrócił wzrok - ...ale w pewnym stopniu można mnie
usprawiedliwić. Zostałem podstawiony. Do tej pory mam przez to koszmary. Słychać było, że
jest zmęczony i strasznie smutny. To samotny świat, pełen sekretów, przypomniała sobie
Poppy. A James musi ukrywać największy przed wszystkimi, nawet przed nią.
- To na pewno dla ciebie okropne - powiedziała mimo woli. - Cale twoje życie, trzymanie
tego w tajemnicy. To, że nic możesz nikomu powiedzieć. Że musisz udawać...
- Poppy. -Wstrząsnął nim dreszcz skrywanych emocji. - Nie.
- Nie współczuć ci? Pokręcił głową.
- Nikt wcześniej tego nie rozumiał. Czemu ty się o mnie martwisz? - dodał po chwili. - W
twojej sytuacji.
- Chyba dlatego, że... mi na tobie zależy.
- A ja chyba dlatego nie potraktowałem cię jak Michaeli czy Jacklyn - wyznał.
Poppy spojrzała na regularne rysy jego twarzy, na faliste brązowe włosy, jak jedwab
opadające na czoło... i wstrzymała oddech. Powiedz: „Kocham cię", nakazała mu w myślach.
No, powiedz, ty tępy facecie.
Ale ich umysły nie były połączone i James nie dał najmniejszej oznaki, że to usłyszał.
- Lepiej zaczynajmy. - Wstał i zasłonił okna. - Światło dzienne odbiera wampirom całą moc -
poinformował głosem prelegenta dającego gościnny wykład.
Poppy skorzystała z przerwy i podeszła do odtwarzacza. Muzyka się zmieniła - leciały teraz
duńskie klubowe rytmy, odpowiędnie do ludowych tańców, ale niezbyt romantyczne. Poppy
wcisnęła przycisk i z głośników popłynęło aksamitne portugalskie zawodzenie.
Zaciągnęła przezroczyste firanki wokół łóżka. Znaleźli się z Jamesem w swoim małym
świecie, przyciemnionym i odosobnionym, spowitym mglistą kremową bielą.
- Jestem gotowa.
James przysunął się do niej. Mimo półmroku uległa hipnotycznemu spojrzeniu. Jego oczy
były jak okna do innego świata, do odległego i magicznego miejsca.
Świat nocy. Odchyliła głowę, kiedy James wziął ją w ramiona.
Tym razem podwójne ukłucie w szyję porządnie zabolało. Ale wszystko wynagrodził
moment, w którym umysł Jamesa dotknął jej myśli. Poczucie jedności, nagiego połączenia,
zalało ją jak gwiezdny blask. Znów miała wrażenie, że rozpływają się i stapiają ze sobą w
każdym miejscu, którego dotykają. Czuła, jak bije w nim jej własny puls. Bliżej, bliżej...
bliżej, aż nagle poczuła, że się wycofał. James? Co się stało?
Nic, odpowiedział. Wyczuła jednak, że to nie do końca prawda. Usiłował osłabić
wzmacniającą się między nimi więź... dlaczego?
Poppy, po prostu nic chcę cię do niczego zmuszać. To, co czujemy, jest... nieprawdziwe...
Nieprawdziwe? To najbardziej realna rzecz, jakiej w życiu doświadczyła. Prawdziwsza niż
rzeczywistość. Radość zmącił przypływ złości na Jamesa.

background image

Nie chcę, żeby tak było, powiedział zdesperowanym tonem. Więzi krwi nie można się oprzeć.
Nie oparłabyś się jej nawet gdybyś mnie nienawidziła. To nie w porządku...
Poppy nie obchodziło, co jest w porządku. Skoro nie można się oprzeć, to dlaczego
próbujesz? - spytała tryumfująco.
W myślach usłyszała coś, co przypominało śmiech. Znów przywarli do siebie, dając się
ponieść fali czystych uczuć.
Więź krwi, pomyślała Poppy, kiedy James w końcu uniósł głowę. To bez znaczenia, czy mi
powie, że mnie kocha - teraz jesteśmy związani. I nic tego nie zmieni. Za chwilę sama
przypieczętuje tę więź, pijąc jego krew. No, spróbuj się temu oprzeć, pomyślała i
przestraszyła się, kiedy James zaśmiał się cicho.
- Czytasz w moich myślach?
- Niezupełnie. To ty je przesyłasz i jesteś w tym bardzo dobra. Będzie z ciebie silny telepata.
Ciekawe... W tej chwili nie czuła się silna. Nagle zrobiła się słaba jak nowo narodzony
kociak. Oklapnięta jak zwiędnięty kwiat. Potrzebowała...
- Wiem - wyszeptał James. Podtrzymując ją, zaczął unosić jeden nadgarstek do jej ust.
Poppy go powstrzymała.
- James? Ile razy trzeba to zrobić, żebym... się zmieniła?
- Chyba jeszcze raz - odparł cicho. - Teraz wypiłem dużo l i chcę, żebyś ty też dużo wypiła.
A następnym razem, kiedy to zrobimy...
Umrę, pomyślała Poppy. Ale przynajmniej wiem, ile życia mi zostało jako człowiekowi.
James obnażył długie, delikatne kły i rozciął nimi swój nadgarstek. Poruszał się zwinnie jak
wąż. Krew, która się pojawiła, miała kolor syropu wiśniowego. W chwili, kiedy Poppy
pochylała się z rozchylonymi wargami, rozległo się pukanie do drzwi.
Poppy i James zamarli przerażeni. Znów pukanie. Poppy, skołowana i osłabiona, nie była w
stanie się ruszyć. W jej głowie pojawiła się jedna myśl: Och, proszę. Proszę, tylko nie...
Drzwi się otworzyły.
...Phil.
Philłip zdążył już wetknąć głowę do pokoju.
- Poppy, nie śpisz? Mama mówi... - zaczął, szukając włącznika na ścianie.
Nagle w pokoju zrobiło się jasno.
No, świetnie. Phil zaglądał przez przezroczyste draperie przy łóżku. Poppy patrzyła na niego
załamana.
- Co tu się dzieje? - spytał głosem godnym aktora w filmie tylesięć przykazań. Zanim Poppy
zdążyła zebrać myśli, pochylił się i chwycił Jamesa za rękę.
- Phil, nie - zaprotestowała. - Phil, ty idioto...
- Mieliśmy umowę - warknął na Jamesa. - A ty ją złamałeś.
James ściskał Phila za ręce równie mocno jak Phil jego. Poppy z niepokojem czekała, czy nie
zaczną się tłuc głowami.
O Boże, gdyby tylko mogła trzeźwo myśleć... Czuła się, jakby nie miała mózgu.
- Źle to odbierasz - wycedził James przez zaciśnięte zęby.
- Źle odbieram? Wchodzę i zastaję was w łóżku, z zasłoniętymi kotarami, a ty mi mówisz, że
źle to odbieram?
- Na łóżku - poprawiła Poppy. Phil w ogóle na to nie zareagował. James potrząsnął nim - bez
wysiłku, swobodnie, a mimo to głowa latała Philowi do przodu i do tym. Poppy zorientowała
się, że James stracił nad sobą panowanie. Pamiętała skręconą nogę krzesła; pora
interweniować.
- Przestańcie. - Sięgnęła między nich, żeby złapać któregoś /n rękę. - No, spokój, chłopaki!
Phil, wiem, że nie rozumiesz, ale James stara się mi pomóc... - krzyknęła w końcu
zdesperowana.

background image

- Pomóc? Nie sądzę. - Odwrócił się do Jamesa. - Spójrz na nią|. Nie widzisz, że od tego
głupiego udawania jest jej jeszcze gorzej? Zawsze, kiedy cię z nią zastaję, jest blada jak
ściana. tylko pogarszasz sytuację.
- Nic nie wiesz - prychnął James Philowi w twarz. Poppy cały czas przyswajała słowa, które
padły chwilę Wcześniej.
- Głupie udawanie? - spytała niezbyt głośno, ale w pokoju panowała już cisza. Spojrzeli na
nią. Wtedy wszyscy popełnili błąd. Później Poppy zrozumie, że gdyby którekolwiek z nich
zachowało trzeźwy umysł, uniknęliby tego, co nastąpiło. A jednak każde straciło głowę.
- Przepraszam - powiedział Phil do Poppy. - Nie chciałem ci mówić.
- Zamknij się! - odezwał się rozwścieczony James.
- Ale muszę. Ten... bydlak... po prostu się tobą bawi. Przyznał mi się. Powiedział, że mu
ciebie szkoda, i myśli, że poczujesz się lepiej, kiedy będzie udawał, że mu się podobasz.
Mniemanie o sobie ma wyższe niż wieżowce na Flower Street.
- Udawał? - powtórzyła Poppy, siadając. W głowic jej szumiało, krew w niej wrzała.
- Poppy, on bredzi - powiedział James. - Słuchaj...
Ale ona nie słuchała. Czuła, że Phil jest smutny, a to było dla niej o wiele bardziej
przekonujące niż złość Jarnesa. W dodatku Phillip - uczciwy, prostolinijny i godny zaufania -
prawie zawsze mówił prawdę. Tak jak teraz. A to znaczy, że James kłamie. Wybuch.
- Ty... - syknęła do Jamesa. - Ty... - Nie mogła wymyślić wystarczająco mocnego
przekleństwa. Czuła się bardziej zraniona i zdradzona niż kiedykolwiek w życiu. Myślała, że
zna Jamesa, ufała mu bezgranicznie. Dlatego zdrada tym bardziej bolała. - Więc to wszystko
było udawane? Tak?
Wewnętrzny głos podpowiadał jej, żeby poczekała i ochłonęła, że w tym stanie nie powinna
podejmować ostatecznych , decyzji. Ale, niestety, tak wzburzona nie potrafiła słuchać we-
wnętrznego głosu. Złość nie pozwalała jej spokojnie przeanalizować sytuacji.
- Po prostu ci mnie szkoda? - wyszeptała i nagle wylał się l z niej cały żal tłumiony przez
ostatnie półtora dnia. Ból ją oślepił i nie liczyło się nic innego poza tym, żeby James cierpiał
równie mocno.
- Poppy... to dlatego nie chciałem, żeby Phil wiedział. -James oddychał ciężko i mówił
szybko.
- Nic dziwnego - wściekała się. - Teraz rozumiem, dlaczego nie powiedziałeś, że mnie
kochasz - ciągnęła, wcale nie przejmując się tym, że Phil słucha. - I już wiem, dlaczego
robi- !eś wszystko inne, ale nigdy mnie nawet nie pocałowałeś. Nie potrzebuję twojego
współczucia...
- Co to znaczy „wszystko inne"? Jakie „wszystko inne"? - krzyczał Phil. - Zabiję cię,
Rasmussen! - Rzucił się na niego.
James uchylił się tak, że pięść Phila ledwie musnęła mu włosy. Phil zamierzył się znowu, ale
James zrobił unik i chwycił go od tyłu za kark.
Poppy usłyszała odgłos kroków na korytarzu.
- Co tu się dzieje? - Matka zaniemówiła na widok sceny w pokoju Poppy. Niemal w tej samej
chwili pojawił się Cliff.
- Co to za krzyki? - spytał z wyjątkowo surową miną.
- To ty narażasz ją na niebezpieczeństwo - warknął James do ucha Phillipowi. – Teraz,
wyglądał porażająco. Dziko. Nieludzko.
- Puść mojego brata! -wrzasnęła Poppy. Jej oczy napełniły się łzami.
- O mój Boże, kochanie... - jęknęła matka. Dwoma krokami dobiegła do łóżka i przytuliła
Poppy. - Wyjdźcie stąd, i chłopcy.
Dzika mina zniknęła z twarzy Jamesa. Wypuścił Phillipa z uścisku,
- Przepraszam, ale ja muszę zostać. Poppy... Phillip wbił mu łokieć w brzuch.

background image

Być może Jamesa nie zabolało to tak, jak zabolałoby człowieka, ale Poppy dostrzegła, że
wściekłość zalała jego twarz, kiedy się powstrzymywał, żeby nie zgiąć się wpół. Podniósł
Phila i cisnął nim głową w przód, w szafę.
Matka krzyknęła. Cliff wskoczył między Phila a Jamesa.
- Dość! - ryknął. Odwrócił się do Phila. - Nic ci nie jest? -Spojrzał na Jamesa. - Co tu się
dzieje?
Phil rozcierał głowę. James milczał. Poppy zaniemówiła.
- Nieważne - mruknął Cliff. -Wszyscy są trochę zdenerwowani. Lepiej idź do domu, James.
James spojrzał na Poppy. Ta, cała rozedrgana, odwróciła się do niego plecami. Ukryła się w
ramionach matki.
- Wrócę - wysyczał. Może to miała być obietnica, ale zabrzmiało jak groźba.
- Nie spiesz się - powiedział Cliff takim tonem, jakby wydawał wojskową komendę.
Spoglądając ponad ramieniem matki, Poppy zauważyła krew na jasnych włosach Phila.
- Potrzebujemy trochę czasu, żeby ochłonąć. No, dalej, zmykaj - dodał Cliff.
Wyprowadził Jamesa. Poppy pociągała nosem i drżała, starając się nie zwracać uwagi na
ogarniające ją falami zawroty głowy ani na wzburzone szepty, które słyszała w umyśle. Z
głośników dobiegał łomot madcorowej angielskiej kapeli.
W ciągu ostatnich dwóch dni James dzwonił osiem razy. Pierwszy raz telefon w jej pokoju
zadzwonił po pomocy. Odebrała w półśnie.
- Poppy, nie rozłączaj się - poprosił.
Odłożyła słuchawkę. Chwilę później telefon znów zadzwonił.
- Poppy, jeżeli nie chcesz umrzeć, musisz mnie wysłuchać.
- To szantaż. - Mocno ściskała słuchawkę. Język miała jak kołek i bolała ją głowa. - Jesteś
nienormalny.
- Fakt. A teraz posłuchaj. Dzisiaj nie piłaś krwi. Ja cię osłabiłem, a ty nie dostałaś nic w
zamian. To cię może zabić.
Poppy słyszała słowa, ale wydawały się nierealne. Złapała się na tym, że są jej obojętne. Nie
potrafiła zebrać myśli.
- Mam to gdzieś.
- Guzik prawda. Problem w tym, że nie możesz trzeźwo myśleć. Wszystko dlatego, że się
zmieniasz. Jesteś zupełnie skołowana, popadasz w paranoję, nie rozumujesz logicznie, ale na-
wet nie zdajesz sobie z tego sprawy.
Słowa Jamesa potwierdzały jej wcześniejsze przypuszczenia. Jak przez mgłę do Poppy
docierało, że zachowuje się jak Marissa Schaffer po sześciu piwach na sylwestrowej imprezie
u Jana Nedjara. Że robi z siebie skończoną kretynkę. Ale nie l mogła nic na to poradzić.
- Chcę tylko wiedzieć jedno - oznajmiła. - Czy to prawda, że powiedziałeś to wszystko
Phillipowi?
James westchnął.
- Owszem, prawda. Ale powiedziałem tak tylko po to, żeby dał mi spokój.
W Poppy znów zaczęła wzbierać niepohamowana złość.
- Dlaczego miałabym wierzyć komuś, kto całe życie kłamał? - Odłożyła słuchawkę, a po
policzku spłynęła pierwsza łza
Przez cały następny dzień niewiele do niej docierało. Wszystko wydawało się takie
nierzeczywiste - kłótnia z Jamesem, jego ostrzeżenie, a nawet jej choroba. Zwłaszcza
choroba. Zdążyła się przyzwyczaić, że wszyscy traktują ją w szczególny sposób, ale nie
roztrząsała powodów takiego traktowania.
Nie przejęła się nawet przekazywanymi Philowi szeptem uwagami, że choroba bardzo szybko
postępuje. Że biedna Poppy blednie, słabnie i że jej stan się pogarsza. Tylko ona wiedziała,
że rozmowy w korytarzu słyszy teraz tak wyraźnie, jakby odbywały się w jej pokoju.

background image

Wszystkie zmysły miała wyostrzone, choć umysł pozostawili przyćmiony. Kiedy spojrzała w
lustro, przestraszyła się -była blada, przezroczysta jak wosk. Oczy miała tak intensywnie
zielone i rozpalone, że niemal parzyły.
James dzwonił jeszcze sześć razy, ale za każdym matka mówiła mu, że Poppy odpoczywa.
Cliff naprawił uszkodzony zawias szafy.
Kto by pomyślał, że ten chłopak ma taką siłę? - powiedział.

James zamknął telefon komórkowy i walnął pięścią w deskę rozdzielczą integry. Było
czwartkowe popołudnie.
Kocham cię. Powinien to wyznać Poppy. Niestety już za późno.
Czemu tego nie powiedział? Teraz powody wydawały mu się głupie. Nie chciał wykorzystać
niewinności i wdzięczności Poppy... No, brawo. Za to dobrał się do żył i złamał dziewczynie
serce. Tylko przyspieszył jej śmierć.
Trudno, nie ma czasu tego roztrząsać. Trzeba odstawić teatrzyk. Wysiadł z samochodu i
ruszył w stronę olbrzymiego domu w stylu rancza, mnąc w dłoniach wiatrówkę.
Przekręcił klucz w zamku i otworzył drzwi, nie informując o swojej obecności. Nie musiał -
matka sama go wyczuje.
Wnętrze o stylowych, surowych ścianach wieńczyły katedralne sklepienia. Uwagę zwracały
liczne okna zasłonięte eleganckimi, szytymi na zamówienie kotarami. Dzięki nim
pomieszczenie, choć ponure, wydawało się przestronne. Niemal przepastne.
- James. - Matka wyszła z tylnego skrzydła. Jej kruczoczarne włosy lśniły od lakieru.
Doskonałą figurę podkreślała srebrnozłota haftowana tunika. Kobieta miała ciemnoszare oczy
i gęste rzęsy, jak James. Pocałowała powietrze obok jego policzka.
- Odsłuchałem twoją wiadomość - powiedział. - Co chcesz?
- Wolałabym poczekać, aż wróci twój ojciec...
- Mamo, przepraszam, ale się spieszę. Mam dużo spraw do załatwienia, jeszcze nic dzisiaj
nie jadłem.
- Widać - stwierdziła matka. Przez moment przyglądała mu się badawczo. W końcu
westchnęła i odwróciła się w stronę salonu. - Usiądź chociaż na chwilę... Od kilku dni jesteś
trochę przybity.
James usiadł na kanapie z wybarwionej na purpurowo skóry. Czekał go sprawdzian
umiejętności aktorskich. Jeżeli uda mu się przetrwać kolejną minutę tak, żeby matka nie
domyśliła się prawdy, będzie wolny.
- Tata na pewno ci powiedział dlaczego - odparł pewnym głosem.
- Tak. Biedna Poppy. To rzeczywiście bardzo smutne. - Podłogowa lampa w kształcie drzewa
z kloszem w kolorze głębokiej czerwieni rzucała rubinowe światło na połowę twarzy matki.
- Z początku byłem zdenerwowany, ale już się chyba z tym uporałem. - James starał się
mówić beznamiętnym głosem i .skupiał się na tym, żeby nie wysyłać żadnych sygnałów poza
swoją aurę. Wyczuwał, że matka lekko dotyka granic jego umy-llu. Jak owad, który delikatnie
bada czułkami teren, albo wąż wysuwający czarny rozwidlony język.
- Dziwne - stwierdziła. - Wydawało mi się, że ją lubisz.
- Bo lubię. Ale ostatecznie to istota gorszego gatunku. -Odczekał chwilę. - Czuję się tak,
jakbym stracił zwierzaka. Po prostu muszę znaleźć sobie innego.
Z trudem wygłosił to politycznie poprawne stanowisko. Usiłował rozluźnić mięśnie. Nagle
zorientował się, że myśli matki zaczynają oplątywać jego umysł, szukając słabego punktu.
Skupił się na wspomnieniu Michaeli Vasquez, żeby dało się od niego wyczuć
niezobowiązujące zauroczenie. Zadziałało. Badające czułki wycofały się z jego umysłu,
matka uspokoiła się i uśmiechnęła.

background image

- Cieszę się, że tak dobrze to zniosłeś. Ale gdybyś jednak zapragnął z kimś porozmawiać...
twój ojciec zna kilku bardzo dobrych terapeutów.
Terapeutów wampirów, oczywiście. Nafaszerują mu głowę tym, że ludzie są tylko po to, żeby
się nimi żywić.
- Wiem, że nie chcesz kłopotów tak samo jak ja - dodała- Wszystko odbija się na rodzinie,
rozumiesz?
- Jasne. - James wzruszył ramionami. - Muszę już iść. Pozdrów ode mnie tatę, dobra?
Pocałował powietrze obok jej policzka.
- Aha, jeszcze jedno - powiedziała, odwracając się w stronę drzwi. - Twój kuzyn Ash
przyjeżdża w przyszłym tygodniu. Planuje zatrzymać się u ciebie, na pewno ucieszysz się z
towarzystwa.
Po moim trupie, pomyślał James. Zupełnie zapomniał, że wisi nad nim groźba wizyty Asha.
Ale to nie był dobry moment na kłótnie. Wychodził, czując się jak żongler, który podrzuca za
dużo piłek.
Kiedy wrócił do samochodu, wziął telefon komórkowy, zawahał się i po chwili go odłożył.
Nie ma sensu dzwonić. Pora zmienić strategię.
Koniec z półśrodkami. Czas na poważną ofensywę wymierzoną tam, gdzie powinna zdziałać
najwięcej.
Przez kilka minut się zastanawiał, aż w końcu pojechał na McDonnell Drive, parking
oddalony o kilka domów od mieszkania Poppy.
Czekał.
Był gotowy siedzieć tak całą noc, ale na szczęście nie musiał. Kiedy stonce zaczęło
zachodzić, drzwi garażu się otworzyły i wyjechał z niego tyłem biały volkswagen jetta. James
dostrzegł jasną czuprynę po stronie kierowcy.
Cześć, Phil. Miło cię widzieć.
Ruszył za jettą.

ROZDZIAŁ 8

James się uśmiechnął, kiedy jetta skręciła na parking 7-Ele-ven. Za sklepem znajdowało się
miłe ustronne miejsce. Zaczynało się ściemniać.
Podjechał tyłem i wysiadł, żeby mieć na oku wejście do sklepu. Kiedy Phil wychodził z torbą,
zaskoczył go od tyłu.
Phil jęknął i szarpiąc się, wypuścił z rąk torbę. James się tym nie przejął. Słońce zaszło, więc
był w pełni sił.
Zaciągnął Phila na tyły sklepu i ustawił go przodem do ściany za kontenerem na śmieci.
Klasyczna pozycja policyjna.
- Teraz cię puszczę - powiedział. - Tylko nie uciekaj. Bo pożałujesz.
Phil zastygł w bezruchu, słysząc jego głos.
- Nie zamierzam uciekać. Rozkwaszę ci gębę, Rasmussen
- Spróbuj. - Chciał dodać: „a staniesz się moją ofiarą", ale Ugryzł się w język. Opuścił ręce.
Phil odwrócił się i spojrzał na niego z najwyższą pogardą.
- O co chodzi? Skończyły ci się dziewczyny? - wydyszał.
James zacisnął zęby. Wiedział, że z obrzucania się wyzwiskami na pewno nie wyniknie nic
dobrego, ale ledwo nad sobą pilnował. Phil doprowadzał go do szału.
- Nie wywlokłem cię tu po to, żeby się bić. Chcę cię o coś zapytać. Zależy ci na Poppy?
- Na głupie pytania nie ma odpowiedzi - parsknął Phil i zaczął poruszać ręką, jakby szykował
się do ataku.

background image

- Jeżeli tak, to ją namówisz, żeby ze mną porozmawiała. To przez ciebie nie chce mnie
widzieć, więc teraz musisz ją przekonać, żeby pozwoliła mi przyjść
Phil rozejrzał się po parkingu, jakby szukał jakiegoś świadka zajścia. James mówił wolno i
dobitnie, podkreślając każde słowo.
- Mogę jej pomóc.
- Bo jesteś Don Juanem, tak? Uzdrowisz ją swoją miłością- Słowa Phila przepełniało
szyderstwo, a głos drżał mu I. czystej nienawiści. Nie tylko do Jamesa, ale do całego świata o
to, że Poppy ma raka.
- Nie. Nic nie rozumiesz. Uważasz, że ją zwodzę, zabawiam jej uczuciami. A to totalna
bzdura. Pozwoliłem ci tak myśleć, bo miałem dość przesłuchania i nie chciałem, żebyś
wiedział, co robiliśmy naprawdę.
- Jasne, jasne. - W głosie Phila pobrzmiewały sarkazm i pogarda. - No więc co robiliście?
Ćpaliście?
- To.
Po rozmowie z Poppy w szpitalu James wyciągnął odpowiednie wnioski. Najpierw należy
pokazywać, dopiero potem mówić. Bez słowa chwycił Phila za włosy i odciągnął mu głowę
ilu tyłu.
Za sklepem stała tylko jedna latarnia, ale jej światło wystarczyło, żeby Phil dobrze się
przyjrzał szczerzącym się nad nim kłom. James swoim kocim wzrokiem nawet w ciemności
zauważyłby, że zielone oczy Phila robią się coraz większe. Phillip wrzasnął i zesztywniał.
James wiedział, że nie ze strachu. Phil nie był tchórzem. Krzyknął porażony tym, że jego
niewiara zamienia się w wiarę. Phillip zaklął.
- Jesteś...
- Zgadza się. - James go wypuścił.
Phil mało nie stracił równowagi. Żeby ustać, chwycił się kontenera na śmieci.
- Nie wierze.
- Owszem, wierzysz - stwierdził James. Nie schował kłów i wiedział, że jego srebrne oczy
błyszczą.
Phil musiał uwierzyć.
Wpatrywał się w Jamesa jak zahipnotyzowany. Krew odpłynęła mu z twarzy. Cały czas
przełykał ślinę, jakby zbierało mu się na wymioty.
- Boże - wybełkotał w końcu. - Wiedziałem, że z tobą coś nie tak. Że jesteś pokręcony. Ale
nigdy nie potrafiłem sprecyzować, dlaczego dostaję dreszczy na twój widok. No nieźle.
Brzydzi się mną, zorientował się James. Nienawiść mu minęła. Bierze mnie za kogoś
gorszego od człowieka. To nie wróżyło dobrze dalszej części planu.
- Teraz rozumiesz, dlaczego mogę pomóc Poppy?
Phil powoli pokręcił głową. Opierał się plecami o ścianę, jedną ręką nadal przytrzymując się
śmietnika. James zaczął tracić cierpliwość.
- Poppy jest chora. Wampiry nie chorują. Kapujesz? Po minie Phillipa domyślił się, że nie.
- Jeżeli wymienię się z Poppy odpowiednią ilością krwi, zamieni się w wampira i nie będzie
miała raka - wycedził James przez zaciśnięte zęby. - Stanie się istotą doskonałą, bez dole-
gliwości i chorób. Zyska moc, jaka ludziom nawet się nie śniła. I... nigdy nie umrze.
Nastąpiła długa cisza. James przyglądał się reakcji Phillipa. Z jego myśli nie mógł nic
wyczytać, bo były zbyt rozbiegane, wzburzone, ale oczy zrobiły mu się jeszcze większe, a
twarz bardziej blada.
- Nie możesz jej tego zrobić - odezwał się w końcu.
Co za ton! Phil nie sprzeciwiał się dlatego, że uważał pomysł za zbyt radykalny albo
niezwykły. Nie wpadł w szał jak Poppy. Powiedział to z bezwzględną stanowczością i ze
śmiertelnym przerażeniem. Jakby James właśnie zagroził, że zabierze Poppy duszę.
- Tylko tak można uratować jej życie - przekonywał James.

background image

- Nie, nie. Nie będzie chciała. Nie za taką cenę. - Phil znów powoli pokręcił głową. Oczy miał
wielkie jak osoba w transie.
- Jaką cenę? - James był już potwornie zniecierpliwiony i rozdrażniony. Przyjął taktykę
obronną. Gdyby wiedział, że rozmowa przerodzi się w debatę filozoficzną, poszukałby
bardziej ustronnego miejsca. Tutaj musiał wytężać zmysły, wyłapując ewentualnych
intruzów.
Phil zdjął rękę z kontenera i stanął o własnych siłach. W jego oczach byt strach graniczący z
przerażeniem, ale patrzył Jamesowi prosto w twarz.
- Wiesz, co? Nie dla wszystkich ludzi najważniejsze jest to, żeby przeżyć - wyjaśnił. -
Przekonasz się.
Nie wierzę, pomyślał James. Mówi jak kapitan statku kosmicznego do obcych z innej planety
w filmie science fiction: „Przekonasz się, że ludzie na Ziemi nie są takim łatwym celem, jak
ci się zdaje".
- Oszalałeś? - powiedział głośno. - Słuchaj, Phil, urodziłem się w San Francisco. Nie jestem
jajogłowym potworem z Alfa Centauri. Na śniadanie jem płatki.
- A na przekąskę o północy? - Zielone oczy Phila zrobiły się ponure i niemal dziecinne. - A
może kły są tylko do ozdoby?
Chwyć się tego, podpowiedział Jamesowi umysł. Odwrócił wzrok.
- Dobra. Masz rację. Trochę się różnimy. Nigdy nie twierdziłem, że jestem człowiekiem. Ale
też nie...
- Nie potworem? Dobre sobie.
Nie zabijaj go, uspokajał się gorączkowo James. Musisz go przekonać.
- Phil, w filmach pokazują bzdury. Nie jesteśmy wszechmocni. Nie możemy się
zdematerializować, przenikać przez ściany ani przenosić się w czasie i nie musimy zabijać,
żeby się pożywić. Nie jesteśmy źli, w każdym razie nie wszyscy.
- Jesteście wynaturzeniem - skwitował Phillip, a James czuł, że te słowa płyną z głębi serca. -
Istniejecie na skutek jakiejś pomyłki. Was nie powinno być.
- Bo znajdujemy się wyżej w łańcuchu pokarmowym niż ty?
- Bo ludzie nie powinni... żywić się... innymi ludźmi. James nie powiedział, że jemu podobni
nie uważają takich jak Phillip za ludzi.
- Robimy tylko to, co musimy, żeby przeżyć - odparł. -A Poppy już się zgodziła.
Phillip zamarł.
- Nie. Na pewno nie chciałaby się stać taka jak ty.
- Pragnie żyć, a w każdym razie pragnęła, zanim się na mnie wściekła. Teraz nie myśli
racjonalnie, bo ma za mało mojej krwi, żeby mogła się zmienić do końca. Przez ciebie. - Prze-
rwał. - Widziałeś kiedyś trupa, Phil? - spytał. - Jak nie, to zobaczysz, bo stanie się nim Poppy,
jeżeli do niej nie dotrę.
Phil się skrzywił, obrócił i walnął pięścią w metalową ściankę kontenera.
- Myślisz, że nie wiem? Żyję z tą myślą od poniedziałku.
James stał nieruchomo z łomoczącym sercem. Czul cierpienie, jakie biło od Phila, i ból jego
zranionej ręki. Dopiero po kilku sekundach zdołał odezwać się spokojnie.
- I myślisz, że to lepsze niż to, co ja mogę jej dać?
- Trup jest obrzydliwy. I śmierdzi. Ale wolałbym to, niż stać się kimś, kto poluje na ludzi.
Kto wykorzystuje ludzi. Po to ci te wszystkie dziewczyny, co?
James znowu nie był w stanie odpowiedzieć od razu. Teraz zrozumiał, że problem polega na
tym, że Phil jest za bystry i sam sobie tym szkodzi. Za dużo myśli.
- Tak. Po to te wszystkie dziewczyny - odparł zmęczony, Itarając się nie patrzeć na to z
punktu widzenia Phila.
- Powiedz mi tylko jedno, Rasmussen. - Phillip wyprostował się i ze śmiertelnie poważną
miną spojrzał mu w oczy. -Czy... - przerwał i przełknął ślinę. - .. .piłeś krew Poppy, zanim

background image

zachorowała?
- Nie.
Phil odetchnął.
- Masz szczęście. Inaczej bym cię zabił.
James mu wierzył. Był o wiele silniejszy niż Phil, szybszy l nigdy wcześniej nie bał się
człowieka. Ale jakoś nie miał wątpliwości, że Phil znalazłby na to sposób.
- Słuchaj, nie rozumiesz jednego - powiedział. - Poppy naprawdę tego chce i my już się tym
zajęliśmy. Zaczęła się przemieniać. Jeżeli teraz umrze, nie stanie się wampirem. Ale wcale
nie wiadomo, czy umrze. Może skończyć jako żywy trup. Zombie. Bez mózgu. Z gnijącym
ciałem, ale nieśmiertelną duszą.
Wargi Phila zadrżały z odrazy.
- Mówisz tak, żeby mnie przerazić.
- Znam taki przypadek. - James odwrócił wzrok.
- Nie wierzę ci.
- Widziałem na własne oczy! - Jak przez mgłę docierało l niego, że krzyczy i że chwyta Phila
za koszulę. Nie panował nad sobą, i co z tego. - Widziałem, jak to się stało komuś, kto bvł dla
mnie ważny.
Phil ciągle kręcił głową.
- Miałem zaledwie cztery lata. Opiekowała się mną niania. Jak to bogatym dzieciakiem w
San Francisco. Była człowiekiem.
- Puść mnie - wymamrotał Phil, szarpiąc Jamesa za nadgarstek. Ciężko dyszał i nie chciał
tego słuchać.
- Szalałem za nią. Dawała mi wszystko, czego nie dostawiłem od matki. Miłość, troskę...
zawsze poświęcała mi dużo uwagi . Mówiłem na nią panna Emma.
- Puszczaj.
- Ale rodzice stwierdzili, że za bardzo się do niej przywiązałem. Więc zabrali mnie na krótkie
wakacje i przez ten czas nie pozwalali mi pić krwi. Przez trzy dni. Kiedy przywieźli mnie z
powrotem, umierałem z głodu. Wysłali pannę Emmę na górę, żeby położyła mnie spać.
Phil przestał się szarpać. Stał ze spuszczoną głową i odwrócił się tak, żeby nie patrzeć na
Jamesa.
- Nie mogłem się powstrzymać, chociaż chciałem. Gdybyś mnie spytał, kto ma umrzeć: ja
czy panna Emma, bez wahania wskazałbym na siebie. Ale kiedy jesteś wygłodniały, nie panu-
jesz nad sobą. Więc się napiłem jej krwi. Cały czas płakałem, ale nie mogłem się od niej
oderwać. Potem wiedziałem, że jest za późno.
Zapadła cisza. James nagle uświadomił sobie, że zaciśnięte palce chwycił bolesny skurcz.
Powoli wypuścił koszulę Phila, który cały czas milczał.
- Leżała na podłodze. Pomyślałem, że kiedy dam jej własnej krwi, stanie się wampirem i
wszystko będzie dobrze. - Już nic krzyczał. Teraz właściwie nie mówił do Phillipa, tylko
wpatrywał się w ciemny parking. - Więc przeciąłem sobie skórę i moja krew spływała do jej
ust. Połknęła trochę, ale zaraz przyszli rodzice i mnie powstrzymali. Nie wystarczyło. - James
zrobił dłuższą przerwę i przypomniał sobie, dlaczego opowiada tę historie. Spojrzał na
Phillipa. - Umarła tamtej nocy, ale niezupełnie. Walczyły w niej dwa różne rodzaje krwi.
Rano wstała, ale nie była to już panna Emma. Śliniła się, miała szarą skórę, a oczy wklęsłe jak
u trupa. A kiedy zaczęła... gnić... mój tata zabrał ją do Inverness i zakopał. Ale najpierw zabił.
- Gorycz podeszła Jamesowi do gardła. - Mam nadzieję - dodał szeptem.
Phil powoli się odwrócił i spojrzał na niego. Pierwszy raz tego wieczoru jego twarz wyrażała
coś innego niż przerażeni' i strach. To chyba żal. pomyślał James.
Wziął głęboki oddech. Po trzynastu latach milczenia w koń cu opowiedział tę historię. W
dodatku komu - Phillipowi Northowi. Nie ma sensu zastanawiać się nad absurdami. Chciał
jechać do domu.

background image

- Posłuchaj mojej rady. Jeżeli nie przekonasz Poppy, żeby się ze mną zobaczyła, dopilnuj,
żeby nie zrobili jej sekcji zwłok. Nie chciałbyś, żeby chodziła pusta w środku. I miej
przygotowany drewniany kołek, bo w końcu nie będziesz mógł dłużej na ul i patrzeć.
Żałość zniknęła z oczu Phila. Jego wargi ułożyły się w surową, drżącą linię.
Nie dopuścimy do tego, żeby się zamieniła w... jakiegoś półżywego potępieńca -
wymamrotał. - Ani w wampira. Przykro mi z powodu tego, co się stało z panną Emma, ale to
niczego nie zmienia.
O tym powinna decydować Poppy... Phillip miał już dość. Kręcił tylko głową.
- Trzymaj się z daleka od mojej siostry. Nic więcej nie chcę. Wtedy zostawię cię w spokoju.
A jeżeli nie, to...
- To co?
- Powiem wszystkim w El Camino, kim jesteś. Zadzwonię lin policję, wezwę burmistrza, i
wyjdę na środek ulicy, i będę o tym krzyczał co sił w płucach.
Dłonie Jamesa stały się zimne jak lód. Phil nie zdawał sobie sprawy, że z powodu tych słów
James ma obowiązek go zabić. Każdy człowiek, który natknie się na tajemnice świata nocy,
musi umrzeć. A ten, kto grozi, że wyjawi o nim prawdę, musi zginąć natychmiast, bez
dodatkowych pytań i bez miłosierdzia.
Nagle James poczuł się tak zmęczony, że przestał widzieć wyraźnie"
Odejdź stąd, Phil - odezwał się głosem pozbawionym emocji.I to już. A jeżeli naprawdę
chcesz chronić siostrę, nic nikomu nie powiesz. Bo oni zaczną tropić i się dowiedzą, że Poppy
też zna sekret. A wtedy ją zabiją, ale najpierw zabiorą na przesłuchanie. Będzie niewesoło.
Jacy „oni"? Twoi rodzice?
Ludzie nocy. Otaczamy was, Phil. Człowiekiem nocy może być każdy, nawet burmistrz. Więc
lepiej trzymaj gębę na kłódkę. Phillip spojrzał na niego zmrużonymi oczami. W końcu się
odwrócił i odszedł w stronę drzwi wejściowych do sklepu. James nie pamiętał, kiedy czuł się
tak pusty. Wszystko potoczyło się źle. Poppy groziło mnóstwo niebezpieczeństw.
A Phillip North ma go za potwora. Ale nie wie, że James na ogół jest tego samego zdania.
Phillip był już w połowie drogi do domu, kiedy sobie przypomniał, że zostawił torbę z sokiem
żurawinowym dla Poppy i wiśniowymi lizakami lodowymi. Przez ostatnie dwa dni prawie nic
nie jadła, a kiedy już robiła się głodna, miała dziwne zachcianki. Kiedy po raz drugi płacił w
7-Eleven, dotarto do niego, że prosiła o coś czerwonego. Poczuł mdłości. Ostatnio mii ochotę
tylko na czerwone rzeczy, w dodatku półpłynne. Czy ona zdaje sobie z tego sprawę?
Przyjrzał się siostrze, kiedy wchodził do sypialni dać jej li' żaka. Większość czasu spędzała
teraz w łóżku. Była strasznie blada i nieruchoma. Jedyną żywą części iy jej zielone oczy;
zdominowały twarz, lśniły niemal dziki obłędem. Cliff i matka rozmawiali, żeby załatwić dla
niej pielęgniarkę która czuwałyby całą dobę.
- Nie lubisz lodów? - spytał Phil, przysuwając krzesło łóżka.
Poppy z obrzydzeniem przyjrzała się lizakowi lodowemu Liznęła delikatnie i się skrzywiła.
Phillip ją obserwował.
Kolejne liźnięcie. Odłożyła loda do pustego plastikowe; kubka na nocnej szafce.
- Nie wiem... Po prostu nie jestem głodna. - Oparła o poduszki. - Przepraszam, że jechałeś na
darmo.
- Nie szkodzi. - Boże, wygląda, jakby ją mdliło. - Mogę jakoś pomóc?
Z zamkniętymi oczami pokręciła głową. Ledwie dostrzega ny ruch.
- Jesteś dobrym bratem - wyszeptała nieobecnym głosem
Kiedyś nie mogła usiedzieć na miejscu, pomyślał Phil. Tata mówił na nią Kilowat albo
Bączek. Rozsadzała ją energia.
- Widziałem dziś Jamesa Rasmussena - powiedział, chociaż wcale nie zamierzał.
Zesztywniała. Jej dłonie na pościeli zamieniły się nie w pięści, a w szpony.
- Lepiej niech się trzyma ode mnie z daleka!

background image

Trochę dziwna reakcja. Nie w stylu Poppy. Owszem, bywała agresywna, ale nigdy wcześniej
Phil nie słyszał w jej głosie takiego zwierzęcego tonu.
W jego umyśle pojawił się obraz: istota z Nocy żywych trupów, poruszająca się mimo
wyrwanych trzewi. Żywy trup, jak panna Emma.
Czy naprawdę to samo stałoby się z Poppy, gdyby teraz umarła? Czyżby do tej pory zdążyła
się aż tak zmienić?
- Wydrapię mu oczy, jak się tu pojawi. - Gniotła palcami poszewkę.
- Poppy, on mi się przyznał, kim naprawdę jest. Dziwne, nie zareagowała.
- Bydlakiem - rzuciła. - Podłym gadem. Coś w jej głosie przyprawiło Phillipa o ciarki.
- Powiedziałem mu, że ty nigdy byś nie chciała stać się kimś takim.
- Jasne - ucięła krótko. - Jeżeli to miałoby oznaczać włóczenie się z nim przez całą
wieczność. Nigdy więcej nie chcę go widzieć.
Phil przyglądał jej się długą chwilę. Oparł się i zamknął oczy, kciukiem uciskając skroń, gdzie
bolało najbardziej.
Nie, to nie „trochę dziwna" reakcja. Nie chciał wierzyć, ale Poppy była odmieniona.
Irracjonalna. A teraz, kiedy się nad tym zastanowił, stwierdził, że z każdą godziną od
wyrzucenia Jamesa robi się coraz dziwniejsza.
Może znajduje się w jakimś stanie przejściowym? Nie jest ani człowiekiem, ani wampirem. I
nie potrafi trzeźwo myśleć. Tajjak powiedział James. To Poppy powinna zdecydować.
Musi ją zapytać.
- Poppy? - Odczekał, aż na niego spojrzy, zielonymi nieruchomymi oczami. - James twierdzi,
że zgodziłaś się, żeby cię... zmienił. Zanim się na niego wściekłaś. To prawda?
Uniosła brwi.
- Jestem na niego wściekła - potwierdziła, jakby przyswoiła tylko tę część pytania. - I wiesz,
dlaczego cię lubię? Bo zawsze go nienawidziłeś. A teraz nienawidzimy go oboje.
Phil zastanawiał się chwilę, później odezwał się ostrożnie.
- Dobra. Ale wcześniej, kiedy jeszcze się z nim przyjaźniłaś... czy chciałaś zamienić się w...
to, czym on jest?
Nagle w oczach Poppy pojawił się przebłysk rozsądku.
- Ja po prostu bałam się umrzeć - wyznała. - Byłam przerażona, pragnęłam żyć. Gdyby
lekarze mogli coś dla mnie zrobić, zdałabym się na nich. Ale nie mogą. - Siedziała, wpatrując
się w pustkę, jakby widziała tam coś strasznego. - Nie wiesz jak to jest, kiedy słyszysz, że
umrzesz - wyszeptała.
Phillipa przebiegły dreszcze. Nie, tego nie wie, ale nagle sobie brutalnie uzmysłowił, co
będzie z nim, kiedy Poppy umrze. Jak pusty stanie się świat.
Przez długą chwilę siedzieli w milczeniu.
W końcu Poppy znów opadła na poduszki. Pod oczami miała sine cienie, jakby rozmowa ją
wykończyła.
- To chyba nie ma znaczenia - powiedziała słabym, ale przerażająco rezolutnym głosem. - I
tak nie umrę. Lekarze wszystkiego nie wiedzą.
Więc tak sobie z tym radzi, pomyślał Phillip. Całkowita negacja.
Już się dowiedział, czego chciał. Miał jasny obraz sytuacji i wyraźny plan, co musi zrobić.
- Zostawię cię, odpocznij. - Poklepał Poppy po ręce. Była bardzo zimna i krucha, pełna
maleńkich kości jak skrzydło ptaka. - Do zobaczenia.
Bez słowa wymknął się z domu. Kiedy już wyjechał na drogę, dodał gazu. Zaledwie w
dziesięć minut dotarł pod blok.
Nigdy wcześniej nie byt u Jamesa.
- Co ty tu robisz? - James chłodno powitał go w drzwiach. Mogę wejść? Muszę ci coś
powiedzieć.

background image

Miejsce było przestronne i puste: zabałaganiony stół i jedno krzesło, zagracone biurko,
nieładny narożnik. W kątach stały poutykane kartonowe pudła z książkami i płytami. Za
drzwiami znajdowała się spartańska sypialnia.
- Czego chcesz?
- Po pierwsze, muszę ci coś wytłumaczyć. Jesteś tym, kim jesteś, i nic na to nie poradzisz,
ale ja też nic nie poradzę na to, co z tego powodu czuje. Ty nie możesz się zmienić, ja też nie.
Chce, żebyś najpierw to zrozumiał.
- Daruj sobie kazania. - James splótł ręce na piersiach; przyjął nieufną, buntowniczą pozę.
Muszę tylko wiedzieć, że zrozumiałeś.
Czego chcesz? - powtórzył James.
Phil z trudem przełknął ślinę. Dopiero po drugiej albo trzeciej próbie, mimo powstrzymującej
go dumy, udało mu się wydusić:
- Pomóż mojej siostrze.

ROZDZIAŁ 9

Poppy obróciła się na łóżku. Czuła się nieszczęśliwa. Było to dręczące uczucie, które paliło ją
pod skórą. Brało się nie z głowy, ale z ciała. Gdyby nie osłabienie, wstałaby i pobiegła, żeby
się go pozbyć. Ale zamiast mięśni miała spaghetti.
Umysł pozostawał zamroczony. Nie próbowała już myśleć. Najszczęśliwsza była, kiedy
spała. Ale dziś wieczorem nie mogła zasnąć. W kącikach ust ciągle czuła smak wiśniowego
lizaka lodowego. Spróbowałaby zmyć ten smak, ale myśl o wodzie przyprawiała ją o mdłości.
Woda nie jest dobra. Nie tego potrzebuję. Wcisnęła twarz w poduszkę. Nie wiedziała, czego
potrzebuje, ale wiedziała, że tego nie dostanie.
Z korytarza dobiegł łagodny odgłos. Kroki. Co najmniej dwóch osób. Nie przypominały
kroków mamy i Cliffa; poza tym oni już poszli spać. Rozległo się delikatne pukanie, a potem
drzwi się otworzyły i na podłodze pojawił się wachlarz światła.
- Poppy, śpisz? Mogę? -wyszeptał Phil.
Oburzyła się, kiedy wszedł, nie czekając na odpowiedź. Ktoś z nim był.
Mało, że ktoś. Ten ktoś. Ten, który najbardziej ze wszystkich ją zranił. Zdrajca. James.
Złość dała jej silę, żeby usiąść.
- Odejdź! Bo pożałujesz! -Najbardziej prymitywne ostrzeżenie. Zwierzęca reakcja.
- Poppy, proszę, pozwól mi z tobą porozmawiać - odezwał się James.
I wtedy stało się coś zadziwiającego. Nawet Poppy, mimo zamroczenia, zorientowała się, że
to zadziwiające.
- Proszę cię, Poppy. Tylko go wysłuchaj - poprosił Phil. Phil po stronie Jamesa?
Była zbyt zdezorientowana, żeby się sprzeciwiać. James uklęknął przy jej łóżku.
- Wiem, że jesteś zdenerwowana. To wszystko moja wina. Popełniłem błąd. Nie chciałem,
żeby Phil wiedział, co naprawdę się dzieje, dlatego mu powiedziałem, że tylko udaję, że mi na
tobie zależy. Ale to nieprawda. Poppy zmarszczyła czoło.
- Jeżeli zajrzysz w głąb swojego serca, przekonasz się, że nie kłamię. Stajesz się telepatką;
chyba masz już na tyle mocy, żeby mnie przejrzeć.
Stojący za Jamesem Phil zmieszał się, jakby wzmianka o telepatii wprawiła go w
zakłopotanie.
- Ja mogę powiedzieć, że teraz mówi prawdę - oznajmił, a Poppy i James spojrzeli na niego
zaskoczeni. – Wywnioskowałem to z rozmowy to z tobą - zwrócił się do Jamesa. nie patrząc

background image

na niego. - Może i jesteś potworem, ale na pewno zależy ci na Poppy. Nie chcesz jej
skrzywdzić.
- W końcu zrozumiałeś? Najpierw musiałeś zrobić to całe... - James przerwał i pokręcił
głową. - Poppy, skup się. Poczuj to, co ja czuję. Odkryj prawdę. Nie, i nie zmusisz mnie do
tego, pomyślała Poppy. Ale część jej wnętrza, która chciała poznać prawdę, okazała się
silniejsza niż ta ogarnięta wściekłością. Poppy niepewnie dotknęła Jamesa nie dłonią, ale
umysłem. Nie potrafiłaby opisać, jak to zrobiła. Po prostu zrobiła.
l zobaczyła, że umysł Jamesa lśni jak diament i płonie intensywnie. Czuła się inaczej niż
wtedy, gdy była z nim jednością, kiedy wymienili się krwią. Teraz zaglądała do niego z
zewnątrz, z oddali wyczuwając emocje. Ale to wystarczyło. Ciepło, tęsknota i troska były
całkiem wyraźne. Tak jak udręka, którą odczuwał, wiedząc, że ona cierpi i go nienawidzi.
- Naprawdę ci zależy - wyszeptała ze łzami w oczach. Szare oczy Jamesa spotkały się z jej
wzrokiem i Poppy dostrzegła w nich coś, czego wcześniej nie widziała.
- W świecie nocy obowiązują dwie podstawowe zasady - odezwał się opanowanym głosem. -
Pierwsza, nie mówić ludziom, że on istnieje. Druga, nie zakochiwać się w człowieku.
Złamałem obie.
Poppy jak przez mgłę zorientowała się, że Phillip wychodzi z pokoju. Smuga światła zwęziła
się, kiedy przymknął za sobą drzwi. Twarz Jamesa częściowo znalazła się w mroku.
- Nigdy nie mogłem ci wyznać, co do ciebie czuję - ciągnął James. - A nawet przyznać się do
tego przed samym sobą. Bo In naraża cię na poważne niebezpieczeństwo. Nie wyobrażasz
sobie jak poważne.
- Ciebie też. - Właściwie po raz pierwszy przyszło jej i do głowy. Ta myśl wydobyła się z
zamulonej świadomości bańka z garnka gotującego się gulaszu. - To znaczy... - powiedziała
powoli, wyciągając wnioski - ...jeżeli postąpiłeś wbrew zasadom, musi cię spotkać kara. -
Instynktownie wyczuwała, co to za kara.
Większa część twarzy Jamesa pogrążyła się w cieniu.
- Nie martw się tym - odparł dawnym głosem fajnego chłopaka. Poppy nigdy nie słuchała
rad, nawet tych Jamesa. Ogarnął ją przypływ irytacji i złości i gorączkowy niepokój. Czuła,
że oczy jej się mrużą, a palce zaciskają.
- Nie mów mi, czym mam się martwić! Zmarszczył czoło.
- A ty mi nie rozkazuj... - zaczął i przerwał. - Co ja wyprawiam? Tobie jest ciągle niedobrze,
a ja sobie siedzę w najlepsze. - Podciągnął rękaw wiatrówki i przesunął paznokciem po
nadgarstku. W miejscu draśnięcia zebrała się krew.
W ciemności wyglądała na czarną. Poppy zafascynowana wlepiła wzrok w sączący się płyn.
Rozchyliła wargi i zaczęła szybciej oddychać.
- No, już. - James podsunął nadgarstek.
Przywarła do niego ustami, jakby chciała ratować Jamesa po ukąszeniu przez węża.
To było takie naturalne, takie proste. Tego właśnie potrzebowała, kiedy wysyłała Phila po
lizaki lodowe i sok żurawinowy. Ta słodka, gęsta substancja była wyjątkowa i nic innego nic
mogło się z nią równać. Poppy ssała łapczywie.
Wspaniałe doznania - bliskość, intensywny smak czerwonego płynu, siła i żywotność, które
zalewały jej ciało, ogrzewając po czubki palców. Ale najlepsze ze wszystkich było poczucie
kontaktu z umysłem Jamesa. Z rozkoszy kręciło jej się w głowie. Jak mogła w niego zwątpić?
Teraz, kiedy na własnej skórze czuła to, co on czuje do niej, wydawało jej się to śmieszne. Ni-
gdy nie pozna nikogo tak dobrze jak Jamesa. Przepraszam, powiedziała do niego w myśli i
poczuła że przyjął to przesłanie, wybaczył i rozkoszował odzyskaną jednością.
To nie twoja wina, odparł.
Umysł Poppy z każdą chwilą odzyskiwał trzeźwość. Jakby budziła się z głębokiego,
nieprzyjemnego snu. Chciałabym żeby to się nigdy nie skończyło. Właściwie nie kierowała
tych słów do Jamesa, po prostu przemknęła jej przez głowę taka myśl.

background image

Zareagował, choć szybko starał się to ukryć. Nie zdążył. Poppy to wyczula.
Wampiry nie robią tego między sobą.
Szok. Już nigdy po przemianie nie będą cieszyli się tą rozkoszą? Nie, nie wierzę,
zaprotestowała w duchu. Na pewno jest jakiś sposób...
Znów wyczuła reakcję Jamesa, ale kiedy chciała ją zgłębić, delikatnie odsunął nadgarstek.
- Dzisiaj lepiej nie pij już więcej.
Jego prawdziwy głos zabrzmiał dziwnie w uszach Poppy. Bardziej utożsamiała z Jamesem
głos jego myśli, ale teraz nie potrafiła ich dobrze wyczuć. Stali się dwiema odrębnymi
istotami. Potworne. Jak przeżyje, jeżeli już nigdy więcej nie dotknie jego umysłu? Jeżeli
będzie musiała posługiwać się słowami, które nagle wydały jej się tak nieporadne jak sygnały
dymne? Jeżeli nigdy więcej nie poczuje go w pełni, całej jego istoty otwartej na nią?
To okrutne i niesprawiedliwe. Wszystkie wampiry muszą być idiotami, jeżeli zadowalają się
czymś gorszym. Zanim zdążyła otworzyć usta, żeby chociaż spróbować to wytłumaczyć
Jamesowi, drzwi się otworzyły. Zaglądał zza nich Phillip.
- Wejdź - powiedział James. - Mamy mnóstwo spraw do obgadania.
Phil wpatrywał się w Poppy.
- Czy... - przerwał i przełknął ślinę - .. .czujesz się lepiej? -dokończył ochrypłym szeptem.
I bez telepatii wychwytywało się jego odrazę. Spojrzał na jej wargi, potem szybko odwrócił
wzrok. Poppy zorientowała się, co zobaczył. Plamę jak po jagodach. Otarła usta grzbietem
dłoni.
Chciała powiedzieć, że to nie jest odrażające. To część natury. Sposób dawania życia.
Tajemniczy i piękny. Dobry.
- Nie można krytykować czegoś, czego się nie spróbowało - wymamrotała tylko.
Twarz Phillipa wykrzywiła się z przerażenia. Dziwne, ale James całkowicie się z nim zgadzał.
Poppy to wyczuwała. Uważał, że wymiana krwi jest czymś mrocznym i złym. Przepełniało go
poczucie winy. Poppy westchnęła przeciągłe, ze znużeniem.
- Czujesz się lepiej - zauważył Phil i zdobył się na słaby uśmiech.
- Pewnie przedtem zachowywałam się dość dziwnie -stwierdziła Poppy. - Przepraszam.
- „Dość" to niewłaściwe słowo.
- To nie jej wina - zwrócił się James do Phillipa. - Umierała i miała halucynacje. Za mało
krwi docierało do mózgu.
Poppy pokręciła głową.
- Nie rozumiem. Przecież ostatnim razem nie wypiłeś ode mnie aż tak dużo.
- Nie w tym rzecz. Reagowały ze sobą dwa rodzaje krwi, zwalczały się. Mogę ci to mniej
więcej wyjaśnić z naukowego punktu widzenia. Krew wampira niszczy hemoglobinę, ludzkie
czerwone krwinki. Po pewnym czasie do mózgu dociera za mało tlenu, żeby człowiek
logicznie myślał. Potem brakuje tlenu potrzebnego do życia.
- To znaczy, że krew wampira działa jak trucizna - podsumował Phil takim tonem, jakby
wiedział to od samego początku.
James wzruszył ramionami. Nie patrzył ani na Poppy, ani na Phila.
- W pewnym sensie. Ale działa też jak uniwersalny lek. Rany się szybko goją, ciało się
regeneruje. Komórki wampirów są tak odporne, że wystarcza im bardzo mała ilość tlenu.
Krew wampira może wszystko, poza przenoszeniem tlenu.
W umyśle Poppy zapaliła się lampka. Olśnienie - wyjaśniła się tajemnica Drakuli.
- Poczekaj - powiedziała, - To dlatego potrzebujecie ludzkiej krwi?
- Między innymi - przyzna! James. - Ludzka krew zaspokaja jeszcze kilka... mistycznych
potrzeb, ale przede wszystkim Utrzymuje nas przy życiu. Wypijamy trochę tej krwi, a ona
rozprowadza tlen po naszym organizmie, aż w końcu nasza własna krew ją niszczy. Wtedy
pijemy znowu.
Poppy oparła się o poduszki.

background image

- Więc to tak. I to jest naturalne...
- Nie ma w tym nic naturalnego - uciął Phil z odrazą na twarzy.
- Owszem, jest. Jak to się nazywa w przyrodzie? Symbioza...
- Nieważne - wtrącił się James. - Nie możemy siedzieć l nadać. Musimy porobić plany.
Nagle zapadła cisza. Poppy zrozumiała, o jakich planach mowa. Phil na pewno też.
- Nadal grozi ci niebezpieczeństwo - podjął łagodnie James, wpatrując się w oczy Poppy. -
Będzie potrzebna jeszcze jedna wymiana i to jak najszybciej. Inaczej znów możesz mieć
zapaść. Ale następną wymianę musimy starannie zaplanować.
- Czemu? - spytał Phil zupełnie nieskory do współpracy.
- Bo to mnie zabije - odparła rzeczowo Poppy, zanim James zdążył odpowiedzieć. - W tym
cała rzecz, Phil - ciągnęła lic/.litośnie. - Nie prowadzimy z Jamesem żadnych gierek. Mulimy
sobie radzić z rzeczywistością, a ona wygląda tak, że niedługo umrę. I wolę obudzić się jako
wampir niż nie obudzić się wcale.
Znowu zapadła cisza. James położył dłonie na jej dłoniach. cały się trząsł.
Phil uniósł wzrok. Twarz miał skupioną, a oczy ciemne.
- Jesteśmy bliźniakami. Więc jakim cudem stałaś się o tyle starsza ode mnie? - spytał
ściszonym głosem.
Chwila szeptów.
- Jutrzejszy dzień będzie dobrą porą - oznajmił w końcu James. - Jest piątek. Myślisz, że uda
ci się wieczorem wywabić mamę i Cliffa z domu?
Phil zamrugał.
- Chyba... jeżeli Poppy będzie lepiej wyglądała, może wyjdą na chwilę. Powiem, że ja z nią
zostanę.
- Przekonaj ich, że muszą się trochę rozerwać. Nie chcę, żeby się tu kręcili.
- A nie możesz zrobić tak, żeby niczego nie zauważyli? Jak z pielęgniarką w szpitalu? -
spytała Poppy.
- Nie, bo będę skupiony na tobie - odparł James. - A niektórych umysłów w ogóle nie da się
kontrolować, Phil jest tego najlepszym przykładem. Twoja mama może być kolejnym.
- Dobra, namówię ich, żeby wyszli - obiecał Phil. Zatkał i najwyraźniej się zawstydził, bo
próbował to ukryć. - A kiedy już wyjdą... to co?
James spojrzał na niego tajemniczo.
- Wtedy zrobimy z Poppy to, co musimy. Potem ty i ja będziemy oglądać telewizję.
- Oglądać telewizję - powtórzył głucho Phil.
- Muszę tu być, kiedy przyjdzie lekarz i obsługa z zakładu pogrzebowego.
Przerażenie niemal sparaliżowało Phila, kiedy usłyszał wzmiankę o zakładzie pogrzebowym.
Poppy zresztą też lekko zmroziło. Gdyby nie krążąca w niej pożywna obca krew, która ją
uspokajała...
- Czemu? - spytał kategorycznie Phil.
James bardzo dyskretnie pokręcił głową. Twarz miał bez wyrazu.
- Bo tak - odpowiedział. - Później zrozumiesz. Na razie po prostu mi zaufaj.
Poppy postanowiła nie drążyć tematu.
- No to, chłopaki, jutro musicie się pogodzić. Przy mamie i Cliffie. Inaczej będzie
podejrzane, że trzymacie się razem.
- Tak czy siak będzie podejrzane - mruknął Phil pod nosem. - Dobra. Przyjdź po południu i
się pogodzimy. A ja ich namówię, żeby zostawili nas z Poppy.
James skinął głową.
- Pójdę już. -Wstał. Phil się odsunął, żeby zrobić mu przejście, ale James zatrzymał się przy
Poppy. - Nic ci nie będzie? - zapytał szeptem.
Poppy skwapliwie skinęła głową.
- No to do jutra. - Dotknął z czułością jej policzka opuszkami palców.

background image

Przelotny kontakt sprawił, że serce Poppy zaczęło bić mocniej. Tak, na pewno nic mi nie
będzie. Patrzyli na siebie przez chwilę, później James się odwrócił. Jutro, pomyślała Poppy,
spoglądając na zamykające się za nim drzwi. Jutro jest dzień mojej śmierci.
Poppy dostrzegła jedną zaletę tego wszystkiego - niewiele osób zna dokładną datę swojej
śmierci. Więc tylko nieliczni mogą pożegnać się tak, jak ona zamierza.
To bez znaczenia, że w rzeczywistości nie umiera. Kiedy gąsiennica zamienia się w motyla,
kończy się dla niej życie gąsienicy. Kończy się wygrzewanie na gałęziach i jedzenie liści.
Kończy się El Camino. Nie będzie już spania w tym łóżku.
Trzeba zostawić to wszystko za sobą. Rodzinę, miasto. Całe ludzkie życie. Czekała ją
zupełnie nowa przyszłość i nie miała pojęcia jaka. Mogła tylko zaufać Jamesowi i swojej
zdolności przystosowania.
l Czuła się tak, jakby spoglądała na rozciągającą się przed nią niewyraźną, krętą drogę i nie
była w stanie dostrzec, dokąd prowadzi, bo znikała w ciemności.
Koniec z jeżdżeniem na rolkach po deptaku przy Yenice Heach. Z plaskaniem mokrymi
stopami po betonie przy szkole publicznej Tamashaw. Koniec z zakupami w Yillage.
Spojrzała na każdy kąt swojego pokoju. Zegnaj, pomalowana na biało szafo. Żegnaj, biurko.
Napisała przy nim setki listów - na blacie zostały plamy po laku. Żegnaj, łóżko; żegnajcie,
zwiewne białe zasłony przy łóżku, dzięki którym czuła sii; jak arabska księżniczka z bajki.
Żegnaj, stereo.
O rany. Moje stereo. I płyty. Nie mogę ich zostawić, nic mogę...
Cóż, nie ma wyjścia.
Może i dobrze, że musiała uporać się ze stratą sprzętu, zanim wyszła z pokoju. Dzięki temu
przygotowała się na to, żeby zacząć się oswajać ze stratą ludzi.
- Cześć, mamo - odezwała się niepewnie, stając w kuchni
- Poppy! Nie wiedziałam, że wstałaś.
Mocno przytuliła matkę, w jednej chwili świadoma wielu drobnych doznań. Chłód
kuchennych płytek pod gołymi stopami, mdły zapach kokosa, który po szamponie pozostał na
włosach matki. Ciepło matczynego ciała.
- Jesteś głodna, kochanie? Wyglądasz o wiele lepiej. Poppy nie była w stanie znieść widoku
pełnej niespokojnej nadziei twarzy matki, a myśl o jedzeniu przyprawiła ją o mdłości. Z
powrotem ukryła się w objęciach.
- Przytul mnie - poprosiła.
Wtedy dotarło do niej, że mimo wszystko nie będzie mogła się ze wszystkimi pożegnać. Nie
jest w stanie w jedno popołudnie związać wszystkich luźnych końców swojego życia. To
prawda, ma ten przywilej, wie, że to jej ostatni dzień życia tu taj, ale odchodzi jak wszyscy
inni - nieprzygotowana.
- Pamiętaj, że cię kocham - wyszeptała, mrugając, żeby się nie rozpłakać.
Później pozwoliła matce odprowadzić się do łóżka. Reszl^ dnia spędziła przy telefonie.
Starała się szybko docenić wszystko, zanim będzie musiała to zostawić.
- Elaine, tęsknię za tobą - powiedziała do słuchawki, wpa trując się w promienie słońca
wpadające przez okno.
- No, Brady, jak leci?
- Lauro, dzięki za kwiaty.
- Poppy, jak się czujesz? - pytali wszyscy. - Kiedy znów się zobaczymy?
Nie mogła odpowiedzieć. Chciała zadzwonić do ojca, ale nikt nie wiedział, gdzie on jest.
Żałowała też, że w zeszłym roku nie przeczytała dramatu Nasze miasto, tylko skorzystała z
notatek Phila i z własnego refleksu. Pamiętała jedynie, że to było o zmarłej dziewczynce,
Mora dostała szansę, żeby jeszcze raz spojrzeć na jeden zwykły dzień swojego życia i
naprawdę go docenić. Może taka lektura pomogłaby jej uporządkować swoje uczucia, ale już
za późno. Zmarnowałam dużo czasu w liceum, uświadomiła sobie. Przechytrzałam

background image

nauczycieli, ale to wcale nie było takie sprytne. Odkryła w sobie nowy wymiar szacunku dla
Phila, który /zaprzęgał swój umysł do pracy. Może jednak mój brat nie jest żałosnym
purytańskim kujonem. Może to on zawsze miał rację... Bardzo się zmieniam, pomyślała i
zadrżała.Nie wiedziała, czy to z powodu obcej krwi w organizmie, raka czy dorastania. Ale
się zmieniała. Zadzwonił dzwonek u drzwi. Poppy bez wychodzenia z pokoju wiedziała, kto
to. Wyczuła Jamesa.
Przyszedł, żeby zacząć przedstawienie. Spojrzała na zegarek, Nie do wiary. Już prawie
czwarta.
Miała wrażenie, że czas dosłownie ucieka. Nie panikuj. Masz jeszcze kilka godzin,
powiedziała sobie l znów wzięła telefon. Kilka minut później do sypialni zapukała matka.
- Skarbie, Phil mówi, że powinniśmy wyjść. Przyszedł James, ale chyba nie chcesz go
widzieć... Prawdę mówiąc, wolałabym cię nie zostawiać... - Matka była dziwnie zmieszana.
- Powinniście się rozerwać. I cieszę się, że wpadł James. Na prawdę.
Hm... To dobrze, że się z nim pogodziłaś. Mimo wszystko nie wiem...
Matka nie od razu dała się przekonać, że Poppy czuje się o wiele lepiej, że jeszcze przed nią
trochę życia i nie ma co przejmować się akurat tym piątkiem.
W końcu data się namówić i pocałowała córkę na do widzenia. Poppy zostało jeszcze
pożegnać się z Cliffem. Przytulił ją a ona wreszcie mu wybaczyła, że nie jest jej ojcem.
Starałeś się, jak mogłeś, pomyślała. Odsunęła się od jeg świeżo wyprasowanego ciemnego
garnituru i spojrzała na prostokątną szczękę. I to ty zaopiekujesz się mamą... później. Więc ci
wybaczam. Jesteś w porządku, naprawdę. Cliff i mama ruszyli do drzwi i to był już zupełnie
ostatni moment, żeby ich pożegnać. Poppy zawołała za nimi, oboje się, odwrócili uśmiechnęli
do niej. Kiedy zniknęli, do pokoju weszli James i Phil. Popatrzył na Jamesa. Jego szare oczy
były mętne i nic wyrażały żadnych uczuć.
- Teraz? - spytała lekko drżącym głosem.
- Teraz.

ROZDZIAŁ 1O

Wszystko musi być jak należy - stwierdziła Poppy. - J taką okazję wszystko musi być jak
należy. Phil, wyjmij kilka świec.
- Świec? - Phil miał ziemistą cerę i wyglądał mizernie.
- Przynieś, ile tylko znajdziesz. I poduszki. Potrzebują mnóstwo poduszek. - Uklęknęła przy
sprzęcie, żeby się rozejrzeć w chaotycznym stosie płyt.
Phil spojrzał na nią przelotnie i wyszedł.
- Structures from Silence... nie. Zbyt powtarzalne - oceniła, przeszukując stos. - Deep
Forest...
nie. Za bardzo przejmujące. Potrzebuję czegoś przyjaznego.
- Może to? - James wyjął płytę. Poppy zerknęła na tytuł. Muzyka, w której się znika.
Oczywiście. Idealna. Poppy wzięła płytę i spojrzała Jamesowi w oczy. Na nieziemskie
łagodne dźwięki ambient musie mówił zwykle: „Szmira New Agę".
- Rozumiesz - powiedziała cicho.
- Tak. Ale ty nie umierasz, Poppy. Nie szykujesz się do sceny śmierci.
- Ale odchodzę. Zmieniam się. - Nie potrafiła dokładnie tego wytłumaczyć, jednak w głębi
duszy czuła, że postępuje właściwie. Umiera dla dawnego świata. To wyjątkowa chwila.
Przejście.
Poza tym - chociaż żadne z nich o tym nie wspominało - oboje wiedzieli, że może umrzeć
naprawdę. James był w tej kwestii szczery: niektórym ludziom transformacja się nie udaje.

background image

Phil wrócił ze świecami - świątecznymi, zwykłymi, zapachowymi i wotywnymi. Poppy
poleciła, żeby porozstawiał je po pokoju i zapalił. Sama poszła do łazienki, żeby włożyć
najlepszą koszulę nocną - flanelową, w małe truskawki.
Tlyiko sobie wyobraź, pomyślała. Ostatni raz idziesz tym korytarzem, po raz ostatni otwierasz
drzwi łazienki.
Łazienka była piękna. Łagodny blask świecznika tworzył aurę świętości i tajemnicy. Płynęła
nieziemska słodka muzyka. Poppy poczuła, że mogłaby się w niej zanurzyć na zawsze, tak
samo jak zapada się w sen. Otworzyła szafkę i wieszakiem strąciła z górnej półki płowego
wypchanego lwa i pluszowego Kłapouchego. Zabrała zwierzaki ze sobą do łóżka i położyła
obok stosu poduszek. Może to głupie, dziecinne, ale chciała je mieć ze sobą. Spojrzała na
Jamesa i Phillipa.
Obaj na nią patrzyli. Phil był wyraźnie zdenerwowany, dotykał palcami warg, żeby
powstrzymać ich drżenie. James też się denerwował chociaż tylko ktoś, kto zna go tak dobrze
jak Poppy, potrafiłby to zauważyć.
- Wszystko w porządku - powiedziała. - Nie widzicie? Nic mi nie jest, więc nie ma powodu,
żeby z wami było coś nie tak.
Dziwne, ale to prawda. Nic jej nie było. Czuła się spokojna i opanowana, jakby wszystko
stało się bardzo proste. Widziała przed sobą drogę. Wystarczyło tylko, żeby nią szła, krok poi
kroku. Phil ścisnął ją za rękę.
- Jak to działa? - spytał szorstko Jamesa.
- Najpierw wymienimy się krwią. - James mówił do Poppy i tylko na nią patrzył. - Wystarczy
niedużo, jesteś już na granicy przemiany. Później dwa rodzaje krwi zaczną ze sobą walczyć i
rozegra się coś w rodzaju ostatniej bitwy. Rozumiesz, co mam na myśli? - Uśmiechnął się
słabo i boleśnie, a Poppy skinęła głową. - Będziesz stawała się coraz słabsza. A potem po
prostu... zaśniesz. Zmiana dokona się we śnie.
- A kiedy się obudzę?
- Dam ci sygnał, hipnotyczną wskazówkę. Powiem, żeby^ się obudziła, kiedy po ciebie
przyjdę. Nie martw się, wszystko dokładnie zaplanowałem. Ty musisz tylko odpoczywać.
Phil nerwowo przeczesywał palcami włosy, jakby zastanawiał się, co z Jamesem będą musieli
zrobić.
- Chwileczkę - odezwał się, niemal skrzecząc. - Kiedy mówisz, „że zaśnie", ona będzie
wyglądała jak...
- Nieżywa - podsunęła Poppy, kiedy załamał mu się głos. James obrzucił Phila chłodnym
spojrzeniem.
- Tak. Już to omawialiśmy.
- A wtedy... Co się z nią stanie? James spojrzał gniewnie.
- Nie denerwuj się - poprosiła łagodnie Poppy. – Powiedz mu, James.
- Wiesz, co się stanie - wycedził przez zaciśnięte zęby. Nie może po prostu zniknąć.
Ścigałaby nas policja i ludzie nocy szukaliby Poppy. Wszystko musi wyglądać tak, jakby
rzeczywiście umarła na raka.
Przestraszona mina Phila wskazywała, że nie jest do końca przekonany.
- Na pewno nie ma innego sposobu?
- Nie - odparł krótko James.
- O Boże. - Phil oblizał wargi.
Poppy też nie chciała się nad tym rozwodzić.
- Poradzisz sobie, Phil - powiedziała stanowczo. - Musisz. Pamiętaj, jeżeli nie stanie się to
teraz, to umrę za kilka tygodni naprawdę.
Phil tak mocno ściskał mosiężny pręt ramy łóżka, że aż pobielały mu palce. Ale osiągnął cel -
wziął się w garść. Prawie.
- Masz rację - przyznał niepewnie. - W porządku, poradzę sobie.

background image

- No to zaczynajmy - poleciła Poppy spokojnym i opanowanym głosem, jakby bez trudu
radziła sobie ze wszystkim.
- Lepiej, żebyś nie widział tej części - zwrócił się James do Phillipa. - Idź pooglądać
telewizję. ,
Phil wahał się przez chwilę, potem skinął głową i wyszedł.
- Zaraz, jeszcze jedno - odezwała się Poppy do Jamesa, odskakując na środek łóżka. Cały
czas rozpaczliwie siliła się, żeby jej słowa brzmiały beztrosko. - Po pogrzebie... będę spała,
tak? Nie obudzę się... no, wiesz. W mojej malej ładnej trumnie. -Uniosła wzrok i spojrzała na
niego. - Mam lekką klaustrofobie.
- Nie obudzisz się tam - zapewnił James. - Nigdy bym do tego nie dopuścił. Uwierz mi,
pomyślałem o wszystkim.
Skinęła głową. Wierzę ci, pomyślała. Wyciągnęła do niego ręce. Kiedy dotknął jej szyi,
odchyliła głowę. Wraz z upływem krwi czuła, że jej umysł jest przyciągany do jego umysłu.
Nie martw się, Poppy. Nie bój się. Z jego myśli biła głęboka troska, która właściwie
potwierdzała, że jednak jest się czego bać i że coś może pójść nie tak. Poppy czuła się jednak
spokojna. Miłość Jamesa ją uspokajała i zalewała światłem.
Nagle poczuła bezmiar przestrzeni. Jakby horyzonty rozciągneła się w nieskończoność. Jakby
odkryła nowy wymiar. Jakby nie było ograniczeń ani przeszkód w tym, co wspólnie z
Jamesem są w stanie zrobić.
Czuła się... wolna.
Zaczęła odpływać. Słabła w ramionach Jamesa. Opadała jak zwiędnięty kwiat.
Wypiłem już dosyć, powiedział James do jej umysłu. Ciepłe i zwierzęce wargi odsunęły się
od jej szyi.
- Teraz twoja kolej.
Jednak tym razem nie naciął sobie nadgarstka. Zdjął koszulkę i energicznie przeciągnął
paznokciem u dołu szyi.
Jejku, pomyślała Poppy. Pochyliła się powoli, niemal z namaszczeniem. Dłonie Jamesa
podtrzymywały jej głowę z tyłu. l Objęła go ramionami, czując jego nagą skórę pod swoją
flanelową koszulą.
Nieopisane doznanie. Ale jeżeli James mówił prawdę, to l był ostatni raz w jej życiu. Już
nigdy więcej nie wymienią się krwią.
Nie mogę się z tym pogodzić, przemknęło jej przez myśl, ale na niczym nie mogła się zbyt
długo skupić. Tym razem dzika l trująca krew wampira zamiast rozjaśnić umysł przyprawiała
ją o jeszcze większą dezorientację.
James?
Spokojnie. To początek przemiany.
Czuła się ociężała... śpiąca... Było jej ciepło. Zapadała się w słone fale oceanu. Niemal
wyobrażała sobie, jak krew wampira przedostaje się do jej żył, pokonuje wszystko, na co
natrafiła po drodze. Pradawna krew, pierwotna. Zmieniała ją w coś odwiecznego, co istnieje
od zarania dziejów. Coś prymitywnego.
Każda molekuła w jej ciele się zmienia...
- Poppy, słyszysz mnie? - James delikatnie nią potrząsnął. Poppy była tak zanurzona w
doznaniach, że nawet nie zorientowała się, że już nie pije. James ją tulił.
- Poppy.
Z trudem otworzyła oczy.
- Nic mi nie jest... chce mi się tylko spać.
Mocniej zacisnął wokół niej ramiona, później ostrożnie f łożył ją na spiętrzonych poduszkach.
- Teraz odpoczywaj. Zawołam Phila. Zanim wyszedł, pocałował ją w czoło.
Mój pierwszy pocałunek, pomyślała sennie. A ja jestem w śpiączce. Super.

background image

Poczuła, jak łóżko ugina się pod czyimś ciężarem. Spojrzała f górę. Phil. Wyglądał na bardzo
zdenerwowanego, siedział na |mym brzegu i się przyglądał.
- Co się teraz dzieje? - spytał.
~ Zalewa ją krew wampira - wyjaśnił James.
- Jestem bardzo śpiąca - wymamrotała Poppy.
Nic ją nie bolało. Miała tylko ochotę odpłynąć. Jej ciało było ciepłe i bezwładne, jakby
spowiła je gęsta, delikatna mgła.
Phil? Zapomniałam ci powiedzieć... dziękuję. Że nam pomogłeś. I za wszystko. Jesteś
dobrym bratem.
- Nie musisz mi tego mówić teraz - odparł zwięźle. - Podziękujesz mi później. Ja tu będę,
przecież wiesz.
Ale mnie może nie być, pomyślała Poppy. To jedna wielka niewiadoma. Nigdy bym się na to
nie zgodziła, gdybym imała filie wyjście. Mogłam tylko poddać się bez walki.
Ale walczyłam, prawda? Przynajmniej tyle.
- Tak, walczyłaś - przytaknął Phil. Poppy nie zdawała sobie prawy, że mówi na głos. -
Zawsze byłaś waleczna. Wiele się od Ciebie nauczyłem.
Zabawne, bo to ona się od niego dużo nauczyła - co prawda najwięcej w ciągu ostatnich
dwudziestu czterech godzin.
Chciała mu to powiedzieć, ale czulą się taka zmęczona... Język
Silnia sztywny, cale ciało słabe i omdlałe.
- Tylko... trzymaj mnie za rękę. - Jej słowa były zaledwie fochę głośniejsze od oddechu.
Phillip chwycił jedną jej dłoń, James drugą.
Tak było dobrze. Tak należało to zrobić, z Kłapouchym i lwem na poduszkach, z Philem i
Jamesem trzymającymi ją za lic. Dzięki nim czulą się bezpieczna.
Jedna ze świec miała zapach wanilii, ciepły i miły. Przypominał Poppy dzieciństwo.
Waniliowe wafle i popołudniowa drzemka. Z tym właśnie jej się kojarzył. Z drzemką w
przedszkolu pani Spurgeon; promienie słońca padały na podłogę, a leżaku obok spał James.
Tak bezpieczna, spokojna...
- Och, Poppy - wyszeptał Phil.
- Dobrze sobie radzisz, dzieciaku - odezwał się James. -Wszystko idzie, jak trzeba.
To właśnie chciała usłyszeć. Zanurzyła się w muzyce, jakby zapadała w sen, bez strachu.
Kropla wpadająca do oceanu...
Nie jestem gotowa, pomyślała w ostatniej chwili. Ale już znała odpowiedź. Nikt nigdy nie jest
gotowy.
Ależ ona głupia, zapomniała o najważniejszym. Nie powiedziała Jamesowi, że go kocha.
Nawet wtedy, kiedy on wyznał jej miłość. Starała się nabrać powietrza w płuca, zebrać siły...
Za późno. Świat zewnętrzny zniknął, a ona nie czuła już swojego ciała. Unosiła się w
ciemności i muzyce. Teraz mogła tylko usnąć.
- Śpij. - James pochylił się nad Poppy. - Nie budź się, do póki ci nie powiem. Po prostu śpij.
Phil miał napięte wszystkie mięśnie. Poppy wyglądała tak spokojnie - była blada, loki koloru
miedzi rozsypały się po poduszce, czarne rzęsy rzucały cień na policzki, a wargi rozchyliły
się, kiedy lekko oddychała. Przypominała porcelanową lalkę. Ale im spokojniej leżała, tym
większe przerażenie ogarniało l Phila.
Poradzę sobie z tym, powtarzał sobie. Muszę.
Poppy łagodnie wypuściła powietrze i nagle jej mostek uniósł się raz, drugi. Dłoń zacisnęła
się na dłoni Phila, a oczy otworzyły się, a jednak jakby nic nie widziała. Wyglądała na za-
skoczoną.
- Poppy! - Phil chwycił ją za flanelową koszulę. Była w niej taka mała i krucha. - Poppy!
Ciężkie sapanie ustało. Poppy na chwilę zawisła w próżni, a potem powieki się zamknęły,
ciało opadło na poduszki. Phil trzymał jej bezwładną dłoń.

background image

Stracił resztki panowania nad sobą.
- Poppy. - Słyszał niebezpieczny, niezrównoważony toni własnego głosu. - Poppy, przestań.
Obudź się! - krzyczał coraz głośniej. Potwornie rozedrgane ręce drapały ramiona siostry.
Odsunęły je inne dłonie.
- Do cholery, co ty wyczyniasz? - odezwał się cicho James.
- Poppy? Poppy? - Phil nie przestawał się w nią wpatrywać. Jej mostek się nie ruszał. Na
twarzy miała wyraz... niewinnej ulgi. Takiej świeżości, jaką widuje się tylko u niemowląt.
Jednak i twarz się zmieniała. Stawała się biała, przezroczysta, niesamowita i upiorna. I
chociaż Phil nigdy wcześniej nie widział trupa, instynktownie wiedział, że to śmiertelna
bladość.
Dusza opuściła Poppy. Jej ciało było bez życia, bez ducha, pozbawione sił witalnych. Dłoń w
dłoni Phila tkwiła bezwładnie inaczej niż dłoń śpiącego. Skóra straciła blask, jakby ktoś
delikatnie na nią nachuchał. '
Phil odrzucił głowę do tyłu i wydał z siebie zwierzęcy ryk. Nieludzki. Wył.
- Zabiłeś ją! - Zerwał się z łóżka i doskoczył do Jamesa
- Powiedziałeś, że tylko zaśnie, ale ją zabiłeś! Ona nie żyje! James nie uchylił się przed
atakiem. Chwycił Phila i wyciągnął na korytarz.
Zmysł słuchu zanika ostatni - warknął mu do ucha. -ona może cię słyszeć.
Phil wyrwał się i pobiegł do salonu. Nie wiedział, co robić. Po prostu musiał coś zniszczyć.
Poppy nie żyje. Nie ma jej,
Przewrócił fotel, potem ławę. Podniósł lampę, wyrwał kabel z gniazdka i rzucił nią w
kominek.
- Przestań! -James usiłował przekrzyczeć hałas.
Phil podbiegi do niego. Sama siła jego uścisku powaliła Jamnu do tyłu, na ścianę. Obaj runęli
na podłogę.
- Zabiłeś ją! - sapnął Phil, próbując dosięgnąć gardła Jamesa
Srebro. Oczy Jamesa płonęły jak roztopiony metal. Złapał Phila za nadgarstki i ścisnął
boleśnie.
- Przestań natychmiast, Phillip - syknął.
Phil się uspokoił. Niemal szlochając, walczył o oddech.
- Zabiję cię, jeżeli będę musiał, żebyś nie zagrażał Poppy – ostrzegł James nadal dzikim i
złowieszczym głosem. - A nic się jej nie stanie, jak się uspokoisz i będziesz robił dokładnie
to, cu ci powiem. Jasne? - Mocno potrząsnął Philem, niemal waląc jego głową o ścianę.
Dziwne, ale podziałało. Powiedział, że zależy mu na Poppy. I chociaż wydawało się to
nieprawdopodobne, Phii zaczął wierzyćć, że James mówi prawdę.
Rozpalona do czerwoności wściekłość wyparowała z głowy Phila. Wziął głęboki oddech.
- Dobra, rozumiem - wychrypiał. Przywykł do tego, że tn on rozkazuje zarówno sobie, jak i
innym. Nie podobało mu sio. że James wydaje mu polecenia. Teraz nie miał jednak wyjścia.
Ale... ona nie żyje, tak?
- To zależy od definicji. - James puścił Phila i powoli wstał z podłogi. Z ponurą miną
rozejrzał się po pokoju. – Wszystko poszło zgodnie z planem. Oprócz tego. - Wskazał głową
bałagan w salonie. - Chciałem, żeby to twoi rodzice ją znaleźli, kiedy wrócą, ale ta wersja
odpada. Ten bałagan wytłumaczy tylko prawda.
- To znaczy?
- Że wszedłeś tam, znalazłeś Poppy martwą i dostałeś szału. A wtedy ja zadzwoniłem do
twoich rodziców. Chyba wie: w jakiej są restauracji?
- W Valentino's. Mama mówiła, że mają szczęście, bo 2 zarezerwowali ostatni wolny stolik.
- Dobra. Uda się. Tylko najpierw musimy posprzątać w sypialni. Wynieś wszystkie świeczki
i resztę rzeczy. To musi i wglądać tak, jakby po prostu zasnęła.

background image

Phii zerknął na rozsuwane szklane drzwi. Dopiero zaczynało się ściemniać. Ale przecież
ostatnio Poppy dużo spała.
- Powiemy, że się zmęczyła i kazała nam iść oglądać te wizję - podsunął, starając się
przezwyciężyć wzburzone emocje i myśleć trzeźwo. - A po jakimś czasie ja do niej
wszedłem.
- Dobra - zgodził się James z nikłym uśmiechem, który nie rozjaśnił oczu.
Sprzątanie sypialni nie trwało długo. Najtrudniejsze Phila było to, że cały czas musiał patrzeć
na Poppy. A za każdym razem, kiedy na nią spoglądał, coś ściskało go za serce. Wydawała
jak delikatna kruszynka... bożonarodzeniowy aniołek w czerwcu.
Źle się czuł, zabierając pluszowe zwierzaki. Obudzi się, prawda? - spytał.
Boże, mam taką nadzieję - odparł James bardzo zmęczonym głosem. Zabrzmiało to bardziej
jak modlitwa niż życzenie. Jeśli nie, to nie będziesz mnie musiał ścigać z osikowym kołkiem.
Sam się tym zajmę.
Nie gadaj głupot - warknął Phii, wstrząśnięty i zły. – Jeżeli Poppy na czymś zależało... zależy,
to właśnie na życiu. Gdyby popełniła samobójstwo, to tak jakbyś dał jej w twarz. Poza tym,
gdyby nawet się nie udało, to przecież zrobiłeś, co mogłeś. Nie obwiniaj się, bo to idiotyczne.
James wpatrywał się w niego zaskoczony, oniemiały. W końcu powoli skinął głową.
Dzięki.
To był siedmiomilowy krok - po raz pierwszy znaleźli się po miej stronie barykady. Phillip
poczuł, że łączy ich dziwna
Trzeba chyba zadzwonić do restauracji - powiedział tylko, odwracając wzrok, James spojrzał
na zegarek.
- Za kilka minut.
- To zdążą wyjść, zanim zadzwonimy.
- Trudno. Ważne tylko, żeby lekarze nic starali się jej reanimować albo nie zabrali do
szpitala. Musi być zimna, zanim ktokolwiek się tu zjawi.
Philla ogarnęło przerażenie. Wyrachowany padalec.
- Jestem po prostu praktyczny - mruknął James ze znużeni, jakby tłumaczył coś dziecku.
Dotknął marmurowo białej dłoni Poppy.-Dobra. Dzwonię. Ty możesz znów wpaść w szał,
proszę bardzo.
Phill pokręcił głową. Nie miał już sił. Chciało mu się tylko , jak dziecku, które się zgubiło
albo zostało skrzywdzone.
Uklęknął przy łóżku Poppy i czekał. Muzyka się skończyła; słyszał telewizor z salonu. Stracił
poczucie czasu do chwili, kiedy rozległ się warkot samochodu na podjeździe.
Oparł czoło o materac. Nie zmuszał się do łez. Płakał naprawdę. W tej chwili był przekonany,
że stracił ją na zawsze.

-

Weź się w garść - powiedział James, stając za nim. – Przyjechali.

ROZDZIAŁ 11

Następnych kilka godzin było najgorszych w życiu Phila. Przede wszystkim z powodu matki.
Jak tylko weszła, chciał ją pocieszyć. Rzecz jasna, żadne pocieszenie nie istniało. Mógł się
tylko do niej przytulić.
To zbyt okrutne, pomyślał zamroczony. Musi być jakiś l sposób, żeby jej powiedzieć. Ale ona
nigdy w to nie uwierzy, a nawet gdyby, wtedy sama znajdzie się w niebezpieczeństwie...
W końcu przyjechała karetka, ale wcześniej zjawił się doktor Franklin.

background image

- Zadzwoniłem po niego - powiedział Philowi James, kiedy matka wypłakiwała się Cliffowi
w rękaw.
- Po co?
- Żeby uprościć sprawę. Lekarz może wystawić świadectwo zgonu, jeżeli widział chorego w
ciągu ostatnich dwudziestu dni i zna przyczynę śmierci. Nie chcemy żadnych szpitali ani
lekarzy sądowych.
- Czemu? - Phil pokręcił głową.
- Temu... - odezwał się James zmienionym głosem – że w szpitalach robią sekcje zwłok.
Phil zamarł. Otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
A w zakładach pogrzebowych balsamują ciało. Dlatego muszę tu być, kiedy przyjadą zabrać
zwłoki. Wpłynę na ich umysł, żeby jej nie zabalsamowali, nie zaszyli warg ani...
Phill wpadł do łazienki, bo zrobiło mu się niedobrze. Znów nienawidził Jamesa.
Nikt nie zawiózł Poppy do szpitala, a doktor Franklin nawet mi- wspomniał o sekcji. Trzymał
panią Hilgard za rękę i mówił cicho, że takie rzeczy mogą zdarzyć się nagle i że przynajmniej
Poppy nie cierpiała.
- Ale przecież czuła się dzisiaj znacznie lepiej - wyszeptała matka przez łzy. - Och, moje
maleństwo, moje maleństwo. Pogarszało jej się, ale dzisiaj czuła się całkiem dobrze.
- Czasami tak się dzieje - tłumaczył łagodnie doktor Franiklin. - Jakby umierający chcieli
zaczerpnąć ostatni haust życia.
- Ale mnie przy niej nie było - powiedziała, już bez łez, ale z potwornym poczuciem winy w
głosie. - Umierała sama.
- Zasnęła - wtrącił się Phil. -1 po prostu już się nie obudziło Popatrz na nią, to zobaczysz, jak
spokojnie odeszła.
Ciągle to powtarzał, Cliff też, lekarz też, a karetka wkońcu odjechała. Potem, kiedy matka
siedziała na łóżku i głaskała Poppy po głowie, zjawili się ludzie z zakładu pogrzebowego.
- Dajcie mi tylko kilka minut - odezwała się z suchymi oczami, blada. - Chcę przez chwilę
pobyć z nią sama.
Grabarze zakłopotani siedzieli w salonie, a James wpatrywał się w nich uporczywie. Phil
wiedział czemu. James wpajał im w umysły, że nie będzie żadnego balsamowania.
- Powody religijne? - spytał Cliffa jeden z mężczyzn, przerywając długie milczenie.
- O czym pan mówi? - Cliff przyglądał mu się z uniesionymi brwiami.
Mężczyzna skinął głową.
- Rozumiem. Nie ma sprawy.
Phil też rozumiał. Tego, co usłyszał mężczyzna, nie powiedział Cliff.
- W takim razie pozostaje tylko jedna kwestia. Wystawiamy zwłoki? - odezwał się drugi
mężczyzna. - Czy trumna ma być zamknięta?
- To była nagła śmierć - powiedział Cliff ze spokojem na twarzy. - Po bardzo krótkiej
chorobie.
Więc on z kolei nie słyszał, co mówią mężczyźni. Phill spojrzał na Jamesa i dostrzegł pot
cieknący mu po twarzy. Jednoczesne panowanie nad trzema umysłami kosztowało go mnó-
stwo wysiłku.
W końcu Cliff wyprowadził żonę do małżeńskiej sypialni, żeby nie musiała patrzeć na to, co
będzie się działo dalej.
Dwaj mężczyźni weszli do pokoju Poppy z pokrowcem na ciało i noszami na kółkach. Kiedy
wychodzili, pokrowiec miał kształt małego, łagodnego wzgórka.
Phil znów zaczął tracić panowanie nad sobą. Chciał wszystko kopać, przebiec maraton, żeby
stąd uciec.
Ale nagle ugięły się pod nim kolana i pociemniało mu w oczach.
Podtrzymały go silne ramiona i zaprowadziły do krzesła.
- Wytrzymaj - szepnął James. - Jeszcze tylko kilka minut. Już prawie koniec.

background image

W tej chwili Phil był niemal w stanie mu wybaczyć, że jest krwiożerczym potworem.
Wszyscy położyli się bardzo późno, ale nikt nie zasnął. Phill zrozpaczony leżał przy
zapalonym świetle do wschodu słońca.
Dom pogrzebowy przypominał wiktoriańską posiadłość, a kaplica, gdzie stała biała trumna ze
złotymi wykończeniami, wypełniona była kwiatami i ludźmi. Z daleka Poppy wyglądała
jakby spała.
Phil nie chciał na nią patrzeć. Przyglądał się za to osobom które wchodziły do sali pożegnań i
zapełniały dziesiątki drewnianych ławek. Nigdy nie zdawał sobie sprawy z tego, ilu lud/i
kochało Poppy.
- Była taka pełna życia - powiedział nauczyciel angielskiego.
Nie mogę uwierzyć, że umarła - stwierdził chłopak z drużyny piłkarskiej Philla.
Nigdy jej nie zapomnę - wyjąkała jedna z jej przyjaciółek.
Phil w ciemnym garniturze stał razem z matką i Cliffem. Scena kojarzyła mu się ze
składaniem życzeń ślubnych. Matka powtarzała: „Dziękuję za przybycie" i obejmowała gości.
Krewni, znajomi, przyjaciele podchodzili, delikatnie dotykali trumny, płakali.
Przy odbieraniu kondolencji od tylu żałobników wydarzyło m; roś dziwnego. Phil się nabrał.
Śmierć Poppy była na tyle realna, że wszystko związane z wampirami wydało mu się snem.
Stopniowo zaczynał wierzyć w to, w czym brał udział.
Przecież nikt nie miał najmniejszych wątpliwości. Poppy chorowała na raka, a teraz nie żyje.
Wampiry to zwykły zabobon. James nie przyszedł do kaplicy.
Poppy miała sen.
Spacerowała nad oceanem z Jamesem. Było ciepło i czuła zapach soli; stopy miała mokre i
zapiaszczone. Włożyła nowy kostium kąpielowy, taki, który zmienia kolor, kiedy się zmoczy.
Miała nadzieję, że James zwróci na to uwagę, ale nic nic powiedział na ten temat.
Nagle zorientowała się, że James ma na sobie maskę. Dziwne - krzywo się opali, skoro ma
zasłoniętą część twarzy.
- Może powinieneś to zdjąć? - odezwała się przekonana, że trzeba mu pomóc.
- Noszę ją ze względów zdrowotnych - powiedział, ale to nie był głos Jamesa.
Poppy wstrząśnięta zdarta maskę.
To nie James. Chłopak miał blond włosy, jeszcze jaśniejsze od. Phila. Dlaczego nie
zauważyła tego wcześniej? Jego zielone oczy nagle stały się niebieskie.
- Kim jesteś? - spytała wystraszona.
- Długa historia. - Uśmiechnął się. Jego oczy zrobiły się fioletowe. Uniósł dłoń. Trzymał w
niej mak. W każdym razie coś, co wyglądało jak mak, ale było czarne. Dotknął jej policzka
kwiatem. - Tylko pamiętaj... - Ciągle uśmiechał się zagadkowo. - Są i złe czary.
- Co?
- Są i złe czary - powtórzył, odwrócił się i odszedł. Nie zo-tały po nim żadne ślady na piasku.
Poppy stała sama nad ryczącym oceanem. Teraz ona trzymała mak. Nad jej głową zaczęły się
zbierać chmury. Chciała się obudzić, ale nie mogła. Była sama i przestraszona. Ogarnięta
paniką upuściła kwiat.
- James!
Phil usiadł na łóżku z łomoczącym sercem.
Boże, co to było? Coś jakby krzyk, glos Poppy.
Mam halucynacje.
Nic dziwnego. Jest poniedziałek, dzień pogrzebu Poppy - spojrzał na zegar - mniej więcej
cztery godziny trzeba być w kościele. Pewnie mu się przyśniło.
Ale słyszał, że jest przerażona...
Odgonił tę myśl. Przekonał siebie, że Poppy nie żyje, a zmarli nie krzyczą.
Na pogrzebie przeżył jednak szok. Zobaczył ojca ubranego w coś, co nawet przypominało
garnitur, chociaż marynarka nie pasowała do spodni, a krawat był przekrzywiony.

background image

- Przyjechałem, kiedy tylko się dowiedziałem...
- Gdzie byłeś? - Wokół oczu matki pojawiły się łagodne

zmarszczki, jak zawsze, kiedy miała

do czynienia z pierwszym mężem.
- Na wyprawie w Blue Ridge Mountains. Przysięgam, że następnym razem zostawię adres.
Będę sprawdzał wiadomości... - Rozpłakał się. Matka nie mówiła nic więcej. Wyciągnęła do
niego rękę, a Philowi ścisnęło się serce, kiedy przywarli do siebie.
Wiedział, że ojciec jest nieodpowiedzialny i beznadziejny, jeżeli chodzi o wychowanie dzieci,
postrzelony i słaby. Ale kochał Poppy bardziej niż ktokolwiek. W tej chwili Phil nie potrafił
myśleć o nim źle. mimo że obok stał Cliff, któremu ojciec nie dorastał do pięt.
Szok nastąpił, kiedy tata odwrócił się do Phila przed nabożeństwem.
- Wiesz, przyszła do mnie zeszłej nocy - wyszeptał. - To znaczy jej dusza. Ukazała mi się.
Phil spojrzał na niego. Między innymi takie stwierdzenia Oprowadziły do rozwodu. Ojciec
zawsze opowiadał o dziwnych snach i niestworzonych rzeczach. Nie wspominając o tym, że
zbierał artykuły o astrologii, numerologii czy UFO.
- Nie widziałem jej, ale słyszałem, jak woła. Martwi mnie to że była przestraszona. Nie mów
tego matce, ale mam mżenie, że Poppy nie spoczywa w spokoju. - Zakrył twarz dłońmi.
Philowi przebiegły ciarki po kręgosłupie.
Ale uczucie przyprawiające o dreszcz zniknęło niemal natychmiast w zalewie pogrzebowego
smutku, w słowach: „Poppy będzie na zawsze żyła w naszych sercach i w pamięci". Srebrny
karawan przejechał na cmentarz Forest Park, wszyscy stanęli w czerwcowym słońcu, żeby
wysłuchać ostatnich słów duchownego nad trumną Poppy. Phil, zanim doczekał chwili, kiedy
miał położyć na trumnie różę, cały się trząsł.
Straszny moment. Dwie przyjaciółki Poppy histerycznie zanosiły się od płaczu. Matka zgięła
się wpół i została niemal siłą zabrana od trumny. Nic było czasu na myślenie, ani wtedy, ani
potem - na stypie.
W domu zderzyły się dwa światy. Phil, w samym środku zamieszania, dostrzegł Jamesa.
Nie wiedział, co zrobić. James nie pasował do tego, co się tu odbywało. Phil był już prawie
zdecydowany, żeby go wyprosić, bo jego chory żart się skończył.
Ale zanim zdążył to zrobić, James podszedł do niego.
- Bądź gotowy o jedenastej w nocy - rzucił pod nosem.
Phil podskoczył.
- Do czego?
- Po prostu bądź gotowy. I weź ze sobą parę ubrań Poppy Wszystko się przyda. - Rzucił
Philowi ukradkowe, rozpaczliwi spojrzenie. - Musimy ją wyjąć, głupku. Chcesz ją tam zosta
wić?
Bum! To byt odgłos zderzenia dwóch światów. Phil przez chwilę wirował w przestrzeni, nie
należąc do żadnego z nich.
- Nie mogę - wydusił w końcu, widząc wokół siebie reali świat. - Jesteś stuknięty.
- To ty jesteś stuknięty. Zachowujesz się, jakby to się ni gdy nie wydarzyło. Musisz mi
pomóc, bo sam nie dam rady Z początku będzie zdezorientowana, jak lunatyk. Poppy cię po
trzebuje.
To pobudziło Phila do działania. Wyprostował się energicznie.
- Słyszałeś ją zeszłej nocy?
- Nie obudziła się. - James odwrócił wzrok. - To jej sen.
- Jakim cudem głos dotarł z takiej odległości? Nawet mój tata to usłyszał. - Chwycił Jamesa
za klapy marynarki. - Na pewno nic jej nie jest?
- Minutę temu byłeś pewny, że nie żyje. Teraz mam cię zapewniać, że nic jej nie jest. Cóż,
nie mogę dać żadnej gwarancji. - Spoglądał na Phila oczami zimnymi jak szary lód. - Nigdy
wcześniej czegoś takiego nie robiłem. Kieruję się książkami. Zawsze coś może pójść nie tak.

background image

Ale... - powiedział stanowczo, kiedy Phil otworzył usta - ...wiem na pewno, że jeżeli zostawi
my Poppy w trumnie, to czeka ją bardzo nieprzyjemna niespodzianka. Rozumiesz?
Dłonie Phila rozluźniły się powoli.
- Tak. Przepraszam. Po prostu ciężko mi w to wszystko uwierzyć. - Spojrzał na Jamesa i
zauważył, że twarz lekko mu złagodniała. - Ale skoro wczoraj w nocy krzyczała, to znaczy,
że żyje, prawda?
- I jest silna - dodał James. - Nigdy nie zetknąłem się z silniejszym telepatą. Naprawdę coś z
niej będzie.
Phil starał się nie wyobrażać sobie co. James, oczywiście jest wampirem i na ogół wygląda
całkiem normalnie. Ale w głowie Phila krążyły obrazy Poppy przypominającej potwora z
Hollywood. Czerwone oczy, kredowa cera, ociekające krwią zęby.
jeżeli rzeczywiście taka się stanie... cóż, spróbuje ją pokochać. Ale nie miał pewności, czy nie
będzie chciał sięgnąć po osikowy kołek.
Cmentarz Forest Park w nocy był zupełnie inny. Ciemność wydawała się bardzo gęsta. Na
żelaznej bramie wisiała tabliczka „Nie wchodzić po zmierzchu", ale brama była otwarta.
Nie chcę tu być, pomyślał Phil.
James przejechał jcdnopasmową jezdnią, która wiła się Wokół cmentarza, i zaparkował pod
olbrzymim starym miłorzębem.

A jak ktoś nas zobaczy? Może mają strażnika?

Jest nocny stróż. Śpi. Zająłem się tym, zanim po ciebie przyjechałem. - James wysiadł
i zaczął wypakowywać z integry zadziwiającą ilość sprzętu.

Dwie polowe latarki. Łom. Kilka starych desek. Brezentową| folię. I dwa zupełnie nowe
szpadle.
- Pomóż mi to przenieść.
Po co ci to wszystko? - spytał Phil. Żwir chrzęścił mu pod stopami, kiedy podążał za
Jamesem jedną z wąskich krętych dróżek.
Wspięli się po zniszczonych drewnianych schodach, przelali na drugą stronę i znaleźli się w
Krainie Zabawek.
Taką nazwę rzucił ktoś na pogrzebie. Phil usłyszał, jak rozmawiali o tym dwaj koledzy Cliffa
z pracy. Chodziło o część cmentarza, gdzie pochowano głównie dzieci. Można się było
zorientować, nie patrząc nawet na nagrobki, bo wszędzie stały na nich inne zabawki.
Grób Poppy znajdował się na samym skraju Krainy Zabawek. Rzecz jasna, jeszcze bez
nagrobka.
James rzucił rzeczy na trawę i uklęknął, żeby zbadać ziemię, oświetlając ją latarką.
Phil stał w milczeniu i rozglądał się po cmentarzu. Ciągle przestraszony; częściowo bał się
tego, że ktoś ich przyłapie, a częściowo tego, że im się nie uda. Ciszę mąciły jedynie odgłosy
świerszczy i ruchu ulicznego w oddali. Gałęzie drzew i krzewów poruszały się łagodnie na
wietrze.
- Dobra - powiedział James. - Najpierw musimy zedrzeć murawę.
- Co? - Phil nawet się nie zastanawiał nad tym, skąd na świeżym grobie wzięła się trawa. Ale
faktycznie była. James znalazł krawędź jednego pasa i zwinął go w rulon jak dywan. Phil
znalazł drugi brzeg. Pasy miały około dwóch metrów długości i pot metra szerokości. Były
ciężkie, ale bez trudu odsunęli je z grobu.
- Potem położymy z powrotem - mruknął James. - Nie możemy zostawić śladów.
W głowic Phila zapaliła się lampka.
- Po to ci te worki i cała reszta?
- Trochę bałaganu nie wzbudzi podejrzeń. Ale jeśli ktoś zobaczy porozrzucany wszędzie
piach, zacznie się zastanawiać. James położył deski dookoła grobu, później Phil pomógł mu
naciągnąć brezent z każdej strony. W miejscu, gdzie leżała sztuczna trawa, została gliniasta
ziemia. Phil odłożył latarkę i wziął szpadel. Nie wierzę, że to robię. A jednak. Próbował

background image

myśleć tylko o fizycznym wysiłku o wykopywaniu dziury w ziemi. Skupił się na tym i
nacisnął łopatę stopą. Wbiła się w ziemię bez oporu. Nabrał ziemi, odrzucił ją na brezent.
Szło łatwo. Ale za trzydziestym razem poczuł się zmęczony.
- To szaleństwo. Potrzebujemy koparki - wysapał, ocierając czoło.
- Odpocznij, jak chcesz.
Phil zrozumiał. Funkcję koparki pełnił James. Był silniejszy niż ktokolwiek, kogo Phil
widział. Wybierał ziemię łopata za łopatą, nawet się nie prostując. Wyglądało to tak, jakby się
bawił.
- Dlaczego nie jesteś w żadnej drużynie szkolnej? - spytał Phill opierając się ciężko na
trzonku.
- Wolę sporty indywidualne. Na przykład zapasy. - James uśmiechnął się szeroko. Phil od
razu wyłapał podtekst tej niedwuznacznej uwagi. Chodziło o zapasy, na przykład, z Jacklyn i
Michaelą.
Mimowolnie odwzajemnił uśmiech. Nie potrafił zdobyć się święte oburzenie. Mimo siły
Jamesa kopanie zabrało dużo czasu. Philowi wydawało się, że dziura jest szersza niż
potrzeba. W końcu jego łopata dotknęła czegoś twardego.
- To osłona - wyjaśnił James.
- Jaka osłona?
- Grobowa. Żeby trumna się nic roztrzaskała, jeżeli ziemia zapadnie. Wyjdź i podaj mi łom.
Phil wydostał się z dołu. Osłona była z surowego betonu. Wyglądała jak prostokątna skrzynia.
James podważał wieko łomem.
Jest. - Sapnął, stopniowo przesuwając wieko za betonowi skrzynię.
To dlatego dziura musiała być taka szeroka - żeby pomieścić pokrywę z jednej strony i
Jamesa z drugiej. Teraz, spoglądając prosto w dół, Phil widział trumnę. Leżała na niej
ogromna wiązanka lekko pogniecionych żółtych róż. James ciężko dyszał, ale Phil
przypuszczał, że to nie z wysiłku. On sam odnosił wrażenie, że płuca ma ściśnięte, a serce
łomotało mu tak mocno, że wprawiało w drżenie całe ciało.
- O Boże - powiedział cicho.
James spojrzał w górę. Potem przesunął róże w nogi trumny i wolno zaczął otwierać zasuwy.
Kiedy już były rozpięte, zatrzymał się na chwilę, trzymając dłonie płasko na gładkiej
powierzchni trumny. W końcu uniósł wieko.

ROZDZIAŁ 12

Poppy leżała na białym aksamitnym obiciu. Miała zamknięte oczy, była bardzo blada i...
piękna. Ale czy martwa?
- Obudź się - powiedział James. Położył dłoń na jej dłoniach.
Phillip miał wrażenie, że James przywołuje ją zarówno głosem, jak i umysłem.
Przez śmiertelnie długą minutę nic się nie działo. James wsunął drugą dłoń pod kark Poppy i
lekko ją uniósł.
- Już pora. Obudź się, obudź. Powieki Poppy drgnęły.
Coś gwałtownie wstrząsnęło Phillipem. Chciał wydać okrzyk zwycięstwa i podskakiwać na
trawie. Ale też uciekać W końcu bezwładnie opadł przy krawędzi grobu.
- Dalej, Poppy. Wstawaj. Musimy iść. - James mówił łagodnym, sugestywnym głosem, jakby
wybudzał kogoś z narkozy.

background image

Tak właśnie wyglądała Poppy. Phil przyglądał się zafascynowany wstrząśnięty i przerażony,
jak siostra mruga, lekko odwraca głowę i otwiera oczy. Niemal od razu znów je zamknęła, ale
James nie przestawał mówić i następnym razem, już na dobre uniosła powieki.
James przytrzymał ją delikatnie. Usiadła.
- Poppy - odezwał się Phil odruchowo. Rozsadzało go w piersiach i piekło.
Podniosła wzrok, skrzywiła się natychmiast odwróciła oczy od strumienia światła latarki.
Wyglądała na rozzłoszczoną.
- Dalej. - James pomógł jej wyjść przez otwartą połowi wieka trumny.
Wydostała się bez problemu, bo była bardzo drobna. James przytrzymał ją za jedną rękę. Phil
podciągnął w górę za drugą.
Przytulił Poppy konwulsyjnie.
Kiedy się odsunął, zamrugała, patrząc na niego. Jej czoło przecięła łagodna zmarszczka.
Oblizała palec wskazujący przesunęła nim po policzku Phila.
- Jesteś brudny - zauważyła.
Mówi. Nie ma czerwonych oczu ani białej twarzy. Naprawdę żyje. Z ulgą znów ją przytulił.
- O Boże, Poppy, nic ci nie jest. - Właściwie nie zauważył, że nie odwzajemnia jego uścisku,
James wyskoczył z dołu.
- Jak się czujesz, Poppy? - spytał bardzo rzeczowo, nie z czystej grzeczności.
Spojrzała na niego, potem na Phillipa.
- Czuję się... dobrze.

Świetnie - odpowiedział James, ciągle jej się przyglądając jakby była
trzystukilogramowym schizofrenicznym gorylem.

Jestem... głodna - oznajmiła swoim dawnym śpiewnym głosem.

- Chodź tutaj. - James pokazał, żeby Phil stanął za nim.
Phil zaczął się czuć nieswojo. Poppy... Czy to możliwe, że go obwąchuje? Nie głośnymi,
wilgotnymi pociągnięciami nosa, ale delikatnie jak kotka. Przesuwała nosem koło jego
ramienia.
- Phil, chodź! - polecił James bardziej stanowczo. Ale wszystko wydarzyło się tak szybko, że
Phil nawet nie zdążył się ruszyć. Delikatne dłonie zacisnęły się wokół jego bicepsów jak
stalowe imadła. Poppy uśmiechnęła się do niego, ukazując bardzo ostre zęby, a później
doskoczyła mu do gardła jak kobra.
Umrę - pomyślał Phil ze spokojną ciekawością. Nie był w stanie walczyć z Poppy. Pierwsza
próba się nie udała, zęby przejechały mu po szyi jak dwa rozpalone pogrzebacze.
- Nie zrobisz tego. - James objął Poppy w pasie i oderwał ją od Phila.
Poppy wydala pełen rozczarowania jęk. Phil z trudem trzymał się na nogach, a ona
przyglądała mu się tak, jak kot obserwuje interesującego owada. Nie spuszczała z niego
wzroku, nawet wtedy, kiedy mówił do niej James.
- To Phil. Twój brat bliźniak, pamiętasz?
Poppy wlepiła w Phila ogromnie powiększone źrenice. Wyglądała na zdezorientowaną i
wygłodniałą.
- Mój brat? Jest z tych co ty? - Jej nozdrza drżały, a wargi się rozchyliły. - Nie pachnie tak.
- Nie, nie jest z tych co my, ale nie można go gryźć. Musisz jeszcze trochę poczekać, żeby się
najeść. - Odwrócił się do Phillipa. - Szybko zakopmy dół.
Z początku Phillip nie mógł się ruszyć. Poppy ciągle patrzyła na niego złaknionym,
intensywnym wzrokiem. Stala tak w ciemności w swojej najlepszej białej sukience, delikatna
jak lilia, z włosami łagodnie okalającymi twarz. Obserwowała go wzrokiem jaguara.
Nie była już człowiekiem. Zmieniła się w coś innego. Teraz należała do świata nocy.
O Boże, może powinniśmy po prostu pozwolić jej umrzeć, pomyślał Phil, chwytając łopatę
drżącymi dłońmi. James już zdążył położyć z powrotem pokrywę grobowca. Phil niemal na
oślep rzucał ziemię.

background image

- Nie bądź idiotą - odezwał się głos, a na nadgarstku Phila zacisnęły się na chwilę silne palce.
Jak przez mgłę Phillip dostrzegł Jamesa.
- Nie będzie lepiej, jak umrze. Na razie jest po prostu skołowana. To przejściowe,rozumiesz?
Ale te słowa, choć dobitne, przyniosły Philowi niewielką pociechę. Może jednak James ma
rację. Życie jest dobre bez. względu na to, w jakiej formie. Poppy dokonała wyboru.
W każdym razie zmieniła się, i tylko czas pokaże, jak bardzo.
Jedna rzecz - Phil popełnił błąd, myśląc, że wampiry są podobne do ludzi. Poczuł się przy
Jamesie na tyle swobodnie, że prawie zapomniał, co ich różni. Drugi raz tego błędu nie
popełni. Poppy czuła się wspaniale - niemal pod każdym względem. Tajemnicza i silna.
Poetycka, pełna możliwości. Jakby zrzuciła swoje stare ciało - jak wąż zrzuca skórę - żeby
ukazała się zupełnie nowa postać. l wiedziała - chociaż nie miała pojęcia skąd - że jest chora
na raka.
Zniknęła ta okropna rzecz, która szalała w jej organizmie. Nowe ciało zabiło tego potwora,
wchłonęło. Może dlatego, że zmieniła się każda komórka dawnej Poppy North.
Bez względu na powód czuła się zdrowa i pełna energii. l nie tylko lepiej niż przed chorobą,
ale też lepiej niż kiedykolwiek w życiu. Była dziwnie świadoma swojego ciała, a mięśnie i
stawy wydawało się, że pracują w niemal magiczny sposób. Jedyny problem w tym, że jest
głodna. Musiała zaangażować całą siłę woli, żeby nie skoczyć na blondyna w dole. Phila.
Wiedziała, że jest jej bratem, ale... też człowiekiem. Wyczuwała pożywną, życiodajną
substancję płynącą w jego żyłach. Elektryzujący płyn, którego potrzebowała, żeby przetrwać.
Skocz na niego, szeptała jej część umysłu. Poppy zmarszczyła czoło i usiłowała odpędzić tę
myśl. Poczuła, że coś w buzi drażni jej dolną wargę, i odruchowo dotknęła tego kciukiem.
Ząb. Lekko zakrzywiony. Oba jej kły były długie, ostro zakończone i wrażliwe.
Niesamowite. Delikatnie potarła nowe zęby, a potem ostrożnie badała je językiem. Docisnęła
je do wargi.
Skurczyły się do normalnych rozmiarów. Jeżeli pomyślałaby o człowieku pełnym krwi jak
wiśnie soku, wyrosłyby znowu.
Hej, patrzcie, co potrafię!
Ale nie zawracała głowy dwóm ponurym chłopakom zakopującym dół. Spojrzała dookoła,
starając się czymś zainteresować. Dziwne, ale miała wrażenie, że nie jest to ani dzień, ani
noc. Może nastąpiło zaćmienie Słońca. Było za ponuro jak na dzień, ale o wiele za jasno jak
na noc. Widziała liście na klonach i szary hiszpański mech zwisający z dębów. Wokół mchu
latały maleńkie ćmy, dostrzegła ich blade skrzydełka. Kiedy popatrzyła w górę, przeraziła się.
Na niebie coś się unosiło - gigantyczna okrągła rzecz, porażająca srebrzystym blaskiem.
Poppy pomyślała o statku kosmicznym, obcych światach, aż w końcu dotarta do niej prawda.
To księżyc. Zwyczajny księżyc w pełni. A wyglądał na tak wielki i powalający blaskiem
dlatego, że ona ma zdolność ostrego widzenia w nocy. Dlatego też zauważyła ćmy.
Wszystkie jej zmysły były wyostrzone. Wokół niej unosiły się smakowite zapachy: małych
gryzoni i drobnych ptaków. Powiew wiatru przyniósł apetyczny aromat królika.
Bardzo wyraźnie też słyszała. Raz odwróciła głowę, gdy zaszczekał pies tuż obok. Dopiero po
chwili zorientowała się. że odgłos dobiegał z daleka, zza cmentarza. Tylko wydawał się
bliski.
Zakład, że potrafię też szybko biegać, pomyślała. Czuła mrowienie w nogach. Chciała wybiec
w cudowną, przesycenie rozkosznymi zapachami noc. Pragnęła się z nią zjednoczyć. Teraz
była jej częścią.
- James - odezwała się, nie wypowiadając słowa na głos Umiała to robić odruchowo.
Uniósł wzrok znad dołu.
- Poczekaj - odpowiedział w ten sam sposób. - Zaraz kończymy, mała.
- A później nauczysz mnie polować?

background image

Skinął lekko głową. Włosy opadały mu na czoło i wyglądał uroczo niechlujnie. Poppy miała
wrażenie, jakby wcześniej Jamesa nie znała, bo teraz odbierała go nowymi zmysłami.
Dostrzegała nie tylko jedwabiste brązowe włosy, zagadkowe szare oczy i zgrabne umięśnione
ciało. Wyczuwała też zapach zimowego deszczu, bicie serca drapieżcy i srebrzystą poświatę
mocy Umysł prosty i bystry, ale jednocześnie łagodny i niemal melancholijny. Teraz jesteśmy
partnerami w polowaniu, powiedziała nu ochoczo. Uśmiechnął się na potwierdzenie, choć... w
głębi duszy się martwił. Był albo smutny, albo zły o coś, co przed nią ukrywał.
Odpędziła tę myśl. Głód ustąpił. Czuła się dziwnie. Jakby miała trudności z oddychaniem.
James i Phillip strzepnęli brezent i rozwinęli pasy sztucznej trawy, żeby przykryć grób. Jej
grób. Zabawne, nie pomyślała o tym wcześniej. Leżała w grobie - powinna czuć odrazę albo
przerażenie.
Nie czuła. W ogóle nic nie pamiętała od momentu, kiedy zasnęła w swojej sypialni, do chwili,
kiedy się obudziła, słysząc wołanie Jamesa.
Poza snem...
- Dobra. - James złożył brezent. - Możemy iść. Jak się czujesz?
- Hm... Trochę dziwnie. Nie mogę wziąć głębszego oddechu.
- Ja też nie. - Phil dyszał ciężko i ocierał czoło. - Nie wiedziałam, że kopanie grobu to taka
ciężka robota, James przyjrzał się Poppy.
- Wytrzymasz drogę do mojego mieszkania?
- Hm... Chyba tak. - Poppy nie wiedziała, o czym on mówi. Jak to czy wytrzyma? I co
takiego jest w jego mieszkaniu?
- Mam tam kilku bezpiecznych dawców - powiedział James - Wolę, żebyś chodziła po
ulicach. Tam ci będzie dobrze. Poppy nie drążyła tematu. Z trudem myślała trzeźwo. James
kazał jej się schować na tylnym siedzeniu integry. Sprzeciwiła się. Musiała siedzieć z przodu
i czuć na twarzy nocne powietrze.
- Dobrze - zgodził się w końcu. - Ale przynajmniej zasłoń twarz ręką. Pojadę bocznymi
drogami. Nikt cię nie może zobaczyć Poppy.
A kto miałby ją zobaczyć? Ulice świeciły pustkami. Powietrze, które owiewało jej policzki,
było chłodne i przyjemne, ale nie ułatwiało oddychania. Za nic nie mogła wziąć pełnego
oddechu.
Serce mocno waliło Poppy, wargi i język miała suche jak pergamin. I ciągle brakowało jej
tlenu.
Co się ze mną dzieje? Nagle pojawił się ból. Upiorne drętwienie mięśni, podobne do skurczy,
która chwytały ją w czasie biegów w podstawówce. Jak przez mglę pamiętała, co mówiła
nauczycielka wuefu. „Skurcze chwytają, kiedy mięśnie dostają za mało krwi. To wołanie
mięśni zagłodzonych na śmierć".
Au, boli. Boli. Nie dała rady nawet zawołać Jamesa na pomoc. Chwyciła się drzwi i starała
oddychać. Kaszlała, charczała, ale nic nie pomagało. Wszędzie łapały ją skurcze, a teraz
dostała jeszcze takich zawrotów głowy, że widziała świat za zasłoną migoczących światełek.
Umiera. Jednak coś poszło nie tak. Czuła się, jakby tu tonęła. Rozpaczliwie usiłowała znaleźć
dostęp do tlenu. Na próżno. I wtedy zobaczyła ratunek. A właściwie wyczuła. Samochód
zatrzymał się na czerwonym świetle. Poppy trzymała głowę za oknem i nagle poczuła
powiew życia. Życie. Tego potrzebowała. Nic zastanawiała się, po prostu działała.
Błyskawicznie wyskoczyła z samochodu. Usłyszała za sobą krzyk Phila i Jamesa.
Zignorowała obu. Liczyło się tylko to, żeby powstrzymać ból. Chwyciła mężczyznę na
chodniku tak, jak tonący łapie ratownika. Instynktownie. Był wysoki i silny jak na człowieku
Ciemny dres, kurtka, na twarzy zarost. Nie był zupełnie czysty, ale to bez znaczenia. Nie
interesowało jej opakowanie, tylko słodka, lepka zawartość. Tym razem trafiła idealnie. Jej
cudowne zęby wydłużyły się jak pazury i wbiły w szyję przechodnia. Szarpał się trochę, ale
potem osłabł.

background image

Zaczęła pić po jej gardle ściekała miedziana słodycz. Czysty zwierzęcy głód wziął nad nią
górę, kiedy opróżniała jego żyły. Usta miała pełne dzikiego, surowego, pierwotnego płynu,.
Każdy kolejny jego łyk przynosił jej życie. Piła i piła. Ból znikał. Pojawiła się euforyczna
lekkość. W przerwie na oddech poczuła, jak jej płuca nabrzmiewają od chłodnego,
zbawiennego powietrza.
Pochyliła się, żeby ssać dalej, chłeptać, delektować się. Mężczyzna miał w sobie czysty
gorący strumień, a ona chciała osuszyć go do reszty. Wtedy James odchylił jej głowę.
Odezwał się jednocześnie na głos i w jej umyśle opanowanym, ale stanowczym tonem.
- Poppy, przepraszam. Strasznie cię przepraszam. To moja wina. Nie powinienem dopuścić,
żebyś tak długo czekała. Ale już ci wystarczy. Możesz przestać. Och... Dezorientacja. Poppy
ledwie zdawała sobie sprawę z obecności Phillipa patrzącego z przerażeniem. Owszem, może
przestać, ale wcale nie musi. Nie chciała. Mężczyzna już nie stawiał oporu. Chyba był
nieprzytomny. Znów się pochyliła. James brutalnie pociągnął ją do góry.
- Słuchaj - odezwał się surowo. - Naprawdę chcesz go zabić? Twój wybór.
Te słowa ją przeraziły i przywołały do rzeczywistości. Zabić... Wiedziała, że dzięki temu
można zdobyć moc. Krew jest życiem, energią, pożywieniem. Gdyby wzięła z tego
mężczyzny wszystko, jak sok z wyciśniętej pomarańczy, posiadałaby moc całej jego istoty.
Kto wie, do czego byłaby wtedy zdolna?
Ale to człowiek, nie pomarańcza. Ona też kiedyś taka była. Powoli, niechętnie oderwała się
od swojej ofiary, a James odetchnął głęboko. Poklepał ją po ramieniu i klapnął na chodnik,
jakby już nie mógł ustać ze zmęczenia. Phil siedział pod ścianą pobliskiego budynku. Był
totalnie przerażony i Poppy to czuła. Wychwytywała jego myśli: to „upiorne", „niemoralne".
Potem: „czy warto ratować jej życie, skoro straciła duszę?" James gwałtownie odwrócił
głowę i spojrzał na Phila. Poppy l wyczuwała srebrzystą falę jego złości.
- Nic nie rozumiesz? - powiedział gwałtownie. - Moglu cię zaatakować w każdej chwili, ale
nie zrobiła tego, chociaż umierała. Nie wiesz, co to znaczy żądza krwi. To coś innego niż
pragnienie. Dusisz się. Komórki zaczynają umierać z braku tlenu, bo twoja własna krew nie
może go dostarczyć. To najgorszy ból, jaki istnieje, a jednak cię nic wykorzystała, żeby
minął.
Phillip był wstrząśnięty. Wpatrywał się w Poppy, potem l uniósł niepewnie dłoń.
- Przepraszam.
- W porządku - odparł zwięźle James. Stanął tyłem do Phlila i przyglądał się mężczyźnie.
Ingerował w jego umysł.
- Mówię mu, żeby zapomniał - wyjaśnił Poppy. - Potrzebuje tylko odpoczynku, spokojnie
może tu zostać. Rany już się goją.
Tak, Poppy to widziała, ale nie potrafiła czuć się szczęśliwa. Wiedziała, że Phil ciągle ją
potępia. Nie tylko za to, co zrobiła, ale też za to, kim jest.
- Co się ze mną stało? - Padła Jamesowi w ramiona. - Zmieniłam się w potwora?
Przytulił ją z całych sił.
- Po prostu jesteś inna. Phil to dupek.
To ją rozśmieszyło. Ale wyczuwała smutek w jego troskliwej miłości. Taki jak wcześniej.
James nie lubił być drapieżcą,a uczynił nim też Poppy. Ich plan powiódł się znakomicie.
Dawna Poppy North przestała istnieć.
Chociaż słyszała jego myśli, nie przypominało to całkowicie tego zjednoczenia jak wtedy,
kiedy wymieniali się krwią. Może już nigdy nie połączy ich taka bliskość.
- Nie było innego wyjścia - przyznała dzielnie. - Zrobiliśmy to, co musieliśmy. Teraz trzeba
jak najlepiej sobie radzić.
- Zuch dziewczyna. Czy kiedyś ci to mówiłem?
- Nie. A nawet gdyby, nie zaszkodzi usłyszeć to jeszcze raz.
Do mieszkania Jamesa jechali w milczeniu. Phil siedział z tyłu pogrążony w depresji.

background image

- Słuchaj, możesz wziąć samochód, żeby wrócić do domu - zaproponował James, wyciągając
bagaże w swojej wiacie. - Nie chcę jeździć z Poppy, a samej jej nie zostawię.
Phil wytrzeszczył oczy na ciemny piętrowy budynek. Odkaszlnął. Mieszkanie Jamesa było
zakazanym miejscem. Poppy nigdy nie mogła tu przychodzić wieczorami. Cóż, nadal
odczuwał braterską troskę o swoją siostrę wampirzycę.
- Uhm, a nie lepiej, żebyś zawiózł ją do swoich rodziców?
- Ile razy mam ci to tłumaczyć? Przecież oni nie wiedzą, że Poppy jest wampirem. W
dodatku chwilowo nielegalnym; odszczepieńcem, a to znaczy, że muszę ją ukrywać, aż jakoś
uda mi się rozwiązać problem.
- Jak... - Phil przerwał i pokręcił głową. - Dobra. Nie dzisiaj. Porozmawiamy o tym później.
- Nie, nie porozmawiamy - uciął James. - Ciebie to już nie dotyczy. To sprawa moja i Poppy.
Ty masz wrócić, normalnie żyć i trzymać gębę na kłódkę.
Phil chciał powiedzieć coś jeszcze, ale się powstrzymał. Wziął kluczyki od Jamesa. Spojrzał
na Poppy.
- Cieszę się, że żyjesz. Kocham cię - powiedział.
Poppy wiedziała, że chce ją przytulić, ale coś ich powstrzymało. Czuła pustkę w piersiach.
- Cześć, Phil.
Wsiadł do auta i odjechał.

ROZDZIAŁ 13

- On nie rozumie - powiedziała łagodnie Poppy, kiedy James otwierał drzwi.
- Do niego po prostu nie dociera, że ty też narażasz swoje życie.
Mieszkanie było urządzone dość ascetycznie, ale i funkcjonalnie. Wysokie sufity i
przestronne wnętrza - na pewno sporo kosztowało. W salonie stał niski narożnik i stolik z
komputerem, a na ścianie wisiało kilka orientalnych obrazów. I książki w kartonowych
pudłach poutykanych po kątach.
- Jamie... Ja rozumiem. - Poppy spojrzała mu prosto w oczy.
Uśmiechnął się. Był spocony, brudny i zmęczony. Ale jego mina mówiła, że Poppy jest warta
tego całego trudu i poświęcenia.
- Nie obwiniaj Phila. - Machnął lekceważąco dłonią. Prawdę mówiąc, całkiem dobrze to
wszystko znosi. Nigdy wcześniej nie odsłoniłem się przed człowiekiem, ale podejrzewam, że
większość uciekłaby z krzykiem i więcej nie wróciła. A on przynajmniej próbuje sobie z tym
poradzić.
Skinęła głową i nie ciągnęła tematu. Powinni już położyć się spać. Wzięła worek ze swoimi
rzeczami i poszła do łazienki.
Ale nie przebrała się od razu. Zafascynowało ją własne lustrzane odbicie. Więc to tak
wygląda wampirzyca Poppy...
Jestem ładniejsza, zauważyła z satysfakcją. Cztery piegi na nosie zniknęły. Skórę miała
kremowobladą, jak w reklamie kremu mu do twarzy. Oczy - zielone niczym klejnoty. Włosy
napuszył wiatr w burzliwe loki koloru lśniącej miedzi.
Już nie przypominam elfa, pomyślała. Wyglądam dziko, nic bezpiecznie i egzotycznie. Jak
modelka. Jak gwiazda rocka. Jak James.
Pochyliła się do lustra i potarła kły, żeby urosły. Nagle od skoczyła, z trudem łapiąc oddech.

background image

Oczy. O Boże, nic dziwnego, że Phil był przestraszony. Kiedy wydłużały jej się zęby, oczy
stawały się srebrno-zielone, niesamowite. Jak u polującego kota. Ogarnęło ją przerażenie.
Musiała przytrzymać się umywalki, żeby nie upaść.
Nie chcę tego, nie chcę... Opanuj się, dziewczyno. Przestań jęczeć. A myślałaś, że jak
będziesz wyglądać? Jak Shirley Tempie? Teraz jesteś myśliwym I Twoje oczy robią się
srebrne, a krew ma smak wiśniowej konfitury. I to wszystko, inaczej spoczywałabyś w
pokoju. Więc się opanuj.
Stopniowo jej oddech się uspokajał. Po kilku minutach już całkiem ochłonęła. Znalazła...
akceptację. Miała wrażenie, że coś uwolniło jej gardło i żołądek. Nie była otumaniona ani
senna tuk jak po przebudzeniu na cmentarzu. Mogła trzeźwo myśleć o swoim położeniu. I je
zaakceptować. Zrobiłam to sama i nie pobiegłam do Jamesa, pomyślała nagle przestraszona.
Już nie potrzebuje jego słów pociechy i zapewnień, że wszystko się ułoży. Sama mogę
sprawić, żeby było dobrze.
Może tak właśnie się dzieje, kiedy człowiek staje przed najgorszą rzeczą na świecie. Straciła
rodzinę i swoje dawne życie, ale odnalazła siebie. I to musi jej wystarczyć.
Ściągnęła przez głowę białą sukienkę i przebrała się w bawełnianą koszulkę i spodnie od
dresu. Wyszła do Jamesa z podniesioną głową.
Leżał w sypialni, na wielkim łożu w jasnobrązowej pościeli. Nadal miał na sobie brudne
ciuchy i jedną ręką zakrywał sobie oczy. Wyprostował się, kiedy podeszła.
- Prześpię się na kanapie - mruknął.
- Nie - powiedziała stanowczo. Wskoczyła na łóżko. - Jesteś śmiertelnie zmęczony. A ja przy
tobie czuję się bezpieczna
Uśmiechnął się szeroko, nie podnosząc ręki.
- Bo jestem śmiertelnie zmęczony?
- Bo zawsze byłam przy tobie bezpieczna. - Wiedziała to wtedy kiedy jako człowiek kusiła
go swoją krwią.
Patrzyła na niego, kiedy tak leżał rozczochrany, z rozsznurowanymi adidasami, uwalany
ziemią.
- Zapomniałam ci o czymś powiedzieć - wyznała. - Zorientowałam się dopiero, kiedy...
zasypiałam. Zapomniałam ci powiedzieć, że cię kocham.
Usiadł.
- Zapomniałaś tylko wyrazić to słowami.
Poppy uśmiechnęła się mimo woli. Zadziwiająca rzecz, jedyna całkowicie dobra w tym, co
się z nią stało. Porozumieli się z Jamesem. Ich więź się zmieniła, ale nadal posiadała
wszystko, co Poppy ceniła w ich dawnej przyjaźni. Zrozumienie, kumpelstwo. Teraz doszła
do tego ekscytacja odkrywaniem siebie nawzajem jako kogoś więcej niż najlepszego
przyjaciela. I dotarła do tej jego części, do której wcześniej nie mogła się nawet zbliżyć.
Znała jego tajemnice. Ludzie nigdy tak nie poznają drugiego człowieka. Nie są w stanie wejść
do czyjegoś umysłu. Wszystkie słowa świata to za mało, żeby się przekonać, że ty i ktoś inny
zobaczyliście ten sam odcień czerwieni. I nawet jeżeli już nigdy nie stopią się z Jamesem jak
dwie krople wody, zawsze będzie w stanie dotknąć jego umysłu.
Trochę nieśmiało położyła mu głowę na ramieniu. Nie pocałowali się, ale na razie tyle jej
wystarczało - czuła oddech Jamesa, słyszała bicie serca i chłonęła jego ciepło. A kiedy ją
objął, doświadczyła jakby zbyt wspaniałych, intensywnych doznań, ale jednocześnie spływała
na nią fala bezpieczeństwu i spokoju.
To było jak słodka, przejmująca pieśń, od której przechodni dreszcze. Chcesz rzucić się na
podłogę i płakać. Albo oprzeć się wygodnie i całkowicie poddać się muzyce. James ujął jej
dłoń i pocałował.

background image

- A nie mówiłem? Nie kocha się kogoś z powodu wyglądu, ciuchów czy samochodu. Kocha
się go dlatego, że śpiewa pieśń, której nikt poza tobą nie potrafi zrozumieć. Serce Poppy
urosło aż do bólu.
- Zawsze rozumieliśmy tę samą pieśń, nawet w dzieciństwie - powiedziała na głos.
- W świecie nocy istnieje pojęcie pokrewnej duszy. Każdy ma gdzieś pokrewną duszę, tylko
jedną. Ta osoba jest dla cię idealna, to twoje przeznaczenie. Problem w tym, że prawie nikt
nigdy nie znajduje bratniej duszy. Dlatego większość ludzi żyje z poczuciem, że czegoś im
brakuje.
- To chyba prawda. Ty dla mnie zawsze byłeś ideałem.
- Nie zawsze.
- Owszem. Odkąd miałam pięć lat...
- Ja wiedziałbym, że jesteś idealna, gdyby mnie nie nauczono, że to niemożliwe. - Odkaszlnął
- Dlatego umawiałem się z Michaelą i innymi dziewczynami. Nie zależało mi na nich.
Mogłem się do nich zbliżyć, nie łamiąc zasad.
- Wiem. To znaczy... W głębi duszy chyba zawsze wiedziałam, że o to właśnie chodzi.
- James? Czym ja teraz jestem? - spytała po chwili. Niektóre rzeczy wyczuwała
instynktownie, podskórnie. Ale chciała dowiedzieć się więcej i na pewno rozumiał, dlaczego.
To było teraz jej życie. Musiała nauczyć się zasad.
- Cóż... - Oparł się o zagłówek. - jesteś prawie taka jak ja. Wampiry się nie starzeją i nie mają
rodziny, poza tym właściwie są jak lamie. - Zmienił pozycję. - Już się przekonałaś, że widzisz
i słyszysz lepiej niż ludzie. I jesteś specem w czytaniu myśli.
- Nie każdego.
- Żaden wampir nie potrafi czytać w myślach każdej osoby Nieraz wyłapuję tylko ogólny
zarys myśli. Jedynym pewnym sposobem na połączenie jest... - James zgrzytnął zębami.
Poppy zachichotała, kiedy dźwięk poniósł się wewnątrz jej czaszki.
- A jak często muszę...? - Tym razem ona zazgrzytała zębami.
James spoważniał.
- Średnio raz dziennie. Inaczej ogarnie cię żądza krwi. Jak chcesz, możesz jeść ludzkie
jedzenie, ale nie ma żadnych wartości odżywczej. Dla nas liczy się krew. Im więcej krwi, tym
więcej mocy. W zasadzie tak.
- Opowiedz mi o mocy. Czy jesteśmy w stanie... dobra, co możemy zrobić?
- Mamy większą kontrolę nad naszymi ciałami niż ludzie.Rany szybko się na nas goją,
oprócz tych zadanych drewnem- prychnął - To jedyna prawdziwa rzecz w filmach: osikowy
kołek wbity w serce zabije wampira. I spalenie.
- Możemy zamieniać się w zwierzęta?
- Nie poznałem wampira, który miałby aż taką moc. Ale teoretycznie, tak; a zmiennokształtni
i wilkołaki robią to cały czas.
- Potrafią zmienić się w mgłę?
- Nigdy czegoś takiego nie widziałem.
- I oczywiście nie musimy spać w trumnach. - Poppy walnęła piętą w łóżko.
- Nie, ani na ziemi. Osobiście wolę materac Sealy Posture pedic, ale jeżeli chciałabyś trochę
piachu...
Poppy szturchnęła go łokciem.
- Hm... Możemy przechodzić przez płynącą wodę?
- Jasne. I wpadać do domów ludzi nieproszeni, i wpieprzać czosnek, jeżeli nie boimy się, że
stracimy przyjaciół. Coś jeszcze?
- Tak. Opowiedz mi o świecie nocy. Teraz to jej dom.
- Mówiłem ci o klubach? W każdym większym mieście mu my kluby. W wielu małych też.
- Jakie kluby?

background image

- Przypominają knajpy, kawiarnie, kluby nocne albo motele, ale te są głównie dla dorosłych.
Znam jeden dla dzieciaków duży stary magazyn z rampami skatingowymi. Można posiedzieć
i pojeździć na desce. Co tydzień w Czarnym Irysie organizuje się wieczory poetyckie.
Czarny Irys. To jej coś przypomniało. Coś niemiłego.
- Zabawna nazwa - powiedziała.
- Wszystkie kluby mają w nazwie kwiat. Czarne kwiaty symbolem ludzi nocy. - Odwrócił
nadgarstek, żeby pokazać zegarek. Mechaniczny, z czarnym irysem na tarczy.
- Widzisz?
- Tak. Już to wcześniej zauważyłam, ale nigdy dobrze

M

nie przyglądałam. Chyba doszłam

do wniosku, że to Myszki Miki.
Delikatnie wytargał Poppy za nos. żartobliwie ją ganiąc.
- To poważne sprawy, dzieciaku. Dzięki temu jesteś identyfikowana przez innych ludzi nocy,
nawet tak głupich jak wilkołaki.
- Nie lubisz wilkołaków?
- Są wspaniali, pod warunkiem że ci odpowiada dwucyfrowe IQ.
- Ale wpuszczają ich do klubów?
Do niektórych. Ludzie nocy mogą się pobierać tylko w obrębie swojego gatunku, ale mieszają
się między sobą: lamie, wampiry stworzone, wilkołaki, oba rodzaje czarownic...
Poppy, która bawiła się wykręcaniem palców na różne strony, poruszyła się zaciekawiona.
- Jakie dwa rodzaje czarownic?
- Nooo... są takie, które wiedzą o swoim dziedzictwie i zostały przeszkolone, i takie zupełnie
tego nieświadome. Czyli osoby ze zdolnościami paranormalnymi. Czasami mają po prostu
ukryte talenty. Ale nie potrafią odnaleźć świata nocy, więc się do niego nie dostają.
- Dobra. - Poppy skinęła głową. - Rozumiem. A co by się stało gdyby do waszego klubu
wszedł człowiek?
- Nikt by go nie wpuścił. Kluby nie rzucają się w oczy i zawsze są chronione.
- Ale gdyby...
James wzruszył ramionami.
- Zostałby zabity. - Odparł ze smutkiem. - Chyba że ktoś wziąłby go sobie jako zabawkę albo
zakładnika. To znaczy stałby człowiekiem, który ma wyprany mózg, mieszka z wampirami,
ale o tym nie wie, bo jego umysł jest kontrolowany. Kiedyś miałem nianię... - głos go
zawiódł.
- Opowiesz mi o tym później. - Poppy nie chciała, żeby cierpiał.
- Uhm - mruknął sennie. Poppy oparta się o niego wygodniej.Zadziwiające, biorąc pod
uwagę jej ostatnie doświadczenie zasypianiem, że była w stanie zamknąć oczy. A jednak. Jest
ze swoją bratnią duszą, więc czego się bać? Tutaj nic jej nie grozi.
Phil nie mógł zasnąć.
Za każdym razem, kiedy przymykał powieki, widział swoją siostrę. Poppy śpiąca w trumnie.
Poppy wpatrująca się w niego oczami wygłodniałej kocicy. Poppy unosząca głowę znad szyj
przechodnia, z poplamionymi wargami, jakby jadła wiśnie.
Nie była już człowiekiem.
Oczywiście od początku wiedział, że tak się stanie, ale to wcale nic pomagało mu się z tym
pogodzić.
Po prostu nie potrafił przejść do porządku dziennego nad napadaniem na ludzi i
rozdzieraniem im gardeł w ramach kolacji. I co z tego, że ofiary były hipnotyzowane? Cały
ten system śmiertelnie go przerażał. Może James ma rację? Ludzie nie radzą sobie ze
świadomością, że ktoś stoi wyżej od nich w łańcuchu pokarmowym Utracili kontakt z
przodkami jaskiniowcami, którzy wiedzieli, co znaczy być obiektem polowania. Wydawało
im się, że pozbyli się całej pierwotnej natury. Phillip mógłby im co nieco na ten temat

background image

powiedzieć. Niestety on sam nie mógł się z tym wszystkim pogodzić, a Poppy już się nie
zmieni. Był w stanie to znieść tylko z jednego względu - nadal ją kocha.

Poppy obudziła się następnego dnia w ciemnej sypialni z zasłoniętymi kotarami i
zorientowała się, że druga połowa łóżka jest pusta. Ale nie wpadła w panikę. Instynktownie
powędrowała myślami i... już. James był w kuchni.Czuła się pełna energii. Jak szczeniak,
który nie może się, doczekać, żeby spuszczono go ze smyczy. Ale gdy tylko weszła do
salonu, uświadomiła sobie, że jej moc jest słabsza. I bolą ją oczy. Zmrużyła je, spoglądając w
przyprawiającą o ból jasność w oknie.
- To przez słońce - wyjaśnił James. - Odbiera wampirowi całą moc, pamiętasz? - Zasłonił
kotary, które całkowicie zaciemniły pomieszczenie, jak te w sypialni. - To powinno trochę
pomóc. Ale dziś lepiej zostań w domu, dopóki się nie ściemni. Nowe wampiry są bardziej
wrażliwe.
- A ty wychodzisz?
- Muszę. - Skrzywił się. - Zapomniałem o czymś. W tym tygodniu przyjeżdża mój kuzyn
Ash. Muszę porozmawiać z rodzicami, żeby go odprawili.
; - Nie wiedziałam, że masz kuzyna.
- Prawdę mówiąc, mam wielu. - Znów grymas na twarzy. -Mieszkają na wschodzie, w
bezpiecznym mieście, całkowicie kontrolowanym przez świat nocy. Większość z nich jest w
porządku, ale akurat nie Ash.
- Dlaczego?
- Jest stuknięty. Do tego bezwzględny, bezlitosny...
- Jakbym słyszała Phila, który mówi o tobie...
- Nie, z Ashem nie ma żartów. To nieprzejednany wampir, przejmuje się nikim poza sobą i
uwielbia sprawiać kłopoty. Poppy była przygotowana na to, żeby kochać wszystkich kuzynów
Jamesa, ale musiała przyznać, że opis Asha brzmi niebezpiecznie.
- Nie ufałbym nikomu na tyle, żeby mu o tobie teraz powiedzieć - ciągnął Jarnes. - Ash w
ogóle nie wchodzi w rachubę. Przekażę rodzicom, że nie może tu przyjechać i koniec.
A co potem? - pomyślała Poppy. Przecież nie może pozostaną w ukryciu na zawsze. Należy
do świata nocy, ale świat nocy nie chce jej zaakceptować. Musi istnieć jakieś rozwiązanie i
trzeba mieć tylko nadzieję że James je znajdzie.
- Wracaj szybko - poprosiła, a on pocałował ją w czoło. To było bardzo miłe i wyglądało na
to, że stanie się zwyczajem.
Kiedy wyszedł, wzięła prysznic i włożyła czyste ubranie. Dobry poczciwy Phil spakował jej
ulubione dżinsy. Zaczęła się rozglądać po mieszkaniu, żeby nie siedzieć bezczynnie i nie
myśleć. Zwłaszcza o swoim pogrzebie.
Obok narożnika stal telefon i kusił. Tyle razy musiała opierać się, żeby nie chwycić za
słuchawkę, że bolała ją ręka.
Ale do kogo mogłaby zadzwonić? Do nikogo. Nawet do Phila, bo gdyby ktoś go usłyszał... A
jeśli odebrałaby matka? Nie, nie myśl o mamie, idiotko.
Za późno. Nagle ogarnęło ją nieodparte, rozpaczliwe pragnienie, żeby usłyszeć głos matki,
zwykłe „halo". Sama by sic w ogóle nie odezwała. Potrzebowała tylko potwierdzenia, że
mama istnieje.
Wybrała numer telefonu, nie namyślając się dłużej. Liczyli! sygnały. Jeden, dwa, trzy...
- Halo?
Głos matki. I już po wszystkim, ale to Poppy nie wystarczyło Siedziała, starając się oddychać
bezszelestnie. Łzy spływały jej po policzkach. Ściskała kabel telefonu i słuchała cichego
bzyczenia pn drugiej stronie. Jak więzień w sądzie przed odczytaniem wyroku.

background image

- Halo? Halo? - Głos matki był monotonny i zmęczony, ale nie zniecierpliwiony. Ktoś, kto
właśnie stracił córkę, nie przejmuje się głuchymi telefonami.
Po chwili kliknięciu zasygnalizowało rozłączenie.
Poppy przycisnęła słuchawkę do piersi i płakała, kołysząc się lekko. W końcu odłożyła ją z
powrotem na widełki.
Już więcej tego nie zrobi. To gorsze niż gdyby w ogóle nic mogła usłyszeć matki. I wcale nie
pomogło jej poradzić sobie z rzeczywistością.
Miała wrażenie, że znajduje się w dziwnym stanie zawieszenia, kiedy pomyślała, że jej mama
jest w domu, wszyscy są w do mu, a jej tam nie ma. Życie toczy się nadal, ale ona już w nim
nie bierze udziału. Nie może sobie tak po prostu do nich wejść.
Ty naprawdę uwielbiasz się zadręczać, co? Może tak zajęła byś się czymś innym?
Przeszukiwała szafkę Jamesa, kiedy drzwi mieszkania się otworzyły.
Usłyszała metaliczny brzęk kluczy, więc wywnioskowała, że to James. Ale nagle wyczuła, że
to nie on. To nie umysł Jarnesa.
Odwróciła się. Zobaczyła chłopaka z popielatymi włosami do ramion.
Bardzo przystojny, prawie takiej samej budowy jak James, ale nieco wyższy i może rok
starszy. Miał ładny kształt twarzy, czyste rysy i złośliwe, lekko skośne oczy.
Ale to nie dlatego się na niego gapiła.
Posłał jej krótki uśmiech.
- Jestem Ash. Cześć.
Nadal się gapiła.
- Śniłeś mi się - wymamrotała. - Powiedziałeś: „Są i złe czary".
- Więc jesteś telepatką? Co? Twoje sny się sprawdzają?
- Raczej nie. - Natychmiast wzięła się w garść. - Słuchaj, nie wiem, jak tu wszedłeś, ale...
- Ciocia Maddy mi to dała. - Zabrzęczał pękiem kluczy. - zakładam się, że James kazał mnie
wywalić.
Cóż, najlepszą obroną jest dobry atak.
- A czemu miałby coś takiego powiedzieć? - Splotła ręce na piersiach.
Rzucił jej szelmowskie, drwiące spojrzenie. W tym świetle jego orzechowe oczy wyglądały
prawie na złote.
- Bo jestem zły - odpowiedział po prostu.
Poppy usiłowała przywołać na twarz wyraz słusznego oburzenia, jak Phil. Nie wyszło jej za
dobrze.
- James wie, że tu przyszedłeś? Gdzie on jest?
- Nie mam pojęcia. Ciotka Maddy dała mi klucze podczas Obiadu, a potem pobiegła
urządzać komuś wnętrze. Co to był za sen?
Poppy tylko pokręciła głową. Usiłowała zebrać myśli. James teraz prawdopodobnie chodzi i
szuka matki. Kiedy już ją znajdzie, dowie się, że Ash tu jest, i natychmiast wróci. Czyli...
powinna zająć Asha do powrotu Jamesa. Ale jak? Nigdy nie próbowała być czarująca i
ujmująca dla chłopaków. I martwiła się, żeby nie powiedzieć za dużo, żeby zdradzić.
Hm... W razie wątpliwości, zamykaj oczy i skacz na głęboką wodę.
- Znasz jakieś dobre kawały o wilkołakach? - spytała. Roześmiał się. Miał miły śmiech, a
oczy jednak nie były orzechowe, tylko szare, jak Jamesa.
- Jeszcze mi nie powiedziałaś, jak masz na imię, mata jasnowidzko.
- Poppy - rzuciła odruchowo i od razu pożałowała. A jeżeli pani Rasmussen wspomniała, że
właśnie zmarła przyjaciółka Jamesa o imieniu Poppy? Żeby opanować zdenerwowanie wstała
i poszła zamknąć drzwi.
- Dobre imię dla lamii - stwierdził. - Nie rozumiem tej dziwnej mody na ludzkie imiona, a ty?
Mam trzy siostry i wszystkie noszą normalne, dawne imiona. Rowan, Kestrel i Jadę. Moje go
tatę krew by załata, gdyby którejś nagle zachciało się zostać „Susan".

background image

- A „Maddy"? - spytała Poppy zaintrygowana.
- Co? To skrót od Maddcr.
Poppy nie wiedziała, co to jest „madder". Jakaś roślina?
- Oczywiście nie twierdzę, że mam coś przeciwko Jameowi - powiedział Ash, ale z tonu jego
głosu wyraźnie wyniku to, że owszem, ma coś przeciwko Jamesowi. - Wy, tutaj, w Kalifornii
żyjecie inaczej. Musicie wtapiać się w tłum, bardziej uważać. A jeżeli imię, które nosi
robactwo, jakoś w tym pomaga... - Wzruszył ramionami.
- Oj, tak, to robactwo - przyznała od niechcenia Poppy. On się ze mnie nabija, myślała.
Chyba.
Miała nieodparte wrażenie, że Ash wie wszystko. Ogarnięta niepokojem musiała się ruszyć.
Podeszła do sprzętu stereo Jamesa.
- Lubisz jakąś robaczywą muzykę? Techno? Acid jazz, Trip-hop? Jungle? - Pomachała
winylową płytą. - To poważne jump-up jungle.
Zamrugał.
- A to wspaniały industrialny łomot. I naprawdę dobry acid house, z odrobiną madcore'u...-
Teraz zepchnęła go do obrony. Nikt nie mógł jej powstrzymać, kiedy wpadała w taki trans
Otworzyła szeroko oczy i patrząc na niego, trajkotała jak szalona.
- Powiedziałabym, że wraca freestyle. Na razie zupełnie undergroundowe, ale robi się
popularne. No, a z drugiej strony, i eurodance...
Ash siedział na narożniku z wyciągniętymi długimi nogami. Oczy zrobiły mu się granatowe i
lekko szkliste.
- Skarbie - wtrącił się w końcu. - Bardzo mi przykro, że ci przerywam, ale musimy
porozmawiać.
Poppy była na tyle bystra, że nie zapytała, o czym.
- .. .ten rodzaj klawiszy jak zza grobu i dźwięki niczym jęki froli sprawiają, że człowiek... -
Musiała wziąć oddech. Ash wykorzystał tę chwilę.
- Naprawdę musimy pogadać - oświadczył. - Zanim wróci James.
Teraz nie miała jak mu się wywinąć. Zaschło jej w gardle Ash pochylił się, a jego oczy stały
się blękitnozielone, jak tropikalne wody. One naprawdę zmieniają kolor, pomyślała Poppy.
- To nie twoja wina - zaczął.
- Co?
Że nie możesz ukryć swoich myśli. Nauczysz się, dotarły do niej słowa, których nie
wypowiedział na głos. O jasna... Powinna o tym pamiętać. Skupić się i ukryć myśli. Starała
się to zrobić teraz.
Daruj sobie. Wiem, że nie jesteś lamią. Zostałaś stworzona nielegalnie. Niegrzeczny James.
Nie było sensu zaprzeczać, więc zadarła brodę i zmrużyła oczy.
No i co z tego?
- To zależy. Od czego.
Uśmiechnął się.
- Od ciebie.

ROZDZIAŁ 14

- Lubię Jamesa - oznajmił Ash. - Chociaż, moim zdaniem jest trochę zbyt łagodny dla
robactwa, ale mimo wszystko nie chcę, żeby miał kłopoty. A już na pewno nie tego, żeby
zginął.
Poppy poczuła się tak jak wczoraj wieczorem, kiedy jej ciału brakowało powietrza.
- A ty chcesz, żeby zginął? - spytał, jakby to było najbardziej rozsądne pytanie na świecie.
Pokręciła głową.

background image

- No cóż... -mruknął. Poppy w końcu wzięła oddech.
- Nie rozumiem. Zabiją go, jeżeli się o mnie dowiedzą? Nie czekała na odpowiedź. - Ale nie
muszą się dowiedzie O ile im nie powiesz.
Ash pilnie oglądał swoje paznokcie. Wydawało się, że sytuacja jest dla niego równie trudna,
jak dla niej.
- Przejdźmy do faktów - powiedział. - W zasadzie jesteś dawnym człowiekiem.
- Zgadza się, byłam robalem.
- Nie bierz tego aż tak do siebie. - Spojrzał na nią z rozbawieniem. - Liczy się to, kim jesteś
teraz. Ale co prawda, prawda. James cię zmienił, nie uzgadniając tego z nikim. Tak,a poza
tym zdradził ci tajemnicę o świecie nocy, zanim zostałaś przemieniona. Prawda?
- Skąd wiesz? Może mnie zmienił, nic nie mówiąc? Pogroził jej palcem.
- Nie, James by czegoś takiego nie zrobił. Te jego tolerancyjne poglądy o wolnej woli ludzi...
- Skoro znasz odpowiedź, to po co mnie pytasz? - wypaliła Poppy spiętym głosem. - A jeżeli
chodzi ci o to. żeby...
- Chodzi o to, że popełnił co najmniej dwa poważne wykroczenia. A podejrzewam, że trzy. -
Znów błysnął dzikim uwodzicielskim uśmiechem. - Musiał się w tobie zakochać, że zrobić
całą resztę.
Coś zaczęło rozsadzać Poppy, jakby w piersiach miała uwięzionego ptaka, który usiłuje się
wydostać.
- Jak możecie wymyślać prawa, które zakazują zakochiwaniu się - wyrzuciła z siebie. - To
chore!
- Nie rozumiesz dlaczego? Jesteś tego najlepszym przykładem. Pod wpływem miłości James
wyjawił ci sekret, a później przemienił. Gdyby miał dość rozsądku i stłumił uczucia, cała
sprawa zostałaby zduszona w zarodku.
- A jeżeli nie można ich stłumić? Narzucić ludziom, co mają czuć?
- Oczywiście, że nie - powiedział Ash, a Poppy zamarła wpatrzona w niego.
- Teraz ja ci zdradzę tajemnicę. - Kąciki jego warg uniosły się lekko. - Starsi wiedzą, że nie
są w stanie ci nakazać, co masz czuć. Ale potrafią terroryzować tak, żeby nikt nie odważył się
okazywać swoich uczuć, a najlepiej, żeby nawet nie przyznawał do nich sam przed sobą.
Poppy poddała się. Rzadko czuła się tak skołowana. Już niczego nie była pewna, zrobiła
rozpaczliwy i bezradny gest. - No i co teraz? Nie zmienię przeszłości.
- Nie, ale masz wpływ na teraźniejszość. - Zwinnie poderwał się na nogi i zaczął krążyć po
pokoju. - Trzeba działać. Prawdopodobnie wszyscy tutaj myślą, że nie żyjesz.
- Tak, ale...
- W takim razie rozwiązanie jest proste. Musisz trzymać z daleka od tego miejsca. Najlepiej
wyjedź gdzieś, gdzie cię nie rozpozna, gdzie nikogo nie będzie obchodziło, czy jesteś nowa,
czy nielegalna. Czarownice. To jest to! Mam w Las Vegas kuzynki, które się tobą zajmą.
Zbieramy się, natychmiast
Poppy już nie kręciło się w głowie, tylko dosłownie wirowało. Czuła się jak zamroczona i
było jej niedobrze, jakby właśnie wysiadła z diabelskiego młyna w wesołym miasteczku.
- Co? W ogóle nie rozumiem, o czym ty mówisz - wymamrotała anemicznie.
- Wytłumaczę ci po drodze. No, szybko. Chcesz wziąć ze sobą jakieś rzeczy?
Poppy postawiła nogi na podłodze. Pokręciła głową, żeby się otrząsnąć.
- Słuchaj, w tej chwili nigdzie się nie wybieram. Muszę po czekać na Jamesa.
- Czy ty nic nie rozumiesz? - Ash przestał spacerować w kółko i podszedł do Poppy. Jego
oczy były zielone i hipnotycznie lśniące. - Tego właśnie nie wolno ci zrobić. James nic może
wiedzieć, dokąd jedziesz.
- Co?

background image

- Nie rozumiesz? - spytał znów Ash, Rozłożył ręce i za czai przemawiać niemal ze
współczuciem. - Narażasz Jamesa na niebezpieczeństwo. Jesteś żywym dowodem na to, że
popełnił przestępstwo.
To akurat Poppy rozumiała.
- Ale mogę poczekać i James wyjedzie ze mną. On by tego chciał.
- To nie wypali - tłumaczył łagodnie Ash. - W twoim towarzystwie wszędzie będzie mu
grozić niebezpieczeństwo. Po rządnemu wampirowi wystarczy jedno spojrzenie, żeby
domyślił się prawdy.
Poppy zmiękły kolana.
- Nie twierdzę, że ty będziesz bezpieczniejsza, jeżeli wyjedziesz - ciągnął rzeczowo. - Jesteś,
kim jesteś. Ale przynajmniej nikt nie skojarzy z tobą Jamesa. Tylko w ten sposób możesz jego
ochronić. Kapujesz?
- Tak. Teraz tak. - Poppy odnosiła wrażenie, że traci grunt pod nogami. Zapada się, nie w
muzykę, ale w lodowatą i cieni na próżnię. Nie miała się czego chwycić.
- Wiem, że oczekuję wiele, prosząc, żebyś go zostawiła Może nie jesteś zdolna do takiego
poświęcenia...
Poppy dumnie zadarła brodę. Choć zrozpaczona i oszołomioną, odezwała się z najwyższą
pogardą, cedząc słowa:
Po tym wszystkim, co on poświęcił dla mnie? Za kogo ty mnie uważasz?
Ash pochylił głowę.
- Jesteś odważną małą janowidzką. Nie do wiary, że kiedyś byłaś człowiekiem. - Podniósł
wzrok. - Więc jak, pakujesz się - spytał żywo.
- Za bardzo nie mam co pakować - odparła Poppy powoli, bo poruszanie się i mówienie
sprawiało jej ból. Poszła do sypialni tak, jakby stąpała po rozbitym szkle. - Właściwie prawie
nic, ale muszę zostawić Jamesowi list.
- Nie, nie - zawołał Ash. - Nie możesz. No bo przecież... -dodał l, kiedy spojrzała na niego
- ...James jest taki szlachetny, zakochany.. Jeśli mu napiszesz, dokąd jedziesz, to zaraz ruszy
za Tobą. I co wtedy?
Poppy pokręciła głową.
- Ja... dobra. - Nie przestając kręcić głową, poczłapała do sypialni.
Nie miała siły dłużej się z nim kłócić, ale też nie zamierzała słuchać jego rad. Zamknęła drzwi
i ze wszystkich sił starała się osłonić swoje myśli. Wyobraziła sobie wokół nich kamienny
mur.Na wciśnięcie do worka spodni od dresu, koszulki i białej sukienki wystarczyło jej
trzydzieści sekund. Później wzięła książkę z nocnej szafki i pisak z szuflady. Wydarła
tytułową stronę i zaczęła szybko bazgrać:
Kochany Jamesie!
Bardzo cię przepraszam, ale gdybym zestala, żeby ci to wytłumaczyć, na
pewno próbowałbyś mnie powstrzymać. Dzięki Ashowi zrozumiałam prawdę
- dopóki będę
przy tobie
, narażam twoje życie na niebezpieczeństwo. A nie mogę tego robić. Umarłabym,
gdyby przeze mnie coś ci się stało. Naprawdę. Teraz wyjeżdżam. Ash zabiera mnie gdzieś
daleko stąd,
l mnie nie znajdziesz. Gdzie nikt się nie zorientuje, kim jestem. Będę tam
bezpieczna. A ty będziesz bezpieczny tutaj. I chociaż nie będziemy
razem, tak naprawdę nigdy
się nie rozstaniemy. Kocham cię. Na zawsze. Ale muszę to zrobić. Proszę, pożegnaj ode mnie
Phila. Twoja bratnia dusza,
Poppy.
Podpisując się, skropiła kartkę Izami. Położyła ją na poduszce i wyszła do Asha.
- No już, już. Nie płacz. Robisz, co trzeba. - Otoczył ją ramieniem. Poppy, zbyt mocno
pogrążona w rozpaczy, nie uwolniła się z objęcia.
- Jedno pytanie. - Spojrzała na niego. - A ciebie nie będzie narażać na niebezpieczeństwo?
Przecież ktoś może pomyślałam że to ty zrobiłeś ze mnie nielegalnego wampira. Spojrzał na
nią dużymi, poważnymi oczami. Teraz niebieskofioletowymi.
- Podejmę to ryzyko. Mam dla ciebie wielki szacunek.

background image

James przeskakiwał po dwa stopnie, wysyłając przed siebie myśli. Nie chciał wierzyć w to, co
mówiły mu zmysły. Na pewno tam jest. Na pewno... Zaczął walić do drzwi, jednocześnie
wsuwając klucz w zamek.
Poppy! Poppy, odpowiedz mi! Poppy! - krzyczał w duchu
Kiedy już przekroczył próg, otoczyła go pustka, ale nadal nie wierzył. Biegał po mieszkaniu,
zaglądał do każdego pomieszczenia, a serce biło mu w piersiach coraz mocniej i mocniej. Nie
byto jej worka, ubrań. Nie było Poppy.
W końcu oparł się o szybę w salonie. Widział ulicę - ani śladu Poppy. Ani Asha.
Wszystko przeze mnie, pomyślał rozpaczliwie. Cale popłudnie uganiał się za matką. Tylko po
to, żeby się dowiedział, kiedy w końcu ją złapał - że Ash jest już w El Camino i kilka godzin
temu pojechał do jego mieszkania. Z kluczem. Znalazł się sam na sam z Poppy.
l James od razu zadzwonił do domu. Nikt nie odebrał. W drodze powrotnej łamał wszelkie
przepisy drogowe. Ale nie zdążył.
- Ash, ty padalcu. Jeżeli jej coś zrobisz, choćby dotkniesz... Jeszcze raz obszedł mieszkanie,
próbując zrozumieć, co się stało. W sypialni zauważył białą kartkę na jasnobrązowej
poduszce.
List. Chwycił go i zaczął czytać. Z każdą linijką robiło mu się coraz zimniej. Kiedy dotarł do
końca, był zimny jak lód i gotowy zabić. Małe okrągłe plamki rozmazały pisak. Łzy. Za
każdą jedną porachuje Ashowi kości.
Starannie złożył list i schował do kieszeni. Wyjął kilka rzeczy z szafki i schodząc klatką
schodową, zadzwonił z komórki.
- Mamo, to ja - odezwał się, kiedy usłyszał sygnał automatycznej sekretarki. - Wyjeżdżam na
kilka dni. Coś mi wypadło. Gdybyś widziała Asha, daj mi znać. Chcę z nim porozmawiać.
Nie powiedział „proszę". Wiedział, że jego głos jest ostry, szorstki. I dobrze. Miał nadzieję,
że jego ton przerazi matkę. Poczuł, że byłby w stanie załatwić rodziców i wszystkich
Starszych świata nocy. Posłałby ich na stos. Przez ostatni tydzień przechodził ciężką próbę.
Zmierzył się ze śmiercią i odnalazł miłość. Stał się dorosły. A jego głucha wściekłość
zmiotłaby każdą przeszkodę stojącą na drodze do Poppy. Wykonał jeszcze kilka telefonów,
zręcznie i wprawnie prowadząc integrę po ulicach El Camino. Zadzwonił do Czarnego Irysa,
żeby się dowiedzieć, czy przypadkiem Ash tam się nie pojawił. I do kilku innych klubów
czarnych kwiatów, chociaż podejrzewał. że niczego się nie dowie. Poppy napisała, że Ash
zabrał ją bardzo daleko. Ale dokąd? Niech cię diabli, Ash. Dokąd?
Phil gapił się w telewizor, właściwie nic nie widząc. Jak mogło go cokolwiek interesować,
kiedy myślał tylko o siostrze, która być może ogląda te same programy... albo gryzie ludzi.
Usłyszał pisk opon hamującego samochodu. Zerwał się im równe nogi. Dziwne, ale nie miał
żadnych wątpliwości, kto to, widocznie zaczął rozpoznawać warkot silnika integry.
- Co jest? - Otworzył drzwi, kiedy James znalazł się mi ganku.
- Chodź. - James już szedł z powrotem do samochodu Kierowała nim jakaś śmiertelna
energia, siła, nad którą nie panował i której Phil nigdy wcześniej nie widział. Czysta furia,
cudem powściągana.
- Co się stało?
- Poppy zaginęła!
Phil rozejrzał się gorączkowo. Na ulicy nie było nikogo, ale drzwi do domu stały otwarte. A
James wrzeszczał, jakby go nie obchodziło, że ktoś może usłyszeć.
Po chwili do Phila dotarło znaczenie słów Jamesa.
- Jak to zaginęła... - Doskoczył do drzwi i je zatrzasnął. Znów podbiegł do integry.
- Jak to: zaginęła? - spytał Phil, wskakuj: na siedzenie pasażera.
James odpalił silnik.
- Zabrał ją gdzieś mój kuzyn Ash.
- Jaki Ash?

background image

- Nieżywy - warknął James.
Phillip wiedział, że wcale nie chodzi o to, że Ash jest zombie.
To miało znaczyć, że Ash będzie nieżywy, zupełnie nieżywy i to całkiem niedługo.
- Dokąd ją zabrał?
- Nie wiem - wycedził James. - Nie mam pojęcia.
- Dobra. Dobra. - Phil gapił się przez chwilę. Nie rozumiał, o co chodzi, ale wiedział jedno.
James jest za bardzo rozwścieczony i żądny zemsty, żeby myśleć logicznie. Jak inaczej
wytłumaczyć to, że pędzi setką po osiedlowych uliczkach, nie miał pojęcia, dokąd jechać.
Dziwne, Phil czuł się w miarę spokojnie. Przez ostatni tydzień to on zachowywał się jak
wariat, a James hamował emocje. Ale Phil zawsze w obliczu czyjeś histerii zdawał się na
własny rozsądek.
- Dobra, słuchaj - odezwał się. - Po kolei. Najpierw zwolnij, okay? Całkiem możliwe, że
jedziemy dokładnie w przeciwnym kierunku, niż powinniśmy.
James zdjął nogę z gazu.
- W porządku, a teraz opowiedz mi o Ashu. Dlaczego zabrał Poppy? Porwał ją?
- Nie. Nakłonił do wyjazdu. Wmówił jej, że siedząc tu, naraża mnie na niebezpieczeństwo.
Tylko tak mógł ją przekonać, żeby z nim pojechała. - Trzymając kierownicę jedną ręką,
wyciągnął z kieszeni złożoną kartkę i podał Philowi. ,
Phil przeczytał list i przełknął ślinę. Zerknął na Jamesa tępo wpatrującego się w drogę.
Czuł się zakłopotany, że wkroczył na prywatny teren, zawstydzony pieczeniem w oczach.
„Twoja bratnia dusza, Poppy". No, no.
- Ona cię strasznie kocha - wydusił z siebie niezdarnie. -Dobrze, że się ze mną pożegnała. -
Starannie złożył list i wsunął go pod dźwignię ręcznego hamulca. James wziął kartkę i
schował z powrotem do kieszeni.
- Ash wykorzystał uczucia Poppy, żeby ją zabrać. Jak mało kto potrafi manipulować innymi.
Ale dlaczego?
- Po pierwsze, uwielbia dziewczyny. On rzeczywiście może uchodzić za Don Juana. - James
spojrzał na Phila zadziornie - I jest z nią sam. A po drugie, lubi się zabawiać. Jak kot myszą.
Przez chwilę się nią pobawi, potem ją odda.
- Komu? - Phillip zamarł.
- Starszym. Komuś z władz, kto będzie wiedział, że Poppy bezprawnie jest wampirem.
- I co??
- Wtedy ją zabiją.
Phil chwycił się deski rozdzielczej.
- Chwileczkę. Twój kuzyn zamierza oddać Poppy, żeby ją zabili?
- Takie prawo. Każdy porządny wampir postąpiłby tak samo. Moja własna matka zrobiłaby
to bez chwili wahania - dodał z goryczą.
- A on jest wampirem. Ten Ash - odezwał się głupio Phil.
James spojrzał na niego.
- Wszyscy moi kuzyni są wampirami. - Zaśmiał się krótko. Jego twarz się zmieniła. Nagle
dodał gazu.
- Do cholery, tam był znak stopu! - wrzasnął Phil. James wcisnął hamulec i zawrócił na
środku ulicy. Przejechał po czyimś trawniku.
- Co jest? - spytał nerwowo Phil, cały czas przytrzymuj się deski rozdzielczej.
James miał nieobecny wyraz twarzy.
- Właśnie mnie olśniło, wiem, dokąd pojechali. Powiedział że zabierze ją w bezpieczne
miejsce, gdzie ludzie się nie zorientują, kim ona jest. Ale wampiry tak.
- Więc są z ludźmi?
- Nie. Ash nienawidzi ludzi. Weźmie ją do takiego miejsca w świecie nocy, gdzie jest kimś
ważnym. A najbliższe miastu kontrolowane przez świat nocy to Las Vegas.

background image

Philowi opadła szczęka. Las Vegas? Omal nie parskną śmiechem. Niezłe bujdy.
- Myślałem, że tam rządzi mafia - powiedział.
- Zgadza się - odparł James poważnym tonem, gwałtowni skręcając na zjazd na autostradę. -
Tylko że inna.
- Ale przecież to duże miasto.
- Właściwie wcale nie. Zresztą nieważne. Wiem, gdzie si| Nie wszyscy moi kuzyni to
wampiry. Mam też kuzynki... czarownice.
Phil zmarszczył czoło.
- Co ty nie powiesz. Jak to załatwiłeś?
- Nic nie załatwiałem. Moi pradziadkowie się tym zajęli, kiedy czterysta lat temu.
Zorganizowali ceremonię więzów krwi z rodziną czarowników. Nie jesteśmy z nimi
spokrewnieni. To jak przyszywana rodzina. Pewnie nawet nie przyjdzie im do głowy, że
Poppy została wampirem nielegalnie. Do nich pojedzie Ash.
- To przyszywani krewni - powiedział Ash. Prowadził złotego mercedesa Rasmussenów,
którego podobno wcisnęła mu ciotka. - Nie będą wobec ciebie podejrzliwi. Czarownicy nie
rozpoznają cech nowego wampira.
Poppy wpatrywała się w horyzont. Zapadał zmierzch; czerwone słońce zachodziło za nimi.
Dookoła roztaczał się zupełnie ulicy krajobraz - pustynia nie była taka brązowa, jak
wyobrażała sobie Poppy. Raczej szaro-zielona, z zielono-szarymi kępami. Drzewa Jozuego
wyglądały przepięknie. Do tej pory nie widziała rośliny z takimi czułkami. Prawie wszystko,
co tu rosło, miało ciernie. Okolica świetnie nadawała się na miejsce wygnania. Poppy poczuła
się tak, jakby zostawiała za sobą nie tylko dawne życie, ale też wszystko, co wydawało jej się
znajome.
- Zajmę się tobą - obiecał łagodnie Ash. Poppy nawet nie drgnęła powieka.
Phillip najpierw zobaczył Nevadę - linię świateł w ciemności. W miarę jak zbliżali się do
granicy stanowej, światła zamieniały się w szyldy z mrugającymi, zlewającymi się neonami.
Whiskey Pete's. Buffalo Bill's. Prima Donna.
l w takie miejsce zabrał Poppy jakiś facet z reputacją Don Juana?
- Jedź szybciej - nakazał Jamesowi, kiedy znaleźli się już w ciemnej i bezkształtnej pustyni. -
Dalej, to auto wyciąga sto osiemdziesiąt.
- Jesteśmy. Las Vegas - poinformował Ash takim tonem, jakby dawał jej w prezencie cale
miasto.
Poppy nie widziała miasta, jedynie światło w chmurach. To łuna nad Las Vegas, zorientowała
się po chwili, kiedy autostrada skręciła. Oczarowana patrzyła na mieniącą się kałuże w
płaskiej niecce między górami. Mimowolnie ogarnęło ją podniecenie. Zawsze chciała
zwiedzać świat. Odległe miejsca. Egzotyczne lądy. Byłaby zachwycona, gdyby tylko obok
niej siedział James. Jednak z bliska miasto nie wyglądało tak cudownie jak z oddali. Kiedy
Ash zjechał z autostrady, Poppy znalazła się w świecie jaskrawego koloru, światła, ruchu i
marnej tandety.
- To Strip - oznajmił Ash. - Tu są wszystkie kasyna. Nie mu drugiego takiego miejsca.
- Nie wątpię - mruknęła Poppy, przyglądając się ulicy.
Po jednej stronie miała masywny czarny hotel w kształcie piramidy, z ogromnym sfinksem
przed wejściem. Oczy sfinksa miotały laserowymi strumieniami. Po drugiej stał obskurny
zajazd z szyldem: „Pokoje 18".
- Więc to jest świat nocy - odezwała się z cynicznym rozbawieniem w głosie, dzięki któremu
poczuła się bardzo dorosła.
- Ee, to dla turystów - odparł Ash. - Można tu zrobić dobry interes i zaliczyć kilka niezłych
imprezek. Ja ci pokażę prawdziwy świat nocy, ale najpierw zamelduję się kuzynkom.

background image

Poppy zastanawiała się, czy mu powiedzieć, że wcale nic chce, żeby pokazywał jej świat
nocy. Coś zaczynało ją niepokoić w Ashu. Zachowywał się tak, jakby zabrał ją na randkę, a
nie wywoził na zesłanie.
Ale to jedyna osoba, jaką tu znam, uświadomiła sobie z żalem. A przecież nie mam pieniędzy,
nawet głupich osiemnastu dolarów na ten lichy motel.
Martwiło ją jednak coś gorszego. Od jakiegoś czasu odczuwała głód, a teraz zaczynało jej
brakować tchu. Ale nie była ogłupiałym, bezmyślnym zwierzęciem jak wczoraj w nocy. Nie
chciała napadać na ludzi z ulicy.
- To tutaj - powiedział Ash.
Wjechali w boczną uliczkę, ciemną i nie tak zatłoczoną ulice Strip.
- Dobra, sprawdzę najpierw, czy są.
Otaczały ich wysokie budynki ze ścianami z pustaków. Niebo przesłaniały rzędy linii
energetycznych. Ash zapukał do jakiś drzwi bez klamki. Nie było na nich też żadnego
oznaczenia, tylko niezdarne graffiti. Czarna dalia.
Poppy wpatrywała się w kontener na śmieci, usiłując zapanować nad oddechem. Wdech,
wydech. Powoli i głęboko. Nic się nie dzieje, powietrza nie brakuje. Tylko ci się wydaje, że
nie ma tlenu. Drzwi się otworzyły i Ash skinął na nią głową.
- To jest Poppy. - Objął ją ramieniem, kiedy wczłapała do środka. Miejsce przypominało
sklep z ziołami, świecami i kryształami. I mnóstwem innych dziwnych rzeczy, których nie
rozpoznawała. Rekwizyty czarownic.
- A to moje kuzynki, Blaise i Thea.
Blaise - zjawiskowa dziewczyna z gęstymi ciemnymi lokami i atrakcyjnymi krągłościami.
Thea - szczuplejsza, z blond włosami. Obie znikały Poppy z pola widzenia, bo zamazywał jej
się obraz przed oczami.
- Cześć. - Było to najdłuższe powitanie, na jakie mogła się zdobyć.
- Ash, co z tobą? Przecież ona jest chora. Co jej zrobiłeś? -Thea spoglądała na Poppy ze
współczuciem w brązowych oczach.
- Ja? Nic. - Sprawiał wrażenie zaskoczonego, jakby dopiero teraz zauważył poważny stan
swojej towarzyszki. Najwyraźniej nie przejmował się samopoczuciem innych.
- Chyba jest głodna. Lecimy, żeby się napiła...
- O, nie. Nie tutaj. Poza tym ona nie da rady - stwierdziła Thea. - Chodź, Poppy. Zrobię dla
ciebie wyjątek.
Wzięła Poppy pod rękę i wprowadziła do drugiego pomieszczenia za zasłonę z paciorków.
Poppy nie protestowała. Nie była w stanie myśleć, poza tym bolała ją cała górna szczęka. Już
na samo słowo „pić" wydłużały jej się zęby.
Potrzebuję... Muszę... Ale nie wiedziała jak. W lustrze pochwyciła swoje odbicie srebrne oczy
i dzikie kły. Nie chciała znów zachować się jak zwierzę, naskoczyć na Theę i dopaść jej do
gardła. Ale nic mogła spytać, jak ma się pożywić, bo wydałoby się, że jest nowym wampirem.
Stała, drżąc.

ROZDZIAŁ 15

- Nie krępuj się - powiedziała Thea. Wyglądała na rówieśniczkę Poppy, ale bijąca od niej
aura łagodności i rozsądku dodawała jej powagi. - Usiądź. Tutaj. - Posadziła Poppy na
podniszczonej kanapie i wyciągnęła nadgarstek.

background image

Poppy przez chwilę wpatrywała się w niego, aż w końcu sobie przypomniała. Jamesa
dającego jej krew ze swojej ręki. Więc to tak trzeba zrobić. W przyjazny i cywilizowany
sposób. Widziała blade niebieskie żyły pod skórą. Ten widok pozbawił ją resztek wahania.
Odezwał się instynkt. Chwyciła rękę Thei. Zanim się zorientowała, już piła krew.
Ciepłą słono-słodką substancję. Dającą życie i wybawienie od bólu. Z rozkoszy aż chciało jej
się płakać. Nic dziwnego, że wampiry nienawidzą ludzi, pomyślała ponuro. Ludzie nie muszą
polować, są pełni tego cudownego płynu.
Ale przecież Thea nie jest człowiekiem, zauważyła inna część jej umysłu. Tylko czarownicą.
A jej krew smakuje dokładnie tak samo jak ludzka. Każdy zmysł Poppy to potwierdzał.
Więc czarownicy są ludźmi, ale z niezwykłą mocą, pomyślała Poppy. Ciekawe.
Musiała się kontrolować, żeby wiedzieć, kiedy przestać Dała radę. Uwolniła nadgarstek Thei,
oparła się i z lekkim zakłopotaniem oblizała wargi. Nie miała odwagi spojrzeć w brązowe
oczy dziewczyny. Właśnie wtedy uświadomiła sobie, że cały czas odgradzała swoje myśli.
Nie nastąpiło psychiczne zespolenie jak wtedy kiedy wymieniała się krwią z Jamesem. To
znaczy, że już posiadała jedną umiejętność wampira. Szybciej niż przypuszczał James czy
Ash.
Poczuła, że ma w sobie tyle energii, że mogłaby odtańczyć skoczny taniec niderlandzki. I
odzyskała pewność siebie - na tyle, żeby uśmiechnąć się do Thei.
- Dziękuję - powiedziała.
Thea odwzajemniła uśmiech, jakby uznała Poppy za dziwną, ale miłą postać. Chyba nic nie
podejrzewała.
- Nie ma sprawy. - Wyprostowała rękę, krzywiąc się lekko.
Poppy wreszcie rozejrzała się po pokoju. Pomieszczenie bardziej przypominało salon niż
część sklepu. Poza kanapą znajdowało się w nim niewiele rzeczy: telewizor i kilka krzeseł, a
po drugiej stronie duży stół z płonącymi świecami i kadzidłem.
- To sala wykładowa - wyjaśniła Thea. - Babcia odprawia tu czary i pozwala przyglądać się
uczniom.
- A w drugiej części jest sklep - zagadnęła Poppy ostrożnie,jakby nie była pewna, co powinna
wiedzieć. Thea nie wyglądała na zaskoczoną.
- Tak. Pewnie ci się wydaje, że nie ma tu tyle czarownic, żeby taki interes mógł się kręcić,
ale zjeżdżają się do nas z całego kraju. Babcia cieszy się sławą. A jej uczniowie dużo kupują.
Poppy skinęła głową, okazując należyte zainteresowanie. Nie miała odwagi zadawać
kolejnych pytań, ale jej lodowate serce odrobinę się rozgrzało. Jak widać, nie wszyscy ludzie
nocy są niemili i źli. Czuła, że zaprzyjaźniłaby się z tą dziewczyną, gdyby miała możliwość.
Może jednak jakoś się odnajdzie w tym Świecie nocy.
- Jeszcze raz dzięki - wymruczała łagodnie.
- Na zdrowie. - Znów się uśmiechnęła. - Ale nie pozwalaj żeby Ash doprowadzał cię do
takiego stanu. Jest strasznie nieodpowiedzialny.
- Ranisz mnie, Theo. I to potwornie. - W progu stał Ash. jedną ręką przytrzymując zasłonę z
paciorków. - Ale skoro już o tym mowa, ja też się czuję lekko osłabiony... - Uniósł wysoko
brwi.
- Idź się utop - odparta Thea słodkim głosem. Ash zrobit niewinną i tęskną minę.
- Tylko troszkę. Troszeczkę. Łyczek... Taka ładna biała szyja...
- Czyja? - Blaise wkroczyła do sali wykładowej przez drugą połowe zasłony z paciorków.
Stanęła na środku i zarzuciłą długimi czarnymi włosami, najwyraźniej przyzwyczajona do
tego, że to na niej skupia się cała uwaga.
- Wasza - wybrnął sprytnie Ash. Nagle przypomniał sobie o Poppy. - Oczywiście ta mała
jasnowidzka cała jest ładnai biała.
Blaise spochmurniała. Wpatrywała się w Poppy uporczywie i długo. Z niechęcią i...
podejrzliwością. Rodzącą się podejrzliwością.

background image

Poppy to wyczuwała. Myśli Blaise były przejrzyste, ostro i niebezpieczne jak potłuczone
szkło.
Nagle Blaise znów się uśmiechnęła.
- Domyślam się, że przyjechałeś na imprezę? - Spojrzała na Asha.
- Nie. Na jaką imprezę?
- Świętojańską, a niby jaką. - Blaise odetchnęła całą piersią, żeby podkreślić głęboki dekolt
bluzki. - U Thierryego. Wszyscy tam będą.
Propozycja najwyraźniej wydala się Ashowi kusząca. W półmroku sali jego oczy rzucały
ciemny blask.
- Nie dam rady. Sorry. Chcę pokazać Poppy miasto.
- To pokaż, a później przyjdź na imprezę. I tak rozkręci się dopiero po północy. - Blaise
wpatrywała się w Asha z dziwnym uporem.
Zagryzł wargę i z uśmiechem pokręcił głową.
- Zobaczę - powiedział. - Zależy, czy się wyrobię.
Pod tymi słowami kryło się coś więcej. Poppy miała wrażenie, że Ash i Blaise przesyłają
sobie ukrytą wiadomość. Ale nie telepatycznie, więc Poppy nie potrafiła jej odczytać.
- W takim razie miłej zabawy. - Thea posłała Poppy przelotny uśmiech, kiedy Ash
wyprowadzał ją na zewnątrz.
Ash patrzył przed siebie na Strip.
- Jak się pospieszymy, to zdążymy obejrzeć wybuch wulkanu, powiedział.
Poppy zerknęła na niego, ale nie podjęła tematu.
- Co to za impreza świętojańska? - spytała po chwili.
- Z okazji letniego przesilenia. Najdłuższego dnia w roku. To w świecie nocy wasze święto.
Jak Dzień Świstaka dla ludzi.
- Czemu?
- To magiczna pora. Zabrałbym cię, ale to by było niebezpieczne. Thierry jest Starszym
wśród wampirów. A oto wulkan. Pokazał miejsce przed hotelem.Po zboczach wulkanu
spływała lawa. a ze środka błyskało i czerwone światło. Ash zaparkował na dwóch miejscach
wzdłuż ulicy.
- Zobacz, stąd mamy świetny widok - ucieszył się. - A wygodę jak w domu.
Wulkan wydawał hałaśliwe odgłosy. Poppy z niedowierzaniem przyglądała się słupowi ognia,
który wystrzelił wysoko. Ogień był prawdziwy, a od niego zapaliła się lawa. Po czarnej skale
staczały się czerwone i złote płomienie, aż całe jezioro 'u podnóża stanęło w ogniu.
- Intrygujące, no nie? - wyszeptał jej Ash do ucha.
- Hm... to...
- Emocjonujące? - drążył. - Niesamowite? Podniecające? Mówił słodkim i hipnotycznym
głosem, głaszcząc ją po plecach.
Poppy się nie odezwała.
- Usiądź tutaj... -wymruczał- ...o wiele lepiej będziesz widziała. Mnie ścisk nic przeszkadza. -
Delikatnie, ale stanowczo przysunął Poppy bliżej siebie. Jego oddech mierzwił jej włosy.
Poppy wbiła mu łokieć w żołądek.
- Ej!- jęknął.
Chyba naprawdę go zabolało.I dobrze, pomyślała Poppy. Opuścił rękę i patrzył na nią
rozżalonymi brązowymi oczami.
- Czemu to zrobiłaś?
- Bo czułam taką potrzebę - odparła butnie Poppy. Tętniła w niej świeża krew i miała siłę
walczyć. - Słuchaj, Ash nie wiem, skąd ci przyszło do głowy, że jestem tu z tobą na randce W
każdym razie teraz cię informuję, że nie jestem.
Przechylił głowę i uśmiechnął się boleśnie.
- Po prostu za mało mnie znasz - wyjaśnił. - Kiedy się lepiej poznamy...

background image

- W życiu! Nie interesują mnie inni faceci. Skoro nie moge mieć Jamesa... - Przerwała, żeby
uspokoić głos. - Nie chcę nikogo innego - dokończyła stanowczo. - Nikogo.
- No, może akurat nie w tej chwili, ale...
- Nigdy. - Nie wiedziała, jak mu to wyjaśnić. Nagle ją olśniło. - Słyszałeś o pokrewieństwie
dusz?
Ash otworzył usta, zamknął i znów otworzył.
- O, nie. Tylko nie te brednie.
- Tak. James jest moją bratnią duszą. Przykro mi, jeżeli brzmi głupio, ale taka prawda.
Ash położył sobie rękę na czole i wybuchnął śmiechem.
- Mówisz serio.
- Tak.
- I to twoje ostatnie słowo? ,
- Tak.
Znów się roześmiał, westchnął i spojrzał w górę.
- Dobra. Powinienem wiedzieć. - Zachichotał, jakby wyśmiewał sam siebie.
Poppy poczuła ulgę. Bala się, że będzie wkurzony i zacznie się na niej wyżywać. A jednak
zachowywał się czarująco, chociaż nadal bił od niego chłód, jakby pod skórą płynęła mu
lodowata rzeka.
Najwyraźniej jednak nie stracił świetnego nastroju.
- Dobra - powtórzył. - Skoro romans odpada, chodźmy na imprezę.
- Mówiłeś, że jest niebezpieczna?
- Mały wybieg. - Machnął ręką. - Żeby pobyć z tobą sam na sam. - Spojrzał na nią z ukosa. -
Przepraszam.
Poppy się zawahała. Nie chciała iść na żadną imprezę. Ale nic miała też ochoty być z Ashem
sam na sam.
- Może lepiej zabrałbyś mnie z powrotem do swoich kuzynek?
- Na pewno już poszły się bawić. Nie wydziwiaj, będzie fajnie. No, zgódź się.
Przez Poppy przetaczały się fale niepokoju. Ale Ash sprawiał wrażenie pokornego i
przekonującego... a poza tym - czy jest inne wyjście?
- W porządku. Ale tylko na chwilkę.
- Na bardzo krótką chwilkę. - Posłał jej olśniewający uśmiech.
- Czyli mogą być w każdym miejscu Strip - powiedział James.
- Przykro mi - westchnęła Thea. - Mogłam się domyślić, że Ash coś knuje. Ale żeby tak
bezczelnie porwać twoją dziewczynę... - Bezradnie uniosła dłonie. - Na pocieszenie mogę ci
powiedzieć, że nie była nim zainteresowana. Jeżeli myśli, że ją poderwie, to się zdziwi.
Tak, odparł w duchu James. Ona też się zdziwi. Ash zatrzyma Poppy tylko do czasu, kiedy
ma nadzieję, że się z nią zabawi. A jak się zorientuje, że nic nie wskóra...
Wolał nie myśleć, co wtedy. Podejrzewał szybką wizytę u pierwszego lepszego Starszego.
Serce waliło mu jak młotem i dzwoniło mu w uszach.
- Blaise pojechała z nimi? - spytał. Nie, poszła na noc świętojańską. Próbowała namówić też
Asha, ale powiedział, że chce pokazać Poppy miasto. - Thea uniosła palec. - Czekaj, możesz
sprawdzić na imprezie. Ash wspomnial, że wpadnie później.
Jamesa aż zatkało.
- A kto urządza tę imprezę? - spytał w końcu.
- Thierry Descouedres. Zawsze organizuje wystawne przyjęcia.
- I jest starszym.
- Co?
- Nic, nieważne. - James wyszedł ze sklepu. - Dzięki za pomoc. Będę w kontakcie.
- James... - Spojrzała na niego ze współczuciem. - Może wejdziesz i usiądziesz? Nie
wyglądasz za dobrze...

background image

- Nic mi nie jest - rzucił przez ramię. Popędził do samochodu.
- Wstawaj - powiedział.
Phil podniósł się z podłogi między przednim a tylnym siedzeniem.
- I co? Długo cię nie było.
- Chyba wiem, gdzie jest Poppy.
- Chyba?
- Zamknij się, Phil. - Nie miał siły obrzucać się obelgami
Całkowicie skupiał się na Poppy.
- No dobra, to gdzie Poppy?
- Jest albo później będzie na imprezie - wyjaśnił szczegółowo. - Bardzo dużej i pełnej
wampirów. Organizowanej przez Starszego. Idealne miejsce, żeby ją wystawić.
Phil przełknął ślinę.
- I myślisz, że właśnie to chce zrobić Ash?
- Ja wiem, że to chce zrobić.
- No to musimy go powstrzymać.
- Możemy nie zdążyć.
Przyjęcie było nietypowe. Poppy nie mogła się nadziwić, że większość gości jest w tak
młodym wieku. Zaledwie kilku dorosłych i mnóstwo nastolatków.
- To stworzone wampiry - wyjaśnił usłużnie Ash. Poppy pamiętała, co powiedział James -
stworzone wampiry pozostają w takim wieku, w jakim zmarli jako ludzie, albo sami
decydują, kiedy przestać się starzeć. Czyli James może dorastać, a ona zawsze będzie
szesnastolatką. W zasadzie dla niej to bez znaczenia. Ale co na to James?
Dziwny widok - dziewiętnastolatek poważnie gawędził z małym, na oko czteroletnim,
dzieckiem. Dzieciak byt milutki z lśniącymi czarnymi włosami i skośnymi oczami, ale w
twarzy miał coś niewinnego i okrutnego zarazem.
- Zobaczmy. To jest Circe. Znana czarownica. A to Sekhmet, zmiennokształtna. Lepiej jej
nie wkurzać - wyjaśnił wesoło Ash.
Stali na małej antresoli, poziom wyżej niż główna sala domu, a raczej posiadłości. To była
najbardziej luksusowa prywatna rezydencja, jaką Poppy widziała. A była przecież i w Bel
Ali', i Beverly Hills.
- Rozumiem. - Spojrzała we wskazanym kierunku. Dostrzegłą dwie wysokie, ładne
dziewczyny, ale nie miała pojęcia, która jest którą.
- A to Thierry, gospodarz. Starszy.
- Starszy? Chłopak wyglądał najwyżej na dziewiętnaście lat. Jak każdy wampir, był piękny -
wysoki blondyn o melancholijnym spojrzeniu. Sprawiał wrażenie smutnego.
- Ile ma lat?
- Oj, nie pamiętam. Dawno temu został ugryziony przez któregoś z moich przodków. W
czasach, kiedy ludzie żyli w jaskiniach.
Poppy myślała, że Ash żartuje. Ale może jednak nie.
- Czym właściwie zajmują się Starsi?
- Ustalają zasady. I pilnują, żeby były przestrzegane. - Ash uśmiechnął się podejrzanie i
spojrzał na Poppy. Czarnymi oczami węża. Wszystko zrozumiała.Uciekła szybko, ale Ash
natychmiast ruszył za nią. Dostrzegła drzwi w drugim końcu antresoli; pobiegła tam. Niestety,
prowadziły na balkon.
Wzrokiem zmierzyła odległość do ziemi. Nie zdążyła zrobić kolejnego ruchu, bo Ash chwycił
ją za rękę.
Nie walcz jeszcze, rozpaczliwie doradzał jej umysł. On jest silny. Zaczekaj na odpowiedni
moment. Zmusiła się, żeby się rozluźnić i spojrzała w ciemne oczy Asha.
- To pułapka... Chcesz mnie wydać.
Uśmiechnął się.

background image

- Ale czemu? - wymamrotała.
Odrzucił głowę do tyłu i się roześmiał - cudownie, melodyjnie. Poppy zrobiło się niedobrze.
- Jesteś człowiekiem - powiedział. - A w każdym razie powinnaś być. James źle zrobił.
Serce Poppy kołatało, ale umysł miała zadziwiająco trzeźwy. Może cały czas wiedziała, co
zamierza Ash? Może nawet jest właściwe rozwiązanie? Bez Jamesa, bez rodziny nic nie ma
znaczenia. Czy rzeczywiście chce żyć w świecie nocy, pełny takich istot jak Ash czy Blaise?
- Więc James cię też nie obchodzi - zauważyła. - Żeby się mnie pozbyć, jesteś gotów narazić
go na niebezpieczeństwo.
Ash zastanawiał się przez chwilę.
- James sobie poradzi.
Najwyraźniej to życiowa dewiza Asha - niech każdy sobie radzi sam, nikt nikomu nie będzie
pomagał.
- Blaise też wiedziała, co knujesz - stwierdziła Poppy wogóle się tym nie przejęła.
- Jej nic nie umknie - przyznał Ash. Chciał jeszcze coś oddać, ale Poppy dostrzegła swoją
szansę.
Kopnęła go z całej siły i zaczęła przechodzić przez poręcz balkonu.
- Siedź tu - przykazał Philowi James, zanim zatrzymał samochód. Zajechali przed ogromną
białą posiadłość obsadzoną Palmami. James z rozmachem otworzył drzwi. - Siedź tu -
powtórzył. - Bez względu na to, co się będzie działo, nie wchodź tam. - Wskazał okazałą
rezydencję. - A jeżeli ktoś zbliży się do samochodu, natychmiast odjeżdżaj.
- Ale...
- Żadnego „ale", Phil! Chyba że dziś wieczorem chcesz się poznać ze śmiercią.
James ruszył szalonym pędem w stronę domu. Był tak skupiony na zadaniu, że nie usłyszał
otwierających się za nim drzwi samochodu.
- A wyglądałaś na taką miłą dziewczynkę - sapnął Ash. Wykręcał Poppy obie ręce za plecami,
starając się znaleźć poza zasięgiem jej stóp. - Przestań natychmiast,
Byt za silny. Poppy nie mogła nic zrobić. Wciągał ją centymetr po centymetrze z powrotem
na antresolę.
- Nie ma sensu, lepiej się poddaj, mówił umysł Poppy. To na nic. Przegrałaś.
Oczyma duszy już widziała całą sytuację. Siebie postawiona przed tłumem, wydaną na
pastwę tych wszystkich zgrabnych, przystojnych ludzi nocy. Wyobrażała sobie ich bezlitosne
spojrzenia. Melancholijnego faceta, któremu na pewno zmieni się wyraz twarzy. Stanie się
dziki. Wydłużą mu się zęby. Oczy stana się srebrne. A późnięj warknie i rzuci się na nią.
I taki będzie jej koniec. A może przestępców w świecie nocy skazuje się inaczej. Tak czy
owak, nie czeka ją nic miłego.
Ale ja ci tego nie ułatwię! - pomyślała. Posłała tę myśl Wprost do Asha, wyrzucając z siebie
złość, żal i poczucie zdrady. Instynktownie. Wrzeszczała jak dziecko w napadzie histerii.
Z tą różnicą, że osiągnęła efekt, jaki trudno osiągnąć krzykiem......- Ash się skrzywił. O mały
włos nie wypuścił jej rąk z uścisku. Tobyło tylko chwilowe osłabienie, ale mimo wszystko
Poppy szeroko otworzyła oczy ze zdziwienia.
Zraniłam go. Zraniłam!
W tej samej chwili przestała zmagać się fizycznie. Całą swoja uwagę i energię skupiła na
ataku psychicznym. Bombardowaniu myślami.
Zostaw mnie, ty parszywy wampirzy lizusie! Ash się potknął. Poppy naparła myślami, jakby
to była woda gniewnie tryskająca z węża strażackiego.
Zooostaaaaaaaaw mnieeeeeeee!!!!
Ash cofnął ręce. Kiedy Poppy wyczerpała się energia, niepewnie spróbował chwycić ją raz
jeszcze raz.
- Lepiej nie - odezwał się głos chłodny jak stal.

background image

Poppy spojrzała na antresolę. James. Serce mało nie wyskoczyło jej z piersi. Rzuciła mu się w
ramiona.
- Och, James, jak mnie znalazłeś?
- Nic ci nie jest? - powtarzał tylko.
- Nic - wyszeptała w końcu Poppy. Jak cudownie było znów znaleźć się w jego objęciach.
Czuła się, jakby obudzona z koszmaru zobaczyła uśmiech matki. Ukryła twarz w jego szyi.
- Na pewno?
- Tak, tak.
- To dobrze. Poczekaj, zabiję tego palanta i zwiewamy. Mówił zupełnie poważnie. Poppy
wyczuwała to w jego myślach, w każdym mięśniu i ścięgnie ciała. Chciał zamordować
kuzyna.
Uniosła głowę, słysząc śmiech Asha.
- Szykuje się niezła walka - stwierdził.
Nie, pomyślała Poppy. Ash tryskał energią, wyglądał niebezpiecznie i był bardzo
rozzłoszczony. Nawet gdyby James zdołał go pokonać, na pewno zostałby ranny. I nawet
gdyby udało im się wygrać wspólnymi siłami, ponieśliby jakieś straty.
- Chodźmy. - Pociągnęła Jamesa za rękaw. - Szybko.On gra na zwłokę. Czeka, aż zjawi się tu
ktoś z imprezy - dodała po cichu.
- Nie, nie - powiedział Ash ze złośliwą satysfakcją w głosie - Załatwmy to jak na wampiry
przystało.
- Nie - odezwał się zdyszany znajomy głos.
Poppy gwałtownie odwróciła głowę. Po poręczy balkonu zwycięsko wspinał się brudny Phil.
- Czy zawsze musisz postawić na swoim? - skarcił go James.
- No, no - odezwał się Ash. - Człowiek w domu Starszego. Co my z tym zrobimy?
- Słuchaj, koleś - zaczął Phil, dysząc i otrzepując ręce -Nie wiem, kim jesteś, ani co
kombinujesz. Ale wciągnąłeś moją siostrę w jakieś bagno, więc chyba mam prawo pierwszy
rozwalić ci łeb.
Zapadła cisza. Poppy, James i Ash patrzyli na niego. Poppy ogarnęła nagła, zupełnie
niestosowna ochota, żeby się roześmiać. Zorientowała się, że James też rozpaczliwie
powstrzymuje śmiech.
Ash zmierzył Phila od stóp do głów, później z ukosa spojrzał na Jamesa.
- Czy ten chłopak ma pojęcie o wampirach? - spytał.
- O, tak - zapewnił James.
- I zamierza się ze mną bić?
- A co? - Phil zaciskał pięści. - To coś niezwykłego? Znowu wszyscy zamilkli. Poppy
wyczuwała, że Jamesem wstrząsają dreszcze. Z trudem powstrzymywał się od śmiechu.
- Phil jest naprawdę silny, kiedy chodzi o jego siostrę -, powiedział w końcu godnym
podziwu spokojnym tonem.
Ash jeszcze raz spojrzał na Phila, potem na Jamesa, w końcu na Poppy.
- Hm... was jest troje - stwierdził.
- Zgadza się - potwierdził James, tym razem groźnym tonem.
- Cóż... macie nade mną przewagę. Dobra, poddaję się. Podniósł ręce i po chwili je opuścił. -
Dalej, zmiatajcie. Nie będę walczył.
- I nas nie wydasz - dokończył James. To nie była prośba.
- l tak nie miałem zamiaru - oznajmił Ash z zupełnie niewinną i szczerą miną. - Myślicie, że
przywiozłem tu Poppy, żeby ją wydać, ale naprawdę nie chciałem narażać jej na
niebezpieczeństwo. Po prostu się zabawiałem. To tylko żart.
- Jasne - prychnął Phil.
- Daruj sobie kłamstwa - rzucił James. Ale Poppy nie wiedziała, co o tym sądzić. Patrzyła w
szeroko otwarte fioletowe oczy Asha, czując przypływy i odpływy niepewności.Trudno było

background image

go rozgryźć. Może dlatego, że mówił to, co faktycznie myśli w danej chwili, a może dlatego,
że nigdy nie mówił. co myśli. Jedno jest pewne: to najbardziej irytująca i nieznośna osoba, z
jaką miała w życiu do czynienia.
- Dobra, znikamy - oznajmił James. - Wyjdziemy teraz bardzo cicho i ostrożnie przez ten
mały pokoik, korytarzem. I nie będziemy się zatrzymywać. Phillip, chyba że wolisz zejść tak
jak wszedłeś - dodał.
Phil pokręcił głową. James znów wziął Poppy za rękę, ale przystanął i odwrócił się do Asha.
- Zawsze wszystkich miałeś gdzieś. Ale któregoś dnia zacznie ci na kimś zależeć i wtedy się
przekonasz, co to ból. Oj przekonasz się.
Ash spojrzał na niego, ale Poppy nie mogła nic wyczytać z jego ciągle zmieniających się
oczu.
- Nędzny z ciebie prorok - prychnął Ash, kiedy James znów się odwrócił. - Ale z twojej
dziewczyny niezły. Od czasu do czasu możesz spytać, co jej się śniło.
- Co? - James przystanął, marszcząc czoło.
- A ty, mała jasnowidzko, lepiej sprawdź swoje drzewo genealogiczne. Wysyłasz bardzo
silne sygnały. - Uśmiechnął się do Poppy ujmująco. - To na razie.
Przez następną minutę James wpatrywał się w kuzyna. Ash skromnie odwrócił wzrok. Poppy
liczyła uderzenia serca, kiedy obaj stali bez ruchu.
W końcu James się otrząsnął i pociągnął ją w stronę andresoli. Phil ruszył tuż za nimi.
Spokojnie opuścili dom. Nikt nie próbował ich zatrzymać.
Jednak Poppy poczuła się bezpiecznie dopiero, kiedy znaleźli się na drodze.
- O co mu chodziło z tym drzewem genealogicznym? - spytal Phil z tylnego siedzenia.
James rzucił mu dziwne spojrzenie i odpowiedział pytaniem.
- Phil, skąd wiedziałeś, gdzie znaleźć Poppy? Widziałeś ją na balkonie?
- Nie, szedłem za krzykiem.
Poppy odwróciła się i wlepiła w niego wzrok.
- Za jakim krzykiem? - spytał James.
- No... Poppy. „Zostaw mnie, ty parszywy wampirzy lizusie'".
- Jakim cudem on to usłyszał? - Poppy odwróciła się do Jamesa. - Krzyczałam do Asha.
Myślisz, że słyszeli to wszyscy na imprezie?
- Nie.
- No to...
- O jakim śnie mówił Ash? - uciął James.
- Śnił mi się, zanim go poznałam - wyjaśniła zdziwiona.
- Naprawdę? - James miał taką minę, jakby nie wierzył własnym uszom.
- Tak. O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego kazał mi sprawdzić drzewo genealogiczne?
- Hm... podejrzewa, że ty i Phil właściwie nie jesteście ludzmi. Wśród waszych przodków był
czarownik.

ROZDZIAŁ 16

- Chyba żartujesz - skwitowała Poppy.
Phil siedział z otwartymi ustami.
- Nie, mówię całkiem poważnie. Wygląda na to, że jesteście czarownikami drugiej kategorii.
Pamiętasz, co ci kiedyś powiedziałem?
- Że są czarownicy, którzy wiedzą o swoim dziedzictwie i szkoleni oraz tacy, którzy po
prostu posiadają moc. Ludzie mówią o nich, że mają zdolności...

background image

- ...nadprzyrodzone - dokończył James. - Są telepatami, jasnowidzami - ciągnął. W jego
głosie brzmiały i śmiech i płacz
- Poppy, ty jesteś jedną z nich. Dlatego tak szybko przyswoiłaś telepatię. I masz prorocze sny.
- I dlatego Phil mnie usłyszał - dopowiedziała.
- O, nie. Mnie w to nie mieszaj, bez przesady.
- Jesteście bliźniakami - zauważył James. - Jesteś czarównikiem. Pogódź się z tym, Phil.
Teraz rozumiesz, dlaczego nie byłem w stanie zapanować nad twoim umysłem.
- O, nie - zaprotestował Phil. - Nie. - Opadł na oparcie fotela. - Nie - powtórzył ciszej.
- Ale po kim my to mamy? - zastanawiała się Poppy.
- Jak to „po kim"? Po tacie. - Dobiegł z tyłu słaby głos.
- Hm, niby racja, ale...
- To prawda. Nie pamiętasz? Tata często twierdził, że widzi dziwne rzeczy. Że śniło mu się
coś, zanim to się wydarzyło Poppy, on usłyszał, jak przez sen wolałaś Jamesa. Ja też.
- W takim razie wszystko jasne. To wiele wyjaśnia. Te nasze przeczucia... Ty też je masz,
Phil?
- Tak, przeczuwałem, że James jest odrażający, i się sprawdziło.
- Phil...
- I może jeszcze kilka innych rzeczy... - dodał zrezygnowany. - Wiedziałem, że to James
przyjechał dzisiaj po poludniu. Myślałem, że po prostu potrafię rozróżniać odgłosy silników.
Poppy drżała z zachwytu i zadziwienia, ale James po prostu promieniał. Euforia biła od niego
jak wystrzelone w powietrze fajerwerki i serpentyny.
- Co się stało, James?
- Nie rozumiesz, Poppy? - Z radości walił w kierownicę. - To znaczy, że jeszcze zanim stałaś
się wampirem, byłaś człowiekiem nocy. Nieświadomą czarownicą. Masz pełne prawo
wiedzieć o istnieniu świata nocy. Zawsze do niego należałaś.
Poppy aż zabrakło tchu.
- O rany - wyszeptała w końcu.
- A my należymy do siebie. Nikt nas nie rozdzieli. Nie musimy się ukrywać.
- Och, James, zjedź na pobocze. Chcę cię pocałować.
- Ale dokąd teraz pojedziecie? - spytał Phil, kiedy znowu ruszyli. - Poppy nie może wrócić
do domu.
- Wiem - odparła łagodnie. Już się z tym pogodziła. Dawne życie się skończyło. Trzeba
budować nowe.
- Nie będziecie przecież się tułać z miejsca na miejsce – uparcie drążył Phil.
- Jasne - przyznała spokojnie Poppy. - Pojedziemy do taty. Idealne rozwiązanie. Poppy czuła,
że James w pełni się z nią zgadza. Pojadą do jej ojca - wiecznie spóźnionego,
niepraktycznego, ale zawsze kochającego. Do ojca czarownika, który nie zdaje sobie sprawy
ze swojego dziedzictwa. Prawdopodobnie myśli, że jest stuknięty, kiedy jego moc się
uaktywnia. Potrzebowali tylko jakiegoś miejsca do życia. I siebie nawzajem. Cały świat nocy
będzie dla nich otwarty, o ile tylko zechcą go poznawać. Może kiedyś odwiedzą Theę.
Zatańczą na przyjęciu u Thierry'cgo.
- Pod warunkiem że znajdziemy tatę - zauważyła Poppy lekko przestraszona.
- Znajdziecie - uspokoił ją Phil. - Wyleciał wczoraj wieczorem, ale zostawił adres. Pierwszy
raz w życiu.
- Może coś przeczuwał? - zastanawiał się James. Jechali przez chwilę w milczeniu, aż w
końcu Phil odkaszlnął.
- Tak sobie o czymś pomyślałem - oznajmił. -Ja nie potrzebuję niczego od świata nocy. Mnie
nie obchodzą żadne zdolności. Chcę po prostu żyć jak człowiek i żeby nikt nie miał co do
tego żadnych wątpliwości.

background image

- Nie mamy wątpliwości. Phil - przerwał mu James. - Uwierz mi. Nikt ze świata nocy nie
będzie cię do niego wciągał na siłę. Rób, co ci się żywnie podoba, bylebyś unikał ludzi nocy i
trzymał gębę na kłódkę.
- Dobra. Jasne. - Chwila ciszy. - Cóż... Wcale nie pochwalam wampirów, ale przyszło mi do
głowy, że może nie są tak zupełnie złe. To znaczy... nie traktują swojego pożywienia gorzej
niż ludzie. Jak się zastanowić, co robimy krowom... Wampiry przynajmniej nie hodują ludzi
w zagrodach.
- No, z tym bywało różnie. - James nagle spochmuirniał - Słyszałem, że w dawnych
czasach...
- Ty się zawsze musisz sprzeczać? Ale poza tym pomyślałem sobie... że stanowicie część
natury, a ona jest, jaka jest. Nie zawsze piękna, ale,.. no, to po prostu natura, i tyle - zakończyl
ponuro. - Może to nie ma większego sensu.
- Dla mnie ma - powiedział całkiem poważnie James. I... dzięki. - Przerwał i spojrzał na Phila
z uznaniem.
Poppy zapiekły oczy. Jeżeli Phil twierdzi, że jesteśmy częścią natury, to nie uważa nas już za
nienormalnych. A to wiele znaczy.
- Wiecie, a mnie przyszło do głowy, że może są inne sposoby odżywiania, że niekoniecznie
trzeba znienacka napadać im ludzi. Czy krew zwierząt nie wystarczy?
- Jest inna niż ludzka - stwierdził James. - Ale zawsze to jakieś rozwiązanie. Ja żywiłem się
zwierzętami. Jelenie się nadają. Mogą być króliki. Oposy śmierdzą.
- A poza tym na pewno są ludzie, którym nie przeszkadza... Thea dała mi swoją krew.
Możemy poprosić inne czarownice.
James nagle uśmiechnął się promiennie.
- Kiedyś znałem czarownicę, która była bardzo chętna. Miała na imię Gisele. Ale nie można
ich o to prosić codziennie. Trzeba im dać czas, żeby doszły do siebie.
- No to może na zmianę. Jednego dnia zwierzęta, drugiego czarownice. A w weekendy
wilkołaki.
- To już wolałbym oposa! - zażartował James. Poppy szturchnęła go w ramię.
- Zastanawiam się tylko, czy musimy być potwornymi krwiopijcami. Może udałoby się być
przyzwoitym krwiopijcami.
- Może - powiedział James cicho, niemal tęsknym głosem.
- Słuchaj Poppy. Dobrze mówi - odezwał się poważnie Phil z tylnego siedzenia.
- Spróbujemy razem. Co, James? - zagadnęła Poppy. Uśmiechnął się do niej. W jego
spojrzeniu nie było nic tęsknego, ani nic chłodnego, tajemniczego czy skrytego.
- Razem - powiedział na głos. - Nie mogę się doczekać, dodał w myśli. Chyba zdajesz sobie
sprawę, co możemy zdziałać dzięki twojej telepatii?
Poppy patrzyła na niego, aż poczuła buzujący przypływ ekscytacji.
- Och, James, tak myślisz?
- Jestem pewien. Wymiana krwi jest niezwykła z jednego powodu- wyostrza telepatyczne
zdolności. Ale ty tego nie potrzebujesz mała jasnowidzko.
Poppy oparła się, żeby uspokoić serce, znów będą w stanie połączyć się myślami. Kiedy tylko
zechcą. Już sobie wyobrażała, jak przedostaje się do umysłu Jamesa. Zleją się w jedno jak
dwie krople wody. Staną się jednością w takim wymiarze, jakiego żaden człowiek nie potrafi
zrozumieć.
- Ja też nie mogę się doczekać. Chyba spodoba mi się bycie czarownicą.
Phil odkaszlnąl.
- Jeżeli potrzebujecie trochę prywatności...
- Niestety to najwyraźniej niemożliwe - mruknął James -Skoro ty tu jesteś.
- Nic na to nie poradzę - wycedził Phil przez zęby. - To wy krzyczycie.
- Nie krzyczymy. Podsłuchujesz.

background image

- Uspokójcie się obaj - przerwała im Poppy. Czuła w sobie ciepło i jasność. - Skoro chcesz
nam dać trochę prywatności, to znaczy, że ufasz Jamesowi na tyle, żeby zostawić z nim
siostrę - zwróciła się do Phila.
- Tego nie powiedziałem.
- Nie musiałeś - skwitowała. Była szczęśliwa.
Dochodziła północ następnego dnia. Godzina duchów. Poppv stała w sypialni matki, chociaż
wcześniej myślała, że już nigdy więcej nie zobaczy tego miejsca.
James czekał na zewnątrz, w samochodzie wyładowanym rzeczami. Była tam między innymi
wielka waliza płyt ukradzionych z domu przez Phila. Za kilka minut wyruszą naWschodnie
Wybrzeże, do ojca Poppy. Ale najpierw Poppy musi coś zrobić. Zakradła się po cichu do
wielkiego loża, jak cień, nie budząc śpiących. Przystanęła przy nieruchomej postaci matki.
Popatrzyła na nią, potem przemówiła myślami.
Na pewno myślisz, że to sen, mamo. Nie wierzysz w duchy! Ale muszę ci powiedzieć, że u
mnie wszystko w porządku. Jest mi dobrze, czuję się szczęśliwa i chociaż nie rozumiesz,
proszę postaraj się uwierzyć. Tylko ten jeden raz uwierz w to, czego nie możesz zobaczyć.
Przerwała.
Kocham cię, mamo. I zawsze będę kochała.
Kiedy wychodziła z sypialni, matka nadal spała. Uśmiechała się przez sen.
Phil stał na dworze przy integrze. Poppy go przytuliła, a on odwzajemnił uścisk. Z całej siły.
- Do widzenia - wyszeptała. Wsiadła do samochodu. James przez okno podał rękę Philowi,
który uścisnął ją bez wahania.
- Dziękuję - powiedział James. - Za wszystko.
- To ja dziękuję. - Phil miał drżący głos i uśmiech. Uważaj na nią... i na siebie. - Cofnął się,
mrugając.
Poppy posłała mu całusa i odjechali z Jamesem w ciemną noc.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
L J Smith Świat Nocy 01 Dotyk Wampira, Córki Nocy, Zaklinaczka [Rozdz 1 4; s 11 43] z błędami
L J Smith Świat Nocy 01 Dotyk Wampira, Córki Nocy, Zaklinaczka [Rozdz 1 4; s 11 43] z błędami we
Smith Lisa Jane Świat nocy 01 Dotyk Wampira
Smith Lisa Jane Świat nocy 01 Dotyk Wampira
Smith L[1] J Ĺšwiat nocy 01 Dotyk Wampira (strony 24 25)
L J Smith Świat Nocy 01 , Córki Nocy, [Rozdz 1 2; s 170 190]
Świat nocy 01 01 Dotyk Wampira
Smith Lisa Jane Świat nocy 01 Zaklinaczka
Smith Lisa Jane Świat nocy 01 Córki nocy
L J Smith Świat Nocy 02 , Anioł Ciemności, [ Rozdz 1 7 ]
L J Smith Świat Nocy 02 Wybrani (całość)
Smith L J Świat nocy 02 Wybrani [Roz 9 10]
Świat nocy 01 02 Córki nocy
Świat nocy 01 03 Zaklinaczka
Smith Lisa Jane Świat nocy 06 Pakt Dusz
Smith Lisa Jane Świat nocy 04 Wybrani
Smith Lisa Jean Świat nocy 2 Pakt Dusz (rozdział 1)
Świat nocy 02 01 Wybrani

więcej podobnych podstron