Donald Davidson METODA PRAWDY W METAFIZYCE
I Mając wspólny język, w sensie wymaganym do komunikacji, mamy wspólny obraz świata, który w swych najogólniejszych cechach musi być prawdziwy. Wynika z tego, że ujawniając najogólniejsze cechy naszego języka, ujawniamy najogólniejsze cechy rzeczywistości. Jednym ze sposobów uprawiania metafizyki jest zatem badanie ogólnej struktury naszego języka. Korzystali z tej metody Platon, Arystoteles, Hume, Kant, Russell, Frege, Wittgenstein, Carnap, Quine i Strawson.
Ci, którzy rozumieją wzajemnie swą mowę, muszą mieć wspólny pogląd na świat, bez względu na to, czy jest to pogląd trafny. Powodem jest to, iż unicestwiamy sensowność naszego odczytywania wypowiedzi innych, jeśli nasza metoda odczytywania stawia innych w sytuacji, którą my uważamy za sytuację wielkiego błędu. Tak jak nie możemy się z kimś zgadzać, tak też nie możemy się z kimś spierać bez daleko idącej wzajemności.
Przekonania są identyfikowane i opisywane tylko w ramach gęstej sieci przekonań. Mogę żywić przekonanie, że chmura przesuwa się przed słońcem, ale tylko dlatego, iż jestem przekonany, że istnieje słońce, itp. itd. Musi istnieć jakiś odpowiedni zbiór powiązanych przekonań. Jeśli mam rację przypisując wam to przekonanie, musicie mieć sieć przekonań bardzo podobną do mojej.
Dla utworzenia bazy komunikacji lub rozumienia potrzebna jest znaczna wspólnota przekonań prowadzi to do szerszego twierdzenia, że obiektywny błąd może występować tylko w otoczeniu przekonań, które są w dużej mierze prawdziwe. Zgoda nie daje prawdy, lecz wiele z tego, na co się zgadzamy, musi być prawdziwe, jeśli coś z tego, na co się zgadzamy, jest fałszywe.
Przypisanie zbyt dużego błędu grozi tym, że podmiot zostanie pozbawiony swego przedmiotu, a zbyt duży rzeczywisty błąd „okrada” osobę z rzeczy, co do których się ona myli.
Dokonując interpretacji, zakładamy, że wiele z tego, co uważamy za wspólne, jest prawdziwe, ale nie możemy oczywiście założyć, że wiemy, gdzie leży prawda. Nie możemy interpretować na podstawie znanych prawd dlatego, że nie zawsze wiemy, które to są prawdy. Wszechwiedzący interpretator - przypisuje przekonania innym i interpretuje ich mowę na podstawie swych własnych przekonań, tak jak czynią to pozostali z nas. Ponieważ dokonuje on tego tak, jak czynią to pozostali z nas, musi on z konieczności przystać na taką zgodność, jaka jest potrzebna, aby zrozumiałe były jego przypisywania i interpretacje, a w tym oczywiście przypadku to, w zakresie czego stwierdza się zgodność, jest na mocy założenia prawdziwe.
Całkowity błąd dotyczący świata jest niezrozumiały, gdyż zakładając jego zrozumiałość, zakładamy po prostu, że mógłby istnieć interpretator (wszechwiedzący), który poprawnie zinterpretowałby kogoś innego jako tego, kto znajduje się w całkowitym błędzie, a to - jak pokazaliśmy - jest niemożliwe.
II
Skuteczna komunikacja dowodzi istnienia wspólnego i w dużej mierze prawdziwego poglądu na świat.
Uznajemy, że zdania uważane za prawdziwe - językowe reprezentacje przekonań - określają znaczenia składających się na nie słów. Tak więc wspólny pogląd kształtuje wspólny, podzielany przez nas język. Dlatego też wiarygodne jest twierdzenie, że badając najbardziej ogólne aspekty języka, będziemy badali najogólniejsze aspekty rzeczywistości.
Język jest instrumentem komunikacji bo jego wypowiedzi i napisy są zdolne do bycia prawdziwymi lub fałszywymi. Badanie tego, jakie zdania są prawdziwe, leży w gestii różnych nauk, natomiast badanie warunków prawdziwości jest domeną semantyki.
Chcąc wydobyć ogólne cechy świata, musimy zwrócić uwagę, na czym polega prawdziwość dowolnego zdania w języku. Jeśli warunki prawdziwości zdań umieści się w kontekście całościowej teorii, to tak powstała struktura językowa będzie odzwierciedlała najogólniejsze cechy rzeczywistości. Celem jest więc teoria prawdy dla odpowiednio ważnej i znaczącej części języka naturalnego. Od zasięgu tej teorii będzie zależała wartość jakichkolwiek rezultatów metafizycznych.
Teoria prawdy ma pokazać, jak możemy pojąć każde zdanie z potencjalnie nieskończonej serii zdań, jako złożone ze skończonego repertuaru semantycznie znaczących atomów (z grubsza biorąc, słów), za pomocą skończonej liczby reguł budowy. Musi więc podać warunki prawdziwości każdego zdania (stosownie do warunków jego wypowiedzenia) opierając się na jego budowie - ma wyjaśnić warunki prawdziwości wypowiedzi zdania opierając się na roli słów w tym zdaniu.
Frege pokazał wyjaśnienie, jak prawdziwość zdania zależy od cech semantycznych jego części. Wprowadził ujednoliconą notację, której składnia odzwierciedlała wprost zamierzoną interpretację, a następnie nalegał, że ta nowa notacja, po zinterpretowaniu, ma tę samą moc ekspresywną co ważne części języka naturalnego (pod pewnymi względami uważał, że jego nowy język jest lepszy). Fregego interesowała semantyczna struktura zdań oraz semantyczne relacje między zdaniami, w takiej mierze w jakiej powodują one to, że jedne zdania pociągają inne. Nie przyświecała mu idea ogólnej formalnej teorii prawdy dla języka jako całości brak zainteresowania paradoksami semantycznymi i chęć przyjęcia nieskończoności znaczeń (sensów) i referentów dla każdego denotującego zwrotu języka.
Ponieważ uważał, że zastosowanie funkcji do argumentu jest jedynym sposobem kombinacji semantycznej, musiał traktować zdania jako rodzaj nazw - nazw wartości logicznej. Jeśli spojrzeć na to jako na sprytny chwyt w celu charakterystyki warunków prawdziwości zdań, to jest on bezbłędny.
Ponieważ zdania nie funkcjonują w języku tak, jak funkcjonują nazwy, wydaje się, że ontologia potrzebna mu do opracowania semantyki nie ma bezpośredniego związku z ontologią kryjącą się w języku naturalnym. Nie jest więc jasne, czego można dowiedzieć się o metafizyce z metody Fregego.
Quine pokazał jak holistyczne podejście do problemu rozumienia języka dostarcza potrzebnych podstaw empirycznych. Jeśli z teorii prawdy mają zostać wyprowadzone konkluzje metafizyczne, to podejście do języka musi mieć charakter holistyczny. On sam nie nadaje holizmowi bezpośredniego metafizycznego znaczenia:
dla Quine'a teoria prawdy nie pełni roli centralnej ani jako klucz do ontologii języka, ani jako test formy logicznej
podobnie jak Frege - uważa, że odpowiednio uformowany język jest ulepszeniem języka naturalnego, a nie częścią teorii tego języka; tam, gdzie Frege sądzi, że jego notacja prowadzi do lepszego języka, Quine uważa, że prowadzi ona również do lepszej nauki. W konsekwencji Quine wiąże swą metafizykę z kanoniczną notacją, a nie z językiem naturalnym: „Poszukiwania najprostszego, najjaśniejszego całościowego schematu notacji kanonicznej nie należy oddzielać od poszukiwania ostatecznych kategorii, obrazu najogólniejszych cech rzeczywistości”.
Logika języka pierwszego rzędu jest prosta i dadzą się na nią przełożyć ważne z naukowego powodu części języka naturalnego. Ale ponieważ nie interesuje mnie ulepszenie języka naturalnego, lecz jego zrozumienie, traktuję języki formalne czy notacje kanoniczne jako środki badania struktury języka naturalnego.
Formułując teorię prawdy dla języka formalnego i wiedząc jak systematycznie przekształcić zdania języka naturalnego w zdania języka formalnego, dysponowalibyśmy teorią prawdy dla języka naturalnego.
Tarski - wylicza semantyczne własności elementów skończonego słownika i na tej podstawie rekursywnie charakteryzuje prawdę dla każdego zdania z nieskończonego ciągu zdań. Wychodząc z tej podstawy, prawdę osiąga się za pośrednictwem subtelnego i mocnego pojęcia (spełniania), które wiąże zarówno zdania, jak i wyrażenia niezdaniowe z przedmiotami w świecie. Charakterystyka predykatu prawdy „x jest prawdziwe w L" jest przyjmowana tylko wtedy, gdy dla każdego zdania języka L pociąga ona twierdzenie mające postać „x jest prawdziwe w L wtedy i tylko wtedy, gdy ...”, gdzie „x” zostaje zastąpione przez opis zdania, a kropki przez przekład tego zdania na język teorii.
twierdzenia te, T-zdania, domagają się predykatu obowiązującego tylko w odniesieniu do prawdziwych zdań L
zważywszy na fakt, iż warunki prawdziwości zdania przekładają to zdanie, teoria ta pokazuje, jak scharakteryzować prawdę dla każdego dowolnego zdania bez odwoływania się do zasobów pojęciowych, których owo zdanie nie dostarcza.
teoria prawdy dla języka naturalnego musi relatywizować prawdziwość zdania do okoliczności wypowiedzi, a kiedy to się uczyni, wówczas warunki prawdziwości podane przez T-zdania nie będą już przekładać opisywanego zdania, zaś w podawaniu warunków prawdziwości zdań z elementami okazjonalnymi nie będzie można uniknąć posłużenia się pojęciami, które są być może semantyczne.
pojęcie przekładu, które można uczynić precyzyjnym w odniesieniu do języków sztucznych, gdzie interpretacje są dziełem odpowiednich decyzji, nie ma precyzyjnego czy nawet wyraźnego zastosowania do języków naturalnych.
Teoria prawdy dla języka naturalnego (tak, jak ja ją pojmuję) odbiega znacznie pod względem celu i sposobu jej wykorzystania od Tarskiego definicji prawdy. Zagubiona zostaje wyraźność zastosowania, a wraz z nią znaczna część tego, co interesuje matematyków i logików (np. odniesienie do niesprzeczności). Tarski mógł uważać, że przekład jest syntaktycznie określony, i przejść do definicji prawdy. W zastosowaniu do języka naturalnego sensowniej jest założyć częściowe rozumienie prawdy, a posłużyć się tą teorią do naświetlenia znaczenia, interpretacji i przekładu. Spełnienie konwencji T Tarskiego pozostaje dezyderatem teorii, ale nie jej formalnym testem.
Teoria prawdy języka naturalnego, traktując każde zdanie jako złożone w dający się wytłumaczyć sposób ze skończonej liczby relewantnych dla prawdziwości słów, ujawnia jego strukturę. Kiedy badamy terminy i zdania bezpośrednio, nie w świetle całościowej teorii, musimy wprowadzać metafizykę do języka - powstaje problem uniwersaliów; istnienia nieistniejących bytów odpowiadających nie denotującym nazwom czy deskrypcjom; czy zdania odpowiadają faktom lub sądom w sensie logicznym.
III Wymóg, aby warunki prawdziwości zdania formułować, wykorzystując jedynie zasoby pojęciowe owego zdania, pomimo całej swej niejasności, ma ważne implikacje.
Reguła: „Zdanie zbudowane z terminu jednostkowego, po którym następuje predykat jednoargumentowy, jest prawdziwe wtedy i tylko wtedy, gdy obiekt nazywany przez termin jednostkowy należy do klasy określonej przez predykat” narusza powyższy wymóg, ponieważ stwierdzenie warunków prawdziwości zawierałoby dwa pojęcia semantyczne (nazywanie i określanie klasy), których nie można zaliczyć do zasobów pojęciowych zdania np.„Sokrates jest mądry”.
Można by powiedzieć „>Sokrates jest mądry< jest prawdziwe wtedy i tylko wtedy, gdy Sokrates jest mądry”, gdyby teoria zawierała również jako postulaty twierdzenia, że obiekt nazywany „Sokrates” jest Sokratesem oraz że x należy do klasy określonej przez predykat „jest mądry” wtedy i tylko wtedy, gdy x jest mądry.
musiałby istnieć postulat dla każdej nazwy i predykatu, a to mogłoby mieć miejsce tylko wtedy, gdyby lista nazw i predykatów pierwotnych była skończona - a wtedy istniałaby tylko skończona liczba zdań składających się z nazwy i jednoargumentowego predykatu i nic nie stałoby na przeszkodzie, by z miejsca podać warunki prawdziwości dla wszystkich takich zdań - same T-zdania mogłyby służyć za aksjomaty.
Zachowanie skończonego słownika pozwala na eliminację pojęć semantycznych; kiedy zbuduje się teorię wytwarzającą T-zdania bez nadmiernego bagażu semantycznego, znika potrzeba bytów, które odpowiadałyby predykatom. W rozważanym tu przypadku teoria nie musi w ogóle ustalać wyraźnej odpowiedniości między wyrażeniami i obiektami, a zatem nie wchodzi tu w grę żadna ontologia; jest tak, bo zestaw zdań, których warunki prawdziwości są podawane, jest skończony.
Ogólnie semantycznie relewantna struktura domaga się ontologii:
Tarski wyrażenia cudzysłowowe traktuje jak atomy semantyczne, na równi z nazwami własnymi, z uwagi na brak znaczącej struktury. Cudzysłowy nie mogą być traktowane jak zwykłe wyrażenia funkcyjne, gdyż wyrażenie cudzysłowowe nie nazywa bytu, który jest funkcją czegoś nazwanego przez to, co objęte jest cudzysłowem.
nie można ich traktować są jak nazwy własne, bo istnieje nieskończenie wiele wyrażeń cudzysłowowych.
Quine (i Tarski): wyrażenia cudzysłowowe można zastąpić literowaniem. Jest to sposób podania semantycznie wyraźnego opisu wyrażenia przez posłużenie się skończoną liczbą wyrażeń: znakiem powiązania wraz z towarzyszącymi nawiasami i nazwami (własnymi) liter. - nie traktujemy już wyrażenia cudzysłowowego „>kot<” jako pozbawionego struktury traktujemy go raczej jako pewien skrót złożonej deskrypcji.
przypisując wyrażeniom cudzysłowowym strukturę, musieliśmy wyróżnić w tych wyrażeniach powtarzalne i niezależne „słowa”:
nazwy poszczególnych liter
znak powiązania.
Ujawnia to ontologiczny fakt, który nie był widoczny, kiedy wyrażenia cudzysłowowe były traktowane jako pozbawione struktury nazwy, a polegający na przyjęciu istnienia liter. Otrzymujemy możliwą do zbudowania teorię, kiedy wyjaśniamy molekuły jako złożone z atomów należących do skończonej liczby rodzajów; ale przez to otrzymujemy również atomy.
Przykład, jak następstwem postulowania potrzebnej struktury języka może być ontologia: Według Fregego zdanie w rodzaju „Daniel jest przekonany, że w jaskini znajduje się lew” jest zdominowane przez dwuargumentowy predykat „jest przekonany”, którego pierwszym argumentem jest termin jednostkowy „Daniel”, a drugim termin jednostkowy, który nazywa sąd w sensie logicznym lub „sens”.
musimy nie tylko uważać zdania za terminy jednostkowe, lecz i wynaleźć byty, które one nazywają
miejsce po zwrocie „Daniel jest przekonany, że ...” może zająć nieskończona liczba zdań. Jeśli mamy zatem podać definicję prawdy, musimy odkryć strukturę semantyczną tych terminów jednostkowych: należy pokazać, jak można je potraktować jako deskrypcję sądów.
Frege uważa, że odnoszą się one do bytów intensjonalnych. Analogiczne zmiany muszą przejść semantyczne cechy predykatów, kwantyfikatorów i spójników zdaniowych.
Teoria prawdy musi potraktować każde słowo języka jako wieloznaczne, mającego jedną interpretację w zwykłych kontekstach, a drugą, gdy pojawia się ono po „jest przekonany, że” itp. Frege obstawał przy wieloznaczności na przekór językowi naturalnemu. Church wyeliminował wieloznaczność przez wprowadzenie odmiennych wyrażeń różniących się indeksem dolnym.
Frege sugerował, że za każdym wprowadzeniem przez wyrażenie referencjalne czasownika postawy propozycjonalnej, wyrażenie to zaczyna odnosić się do bytu z wyższego poziomu semantycznego. A zatem każde słowo i zdanie jest nieskończenie i na wiele sposobów wieloznaczne; z kolei w teorii Churcha będzie istniał nieskończony słownik podstawowy. W obu przypadkach nie da się zbudować takiej teorii prawdy, jaką chcemy.
Frege uważał wartość logiczną każdego zdania za funkcję semantycznych ról jego części czy aspektów, nie zdawał sobie jednak sprawy z dodatkowych ograniczeń, szczególnie dotyczących skończoności słownika, które płyną z wymogu sformułowania całościowej teorii prawdy.
Samodzielna operacja, która pozwala nam wydobyć ukrytą strukturę za pomocą charakterystyki predykatu prawdy:
„Jack i Jill weszli na wzgórze”. W jakich warunkach jest to zdanie prawdziwe? Jest w tym zdaniu iteratywny mechanizm - koniunkcja. Możemy to zdanie rozwijać, dodając po słowie „Jill” zwroty w rodzaju „i Mary”. A zatem każde sformułowanie warunków prawdziwości tego zdania musi mieć na uwadze nieskończoność zdań, generowanych za pomocą tego samego mechanizmu, które trzeba w dalszej perspektywie uwzględnić.
Definiuje się prawdę dla podstawowego i skończonego repertuaru najprostszych zdań, takich jak: „Jack wszedł na wzgórze”, „ Jill weszła na wzgórze”, a następnie uzależnia się warunki prawdziwości zdania „Jack i Jill weszli na wzgórze” od warunków prawdziwości dwóch prostych zdań. Uzyskujemy zatem:
„Jack i Jill weszli na wzgórze” jest prawdziwe wtedy i tylko wtedy, gdy Jack wszedł na wzgórze i Jill weszła na wzgórze.
Po lewej stronie opisane jest zdanie z mowy potocznej; po prawej stronie znajduje się zdanie z tej samej mowy potocznej, ale z tej jej części, którą wybiera się z uwagi na jej zdolność wyraźnego przedstawienia, drogą wielokrotnego stosowania tych samych prostych środków, podstawowej struktury semantycznej.
Jeśli teoria prawdy poda takie klarowne zdanie dla każdego zdania danego języka, to ta część całego języka, która jest wykorzystywana po prawej stronie, może być uważana za notację kanoniczną. Może się ona stać językiem sformalizowanym. Nie jest jednak istotne znalezienie takiego kanonicznego podregionu języka, wydobycie formy logicznej nie jest konieczne:
łatwo przekształcić zdanie „Jack i Jill weszli na wzgórze” w zdanie „Jack wszedł na wzgórze i Jill weszła na wzgórze”, i podać jego warunki prawdziwości mówiąc, że koniunkcja zdań jest prawdziwa wtedy i tylko wtedy, gdy prawdziwy jest każdy człon tej koniunkcji.
Przypuśćmy jednak, że „i” nigdy nie byłoby stawiane między zdaniami; zdanie złożone z koniunkcyjnego podmiotu („Jack i Jill”) oraz predykatu („weszli na wzgórze”) jest prawdziwe wtedy i tylko wtedy, gdy zdanie składające się z pierwszego członu złożonego podmiotu i predykatu oraz zdanie złożone z drugiego członu złożonego podmiotu i predykatu jest prawdziwe.
Wielkim ułatwieniem jest też przekształcenie wszystkich zdań zawierających negację w zdania z frazą negacyjną „nie jest tak, że”.
Sprawa ontologii wypływa na powierzchnię dopiero tam, gdzie teoria odkrywa strukturę kwantyfikacyjną, i tam też właśnie teoria najlepiej tłumaczy schemat zależności prawdziwościowych przez systematyczne powiązanie wyrażeń z obiektami.
Aporia: jak dowieść asymetrii (o ile takowa istnieje) podmiotu i orzecznika.
dopóki koncentrujemy się na pojedynczych prostych zdaniach, klasa mądrych obiektów (lub własność mądrości) narzuca się sama jako coś, co odpowiada predykatowi „mądry” w zdaniu „Sokrates jest mądry” w sposób całkowicie zbliżony do tego, w jaki Sokrates odpowiada wyrażeniu „Sokrates”. Jak zwrócono uwagę powyżej, żadna skończona liczba takich zdań nie domaga się tego, by teoria prawdy wprowadzała ontologię do zarysowanego przez siebie obrazu.
przy złożonej strukturze kwantyfikacyjnej dopóki zakłada się, że podstawowa logika jest logiką pierwszego rzędu, dopóty nie ma potrzeby wprowadzania bytów odpowiadających predykatom. Rzecz jasna, uznanie tego faktu nie rozstrzygnie zagadnienia, czy istnieje coś takiego, jak uniwersalia lub klasy. Dowodzi to jednak, że istnieje różnica między terminem jednostkowym a predykatem; w każdym razie w odniesieniu do znacznych obszarów języka jest tak, że zmienne, kwantyfikatory i terminy jednostkowe, lecz nie predykaty, trzeba interpretować jako pełniące funkcję referencjalną.
Czasami to, co wydaje się nam terminami jednostkowymi, przechodzi w coś mniej ontycznego co do swych implikacji, kiedy zbada się ich logiczne relacje z innymi zdaniami, gdy tymczasem wymogi teorii mogą sugerować, że jakieś zdanie odgrywa rolę dającą się wyjaśnić jedynie przez potraktowanie go jako zdania o strukturze kwantyfikacyjnej, która nie jest widoczna na powierzchni. Oto znany przykład.
Jaka jest ontologia następującego-zdania: „Jack upadł, zanim Jack złamał swoją koronę”? Wydaje się, że Jack i jego korona to jedyne byty, które muszą istnieć, aby to zdanie było prawdziwe. Ale „Jack upadł, zanim Jack złamał swoją koronę” nie pozwala zastąpić „zanim” przez „i”, ponieważ „zanim” nie może być uważane za semantyczny spójnik prawdziwościowy aby to zdanie było prawdziwe, oba zdania składowe muszą być prawdziwe, lecz to jeszcze nie wystarczy do jego prawdziwości, gdyż przestawienie owych zdań składowych uczyni całe zdanie fałszywym.
Frege: to zdanie jest prawdziwe wtedy i tylko wtedy, gdy istnieje jakiś czas t i istnieje jakiś czas t1, taki, że Jack upadł w t, Jack złamał swoją koronę w t1 i t istniał, zanim zaistniał t1.
uznając każde takie zdanie za prawdziwe, przyjmujemy istnienie momentów. Jeśli zważyć na holistyczny charakter definicji prawdy, to odkrycie ukrytej ontologii w zdaniach zawierających „zanim” musi przenosić się na inne zdania: „Jack upadł” jest prawdziwe wtedy i tylko wtedy, gdy istnieje czas t, taki, że Jack upadł w t.
„Upadek Jacka spowodował złamanie jego korony”. Wydaje się tu, że „upadek Jacka” i „złamanie jego korony” są terminami jednostkowymi opisującymi zdarzenia, a „spowodował” jest dwuargumentowym czy relacyjnym predykatem. Ale wobec tego, jaka jest relacja semantyczna między takimi ogólnymi terminami, jak „upadek” w „upadek Jacka” a takimi czasownikami, jak „upadł” w „Jack upadł”? Jak w związku z tym „Upadek Jacka spowodował złamanie jego korony” różni się pod względem swych warunków prawdziwości od „Jack upadł, co spowodowało to, iż Jack złamał swoją koronę”, gdzie zwrot „co spowodowało to, iż” jest na pierwszy rzut oka spójnikiem zdaniowym?
Sugeruję, że „Jack upadł, co spowodowało złamanie jego korony” jest prawdziwe wtedy i tylko wtedy, gdy istnieją zdarzenia e i f, takie, że e jest upadkiem, który przydarzył się Jackowi, f jest złamaniem, jakiego doznała jego korona, i e spowodowało f. Zgodnie z tą propozycją predykat „jest upadkiem”, prawdziwy o zdarzeniach, staje się pierwotny, a konteksty zawierające czasownik są pochodne. A zatem „Jack upadł” jest prawdziwe wtedy i tylko wtedy, gdy istnieje upadek, który przydarzył się Jackowi, „Jack poszedł na spacer” jest prawdziwe wtedy i tylko wtedy, gdy istnieje spacer, na który on poszedł itd. Przy tej analizie fraza rzeczownikowa, taka jak „upadek Jacka”, staje się prawdziwą deskrypcją i opisuje ona pewien upadek, który przydarzył się Jackowi.
ontologia zdarzeń jednostkowych pozwala zrezygnować z abstrakcyjnej ontologii momentów, ponieważ zdarzenia są tak samo odpowiednimi członami relacji „zanim” jak momenty.
przyjmując ontologię zdarzeń, widzimy, jak sformułować dającą się obronić semantykę przysłówków i modyfikacji przysłówkowych.
bez przyjęcia zdarzeń pojawia się problem wyjaśnienia relacji logicznych między takimi zdaniami, jak „Jones skaleczył swój policzek, kiedy golił się żyletką w łazience w sobotę”, „Jones skaleczył swój policzek w łazience” oraz „Jones skaleczył swój policzek”. Analizuje się te zdania w taki sposób, że wymagają one relacji o różnej liczbie argumentów w zależności od liczby modyfikacji przysłówkowych, lecz to prowadzi do nie dającej się przyjąć konkluzji, iż istnieje nieskończony słownik podstawowy oraz nie pozwala wyjaśnić oczywistych wnioskowań. Interpretując te zdania jako zdania o zdarzeniach, możemy takie problemy rozwiązać. Możemy wówczas powiedzieć, że „Jones skaleczył swój policzek w łazience w sobotę” jest prawdziwe wtedy i tylko wtedy, gdy istnieje zdarzenie skaleczenia własnego policzka przez Jonesa i owo zdarzenie miało miejsce w łazience, i miało ono miejsce w sobotę. Iteratywny mechanizm jest teraz oczywisty: jest to znane współdziałanie koniunkcji i kwantyflkacji, które umożliwia nam uporanie się ze zdaniem „Ktoś upadł i złamał swoją koronę”.
Mechanizm ten funkcjonuje, ale potrzebuje ontologii zawierającej ludzi ze względu na zdanie „Ktoś upadł i złamał swoją koronę”, a ponadto ontologii zdarzeń ze względu na zdanie „Jones skaleczył swój policzek w łazience w sobotę”.
Dostosowując się do obecności w języku naturalnym wyrażeń wskazujących, i takich elementów wskazujących, jak czas, teoria prawdy musi traktować prawdę jako atrybut wypowiedzi, które zależą (między innymi) od wypowiedzianego zdania, osoby mówiącej i czasu. Inaczej mówiąc, możliwe jest traktowanie prawdy jako relacji między mówiącymi, zdaniami i momentami czasowymi. Tak więc wypowiedź „Mam pięć stóp wzrostu” jest prawdziwa, jeśli zostanie wypowiedziana w pewnym określonym czasie w życiu większości ludzi, oraz prawdziwa, jeśli zostanie wypowiedziana w dowolnym momencie stosunkowo długiego okresu w życiu niezbyt wielu ludzi. „Widać ci halkę” może być prawdziwe, kiedy jest wypowiedziane przez mówiącego, gdy obrócony on jest ku zachodowi, chociaż może ono nie być prawdziwe, jeśli obróciłby się on ku północy. Z kolei zdanie „Hillary wspiął się na Mount Everest” było przez długi czas fałszywe, a obecnie jest na zawsze prawdziwe.
Zdania bez elementów wskazujących nie mogą pełnić funkcji zdań z elementami wskazującymi, ale jeśli mamy posiadać teorię prawdy, musimy być w stanie sformułować - bez posługiwania się wyrażeniami wskazującymi - regułę wyjaśniającą, w jakich warunkach zdania z wyrażeniami wskazującymi są prawdziwe. Reguły takie podadzą warunek prawdziwości zdań w rodzaju „Hillary wspiął się na Mount Everest” jedynie drogą kwantyfikacji wypowiedzi, mówiących oraz momentów lub - być może - zdarzeń. Jeśli w formułowaniu teorii prawdy musimy explicite odwołać się do mówiących i ich położenia, wówczas przy założeniu, że ogólne cechy języka odzwierciedlają obiektywne cechy świata, musimy dojść do wniosku, że zrozumiała metafizyka przyzna centralne miejsce idei ludzi (-mówiących), którzy znajdują się w publicznej przestrzeni i czasie.
„Metoda prawdy” w metafizyce nie eliminuje uciekania się do bardziej standardowych, często istotnie niejęzykowych, argumentów czy rozstrzygnięć. Na przykład to, co można zrobić w teorii prawdy, zależy w dużej mierze od logicznych środków, które są rozwijane przez samą teorię, lecz tej sprawy sama teoria już za nas rozstrzygnąć nie może. Jak widzieliśmy, metoda ta nie sugeruje też, jakie prawdy - pomijając prawdy traktowane przez nią jako logiczne - musimy przyjąć za warunek wzajemnego zrozumienia. To, co robi teoria prawdy, polega na opisie schematu, jaki prawda musi ustanowić w obrębie zdań, lecz bez dokładnej lokalizacji tego schematu. Tak więc dowodziłem na przykład, że bardzo duża liczba naszych potocznych twierdzeń o świecie nie może być prawdziwa, jeśli nie ma zdarzeń. Ale teoria prawdy, nawet jeśli przybierze proponowaną przeze mnie postać, nie określa, które zdarzenia istnieją, ani nawet, że jakiekolwiek z nich istnieją. Niemniej jednak, Jeśli nie mylę się w sprawie formy logicznej zdań dotyczących zmiany, to gdy nie ma zdarzeń, nie ma też prawdziwych zdań w rodzaju bardzo powszechnych zdań o zmianie. A jeśli nie ma prawdziwych zdań o zmianie, nie ma też prawdziwych zdań o obiektach, które się zmieniają. Metafizyk, który jest gotów przyjąć, że żadne zdania w rodzaju „Wezuwiusz wybuchł w marcu 1944 r.” albo „Cezar przekroczył Rubikon” nie są prawdziwe, nie będzie zmuszony przez teorię prawdy do przyjęcia istnienia zdarzeń czy nawet ludzi lub gór. Ale jeśli przyjmie, że wiele z tego rodzaju zdań jest prawdziwych (bez względu na to, które to są zdania), to jest oczywiste, że musi przyjąć istnienie ludzi i wulkanów oraz - jeśli mam rację - istnienie takich zdarzeń, jak wybuchy i przekroczenia.
Zaletą metody prawdy nie jest to, że rozstrzyga takie sprawy raz na zawsze, ani nawet to, że rozstrzyga je bez dalszej refleksji metafizycznej. Metoda ta służy do tego, by uczulić nas na istniejące alternatywy i dać nam całościowy pogląd na konsekwencje podjętej decyzji. Celem metafizyki jest ogólność; metoda prawdy wyraża ten wymóg żądając teorii, która dotyka podstaw w całej ich rozciągłości. A zatem problemy metafizyki, chociaż nie zostają ani rozwiązane, ani zastąpione, zaczynają być widziane jako problemy budowania w pełni dobrej teorii. Chcemy teorii, która jest prosta i jasna, o zrozumiałym i uzasadnionym aparacie logicznym, oraz takiej, która tłumaczy fakty dotyczące funkcjonowania naszego języka. Sporne może być to, jakie to są fakty, a już z pewnością sporna będzie sztuka rozmaitych kompromisów, powiedzmy między prostotą a jasnością. Zagadnienia te będą, w co nie wątpię, dawnymi zagadnieniami metafizyki w nowym kształcie. Ale ów nowy kształt jest pod wieloma względami atrakcyjny.