19 Samotność


19.

Samotność

WSTĘP

Jednym z największych nieszczęść, jakie mogą spotkać człowieka, jest życie w samotności. Ten, kto jest samotny, nie zawsze musi być odizolowany od ludzi; czasem po prostu jest dla nich obcy, nie potrzebują jego istnienia, odtrącają go. Można też świadomie odrzucić związki z inny­mi; jest to jednak wybór rozpaczliwy, prowadzący na ogół do jeszcze większego spustoszenia.

Nie wszyscy ludzie samotni są nieszczęśliwi. Głęboko uduchowieni pustelnicy, którym obrzydł ten świat z jego podłością i małością, są samotni i szczęśliwi. Ale bogactwo ich ducho­wego wnętrza, kontakt z Bogiem - powodują, że ta samotność nie jest absolutna. Dla tego, kto nie może istnieć bez związków z ludźmi - samotność jest piekłem.

Dlaczego jesteśmy samotni?

Człowiek może zostać wygnany ze swojej społeczności; tę okrutną karę stosowano od za­rania dziejów. Wygnańcem jest podmiot liryczny Hymnu J. Słowackiego, rozpaczliwie tęsknią­cy za krajem, do którego nie ma dlań powrotu. W podobnej sytuacji jest zarażony trądem męż­czyzna, skazany na nie kończące się konanie w samotności w wieży nieopodal Aosty. Obser­wując z rozpaczą ludzi, do których nie wolno mu było podejść, błagał o choć jednego przyja­ciela. Ale gdy w wieży zamieszkała jego siostra, nie zbliżał się do niej, mając nadzieję, że może dziewczyna wyzdrowieje, i nie chcąc jej narażać.

Można cierpieć z powodu samotności w domu pełnym ludzi, jeśli nie rozumieją oni na­szych problemów, nie potrafią nic dla nas uczynić. W takim świecie wiecznych pretensji i gorzkich rozczarowań żyje Benedykt Korczyński, samotnie walczący o utrzymanie majątku; nie rozumie go żona, odrzuca ukochany syn. Ale dla Benedykta jest jeszcze nadzieja, jego dążenia są szlachetne; nie ma natomiast nadziei dla zakochanego Wertera, którego godność podeptano tylko dlatego, że nie urodził się arystokratą, a uczucie do kobiety zamiast pociechą stało się udręką. Werter, który miał tylko jednego przyjaciela, z którym wymieniał korespon­dencję, nie udźwignął ciężaru życia i popełnił samobójstwo. Nie było przy nim nikogo, kto mógłby mu pomóc odnaleźć sens życia.

Samobójczą śmierć wybrał również Korzecki, bohater Ludzi bezdomnych. Wrażliwy, bun­tujący się przeciw złu świata i całkowicie wobec niego bezradny, mógł pójść tylko tą jedną drogą. O samobójstwie myślał również Zygmunt Krasiński; świadectwem cierpień duchowych poety stały się jego listy. Skazany na konflikt z ojcem, niegdyś oficerem napoleońskim, obec­nie lojalnym sługą cara, zmuszony przezeń do ślubu z niekochaną kobietą, zagrożony chorobą oczu, rozczarowany światem - przeżywa swój okrutny dramat samotności.

Również przepiękny liryk L. Staffa Deszcz jesienny pełen jest bólu spowodowanego sa­motnością. Smutek rozstania, cierpienie i rozpacz, obraz straszliwych ludzkich nieszczęść zo­stają dopełnione przez sugestywny obraz padającego deszczu. Szary jesienny dzień jakże jest ciężki dla tego, kogo nie ma kto pocieszyć.

Najtrudniejsza jest chyba samotność opuszczonej, starzejącej się kobiety, której nikt nie kocha, dla której za późno na gości. O przeżyciach kobiety pozbawionej miłości wiele pisała Maria Pawlikowska-Jasnorzewska. Czytając jej liryki, poznamy magię tego uczucia; poetka ukaże nam jednak także jego ciemną stronę: czekanie, tęsknotę, samotność...

Oszukaną i zdradzoną, samotną kobietą jest także Cecylia Kolichowska z Granicy. Nie dało jej szczęścia żadne z dwóch małżeństw. Opuścili wszyscy. Rozpaczliwie pragnąca miłości kobieta odtrącała tych, którzy mogli jej tę miłość okazać; nie zawsze jednak starczało im cier­pliwości. Ten dramat wzajemnego niezrozumienia spowodował, że starość Cecylii była bole­sna i trudna.

Samotność jest dla nas okrutna. Czasem wybierają ją ci, dla których życie straciło swój blask - oszukani, zdradzeni, pozbawieni tych, których kochali, nie godzący się na podłość świata. Czasem zostaje narzucona przemocą; jest wtedy najstraszliwszą torturą.

UTWORY

Juliusz Słowacki ..Hymn (Smutno mi. Boże)" (ROMANTYZM)

Hymn (Smutno mi. Boże) Juliusz Słowacki napisał w trakcie podróży morskiej, o zachodzie słońca. Samotność, smutek, tęsknota to główne motywy przytoczonego poniżej wiersza. Utwór ma formę monologu lirycznego. Podmiot liryczny, człowiek głęboko przeżywający rozstanie z krajem i bliskimi osobami, otwiera przed Bogiem głąb serca; mówi o swoich uczuciach, tęsk­notach, rozterkach.

Słowacki stworzył wyjątkowo wzruszający portret pielgrzyma, co się w drodze trudzi, wy­gnańca skazanego na wieczną tułaczkę, gdyż jego okręt nie do kraju płynie/Płynąc po świecie. • Bohater wiersza jest przede wszystkim człowiekiem bardzo wrażliwym, skłonnym do autore-:. fleksji, ale jednocześnie wyjątkowo samotnym i skrytym - przed ludźmi bowiem nie ujawnia e,: (a może nie potrafi) swoich prawdziwych uczuć [Dla obcych ludzi mam twarz jednakową l i Ciszę błękitu]. Jedynie przed Stwórcą odkrywa swoją bezradność i głęboko odczuwaną samot­ność. Bogu zwierza się z bezgranicznego smutku [tak ja płaczu bliski], spotęgowanej wido­kiem przelatujących bocianów tęsknoty za krajem i najbliższymi. Poczucie osamotnienia i roz­pacz pogłębia też świadomość, iż nie wróci do kraju. Z rozgoryczeniem mówi, że nie spełni się owe pragnienie, choć kazano niewinnej dziecinie, modlić się [...] co dzień za niego. Skarży się też na niepewność swojego losu, z lękiem myśląc o śmierci na obczyźnie [nie -wiem, gdzie się w mogiłę położę].

Czy można się zatem dziwić podmiotowi lirycznemu, że mimo urody otaczającego go świata [Dla mnie na zachodzie /Rozlałeś tęczę blasków promienistą], nie potrafi w pełni cieszyć się jego pięknem i co chwila, niczym w litanii, powtarza bolesną skargę: Smutno mi, Boże?

Tohann W. Goethe ..Cierpienia ndndego Wertera" (ROMANTYZM)

Cierpienia młodego Wertera to powieść Johanna Wolfganga Goethego, najwybitniejszego przedstawiciela niemieckiego preromantyzmu, zwanego „okresem burzy i naporu" (Sturm und Drang Periode), wydana po raz pierwszy w 1774 roku.

Powieść ma formę listów pisanych przez tytułowego bohatera do przyjaciela - Wilhelma. W skład utworu wchodzą też dwa listy do ukochanej Loty i jeden do Alberta oraz noty „od wydawcy".

W Cierpieniach młodego Wertera Goethe przedstawia portret człowieka, którego dzieje naznaczone są miłością, samotnością i cierpieniem. Kreuje postać młodzieńca kierującego się uczuciem. Młody Werter postrzega ludzi i świat w sposób niezwykle emocjonalny. Silnie wszyst­ko przeżywa, często wzrusza się i tonie we fzach.

Werter, jednostka niepospolita, indywidualista tęskniący za głębokim uczuciem, pewnego dnia poznaje Lotę, w której zakochuje się od pierwszego wejrzenia. Widzi w niej ucieleśnienie kobiety, na którą czekał i o której marzył.

Rozbudzona namiętność zdominuje odtąd jego życie bez reszty. W listach do Wilhelma pisze o poznaniu Loty, wyraża zachwyt ukochaną, opowiada o wspólnych spacerach, o dysku­sjach. Analizuje wnikliwie swoje doznania. Spotkania i rozmowy z Lotą czynią z Wertera czło­wieka szczęśliwego i spokojnego; stan ten nie trwa jednak długo. Miłość Wertera od samego początku skazana była na niepowodzenie, gdyż Lota kochała Alberta. Jego przyjazd oznaczał więc dla nieszczęśliwego młodzieńca utratę nadziei na wspólne życie z ukochaną. Pod koniec lipca pisze do Wilhelma:

Od momentu pojawienia się narzeczonego Loty miłość Wertera nie słabnie, wręcz przeciw­nie, uczucie staje się coraz silniejsze, choć jednocześnie z dnia na dzień cierpi on coraz bar­dziej. Trudno mu uwierzyć, że to, co tworzy szczęście człowieka, stało się źródłem jego cierpie­nia. Nie pomaga wyjazd w góry ani praca u posła, z dala od ukochanej.

Każde spotkanie z Lotą, która w niedługim czasie została żoną Alberta, pogrąża go w coraz większym smutku. Werter częściej płacze, przeżywa rozterki etyczne i emocjonalne. Stopnio­wo też popada w apatię, przeżywa stany depresji. Ogarnięty myślą o bezsensie życia, osamot­niony, zastanawia się nad samobójstwem, które w końcu popełnia.

Werter, opisując w kolejnych listach do Wilhelma swoje doznania, kreśli jednocześnie por­tret kochanka przeżywającego miłosne cierpienia i obraz człowieka samotnego, który odczuwa narastającą pustkę i niechęć do życia. Należałoby więc postawić pytanie: dlaczego w kore­spondencji mężczyzny - mającego przyjaciela i powiernika w osobie Wilhelma oraz cieszące­go się sympatią okolicznych mieszkańców - tak często pojawiają się słowa: samotność, wyob­cowanie?

Aby tę kwestię rozstrzygnąć, trzeba wejść w głąb duszy Wertera; zrozumieć, co przeżywał, w jakie stany popadał ów człowiek żyjący w -wiecznej niezgodzie z sobą samym.

Niektóre wypowiedzi bohatera nie budzą żadnych wątpliwości. Oczywiste jest, że zako­chany mężczyzna, który każdy dzień zaczyna od myśli ujrzeć Lotę, ilekroć nie może przeby­wać blisko niej, tylekroć czuje bezbrzeżną pustkę. Wydaje się też zrozumiałe stwierdzenie z listu z 13 marca - Wszyscy szczuj ą przeciwko mnie. Werter pracował bowiem wówczas u posła i nierzadko odczuwał niechęć, jaką arystokraci dawali mu odczuć w swoim towarzystwie.

Nie można jednak zapomnieć, że Werter to młodzieniec o wyostrzonej wrażliwości, o wiecz­nie niespokojnym sercu, skłonny do egzaltacji i poetyzacji życia. Nieraz daje się ponosić zmien­nym nastrojom i, jak sam stwierdza, przechodzi z troski do swawoli i ze słodkiej melancholii do zgubnej namiętności. Bohater powieści odczuwa ciągłą potrzebę analizowania swoich stanów psychicznych, zagłębiania się w siebie, dlatego często sam izoluje się od ludzi. Ucieka od

świata, by obcować z naturą lub też zająć się lekturą i kontemplacją ukochanych książek. Sa­motność wyzwala w nim też potrzebę zgłębiania sensu istnienia.

Choć młodzieniec często wspomina, że jest nie rozumniany przez innych, to jednak w pe­wien sposób sam się na ów stan skazuje. Nie stara się bowiem zrozumieć ludzi, zbliżyć się do nich i świata, gdyż uważa, że nie został on stworzony na jego miarę; między sobą a światem odczuwa nieusuwalną przepaść. Drażnią go obowiązujące w nim zasady moralne i społeczne. Ma też świadomość własnej wyjątkowości i inności. Zawsze, zdaniem Wertera, w kontaktach między nim a otoczeniem dochodzić będzie do konfliktów; nie mogą bowiem racjonaliści, ludzie chłodno oceniający wszystkie sprawy, zrozumieć jego - człowieka kierującego się sercem.

Werter zbyt wiele uwagi poświęca sobie i analizie swoich doznań, nie dostrzega zatem innych ludzi i ich problemów. W trakcie długo trwającej korespondencji z Wilhelmem nie pyta na przykład nigdy o jego myśli i przeżycia. Listy do przyjaciela traktuje raczej jako swoisty pamiętnik, w którym zapisuje swoje przemyślenia.

Życie, według tego rozegzaltowanego młodzieńca, to przeraźliwa pustka, nie kończące się nieszczęścia, które powodują, że człowiek przestaje dostrzegać jego sens. Natura człowieka, jak twierdzi, ma granice, może znosie radość, cierpienie, ból aż do pewnego stopnia i ginie, gdy tylko ten stopień przekroczy. Świat jest dla Wertera więzieniem, które ogranicza człowieka, niszczy jego indywidualność, skazuje na samotność, stąd samobójstwo staje się formą wyzwo­lenia, ucieczki od cierpienia.

Zygmunt Krasiński Listy (ROMANTYZM)

„Jestem istotą, której przeznaczono .' żyć samej i samej umierać. "

Czym była samotność dla romantyka? Co ją determinowało? Jakie piętno odcisnęła na > jego życiu? Jak sobie z nią radził?

Siedząc losy bohaterów Nie-Boskiej komedii, analizując Przedświt czy Psalmy przyszłości, nie zastanawiamy się zazwyczaj, kim był i co przeżywał autor tych dzieł. Niekiedy tylko uczy-I.' my się na pamięć dat dotyczących ważniejszych wydarzeń z życia Zygmunta Krasińskiego, r zapamiętujemy kilka faktów. Rzadko natomiast zaglądamy do bogatej korespondencji, która po nim pozostała. A szkoda. Jego listy bowiem czyta się jak niezwykle interesującą powieść, i której bohaterem jest typowy człowiek romantyzmu. W korespondencji Z. Krasińskiego znaj-

dziemy też między innymi odpowiedź na intrygujące chyba każdego czytelnika pytania: co wyznacza osobowość danego poety, co j ą kształtowało, co znajduje się w jej centrum?

Charakterystycznym rysem biografii Z. Krasińskiego są ciągłe podróże. Większość życia spędził poeta poza granicami kraju, gdzie, głównie ze względu na wątłe zdrowie i pogłębiającą się chorobę oczu, był gościem modnych uzdrowisk. Stamtąd wysyłał listy do ojca i licznych przyjaciół.

Pisanie listów było dla Krasińskiego spontaniczną potrzebą, co więcej, jego sposobem na życie. Pisał listy nawet wtedy, gdy ich adresaci znajdowali się blisko niego.

Twórczość epistolograficzna autora Nie-Boskiej komedii ]est zjawiskiem wyjątkowym. Ów wieczny pismak, jak sam siebie określał, napisał około trzy i pół tysiąca listów skierowanych do 158 adresatów. W swojej korespondencji odwoływał się niekiedy do obiegowych motywów romantycznych, dokonywał swoistej autokreacji. W zależności od tego, do kogo się zwracał, przedstawiał siebie jako coraz to innego człowieka, przybierał różne romantyczne pozy. W listach do ojca charakteryzował siebie najczęściej jako dobrego, przywiązanego syna, który postępuje zgodnie z jego radami. W listach do przyjaciół był serdecznym przyjacielem; opisy­wał swoje najskrytsze myśli i uczucia. Z kolei pisząc do Delfiny Potockiej, kobiety, którąprzez wiele lat darzył głębokim uczuciem, przybierał pozę romantycznego kochanka. Choć, mniej lub bardziej świadomie, kształtował swój obraz według romantycznych mód, to jednak zawsze jego listy zachowują coś z niepowtarzalności psychiki, która się w nich wyraża. Zygmunt Kra­siński, co znamienne, nie pisał dzienników ani pamiętników, chociaż niektóre jego listy mają taki charakter. Pragnął bowiem oddać prawdę danej chwili. Dzięki formie listu dokonywał również nieustannego samookreślenia i samouświadomienia. Był człowiekiem nadwrażliwym, ze skłonnościami do uzewnętrzniania się i autoanalizy. Potrzebował przyjaciół i ludzi wokół siebie. Musiał mieć świadomość, że istnieje ktoś, kto go zawsze zrozumie, przed kim będzie mógł się otworzyć, odkryć swoje rozterki i bóle, opowiedzieć o swoich stanach załamania, poczuciu osamotnienia.

My zwrócimy uwagę tylko na niektóre aspekty ujawniające się w bogatej korespondencji poety. Spróbujemy zastanowić się, dlaczego hrabia Zygmunt, choć miał wielu przyjaciół, czuł się wiecznie nie zrozumiany i samotny. Aby to zrozumieć, przywołamy dwa motywy najbar­dziej charakterystyczne dla biografii każdego romantyka - miłości i ojczyzny.

Zygmunt Krasiński był człowiekiem o bogatej i skomplikowanej osobowości. Skala pro­blemów, którymi żył, przekraczała zwykłą miarę, a jego wrażliwość była w całej pełni wrażli­wością romantycznego artysty. Z korespondencji poety wyłania się portret typowego romanty­ka, przypominającego niejednego bohatera literackiego z tego okresu. To człowiek nieszczęśli­wy i rozczarowany życiem. Świat jest dla niego pustynią, a śmierć przedmiotem nieustannego lęku i fascynacji. Często buntuje się przeciwko obowiązującym normom społecznym i oby­czajowym, snuje melancholijne rozważania nad celem i sensem życia. Krasiński przedstawia też siebie jako człowieka nie zrozumianego, wyobcowanego i samotnego. Jakże często w jego listach pojawiają się wypowiedzi jak ta:

Świat przeraża Krasińskiego, tak jak i ludzie nie rozumiejący głębi jego duszy. Poeta nie potrafi często znaleźć swojego miejsca wśród nich i dlatego ucieka w samotność, a samotność owa dręczy go i doprowadza do stanów załamiania. W listach Krasiński użala się, że jest bar­dzo samotny, bardzo znękam. Równie wyraziste są siowa skierowane do Adama Sołtana:

Azitor Nie-Boskiej komedii żył w nieustannym napięciu, rozgorączkowaniu; każdy szcze­gół w jego wewnętrznej analizie mógł przybrać rozmiary monstrualne. I tak zresztą często bywało. Ten człowiek o bardzo intensywnym życiu duchowym przeżywał załamania psychicz­ne, wielokrotnie z bardzo błahych powodów:

Niekiedy jednak przyczyny takich stanów były faktycznie poważne. Jak wcześniej wspo­mnieliśmy, w korespondencji Zygmunta Krasińskiego, podobnie jak w wielu utworach roman­tycznych, dużo miejsca zajmuje problematyka narodowa. Typ doświadczeń poety związanych z ojczyzną wytworzył w nim poczucie winy i głębokiej samotności. Dlaczego? Otóż hrabia Zygmunt był synem generała Wincentego Krasińskiego, wpierw doskonałego oficera napole­ońskiego, później lojalnego poddanego carów, dzięki którym sprawował ważne funkcje pań­stwowe. Osierocony wcześnie przez matkę, Zygmunt przelał wszystkie uczucia na ojca, który całkowicie podporządkował sobie syna. Kierował życiem Zygmunta, ingerował we wszystkie jego sprawy i to stało się przyczyną licznych dylematów, jakie poeta przeżywał od najmłod­szych lat - m.ira. wiele razy musiał wybierać między ojcem a ukochaną kobietą, ojcem a ojczy­zną. Tak też się; stało, kiedy wybuchło powstanie listopadowe. Poeta, który w tym czasie prze­bywał za granicą, wybrał ojca (stary hrabia zakazał mu udziału w zrywie) i tym samym znalazł się w kolizji z funkcjonującymi, zwłaszcza w romantyzmie polskim, stylami zachowań patrio­tycznych, co uświadomił sobie z niesłychaną siłą.

M łodego człowieka początków XIX w., wychowanego w glorii wojen napoleońskich, chrze­śniaka. samego Napoleona, mierziła własna bezczynność w obliczu pożarów, wojen, mordów, rewolucji. Miał świadomość, że nie dopełnił obowiązku narodowego i dlatego czuł, że jest osobą znajdującą się w szczególnej izolacji od zbiorowości. Jego zachowanie mogło być przecież spo­łecznie nie akceptowane. Wyobraźnia Krasińskiego jeszcze tę sytuację niesłychanie wyolbrzy­miła. Ów stan wyobcowania i oderwania charakteryzował w listach jako bliski szaleństwu.

Wstaje świt [...j Tak, wstaje świt, ale nie wiemy jeszcze teraz, czy to żona nowego życia, czy blask przelotny ukazujący się wówczas, gdy zginąć ma naród. Żyję w okropnej udręce. Gazety pełne niejasnych -wieści - tak zaczyna się list Krasińskiego, który był jego pierwszą reakcją na wiadomość o wybuchu powstania listopadowego. W liście tym zapewnia również przyjaciela, że weźmie udzi ał w walce, że odda życie ojczyźnie. Lecz wśród wyznań i deklaracji pojawiają się nieyasne, trwożliwe przeczucia.

Krasiński ujawnia też lęk przed hańbą, strach przed samotnością, publicznym napiętnowa­niem, przed oskarżeniem o tchórzostwo i zdradę.

Obawy Krasińskiego, jak się niedługo okazało, nie były bezpodstawne. Mógł się domy­ślać, że generał Krasiński zajmie wobec powstania wrogie stanowisko, a od jego opinii i zale­ceń uzależniał przecież swoją postawę. Udawał jeszcze przed samym sobą wiarę, że ojciec zezwoli mu na udział w walce, że ocali honor Krasińskich, lecz zarazem już się domyślał, jak złudne są to oczekiwania. Toteż czuł się wzgardzony, ośmieszony, znienawidzony; lękał się wyjść na ulicę, drżał przed spotkaniem ze znajomymi. W listach do przyjaciół wysuwa się wówczas na pierwszy plan obraz rozpaczliwego rozdarcia między ojcem a synem, poczucie bezradności i osamotnienia.

Kiedy wreszcie Krasiński dostaje wyczekiwany list, w którym ojciec perswaduje, by uczył się zamiast walczyć, by podróżował, bywał w salonach, wybucha całą goryczą nagromadzone­go od tylu miesięcy cierpienia i bólu:

List od ojca, zawierający jego decyzję, spodowował, iż Krasiński jedyne wyjście z sytuacji zaczął widzieć w śmierci - skoku w przepaść. Wydawało mu się, że tylko w niej znajdzie wybawienie przed narastającym osamotnieniem i hańbą. Choć na szczęście były to tylko sło­wa, to jednak w jego korespondencji często będą się pojawiały dramatyczne stwierdzenia, jak np. to:

O śmierci, poczuciu osamotnienia pisał Krasiński także wtedy, gdy przeżywał miłość, uczu­cie, które było jego największą naniię^ością. Poeta marzył, jak przystało na typowego czło­wieka romantyzmu, o miłości namiętnej, która zagarnia catąjego duszę, wypełniają obrazami szczęśliwymi bez granic. W wielu listach przedstawiał więc takie uczucie oraz jego etapy: po­czynając od szalonej, wspanialej namiętności, a kończąc na rozstaniu i związaną z nim wszech­ogarniającą samotnością i cierpieniem.

Po definitywnym rozstaniu z Angielką Henriettą Willan, którą obdarzył pierwszą młodzień­czą miłością, skarżył się przyjacielowi:

Wiele razy nietrudno oprzeć się więc wrażeniu, że autor Przedświtu swoje spojrzenie na miłość łączy silnie z romantycznym stereotypem. Ale też nie można niekiedy wątpić w szcze­rość, z jaką w niektórych listach pisze o uczuciu, jakim darzył ukochane kobiety. Z wielu wy­powiedzi kierowanych do różnych adresatów wyłania się portret człowieka nieszczęśliwego, rozdartego wewnętrznie, ulegającego stale najgorszym przeczuciom.

Miłość Krasińskiego, już od miłości do ojca poczynając, wiązała się zawsze z cierpieniem i z poczuciem osamotnienia, co zostało głęboko wpisane w całe życie poety.

W 1834 roku poznał w Rzymie Joannę Bobrową, którą szczerze pokochał. Gdy jednak postanowił ją poślubić, doszło do konfliktu z ojcem, pod którego naciskiem opuścił ukochaną. Również z wielu względów nie mógł się ożenić z Delfina Potocką, którą poznał w Neapolu w 1838 roku. Choć połączyła ich wielka i długotrwała mitość, to jednak z woli ojca wziął ślub z kobietą, której, jak twierdził, nigdy nie kochał - z EliząBranicką. W miesiąc po ślubie pisał do Delfiny: Żadna na świecie kobieta tak olbrzymiej obojętności w nikim nie -widziała, jak ona we mnie. Przyjrzyjmy się fragmentom kilku listów, pochodzących z różnych okresów, w których Zygmunt Krasiński w przejmujący sposób opisuje swoje przeżycia i doznania związane z miło­snymi udrękami. Z listów do Henryka Reeve.

Eliza Orzeszkowa „Nad Niemnem" (POZYTYWIZM)

Nad Niemnem Elizy Orzeszkowej to dziewiętnastowieczna powieść realistyczna, przesta­wiająca rozległy obraz życia społeczeństwa polskiego na Litwie. Akcja utworu toczy się w roku 1886 na Grodzieńszczyźnie, głównie we dworze Benedykta Korczyńskiego i w sąsiadują­cym z nim zaścianku szlacheckim Bohatyrowiczów.

Nad Niemnem to utwór o bogatej i złożonej problematyce. My jednak zwrócimy uwagę głównie na jeden spośród wielu występujących tu motywów - na samotność - i dlatego przyj­rzymy się bliżej właścicielowi Korczyna. Orzeszkowa, kreśląc bowiem portret Benedykta Kor­czyńskiego, z właściwą sobie wnikliwością, przedstawia człowieka głęboko nieszczęśliwego i samotnego, którego codzienne kłopoty pozbawiły złudzeń, zmusiły do zrezygnowania z mło­dzieńczych ideałów.

Postarajmy się prześledzić losy tego bohatera, by zrozumieć, co przeżywa, w jakiej sytu­acji się znajduje i jacy ludzie go otaczają, skoro z taką goryczą stwierdza: „Ot, ja to napustyni żyję! Ani wygadać się przed kim, ani u kogo rady albo pociechy zasięgnąć". Co sprawiło, że przez wiele lat był ponury, zamknięty w sobie i żył w poczuciu osamotnienia?

Po skończeniu studiów agronomicznych na Uniwersytecie Wileńskim, w 1861 roku Bene­dykt wrócił do rodzinnego majątku i zaczął gospodarować. Krótko potem, wraz z braćmi Do­minikiem i Andrzejem, zaangażował się w przygotowania do powstania styczniowego. Go­rączka, gwarem, zapasem przeleciały mu dwa lata. Powstanie zabrało mu najbliższych. Starszy brat Andrzej zaginął, Dominik zaś został zesłany w głąb Rosji. Wtedy to Benedykt po raz

pierwszy poczuł się niezmiernie samotny, gdyż nie tylko stracił braci, ale też uświadomił sobie, że synem bogatego domu obywatelskiego będąc, wcale bogatym nie był. Po klęsce zrywu naro-dowyzwoleńczeso znalazł się w bardzo trudnym położeniu. Postanowił bowiem za wszelką cenę utrzymać ojcowiznę, widząc w tym swój patriotyczny obowiązek, a także sens życia. Z początku marzył jeszcze o realizowaniu swoich młodzieńczych ideałów. Jednak, choć był gospodarny i pracowity, borykał się wciąż z poważnymi kłopotami finansowymi. Z tego też powodu stopniowo rezygnować musiał z marzeń i planów.

Benedykt pracował więc ciężko, spłacał pożyczki i należności, troszczył się o rodzinę, mając świadomość, że spoczywa na nim obowiązek utrzymania najbliższych oraz rezydentów. Musiał też, wbrew swoim przekonaniom, procesować się z sąsiadami, co przysparzało mu wie­lu kłopotów i zmartwień.

Korczyńskiemu byio niezmiernie trudno, gdyż w swojej pracy ponad siły czul się osamot­niony i prócz Marty od nikogo nie mógł oczekiwać pomocy. Jego problemy nie interesowały ani Emilii, ani brata Dominika, ani siostry.

Benedykta i Emilię od dawna już nie łączyły żadne więzi. Zamiast udzielić mu pomocy, której oczekiwał, Emilia obarczała go odpowiedzialnością za swoje złamane życie. Raziło ją niekiedy zachowanie męża. Zarzucała mu grubiaństwo, brak wrażliwości na piękno i poezję.

Benedykt z kolei nie rozumiał stawianych mu przez żonę zarzutów i głęboko przeżywał, że nie potrafi się z nią porozumieć. Tak bardzo pragnął przecież niegdyś, by była jego partnerką, przyjacielem, z którym mógłby się podzielić swoimi problemami.

W jednej z takich chwil zwątpienia otrzymał list od Dominika, który namawiał go, by sprze­dał Korczyn i wraz z rodziną przeniósł się do Rosji. Benedykt, samotnie borykający się z liczny­mi kłopotami, zaczął nawet poważnie zastanawiać się nad tą propozycją. O odrzuceniu jej zade­cydowała myśl o ukochanym synu, który od dziecka zakochany był w nadniemeńskiej ziemi.

Benedykt bardzo liczył na zrozumienie syna i marzył, że to on w przyszłości zajmie się prowadzeniem dworu. Natomiast Witold, który na wakacje przyjechał do domu, nie tylko nie rozumiał ojca, ale i ostro go skrytykował, co jeszcze bardziej pogłębiło samotność Benedykta. Witold zarzucał mu niewłaściwe wychowanie Leonii, usłużność wobec Darzeckiego, nieodpo­wiednie traktowanie chłopów i spór z Bohatyrowiczami. Dochodziło więc do częstych niepo­rozumień między ojcem i synem. Orzeszkowa dokładnie przedstawia, jak narastał ten konflikt, ukazując jednocześnie, że obydwaj bardzo cierpieli, bo - choć nie potrafili się porozumieć -darzyli się przecież ogromną miłością i byli dla siebie niezwykle podobni. Ostrą dyskusję na temat wychowania Leonii, zakończoną wyjściem Benedykta z salonu, tak oto komentuje narrator:

Wreszcie doszło do poważnej rozmowy, w trakcie której obydwaj poznali się na nowo, znaleźli wspólne marzenia i cele. Benedykt opowiedział synowi o swoich przeżyciach sprzed lat, o poczuciu osamotnienia, o marzeniach, których zmuszony był się wyrzec, i o tym, co spowodowało, że stał się takim, jakim jest człowiekiem. Witold, entuzjasta haseł pozytywi­stycznych, przejęty ideą pracy i reform społecznych, starał się natomiast przekonać ojca do swoich ideałów.

Rozmowa ta dla obydwu była bardzo istotna. Nie tylko nastąpiła między nimi zgoda, ale też Benedykt zrozumiał swoje błędy. Uświadomił sobie bowiem, że w ciągu lat ciężkiej pracy oddalił się od młodzieńczych ideałów i że Witold jest właśnie prawdziwym kontynuatorem tradycji patriotycznej. Odkrył też, że nie jest już samotnym człowiekiem, że ma oparcie w synu.

Stefan Źeromski ..Ludzie bezdomni"(MŁODA POLSKA)

Przyzwyczailiśmy się do opinii, że Ludzie bezdomni to powieść społeczna. Nie należy jed­nak zapominać, że utwór Stefana Żeromskiego jest też doskonałą powieścią psychologiczną, prezentującą bogatą wiedzę o człowieku i jego życiu wewnętrznym. Zaletą tej książki, jak zresztą wszystkich powieści Żeromskiego, jest, jak zauważył A. Makowiecki, zdolność do po­godzenia realistycznej obserwacji społecznej, funkcji poznawczej i obowiązku służby narodo­wej z postulatem ukazania metafizycznej kondycji człowieka, jego psychologicznych komplika­cji, jego trudności znalezienia odpowiedzi na pytania o cel i sens egzystencji.

Inżynier Korzecki to jedna z drugoplanowych postaci Ludzi bezdomnych. Wysoki, szczupły brunet, lat trzydziestu kilku [...] Czarne, głębokie, smutne oczy. Częstokroć zarobione do cna i upadłe, kiedy indziej świecące się od nienawiści i potęgi, jak biale kły tygrysa. Korzecki przy­pomina trochę głównego bohatera powieści Judyma, w którym w pewnym momencie znajduje wyrozumiałego słuchacza. Obu mężczyzn cechuje bowiem wrażliwość na krzywdę i cierpienie innych, nieumiejętność pogodzenia się z realiami życia. Obydwaj doświadczają samotności.

Źeromski kreśli portret człowieka wewnętrznie skomplikowanego, wrażliwego i osamot­nionego, który czuje potrzebę rozmowy z ludźmi o podobnych poglądach. Judym poznał go w Paryżu. Podróżował z przepracowanym wówczas i chorym na wyczerpanie nerwowe inżynie­rem przez trzy miesiące po Szwajcarii. Potem ich drogi rozeszły się. Przypadkowo spotkali się ponownie na dworcu kolejowym, gdzie Judym zastanawiał się, w którą stronę ma się udać i co robić po opuszczeniu Cisów. Korzecki zachęcił go, by wraz z nim pojechał do Zagłębia. Póź­niej wyjaśnił:

Nieraz Korzecki, w którego mieszkaniu, dość obszernym, ale pustym jak psiarnia, Judym zatrzymał się po przyjeździe do Sosnowca, opowiadał doktorowi o swoich stanach psychicz­nych, o wiecznie dręczącym go niepokoju. Snuł także rozważania na tematy egzystencjalne i społeczne.

Korzecki to człowiek o bogatej, skomplikowanej osobowości, wzroku zwróconym do wnę­trza duszy, nieco tajemniczy. Często czuje się zagubiony, wyalienowany ze społeczeństwa. Wiele podróżował, może ze względu na działalność konspiracyjną (pojawienie się tajemnicze­

go posłańca z przesyłką - rozdz. „Pielgrzym"), a może gnany ciągłym niepoko.em wewnętrz­nym. Nie potrafił odnaleźć szczęścia, nie zaznał nigdy bliskości drugiej osoty; czuł się jak pielgrzym, co się w drodze trudzi/Przy blaskach gromu.

Oczom czytelnika ukazuje się dekadent, nadwrażliwiec, żyjący w nieustamro lęku, ulegają­cy atakom nudy, smutku, zafascynowany śmiercią, a jednocześnie czujący przednią trwogę.

Choć zdecydował się na samotne życie, boi się samotności i niekiedy czujf potrzebę roz­mowy z kimś o swoich stanach psychicznych, przemyśleniach. Jednocześnie jahak zdaje sobie sprawę, że nie może zostać przez nikogo w pełni zrozumiany, bo czyż jeden cziwiek może wie­dzieć o prawdzie albo fałszu duszy drugiego człowieka. Ta myśl pogłębia tylko jego samotność.

Przyczyną samotności Korzeckiego, jego wyalienowania, jest również fakt że nie potrafi przejść obojętnie wobec krzywdy; ma, jak mówi, zanadto wyedukowaną świailcmość istnieją­cego wszędzie zła. Cierpi z powodu otaczającej go podłości i swojej bezsilności wobec niej, co często stara się kryć pod maską ironii i sarkazmu. Jednak świadomość, że nittnie pamięta o tym, iż człowiek -jest to rzecz święta, której krzywdzić nikomu nie wolno, nie pczwala mu, jak mówi Judymowi, spać i żyć.

Wyzwolenie od ogarniającej go samotności, wewnętrznych niepokojów, pustki, Korzecki odnajduje w śmierci, która ma być, według niego, świadomym wyborem człoweka. Któregoś sierpniowego dnia przyniesiono Judymowi list, w którym inżynier zawarł cytatz Apologii So­kratesa Platona, mówiący o głosie wewnętrznym człowieka (dajmonionie), kerującym Jego postępowaniem i o woli śmierci:

Zaniepokojony Judym pojechał do domu Korzeckiego. Jak się okazało, inżynier popełnił samobójstwo.

Leopold Staff .Deszcz jesienny" (MŁODA POLSKA)

„ Melancholia, tęsknota, smutek, zniechęcenie są treścią mojej duszy " - mówi Tetmajer w imieniu całego pokolenia. A my najmłodsi, my bracia duchom tych ludzi, my, którzyśmy sami tych upadków nie przeżywali, już w krwi przynieśliśmy z sobą na świat ten smutek, tę melancho­lię, to znużenie, a odziedziczywszy je, to tylkosmy zyskali, żeśmy własnym doświadczeniem tego wszystkiego złego przechodzić nie potrzebowali (Rekonwalescencja końca wieku). Powyższy cytat pochodzi z wypowiedzi „poety trzech epok" - Leopolda Staffa. Choć próbował on prze­zwyciężyć dekadenckie nastroje, tak typowe dla epoki (przypomnij sobie sonet Kowal z debiu­tanckiego tomu 5/1}'o/?o(ęt/ze - 1901 r.), to jednak w jego młodopolskich tomikach pojawiają się wiersze wyrażające pesymizm, rozgoryczenie i osamotnienie. Kreśli w nich Staff portret człowieka nieszczęśliwego, wyobcowanego, który jest rozczarowany i przerażony światem. Nie potrafi znaleźć swojego miejsca wśród ludzi i dlatego też ucieka od nich w samotność, a samotność ta dręczy go i doprowadza do stanów załamania i przygnębienia.

Deszcz jesienny z tomu Dzień duszy (1903 r.) , przypominający nastrojem Na Anioł Pański Kazimierza Przerwy-Tetmajera, przedstawia właśnie takiego nieszczęśliwego i samotnego czło­wieka. Wiersz zbudowany jest z trzech obrazów-wizji, przedzielonych refrenem, który potę­guje nastrój przygnębienia i smutku.

Przewodnim motywem pierwszego obrazu jest wizja mar, powiewnych, dziewiczych, idą­cych korowodem pośród płaczu i zawodzenia. Obraz drugi przynosi wspomnienia pogrzebu, rozstania, nie spełnionej miłości, pożaru. W ostatniej strofie dominuje motyw płaczącego sza­tana, przerażonego ogromem zniszczenia, którego dokonał.

Oto jesienny, deszczowy dzień. Krople deszczu uderzaj ą miarowo o szyby. Podmiot lirycz­ny, człowiek samotny, wsłuchuje się w ów płacz szklany, jęk szklany, patrzy przez okno na zamglony świat i poddaje się depresyjnemu nastrojowi. Powoli popada w coraz większe przy­gnębienie, bowiem uświadamia sobie bezsens istnienia.

Kolejne strofy-obrazy odkrywają „stan duszy" tego nadwrażliwca, tak łatwo ulegającego nastrojom chwili. Jest to człowiek opuszczony, samotny i niekochany:

Ogarnia go rozpacz na myśl o marzeniach, nadziejach, które nigdy nie miały się spełnić, które w dal poszły przez chmurną pustynię piaszczystą. Jest zatroskany, gdyż nie potrafi pora­dzić sobie z nieszczęściami, które na niego spadają. Nastrój przygnębienia pogłębia też świa­domość kruchości życia oraz fakt, że cierpienie dotyka nie tylko jego, ale też i innych ludzi. Wciąż powraca więc myślami do czyjejś śmierci [szaty czarnej żałoby, groby, smutek, ktoś umarł, byłem na jakimś pogrzebie, łzy, śmierć przerażenia], wokół słyszy płacz.

W wierszu Staffa pojawia się tak typowy dla poezji Młodej Polski motyw życia ludzkiego, ukazanego jako samotna wędrówka w dal ciemną, bezkresną, której zawsze towarzyszą: roz­stania, samotność, śmierć, poczucie pustki (metaforyczny obraz zniszczonego przez szatana ogrodu, ukazujący stan psychiczny podmiotu lirycznego).

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska Wybór wierszy_(XX-LECIE MIĘDZYWOJENNE)

Czytając liryki Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, zebrane w kolejnych tomikach po­etyckich, a szczególnie w Pocałunkach - zbiorku należącym do najwybitniejszych osiągnięć w twórczości poetki - nie możemy oprzeć się wrażeniu, że przeglądamy album z fotografiami naszych babci, matek i sióstr. Choć każde zdjęcie jest inne -jedne pożółkłe ze starości, inne nasycone barwami, a przedstawione na nich kobiety uchwycone zostały w różnych sytuacjach - to jednak łączy je jedno: wykonała je doskonała znawczyni kobiecej natury. Z niezwykłą wrażliwością ukazała bowiem nie tylko piękno zewnętrzne fotografowanych, drobiazgi, jakie je otaczają, ale też, a może przede wszystkim, bogaty świat doznań i przeżyć; marzenia, tęsk­noty, lęki kobiet młodych i starych.

Najpierw przyjrzyjmy się szczęśliwej, bo świadomej swego wdzięku i kochanej, kobiecie. Spogląda ona na zdjęcie Miss Ameryki, z pewnością młodej dziewczyny o doskonałej urodzie, która została zauważona i doceniona przez jurorów konkursu. Bohaterka liryczna niczego jej jednak nie zazdrości. / cóż ci z tego przyjdzie żeś miss ameryką /ze masz ciało wenery a twa­rzyczkę kotka - stwierdza z pewnym lekceważeniem, a nawet wyższością. Wie bowiem, że nie zaznała ona tego, co jest najważniejsze - miłości i oddania jedynego mężczyzny; uczucia,

dzięki któremu kobieta czuje się piękna i potrzebna [on mnie -wybrał i zmierzył podług swych kanonów [...] dla niego jednego ja jestem miss ziemia].

Na większości zdjęć widzimy jednak inny typ kobiet. Z ich spojrzeń, gestów z łatwością możemy wyczytać, że mimowolnie jesteśmy świadkami dramatu, jaki przeżywają. Są to kobie­ty samotne i niekochane. Czekają na swojego idealnego mężczyznę, tęsknią za jego bliskością;

często nie potrafią pogodzić się z odejściem, rozstaniem.

Oto współczesna kobieta, przyrównana do okaleczonej rzeźby Nike z Samotraki, wyciąga za odchodzącym kochankiem odcięte ramiona i choć została silnie zraniona, ciągle będzie poszukiwać miłości (Nike), tęsknić za pocałunkami (Zawód). W samotności, lecz jeszcze pełna nadziei, czeka na list od ukochanej osoby. Ten zaś, miast zapewnień o miłości, przyniesie głę­bokie rozczarowanie i poczucie pustki.

Niekiedy jednak nie otrzyma nawet upragnionej korespondencji. Ze zniecierpliwieniem wyglądać będzie listonosza, czekać w bramie, błagalnym uśmiechem wzbudzać litość - na próżno ... (Listy z tomu Wachlarz).

Dotkliwą samotność odczuje, gdy, wędrując po plaży, przyglądać się będzie wyrzuconym przez fale meduzom i muszlom (Wybrzeże), również i w trakcie samotnego spaceru po pustym parku. Widok róży skłoni ją do bolesnej refleksji:

Innym razem, w ZOO, obserwować będzie lwią parę i obudzi się w niej żal i zazdrość (Lwy •w klatce). Często ogarniają ją wspomnienia. Nocą, nad łóżkiem samotnej kobiety [...J księżyc [...J rozwija pełne wspomnień tapety... (Tapicer). W dzień przegląda stare fotografie i znów powraca uczucie pustki. Jedno ze zdjęć przypomina jej bowiem chwile szczęścia, które już nie powrócą. Nie sposób więc dobrać słowa, by wyrazić bezbrzeżną samotność, tęsknotę, a może gorycz.

Zdarzy się też, że do zadumy skłoni przeczytana lektura, traktująca o kobiecie, która też była samotna i opuszczona. Oto Ofelia, młodziutka, wrażliwa dziewczyna. Porzucona przez Hamleta, który odrzucił jej miłość, by pomścić na stryju zamordowanie ojca, popełnia samo­bójstwo. Musi jednak jeszcze minąć wiele czasu, by uświadomiła sobie, że jej marzenie o głę­bokim uczuciu było naiwną fikcją, że jej nie kochano, po prostu (Ofelia).

Dotąd przyglądaliśmy się kobiecie młodej. W poetyckim albumie polskiej Safony są rów­nież zdjęcia kobiety dojrzałej, która zaczyna obserwować w sobie proces starzenia się, czuje lęk przed starością i towarzyszącą jej samotnością. Bohaterka liryczna wiersza Starość z tomu Różowa magia skarży się:

Zofia Nałkowska ..Granica"(XX-LECIE MIĘDZYWOJENNE)

„Nikomu nic nie zależało na tym, co z nią „ jest, czy robi to, czy co innego, czy jest w ogóle "

Granica Z. Nałkowskiej to nie tylko powieść społeczno-obyczajowa, ale również doskona­ła powieść psychologiczna. Wśród wielu zagadnień, które zostały w niej poruszone, pojawia się dość wyraźnie zarysowana próba odpowiedzi na pytanie, co decyduje o losie i życiu czło­wieka, czym jest starość, samotność. Można też znaleźć tu wiele materiału do przemyśleń na temat odpowiedzialności człowieka wobec tych, z którymi łączy go więź uczuciowa. Autorka Granicy zauważa, że na nasze postępowanie wpływają różne czynniki, których często nie po­trafimy lub nie chcemy sobie uświadomić. Stąd zdarza się, że błędnie oceniamy siebie, źle

interpretujemy słowa i zachowanie innych ludzi, nawet bardzo nam bliskich. Widzimy bowiem

tylko to, co chcemy, co jest nam wygodne. Często taka subiektywna ocena sprawia, że popełniamy wiele błędów.

Do takich rozważań skłania nie tylko historia Zenona, Elżbiety czy Justyny, ale też i drugo­planowych postaci. Przyjrzyjmy się więc dokładnie jednej z nich - Cecylii Kolichowskiej -

której portret psychologiczny nakreśliła Nałkowska wyjątkowo wnikliwie i sugestywnie. Sie­dząc jej losy, nietrudno zorientować się, że autorka próbuje ukazać, iż człowiek jest skompliko­waną istotą, której nie sposób opisać w kilku zdaniach. Nie można jednoznacznie określić, kim jest i dlaczego jest taki, a nie inny. Stąd narrator nie tylko przedstawia czytelnikowi myśli i zachowania wdowy po rejencie, ale też ukazuje, jak postrzegają tę samotną kobietę i co o mej sądzą inni (Elżbieta Biecka, syn Karol, ludzie spod podłogi).

Cecylia Kolichowska - właścicielka trzypiętrowej kamienicy - jest małostkowa i uparta. Niekiedy bywa wyjątkowo surowa, wręcz bezlitosna dla lokatorów mieszkających w jej domu. Opis salonu - rupieciarni, świetnie zachowanego fragmentu muzealnego z ostatnich lat XIX wieku - przypominającego nieco wyglądem mieszkanie Dulskiej z dramatu G. Zapolskiej, do­pełnia jakby charakterystyki tej postaci. Sugeruje brak poczucia smaku jego właścicielki, nasu­wa też myśl o obsesyjnej skłonności do gromadzenia wokół siebie licznych, zbędnych niekie­dy, przedmiotów.

Pani Cecylia jest kobietą nieustępliwą, przykrą dla otoczenia, niewrażliwą na krzywdę in­nych ludzi. Stara się uzyskać jak największe dochody z kamienicy, stąd stanowczo egzekwuje czynsz od lokatorów, przerabia piwnice na mieszkania.

Właścicielki kamienicy nie wzrusza też los stróża Ignacego. Kiedy jest już zbyt słaby i chory, aby dobrze wypełniać swoje obowiązki, domaga się ona od Elżbiety, by umieściła [Igna­cego] w szpitalu, jego żonie kazała się wynieść, a na ich miejsce znalazła ludzi odpowiedzial­nych, z którymi byłby wreszcie spokój.

Dotychczasowa ocena tej postaci jest jednak jednostronna i niepełna. Narrator, który stara się być obiektywny, dopuszcza więc do głosu usprawiedliwienie bohaterki. Stopniowo pogłę­bia jej portret psychologiczny. Analizuje jej stany wewnętrzne, przeżycia. I oto poznajemy inną panią Cecylię, która głęboko przeżywa dramat niekochanej, samotnej kobiety. Kobiety

skrzywdzonej przez los, nie potrafiącej pogodzić się z osamotnieniem i boleśnie odczuwaną starością.

Pani Cecylia, dwukrotnie owdowiała niewiasta, uważała się za osobę sponiewieraną przez życie. Po raz pierwszy wyszła za mąż za człowieka, którego darzyła głębokim uczuciem. Po dziesięciu latach Konstanty Wąbrowski, socjalista, musiał wyemigrować z kraju, pozostawia­jąc żonę wraz z ośmioletnim synem bez środków do życia. Dopiero znacznie później pani Cecylia dowiedziała się, że za granicą Konstanty miał dziecko z kobietą, którą poznał jeszcze przed wyjazdem. Czyż więc nie miała prawa czuć się oszukana, zdradzona i rozżalona?

Drugie małżeństwo, tym razem zawarte z rozsądku, ze starszym od niej, bogatym rejentem Kolichowskim, również nie było udane i dawało dużo tematów do daremnych rozpamiętywań i zgorzkniałych opowieści. Zazdrosny mąż więził jaw domu, dręczył podejrzeniami, nie pozwa­lał bywać między ludźmi, nie pozwalał się ubierać, tańczyć, podróżować. Po jego śmierci zaś okazało się, że przez wiele lat utrzymywał kochankę.

Małżeństwo z Kolichowskim zniszczyło więzi, jakie łączyły panią Cecylię z synem Karo­lem. Przez wiele lat nie utrzymywali ze sobą kontaktów, co pogłębiało jej samotność. Dopiero kiedy nie wstawała już z łóżka, a jej stan zdrowia pogarszał się z dnia na dzień, Karol, który przyjechał z Paryża, zaczął spędzać z nią wiele czasu. Rozmawiali o przeszłości, skrywanych dotąd uczuciach, wyjaśniali swoje zachowania. Dopiero wówczas, niedługo przed śmiercią, usłyszała od syna to, na co czekała całe życie. Dowiedziała się, że była przez niego podziwiana i kochana. To zaborcza miłość młodego chłopaka nie pozwoliła mu pogodzić się z jej drugim małżeństwem, na wiele lat skazując Cecylię na samotność i cierpienie.

Nałkowska w sposób bardzo ciekawy ukazuje też relacje między panią Cecylią a Elżbietą Biecką. Przeprowadza wnikliwą, wielostronną analizę wzajemnych stosunków między tymi kobietami. Wszystkie ich problemy wynikają z tego, że nie potrafią wyrazić swoich uczuć, nie umieją uzewnętrznić tego, co wzajemnie do siebie czują. Cecylia - rozgoryczona, opuszczona przez syna - darzyła bratanicę ogromną miłością. Nigdy jednak nie zaznała od niej czułości, nie czuła się przez nią rozumiana. Ciotka była o Elżbietę zazdrosna, chciała ją zatrzymać dla siebie. Ogarniał ją lęk na myśl o tym, że mogłaby utracić dziewczynę, choć często, jak sądziła, Elżbieta stalą po drugiej stronie barykady, była oschła wobec niej. Kiedy Biecką wyjechała do matki, pani Kolichowska obawiała się, by nie zaszły żadne zmiany w ich wzajemnych rela­cjach. Nieufność i obawy budził też każdy mężczyzna, który pojawiał się w życiu Elżbiety.

Tymczasem Elżbieta dbała o ciotkę w chorobie, była troskliwa, wyrozumiała. Nie potrafiła jednak okazać jej miłości, powiedzieć, co czuje. Na pytanie Cecylii, czy nie jest dla niej uciąż­liwe pielęgnowanie starej kobiety, odpowiedziała, że jest jej to winna, gdyż to właśnie ona opiekowała się nią w dzieciństwie.

Dopiero po śmierci ciotki Elżbieta uświadomiła sobie, jak bardzo silna więź je łączyła:

Pani Cecylia boleśnie odczuwała swoją, samotność i niezrozumienie. Do rzadkości jednak należały skargi, jak choćby ta, w trakcie sporu z Elżbietą, o psa Fitka.

Poczucie osamotnienia pogłębiała w Kolichowskiej także myśl o starości, z którą nie mo­gła się pogodzić i która napawała ją lękiem. Z bólem mówiła, iż wszystkiego się spodziewała, ale starości, zniedołężnienia nigdy. Kiedy raz do roku, w dniu jej imienin, zbierały się w salonie znajome starsze panie, z przerażeniem uświadamiała sobie przynależność do owego kongresu czarownic, a także i to, że jej ciało staje się tak samo zwiotczałe i pomarszczone. Starość wiąza­ła się z utratą złudzeń, nadziei na to, że kiedykolwiek spełnią się jej pragnienia:

Cecylia Kolichowska jest niewątpliwie jedną z najciekawszych postaci kobiecych, wykre-| owanych w literaturze XX-lecia międzywojennego. Kreśląc jej portret, Nałkowska ukazała kobietę rozczarowaną życiem, rozgoryczoną, ale przede wszystkim wyjątkowo samotną.

Gustaw Herling-Grudziriski ..Wieża"_(WSPÓŁCZESNOŚĆ)

Cierpienie, samotność, poczucie izolacji - nie jest łatwo zaakceptować te doświadczenia.

Boimy się bólu, osamotnienia i na co dzień unikamy myślenia o tym. Ucieczkę przed ludźmi ; przeżywającymi tragedię motywujemy wielką wrażliwością na cierpienie, brakiem czasu, nad-! miarem zajęć... Lęk nasz jest do pewnego stopnia usprawiedliwiony, lecz trzeba go przezwy­ciężyć i zrozumieć, że przecież cierpienie i poczucie osamotnienia należą do naszego życia, w którym wszystko ma swój czas. Naprawdę uświadamiamy to sobie dopiero wówczas, kiedy , spotyka nas lub naszych najbliższych nieszczęście. Wtedy przychodzi chwila głębokiej reflek-i sji, próby odpowiedzi na dręczące pytania: dlaczego mnie to spotkało; czym zawiniłem? Ten ' moment jest dla nas, ale i dla otaczających nas ludzi, szansą nowego spojrzenia na człowieka, jego wartość. Dotychczas interesowaliśmy się może tylko sprawami wymiernymi, materialny­mi. Teraz nie ma to już żadnego znaczenia. Zaczynamy zdawać sobie sprawę z naszej słabości, ; kruchości istnienia, pozorów pewnych wartości. Dopiero gdy doświadczymy cierpienia, kiedy / czujemy się bezbronni i samotni, dostrzegamy, jak ważna jest bliskość drugiej osoby. Uczymy l się od nowa tego, o czym często, w ferworze codziennych zajęć, zapominaliśmy: współczucia, ^ umiejętności dostrzegania innych ludzi i ich problemów. Obcowanie z cierpieniem i samotno-; ścią wyzwala też z egoizmu, który nas często zasklepia w pancerzu nie do przebicia. Zaczyna-', "^y dostrzegać, że ktoś potrzebuje pomocy, czujemy, że powinniśmy wziąć na siebie brzemię jego nieszczęścia, a może tylko wystarczy powiedzieć: jestem z tobąw twoim bólu, podzielam

twój ból.

O samotności, godnym przyjmowaniu cierpienia, stosunku do Boga, do człowieka traktuje i opowiadanie G. Herlinga-Grudzińskiego pt. Wieża, pochodzące z tomiku Skrzydła ołtarza,

wydanego po raz pierwszy w paryskiej „Kulturze" w 1960 r. Utwór przedstawia losy dwóch mężczyzn - Lebbrosa, czyli trędowatego, żyjącego w XVIII w., i nauczyciela z Turynu, który zmarł w 1944 roku. O pierwszym z nich dowiadujemy się z książeczki de Maistre'a, którą

streszcza narrator, o drugim z relacji samego narratora. Obydwaj mężczyźni dotknięci zostali nieszczęściem, jednak ich postawy wobec niego były całkowicie różne. Trędowaty, który zo­stał pogrzebany za życia, samotny z konieczności, choć cierpiał, umiał pogodzić się ze swoim losem. Zaufawszy dobroci i mądrości Boga, przyjął świat i życie takimi, jakie one są: z istnie­niem zła i cierpienia. Mimo tragedii, jaka go dotknęła, kochał ludzi, służył im i pragnął kontak­tu z nimi, choć wiedział, że jest to niemożliwe. Nauczyciel zaś sam skazał się na samotność. Odrzucił świadomie bliskość ludzi i wiarę w Boga.

W roku 1782, do wieży usytuowanej nieopodal Aosty przywieziono młodego, zarażonego trądem mężczyznę, skazując go na nie kończące się konanie w samotności. Trędowaty (Pier Bernardo Guasco) spędził w wieży dwadzieścia jeden lat. Przeżywał ogromnie cierpienia, jed­nak bardziej niż ból dręczyło go uczucie samotności i brak jakiejkolwiek nadziei; nie potrafił w niczym znaleźć ukojenia, bo -jak mówił - nieszczęśliwy jest samotny wszędzie. Lebbroso od­czuwał silną potrzebę kontaktowania się z ludźmi, jednak świadomie z tego rezygnował, gdyż doskonale rozumiał, że jego choroba jest zaraźliwa. Nie oznacza to jednak, że nie przeżywał silnej tęsknoty za obecnością drugiego człowieka. Zajmował się hodowaniem kwiatów, jednak nigdy ich nie dotykał. Chronił je w ten sposób od zarażenia, gdyż inaczej nie mógłby ich niko­mu ofiarować. Cieszyło go, że może je podarować posłańcowi przynoszącemu ze szpitala żyw­ność. Radość sprawiało mu obserwowanie przybiegających do ogrodu dzieci. Zawsze jednak z wieży spoglądał, jak zrywają kwiaty, gdyż nie chciał ich przestraszyć swoim wyglądem, a przede wszystkim zarazić. Niekiedy, by zagłuszyć samotność, wymykał się ze swojej pustelni i błąkał po okolicy, po kryjomu obserwował ludzi i niekiedy ogarniała go zazdrość, którą starał się, na ile to możliwe, tłumić.

Zdarzało się też, że nie widziany przez nikogo, przytulał się do drzew i błagał Stwórcę, by je ożywił i dał mu choć jednego przyjaciela. Samotność nauczyła go również kochać przedmio­ty, gdyż oglądane co dnia, stały się w końcu jedynymi towarzyszami jego życia.

Przez pewien czas Lebbroso nie był sam. Do wieży bowiem przywieziono jego siostrę, której trąd zaatakował tylko piersi, więc istniała niewielka nadzieja na wyzdrowienie. Trędo­waty, by nie zarazić dziewczyny, jeszcze bardziej starał się nie przebywać blisko niej.

Choć mężczyzna prawie nie widywał siostry, to jednak wspólne modlitwy, natrafianie na ślady jej obecności, a nawet sama świadomość, że o nim myśli i jest niedaleko, powodowała, że me czuł się jak człowiek opuszczony. Nic więc dziwnego, że kiedy dziewczyna zmarła, wyjąt­kowo silnie odczuł, że jest skazany na wieczną samotność i popadł w apatię. Depresję pogłębił

też, wydawać by się mogło, drobny incydent, który dla Lebbroso stanowił tragedię. Razem z siostrą przygarnęli psa, który przepędzany przez żywych, był prawdziwym skarbem w domu zmarłych. Miracolo, który po śmierci siostry Trędowatego był jego jedynym przyjacielem, zo­stał ukamieniowany przez ludzi pełnych obawy, iż błąkające się po okolicy zwierzę może prze­nieść zarazę. Po tym wydarzeniu, by ukoić ból, samotnik wybrał się do swojego ukochanego zakątka, gdzie ujrzał parę zakochanych ludzi. Wtedy po raz pierwszy zbuntował się przeciwko Stwórcy, który rozlał strumień szczęścia na wszystko, co oddycha, a tylko on. Trędowaty, został skazany na życie w samotności. Wówczas też zdecydował się podpalić wieżę i zginąć w pło­mieniach. Prawdopodobnie uczyniłby to, gdyby nie znalazł listu od siostry; prosiła go, aby żył i umarł jak dobry chrześcijanin. W nocy Lebbroso czytał księgę Hioba, w której znalazł pocie­szenie i ukojenie - od tego momentu przyjął jego postawę. Trędowaty, tak jak Hiob, przyjmuje sprawiedliwość Bożą. Uświadamia sobie, że w stosunku do wielkiego i niepojętego Boga, za­miast buntu, przystoi człowiekowi milczenie. Rozum ludzki jest przecież bezradny wobec za­gadki cierpienia i samotności. Jedynym sposobem na przezwyciężenie ich jest nieustawanie w wierze, pełna czci pokora i miłość do Boga i ludzi.

Śledząc losy Lebbrosa, z całąpewnością możemy mówić o heroizmie jego postawy. Musiał bowiem zdobyć się na ogromną wytrwałość, by pogodzić się z wolą Stwórcy, który tak dotkli­wie go doświadczył. Trędowaty był przecież zawsze samotny, stracił rodziców jako dziecko i nigdy ich nie widział, została mu tylko siostra, która umarła przed dwoma laty, nie miał nigdy przyjaciół. Ze względu na swoją chorobę, sam dbał o to, by nie kontaktować się z ludźmi. Wyrzekł się nawet możliwości wymiany listów z Maistre'm, choć to z pewnością złagodziłoby choć trochę jego osamotnienie.

Przytaczając historię Trędowatego, narrator przypomina sobie widzianą w młodości rzeźbę kamiennego pielgrzyma oraz związaną z nią ludową legendę, która głosi, iż ustawiona u stóp góry figura co rok przesuwa się na klęczkach o ziarenko maku, a gdy dotrze na szczyt Świętego Krzyża, nastąpi koniec świata.

Tym, co łączy pielgrzyma świętokrzyskiego i trędowatego z Aosty, jest, według narratora, ich bezgraniczna samotność i cierpienie. Bożena Chrząstowska, dokonując interpretacji utwo­ru Herlinga-Grudzińskiego, zauważyła, że kamienny pielgrzym - znak cierpienia, samotności i głodu Boga -jest [...] komentarzem odautorskim do postaci Lebbrosa: właśnie on wybrał trud­ną wspinaczkę na szczyt świętej góry.

Jak wspomnieliśmy we wstępie, inną postawę wobec samotności i cierpienia przyjmuje nauczyciel z Turynu. Ten stary już człowiek jest samotny z wyboru. W czasie trzęsienia ziemi na Sycylii, w 1908 roku, stracił żonę i troje dzieci. Przeżył wówczas silne załamanie; próbował nawet popełnić samobójstwo. Został odratowany, ale nie widział już sensu życia. Zamieszkał samotnie w domku pod Muchone. Izolował się od ludzi, nie wierzył w Boga.

Jednak kiedy w 1944 r. do miasteczka przybyli Niemcy i wszyscy oczekiwali, że Sycylij­czyk poświęci życie jako zakładnik, w zamian za ukrywających się mężczyzn, nauczyciel prze­straszył się. Ogarnął go niepojęty skurcz strachu w obliczu rzeczywistości śmierci w momencie, kiedy mógł ocalić życie drugiego człowieka, oddając swoje, na którym mu nie zależało. Za­miast niego został rozstrzelany proboszcz. Nauczyciel zaś zmarł samotnie w swoim domu na­stępnego dnia.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
19, Samotność
19 Mikroinżynieria przestrzenna procesy technologiczne,
Prezentacja1 19
19 183 Samobójstwo Grupa EE1 Pedagogikaid 18250 ppt
19 Teorie porównanie
Sys Inf 03 Manning w 19
19 piątek
19 Emptio venditio ppt
PRCz Wyklady 19 21a
12 19 Life coaching
14 19 (3)
19 Substancje toksyczne
19 rachunek calkowy 5 6 funkcje o wahaniu skonczonym
2015 08 20 08 19 24 01
2002 07 19

więcej podobnych podstron