Eucharystia w naszym zyciu 08


ż
8. KAPŁAN I MSZA ŚWIĘTA

Jednym z największych darów mojego życia jest kapłaństwo, do którego sto razy i na sto sposobów nie dorastałem, ale które zawsze było moją miłością i radością. Z moją przynależnością do Kościoła katolickiego i kapłaństwem ściśle związana jest Msza święta i ona też zawsze była i jest moją miłością i radością, i to na wiele sposobów.
Przede wszystkim cieszę się każdego dnia ze spotkania z wiernymi na Mszy i zawsze to święte spotkanie głęboko przeżywam. To są momenty moich wewnętrznych uniesień - a przynajmniej radości - w liturgicznej społeczności i liturgicznych ramach Kościoła.
Ale Mszę świętą kocham nie tylko jako odprawiający. Kocham ją również "wysłuchiwaną" gdzieś w zakątku kościoła, gdy odprawia inny ksiądz, a ja nie muszę nic mówić ani robić, tylko mogę stać lub chętniej - często wbrew liturgicznym regułom - klęczeć i modlić się w ciszy. Pokochałem ją, gdy miałem czternaście lat, i przynajmniej jej byłem zawsze wiemy. Szedłem na każdą niedzielną Mszę z radością, przeżywałem jako świętość, piękno i wesele. Od owych dni nie opuściłem chyba nigdy z własnej winy lub ważnego powodu żadnej niedzielnej Mszy, a nadto jeszcze przed kapłaństwem odnalazłem ciszę Mszy dnia powszedniego.
Mszy świętej nie traktowałem od początku i tym bardziej nie traktuję dziś jako daru dla mnie - indywidualnego chrześcijanina i księdza. Traktuję ją jako Dar dla Kościoła. I cieszę się, że tylu wiernych, często godnych podziwu, tak bardzo kocha Mszę świętą i ceni ją sobie. W dzisiejszych ekumenicznych czasach, gdy często się mówi, że protestanci zbliżyli się bardziej niż my do Słowa Bożego, ja, biblista, z przekornym uśmiechem myślę sobie: "A my mamy Mszę świętą! - Mszę, która jest Ofiarą i zupełnie jedyną Obecnością Chrystusa: nie przegraliśmy!" Zresztą mój uśmiech jest tym bardziej przekorny, że jestem zdania, iż może rzeczywiście przez pewien czas i z pewnymi stratami, ale dla naprawdę ważnych powodów Pismo Święte mniej czytaliśmy, ale niemniej nie utraciliśmy go i obecnie w pełni wracamy do biblijnego Słowa Bożego. Przecież dziś niemal każdy praktykujący katolik, niemal każda posyłająca dzieci na religię katolicka rodzina posiada, jeśli nie całe Pismo Święte, to przynajmniej Nowy Testament. Więc Pisma Świętego nie utraciliśmy, a Mszę świętą - Dar Ciała i Krwi Pańskiej - zachowaliśmy i najszerzej ją spośród wszystkich Kościołów w chrześcijaństwie "rozdajemy".
Mszę świętą niełatwo jest przeżywać i tnlmiej jeszcze jest ją codziennie odprawiać. Jest to bowiem przeżywanie niewiarygodności. Bo mam przed sobą kawałek opłatka i odrobinę wina. Wiara mi mówi: Oto Ciało Chrystusa, oto Kielich Jego Krwi. Czy to do uwierzenia? Ty w to wierzysz? A jednak: "Pan mój i Bóg mój!" Miłość i wesele moje od młodości mojej. "Kielich Zbawienia podniosę i będę wzywał Imienia Pańskiego!" (por. Ps 116,13).
Msza niedzielna i codzienna oraz miłość wiernych do tej Mszy to moc Kościoła. Ta miłość budzi moje zadziwienie. Wejdźcie do jakiegoś kościoła w Warszawie, Krakowie, Białymstoku czy w jakimkolwiek miasteczku, wejdźcie nawet w dzień powszedni i zawsze jest grupa uczestniczących. Można się jednak spotkać z lekceważącym wzruszeniem ramion: "Większość z nich to stare kobiety", (idy byłem młody, też żałowałem, że to przede wszystkim staruszki. Dziś mam blisko 60 lat i patrzyłem nadto na starość moich Rodziców (aż do ostatniego dnia inny słowo jasnych) i wiem, że stary człowiek to też człowiek. Dobrze, że mają Mszę świętą, którą z takim przywiązaniem przeżywają. Gdybyście wiedzieli, jaką ogromną radość i wzruszenie odczuwają ci starzy ludzie, gdy niekiedy, powstrzymywani przez całe miesiące chorobą, wreszcie przyjdą do swojego kościoła! Ile gorących, wdzięcznych łez! Owszem, niektórzy z nich są dotknięci sklerozą, ale jednak wielu przychodzi z całą świeżością umysłu i uczuć. Szanuję ich wszystkich. Spracowali się. Niechaj mogą się teraz modlić.
Starzy ludzie w dni powszednie w kościele... Nie szkodzi. Przyjdzie niedziela, przyjdą dzieci, przyjdą ludzie w kwiecie i w pełni wieku, przyjdzie młodzież, i co dla mnie najpiękniejsze: przyjdą całe młode rodziny. Przyjdą wszyscy na zasadzie miłości do Boga i do Kościoła i na zasadzie świadomości przynależności do Kościoła. Kościół w ogromnej mierze właśnie przez Mszę świętą - tę niedzielną i powszednią - trwa i żyje. Żyje w ciszy i skupieniu, ale ile w tym mocy!
A dni Wielkiego Tygodnia! W Wielki Czwartek, Wielki Piątek i Wielką Sobotę przybywają jakże licznie ci najbardziej świadomi, najbardziej "wżyci" w życie i liturgię Kościoła. Co za piękna, skupiona i tchnąca spokojem wspólnota. Gdyby ludzie z tych Mszy wielkotygodniowych, ale i niedzielnych, i powszednich, gdyby oni wszyscy mogli wiedzieć, jak wiele my, księża, im zawdzięczamy. Gdy patrzymy na te rozmodlone i skupione twarze, zawstydzamy się myśląc o naszych słabościach i odzyskujemy świeżość, moc, zapał. Nikomu w naszym duchowym życiu - może zresztą mówię to tylko o sobie i za siebie - nie zawdzięczamy tak wiele, jak właśnie tym skupionym, modlącym się ludziom. Schylamy głowę przed ich modlitwą i - paradoks - uczymy się jej od nich. Uczymy się na nowo całej prostej miłości do Boga.
A nasze Msze z Ojcem Świętym, gdy przybywał do nas, do swojej Ojczyzny! Przecież te największe, najgłębsze spotkania, gdy stawaliśmy przy Nim setkami tysięcy i milionami dusz łaknący Boga, Prawdy i Prawa do życia, dokonywały się właśnie w świętej społeczności Najświętszej Ofiary. Tak się spotyka katolicki lud.
Dar Mszy świętej jest nieporównywanym darem dla Kościoła. Umniejszenie Mszy w Kościele byłoby umniejszeniem Kościoła. Szczęśliwie i Kościół, i wierni żyją Mszą świętą z wielkim wyczuciem jej wartości i znaczenia. Ta miłość do Mszy to jakby Proroctwo będące poręką życia i trwania Kościoła.
Mówiłem o starych ludziach na Mszach w dni powszednie. Ale czy to jest zupełnie dokładne? Raczej nie. Użyłem tu po prostu potocznego - dość problematycznego - powiedzenia. Bo tak naprawdę to jest inaczej. Przecież na Mszy świętej bywają ludzie młodzi i w sile wieku, mężczyźni i kobiety. Przecież dziś coraz częściej widzimy na Mszy w dni powszednie chłopców i dziewczęta, i to przede wszystkim z klas licealnych. Często pojawiają się każdego dnia. Przychodzą wytrwale, a jednocześnie w sposób tak prosty, spontaniczny, oczywisty. Jak piękne są ich twarze. Pogodne, a czuje się w nich wewnętrzną moc.
Ja dobiegam mych lat. Oni przyszli i są zapewnieniem trwania Kościoła. Są zapewnieniem, jakie otrzymał Eliasz, że Bóg ma zawsze swwój skryty lud, tych symbolicznych siedem tysięcy mężów, którzy ie klękali przed Baalem i nie całowali stóp jego (por. 2 Kri 19,18).
dziwne, ale tak naprawdę to oszałamiająco piękne, że jest to jakby powstawali Śpiący Rycerze do Czynu - bo nadchodzi, czy nadszedł, Czas. I oni, prawie jeszcze dzieci, biorą na siebie i w swoje ręce sprawę Kościoła - oni, dzieci, oni, Lud Boży! W jak dziwnych postaciach mogą się jawić Śpiący Rycerze i stawać do walki, w jak dziwnej postaci może się objawić Lud Boży!
I może ten jasny, mniej więcej szesnasto- czy osiemnastoletni, chłopiec, którego niemal codziennie widzę o siódmej rano na Mszy świętej, może ten chłopiec o twarzy jajśe świadomej, skulonej, inteligentnej i nade wszystko harmonijnej swym duchowym spokoju, zostanie księdzem? Jakżebym się cieszył. Zresztą przeżywam radość patrzenia na wielu mych dawnych, dobrych ministrantów - dzisiaj - współbraci w kapłaństwie. Nasze spotkania - mieli wtedy po siedem czy dziesięć lat-zaczęły się od spotkań przy Ołtarzu Bożym. Wyrósł odnowiony Lud Boży. Żyjemy.
Co powiedzieć na koniec? Dobiegam mych lat. Jest mi już dziś radością myśl, że chyba, gdy przyjdzie dzień mego pogrzebu, ogarną mnie modlitwy i melodie liturgii mszalnej. I swoista tęsknota. Ja ksiądz z "łacińskiej epoki" cieszyłbym się z łacińskiej Mszy i gregoriańskich śpiewów. I gdyby tak w modlitwach przy trumnie zechciano jeszcze dośpiewać mi gregoriańską, łacińską modlitwę Libera me, Domine - "Wyzwól mnie, Panie!" Usłyszałem tę modlitwę jeszcze jako kleryk - czterdzieści lat temu - i ten śpiew był dla mnie tak piękny, że pomyślałem sobie, iż warto umrzeć, aby to nade mną zaśpiewano. Jeśli zostanie moja Msza pogrzebowa odprawiona po łacinie i ktoś pięknie, ale ze skupieniem, bezpretensjonalnie (bo tylko tak wolno śpiewać śpiew gregoriański - inaczej nie jest nic wart), zaśpiewa wszystkie śpiewy i Libera, będę bardzo wdzięczny.
Piszę: "będę bardzo wdzięczny", bo niezależnie od życia pozagrobowego, sądzę, że gdy usłyszę łacińskie słowa Mszy świętej i gregoriański śpiew, to sobie po cichutku, dyskretnie, na ten czas ożyję i będę się przysłuchiwał. Gdy się liturgia i śpiew skończy, wtedy też cichutko i dyskretnie rozstanę się ostatecznie z doczesnością i: "w ręce Twoje, Panie, oddaję ducha mego: odkupiłeś mnie, Panie Boże wiemy..." Niech Kościół mój żyje zawsze Mszą świętą. Póki Mszy, poty życia Kościoła (Ks. Janusz Frankowski; Z ankiety: Czym jest dla mnie Msza święta?).


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Eucharystia w naszym zyciu 04
Eucharystia w naszym zyciu 25
Eucharystia w naszym zyciu 14
Eucharystia w naszym zyciu 26
Eucharystia w naszym zyciu 01
Eucharystia w naszym zyciu 17
Eucharystia w naszym zyciu 27
Eucharystia w naszym zyciu 03
Eucharystia w naszym zyciu 20
Eucharystia w naszym zyciu 20
Eucharystia w naszym zyciu 22
Eucharystia w naszym zyciu 06
Eucharystia w naszym zyciu 13
Eucharystia w naszym zyciu 28
Eucharystia w naszym zyciu 02
Eucharystia w naszym zyciu 11
Eucharystia w naszym zyciu 16
Eucharystia w naszym zyciu 19
Eucharystia w naszym zyciu 19

więcej podobnych podstron