szymura0322nazwywłasne


Nazwy własne - kolejny dziwnie rozpoczynający się fragment wykładów opisany jako 22 marca.

Żeby przeciwstawić nazwy własne terminom ogólnym mówi się że denotują ale nie konotują. Terminy ogólne konotują uniwersalia. I to jest klasyczna denotacyjno konotacyjna teoria znaczenia która mówi ze nazwy własne wyłącznie denotują.

J S Mill.

Tutaj nie trzeba za wiele mu przypisywać. Mill nie mówi ze z tym znakiem nie kojarz asie różne myśli, gdyby był asocjanistą by powiedział ze nazwy maja znaczenie. Gdyby był behawiorysta to by powiedział ze te znaki są solidnymi bodźcami,. Mill mówi tylko tyle ze nazwy własne nie n maja konotacji znaczenia na mocy reguł semantycznych. Proponuje rozważyć to czy ich funkcja jest wskazywanie i rzeczywiście nie maja znaczenia.

Argumentem jest argument słownikowy. W słownikach nie ma nazw własnych. Np. Ryle pisał ze słowniki nie pouczają nas o znaczniej nazw własnych bo one nie znaczą nic, podobny pogląd u (????) i to jest taki sposób traktowania nazw własnych jakby one nie należały do języka. Użyć nazwy własnej to tak jak gestem ręki kogoś wskazać jak nakreślić znak na drzwiach, potem jak już kogoś wskaże to można wiele o tym mówić, wskażę piec i powiem: jest chłodny.

Znaleźć nazwę własną i jej użycie to mieć do czynienia z konkretem. Na gruncie tej koncepcji.

Drugi argument: nazwy własne wprowadza się arbitralnie do języka. Gdyby nie zewnętrzne dla języka zasady prawne, syn mógłby mieć na imię Powszechnik itp. zakaz prawny nie jest zakazem językowym,.

Następnym argumentem jest argument wskazujący, że nie ma zdań analitycznych ani kontradyktorycznych z nazwami własnymi w podmiocie. Mogę powiedzieć IV RP będzie w istocie V RP mogę powiedzieć: Kołobrzeg leży daleko od brzegu. Skoro niemożliwe są zdania sprzeczne z nazwami własnymi w podmiocie, niemożliwe są zdania analityczne z nazwami własnymi w podmiocie. Wyjaśnienie: nie można w predykacie zaprzeczyć podmiotowi, bo nie ma on konotacji. Nazwa jedynie wskazuje. Analityczność i kontradyktoryczność co jako pojawiające się wyłącznie w kontekstach w których występują terminy ogólne nie ma zastosowania.

Argument przez (Richa??) wprowadzony. Zwrócił on uwagę, że negacja inaczej się zachowuje z terminami ogólnymi a inaczej z terminami które są uważane za nazwy własne. Ktoś zrobi nam coś złego minie jakiś czas zrobi nam to samo i powiemy to jest ta sama niesprawiedliwość. Przebiegł pies - nie Azor. Dziś znów przebiegł pies - nie Azor. Ale nie powiemy, to jest ten sam nie-Azor. Nie ma znacznie które można by było zanegować - mówi się.

Kolejna różnica najczęściej podnoszona (Arystoteles): o Sokratesie bardzo wiele rzeczy można orzec, a Sokratesa nie można orzec o niczym, nazwa własna nie służy do orzekania o czymkolwiek. A predykaty można o Sokratesie orzec. Ta różnica wyrażana była przez wskazanie że o prawdziwości i fałszywości mówimy w związku z predykatami. Nazwy Sokrates można użyć tylko w sposób udany bądź nie ale nie pojawi się tam fałsz.

Kolejny powód: powód który analizowali scholastycy, za nimi problem ten podniósł (Rich??): terminy ogólne i terminy jednostkowe występując w połączeniu z tymi samymi wyrażeniami (komplikuje) a jak się zamieni te terminy ogólne na nawy własne to teksty tracą sens. Przykład:

Który filozof powinien więcej czytać? Każdy filozof powinien więcej czytać. Zamieńmy w tym kontekście nazwę filozof na imię własne.

Który Sokrates powinien więcej czytać?

Powiedzenie każdy Sokrates powinien robić coś takiego a takiego - też nonsens.

Scholastycy: nonsens wynika z pomieszania kategorii. Wyrażenia nomen indiwiduum, których funkcja polegała na tym, że były nazwami indywiduów pomieszane z nomen narture. A więc nazwę własną z nazwą ogólną. Tam gdzie sens ma nazwa ogólna wstawienie nazwy własnej powoduje nonsens.

Kolejna różnica: co innego się dzieje w jeżyku gdy zaprzeczamy istnieniu czegoś co nazywamy terminem ogólnym i czegoś co tylko nazywamy. Kiedy ja powiem: nie ma czegoś takiego jak człowiek sześciometrowy, dyskusja może się toczyć. Ale kiedy ja powiem: nie ma czegoś takiego jak John Denohy? Koniec dyskursu. Zdania ogólne kończą dyskurs a gdy pojawia się nazwa własna dyskurs się kończy. Dlaczego? Bo znacznie nazwy własnej występuje tutaj w konkrecie, jeżeli ja powiem, że jego nie ma, to mówię że nie ma czegoś co nadaje nazwie funkcję nazwy własnej, odmówiłem nazwie własnej właściwej funkcji , tym samym zlikwidowałem nazwę własną mówiąc nie ma czegoś takiego jak John Denohy.

Zatem sporo jest kontrargumentów na rzecz tezy że nazwy własne znaczą inaczej, że nie mają znaczenia ogólnego że wiążą się z tym co nie jest ogólne - z konkretami.

Ale przyjrzyjmy się sytuacji. Jednak z nazwami jakieś znaczenia wiążemy. Coś, jakieś myśli się nam łączą. Gdybyśmy się znaleźli u znajomej, i znajoma wydaje okrzyk Wujek! I wchodzi (???) i tu zaskoczenie - jest możliwe bo słowo wujek coś znaczyło. Wiec może jednak nazwy własne mają funkcje semantyczne?

Np. Levi Strauss uważał że imiona własne mają konotacje kulturową. Wiąże się z imieniem własnym pewien wymodelowany w kulturze Obraz nosiciela imienia. Zosia z PT raczej jasnowłosa, nieleciwa itp. tomiki wierszy poświęcone imionom - jakie to trafne, myślimy! Ale wydaje nam się że nawet jeśli zakorzenione w kulturze jest bardziej arbitralne niż w przypadku terminów ogólnych, jeśli nic nie stoi na przeszkodzie żeby imię Zosia odnieść do brunetki lub mężczyzny. Zosia poszedł na wykład.

Jest tutaj jakaś większa dowolność, ale nie ma całkowitej arbitralności. Nie można imienia nadać tak aby nie można było się kierować cechami obiektu który się mści. Rozbójnicy Milla musieli wiedzieć gdzie postawić krzyżyki, wyodrębnili pewne obiekty i wprowadzili nazwy własne z uwagi na te cechy, chrzest wymaga by obiekty chrzczone były wyróżnione z uwagi na pewne cechy. Powtórne użycie wymaga tego samego - musimy rozstrzygnąć czy nazw jest poprawnie noszona. Związki wydają się wiec luźniejsze ale nie zupełnie arbitralne.

Można powiedzie: jeżeli nazwa własna ma być nazwą wielokrotnego użytku, musi mieć konotacje, co nie znaczy: stałą konotację. Ale czy terminy ogólne ją mają? Może to być znacznie rodzinowe, kryteria użycia.. nazwy bez tak rozumianego znaczenia można by użyć tylko raz i nie wiadomo do czego. Uświadomienie sobie tego faktu doprowadziło Russella do rezygnacji z koncepcji nazw logicznie własnych tzn. takich które miały być takimi krzyżykami millowskimi. Zielony niebieski nazwy danych zmysłowych to nazwy wielokrotnego użytku używane do wyodrębniania pewnych cech rzeczywistości. TJIS i THAT także. Zwyciężyła koncepcja że nazwy własne oprócz denotowania muszą mieć jakieś domagające się wyjaśnienia znacznie. Nie tylko nazwy własne, także zaimki osobowe i deskrypcje, Frege czy Russell uważali ze one mają pewien sens, ale pewne znaczenie tychże wyrażeń nie polega tylko na tym sensie ale również na tym ze się odnoszą do czegoś jednostkowego. Mają jak powiedziałby Ingarden intencję ale także znaczenie. wyróżniałaby je intencja łączenia konotacji z jednym przedmiotem. Czasem się dzieli teorie aktów mowy na teorie konwencji i teorie intencji. Tutaj rzecz wymagałaby … ?? wydaje się że nazwy własne maja znacznie ogólne, przedtem przedstawiłem argumenty które temu przeczyły ale jeszcze dodam parę argumentów za.

te które już przywołałem:

1. argument z faktu regularności treści - zwracający uwagę na fakt że imionom własnym towarzyszą regularne treści,

2. argument z warunku wprowadzania i zastosowania i uczenia się.

Dodajmy:

3. Argument z informacyjnego charakteru zdań identycznościowych zawierających nazwy własne.

Odwołuje się do analizy zdań identycznościowych - gwiazda poranna i wieczorna Fregego. Gdyby znacznie nazwy własnej gwiazda wieczorna i poranna było odniesieniem, był nim ten konkretny przedmiot, czyli mielibyśmy wyłącznie denotacyjną teorię nazw własnych to zdanie identycznosciowe GP =GW byłoby nieinformatywne, a przecież gdy je skonstatowano po raz pierwszy to wniosło. Znaczyłoby tyle że Wenus jest identyczna z Wenus. Otóż, z tego powodu Frege odróżnił sens nazw własnych i odniesienie. Czyli w interpretacji Fregego nazwy gwiazda wieczorna i poranna przy tym samym odniesieniu którym jest Wenus, przy tym samym odniesieniu maja różne sensy. Czyli można by powiedzieć że zdaniu gwiazda poranna - gwiazda wieczorna w interpretacji Fregego znaczy: gwiazda sensownie nazywana poranną =- gwiazda sensownie nazywana poranną. A zatem zdanie jest identycznościowe, zbudowane w metajęzyku, stwierdza tożsamość przedmiotu odniesienia dwu nazw o różnych sensach, jest to zdanie syntetyczne

4. Arg z niezrozumiałości wyrażeń powstałych ze zdania po pozbawieniu go nawy własnej.

Jan śpi. W Sali gdzie jest trochę więcej osób. Skreślamy Jana i mamy samo „śpi”. Ewidentnie coś zostało zgubione. Jakaś informacja. To znaczy mniej niż to ale skoro nazwy własne nie maja znaczenia to skąd ta utrata?

5. Arg z konstatacji, że ze zdań w których nazwa własna została zastąpiona terminem ogólnym nigdy nie wynika zdanie w którym tego zastąpienia nie dokonano.

Ktoś śpi. Ze zdania Jan śpi wynika zdanie, że ktoś śpi, odwrotnie - nie. A zatem gdzie jest więcej znaczenia? Ewidentnie w tym o Janie, a zatem trzeba powiedzieć, że w słowie Jan jest więcej znaczenia niż w słowie Ktoś. A przecież ma go nie być wcale.

6. Arg z sensowności egzystencjalnych twierdzeń negatywnych z nazwą własną w podmiocie.

Nie ma Małysza. Nie było Mojżesza. Jeżeli to są nazwy własne to co ja wiem? Jeżeli ja mówię nie ma Małysza to twierdzę że nie ma przedmiotu odniesienia dźwięku Małysz. To są tylko dźwięki - zdania negatywne egzystencjalne wydają się pozbawione sensu - żeby go miały potrzebna jest koncepcja znaczenia w której nazwy własne miałyby jakieś znaczenie.

--

Wróćmy teraz do argumentów przemawiających za klasyczną koncepcją pozbawiającą nazwy własne znaczenia.

Czy rzeczywiście jest tak jak chciał Ryle, że nazwy własne nie są częścią języka? Co by to znaczyło? Że nie są przedmiotem badań leksykografa i gramatyków. Czy nie ma ich naprawdę w słownikach? Są w appendixach. Są pewne wymogi (Rich je wskazuje) dobry słownik powinien po pierwsze dawać ekwiwalent językowy drugiego języka. Następna informacja która powinna być podana to podanie rodzaju gramatycznego - to już jest pewien znacznik semantyczny związany z nazwą własną. Ponadto te nazwy własne posiadają fleksje - więc mają charakter językowy. To czy nie są częścią języka nie jest więc oczywiste.

Arbitralność nazw własnych -faktycznie jest większa niż przypadku nazw ogólnych. Jak tę różnice można wytłumaczyć? Np. mówiąc, że jest to różnica nie w zakresie znaczenia nazwy własnej, lecz polegająca na tym, że są one (nazwy własne) zrelatywizowane do prywatnych dialektów użytkowników języka. Nie ma jednego znaczenia nazwy Zosia, ale ta nazwy zupełnie co innego znaczy w języku Jasia a co innego w dialekcie Małgosi. Nie oznacza to wtedy arbitralności. Z tego że nazwa własna jest prywata nie wynika ze jej konotacja jest arbitralna. Z tego, że do znaczenia terminu nazwy własnej Jan w dialekcie Małgorzaty należy cecha średnio zdolny nie wynika że mogłaby właścicielka tego języka zamienić to znaczeniem na genialny. Po pierwsze jednak koncepcja języka prywatnego ma znane wady, poza tym nie da się przy niej wyjaśnić na czym polegają rozmowy o nosicielach nazw własnych. Te koncepcje raczej należy odrzucić.

Bardziej interesująca koncepcja to pomysł Searle'a. Searle w 88 roku opublikował artykuł (proper names?) , w tym artykule wprowadza pojęcie tła opisowego. Nazw własnych używamy na tle opisowym, nazwy własne same nie mają sensu - zgadza się z Millem - ale zyskują sens na tle opisowym. Co to jest tło opisowe? Tło opisowe nazwy własnej stanowią deskrypcje wyróżniające jej nosiciela logicznie związane z cechami przedmiotów do których się odnoszą. Chodzi o związek w ramach języka, norm językowych. Na tle opisowym Xa nazwa Jan znaczy co innego niż na tle opisowym Yka. Ktoś inny ją lokuje bo inne cechy wyodrębnia. Znaczenie nazwy własnej to pewna wiązka cech zrelatywizowana do danego tła opisowego. To tłumaczyłoby zarówno to, że nie ma zdań kontradyktorycznych ani analitycznych nazw własnych, nie uzyskamy zgody co do tego, że jakieś zdanie z nazwą w podmiocie jest kontradyktoryczne lub analityczne, ale na danym tle już tę zgodę można uzyskać. Tutaj nazwa własna i termin ogólny właściwie się nie różnią. Można powiedzieć, że termin ogólny tez ma znacznie na tle opisowym, np. termin masa na tle fizyki Newtona czy Einsteina. Jest różnica i jest ona analogiczna do różnicy znaczenia nazw własnych. Tyle, że gdy nazwa masa przestała być definiowana na tle fizyki klasycznej, musiały minąć lata dyskusji, natomiast by Małgosia zobaczyła Jasia na tle wystarczy sekunda. Ale jest to kwestia stopnia a nie radykalnej zmiany.

To prowadzi do wniosku, że nazwy własne mają znacznie ogólne. Z tych argumentów przeciwko tej koncepcji został mi tylko ten mówiący że nie można mieszać w pewnych kontekstach terminów ogólnych z nazwami własnymi. No i faktycznie zjawisko absurdu miało miejsce w tym przykładzie. Każdy Sokrates powinien coś tam. Ale może źródłem absurdu nie jest różnica między konkretem a abstraktem? Podobne wrażenie można uzyskać, ten sam mechanizm, stworzyć gdy użyjemy terminów ogólnych. Gdy jest np. jedno krzesło, a gospodarz się pyta na którym krześle zechcesz usiąść? Który księżyc obiega ziemię? Absurd polega na tym, że użytkownik języka wiedział, że w zakresie stosowalności terminu jest tylko jeden obiekt i nie ma o co pytać. „który księżyc obiega ziemię?” zakłada że istnieje więcej niż jeden - użytkownicy języka zakładają że taki jest tylko jeden. wiedza jest niezgodna z presupozycją a nie chodzi o pomieszanie ogólnego z konkretnym.

Jest jeszcze wskazanie na różnice związaną z faktem że zdanie negatywne z użyciem nazwy własnej kończy dyskurs. Tłumaczyliśmy że zdania z nazwą własną taką jak Mojżesz nie kończą a kończyły tylko te z nazwą bez znaczenia. Argument obraca się przeciwko sobie.

Wydaje się że kryterium lingwistyczne odróżnienia bytów ogólnych od indywidualnych za pośrednictwem nazw własnych i ogólnych nie jest dobrym kryterium. Z tego nie musi wynikać że albo żyjemy w świecie wyłącznie powszechników albo wyłącznie konkretów.

Kryterium przedmiotowe.

Kryterium niezależności istnienia.

Byty konkretne - mówi się - charakteryzują się niezależnością od bytów które są uniwersalne. Co to znaczy? Otóż mówi się o takiej niezależności: X jest niezależne od Y wtw gdy możliwe jest że istnieje X i nie istnieje Y. to jest to co Arystoteles miał na myśli mówiąc, że substancje są samoistne, ze do swego istnienia nie potrzebują niczego innego a forma istnieje tylko w związku substancją. Tak rozumiana niezależność subtsnancji i zależność bytów ogólnych.

Arystoteles podał dwa sensy tego pojęcia: po pierwsze myślał o relacji między tym co określane i co nie określa i określeniami. To co określane jest niezależne od określeń. Określenia są o substancji. W filozofii analitycznej funkcjonuje taki termin: (aboutness), coś jest abort something ale nie odwrotnie. Ta aboutness to jest jakieś bycie wokół, istnieją pewne byty wokół których grupują się inne i ta aboutness (aroundness??) jest relacja asymetryczną. Tym co jest abort są określenia. Zakłada się tu, że między tym co określane a określeniem zachodzi relacja zewnętrzna, a odwrotnie mamy relację wewnętrzną.

Drugi sens: mówi się o niezależności pewnego substratu od tego co jest w tym substracie. Długość stołu jest jakoś w stole. I tutaj w filozofii analitycznej mówi się o inferencji. Jest w czymś tutaj. Czy relacja określania i inferencji (dwie interpretacje relacji zależności) to ta sama relacja? W książce o zasadzie sprzeczności u Arystotelesa Łukaszewicz je utożsamił. Inferencja i określanie to dla Łukaszewicza to samo. A wydaje się, że jednak nie. W tym stole jest długość tego stołu, ona jest jakoś W, ale nie orzekamy o tym stole jego długości, nie mówimy że ten stół ma długość tego stołu, tylko orzekamy własności ogólne. Przypominam teorię tropów. One składają się na substancję, ale nie są orzekane na substancje. Można o tropach powiedzieć że są W czymś ,ale się ich nie orzeka. Orzekanie było tłumaczone przez odwołane się do zbioru podobnych tropów a cały zbiór nie jest w tym stole! A więc inferencja i określanie to różne relacje.

Czy rzeczywiście możemy się zgodzić z tym, że stół, konkret, substancja, jest niezależny od orzekanej długości, że tym się różni od bytów ogólnych że jest niezależny? Rzeczywiści mógłby być trochę dłuży i dalej byłby tym samym stołem. Nie jest jasne o ile można by go wydłużyć. Długość o tym stole orzekana mogłaby nie istnieć a stół i tak by istniał, mając Iną długość a tamtej nie miałby żaden stół czy żaden przedmiot w świecie. To tak by wyglądało jeżeli patrzymy na relację patrząc od strony stołu. Ale popatrzmy od strony długości: czy długość tego stołu zależy od stołu? Bo stół się nam przed chwilą objawił jako niezależny, ale długość byłaby dalej tą samą długością gdyby tego stołu nie było ale byłaby długością ławki czy czegoś. Długość stołu okazuje się jest tak niezależna od stołu jak stół od długości. Ten stół nie zależy od określonej długości ale zależy od jakiejś długości, bo gdyby nie miał żądnej nie byłby stołem. Czyli on wymaga determinable, ale jest niezależny od określonej konkretyzacji. Z drugiej strony ta długość, powszechnik jest dokładnie tak samo niezależny od tego konkretu ale jeżeli nie jesteśmy realistami i nie mówimy że istnieją uniwersalia bez egzemplifikacji to musi być tak, że ta długość wymaga do swojego istnienia konkretu. Jeżeli więc relacja niezależności bytowej niezależności istnienia między tym co określamy a tym co określające ma być kryterium to zawodzi bo w podobny sposób substancja jest zależna od określeń a określenia od konkretów.

Inferencja. Czy jest tak, że to co jest w konkrecie zależy w swoim istnieniu od konkretu a konkret nie zależy od tego? Rozważmy uśmiech kogoś. Czy zależy w swoim istnieniu od istnienia tej osoby? Niekoniecznie, uśmiechem naszego nosiciela mógłby się uśmiechnąć jego sobowtór, czyli uśmiech zaklasyfikowany jako uśmiech prezydenta nie wymaga do swego istnienia samego prezydenta i zaczyna i się pojawiać poza prezydentem. Nie ma zależności tego co jest w relacji inferencji od tego co jest substancją. Ale zauważyliśmy, że by nasz bohater był dalej tym samym czymś on wcale nie potrzebuje uśmiechu, w obu przypadkach mamy do czynienia z niezależnością tego co jest substratem inferencji i tego co jest w relacji inferencji. Można by próbować podważać tę tezę że relacja jest z obu stron podobna, mówiąc że bez formy nie może istnieć, że w tym stole musi być coś takiego, że on jest stołem, ale to raczej pomaga bo jeżeli własności istotne dla tego stołu są dla niego niezbędne to nie jest od niech niezależny.

Gdyby przyjąć relację określania jako kryterium jednostkowości to wydobylibyśmy np. jako konkrety kwadratowe koło. Weźmy pod uwagę relację określania - ile rzeczy powiedziano o kwadratowym kole że jest sprzeczne, kwadratowe itp. o kwadratowym kole jak o Sokratesie bardzo wiele można powiedzieć, a czy można o czymś orzec kwadratowe koło? O niczym, czyli kwadratowe koło jest substancją. Można przyjąć oczywiście że nie ma czegoś takiego, ale wtedy się trzeba wytłumaczyć z tego dlaczego ci do których się te dźwięki wydaje je rozumieją.

A weźmy jeszcze owo kryterium inferencji: ono jest tak samo za szerokie. Mówimy no że rzeczy są w przestrzeni. No to mamy inferencję, czy nie? Jesteśmy W przestrzeni. Można powiedzieć, że przestrzeń jest substancją a my określamy tę substancję. Nie jest to niemożliwa filozofia. Ale jakoś tak trudno ja przyjąć, zwłaszcza nie przyjąłby jej Arystoteles. Sokrates jest inaczej W przestrzeni niż bok Sokratesa W Sokratesie.

Tyle o kryterium niezależności istnienia.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Szymura, II ROK, SEMESTR II, psychologia różnic indywidualnych, opracowania
szymura0315hegelarystoteleskonkretnypowszechnik
Szymura0125podobienstoitropy
szymura0405kryteriakonkretuniwersalecd
5 Eysenck Szymura id 39864 (2)
szymuradeterminabledeterminingIngarden
Szymura, II ROK, SEMESTR II, psychologia różnic indywidualnych, opracowania
txt 1 Szymura Słabosz 2002 uwaga selektywna, Uczenie sie, Poznawcza
szymuratropyaustin
prawo gospodarczy szymura notatki i test, Ekonomia
Testy z Szymury, Studia - Politechnika Opolska, Semestr 4, Prawo Gospodarcze
szymurateoriomnogo┼Ťciowy
szymura0412wi─ůzkowainagiegokonkretuteoria
szymura0419jednostkowienie
szymura0301lesniewskikotarbinskiintardenrealizm
szymura0118nominalizmwokalistyczny
Szymura, II ROK, SEMESTR II, psychologia różnic indywidualnych, opracowania
Fajkowska, Szymura, Lęk geneza, mechanizmy, funkcje,str 50 76
Szymura Uwaga selektywna a pozytywne i negatywne konsekwencje automatyzacji czynności(2)

więcej podobnych podstron