Rozdział XXII Tykanie zegara


„Dobranoc Bello”. Łatwo powiedzieć. Połóż się spać. Pewnie jesteś zmęczona.

Była śpiąca. Śpiąca jak cholera. Ale co to daje, skoro była pewna że nie zaśnie?

Może powinna się włamać do gabinetu Carlisle'a. Był lekarzem, na pewno miał coś uspokajającego. Albo lepiej nasennego. Byleby w małych ilościach, wciąż miała przecież w pamięci tamtą noc kilka dni po pogrzebie Kai'a, kiedy przesadziła. Spała przez ponad dwadzieścia cztery godziny, później nie była w stanie wstać z łóżka. Dzięki bogu Renee wtedy nie było. Dzięki bogu jedyną osobą, która o tym wiedziała był Christopher.

Cholera, Christopher. Pożarła się z nim. Musi zadzwonić. Ale to później. On od razu wyczuje, że coś jest z nią nie tak.

Jeżeli ma zamiar zasnąć to, to na pewno był jeden z zakazanych tematów do rozmyślania.

Joy miała taki sposób. Pamiętała, jak leżały razem na łóżku u niej w domu i rozmawiały do późna. Obie miały wtedy problemy ze wstawanie, a jeszcze większe z zaśnięciem...

Stop. Cofnij. O tym też nie może myśleć.

Jak dobrze, że Edward Cullen nie wie, co się dzieje jej w głowie...

Tak w ogóle to o co mu chodziło? Nie... Jak się na tym skoncentruje...

Dlaczego Alice jej nie powiedziała? Tak ogólnie to... Czy to była wina Jaspera, ta przerażająca pustka? Ten niezrozumiały spokój. Wampiry... Edward też jest wampirem. Nie, cofnij. Carlisle... Może jednak włamać się do jego gabinetu i wziąć coś, żeby spędzić w błogiej nieświadomości kilka godzin?

Była zbyt niespokojna. Znała siebie na tyle, by stwierdzić że pod pretekstem nie działania żadnych leków znowu weźmie ich za dużo i nie będzie można będzie jej obudzić. O ile i tym razem jej się poszczęści i w ogóle się obudzi.

Gdyby był tu Christopher... Sama świadomość, że jest w drugim pokoju ją uspokajała. Setki razy ją usypiał, tę sztukę miał opanowaną do perfekcji. Nawet Renee przyzwyczaiła się do tego stopnia, że stało się dla niej czymś oczywistym, że on śpi na kanapie, że zawsze przychodzi na obiady, że oboje bardzo często znikają. Dogadywali się do tego stopnia, że z reguły ufała mu bardziej niż jej.

Stop. Cofnij.

Zacisnęła dłoń w pięść. Wszystkie rzeczy, o których lubiła rozmyślać nagle stały się tematami zakazanymi.

Wszystkie oprócz jednej.

Podniosła się z łóżka i podeszła do biurka, aby z pierwszej szuflady wyciągnąć discmana i odnaleźć wśród płyt swoją ulubioną. Na okładce nie było nazwy zespołu ani żadnego innego oznaczenia. Każdą z piosenek znała na pamięć. Tak dobrze, że obudzona w środku nocy byłaby w stanie bezbłędnie ją zanucić, wyrecytować tekst słowo po słowie.

Położyła się z powrotem wkładając słuchawki do uszu i uruchamiając płytę. Na początku był fragment kłótni, zwykłego przekomarzania się. Czegoś, co wiecznie wywoływało u niej uśmiech na twarzy.

Przymknęła oczy.

Już pierwsze tony muzyki sprawiły że odpłynęła. Znalazła się w garażu na przedmieściach Phoenix, leżąc na starej, zniszczonej kanapie i przyglądając się dziesiątką plakatów którymi obklejono ściany. To tam nauczyła się na nowo żyć. To tam spędziła te miesiące, które upłynęły od śmierci Kai'a, do wyjazdu do Forks.

Nawet nie zdała sobie sprawy, kiedy zasnęła. Nie na długo. Tylko na tą godzinę, dopóki ostatnia piosenka nie dobiegła końca.

*

Sufit był biały. Ściany  miały kolor jaskrawej czerwieni, ale sufit był biały. Kilka plakatów, jakieś napisy z których większość była po prostu przekleństwami w różnych językach. Muzykę ściszył: poprosił go o to, w końcu musiał od czasu do czasu gdzieś się przespać. Dochodziła osiemnasta, więc mógł tu zostać jeszcze cztery godziny.

Czerwone włosy. Nie rude, tylko czerwone. Przyglądał mu się z zaciekawieniem. Nigdy nie widział, żeby siedział normalnie na krześle, nigdy nie widział, aby kiedykolwiek czytał książkę. A teraz się uczył. Spotykał go w różnych sytuacjach: czasem pili tak długo, że następnego dnia prawie nic nie pamiętali. Czasem kręcił z politowaniem głową widząc że znowu się naćpał. Czasem ich kłótnie przeradzały się w bójki po której żaden z nich nie mógł się ruszać. Ale byli dobrymi kumplami, mogli zawsze na siebie liczyć. Na swoje milczenie i na swój krzyk, kiedy zaczną zachowywać się jak skończenie nieodpowiedzialni idioci.

- Może byś wrócił... - powiedział bez przekonania nie odrywając oczu od sufity.

- Nie mogę, stary. Jak zawale rok to matka mnie zabije. Poza tym wiesz dlaczego dostałem ten szlaban...

- Wiem. Powrót do domu o piątej w stanie totalnej nietrzeźwości.

- No właśnie... A teraz daj mi się uczyć. Miałeś spać, a nie gadać.

Znowu nastało milczenie. Zamknął oczy. Dobrze wiedział, co go czeka za parę godzin. Kolejna noc podczas której będzie włóczył się po mieście.

- Dlaczego tym razem uciekłeś? - zapytał czerwonowłosy.

- Z tego samego powodu co zwykle. - odpowiedział znudzonym tonem. - Tylko teraz nie ma Bells, a Renee żeby mnie przenocowała kilka dni przecież nie poproszę.

- Zgodziłaby się.

- Proszę cię...

- Właśnie... Co u naszej Pięknej?

- Dawno z nią nie gadałem. Ale chyba okej... Ci u których mieszka są nawet spoko.

- Pewnie nudzi się jak diabli.

- Nie wygląda na to. Załatwiłem kogoś, kto porywa ją na weekendy.

- Dalej zachowujesz się jak jakiś... Jej starszy brat?

- Poniekąd Renee uznała mnie za syna. - uśmiechnął się delikatnie.

- Okey... Naprawdę powinieneś się przespać. Wyglądasz okropnie, Chris.

- Dzięki za komplement.

- To szczera prawda. - zachichotał.

Cisza.

- Demon?

- Co Aniołku?

- Dzięki.

Chłopak odwrócił się w jego stronę.

- Nie ma sprawy. Wiesz... Jak się obudzisz, to możesz ode mnie do niej zadzwonić. Ale nie gadajcie za długo!

- Wiem. - powiedział sennie.

Znowu śmiech.

- Chcesz, to zaśpiewam ci kołysankę. - zaproponował.

- Nie, dzięki. Nie zdążyłem napisać tekstu.

Znowu zajęli się własnymi sprawami. Demon nadal siedział nad książkami. Anioł po prostu zasnął.

Christopher na granicy snu i jawy pomyślał, że kolor sufitu ma mu przypominać, że nie wszystko na tym świecie ma kolor krwi i ognia. Ani cienia. Że gdzieś istnieje biel.

Biel... Sterylna biel szpitala, w którym umierał JEGO anioł. Patrzył jak powoli odchodzi. A on był bezradny. Nic nie mógł zrobić.

Dlatego nie pozwoli odejść Gwieździe. Choćby to miało kosztować go życie.

*

Abonament znajduje się poza zasięgiem, albo ma wyłączony telefon. Po usłyszeniu sygnału proszę pozostawić wiadomość.

- Cześć Chris, tu Bella. Jak będziesz mógł to zadzwoń do mnie. Tak w ogóle to od kiedy zdarza ci się wyłączać komórkę? Myślałam że się z nią nigdy nie rozstajesz... Piiip

Abonament znajduje się poza zasięgiem, albo ma wyłączony telefon. Po usłyszeniu sygnału proszę pozostawić wiadomość.

- Przepraszam, że znowu dzwonię. Po prostu... Zapomniałam powiedzieć że przepraszam. Już ci wierzę. Nigdy nie powinnam była wątpić w twoje słowa. Przecież zawsze miałeś rację. Piiip

Abonament znajduje się poza zasięgiem, albo ma wyłączony telefon. Po usłyszeniu sygnału proszę pozostawić wiadomość.

- To znowu ja. Mam nadzieję, że się nie gniewasz. Proszę, zadzwoń jak najszybciej. Tęsknię za tobą. Piiip

Abonament znajduje się poza zasięgiem, albo ma wyłączony telefon. Po usłyszeniu sygnału proszę pozostawić wiadomość.

- Przepraszam, że zostawiłam tyle wiadomości. Mogło ci się wydawać, że panikuje, ale tak nie jest. To tylko złudne wrażenie. Chcę, żebyś wiedział, że na pewno nie zrobię niczego głupiego. Nawet przez moment nie przyszło mi to przez myśl. Na pewno nie włamię się do gabinetu Carlisle'a po leki nasenne i ich nie przedawkuję. Piiip

Abonament znajduje się poza zasięgiem, albo ma wyłączony telefon. Po usłyszeniu sygnału proszę pozostawić wiadomość.

- Naprawdę tęsknię. I to naprawdę ostatni telefon. Przepraszam. Tęsknię. Bells. Piiip

Cholera jasna. Naprawdę zaczęła panikować. Miała już nadzieję, że on nigdy nie odsłucha żadnej z tych wiadomości. Wielką nadzieję. Jak go znała natychmiast uzna, że coś nie tak i przyjedzie. A tak naprawdę nic się nie stało. Tylko z nią było coś nie tak.

Cholera.

Po raz ostatni odłożyła słuchawkę i z twardym postanowieniem, że nie wróci po raz kolejny zadzwonić po pięciu krokach udała się do kuchni. Cullen był w salonie. Słyszała, jak gra na pianinie. Minęła go bez słowa.

Śniadanie. Nie miała ochoty nic jeść, ale z doświadczenia wiedziała że poczuje się lepiej. Z niechęcią spojrzała na zrobione przez siebie Zwyczajne Kanapki razem z Normalną, Gorzką Herbatą. Zamiast zająć miejsce przy stole skuliła się na podłodze przy ścianie. Tam było chłodniej.

Edward się do niej nie zbliżał, ani kiedy jadła, ani kiedy siedziała w pokoju przeglądając jeden ze swoich notatników. Dopiero kiedy zdążyła się już dawno ubrać i po spoglądała tęsknie przez okno z nadzieją, że za chwilę usłyszy dzwonek telefonu on zapukał do jej pokoju. Nie czekał, aż powie proszę. Po prostu wszedł. Jak zwykle bezszelestnie, jak zwykle wyglądając nieziemsko. Akurat wtedy, kiedy miała ochotę porozmawiać tylko z jedną osobą. A raczej z trzema, ale tylko w przypadku tej jednej było to możliwe.

Cholerne wampiry.

Nie spojrzała na niego, nie oderwała oczu od szyby. Szyba była niemal niezauważalna, wszyscy patrzyli przez nią, ale nie na nią. W tym momencie chciała być taka jak ona. Niewidzialna.

- Cześć. - warknęła cicho.

„Cześć Cullen. Nikt nigdy cię nie uświadomił co oznacza humor nie-podchodź-na-dziesięć-kroków?” - miała ochotę powiedzieć.

- Uświadomił, ale nigdzie nie widzę tabliczki: jak ktoś wejdzie to zabiję. - odpowiadali w takich sytuacjach Kai, Joy, Chris, Renne czy ktokolwiek inny kto ją jako tako znał. Zawsze skutkowało. Wybuchała śmiechem.

Samo wspomnienie miało takie działanie. Dodać do tego jedne śliczne, ciemnobrązowe oczy  i słowo „Caramelo”...

Zachichotała cicho. Edward spojrzał na nią zdziwiony a ona z delikatnym uśmiechem spytała:

- Czegoś chciałeś? A właśnie... Tak jestem ciekawa... Edwardzie, ile masz lat? - powiedziała pierwsze, co przyszło jej do głowy. - Co mi wczoraj zrobił Jasper? Czytasz w myślach... Wszystkich? To znaczy... Mówiłeś że w moich nie....

Wywrócił oczami.

- Chciałem z tobą porozmawiać.

- Przecież właśnie rozmawiamy... - stwierdziła z niewinną minką. - To co? Odpowiesz mi?

- Na inny temat. - uściślił. - Poważnie.

Uśmiech zniknął z jej twarzy zanim zdążyła odwrócić głowę w drugą stronę.

- Chociaż odpowiedz najpierw na te które już zadałam. - powiedziała cicho.

- Jasper kontroluje ludzkie emocje. Po prostu cię uspokoił, a później uśpił. Czytam w myślach wszystkich oprócz ciebie. - rzucił zniecierpliwiony.

- A pytanie pierwsze?

- Mam siedemnaście lat.

- Chodziło mi o to, kiedy się urodziłeś. - wywróciła oczami.

- Tysiąc dziewiećset pierwszy. - westchnął. - Koniec przesłuchania?

- Nie. Ale chciałeś o czymś porozmawiać. - odeszła od okna i oparła się o ścianę krzyżując ręce na piersi.

*

Wolała zadawać pytania, niż na nie odpowiadać. Wolała nie poruszać wielu tematów. Ale niektórzy tak nie potrafią. Uciekać. Unikać. „Lepsza najgorsza prawda od niewiedzy”. To były jej słowa.

- No to co to jest? - spytała spokojnie. Względnie spokojnie. Jej oczy wydawały się teraz puste. Domyślił się. Ona nie lubiła okazywać słabości, a teraz nie do końca wiedziała jaki obrót przyjmie ta rozmowa.

Prawdę mówiąc on też nie wiedział.

- Ty. - odparł krótko stając na drugim końcu pokoju i przyjmując podobną pozę do niej.

- Znowu coś ze mną nie tak?

- Nie wiem. Może to ze mną coś nie tak, a nie z tobą.

- Rozmawiamy o mnie, czy o tobie? A może ogólnie o różnych szalonych ludziach, tudzież, jak w twoim przypadku, wampirach?

- Listę bym uzupełnił o największe szaleństwo, jakie może popełnić wampir.

- A mianowicie? - rozmawiali chłodno. Spokojnie.

- Zakochać się w człowieku. - oznajmił spoglądając jej prosto w oczy.

Umilkła. Czy taka powinna być jej reakcja? Serce nie biło jej jak szalone. Przez chwilę w ogóle nie biło, by po chwili odzyskać swój poprzedni rytm. Tik, tak, tik, tak, tik, tak. Jak tykanie zegara. Sekundy płynęły, ciągnęły się niczym lata. Na chwilę spuściła oczy by po chwili znowu na niego spojrzeć.

- Mówimy o jakimś konkretnym przypadku? - takiego pytania na pewno się nie spodziewał.

- Bardzo konkretnym.

- Czyli? - Jej oczy przypominały teraz lód. Nie kolorem. Wyrazem. Zero uczuć.

- O moim. - powiedział.

- A kim jest dziewczyna? A może chłopak? I co ja mam do tego? - Czy ona naprawdę nie rozumiała, co chce jej powiedzieć, czy może...

- Dotyczy to ciebie bezpośrednio. Bardzo bezpośrednio.

- Czy ty próbujesz mi wmówić, że się we mnie zakochałeś? - pokręciła głową.

- Nie próbuję wmówić, tylko informuję.

- Kiepski żart.

- Nie żart.

Uśmiechnęła się lekko, zaczęła się śmiać. Wprawiła go w dezorientację. Kiedy spojrzała na niego ponownie nie było już lodu. Był ogień. Coś jak szaleństwo.

- A co innego? Powiesz mi co to może być innego? Jak próbujesz mnie zatrzymać w Forks, to niepotrzebnie. Powiedziałam już, że na razie nigdzie się nie wybieram. - Głos zaczął jej się podnosić. Zaczęła pobrzmiewać w nim złość, panika. Zupełnie jej już nie rozumiał. - Masz ponad sto lat. W sumie to mogę być po prostu kolejną upatrzoną przez ciebie ofiarą. Co im robisz? Miałeś pewnie już z dziesięć żon. O to się mogę założyć. Albo... Albo...

Skojarzyło mu się to z nocą. Z momentem, kiedy dostała słowotoku. Wystarczyło jej przerwać...

- Bello...

Zignorowała go.

- A może po prostu uznałeś mnie za ciekawego królika doświadczalnego? Założę się, że prócz tego że nie znasz moich myśli to nie ma we mnie nic ciekawego. No właśnie. Nawet mnie nie znasz...

- Bello...

- ... co ty tam możesz wiedzieć. A może po prostu ci się nudzi? Może to takie hobby? Wmawiasz dziewczynom, że się w nich zakochałeś, rozkochujesz je w sobie i porzucasz? Wiesz? Nawet w Forks mógłbyś znaleźć sobie dziesiątki innych kandydatek. Niewiele będzie dziewczyn którym...

- Isabello... - powoli zaczynał podnosić głos. Od jakiegoś czasu dziewczyna nie stała już oparta o ścianę tylko chodziła po pokoju.

- ... się nie podobasz. Które byłyby na każde twoje skinienie. A może jest inaczej? A może po prostu... One się już na ciebie uodporniły? Albo... Coś nie wypaliło? A może je jeszcze...

- Isa... - niemal krzyknął, ale urwał słysząc kolejne jej słowa.

- ... wykorzystujesz przy okazji? No co? Lepiej od razu przechodzić do rzeczy. Niektóre dziewczyny biorą to na serio, jak ktoś mówi, że je ko...

Czy ona naprawdę go uważała za takiego skurwysyna? Czym on sobie na to zasłużył? Nie mógł już tego dłużej słuchać. W jednej chwili miał jeszcze skrzyżowane w ręce by w następnej zaciskać je na nadgarstkach dziewczyny. Znowu stała plecami do ściany z szeroko otwartymi oczami i ustami, które zamarły w połowie wypowiadania słowa. Bała się. Po raz pierwszy się go bała.

- Isabello Marie Swan, do jasnej cholery! Nie próbuję cię zatrzymać, nie miałem dziesięciu żon, nie wykorzystuje dziewczyn, żadnej nigdy specjalnie w sobie nie rozkochałem! Jesteś pierwszą której to mówię, pierwszą którą mam ochotę pocałować, pierwszą, która w ogóle mnie zainteresowała! I to że nie znam twoich myśli nic do tego nie ma! - Mówił szybko. Niemal w wampirzym tempie. Musiał się powstrzymywać, żeby nie zacząć na nią wrzeszczeć.

Nadal wpatrywała się w niego, tak jak wcześniej nie był w stanie jej przerwać, tak teraz jej usta pozostały uchylone nie mogąc dokończyć nadal tego słowa. Kocham.

- Kocham cię. Tak trudno w to uwierzyć? To zrozumieć? Jesteś dla mnie jak narkotyk. Ty. Ty. I tylko i wyłącznie ty.

Oczy jej się zeszkliły, wyglądała jakby zaraz miała się rozpłakać.

- Ja... Ja... Ja... Ja nie... Ja... - zaczęła się jąkać nie mogąc wykrztusić czegokolwiek sensownego. Łzy zaczęły jej płynąć po policzkach. Znowu.

- Puść. - szepnęła cicho opuszczając głowę. Dopiero teraz się zorientował, jak mocno zaciska ręce na jej nadgarstkach. Natychmiast puścił je i spoglądał na nią wyczekująco.

Jedna łza. Druga. Bicie jej serca. Jak tykanie zegara.

Sekundy, minuty, godziny.

Powoli uniosła twarz i spojrzała mu prosto w oczy.

- Bardzo trudno uwierzyć. - powiedziała wspinając się na palce.

Łzy nadal spływały jej po policzkach, jej pocałunek miał słony smak łez.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
ROZDZIAL XXII Nessie
Rozdział XXII
rozdzial XXII
Kierkegaard i filozofia egzystencjalna, 22-ROZDZIAŁ XXII
Goodman Rozdział XXII
Rozdział XXII
200005 tykanie zegara biologicz
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XXII
Zmierzch Rozdziały od XXII do końca
Podstawy zarządzania wykład rozdział 05
2 Realizacja pracy licencjackiej rozdziałmetodologiczny (1)id 19659 ppt
Ekonomia rozdzial III
rozdzielczosc
kurs html rozdział II
Podstawy zarządzania wykład rozdział 14
7 Rozdzial5 Jak to dziala
Klimatyzacja Rozdzial5
Polityka gospodarcza Polski w pierwszych dekadach XXI wieku W Michna Rozdział XVII
Ir 1 (R 1) 127 142 Rozdział 09

więcej podobnych podstron