Small緍trice Pod naporem uczuc

Small - Pod naporem uczu膰

Wst臋p Ulster, rok 1630

Przyjedzie. Dobry Bo偶e, przyjedzie! Wr贸ci do Maguire's Ford. Up艂yn臋艂o dwadzie艣cia lat, odk膮d widzia艂 j膮 ostatni raz, ale wiedzia艂 o niej wszystko, co trzeba, bo jej kuzyn, ksi膮dz, nigdy nie sk膮pi艂 informacji zaczerpni臋tych z jej list贸w. Urodzi艂a kr贸lewskiego bastarda nie偶yj膮cemu ju偶 ksi臋ciu Henry'emu Stuartowi. Czy ksi膮偶臋 m贸g艂 jej nie kocha膰? Czy jakikolwiek m臋偶czyzna m贸g艂 jej nie kocha膰? Ponownie wysz艂a za m膮偶 za Szkota i da艂a mu trzech syn贸w. Jej najstarsza c贸rka z drugiego ma艂偶e艅stwa by艂a m臋偶atk膮 z dw贸jk膮 dzieci. Tak wiele osi膮gn臋艂a w czasie tych dwudziestu lat, podczas gdy on mia艂 tylko wspomnienia o niej. Do tej pory mu to wystarcza艂o.

Przesun膮艂 ogromn膮 d艂o艅 po w艂osach, kt贸re nadal mia艂y ciep艂膮, z艂ocist膮 barw臋, ale by艂o ich ju偶 nieco mniej ni偶 kiedy艣. W jego oczach, b艂臋kitnych jak Lough Erne, widnia艂a troska. Westchn膮艂 ci臋偶ko. Dlaczego w艂a艣nie teraz? Dlaczego wraca艂a do Maguire's Ford w czasie, gdy zacz膮艂 odczuwa膰 brak rodziny? Od艂o偶y艂 na bok jej list.

- Rory! Rory Maguire! - Ojciec Cullen Butler wszed艂 do holu i rozwin膮艂 trzymany w r臋ce pergamin.

- Jasmine wraca do Ulsteru! - zawo艂a艂 z podnieceniem. - Nie s膮dzi艂em, 偶e jeszcze kiedy艣 j膮 zobacz臋. Dzi臋ki niech b臋d膮 Bogu i jego anio艂om!

- Czas by艂 dla Cullena Butlera 艂askawy. Pomimo 艣nie偶nobia艂ych w艂os贸w, nadal mia艂 m艂od膮 twarz i b艂yszcz膮ce, niebieskie oczy.

- Nie mog臋 by膰 obecny, gdy tu powr贸ci - odpowiedzia艂 ponuro Maguire.

- Musisz - spokojnie rzek艂 ksi膮dz, nalewaj膮c sobie solidn膮 porcj臋 ciemnej, nieco m臋tnej whisky ze stoj膮cego na stole dzbana. - Jeste艣 zarz膮dc膮 jej maj膮t­ku, Rory. Wiele lat temu powierzy艂a ci Maguire's Ford, a teraz przyje偶d偶a. Spodziewa si臋 tu ciebie spotka膰. Cz艂owieku, wszystko, co chowasz w swoim

sercu musi pozosta膰 ukryte. Rozumiem, 偶e 艂atwiej ci by艂o, gdy艣 jej nie widzia艂 codziennie, ale nie zabawi tu d艂ugo. Najwy偶ej par臋 miesi臋cy. Czy poda艂a ci pow贸d swojego przyjazdu? - Powoli s膮czy艂 whisky.

Rory Maguire pokr臋ci艂 g艂ow膮. Nie, nie poda艂a.

Chce przywie藕膰 swoj膮 m艂odsz膮 c贸rk臋, kt贸ra zosta艂a pocz臋ta i urodzi艂a si臋 w Maguire's Ford, lady Fortune Lindley, 偶eby znalaz艂a tu sobie m臋偶a. Wygl膮da na to, 偶e w ca艂ej Anglii i Szkocji nie istnieje m臋偶czyzna, kt贸ry by si臋 jej spodoba艂. Bardzo samowolna dziewczyna. Nie jest ju偶 pierwszej m艂odo艣ci, ale jest uparta - rzek艂 z u艣miechem ksi膮dz. - Chyba bardzo przypomina swoj膮 matk臋, gdy ta by艂a w jej wieku. Mog臋 to powiedzie膰, bo by艂em przecie偶 jej nauczycielem. - Roze艣mia艂 si臋, po czym na powr贸t spowa偶nia艂. Jasmine chce jej da膰 w posagu Maguire's Ford, Rory. - Ksi膮dz usadowi艂 si臋 w fotelu przy kominku i skin膮艂 na swojego towarzysza, by poszed艂 w jego 艣lady.

Rory Maguire usiad艂 i ponownie przesun膮艂 r臋k膮 po g臋stych w艂osach. Najlepiej wi臋c b臋dzie, je艣li si臋 st膮d oddal臋 - odpowiedzia艂. - Dziewczyna zechce sama wybra膰 zarz膮dc臋 swojego maj膮tku, a raczej zrobi to jej m膮偶. Nie, nic jeszcze nie zosta艂o postanowione -uspokaja艂 ksi膮dz swojego towarzysza. - Jest te偶 wielce nieprawdopodobne, 偶eby ci臋 zast膮piono kim艣 obcym. Jasmine wie, 偶e w艂a艣cicielem tej ziemi by艂a twoja rodzina, zanim Conor Maguire i jego ludzie odeszli z lordami. Nawet dzisiaj jeste艣 uwa偶any za pana na zamku Erne Rock, Rory.

Tylko dlatego, 偶e jego angielski w艂a艣ciciel tu nie mieszka - przypomnia艂 ksi臋dzu Maguire.

Jasmine nie pozb臋dzie si臋 ciebie po tych wszystkich latach - odpar艂 Cullen Butler. - Znam moj膮 kuzynk臋. Pomaga艂em j膮 wychowywa膰.

Dawno jej nie widzieli艣my - pad艂o w odpowiedzi. - To kobieta, kt贸rej drugi

syn ma kr贸la za wuja. A co z jej szkockim m臋偶em? Na pewno b臋dzie mia艂 w

tej sprawie co艣 do powiedzenia, ojcze.

James Leslie darzy 偶on臋 ogromnym szacunkiem i nie miesza si臋 w jej sprawy

- odrzek艂 ksi膮dz. - Ale do艣膰 ju偶 tych g艂upstw, Rory. Przyjad膮 tu na pocz膮tku

maja.

Przyjad膮? Ile to b臋dzie os贸b? - Rory opr贸偶ni艂 kryszta艂owy kieliszek, si臋gn膮艂

po dzban i nala艂 sobie drug膮 porcj臋.

Jasmine, jej m膮偶 i lady Fortune - odpowiedzia艂 ksi膮dz.

A s艂u偶ba? - docieka艂 Rory.

Owszem, Adali i ma艂a Rohana. Toramalli jest m臋偶atk膮 i wraz z m臋偶em

b臋dzie si臋 opiekowa膰 ma艂ym lordem Patrickiem, kt贸ry zostanie w Glenkirk

ze swoimi bra膰mi. To rozs膮dne rozwi膮zanie. Pewnego dnia jemu przypadnie

maj膮tek, lepiej wi臋c, 偶eby jak najwcze艣niej poczu艂 swoje przysz艂e obowi膮zki.

Erne Rock powita ich jak w czasach, gdy zamieszkiwa艂a go moja rodzina -

rzek艂 Rory z u艣miechem. - Najlepiej b臋dzie, je艣li przenios臋 swoje rzeczy do

domku w ogrodzie.

Tak b臋dzie najlepiej - zgodzi艂 si臋 ksi膮dz. - Zreszt膮 pewnie by艣 tam

zamieszka艂. O ile sobie przypominam, Jasmine da艂a ci go na w艂asno艣膰. Mam

wra偶enie, 偶e moja kuzynka chce, aby Fortune zamieszka艂a w Irlandii.

Kontaktowa艂a si臋 z wielebnym Steenem w sprawie protestanckich rodzin.

Oczywi艣cie, zgadzamy si臋 z nim, 偶e jest tylko jedna rodzina godna

rozwa偶enia. Deversowie z Lisnaskea. Syn sir Shane'a jest bogatym

m艂odzie艅cem we w艂a艣ciwym wieku. Ma dwadzie艣cia trzy lata, a lady Fortune

tego lata sko艅czy dwadzie艣cia.

Jak mo偶esz bra膰 udzia艂 w kojarzeniu ma艂偶e艅stwa z protestantem, ojcze? Na

Boga, przecie偶 sam chrzci艂e艣 t臋 dziewczynk臋!

Cullen Butler wzruszy艂 ramionami.

- Jeste艣my daleko od Rzymu, ch艂opcze - powiedzia艂 spokojnie. - Obaj wiemy, 偶e je艣li lady Fortune ma posi膮艣膰 Maguire's Ford, musi po艣lubi膰 protestanta. Ponadto zosta艂a wychowana przez szkockiego ojczyma, nale偶膮cego do Ko艣cio艂a anglika艅skiego. Jasmine za艣, podobnie jak moja 艣wi臋tej pami臋ci ciotka Skye, w sprawach wiary sama jest dla siebie prawem. Je艣li Fortune jest nieodrodn膮 c贸rk膮 Jasmine, b臋dzie traktowa膰 wszystkich r贸wno i tolerancyjnie, niezale偶nie od ich wyznania. Dwadzie艣cia lat temu w tej wiosce nie by艂o protestant贸w, a teraz s膮 i nawet maj膮 sw贸j ko艣ci贸艂. Wszyscy 偶yjemy w zgodzie, bo ani Samuel Steen, ani ja nie pozwoliliby艣my, aby by艂o inaczej. Moja ciotka Skye, z domu O'Malley, lubi艂a cytowa膰 kr贸low膮 Bess, kt贸ra mawia艂a cz臋sto, 偶e jest tylko jeden Jezus Chrystus, a reszta to drobnostka.

Ze smutkiem musz臋 przyzna膰, nawet gdyby Rzym mia艂 mnie ob艂o偶y膰 ekskomunik膮 za sam膮 my艣l, a nie za wypowiedzenie tego na g艂os, 偶e przekl臋ta kobieta mia艂a racj臋. Kocham Ko艣ci贸艂, Rory, bo inaczej nie po艣wi臋ci艂bym mu swojego 偶ycia. Nawet Ko艣ci贸艂 czasem b艂膮dzi. I nie tylko Ko艣ci贸艂, ale i protestanci. Nie mog臋 poj膮膰, w jaki spos贸b niekt贸rzy znajduj膮 wyt艂umaczenie dla swojej bigoterii i wierz膮, 偶e B贸g r贸wnie偶 ich usprawiedliwia! Jednak, cho膰 nie oznajmi臋 tego publicznie, popieram ma艂偶e艅stwo lady Fortune Lindley z protestantem, synem sir Shane'a. Czy nie b臋dzie mi艂o mie膰 w Erne Rock m艂od膮 par臋 i, je艣li B贸g pozwoli, ich dzieci?

- Na staro艣膰 stajesz si臋 sentymentalny, Cullenie Butlerze - powiedzia艂 Rory Maguire, ale w jego g艂osie nie by艂o pot臋pienia, tylko wzruszenie.

Ksi膮dz si臋 roze艣mia艂.

- Sam si臋 dziwi臋, 偶e mam ju偶 sze艣膰dziesi膮t lat, Rory, a ty jeste艣 jedynie dziesi臋膰 lat ode mnie m艂odszy. A teraz obiecaj mi, 偶e nie us艂ysz臋 ju偶 wi臋cej tych g艂upstw o twoim wyje藕dzie z Maguire's Ford, dobrze?

- Zostan臋, dop贸ki nikt nie ka偶e mi odej艣膰 - stwierdzi艂 zarz膮dca. - Zreszt膮 i tak nie mam zielonego poj臋cia, dok膮d m贸g艂bym si臋 uda膰 - przyzna艂 z krzywym u艣miechem. Potem oprzytomnia艂. - Ale nie b臋dzie mi 艂atwo zn贸w j膮 ujrze膰.

- Spodziewam si臋 - zgodzi艂 si臋 ksi膮dz - ale zrobisz, co trzeba, tak jak robi艂e艣 zawsze przez te wszystkie lata, prawda?

Maguire westchn膮艂 ci臋偶ko.

- Dobrze - powiedzia艂. - Uczyni臋 wszystko, 偶eby by艂a zadowolona, ojcze.

Ksi膮dz skin膮艂 g艂ow膮 z aprobat膮, wys膮czy艂 do dna kieliszek i wsta艂. -Zbieram si臋 wi臋c. Musz臋 jeszcze odprawi膰 nieszpory. - Odstawi艂 kieliszek na st贸艂. -B臋d臋 tutaj, 偶eby ci pom贸c przez to przebrn膮膰. Niech B贸g ma ci臋 w opiece.

- Zakre艣li艂 znak krzy偶a nad swoim gospodarzem i opu艣ci艂 pok贸j.

*

Rory Maguire siedzia艂, wpatruj膮c si臋 w ogie艅. Jasmine mia艂a przyjecha膰 do Maguire's Ford. Zakocha艂 si臋 w niej od pierwszego wejrzenia w Dundeal, gdy z wdzi臋kiem schodzi艂a z mostku 鈥濺贸偶y Cardiffu", wsparta na ramieniu m臋偶a. By艂a najpi臋kniejsz膮 kobiet膮, jak膮 zdarzy艂o mu si臋 widzie膰. Szybko poskromi艂a tego n臋dznego s艂ugusa, Eamona Feeny'ego. Kiedy par臋 dni p贸藕niej dotarli do Maguire's Ford, dowiedzia艂a si臋, 偶e dokucza艂 wie艣niakom, bo byli katolikami. Jasmine natychmiast zwolni艂a drania i odes艂a艂a go do Belfastu.

Ale par臋 miesi臋cy p贸藕niej Eamon Feeny powr贸ci艂 z pod艂ymi zamiarami, ukrytymi w swym czarnym sercu. Pr贸bowa艂 zabi膰 Jasmine, lecz zamiast tego za­mordowa艂 jej m臋偶a. Z艂apali go tego samego dnia. Jasmine, dzika jak ka偶dy celtycki wojownik, powiesi艂a go na miejscu. Dopiero gdy podlec wyda艂 ostatnie tchnienie, ogarni臋ta b贸lem pad艂a zemdlona. My艣leli, 偶e umrze, le偶a艂a bowiem nieprzytomna przez kilka dni. Potem jej s艂u偶膮cy Adali, Hindus w bia艂ym turba­nie, i ksi膮dz, jej w艂asny kuzyn, przyszli do Rory'ego. Powiedzieli mu, 偶e zrozpaczona dziewczyna w udr臋ce wzywa swojego m臋偶a i 偶e obawiaj膮 si臋, i偶

sama wp臋dzi si臋 do grobu, je艣li nie b臋dzie przekonana, 偶e Rowan Lindley powr贸ci艂 do jej 艂o偶a.

By艂 wstrz膮艣ni臋ty ich sugesti膮. Szokuj膮co brzmia艂a ju偶 sama propozycja z艂o偶ona przez s艂u偶膮cego, ale na dodatek ksi膮dz rozgrzesza艂 co艣 takiego! Zapewnili go jednak, 偶e w przeciwnym wypadku Jasmine umrze, 偶e mo偶e umrze膰 tak偶e pomimo ich pr贸by. Ale warto by艂o spr贸bowa膰 j膮 ocali膰. Rory Maguire walczy艂 ze swoimi skrupu艂ami, ale pragn膮艂 jej tak rozpaczliwie! Zna艂 przypadki ludzi i zwierz膮t, kt贸rzy wp臋dzali si臋 do grobu ze zmartwienia. Tote偶 owej nocy z pomoc膮 swoich wsp贸lnik贸w w艣lizn膮艂 si臋 do zamku. Kocha艂 si臋 czule z nieprzytomn膮 kobiet膮, kt贸ra potem zapad艂a w g艂臋boki, zwyczajny sen. On za艣 powr贸ci艂 ze z艂amanym sercem. Jasmine nie b臋dzie mia艂a poj臋cia o ich bliskim, kr贸tkim spotkaniu. Nie by艂o te偶 偶adnej szansy, 偶eby go kiedykolwiek pokocha艂a czy dowiedzia艂a si臋, jak wielkim darzy艂 j膮 uczuciem.

Przez te wszystkie lata wspomnienie przesz艂o艣ci ci膮偶y艂o mu na sumieniu niczym kamie艅. Nie pomaga艂a mu wcale 艣wiadomo艣膰 tego, 偶e ksi膮dz i Adali r贸wnie偶 nosili ten ci臋偶ar. Darzyli Jasmine innym rodzajem mi艂o艣ci. Jego wina by艂a najwi臋ksza. Zastanawia艂 si臋, co by powiedzia艂a, dowiedziawszy si臋, i偶 przez tamt膮 godzin臋 by艂 jej kochankiem. Pewnie by艂aby przera偶ona. W膮tpi艂 te偶, aby jej obecny m膮偶 by艂 zachwycony. Jej nie艣wiadomo艣膰 pozwoli艂a mu pozosta膰 w rodzinnym domu i przez wiele lat zajmowa膰 si臋 dawnymi ziemiami Maguire'贸w. Najlepiej b臋dzie, je艣li Jasmine nadal o niczym si臋 nie dowie, on za艣 zachowa si臋 jak dojrza艂y pi臋膰dziesi臋ciolatek, a nie chory z mi艂o艣ci smarkacz. Jasmine nigdy go nie pokocha. Nie by艂o im to pisane. Wiedzia艂 o tym i dawno ju偶 zaakceptowa艂 ten fakt. Jednak chocia偶 najbli偶sze miesi膮ce b臋d膮 najtrudniejszym okresem w jego 偶yciu, wytrwa. Musia艂 wytrwa膰, nie tylko ze wzgl臋du na siebie, ale tak偶e ze wzgl臋du na Jasmine.

Cz臋艣膰 I

MAGUIRFS FORD

Wiosna, 1630 rok

Nie alkohol jesl pi-zekle艅s艂wem Irlandczyk贸w, tylko religia.

- Katlileen Kennedy, markiza Hartford

Rozdzia艂 1

Lady Fortune Lindley, otulona szar膮 peleryn膮 z mi臋kkiej we艂ny, z nat臋偶eniem wpatrywa艂a si臋 w zielone irlandzkie wzg贸rza, kt贸re powoli wy艂ania艂y si臋 przed jej oczami. Majowy wiatr, nadal jeszcze ostry, porusza艂 futrzane obszycie kaptura, 艂askocz膮c j膮 w twarz. Oparta o reling statku obserwowa艂a poranne mg艂y, kt贸re niczym blade, srebrzyste wst膮偶ki rozwiewa艂y si臋, ods艂aniaj膮c po艂acie niebieskobia艂ego nieba. Zastanawia艂a si臋, jaka naprawd臋 oka偶e si臋 Irlandia i czy w ko艅cu odnajdzie tu mi艂o艣膰. Czy mi艂o艣膰 jest jej w og贸le pisana?

Zacisn臋艂a obci膮gni臋te r臋kawiczk膮 palce na por臋czy. Co te偶 si臋 jej roi艂o? Mi艂o艣膰? Takie rzeczy by艂y dla jej matki i dla jej siostry Indii. Fortune Mary Lindley by艂a jedyn膮 praktyczn膮 osob膮 w rodzinie. Kole-je losu jej matki wydawa艂y si臋 jednocze艣nie fascynuj膮ce i odpychaj膮ce. Zamordowano jej dw贸ch m臋偶贸w, w tym ojca Fortune. Jej brat przyrodni, Charlie, by艂 nie艣lubnym dzieckiem o kr贸lewskim pochodzeniu, gdy偶 matka i ksi膮偶臋 Henry byli kochankami. Niestety, nigdy nie mogli si臋 pobra膰, gdy偶 angielska rodzina kr贸lewska uwa偶a艂a matk臋 Fortune za pochodz膮c膮 z nieprawego 艂o偶a. Jednak w Indiach uznawana by艂a za ksi臋偶niczk臋 z kr贸lewskiego rodu. Wszystko to za spraw膮 babki, kt贸ra zosta艂a porwana, umieszczona w kr贸lewskim haremie i urodzi艂a dziecko hinduskiemu w艂adcy, zanim zosta艂a odnaleziona przez sw膮 angielsk膮 rodzin臋 i odes艂ana z powrotem do Szkocji, do m臋偶a.

Natomiast jej starsza siostra India, kt贸ra pr贸bowa艂a uciec statkiem z pewnym m艂odzie艅cem, zosta艂a schwytana przez pirat贸w i tak偶e znalaz艂a si臋 w

haremie. Ocalona wr贸ci艂a do domu w ci膮偶y ze swoim barbarzy艅skim panem. Ich ojczym w艣ciek艂 si臋 i wys艂a艂 Indi臋 do swej my艣liwskiej siedziby w g贸rach, aby tam powi艂a dziecko. Fortune uda艂a si臋 z siostr膮, 偶eby dotrzymywa膰 jej towarzystwa. Tu偶 po porodzie dziecko zosta艂o zabrane siostrze, a Indi臋 wydano za m膮偶 za angielskiego lorda. Mi艂o艣膰? Bo偶e bro艅! Z pewno艣ci膮 nie mia艂a ochoty na takie melodramaty!

Mi艂o艣膰 by艂a niepraktyczna. Kobiecie potrzebny by艂 przyjemny m臋偶czyzna, z kt贸rym mog艂aby spokojnie 偶y膰. Powinien by膰 do艣膰 przystojny i bogaty, bo z pewno艣ci膮 nie zamierza艂a dzieli膰 si臋 z nim swoim maj膮tkiem. Zachowa go dla dzieci. B臋d膮 mieli dzieci w rozs膮dnym czasie. Dwoje. Syna, kt贸ry odziedziczy w艂o艣ci ojca, i c贸rk臋, kt贸rej przypadnie Maguire's Ford. To by艂o sensowne rozwi膮zanie. Mia艂a nadziej臋, 偶e polubi Irlandi臋, ale nawet gdyby jej si臋 to nie uda艂o, i tak tu pozostanie. Posiad艂o艣膰 wielko艣ci trzech tysi臋cy akr贸w by艂a nie do pogardzenia i taki prezent 艣lubny od matki uczyni z niej kobiet臋 nie po prostu bogat膮, ale bardzo, bardzo bogat膮. Zorientowa艂a si臋 ju偶, 偶e bogactwo by艂o lepsze od ponurej biedy.

- My艣lisz o Williamie Deversie? - zapyta艂a matka, staj膮c ko艂o Fortune, 偶eby popatrze膰 na zbli偶aj膮cy si臋 l膮d.

- Stale zapominam, jak on si臋 nazywa - odpar艂a. -William nie jest dla mnie swojsko brzmi膮cym imieniem, mamo.

- Masz przecie偶 kuzyna Williama - odpowiedzia艂a Jasmine. - To najm艂odszy syn mojej ciotki Willow. To kuzyn, kt贸ry przyj膮艂 艣wi臋cenia kap艂a艅skie w ko艣ciele anglika艅skim. Nie wydaje mi si臋, 偶eby艣 go kiedykolwiek spotka艂a, skarbie. O ile dobrze pami臋tam, by艂 z niego mi艂y m艂ody cz艂owiek. Troch臋 m艂odszy ode mnie. Je艣li nie spodoba ci si臋 ten m艂odzieniec, nie musisz wychodzi膰 za niego za m膮偶, kochanie -o艣wiadczy艂a c贸rce chyba ju偶 po raz dwudziesty.

Bo偶e! Nie chcia艂a, 偶eby m艂odsza c贸rka Rowana by艂a nieszcz臋艣liwa. Wystarczy艂o to, co si臋 sta艂o z Indi膮.

Je艣li nie藕le si臋 prezentuje i jest mi艂y, z pewno艣ci膮 b臋dzie mi odpowiada艂,

mamo - odpar艂a Fortune. -Nie mam awanturniczej duszy jak ty i India, czy

reszta kobiet w naszej rodzinie. Pragn臋 spokojnego, uporz膮dkowanego 偶ycia.

Ksi臋偶na Glenkirk roze艣mia艂a si臋 g艂o艣no.

Nie wydaje mi si臋, 偶eby kobiety w naszej rodzinie celowo szuka艂y dzikich

przyg贸d. Po prostu co艣 im si臋 przydarza.

Przydarza si臋, bo jeste艣cie impulsywne i lekkomy艣lne - z dezaprobat膮

stwierdzi艂a Fortune.

Ha! - parskn臋艂a 艣miechem matka. - A ty nie jeste艣 impulsywna, moja ma艂a

艂owczyni? Wiele razy widzia艂am, jak przeskakiwa艂a艣 na swoim koniu przez

przepa艣ci, doprowadzaj膮c nas do rozpaczy.

Je艣li jele艅 potrafi przeskoczy膰 rozpadlin臋, to ko艅 le偶 - odpowiedzia艂a

dziewczyna. - Nie, mamo. Ty i inni szukali艣cie egzotycznych miejsc i

wra偶e艅, zwi膮za艂a艣 si臋 z pot臋偶nymi tego 艣wiata. By艂o nieuniknione, 偶e

wpl膮czesz si臋 w ryzykowne przygody. Ja jesieni zupe艂nie inna. Podczas

naszego pobytu we Francji z rado艣ci膮 pozostawa艂am w domu, na 艂onie

rodziny. Nie lubi臋 dworu, tak jak tata. Zbyt wielu m艂odych ludzi, kt贸rzy myj膮

si臋 nieregularnie, s膮 zak艂amani i tylko szukaj膮 naj艣wie偶szych plotek, a gdy

ich nie ma, sami je tworz膮. Nie, merci.

Nawet w prostych, wiejskich posiad艂o艣ciach znajduj膮 si臋 z艂e j臋zyki, gotowe

plotkowa膰, Fortune. Mo偶e 偶y艂a艣 zanadto os艂oni臋ta przed 艣wiatem przez nasz膮

rodzin臋, ale b膮d藕 czujna, skarbie. Zawsze kieruj si臋 instynktem, nawet je艣li

k艂贸ci艂by si臋 z twoj膮 praktyczn膮 natur膮. Instynkt nigdy ci臋 nie zawiedzie -

poradzi艂a matka.

Zawsze kierowa艂a艣 si臋 instynktem, mamo?

Owszem, prawie zawsze. Tylko wtedy, gdy go nie s艂ucha艂am, popada艂am w

tarapaty - odpowiedzia艂a z u艣miechem Jasmine.

Tak jak w贸wczas, gdy zabra艂a艣 nas wszystkich do Belle Fleurs, gdy stary

kr贸l Jakub rozkaza艂 ci po艣lubi膰 tat臋?

Ksi臋偶na roze艣mia艂a si臋 ponownie.

Tak - przyzna艂a - ale nigdy nie m贸w Jemmiemu, 偶e to powiedzia艂am, skarbie. To b臋dzie nasz sekret. O, sp贸jrz! Wp艂ywamy do zatoki Dundalk. Irlandczycy zw膮 j膮 Dundeal. Wkr贸tce dobijemy do brzegu. Ciekawe, czy powita nas Rory Maguire, tak jak to zrobi艂 wiele lat temu, gdy z twoim ojcem pierwszy raz zawita艂am do Irlandii, 偶eby obejrze膰 nasze nowe w艂o艣ci. Ten n臋dzny podlec, kt贸ry potem zabi艂 Rowana, przywi贸z艂 go ze sob膮 jako wo藕nic臋. Tw贸j ojciec szybko si臋 zorientowa艂, 偶e Erne Rock przez wieki nale偶a艂o do rodziny Rory'ego Maguire'a. Wyjechali st膮d razem ze swoim przyw贸dc膮, Conorem Maguirem. Rory nie chcia艂 jednak opuszcza膰 swojej ziemi i swoich poddanych. Uczynili艣my go zarz膮dc膮 maj膮tku i do dzi艣 wiernie mi s艂u偶y. Czy powinien tu zosta膰, mamo? - zapyta艂a Fortune.

Oczywi艣cie. Pos艂uchaj mnie, Fortune. Maguire's Ford przypadnie ci w dniu twojego 艣lubu. B臋dzie nale偶a艂 tylko do ciebie, nie do twojego m臋偶a. Ju偶 o tym rozmawia艂y艣my, ale musz臋 ci to jeszcze raz wyja艣ni膰. Kobieta, kt贸ra nie posiada w艂asnego maj膮tku, skazana jest na 偶ycie niewolnicy. Pragniesz prostego i spokojnego 偶ycia, skarbie, lecz go nie zaznasz, je艣li nie b臋dziesz pani膮 samej siebie. W Ulsterze protestanci i katolicy w najlepszym razie nie wchodz膮 sobie w drog臋, ale ka偶dy malkontent 艂atwo mo偶e wywo艂a膰 k艂opoty. Dlatego w艂a艣nie odci臋li艣my Maguire's Ford od otaczaj膮cych go posiad艂o艣ci. Teraz w naszej wiosce mieszkaj膮 i katolicy, i protestanci. Chodz膮 do swoich ko艣cio艂贸w, ale pracuj膮 wsp贸lnie. W pokoju. Chc臋, 偶eby tak zosta艂o, i ty chyba te偶. Rory Maguire robi艂 to wszystko dla mnie przez dwadzie艣cia lat. Razem z moim kuzynem, ojcem Butlerem, i protestanckim pastorem, wielebnym Steenem, sta艂 aa stra偶y spokoju. Teraz b臋dziesz odpowiedzialna za utrzymanie tego spokoju. Tw贸j m膮偶 nie b臋dzie mia艂 nic do powiedzenia w sprawach Maguire's Ford, a ty nie powinna艣 poddawa膰 si臋 jego wp艂ywom, z臋by poczyni膰 tu jakie艣 zmiany. Mieszka艅cy Maguire^ Ford 偶yj膮 razem z sob膮 bez k艂opot贸w. I tak musi pozosta膰.

Ponad g艂owami obu kobiet wiatr wype艂ni艂 p艂贸tno najwi臋kszego 偶agla i wyd膮艂 je ze 艣wistem. Drobinki soli osiad艂y na ich ustach. Powietrze by艂o wilgotne, przesycone zapachem morza.

- Dlaczego katolicy i protestanci walcz膮 ze sob膮, mamo? Czy偶 nie mamy tego samego Boga?

- To prawda, c贸reczko, mamy, ale Ko艣cio艂y sta艂y si臋 pot臋g膮, tak jak kr贸lowie i rz膮dy. A pot臋gi i w艂adzy nigdy za wiele. Ludzie, kt贸rzy je maj膮, zawsze chc膮 wi臋cej. Aby mie膰 w艂adz臋, trzeba zaw艂adn膮膰 sercami i umys艂ami innych ludzi. B贸g jest najpot臋偶niejszym narz臋dziem. Ko艣ci贸艂 u偶ywa go, aby zastraszy膰 ludzi. Ka偶dy chce, 偶eby jego spos贸b oddawania czci Bogu by艂 najlepszy, jedyny. Tote偶 walcz膮 pomi臋dzy sob膮, zabijaj膮c, w co wierz膮 g艂臋boko, w imi臋 Boga, z pe艂nym przekonaniem, 偶e post臋puj膮 s艂usznie. Dawno temu m贸j ojciec, a tw贸j dziadek, wielki Mogo艂 Akbar, sprowadzi艂 na sw贸j dw贸r przedstawicieli wszystkich religii 艣wiata. Przez lata spierali si臋 pomi臋dzy sob膮 o natur臋 Boga, odpowiedni spos贸b czczenia go i uzasadniali, dlaczego ich spos贸b my艣lenia jest w艂a艣ciwy, a inni si臋 myl膮. M贸j ojciec tolerowa艂 ich i wys艂uchiwa艂 z du偶ym zainteresowaniem, i w ko艅cu odnalaz艂 religi臋 dla siebie, ale nie wymaga艂, by inni poszli w jego 艣lady. Wiara, moja droga, jest spraw膮 tylko pomi臋dzy tob膮 i Bogiem. Nie daj si臋 do czegokolwiek zmusi膰.

- A wi臋c ludzie u偶ywaj膮 Boga dla swoich w艂asnych cel贸w, mamo? - rzek艂a w zamy艣leniu Fortune. -Mam wra偶enie, 偶e to bardzo niegodziwe.

- Owszem. Wychowa艂am ci臋 tak, 偶eby艣 by艂a tolerancyjna wobec innych ludzi i religii, skarbie. Nie pozw贸l nikomu si臋 zmieni膰 - poradzi艂a Jasmine c贸rce.

- Nie pozwol臋 - zdecydowanie odpowiedzia艂a Fortune.

- Kiedy si臋 zakochasz, tw贸j ukochany mo偶e mie膰 na ciebie wp艂yw - zauwa偶y艂a matka.

- W takim razie nie zakocham si臋 nigdy - spokojnie stwierdzi艂a Fortune. - Z moich obserwacji wynika, 偶e dzisiejsi m臋偶czy藕ni nie s膮 podobni do mojego

ojczyma. On ci臋 szanuje i s艂ucha twoich rad. Takiego cz艂owieka chc臋 po艣lubi膰, mamo. Mam nadziej臋, 偶e William Devers oka偶e si臋 w艂a艣nie taki.

- Tw贸j ojciec szanuje mnie, bo go do tego zmusi艂am. Natomiast je艣li chodzi o moje rady, to wys艂uchuje ich, ale rzadko z nich korzysta. M臋偶czy藕ni s膮 pod tym wzgl臋dem bardzo uparci, Fortune. Musisz nauczy膰 si臋 znajdowa膰 okr臋偶n膮 drog臋, 偶eby postawi膰 na swoim - z u艣miechem powiedzia艂a Jasmine.

- Widzia艂am, jak pracowa艂a艣 nad tat膮 - odpowiedzia艂a Fortune, chichocz膮c. -Gdy by艂y艣my ma艂e, zak艂ada艂y艣my si臋 z Indi膮, ile czasu zajmie ci sk艂onienie go, 偶eby post膮pi艂 zgodnie z twoj膮 wol膮.

- Doprawdy? - rzuci艂a cierpko Jasmine. - Kt贸ra z was cz臋艣ciej wygrywa艂a zak艂ad?

- Ja - odpowiedzia艂a Fortune z pewnym zadowoleniem. - India zawsze za bardzo si臋 spieszy艂a, 偶eby wygra膰. Tymczasem ja, podobnie jak ty, czeka艂am na w艂a艣ciwy moment. Cierpliwo艣膰 mo偶e by膰 ogromn膮 zalet膮 w post臋powaniu z m臋偶czyzn膮.

Jasmine ponownie wybuchn臋艂a g艂o艣nym 艣miechem. Pieszczotliwie poklepa艂a c贸rk臋 po policzku.

- Nie wiedzia艂am, 偶e mam takie m膮dre dziecko, Fortune. Obawiam si臋, 偶e William Devers dostanie wi臋cej, ni偶 oczekuje - rzek艂a ze 艣miechem.

- Jedyn膮 rzecz膮, kt贸rej oczekuje William Devers, jest m贸j posag - ostro rzuci艂a Fortune. - Bardzo si臋 zdziwi, kiedy si臋 dowie, 偶e zamierzam zatrzyma膰 sw贸j maj膮tek. Mo偶e nie chcie膰 takiej dziewczyny za 偶on臋, mamo.

- W贸wczas okaza艂by si臋 g艂upcem - pad艂a odpowied藕.

- Kto by艂by g艂upcem? - James Leslie, ksi膮偶臋 Glenkirk, podszed艂 do relingu, do艂膮czaj膮c do 偶ony i pasierbicy.

- Och, po prostu m贸wi艂y艣my o m臋偶czyznach - powiedzia艂a Fortune.

- Chyba niezbyt pochlebnie, dziewczyno - odpowiedzia艂 ksi膮偶臋. - Jeste艣 podniecona, moja 艣licznotko? Ju偶 wkr贸tce, za kilka dni, poznasz m艂odego cz艂owieka, kt贸ry najpewniej zostanie twoim m臋偶em.

- Zobaczymy - spokojnie rzek艂a Fortune.

James Leslie g艂臋boko wci膮gn膮艂 powietrze. Co by艂o nie tak z jego pasierbicami? Wychowywa艂 je od ma艂ych dziewczynek i zwykle 艂atwo by艂o nimi sterowa膰. Dop贸ki nie dochodzi艂o do kwestii ma艂偶e艅stwa. Nadal mia艂 w pami臋ci zerwanie stosunk贸w ze starsz膮, Indi膮, kt贸re poprawi艂y si臋 dopiero niedawno. Obieca艂 Indii, 偶e ju偶 nigdy nie zw膮tpi w 偶adne ze swoich dzieci. By艂a to obietnica, kt贸rej zamierza艂 dotrzyma膰.

- Masz racj臋, dziewczyno. Zobaczymy. Je艣li m艂odzieniec oka偶e si臋 okropnym ciemi臋g膮, nie b臋d臋 chcia艂, 偶eby moja c贸reczka po艣lubi艂a g艂upca czy 艂ajdaka -o艣wiadczy艂 ksi膮偶臋.

Jasmine Leslie u艣miechn臋艂a si臋. Dostrzeg艂a wyraz oczu m臋偶a i wiedzia艂a, 偶e jego cierpliwo艣膰 zosta艂a wystawiona na ci臋偶k膮 pr贸b臋. Jednak zareagowa艂 w艂a­艣ciwie. Mo偶e da si臋 nauczy膰 starego psa nowych sztuczek.

- Wr贸膰my lepiej do kabiny, skarbie - zwr贸ci艂a si臋 ksi臋偶na do c贸rki - i sprawd藕my, czy wszystko jest gotowe do dalszej cz臋艣ci naszej podr贸偶y.

- Mamo, pozw贸l mi zosta膰 i przygl膮da膰 si臋 tej ziemi - poprosi艂a Fortune.

- Dobrze - powiedzia艂a Jasmine, wzi臋艂a za r臋k臋 m臋偶a i odci膮gn臋艂a go. - Ona chce by膰 sama, Jammie.

Kiwn膮艂 g艂ow膮 i oboje opu艣cili pok艂ad statku.

Fortune pozosta艂a pogr膮偶ona w my艣lach. To by艂o miejsce jej urodzenia, kt贸re opu艣ci艂a jako kilkumiesi臋czne niemowl臋. Irlandia nic dla niej nie znaczy艂a. To by艂a nazwa. Nic wi臋cej. Jaka by艂a naprawd臋? I jaki oka偶e si臋 Maguire's Ford? Mama powiedzia艂a, 偶e zamek, kt贸ry jej przypadnie, nie jest du偶y. Nazywa艂 si臋 Erne Rock i sta艂 nad jeziorem. Mama m贸wi艂a, 偶e to s艂odkie miejsce i 偶e by艂a tam szcz臋艣liwa z Rowanem Lindley. Fortune zmarszczy艂a brwi. Czy mo偶e by膰 naprawd臋 szcz臋艣liwa w miejscu, gdzie brutalnie zamordowano jej ojca? Ojca, kt贸rego nigdy nie zna艂a, bowiem zgin膮艂 nied艂ugo po tym, jak zosta艂a pocz臋ta?

Przez ca艂e 偶ycie czu艂a jego brak. Jak偶e cz臋sto, zatrzymuj膮c si臋 u swojego starszego brata Henry'ego w Cadby, wpatrywa艂a si臋 w wisz膮cy w domu portret Rowana Lindleya. Wysoki, silnie zbudowany Rowan mia艂 mocno zarysowan膮 szcz臋k臋 i do艂eczek w brodzie. Mia艂 br膮zowe w艂osy i z艂ociste oczy. Nosi艂 si臋 z pewn膮 arogancj膮, zupe艂nie naturaln膮 u m臋偶czyzny, kt贸rego rodzina w艂ada艂a tymi samymi ziemiami od czas贸w przed norma艅skim podbojem. Henry Lindley by艂 zbudowany podobnie jak ojciec, a India, b臋d膮ca mieszank膮 obojga rodzic贸w, odziedziczy艂a po ojcu jego s艂ynne oczy. Fortune uwielbia艂a portret Rowana Lindleya. Ch艂on臋艂a go za ka偶dym razem, gdy go widzia艂a, jakby mog艂a dosta膰 co艣 od swojego ojca.

Nie by艂a podobna ani do ojca, ani do matki. Nie by艂o w niej nic, co mog艂aby przypisa膰 ojcu. Mia艂a zielono-niebieskie oczy swojej prababki de Marisco i, jak jej powiedziano, p艂omiennoczerwone w艂osy praprababki 0'Malley. Jej babka Gordon stale powtarza艂a, 偶e Fortune jest brzydkim kacz膮tkiem w 艂ab臋dzim gnie藕dzie, ze swoj膮 blad膮 cer膮 i rozwichrzon膮 g艂ow膮. Fortune u艣miechn臋艂a si臋 do siebie. Ciekawa by艂a, jak wygl膮da William Devers i, je艣li go po艣lubi, jak wygl膮da膰 b臋d膮 ich dzieci.

Zacz臋艂o kropi膰 i Fortune szczelniej otuli艂a si臋 peleryn膮. S艂ysza艂a powiedzenie, 偶e w Irlandii w jednej chwili pada, a w nast臋pnej ju偶 艣wieci s艂o艅ce. Zerkn臋艂a w g贸r臋 i zobaczy艂a chmury, szybko przesuwaj膮ce si臋 po niebie, ale gdzieniegdzie widnia艂y 艂aty b艂臋kitu. Roze艣mia艂a si臋 i dosz艂a do wniosku, 偶e jej si臋 to podoba. Nagle wyjrza艂o s艂o艅ce, sprawiaj膮c, i偶 poranek sta艂 si臋 jasny i do艣膰 ciep艂y. Statek p艂yn膮艂 teraz znacznie wolniej, bowiem w miar臋, jak zbli偶a艂 si臋 do brzegu, zwijano kolejne 偶agle. Zazwyczaj rzucano kotwic臋 w zatoce, ale dzisiaj, ze wzgl臋du na ogromn膮 ilo艣膰 baga偶u nale偶膮cego do lady Fortune Lindley, wp艂yn臋li do portu.

Gdy 偶eglarze wylegli na pok艂ad, 偶eby zacumowa膰, Fortune ujrza艂a wysokiego d偶entelmena stoj膮cego na brzegu i obserwuj膮cego manewry. Zaciekawi艂o j膮, kim by艂. Mia艂 na sobie czarne spodnie, kamizel臋 bez r臋kaw贸w z

jeleniej sk贸ry, z rogowymi guzikami, bia艂膮, lnian膮 koszul臋 i buty z mi臋kkiej sk贸ry, a w艂osy r贸wnie p艂omienne, jak jej. Fortune pomy艣la艂a, 偶e w jego obecno艣ci sama nie b臋dzie si臋 tak bardzo rzuca膰 w oczy. D偶entelmen sta艂 w pobli偶u ogromnego powozu, zaprz臋偶onego w sze艣膰 pi臋knych kasztan贸w. Fortune z zadowoleniem spostrzeg艂a, 偶e zwierz臋ta by艂y starannie dobrane. Poniewa偶 statek, kt贸rym podr贸偶owali, oraz port nale偶a艂y do rodziny, wiedzia艂a 偶e pow贸z r贸wnie偶 by艂 ich w艂asno艣ci膮.

- Ale偶 to Rory Maguire! Wyszed艂 nam na spotkanie. Cudownie! - Jasmine zn贸w znalaz艂a si臋 u boku c贸rki. Pomacha艂a z zapa艂em.

- Rory! Rory Maguire!

Widzia艂, jak podchodzi艂a do relingu i zatrzyma艂a si臋 ko艂o m艂odej dziewczyny. Chocia偶 starsza, nadal by艂a najpi臋kniejsz膮 kobiet膮, jak膮 kiedykolwiek spotka艂 w 偶yciu. Pomacha艂 w odpowiedzi.

W ko艅cu statek zacumowano i spuszczono trap. Jasmine pospiesznie zesz艂a na l膮d, a w jej 艣lady ruszy艂a rodzina i s艂u偶ba. W powitalnym ge艣cie wyci膮gn臋艂a r臋ce do zarz膮dcy maj膮tku.

- Rory Maguire! Jak偶e mi艂o z twojej strony, 偶e wyjecha艂e艣 nam na powitanie! Przypominaj膮 mi si臋 dawne czasy. Dawno mnie tu nie by艂o - zako艅czy艂a z u艣miechem.

Uj膮艂 jej szczup艂e d艂onie i uca艂owa艂.

- Cai Mille Failte, droga lady Jasmine. Witaj wraz z rodzin膮 ponownie w Irlandii. - Pu艣ci艂 jej r臋ce z u艣cisku.

- To m贸j m膮偶, James Leslie, ksi膮偶臋 Glenkirk, Rory - powiedzia艂a Jasmine, poci膮gaj膮c do przodu Jemmiego.

Obaj m臋偶czy藕ni podali sobie r臋ce, uwa偶nie mierz膮c si臋 wzrokiem. Wyra藕nie zadowoleni z tego, co zobaczyli, z u艣miechem wymienili powitania.

- Moja 偶ona m贸wi o panu same dobre rzeczy, Maguire - rzek艂 ksi膮偶臋. - Z niecierpliwo艣ci膮 czekam, kiedy ujrz臋 posiad艂o艣膰.

- Dzi臋kuj臋, milordzie. Mam nadziej臋, 偶e b臋dziesz zadowolony. Maguire's Ford to wspania艂y maj膮tek. -Rory zwr贸ci艂 si臋 do Jasmine: - Oczywi艣cie wzi膮艂em pow贸z, milady, i konie, gdyby kto艣 wola艂 jecha膰 konno. Przypominasz sobie chyba Fergusa Duffy. Przyjecha艂, 偶eby powozi膰 karoc膮. O ile pami臋tam, twoi s艂u偶膮cy wol膮 podr贸偶owa膰 powozem.

- Fergusie Duffy, jak si臋 miewa twoja 偶ona Bride? - zawo艂a艂a z u艣miechem Jasmine do wo藕nicy. - Moja c贸rka z niecierpliwo艣ci膮 czeka, 偶eby pozna膰 swoj膮 chrzestn膮 matk臋. - Ksi臋偶na wypchn臋艂a do przodu c贸rk臋. - Rory, to jest Fortune. Fergusie, to jest lady Fortune.

Wo藕nica zasalutowa艂 na powitanie. Rory Maguire uj膮艂 szczup艂膮 d艂o艅 Fortune, uni贸s艂 do ust i poca艂owa艂.

- Witam, lady Fortune, i mam nadziej臋, 偶e Maguire's Ford spodoba ci si臋 na tyle, 偶eby艣 chcia艂a tu pozosta膰.

Fortune spojrza艂a prosto w niebieskie, oceniaj膮ce j膮 oczy. Nagle poczu艂a, 偶e go poznaje, chocia偶 widzia艂a tego cz艂owieka po raz ostatni, gdy by艂a male艅kim dzieckiem.

- Dzi臋kuj臋, panie - odpowiedzia艂a, zdumiona dziwnym uczuciem, jakie nagle j膮 ogarn臋艂o.

Mam ze sob膮 艣liczn膮 czarn膮 klaczk臋, mo偶e ci si臋 spodoba - Rory odezwa艂 si臋 do Fortune, puszczaj膮c jej r臋k臋.

- Wola艂abym tego pstrego, gniadego wa艂acha -wskaza艂a palcem Fortune, otrz膮saj膮c si臋 z wcze艣niejszych emocji.

- Bywa nieobliczalny - ostrzeg艂 zarz膮dca.

- Ja te偶 - odpar艂a Fortune z przekornym u艣miechem.

Rory Maguire roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no.

- S膮dzisz, 偶e dasz sobie z nim rad臋, milady? Nie chcia艂bym, 偶eby ci臋 zrzuci艂. To by by艂o kiepskie powitanie.

- Nie ma konia, kt贸rego bym nie poskromi艂a - pochwali艂a si臋 Fortune.

Maguire zerkn膮艂 na ksi臋cia i ksi臋偶n膮, a kiedy James Leslie skin膮艂 g艂ow膮, Irlandczyk powiedzia艂:

- Nazywa si臋 Piorun, milady. Pozw贸l, pomog臋 ci go dosi膮艣膰.

- A m贸j baga偶? - zapyta艂a Fortune.

- B臋dziemy potrzebowali paru woz贸w - rzek艂a Jasmine. - Fortune zabra艂a ze sob膮 wszystkie swoje rzeczy, bo ma nadziej臋, 偶e pozostanie w Irlandii.

- Mo偶emy wynaj膮膰 wozy w miasteczku - rzeki Rory. - Nie by艂em pewny, czy panienka zamierza zosta膰, czy te偶 nie.

- Czy William Devers jest kiepskim wyborem? -bezceremonialnie spyta艂a Fortune.

Rory zachichota艂.

- Nie, milady. W okolicy uchodzi za 艣wietn膮 parti臋. Jest wysoki i przystojny, a w Lisnaskea znajduje si臋 posiad艂o艣膰, kt贸ra pewnego dnia b臋dzie nale偶a艂a do niego. Nie taka du偶a jak Maguire's Ford, ale ca艂kiem przyzwoita. S膮dz臋, 偶e w dniu, w kt贸rym wybierze sobie 偶on臋 i po艣lubi j膮, wiele dziewcz膮t b臋dzie rozczarowanych.

Fortune zamilk艂a. A wi臋c William Devers podoba艂 si臋 paniom. Pewnie mia艂 przewr贸cone w g艂owie. Podesz艂a do konia, kt贸ry niecierpliwie grzeba艂 nog膮. Wzi臋艂a zwierz臋 za uzd臋 i zajrza艂a mu prosto w oczy, drug膮 r臋k膮 g艂adz膮c go po aksamitnych chrapach.

- No c贸偶, przyjacielu, jeste艣 bardzo urodziwy. Wierz臋, 偶e b臋dzie nam ze sob膮 dobrze. Jeste艣 got贸w do d艂ugiej drogi? Ja jestem, ale musisz si臋 dobrze zachowywa膰, dop贸ki nie wyjedziemy na szerok膮 drog臋 za miastem. Tam ju偶 oboje mo偶emy 艣ciga膰 si臋 z wiatrem!

Rory Maguire obserwowa艂 dziewczyn臋, 艂agodnie przemawiaj膮c膮 do konia. Gdy spojrza艂 na ni膮 po raz pierwszy, ogarn臋艂o go dziwne uczucie. Mia艂 wra偶e­nie, 偶e j膮 zna, a przecie偶 by艂o to niemo偶liwe. Podoba! mu si臋 jej spos贸b traktowania zwierz臋cia. Spl贸t艂 d艂onie i pom贸g艂 jej dosi膮艣膰 Pioruna. Dopiero gdy uni贸s艂 j膮 do g贸ry, zorientowa艂 si臋, 偶e ko艅 nie ma damskiego siod艂a. Lecz

dziewczyna dosiad艂a rumaka okrakiem, najwyra藕niej przyzwyczajona do je偶d偶enia w ten spos贸b. Odwi膮za艂 zwierz臋 od pala. Piorun zata艅czy艂 pod ci臋偶arem na swoim grzbiecie. Szarpn膮艂 g艂ow膮, 偶eby sprawdzi膰 odwag臋 m艂odej amazonki, ale dziewczyna trzyma艂a go mocno, z widoczn膮 swobod膮 dzier偶膮c lejce i 艣ciskaj膮c konia kolanami.

- Spokojnie, przyjacielu - uspokaja艂a wierzchowca, strzyg膮cego uszami i s艂uchaj膮cego mi臋kkiego g艂osu, kt贸ry, jeszcze chwil臋 wcze艣niej obcy, teraz sta艂 si臋 znajomy.

Rory Maguire u艣miechn膮艂 si臋 i z zadowoleniem skin膮艂 g艂ow膮. Dziewczyna by艂a urodzon膮 amazonk膮. Odwr贸ci艂 si臋 i ujrza艂 pud艂a i skrzynie wy艂adowywane ze statku.

- Matko Naj艣wi臋tsza - mrukn膮艂 pod nosem. - Nigdy jeszcze nie widzia艂em tyle dobytku.

Ksi膮偶臋 wybuchn膮艂 艣miechem. Zareagowa艂 dok艂adnie tak samo, gdy po raz pierwszy ujrza艂 ca艂y baga偶 Fortune.

- Kaza艂em kapitanowi pos艂a膰 kogo艣 do miasta po wozy do transportu rzeczy mojej c贸rki. Nie musimy czeka膰. Czy masz konie dla mnie i mojej 偶ony?

- Tak, milordzie. Milady mo偶e pojecha膰 na czarnej klaczy. To ta sama klacz, na kt贸rej jecha艂a艣 do Maguire^ Ford poprzednim razem - przypomnia艂 z u艣miechem Jasmine, kt贸ra kiwn臋艂a g艂ow膮. - Dla ciebie za艣 mam 艣wietnego ogiera, milordzie. Jest 艣wie偶o u艂o偶ony. Nie potrafi艂em si臋 przem贸c, 偶eby go wytrzebi膰, wi臋c musz臋 go trzyma膰 z dala od reszty stada. Pewnie sprzedamy go komu艣 potrzebuj膮cemu ogiera rozp艂odowego. Dostaniemy za niego dobr膮 cen臋, tak jak za inne nasze konie. Potomkowie Nocnego Wiatru i Nocnej Pie艣ni uwa偶ani s膮 za bardzo cenne zwierz臋ta. Kto b臋dzie jecha艂 w powozie?

- Adali i Rohana - powiedzia艂a Jasmine.

- A wi臋c nadal s膮 przy twoim boku, prawda? Co si臋 sta艂o z drug膮 dziewczyn膮, kt贸r膮 mia艂a艣, milady?

- Toramalli jest ju偶 m臋偶atk膮 - odpowiedzia艂a Jasmine. - Zosta艂a wraz z m臋偶em w Glenkirk w Szkocji, aby pilnowa膰 naszych trzech syn贸w. Patrick ma teraz czterna艣cie lat, a jego m艂odsi bracia trzyna艣cie i dziesi臋膰. Rozwa偶ali艣my zabranie ze sob膮 Adama i Duncana, ale ch艂opcy woleli sp臋dzi膰 lato bez nas.

- Zamierzacie wi臋c w nied艂ugim czasie wraca膰 do domu? - zapyta艂 Rory.

- Owszem. Williama Deversa poleci艂 nam zar贸wno m贸j kuzyn, kt贸ry jest ksi臋dzem, jak i wielebny pan Steen. Je艣li spodobaj膮 si臋 sobie z Fortune, wesele odb臋dzie si臋 przed ko艅cem lata, Rory. A wtedy moja c贸rka, kt贸ra urodzi艂a si臋 w Maguire's Ford, uczyni z Irlandii sw贸j dom. Mam nadziej臋, 偶e taka b臋dzie przysz艂o艣膰 Fortune, chcia艂abym bowiem, 偶eby by艂a szcz臋艣liwa i znalaz艂a miejsce dla siebie.

- Typowe 偶yczenie ka偶dej matki - odpowiedzia艂 Rory.

Och, jak偶e by艂a pi臋kna, pomimo swoich lat. Omal nie westchn膮艂 g艂o艣no.

- Dzie艅 dobry, panie Maguire - rozleg艂 si臋 g艂os, wyrywaj膮c Rory'ego z marze艅.

Zaskoczony podni贸s艂 wzrok i spojrza艂 prosto w twarz wiernego s艂ugi Jasmine, Adalego. Z pewn膮 irytacj膮 pomy艣la艂, 偶e ten cz艂owiek zupe艂nie si臋 nie zmieni艂. Jasnobr膮zowa twarz nadal by艂a g艂adka i delikatna, a ciemne oczy patrzy艂y przenikliwie.

- Nie s膮dzi艂em, 偶e ci臋 jeszcze kiedy艣 zobacz臋, Adali 鈥 odpowiedzia艂.

- A tymczasem pojawi艂em si臋, niby z艂y szel膮g -Adali si臋 u艣miechn膮艂, ukazuj膮c rz膮d r贸wnych, bia艂ych z臋b贸w. - Wszystko gotowe do podr贸偶y?

- Tak.

- Ruszajmy wi臋c - rzek艂 s艂u偶膮cy. Odwr贸ci艂 si臋. -Wsiadaj do powozu, Rohano. Za chwil臋 do ciebie do艂膮cz臋. - I zwr贸ci艂 do ksi臋cia: - Wozy po rzeczy milady przyjad膮 ju偶 nied艂ugo, milordzie. Rohana zebra艂a wszystko, co mo偶e by膰 potrzebne w podr贸偶y, do powozu. Wozy b臋d膮 jecha膰 wolniej ni偶 my. Mog膮 si臋 pojawi膰 w Erne Rock najwcze艣niej dzie艅 po naszym przybyciu. Panie na pewno b臋d膮 chcia艂y przez kilka dni odpocz膮膰, zanim zaczn膮 si臋 udziela膰 towarzysko.

- Doskonale - odpowiedzia艂 ksi膮偶臋, dosiadaj膮c m艂odego ogiera.

Pogodny dot膮d dzie艅 poszarza艂; zacz膮艂 si膮pi膰 deszcz.

- Mokry dzie艅, tak jak m贸j pierwszy dzie艅 w Irlandii - zauwa偶y艂a Jasmine, u艣miechaj膮c si臋 do Rory'ego Maguire'a. - Opowiedz mi, jak si臋 miewa m贸j kuzyn.

- Czuje si臋 dobrze i jest zadowolony, niczym myszka w zimowej norce -us艂ysza艂a w odpowiedzi. - Cullen Butler to dobry cz艂owiek, chocia偶 jest ksi臋dzem. Nie os膮dza ludzi i nie jest ograniczony, tak jak wielu innych. Cz臋sto powtarza, 偶e Rzym nie by艂by nim zachwycony, ale Rzym jest daleko.

- A protestanci, kt贸rym pozwolili艣my si臋 tu osiedli膰 wraz ze swoim pastorem?

- To porz膮dni ludzie i ci臋偶ko pracuj膮 - odpowiedzia艂 Maguire. - Samuel Steen jest ulepiony z tej samej gliny, co tw贸j kuzyn, milady. Jest rozs膮dny i nie kieruje si臋 uprzedzeniami. Chocia偶 inni maj膮 k艂opoty, my nie mamy 偶adnych problem贸w, ale wiemy dobrze, czemu to zawdzi臋czamy.

- Pro艣my Boga, Rory, 偶eby Maguire's Ford pozosta艂o miejscem spokojnym i przyjaznym dla uczciwych ludzi - powiedzia艂a Jasmine.

Po kilku godzinach podr贸偶y zatrzymali si臋 w malej gospodzie.

- To miejsce wydaje mi si臋 znajome - stwierdzi艂a Jasmine - ale poprzednim razem nie by艂o tu zajazdu, tylko dom, w kt贸rym mieszka艂a samotna kobieta i jej biedne dzieci, Rory. Co si臋 z ni膮 sta艂o?

- Nie wiesz? Tw贸j zmar艂y m膮偶, angielski markiz, przys艂a艂 mnie tutaj jaki艣 miesi膮c po waszym przybyciu do Maguire's Ford. Kupi艂 od pani Tully dom, po czym zatrudni艂 j膮, 偶eby prowadzi艂a w nim szynk.

P艂aci艂 jej za prac臋 w gospodzie, a poza tym mog艂a zatrzyma膰 ziemi臋 i j膮 uprawia膰. Sp贸jrz, pani, na nazw臋 zajazdu. Z艂oty Lew. Pani Tully powiedzia艂a, 偶e angielski d偶entelmen przypomina艂 jej w艂a艣nie lwa. To jedyne przyzwoite miejsce na post贸j w drodze do Maguire's Ford. Wielu Anglikom si臋 to nie podo­ba, ale nic nie mog膮 zrobi膰, bo miejsce jest w艂asno艣ci膮 najprawdziwszego angielskiego markiza i jego rodziny.

- M贸j syn nigdy o tym nie wspomnia艂.

- Pewnie nic o tym nie wie. Administrowanie gospod膮 przypad艂o mnie. Markiz uwa偶a艂, 偶e b臋d臋 lepiej zarz膮dza艂 tym przedsi臋wzi臋ciem z Maguire's Ford, ni偶 zrobi to kto艣 na odleg艂o艣膰.

- M贸j Bo偶e, a ja przez tyle lat nic nie wiedzia艂am! Rowan mia艂 takie dobre serce. Pami臋tam t臋 nieszcz臋sn膮 kobiet臋 z du偶ym brzuchem i ten t艂ocz膮cy si臋 wok贸艂 niej drobiazg. Pami臋tam tamt膮 bied臋, brudne pod艂ogi i dwie drewniane lawy. Powiedzia艂e艣 mi wtedy, 偶e m膮偶 zostawi艂 t臋 kobiet臋 i wyjecha艂 z lordami, ona za艣 nie chcia艂a opu艣ci膰 rodzinnej ziemi. Sp贸jrz, jak tu wygl膮da dzisiaj - podsumowa艂a Jasmine, gdy wjechali na dziedziniec przed gospod膮.

Z trudem rozpoznawa艂a dawny dom po艣r贸d budynk贸w nale偶膮cych do zabudowa艅 zajazdu.

Domy l艣ni艂y czysto艣ci膮, ton膮c w r贸偶ach i innych kwiatach. Znajdowa艂a si臋 tu stajnia co najmniej na dwadzie艣cia par臋 koni, w oknach g艂贸wnego budynku wstawiono szyby, a z kilku komin贸w na dachu ulatywa艂 dym. Czu艂a wo艅 pieczonego mi臋siwa i drobiu. Z izby biesiadnej dochodzi艂 zapach dobrego piwa. Ze stajni wybieg艂o paru m艂odzie艅c贸w, 偶eby wzi膮膰 konie.

- Pozw贸l, pani - rzek艂 Rory Maguire i pom贸g艂 Jasmine zsi膮艣膰 z konia. - Musisz odnowi膰 znajomo艣膰 z pani膮 Tully, kt贸ra teraz umie ju偶 m贸wi膰 po angielsku. Szybko zorientowa艂a si臋, 偶e to niezb臋dne, aby przetrwa膰.

Ksi膮偶臋 Glenkirk czul si臋 lekko rozdra偶niony swobod膮, z jak膮 Irlandczyk odnosi艂 si臋 do jego 偶ony. Potem zacz膮艂 sobie t艂umaczy膰, 偶e, w przeciwie艅stwie do Adalego i Rohany, Maguire by艂 znajomym Jasmine. Znalaz艂 si臋 w trudnym po艂o偶eniu. Jako cz艂owiek szlachetnie urodzony nie by艂 w艂a艣ciwie s艂u偶膮cym. Ale nie posiada艂 ju偶 swojej ziemi, tylko zarz膮dza! ni膮 w imieniu angielskiej w艂a艣cicielki, kt贸r膮 by艂a ksi臋偶na Glenkirk. James Leslie postanowi艂 sobie, 偶e musi lepiej pozna膰 tego m臋偶czyzn臋. Sprawia艂 wra偶enie porz膮dnego cz艂owieka i uczciwie zarz膮dza艂 ziemi膮 oraz lud藕mi Jasmine.

Jasmine z trudem rozpozna艂a pani膮 Tully, kt贸ra teraz by艂a pulchna i r贸偶owa na twarzy. Szynkarka powita艂a j膮 serdecznie, dygaj膮c i ponownie dzi臋kuj膮c jej za dobro膰 Rowana Lindleya, jak膮 jej okaza艂 wiele lat temu.

- Jak widzisz, pani, jego dobre serce ocali艂o nas. Nie mam poj臋cia, jak bym sobie inaczej poradzi艂a -rzek艂a 艣piewnym g艂osem.

W niewielkiej, ustronnej izbie zasiedli do posi艂ku, sk艂adaj膮cego si臋 z pieczonej baraniny, cebuli, marchewki i ziemniak贸w. By艂a te偶 t艂usta kaczka, nadziewana chlebem i jab艂kami, pieczony 艂oso艣 z koperkiem, 艣wie偶y chleb, mas艂o i ser, a tak偶e wino i piwo.

- Szkoda, 偶e nie mo偶emy tu zosta膰 na noc - zauwa偶y艂 James Leslie, rozpinaj膮c kamizelk臋 i odsuwaj膮c cynowy talerz.

- Gdyby艣my tu zostali, dotarliby艣my do Maguire's Ford dopiero jutro p贸藕nym popo艂udniem - odpowiedzia艂 Rory.

- Gdzie si臋 zatrzymamy na noc, Maguire? - zapyta艂 ksi膮偶臋.

- W jedynym mo偶liwym miejscu, w maj膮tku sir Johna Appletona - pad艂o w odpowiedzi.

- To on jeszcze 偶yje? - zdziwi艂a si臋 na g艂os Jasmine. - Jak pami臋tam, on i jego 偶ona byli straszliwymi snobami i zachowywali si臋 bardzo nieprzyjemnie wo­bec Irlandczyk贸w. Appleton pe艂ni艂 jak膮艣 pomniejsz膮 funkcj臋 na dworze kr贸lowej Bess.

- 呕yje i ma si臋 dobrze, a na dodatek z wiekiem sta艂 si臋 jeszcze bardziej nieprzyjemny. Jego 偶ona umar艂a i sir John mieszka z c贸rk膮 i zi臋ciem, kt贸rzy s膮 nie lepsi od niego - ponuro stwierdzi艂 Rory Maguire.

- Mi艂o to brzmi - mrukn膮艂 James Leslie.

- Och, b臋d膮 si臋 wdzi臋czy膰 do pana i do pa艅skiej 偶ony, milordzie. To tylko reszta z nas b臋dzie 藕le traktowana - za艣mia艂 si臋 Maguire.

- Nie ma innego miejsca? - chcia艂 wiedzie膰 James Leslie.

Rory Maguire pokr臋ci艂 rud膮 g艂ow膮, krzywi膮c si臋 przy tym 偶a艂o艣nie.

Sir John Appleton by艂 teraz starym, grubym m臋偶czyzn膮 cierpi膮cym na podagr臋. Jego c贸rka Sarah i jej m膮偶 Richard stali si臋 zgorzkniali i sk膮pi. Wyra藕nie okazywali, 偶e pochlebia im mo偶liwo艣膰 goszczenia ksi臋cia i ksi臋偶nej Glenkirk wraz z c贸rk膮. Posadzili Fortune ko艂o swojego syna Johna, maj膮c nadziej臋 na cud. Nie doczekali si臋 go jednak, gdy偶 John, na codzie艅 g艂o艣ny zawadiaka, oniemia艂 wobec urody i pewno艣ci siebie lady Fortune Lindley. By艂a niepodobna do 偶adnej dziewczyny, jak膮 zna艂, i onie艣miela艂a go. Tymczasem Fortune po prostu go ignorowa艂a. Miody John Appleton mia艂 pryszcze na twarzy i wilgotne d艂onie. Fakt, 偶e siedzia艂 bez s艂owa, nie prowadz膮c interesuj膮cej rozmowy, dodatkowo pogr膮偶a艂 go w oczach Fortune. Dziewczyna dosz艂a do wniosku, 偶e jest do艣膰 g艂upi.

- S艂awa waszych koni rozci膮ga si臋 daleko. Jestem zdumiony, bo w waszym maj膮tku s膮 zatrudnieni irlandzcy katolicy. Na pewno was okradaj膮 -zauwa偶y艂 stary sir John Appleton.

- W moim maj膮tku pracuj膮 i katolicy, i protestanci - s艂odkim g艂osem odezwa艂a si臋 Jasmine. - I jedni, i drudzy dobrze mi s艂u偶膮 i nie widz臋 偶adnej r贸偶nicy pomi臋dzy nimi, sir Johnie. Wszyscy s膮 uczciwymi lud藕mi.

- Ba艂wochwalczy papi艣ci - zjadliwie stwierdzi艂 staruszek.

- Katolicy nie s膮 ba艂wochwalcami - warkn臋艂a mocno zirytowana Fortune. -Oni czcz膮 Boga. Co za bzdury!

- Madam! Zga艅, prosz臋, swoj膮 c贸rk臋. Jest zbyt porywcza i samowolna -krzykn膮艂 sir John.

- Fortune, przepro艣 sir Johna. Nie jest winien swojej ignorancji - rzek艂a ksi臋偶na Glenkirk do c贸rki.

- Dobrze, mamo - potulnie zgodzi艂a si臋 Fortune. - Przepraszam za pa艅sk膮 ignorancj臋, sir Johnie. -U艣miechn臋艂a si臋 s艂odko. Potem wsta艂a i 艣licznie dy­gn臋艂a. - Musz臋 i艣膰 odpocz膮膰 - wyja艣ni艂a i opu艣ci艂a pok贸j.

Sir John i jego rodzina wcale nie byli pewni, czy Fortune naprawd臋 przeprosi艂a, ale nie 艣mieli si臋 sprzecza膰 z ksi臋偶n膮 Glenkirk. Bez s艂owa uznali, 偶e

dziewczyna zupe艂nie si臋 nie nadaje dla ich m艂odego Johna. By艂a za 艂adna i o wiele za zuchwa艂a. Na pewno 藕le sko艅czy. Nie zmartwili si臋 wi臋c, gdy ich go艣cie o艣wiadczyli, i偶 pragn膮 i艣膰 spa膰.

Roremu Maguire'owi, Adalemu i Rohanie niech臋tnie podano posi艂ek w kuchni ogromnego budynku. S艂u偶膮cy byli podejrzliwi wobec Irlandczyka i dw贸jki towarzysz膮cych mu ludzi o obcym wygl膮dzie. Gdy sko艅czyli je艣膰, dowiedzieli si臋, 偶e Rohana mo偶e i艣膰 do swojej pani, ale obaj m臋偶czy藕ni musz膮 spa膰 w stajni.

- Nasz pan nie pozwala takim jak wy sp臋dza膰 nocy w domu. Wszyscy zostaliby艣my zamordowani we w艂asnych 艂贸偶kach! - ponuro stwierdzi艂a kucharka.

- W膮tpi臋, 偶eby istnia艂 cz艂owiek, kt贸ry chcia艂by podej艣膰 bli偶ej do 艂贸偶ka tej kobiety - weso艂o skomentowa艂 Adali, gdy wraz z Rorym znale藕li sobie k膮t do spania w stajni. Roz艂o偶y艂 p艂aszcz na pachn膮cym s艂odko sianie i usiad艂.

- Spa艂em ju偶 w gorszych miejscach 鈥 podsumowa艂.

- Ja te偶 - rzuci艂 Rory, k艂ad膮c swoje okrycie na sianie. Przeci膮gn膮艂 si臋 i doda艂: -Wygl膮da na szcz臋艣liw膮.

- Jest szcz臋艣liwa.

- To dobrze.

- Nigdy si臋 pan nie o偶eni艂? - zapyta艂 Adali.

- Nie - pad艂a odpowied藕. - Nie by艂o sensu. Ziemia nie nale偶a艂a ju偶 do mnie. Nie mia艂em nic do zaoferowania kobiecie. Dzieci skomplikowa艂yby jeszcze moje 偶ycie, bowiem by艂yby katolikami z wyznania, Irlandczykami z urodzenia i obcymi w swoim kraju tak d艂ugo, jak d艂ugo trwa膰 tu b臋dzie angielska okupacja. Sam nie jestem pewny swojej przysz艂o艣ci. Niepotrzebna mi dodatkowa odpowiedzialno艣膰 za 偶on臋 i dzieci.

- Kobieta nie jest panu potrzebna?

- Po niej? - odpowiedzia艂 pytaniem Rory Maguire.

- To by艂a tylko jedna godzina tamtej nocy, niemal dwadzie艣cia jeden lat temu, panie Maguire. Chce pan powiedzie膰, 偶e od tamtej pory nie by艂o 偶adnej innej?

- W艂a艣nie. Z rzadka, gdy ogarnie mnie przyp艂yw 偶膮dzy, zaspokajam j膮 ze znajom膮 wdow膮 we wsi. Znana jest ze swojej sympatii dla takich m臋偶czyzn, jak ja, ale jest dyskretna i nikt nie 艣mia艂by nazwa膰 jej dziwk膮 - powiedzia艂 Rory.

- Czy potrafisz by膰 r贸wnie dyskretny, jak twoja wdowa, panie Maguire? - z ca艂膮 powag膮 zapyta艂 go Adali.

- Oczywi艣cie! - zawo艂a艂 Rory. - Czy偶 nie dotrzymywa艂em zawsze tajemnicy? Wiem, 偶e nie ma poj臋cia, co si臋 w贸wczas sta艂o. Nie b臋d臋 jej niepokoi艂.

- To dobrze. Uwa偶a pana za przyjaciela. S膮dz臋, 偶e nie chcia艂by pan utraci膰 tej przyja藕ni. Kocha Jamesa, a on kocha j膮. Wsp贸lnie z dzie膰mi wiod膮 w Szkocji szcz臋艣liwe 偶ycie.

- Nie obawiaj si臋, Adali - rzek艂 Rory Maguire z nutk膮 smutku w g艂osie. -Zawsze uwa偶a艂a mnie jedynie za przyjaciela. I to wszystko, na co mog臋 liczy膰. Nie zmarnuj臋 nawet tego drobnego u艂amka jej zainteresowania, 偶eby marzy膰 i mie膰 nadziej臋 na co艣, co nigdy nie nast膮pi. Nie, Adali. Odda艂bym 偶ycie za moj膮 Jasmine, ale nigdy nie dowie si臋, jak膮 rol臋 odegra艂em przed laty w ocaleniu jej 偶ycia. Wstydziliby艣my si臋 oboje.

- Nie ma si臋 czego wstydzi膰 - zapewni艂 go Adali. -Pan, ksi膮dz i ja zrobili艣my to, co nale偶a艂o. I tyle. Nie ma w tym nic niegodnego, nie powinien pan si臋 wini膰. A teraz dobranoc. Zobaczymy si臋 jutro rano.

- Dobranoc, Adali - spokojnie odpowiedzia艂 Rory Maguire, przekr臋caj膮c si臋 na bok i nakrywaj膮c peleryn膮.

Pomy艣la艂, 偶e najbli偶sze miesi膮ce b臋d膮 najtrudniejszym okresem w jego 偶yciu.

Rozdzia艂 2

Opu艣cili posiad艂o艣膰 Appleton贸w przed wschodem s艂o艅ca. Gospodarze byli jeszcze w 艂贸偶kach, ale oni nie chcieli tu przebywa膰 ani chwili d艂u偶ej, ni偶 to by艂o konieczne.

- Prosz臋, powiedz swojemu panu - nakaza艂 ksi膮偶臋 Glenkirk nie do ko艅ca obudzonemu od藕wiernemu -偶e dzi臋kujemy mu za go艣cin臋, ale czeka nas d艂uga i wyczerpuj膮ca podr贸偶. Je艣li mamy dotrze膰 do celu jeszcze dzisiaj przed zachodem s艂o艅ca, musimy wyruszy膰 wcze艣niej, ni偶 my艣leli艣my.

Od藕wierny, r贸wnie s艂u偶alczy jak jego pan, sk艂oni艂 si臋 nisko.

- Dobrze, milordzie. Sir John b臋dzie zmartwiony, 偶e nie mia艂 okazji osobi艣cie si臋 z pa艅stwem po偶egna膰 - odpowiedzia艂 g艂adko.

- Jest usprawiedliwiony - rzek艂 James Leslie, w艂adczym gestem machaj膮c r臋k膮 w r臋kawiczce. Odwr贸ci艂 si臋 i wyprowadzi艂 偶on臋 i pasierbic臋 przez drzwi na dw贸r, w wilgotny, mglisty poranek.

Pow贸z z Adalim, Rohan膮 i drobn膮 cz臋艣ci膮 baga偶u ju偶 odjecha艂. Rory Maguire czeka艂 na nich, trzymaj膮c konie. Szybko dosiedli wierzchowc贸w i pok艂usowali 偶wirow膮 drog膮 jak najdalej od Appleton Hall.

- 艢wietna ucieczka! - podsumowa艂 James Leslie.

- Owszem, milordzie - odpowiedzia艂 Maguire.

Przeja艣ni艂o si臋 i mg艂a troch臋 si臋 podnios艂a, ale s艂o艅ce nie wyjrza艂o i po chwili zn贸w zacz膮艂 pada膰 deszcz. O dziwo jednak, panuj膮ca szaro艣膰 tylko pog艂臋bia艂a ziele艅 wiejskiego krajobrazu. Przeje偶d偶ali pomi臋dzy 艂agodnie wspinaj膮cymi si臋, zielonymi wzg贸rzami. Krajobraz urozmaica艂y widoczne z rzadka umocnienia z szarego kamienia, zwykle zrujnowane, oraz ma艂e wioski. Jasmine zauwa偶y艂a, 偶e

wsi zosta艂o mniej ni偶 w贸wczas, gdy by艂a tu po raz pierwszy. Niekt贸re wygl膮da艂y na opuszczone i popada艂y w ruin臋, inne znikn臋艂y ca艂kowicie, a jedynym 艣ladem ich istnienia by艂y po艂amane, poprzewracane celtyckie krzy偶e, zaros艂e chwa­stami. Ulster, kt贸ry nigdy nie by艂 g臋sto zaludniony, teraz wydawa艂 si臋 jeszcze mniej zamieszkany.

- Co tu si臋 sta艂o? - zapyta艂a Jasmine Rory'ego Maguire.

- Nie wszyscy w艂a艣ciciele ziemscy s膮 podobni do ciebie, milady. S艂ysza艂a艣 o karach wymierzanych tym, kt贸rzy wyznaj膮 wiar臋 katolick膮? Wielu zosta艂o wygnanych z ich ziemi, bo nie chcieli si臋 nawr贸ci膰 na protestantyzm. To proste.

- Ale przecie偶 w艂a艣ciciele tutejszych maj膮tk贸w nawet nie mieszkaj膮 w Irlandii. Jaka to dla nich r贸偶nica, je艣li ziemia jest w艂a艣ciwie uprawiana i przynosi im zyski?

- Wyznaczaj膮 zarz膮dc贸w, kt贸rzy przestrzegaj膮 litery prawa - wyja艣ni艂. -Wi臋kszo艣膰 z nich to Anglicy, podobnie jak osadnicy. Mamy te偶 szkockich w艂a艣cicieli ziem, ale teraz Szkoci w wi臋kszo艣ci pozostaj膮 u siebie, z wyj膮tkiem tych, kt贸rzy potrafi膮 zerwa膰 wi臋zy ze swoim klanem i szuka膰 dla siebie ziemi.

- Co dzieje si臋 z mieszka艅cami tych wiosek? - docieka艂a Jasmine.

- Uciekaj膮 do krewnych w innych cz臋艣ciach Irlandii, gdzie prawo nie jest tak rygorystycznie przestrzegane. Zaszywaj膮 si臋 w bardziej ustronnych miej­scach, wiod膮c znacznie prymitywniejsze 偶ycie. Umieraj膮. Nieliczni emigruj膮 do Francji i do Hiszpanii. Nie ma innych mo偶liwo艣ci.

- Tak jest urz膮dzony ten 艣wiat - spokojnym g艂osem odezwa艂a si臋 Fortune, zaskakuj膮c wszystkich. -Nauczy艂am si臋 tego podczas moich studi贸w, mama te偶 mi to cz臋sto powtarza艂a. Jedno plemi臋 podbija drugie, potem przychodzi nast臋pne, i tak dalej, i dalej. Nic nie pozostaje niezmienne na zawsze. Ale, podobnie jak mama, nie widz臋 powodu, dlaczego tak musi si臋 dzia膰 w Irlandii. Bigoteria jest czym艣 z艂ym i okrutnym.

- Ale wyst臋puje zar贸wno po jednej, jak i po drugiej stronie -wyja艣ni艂 Rory dziewczynie. - Na szcz臋艣cie w Maguire's Ford mamy dw贸ch duchownych o otwartych pogl膮dach, ale to rzadko艣膰. Wi臋kszo艣膰 protestanckich pastor贸w opowiada swoim owieczkom, 偶e katolicyzm jest z艂膮, ba艂wochwalcz膮 wiar膮, a przewa偶aj膮ca cz臋艣膰 ksi臋偶y katolickich wykrzykuje, 偶e protestanci s膮 brudnymi heretykami, zas艂uguj膮cymi na spalenie, je艣li nie tu, na ziemi, to w piekle, s膮 bowiem szata艅skim pomiotem. Takie postawy nie prowadz膮 do zrozumienia i tolerancji, milady. Obawiam si臋, i m贸wi臋 to z przykro艣ci膮, 偶e na tej ziemi jest wi臋cej ludzi pokroju Johna Appletona ni偶 podobnych do twojej mamy.

- Lubisz moj膮 mam臋, prawda? - zauwa偶y艂a Fortune, przysuwaj膮c swojego wierzchowca do jego konia.

Serce 艣cisn臋艂o mu si臋 w piersi, ale zdoby艂 si臋 na oboj臋tny u艣miech.

- Owszem, milady, lubi臋. Zawsze j膮 lubi艂em. To dzi臋ki p艂yn膮cej w jej 偶y艂ach irlandzkiej krwi lady Jasmine musi mie膰 takie wielkie serce.

- Moja mama twierdzi, 偶e je艣li pozostan臋 w Irlandii, powinnam ci臋 zatrzyma膰, bo mo偶na ci ufa膰, jak rzadko komu - powiedzia艂a Fortune.

- Tw贸j przysz艂y m膮偶 mo偶e by膰 innego zdania, pani - odpowiedzia艂.

Fortune spojrza艂a na niego, jakby postrada艂 zmys艂y. Zna艂 to spojrzenie, i z pewno艣ci膮 nie by艂o ono typowe dla jej matki.

- M贸j m膮偶 nie b臋dzie mia艂 nic do powiedzenia w sprawie zarz膮dzania Maguire's Ford - rzek艂a Fortune. - Je艣li po艣lubi臋 Williama Deversa, nie b臋dzie mia艂 偶adnych praw do moich ziem. Ma swoje. Kobiety z mojej rodziny nie przekazuj膮 swojego maj膮tku m臋偶czyznom, za kt贸rych wychodz膮 za m膮偶. To nie do pomy艣lenia!

Rory roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no.

- Matka 艣wietnie ci臋 wychowa艂a, lady Fortune -stwierdzi艂 szczerze rozbawiony.

Je艣li po艣lubi臋 Williama Deversa, zostaniesz na swoim miejscu, Rory -m贸wi艂a Fortune. - B臋d臋 ci臋 te偶 potrzebowa艂a, 偶eby艣 nauczy艂 mnie wszystkie­go o hodowli koni. Wiem o koniach bardzo niewiele, ale bardzo je lubi臋 i uwielbiam na nich je藕dzi膰. Umiesz przemawia膰 do koni, milady - zauwa偶y艂.

Widzia艂em, jak rozmawia艂a艣 z Piorunem, zanim wskoczy艂a艣 na jego grzbiet. Kto ci臋 tego nauczy艂, pani?

Fortune przez chwil臋 wygl膮da艂a na zdumion膮, po czym rzek艂a: Nikt. Zawsze tak robi艂am, dosiadaj膮c nieznanego zwierz臋cia. Uwa偶am, 偶e tak jest uprzejmie. Moja siostra i bracia wy艣miewali si臋 z tego, ale nigdy 偶aden ko艅 nie zrzuci艂 mnie z siod艂a, od mojego pierwszego kucyka nigdy nie mia艂am najmniejszych k艂opot贸w.

Ach, to musi by膰 twoja irlandzka krew - powiedzia艂 z u艣miechem. Lubi臋 ci臋, Rory Maguire.

A ja lubi臋 ciebie, lady Fortune Mary Lindley -odpowiedzia艂. Sk膮d znasz moje pe艂ne imi臋? - zapyta艂a zaskoczona.

Nie wiedzia艂a艣, milady, 偶e jestem twoim ojcem chrzestnym? - zapyta艂 w odpowiedzi.

Ty? Mamo, czy to prawda? - zawo艂a艂a Fortune do swojej matki, jad膮cej tu偶 za ni膮. - Czy Rory Maguire jest moim ojcem chrzestnym? Owszem - przyzna艂a Jasmine.

B臋d臋 ci臋 wi臋c nazywa膰 wujkiem Rory, a ty b臋dziesz do mnie m贸wi艂 Fortune, gdy b臋dziemy w gronie rodzinnym, en familie - zawo艂a艂a podniecona Fortune.

Odwr贸ci艂 si臋, 偶eby spojrze膰 na Jasmine, kt贸ra leciutko skin臋艂a g艂ow膮. Dobrze, Fortune - zgodzi艂 si臋, ogarni臋ty ciep艂ymi uczuciami wobec jej szlachetno艣ci i wdzi臋ku. To nie by艂a wynios艂a dziedziczka. Mieszka艅cy Maguire's Ford bez w膮tpienia j膮 polubi膮 i wszyscy b臋d膮 mogli 偶y膰 w pokoju, pod warunkiem 偶e William Devers nie b臋dzie podwa偶a艂 autorytetu ma艂偶onki.

Rory zastanawia艂 si臋, w jaki spos贸b m艂ody cz艂owiek zareaguje na wie艣膰 o tym, 偶e Fortune zamierza sama zarz膮dza膰 swoim maj膮tkiem i swoimi ziemiami. Na ile Rory zna艂 Jasmine, narzeczony Fortune b臋dzie musia艂 podpisa膰 prawny dokument, zanim ruszy w kierunku o艂tarza. Deszcz stopniowo zanika艂, a gdy zatrzymali si臋 na popas, 偶eby da膰 odpocz膮膰 koniom i zje艣膰 nieco chleba i sera, za艣wieci艂o s艂o艅ce. Patrz膮c w niebo, Rory doszed艂 do wniosku, 偶e do ko艅ca dnia powinno by膰 s艂onecznie. Rozejrzawszy si臋, rozpozna艂 znane miejsce i zorientowa艂 si臋, 偶e w zwi膮zku z wczesnym rozpo­cz臋ciem podr贸偶y dotr膮 do Maguire's Ford popo艂udniem. Ukradkiem obserwowa艂 Jasmine i Jamesa Lesliech. Oboje byli tak otwarcie zakochani w sobie, 偶e poczu艂 w sercu wr臋cz fizyczny b贸l. Bez wzgl臋du na to, co ostatniej nocy m贸wi! Adalemu, bez wzgl臋du na to, co kiedykolwiek powiedzia艂 ojcu Cullenowi Butlerowi, nigdy nie utraci艂 skrawka nadziei, 偶e ona kiedy艣 go pokocha. Teraz widzia艂 jasno, 偶e tak si臋 nigdy nie stanie. Ta wiedza sprawi艂a, 偶e co艣 w nim umar艂o.

G艂臋boko westchn膮艂.

Us艂yszawszy to, Fortune, kt贸ra siedzia艂a na trawie ko艂o niego, odwr贸ci艂a si臋.

- Co si臋 sta艂o, wujku Rory? - zapyta艂a. - To najsmutniejsze westchnienie, jakie kiedykolwiek s艂ysza艂am. Nie b膮d藕 smutny. - Opar艂a mu g艂ow臋 na ramieniu i uj臋艂a w r臋ce jego d艂o艅.

Zaskoczy艂o go jej wsp贸艂czucie. Poczu艂 艂zy nap艂ywaj膮ce do oczu i szybko zamruga艂.

- Och, dziewczyno, my, Irlandczycy, cz臋sto znienacka popadamy w ponury nastr贸j. - Lekko u艣cisn膮艂 eleganck膮 r膮czk臋. - Wszystko w porz膮dku. A teraz, je艣li jeste艣 gotowa, powinni艣my rusza膰 dalej. - Wsta艂 i poci膮gn膮艂 j膮 za sob膮. -By艂a艣 takim male艅kim dzieckiem, Fortune Mary Lindley, a wyros艂a艣 na wspania艂膮 dam臋.

- Ciekawa jestem, sk膮d si臋 bior膮 te napady ponurego nastroju, wujku Rory. Te偶 je miewam. To musz膮 by膰 moje irlandzkie korzenie. Jak na dziewczyn臋,

kt贸ra mia艂a ojca Anglika i kt贸rej matka jest na wp贸艂 Angielk膮, na wp贸艂

Hindusk膮, chyba odziedziczy艂am wiele po mojej irlandzkiej prababce -

roze艣mia艂a si臋.

Jechali teraz wolniej. Pow贸z toczy艂 si臋 przed nimi. Popo艂udnie by艂o pogodne, a s艂o艅ce grza艂o im plecy. W ko艅cu wspi臋li si臋 na szczyt wzg贸rza. Przed nimi rozci膮ga艂a si臋 b艂臋kitna tafla wody, kt贸ra, jak Rory wyja艣ni艂 Fortune, a Jasmine swojemu m臋偶owi, nazywa艂a si臋 Lough Erne. G贸rna i dolna odnoga oddziela艂a obszar znany jako Fermanagh, a potem przechodzi艂a w rzek臋 Erne, maj膮c膮 swe uj艣cie do Zatoki Donegal w Ballyshannon.

Rory wskazywa艂 palcem, m贸wi膮c jednocze艣nie:

- Tam, przed nami, znajduje si臋 Maguire's Ford, a nad jeziorem stoi zamek Erne Rock, kt贸ry, mam nadziej臋, zechcesz uczyni膰 swoim domem, Fortune.

- Sp贸jrz na te 艂膮ki, skarbie - zwr贸ci艂a si臋 Jasmine do c贸rki. - Widzisz nasze konie? Popatrz, owce! Widz臋, 偶e stado zarodowe, kt贸re przys艂ali艣my z Glenkirk, ma si臋 dobrze, Rory.

- Owszem, milady - odpowiedzia艂.

Zjechali ze wzg贸rza i dotarli do wioski. Przed nimi bieg艂a grupka ma艂ych ch艂opc贸w, wo艂aj膮c do mieszka艅c贸w po irlandzku i po angielsku:

- Jad膮! Jad膮! - Ludzie zacz臋li si臋 wy艂ania膰 ze swoich domostw, nadchodzili z p贸l i stawali wzd艂u偶 drogi, 偶eby zobaczy膰 w艂a艣cicielk臋 Maguire's Ford, kt贸ra powraca艂a po dwudziestu latach.

Wypatrzywszy znajom膮 twarz, Jasmine zatrzyma艂a konia.

- Bride Duffy! - Zsun臋艂a si臋 z ko艅skiego grzbietu i u艣ciska艂a swoj膮 dawn膮 przyjaci贸艂k臋.

- Cal mille failte! Witam serdecznie - rzek艂a Bride Duffy, a jej szczera twarz zmarszczy艂a si臋 w szerokim u艣miechu. - Witaj z powrotem w Maguire's Ford, milady Jasmine!

Obie kobiety u艣cisn臋艂y si臋 ponownie, po czym Jasmine wypchn臋艂a do przodu Fortune:

- A to jest twoja chrzestna c贸rka, Bride Duffy. Przywitaj si臋, Fortune. Fortune dygn臋艂a przed wie艣niaczk膮 o czerwonych policzkach.

- Jak si臋 pani miewa, pani Duffy? - odezwa艂a si臋 i spojrza艂a prosto w oczy drugiej kobiecie. - Ciesz臋 si臋, 偶e w ko艅cu pani膮 pozna艂am.

- Niech ci B贸g b艂ogos艂awi, milady - odpowiedzia艂a Bride. - Jestem szcz臋艣liwa, mog膮c ci臋 zn贸w spotka膰, bo kiedy widzia艂am ci臋 po raz ostatni, by艂a艣 ma艂ym niemowl臋ciem w pieluchach. - Zawaha艂a si臋 przez chwil臋, po czym u艣cisn臋艂a dziewczyn臋. - A teraz wr贸ci艂a艣 tutaj, gdzie po raz pierwszy ujrza艂a艣 艣wiat艂o tego surowego 艣wiata, 偶eby, jak powiadaj膮, wyj艣膰 za m膮偶.

- Tylko je艣li mi si臋 spodoba - pospiesznie zastrzeg艂a si臋 Fortune. Bride Duffy zachichota艂a.

- Zupe艂nie jak twoja matka.

- Obie moje c贸rki maj膮 w艂asny rozum - powiedzia艂a Jasmine. - Chod藕, Bride, poznaj mojego m臋偶a, Jamesa. - Poci膮gn臋艂a przyjaci贸艂k臋 w stron臋, gdzie sta艂 ksi膮偶臋, i przedstawi艂a ich sobie.

Dopiero po pewnym czasie Rory'emu uda艂o si臋 odci膮gn膮膰 Fortune i ma艂偶onk贸w Lesliech, 偶eby mogli zobaczy膰 zamek. Pow贸z, wioz膮cy Adalego i Rohan臋, znajdowa艂 si臋 ju偶 daleko z przodu. Zamek Erne Rock sta艂 na cyplu, otoczonym z trzech stron wod膮. Mia艂 prawie trzysta lat. Aby dotrze膰 do zamkowych wr贸t, trzeba by艂o pokona膰 wzmocniony ogromnymi g艂azami most zwodzony ponad bagnami, b臋d膮cymi w gruncie rzeczy fragmentem jeziora. Po podniesieniu zwodzonego mostu Erne Rock stawa艂 si臋 niepokonan膮, cho膰 niewielk膮 fortec膮.

Przeprowadzili konie przez most i wjechali przez bram臋 na dziedziniec, gdzie zostali powitani przez paru ch艂opc贸w stajennych, kt贸rzy wzi臋li od nich wierzchowce. Fortune rozejrza艂a si臋, oceniaj膮c swoje dobra. Dojrza艂a stajnie i domek stra偶nika. Dziedziniec wyk艂adany by艂 niezbyt du偶ymi, p艂askimi ka­mieniami. Id膮c w 艣lady matki, pokona艂a kilka schod贸w. U ich podn贸偶a

znajdowa艂 si臋 klomb, na kt贸rym r贸s艂 krzew czerwonych r贸偶. Fortune uj臋艂a jeden z kwiat贸w w d艂o艅 i pow膮cha艂a go. Potem pod膮偶y艂a pospiesznie za Jasmine.

Wewn膮trz zamek Erne Rock by艂 ciep艂ym i przytulnym miejscem. Posadzk臋 na parterze wykonano z kamienia, na pi臋trze za艣 kr贸lowa艂 pi臋knie wypole­rowany parkiet. Tego majowego popo艂udnia w obu kominkach, znajduj膮cych si臋 w g艂贸wnej sali zamkowej, buzowa艂 ogie艅. Fortune zauwa偶y艂a, 偶e samo po­mieszczenie nie by艂o zbyt du偶e, nie wi臋ksze ni偶 g艂贸wna komnata w Glenkirk. Na jednej 艣cianie wisia艂 gobelin, przedstawiaj膮cy 艢wi臋tego Patryka wyprowa­dzaj膮cego w臋偶e z Irlandii. Meble wykonane by艂y z b艂yszcz膮cego, z艂ocistego drewna d臋bowego. Na parterze mie艣ci艂a si臋 te偶 bogato wyposa偶ona biblioteka oraz pok贸j, w kt贸rym Rory prowadzi艂 rachunki posiad艂o艣ci. Kuchnie znajdowa艂y si臋 pod g艂贸wn膮 sal膮. Na drugiej kondygnacji zamku usytuowane by艂y sypialnie, ka偶da ze swoim kominkiem.

Jasmine otworzy艂a drzwi prowadz膮ce do przestronnej sypialni i cofn臋艂a si臋, 偶eby c贸rka mog艂a zajrze膰 do 艣rodka.

- Tutaj si臋 urodzi艂a艣 - rzek艂a cicho. - Siostra madam Skye, Eibhlin, zakonnica i lekarka, pomog艂a ci przyj艣膰 na 艣wiat. By艂a艣 najprzekorniejszym z moich dzieci, odwr贸cona w z艂膮 stron臋. Za艂o偶y艂am si臋 z mam膮, 偶e jeste艣 ch艂opcem.

- By艂a艣 rozczarowana? - zapyta艂a Fortune, kt贸ra nigdy wcze艣niej nie s艂ysza艂a tej historii.

- Nie - odrzek艂a Jasmine. - Jak mog艂abym by膰 rozczarowana? By艂a艣 wspania艂膮 male艅k膮 dziewczynk膮, ze znamieniem swojego dziadka nad warg膮, z lewej strony buzi. Ale o wiele wa偶niejsze by艂o to, 偶e stanowi艂a艣 ostatni podarunek twojego ojca dla mnie, Fortune. Tak bardzo go kocha艂am. Ty, India i Henry byli艣cie wszystkim, co mi pozosta艂o po Rowanie Lindleyu, je艣li nie liczy膰 s艂odkich wspomnie艅. To by艂 najwspanialszy dar, jaki kiedykolwiek otrzyma艂am.

- Co si臋 sta艂o z moj膮 cioteczn膮 babk膮 Eibhlin? Czy jeszcze 偶yje? Czy mogliby艣my j膮 odwiedzi膰? - zainteresowa艂a si臋 Fortune.

Jasmine u艣miechn臋艂a si臋. - Nie, skarbie. Eibhlin 0'Malley, niech spoczywa w spokoju, zmar艂a niespe艂na dwa lata po twoich narodzinach. - Otar艂a 艂zy, kt贸re nap艂yn臋艂y jej do oczu, bowiem wspomnienie Eibhlin przywo艂a艂o my艣li o babce. Jasmine spostrzeg艂a, 偶e Irlandia wp艂ywa na ni膮 przygn臋biaj膮co. Otrz膮sn臋艂a si臋 szybko i powiedzia艂a:

- Ten pok贸j, nale偶膮cy do w艂a艣ciciela domu, b臋dzie teraz tw贸j, kochanie.

- Nie jestem jeszcze pani膮 na zamku Erne Rock, mamo - odpowiedzia艂a Fortune. - Zajmij ten pok贸j z tat膮. Wol臋 ten z widokiem na jezioro. Je艣li wezm臋 za m臋偶a Williama Deversa, to po 艣lubie przenios臋 si臋 do g艂贸wnej sypialni, ale nie teraz.

- Jeste艣 pewna?

- Tak - odpar艂a Fortune i spojrza艂a zak艂opotana. -Mamo, czy nie b臋dzie ci niezr臋cznie mieszka膰 z tat膮 w pokoju, kt贸ry dzieli艂a艣 kiedy艣 z moim prawdziwym ojcem? Mo偶e wolisz inn膮 sypialni臋?

- Nie, kochanie. Z tym miejscem zwi膮zane s膮 zar贸wno radosne wspomnienia o twoim ojcu, jak i smutne. By膰 mo偶e obecno艣膰 mojego Jemmiego wyma偶e te nieszcz臋艣liwe wspomnienia i zaczn臋 my艣le膰 o Erne Rock jak o radosnym miejscu, gdzie si臋 urodzi艂a艣 i gdzie odb臋dzie si臋 twoje wesele. Moje wnuki przyjd膮 na 艣wiat w Erne Rock - rzek艂a Jasmine.

- By膰 mo偶e - mrukn臋艂a Fortune.

Jasmine wzi臋艂a c贸rk臋 za r臋k臋 i obie usiad艂y na obszernym 艂o偶u.

- Skarbie, od samego pocz膮tku wyczu艂am w tobie jak膮艣 niech臋膰 do tego ma艂偶e艅stwa. Jest rzecz膮 naturaln膮, 偶e panna waha si臋 przed zbli偶aj膮cym si臋 艣lubem, ale wydaje mi si臋, 偶e w twoim przypadku to co艣 wi臋cej, Fortune. Co ci臋 niepokoi, c贸reczko?

- Ty i tata powtarzacie, 偶e nie musz臋 wychodzi膰 za m膮偶 za tego Williama Deversa, je艣li mi si臋 nie spodoba. A jednocze艣nie m贸wicie tak, jakby nasze poznanie si臋 i 艣lub by艂y tylko kwesti膮 czasu. Nie jestem tob膮, mamo. Nie chc臋, 偶eby kto艣 znajdowa艂 mi m臋偶a. Sama chc臋 go sobie wybra膰! Zabrali艣cie

mnie z domu i przywie藕li艣cie w obce miejsce, 偶ebym po艣lubi艂a nieznajomego. Co si臋 stanie, je艣li naprawd臋 nie b臋d臋 chcia艂a wyj艣膰 za m膮偶 za Williama Deversa? Co si臋 w贸wczas ze mn膮 stanie? - W niebieskozielonych oczach Fortune pojawi艂 si臋 niepok贸j.

- Je艣li naprawd臋 nie spodoba ci si臋 ten m艂ody cz艂owiek, to b臋dzie koniec sprawy - odpowiedzia艂a Jasmine. - Lecz czemu my艣lisz, 偶e nie b臋dzie ci si臋 podoba艂? Czy dlatego, 偶e go nie znasz? Fortune, to prawda, 偶e m贸j ojciec, Wielki Mogo艂, wybra艂 dla mnie m臋偶a. Zobaczy艂am go pierwszy raz w godzinie naszego 艣lubu. Lecz moi rodzice zdecydowali m膮drze i by艂am z nim szcz臋艣liwa. Moja babka wybra艂a dla mnie twojego ojca, chocia偶 zna艂am go ju偶 wcze艣niej, a stary kr贸l Jakub przeznaczy艂 mi waszego ojczyma, kt贸rego r贸wnie偶 zna艂am poprzednio. Czasem opiekunowie wiedz膮 lepiej, Fortune, ale je艣li naprawd臋 nie polubisz tego m艂odzie艅ca, nie musisz wychodzi膰 za niego za m膮偶. Ani ja, ani Jemmie nie chcemy, 偶eby艣 by艂a nieszcz臋艣liwa.

- Nikt z nas nie zna tego Williama Deversa - ponuro stwierdzi艂a Fortune.

- Zna go m贸j kuzyn, ojciec Cullen Butler, zna go wielebny Steen. Obaj s膮 przekonani, 偶e to odpowiedni kandydat do twojej r臋ki, skarbie. Mo偶e jest, a mo偶e nie. Czas poka偶e. Co b臋dzie, to b臋dzie. Skoro jednak poruszono t臋 spraw臋 z rodzin膮 m艂odzie艅ca, wypada teraz da膰 mu szans臋 - o艣wiadczy艂a c贸rce Jasmine.

- Owszem - bez zbytniego entuzjazmu zgodzi艂a si臋 Fortune. Jasmine wsta艂a.

- Chod藕my na d贸艂, do pan贸w. Spodziewam si臋, 偶e m贸j kuzyn zd膮偶y艂 ju偶 przyby膰.

Matka i c贸rka razem zesz艂y na d贸艂 i rami臋 w rami臋 wkroczy艂y do g艂贸wnej sali. Rory Maguire i James Leslie stali, rozmawiaj膮c z siwow艂osym ksi臋dzem w czarnej sutannie. Jasmine pospiesznie rzuci艂a si臋 do przodu.

- Cullen Butler! Tak si臋 ciesz臋, 偶e ci臋 widz臋! Dobrze wygl膮dasz! Dzi臋kuj臋 za pomoc w utrzymaniu pokoju w Maguire's Ford. - Jasmine zarzuci艂a kuzy­nowi r臋ce na szyj臋 i uca艂owa艂a go w oba policzki.

- Sp贸jrz na siebie, Jasaman Kama Begam - odpowiedzia艂. - Jak zawsze pi臋kna, a przecie偶 jeste艣 matk膮 tabuna dzieci - odpowiedzia艂, 艣ciskaj膮c j膮 z b艂yskiem rado艣ci w oczach.

- I babk膮, Cullenie. Babk膮 ma艂ego ch艂opca o imieniu Rowan, na pami膮tk臋 po moim Rowanie i malutkiej dziewczynki, Adrianny - rzek艂a z u艣miechem Jasmine.

Ksi膮dz przeni贸s艂 spojrzenie na Fortune i serce mu za艂omota艂o na widok jej ognistorudych w艂os贸w. Jego twarz pozosta艂a jednak spokojna i uprzejma, niczym maska.

- A to musi by膰 lady Fortune Mary, kt贸r膮 sam ochrzci艂em wiele lat temu. Witaj ponownie w Irlandii, moje dziecko.

Fortune dygn臋艂a, u艣miechaj膮c si臋 do Cullena Butlera. Wyczuwa艂a w nim przyjaciela i sprzymierze艅ca.

- Dzi臋kuj臋, ojcze.

- G艂o艣no uca艂owa艂 j膮 w oba policzki.

- Dla ciebie kuzyn Cullen, dziecko. No, niew膮tpliwie wyros艂a艣 troch臋 od czasu, gdy ci臋 ostatnio widzia艂em. I masz w艂osy jak twoja praprababka O'Malley, szkocka dziewczyna z wyspy Skye. Nie zna艂em jej, bo umar艂a przed moim urodzeniem, ale m贸wiono, 偶e mia艂a p艂omienn膮 fryzur臋.

Stoj膮cy w k膮cie sali Adali pomy艣la艂, 偶e ksi膮dz jest m膮dry i ma refleks. Madam Skye by艂aby zadowolona, ale to przecie偶 ona sama wybra艂a go przed laty i wys艂a艂a do Indii, 偶eby strzeg艂 panienki. Ksi膮dz Butler jednym zdaniem zasugerowa艂 wszystkim, 偶e w艂osy lady Fortune s膮 spu艣cizn膮 po rodzinnych przodkach, chocia偶 nikt z jej rodze艅stwa i kuzyn贸w nie mia艂 w艂os贸w w tak wyzywaj膮cym kolorze. Adali u艣miechn膮艂 si臋 do siebie, zadowolony.

- Chcia艂abym spotka膰 wielebnego Steena - powiedzia艂a Jasmine.

Zaproponowa艂em mu, 偶eby przyjecha艂 ze mn膮 was powita膰 - odpar艂 ksi膮dz -

ale uwa偶a艂, 偶e powinni艣my mie膰 troch臋 czasu na spotkanie w rodzinnym

gronie. Zawita tu jutro.

A rodzina Devers贸w? Kiedy ich spotkamy? - dopytywa艂a si臋 dalej Jasmine.

W przysz艂ym tygodniu. Zostali zaproszeni na trzy dni, 偶eby m艂odzi mogli

stwierdzi膰, czy przypadli sobie do gustu - odpowiedzia艂 Cullen Butler. Potem

zwr贸ci艂 si臋 do Fortune: - Jeste艣 niespokojna, czekaj膮c na spotkanie z

przeznaczonym ci m艂odzie艅cem, moje dziecko? Mog臋 ci臋 zapewni膰, 偶e jest

przystojnym m艂odym cz艂owiekiem - roze艣mia艂 si臋.

Nie jest mi przeznaczony, dop贸ki nie sprawdz臋, czy mi si臋 podoba i czy

nadaje si臋 na mojego m臋偶a. Nie po艣lubi臋 m臋偶czyzny, kt贸rego nie b臋d臋 w

stanie pokocha膰 - odpar艂a Fortune.

Oczywi艣cie, dziewczyno - rzek艂 ksi膮dz. - Ma艂偶e艅stwo to wspania艂y

sakrament i powinien by膰 traktowany z szacunkiem. Jednak podoba mi si臋 to,

co s艂ysza艂em o m艂odym panu Deversie, i mam nadziej臋, 偶e tobie r贸wnie偶 si臋

spodoba.

Skarbie, id藕 z Adalim. Poka偶e ci reszt臋 zamku. Je艣li ma by膰 tw贸j, musisz

wiedzie膰 o nim wszystko, co si臋 da. - Jasmine odprawi艂a c贸rk臋 ze swoim

wiernym s艂ug膮.

Ma w膮tpliwo艣ci, ale to naturalne - zauwa偶y艂 ksi膮dz. - Ile ma lat?

Latem sko艅czy dwadzie艣cia - odpar艂a Jasmine.

Troch臋 zbyt doros艂a, 偶eby odgrywa膰 rol臋 nie艣mia艂ej dziewicy - mrukn膮艂

ksi膮偶臋 Glenkirk. - Powinna by艂a wyj艣膰 za m膮偶 par臋 lat temu i zrobi艂aby to,

gdyby nie jej uparta starsza siostra.

Jemmie, przecie偶 obieca艂e艣, 偶e nie b臋dziesz gdera艂. Je艣li zaczniesz, to

dziewczyna tylko bardziej si臋 zaprze. By艂oby niedobrze, gdyby nie przypadli

sobie do gustu z Wiliamem Deversem, ale to jeszcze nie koniec 艣wiata, m贸j

drogi - za艣mia艂a si臋 Jasmine. -Po tej ziemi chodzi m臋偶czyzna przeznaczony

Fortune i ona go znajdzie we w艂a艣ciwym momencie. Jestem tego pewna.

Zaczynasz m贸wi膰 jak twoja babka - mrukn膮艂 James Leslie. - Panna w takim wieku powinna mie膰 m臋偶a. Znale藕li艣my jej przyzwoitego m艂odego cz艂owieka z dobrej rodziny, kt贸ry, jak mi m贸wiono, jest przystojny, postawny i kt贸ry pewnego dnia odziedziczy 艂adny spadek. Fortune ma szcz臋艣cie, 偶e ch艂opak got贸w jest si臋 zainteresowa膰 kim艣 tak starym, jak ona. W wieku dwudziestu lat jest ju偶 w zasadzie za p贸藕no na zam膮偶p贸j艣cie.

Panie艅skie nerwy. Kiedy pozna m艂odego Williama, poczuje si臋 pewniej, milordzie, gwarantuj臋 - zapewni艂 ksi臋cia Cullen Butler. A ty co my艣lisz, Rory? - James Leslie spojrza艂 na zarz膮dc臋, czekaj膮c na jakie艣 zapewnienia i s艂owa otuchy.

Nie s艂ysza艂em o nim nic z艂ego, milordzie. Podobno jego matka rz膮dzi niepodzielnie w Lisnaskea, ale m艂oda para zamieszka tutaj, w Erne Rock. Powiadaj膮, 偶e to udany ch艂opak, chocia偶 osobi艣cie wol臋 jego starszego brata - powiedzia艂 Rory Maguire.

Starszego brata? M贸wiono mi, 偶e William Devers jest spadkobierc膮 maj膮tku. Jak to mo偶liwe, skoro ma starszego brata? Starszy brat zosta艂 wydziedziczony, milordzie -wyja艣ni艂 Rory. Dlaczego?

Jest katolikiem, milordzie. Okropne - zawo艂a艂a Jasmine.

Na takim 艣wiecie 偶yjemy - ponuro rzuci艂 ksi膮偶臋. - A偶 trudno uwierzy膰, 偶eby co艣 takiego by艂o mo偶liwe, a jednak jest.

Nawet tutaj, w Irlandii, a zw艂aszcza w Ulsterze, jeste艣my dyskryminowani i prze艣ladowani. Kary s膮 takie same jak w Anglii. Katolicy nie mog膮 sprawo­wa膰 urz臋dowych funkcji, z wyj膮tkiem Izby Lord贸w -spokojnie odezwa艂 si臋 ksi膮dz.

To dlatego, 偶e nie mog膮 w zgodzie z w艂asnym sumieniem z艂o偶y膰 przysi臋gi na wierno艣膰 kr贸lowi, bo nie uznaj膮 go za g艂ow臋 ko艣cio艂a w Anglii -zauwa偶y艂a Jasmine.

- Nie mo偶na odprawia膰 publicznie mszy, nie wolno go艣ci膰 ksi臋偶y - szybko dorzuci艂 Cullen Butler. -Czy偶 nie p艂acisz podatk贸w za mieszka艅c贸w Maguire's Ford? Inaczej zostaliby艣my st膮d wyrzuceni. Pilnuj臋, 偶eby moi wierni par臋 razy w miesi膮cu brali udzia艂 w nabo偶e艅stwach wielebnego Steena, w celu odsuni臋cia podejrze艅, 偶e jeste艣my gniazdem zdrajc贸w. Nieprzyj臋cie komunii w czasie wa偶nych 艣wi膮t kosztuje dwadzie艣cia funt贸w. Trzy takie przewinienia s膮 uznawane za zdrad臋.

- Znasz przyczyn臋 tego stanu - zabra艂a g艂os Jasmine. - Babka i dziadek Adam sami byli w Pary偶u w tysi膮c pi臋膰set siedemdziesi膮tym drugim roku, podczas nocy 艣w. Bart艂omieja. Papie偶 Grzegorz XIII otwarcie cieszy艂 si臋 w Rzymie, dowiedziawszy si臋 o masakrze, i poprowadzi艂 publiczn膮 procesj臋 ksi臋偶y i kardyna艂贸w dla uczczenia 艣mierci nieszcz臋snych protestant贸w. Zach臋ca艂 te偶 otwarcie do zamordowania kr贸lowej Bess. Zaoferowa艂 nawet rozgrzeszenie dla ka偶dego, kto j膮 zg艂adzi. A potem, w tysi膮c sze艣膰set pi膮tym roku grupa g艂upich angielskich katolik贸w zamierza艂a wysadzi膰 w powietrze Parlament podczas przem贸wienia kr贸la Jakuba. Nie uwa偶am jednak, 偶e trzeba tak srogo kara膰 i prze艣ladowa膰 katolik贸w za grzechy paru fanatyk贸w - podsumowa艂a Jasmine.

- W pe艂ni si臋 z tob膮 zgadzam - roze艣mia艂 si臋 ksi膮dz. - Dzi臋kuj臋 ci te偶 za twoj膮 postaw臋 w imieniu wszystkich moich owieczek.

*

Nast臋pnych par臋 dni min臋艂o spokojnie dla Jasmine, Jamesa i Fortune, kt贸rzy odpoczywali po podr贸偶y ze Szkocji. Fortune zwiedza艂a posiad艂o艣膰, sama b膮d藕 z Rorym Maguirem. Szybko postanowi艂a, 偶e nie wprowadzi 偶adnych zmian w Maguire's Ford, bo spodoba艂 jej si臋 Irlandczyk i spos贸b, w jaki zarz膮dza艂 maj膮tkiem. Chyba mieli ze sob膮 wiele wsp贸lnego, 艂膮czy艂a ich zw艂aszcza mi艂o艣膰 do koni. Fortune mia艂a wra偶enie, 偶e znali si臋 od zawsze.

W poniedzia艂ek rano do Erne Rock przyby艂 wielebny Samuel Steen, 偶eby powita膰 dziedziczk臋 i przysz艂膮 pann臋 m艂od膮. By艂 wysokim m臋偶czyzn膮 z pi臋kny­mi, szarymi oczami. Jego ciemnobr膮zowe w艂osy lekko siwia艂y na skroniach. Nosi艂 niewielk膮 br贸dk臋. Mia艂 niski, d藕wi臋czny g艂os.

- Dzie艅 dobry, milady - powiedzia艂 do Jasmine.

- Mi艂o mi wreszcie pana go艣ci膰, pastorze Steen -odpowiedzia艂a Jasmine. -Steen. Bez obrazy, ale to dziwne nazwisko, sir. W taki wilgotny dzie艅 prosz臋 usi膮艣膰 ze mn膮 przy kominku.

Samuel Steen przyj膮艂 jej zaproszenie.

- Nazwisko Steen pochodzi z Hainault, milady. Moja rodzina, kt贸ra zajmowa艂a si臋 tkactwem, przyby艂a do Anglii trzysta lat temu, jako cz臋艣膰 posagu kr贸lowej Filipy. W贸wczas przyby艂o do Anglii kilka rodzin tkaczy. Naszym zadaniem by艂o zapocz膮tkowanie przemys艂u tkackiego w Anglii, 偶eby nie trzeba by艂o wysy艂a膰 we艂ny do obr贸bki za granic臋. Poniewa偶 byli艣my prze艣ladowani za nasz膮 wiar臋, po pewnym czasie opu艣cili艣my Angli臋 i przenie艣li艣my si臋 do Holandii. Dziesi臋膰 lat temu mieli艣my sposobno艣膰 prze­niesienia si臋 do angielskich kolonii w Nowym 艢wiecie, niestety jednak nasz statek 鈥濻peedwell" zacz膮艂 przecieka膰. Musieli艣my zawin膮膰 do angielskiego portu. Zaproponowano nam wyjazd do Irlandii albo powr贸t do Holandii. Wybrali艣my Irlandi臋. Zrz膮dzeniem boskim w dniu, w kt贸rym dop艂yn臋li艣my, pan Maguire znalaz艂 si臋 w portowych dokach. Oferowa艂 nam schronienie w Maguire's Ford, je艣li tylko b臋dziemy 偶y膰 w zgodzie z katolickimi s膮siadami. Jak mogli艣my nie przysta膰 na t臋 propozycj臋? Zbyt dobrze wiedzieli艣my, czym s膮 prze艣ladowania. Jednak niekt贸rzy nasi pobratymcy nie potrafili wyzby膰 si臋 uprzedze艅, wi臋c musieli艣my si臋 z nimi rozsta膰. Nigdy nie 偶a艂owali艣my dnia, kiedy tu przybyli艣my, milady.

- Ja te偶 nie. M贸j kuzyn, Cullen Butler, pisa! mi, 偶e za艂o偶yli艣cie w wiosce niewielki warsztat tkacki i nauczyli艣cie tego fachu waszych katolickich s膮siad贸w. Bardzo mi si臋 podoba twoja inicjatywa, pastorze. A jutro si臋

przekonam, czy w艂a艣ciwie potrafisz oceni膰 kandydata na m臋偶a - u艣miechn臋艂a si臋 Jasmine.

- Widzia艂em m艂od膮 pani膮 jad膮c膮 konno z panem Maguirem. 艢liczna dziewczyna. William Devers b臋dzie dla niej dobrym m臋偶em - odpowiedzia艂, odwzajemniaj膮c u艣miech.

- Je艣li b臋d膮 do siebie pasowa膰 - zauwa偶y艂a Jasmine. - Jestem nowoczesn膮 matk膮 i nie b臋d臋 zmusza膰 c贸rki do zawarcia nieszcz臋艣liwego zwi膮zku, Samuelu Steen.

Pastor wygl膮da艂 na nieco zaskoczonego, ale nic nie powiedzia艂. By艂 pewien, 偶e m艂odzi si臋 polubi膮. A poza tym w ko艅cu rodzice postawi膮 na swoim i dojdzie do 艣lubu.

- Twoja c贸rka jest protestantk膮, milady? - zapyta艂.

- Urodzi艂a si臋 tutaj, w Maguire's Ford, jako pogrobowiec mojego drugiego m臋偶a i zosta艂a ochrzczona przez mojego kuzyna. Jednak wychowywa艂a si臋 w wierze Ko艣cio艂a anglika艅skiego - wyja艣ni艂a Jasmine.

- Mo偶e powinienem j膮 ochrzci膰 jako protestantk臋 - zaproponowa艂. - Sir Shane i jego 偶ona s膮 bardzo zasadniczy i mog膮 by膰 zaniepokojeni tymi informa­cjami. Oczywi艣cie nie chc臋 nikogo urazi膰, milady.

- Porz膮dnemu chrze艣cijaninowi jeden chrzest w zupe艂no艣ci wystarczy, Samuelu Steen - rzek艂a Jasmine. - Je艣li zaniepokoi ich fakt, 偶e moja c贸rka zo­sta艂a ochrzczona jako katoliczka, to by膰 mo偶e ich syn nie jest pisany lady Fortune. W ko艅cu jest ona bogat膮 dziedziczk膮. Mo偶e sobie przebiera膰 w kandydatach do r臋ki. To nie musi by膰 William Devers. To tylko zrz膮dzenie opatrzno艣ci, 偶e Fortune w og贸le bierze go pod uwag臋. - U艣miechn臋艂a si臋 s艂odko do pastora.

Wielebny Steen pomy艣la艂, 偶e ma do czynienia ze stanowcz膮 kobiet膮 i wcale go to nie zrazi艂o. Mia艂 nadziej臋, 偶e jej c贸rka jest r贸wnie twarda, gdy偶 przysz艂a te艣ciowa lady Fortune, lady Jane Ann臋 Devers, by艂a r贸wnie nieugi臋ta, jak ksi臋偶na Glenkirk. By艂a nieprzejednan膮 protestantk膮, kt贸ra zd膮偶y艂a ju偶 mu

wspomnie膰 o usuni臋ciu katolik贸w z Maguire's Ford, gdy jej syn zostanie w艂a艣cicielem maj膮tku. Oczywi艣cie m艂ody William by艂 elastyczniejszy i, je艣li m艂oda para osi膮dzie na sta艂e w Erne Rock, 艂atwiej ulegnie wp艂ywom 偶ony, a nie swojej matki, co zdaniem Samuela Steen by艂oby du偶o lepsze. Nie widzia艂 powodu, aby przegania膰 z wioski katolik贸w z powodu ich wiary. Wszystkim dobrze si臋 wiod艂o. Je艣li nikt nie b臋dzie si臋 wtr膮ca艂, pozostan膮 w dobrych stosunkach.

*

W dniu przybycia rodziny Devers Fortune wyk膮pa艂a si臋 przy asy艣cie swej nowej pokoj贸wki, Rois, najm艂odszej wnuczki Bride Duffy. By艂a to smuk艂a osiemnastolatka z ciemnymi warkoczami, ogromnymi niebieskimi oczami i porcelanow膮 cer膮, delikatnie nakrapian膮 paroma piegami na nosie. M贸wi艂a mi臋kkim, melodyjnym g艂osem i by艂a nie艣mia艂a wobec swojej pani. Jej babka przez par臋 miesi臋cy szkoli艂a j膮 do obj臋cia tej atrakcyjnej pozycji w przysz艂ym domu lady Fortune.

- Czy kiedykolwiek mia艂a艣 zalotnika, Rois? - zapyta艂a Fortune, wychodz膮c z balii i pozwalaj膮c si臋 otuli膰 mi臋kkim, nagrzanym r臋cznikiem.

Rois zaczerwieni艂a si臋 wdzi臋cznie.

- Kevin Hennesey i ja lubimy wsp贸lne spacery, mi-lady, ale babka m贸wi, 偶e powinni艣my si臋 skoncentrowa膰 na naszych obowi膮zkach. Mo偶e za rok czy dwa b臋dzie nam wolno zaleca膰 si臋 do siebie.

- Co robi tw贸j Kevin? - spyta艂a zaintrygowana Fortune.

Wygl膮da艂o na to, 偶e jej pokoj贸wka mia艂a tak samo ograniczon膮 swobod臋, jak ona.

- Kevin pomaga panu Maguire'owi przy koniach -powiedzia艂a Rois.

- Lubi swoje zaj臋cie? Dobrze mu idzie? - dr膮偶y艂a dalej Fortune.

Na Boga! Wyci膮ganie wiadomo艣ci od Rois by艂o jak wyrywanie z臋b贸w.

- Owszem, kocha te bestie, jak nazywa konie. I 艣wietnie sobie z nimi radzi. Powiadaj膮, 偶e pewnego dnia zajmie miejsce pana Maguire'a, ale to oczywi艣cie bardzo odleg艂a sprawa, milady - odpar艂a Rois z zapa艂em.

- Ca艂owa艂a艣 si臋 ju偶 z nim?

Rois ponownie obla艂a si臋 rumie艅cem, jeszcze czerwie艅szym ni偶 poprzednio.

- Och, milady -j臋kn臋艂a. - Nie powinna pani zadawa膰 mi takich pyta艅.

- To znaczy, 偶e si臋 ca艂owa艂a艣! - stwierdzi艂a Fortune. - 艢wietnie! Jak to jest, gdy kto艣 ci臋 ca艂uje? Nikt mnie nigdy nie ca艂owa艂, poza krewnymi. Z zalotni­kiem jest chyba zupe艂nie inaczej, prawda?

Rois kiwn臋艂a g艂ow膮, energicznie pani膮 wycieraj膮c. Nie wiedzia艂a, co ma powiedzie膰.

- Kiedy Kevin mnie ca艂uje - zacz臋艂a, po czym pospiesznie poprawi艂a si臋 -gdyby Kevin mnie poca艂owa艂, serce bi艂oby mi jak m艂ot i mia艂abym wra偶enie, 偶e wype艂nia mnie 艣wiat艂o. Trudno to opisa膰, ale to co艣 cudownego. Oczywi艣cie, gdyby si臋 rzeczywi艣cie wydarzy艂o.

Fortune zachichota艂a przewrotnie.

- Niewiele mi to m贸wi, Rois - rzek艂a szczerze. -My艣l臋, 偶e samej trzeba do艣wiadczy膰 poca艂unku, 偶eby wiedzie膰, jak to jest naprawd臋. Ciekawe, ile czasu minie, zanim William Devers spr贸buje mnie poca艂owa膰. Ciekawa te偶 jestem, czy mi si臋 ten poca艂unek spodoba.

- Kobietom zwykle si臋 podoba - odpowiedzia艂a Rois. Potem na艂o偶y艂a czyst膮 koszul臋 swojej pani przez g艂ow臋.

- Na pewno podoba si臋 mojej matce - zauwa偶y艂a Fortune, wyg艂adzaj膮c koronk臋 obszywaj膮c膮 g艂臋boko wyci臋ty dekolt koszuli i brzeg bufiastych, si臋gaj膮cych ramion r臋kaw贸w.

Rois wci膮gn臋艂a na szczup艂e nogi Fortune jedwabne, kremowe po艅czochy, mocuj膮c je z艂otymi rozetkami. Potem pomog艂a jej za艂o偶y膰 kilka halek i wreszcie sp贸dnic臋 z ci臋偶kiego, zielonego jedwabiu, opadaj膮c膮 fa艂dami z ty艂u i rozci臋t膮 z przodu, aby ods艂oni膰 halk臋 z kremowo-z艂otego brokatu.

- Usi膮d藕, milady, 偶ebym mog艂a ci臋 uczesa膰 - powiedzia艂a Rois.

Uwolni艂a ognist膮 mas臋 w艂os贸w, spi臋t膮 na czubku g艂owy Fortune i zacz臋艂a je energicznie szczotkowa膰. P贸藕niej zrobi艂a przedzia艂ek na 艣rodku i zwi膮za艂a w艂osy w p艂aski supe艂 na karku dziewczyny. Pojedynczy lok nad lewym uchem Fortune przewi膮za艂a z艂ot膮 wst膮偶k膮, wyszywan膮 per艂ami. Odsun臋艂a si臋 o krok, 偶eby przyjrze膰 si臋 swojemu dzie艂u, i u艣miechn臋艂a si臋. - A teraz za艂o偶ymy stanik, milady - powiedzia艂a. Pomog艂a Fortune na艂o偶y膰 wyci臋ty w karo kubraczek i zdecydowanym ruchem obci膮gn臋艂a go w d贸艂, 偶eby wyjrza艂a spod niego koronka koszuli. Suknia by艂a prosta, ale niew膮tpliwie kosztowna.

- 艢licznie pani wygl膮da - stwierdzi艂a Rois. - Czy mam poda膰 szkatu艂k臋 z bi偶uteri膮?

- Tak, prosz臋 - odpar艂a Fortune.

Kiedy s艂u偶膮ca otworzy艂a puzderko, Fortune wybra艂a pojedynczy, d艂ugi sznur kremowych pere艂 i za艂o偶y艂a go na szyj臋. Na jej sukni prezentowa艂y si臋 idealnie. Na lewej r臋ce zapi臋艂a bransoletk臋, zrobion膮 z pere艂 nanizanych na dwa sznurki. Jej drug膮 r臋k臋 zdobi艂 z艂oty 艂a艅cuszek, wysadzany szmaragdami. Fortune zastanowi艂a si臋 przez chwil臋, po czym wybra艂a pier艣cionek z ogromn膮 per艂膮 i okr膮g艂ym szmaragdem oraz prosty, z艂oty sygnet z herbem Lindley贸w, przedstawiaj膮cym dwa 艂ab臋dzie z szyjami wygi臋tymi w kszta艂t idealnego serca.

- Tak - powiedzia艂a ze 艣miechem. - To powinno zrobi膰 wystarczaj膮ce wra偶enie podczas pierwszego spotkania.

- Ale pani jest przewrotna, milady - zachichota艂a Rois, odstawiaj膮c na bok szkatu艂k臋 z precjozami.

Rozleg艂o si臋 ciche pukanie do drzwi, ale zanim Rois zd膮偶y艂a do nich podej艣膰, otworzy艂y si臋, wpuszczaj膮c do 艣rodka ksi臋偶n膮 Glenkirk, odzian膮 w jedwabn膮 sukni臋 w kolorze czerwonego wina, z naszyjnikiem z rubin贸w wielko艣ci go艂臋bich jajek na szyi i pasuj膮cymi do niego rubinowymi kolczykami oraz kilkoma kosztownymi bransoletami i eleganckimi pier艣cieniami na r臋kach. By艂a uczesana tak samo, jak c贸rka, tyle 偶e bez loka nad uchem.

Wygl膮dasz cudownie, kochanie - odezwa艂a si臋, komplementuj膮c zarazem c贸rk臋 i s艂u偶膮c膮. - Ziele艅 艣wietnie pasuje do twoich w艂os贸w, oczu i cery. Masz bardzo jasn膮, typow膮 irlandzk膮 cer臋, po 0'Malley-ach, skarbie. Merci, mamo - odpowiedzia艂a Fortune. - Widz臋, 偶e ubra艂a艣 si臋 na bitw臋 -roze艣mia艂a si臋. - Czy to 艂adnie onie艣miela膰 biedn膮 lady Jane podczas naszego pierwszego spotkania? Ju偶 sam tytu艂 ksi臋偶nej Glenkirk jest przyt艂aczaj膮cy. Dobrze poinformowani donie艣li mi, 偶e sama lady Jane bardzo lubi onie艣miela膰, Fortune. Chc臋, 偶eby zrozumia艂a, 偶e ludzie boj膮 si臋 mnie jeszcze bardziej ni偶 jej i 偶eby wywnioskowa艂a st膮d, i偶 ty nie pozwolisz si臋 zastraszy膰. Wa偶ne jest, 偶eby te rzeczy zosta艂y ustalone podczas pierwszego spotkania, bo p贸藕niej trudniej jest to przeprowadzi膰. Musisz pami臋ta膰, 偶e zastanawiasz si臋 nad ma艂偶e艅stwem z m艂odym Williamem, nie z siln膮 osobowo艣ci膮 jego matki. Wspominano mi, 偶e to mi艂y m艂odzieniec, tak jak je­go ojciec. Dzisiaj musimy pokaza膰 twojej przysz艂ej te艣ciowej, gdzie jej miejsce, 偶eby p贸藕niej nie stwarza艂a problem贸w - wyja艣ni艂a c贸rce Jasmine. Pos艂uchaj matki, milady - nieoczekiwanie odezwa艂a si臋 Rois z nag艂膮 szczero艣ci膮. - Moja babcia obdar艂aby mnie za to ze sk贸ry, ale musz臋 powiedzie膰, 偶e nawet w Maguire's Ford kr膮偶膮 plotki o lady Jane Devers. Jakie plotki? - zapyta艂a Fortune.

Podobno nienawidzi katolik贸w i nie b臋dzie ich tolerowa膰 w swoim otoczeniu. Katolicy mieszkaj膮cy w Lisnaskea musz膮 ukrywa膰 swoj膮 wiar臋, 偶eby nie straci膰 dom贸w, pracy, wszystkiego, co maj膮. Jej pasierb, pan Kieran, mo偶e mieszka膰 z nimi tylko dlatego, 偶e macocha nie wyrzuci艂a go z domu w obawie przed skandalem. Sir Shane wydziedziczy艂 go, gdy pan Kieran sko艅czy艂 dwadzie艣cia jeden lat i odm贸wi艂 przej艣cia na protestantyzm. Wi臋kszo艣膰 ludzi s膮dzi, 偶e sir Shane uleg艂 wp艂ywom 偶ony - odpowiedzia艂a Rois.

Jak to si臋 sta艂o, 偶e najstarszy syn sir Shane'a jest katolikiem? - zapyta艂a pokoj贸wk臋 Jasmine.

Sir Shane urodzi艂 si臋 w czasach, gdy obowi膮zywa艂a jedna religia - z ca艂kowit膮 otwarto艣ci膮 odpowiedzia艂a Rois. - Jego pierwsz膮 偶on膮, niech spoczywa w pokoju, by艂a lady Mary Maguire, krewniaczka pana Rory'ego. Mia艂a troje dzieci. Najstarsza by艂a Moira, potem pan Kieran i na ko艅cu Colleen, kt贸ra zabi艂a matk臋 przy porodzie. Starsze dzieci mia艂y sze艣膰 i cztery lata, gdy zmar艂a ich matka. Dwa lata p贸藕niej sir Shane zacz膮艂 si臋 stara膰 o wzgl臋dy i zdoby艂 r臋k臋 panny Jane Ann臋 Elliot, jedynej c贸rki londy艅skiego kupca, kt贸ry osiedli艂 si臋 w Londonderry. Mia艂a sw贸j maj膮tek i sir Shane by艂 zafascynowany zar贸wno jej zamo偶no艣ci膮, jak i charakterem. Jedynym wa­runkiem zawarcia ma艂偶e艅stwa by艂o nawr贸cenie si臋 sir Shane'a na protestantyzm i wychowanie dzieci w tej wierze. Nieszcz臋艣nik nie by艂 cz艂owiekiem silnej wiary. Mia艂 tr贸jk臋 pozbawionych matki dzieci. Chocia偶 mia艂 ziemi臋 i byd艂o, brakowa艂o mu got贸wki, kt贸r膮 posiada艂 jego przysz艂y te艣膰, 偶eby odremontowa膰 rozpadaj膮cy si臋 dw贸r i kupi膰 wi臋cej byd艂a. Uleg艂 wi臋c i zosta艂 powt贸rnie ochrzczony, tym razem przez protestanckiego pastora, i szybko si臋 o偶eni艂. Obie c贸rki sir Shane'a bez trudu zosta艂y nak艂onione do p贸j艣cia w 艣lady ojca i przej艣cia na wiar臋 protestanck膮. Moira mia艂a osiem lat i by艂a oczkiem w g艂owie ojca. Chcia艂a mu sprawi膰 przyjemno艣膰 i nie straci膰 na rzecz macochy. Chocia偶 trzeba przyzna膰 艂ady Jane, 偶e by艂a dobra dla dzieci swojej poprzedniczki. Ma艂a Colleen mia艂a zaledwie dwa lata, gdy jej ojciec o偶eni艂 si臋 ponownie. Lady Jane jest jedyn膮 matk膮, jak膮 pami臋ta. Ale pan Kieran mia艂 sze艣膰 lat i by艂 uparty jak osio艂. Ub贸stwia艂 swoj膮 matk臋. Pozosta艂y mu po niej dwie rzeczy: niewielka miniatura, kt贸r膮 zawsze nosi艂 na sercu, i jej wiara. Co niedziel臋 ojciec i macocha zmuszali go do p贸j艣cia z nimi do ko艣cio艂a, ale p贸藕niej ch艂opak wymyka艂 si臋 na msz臋, odprawian膮 po kryjomu gdzie艣 w Lisnaskea. Ojciec i lady Jane odkryli to dopiero wiele lat p贸藕niej. By艂 ju偶 w贸wczas doros艂ym m艂odzie艅cem, a kiedy wprost postawili mu zarzut, nie zaprzeczy艂. I od tego czasu nie uczestniczy艂 z nimi we mszy w ko艣ciele protestanckim. Lady Jane

obdarzy艂a m臋偶a dw贸jk膮 dzieci. Pierwsza urodzi艂a si臋 dziewczynka, gdy pan Kieran mia艂 siedem lat. Ma na imi臋 Elizabeth. Pan William przyszed艂 na 艣wiat w nast臋pnym roku. Wi臋cej dzieci nie by艂o. Kr膮偶膮 plotki, 偶e sir Shane ma kochank臋 poza Lisnaskea, niejak膮 Molly Fitzgerald, kt贸ra ma z nim dwie c贸rki, ale nikt nie m贸wi o tym g艂o艣no, bo kobieta jest katoliczk膮. Kiedy w ko艅cu pan Kieran sko艅czy艂 dwadzie艣cia jeden lat, ojciec postawi艂 mu ultimatum. Mia艂 zrezygnowa膰 z wiary katolickiej b膮d藕 ze swojego dziedzictwa na rzecz m艂odszego brata Williama. Powiadaj膮, 偶e ojciec i syn pok艂贸cili si臋 w贸wczas tak bardzo, 偶e s艂ycha膰 ich by艂o nawet w Ballyshannon. Kieran Devers odm贸wi艂 zrezygnowania ze swojej wiary w zamian za kawa艂ek ziemi. Ojciec wydziedziczy艂 go wi臋c i uczyni艂 swoim spadkobierc膮 m艂odego pana Williama.

A jednak Kieran wci膮偶 mieszka w domu swojego ojca? - Jasmine by艂a zaciekawiona t膮 histori膮.

Jego macocha nie pozwoli艂aby na wyrzucenie z domu pasierba z obawy o to, co powiedz膮 ludzie. Chcia艂a, 偶eby wszystko wygl膮da艂o na zawinione przez niego. Chcia艂a uchodzi膰 za dobr膮 i 艂askaw膮 pani膮. Tak wi臋c pan Kieran zajmuje swoje pokoje w oddzielnym skrzydle domu. Chocia偶 niekt贸rzy s膮 zmartwieni, 偶e straci! prawo do dziedzictwa, nikt nie mo偶e stwierdzi膰 z ca艂膮 pewno艣ci膮, 偶e to lady Jane jest odpowiedzialna za ten stan rzeczy. Lady Jane bardzo zale偶y na wizerunku w oczach innych - wyja艣ni艂a Rois. - Biedny pan Kieran nie mia艂 gdzie p贸j艣膰. Ca艂a rodzina jego matki wyjecha艂a, a pozosta艂a cz臋艣膰 rodziny ze strony ojca mieszka w Donegal. Ledwo ich zna i nie wiadomo, czy chcieliby go przyj膮膰. Chocia偶 jest dumny, to nie g艂upi. Moja babcia twierdzi, 偶e panu Kieranowi sprawia przyjemno艣膰 denerwowanie lady Jane, kt贸ra tylko udaje, 偶e lituje si臋 nad nim. Powiadaj膮, 偶e usi艂owa艂a powstrzyma膰 m臋偶a przed przyznaniem synowi sta艂ej pensji, aby ocali膰 dusz臋 m艂odzie艅ca. Jednak pan Shane nie pos艂ucha艂 jej, poniewa偶 zale偶y mu na tym, co my艣l膮 inni. Nie usun膮艂 wi臋c najstarszego syna ze swojego testamentu i co

roku wyp艂aca mu rent臋. Podobno ta sowita kwota pochodzi ze spadku, jaki

lady Jane otrzyma艂a po swoim ojcu. Dosz艂y mnie te偶 s艂uchy, 偶e pan Kieran

przekazuje du偶膮 cz臋艣膰 tych pieni臋dzy na Ko艣ci贸艂 i bardzo si臋 cieszy z irytacji

macochy. - Rois zachichota艂a. - Nigdy go nie widzia艂am, ale podobno Kieran

Devers jest piekielnie przystojny i diabelnie z艂o艣liwy. Ale jest r贸wnie偶 mi艂y i

zawsze got贸w nie艣膰 pomoc tym, kt贸rzy jej potrzebuj膮. Najwi臋cej pomaga

ludziom, kt贸rzy za wiar臋 zostali wyp臋dzeni ze swojej ziemi - doko艅czy艂a.

Nigdy dot膮d nie s艂ysza艂am, 偶eby艣 tyle m贸wi艂a -za偶artowa艂a Fortune.

Nie by艂o nic do opowiadania, dop贸ki pani matka mnie nie spyta艂a -

odpowiedzia艂a Rois.

Jasmine u艣miechn臋艂a si臋.

Jeste艣 konkretn膮 dziewczyn膮, Rois, jak moja c贸rka. Bride 艣wietnie wybra艂a

ci臋 dla Fortune.

Drzwi do komnaty otworzy艂y si臋 znowu i pojawi艂a si臋 w nich g艂owa ksi臋cia.

Pow贸z Devers贸w ju偶 jedzie przez wiosk臋 - poinformowa艂 偶on臋. - Chod藕my

ju偶, je艣li mamy si臋 nie sp贸藕ni膰 i nie okaza膰 niegrzeczni. Chcemy przecie偶

wywrze膰 korzystne pierwsze wra偶enie, prawda?

Naprawd臋? - zapyta艂a przekornie Fortune.

Najwyra藕niej za ma艂o ci臋 bi艂em, kiedy by艂a艣 ma艂a - odpowiedzia艂 James

Leslie.

Wcale mnie nie bi艂e艣, tato - stwierdzi艂a Fortune, bior膮c go pod r臋k臋 i

u艣miechaj膮c si臋.

C贸偶, chyba jednak powinienem - przekomarza艂 si臋 z ni膮 ksi膮偶臋. Nast臋pnie

zwr贸ci艂 si臋 do 偶ony: -Gdzie ich powitamy?

W g艂贸wnej sali - odpowiedzia艂a Jasmine. - Ada-li przyprowadzi ich do nas.

To ustali w艂a艣ciwe relacje, bowiem nasza pozycja jest znacznie wy偶sza ni偶

ich. Powinni czu膰 si臋 zaszczyceni, 偶e w og贸le my艣limy o zwi膮zku naszej

c贸rki z ich synem. Im wi臋cej si臋 dowiaduj臋 o Deversach z Lisnaskea, tym

mniej jestem przekonana, 偶e z t膮 rodzin膮 nale偶y si臋 wi膮za膰. By膰 mo偶e w

domu nie przyjrzeli艣my si臋 im do艣膰 dobrze.

Nawet je艣li James Leslie by艂 zaskoczony s艂owami 偶ony, nie da艂 tego po sobie pozna膰. Ksi膮偶臋 wiedzia艂, 偶e Jasmine postawi na swoim bez wzgl臋du na to, co powie, i 偶e najpewniej b臋dzie mia艂a racj臋.

- Niczego jeszcze nie podpisali艣my, na nic si臋 nie zgodzili艣my - przypomnia艂 偶onie. - Mo偶emy zmieni膰 zdanie, je艣li Fortune nie polubi tego m艂odzie艅ca al­bo je艣li dojdziemy do wniosku, i偶 si臋 dla niej nie nadaje, kochana Jasmine.

- Ciesz臋 si臋, 偶e my艣lisz tak jak ja, Jemmie - us艂ysza艂 w odpowiedzi.

Gdy zeszli do g艂贸wnej sali zamkowej, przez otwarte drzwi wej艣ciowe us艂yszeli stukot k贸艂 powozu na dziedzi艅cu. Adali, ubrany jak zwykle w bia艂e spodnie, tunik臋 i turban, czeka艂 na go艣ci przed domem, dop贸ki Deversowie nie wysiedli z powozu i nie zacz臋li wchodzi膰 po schodach prowadz膮cych do domu. Sk艂oni! si臋 przed nimi z szacunkiem.

- Sir Shane, lady Jane, panie Williamie. Jestem Adali, majordomus ksi臋偶nej. Witajcie w zamku Erne Rock. - Odwr贸ci艂 si臋. - Prosz臋 za mn膮. Zaprowadz臋 pa艅stwa do ksi臋cia i ksi臋偶nej, kt贸rzy wraz z lady Fortune oczekuj膮 w g艂贸wnej sali zamkowej.

Rozdzia艂 3

Lady Jane Devers zerkn臋艂a na m臋偶a i szepn臋艂a cichutko: Ma ciemnosk贸rego s艂u偶膮cego, Shane? Nie m贸wiono nam, 偶e otacza si臋 takimi lud藕mi.

Je艣li ten cz艂owiek piastuje tak wysok膮 pozycj臋 w gospodarstwie ksi臋偶nej, Jane, to oznacza, 偶e jest godzien zaufania jej i ksi臋cia - odszepn膮艂 Shane

Devers. - A teraz zamknij buzi臋, zanim zdo艂asz zniszczy膰 szans臋 Williama na to ma艂偶e艅stwo. Dziewczyna jest bogat膮 dziedziczk膮.

- Te偶 by艂am bogat膮 dziedziczk膮 - pad艂a cierpka odpowied藕.

- Ale nie tak, jak ona - odparowa艂 jej m膮偶, wchodz膮c do g艂贸wnej sali zamkowej.

By艂 wysokim m臋偶czyzn膮 o posiwia艂ych w艂osach i ciemnoniebieskich oczach. Mia艂 twarz ogorza艂膮 i wysmagan膮 wiatrem oraz ogromne d艂onie.

Jego 偶ona by艂a drobn膮 kobiet膮 o jasnych w艂osach i jasnoniebieskich oczach. Mia艂a 艂adn膮 cer臋, chocia偶 uwa偶a艂a, 偶e wygl膮da m艂odziej dzi臋ki delikatnemu r贸­偶owi nak艂adanemu na policzki. Ubrana by艂a w staromodn膮, si臋gaj膮c膮 do kostek sukni臋 w kszta艂cie bombki, narzucon膮 na rozpi臋te na obr臋czy halki, z tali膮 osy i d艂ugim, szpiczasto zako艅czonym stanikiem. Kreacja o intensywnym, niebieskim kolorze, uszyta by艂a z materia艂u doskona艂ej jako艣ci. Jednak lady Jane, ledwie tylko spojrza艂a na sukni臋 ksi臋偶nej, wiedzia艂a, 偶e znalaz艂a si臋 w niekorzystnej sytuacji. Niemal rozp艂aka艂a si臋 ze z艂o艣ci. Czemu si臋 nie dowiedzia艂a, jak ubierze si臋 lady Leslie? C贸偶, za艂o偶y艂a, 偶e przyby艂a ze Szkocji ksi臋偶na nie b臋dzie mia艂a lepszego poj臋cia o obowi膮zuj膮cej modzie ni偶 ona.

Widz膮c badawczy wzrok lady Jane, Jasmine poczu艂a przyp艂yw triumfu. Najwyra藕niej lady Jane ju偶 czu艂a si臋 niepewnie. Doskonale! Jasmine jeszcze nie wiedzia艂a, co s膮dzi膰 o Williamie Deversie, ale skoro mia艂 zosta膰 jej zi臋ciem, uwa偶a艂a, 偶e nie zaszkodzi speszy膰 jego dominuj膮c膮 matk臋. U艣miechn臋艂a si臋 艂a­skawie.

- Witam w Erne Rock, sir Shane, lady Jane i m艂ody Williamie. Niech mi wolno b臋dzie przedstawi膰 mojego m臋偶a, Jamesa Leslie, ksi臋cia Glenkirk, i moj膮 c贸rk臋, lady Fortune Mary Lindley.

Sir Shane i jego syn pok艂onili si臋 swoim gospodarzom, za艣 lady Jane dygn臋艂a. Odpowiedziano im powitalnym uk艂onem i dygni臋ciami. Potem odezwa艂 si臋 sir Shane:

- Dzi臋kuj臋 za zaproszenie, wasza mi艂o艣膰. Zawsze by艂em ciekaw, jak wygl膮da wn臋trze zamku Erne Rock.

- Wydawa艂o mi si臋, 偶e pa艅ska pierwsza 偶ona by艂a kuzynk膮 Maguire'贸w z Erne Rock - rzek艂a s艂odko Jasmine.

- Mia艂a wsp贸lnego pradziadka z Maguire'ami z Erne Rock, ale jej rodzina by艂a bli偶ej spokrewniona z Conorem Maguirem i jego rodem - odpowiedzia艂.

- Aha - mrukn臋艂a Jasmine, po czym u艣miechn臋艂a si臋 do przystojnego m艂odego cz艂owieka, stoj膮cego obok ojca.

- To William, m贸j syn i spadkobierca - rzek艂 sir Shane. 呕ona d藕gn臋艂a go ostrym palcem. - I moja 偶ona, lady Jane - doko艅czy艂 szybko.

- Jak si臋 pani miewa, wasza mi艂o艣膰? - zapyta艂a Jane Devers. Potem przenios艂a wzrok na Fortune. Dziewczyna by艂a zdecydowanie zbyt 艂adna, t膮 zuchwa艂膮 rudow艂os膮 urod膮. Wygl膮da艂a niemal jak Irlandka.

- Mi艂o mi ci臋 pozna膰, moja droga - odezwa艂a si臋 s艂odkim g艂osem. - Moja kochana pasierbica r贸wnie偶 ma na imi臋 Mary.

- Nie m贸wi膮 na mnie Mary - odpar艂a Fortune. -M贸wi膮 na mnie Fortune, madam, gdy偶 moja mama uwa偶a艂a za wielkie szcz臋艣cie fakt, i偶 zosta艂am pocz臋ta w nocy, w przeddzie艅 艣mierci mojego ojca.

Jana Ann臋 Devers gwa艂townie wci膮gn臋艂a powietrze. Czy偶 ta dziewczyna nie mia艂a za grosz delikatno艣ci, m贸wi膮c, 偶e zosta艂a pocz臋ta? Opanowa艂a si臋 jednak i powiedzia艂a:

- Fortune to niespotykane imi臋, moja droga, skoro jednak tak na ciebie wo艂aj膮, to i my tak b臋dziemy ci臋 nazywa膰.

- Uwa偶am, 偶e to cudowne imi臋 - odezwa艂 si臋 William Devers, pochwyci艂 d艂o艅 Fortune i uca艂owa艂. -Pani s艂uga, lady Fortune. - Spojrza艂 na ni膮 oceniaj膮-co, po czym u艣miechn膮艂 si臋, ukazuj膮c rz膮d r贸wnych, bia艂ych z臋b贸w.

- Panie - odpowiedzia艂a, przygl膮daj膮c mu si臋 r贸wnie otwarcie.

Niebieskie oczy i kasztanowe w艂osy ze z艂otymi refleksami. Z przyjemno艣ci膮 zauwa偶y艂a, 偶e g贸rowa艂 nad ni膮 wzrostem, chocia偶 wiedzia艂a, 偶e jest wysoka jak

na dziewczyn臋. Mia艂 opalone r臋ce i twarz, co oznacza艂o, 偶e wiele czasu sp臋dza艂 na 艣wie偶ym powietrzu. Sprawia艂 wra偶enie dobrze zbudowanego i dobrze wychowanego.

- Tusz臋, 偶e znalaz艂em uznanie w pani oczach, milady - mrukn膮艂 cicho, tak 偶e tylko Fortune s艂ysza艂a jego s艂owa.

- Wywar艂e艣 dobre pierwsze wra偶enie, panie - odpowiedzia艂a.

William Devers roze艣mia艂 si臋. Nie lubi艂 nie艣mia艂ych i pruderyjnych kobiet, a spodziewa艂 si臋 w艂a艣nie kogo艣 takiego. Ucieszy艂 si臋, 偶e tak si臋 nie sta艂o. Du偶o wi臋ksz膮 przyjemno艣ci膮 by艂o poskramianie dzikiej kotki ni偶 zabawa ze s艂odkim kociakiem. Ojciec powtarza艂 mu zawsze, 偶e 偶ona jest jak ulubione zwierz膮tko, pieszczone, chronione i wytresowane przez m臋偶a. Shane Devers twierdzi艂 jednak, 偶e tresura jest znacznie przyjemniejsza w przypadku kobiety z cha­rakterem. A Fortune Lindley z pewno艣ci膮 by艂a pe艂n膮 temperamentu klaczk膮.

- Napijmy si臋 wina, 偶eby uczci膰 nasze spotkanie -powiedzia艂a Jasmine. -Adali, dopilnuj, prosz臋, 偶eby przyniesiono beczu艂k臋 czerwonego wina z Archambault. Le偶akuje w piwnicy ju偶 od paru lat i powinno by膰 wy艣mienite. Przynie艣 te偶 s艂odkie wafle.

Adali sk艂oni艂 si臋.

- Tak jest, ksi臋偶niczko, ju偶 p臋dz臋. - I pospiesznie opu艣ci艂 komnat臋.

- Pani s艂u偶膮cy jest cudzoziemcem? - zapyta艂a Jane Devers, nie mog膮c pohamowa膰 ciekawo艣ci.

- Adali jest ze mn膮 od dnia moich narodzin. Jest w po艂owie Hindusem, w po艂owie Francuzem, madam. Urodzi艂am si臋 w Indiach. Je艣li uwa偶asz Adalego za cudzoziemca, musisz i mnie uwa偶a膰 za cudzoziemk臋, gdy偶 m贸j ojciec, Akbar, Wielki Mogol, by艂 w艂adc膮 Indii, matka za艣 angielsk膮 szlachciank膮 o irlandzkich korzeniach. By艂a jego czterdziest膮 i ostatni膮 ma艂偶onk膮. Przyby艂am do Anglii jako wdowa, maj膮c szesna艣cie lat. Moim drugim m臋偶em zosta艂 markiz Westleigh, ojciec Fortune. Ksi膮偶臋 to m贸j trzeci ma艂偶onek. Nasz zwi膮zek zosta艂 zaaran偶owany przez samego kr贸la Jakuba i

nasz膮 kochan膮 kr贸low膮 Ann臋. Oboje ju偶 nie 偶yj膮, niech B贸g ma w opiece ich

dusze - zako艅czy艂a Jasmine.

Ha! To powinno da膰 lady Jane do my艣lenia.

Ale lady Jane nie艂atwo by艂o uciszy膰.

- Trzech m臋偶贸w, m贸j Bo偶e! Zawsze uwa偶a艂am, 偶e jeden to a偶 nadto, madam. Ile ma pani dzieci, poza Fortune? - U艣miechn臋艂a si臋 ponownie do dziew­czyny.

- C贸偶 - zamy艣li艂a si臋 Jasmine, a James Leslie, widz膮c z艂o艣liwy b艂ysk w oczach 偶ony, wstrzyma艂 oddech. - Troje z Lindleyem, dwie dziewczynki i jeden ch艂opiec, poza tym trzech ch艂opc贸w i dziewczynka, kt贸ra zmar艂a, z moim Jemmiem. - Rzuci艂a m臋偶owi czu艂e spojrzenie. - I, oczywi艣cie, m贸j syn ze zmar艂ym ksi臋ciem Henrym. By艂 moim kochankiem pomi臋dzy drugim i trzecim m臋偶em. Pami臋tam go jako cudownego m艂odego cz艂owieka. Nasz syn, Charlie Stuart, jest ksi臋ciem Lundy.

- Urodzi艂a艣 b臋karta? - wstrz膮艣ni臋ta Jane Devers poblad艂a.

- Pani! - zagrzmia艂 jej m膮偶, zawstydzony jej s艂owami.

- Kr贸lewski r贸d Stuart贸w zawsze by艂 wspania艂omy艣lny w swoich laskach, prawda, Jemmie? - pogodnie rzek艂a Jasmine. - Poza tym, 偶aden potomek kr贸­lewskich Stuart贸w nie jest uwa偶any za tr臋dowatego. Kr贸l uwielbia swojego bratanka, lady Jane. Charlie-go zapraszano na kr贸lewski dw贸r od dnia narodzin i traktowano jak ka偶dego krewnego Stuart贸w. Ch艂opiec by艂 pierwszym wnukiem starego kr贸la. Jego dziadek tak si臋 uradowa艂 jego przyj艣ciem na 艣wiat, 偶e obieca艂 nada膰 Charliemu tytu艂 ksi膮偶臋cy w dniu, gdy ch艂opiec odziedziczy ziemie mojego dziadka de Marisco. I dotrzyma艂 s艂owa. Och, Adali. Lady Jane, sir Shane, oto wino, kt贸re pochodzi z posiad艂o艣ci rodziny mojego dziadka de Marisco we Francji.

William Devers przygl膮da艂 si臋 temu z rozbawieniem. Mia艂 nadziej臋, 偶e jego przysz艂a 偶ona oka偶e si臋 r贸wnie zabawna, jak jej matka. Niemal wybuchn膮艂 艣miechem, gdy jego matka, zapominaj膮c o manierach, wzi臋艂a podany srebrny

kielich i upi艂a du偶y 艂yk, zanim jeszcze wzniesiono toast. Przez ca艂e 偶ycie usi­艂owa艂 zniszczy膰 jej niezwyk艂e opanowanie, ale nigdy mu si臋 to nie uda艂o. Nawet jego starszy brat Kieran nie potrafi艂 jej otwarcie wyprowadzi膰 z r贸wnowagi. To cudowne, 偶e przysz艂a te艣ciowa okaza艂a si臋 tak trudna.

- Za nasze dzieci - rzek艂a Jasmine, wznosz膮c kielich. - Miejmy nadziej臋, 偶e to b臋dzie zwi膮zek zgodny z wol膮 nieba.

- Za dzieci - zawt贸rowali sir Shane i ksi膮偶臋 Glenkirk.

Jane Devers niemrawo unios艂a sw贸j kielich. Nagle ogarn臋艂y j膮 ogromne w膮tpliwo艣ci, czy aby na pewno lady Fortune Lindley jest t膮 wymarzon膮 synow膮. Jej w艂asny brat mia艂 艣liczn膮 c贸rk臋, Emily Ann臋 Elliot, kt贸ra by艂aby wr臋cz idealna dla Williama. Dzi臋ki Bogu, 偶e nic nie zosta艂o jeszcze podpisane! By艂 jeszcze czas, 偶eby uchroni膰 jej ukochanego ch艂opca przed wpl膮taniem si臋 w ten okropny mezalians. 呕adne pieni膮dze nie zrekompensuj膮 synowej, kt贸rej bezwstydna matka urodzi艂a b臋karta. Nagle westchn臋艂a i przy艂o偶y艂a r臋k臋 do serca, gdy do komnaty wkroczy艂 ksi膮dz w towarzystwie wielebnego Samuela Steena.

- Kuzynie! - zawo艂a艂a Jasmine. - Chod藕 i napij si臋 z nami wina. Ty tak偶e, Samuelu Steen. Adali, jeszcze dwa kielichy.

- Kuzyn? Shane! Nazwa艂a ksi臋dza kuzynem! - lady Jane gor膮czkowo szepn臋艂a do m臋偶a. - Je艣li jest protestantk膮, w jaki spos贸b jej kuzyn mo偶e by膰 kato­lickim ksi臋dzem?

- Sam by艂em katolikiem, zanim si臋 z tob膮 o偶eni艂em, moja droga - przypomnia艂 jej.

- Wiele angielsko-irlandzkich rodzin sk艂ada si臋 i z katolik贸w, i z protestant贸w. Nie przejmuj si臋. Wszystko, co widz臋, przekonuje mnie, 偶e to b臋dzie dobra partia dla naszego Williama. Sp贸jrz, oboje z dziewczyn膮 nie藕le si臋 dogaduj膮. Oczaruje j膮 w mgnieniu oka.

- Nie jestem ju偶 teraz taka pewna, czy to w艂a艣ciwy wyb贸r. Swobodne obyczaje jej matki daj膮 mi do my艣lenia. Mo偶e Emily Ann臋 by艂aby lepsz膮 偶on膮 dla

Williama? A co b臋dzie, je艣li ta Fortune Lindley oka偶e si臋 podobna do swojej matki? Wzdrygam si臋 na sam膮 my艣l o nieszcz臋艣ciu, jakie sprowadzi na na­szego syna.

- Przyznaj臋, 偶e dziewczyna sprawia wra偶enie 偶ywej, ale nie ma nic z艂ego w tym, 偶e m艂oda istota jest weso艂a i ma charakter - odpowiedzia艂.

- Czemu nie mog艂a znale藕膰 m臋偶a w Anglii czy w Szkocji, Shane? Odpowiedz mi na to pytanie! Mo偶e ma ju偶 z艂膮 reputacj臋, a my tutaj, na naszym odludziu, nic o tym nie wiemy i dowiemy si臋, gdy b臋dzie za p贸藕no.

Nerwowo wychyli艂a kielich.

- Adali, wi臋cej wina dla lady Jane - zaszczebiota艂a Jasmine.

- Miej odrobin臋 lito艣ci, dziewczyno - cicho szepn膮艂 do 偶ony James Leslie. -Nieszcz臋sna kobieta zosta艂a ju偶 powalona na kolana.

- Pope艂niamy b艂膮d. Nie chc臋, 偶eby moja c贸rka wychodzi艂a za m膮偶 za syna tej kobiety. Nie wiesz, czego si臋 dowiedzia艂am dzi艣 rano - odpar艂a Jasmine.

- Ale mi opowiesz, tego jestem pewien - za艣mia艂 si臋 ksi膮偶臋. - Zapomnij o lady Jane, kochana Jasmine, i sp贸jrz na swoj膮 c贸rk臋. Nie藕le si臋 dogaduje z m艂odym Williamem. Decyzja nale偶y nie do nas, lecz do Fortune. Za par臋 miesi臋cy sko艅czy dwadzie艣cia lat, a odtr膮ci艂a ju偶 o艣wiadczyny kilku szacow­nych m艂odzie艅c贸w w Anglii i w Szkocji. Wszyscy byli utytu艂owani! Je艣li ten m艂ody cz艂owiek jej odpowiada, to niech tak b臋dzie.

- Zobaczymy, co si臋 stanie - odrzek艂a Jasmine, ale istotnie spojrza艂a na Williama Deversa i c贸rk臋.

Gdyby nie jego jasnoniebieskie oczy, w niczym nie przypomina艂by swojej matki. Jasmine uzna艂a, 偶e ju偶 sam ten fakt dobrze wr贸偶y艂. Widzia艂a, 偶e mia艂 mn贸stwo uroku, ale Fortune nie da si臋 zwie艣膰 nawet najwi臋kszemu czarowi. Jednak Jemmie mia艂 racj臋, m艂odzieniec zdawa艂 si臋 autentycznie zainteresowany dziewczyn膮.

Jasmine postanowi艂a, 偶e kupi im dom w Anglii. Przecie偶 nie musz膮 mieszka膰 w Erne Rock. By艂a pewna, 偶e m艂ody Devers z przyjemno艣ci膮 przeniesie si臋 do

Anglii. Mo偶e gdzie艣 w pobli偶e Queen's Malvern albo Cadby, siedziby Henry'ego. Wtedy na pewno widzia艂aby ich co roku i mog艂aby odwiedza膰 Fortune r贸wnie 艂atwo, jak Indi臋. Tak! W prezencie 艣lubnym podaruje im pi臋kny dom w Anglii oraz Maguire's Ford.

- Masz ten b艂ysk w oczach - zauwa偶y艂 jej m膮偶. -Co knujesz, moja kochana Jasmine?

- Nic - mrukn臋艂a. - Po prostu zastanawiam si臋, w jaki spos贸b zachowa膰 ciastko i zje艣膰 je jednocze艣nie.

- Niech B贸g ma nas wszystkich w opiece. Jasmine przypomnia艂a sobie o roli wzorowej gospodyni

- Droga lady Jane - odezwa艂a si臋. - Oczywi艣cie zna pani naszego kochanego Samuela Steena. A to m贸j kuzyn, ojciec Cullen Butler.

- Milady - ksi膮dz uprzejmie si臋 uk艂oni艂. Ledwie zauwa偶alnie kiwn臋艂a mu g艂ow膮.

- 艢wietnie, 偶e zn贸w pana widz臋 - rzek艂 Cullen Butler do Shane'a Deversa, ignoruj膮c lekcewa偶膮ce zachowanie lady Jane.

S艂ysza艂 o niej i w najmniejszym stopniu nie czu艂 si臋 ura偶ony. Pomy艣la艂 z艂o艣liwie, 偶e sam fakt przebywania razem z nim w tym samym pomieszczeniu musia艂 by膰 dla niej niezwykle bolesny. I zaraz zacz膮艂 si臋 zastanawia膰 nad pokut膮, jak膮 sobie wyznaczy za swoj膮 z艂o艣liwo艣膰. Najwy偶ej trzy zdrowa艣ki.

- Ojcze - powita艂 go g艂os sir Shane'a. - Chyba widzia艂e艣 si臋 niedawno z Kieranem. - Jego s艂owa zabrzmia艂y niemal gorzko.

- Widuj臋 go - odpowiedzia艂.

Nie by艂o sensu j膮trzy膰 rany. Ani on, ani Ko艣ci贸艂 nie by艂 odpowiedzialny za decyzje Kierana Deversa.

- Nasi m艂odzi zdaje si臋 przypadli sobie do gustu -zauwa偶y艂 weso艂o wielebny Steen.

- Owszem - przytakn臋li jego rozm贸wcy.

- Tworz膮 艂adn膮 par臋, prawda? - doda艂 pastor Steen.

Jego uwaga spotka艂a si臋 z potakuj膮cym pomrukiem.

- 呕eby zwi膮zek by艂 udany, potrzeba czego艣 wi臋cej, ni偶 tylko dw贸ch 艣licznych twarzy - ostrym tonem rzuci艂a lady Jane.

- Oczywi艣cie w pe艂ni si臋 z tym zgadzam - powiedzia艂a Jasmine.

- Mo偶e lady Fortune zechce wzi膮膰 pana Williama na przeja偶d偶k臋 po posiad艂o艣ci - zaproponowa艂 Cullen Butler.

- 艢wietny pomys艂! - zawo艂a艂a Fortune.

Sir Shane sprawia艂 mi艂e wra偶enie, lecz nie mog艂a si臋 przekona膰 do lady Jane, mimo jej s艂odkich s艂贸wek. Mia艂a ochot臋 sp臋dzi膰 troch臋 czasu z przystojnym Williamem Deversem i przekona膰 si臋, czyjej si臋 spodoba. I czy co艣 pomi臋dzy nimi zaiskrzy.

- Masz ochot臋 na przeja偶d偶k臋? - spyta艂a.

- Nie mam konia. Przyjechali艣my powozem - odpar艂. Wygl膮da艂 na rozczarowanego.

- Ale my mamy mn贸stwo koni - roze艣mia艂a si臋 Fortune. - Adali, id藕 do stajni i powiedz, 偶e b臋d膮 nam potrzebne dwa wierzchowce. P贸jd臋 si臋 przebra膰 w co艣 bardziej odpowiedniego na przeja偶d偶k臋. Mog臋, mamo?

- Naturalnie - zgodzi艂a si臋 Jasmine. Rozumia艂a i aprobowa艂a plan Fortune. Fortune wybieg艂a z komnaty, by par臋 minut p贸藕niej wpa艣膰 tam ponownie, z

okrzykiem:

- Chod藕, William!

Pospieszy艂 za ni膮 z u艣miechem, s艂ysz膮c za sob膮 okrzyk zdumienia matki na widok stroju Fortune.

- Wasza c贸rka je藕dzi okrakiem? W spodniach?

Nie dos艂ysza艂 riposty ksi臋偶nej, ale podejrzewa艂, i偶 by艂a ci臋ta. Osobi艣cie uwa偶a艂, 偶e Fortune wygl膮da czaruj膮co w spodniach. Nie by艂y wypchane, lecz do艣膰 dopasowane, podkre艣laj膮c zgrabne nogi i po艣ladki. Ponadto Fortune mia艂a na sobie granatow膮, jedwabn膮 kamizel臋 bez r臋kaw贸w ze srebrnymi guzikami,

narzucon膮 na bia艂膮 koszul臋 z bufiastymi r臋kawami. Ca艂o艣膰 prezentowa艂a si臋 zachwycaj膮co.

Ch艂opiec stajenny trzyma艂 dwa konie. Fortune od razu dosiad艂a srokatego wa艂acha. Drugi by艂 wysoki, mocno zbudowany i l艣ni膮co czarny. William wzi膮艂 lejce od ch艂opca i wskoczy艂 na siod艂o.

- Ma na imi臋 Oberon - poinformowa艂a Williama Fortune. - Chod藕! Jed藕 za mn膮!

Przejecha艂 za ni膮 przez niewielki zamkowy dziedziniec, most zwodzony i wiosk臋, ca艂y czas pop臋dzaj膮c swojego wierzchowca, a偶 wreszcie si臋 z ni膮 zr贸wna艂.

- Nie dosiadasz klaczy?

- Nie. Nasz zarz膮dca, Rory Maguire, uwa偶a, 偶e Piorun i ja jeste艣my dla siebie stworzeni. Lubi臋 konie z temperamentem, a Piorun jest zwierz臋ciem z cha­rakterem. Ch臋tnie je藕dzi膰 konno?

- Owszem. 艢l臋czenie nad rachunkami, co czyni m贸j ojciec, nie wydaje mi si臋 najwspanialsz膮 rozrywk膮.

- Dlatego mamy zarz膮dc臋 maj膮tku - rzek艂a Fortune.

- Nie boicie si臋, 偶e was okradnie? Przecie偶 jest Irlandczykiem - zapyta艂 William Devers.

- Tak samo, jak ty - odpar艂a. - Przynajmniej ze strony ojca.

- Zawsze uwa偶a艂em si臋 za Brytyjczyka.

- Urodzi艂e艣 si臋 w Irlandii. Mieszkasz w Irlandii. Tw贸j ojciec jest Irlandczykiem. Ty te偶 jeste艣 Irlandczykiem - t艂umaczy艂a mu Fortune z niezachwian膮 logik膮. - Tymczasem m贸j rodow贸d jest troch臋 bardziej skomplikowany. M贸j ojciec by艂 Anglikiem. M贸j ojczym jest Szkotem. Moja matka jest Hindusk膮 po swoim ojcu, a Irlandk膮, Angielk膮 i Francuzk膮 po swojej matce. Jestem siostrzenic膮 w艂adaj膮cego obecnie Wielkiego Mogo艂a, a moi przyrodni bracia Leslie s膮 spokrewnieni z su艂tanem ottoma艅skim. Mamy

wyj膮tkowo pokr臋cone, skomplikowane i zawi艂e drzewo genealogiczne,

Williamie Deversie.

Jeste艣 fascynuj膮ca - powiedzia艂. - Nigdy w 偶yciu nie spotka艂em dziewczyny

podobnej do ciebie. Dlaczego chcesz mnie po艣lubi膰?

Nie wiem, czy chc臋 - szczerze wyzna艂a Fortune. - Musz臋 znale藕膰 m臋偶czyzn臋,

kt贸rego pokocham, bo wyjd臋 za m膮偶 tylko z mi艂o艣ci. Chyba to wszystko

brzmi bardzo romantycznie i naiwnie, ale tak w艂a艣nie czuj臋, Williamie.

Przyjaciele nazywaj膮 mnie Will. Mam nadziej臋, 偶e mnie pokochasz, Fortune,

bo wydaje mi si臋, 偶e ju偶 si臋 w tobie troch臋 zakocha艂em. Jeste艣 taka pe艂na

偶ycia!

Mi艂o to s艂ysze膰, Willu. - U艣miechn臋艂a si臋 do niego, po czym zawo艂a艂a: -

Zobacz! Tam ro艣nie drzewo, na kt贸rym mama powiesi艂a zab贸jc臋 mojego

ojca. To tamta sosna - pokaza艂a r臋k膮. - Podobno moja matka nawet si臋 nie

skrzywi艂a, tylko kaza艂a go powiesi膰 na pasku ojca i sta艂a, przygl膮daj膮c si臋,

jak kona艂. W rzeczywisto艣ci to j膮 chcia艂 zabi膰. Oboje z ojcem wybrali si臋 na

przeja偶d偶k臋 i zatrzymali si臋, 偶eby porozmawia膰 z moj膮 siostr膮 Indi膮, kt贸ra

by艂a w贸wczas malutk膮 dziewczynk膮. Chcia艂a, 偶eby j膮 posadzono na koniu

mamy, a kiedy mama pochyli艂a si臋 do niej, pad艂 strza艂. Zgin膮艂 ojciec. Ludzie,

kt贸rzy zbiegli si臋 z p贸l, widzieli b艂ysk muszkietu na wzg贸rzu. Pop臋dzili ile

si艂 i z艂apali zbrodniarza. By艂 to zarz膮dca, kt贸rego mama zwolni艂a. Okaza艂 si臋

na tyle bezczelny, 偶e przyzna艂, i偶 chcia艂 zg艂adzi膰 j膮, nie jego.

Czemu go odprawi艂a?

By艂 okrutny. Wyp臋dzi艂 wie艣niak贸w z Maguire's Ford tylko dlatego, 偶e byli

katolikami. Zamierza艂 zasiedli膰 wie艣 wy艂膮cznie protestantami. Uwa偶a艂, 偶e

mama jest zbyt pewna siebie, a ojciec przez ni膮 op臋tany.

Nie pochwalasz wyp臋dzenia katolik贸w.

Nie, nie pochwalam. Czemu mia艂abym wyrzuca膰 z dom贸w ludzi tylko ze

wzgl臋du na ich religi臋?

Zamordowaliby nas, gdyby tylko mieli okazj臋 -odpar艂 Will.

Wiem, ale wy zrobiliby艣cie to samo - odrzek艂a Fortune zdesperowanym

g艂osem. - Uwa偶asz mnie za g艂upi膮? Gniew i bigoteria s膮 po obu stronach

konfliktu. Rozumiem to, ale s膮dz臋, 偶e lepiej by by艂o, gdyby Anglicy w

Irlandii ograniczyli si臋 jedynie do rz膮dzenia krajem i zostawili wszystkich w

spokoju. Ale nie. Anglicy musz膮 we wszystkim postawi膰 na swoim, wi臋c

Irlandczycy opieraj膮 si臋 z ca艂ych si艂. To szale艅stwo.

Jak na tak m艂od膮 dziewczyn臋, du偶o my艣lisz - zauwa偶y艂.

Nie podoba ci si臋, kiedy kobieta jest wykszta艂cona, Willu?

Zawsze mnie uczono, 偶e miejsce kobiety jest w domu, gdzie powinna si臋

zajmowa膰 nadzorowaniem s艂u偶by i dzie膰mi. Jest odpowiedzialna za ich

dobrobyt, a tak偶e ma za zadanie zadowala膰 swojego m臋偶a pod ka偶dym

wzgl臋dem i sprawia膰, aby dom by艂 dla wszystkich oaz膮 spokoju.

Czy tylko niewykszta艂cona kobieta mo偶e realizowa膰 te wszystkie zadania? -

zapyta艂a z powag膮 Fortune. Spojrza艂a na niego, 偶eby m贸c obserwowa膰 jego

twarz, gdy b臋dzie udziela艂 odpowiedzi, i widzie膰, czy nie kr臋ci.

Matka nauczy艂a moje siostry wszelkich spraw, zwi膮zanych z prowadzeniem

domu - zacz膮艂.

Czy umiej膮 czyta膰? Albo liczy膰? Czy znaj膮 jaki艣 obcy j臋zyk? Czy znaj膮

histori臋 swojego kraju i gdzie szuka膰 na mapie Nowego 艢wiata? Czy potrafi膮

spojrze膰 noc膮 w niebo i nazwa膰 gwiazdy, Willu? - Fortune czeka艂a na

odpowied藕.

Po co mia艂yby to umie膰? - zdziwi艂 si臋.

Je艣li cz艂owiek nie potrafi czyta膰 i pisa膰, to w jaki spos贸b ma prowadzi膰

domowe rachunki? Je艣li nie umie si臋 liczy膰, sk膮d mo偶na wiedzie膰, czy

zarz膮dca maj膮tku nie oszukuje? Znajomo艣膰 obcych j臋zyk贸w pozwala

porozumie膰 si臋 z Francuzami, W艂ochami, Niemcami. Natomiast znajomo艣膰

ca艂ej reszty po prostu sprawia cz艂owiekowi przyjemno艣膰, Willu. Wiedza daje

moc. W mojej rodzinie wszystkie kobiety s膮 wykszta艂cone. R贸wnie偶

zamierzam wykszta艂ci膰 moje c贸rki i syn贸w. Umiesz czyta膰 i pisa膰, prawda?

- Oczywi艣cie! - odpowiedzia艂 pospiesznie. - Ale moje siostry nie. Mary, Colleen i Lizzie s膮 m臋偶atkami. Niepotrzebna im taka edukacja, o kt贸rej m贸wi艂a艣. Mojej matce z pewno艣ci膮 nie by艂a do niczego potrzebna. By艂a jedyn膮 c贸rk膮 i dziedziczk膮 mojego dziadka Elliota. M贸j ojciec szuka艂 bogatej dziedziczki na 偶on臋, bo mia艂 du偶o ziemi, ale ma艂o pieni臋dzy. W ten spos贸b zawierane s膮 ma艂偶e艅stwa, Fortune. I nie ma znaczenia, czy panna jest wykszta艂cona, czy te偶 nie. Najpierw liczy si臋 jej maj膮tek, potem dopiero wdzi臋k i uroda.

- I tak wol臋 by膰 wykszta艂con膮 kobiet膮. Kobiety w mojej rodzinie nie maj膮 m臋偶贸w, kt贸rzy szukaj膮 atrakcji poza domem, gdy偶 same s膮 atrakcyjne i w sy­pialni, i poza ni膮 - z dum膮 stwierdzi艂a Fortune. - Dosz艂y mnie s艂uchy, 偶e tw贸j ojciec ma kochank臋.

Will si臋 zaczerwieni艂.

- M艂ode damy nie powinny rozmawia膰 o takich sprawach, ani nawet wiedzie膰 o nich. - Nagle si臋 za艣mia艂. - Jeste艣 bardzo otwart膮 dziewczyn膮.

- Wola艂by艣, 偶ebym udawa艂a? Albo by艂a nie艣mia艂a i chichota艂a, jak tyle dziewcz膮t w czasie polowania na m臋偶a?

- Nie - odpar艂 ku w艂asnemu zaskoczeniu.

Podoba艂a mu si臋 jej szczero艣膰. Matce by si臋 to nie spodoba艂o, ale w ko艅cu wyb贸r nie nale偶a艂 do niej, lecz do niego. Nigdy wcze艣niej nie zna艂 nikogo takiego jak Fortune Mary Lindley. By艂 ni膮 ca艂kowicie zafascynowany.

- Ile masz lat? - zapyta艂.

- Dziewi臋tna艣cie. A ty?

- Dwadzie艣cia trzy.

- Widzisz tamto wzniesienie? 艢cigajmy si臋! - zawo艂a艂a.

Ruszy艂a do przodu na swoim rumaku, p臋dz膮c niby jaka艣 staro偶ytna 艂owczyni. W艂osy wysun臋艂y si臋 z koka i powiewa艂y dziko, unoszone p臋dem powietrza.

Pop臋dzi艂 za ni膮. Ta p艂omiennow艂osa pi臋kno艣膰 o zuchwa艂ym j臋zyku nie tylko intrygowa艂a go, ale r贸wnie偶 podnieca艂a. Postanowi艂 ju偶, 偶e zostanie jego 偶on膮.

Pragn膮艂by jej nawet, gdyby nie mia艂a z艂amanego grosza, cho膰 mo偶e wtedy nie jako 偶ony.

Fortune nie zamierza艂a pozwoli膰 mu wygra膰 wy艣cigu. To nie by艂oby w jej stylu. 艢ciga艂a si臋, 偶eby zwyci臋偶y膰. Piorun wielkimi, dudni膮cymi krokami pokonywa艂 odleg艂o艣膰, ale przez ca艂y czas s艂ysza艂a za plecami t臋tent czarnego konia. Pochyli艂a si臋 nisko nad grzbietem wierzchowca, zach臋caj膮c go do szybszego biegu. Na twarzy czu艂a zimne, wilgotne powietrze. Zaczyna艂o si臋 chmurzy膰. Fortune zd膮偶y艂a pomy艣le膰, 偶e zaraz si臋 rozpada, gdy Piorun wspi膮艂 si臋 na wzg贸rze i omal nie zderzy艂 z nadje偶d偶aj膮cym z przeciwnej strony je藕d藕cem. Oba konie zatrzyma艂y si臋 raptownie.

- Kieran! - us艂ysza艂a za sob膮 g艂os Williama Deversa, kt贸ry w艂a艣nie wjecha艂 na wzg贸rze. - To jest lady Fortune Lindley. Fortune, to m贸j przyrodni brat, Kieran Devers.

Wysoki, szczup艂y, ciemnow艂osy je藕dziec obrzuci艂 j膮 zuchwa艂ym spojrzeniem.

- Prawdziwa awanturnica z ciebie - powiedzia艂, wyci膮gaj膮c r臋k臋, 偶eby dotkn膮膰 pukla jej p艂omiennorudych w艂os贸w.

- A ja s艂ysza艂am, 偶e jeste艣 g艂upcem - gniewnie rzuci艂a Fortune. Roze艣mia艂 si臋 i zwr贸ci艂 do Williama:

- Czy twoja matka aprobuje j膮, Willy?

- Aprobuje m贸j posag - odparowa艂a Fortune. -Ale wybiega pan zanadto w przysz艂o艣膰, panie Devers, bo jeszcze nie odby艂y si臋 偶adne zar臋czyny i nie dojdzie do nich, je艣li si臋 na nie nie zgodz臋.

- Nie 偶e艅 si臋 z ni膮, Willy - poradzi艂 Kieran bratu.

- B臋dziesz mia艂 z ni膮 pe艂ne r臋ce roboty, ju偶 to widz臋.

- Roze艣mia艂 si臋 ponownie, widz膮c oburzenie na twarzy dziewczyny. - S膮dz臋, 偶e twoja kuzynka, Emily Ann臋 Elliot, by艂aby dla ciebie o wiele lepsz膮 偶on膮 ni偶 ta dzika kotka.

- Kieran! - zawo艂a艂 zaniepokojony William.

Z zaczerwienion膮 twarz膮 odwr贸ci! si臋 do Fortune.

- M贸j brat tylko 偶artuje. Ma do艣膰 specyficzne poczucie humoru. Wybacz mu, prosz臋. Nie chcia艂 nic z艂ego.

- Absolutnie - potwierdzi艂 Kieran Devers, posy艂aj膮c jej przekorny u艣miech. -Absolutnie nic z艂ego, lady Fortune.

Wbi艂a w niego wzrok. Widzia艂a w jego oczach z艂o艣liwy b艂ysk. Mia艂 ciemne oczy. Ciemnozielone. I by艂 nieprzyzwoicie przystojny. Przystojniejszy nawet od swojego m艂odszego brata. W por贸wnaniu z pe艂nymi og艂ady manierami Willa wyczuwa艂o si臋 w nim jak膮艣 niefrasobliwo艣膰. Nigdy by si臋 nie domy艣li艂a, i偶 s膮 bra膰mi. William Devers by艂 podobny do ojca. Wysoki, dobrze zbudowany i krzepki, mia艂 jasnoniebieskie oczy swojej matki i kasztanowozlociste w艂osy. W okr膮g艂ej twarzy uwag臋 zwraca艂 zgrabny nos, ma艂e usta i szeroko rozstawione oczy. Tymczasem jego brat by艂 wy偶szy, mia艂 poci膮g艂膮 twarz z mocno zaryso­wan膮 szcz臋k膮 i niby wykutym w granicie nosem. W jego wygl膮dzie by艂o co艣 dzikiego, nieokrzesanego, gdy tymczasem jego brat stanowi艂 wz贸r kulturalnego d偶entelmena. Kieran wygl膮da艂 na niebezpiecznego i nie mo偶na go by艂o tolerowa膰.

- Dlaczego przyjecha艂e艣? - zapyta艂 William.

- Pomy艣la艂em, 偶e dobrze b臋dzie, je艣li sprawimy wra偶enie szcz臋艣liwej rodziny i ksi膮偶臋 Glenkirk zobaczy, 偶e nie obchodz膮 mnie ziemie mojego ojca. Nale偶膮 do ciebie, braciszku, wraz z moim b艂ogos艂awie艅stwem. A wi臋c, milady -zwr贸ci艂 si臋 do Fortune -William Devers nie p贸jdzie do o艂tarza bez grosza. Czy jeste艣 z tego zadowolona? - Zielone oczy patrzy艂y na ni膮 szyderczo.

- Jego bogactwo nic mnie nie obchodzi - pogardliwie rzuci艂a Fortune. - Za m贸j osobisty maj膮tek mog艂abym kupi膰 wiele takich maj膮tk贸w, jak ten w Lisnaskea, nale偶膮cy do Devers贸w. Szukam cz艂owieka, kt贸rego mog艂abym pokocha膰, ty gburze!

Szarpn臋艂a za cugle Pioruna i pogalopowa艂a w stron臋 zamku.

- Co za ogie艅! - z podziwem rzek艂 Kieran Devers. - Je艣li j膮 zdob臋dziesz, b臋dziesz mia艂 szcz臋艣cie, Willy. Rude w艂osy i gor膮cy temperament! W 艂贸偶ku

b臋dzie jak tygrysica. Nie jestem pewien, czy zas艂ugujesz na tak膮 nagrod臋. Twoja mama nie polubi tej dziewczyny. Jestem pewien, 偶e woli Emily Ann臋, tylko 偶e biedna Emily nie jest do艣膰 bogata, czy偶 nie? - Roze艣mia艂 si臋.

- Fortune jest najpi臋kniejsz膮 dziewczyn膮, jak膮 zdarzy艂o mi si臋 spotka膰, i jak偶e interesuj膮c膮. M贸wi, co tylko przyjdzie jej do g艂owy - powiedzia艂 William.

- Zauwa偶y艂em.

Obaj bracia zjechali ze wzg贸rza i przez 艂膮ki skierowali si臋 do wioski. Gdy pod膮偶ali g艂贸wn膮 drog膮 Maguire's Ford, par臋 m艂odych kobiet zawo艂a艂o co艣 na powitanie do Kierana Deversa, kt贸ry odpowiedzia艂 ka偶dej, z u艣miechem kiwaj膮c g艂ow膮 i zwracaj膮c si臋 do dziewcz膮t po imieniu. William uni贸s艂 brwi. Nie mia艂 poj臋cia, 偶e eskapady Kierana, jak nazywa艂a je matka, si臋ga艂y a偶 do Maguire's Ford.

Na dziedzi艅cu zamkowym powita艂 Kierana rudow艂osy d偶entelmen.

- Kieran, ch艂opcze, jak si臋 masz? - zagadn膮艂 Rory Maguire. - A to chyba jest tw贸j m艂odszy brat, prawda? Witam, panie Williamie. Jestem Rory Maguire, zarz膮dca maj膮tku jej ksi膮偶臋cej mo艣ci.

- Rory, 艣wietnie wygl膮dasz, jak zawsze. S艂usznie si臋 domy艣li艂e艣, to jest m艂ody Willy - odpowiedzia艂 Kieran Devers, zsiadaj膮c z konia.

- Nie by艂o ci臋 w sali zamkowej - zauwa偶y艂 William.

- Owszem, nie by艂o mnie tam, ze wzgl臋du na twoj膮 matk臋, bo wszyscy wiemy, co my艣li. Uwa偶a艂em, 偶e da rad臋 znie艣膰 najwy偶ej obecno艣膰 ojca Cu艂lena, kuzyna lady Jasmine. - S艂owa te wypowiedziane zosta艂y z humorem i mrugni臋ciem okiem.

William Devers si臋 roze艣mia艂.

- To prawda - zgodzi艂 si臋.

Doszed艂 do wniosku, 偶e podoba mu si臋 ten Maguire. Oczywi艣cie matka zd膮偶y艂a mu ju偶 powiedzie膰, 偶e gdy zostanie panem Erne Rock, najodpowiedniejszym zarz膮dc膮 b臋dzie ich kuzyn, James Dundas, porz膮dny protestant. Jednak Fortune da艂a mu do my艣lenia, pytaj膮c, dlaczego kto艣 dobrze

wykonuj膮cy swoj膮 prac臋 mia艂by by膰 dyskryminowany ze wzgl臋du na wyznawan膮 religi臋. A poza tym James Dundas nie mia艂 poj臋cia o koniach i ba艂 si臋 ich. William zsun膮艂 si臋 z siod艂a, m贸wi膮c:

- Chod藕, Kieranie, zaskoczymy mam臋.

Jane Ann臋 Devers rzeczywi艣cie zaskoczy艂 widok pasierba, wchodz膮cego do g艂贸wnej sali zamkowej w towarzystwie swojego przyrodniego brata. Przynaj­mniej by艂 przyzwoicie ubrany i sprawia艂 wra偶enie, i偶 jest w dobrym humorze. Mia艂a nadziej臋, 偶e nie przyjecha艂 tutaj, by sp艂ata膰 jak膮艣 diabelsk膮 sztuczk臋.

- Kieran, kochanie - zaszczebiota艂a, gdy si臋 do niej zbli偶y艂.

- Pani, wygl膮dasz prze艣licznie, jak zawsze - powiedzia艂 starszy z braci Devers, nachylaj膮c si臋 i ca艂uj膮c jej d艂o艅. Nast臋pnie odwr贸ci! si臋 i uk艂oni艂 pi臋knie ksi臋偶nej Glenkirk, siedz膮cej obok jego macochy.

- Jestem Kieran Devers, wasza mi艂o艣膰. Mam nadziej臋, 偶e nie przeszkadzam, ale nie mog艂em pohamowa膰 ciekawo艣ci. Przyby艂em, 偶eby s艂u偶y膰 wsparciem mojemu bratu Williamowi w jego staraniach o wzgl臋dy pani prze艣licznej c贸rki, kt贸r膮 pozna艂em w艂a艣nie przed chwil膮. - Uca艂owa艂 d艂o艅 Jasmine.

- Jest pan mile widziany w Erne Rock, Kieranie Deversie - odpar艂a Jasmine. -Adali, przynie艣 wino dla pana Deversa. Dotrzyma nam pan towarzystwa? -Wskaza艂a mu krzes艂o przy kominku. Pomy艣la艂a, 偶e jest z niego przystojny diabe艂. Czy istotnie przywiod艂a go tu jedynie ciekawo艣膰, czy te偶 co艣 knu艂? U艣miechn臋艂a si臋. - Czy kiedykolwiek by艂 pan ju偶 w Erne Rock? S艂ysza艂am, 偶e pa艅ska matka, zanim po艣lubi艂a pana ojca, nosi艂a nazwisko Maguire.

- To moja pierwsza wizyta w Erne Rock - odpowiedzia艂 Kieran. - Dzi臋kuj臋 -zwr贸ci艂 si臋 do Adalego, kt贸ry poda艂 mu kieliszek wina.

- Spotkali艣my Kierana na przeja偶d偶ce - wyja艣ni艂 William.

- Ju偶 nam to wyja艣ni艂, kochanie - cierpliwie powiedzia艂a lady Jane. Bo偶e! Czy William musi wychodzi膰 na g艂upca przy ksi臋偶nej? - Jestem pewna, 偶e nie b臋dzie m贸g艂 zosta膰, kiedy ju偶 zaspokoi艂 swoj膮 ciekawo艣膰. Gdzie jest Fortune?

- Ale偶 sk膮d偶e! Pani pasierb musi zatrzyma膰 si臋 u nas przynajmniej na jedn膮 noc - odpowiedzia艂a Jasmine. - Zawsze by艂am znana z go艣cinno艣ci, moja droga lady Jane. Mi艂o mi b臋dzie go艣ci膰 pani rodzin臋. Mam nadziej臋, 偶e p贸藕niej poznam r贸wnie偶 pa艅stwa c贸rki.

- Tylko Colleen jest w Irlandii - rzek艂a lady Jane. - Mary i moja Bessie s膮 w Anglii, gdzie mieszkaj膮 ich m臋偶owie. Colleen zamieszkuje pod Dublinem, w Pale. Jej m膮偶 ma tam niewielk膮 posiad艂o艣膰. Tylko ona b臋dzie w stanie przyjecha膰 na wesele.

- Je艣li b臋dzie wesele - zauwa偶y艂a Jasmine.

Kieran Devers spostrzeg艂, 偶e macocha lekko poblad艂a. A wi臋c to, co Jane Ann臋 Devers uwa偶a艂a za pewnik, wcale nie by艂o przes膮dzone. Ciekawe. Dziewczyna by艂a niezwykle atrakcyjna ze wzgl臋du na swoje bogactwo, o urodzie nie wspominaj膮c, ale Jane Ann臋 by艂a przekonana, 偶e z jakich艣 powod贸w Fortune nie mog艂a wyj艣膰 za m膮偶 w Anglii i dlatego rodzina Lesliech przyby艂a do Irlandii w poszukiwaniu tu m臋偶a dla c贸rki. Zdaniem jego macochy angielski ma艂偶onek by艂 najbardziej po偶膮danym kandydatem. Uda艂o jej si臋 wyda膰 za m膮偶 za Anglika jego starsz膮 siostr臋 Moire, kt贸r膮 od dnia 艣lubu z ich ojcem nazywa艂a Mary, oraz w艂asn膮 c贸rk臋 Bessie. Jednak Colleen wymkn臋艂a si臋 jej i zakocha艂a w sir Hughu Kellym. Na szcz臋艣cie Hugh mia艂 matk臋 Angielk臋 i by艂 protestantem, wi臋c Jane Ann臋 艂askawie zgodzi艂a si臋 na jeden irlandzki o偶enek w rodzinie.

- Oczywi艣cie, 偶e b臋dzie wesele - z u艣miechem rzek艂 William. - Zamierzam zdoby膰 wzgl臋dy Fortune. Jest cudown膮 dziewczyn膮 i ju偶 j膮 uwielbiam!

- Kogo uwielbiasz? - zapyta艂a Fortune, wchodz膮c do komnaty w czystej zielonej sukni, z g艂adko zaczesanymi w艂osami podtrzymywanymi z艂ocist膮 siatk膮.

- Ciebie, naturalnie - szczerze odpar艂 William. Fortune u艣miechn臋艂a si臋.

- Jeste艣 g艂upcem, Willu Deversie - skarci艂a go, ale Kieran zauwa偶y艂, 偶e zrobi艂a to 艂agodnym g艂osem.

Kieran w my艣lach zach臋ci艂 m艂odszego braciszka, 偶eby wypr贸bowa艂 na dziewczynie sw贸j czar. Ale kiedy ponownie zerkn膮艂 na Fortune Lindley, kt贸ra z niesfornego 艂obuziaka przedzierzgn臋艂a si臋 w eleganck膮, m艂od膮 dziewczyn臋, pomy艣la艂 nagle, 偶e jest zbyt wielkim wyzwaniem dla m艂odszego brata. Ich ma艂偶e艅stwo postawi艂oby Willa w niezwykle trudnym po艂o偶eniu. Znalaz艂by si臋 pomi臋dzy siln膮 matk膮, kt贸ra przez ca艂e 偶ycie m贸wi艂a mu, co ma robi膰 i my艣le膰, a upart膮 m艂od膮 偶on膮, kt贸ra z pewno艣ci膮 sama decydowa艂a o swoim 偶yciu i kt贸ra b臋dzie chcia艂a kierowa膰 tak偶e jego poczynaniami. Wojna, kt贸ra wybuchnie pomi臋dzy obiema kobietami, zabije jego mi艂ego przyrodniego braciszka.

G艂os wewn臋trzny podpowiada艂 mu, 偶e powinien si臋 przyzna膰 przed samym sob膮. Dziewczyna zaintrygowa艂a go i chcia艂by j膮 mie膰 dla siebie. Chcia艂by j膮 mie膰 nawet w贸wczas, gdyby niczego nie posiada艂a. Ale Fortune Lindley to bogata dziedziczka i pewnie uwa偶a si臋 za zbyt dobr膮 dla takich jak on. Jest dum­n膮 j臋dz膮, ale zarazem romantyczk膮. Osobi艣cie powiedzia艂a mu, 偶e wyjdzie za m膮偶 tylko z mi艂o艣ci. Jednak on niczego nie m贸g艂by jej zaoferowa膰, nie m贸g艂 wi臋c po艣lubi膰 bogatej dziedziczki. Inni m臋偶czy藕ni pewnie by pr贸bowali, lecz Kieran Devers by艂 r贸wnie dumny, jak lady Fortune Lindley. - Brat Williama zostanie u nas na noc - zwr贸ci艂a si臋 Jasmine do c贸rki. - To

bardzo mi艂e, prawda, kochanie?

Fortune u艣miechn臋艂a si臋 z trudem. Wyraz jej twarzy wyra藕nie m贸wi艂, 偶e wcale nie uwa偶a tego za mi艂e wydarzenie. Jak ten intruz 艣mia艂 wciska膰 si臋 do ich ma艂ej grupy w czasie, gdy usi艂owa艂a dowiedzie膰 si臋 czego艣 wi臋cej o Willu? Fortune nie by艂a zachwycona. William Devers wydawa艂 si臋 mi艂ym m艂odzie艅cem, ale mia艂 takie niedzisiejsze pogl膮dy, okropn膮 matk臋 i brata 艂ajdaka. Nie wywo艂a艂 w niej przyspieszonego bicia serca, czego si臋 spodziewa艂a po mi艂o艣ci swojego 偶ycia.

Jego starszy brat budzi艂 w niej silniejsze emocje.

Fortune wstrzyma艂a oddech. O Bo偶e! Zerkn臋艂a ukradkiem na Kierana Deversa i zamar艂a, widz膮c, 偶e patrzy na ni膮 i do niej mruga. Poczu艂a, 偶e policzki

zaczynaj膮 jej p艂on膮膰, i pospiesznie opu艣ci艂a g艂ow臋. To niemo偶liwe! Kieran Devers by艂 wielce nieodpowiedni i, co gorsza, by艂 praktykuj膮cym katolikiem. Will Devers du偶o bardziej nadawa艂 si臋 na m臋偶a. Pewnego dnia odziedziczy ziemie i stada swojego ojca, ona za艣 wp艂ynie na niego, 偶eby by艂 nieco mniej staro艣wiecki w swoich pogl膮dach. W Szkocji i w Anglii nie by艂o nikogo, na kim by jej zale偶a艂o. Za par臋 miesi臋cy sko艅czy dwadzie艣cia lat. Je艣li nie William Devers, to kto?

Na pewno nie 贸w ciemnooki przyrodni brat Willa.

By艂a przekonana, 偶e Kieran Devers nie jest cz艂owiekiem godnym zaufania. Przecie偶 zrezygnowa艂 z dziedziczenia maj膮tku po ojcu wy艂膮cznie z powodu religii. Jaki cz艂owiek mo偶e by膰 takim g艂upcem? Cichy g艂os w jej g艂owie podpowiada艂, ze uczciwy. Fortune pomy艣la艂a, 偶e nawet je艣li Kieran jest uczciwy, nie interesuje jej podniecaj膮ce 偶ycie, w kt贸rym nie b臋dzie mog艂a przewidzie膰, co przyniesie nast臋pny dzie艅. A takie 偶ycie b臋dzie wiod艂a kobieta u boku Kierana. Fortune pragn臋艂a stabilizacji, nie przygody.

- Mamo, czy Will mo偶e siedzie膰 ko艂o mnie przy kolacji? - zapyta艂a s艂odkim, prosz膮cym tonem.

Im szybciej prze艂amie swoj膮 rezerw臋 wobec Williama Deversa, tym szybciej si臋 pobior膮.

- Oczywi艣cie - odrzek艂a Jasmine, zastanawiaj膮c si臋, o co chodzi c贸rce. Widzia艂a, jak Kieran Devers zaczepia Fortune, budz膮c w dziewczynie

pop艂och. Potem na twarzy c贸rki pojawi艂 si臋 wyraz zastanowienia. O czym my艣la艂a? Jasmine dosz艂a do wniosku, 偶e je艣li Fortune wcale nie jest pewna swojej decyzji i zmusza si臋 do po艣lubienia Williama, mo偶e to jedynie doprowadzi膰 do nieszcz臋艣cia.

Jasmine postanowi艂a wi臋c w my艣lach, 偶e posadzi Williama po prawej r臋ce Fortune, a Kierana po lewej. Ostatnio, w czasie, gdy spokojniej podchodzi艂a do kwestii ma艂偶e艅stwa, Fortune o艣wiadczy艂a, 偶e wyjdzie za m膮偶 jedynie z mi艂o艣ci. Co si臋 sta艂o z jej praktycznym, rozs膮dnym dzieckiem? Zawsze jednak lepsza

mi艂o艣膰 do nieodpowiedniego m臋偶czyzny ni偶 d艂ugie, nieszcz臋艣liwe 偶ycie z odpowiednim. Je艣li Fortune by艂a zainteresowana Kieranem, lepiej 偶eby zda艂a sobie z tego spraw臋 teraz i nie wychodzi艂a za m膮偶 za Williama tylko dlatego, 偶e by艂 w艂a艣ciw膮 parti膮. Jej c贸rka potrafi艂a by膰 uparta. Jasmine u艣miechn臋艂a si臋 do siebie, my艣l膮c jednocze艣nie, 偶e 艂ajdak bywa du偶o ciekawszym kochankiem ni偶 dobrze wychowany d偶entelmen. Dosz艂a do wniosku, 偶e nie mo偶e pozwoli膰 c贸rce na pope艂nienie b艂臋du. Nie mo偶e!

Oczywi艣cie, gdyby Jemmie dowiedzia艂 si臋, co si臋 dzieje, by艂by w艣ciek艂y, pomimo swojej obietnicy, 偶e pozwoli Fortune na samodzielne podejmowanie decyzji. B臋dzie musia艂a ukrywa膰 przed nim prawd臋, jak d艂ugo si臋 da.

- Adali - zawo艂a艂a. - Zanie艣 rzeczy pana Kierana do pokoju pana Williama. Mog膮 dzieli膰 pok贸j i 艂o偶e. Na pewno robili tak ju偶 przedtem. Erne Rock jest takie ma艂e, ale to cudowne miejsce dla m艂odej pary i dzieci. Zgadza si臋 pani ze mn膮, lady Jane?

- S膮dzi艂am, 偶e William i jego 偶ona zamieszkaj膮 z nami w Mallow Court. Przecie偶 pewnego dnia b臋dzie to posiad艂o艣膰 Williama, czy偶 nie, Kieranie?

- Naturalnie, pani - przytakn膮艂 pogodnie Kieran.

- Je艣li dojdzie do 艣lubu - zacz臋艂a Jasmine, ponownie nape艂niaj膮c serce lady Jane obaw膮 - uwa偶am, 偶e m艂oda para powinna zamieszka膰 sama w swoim domu. Fortune nie musi mieszka膰 z krewnymi swojego m臋偶a. W Irlandii b臋dzie mia艂a Erne Rock, za艣 ja wraz z ksi臋ciem oczywi艣cie zadbamy o odpowiedni dla niej dom w Anglii - albo w pobli偶u siedziby jej brata w Cadby, albo ko艂o Queen's Malvern, maj膮tku jej przyrodniego brata. -U艣miechn臋艂a si臋 szeroko. -B臋dziemy chcieli przedstawi膰 ich na dworze.

- Mamo, wiesz przecie偶, 偶e nie cierpi臋 dworu - zawo艂a艂a Fortune.

- Je艣li chcesz odnie艣膰 sukces ze swoj膮 hodowl膮, musisz nawi膮za膰 w艂a艣ciwe znajomo艣ci, kochanie -przypomnia艂a jej Jasmine. - Nie mo偶esz traktowa膰 swoich udzia艂贸w w naszej rodzinnej sp贸艂ce handlowej jak jedynego 藕r贸d艂a utrzymania. Chyba nie s膮dzi艂a艣, 偶e przywioz臋 ci臋 do Irlandii i zostawi臋 tutaj?

- Nie mia艂am poj臋cia - odpowiedzia艂a Fortune, zdziwiona s艂owami matki. James Leslie i sir Shane weszli do g艂贸wnej sali. Siedzieli zamkni臋ci w

bibliotece, omawiaj膮c warunki ewentualnego 艣lubu ich dzieci. Kieran Devers podni贸s艂 si臋 i przywita艂 z ojcem. Potem, gdy ojciec przedstawia艂 go Jamesowi Leslie, uk艂oni艂 si臋 ksi臋ciu. Ksi膮偶臋 dostrzeg艂 w Kieranie Deversie nieujarzmionego Celta i natychmiast poczu艂 do niego sympati臋. Oczywi艣cie ch艂opak by艂 g艂upcem, oddaj膮c przys艂uguj膮ce mu dziedzictwo, ale trzeba by艂o podziwia膰 jego wiar臋 i wytrwa艂o艣膰 w trzymaniu si臋 tego, co uwa偶a艂 za s艂uszne.

- Zadowolony jeste艣 ze swoich decyzji, ch艂opcze? - zapyta艂 ksi膮偶臋.

- Tak, wasza mi艂o艣膰 - odpowiedzia艂 Kieran Devers, 艣wietnie wiedz膮c, czego dotyczy艂o pytanie. -Mallow Court nale偶y do mojego brata i z rado艣ci膮 zrzek艂em si臋 go na jego rzecz.

- Ale zosta艂e艣 tutaj. - James Leslie by艂 zaintrygowany.

- Chwilowo - odpar艂 Kieran Devers. - Czuj臋, 偶e moje miejsce na 艣wiecie znajduje si臋 gdzie艣 indziej, ale na razie nie mam poj臋cia gdzie. Musz臋 poczeka膰, a we w艂a艣ciwym czasie opatrzno艣膰 mnie tam zaprowadzi.

James Leslie skin膮艂 g艂ow膮. Dziwne, ale rozumia艂 dok艂adnie, o czym ten m艂ody cz艂owiek m贸wi. Irlandczycy byli jeszcze bardziej szaleni ni偶 Szkoci. Skoro Kieran Devers czeka! na objawienie, w ko艅cu na pewno si臋 go doczeka.

- Obiad podany, milordzie - odezwa艂 si臋 Adali.

- Panowie - rzek艂 ksi膮偶臋 i poprowadzi艂 go艣ci do sto艂u.

Rozdzia艂 4

Williama Deversa zaskoczy艂o, jak szybko zdo艂a艂 si臋 zakocha膰 w Fortune Lindley. Tak, by艂 pewien, 偶e jest w niej zakochany. By艂a najpi臋kniejsz膮 dziewczyn膮 na 艣wiecie. Podoba艂y mu si臋 jej ogni艣cie rude w艂osy, bez wzgl臋du na to, co m贸wi艂a jego matka, a lady Jane mia艂a wiele do powiedzenia po powro­cie do domu. W powozie zachowywa艂a si臋 spokojnie, gdy wracali do Lisnaskea, okr膮偶aj膮c jezioro. Zupe艂nie jakby si臋 obawia艂a, 偶e ksi臋偶na mo偶e j膮 us艂ysze膰. William by艂 zdumiony, 偶e matka zosta艂a tak zastraszona przez Jasmine Leslie. Sam patrzy艂 na ksi臋偶n臋 z przyjemno艣ci膮 i uwa偶a艂, 偶e jest czaruj膮ca w obej艣ciu.

- Po艣lubi臋 Fortune najszybciej, jak tylko si臋 da -o艣wiadczy艂 rodzicom, gdy wieczorem zasiedli w domu przy kominku.

- Nie - powiedzia艂a matka - nie po艣lubisz jej! Wypowiada si臋 o wiele zbyt 艣mia艂o jak na kobiet臋. Typowa wykszta艂cona, szlachetnie urodzona sawantka. To nie jest dziewczyna dla ciebie. Twoja kuzynka, Emily Ann臋, jest du偶膮 lepsz膮 parti膮, Williamie. Mo偶e nie jest tak bogata jak Fortune Lindley, ale 偶adne pieni膮dze nie zrekompensowa艂yby nam wej艣cia lady Fortune do naszej rodziny!

- Jestem tego samego zdania - wspar艂 macoch臋 Kieran Devers. - Pierwszy raz w czasie ca艂ej naszej znajomo艣ci zgadzam si臋 z tob膮, pani.

- Doprawdy? - Jane Devers by艂a podejrzliwa. -Czemu, u licha, mia艂by艣 si臋 ze mn膮 zgadza膰, Kieranie? Niew膮tpliwie nigdy dot膮d nie zgadza艂e艣 si臋 ze mn膮 w niczym, chocia偶 robi艂am, co tylko mog艂am, 偶eby da膰 ci w艂a艣ciwe wychowanie, pomimo twoich katolickich sk艂onno艣ci.

Roze艣mia艂 si臋. Istotnie wype艂nia艂a swoje obowi膮zki jako macocha, przynajmniej oficjalnie, musia艂 te偶 przyzna膰, 偶e nigdy nie by艂a okrutna. Nic nie mog艂a poradzi膰 na to, 偶e wola艂a swojego syna. Dziwne, ale Kieran nie czu艂 si臋 specjalnie przywi膮zany do swojego domu. Gdzie艣 w 艣wiecie czeka艂o na niego co艣 innego.

- Zgadzam si臋 z pani wnioskami, bo s膮 poprawne, madam. Fortune Lindley jest pi臋kn膮, zepsut膮 dziewczyn膮 wysokiego rodu. Zniszczy Williama, wcale tego nie chc膮c. Tymczasem kuzynka Emily Ann臋 od dziecka kocha naszego Willa. Jest o prawie trzy lata m艂odsza od lady Fortune. B臋dzie zachwycona, mog膮c mieszka膰 w Mallow Court i s艂ucha膰 twoich wskaz贸wek. Nie tak, jak lady Fortune.

- Sam jej pragniesz! - oskar偶y艂 William brata. -Chcesz jej dla siebie, Kieranie. Nie my艣l, 偶e tego nie widz臋! - Twarz poczerwienia艂a mu z gniewu.

- Owszem, przyznaj臋, 偶e mnie intryguje, ale dziko艣膰 zawsze mnie fascynowa艂a, Willy. W膮tpi臋 jednak, 偶eby ksi膮偶臋 Glenkirk, w kt贸rego 偶y艂ach p艂ynie kr贸lewska krew i kt贸rego 艂膮cz膮 bliskie zwi膮zki z monarch膮, chcia艂 wyda膰 swoj膮 pi臋kn膮 i bogat膮 c贸rk臋 za kogo艣 takiego, jak ja. Nie tak zawiera si臋 zwi膮zki w towarzystwie. Jak doskonale wiesz, nie mam nic, co m贸g艂bym zaoferowa膰 szanowanej kobiecie. Tote偶 mog臋 sobie jej pragn膮膰, a i tak jej nie dostan臋. Ty za艣 nie b膮d藕 g艂upi i nie pro艣 o jej wyperfumowan膮 r膮czk臋.

- Popro艣 o ni膮. - William Devers zwr贸ci艂 si臋 do ojca. - Popro艣, bo je艣li tego nie zrobisz, opuszcz臋 ten dom i ju偶 nigdy nie wr贸c臋!

- Kochanie! - Lady Jane dotkn臋艂a twarzy syna. William odskoczy艂 od niej jak oparzony.

- Fortune Lindley b臋dzie moj膮 偶on膮! Po 艣lubie zamieszkamy w Erne Rock i w Anglii, bo to si臋 jej spodoba. Nigdy wi臋cej moja noga nie postanie w tym domu, dop贸ki nie umrzesz, madam. Nigdy wi臋cej nie b臋dziesz mn膮 rz膮dzi膰!

- Ale jej na to pozwolisz - warkn臋艂a jego matka.

- Ma mi wi臋cej do zaoferowania ni偶 ty, mamo -odparowa艂.

Efekt by艂 druzgocz膮cy. Lady Jane wybuchn臋艂a p艂aczem.

Op臋ta艂a go! - 艂ka艂a na krzepkim ramieniu m臋偶a. - M贸j syn nigdy nie odzywa艂

si臋 do mnie w taki okropny spos贸b. Op臋ta艂a go!

Nie b膮d藕 g艂upi, Willy - skarci艂 m艂odzie艅ca Kieran. - To prawda, 偶e ta

dziewczyna jest 艣liczna, ale nie nadaje si臋 dla ciebie. Nie przychodzi mi do

g艂owy nic, co mogliby艣cie mie膰 ze sob膮 wsp贸lnego. O czym by艣 z ni膮

rozmawia艂?

Rozmawia艂? Nie chc臋 z ni膮 rozmawia膰. Cholernie dobrze wiesz, co chc臋 z

ni膮 robi膰! - pad艂a gniewna odpowied藕.

Och! - zszokowana lady Jane opad艂a na rami臋 m臋偶a.

Sir Shane st艂umi艂 艣miech.

Uwa偶aj co m贸wisz, smarkaczu - z艂aja艂 Williama. Tymczasem Kieran

roze艣mia艂 si臋, czym zas艂u偶y艂 sobie na w艣ciek艂e spojrzenie zdenerwowanej

macochy.

Wychowa艂a艣 go na uczciwego cz艂owieka, madam - rzek艂, wzruszaj膮c

ramionami.

Je艣li naprawd臋 tego chcesz, Williamie, poprosz臋 ksi臋cia Glenkirka o r臋k臋

jego c贸rki - o艣wiadczy艂 sir Shane wzburzonemu synowi.

Je艣li to uczynisz, nigdy ci tego nie wybacz臋 - zawo艂a艂a jego r贸wnie

poruszona ma艂偶onka. - To okropna dziewczyna! Okropna! Okropna!

Okropna!

Uspok贸j si臋, madam - powiedzia艂 Kieran i ku zaskoczeniu macochy otoczy艂

j膮 ramieniem w pocieszaj膮cym ge艣cie. - Jest wielce nieprawdopodobne, 偶eby

Fortune Lindley zaakceptowa艂a o艣wiadczyny Willa, a s艂yszeli艣my przecie偶,

偶e ostateczna decyzja nale偶y do niej.

Naprawd臋 tak my艣lisz, Kieranie? - Jane Devers g艂o艣no poci膮gn臋艂a nosem.

Tak, madam.

Chcesz powiedzie膰, 偶e masz tak膮 nadziej臋? -parskn膮艂 William. - Fortune

zostanie moj膮 偶on膮! Nie przyjm臋 jej odmowy.

- B臋dziesz musia艂, ty g艂upcze! - odparowa艂 starszy brat. - Na mi艂o艣膰 bosk膮, Willy, je艣li zrobisz z siebie widowisko w sprawie tej dziewczyny, Emily Ann臋 ci臋 nie zechce. Zachowuj si臋 jak Devers z Lisnaskea, a nie jaki艣 skaml膮cy, rozgrymaszony angielski milord! - Zwr贸ci艂 si臋 do ojca: - Mo偶e by艂by to w艂a艣ciwy moment, 偶eby Willy odwiedzi艂 kontynent i zobaczy艂, jak 偶yje reszta 艣wiata.

Jane Devers oderwa艂a si臋 od pasierba.

- O tak, Shane! - zawo艂a艂a do m臋偶a. - Najpierw m贸g艂by pojecha膰 do Londynu, odwiedzi膰 siostry i ich rodziny. Pojad臋 z tob膮, Williamie! Ostatni raz by艂am w Londynie jako ma艂a dziewczynka. - Klasn臋艂a w r臋ce niczym podniecone dziecko. - Pojed藕my wszyscy! Ty te偶, Kieranie.

W tym momencie serce przepe艂nia艂a jej 偶yczliwo艣膰 i dobra wola. To by艂 wy艣mienity pomys艂. Odci膮gnie syna od Fortune Lindley. Kiedy wr贸c膮, dziewczyna na pewno ju偶 dawno wyjedzie ze swoj膮 rodzin膮 do Szkocji. A Emily Ann臋 Elliot b臋dzie czeka艂a.

- Oczywi艣cie, b臋dzie mi potrzebna nowa garderoba. Ciekawe, czy Colleen ma w Dublinie dobr膮 krawcow膮, kt贸ra chcia艂aby przyjecha膰 do Ulsteru. Musz臋 do niej napisa膰 jeszcze dzisiaj. - Pospiesznie opu艣ci艂a pok贸j.

- Z艂贸偶 propozycj臋 ksi臋ciu - nieub艂aganie powt贸rzy艂 William Devers.

Kieran Devers podszed艂 do sto艂u i wla艂 do trzech cynowych kubk贸w podw贸jne porcje whisky. Jeden wr臋czy艂 ojcu, drugi m艂odszemu bratu, ostatni za艣 zatrzyma艂 dla siebie.

Shane Devers wypi艂 duszkiem ognisty p艂yn, kt贸ry pal膮c go w prze艂yku, sp艂yn膮艂 do 偶o艂膮dka niby p艂ynna lawa.

- Pos艂uchaj, zanim posuniesz si臋 dalej - zwr贸ci艂 si臋 do swojego spadkobiercy. -Rozmawia艂em z ksi臋ciem pierwszej nocy naszego pobytu w Erne Rock. Warunki twojego ma艂偶e艅stwa z lady Fortune by艂yby, delikatnie m贸wi膮c, bardzo dziwaczne. Ksi膮偶臋 stwierdzi艂, 偶e to typowe warunki kontraktu ma艂偶e艅skiego dla kobiet w ich rodzinie. Otrzyma艂by艣 posag w z艂ocie, w

wysoko艣ci ustalonej przez obie nasze rodziny. Natomiast reszta maj膮tku lady Fortune i jej ziemie pozosta艂yby w jej r臋kach. Nie mia艂by艣 nic do powie­dzenia w sprawie zarz膮dzania maj膮tkiem, Williamie.

Ale gdyby zacz臋艂a trwoni膰 maj膮tek, jak ka偶da kobieta, kt贸ra mia艂aby tak膮 okazj臋? Kobiety nie maj膮 poj臋cia, jak zarz膮dza膰 swoimi pieni臋dzmi na drob­ne wydatki, a co dopiero m贸wi膰 o ogromnym maj膮tku, tato. Sp贸jrz, jak mama zawsze przychodzi do ciebie, 偶eby wyci膮gn膮膰 dodatkowe pieni膮dze, bo w kilka dni wyda艂a ca艂e swoje miesi臋czne kieszonkowe -m贸wi艂 William. Jak twierdzi ojczym lady Fortune, dziewczyna zarz膮dza艂a swoimi pieni臋dzmi od dwunastego roku 偶ycia. Nauczy艂a j膮 tego przed 艣mierci膮 jej prababka, s艂ynna Skye 0'Malley, kt贸ra, je艣li wierzy膰 plotkom, by艂a zaufan膮 kr贸lowej Bess. W ci膮gu ostatnich dw贸ch lat dziewczyna podwoi艂a sw贸j maj膮tek, Wil­liamie. Nie jest g艂upia. Uwa偶asz, 偶e m贸g艂by艣 mie膰 za 偶on臋 kobiet臋, kt贸ra nie potrzebowa艂aby twojej rady, jak pilnowa膰 interes贸w? W ko艅cu nie masz o tym zielonego poj臋cia. Ta dziewczyna wychowa艂a si臋 w bogatej, arystokratycznej rodzinie i do tego jest m膮dra. Nie zadowoli jej siedzenie w domu, zarz膮dzanie gospodarstwem i rodzenie ci dzieci. W przeciwie艅stwie do twojej matki, nie kieruje mn膮 zazdro艣膰 i inne nieopanowane emocje, ale ja r贸wnie偶 uwa偶am, 偶e to ma艂偶e艅stwo nie b臋dzie dla ciebie dobr膮 rzecz膮. Jednak, je艣li wiedz膮c to wszystko, nadal b臋dziesz chcia艂, 偶ebym poprosi艂 ksi臋cia Glenkirka o r臋k臋 c贸rki, zrobi臋 to, m贸j synu. Pro艣 go - przez zaci艣ni臋te z臋by rzuci艂 William Devers. Kieran Devers wzruszy艂 ramionami i nala艂 sobie nast臋pny kubek whisky. Chcesz si臋 z ni膮 przespa膰 i nie potrafisz znale藕膰 innego sposobu, 偶eby to zrobi膰, tylko o偶eni膰 si臋 z ni膮 - rzek艂 z nagan膮. - Znam dziewczyn臋, kt贸ra tak bardzo ci臋 zadowoli, 偶e kompletnie zapomnisz o Fortune Lindley. Chcesz jej dla siebie - powt贸rzy艂 ze z艂o艣ci膮 brat.

Gdybym jej pragn膮艂, ju偶 bym j膮 mia艂, Willy -z brutaln膮 szczero艣ci膮 odpar艂 Kieran Devers. - Ale dziewice mnie nie interesuj膮.

- Ty draniu! - wrzasn膮艂 William i pr贸bowa艂 uderzy膰 brata, kt贸ry jednak by艂 szybszy, przycisn膮艂 obie r臋ce Williama do tu艂owia i ostrzegawczo pokr臋ci艂 g艂ow膮.

- Zachowuj si臋 grzecznie, Willy, bo mama nie zabierze ci臋 do Londynu.

- Zostaw go, Kieran - nakaza艂 starszemu synowi ojciec. - Ty za艣 - zwr贸ci艂 si臋 ostro do m艂odszego potomka - trzymaj r臋ce przy sobie! Nie pozwol臋, 偶eby moi synowie bili si臋 ze sob膮 jak dzikusy.

- Poprosisz ksi臋cia o r臋k臋 c贸rki? - zapyta艂 William, wyswobadzaj膮c si臋 z uchwytu starszego brata.

- Jutro rano po艣l臋 umy艣lnego do Erne Rock -obieca艂 synowi Shane Devers.

*

- Milordzie, w艂a艣nie przyszed艂 list z Mallow Court - rzek艂 Adali, nast臋pnego dnia rano wchodz膮c do g艂贸wnej komnaty zamkowej.

Ksi膮偶臋 wzi膮艂 z艂o偶ony pergamin, z艂ama艂 piecz臋膰 i przebieg艂 wzrokiem tre艣膰 notatki.

- Poprosili o r臋k臋 Fortune - powiedzia艂. Nast臋pnie zwr贸ci艂 si臋 do swojej pasierbicy: - I co ty na to, dziewczyno? Chcesz go, czy nie?

Jasmine wstrzyma艂a oddech.

- Wiem, 偶e powinnam przyj膮膰 jego o艣wiadczyny, tato - zacz臋艂a. - To rozs膮dne, zwa偶ywszy, 偶e jestem coraz starsza.

- Ale nie przyjmiesz jego o艣wiadczyn, prawda, dziecko? - powiedzia艂 James Leslie.

Fortune przecz膮co pokr臋ci艂a g艂ow膮.

- Nie, odm贸wi臋 mu. Biedny Will. Wiem, 偶e nie obchodz膮 go moje pieni膮dze. Jest przystojny i pewnego dnia odziedziczy 艂adn膮 ma艂膮 posiad艂o艣膰. Ale jest to najnudniejszy m臋偶czyzna, jakiego zdarzy艂o mi si臋 spotka膰 w 偶yciu. Za艣 jego pogl膮dy na temat kobiet s膮 bardzo staro艣wieckie. Kobiety powinny siedzie膰

w domu, mie膰 dzieci i z uwielbieniem s艂ucha膰 ka偶dego s艂owa

wypowiadanego przez m臋偶a. Jest kiepsko wykszta艂cony. Poza jazd膮 konno

nie ma 偶adnych zainteresowa艅, ale konie s膮 dla niego jedynie 艣rodkiem

transportu. Zupe艂nie nie poci膮ga go my艣l o hodowli zwierz膮t na sprzeda偶.

Powiada, 偶e nale偶y to pozostawi膰 Maguire'owi. Nie znalaz艂am z nim 偶adnego

wsp贸lnego tematu, chocia偶 pr贸bowa艂am. Skoro mam pozosta膰 star膮 pann膮, to

zostan臋 ni膮, wol臋 bowiem i艣膰 do grobu jako dziewica, ni偶 wyj艣膰 za m膮偶 za

tego przystojnego prostaka! Jasmine g艂o艣no odetchn臋艂a.

Dzi臋ki Bogu! Tak bardzo si臋 ba艂am, 偶e postanowisz post膮pi膰 tak, jak nale偶y,

kochanie i 偶e uczyni ci臋 to nieszcz臋艣liw膮.

No tak - ze zdumiewaj膮cym spokojem rzek艂 James Leslie. - Co wi臋c mamy

teraz zrobi膰?

S膮dz臋, 偶e przez kilka miesi臋cy powinni艣my pozosta膰 w Irlandii -

zaproponowa艂a Fortune.

Dobrze - zgodzi艂a si臋 Jasmine. - Musimy te偶 dopilnowa膰, 偶eby m艂ody

William nie poczu艂 si臋 zak艂opotany twoj膮 odmow膮, kochanie. Trzeba

podkre艣li膰, 偶e po prostu nie pasujecie do siebie i 偶e nasze rodziny pozostan膮

w przyja藕ni, pomimo obop贸lnego rozczarowania.

Zgadzam si臋 - rzek艂 James Leslie. - Osobi艣cie dor臋czymy nasz膮 odmow臋.

Nie chc臋 stawia膰 Devers贸w w niezr臋cznej sytuacji. Teraz jest ju偶 za p贸藕no,

偶eby jecha膰 i wr贸ci膰, ale jutro pojedziemy z samego rana. Musimy wcze艣nie

wyruszy膰. Najpierw jednak powiem o wszystkim ojcu Cullenowi i

wielebnemu Steenowi. Wi膮zali z tym ma艂偶e艅stwem du偶e nadzieje. Cullen

zrozumie, ale dla wielebnego Steena to b臋dzie trudne.

Mam te偶 jecha膰? - zapyta艂a Fortune.

My艣l臋, 偶e nie - odpowiedzia艂 ojczym. Fortune mocno go u艣ciska艂a i

poca艂owa艂a w policzek.

Dzi臋kuj臋 za zrozumienie, tato. Wiem, 偶e stale was rozczarowuj臋, bo nie

mog臋 si臋 zdecydowa膰 na m臋偶a, ale Will Devers, chocia偶 to przystojny ch艂o-

piec, jest nie dla mnie. Ciekawe, czy w og贸le istnieje jaki艣 m臋偶czyzna, kt贸ry b臋dzie si臋 dla mnie nadawa艂.

*

Rano ksi膮偶臋 i ksi臋偶na Glenkirk wyruszyli do Mallow Court. W czasie jazdy cieszyli si臋 艂adn膮 pogod膮 i widokiem niskich wzg贸rz. Mallow Court by艂 typo­wym budynkiem, zbudowanym w stylu Tudor贸w. Ich przybycie sprowadzi艂o sir Shane'a i lady Devers do g艂贸wnej sali dworu, gdzie dobrze wyszkolona s艂u偶ba poda艂a ju偶 Jasmine i Jamesowi wino.

- Prosz臋 nam wybaczy膰, 偶e przybyli艣my bez zapowiedzi - zagai艂 James Leslie, ca艂uj膮c d艂o艅 Jane Devers - ale chcieli艣my osobi艣cie dostarczy膰 odpowied藕 na pa艅stwa pro艣b臋 o r臋k臋 lady Fortune.

Dobry Bo偶e - pomy艣la艂a poruszona Jane Devers. Chc膮 mi zabra膰 mojego Williama. Pos艂a艂a m臋偶owi zaniepokojone spojrzenie. Widz膮c to, Jasmine ogarn臋艂o wsp贸艂czucie dla tej kobiety, wi臋c zacz臋艂a szybko m贸wi膰:

- Pa艅stwa syn jest wspania艂ym m艂odzie艅cem i by艂abym dumna, mog膮c go mie膰 za zi臋cia. Niestety, moja c贸rka uwa偶a, 偶e nie jest dla Williama w艂a艣ciw膮 kandydatk膮 na 偶on臋. Chocia偶 oboje z Jemmiem s膮dzimy, 偶e ch艂opiec 艣wietnie si臋 nadaje, nie b臋dziemy zmusza膰 Fortune do ma艂偶e艅stwa, kt贸rego ona nie chce. Pragn臋li艣my powiedzie膰 pa艅stwu o tym osobi艣cie, 偶eby nie powsta艂o wra偶enie, i偶 odrzucamy pa艅stwa propozycj臋 dla kaprysu. Nie chcemy te偶, 偶eby powsta艂y jakie艣 plotki, kt贸re mog艂yby si臋 negatywnie odbi膰 na Williamie. Mam nadziej臋, 偶e nie czujecie si臋 pa艅stwo ura偶eni i 偶e nie b臋dziecie my艣le膰 niepochlebnie o Fortune.

Jane Devers omal nie zemdla艂a z ulgi. William by艂 bezpieczny! Nagle u艣wiadomi艂a sobie, 偶e czuje si臋 r贸wnie偶 obra偶ona. Fortune Lindley odtr膮ci艂a propozycj臋 ma艂偶e艅sk膮 jej syna! Czy ta dzierlatka uwa偶a si臋 za zbyt dobr膮 dla Williama Deversa? S艂owa wyrwa艂y si臋 jej z ust, zanim zd膮偶y艂a si臋 powstrzyma膰.

- Czemu wi臋c przyjechali pa艅stwo do Irlandii w poszukiwaniu m臋偶a dla c贸rki, skoro nie zamierzali pa艅stwo zaakceptowa膰 najlepszej propozycji? Wydaje mi si臋 to bardzo dziwne.

- Moja 偶ona - zacz膮艂 ksi膮偶臋, mocno 艣ciskaj膮c r臋k臋 Jasmine, 偶eby sk艂oni膰 j膮 do milczenia - chcia艂a da膰 Fortune swoje irlandzkie posiad艂o艣ci. Uwa偶ali艣my, 偶e w tej sytuacji najlepszy by艂by tak偶e irlandzki m膮偶.

- Bardzo rozs膮dne podej艣cie - odpowiedzia艂 sir Shane, 艂ypi膮c gro藕nie na 偶on臋 i bez s艂owa ostrzegaj膮c j膮, 偶eby zachowa艂a spok贸j.

Ksi膮偶臋 i ksi臋偶na Glenkirk bardzo 艂askawie potraktowali rodzin臋 Devers贸w. Nie b臋d膮 teraz zak艂opotani zaistnia艂膮 sytuacj膮, pomimo tego, 偶e Jane opowiada艂a ka偶demu, kto chcia艂 s艂ucha膰, 偶e jej syn na pewno po艣lubi dziedziczk臋 zamku Erne Rock.

- Czy wr贸cicie pa艅stwo nied艂ugo do Szkocji? - zapyta艂.

- Nie od razu. Chcieliby艣my sp臋dzi膰 w Ulsterze lato - odpowiedzia艂 ksi膮偶臋. -Jasmine nie by艂a tutaj od czasu narodzin Fortune. Teraz, gdy dawno min膮艂 b贸l po zab贸jstwie markiza Westleigha, zn贸w mo偶e si臋 cieszy膰 pobytem w Maguire's Ford. Ojciec Cullen by艂 jej nauczycielem w Indiach i dwadzie艣cia cztery lata temu wywi贸z艂 j膮 z dworu jej ojca do Anglii. Jest jej krewnym i czuje si臋 z nim blisko zwi膮zana. Kiedy ostatnim razem opuszcza艂a Irlandi臋, nie s膮dzi艂a, 偶e jeszcze kiedykolwiek go zobaczy. Wyjedziemy do Szkocji na jesieni, gdy nadejdzie pora polowa艅, a potem na dw贸r do Anglii, aby tam sp臋dzi膰 zim臋. Mo偶e pojawi si臋 jaki艣 odpowiedni kandydat na m臋偶a. Mam tak膮 nadziej臋, ze wzgl臋du na Fortune.

- Lady Fortune jest 艣liczn膮 dziewczyn膮 - z sympati膮 stwierdzi艂 Shane Devers. -Przykro mi, 偶e nie zostanie nasz膮 c贸rk膮, milordzie.

Po wymianie uk艂on贸w i po偶egna艅 ma艂偶onkowie Leslie z Glenkirk opu艣cili siedzib臋 Devers贸w w Mallow Court.

- Moje modlitwy zosta艂y wys艂uchane! - zawo艂a艂a lady Jane, gdy tylko go艣cie wyjechali. - A teraz do Anglii, najszybciej, jak tylko si臋 da. Sprawi臋 sobie

suknie w Londynie. B臋d膮 modniejsze ni偶 te, kt贸re mog艂abym uszy膰 w Dublinie.

- William nie b臋dzie zachwycony - rzek艂 w odpowiedzi jej ma艂偶onek. - Nie mam poj臋cia, co zrobi, bo utwierdzi艂 si臋 w przekonaniu, 偶e lady Fortune Lin­dley jest mi艂o艣ci膮 jego 偶ycia. Jak wpad艂 na ten pomys艂 po tak kr贸tkiej znajomo艣ci, jest dla mnie nie do poj臋cia, moja droga. Zawo艂ajmy go teraz, 偶eby mu powiedzie膰, co si臋 wydarzy艂o.

Przywo艂a艂 lokaja i rzek艂:

- Znajd藕 moich syn贸w i ka偶 im natychmiast stawi膰 si臋 w g艂贸wnej sali. Najpierw poszukaj pana Kierana.

- Dlaczego najpierw Kierana? - zapyta艂a 偶ona.

- Bo Kieran mo偶e nam pom贸c opanowa膰 wybuch Williama. Nie chc臋, 偶eby pogalopowa艂 b艂aga膰 dziewczyn臋. Wprawi艂oby to w zak艂opotanie lady Fortune, nas za艣 okry艂oby wstydem.

Gdy pojawi艂 si臋 Kieran, pospiesznie zosta艂 zapoznany z sytuacj膮. U艣miechn膮艂 si臋 sardonicznie. Czy偶 nie przewidzia艂, 偶e zarozumia艂a dziewczyna odtr膮ci jego m艂odszego brata? Nie pojmowa艂, czemu w og贸le rodzina Lesliech bra艂a pod uwag臋 Devers贸w z Mallow Court. Maj膮c ojczyma z ksi膮偶臋cym tytu艂em, braci z tytu艂ami ksi臋cia i markiza, spor膮 fortun臋 i 偶yzne ziemie, lady Fortune Lindley mog艂aby mie膰 ksi膮偶臋cego ma艂偶onka. Pewnie pozostawi艂a w Anglii jakiego艣 nieszcz臋艣nika, torturuj膮c go wyjazdem do Irlandii w poszukiwaniu m臋偶a.

- Kiedy dziewczyna wyje偶d偶a? - zapyta艂 ojca.

- Planuj膮 pozostanie tutaj przez lato - pad艂a zaskakuj膮ca odpowied藕 - co stanowi dodatkowy pow贸d, dla kt贸rego nale偶y jak najszybciej wywie藕膰 Wil­liama do Anglii. Jedziesz z nami?

Kieran potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

- Nie mam ochoty. Jed藕 z Williamem i lady Jane. Dopilnuj臋 tu wszystkiego, tato. To 偶aden problem. Zbo偶a s膮 zasiane, owce pas膮 si臋 na 艂膮kach. Nie ma

wiele do roboty, ale wiem, jak wielk膮 wag臋 przywi膮zujesz do rachunk贸w, a te mog臋 poprowadzi膰 dla ciebie. Do komnaty wszed艂 William Devers.

- Wzywa艂e艣 mnie, tato?

- Lady Fortune odtr膮ci艂a twoj膮 propozycj臋 -otwarcie powiedzia艂 ojciec.

- Oczywi艣cie, 偶e zrobi艂a to za pierwszym razem -spokojnie stwierdzi艂 William. - Jest dam膮 i nie wypada jej uczyni膰 inaczej.

- Na mi艂y B贸g, Willy - niecierpliwie parskn膮艂 jego brat. - Mo偶esz si臋 o艣wiadcza膰 setki razy, a dziewczyna i tak ci臋 odtr膮ci! Nie chce ci臋. Jej rodzice przybyli tu, 偶eby osobi艣cie powiedzie膰 to naszemu ojcu i twojej matce, ch艂opcze. Daj spok贸j i o偶e艅 si臋 ze swoj膮 kuzynk膮 Emily.

- Nie wierz臋 ci.

- To b艂膮d. Ty mu powiedz, madam. Powiedz swojemu synowi, 偶e dosta艂 kosza od pogardzaj膮cej nim, aroganckiej angielskiej pannicy - ze z艂o艣ci膮 rzuci! Kieran.

- To prawda, Williamie - rzek艂a lady Jane.

- Pojad臋 do niej! - zawo艂a艂 William.

- Nie pojedziesz! - ostro powiedzia艂 sir Shane. -Chcesz sprowadzi膰 ha艅b臋 na nasz膮 rodzin臋 swoim za艣lepieniem?

- Zr贸b tylko jeden krok za drzwi tego pokoju, a przysi臋gam, ch艂opcze, 偶e st艂uk臋 ci臋 do nieprzytomno艣ci! - ostrzeg艂 go brat.

Williama Deversa opu艣ci艂a odwaga. Odtr膮ci艂a go. Jak mog艂a? By艂a najpi臋kniejsz膮 dziewczyn膮 na 艣wiecie. Rozmawia艂a o sprawach, kt贸rych nigdy nie porusza艂a 偶adna kobieta. Uwielbia艂 j膮. Jak mog艂a nie rozumie膰, 偶e j膮 kocha艂?

- Zawsze planowa艂a艣, 偶e po艣lubi臋 Emily Ann臋 -powiedzia艂 gro藕nie, zwracaj膮c si臋 do matki. - Wybij to sobie z g艂owy, mamo. Nie chc臋 tej g艂upawo u艣miechni臋tej, przes艂odzonej dziwki, nawet gdyby by艂a jedyn膮 dziewczyn膮 na powierzchni ziemi!

Lady Devers wyprostowa艂a si臋 i gniewnie popatrzy艂a na syna.

- Nie odzywaj si臋 tak do mnie, Williamie. Nie musisz si臋 偶eni膰 ze swoj膮 kuzynk膮, je艣li nie chcesz, ale lady Fortune Lindley te偶 ci臋 nie po艣lubi. Jutro wyje偶d偶amy do Anglii, odwiedzi膰 twoje siostry. Mo偶e kilka miesi臋cy poza domem uwolni ci臋 od z艂ych wp艂yw贸w, kt贸rym uleg艂e艣 w ci膮gu paru ostatnich dni. Nie! - Podnios艂a do g贸ry r臋k臋. - Nie pr贸buj ze mn膮 dyskutowa膰 na ten temat! - I wysz艂a z sali, wyprostowana, z wysoko uniesion膮 g艂ow膮.

Kieran otoczy艂 ramieniem brata, ale William strz膮sn膮艂 jego r臋k臋.

- Nie mo偶esz powiedzie膰 nic, co mog艂oby mnie pocieszy膰 - warkn膮艂.

- Proponuj臋, tato, 偶eby艣 zamkn膮艂 go w pokoju do czasu wyjazdu - szyderczo rzek艂 Kieran. - Je艣li tego nie zrobisz, ten g艂upiec mo偶e uciec do Erne Rock i da膰 si臋 wyrzuci膰 stamt膮d na zbity pysk przez ksi臋cia.

- Pewnego dnia zabij臋 ci臋, Kieranie - gniewnie rzuci艂 William.

- Po co mia艂by艣 si臋 wysila膰? - ostro odparowa艂 Kieran. - Masz ju偶 wszystko, co nale偶a艂o si臋 mnie. Nie zale偶y mi na tym, Williamie, ale twojej mamie mo偶e zale偶e膰. We藕 si臋 w gar艣膰, cz艂owieku, i zachowuj si臋 jak Devers. -Powiedziawszy to, r贸wnie偶 wyszed艂 z komnaty.

- Boj臋 si臋, 偶e nie mog臋 ci ufa膰, Williamie - zm臋czonym g艂osem odezwa艂 si臋 jego ojciec i pos艂ucha艂 wskaz贸wek starszego syna.

*

Nast臋pnego ranka pow贸z Devers贸w opu艣ci艂 Mallow Court. W powozie, z kamienn膮 twarz膮, siedzia艂 William z matk膮. Ojciec towarzyszy艂 im konno wraz ze swoim starszym synem, kt贸ry postanowi艂 odprowadzi膰 rodzin臋 a偶 do drogi do Dundalk. Tam Kieran Devers po偶egna艂 si臋 z nimi i skierowa艂 si臋 na skr贸ty w stron臋 domu.

Fortune dostrzeg艂a go z daleka. Rozpozna艂a ogromnego bia艂ego ogiera, na kt贸rym tamtego dnia przyjecha艂 do Erne Rock. Ko艅 mia艂 charakterystyczn膮 czarn膮 grzyw臋 i czarny ogon. Fortune pomacha艂a r臋k膮. Wiedzia艂a, 偶e post臋puje

bardzo zuchwa艂e, ale gdy u艣wiadomi艂a sobie, 偶e m艂ody William Devers nie by艂 dla niej w艂a艣ciw膮 parti膮, jednocze艣nie zrozumia艂a, 偶e jego starszy brat to o wiele bardziej interesuj膮cy m臋偶czyzna. Teraz szuka艂a potwierdzenia swojego pierwszego wra偶enia. Fakt, 偶e nie wychodzi艂a za m膮偶 za jego brata nie musia艂 oznacza膰 zerwania ich kontakt贸w. Przecie偶 jej rodzice wyra藕nie podkre艣lali, 偶e­by nie unika膰 Devers贸w i nie wprawia膰 ich tym w zak艂opotanie. A Kieran Devers wcale jej szczeg贸lnie nie interesowa艂.

Co knu艂a ta dziewczyna? Kieran zastanawia艂 si臋 nad tym, jad膮c w jej stron臋. Niew膮tpliwie by艂a do艣膰 nieuprzejma podczas ich pierwszego spotkania, a potem udawa艂a, 偶e jest oczarowana jego bratem. Je艣li kogo艣 mo偶na by艂o wini膰 za z艂amane serce Williama, to z pewno艣ci膮 by艂a to lady Fortune Lindley. Ale i tak go fascynowa艂a. Dziewczyna, kt贸ra dosiada艂a ogromnego konia i na dodatek je藕dzi艂a po m臋sku. Pomacha艂 w odpowiedzi, podje偶d偶aj膮c bli偶ej.

- Dzie艅 dobry, panie Devers - mi艂o zagai艂a Fortune.

- Dzie艅 dobry, lady Fortune - odpowiedzia艂.

- Jecha艂 pan drog膮 z Dundalk?

- Odprowadza艂em rodzic贸w i Williama. Wybrali si臋 do Anglii, 偶eby odwiedzi膰 moje siostry w Londynie - wyja艣ni艂.

- Biedny Will. Jest takim s艂odkim ch艂opcem. Mam nadziej臋, 偶e spodoba mu si臋 w Londynie, chocia偶 wi臋kszo艣膰 szlachetnie urodzonych latem wyje偶d偶a z miasta. Mo偶e pa艅skie siostry maj膮 domy pod miastem?

- Je艣li nale偶y to do dobrego tonu, to z pewno艣ci膮 maj膮 - odpowiedzia艂 z lekkim u艣miechem. - Jedno jest pewne: macocha na pewno nauczy艂a moje siostry, jak nosi膰 si臋 modnie i zachowywa膰 w angielskim stylu.

- Nie lubi pan Anglik贸w? - spyta艂a spokojnie.

- Nie zachwycam si臋 tymi, kt贸rzy naje偶d偶aj膮 kraj, odbieraj膮 ziemie prawowitym w艂a艣cicielom i pr贸buj膮 narzuci膰 swoj膮 wiar臋 i styl 偶ycia ludziom, kt贸rzy maj膮 ju偶 w艂asn膮 religi臋 i 偶yj膮 zgodnie z w艂asn膮 tradycj膮 -rzek艂 Kieran Devers.

- Tak si臋 dzieje na tym 艣wiecie - powiedzia艂a Fortune, jad膮c ko艂o niego. - Nasi nauczyciele uczyli mnie i moje rodze艅stwo, 偶e zawsze jedna kultura podbija艂a drug膮. Dzisiejsi mieszka艅cy Irlandii pewnego dnia przybyli z innego rejonu 艣wiata i podbili Tuatha de Danae, legendarny lud, kt贸ry podobno kiedy艣 w艂ada艂 tymi ziemiami. Pono膰 teraz 偶yj膮 pod ziemi膮, bo nie chcieli si臋 zasymilowa膰 z Celtami. Czasami takie zmiany wychodz膮 na dobre, czasem nie. Nie pochwalam sposobu, w jaki wi臋kszo艣膰 Anglik贸w traktuje Irlandczyk贸w, ale czy偶 Irlandczycy nie zachowywaliby si臋 podobnie, gdyby nadarzy艂a si臋 im okazja? Gdyby艣cie mogli, paliliby艣cie i 艂upili tak jak wasi przodkowie i zepchn臋li Anglik贸w do morza. Nie okazaliby艣cie 艂aski, nie byliby艣cie lepsi od nich.

Roze艣mia艂 si臋, nagle dostrzegaj膮c to, co tak bardzo zafascynowa艂o jego m艂odszego brata.

- Owszem - przytakn膮艂 - tak by艣my post膮pili, lady Fortune Lindley. Lecz ciebie mogliby艣my zostawi膰 w Irlandii, bo s艂ysza艂em, 偶e p艂ynie w tobie irlandzka krew. Czy to prawda?

- Tak. Moj膮 prababk膮 by艂a Skye 0'Malley. Wspania艂a kobieta z rodu 0'Malley贸w z Innisfany. Umar艂a, gdy mia艂am trzyna艣cie lat, ale zna艂am j膮 dobrze i nigdy jej nie zapomn臋 - powiedzia艂a Fortune, czuj膮c 艂zy cisn膮ce si臋 do oczu. - Zawsze by艂a dla mnie taka dobra.

Z zaci膮gni臋tego chmurami nieba zacz膮艂 pada膰 g臋sty kapu艣niaczek.

- Schowajmy si臋 w tych ruinach - zaproponowa艂. Gdy schronili si臋 pomi臋dzy murami z szarego kamienia i zsiedli z koni, Fortune zapyta艂a:

- Co to za miejsce? Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

- Nie wiem na pewno, ale m贸wi膮, 偶e kiedy艣, kilkaset lat temu, by艂 tutaj dw贸r przyw贸dcy klanu Maguire. Widzisz, jaka gruba warstwa mchu porasta mury? Ale to sklepienie uchroni nas przed najgorszym. Usi膮d藕, Fortune Lindley, przeczekamy deszcz. - Sam usadowi艂 si臋 na kamiennym murku, kt贸ry tworzy艂 naturaln膮 艂awk臋, i wskaza艂 jej miejsce ko艂o siebie.

Usiad艂a i powiedzia艂a:

Czy mog臋 ci zada膰 jedno pytanie, Kieranie Deversie? - A kiedy potakuj膮co kiwn膮艂 g艂ow膮, ci膮gn臋艂a: - Dlaczego zrezygnowa艂e艣 ze swoich praw do spadku dla religii? Nie wygl膮dasz na fanatyka, jak tylu innych. Dobre pytanie, i postaram si臋 na nie odpowiedzie膰. Masz racj臋, nie jestem fanatykiem i, szczerze m贸wi膮c, religia niewiele dla mnie znaczy. Nie jestem m臋czennikiem ani 艣wi臋tym, lecz wiara katolicka jest jedyn膮 rzecz膮, jaka mi pozosta艂a po matce. Umar艂a, gdy by艂em ma艂ym ch艂opcem. Wtedy byli艣my irlandzk膮 rodzin膮, Moire, ojciec i ja. Potem urodzi艂a si臋 ma艂a Colleen i mama straci艂a 偶ycie, rodz膮c nasz膮 siostrzyczk臋. Z pocz膮tku ojciec by艂 za艂amany. Szybko jednak zacz膮艂 si臋 rozgl膮da膰 w poszukiwaniu nowej 偶ony, kt贸ra wychowa艂aby jego dzieci i prowadzi艂a mu dom. Inne swoje potrzeby zaspokaja艂 ju偶 z pomoc膮 pewnej dyskretnej niewiasty o imieniu Molly, z kt贸­r膮 sp艂odzi艂 dwie c贸rki. Maj膮 na imi臋 Maeve i Aine i obie s膮 bardzo mi艂ymi dziewczynami - u艣miechn膮艂 si臋. Znasz je? - Fortune by艂a zdumiona.

Owszem, chocia偶 moja macocha nie ma o tym poj臋cia. Maeve urodzi艂a si臋, gdy mia艂em jedena艣cie lat, a Aine, gdy mia艂em czterna艣cie. Tato by艂 ju偶 wte­dy m臋偶em lady Jane, pi臋knej dziedziczki o zdecydowanych pogl膮dach na wszystko.

Powiadaj膮, 偶e nie chcia艂a go, dop贸ki nie sta艂 si臋 protestantem - zauwa偶y艂a Fortune. - I 偶e zmusi艂a go do ponownego chrztu.

To prawda - przyzna艂 Kieran. - Jane Elliot od pierwszego wejrzenia zakocha艂a si臋 w Mallow Court. Bardzo go pragn臋艂a, ale jest oddana swojej wierze i uparta. Nalega艂a, 偶eby tato si臋 nawr贸ci艂. Do Mallow Court przyby艂 ksi膮dz z Lisnaskea i ostrzeg艂 mojego ojca, 偶e je艣li to uczyni, scze藕nie w piekle, wi臋c naturalnie ojciec si臋 ochrzci艂. Obaj jeste艣my do siebie podobni i nie lubimy, 偶eby kto艣 nam dyktowa艂, jak mamy post臋powa膰. W odwecie za gro藕by ojciec wyrzuci艂 ksi臋dza.

A ty dlaczego nie zosta艂e艣 ponownie ochrzczony?

Nie mogli mnie z艂apa膰 - odpar艂 Kieran z przekornym u艣miechem. - Kiedy lady Jane przyby艂a do Mallow Court, wszystko uleg艂o zmianie. Rzeczy nale偶膮ce do mojej matki zacz臋艂y kolejno znika膰. Jej wiara zosta艂a usuni臋ta z naszego 偶ycia. Zupe艂nie jakby Jane chcia艂a ca艂kowicie wymaza膰 nasz膮 matk臋. Dopiero gdy doros艂em, zrozumia艂em, 偶e wcale tak nie by艂o. Moja macocha jest przyzwoit膮 kobiet膮, ale 偶yje w 艣wiecie w艂asnych zasad i zwyczaj贸w, i oczekuje od rodziny, 偶eby te偶 je akceptowa艂a. Tote偶 chocia偶 nie zosta艂em ponownie ochrzczony, postanowi艂a okaza膰 mi cierpliwo艣膰. Co niedziel臋 i w dni 艣wi膮teczne zmuszano mnie do uczestniczenia we mszy razem z ca艂膮 rodzin膮. Jane s膮dzi艂a, 偶e gdy przyzwyczaj臋 si臋 do jej wiary, ulegn臋 te偶 innym jej 偶yczeniom. Dopiero po paru latach odkryli, 偶e po mszy z nimi wymyka艂em si臋 na msz臋 katolick膮. W dniu moich dwudziestych pierwszych urodzin us艂ysza艂em, 偶e albo si臋 ochrzcz臋 jako protestant, albo ojciec wydziedziczy mnie i uczyni Willa swoim spadkobierc膮. B臋d臋 dostawa! rent臋 i mog臋 mieszka膰 w Mallow Court, ale strac臋 prawo do lwiej cz臋艣ci posiad艂o艣ci Devers贸w. Pr贸bowa艂em wyja艣ni膰 ojcu, co czuj臋. Wiesz, co mi powiedzia艂? 呕e ju偶 nie pami臋ta twarzy mojej matki. 呕e jego 偶on膮 jest Jane i chce, aby by艂a zadowolona. Wtedy w艂a艣nie powiedzia艂em mu, 偶e nie potrzebuj臋 Mallow Court i 偶eby da艂 go Willowi.

Czy przypadkiem nie kieruje tob膮 poczucie dumy, a nie zdrowy rozs膮dek? -g艂o艣no zastanawia艂a si臋 Fortune. - Nie s膮dz臋, 偶eby tw贸j ojciec by艂 grubosk贸r­ny, gdy m贸wi艂, 偶e nie pami臋ta twarzy twojej mamy. Po pewnym czasie trudno jest sobie przypomnie膰, jak wygl膮dali ludzie, kt贸rzy umarli. Nie ma w tym niczyjej winy.

Prawda polega na tym - powiedzia艂 Kieran Devers - 偶e nic nie czuj臋 do Mallow Court. Wiem, 偶e powinienem, ale nic z tego. Nigdy nie czu艂em, 偶e jest m贸j, nigdy te偶 nie uwa偶a艂em, 偶e nale偶臋 do tej ziemi, na kt贸rej si臋

urodzi艂em. Nie umiem tego wyja艣ni膰, ale wierz臋, 偶e m贸j prawdziwy dom

znajduje si臋 gdzie indziej.

Fortune otworzy艂a zdumiona usta i wbi艂a w niego wzrok

- Ty te偶? - uda艂o jej si臋 tylko wykrztusi膰.

- Ale przecie偶 na pewno istnieje miejsce, kt贸re kochasz, kt贸re jest dla ciebie domem - odpowiedzia艂.

- Urodzi艂am si臋 tutaj, w Maguire's Ford - zacz臋艂a - ale zabrano mnie do Anglii, gdy mia艂am zaledwie kilka tygodni. Mieszka艂am w Queen's Malvern, w domu mojej prababki. Potem mieszka艂am w domu mojej matki we Francji, w Belle Fleurs. Mieszka艂am w Szkocji, w zamku Glenkirk, nale偶膮cym do mojego ojczyma, i w Cadby, siedzibie mojego ojca w Oxfordshire. Nigdy jednak nie czu艂am si臋 naprawd臋 jak u siebie w domu, cho膰 przyznaj臋, 偶e najlepiej mi by艂o w Queen's Malvern. Chyba nie istnieje miejsce na 艣wiecie, kt贸re by艂oby naprawd臋 moje. Mia艂am nadziej臋, 偶e znajd臋 je w Irlandii.

- Ale nie zanosi si臋 na to - podsumowa艂.

- Nie - przyzna艂a. - Widz臋, 偶e oboje jeste艣my zab艂膮kanymi duszami, Kieranie Devers.

Spojrza艂 na ni膮, jakby po raz pierwszy zobaczy艂 j膮 naprawd臋. By艂a bardzo 艂adna i roz艣wietla艂a j膮 te偶 inna, wewn臋trzna uroda. Jej zielononiebieskie oczy by艂y ciep艂e i pe艂ne wsp贸艂czucia. Mia艂a s艂odki u艣miech, dziwnie kontrastuj膮cy z jej zuchwa艂ym j臋zykiem.

- Przesta艂o pada膰 - odezwa艂a si臋 Fortune. - Moi rodzice b臋d膮 si臋 zastanawia膰, gdzie si臋 podziewam, Kieranie. Wyprawisz si臋 jeszcze kiedy艣 ze mn膮 konno?

- Jutro? - zapyta艂 cicho. Kiwn臋艂a g艂ow膮.

- Dobrze, jutro rano.

Wyprowadzi艂 na zewn膮trz jej konia i pom贸g艂 wskoczy膰 na siod艂o. Kiedy siedzia艂a pewnie na ko艅skim grzbiecie, uj膮艂 jej obci膮gni臋t膮 r臋kawiczk膮 d艂o艅 i poca艂owa艂.

- Do jutra, Fortune Lindley - rzuci艂.

Potem lekko klepn膮艂 w zad jej wierzchowca. Ko艅 ruszy艂 do przodu. Patrzy艂, jak odje偶d偶a, ciekawy, czy si臋 obejrzy, a gdy to uczyni艂a, u艣miechn膮艂 si臋 szeroko.

Fortune zaczerwieni艂a si臋 po cebulki w艂os贸w. Podlec! Czeka艂, 偶eby si臋 obejrza艂a. Zna艂 kobiety. Bezczelnie odwr贸ci艂a si臋 do ty艂u, pokaza艂a mu j臋zyk, po czym spi臋艂a nogami Pioruna, zach臋caj膮c konia do galopu. Wiatr przyni贸s艂 odg艂os jego 艣miechu. Te偶 si臋 roze艣mia艂a.

Dosz艂a do wniosku, 偶e pasuj膮 do siebie.

Nagle u艣wiadomi艂a sobie znaczenie tej my艣li. Pasuj膮 do siebie. Czy rzeczywi艣cie? Co naprawd臋 o nim wiedzia艂a? Fakt, 偶e umieli prowadzi膰 ze sob膮 mi艂膮 rozmow臋 wydawa艂 si臋 zach臋caj膮cy. Przynajmniej Kieran Devers nie by艂 takim os艂em, jak jego m艂odszy brat Will. Ponadto Kieran by艂 pierwszym m臋偶czyzn膮, kt贸remu uda艂o si臋 j膮 zaintrygowa膰. Czy偶by wreszcie spotka艂a kogo艣, kogo b臋dzie mog艂a pokocha膰? Fortune pomy艣la艂a, 偶e czas poka偶e. Tylko czas mo偶e to pokaza膰.

Rozdzia艂 5

Zaczynali艣my si臋 ju偶 martwi膰, skarbie - powiedzia艂a ksi臋偶na, gdy c贸rka

wesz艂a do holu i poda艂a lokajowi peleryn臋 i r臋kawiczki.

By艂am na przeja偶d偶ce i spotka艂am Kierana Deversa. Musieli艣my schroni膰 si臋

przed deszczem, mamo. Przyjedzie jutro rano, 偶eby wybra膰 si臋 ze mn膮 na

przeja偶d偶k臋. W gruncie rzeczy, kiedy lepiej si臋 go pozna, wcale nie jest taki

z艂y.

Wiedzia艂em! - rzek艂 z u艣miechem James Leslie.

Co wiedzia艂e艣? - zapyta艂a zaciekawiona 偶ona.

Wiedzia艂em, 偶e Kieran Devers zafrapowa艂 Fortune. Wysocy, ciemnow艂osi

Celtowie s膮 du偶o bardziej interesuj膮cy od kulturalnych, anglo-irlandzkich

maminsynk贸w - za艣mia艂 si臋 i z czu艂o艣ci膮 poklepa艂 pasierbic臋 po policzku. -

B膮d藕 ostro偶na, kochanie. To jest prawdziwy m臋偶czyzna, jakiego jeszcze

nigdy nie mia艂a艣 okazji pozna膰, jak mniemam.

Tato! Kieran Devers wcale mnie nie interesuje -zaprotestowa艂a Fortune. -

Ale kto mi pozostaje w Maguire's Ford? Mi艂o b臋dzie mie膰 towarzystwo do

przeja偶d偶ek konnych i mi艂o, 偶e b臋dzie to atrakcyjny m臋偶czyzna, a nie mama

czy tata.

Madam, musisz porozmawia膰 ze swoj膮 c贸rk膮 -ostrzeg艂 偶on臋 ksi膮偶臋. -

Wola艂bym jej nie wprawia膰 w zak艂opotanie i wysy艂a膰 lokaja, 偶eby jej

pilnowa艂. Nie chc臋, 偶eby ten przystojny diabe艂 zrobi艂 co艣 naszej Fortune,

Jasmine.

Jestem wi臋c taka naiwna, tato, 偶e mo偶na mnie uwie艣膰? - gniewnie zapyta艂a

Fortune. - Uwa偶asz, 偶e jako dziewica nie mam zielonego poj臋cia, co dzieje

si臋 pomi臋dzy kobiet膮 i m臋偶czyzn膮? Ale to nieprawda. Jak mog艂abym tego nie

wiedzie膰, 偶yj膮c w twoim domu? Nie zapominaj te偶 o zimie, kt贸r膮 sp臋dzi艂am

z Indi膮, kiedy by艂a w ci膮偶y z moim siostrze艅cem Rowanem. S膮dzisz, 偶e

przez ca艂y ten czas nie robi艂y艣my nic innego, tylko wzdycha艂y艣my nad

utracon膮 mi艂o艣ci膮, opowiada艂y艣my bajki i szy艂y艣my dziecinne ubranka?

Podczas gdy w naszej obecno艣ci Diarmid zaleca艂 si臋 do Meggie? Doprawdy,

tato!

Fortune - ostrzeg艂a c贸rk臋 Jasmine, ale James Leslie roze艣mia艂 si臋 z wybuchu

pasierbicy.

Ona ma racj臋, kochana Jasmine - powiedzia艂. -Fortune jest za doros艂a, 偶ebym

j膮 traktowa艂 jak niedo艣wiadczon膮 pi臋tnastolatk臋. Nie jest podobna do tej

upartej Indii, kt贸ra lubi ucieka膰 i skaka膰 z deszczu pod rynn臋. To nasza

praktyczna c贸rka. Zachowa si臋 rozs膮dnie.

Z pewno艣ci膮 - burkn臋艂a Fortune.

Nie mog艂a si臋 doczeka膰 chwili, gdy znajdzie si臋 w swoim pokoju i porozmawia z Rois, kt贸ra, chocia偶 obawia艂a si臋 swojej babki, Bride Duffy, mog艂a, poci膮gni臋ta za j臋zyk, dostarczy膰 wszelkich lokalnych plotek. Czeka艂a wi臋c cierpliwie przez reszt臋 dnia i wiecz贸r, udaj膮c, 偶e nic si臋 nie zmieni艂o w jej 偶yciu. Ale nic nie by艂o ju偶 takie, jak przedtem.

*

Tego wieczoru o go艣cin臋 w Erne Rock poprosi艂 staromodny bard, jakich niewielu pozosta艂o jeszcze w Irlandii. Jego pro艣ba zosta艂a 艂askawie spe艂niona. Teraz nakarmiony i napojony bard, siedz膮c przed kominkiem, zacz膮艂 stroi膰 swoj膮 harf臋. 艢piewa艂 o bitwach i bohaterach nieznanych ksi臋ciu i ksi臋偶nej Glenkirk. 艢piewa艂 swoje ballady w j臋zyku dawnych Irlandczyk贸w. James Leslie rozumia艂 niekt贸re s艂owa, ale szkocki gaelicki odbiega艂 nieco od staroirlandzkiej mowy. Rory Maguire, kt贸ry siedzia艂 z nimi przy stole, t艂umaczy艂 melodyjnym g艂osem, dzi臋ki kt贸remu historie opiewane przez barda o偶ywa艂y.

Kiedy sko艅czy艂, James Leslie zaprosi艂 go, 偶eby pozosta艂, jak d艂ugo zechce.

- Nasz zamek nie jest du偶y, Connorze McMor, ale jeste艣 mile widzianym go艣ciem.

Bard w podzi臋ce pochyli艂 g艂ow臋.

- Skoro mam wcze艣nie wsta膰, udam si臋 ju偶 na spoczynek - zakomunikowa艂a Fortune. Wsta艂a od sto艂u i dygn臋艂a przed tr贸jk膮 doros艂ych. Potem pospiesznie opu艣ci艂a komnat臋.

- Jutro rano spotkaj si臋 z Kieranem Deversem, zanim zobaczy go moja c贸rka -rzek艂 ksi膮偶臋 Glenkirk do Rory'ego. - I ostrze偶 go, 偶e je艣li tylko tknie Fortune, jego chwile s膮 policzone. Mo偶e z ni膮 je藕dzi膰 konno i przyja藕ni膰 si臋, je艣li obojgu sprawi to przyjemno艣膰. Ale przywioz艂em Fortune do Ulsteru jako dziewic臋 i chc臋 j膮 zawie藕膰 z powrotem do domu w tym samym stanie. Musi znale藕膰 m臋偶a, kt贸ry b臋dzie jej odpowiada艂. Dopilnujesz, 偶eby zrozumia艂?

- Owszem, milordzie, dopilnuj臋 - odpowiedzia艂 Rory. - Kieran Devers jest uczciwym cz艂owiekiem.

Gdybym mia艂 w艂asn膮 c贸rk臋, zaufa艂bym mu. Przeka偶臋 jednak pa艅skie przes艂anie.

T臋 wymian臋 zda艅 s艂ysza艂a stoj膮ca przed komnat膮 Fortune. U艣miechn臋艂a si臋 do siebie. Jej ojczym by艂 taki s艂odki i opieku艅czy, cho膰 niepotrzebnie si臋 mar­twi艂. Powinien by膰 taki zasadniczy w przypadku Indii. Fortune zachichota艂a.

Drgn臋艂a, zaskoczona, gdy Rory Maguire stan膮艂 przed ni膮 z rozbawionym wyrazem twarzy.

- Ci, kt贸rzy pods艂uchuj膮, rzadko s艂ysz膮 mi艂e rzeczy na sw贸j temat - za偶artowa艂.

- Je艣li otrzymam w wianie Maguire's Ford, b臋dziesz dla mnie pracowa膰, Rory - przypomnia艂a mu Fortune.

- Teraz wcale nie jest pewne, czy dostaniesz Maguire'a Ford - odpowiedzia艂. -Mia艂o tak by膰, gdyby艣 wybra艂a na m臋偶a m艂odego Williama Deversa. Ale ty go odtr膮ci艂a艣. W pobli偶u nie pojawi艂 si臋 偶aden inny zalotnik. Nie jeste艣 jeszcze pani膮 Erne Rock, ale obiecuj臋, 偶e rozmawiaj膮c rano z Kieranem Deversem, nie postawi臋 ci臋 w k艂opotliwej sytuacji.

- Dlaczego wszyscy uwa偶aj膮, 偶e powinni mnie chroni膰? - burkn臋艂a Fortune. -Nie jestem dzieckiem, mam prawie dwadzie艣cia lat.

Roze艣mia艂 si臋.

- C贸偶 z ciebie za mieszanka. Celtycka i mogolska krew walczy w tobie z czyst膮 angielsk膮 natur膮. Id藕 spa膰, chocia偶 nie s膮dz臋, 偶eby uda艂o ci si臋 zasn膮膰. Widz臋 ten b艂ysk w twoich oczach. Przed laty twoja matka mia艂a podobny wzrok, gdy my艣la艂a o twoim ojcu.

- Chyba ci臋 kocham, Rory - stwierdzi艂a Fortune i cmokn臋艂a go w policzek.

- B膮d藕 mi艂y dla biednego Kierana. Dopiero zacz臋艂am si臋 nim bawi膰. Mog臋 doj艣膰 do wniosku, 偶e zupe艂nie mi nie odpowiada, ale nie chc臋 go sp艂oszy膰, dop贸ki sama nie podejm臋 decyzji.

Uk艂oni艂 si臋 przed Fortune.

- Jak sobie 偶yczysz, milady - powiedzia艂.

Z dziewcz臋cym chichotem Fortune pospiesznie wspi臋艂a si臋 po schodach do swojego pokoju. Gdy wesz艂a do sypialni, drzemi膮ca przy kominku Rois obu­dzi艂a si臋.

- Chc臋 si臋 wyk膮pa膰 - o艣wiadczy艂a Fortune. - Jutro rano wybieram si臋 na przeja偶d偶k臋 z Kieranem Deversem i chc臋 wiedzie膰 wszystko, co s艂ysza艂a艣, Rois Duffy!

Rois poderwa艂a si臋 z fotela.

- Najpierw naszykuj臋 k膮piel, milady. - Wyci膮gn臋艂a z szafy d臋bow膮 bali臋, podesz艂a do drzwi, otworzy艂a je i zawo艂a艂a:

- Poprosz臋 wod臋 na k膮piel dla mojej pani.

Niemal natychmiast pojawili si臋 m艂odzi s艂u偶膮cy z wiadrami paruj膮cego ukropu. Adali dobrze zna艂 przyzwyczajenia swoich pa艅. Po nape艂nieniu wanny s艂u偶膮cy znikn臋li. Rois pomog艂a Fortune si臋 rozebra膰 i upi臋艂a jej w艂osy na czubku g艂owy. Dziewczyna wesz艂a do wody i usiad艂a z westchnieniem zadowolenia. Szybko si臋 wyszorowa艂a, podczas gdy Rois szczotk膮 oczy艣ci艂a z kurzu ubranie swojej pani i buty. Potem przynios艂a czyst膮, obszyt膮 koronk膮 koszul臋 nocn膮.

Umyta Fortune wysz艂a z wanny i wpad艂a w obj臋cia ogrzanego przy kominku r臋cznika. Rois wytar艂a j膮 do sucha i w艂o偶y艂a jej przez g艂ow臋 koszul臋, po czym zawi膮za艂a tasiemki pod szyj膮. Nast臋pnie rozpu艣ci艂a jej d艂ugie, rude w艂osy, wielokrotnie je wyszczotkowa艂a i zaplot艂a w jeden warkocz. Kiedy Fortune po艂o偶y艂a si臋 do 艂贸偶ka, pokoj贸wka zasun臋艂a kotar臋 przy pos艂aniu i wezwa艂a s艂u偶b臋, 偶eby sprz膮tn臋艂a po k膮pieli. M臋偶czy藕ni przenie艣li ma艂膮 wann臋 do otwartego okna i opr贸偶nili j膮, wylewaj膮c wod臋 prosto do jeziora. Nast臋pnie schowali bali臋 na miejsce w szafie i w ko艅cu wyszli.

- Rozsu艅 teraz zas艂ony i usi膮d藕 ze mn膮, 偶eby porozmawia膰 - poleci艂a Fortune s艂u偶膮cej. - Opowiedz mi wszystkie plotki o Kieranie Deversie, jakie s艂ysza­艂a艣. Niczego nie ukrywaj! Wiem o jego m艂odych latach, sam mi o nich

opowiedzia艂 dzi艣 po po艂udniu. Czy ma kochank臋? Czy lubi kobiety? Chc臋 wiedzie膰 wszystko, co s艂ysza艂a艣, Rois.

- Dziewcz臋ta go lubi膮 - zacz臋艂a Rois. - Od czasu do czasu przyje偶d偶a z Lisnaskea do Maguire's Ford odwiedzi膰 takie dwie. Nie nale偶膮 do grona panien, kt贸re m臋偶czyzna chcia艂by po艣lubi膰, ale to dobre dziewczyny. Plotka g艂osi, 偶e jest gor膮cym kochankiem. Och, milady, nie powinnam opowiada膰 pani takich rzeczy, przecie偶 obie jeste艣my jeszcze pannami!

- Chc臋 wiedzie膰! - nalega艂a Fortune.

- Powiadaj膮, 偶e jest mi艂ym cz艂owiekiem o dobrym sercu. Prosz臋 sobie wyobrazi膰, 偶e jedna z kobiet by艂a w ci膮偶y, wcale nie z nim, i rozchorowa艂a si臋. Zap艂aci艂 medykowi, 偶eby przyjecha艂 i zaopiekowa艂 si臋 chor膮, a po narodzinach dziecka dopilnowa艂, 偶eby kobieta mia艂a do艣膰 pieni臋dzy, aby zim膮 nie wraca膰 do pracy i m贸c w pe艂ni odzyska膰 zdrowie. Dziewczyna by艂a protestantk膮, milady.

- Ale nie ma sta艂ej kochanki?

- O 偶adnej nie s艂ysza艂am - rzek艂a Rois.

- A nie艣lubne dzieci?

- Nikt si臋 nie zg艂asza艂 - odpowiedzia艂a Rois. -Sprawia wra偶enie cz艂owieka lubi膮cego mi艂osne igraszki, ale nie jest wyuzdany, milady. Po prostu ma potrzeby, jak typowy d偶entelmen. W ko艅cu jest synem swojego ojca.

- I nie stara艂 si臋 o 偶adn膮 dam臋?

- Podobno uwa偶a, 偶e po wydziedziczeniu nie ma nic do zaoferowania kobiecie. D偶entelmen w jego sytuacji chcia艂by zaoferowa膰 偶onie dom. Nie chce sprowadza膰 jej do domu swojego ojca, bo nie jest ju偶 dziedzicem. To wszystko, co wiem, milady. Ma艂o jest plotek dotycz膮cych Kierana Deversa.

- Nic z艂ego - g艂o艣no zauwa偶y艂a Fortune. - Roz艂贸偶 swoje 艂贸偶ko, Rois. Chc臋 wsta膰 ze wschodem s艂o艅ca i przygotowa膰 si臋 do przeja偶d偶ki.

Rois wype艂ni艂a polecenie. Sprawdzi艂a, czy w kominku jest do艣膰 torfu, 偶eby ogie艅 pali艂 si臋 przez ca艂膮 noc, umy艂a si臋 w niewielkiej misce i rozebra艂a do ko-

szuli. Gdy si臋 po艂o偶y艂a, natychmiast zasn臋艂a. Zgodnie z 偶yczeniem Fortune nie zaci膮ga艂a zas艂on przy 艂贸偶ku swojej pani.

Fortune nie mog艂a zasn膮膰. Srebrny ksi臋偶yc 艣wieci艂 za oknem, odbijaj膮c si臋 srebrzy艣cie w wodach jeziora. Kieran Devers o ciemnych w艂osach i ciemnozie­lonych oczach by艂 przystojnym m臋偶czyzn膮. Wysokim i szczup艂ym, chocia偶 Fortune podejrzewa艂a, 偶e pod jego ubraniem kry艂o si臋 silne, dobrze zbudowane cia艂o. Lubi艂 kobiety, ale nie by艂 rozwi膮z艂y. Mia艂 siln膮 wol臋 i dobrze zdefiniowane poj臋cie dobra i z艂a. Jej zdaniem by艂 zwyczajnym m臋偶czyzn膮, bardzo podobnym do Jamesa Lesliego. Czemu wi臋c tak bardzo j膮 fascynowa艂? Co takiego sprawia艂o, 偶e r贸偶ni艂 si臋 od wszystkich, kt贸rych zna艂a?

Za par臋 tygodni b臋dzie mia艂a dwadzie艣cia lat. Zabiegano o jej wzgl臋dy i zalecano si臋 do niej odk膮d sko艅czy艂a pi臋tna艣cie i nagle wyra藕nie uwidoczni艂y si臋 jej piersi. Ch艂opcy, kt贸rych zna艂a w Szkocji i w Anglii, z trudem trzymali r臋ce przy sobie i deklarowali mi艂o艣膰 do grobowej deski. 艢mia艂a si臋 z nich. Przecie偶 od dziecka bawili si臋 ze sob膮 na bosaka, je藕dzili konno i polowali. W 偶adnym z nich nie widzia艂a przysz艂ego m臋偶a. Ci towarzysze dzieci臋cych zabaw, teraz doro艣li, byli jej przyjaci贸艂mi, a nie ewentualnymi kandydatami na ukochanych.

Nie umia艂a traktowa膰 ich powa偶nie i wszystkich odprawia艂a.

Nie by艂a tak romantyczna i uparta jak India. Na dworze wielu m艂odzie艅c贸w z dobrych rodzin zawiera艂o znajomo艣膰 z ich rodzicami, maj膮c na uwadze ma艂偶e艅stwo. Obie z Indi膮 dosz艂y do wniosku, 偶e wi臋kszo艣膰 zabiegaj膮cych o ich wzgl臋dy by艂a zainteresowana posagiem. Ale ma艂偶onkowie Leslie z Glenkirk zawsze powtarzali, 偶e ostateczna decyzja nale偶y do c贸rek. Chocia偶 by艂o to niezwykle frustruj膮ce dla Jamesa Lesliego, stara艂 si臋 dotrzyma膰 danej dziew­cz臋tom obietnicy. India mog艂aby 艣wi臋tego doprowadzi膰 do sza艂u. W ko艅cu ksi膮偶臋 Glenkirk straci艂 cierpliwo艣膰 i wydal j膮 za hrabiego Oxtona. Ma艂偶e艅stwo to okaza艂o si臋 szcz臋艣liwym zwi膮zkiem. India zmusi艂a jednak Jamesa Lesliego do z艂o偶enia obietnicy, 偶e nie zrobi tego samego wobec Fortune. Czy jednak oj-

czym, jedyny ojciec, jakiego zna艂a, dotrzyma s艂owa? Czy Rowan Lindley, m臋偶czyzna, kt贸ry j膮 sp艂odzi艂, dotrzyma艂by takiej obietnicy?

Przyjecha艂a do Irlandii ze szczerym zamiarem po艣lubienia Williama Deversa, je艣li tylko nie oka偶e si臋 potworn膮 besti膮 o z艂ym charakterze. I nie okaza艂 si臋. Wysoki, przystojny, czaruj膮cy William bardzo chcia艂 j膮 za 偶on臋 i Fortune czu艂a, 偶e nie chodzi艂o mu tylko o jej maj膮tek. Ale podczas kilku dni, kt贸re sp臋dzi艂a poznaj膮c Willa, zrozumia艂a, 偶e nie mo偶e wyj艣膰 za m膮偶, kieruj膮c si臋 wy艂膮cznie rozs膮dkiem i wygod膮. Co si臋 z ni膮 sta艂o? Wygl膮da艂o na to, 偶e by艂a bardziej podobna do swojej matki i siostry, ni偶 s膮dzi艂a. Niepokoj膮ce odkrycie.

Jeszcze bardziej niepokoi艂o j膮 rosn膮ce zainteresowanie starszym bratem Willa, Kieranem. Opanowa艂 jej my艣li zmys艂owym niepokojem, kt贸rego istnienia nawet nie podejrzewa艂a. Ten skomplikowany cz艂owiek wydawa艂 jej si臋 o wiele bardziej interesuj膮cy od swojego m艂odszego brata. Poczu艂a prawdziw膮 ulg臋, 偶e rodzina Devers贸w wyjecha艂a do Anglii, aby unikn膮膰 ewentualnych nieprzyjemno艣ci, jakie mog艂oby wywo艂a膰 niepowodzenie w planowanym skoligaceniu ich rodzin. Teraz mia艂a czas, 偶eby sp臋dzi膰 go z Kieranem, i nikt nie m贸g艂 jej o to wini膰. A tata dostrzeg艂 jej zainteresowanie Kieranem Deversem, zanim ona sama zda艂a sobie z niego spraw臋! Fortune u艣miechn臋艂a si臋 do siebie w ciemno艣ci. James Leslie by艂 dobrym ojcem dla niej i dla pozosta艂ych dzieci.

*

Wsta艂a rano, ale rozczarowa艂 j膮 deszcz. Patrz膮c na jezioro, nad kt贸rym wisia艂a g臋sta mg艂a, zastanawia艂a si臋, czy w og贸le przyjedzie. Dosz艂a do wniosku, 偶e drobny deszczyk jeszcze nikomu nie zaszkodzi艂. Ubra艂a si臋 i zesz艂a na d贸艂, 偶eby zje艣膰 owsiank臋 i wypi膰 rozcie艅czone wod膮 wino. Widz膮c jej str贸j do jazdy, James Leslie obrzuci艂 j膮 rozbawionym spojrzeniem.

- Gdzie jest mama? - zapyta艂a, siadaj膮c obok niego za sto艂em. Si臋gn臋艂a po bochenek wiejskiego chleba i urwa艂a sobie niewielk膮 porcj臋, posmarowa艂a obficie mas艂em, a na wierzchu po艂o偶y艂a plaster sera.

- Dobrze wiesz, 偶e twoja matka z wiekiem coraz mniej ch臋tnie wstaje o 艣wicie - odpowiedzia艂. Poci膮gn膮艂 艂yk wina i si臋gn膮艂 po gotowane na twardo jajko.

- My艣lisz, 偶e przyjedzie, tato? - wyrwa艂o jej si臋 pytanie.

- Gdybym by艂 w jego wieku, odrobina deszczu nie powstrzyma艂aby mnie przed spotkaniem z 艂adn膮 dziewczyn膮, skarbie - odpowiedzia艂 James.

- Nie wiem nawet, ile ma lat.

- My艣l臋, 偶e dwadzie艣cia par臋. Moim zdaniem m膮偶 powinien by膰 starszy od 偶ony. - Zanurzy艂 obrane jajko w misie z sol膮 i ugryz艂 je.

- On nie ma by膰 moim m臋偶em - szybko rzuci艂a Fortune.

James Leslie wzi膮艂 do ust reszt臋 jajka, po czym uj膮艂 Fortune za r臋k臋, a kiedy odwr贸ci艂a do niego twarz, powiedzia艂:

- Pos艂uchaj mnie, dziecko. Pod wieloma wzgl臋dami jeste艣 podobna do swojej prababki. M贸wiono mi, 偶e madam Skye za miodu nie flirtowa艂a jak dworska kokietka. Ale wystarczy艂o, 偶eby jaki艣 m臋偶czyzna wpad艂 jej w oko... S膮dz臋, 偶e z tob膮 b臋dzie tak samo, skarbie. William Devers jest dobrym ch艂opcem, ale jest zbyt mi臋kki, zanadto sterowany przez swoj膮 rodzin臋. Od pocz膮tku widzia艂em, 偶e to nie m臋偶czyzna dla ciebie. Jednak z jego bratem sprawa ma si臋 inaczej. To prawdziwy m臋偶czyzna. Mo偶e wykaza艂 si臋 pewn膮 g艂upot膮, rezygnuj膮c z Mallow Court, ale je艣li zdob臋dzie ciebie, b臋dzie mia艂 Erne Rock, a to chyba nie najgorsza zamiana. Je艣li wi臋c masz na niego ochot臋, Fortune, zdobywaj go i nie czuj z tego powodu wstydu. Szcz臋艣cie nie spada z nieba tylko dlatego, 偶e jeste艣 艂adn膮 i maj臋tn膮 dziewczyn膮; musisz o nie walczy膰.

- Ale偶 tato! - Fortune by艂a autentycznie zaskoczona jego s艂owami. - Nie by艂e艣 taki wyrozumia艂y wobec Indii.

- Kiedy India polowa艂a na m臋偶a, zachowywa艂a si臋 troch臋 jak sroka -odpowiedzia艂 James Leslie. - Ty jeste艣 jej przeciwie艅stwem i nie masz tak pstro w g艂owie. Inteligencja u kobiety nie jest z艂膮 rzecz膮, Fortune, ale nad mi艂o艣ci膮 nie trzeba zbyt wiele my艣le膰. Je艣li j膮 znajdziesz, dziewczyno, chwytaj j膮 i trzymaj si臋 jej mocno, bo mo偶e ci si臋 trafi膰 tylko raz w 偶yciu. Tak by艂o w przypadku twojego ojca i w moim. Od pocz膮tku pokocha艂em twoj膮 matk臋 i b臋d臋 j膮 kocha膰 a偶 do 艣mierci. - Poklepa艂 Fortune po policzku. -Jeste艣 dobr膮 dziewczyn膮. Je艣li chcesz, id藕 za g艂osem serca, nie b臋d臋 mia艂 nic przeciwko temu.

Fortune poczu艂a 艂zy pod powiekami. Szybko zamruga艂a, 偶eby powstrzyma膰 si臋 od p艂aczu. Nigdy jeszcze James Leslie nie rozmawia艂 z ni膮 tak szczerze i z tak膮 mi艂o艣ci膮.

- Jeste艣 pewny, 偶e nie chcesz si臋 mnie po prostu pozby膰? - za偶artowa艂a.

- Owszem - rzek艂 z u艣miechem. - Chc臋, 偶eby艣 odesz艂a, dziecko, ale tylko do m臋偶czyzny, kt贸ry b臋dzie ci臋 kocha艂 mocniej ni偶 ja. - Wyci膮gn膮艂 d艂o艅 i star艂 pojedyncz膮 艂z臋, kt贸ra nie wiedzie膰 jak znalaz艂a si臋 na jej bladym policzku.

- Milordzie. - W drzwiach komnaty pojawi! si臋 Adali. - W艂a艣nie przyby艂 pan Devers. Pomy艣la艂em, 偶e 艂ady Fortune b臋dzie chcia艂a to wiedzie膰.

- A wi臋c jednak przyjecha艂 - na wp贸艂 wyszepta艂a.

- By艂by g艂upcem, gdyby tego nie zrobi艂 - o艣wiadczy艂 ksi膮偶臋 Glenkirk, wstaj膮c ze swojego miejsca za sto艂em. - Jest w tym samym stopniu zaintrygowany tob膮, jak ty nim, dziewczyno.

- Sk膮d mo偶esz to wiedzie膰, tato? - zapyta艂a.

- Nie zauwa偶y艂a艣 tych spojrze艅, kt贸re ci posy艂a艂, gdy by艂 tutaj ostatnim razem? Kiedy je zobaczy艂em, nie mia艂em w膮tpliwo艣ci, 偶e jest ju偶 troch臋 w tobie za­kochany. Szcz臋艣liwie si臋 z艂o偶y艂o, 偶e jego g艂upia macocha wywioz艂a swojego ma艂ego kurczaczka do Anglii, prawda? - Ksi膮偶臋 roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no.

- Prawda, tato - z u艣miechem przyzna艂a Fortune.

Dzie艅 dobry, lady Fortune, dzie艅 dobry milordzie. - Kieran Devers wszed艂 do

zamkowego holu i poda! przemoczony p艂aszcz Adalemu. - Kiedy

wyrusza艂em z domu, si膮pi艂 tylko niewielki kapu艣niaczek. A teraz pada

ca艂kiem intensywnie.

Dopilnuj臋, 偶eby porz膮dnie wysuszono pa艅skie okrycie, sir - powiedzia艂 Adali

i pospiesznie wyszed艂 z holu.

I tak jeste艣 mile widziany, Kieranie Devers -rzek艂 ksi膮偶臋. - Czy grasz mo偶e w

szachy?

Tak, milordzie.

Mo偶e wi臋c, dop贸ki nie przestanie pada膰, sp臋dzisz czas z moj膮 c贸rk膮 przy

tym zaj臋ciu? Fortune gra ca艂kiem nie藕le, prawda, dziewczyno? - Nie czeka艂

na odpowied藕. - Po艣l臋 Adalego po szachownic臋, pionki i dobr膮 whisky dla

pana na rozgrzewk臋.

Energicznie opu艣ci艂 pomieszczenie.

Naprawd臋 dobrze grasz? - zapyta艂 Fortune Kieran.

Nawet bardzo dobrze - odpowiedzia艂a. - Nauczy艂a mnie matka, kt贸ra jako

ma艂a dziewczynka w Indiach grywa艂a w szachy ze swoim ojcem.

Zagramy jedn膮 parti臋, a je艣li uznam ci臋 za odpowiedniego przeciwnika, mo偶e

si臋 o co艣 za艂o偶ymy. Co ty na to? - zapyta艂.

Nie musisz wypr贸bowywa膰 moich umiej臋tno艣ci, Kieranie Deversie - odpar艂a

Fortune. - Za艂o偶ymy si臋 na samym pocz膮tku. Czego b臋dziesz chcia艂 ode

mnie, je艣li wygrasz? - Jej oczy zab艂ys艂y przekornie, ale s艂ysz膮c jego

odpowied藕, gwa艂townie wci膮gn臋艂a powietrze.

Poca艂unku - powiedzia艂 z powag膮.

Zuchwa艂y jeste艣 - odparowa艂a, odzyskuj膮c r贸wnowag臋.

A je艣li ty wygrasz, czego za偶膮dasz? - zapyta艂.

Poca艂unku - odpowiedzia艂a, czym go bardzo zaskoczy艂a. - Mam nadziej臋, 偶e

b臋dzie warto.

Nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰 i roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no.

- Odnosz臋 wra偶enie, 偶e to ty jeste艣 zuchwa艂a, mi-lady - powiedzia艂.

- Dlaczego? Bo si臋 nie zaczerwieni艂am, nie sprzeciwi艂am, a potem nie za艂o偶y艂am si臋 o s艂odk膮, b艂臋kitn膮 wst膮偶k臋 do w艂os贸w? Przez ca艂e 偶ycie bawi艂am si臋 z ch艂opakami, Kieranie. Ostrzegam ci臋. Gram, 偶eby wygra膰. Nie jestem mi艂膮, naiwn膮 panienk膮.

Zmru偶y艂 ciemnozielone oczy i ponownie obrzuci艂 j膮 oceniaj膮cym spojrzeniem.

- Nie ma wycofania si臋? - zapyta艂 cicho.

- Nie ma - odpowiedzia艂a r贸wnie cichym g艂osem.

- Szachownica, milady - odezwa艂 si臋 Adali, podchodz膮c do nich.

Na stoliku, przy kt贸rym mieli gra膰, postawi艂 cynowy dzbanek z sokiem.

- Do licha, cz艂owieku! Skradasz si臋 jak kot - powiedzia艂 Kieran.

- Owszem, prosz臋 pana - odpowiedzia艂 Adali, posy艂aj膮c m艂odzie艅cowi promienny u艣miech. - Nauczono mnie tego, gdy us艂ugiwa艂em w haremie. To po偶yteczna umiej臋tno艣膰. Cz臋sto pojawiam si臋 tam, gdzie nikt si臋 mnie nie spodziewa.

Roz艂o偶y艂 szachownic臋 na niewielkim, kwadratowym stoliku przy kominku. Z prostopad艂o艣ciennego, srebrnego pude艂ka, wysadzanego zielonymi malachitami, wyj膮艂 pionki, rze藕bione z ko艣ci s艂oniowej i malachitu, i starannie rozstawi艂 na planszy. - Prosz臋 wybra膰 kolor, panie.

- Zagram zielonymi - zdecydowa艂 Kieran, usiad艂 , przy stoliku i szybko wychyli艂 whisky.

Fortune zaj臋艂a miejsce naprzeciwko niego, po czym wykona艂a do艣膰 proste, typowe posuni臋cie swoim pionkiem.

Stoj膮cy w pobli偶u Adali u艣miechn膮艂 si臋 i opu艣ci艂 komnat臋.

Grali do艣膰 szybko. Kieran by艂 zadowolony z jej umiej臋tno艣ci. Niew膮tpliwie by艂a najlepszym graczem, z jakim zdarzy艂o mu si臋 zmierzy膰, ale i tak wygrywa艂. 艢miej膮c si臋 cicho, przesun膮艂 jednego ze swoich koni. Fortune wystudiowanym ruchem da艂a mata jego kr贸lowi.

- Wydaje mi si臋, 偶e wygra艂am, sir - rzek艂a s艂odko. Zamar艂.

- Jakim cudem... - Spojrza艂 na ni膮 pytaj膮co, z wyrazem zdumienia na przystojnej twarzy.

- Poka偶臋 ci, je艣li chcesz - powiedzia艂a, a kiedy energicznie kiwn膮艂 g艂ow膮, ponownie rozstawi艂a pionki i zademonstrowa艂a, jak dosz艂o do szacha i mata.

- Madam, to by艂o bardzo przewrotne - powiedzia艂. - Zagrajmy jeszcze raz.

- A moja wygrana? - upomnia艂a si臋 Fortune. Uj膮艂 jej d艂o艅 i poca艂owa艂 gor膮co.

- Nie, sir - zawo艂a艂a, zrywaj膮c si臋 na nogi. - Gdybym to ja przegra艂a, czy przyj膮艂by艣 takie marne wynagrodzenie? 呕膮dam prawdziwego poca艂unku! Ni­gdy jeszcze nikt mnie tak nie ca艂owa艂, ale teraz chc臋, 偶eby to si臋 sta艂o! -Pochyli艂a si臋 do przodu nad stolikiem, zamkn臋艂a oczy i wyci膮gn臋艂a w jego stron臋 usta.

Niech B贸g ma mnie w swojej opiece, pomy艣la艂 Kieran. Potem kciukiem i palcem wskazuj膮cym przytrzyma艂 drobn膮 brod臋 Fortune Lindley i delikatnie musn膮艂 wargami jej usta.

- Czy to ci臋 bardziej satysfakcjonuje, milady? - zapyta艂, puszczaj膮c j膮.

Serce jej podskoczy艂o, gdy tylko jej dotkn膮艂. A kiedy jego usta nawi膮za艂y kontakt z jej wargami poczu艂a, 偶e tonie. Otworzy艂a oczy i powiedzia艂a:

- Chc臋 wi臋cej, sir. To by艂o bardzo przyjemne, lecz z pewno艣ci膮 jest jeszcze co艣 wi臋cej.

- Je艣li jest, musisz ponownie wygra膰, 偶eby to pozna膰 - dra偶ni艂 si臋 z ni膮. -Teraz, gdy zobaczy艂em twoj膮 strategi臋, nie b臋dzie ci tak 艂atwo ze mn膮 wygra膰. Siadaj, Fortune, i ustawmy ponownie pionki. - Serce wali艂o mu w piersiach. Chocia偶 bardzo si臋 stara艂, nie potrafi艂 si臋 skupi膰. Ku jego wielkiemu upokorzeniu drugi raz te偶 go pokona艂a.

- Zap艂acisz teraz, sir - powiedzia艂a Fortune - i to tym razem naprawd臋, jak m贸j ojciec, kiedy ca艂uje mam臋. We藕miesz mnie w obj臋cia i przytulisz do siebie. -Wsta艂a i wysz艂a zza stolika.

- Dobrze, ty sprytna lisico - rzuci艂 ostrym g艂osem i wsta艂.

Przyci膮gn膮艂 j膮 mocno do siebie, otaczaj膮c ramionami. Odnalaz艂 jej usta i poca艂owa艂 nami臋tnie, czuj膮c narastaj膮ce po偶膮danie i serce rozsadzaj膮ce mu klatk臋 piersiow膮.

To by艂o uniesienie! G艂贸d, kt贸ry jej przekazywa艂, tak, prawdziwy g艂贸d, przyprawia艂 j膮 o pomieszanie zmys艂贸w. Zrozumia艂a, 偶e w tym poca艂unku pragn膮艂 jej ca艂ej. Fortune, chocia偶 by艂a dziewic膮, umia艂a rozpozna膰 po偶膮danie. Cz臋sto widywa艂a je w m臋skich oczach. Zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋 i odda艂a poca艂unek z r贸wn膮 moc膮. Tego szuka艂a przez ca艂e 偶ycie. By艂o wspaniale!

Nagle odsun膮艂 j膮 od siebie. Prawie si臋 trz膮s艂.

- Nie! - powiedzia艂.

- Tak! - sprzeciwi艂a si臋 pospiesznie.

- Nie masz poj臋cia, co mi robisz, kochana - wyszepta艂.

- A ty wiesz, co mi robisz? - zapyta艂a.

- Tak, wiem.

- Czemu wi臋c mamy przesta膰, Kieranie Deversie? - za偶膮da艂a odpowiedzi Fortune. By艂a zar贸偶owiona z rozkoszy i Kieran stara艂 si臋 z ca艂ych si艂 pozosta膰 d偶entelmenem.

- Bo je艣li nie przestaniemy, zanios臋 ci臋 do sypialni, by nacieszy膰 si臋 twoj膮 s艂odycz膮 - rzek艂 ochryp艂ym g艂osem. - Bo pragn膮艂em ci臋 od chwili, gdy ci臋 po raz pierwszy ujrza艂em. Bo modli艂em si臋, 偶eby艣 nie chcia艂a Williama. Bo, chocia偶 ci臋 kocham i po偶膮dam, Fortune Lindley, nie mog臋 ci臋 mie膰, gdy偶 nie mam ci nic do zaoferowania. Nie jeste艣 zwyk艂膮 dziewczyn膮, jakie zna艂em. Jeste艣 pann膮 ze znamienitej rodziny, o ogromnym maj膮tku. Nie zas艂uguj臋 na ciebie. I moje pochodzenie, i moje doczesne dobra s膮 cholernie ma艂o warte. Wiesz, jak mnie to z艂o艣ci, Fortune? - Odsun膮艂 si臋 od niej. - Najlepiej b臋dzie, je艣li wr贸c臋 do Mallow Court.

- Przesta艂o pada膰, wi臋c mo偶esz wybra膰 si臋 ze mn膮 na przeja偶d偶k臋 - rzuci艂a. Fortune dosz艂a do wniosku, 偶e w tym momencie nie mo偶e go straci膰. Gdyby

teraz pozwoli艂a mu odej艣膰, nigdy wi臋cej by go nie zobaczy艂a. Pami臋taj膮c s艂owa

ojczyma, brn臋艂a dalej: - W przysz艂ym miesi膮cu b臋d臋 mia艂a dwadzie艣cia lat. Przez ca艂e 偶ycie czeka艂am na ciebie, Kieranie Deversie. Nie pozwol臋, 偶eby艣 mnie zostawi艂! Co mnie obchodzi, czy jeste艣 bogaty, czy biedny. Mo偶esz mie膰 m贸j maj膮tek, je艣li tylko zechcesz. Natomiast twoje pochodzenie, gdyby takie rzeczy w og贸le mnie obchodzi艂y, uzna艂abym za niezwykle szlachetne. Rodzina twojego ojca wywodzi si臋 z rodu Debhers. Twoi przodkowie Celtowie zajmowali si臋 poszukiwaniem wody. To by艂a wysoka kasta, Kieranie. Maguire'owie, rodzina twojej matki, przez wieki panowali w Fermanagh. W obu drzewach genealogicznych s膮 0'Neilowie. W twoim pochodzeniu nie ma nic z艂ego. Obawiam si臋, 偶e jeste艣 pod silnym wp艂ywem angielskiej macochy, kt贸ra pogardza wszystkim, co irlandzkie.

- Sk膮d o tym wiesz? - zapyta艂 zdumiony.

- Pyta艂am Rory'ego Maguire'a. Czy wiesz, 偶e m臋偶czy藕ni z Fermanagh zawsze byli uwa偶ani za najgorszych szermierzy w ca艂ej Irlandii?

- Nie - odpar艂 z u艣miechem.

- Ot贸偶 byli. Fermanagh to najspokojniejsze miejsce w ca艂ej Irlandii. 呕aden z wielkich w艂adyk贸w nigdy nie uwa偶a艂 mieszka艅c贸w Fermanagh za zagro偶e­nie, bowiem mo偶ne rody tego regionu sk艂ada艂y si臋 w wi臋kszo艣ci z poet贸w, bard贸w, medyk贸w i prawnik贸w - wyja艣nia艂a Fortune. - Rory Maguire, kt贸ry sam pochodzi z jednej z g艂贸wnych rodzin tego regionu, zna ca艂膮 histori臋 tego okr臋gu i z rado艣ci膮 mi j膮 wyjawi艂.

- Nie podejrzewa艂em nigdy Maguire'a o zainteresowania historyczne - rzek艂 Kieran.

- Bo przestrzeg艂 ci臋, aby艣 nie zapomina艂, 偶e jestem szlachetnie urodzon膮 pann膮 i nie nale偶y si臋 mn膮 bawi膰? - zapyta艂a prowokacyjnie.

Roze艣mia艂 si臋, bo by艂y to niemal dok艂adnie s艂owa Maguire'a, kt贸re us艂ysza艂 wcze艣niej, gdy przyjecha艂 i prowadzi艂 konia do stajni.

- Ruszajmy na przeja偶d偶k臋, je艣li przesta艂o pada膰. A mo偶e chodzi艂o ci tylko o to, 偶eby mnie zatrzyma膰 tu d艂u偶ej?

- I jedno, i drugie - rzek艂a uczciwie.

- To wszystko nie ma przysz艂o艣ci - upiera艂 si臋. -Jeste艣my szaleni, s膮dz膮c, 偶e co艣 mog艂oby z tego wynikn膮膰.

- Czy偶 nie do nas nale偶y decyzja, Kieranie? - Po艂o偶y艂a mu r臋k臋 na ramieniu i spojrza艂a w jego przystojn膮, zmartwion膮 twarz.

- Do nas? - zastanowi艂 si臋 g艂o艣no, ton膮c w spojrzeniu jej oczu.

Zdumiony pomy艣la艂, 偶e jest zakochany. Sta艂o si臋 to tak szybko, tak nagle. Nigdy si臋 nie spodziewa艂, 偶e si臋 zakocha. Ca艂a ta sytuacja by艂a nie do zniesienia. Nigdy mu nie dadz膮 tej dziewczyny za 偶on臋.

- Chc臋, 偶eby艣my si臋 pobrali, zanim twoja rodzina powr贸ci na jesieni z Anglii -szczerze stwierdzi艂a Fortune.

- Nie prosi艂em ci臋 o r臋k臋.

- A nie chcesz?

- Oczywi艣cie, 偶e chc臋, ale twoja rodzina si臋 na to nie zgodzi, kochanie. Nie rozumiesz? Biedni m臋偶czy藕ni, nawet je艣li pochodz膮 ze szlacheckich rod贸w, nie 偶eni膮 si臋 z dziedziczkami wielkich fortun. Mo偶esz mie膰 ksi臋cia czy markiza, Fortune. Twoja rodzina na pewno mo偶e ci znale藕膰 lepszego m臋偶a ode mnie.

- Kieranie, wyb贸r nale偶y do mnie. Zawsze tak by艂o. Wybieram ciebie. Czy naprawd臋 mnie kochasz, chocia偶 tak kr贸tko si臋 znamy?

- Owszem - odpowiedzia艂 cicho. - Od pierwszego wejrzenia, gdy spotkali艣my si臋 twarz膮 w twarz na tamtym wzg贸rzu, gdy by艂a艣 taka dumna i wynios艂a.

- By艂am okropnie nieuprzejma - przyzna艂a - ale ty zachowa艂e艣 si臋 r贸wnie arogancko. Moje serce chyba ju偶 wtedy wiedzia艂o, chocia偶 rozum jeszcze nie. By艂am jednak w艣ciek艂a, 偶e zepsu艂e艣 moje doskona艂e plany. Poca艂owa艂 j膮 w rud膮 g艂ow臋.

Bardzo jej pragn膮艂. Chcia艂 obudzi膰 si臋 rano i znale藕膰 j膮 ko艂o siebie. Chcia艂 da膰 jej dzieci. Dlaczego by艂 taki g艂upi i sprzeciwi艂 si臋 ojcu? Dlaczego nigdy nie

przysz艂o mu do g艂owy, 偶e kiedy艣 mo偶e zaistnie膰 sytuacja taka jak ta teraz? 呕e mo偶e si臋 pojawi膰 w jego 偶yciu lady Fortune Mary Lindley?

- Zosta艂am ochrzczona jako katoliczka przez ojca Cullena - powiedzia艂a, jakby czytaj膮c w jego my艣lach. - A to oznacza, 偶e mo偶emy wzi膮膰 艣lub w jego ko艣ciele. Nie musisz dla mnie z niczego rezygnowa膰, Kieranie.

- To nadal nie rozwi膮zuje problemu mojego ub贸stwa - o艣wiadczy艂 spokojnie, delikatnie odsuwaj膮c Fortune od siebie.

- Podyskutujmy o tym w czasie przeja偶d偶ki - zaproponowa艂a.

- Nie jestem odpowiedni膮 parti膮 dla ciebie, kochanie - powt贸rzy艂

- Adali! - zawo艂a艂a, a gdy majordomus wy艂oni艂 si臋 z ciemnego korytarza, rzek艂a: - Znajd藕 tat臋. Powiedz mu, 偶e musz臋 z nim natychmiast porozmawia膰.

- W tej chwili, milady - odpowiedzia艂 Adali, widz膮c nerwowy, pe艂en zaskoczenia wyraz twarzy Kierana Deversa.

Odszed艂 szybko korytarzem, u艣miechaj膮c si臋 pod nosem. M艂ody cz艂owiek nie mia艂 偶adnej szansy, 偶eby uciec lady Fortune. Zawsze by艂a zdecydowanym, upartym dzieckiem, kt贸re wiedzia艂o, czego chce. Poniewa偶 nigdy, nawet jako brzd膮c, nie mia艂a zbytnich wymaga艅, gdy zaczyna艂a si臋 tak zachowywa膰, zawsze zaskakiwa艂a tym swoj膮 rodzin臋.

Znalaz艂 ksi臋cia w niewielkim gabinecie Maguire'a, przegl膮daj膮cego plany hodowli.

- Lady Fortune chcia艂aby si臋 z panem widzie膰 w holu, milordzie - odezwa艂 si臋 Adali.

- Powiedz jej, 偶e nied艂ugo przyjd臋 - odpowiedzia艂 ksi膮偶臋.

- Chyba lepiej b臋dzie, je艣li p贸jdzie pan zaraz - nalega艂 Adali. - Lady Fortune o艣wiadczy艂a panu Deversowi, 偶e musz膮 si臋 pobra膰, ale on wysuwa w膮tpli­wo艣ci, bo uwa偶a, i偶 nie ma maj膮tku, wi臋c nie jest jej godzien.

- Na lito艣膰 bosk膮! -j臋kn膮艂 ksi膮偶臋.

- A niech mnie - z u艣miechem zawo艂a艂 Maguire.

Kiedy ksi膮偶臋 Glenkirk wkroczy艂 do holu w towarzystwie Adalego i Rory'ego Maguire'a, Kieran Devers wyra藕nie poblad艂. Na pewno chcieli go wyrzuci膰 i poszczu膰 psami. Nie mia艂 prawa, nawet potajemnie, w g艂臋bi serca, my艣le膰 o takiej dziewczynie jak Fortune.

- Milordzie - odezwa艂 si臋, k艂aniaj膮c.

Co do cholery si臋 z nim dzia艂o? Przecie偶 nie by艂 byle ch艂opem. By艂 Deversem, mia艂 matk臋 z rodu Maguire'贸w i kuzyn贸w nosz膮cych nazwisko 0'Neil. Nie by艂 bogaty, ale nosi艂 szanowane nazwisko. Maguire u艣miecha艂 si臋 od ucha do ucha. Co, u diab艂a, mu si臋 sta艂o?

- Podobno chcesz po艣lubi膰 moj膮 c贸rk臋, Kieranie Deversie - spokojnie odezwa艂 si臋 ksi膮偶臋.

- Owszem, milordzie, wiem jednak, 偶e na to nie zezwolisz, bo jestem biednym cz艂owiekiem, kt贸ry poza nazwiskiem nie ma nic do zaoferowania - odpo­wiedzia艂 Kieran.

James Leslie spojrza艂 na swoj膮 pasierbic臋.

- I co powiesz na to, Fortune?

- Kocham go, tato - o艣wiadczy艂a Fortune.

- Aha. I masz maj膮tek, kt贸ry wystarczy dla was obojga. Chcesz si臋 nim podzieli膰?

- Wiesz, 偶e chc臋, tato! - zawo艂a艂a. - A Kieran mo偶e mie膰 wszystko, co jest moje. Tyle tego mam.

- Milordzie, nie mog臋 po艣lubi膰 Fortune dla jej maj膮tku - dobitnie stwierdzi艂 m艂ody cz艂owiek. - Musz臋 polega膰 na sobie i wr贸ci膰 do niej, gdy b臋d臋 mia艂 co艣 wi臋cej do zaoferowania, poza nazwiskiem. Jestem cz艂owiekiem honoru, a nie n臋dznym 艂owc膮 posag贸w.

- Och, nie b膮d藕 taki cholernie dumny! - krzykn臋艂a na niego Fortune.

- Mo偶e Willy m贸g艂by si臋 z tob膮 o偶eni膰 dla pieni臋dzy, ale nie ja! - zawo艂a艂 w odpowiedzi.

- Nie musi pan 偶eni膰 si臋 z moj膮 c贸rk膮 dla jej maj膮tku, panie Devers. Nie b臋dzie pan mia艂 偶adnej kontroli nad jej fortun膮, tak samo, jak nie mia艂by jej pa艅ski m艂odszy brat. W tej rodzinie kobiety zatrzymuj膮 sw贸j maj膮tek i zarz膮dzaj膮 nim z rozwag膮. To ich tradycja. M臋偶czy藕ni, za kt贸rych wychodz膮 za m膮偶, przed 艣lubem otrzymuj膮 odpowiedni膮 rent臋. Fortune pozostanie bardzo bogat膮 kobiet膮. Je艣li pan zechce, b臋dzie pan m贸g艂 zainwestowa膰 swoj膮 rent臋, 偶eby j膮 pomno偶y膰. Teraz chyba nie mo偶e pan mie膰 ju偶 偶adnych obiekcji, prawda? Wy艣wiadczy mi pan ogromn膮 przys艂ug臋, zabieraj膮c smarkul臋 spod mojej opieki. By艂a okropnie wybredna przy wyborze przysz艂ego m臋偶a.

Jeszcze nigdy Kieran Devers nie by艂 tak zdumiony, jak w tym momencie.

- M贸wi pan, 偶e mog臋 po艣lubi膰 Fortune, milordzie?

- Tak, pod warunkiem, 偶e j膮 kochasz. Kochasz j膮? - zapyta艂 ksi膮偶臋 Glenkirk, chocia偶 zna艂 odpowied藕. Chcia艂 bowiem us艂ysze膰, jak Kieran Devers m贸wi to g艂o艣no.

- Kocham j膮 z ca艂ego serca! Nie m贸g艂bym po艣lubi膰 innej, wiedz膮c, 偶e moje uczucie do niej nigdy nie dor贸wna mojej mi艂o艣ci do Fortune. Tak, milordzie, kocham j膮!

S艂ysz膮c te s艂owa, Rory Maguire poczu艂, 偶e 艣ciska mu si臋 serce. Doskonale wiedzia艂, co czuje m艂odzieniec. Ch艂opak przynajmniej m贸g艂 zrealizowa膰 pra­gnienie swojego serca. Jemu to si臋 nigdy nie uda艂o.

- Och, dzi臋kuj臋, tato! - Fortune zarzuci艂a ksi臋ciu r臋ce na szyj臋 i uca艂owa艂a go.

- Co si臋 dzieje? - Jasmine Leslie wesz艂a do holu i rozejrza艂a si臋.

- Kieran i ja pobieramy si臋, mamo! - powiedzia艂a promieniej膮ca Fortune, rzucaj膮c zakochane spojrzenie swojemu wybra艅cowi.

- To ca艂kiem nagle, nawet jak na ciebie, kochanie - powoli powiedzia艂a ksi臋偶na. - Czy jeste艣 pewna, 偶e w艂a艣nie jego chcesz? Nie m艂odego Williama, ale jego brata?

Kocham go - stwierdzi艂a Fortune. - Dlaczego tak trudno ci to zrozumie膰, mamo? Will jest s艂odki, ale nudny. Kieran i ja mamy ze sob膮 o wiele wi臋cej wsp贸lnego.

Na przyk艂ad? - spyta艂a c贸rk臋 Jasmine.

呕adne z nas nigdy nie czu艂o, 偶e jest u siebie w domu. Oboje wiemy, 偶e gdzie艣 na 艣wiecie istnieje miejsce nam przeznaczone, na kt贸re jeszcze nie na­trafili艣my - z przej臋ciem rzek艂a Fortune.

Nie czujesz si臋 w Irlandii jak w domu? Albo tutaj, w Erne Rock? - Jasmine by艂a poruszona, wiedzia艂a bowiem, 偶e Kieran Devers mieszka! w domu swojego ojca, gdzie nie mogli zamieszka膰 po 艣lubie. Czy rozwi膮zaniem by艂a Anglia? Jasmine, znaj膮ca antykatolickie prawa obowi膮zuj膮ce w Anglii, mia艂a co do tego w膮tpliwo艣ci. Gdzie wi臋c b臋d膮 mogli si臋 podzia膰 jej c贸rka i Kieran Devers?

Wiesz, 偶e planowa艂am da膰 ci w prezencie 艣lubnym Maguire's Ford -powiedzia艂a Jasmine.

To 藕le, 偶e zakocha艂em si臋 w pani c贸rce, madam -odezwa艂 si臋 Kieran. -Gdyby艣my zamieszkali tutaj, w Maguire's Ford, moja rodzina w Lisnaskea, a zw艂aszcza moja macocha, skr臋caliby si臋 z zazdro艣ci. Jak pani widzia艂a, Jane Devers ub贸stwia swojego syna. Nie b臋dzie mog艂a pogodzi膰 si臋 z my艣l膮, 偶e chocia偶 si臋 modli艂a, aby Fortune przyj臋艂a o艣wiadczyny Williama, ta je odtr膮ci艂a i po艣lubi艂a w艂a艣nie mnie. Od d艂u偶szego czasu po偶膮da waszych ziem, chocia偶 kryje si臋 z tym przed moim ojcem. To ona nam贸wi艂a Samuela Steena, 偶eby zaproponowa艂 Williama. M贸j brat ma zwyczaj zwierzania mi si臋, bo jego matka, chc膮c zachowa膰 pozory, zawsze dba艂a o serdeczne stosunki pomi臋dzy nami. Willy jest samotnym m艂odym cz艂owiekiem, jednak lady Jane w ci膮gu jednej minuty potrafi艂aby obr贸ci膰 go przeciwko mnie, gdyby tylko my艣la艂a, 偶e Maguire's Ford nale偶y do mnie. Brat wyobra偶a艂 sobie, 偶e jest zakochany w Fortune i 艂atwo da艂by sob膮 pokierowa膰 matce. Moja macocha ma ch臋tk臋 na te ziemie. Zrobi艂aby wszystko, 偶eby zabra膰 t臋

posiad艂o艣膰 jej katolickim w艂a艣cicielom. Przysporzy wielu k艂opot贸w na wie艣膰

o 艣lubie Fortune ze mn膮.

Kieran ma racj臋 - powiedzia艂 Rory Maguire. -To fanatyczka, milady. Chc膮c

unikn膮膰 jej gniewu, Kieran i lady Fortune b臋d膮 musieli opu艣ci膰 Irlandi臋. Pani

za艣 powinna odda膰 posiad艂o艣膰 w r臋ce niekwestiowanego protestanta, aby

lady Devers nie mia艂a 偶adnej mo偶liwo艣ci skradzenia pani tych ziem.

Och, Rory, a co b臋dzie z twoimi lud藕mi? - zaniepokoi艂a si臋 Jasmine.

B臋dzie nam dobrze pod rz膮dami nowego protestanckiego w艂a艣ciciela,

kt贸rego nam wybierzesz, milady.

Do licha, ale偶 by艂a dobra, jak偶e troszczy艂a si臋 o wszystkich.

Duncan i Adam! - nagle zawo艂a艂a Jasmine. -Oddamy Maguire's Ford naszym

najm艂odszym synom, Duncanowi i Adamowi Lesliem. To jeszcze ch艂opcy,

ale obaj zostali wychowani w wierze szkockiego Ko艣cio艂a anglika艅skiego.

Nie mo偶na kwestionowa膰 ich lojalno艣ci, zw艂aszcza 偶e s膮 bra膰mi przyrodnimi

kr贸lewskiego bratanka. Starszy mo偶e dosta膰 zamek, za艣 m艂odszemu

wybudujemy 艂adny dom. Chocia偶 to protestanci, obaj s膮 otwartymi,

tolerancyjnymi ch艂opcami, Rory Maguire.

Skoro to pani synowie, ani przez chwil臋 w to nie w膮tpi臋 - odpowiedzia艂.

Czy mo偶emy si臋 wi臋c z Kieranem pobra膰? - zapyta艂a Fortune.

Nie tak od razu - powiedzia艂a Jasmine c贸rce, podnosz膮c r臋k臋, 偶eby

powstrzyma膰 protest Fortune.

Oboje z Kieranem dali艣cie si臋 porwa膰 burzy uczu膰, skarbie. Nie w膮tpi臋, 偶e

si臋 kochacie... teraz. Ale czy za miesi膮c, za rok te偶 b臋dziecie si臋 kocha膰? I

gdzie b臋dziecie mieszka膰? Kieran ma racj臋; nie mo偶ecie zosta膰 w Irlandii.

Jego rodzina b臋dzie w艣ciek艂a, 偶e z艂apa艂 dziedziczk臋 Maguire's Ford. W

Anglii mo偶e by膰 troch臋 bezpieczniej, je艣li tylko Kieran nie b臋dzie si臋

manifestowa艂 ze swoim katolicyzmem i b臋dzie przestrzega! praw

ustanowionych przez kr贸la.

呕ona kr贸la jest katoliczk膮! - zawo艂a艂a Fortune.

I jej wiara przysporzy艂a ju偶 wielu problem贸w, bo istniej膮 ludzie, kt贸rzy nie dopuszczaj膮 do siebie my艣li o r贸偶norodno艣ci 艣wiata, stworzonego przez Boga - odpowiedzia艂a ksi臋偶na Glenkirk.

Co wi臋c mamy pocz膮膰, madam? Jak膮 mamy szans臋? - Kieran Devers zada艂 pytanie Jasmine Leslie. Macie szans臋 - spokojnie stwierdzi艂a Jasmine.

Zawsze trzeba mie膰 nadziej臋, Kieranie. M贸wisz, 偶e nie czujesz si臋 w Irlandii jak w domu, chocia偶 jest to twoja ojczyzna, kraj twoich przodk贸w. Wierzysz jednak, 偶e gdzie艣 istnieje miejsce, przeznaczone dla ciebie. Ja r贸wnie偶 kieruj臋 si臋 swoim instynktem i dlatego s膮dz臋, 偶e jeste艣 w艂a艣ciwym m臋偶em dla mojej c贸rki. Zanim jednak oddam ci Fortune, musisz znale藕膰 miejsce, gdzie oboje b臋dziecie si臋 czuli wygodnie i bezpiecznie. Pod koniec lata pojedziesz wi臋c wraz z nami do Anglii. Chc臋, 偶eby艣 tam kogo艣 pozna艂. Nazywa si臋 George Calvert, lord Baltimore. Jego matka by艂a katoliczk膮, a ojciec protestantem i wychowa艂 si臋 w wierze ko艣cio艂a anglika艅skiego. Chocia偶 pochodzi艂 z szanowanej i zamo偶nej rodziny, nie nale偶a艂 do szlachty. George Calvert by艂 gruntownie wykszta艂cony i zwr贸ci艂 na siebie uwag臋 sir Roberta Cecila, kr贸lewskiego sekretarza stanu. Zosta艂 jego osobistym sekretarzem i w ten spos贸b rozpocz膮艂 karier臋 polityczn膮. O偶eni艂 si臋, a jego pierworodny syn otrzyma艂 imi臋 Cecil, po sir Robercie. Powoli, dzi臋ki pilno艣ci i ci臋偶kiej pracy, George Calvert pi膮艂 si臋 w g贸r臋. Kilkakrotnie przyje偶d偶a艂 do Irlandii w kr贸lewskich interesach, zna wi臋c panuj膮c膮 tu sytuacj臋. W tysi膮c sze艣膰set dwunastym roku, kiedy umar艂 sir Robert Cecil, kr贸l zatrzyma艂 Calverta w swojej s艂u偶bie. W tysi膮c sze艣膰set szesnastym roku nada艂 mu tytu艂 szlachecki. W ko艅cu Calvert zosta艂 sekretarzem stanu i cz艂onkiem rady kr贸lewskiej. To skromny, lubiany cz艂owiek. Sam ma ziemie w Irlandii. Kiedy par臋 lat temu jego 偶ona Anna umar艂a przy porodzie, sir George prze偶y艂 za艂amanie i przeszed艂 na wiar臋 swojej matki. Calvert jest cz艂owiekiem niezwyk艂ej szczero艣ci. Publicznie oznajmi艂 o swoim nawr贸ceniu i zrezygnowa艂 z pia-

stowanych stanowisk. Kr贸l by艂 za艂amany i got贸w skaza膰 sir George'a na 艣mier膰. Ale jego mi艂o艣膰 do Calverta przezwyci臋偶y艂a rozczarowanie i kr贸l mianowa艂 go baronem Baltimore w Irlandii. Po 艣mierci kr贸la Jakuba Calvertom uda艂o si臋 zachowa膰 przyja藕艅 i 偶yczliwo艣膰 kr贸la Karola. Lord Baltimore ma marzenie, aby za艂o偶y膰 koloni臋, gdzie ka偶dy m贸g艂by wyznawa膰 swoj膮 wiar臋 i nikt by mu w tym nie przeszkadza艂. Nie wiem, czy uda mu si臋 to osi膮gn膮膰. Nie wierz臋 specjalnie w dobr膮 wol臋 moich rodak贸w - m贸wi艂a Jasmine - ale Calvert jest jedynym cz艂owiekiem, kt贸ry m贸g艂by osi膮gn膮膰 sw贸j cel. Mo偶e jego kolonia jest w艂a艣ciwym miejscem dla ciebie i mojej c贸rki. Pojedziesz do Anglii?

Pojad臋! - bez namys艂u odpar艂 Kieran Devers. Wzi膮艂 Fortune za r臋k臋. - To mog艂oby by膰 rozwi膮zanie, moja kochana. Miejsce, gdzie mogliby艣my wy­znawa膰 nasz膮 wiar臋 w wolno艣ci i pokoju. To niemal zbyt pi臋kne, 偶eby by艂o prawdziwe.

Mo偶e tak by膰 - rzek艂a Jasmine. - 呕yj臋 ju偶 do艣膰 d艂ugo i widzia艂am wiele z艂a wyrz膮dzanego w imi臋 Boga, ale, jak ci m贸wi艂am, Kieranie, zawsze jest na­dzieja. - U艣miechn臋艂a si臋 do niego.

Ale kiedy mo偶emy si臋 pobra膰, mamo? - chcia艂a wiedzie膰 Fortune. Kiedy b臋d臋 pewna, 偶e wasza mi艂o艣膰 przetrwa d艂u偶ej, ni偶 do ko艅ca s艂odkiego lata - odpowiedzia艂a c贸rce Jasmine.

Rozdzia艂 6

Po s艂owach matki Fortune jak burza wypad艂a z sali. Czy matka nie rozumia艂a, 偶e s膮 zakochani? Mama tyle razy bywa艂a zakochana, 偶e z pewno艣ci膮

powinna rozumie膰 to uczucie. Fortune, w艣ciek艂a, mrucza艂a do siebie, 偶e ca艂e 偶ycie czeka艂a na t臋 chwil臋, a matka j膮 zepsu艂a.

- Kochanie, poczekaj! - Kieran Devers dogoni艂 Fortune, gdy dziewczyna wybieg艂a na dziedziniec. -Przejed藕my si臋. Deszcz usta艂. Porozmawiamy. Przecie偶 wiesz, 偶e twoja mama ma racj臋.

- Co? Stajesz po jej stronie? Nie chcesz mnie po艣lubi膰, Kieranie Devers? Tw贸j zapa艂 tak szybko opad艂? Michaelu, osiod艂aj mojego konia!

Kieran z艂apa艂 j膮 w obj臋cia, lecz Fortune usi艂owa艂a mu si臋 wyrwa膰.

- Przesta艅! - poleci艂 ostro. - Zachowujesz si臋 jak dziecko.

Co艣 w jego g艂osie zmusi艂o j膮 do pos艂uchu. Spojrza艂a na niego oczami pe艂nymi 艂ez.

- Ona nie rozumie, Kieranie.

- Mylisz si臋, Fortune. Twoja matka a偶 za dobrze rozumie. - Pog艂aska艂 j膮 po w艂osach.

- 呕y艂a艣 pod kloszem, kochanie, i jeste艣 taka rozpieszczona. To ty nie rozumiesz, a mo偶e tak bardzo chcesz postawi膰 na swoim, 偶e nie chcesz zrozumie膰.

Fortune poci膮gn臋艂a nosem i opar艂a g艂ow臋 na szerokim ramieniu Kierana.

- Jestem katolikiem, Fortune. Podj膮艂em t臋 decyzj臋 dawno temu i nie widz臋 powodu, 偶eby teraz j膮 zmienia膰. Jednak nie chc臋 by膰 ani m臋czennikiem za wiar臋, ani bigotem. 呕aden Ko艣ci贸艂 mnie do tego nie zmusi. Wyznaj臋 wiar臋 katolick膮, bo mi to odpowiada. Ty nale偶ysz do ko艣cio艂a anglika艅skiego, bo tak chcesz. Obie nasze wiary s膮 sobie wrogie i gotowe zniszczy膰 si臋 nawzajem. Wydaje si臋, 偶e spokojne 偶ycie mo偶e nam zagwarantowa膰 jedynie wybranie jednej, wsp贸lnej wiary. Twoja matka proponuje nam miejsce, gdzie oboje mogliby艣my modli膰 si臋 zgodnie z w艂asnym przekonaniem, a nie jak kto艣 nam naka偶e.

- Takie miejsce nie istnieje - ze smutkiem zauwa偶y艂a Fortune.

- Gdyby sir George Calvert za艂o偶y艂 koloni臋, gdzie takie 偶ycie by艂oby mo偶liwe, czy nie chcia艂aby艣 tam mieszka膰, kochanie? Mo偶e to jest miejsce, kt贸rego oboje poszukujemy przez ca艂e 偶ycie.

- Ale gdzie znale藕膰 takie miejsce? - zapyta艂a. Wzruszy艂 ramionami.

- Nie jestem pewien, ale mo偶e w Nowym 艢wiecie, za oceanem. Sp臋d藕my lato w Irlandii i kochajmy si臋 coraz bardziej, Fortune. A z nadej艣ciem jesieni pojedziemy z twoimi rodzicami do Anglii. Spotkamy si臋 z sir Georgem i zobaczymy, co nam mo偶e powiedzie膰 o tym wspania艂ym 艣wiecie, kt贸ry chce stworzy膰, gdzie mogliby艣my wyznawa膰 tak膮 wiar臋, jak膮 pragniemy.

- Ale kiedy si臋 pobierzemy?

- Mam nadziej臋, 偶e przed wyjazdem do Anglii. Twoi rodzice nie s膮 przeciwko nam, kochanie. Chc膮 tylko si臋 upewni膰, 偶e naprawd臋 si臋 kochamy. B臋d臋 cierpliwy, wi臋c i ty musisz okaza膰 cierpliwo艣膰. A oto i Michael z naszymi ko艅mi. Chod藕, przejed藕my si臋 na wzg贸rza, gdzie si臋 zobaczyli艣my pierwszy raz.

Wyjechali razem, pogalopowali przez wiosk臋, po czym pop臋dzili przez 艂膮ki, p艂osz膮c pas膮ce si臋 owce. Fortune roze艣mia艂a si臋, a jej 艣miech poni贸s艂 wiatr. Wreszcie wspi臋li si臋 na szczyt pag贸rka, na kt贸rym spotkali si臋 pierwszy raz. Pod nimi znajdowa艂o si臋 b艂臋kitne jezioro, stapiaj膮ce si臋 z zielononiebieski-mi wzg贸rzami, rozp艂ywaj膮cymi si臋 we mgle na zachodzie. Zsiedli z koni i przystan臋li, patrz膮c na rozci膮gaj膮cy si臋 widok.

- Tu jest pi臋knie, ale to nie jest dom - odezwa艂a si臋 Fortune. Zdj臋艂a p艂aszcz, roz艂o偶y艂a go na trawie i usiad艂a.

- Tak... - zgodzi艂 si臋, siadaj膮c obok niej. - Patrzy艂em na te wzg贸rza przez ca艂e 偶ycie i nigdy nie czu艂em z nimi 偶adnego pokrewie艅stwa. - Otoczy艂 j膮 ramie­niem, a nast臋pnie pochyli艂 si臋 i poca艂owa艂, z pocz膮tku czule, a potem z coraz wi臋ksz膮 nami臋tno艣ci膮.

Fortune pomy艣la艂a, 偶e to bardzo dziwne, ale wcale nie ma ochoty si臋 wyrywa膰. Zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋 i przyci膮gn臋艂a do siebie. Poczu艂a na pier-

siach dotyk jego twardego torsu. To by艂 prawdziwy poca艂unek! Zdumiewaj膮ce, 偶e przychodzi艂 jej tak naturalnie, chocia偶 do dzisiejszego dnia nie mia艂a w艂a­艣ciwie 偶adnego do艣wiadczenia. Nap贸r na jej usta pot臋gowa艂 si臋. Niemal bezwiednie rozchyli艂a wargi. Poczu艂a, jak okr膮偶a je czubkiem j臋zyka. By艂o to wspaniale doznanie. Zuchwale wysun臋艂a sw贸j j臋zyk na spotkanie. I jakby porazi艂a j膮 b艂yskawica!

Kieran uni贸s艂 ciemn膮 g艂ow臋 i u艣miechn膮艂 si臋 do niej leniwie. Przekr臋ci艂 si臋 na plecy i wbi艂 wzrok w niebo. Dr偶a艂 z rosn膮cego podniecenia. Fortune naprawd臋 nie mia艂a poj臋cia, co si臋 dzia艂o z nim i z ni膮 sam膮. Zastanawia艂 si臋, jak daleko pozwoli mu si臋 posun膮膰. Odwr贸ci艂 si臋 do niej i po艂o偶y艂 na boku, opieraj膮c si臋 na 艂okciu. Wyci膮gn膮艂 drug膮 r臋k臋 i rozpi膮艂 srebrne guziki jej kamizelki.

Obserwowa艂a go spod wp贸艂przymkni臋tych powiek. Kiedy ostatni guzik wy艣lizgn膮艂 si臋 z dziurki, serce zacz臋艂o jej bi膰 troch臋 szybciej. Przesun膮艂 r臋k臋 i bardzo delikatnie zacz膮艂 pie艣ci膰 mi臋kkie wzniesienie jej biustu. Wstrzyma艂a oddech, a jej oczy rozwar艂y si臋 szeroko; przeszy艂a j膮 eksplozja podniecenia. Zastanawia艂a si臋 nerwowo, jak daleko o艣mieli si臋 posun膮膰. Czy ona sama sk艂onna jest pozwoli膰 mu na wi臋ksz膮 poufa艂o艣膰? Czy przestanie, je艣li go o to poprosi?

Jego palce bawi艂y si臋 ze sznur贸wk膮 jej jedwabnej bluzki. Poluzowa艂 j膮 zr臋cznie. W zasi臋gu jego r臋ki znalaz艂y si臋 teraz wst膮偶ki koszulki. Napotka艂 jej wzrok i bez s艂owa zapyta艂 o zgod臋 na dalsze dzia艂ania. Odczeka艂 chwil臋 i lekko poca艂owa艂 j膮 w usta.

Mia艂a cia艂o jak z o艂owiu. Nie mog艂a si臋 ruszy膰. Nie mog艂a powiedzie膰 mu 鈥瀗ie". Chcia艂a, 偶eby rozchyli艂 jej koszul臋. Chcia艂a, 偶eby dotkn膮艂 jej piersi. Kiedy by艂a ma艂a, pewnego dnia widzia艂a, jak kochanek matki, ksi膮偶臋 Henry Stuart, pie艣ci艂 nagie piersi Jasmine. Wyraz zachwytu na twarzach ich obojga i ser­deczne westchnienie rozkoszy matki pozosta艂o na zawsze w pami臋ci Fortune. Chcia艂a pozna膰 t臋 sam膮 rado艣膰. Z westchnieniem zamkn臋艂a oczy.

Nie powiedzia艂a ani s艂owa, a jednak udzieli艂a mu pozwolenia na podj臋cie dalszych dzia艂a艅. Jego palce niemal wyrwa艂y wst膮偶ki z delikatnego materia艂u i rozchyli艂y go, aby ods艂oni膰 biust Fortune. Prawie zawy艂 z wdzi臋czno艣ci za to, 偶e jest taka pi臋kna, o doskona艂ych kszta艂tach. Mia艂a drobne, okr膮g艂e piersi z rozkosznymi brodawkami, kt贸re wygl膮da艂y jak male艅kie jag贸dki na czubku miseczki ze 艣mietan膮. Nie potrafi艂 si臋 powstrzyma膰 i delikatnie uj膮艂 w d艂o艅 jed­n膮 z nich.

Fortune gwa艂townie otworzy艂a oczy i zerkn臋艂a w d贸艂 na jego r臋k臋.

Kieran u艣miechn膮艂 si臋 do dziewczyny. By艂a tak膮 ognist膮 istot膮, a jednocze艣nie bardziej niewinn膮, ni偶 oboje mogliby si臋 spodziewa膰. Jednak nie potrafi! si臋 pohamowa膰, by艂a bowiem tak bardzo kusz膮ca. Przy艂o偶y艂 policzek do jej piersi i us艂ysza艂 szale艅cze bicie serca Fortune.

- Przebacz mi, najdro偶sza - rzek艂 cicho - ale nie mog臋 si臋 powstrzyma膰. Jeste艣 tak cudowna, Fortune. Najcudowniejsza!

Dotkn臋艂a r臋k膮 ciemnej czupryny Kierana i 艂agodnie potarga艂a g臋ste w艂osy. Chocia偶 troszk臋 si臋 l臋ka艂a, czu艂a, 偶e ich blisko艣膰 by艂a czym艣 szalenie naturalnym. Kieran j膮 kocha艂. Nie skrzywdzi jej. Matka zawsze j膮 ostrzega艂a, 偶e nami臋tno艣膰 jest pot臋偶nym uczuciem. Ledwo zaczyna艂a pojmowa膰, co mia艂a na my艣li.

- Kocham ci臋, Kieranie Deversie - o艣wiadczy艂a. Oderwa艂 policzek od jej piersi.

- Ja te偶 ci臋 kocham, skarbie - odpowiedzia艂. W jego wzroku by艂o co艣, czego nie rozumia艂a.

- O co chodzi? - zapyta艂a.

- Nie jestem przyzwyczajony do mi艂osnych gier, Fortune - przyzna艂 szczerze. -P艂on臋 z po偶膮dania.

- Och! - szepn臋艂a s艂abym g艂osem. By艂a na tyle m膮dra, 偶e wiedzia艂a, o czym m贸wi艂. Zebra艂a rozchylon膮 koszul臋 i na powr贸t zawi膮za艂a tasiemki. Potem uporz膮dkowa艂a jedwabn膮 bluzk臋. W ko艅cu zapi臋艂a guziki kamizelki.

- To mo偶e by膰 niebezpieczna gra, prawda? - wyszepta艂a. W odpowiedzi uj膮艂 jej d艂o艅 i po艂o偶y艂 sobie na spodniach.

- Owszem, kochanie - przytakn膮艂.

Czu艂a pod palcami twardy, pod艂u偶ny kszta艂t, kt贸ry pod wp艂ywem jej dotyku zdawa艂 si臋 promieniowa膰 ciep艂em.

- Tw贸j... organ jest wspania艂y - zakomunikowa艂a. - Pewnego dnia dostarczysz mi wielkiej rozkoszy.

Napi臋cie, kt贸re powsta艂o pomi臋dzy nimi, nagle p臋k艂o i Kieran roze艣mia艂 si臋. By艂o to bardzo dziwaczne o艣wiadczenie w ustach dziewicy, cho膰 trudno by艂o si臋 spodziewa膰 po Fortune czego艣 innego.

- Tak - zgodzi艂 si臋. - Dam ci wiele przyjemno艣ci, skarbie. A teraz zabieraj ze mnie swoj膮 podst臋pn膮 r膮czk臋, zanim wybuchn臋 z 偶膮dzy.

Poklepa艂a go 偶artobliwie i powiedzia艂a:

- Nie po艂o偶y艂am r臋ki na tobie z w艂asnej inicjatywy, m贸j panie. To ty chcia艂e艣 si臋 pochwali膰. - Zabra艂a d艂o艅. - Nast臋pnym razem obejrz臋 go sobie bez ubra­nia, tak jak ty widzia艂e艣 dzisiaj moje piersi. To chyba sprawiedliwy rewan偶. 艢miej膮c si臋, uj膮艂 d艂o艅, kt贸ra go chwil臋 wcze艣niej dotyka艂a, i uca艂owa艂 j膮 po

obu stronach.

- Czy mam ci sprawi膰 lanie, 偶eby艣 zacz臋艂a si臋 przyzwoicie zachowywa膰? Obawiam si臋, 偶e jeste艣 bardzo niegrzeczn膮 dziewczynk膮.

- Mo偶esz mnie zbi膰, je艣li to zapewni przyjemno艣膰 nam obojgu - odparowa艂a. Uni贸s艂 pytaj膮co brwi. Zrozumia艂, 偶e nie mia艂a zielonego poj臋cia, co

powiedzia艂a. Ze 艣miechem d藕wign膮艂 si臋 na nogi i szybko z艂apa艂 konie, kt贸re spokojnie pas艂y si臋 nieopodal nich.

- Najwy偶szy czas wraca膰 do domu. Twoi rodzice b臋d膮 zachodzi膰 w g艂ow臋, gdzie przepadli艣my, a Maguire poszczuje mnie psami, je艣li dojdzie do wniosku, 偶e w jakikolwiek spos贸b ci臋 zniewa偶y艂em.

Pom贸g艂 jej dosi膮艣膰 konia, powstrzymuj膮c si臋 przed pog艂adzeniem kusz膮co okr膮g艂ych po艣ladk贸w dziewczyny.

Jechali do domu wolno, chocia偶 chmury na niebie szybko si臋 przemieszcza艂y. Odleg艂y grzmot kaza艂 im pop臋dzi膰 rumaki. Wjechali na dziedziniec Erne Rock, gdy deszcz dopiero zaczyna艂 pada膰. Nie by艂o wida膰 偶adnego ch艂opca stajennego, wi臋c podjechali prosto do stajni, zsiedli z koni i zaprowadzili zwierz臋ta do ich boks贸w. Wprawnie rozsiod艂ali konie i zdj臋li uprz臋偶e. Fortune wzi臋艂a zgrzeb艂o Pioruna i zacz臋艂a go szczotkowa膰. Ko艅 ta艅czy艂 na nogach i parska艂. Kieran obserwowa艂 scen臋 z u艣miechem. Potem postanowi艂 by膰 u偶ytecznym i nasypa艂 obu koniom owies do 偶艂ob贸w.

Po zako艅czeniu szczotkowania Fortune odwiesi艂a zgrzeb艂o i wysz艂a z boksu, starannie zamykaj膮c za sob膮 drzwi.

- Nie wiem, gdzie si臋 podzia艂 Michael - powiedzia艂a. - Mo偶e poszed艂 co艣 zje艣膰 do kuchni. - Wyjrza艂a ze stajni. La艂 deszcz. - Chyba musimy tutaj zosta膰, dop贸ki ulewa si臋 nie sko艅czy albo przynajmniej nie zel偶eje. - Spojrza艂a na niego z udawan膮 nie艣mia艂o艣ci膮. - Co mo偶emy robi膰, 偶eby szybciej nam min膮艂 czas oczekiwania?

Roze艣mia艂 si臋 frywolnie.

- Naprawd臋 jeste艣 bezwstydna, dziewczyno - powiedzia艂, przypieraj膮c j膮 do 艣ciany stajni. Nie stykaj膮c si臋 z jej cia艂em, wyci膮gn膮艂 r臋ce i z艂apa艂 j膮 za po­艣ladki, pieszcz膮c je prowokacyjnie.

- Co chcia艂aby艣 robi膰, kochanie?

By艂a jak zahipnotyzowana tymi zielonymi oczami, kt贸rymi j膮 po偶era艂, silnymi palcami, ugniataj膮cymi jej ty艂eczek, niemal niekontrolowanym pragnieniem, 偶eby si臋 z ni膮 kocha艂. Us艂ysza艂a sw贸j g艂os, przyznaj膮cy si臋 do tej my艣li.

- Chc臋 ci臋 poczu膰 w sobie, Kieranie. Chc臋 ci臋 twardego, gor膮cego i spragnionego.

- Jezu! - wyrwa艂o mu si臋 z ust.

- Szokuj臋 ci臋, bo jestem dziewic膮, a dziewice nie powinny nic wiedzie膰 o tych sprawach, prawda? Ale ja mam matk臋, kt贸ra by艂a kochank膮 ksi臋cia. Mam

ojczyma, kt贸ry nie wstydzi si臋 okazywa膰 nami臋tnych uczu膰 wobec mojej matki. Moja starsza siostra niemal przez rok 偶y艂a w haremie. Przede wszystkim za艣, Kieranie, mam oczy, 偶eby widzia艂y, i uszy, 偶eby s艂ysza艂y. Wiem, co dzieje si臋 pomi臋dzy kobiet膮 i m臋偶czyzn膮. Chc臋, 偶eby sta艂o si臋 to pomi臋dzy nami. Owszem, jestem zuchwa艂a, ale oszala艂am na twoim punkcie i chc臋 by膰 twoj膮 偶on膮 - o艣wiadczy艂a Fortune z policzkami zar贸偶owionymi od w艂asnej 艣mia艂o艣ci.

Poca艂owa艂 j膮. Nie wiedzia艂, co ma pocz膮膰 wobec takiej szczero艣ci. Nie powiedzia艂a mu nic, o czym by sam wcze艣niej nie my艣la艂. Nie chcia艂a niczego wi臋cej ni偶 on. Przesun膮艂 d艂onie, 偶eby uj膮膰 jej twarz. Jego zg艂odnia艂e usta w臋drowa艂y po jej mi臋kkiej sk贸rze, dotykaj膮c warg, nosa, oczu, czo艂a, policzk贸w. Pachnia艂a ko艅mi i sk贸r膮. Jej blisko艣膰 przyprawia艂a go o zawr贸t g艂owy. Chcia艂, 偶eby ta chwila trwa艂a w niesko艅czono艣膰. Nie trwa艂a. Przeci膮艂 j膮 g艂os Rory'ego Maguire'a:

- Twoja mama wys艂a艂a mnie, 偶ebym ci臋 poszuka艂, milady Fortune. Otworzy艂a oczy i u艣miechn臋艂a si臋 do Kiera-na Deversa, kt贸ry pospiesznie

pu艣ci艂 jej twarz. Zerkn臋艂a w stron臋 drzwi do stajni, otwartych za plecami Maguire'a.

- O, przesta艂o pada膰 - zauwa偶y艂a. - Czekali艣my, a偶 deszcz zel偶eje, Rory.

- I widzia艂em, 偶e byli艣cie bardzo zaj臋ci podczas tego czekania - rzek艂 oschle. Potem wbi艂 wzrok w Kierana. - Milady chce, 偶eby艣 pozosta艂 przez jaki艣 czas w Erne Rock, Kieranie. Czy b臋dziesz umia艂 si臋 zachowa膰 w tym czasie? Szczerze m贸wi膮c, uwa偶am, 偶e to najlepsze miejsce, gdzie stale mo偶emy mie膰 na ciebie baczenie.

- Nie jestem szesnastoletni膮 panienk膮, Rory -ostro rzuci艂a Fortune.

- Owszem, nie jeste艣, a to oznacza, 偶e nie powinna艣 si臋 ob艣ciskiwa膰 w miejscu, gdzie ka偶dy mo偶e ci臋 zobaczy膰 - odpowiedzia艂 r贸wnie ostro. -Nast臋pnym razem postaraj si臋 by膰 bardziej dyskretna, dziewczyno. Relacje o twoim swobodnym zachowaniu z przystojnym rozrabiak膮 zostan膮 bardzo

zniekszta艂cone, zanim dotr膮 do Lisnaskea. I mo偶esz mi wierzy膰, 偶e zostan膮 opowiedziane ze wszystkimi szczeg贸艂ami lady Devers, gdy tylko wr贸ci do domu. Nie b臋dzie zachwycona, zw艂aszcza 偶e prawdopodobnie b臋dziesz ju偶 w贸wczas 偶on膮 jej pasierba, odtr膮ciwszy wcze艣niej jej syna. Pierwsza rzecz, jaka przyjdzie do g艂owy tej dobrej chrze艣cijance, to zemsta.

- Mama powinna pozwoli膰 nam si臋 pobra膰 ju偶 teraz - parskn臋艂a Fortune. - Nie by艂oby wtedy powodu do plotek.

- Twoja mama jest m膮dra. Co jest z艂ego w czekaniu, je艣li naprawd臋 si臋 kochacie? - zapyta艂 Rory.

Fortune potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 ruchem, kt贸ry by艂 mu dziwnie znajomy.

- Mo偶e co艣 w moim brzuchu, je艣li mama ka偶e mi zbyt d艂ugo czeka膰! - I wypad艂a ze stajni, zmierzaj膮c w stron臋 schod贸w prowadz膮cych do zamku. Kieran Devers podni贸s艂 do g贸ry r臋ce w ge艣cie poddania si臋.

- Nie uwiod臋 jej - obieca艂.

- Wierz臋, ale ona zrobi wszystko, 偶eby uwie艣膰 ciebie - powiedzia艂 Maguire, kr臋c膮c g艂ow膮. - Mia艂em m艂odsz膮 siostr臋 Aoife, kt贸ra by艂a r贸wnie uparta, jak lady Fortune. Strze偶 si臋, Kieranie, bo mo偶esz wyl膮dowa膰 na plecach, z t膮 m艂od膮 lisic膮 siedz膮c膮 ci na brzuchu. To bezwstydna dziewczyna, chocia偶 jest dziewic膮.

M臋偶czy藕ni rozstali si臋. Kieran Devers skierowa艂 si臋 do zamku, a Rory Maguire opu艣ci艂 stajni臋 i uda艂 si臋 do ma艂ego domku, kt贸ry wiele lat temu podarowa艂a mu Jasmine. Zamieszka艂 w nim dopiero teraz, kiedy Jasmine wr贸ci艂a do Erne Rock, ale ju偶 wcze艣niej zape艂ni艂 go pami膮tkami rodzinnymi, szczeg贸lnie drogimi jego sercu. Bride Duffy pilnowa艂a, 偶eby dom zawsze by艂 wysprz膮tany i przewietrzony, na wypadek gdyby go potrzebowa艂. Gdy wszed艂 do 艣rodka i zobaczy艂 swoje rzeczy, ogarn臋艂a go nostalgia. Wspi膮艂 si臋 na strych pod spadzistym dachem. Ze znajduj膮cego si臋 tam kufra wyci膮gn膮艂 drewnian膮 szkatu艂k臋 o rogach okutych srebrem i zni贸s艂 j膮 na d贸艂 do du偶ego pokoju. S艂u偶膮cy rozpali艂 ju偶 ogie艅 na kominku, 偶eby osuszy膰 powietrze.

Rory postawi艂 pude艂ko na stoliku w pobli偶u kominka i nala艂 sobie szklaneczk臋 whisky. Usiad艂 i przez chwil臋 ze smakiem s膮czy艂 trunek, po czym odstawi艂 szklaneczk臋 i si臋gn膮艂 po szkatu艂k臋. Od wielu lat do niej nie zagl膮da艂. Zawiera艂a miniaturowe portrety os贸b z jego rodziny. Ich ogl膮danie zawsze wprawia艂o go w g艂臋boki smutek, bo Rory Maguire pami臋ta艂 dawne czasy, gdy Erne Rock i Maguire's Ford nale偶a艂y do jego bliskich. Przez kilkaset lat te skromne w艂o艣ci przechodzi艂y z pokolenia na pokolenie Maguire'贸w.

Kiedy przed dwudziestu laty przyw贸dca ich klanu, Conor Maguire, opu艣ci艂 Irlandi臋 wraz z hrabiami z p贸艂nocnych ziem, ojciec, matka, m艂odszy brat i trzy siostry wraz z rodzinami poszli za nim. By艂 jedynym, kt贸ry pozosta艂, nie potrafi艂 bowiem zostawi膰 swoich poddanych na lask臋 Anglik贸w. Zrz膮dzeniem boskim, a mo偶e dzi臋ki diabelskiemu szcz臋艣ciu, nowym w艂a艣cicielem Maguire's Ford okaza艂a si臋 Jasmine Lindley, markiza Westleigh, kt贸ra poznawszy jego histori臋, uczyni艂a go zarz膮dc膮 swoich nowych w艂o艣ci.

M贸g艂 pozosta膰 w swoim domu. Chocia偶 niekt贸rzy byliby zbyt dumni, 偶eby si臋 tak upokorzy膰, Rory wierzy艂, 偶e s艂usznie post膮pi艂. Jego rodzice zostali pochowani we Francji, z dala od rodzinnej ziemi. Nie wiedzia艂, co si臋 sta艂o z jego siostrami i ich rodzinami. Jego m艂odszy brat Conan zaw臋drowa艂 do Rosji i zosta艂 oficerem w armii cara. Ostatni raz mia艂 od niego wiadomo艣ci dziesi臋膰 lat temu. Dzi艣 m贸g艂 ju偶 nawet nie 偶y膰. Szkatu艂ka z miniaturami by艂a jedyn膮 rzecz膮, kt贸ra pozosta艂a po rodzinie.

Wolno uni贸s艂 wieczko. Wewn膮trz znajdowa艂o si臋 siedem owalnych miniatur. U艣miechn膮艂 si臋 na widok twarzy ojca, u艣wiadomi艂 sobie bowiem nagle, 偶e teraz wygl膮da tak jak on. By艂a te偶 podobizna matki o d艂ugim, zgrabnym nosie i bystrych, niebieskich oczach. By艂 te偶 on, w wieku osiemnastu lat, i drugi syn, czternastoletni w贸wczas Conan. I jego siostry, najstarsza z nich wszystkich, dwudziestojednoletnia Myrna, szesnastoletnia Aoife i dwunastoletnia Fionula. Szykuj膮c si臋 do zamkni臋cia szkatu艂ki, pomy艣la艂 ze smutkiem, 偶e by艂 to szcz臋艣liwy czas.

Nagle jednak powr贸ci艂 spojrzeniem do Aoife. Artysta namalowa艂 j膮 w pozie, kt贸ra kiedy艣 by艂a mu dobrze znana, z niecierpliwym odchyleniem g艂owy. Tego gestu nie widzia艂 od lat... a偶 do dzisiaj. Rory wyj膮艂 miniatur臋 z pude艂ka i star艂 cienk膮 warstewk臋 kurzu. Z niedowierzaniem przygl膮da艂 si臋 patrz膮cej na niego twarzy. To by艂a twarz Aoife. By艂a to te偶 twarz Fortune Lindley. Do tej pory nie zauwa偶y艂 tego podobie艅stwa, chocia偶 oba oblicza by艂y niemal identyczne.

Chwyci艂 kubek i jednym haustem wypi艂 jego zawarto艣膰. Czu艂 si臋 tak, jakby dosta艂 obuchem w 艂eb. Jak to mo偶liwe? W jaki spos贸b lady Fortune Lindley i jego siostra Aoife mog艂y mie膰 takie same twarze? Te same gesty? Takie same p艂omienne, z艂ocistorude w艂osy, kt贸re z ca艂ej rodziny mia艂 tylko on i Aoife? G艂upcze, zad藕wi臋cza艂o mu w g艂owie. Znasz przecie偶 odpowied藕 na swoje pytania. Czy偶 wiele lat temu nie przespa艂e艣 si臋 z Jasmine Lindley?

Fortune jest twoj膮 c贸rk膮.

J臋kn膮艂, jakby co艣 go zrani艂o. Cofn膮艂 si臋 my艣lami o dwadzie艣cia jeden lat. Markiz Westleigh zosta艂 zamordowany. Jego 偶ona zapad艂a w stan, z kt贸rego nie mo偶na jej by艂o wyrwa膰. Wzywa艂a swojego m臋偶a, 偶eby kocha艂 si臋 z ni膮 jeszcze jeden raz. Umiera艂a, jak twierdzi艂 Adali i ksi膮dz. Pos艂ali po niego, 偶eby si臋 ko­cha艂 z ob艂膮kan膮 kobiet膮, w nadziei, 偶e uda si臋 j膮 w ten spos贸b wyrwa膰 艣mierci. Chocia偶 zakocha艂 si臋 w niej od pierwszego wejrzenia, wiedzia艂, 偶e ona nie pokocha go nigdy.

Rory pami臋ta艂, 偶e by艂 zaszokowany uczynion膮 mu propozycj膮, zw艂aszcza 偶e nalega艂 na to nie tylko Adali, kt贸remu mo偶na by艂o wybaczy膰 jako cudzoziemco­wi, lecz r贸wnie偶 ksi膮dz.

Nie potrafi艂 zrezygnowa膰 z okazji. U艣wiadomi艂 sobie, 偶e nie musieli zanadto si臋 wysila膰, by go przekona膰. Gdyby prze偶y艂a, mia艂by satysfakcj臋, 偶e j膮 urato­wa艂. Gdyby za艣 umar艂a, umar艂by wraz z ni膮. Spe艂ni艂 wi臋c ich 偶膮danie, po czym wymkn膮艂 si臋 z jej sypialni i ukry艂 w mroku swej samotno艣ci. Jasmine prze偶y艂a i ockn臋艂a si臋 nast臋pnego ranka. Gdy po paru tygodniach okaza艂o si臋, 偶e jest brzemienna, wszyscy uznali, 偶e jej ukochany Rowan Lindley, kt贸ry kocha艂 si臋 z

偶on膮 w noc poprzedzaj膮c膮 jego zab贸jstwo, podarowa艂 jej po偶egnalny prezent w postaci trzeciego dziecka.

Ale Fortune nie by艂a c贸rk膮 Rowana Lindleya. By艂a c贸rk膮 Rory'ego Maguire'a. Kto jeszcze wiedzia艂? Jasmine? Nie! Nie mog艂a wiedzie膰, bo nigdy nie wiedzia艂a o jego roli w uratowaniu jej 偶ycia. Adali m贸g艂 si臋 domy艣la膰. Jego przenikliwe oczy dostrzega艂y wszystko. A ojciec Cullen? Tak, on pewnie tak偶e wiedzia艂! I przez te wszystkie lata trzymali to przed nim w tajemnicy. Gdyby dzisiaj nie poczu艂 potrzeby spojrzenia na twarze najbli偶szych, m贸g艂by nigdy nie pozna膰 prawdy. A teraz, co mia艂 pocz膮膰?

Zanim zamkn膮艂 i odstawi! na bok szkatu艂k臋, wsun膮艂 miniatur臋 Aoife do kieszeni.

Co robi膰? Co robi膰?

Do pokoju wesz艂a s艂u偶膮ca z tac膮.

- Nie przyszed艂 pan do jadalni, wi臋c pan Adali przys艂a艂 kolacj臋. Pyta, czy dobrze si臋 pan czuje.

Dziewczyna postawi艂a tac臋 na stoliku i unios艂a lnian膮 serwetk臋, przykrywaj膮c膮 jedzenie.

- Powiedz Adalemu, 偶e nie czuj臋 si臋 dobrze i chcia艂bym si臋 z nim zobaczy膰, zanim uda si臋 na spoczynek - rzek艂 Rory. - Chc臋 si臋 te偶 spotka膰 z ojcem Cullenem. - Widz膮c przera偶ony wyraz twarzy s艂u偶膮cej, roze艣mia艂 si臋. - Nie, dziewczyno, jeszcze nie umieram. Mo偶e tylko pogoda nieco mnie przygn臋­bia. Chc臋 zasi臋gn膮膰 rady ksi臋dza w pewnej sprawie. Zachowaj dyskrecj臋, wype艂niaj膮c moje polecenie, bo nie chc臋 niepotrzebnego zamieszania. Pu艣ci艂 do niej oko. Dziewczyna wybieg艂a, chichocz膮c, a Rory spojrza艂 na

jedzenie. Pstr膮g. Kilka plastr贸w wo艂owiny. Chleb. Mas艂o i ser. Miseczka zielo­nego groszku. Z przyzwyczajenia zjad艂 troch臋, ale nie czul 偶adnego smaku. Nala艂 sobie wi臋cej whisky i wychyli! do dna. By艂 spokojny, przera藕liwie spokoj­ny. Mia艂 c贸rk臋. Pi臋kn膮 c贸rk臋, kt贸ra by艂a wiern膮 kopi膮 jego ulubionej siostry.

Mia艂 c贸rk臋, kt贸ra by艂aby wstrz膮艣ni臋ta na wie艣膰 o tym, 偶e nie jest pogrobowcem po markizie Westleigh. Rory Maguire westchn膮艂. Przez dwadzie艣cia jeden lat zachowa艂 w tajemnicy szczeg贸艂y choroby Jasmine po 艣mierci Rowana Lindleya. Nie by艂o to 艂atwe, ale uda艂o mu si臋. Usun膮艂 Jasmine ze swojej g艂owy, cho膰 na zawsze pozosta艂a w jego sercu.

By艂 to wielki ci臋偶ar, a teraz na barki zwali艂 mu si臋 jeszcze wi臋kszy, wiedza o prawdziwym pochodzeniu Fortune. Dlaczego od razu si臋 nie zorientowa艂? C贸偶, Aoife tak dawno go opu艣ci艂a, 偶e jej obraz zatar艂 mu si臋 w pami臋ci. Wyni贸s艂 szkatu艂k臋 z miniaturami na strych, bo wspomnienia dawnych, szcz臋艣liwych cza­s贸w, kiedy mia艂 kochaj膮c膮 rodzin臋, kt贸r膮 potem straci艂, by艂y zbyt bolesne. M贸g艂 odej艣膰 wraz z nimi, ale odm贸wi艂 opuszczenia Ulsteru. Przypomnia艂 sobie szloch matki i si贸str, gdy odchodzi艂y z Maguire's Ford. Nawet teraz, po dwudziestu pi臋ciu latach, serce 艣ciska艂o mu si臋 na wspomnienie tamtych wydarze艅.

Nie zgadza艂 si臋 z hrabiami z p贸艂nocy, kt贸rzy porzucili swoje domy i poddanych. Uwa偶a艂 ich za egoist贸w. Pami臋ta艂 swoje dyskusje z ojcem, kt贸rego lojalno艣膰 wobec kuzyna, Conora Maguire'a, zdawa艂a si臋 wi臋ksza ni偶 przywi膮zanie do najbli偶szej rodziny. Tylko interwencja matki powstrzyma艂a obu m臋偶czyzn od b贸jki. Oczywi艣cie w ko艅cu wola ojca przewa偶y艂a. Rodzina opu艣ci艂a Ulster, pod膮偶aj膮c za hrabiami, ale Rory Maguire pozosta艂, aby chroni膰 mieszka艅c贸w Maguire's Ford najlepiej jak umia艂. W ten spos贸b jednak zosta艂 pozbawiony najbli偶szych. Nigdy si臋 nie o偶eni艂, bo zakocha艂 si臋 w Jasmine i 偶adna kobieta nie mog艂a jej dor贸wna膰. Naturalnie Jasmine nigdy nie dowiedzia艂a si臋 o jego g艂臋bokich uczuciach. A teraz nagle okaza艂o si臋, 偶e ma ro­dzin臋. Lecz jak m贸g艂 przyzna膰 si臋 do c贸rki, nie wyrz膮dzaj膮c krzywdy Fortune i jej matce? S艂u偶膮ca wr贸ci艂a po tac臋 i powiedzia艂a:

- Przyjd膮 obaj, i pan Adali, i ksi膮dz. Naprawd臋 dobrze si臋 pan czuje? Milady prosi艂a, 偶ebym si臋 upewni艂a.

- Co艣 mnie tylko kr臋ci w brzuchu, dziecko - odpowiedzia艂 jej z u艣miechem. -Jutro rano b臋d臋 zdr贸w jak rydz.

- Powiem pani - rzek艂a dziewczyna, zabieraj膮c tac臋 i ponownie pozostawiaj膮c go samego.

Ale nied艂ugo by艂 sam. Adali i Cullen Butler zawitali do niego jeden po drugim.

- Jeste艣 chory - odezwa艂 si臋 ksi膮dz. - S艂u偶膮ca donios艂a o tym mojej kuzynce.

- To choroba duszy, Cullenie Butlerze - odpar艂 Rory.

Si臋gn膮艂 do kieszeni, wyci膮gn膮艂 owaln膮 miniatur臋 i poda艂 j膮 ksi臋dzu. Cullen Butler spojrza艂 na ni膮 pobie偶nie.

- Sk膮d masz ten 艣liczny portrecik Fortune?

Poda艂 owaln膮 miniatur臋 Adalemu. Majordomus przyjrza艂 si臋 obrazkowi i powiedzia艂 szybko:

- To nie jest lady Fortune, ojcze. Nie ma znamienia po lewej stronie, pomi臋dzy nosem i g贸rn膮 warg膮. - Popatrzy艂 prosto na Irlandczyka. - Kto to jest?

- Moja m艂odsza siostra Aoife - wyja艣ni艂 Rory Maguire.

- No tak - spokojnie odezwa艂 si臋 Adali. - Niezwykle podobie艅stwo, milordzie Maguire. Obie s膮 pi臋knymi kobietami.

- Wiedzia艂e艣? - oskar偶ycielskim tonem rzuci艂 Rory.

- Wiedzia艂em - przyzna艂 Adali.

- A ty, ksi臋偶e? Ty te偶 wiedzia艂e艣? - pyta艂 Rory podniesionym g艂osem.

- Tak, wiedzia艂em - potwierdzi艂 Cullen Butler -i niechaj B贸g zlituje si臋 nad nami wszystkimi.

- Ale ona nie wie?

- A sk膮d mia艂aby wiedzie膰? - odpowiedzia艂 pytaniem Adali. - Nie ma poj臋cia, co wydarzy艂o si臋 owej nocy pomi臋dzy wami. Nie mo偶e wi臋c wiedzie膰 nic o ojcu swojej c贸rki. Gdyby艣 nie znalaz艂 miniatury swojej siostry, te偶 by艣 si臋 nawet nie domy艣la艂.

- Jak mogli艣cie trzyma膰 to przede mn膮 w sekrecie? Jak mogli艣cie mi nie powiedzie膰, 偶e mam dziecko? - zapyta艂 za艂amany Rory.

Jego mokre od 艂ez oczy przepe艂nia艂 b贸l.

Cullen Butler wygl膮da艂 na poruszonego, ale Adali by艂 o wiele bardziej praktyczny od ogarni臋tego poczuciem winy ksi臋dza.

- A gdyby艣my ci powiedzieli, Rory, co by艣 zrobi艂? -zapyta艂. - Co m贸g艂by艣 zrobi膰? Nic! Kto uwierzy艂by w to, jak zosta艂a pocz臋ta panienka Fortune? Informacja o jej prawdziwym pochodzeniu przynios艂aby wstyd mojej ksi臋偶niczce i napi臋tnowa艂aby lady Fortune jako nie艣lubne dziecko. Chyba nigdy si臋 nie spodziewa艂e艣, 偶e staniesz si臋 cz臋艣ci膮 偶ycia lady Fortune, milordzie Maguire. To, co wydarzy艂o si臋 dwadzie艣cia jeden lat temu, by艂o znane jedynie czworgu ludziom. Madam Skye domy艣li艂a si臋 prawdy i zapyta艂a mnie o to. Nie sk艂ama艂em jej. Nie 偶yje od siedmiu lat, wi臋c tylko na­sza tr贸jka zna prawd臋. Post膮pi艂e艣 w贸wczas szlachetnie, milordzie Maguire. Wykorzysta艂em ci臋 do tego, wiedz膮c o twojej mi艂o艣ci do ksi臋偶niczki. Nie wstydz臋 si臋 swojego post臋powania i ty te偶 nie powiniene艣. Nie przypuszcza艂em, 偶e lady Fortune wyro艣nie na tak膮 dziewczyn臋. Mia艂em nadziej臋, 偶e nigdy nie ujrzy ani tego miejsca, ani ciebie. Ale par臋 lat temu moja ksi臋偶niczka postanowi艂a da膰 Maguire's Ford c贸rce. Nie mog艂em jej tego zabroni膰. Ty za艣, nieszcz臋艣liwym zbiegiem okoliczno艣ci, odkry艂e艣 prawd臋. Przykro mi, milordzie. B臋dzie ci teraz jeszcze ci臋偶ej d藕wiga膰 dawny sekret. Ale musisz zachowa膰 tajemnic臋, bo inaczej ci臋 zabij臋. Nikomu nie pozwol臋 skrzywdzi膰 mojej ksi臋偶niczki ani jej dziecka. Wkr贸tce wracamy do Anglii, wi臋c wszystko si臋 sko艅czy.

- Dobrze - spokojnie odpowiedzia艂 Rory. - Mog臋 jedynie westchn膮膰 偶a艂o艣nie, my艣l膮c o c贸rce, kt贸ra nie wie, 偶e jest moim dzieckiem. Ale na tym si臋 nie sko艅czy, Adali. Nie mo偶esz oczekiwa膰, 偶e dalej b臋d臋 si臋 zachowywa艂, jakby nic si臋 nie sta艂o. W przysz艂o艣ci dwa razy w roku oczekuj臋 od ciebie listu z ra­portem o mojej c贸rce, jak jej si臋 wiedzie. Uwa偶am, 偶e w tych okoliczno艣ciach nale偶膮 mi si臋 takie informacje.

- Zgoda - rzeki Adali.

Nale偶a艂 do ludzi praktycznych, a to by艂o rozs膮dne rozwi膮zanie tej do艣膰 k艂opotliwej sytuacji.

- Prosz臋 jednak pami臋ta膰, 偶e gdy wyjdzie za m膮偶, nie b臋d臋 mia艂 bezpo艣rednich wiadomo艣ci. Podobno lady Fortune i m艂ody Devers mog膮 wyjecha膰 do ko­lonii w Nowym 艢wiecie, gdzie ka偶dy wyznaje w艂asn膮 wiar臋. B臋d臋 musia艂 opiera膰 si臋 na listach do jej matki, milordzie Maguire.

- W porz膮dku - us艂ysza艂 w odpowiedzi.

- B臋d臋 si臋 modli艂 za nas wszystkich - powiedzia艂 Cullen Butler - a zw艂aszcza za ciebie, Rory. Czy wybaczysz mi kiedy艣?

- Co mam wybaczy膰, Cullenie Butlerze? Ocali艂e艣 mnie przede mn膮 samym. Obawiam si臋, 偶e Adali ma racj臋, twierdz膮c, i偶 nigdy nie m贸g艂bym sta膰 si臋 cz臋艣ci膮 偶ycia mojej c贸rki, nie sprowadzaj膮c wstydu na ni膮 i jej matk臋.

- A wi臋c wszystko ustalone? - pospiesznie spyta艂 Adali.

- Ustalone - odpowiedzia艂 Rory.

- A gdyby艣 poczu艂, 偶e ogarnia ci臋 jakie艣 wariactwo, milordzie, przyjdzie pan do mnie albo do ksi臋dza, dobrze? - Na ciemnym obliczu Adalego pojawi艂 si臋 delikatny u艣miech.

- Dobrze - zgodzi艂 si臋 Rory. Jednocze艣nie pomy艣la艂, 偶e mo偶e zachowywa膰 si臋 rozs膮dnie, ale nikt nie zabroni mu marzy膰 o tym, co mog艂oby si臋 zdarzy膰. Nikt nie zabroni mu stan膮膰 w obronie dziecka, gdyby zasz艂a taka potrzeba. Straci艂 jej ca艂e 偶ycie, je艣li nie liczy膰 pierwszych dw贸ch miesi臋cy i tych ostatnich tygodni. Musi nasyci膰 si臋 u艂amkiem szcz臋艣cia, zanim zn贸w od niego odejdzie, tym razem pewnie na zawsze.

- Wracam wi臋c do zamku - rzuci艂 Adali, odwr贸ci艂 si臋 i wyszed艂, pozostawiaj膮c swoich towarzyszy.

- Zosta艅 ze mn膮, Cullenie Butlerze, napijemy si臋 whisky - poprosi艂 Rory. -Wygl膮dasz, jakby ci si臋 to mog艂o przyda膰. Dziwne, ale wydaje mi si臋, 偶e ta sprawa jest trudniejsza dla ciebie, ni偶 dla Adalego czy dla mnie. - Wskaza艂

ksi臋dzu drugi fotel, stoj膮cy przy kominku, nala艂 kieliszek trunku i poda艂 mu. -Na zdrowie! - powiedzia艂, poci膮gaj膮c solidny 艂yk ze swojej szklaneczki. Na zdrowie! - zawt贸rowa艂 ksi膮dz, 艂ykaj膮c po艂ow臋 nalanej porcji. Poczu艂 si臋 pewniej. - Naprawd臋 jeste艣 zadowolony, Rory? Maguire wzruszy艂 ramionami.

A co innego mog臋 zrobi膰, ojczulku? M贸j Bo偶e, kiedy po tylu latach spojrza艂em na podobizn臋 Aoife i rozpozna艂em w niej twarz Fortune! Zrazu zdawa艂o mi si臋, 偶e mam halucynacje, ale potem zrozumia艂em, 偶e nie. A wi臋c nie umr臋 bezpotomnie. Moja c贸rka i jej dzieci b臋d膮 偶y膰 dalej. To lepszy los, ni偶 s膮dzi艂em, Cullenie Butlerze.

Tak mi przykro, przyjacielu - rzek艂 ksi膮dz. - Nadal nie mog臋 si臋 nadziwi膰, 偶e w贸wczas da艂em si臋 wci膮gn膮膰 w ten spisek. Ale ta intryga uratowa艂a 偶ycie mojej kuzynce, chocia偶 ona nic o tym nie wie. Pami臋tam, 偶e spyta艂em moj膮 ciotk臋 Skye, jak to jest, 偶e taki z艂y post臋pek mo偶e by膰 w艂a艣ciwy. I wiesz, co mi odpowiedzia艂a? 呕e Ko艣ci贸艂 cz臋sto pope艂nia艂 b艂臋dy. 呕e prawo, kt贸rego tak kurczowo si臋 trzymano, stworzyli ludzie, a nie B贸g. Wierzy艂a, 偶e gdyby ludzko艣膰 cz臋艣ciej kierowa艂a si臋 zdrowym rozs膮dkiem, wszyscy by na tym zyskali. - U艣miechn膮艂 si臋 do swoich wspomnie艅, ale szybko si臋 otrz膮sn膮艂. -Wiem jednak, 偶e nasze dzia艂ania skrzywdzi艂y ci臋, Rory. S膮dzi艂em, 偶e wszystko ju偶 za nami i by艂oby tak, gdyby艣 nie znalaz艂 tych miniatur. Teraz musisz zachowa膰 dyskrecj臋, co b臋dzie dla ciebie bardzo trudne, bo m艂oda Fortune jest upart膮 dziewczyn膮.

Tak jak Aoife - odpowiedzia艂 z u艣miechem Rory. - Teraz wiem przynajmniej, sk膮d u Fortune ta nami臋tno艣膰 do koni. Moja siostra mia艂a tak膮 sam膮 pasj臋 i by艂a doskona艂膮 amazonk膮. Obawiam si臋, ksi臋偶e, 偶e ta samowolna irlandzka dziewczyna nie jest podobna do swojej matki. Ostrzeg臋 kuzynk臋 Jasmine, 偶eby uwa偶niej obserwowa艂a c贸rk臋 - odrzek艂 Cullen Butler.

Ja te偶 b臋d臋 uwa偶a艂 na moj膮 c贸rk臋 - o艣wiadczy艂 Rory. - Pragnie dobrego zwi膮zku, cho膰 do艣膰 niefortunnego. Jej nami臋tno艣膰 do Kierana Deversa kosztuje j膮 utrat臋 Maguire's Ford. Nie chcia艂bym jednak, 偶eby by艂a zagro偶ona oskar偶eniem o zdrad臋 z powodu wiary m臋偶a, co stanie si臋 na pewno, je艣li pozostanie w Irlandii. Kiedy obaj m艂odzi Leslie przyje偶d偶aj膮, 偶eby otrzyma膰 dar od swojej matki?

Przysz艂膮 wiosn膮 - rzek艂 ksi膮dz. - Jasmine powiedzia艂a mi, 偶e chce, aby kr贸l potwierdzi艂 ich prawa do Maguire's Ford, 偶eby nikt nie m贸g艂 ich zakwestio­nowa膰. Jestem przekonany, 偶e lady Devers od d艂u偶szego czasu ma na oku t臋 posiad艂o艣膰. S膮dzi艂a, 偶e zdob臋dzie j膮 poprzez Fortune i chocia偶 przyznaj臋, i偶 uwa偶a艂em Williama Deversa za odpowiedniego kandydata do r臋ki c贸rki Jasmine, to ba艂em si臋 wp艂ywu jego matki. Mo偶emy dzi臋kowa膰 Bogu, 偶e sama zniszczy艂a wszystkie szanse na zwi膮zek pomi臋dzy Fortune i m艂odym Willem. Mo偶emy te偶 dzi臋kowa膰 Bogu za to, 偶e Fortune jest rozs膮dn膮 dziewczyn膮, kt贸ra dostrzeg艂a niebezpiecze艅stwo posiadania takiej te艣ciowej. Owszem - zgodzi艂 si臋 Rory. - Ale zrobi sobie wroga w owej damie, gdy wyjdzie na jaw, 偶e wybra艂a Kierana Deversa. Lady Jane trudno b臋dzie prze­艂kn膮膰 fakt, 偶e Fortune wola艂a jej pasierba, a nie jej syna. Nie mo偶e zje艣膰 ciastka i jednocze艣nie je zachowa膰 - odpowiedzia艂 ojciec Cullen. - Obawia艂a si臋 wp艂ywu Fortune na syna, a zarazem pragn臋艂a posagu dziewczyny. Teraz nie dostanie nic, a moja kuzynka Jasmine dopilnuje, 偶eby podst臋pnie nie zaw艂adn臋艂a ani Maguire's Ford, ani Erne Rock. Mam nadziej臋, 偶e si臋 nie mylisz - rzek艂 Maguire - ale Jane Devers to zdeterminowana kobieta, a na dodatek Angielka. Cullen Butler roze艣mia艂 si臋.

Ale偶 Rory, s艂ysza艂em, 偶e nawet Anglicy maj膮 swoje dobre strony, chocia偶 nasz Ko艣ci贸艂 m贸g艂by si臋 nie zgodzi膰 z t膮 opini膮.

I w tej sprawie zgadzam si臋 z naszym Ko艣cio艂em - pad艂a cierpka odpowied藕. - Nie zaszkodzi obserwowa膰 Devers贸w po ich powrocie z Anglii. Pami臋taj,

偶e ch艂opcy Lesliech przyjad膮 dopiero na wiosn臋. A s膮 m艂odzi. Musimy bacznie pilnowa膰, 偶eby ta kobieta nie sprawia艂a 偶adnych k艂opot贸w. B臋dziemy uwa偶a膰 razem, ja i ty, przyjacielu - powiedzia艂 ksi膮dz. - Obaj b臋dziemy czuwa膰

Cz臋艣膰 II

ULSTER I ANGLIA

Lata 1630-1631

Mi艂o艣膰 jest wszystkim, co istnieje -To wszyslko, co o niej wiemy; (...) Emily Dickinson llum. Si. Bara艅czak

Rozdzia艂 7

Czerwcowa Noc 艢wi臋toja艅ska wypada艂a w po艂owie pomi臋dzy pierwszym maja i 艢wi臋tem Do偶ynek pierwszego sierpnia. Ten rok by艂 w Ulsterze wyj膮tko­wo s艂oneczny. Owego dnia Kieran Devers jecha艂 z Erne Rock do Mallow Court, aby si臋 upewni膰, czy podczas jego nieobecno艣ci w艂a艣ciwie zarz膮dzano po­siad艂o艣ci膮 ojca. Zaskoczy艂a go obecno艣膰 w Mallow Court siostry, lady Colleen Kelly.

- Kiedy przyjecha艂a艣? - zapyta艂, ca艂uj膮c j膮 na powitanie.

- Mama napisa艂a z Anglii, 偶e powinnam wraca膰 i sprawdzi膰, co robisz -wyja艣ni艂a mu z u艣miechem. -Gdzie by艂e艣, Kieranie? Jestem tu ju偶 od trzech dni, a s艂u偶ba jest bardzo tajemnicza. - By艂a 艣liczn膮 m艂od膮 kobiet膮 z ciemnymi w艂osami, jak u brata, i du偶ymi niebieskimi oczami. - Mama nadal jeszcze cierpi z powodu kosza, jaki Willy dosta艂 od lady Fortune, ale ju偶 planuje jego 艣lub z Emily Ann臋. Twierdzi, 偶e Willy jest tym zainteresowany, co oczywi艣cie oznacza, 偶e zmusi艂a go do podporz膮dkowania si臋. - Colleen roze艣mia艂a si臋. Potem doda艂a: - Czy lady Lindley naprawd臋 jest taka straszna, jak utrzymuje mama?

- Fortune Lindley jest niezale偶na, uparta, inteligentna, m膮dra i pi臋kna -odpowiedzia艂. - Unieszcz臋艣liwi艂aby Willa, bowiem by艂by rozdarty pomi臋dzy ni膮 i matk膮. Fortune by艂a do艣膰 m膮dra, 偶eby to dostrzec, wi臋c odm贸wi艂a mu delikatnie, jest bowiem mi艂膮 dziewczyn膮.

- Chyba nie藕le j膮 znasz, braciszku - cicho powiedzia艂a Colleen.

呕eni臋 si臋 z ni膮 - pad艂a szybka odpowied藕.

Och, Kieran - wyj膮ka艂a jego siostra, ze zdumienia przyciskaj膮c r臋k臋 do serca. Otoczy艂 j膮 ramieniem.

Wiem, Colleen, wiem. Fortune i ja uczynili艣my rzecz nie do pomy艣lenia. Pokochali艣my si臋. Lady Jane i Willy nie wybacz膮 nam naszej lekkomy艣lno艣ci, no ale sta艂o si臋. Sam z zaskoczeniem odkry艂em, 偶e nie spos贸b panowa膰 nad w艂asnym sercem. -U艣miechn膮艂 si臋 do niej nie艣mia艂o. Mama by艂a zainteresowana Maguire's Ford, odk膮d dowiedzia艂a si臋 od wielebnego Steena, 偶e w艂a艣cicielk膮 posiad艂o艣ci jest ksi臋偶na, maj膮ca c贸rk臋 na wydaniu. Nigdy nie wybaczy ci zniewagi, jak膮 jest sprz膮tni臋cie dziewczyny sprzed jej nosa, Kieranie -ostrzeg艂a go siostra.

Nie spodoba艂a jej si臋 Fortune, kiedy j膮 pozna艂a, i zrobi艂a wszystko, 偶eby ustrzec Willa przed jej wp艂ywem.

Ale zdobycie Maguire's Ford, posiad艂o艣ci du偶o wi臋kszej i bogatszej ni偶 Mallow Court jest z twojej strony wielkim afrontem, zw艂aszcza po koszu, jakiego Willy dosta艂 od przysz艂ej dziedziczki. Wiesz o tym r贸wnie dobrze jak ja, bracie. Czy naprawd臋 s膮dzisz, 偶e mama b臋dzie siedzia艂a bezczynnie, przygl膮daj膮c si臋, jak zabierasz jej sprzed nosa taki t艂usty k膮sek, je艣li wcze艣niej nie zezwoli艂a, by艣 dziedziczy艂 maj膮tek po ojcu tylko dlatego, 偶e nie chcia艂e艣 zosta膰 protestantem?

Maguire's Ford nie nale偶y do Fortune - powiedzia艂 m艂odszej siostrze Kieran. - Jest w艂asno艣ci膮 jej matki, ksi臋偶ny Glenkirk. Mia艂 przypa艣膰 Fortune, gdyby po艣lubi艂a protestanta. Lady Leslie nie jest g艂upia, Colleen. Fortune i ja wyje偶d偶amy do Anglii, a stamt膮d mo偶e do Nowego 艢wiata. 呕adne z nas do­t膮d nie czu艂o si臋 nigdzie jak w domu.

Czemu nie mo偶esz po prostu zosta膰 protestantem? Pomy艣l tylko, jak zirytowa艂oby mam臋, gdyby po tylu latach jej bezskutecznych stara艅 nawr贸cenia ci臋 uda艂o si臋 to Fortune - zachichota艂a Colleen. Wiesz, dlaczego nie zmieni臋 wiary - rzek艂 spokojnie.

Kieranie, nasza mama nie 偶yje od dwudziestu siedmiu lat. Postawi艂e艣 na swoim. Nie mog臋 znie艣膰 my艣li, 偶e wyjedziesz z Irlandii i 偶e nigdy ju偶 ci臋 nie zobaczymy. Gdyby艣 nie mia艂 tej ma艂ej miniatury matki, nawet by艣 nie pami臋ta艂, jak wygl膮da艂a - z rozpacz膮 zawo艂a艂a Colleen. Wygl膮da艂a jak ty, Colleen. Mia艂a jasn膮 cer臋, niebieskie oczy i kruczoczarne w艂osy, i mia艂a zaledwie dwadzie艣cia lat, gdy umar艂a, wydaj膮c ci臋 na 艣wiat. Nie wini臋 ci臋 za to, co si臋 sta艂o, Colleen. Mia艂a艣 tylko dwa latka, gdy tato o偶eni艂 si臋 powt贸rnie. Nie wini臋 te偶 Moiry, bo nie chcia艂a zosta膰 usuni臋ta z 偶ycia taty. Natomiast ja podj膮艂em swoj膮 decyzj臋 dawno temu i nie widz臋 powodu, 偶eby j膮 zmienia膰.

Ale przecie偶 nie jeste艣 szczeg贸lnie pobo偶ny - zauwa偶y艂a siostra. - Nie pojmuj臋, czemu ci tak zale偶y.

Jed藕 ze mn膮 do Erne Rock pozna膰 Fortune - powiedzia艂 brat. - Leslie s膮 bardzo go艣cinnymi lud藕mi.

Nie - energicznie potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 Colleen. -Gdybym pojecha艂a, musia艂abym powiedzie膰 mamie, co wiem o twoich planach, a nie chc臋 tego robi膰, Kieranie. Wspominasz o naszej mamie, ale pami臋taj, 偶e lady Jane jest jedyn膮 matk膮, jak膮 kiedykolwiek zna艂am. Nie robi艂a 偶adnej r贸偶nicy pomi臋dzy mn膮 czy Mary a dzie膰mi, kt贸re urodzi艂a naszemu ojcu. Nawet kiedy j膮 rozczarowa艂am, wychodz膮c za m膮偶 za irlandzkiego protestanta, a nie za Anglika, nigdy mnie nie odtr膮ci艂a. Nawet Mary j膮 kocha. Ty jeste艣 jedy­nym dzieckiem taty, kt贸re nie potrafi艂o si臋 z ni膮 dogada膰, Kieranie. Wr贸cisz st膮d prosto do domu - usi艂owa艂 j膮 przekona膰 - i nie zobaczysz naszej macochy a偶 do dnia 艣lubu Willa z Emily Ann臋. A wtedy ju偶 wszyscy b臋d膮 wiedzieli, 偶e mamy si臋 pobra膰 z Fortune. Nasza macocha b臋dzie tak rozdarta pomi臋dzy rado艣ci膮 ze zdobycia Emily Ann臋 na synow膮 a moim bezczelnym 艣lubem, 偶e nie b臋dzie si臋 zastanawia膰, czy pozna艂a艣 Lesliech podczas swojej wizyty w Ulsterze. B臋dzie s膮dzi艂a, 偶e sprytnie trzyma艂em wszystko w tajemnicy przed tob膮, bo przecie偶 gdyby艣 co艣 wiedzia艂a, na pewno by艣 jej

powiedzia艂a. Zawsze by艂a艣 taka dobra, Colleen, 偶e nasza macocha nie b臋dzie

ci臋 podejrzewa膰 o 偶aden podst臋p. - U艣miechn膮艂 si臋 艂obuzersko do m艂odszej

siostry, po czym na powr贸t spowa偶nia艂. - Widzimy si臋 pewnie po raz ostatni,

Colleen, i jest to prawdopodobnie jedyna okazja, 偶eby艣 spotka艂a Fortune.

Chc臋, by艣 pozna艂a dziewczyn臋, kt贸ra ma zosta膰 moj膮 偶on膮. Jeste艣 moj膮

ulubion膮 siostr膮 i ostatnim darem naszej prawdziwej mamy.

A niech ci臋, Kieranie - powiedzia艂a ze 艂zami w oczach - masz diabelski

j臋zyk. Dobrze, pojad臋 z tob膮 pozna膰 twoj膮 dziewczyn臋, a potem zmykam na

po艂udnie, do siebie do domu. Mama wraca tu zaraz po Do偶ynkach na 艣lub

Willa, kt贸ry zaplanowano na Dzie艅 艢w. Micha艂a.

Potrzebuj臋 paru godzin, 偶eby przejrze膰 ksi臋gi rachunkowe - o艣wiadczy艂. -

Zostan臋 na noc, a jutro pojedziemy do Maguire's Ford.

B臋d臋 musia艂a udawa膰, 偶e wybieram si臋 do domu. Nie chc臋, 偶eby s艂u偶膮cy

mamy plotkowali, kiedy wr贸ci, a na pewno b臋d膮. Wiem, 偶e dla ciebie nie ma

to znaczenia, ale dla mnie jest istotne - rzek艂a Colleen.

Naprawd臋 rozumiem, Colleen - odpowiedzia艂. -Chc臋 tylko, 偶eby艣 jako jedyna

z mojego rodze艅stwa przekona艂a si臋, 偶e Fortune nie jest straszliw膮 istot膮, jak

przedstawiaj膮 lady Jane.

Na Boga, Kieranie! Jeste艣 zakochany! Naprawd臋 zakochany! Nigdy bym si臋

tego po tobie nie spodziewa艂a!

Katolicy tak偶e mog膮 si臋 zakocha膰 - zauwa偶y艂 oschle.

Roze艣mia艂a si臋.

No, bracie, nie my艣l o mnie tak samo, jak my艣lisz o mamie. Dzi臋ki tobie nie

jestem tak ograniczona.

Za艣mia艂 si臋.

Gdyby lady Jane kiedykolwiek dowiedzia艂a si臋, 偶e od czasu do czasu

bywa艂a艣 ze mn膮 na mszy, ca艂kowicie by ci臋 wydziedziczy艂a. A co gorsza,

pozna艂a艣 nasze siostry przyrodnie i s艂odk膮 Molly naszego taty. Wiedzia艂em,

偶e mog臋 ci ufa膰. Nie Moirze, kt贸ra nigdy nie zrobi艂aby niczego, co mog艂oby

wywo艂a膰 niezadowolenie naszej macochy. Ty jednak, w przeciwie艅stwie do reszty rodze艅stwa, zawsze mia艂a艣 awanturnicz膮 偶y艂k臋.

- To cud, 偶e nigdy nie zosta艂am przy艂apana. Niewiele brakowa艂o, gdy Bessie mia艂a osiem lat. Bardzo j膮 interesowa艂o, gdzie si臋 w艂贸czymy. Powiedzia艂am jej, 偶e szukamy krasnoludka i jego z艂otego skarbu. By艂a bardzo podobna do mamy, wi臋c zacz臋艂a si臋 ze mnie wy艣miewa膰, 偶e wierz臋 w takie rzeczy. Ale zaspokoi艂o to jej ciekawo艣膰. Lecz nie Mary, kt贸ra posz艂a za nami pewnego dnia, gdy udali艣my si臋 w odwiedziny do Molly i dziewczynek. Kiedy wr贸ci艂am, zagrozi艂a, 偶e powie mamie. By艂a taka pod艂a! Powiedzia艂am, 偶e je艣li to zrobi, rzucisz na ni膮 irlandzk膮 kl膮tw臋 i uro艣nie jej pype膰 na czubku nosa, przez co nigdy nie znajdzie sobie m臋偶a. 艢mia艂a si臋 ze mnie, ale wiem, 偶e si臋 przestraszy艂a, bo nigdy nie wyjawi艂a naszego sekretu.

- A wi臋c dlatego nigdy wi臋cej nie przysz艂a艣 do Molly - powiedzia艂. Colleen skin臋艂a g艂ow膮.

- S膮dzi艂am, 偶e tak b臋dzie lepiej. Mary nigdy nie mia艂a pewno艣ci, czy wizyta, kt贸r膮 wy艣ledzi艂a, by艂a wydarzeniem jednorazowym, czy te偶 nie. Tak by艂o le­piej.

Tego wieczoru brat i siostra obserwowali ognie rozpalone na wzg贸rzach z okazji Nocy 艢wi臋toja艅skiej. W pobliskich wioskach planowano festyny i ta艅ce. Kieran pozwoli艂 s艂u偶膮cym przy艂膮czy膰 si臋 do celebruj膮cych, je艣li b臋d膮 chcieli. Pod nieobecno艣膰 lady Jane i bez jej dezaprobaty dom wyludni艂 si臋 ju偶 wczesnym popo艂udniem. W jadalni zosta艂a zimna kolacja, przygotowana dla rodze艅stwa. Colleen poinformowa艂a swojego wo藕nic臋 i pokoj贸wk臋, 偶e na­st臋pnego dnia b臋d膮 wraca膰 na po艂udnie i 偶e chce wyruszy膰 jak najwcze艣niej.

Rankiem opu艣cili Mallow Court, ale gdy dotarli do g艂贸wnej drogi, Colleen dala znak wo藕nicy, 偶eby si臋 zatrzyma艂. Wysiad艂a z powozu, odwi膮za艂a swoj膮 klacz, pod膮偶aj膮c膮 za powozem, dosiad艂a konia i powiedzia艂a:

- Zanim pojedziemy na po艂udnie, musz臋 si臋 jeszcze gdzie艣 zatrzyma膰, Josephie. Jed藕 za mn膮 i moim bratem.

Ko艂o po艂udnia znale藕li si臋 w pobli偶u Maguire's Ford. Fortune wyjecha艂a im na spotkanie na swoim wielkim, szarym wa艂achu. Jej rude w艂osy powiewa艂y, gdy galopowa艂a przez zielone wzg贸rza. Stan臋li, 偶eby na ni膮 poczeka膰. Fortune zbli偶y艂a si臋 do nich i wstrzyma艂a Pioruna.

- Je艣li mnie oszuka艂e艣, Kieranie Devers, i to jest twoja 偶ona, poder偶n臋 ci gard艂o! - zawo艂a艂a, u艣miechaj膮c si臋.

- To moja siostra, Colleen, kt贸r膮 przywioz艂em, 偶eby ci臋 pozna艂a i 偶eby przynajmniej jedna osoba w mojej rodzinie mog艂a broni膰 twojej reputacji. A tymczasem ty, niewdzi臋cznico, wszystko zepsu艂a艣 -za偶artowa艂. Spojrzenie niebieskozielonych oczu Fortune napotka艂o wejrzenie lady

Colleen Kelly.

- Jeste艣 ostatnim dzieckiem Mary Maguire - powiedzia艂a Fortune. - Witaj w Maguire's Ford, milady. Czy zatrzymasz si臋 na kilka dni?

- Chyba tak - Colleen us艂ysza艂a w艂asn膮 odpowied藕.

- 艢wietnie! - odpowiedzia艂a Fortune. - Chod藕cie ze mn膮, pojedziemy do domu. Mam nadziej臋, 偶e lepiej umiesz si臋 艣ciga膰 ni偶 tw贸j brat. Kiedy przegra, a zdarza si臋 to ca艂kiem cz臋sto, zawsze j臋czy i wo艂a, 偶e wy艣cig by艂 nieuczciwy.

- Ja nigdy nie j臋cz臋 - powiedzia艂a Colleen, spi臋艂a nogami klacz i pop臋dzi艂a przed nimi drog膮.

Fortune ruszy艂a za ni膮 z radosnym okrzykiem. Kieran potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 i pop臋dzi艂 za dwoma m艂odymi kobietami. Dogoni艂 je dopiero na dziedzi艅cu zamku Erne Rock. Sta艂y splecione ramionami i 艣mia艂y si臋 jak szalone.

- Podejrzewa艂em, 偶e jeste艣cie siebie warte - rzek艂, zsiadaj膮c z konia.

- Wejd藕cie do 艣rodka - powiedzia艂a Fortune. -Moi rodzice uciesz膮 si臋, mog膮c ci臋 pozna膰.

Pa艅stwo Leslie byli w g艂贸wnej sali Erne Rock. Jasmine siedzia艂a przy kominku, a James sta艂 obok. Po wst臋pnym powitaniu Fortune nagle zorientowa艂a si臋, 偶e jej rodzice sprawiaj膮 wra偶enie przygaszonych, a mo偶e nawet nieco rozkojarzonych.

- Co si臋 sta艂o? Wszystko w porz膮dku? - zapyta艂a.

- Twoja mama otrzyma艂a do艣膰 zaskakuj膮ce wiadomo艣ci - powiedzia艂 ksi膮偶臋, opieraj膮c r臋k臋 na ramieniu 偶ony i 艣ciskaj膮c je lekko.

- Mamo? - Na 艣licznej buzi Fortune malowa艂a si臋 troska. Ukl臋k艂a ko艂o matki.

- Mo偶e to nie jest najlepsza chwila na nieproszonych go艣ci - odezwa艂a si臋 Colleen.

- Nie, moja droga, jeste艣 tu bardzo mile widziana - powiedzia艂a Jasmine. - Po prostu spotka艂a mnie dzisiaj niespodzianka. Wygl膮da na to, 偶e b臋d臋 mia艂a dziecko.

- Co? - Twarz Fortune poblad艂a. - Mamo! To niemo偶liwe! Jeste艣 za stara, 偶eby mie膰 dziecko!

Jasmine roze艣mia艂a si臋 i poklepa艂a c贸rk臋 po policzku. - My艣la艂am dok艂adnie tak samo, skarbie, ale wygl膮da na to, 偶e jednak tak nie jest.

- A ju偶 na pewno ja nie jestem za stary - rzuci艂 James Leslie.

Fortune sp艂oni艂a si臋, wyra藕nie zak艂opotana zachowaniem rodzic贸w. Ale sama my艣l o nowym dzidziusiu by艂a do艣膰 przyjemna. Dzi臋ki malcowi mama i tata b臋d膮 mniej t臋skni膰, gdy wyjedzie z Kieranem.

- Kiedy ma si臋 urodzi膰? - zapyta艂a.

- W listopadzie - odpowiedzia艂a matka.

- Serdeczne gratulacje, madam - powiedzia艂a Colleen. - Sama mam tr贸jk臋 dzieci.

- Jak mo偶esz by膰 pewna? - zapyta艂a Fortune.

- Jestem pewna, bo urodzi艂am ju偶 o艣mioro dzieci - powiedzia艂a Jasmine. -Musz臋 jednak przyzna膰, 偶e gdy nie pokaza艂o si臋 miesi臋czne krwawienie, s膮dzi艂am, 偶e nadesz艂a jesie艅 mojego 偶ycia. Ale potem zauwa偶y艂am... -Przerwa艂a. - Nie s膮dz臋, 偶eby to by艂 dobry temat do rozmowy w mieszanym towarzystwie, skarbie. Powiedzmy, 偶e jestem pewna, a Bride Murphy, kt贸ra jest wioskow膮 akuszerk膮, potwierdzi艂a moje przypuszczenia.

- Musimy wi臋c wraca膰 natychmiast do Glenkirk -zawo艂a艂a Fortune.

Jasmine potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. - Nie. Bride poradzi艂a mi, 偶eby w moim wieku nie wybiera膰 si臋 w 偶adn膮 podr贸偶. To dziecko urodzi si臋 tutaj, tak jak ty. Pos艂a­艂am ju偶 po Adama i Duncana, 偶eby mieszka艅cy posiad艂o艣ci poznali ich jak najszybciej. Tw贸j brat Patrick b臋dzie musia艂 sam da膰 sobie rad臋 w Glenkirk. Posia艂am do Edynburga z pro艣b膮, 偶eby wuj Adam i ciotka Fiona przyjechali go pilnowa膰. Lubi ich towarzystwo i nie b臋dzie si臋 czu艂 tak osamotniony. Wiem, 偶e w ostatnich latach Adama i Fion臋 znudzi艂o 偶ycie w mie艣cie. Wierz臋, 偶e uciesz膮 si臋 z mo偶liwo艣ci powrotu do Glenkirk. A wi臋c, moi drodzy, musimy si臋 przygotowa膰 na d艂u偶szy pobyt w Maguire's Ford - podsumowa艂a Jasmine.

- Kieran i ja musimy si臋 natychmiast pobra膰 -stwierdzi艂a Fortune. - Colleen powiedzia艂a mi, 偶e Deversowie wr贸c膮 z Anglii po Do偶ynkach. Na 艢wi臋tego Micha艂a Will ma po艣lubi膰 swoj膮 kuzynk臋 Emily Ann臋.

- A wi臋c z pewno艣ci膮 nie mo偶esz wzi膮膰 艣lubu z Kieranem przed weselem jego brata, Fortune -zdecydowanym g艂osem rzek艂 James Leslie. - Deversowie nie b臋d膮 zachwyceni tym, co si臋 wydarzy艂o, gdy przebywali za granic膮. Gdyby po ich powrocie okaza艂o si臋, 偶e jeste艣cie z Kieranem po 艣lubie, powsta艂oby napi臋cie pomi臋dzy mieszka艅cami Maguire's Ford i Lisnaskea. William Devers poprosi艂 ci臋 o r臋k臋, a ty mu odm贸wi艂a艣. Zrobi艂a艣 to delikatnie, ale jednak by艂a to odmowa. Je艣li wraz z Kieranem og艂osicie swoje zamiary i pobierzecie si臋, zanim William po艣lubi swoj膮 kuzynk臋, b臋dzie to jeszcze wi臋ksz膮 obraz膮. Wiesz, 偶e masz nasz膮 zgod臋 na po艣lubienie Kierana. Prosimy tylko, 偶eby艣cie wstrzymali si臋 do dnia 艢wi臋tego Micha艂a, po weselu Williama.

- Zgadzam si臋 z panem, milordzie - pospiesznie powiedzia艂 Kieran Devers, wyprzedzaj膮c jakikolwiek protest ze strony Fortune, do kt贸rej z kolei si臋 zwr贸ci艂:

- Tw贸j ojciec ma racj臋, kochanie. Kocham mojego ojca i mojego brata. Nie chc臋, 偶eby z tego powodu wybuch艂a pomi臋dzy nami wojna.

- Tak czy inaczej b臋d膮 si臋 czuli ura偶eni - argumentowa艂a Fortune.

Ale ich obraza b臋dzie mniejsza, je艣li Will pierwszy si臋 o偶eni - wtr膮ci艂a Colleen.

Gwarantuj臋, 偶e moja macocha b臋dzie w艣ciek艂a, ale po 艣lubie Willa b臋dzie jej 艂atwiej zachowa膰 twarz ni偶 gdyby po powrocie dowiedzia艂a si臋 o waszym ma艂偶e艅stwie i stan臋艂a przed faktem dokonanym. Martwi mnie tylko jej ch臋膰 zagarni臋cia Maguire's Ford, kt贸ry mia艂a nadziej臋 zdoby膰 poprzez ma艂偶e艅stwo Willa z Fortune. - Colleen zwr贸ci艂a si臋 do ksi臋偶nej:

Kieran m贸wi, 偶e posiad艂o艣膰 nale偶y do ciebie, milady. Czy to prawda? Prosz臋 zrozumie膰, 偶e chocia偶 kocham moj膮 macoch臋 i nie b臋d臋 wobec niej nielo­jalna, to kocham tak偶e brata. Lady Jane jest pazerna. Trudno jej si臋 b臋dzie pogodzi膰 z my艣l膮, 偶e ten maj膮tek przypadnie Kieranowi poprzez ma艂偶e艅stwo z pani c贸rk膮, kt贸ra wcze艣niej da艂a kosza jej synowi.

Kieran nie dostanie Maguire's Ford - spokojnie powiedzia艂a Jasmine. - Obaj m艂odsi synowie Leslie zostali wychowani w protestanckiej wierze. Jako naj­m艂odsi w rodzinie mieli tylko dobre nazwiska. M贸j najstarszy syn jest markizem Westleigh. M贸j drugi syn nosi tytu艂 ksi臋cia Lundy. M贸j trzeci syn pewnego dnia odziedziczy tytu艂 ksi膮偶臋cy po ojcu. Tylko Adam i Duncan nie maj膮 ani tytu艂u, ani maj膮tku. Spokojnie dadz膮 sobie rad臋 bez tego pierwszego, ale trudno jest 偶y膰 bez tego drugiego. Podziel臋 Maguire's Ford r贸wno pomi臋dzy nich. Zabranie mi tej posiad艂o艣ci z jakiegokolwiek powodu wymaga艂oby ogromnych wp艂yw贸w na kr贸lewskim dworze. Nie wydaje mi si臋, 偶eby wasza macocha je posiada艂a. A ja tak.

Gdzie wi臋c si臋 podzieje Fortune i Kieran, zw艂aszcza wobec jego nieprzejednania w kwestii religii? -zastanowi艂a si臋 Colleen. - Wspomina艂 mi co艣 o Nowym 艢wiecie.

Tak. Sir George Calvert stara si臋 za艂o偶y膰 w Nowym 艢wiecie koloni臋 opart膮 na zasadach wolno艣ci religijnej. Sam jest katolikiem, powszechnie lubianym i szanowanym. Kr贸l bardzo go ceni. Je艣li komu艣 pisany jest sukces w takim przedsi臋wzi臋ciu, to z pewno艣ci膮 jemu. Jestem przekonana, 偶e taka kolonia

by艂aby dobrym miejscem dla Fortune i twojego brata. Kiedy wr贸cimy do Anglii, przekonamy si臋, jakie poczyni! post臋py. W mi臋dzyczasie napisz臋 do mojego syna Charliego, przebywaj膮cego na kr贸lewskim dworze. Zbierze wszelkie potrzebne mi informacje. Nie martw si臋 o Kierana, moja droga. Ale teraz musimy si臋 zaj膮膰 waszym noclegiem. Pokoje go艣cinne s膮 ma艂e, ale bardzo wygodne. Jestem pewna, 偶e Adali zd膮偶y艂 ju偶 pokaza膰 twojej pokoj贸wce, gdzie spocznie twoja 艣liczna g艂贸wka. - U艣miechn臋艂a si臋 do Colleen.

- Jest pani bardzo 艂askawa, milady - rzek艂a m艂oda kobieta, dygaj膮c. - Jestem bardzo zadowolona, 偶e Kieran tak nalega艂, 偶ebym przyjecha艂a do Erne Rock i pozna艂a Fortune i jej rodzin臋. Teraz wiem, 偶e m贸j brat jest bezpieczny i nie b臋d臋 si臋 denerwowa膰.

Lady Colleen Kelly nie wyjecha艂a z Erne Rock przez kilka nast臋pnych dni, pomimo szczerych zamiar贸w, 偶eby to uczyni膰. Odkry艂a, 偶e lubi ksi臋cia i jego 偶on臋. Fortune po prostu by艂a zachwycaj膮ca, pomimo swojego niekonwencjonalnego zachowania. Doskonale rozumia艂a, czemu jej macocha nie polubi艂a dziewczyny, a tak偶e dlaczego nie by艂a to w艂a艣ciwa dziewczyna dla Willa, za to idealna dla Kierana. Wiedzia艂a, 偶e w Dublinie intelekt, dowcip i uroda Fortune Lindley znalaz艂yby du偶e uznanie. Jej starszy brat i Fortune stanowili idealn膮 par臋, lecz przeczuwa艂a, 偶e to ma艂偶e艅stwo sprowadzi na nich k艂opoty. Jej macocha znajdzie spos贸b, 偶eby si臋 zem艣ci膰.

- Ustalili艣cie ju偶 dat臋 艣lubu? - zapyta艂a m艂odych w noc poprzedzaj膮c膮 jej ostateczny wyjazd z Erne Rock do domu.

Kieran spojrza艂 na Fortune.

- Par臋 dni po 艣lubie Williama. Kiedy lady Jane dowie si臋, 偶e zamierzamy zosta膰 w Maguire's Ford jeszcze przez kilka miesi臋cy, b臋dzie musia艂a zaprosi膰 moj膮 rodzin臋 na wesele. Rodzice s膮 wysoko urodzeni i nale偶膮 do przyjaci贸艂 kr贸la, wi臋c pomini臋cie nas by艂oby ogromnym nietaktem. My te偶 nie b臋dziemy mieli wyboru i pojawimy si臋 na weselu, 偶eby nie uznano nas za

snob贸w albo 偶eby nie powsta艂y plotki, 偶e to Will zerwa艂 ze mn膮, wol膮c swoj膮 kuzynk臋, pann臋 Elliot. A to by艂oby nie do przyj臋cia - rzek艂a Fortune. Mamie by si臋 to spodoba艂o - szczerze przyzna艂a Colleen. - Kiedy powiecie rodzinie o swoich planach? Fortune zmarszczy艂a czo艂o.

Nie wiem - powiedzia艂a. - Prawd臋 m贸wi膮c, nie mam poj臋cia, jak to zrobi膰. Nie chc臋 zepsu膰 wesela waszego m艂odszego brata, a boj臋 si臋, 偶e ta wiado­mo艣膰 mog艂aby zwarzy膰 atmosfer臋. Colleen kiwn臋艂a g艂ow膮.

Kieran b臋dzie musia艂 wr贸ci膰 do Mallow Court. Gdyby zosta艂 w Erne Rock, nie by艂oby ko艅ca plotkom, kt贸re z pewno艣ci膮 dotar艂yby do uszu moich ro­dzic贸w natychmiast po ich powrocie z Anglii. S艂u偶膮cy mamy uwielbiaj膮 Kierana, ale poniewa偶 nie odziedziczy maj膮tku, s膮 lojalniejsi wobec mojej macochy i Willa. Dbaj膮 o swoj膮 przysz艂o艣膰 i nie mo偶na mie膰 im tego za z艂e. Lady Kelly ma zupe艂n膮 racj臋 - wtr膮ci艂 ksi膮偶臋 Glenkirk. Opieku艅czym gestem otoczy艂 ramieniem Fortune. - Wiem, 偶e si臋 kochacie, skarbie, ale a偶 do dnia waszego 艣lubu musicie si臋 rozdzieli膰. Deversowie b臋d膮 wystarczaj膮co 藕li, gdy dowiedz膮 si臋 o tym, co si臋 dzieje. Sir Shane jest rozs膮dnym cz艂owiekiem i b臋d臋 w stanie si臋 z nim pogodzi膰. Ale jego 偶ona i syn b臋d膮 艣miertelnie obra偶eni. Nie wybacz膮 tego, skarbie. Je艣li si臋 nie myl臋, wyjd膮 ze sk贸ry, 偶eby przysporzy膰 k艂opot贸w.

Ale lady Jane b臋dzie mia艂a to, czego zawsze pragn臋艂a. Will po艣lubi swoj膮 kuzynk臋, pann臋 Elliot -z rozpacz膮 rzek艂a Fortune.

Mama nie ciebie chcia艂a dla Willa, Fortune. Chodzi艂o jej o bogat膮 posiad艂o艣膰. S膮dzi艂a, 偶e zdusi swoje rozczarowanie, 偶e nie b臋dzie 艣lubu z jej bratanic膮 i zaakceptuje ci臋 jako synow膮, bo przyniesiesz jej synowi Maguire's Ford i zamek Erne Rock. Ale kiedy ci臋 pozna艂a i zobaczy艂a, jaka jeste艣 艣liczna, m膮­dra i jak bardzo zdecydowana, 偶eby samej panowa膰 nad w艂asnym 偶yciem,

zrozumia艂a, 偶e ci臋 nie zniesie, bo zabierzesz jej Willa. A nieszcz臋sna Emily Ann臋 nigdy tego nie zrobi - t艂umaczy艂a Colleen.

- Jeste艣 bardzo przenikliwa - cicho zauwa偶y艂a ksi臋偶na.

- Prosz臋 nie my艣le膰, 偶e jestem nielojalna, madam -odpowiedzia艂a Colleen. -Kocham ca艂膮 moj膮 rodzin臋 i chc臋, 偶eby wszyscy byli szcz臋艣liwi. Mama nie potrafi si臋 zmieni膰. Jest ambitna. Wykorzystuj膮c cz臋艣膰 maj膮tku, jaki dosta艂a w spadku po swoim ojcu, wyswata艂a moje siostry Mary i Bessie z pomniejszymi angielskimi lordami. By艂a bardzo dumna z tych ma艂偶e艅stw. Tylko fakt, 偶e matka mojego Hugha jest Angielk膮 sk艂oni艂 j膮 do ust臋pstwa i wyra偶enia zgody na m贸j 艣lub. Nie lubi Irlandczyk贸w, chocia偶 sama jest 偶on膮 jednego z nich. Nie ma nic z艂ego na my艣li. Stara si臋 by膰 dobr膮 偶on膮 dla taty i dobr膮 matk膮 dla wszystkich jego dzieci. Tylko Kieran wyrwa艂 si臋 spod jej opieki, ale poniewa偶 nie robi艂 trudno艣ci, 偶eby Will zosta! spadkobierc膮 maj膮tku po tacie, gotowa jest tolerowa膰 to, co nazywa niestosownym zachowaniem. Mawia, 偶e w ka偶dej rodzinie jest co najmniej jedna czarna owca.

- Kieran nie jest czarn膮 owc膮 - powiedzia艂a Fortune ura偶onym tonem. - To cz艂owiek z zasadami.

- Na nieszcz臋艣cie moje zasady s膮 r贸偶ne od zasad wyznawanych przez moj膮 macoch臋 - z przekornym u艣miechem zauwa偶y艂 Kieran Devers.

Colleen roze艣mia艂a si臋. - Masz racj臋, zupe艂nie r贸偶ne, braciszku.

*

Rankiem lady Kelly wyruszy艂a z Erne Rock w drog臋 do swojego domu na przedmie艣ciach Dublina.

- By膰 mo偶e ura偶臋 mam臋, madam - zwr贸ci艂a si臋 do Jasmine - ale je艣li 艣lub Kierana z pani c贸rk膮 odb臋dzie si臋 wkr贸tce po weselu Willa, chcia艂abym na nim by膰. Czy zawiadomisz mnie, pani, o dacie 艣lubu? Je艣li si臋 nie myl臋, tata

przyb臋dzie razem ze mn膮. Nic nie m贸wi, bo kocha mam臋, ale kocha r贸wnie偶 Kierana, chocia偶 nieprzejednana postawa brata bardzo go rani.

- Napisz臋 - obieca艂a Jasmine.

Pow贸z lady Kelly opu艣ci艂 dziedziniec zamkowy i przejecha艂 przez zwodzony most. Kieran i Fortune odprowadzili pow贸z a偶 do g艂贸wnej drogi, wiod膮cej do Dublina. Tam karoca zatrzyma艂a si臋 na chwil臋, aby siostra i brat mogli si臋 czule po偶egna膰. Fortune z mi艂o艣ci膮 uca艂owa艂a policzki Colleen. Potem pow贸z potoczy艂 si臋 dalej, a Kieran i Fortune stali machaj膮c, dop贸ki nie znik艂 z oczu za zakr臋tem.

Ostatni czerwcowy poranek by艂 pochmurny i ciep艂y. Nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e po po艂udniu rozp臋ta si臋 burza. D艂ugo jechali bez s艂owa, zmierzaj膮c ku swojemu ulubionemu miejscu, ku ruinom domu Czarnego Colma Maguire. Fortune pyta艂a o to miejsce Rory'ego po swoim pierwszym ukryciu si臋 tam z Kieranem. Czarny Colm zyska艂 sobie ten przydomek nie ze wzgl臋du na swoje ciemne w艂osy, ale ze wzgl臋du na sw贸j czarny charakter. Kiedy porwa艂 i zgwa艂ci艂 偶on臋 przyw贸dcy swojego klanu, rozw艣cieczeni krewni wreszcie mieli go dosy膰. Pewnej bezksi臋偶ycowej nocy za艂omotali do bram Czarnego Colma. Ale ten znikn膮艂. M贸wiono, 偶e poszed艂 do diab艂a, do swojego pana. Nikt go wi臋cej nie widzia艂. Nieszcz臋sn膮 ofiar臋 jego brutalno艣ci uratowano i odwieziono do domu, ale kobieta, ku rozpaczy m臋偶a, ju偶 nigdy nie odezwa艂a si臋 do nikogo nawet s艂owem. Dom Czarnego Colma zr贸wnano z ziemi膮.

- To nieszcz臋艣liwe miejsce - powiedzia艂 Rory, ale Fortune nie zgadza艂a si臋 z nim, bo by艂o to miejsce, gdzie mogli by膰 z Kieranem sami, z dala od szpiegu­j膮cych ich oczu. Ruiny by艂y dla niej szcz臋艣liwe. Letni deszcz zacz膮艂 si臋 nagle, towarzyszy艂 mu cichy pomruk grzmotu. Zacz臋艂o la膰, przes艂aniaj膮c widok jeziora i odleg艂ych wzg贸rz. Konie, niemal zupe艂nie suche, skupi艂y si臋 pod szerokim kamiennym 艂ukiem. Nieopodal przycupn臋li Kieran i Fortune, spleceni ramionami.

Powinni艣my ustali膰 termin 艣lubu zanim mnie opu艣cisz - odezwa艂a si臋

dziewczyna.

Tylko powiedz, kochanie, a b臋d臋 na miejscu -odpowiedzia艂. Poca艂owa艂

czubek jej rudej g艂owy, mocniej opasuj膮c j膮 ramieniem.

Przytuli艂a si臋 do niego i opar艂a policzek o jego sk贸rzany kaftan.

Pa藕dziernik - powiedzia艂a. - Najszybciej, jak tylko si臋 da po 艣lubie Willa z

kuzynk膮. Pi膮ty pa藕dziernika? - spojrza艂a na niego pytaj膮co.

R贸wnie dobry termin jak ka偶dy inny, najdro偶sza.

Delikatnie przesun膮艂 wargami po jej ustach. -S艂odka, s艂odka - wymrucza艂

cicho.

Kieranie, nie mog臋 znie艣膰, 偶e musisz mnie opu艣ci膰. Wiem, 偶e zachowuj臋 si臋

jak dziecko, ale trudno mi my艣le膰 o tym, 偶e nie b臋d臋 ci臋 widywa膰 codziennie

- wyszepta艂a Fortune. Pochwyci艂a w d艂onie jego ciemn膮 g艂ow臋 i przyci膮gn臋艂a

do siebie, 偶eby m贸c go poca艂owa膰.

To nie b臋dzie trwa膰 w niesko艅czono艣膰 - uspokaja艂 j膮, skubi膮c jej doln膮

warg臋. By艂a cholernie podniecaj膮ca w tej swojej niewinno艣ci.

Czy nie mo偶emy si臋 spotyka膰 tutaj, gdzie nikt nas nie widzi? - kusi艂a go

s艂odko, przesuwaj膮c j臋zykiem wok贸艂 jego ust.

Rodzina powinna powr贸ci膰 na Do偶ynki, a to ju偶 za miesi膮c, Fortune. A kiedy

wr贸c膮, b臋dzie mi trudno tak cz臋sto znika膰, nie wzbudzaj膮c podejrze艅. Kiedy

moja droga macocha organizuje rodzinn膮 uroczysto艣膰, wszyscy musimy jej

pomaga膰 i by膰 na ka偶de zawo艂anie. Wesele Willa b臋dzie dla niej

najwi臋kszym triumfem w 偶yciu, bo jest przecie偶 dziedzicem Mallow Court.

Je艣li biedna Emily Ann臋 wyobra偶a sobie, 偶e jako zap艂oniona panna m艂oda

b臋dzie bohaterk膮 tego dnia, to si臋 bardzo rozczaruje, przes艂oni臋ta przez swoj膮

te艣ciow膮. - Kieran za艣mia艂 si臋. - Mo偶emy si臋 tu spotyka膰 par臋 razy w

tygodniu, dop贸ki nie rozpoczn膮 si臋 przygotowania do 艣lubu. Nie umiem

powiedzie膰, kiedy b臋dziemy mogli zobaczy膰 si臋 p贸藕niej, kochanie.

Przez d艂ug膮 chwil臋 Fortune walczy艂a z ogarniaj膮cym j膮 rozczarowaniem, ale w ko艅cu roze艣mia艂a si臋.

- Podejrzewam, 偶e b臋d臋 tak bardzo zaj臋ta przygotowaniami do naszego 艣lubu, 偶e wcale nie b臋d臋 za tob膮 t臋skni膰. No, mo偶e prawie wcale - przyzna艂a. - Czy nie b臋d膮 zdziwieni, 偶e pobieramy si臋 zaledwie tydzie艅 po Willu i Emily? - Jej oczy l艣ni艂y przekornie.

- Raczej zaszokowani - rzek艂 z u艣miechem. - Nie chcesz ich jako艣 uprzedzi膰?

- Nie, Kieranie! To nie jest dobry moment, 偶eby powiedzie膰 twojej rodzinie o naszych planach. Zepsu艂oby to wesele Willa i wywo艂a艂oby tak膮 wrzaw臋, 偶e znale藕liby艣my si臋 w centrum uwagi wszystkich, a nie s膮dz臋, 偶eby to zbytnio uszcz臋艣liwi艂o lady Jane. A ponadto, cho膰 nie lubi臋 twojej macochy, czuj臋 sympati臋 do Willa i nie chc臋 mu sprawi膰 艣wiadomie 偶adnej przykro艣ci.

- Nasze ma艂偶e艅stwo nie ucieszy mojej macochy -powiedzia艂.

- Z pewno艣ci膮 nie ucieszy, ale w gruncie rzeczy to nie jest jej sprawa, prawda? - rzek艂a Fortune z absolutn膮 logik膮. - Nie jeste艣 jej synem, ona za艣 w swojej bigoterii sprawi艂a ci wielk膮 krzywd臋, kradn膮c przypadaj膮cy ci spadek na rzecz swojego syna. Nie 偶ywi臋 wsp贸艂czucia dla lady Jane.

- Jeste艣 taka silna i gwa艂towna - stwierdzi艂, bior膮c j膮 w obj臋cia i ca艂uj膮c mocno, niemal mia偶d偶膮c jej wargi.

- Kochaj si臋 ze mn膮, Kieranie - wyszepta艂a mu do ucha. Po艂askota艂a go czubkiem j臋zyka i, oddychaj膮c cicho, prowokacyjnie porusza艂a si臋, przywarta do niego. - Pragniesz mnie, Kieranie. Wiem, 偶e mnie pragniesz. - Przesun臋艂a d艂o艅, 偶eby pog艂aska膰 jego kark, przeczesuj膮c palcami ciemne w艂osy ukochanego. By艂y jedwabiste, ale mocne.

- Jeste艣 okropna - rzuci艂 przez zaci艣ni臋te z臋by. Czu艂, 偶e cz艂onek zaczyna mu sztywnie膰.

W odpowiedzi Fortune drug膮 r臋k膮 rozpi臋艂a guziki zamszowej kamizeli i rozsznurowa艂a prz贸d bluzki. Kiedy Kieran, nie potrafi膮c si臋 powstrzyma膰, wsun膮艂 d艂o艅 pod cienki materia艂 i uj膮艂 jej pier艣, u艣miechn臋艂a si臋.

- Mmmm - mrucza艂a, gdy j膮 pie艣ci艂. - Och! - zawo艂a艂a, kiedy lekko, prowokuj膮co uszczypn膮艂 j膮 w sutek.

Przypar艂 j膮 do kamiennego muru.

- Nie powinna艣 si臋 ze mn膮 dra偶ni膰, Fortune. Nie wiesz, co robisz - powiedzia艂. Zaczyna艂 dygota膰 z po偶膮dania.

Od jego blisko艣ci zakr臋ci艂o jej si臋 w g艂owie.

- Owszem, doskona艂e wiem, co robi臋, Kieranie -o艣wiadczy艂a bez tchu. - Mam do艣膰 bycia dziewic膮! Kochaj si臋 ze mn膮!

- Nie - powiedzia艂. - Podczas naszej nocy po艣lubnej przyjdziesz do mnie jako dziewica, Fortune. Skoro jednak jeste艣 tak cholernie ciekawa, udziel臋 ci drobnej lekcji nami臋tno艣ci. Ciekaw jestem, czy masz do艣膰 odwagi, 偶eby j膮 znie艣膰. - I zanim zdo艂a艂a cokolwiek odpowiedzie膰, zdar艂 z niej kamizel臋 i bluzk臋, obna偶aj膮c j膮 do pasa.

- Ach - westchn膮艂. - Ale偶 jeste艣 pi臋kna, kochanie. - Ogromnymi d艂o艅mi otoczy艂 jej tali臋 i przeni贸s艂 na kamienn膮 艂awk臋, gdzie m贸g艂 lepiej nacieszy膰 ni膮 sw贸j wzrok.

Z pocz膮tku Fortune by艂a zdziwiona, ale po chwili u艣miechn臋艂a si臋 uwodzicielsko, rozpi臋艂a pas i 艣ci膮gn臋艂a bryczesy, kt贸re opad艂y w d贸艂, zatrzymuj膮c si臋 na jej butach.

- A na ile tobie starczy odwagi? - zapyta艂a.

- Jezu - wyj臋cza艂, widz膮c j膮 niemal zupe艂nie nag膮. Mia艂a blad膮 sk贸r臋, bez 偶adnej skazy, a wzg贸rka Wenery nie porasta艂y w艂oski. S艂ysza艂, 偶e wielkie damy usuwaj膮 sobie w艂osy, ale nigdy dot膮d nic takiego nie widzia艂. Tam, gdzie u jego wiejskich kochanek widnia艂y loczki, wzg贸rek Fortune by艂 r贸偶owy i g艂adki. Jej szparka, d艂uga i wodz膮ca go na pokuszenie, mia艂a ciemniejsze zabarwienie.

- Zakryj si臋 - poprosi艂. - Jeste艣 zbyt pi臋kna, Fortune. - Nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰. Wyci膮gn膮艂 r臋ce i zacz膮艂 j膮 pie艣ci膰.

Z g艂臋bokim westchnieniem Fortune zamkn臋艂a oczy. Nie by艂a w najmniejszym stopniu przestraszona, gdy pochwyci艂 w d艂onie jej po艣ladki i przyci膮gn膮艂 do siebie, wtulaj膮c twarz w jej mi臋kki brzuch. Oddycha艂a przerywanie, gdy pokrywa艂 jej cia艂o lekkimi poca艂unkami. Potem przesun膮艂 r臋ce w g贸r臋 i mocno zacisn膮艂 d艂onie na jej piersiach. Jej cia艂o wygi臋艂o si臋, silniej przywieraj膮c do jego twarzy. Poczu艂a na brzuchu piaszczyst膮 szorstko艣膰 jego policzka.

Kieran Devers by艂 wstrz膮艣ni臋ty do szpiku ko艣ci jej urod膮 i wyra藕n膮 gotowo艣ci膮 oddania mu si臋 bez 偶adnych zahamowa艅. Jego cz艂onek by艂 teraz twardy jak z 偶elaza. Czemu nie? pomy艣la艂. Co w tym by艂o z艂ego? Przecie偶 wkr贸tce mieli si臋 pobra膰. Ale zaraz pojawi艂y si臋 wyrzuty sumienia. Owszem, mieli si臋 pobra膰, ale darzy艂 Fortune g艂臋bokim szacunkiem i mi艂o艣ci膮. Co b臋dzie, je艣li zrobi jej dziecko? I co si臋 stanie, je艣li, Bo偶e bro艅, zginie w jakim艣 wypadku i ich dziecko przyjdzie na 艣wiat jako bastard? Nie by艂a, jak jej matka, mogolsk膮 ksi臋偶niczk膮 z kr贸lewskiego rodu, on za艣 nie by艂 ksi臋ciem z rodu Stuart贸w, kt贸rego nie艣lubny syn zosta艂 przyj臋ty jak potomek z prawego 艂o偶a. Zacz膮艂 dygota膰, docieraj膮c do granicy zdrowego rozs膮dku, gdy jeszcze m贸g艂 si臋 pohamowa膰. Z j臋kiem podci膮gn膮艂 do g贸ry spodnie dziewczyny i zapi膮艂 jej pasek.

- Ubierz si臋 - warkn膮艂 gniewnie.

- Co si臋 sta艂o? - zapyta艂a Fortune. - Co takiego zrobi艂am, Kieranie, 偶e mnie nie chcesz?

- Porozmawiamy, jak w艂o偶ysz bluzk臋 - rzek艂 szorstko i odwr贸ci艂 si臋 do niej ty艂em, dostrzeg艂szy w jej oczach 艂zy.

Fortune, zmieszana i przepe艂niona uczuciami, jakich nigdy dot膮d nie zazna艂a i zupe艂nie nie rozumia艂a, podnios艂a jedwabn膮 bluzk臋, w艂o偶y艂a j膮 przez g艂ow臋 i zawi膮za艂a. Potem za艂o偶y艂a kamizelk臋 i zapi臋艂a j膮.

- Ju偶 jestem ubrana - powiedzia艂a, staj膮c na 艂awce. Odwr贸ci艂 si臋, zestawi艂 j膮 na ziemi臋 i wzi膮艂 w obj臋cia.

- Kocham ci臋 - powiedzia艂. - Chc臋 pozbawi膰 ci臋 dziewictwa w naszym ma艂偶e艅skim 艂o偶u. Chc臋 mie膰 du偶o czasu, aby pie艣ci膰 i podziwia膰 twoje pi臋kne cia艂o, aby ca艂owa膰 ci臋 d艂ugo i czule, nie tylko w usta, ale wsz臋dzie. Gdyby mi si臋 cokolwiek sta艂o przed z艂o偶eniem ma艂偶e艅skich 艣lub贸w, a ty by艂aby艣 w ci膮偶y z dzieckiem, z naszym dzieckiem, z dzieckiem powsta艂ym z naszej mi艂o艣ci, nasz niewinny potomek uznany by zosta艂 za bastarda i zepchni臋ty na margines. Nie zrobi臋 tego, Fortune. Nie zrobi臋 tego naszemu dziecku. Rozumiesz? Kiwn臋艂a g艂ow膮 i powiedzia艂a:

- Ale tak bardzo ci臋 pragn臋, Kieranie. Moje cia艂o a偶 mnie boli z t臋sknoty za nieznanym.

- Podobnie jak moje p艂onie na my艣l o tysi膮cu rozkoszy, jakie nas czekaj膮, gdy w ko艅cu si臋 po艂膮czymy, kochanie - o艣wiadczy艂. - Widz臋, 偶e lepiej b臋dzie, je­艣li teraz si臋 rozstaniemy, zanim nasza nami臋tno艣膰 we藕mie g贸r臋.

- Ale b臋dziemy si臋 tu spotyka膰? - b艂aga艂a. - Chocia偶 do Do偶ynek?

- My, Celtowie w Irlandii nazywamy je Lugnasadh - powiedzia艂. - To 艣wi臋to zbior贸w, ale w dawnych czasach by艂a to coroczna uroczysto艣膰 ku czci bardzo uzdolnionego boga, Lugha.

- Znasz stare mity? A mimo to twierdzisz, 偶e w Irlandii nie ma dla ciebie miejsca. Jeste艣 tego pewny, Kieranie? - spyta艂a Fortune.

U艣miechn膮艂 si臋 do niej.

- Lubi臋 dawne legendy, stare ba艣nie, kochanie, ale to nie oznacza, 偶e czuj臋 si臋 tutaj jak w domu. Nie, moja s艂odka Fortune, nasza wsp贸lna przysz艂o艣膰 b臋dzie gdzie艣 indziej. Mo偶e w tej nowej kolonii, kt贸r膮 chce za艂o偶y膰 贸w znajomy twojej matki, lord Baltimore. Podoba mi si臋 pomys艂, 偶eby zacz膮膰 wszystko od nowa w nowym miejscu, gdzie b臋d膮 nas akceptowa膰 dla nas samych, a nie ocenia膰 na podstawie cudzych s膮d贸w.

- Zawsze si臋 znajd膮 tacy, kt贸rzy b臋d膮 s膮dzili - cynicznie odrzek艂a Fortune. Za艣mia艂 si臋. - Z jednej strony jeste艣 taka niewinna, a z drugiej tyle wiesz o

艣wiecie, kochanie.

Wychowano mnie do艣膰 nietypowo - sucho odpar艂a Fortune. - Za ka偶dym

razem, gdy mama udawala si臋 na kr贸lewski dw贸r, zostawia艂a nas u swoich

dziadk贸w w Queen's Malvern. Szczerze m贸wi膮c, by艂o to moje ulubione

miejsce, bo madam Skye by艂a taka interesuj膮ca i mia艂a ogromn膮 wiedz臋.

Byli艣my w贸wczas bardzo mali. Mia艂am zaledwie cztery i p贸艂 roku, kiedy

umar艂 m贸j dziadek de Marisco. Po jego odej艣ciu madam Skye ju偶 nigdy nie

by艂a taka jak dawniej, chocia偶 nie przesta艂a nas kocha膰 i anga偶owa膰 si臋 w

nasze 偶ycie. Mieszka艂am we Francji i w Szkocji. W Pary偶u widzia艂am 艣lub

per procura kr贸la Karola. Nigdy si臋 nie nudzi艂am, Kieranie. Niecierpliwie

czekam na znalezienie tego nowego miejsca z tob膮, bo chocia偶 nigdy nie

uwa偶a艂am si臋 za poszukiwaczk臋 przyg贸d i chc臋 tylko dobrego ma艂偶e艅stwa,

co艣 pcha mnie do opuszczenia tego starego 艣wiata i poznania nowego.

Zawsze uwa偶ano mnie za osob臋 praktyczn膮. Lecz ostatnio odkry艂am, 偶e by膰

mo偶e jestem bardziej podobna do kobiet z mojej rodziny, ni偶 pocz膮tkowo

s膮dzi艂am. A przecie偶 nigdy nie chcia艂am by膰 taka jak one. S膮 niezno艣ne i

dziko nami臋tne, a偶 do granic bezpiecze艅stwa. Wybuchn膮艂 艣miechem.

A ty nie s膮dzisz, 偶e obna偶enie si臋 przed m臋偶czyzn膮 w ruinach, w ulewnym

deszczu, jest zachowaniem niezno艣nym i dziko nami臋tnym?

Ale偶 chcia艂am tylko, 偶eby艣 si臋 ze mn膮 kocha艂 -j臋kn臋艂a. - Nie wiem tak

naprawd臋, na czym polega akt mi艂osny, wiem tylko, 偶e musz臋 to zrobi膰, bo

inaczej umr臋 z t臋sknoty - o艣wiadczy艂a.

Przytuli艂 j膮 mocno.

Uwielbiam ci臋, Fortune Lindley. Jeste艣 szalona i cudowna! Nigdy nie

s膮dzi艂em, 偶e znajd臋 tak膮 dziewczyn臋 jak ty. Skoro ci臋 znalaz艂em, nie pozwol臋

ci odej艣膰!

Fortune westchn臋艂a ze szcz臋艣cia.

Nie obchodzi mnie, dok膮d pojedziemy, Kieranie, byle tylko by膰 razem.

Wracaj do domu, ty wspania艂a kusicielko. Za trzy dni b臋d臋 tutaj o tej samej

porze - powiedzia艂. - Je艣li moja rodzina ma powr贸ci膰 do domu na pocz膮tku

sierpnia, wkr贸tce dostan臋 od nich wiadomo艣膰 z Anglii. Moja macocha jest 艣wietnie zorganizowana. Je艣li Will ma si臋 o偶eni膰 dwudziestego dziewi膮tego wrze艣nia, ju偶 teraz b臋dzie mia艂a szereg polece艅 dla s艂u偶by, poza tym zechce, 偶ebym do czasu jej powrotu by艂 jej 艂膮cznikiem pomi臋dzy Deversami i Elliotami. Biedny Will! Od tej chwili ca艂e jego 偶ycie b臋dzie starannie zaplanowane.

- Ale tw贸j brat b臋dzie z tym szcz臋艣liwy - odpowiedzia艂a Fortune. - Nie sprawi艂 na mnie wra偶enia cz艂owieka lubi膮cego ryzyko. W艂a艣nie dlatego by艂am taka przekonana, 偶e do siebie pasujemy. Dopiero p贸藕niej stwierdzi艂am, 偶e jednak nie jestem spokojn膮 i pow艣ci膮gliw膮 dziewczyn膮.

Parskn膮艂 艣miechem.

- Nigdy nie okre艣li艂bym ci臋 mianem pow艣ci膮gliwej, Fortune. Raczej dzikiej i upartej. - Uchyli艂 si臋 przed ciosem dziewczyny, wycelowanym w jego g艂ow臋. - Chod藕, wskakuj na Pioruna. Mam przed sob膮 d艂u偶sz膮 drog臋 do domu ni偶 ty. Z艂apa艂 jej wierzchowca i pom贸g艂 go dosi膮艣膰.

- B臋d臋 szcz臋艣liwa, gdy dom b臋dzie miejscem wsp贸lnym dla nas obojga -powiedzia艂a 艂agodnym g艂osem.

Dzisiaj niemal uda艂o jej si臋 go uwie艣膰. Zamierza艂a spr贸bowa膰 ponownie. Wiedzia艂a, 偶e matka pi艂a jaki艣 nap贸j, kt贸rego receptur臋 przekazywano z pokolenia na pokolenie, a kt贸ry zapobiega艂 ci膮偶y. Nie chcia艂a czeka膰 do pa藕dziernika, 偶eby poczu膰 na sobie jego twarde cia艂o i by膰 kochan膮, jak jeszcze nikt jej nie kocha艂. Pragn臋艂a go teraz, a nie p贸藕niej!

- Za trzy dni, skarbie - powiedzia艂, zastanawiaj膮c si臋 jednocze艣nie, co oznacza艂 贸w bojowy b艂ysk w jej oczach.

Uj膮艂 jej d艂o艅 i poca艂owa艂, po czym mocno klepn膮艂 zad Pioruna. Ko艅 ruszy艂 z kopyta, z Fortune przywart膮 do jego grzbietu. Z u艣miechem patrzy艂, jak si臋 oddala, jego dzika i uparta dziewczyna. Dzisiaj niemal go zwiod艂a na pokuszenie, ale nie pozwoli, 偶eby taka sytuacja si臋 powt贸rzy艂a. By艂 starszy od

niej i cala odpowiedzialno艣膰 za jej reputacj臋 spoczywa艂a w jego r臋kach. Za bardzo j膮 kocha艂, 偶eby j膮 zawie艣膰.

Rozdzia艂 8

Co mama stosuje, kiedy nie chce mie膰 dziecka? - dopytywa艂a si臋 Fortune u

Rohany, pokoj贸wki matki. Nagle zachichota艂a. - Z pewno艣ci膮 nie u偶ywa艂a

tego ostatnio, bo nie by艂aby zn贸w w ci膮偶y.

Rohana sk艂ada艂a 艣wie偶o upran膮 bielizn臋 swojej pani.

Twoja matka s膮dzi艂a, 偶e jest ju偶 za stara na dawanie nowego 偶ycia -

odpowiedzia艂a i zamkn臋艂a skrzyni臋 z ubraniami. - Je艣li za艣 chodzi o twoje

pytanie, nie mog臋 ci na nie odpowiedzie膰. Spytaj mam臋. Jestem pewna, 偶e

powie ci wszystko, zanim po艣lubisz pana Kierana.

Fortune tupn臋艂a nog膮.

Do diab艂a, Rohano! Przecie偶 wiesz! Czemu mi nie powiesz?

Z tego samego powodu, dla kt贸rego nie chcesz zwr贸ci膰 si臋 z tym pytaniem

do swojej mamy - pad艂a szorstka odpowied藕. - Jeste艣 wnuczk膮 Mogo艂贸w i

p艂ynie w tobie gor膮ca krew, Fortune. Pr贸bujesz uwie艣膰 swojego ukochanego i

unikn膮膰 wszelkich konsekwencji z艂ych czyn贸w. Nie pomog臋 ci.

Fortune wzruszy艂a ramionami.

To nie ma znaczenia. Tak czy inaczej, b臋d臋 go mia艂a, gdy tylko zechc臋 -

rzuci艂a opryskliwie.

Co si臋 sta艂o? Zawsze by艂a艣 jedynym dzieckiem, o kt贸re nie musieli艣my si臋

martwi膰. Co sprawi艂o, 偶e sta艂a艣 si臋 tak膮 lekcewa偶膮c膮 innych i upart膮

dziewczyn膮?

Fortune westchn臋艂a.

Wiem, wiem - rzek艂a. - Sama siebie nie rozumiem, Rohano. By艂am rozs膮dna i praktyczna, ale d艂u偶ej nie chc臋 ju偶 by膰 taka. Chc臋 tylko by膰 z Kieranem. To mi艂o艣膰 - odpowiedzia艂a spokojnie Rohana, a jej ciemne oczy rozb艂ys艂y w nag艂ym zrozumieniu. -Jeste艣 zakochana, dziecko. Mi艂o艣膰 powoduje, 偶e ko­biety w twojej rodzinie staj膮 si臋 niespokojne. Ale mamy dopiero lipiec, wy za艣 macie si臋 pobra膰 za trzy miesi膮ce. B膮d藕 cierpliwa. A co b臋dzie, je艣li si臋 w ko艅cu rozczaruj臋? - martwi艂a si臋 Fortune. Rohana za艣mia艂a si臋.

To si臋 nie zdarzy, z pewno艣ci膮 nie rozczarujesz si臋 tym wielkim, przystojnym, ciemnow艂osym Celtem, kt贸ry skrad艂 ci serce, moje dziecko. Tylko s艂贸wko ostrze偶enia. Gdyby krowa podarowa艂a przysz艂emu nabywcy swoj膮 艣mietank臋, a ten doszed艂by do wniosku, 偶e mu nie smakuje, mo偶e w贸wczas nie kupi艂by krowy, co? Pan Kieran jest m臋偶czyzn膮 w ka偶dym calu i mo偶e o tym za艣wiadczy膰 niejedna dziewczyna w wiosce. Ty za艣 jeste艣 niedo艣wiadczon膮 dziewic膮, Fortune. Zachowaj cnot臋, dop贸ki nie b臋dziesz mia艂a obr膮czki na palcu, bo mo偶e jeszcze straci膰 zainteresowanie. Nie my艣la艂am o tym nigdy w ten spos贸b - stwierdzi艂a Fortune. - Pozwoli艂am, 偶eby zaw艂adn臋艂a mn膮 nami臋tno艣膰 i zachowuj臋 si臋 g艂upio. Masz racj臋, Ro-hano. Zanim oddam si臋 Kieranowi Deversowi, lepiej mie膰 na palcu obr膮czk臋 i k贸艂ko w jego nosie, 偶eby m贸c nim kierowa膰. Rohana si臋 roze艣mia艂a. Owszem - przytakn臋艂a. - Je艣li chcesz, mo偶esz go prowokowa膰, 偶eby podsyca膰 jego zainteresowanie, ale pozw贸l mu u艂o偶y膰 si臋 pomi臋dzy twoimi nogami dopiero po 艣lubie, dziecko. Sk膮d wiesz tyle rzeczy, skoro nadal jeste艣 dziewic膮?

Dziewic膮? W moim wieku? - parskn臋艂a Rohana. -Wiem, bo w swoim czasie miewa艂am r贸偶ne przygody. Wiem, bo mam zam臋偶n膮 siostr臋. Wiem, bo by艂am s艂u偶膮c膮 twojej matki od dnia jej narodzin. Po prostu wiem. Czemu nigdy nie wysz艂a艣 za m膮偶?

- Bo nigdy nie chcia艂am. Ceni臋 wolno艣膰, jak膮 dawa艂o mi panie艅stwo. Lubi臋 pracowa膰 dla twojej mamy. To mi sprawia rado艣膰, Fortune, a ka偶da kobieta ma prawo by膰 szcz臋艣liw膮. - Z czu艂o艣ci膮 otoczy艂a Fortune ramieniem. - A teraz, dziecko, 偶adnych kolejnych pyta艅 i obiecaj mi, 偶e zachowasz cierpliwo艣膰 i b臋dziesz si臋 dobrze sprawowa膰.

Fortune kiwn臋艂a g艂ow膮.

- Powiesz mamie?

- Nie. Wiem, 偶e mog臋 ci zaufa膰, wi臋c niech ta rozmowa pozostanie pomi臋dzy nami. Nie zawied藕 mnie, dziecko - 艂agodnie powiedzia艂a Rohana.

- Nie b臋dzie mi 艂atwo - przyzna艂a Fortune.

- Wiem - pad艂a pe艂na wsp贸艂czucia odpowied藕.

*

Par臋 nast臋pnych dni up艂yn臋艂o szybko. Wi臋kszo艣膰 czasu Fortune sp臋dza艂a poza domem, je偶d偶膮c na Piorunie. Tylko par臋 razy na kr贸tko spotka艂a si臋 z Kieranem. Straci艂a apetyt. W nocy nie mog艂a spa膰, a kiedy w ko艅cu nadchodzi艂 sen, by艂 przerywany i pe艂en niejasnych majak贸w, kt贸re z trudem mog艂a sobie przypomnie膰 nast臋pnego ranka. Pod koniec lipca Kieran i Fortune spotkali si臋 w ruinach domostwa Czarnego Colma.

- To nasze ostatnie spotkanie na pewien czas -zapowiedzia艂. - M贸j brat wraca do domu pierwszego sierpnia. Moja najdro偶sza macocha tryska energi膮 i jest gotowa do dzia艂ania, jak zwyk艂e. Elliotowie przyb臋d膮 z Londonderry pi膮tego sierpnia, 偶eby sfinalizowa膰 przed艣lubne ustalenia i plany weselne. Nie b臋d臋 m贸g艂 si臋 wymyka膰, skarbie. Ojciec i jego 偶ona zagospodaruj膮 mi ka偶d膮 woln膮 chwil臋, 偶eby dzie艅 weselny Willa z jego kuzynk膮 by艂 bez skazy. Je艣li tylko mi si臋 uda, spr贸buj臋 si臋 wyrwa膰, ale nie b臋d臋 w stanie przes艂a膰 wiadomo艣ci. Je偶eli ci臋 tu nie b臋dzie, zostawi臋 dla ciebie li艣cik pod nasz膮 艂awk膮, przyci艣ni臋ty du偶ym kamieniem. Ty zr贸b to samo.

Fortune ponuro kiwn臋艂a g艂ow膮. P艂acze i j臋ki niczego by tutaj nie zmieni艂y.

- B臋dzie mi trudno, Kieranie - powiedzia艂a. Porwa艂 j膮 w obj臋cia.

- Wiem. - Czule poca艂owa艂 j膮 w usta. - Podczas naszych ostatnich spotka艅 nie pr贸bowa艂a艣 mnie uwie艣膰, Fortune. Kochasz mnie jeszcze, czy te偶 ci si臋 odwidzia艂o?

- Uwa偶asz, 偶e jestem taka niesta艂a i p艂ocha? - zapyta艂a na wp贸艂 zagniewana. -I co chcesz powiedzie膰, m贸wi膮c, 偶e nie pr贸bowa艂am ci臋 uwie艣膰? A niby kiedy usi艂owa艂am ci臋 uwie艣膰, Kieranie? Podobno to kobiety s膮 pr贸偶ne, ale moim zdaniem to wy, m臋偶czy藕ni, jeste艣cie zarozumiali!

Za艣mia艂 si臋.

- A co by艣 odpowiedzia艂a, skarbie, gdybym teraz zaproponowa艂, 偶e b臋dziemy si臋 kocha膰, w tej chwili? - przekomarza艂 si臋 z ni膮.

- Powiedzia艂abym, 偶e jeste艣 nad臋tym g艂upkiem! -warkn臋艂a Fortune. Roze艣mia艂 si臋 g艂o艣niej.

- Kocham ci臋, moja ty dzikusko i za niewiele ponad dwa miesi膮ce zostaniesz moj膮 偶on膮. Prawda jest taka, Fortune, 偶e z trudem mog臋 si臋 tego doczeka膰. Poca艂owa艂a go mocno. Nie odrywaj膮c warg od jego ust napar艂a na niego

swoim m艂odym, pr臋偶nym cia艂em.

Kieranowi wirowa艂o w g艂owie. Przytula艂 j膮 tak mocno, 偶e zastanawia艂 si臋, czy dziewczyna mo偶e jeszcze oddycha膰. Ale ona wi艂a si臋 i kr臋ci艂a w jego ramio­nach, budz膮c jego najprymitywniejsze nami臋tno艣ci. Tak bardzo jej pragn膮艂, 偶e z najwy偶szym trudem hamowa艂 si臋, 偶eby nie popchn膮膰 jej na ziemi臋 i nie zgwa艂ci膰. Czu艂 mi臋kkie kr膮g艂o艣ci jej m艂odych piersi i p艂asko艣膰 jej brzucha, przywartego do jego muskularnego cia艂a. Pragn膮艂 jej, jak nie pragn膮艂 dot膮d 偶adnej innej kobiety, ale czu艂 pewn膮 r贸偶nic臋. Miesi膮c wcze艣niej uleg艂aby jego erotycznym umizgom. Teraz jednak by艂a w niej stal. Nie uwodzi艂a go, ani on nie m贸g艂by jej uwie艣膰. Opu艣ci艂 r臋ce i Fortune si臋 cofn臋艂a.

- Nie zapomnij o mnie do naszego nast臋pnego spotkania, Kieranie Devers -rzek艂a cicho, odwr贸ci艂a si臋, dosiad艂a Pioruna i odjecha艂a, nie ogl膮daj膮c si臋 za siebie.

Patrzy艂, jak si臋 oddala. Wiedzia艂, 偶e nale偶a艂a do niego i 偶e w ko艅cu stanie si臋 prawdziw膮 kobiet膮.

*

Pierwszego sierpnia wczesnym popo艂udniem Deversowie powr贸cili do Lisnaskea, a ich pow贸z z dudnieniem potoczy艂 si臋 po podje藕dzie do Mallow Court, 偶eby w ko艅cu zatrzyma膰 si臋 przed frontowymi drzwiami. Z domu wypad艂 lokaj, 偶eby otworzy膰 drzwi, opu艣ci膰 schodki powozu i pom贸c wysi膮艣膰 swojej pani. Jane Ann臋 Devers rozejrza艂a si臋 dooko艂a z u艣miechem zadowolenia i wyg艂adzi艂a sp贸dnic臋, kt贸ra w czasie podr贸偶y mocno si臋 wygniot艂a.

- Witaj w domu, madam - odezwa艂 si臋 Kieran weso艂o, wysuwaj膮c si臋 do przodu, 偶eby powita膰 macoch臋. - Tusz臋, 偶e moje siostry i ich rodziny maj膮 si臋 dobrze. Czy przyb臋d膮 na za艣lubiny Willa?

- Niestety nie, bo obie b臋d膮 w tym czasie rodzi膰. W swoich d膮偶eniach, by mie膰 du偶膮 rodzin臋, bardziej przypominaj膮 katoliczki ni偶 protestantki - odpowie­dzia艂a mu macocha. - Wszystko wygl膮da doskonale, Kieranie. 艢wietnie si臋 spisa艂e艣, dzi臋kuj臋 ci za opiek臋 nad maj膮tkiem, kt贸ry przypadnie twojemu bratu. -Po czym min臋艂a go i wesz艂a do domu.

Z powozu wysiad艂 ojciec, a za nim m艂odszy brat Kierana.

- Dzi臋ki Bogu jeste艣my ju偶 w domu - odezwa艂 si臋 Shane Devers. - Obym nigdy wi臋cej nie musia艂 oddala膰 si臋 od Lisnaskea na wi臋cej ni偶 pi臋膰 mil, ch艂opcze. Twoja siostra Colleen pisa艂a o tobie same dobre rzeczy i, jak widzisz, twoja macocha jest zadowolona. Teraz za艣, ch艂opcy, mam ochot臋 na 艂yk mojej whisky.

- Taca z trunkami czeka na ciebie w bibliotece, tato. Idziesz, Will? - Kieran spojrza艂 na brata, kt贸ry by艂 dziwnie spokojny.

- 呕eni臋 si臋 z Emily Ann臋 - rzek艂 ponuro William.

- Wiem.

- Nie kocham jej.

- Nauczysz si臋 j膮 kocha膰 - niecierpliwie rzuci艂 ojciec. - Chod藕my ju偶, napijmy si臋. - I ruszy艂 pospiesznie do domu.

- Rodzina Lesliech pewnie jest ju偶 w Szkocji i nigdy wi臋cej nie zobacz臋 Fortune - powiedzia艂 William.

- Nie, nadal s膮 tutaj - wyja艣ni艂 bratu Kieran. -Ksi臋偶na, ku swojemu ogromnemu zaskoczeniu odkry艂a, 偶e jest w ci膮偶y. To by艂 wielki szok. Dziecko ma przyj艣膰 na 艣wiat w listopadzie i jej ksi膮偶臋cej mo艣ci zalecono, 偶eby do tego czasu nie podejmowa艂a 偶adnych podr贸偶y. Wszyscy w Maguire's Ford m贸wi膮 tylko o tym, a jak wiesz, mam w tej go艣cinnej wiosce paru przyjaci贸艂.

- Je艣li s膮 tutaj, musz臋 ich zaprosi膰 na wesele -rzeki przera偶ony William Devers. - Nie wydaje mi si臋, 偶ebym potrafi艂 znie艣膰 jej widok w dniu mojego 艣lubu z inn膮 kobiet膮.

Starszy brat potrz膮sn膮艂 go za ramiona.

- We藕 si臋 w gar艣膰, Will. Nie jeste艣 ju偶 ma艂ym ch艂opcem, kt贸remu zabrano upragnion膮 zabawk臋. Jeste艣 m臋偶czyzn膮. Lady Lindley odm贸wi艂a ci. Pog贸d藕 si臋 z tym i ciesz si臋, 偶e znalaz艂e艣 tak膮 wiern膮 dziewczyn臋 jak Emily Ann臋, kt贸ra chce wyj艣膰 za ciebie za m膮偶. Przesta艅 u偶ala膰 si臋 nad sob膮 i roni膰 艂zy nad tym, co mog艂oby si臋 zdarzy膰. Zgodzi艂e艣 si臋 po艣lubi膰 swoj膮 kuzynk臋, kt贸ra b臋dzie dla ciebie doskona艂膮 偶on膮, bez wzgl臋du na to, czy sobie z tego zdajesz spraw臋, czy nie. Nie skrzywd藕 Emily Ann臋 swoimi egoistycznymi i dziecinnymi mrzonkami, 偶e co艣 ci臋 艂膮czy艂o z lady Lindley. Nic mi臋dzy wami nie by艂o. Nie mog艂o by膰 i nigdy nie b臋dzie - ostro powiedzia艂 Kieran. - A teraz chod藕 do domu, napijemy si臋 z tat膮.

- Widzia艂e艣 j膮? - zapyta艂 William, gdy wchodzili razem do domu.

- Owszem, na przeja偶d偶ce - odpowiedzia艂 Kieran.

- By艂a sama? - dr膮偶y艂 brat.

- Tak, by艂a sama. Nie by艂o przy niej 偶adnego zalotnika, Will. Podejrzewam, 偶e Irlandczycy nie przypadli jej do gustu.

- Nie jestem Irlandczykiem - rzeki William.

- Naturalnie, ze jeste艣. Nasz ojciec jest Irlandczykiem. Mieszkasz w Irlandii. Jeste艣 Irlandczykiem - o艣wiadczy艂 Kieran.

- Ona te偶 kiedy艣 powiedzia艂a mi co艣 takiego -rzek艂 William.

- Ma wi臋c o wiele wi臋cej rozs膮dku, ni偶 podejrzewa艂em - zauwa偶y艂 Kieran. Otworzy艂 drzwi biblioteki.

- Jeste艣my, tato.

Ich ojciec siedzia艂 przy kominku bez but贸w i wyci膮ga艂 nogi w stron臋 paleniska, popijaj膮c whisky. Wskaza艂 im r臋k膮 na blat pod 艣cian膮, gdzie, na srebrnej tacy, sta艂 dzbanek.

- Obs艂u偶cie si臋, ch艂opcy, i usi膮d藕cie tu ze mn膮 -powiedzia艂. - Ach, czeka艂em na to od chwili, gdy w czerwcu wasza mama st膮d mnie wyci膮gn臋艂a. Obie wasze siostry mieszkaj膮 na wsi i przez ca艂e lato w ich domach panowa艂a trudna do zniesienia wilgo膰. Mary jest matk膮 pi臋ciorga dzieci, Bess ma czw贸rk臋. Nigdy jeszcze nie widzia艂em tak ha艂a艣liwych i 藕le wychowanych dzieci, nawet wasza mama si臋 ze mn膮 zgadza, chocia偶 to nasze wnucz臋ta. Wasze siostry nie potrafi膮 zapanowa膰 nad rozgardiaszem w domach. Dzieci, nianie i psy, wszyscy biegaj膮 bez艂adnie, nie ma ani chwili spokoju. Was te偶 by艂o pi臋cioro, ale w moim domu, dzi臋ki mojej Jane, nigdy nie by艂o takiego ba艂aganu -stwierdzi艂 Shane Devers.

Kieran Devers roze艣mia艂 si臋.

- Chyba musz臋 si臋 z tob膮 zgodzi膰, tato. Moja macocha zawsze umia艂a zaprowadzi膰 porz膮dek w domu i przyznaj臋, 偶e to jej zawdzi臋czam dobre maniery, je艣li jakowe艣 w og贸le posiadam.

Shane Devers oderwa艂 wzrok od swojego kieliszka i obrzuci! starszego syna przenikliwym spojrzeniem.

- Gdyby艣 tylko... - zacz膮艂.

Kieran powstrzyma艂 ojca podniesieniem r臋ki.

- Sam zdob臋d臋 to, czego zapragn臋, tato - rzek艂 cicho. - Nie pasuj臋 do waszego 偶ycia, tak jak Will. I nie 偶a艂uj臋 tego, ani nie przepe艂nia mnie gniew. Wszystko jest w porz膮dku, a Deversowie czystej krwi nadal b臋d膮 mieszka膰 w Mallow Court.

- Jaki艣 ty cholernie szlachetny - nagle rzuci艂 gniewnie William Devers.

- Id藕 do diab艂a, braciszku - odpar艂 mu z u艣miechem Kieran.

- Ty nie musisz 偶eni膰 si臋 z kim艣, kogo nie kochasz! - us艂ysza艂 opryskliw膮 odpowied藕. - A ja musz臋. Ca艂e moje 偶ycie zaplanowano za mnie! - Z w艣ciek艂o艣ci膮 cisn膮艂 kryszta艂owy kielich w ogie艅.

Kieran Devers z irytacj膮 zmru偶y艂 ciemnozielone oczy. Z艂apa艂 m艂odszego brata za koszul臋 na piersiach i szarpn膮艂 do przodu tak, 偶e stan臋li twarz膮 w twarz.

- Pos艂uchaj, ma艂y Willu - rzek艂 gro藕nym g艂osem. -Nie masz si臋 na co uskar偶a膰. Jeste艣 dziedzicem pi臋knej posiad艂o艣ci i starego, szanowanego nazwiska. Masz po艣lubi膰 dziewczyn臋, kt贸r膮 znasz od dziecka, kt贸ra jest ci oddana i kt贸ra, je艣li tylko jej na to pozwolisz, sprawi, 偶e twoje 偶ycie b臋dzie szcz臋艣liwe. Co, u diabla, si臋 z tob膮 dzieje? Jeste艣 prawdziwym synem swojej matki, wi臋c nie pragniesz przyg贸d i podniet w 偶yciu. A teraz pos艂uchaj mnie uwa偶nie, braciszku. Je艣li zniszczysz 偶ycie Emily Ann臋, osobi艣cie st艂uk臋 ci臋 na miazg臋. Ta dziewczyna wchodzi do twojego domu ze swoimi nadziejami i marzeniami. Nie mo偶esz ich zburzy膰!

- Czemu ci na tym zale偶y? - warkn膮艂 William.

- Zale偶y mi, bo tak szczodrze odda艂em ci wszystko, co masz teraz i co dostaniesz pewnego dnia. Czy naprawd臋 my艣lisz, Will, 偶e gdybym zdecydowa艂 si臋 zosta膰 protestantem, tata wyznaczy艂by ci臋 na swojego dziedzica? Zazwyczaj drugi syn nie ma tyle szcz臋艣cia, co ty. I wszystko to

mog艂oby si臋 zmieni膰 w mgnieniu oka, gdybym tylko zechcia艂, braciszku. Nawet twoja siej膮ca groz臋 mama nic by nie poradzi艂a. Pog贸d藕 si臋 wi臋c ze swoim szcz臋艣ciem i b膮d藕 mi艂y dla kuzynki. W gruncie rzeczy wcale nie zas艂ugujesz ani na Mallow Court, ani na Emily Ann臋, bo jeste艣 nieodpowiedzialnym smarkaczem. Dla dobra nas wszystkich postaraj si臋 zmieni膰. - Pu艣ci艂 koszul臋 brata i odepchn膮艂 go. William Devers wypad艂 z pokoju i zatrzasn膮艂 za sob膮 drzwi. Kieran roze艣mia艂 si臋 i usiad艂 naprzeciwko ojca.

Mam nadziej臋, 偶e b臋dziesz 偶y艂 d艂ugo i szcz臋艣liwie, tato, bo wyra藕nie wida膰, i偶 Will nie jest jeszcze gotowy na przej臋cie po tobie ca艂ej odpowiedzialno艣ci. - Popija艂 whisky, rozkoszuj膮c si臋 ciep艂em rozlewaj膮cym si臋 w jego 偶y艂ach. Zamierzam 偶y膰 jak najd艂u偶ej, ch艂opcze - odpowiedzia艂 Shane Devers. -Widz臋, 偶e m贸j m艂odszy syn musi jeszcze troch臋 dojrze膰. Musz臋 przyzna膰, 偶e podr贸偶owanie z nim nie by艂o niczym przyjemnym. Stale op艂akiwa艂 utrat臋 lady Lindley. Szkoda, 偶e dziewczyna w og贸le pojawi艂a si臋 w Ulsterze! Chyba musi by膰 czarownic膮, skoro tak op臋ta艂a Williama. Nie pojmuj臋 tego, Kieranie.

Fortune Lindley nie rzuci艂a 偶adnego czaru na Williama, tato. Obawiam si臋, 偶e to wszystko jest wy艂膮cznie wytworem jego wyobra藕ni. Na Boga, w jaki spos贸b mojej macosze uda艂o si臋 go sk艂oni膰 do po艣lubienia Emily Ann臋 Elliot?

O艣wiadczy艂a mu, 偶e nie ma innego wyboru, bo nie zna 偶adnej innej m艂odej kobiety, kt贸ra chcia艂aby wyj艣膰 za niego za m膮偶. Powiedzia艂a mu, 偶e jego obowi膮zkiem jest o偶eni膰 si臋 i sp艂odzi膰 kolejne pokolenie Devers贸w z Mallow Court. Znasz swoj膮 macoch臋, Kieranie. Kiedy czego艣 chce, nic jej nie przeszkodzi. Pocz膮tkowo William si臋 opiera艂, ale kiedy Mary i Bess popar艂y matk臋, nie m贸g艂 ju偶 d艂u偶ej walczy膰 ze swoim przeznaczeniem. Nawet ja przyznaj臋, 偶e to dla niego najlepsze rozwi膮zanie.

- Dopilnuj, tato, 偶eby William by艂 mi艂y i okazywa艂 uczucie swojej kuzynce, kiedy Elliotowie przyb臋d膮 tu za par臋 dni.

- I ja z nim porozmawiam, i jego matka. Je艣li nie b臋dzie w艂a艣ciwie traktowa艂 dziewczyny, ponownie zostaniesz prawowitym dziedzicem tej posiad艂o艣ci bez wzgl臋du na to, czy jeste艣 katolikiem - wojowniczo o艣wiadczy艂 Shane Devers.

- Bo偶e bro艅! - za艣mia艂 si臋 Kieran. - Wobec takiej gro藕by sam porozmawiam z bratem, tato!

M臋偶czy藕ni roze艣miali si臋. Shane Devers kocha艂 obu swoich syn贸w, ale bardziej lubi! starszego. Kieran by艂 zdumiewaj膮co wra偶liwy jak na cz艂owieka o takim upartym charakterze, a do tego by艂 nieskazitelnie uczciwy. 艁atwa rezygnacja Kierana z maj膮tku zmartwi艂a Shane'a Deversa, ale jednocze艣nie w jaki艣 dziwny spos贸b rozumia艂 syna. Ze swoim celtyckim dziedzictwem nawi膮zywa艂 do dawnych, bardziej awanturniczych przodk贸w. Posiadaj膮cy angielsk膮 matk臋 William raczej si臋 nadawa艂 do przej臋cia Mallow Court, zw艂aszcza w tak szybko zmieniaj膮cym si臋 艣wiecie. Rolniczy Ulster, pe艂en szkockich i angielskich emigrant贸w, nabiera艂 kszta艂tu bardziej przypominaj膮ce­go 艣rodkow膮 cz臋艣膰 Anglii ni偶 p贸艂nocn膮 Irlandi臋.

*

Jane Devers by艂a przera偶ona, gdy dowiedzia艂a si臋, 偶e ksi膮偶臋 i ksi臋偶na Glenkirk pozostali w zamku Erne Rock. Nie by艂o sposobu unikni臋cia zaproszenia ich na 艣lub Williama i Emily. W okolicy nie mieszka! nikt wy偶szy od nich rang膮, a wszyscy wiedzieli, 偶e Deversowie znaj膮 Lesliech i 偶e swaty pomi臋dzy nimi si臋 nie uda艂y. Chocia偶 nikt nie by艂 specjalnie zaskoczony ma艂偶e艅stwem Williama i Emily, kt贸re pomimo pr贸by Devers贸w zdobycia r臋ki lady Lindley zawsze by艂o czym艣 oczywistym, skandal jaki wybuch艂by, gdyby

Leslie z Glenkirk nie zostali zaproszeni na wesele Devers贸w, by艂by nie do wytrzymania.

Wys艂ano wi臋c zaproszenie, kt贸re zosta艂o przyj臋te. Adali osobi艣cie przywi贸z艂 ogromn膮 srebrn膮 czar臋 do ponczu, rze藕bion膮 w li艣cie i winne grona wraz z dwudziestoma czterema ma艂ymi czarkami i du偶膮 srebrn膮 chochl膮 z wygrawerowanym herbem rodowym. Lady Devers ledwo mog艂a powstrzyma膰 podniecenie, gdy s艂u偶膮cy w bia艂ym turbanie delikatnie wypakowa艂 czar臋 i pozosta艂e elementy z wyk艂adanej aksamitem, hebanowej szkatu艂ki, okutej sre­brem, ze srebrn膮 plakietk膮 z wyrytym nazwiskiem Devers贸w. Uda艂o jej si臋 pohamowa膰 na tyle, 偶eby powiedzie膰:

- Prosz臋 podzi臋kowa膰 ksi臋ciu i ksi臋偶nej za ich szczodro艣膰. Panna m艂oda na pewno napisze do nich podzi臋kowania, gdy tylko w przysz艂ym tygodniu przyjedzie z Londonderry. Czekamy na ich ksi膮偶臋ce mo艣ci na 艣lubie. -U艣miechn臋艂a si臋 s艂abo.

Adali uk艂oni艂 si臋 najeleganciej, jak umia艂.

- Przeka偶臋 pani mile s艂owa mojemu panu i pani -rzek艂 i wyszed艂 z komnaty. Po jego wyj艣ciu Jane Devers nie usi艂owa艂a d艂u偶ej kry膰 swojego zadowolenia.

- Sp贸jrz na to, Shane! Wspania艂e! Williamie, czy偶 to nie cudowny prezent? Kochana Emily b臋dzie taka szcz臋艣liwa. Ka偶dy podziwiaj膮cy prezenty b臋dzie mia艂 co艣 do powiedzenia. Powiniene艣 mie膰 okazj臋, by wspomnie膰, 偶e to dar od ksi臋偶nej i ksi臋cia Glenkirk, kt贸rzy s膮 spowinowaceni z samym kr贸lem! Co za szczodrobliwo艣膰, zw艂aszcza zwa偶ywszy... - G艂os jej zamar艂. - S膮 prze艣liczne - doko艅czy艂a cicho.

- Za ka偶dym razem, gdy na nie spojrz臋, b臋d臋 my艣la艂 o Fortune - stwierdzi艂 William.

- Przesta艅! - krzykn臋艂a jego matka. - Naprawd臋 odnosz臋 wra偶enie, 偶e odj臋艂o ci rozum, Williamie. Pozostaje mi jedynie modli膰 si臋 za ciebie. Przesta艅 my艣le膰 tylko o sobie! Pomy艣l o Emily Ann臋. Prawie wcale si臋 do niej nie odzywa艂e艣, gdy by艂a tutaj w sierpniu. Elliotowie s膮dzili, 偶e to dziwne zachowanie, ale

powiedzia艂am im, 偶e jeste艣 zm臋czony po podr贸偶y do Anglii. W przysz艂ym tygodniu, po przyje藕dzie twojej kuzynki oczekuj臋, 偶e b臋dziesz okazywa艂 czu艂o艣膰 Emily i nale偶ny szacunek jej rodzinie.

- Wybierz si臋 ze mn膮 na przeja偶d偶k臋, ch艂opcze -odezwa艂 si臋 Kieran, puszczaj膮c oko do macochy. -Wrze艣niowe powietrze rozja艣ni ci w g艂owie i zaczniesz logiczniej my艣le膰.

Jane Devers niemal niezauwa偶alnie kiwn臋艂a g艂ow膮 swojemu pasierbowi. Ostatnimi czasy Kieran by艂 taki pomocny i, chocia偶 nigdy, poza kwesti膮 wiary, nie przysparza艂 jej zbytnich k艂opot贸w, zastanawia艂o j膮 jego zachowanie. By艂a mu jednak wdzi臋czna, bo w tych dniach William zdawa艂 si臋 s艂ucha膰 tylko jego. Z okna swojego pokoju obserwowa艂a odje偶d偶aj膮cych razem braci.

- Czujesz na sobie jej wzrok? - odezwa艂 si臋 William, gdy ruszyli k艂usem. - Tak bardzo si臋 boi, 偶e w ostatniej chwili zerw臋 zar臋czyny i zniszcz臋 jej plany. Ale nie zrobi臋 tego. Nie pozosta艂o mi nic innego do wyboru. Po艣lubi臋 moj膮 kuzynk臋, sp艂odz臋 potomstwo i zrobi臋 wszystko, czego si臋 ode mnie oczekuje. A dlaczego? Bo g艂臋boko wierz臋, 偶e tata m贸g艂by zmieni膰 zdanie i przekaza膰 maj膮tek w twoje r臋ce.

- Nie chc臋 Mallow Court - odpowiedzia艂 Kieran.

- Ale ja go chc臋 - rzek艂 brat, po raz pierwszy przyznaj膮c g艂o艣no to, co Kieran wiedzia艂 od zawsze. Will by艂 w ka偶dym calu synem swojej matki.

Przez jaki艣 czas jechali w milczeniu. Nagle Kieran zorientowa艂 si臋, 偶e zmierzaj膮 w stron臋 domu Czarnego Colma. Dostrzeg艂 innego je藕d藕ca nadci膮­gaj膮cego z przeciwnej strony. Rozpozna艂 Pioruna i stara艂 si臋 odwr贸ci膰 uwag臋 brata, ale William r贸wnie偶 rozpozna艂 konia Fortune i pospiesznie ruszy艂 do przodu. Kieran pod膮偶y艂 za nim, kln膮c pod nosem.

Fortune pozna艂a braci i cicho zakl臋艂a. Trudno by艂o jej w tym momencie odwr贸ci膰 si臋 i zacz膮膰 ucieka膰. Przynajmniej zobaczy Kierana, chocia偶 ten by艂 w towarzystwie Willa. Od ko艅ca lipca tylko raz uda艂o jej si臋 z nim spotka膰, i to te偶

na kr贸tko, bo nie chcia艂 s艂ysze膰 jej pyta艅, dlaczego tak d艂ugo go nie by艂o. Kiedy zatrzymali si臋 przed ni膮, Fortune si臋 u艣miechn臋艂a i 艣ci膮gn臋艂a cugle Pioruna.

- Dzie艅 dobry - powita艂a ich. - Co za niespodzianka. Will, jak by艂o w Anglii? Mam nadziej臋, 偶e wasze siostry czuj膮 si臋 dobrze. Moje najszczersze gratulacje z powodu zbli偶aj膮cego si臋 艣lubu. Nie mog臋 si臋 doczeka膰, kiedy poznam twoj膮 wybrank臋.

- Kocham ci臋 - wykrzykn膮艂 William Devers. - Powiedz tylko s艂owo, Fortune, a powiem mojej kuzynce, 偶e nasz 艣lub nie mo偶e doj艣膰 do skutku! - Jego b艂臋kitne oczy patrzy艂y na ni膮 b艂agalnie.

Fortune spojrza艂a tak, jakby j膮 g艂臋boko urazi艂. Kieran uprzedzi艂 j膮 o niewygas艂ej nami臋tno艣ci Willa. Musia艂a j膮 teraz powstrzyma膰, ze wzgl臋du na dobro ich wszystkich.

- Ty dzieciaku! - warkn臋艂a. - Nie chc臋 wyj艣膰 za ciebie za m膮偶! Czy moja rodzina nie przedstawi艂a tego jasno? Je艣li nie, to ja to zrobi臋. Jeste艣 mi艂ym m艂odzie艅cem, Willu Deversie, ale nie wysz艂abym za ciebie nawet gdyby艣 by艂 jedynym m臋偶czyzn膮 na ca艂ym 艣wiecie.

- Ale dlaczego? - zawy艂.

Fortune westchn臋艂a. Najwyra藕niej jej takt nie zadzia艂a艂.

- Dlaczego? Bo mnie nudzisz, Will. Jeste艣 najnudniejszym cz艂owiekiem, jakiego znam. Nawet zarz膮dca mamy w艂o艣ci, Rory Maguire, ma w sobie wi臋cej 偶ycia ni偶 ty i jest o wiele bardziej oczytany. Dlaczego? Bo nie mamy ze sob膮 nic wsp贸lnego. Jestem wykszta艂cona. Ciebie guzik obchodzi wiedza. Wierz臋, 偶e kobieta mo偶e prawie wszystko. Ty uwa偶asz, 偶e kobiety nadaj膮 si臋 wy艂膮cznie do prowadzenia domu i zajmowania si臋 dzie膰mi. Nigdy nie mog艂abym po艣lubi膰 kogo艣 takiego jak ty. Teraz ju偶 rozumiesz?

Gapi艂 si臋 na ni膮, zaskoczony us艂yszanymi s艂owami.

- Nie kochasz mnie? - zapyta艂 t臋po.

- Nie, nie kocham ci臋 i nigdy ci臋 nie pokocham, Willu.

- Czemu wi臋c nie umiem usun膮膰 ci臋 z serca i duszy? Prze艣ladujesz mnie, Fortune, na jawie i we 艣nie. Czemu mnie op臋ta艂a艣?

- Nie op臋ta艂am ci臋. Po prostu przez ca艂e 偶ycie by艂e艣 otoczony mi艂o艣ci膮 ca艂ej swojej rodziny i nikt ci nigdy niczego nie odmawia艂. Jestem pewnie pierwsz膮 rzecz膮, kt贸rej zapragn膮艂e艣 i kt贸rej nie mo偶esz mie膰. Masz ogromne szcz臋艣cie, 偶e si臋 偶enisz ze swoj膮 kuzynk膮. M贸wiono mi, 偶e jest dla ciebie idealna i b臋­dzie 艣wietn膮 偶on膮. Niech ci臋 to zadowoli, Willu Deversie.

Spojrza艂 na ni膮 niewidz膮cym wzrokiem, po czym odwr贸ci艂 konia i szybko si臋 oddali艂.

- By艂a艣 twarda wobec niego - rzek艂 cicho Kieran.

- A nie powinnam?

- Doskonale wiedzia艂a艣, co nale偶y zrobi膰, i zrobi艂a艣 to - przyzna艂. - T臋skni臋 za tob膮, kochanie!

- A ja za tob膮, lepiej jednak jed藕 ju偶 za bratem, 偶eby nie nabra艂 podejrze艅. Zobaczymy si臋 za dwa tygodnie na weselu. - Zawr贸ci艂a Pioruna i odjecha艂a. Nie obejrza艂a si臋. Nie 艣mia艂a. T臋sknota za Kieranem zaw艂adn臋艂a ni膮, gdy tylko zobaczy艂a go nadje偶d偶aj膮cego w jej kierunku. Dopiero po chwili zauwa偶y艂a Willa. Do tej chwili by艂o jej go 偶al. Teraz jednak odczuwa艂a irytacj臋. William Devers by艂 g艂upcem. Jej rodzice odm贸wili jego propozycji. Sp臋dzi艂 lato z dala od Ulsteru, m贸g艂 wi臋c zapomnie膰. Wr贸ci艂, jakoby got贸w po艣lubi膰 swoj膮 kuzynk臋. Fortune wsp贸艂czu艂a dziewczynie.

Ale ku zadowoleniu wszystkich William Devers entuzjastycznie powita艂 swoj膮 narzeczon膮, kt贸ra przyby艂a na tydzie艅 przed 艣lubem. By艂a to 艣liczna, szesnastoletnia panienka o okr膮g艂ej, s艂odkiej buzi i ogromnych, niebieskich oczach. Jej jasne, zakr臋cone w anglezy w艂osy otacza艂y m艂odziutk膮 twarz. Mia艂a ma艂y, prosty nosek i zmys艂owo wyd臋te usta. Jej cera by艂a brzoskwiniowa. William z zapa艂em poca艂owa艂 j膮 w usta, a偶 si臋 sp艂oni艂a.

- Och, William - uda艂o jej si臋 wykrztusi膰.

- Witaj w domu, najdro偶sza Emily - powita艂 j膮 i poda艂 jej rami臋.

Co spowodowa艂o t臋 zmian臋? - mrukn膮艂 pytaj膮co Shane Devers do starszego syna.

Par臋 dni temu na przeja偶d偶ce wpadli艣my na lady Lindley. Will zrobi艂 z siebie g艂upca, a ona zmy艂a mu g艂ow臋 tak, jak jeszcze nigdy nie s艂ysza艂em. O ile pa­mi臋tam, s艂owa g艂upiec i nudziarz pad艂y wielokrotnie, tato. Nie zostawi艂a mu pola do manewru i 偶adnej w膮tpliwo艣ci, 偶e go nie kocha, nigdy go nie kocha艂a i nigdy nie pokocha. Ca艂kowicie zburzy艂a jego marzenia i my艣l臋, 偶e w艂a艣nie dzi臋ki temu oprzytomnia艂. By艂 ca艂kiem zaskoczony, bo od miesi臋cy piel臋gnowa艂 t臋 swoj膮 ch艂opi臋c膮 fascynacj臋.

Dzi臋ki Bogu! - cicho powiedzia艂 sir Shane. -Ostatnio twoja macocha by艂a nie do wytrzymania, bo ba艂a si臋, 偶e Will w ostatniej chwili zerwie zar臋czyny. Zawsze pragn臋艂a tego ma艂偶e艅stwa. Gotowa by艂a z niego zrezygnowa膰 jedynie za cen臋 Maguire's Ford, ale odk膮d pozna艂a lady Lindley, widzia艂a w niej wroga, kt贸ry mo偶e zabra膰 jej Williama. Poczu艂a ulg臋, gdy dziewczyna odtr膮ci艂a zaloty jej syna.

Ale nie przesta艂a po偶膮da膰 Maguire's Ford - zauwa偶y艂 Kieran. To prawda - przyzna艂 ojciec.

Podobno lady Leslie dzieli maj膮tek pomi臋dzy swoich dw贸ch m艂odszych syn贸w, kt贸rzy s膮 wiernymi protestantami. S艂ysza艂em, 偶e ju偶 tu przyjechali ze Szkocji. Spodziewam si臋, 偶e poznamy ich na 艣lubie -powiedzia艂 Kieran. Twoja macocha ju偶 o tym wie - odpar艂 Shane Devers. - Ma nadziej臋, 偶e Emily najpierw urodzi Williamowi c贸rk臋, kt贸r膮 b臋dzie mo偶na wyda膰 za kt贸­rego艣 z ch艂opc贸w Lesliech. Skoro nie mo偶e dosta膰 ca艂ego Maguire's Ford, wyci膮ga r臋ce chocia偶 po po艂ow臋.

Podziwiam twoj膮 偶on臋, ojcze - odpowiedzia艂 Kieran Devers. Tak jak my wszyscy - cierpko rzuci艂 ojciec. - Tak jak my wszyscy. Dzi臋ki Bogu, 偶e ten 艣lub nast膮pi ju偶 za par臋 dni. Nie zni贸s艂bym d艂u偶ej tego szale艅stwa, ch艂opcze.

Kieran parskn膮艂 艣miechem. Wiedzia艂, jak si臋 czuje ojciec, bo sam czu艂 si臋 podobnie, chocia偶 z odmiennych powod贸w. Ale w sze艣膰 dni po 艣lubie brata z Emily Ann臋 Elliot on sam we藕mie 艣lub z lady Fortune Lindley w starym ko艣ciele w Maguire's Ford. Marzy艂 o tym dniu. Uwa偶a艂, 偶e rodzina Lesliech jest nadmiernie ostro偶na w sprawie jego 艣lubu z Fortune. Bardzo chcia艂 podzieli膰 si臋 swoj膮 rado艣ci膮 przynajmniej z ojcem, ale dzi艣 zrozumia艂, 偶e rodzice Fortune mieli racj臋. Na przeszkodzie sta艂o za艣lepienie uczuciowe Williama. Nie ufa艂 teraz bratu, podejrzewa艂 bowiem, 偶e pomimo brutalnego odtr膮cenia, Will nadal darzy艂 uczuciem Fortune Lindley. Jego zachowanie wobec m艂odej Emily nie by艂o w pe艂ni autentyczne. Gdy dowie si臋, 偶e jego starszy brat po艣lubi艂 kobiet臋, kt贸rej on w sekrecie po偶膮da艂, mo偶e rozp臋ta膰 si臋 prawdziwe piek艂o. Trzeba wi臋c by艂o poczeka膰, a偶 William wyruszy w podr贸偶 po艣lubn膮 do Dublina, zanim pi艣nie cho膰by s艂owo.

Poniewa偶 jednak poczu艂 nag艂膮 potrzeb臋 porozmawiania z kim艣, uda艂 si臋 do Lisnaskea, na kt贸rej p贸艂nocnym kra艅cu mieszka艂a wieloletnia kochanka ojca, Molly Fitzgerald i jego dwie przyrodnie siostry. M贸wi艂o si臋, 偶e Molly mieszka w chacie, cho膰 w rzeczywisto艣ci by艂 to solidny dom z cegie艂, zbudowany przez Shane'a Deversa dla kochanki. Kiedy zapuka艂, drzwi otworzy艂a stara s艂u偶膮ca Molly, Biddy, i na jego widok jej twarz rozja艣ni艂a si臋 w u艣miechu.

- Panie Kieranie, to naprawd臋 pan? Prosz臋 wej艣膰, prosz臋 wej艣膰! Pani i pana siostry bardzo si臋 uciesz膮. - Zaprowadzi艂a go do salonu, gdzie w kominku bu­zowa艂 ogie艅. - Wie pan, gdzie jest whisky. P贸jd臋 zawiadomi膰 moj膮 pani膮. - I wysz艂a z pomieszczenia.

Nala艂 sobie whisky i wypi艂, bo zmarz艂 podczas drogi. Na d藕wi臋k otwieraj膮cych si臋 drzwi do salonu, odwr贸ci艂 si臋 z u艣miechem.

- Molly, wybacz mi t臋 niezapowiedzian膮 wizyt臋.

- Zawsze jeste艣 mile widziany, Kieranie Deversie, zawsze - powiedzia艂a zachrypni臋tym g艂osem. By艂a naprawd臋 pi臋kn膮 kobiet膮 o bujnych, ciemnych w艂osach i ciep艂ych, bursztynowych oczach. - Dziewczynki st臋skni艂y si臋 za

tob膮, ale s艂ysza艂y艣my, 偶e je藕dzisz na przeja偶d偶ki z m艂od膮 Angielk膮 z Erne

Rock i cz臋sto spotykasz si臋 z ni膮 w ruinach domostwa Czarnego Colma.

Roze艣mia艂 si臋.

A ja s膮dzi艂em, 偶e jeste艣my tacy dyskretni, Molly - stwierdzi艂. - Dzi臋ki Bogu,

偶e nikt nie rozpuszcza艂 plotek, bo mia艂bym w domu ogromne k艂opoty. Wiesz

przecie偶, 偶e odtr膮ci艂a Willa. C贸偶, mnie nie odm贸wi艂a. Pi膮tego pa藕dziernika

ojciec Butler udzieli nam 艣lubu.

A tw贸j ojciec nic nie wie? - Molly sprawia艂a wra偶enie przej臋tej.

Jak mog臋 teraz mu powiedzie膰? Williamowi nadal si臋 wydaje, 偶e jest

zakochany w Fortune, chocia偶 par臋 dni temu, gdy spotkali艣my si臋 na

przeja偶d偶ce, zosta艂 przez ni膮 ostro z艂ajany. Teraz udaje, 偶e jest zadowolony

ze zwi膮zku ze swoj膮 kuzynk膮. Ale znam Willa. Nadal darzy uczuciem

Fortune. Nie chcieli艣my zepsu膰 艣lubu mojego brata naszym o艣wiadczeniem o

zar臋czynach. Powiem wszystko tacie, gdy Will i Emily wyjad膮 w podr贸偶

po艣lubn膮 do Dublina. B臋dziemy bardzo szcz臋艣liwi, je艣li tata zechce przyby膰

na nasz 艣lub. A je艣li nie, to i tak si臋 pobierzemy.

Mam nadziej臋, 偶e ja i twoje siostry te偶 zostaniemy zaproszone - spokojnie

powiedzia艂a Molly Fitzgerald. Wzi臋艂a go za r臋k臋 i poprowadzi艂a do mi臋kkiej

kanapy przy kominku.

Oczywi艣cie! - odpar艂, siadaj膮c ko艂o niej.

A wi臋c, b臋dziesz panem Erne Rock i Maguire's Ford. Obawiam si臋, 偶e pani

Devers niezbyt si臋 to spodoba.

Nie, Molly, nie dostan臋 ani Erne Rock, ani Maguire's Ford. Matka Fortune

doskonale rozumie sytuacj臋 w Ulsterze. Wie, 偶e je艣li przeka偶e posiad艂o艣ci

Fortune, kt贸ra wyjdzie za mnie za m膮偶, moja macocha i brat stworz膮 wiele

problem贸w, pr贸buj膮c zabra膰 mi te ziemie, bo jestem katolikiem. Zamiast

tego wi臋c postanowi艂a, 偶e Maguire's Ford przypadnie jej dw贸m najm艂odszym

synom, kt贸rzy s膮 protestantami. Ja i Fortune nie pozostaniemy w Ulsterze.

Najpierw pojedziemy do Anglii, a potem do Nowego 艢wiata. Ksi臋偶na

powiedzia艂a, 偶e pewien ciesz膮cy si臋 wzgl臋dami kr贸la d偶entelmen zak艂ada koloni臋 w Nowym 艢wiecie dla katolik贸w i innych, kt贸rzy cierpi膮 prze­艣ladowania. Tam w艂a艣nie rozpoczniemy nasze nowe, wsp贸lne 偶ycie. Ksi膮偶臋 i ksi臋偶na nie maj膮 nic przeciwko twojemu o偶enkowi z ich c贸rk膮? S艂ysza艂am, 偶e to dziwni ludzie i 偶e ksi臋偶na ma s艂u偶膮cego nosz膮cego komiczne nakrycie g艂owy w kszta艂cie bia艂ego placka. Czy to wszystko jest prawd膮, Kieranie? Roze艣mia艂 si臋.

艢mieszne nakrycie g艂owy nosi nazw臋 turbanu. Adali jest p贸艂-Francuzem, p贸艂-Hindusem. Ksi臋偶na urodzi艂a si臋 jako ksi臋偶niczka w odleg艂ym kraju i jest c贸rk膮 pot臋偶nego monarchy. Jako szesnastolatka przyby艂a do Anglii i mieszka tam do tej pory. Jest bardzo pi臋kna i bardzo mi艂a. Jej m膮偶, prawdziwy d偶entelmen, uwielbia j膮. Fortune jest c贸rk膮 ksi臋偶nej z drugiego ma艂偶e艅stwa. Ksi臋偶na dwukrotnie owdowia艂a, zanim po艣lubi艂a Glenkirka. Ma siedmioro dzieci. Czy to zaspokaja twoj膮 ciekawo艣膰, Molly?

Na pocz膮tek tak - odpar艂a z u艣miechem Molly Fitzgerald. - S艂ysza艂am, 偶e ksi臋偶na spodziewa si臋 kolejnego dziecka.

Tak, i musz臋 ci powiedzie膰, 偶e by艂o to dla niej ogromne zaskoczenie. Zamierzaj膮 pozosta膰 w Irlandii do nast臋pnego lata, kiedy dziecko b臋dzie ju偶 do艣膰 du偶e i b臋dzie mog艂o znie艣膰 podr贸偶. Czy zostaniecie z Fortune z nimi? Wzruszy艂 ramionami. Nie wiem. Od czasu powrotu mojej rodziny z Anglii nie mia艂em okazji wybra膰 si臋 do Erne Rock, 偶eby om贸wi膰 t臋 kwesti臋. Zrobi膮 wszystko, co nale偶y, Molly, i na razie musz臋 na tym poprzesta膰. To dziwne, bo przyzwyczajony jestem do decydowania o w艂asnym 偶yciu Jeszcze b臋dziesz, Kieranie. Ale teraz opowiedz, jak si臋 miewa tw贸j ojciec. Nie widzia艂am go od czasu jego powrotu. Tak, wiem, jest poch艂oni臋ty przygotowaniami do 艣lubu. Powiedz mu, 偶e t臋sknimy do niego, ja i dziewcz臋ta.

- Gdzie s膮 Maeve i Aine? - zapyta艂.

- W kuchni, ucz膮 si臋, jak zrobi膰 delikatne myd艂o -odpowiedzia艂a Molly. - Nie pozwol臋, 偶eby biega艂y po wiosce i psu艂y sobie opini臋. Mieszka tu do艣膰 ogra­niczonych ciemniak贸w, kt贸rzy s膮dz膮, 偶e mo偶na si臋gn膮膰 po moje dziewczynki, bo nie jestem osob膮 szanowan膮. Moje dziewcz臋ta dobrze wyjd膮 za m膮偶, dopilnuj臋 tego!

- Nie ma tu ju偶 wielu katolickich ch艂opc贸w, Molly - zauwa偶y艂 spokojnie. -Mo偶e b臋dziesz musia艂a zdecydowa膰 si臋 na protestanckich zi臋ci贸w albo wy艣lesz dziewcz臋ta do klasztoru we Francji czy w Hiszpanii.

- Do klasztoru? - parskn臋艂a Molly. - Moje dziewczynki b臋d膮 偶onami i matkami. Nie obchodzi mnie, czy b臋d膮 to protestanci, czy katolicy, je艣li tylko wyjd膮 zapowiedzi, a ceremonia za艣lubin odb臋dzie si臋 w obecno艣ci wszystkich mieszka艅c贸w Lisnaskea. Chc臋, 偶eby obie da艂y mi wnucz臋ta!

- Kieran!

Obie przyrodnie siostry wpad艂y do salonu. Byty to 艣liczne dziewcz臋ta o d艂ugich, ciemnych w艂osach. Maeve mia艂a bursztynowe oczy swojej matki, ale m艂odsza, Aine, odziedziczy艂a niebieskie oczy po ich wsp贸lnym ojcu. Wyca艂owa艂 je serdecznie w policzki i mocno przytuli艂. Maeve mia艂a ju偶 siedemna艣cie lat i istotnie ju偶 nied艂ugo nale偶a艂oby znale藕膰 dla niej m臋偶a. Natomiast Aine by艂a czternastolatk膮, kt贸ra dopiero wyrasta艂a ze swoich 藕rebi臋cych lat. Przysiad艂a obok niego na kanapie.

- Powiadaj膮, 偶e masz kochank臋 - rzek艂a Aine.

- Aine! - Jej matka by艂a przera偶ona.

- Ale tak m贸wi膮 - broni艂a si臋 Aine.

- 呕eni臋 si臋, ale musisz zachowa膰 t臋 informacj臋 dla siebie, panno 艁asiczko -zwr贸ci艂 si臋 Kieran do swojej m艂odszej siostry.

- Dlaczego? - zapyta艂a Aine.

- Bo pi膮tego pa藕dziernika 偶eni臋 si臋 z lady Fortune Lindley i zaprosz臋 ci臋, je艣li b臋dziesz si臋 dobrze sprawowa膰 - o艣wiadczy艂.

Z dziewczyn膮, kt贸ra mia艂a po艣lubi膰 Williama Deversa? - spyta艂a zaskoczona

Maeve.

Z dziewczyn膮, kt贸ra da艂a kosza braciszkowi Willowi - rzeki Kieran. - Nie

chcemy jednak psu膰 jego 艣lubu z Emily Ann臋 Elliot ani prowokowa膰 go do

wyzwania mnie na pojedynek, bo w tajemnicy nadal darzy uczuciem Fortune.

Musi by膰 bardzo p艂ocha, skoro najpierw bawi艂a si臋 nim, a potem wybra艂a

ciebie - zauwa偶y艂a krytycznie Maeve.

Wcale nie jest p艂ocha - Kieran pospieszy艂 z obron膮 Fortune. - Zosta艂a

przywieziona do Ulsteru, 偶eby si臋 przekona艂a, czy odpowiadaj膮 sobie z

Willem. Zorientowa艂a si臋, 偶e Will do niej nie pasuje i powiedzia艂a o tym

swoim rodzicom, kt贸rzy natychmiast odbyli rozmow臋 z tat膮 i lady Jane. -

Wyja艣ni艂 dok艂adnie ca艂膮 sytuacj臋, a na koniec doda艂: - Fortune Lindley ma

wszystko, czego m贸g艂bym szuka膰 w kobiecie. Polubicie j膮.

Kieran si臋 zakocha艂! - za艣piewa艂a Aine. - Kieran si臋 zakocha艂!

Wyszczerzy艂 do niej z臋by i zwichrzy艂 jej ciemne w艂osy.

Pewnego dnia ty te偶 si臋 zakochasz, panno 艁asiczko. 呕a艂uj臋 tylko, 偶e nie

b臋dzie mnie tu wtedy. -Odwr贸ci艂 si臋 do stoj膮cej przy kominku Maeve. -I co,

Maeve?

Rzadko zgadzam si臋 z Aine - pad艂a odpowied藕 - ale wydaje mi si臋, 偶e tym

razem ma racj臋. Zakocha艂e艣 si臋, Kieranie. Nigdy nie s膮dzi艂am, 偶e ten dzie艅

kiedykolwiek nastanie.

Roze艣mia艂 si臋.

Wszystko si臋 mo偶e zdarzy膰, Maeve - o艣wiadczy艂.

Nawet ty pewnego dnia mo偶esz by膰 zakochana.

Nie wydaje mi si臋, 偶eby pisany mi by艂 ten luksus, bracie - z powag膮 odpar艂a

Maeve. - Mama, chocia偶 sama wybra艂a mi艂o艣膰, stale powtarza, 偶e musz臋 by膰

szanowana i po艣lubi膰 szanowanego m臋偶czyzn臋.

Gdy wasz ojciec przyszed艂 do mnie, by艂am szanowan膮 wdow膮 - z energi膮

powiedzia艂a Molly. - By艂am dojrza艂膮 kobiet膮, kt贸ra dok艂adnie wie, co robi i

zna konsekwencje swoich posuni臋膰. A ty, Maeve, jeste艣 m艂od膮 dziewczyn膮 bez 偶adnego do艣wiadczenia. Zrobisz to, co ci m贸wi臋, dziecko, bo jestem twoj膮 matk膮 i nie b臋d臋 tolerowa膰 偶adnego niepos艂usze艅stwa! Spokojnie, dziewcz臋ta, spokojnie - wtr膮ci艂 Kieran. - Przyszed艂em, 偶eby si臋 z wami zobaczy膰, a nie 偶eby wnosi膰 niepok贸j w wasz dom. Powiedz mi, Mol­ly, co mi dasz na kolacj臋? Jestem du偶ym m臋偶czyzn膮 i przeby艂em d艂ug膮 drog臋 w ch艂odzie i wilgoci. -U艣miechn膮艂 si臋 czaruj膮co do starszej kobiety. Nie zwiedziesz mnie, Kieranie - powiedzia艂a. -Jeste艣 takim samym uwodzicielem, jak tw贸j tata. Niech B贸g ma w opiece twoj膮 dziewczyn臋. Przyprowadzisz j膮 do nas, 偶eby pozna艂a twoje przyrodnie siostry? Przyprowadz臋 - obieca艂 - ale dopiero po 艣lubie Willa. Dzisiaj mog臋 z wami zosta膰 tylko do kolacji. Potem musz臋 wraca膰 do domu, 偶eby macocha nie za­cz臋艂a si臋 zastanawia膰, gdzie si臋 podziewam i dlaczego nie ma mnie na ka偶de jej skinienie.

Podobno to straszna praca dla tych, kt贸rzy zostali wezwani do czasowej pomocy - powiedzia艂a Molly. Chcia艂abym tam by膰 - z 偶alem rzuci艂a Aine.

Ale nie mo偶esz - warkn臋艂a Maeve. - Gdyby dwie 艣liczne c贸rki z nieprawego 艂o偶a pojawi艂y si臋 na 艣lubie prawowitego syna i dziedzica naszego taty, echo skandalu przez lata kr膮偶y艂oby po ca艂ym Fermanagh. Ciesz si臋, 偶e lady Jane nie wygoni艂a nas i mamy z Lisnaskea. Nie mog艂aby tego zrobi膰! - krzykn臋艂a zaniepokojona Aine. Nie mog艂aby? Zrobi艂aby to, gdyby tak by艂o jej wygodniej, tak samo jak przekona艂a tat臋, 偶eby wydziedziczy艂 Kierana. To diabe艂 w ludzkiej sk贸rze! Wystarczy - spokojnie odezwa艂 si臋 Kieran. - Pos艂uchaj mnie, Maeve, bo jeste艣 ju偶 do艣膰 du偶a, 偶eby zrozumie膰, co powiem. Nie chcia艂em Mallow Court. Gdybym chcia艂, zrobi艂bym, co trzeba, 偶eby zachowa膰 posiad艂o艣膰. A teraz przesta艅 si臋 gniewa膰 i zobacz, co Biddy przygotowuje dla mnie na kolacj臋. - Wsta艂 i wyci膮gn膮艂 do niej r臋ce.

Maeve wpad艂a mu w ramiona.

- Nie wyje偶d偶aj, Kieranie! Nie opuszczaj Irlandii, a je艣li musisz, zabierz ze sob膮 Aine i mnie! Mama ma swoje ambitne plany i marzenia, ale nie ma tu nikogo, kto po艣lubi艂by nie艣lubne c贸rki Shane'a Deversa. Musimy rozpocz膮膰 nowe 偶ycie, tak samo jak ty!

Kieran mocno przytuli艂 siostr臋 do piersi i ponad jej ciemn膮 g艂ow膮 spojrza艂 na Molly.

- Ona mo偶e mie膰 racj臋, Molly - zauwa偶y艂 spokojnie. - Je艣li ta kolonia istotnie oka偶e si臋 bezpiecznym miejscem, mo偶e by膰 lepszym miejscem dla obu dziewcz膮t.

Po twarzy Molly Fitzgerald zacz臋艂y p艂yn膮膰 艂zy. Wolno skin臋艂a g艂ow膮.

- Zawsze wiedzia艂am, 偶e zako艅cz臋 偶ycie samotnie - zwr贸ci艂a si臋 do niego. -Mo偶e masz racj臋, Kieranie, ale czy got贸w jeste艣 wzi膮膰 na siebie odpowiedzialno艣膰 za nie obie? I co na to twoja Fortune?

- Nie wiem, dop贸ki jej nie spytam - odpowiedzia艂.

- Ale to praktyczna dziewczyna i ma dobre serce. Najpierw niech was pozna, a potem zobaczymy, zgoda, Molly?

Rozdzia艂 9

艢licznie dzisiaj wygl膮dasz, madam - ksi膮偶臋 Glenkirk obdarzy! komplementem lady Jane Devers. - To radosny dzie艅 dla pani i dla sir Shane'a. 呕a艂uj臋, 偶e moja ma艂偶onka nie mo偶e dzi艣 by膰 z nami, ale jej stan

uniemo偶liwia nawet najkr贸tsz膮 podr贸偶, rozumie pani. - Uk艂oni艂 si臋 i uca艂owa艂

jej d艂o艅.

Jane Bevers pomy艣la艂a, 偶e jest bardzo przystojny. I taki elegancki i dystyngowany w zdobionej klejnotami kamizelce i w czarnych aksamitnych spodniach. Doda tyle splendoru 艣lubnym uroczysto艣ciom. U艣miechn臋艂a si臋, po czym przenios艂a wzrok na jego towarzyszk臋.

Fortune dygn臋艂a.

- Wspania艂y dzie艅 na 艣lub - rzek艂a s艂odko. - To bardzo mi艂o, 偶e mnie pani zaprosi艂a, madam.

- Jak mog艂abym tego nie zrobi膰? - odpowiedzia艂a Jane Devers i uwa偶nie zlustrowa艂a dziewczyn臋.

Fortune by艂a ubrana w g艂臋boko wyci臋t膮 sukni臋 z fioletowego aksamitu z niezwyk艂ym, koronkowym ko艂nierzem, udrapowanym na ramionach. R臋kawy sukni by艂y zebrane w bufki jedwabnymi tasiemkami w kolorze lawendy. Suknia mi臋kkimi fa艂dami opada艂a do ziemi, a w rozci臋ciu sp贸dnicy mo偶na by艂o do­strzec kremow膮 halk臋, wyszywan膮 delikatn膮 z艂ot膮 nici膮 w motyle i stokrotki. Nisko nad karkiem jej rude w艂osy zebrane by艂y w w臋ze艂, a pojedynczy lok prze­wi膮za艂a jedwabn膮, lawendow膮 wst膮偶k膮. Mia艂a d艂ugi sznur pere艂 i ametystowe kolczyki. Wygl膮da艂a niezwykle modnie, niew膮tpliwie modniej ni偶 pozostali go艣cie, lecz jej str贸j nie by艂 ostentacyjny i nie na tyle wspania艂y, 偶eby odwr贸ci艂 uwag臋 od panny m艂odej.

Lady Jane Devers musia艂a przyzna膰, 偶e m艂oda lady Lindley ubra艂a si臋 bardzo w艂a艣ciwie. Sta艂a wsparta na ramieniu ojca, skromnie spuszczaj膮c oczy. Jane Devers z艂o艣ci艂o, 偶e Fortune mo偶e sprawi膰 na go艣ciach tak dobre wra偶enie. Mia艂a nadziej臋, 偶e ludzie nie b臋d膮 si臋 zastanawia膰, dlaczego taki wz贸r doskona艂o艣ci da艂 kosza jej synowi. Mog艂oby si臋 to 藕le odbi膰 na nich wszystkich. Niestety, teraz ju偶 nic nie mog艂a na to poradzi膰! U艣miechn臋艂a si臋 do mijaj膮cych j膮 ksi臋cia i Fortune i odwr贸ci艂a si臋, 偶eby powita膰 kolejnych go艣ci.

Sam 艣lub odby艂 si臋 w ogromnym salonie Mallow Court, gdy偶 ko艣ci贸艂 w Lisnaskea by艂 za ma艂y, aby pomie艣ci膰 wszystkich. Panna m艂oda wygl膮da艂a prze­艣licznie w r贸偶owej sukni z satyny, tafty i koronki. Jej g艂ow臋 zdobi艂 wianek z delikatnych stokrotek. Ubrany w b艂臋kitny str贸j pan m艂ody mia艂 ponury wygl膮d. Na jego twarzy widnia艂 pos臋pny grymas, chocia偶 panna m艂oda stale si臋 do niego u艣miecha艂a, nie umiej膮c powstrzyma膰 rado艣ci. Jej odpowiedzi by艂y wyra藕ne, William mrucza艂 cicho pod nosem. Kiedy w ko艅cu og艂oszono ich m臋偶em i 偶on膮, go艣cie zacz臋li wiwatowa膰. William Devers, jak przysta艂o, poca艂owa艂 swoj膮 nowo po艣lubion膮 偶on臋.

Fortune nie czu艂a ani krzty 偶alu. Mia艂a wzrok utkwiony w Kieranie, prezentuj膮cym si臋 bardzo elegancko w ciemnozielonym ubraniu. Ledwo mog艂a si臋 doczeka膰, kiedy wreszcie zostan膮 sami. Tak dawno si臋 nie widzieli. Westchn臋艂a g艂o艣no i zaczerwieni艂a si臋, s艂ysz膮c 艣miech Jamesa Lesliego.

- Spokojnie, dziewczyno - ostrzeg艂 j膮, widz膮c, w jakim kierunku patrzy艂a. -Przez tyle tygodni udawa艂o si臋 wam nie wzbudzi膰 偶adnych podejrze艅. Nie zepsuj tego teraz, gdy cel jest tak blisko.

- Tato! - Policzki j膮 pali艂y.

- Troch臋 dyskrecji, moja panno - rzek艂 cicho. -Mamy tu pozosta膰 do przysz艂ego lata. Nie 偶ycz臋 sobie wojny pomi臋dzy naszymi rodzinami.

- A nie boisz si臋, 偶e nasz 艣lub napsuje wiele krwi? - zapyta艂a niemal kpi膮co.

- Owszem, na pocz膮tku nie b臋d膮 zbyt szcz臋艣liwi, ale popracujemy nad nimi, dziewczyno, co powinno by膰 o tyle 艂atwiejsze, 偶e tw贸j m膮偶 nie dostanie Maguire's Ford. Wiesz dobrze, czego tak naprawd臋 pragn臋艂a lady D -odpowiedzia艂 ksi膮偶臋.

Przyj臋cie weselne przygotowano w obszernej jadalni, kt贸ra kiedy艣 by艂a g艂贸wn膮 sal膮 Mallow Court. S艂u偶膮cy kr臋cili si臋 tam i z powrotem, nosz膮c p贸艂mi­ski z 艂ososiem, wo艂owin膮, kap艂onami, kaczkami i dzikim ptactwem. By艂y szynki i kotlety baranie, karczochy w bia艂ym winie i duszona sa艂ata, zielony groszek doprawiony mi臋t膮, chleb, kr膮偶ki s艂odkiego mas艂a, delikatny angielski czedar i

mi臋kkie sery francuskie. Kielichy stale nape艂niano winem, najlepszym, jakie byli w stanie sprowadzi膰 Deversowie. Niekt贸rzy kr臋cili nosem, 偶e nie ma piwa, ale lady Jane nie uwa偶a艂a piwa za do艣膰 wykwintny trunek.

Go艣cie 艣wietnie si臋 bawili, wznoszono toast za toastem na cze艣膰 m艂odej pary. Po艣r贸d wiwat贸w wniesiono lukrowany tort weselny. By艂 to zaiste niezwyk艂y luksus, ale podczas pobytu w Anglii lady Devers dowiedzia艂a si臋, 偶e jest to najmodniejsza ekstrawagancja na weselach wa偶nych osobisto艣ci. Dlatego poda­nie takiego tortu na weselu jej jedynego syna by艂o absolutnie konieczne.

Potem go艣ci zaproszono do ta艅c贸w w ogromnym salonie, gdzie wcze艣niej odby艂a si臋 uroczysto艣膰 za艣lubin. Podczas posi艂ku uprz膮tni臋to stamt膮d wszystkie meble, a w jednym k膮cie komnaty ustawiono podwy偶szenie dla orkiestry. W rogach pokoju przy przeciwleg艂ej 艣cianie rozstawiono pomalowane parawany, za kt贸rymi go艣cie w razie potrzeby mogli znale藕膰 krzes艂a oraz nocniki. Pocz膮tkowo ta艅czono jedynie ta艅ce ludowe, a tancerze wykonywali poszczeg贸lne kroki, trzymaj膮c si臋 za r臋ce, w kole albo w szeregu. Lady Devers zmarszczy艂a brwi i wda艂a si臋 w rozmow臋 z muzykami, kt贸rzy zacz臋li gra膰 偶wawego galliarda.

Kieran Devers poprowadzi艂 Fortune na parkiet. Trzyma艂 j膮 za r臋k臋 gor膮c膮 d艂oni膮, a ich pe艂ne milcz膮cej pasji spojrzenia spotka艂y si臋. Muzyka do galliarda by艂a lekka i szybka. Ta艅czyli tylko m艂odzi ludzie, wszyscy, poza m艂od膮 par膮. William Devers wpatrywa艂 si臋 w swojego brata i Fortune. Do tego momentu jej nie dostrzega艂. Ale gdy teraz paradowa艂a przed nim z jego bratem, nie m贸g艂 jej ignorowa膰. Jej pier艣 odcina艂a si臋 biel膮 od fioletu jej sukni. Jak偶e jej po偶膮da艂!

- Kim jest ta pi臋kna dziewczyna, ta艅cz膮ca z twoim bratem? - niewinnie zapyta艂a go 偶ona.

- To lady Lindley - cierpkim tonem odpar艂 William.

- Och - cicho szepn臋艂a Emily Devers.

Jej matka bardzo szczerze wyja艣ni艂a jej ca艂膮 spraw臋 z lady Lindley, zanim pozwoli艂a c贸rce przyj膮膰 o艣wiadczyny kuzyna Williama. William Devers po-

prosi艂 lady Lindley o r臋k臋, a ona mu odm贸wi艂a. Pani Elliot powiedzia艂a c贸rce, 偶e by艂 bardzo przej臋ty jej odmow膮. Mo偶liwe, 偶e nadal j膮 kocha艂.

- Sprawi臋, 偶e zapomni o niej - odpowiedzia艂a matce Emily Ann臋 z czyst膮 niewinno艣ci膮, typow膮 dla m艂odo艣ci. Ale teraz, widz膮c by艂膮 rywalk臋 we w艂asnej osobie, m艂oda pani Devers wcale nie by艂a ju偶 taka pewna, 偶e wyma偶e z pami臋ci Williama pi臋kn膮 i fascynuj膮c膮 Fortune Lindley. Emily Ann臋 poczu艂a pierwsze uk艂ucie zazdro艣ci.

Galliard sko艅czy艂 si臋. Fortune rado艣nie u艣miechn臋艂a si臋 do Kierana Deversa. By艂 doskona艂ym tancerzem, co odkry艂a ku swemu ogromnemu zadowoleniu. Twarz zar贸偶owi艂a si臋 jej z wysi艂ku, policzki p艂on臋艂y. G艂adki w臋ze艂 w艂os贸w na karku rozlu藕ni艂 si臋 i burza p艂omiennorudych lok贸w sp艂yn臋艂a jej w nie艂adzie na plecy.

- Jeste艣 taka pi臋kna - wyszepta艂 pochylony do jej ucha. - Gdybym nie by艂 cz艂owiekiem honoru, zaci膮gn膮艂bym ci臋 do ciemnego k膮ta i kocha艂 si臋 z tob膮, moja 艣liczna.

Fortune zaczerwieni艂a si臋 jeszcze bardziej z rado艣ci, jak膮 wywo艂a艂y jego s艂owa.

Muzycy zn贸w wzi臋li do r膮k instrumenty. Rozleg艂y si臋 d藕wi臋ki wdzi臋cznej, eleganckiej pawany. Kieran zn贸w z艂apa艂 Fortune za r臋k臋 i zn贸w zata艅czyli, nagle tak bardzo zaabsorbowani sob膮, 偶e zapomnieli o wszystkich innych, obecnych w salonie. Wygl膮dali razem tak wspaniale, 偶e inni go艣cie przerwali taniec i cofn臋li si臋, patrz膮c na wiruj膮c膮 par臋 m艂odych ludzi.

Unios艂a g艂ow臋, wpatruj膮c si臋 w partnera. Jej twarz rozja艣nia艂a mi艂o艣膰 do niego. Oczy dziewczyny b艂yszcza艂y niczym drogocenne kamienie. Lekko rozchyli艂a usta w u艣miechu. Ciemna g艂owa Kierana pochylona by艂a ku dziewczynie tak nisko, 偶e niemal dotykali si臋 wargami. Wyginali si臋, okr臋cali, wyczuwaj膮c najl偶ejsze zmiany rytmu zmys艂owej muzyki. Patrzy艂 na ni膮 z oczywist膮 mi艂o艣ci膮 i namacaln膮 nami臋tno艣ci膮. Stanowili jedno艣膰 i nagle w jednym b艂ysku u艣wiadomili to sobie wszyscy obecni w salonie.

O Bo偶e! - patrz膮c na nich pomy艣la艂 James Leslie. - Teraz ju偶 nie da si臋 utrzyma膰 sekretu.

Przeni贸s艂 spojrzenie na pana m艂odego, i na widok nag艂ego zrozumienia i 艣lepej furii, maluj膮cej si臋 na twarzy m艂odzie艅ca, nagle u艣wiadomi艂 sobie, 偶e nie jest uzbrojony.

G艂os Williama Deversa przerwa艂 otaczaj膮c膮 wszystkich magi臋 i czarown膮 muzyk臋.

- Ty draniu! - wrzasn膮艂. - Ty k艂amliwy draniu! Pragn膮艂e艣 jej przez ca艂y czas, chocia偶 zaprzecza艂e艣! M贸g艂bym ci臋 zabi膰!

- William! - rzuci艂 ostrzegawczo jego ojciec.

- Skoro ja nie mog臋 jej mie膰, czemu mia艂aby przypa艣膰 tobie? - zapyta艂 udr臋czonym g艂osem William Devers. By艂 bliski p艂aczu.

Jane Devers pomy艣la艂a, 偶e zaraz spali si臋 ze wstydu. Teraz w ca艂ym Fermanagh, nie, w ca艂ym Ulsterze b臋d膮 plotkowa膰 o tym straszliwym skandalu.

- Ty dziwko! - krzykn膮艂 William z ponownie budz膮cym si臋 gniewem, wymierzonym tym razem w Fortune. - Zwodzi艂a艣 mnie, a przez ca艂y czas puszcza艂a艣 si臋 z moim bratem!

G艂owy go艣ci kr臋ci艂y si臋, 艣ledz膮c kolejno postaci tego trio. Kieran Devers milcza艂 wobec zarzut贸w brata. Lecz Fortune nie by艂a taka pow艣ci膮gliwa.

- Jak 艣miesz, panie? - odezwa艂a si臋 swoim najbardziej w艂adczym tonem.

Jej g艂os by艂 pe艂en pogardy. Potem odwr贸ci艂a si臋 od niego i podesz艂a do Emily Devers, kt贸ra sta艂a poblad艂a, trz臋s膮c si臋. Odezwa艂a si臋 do dziewczyny 艂a­godniejszym tonem:

- Madam, przepraszam, 偶e moja obecno艣膰 zepsu艂a pani wesele. Oddal臋 si臋 teraz z nadziej膮, 偶e za chwil臋 wszystko powr贸ci do normy. - Po czym dy­gn臋艂a, a偶 fioletowa suknia zamiot艂a parkiet.

James Leslie natychmiast wyr贸s艂 u boku swojej pasierbicy. Uk艂oni艂 si臋 pannie m艂odej, lady Jane i sir Shane'owi, ale nie odzywa艂 si臋. Wyprowadzi艂

Fortune z salonu, pocieszaj膮co k艂ad膮c r臋k臋 na jej d艂oni, wspartej na jego ramieniu.

Kiedy William ruszy艂 za nimi, Kieran Devers wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i z艂apa艂 m艂odszego brata za rami臋.

- Nie wystarczy ci, Willu, 偶e z艂ama艂e艣 serce swojej m艂odej 偶onie i t膮 obsesj膮 zepsu艂e艣 jej dzie艅 weselny? - powiedzia艂 cicho, przez zaci艣ni臋te z臋by. - Id藕 i przepro艣 Emily, albo osobi艣cie ci臋 zabij臋, aby broni膰 honoru rodziny, o kt贸ry zdajesz si臋 w og贸le nie dba膰. Twoja 偶ona zostanie wdow膮, zanim odbierzesz jej dziewictwo! - Odwr贸ci艂 g艂ow臋 i da艂 znak muzykom, 偶eby zn贸w zacz臋li gra膰. Muzycy rozpocz臋li 偶ywy taniec, a Kieran popchn膮艂 brata w stron臋 Emily. Potem podszed艂 do macochy, kt贸ra sta艂a z poszarza艂膮 twarz膮, poca艂owa艂 j膮 w r臋k臋 i poprowadzi艂 na parkiet.

- Prosz臋, madam - rzek艂 do niej cicho - spr贸bujmy zatrze膰 to fatalne wra偶enie, jakie wywar艂 tw贸j syn.

Chyba pierwszy raz w 偶yciu by艂o mu jej 偶al.

- Och, Kieranie, uwa偶asz, 偶e mo偶emy? - wyszepta艂a Jane Devers dr偶膮cym g艂osem.

- Musimy, madam - odpar艂 zdecydowanie.

Sir Shane przezwyci臋偶y艂 pierwszy szok i sk艂oni艂 si臋 przed matk膮 Emily.

- Mo偶e zata艅czymy, pani, i pozwolimy dzieciom wyja艣ni膰 sobie ten incydent? - Poprowadzi艂 zmieszan膮 pani膮 Elliot na parkiet, gdzie do艂膮czyli do tworz膮cego si臋 kr臋gu ta艅cz膮cych. Jej ma艂偶onek, nie rzuciwszy okiem na c贸rk臋 i jej 艣wie偶o po艣lubionego m臋偶a, sk艂oni艂 si臋 przed najbli偶sz膮 dam膮 i poprosi艂 j膮 do ta艅ca.

Pa艅stwo m艂odzi znale藕li si臋 teraz sami w k膮cie salonu.

- Op臋ta艂a ci臋 - spokojnie powiedzia艂a Emily Ann臋. - Widz臋 to, m贸j biedaku. Musi by膰 bardzo niegodziwa. Ale ja ci臋 kocham, Williamie. Pomog臋 ci przezwyci臋偶y膰 rzucony przez ni膮 czar, je艣li tylko mi na to pozwolisz. -Wspi臋艂a si臋 na palce i poca艂owa艂a go w policzek. - Ju偶 nigdy nie b臋dziesz

musia艂 jej widzie膰. Jutro wyjedziemy w podr贸偶 po艣lubn膮 do Dublina. A kiedy wr贸cimy, twoja mama dopilnuje, 偶eby lady Lindley nigdy nie pojawi艂a si臋 w Mallow Court, ani na 偶adnym przyj臋ciu, gdzie mogliby艣my j膮 spotka膰. By艂am wstrz膮艣ni臋ta jej otwartym, wyuzdanym zachowaniem wobec twojego brata. Musimy si臋 postara膰, 偶eby Kieran r贸wnie偶 nie by艂 tu mile widziany, prawda? Twoja matka wykaza艂a ogromn膮 tolerancj臋, zgadzaj膮c si臋 na jego obecno艣膰, ale on si臋 nie zmieni, my za艣 nie mo偶emy mie膰 ko艂o siebie katolika, kt贸ry mia艂by wp艂yw na nasze dzieci, m贸j kochany. W ko艅cu pewnego dnia to b臋dzie nasz dom, wi臋c i tak si臋 st膮d wyniesie. Wszystko b臋dzie dobrze, najdro偶szy. Czeka nas wsp贸lne, szcz臋艣liwe 偶ycie. Wpatrywa艂 si臋 w ni膮 zaskoczony. Do tej chwili nie zdawa艂 sobie sprawy, jak siln膮 jest istot膮. Nagle u艣wiadomi艂 sobie, 偶e potrzebuje jej si艂y.

- Emily - zacz膮艂 - bardzo mi przykro. Szczup艂ymi palcami zakry艂a mu usta.

- To ju偶 zapomniane, najdro偶szy Williamie. Zosta艂e艣 zwiedziony i op臋tany przez szlachetnie urodzon膮 kobiet臋 o swobodnych obyczajach. Sta艂o si臋 to przed naszym 艣lubem, wi臋c nie ma dla mnie 偶adnego znaczenia. Chocia偶 w zasadzie nie pochwalam publicznej manifestacji uczu膰, wydaje mi si臋, 偶e powiniene艣 poca艂owa膰 mnie w usta, 偶eby nasi go艣cie poczuli si臋 swobodniej. A potem zata艅czmy. - Unios艂a ku niemu 艣liczn膮 buzi臋.

Poca艂owa艂 j膮 czule. Pomy艣la艂, 偶e Emily mia艂a racj臋. Fortune rzeczywi艣cie musia艂a go op臋ta膰. By艂a przewrotn膮, liberty艅sk膮 dziwk膮, kt贸ra pewnie nie pa­nowa艂a nad swoim po偶膮daniem wobec jego brata, tak jak nigdy nie panowa艂a nad swoim j臋zykiem.

- Jeste艣 idealn膮 偶on膮 dla mnie, kochana Emily -powiedzia艂. - I powiedzia艂a艣 wiele rzeczy, kt贸re wydaj膮 mi si臋 bardzo rozs膮dne. Kieran naprawd臋 musi opu艣ci膰 Mallow Court. Jest tak samo pod艂y, jak ta kobieta. Nie chc臋 go w pobli偶u dzieci, kt贸re b臋dziemy mieli. - Potem ponownie j膮 poca艂owa艂. Emily 艣licznie si臋 zaczerwieni艂a. - Dzi臋kuj臋 za wybaczenie, moja najdro偶sza 偶ono -rzek艂 i poprowadzi艂 j膮 w stron臋 tancerzy.

Wygl膮da艂o tak, jakby nic si臋 nie wydarzy艂o. Widz膮c pogodzonych ma艂偶onk贸w, go艣cie odetchn臋li z ulg膮. Uroczysto艣ci ci膮gn臋艂y si臋 d艂ugo w noc. Pa艅stwo m艂odzi zostali odprowadzeni do sypialni z wielk膮 pomp膮. Potem go艣cie rozjechali si臋. S艂u偶膮cy uprz膮tn臋li pozosta艂o艣ci po przyj臋ciu. Lady Devers uda艂a si臋 do swojej sypialni z poka藕n膮 karafk膮 wina, a sir Shane spocz膮艂 przy rozpalonym kominku w swojej bibliotece ze szklaneczk膮 whisky w towarzy­stwie starszego syna.

- Udany dzie艅, tato - zwr贸ci艂 si臋 Kieran do ojca.

- Owszem - odpowiedzia艂 starszy z m臋偶czyzn. -Nikt nie zosta艂 ranny ani zabity, pomimo wysi艂k贸w naszego Williama. Ca艂e szcz臋艣cie, 偶e ksi膮偶臋 Glenkirk przyby艂 nieuzbrojony, bo po takiej obrazie m贸g艂by broni膰 honoru swojej pasierbicy. Ta dziewczyna ma tward膮 g艂ow臋. Nie znam 偶adnej m艂odej kobiety, kt贸ra nie wywo艂a艂aby jeszcze wi臋kszej sceny, broni膮c si臋 i w obecno艣ci wszystkich wyjawiaj膮c ca艂膮 prawd臋, upokarzaj膮c twojego brata. To silna dziewczyna. Kieran wiedzia艂, 偶e to doskona艂y moment.

- Pobierzemy si臋 pi膮tego pa藕dziernika, tato - powiedzia艂 spokojnie. -Chcia艂bym, 偶eby艣 przyjecha艂, ale zrozumiem, je艣li si臋 nie pojawisz. Will nie powinien nic wiedzie膰 do czasu swojego powrotu z Dublina. Rozumiesz dlaczego.

Shane Devers kiwn膮艂 g艂ow膮.

- Tak, rozumiem.

- Nie wydajesz si臋 zaskoczony - stwierdzi艂 Kieran.

- Odk膮d was dzi艣 zobaczy艂em razem, ju偶 nie jestem, ch艂opcze - odpowiedzia艂 mu ojciec. - Jak to si臋 sta艂o? Pragn膮艂e艣 jej od pocz膮tku, Kieranie? Czy oskar偶enia Williama by艂y s艂uszne?

- Szczerze m贸wi膮c, sam nie wiem, tato. Spotkali艣my si臋 z Fortune w dniu waszego wyjazdu do Anglii, gdy wraca艂em po odprowadzeniu was. A potem... -Wzruszy艂 ramionami. - Pokochali艣my si臋.

- Twoja macocha nie mo偶e si臋 o tym dowiedzie膰 przed waszym 艣lubem - rzek艂 Shane Devers. - Kiedy si臋 dowie, 偶e przypadnie wam Maguire's Ford i Erne Rock, rozp臋ta si臋 piek艂o.

- Ale to nieprawda, tato. Posiad艂o艣ci dostan膮 dwaj m艂odsi synowie Lesliech. Moja macocha mo偶e dalej marzy膰 o wyswataniu pierwszej c贸rki Willa z jednym z tych ch艂opc贸w. By膰 mo偶e nawet jej si臋 to uda. Fortune i ja wyjedziemy do Anglii z ksi臋ciem i ksi臋偶n膮. Lord Baltimore szykuje ekspedycj臋 do Nowego 艢wiata, aby za艂o偶y膰 tam koloni臋, gdzie wszyscy mogliby 偶y膰 w pokoju, bez wzgl臋du na wyznawan膮 religi臋, zw艂aszcza katolick膮. Chcemy z Fortune do艂膮czy膰 do tej wyprawy i zacz膮膰 wszystko od nowa. Nie b臋dziemy dra偶ni膰 naszym widokiem mojego brata i macochy.

Sir Shane zamilk艂 na d艂u偶sz膮 chwil臋, w ko艅cu jednak przem贸wi艂 ze smutkiem.

- Ze te偶 musia艂o do tego doj艣膰. 呕eby m贸j najstarszy syn musia艂 opu艣ci膰 swoje dziedzictwo i kraj, gdzie si臋 urodzi艂. - Powoli wychyli艂 do dna swoj膮 whisky i wyci膮gn膮艂 szklaneczk臋, 偶eby mu dola膰, a po jego pomarszczonej twarzy pop艂yn臋艂y 艂zy. - Mia艂em z艂e przeczucia, kiedy po艣lubi艂em Jane, ale nie chcia艂em walczy膰. Pragn膮艂em tylko spokoju i wygody dla nas wszystkich. A teraz nas opuszczasz.

Kieran nala艂 do szklaneczki ojca bursztynowy trunek i odstawi艂 karafk臋.

- Tato, wiesz przecie偶, 偶e nigdy nie czu艂em si臋 tu jak w domu. Nie wiem dlaczego, ale tak jest. Moje miejsce nie jest w Ulsterze. Fortune czuje to samo. Mieszka艂a w Anglii, we Francji, w Szkocji. Jest kochana przez swoj膮 rodzin臋, ale r贸wnie偶 nigdzie nie czu艂a si臋 dobrze. Jeste艣my bratnimi duszami, przyci膮gaj膮cymi si臋 wbrew swej woli. Nowy 艢wiat nas wabi, tato. Musimy by膰 razem. Musimy wyjecha膰 z tego kraju.

- Jeste艣 tego pewny, ch艂opcze? Czy to nie kompromis, bo zakocha艂e艣 si臋 w Fortune Lindley? - Sir Shane patrzy艂 synowi prosto w oczy, szukaj膮c prawdy. Kieran u艣miechn膮艂 si臋.

Jeste艣my tego pewni, tato.

Niech wi臋c ci B贸g b艂ogos艂awi, i twojej dziewczynie tak偶e. B臋d臋 na waszym 艣lubie bez wzgl臋du na w艣ciek艂o艣膰 twojej macochy. Colleen te偶 tam b臋dzie - cicho powiedzia艂 Kieran. Starszy m臋偶czyzna pokiwa艂 g艂ow膮.

To b臋dzie moja pierwsza tajemnica przed Jane, ch艂opcze. Robi臋 to, bo bardzo ci臋 kocham.

Och, tato, przez wszystkie lata po 艣mierci mamy by艂em pewny tylko jednego, 偶e mnie kochasz. Ja te偶 ci臋 kocham i dzi臋kuj臋 za twoje b艂ogos艂awie艅stwo dla mnie i dla Fortune.

M贸wi臋 ci, ch艂opcze, patrz膮c, jak ten 艣wiat si臋 zmieni艂, ciesz臋 si臋, 偶e wi臋kszo艣膰 偶ycia mam ju偶 za sob膮 - rzek艂 z 偶alem Shane Devers. Chyba zmienianie si臋 wraz z otaczaj膮cym nas 艣wiatem przy jednoczesnym mocnym trzymaniu si臋 w艂asnych idea艂贸w i zasad etycznych jest jedyn膮 meto­d膮 przetrwania - spokojnie zauwa偶y艂 Kieran.

M艂odzi mog膮 si臋 zmienia膰. Starzy nie mog膮 i nie chc膮 - smutno stwierdzi艂 jego ojciec. Kieran si臋 roze艣mia艂. Nie jeste艣 jeszcze taki stary, tato.

Jestem do艣膰 stary, 偶eby pragn膮膰 spokoju w moim domu i w kraju - rzek艂 sir Shane. Potem wychyli艂 swoj膮 whisky i wsta艂. - Id臋 teraz do 艂贸偶ka, ch艂opcze. Proponowa艂bym, 偶eby nie by艂o ci臋 tu rano, gdy tw贸j brat z 偶on膮 b臋d膮 wyje偶d偶ali do Dublina. Kieran kiwn膮艂 g艂ow膮.

Zgadzam si臋, tato. Mo偶e dzi艣 w nocy pojad臋 do Erne Rock. Ksi臋偶yc mocno 艣wieci i nie pada. Powiedz Colleen, 偶e zobaczymy si臋 pi膮tego pa藕dziernika. Molly i dziewcz臋ta tak偶e b臋d膮. Wszystkie twoje czarne owce, tato. - Za艣mia艂 si臋. Ojciec tak偶e si臋 roze艣mia艂.

- Czarne owce s膮 o wiele ciekawsze ni偶 potulne bia艂e - stwierdzi艂 i opu艣ci艂 bibliotek臋.

Kieran posiedzia艂 jeszcze par臋 minut przed ogniem, tl膮cym si臋 na kominku. Potem wsta艂 i odstawi艂 kryszta艂ow膮 szklaneczk臋 po whisky na srebrn膮 tac臋 ko艂o fotela. Wyszed艂 do pustego przedpokoju i spojrza艂 w g贸r臋, na schody. Ojciec na pewno jest ju偶 w 艂贸偶ku. Macocha spa艂a, uko艂ysana winem. Nale偶a艂o mie膰 nadziej臋, 偶e Williamowi uda艂o si臋 ju偶 pozbawi膰 Emily Ann臋 dziewictwa. Kieran podejrzewa艂, 偶e bratu uda艂o si臋 nawet co艣 wi臋cej. U艣miechn膮艂 si臋 do siebie. Zastanowi艂o go, czy jego brata i 艣liczn膮 bratow膮 po艂膮czy艂o jakie艣 g艂臋bsze" uczucie, jaka艣 nami臋tno艣膰. I szybko pomy艣la艂, 偶e to nieistotne. Wyszed艂 z domu, uda艂 si臋 do stajni i osiod艂a艂 konia.

Wyje偶d偶aj膮c, rozmy艣la艂 nad swoj膮 noc膮 po艣lubn膮 z Fortune, o wiele ciekawsz膮 od nocy po艣lubnej brata. Ale Will wykona swoj膮 powinno艣膰 i zapewni Mallow Court nast臋pne pokolenie. Kieran u艣wiadomi艂 sobie nagle, 偶e to nast臋pne pokolenie b臋dzie bardziej angielskie ni偶 irlandzkie i westchn膮艂 ze smutkiem. Zrozumia艂, 偶e zachodz膮 zmiany, kt贸re mu si臋 nie podobaj膮.

Podr贸偶 min臋艂a bez przeszk贸d, chocia偶 widzia艂 poruszaj膮ce si臋 cienie lokalnych k艂usownik贸w. Ci jednak rozpoznawali jego konia i ignorowali go, gdy przeje偶d偶a艂. Wjecha艂 na g艂贸wn膮 drog臋 w Maguire's Ford i min膮艂 dwa domy, w kt贸rych z pewno艣ci膮 by艂by mile widzianym go艣ciem. Kopyta jego konia zastuka艂y na drewnianym mostku, prowadz膮cym do Erne Rock, a potem na zamkowym dziedzi艅cu. Zaspany ch艂opiec stajenny wyszed艂, 偶eby wzi膮膰 od niego wierzchowca, Kieran za艣 wspi膮艂 si臋 po schodach i wszed艂 do budynku. W holu oczekiwa艂 na niego przysz艂y te艣膰.

- Tak my艣la艂em, 偶e przyjedziesz tu dzisiaj - odezwa艂 si臋 ksi膮偶臋.

- Powiedzia艂em tacie, 偶e si臋 偶eni臋 z Fortune -rzek艂 w odpowiedzi Kieran.

- I?

- B臋dzie na 艣lubie i udzieli艂 nam swojego b艂ogos艂awie艅stwa. Za艣 moja macocha planuje wyswatanie wnuczki z jednym z waszych ch艂opc贸w.

James Leslie wybuchn膮艂 g艂o艣nym 艣miechem.

Nie poddaje si臋 艂atwo, prawda? C贸偶, m臋偶czy藕ni Lesliech, kt贸rzy nie zostan膮

wyswatani jeszcze w ko艂ysce, p贸藕niej maj膮 zwyczaj zwleka膰 z o偶enkiem. W

odleg艂ej perspektywie lady Jane mo偶e zrealizowa膰 swoje pragnienie. Nie

chc臋 wojny pomi臋dzy naszymi rodzinami, Kieranie. Jedyn膮 trudno艣ci膮 jest

tw贸j brat. Do twojego ojca i macochy b臋dzie nale偶a艂o utrzymanie Williama

w ryzach. Nie pozwol臋, 偶eby moja dziewczynka zn贸w zosta艂a zniewa偶ona.

To szcz臋艣cie, 偶e dzisiaj nie by艂em uzbrojony, bo panna m艂oda zosta艂aby

wdow膮 jeszcze przed postradaniem dziewictwa.

To samo powiedzia艂em Willowi - rzek艂 Kieran. Ksi膮偶臋 skin膮艂 g艂ow膮.

Jeste艣 dobrym cz艂owiekiem. Z dum膮 nazw臋 ci臋 moim synem. 呕a艂uj臋 tylko, 偶e

twoja buntownicza natura odbierze rodzinie Fortune, ale skoro ma ch臋膰

jecha膰 z tob膮, musimy si臋 z tym pogodzi膰.

Czy kiedy艣 pa艅ska rodzina nie by艂a katolicka, milordzie? - zapyta艂 Kieran.

Owszem. Ale czasy si臋 zmieniaj膮, ch艂opcze. Liczy si臋 wiara. Nasz mi艂osierny

Pan, Jezus Chrystus, powiedzia艂 kiedy艣, 偶e w domu jego ojca jest wiele

pokoi. Z pewno艣ci膮 prowadzi do nich niejedna droga. Ale chocia偶 ja nie

pot臋pi臋 ci臋 za spos贸b, w jaki si臋 modlisz, s膮 tacy, kt贸rzy to zrobi膮, a

istniej膮ce prawo skar偶臋 ci臋, je艣li si臋 nie dostosujesz. Nie zgadzam si臋 z takim

prawem, ale dop贸ki b臋dzie obowi膮zywa艂o, b臋d臋 mu pos艂uszny. Kiedy

znajdziemy si臋 w Anglii, b臋dziesz musia艂 przestrzega膰 praw ustanowionych

przez kr贸la, przez wzgl膮d na bezpiecze艅stwo nas wszystkich. Nie nadajesz

si臋 na m臋czennika, ch艂opcze, a ja nie pozwol臋, 偶eby艣 swoim buntem nara偶a艂

moj膮 rodzin臋. Rozumiesz, Kieranie Deversie? Je艣li chcesz mojej pomocy,

musisz gra膰 wed艂ug moich zasad.

Tak, milordzie, rozumiem. Przysi臋gam, 偶e zrobi臋 wszystko, by艣my mieli z

Fortune dobre 偶ycie!

- Nie widz臋 powodu, 偶eby艣 wraca艂 do Mallow Court, chyba 偶e po swoje rzeczy. Potrafisz znale藕膰 pok贸j, kt贸ry dzieli艂e艣 z bratem, kiedy ostatnim razem go艣cili艣cie u nas?

- Potrafi臋, milordzie - z u艣miechem odpowiedzia艂 Kieran.

- Witaj wi臋c w Erne Rock, ch艂opcze, i witaj w naszej rodzinie. Nie masz poj臋cia, w co si臋 wpakowa艂e艣, Kieranie - za艣mia艂 si臋 ksi膮偶臋. - Och, i postaraj si臋 nie pozwoli膰 Fortune, 偶eby ci臋 uwiod艂a przed 艣lubem. Ponosi j膮, ale wydaje mi si臋, 偶e dzie艅 czy dwa zw艂oki nie maj膮 znaczenia. - Tu James Leslie wybuchn膮艂 艣miechem, bo jego przysz艂y zi臋膰 spiek艂 raka. - Id藕 spa膰, ch艂opcze - powiedzia艂 ksi膮偶臋. - By艂bym g艂upi, gdybym nie zna艂 kobiet w mojej rodzinie, cho膰 musz臋 przyzna膰, 偶e czasami udaje im si臋 zaskoczy膰 nawet mnie.

Kieran pok艂oni艂 si臋 starszemu m臋偶czy藕nie, pospiesznie przeszed艂 przez hol, wspi膮艂 si臋 po schodach i skierowa艂 ku go艣cinnej sypialni, gdzie nocowa艂 ju偶 dwukrotnie. W holu panowa艂 przenikliwy, pa藕dziernikowy ch艂贸d. Wszed艂 do pokoju, zamkn膮艂 drzwi, odwr贸ci艂 si臋 i wstrzyma艂 oddech, zaskoczony.

- Wiedzia艂am, 偶e przyjedziesz dzi艣 w nocy - cicho rzek艂a Fortune. Le偶a艂a naga na 艂贸偶ku, okryta jedynie z艂ocistorudymi w艂osami.

- A wi臋c masz zamiar mnie uwie艣膰, tak? - odpar艂 r贸wnie cicho, przeszed艂 przez pok贸j i stan膮艂 nad ni膮.

- Tak - przytakn臋艂a. - Chyba tego chcesz? - Wyci膮gn臋艂a r臋k臋 i poci膮gn臋艂a go na 艂贸偶ko.

- Jeste艣 najzuchwalsz膮 dziewic膮, jak膮 znam -o艣wiadczy艂.

- Nie wiedzia艂am, 偶e znasz wiele dziewic - odparowa艂a Fortune z przewrotnym u艣miechem. - Kieranie, wiesz dobrze, 偶e szalej臋 za tob膮, i wiem, 偶e mnie kochasz. Za nieca艂y tydzie艅 b臋dziemy m臋偶em i 偶on膮. Dlaczego mamy czeka膰 do tego czasu, 偶eby m贸c si臋 sob膮 cieszy膰? - Jej usta znajdowa艂y si臋 niebezpiecznie blisko jego ust, kusz膮co wilgotne, rozchylone.

Gdy j膮 ca艂owa艂, powoli, g艂臋boko, pomy艣la艂, 偶e nigdy nie zostanie 艣wi臋tym. Jej blisko艣膰 zakr臋ci艂a mu w g艂owie.

- Tylko jeden raz, kochanie, a potem ju偶 nic wi臋cej, a偶 do naszej nocy po艣lubnej - rzek艂 stanowczo. -Nie chc臋, 偶eby艣 sz艂a do o艂tarza z wyrazem nasycenia i pe艂nego zaspokojenia na twarzy. Czy b臋dziesz umia艂a zachowa膰 ten nasz ma艂y sekret, ty zuchwa艂a niewinno艣ci? - Powoli przesun膮艂 r臋k臋 w d贸艂, wzd艂u偶 krzywizny jej cia艂a, a偶 zatrzyma艂 si臋, 偶eby popie艣ci膰 jej po艣ladek. Taki sugestywny dotyk by艂 zupe艂nie odmienny od tego, czego si臋

spodziewa艂a. Gdy Fortune postanawia艂a zaczeka膰 na Kierana w jego sypialni, wydawa艂o jej si臋, 偶e robi s艂uszn膮 rzecz. Teraz nagle nie by艂a ju偶 taka pewna, czy jest gotowa na podobn膮 intymno艣膰. Kiedy popchn膮艂 j膮 z powrotem na poduszki, serce zacz臋艂o jej 艂omota膰 jak szalone. Zafascynowana obserwowa艂a, jak jego palce w臋druj膮 po jej jedwabistej sk贸rze. By艂o to absolutnie cudowne wra偶enie, ale pomy艣la艂a z niepokojem, czy teraz, gdy z tak膮 swobod膮 oferowa艂a mu swoje cia艂o, b臋dzie si臋 jeszcze chcia艂 z ni膮 o偶eni膰. Wielkimi d艂o艅mi lekko przytrzyma艂 jej ramiona, pochyli艂 ciemn膮 g艂ow臋 i zasypa艂 jej piersi drobnymi poca艂unkami, kt贸re wprawi艂y j膮 w dr偶enie.

To by艂 b艂膮d. Musi mu natychmiast powiedzie膰, 偶eby przesta艂. J臋kn臋艂a w napi臋ciu i ca艂a zesztywnia艂a, gdy d艂o艅 Kierana musn臋艂a jej brzuch i spocz臋艂a na wzg贸rku Wenery.

Kieran czu艂, 偶e Fortune dr偶y ze strachu i z rosn膮cego po偶膮dania. Uni贸s艂 si臋 lekko i zdj膮艂 kamizelk臋 i koszul臋. Jej oczy rozwar艂y si臋 szeroko na widok g艂adkiej, szerokiej piersi. Ponownie pochyli艂 si臋 i przywar艂 swoim nagim torsem do jej obna偶onych piersi. Dra偶ni膮c j臋zykiem jej ucho, wyszepta艂 gor膮co:

- Podoba ci si臋 to, moja s艂odka Fortune? Och, skarbie, jeste艣 taka mi臋kka i gor膮ca.

To by艂o cudowne! Fortune westchn臋艂a i zuchwale oplot艂a go ramionami. Za nic w 艣wiecie nie mog艂a jednak wyda膰 z siebie g艂osu. Chwila by艂a zbyt nami臋t-

na. Kocha艂a go. Byli ze sob膮 jak prawdziwi kochankowie. Nie艣mia艂o pog艂adzi艂a go d艂o艅mi po plecach.

Nagle zesztywnia艂a. Przytuli艂 si臋 do niej ca艂ym cia艂em i poczu艂a tward膮 wypuk艂o艣膰 jego spodni, napieraj膮c膮 na jej nagie cia艂o.

- Nie mog臋! - wyst臋ka艂a. Usiad艂 natychmiast.

- Ca艂kiem du偶o czasu zaj臋艂o ci doj艣cie do tego wniosku, ty ma艂a prowokatorko - warkn膮艂 na ni膮, uj膮艂 jej r臋k臋 i po艂o偶y艂 na czym艣, co wydawa艂o jej si臋 nieprawdopodobnie wielkim wybrzuszeniem. Pr贸bowa艂a cofn膮膰 d艂o艅, ale trzyma艂 j膮 mocno.

- Tw贸j dotyk przyniesie ukojenie - powiedzia艂. -Albo to, albo...

- Sk膮d wiedzia艂e艣? - za偶膮da艂a wyja艣nie艅.

- Bo mam do艣wiadczenie, kochanie - powiedzia艂. - I chocia偶 jeste艣 nami臋tn膮 istot膮, nie jeste艣 ladacznic膮, Fortune.

- Ale ja nie chc臋 ju偶 by膰 dziewic膮! - zawo艂a艂a.

- Za par臋 dni nie b臋dziesz.

- Czy czujesz si臋 ju偶 ukojony? - zapyta艂a, pieszcz膮c go r臋k膮. U艣wiadomi艂a sobie, 偶e zn贸w ogarnia j膮 ciekawo艣膰.

- Owszem - wyszczerzy艂 si臋 do niej w u艣miechu.

- C贸偶, mnie te偶 przyda艂aby si臋 jaka艣 os艂oda. Czy nie ma sposobu, 偶eby mnie zadowoli膰? Na pewno co艣 m贸g艂by艣 zrobi膰.

Oczy mu zab艂ys艂y.

- Na ile wystarczy ci odwagi, Fortune?

- Nie wiem.

- Le偶 spokojnie i zaufaj mi, skarbie - rzek艂 艂agodnym g艂osem.

Przekr臋ci艂 si臋 na bok i wyci膮gn膮艂 r臋k臋, 偶eby ponownie po艂o偶y膰 j膮 na wzg贸rku 艂onowym dziewczyny. Zacz膮艂 go pie艣ci膰 prowokacyjnymi ruchami palc贸w.

Fortune przymkn臋艂a oczy, troch臋 przestraszona, ale zdecydowana dowiedzie膰 si臋, co zamierza艂. Jego dotyk zacz膮艂 budzi膰 w niej podniecenie. J臋kn臋艂a cicho,

nie mog膮c si臋 pohamowa膰. Zmusi艂a si臋 do koncentracji na doznaniach, jakie w niej wzbudza艂. Gdy napar艂 na mi臋kkie fa艂dki r贸偶owego cia艂a, Fortune zastyg艂a.

- Wszystko w porz膮dku, kochanie - obieca艂. - Zaufaj mi.

Fortune pr贸bowa艂a si臋 zrelaksowa膰, ale nagle wstrzyma艂a oddech, gdy dotkn膮艂 niew膮tpliwie naj-wra偶liwszego miejsca jej cia艂a.

- Kieran! - uda艂o jej si臋 wykrztusi膰.

- To tw贸j mi艂osny p膮czek - powiedzia艂. - Dotykany we w艂a艣ciwy spos贸b mo偶e ci dostarczy膰 niebywa艂ej rozkoszy. Uwa偶asz, 偶e to przyjemne, Fortune? -Przesuwa艂 palcem w t臋 i z powrotem po nabrzmia艂ej wypuk艂o艣ci.

- O tak!

To by艂o cudowne. Dlaczego nie pokaza艂 jej tego wcze艣niej? Przeszy艂 j膮 dreszcz emocji. To by艂o niebia艅skie uczucie. Mrukn臋艂a cichutko, gdy ogarn臋艂a j膮 fala rozkoszy, a potem zacz臋艂a j臋cze膰, gdy palec Kierana, chwil臋 wcze艣niej dra偶ni膮cy j膮, nagle wtargna艂 w jej cia艂o. I zacz膮艂 si臋 w niej porusza膰, tam i z powrotem.

- Och! Och! Tak!

Pochyli艂 si臋 nad ni膮 i poca艂owa艂 j膮 dok艂adnie w tej samej chwili, w kt贸rej osi膮gn臋艂a szczyt. Odnalaz艂 j臋zykiem jej j臋zyk. Poca艂unek pog艂臋bi艂 si臋. Kieran pomy艣la艂, 偶e za chwil臋 sam mo偶e eksplodowa膰 z po偶膮dania. Nie posi膮dzie jej, dop贸ki nie zostanie jej m臋偶em, ale na Boga, to b臋dzie szalenie trudne!

- Ju偶 si臋 nie boj臋 - o艣wiadczy艂a Fortune, odsuwaj膮c g艂ow臋. - Nie chc臋 d艂u偶ej czeka膰, Kieranie. Prosz臋!

Wysun膮艂 palec z jej wilgotnej szparki.

- Nie, skarbie, dopiero kiedy zostaniemy sobie po艣lubieni, p贸jd臋 z tob膮 naprawd臋 do 艂贸偶ka. - Poca艂owa艂 j膮 艂agodnie, unikaj膮c rozczarowanego spojrzenia.

Fortune przetoczy艂a si臋 na bok i odwr贸ci艂a si臋 do niego plecami.

- Nienawidz臋 ci臋! - mrukn臋艂a. - Nie wydaje mi si臋, 偶ebym w og贸le chcia艂a wychodzi膰 za ciebie za m膮偶, Kieranie Deversie!

Zerkn膮艂 na jej rozkoszny ty艂eczek i nie potrafi艂 si臋 powstrzyma膰, 偶eby go nie pog艂adzi膰.

- Skoro ju偶 posmakowa艂em twoich wdzi臋k贸w, kochanie, nie zamierzam ci teraz pozwoli膰 mi si臋 wymkn膮膰 - o艣wiadczy艂. - Ju偶 za kilka dni b臋dziemy m臋偶em i 偶on膮, a w贸wczas, moja kochana, zaspokoj臋 twoje wszystkie grzeszne pragnienia, a nawet jeszcze wi臋cej. - Wymierzy艂 jej lekkiego klapsa. Fortune przetoczy艂a si臋 na plecy i wbi艂a w niego wzrok.

- Podejrzewam, 偶e teraz chcesz, 偶ebym wr贸ci艂a do swojej sypialni - mrukn臋艂a.

- To chyba niez艂y pomys艂. Postaraj si臋 nie obudzi膰 Rois. Obawiam si臋, 偶e by艂aby zaszokowana. Rozumiesz, dlaczego tak post臋puj臋, prawda, Fortune? Pokr臋ci艂a przecz膮co g艂ow膮.

- Dlaczego?

- Istnieje stary zwyczaj, 偶eby po nocy po艣lubnej rozwiesza膰 zakrwawione prze艣cierad艂o z ma艂偶e艅skiego 艂o偶a, by wszyscy s膮siedzi zobaczyli, 偶e panna m艂oda naprawd臋 by艂a niewinna. Jutro w Mallow Court lady Jane z dum膮 zaprezentuje splamione prze艣cierad艂o, kt贸re le偶a艂o pod Willem i jego 偶on膮. Nie lubi tego zwyczaju, ale wie, 偶e tego od niej oczekuj膮 i gdyby skrwawione prze艣cierad艂o si臋 nie pojawi艂o, powsta艂yby plotki. Nie chc臋, 偶eby ktokolwiek, a ju偶 zw艂aszcza m贸j g艂upi brat, twierdzi艂, 偶e w dniu 艣lubu nie by艂a艣 r贸wnie czysta, jak Emily Ann臋. Nie chc臋 walczy膰 z moim bratem, bo zabi艂bym go. A gdyby ci臋 zn贸w zniewa偶y艂, by艂bym do tego zmuszony.

Wyci膮gn臋艂a r臋ce i przytuli艂a jego g艂ow臋 do piersi.

- Ja te偶 nie chc臋 mie膰 na sumieniu 艣mierci Willa -powiedzia艂a. - Nigdy bym nie pozwoli艂a, 偶eby艣 znalaz艂 si臋 w takiej sytuacji, Kieranie. Ale je艣li tw贸j brat ponownie mnie zniewa偶y, sama go zabij臋 i niech diabli wezm膮 moje sumienie!

Zaskoczony jej tonem wyprostowa艂 si臋 i spojrza艂 na ni膮. By艂a bardzo powa偶na.

- Doskonale w艂adam mieczem - wyja艣ni艂a. Kieran Devers roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no.

- Nigdy mnie nie znudzisz, skarbie - powiedzia艂. -A teraz zarzu膰 co艣 na swoje rozkoszne cia艂o i wracaj do swojej sypialni. Chyba mia艂a艣 jakie艣 ubranie?

Z przekornym u艣miechem Fortune podnios艂a si臋 z 艂贸偶ka, przesz艂a przez pok贸j, otworzy艂a drzwi i zamkn臋艂a je za sob膮, znikaj膮c w mroku korytarza.

- Jezus! -j臋kn膮艂 i roze艣mia艂 si臋 serdecznie.

Rozdzia艂 10

- Nie ruszaj si臋, milady - poprosi艂a Rois swoj膮 pani膮, szczotkuj膮c d艂ugie, z艂ocistorude w艂osy Fortune.

- Nie rozumiem, dlaczego musz臋 mie膰 w艂osy rozpuszczone - narzeka艂a Fortune. - Przecie偶 Emily Ann臋 nie musia艂a, gdy bra艂a 艣lub z Willem.

- Anglicy nie przestrzegaj膮 w艂a艣ciwych obyczaj贸w - skrzywi艂a si臋 Rois.

- Jestem w cz臋艣ci Angielk膮 - przypomnia艂a s艂u偶膮cej Fortune.

- By膰 mo偶e - szybko odpowiedzia艂a Rois - ale zosta艂a艣 wychowana przez ojca Szkota, kt贸ry podobnie jak twoja mama 艣wietnie wie, co jest w艂a艣ciwe. A te­raz prosz臋 si臋 nie kr臋ci膰 jeszcze przez chwil臋, bo musz臋 rozczesa膰 ostatnie sup艂y.

Fortune zamilk艂a i pow臋drowa艂a spojrzeniem w stron臋 swojego odbicia w lustrze. To by艂 dzie艅 jej 艣lubu. Nawet gdyby brata 艣lub w Londynie na kr贸­lewskim dworze, jej str贸j nie by艂by bardziej modny. Chocia偶 w Irlandii nadal panowa艂a moda na g艂臋bokie wyci臋cia w karo, dekolt sukni Fortune rozci膮ga艂 si臋

daleko na ramiona, co dziewczyna uwa偶a艂a za o wiele bardziej eleganckie. Suknia ze z艂ocistobr膮zowego aksamitu przybrana by艂a kremowym, udrapowanym koronkowym ko艂nierzem. Z艂ote wst膮偶ki przedziela艂y r臋kawy na dwie bufki. G贸rn膮 cz臋艣膰 r臋kaw贸w zdobi艂y drobne guziczki w kolorze topaz贸w, 艣mia艂o rywalizuj膮ce z p贸艂szlachetnymi kamieniami, na jakich by艂y wzorowane. Mankiety wyko艅czono podw贸jn膮 falbank膮 z koronki. W talii przepasana by艂a zawi膮zan膮 na boku szarf膮 ze z艂otego jedwabiu. W rozci臋ciu sukni wida膰 by艂o d贸艂 halki z kremowej, jedwabnej tafty, haftowanej z艂ot膮 nici膮 w spiralne wzory. Suknia opada艂a do ziemi prostymi fa艂dami. Fortune mia艂a na sobie z艂ociste, jedwabne po艅czochy i pantofelki wyszywane per艂ami, a w uszach per艂y o z艂ocistym po艂ysku, kt贸re pasowa艂y do d艂ugiego sznura pere艂 na jej piersiach.

- Gotowe - g艂os Rois przerwa艂 jej rozmy艣lania. -Masz najpi臋kniejsze w艂osy, milady. Sprawiaj膮 wra偶enie, jakby 偶y艂y w艂asnym 偶yciem. Jest pani podnieco­na? - Bystre oczy Rois b艂yszcza艂y w oczekiwaniu na wydarzenia tego wspania艂ego dnia.

- Pan Kieran jest diabelnie przystojny i - 艣ciszy艂a g艂os - dziewcz臋ta twierdz膮, 偶e jest wspania艂ym kochankiem, gor膮cym, a jednocze艣nie czu艂ym. Jak uda艂o ci si臋 tak d艂ugo zachowa膰 cierpliwo艣膰, milady?

Fortune roze艣mia艂a si臋 s艂abo.

- To nie by艂o specjalnie 艂atwe - wyja艣ni艂a s艂u偶膮cej. - Wydaje mi si臋, 偶e chcia艂am p贸j艣膰 z nim do 艂贸偶ka od pierwszej chwili, kiedy go ujrza艂am, chocia偶 nie mog艂am si臋 do tego przyzna膰. - Westchn臋艂a po偶膮dliwie.

Rois zachichota艂a.

- Dzi艣 w nocy zaspokoisz pragnienie swojego serca, milady, a jutro rano twoja mama z dum膮 rozwiesi prze艣cierad艂o, 偶eby wszyscy mogli je zobaczy膰. -G艂o艣no poci膮gn臋艂a nosem. - Tak si臋 wszyscy cieszymy! Przyjecha艂a pani do Ulsteru, 偶eby znale藕膰 swoj膮 mi艂o艣膰, i uda艂o si臋! Kiedy wyjedzie pani do Anglii, b臋dzie mi pani bardzo brakowa艂o!

Zaskoczona Fortune odwr贸ci艂a si臋, 偶eby spojrze膰 na pokoj贸wk臋.

- Ale ja chcia艂abym, 偶eby艣 pojecha艂a ze mn膮 - powiedzia艂a. - Nie poradz臋 sobie bez ciebie, Rois.

- Nie mog臋 zostawi膰 mojego Kevina.

- Musicie wi臋c si臋 pobra膰 i on te偶 pojedzie. W Nowym 艢wiecie b臋dziecie mieli o wiele wi臋cej mo偶liwo艣ci ni偶 w Irlandii. Tw贸j Kevin zna si臋 na koniach, a podobno ta cz臋艣膰 Ameryki, gdzie jedziemy, jest dobrym miejscem dla koni. Zamierzam zabra膰 ze sob膮 spor膮 liczb臋 tych zwierz膮t. Kevin m贸g艂by si臋 nimi opiekowa膰. Czy to nie jest lepsze ni偶 czekanie tutaj, a偶 Rory Maguire si臋 zestarzeje? W膮tpi臋 zreszt膮, 偶eby to si臋 kiedykolwiek sta艂o -zachichota艂a.

Na 艣licznej buzi Rois pojawi艂o si臋 zastanowienie. Mo偶liwo艣膰 wcze艣niejszego po艣lubienia ukochanego z pewno艣ci膮 by艂a bardzo kusz膮ca. Czy wystarczy jej odwagi podczas podr贸偶y do Nowego 艢wiata? Gdyby Kevin znajdowa艂 si臋 u jej boku, jej odwaga by wzros艂a.

- Musz臋 zapyta膰 Kevina - rzek艂a powoli. - To wspania艂a propozycja, milady. Drzwi otwar艂y si臋 i do komnaty wesz艂a Jasmine.

- Niech ci si臋 przyjrz臋 - powiedzia艂a. - Ach! - Jej turkusowe oczy wype艂ni艂y si臋 艂zami wzruszenia. - Jeste艣 pi臋kna, skarbie - o艣wiadczy艂a ksi臋偶na Glenkirk swojej najm艂odszej c贸rce. Usiad艂a ci臋偶ko na 艂贸偶ku. -Nie mam poj臋cia, kiedy min臋艂y te wszystkie lata -westchn臋艂a. - Wydaje si臋, jakby to by艂o wczoraj, kiedy urodzi艂a艣 si臋 tutaj, w Erne Rock. Rowan by艂by z ciebie bardzo dumny, Fortune. Czuj臋 to.

Fortune nachyli艂a si臋 i z wilgotnymi oczami u艣ciska艂a matk臋.

- Jestem taka szcz臋艣liwa - rzek艂a cicho. Ksi臋偶na poklepa艂a c贸rk臋 po ramieniu:

- Rois, id藕, poinformuj zebranych na dole, 偶e nied艂ugo do nich zejdziemy. I zosta艅 tam, dziecko. Nie ma potrzeby, 偶eby艣 wraca艂a do nas na g贸r臋.

- Dobrze, milady - odpowiedzia艂a Rois, dygn臋艂a i wysz艂a, zamykaj膮c za sob膮 drzwi. Nie by艂a g艂upia i ciekawi艂o j膮, co takiego ksi臋偶na chcia艂a om贸wi膰 na

osobno艣ci z c贸rk膮. Wiedzia艂a, 偶e rozmawia艂y ju偶 o powinno艣ciach ma艂偶e艅skich.

Dlaczego odes艂a艂a艣 Rois? - zapyta艂a Fortune.

Bo chc臋 ci co艣 powiedzie膰 w cztery oczy - odpowiedzia艂a matka. - Od miesi膮ca, codziennie rano Rohana przynosi艂a ci napar wzmacniaj膮cy. P艂yn, kt贸ry pi艂a艣, Fortune, nie ma nic wsp贸lnego ze wzmocnieniem. To receptura, jak膮 twoja prababka Skye 0'Malley otrzyma艂a od swojej siostry Eibhlin. Zapobiega zaj艣ciu w ci膮偶臋. Nie chcia艂am, 偶eby艣 dzi艣 sz艂a do o艂tarza z sekretem w swoim brzuchu. Fortune zaczerwieni艂a si臋 jak burak z zak艂opotania. Ale my nie... - zacz臋艂a. Jasmine si臋 roze艣mia艂a.

Wiem. To bardzo uparty m艂ody cz艂owiek, prawda? I honorowy. Niemniej odrobina ostro偶no艣ci nigdy nie zawadzi - o艣wiadczy艂a c贸rce. - Teraz masz wyj艣膰 za m膮偶 za Kierana Deversa. Wiem, 偶e oboje b臋dziecie chcieli mie膰 dzieci, Fortune, ale je艣li mog臋 radzi膰, nie r贸bcie tego, dop贸ki nie opu艣cicie Irlandii. Nie ufam Deversom, bo sir Shane, biedny cz艂owiek, pragnie spokoju za wszelk膮 cen臋. William wci膮偶 uwa偶a, 偶e ci臋 kocha, co czyni z niego niebezpiecznego wroga, pomimo jego o偶enku. Lady Jane nadal po偶膮da Maguire's Ford, chocia偶 odda艂am go moim dw贸m najm艂odszym synom. Miesi膮c temu napisa艂am do twojego brata, ksi臋cia Lundy, 偶eby porozmawia艂 z kr贸lem o Maguire's Ford i potwierdzi艂 ich prawo do maj膮tku. W艂a艣nie wczoraj otrzyma艂am od niego wiadomo艣膰, 偶e kr贸l si臋 zgodzi艂 i 偶e przygo­towano nowe dokumenty nadania, ale dotr膮 one tutaj nie wcze艣niej ni偶 na wiosn臋. Dop贸ki za艣 nie przedstawi臋 publicznie tych dokument贸w, obawiam si臋, 偶e Deversowie, matka i syn, b臋d膮 si臋 starali to wykorzysta膰, 偶eby nas dr臋czy膰 i przysparza膰 nam k艂opot贸w, z powodu twojego 艣lubu z Kieranem, kt贸ry jest katolikiem. Musimy chroni膰 Maguire's Ford i wszystkich jego mieszka艅c贸w, zar贸wno protestant贸w, jak i katolik贸w przed fanatykami, Fortune. Tw贸j ojciec zosta艂 zamordowany przez jednego z nich i od tego

czasu si臋 nie zmienili. Fanatycy nigdy si臋 nie zmieniaj膮. Powinnam natychmiast wyprawi膰 ci臋 z Kieranem do Anglii, ale jestem samolubna i chc臋 ci臋 mie膰 przy sobie troszk臋 d艂u偶ej. Kiedy wyjedziecie do Nowego 艢wiata, pewnie si臋 ju偶 nigdy nie spotkamy, c贸reczko. A poza tym zacz臋艂y wia膰 jesienne, p贸艂nocne wiatry i przeprawa do Anglii czy Szkocji mog艂aby by膰 teraz niebezpieczna.

- Zostan臋 z tob膮, mamo, jak d艂ugo b臋d臋 mog艂a -odpowiedzia艂a Fortune. -Zgadzam si臋, 偶e nie jest to najlepsza pora na posiadanie dziecka. Oczywi艣cie Kieran nic nie b臋dzie wiedzia艂. Podejrzewam, 偶e tata te偶 nigdy nie wiedzia艂 i tak by艂o chyba lepiej, prawda?

Jasmine kiwn臋艂a g艂ow膮.

- Zawsze by艂a艣 najpraktyczniejsza z moich dzieci -powiedzia艂a z czu艂o艣ci膮. Gor膮co u艣ciska艂a Fortune. Potem wsta艂a. - Chod藕my na d贸艂, skarbie. Ojciec Cullen czeka, 偶eby da膰 wam prywatny 艣lub, zanim staniecie na 艣lubnym kobiercu na publicznej uroczysto艣ci, celebrowanej przez wielebnego Steena. Rohana nadal b臋dzie ci przynosi膰 co rano napar, a kiedy nadejdzie czas wyjazdu, da ci przepis i sk艂adniki. Sama zadecydujesz, czy Rois ma o tym wiedzie膰, czy te偶 nie.

- Dlaczego zaniecha艂a艣 picia naparu, mamo? - zapyta艂a Fortune. Jasmine po艂o偶y艂a r臋k臋 na du偶ym brzuchu i u艣miechn臋艂a si臋.

- My艣la艂am, 偶e ju偶 nie mog臋 mie膰 dzieci - powiedzia艂a ze 艣miechem. - Oboje z Jemmiem od dw贸ch lat bez 偶adnych ogranicze艅 cieszyli艣my si臋 nieskr臋­powanymi przyjemno艣ciami alkowy. Ale Bride Murphy powiedzia艂a mi niedawno, 偶e to si臋 mo偶e przydarzy膰 kobiecie w ka偶dym okresie 偶ycia. Obiecuj臋, 偶e w przysz艂o艣ci b臋d臋 ostro偶niejsza. Ju偶 zapomnia艂am, jak ci臋偶ko jest nosi膰 dziecko, gdy zbli偶a si臋 czas porodu. Ten ostatni malec jest bardzo 偶yw膮 istot膮.

Matka i c贸rka zesz艂y po w膮skich schodach na parter zamku. Tam te偶, w niewielkiej komnacie, Fortune Mary Lindley i Kieran Sean Devers zawarli

zwi膮zek ma艂偶e艅ski wed艂ug zasad Ko艣cio艂a katolickiego. Potem ojciec Cullen odpu艣ci艂 Kieranowi grzech, kt贸ry ten za chwil臋 mia艂 pope艂ni膰, maj膮c si臋 ponownie o偶eni膰, tym razem publicznie przed protestanckim pastorem Samuelem Steenem, w ma艂ym, kamiennym ko艣ciele, s艂u偶膮cym niekatolickim mieszka艅com wioski, kt贸rzy szybko stawali si臋 wi臋kszo艣ci膮 w Maguire's Ford. Wszyscy katolicy, kt贸rzy mieli uczestniczy膰 w tych uroczysto艣ciach, ju偶 wcze艣niej otrzymali rozgrzeszenie i Cullen Butler, od艂o偶ywszy swoje ksi臋偶owskie szaty i przyodziawszy modny str贸j z czarnego welwetu, do艂膮czy艂 do swojej kuzynki Jasmine i jej rodziny.

Fortune sz艂a przez wiosk臋 wsparta na ramieniu ojca. Jej matka pod膮偶a艂a za nimi w zaprz臋偶onym w kucyka powozie, w towarzystwie ksi臋dza. Rory Maguire i Bride Duffy w swojej najlepszej sukni kroczyli dumnie za ich chrzestnym dzieckiem. Ko艣ci贸艂 by艂 wype艂niony po brzegi. Sir Shane, jego c贸rka lady Colleen Kelly i jej ma艂偶onek siedzieli we frontowej 艂awce. Za nimi zasiada艂a Molly Fitzgerald i jej dwie c贸rki, Maeve i Aine. Je艣li nawet kto艣 uwa偶a艂 to za dziwne, nie pad艂y 偶adne komentarze.

Ksi膮偶臋 poprowadzi艂 pann臋 m艂od膮 do o艂tarza. Smuk艂a d艂o艅 dziewczyny wspiera艂a si臋 na jego ramieniu. W drugiej trzyma艂a ma艂y bukiecik herbacianych r贸偶, przewi膮zanych z艂otymi wst膮偶eczkami. Wielebny Samuel Steen u艣miechn膮艂 si臋 do m艂odej pary. W ko艅cu, po tych wszystkich latach, pojawi艂a si臋 nadzieja dla Kierana Deversa. Jego narzeczona, doskonale wyuczona przez rodzic贸w, sprowadzi go bezpiecznie na 艂ono prawdziwego Ko艣cio艂a. Zostanie ocalony przed grzesznym losem papist贸w. Mi艂o艣膰 naprawd臋 potrafi przenosi膰 g贸ry. Podbudowany tym szcz臋艣liwym rozwojem wydarze艅, mocnym g艂osem, kt贸ry wype艂ni艂 ca艂y ko艣ci贸艂, rozpocz膮艂 ceremoni臋 za艣lubin zgodnie z zasadami Ko艣cio艂a anglika艅skiego. Dobrze przeszkolony pan m艂ody wypowiada艂 swoje kwestie spokojnym, czystym g艂osem. Nawet g艂os prze艣licznej panny m艂odej by艂 wyra藕nie s艂yszany.

W ko艅cu zostali og艂oszeni m臋偶em i 偶on膮. Kieran Devers wzi膮艂 偶on臋 w silne ramiona i mocno j膮 poca艂owa艂. Ko艣ci贸艂 rozbrzmia艂 wiwatami. Obserwuj膮c szcz臋艣liw膮 m艂od膮 par臋 szybko id膮c膮 przez ko艣ci贸艂, z pod膮偶aj膮cymi za nimi ksi臋ciem i ksi臋偶n膮, sir Shanem, lady Colleen, a nawet t膮 bezczeln膮 pani膮 Fitz-gerald, kt贸ra pomimo swej rozwi膮z艂o艣ci wychowa艂a na przyzwoite dziewcz臋ta obie c贸rki, chocia偶 w katolickiej wierze, Samuel Steen u艣miecha艂 si臋, zadowo­lony z przebiegu wydarze艅.

Dzie艅 by艂 niezwykle pogodny i s艂o艅ce jasno 艣wieci艂o nad g艂owami m艂odo偶e艅c贸w. Ca艂a wioska zosta艂a zaproszona na uczt臋 weseln膮 w zamkowej sali. Na dziedzi艅cu rozmieszczono tarcze strzelnicze i strza艂y. Na 艂膮ce nad pobliskim stawem grupa m艂odych m臋偶czyzn rozpocz臋艂a gr臋 w pi艂k臋, sporz膮dzon膮 z nadmuchanego owczego p臋cherza.

W zamkowej sali, obok ustawionego na podwy偶szeniu g艂贸wnego sto艂u, rozstawiono 艂awy i mniejsze stoliki. Sal臋 wype艂nia艂 zapach pieczonej wo艂owiny i jagni臋ciny. Roznoszono p贸艂miski z 艂ososiem, pstr膮gami, kaczkami i g臋siami. Wsz臋dzie mo偶na by艂o znale藕膰 drewniane tace ze 艣wie偶ym chlebem i drewniane 艂y偶ki. Podawano gor膮c膮, ociekaj膮c膮 sosem dziczyzn臋 zapieczon膮 w cie艣cie, nadziewane owocami pieczone kap艂ony i potrawk臋 z zaj膮ca, a do tego marchewk臋, zielony groszek i parzon膮 sa艂at臋. Na wszystkich sto艂ach znajdowa艂y si臋 p贸艂miski ze 艣wie偶ym mas艂em i delikatnymi serami. Biesiadnicy przy g艂贸wnym stole pili mocne francuskie wino. Pozostali go艣cie bawili si臋, pij膮c ciemne, pa藕dziernikowe piwo z beczek i jab艂ecznik.

Stary bard, kt贸ry par臋 miesi臋cy wcze艣niej zawita艂 do Erne Rock, pozosta艂 na zamku. Jego dni w臋dr贸wki ju偶 si臋 sko艅czy艂y i znalaz艂 sta艂y dom. Zabawia艂 go艣ci pie艣niami i opowie艣ciami z przesz艂o艣ci Irlandii, pe艂nymi gigant贸w, wr贸偶ek, bohaterskich czyn贸w i wielkich bitew. Bard gra艂 na starej harfie, a kiedy si臋 zm臋czy艂, melodi臋 podj膮艂 kobziarz. Wkr贸tce wszyscy byli najedzeni i przyjemnie podpici. Wznoszono toast za toastem na cze艣膰 szcz臋艣liwej m艂odej pary. Sto艂y przesuni臋to pod 艣ciany, a do kobziarza do艂膮czyli inni muzycy, graj膮cy na flecie,

kornecie i b臋bnach. Rozpocz臋艂y si臋 ta艅ce. Poniewa偶 wi臋kszo艣膰 go艣ci stanowili mieszka艅cy wsi, ta艅czono g艂贸wnie ta艅ce ludowe. Wiele kobiet chcia艂o zata艅czy膰 z panem m艂odym, a pannie m艂odej nie brakowa艂o partner贸w.

S艂o艅ce zasz艂o wcze艣nie, jak to w pa藕dzierniku. Pa艅stwo m艂odzi nagle znikn臋li. Syci go艣cie powoli zacz臋li si臋 rozchodzi膰, dzi臋kuj膮c ksi臋ciu i jego ma艂­偶once za przyj臋cie. Rodzina zasiad艂a przy kominku. Lady Colleen od wielu lat nie widzia艂a swoich si贸str przyrodnich. 呕a艂owa艂a, 偶e 偶ycie zmusi艂o j膮 do wyboru pomi臋dzy nimi i macoch膮. Te dwie m艂ode dziewczyny by艂y jej krewniaczkami, a to niegdy艣 wiele znaczy艂o w Irlandii.

- Zrobi艂o si臋 zbyt ciemno, 偶eby wraca膰 do domu -zwr贸ci艂 si臋 ksi膮偶臋 do sir Shane'a. - Oczywi艣cie zostaniecie na noc.

Sir Shane kiwn膮艂 g艂ow膮.

- Dobrze. Jane nie b臋dzie si臋 niepokoi艂a, bo zdarza艂o mi si臋 ju偶 sp臋dza膰 noc poza domem, s膮dzi za艣, 偶e Colleen pojecha艂a z Hughem do Dublina. Ale m贸j zi臋膰 jest takim samym buntownikiem jak Colleen, prawda, Hugh?

Hugh Kelly u艣miechn膮艂 si臋 rado艣nie.

- Owszem, tato - zgodzi艂 si臋. - Musimy jednak wyruszy膰 do Dublina jutro rano i przyjedziemy tu z powrotem dopiero za jaki艣 czas. Mog臋 sobie wyobrazi膰 w艣ciek艂o艣膰 lady Jane, gdy dowie si臋 o tym niezwyk艂ym spotkaniu rodzinnym dla uczczenia ma艂偶e艅stwa Kierana i Fortune. - Roze艣mia艂 si臋. - Obawiam si臋, 偶e jej gniew skrupi si臋 na tobie, tato.

- M贸j najstarszy syn te偶 ma prawo do szcz臋艣cia -spokojnie stwierdzi艂 sir Shane. - Zosta艂em protestantem dla wygody i dla 艣wi臋tego spokoju wydzie­dziczy艂em mojego pierworodnego syna. Nigdy jednak si臋 go nie wypar艂em i nigdy nie zabroni臋 mu prawa do szcz臋艣cia. Jane zdoby艂a dla swojego syna wszystko, co chcia艂a. Nie ma nic wi臋cej. 鈥 Za艣mia艂 si臋. - Ale, Jamesie Leslie, m贸j syn nie wchodzi do waszej rodziny jako biedak. Dopilnowa艂em, 偶eby ju偶 teraz dosta艂 to, co mia艂 otrzyma膰 po mojej 艣mierci. Zdeponowa艂em wszystko

u naszego z艂otnika w Dublinie, Michaela Kiry, ten za艣 przekaza艂 depozyt swoim kuzynom w Londynie. Znasz ich?

- Tak - odpowiedzia艂 z u艣miechem ksi膮偶臋. - Kira s膮 naszymi bankierami od ponad stu lat.

- I tak m贸j ch艂opak b臋dzie mia艂 swoje pieni膮dze -powiedzia艂 Shane Devers. -Nie ma tego zbyt wiele, ale ani moja 偶ona, ani m贸j m艂odszy syn nie b臋d膮 mo­gli mu tego odebra膰, a podejrzewam, 偶e mieliby ochot臋. Jane ma szczytne zasady moralne, kt贸rych niestety nie rozci膮ga na katolik贸w. - Roze艣mia艂 si臋 ponownie.

- Dopiero po mojej 艣mierci dowie si臋, co zrobi艂em, ale w贸wczas nie b臋dzie mnie ju偶 mog艂a n臋ka膰 swoim k膮艣liwym j臋zykiem. - Spojrza艂 na c贸rk臋 i zi臋cia. - Nic nie s艂yszeli艣cie - przestrzeg艂 ich surowym g艂osem.

Colleen wyci膮gn臋艂a do g贸ry r臋ce.

- Oczywi艣cie, 偶e nic nie s艂ysza艂am - zawo艂a艂a. - Sama us艂ysz臋 wiele przykrych s艂贸w od mamy za przybycie na ten 艣lub, ale nie opu艣ci艂abym go za nic w 艣wiecie. - Wsta艂a z fotela. - Chyba Hugh i ja musimy i艣膰 spa膰, bo wyruszamy jutro wczesnym rankiem.

- Adali! Zaprowad藕 sir Hugha i 艂ady Colleen do ich sypialni - poleci艂a Jasmine. U艣miechn臋艂a si臋 do nich. - Tak si臋 ciesz臋, 偶e byli艣cie z nami, bo wiem, 偶e to wiele znaczy艂o dla Fortune. Dzi臋kuj臋.

Pa艅stwo Kelly wyszli z komnaty, a Shane Devers spojrza艂 na swoj膮 d艂ugoletni膮 kochank臋.

- Zabezpieczy艂em tak偶e los naszych dziewczynek - o艣wiadczy艂. - Wszyscy wiedz膮, 偶e nigdy si臋 ich nie wypar艂em.

- Wysy艂am je z Kieranem do Nowego 艢wiata -powiedzia艂a mu Molly. - Bez wzgl臋du na nasze stosunki, w Lisnaskea zawsze b臋d膮 uwa偶ane za b臋karty. Jak z tak膮 skaz膮 znajd膮 sobie przyzwoitych m臋偶贸w? M贸wi膮, 偶e w tej nowo zak艂adanej kolonii ich katolicka wiara nie b臋dzie si臋 liczy艂a na ich nieko­rzy艣膰. W tak odleg艂ym miejscu, maj膮c Kiera-na za opiekuna, da si臋 ukry膰

pochodzenie dziewcz膮t i b臋d膮 mog艂y znale藕膰 sobie dobrych m臋偶贸w, Shane. Tego dla nich pragn臋.

- Kiedy wyjad膮 do Anglii, dostan膮 swoj膮 cz臋艣膰 -obieca艂.

Jasmine dostrzeg艂a oddanie i mi艂o艣膰 tych dwojga. Pomy艣la艂a, 偶e to wielka szkoda, i偶 Shane Devers nie m贸g艂 po艣lubi膰 Molly Fitzgerald zamiast tej swojej Jane, kt贸rej maj膮tek ocali艂 Mallow Court. Wsta艂a ze swojego miejsca, udaj膮c, 偶e ziewa.

- Adali zaprowadzi pa艅stwa do pokoi - rzek艂a. -Jestem zm臋czona i udam si臋 teraz na spoczynek. Zobaczymy si臋 jutro rano.

Sala by艂a ju偶 pusta. Tylko paru s艂u偶膮cych kr臋ci艂o si臋, zbieraj膮c ostatnie pozosta艂o艣ci po weselnej uczcie. Nikt nie zauwa偶y艂 Rory'ego Maguire'a, sie­dz膮cego w cieniu przy kominku, z g艂ow膮 opart膮 na kolanie. Irlandczyk wpatrywa艂 si臋 w ogie艅 i rozmy艣la艂 o tym, ile mia艂 szcz臋艣cia, 偶e dowiedzia艂 si臋, i偶 Fortune jest jego c贸rk膮 i dzi艣 widzia艂 j膮 szcz臋艣liwie wychodz膮c膮 za m膮偶. 艢wiadomo艣膰, 偶e wiedzia艂 o tym jedynie Adali i ksi膮dz, kt贸rzy wraz z nim d藕wigali to brzemi臋, by艂a bardzo krzepi膮ca.

By艂a tak膮 cudown膮 pann膮 m艂od膮. Z艂ocisty br膮z jej sukni wydobywa艂 z艂oty po艂ysk jej rudych w艂os贸w. Rory westchn膮艂. Za par臋 miesi臋cy odjedzie od niego na zawsze. Wyjedzie z Maguire's Ford, kt贸re powinno nale偶e膰 do niej, nie tylko ze wzgl臋du na matk臋, ale poprzez wi臋zy krwi z samymi Maguire'ami. Wyjedzie na inny kontynent, daleko za oceanem, w miejsce, kt贸rego nie umia艂 sobie nawet wyobrazi膰. I Rory Maguire uczyni艂 co艣, czego nie robi艂 od wielu lat. Zacz膮艂 si臋 modli膰. Modli艂 si臋 z ca艂ego serca, 偶eby jego c贸rka by艂a szcz臋艣liwa i zadowolona po kres swoich dni.

*

Szcz臋艣liwa. Fortune pomy艣la艂a, 偶e jeszcze nigdy w 偶yciu nie by艂a taka szcz臋艣liwa. W czasie ta艅c贸w Kieran wzi膮艂 j膮 za r臋k臋 i oboje wymkn臋li si臋 z sali,

bez s艂owa wbiegli po schodach do sypialni, wpadli do 艣rodka i zamkn臋li za sob膮 drzwi. Kieran demonstracyjnie po艂o偶y艂 klucz na parapecie okna. Fortun臋 roze艣mia艂a si臋.

- Chcia艂abym spyta膰, czy potrafisz pom贸c damie zdj膮膰 sukni臋?

Kieran u艣miechn膮艂 si臋, obr贸ci艂 j膮 i zacz膮艂 rozsznurowywa膰 stanik jej sukni. W tym samym czasie Fortune rozwi膮zywa艂a tasiemki przytrzymuj膮ce sp贸dnic臋. Po kr贸tkiej chwili zosta艂a w samej koszuli i halce. Zadar艂a j膮 do g贸ry i wyci膮gn臋艂a ku m臋偶owi szczup艂膮 nog臋. Kieran przykl膮k艂, zsun膮艂 z nogi dziewczyny jedwabn膮 podwi膮zk臋, po czym zacz膮艂 rolowa膰 w d贸艂 kszta艂tnej nogi z艂ot膮 jedwabn膮 po艅czoch臋, jednocze艣nie ca艂uj膮c jej kolano. Fortune zachi­chota艂a. Powt贸rzy艂 ca艂膮 procedur臋 na drugiej nodze 偶ony. Potem jednak zaskoczy艂 j膮, wsuwaj膮c r臋ce pod halk臋, mocno chwytaj膮c j膮 za po艣ladki, przyci膮gaj膮c j膮 do siebie i sugestywnie przyciskaj膮c twarz do jej brzucha

Poprzez materia艂 bielizny Fortune czu艂a ciep艂o. Dotkn臋艂a r臋kami jego ciemnej g艂owy i zacz臋艂a g艂aska膰 j膮 delikatnie. Mia艂 g臋ste w艂osy, jedwabiste w dotyku. Spojrza艂 na ni膮 i dziewczyna wstrzyma艂a oddech na widok nami臋tno艣ci, jak膮 ujrza艂a w jego ciemnoniebieskich oczach. Instynktownie poluzowa艂a halk臋 i pozwoli艂a jej opa艣膰 na ziemi臋, po czym 艣ci膮gn臋艂a przez g艂ow臋 koszul臋 i opu艣ci艂a j膮 na pod艂og臋. Kieran pu艣ci艂 j膮 na chwil臋, aby jedwabna bielizna mog艂a si臋 z niej zsun膮膰, po czym chwyci艂 j膮 ponownie, lecz tym razem pochyli艂 nieco g艂ow臋 i dotkn膮艂 ustami jej wzg贸rka Wenery.

Zakr臋ci艂o jej si臋 w g艂owie. Mocniej zacisn臋艂a palce na jego w艂osach. 艢cisn臋艂o j膮 w gardle i przez d艂u偶sz膮 chwil臋 nie mog艂a wydoby膰 g艂osu. Serce t艂uk艂o jej si臋 w piersi. Ogarnia艂a j膮 fala gor膮ca.

- Fortune! Chcesz mi wyrwa膰 w艂osy z g艂owy? -us艂ysza艂a zduszony g艂os Kierana.

Spojrza艂a w d贸艂 i zobaczy艂a, 偶e mocno trzyma go za czupryn臋.

- Och! - Rozlu藕ni艂a uchwyt.

W b艂臋kitnych oczach m臋偶czyzny pojawi艂o si臋 rozbawienie.

- Masz mocny chwyt, 偶ono - o艣wiadczy艂. Potem wsta艂.

- Bardziej mi si臋 podoba艂o, kiedy kl臋cza艂e艣 u mych st贸p - odpowiedzia艂a 偶ywo, czuj膮c, jak s艂abnie cudowny szok, wywo艂any jego intymnym poca­艂unkiem.

- Bez ubrania wygl膮dasz absolutnie czaruj膮co -powiedzia艂.

- Teraz przysz艂a pora na ciebie, m贸j panie - odpowiedzia艂a frywolnie. 艢ci膮gn臋艂a z niego kamizelk臋 i cisn臋艂a j膮 na stos, na swoj膮 sukni臋 艣lubn膮 i halki. Rozwi膮za艂a tasiemki przy koszuli Kierana i wsun臋艂a d艂onie pod materia艂, przyciskaj膮c je do jego torsu. Zsun臋艂a mu koszul臋 z ramion, schyli艂a g艂ow臋 i zacz臋艂a muska膰 jego gor膮ce cia艂o lekkimi poca艂unkami. Nie potrafi艂a si臋 powstrzyma膰, 偶eby nie przesun膮膰 j臋zykiem po jego sk贸rze.

Kieran zacisn膮艂 z臋by. Zachowywa艂a si臋 jak kurtyzana, a przecie偶 wiedzia艂, 偶e nie jest ladacznic膮.

- Zaraz zdejm臋 spodnie - ostrzeg艂.

Kiedy nie odpowiedzia艂a, nie przestaj膮c go liza膰 i ca艂owa膰, rozpi膮艂 i opu艣ci艂 t臋 cz臋艣膰 garderoby. Fortune poderwa艂a g艂ow臋.

- Nie nosisz kaleson贸w! - szepn臋艂a. Utkwi艂a oczy w jego m臋sko艣ci. Mia艂a braci, nie by艂a wi臋c zdziwiona widokiem. Chodzi艂o o rozmiar! Wpatrywa艂a si臋 zafascynowana, cho膰 nieco przestraszona. - Cudownie. Dlaczego nie nosisz kaleson贸w? - Pragn臋艂a wyci膮gn膮膰 r臋k臋 i go dotkn膮膰.

- To strata czasu i materia艂u - powiedzia艂, zaintrygowany jej reakcj膮. Przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie. Wtopi艂a si臋 w jego cia艂o, czuj膮c wpijaj膮c膮 si臋 w udo jego tward膮 m臋sko艣膰. Przesun膮艂 palce po jej ustach. Dostrzeg艂 w jej oczach niewinne po偶膮danie. 呕a艂owa艂, 偶e jest dziewic膮, pragn膮艂 bowiem natychmiast zag艂臋bi膰 si臋 w jej s艂odkiej mi臋kko艣ci.

- Pospiesz si臋! - wyszepta艂a mu do ucha.

- Jeszcze nie jeste艣 gotowa - o艣wiadczy艂. - Czy nie widzisz, 偶e chcia艂bym ci臋 posi膮艣膰 natychmiast, Fortune? Ale nie mog臋 ci臋 skrzywdzi膰. Chc臋, 偶eby nasz

pierwszy raz by艂 doskona艂y. Ca艂e 偶ycie czeka艂em na ciebie! - Opad艂 ustami

na jej usta w mocnym poca艂unku i pozbawi艂 j膮 tchu.

Wzi膮艂 j膮 na r臋ce, zrobi艂 krok ponad stosem aksamitu i jedwabiu jego spodni i koszuli. Przeszed艂 przez pok贸j i delikatnie z艂o偶y艂 j膮 na 艂贸偶ku.

Spojrza艂a na niego do g贸ry i wyci膮gn臋艂a r臋ce. U艣miechn膮艂 si臋 i po艂o偶y艂 si臋 obok niej, wzi膮艂 j膮 za r臋k臋 i poca艂owa艂 najpierw d艂o艅, a potem ka偶dy palec z osobna.

- Jeste艣 najpi臋kniejsz膮 dziewczyn膮, jak膮 kiedykolwiek zna艂em - powiedzia艂 z powag膮. - I jedyn膮 dziewczyn膮, jak膮 pokocha艂em.

- I ja ci臋 kocham, Kieranie. Nigdy nie kocha艂am 偶adnego m臋偶czyzny, 偶adnym nie by艂am nawet zafascynowana. Chc臋 ci da膰 rozkosz, ale nie mam zielonego poj臋cia, jak to zrobi膰. Mama nie powiedzia艂a mi prawie nic, bo podobnie jak moja siostra, twierdzi, 偶e nami臋tno艣膰 pomi臋dzy dwojgiem kochaj膮cych si臋 ludzi jest czym艣 cudownym i niemo偶liwym do opisania.

U艣miechn膮艂 si臋 do jej oczu i Fortune poczu艂a nagle, 偶e przepe艂nia j膮 uczucie ogromnego zadowolenia ze 艣wiadomo艣ci, i偶 jest kochana.

- B膮d藕 spokojna i pozw贸l mi uwielbia膰 ci臋 po swojemu. Nie masz si臋 czego ba膰, Fortune.

- Chcesz mnie po偶re膰? - za偶artowa艂a.

- Kawa艂ek po kawa艂ku, przez ca艂膮 wieczno艣膰 - odpowiedzia艂.

Powr贸ci艂 ustami na szyj臋 dziewczyny. Pod wargami wyczuwa艂 przyspieszony z podniecenia puls. Przez chwil臋 pozosta艂 bez ruchu, po czym uni贸s艂 ciemn膮 g艂ow臋 i po艂o偶y艂 na jej piersi, ws艂uchuj膮c si臋 w szale艅cze bicie jej serca.

Fortune czubkami palc贸w g艂aska艂a g艂ow臋 Kiera-na. Nie wiedzia艂a, czego oczekiwa膰. Chocia偶 by艂o bardzo mi艂o, w gruncie rzeczy wcale nie czu艂a zbyt­niego podniecenia. A jednak mama i India sprawia艂y wra偶enie, 偶e lubi膮 uprawia膰 mi艂o艣膰. Co z ni膮 by艂o nie tak? W tym momencie Kieran podni贸s艂 g艂ow臋 i poca艂owa艂 jej piersi. G艂o艣no, niemal z b贸lem wci膮gn臋艂a powietrze.

Le偶a艂a bezradnie w jego ramionach. Potem Kieran zacz膮艂 j膮 czule g艂adzi膰 swoj膮 wielk膮 d艂oni膮.

- Och! - wyrwa艂 jej si臋 z ust okrzyk zaskoczenia.

Przetoczy艂 si臋 na plecy, poci膮gaj膮c j膮 na siebie. Czu艂a, 偶e policzki jej p艂on膮 wskutek niezwyk艂ej intymno艣ci, gdy ich nagie cia艂a zetkn臋艂y si臋 od ramion a偶 po czubki palc贸w. Jego d艂onie pie艣ci艂y jej cia艂o, przesuwaj膮c si臋 po nagle uwra偶liwionej sk贸rze. Potem jego r臋ce zacisn臋艂y si臋 wok贸艂 szczup艂ej kibici i unios艂y j膮 w g贸r臋 tak, 偶e jej piersi zawis艂y nad jego twarz膮. Wargi m臋偶a zamkn臋艂y si臋 wok贸艂 jednej z nich. Fortune pomy艣la艂a, 偶e teraz wszystko sta艂o si臋 o wiele bardziej podniecaj膮ce i odda艂a si臋 rozkoszy, kt贸ra rodzi艂a si臋 pod wp艂ywem jego dzia艂a艅. Gdy przeni贸s艂 usta na drug膮 pier艣, g艂臋boko westchn臋艂a.

Zn贸w si臋 przetoczyli. Ponownie le偶a艂a na plecach. Zacz膮艂 g艂adzi膰 jej piersi i brzuch. Przez jej cia艂o zn贸w przetoczy艂a si臋 fala gor膮ca, a w zakazanym miejscu pomi臋dzy nogami poczu艂a wyra藕ne mrowienie. Nie mog艂a si臋 powstrzyma膰, 偶eby nie j臋kn膮膰. U艣miechn膮艂 si臋 ze zrozumieniem i opar艂 d艂o艅 na jej wzg贸rku 艂o­nowym. Przeszy艂o j膮 niezwyk艂e uczucie. Jeden palec zacz膮艂 w臋drowa膰 w t臋 i z powrotem wzd艂u偶 szczeliny pomi臋dzy jej nogami.

- Nied艂ugo b臋dziesz gotowa, kochanie - wymrucza艂 prosto w jej usta.

- Zr贸b to, co robi艂e艣 wcze艣niej - poprosi艂a Fortune. - Prosz臋!

- Ma艂a ladacznico - roze艣mia艂 si臋 i wsun膮艂 w ni膮 palec.

Gdy osi膮gn膮艂 cel, Fortune westchn臋艂a z rozkoszy. To by艂o to, czego pragn臋艂a. Nie pieszczot, ale podniecenia, wywo艂anego w艂asn膮 偶膮dz膮.

- Och, tak! Nie przestawaj, Kieranie, nie przestawaj! -zawo艂a艂a.

Nie mia艂 najmniejszego zamiaru przerwa膰. Bawi艂 si臋 wra偶liwym wzg贸rkiem jej cia艂a, dra偶ni膮c go, podniecaj膮c i zmuszaj膮c Fortune do j臋k贸w nami臋tno艣ci. Chocia偶 gotowa艂o si臋 w niej z po偶膮dania, nie zaprzestawa艂 s艂odkiej tortury.

- Otw贸rz si臋 dla mnie, Fortune!

- Jeszcze nie - b艂aga艂a, pragn膮c wi臋cej.

- Teraz! - powiedzia艂 ochryp艂ym g艂osem, si艂膮 wciskaj膮c kolano pomi臋dzy jej uda i rozchylaj膮c je. - Teraz, moja s艂odka, zanim eksploduj臋 z po偶膮dania! -Przesun膮艂 si臋, po czym dwoma palcami mocno uszczypn膮艂 mi艂osny guziczek, przyprawiaj膮c Fortune o paroksyzm rozkoszy. W tym w艂a艣nie momencie wtargn膮艂 g艂臋boko w jej ochocze cia艂o. Poczu艂, jak na skutek silnego pchni臋cia jej dziewictwo p臋ka i us艂ysza艂 pe艂ne zdumienia westchnienie.

Jego wtargni臋cie by艂o bolesne, ale b贸l szybko min膮艂. Mia艂a g艂臋bok膮 艣wiadomo艣膰 nale偶enia do niego. Jej pierwsz膮 reakcj膮 by艂a obawa, ale jednocze艣nie czu艂a, jak j膮 wype艂nia艂. To by艂o takie naturalne. I takie doskona艂e. Westchn臋艂a g艂臋boko i otoczy艂a go ramionami.

- Sp贸jrz na mnie - poleci艂.

Unios艂a powieki i spojrza艂a mu prosto w oczy, kt贸re przepe艂nione by艂y tak膮 mi艂o艣ci膮 i nami臋tno艣ci膮, 偶e omal si臋 nie rozp艂aka艂a.

- Kocham ci臋, Fortune - powiedzia艂 kolejny raz. - Kocham ci臋! - I zacz膮艂 si臋 w niej porusza膰. Z ka偶dym ruchem jego mi艂osnej w艂贸czni by艂a coraz bardziej 艣wiadoma budz膮cej si臋 nowej przyjemno艣ci, kt贸ra si臋ga艂a jej duszy. Nie odrywa艂a spojrzenia od jego oczu, dop贸ki intensywno艣膰 dozna艅 nie stal膮 si臋 tak ogromna, 偶e jej oczy zamkn臋艂y si臋 same, i Fortune, po raz pierwszy w 偶yciu, poszybowa艂a do gwiazd.

Zanurza艂 si臋 coraz g艂臋biej w jej s艂odkie cia艂o. Mocno wbi艂a palce w muskularne ramiona m臋偶a.

- Prosz臋! Prosz臋! - zawo艂a艂a ochryp艂ym g艂osem.

Rozumia艂 jej doznania, poniewa偶 sam do艣wiadcza艂 tych samych przyjemno艣ci, gdy ich cia艂a, stanowi膮ce teraz jedno艣膰, szczytowa艂y w gwa艂townym ogniu nami臋tnego spe艂nienia.

- Kieranie! Ach, to cudowne, ukochany! Cudowne! - zawo艂a艂a Fortune, porwana przez szalony wir i rzucona w otch艂a艅 gor膮cej ciemno艣ci. Zaspokoi艂 swoje pragnienie, zraszaj膮c jej sekretny ogr贸d swoimi sokami, po

czym opad艂 na jej bujne cia艂o. Z trudem 艂apa艂 oddech. Szybko zorientowa艂 si臋,

偶e za wiele wa偶y, 偶eby na niej le偶e膰, wi臋c stoczy艂 si臋 na bok. Le偶a艂, dysz膮c ci臋偶ko. Kiedy serce zacz臋艂o mu bi膰 spokojnie, us艂ysza艂 co艣. Ciche pochlipywanie. Wstrz膮艣ni臋ty odwr贸ci艂 si臋 do niej.

- Fortune, co si臋 sta艂o? Dlaczego p艂aczesz? Zrobi艂em ci co艣 z艂ego? - Pomy艣la艂, 偶e okaza艂 si臋 bydlakiem. By艂 tak poch艂oni臋ty swoj膮 przyjemno艣ci膮, 偶e przesta艂 my艣le膰 o niej. Wzi膮艂 j膮 w ramiona. - Co si臋 sta艂o, skarbie? Powiedz mi!

- Jestem taka szcz臋艣liwa - za艂ka艂a i rozp艂aka艂a si臋 na jego szerokiej piersi. -Nigdy jeszcze nie by艂am taka szcz臋艣liwa, Kieranie! Warto by艂o czeka膰 na ciebie, ukochany. Nie s膮dzi艂am, 偶e kiedykolwiek znajd臋 mi艂o艣膰. Kiedy spotka艂am twojego brata, natychmiast zorientowa艂am si臋, 偶e to nie ten wymarzony, ale my艣la艂am, 偶e b臋d臋 musia艂a na niego przysta膰, bo tego oczekiwano... - Nowy potok 艂ez potoczy! si臋 z jej oczu.

Mia艂 ochot臋 si臋 roze艣mia膰, s艂ysz膮c jej niewinne wyznanie. Chcia艂 krzycze膰 z rado艣ci. Zamiast tego przytuli艂 j膮 mocno do siebie.

- Ja te偶 nie my艣la艂em, 偶e spotkam swoj膮 mi艂o艣膰, ale kiedy ci臋 ujrza艂em, Fortune, od razu wiedzia艂em, 偶e nie mog臋 pozwoli膰, 偶eby Willy ci臋 dosta艂. Gdyby艣 go wybra艂a, wykrad艂bym ci臋, jak to by艂o w zwyczaju moich celtyckich przodk贸w. Jeste艣 moja! Zawsze by艂a艣 i zawsze b臋dziesz. A teraz przesta艅 chlipa膰, kochanie i poca艂uj mnie - powiedzia艂, obracaj膮c j膮 twarz膮 do siebie.

Ich usta spotka艂y si臋 w niemal rozpaczliwym poca艂unku. Odrywaj膮c si臋 od niego, Fortune spyta艂a otwarcie:

- Czy dzi艣 w nocy mo偶emy si臋 jeszcze raz kocha膰? Kiwn膮艂 g艂ow膮.

- Tak, ale pozw贸l mi chwil臋 odpocz膮膰, a i sobie r贸wnie偶, kochanie. Mam ci jeszcze wiele do pokazania i nauczenia. Mam nadziej臋, 偶e nie b臋dziesz roz­czarowana.

- Chc臋 wiedzie膰, jak ci da膰 przyjemno艣膰 - powiedzia艂a.

Potem wsta艂a z 艂贸偶ka i przebieg艂a przez pok贸j do k膮ta, gdzie pozostawiono srebrny dzbanek, misk臋 i stosik mi臋kkich 艣ciereczek. Przynios艂a je do 艂贸偶ka, po czym najpierw obmy艂a si臋 sama, a nast臋pnie starannie op艂uka艂a jego m臋sko艣膰.

- Mama nazywa te 艣ciereczki r臋cznikami mi艂o艣ci. Uwa偶a, 偶e nale偶y si臋 my膰 po ka偶dym mi艂osnym stosunku, aby potem by膰 gotowym na wi臋cej.

Nigdy jeszcze nie s艂ysza艂 o czym艣 takim, ale wyda艂o mu si臋 to ca艂kiem sensowne i nie mia艂 偶adnych zastrze偶e艅 do samej procedury.

- To mi si臋 podoba - powiedzia艂. - Czy zawsze b臋dziesz si臋 o mnie tak czule troszczy艂a, Fortune? -Wyci膮gn膮艂 r臋ce i zacz膮艂 g艂adzi膰 jej piersi.

- Tak - stwierdzi艂a, ostro偶nie odstawiaj膮c misk臋 i 艣ciereczki, po czym wspi臋艂a si臋 z powrotem na 艂贸偶ko i usiad艂a na Kieranie. Okraczy艂a go swoimi mlecz­nymi udami, jak rumaka. - Mog臋 ci臋 dosi膮艣膰, m贸j panie, jak Pioruna. Czy oka偶esz si臋 r贸wnie krzepkim wierzchowcem? - za偶artowa艂a, nieomal mrucz膮c z rozkoszy, gdy ugniata艂 jej piersi. Odgi臋艂a si臋 do ty艂u i jego d艂onie przesun臋艂y si臋 wzd艂u偶 tu艂owia dziewczyny na plecy, a potem zacz臋艂y wymownie ugniata膰 jej po艣ladki.

- Och! - krzykn臋艂a, wij膮c si臋 w jego r臋kach. Za艣mia艂 si臋 i spojrza艂 na ni膮 z b艂yskiem w oczach.

- A wi臋c nie boisz si臋 mojej 偶膮dzy, moja pi臋kna 偶ono.

Silnymi palcami masowa艂 jej cia艂o. Czu艂, jak z ka偶dym prowokacyjnym ruchem Fortune twardnieje jego mi艂osna w艂贸cznia. Pyta艂a, czy b臋d膮 mogli si臋 ponownie kocha膰 jeszcze tej nocy. Teraz z kolei on si臋 zastanawia艂, czy potrafi艂by przesta膰. Nigdy jeszcze nie pragn膮艂 偶adnej kobiety tak jak Fortune. Zwykle 艂atwo zaspokaja艂 偶膮dz臋 jednym dobrym parzeniem si臋, ale nie b臋dzie tak z nowo po艣lubion膮 ma艂偶onk膮.

Fortune poczu艂a jego dr偶enie. Unios艂a si臋 ponad jego m臋sko艣ci膮 i powoli opu艣ci艂a si臋 na ni膮, wzdychaj膮c nami臋tnie. J臋kn膮艂 i poci膮gn膮艂 j膮 ku sobie, aby m贸c j膮 ca艂owa膰 i zacz膮艂 si臋 rytmicznie porusza膰. Ich usta spotka艂y si臋. Ich serca bi艂y szale艅czo.

O Bo偶e! - zawo艂a艂a rozpaczliwie Fortune, gdy kolejny raz zanurzy艂 si臋 w niej z bezlitosn膮 uporczywo艣ci膮. A potem gwiazdy eksplodowa艂y jej w g艂owie, przed oczami i w sercu.

Fortune, moja mi艂o艣ci! - zawo艂a艂, szczytuj膮c ponownie. Zacisn膮艂 wok贸艂 niej ramiona, ona za艣 zn贸w przywar艂a do niego. Potem nalega艂, 偶eby zasn臋艂a.

Jeste艣 tak膮 ognist膮 kochank膮, najdro偶sza -o艣wiadczy艂 - ale musisz odpocz膮膰. Ja te偶.

Tak, m贸j panie m臋偶u - s艂odkim g艂osem odpowiedzia艂a zaspokojona Fortune. - Ale czy mo偶emy zrobi膰 to jeszcze raz, gdy si臋 obudzimy? Kieranie! Czemu si臋 艣miejesz? Czy powiedzia艂am co艣 zabawnego? Cudem uda艂o mu si臋 st艂umi膰 rozbawienie.

Czy wszystkie kobiety w twojej rodzinie s膮 r贸wnie nami臋tne, Fortune? Czy nami臋tno艣膰 z w艂asnym m臋偶em jest czym艣 niew艂a艣ciwym? - zapyta艂a z autentyczn膮 ciekawo艣ci膮.

Nigdy nie us艂yszysz, 偶ebym si臋 na to uskar偶a艂, kochanie - powiedzia艂. - Jedna my艣l przysz艂a mi teraz do g艂owy. Nie musz臋 si臋 ba膰, 偶e m贸j m艂odszy braci­szek mnie zabije, dowiedziawszy si臋 o naszym 艣lubie, Fortune. Ty sama zabijesz mnie du偶o wcze艣niej swoj膮 rozkoszn膮 nami臋tno艣ci膮. Will nie ma poj臋cia, 偶e cudem uda艂o mu si臋 uj艣膰 z 偶yciem. - I roze艣mia艂 si臋. Dra艅! - krzykn臋艂a. - Ale nie odpowiedzia艂e艣 na moje pytanie. Czy mo偶emy si臋 kocha膰, kiedy odpoczniemy?

Tak - odpar艂 i doda艂: - Ciekawe, czy do偶yj臋 rana, ty cudowna ladacznico. Skoro pokaza艂e艣 mi rozkosze nami臋tno艣ci, kochany, zamierzam zachowa膰 ci臋 przy 偶yciu - stwierdzi艂a.

Zadowalanie ci臋 wype艂ni mi ca艂e 偶ycie - odpowiedzia艂, przyci膮gaj膮c j膮 do siebie tak, 偶e s艂ysza艂a miarowe bicie jego serca. B臋dziesz musia艂 ci臋偶ko pracowa膰 - powiedzia艂a. B臋d臋, madam, b臋d臋 - o艣wiadczy艂. - Tego mo偶esz by膰 pewna.

Rozdzia艂 11

Co chcesz przez to powiedzie膰, 偶e Kieran po艣lubi艂 Fortune Lindley?

Jane Devers patrzy艂a na m臋偶a nierozumiej膮cym wzrokiem.

艢lubu udzieli艂 im wczoraj wielebny Steen w ko艣ciele w Maguire's Ford.

By艂em obecny na ceremonii - odpowiedzia艂 jej m膮偶.

I pozwoli艂e艣 na to? - Czu艂a narastaj膮cy gniew. -Pozwoli艂e艣 temu swojemu

celtyckiemu pomiotowi o偶eni膰 si臋 z najbogatsz膮 dziedziczk膮 w ca艂ym

Fermanagh? Jak mog艂e艣? - Na jej bladej twarzy pojawi艂y si臋 czerwone

plamy, oddycha艂a ci臋偶ko.

A jak mog艂em temu zapobiec? - zapyta艂 spokojnie. - Ksi膮偶臋 Glenkirk i jego

偶ona byli zadowoleni z tego zwi膮zku. I nigdy wi臋cej nie nazywaj mojego

starszego syna pomiotem, Jane.

A kim niby jest? - krzykn臋艂a. - Tw贸j katolicki 艣lub by艂 nielegalny. To

kr贸lewskie prawo! Twoje dzieci sp艂odzone z t膮 kreatur膮, kt贸r膮 nazywa艂e艣

swoj膮 pierwsz膮 偶on膮, by艂y wi臋c nie艣lubne, ja jednak uwa偶a艂am inaczej i

wychowywa艂am je jak swoje w艂asne. Kiedy uzna艂e艣 Williama za swojego

prawowitego nast臋pc臋, s膮dzi艂am, 偶e my艣limy tak samo, Shane.

To ty, moja droga, powiedzia艂a艣, 偶e je艣li Kieran nie zostanie protestantem,

musz臋 go pozbawi膰 prawa do Mallow Court, 偶eby ochroni膰 maj膮tek i 偶eby

pozosta艂 w r臋kach Devers贸w. Czy teraz pr贸bujesz mi powiedzie膰, 偶e gdyby

Kieran ust膮pi艂 i zosta艂 protestantem, nadal utrzymywa艂aby艣, 偶e jest

nie艣lubnym dzieckiem, bo m贸j pierwszy 艣lub z Mary Maguire zosta艂 zawarty

w ko艣ciele katolickim?

Tak! - odpar艂a zuchwale. - W艂a艣nie tak! Nie pobrali艣my si臋 z mi艂o艣ci, Shane. Ty po艣lubi艂e艣 mnie ze wzgl臋du na m贸j posag, ja wysz艂am za ciebie dla Mal-low Court. Naprawd臋 s膮dzisz, 偶e po narodzinach Williama powinnam pozwoli膰, aby maj膮tek przypad艂 Kieranowi? Zreszt膮 gdybym nie urodzi艂a ci syna, tylko c贸rk臋, chcia艂abym Mallow Court dla Bessie. Mallow Court nie nale偶y do ciebie, Shane. M贸j ojciec zap艂aci艂 za niego szczerym z艂otem, ja za艣 przypiecz臋towa艂am transakcj臋, pozwalaj膮c ci st臋ka膰 i poci膰 si臋 nad moim cia艂em, 偶eby m贸c da膰 ci c贸rk臋 i syna. Wobec prawa tylko oni s膮 twoimi prawowitymi potomkami! Nie zapominaj o tym!

Nie jestem taki g艂upi, 偶eby my艣le膰, i偶 pobrali艣my si臋 z mi艂o艣ci, Jane. S膮dzi艂em jednak, 偶e maj膮c ze sob膮 dw贸jk臋 wsp贸lnych dzieci i 偶yj膮c tyle lat ze sob膮, 偶ywimy wobec siebie jakie艣 ciep艂e uczucia. Przykro mi, 偶e si臋 myli艂em - powiedzia艂.

Wy, Irlandczycy, jeste艣cie takimi romantykami -parskn臋艂a. - Ma艂偶e艅stwo, jak wiele innych spraw, jest rozwi膮zaniem praktycznym, Shane. Ale teraz porozmawiajmy o tej katastrofie, kt贸ra nas dotkn臋艂a. Nie mo偶na pozwoli膰, 偶eby Kieran przej膮艂 Erne Rock i Maguire's Ford. Tutejsi katolicy, kt贸rzy nie chc膮 opu艣ci膰 okolicy, zyskaliby zbyt wielk膮 przewag臋. Kieran i Fortune nie pozostan膮 w Ulsterze, Jane. Nie dostan膮 Maguire's Ford. Ju偶 to wcze艣niej s艂ysza艂as. Maj膮tek zostanie podzielony pomi臋dzy dw贸ch m艂odszych syn贸w ksi臋cia, Adama i Duncana Lesliech, kt贸rzy ju偶 przybyli do zamku. Ksi膮偶臋, jego 偶ona, Fortune i Kieran wyjad膮 na wiosn臋, gdy ksi臋偶na urodzi dziecko i b臋dzie mog艂a z nim bezpiecznie podr贸偶owa膰. Tak ci powiedzieli - rzek艂a z jadem w glosie Jane Devers. - Nie jestem a偶 taka g艂upia, 偶eby nie rozumie膰, co zrobi艂 Kieran. Celowo skusi艂 Fortune Lindley, 偶eby nie dosta艂a si臋 Williamowi. William podejrzewa艂 to przez ca艂y czas. Po co Kieran po艣lubi艂 t臋 dziewczyn臋, je艣li nie dla ogromnego maj膮tku? Bo co poza tym jest w niej atrakcyjnego? Kieran jest Irlandczykiem i ziemia jest dla niego bardzo wa偶na. Postanowi艂 zdoby膰 wi臋kszy maj膮tek ni偶 brat. To

dlatego zgodzi艂 si臋 zrezygnowa膰 z Mallow Court. Ach, wy, Irlandczycy, jeste艣cie diabelnie cwani, ale Kieranowi si臋 nie uda, obiecuj臋 ci to, Shane! Prawo nie zezwoli, 偶eby zdradziecki katolik otrzyma艂 tak膮 nagrod臋! Nie wtr膮caj si臋 do tego, Jane! Zabraniam ci, bo 艣ci膮gniesz nieszcz臋艣cie na nasz dom. Kieran i jego 偶ona nie b臋d膮 mieli Maguire's Ford. Leslie z Glenkirk nie jest tak g艂upi, 偶eby przekaza膰 tak cenny maj膮tek w r臋ce zi臋cia katolika. Rodzina Lesliech ma przyjaciela w osobie kr贸la Karola i spore wp艂ywy na kr贸lewskim dworze. Syn ksi臋偶nej jest bratankiem monarchy. Gdyby pragn臋li Erne Rock i Maguire's Ford dla swojej c贸rki i Kierana, mieliby kr贸lewsk膮 ochron臋, bez wzgl臋du na obowi膮zuj膮ce prawo. Ale oni tego nie chc膮. S膮 do艣膰 rozs膮dni, 偶eby przewidzie膰, jakie wywo艂a艂oby to problemy, a nie chc膮 k艂opotu dla swoich poddanych. Obaj synowie, kt贸rzy otrzymaj膮 maj膮tek, s膮 protestantami. Nie mo偶esz odebra膰 Maguire's Ford Lesliem z Glenkirk, Jane. Nie masz podstaw do jakichkolwiek oskar偶e艅. Zo­stawmy wi臋c to i zastan贸wmy si臋, jak powiedzie膰 o wszystkim Williamowi, kiedy za par臋 tygodni wr贸ci z Emily Ann臋 z podr贸偶y po艣lubnej. Poblad艂a. Ach, m贸j syn! Co sobie pomy艣li o takim obrocie wydarze艅? Biedny William! Biedny William? Czemu mia艂aby艣 go 偶a艂owa膰, Jane? Jest spadkobierc膮 wszystkiego, co mam. O偶eni艂 si臋 z m艂od膮 dziewczyn膮, kt贸ra go naprawd臋 ko­cha, i pewnego dnia wniesie mu ca艂y poka藕ny maj膮tek po swoim ojcu. Czemu masz go 偶a艂owa膰, Jane? Bo nadal 偶ywi niem膮dre i nigdy nieodwzajemnione uczucia do dziewki, kt贸ra nie dostrzeg艂a w nim nic warto艣ciowego i godnego mi艂o艣ci? Najlepiej b臋dzie, je艣li wyzb臋dzie si臋 tego dziecinnego po偶膮dania i przestanie pragn膮膰 偶ony brata. - Spojrza艂 ostro na swoj膮 ma艂偶onk臋. - Ty za艣 nie zepsujesz Williamowi i Emily Ann臋 podr贸偶y po艣lubnej i nie wy艣lesz mu wiadomo艣ci do Dublina. Niech sp臋dz膮 te par臋 tygodni ze sob膮 i zaznaj膮 troch臋 rado艣ci, zanim zaczniesz ich zatruwa膰 swoj膮 gorycz膮, moja droga. Kieran po艣lubi艂 Fortune zgodnie z rytua艂em Ko艣cio艂a anglika艅skiego, kt贸rego g艂ow膮 jest kr贸l. Nic nie mo偶esz z tym zrobi膰, Jane.

Zwi膮zek jest legalny, zaaprobowany przez Lesliech, a zakrwawione prze艣cierad艂o powiewa艂o dzi艣 rano nad Erne Rock na dow贸d, 偶e ma艂偶e艅stwo zosta艂o skonsumowane. Kieran nigdy nie wyrz膮dzi艂 ci 偶adnej krzywdy, Jane. Ma prawo do szcz臋艣cia tak samo jak William. Nie wtr膮caj si臋. -Patrzy艂 srogo.

- Tw贸j syn katolik pozwoli艂 sobie na 艣lub w ko艣ciele protestanckim? -zadrwi艂a. - A wi臋c ta dziewczyna jest dla niego zwyk艂膮 dziwk膮, bo jego ma艂偶e艅stwo m贸g艂by usankcjonowa膰 jedynie 艣lub zawarty wed艂ug b艂臋dnych regu艂 Ko艣cio艂a rzymskiego. - Zmru偶y艂a oczy. - Chyba 偶e najpierw 艣lubu udzieli艂 im ksi膮dz, kt贸rego ksi臋偶na nazywa swoim kuzynem. Czy tak by艂o, Shane? Czy tw贸j najdro偶szy syn i jego dziwka najpierw z艂amali kr贸lewskie prawo, a potem zrobili sobie kpiny z naszej prawdziwej wiary? - Wbi艂a w niego wzrok.

- Je艣li by艂a jaka艣 inna ceremonia 艣lubna, Jane, nic o niej nie wiem i nie by艂em na niej obecny - o艣wiadczy艂.

Nie, nie by艂 obecny. 艢wiadkami byli Bride Murphy i Rory Maguire. W tym czasie siedzia艂 ju偶 w ma艂ym kamiennym ko艣ci贸艂ku w Maguire's Ford z Colleen, Hughem, Molly i ich c贸rkami. Niech B贸g ma go w swojej opiece, gdy Jane si臋 o tym dowie, a przecie偶 kiedy艣 to nast膮pi.

- Leslie z Glenkirk s膮 protestantami, Jane. To naturalne, 偶e ich c贸rka, wychowana w wierze Ko艣cio艂a anglika艅skiego, otrzyma艂a 艣lub z r膮k wielebnego Steena. I prosz臋, moja droga, 偶eby艣 nie nazywa艂a mojej synowej dziwk膮.

Sfrustrowana i niewiarygodnie w艣ciek艂a Jane Devers straci艂a spok贸j i panowanie nad sob膮, z kt贸rego by艂a taka dumna. Zacisn臋艂a palce wok贸艂 karafki z winem i cisn臋艂a ni膮 w m臋偶a.

- Nienawidz臋 ci臋! - wrzasn臋艂a.

Shane Devers uchyli艂 si臋 i wybuchn膮艂 艣miechem.

- No, no, moja droga Jane, to chyba najsilniejsza emocja, jak膮 okaza艂a艣 podczas tych wszystkich lat naszego ma艂偶e艅stwa. Do twarzy ci z tym.

Gapi艂a si臋 na niego z otwartymi ustami. Oczy niemal wysz艂y jej z orbit. Potem z rozpaczliwym okrzykiem Jane Devers wybieg艂a z biblioteki m臋偶a. By艂a przera偶ona sytuacj膮, przera偶ona swoj膮 niezdolno艣ci膮 do zaradzenia jej i utrat膮 panowania nad sob膮. Zacz臋艂a szlocha膰, ale po chwili przesta艂a. Musi wiedzie膰 wi臋cej o tym 艣lubie. Pospieszy艂a do swoich apartament贸w i wezwa艂a pokoj贸wk臋, Susann.

- Sprawd藕, czy kto艣 ze s艂u偶by ma krewnych w Maguire's Ford - poleci艂a. -Wczoraj m贸j pasierb po艣lubi艂 艂ady Lindley i chcia艂abym wiedzie膰 wszystko o tym wydarzeniu.

- Dobrze, milady. Pomoc kuchenna ma rodzin臋 w Maguire's Ford, milady. Czy mam z ni膮 porozmawia膰? - odpowiedzia艂a oboj臋tnie Susann. Jej pani nie lubi艂a okazywania uczu膰, ale Susann by艂a zaskoczona nowin膮.

- Tak - odpar艂a Jane Devers. - Powiedz jej, 偶e je艣li dobrze si臋 sprawi, dostanie sztuk臋 srebra.

- Dobrze, milady - dygn臋艂a Susann i wybieg艂a z komnaty.

*

Par臋 dni p贸藕niej Jane Devers dowiedzia艂a si臋 wszystkiego, co chcia艂a wiedzie膰 o 艣lubie pasierba. To by艂a radosna uroczysto艣膰, na kt贸r膮 ksi膮偶臋 zaprosi艂 ca艂膮 wiosk臋. Gdy to us艂ysza艂a, ucieszy艂a si臋, 偶e William nie zwi膮za艂 si臋 z Fortune Lindley. To, 偶e ksi膮偶臋 i jego rodzina obcowali z tymi n臋dznymi Irlandczykami, by艂o doprawdy niesmaczne. Mo偶e rodzina Lesliech by艂a zamo偶na, ale niew膮tpliwie nie nale偶a艂a do prawdziwej elity. Jak mogli by膰 lud藕mi z klas膮, skoro ksi臋偶na nie wstydzi艂a si臋 urodzi膰 b臋karta zmar艂emu nast臋pcy tronu?

Jednak znacznie ciekawsza by艂a informacja, 偶e kochanka m臋偶a uczestniczy艂a w uroczysto艣ci wraz ze swoimi dwoma c贸rkami. I 偶e wszyscy sp臋dzili noc w Erne Rock. Shane nie wiedzia艂, 偶e par臋 razy widzia艂a te dwie smarkule w

Lisnaskea. I bardzo jasno powiedzia艂a wielebnemu Dundasowi, 偶e 偶adna sza­nowana rodzina nie powinna zaakceptowa膰 tych dziewcz膮t jako ma艂偶onek dla swoich syn贸w. Pochodzi艂y z nieprawego 艂o偶a. By艂y katoliczkami. Ale fakt publicznego pojawienia si臋 Shane'a z nimi na 艣lubie Kierana by艂 zniewag膮, kt贸rej nigdy nie zapomni. Shane zap艂aci za swoje zachowanie. A Kieran zap艂aci za swoj膮 zdrad臋.

W艂a艣ciwie prawie nie widywa艂a m臋偶a. Od lat mieli oddzielne sypialnie. Spotykali si臋 jedynie przy kolacji, tyle 偶e ostatnio Shane wieczory sp臋dza艂 cz臋sto poza domem. Pewnie ze swoj膮 rozczochran膮 zdzir膮 i jej dwoma bachorami. W efekcie niemal wcale ze sob膮 nie rozmawiali. Nie przejmowa艂a si臋 tym. Wkr贸tce William mia艂 powr贸ci膰 do domu z Emily Ann臋, a wtedy zadecyduj膮, co nale偶y zrobi膰 z Kieranem i posiad艂o艣ci膮 Maguire's Ford. Nie liczy艂y si臋 s艂owa Shane'a, i偶 Kieran nie dostanie tego maj膮tku. Nie wierzy艂a mu. Czemu ksi臋偶na mia艂aby oddawa膰 ziemie otrzymane od zmar艂ego m臋偶a dzieciom ze swojego ostatniego zwi膮zku? Ona by tego nie zrobi艂a na pewno. Nie odda艂aby ziemi synom pocz臋tym z innym m臋偶em. Jasmine Leslie wykorzysta sw贸j wp艂yw na kr贸la Karola, 偶eby przekaza膰 Maguire's Ford swojej c贸rce i Kieranowi. Sprowadzenie ze Szkocji dw贸ch m艂odszych syn贸w by艂o zwyk艂ym podst臋pem. C贸偶, nie uda艂 si臋 i Kieran Devers nie b臋dzie wa偶niejszy od jej syna!

Kieran i Fortune, szcz臋艣liwie nie艣wiadomi my艣li Jane Devers, sp臋dzali dni po weselu na kochaniu si臋 i konnych przeja偶d偶kach. Ich wzajemna nami臋tno艣膰 by艂a tak wielka, 偶e codziennie wieczorem z trudem mogli si臋 doczeka膰 chwili opuszczenia jadalni. W ko艅cu Jasmine powiedzia艂a im, 偶eby si臋 nie fatygowali schodzeniem na d贸艂, tylko kazali sobie przys艂a膰 jedzenie na g贸r臋, aby m贸c si臋 posili膰 w chwili, gdy przypomn膮 sobie o innym g艂odzie ni偶 nienasycenie sob膮 nawzajem.

- Mamo! - Fortune zaczerwieni艂a si臋 zak艂opotana, ale Kieran si臋 roze艣mia艂.

- Dzi臋kuj臋 za zrozumienie, madam - rzek艂 z 艂obuzerskim wyrazem twarzy i mrugn膮艂 do niej.

S艂ysz膮c jego odpowied藕, ksi膮偶臋 i Rory Maguire roze艣mieli si臋 g艂o艣no, a ojciec Cullen z trudem si臋 pohamowa艂.

- Cisza panuj膮ca w Lisnaskea jest wr臋cz podejrzana - zauwa偶y艂 ksi膮偶臋.

- S艂ysza艂em, 偶e lady Jane i jej poczciwy ma艂偶onek powa偶nie si臋 pok艂贸cili o 艣lub Fortune i Kierana. Kuchta z Mallow Court dosta艂a sztuk臋 srebra w za­mian za wszelkie informacje, jakie mog艂a uzyska膰 od swoich krewnych w Maguire's Ford. Teraz kr膮偶膮 pog艂oski, 偶e sir Shane i jego 偶ona nie rozmawiaj膮 ze sob膮, je艣li tylko mog膮 tego unikn膮膰. Zrobi si臋 ciekawie, gdy m艂ody Will wr贸ci do domu z 偶on膮 - powiedzia艂 Rory.

- Na pewno nie urz膮dzi 偶adnej sceny - odezwa艂a si臋 Fortune.

- Odtr膮ci艂a艣 go i po艣lubi艂a艣 jego brata, dziewczyno. Kieran mo偶e ci powiedzie膰, 偶e Will nigdy nie rezygnowa艂 艂atwo z tego, czego zapragn膮艂 -us艂ysza艂a w odpowiedzi.

- Porozmawiam z bratem - o艣wiadczy艂 Kieran. Maguire uni贸s艂 jasne brwi.

- Je艣li tylko uda ci si臋 zbli偶y膰 na odpowiedni膮 odleg艂o艣膰, Kieranie Devers, bo tw贸j brat b臋dzie 偶膮dny krwi. No, chyba 偶eby ta prosta dziewczyna, kt贸r膮 po­艣lubi艂, zaw艂adn臋艂a jego sercem.

- S膮dzisz, 偶e jest niebezpieczny? - zapyta艂a Fortune m臋偶a, gdy wieczorem po艂o偶yli si臋 do 艂贸偶ka.

Byli nadzy i nasyceni. Kieran spoczywa艂 na poduszkach, ona opiera艂a si臋 o jego tors. Jego ogromne d艂onie bawi艂y si臋 s艂odkimi, okr膮g艂ymi piersiami 偶ony, dra偶ni膮c je lekko.

- Nie wiem - odpowiedzia艂 i przesun膮艂 d艂o艅, 偶eby odgarn膮膰 na bok jej w艂osy i poca艂owa膰 mi臋kki kark dziewczyny. - Nigdy jeszcze nie widzia艂em go tak wyprowadzonego z r贸wnowagi. - Ugryz艂 j膮, a nast臋pnie mokrym j臋zykiem poliza艂 艣lad po uk膮szeniu.

Pochwyci艂a jego drug膮 d艂o艅 i poci膮gn臋艂a ku g贸rze, po czym wzi臋艂a w usta jeden z jego palc贸w i zacz臋艂a kusz膮co ssa膰. W臋drowa艂a j臋zykiem wok贸艂 palca, jakby w zamy艣leniu, aby nagle pu艣ci膰 go i rzec:

- Czy jego 偶ona potrafi nim sterowa膰 tak, jak jego matka? Mo偶e powinni艣my spr贸bowa膰 zawrze膰 pok贸j za po艣rednictwem Emily Ann臋.

- Nie s膮dz臋, 偶eby by艂o to mo偶liwe, bo Emily Ann臋 jest jeszcze bardzo m艂oda i z ca艂ego serca kocha Willa. B臋dzie m贸wi艂a i robi艂a wszystko, 偶eby sprawi膰 mu przyjemno艣膰. Nie, wydaje mi si臋, 偶e mam niewielkie szanse na pogodzenie si臋 z rodzin膮.

- Tw贸j ojciec ci臋 nie opu艣ci - przypomnia艂a mu Fortune.

- Nie opu艣ci, ale nie uczyni nic ponadto. Musi 偶y膰 z moj膮 macoch膮 i moim rodze艅stwem, kiedy nas ju偶 dawno tu nie b臋dzie.

- Powinni艣my wi臋c ich wszystkich zignorowa膰. Chyba nie ma innego rozwi膮zania. Za p贸艂 roku wyjedziemy, a w obliczu nadchodz膮cej zimy nie widz臋 wielkich szans, 偶eby twoja macocha sprawia艂a jakie艣 k艂opoty -powiedzia艂a Fortune.

Odwr贸ci艂 偶on臋 ku sobie, 偶eby j膮 poca艂owa膰, ale nic nie odpowiedzia艂. Jego ma艂偶onka nie zna艂a Jane Devers tak dobrze, jak on. Na pewno nawet w tej chwi­li wysila艂a m贸zg, 偶eby intrygowa膰 przeciwko rodowi Leslie z Glenkirk i znale藕膰 wyt艂umaczenie dla swoich pod艂ych post臋pk贸w jako zgodnych z jej religijnymi przekonaniami. Nie chodzi艂o o to, 偶e katolicy byli szczeg贸lnie lepsi, bo nie byli. Kieran zachodzi艂 w g艂ow臋, w jaki spos贸b katolicy i protestanci potrafili usprawiedliwia膰 swoj膮 wzajemn膮 wrogo艣膰 i liczne pod艂o艣ci, przez ca艂y czas utrzymuj膮c, 偶e B贸g wybra艂 tylko ich. To przeczy艂o zdrowej logice.

Pod koniec pa藕dziernika z Lisnaskea przyjecha艂a Maeve Fitzgerald, 偶eby poinformowa膰 przyrodniego brata, 偶e powr贸t do domu Williama Deversa i jego 艣wie偶o po艣lubionej 偶ony jest spodziewany tego dnia.

- Tata m贸wi, 偶eby艣 si臋 mia艂 na baczno艣ci, bo ta kobieta, kt贸r膮 po艣lubi艂, na pewno knuje co艣 z艂ego.

- S艂ysza艂em, 偶e ostatnio tata niewiele czasu sp臋dza w Mallow Court -zauwa偶y艂 brat.

- I dobrze - odpar艂a ostro Maeve. Kieran otoczy艂 j膮 ramieniem.

- O co chodzi, dziewczyno? Maeve g艂臋boko westchn臋艂a.

- Nie chc臋 opuszcza膰 mamy, ona za艣 chce, 偶eby艣my wyjecha艂y z wami na wiosn臋. I ma racj臋. Nic tu po nas. Zostaniemy pozbawione domu przez tak膮 Jane Devers i protestant贸w jej pokroju. Ale co si臋 stanie z mam膮 po naszym wyje藕dzie?

- Tata j膮 ochroni - powiedzia艂 Kieran, usi艂uj膮c pocieszy膰 przyrodni膮 siostr臋.

- A kiedy tata odejdzie? S膮dzisz, 偶e tw贸j m艂odszy brat uszanuje fakt, 偶e tata zbudowa艂 dom dla mamy i zabezpieczy艂 j膮 finansowo? Wyrzuci j膮 stamt膮d i wyp臋dzi z Lisnaskea, jedynego miejsca, jakie zna. A wszystko dlatego, 偶e jest katoliczk膮. Bo偶e, pom贸偶 jej!

- Mo偶emy zaplanowa膰, 偶e je艣li to kiedykolwiek nast膮pi, przyjedzie do nas, do Nowego 艢wiata, Maeve - obieca艂 Kieran.

- Nienawidz臋 protestant贸w! - o艣wiadczy艂a Maeve. - Dzi艣 maj膮 w艂adz臋 w Ulsterze, ale pewnego dnia sczezn膮 w piekle za swoj膮 bezbo偶no艣膰 i fa艂szyw膮 wiar臋. Ciesz臋 si臋 z tego!

- Moja 偶ona jest protestantk膮 - przypomnia艂 Kieran siostrze.

- Fortune jest inna, i przynajmniej kiedy艣 przyj臋艂a katolicki chrzest. Z twoj膮 pomoc膮, Kieranie, pewnego dnia wr贸ci na 艂ono prawdziwego Ko艣cio艂a, zw艂aszcza kiedy ju偶 b臋dziecie mieli dzieci - argumentowa艂a Maeve.

- Nie tra膰 si艂 i czasu na nienawi艣膰, siostrzyczko -powiedzia艂.

Potem odes艂a艂 j膮 z powrotem do Lisnaskea i poszed艂 zawiadomi膰 swoich te艣ci贸w, 偶e William Devers nied艂ugo wraca do domu.

William Devers zjawi艂 si臋 nast臋pnego dnia. Przejecha艂 przez Maguire's Ford, jakby diabe艂 depta艂 mu po pi臋tach. Wpad艂 do zamku Erne Rock, omijaj膮c zaskoczonego s艂u偶膮cego. Znalaz艂 rodzin臋 zebran膮 w jadalni, konsumuj膮c膮 resztki wczorajszej kolacji. Zobaczyli go dopiero w chwili, gdy wrzasn膮艂, wyci膮gaj膮c palec w stron臋 Fortune:

- Dziwka!

Zanim James Leslie, Kieran, czy dw贸ch m艂odszych Lesliech, zareagowali, Fortune zerwa艂a si臋 na nogi i ruszy艂a od sto艂u. Zatrzyma艂a si臋 przed Williamem Deversem i uderzy艂a go z ca艂ej si艂y w twarz.

- Jak 艣miesz mnie obra偶a膰? - zawo艂a艂a. - Za kogo siebie uwa偶asz, Williamie Deversie, 偶eby przychodzi膰 do domu mojej matki i mnie zniewa偶a膰? Nie masz do mnie 偶adnego prawa!

- Mia艂a艣 wyj艣膰 za mnie! - krzykn膮艂, zaskoczony jej w艣ciek艂o艣ci膮. Jego matka i 偶ona ca艂y poprzedni wiecz贸r sp臋dzi艂y na opowiadaniu mu, jakim straszliwym afrontem by艂o ma艂偶e艅stwo Fortune Lindley z Kieranem. Cholera, s艂uszno艣膰 by艂a po jego stronie!

- Nie zawarto 偶adnego kontraktu ma艂偶e艅skiego pomi臋dzy nami i naszymi rodzinami, panie Devers. Przyby艂am do Irlandii w poszukiwaniu m臋偶a, a ty by艂e艣 pierwszym kandydatem, kt贸rego mi przedstawiono. Odm贸wi艂am ci.

- 呕eby m贸c si臋 艂ajdaczy膰 z moim bratem z nieprawego 艂o偶a! Przez ca艂y czas, gdy z takim oddaniem zabiega艂em o twoje wzgl臋dy, ty my艣la艂a艣 tylko o nim! Ku jego zaskoczeniu Fortune wymierzy艂a mu kolejny policzek.

- Je艣li nie przestaniesz mnie wyzywa膰 i m贸wi膰 z艂ych rzeczy o moim m臋偶u, panie Devers, udam si臋 do lokalnego magistratu i z艂o偶臋 oficjaln膮 skarg臋. I niech ci si臋 nie wydaje, 偶e zostan臋 zignorowana, bo Kieran jest katolikiem. Nie zlekcewa偶膮 mnie. Jestem protestantk膮, a m贸j brat jest ukochanym bratankiem kr贸la. Co do kr贸la za艣, to jego 偶ona jest katoliczk膮. Jak wi臋c s膮dzisz, panie Devers, czyj膮 stron臋 zajmie w tej sytuacji kr贸l? Stron臋 syna drobnego irlandzkiego w艂a艣ciciela ziemskiego czy moj膮?

- Kocha艂em ci臋, Fortune - powiedzia艂 cicho Will.

- By艂e艣 mn膮 zafascynowany. Tym co naprawd臋 kocha艂e艣, Willu, 艣wiadomie, czy te偶 nie, by艂 Maguire's Ford i ten zamek. Tak ci臋 wychowa艂a matka -stwierdzi艂a cierpko Fortune.

- Kieran ich nie dostanie - powiedzia艂 William Devers ostrym g艂osem, a w jego oczach pojawi艂a si臋 z艂o艣膰 i nienawi艣膰. - M贸j przyrodni brat nie b臋dzie

mia艂 Maguire's Ford ani Erne Rock. Nie pozwol臋, 偶eby katolik by艂 wa偶niejszy ode mnie, madam!

- Wiesz, jakie jest przeznaczenie tej posiad艂o艣ci, Willu - powiedzia艂a Fortune. - Ma by膰 podzielona r贸wno pomi臋dzy moich braci, kt贸rzy teraz siedz膮 przy stole ze sztyletami, gotowi poder偶n膮膰 ci gard艂o - zakpi艂a. - A teraz przepro艣 mnie i swojego brata, kt贸ry jest moim m臋偶em. Nie ma powodu, 偶eby艣my 偶yli w konflikcie.

- Niech ci臋 piek艂o poch艂onie, ty suko! - warkn膮艂 i odwr贸ci艂 si臋, 偶eby odej艣膰.

W tym momencie Kieran Devers poderwa艂 si臋 od sto艂u i rzuci艂 si臋 w stron臋 m艂odszego brata. Z艂apa艂 go za kamizelk臋 i rzek艂 z ogniem:

- Nie zabij臋 ci臋, 偶eby nie mie膰 na sobie znamienia Kaina, no i dlatego, 偶e obieca艂em to mojej 偶onie, Will. Ale je艣li jeszcze kiedykolwiek zniewa偶ysz kt贸re艣 z nas, zapomn臋 o danym s艂owie, braciszku, i niech szlag trafi konsekwencje. Ma艂偶e艅stwo ojca z moj膮 matk膮 by艂o zgodne z prawem, tak samo jak ma艂偶e艅stwo z twoj膮 matk膮. Gdybym by艂 takim bigotem jak ty, upiera艂bym si臋, 偶e ten ostatni zwi膮zek jest niewa偶ny, bo czy偶 艣wi臋ty Ko艣ci贸艂 katolicki nie jest jedynym prawdziwym Ko艣cio艂em? Niekt贸rzy tak twierdz膮, Willu, chocia偶 protestanci by si臋 z tym nie zgodzili. Nie pragn臋 pomi臋dzy nami wojny, ale przysi臋gam na Boga, 偶e st艂uk臋 ci臋 do nieprzytomno艣ci, je艣li jeszcze kiedykolwiek przyb臋dziesz nieproszony do Erne Rock wywo艂ywa膰 k艂opoty! - Pu艣ci艂 brata. - A teraz wyno艣 si臋 do diab艂a! - Okr臋ci艂 Williama Deversa dooko艂a osi, przy艂o偶y艂 but do siedzenia spodni swojego przeciwnika i da艂 mu kopniaka.

Potykaj膮c si臋, William Devers niemal wybieg艂 z jadalni, ale gdy dotar艂 do drzwi, odwr贸ci艂 si臋 i pogrozi艂 im pi臋艣ci膮.

- Po偶a艂ujesz tego, co mi zrobi艂e艣, Kieranie! B臋d臋 si臋 przygl膮da膰, jak umierasz, ty i ta twoja wied藕ma, kt贸r膮 po艣lubi艂e艣 i kt贸ra nawiedza mnie we snach! -I wyszed艂.

- Oszala艂 - stwierdzi艂a Fortune. - Nigdy nic mi臋dzy nami nie by艂o. Teraz on jest 偶onaty, ja jestem m臋偶atk膮, a on nadal nie mo偶e przesta膰.

- By艂a艣 jego pierwsz膮 mi艂o艣ci膮, kochanie - powiedzia艂 Kieran. - Z pewnego punktu widzenia trudno mi go wini膰. Jak m臋偶czyzna mo偶e ci臋 kocha膰, a po­tem o偶eni膰 si臋 z inn膮, Fortune?

Na te s艂owa Fortune u艣miechn臋艂a si臋 do m臋偶a.

- Tak bardzo ci臋 kocham - rzek艂a cicho.

Siedz膮cy przy stole James i Jasmine Leslie u艣miechn臋li si臋 czule do m艂odej pary, ale Adam Leslie i jego brat Duncan spojrzeli na siebie porozu­miewawczo i parskn臋li szyderczym 艣miechem. Us艂yszawszy ich, siostra odwr贸ci艂a si臋.

- Pewnego dnia wy te偶 b臋dziecie tacy beznadziejni, ch艂opcy - o艣wiadczy艂a.

- Nigdy! - zawo艂a艂 Adam. - Nie lubimy dziewczyn.

- Ale polubicie - za艣mia艂 si臋 ich ojciec. - I obawiam si臋, 偶e nast膮pi to szybciej, ni偶 my艣limy.

- I b臋dziemy robi膰 z siebie takich g艂upk贸w, jak William Devers? Nie wydaje mi si臋 - rzek艂 zjadliwie Adam. I szybko przeprosi艂 swojego szwagra: - Wy­bacz, Kieranie. Wiem, 偶e to tw贸j brat, ale...

- Nie gniewam si臋. Podejrzewam, 偶e jeste艣 rozs膮dniejszy ni偶 Will. - Kieran u艣miechn膮艂 si臋 do ch艂opca.

- Biedny William - odezwa艂a si臋 ze wsp贸艂czuciem Jasmine.

*

Ale William Devers nie potrzebowa艂 wsp贸艂czucia ksi臋偶nej Glenkirk. Przepe艂niony gniewem powr贸ci艂 do Mallow Court zdecydowany przypilnowa膰, 偶eby brat i Fortune zostali ukarani za to, co uzna艂 za obraz臋 wobec siebie. Podtrzymywa艂y go w tym postanowieniu matka i 偶ona, bowiem Emily Ann臋

Devers, podobnie jak jej te艣ciowa, nie wykazywa艂a zbytniej tolerancji wobec katolik贸w.

- Musz膮 by膰 ca艂kowicie usuni臋ci z Lisnaskea, i to na dobre. Z pewno艣ci膮 uda si臋 sprawi膰, 偶eby tw贸j ojciec to zrozumia艂, Williamie. Ci ludzie nas nienawi­dz膮, wi臋c s膮 dla nas niebezpieczni - powiedzia艂a swojemu m臋偶owi.

- Porozmawiam z nim - odpowiedzia艂 William. Ale kiedy przywo艂a艂 ten temat, Shane Devers okaza艂 zaskoczenie.

- Co masz na my艣li m贸wi膮c, 偶e musimy wyrzuci膰 katolik贸w z Lisnaskea? -zapyta艂 syna. - Oszala艂e艣? I bez tego pok贸j pomi臋dzy protestantami i katolikami jest niezwykle kruchy. A poza tym, gdzie niby maj膮 p贸j艣膰 ci ludzie, kt贸rzy mieszkaj膮 na tej ziemi od setek lat?

- Katolicy stanowi膮 dla nas zagro偶enie, tato. Ich papistowskie pogl膮dy mog膮 skazi膰 nasze dzieci - odpar艂 William.

Jego ojciec parskn膮艂 szyderczo. Mia艂 ju偶 dosy膰 swojej 偶ony, syna, synowej i ich bigoterii. Zosta艂 protestantem, 偶eby zdoby膰 r臋k臋 i maj膮tek Jane, ale nigdy nie dyskryminowa艂 swoich katolickich s膮siad贸w.

Przechodz膮cy s艂u偶膮cy s艂ysza艂 dyskusj臋 pomi臋dzy ojcem i synem. Opowiedzia艂 o niej innemu s艂u偶膮cemu, kt贸rego narzeczona, pokoj贸wka, r贸wnie偶 pods艂ucha艂a podobn膮 rozmow臋 lady Devers z m艂od膮 pani膮. Plotki zacz臋艂y przecieka膰 z Mallow Court do Lisnaskea. S膮siedzi, kt贸rzy jeszcze wczoraj byli przyjaci贸艂mi, zacz臋li spogl膮da膰 na siebie podejrzliwie.

Ksi膮dz z Lisnaskea, ojciec Brendan, pocz膮艂 g艂osi膰 kazania, krytykuj膮c tych, kt贸rzy przybyli do Ulsteru przekonani o w艂asnej wy偶szo艣ci, gardz膮c tradycj膮 tych ziem, ich cudownymi legendami i mitami, nazywaj膮c Irlandczyk贸w barbarzy艅cami i papistami, wymagaj膮cymi edukacji. Protestancki pastor, wielebny pan Dundas zacz膮艂 naucza膰, 偶e tylko wiara protestancka jest s艂uszna i 偶e ka偶dy, kto si臋 z ni膮 nie zgadza, powinien by膰 si艂膮 nawr贸cony lub zniszczony. Czczenie Boga zgodnie z inn膮 wiar膮 by艂o jawn膮 zdrad膮.

Pewnego wieczoru, gdy Shane Devers spokojnie siedzia艂 ze swoj膮 kochank膮 w jej domu, popijaj膮c whisky, dobieg艂y do nich jakie艣 krzyki. Podni贸s艂 si臋 ze swojego miejsca przy kominku, podszed艂 do drzwi, otworzy艂 je i wyjrza艂 na zewn膮trz. Ku swojemu przera偶eniu ujrza艂 ogie艅 pal膮cy si臋 w wielu miejscach wsi i us艂ysza艂 krzyki i p艂acz.

- Musz臋 i艣膰 sprawdzi膰, co si臋 dzieje, Molly. Zarygluj drzwi i nie otwieraj nikomu, poza mn膮. Zaraz wracam. - I pospiesznie wyszed艂.

Molly Fitzgerald zamkn臋艂a drzwi, tak jak jej nakaza艂, po czym zawo艂a艂a obie c贸rki z sypialni i poleci艂a im siedzie膰 na dole ze s艂u偶膮c膮 Biddy.

- We wsi jest jakie艣 zamieszanie - powiedzia艂a. -Wasz ojciec poszed艂 sprawdzi膰, co si臋 sta艂o.

- Zbiera艂o si臋 na to od tygodnia - ponuro mrukn臋艂a Biddy.

- Co s艂ysza艂a艣? - zapyta艂a jej pani.

- Nie wi臋cej ni偶 pani, ale wiem, 偶e m艂ody William Devers kr膮偶y艂 w艣r贸d protestant贸w, judz膮c ich i opowiadaj膮c, 偶e stanowimy dla nich zagro偶enie i kiedy st膮d znikniemy, w Lisnaskea b臋dzie jak w niebie. A zawsze znajd膮 si臋 tacy, kt贸rzy tego b臋d膮 s艂ucha膰, pani.

- Podli dysydenci! 呕eby scze藕li w piekle! - z gniewem zawo艂a艂a Maeve. -Szkoda, 偶e nie jestem m臋偶czyzn膮, bo mog艂abym z nimi walczy膰 o prawdziw膮 wiar臋.

- Nie b膮d藕 g艂uptasem - niecierpliwie rzuci艂a matka.

- To zemsta Williama Deversa za ma艂偶e艅stwo brata z lady Fortune. Po偶膮da Maguire's Ford.

- Ale przecie偶 Kieran nie dostanie posiad艂o艣ci. William na pewno o tym wie, mamo - odezwa艂a si臋 Aine, m艂odsza c贸rka Molly.

- Ani on, ani jego pazerna matka nie uwierz膮 w to, dop贸ki Kieran i Fortune nie opuszcz膮 Ulsteru - ponuro odpar艂a Molly.

Krzyki na zewn膮trz zdawa艂y si臋 przybli偶a膰 i kobiety skupi艂y si臋 przy kominku. Biddy bez s艂owa wsta艂a i zaci膮gn臋艂a zas艂ony. W 艣wietle ogni

dostrzeg艂a niewyra藕ne postaci m臋偶czyzn, przemieszczaj膮cych si臋 w stron臋 domu, ale nic nie powiedzia艂a, tylko skierowa艂a si臋 do frontowych drzwi i zabarykadowa艂a je ci臋偶k膮 d臋bow膮 belk膮. Potem posz艂a na ty艂 domu i tak samo zabezpieczy艂a drzwi do spi偶arni. Molly bez s艂owa spojrza艂a pytaj膮co na star膮 s艂u偶膮c膮, kt贸ra ostrzegawczo potrz膮sn臋艂a siw膮 g艂ow膮.

Do domu zacz膮艂 przenika膰 zapach spalenizny, ale Molly nie przejmowa艂a si臋, bo dom zbudowano z ceg艂y, z 艂upkowym dachem. Gniewne krzyki by艂y coraz bli偶sze i zacz臋艂a si臋 denerwowa膰, gdzie jest sir Shane i czy nic mu si臋 nie sta艂o. Spojrza艂a na swoje c贸rki, kt贸re siedzia艂y przy kominku, w obronnym ge艣cie obejmuj膮c si臋 nawzajem ramionami. By艂y niezwykle ciche, nawet zwykle bardzo wygadana Maeve. Nagle rozleg艂o si臋 przenikliwe b臋bnienie w drzwi. Biddy schowa艂a si臋 w ciemnym k膮cie pokoju, a Molly, widz膮c pytaj膮ce spojrzenia c贸rek, ostrzegawczo przy艂o偶y艂a palec do ust.

Gwa艂townym uderzeniem wybito jedno z okien, odsuni臋to zas艂ony i do pokoju wtargn膮艂 m臋偶czyzna. Kobiety, nie mog膮c si臋 powstrzyma膰, zacz臋艂y krzy­cze膰 ze strachu. M臋偶czyzna zmierzy艂 je wzrokiem, ale nie odezwa艂 si臋, tylko uda艂 si臋 do przedpokoju, odryglowal frontowe drzwi i wpu艣ci艂 do 艣rodka t艂um wrzeszcz膮cych ludzi. St艂oczyli si臋 w saloniku i Molly rozpozna艂a w wielu z nich swoich s膮siad贸w. Przera偶one dziewcz臋ta p艂aka艂y.

- Jak 艣miecie w艂amywa膰 si臋 do mojego domu! -zawo艂a艂a z gniewem Molly. -O co chodzi? Ty, Robercie Morgan, i ty, Jamesie Curran! Przecie偶 znam wi臋kszo艣膰 z was. Co si臋 dzieje?

Obaj wymienieni m臋偶czy藕ni wygl膮dali na zawstydzonych, ale pozostali na miejscu. Inni nerwowo przest臋powali z nogi na nog臋.

- Zuchwa艂a dziwka, prawda? - William Devers wysun膮艂 si臋 na czo艂o m臋偶czyzn, kt贸rzy rozst膮pili si臋 przed nim. - Katolicka dziwka mojego ojca s膮dzi, 偶e mo偶e rz膮dzi膰 nami wszystkimi. C贸偶, nie mo偶esz, i ju偶 nigdy nie b臋dziesz mog艂a. - Uni贸s艂 trzymany w r臋ce pistolet i strzeli艂 prosto w serce Molly Fitzgerald, zabijaj膮c j膮 na miejscu.

Maeve z krzykiem rzuci艂a si臋, 偶eby podtrzyma膰 bezw艂adne cia艂o matki.

- Ty protestancki diable! - wrzasn臋艂a. - Jak mog艂e艣? Powiem naszemu tacie, co zrobi艂e艣, Williamie Deversie! Mam nadziej臋, 偶e osobi艣cie ci臋 zabije! 艁kaj膮c tuli艂a do piersi cia艂o Molly.

Z kamienn膮 twarz膮 William ponownie uni贸s艂 pistolet i strzeli艂 przyrodniej siostrze w g艂ow臋. Cia艂o Maeve zadygota艂o, po czym opad艂o na nieruchome zw艂oki matki. Nast臋pnie przeni贸s艂 lodowate spojrzenie na Aine, kt贸ra kuli艂a si臋 w k膮cie przy kominku. Niezdrowy blask pojawi艂 si臋 na twarzy Williama. Wy­ci膮gn膮艂 r臋k臋 i poderwa艂 Aine na nogi.

- A tutaj mamy 艣liczn膮 panieneczk臋, kt贸ra, got贸w jestem si臋 za艂o偶y膰, jest tak膮 sam膮 ladacznic膮, jak jej matka. Zabierzmy j膮 na g贸r臋 i zabawmy si臋 z ni膮. Spodoba ci si臋 to, prawda, dziwko?

Jednym szarpni臋ciem William rozdar艂 sukni臋 Aine i zacz膮艂 pie艣ci膰 jej ma艂e piersi.

Wstrz膮艣ni臋ta dziewczyna spojrza艂a na niego b艂臋kitnymi oczami.

- Jeste艣 moim bratem - odezwa艂a si臋 s艂abym g艂osem. Ca艂a si臋 trz臋s艂a. William mocno uderzy艂 Aine w twarz. Dziewczyna krzykn臋艂a, zaskoczona.

- Nie masz prawa przyznawa膰 si臋 do pokrewie艅stwa ze mn膮, ty dziwko. Jeste艣 pomiotem zwyczajnej ladacznicy. A teraz jazda na g贸r臋! Dzi艣 w nocy b臋­dziesz uprawia膰 zaw贸d swojej matki. Potem ci臋 zabij臋, jedna martwa katolicka dziwka wi臋cej. Rano Lisnaskea b臋dzie ju偶 wolna od takich jak ty. -Ci膮gn膮c Aine za sob膮, odwr贸ci艂 si臋, 偶eby zach臋ci膰 swoich towarzyszy:

- Chod藕cie, ch艂opcy. Wygl膮da na smaczny k膮sek, wszyscy mo偶emy spr贸bowa膰.

Nie wszyscy m臋偶czy藕ni poszli za nim. Wi臋kszo艣膰 w ciszy wymkn臋艂a si臋 z domu Molly Fitzgerald, nie maj膮c odwagi spojrze膰 na cia艂a. Chcieli tylko, 偶eby Lisnaskea by艂o w pe艂ni protestanck膮 miejscowo艣ci膮. Nie chcieli zab贸jstwa ani gwa艂tu. Jednak w ci膮gu tej godziny, odk膮d wielebny Dundas zach臋ci艂 ich, by poszli za Williamem Deversem i oczy艣cili Lisnaskea z katolik贸w, widzieli zbyt

wiele 艣mierci, 偶eby utrzymywa膰 o swojej niewinno艣ci. Czuli si臋 winni, a poczucie winy tylko pot臋gowa艂o ich z艂o艣膰 na katolickich s膮siad贸w.

Nagle us艂yszeli potworny krzyk przera偶enia, dobiegaj膮cy z pi臋tra domu Molly Fitzgerald. Us艂yszeli bezbo偶ny rechot i okrzyki zach臋ty ze strony tych, kt贸rzy zostali, 偶eby zgwa艂ci膰 dziewczyn臋. Wielu mia艂o c贸rki w wieku Aine. M臋偶czy藕ni pospiesznie rozpierzchli si臋 w mroku, 偶eby uciec przed tymi odg艂o­sami.

Nagle z ciemno艣ci wynurzy艂 si臋 m艂ody ch艂opak, wo艂aj膮c:

- Wredni papi艣ci podpalili ko艣ci贸艂 i zamkn臋li w 艣rodku wielebnego Dundasa i jego rodzin臋. Nasze kobiety nie mog膮 otworzy膰 drzwi!

- Id藕cie - powiedzia艂 swoim towarzyszom Robert Morgan. - P贸jd臋 po panicza Williama i pozosta艂ych.

W domu Molly Fitzgerald zapanowa艂 spok贸j. Zwisaj膮ce na zawiasach drzwi uchyli艂y si臋. Z ukrycia wype艂z艂a stara Biddy. Po jej pomarszczonej twarzy sp艂y­wa艂y 艂zy. Na trz臋s膮cych si臋, starych nogach wspi臋艂a si臋 na pi臋tro w poszukiwaniu Aine. Znalaz艂a dziewczyn臋 obna偶on膮, rozci膮gni臋t膮 na 艂贸偶ku jej matki. Mia艂a gard艂o poder偶ni臋te od ucha do ucha. W jej szeroko otwartych, niebieskich oczach malowa艂o si臋 przera偶enie. Mleczne uda wysmarowane by艂y krwi膮, stanowi膮c dow贸d zadanego jej gwa艂tu. Biddy ostro偶nie zamkn臋艂a niewidz膮ce oczy Aine i przykry艂a j膮 prze艣cierad艂em, chocia偶 dziewczyna z pewno艣ci膮 nie przejmowa艂a si臋 ju偶 skromno艣ci膮.

Stara s艂u偶膮ca ponownie wytar艂a oczy fartuchem, a na jej twarzy pojawi艂 si臋 wyraz ponurej determinacji. Patrz膮c na m艂od膮 Aine, przy kt贸rej porodzie po­maga艂a, Biddy prze偶egna艂a si臋 i zm贸wi艂a modlitw臋. Potem zesz艂a na d贸艂 po schodach i uda艂a si臋 do saloniku. Pomodli艂a si臋 nad cia艂ami swojej pani i Maeve. Wreszcie wysz艂a tylnym wyj艣ciem i skierowa艂a si臋 do stajni. Biddy 艣miertelnie ba艂a si臋 koni, ale dzielnie osiod艂a艂a t艂ustego kuca Aine, wyd藕wign臋艂a swoje 偶ylaste cia艂o na siod艂o i wyjecha艂a z miasta w mrok.

Zna艂a drog臋, bo sp臋dzi艂a w tej okolicy ca艂e swoje 偶ycie. Nie pochodzi艂a z Lisnaskea, lecz z Maguire's Ford. Powoli, ostro偶nie prowadzi艂a kucyka kamieni­st膮 dr贸偶k膮 w stron臋, gdzie by艂o bezpiecznie. Noc zaczyna艂a ju偶 ust臋powa膰 dniowi, gdy wreszcie dojecha艂a do wioski Maguire's Ford i przez zwodzony most przedosta艂a si臋 na dziedziniec zamku Erne Rock. Niemal osun臋艂a si臋 w ramiona m艂odego stra偶nika.

- Zawo艂aj Maguire'a - wysapa艂a, odpychaj膮c ch艂opaka. - Mog臋 sama sta膰. Przyprowad藕 Maguire'a! Pope艂niono morderstwo!

Rory Maguire wybieg艂 ze swojego domku na wp贸艂 ubrany, zaalarmowany poruszeniem stra偶nika. Natychmiast rozpozna艂 Biddy. Nie czeka艂a, a偶 zada jej pytanie.

- W Lisnaskea pope艂niono zbrodni臋! Kiedy si臋 to wszystko zacz臋艂o wczoraj wieczorem, nasz pan by艂 u nas. Nie wiem, gdzie jest teraz. William Devers zastrzeli艂 moj膮 pani膮 i m艂od膮 Maeve. Nie 偶yj膮. Wstydz臋 si臋 powiedzie膰, co uczyni艂 ma艂ej Aine. Te偶 nie 偶yje, za co niech b臋d膮 dzi臋ki mi艂o艣ciwemu Panu.

- A wi臋c w ko艅cu dosz艂o do tego - rzek艂 jakby do siebie Rory Maguire. Uj膮艂 star膮 kobiet臋 za rami臋. - Chod藕 do 艣rodka, Biddy. Musz臋 zawo艂a膰 ksi臋cia i jego 偶on臋. Musisz im opowiedzie膰, co si臋 sta艂o.

- A co oni zrobi膮, ci protestanci, 偶eby pom艣ci膰 艣mier膰 mojej pani i jej c贸rek? -gniewnie spyta艂a Biddy. - Przecie偶 zabili je ich wsp贸艂wyznawcy i B贸g wie ilu jeszcze innych w Lisnaskea!

- Nie - t艂umaczy艂 jej spokojnie, prowadz膮c do zamku. - Nie wszyscy protestanci i nie wszyscy katolicy s膮 藕li, Biddy. Tylko dlatego mog艂em tutaj pozosta膰 przez tyle lat. Maguire's Ford jest spokojnym miejscem. Lady Jasmine jest dobr膮 kobiet膮, kt贸ra nie ma 偶adnych uprzedze艅 religijnych. Przyznaj臋, 偶e to rzadka rzecz, ale to ona jest w艂a艣cicielk膮 Maguire's Ford i przez d艂ugi czas rz膮dzi nami w pokoju. Pami臋taj, 偶e jej w艂asna c贸rka, kt贸ra urodzi艂a si臋 w tym zamku, jest 偶on膮 Kierana Deversa. Zna艂a twoj膮 pani膮 i jej dzieci. B臋dzie wstrz膮艣ni臋ta twoj膮 opowie艣ci膮.

Znale藕li si臋 w holu i Rory pos艂a艂 s艂u偶膮cego po ksi臋偶n膮 i jej m臋偶a. Ksi膮偶臋ca para zesz艂a niemal natychmiast. James Leslie pomaga艂 偶onie, kt贸ra by艂a ju偶 w bardzo zaawansowanej ci膮偶y.

- Co si臋 sta艂o? - zapyta艂a Jasmine, siadaj膮c ci臋偶ko.

- To jest Biddy, s艂u偶膮ca Molly Fitzgerald. Niech opowie swoj膮 histori臋, milady. Ale musz臋 ostrzec, 偶e to straszna opowie艣膰 - powiedzia艂 Rory Maguire.

Z rosn膮cym przera偶eniem Leslie s艂uchali opowie艣ci staruszki o terrorze, przemocy, morderstwie i gwa艂cie, kt贸re wydarzy艂y si臋 minionej nocy w Lisnaskea.

- Wstydz臋 si臋, 偶e si臋 ukry艂am, 偶e nie mog艂am pospieszy膰 na ratunek mojej pani ani tym dw贸m s艂odkim dziewczynom, kt贸re pomaga艂am wychowywa膰 -p艂aka艂a Biddy, dobiegaj膮c do ko艅ca swojej historii - ale wiedzia艂am, 偶e kto艣 musi pozosta膰 偶ywy, 偶eby opowiedzie膰 艣wiatu o nikczemno艣ci Williama Deversa.

- Post膮pi艂a艣 bardzo s艂usznie - rzek艂a Jasmine, podnosz膮c si臋, 偶eby u艣ciska膰 Biddy. - Bez ciebie nigdy by艣my si臋 nie dowiedzieli. Martwi臋 si臋 o sir Shane'a. M贸wi艂a艣, 偶e opu艣ci艂 dom, gdy us艂ysza艂 pierwsze krzyki, i ju偶 go wi臋cej nie widzia艂a艣? Co mog艂o si臋 z nim sta膰?

- Pewnie zosta艂 zamordowany przez synalka tej angielskiej suki - odezwa艂 si臋 Kieran, wchodz膮c do sali. Ten sam s艂u偶膮cy, kt贸ry zawiadomi艂 Lesliech, sprowadzi艂 tak偶e ich zi臋cia.

- Na pewno nie! - zawo艂a艂a Jasmine.

- William nigdy nie wykazywa艂 si臋 nadmiarem cierpliwo艣ci, gdy bardzo czego艣 pragn膮艂. Skoro m贸g艂 zamordowa膰 nieszcz臋sn膮 Molly i nasze przyrodnie siostry, czemu nie mia艂by zabi膰 ojca? Moja macocha otrzyma艂a niemal wszystko, czego chcia艂a. Jaki mia艂aby teraz po偶ytek z taty? Ma jego dom i jego ziemie. Dziewcz臋ta opu艣ci艂y dom. Uda艂o jej si臋 mnie wygna膰 i o偶eni膰 swojego syna z dziewczyn膮, kt贸rej pragn臋艂a na swoj膮 synow膮. Jestem

przekonany, 偶e to ona stoi za wydarzeniami w Lisnaskea, ale zanim zabij臋 Williama Deversa, chc臋 wiedzie膰, co si臋 sta艂o z moim ojcem.

- Nie b臋dzie wi臋cej zabijania - ostro o艣wiadczy艂 James Leslie. - Nie pozwol臋, 偶eby Fortune by艂a 偶on膮 skazanego z艂oczy艅cy, a je艣li zamordujesz swojego brata, Kieranie, zostaniesz skazany i powieszony, bez wzgl臋du na to, co William uczyni艂.

- W ten spos贸b uniknie kary, milordzie. 呕aden s膮d w Ulsterze nie da wiary s艂owom katolika, a zw艂aszcza s艂u偶膮cej katoliczki, przeciwko s艂owom protestanckiego d偶entelmena - odpowiedzia艂 Kieran.

- Cierpliwo艣ci, ch艂opcze. S膮 r贸偶ne sposoby i w ko艅cu doczekasz si臋 zemsty. Teraz jednak musimy si臋 dowiedzie膰, czy tw贸j ojciec 偶yje. Pojedziemy dzi艣 obaj do Mallow Court.

- Nie, Jemmie - krzykn臋艂a Jasmine. - Nie ufam Deversom i nie pozwol臋, 偶eby艣cie z Kieranem wystawiali si臋 na niebezpiecze艅stwo.

- Musz臋 jecha膰 - zdecydowanie odpar艂 James. -Je艣li nie pojad臋, najdro偶sza Jasmine, to samo z艂o, kt贸re ogarn臋艂o ludzi w Lisnaskea mo偶e opanowa膰 mieszka艅c贸w Maguire's Ford. Chcesz tego?

Jasmine Leslie ze z艂o艣ci膮 zacisn臋艂a usta. Wiedzia艂a, 偶e m膮偶 ma racj臋, ale jednocze艣nie przeczuwa艂a jakie艣 nieszcz臋艣cie. Nie s膮dzi艂a, 偶e Jemmie czy Kieran zostan膮 zabici, ale w powietrzu dooko艂a wyczuwa艂a z艂o i po raz pierwszy od 艣mierci Rowana Lindleya czu艂a si臋 niedobrze w Erne Rock. Spojrza艂a na Rory'ego Maguire'a.

- Czy b臋d膮 bezpieczni? - zapyta艂a.

- Tak, ale nie mog膮 zabra膰 ze sob膮 zbyt wielu ludzi, milady. W tej napi臋tej sytuacji mog艂oby to zosta膰 uznane za wrogi krok. Paru cz艂onk贸w klanu, tak jak zwykle podr贸偶ujecie.

Ksi膮偶臋 Glenkirk potakuj膮co kiwn膮艂 g艂ow膮.

- Musisz z nim jecha膰 - powiedzia艂a Jasmine.

Nie mo偶e. Jest z rodu Maguire'贸w, najdro偶sza Jasmine. Wjazd Maguire'a do

Lisnaskea po takiej masakrze uznano by za prowokacj臋. Chc臋, 偶eby Roty

zosta艂 na wypadek, gdyby pojawi艂y si臋 tu jakie艣 k艂opoty. To jak wzbieraj膮cy

wrz贸d, kt贸ry z ka偶d膮 godzin膮 coraz bardziej nabrzmiewa - odpar艂 James

Leslie.

Co si臋 sta艂o? - Fortune z rozwianymi w艂osami wpad艂a do sali. - Rois m贸wi,

偶e protestanci wymordowali wszystkich katolik贸w w Lisnaskea. Potem

przyjd膮 tutaj, 偶eby nas zamordowa膰!

Jezu! - zawo艂a艂 Maguire. - Ju偶 si臋 zacz臋艂o. Chyba si臋 do ko艅ca ubior臋 i

uspokoj臋 ludzi w wiosce, zanim rozp臋ta si臋 prawdziwe piek艂o. - Odwr贸ci艂 si臋

do Jasmine. - Oczywi艣cie z twoim pozwoleniem, mi-lady. - Uk艂oni艂 si臋.

Id藕 - rzek艂a Jasmine. - Wy dwaj tak偶e - zwr贸ci艂a si臋 do m臋偶a i zi臋cia. -

Fortune, chod藕 ze mn膮, wszystko ci opowiem. Biddy, chcia艂abym, 偶eby艣 ze

wzgl臋du na swoje bezpiecze艅stwo zosta艂a z nami w zamku. Adali dopilnuje,

偶eby ci臋 nakarmiono i znajdzie ci ciep艂e pomieszczenie na noc. Musisz by膰

wyczerpana.

Dzi臋kuj臋, milady - odpowiedzia艂a Biddy. Potem odwr贸ci艂a si臋 do Maguire'a.

- Mia艂e艣 racj臋, ch艂opcze. Nie wszyscy protestanci s膮 藕li.

Rozdzia艂 12

Ksi膮偶臋 Glenkirk z zi臋ciem dojechali do Mallow Court. Zsiedli z koni i weszli do domu, gdzie zostali powitani przez lady Jane.

- Jak 艣miesz tu przychodzi膰 po tym, co twoi plugawi papistowscy wsp贸艂bracia zrobili mojemu m臋偶owi! - wydar艂a si臋 na swojego pasierba.

Ksi膮偶臋 po艂o偶y艂 ostrzegawczo d艂o艅 na ramieniu Kierana i powiedzia艂:

- W艂a艣nie dowiedzieli艣my si臋 o nocnych problemach w Lisnaskea i przyjechali艣my najszybciej, jak si臋 da艂o, aby dowiedzie膰 si臋, czy sir Shane'owi nic si臋 nie sta艂o, madam.

- Le偶y w 艂贸偶ku, ledwo 偶ywy. Jego utrzymanka pr贸bowa艂a go zamordowa膰, ale Williamowi uda艂o si臋 uratowa膰 ojca - warkn臋艂a.

- Doprawdy - rzuci艂 ksi膮偶臋. - Chcieliby艣my zobaczy膰 si臋 z sir Shanem, madam. Chyba pani rozumie, 偶e Kieran bardzo denerwowa艂 si臋 o ojca. Dotar艂 do nas zupe艂nie inny opis wydarze艅 w Lisnaskea.

- M贸j m膮偶 jest zbyt chory, 偶eby mu przeszkadza膰. Prosz臋 przyjecha膰 innym razem, milordzie - wynio艣le odpar艂a Jane Devers.

James Leslie rozejrza艂 si臋. W holu nie by艂o nikogo, a wiedzia艂, 偶e Deversowie nie maj膮 uzbrojonej s艂u偶by.

- Madam, jak ju偶 m贸wi艂em, s艂ysza艂em zupe艂nie inn膮 histori臋. Zobaczymy sir Shane'a teraz, abym m贸g艂 si臋 przekona膰, 偶e istotnie 偶yje. Jak pani 艣mie odmawia膰 mojej pro艣bie! Albo zaprowadzi nas pani do niego, albo ka偶臋 moim ludziom przeszuka膰 dom, a偶 go znajd膮 - o艣wiadczy艂 z gniewem ksi膮偶臋. Jane Devers najbardziej marzy艂a, 偶eby odes艂a膰 obu m臋偶czyzn do diab艂a, ale

ksi膮偶臋 by艂 cz艂owiekiem wp艂ywowym. Nie odwa偶y艂a si臋 wi臋c na to, chocia偶 William powiedzia艂, 偶e ojcu nie wolno przeszkadza膰. Nie widzia艂a m臋偶a, odk膮d ich syn przywi贸z艂 go do domu. William mia艂 przy sobie klucz do sypialni sir Shane'a.

- M贸j syn zamkn膮艂 ojca w 艣rodku dla jego w艂asnego bezpiecze艅stwa. Nie mam klucza do tego pokoju, milordzie, a Williama nie ma teraz w domu - powie­dzia艂a.

- Poka偶 mi, gdzie jest uwi臋ziony sir Shane - poleci! ksi膮偶臋. - Wy艂amiemy drzwi, pani. Takie traktowanie pani m臋偶a jest oburzaj膮ce i jestem zdumiony, 偶e dopu艣ci艂a pani do czego艣 takiego. Chyba to pani jest tu pani膮 domu?

Zaczerwieniona z irytacji Jane Devers poprowadzi艂a ich do sypialni m臋偶a. By艂a zaskoczona spokojem, zachowywanym przez ca艂y czas przez pasierba. William uprzedza艂 j膮, 偶e Kieran wtargnie do Mallow Court z jak膮艣 dzik膮 opowie艣ci膮, ale ten nie odzywa艂 si臋. Jednak milczenie i gniewne spojrzenie dobitnie 艣wiadczy艂y o jego w艣ciek艂o艣ci. Zatrzyma艂a si臋 przed pokojem m臋偶a.

- Jest tutaj - powiedzia艂a.

Kieran Devers bez s艂owa przy艂o偶y艂 rami臋 do drzwi i po chwili sta艂y otworem. Obaj z ksi臋ciem pospiesznie wpadli do 艣rodka. Znale藕li sir Shane'a le偶膮cego na 艂贸偶ku ze skr臋powanymi r臋kami i nogami, i z kneblem w ustach. Rozwi膮zali wi臋zy i pomogli mu usi膮艣膰. Na czole mia艂 brzydki siniec i niewielki strup z ty艂u g艂owy.

- Tato! - Kieran u艣ciska艂 ojca.

- On zabi艂 Molly! Sam mi to powiedzia艂, szata艅skie nasienie. I moje dziewczynki. Niech b臋dzie przekl臋ty! - zawo艂a艂 sir Shane.

- Wiemy. Biddy schowa艂a si臋, a potem przyby艂a do Erne Rock, 偶eby nam wszystko opowiedzie膰, tato - ponuro odpar艂 Kieran.

- Mnie te偶 pr贸bowa艂 zabi膰 - o艣wiadczy艂 sir Shane - i mog艂oby mu si臋 to uda膰, gdyby艣cie mnie nie znale藕li. Dzi臋kuj臋 milordzie.

- Co艣 ty powiedzia艂? Jak mo偶esz oskar偶a膰 naszego ch艂opca o tak straszliw膮 zbrodni臋, jak ojcob贸jstwo? -wrzasn臋艂a Jane Devers.

- Tw贸j syn, pani, z zimn膮 krwi膮 zamordowa艂 kobiet臋, kt贸r膮 kocha艂em, oraz nasze dwie c贸rki, swoje siostry przyrodnie. Zaatakowa艂 mnie, a kiedy si臋 zorientowa艂, 偶e jeszcze 偶yj臋 i nie mo偶na b臋dzie przypisa膰 mojej 艣mierci nieszcz臋snym katolikom z Lisnaskea, przywi贸z艂 mnie do domu, sp臋tanego niczym 艣wi膮teczn膮 g臋艣, i otwarcie powiedzia艂, 偶e zamierza mnie zabi膰, 偶eby szybciej dosta膰 po mnie spadek. Tw贸j syn, pani, to 偶mija, i wyrzuc臋 go z mojego domu najszybciej, jak tylko b臋d臋 m贸g艂 - zimno odpar艂 sir Shane.

Jeste艣 ranny, najdro偶szy - powiedzia艂a Jane Devers, wyci膮gaj膮c r臋k臋, aby dotkn膮膰 si艅ca na skroni ma艂偶onka. - Z pewno艣ci膮 musia艂e艣 藕le zrozumie膰 na­szego Williama. Nigdy by ci臋 nie skrzywdzi艂. Uchyli艂 si臋 przed jej r臋k膮.

Nie jestem na tyle ranny, madam, 偶eby nie zrozumie膰 twojego syna, przechwalaj膮cego si臋, 偶e zastrzeli艂 Molly Fitzgerald i nasze dwie c贸rki. Maeve mia艂a siedemna艣cie lat, a ma艂a Aine ledwie czterna艣cie. Mia艂y jecha膰 z Kieranem i jego 偶on膮 do Anglii, a w nast臋pnym roku dalej, do Nowego 艢wiata. Wiedzia艂y, 偶e w Ulsterze nie ma dla nich 偶adnej przysz艂o艣ci. Jak膮 krzywd臋 wyrz膮dzi艂y Williamowi, 偶e zamordowa艂 je z zimn膮 krwi膮? Niewinne dziewcz臋ta! 呕a艂uj臋 tego dnia, w kt贸rym ci臋 po艣lubi艂em i wprowadzi艂em do swojego domu, Jane! 呕a艂uj臋, 偶e sp艂odzi艂em syna z kim艣 tak beznami臋tnym, jak ty. To potw贸r!

Nieprawda! - broni艂a syna. - Je艣li zabi艂 t臋 kobiet臋, uczyni! to w obronie mojego honoru. To straszne, 偶e wzi膮艂e艣 sobie kochank臋, a do tego jeszcze katoliczk臋! I te dwie smarkule, kt贸re przysparza艂y mi jedynie wstydu, w艂贸cz膮c si臋 po wiosce. Litowano si臋 nade mn膮 w zwi膮zku z twoimi szale艅stwami i gdyby nie 偶yczliwo艣膰 wielebnego pana Dundasa, sta艂abym si臋 w Lisnaskea po艣miewiskiem. A teraz biedny James, jego 偶ona i dzieci nie 偶yj膮, wszystko przez twoich przekl臋tych papistowskich morderc贸w! To Dundas zach臋ca艂 minionej nocy do zbrodni i za twoj膮 namow膮 wykorzysta艂 twojego syna, nie mam co do tego w膮tpliwo艣ci. Will nie jest na tyle sprytny, madam, ale z pewno艣ci膮 w艂a艣ciwie zach臋cony jest wystarczaj膮co pod艂y. Wyobra偶am sobie, jak obie z jego 偶on膮 rozbudza艂y艣cie w nim najni偶sze instynkty. Na Boga, co spodziewa艂y艣cie si臋 dzi臋ki temu osi膮gn膮膰? - odezwa艂 si臋 Kieran Devers.

Nie chc臋, 偶eby obecno艣膰 w pobli偶u katolik贸w obci膮偶a艂a moje dzieci - rzek艂 William Devers, kt贸ry nagle wszed艂 do pokoju. - Moja 偶ona jest brzemienna i

najwy偶szy czas, 偶eby wyrzuci膰 tych papist贸w z naszych ziem. - Obrzuci艂 ich zimnym spojrzeniem. - O, tato, widz臋, 偶e wsta艂e艣.

- Nie jeste艣 moim synem. Chc臋, 偶eby艣 jeszcze dzisiaj opu艣ci艂 m贸j dom! -odpar艂 Shane Devers.

- Co? Wyrzucasz mnie z mojego domu? A co z moj膮 偶on膮, p臋czniej膮c膮 z twoim pierwszym wnukiem, tato? - szyderczo spyta艂 William.

- Zabieraj j膮 ze sob膮, a tak偶e t臋 suk臋, kt贸ra ci臋 urodzi艂a - z w艣ciek艂o艣ci膮 rzuci艂 Shane Devers, ca艂y czerwony ze z艂o艣ci. - Ani jednej nocy d艂u偶ej nie znios臋 pod swoim dachem cz艂owieka, kt贸ry zastrzeli! moj膮 Molly i nasze dziewczynki! - Tu Shane Devers wymierzy艂 synowi pot臋偶ny cios, kt贸ry pos艂a艂 zaskoczonego Williama na pod艂og臋.

Zdumiony William z pomoc膮 matki z trudem d藕wign膮艂 si臋 na nogi.

- Zastrzeli艂em tylko twoj膮 dziwk臋 i jej starszego bachora - rzek艂 z okrucie艅stwem. - T臋 drug膮, ma艂膮, mia艂em pod sob膮. Ale偶 si臋 szarpa艂a i wrzeszcza艂a, gdy pozbawia艂em j膮 dziewictwa. Zamierza艂em odda膰 j膮 potem moim ludziom, 偶eby si臋 tak偶e zabawili, ale nadesz艂a wiadomo艣膰 o podpaleniu ko艣cio艂a z biednym Dundasem w 艣rodku. Poder偶n膮艂em jej gard艂o. Ciekawe, czy by艂a r贸wnie dobra do pieprzenia, jak jej matka, ladacznica? Shane Devers wbi艂 wzrok w m艂odszego syna.

- Zgwa艂ci艂e艣 swoj膮 przyrodni膮 siostr臋? - zapyta艂 przera偶ony. - Aine by艂a tylko dzieckiem.

- Mia艂a 艂adne cycuszki. A poza tym, nie uwa偶a艂em jej za swoj膮 krewniaczk臋, tato. Niew膮tpliwie twoja dziwka nie mog艂a mie膰 pewno艣ci, kt贸ry z jej kochank贸w sp艂odzi艂 jej dzieciaki.

Shane Devers poczu艂 w uszach pot臋偶ne dudnienie swojego serca. W skroniach mu pulsowa艂o. Wszystko poczerwienia艂o przed oczami i poczu艂 gwa艂towny, ostry b贸l w g艂owie. Z krzykiem przewr贸ci! si臋 na pod艂og臋. Wiedzia艂, 偶e umiera. Oczami rozpaczliwie szuka艂 starszego syna. Oddycha艂 p艂ytko, dysz膮c. Ostatni raz spr贸bowa艂 co艣 powiedzie膰:

- Wybacz mi, Kieranie - wychrypia艂, po czym umar艂. Zapanowa艂a d艂uga cisza, kt贸r膮 przerwa艂 William Devers.

- C贸偶, no wi臋c tak. Wyno艣 si臋 z mojego domu, Kieranie, i ju偶 nigdy tu nie wracaj. Ostrzegam ci臋. Zaj膮艂em si臋 katolikami w Lisnaskea. Nast臋pne w ko­lejce mo偶e by膰 Maguire's Ford.

James Leslie chwyci艂 m艂odego cz艂owieka za koszul臋 na piersiach.

- A ja ostrzegam ciebie, Williamie Deversie, 偶e je艣li ty albo kto艣 z twoich podw艂adnych postawi cho膰by jedn膮 nog臋 na ziemi nale偶膮cej do mojej 偶ony, zostaniesz st膮d przep臋dzony bez 偶adnej 艂aski. Nie mog臋 zapobiec k艂opotom, jakie mo偶esz wywo艂a膰 tutaj, ale nie zrobisz nic z艂ego w Maguire's Ford. Uwierz mi, ch艂opcze, 偶e nie chcia艂by艣 mie膰 wroga w Jamesie Lesliem. W艂a艣nie dotar艂a do mnie wiadomo艣膰 od mojego kuzyna, kr贸la Karola, 偶e zaaprobowa艂 przekazanie posiad艂o艣ci, nale偶膮cej do mojej 偶ony, moim dw贸m synom, Adamowi i Duncanowi. Jeste艣 g艂upcem, je艣li wydaje ci si臋, 偶e mo偶esz obrabowa膰 moich ch艂opc贸w z ich ziemi. Z rado艣ci膮 u偶y艂bym tego pretekstu do zabicia ci臋 za to, co zrobi艂e艣 pani Fitzgerald, jej dziewczynkom i swojemu w艂asnemu ojcu. Jeste艣 odpowiedzialny za 艣mier膰 Sha-ne'a Deversa. Je艣li spr贸bujesz zwala膰 win臋 na kogo艣 innego, dopilnuj臋, 偶eby 艣wiat pozna艂 prawd臋. Na razie nic nie powiem, ze wzgl臋du na dobro twojego brata i dobre imi臋 Devers贸w. Deversowie zawsze byli szanowani, wi臋c nie obarcz臋 ca艂ej twojej rodziny odpowiedzialno艣ci膮 za post臋pki jednego niegodziwca. Rozumiesz mnie, sir Williamie? 鈥 Rozlu藕ni艂 chwyt na piersiach swojego przeciwnika i odepchn膮艂 go ze wstr臋tem.

Troch臋 wystraszony William Devers przyjrza艂 si臋 ksi臋ciu ch艂odnym wzrokiem. Potem przesun膮艂 spojrzenie na starszego brata przyrodniego, ale twarz Kierana by艂a pe艂na b贸lu po 艣mierci ojca. Ukl膮k艂 obok cia艂a, po艂o偶y艂 r臋k臋 na g艂owie ojca, a po policzkach pop艂yn臋艂y mu 艂zy. William pomy艣la艂, 偶e trzeba mu pozwoli膰 op艂akiwa膰 starca. Potem pojedzie i szerokiej drogi! A teraz to on by艂 panem Mallow Court. Ta 艣wiadomo艣膰 przeszy艂a go mi艂ym dreszczykiem.

Nagle jednak Kieran podni贸s艂 wzrok i spojrza艂 na niego. Jego wzrok pe艂en by艂 gniewu i lito艣ci.

- Nie patrz tak na mnie! - wrzasn膮艂 William.

- Niech ci B贸g pomo偶e, Willu. Niech ci B贸g pomo偶e. Za 偶adne skarby nie chcia艂bym mie膰 na sumieniu tego grzechu.

- Wyno艣 si臋! - krzykn膮艂 sir William do przyrodniego brata. - Wyno艣 si臋, ty plugawy papistowski bastardzie!

Kieran Devers oderwa艂 si臋 od cia艂a ojca i wymierzy艂 cios w podbr贸dek m艂odszego brata, powalaj膮c go na ziemi臋. Macocha wrzasn臋艂a i podbieg艂a do syna.

- Postawi臋 ci臋 przed s膮dem, Kieranie Deversie -zagrozi艂a.

- Bardzo prosz臋, madam, a wtedy opowiem s臋dziom prawd臋 o tym, co zasz艂o ubieg艂ej nocy w Lisnaskea. Jest dosy膰 waszych protestant贸w, targanych wyrzutami sumienia, kt贸rzy z rado艣ci膮 zrzuc膮 odpowiedzialno艣膰 za pope艂nione tam straszliwe czyny na twojego syna. Will nigdy nie by艂 szczeg贸lnie lubiany, ze wzgl臋du na swoj膮 arogancj臋 wobec tych, kt贸rych uwa偶a艂 za ni偶szych od siebie. W艂adze mog膮 nie uwierzy膰 katolikom, cho膰 podejrzewam, 偶e uwierzyliby mnie, ale z pewno艣ci膮 zaufaj膮 艣wiadectwu swo­ich protestanckich wsp贸艂braci. Pami臋taj, pani, 偶e tw贸j ukochany synek w obecno艣ci swoich towarzyszy zgwa艂ci艂, a potem zamordowa艂 swoj膮 czternastoletni膮 siostr臋. Nie jest to zbyt 艂adny obrazek, zw艂aszcza 偶e Aine Fitzgerald by艂a uwa偶ana za przyzwoit膮 dziewczyn臋. Wielu w tamtym t艂umie mia艂o c贸rki w jej wieku. A teraz, madam, wybieram si臋 do twojej wioski zabra膰 i pochowa膰 cia艂a moich przyrodnich si贸str i ich matki. Je艣li ty albo ten kundel, kt贸rego urodzi艂a艣 mojemu ojcu, spr贸bujecie mnie powstrzyma膰, zabij臋 was. Czy to jasne, madam? Willu? - Kieran kopn膮艂 m艂odszego brata obut膮 nog膮. - Rozumiesz mnie, ch艂opcze? Sir William Devers j臋kn膮艂 cicho. -Doskonale - rzek艂 Kieran. Potem uk艂oni艂 si臋 macosze. - Madam, b臋d臋 na pogrzebie mojego ojca. Je艣li spr贸bujesz temu zapobiec, po偶a艂ujesz do ko艅ca

偶ycia. - Odwr贸ci艂 si臋 i opu艣ci艂 komnat臋. Odg艂osy jego krok贸w na schodach

odbija艂y si臋 echem.

Sardoniczny u艣miech wykrzywi艂 wargi Jamesa Leslie. To by艂o nowe oblicze zi臋cia, kt贸rego dot膮d nie zna艂. Kieran Devers by艂 twardszy, ni偶 my艣la艂, a to dobrze wr贸偶y艂o, bo przecie偶 偶ycie w Nowym 艢wiecie nie jest 艂atwe. Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i pom贸g艂 Williamowi wsta膰. Potem on tak偶e sk艂oni艂 si臋 matce i synowi.

- 呕ycz臋 mi艂ego dnia, madam, 偶ycz臋 mi艂ego dnia, sir Williamie - powiedzia艂 i wyszed艂. Na dworze odnalaz艂 czekaj膮cego na niego zi臋cia.

- My艣lisz, 偶e powiedz膮 ci, kiedy b臋dzie pogrzeb, ch艂opcze? - zapyta艂.

- B臋d膮 si臋 starali zachowa膰 to przede mn膮 w tajemnicy, ale mam w domu sprzymierze艅c贸w, kt贸rzy mnie poinformuj膮 - ponuro odpowiedzia艂 Kieran.

- Pojad臋 z tob膮 do Lisnaskea po cia艂a twoich si贸str i pani Fitzgerald -powiedzia艂 ksi膮偶臋.

- B臋d臋 wdzi臋czny za towarzystwo i pomoc - pad艂a odpowied藕.

Gdy dotarli do wioski, wstrz膮sn膮艂 nimi widok zniszcze艅. Domy spalone do cna, cz臋艣ciowo zw臋glone, ca艂kowicie zburzony ko艣ci贸艂. Wsz臋dzie roztacza艂 si臋 zapach 艣mierci, a jednak ludzie ju偶 zaczynali si臋 zabiera膰 za odbudow臋. Ocala艂e rodziny katolickie zosta艂y zamkni臋te w zagrodzie dla byd艂a. James Leslie by艂 wstrz膮艣ni臋ty i nalega艂, 偶eby ich natychmiast uwolniono.

- Co, u diab艂a, zamierzacie z nimi zrobi膰? - zapyta艂 gniewnie.

- Sir William m贸wi, 偶e trzeba ich zabi膰 - odpowiedzia艂 wioskowy kowal, Robert Morgan.

Ksi膮偶臋 spojrza艂 na zagrod臋, w kt贸rej znajdowa艂y si臋 g艂贸wnie kobiety, dzieci i starcy.

- Otw贸rzcie t臋 przekl臋t膮 bram臋, pozw贸lcie im zebra膰 resztki dobytku, kt贸re mog艂y ocale膰 z pogromu, i opu艣ci膰 bez przeszk贸d Lisnaskea. Czy naprawd臋 jeste艣cie a偶 tak g艂upi, 偶eby s膮dzi膰, i偶 Pan B贸g u艣miecha si臋, widz膮c wasze gwa艂ty i morderstwa?

- Ale to papi艣ci, milordzie. Boga nie obchodz膮 papi艣ci - argumentowa艂 kowal.

- A kto ci to powiedzia艂? - rzuci艂 z pogard膮 ksi膮偶臋. - Na lito艣膰 bosk膮, cz艂owieku, czcimy tego samego Boga, chocia偶 w r贸偶ny spos贸b.

- Ich B贸g to bo偶ek, milordzie, a nie nasz prawdziwy B贸g. Chyba pan to rozumie?

James Leslie na chwil臋 przymkn膮艂 oczy. Pomy艣la艂 ze znu偶eniem, 偶e nie warto dyskutowa膰 z g艂upcami. Czy to si臋 kiedykolwiek sko艅czy?

- Natychmiast uwolnijcie te nieszcz臋sne istoty! -zagrzmia艂. - Mam du偶o wi臋ksz膮 w艂adz臋 ni偶 wasz przekl臋ty sir Will, i je艣li mnie natychmiast nie pos艂uchacie, spal臋 wszystko, co tu jeszcze pozosta艂o! - Stoj膮cy za nim zbrojni patrzyli r贸wnie zdecydowanie na kowala i niewielk膮 grupk臋 m臋偶czyzn, kt贸rzy skupili si臋 wok贸艂 niego.

Kowal rozwa偶a艂, jak sprzeciwi膰 si臋 temu Szkotowi, ale ku jego przera偶eniu ksi膮偶臋 odezwa艂 si臋 ponownie, a jego s艂owa zmrozi艂y mu krew w 偶y艂ach.

- Cz艂owieku, chcesz, 偶eby twoje c贸rki spotka艂 ten sam straszliwy los, co biedn膮 ma艂膮 Aine Fitzgerald?

- Otw贸rzcie zagrod臋 i wypu艣膰cie ich. Niech wezm膮, co do nich nale偶y, i niech opuszcz膮 Lisnaskea -powiedzia艂 Robert Morgan.

- I 偶adnego n臋kania - przestrzeg艂 mieszka艅c贸w wioski James Leslie. - To s膮 kobiety, malcy i ludzie starzy. 呕yli艣cie z nimi w pokoju, dop贸ki nie zaszcze­piono w was uprzedze艅. Dzielili艣cie ze sob膮 szcz臋艣liwe chwile, razem op艂akiwali艣cie swoich zmar艂ych. Rodzili艣cie dzieci i ta艅czyli艣cie na swoich weselach. Pami臋tajcie o tych chwilach, a nie o tym, co si臋 sta艂o minionej nocy. - Potem odwr贸ci艂 si臋 do swoich ludzi, sze艣ciu z nich rozkaza艂 pozosta膰 i dopilnowa膰 oswobodzenia ocala艂ych katolik贸w, sam za艣 wraz z Kieranem i pozosta艂ymi ruszy艂 na poszukiwanie cia艂 zamordowanych.

Dotarli do 艣licznego ceglanego domu, gdzie ujrzeli wyrwane z zawias贸w drzwi frontowe. Gdy weszli do 艣rodka, zaskoczy艂a ich obecno艣膰 ojca Cullena Butlera. Duchowny wyja艣ni艂 im, 偶e ksi膮dz z Lisnaskea tak偶e zosta艂 zamordowany ostatniej nocy, podobnie jak protestancki pastor. To w艂a艣nie

艣mier膰 ojca Brendana rozsierdzi艂a katolik贸w i sk艂oni艂a ich do zab贸jstw. Do tamtej chwili byli zbyt zaj臋ci w艂asn膮 obron膮, ale gdy zgin膮艂 ich ksi膮dz, wybuch艂a w nich w艣ciek艂o艣膰.

- Kto艣 musia艂 przyj艣膰, pomodli膰 si臋 nad tymi nieszcz臋snymi kobietami -spokojnie powiedzia艂 Cullen Butler. - Nie b臋dziecie mogli tu ich pochowa膰. Cmentarz zosta艂 zdewastowany. Nie mo偶ecie te偶 pogrzeba膰 ich w Maguire's Ford, bo ich groby za bardzo przypomina艂yby o straszliwej nienawi艣ci pomi臋dzy protestantami a katolikami. Musz膮 spocz膮膰 w jakim艣 spokojnym zak膮tku, bezimiennie, ale bezpiecznie - rzek艂 ksi膮dz. - Sam po艣wi臋c臋 ziemi臋 i powiem, co nale偶y. Najlepiej, 偶eby zaj臋li si臋 tym twoi ludzie, Jamesie Leslie, bo w贸wczas nikt nie b臋dzie wiedzia艂, gdzie zosta艂a pochowana Molly Fitzgerald i jej c贸rki. Po wyje藕dzie Kierana nie pozostanie nikt, kto by je op艂akiwa艂. Kieran Devers patrzy艂 na dwa cia艂a w saloniku. Ksi膮dz roz艂膮czy艂 oba ze 艣miertelnego u艣cisku i po艂o偶y艂 je na pod艂odze. Na niebieskiej sukni Molly widnia艂y ciemne plamy krwi. Nie widzia艂 rany Maeve, kt贸ra zosta艂a postrzelona w ty艂 g艂owy.

- Gdzie jest Aine? - zapyta艂 ksi臋dza.

- Tam, gdzie zostawi艂 j膮 William Devers. Biddy zakry艂a j膮, zanim wysz艂a -pad艂a odpowied藕.

Kieran bez s艂owa wspi膮艂 si臋 po schodach i wszed艂 do pokoju, w kt贸rym le偶a艂a Aine Fitzgerald. Pozostali na dole us艂yszeli jego gwa艂towny szloch. Wszyscy wiedzieli, 偶e Colleen i Aine by艂y jego ulubionymi siostrami. Potem us艂yszeli odg艂osy krok贸w na d贸艂 i Kieran powr贸ci艂 do saloniku, trzymaj膮c w obj臋ciach dziewczyn臋 owini臋t膮 prze艣cierad艂em, kt贸re narzuci艂a na ni膮 Biddy.

- Will musi za to zap艂aci膰 - spokojnie o艣wiadczy艂 Kieran Devers.

- Tylko B贸g go os膮dzi. Teraz masz 偶on臋, ch艂opcze, a przed sob膮 jasn膮 przysz艂o艣膰. Nie daj si臋 uwi臋zi膰 w irlandzkiej przesz艂o艣ci. Nie nara偶aj swojej nie艣miertelnej duszy dla chwilowej zemsty - rzek艂 Cullen Butler.

- Mo偶esz tego ode mnie 偶膮da膰, patrz膮c na cia艂o tej niewinnej dziewczyny? Zgwa艂ci艂 j膮. Swoj膮 w艂asn膮 siostr臋. Ledwie wysz艂a z dzieci艅stwa i by艂a czysta niczym wiosenny poranek. A potem j膮 zamordowa艂. Jak mog臋 mu to wszystko wybaczy膰? - spyta艂 za艂amany Kieran.

- Musisz, przez wzgl膮d na swoj膮 dusz臋 - radzi艂 ksi膮dz. - Aine, Maeve i pani Fitzgerald s膮 ju偶 bezpieczne w kr贸lestwie bo偶ym, bo na pewno spos贸b, w jaki zgin臋艂y, oszcz臋dzi艂 im czy艣膰ca. Tw贸j przyrodni brat splami艂 swoj膮 dusz臋 i odpowie za to, obiecuj臋 ci, Kieranie. Nie obci膮偶aj siebie, uzurpuj膮c prawo do ferowania boskich wyrok贸w. Pomsta nale偶y do mnie, powiedzia艂 Pan.

- Pochowajmy je - rzek艂 Kieran, ci膮gle trzymaj膮c na r臋kach Aine.

- Wezwij w贸z - poleci艂 ksi膮偶臋 jednemu ze swoich ludzi, a kiedy pow贸z zosta艂 sprowadzony przed dom, po艂o偶ono na nim zw艂oki, 偶eby je przewie藕膰 na miejsce poch贸wku.

- Dajcie mi chwil臋 - poprosi艂 Kieran, wchodz膮c na powr贸t do domu.

Kiedy si臋 ponownie pojawi艂, wyruszyli w drog臋 przez Lisnaskea, aby ksi膮偶臋 m贸g艂 sprawdzi膰, czy ocaleli katolicy zostali uwolnieni i czy pozwolono im bezpiecznie odej艣膰. Gdy okaza艂o si臋, 偶e tak si臋 sta艂o, zbrojni ksi臋cia do艂膮czyli do konduktu pogrzebowego. Protestanci z Lisnaskea stali po obu stronach jedynej drogi prowadz膮cej przez wie艣 i obserwowali ich. Niekt贸rzy mieli ponure, kamienne oblicza, ale paru p艂aka艂o. Jaki艣 m艂odziutki ch艂opak podbieg艂 do powozu, zajrza艂 do 艣rodka i na widok zmar艂ych kobiet wypowiedzia艂 tylko jedno s艂owo:

- Aine.

I oddali艂 si臋 pospiesznie.

James Leslie zatrzyma艂 procesj臋, spojrza艂 na zgromadzonych ludzi, wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i rzek艂:

- Do tego w艂a艣nie doprowadzi艂a wasza nienawi艣膰 i nietolerancja. Mam nadziej臋, 偶e b臋dziecie mogli z tym 偶y膰.

Potem da艂 znak swoim ludziom i pow贸z zn贸w ruszy艂. Za ich plecami ceglany dom Molly Fitzgerald stan膮艂 w p艂omieniach, bowiem Kieran podpali艂 go, aby ci, kt贸rzy j膮 zabili, nie dostali ani domu, ani rzeczy, b臋d膮cych jej w艂asno艣ci膮.

Gdy znale藕li si臋 w po艂owie drogi do Maguire's Ford, w lesie, po艣r贸d d臋b贸w i jesion贸w, wykopali jeden du偶y gr贸b i z艂o偶yli obok siebie matk臋 i c贸rki. Gr贸b zosta艂 starannie zasypany i zamaskowany dywanem mchu i zeschni臋tych li艣ci. Przed z艂o偶eniem cia艂 ksi膮dz po艣wi臋ci艂 ziemi臋, po czym cichym, mi臋kkim g艂osem odprawi艂 po 艂acinie msz臋 偶a艂obn膮. Kieran modli艂 si臋 razem z nim. James Leslie ciekaw by艂, jak g艂臋boko zi臋膰 wzi膮艂 sobie do serca s艂owa ksi臋dza o zem艣cie. Nie m贸g艂 spu艣ci膰 z oczu Kierana, bo nie chcia艂, aby jego c贸rka by艂a nieszcz臋艣liw膮 wdow膮. Doszed艂 do wniosku, 偶e Ulster jest koszmarnym miej­scem. Jedna zbrodnia prowadzi艂a do nast臋pnej, ta do kolejnej. Nie by艂o miejsca na 偶aden kompromis.

*

Tu偶 po zachodzie s艂o艅ca ksi膮偶臋 i jego towarzysze wr贸cili do zamku Erne Rock. Biddy drzema艂a przy kominku, przy kt贸rym siedzia艂a te偶 Jasmine z c贸rk膮. Gdy weszli, Fortune zerwa艂a si臋 na r贸wne nogi.

- Sir Shane? Nic mu si臋 nie sta艂o? Na mi艂y B贸g, Kieranie, ale jeste艣 blady. -Podbieg艂a do m臋偶a i obj臋艂a go.

- Pochowali艣my Molly i dziewcz臋ta - odezwa艂 si臋.

- A tw贸j tato?

- Nie 偶yje. Will go zabi艂 - odpowiedzia艂 Kieran. Wstrz膮艣ni臋ta Jasmine gwa艂townie wci膮gn臋艂a powietrze.

- To diabe艂 - mrukn臋艂a Biddy, budz膮c si臋 nagle. -Scze藕nie w piekle za swoj膮 pod艂o艣膰, i wydaje mi si臋, 偶e ju偶 nied艂ugo.

- Znale藕li艣my sir Shane'a uwi臋zionego we w艂asnym domu - poinformowa艂 偶on臋 i c贸rk臋 ksi膮偶臋. - Uwolnili艣my go, ale wtedy zjawi艂 si臋 William. - James Leslie opowiedzia艂 dok艂adnie o ca艂ym zdarzeniu.

Fortune wybuchn臋艂a p艂aczem i przywar艂a do m臋偶a. Oczy Jasmine zwilgotnia艂y. Przy艂o偶y艂a r臋ce do brzucha i powiedzia艂a:

- To straszne. Dzi臋ki Bogu Fortune nie po艣lubi艂a tego cz艂owieka. Bez w膮tpienia jest szalony.

Za oknami zapad艂a noc. Do zebranych w g艂贸wnej sali do艂膮czy艂 wyra藕nie przej臋ty Rory Maguire.

- W艣r贸d tutejszych protestant贸w znajd膮 si臋 gor膮ce g艂owy. Wraz z naszym zacnym pastorem robili艣my wszystko, 偶eby zachowa膰 we wsi spok贸j. Wyda­je mi si臋, 偶e paru m艂odszych m臋偶czyzn z Lisnaskea przenikn臋艂o do Maguire's Ford, pr贸buj膮c napu艣ci膰 jednych mieszka艅c贸w wioski na drugich - powie­dzia艂.

- Przecie偶 nasi protestanci nie mog膮 by膰 tacy g艂upi jak ich bracia w Lisnaskea. Kiedy byli bezdomni, dali艣my im tutaj schronienie, chocia偶 Anglicy nalegali, 偶eby wracali do Holandii, gdy ich statek 鈥濻peedwell" zacz膮艂 przecieka膰 na Morzu Irlandzkim. Jest im tutaj o wiele wygodniej ni偶 w kolonii w Plymouth. Musimy zachowa膰 pok贸j w Maguire's Ford! Nie pozwol臋, 偶eby ludzka nietolerancja zniszczy艂a dziedzictwo moich syn贸w! - powiedzia艂a Jasmine. Rory spojrza艂 na ni膮 i na c贸rk臋, do kt贸rej nie m贸g艂 si臋 przyzna膰. Te same

przes膮dy, kt贸re wywo艂a艂y masakr臋 i tragedi臋 w Lisnaskea, zmusza艂y Fortune i Kierana do opuszczenia Ulsteru. Na stare lata b臋dzie r贸wnie samotny, jak przez ca艂e dotychczasowe 偶ycie. Nigdy nie zazna rado艣ci patrzenia na dorastanie wnucz膮t, nawet gdyby nie wiedzia艂y, kim naprawd臋 dla nich jest.

- Katolicy nie s膮 lepsi, ale przysi臋gam, 偶e dopilnuj臋, aby panowa艂 tu spok贸j, milady Jasmine - obieca艂 gor膮co.

- Oboje o to zadbamy, Rory - odpowiedzia艂a. -Nikomu nie pozwolimy zniszczy膰 tego, co tu zbudowali艣my przez te wszystkie lata. Cullen, porozmawiasz jeszcze ze swoimi wiernymi?

- Naturalnie, kuzynko - odpar艂 ksi膮dz.

Przez nast臋pnych par臋 dni panowa艂 niemal idylliczny spok贸j. Ksi臋偶na Glenkirk osobi艣cie og艂osi艂a swoj膮 wol臋 w obu ko艣cio艂ach Maguire's Ford.

- Je艣li nie potraficie 偶y膰 w pokoju z waszymi s膮siadami, jak dawniej -o艣wiadczy艂a poddanym - musicie st膮d odej艣膰. Nie pozwol臋 na to, co si臋 sta艂o w Lisnaskea. W imi臋 czego zgin臋li dobrzy ludzie, katolicy i protestanci? Przyjaciele, wszyscy czcimy tego samego Boga. Naprawd臋 wierzycie w to, 偶e nasz B贸g wybaczy gwa艂ty i zbrodnie pope艂nione na tych, kt贸rzy maj膮 odmienne pogl膮dy? Czy Biblia nie naucza mi艂o艣ci i pokoju? Czy pi膮te przykazanie nie brzmi: nie zabijaj? To przykazanie nie m贸wi, 偶e nie wolno zabija膰, ale z wyj膮tkiem...

Sir Shane zosta艂 pochowany bez 偶adnych incydent贸w. Colleen Kelly i jej m膮偶 stali niczym bufor pomi臋dzy lady Jane, Williamem i Emily Ann臋 a Kieranem, Fortune i pa艅stwem Leslie. Colleen jasno o艣wiadczy艂a swojemu przyrodniemu bratu, 偶e nigdy nie wybaczy mu tego, co uczyni艂 ich ojcu i Fitzgeraldom.

- Zawsze by艂a艣 taka jak oni. Ty i twoja rodzina nie jeste艣cie wi臋cej mile widziani w Mallow Court - parskn膮艂 sir William.

- Jeste艣 beznadziejny, Williamie - odpowiedzia艂a spokojnie.

*

Pok贸j w Maguire's Ford utrzyma艂 si臋, pomimo codziennie rozpuszczanych plotek i wysi艂k贸w prowokator贸w obu wyzna艅, aby wywo艂a膰 problemy. Ludzie ocaleli z Lisnaskea, kt贸rzy mieli rodziny w Maguire's Ford, przybyli b艂agaj膮c krewnych o schronienie i zostali przygarni臋ci. Zaniepokoi艂o to niekt贸rych prote-

stant贸w, obawiaj膮cych si臋, i偶 przybyli mog膮 chcie膰 si臋 m艣ci膰 na wszystkich niekatolikach.

Kieran Devers, kt贸remu zakie艂kowa艂 pomys艂, w jaki spos贸b rozwi膮za膰 cho膰by cz臋艣膰 tych problem贸w, przeprowadzi艂 rozmow臋 z ojcem Cullenem.

- Ksi膮偶臋 powiedzia艂 mi, 偶e by艂oby znacznie lepiej, gdybym wyruszy! na wypraw臋 lorda Calverta, maj膮c w艂asny statek i kolonist贸w, kt贸rzy po dotarciu na miejsce pomogliby zbudowa膰 koloni臋. Poniewa偶 ma to by膰 kolonia g艂贸wnie dla katolik贸w, czemu nie mia艂bym zabra膰 ze sob膮 na statek kobiet i m臋偶czyzn z Irlandii?

Fortune w pe艂ni si臋 z nim zgadza艂a.

- Mam dwa w艂asne statki, kt贸re p艂ywaj膮 na szlakach handlowych -powiedzia艂a mu. - Jest cudowna, stara, ale ca艂kiem solidna jednostka, 鈥濺贸偶a Cardiffu", kt贸ra wiele lat temu przywioz艂a mam臋 z Indii. Nied艂ugo wyruszy w rejs powrotny z Indii Wschodnich. Na Morzu 艢r贸dziemnym mam drugi, nowszy statek 鈥濰ighlander". Wiosn膮 b臋dzie wraca膰 do Anglii. - Odwr贸ci艂a si臋 do ojczyma. - Czy mogliby艣my wyposa偶y膰 oba te statki, tato, i pop艂yn膮膰 nimi do Nowego 艢wiata?

- Kupi臋 w艂asny statek - zaprotestowa艂 Kieran.

- Nie b膮d藕 g艂upi - skarci艂a go 偶ona. - Twoje pieni膮dze b臋d膮 nam potrzebne na wyekwipowanie statk贸w. Je艣li to ci poprawi samopoczucie, mo偶esz mi zap艂aci膰 za ich wypo偶yczenie.

- Bardzo rozs膮dne rozwi膮zanie - powiedzia艂 ksi膮偶臋 swojemu zi臋ciowi. - Wiem, 偶e i 鈥濰ighlander" i 鈥濺贸偶a Cardiffu" s膮 dobrze utrzymane nad powierzchni膮 i poni偶ej linii zanurzenia. Kupuj膮c nieznany statek nigdy tego nie wiesz, chyba 偶e przed zakupem wyci膮gniesz statek z wody, 偶eby go sprawdzi膰, za艣 zgoda w艂a艣ciciela na takie dzia艂ania jest mocno w膮tpliwa ze wzgl臋du na koszty.

- A 鈥濺贸偶a Cardiffu" ma najpi臋kniejsz膮 kabin臋, w kt贸rej mo偶emy podr贸偶owa膰 -mrukn臋艂a Fortune, patrz膮c na Kierana oczami wype艂nionymi mi艂o艣ci膮.

James Leslie parskn膮艂 艣miechem. Pomy艣la艂, 偶e jego pasierbica jest niezwykle podobna do swojej matki, chocia偶 sama o tym nie wie.

- Z przykro艣ci膮 musz臋 ci zepsu膰 t臋 romantyczn膮 wizj臋, skarbie. Niewiele kobiet b臋dzie mog艂o pop艂yn膮膰 z wypraw膮 lorda Calverta, dop贸ki nie zostanie znalezione miejsce na za艂o偶enie kolonii i nie stan膮 pierwsze domy -powiedzia艂.

- To niedorzeczne! - zawo艂a艂a Fortune.

- Tym niemniej tak pewnie b臋dzie - odpowiedzia艂 ksi膮偶臋. - Obawiam si臋, 偶e nie masz wyboru.

- Wi臋c nie pop艂yniemy - zdecydowanie odpar艂a Fortune.

- A gdzie b臋dziecie mieszka膰?

- Kupimy dom w pobli偶u Cadby albo Queen's Malvern, a mo偶e ko艂o Oxton, 偶ebym mieszka艂a bli偶ej mojej siostry Indii - o艣wiadczy艂a, ca艂kowicie przekonana o swojej racji.

- Ze swoim m臋偶em, kt贸ry jest irlandzkim katolikiem? Twarz Fortune posmutnia艂a.

- Ojej - powiedzia艂a, nagle u艣wiadamiaj膮c sobie, jak g艂upio musia艂y zabrzmie膰 jej s艂owa. - Purytanie w Anglii maj膮 dok艂adnie taki sam stosunek do kato­lik贸w jak protestanci w Ulsterze, prawda? - my艣la艂a na glos, nie oczekuj膮c odpowiedzi na swoje pytanie. - Mo偶emy wyjecha膰 do Francji lub do Hiszpanii -zaproponowa艂a.

- Gdzie by艂aby艣 tak samo dyskryminowana jak ja w krajach protestanckich, moja droga 偶ono - zauwa偶y艂 Kieran. - Nie ma na to rady, Fortune. Skoro mamy 偶y膰 razem, bezpiecznie i w pokoju, musimy wyruszy膰 do Nowego 艢wiata. Je艣li lord Calvert przyjmie mnie na wypraw臋, mo偶e b臋d臋 musia艂 wyruszy膰 sam, dop贸ki kolonia nie b臋dzie bezpiecznym miejscem dla kobiet. Zanim Fortune zd膮偶y艂a zaprotestowa膰, do sali wszed艂 Adali.

- Ojciec Cullen w艂a艣nie przys艂a艂 wiadomo艣膰, 偶e od strony Lisnaskea zbli偶a si臋 spora grupa konnych, milordzie. Pomy艣la艂em, 偶e powinien pan o tym wie­dzie膰. Wszystko jest przygotowane.

- Co jest przygotowane? - zapyta艂a Jasmine m臋偶a.

- Wszystko do obrony wioski i zamku - odpowiedzia艂 ksi膮偶臋. - Nie mo偶emy pozwoli膰, 偶eby mot艂och z Lisnaskea zniszczy艂 Maguire's Ford tak, jak znisz­czy艂 w艂asne gniazdo. Musz臋 do艂膮czy膰 do innych. -Wsta艂 z fotela.

- Do jakich innych? - 偶膮da艂a wyja艣nie艅 Jasmine, z trudem d藕wigaj膮c si臋 na opuchni臋te nogi. - Id臋 z tob膮, Jemmie. W ko艅cu te ziemie nadal jeszcze na­le偶膮 do mnie i chyba powinnam si臋 pokaza膰.

Chcia艂 si臋 z ni膮 spiera膰, ale wiedzia艂, 偶e mia艂a racj臋. Pomy艣la艂 te偶, u艣miechaj膮c si臋 pod nosem, 偶e bez wzgl臋du na to, co powie, i tak jej nie przekona.

- Chod藕my wi臋c, madam - rzek艂.

- My te偶 idziemy - o艣wiadczy艂a Fortune.

Ksi膮偶臋 Glenkirk wybuchn膮艂 艣miechem i bez s艂owa ruszy艂 przodem. Miejscem spotkania by艂 rynek Maguire's Ford, na kt贸rego 艣rodku sta艂 wysoki, celtycki krzy偶 z kamienia. Czekali tam na nich wielebny pan Steen, ojciec Cullen i wioskowi przyw贸dcy zar贸wno katolik贸w, jak i protestant贸w. Domy dooko艂a by艂y pozamykane i zabarykadowane. 呕aden pies ani 偶aden kot nie b艂膮ka艂 si臋 tego dnia po ulicy. Szare niebo nad ich g艂owami zaci膮gni臋te by艂o chmurami ci臋偶kimi od jesiennej burzy. Tylko na horyzoncie spod chmur przebija艂y czerwone i z艂ote b艂yski zachodz膮cego s艂o艅ca. By艂o bezwietrznie. Nie odezwa艂 si臋 偶aden ptak. Poza szmerem t艂umu, narastaj膮cym w miar臋 jak si臋 do niego zbli偶ali, panowa艂a absolutna cisza.

Obcy wjechali do Maguire's Ford prowadzeni przez Williama Deversa na pi臋knym gniadoszu. Mieli pa艂ki, a twarze m臋偶czyzn za sir Williamem by艂y ka­mienne, bez 艣ladu lito艣ci. Na widok komitetu powitalnego zatrzymali si臋. Ich

przyw贸dca powoli podprowadzi艂 konia bli偶ej i zatrzyma艂 si臋 tu偶 przed ksi臋ciem i jego 偶on膮. Spogl膮da艂 na nich z g贸ry.

- Je艣li przybywacie w pokoju, jeste艣cie tu mile widziani, sir Williamie. Je艣li za艣 nie, to prosz臋, 偶eby艣cie odjechali - odezwa艂a si臋 Jasmine. Demonstracyjnie ignoruj膮c j膮, zwr贸ci艂 si臋 do Jamesa Lesliego.

- Masz w zwyczaju, milordzie, pozwala膰 kobiecie zabiera膰 g艂os za ciebie? James Leslie roze艣mia艂 si臋 szyderczo do m艂odego cz艂owieka.

- Maguire's Ford i zamek nale偶膮 do mojej 偶ony, sir Williamie. Nie mog臋 m贸wi膰 za ni膮, podobnie jak ona nie wypowiada si臋 w sprawach dotycz膮cych moich w艂o艣ci. Moja 偶ona zada艂a ci pytanie, sir. B膮d藕 na tyle uprzejmy, 偶eby na nie odpowiedzie膰, je艣li nie chcesz zlekcewa偶y膰 podstawowych zasad wpajanych ci przez matk臋.

William Devers zaczerwieni艂 si臋. Robiono z niego g艂upca w obecno艣ci jego w艂asnych ludzi, a to mu si臋 wcale nie podoba艂o. S艂ysza艂 za plecami nieprzyjemny chichot, ale mia艂 za du偶o dumy, 偶eby si臋 odwr贸ci膰.

- Przyjechali艣my po waszych katolik贸w. Dajcie nam ich, a oczy艣cimy Maguire's Ford z papist贸w i odjedziemy w spokoju - powiedzia艂.

- Wyno艣 si臋 z mojej ziemi i zabierz ze sob膮 swoich zbir贸w - odezwa艂a si臋 ksi臋偶na Glenkirk, zimnym, oboj臋tnym g艂osem. - Czy przypominam ci Pi艂ata, kt贸ry zdradzi艂by niewinnych ludzi i wyda艂 ich w r臋ce twojego mot艂ochu? -Zrobi艂a krok do przodu, zmuszaj膮c jego wierzchowca do cofni臋cia si臋. - Jak 艣miesz przyje偶d偶a膰 tutaj, pr贸buj膮c wywo艂a膰 k艂opoty? Protestanci i katolicy od lat 偶yj膮 w Maguire's Ford w pokoju. Katolicy przyj臋li protestant贸w dziesi臋膰 lat temu, kiedy ci nie mieli gdzie si臋 podzia膰. Wybudowali dla nich ko艣ci贸艂 i wszyscy 偶yli w harmonii. Musisz by膰 bezmiernie zarozumia艂y, Williamie Deversie, skoro uwa偶asz, 偶e masz boskie przyzwolenie, by przybywa膰 tutaj, mordowa膰 i wprowadza膰 zam臋t w wigili臋 Wszystkich 艢wi臋tych. Wydaje mi si臋, 偶e nie jeste艣 wyznawc膮 Boga, lecz szatana. Odejd藕, zanim poszczuj臋 was psami!

- Madam, b臋d臋 mia艂 to, po co tu przyjecha艂em -odpowiedzia艂 z uporem. -Przeszukajcie domy i przyprowad藕cie katolik贸w - poleci艂.

Nagle zapalona strza艂a wystrzeli艂a do g贸ry, w ciemniej膮ce niebo nad wiosk膮, a dzwony ko艣cio艂贸w zacz臋艂y bi膰 jak oszala艂e. Bramy obu 艣wi膮ty艅 na przeciwleg艂ych kra艅cach wioski otworzy艂y si臋 i zacz臋艂a si臋 z nich wylewa膰 ludno艣膰 Maguire's Ford, otaczaj膮c przybysz贸w z Lisnaskea. Wszyscy byli uzbrojeni, poczynaj膮c od gar艂aczy i kos, na patelniach i 偶eliwnych garnkach ko艅cz膮c.

- Nasi ludzie nie dadz膮 si臋 zwr贸ci膰 przeciwko sobie nawzajem - o艣wiadczy艂a Jasmine sir Williamowi. - Wszyscy czcimy tego samego Boga.

- Pos艂uchajcie mnie! Mieszka艅cy Maguire's Ford, jak mo偶ecie 偶y膰 w tym samym miejscu, co ci brudni papi艣ci? Oczy艣cili艣my Lisnaskea z takich jak oni. Pom贸偶cie mi uczyni膰 to samo tutaj! Przy艂膮czcie si臋 do nas! - zawo艂a艂 jej przeciwnik z ko艅skiego grzbietu.

W imieniu protestant贸w g艂os zabra艂 pastor Steen.

- Nie przy艂膮czymy si臋 do ciebie, Williamie Deversie. Wracaj do domu!

- Do艂膮czy艂e艣 do wykl臋tych, Samuelu Steenie? -zapyta艂 sir William. Protestancki duchowny roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no.

- Nie uzurpuj sobie prawa do os膮dzania mnie. Z艂ama艂e艣 niejedno boskie przykazanie. Nie zabijaj! Nie po偶膮daj 偶ony bli藕niego swego ani jego d贸br! Czcij ojca swego i matk臋 swoj膮! Nie jeste艣 prawdziwym przyw贸dc膮. Jeste艣 awanturnikiem i bigotem. Wyno艣 si臋 st膮d!

William Devers gwa艂townie spi膮艂 konia, kt贸ry zaskoczony ruszy艂 do przodu, przewracaj膮c Jasmine i wielebnego Steena na ziemi臋. Mieszka艅cy Maguire's Ford krzykn臋li wstrz膮艣ni臋ci. Niespodziewanie dla wszystkich rozleg艂 si臋 pojedynczy strza艂. Sir William, z bezbrze偶nym zdumieniem w oczach, pochyli! si臋 do przodu i spad! z konia na ziemi臋.

- Zastrzelili sir Williama! Musimy go pom艣ci膰! -podni贸s艂 si臋 krzyk w艣r贸d przybyszy z Lisnaskea.

- Nie, to nie mieszka艅cy Maguire's Ford go zabili. Ja to zrobi艂em - rozleg艂 si臋 g艂os spomi臋dzy t艂umu ludzi z Lisnaskea, kt贸rzy rozst膮pili si臋 zdziwieni, prze­puszczaj膮c do przodu m艂odego ch艂opaka.

- To Bruce Morgan, syn kowala - rozleg艂 si臋 okrzyk.

Wielebny Samuel Steen podni贸s艂 si臋 z ziemi, a ksi膮偶臋 pomaga艂 wsta膰 偶onie.

- Dlaczego, ch艂opcze? Bruce, czemu zabi艂e艣 sir Williama? - zapyta艂 protestancki duchowny.

艁agodnie zabra艂 ch艂opcu stary pistolet, zdumiony, 偶e taki rupie膰 w og贸le wystrzeli艂, i to tak zab贸jczo celnie.

- To za Aine - pad艂a mia偶d偶膮ca odpowied藕. -Za Aine i za to, co jej zrobi艂. S艂ysza艂em, ale nie mog艂em uwierzy膰, wi臋c kiedy wszyscy starali si臋 uratowa膰 ludzi w ko艣ciele, zakrad艂em si臋 do domu. Zobaczy艂em, co zrobi艂 mojej dziewczynie. Bo pewnego dnia mieli艣my si臋 pobra膰. Kocha艂em j膮.

- S膮dzisz, 偶e pozwoli艂bym ci po艣lubi膰 jak膮艣 przekl臋t膮 katolick膮 dziewuch臋, c贸rk臋 dziwki, bez ojca? -zapyta艂 go ojciec, kowal Robert Morgan, gniewnie przepychaj膮c si臋 do przodu. - I zobacz, co narobi艂e艣, g艂upcze! Zabi艂e艣 naszego przyw贸dc臋. Nie jeste艣 ju偶 moim synem!

- Sir William by艂 z艂ym cz艂owiekiem, tato - odpowiedzia艂 Bruce Morgan, prostuj膮c si臋 na ca艂膮 wysoko艣膰 i nagle wszyscy spostrzegli, 偶e ch艂opiec jest ju偶 niemal m臋偶czyzn膮. - Wydaje ci si臋, 偶e powstrzyma艂by艣 mnie przed o偶enieniem si臋 z Aine? Nigdy nie zale偶a艂o mi na jej wierze, tato. Zale偶a艂o mi na niej!

- Tfu! - splun膮艂 jego ojciec. - Powiesz臋 ci臋 osobi艣cie, 偶eby mojego nazwiska nie obci膮偶a艂o to, co tu zrobi艂e艣.

Z ziemi, tu偶 obok nich, rozleg艂 si臋 wyra藕ny j臋k i wielebny Steen krzykn膮艂:

- Sir William 偶yje! Jest ranny, ale 偶ywy.

Gdy inni byli zaj臋ci, Kieran Devers spokojnie dotkn膮艂 ramienia m艂odego Morgana.

- Id藕 do zamku, ch艂opcze - powiedzia艂. - Nie chc臋, 偶eby艣 wisia艂. Spiesz si臋, bo zaraz sobie o tobie przypomn膮. Sir William nie oka偶e w tej sprawie wielko­duszno艣ci. Id藕 ju偶!

Z u艣miechem na ustach obserwowa艂, jak ch艂opiec stosuje si臋 do jego polecenia.

- Poszukajcie czego艣, co mo偶na by by艂o u偶y膰 jako nosze - poleci艂a ksi臋偶na Glenkirk, gdy wreszcie stan臋艂a na nogach. - Nie przyjm臋 tego cz艂owieka pod sw贸j dach, ale mo偶e, wielebny Steenie, wezwie pan medyka i udzieli schronienia sir Williamowi, dop贸ki nie b臋dzie m贸g艂 wyruszy膰 w drog臋. -Patrzy艂a na t艂um przed sob膮, staraj膮c si臋 sta膰 prosto, ale nie by艂a w stanie lekcewa偶y膰 przeszywaj膮cego j膮 b贸lu. Spokojnie, jeszcze tylko chwila. -Mieszka艅cy Lisnaskea, czy jest po艣r贸d was kto艣, kto widzia艂, 偶e Bruce Morgan odda艂 strza艂, kt贸ry zrani艂 sir Williama? Je艣li nie, b艂agam was, zachowajcie milczenie dla dobra jego ojca. Nie zobaczycie wi臋cej ch艂opca, kt贸ry wyjedzie z Ulsteru, zanim jeszcze sir William i jego rodzina przestan膮 si臋 zastanawia膰, kto strzela艂. Bruce Morgan to jeszcze dzieciak, kt贸ry kocha艂 m艂od膮 dziewczyn臋, zgwa艂con膮, a potem zamordowan膮 przez sir Williama. W g艂臋bi duszy wiecie, 偶e to, co William Devers uczyni艂 Aine Fitzgerald, by艂o pod艂膮 niegodziwo艣ci膮 i grzechem. Nie dodawajcie swoich grzech贸w do wyst臋pk贸w sir Williama. Wracajcie do Lisnaskea. Nie pozwol臋, 偶eby艣cie spustoszyli Maguire's Ford. - Sta艂a, wpatruj膮c si臋 w t艂um, dop贸ki m臋偶czy藕ni nie odwr贸cili si臋 powoli i nie zacz臋li si臋 wycofywa膰, o艣wietlaj膮c sobie drog臋 pochodniami. Jasmine Leslie st臋kn臋艂a g艂o艣no i opad艂a na kolana.

- Twoje dziecko pojawi si臋 wcze艣niej, Jemmie -rzuci艂a przez zaci艣ni臋te z臋by.

- Mamo! - Fortune podbieg艂a do matki.

James Leslie nie czeka! na pomoc. Odepchn膮艂 na bok pasierbic臋, wzi膮艂 偶on臋 na r臋ce i poni贸s艂 j膮 do zamku przez wie艣. Na jego widok Biddy zawo艂a艂a:

- Milordzie, masz st贸艂 porodowy?

Nadbieg艂a Rohana.

- Zajm臋 si臋 moj膮 pani膮 - powiedzia艂a. - By艂am przy niej od dnia jej narodzin.

- Niech Biddy zajmie si臋 niemowl臋ciem po porodzie - powiedzia艂a Jasmine, nie chc膮c, 偶eby staruszka poczu艂a si臋 dotkni臋ta przez Rohan臋. - Mo偶e te偶 ci pom贸c teraz, bo ma du偶e do艣wiadczenie. - J臋kn臋艂a. - To dziecko zdecydowa艂o ju偶, 偶e chce si臋 urodzi膰 i nie zamierza na nikogo czeka膰! Nie tak jak ty, Fortune. Ty czeka艂a艣 w niesko艅czono艣膰, a potem trzeba ci臋 by艂o obr贸ci膰 we w艂a艣ciw膮 stron臋, 偶eby艣 mog艂a wyj艣膰 na 艣wiat. Och! Czuj臋 g艂贸wk臋! Wychodzi!

James Leslie dok艂adnie wiedzia艂, co robi膰. Po艂o偶y艂 偶on臋 na stole i przytrzyma艂 j膮 za ramiona, 偶eby kobiety mog艂y jej pom贸c. Nie by艂o czasu na dusery. Jasmine st臋ka艂a. Nigdy nie mia艂a tak szybkiego porodu, wyra藕nie czu艂a g艂贸wk臋 dziecka.

- Rohano?

Pokoj贸wka podwin臋艂a sp贸dnic臋 Jasmine i zajrza艂a pomi臋dzy nogi swojej pani.

- Ma pani racj臋, jest g艂贸wka. Nigdy jeszcze nie widzia艂am tak szybko rodz膮cego si臋 dziecka, ksi臋偶niczko! Och!

Rohana z艂apa艂a dziecko, gdy wy艣lizgiwa艂o si臋 z cia艂a matki. Male艅stwo niemal natychmiast zacz臋艂o p艂aka膰, wymachuj膮c ma艂ymi r膮czkami w prote艣cie przeciwko tak brutalnemu wypchni臋ciu z ciemnego, ciep艂ego, bezpiecznego raju.

- Co to jest? - zapyta艂a Jasmine.

- Dziewczynka! 艢liczna ma艂a z艂o艣nica! - zachwyca艂 si臋 James Leslie.

- C贸偶, Jemmie, sam chcia艂e艣 kolejnej c贸rki, 偶eby j膮 rozpieszcza膰, i niech ci臋, dopi膮艂e艣 swego - rzek艂a ze 艣miechem jego 偶ona.

Fortune przygl膮da艂a si臋 kr贸tkiej akcji porodowej i by艂a 艣wiadkiem narodzin swojej nowej siostry przyrodniej. Zafascynowana zapyta艂a matk臋:

- Czy zawsze tak szybko si臋 rodz膮, mamo?

Jasmine roze艣mia艂a si臋 cicho.

- Nie, skarbie, nie wszystkie przychodz膮 na 艣wiat tak sprawnie. S膮dz臋, 偶e m贸j upadek spowodowa艂 wcze艣niejszy por贸d, chocia偶 s膮dz膮c po g艂osie, to dziecko jest silne.

- 艢wietna dziewczynka - powiedzia艂a Biddy, oddaj膮c umyte dziecko w powijakach w ramiona matki. - Urodzona na Wszystkich 艢wi臋tych.

- Jak j膮 nazwiemy? - zapyta艂 偶on臋 James Leslie.

Jasmine zastanawia艂a si臋 przez d艂u偶sz膮 chwil臋, po czym odpowiedzia艂a:

- Autumn*, bo urodzi艂a si臋 na jesieni i w jesieni mojego 偶ycia. - Nagle zauwa偶y艂a na stoliku mis臋 z p贸藕nymi r贸偶ami. - Autumn Ros臋 Leslie -zdecydowa艂a. -Nasza c贸rka b臋dzie nosi膰 imiona Autumn Ros臋.

(ang.) jesie艅.

Cz臋艣膰 III

ANGLIA I MARYLAND

Lata 1632-1635

Kochaj Bogu i r贸b, co chcesz - 艢w. Augustyn

Rozdzia艂 13

Sir William Devers prze偶y艂, ale nie by艂o nadziei, 偶eby kiedykolwiek m贸g艂 chodzi膰. Gdy tylko sta艂o si臋 to mo偶liwe, zosta艂 przeniesiony z domu wielebnego Samuela Steena w Maguire's Ford z powrotem do Lisnaskea. Mia艂 dopiero dwadzie艣cia par臋 lat i gdy le偶a! w 艂贸偶ku albo siedzia艂 w specjalnie dla niego wykonanym fotelu, narasta艂 w nim gniew. Chcia艂 wini膰 za swoje kalectwo katolik贸w, ale to nie oni go postrzelili. Zosta艂 trafiony od ty艂u, a katolicy z Maguire's Ford znajdowali si臋 przed nim. Sir William Devers uwa偶a艂 jednak, 偶e gdyby nie by艂o ich w Maguire's Ford, on r贸wnie偶 by si臋 tam nie znalaz艂 i nie zosta艂by inwalid膮. Nie wiedzia艂, kto do niego strzela艂, i wygl膮da艂o na to, 偶e inni te偶 nie wiedzieli.

Tote偶 uzna艂 katolik贸w za odpowiedzialnych za sw贸j bezsilny stan i, zach臋cany przez 偶on臋 i przez matk臋, zacz膮艂 planowa膰 zemst臋 na wszystkich katolikach, na przyrodnim bracie, Kieranie i na Fortune, gdyby bowiem nie przyby艂a do Ulsteru, nigdy by si臋 to wszystko nie wydarzy艂o. To by艂a ich wina.

Nikt nie odwiedza艂 sir Williama i jego rodziny. Wi臋kszo艣膰 s艂u偶膮cych wym贸wi艂a posad臋. Wydawa艂o si臋, 偶e zosta艂 skazany na sp臋dzenie reszty 偶ycia w Mallow Court, maj膮c za towarzystwo jedynie matk臋 i 偶on臋. Sir William zacz膮艂 pi膰 wszystko, co mog艂oby go uwolni膰 od b贸lu i nudy.

W Maguire's Ford Autumn Leslie, urodzona w Wigili臋 Wszystkich 艢wi臋tych, w dniu starego celtyckiego 艣wi臋ta Samhein, rozwija艂a si臋 doskonale. Jasmine wiedzia艂a instynktownie, 偶e to jej ostatnie dziecko, wi臋c zajmowa艂a si臋

c贸reczk膮 z ogromnym po艣wi臋ceniem i karmi艂a j膮 piersi膮, nie godz膮c si臋 na mamk臋. Fortune uwielbia艂a ma艂膮 i wiele czasu sp臋dza艂a z Autumn i z matk膮.

- Jest taka s艂odka. Chcia艂abym mie膰 tak膮 dziewczynk臋... pewnego dnia. Wiem, 偶e teraz nie jest najlepszy moment, mamo - westchn臋艂a Fortune.

- Je艣li Kieran sam wyruszy do Nowego 艢wiata, mo偶e dobrze by by艂o, gdyby艣 ju偶 w贸wczas by艂a w ci膮偶y - zasugerowa艂a Jasmine. - W ten spos贸b b臋d臋 przy tobie w czasie porodu. A kiedy b臋dziesz mog艂a bezpiecznie do艂膮czy膰 do m臋偶a, dziecko uro艣nie na tyle, aby z tob膮 podr贸偶owa膰. Poczekaj jednak z decyzj膮 do powrotu do Anglii.

Fortune ponownie westchn臋艂a. Pragn臋艂a normalnego 偶ycia, takiego, jakie by艂o udzia艂em jej matki i jej siostry, Indii. Dom, m膮偶, dzieci i spok贸j. Dlaczego nie mog艂a tego mie膰? Zna艂a odpowied藕 na te niewypowiedziane pytania. Wysz艂a za m膮偶 za cz艂owieka, kt贸rego wiara by艂a nieakceptowana. B臋d膮 musieli rozpocz膮膰 nowe 偶ycie w miejscu, gdzie ich przekonania religijne nie wzbudz膮 wrogo艣ci. Ale kiedy? Czemu musi to trwa膰 tak d艂ugo? Mocno przytuli艂a ma­le艅k膮 siostrzyczk臋, zdumiewaj膮c si臋 doskona艂o艣ci膮 Autumn. Jej ciemnymi w艂oskami o delikatnym, kasztanowym odcieniu, jej oczami, w kt贸rych zaczyna艂y si臋 pojawia膰 wyra藕ne zielone b艂yski, gdy mia艂a zaledwie dwa miesi膮ce i zosta艂a ochrzczona przez wielebnego Samuela Steena, maj膮c za rodzic贸w chrzestnych swoj膮 siostr臋 przyrodni膮 i swojego brata Adama.

Min臋艂y 艢wi臋ta Bo偶ego Narodzenia, min臋艂o 艢wi臋to Trzech Kr贸li. Nasta艂a sroga zima. W Maguire's Ford panowa艂 spok贸j, nic nie grozi艂o ze strony mieszka艅c贸w Lisnaskea, z kt贸rych po pa藕dziernikowych ekscesach wyparowa艂a wszelka z艂o艣膰. Ku zadowoleniu Kierana znalaz艂o si臋 par臋 rodzin, kt贸re zadeklarowa艂y, i偶 chc膮 wybra膰 si臋 z nim i z Fortune do Nowego 艢wiata. By艂 pomi臋dzy nimi Bruce Morgan. Ludzie widzieli mo偶liwo艣ci, jakie si臋 przed nimi rysowa艂y w nowym miejscu, cho膰 艣wiadomi te偶 byli gro偶膮cych im niebezpiecze艅stw. Oczywi艣cie starsi ludzie nie potrafiliby opu艣ci膰 Ulsteru. Przekonywali si臋, 偶e zawsze jako艣 udawa艂o im si臋 przetrwa膰, i nadal im si臋 uda.

Stycze艅 ust膮pi艂 lutemu, po lutym przyszed艂 marzec. Na zielonych zboczach wzg贸rz pojawi艂y si臋 bia艂e c臋tki urodzonych miesi膮c wcze艣niej jagni膮t. Ksi膮偶臋 zacz膮艂 planowa膰 wyjazd z Maguire's Ford do Szkocji. Mieli opu艣ci膰 posiad艂o艣膰 pi臋tnastego maja, w dzie艅 po pi臋tnastych urodzinach Adama. Obaj synowie Lesliech zadomowili si臋 w Maguire's Ford. Pastor Steen zosta艂 ich nauczycielem i opiekunem. Jeszcze przed wyjazdem spodziewano si臋 dokumentu z kr贸lewskim nadaniem prawa w艂asno艣ci. Jasmine kaza艂a wcze艣niej wyrysowa膰 nowe granice, dziel膮c ziemie r贸wno pomi臋dzy obu ch艂opc贸w. Za cztery lata, gdy Duncan sko艅czy szesna艣cie lat, zostanie dla niego wybudowany dom w miejscu, kt贸re ju偶 sobie wybra艂.

Min膮艂 marzec, a w po艂owie kwietnia nadesz艂o kr贸lewskie pismo, przenosz膮ce prawa do Maguire's Ford z lady Jasmine Leslie, ksi臋偶nej Glenkirk, na jej syn贸w, Adama i Duncana Lesliech. Ka偶dy z ch艂opc贸w otrzyma艂 tytu艂 para, bowiem ich ojciec by艂 ksi臋ciem. Adam zosta艂 baronem Leslie z Erne Rock. Duncan otrzyma艂 tytu艂 barona Leslie z Dinsmore, to znaczy ze wzg贸rz, gdzie mia艂a stan膮膰 jego przysz艂a siedziba. Kopi臋 dokumentu wywieszono na widok publiczny na wioskowym placu. Drug膮 kopi臋 Kieran zabra艂 do Mallow Court, aby pokaza膰 przyrodniemu bratu i macosze.

Wygl膮daj膮ca na zm臋czon膮 Jane Devers powita艂a go kwa艣no.

- Mia艂e艣 si臋 tu ju偶 nigdy nie pokazywa膰 - warkn臋艂a, gdy wszed艂 do domu.

- To moja ostatnia wizyta, obiecuj臋, madam. Gdzie jest William? Zaprowad藕 mnie do niego i zawo艂aj te偶 swoj膮 synow膮.

Jane Devers powiod艂a go do saloniku na ty艂ach domu, gdzie znale藕li Williama Deversa siedz膮cego w wy艣cielanym fotelu.

- Kieran! - W glosie Williama zabrzmia艂a niemal powitalna nuta.

- Przepraszam, 偶e nachodz臋 ci臋 bez zapowiedzi, Willu, ale ba艂em si臋, 偶e gdybym ci臋 uprzedzi艂, m贸g艂by艣 nie chcie膰 mnie widzie膰. Przywioz艂em kopi臋 kr贸lewskiego nadania praw do Maguire's Ford. - Kieran wr臋czy艂 dokument m艂odszemu bratu. - Zauwa偶, 偶e prawo do w艂asno艣ci zosta艂o przeniesione i

podzielone r贸wno na braci sir Adama i sir Duncana. Koniec z w膮tpliwo艣ciami na temat przeznaczenia Erne Rock i okolicznych ziem. S膮 w r臋kach dw贸ch protestanckich lord贸w, kt贸rych opiekunem jest wielebny Steen.

Ale Maguire nadal tam mieszka, prawda? - zapyta艂 William, tym razem cierpkim tonem.

Owszem, i zostanie tam a偶 do 艣mierci. Nie przysparza 偶adnych k艂opot贸w i jest genialny w zajmowaniu si臋 ko艅mi, Willu. Jest potrzebny. To katolik - pad艂a uparta odpowied藕.

Jego panowie nie. Nie igraj z ch艂opcami Glenkirka, Willu. Szkocja nie jest zbyt odleg艂a i James Leslie ci臋 zabije.

Lepiej by艂oby, gdybym nie 偶y艂 - gorzko odpar艂 William Devers. - Nic nie czuj臋 poni偶ej pasa, Kiera-nie. Medyk m贸wi, 偶e dziecko, kt贸re nied艂ugo urodzi Emily Ann臋, b臋dzie jedynym naszym potomkiem. A je艣li to nie b臋dzie syn? Siedz臋 tutaj ca艂ymi dniami, w towarzystwie jedynie mamy i 偶ony. Rzyga膰 mi si臋 chce od ich pogody i szlachetno艣ci. Medyk twierdzi, 偶e poza bezw艂adem n贸g i m臋sko艣ci jestem zdr贸w jak ryba i b臋d臋 偶y艂 d艂ugo. Cieszysz si臋, bracie? Pewnie ci臋 prze偶yj臋.

Przykro mi, Willu, ale prawda jest taka, 偶e nikogo pr贸cz siebie nie mo偶esz o to wini膰. Tak, kiedy艣 protestanci z Lisnaskea ochoczo ruszyli za tob膮, pod­judzani przez ciebie, twoj膮 matk臋 i nie偶yj膮cego ju偶 Dundasa, ale potem opu艣cili ci臋. Tw贸j widok przypomina im, co zrobili swoim s膮siadom i przyjacio艂om tylko dlatego, 偶e ci byli katolikami. I za ka偶dym razem, gdy ci臋 widz膮, przypominaj膮 sobie o tym, co uczyni艂e艣 swojej przyrodniej siostrze, Aine Fitzgerald. Naprawd臋 偶al mi ciebie, Willu, ale nie mog臋 uwolni膰 si臋 od my艣li, 偶e dosta艂e艣 dok艂adnie to, na co sobie zas艂u偶y艂e艣. P艂aczesz nad pomiotem dziwki, a nie nad swoim w艂asnym bratem! Ciesz臋 si臋, 偶e nasz ojciec nie 偶yje, bo m贸g艂by ci jeszcze zapisa膰 maj膮tek, ty b臋karcie! -parskn膮艂 William.

- Nie przyj膮艂bym go, Willu. Ulster jest dla mnie smutnym miejscem. Nie pasuj臋 tutaj. Mo偶esz mie膰 Mallow Court dla siebie i dla swoich dzieci. 呕ycz臋 ci szcz臋艣cia, braciszku!

- Czego chcesz? - Do pokoju wesz艂a Jane Devers i jej synowa.

Glos nale偶a艂 do Emily Ann臋. By艂a ju偶 bardzo okr膮g艂a i oci臋偶a艂a. Wygl膮da艂o na to, 偶e dziecko jest w pe艂ni gotowe do narodzin. Kierana zaciekawi艂o, czy to b臋dzie ch艂opiec, czy dziewczynka, i czy kiedykolwiek si臋 tego dowie.

- Dzie艅 dobry, madam - odezwa艂 si臋 mi艂ym g艂osem, k艂aniaj膮c si臋 przed ni膮. -Przywioz艂em dokument z kr贸lewskimi piecz臋ciami przenosz膮cy prawo w艂asno艣ci Maguire's Ford z mojej te艣ciowej na jej dw贸ch m艂odszych syn贸w, 偶eby艣cie mogli go sami zobaczy膰. - Wzi膮艂 dokument z r膮k Williama i poda艂 go Emily Ann臋 i lady Jane. - Kiedy go ju偶 uwa偶nie przeczytacie, zabior臋 go z powrotem. Przyjecha艂em tak偶e, 偶eby si臋 po偶egna膰. Moja 偶ona, moi te艣ciowie i ja w po艂owie maja wyje偶d偶amy do Szkocji. Jest rzecz膮 bardzo ma艂o prawdopodobn膮, abym jeszcze kiedykolwiek zawita艂 do Ulsteru.

Obie kobiety uwa偶nie przeczyta艂y kr贸lewski akt, po czym odda艂y go Kieranowi.

- A wi臋c lady Jasmine nie k艂ama艂a, kiedy m贸wi艂a, 偶e daje Maguire's Ford swoim synom - rzek艂a zdumionym g艂osem Jane Devers.

- Nie, nie k艂ama艂a - przytakn膮艂.

A poniewa偶 nie pozosta艂o ju偶 nic wi臋cej do powiedzenia, uca艂owa艂 d艂onie obu niewiast, potrz膮sn膮艂 r臋k膮 opieraj膮cego si臋 brata i po raz ostatni wyszed艂 ze swojego domu rodzinnego. Na szczycie wzg贸rza odwr贸ci艂 si臋, 偶eby ostatni raz spojrze膰 na dom.

Ju偶 nigdy wi臋cej go nie zobaczy.

*

Pod koniec kwietnia dotar艂a do Kierana wiadomo艣膰, 偶e jego szwagierka przedwcze艣nie powi艂a c贸rk臋, kt贸ra mia艂a otrzyma膰 na chrzcie imi臋 Emily Jane. Dziecko by艂o zdrowe, a matka dzielnie znios艂a por贸d. Kieran Devers pos艂a艂 bratanicy, kt贸rej mia艂 nigdy nie pozna膰, ma艂膮 srebrn膮 艂y偶k臋 i fili偶ank臋. Par臋 miesi臋cy wcze艣niej zam贸wi! je w Belfa艣cie i dotar艂y do niego niedawno.

- Biedny William - zauwa偶y艂a Fortune - ale chocia偶 maj膮 dziecko. Czy my艣lisz, 偶e nadszed艂 czas, 偶eby艣my te偶 mieli dziecko, m贸j panie? Obawiam si臋, 偶e musimy intensywniej pr贸bowa膰. W ci膮gu ostatnich paru tygodni haniebnie mnie zaniedbywa艂e艣.

Fortune moczy艂a si臋 w obszernej d臋bowej balii ustawionej przed kominkiem. Balia zajmowa艂a wi臋kszo艣膰 powierzchni pokoju, niezaj臋tej przez 艂贸偶ko.

Za艣mia艂 si臋 i zacz膮艂 si臋 rozbiera膰, 偶eby do niej do艂膮czy膰. Z upi臋tymi wysoko na g艂owie, rudymi w艂osami, z zar贸偶owionymi od gor膮ca policzkami wygl膮da艂a niezwykle kusz膮co.

- Musimy zabra膰 tak膮 bali臋 ze sob膮 do Nowego 艢wiata. Got贸w jestem zrezygnowa膰 z wielu rzeczy, 偶eby znale藕膰 spokojne miejsce do 偶ycia, wolne od uprzedze艅, ale nie zamierzam pozbawi膰 si臋 naszych k膮pieli, madam -rzeki z u艣miechem.

Fortune zachichota艂a.

- Dzi臋ki Bogu, 偶e nie jeste艣my purytanami. S艂ysza艂am, 偶e uwa偶aj膮 k膮piel za grzech cielesny. Niemi艂o by艂o przebywa膰 w pobli偶u niekt贸rych d偶entelme­n贸w, kt贸rych pozna艂am na dworze. Wchod藕 ostro偶nie, Kieranie, 偶eby nie wyla膰 wody na pod艂og臋.

Kieran uni贸s艂 brwi i bez wysi艂ku w艣lizn膮艂 si臋 do wody.

- Nie wiedzia艂a艣, 偶e jestem w cz臋艣ci wodnikiem?

- Kto to jest? - zapyta艂a zaciekawiona.

- Cz艂owiek, kt贸ry potrafi przyj膮膰 posta膰 foki. A mo偶e foka, kt贸ra mo偶e przyj膮膰 posta膰 cz艂owieka. Tak przynajmniej g艂osz膮 legendy.

- Aha - powiedzia艂a, zanurzaj膮c r臋k臋, 偶eby go dotkn膮膰. - A je艣li przeistoczysz si臋 w fok臋, m贸j panie? Jak w贸wczas poczniemy dziecko?

Poczu艂, 偶e pod wp艂ywem jej prowokacyjnych s艂贸w twardnieje, a ocieranie si臋 jej sutk贸w o jego tors rozpala w nim 偶膮dz臋.

- Chcia艂aby艣 zobaczy膰, jak si臋 kochaj膮 wodniki? -przekomarza艂 si臋. Odwr贸ci艂 j膮, uj膮艂 w d艂onie jej piersi, skuba艂 wargami jej uszy i kark u nasady szyi. -Wodnik lubi dominowa膰 nad swoj膮 partnerk膮 - powiedzia艂.

- Naprawd臋? - odpar艂a Fortune, znacz膮co napieraj膮c po艣ladkami na jego krocze. - W jaki spos贸b to robi, m贸j panie?

Zamiast odpowiedzi otoczy! j膮 ramieniem w talii i przyci膮gn膮艂 jeszcze bli偶ej do siebie. Wsun膮艂 r臋k臋 pod wod臋 w poszukiwaniu niewielkiego klejnotu jej kobieco艣ci, kt贸ry pocz膮艂 bezlito艣nie dra偶ni膰.

- Wodniki nie maj膮 takich niegrzecznych palc贸w -wydusi艂a z siebie.

- Ale ich ludzcy partnerzy maj膮 - przekonywa艂. P艂on膮艂 z 偶膮dzy i wiedzia艂, 偶e ona tak偶e. D臋bowa balia by艂a do艣膰 szeroka, 偶eby zrobi膰 to, co zamierza艂, wi臋c pochyli艂 si臋 do przodu, a偶 twarz Fortune niemal dotkn臋艂a powierzchni wody. W贸wczas ogromnymi d艂o艅mi z艂apa艂 j膮 za biodra i w艣lizgn膮艂 si臋 w jej kobiecy przesmyk w spos贸b, w jaki jeszcze nigdy dot膮d jej nie posiada艂. Zaskoczona Fortune g艂o艣no wci膮gn臋艂a powietrze i gdyby nie trzyma艂 jej za

biodra, wpad艂aby twarz膮 do wody. Kieran zacz膮艂 si臋 w niej porusza膰 w powol­nym, r贸wnym tempie, wzniecaj膮c w niej p艂omienn膮 偶膮dz臋. Niemal natychmiast pochwyci艂a rytm i zacz臋艂a si臋 porusza膰 razem z nim. W g艂owie kr臋ci艂o jej si臋 z rozkoszy, jakiej jej dostarcza艂.

- W taki spos贸b parzy si臋 wodnik - wyst臋ka艂 jej do ucha. - Pokrywa cia艂o partnerki swoim i bierze j膮 sobie. - Pchn膮艂 g艂臋biej, a Fortune zamrucza艂a z nieukrywanym zachwytem.

- O tak, Kieranie! - zach臋ca艂a go.

Chocia偶 jego soki wytrysn臋艂y, ci膮gle by艂 twardy i przepe艂niony g艂odn膮 偶膮dz膮. Wycofa艂 si臋 z niej i wyszed艂 z wanny, poci膮gaj膮c j膮 za sob膮. Cisn膮艂 j膮 na 艂贸偶ko i ponownie zag艂臋bi艂 si臋 w jej ciele, pchaj膮c, pchaj膮c, pchaj膮c, dop贸ki Fortune nie zatka艂a sobie pi臋艣ci膮 ust, 偶eby zd艂awi膰 krzyk.

Up艂yn臋艂o par臋 minut, zanim odzyska艂a panowanie nad sob膮. Zorientowa艂a si臋, 偶e Kieran delikatnie obmywa jej cia艂o. Obserwowa艂a go spod wp贸艂przymkni臋tych powiek.

- Dobrze ci臋 nauczy艂am - wymrucza艂a cicho. Spojrza艂 na ni膮 oczami pe艂nymi nieukrywanej pasji.

*

Obudzili si臋 w bladym 艣wietle wiosennego 艣witu, wdzieraj膮cym si臋 do komnaty. Ogie艅 dawno ju偶 wygasi, a wielka d臋bowa balia poch艂ania艂a wszelkie ciep艂o, jakie m贸g艂by dawa膰 pal膮cy si臋 kominek. Fortune kichn臋艂a raz i drugi. Jej m膮偶, kln膮c cicho, wygramoli艂 si臋 z 艂贸偶ka, 偶eby przesun膮膰 bali臋 sprzed kominka, ale nie by艂o na to miejsca. Ukl膮k艂 i poruszy艂 w臋gle, lecz dawno si臋 ju偶 wypali艂y. Kichn膮艂.

- Cholera! - zakl膮艂 g艂o艣niej. - Chyba rozbiera mnie przezi臋bienie.

- Mnie te偶 - odpowiedzia艂a. - Nie mo偶esz rozpali膰 ognia?

- Musz臋 zej艣膰 na d贸艂, 偶eby przynie艣膰 troch臋 tl膮cych si臋 w臋gli. - Kichn膮艂 drugi raz i trzeci.

Fortune nie mog艂a si臋 powstrzyma膰. G艂o艣no zachichota艂a i pospiesznie wyja艣ni艂a:

- Wydaje mi si臋, 偶e dostali艣my lekcj臋, Kieranie. Nie wolno si臋 kocha膰, a potem spa膰 w wilgotnym 艂贸偶ku podczas ch艂odnej, wiosennej nocy. Chyba powinni艣my najpierw si臋 ubra膰, a potem zej艣膰 na d贸艂, 偶eby si臋 ogrza膰. S艂u偶ba zajmie si臋 sypialni膮, opr贸偶ni wann臋, ja za艣 z ch臋ci膮 posil臋 si臋 owsiank膮 i grzanym ja­b艂ecznikiem, m贸j panie.

- Zgadzam si臋 - powiedzia艂. W jego oczach zapali艂y si臋 ogniki. - Ale mieli艣my wspania艂膮 rozrywk臋 dzisiejszej nocy, moja gor膮ca 偶ono, prawda?

Fortune roze艣mia艂a si臋 g艂o艣no.

*

Sko艅czy艂 si臋 kwiecie艅 i czas ich pobytu w Ulsterze kurczy艂 si臋. Kieran zebra艂 par臋 katolickich rodzin oraz samotnych m臋偶czyzn i kobiety, kt贸rzy chcieli opu艣ci膰 ojczyzn臋 i wyruszy膰 do Nowego 艢wiata. M臋偶czyzn by艂o czternastu, w wi臋kszo艣ci rolnicy, poza Brucem Morganem, kt贸ry terminowa艂 u swojego ojca i by艂 dobrym kowalem. By艂 te偶 bednarz, garbarz, szewc, dw贸ch tkaczy, dw贸ch rybak贸w i pochodz膮ca z Enniskillen kobieta medyk, pani Happeth Jones, kt贸ra zosta艂a przep臋dzona przez swoich protestanckich s膮siad贸w, sugeruj膮cych, 偶e mo偶e by膰 czarownic膮. Zanim posun臋li si臋 dalej, pani Jones spakowa艂a swoje rzeczy i zbieg艂a do Maguire's Ford. Pani Jones nie deklarowa艂a si臋 jako wyznawczyni 偶adnej konkretnej wiary, ale przyby艂a do Maguire's Ford, bo s艂ysza艂a, 偶e panuje tam znacznie wi臋ksza tolerancja ni偶 gdziekolwiek w Ulsterze.

- Czy uprawia pani czary? - zapyta艂 wprost Kieran.

- Naturalnie, 偶e nie - z oburzeniem odpar艂a pani Jones. By艂a pulchn膮 kobiet膮 o 艂agodnej twarzy, ciemnych w艂osach, r贸偶owych policzkach i bystrych, niebieskich oczach, kt贸rymi obserwowa艂a go spokojnie. - Ignoranci zawsze usi艂uj膮 wyt艂umaczy膰 czarami wszystko, czego nie rozumiej膮, panie. Jestem medykiem, tak jak m贸j ojciec, kt贸ry mnie wyuczy艂. Jestem uzdrowicielk膮, jak moja matka. M贸j sukces w Enniskillen budzi艂 zazdro艣膰 pozosta艂ych dw贸ch felczer贸w w mie艣cie. To oni zacz臋li rozpuszcza膰 plotki. By艂am lepszym lekarzem od nich, a na dodatek kobiet膮, a wszyscy wiedz膮, 偶e kobiety nadaj膮 si臋 tylko do rodzenia dzieci i prowadzenia domu m臋偶czy藕nie -zako艅czy艂a z b艂yskiem w oku.

Nie ma pani m臋偶a?

Nie mam czasu na m臋偶a - odpowiedzia艂a cierpko.

Jones nie jest typowym nazwiskiem w Ulsterze.

Moi rodzice pochodzili z Anglesey - wyja艣ni艂a. -M贸j dziadek by艂 medykiem

w Beaumaris. Rodzina matki zajmowa艂a si臋 handlem z Irlandi膮. Poniewa偶

dziadek mia艂 dw贸ch syn贸w, kt贸rzy poszli w jego 艣lady, m艂odszy, m贸j ojciec,

musia艂 opu艣ci膰 Anglesey i znale藕膰 miejsce, gdzie przyda艂yby si臋 jego

umiej臋tno艣ci. Anglesey to biedna miejscowo艣膰 i jeden medyk i jego starszy

syn w zupe艂no艣ci wystarczali. By艂am jedynaczk膮 i jako male艅kie dziecko

przyby艂am z rodzicami do Enniskillen.

W Nowym 艢wiecie nie b臋dzie 艂atwo, pani Jones - powiedzia艂 Kieran. - Nikt z

pani膮 nie jedzie?

Taffy - odrzek艂a spokojnie. - Jest jedn膮 z przyczyn, dla kt贸rych tak 艂atwo

uwierzono, 偶e uprawiam czary.

Dlaczego?

Jest kar艂em i niemow膮, ale jest inteligentny i rozumie wszystko, co si臋 do

niego m贸wi. Jego matka porzuci艂a go, gdy zobaczy艂a, na kogo wyrasta.

Wychowywa艂am go, jak bym wychowywa艂a w艂asne dziecko. Pomaga mi i

jest moim aptekarzem. Nie jest szpetny, a jedynie malutki. S膮 te偶 moje psy,

panie. Z oczywistych wzgl臋d贸w nie mam kota - doko艅czy艂a ze 艣miechem.

Roze艣mia艂 si臋. Podoba艂a mu si臋 i wiedzia艂, 偶e Fortune r贸wnie偶 j膮 polubi.

S膮 pewne rzeczy, kt贸re musi pani zabra膰 ze sob膮. Czy ma pani jakie艣

pieni膮dze, 偶eby je naby膰? Je艣li nie, mo偶emy pani pom贸c. Umiej臋tno艣ci pani i

pani pomocnika b臋d膮 dla nas niezwykle cenne.

Kiedy wyruszamy? - zapyta艂a.

Ja i moja 偶ona wyje偶d偶amy do Szkocji, a potem do Anglii - wyja艣ni艂. - Tam

musz臋 zosta膰 przedstawiony lordowi Baltimore, kt贸ry dowodzi wypraw膮, i

przekona膰 go, 偶eby nas zabra艂 ze sob膮. Moi ludzie pozostan膮 w Ulsterze,

gdzie b臋d膮 czeka膰 na wezwanie ode mnie. Mo偶e ono nadej艣膰 tego lata, ale

mo偶e dopiero w przysz艂ym roku. Mamy statki, kt贸re zabior膮 st膮d ludzi. Nie ma potrzeby podr贸偶owania do Anglii - powiedzia艂 Kieran. - Razem z lud藕mi zabierzemy te偶 konie.

*

Adam Leslie 艣wi臋towa艂 swoje pi臋tnaste urodziny czternastego maja. By艂 r贸wnie wysoki jak ojciec, i wyra藕nie chcia艂 sam decydowa膰 o sobie. Jednak Jasmine wzi臋艂a na bok swojego syna i powiedzia艂a:

- Musisz dba膰 o spok贸j tutaj. Nie mo偶esz pozwoli膰 na 偶adne prze艣ladowania katolik贸w czy protestant贸w w Maguire's Ford. Znajd膮 si臋 ludzie, kt贸rzy b臋d膮 chcieli ci臋 zmusi膰 do opowiedzenia si臋 po czyjej艣 stronie, Adamie, ale nie mo偶esz ust膮pi膰. 呕adna wiara nie jest lepsza od innej, bez wzgl臋du na to, co niekt贸rzy uwa偶aj膮. 艢wi臋ty Augustyn m贸wi艂, 偶eby kocha膰 Boga i robi膰 to, co si臋 chce. To dobra rada, synu. Mam nadziej臋, 偶e za jaki艣 rok udasz si臋 do Trinity w Dublinie. Dop贸ki Rory Maguire pilnuje tutaj interes贸w, mo偶esz spokojnie zajmowa膰 si臋 swoj膮 edukacj膮.

- Nauczy艂em si臋 ju偶 wszystkiego, czego mog艂em, mamo - odpowiedzia艂. - To Duncan uwielbia ksi膮偶ki. Umiem czyta膰, pisa膰 i prowadzi膰 rachunki. Znam francuski i w艂oski, chocia偶 nie mam poj臋cia, co mi z tego przyjdzie. Teraz naucz臋 si臋 od Maguire'a, jak zarz膮dza膰 t膮 posiad艂o艣ci膮 i jak hodowa膰 konie. Uwolnij mnie, prosz臋, od poczciwego, ale 艣miertelnie nudnego Samuela Steena.

Jego matka roze艣mia艂a si臋 i zwichrzy艂a ciemn膮 czupryn臋 syna.

- Dobrze, Adamie, jeste艣 wolny. Chyba lepiej, 偶eby艣 si臋 uczy艂 prowadzenia interes贸w, skoro na twoje barki spad艂a taka odpowiedzialno艣膰.

- Czy mam si臋 opiekowa膰 Duncanem?

Jasmine zastanowi艂a si臋 przez chwil臋. Duncan Leslie mia艂 dwana艣cie lat. By艂 jeszcze ch艂opcem. A Adam by艂 bardzo m艂ody, m贸g艂 si臋 zachowywa膰 jak

despota. Jasmine nie s膮dzi艂a, 偶eby poczciwy pastor Steen by艂 dla Duncana wystarczaj膮cym autorytetem. Pan Steen by艂 z natury bardzo 艂atwowierny i 艂atwo go by艂o oszuka膰.

- Opiekunem twojego brata b臋dzie Cullen Butler - o艣wiadczy艂a Adamowi. - A je艣li go nie b臋dzie, to Rory Maguire. Niepotrzebne ci dodatkowe obowi膮zki, Adamie - podsumowa艂a Jasmine, 艂agodz膮c swoj膮 decyzj臋.

- A je艣li pojawi膮 si臋 jakie艣 problemy? - zapyta! Adam. - Znajd膮 si臋 ludzie, kt贸rym nie spodoba si臋 fakt, 偶e wyznaczy艂a艣 na opiekun贸w swojego syna dw贸ch katolik贸w, mamo. Co mamy wtedy robi膰?

- Wtedy, Adamie, ostateczna decyzja b臋dzie nale偶a艂a do waszego ojca -powiedzia艂a Jasmine. - A poniewa偶 w tym czasie b臋dzie on przebywa艂 za mo­rzem, w Szkocji, nic nie mo偶e zosta膰 postanowione w sprawie Duncana, prawda?

Adam Leslie u艣miechn膮艂 si臋.

- Jeste艣 chytrusk膮, mamo.

Rory Maguire przygl膮da艂 si臋, jak rozmawiaj膮. Zastanawia艂 si臋, czy jeszcze kiedy艣 zobaczy j膮 i ich wsp贸ln膮 c贸rk臋. Ba艂 si臋 o Fortune. Nowy 艢wiat by艂 daleko, za oceanem, ale nie sprzeciwi si臋 tej podr贸偶y. Jego c贸rka by艂a udan膮 mieszank膮 swoich celtyckich i mogolskich przodk贸w. I tak bardzo kocha艂a Kierana Deversa! Rory u艣miechn膮艂 si臋 do siebie. Mia艂a w sobie t臋 sam膮 nami臋tno艣膰 i ogie艅, co jej matka. I by艂a gotowa na rozpocz臋cie tej wielkiej przygody u boku ukochanego m臋偶czyzny.

Pomy艣la艂, 偶e ledwie j膮 zna, a ona wie o nim jeszcze mniej. I 偶e zabierze ten sekret ze sob膮 do grobu. Dopiero kiedy pewnego dnia spotkaj膮 si臋 w niebie, For­tune Mary pozna prawd臋. Ale b臋dzie mu jej brakowa艂o. Ten rok by艂 najlepszym w ca艂ym jego 偶yciu, bo przyjecha艂a i m贸g艂 j膮 ogl膮da膰, przebywa膰 z ni膮. Kiedy艣, dawno temu, po偶egna艂 jej matk臋, a potem p艂aka艂, powtarzaj膮c sobie, 偶e m臋偶czy藕ni nie p艂acz膮. Tym razem b臋dzie p艂aka艂 jeszcze bardziej, ale przynaj­mniej wie, 偶e Fortune jest kochana. Nie tylko przez matk臋 i Jamesa Lesliego, ale

przez tego dzikiego mieszka艅ca Ulsteru, kt贸rego po艣lubi艂a. Mi艂o艣膰 Rory'ego tak偶e b臋dzie towarzyszy膰 c贸rce. Zawsze pozostanie w jego sercu, tak jak przez te wszystkie lata pozostawa艂a jej matka.

Ostatni膮 spraw膮, jak膮 nale偶a艂o za艂atwi膰 przed opuszczeniem Maguire's Ford, by艂 艣lub Rois z Kevinem Hennesseyem. Uroczysto艣膰 odby艂a si臋 w dniu wyjazdu, w male艅kiej kaplicy zamkowej. M艂odzi mieli pojecha膰 z Fortune i Kieranem jako ich osobista s艂u偶ba, ale po przyje藕dzie do Nowego 艢wiata Kevin mia艂 przej膮膰 opiek臋 nad ko艅mi, kt贸re zabierano ze sob膮. Rodzice Kevina nie 偶yli od dawna i fakt ten zawa偶y艂 na jego decyzji o wyje藕dzie. Rodzice i dziadkowie Rois byli 艣wiadkami, jak dziewczyna wychodzi za m膮偶 za swoj膮 dzieci臋c膮 mi艂o艣膰. Michael Duffy, widz膮c swoj膮 c贸rk臋 przy o艂tarzu, dyskretnie ociera艂 Izy z oczu, ale jego matka, Bride, otwarcie, g艂o艣no p艂aka艂a, gdy jej wnuczka sk艂ada艂a ma艂偶e艅sk膮 przysi臋g臋. Wszyscy wiedzieli, 偶e 艂zy Bride wywo艂ane by艂y faktem, i偶 pewnie po raz ostatni widzia艂a swoj膮 najm艂odsz膮 wnuczk臋, kt贸ra zawsze by艂a jej ulubienic膮.

W holu wzniesiono toast na cze艣膰 m艂odej pary i 偶yczono im szcz臋艣cia. Nadszed艂 czas odjazdu z Maguire^ Ford. Jasmine czule po偶egna艂a si臋 z dwoma synami, obiecuj膮c powr贸ci膰 za rok, 偶eby sprawdzi膰, jak im si臋 wiedzie. Ta wiadomo艣膰 ucieszy艂a jej przyjaci贸艂, kt贸rzy my艣leli, 偶e ju偶 nigdy nie zobacz膮 ksi臋偶nej Glenkirk.

- Nie - za艣mia艂a si臋 Jasmine. - Musz臋 si臋 upewni膰, 偶e te dwa 艂obuziaki b臋d膮 si臋 zachowywa膰 tak, jak powinny. A poza tym, pewnego dnia b臋d臋 musia艂a znale藕膰 dla nich 偶ony, prawda? Ten tutaj - zwichrzy艂a czupryn臋 Adama -ju偶 teraz si臋 wymyka, 偶eby podgl膮da膰 dziewcz臋ta. My艣la艂e艣, 偶e nie wiem? -za偶artowa艂a. - Nawet w Szkocji b臋d臋 wiedzia艂a, co zbroicie, moi kochani ch艂opcy. - Przytuli艂a obu syn贸w. Potem odwr贸ci艂a si臋 do Rory'ego. - R贸b dalej to, co dotychczas, drogi przyjacielu - powiedzia艂a. - Nie pope艂ni艂am b艂臋du, gdy ci zaufa艂am. Dzi臋kuj臋 za wszystko, co ju偶 zrobi艂e艣 i co jeszcze zrobisz. Obiecuj臋, 偶e wr贸c臋. - I zaskoczy艂a go, ca艂uj膮c go w policzek. -

Chyba mog臋 to zrobi膰, prawda? - zapyta艂a sp艂onionego m臋偶czyzn臋. Potem poklepa艂a go po r臋ce. - Do zobaczenia, Rory, jeszcze si臋 spotkamy.

- Jeste艣 czerwony jak burak, Rory Maguire - powiedzia艂a ze 艣miechem Fortune, obejmuj膮c go ramionami, przytulaj膮c si臋 i ca艂uj膮c z ca艂ego serca w drugi policzek. - Mama ci臋 zaskoczy艂a, prawda? Ale ja nie. Powiniene艣 ju偶 wiedzie膰, 偶e ci臋 kocham i uwielbiam, ojcze chrzestny. B臋d臋 za tob膮 t臋skni艂a. Na pewno nie chcesz jecha膰 z nami do Nowego 艢wiata? Jakie wspania艂e rumaki wyhodujemy z koni, kt贸re nam przy艣lesz. Ulster jest takim smutnym miejscem i boj臋 si臋, 偶e staje si臋 coraz smutniejszy.

Rory przez chwil臋 mocno przytrzyma艂 Fortune w obj臋ciach, rozkoszuj膮c si臋 s艂odycz膮 swojej c贸rki. Potem rzek艂:

- Nie porzuci艂em mieszka艅c贸w Maguire's Ford, gdy wiele lat temu moja rodzina wyrusza艂a z hrabiami, dziewczyno. Nie wyjad臋 i teraz, ale dzi臋kuj臋 za propozycj臋. - Poca艂owa艂 j膮 w policzek. - Wyje偶d偶asz ze wspania艂ym m臋偶em, Fortune Mary, a przecie偶 po to w艂a艣nie przyby艂a艣 do Ulsteru, prawda? -Odsun膮艂 j膮 od siebie i u艣miechn膮艂 si臋 do jej prze艣licznej twarzy. -Jed藕cie z Bogiem, bezpiecznie i w pokoju. Nie b臋d臋 mia艂 nic przeciwko temu, je艣li od czasu do czasu prze艣lecie mi jak膮艣 wiadomo艣膰. Mo偶e nawet odpowiem. - Z艂apa艂 j膮 za ramiona i po raz ostatni poca艂owa艂 j膮 w czo艂o. Fortune poczu艂a, 偶e ogarnia j膮 niewypowiedziany smutek, a oczy wype艂niaj膮

si臋 艂zami. Spostrzeg艂a, 偶e i jego oczy s膮 wilgotne.

- Och, Rory, b臋dzie mi ciebie brakowa艂o! Obiecuj臋, 偶e napisz臋 - niemal za艂ka艂a.

- Zabierz swoj膮 偶on臋, Kieranie, bo gotowa mi zmoczy膰 kamizelk臋 - ochryp艂ym g艂osem rzek艂 Rory, przekazuj膮c Fortune jej m臋偶owi.

Kieran Devers otoczy艂 Fortune ramieniem, a drug膮 r臋k臋 wyci膮gn膮艂 do Maguire'a.

- 呕egnaj, Rory. Wiesz, o co chcia艂bym ci臋 prosi膰, prawda? Maguire skin膮艂 g艂ow膮.

- Tak, ch艂opcze, b臋d臋 dba艂 o groby, obiecuj臋 ci to - odpowiedzia艂, potrz膮saj膮c r臋k膮 m艂odszego m臋偶czyzny.

Potem podszed艂 James Leslie.

- Miej na oku moich ch艂opc贸w - powiedzia艂. -Wiem, 偶e dobrze wyedukujesz Adama, Maguire.

- Oczywi艣cie, milordzie - pad艂a odpowied藕.

Bride Duffy, pochlipuj膮c bez przerwy, te偶 wszystkich po偶egna艂a. Fergus Duffy mia艂 ich odwie藕膰 na wybrze偶e, gdzie czeka艂 ju偶 na nich statek.

Jasmine wymienia艂a ostatnie zdania ze swoim kuzynem, Cullenem Butlerem.

- Post臋puj ostro偶nie, Cullenie. Nie chc臋 mie膰 na sumieniu 偶adnych m臋czennik贸w. To m贸j czu艂y punkt i nie chc臋 odwiedzin ducha mamy, kt贸ry b臋dzie mnie 艂aja艂 - ostrzeg艂a go.

- Czy przez te wszystkie lata nie sprawia艂em si臋 dobrze, kuzynko? - zapyta艂 Cullen.

- Czasy si臋 zmieni艂y, nawet teraz, podczas tego roku, kt贸ry tu sp臋dzili艣my, Cullenie - przypomnia艂a mu Jasmine. - Wojuj膮cy protestanci z ka偶dym dniem staj膮 si臋 coraz g艂o艣niejsi. Anglicy rz膮dz膮 w Irlandii, a w Anglii sam kr贸l walczy z purytanami, 偶eby zachowa膰 porz膮dek w kraju. Musi by膰 bardzo ostro偶ny, 偶eby go nie oskar偶ono o nadmierne wp艂ywy jego 偶ony, francuskiej katoliczki. To nie艂atwy okres i nie wygl膮da na to, 偶eby szybko mia艂o si臋 co艣 poprawi膰. Przezorno艣膰 nie jest z艂膮 cech膮, nawet u ksi臋dza.

- B贸g b臋dzie czuwa艂 nade mn膮 - odpowiedzia艂 spokojnie.

- B贸g pomaga tym, kt贸rzy sami o siebie dbaj膮 -rzek艂a z lekkim u艣miechem. -Opiekuj si臋 moimi ch艂opcami, ale gdyby kto艣 chcia艂 ci臋 do czego艣 zmusi膰, pami臋taj, 偶e ostatnie s艂owo w sprawach dotycz膮cych obu naszych syn贸w nale偶y do ksi臋cia Glenkirk.

Ksi膮dz uca艂owa艂 jej d艂o艅.

- Niech B贸g ci b艂ogos艂awi, kuzynko - powiedzia艂. - A teraz ruszajcie wreszcie.

Rodziny Lesliech i Devers贸w wyruszy艂y w stron臋 wybrze偶a. Ogromny tabor woz贸w z baga偶ami, kt贸ry jeszcze si臋 powi臋kszy艂 od czasu, kiedy tu przyjechali, zosta艂 wyprawiony dzie艅 wcze艣niej. Towarzyszy艂 im tylko jeden pow贸z, w kt贸rym jecha艂y wy艂膮cznie najpotrzebniejsze rzeczy oraz Rohana i Adali. Pozosta艂a dw贸jka s艂u偶膮cych, podobnie jak ich pa艅stwo, wola艂a podr贸偶owa膰 konno. Omin臋li posiad艂o艣膰 Appleton贸w i nad艂o偶yli troch臋 drogi, 偶eby zatrzyma膰 si臋 na noc w gospodzie 鈥濸od Z艂otym Lwem" pani Tully.

Gdy dotarli do wybrze偶a, wozy baga偶owe by艂y ju偶 w porcie i trwa艂 za艂adunek na statek, maj膮cy ich zawie藕膰 z powrotem do Szkocji. Powozy powoli zosta艂y opr贸偶nione, a walizki i pudla wniesiono po trapie do 艂adowni statku.

- Szcz臋艣cie, 偶e ostrzeg艂a艣 nas, milady, by艣my przyp艂yn臋li bez 艂adunku - z u艣miechem rzek艂 kapitan statku. - Mam nadziej臋, 偶e m艂oda panienka znalaz艂a to, po co przyjecha艂a do Ulsteru. - Roze艣mia艂 si臋.

- Owszem - odpowiedzia艂a ksi臋偶na. - Fortune dosta艂a wi臋cej, ni偶 oczekiwa艂a, kapitanie.

Podr贸偶 by艂a kr贸tka. Widz膮c znikaj膮cy brzeg rodzinnej ziemi, Kieran Devers poczu艂 uk艂ucie w piersiach. Ale nie 偶a艂owa艂. Dobrze zrobili, wyje偶d偶aj膮c. Z nadziej膮 my艣la艂 o czekaj膮cej ich przygodzie. Nigdy w 偶yciu nie opu艣ci艂 Irlandii, w przeciwie艅stwie do jego m艂odej 偶ony, dla kt贸rej podr贸偶e by艂y na porz膮dku dziennym. Ciekaw by艂, co ich czeka. Zastanawia艂 si臋, co zrobi膮, je艣li lord Baltimore nie b臋dzie chcia艂 zabra膰 ich ze sob膮. Mia艂 nadziej臋, 偶e pomog膮 im wp艂ywy te艣cia. I jaki w贸wczas oka偶e si臋 Nowy 艢wiat?

Kieran Devers wpatrywa艂 si臋 w wybrze偶e Szkocji, kt贸re po dw贸ch dniach podr贸偶y morskiej ukaza艂o si臋 ich oczom. Delikatnie obejmowa艂 szczup艂e ramio­na Fortune. Dziewczyna u艣miechn臋艂a si臋 do niego.

- Wszystko b臋dzie dobrze, Kieranie, m贸j ukochany. Czuj臋 to w g艂臋bi serca. Oboje pasujemy do Nowego 艢wiata. Tam wykujemy wspania艂膮 przysz艂o艣膰

dla siebie i dla naszych dzieci. Lord Baltimore przyjmie nas. Jak m贸g艂by nam odm贸wi膰?

Nigdy jeszcze nie czu艂em takiej odpowiedzialno艣ci jak teraz, Fortune. Przez ca艂e 偶ycie odpowiada艂em tylko za siebie. Mieszka艂em w domu ojca, bez­piecznie i bez zmartwie艅. Teraz wszystko si臋 zmieni艂o. Kocham ci臋, ale nie mamy swojego miejsca na ziemi, gdzie mogliby艣my razem 偶y膰. Nie boj臋 si臋, ale si臋 przejmuj臋, kochanie - wyzna艂 Kieran.

Nie musisz, Kieranie. Powiedzia艂am ci, 偶e w g艂臋bi serca jestem pewna, 偶e robimy w艂a艣ciw膮 rzecz. 艢wiat nale偶y do nas! - I jej ufny u艣miech przekona艂 go, 偶e naprawd臋 wszystko b臋dzie dobrze.

Rozdzia艂 14

George Calvert przyszed艂 na 艣wiat w tysi膮c pi臋膰set osiemdziesi膮tym roku w Yorkshire, jako syn Leonarda Calverta, zamo偶nego w艂a艣ciciela ziemskiego, i je­go 偶ony Alicji. Zosta艂 wychowany jako protestant, tak jak ojciec, ale jego matka by艂a katoliczk膮, spokojnie praktykuj膮c膮 swoj膮 religi臋. Calvert odebra艂 wy­kszta艂cenie w Trinity College w Oksfordzie. Po zako艅czeniu studi贸w wyruszy艂 w podr贸偶 na kontynent, jak czyni艂a wi臋kszo艣膰 m艂odych d偶entelmen贸w o zbli­偶onym do niego statusie. W ambasadzie angielskiej w Pary偶u mia艂 szcz臋艣cie

pozna膰 sir Roberta Cecila, kr贸lewskiego sekretarza stanu. Cechowi spodoba艂 si臋 rozwa偶ny m艂odzieniec i zaoferowa艂 mu posad臋.

Po 艣mierci El偶biety Tudor kr贸lem zosta艂 Jakub Stuart. Cech pozosta艂 na swoim stanowisku i mianowa艂 George'a Calverta swoim osobistym sekretarzem. W tym czasie Calvert zawar艂 zwi膮zek ma艂偶e艅ski z Ann臋 Mynne, m艂od膮 kobiet膮 z dobrej rodziny z Hertfordshire. Na cze艣膰 opiekuna George'a, Calvertowie nadali swojemu pierwszemu dziecku, synowi, imi臋 Cech. Potem pojawi艂y si臋 kolejne dzieci, trzech syn贸w i dwie c贸rki.

Sir Robert zosta艂 lordem Salisbury, co wzmocni艂o pozycj臋 George'a Calverta. Kiedy w tysi膮c sze艣膰set pi膮tym roku kr贸l i kr贸lowa odwiedzili Oksford, Calvert znalaz艂 si臋 w艣r贸d pi臋ciu m臋偶czyzn, kt贸rzy otrzymali na uniwersytecie tytu艂 magistra. Pozostali czterej byli szlachcicami z najznamienitszych rodzin. Potem kr贸l zacz膮艂 wysy艂a膰 sekretarza sir Roberta z oficjalnymi misjami do Irlandii, bowiem polubi艂 go osobi艣cie, ufa艂 mu i uwa偶a艂 za bardzo kompetentnego.

Kiedy w tysi膮c sze艣膰set dwunastym roku zmar艂 Cech, kr贸l zatrzyma艂 Calverta, a pi臋膰 lat p贸藕niej nada艂 mu tytu艂 szlachecki. Wkr贸tce potem sir George zosta艂 mianowany kr贸lewskim sekretarzem stanu i cz艂onkiem rady gabinetowej. Syn w艂a艣ciciela ziemskiego zaszed艂 bardzo wysoko.

Pracowity i autentycznie skromny Calvert by艂 bardzo lubiany przez ludzi, z kt贸rymi utrzymywa艂 codzienne kontakty. W przeciwie艅stwie do wi臋kszo艣ci dworzan, nie mia艂 wrog贸w. Gdy stawa艂 si臋 coraz zamo偶niejszy, zacz臋li planowa膰 z 偶on膮 budow臋 du偶ego domu w Kiplin w Yorkshire, gdzie Calvert dorasta艂. Ale Ann臋 umar艂a w trakcie sz贸stego porodu i za艂amany George zacz膮艂 szuka膰 pocieszenia i ukojenia w katolickiej wierze swojej matki. Trzyma艂 w sekrecie przej艣cie na now膮 religi臋, zachowuj膮c surowe prawa, narzucone angielskim obywatelom w kwestii wiary.

Niestety, w tym czasie kr贸l Jakub poprosi艂 swojego lojalnego s艂ug臋 o przewodniczenie komisji, stworzonej do os膮dzenia grupy m臋偶czyzn, kt贸rzy

odm贸wili wst膮pienia do Ko艣cio艂a anglika艅skiego. Niekt贸rzy z nich byli katolikami, pozostali purytanami. Do g艂osu dosz艂o sumienie i etyka George'a Calverta. To nie by艂o zadanie, jakiego m贸g艂 si臋 podj膮膰 po zmianie wiary. Najpierw wi臋c odby艂 rozmow臋 ze swoim w艂adc膮, po czym publicznie og艂osi艂 przej艣cie na katolicyzm. Zrezygnowa艂 ze swoich funkcji, w艂膮cznie z pozycj膮 sekretarza stanu, pomimo tego, 偶e kr贸l chcia艂 go zatrzyma膰 w s艂u偶bie, bowiem trudno by艂o znale藕膰 r贸wnie zdolnych d偶entelmen贸w.

James Stuart by艂 uczciwym cz艂owiekiem, kt贸ry ceni艂 swoich nielicznych prawdziwych przyjaci贸艂. Wiedzia艂, 偶e pomimo katolickiego wyznania George Calvert zawsze b臋dzie wierny jemu i jego nast臋pcom. M贸g艂 kaza膰 uwi臋zi膰 swojego przyjaciela. Zamiast tego mianowa艂 go irlandzkim baronem, z ziemiami w hrabstwie Longford. A poniewa偶 nowy lord Baltimore zawsze chcia艂 za艂o偶y膰 koloni臋 w Nowym 艢wiecie, kr贸l nada艂 mu ogromne po艂acie ziemi na p贸艂wyspie Avalon w Nowej Funlandii.

Za kolonistami, kt贸rzy pop艂yn臋li pierwsi, wyruszy艂 sir George z now膮 偶on膮 i rodzin膮. Na miejscu przekonali si臋, 偶e Nowa Funlandia nie jest zbyt go艣cinnym miejscem do osiedlenia. Zimy trwa艂y tam od po艂owy pa藕dziernika a偶 do maja. Nie wystarcza艂o czasu na dojrzewanie zb贸偶 i na zbiory. By艂o mn贸stwo ryb, kt贸re zapewnia艂yby intratne zaj臋cie, gdyby nie Francuzi, kt贸rzy zacz臋li n臋ka膰 Avalon. Calvert rozwa偶nie wys艂a艂 swoj膮 rodzin臋 na po艂udnie, do Wirginii, a sam sp臋dzi艂 zim臋 w kolonii. Gdy w ko艅cu przysz艂a wiosna, by艂 szcz臋艣liwy, 偶e uda艂o mu si臋 prze偶y膰. Pos艂a艂 do kr贸la list opisuj膮cy trudn膮 sytuacj臋 i wyruszy艂 do Wirginii, 偶eby po艂膮czy膰 si臋 z rodzin膮. Ze smutkiem u艣wiadomi艂 sobie, 偶e Avalon nie by艂 t膮 koloni膮, jak膮 chcia艂 za艂o偶y膰.

Po do艂膮czeniu do rodziny w Jamestown rozpocz膮艂 poszukiwania nowego, bardziej przyjaznego miejsca, gdzie m贸g艂by zrealizowa膰 swoje marzenia o kolonii, w kt贸rej wszystkie wyznania by艂yby traktowane na r贸wni. Chocia偶 przyjaciele w Wirginii powitali go 偶yczliwie, wielu ludzi traktowa艂o go z podejrzliwo艣ci膮, zak艂adaj膮c, 偶e jego wiara zbli偶y go nie do jego krajan, lecz do

katolickich kolonist贸w hiszpa艅skich, kt贸rzy osiedlali si臋 na po艂udniowych kra艅cach Wirginii. Ignoruj膮c ich, George Calvert wyruszy艂 na poszukiwanie ziem na po艂udniu, gdzie panowa艂 przyjemny klimat. Niestety, brakowa艂o tam dobrego wybrze偶a dla przybywaj膮cych z Anglii statk贸w przywo偶膮cych mo偶e kiedy艣 zapasy i kolonist贸w.

George Calvert wyprawi艂 si臋 wi臋c na p贸艂noc Wirginii, badaj膮c region Chesapeake. To, co tam zobaczy艂, bardzo go podnieci艂o, a mianowicie wielkie, os艂oni臋te zatoki, gdzie podczas przyp艂ywu woda nie podnosi艂a si臋 wi臋cej ni偶 o p贸艂 metra. Przechodz膮ce jedna w drug膮, zasila艂y liczne rzeki i strumienie, kt贸­rych cz臋艣膰 na znacznej d艂ugo艣ci by艂a sp艂awna. Wody obfitowa艂y w ryby, mi臋czaki, kaczki i g臋si. W pot臋偶nych borach Chesapeake 偶y艂y indyki, jelenie i zaj膮ce. By艂y te偶 krzewy o jadalnych jagodach i drzewa owocowe. Widzia艂 wiele drzew o twardym drewnie, nadaj膮cych si臋 do budowy dom贸w i statk贸w. George Calvert, lord Baltimore, by艂 przekonany, 偶e znalaz艂 raj, idealne miejsce na swoj膮 koloni臋.

Gdy wr贸ci艂 do Jamestown, czeka艂 ju偶 tam na niego list od kr贸la, wzywaj膮cy go do powrotu do Anglii. George Calvert natychmiast wr贸ci艂 do domu, pozo­stawiaj膮c swoj膮 drug膮 偶on臋 i dzieci za morzem. Zamierza艂 uzyska膰 nadanie ziem w rejonie Chesapeake, bo by艂o to idealne miejsce na koloni臋. Kr贸l Jakub I ju偶 nie 偶y艂, ale jego syn, Karol I, byt r贸wnie 偶yczliwy lordowi. Kr贸l odni贸s艂 wra偶enie, 偶e stary przyjaciel i wierny s艂uga ojca wygl膮da na zm臋czonego i znu偶onego, i pr贸bowa艂 odwr贸ci膰 jego uwag臋 od Nowego 艢wiata. W ko艅cu jednak kr贸l zorientowa艂 si臋, 偶e George Calvert nie spocznie, dop贸ki nie za艂o偶y wymarzonej kolonii, o kt贸rej opowiada艂 od lat. Karol I mia艂 wiele w膮tpliwo艣ci co do mo偶liwo艣ci stworzenia miejsca, w kt贸rym panowa艂aby prawdziwa tolerancja religijna, ale got贸w by艂 pozwoli膰 George'owi Calvertowi spr贸bowa膰, je艣li musia艂.

Lord Baltimore otrzyma艂 z nadania kr贸lewskiego ziemie a偶 do po艂udnika, na kt贸rym znajdowa艂y si臋 藕r贸d艂a rzeki Pattowmeck, i i艣cie monarsz膮 w艂adz臋 na tym

terenie. M贸g艂 stanowi膰 tam prawa, m贸g艂 zak艂ada膰 armi臋, u艂askawia膰 zbrodniarzy, zatwierdza膰 nadania ziemskie i tytu艂y. Nadto kr贸l Karol przyzna艂 staremu przyjacielowi zmar艂ego ojca specjalny przywilej dla kolonii, kt贸rego nie mia艂a nawet Wirginia. Kolonia lorda Baltimore mog艂a prowadzi膰 handel z dowolnym krajem, z jakim chcia艂a, w zamian przekazuj膮c kr贸lowi jedn膮 pi膮t膮 wszelkiego z艂ota i srebra znalezionego na terenie kolonii, oraz p艂ac膮c okre艣lon膮 roczn膮 danin臋.

Gdy powsta艂 ju偶 statut nowej kolonii, kr贸l delikatnie zasugerowa艂 lordowi Baltimore, kt贸ry jeszcze nie wymy艣li艂 nazwy dla swojej kolonii, 偶e m贸g艂by j膮 nazwa膰 na cze艣膰 kr贸lowej. George Calvert zgodzi艂 si臋 z b艂yskiem w oku i do dokument贸w zosta艂a wpisana 艂aci艅ska nazwa Terra Mariae, kt贸r膮 natychmiast przerobiono na bardziej swojsk膮 Mary鈥檚 Land.

Pos艂ano po lady Baltimore i dzieci. Po spokojnej podr贸偶y przez morze ich statek roztrzaska艂 si臋 o wybrze偶e angielskie. Nikt nie prze偶y艂 katastrofy. Lord Baltimore by艂 zdruzgotany. Straci艂 dwie 偶ony i kilkoro dzieci. Wyczerpany, znu偶ony wieloma latami ci臋偶kiej pracy i za艂amany ponad wszelk膮 miar臋 George Calvert, lord Baltimore, zmar艂 nagle pi臋tnastego kwietnia tysi膮c sze艣膰set trzydziestego drugiego roku. Dwa miesi膮ce p贸藕niej kr贸lewskie nadanie zosta艂o wystawione na drugiego lorda Baltimore, Cecila Calverta, przystojnego, dwudziestosiedmioletniego m艂odzie艅ca.

*

W Glenkirk James Leslie dowiedzia艂 si臋 o tym wszystkim od pasierba,

Charlesa Fredericka Stuarta, ksi臋cia Lundy, kt贸ry przes艂a艂 informacj臋, gdy

Kieran i Fortune szykowali si臋 do podr贸偶y na po艂udnie, do Anglii.

- W膮tpi臋, 偶eby艣cie pop艂yn臋li jeszcze w tym roku -powiedzia艂 - ale nie

b臋dziecie nic wiedzieli, dop贸ki nie porozmawiacie z lordem Baltimore.

Najpierw udacie si臋 do Queen's Malvern, a Charlie ju偶 b臋dzie wiedzia艂, co

macie robi膰 dalej.

James Leslie i jego 偶ona zdecydowali, 偶e tym razem nie wybior膮 si臋 latem na po艂udnie Anglii, 偶eby odwiedzi膰, jak co roku, rodzin臋. Ksi膮偶臋 uwa偶a艂, 偶e skoro niemal na rok opu艣ci艂 swoje ziemie, nie powinien zn贸w wyje偶d偶a膰. Jasmine dochodzi艂a do siebie po porodzie sprzed siedmiu miesi臋cy. Nie chcia艂a zabiera膰 na kolejn膮 wypraw臋 tak ma艂ego niemowlaka, jak Autumn. Podr贸偶 do domu by艂a wszystkim, co mog艂a zaryzykowa膰 z male艅stwem, na punkcie kt贸rego zupe艂nie zwariowa艂a. Fortune i Kieran mogli sami jecha膰 do Anglii.

W miar臋 jak zbli偶a艂 si臋 dzie艅 ich wyjazdu, ksi臋偶na Glenkirk stawa艂a si臋 coraz smutniejsza. Gdy jej druga c贸rka opu艣ci Glenkirk, w domu pozostanie tylko syn, Patrick Leslie. Ale Patrick mia艂 szesna艣cie lat i chocia偶 kocha艂 matk臋 i tolerowa艂 jej zainteresowanie, uwa偶a艂 si臋 za doros艂ego m臋偶czyzn臋. No i by艂a male艅ka Autumn Ros臋, kt贸ra ros艂a jak na dro偶d偶ach.

Fortune wyczu艂a nastr贸j matki i pr贸bowa艂a j膮 rozweseli膰.

- Jest jeszcze niemowlakiem, mamo. Up艂ynie wiele lat, zanim ci臋 opu艣ci. Mo偶esz si臋 po艣wi臋ci膰 jej wychowaniu tak jak nigdy nie mog艂a艣 si臋 po艣wi臋ci膰 dla nas. Wydaje mi si臋, 偶e Autumn ma ogromne szcz臋艣cie, maj膮c ciebie, mamo.

- Tak - odpowiedzia艂a Jasmine, pogodniej膮c nieco. Fortune by艂a bardzo przebieg艂a, ale zawsze praktyczna. Jasmine pomy艣la艂a, 偶e gdy dziewczyna i jej rodze艅stwo byli mali, ona przebywa艂a na kr贸lewskim dworze. Nie mia艂a dla nich tyle czasu, ile b臋dzie mia艂a dla swojej male艅kiej c贸reczki. - B臋dzie mi ciebie brakowa艂o - cicho powiedzia艂a ksi臋偶na Glenkirk.

- B臋d臋 za tob膮 t臋skni艂a, mamo. Z jednej strony jestem bardzo podniecona wypraw膮 do Nowego 艢wiata, z drugiej jednak troch臋 si臋 boj臋. To wielka przygoda, a jak wiesz, nigdy nie marzy艂am o przygodach, nigdy ich nie planowa艂am. A tymczasem wybieram si臋 w艂a艣nie w nieznane z moim ukochanym Kieranem. Gdyby ludzie byli tolerancyjni nawzajem wobec

swoich wyzna艅, nigdy nie musia艂abym opuszcza膰 Ulsteru. - Westchn臋艂a g艂臋boko. - S膮dzisz, mamo, 偶e to Mary's Land oka偶e si臋 miejscem, gdzie b臋dzie obowi膮zywa膰 tolerancja? A je艣li nie? Gdzie si臋 wtedy podziejemy? - Przyjedziecie do Glenkirk, gdzie mo偶emy was chroni膰 - stanowczo stwierdzi艂a ksi臋偶na. Potem wzi臋艂a c贸rk臋 w obj臋cia i obie kobiety przytuli艂y si臋 do siebie. - Wiesz przecie偶, Fortune, 偶e ty i Kieran zawsze b臋dziecie tu witani z rado艣ci膮. Zawsze!

W dniu wyjazdu Fortune rozmy艣la艂a, jak trudno jest odje偶d偶a膰. Istnia艂o du偶e prawdopodobie艅stwo, 偶e ju偶 nigdy wi臋cej nie zobaczy swojego rodzinnego domu. B臋dzie ich oddziela艂 ocean, a Fortune nie mia艂a pewno艣ci, czy po przep艂yni臋ciu go w jedn膮 stron臋 mia艂aby odwag臋 powr贸ci膰. Jak zawsze powta­rza艂a, nie by艂a stworzona do przyg贸d. I na co jej przysz艂o? Udawa艂a si臋 w dzikie miejsce. Nie by艂o tam zamk贸w, dom贸w, miast, sklep贸w. Jak uda im si臋 prze偶y膰? Ale czy mieli wyb贸r?

Fortune przywo艂a艂a na twarz odwa偶n膮 min臋 i po偶egna艂a si臋 ze wszystkimi, kt贸rych kocha艂a. Ze swoim ojczymem Jamesem Lesliem i matk膮, Jasmine, z bratem Patrickiem i male艅k膮 siostrzyczk膮 Autumn. Pierwszy raz widzia艂a, 偶eby s艂u偶膮cy matki mieli oczy pe艂ne 艂ez. Pierwszy te偶 raz spostrzeg艂a, 偶e si臋 posta­rzeli. Nagle u艣wiadomi艂a sobie, 偶e ju偶 nigdy ich nie zobaczy. Zarzuci艂a r臋ce na szyj臋 Adalemu, majordomusowi matki. Brakowa艂o jej s艂贸w, 偶eby wyrazi膰 to, co czu艂a w g艂臋bi serca. Adali przytuli艂 j膮 bez s艂owa, po czym odwr贸ci艂 si臋 szybko, ale nie na tyle, 偶eby nie zd膮偶y艂a dostrzec jego 艂ez. Rohana i Toramalli wy艣ciska艂y j膮 i wyca艂owa艂y, p艂acz膮c otwarcie.

Opu艣cili Glenkirk, prowadz膮c za sob膮 karawan臋 z rzeczami nale偶膮cymi do Fortune, strze偶eni przez grup臋 zbrojnych 艂udzi Jamesa Leslie. Podr贸偶 up艂yn臋艂a bez przeszk贸d, ale dla Kierana, Rois i Kevina by艂a to r贸wnie wielka przygoda, jak podr贸偶 z Ulsteru. Dla Fortune by艂a to kolejna wyprawa na spotkanie angielskiego lata.

Charles Frederick Stuart, ksi膮偶臋 Lundy, oczekiwa艂 na nich w swoim domu w Queen's Malvern. Jego pradziadkowie otrzymali t臋 posiad艂o艣膰 od El偶biety Tudor, jemu za艣 przekaza艂 j膮 wraz z b艂ogos艂awie艅stwem jego dziadek, kr贸l Jakub. W ten spos贸b oszcz臋dny kr贸l nie poni贸s艂 偶adnych koszt贸w, darowuj膮c wnukowi ksi膮偶臋ce w艂o艣ci, co bardzo mu odpowiada艂o. Charlie, jak nazywano go w rodzinie, by艂 wysokim, szczup艂ym m艂odzie艅cem o kasztanowych w艂osach i bursztynowych oczach Stuart贸w. Z wygl膮du by艂 bardziej podobny do swojego ojca, nie偶yj膮cego ksi臋cia Henry'ego, ni偶 do rodziny matki. We wrze艣niu ko艅czy艂 dwadzie艣cia lat i by艂 r贸wnie g艂adkim dworakiem jak jego wuj Robin Southwood, hrabia Lynmouth, gdy by艂 w jego wieku.

- Wygl膮dasz na niezwykle zadowolon膮. Najwyra藕niej ma艂偶e艅stwo dobrze ci s艂u偶y, Fortune - z przekornym u艣miechem powita艂 starsz膮 siostr臋. Uca艂owa艂 j膮 serdecznie i u艣ciska艂.

- Ca艂y Stuart, jak mawia mama - odpowiedzia艂a ze 艣miechem. - To jest m贸j m膮偶, Kieran Devers. Kieranie, poznaj Charlesa, niezbyt kr贸lewskiego przed­stawiciela rodu Stuart贸w w naszej rodzinie.

M臋偶czy藕ni podali sobie r臋ce, oceniaj膮c si臋 nawzajem i od razu poczuli, 偶e si臋 polubi膮.

- Henry powinien w ko艅cu przyjecha膰 z Cadby -powiedzia艂 siostrze Charles, po czym zwr贸ci艂 si臋 do Kierana: - To nasz szacowny najstarszy brat. Weszli do domu, gdzie s艂u偶膮cy pospiesznie podali im co艣 do picia.

Czerwcowy dzie艅 by艂 do艣膰 ch艂odny, wi臋c usadowili si臋 przy kominku i zacz臋li rozmawia膰.

- Tato powiedzia艂, 偶e wiesz, jak skontaktowa膰 si臋 z lordem Baltimore -odezwa艂a si臋 do brata Fortune.

- Jest w zamku Wardour w Wiltshire - us艂ysza艂a w odpowiedzi.

- Jak si臋 tam mo偶emy dosta膰? - zapyta艂 Kieran.

- Fortune zostanie tutaj. Ty i ja pojedziemy tam za par臋 dni. Po艣l臋 wcze艣niej umy艣lnego, 偶eby um贸wi膰 nas z lordem, bo jego wyprawa jest szalenie po-

pularna i jest bezustannie nachodzony przez ludzi chc膮cych w niej uczestniczy膰. Oczywi艣cie wiele os贸b interesuje wy艂膮cznie zdobycie ziemi, 偶eby zostawi膰 je swoim kolonistom, a sami chc膮 wr贸ci膰 do Anglii i tu 偶y膰 dostatnio. Cecil Calvert, tak jak wcze艣niej jego ojciec, szuka odpowiedzialnych kolonizator贸w, kt贸rzy pozostan膮 w Mary's Land. Wydaje mi si臋, 偶e spe艂niacie to kryterium, co, wraz z wasz膮 zdolno艣ci膮 do samodzielnego utrzymania si臋, silnie przemawia na wasz膮 korzy艣膰. A na dodatek jestem ukochanym bratankiem kr贸la i chc臋, 偶eby艣cie zostali przyj臋ci na wypraw臋 - rzeki Charlie.

Mamy te偶 w艂asne statki - powiedzia艂a Fortune. -Jad臋 z wami, Charlie. Nie zostawicie mnie i nie b臋dziecie mieli ca艂ej przyjemno艣ci dla siebie, braciszku.

Wardour to nie miejsce dla kobiety - zaprotestowa艂. - Przygotowywana jest tam wa偶na wyprawa. B臋dzie tam pe艂no m臋偶czyzn, Fortune, ty za艣 jeste艣 teraz szacown膮 m臋偶atk膮, na lito艣膰 bosk膮. Czy lord Baltimore nie ma 偶ony, Charlie? Ale偶 ma, lady Ann臋 Arundel - pad艂a odpowied藕. Czy jest tam?

Oczywi艣cie! To dom jej ojca.

Pojad臋 wi臋c - stwierdzi艂a Fortune. - Jeste艣 dworzaninem, Charlie, i w gruncie rzeczy niewiele wiesz o sprawach, kt贸re nie dotycz膮 dworu. M贸j m膮偶 z kolei jest d偶entelmenem z Ulsteru, niezorientowanym w angielskie-obyczajach. Musz臋 jecha膰. Spo艣r贸d nas tylko ja jestem osob膮 praktyczn膮 i b臋d膮 nam po­trzebne moje umiej臋tno艣ci prowadzenia negocjacji.

Ma racj臋. I wcale nie b臋dzie mi przeszkadza艂o jej towarzystwo, Charlie -rzek艂 ze 艣miechem Kieran.

M艂ody ksi膮偶臋 zamy艣li艂 si臋, po czym rzek艂 z u艣miechem: A niech to, jak zwykle masz racj臋, siostrzyczko. Zapomnia艂em, 偶e jeste艣 najrozs膮dniejsza z nas. Dobrze, jed藕 z nami, Fortune, ale uprzedzam, 偶e

wybierzemy si臋 tam konno. 呕adnej s艂u偶by, 偶adnych eleganckich stroj贸w. Wardour nad Tisbury le偶y o par臋 dni jazdy z Queen's Malvern. Mo偶e w drodze powrotnej zahaczymy o Oxton i zobaczymy Indi臋 i jej rodzin臋.

- Och, bardzo bym chcia艂a! - z entuzjazmem zawo艂a艂a siostra.

Pos艂ali list do Henry'ego Lindleya do Cadby z wiadomo艣ci膮, 偶e wyruszaj膮 do Wiltshire i zobacz膮 si臋 z nim po powrocie. Rois i Kevin pozostali w Queen's Malvern pod opiek膮 tamtejszych s艂u偶膮cych.

Rodze艅stwo i Kieran wyruszyli pewnego pogodnego czerwcowego poranka. Kieran by艂 zaskoczony umiej臋tno艣ciami 偶ony troszczenia si臋 o siebie. Wcze艣niej nie zdawa艂 sobie z tego sprawy i nagle uderzy艂a go my艣l, jak s艂abo w gruncie rzeczy zna Fortune. Par臋 dni p贸藕niej dotarli do Wardour. Fortune nigdy dot膮d nie widzia艂a budowli takiej jak Wardour. Wzniesiony na planie sze艣ciok膮ta budynek mia艂 mury wystaj膮ce daleko przed g艂贸wne wrota.

Cecil Calvert powita艂 ich osobi艣cie.

- Charlie! Jak偶e mi艂o ci臋 widzie膰, milordzie. Jak si臋 miewa kr贸l?

- Od miesi膮ca nie by艂em na dworze - odpowiedzia艂 Charlie. - Przyjecha艂em, 偶eby ci臋 prosi膰 o przys艂ug臋, Cecilu. To moja siostra, lady Fortune Lindley, i jej m膮偶, Kieran Devers. Kieran mia艂 by膰 dziedzicem 艣licznego, niewielkiego maj膮tku w Ulsterze, ale jego angielska macocha dosz艂a do wniosku, 偶e przyrodni brat Kierana b臋dzie lepszym panem Mallow Court.

- Jeste艣 katolikiem? - zapyta艂 lord Baltimore, patrz膮c ze wsp贸艂czuciem.

- Owszem, milordzie - spokojnie odpar艂 Kieran^

- Chc膮 pojecha膰 z tob膮, Cecilu - powiedzia艂 Charlie. Lord Baltimore sprawia艂 wra偶enie zak艂opotanego.

- Mamy ju偶 wi臋cej ludzi, ni偶 si臋 spodziewa艂em -rzek艂. Nadesz艂a kolej na Fortune.

- - Posiadamy w艂asne statki, milordzie - rzek艂a. -Moje dwa statki handlowe. Wi臋kszym b臋dziemy podr贸偶owa膰. Drugi statek zamierzam przeznaczy膰 na transport koni. Mamy te偶 kolonist贸w, czternastu m臋偶czyzn, w tym pi臋ciu

rolnik贸w, dw贸ch rybak贸w, dw贸ch tkaczy i po jednym kowalu, bednarzu, garbarzu, szewcu i aptekarzu. Pi臋ciu rolnik贸w ma 偶ony i po kilkoro dzieci. Wszyscy s膮 zdrowi, powa偶ni i maj膮 dobre charaktery. Mamy te偶 medyka, pani膮 Happeth Jones, i dw贸jk臋 moich s艂u偶膮cych. Mo偶emy zaopatrzy膰 naszych ludzi r贸wnie dobrze, jak wyposa偶ymy statki, milordzie. Prosz臋 pozwoli膰 nam z panem jecha膰. Nie mamy dok膮d p贸j艣膰, bo m贸j m膮偶 jest ka­tolikiem, ja za艣 nale偶臋 do Ko艣cio艂a anglika艅skiego. M贸wi膮, 偶e w Mary's Land b臋dzie panowa艂a pe艂na tolerancja religijna. To ba艂oby dla nas wymarzone miejsce.

Cecil Calvert przygl膮da艂 si臋 stoj膮cej przed nim 艣licznej kobiecie. Chocia偶 ubrana by艂a do艣膰 bezwstydnie w zamszowe bryczesy do jazdy konnej, jej str贸j by艂 bogaty i elegancki. Mia艂a r臋ce damy. M贸wi艂a w spos贸b subtelny.

- Nie b臋dzie tam 艂atwo zamieszka膰, lady Lindley -zwr贸ci艂 si臋 do niej. -B臋dziecie musieli sami wybudowa膰 sobie dom, kt贸ry, got贸w jestem si臋 za艂o偶y膰, w niczym nie b臋dzie przypomina艂 tego, do czego jeste艣cie przyzwyczajeni. To dziki kraj. Czyhaj膮 tam r贸偶ne niebezpiecze艅stwa. Niekt贸rzy tubylcy nie s膮 zbyt przyjacielscy i s膮 r贸wnie skorzy do wojny, jak Francuzi czy Hiszpanie. Mam jednak nadziej臋, 偶e uda mi si臋 zawrze膰 z nimi traktat pokojowy. Musicie zabra膰 ze sob膮 wszystko, czego b臋dziecie potrzebowa膰, a je艣li si臋 oka偶e, 偶e czego艣 nie macie, b臋dziecie si臋 musieli bez tego obej艣膰. B臋dzie pani pozbawiona bliskich, a wiem od Charliego, 偶e macie ogromn膮 rodzin臋. Przez wiele lat nie zobaczy pani swoich si贸str i braci, je艣li w og贸le kiedykolwiek w 偶yciu ich pani jeszcze spotka. Jest pani przekonana, 偶e chce odby膰 tak wielk膮 podr贸偶 i 偶y膰 w tym nowym 艣wiecie?

- Owszem. Jestem gotowa, milordzie - odpowiedzia艂a dzielnie Fortune. Lord Baltimore machn膮艂 r臋k膮.

- C贸偶, Charlie, ciesz臋 si臋, 偶e mog臋 zaoferowa膰 twojej siostrze i jej ma艂偶onkowi miejsce w mojej kolonii. To ludzie, jakich naprawd臋 chc臋. Uczyni膮 co艣 z otrzyman膮 ziemi膮 i zostan膮, 偶eby budowa膰 koloni臋. Chod藕cie ze mn膮 do

mojego gabinetu. Opowiem wam, co musicie zabra膰 ze sob膮 i co otrzymacie w zamian. - Uj膮艂 Fortune pod r臋k臋. - Pami臋tam pani膮 i pani siostr臋, Indi臋, z kr贸lewskiego dworu. W tamtym czasie by艂y艣cie tam naj艂adniejszymi m艂odymi damami. Opuszczaj膮c dw贸r, pozostawi艂y艣cie za sob膮 wiele z艂amanych serc. - Poprowadzi艂 ich kamiennym korytarzem a偶 do wyk艂adanego boazeri膮 pokoju, z ogniem weso艂o buzuj膮cym na kominku. Lord Baltimore posadzi艂 swoich go艣ci i sam usiad艂, po czym zwr贸ci艂 spojrzenie na Fortune i Kierana.

- Przy ka偶dym nadaniu ziemi, jako zarz膮dzaj膮cy koloni膮, b臋d臋 oczekiwa艂 przysi臋gi wierno艣ci. Na ka偶dych pi臋ciu ludzi, kt贸rych przywieziecie ze sob膮, dostaniecie tysi膮c akr贸w ziemi. Poniewa偶 przyjedziecie z pi臋tnastoma, otrzymacie trzy tysi膮ce akr贸w, panie Devers. Chc臋 dwadzie艣cia funt贸w za ka偶dego przewo偶onego m臋偶czyzn臋. Kobiety i dzieci b臋d膮 podr贸偶owa膰 za darmo. Ka偶dy kolonista p艂ci m臋skiej dostanie dla siebie sto akr贸w ziemi, a je艣li jest 偶onaty, to dodatkowe sto akr贸w na 偶on臋. Pi臋膰dziesi膮t akr贸w nale偶e膰 si臋 b臋dzie ka偶demu dziecku powy偶ej szesnastego roku 偶ycia. Za ka偶de pi臋膰dziesi膮t akr贸w b臋d膮 p艂aci膰 roczn膮 danin臋 w wysoko艣ci dwunastu pens贸w. Wy zap艂acicie dwadzie艣cia funt贸w rocznie. Ka偶dy z waszych ludzi musi mie膰 przynajmniej dwa kapelusze, dwa komplety ubra艅, trzy pary skarpet, buty, siekier臋, pi艂臋, 艂opat臋, gwo藕dzie, kamie艅 szlifierski, ro偶en i ruszt do gotowania, garnek, czajnik, patelni臋 i siedem 艂okci p艂贸tna. Oczywi艣cie, kobiety zabior膮 ze sob膮 suknie. Ka偶dy m臋偶czyzna powinien mie膰 muszkiet, dziesi臋膰 funt贸w prochu, naboje, a tak偶e szpad臋, pas, banolet i ro偶ek na proch. Twoi ludzie, nie tylko m臋偶czy藕ni, ale r贸wnie偶 kobiety, powinni si臋 nauczy膰 strzela膰, nie b臋d膮 bowiem mogli liczy膰 na bezustann膮 ochron臋 innych cz艂onk贸w wyprawy. Kieran skin膮艂 g艂ow膮.

- Jakie zapasy jedzenia mamy przygotowa膰? - zapyta艂.

- M膮k臋, ziarno, sery, suszone ryby, mi臋so i owoce, beczki piwa, jab艂ecznika i wina. A tak偶e nasiona. Dostaniecie list臋 tego, co powinni艣cie zabra膰, bo

musimy przetrwa膰 zim臋 i wiosn臋, zanim b臋dziemy mogli 偶ywi膰 si臋 plonami naszej nowej ziemi - rzek艂 lord Baltimore.

- Zamierzacie wi臋c p艂yn膮膰 w tym roku? - Kieran by艂 zdumiony.

I te艣膰, i Charlie, byli przekonani, 偶e wyprawa lorda Baltimora nie wyruszy wcze艣niej ni偶 w roku przysz艂ym. B臋d膮 musieli przes艂a膰 wiadomo艣ci ludziom, 偶eby zacz臋li si臋 przygotowywa膰. Trzeba te偶 b臋dzie pos艂a膰 pieni膮dze Rory'emu Maguire'owi na gromadzenie zapas贸w. Tyle by艂o jeszcze do zrobienia.

- Kiedy?

- Na jesieni. Nie jest to najlepsza pora na podr贸偶, ale nie mamy wyboru. W przeciwie艅stwie do mojego ojca, chyba mam wrog贸w, kt贸rzy woleliby, 偶eby Mary's Land nie zosta艂o zasiedlone.

*

Szczeg贸lnie rozdra偶nieni byli przedstawiciele kolonii w Wirginii. Skar偶yli si臋 kr贸lowi, 偶e zezwolenie na powstanie Mary's Land oznacza dla nich utrat臋 i ziemi, i osadnik贸w. Zarzucali, 偶e Cecil Calvert zak艂ada koloni臋, gdzie wszyscy ludzie, nawet katolicy, b臋d膮 mogli swobodnie si臋 modli膰. Potem zacz臋li roz­puszcza膰 plotki, 偶e tylko katolicy b臋d膮 mogli mieszka膰 w Mary's Land. Naciskali na kr贸la, by odwo艂a艂 nadanie ziemi dla lorda Baltimore. Kr贸l wys艂uchiwa艂 wszystkiego, stale jednak mia艂 w pami臋ci wiern膮 s艂u偶b臋 George'a Calverta jego rodzinie. A ponadto jego m艂oda 偶ona, b臋d膮ca katoliczk膮, prosi艂a go, 偶eby zignorowa艂 malkontent贸w.

- Nie odwo艂am nadania ziemi - o艣wiadczy艂 偶onie kr贸l. - S膮dz臋, 偶e marzycielscy Calvertowie chc膮 stworzy膰 takie miejsce na 艣wiecie, gdzie ka偶dy cz艂owiek, bez wzgl臋du na wyznawan膮 wiar臋, b臋dzie mi艂e witany. Chocia偶 natura ludzka jest taka... - Wzruszy艂 ramionami. - Mo偶e jednak to mo偶liwe. B臋dziemy si臋 modli膰 za ich powodzenie

Ale krytycy Calverta nie zaprzestali knowa艅, 偶eby zniszczy膰 marzenia lorda Baltimore. Cecil Calvert zrozumia艂, 偶e w tym momencie nie mo偶e wyruszy膰 razem z kolonistami. Przekaza艂 wi臋c dow贸dztwo wyprawy m艂odszemu bratu, Leonardowi, za艣 drugiego m艂odszego brata, George'a, uczyni艂 zast臋pc膮 gubernatora. Jerome Hawley i Thomas Cornvalis zostali jego najbli偶szymi wsp贸艂pracownikami i reprezentantami najwy偶szych w艂adz w nowej kolonii. Kontynuowano przygotowania, aby wyruszy膰 na jesieni. Kieran i Fortune powr贸cili do Queen's Malvern. Nie by艂o czasu na odwiedziny Indii w Oxton.

Po powrocie Fortune zorientowa艂a si臋, 偶e nie ma miesi膮czki. By艂a w ci膮偶y. Stawia艂o j膮 to w k艂opotliwym po艂o偶eniu. Wiedzia艂a, 偶e je艣li m膮偶 dowie si臋 ojej stanie, pozwoli jej wyjecha膰 do Mary's Land dopiero po narodzinach dziecka. Gdyby by艂a Indi膮, zachowa艂aby tajemnic臋. Ale nie by艂a Indi膮. By艂a prak­tycznym dzieckiem.

Westchn臋艂a.

- O co chodzi? - zagadn膮艂 brat, kt贸ry znalaz艂 Fortune siedz膮c膮 na kamiennej 艂awce w ogrodach Queen's Malvern. Usiad艂 ko艂o niej i uj膮艂 jej r臋k臋.

- Mam do rozwi膮zania problem - odpar艂a Fortune. Palcami nerwowo gniot艂a zielony jedwab sp贸dnicy.

- Wahasz si臋, czy opu艣ci膰 Angli臋?

W gruncie rzeczy nie rozumia艂 zapa艂u do wyjazdu Fortune i Kierana. Katolicy 偶yli r贸wnie偶 w Anglii. Nie by艂o im zbyt 艂atwo, ale 偶yli.

- Mary's Land to miejsce dla mnie i mojego m臋偶a. Tak naprawd臋 nigdzie nie czu艂am si臋 jak w domu, podobnie jak Kieran. Wiemy, 偶e musimy jecha膰 do Mary's Land. Nie to stanowi problem, braciszku - wyja艣nia艂a Charliemu Fortune.

- Mo偶e wi臋c chodzi o to, 偶e nie powiedzia艂a艣 m臋偶owi, i偶 spodziewasz si臋 dziecka?

Fortune zamar艂a.

- Sk膮d wiesz? - wykrztusi艂a.

Charles Frederick Stuart roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no.

- Ile dzieci ma nasza mama? Ja by艂em czwarty z kolei, po mnie urodzi艂a si臋 jeszcze pi膮tka. Wiem, kiedy kobieta jest brzemienna. Kiedy b臋dziesz rodzi膰?

- Nie wiem - przyzna艂a, a kiedy si臋 za艣mia艂, doda艂a: - Nie wa偶 si臋 ze mnie 艣mia膰, Charlie! Zawsze my艣la艂am, 偶e kiedy b臋d臋 mia艂a pierwsze dziecko, b臋dzie przy mnie mama. S膮dzi艂am, 偶e to ona powie mi, ile czasu dziecko ro艣nie w 艂onie matki. Co mam zrobi膰? - Wsta艂a i zacz臋艂a si臋 przechadza膰 po 艣cie偶ce.

- Kiedy mia艂a艣 ostatnie krwawienie miesi臋czne, siostrzyczko? Fortune spojrza艂a na niego podejrzliwie, ale odpowiedzia艂a:

- Od kiedy opu艣cili艣my Glenkirk, krew si臋 nie pojawi艂a.

- Pewnie urodzisz wczesn膮 wiosn膮, ale napiszemy do mamy. W mi臋dzyczasie musisz powiedzie膰 m臋偶owi, Fortune. On musi wiedzie膰.

Fortune zastanawia艂a si臋, w jaki spos贸b ma poinformowa膰 Kierana, 偶e spodziewa si臋 ich pierwszego potomka i przekona膰 go, 偶e pomimo to powinien jej pozwoli膰 jecha膰 z wypraw膮 do Mary's Land. Nie mog艂a zebra膰 si臋 na odwag臋. Wiedzia艂a, co us艂yszy. Kieran b臋dzie nalega艂, by pozostali w Anglii do czasu, a偶 dziecko si臋 urodzi i b臋dzie na tyle du偶e, 偶eby bezpiecznie podr贸偶owa膰. Czy偶 nie tak膮 w艂a艣nie decyzj臋 jej rodzice podj臋li w ubieg艂ym roku w Ulsterze? A Autumn by艂a nie pierwszym, ale dziewi膮tym dzieckiem mamy. Mo偶e poczeka, a偶 znajd膮 si臋 na morzu, 偶eby mu powiedzie膰...

Tak! Poinformuje go o swoim stanie, kiedy b臋dzie za p贸藕no, by zawr贸ci膰. To doskonale rozwi膮zanie. Na Boga, by艂a bardziej podobna do mamy i do Indii, ni偶 s膮dzi艂a. Nic wi臋c nie powiedzia艂a i na wszelki wypadek unika艂a pytaj膮cych spojrze艅 brata.

Pewnego ranka obudzi艂a si臋 w艣ciekle g艂odna, ubra艂a si臋 wi臋c pospiesznie i pop臋dzi艂a do jadalni, 偶eby do艂膮czy膰 do Kierana i Charliego siedz膮cych przy 艣niadaniu. Zjad艂a z entuzjazmem misk臋 owsianki z suszonymi jab艂kami i ze 艣mietan膮, 艣wie偶y chleb posmarowany mas艂em z plastrem ostrego sera i dwa

posolone jajka na twardo. Wszystko popi艂a kubkiem s艂odkiego jab艂ecznika. Nagle jednak jej 偶o艂膮dek zastrajkowa艂. Zakr臋ci艂o j膮 w brzuchu, bekn臋艂a i zanim zd膮偶y艂a wsta膰, zwr贸ci艂a ca艂e 艣niadanie prosto na st贸艂.

Obaj m臋偶czy藕ni z przera偶eniem odskoczyli od sto艂u, 偶eby nie obryzga艂y ich wymiociny.

- Kochanie, nic ci nie jest? - zapyta! zaniepokojony Kieran. Zanim Fortune zd膮偶y艂a si臋 odezwa膰, g艂os zabra艂 jej brat:

- Nie powiedzia艂a艣 mu?

- O czym? - zapyta艂 Kieran, przenosz膮c wzrok z 偶ony na szwagra.

- Jest brzemienna - wystrzeli! Charlie, zanim jego siostra zd膮偶y艂a wymy艣li膰 jak膮艣 prawdopodobn膮 historyjk臋, kt贸r膮 p贸藕niej musia艂by albo potwierdzi膰, al­bo te偶 nazwa膰 Fortune k艂amczucha. - Zamierza艂a ci powiedzie膰.

- Kiedy? - sucho rzuci艂 Kieran. - Gdy b臋dziemy na pe艂nym morzu?

- Owszem - cichutko powiedzia艂a Fortune. - To wydawa艂o mi si臋 najlepsze. Kieran si臋 偶achn膮艂.

- Gotowa by艂a艣 narazi膰 na niebezpiecze艅stwo siebie i nasze dziecko, 偶eby tylko postawi膰 na swoim?

S艂u偶膮cy pospiesznie zacz臋li sprz膮ta膰 ba艂agan na stole. Obaj d偶entelmeni poprowadzili Fortune do kominka. Rois, kt贸ra widzia艂a, co si臋 sta艂o, przynios艂a swojej pani kubek herbatki mi臋towej.

- Pij powolutku, milady - poradzi艂a. - To powinno uspokoi膰 偶o艂膮dek. Potem przynios臋 troch臋 suchego chleba.

Fortune usiad艂a na mi臋kkim krze艣le. Podnios艂a wzrok na rozgniewanego m臋偶a i powiedzia艂a:

- Pojedziesz do Mary's Land beze mnie?

- Oczywi艣cie, 偶e nie! - niemal krzykn膮艂.

- I dlatego ci nie powiedzia艂am.

- M贸wisz bez sensu, Fortune.

- Nieprawda! Gdyby艣 tylko przez chwil臋 przesta艂 na mnie krzycze膰 i pos艂ucha艂. Nie pozwol臋 na siebie wrzeszcze膰! - I wybuchn臋艂a p艂aczem. Kieran by艂 ca艂kowicie oszo艂omiony. Fortune nie mia艂a racji, a teraz usi艂owa艂a

go udobrucha膰 艂zami. C贸偶, nie da sob膮 manipulowa膰. Potrzebne jej by艂o lanie, i gdyby nie ci膮偶a, ch臋tnie by je spu艣ci艂.

- Emocje kobiet przy nadziei s膮 niezwykle rozchwiane - spokojnie o艣wiadczy艂 jego szwagier. - Daj jej chwilk臋, to minie - za艣mia艂 si臋. - Fortune, przesta艅 p艂aka膰 i wyja艣nij nam powody swojego milczenia.

Fortune poci膮gn臋艂a nosem, ale w ko艅cu uda艂o jej si臋 zapanowa膰 nad sob膮.

- Je艣li nie pop艂yniemy do Mary's Land z pierwszymi statkami, nie dostaniemy najlepszej ziemi -powiedzia艂a. - Musimy by膰 w艣r贸d pierwszych! Nie nale偶ymy do wp艂ywowych arystokrat贸w, spekuluj膮cych na nowych koloniach, Kieranie. Jeste艣my w nielicznej grupie mo偶nych kolonist贸w, kt贸rzy pozostan膮 w Mary's Land, 偶eby budowa膰 koloni臋 w艂asnymi r臋kami. Wi臋kszo艣膰 arystokrat贸w, je艣li w og贸le pop艂yn膮 tam osobi艣cie, a nie wy艣l膮 swoich agent贸w, ma nadziej臋 na szybki zysk. Zasiedl膮 swoje ziemie kim popadnie, a potem sprzedadz膮 w艂o艣ci temu, kto najlepiej zap艂aci. W przysz艂ym roku sprowadzimy tam konie. Potrzebujemy otwartych pastwisk. Nie mo偶emy traci膰 czasu na karczowanie las贸w. Je艣li znajdziemy si臋 po艣r贸d pierwszych kolonist贸w, dostaniemy te 艂膮ki i ziemie z r膮k samego lorda Balti­more. Je艣li poczekamy, b臋dziemy zmuszeni do kupna ziemi od innych. Musimy p艂yn膮膰, Kieranie! Nie mo偶emy zosta膰!

- Dlaczego nie? Katolicy mieszkaj膮 tak偶e w Anglii. Czy nie mo偶emy kupi膰 tu domu i 偶y膰 spokojnie? - zapyta艂.

Fortune potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Wiesz, w jakich warunkach mieszkaj膮 katolicy w Anglii. A purytanie z ka偶dym dniem zyskuj膮 wi臋cej w艂adzy. Nawet kr贸l musi si臋 z nimi liczy膰, a wszystko, co uczyni kr贸lowa, poddawane jest krytyce. A dlaczego? Bo jest katoliczk膮. Uwa偶asz, 偶e jestem samolubna, bo chc臋 p艂yn膮膰, chocia偶 jestem w

ci膮偶y. Pani Jones b臋dzie si臋 mn膮 opiekowa膰 podczas podr贸偶y. Nie boj臋 si臋. Ty natomiast jeste艣 r贸wnie samolubny jak ja.

- Ja? A to dlaczego?

By艂 zdumiony jej oskar偶eniem.

- Sam mi powiedzia艂e艣, 偶e twoja wiara nie jest specjalnie silna i 偶e trzyma艂e艣 si臋 katolicyzmu, bo to by艂o wszystko, co ci zosta艂o po matce. Wydaje mi si臋, 偶e zrobi艂e艣 to tak偶e, 偶eby zirytowa膰 swoj膮 macoch臋. Da艂e艣 jej do r臋ki doskona艂膮 bro艅, za pomoc膮 kt贸rej mog艂a ci zabra膰 Mallow Court. Mallow Court ma tysi膮c akr贸w, a Maguire's Ford to kolejne trzy tysi膮ce. Mogli艣my by膰 pot臋偶ni w Ulsterze, a ju偶 z pewno艣ci膮 w Fermanagh, Kieranie, ale ty wola艂e艣 trzyma膰 si臋 kurczowo przesz艂o艣ci i k艂贸ci膰 si臋 o religi臋, tak jak wszyscy. Kocham ci臋. Dla ciebie zrezygnowa艂am ze wspania艂ej posiad艂o艣ci i ani przez chwil臋 tego nie 偶a艂owa艂am. Wczesn膮 wiosn膮 mam urodzi膰 ci dziecko. Je艣li nie chcesz, 偶ebym w zaistnia艂ej sytuacji jecha艂a do Mary's Land, zostan臋 w Anglii. Ale na Boga, m臋偶u, ty powiniene艣 wyruszy膰 z t膮 ekspedycj膮 i wzi膮膰 dla nas nasze trzy tysi膮ce akr贸w dobrze nawodnionej i 偶yznej ziemi! Jeste艣 m臋偶czyzn膮 i spoczywa na tobie ogromna odpowie­dzialno艣膰. Nie jestem lady Jane. Nie mo偶esz d艂u偶ej wiar膮 usprawiedliwia膰 swojej dumy, Kieranie Deversie!

Odj臋艂o mu mow臋 i nawet gdy Fortune wsta艂a i wysz艂a z jadalni, nie potrafi艂 znale藕膰 s艂贸w, 偶eby j膮 zatrzyma膰.

- To chyba pierwsza bura, jak膮 otrzyma艂e艣 - odezwa艂 si臋 Charlie, sil膮c si臋 na dowcip.

Kieran skin膮艂 g艂ow膮.

- Kobiety w tej rodzinie maj膮 temperament, kt贸rego lepiej nie budzi膰. S膮 inteligentne i dumne, Kieranie. Moja siostra ma racj臋, utrzymuj膮c, 偶e powiniene艣 rusza膰 do Mary's Land, nawet je艣li ona teraz nie mo偶e. Chodzi ju偶 nie tylko o ciebie i o Fortune. W Maguire's Ford czeka na was gromadka ludzi licz膮cych na to, 偶e poprowadzisz ich do Nowego 艢wiata. Nied艂ugo

b臋dziesz mia艂 dziecko. Obawiam si臋, 偶e nie mo偶esz uciec od swoich obowi膮zk贸w.

Sk膮d kto艣 tak m艂ody mo偶e tyle wiedzie膰? - odezwa! si臋 Kieran, gdy w ko艅cu odzyska艂 mow臋.

Mia艂em dobrych nauczycieli. Moj膮 prababk臋, lady de Marisco. Moj膮 matk臋 i ojczyma. Poza tym z natury rzeczy, dzi臋ki swojemu pochodzeniu, mia艂em wielkie mo偶liwo艣ci. Na kr贸lewskim dworze szybko si臋 dorasta, Kieranie, zw艂aszcza gdy chce si臋 prze偶y膰 i odnie艣膰 sukces. Pozycja kr贸lewskiego bratanka nigdy mi nie wystarcza艂a.

To wszystko jest dla mnie takie dziwne - przyzna艂 Kieran. - Nigdy nie rozumia艂em, z jak膮 rodzin膮 si臋 wi膮偶臋, gdy zakocha艂em si臋 w twojej siostrze. W por贸wnaniu z wami jeste艣my tacy prowincjonalni, ale u艣wiadomi艂em to sobie dopiero po przybyciu do Anglii. Odk膮d ujrza艂em Fortune, wiedzia艂em, 偶e musz臋 j膮 mie膰, ale teraz zastanawiam si臋, czy nie dosta艂em wi臋cej, ni偶 mog臋 prze艂kn膮膰. Czy jestem cz艂owiekiem, kt贸ry b臋dzie w stanie wyciosa膰 imperium w Nowym 艢wiecie? Mam w膮tpliwo艣ci. A je艣li mi si臋 nie uda, to czy rozczaruj臋 Fortune? A nasze dziecko? Co z naszym dzieckiem? - Z udr臋czeniem przejecha艂 d艂oni膮 po ciemnych w艂osach. Po pierwsze, musisz zrozumie膰, 偶e w tej rodzinie wszystkie kobiety pracuj膮 razem ze swoimi m臋偶ami. Maj膮 ten irytuj膮cy zwyczaj rodzenia i wychowywania swoich dzieci, r贸wnocze艣nie z powodzeniem zarz膮dzaj膮c swoimi interesami. Pog贸d藕 si臋 z tym szczeg贸lnym darem, danym ci przez Boga, Kieranie. Usi膮d藕 z moj膮 siostr膮 i zadecydujcie, w jaki spos贸b rozwi膮­偶ecie problem skolonizowania waszego skrawka Nowego 艢wiata. Zrozum, 偶e musisz jecha膰, ona za艣 powinna zosta膰, 偶eby urodzi膰. Przyp艂ynie za rok. Do tego czasu wzniesiesz dla nich dom. Chyba nie chcesz sta膰 z boku, zrzucaj膮c na innych odpowiedzialno艣膰 za budow臋 domu dla twojej rodziny. Wszystko da si臋 za艂atwi膰, przyjacielu - zako艅czy! Charlie, opieraj膮c pocieszaj膮co d艂o艅 na szerokim ramieniu szwagra.

- Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko przyj膮膰 twoj膮 rad臋 - rzek艂 Kieran. -Mam nadziej臋, 偶e si臋 nie mylisz, Charlie. Nie chc臋 opuszcza膰 Fortune.

- Przyjedzie mama, a jeszcze lepiej b臋dzie, kiedy przyb臋dzie India. Fortune by艂a przy niej, gdy India rodzi艂a swoje pierwsze dziecko. Popro艣 j膮 kiedy艣, 偶eby ci o tym opowiedzia艂a. - U艣miechn膮艂 si臋 do Kierana. - Czy otrz膮sn膮艂e艣 si臋 ju偶 z szoku? Wyobra偶am sobie, 偶e nie jest ci 艂atwo pogodzi膰 si臋 z my艣l膮, i偶 po艣lubi艂e艣 tak膮 herod-bab臋.

- Nie jestem herod-bab膮 - rzek艂a Fortune, wkraczaj膮c z powrotem do jadalni. -Jak mo偶esz m贸wi膰 co艣 takiego? Przecie偶 Kieran wie lepiej.

Jej m膮偶 u艣miechn膮艂 si臋.

- Pewnie, 偶e wiem, kochanie. Dobrze nam si臋 rozmawia艂o z Charliem. Musimy usi膮艣膰 i ustali膰, w jaki spos贸b zorganizowa膰 wypraw臋, je艣li ty pozostaniesz tutaj.

Fortune u艣miechn臋艂a si臋 do obu m臋偶czyzn.

- Wiedzia艂am, 偶e dasz si臋 przekona膰, Kieranie -mrukn臋艂a. - Ciesz臋 si臋, 偶e Charlie ci wszystko wyja艣ni艂. A teraz do roboty, nie mamy ani chwili do stra­cenia!

Charles Frederick Stuart, ksi膮偶臋 Lundy, wyszczerzy艂 z臋by do szwagra ponad rud膮 g艂ow膮 siostry. Przes艂anie by艂o jasne: 鈥濻am widzisz, musisz tylko pozwoli膰 jej decydowa膰".

Rozdzia艂 15

Najszybciej, jak to tylko by艂o mo偶liwe, pos艂ali wiadomo艣膰 do Maguire's Ford, 偶eby ludzie chc膮cy wyruszy膰 z nimi byli gotowi wsi膮艣膰 na 鈥濺贸偶臋 Cardiffu" za kilka miesi臋cy. Rory Maguire otrzyma艂 szczeg贸艂ow膮 list臋 rzeczy, jakich b臋dzie potrzebowa艂 ka偶dy osadnik, kt贸r膮 Deversowie dostali od lorda Baltimore. Jedyn膮 kobiet膮, kt贸ra mia艂a z nimi pop艂yn膮膰, by艂a lekarka, pani Jones, gdy偶 w czasie tych pierwszych miesi臋cy jej us艂ugi mog艂y okaza膰 si臋 bezcenne. Poradzono, 偶eby zabra艂a ze sob膮 nie tylko swoje suszone zio艂a, korzenie i kor臋, ale tak偶e sadzonki ro艣lin, gdy偶 nie wiadomo by艂o, jakimi ro­艣linami leczniczymi b臋dzie dysponowa艂a w nowej kolonii Mary's Land.

Pozosta艂e kobiety i dzieci mia艂y pozosta膰 w Ulsterze a偶 do przysz艂ego lata, kiedy 鈥濺贸偶a Cardiffu" powr贸ci po nie. Pop艂yn膮 w贸wczas w towarzystwie dru­giego statku, 鈥濰ighlandera", na kt贸ry mo偶na b臋dzie za艂adowa膰 konie i inne zwierz臋ta. Planowano, 偶e w czasie zimy zostanie wzniesiony dom dla Devers贸w i innych, aby po przybyciu kobiet i dzieci mia艂y bezpieczne schronienie.

Po dop艂yni臋ciu do celu na drugim brzegu morza, m臋偶czy藕ni mieli kupi膰 w Wirginii mleczn膮 krow臋 i konia dla Kierana. Dzi臋ki temu po nadej艣ciu wiosny mo偶na by zaora膰 ziemi臋. Dotar艂y ju偶 do nich pog艂oski, 偶e koloni艣ci z Wirginii nie s膮 zbyt przyja藕nie nastawieni, bowiem zazdroszcz膮 specjalnego statusu Mary's Land. Fortune wiedzia艂a jednak, 偶e pieni膮dze przezwyci臋偶膮 najwi臋ksz膮 niech臋膰, poradzi艂a wi臋c m臋偶owi, by stara艂 si臋 ubi膰 jak najlepszy interes, ale to, co naprawd臋 potrzebne, kupowa艂 bez wzgl臋du na cen臋, bo od tego zale偶a艂 ich sukces b膮d藕 pora偶ka.

- Jeste艣 taka zapobiegliwa, kochanie. 呕a艂uj臋, 偶e nie mo偶esz ze mn膮 jecha膰 -powiedzia艂 pewnego dnia Kieran, gdy przegl膮dali list臋 rzeczy, kt贸re uda艂o si臋 ju偶 za艂atwi膰.

Fortune u艣miechn臋艂a si臋 do niego.

- Tak bardzo bym chcia艂a wyruszy膰 z tob膮, ale zrozumia艂am, 偶e tak b臋dzie lepiej. Musisz ca艂kowicie si臋 skoncentrowa膰 na zagospodarowaniu naszej posiad艂o艣ci, 偶eby przynosi艂a nam zyski, Kieranie. W moim aktualnym stanie by艂abym dla ciebie ci臋偶arem, bo przez ca艂y czas trz膮s艂by艣 si臋 nade mn膮. Po艂o偶y艂 d艂o艅 na jej brzuchu, kt贸ry ostatnio zacz膮艂 si臋 zaokr膮gla膰.

- Trudno mi si臋 pogodzi膰 z my艣l膮, 偶e nie b臋dzie mnie tutaj przy narodzinach naszego syna - rzek艂. -Pami臋tam, jak m贸j 艣wi臋tej pami臋ci ojciec opowiada艂, i偶 akuszerka wyj臋艂a mnie z 艂ona matki i poda艂a mu w obj臋cia. Chcia艂bym by膰 tutaj i zrobi膰 to samo, kochanie. - Czule g艂adzi艂 jej brzuch. - M贸j syn - doda艂, niemal z nabo偶nym podziwem.

- Nasze dziecko - poprawi艂a 艂agodnie. - To mo偶e by膰 dziewczynka albo ch艂opiec. Jest mi to oboj臋tne, byle tylko dziecko by艂o zdrowe.

Delikatnie poca艂owa艂 j膮 w usta.

- Zgadzam si臋, Fortune. Popatrz, w tym czasie w zesz艂ym roku zakochali艣my si臋 w sobie.

Za艣mia艂a si臋 rado艣nie.

- Jeste艣 najbardziej sentymentalnym m臋偶czyzn膮, jakiego znam, Kieranie Deversie - o艣wiadczy艂a. -Wiedzia艂am, 偶e s艂usznie robi臋, oddaj膮c ci serce, na­wet je艣li kosztowa艂o mnie to Maguire's Ford.

*

Sko艅czy艂o si臋 lato. Jasmine wraz ze swoj膮 male艅k膮 c贸reczk膮 Autumn Ros臋 Leslie przyby艂a na po艂udnie Anglii, do Queen's Malvern. Ksi膮偶臋 i jego naj­starszy syn pozostali w Glenkirk, ale ksi臋偶nej nie mo偶na by艂o odwie艣膰 od

pomys艂u, 偶eby by膰 u boku brzemiennej c贸rki. Z Autumn, kt贸ra mia艂a ju偶 prawie rok, mog艂a podr贸偶owa膰 do艣膰 wygodnie. Kieran czu艂 si臋 lepiej, wiedz膮c, 偶e matka Fortune b臋dzie z dziewczyn膮 przy porodzie.

- Oboje jeste艣cie rozs膮dni, 偶e zdecydowali艣cie si臋 op贸藕ni膰 wyjazd Fortune. Przy pierwszym dziecku nigdy nie ma pewno艣ci, kiedy si臋 urodzi. Lepiej, 偶e Fortune zostanie tutaj z nami. Nied艂ugo Charlie wyjedzie na kr贸lewski dw贸r i b臋dziemy mia艂y Queen's Malvern tylko dla siebie - powiedzia艂a Jasmine. Charles Frederick Stuart obchodzi艂 dwudzieste urodziny. Jego brat, Henry

Lindley, markiz Westleigh, starsza siostra India, hrabina Oxton i jej ma艂偶onek, Deveral Leigh, przyjechali, aby uczci膰 okazj臋 wraz z niezbyt kr贸lewskim Stuartem. Tej nocy Jasmine rozejrza艂a si臋 po jadalni. Oto czw贸rka jej najstar­szych dzieci. Kiedy艣 byli sobie tak bliscy. Teraz, ju偶 doro艣li, robili wiele zamieszania wok贸艂 Jesieni R贸偶y, najm艂odszej z nich wszystkich. Jasmine spojrza艂a na swojego syna, kt贸rego mia艂a ze Stuartem.

- Jeste艣 wiern膮 kopi膮 ojca - powiedzia艂a Charliemu. - Gdy umar艂, mia艂 dwadzie艣cia lat. Dzi臋ki Bogu masz silniejsz膮 konstrukcj臋. Kiedy si臋 urodzi艂, traktowano go w Szkocji jak jakie艣 hinduskie b贸stwo. S艂u偶ba nosi艂a go na r臋kach dop贸ki nie sko艅czy艂 czterech lat. Wyzna艂 mi kiedy艣, 偶e kiedy w ko艅cu zostawiali go samego na noc, wstawa艂 z 艂贸偶ka i biega艂 w t臋 i z powrotem po pokoju. Gdyby tego nie robi艂, mia艂by tak s艂abe nogi, jak jego m艂odszy brat. Tw贸j biedny wuj Karol by艂 mniej pomys艂owy i okropnie cierpia艂, ucz膮c si臋 chodzi膰. Czy zauwa偶y艂e艣, 偶e nawet dzisiaj porusza si臋 dziwacznym krokiem?

- Ciekaw by艂em, sk膮d si臋 to wzi臋艂o - odpowiedzia艂 Charlie. - Mamo, by艂a艣 starsza od ojca, prawda?

- O trzy i p贸艂 roku, ale nikt si臋 nad tym za bardzo nie zastanawia艂 -odpowiedzia艂a Jasmine. - Chyba wszystkim ul偶y艂o, 偶e w ko艅cu wzi膮艂 sobie kochank臋 i udowodni艂, i偶 jest prawdziwym m臋偶czyzn膮. Znasz plotki, kt贸re zawsze kr膮偶y艂y wok贸艂 twojego dziadka, kr贸la Jakuba. - U艣miechn臋艂a si臋 i poklepa艂a go po r臋ce. - A ty, synu? Czy jaka艣 dama skrad艂a ci serce?

Charlie si臋 zaczerwieni艂.

Jestem kr贸lewskim bratankiem. Niewa偶ne, 偶e pochodz臋 z nieprawego 艂o偶a, nadal jestem jego bratankiem i damy zawsze s膮 wobec mnie niezwykle mi艂e -odpar艂 niezbyt kr贸lewski Stuart z b艂yskiem w oku.

Szkoda, 偶e mama nie wysz艂a za m膮偶 za ksi臋cia Henry'ego - wtr膮ci艂 Henry Lindley. - To ty by艂by艣 teraz kr贸lem i chyba lepszym ni偶 biedny kr贸l Karol. Je艣li jest czegokolwiek pewny, to swojego autorytetu, ale nie potrafi podj膮膰 偶adnej politycznej decyzji, zanim rozwa偶y najdrobniejsze szczeg贸艂y. I niech nikt nie 艣mie si臋 z nim nie zgadza膰. Z trudem znosi wszelkie odmienne sugestie i krytyk臋.

Nie jest z艂ym monarch膮 - broni艂a kr贸la Jasmine.

Owszem, jest - powiedzia艂 markiz Westleigh -nawet je艣li chce dobrze, mamo. Ale przynajmniej naszemu Charliemu uda艂o si臋 unikn膮膰 Henrietty Marie jako 偶ony. Przesadnie dumna i nabo偶na katoliczka. Ju偶 samo jej istnienie stwarza k艂opoty - roze艣mia艂 si臋.

Henry! Pami臋taj, 偶e tw贸j szwagier jest katolikiem. Nie po to ci臋 wychowa艂am, 偶eby艣 teraz prezentowa艂 takie uprzedzenia - Jasmine skarci艂a swojego najstarszego syna.

Nie jestem przeciw katolikom, mamo. Jestem praktyczny i m贸wi臋 prawd臋. Powiedzia艂bym to samo, gdyby by艂a nabo偶n膮 purytank膮. Ekstremizm nie jest zdrowy dla kraju i dla rz膮du. Anglia si臋 zmienia, a ja nie mam pewno艣ci, czy podobaj膮 mi si臋 zachodz膮ce zmiany - rzek艂 markiz.

Anglicy od wiek贸w pokazywali tylko jedn膮 stron臋 religii - zabra艂 g艂os Kieran. - Mo偶e nie lud, ale w艂adcy. Lud te偶 - rzek艂 ponuro Henry Lindley.

Wydawa艂o mi si臋, 偶e przyjechali艣cie tutaj, by 艣wi臋towa膰 moje urodziny -rzeki z u艣miechem Charlie. - Nie chc臋 rozmawia膰 o polityce czy o religii. Ni­gdy ju偶 nie spotkamy si臋 wszyscy razem. Nied艂ugo nasza siostra opu艣ci nas, 偶eby uda膰 si臋 do Nowego 艢wiata. Dzi艣 wieczorem chc臋 je艣膰, pi膰 i

wspomina膰. Pami臋tacie, jak wszyscy uciekli艣my do Francji, bo moi dziadkowie, kr贸l Jakub i kr贸lowa Ann臋 doszli do wniosku, 偶e Jemmie Leslie jest idealnym m臋偶em dla mamy?

I dwa lata zaj臋艂o mu odnalezienie nas, bo nikt nie chcia艂 mu powiedzie膰, gdzie jeste艣my - roze艣mia艂a si臋 India.

Dop贸ki madam Skye nie zacz臋艂a udziela膰 wskaz贸wek tak wyra藕nych, 偶e musia艂by by膰 zupe艂nie g艂upi, 偶eby nas nie odszuka膰 - zarechota艂 Charlie. Znalaz艂 nas tylko dlatego, 偶e 艣ledzi艂 nasz膮 prababk臋, kt贸ra przyjecha艂a do Francji, by powiedzie膰 mamie o 艣mierci pradziadka - rzek艂a Fortune. - Ale tata by艂 istotnie w艂a艣ciwym m臋偶em dla mamy i idealnym ojcem dla nas! Z wyj膮tkiem tych moment贸w, kiedy jest tak uparty, 偶e kompletnie nie daje si臋 z nim dyskutowa膰 - doda艂a India.

Na Boga, Indio! - zawo艂a艂 Henry Lindley do starszej siostry. - Chyba nie 偶ywisz ci膮gle urazy do biednego Glenkirka? My艣la艂em, 偶e ju偶 dawno mu wybaczy艂a艣. Zrobi艂 to, co uwa偶a艂 za w艂a艣ciwe.

Oczywi艣cie, 偶e mu wybaczy艂am - odpowiedzia艂a India. - Po prostu przypomnia艂am sobie, jak przez niego omal nie stracili艣my z Devem naszego pierworodnego.

Wol臋 wspomina膰 nasze dzieci艅stwo - stwierdzi艂a Fortune. - Ale偶 to by艂y czasy, kiedy mama przebywa艂a na dworze, a my musieli艣my zosta膰 u madam Skye i pradziadka Adama. Pami臋tasz czarnego kucyka, kt贸rego ci podarowa艂, Indio?

India zachichota艂a.

B艂aga艂am o tego kucyka od dnia, w kt贸rym si臋 urodzi艂a艣. Pami臋tam, jak mu o艣wiadczy艂am, 偶e wola艂abym czarnego kucyka ni偶 ma艂膮 siostr臋. Czy przypo­minasz sobie, Fortune, kiedy mia艂a艣 trzy latka i uda艂o ci si臋, do dzi艣 nikt nie wie, jakim sposobem, wdrapa膰 si臋 na grzbiet kuca? A potem wyjecha艂a艣 na nim ze stajni na podw贸rko, piszcz膮c z zachwytu.

- Ty za艣 by艂a艣 w艣ciek艂a, 偶e 艣mia艂am si臋 przejecha膰 na twoim kucyku. Tote偶 nast臋pnego dnia pradziadek Adam kupi艂 mi dereszowatego kucyka z ciemnymi plamami na zadzie. Nazwa艂am go Piegus.

- Jak uda艂o ci si臋 dosi膮艣膰 mojego kucyka? - zapyta艂a India.

- Henry mi pom贸g艂.

- Henry? - Zdumiona India spojrza艂a na brata. Markiz Westleigh roze艣mia艂 si臋.

- Nie spodziewa艂em si臋, 偶e Fortune wyjedzie na podw贸rko - powiedzia艂. - A ona tak bardzo chcia艂a znale藕膰 si臋 na ko艅skim grzbiecie. By艂em przera偶ony, 偶e mama o wszystkim si臋 dowie. Tote偶 wymkn膮艂em si臋 ze stajni tylnym wyj艣ciem i udawa艂em, 偶e jestem r贸wnie zaskoczony jak pozostali, gdy wyjecha艂a na zewn膮trz. Fortune nigdy mnie nie wyda艂a, za co jestem ci do dzi艣 bardzo wdzi臋czny, siostrzyczko.

Ku ich zaskoczeniu Jasmine zacz臋艂a si臋 艣mia膰 z tej historii.

- Ale偶 mieli艣cie szcz臋艣cie, maj膮c siebie nawzajem. Moja biedna male艅ka Autumn b臋dzie wzrasta艂a jak jedynaczka. Jej najm艂odszy brat Leslie jest od niej o dwana艣cie lat starszy. W Glenkirk zosta艂 ju偶 teraz tylko Patrick, kt贸ry ma szesna艣cie lat i bardziej go interesuj膮 dziewcz臋ta, z kt贸rymi mo偶e si臋 przespa膰, ni偶 m艂odsza siostrzyczka. - U艣miechn臋艂a si臋 do czw贸rki swoich najstarszych dzieci.

*

Nast臋pnego dnia Henry Lindley wr贸ci艂 do swojego domu w Cadby, jego siostra India z m臋偶em udali si臋 do Oxton, a Charlie wyruszy艂 na kr贸lewski dw贸r. Wieczorem w Queen's Malvern pozostali tylko Jasmine, jej obie c贸rki i Kieran. Pi臋kny, zbudowany z cegie艂 dw贸r pogr膮偶y艂 si臋 w zadumie. Fortune i Kieran trzymali si臋 razem. Jasmine rozumia艂a ich. Tak nied艂ugo b臋d膮 musieli si臋 rozsta膰.

Pewnego dnia dotar艂a do nich wiadomo艣膰, 偶e wyprawa do Mary's Land wyp艂ywa w po艂owie pa藕dziernika z Gravesend.

- Nie ma sensu jecha膰 do Londynu, skoro 鈥濺贸偶a Cardiffu" cumuje w Liverpoolu. Tam pojedziesz, Kieranie - o艣wiadczy艂a Fortune, a jej matka potakuj膮co pokiwa艂a g艂ow膮. - Statek pop艂ynie po kolonist贸w do Dundalk i mo偶ecie spotka膰 statki Leonarda Calverta... - Przerwa艂a zak艂opotana. - Gdzie, mamo?

- Przy Cape Clear, u wybrze偶y Irlandii. Wyprawa do Mary's Land b臋dzie p艂yn臋艂a tamt臋dy po wyp艂yni臋ciu z kana艂u 艢wi臋tego Jerzego na pe艂ne morze -spokojnie odpowiedzia艂a Jasmine.

- Rano b臋dziemy musieli pos艂a膰 umy艣lnego do lorda Baltimore, 偶eby potwierdzi膰 te plany. Drugi pos艂aniec wyruszy do Maguire's Ford, aby nasi ludzie przybyli do Dundalk o w艂a艣ciwej porze. A pos艂aniec musi wr贸ci膰 od lorda Baltimore na tyle wcze艣nie, by艣 mia艂 czas dojecha膰 do Liverpoolu. Pojad臋 z tob膮.

- Nie - zdecydowanie sprzeciwi艂a si臋 Jasmine. - Ja pojad臋, ty za艣 musisz po偶egna膰 si臋 z Kieranem tutaj. Nie mo偶emy teraz przygotowywa膰 dla ciebie powozu, a konno nie pojedziesz w tak d艂ug膮 drog臋. To zbyt niebezpieczne, Fortune. Przecie偶 chcesz urodzi膰 zdrowe dziecko, kt贸re latem przysz艂ego roku b臋dzie mog艂o odby膰 d艂ug膮 i niebezpieczn膮 podr贸偶 do Mary^ Land.

- Zgadzam si臋, madam - spokojnie skomentowa艂 Kieran Devers i spojrza艂 na 偶on臋. - Fortune?

Przynajmniej raz Fortune przyj臋艂a bez protestu m膮dr膮 rad臋 matki. Niech臋tnie kiwn臋艂a g艂ow膮.

- Nie mog臋 si臋 spiera膰 z obojgiem. Ale tak 偶a艂uj臋, 偶e nie wyrusz臋 z tob膮, Kieranie.

*

Nast臋pnego dnia wyprawiono pos艂a艅c贸w i przez kolejne par臋 tygodni kurierzy przybywali i wyje偶d偶ali. Rory Maguire przys艂a艂 informacj臋, 偶e irlandzcy koloni艣ci dotr膮 do Dundalk w wyznaczonym czasie. Zbli偶a艂 si臋 czas rozstania Kierana z 偶on膮 i Fortune zacz臋艂a odczuwa膰 potworny strach, jakiego nigdy jeszcze nie do艣wiadczy艂a.

- Czy poszaleli艣my? To taka d艂uga i niebezpieczna podr贸偶 przez ogromny ocean. A je艣li statek napotka sztorm? I je艣li zatonie? Ju偶 nigdy ci臋 nie zoba­cz臋! - zawo艂a艂a i wybuchn臋艂a p艂aczem, przywieraj膮c do niego i mocz膮c mu 艂zami nocn膮 koszul臋.

- A jaki mamy wyb贸r? - zapyta艂 spokojnie. - Setki razy ju偶 to rozwa偶ali艣my, Fortune. Nowy 艢wiat jest naszym przeznaczeniem. Nic tu po nas na tym 艣wiecie, kochanie. - Koj膮co g艂aska艂 potargane, rude w艂osy.

- Mog臋 zosta膰 katoliczk膮 - powiedzia艂a Fortune. -Tak by艂am ochrzczona. Wtedy b臋dziemy mogli wyjecha膰 do Francji czy do Hiszpanii i zamieszka膰 tam. Mo偶emy zamieszka膰 w zameczku mamy, w Belle Fleurs. Rodzina pradziadka Adama mieszka w pobli偶u, w Archambault, Kieranie. Mo偶emy by膰 tam szcz臋艣liwi! - Spojrza艂a na niego z nadziej膮.

Kieran westchn膮艂.

- Mo偶e ty by艣 mog艂a, Fortune, ale nie ja. Mam swoj膮 dum臋, kt贸r膮 trudno by艂o mi po艂yka膰 w czasie minionych miesi臋cy. Wiem, 偶e s膮 tacy, kt贸rzy uwa偶aj膮, i偶 po艣lubi艂em ci臋, poniewa偶 jeste艣 bogat膮 dziedziczk膮, a nie dlatego, 偶e ci臋 kocham. Owszem, dzi臋ki mojemu ojcu mam skromne dochody, ale m贸j ma­j膮tek jest niczym w por贸wnaniu z twoim. W Nowym 艢wiecie zbuduj臋 nasze 偶ycie i nasz膮 ogromn膮 posiad艂o艣膰. Mo偶e nie tak wielk膮 jak ta, z kt贸rej zrezygnowali艣my, ale zrobi臋 to sam i nikt nie b臋dzie na mnie patrzy艂 z ukosa. Nigdy dot膮d nie przejmowa艂em si臋 tym, co my艣l膮 o mnie inni, ale potem o偶eni艂em si臋 z tob膮, kochanie. Nie b臋d臋 m臋偶em 偶yj膮cym z maj膮tku 偶ony! I

nie pozwol臋, 偶eby ktokolwiek tak my艣la艂! Wsp贸lnie b臋dziemy wykuwa膰 nasze 偶ycie, Fortune, a mo偶emy to uczyni膰 tylko w Nowym 艢wiecie. Nie tu­taj. Nie w Anglii. Nie w Irlandii. Nie w Hiszpanii czy we Francji. Tylko w Mary's Land! Czy rozumiesz teraz, czemu musz臋 jecha膰, kochanie?

- Nie wiedzia艂am, 偶e czujesz to w ten spos贸b, Kiera-nie. Wszystko, co mam, jest te偶 twoje, kochany. I niech nikt nie twierdzi inaczej. Je艣li to ci臋 ucieszy, wszystko przepisz臋 na ciebie! - odpowiedzia艂a mu Fortune.

Roze艣mia艂 si臋.

- Nie, kochanie, nie chc臋 twojego maj膮tku. Twoja rodzina ma racj臋, dbaj膮c, 偶eby kobiety mia艂y swoje pieni膮dze. Zreszt膮 nie o to chodzi, Fortune. Tak jak ty, ja te偶 mam swoj膮 dum臋. M臋偶czyzna musi sam wybiera膰 sobie drog臋 na 艣wiecie. - Przytuli艂 j膮 czule. -Gdzie si臋 podzia艂a moja praktyczna 偶oneczka?

- Nie chc臋, 偶eby艣 mnie opuszcza艂! - ponownie zacz臋艂a chlipa膰. - Wola艂abym by膰 z tob膮 i dzieli膰 tw贸j los, ni偶 zosta膰 w Anglii, 偶eby samotnie rodzi膰 nasze dziecko!

- Nie b臋dziesz sama - powiedzia艂 rozs膮dnie. - B臋dziesz mia艂a przy sobie swoj膮 mam臋, kochanie.

- Nie chc臋 mamy! Chc臋 ciebie!

Jasmine ostrzega艂a go, 偶e w tym stanie Fortune czasami mo偶e zachowywa膰 si臋 nierozs膮dnie. I oto teraz jego pi臋kna 偶ona, kt贸ra sama kaza艂a mu jecha膰 do Nowego 艢wiata z pierwsz膮 fal膮 kolonist贸w, zmieni艂a zdanie. Nie mia艂 poj臋cia, co w tej sytuacji m贸g艂by jej powiedzie膰, tote偶 zdecydowa艂 si臋 na poci膮gni臋cie, jakiego nigdy dot膮d wobec niej nie stosowa艂.

- Je艣li nie chcesz zniszczy膰 naszej szansy, nie mo偶esz mnie zatrzyma膰, Fortune. Sama powiedzia艂a艣, 偶e nasze mo偶liwo艣ci powodzenia zale偶膮 od tego, czy zdob臋dziemy w艂a艣ciw膮 ziemi臋 dla koni. Jak mog臋 j膮 zdoby膰, je艣li teraz nie pop艂yn臋? Prze偶yjesz beze mnie. Czy India nie rodzi艂a swojego pierwszego dziecka w chatce my艣liwskiej, z pomoc膮 tylko dwojga

s艂u偶膮cych? Rodzenie dzieci jest najbardziej naturaln膮 rzecz膮 dla kobiety. Teraz za艣 we藕 si臋 w gar艣膰, Fortune - o艣wiadczy艂 jej ostro. By艂a zaskoczona jego reprymend膮.

- Jak mo偶esz tak do mnie m贸wi膰? - zapyta艂a, nagle zagniewana.

- A jak mog臋 nie m贸wi膰, je艣li zachowujesz si臋 jak rozpuszczone dziecko? -odparowa艂, szcz臋艣liwy, 偶e przesta艂a p艂aka膰.

- Nigdy ci nie wybacz臋, 偶e mnie zostawi艂e艣 - w艂adczym tonem zakomunikowa艂a Fortune. - Jeste艣 okropny, Kieranie.

- Kiedy latem przysz艂ego roku przyb臋dziesz do Mary's Land i zobaczysz czekaj膮cy na ciebie pi臋kny dom, zasiane zbo偶a i 艂膮ki soczystej trawy dla na­szych koni, wtedy mi wybaczysz. Jad臋 dla ciebie, Fortune, i dla naszego dziecka. Czy naprawd臋 mo偶esz by膰 na mnie o to z艂a? - Uni贸s艂 jej 艣liczn膮 buzi臋 tak, 偶eby m贸c spojrze膰 jej prosto w oczy.

- Tak!

- Naprawd臋? - pr贸bowa艂 j膮 udobrucha膰, muskaj膮c lekko wargami jej usta.

- Tak! - 艂ypa艂a na niego w艣ciekle, ale usta zaczyna艂y si臋 wygina膰 w u艣miechu.

- Na pewno? - Poca艂owa艂 j膮 z ledwie skrywanym g艂odem.

Pchn膮艂 j膮 na 艂贸偶ko, pomi臋dzy poduszki, rozwi膮za艂 tasiemki jej nocnej koszuli i wtuli艂 twarz w jej pe艂ne piersi. Fortune nie odpowiedzia艂a, tylko westchn臋艂a, zacz膮艂 wi臋c ca艂owa膰 kremowe, mi臋kkie wzg贸rki. By艂a tak cudownie kusz膮ca. Pie艣ci艂 r臋k膮 jej po艣ladki, po czym nachyli艂 si臋 bardziej, 偶eby poca艂owa膰 jej przymkni臋te powieki.

- Czy masz poj臋cie, Fortune, jak bardzo mi b臋dzie ciebie brakowa艂o? Powiadaj膮, 偶e kobieta w ci膮偶y traci swoje po偶膮danie, ale m臋偶czyzna jest pozbawiony takiego luksusu. Wydajesz mi si臋 teraz bardziej kusz膮ca ni偶 kiedykolwiek.

Otworzy艂a oczy i powiedzia艂a:

- Wykorzystuj wi臋c te dni, kt贸re jeszcze sp臋dzasz ze mn膮, jak najlepiej, m贸j m臋偶u. Wiem, 偶e nie b臋dziesz mi niewierny, prawda? Ja ci臋 nie zdradz臋. -Przyci膮gn臋艂a go do siebie i skubn臋艂a wargami jego ucho.

- Nie, Fortune, nie b臋d臋 niewierny - rzeki.

Delikatnie przekr臋ci艂 j膮 na bok i podci膮gn膮艂 do g贸ry koszul臋 nocn膮.

Gdy w ni膮 ostro偶nie wchodzi艂, westchn臋艂a. Kto m贸g艂 mu opowiedzie膰 t臋 g艂upi膮 bajeczk臋, 偶e kobiety w ci膮偶y trac膮 zainteresowanie seksem? Mo偶e p贸藕niej jej si臋 to przytrafi, ale z pewno艣ci膮 nie teraz. Napar艂a na niego, mrucz膮c, gdy zacz膮艂 si臋 w niej porusza膰, pie艣ci膰 jej brzuch, piersi.

- B臋dziesz za mn膮 t臋skni艂? - przekomarza艂a si臋 z nim. A potem odda艂a si臋 rozkoszy, kt贸r膮 budowa艂 pomi臋dzy nimi.

- Owszem, b臋d臋 - szepn膮艂.

A kiedy osi膮gn膮艂 cel, westchn臋li razem, usatysfakcjonowani i syci.

*

Par臋 nast臋pnych dni sp臋dzili otoczeni ob艂okiem nami臋tno艣ci. Nadszed艂 wreszcie czas wyjazdu Kierana z Queen's Malvern do Liverpoolu. Fortune uda艂o si臋 przezwyci臋偶y膰 niepok贸j. Wysz艂a przed dom, na schody i poda艂a m臋偶owi kielich. Kieran wypi艂 strzemiennego do dna i z powag膮 odda艂 偶onie srebrny puchar. Potem uca艂owa艂 j膮 po raz ostatni.

- To wszystko dla ciebie i dla dziecka - powiedzia艂 cicho. - Kocham ci臋, Fortune. M贸dl si臋 o powodzenie, kochanie. Je艣li B贸g pozwoli, zobaczymy si臋 latem przysz艂ego roku w Mary's Land. - Postawi艂 Fortune na ziemi, bez s艂owa zawr贸ci艂 konia i ruszy艂 podjazdem. Za nim pod膮偶y艂 Kevin oraz Jasmine.

- Mamo! - zawo艂a艂a Fortune. Jasmine zatrzyma艂a si臋. - Wracaj szybko do domu, a zanim si臋 z nim rozstaniesz, udziel mu wszystkich rad, jakie przyjd膮 ci do g艂owy.

Jasmine skin臋艂a g艂ow膮 i ruszy艂a za zi臋ciem.

Fortune zawr贸ci艂a do domu. Nie mog艂a patrze膰, jak odje偶d偶ali, znikaj膮c jej z oczu. Mama mia艂a wr贸ci膰 do domu nie wcze艣niej ni偶 za tydzie艅. Dziewczyna zosta艂a zupe艂nie sama, je艣li nie liczy膰 poczciwej Rois.

- Nie znosz臋 tego - mrukn臋艂a do siebie Fortune i wezwa艂a pokoj贸wk臋, 偶eby dotrzyma艂a jej towarzystwa. Podejrzewa艂a, 偶e Rois jest r贸wnie nieszcz臋艣liwa jak ona. Rois pojawi艂a si臋 z oczami czerwonymi od p艂aczu.

- Nie becz, bo ja te偶 si臋 rozp艂acz臋 - rzek艂a Fortune. - Jest mi r贸wnie smutno jak tobie, Rois.

- Wiem, 偶e musieli odjecha膰 - Rois poci膮gn臋艂a nosem. - Kevin m贸wi, 偶e je艣li mamy my艣le膰 o przysz艂o艣ci, musimy zdoby膰 w艂asn膮 ziemi臋, kt贸rej nie po­siadali艣my w Ulsterze. Ale dlaczego teraz? Dlaczego teraz, kiedy spodziewam si臋 naszego pierwszego dziecka! - I zn贸w zacz臋艂a p艂aka膰.

- Ty te偶 b臋dziesz mia艂a dziecko? Kiedy? - Fortune nie mog艂a zrozumie膰, czemu jest taka zaskoczona.

- Tu偶 po tobie, milady - wyzna艂a Rois.

- Czy Kevin wie? Rois potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Ba艂am si臋, 偶e nie pojedzie, kiedy mu powiem, a tak bardzo mu na tym zale偶a艂o, wi臋c nie chcia艂am psu膰 mu sposobno艣ci.

Fortune zacz臋艂a si臋 艣mia膰. To wszystko by艂o takie absurdalne. Sama wysz艂a za m膮偶 za niew艂a艣ciwego brata, bo go pokocha艂a, w konsekwencji straci艂a swoje wiano, a teraz, brzemienna, zosta艂a z ci臋偶arn膮 s艂u偶膮c膮, podczas gdy ich m臋偶owie wyruszyli na spotkanie swojego przeznaczenia. Gdyby kto艣 dwa lata temu przedstawi艂 jej taki scenariusz, 艣mia艂aby si臋 z niego.

- C贸偶, Rois - powiedzia艂a - chyba nie mamy innego wyj艣cia, jak tylko mie膰 nadziej臋, 偶e wysi艂ki naszych m臋偶czyzn zostan膮 uwie艅czone wielkim sukce­sem. My tymczasem b臋dziemy sobie dotrzymywa膰 towarzystwa, a nasze dzieci b臋d膮 ros艂y. Umiesz robi膰 na drutach? Nigdy si臋 tego nie nauczy艂am, ale potrafi臋 艂adnie szy膰. Zr贸bmy 艣liczne ubranka dla naszych dzieci. To

r贸wnie dobre zaj臋cie, jak ka偶de inne, kt贸re mo偶emy wymy艣li膰, aby si臋 czym艣

zaj膮膰.

M艂oda pani Bramwell, pomagaj膮ca ochmistrzyni, uda艂a si臋 do sk艂adziku, sk膮d przynios艂a prze艣liczny batyst i potrzebne przybory krawieckie. Rohana, kt贸ra nie pojecha艂a ze swoj膮 pani膮, przysz艂a im pomaga膰. Nast臋pny tydzie艅 sp臋dzi艂y kroj膮c i szyj膮c. Ma艂a Autumn raczkowa艂a wok贸艂 ich n贸g, bawi膮c si臋 skrawkami materia艂u, kt贸re spad艂y na pod艂og臋.

Jasmine, eskortowana przez zbrojnych z Glenkirk, wr贸ci艂a do Queen's Malvern po o艣miu dniach.

- Pop艂yn臋li do Irlandii - zakomunikowa艂a. - Wiatr by艂 sprzyjaj膮cy, a morze spokojne. Nie miej takiej zmartwionej miny, skarbie - powiedzia艂a do c贸rki. -Podr贸偶owa艂am z Indii przez sze艣膰 miesi臋cy i uda艂o mi si臋 przyby膰 szcz臋艣liwie.

- Powinien ju偶 dotrze膰 do Ulsteru i zabra膰 na pok艂ad osadnik贸w -odpowiedzia艂a Fortune. - Mo偶e teraz w艂a艣nie p艂yn膮 na spotkanie z Leonardem Calvertem. A ju偶 na pewno wsiedli na statek.

*

I rzeczywi艣cie, wyprawa lorda Baltimore opu艣ci艂a Gravesend, ale nie odp艂yn臋艂a daleko. Cecil Calvert mia艂 s艂uszno艣膰, pozostaj膮c w Anglii. Jego przeciwnicy rozsiewali pog艂oski, 偶e jego dwa statki, 鈥濧rk" i 鈥濪ove" w rzeczywisto艣ci przewo偶膮 do Hiszpanii 偶o艂nierzy i zakonnice. Lord Baltimore musia艂 uda膰 si臋 na kr贸lewski dw贸r, 偶eby broni膰 siebie i wyprawy. Statki zosta艂y zatrzymane przez kr贸lewski okr臋t i zmuszone do zawini臋cia do Cowes na wyspie Wight. Sta艂y tam niemal przez miesi膮c, zanim pozwolono im na kontynuowanie podr贸偶y. W艂a艣ciciel 鈥濧rk", wiedz膮c 偶e 鈥濺贸偶a Cardiffu" czeka ko艂o przyl膮dka Clear, pos艂a艂 wiadomo艣膰 do Kierana Deversa. Wyja艣ni艂 pow贸d

op贸藕nienia i zasugerowa艂, 偶eby 鈥濺贸偶a..." p艂yn臋艂a na Barbados, gdzie mo偶e czeka膰 na wypraw臋 lorda Baltimore.

Dwudziestego drugiego listopada koloni艣ci zmierzaj膮cy do Mary's Land w ko艅cu wyp艂yn臋li. Ledwo stracili z oczu angielski brzeg, a ju偶 z艂apa艂 ich gwa艂­towny sztorm, ale gdy burza min臋艂a, mieli wspania艂膮 pogod臋 przez ca艂膮 podr贸偶 na Barbados. Pogoda by艂a tak idealna, 偶e kapitan 鈥濧rk" stwierdzi艂, i偶 jeszcze nigdy nie widzia艂 tak spokojnego rejsu. Jednak pocz膮tkowy sztorm rozdzieli艂 ich z drug膮, mniejsz膮 jednostk膮, 鈥濪ove". Mogli tylko mie膰 nadziej臋, 偶e przetrwa艂a nawa艂nic臋 i 偶e spotkaj膮 j膮 na Barbadosie.

Kieran Devers i jego towarzysze p艂yn臋li przez b艂臋kitny ocean ku nieznanemu. Ka偶dego dnia pra偶y艂o ich s艂o艅ce. Im bardziej oddalali si臋 od Irlandii, tym robi艂o si臋 gor臋cej. Pogoda by艂a tak pi臋kna, a morze tak spokojne, 偶e pani Jones i Taffy wynie艣li na pok艂ad swoje ro艣liny, robi膮c dla nich niewielkie ogrodzenie na dziobie statku. Po sze艣ciu tygodniach 鈥濺贸偶a Cardiffu" dotar艂a na Barbados, gdzie mieli czeka膰 na reszt臋 wyprawy.

Gubernator wyspy, sir Thomas Warner, powita艂 ich z ostro偶no艣ci膮. 鈥濺贸偶a..." nale偶a艂a do kompanii handlowej 0'Malley-Small i w zasadzie nie nale偶a艂o si臋 niepokoi膰. Jednak statek by艂 pe艂en katolik贸w z Irlandii. Nie tylu, 偶eby wywo艂a膰 k艂opoty, ale gubernator by艂 zatroskany. Wystosowa艂 zaproszenie do Kierana i kapitana statku, 偶eby dowiedzie膰 si臋 czego艣 wi臋cej. Kieran pozwoli艂 kolonistom zwiedzi膰 wysp臋, ale ostrzeg艂, 偶eby nie wywo艂ywali 偶adnych konflikt贸w, bo zostan膮 odes艂ani na pok艂ad i zatrzymani. - Musimy poczeka膰 na lorda Calverta. B臋dzie to znacznie przyjemniejsze na

l膮dzie ni偶 na statku. Czeka nas jeszcze d艂uga droga. Ka偶dy, kto si臋 upije, nie

dostanie wi臋cej pozwolenia na opuszczenie pok艂adu, dop贸ki nie dotrzemy do

Mary's Land.

Nast臋pnie Kieran Devers uda艂 si臋 z kapitanem 0'Flahertym do domu gubernatora.

Przywitano ich serdecznie i posadzono za sto艂em. Kieran by艂 zafascynowany widokiem p臋k贸w 偶贸艂tych owoc贸w w kszta艂cie og贸rk贸w, zwieszaj膮cych si臋 z drzew rosn膮cych za oknem.

Widz膮c, gdzie skierowane jest spojrzenie Kierana, gubernator roze艣mia艂 si臋.

- Banany. Nazywaj膮 si臋 banany. Pod 偶贸艂t膮 sk贸rk膮, w 艣rodku jest s艂odki owoc o smaku marmolady. Dam wam troch臋, jak b臋dziecie wracali na statek - powie­dzia艂.

- Pozostaniemy na wyspie, bowiem czekamy na flot臋 lorda Baltimore. Oczywi艣cie, z twoim pozwoleniem, milordzie - odpowiedzia艂 Kieran. -Przez par臋 tygodni byli艣my na morzu, a nie jeste艣my marynarzami przyzwyczajonymi do wody. Moi ludzie to w wi臋kszo艣ci rolnicy.

- Dok膮d zmierzacie, je艣li mog臋 spyta膰?

- Do nowej kolonii lorda Baltimore w Mary's Land - odpar艂 Kieran.

- S艂ysza艂em, 偶e to kolonia tylko dla katolik贸w -rzek艂 sir Thomas.

- Nie, panie, Mary's Land jest dla wszystkich ludzi dobrej woli, bez wzgl臋du na to, czy s膮 katolikami, czy protestantami - szczerze odpowiedzia艂 Kieran. -Nikt nie b臋dzie tam prze艣ladowany. Dlatego w艂a艣nie tam p艂yniemy, milordzie. Wielu ludzi podr贸偶uj膮cych z Leonardem Calvertem to protestanci.

- Niezbyt mi si臋 podoba pomys艂 zak艂adania katolickiej kolonii. I bez tego mamy tu mn贸stwo k艂opot贸w z Hiszpanami - mrukn膮艂 gubernator.

- Mary's Land nie jest hiszpa艅sk膮 koloni膮, milordzie. To angielska kolonia. Jeste艣my wiernymi poddanymi jego kr贸lewskiej mo艣ci. Czy wie pan, 偶e przyrodni brat mojej 偶ony jest bratankiem kr贸la?

- Doprawdy? - Gubernator by艂 troch臋 sceptyczny.

- To lord Charles Frederick Stuart, ksi膮偶臋 Lundy. Nazywaj膮 go niezbyt kr贸lewskim Stuartem - powiedzia艂 Kieran.

- A tak, co艣 sobie przypominam, 偶e ksi膮偶臋 Henry mia艂 nie艣lubnego syna - rzek艂 sir Thomas. -O ile pami臋tam, kochanka by艂a 艣liczn膮 dziewczyn膮. Mia艂a ciemne w艂osy i oczy w kolorze turkusowego morza.

To moja te艣ciowa, ksi臋偶na Glenkirk - wyja艣ni艂 Kieran. - Wtedy jeszcze nie

by艂a 偶on膮 Jamesa Lesliego.

Mo偶ecie zosta膰 na wyspie, je艣li tylko nie b臋dzie z waszego powodu 偶adnych

problem贸w - o艣wiadczy艂 Kieranowi gubernator.

Dzi臋kuj臋, milordzie - odpowiedzia艂 grzecznie Kieran i skupi艂 si臋 na posi艂ku.

艢wietna robota, panie. Rodzina by艂aby z pana dumna - cicho mrukn膮艂 kapitan

O鈥橣laherty.

Kieran spojrza艂 na kapitana.

Jeste艣 jednym z nich, prawda?

Jestem Ualtar O鈥橣laherty, syn Ewana i wnuk wielkiej Skye - odpowiedzi

towarzyszy! u艣miech. - Jeste艣my kuzynami z twoj膮 偶on膮, chocia偶 nigdy nie

mia艂em przyjemno艣ci spotka膰 ani jej, ani jej rodze艅stwa. Babk臋 Skye

widzia艂em tylko dwa razy. M贸j ojciec jest panem na Ballyhenessey w

Irlandii. Jestem jedynym z jego syn贸w, kt贸ry poczu艂 zew morza. Babka

dopilnowa艂a, 偶ebym m贸g艂 zrealizowa膰 swoje marzenie, tak jak w przypadku

wielu moich kuzyn贸w. Niejeden z nas dowodzi艂 鈥濺贸偶膮 Cardiffu". To pi臋kny i

bezpieczny statek. Najcz臋艣ciej p艂ywa艂em po Morzu 艢r贸dziemnym. Cz臋sto

zawijali艣my do Algieru, San Lorenzo, Marsylii, Neapolu, Wenecji, Aten,

Aleksandrii czy Stambu艂u.

Dlaczego nie wiedzia艂em, kim jeste艣? - zastanawia艂 si臋 g艂o艣no Kieran.

Czy by艂o to dla ciebie istotne, panie? - zapyta艂 kapitan O鈥橣laherty.

Kieran roze艣mia艂 si臋.

Rodzina, w kt贸r膮 si臋 w偶eni艂em, to dziwni ludzie, Ualtarze O鈥橣laherty -

powiedzia艂.

Tak, to prawda - weso艂o przytakn膮艂 kapitan.

*

Do Barbadosu dotarli na pocz膮tku grudnia. Sp臋dzili tam Bo偶e Narodzenie. Nie by艂o ksi臋dza, kt贸ry m贸g艂by odprawi膰 dla nich msz臋, wi臋c sami 艣piewali pie艣ni i modlili si臋 w spokoju. Na pla偶y zorganizowano przyj臋cie. Wykopano d贸艂, w kt贸rym upieczono du偶膮 艣wini臋, kupion膮 na targowisku. Ponadto ser­wowano banany, melony, ananasy i arbuzy, razem z pieczonymi s艂odkimi ziemniakami. By艂o to jedzenie nieznane kolonistom. Pr贸bowali je z oporami, a gdy odkryli, 偶e wszystko jest bardzo smaczne, jedli z apetytem.

Na pocz膮tku stycznia na Barbados zawita艂 鈥濧rk", witany przez ludzi na pok艂adzie 鈥濺贸偶y Cardiffu". Tak jak wcze艣niej Kieran Devers i jego towarzysze, tak teraz przybywaj膮cy na 鈥濧rk" byli zdumieni i oczarowani egzotycznymi, r贸偶nobarwnymi kwiatami i drzewami rosn膮cymi na wyspie. R贸wnie fascynuj膮ce by艂y wrzaskliwe, bajecznie kolorowe ptaki. Na pok艂adzie zosta艂a odprawiona msza dzi臋kczynna, w kt贸rej uczestniczyli wszyscy katolicy. Protestanccy koloni艣ci zeszli na l膮d, aby wys艂ucha膰 mszy w ko艣ciele gubernatora.

Przez kolejne tygodnie 艂adowali na statki ziarna zb贸偶, kartofle i zapasy innych artyku艂贸w spo偶ywczych, dla kt贸rych uda艂o si臋 znale藕膰 miejsce. Upychali je w ka偶d膮 dziur臋. Wszystkie beczki nape艂niono 艣wie偶膮 wod膮. Ku ich zadowoleniu 鈥濪ove" pojawi艂 si臋 w porcie razem z innym statkiem kupieckim, 鈥濪ragonem". Kiedy zacz膮艂 si臋 sztorm, 鈥濪ove" zawr贸ci艂 i schroni艂 si臋 w bezpiecznym angielskim porcie, a gdy morze si臋 uspokoi艂o, wyruszy艂 w dalsz膮 podr贸偶. Wszyscy uczestnicy wyprawy Leonarda Calverta zostali szczeg贸艂owo poinstruowani i w ko艅cu byli gotowi do dalszej podr贸偶y na p贸艂noc, do Mary's Land. Gubernator Barbadosu otwarcie cieszy艂 si臋 z ich odjazdu. Podobnie jak wielu innych ludzi, nie potrafi艂 pozby膰 si臋 my艣li, 偶e angielscy i irlandzcy katolicy byli lojalniejsi wobec swoich katolickich braci w Hiszpanii ni偶 wobec protestanckiego kr贸la Anglii.

W marcu dotarli do Wirginii. Chocia偶 lord Baltimore by艂 przeciwny jakimkolwiek kontaktom z Wirgi艅czykami, kt贸rych przedstawiciele na kr贸lewskim dworze robili wszystko, by zablokowa膰 powstanie kolonii w Mary's Land, musia艂 przekaza膰 gubernatorowi Wirginii pos艂anie od kr贸la i podarki. Koloni艣ci zatrzymali si臋 na dziewi臋膰 dni, a Wirgi艅czycy, ku ogromnemu zaskoczeniu Leonarda Calverta, okazali si臋 wyj膮tkowo serdeczni. Odje偶d偶aj膮c, zabrali ze sob膮 miejscowego handlarza futer, kapitana Fleeta, 偶eby s艂u偶y艂 im jako t艂umacz w rozmowach z Indianami i jako przewodnik, bowiem doskonale zna艂 Chesapeake.

Gdy ich statki przep艂ywa艂y zatok臋 Chesapeake, osadnicy stali na pok艂adzie przy relingu, po raz pierwszy ogl膮daj膮c swoj膮 now膮 krain臋. Wspania艂e lasy pe艂ne by艂y drzew o twardym i mi臋kkim drewnie. Kieran Devers wiedzia艂, 偶e w ko艅cu dotar艂 do domu, i zdumiewa艂y go pewno艣膰 i przekonanie, jakie czu艂 w swoim sercu. Jak偶e by chcia艂 ogl膮da膰 ten widok razem z Fortune. Ale kiedy Fortune w ko艅cu tu dotrze, dom dla niej b臋dzie ju偶 gotowy. Wiedzia艂, 偶e 偶ona pokocha ten zak膮tek ziemi w tym samym stopniu, co on. Pospieszy艂 do swojej kajuty, 偶eby napisa膰 do niej list. Kiedy ju偶 znajd膮 si臋 na l膮dzie, 鈥濺贸偶a Cardiffu" pop艂ynie z powrotem do Anglii, chcia艂 wi臋c, 偶eby statek powi贸z艂 jego my艣li do Fortune. Spisywa艂 je codziennie, aby dzieli膰 si臋 z ni膮 wszystkim, co j膮 omin臋艂o. Ciekaw by艂, czy urodzi艂 si臋 ju偶 ich syn.

Po raz pierwszy przybili do l膮du - niezamieszkanej wyspy, kt贸r膮 nazwali St. Clement. Indianie, kt贸rzy od paru dni stali na brzegu, gdzie艣 znikn臋li. Posta­wiono wysoki krzy偶 z pni 艣wie偶o 艣ci臋tych drzew. Ksi膮dz White, kapelan gubernatora Calverta, odprawi艂 uroczyst膮 msz臋. Nast臋pnie Leonard Calvert w imieniu Boga, kr贸la Karola I i swojego brata, lor- 鈥 da Ceci艂a Baltimore, obj膮艂 w posiadanie Mary's Land. By艂o to dwudziestego pi膮tego marca tysi膮c sze艣膰set trzydziestego czwartego roku.

Tego samego dnia, tu偶 po p贸艂nocy, w Queen's Malvern, Fortune zacz臋艂a rodzi膰. Zgodnie z wszelkimi wyliczeniami jej dziecko powinno si臋 by艂o urodzi膰

co najmniej tydzie艅 wcze艣niej. Fortune by艂a szcz臋艣liwa, 偶e jest przy niej jej matka, bo biedna Ro-is, sama spodziewaj膮ca si臋 dziecka, do niczego si臋 nie nadawa艂a.

Wchodz膮c do sypialni c贸rki, Jasmine rzuci艂a okiem na m艂od膮 pokoj贸wk臋 i powiedzia艂a:

- Wyjd藕 st膮d! I przy艣lij do mnie natychmiast Rohan臋 i Toramalli.

Rois pos艂a艂a ksi臋偶nej pe艂ne wdzi臋czno艣ci spojrzenie i wybieg艂a tak szybko, jak tylko pozwala艂 jej wielki brzuch.

- Bo偶e, ale boli! - j臋kn臋艂a Fortune. - Nigdy nie przypuszcza艂am, 偶e tak bardzo b臋dzie bola艂o. Kiedy India zaczyna艂a rodzi膰, pojecha艂am, 偶eby przywie藕膰 ciebie i tat臋. Ouu! Ile to potrwa, mamo?

- Wsta艅 - poleci艂a Jasmine. - Przez chwil臋 pochodzimy razem i zobaczmy, czy uda nam si臋 przyspieszy膰 akcj臋 porodow膮. Niestety musz臋 ci臋 uprzedzi膰, 偶e rodz膮ce si臋 dzieci nie s膮 praktyczne ani rozs膮dne. Prawda jest taka, 偶e przychodz膮 na 艣wiat, kiedy chc膮.

- To nie jest szczeg贸lnie krzepi膮ce, mamo.

Drzwi sypialni otworzy艂y si臋 i do pokoju wesz艂y bli藕niacze s艂u偶膮ce Jasmine.

- M艂ody Bramwell chcia艂by wiedzie膰, gdzie postawi膰 st贸艂 porodowy, milady -rzek艂a Rohana.

- Wnie艣cie go tutaj i ustawcie ko艂o kominka. I dopilnujcie, 偶eby przyniesiono tak偶e ko艂ysk臋, wod臋, r臋czniki i powijaki - poleci艂a Jasmine.

Ogarn臋艂y j膮 wspomnienia. Jej syn, Charlie, urodzi艂 si臋 tutaj, w Queen's Malvern. By艂 z nimi jego ojciec, ksi膮偶臋 Henry. Z pocz膮tku sta艂 ko艂o niej, obejmuj膮c j膮 za ramiona, cichym g艂osem dodaj膮c otuchy, delikatnie masuj膮c jej rozd臋ty brzuch. Jakby instynktownie wiedzia艂, co nale偶y zrobi膰, chocia偶 p贸藕niej przyzna艂, 偶e nigdy wcze艣niej nie widzia艂 narodzin dziecka. A kiedy nie by艂o ju偶 偶adnych w膮tpliwo艣ci, 偶e Jasmine zaraz b臋dzie rodzi膰, wezwa艂 Adalego, 偶eby zaj膮艂 jego miejsce, obszed艂 st贸艂, odsun膮艂 na bok jej babk臋 Skye i w艂asnor臋cznie

przyj膮艂 Charliego. Jasmine poczu艂a 艂zy cisn膮ce si臋 do oczu i szybko si臋 odwr贸ci艂a. Henry Stuart by艂 takim s艂odkim m臋偶czyzn膮.

- Mamo! - zawo艂a艂a Fortune. - Chyba nie dam rady zrobi膰 ani kroku wi臋cej. B贸le staj膮 si臋 coraz silniejsze i nast臋puj膮 coraz szybciej.

Ju偶 niemal 艣wita艂o. Fortune rodzi艂a od kilku godzin.

- Pomo偶emy ci si臋 po艂o偶y膰 na stole - rzek艂a Jasmine. Z pomoc膮 Toramalli Fortune wspi臋艂a si臋 na blat.

W tym czasie Rohana stan臋艂a z ty艂u, 偶eby trzyma膰 j膮 za ramiona.

- Widzia艂am narodziny twojej matki, twoich braci i twoich si贸str. Teraz zobacz臋, jak rodzi si臋 tw贸j syn, panienko Fortune. Smutno mi, 偶e nas opuszczasz. Nie zobacz臋 ju偶 innych dzieci, kt贸re sp艂odzicie z twoim wspania艂ym m臋偶em - powiedzia艂a Rohana.

- Nienawidz臋 go! - wrzasn臋艂a Fortune. - Jak m贸g艂 mi to zrobi膰, a potem pop艂yn膮膰 sobie do Nowego 艢wiata i zostawi膰 mnie, 偶ebym tak cierpia艂a! Ouu! Czy to dziecko nigdy si臋 nie urodzi? Mamo, to trwa ca艂e godziny!

- M贸wisz jak India, nie jak Fortune. T艂umaczy艂am ci, 偶e dzieci przychodz膮 na 艣wiat, kiedy chc膮 - powiedzia艂a Jasmine.

Min臋艂o kolejne par臋 godzin. Dopiero po po艂udniu w ko艅cu ukaza艂a si臋 g艂贸wka dziecka. Jasmine zach臋ca艂a c贸rk臋, by par艂a. Powoli. Powoli. Pojawi艂a si臋 ca艂a g艂贸wka i ramionka. A potem, przy kolejnym pchni臋ciu, dziecko wy艣lizn臋艂o si臋 z 艂ona matki. Jego oczka otworzy艂y si臋 i napotka艂y spojrzenie babki. Potem male艅stwo otworzy艂o buzi臋 i krzykn臋艂o gwa艂townie.

- To ma艂a dziewczynka - powiedzia艂a zachwycona Jasmine.

- Tak? - Wyczerpana Fortune czu艂a ulg臋. - Poka偶 mi j膮, mamo. - Wyci膮gn臋艂a r臋ce.

Jasmine w艂o偶y艂a ma艂膮 w ramiona c贸rki.

- Ona jest zakrwawiona, mamo! Czy jest skaleczona? - krzykn臋艂a Fortune.

- Jak kiedy艣 powiedzia艂a ksi臋ciu Henry'emu moja babka, narodziny to krwawa sprawa. Za chwil臋 j膮 obmyjemy. Nic jej nie jest. To zdrowa dziewuszka. Po­s艂uchaj tylko, jak p艂acze - odpar艂a Jasmine.

Fortune spojrza艂a na niemowl臋 o czerwonej buzi, le偶膮ce w jej ramionach. Ma艂a twarzyczka by艂a gniewnie pomarszczona, a oczy zamkni臋te, gdy tymczasem usta mia艂a szeroko otwarte i krzycza艂a.

- Cii, malutka - wypowiedzia艂a Fortune pierwsze s艂owa do swojego dziecka. Dziecko nagle przesta艂o p艂aka膰, otworzy艂o oczka i spojrza艂o prosto w oczy matki. Fortune przenikn膮艂 nag艂y dreszcz i poczu艂a wszechogarniaj膮c膮 mi艂o艣膰. - Ma niebieskie oczy -powiedzia艂a zachwycona.

- Wszystkie niemowlaki maj膮 niebieskie oczy - sucho odparta Jasmine. - Z pewno艣ci膮 to wiesz, jeste艣 przecie偶 jednym z moich najstarszych dzieci, skarbie.

- Jest 艂ysa - zauwa偶y艂a Fortune.

- Dziewczynki zwykle rodz膮 si臋 艂yse - odpowiedzia艂a Jasmine. - Popatrz jednak, ma rudawy meszek. - Delikatnie dotkn臋艂a g艂贸wki male艅stwa. - Jak j膮 nazwiesz?

- Aine - o艣wiadczy艂a Fortune. - Chc臋 jej da膰 imi臋 po m艂odszej siostrze Kierana. Nie spodziewa艂am si臋 dziewczynki, mamo. My艣la艂am, 偶e musi by膰 ch艂opiec i chcia艂am go nazwa膰 James, po tacie. Ale od razu wiedzia艂am, 偶e ta moja male艅ka dziewczynka powinna si臋 nazywa膰 Aine. Aine Mary Devers, tak j膮 ochrzcimy. I ochrzcz臋 j膮 w obrz膮dku katolickim, wiem bowiem, 偶e tego chcia艂by jej ojciec. - Poca艂owa艂a ma艂膮 g艂贸wk臋 dziecka.

- Maj膮c na wzgl臋dzie pozycj臋 swojego brata, nie mo偶esz sprowadzi膰 ksi臋dza do jego domu. Musi zosta膰 ochrzczona w ko艣ciele anglika艅skim. Kiedy po­jedziecie obie do Mary's Land, mo偶esz robi膰, co tylko zechcesz. Jednak tutaj, w Anglii, musisz przestrzega膰 prawa obowi膮zuj膮cego w tym kraju, tak jak kr贸lowa. Rozumiesz? - ostrzeg艂a Jasmine.

Fortune kiwn臋艂a g艂ow膮.

- A teraz oddaj mi moj膮 wnuczk臋, bo trzeba j膮 umy膰, a ty musisz jeszcze urodzi膰 艂o偶ysko. Zakopiemy je pod d臋bem ko艂o domu, 偶eby Aine Mary Devers zawsze by艂a silna.

Jasmine wzi臋艂a dziecko i poda艂a je Toramalli. Potem zacz臋艂a zach臋ca膰 c贸rk臋 do zako艅czenia spraw zwi膮zanych z porodem. Kiedy w ko艅cu matka i jej 艣wie偶o narodzona c贸reczka zosta艂y porz膮dnie umyte, Fortune u艂o偶ona w 艂贸偶ku, Aine w ko艂ysce przy kominku, a wierna Rohana usiad艂a obok, 偶eby czuwa膰 nad ma艂膮, Jasmine przynios艂a c贸rce nap贸j wzmacniaj膮cy.

Fortune powoli s膮czy艂a p艂yn. Nagle poczu艂a si臋 wyczerpana i bardzo, bardzo 艣pi膮ca. Zamkn臋艂a oczy i Jasmine w ostatniej chwili z艂apa艂a kielich, kt贸ry ju偶 wypada艂 z r臋ki Fortune.

Jasmine pomy艣la艂a, 偶e pewnie ju偶 nigdy si臋 nie zobacz膮, bo nie zamierza艂a wi臋cej przep艂ywa膰 偶adnych ocean贸w. Z mi艂o艣ci膮 pog艂adzi艂a czo艂o Fortune, po czym przesz艂a przez pok贸j, 偶eby zerkn膮膰 na swoj膮 now膮 wnuczk臋. Dziecko mia艂o jasn膮 sk贸r臋, jak matka. Kieran Devers nie b臋dzie rozczarowany, a kiedy Fortune dotrze do Mary's Land, b臋d膮 mieli mn贸stwo czasu na syn贸w.

- Popilnuj jej przez chwil臋, Rohano - odezwa艂a si臋 do swojej pokoj贸wki. - Za jaki艣 czas przy艣l臋 Joan albo Polly, 偶eby ci臋 zwolni艂a.

- Dobrze, milady - odpowiedzia艂a Rohana. - To wspania艂a dziewczynka, prawda? Szkoda, 偶e nie b臋dziemy mog艂y obserwowa膰, jak dorasta. Jasmine westchn臋艂a.

- Ja te偶 偶a艂uj臋, ale Aine jest pisany inny los i tylko czas poka偶e jaki - odpar艂a.

Rozdzia艂 16

- Mamo! Mamo! Przyjecha艂 kapitan 鈥濺贸偶y Cardiffu"! - zawo艂a艂a podniecona Fortune. - Sir, my艣la艂y艣my, 偶e ju偶 nigdy si臋 pan nie pojawi! Prosz臋 mi opowiedzie膰, jak si臋 miewa m贸j m膮偶. Prosz臋! Kiedy mo偶emy wyruszy膰 do Mary's Land? - Okr臋ci艂a si臋 na pi臋cie. - Rois! Musimy zacz膮膰 si臋 pakowa膰!

- Kapitan O鈥橣laherty? Jestem Jasmine Leslie -rzek艂a ksi臋偶na Glenkirk, podchodz膮c z wyci膮gni臋t膮 r臋k膮.

Ualtar O鈥橣laherty uj膮艂 eleganck膮 d艂o艅 i poca艂owa艂 j膮.

- Jeste艣my kuzynami, madam, bo nasz膮 wsp贸ln膮 babk膮 jest s艂awna Skye O鈥橫alley. Nigdy dot膮d si臋 nie spotkali艣my, chcia艂em wi臋c osobi艣cie dostarczy膰 pos艂anie od Kierana jego 偶onie i tobie, pani. Mam nadziej臋, 偶e daruje mi pani niezapowiedzian膮 wizyt臋. - Uk艂oni艂 si臋 szarmancko i u艣miechn膮艂 do obu kobiet, my艣l膮c przy tym, 偶e opowie艣ci o urodzie kuzynki Jasmine nie by艂y przesadzone.

Mia艂a na sobie czerwonofioletow膮 sukni臋, kt贸ra podkre艣la艂a blask jej czarnych w艂os贸w i egzotycznych, turkusowych oczu. 呕ona Kierana by艂a r贸wnie urodziwa, z rudymi w艂osami i niebieskozielonymi oczami, tak bardzo podobnymi do jego oczu i do oczu Skye 0'Malley.

- Jeste艣 witany z rado艣ci膮, kuzynie. Musisz by膰 jednym z syn贸w mojego wuja Ewana, kt贸rego chyba nigdy nie widzia艂am, prawda? - zapyta艂a Jasmine.

- Jestem jego najm艂odszym synem - powiedzia艂 kapitan.

- Opowiedz nam o Mary's Land - poprosi艂a Fortune.

- My艣l臋, 偶e najpierw powinny艣my zaproponowa膰 kuzynowi co艣 do picia i posadzi膰 go przy kominku -zwr贸ci艂a si臋 ksi臋偶na do c贸rki. - Czerwiec jest

takim niepewnym miesi膮cem. W jednej chwili z upa艂u robi si臋 zi膮b. Teraz pada od trzech dni. Podr贸偶 musia艂a by膰 bardzo nieprzyjemna.

- P艂ywanie po morzach przyzwyczaja do wszelkiej pogody, zw艂aszcza surowej - odpar艂 z u艣miechem, przyjmuj膮c kieliszek wina, kt贸ry mu podano.

Kiedy usiedli przy buzuj膮cym na kominku ogniu, kapitan wr臋czy艂 Fortune poka藕ny pakiet.

- Co to mo偶e by膰? - zastanawia艂a si臋 g艂o艣no.

- Tw贸j m膮偶 prowadzi艂 codzienne zapiski i przesy艂a ci je razem z listem, milady Fortune - wyja艣ni艂 Ualtar O鈥橣laherty. Ze smakiem popija艂 wino.

- Czuje si臋 dobrze? - zapyta艂a cicho Fortune.

- Kiedy si臋 rozstawali艣my, milady, cieszy艂 si臋 jak najlepszym zdrowiem i by艂 dobrej my艣li. Rejs przez Atlantyk by艂 wyj膮tkowo spokojny. Wirgi艅czycy powitali nas 偶yczliwie, a ziemia, zwana Mary's Land, jest pi臋kniejsza, ni偶 mo偶na to by艂o sobie wyobrazi膰. Ale z pami臋tnika m臋偶a dowiesz si臋 wszystkiego, co ci臋 interesuje, milady. Przywie藕li艣my z powrotem 艂adunek solonej ryby, a tak偶e bobrze i lisie futra z kolonii w Plymouth, gdzie zawitali艣my w drodze powrotnej. W ten spos贸b ca艂a podr贸偶 przynios艂a ci zyski, milady.

- Zostaniesz z nami przez kilka dni, kuzynie - poprosi艂a Jasmine.

- To dla mnie zaszczyt - odpowiedzia艂.

W trakcie rozmowy Fortune otworzy艂a paczuszk臋. Kusi艂o j膮, 偶eby najpierw przeczyta膰 list Kierana, ale przyst膮pi艂a do lektury dziennika podr贸偶y. Wiedzia艂a przecie偶, 偶e Kieran robi艂 te notatki po to, by poczu艂a si臋 cz臋艣ci膮 wyprawy, kt贸rej nie mog艂a odby膰 razem z nim, a kt贸ra j膮 nied艂ugo czeka艂a. Czyta艂a przez ca艂e popo艂udnie i dopiero gdy s艂u偶膮cy szykowali st贸艂 do kolacji, w ko艅cu otworzy艂a list od m臋偶a.

Potem zwr贸ci艂a si臋 do kapitana 0'Flaherty.

- Wiesz, kuzynie, co jest w tym li艣cie?

- Owszem.

I zgadzasz si臋 z ocen膮 mojego m臋偶a? Czy nie s膮dzisz, 偶e odmalowa艂 sytuacj臋 zbyt pesymistycznie? Rozumiem, 偶e Kieran chce, by wszystko by艂o idealne na m贸j przyjazd, ale tak nie musi by膰.

Nie, milady Fortune. Nie przesadza. Mary's Land to dzika kraina, a zachodnie wybrze偶e, gdzie powsta艂o pierwsze obozowisko, to obszar poro艣ni臋ty lasem. Jest wiele do zrobienia, 偶eby mo偶na tam by艂o zamieszka膰. Kilka kobiet, kt贸re przyp艂yn臋艂y na pok艂adzie 鈥濧rk" i 鈥濪ove" zmaga si臋 z ci臋偶k膮 prac膮.

Fortune z irytacj膮 zacisn臋艂a wargi. Nie to chcia艂a us艂ysze膰. O co chodzi? - zapyta艂a c贸rk臋 Jasmine.

Kieran nie chce, 偶eby艣my przyp艂yn臋艂y przed nast臋pnym latem - powiedzia艂a. - Ziemia nie zosta艂a jeszcze podzielona, twierdzi te偶, 偶e mieszkaj膮 w in­dia艅skiej wiosce, razem z dzikimi. Wiedzia艂am, 偶e powinnam by艂a z nim p艂yn膮膰!

Jasmine przenios艂a wzrok na kapitana O鈥橣laherty.

Dop艂yn臋li艣my pod koniec marca - zacz膮艂. -G艂贸wna cz臋艣膰 wyprawy zosta艂a zatrzymana ponad miesi膮c na wyspie Wright. Gubernator Calvert przys艂a艂 wiadomo艣膰 na 鈥濺贸偶臋 Cardiffu", kt贸ra czeka艂a przy przyl膮dku Clear, 偶eby艣my p艂yn臋li pierwsi i spotkali si臋 z reszt膮 na Barbadosie. Ruszyli艣my na po艂udnie, bowiem ze wzgl臋du na du偶膮 niepewno艣膰 warunk贸w pogodowych, panuj膮cych pod koniec lata, woleli艣my p艂yn膮膰 okr臋偶n膮, ale bezpieczniejsz膮 tras膮.

Rozs膮dna ostro偶no艣膰 - zgodzi艂a si臋 Jasmine.

Ark" zjawi艂 si臋 dopiero w styczniu. 鈥濪ove" dowl贸k艂 si臋 dziesi臋膰 dni p贸藕niej. Gdy za艂adowali艣my s艂odk膮 wod臋 i zapasy 偶ywno艣ci i pop艂yn臋li艣my przez Karaiby, a potem w g贸r臋, wzd艂u偶 wybrze偶a, mijaj膮c hiszpa艅skie kolonie, zrobi艂a si臋 ju偶 wiosna. Zatrzymali艣my si臋 w Wirginii na kilka dni, po czym udali艣my si臋 do Mary's Land. Kolonia zosta艂a za艂o偶ona dwudziestego pi膮tego marca.

W urodziny Aine! - zawo艂a艂a Fortune. Aine? - kapitan by艂 zdezorientowany.

Aine Mary Devers, mojej c贸rki. Zosta艂am, 偶eby j膮 urodzi膰 - wyja艣ni艂a Fortune. - Dwudziestego pi膮tego marca powi艂am dziewczynk臋, a dwa dni p贸藕niej, dwudziestego si贸dmego marca, moja pokoj贸wka Rois wyda艂a na 艣wiat syna Brendana.

Tw贸j m膮偶 b臋dzie zachwycony. Bardzo si臋 martwi艂 o ciebie i o niemowl臋. Nie mog臋 si臋 doczeka膰 widoku jego twarzy, gdy mu opowiem o narodzinach c贸rki - powiedzia艂 Ualtar O鈥橣laherty. Sama mu opowiem - rzek艂a Fortune.

Poczekaj, skarbie - odezwa艂a si臋 matka. - Chcia艂abym wiedzie膰 co艣 wi臋cej o warunkach 偶ycia w Mary^ Land. Kuzynie?

Koloni艣ci natrafili na wiosk臋 Indian Wicocomoco nad niewielk膮 rzek膮 na p贸艂noc od Potomacu. Gubernatorowi spodoba艂a si臋 okolica i poprosi艂 tamtej­szego wodza o pozwolenie na osiedlenie si臋. Ziemie s膮 dobrze nawodnione i jest wygodna zatoka dla statk贸w morskich. Indianie mieli problemy z wi臋kszym, bardziej wojowniczym plemieniem Susquehanock贸w. Zamierzali przenie艣膰 wiosk臋 w inne miejsce. W zamian za nasz膮 ochron臋 zgodzili si臋 dzieli膰 wiosk臋 z nami, dop贸ki nie b臋d膮 mogli si臋 przenie艣膰. Osadnicy mieszkaj膮 w india艅skich wigwamach, zrobionych z trawy, gliny, patyk贸w i sk贸r zwierz臋cych. Jest prymitywnie i ci臋偶ko. Kiedy Indianie w ko艅cu odejd膮, koloni艣ci b臋d膮 musieli wznie艣膰 umocnienia, ze stra偶nic膮, palisad膮 i sk艂adem jedzenia. Takie zadanie wymaga zespo艂owej pracy wszystkich kolonist贸w. Nikt nie mo偶e zacz膮膰 budowa膰 sobie domu, dop贸ki nie stanie fort. W tej chwili na 鈥濺贸偶臋 Cardiffu" za艂adowywane s膮 zapasy dla kolonii. Gubernator wyda艂 rozkaz, 偶eby nie sprowadza膰 偶adnych kobiet ani dzieci a偶 do przysz艂ego roku, kiedy kolonia b臋dzie mia艂a solidniejsze podstawy. Kiedy wyje偶d偶a艂em, tw贸j m膮偶 udawa艂 si臋 do Wirginii w celu nabycia byd艂a i drobiu

dla wszystkich. Jego ludzie ci臋偶ko pracuj膮. Pani Jones i Taffy s膮 darem niebios dla kolonii. Taka jest prawda, kuzynko.

- Skoro gubernator wyda艂 zakaz przyjazdu kobiet, Fortune, to nie mo偶esz jecha膰. To proste. Mo偶esz wr贸ci膰 ze mn膮 do Glenkirk albo zosta膰 w Queen's Malvern. Wiem, 偶e Charlie nie b臋dzie mia艂 nic przeciwko temu. Oczywi艣cie zostan臋 z tob膮, dop贸ki nie nadejdzie pora wyjazdu, skarbie - powiedzia艂a Jasmine.

- Jak mo偶esz znie艣膰 to, 偶e jeste艣 tak d艂ugo i tak daleko od taty? - zapyta艂a Fortune. - Nie, mamo, musisz wr贸ci膰 do Glenkirk.

- Tw贸j ojciec nie b臋dzie mia艂 nic przeciwko sp臋dzeniu lata w Anglii, je艣li tylko zd膮偶y wr贸ci膰 do Szkocji na sezon polowa艅 na g臋si - za艣mia艂a si臋 Jasmine.

Nie zamierza艂a zostawia膰 Fortune. Chocia偶 jej druga c贸rka nie by艂a taka uparta jak pierwsza, nie chcia艂a ryzykowa膰, 偶e ucieknie do Liverpoolu i ukryje si臋 z Rois i niemowl臋tami na pok艂adzie 鈥濺贸偶y Cardiffu". To si臋 nie mog艂o zdarzy膰. Fortune musia艂a poczeka膰, a偶 gubernator Calvert stwierdzi, 偶e nadszed艂 czas na przyjazd kobiet i dzieci do Mary's Land.

- Najlepiej b臋dzie, je艣li napiszesz do Rory'ego Maguire'a, by m贸g艂 opowiedzie膰 kobietom, co si臋 dzieje. Opisz prymitywne warunki 偶ycia i wyja艣nij, 偶e maj膮 si臋 szykowa膰 do wyp艂yni臋cia przysz艂ym latem.

- Nadal uwa偶am, 偶e gubernator Calvert jest zbyt ostro偶ny - narzeka艂a Fortune. Jasmine u艣miechn臋艂a si臋 koj膮co.

- Tak b臋dzie lepiej dla dzieci - przekonywa艂a.

- Ale nie dla Rois i dla mnie. Brakuje mi mojego m臋偶a w 艂贸偶ku, a Rois brakuje Kevina.

Jasmine i Ualtar 0'Flaherty roze艣miali si臋, s艂ysz膮c to szczere wyznanie.

- Ciesz臋 si臋, widz膮c, 偶e w kobietach z tej rodziny nadal p艂ynie gor膮ca krew -zauwa偶y艂 kapitan.

*

James Leslie przyby艂 z Glenkirk, 偶eby towarzyszy膰 偶onie i c贸rkom. Trzymaj膮c w obj臋ciach swoj膮 now膮 wnuczk臋, g艂o艣no wyrazi艂 zadowolenie. Przez pierwsze dwa tygodnie jego pobytu w Qucen's Malvern jego najm艂odsza c贸rka na widok ojca zas艂ania艂a buzi臋 r膮czkami. Nagle jednak pewnego dnia Autumn posia艂a ojcu s艂odki u艣miech i zostali przyjaci贸艂mi. Bardzo mu ul偶y艂o, bo mia艂 ogromn膮 s艂abo艣膰 do tej ma艂ej dziewczynki, w kt贸rej 偶y艂ach p艂yn臋艂a jego krew. Nie zna艂 ani Indii, ani Fortune, gdy by艂y w tym wieku.

- Chc臋, 偶eby艣 we wrze艣niu wr贸ci艂a ze mn膮 do domu - o艣wiadczy艂 pewnego wieczoru 偶onie, gdy siedzieli razem w jadalni.

- Boj臋 si臋 zostawi膰 Fortune sam膮 - powiedzia艂a Jasmine. - Obawiam si臋, 偶eby nie wsiad艂a na pierwszy statek wyp艂ywaj膮cy do Nowego 艢wiata i nie pr贸­bowa艂a do艂膮czy膰 do Kierana. Bardzo za nim t臋skni.

- Jest doros艂膮 kobiet膮 - rzek艂 ksi膮偶臋. - Niech da s艂owo honoru, 偶e zaczeka do przysz艂ego roku na 鈥濺贸偶臋 Cardiffu", kochana Jasmine. Chc臋 ci臋 mie膰 z powrotem w Glenkirk. Je艣li zostaniesz tutaj z Jesieni膮, moja c贸reczka zn贸w o mnie zapomni. Nie mog臋 zosta膰 i zostawi膰 tak d艂ugo samego Patricka. Je艣li ma pewnego dnia zaj膮膰 moje miejsce, potrzebuje naszych wskaz贸wek. Musisz wr贸ci膰 do domu.

- Nie, Jemmie, powinnam zosta膰. Kiedy Fortune wyjedzie, czy jeszcze kiedykolwiek j膮 zobacz臋? Autumn nied艂ugo sko艅czy dwa lata. Jed藕 we wrze艣niu do Glenkirk i wr贸膰 tu do nas przed Bo偶ym Narodzeniem. Patrick jest ju偶 m臋偶czyzn膮 i poradzi sobie bez ciebie. Mo偶esz wyjecha膰 pod koniec lata do Szkocji, wiedz膮c, 偶e ju偶 nigdy wi臋cej nie zobaczysz Fortune? Potrzebny nam tu jeste艣, ukochany. To tylko par臋 miesi臋cy.

Wiedzia艂a, 偶e si臋 z ni膮 zgodzi. Nadesz艂o lato i pod koniec sierpnia ksi膮偶臋 Glenkirk uda艂 si臋 do Szkocji, obiecuj膮c wr贸ci膰 w grudniu. Latem towarzyszy艂 im Charlie. Powr贸ci! na kr贸lewski dw贸r, aby wspiera膰 monarch臋 w jego

nieko艅cz膮cej si臋 wojnie z purytanami. Z ka偶dym rokiem zyskiwali na sile i otwarcie krytykowali wszystko wok贸艂 kr贸la i jego katolickiej 偶ony z Francji, mimo 偶e urodzi艂a swojemu m臋偶owi i krajowi czw贸rk臋 dzieci, z czego troje, a byli w艣r贸d nich dwaj ch艂opcy, 偶y艂o. I spodziewa艂a si臋 kolejnego potomka. Nawet chrzest wszystkich ksi膮偶膮t w ko艣ciele anglika艅skim ich nie satysfakcjonowa艂. Parlament zosta艂 rozwi膮zany par臋 lat wcze艣niej, ale purytanie stawali si臋 coraz bardziej uci膮偶liwi i krytyczni wobec kr贸la.

W pa藕dzierniku pod frontowe drzwi Queen's Malvern podjecha艂 jaki艣 d偶entelmen. Przedstawi艂 si臋 jako sir Christian Denby i powiedzia艂 im, 偶e w艂a艣nie odziedziczy艂 w pobli偶u ma艂膮 posiad艂o艣膰.

- Nie wiedzia艂am, 偶e sir Morton Denby mia艂 syna - zauwa偶y艂a ksi臋偶na, lustruj膮c wzrokiem stoj膮cego przed ni膮 m艂odzie艅ca.

Ubrany by艂 skromnie w czarne ubranie i usztywniony bia艂y ko艂nierzyk.

- Nie mia艂, pani. Jestem synem jego m艂odszego brata. Wuj by艂 tak wspania艂omy艣lny, 偶e zostawi艂 mi Oakley, podczas gdy m贸j starszy brat pewnego dnia obejmie w spadku w艂o艣ci po naszym ojcu. Przyjecha艂em obejrze膰 moje ziemie i pomy艣la艂em, 偶e poznam s膮siad贸w.

- Przykro mi, ch艂opcze, ale ksi膮偶臋 Lundy jest nieobecny i nie mo偶e ci臋 powita膰. Jego kr贸lewski wuj potrzebuje go na dworze przez wi臋ksz膮 cz臋艣膰 roku. Jestem ksi臋偶n膮 Glenkirk, a to moja c贸rka, lady Lindley - powiedzia艂a Jasmine.

Sir Christian uk艂oni艂 si臋, a nast臋pnie przyj膮艂 kieliszek wina, podany przez Adalego.

- Mieszka pani tutaj, madam? - Pytanie by艂o zuchwa艂e, ale Jasmine dosz艂a do wniosku, 偶e raczej j膮 to bawi, ni偶 obra偶a. Najwyra藕niej ten m艂ody cz艂owiek usi艂owa艂 pozna膰 okolic臋 i s膮siad贸w. M贸g艂 to zrobi膰, jedynie zadaj膮c pytania wprost.

- Tylko latem, sir. M贸j dom znajduje si臋 w Szkocji, ale jestem tu teraz z moj膮 c贸rk膮, kt贸rej m膮偶 pop艂yn膮艂 do Nowego 艢wiata. Poniewa偶 mo偶e do niego do-

艂膮czy膰 dopiero w przysz艂ym roku, postanowi艂am pozosta膰 z ni膮 i jej dzieckiem. Mam przy sobie swoje najm艂odsze dziecko, bo jest za ma艂e, 偶eby oddziela膰 je od matki. A pa艅ska 偶ona? Czy jest z panem? Nie zazna艂em jeszcze przyjemno艣ci ma艂偶e艅stwa, madam - odpowiedzia艂, a Fortune st艂umi艂a chichot. - W dzisiejszych czasach znalezienie 偶ony jest nie艂atwym zadaniem. Szukam kobiety, kt贸ra chcia艂aby mieszka膰 na wsi. Musi by膰 pobo偶na, skromna w mowie i stroju, pos艂uszna mojej woli, musi umie膰 prowadzi膰 dom, da膰 mi dobrze wychowanych syn贸w i c贸rki i mie膰 przyzwoity posag. Uwa偶am, 偶e wiele kobiet w dzisiejszych czasach jest zbyt p艂ochych i zuchwa艂ych.

Jest wi臋c pan purytaninem - mi艂ym g艂osem stwierdzi艂a Jasmine. Owszem - odpar艂 na wp贸艂 obronnie, jakby oczekiwa艂 krytyki. My jeste艣my anglikanami - zauwa偶y艂a Jasmine.

Pani m膮偶 jest w Wirginii? - sir Christian zwr贸ci艂 si臋 do Fortune, kt贸ra trzyma艂a na kolanach Aine. W Mary's Land, sir - wyja艣ni艂a Fortune.

W tej katolickiej kolonii? Kr贸l nigdy nie powinien by艂 na to pozwoli膰 i nie zrobi艂by tego, gdyby nie podst臋pne intrygi kr贸lowej i jej przyjaci贸艂! Tw贸j m膮偶 jest wi臋c katolikiem.

M贸j m膮偶 jest katolikiem, ale Mary's Land jest miejscem, gdzie ka偶dy m臋偶czyzna i ka偶da kobieta dobrej woli mo偶e 偶y膰 w pokoju. Wi臋kszo艣膰 tamtejszych kolonist贸w to protestanci, sir - odpar艂a Fortune. Chc膮, 偶eby w to wierzy膰, madam, ale my znamy prawd臋. Lord Baltimore ma nadziej臋, 偶e uda mu si臋 najecha膰 na Wirgini臋 i zdoby膰 j膮 dla swoich hiszpa艅­skich przyjaci贸艂 - rzek艂 jadowicie sir Christian. Fortune roze艣mia艂a si臋 g艂o艣no.

To najzabawniejsza rzecz, jak膮 s艂ysza艂am, sir. G艂upot膮 jest s艂ucha膰 takich pog艂osek. Nie wolno te偶 powtarza膰 takich k艂amliwych plotek.

- Czemu wi臋c, je艣li mog臋 tak 艣mia艂o zapyta膰, nie jeste艣 pani ze swoim m臋偶em? - Ciemne oczy jej przeciwnika studiowa艂y j膮 zuchwale.

- Bo nie ma tam na razie przyzwoitego domu dla nas, sir. Wyje偶d偶am na wiosn臋, gdy sytuacja ulegnie poprawie.

Sir Christian spojrza艂 na Aine. Wyci膮gn膮艂 d艂o艅 i podni贸s艂 do g贸ry jej male艅k膮 br贸dk臋.

- Wasza c贸reczka zostanie wychowana na katoliczk臋? Aine zerkn臋艂a na m臋偶czyzn臋 i wybuchn臋艂a p艂aczem.

- Prosz臋 zostawi膰 moj膮 c贸rk臋, sir - spokojnie rzek艂a Fortune, po czym zacz臋艂a pociesza膰 dziecko 艂agodnym g艂osem.

- Mi艂o nam by艂o pana pozna膰 - powiedzia艂a ksi臋偶na, odprawiaj膮c sir Christiana najgrzeczniej, jak umia艂a.

Wsta艂.

- Jak mo偶e pani pozwoli膰, 偶eby pani wnuczka zosta艂a wychowana na katoliczk臋? - spyta艂 cicho.

- Obawiam si臋, sir, 偶e twoje pytania s膮 stanowczo zbyt zuchwa艂e -o艣wiadczy艂a ksi臋偶na Glenkirk.

Sir Christian Denby sk艂oni艂 si臋 i opu艣ci艂 komnat臋. Aine w ko艅cu przesta艂a p艂aka膰.

- Co za niemi艂y cz艂owiek - zauwa偶y艂a Fortune. -Mam nadziej臋, 偶e go wi臋cej nie zobaczymy.

*

Pod koniec pa藕dziernika Autumn Leslie 艣wi臋towa艂a drugie urodziny. Jasmine i Fortune odby艂y dwudniow膮 podr贸偶 do Cadby, aby pozna膰 m艂od膮 kobiet臋, kt贸r膮 Henry Lindley planowa艂 poj膮膰 za 偶on臋. Nie chcia艂 poda膰 matce jej imienia, przekomarzaj膮c si臋 z ni膮 w listach, 偶e to b臋dzie niespodzianka. I rzeczywi艣cie by艂a. Henry Lindley wybra艂 na 偶on臋 Cecily Burk臋, c贸rk臋 lorda Burke'a z

Clearfields, wuja matki. Cecily, o trzy lata m艂odsza od Henry'ego, by艂a 艣liczn膮 m艂od膮 kobiet膮 o ciemnych w艂osach swojego ojca i typowych w rodzinie, niebiesko-zielonych oczach. By艂a najm艂odsz膮 c贸rk膮 Padraica i Valentiny.

- Ale w jaki spos贸b?... - dopytywa艂a si臋 autentycznie zaskoczona Jasmine.

- Wiem - odpowiedzia艂 Henry. - Nie widzieli艣my si臋 od czasu jakiego艣 wielkiego przyj臋cia w Queen's Malvern, gdy byli艣my dzie膰mi. Zesz艂ej zimy z polecenia Charliego uda艂em si臋 na dw贸r kr贸lewski, a tam by艂a Cecily, ulubiona dworka kr贸lowej, doskonale m贸wi膮ca po francusku. Mamo, to by艂a mi艂o艣膰 od pierwszego wejrzenia. Par臋 razy je藕dzi艂em do Clearfields, a Cecily i jej rodzina kilkakrotnie sk艂adali wizyt臋 w Cadby.

- I nic mi nie powiedzia艂e艣! - Jasmine nie wiedzia艂a, czy ma si臋 gniewa膰, czy nie, ale Fortune si臋 roze艣mia艂a.

- Nigdy nie podejrzewa艂abym, 偶e jeste艣 takim romantykiem, Henry - kpi艂a ze starszego brata.

- Och, kuzynko, on jest bardzo romantyczny! -wyrwa艂o si臋 Cecily. Wszyscy roze艣miali si臋 z tej szczerej uwagi przysz艂ej panny m艂odej.

Jasmine zwr贸ci艂a si臋 do Padraica Burke'a.

- Wuju, nie mog艂e艣 czego艣 napisa膰? Nadal jeszcze potrafisz pisa膰 i nie sprawiasz na mnie wra偶enia chorego na umy艣le.

- Co mia艂em napisa膰? - zapyta艂 lord. - Niczego si臋 nie spodziewa艂em, dop贸ki tw贸j syn nie poprosi艂 mnie o wyra偶enie zgody. By艂 bardzo przej臋ty, bo s膮 przecie偶 kuzynami, na szcz臋艣cie nie w pierwszej linii, wi臋c uwa偶am, 偶e pokrewie艅stwo nie ma tu wielkiego znaczenia. Lecz powiedz mi, siostrzenico, jakie jest twoje zdanie w tej sprawie?

- Jestem zadowolona z wyboru syna, chocia偶 w艂a艣ciwie ja i Cecily nale偶ymy do tego samego pokolenia, bo przecie偶 ty, wuju, jeste艣 starszym bratem mojej matki - zauwa偶y艂a Jasmine.

Cecily Burk臋 roze艣mia艂a si臋 i oczy jej zab艂ys艂y.

- A wi臋c dzieci, kt贸re b臋dziemy mieli z Henrym, b臋d膮 nale偶a艂y do jego generacji, prawda, madam? -rzek艂a przekornie.

- Na mi艂o艣膰 bosk膮! - zawo艂a艂 markiz Westleigh, wywo艂uj膮c atak 艣miechu rodziny.

Wydano przyj臋cie, aby uczci膰 zar臋czyny. Ku zaskoczeniu Fortune pojawi艂 si臋 na nim sir Christian Denby. Przez ca艂y wiecz贸r nie opuszcza艂 dziewczyny, pomimo jej pr贸b odprawienia go.

- Nie powinna艣 pozostawa膰 bez towarzystwa, madam - o艣wiadczy艂.

- Znajduj臋 si臋 w domu mojego brata - odpowiedzia艂a Fortune.

- Tw贸j dekolt jest zbyt g艂臋boki - zauwa偶y艂, chocia偶 z trudem m贸g艂 oderwa膰 wzrok od jej biustu.

- Czy偶by widok moich piersi rozprasza艂 ci臋, panie? Zapewniam, 偶e mo偶esz patrze膰 gdzie indziej -zakpi艂a.

- Jak mog臋, je艣li tak 艣mia艂o wystawiasz swoje cia艂o na widok publiczny? Czy szukasz dla siebie kochanka na czas nieobecno艣ci m臋偶a, madam? M贸wiono mi, 偶e twoja matka mia艂a kiedy艣 takie sk艂onno艣ci.

Wstrz膮艣ni臋t膮 Fortune zatka艂o. Przez chwil臋 nie by艂a pewna, czy dobrze zrozumia艂a s艂owa sir Christiana, ale ten kontynuowa艂.

- Czy偶 nie by艂a na艂o偶nic膮 ksi臋cia Henry'ego, madam?

Fortune z ca艂ej si艂y wymierzy艂a policzek swojemu towarzyszowi, po czym odwr贸ci艂a si臋 i odesz艂a. Natychmiast u jej boku wyr贸s艂 Henry Lindley.

- Co si臋 sta艂o? - za偶膮da艂 wyja艣nie艅.

- Dlaczego zaprosi艂e艣 tego cz艂owieka do swojego domu? - zapyta艂a Fortune.

- Jest kuzynem jednego z moich s膮siad贸w i jest nowy w okolicy. Szuka 偶ony i m贸j s膮siad my艣la艂, 偶e taki zjazd w Cadby b臋dzie idealnym miejscem dla sir Christiana, aby obejrze膰 lokalne pi臋kno艣ci. O co chodzi, Fortune? Dlaczego go uderzy艂a艣?

- Bo obrazi艂 i mnie, i nasz膮 mam臋, Henry. - I zrelacjonowa艂a bratu wszystko, co powiedzia艂 jej sir Christian Denby. - Jest purytaninem. Ch臋tnie wy-

rzuci艂abym go z domu, ale nie mo偶esz psu膰 wieczoru Cecily, robi膮c scen臋 i wyprowadzaj膮c szubrawca z domu. Po prostu trzymaj go z dala ode mnie! Gdy wr贸ci艂y do Queen's Malvern, sir Christian Denby z艂o偶y艂 im kolejn膮 wizyt臋, wdzieraj膮c si臋 do sali, w kt贸rej siedzia艂y Jasmine i Fortune.

- Przyby艂em, 偶eby przeprosi膰 obie panie - o艣wiadczy艂. Fortune wsta艂a.

- Prosz臋 wyj艣膰! - rzek艂a z gniewem. - Jak pan 艣mie nachodzi膰 nas w domu bez zaproszenia? Nie jest pan tu mile widziany!

- Tylko troska o ciebie, madam, samotn膮 kobiet臋, sk艂ania mnie do takiego zachowania - wyja艣ni艂.

- Trudno powiedzie膰, 偶ebym by艂a samotna, sir. Jest ze mn膮 moja matka i siostra. Mam c贸rk臋. Dom pe艂en jest s艂u偶膮cych, kt贸rzy znaj膮 mnie przez ca艂e 偶ycie, a m贸j ojczym nied艂ugo przyjedzie ze Szkocji, 偶eby sp臋dzi膰 z nami miesi膮ce przed moim wyjazdem. Nie jestem samotna!

- Musz臋 porozmawia膰 z tob膮 na osobno艣ci, lady Lindley. Obawiam si臋 o twoje dziecko. Nie mo偶esz jej wychowywa膰 jak katoliczki, 偶eby nie skazywa膰 jej grzesznej duszy na wieczne pot臋pienie i ogie艅 piekielny - z przekonaniem powiedzia艂 sir Christian Denby.

- Je艣li naprawd臋 w to wierzysz, panie, to serdecznie ci wsp贸艂czuj臋. Jakiego Boga czcisz? Moja c贸rka, tak jak wszystkie niemowl臋ta, jest wolna od grzechu. Wyno艣 si臋 st膮d! I nie wracaj wi臋cej! - ze z艂o艣ci膮 zawo艂a艂a Fortune.

- Adali - odezwa艂a si臋 spokojnie Jasmine. - Wyprowad藕 pana z domu i dopilnuj, 偶eby ju偶 nigdy go tu nie wpuszczono.

- Tak, ksi臋偶niczko - odpowiedzia艂 Adali, podchodz膮c do nieproszonego go艣cia i wyprowadzaj膮c go sprawnie z komnaty.

- M贸j Bo偶e! - z rozpacz膮 j臋kn臋艂a Fortune. - Co sk艂ania ludzi do takiego my艣lenia, mamo? Dlaczego na tym 艣wiecie jest tyle nienawi艣ci wobec innej religii, innych ludzi? Nigdy tego nie zrozumiem!

- Ja te偶 nie. Tw贸j dziadek r贸wnie偶 nie m贸g艂 tego poj膮膰. Chyba powinny艣my wsp贸艂czu膰 sir Christianowi, kt贸ry z pewno艣ci膮 nie jest takim chrze艣cijaninem, jak zdawa艂oby si臋 sugerowa膰 jego imi臋 - spokojnie rzek艂a Jasmine.

- On mnie przera偶a, mamo. I jego rozwodzenie si臋 nad zbawieniem Aine. M贸wi艂 mi o tym tak偶e w Cadby, zanim nas obrazi艂. Nie chc臋 go widzie膰 ko艂o mojego dziecka. To diabe艂!

W duszy Jasmine zgadza艂a si臋 z c贸rk膮, ale nic nie powiedzia艂a, tylko zacz臋艂a uspokaja膰 Fortune, jak umia艂a najlepiej. Poleci艂a jednak Adalemu, 偶eby jej wnuczka by艂a przez ca艂y czas starannie pilnowana.

*

James Leslie przyby艂 ze Szkocji tu偶 przed Bo偶ym Narodzeniem. Henry przyjecha艂 z Cadby z Cecily i jej rodzicami, postanowiono bowiem, 偶e m艂odzi pobior膮 si臋 trzydziestego pierwszego grudnia w kaplicy w Queen's Malvern. Radosna uroczysto艣膰 przywo艂a艂a wspomnienia wielu rodzinnych spotka艅, kt贸re odbywa艂y si臋 w Queen's Malvern w czasach Skye 0'Malley i jej m臋偶a, Adama de Marisco. Rodzinn膮 kaplic臋, kt贸ra widzia艂a niejeden 艣lub, ogrzewa艂y pro­mienie zimowego s艂o艅ca. Ma艂a Autumn Leslie kroczy艂a przed pann膮 m艂od膮 w swoim pierwszym publicznym wyst臋pie.

Kiedy dotar艂a do barierki przy o艂tarzu, nagle odwr贸ci艂a si臋 i przenikliwym g艂osem zawo艂a艂a:

- Mamo, gdzie mam teraz i艣膰?

Rozleg艂 si臋 艣miech zebranych go艣ci i Charles Frederick Stuart, kt贸ry wr贸ci艂 do domu na 艣lub Henry'ego, szybko podni贸s艂 malutk膮 siostrzyczk臋 do g贸ry i powiedzia艂 cicho:

- Teraz, moja lady Autumn wskakuje w moje ramiona. - A kiedy Autumn u艣miechn臋艂a si臋 do niego s艂odko, Charliemu przemkn臋艂o przez g艂ow臋, czy

sam nie powinien zacz膮膰 szuka膰 dla siebie 偶ony; szybko jednak odsun膮艂 t臋

my艣l, doszed艂szy do wniosku, 偶e jest jeszcze za m艂ody. W ko艅cu Henry mia艂

niemal dwadzie艣cia sze艣膰 lat, on za艣 zaledwie dwadzie艣cia dwa.

Trwa艂a zima i chocia偶 dnie zaczyna艂y by膰 coraz d艂u偶sze, wia艂y porywiste

wiatry, zasypuj膮c dom 艣niegiem. Gdy jednak Aine Mary Devers obchodzi艂a

pierwsze urodziny, w ogrodach Queen's Malvern zakwit艂y narcyzy. Od czasu

wizyty kapitana 0'Flaher-ty'ego w lecie nie by艂o 偶adnych wiadomo艣ci od

Kierana. Ale Fortune wiedzia艂a, 偶e jej czas w Anglii powoli si臋 ko艅czy.

Pewnego dnia pojawi艂 si臋 go艣膰.

- Jestem Jonathan Kira - przedstawi艂 si臋, zwracaj膮c si臋 do Jasmine. - Prowadz臋 interesy rodziny w Liverpoolu, milady. Moi ludzie w Irlandii poinformowali mnie, 偶e tydzie艅 temu statek twojej c贸rki, 鈥濺贸偶a Cardiffu", znajdowa艂 si臋 jakie艣 sto mil morskich od przyl膮dka Clear. Pomy艣la艂em, 偶e przyjad臋 do Queen's Malvern 偶eby sprawdzi膰, czy nie mog臋 w czym艣 pom贸c lady Fortune wybieraj膮cej si臋 do Mary's Land oraz 偶eby prosi膰 o przys艂ug臋.

- O jak膮 przys艂ug臋 chodzi, panie Kira? - zapyta艂a Fortune.

- Najpierw mam par臋 pyta艅, milady - odpowiedzia艂 z u艣miechem. - Czy to prawda, 偶e Mary's Land jest dla wszystkich, bez wzgl臋du na ich wiar臋? A je艣li tak, czy zgodzi艂aby艣 si臋, 偶eby m贸j drugi syn Aaron pop艂yn膮艂 z wami? Je艣li w Nowym 艢wiecie znalaz艂oby si臋 miejsce, gdzie nie by艂by prze艣ladowany, to r贸d Kira chcia艂by za艂o偶y膰 tam swoj膮 fili臋. Czy 呕yd by艂by zaakceptowany w Mary's Land?

- Mog臋 powiedzie膰 tylko to, co sama wiem. Lord Baltimore osobi艣cie o艣wiadczy艂 nam, 偶e wszyscy ludzie, bez wzgl臋du na wyznawan膮 religi臋, b臋d膮 mile widziani w Mary's Land. A skoro tak, to jest tam miejsce tak偶e dla pa艅skiego syna. Z przyjemno艣ci膮 mog臋 mu zaoferowa膰 miejsce na 鈥濺贸偶y Cardiffu", gdy sama b臋d臋 p艂yn膮膰. Wasza rodzina od pokole艅 robi艂a interesy z moj膮 rodzin膮 i rodzin膮 mojego ojczyma.

- Dzi臋kuj臋, milady.

- Prosz臋 zosta膰 u nas na noc - doda! ksi膮偶臋.

- Jestem bardzo wdzi臋czny za go艣cinno艣膰, milordzie. Prosz臋 si臋 jednak nie gniewa膰, 偶e zjem tylko to, co przywioz艂em ze sob膮. Nasze zasady s膮 bardzo surowe, wi臋c podr贸偶uj膮c, musz臋 zabiera膰 w艂asne jedzenie, 偶eby ich nie z艂ama膰.

- Jak wi臋c sobie poradzi pa艅ski syn na pok艂adzie statku? - zapyta艂a Fortune. -B臋dziemy na morzu przez par臋 tygodni.

- On r贸wnie偶 zabierze ze sob膮 swoje jedzenie. Je艣li mu si臋 sko艅cz膮 zapasy, b臋dzie robi艂 wszystko, by trzyma膰 si臋 naszych zasad. W nadzwyczajnych okoliczno艣ciach mo偶na wybaczy膰, 偶e kto艣 musia艂 z艂ama膰 regu艂y - wyja艣nia艂 Jonathan Kira. - A ponadto Aaron jest m艂ody i niezbyt cz臋sto m臋cz膮 go wyrzuty sumienia. - U艣miechn膮艂 si臋 do Fortune.

Do pokoju wpad艂 Adali, podbieg艂 do Jasmine, pochyli艂 si臋 i zacz膮艂 co艣 szepta膰 do ucha swojej pani. Jasmine wyra藕nie poblad艂a.

- Co si臋 sta艂o? - zapyta艂 偶on臋 ksi膮偶臋. Jasmine z niepokojem spojrza艂a na c贸rk臋.

- Znaleziono Rois, kt贸ra by艂a z dzie膰mi w ogrodzie. Le偶a艂a nieprzytomna. Brendan spa艂 bezpiecznie w swoim koszyku, ale Aine znikn臋艂a.

- O Bo偶e! - zawo艂a艂a Fortune, podrywaj膮c si臋 na r贸wne nogi.

- Czy Rois odzyska艂a ju偶 przytomno艣膰? - zapyta艂 ksi膮偶臋.

- Powoli dochodzi do siebie, milordzie, ale zadano jej bardzo mocne uderzenie. Mia艂a szcz臋艣cie, 偶e prze偶y艂a. Zanie艣li艣my j膮 do domu i teraz siedzi przy niej Polly. Brendan jeszcze 艣pi.

- Sir Christian Denby - wybuchn臋la z gniewem Fortune. - Zabij臋 go, gdy tylko go znajd臋!

- Co? Co powiedzia艂a艣, Fortune? - zareagowa艂a jej matka.

- Aine zosta艂a wykradziona przez sir Christiana Denby'ego. Jestem tego pewna! Odk膮d tylko go pozna艂y艣my, bez przerwy z偶yma艂 si臋, 偶e moja c贸rka b臋dzie wychowywana jak katoliczka. Ten cz艂owiek jest fanatykiem, mamo. Sama to widzia艂a艣.

Nie mo偶esz go oskar偶a膰 bez dowod贸w - powiedzia艂 ksi膮偶臋. Jakich dowod贸w by艣 chcia艂, tato? Instynkt podpowiada mi, 偶e to on. Kto inny m贸g艂by zabra膰 Aine? I dlaczego? Czy kobiety w tych okolicach maj膮 tak ma艂o dzieci, 偶e mia艂yby odwag臋 ukra艣膰 moje? A mo偶e uwa偶asz, 偶e to Cyganie? Nigdzie ich tu nie widziano. To ten cz艂owiek! Ka偶da cz膮stka mojego cia艂a mi to m贸wi, tato. Natychmiast musisz wys艂a膰 grup臋 zbrojnych, 偶eby znale藕li jego i moje dziecko - ze z艂o艣ci膮 powiedzia艂a Fortune. - Pojad臋 z wami.

Pa艅ska c贸rka z pewno艣ci膮 ma racj臋, milordzie. Prosz臋 pozwoli膰 mi powiedzie膰, co wiem. Od pewnego czasu kr膮偶膮 pog艂oski na temat tego cz艂owieka -odezwa艂 si臋 cicho Jonathan Kira. Jakie pog艂oski? - zapyta艂 ksi膮偶臋.

Chodzi o niemowl臋ta i ma艂e dzieci, milordzie, katolickie, anglika艅skie, nawet jedno czy dwoje 偶ydowskich. Wszystkie znikn臋艂y w czasie, gdy w po­bli偶u przebywa艂 sir Christian Denby. Zazwyczaj by艂y to dzieci ludzi bez znaczenia, niemaj膮cych w艂adzy, si艂y ani pieni臋dzy, 偶eby si臋 skar偶y膰 czy szuka膰 swoich dzieci. Pono膰 te dzieci s膮 umieszczane w rodzinach wiernych purytan, by je w艂a艣ciwie wychowali. Wierz臋, 偶e w tym konkretnym przypadku instynkt dobrze podpowiada lady Fortune. Z jej i z twoim, milordzie, pozwoleniem, ch臋tnie pojad臋 do Oakley, 偶eby porozmawia膰 z tym d偶entelmenem.

Co mo偶esz zrobi膰, 偶eby nam pom贸c? - chcia艂 wiedzie膰 ksi膮偶臋. Powiedzmy, milordzie, 偶e mog臋 mie膰 pewien wp艂yw na sir Christiana. Najwa偶niejszy jest czas, milordzie. Nie zd膮偶y艂 jeszcze pozby膰 si臋 twojej wnuczki, bo w okolicy nie ma puryta艅skich rodzin. B臋dzie musia艂 wywie藕膰 j膮 gdzie艣 dalej. Dzisiaj jest ju偶 za p贸藕no, 偶eby wyrusza艂 w podr贸偶. Prosz臋 mi pozwoli膰 pom贸c, je艣li tylko b臋d臋 m贸g艂.

Zanim James Leslie zdo艂a艂 cokolwiek odpowiedzie膰, Fortune rzek艂a: Jed藕, panie Kira. Jed藕 natychmiast i przywie藕 z powrotem moj膮 c贸rk臋.

Jonathan Kira sk艂oni艂 si臋 grzecznie Fortune, po czym odwr贸ci艂 si臋 i pospiesznie opu艣ci艂 sal臋.

Obserwuj膮c odchodz膮cego m臋偶czyzn臋, James Leslie u艣miechn膮艂 si臋 ponuro. Rodzina Kira by艂a zdumiewaj膮ca. Ani przez chwil臋 nie w膮tpi艂, 偶e je艣li sir Christian Denby wi臋zi艂 Aine, dziewczynka zostanie im zwr贸cona jeszcze tej nocy.

- Adali! - zawo艂a艂. - Wy艣lij paru ludzi, 偶eby towarzyszyli panu Kirze i chronili go w razie potrzeby.

Adali ruszy艂 wype艂ni膰 rozkazy.

Jonathan Kira wcale nie by艂 zdziwiony, gdy po chwili otoczyli go zbrojni Lesliech. Uprzejmie skin膮艂 g艂ow膮 ich dow贸dcy i bez s艂owa kontynuowa艂 podr贸偶. By艂 wysokim, szczup艂ym m臋偶czyzn膮 w nieokre艣lonym wieku, o ciemnych w艂osach, ciemnej brodzie i bystrych, czarnych oczach. Ubrany by艂 na czarno w str贸j o najmodniejszym kroju. Ci, kt贸rzy nie widzieli jego u艣miechu, uwa偶ali go za cz艂owieka onie艣mielaj膮cego. Zwykle bardzo mu to pomaga艂o. Po godzinie podr贸偶y Jonathan Kira znalaz艂 si臋 przed drzwiami Oakley Hall. Zsiad艂 z konia i poleci艂 swoim towarzyszom, 偶eby na niego zaczekali, po czym zapuka艂 g艂o艣no do drzwi.

Drzwi otworzy艂 s艂u偶膮cy w liberii.

- Zaprowad藕 mnie do swojego pana - poleci艂 ostro Kira.

S艂u偶膮cy, speszony jego w艂adczym zachowaniem, pos艂ucha艂 go i wprowadzi艂 ubranego na czarno go艣cia do biblioteki. W chwili, gdy wchodzili do pokoju, z g贸ry dobieg艂 p艂acz dziecka.

Jonathan Kira u艣miechn膮艂 si臋 do siebie, odsun膮艂 s艂u偶膮cego, zamkn膮艂 za sob膮 drzwi biblioteki i powiedzia艂:

- Dobry wiecz贸r, sir Christianie.

Zaskoczony gospodarz uni贸s艂 wzrok i poderwa艂 si臋 z fotela, gdzie siedzia艂, czytaj膮c Bibli臋.

Kira! Co tutaj robisz? Jeszcze nie min膮艂 czas sp艂aty mojego d艂ugu. Zap艂ac臋 ci w terminie.

Przyjecha艂em po Aine Devers, sir Christianie -prosto z mostu powiedzia艂 Jonathan Kira. - Je艣li oddasz mi dziecko, 偶ebym m贸g艂 je zawie藕膰 jego rodzi­nie, nie b臋dziesz mia艂 偶adnych k艂opot贸w.

Nie wiem, o czym m贸wisz - rzek艂 sir Christian, nie patrz膮c na nieproszonego go艣cia.

Ach, zamierzasz pope艂ni膰 g艂upstwo. Masz szcz臋艣cie, 偶e pokoj贸wka nie umar艂a, bo zawisn膮艂by艣 za morderstwo. Gdyby艣 porwa艂 jej dziecko, nie by艂o­by takiego ha艂asu, bo malec jest katolikiem po obojgu irlandzkich rodzicach. Aine Devers, bez wzgl臋du na swoj膮 religi臋, jest wnuczk膮 ksi臋cia i siostrzenic膮 paru zamo偶nych d偶entelmen贸w, z kt贸rych jeden jest bratankiem kr贸la. Nie mo偶esz si臋 spodziewa膰, 偶e to porwanie ujdzie ci p艂azem. Wyno艣 si臋 z mojego domu! - rykn膮艂 sir Christian.

Z twojego domu? - Jonathan Kira za艣mia艂 si臋 ponuro. - Dop贸ki nas nie sp艂acisz, sir Christianie Denby, to nie jest tw贸j dom. Chocia偶 jestem 呕ydem, mam prawo domaga膰 si臋 od pana zwrotu d艂ugu. A je艣li to uczyni臋, co ci zostanie? Bezwarto艣ciowy tytu艂, g贸ra d艂ug贸w i nic poza tym. Czy to dziecko jest tego warte? Jak b臋dziesz pomaga艂 swoim purytanom w naciskach na kr贸la, je艣li pozbawi臋 ci臋 resztek bogactwa? Natychmiast przynie艣 mi dziecko. Je艣li nie, otworz臋 drzwi tego domu zbrojnym ksi臋cia, kt贸rzy mi dzi艣 towarzysz膮. Przeszukaj膮 dom i znajd膮 dziecko, kt贸rego p艂acz s艂ysza艂em przed chwil膮. A w贸wczas sprawa stanie si臋 publicznie wiadoma i b臋dziesz zruj­nowany, sir. Je艣li jednak teraz oddasz mi ma艂膮, sprawa nie zyska rozg艂osu i przez jaki艣 czas nie b臋dziemy 偶膮dali od ciebie zwrotu po偶yczki. Powiedzia艂em ju偶 wszystko, co mia艂em do powiedzenia. Przynie艣 mi dziecko!

- Szata艅skie nasienie! Wszyscy 呕ydzi to diabelski pomiot! - warkn膮艂 sir Christian. Ruszy艂 do przodu, rzucaj膮c w stron臋 Jonathana Kiry: - Chod藕 za mn膮, to dostaniesz to, po co przyjecha艂e艣 tej nocy!

Z u艣miechem triumfu Jonathan Kira pod膮偶y艂 za swoim gospodarzem, kt贸ry zatrzyma艂 si臋 u podn贸偶a schod贸w i zawo艂a艂, 偶eby zniesiono mu niemowl臋. Polecenie szybko zosta艂o wype艂nione i pojawi艂a si臋 s艂u偶膮ca, nios膮ca Aine Devers.

Sir Christian szorstkim ruchem wyrwa艂 dziecko z obj臋膰 kobiety i wcisn膮艂 w ramiona Kiry.

- Oto dziecko, kt贸re teraz skazane jest na wieczny ogie艅 piekielny! - rzuci艂.

- Dzi臋kuj臋 - spokojnie odpar艂 Jonathan Kira. -Gdyby艣 uwa偶nie czyta艂 swoj膮 Bibli臋, sir Christianie, spostrzeg艂by艣, 偶e my, 呕ydzi, nazywani jeste艣my naro­dem wybranym. Jest te偶 faktem, 偶e Joshua z Nazaretu, kt贸rego wy nazywacie Jezusem, te偶 by艂 呕ydem. Dobrej nocy, panie. - Jonathan Kira wyszed艂 z domu ze swoj膮 wygran膮 i wr臋czy艂 j膮 kapitanowi zbrojnych Lesliech.

- Wracajmy teraz do Queen's Malvern - powiedzia艂. Podrapa艂 niemowl臋 pod brod膮. - Zaliczy艂a艣 niez艂膮 przygod臋, male艅ka. C贸偶, teraz jeste艣 ju偶 bezpieczna i jedziesz do mamy. Dzi臋ki ci, Jahwe!

- Mama! - zawo艂a艂a rozpaczliwie Aine. - Mama!

U艣miechn膮艂 si臋 s艂odko do ma艂ej, a zazwyczaj ostre rysy jego twarzy z艂agodnia艂y.

- Tak, panno Aine. Jedziesz do domu do swojej mamy.

Jechali z powrotem przez wiosenny mrok, otoczeni zapachami 艣wie偶o zoranej ziemi, kwitn膮cych wcze艣nie krzew贸w i kwiat贸w, kt贸re 艂askota艂y ich w nozdrza. Fortune czeka艂a na nich u wr贸t. Porwa艂a c贸reczk臋 z ramion kapitana, przytuli艂a Aine do piersi i rozp艂aka艂a si臋.

- Mama! - cienki g艂osik Aine by艂 teraz radosny.

- Tak, male艅ka. Jestem twoj膮 mam膮 i jeste艣 ju偶 bezpieczna w domu. -Poca艂owa艂a Aine w g艂贸wk臋. Potem przenios艂a spojrzenie na Jonathana Kir臋.

Pa艅ski syn musi zabra膰 na pok艂ad 鈥濺贸偶y Cardiffu" jedynie zapas swojego

jedzenia. Obiecuj臋, 偶e dostanie ca艂膮 reszt臋. Prosz臋 te偶 natychmiast przekaza膰

jedn膮 czwart膮 moich pieni臋dzy pod jego opiek臋, panie Kira. A kiedy

osiedlimy si臋 ju偶 w Mary^ Land, prosz臋 przekaza膰 nast臋pn膮 czwart膮 cz臋艣膰.

Pozosta艂膮 po艂ow臋 pozostawi臋 tutaj, w Anglii. Za to, co pan uczyni! dzisiaj w

nocy, pan i pa艅ski syn zdobyli艣cie moj膮 dozgonn膮 przyja藕艅. Ale jak si臋 to

panu uda艂o?

Sir Christian odziedziczy艂 zrujnowany dom i tytu艂, nic poza tym.

Potrzebowa艂 pieni臋dzy na odbudow臋 i zainwestowanie w przedsi臋wzi臋cie,

kt贸re mog艂oby zapewni膰 mu wystarczaj膮c膮 niezale偶no艣膰 finansow膮, aby

zainteresowa膰 kobiet臋 o poka藕nym posagu. Przyszed艂 z tym do Kir贸w, a

teraz jest naszym d艂u偶nikiem. Musia艂 zdecydowa膰, czy straci膰 wszystko, co

dotychczas osi膮gn膮艂, czy zwr贸ci膰 dziecko. Na szcz臋艣cie dokona艂 rozs膮dnego

wyboru. Podeszli do domu.

Dzi臋kuj臋 Bogu, 偶e znalaz艂 si臋 pan tutaj, bo inaczej mog艂abym odzyska膰

c贸reczk臋 jedynie si艂膮 - rzek艂a cicho Fortune.

Zn贸w poca艂owa艂a dziecko i poda艂a je Rohanie, 偶eby ta po艂o偶y艂a je spa膰.

A pani pokoj贸wka?

Odzyska艂a przytomno艣膰 i opowiedzia艂a nam, jak zaatakowa艂 j膮 sir Christian i

drugi m臋偶czyzna, prawdopodobnie jego s艂u偶膮cy. Widzia艂a ich, bo pierwszy

cios, jaki otrzyma艂a, nie pozbawi艂 jej przytomno艣ci. Pr贸bowa艂a krzycze膰,

wi臋c uderzyli j膮 ponownie. Ale rozpozna艂a obu - wyja艣ni艂a Fortune. -Kiedy

odpocznie, wszystko b臋dzie dobrze, dzi臋ki Bogu. Gdyby cokolwiek jej si臋

sta艂o, nie mam poj臋cia, jak powiedzia艂abym o tym jej Kevinowi. Zapraszam

do jadalni na kieliszek wina. Chyba mo偶e pan je pi膰?

We w艂asnym kubku - roze艣mia艂 si臋.

Od jak dawna nasze rodziny s膮 ze sob膮 zwi膮zane? Chyba ju偶 wiele lat,

prawda? - z ciekawo艣ci膮 dopytywa艂a si臋 Fortune.

Owszem - odpowiedzia艂. - Czcigodna przodkini twojego ojczyma, pot臋偶na i wp艂ywowa kobieta, zaprzyja藕ni艂a si臋 z moj膮 szacown膮 przodkini膮, Esther Kir膮. Obie kobiety pomaga艂y sobie w rozmaity spos贸b i dzi臋ki wp艂ywom jednej, drugiej przybywa艂o mocy i bogactwa. M贸wiono mi, 偶e wszystko za­cz臋艂o si臋 ponad sto lat temu. Potem babka twojej matki zacz臋艂a prowadzi膰 z nami interesy i stwierdzili艣my, 偶e r贸wnie偶 ona jest kobiet膮 niezwykle m膮dr膮, uczciw膮 i szlachetn膮. To dzia艂o si臋 siedemdziesi膮t lat temu. Z kolei ga艂臋zie obu rod贸w, splecione ma艂偶e艅stwem, kontynuowa艂y interesy z Kirami. To by艂a owocna wsp贸艂praca, milady.

Oby taka okaza艂a si臋 r贸wnie偶 w Mary's Land -rzek艂a Fortune ze szczerym u艣miechem. Amen - podsumowa艂 Jonathan Kira. - Amen, milady.

Rozdzia艂 17

Fortune sta艂a na pok艂adzie 鈥濺贸偶y Cardiffu" przy relingu i z zainteresowaniem przygl膮da艂a si臋 wy艂aniaj膮cemu si臋 krajobrazowi nowego kraju. Jego niezwyk艂e pi臋kno niemal doprowadza艂o j膮 do 艂ez. Mia艂a silne poczucie przynale偶no艣ci, kt贸rego nigdy wcze艣niej nie do艣wiadczy艂a. Tak. To by艂 dom. Niepodobny do wszystkiego, co zna艂a do tej pory. P艂yn臋li przez ogromn膮 zatok臋. Woda zdawa艂a si臋 bardzo, bardzo niebieska. Z bezchmurnego nieba pra偶y艂o s艂o艅ce. Jak偶e by艂o inaczej ni偶 przed miesi膮cem, gdy wyp艂ywali z Anglii.

Tamten wiosenny dzie艅 byt szary i deszczowy i Fortune Lindley nagle poczu艂a gwa艂towny strach. Sta艂a na pok艂adzie statku szykowanego do wyj艣cia w morze ze swoj膮 matk膮 i jedynym ojcem, jakiego zna艂a. Jasmine mia艂a oczy czerwone od p艂aczu, chocia偶 wydawa艂a si臋 opanowana i spokojna. Nawet James Leslie, trzymaj膮cy w obj臋ciach Aine, by艂 niezwykle cichy.

- Nied艂ugo musimy wyp艂ywa膰, kuzynko - powiedzia艂 Ualtar O鈥橣laherty, do艂膮czaj膮c do nich. -Wkr贸tce zacznie si臋 odp艂yw. - Potem odszed艂, aby zapewni膰 im prywatno艣膰, kt贸rej wyra藕nie potrzebowali.

- Pewnego dnia przyjedziesz nas odwiedzi膰 - nagle odezwa艂 si臋 James Leslie. Fortune poczu艂a 艂zy pod powiekami.

- Nie s膮dz臋, tato. Nie jestem odwa偶na, nie szukam te偶 przyg贸d, jak mama czy India. Obawiam si臋, 偶e kiedy bezpiecznie przep艂yn臋 przez ocean, ju偶 tam pozostan臋. Pami臋taj, 偶e jestem rozs膮dn膮 i praktyczn膮 c贸rk膮 - doda艂a, posy艂aj膮c mu s艂aby u艣miech.

- Gdyby艣 by艂a rozs膮dna, nigdy nie zakocha艂aby艣 si臋 w Kieranie Deversie -niemal z gorycz膮 stwierdzi艂a Jasmine.

Serce jej krwawi艂o na my艣l o tym, 偶e ju偶 nigdy w 偶yciu nie zobaczy drugiej c贸rki Rowana. Fortune odejdzie od niej tak samo jak kiedy艣 odszed艂 od niej Rowan. Jasmine czu艂a narastaj膮cy gniew. Powstrzyma艂a go jednak. Za zaistnia艂膮 sytuacj臋 nie mog艂a wini膰 Kierana czy Fortune. Winni byli g艂upi i ograniczeni ludzie, kt贸rzy nie potrafili zaakceptowa膰 nikogo, kto by si臋 cho膰 odrobin臋 od nich r贸偶ni艂. Winni byli ludzie, kt贸rzy chcieli, 偶eby wszyscy tak samo wygl膮dali, tak samo my艣leli, to samo czcili. Pozbawione rado艣ci istoty, kt贸re nie umia艂y zaakceptowa膰 Boga mi艂o艣ci, kt贸re chcia艂y oddawa膰 cze艣膰 pot臋piaj膮cemu b贸stwu, ziej膮cemu ogniem i siark膮. Jasmine by艂o ich 偶al, ale jednocze艣nie przeklina艂a ich w my艣lach za nietolerancj臋, kt贸ra zmusza艂a jej c贸rk臋 do wyjazdu.

- Mamo - Fortune dotkn臋艂a jej r臋kawa. - Ju偶 czas, mamo. Musicie z tat膮 zej艣膰 na l膮d. Musimy si臋 po偶egna膰.

Jasmine zwr贸ci艂a udr臋czone spojrzenie na c贸rk臋. W jej g艂owie jaki艣 g艂os wo艂a艂: - Nie! Zn贸w odezwa艂a si臋 Fortune.

- Jestem taka wdzi臋czna tobie i tacie za ten wspania艂y czas, jaki mieli艣my. Zawsze b臋d臋 o tym pami臋ta膰, mamo, nawet kiedy ju偶 b臋d臋 staruszk膮. Nie p艂aczcie po mnie. Robi臋 to, co chcia艂am. Kocham Kierana. Pokocham nasze nowe 偶ycie w Mary's Land. B臋d臋 posy艂a膰 wam listy za ka偶dym razem, kiedy 鈥濺贸偶a Cardiffu" b臋dzie p艂yn臋艂a w t臋 i z powrotem. Nawet nie zauwa偶ycie, 偶e wyjecha艂am. Wiem, 偶e chcesz, bym by艂a szcz臋艣liwa, mamo. - Fortune za­rzuci艂a matce r臋ce na szyj臋 i przytuli艂a j膮 serdecznie. - Zegnaj, mamo. Pami臋taj, 偶e kocham ciebie, tat臋 i ca艂膮 rodzin臋, kt贸ra tu zostaje. Nie zapominajcie o mnie. - Poca艂owa艂a matk臋 w policzek. Oderwa艂a si臋 od niej i r贸wnie czule po偶egna艂a si臋 z ksi臋ciem.

- Dzi臋kuj臋, tato, 偶e przyj膮艂e艣 najm艂odsz膮 c贸rk臋 Rowana Lindleya i kocha艂e艣 j膮 jak w艂asn膮. - Jego tak偶e uca艂owa艂a i szybko odwr贸ci艂a si臋, 偶eby nie zaw艂ad­n臋艂y ni膮 emocje, i by nie straci艂a resztek odwagi.

*

Ciep艂y podmuch musn膮艂 jej policzek i Fortune wr贸ci艂a do rzeczywisto艣ci. Pod wp艂ywem wspomnie艅 mia艂a oczy pe艂ne 艂ez. Rejs z Anglii min膮艂 do艣膰 spo­kojnie. Nie by艂o wi臋kszych burz i tylko przez par臋 szarych dni si膮pi艂 deszcz. Najpierw zatrzymali si臋 w Irlandii, 偶eby wzi膮膰 na pok艂ad grup臋 kobiet i dzieci z Maguire's Ford i Lisnanskea, kt贸re mia艂y podr贸偶owa膰 z nimi. Kilka dni wcze艣niej z Ulsteru wyp艂yn膮艂 鈥濰ighlander" z ko艅mi i innymi zwierz臋tami, kt贸re zabierali do Mary's Land. Rory Maguire nadal by艂 jednak w Dundalk, aby j膮 powita膰 i osobi艣cie odprowadzi膰 osadnik贸w.

- A wi臋c, dziewczyno, w ko艅cu wyruszasz na spotkanie wielkiej przygody. Gdzie jest twoja c贸reczka? Chcia艂bym j膮 zobaczy膰, Fortune Devers - powie­dzia艂, ca艂uj膮c j膮 w policzek.

Rois wyst膮pi艂a do przodu z dw贸jk膮 dzieci. Na ich widok oczy Rory'ego rozb艂ys艂y. Wzi膮艂 Aine na r臋ce.

- Ach - rzek艂 cicho - to 艣liczna dziewczynka, Fortune. - A po chwili dorzuci艂, zwracaj膮c si臋 do Rois: -Sp贸jrz na mostek, Rois. Tam jest twoja babka. Wejd藕 na pok艂ad, Bride Duffy, i zobacz, jakiego wspania艂ego wnuka urodzi艂a ci twoja c贸rka.

- Przywioz艂e艣 ze sob膮 ca艂膮 wiosk臋? - za偶artowa艂a Fortune, gdy z Aine przechadzali si臋 po pok艂adzie.

- C贸偶, Fergus musia艂 powozi膰 jednym z woz贸w, na kt贸rym jecha艂y kobiety, dzieci i ich dobytek. Nic by nie powstrzyma艂o Bride od zabrania si臋 z nim -za艣mia艂 si臋 Rory, a Aine mu zawt贸rowa艂a. - Wydaje ci si臋 to 艣mieszne, co? -Po艂askota艂 ma艂膮, pobudzaj膮c j膮 do dalszego 艣miechu.

Jego wnuczka! Po偶era艂 Aine spojrzeniem, po czym przeni贸s艂 je na Fortune. Jego c贸rka. Widzia艂 je obie po raz ostatni i nie potrafi艂 sobie tego odm贸wi膰. Westchn膮艂. Jaka艣 jego cz臋艣膰 pragn臋艂a, 偶eby Fortune pozna艂a prawd臋, nie m贸g艂 jednak i nie chcia艂 niszczy膰 jej to偶samo艣ci, 偶eby ul偶y膰 swemu bol膮cemu sercu. Zawsze istnia艂o ryzyko, 偶e znienawidzi艂aby go za to. Lepiej, 偶eby nadal ci膮偶y艂a mu ta tajemnica.

- Jak si臋 miewaj膮 moi bracia? - zapyta艂a go Fortune.

- Bardzo dobrze - us艂ysza艂a w odpowiedzi. -Adam bez w膮tpienia jest stworzony do gospodarowania ziemi膮, a Duncan kontynuuje nauk臋. Obaj s膮 lubiani.

- A w Maguire's Ford panuje spok贸j? Skin膮艂 g艂ow膮.

- Ale poza tym nigdzie w Irlandii go nie ma. Jest coraz gorzej, Fortune, i b臋dzie jeszcze gorzej, dop贸ki Anglicy nie wynios膮 si臋 z naszych ziem.

- A brat Kierana i jego rodzina? - dopytywa艂a Fortune. - Chc臋 mu zawie藕膰 wszelkie mo偶liwe informacje.

- Sir William ze swojego 艂o偶a bole艣ci nie przestaje tyranizowa膰 otoczenia. Nieszcz臋艣cie, jakie go dotkn臋艂o, tylko sprawi艂o, 偶e sta艂 si臋 bardziej z艂o艣liwy.

Obawiam si臋, 偶e do偶yje s臋dziwego wieku. Podobno teraz nawet jego matka i 偶ona si臋 go boj膮. Niemal nie zauwa偶a swojej c贸reczki. To smutne, ale ten cz艂owiek zawsze b臋dzie cierpia艂 nad utrat膮 ciebie i w艂adzy nad nogami. Fortune zacz臋艂a teraz rozwa偶a膰, czy przeka偶e te wiadomo艣ci m臋偶owi. Klucz g臋si przelecia艂 nad statkiem na zach贸d, w stron臋 brzegu. Fortune u艣miechn臋艂a si臋 rado艣nie. Ju偶 nied艂ugo! Ju偶 nied艂ugo znajdzie si臋 w ramionach m臋偶a! Ciekawa by艂a, co ich czeka. Na poro艣ni臋tych lasem brzegach ogromnej zatoki nie by艂o ani 艣ladu jakiejkolwiek cywilizacji. A przecie偶 dzi艣 mieli dop艂y­n膮膰 do St. Mary's Town, kolonii Calverta.

Inne kobiety r贸wnie偶 t艂oczy艂y si臋 przy burcie, wpatruj膮c si臋 w krajobraz.

- Same drzewa.

- Widzicie dzikich Indian?

- Nie wiem, co gorsze, protestanci czy Indianie.

- Jest do艣膰 艂adnie.

- W Ulsterze by艂o pi臋knie.

- To szansa, 偶eby 偶y膰 w spokoju i mie膰 w艂asn膮 ziemi臋. Wystarczy, 偶eby opu艣ci膰 Ulster!

- Czy b臋dzie tam ksi膮dz?

- Podobno tak.

- Dzi臋ki Bogu!

Fortune s艂ucha艂a z lekkim rozbawieniem. Dobrze by艂o wiedzie膰, 偶e te kobiety s膮 r贸wnie zdenerwowane podr贸偶膮 i jej zako艅czeniem, jak ona. Jaki b臋dzie jej nowy dom? Czy 鈥濰ighlander" dop艂yn膮艂 szcz臋艣liwie do celu? Na pok艂ad tego mniejszego statku zosta! za艂adowany ca艂y jej dobytek, razem z ko艅mi. A nieliczne rzeczy, nale偶膮ce do pozosta艂ych osadnik贸w, rozmieszczono na obu jednostkach. Ciekawa by艂a, co powie Kieran na widok Aine. Z boskim b艂ogos艂awie艅stwem zamierza艂a da膰 m臋偶owi syna najszybciej, jak tylko zdo艂a. Koniec z wywarami mamy.

- Patrzcie! - nagle zawo艂a艂a jedna z kobiet. - Widz臋 zabudowania!

- Jest wie偶a ko艣cielna!

- Bogu najwy偶szemu dzi臋ki!

Ualtar 0'Flaherty zszed艂 na d贸艂 z mostku kapita艅skiego i u艣miechn膮艂 si臋 do kobiet.

- C贸偶, dziewczyny, je艣li chcecie wygl膮da膰 jak najpi臋kniej na powitanie swoich m臋偶czyzn, musicie teraz zej艣膰 na d贸艂. Wkr贸tce dop艂yniemy do St. Mary's Town.

Kobiety zgarn臋艂y dzieci i znikn臋艂y pod pok艂adem. Do pozosta艂ych podszed艂 Aaron Kira.

- To dzikie miejsce, milady. Zastanawiam si臋, czy b臋d膮 tu jakie艣 interesy do prowadzenia. Czas poka偶e.

Ponad wod膮 przetoczy艂 si臋 odg艂os armatniego strza艂u.

- Zobaczyli nas - ci膮gn膮艂 kapitan - i dali zna膰 wszystkim mieszka艅com, 偶e nied艂ugo b臋dziemy wp艂ywa膰 do portu. - Zwr贸ci艂 si臋 do Fortune: - No, kuzynko, jeste艣 ju偶 prawie w domu. Wiem, 偶e Kieran czeka na ciebie z niecierpliwo艣ci膮. Musisz by膰 przygotowana, 偶e jest to miejsce zupe艂nie odmienne od tych, kt贸re znasz, Fortune. Na pewno zbudowa艂 ju偶 dom, ale nie oczekuj takiego domu, do jakiego przywyk艂a艣. P贸藕niej b臋dziecie mieli lepszy, ale ten pierwszy w niczym nie b臋dzie przypomina艂 tego, co sobie wyobra偶asz. Warunki 偶ycia s膮 tu nadal bardzo prymitywne.

- Nie strasz mnie, Ualtarze - odpowiedzia艂a.

- Nie mam takiego zamiaru. M贸wi臋 tylko, 偶e tw贸j nowy dom b臋dzie bardzo r贸偶ny od Queen's Malvern, zamku twojego ojczyma czy nawet Erne Rock. Bardziej b臋dzie przypomina艂 du偶y, wiejski dom - odrzek艂.

- Obym tylko nie musia艂a mieszka膰 w wigwamie, jak osadnicy w zesz艂ym roku. Zdaj臋 sobie spraw臋 z tego, 偶e to nie jest stary 艣wiat, Ualtarze. Wszystko tu b臋dzie nowe, poza jednym, poza mi艂o艣ci膮, jaka 艂膮czy mnie i Kierana -powiedzia艂a i u艣miechn臋艂a si臋.

- Dzielna z ciebie dziewczyna.

R贸偶a Cardiffu" wp艂yn臋艂a bez przeszk贸d do maj膮cego kszta艂t krzy偶a portu w St. Mary's Town i zacumowa艂a. Fortune i Rois sta艂y z dzie膰mi na r臋kach, przebiegaj膮c wzrokiem t艂um zebrany na przystani. Ko艂o nich t艂oczy艂y si臋 inne kobiety i dzieci, niekt贸re ju偶 p艂aka艂y na widok swoich m臋偶czyzn. Spuszczono trap i kapitan O鈥橣laherty zszed艂 na l膮d w towarzystwie swojej kuzynki. Nadal jednak nie by艂o ani 艣ladu Kierana. Nagle pojawi! si臋 Kevin. Porwa艂 w obj臋cia Rois i Brendana, a w jego oczach zab艂ys艂y 艂zy rado艣ci. Fortune zaczeka艂a, a偶 si臋 przywitaj膮 ze sob膮 poca艂unkami i u艣ciskami, a Kevin nacieszy si臋 synem, kt贸rego zobaczy艂 po raz pierwszy. Brendan nie by艂 pewny, czy ma si臋 rozp艂aka膰 na widok tego wielkiego m臋偶czyzny, kt贸ry tak mocno go przytula艂. W ko艅cu Kevin zorientowa艂 si臋, 偶e jego pani czeka bez s艂owa. Oderwa艂 si臋 od Rois i uk艂oni艂 przed Fortune.

- Witaj w Mary's Land, milady. Powinna ci臋 ucieszy膰 wiadomo艣膰, 偶e 鈥濰ighlander" zawita艂 do portu ju偶 tydzie艅 temu. Konie znajduj膮 si臋 ju偶 na pastwisku, a tw贸j dobytek jest bezpieczny w Kaprysie Fortuny.

- W Kaprysie Fortuny? - Patrzy艂a zdziwiona. Kevin u艣miechn膮艂 si臋.

- Pan nazywa tak posiad艂o艣膰, milady - powiedzia艂. - Zbudowali艣my pi臋kny dom dla ciebie i dla malutkiej.

- Gdzie jest m贸j m膮偶? Czy dobrze si臋 czuje? Dlaczego nie wyszed艂 nam na spotkanie, Kevinie? - zapyta艂a Fortune, a na jej 艣licznej twarzy pojawi艂o si臋 zatroskanie.

- Wszystko przez t臋 dziewk臋 s艂u偶ebn膮, milady. Sto razy m贸wiono jej, 偶eby nie w艂贸czy艂a si臋 po lesie, ale oczywi艣cie dzi艣 rano wybra艂a si臋 tam znowu i uda艂o jej si臋 zab艂膮dzi膰. Wiele Ksi臋偶yc贸w, stary czarownik Wicocomoco, przyprowadzi艂 j膮 z powrotem, p艂acz膮c膮 i krzycz膮c膮, 偶e Indianie chc膮 j膮 oskalpowa膰. W tej sytuacji pan nie chcia艂 jej zostawia膰 samej. Wiedzia艂, 偶e pani zrozumie, milady.

- Biedna dziewczyna - powiedzia艂a Fortune, ale nie czu艂a cienia wsp贸艂czucia dla tej nieznanej s艂u偶膮cej, kt贸ra nie pos艂ucha艂a Kierana.

Mo偶e pojawienie si臋 pani Kaprysu Fortuny poskromi dziewczyn臋 i nauczy j膮 w艂a艣ciwego zachowania.

- Mam ze sob膮 w贸z, milady. Za艂oga statku za艂adowa艂a ju偶 na艅 pani dobytek i najlepiej b臋dzie, je艣li zaraz wyruszymy w drog臋. Mieszkamy jakie艣 pi臋膰 mil od miasta - powiedzia艂 Kevin, przerywaj膮c jej rozmy艣lania.

- A co z innymi osadnikami? I z panem Kir膮?

- M臋偶czy藕ni wiedz膮, gdzie zabra膰 kobiety i dzieci, milady - pad艂a odpowied藕. - Panie Kira, ten ma艂y domek naprzeciwko portu - pokaza艂 r臋k膮 - zosta艂 kupiony dla pana, wraz ze s艂u偶膮cym.

Aaron Kira podzi臋kowa艂 Kevinowi, poca艂owa艂 Fortune w r臋k臋 i po偶egna艂 si臋, po czym ruszy艂 w stron臋 swojej nowej siedziby.

Kevin pom贸g艂 zaj膮膰 miejsce swojej pani i 偶onie na twardej, drewnianej 艂awce wozu. Ka偶da kobieta trzyma艂a na kolanach dziecko. Potem sam wspi膮艂 si臋 na w贸z i da艂 zna膰, by ruszono. Po chwili pogr膮偶y艂 si臋 w rozmowie z Rois. Przez chwil臋 Fortune s艂ucha艂a ich jednym uchem, po czym jej my艣li ulecia艂y ku m臋­偶owi, kt贸ry wola艂 zosta膰 z rozhisteryzowan膮 s艂u偶膮c膮 ni偶 wyjecha膰 na powitanie 偶ony, niewidzianej od niemal dw贸ch lat. Zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, czemu zada艂a sobie trud za艂o偶enia dla niego swojej najlepszej sukni. Wydawa艂o jej si臋, 偶e Kieranowi bardziej zale偶y na s艂u偶膮cej ni偶 na w艂asnej 偶onie. Czy po艣lubienie go by艂o b艂臋dem? Czy pope艂ni艂a b艂膮d, przep艂ywaj膮c ocean i oddalaj膮c si臋 od swojej rodziny? Wkr贸tce si臋 przekona. Je艣li Kieran si臋 zmieni艂, za par臋 tygodni wr贸ci do Anglii z kapitanem O鈥橣lahertym. Nie zostanie tam, gdzie nie b臋dzie chciana ani kochana. Wyg艂adzi艂a palcami b艂臋kitny jedwab sukni. Powiew ciep艂ego wiatru poruszy艂 bia艂e pi贸ra przy kapeluszu i musn膮艂 jej policzek.

Kieran ujrza艂 j膮 siedz膮c膮 na 艂awce wozu, kt贸ry wjecha艂 na pe艂ne kurzu podw贸rko przed domem. Jej niebieska suknia nie by艂a ani ciemna, ani jasna. 艢nie偶nobia艂y, obszyty koronk膮 lniany ko艂nierzyk kontrastowa艂 z jedwabiem. Mia艂a na sobie sk贸rzane r臋kawiczki, wyko艅czone delikatn膮, z艂ot膮 koronk膮. Jeszcze nigdy nie widzia艂 jej w kapeluszu. By艂a szalenie elegancka. Dlaczego go

po艣lubi艂a? Czemu przeby艂a ca艂膮 t臋 drog臋, 偶eby zamieszka膰 w tym dzikim miejscu? Czy nadal go kocha艂a? Nagle spostrzeg艂 na jej kolanach ma艂e dziecko. Poczu艂 ucisk w piersiach. Kiedy w贸z zatrzyma艂 si臋 przed nim, z trudem m贸g艂 wydoby膰 g艂os.

- Kieran! - Zapomnia艂 ju偶, jak s艂odki by艂 jej g艂os. U艣miechn臋艂a si臋. - Ba艂am si臋 o ciebie, kiedy nie wyjecha艂e艣 nam na powitanie. Powitasz nas teraz w do­mu?

- Na Boga, ale偶 mi ciebie brakowa艂o! - wybuchn膮艂.

Widz膮c jego ogniste spojrzenie, Fortune natychmiast zapomnia艂a o swoich w膮tpliwo艣ciach, tak jak on zapomnia艂 o w艂asnych.

Rois posadzi艂a synka na kolanach ojca i wzi臋艂a na r臋ce Aine, 艣piewaj膮c przy tym ulubion膮 ko艂ysank臋 dziewczynki, 偶eby zaskoczone dziecko nie zacz臋艂o p艂aka膰. W tym czasie rodzice ma艂ej mogli si臋 wreszcie przywita膰 jak nale偶y. Rois 艣wietnie wyobra偶a艂a sobie rozczarowanie, jakie czu艂a jej pani, 偶e Kieran nie wyjecha艂 jej na spotkanie.

W艂a艣ciciel Kaprysu Fortuny porwa艂 偶on臋 w obj臋cia, przytuli艂 mocno i nami臋tnie uca艂owa艂. Jego wargi pali艂y jej usta. Czu艂 gotuj膮ce si臋 w nim po偶膮danie i zamarzy艂, 偶eby mogli zaszy膰 si臋 gdzie艣 na tydzie艅 czy dwa, 偶eby si臋 kocha膰. Fortune zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋 i przywar艂a do niego najmocniej, jak tylko mog艂a, wzdychaj膮c z nieukrywan膮 przyjemno艣ci膮, gdy bez ko艅ca ca艂owa艂 jej usta, twarz, powieki, a偶 zawo艂a艂a:

- Przesta艅, kochanie!

- Tak mi ciebie brakowa艂o - powiedzia艂 niskim g艂osem. - Do tej chwili wydawa艂o mi si臋, 偶e wiem, jak bardzo. Teraz rozumiem, 偶e nic nie wiedzia艂em i 偶e moja t臋sknota za tob膮 by艂a nie do ukojenia. Witaj w domu, ukochana! Witaj w Kaprysie Fortuny! -I pocz膮艂 j膮 ponownie ca艂owa膰, a ona syci艂a si臋 jego uczuciem. Wszystko b臋dzie dobrze.

- Mama! - rozleg艂 si臋 cienki g艂osik Aine, w kt贸rym wyra藕nie pobrzmiewa艂a nuta zniecierpliwienia.

Kim by艂 ten m臋偶czyzna, kt贸ry zabiera艂 jej mam臋?

Kieran i Fortune oderwali si臋 od siebie z radosnym 艣miechem. Fortune wzi臋艂a c贸rk臋 od Rois i poda艂a j膮 Kieranowi.

- To tw贸j tata, kochanie - wyja艣ni艂a c贸reczce.

Aine uwa偶nie przyjrza艂a si臋 wielkiemu m臋偶czy藕nie, kt贸ry trzyma! j膮 na r臋kach. Zas艂oni艂a r膮czkami twarz, po czym wstydliwie obserwowa艂a go przez szpar臋 pomi臋dzy paluszkami.

- Tata? - powiedzia艂a, uwa偶nie analizuj膮c s艂owo. Potem zacz臋艂a si臋 wyrywa膰, krzycz膮c: - Na d贸艂! Na d贸艂!

Kieran postawi艂 dziecko na ziemi.

- Nie chc臋 taty - zdecydowanym g艂osem o艣wiadczy艂a Aine, odwr贸ci艂a si臋 i przywar艂a do matki.

Na twarzy Kierana pojawi艂o si臋 zaskoczenie, a potem smutek.

- Nie lubi mnie - rzek艂 oszo艂omiony.

Fortune roze艣mia艂a si臋 i przekaza艂a c贸reczk臋 Rois.

- Nie jest przyzwyczajona do m臋偶czyzn, to wszystko. Przez wi臋kszo艣膰 czasu mama i ja mieszka艂y艣my same w Queen's Malvern. Kiedy przyje偶d偶a艂 m贸j ojciec, by艂 bardziej zaj臋ty czarowaniem Autumn, kt贸r膮 uwielbia, ni偶 zajmowaniem si臋 Aine. Nasza c贸rka przyzwyczai si臋 w ko艅cu do ciebie, Kieranie. Ignoruj j膮, a przyjdzie do ciebie, kochany. A teraz chc臋 obejrze膰 m贸j dom!

Odsun臋艂a si臋 od m臋偶a i spojrza艂a na swoj膮 now膮 siedzib臋. Budynek by艂 wysoki na p贸艂tora pi臋tra, zbudowany z drewnianych bali, z trzema ceglanymi kominami i drewnianym dachem. Z zadowoleniem spostrzeg艂a, 偶e okna mia艂y szyby i ci臋偶kie okiennice. Kapitan O鈥橣laherty mia艂 racj臋, gdy m贸wi艂, 偶e dom nie b臋dzie podobny do niczego, co dot膮d zna艂a. Niew膮tpliwie by艂 inny.

- Pod domem jest piwnica - odezwa艂 si臋 Kieran, maj膮c nadziej臋 uzyska膰 od niej jak膮艣 opini臋. - Kiedy艣 zast膮pimy go murowanym, ale teraz ledwo zdo艂ali艣my zrobi膰 ceg艂y na kominy.

Fortune kiwn臋艂a g艂ow膮. W ko艅cu odezwa艂a si臋:

- Jak du偶y jest w 艣rodku?

- Na parterze s膮 cztery pokoje oraz spi偶arnia i ma艂y schowek. S艂u偶膮cy 艣pi膮 na g贸rze, kt贸ra nie jest zbyt przestronna. Kevin i Rois maj膮 w pobli偶u w艂asny domek - odpowiedzia艂.

- S艂u偶膮cy? Ilu? - By艂a zaskoczona, ale przypomnia艂a sobie opowie艣膰 o s艂u偶膮cej, kt贸ra zatrzyma艂a jej m臋偶a.

- W domu s膮 trzy s艂u偶膮ce, a w stajni czterech m臋偶czyzn - odpar艂. - Kupi艂em ich w Wirginii.

- Czy kupowani s艂u偶膮cy nie s膮 po prostu przest臋pcami, zes艂anymi do kolonii?

- Niekt贸rzy tak, ale wielu zosta艂o skazanych na podstawie 艣miesznych oskar偶e艅. S膮 te偶 tacy, kt贸rzy sami oddali si臋 w niewol臋, bo po siedmiu latach s艂u偶by odzyskuj膮 wolno艣膰 i otrzymuj膮 w艂asn膮 ziemi臋. Pani Hawkins, kt贸ra jest nasz膮 kuchark膮, nie mog艂a zap艂aci膰 medykowi opiekuj膮cemu si臋 jej umieraj膮cym m臋偶em. Ten kaza艂 j膮 wywie藕膰. Dolly, kt贸r膮 kupi艂em, 偶eby dogl膮da艂a Aine, jest katoliczk膮. S艂u偶膮ca Comfort Rogers zosta艂a przy艂apana na kradzie偶y chleba, kt贸rym 偶ywi艂a swoje rodze艅stwo. Czterej m臋偶czy藕ni, kt贸rych naby艂em, aby pomagali w polu i przy inwentarzu, s膮 purytanami. Takie s膮 te ich zbrodnie, ale w Mary's Land s膮 mile widziani. Wszyscy s膮 dobrymi pracownikami. Nie wprowadzi艂bym do domu niebezpiecznych przest臋pc贸w, najdro偶sza. Bo偶e! Nawet w tym pokracznym kapeluszu z bia艂ymi pi贸rami jeste艣 taka pi臋kna. - Zn贸w j膮 poca艂owa艂, tym razem szybko i mocno. Fortune roze艣mia艂a si臋.

- Ten kapelusz to dzisiaj szczyt mody w Londynie. B臋dzie przedmiotem zazdro艣ci ka偶dej damy w kolonii.

- Chod藕 do domu, moja ukochana - poprosi艂, bior膮c j膮 za r臋k臋.

Weszli do domu, 偶eby Fortune mog艂a go obejrze膰. By艂a nieco zaskoczona odkrywszy, 偶e 艣ciany wewn膮trz budynku s膮 z surowego drewna, z glin膮 wy­pe艂niaj膮c膮 szpary pomi臋dzy belkami, aby wiatr i deszcz nie wdziera艂y si臋 do

艣rodka. Przez ca艂膮 d艂ugo艣膰 budynku bieg艂 centralny korytarz. Pod艂ogi by艂y z go艂ych desek. Fortune pomy艣la艂a z ulg膮, 偶e na szcz臋艣cie przywioz艂a ze sob膮 indyjskie dywany. Po lewej stronie korytarza znajdowa艂a si臋 ich sypialnia. Po prawej usytuowany by艂 salon. Za ich sypialni膮 by艂a niewielka izba, do kt贸rej mo偶na by艂o wej艣膰 jedynie przez ich pok贸j. Ca艂y ty艂 domu zajmowa艂 pok贸j gospodarczy z do艂膮czon膮 do niego, jakby w ostatniej chwili, spi偶arni膮 i sk艂adzikiem.

- Trzeba natychmiast otynkowa膰 艣ciany - zdecydowanie o艣wiadczy艂a Fortune. - Bez tego zim膮 b臋dzie tu za zimno dla Aine i dla mnie. Pod艂ogi musz膮 zosta膰 wypiaskowane i wypolerowane. Gdzie s膮 meble, kt贸re przywioz艂am ze sob膮?

- W salonie, poza 艂贸偶kiem, kt贸re wstawi艂em do sypialni - powiedzia艂 ze znacz膮cym spojrzeniem.

Fortune zaczerwieni艂a si臋, ale by艂 to rumieniec rado艣ci i oczekiwania. Jej m膮偶 by艂 st臋skniony za ni膮, podobnie jak ona st臋skni艂a si臋 za nim.

- Meble niech zostan膮 tam, gdzie s膮, dop贸ki nie otynkujemy domu. B臋d膮 藕le wygl膮da膰 pod 艣cianami z go艂ych desek.

- Zaczniemy jutro z rana, zanim zapanuje upalna wilgo膰 - obieca艂. - Chod藕, poznasz s艂u偶膮cych -powiedzia艂 i udali si臋 na ty艂 domu, gdzie czeka艂y na nich trzy kobiety.

Jedna by艂a pulchna, u艣miechni臋ta i mia艂a b艂yszcz膮ce, br膮zowe oczy. To by艂a Doi艂y, kt贸ra mia艂a si臋 zajmowa膰 Aine. Od razu spodoba艂a si臋 Fortune. Dolly grzecznie dygn臋艂a przed swoj膮 pani膮.

- Wiesz, ile masz lat, Dolly? - zada艂a pytanie Fortune.

- Urodzi艂am si臋 w roku, w kt贸rym pr贸bowano wysadzi膰 Parlament -odpowiedzia艂a Dolly. - Nie przywi膮zuj臋 wagi do takich rzeczy, milady. Dolly mia艂a wi臋c trzydzie艣ci lat.

- Dobrze - powiedzia艂a Fortune ze 艣miechem. -Ja te偶 nie przywi膮zuj臋 wagi do takich spraw. Czy zrobi ci r贸偶nic臋, je艣li b臋dziesz mia艂a do opieki wi臋cej dzieci? Planuj臋 urodzi膰 wi臋cej, a teraz b臋dziesz te偶 musia艂a zajmowa膰 si臋

ch艂opcem Rois. Jest o dwa dni m艂odszy od mojej c贸rki. Oboje umiej膮 ju偶 chodzi膰 i lubi膮 dokazywa膰.

- Dam rad臋 - odpar艂a Dolly. - Mia艂am dwoje w艂asnych dzieci, zanim choroba zabra艂a je i mojego m臋偶a.

Fortune poczu艂a 艂zy cisn膮ce si臋 jej do oczu. Wyci膮gn臋艂a r臋k臋 i pocieszaj膮cym gestem dotkn臋艂a d艂oni Dolly. Ich spojrzenia spotka艂y si臋 w chwili zrozumienia i Fortune u艣miechn臋艂a si臋 do kobiety.

- To jest pani Hawkins, kochanie. Bez niej nie jedliby艣my nawet po艂owy tego, co jemy - powiedzia艂 Kieran.

Fortune zwr贸ci艂a si臋 do wysokiej, gruboko艣cistej kobiety, kt贸ra dygn臋艂a.

- Widz臋, 偶e m贸j m膮偶 by艂 艣wietnie 偶ywiony, pani Hawkins. Jestem wdzi臋czna za pani talent.

Pani Hawkins u艣miechn臋艂a si臋, ukazuj膮c z臋by r贸wnie wielkie, jak jej ca艂a reszta.

- Dzi臋kuj臋, milady. Na kolacj臋 upiek臋 du偶ego indyka. Z rado艣ci膮 b臋d臋 pani s艂u偶y膰.

- A to jest Comfort Rogers, kt贸ra zajmuje si臋 domem. Dzi艣 rano mia艂a niemi艂膮 przygod臋 - rzek艂 Kieran.

- M贸wiono mi o tym - odpowiedzia艂a sucho Fortune, krytycznie przygl膮daj膮c si臋 kobiecie. Podczas gdy pozosta艂e dwie s艂u偶膮ce by艂y starsze, Comfort Rogers zaledwie przesta艂a by膰 dzieckiem. Z p艂owymi w艂osami i niebieskimi oczami by艂a bardzo 艂adna.

- Czy wiesz, ile masz lat, Comfort? - Fortune by艂a autentycznie ciekawa. W wygl膮dzie dziewczyny by艂o co艣 chytrego, fa艂szywego.

- Urodzi艂am si臋 w roku 艣mierci starej kr贸lowej, tak przynajmniej mi m贸wiono. Moja mama umar艂a przy porodzie 贸smego dziecka, a wkr贸tce potem m贸j tata nas zostawi艂. By艂am najstarsza i zosta艂am wywieziona za to, 偶e krad艂am chleb dla moich braci i si贸str - rzek艂a Comfort Rogers.

- Co si臋 z nimi sta艂o? - zapyta艂a dziewczyn臋 Fortune.

Comfort wzruszy艂a ramionami.

- Nie wiem - odpowiedzia艂a, jakby si臋 tym nie przejmowa艂a.

- I nie obchodzi mnie to - Fortune dos艂ysza艂a ciche mrukni臋cie pod nosem pani Hawkins.

- Nie chod藕 wi臋cej sama do lasu, Comfort. - Fortune wbi艂a surowy wzrok w dziewczyn臋.

Comfort w milczeniu wpatrywa艂a si臋 w Fortune.

- Nie odpowiedzia艂a艣 mi, Comfort - odezwa艂a si臋 jej pani.

- Nie chcia艂am si臋 zgubi膰 - odpar艂a Comfort. -Szuka艂am jag贸d na 艣niadanie dla pana Kierana.

- Wychod藕 do lasu tylko w towarzystwie kogo艣, kto b臋dzie umia艂 trafi膰 z powrotem do domu - zdecydowanym g艂osem rzek艂a Fortune.

- Nie mo偶e mi pani niczego nakazywa膰. Tylko pan mo偶e mi wydawa膰 polecenia - odpar艂a zuchwale Comfort.

Zanim Kieran zd膮偶y艂 zaprotestowa膰, pani Hawkins uderzy艂a j膮 mocno w po艣ladki ogromn膮 drewnian膮 warz膮chwi膮.

- Zachowuj si臋 przyzwoicie, ty londy艅ska ladacznico. To jest pani domu, do niej nale偶y i dom, i wszystko, co si臋 w nim znajduje. To ona b臋dzie ci m贸wi艂a, co masz robi膰, a ty b臋dziesz wykonywa艂a jej rozkazy, Comfort Rogers, bo je艣li nie, to sprzeda ci臋 gdzie indziej, co uwa偶am za ca艂kiem dobry pomys艂. -Nast臋pnie zwr贸ci艂a si臋 do Fortune: - Musz臋 przyzna膰, 偶e umie sprz膮ta膰, ale nie ma szacunku dla wa偶niejszych od siebie, milady. Nie nauczy艂a si臋 tego w domu, je艣li istotnie mia艂a jaki艣 dom i jak膮艣 matk臋, kt贸r膮 pami臋ta.

- Panie! O panie! - zawy艂a Comfort i rzuci艂a si臋 w stron臋 Kierana, przywieraj膮c do niego. - Nie pozw贸l, 偶eby mnie odes艂a艂a! Prosz臋! -Odwr贸ci艂a g艂ow臋, 偶eby spojrze膰 na Fortune.

- No ju偶, dziewczyno, wykonuj tylko swoj膮 robot臋 i powa偶aj moj膮 偶on臋, a nie b臋dziemy mieli 偶adnych problem贸w. Pani Hawkins zna sytuacj臋. Dom

rzeczywi艣cie nale偶y do mojej 偶ony. I wobec niej przede wszystkim powinna艣 by膰 lojalna - powiedzia艂 Kieran. Odsun膮艂 od siebie dziewczyn臋 i poklepa艂 j膮 po ramieniu.

Fortune wzi臋艂a m臋偶a pod r臋k臋.

Prosz臋 nas zawo艂a膰, gdy obiad b臋dzie gotowy -powiedzia艂a do pani Hawkins, ignoruj膮c Comfort.

Dobrze, milady - pad艂a szybka odpowied藕. Dolly, chod藕 z nami i poznaj dzieci - rzek艂a Fortune. Krowa! - rzuci艂a Comfort, gdy pa艅stwo odeszli.

Lepiej b臋dzie, je艣li zaczniesz si臋 przyzwoicie zachowywa膰, dziewczyno. Pani do pewnego czasu b臋dzie cierpliwa, ale p贸藕niej wyleje si臋 na ciebie ukrop. Pan nie jest dla ciebie i nigdy nie b臋dzie - stwierdzi艂a pani Hawkins. Gdyby go naprawd臋 kocha艂a, przyjecha艂aby do Mary's Land razem z nim. Od ich rozstania min臋艂y ju偶 dwa lata. Je艣li go kocha, to czemu nie przyp艂yn臋艂a wcze艣niej? Nie widzi pani, jak on na mnie patrzy? Pragnie mnie. Znam m臋偶czyzn - powiedzia艂a Comfort. Pani Hawkins prychn臋艂a pogardliwie.

G艂upia jeste艣, Comfort Rogers. Pan, je艣li w og贸le na ciebie patrzy, to na pewno nie w 偶aden specjalny spos贸b. Milady nie przyp艂yn臋艂a od razu, bo spodziewa艂a si臋 dziecka. Potem gubernator Calvert zakaza艂 przyjazdu kolejnych kobiet i dzieci, dop贸ki nie zostan膮 zbudowane solidniejsze schronienia. My, jako niewolni s艂u偶膮cy, nie mieli艣my wyboru, ale pan chcia艂, 偶eby jego 偶ona i c贸rka by艂y bezpieczne. M贸wi臋 ci, 偶e zanim minie rok, w tym domu urodzi si臋 kolejne dziecko. Dzi艣 w nocy i podczas wielu nast臋p­nych, nasz pan b臋dzie solidnie pracowa艂 nad tym z nasz膮 pani膮. -U艣miechn臋艂a si臋 filuternie. Comfort wbi艂a wzrok w starsz膮 kobiet臋. Nienawidz臋 ci臋 - powiedzia艂a.

Pani Hawkins zachichota艂a, zadowolona, 偶e uda艂o jej si臋 dopiec zadzieraj膮cej nosa dziewusze. Dziewczyna od pocz膮tku przysparza艂a k艂opot贸w. Niestety, biedny pan nie widzia艂 tego, ale m臋偶czy藕ni nigdy nie s膮 zbyt m膮drzy, je艣li chodzi o kobiety. Jednak pani natychmiast przejrza艂a Comfort. Teraz ju偶 dziewczyna nie zrealizuje swoich plan贸w.

*

Dolly i dzieci niemal natychmiast polubi艂y si臋 i Rois mog艂a spokojnie pom贸c swojej pani w rozpakowywaniu si臋.

- Dop贸ki nie otynkujemy 艣cian i nie ustawimy mebli na miejscach, nie rozpakuj臋 si臋 - zakomunikowa艂a Fortune pokoj贸wce. - Chod藕my obejrze膰 dom, kt贸ry Kevin wybudowa艂 dla was.

Nowy dom Rois znajdowa艂 si臋 w zasi臋gu wzroku od Kaprysu Fortuny. Sk艂ada艂 si臋 z dw贸ch pokoi i poddasza. Zamiast pod艂ogi by艂o klepisko. W 艣rodku znajdowa艂y si臋 dwa kominki, a trzy okna z nas膮czonym olejem papierem chroni艂y okiennice. Mniejsze okienko zamontowano w dachu. Ci臋偶kie, drew­niane drzwi zamocowano na solidnych 偶elaznych zawiasach. Zadowolona Rois kr膮偶y艂a po swoim nowym domu, z satysfakcj膮 kiwaj膮c g艂ow膮 na widok ceglane­go pieca, wbudowanego w g艂贸wne palenisko i 偶elaznego uchwytu na kocio艂ek, kt贸ry mo偶na by艂o przesuwa膰 na ruszcie. Poza tym domek by艂 pusty, bo Kevin nie odwa偶y艂 si臋 wstawi膰 mebli 偶ony, kt贸re nadal sta艂y na podw贸rku.

- Wnie艣my je do 艣rodka - zaproponowa艂a Fortune. - Nie mo偶ecie ich zostawi膰 na noc na dworze. -Wzi臋艂a ma艂e drewniane krzese艂ko.

- Och, milady, nie powinna pani! - zawo艂a艂a Rois. Fortune u艣miechn臋艂a si臋 do swojej pokoj贸wki.

- A kto ma to zrobi膰, je艣li nie my, Rois? Nie wychowano mnie na tak膮 delikatn膮 dam臋, 偶ebym nie mog艂a wnie艣膰 do domu ma艂ego krzese艂ka. Chod藕!

Pracuj膮c razem, obie kobiety wstawi艂y do g艂贸wnej izby domu kilka krzese艂, st贸艂 i drewnian膮 kozetk臋. Potem wnios艂y rozebrane na cz臋艣ci 艂贸偶ko. Kieran Devers, kt贸ry przyszed艂, szukaj膮c 偶ony, zobaczy艂, czym zajmuj膮 si臋 obie kobiety. Zawo艂a艂 Kevina i do艂膮czyli do swoich 偶on, z艂o偶yli 艂贸偶ko, wnie艣li materac, piernat i du偶膮 d臋bow膮 ko艂ysk臋 Brendana, kt贸r膮 ustawili ko艂o paleniska w pomieszczeniu przeznaczonym na sypialni臋.

Nagle Rois zatrzyma艂a si臋 i rozejrza艂a si臋 z zak艂opotaniem.

- Co ja zrobi臋 na obiad? Garnki s膮 nierozpakowane i nie mam nic do jedzenia.

- Zjecie z nami - spokojnie powiedzia艂a Fortune. - Pani Hawkins zapowiedzia艂a, 偶e upiecze indyka.

- Ale偶, milady, to nie przystoi, 偶eby艣my zasiedli do sto艂u z lepszymi od siebie. Co by powiedzia艂a pani matka i moja babcia? Tak nie mo偶na.

- Rois - cierpliwie t艂umaczy艂a Fortune - to nie jest Anglia, Szkocja czy Irlandia, a Kaprys Fortuny z pewno艣ci膮 nie jest zamkiem ani wspania艂ym dworem, chocia偶 kiedy艣 jeszcze nim b臋dzie. To jest Mary^ Land. Mog臋 si臋 za艂o偶y膰, 偶e przez te wszystkie miesi膮ce m贸j m膮偶 nie zasiada艂 sam do posi艂k贸w, otoczony splendorem. Jad艂 z Kevinem i z ka偶dym, kto usiad艂 za sto艂em. - Spojrza艂a na Kierana, kt贸ry kiwn膮艂 g艂ow膮. - No widzisz. Sko艅cz wi臋c z tymi g艂upstwami, Rois. Za jaki艣 czas b臋d臋 mia艂a eleganck膮 jadalni臋, ale na razie jest to pomieszczenie do wszystkiego.

Pani Hawkins przygotowa艂a du偶ego indyka, kt贸rego poda艂a ze s艂odkimi ziemniakami upieczonymi w popiele, zielonym groszkiem, 艣wie偶ym chlebem, mas艂em i serem. Potem by艂 deser z suszonych jab艂ek i miodu. Fortune poleci艂a, 偶eby otworzy膰 beczu艂k臋 piwa, kt贸r膮 przywioz艂a ze sob膮. Czterej s艂u偶膮cy, sie­dz膮cy na ko艅cu prostego sto艂u, podzi臋kowali jej. Od dawna nie mieli w ustach dobrego angielskiego piwa. Obie mamy odkrawa艂y drobne kawa艂eczki mi臋sa i karmi艂y nimi dzieci. Aine i Brendan mieli ju偶 po kilka z膮bk贸w i ch臋tnie z nich korzystali. Dolly okaza艂a si臋 niezwykle pomocna, zabawiaj膮c maluchy, 偶eby jej

pani i Rois te偶 mog艂y si臋 po偶ywi膰. Comfort Rogers nie usiad艂a do sto艂u, bo pani Hawkins zatrudni艂a j膮 do podawania posi艂ku.

- Kiedy b臋d臋 mog艂a co艣 zje艣膰? Jak sko艅cz膮 je艣膰, nic nie zostanie - marudzi艂a Comfort.

- Je艣li nie b臋dzie indyka, mo偶esz zje艣膰 rozgotowane 偶yto. Na pewno si臋 tym solidnie najesz - pogodnie zauwa偶y艂a pani Hawkins.

Po sko艅czonym posi艂ku czterej s艂u偶膮cy udali si臋 do siebie do stajni. Kevin wzi膮艂 na r臋ce na wp贸艂 艣pi膮cego Brendana, obj膮艂 ramieniem Rois i razem ruszyli w stron臋 swojego domku.

- Po艂o偶臋 panienk臋 spa膰, milady. Ju偶 zasypia - powiedzia艂a Dolly.

- Dzi臋kuj臋 - rzek艂a Fortune. Kieran wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i uj膮艂 jej d艂o艅.

- Chod藕 - powiedzia艂. - Chc臋 ci wszystko pokaza膰 jeszcze przed zachodem s艂o艅ca.

Gdy wyszli na zewn膮trz, Fortune zobaczy艂a, 偶e dom stoi na niewielkiej skale nad zatok膮. Widzia艂a 艂膮ki z pas膮cymi si臋 ko艅mi i przynajmniej dwa pola, na kt贸rych co艣 ros艂o. Jak na pocz膮tek lata, powietrze by艂o bardzo 艂agodne. Zauwa偶y艂a te偶, 偶e by艂o o wiele cieplej ni偶 w Anglii.

- Mam tyle pyta艅 - powiedzia艂a. - Co uprawiamy na tamtych polach?

- Tyto艅 - odpowiedzia艂. - To doskona艂a ro艣lina, kt贸ra przyniesie nam pieni膮dze. A poza tym sami b臋dziemy potrzebowa膰 tytoniu, bo Mary's Land nie jest jeszcze zbyt cywilizowanym miejscem, jakim kiedy艣 si臋 stanie. Konie, kt贸re hodujemy nie poci膮gn膮 wozu, raczej dosi膮dzie ich jaki艣 d偶entelmen czy dama. Mo偶e powinni艣my sprzeda膰 par臋 wierzchowc贸w w Wirginii, ale jeszcze nie teraz.

- Czy produkujemy jak膮艣 偶ywno艣膰? - spyta艂a go.

- Owszem, tak nakazuje prawo Mary's Land. Indianie nauczyli nas uprawia膰 jeszcze trzy ro艣liny, kt贸re nazywaj膮 fasol膮, dyni膮 i kabaczkiem. Sprawdzili­艣my ju偶, 偶e nasze nasiona kie艂kuj膮 w tutejszej ziemi. Zielony groszek,

marchew, buraki. Uprawiamy te偶 tutejsze s艂odkie ziemniaki. To urodzajna ziemia.

- Dom, kt贸ry kiedy艣 zbudujemy z cegie艂, musi sta膰 frontem do zatoki -powiedzia艂a Fortune. - Taki pi臋kny widok. Nigdy jeszcze nie widzia艂am nic r贸wnie pi臋knego. - Odwr贸ci艂a si臋 i spojrza艂a na niego. -Dzi臋kuj臋 ci za nasz dom, Kieranie.

- Tak bardzo mi ciebie brakowa艂o. Ile偶 to nocy le偶a艂em, nie 艣pi膮c, t臋skni膮c za tob膮, Fortune, zastanawiaj膮c si臋, czy to miejsce spodoba ci si臋 tak samo, jak mnie. Czy mo偶esz by膰 szcz臋艣liwa w Mary's Land, tak daleko od swoich bliskich? - rzek艂 cicho, palcami delikatnie dotykaj膮c jej twarzy.

- Ty jeste艣 mi najbli偶szy - o艣wiadczy艂a. - Ty i Aine, i inne dzieci, kt贸re b臋dziemy mieli. To prawda, b臋dzie mi brakowa艂o rodziny, ale znios臋 to, je艣li tylko my b臋dziemy razem. Czuj臋 te偶, 偶e nale偶臋 do tego miejsca, tak jak ty. Poczu艂am to, gdy p艂yn臋li艣my przez zatok臋 w stron臋 St. Mary's Town. Czu艂am to g艂臋boko w sercu. Ta ziemia wzywa艂a nas, Kieranie.

Za ich plecami zachodzi艂o s艂o艅ce, a kiedy, trzymaj膮c si臋 za r臋ce, wracali do domu, na niebie nad nimi pojawi艂y si臋 pierwsze gwiazdy.

- Wezm臋 k膮piel - zakomunikowa艂a Fortune. -Gdzie艣 pomi臋dzy moimi rzeczami jest du偶a d臋bowa balia. Ka偶 ludziom j膮 znale藕膰 i nape艂ni膰 wod膮. Mog膮 j膮 postawi膰 w naszej sypialni. P贸jd臋 do pani Hawkins, 偶eby zagotowa艂a wod臋. Nie k膮pa艂am si臋 od sze艣ciu tygodni, Kieranie, i moja sk贸ra jest a偶 sztywna od soli. Musz臋 wzi膮膰 k膮piel. A potem... -u艣miechn臋艂a si臋 do niego uwodzicielsko i znacz膮co -... b臋dziemy musieli si臋 na nowo pozna膰, m贸j panie.

U艣miechn膮艂 si臋 rado艣nie.

- Dopilnuj臋, 偶eby balia si臋 znalaz艂a, madam. Mog臋 nawet do艂膮czy膰 do ciebie albo pe艂ni膰 rol臋 s艂u偶膮cej.

Fortune roze艣mia艂a si臋 weso艂o. Zaczyna艂a mie膰 wra偶enie, 偶e nigdy si臋 nie rozstawali i w jego oczach widzia艂a, 偶e czu艂 to samo.

Odnaleziono bali臋 i ustawiono j膮 w sypialni. Potem wlano do niej wiele wiader wody. W ko艅cu zostali sami. Na kominku w rogu pokoju tli艂 si臋 ogie艅, bowiem wieczorem powietrze si臋 och艂odzi艂o. Okna by艂y zas艂oni臋te. P艂omienie 艣wiec migota艂y. Kieran ukl膮k艂 przed 偶on膮, kt贸ra przysiad艂a na brzegu 艂贸偶ka. 艢ci膮gn膮艂 jej buty, potem zrolowa艂 jej po艅czochy, nie zapominaj膮c wcze艣niej zsun膮膰 podwi膮zek. Fortune wsta艂a i odwr贸ci艂a si臋 do niego plecami. Rozsznurowa艂 stanik jej sukni, a w tym czasie ona rozpi臋艂a sp贸dnic臋. Stanik i sp贸dnica zosta艂y starannie u艂o偶one na krze艣le.

Fortune, w samej bieli藕nie, stan臋艂a twarz膮 w twarz z m臋偶em. Zr臋cznie pozby艂a si臋 halek. Podnios艂a do g贸ry r臋ce, zebra艂a p艂omiennorude w艂osy i upi臋艂a je na czubku g艂owy. W trakcie tej czynno艣ci widzia艂 zarys jej piersi i poczu艂 przyp艂yw po偶膮dania. Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i z premedytacj膮 zacz膮艂 rozwi膮zywa膰 cienkie r贸偶owe wst膮偶ki, przytrzymuj膮ce razem po艂y giez艂a. W ko艅cu rozchyli艂 delikatny batyst koszulki i zsun膮艂 j膮 z ramion 偶ony. Koszulka upad艂a na pod艂og臋. Zrobi艂 krok do ty艂u i westchn膮艂 z czystej przyjemno艣ci.

- Na Boga, dziewczyno, jeste艣 najpi臋kniejsz膮 kobiet膮, jak膮 znam. - Otoczy艂 d艂o艅mi jej kibi膰 i powoli podni贸s艂 j膮 nieco, aby m贸c poca艂owa膰 r贸偶owe sutki.

- Musz臋 si臋 wyk膮pa膰 - zaprotestowa艂a 艂agodnie. Zacz膮艂 liza膰 j臋zykiem jej cia艂o.

- Jeste艣 s艂ona - powiedzia艂 z cichym 艣miechem. Nagle przesta艂 si臋 z ni膮 dra偶ni膰 i wstawi艂 j膮 do balii. Ukl膮k艂 ko艂o niej, wzi膮艂 myjk臋, namydli艂 j膮 i zacz膮艂 przeciera膰 jej plecy i ramiona, u偶ywaj膮c drugiej d艂oni, 偶eby j膮 op艂ukiwa膰. Potem zaj膮艂 si臋 jej r臋k膮. 艢ciereczka przesun臋艂a si臋 po jedwabistej sk贸rze. Op艂uka艂 jej r臋k臋 i uca艂owa艂 ka偶dy palec. W ten sam spos贸b zosta艂a potraktowana druga r臋ka, ale tym razem powoli, znacz膮co ssa艂 jej palce.

- Kiepska z ciebie s艂u偶膮ca - powiedzia艂a cicho. -Nie umy艂e艣 mi ani szyi, ani uszu, Kieranie Devers.

W odpowiedzi nachyli艂 si臋 i z艂o偶y艂 poca艂unek na jej karku, a nast臋pnie przemy艂 go namydlon膮 szmatk膮. - Zawsze mia艂a艣 bardzo wdzi臋czn膮 i kusz膮c膮

szyj臋, madam - wymrucza艂. Trzymaj膮ca myjk臋 d艂o艅 znik艂a pod wod膮, wynurzy艂a si臋, wy偶臋艂a szmatk臋, po czym delikatnie obmy艂a ma艂e uszy. Po umyciu Kieran poca艂owa艂 obie muszle uszne.

Zn贸w namoczy艂 i wycisn膮艂 myjk臋. Namydli艂 j膮 obficie i przyst膮pi艂 do mycia jej pe艂nych piersi, flanelow膮 艣ciereczk膮 dra偶ni膮c sutki, dop贸ki nie nabrzmia艂y i nie zacz臋艂y stercze膰 z gor膮cej wody.

- Wsta艅 - powiedzia艂 napi臋tym g艂osem.

- Mog臋 sko艅czy膰 si臋 my膰 sama - zapewni艂a go. Serce wali艂o jej jak szalone. Jego wzrok by艂 taki nami臋tny.

- Wsta艅! - powt贸rzy艂 przez zaci艣ni臋te z臋by. Fortune wsta艂a.

W kl臋cz膮cej pozycji wygl膮da艂 jak b艂agalnik u st贸p bogini i tak w艂a艣nie si臋 czu艂. Obieca艂 jej wierno艣膰 i by艂 wierny. Nie przespa艂 si臋 z 偶adn膮 kobiet膮, odk膮d spa艂 ze swoj膮 偶on膮. Ze swoj膮 pi臋kn膮, uwodzicielsk膮, s艂odk膮 偶on膮. Kieran prawie si臋 trz膮s艂 w oczekiwaniu.

Jego m臋sko艣膰 by艂a twarda z po偶膮dania niczym ska艂a. Ciekaw by艂, czy Fortune czu艂a to samo, wi臋c uni贸s艂 wzrok.

Gdy ich spojrzenia si臋 spotka艂y, Fortune poczu艂a, jak w jej l臋d藕wiach rozpala si臋 ogie艅, gro偶膮c, 偶e zginie uduszona w p艂omieniach. Czu艂a, jak jej sutki pr臋偶膮 si臋 i dr偶膮 w oczekiwaniu. Nogi mia艂a jak z waty, ale sta艂a prosto, gdy 艣ciereczk膮 艂agodnie obmywa艂a jej brzuch i obie zgrabne nogi. Nie odrywa艂a swoich b艂臋kitnozielonych oczu od ciemnozielonych oczu m臋偶a. Nawet gdyby zale偶a艂o od tego jej 偶ycie, nie mog艂aby odwr贸ci膰 spojrzenia. Oczy Kierana obez­w艂adnia艂y j膮 g艂odnym po偶膮daniem, intensywnym pragnieniem, pal膮c膮 偶膮dz膮.

Palcem rozchyli艂 jej wewn臋trzne wargi. Przez d艂ug膮 chwil臋 gor膮cym wzrokiem wpatrywa艂 si臋 w s艂odkie cia艂o. Potem zacz膮艂 my膰 j膮 艣ciereczk膮, prowokuj膮c i sprawiaj膮c, 偶e zapragn臋艂a go r贸wnie mocno, jak on jej. Kiedy pochyli艂 si臋 do przodu i zacz膮艂 j膮 liza膰, j臋kn臋艂a. W g艂臋bi swego jestestwa poczu艂a ogie艅.

- Kieranie! - na wp贸艂 wyst臋ka艂a jego imi臋, gdy pochwyci艂 w d艂onie jej po艣ladki i przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie, a偶 znalaz艂a si臋 w najbardziej intymnym kontakcie z jego ustami.

Jej smak! Jej zapach! Szala艂 z po偶膮dania. Ile to ju偶 miesi臋cy? Ile lat up艂yn臋艂o od czasu, gdy po raz ostatni trzyma艂 j膮 w ramionach i kocha艂 si臋 z ni膮 nami臋t­nie? Otar艂 si臋 policzkiem o jej brzuch, wbijaj膮c palce w jej po艣ladki i z ca艂ych si艂 usi艂uj膮c pohamowa膰 po偶eraj膮c膮 go 偶膮dz臋. Chcia艂, 偶eby i tej nocy, i podczas nast臋pnych, wszystko by艂o doskona艂e. Czekali tak d艂ugo, wi臋c teraz, w ich w艂asnym domu, posi膮dzie j膮 powoli, z mi艂o艣ci膮. Wsta艂.

Palce Fortune pocz臋艂y niezdarnie rozwi膮zywa膰 koszul臋 m臋偶a. R臋ce jej si臋 trz臋s艂y. 艢ci膮gn臋艂a z niego koszul臋 i dotkn臋艂a wargami gor膮cej sk贸ry. Poczu艂a ch艂贸d na mokrym ciele i u艣wiadomi艂a sobie, 偶e stoi w wannie. Schyli艂a si臋 i zacz臋艂a zasypywa膰 poca艂unkami jego tors i brzuch. Bole艣nie pragn臋艂a si臋 z nim kocha膰. Ta wst臋pna gra mi艂osna by艂a istn膮 tortur膮. Zacz臋艂a manipulowa膰 przy jego spodniach i Kieran roze艣mia艂 si臋, usi艂uj膮c jej pom贸c. Nagle zakl臋艂a nie­cierpliwie.

- Nadal masz na nogach te przekl臋te buty - powiedzia艂a, prostuj膮c si臋 i wbijaj膮c w niego wzrok.

W odpowiedzi zn贸w przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie.

- Gor膮ca z ciebie dziewczyna - rzek艂 cicho, zag艂臋biaj膮c dwa palce w jej cia艂o. Fortune zadr偶a艂a z czystej rozkoszy.

- O, tak! - westchn臋艂a.

Palce porusza艂y si臋 rozmy艣lnie i prowokuj膮co w jej rozgor膮czkowanym ciele. Fortune wi艂a si臋 szale艅czo, 偶eby zbli偶y膰 si臋 do niego jeszcze bli偶ej. Wpl膮ta艂a palce w ciemne w艂osy m臋偶a i poci膮gn臋艂a, aby zmusi膰 go do opuszczenia g艂owy. Ich usta spotka艂y si臋 w zg艂odnia艂ym poca艂unku, j臋zyki splot艂y w szale艅czym pl膮­sie. Zadygota艂a, gdy dra偶ni膮ce j膮 palce wywo艂a艂y dreszcz rozkoszy.

- Tak, ty pazerna ma艂a wied藕mo, to powinno ci臋 zatrzyma膰 na jedn膮 czy par臋 chwil, ja za艣 zd膮偶臋 w tym czasie pozby膰 si臋 reszty ubrania. - Jego palce

opu艣ci艂y cia艂o Fortune. Patrz膮c jej prosto w oczy demonstracyjnie wzi膮艂 je do ust, mrucz膮c z uznaniem:

- Wybornie smakujesz, moja kochana.

Przez d艂ug膮 chwil臋 nie mog艂a si臋 poruszy膰. Sta艂a w balii pe艂nej ciep艂ej wody ciesz膮c si臋 cudownym uczuciem czystej rozkoszy, kt贸r膮 w niej wzbudzi艂. To by艂o za d艂ugo. Ale jaki艣 g艂os wewn臋trzny zapewnia艂 j膮, 偶e ju偶 nigdy nie b臋dzie tak d艂ugiej roz艂膮ki.

Stoj膮c ty艂em do niej, 艣ci膮gn膮艂 reszt臋 ubrania.

- A teraz, 偶ono, twoja kolej, 偶eby mnie umy膰 - powiedzia艂.

- Kieran, umieram z pragnienia - b艂aga艂a go.

- Ja te偶 - odpowiedzia艂 i odwr贸ci艂 si臋.

Westchn臋艂a po偶膮dliwie na widok jego m臋sko艣ci, nabrzmia艂ej z po偶膮dania, stercz膮cej z k臋py czarnych k臋dzior贸w.

- Musisz posi膮艣膰 wielk膮 sztuk臋 kompromisu, Fortune - o艣wiadczy艂, wchodz膮c do balii. Usiad艂 w wodzie i poci膮gn膮艂 j膮 w d贸艂.

Fortune j臋kn臋艂a z zaskoczenia i zachwytu, gdy nagle znalaz艂a si臋 nabita na jego mi艂osn膮 w艂贸czni臋.

- A teraz, moja ukochana - rzek艂 spokojnie, wr臋czaj膮c jej flanelow膮 myjk臋 -umyj mnie. - Wpatrywa艂 si臋 w ni膮 ciemnozielonymi oczami.

Z trudem mog艂a oddycha膰, gdy stara艂a si臋 przesuwa膰 mi臋kk膮 艣ciereczk臋 po jego torsie. By艂a przera藕liwie 艣wiadoma tego, 偶e j膮 wype艂nia. Pulsowa艂 z po­偶膮dania w jej gor膮cej, w膮skiej szparce. Pragn臋艂a go. By艂a jednocze艣nie gor膮ca i zimna. W ko艅cu g艂臋boko wci膮gn臋艂a powietrze i z ogromnym zdecydowaniem obmy艂a go, nachylaj膮c si臋 nad jego ramionami, 偶eby przetrze膰 szerokie plecy m臋偶a. Ka偶dy wykonywany ruch by艂 tak intensywny, 偶e by艂a bliska wykrzyczenia swojego pragnienia, zw艂aszcza gdy zacz膮艂 pie艣ci膰 jej piersi, leniwie bawi膮c si臋 wra偶liwymi p贸艂kulami, szczypi膮c brodawki, a偶 zacz臋艂a b艂aga膰, 偶eby przesta艂, bo rozpadnie si臋 na tysi膮ce kawa艂k贸w.

W odpowiedzi zdj膮艂 j膮 ze swojej mi艂osnej w艂贸czni i wsta艂, poci膮gaj膮c za sob膮.

- Przypominam sobie podobn膮 sytuacj臋 - rzek艂 cicho, wychodz膮c z wody i wyjmuj膮c j膮 z balii. Z wieszaka przy kominku zdj膮艂 du偶y r臋cznik i zacz膮艂 j膮 wyciera膰, ona za艣 gor膮czkowo pochwyci艂a r贸g r臋cznika i tak偶e stara艂a si臋 go wytrze膰.

- Wystarczy - rzek艂 w ko艅cu i popchn膮艂 j膮 na 艂贸偶ko.

Fortune nie potrzebowa艂a dalszych instrukcji. Natychmiast otworzy艂a si臋 przed nim i g艂o艣no krzykn臋艂a z nieukrywanej przyjemno艣ci, gdy wszed艂 w ni膮 jednym szybkim, g艂adkim ruchem.

- Tak! - niemal za艂ka艂a. - Tak!

Tego by艂o ju偶 za du偶o. Kiedy oplot艂a go nogami, Kieran zadygota艂 z rozkoszy. Zag艂臋bi艂 si臋 w jej mi臋kki, zapraszaj膮cy przesmyk, pchaj膮c raz za razem. 艢ciany jej mi艂osnego korytarza zacisn臋艂y si臋 wok贸艂 jego m臋sko艣ci, zwieraj膮c si臋, rozlu藕niaj膮c, zwieraj膮c i rozlu藕niaj膮c, a偶 nie m贸g艂 tego wi臋cej znie艣膰 i d艂ugo powstrzymywane po偶膮danie eksplodowa艂o wytry艣ni臋ciem mi艂osnych sok贸w w takiej obfito艣ci, 偶e nie pomie艣ci艂y si臋 w ciele Fortune i wyp艂yn臋艂y, plami膮c pachn膮ce lawend膮 prze艣cierad艂o.

- Kocham ci臋! - zawo艂a艂.

- Tak jak ja kocham ciebie - za艂ka艂a. - M贸j ukochany, ju偶 nigdy wi臋cej mnie nie zostawiaj. A偶 do tej chwili nie u艣wiadamia艂am sobie w pe艂ni, jak bardzo mi ciebie brakowa艂o, jak bardzo za tob膮 t臋skni艂am, Kieranie.

Ca艂owali si臋 zg艂odnia艂e, nami臋tnie, mia偶d偶膮c sobie wargi, jakby nie mogli si臋 sob膮 nasyci膰.

- Chc臋 wi臋cej - mrukn膮艂 prosto w jej ucho.

- Tak, prosz臋! Wi臋cej i wi臋cej i wi臋cej! - odpowiedzia艂a mu Fortune, gdy na kr贸tk膮 chwil臋 ich cia艂a si臋 rozplot艂y.

Roze艣mia艂 si臋 i odgarn膮艂 pukiel w艂os贸w, kt贸re rozplot艂y si臋 podczas ich nami臋tnego stosunku.

Z jakiego艣 powodu, moja ukochana, nie uwa偶am, 偶eby to by艂a niemi艂a perspektywa. Nigdy wi臋cej nie powinni艣my si臋 rozstawa膰, Fortune. Nigdy! - przytakn臋艂a.

Rozdzia艂 18

艢ciany Kaprysu Fortuny otynkowano. Pod艂ogi wypiaskowano i wypolerowano. Zawieszono gobeliny i roz艂o偶ono indyjskie dywany. Rozstawiono meble, kt贸re Fortune przywioz艂a ze sob膮 z Anglii. Kieran Devers zaprosi艂 irlandzkich kolonist贸w na wsp贸lne 艣wi臋towanie do偶ynek. Przybyli, by je艣膰, pi膰 i ta艅czy膰. Stali uroczy艣cie, gdy ojciec White, jezuita towarzysz膮cy wyprawie Leonarda Calverta, po艣wi臋ci艂 Kaprys Fortuny. Poczucie wsp贸lnoty by艂o bardzo silne.

Lekarka, pani Happeth Jones, przynios艂a Fortune specjalny podarunek w postaci dw贸ch krzew贸w r贸偶anych.

- Przywioz艂am ich tuzin z Irlandii i dobrze przyj臋艂y si臋 w tutejszym klimacie -wyja艣ni艂a. - Prosz臋 mnie odwiedzi膰 w najbli偶szym czasie, milady, to dam pani wzmacniaj膮c膮 mikstur臋 dla pani i dziecka, kt贸re pani nosi pod sercem. Przysz艂膮 wiosn膮 urodzi si臋 mn贸stwo dzieci. Wygl膮da na to, 偶e wszyscy m臋偶owie byli bardzo szcz臋艣liwi widz膮c zn贸w swe 偶ony, milady. - Jej piwne oczy b艂ysn臋艂y zza okular贸w.

Fortune roze艣mia艂a si臋 rado艣nie.

- Nie m贸w nic jeszcze Kieranowi. Moja Rois r贸wnie偶 spodziewa si臋 dziecka. Czy偶 Mary's Land nie jest najcudowniejszym miejscem, Happeth Jones? -

By艂a szcz臋艣liwa. Nie przypomina艂a sobie, 偶eby kiedykolwiek wcze艣niej czu艂a

si臋 szcz臋艣liwsza.

Ten ich Nowy 艢wiat zdawa艂 si臋 by膰 ziemi膮 obiecan膮. Gleba by艂a niebywale 偶yzna. Na polach r贸s艂 tyto艅. Ogromne, szpiczasto zako艅czone jak uszy lisa, ciemne li艣cie wkr贸tce gotowe b臋d膮 do zbioru. Kukurydza wybuja艂a, a p臋dy dyni spl膮tane by艂y tak g臋sto ze sob膮, i偶 nie wida膰 by艂o pod nimi ziemi. Rosn膮ca na tyczkach fasola owocowa艂a obficie przez ca艂e lato. Wszystko ros艂o doskonale. Nasiona marchwi, burak贸w i zielonego groszku dawa艂y obfity plon. Sa艂ata lepiej ros艂a na wiosn臋 i powinna dobrze rosn膮膰 na jesieni. Kapusta by艂a ju偶 okr膮g艂a i zielona. Uprawiali s艂odkie kartofle i co艣, co nosi艂o nazw臋 ziemniak贸w. Od Indian dowiedzieli si臋, 偶e ziemniaki mo偶na przechowywa膰 w ch艂odnym miejscu niemal przez ca艂膮 zim臋, a pieczone w popiele lub gotowane s膮 smakowitym daniem.

Okoliczne lasy pe艂ne by艂y indyk贸w i saren. W zatokach gnie藕dzi艂y si臋 kaczki i g臋si. W wodzie 偶y艂y rozmaite gatunki ryb, ma艂偶e i 艣limaki, a tak偶e kraby i homary. Kieran dba艂 o to, 偶eby ka偶dy z jego ludzi oddawa艂 cz臋艣膰 swoich zbior贸w do wsp贸lnych spichrz贸w. Reszt臋 magazynowali sami. Indianie pokazali im, jak mieli膰 kukurydz臋 na m膮k臋, z kt贸rej mo偶na robi膰 chleb i inne przetwory.

Comfort Rogers nie lubi艂a Indian. Twierdzi艂a, 偶e si臋 ich boi, zw艂aszcza ich zainteresowania jej jasnymi w艂osami. Fortune nie ba艂a si臋 ich zupe艂nie. Ch臋tnie rozpuszcza艂a swoje d艂ugie, rude w艂osy, 偶eby Indianie mogli je obejrze膰 i rozdawa艂a obci臋te kr贸tko kosmyki Indiankom na pami膮tk臋. W rewan偶u otrzyma艂a od nich nowe imi臋, kt贸re oznacza艂o Dotkni臋ta Ogniem.

- Pewnego dnia obudzi si臋 pani bez skalpu na g艂owie - powiedzia艂a Comfort do swojej pani, staraj膮c siej膮 przestraszy膰.

Fortune roze艣mia艂a si臋.

- S膮 tylko ciekawi - odpowiedzia艂a. - Przecie偶 wszystkie ich kobiety s膮 ciemnow艂ose. Nigdy nie widzieli takich w艂os贸w jak nasze, blond czy rudych. Czemu si臋 ich boisz?

- Brudne istoty. I k膮tem oka posy艂aj膮 mi z艂e spojrzenia. Wiem, o czym my艣l膮. Zastanawiaj膮 si臋, jak by si臋 czuli, mog膮c mnie dosi膮艣膰 i s艂ysz膮c moje krzyki -odpar艂a z niesmakiem Comfort.

- Maj膮 swoje kobiety, kt贸re s膮 bardzo urodziwe. Wydaje mi si臋, dziewczyno, 偶e ponosi ci臋 wyobra藕nia. Chyba musimy ci znale藕膰 m臋偶a, Comfort. Naj­wyra藕niej dojrza艂a艣 ju偶 do tego. Mo偶e silny m臋偶czyzna w 艂贸偶ku sprawi, 偶e poczujesz si臋 bezpieczniejsza - odpowiedzia艂a Fortune.

- Wybra艂am ju偶 sobie m臋偶czyzn臋 - rzuci艂a zuchwale Comfort.

- Doprawdy? - Fortune wcale nie by艂a zdziwiona.

- Kto to jest?

- Pan jest idealnym m臋偶czyzn膮 dla mnie. Ty, pani, nie dasz rady mieszka膰 d艂ugo w tym Nowym 艢wiecie. Nied艂ugo wr贸cisz do Anglii, a wtedy wezm臋 go sobie. Pani jest zbyt wielk膮 dam膮, 偶eby tu prze偶y膰. Jest pani mi臋kk膮, rozpieszczon膮 damulk膮 i nie zas艂uguje pani na niego. Ja zas艂uguj臋. A kiedy znajdzie si臋 pomi臋dzy moimi nogami, od razu o pani zapomni! Zaskoczona zuchwa艂ymi s艂owami Fortune wymierzy艂a dziewczynie

siarczysty policzek. Wiedzia艂a, 偶e Comfort ma s艂abo艣膰 do Kierana, ale s膮dzi艂a, 偶e to tylko m艂odzie艅cza fascynacja. Przecie偶 wykupi艂 j膮 i traktowa艂 przyzwoicie.

- Moim domem jest Mary's Land, Comfort, a m贸j m膮偶 nigdy nie b臋dzie tw贸j. Nie porzuci mnie nigdy, bez wzgl臋du na okoliczno艣ci. Mamy dziecko. Spo­dziewam si臋 nast臋pnego. Chyba musz臋 porozmawia膰 z panem o tobie. Mo偶e b臋dziesz szcz臋艣liwsza gdzie indziej, nie w Kaprysie Fortuny.

- Nie odsprzeda mnie nikomu innemu. Pan mnie lubi. Chocia偶 pani tego nie dostrzega, to ja widz臋, jak na mnie patrzy - z satysfakcj膮 rzek艂a Comfort.

- Id藕 wypolerowa膰 meble w salonie - warkn臋艂a Fortune. - Zaniedbujesz swoje obowi膮zki, wszystko jest tam zakurzone.

Tej nocy, le偶膮c w ramionach Kierana, wypowiedzia艂a s艂owa, na kt贸re tak bardzo czeka艂.

- Zn贸w spodziewam si臋 dziecka, kochany.

Czy tym razem dasz mi syna? - zapyta艂, jakby mog艂a w tym momencie

zagwarantowa膰 mu spe艂nienie jego 偶yczenia.

Tak - odrzek艂a 艂agodnie. - Tym razem nosz臋 ch艂opca. Serce mi to

podpowiada. Jest inaczej, ni偶 przy Aine.

Kiedy si臋 urodzi, podaruj臋 ci ksi臋偶yc, gwiazdy i wszystko, czego tylko sobie

za偶yczysz, moja najdro偶sza Fortune.

Chcia艂abym co艣 na konto twojej obietnicy - za偶artowa艂a.

Powiedz swoje 偶yczenie, kochanie - zach臋ca艂 j膮.

Chcia艂abym, 偶eby艣 odsprzeda艂 komu艣 Comfort -odpowiedzia艂a Fortune.

Nie by艂 zaskoczony jej pro艣b膮.

Czym zdenerwowa艂a ci臋 ta dziewczyna, Fortune? Wiem, 偶e za艣lepia j膮

uczucie do mnie, ale to tylko szesnastolatka, kt贸ra mia艂a ci臋偶kie 偶ycie.

Przecie偶 nie jeste艣 o ni膮 zazdrosna, kochanie? - Z mi艂o艣ci膮 pie艣ci艂 jej piersi.

W Comfort nie ma nic dziewcz臋cego - rzek艂a Fortune. - Jest stara jak Ewa i

ma zimne serce dziwki. Wiesz, co mia艂a czelno艣膰 mi dzi艣 powiedzie膰?

Ba艂 si臋, ale zapyta艂, i by艂 zaszokowany tym, co us艂ysza艂.

Nie wykonuje swoich obowi膮zk贸w w domu, a pani Hawkins twierdzi, 偶e

trzeba j膮 zmusza膰 do tego, 偶eby pomaga艂a w kuchni. Znika na ca艂e godziny i

nikt nie wie, gdzie si臋 podziewa. Nie pasuje do naszego domu i nie chc臋 jej

tutaj, Kieranie. Czuj臋 ju偶 rozwijaj膮ce si臋 we mnie nowe 偶ycie i nie mog臋, nie

chc臋 walczy膰 z t膮 dziewczyn膮.

Nie b臋dzie 艂atwo znale藕膰 kogo艣, kto j膮 odkupi. Kupi艂em j膮 w Wirginii i w jej

cen臋 wliczony by艂 koszt jej przejazdu do Mary's Land. Kiedy minie okres jej

niewoli, musz臋 da膰 jej pi臋膰dziesi膮t akr贸w ziemi, wo艂u, strzelb臋, dwie motyki,

perkalow膮 sukienk臋, buty, po艅czochy, niebieski fartuch, lnian膮 koszul臋, dwa

p艂贸cienne czepki i trzy beczki zbo偶a. Nie wiem, czy kto艣 tutaj b臋dzie j膮

chcia艂 - powiedzia艂 z namys艂em.

Zawie藕 wi臋c j膮 z powrotem do Wirginii i sprzedaj j膮 tam - z irytacj膮 rzuci艂a

Fortune. - Albo, jeszcze lepiej, kiedy nast臋pnym razem przyp艂ynie tu 鈥濺贸偶a

Cardiffu", dajmy jej sakiewk臋 z pieni臋dzmi i ode艣lijmy do Anglii. Kto b臋dzie wiedzia艂, 偶e zosta艂a tu zes艂ana za kradzie偶? Sama na pewno nikomu o tym nie powie, 偶eby nie wtr膮cono jej na powr贸t do Newgate. Za otrzymane od nas pieni膮dze mo偶e za艂o偶y膰 ma艂y sklepik albo znale藕膰 sobie m臋偶a, kt贸ry zaspokoi trawi膮ce j膮 偶膮dze.

- Pozw贸l mi si臋 rozejrze膰, czy nie znajdzie si臋 kto艣, kto sk艂onny by艂by j膮 ode mnie odkupi膰. Nie chcia艂bym traci膰 wszystkiego, co zainwestowa艂em, a prze­cie偶 odpracowa艂a ju偶 dwa lata kary. Nie dostan臋 za ni膮 pe艂nej kwoty, Fortune - rzek艂 Kieran.

- Nie obchodzi mnie, czy co艣 w og贸le za ni膮 dostaniesz. Je艣li znajdzie si臋 kto艣, kto j膮 zechce, oddaj mu j膮 bezp艂atnie. Chc臋 tylko, 偶eby znik艂a z mojego do­mu! - o艣wiadczy艂a Fortune.

- Obiecuj臋, 偶e zniknie, kiedy zaczn膮 si臋 偶niwa -odpowiedzia艂.

*

We wrze艣niu 艣ci臋to tyto艅 i rozwieszono w szopie, 偶eby wysech艂. Potem zwi膮zano go w ma艂e p臋czki i zapakowano do du偶ych beczek, 偶eby je wys艂a膰 do Anglii na pok艂adzie 鈥濺贸偶y Cardiffu". Kompania handlowa O鈥橫alley-Small zainwestowa艂a ostatnio w bran偶臋 tytoniow膮, co okaza艂o si臋 niezwykle intratnym posuni臋ciem. 鈥濺贸偶a Cardiffu" mia艂a r贸wnie偶 zabra膰 do Anglii bary艂ki ze zbo偶em. Kolonia produkowa艂a wi臋cej zbo偶a, ni偶 potrzebowa艂a, a zastrzyk got贸wki zawsze by艂 mile widziany. Zebrano plony z ogrodu, warzywa korzeniowe i kapust臋 z艂o偶ono na zim臋 w piwniczkach. M臋偶czy藕ni polowali na sarny i dzikie ptactwo, 偶eby mie膰 mi臋so na zim臋. 鈥濰ighlander" powr贸ci艂 z trzema mlecznymi krowami, dwoma parami wo艂贸w, dwoma tuzinami kur i z kogutem.

Wok贸艂 nich coraz wi臋cej by艂o oznak zbli偶aj膮cej si臋 zimy. G臋si zbiera艂y si臋 w ogromne, g臋gaj膮ce stada, wype艂niaj膮ce wody zatoki. Li艣cie drzew zaczyna艂y

czerwienie膰. Klony zabarwia艂y si臋 na z艂oto i na czerwono. D臋by stawa艂y si臋 czerwone i rude. Brzozy i buki przybiera艂y cudown膮, g艂臋bok膮 barw臋 z艂ota, niemal dok艂adnie tak膮, jak odcie艅 suszonego tytoniu. A Fortune zaczyna艂a kwitn膮膰 w oczekiwaniu na dziecko, podobnie jak jej pokoj贸wka Rois.

Pewnego popo艂udnia, gdy obie kobiety siedzia艂y przed domem, szyj膮c ubranka dla dzieci, w polu widzenia pojawi艂a si臋 Comfort Rogers. Wygl膮da艂a wyj膮tkowo niechlujnie. We w艂osach mia艂a sosnowe ig艂y i w jej wygl膮dzie by艂o co艣 takiego, co sk艂oni艂o Rois do powiedzenia:

- Ciekawa jestem, milady, z kim dzisiaj spa艂a.

- Do licha! - zakl臋艂a Fortune. - Je艣li dorobi si臋 brzucha, Kieran nigdy nie b臋dzie m贸g艂 si臋 pozby膰 tej ma艂ej 艂ajdaczki!

- Zamierza j膮 odsprzeda膰? - zapyta艂a Rois. - Ciesz臋 si臋! Powinna pani widzie膰, jak ta dziewucha gapi si臋 na mojego Kevina. Ociera si臋 o niego przy ka偶dej nadarzaj膮cej si臋 okazji. Ch臋tnie wydrapa艂abym jej oczy, ale nie b臋d臋 robi艂a 偶adnych scen, 偶eby nie sprawia膰 ci k艂opotu, milady. Nie b臋d臋 p艂aka艂a, kiedy st膮d odejdzie! M臋偶czy藕ni plotkuj膮 mi臋dzy sob膮, 偶e za p贸艂 pensa Comfort Rogers roz艂o偶y nogi przed ka偶dym.

Fortune cicho zakl臋艂a pod nosem. Potem zapyta艂a:

- Dlaczego nie powiedzia艂a艣 mi o tym wcze艣niej? Tak jak podejrzewa艂am, dziewczyna jest ladacznic膮. Musimy si臋 jej pozby膰 i to im szybciej, tym lepiej!

- Nie mog臋 znale藕膰 na ni膮 kupca - przyzna艂 Kieran, gdy wieczorem 偶ona poruszy艂a t臋 kwesti臋.

- Rois powiedzia艂a mi, 偶e dziewczyna k艂adzie si臋 na plecach dla ka偶dego -gniewnie rzuci艂a Fortune.

- Wiem - przyzna艂 nieszcz臋艣liwym tonem. - W艂a艣nie dlatego nie mog臋 znale藕膰 nikogo, kto chcia艂by j膮 odkupi膰. 呕adna przyzwoita kobieta nie zechce mie膰 takiej dziwki w swoim domu. Przepraszam, kochanie, chcia艂em ci tylko

zapewni膰 tutaj s艂u偶b臋, do jakiej przywyk艂a艣 w swoim domu. Nie chcia艂em, 偶eby艣 by艂a nieszcz臋艣liwa w Mary's Land. Fortune ze smutkiem potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- C贸偶, nie ma innego wyj艣cia. B臋dziemy musieli odes艂a膰 j膮 z powrotem do Anglii i da膰 jej pieni膮dze. Nie mog臋 pozwoli膰, 偶eby si臋 艂ajdaczy艂a w naszym domu. Gdyby si臋 roznios艂o, 偶e na to pozwalamy, zepsu艂oby to nam reputacj臋. A jak mamy j膮 pohamowa膰 bez zak艂adania kajdan贸w? - Przerwa艂a. - Mo偶e powinni艣my j膮 uwi臋zi膰, 偶eby stale nie ucieka艂a. S膮dz臋, 偶e nale偶a艂oby j膮 wy ch艂osta膰 i zaku膰 w dyby. Wszyscy zobaczyliby w贸wczas, 偶e nie tolerujemy jej z艂ego zachowania. A potem skuliby艣my jej nogi, 偶eby nie mog艂a si臋 w艂贸czy膰.

- Zgadzam si臋, cho膰 to bardzo drastyczne - powiedzia艂. - 鈥濺贸偶a Cardiffu" przyp艂ynie jeszcze raz w tym roku. A kiedy b臋dzie odp艂ywa膰, na pok艂adzie statku znajdzie si臋 Comfort Rogers, obiecuj臋 ci to. Nie mo偶emy zawraca膰 sobie g艂owy nieobliczaln膮 dziewczyn膮.

*

Nast臋pnego ranka Fortune wezwa艂a swoich s艂u偶膮cych.

- Doskonale si臋 orientuj臋, 偶e niekt贸rzy z was si臋 藕le prowadz膮. Uprzedzam, 偶e d艂u偶ej nie zamierzam tego tolerowa膰. Odsprzedam ka偶dego, kto nie za­chowuje si臋 po chrze艣cija艅sku. - Obrzuci艂a surowym spojrzeniem czterech m臋偶czyzn, kt贸rzy, chocia偶 utrzymywali, 偶e s膮 purytanami, byli r贸wnie rozwi膮藕li, jak wszyscy inni. - Comfort Rogers, nie wolno ci opuszcza膰 domu bez mojego pozwolenia. Rozumiesz?

Comfort 艂ypn臋艂a ponuro na swoj膮 pani膮, ale nic nie powiedzia艂a. Fortune nie dr膮偶y艂a tematu. Decyzja dotycz膮ca dalszych los贸w Comfort ju偶 zapad艂a.

- Najwy偶szy czas - zwr贸ci艂a si臋 do Dolly pani Hawkins. - Nie zdziwi臋 si臋, je艣li st膮d wyjedzie, i to szybko.

- Naprawd臋 s膮dzisz, 偶e pani j膮 odsprzeda? - zapyta艂a Dolly.

- Je艣li tylko znajd膮 kogo艣, kto b臋dzie chcia艂 wzi膮膰 t臋 zdzir臋. Jest mi niedobrze od s艂uchania o tym, jak to pan na ni膮 spogl膮da. M贸wi臋 ci, 偶e tej dziewczynie potrzebne jest solidne lanie - rzek艂a pani Hawkins.

- Pewnie nie mia艂aby nic przeciwko temu, 偶eby to pan przetrzepa艂 jej sk贸r臋 -zachichota艂a Dolly. -Aua! - Potar艂a rami臋, kt贸re pani Hawkins uderzy艂a drewnian膮 chochl膮.

- Za co to?

- Pilnuj swego j臋zyka, Dolly - ostrzeg艂a j膮 kucharka. - Nasza pani bardzo kocha pana, a on j膮. Nie chc臋 s艂ucha膰 takiego gadania. Wstydzi艂aby艣 si臋.

- Nie mia艂am nic z艂ego na my艣li - odpar艂a dotkni臋ta Dolly.

- Wiem. A teraz b膮d藕 dobr膮 dziewczyn膮 i pom贸偶 mi. Mam do wypatroszenia i nafaszerowania kilka kaczek na dzisiejszy obiad.

Stoj膮c w cieniu za drzwiami, Comfort s艂ysza艂a rozmow臋 obu kobiet. Pani Hawkins to stara krowa, a Dolly by艂a za mi臋kka i za g艂upia. Comfort pomy艣la艂a, 偶e gdy zostanie pani膮 tego domu, odprawi je obie. To ona b臋dzie mog艂a je odsprzeda膰. Pan Kieran nigdy jej nigdzie nie ode艣le. Przecie偶 j膮 kocha, ale nie mo偶e si臋 do tego przyzna膰. Przez ni膮, przez t臋 jego nad臋t膮 偶onusi臋 z jej ognist膮 g艂ow膮 i blad膮 cer膮. Nienawidzi艂a jej! Jak na ni膮 m贸wi膮 Indianie? Dotkni臋ta Ogniem. To jest to! Ciekawe, czy kt贸ry艣 czerwono-sk贸ry byczek chcia艂by si臋 zabawi膰 pomi臋dzy jej mlecznymi udami. Ale偶 by krzycza艂a. Gdyby st膮d znik艂a, pan Kieran zwr贸ci艂by si臋 ku Comfort. Wiedzia艂a to! Czy偶 Fortune nie powiedzia艂a, 偶e nie wolno jej si臋 nigdzie oddala膰 bez jej zgody? Poka偶e jej! B臋dzie chodzi艂a, kiedy i gdzie zechce. Nie pozwoli 偶adnej przekl臋tej damulce sobie rozkazywa膰! Da艂a nauczk臋 swojej dawnej pani w Londynie, poka偶e i tej!

Musia艂a si臋 wydosta膰 z tego domu. Potrzebowa艂a m臋偶czyzny, kt贸ry wype艂ni j膮 swoj膮 偶膮dz膮. U艣wiadomi艂a sobie jednak, 偶e teraz s艂u偶膮cy tu m臋偶czy藕ni b臋d膮

ostro偶ni. Niech diabli wezm膮 milady! Co j膮 obchodzi, 偶e m臋偶czy藕ni si臋 z ni膮 parz膮? Nikogo nie krzywdzi艂a. No tak, pani mog艂a by膰 w pe艂ni obs艂u偶ona, ona za艣 nie. C贸偶, ju偶 ona jej poka偶e, i to nied艂ugo!

*

- Pani Fortune - odezwa艂 si臋 Prosper, jeden z nie-wolnych s艂u偶膮cych. Fortune unios艂a g艂ow臋 znad dziecinnego ubranka, kt贸re szy艂a, siedz膮c na

krze艣le przed domem, w towarzystwie Rois.

- Tak, Prosperze, o co chodzi?

- To ta Comfort, wasza mi艂o艣膰. Zn贸w posz艂a do lasu. Widzieli艣my j膮 z pola. Fortune poderwa艂a si臋 na r贸wne nogi.

- Przekl臋ta dziewczyna! Znowu si臋 zgubi.

- Nie, wasza mi艂o艣膰. Comfort zna okoliczne lasy lepiej ni偶 ktokolwiek z nas. Nie gorzej ni偶 Indianie -rzek艂 s艂u偶膮cy.

- Naprawd臋? - To by艂a do艣膰 interesuj膮ca wiadomo艣膰. Czy to mo偶liwe, 偶eby Comfort celowo udawa艂a, 偶e si臋 zgubi艂a owego dnia, gdy Fortune przyby艂a do Mary's Land? - Poka偶 mi, gdzie ona jest - poleci艂a Fortune. - Rois, id藕 do Kierana i powiedz mu, 偶e posz艂am szuka膰 tej dziewuchy, kt贸ra stale przysparza k艂opot贸w i 偶e jutro zostanie zakuta w dyby w St. Mary's i otrzyma ch艂ost臋.

- Ona wr贸ci, milady - powiedzia艂a Rois. - Nie chod藕 za dziewczyn膮, pani.

- Celowo mnie nie pos艂ucha艂a, i to w obecno艣ci innych. Je艣li jej sama nie przyprowadz臋, strac臋 panowanie nad moimi lud藕mi i ca艂ym gospodarstwem -odpowiedzia艂a Fortune, odwr贸ci艂a si臋 i ruszy艂a za s艂u偶膮cym. Poprowadzi艂 j膮 na skraj pola tytoniu i wskaza艂 艣cie偶k臋, kt贸r膮 oddali艂a si臋

Comfort.

- P贸jd臋 z pani膮 - powiedzia艂.

- Nie - odpar艂a Fortune. - Daleko nie odesz艂a, a chc臋 j膮 przyprowadzi膰

osobi艣cie. Zetnij mi t臋 witk臋, Prosperze.

Wykona艂 polecenie i z u艣miechem poda艂 jej witk臋.

Pod膮偶aj膮c ledwo widoczn膮 艣cie偶k膮 Fortune zag艂臋bi艂a si臋 w las. Wok贸艂 niej li艣cie mieni艂y si臋 偶ywymi, pa藕dziernikowymi kolorami. Bezszelestnie opada艂y na ziemi臋. Przed sob膮 s艂ysza艂a Comfort, nuc膮c膮 jak膮艣 piosenk臋. Fortune przyspieszy艂a kroku, ale nie mog艂a dogoni膰 dziewki s艂u偶ebnej.

Nagle u艣wiadomi艂a sobie, 偶e od paru minut nie s艂yszy jej 艣piewu. Gdzie te偶 przepad艂a ta przekl臋ta dziewucha?

Comfort s艂ysza艂a, 偶e kto艣 za ni膮 idzie. Z podnieceniem pomy艣la艂a, 偶e mo偶e to kt贸ry艣 z m臋偶czyzn. Ukry艂a si臋 w zaro艣lach, 偶eby zidentyfikowa膰, kto j膮 goni. Na widok Fortune toruj膮cej sobie drog臋 w艣r贸d krzak贸w, Comfort poczu艂a przyp艂yw rozczarowania. Nagle jednak przyszed艂 jej do g艂owy pewien pomys艂. Zn贸w zacz臋艂a 艣piewa膰, prowadz膮c swoj膮 pani膮 coraz g艂臋biej i g艂臋biej w las. Przeprawi艂a si臋 przez ma艂y strumie艅 i ponownie si臋 ukry艂a, patrz膮c jak Fortune przechodzi w br贸d na drug膮 stron臋 i pod膮偶a dalej. Z triumfalnym u艣miechem Comfort zawr贸ci艂a. Jej rywalka sama zgotowa艂a sobie sw贸j los. Wkr贸tce zo­rientuje si臋, 偶e si臋 zgubi艂a i nie b臋dzie w stanie odnale藕膰 drogi z lasu. Wychodz膮c z kniei, Comfort u艣miecha艂a si臋 do siebie, my艣l膮c, 偶e ona tymczasem b臋dzie u boku swojego pana.

Fortune zatrzyma艂a si臋. Wsz臋dzie wok贸艂 niej ros艂y g臋ste drzewa i zaro艣la. Pomy艣la艂a, 偶e musi wraca膰. Stara艂a si臋 i艣膰 po w艂asnych 艣ladach, ale wiod膮ca w las 艣cie偶ka, teraz, gdy pr贸bowa艂a wyj艣膰 z lasu, nie wydawa艂a si臋 ju偶 taka wyra藕na. Przed sob膮 us艂ysza艂a szum wody. Strumie艅, przez kt贸ry si臋 przeprawia艂a! Ale kiedy zatrzyma艂a si臋 na jego brzegu, nie by艂a wcale pewna, 偶e to ten sam strumie艅. Tamten, przez kt贸ry przechodzi艂a, p艂yn膮艂 cicho. Ten szumia艂 i pluska艂, tocz膮c wody po kamienistym korycie.

Zaczyna艂a j膮 ogarnia膰 panika. Z przera偶eniem pomy艣la艂a, 偶e zab艂膮dzi艂a. Sta艂a bez ruchu. Nagle ba艂a si臋 zrobi膰 cho膰 jeden krok w kt贸r膮kolwiek stron臋, 偶eby

si臋 jeszcze bardziej nie zgubi膰. Przecie偶 nie sz艂a d艂ugo, nie mog艂a tak bardzo oddali膰 si臋 od domu. Ale w kt贸r膮 stron臋 i艣膰? O Bo偶e, nie wiedzia艂a! Zacz臋艂a p艂aka膰. Zab艂膮dzi艂a w tym lesie w Nowym 艢wiecie i nikt jej nie znajdzie. Aine zostanie sierot膮, a syn, bo by艂a pewna, 偶e to syn, kt贸rego nosi艂a, umrze tu razem z ni膮. Zwin臋艂a si臋 na mi臋kkim poszyciu lasu i pl膮cz膮c, zasn臋艂a.

- Dotkni臋ta Ogniem, obud藕 si臋 - us艂ysza艂a wo艂aj膮cy j膮 niski g艂os.

Fortune otworzy艂a oczy, a kiedy wsta艂a, znalaz艂a si臋 twarz膮 w twarz z wysokim, starszym Indianinem. Wstrzyma艂a oddech.

- Nie b贸j si臋, Dotkni臋ta Ogniem. Jestem Wiele Ksi臋偶yc贸w, czarownik Wicocomoco.

- Znasz angielski? - Fortune by艂a zdumiona. U艣miechn膮艂 si臋.

- Wasza kobieta-czarownik, Szklane Oko, nauczy艂a mnie angielskiego, a ja nauczy艂em j膮 naszej mowy.

Szklane Oko? Oczywi艣cie! Happeth Jones z jej okularami!

- Zgubi艂am si臋, Wiele Ksi臋偶yc贸w. Posz艂am do lasu za niepos艂uszn膮 s艂u偶膮c膮 i zab艂膮dzi艂am. Czy mo偶esz mnie zaprowadzi膰 do domu?

Skin膮艂 g艂ow膮.

- 艢ledzi艂a艣 dziewczyn臋 o w艂osach w kolorze s艂omy? To bardzo z艂a osoba, Dotkni臋ta Ogniem. Sprowadzi艂a chorob臋 na kilku naszych m艂odych m臋偶­czyzn, kt贸rych skusi艂a. Pozwoli艂a im u偶y膰 si臋, jak m臋偶czyzna u偶ywa kobiety. Potem zachorowali.

- Ma na imi臋 Comfort, ale nie daje 偶adnego komfortu - m贸wi艂a Fortune, id膮c obok czarownika. -M贸j m膮偶 zamierza j膮 st膮d odes艂a膰. Dziewczyna twierdzi, 偶e boi si臋 twoich ludzi. Przykro mi, 偶e sprowadzi艂a chorob臋 na waszych m臋偶czyzn. Mo偶e pani Jones, Szklane Oko, mog艂aby w czym艣 pom贸c. Wdzi臋czna jestem, 偶e mnie znalaz艂e艣, Wiele Ksi臋偶yc贸w. Bez twojej pomocy chyb abym nie wydosta艂a si臋 z lasu. - Fortune widzia艂a coraz rzadziej rosn膮ce

drzewa, a za nimi pola tytoniu. Zbli偶a艂 si臋 zach贸d s艂o艅ca. Zrozumia艂a, 偶e mia艂a mn贸stwo szcz臋艣cia. Fortune! Fortune! Wo艂ano jej imi臋.

Tutaj jestem - zawo艂a艂a w odpowiedzi, wybieg艂a z lasu i wpad艂a w wyci膮gni臋te ramiona Kierana.

Ju偶 my艣la艂em, 偶e ci臋 straci艂em - powiedzia艂, ca艂uj膮c j膮 wyg艂odnia艂e. Niewiele brakowa艂o, ale dzi臋ki Wiele Ksi臋偶yc贸w... - Odwr贸ci艂a si臋. -Poszed艂 sobie! Och, Kieranie, chcia艂am, 偶eby艣 i ty mu podzi臋kowa艂. Odnalaz艂 mnie czarownik Wicocomoco, kt贸ry zaprzyja藕ni艂 si臋 z pani膮 Jones. To on wyprowadzi艂 mnie z lasu. Wiesz, jak nazywaj膮 j膮 Indianie? Szklane Oko! Czemu posz艂a艣 do lasu? - zapyta艂, kiedy zacz臋li i艣膰 w stron臋 domu. Fortune opowiedzia艂a mu o wszystkim, po czym doda艂a: Umieram z g艂odu, Kieranie!

Pani Hawkins nied艂ugo b臋dzie mia艂a gotowy obiad. Rois przybieg艂a, 偶eby powiedzie膰, i偶 posz艂a艣 do lasu i przepad艂a艣. Przez ca艂e popo艂udnie przecze­sywa艂em kraniec lasu. Niewiele brakowa艂o, a pos艂aliby艣my do india艅skiej wioski z pro艣b膮 o pomoc. Do diab艂a, co Comfort robi艂a w lesie? Dowiedzia艂am si臋, 偶e dziewczyna 艣wietnie zna tutejsze lasy. I wbrew jej zaprzeczeniom, ani odrobin臋 nie boi si臋 Indian. Przespa艂a si臋 ju偶 z paroma m艂odymi byczkami i zarazi艂a ich jak膮艣 chorob膮 -o艣wiadczy艂a m臋偶owi Fortune. - Czy Rois wspomnia艂a, 偶e jutro rano chc臋 j膮 odes艂a膰 do St. Mary's? Kiwn膮艂 g艂ow膮.

Zaku艂em j膮 w kajdany i zamkn膮艂em z spi偶arni -poinformowa艂 偶on臋, gdy wchodzili do domu.

O, milady, dzi臋ki Bogu, 偶e jest pani z powrotem! - zawo艂a艂a Rois, podbiegaj膮c do swojej pani.

Ju偶 wszystko jest w porz膮dku - zapewni艂a Fortune s艂u偶膮c膮. - A jutro rano pozb臋dziemy si臋 Comfort Rogers. Bez niej b臋dzie lepiej - bezceremonialnie stwierdzi艂a Rois.

*

Wczesnym rankiem p艂acz膮ca Comfort zosta艂a wyprowadzona ze spi偶arni i wsadzona na w贸z. Kevin mia艂 pojecha膰 ze swoim panem do St. Mary's Town. Jednak w chwili, gdy w贸z ruszy艂 spod domu, Comfort krzykn臋艂a:

- Zabiera mnie st膮d, ty suko! B臋dziemy razem, a ty zostaniesz sama! Wiedzia艂am, 偶e mnie pragnie. Wiedzia艂am, 偶e nie ciebie kocha, ale mnie!

- Dziwka! - parskn臋艂a Rois.

- 呕al mi jej - powiedzia艂a Fortune. - Nie na tyle, 偶eby chcie膰 j膮 mie膰 w pobli偶u, ale mimo wszystko 偶al mi jej.

Wieczorem, po powrocie m臋偶czyzn, gdy wszyscy razem, pa艅stwo i s艂u偶ba, zasiedli w pokoju za sto艂em, Kieran Devers zacz膮艂 opowiada膰, jak to cudem unikn臋li wielkich problem贸w. Obaj z Kevinem dotarli bez przeszk贸d do St. Mary's. Zabra艂 s艂u偶膮c膮 przed oblicze gubernatora i poprosi艂, by zakuto j膮 w dyby i wych艂ostano za z艂e zachowanie. Nast臋pnie zamierza! przekaza膰 j膮 w r臋ce kapitana 0'Flaherty'ego i odes艂a膰 do Anglii.

Wrzeszcz膮c膮 Comfort zakuto na rynku w dyby, rozerwano jej koszul臋 na plecach i wymierzono dziesi臋膰 bat贸w za niemoralne i spro艣ne zachowanie oraz za niepos艂usze艅stwo wobec swoich pa艅stwa. Po ca艂ym dniu sp臋dzonym w dybach p贸藕nym popo艂udniem, przed wieczornym odp艂ywem, mia艂a zosta膰 odstawiona na pok艂ad statku. Dopilnowawszy, 偶eby s艂u偶膮ca otrzyma艂a nale偶n膮 kar臋, Kieran i Kevin zaj臋li si臋 za艂adunkiem na 鈥濺贸偶臋 Cardiffu" beczek z tytoniem. Potem udali si臋 do Aarona Kiry. Ucieszy艂a ich wiadomo艣膰, 偶e zosta艂 zaakceptowany w St. Mary's i 艣wietnie prosperowa艂, po偶yczaj膮c pieni膮dze.

- Co mam zrobi膰 z dziewczyn膮, kiedy wr贸cimy do Anglii? - Ualtar O鈥橣laherty zapyta艂 m臋偶a kuzynki, kiedy wreszcie zako艅czono za艂adunek i trzej m臋偶­czy藕ni zasiedli do posi艂ku w kajucie kapitana.

- Daj jej t臋 sakiewk臋 i niech sobie idzie. Nie odwa偶y si臋 wr贸ci膰 na swoje stare 艣mieci, w obawie, 偶e mog膮 j膮 z艂apa膰 i aresztowa膰. Odpracowa艂a dopiero dwa

lata swojej kary, ale ma tak fataln膮 reputacj臋, 偶e nie mo偶emy jej nikomu odsprzeda膰. Nie chc臋, 偶eby kr臋ci艂a si臋 w pobli偶u mojej rodziny. Zwabi艂a Fortune do lasu, 偶eby tam zab艂膮dzi艂a. Moj膮 偶on臋 ocali艂 jeden z zaprzyja藕nionych Indian. Szczerze m贸wi膮c, nie mia艂bym nic przeciwko temu, 偶eby艣 na 艣rodku oceanu wyrzuci艂 j膮 za burt臋, Ualtarze. Ta podst臋pna dziwka nie zas艂uguje na nic wi臋cej. Trzymaj j膮 skut膮 i zamkni臋t膮, bo inaczej znajdziesz j膮 rozk艂adaj膮c膮 nogi przed ca艂膮 za艂og膮 i b臋dziesz mia艂 bunt na statku. To niegodziwa 艂ajdaczka.

Rozleg艂o si臋 pukanie do drzwi kabiny, kt贸re uchyli艂y si臋, ukazuj膮c ch艂opca okr臋towego.

- Jaki艣 d偶entelmen chce si臋 widzie膰 z panem Deversem - powiedzia艂 i odsun膮艂 si臋 na bok, 偶eby przepu艣ci膰 towarzysz膮cego mu m臋偶czyzn臋.

- To ja jestem Kieran Devers - powiedzia艂 Kieran, podnosz膮c si臋 i wyci膮gaj膮c r臋k臋.

- Anthony Sharpe, panie Devers. Ma pan s艂u偶膮c膮 o imieniu Comfort Rogers?

- Owszem, od niedawna - odpowiedzia艂 Kieran.

- Mam nakaz aresztowania jej, panie. To oszustka, skazana na powieszenie za morderstwo. Podszy艂a si臋 pod kobiet臋 zmar艂膮 w Newgate, kt贸ra r贸wnie偶 mia艂a zosta膰 wywieziona do kolonii. Nikt by si臋 nie dowiedzia艂, gdyby nie rozw艣cieczy艂a innej wi臋藕niarki, kt贸ra te偶 mia艂a by膰 zes艂ana. Zuchwa艂a dziewczyna przespa艂a si臋 z jej m臋偶em. S艂ysza艂em, 偶e to ca艂kiem jurna dziew­ka - powiedzia艂 z u艣miechem Anthony Sharpe.

- Kupi艂em j膮 ponad dwa lata temu - rzek艂 Kieran. - Dlaczego tyle czasu up艂yn臋艂o, zanim rz膮d si臋 ni膮 zainteresowa艂?

- Nikt nie chcia艂 s艂ucha膰 kobiety, kt贸r膮 rozsierdzi艂a, dop贸ki nie znalaz艂a si臋 tutaj, w Nowym 艢wiecie. Przyp艂yn臋艂a p贸藕niej, na innym statku. Pan tej kobiety us艂ysza艂 ca艂膮 histori臋, uwierzy艂 swojej s艂u偶膮cej i powiadomi艂 w艂adze. Sporz膮dzono kr贸tk膮 notk臋 i pos艂ano do Londynu. Wyznaczono niewielk膮 nagrod臋 dla wsp贸艂wi臋藕ni贸w z Newgate, bowiem wielu osadzonych za d艂ugi

nadal jeszcze tam przebywa艂o, za wszelkie informacje o tym, co si臋 sta艂o z

Comfort Rogers. Pieni膮dze 艣wietnie przywracaj膮 pami臋膰. Dowiedzieli艣my

si臋, 偶e prawdziwa Comfort Rogers umar艂a, a jej nazwisko przyw艂aszczy艂a

sobie niejaka Jane Gale.

Co ona zrobi艂a? - zapyta艂 Kieran.

Zabi艂a swoj膮 pani膮. By艂a przekonana, 呕e jej pan oszala艂 z mi艂o艣ci do niej,

wi臋c zabi艂a 偶on臋, 呕eby go zdoby膰 - pad艂a odpowied藕.

A pan rzeczywi艣cie si臋 w niej zakocha艂? - docieka艂 Kieran.

Nie, panie, to by艂 wytw贸r wyobra藕ni dziewczyny.

M贸j Bo偶e, Kieran, mia艂e艣 szcz臋艣cie, 偶e nie zabi艂a twojej 偶ony - powiedzia艂

Ualtar O鈥橣laherty, po czym zwr贸ci艂 si臋 do pana Sharpe'a, 偶eby opowiedzie膰

mu, co przytrafi艂o si臋 jego kuzynce zaledwie dzie艅 wcze艣niej.

Tak, pa艅ska kuzynka rzeczywi艣cie mia艂a szcz臋艣cie.

Dziewczyna jest w dybach. W艂a艣nie mieli艣my po ni膮 p贸j艣膰. - Nie doda艂, 偶e

zamierza艂 odes艂a膰 Comfort Rogers, a mo偶e Jane Gale, a mo偶e jeszcze jako艣

inaczej, z powrotem do Anglii, 偶eby tylko si臋 jej pozby膰. - Co pan z ni膮

zrobi?

Zabior臋 j膮 do Anglii. Musz臋 tylko znale藕膰 statek, na kt贸rym b臋dzie miejsce

dla mnie i mojej wi臋藕niarki - pad艂a odpowied藕.

Wyruszam w morze dzisiaj, z wieczornym odp艂ywem i mam dla was miejsce

- szybko wtr膮ci! kapitan O鈥橣laherty. - Nie zap艂aci pan za podr贸偶, panie

Sharpe, bo moja kuzynka, kt贸ra jest dalek膮 kuzynk膮 kr贸la, oczekiwa艂aby ode

mnie, 偶e udziel臋 pomocy w艂adzom. Po艣l臋 paru ludzi, 偶eby sprowadzili

ladacznic臋.

P贸jdziemy z nimi. Jednak zanim opuszcz臋 statek, chcia艂bym zobaczy膰 pa艅ski

nakaz aresztowania, panie Sharpe - powiedzia艂 Kieran.

Naturalnie, panie. - W odpowiedzi Anthony Sharpe si臋gn膮艂 do kieszeni

kamizelki, wyci膮gn膮艂 pergamin i poda艂 go Kieranowi.

Kieran wzi膮艂 do r臋ki urz臋dowo wygl膮daj膮cy dokument, otworzy艂 go i przeczyta艂. By艂 to istotnie nakaz aresztowania skazanej zbrodniarki, Jane Gale, znanej tak偶e jako Comfort Rogers, kobiety w wieku lat szesnastu, o p艂owych w艂osach i niebieskich oczach. Kieran z艂o偶y艂 na powr贸t pismo, odda艂 je panu Sharpe i odezwa艂 si臋 do kapitana O鈥橣laherty'ego:

- Oto list mojej 偶ony do jej matki, ksi臋偶nej. Zobaczymy ci臋 na wiosn臋. Mam nadziej臋, 偶e tyto艅 dobrze si臋 sprzeda w Londynie. Szcz臋艣liwej podr贸偶y. Obaj m臋偶czy藕ni u艣cisn臋li sobie r臋ce.

- Rodzina b臋dzie zachwycona, gdy dowie si臋 o nowym dziecku - rzek艂 kapitan.

*

- A wi臋c Ualtar odp艂yn膮艂 do Anglii z Comfort Rogers w kajdanach. Niech B贸g ma j膮 w swojej opiece - podsumowa艂a Fortune, gdy jej m膮偶 sko艅czy艂 swoj膮 opowie艣膰.

- Mo偶esz tak m贸wi膰 po tych wszystkich k艂opotach, jakich przysporzy艂a? -zapyta艂 zdumiony. - Masz za dobre serce, kochanie.

Inni siedz膮cy przy stole wydali potwierdzaj膮ce pomruki.

- Popatrz, Kieranie, jak 艂agodnie obszed艂 si臋 z nami los. Zanim przybyli艣my do Mary's Land, ka偶de z nas brn臋艂o przez 偶ycie i nie ustawali艣my w d膮偶eniu do przodu. To samo pr贸bowa艂a robi膰 Comfort Rogers. Chcia艂a prze膰 do przodu. By膰 kochan膮. Niestety, nie wiedzia艂a, jak to uczyni膰. Ja by艂am kochana przez ca艂e moje 偶ycie, ty za艣, pomimo 艣mierci matki i w膮tpliwo艣ci dotycz膮cych macochy, wiedzia艂e艣, 偶e otacza ci臋 mi艂o艣膰 ojca i rodze艅stwa. Jakie偶 okropne 偶ycie musia艂o by膰 udzia艂em tej nieszcz臋snej istoty, je艣li zrobi艂o z niej kogo艣 tak pod艂ego? Dzieci rodz膮 si臋 czyste i niewinne. Tylko pod wp艂ywem wy­j膮tkowo strasznych wydarze艅 wyrastaj膮 z nich 藕li ludzie. Tak, pr贸bowa艂a mnie zabi膰 i ukra艣膰 mi m臋偶a, ale dzi艣 wieczorem siedz臋 bezpieczna u twego

boku w Kaprysie Fortuny, ona tymczasem jest w drodze do Anglii, gdzie

czeka j膮 stryczek. Niech B贸g jej pomo偶e, Kieranie. Niech B贸g jej pomo偶e!

Spojrza艂 na ni膮 ciemnozielonymi oczami przepe艂nionymi mi艂o艣ci膮 i podziwem dla tej kobiety, kt贸r膮 wybra艂 sobie za 偶on臋. Lady Fortune Mary Lindley Devers by艂a naprawd臋 zdumiewaj膮ca. - Kocham ci臋. Kocha艂em ci臋 wczoraj. Kocham ci臋 dzisiaj i zawsze ci臋 b臋d臋

kocha艂. Naszym domem jest Mary's Land. Jeste艣my w domu i nic nas nie gna

dalej! -powiedzia艂.

Wsta艂 i otoczy艂 j膮 ramionami. A potem poca艂owa艂 z ca艂膮 pasj膮 swojej celtyckiej duszy i Fortune widzia艂a, 偶e powiedzia艂 prawd臋. Byli w domu. Byli w domu i nic nie gna艂o ich dalej. Co za wspania艂e uczucie!


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Small Bertrice Dziedzictwo Skye 03 Pod naporem uczuc
Wolno艣膰 s艂owa upada pod naporem islamu
Bitwa Pod Grunwaldem
p 43 ZASADY PROJEKTOWANIA I KSZTA艁TOWANIA FUNDAMENT脫W POD MASZYNY
Teor pod ped wczesnoszkolnej jak chwali膰 dziecko
I Prezentacja O irracjonalnosci uczuc
OCENA ZAGRO呕E艃 PRZY EKSPLOATACJI URZ膭DZE艃 POD CI艢NIENIEM
wyk墓鈥歛d8 zaburzenia pod postaci脛鈥 somatyczn脛鈥
POMIAR NAT臉呕ENIA PRZEP艁YWU W PRZEWODZIE POD CI艢NIENIEM I KORYCIE OTWARTYM
a a q odpowiedzialno艣膰 za dzia艂ania syna pod wladz膮 lub niewolnika
(1967) GDY WSZYSTKIE NARODY ZJEDNOCZ膭 SI臉 POD POD KTR脫LESTWEM BO呕YMid 888
Pod艂膮czenie pod kompa
KALAFIOR ZAPIEKANY Z SZYNK膭 POD SEROWYM BESZAMELEM
pod narty
A pod krzy偶em Matka sta艂a