04 AkatsukiStoryI, HistorieKatD


0x08 graphic
Kyuubi.

List Michała Peritosa, Przewodniczącego Radzie Starszyzny Wyzwańców do Gabriela Adulesa, Zastępcy Przewodniczącego Radzie Starszyzny Wyzwańców napisany w roku ataku Kyuubi'ego na Konoha

A więc zniknęła! Ponad pół wieku poszukiwań i nic! Jak to możliwe?! Być może ta rozwydrzona Dealupus ze swoim zakichanym darem wieczności ma więcej szczęścia niż Madara. Jego też nie potrafimy znaleźć...

Dobrze, że i my wieczność mamy.

Co do drugiej Dealupus... Victoria świetnie radzi sobie na miejscu Kat w Konoha, cicho, ale dobrze. Co prawda nie jest tak znana jak Kat wcześniej, ale to nie jest ważne. Dla Wioski Liścia nastaje teraz czas wojny - wieszcze mówią już o tym od dłuższego czasu. Odeślij Victorię, jest dla nas zbyt cenna, by móc stracić ją w głupich rozruchach shinobi. Ona pomoże znaleźć nam tą niewdzięczną gówniarę. Katharsis Dealupus wciąż stanowi dla nas realne zagrożenie, musimy ją jak najszybciej wyeliminować.

Szkoda, że ślad po Tobiramie Uchice także zaniknął. Byłby dla nas niezłą przynętą na tamtego starego Madarę.

Młoda dziewczyna spokojnie zbierała jagody do swojego dzbanka. Nikły szelest wśród listowia odwrócił jej uwagę. Nie zauważywszy niczego niepokojącego odwróciła się z powrotem w stronę krzewów jagód.

Krzyknęła krótko, gdy przed nią z nikąd wyrósł wysoki czarnowłosy mężczyzna. Długie włosy, przypominające nieco lwią grzywę, zasłaniały oczy, mimo to dziewczyna zdołała dostrzec błysk czerwieni w źrenicach.

-Cz-czego chcesz?... - zapytała.

-Chcę tylko twojego demona - zauważył. - Nic więcej...

-N-nie... - jęknęła, cofając się w tył. - Nie możesz...

-Ależ mogę - stwierdził, uśmiechając się ciepło. - Kyuubi zostanie uwolniony, a Konoha legnie w gruzach.

-Nie! - zawołała, odwracając się.

Dzbanek wypadł z reki dziewczyny, a jagody rozsypały się pod stopami czarnowłosego. Dziewczyna zaczęła uciekać, ale wiedziała, że daleko nie zajdzie.

-Genjutsu... - jęknęła. - Nie... Błagam, nie...

Osunęła się na kolana, widząc, że i tak nie wyrwie się mocy genjutsu. Nad nią stanął czarnowłosy mężczyzna. Pochylił się nad nią, delikatnie naciskając palcami na jej podbródek. Spojrzała w jego czerwone oczy, na których wirowały czarne znaki.

-Sharingan... - szepnęła. - Ty jesteś Uchiha...

-I to nie byle jaki - potwierdził, uśmiechając się zniewalająco. - A teraz dajmy wolność pewnemu lisowi...

Zaczął składać pieczęcie. Dziewczyna poczuła silną chakrę mężczyzny. Była ciemna, równie ciemna jak jego włosy, równie ciemna jak jego dusza...

A potem rozległ się krzyk dziewczyny i złowieszczy śmiech Kyuubi'ego.

-Giń Konoha... - szepnął kruczowłosy, patrząc jak demon powoli wydostaje się na zewnątrz. - Jeśli ja cię nie mogę mieć, to nikt nie będzie cię miał.

Zaśmiał się, a jego radosny zew zmieszał się ze skowytem demona. Po kilku minutach dziewięcioogoniasty ruszył ku Wiosce Liścia. Stojący na wzgórzu kruczowłosy, obserwował całą masakrę Konoha. Westchnął ze zrezygnowaniem, gdy jeden z ogonów Kyuubi'ego ledwo co ominął twarz Drugiego Hokage.

-Oi minna... - szepnął ironicznie. - Tobirama-kun... Jaka szkoda, że to nie ciebie pokochała tak mocno. Jaka szkoda, że nie zdążyłeś się z nią ożenić. Jaka szkoda, że nie mogę cię jeszcze raz zabić...

Uśmiechnął się słabo, wznosząc oczy ku niebu.

-Mam nadzieję, że to skłoni cię, żebyś wróciła - szepnął. - Bo ja nadal cię kocham... Kat...

Nie, to nie był strach. To było paniczne przerażenie. Strach to za mało. Uczucie, które ogarnęło wtedy mieszkańców Konoha było nie do opisania. Nie potrafili się ruszyć, nie mogli uciekać. Wpatrywali się jedynie rozszerzonymi z przerażenia oczami w dziewięcioogoniastą bestię, która atakowała ich kraj, ich ukochana wioskę.

Zdołali zauważyć młodego Hokage, Minato Namikaze, który przywoławszy swoją żabę Gamabuntę, stanął naprzeciwko demonowi. Widzieli nikłą postać Boga Śmierci, który posępnie zawiesił się ponad postacią Namikaze. Po chwili lisi skowyt zamilkł, postać demona zanikła i w powietrzu rozległ się jedynie posępny płacz dziecka. Płacz Naruto, syna Czwartego. Znamię na jego brzuchu wskazywało na poświęcenie jego rodzica. Pieczęć dziesięcioogoniastej bestii biła złowieszczym blaskiem, a sam demon szarpał się wściekle w więzieniu, przeklinając imię jednego z Uchiha.

-Bądź przeklęty Uchiha Madara! Przysięgam ci, że cię odnajdę... i zabiję!

Po plecach stojącego na wzgórzu kruczowłosego przebiegł dreszcz. Nie strachu jednak , ale dzikiego podniecenia.

-Oi minna... - szepnął, uśmiechając się złośliwie. - A kiedy wrócisz, żaden człowiek, czy nawet demon, nam nie przeszkodzi. Nikt. Nigdy...

Tymczasem w innym świcie szarooka dziewczyna poczuła dziwny ucisk w sercu.

„O co chodzi, Wokamina?” - zapytała demona.

„Azali po wszystkich światach przebiegła straszliwa wieść - wyjaśnił. - Nie wiem jaka. Wiem jednak, że li ciemność jednej duszy zniszczyła życie jasne wielu...”

Kat zmrużyła oczy. Śpiący obok niej Tobirama nie poczuł niczego, wiedziałaby o tym. Chłopak jednak spał spokojnie, a jego pierś unosiła się w rytm równomiernego oddechu. Kat okryła mu ramiona swoim płaszczem i sama wyszła przed jaskinię, opierając się o skalną ścianę. Spojrzała w księżyc, który swym światłem ogarniał mroczny las.

Ile to już lat? Będzie z sześćdziesiąt, odkąd razem z Tobiramą odmówili posłuszeństwa Radzie Starszych Wyzwańców i odeszli własną drogę. Przez te sześćdziesiąt lat Tobirama opanował Jutsu Wieczności. Siłę czerpał z jednego z ogonów Wokamina, co było naprawdę niespotykane, jako że Tobirama nie był sakryfikantem.

Kat spojrzała w głąb jaskini. W świetle ogniska widziała dokładnie twarz Tobiramy. Charakterystyczne rysy twarzy, ciemne włosy i oczy. Sharingan... Talent, temperament i charakter ojca. Szarooka uśmiechnęła się słabo. Po Tobiramie Senju zostały wspomnienia, po Madarze Uchice pozostał przybrany brat.

Na horyzoncie pojawiła się już jasna jutrzenka, powoli rozganiając mrok nocy. Kat wróciła do ogniska, gdy usłyszała ciche pomruki Tobiramy. W tym dwójka była podobna - budzili się z pomrukami niezadowolenia, okrywając się szczelniej kocami, byleby tylko odegnać słodki smak dnia.

Pomysły Tobiramy. Spotkanie z przyszłym Liderem.

Wieść o ataku Kyuubi'ego na Konoha dotarła także do Kat i Tobiramy. Razem stanęli na wzgórzu, gdzie jeszcze kilka dni wcześniej stał kruczowłosy mężczyzna.

-Ale była jazda... - stwierdził Tobirama.

Kat spojrzał na niego krzywo. Faktycznie Konoha leżała wręcz w gruzach, ostało się jedynie kilka budynków, w tym szpital i Biuro Hokage oraz pomniki Hokage. Tobirama spojrzał zaciekawiony na twarze czterech przywódców.

-Dwaj pierwsi od lewej cię uczyli? - zapytał.

-Tak - odpowiedziała. - Hashirama i Tobirama Senju. Ale tylko tego drugiego nazywałam nauczycielem.

-Oi! To ten Tobirama Senju? - zawołał.

-Ten sam - uśmiechnęła się słabo. - Trzeci nazywa się Sarutobi, a Czwarty to niejaki Namikaze. Zapieczętował Kyuubi'ego w swoim synu.

Tobirama przechylił głowę na prawe ramię, przyglądając się zaciekawionym wzrokiem na Drugiego Hokage. Po chwili przeniósł wzrok na ruiny domów Konoha.

-Co teraz zrobimy, Nee-chan? - zapytał.

-A co mamy niby zrobić? - zapytała nieco zdziwiona.

-Przecież już dość się naszkoliliśmy - zauważył. - Nie czas zrobić coś z tą wiedzą? Nee-chan, Konoha była niejako twoim domem, a teraz została zniszczona. Nie ciekawi cię, kto to zrobił?

-Nie pleć bzdur - syknęła. - Kyuubi zniszczył Wioskę.

Tobirama spojrzał zaciekawionym wzrokiem na Kat.

-Czemu wątpisz w to, co mówisz? - zapytał.

-Nie chodzi o to - rzuciła. - Ten atak... To kolejna iskra wojny. A wojny w Świecie Shinobi pochłaniają zbyt wiele istnień.

-I co poradzisz? - zapytał, wzruszając ramionami.

-Nie wiem - stwierdziła. - Gdyby nie to, że istnieje kilka krajów... Być może nie byłoby wojen...

Tobirama spojrzał zaciekawiony na siostrę. Nagle do jego głowy wpadł szalony pomysł. Nawet bardzo szalony...

-Zdobądźmy świat - zawołał. - Kat Nee-chan! Zdobądźmy ten świat! Caluteńki! Co do kraju i gakure! Nie będzie więcej wojen, bo będzie tylko jeden kraj! I nazwiemy go Tobirama end spółka! Zdobądźmy ten świat!

-Tobirama, ty oszalałeś - stwierdziła.

-Nie, Nee-chan! - zawołał. - Dość wojen! Niech będzie jeden kraj i jedna gakure! Zdobądźmy ten świat!

Otworzyła usta, by zrugać go za głupie pomysły, ale powstrzymała się nagle. Jeden kraj? Jedna gakure? Dość wojen? Zdobyć ten świat?

-Tobirama to szalone - stwierdziła. - Nie damy rady zdobyć świata we dwójkę.

-Znajdziemy innych ludzi - rzucił radośnie. - I wiesz co? Mam naprawdę świetny pomysł. Złapmy wszystkie ogoniaste! Wykorzystajmy je do zdobycia świata! Kat to się uda! To musi się udać! Będziemy władać światem Nee-chan!

Kat zmrużyła oczy. Władać światem? Nie chciała tego. Chciała pokoju, chciała aby zakończyły się te głupie wojny shinobi. Spojrzała na kamienną twarz Drugiego Hokage. Tobirama Senju... Zginął w wojnie. Spojrzała na Pierwszego. Hashirama Senju... Zginał w wojnie. Spojrzała na Czwartego. Namikaze Minato... Zginał w wojnie.

-To szalone... - szepnęła.

-To się uda, Nee-chan! - zawołał Tobirama.

Wzniosła oczy ku niebu.

-Będziemy potrzebować najsilniejszych shinobi tego świata - stwierdziła. - Tobirama... Poszukajmy kogoś z Rinnenganem. To będzie dobry początek.

-Nagato Fuuma, prawda? - szepnęła prawie niedosłyszalnie.

-Hai - potwierdził, próbując wzrokiem przebić osłonę ciemności. - Mów mi Pein.

-Nazywam się Katharsis Dealupus - zaczęła, odrzucając kaptur z głowy. - A to jest Tobirama Uchiha. Mamy do ciebie małą sprawę, Nagato.

Spojrzał w jej szare jak stal oczy, pełne teraz radosnej iskry i pewności siebie. Nagato... Mówiła do niego Nagato, choć on wybrał już sobie inne imię. Eh... Miał dziwne uczucie, że będzie już tak zawsze.

-Chcemy mieć ten świat dla siebie - wyjaśniła mu. - Cały. Wszystkie kraje i gakure. Wszystko.

-To szalone - stwierdził, uśmiechając się złośliwie.

-Może i szalone - rzuciła. - Ale wysłuchaj mnie do końca. Jeśli nam pomożesz zostaniesz kage jedynej gakure na świecie. Musisz nam tylko obiecać, że we wszystkim będziesz nam posłuszny...

-Wiesz do kogo mówisz?! - warknął, a w jego oczach zalśnił Rinnengan.

-Wiem - stwierdziła. - Do jedynego na ten czas posiadacza Rinnengana, Nagato Fuuma z Ame-gakure. Doskonale wiem, do kogo mówię. Pytanie jednak czy oprócz mojego imienia i nazwiska ty jesteś zdolny powiedzieć coś o mnie, skoro tak gwałtownie się rzucasz?

Otworzył usta, jednak nie powiedział nic. Ta dziewczyna... Miała w sobie tyle siły i determinacji, że nawet tak szalony pomysł, jak opanowanie świata wydaje się przy niej prosty.

-Twoja odpowiedź, Nagato - powiedziała.

-Niech będzie - rzucił. - Co mam robić?

-Zaczniemy od początku. W Kraju Rzeki istnieje jaskinia. Znajdziesz ją bez trudu, do niej zaprowadzi cię mój wilk - zaczęła. - Tam założysz siedzibę główną. Powinieneś sobie poradzić, w końcu Rinnengan ma potężną siłę tworzenia. Masz dziesięć lat by zebrać jeszcze ośmiu ludzi. Mają być najlepszymi shinobi tego świata. Dodatkowo masz za zadanie zebrać trochę funduszy, też się nam przydadzą. A potem zaczniemy prawdziwą misję zdobywania świata.

-Dziesięć lat? - powtórzył. - A co ja? Wieczny jestem, czy jak?

Zaśmiała się, a stojący za nią chłopak z kapturem na głowie zawtórował jej natychmiast.

-Kiedyś będziesz, o to się nie martw - rzuciła. - Po dziesięciu latach pojawimy się my. Razem zbierzemy wszystkie biju tego świata. One dadzą nam wieczność i siłę do zdobywania świata.

-To jest już całkiem szalone - stwierdził.

-Eh... Szalone, czy nie, uda nam się - stwierdziła. - Acha. I jeszcze jedno... Od dziś jedenastu ludzi, którzy stworzą nowy dzień shinobi, będzie nazywane Brzaskiem - Akatsuki.

Kolejni członkowie. Ludzie listy piszą...

List Pein'a, Lidera Akatsuki do Katharsis Dealupus i Tobiramy Uchihy, napisany w roku trzecim po ataku Kyuubi'ego na Konoha.

Znaleźliśmy potencjalnych kandydatów na nowych członków Brzasku. Sasori no Akasuna to marionetkarz z Suna-gakure, opuścił wioskę dość niedawno. Drugi to Orochimaru z Konoha. Obaj przedstawiają wysoki poziom i są chętni do przystąpienia.

List Pein'a, Lidera Akatsuki do Katharsis Dealupus i Tobiramy Uchihy, napisany w roku czwartym po ataku Kyuubi'ego na Konoha.

Wedle życzenia Orochimaru i Akasuna wstąpili w szeregi Akatsuki. Razem współpracują nad osiągnięciem nieśmiertelności. Głupcy, nie wiedzą, co czeka ich, gdy my osiągniemy swój cel!

Wśród shinobi Kusa-gakure znaleźliśmy niejakiego Zetsu. Dość przerażający, do tego kanibal i prawdopodobnie ma schizofrenie, ale jest niezastąpiony jako szpieg. Mimo wszystko może się nam przydać. Sądzę, że jego Kekkei Genkai cię zainteresuje. Plant Traits jest naprawdę ciekawą linią krwi, ale wygląd z nią związany może być czasami dość kłopotliwy.

Problemy z Rinnenganem to nie temat na rozmowy listowne. Przy pierwszym spotkaniu pomyślimy nad odpowiedzią. Mam nadzieję, że nie będę musiał czekać zbyt długo.

List Pein'a, Lidera Akatsuki do Katharsis Dealupus i Tobiramy Uchihy, napisany w roku piątym po ataku Kyuubi'ego na Konoha.

Zetsu sprawuje się znakomicie, wieści z innych gakure dochodzą do nas szybko, a ich zdobywanie jest naprawdę dyskretne. Pracuje sam i nie widzę potrzeby przydzielania mu partnera. Na szczęście nie zjada członków Akatsuki, inaczej musiałbym go zabić.

Akatsuki ma problemy i to dość poważne. Mówię tu o marnych warunkach w siedzibie i braku pieniędzy. Co prawda rabujemy banki i zbieramy fundusze jako łowcy głów, ale nikt nie ma czasu zajmować się finansami. Poza tym pięć osób jak na organizację przestępczą to dość mało.

List Pein'a, Lidera Akatsuki do Katharsis Dealupus i Tobiramy Uchihy, napisany w roku szóstym po ataku Kyuubi'ego na Konoha.

Miałaś rację, Kakuzu żyje i ma się nawet dobrze. I fakt faktem, że w sprawach finansowych jest niezastąpiony. Jego partnerem będzie Nagir z Kiri. Chłopak ma potencjał i powinien poradzić sobie z tym staruszkiem.

Oczekuję twojego przyjazdu za tydzień. Wszyscy członkowie Akatsuki zostaną posłani na misję, wtedy będziemy mogli zająć się siedzibą. Oby twój Rinnengan wytrzymał.

List Katharsis Dealupus do Tobirama Uchihy, napisany przez Pein'a, Lidera Akatsuki w roku szóstym po ataku Kyuubi'ego na Konoha.

Drogi braciszku!

Siedziba jak nowiutka, tak przynajmniej mówi Pein. Sama jej nie zobaczę, a powód tego już ci wyjaśniam.

Rinnengan to jednak zbyt potężne Kekkei Genkai, bym mogła go ot tak używać. Mimo że to dar po moim ojcu, potrafi wypalać oczy. Nie, nie martw się, nic mi nie jest. Co prawda nie widzę, ale to minie z czasem. Jak na razie problem najpotężniejszej Linii Krwi wciąż pozostaje mi jak żywy. Nawet Pein nie wie, w jaki sposób można by go rozwiązać.

Wrócę jak najszybciej się da, choć tak bardzo chciałabym poznać resztę członków Akatsuki. I spotkać się ze starym Kakuzu. Ciekawe, czy mnie pamięta? Hm... To będzie naprawdę ciekawe spotkanie.

Dodatkowo powinieneś wiedzieć, że Akatsuki znów nabędzie nowego członka. Kisame Hoshigaki z Kiri-gakure chce do nas przystąpić. To jeden z Siedmiu Mistrzów Miecza Mgły, więc stanowi dla nas nie lada wartość.

Trzymaj się ciepło!

List Pein'a, Lidera Akatsuki do Katharsis Dealupus i Tobiramy Uchihy, napisany w roku siódmym po ataku Kyuubi'ego na Konoha.

Nie uwierzycie, co ten stary sknerus zrobił! Zabił Nagir'a i spieniężył jego ciało! Tłumaczył się tym, że musiał skądś wziąć fundusze! Kompletnie nie wiem, co będzie z nim dalej... Jeśli zacznie zabijać po kolei wszystkich członków Akatsuki, sam będzie musiał zginąć...

Jakby tego było mało Itachi Uchiha, podobno geniusz tego klanu, wymordował resztę rodziny. Oszczędził tylko swojego młodszego brata. Podobno, gdy uciekał przed ANBU, rzucił coś w stylu: „Wystarczy trzech Uchiha...”. On i jego brat to dwóch Uchiha... Czyżby wiedział, że Tobirama żyje? Mało prawdopodobne, ale jak inaczej wytłumaczyć jego słowa?

Wracając jednak do Itachi'ego. Mimo wszystko mógłby się nam przydać. Być może Tobirama namówi go do współpracy?

List Pein'a, Lidera Akatsuki do Katharsis Dealupus i Tobiramy Uchihy, napisany w roku ósmym po ataku Kyuubi'ego na Konoha.

Widocznie słowa Tobirama wystarczyły, bo Itachi stawił się w umówionym miejscu z chęcią przystąpienia do Akatsuki. Jego partnerem będzie Kisame, dość do siebie pasują, a przynajmniej będą siebie nawzajem dopełniać. Szczerze powiedziawszy sam nie lubię okazywać uczuć, ale Itachi to już w ogóle wygląda jak słup lodu.

Znalazłem kogoś, kto mógłby zastąpić Nagir'a w drużynie z Kakuzu. Nazywa się Hidan i pochodzi z nieistniejącej już Yu-gakure. Jest nieśmiertelny, co zawdzięcza wierze w swojego boga, którego nazywają Jashin. Tak, czy siak przyda nam się. Kakuzu go nie zabije, a będzie miał partnera. Ciekaw jestem tylko, jak religijny maniak dogada się z ateistycznym sknerą? Robi się ciekawie...

List Pein'a, Lidera Akatsuki do Katharsis Dealupus i Tobiramy Uchihy, napisany w roku dziewiątym po ataku Kyuubi'ego na Konoha.

Orochimaru odszedł z Akatsuki. Nic w tym strasznego by nie było, gdyby nie fakt, że zabrał jeden z pierścieni do pieczętowania biju. Podobno chciał przenieść swoją duszę do ciała Itachi'ego. Chodzi o sharingan Uchihy i manię Orochimaru na temat jutsu. Itachi walczył z Orochimaru i pokonał go, dlatego wężowaty odszedł z Akatsuki. Cholerna gadzina, że zabrał pierścień! Nawet Zetsu go teraz nie może znaleźć!

Nawet nie wiesz, co Akasuna i Orochimaru wymyślili na drodze do nieśmiertelności. Wężowaty wymyślił jutsu, dzięki któremu jego dusza wstępuje w inne ciała. Może tak po wieczność. Sasori natomiast przerobił się na ludzką marionetkę. Widać wśród lalkarzy to standard, bo ostatnimi czasy Kisame walczył z jednym, który miał drewniane ręce i nogi. Wariatkowo! Jestem tylko ciekaw, po co to robią, skoro i tak czeka ich wieczność?

Tylko sobie nie myślcie, że nie próbowałem powstrzymać Akasuny! Nie chciał słuchać i dlatego teraz jest drewniany. Usz, że też są tacy głupi!

Współpraca Hidana i Kakuzu układa się jak po maśle. Co prawda ciągle się kłócą i wyzywają, ale żadna drużyna w Akatsuki nie ma tak dopracowanej współpracy jak oni. Swoją drogą, myślałem, że niewieloma rzeczami można mnie zaskoczyć, ale ty Kat, jesteś wyjątkiem. Musisz mi opowiedzieć, skąd znasz wiarę w Jashina.

Wysłałem Itachi'ego po nowego członka Akatsuki, który zastąpi nam Orochimaru. Nazywa się Deidara, pochodzi z Iwa-gakure i jest terrorystą. Jest dość młody, ale już zdolny i może się nam przydać.

List Tobirama Uchihy do Katharsis Dealupus, napisany w roku dziesiatym po ataku Kyuubi'ego na Konoha.

Droga siostrzyczko!

Żałuj, że nie znasz tej mieszanki! Totalne wariatkowo, ale znając ciebie pewnie ci się spodoba.

Dla niepoznaki nie używam swojego imienia, przynajmniej nie pełnego. W końcu noszenie imienia Drugiego Hokage to dość dziwny związek z Konoha. Tak więc, chciałabym ci przedstawić w tym liście dziesiątego członka Akatsuki, Tobi'ego, który jest dobrym chłopcem i udaje idiotę, bo jakoś tak wyszło. Tobi denerwuje Deidarę i resztę (ale zwłaszcza Deidarę) i mówi w trzeciej osobie. Nawet Liderek nie może znieść Tobi'ego, chociaż Tobi i jego kochana siostrzyczka są prawowitymi liderami Akatsuki. A! Tobi ma teraz taka fajną, zarąbistą maskę koloru pomarańczowego, która ma otwór tylko na jedno oko. Fajnie, nie?

Myślę, że czas na to, aby Akatsuki zaczęło polować na biju. Najlepiej zacząć od dziesięcioogoniastego, jak sądzisz? Świetnie, że się zgadzasz. Czekaj więc w Dolinie Końca w najbliższą środę. Poślę Kakuzu i Hidana. Poznasz naszego Jashinistę i spotkasz się ponownie ze staruszkiem. Będzie fajnie, zobaczysz!

Tylko uważaj... Hidan jest zboczony. NAPRAWDĘ zboczony...

...i nie rozwal pomnika mojego tatusia. Mimo wszystko ktoś się nastarał, żeby Madara Uchiha jako tako wyglądał.

Trzymaj się cieplutko i pozdrów Wokamina!

Kocham cię.

Tobi jest dobrym chłopcem, który chce zdobyć cały świat! Młachchahahah!

Całkowita współpraca sakryfikanta? Ludzie są dziwni...

-Hidan, ty kretynie, pośpiesz się! - warknął zamaskowany. - Wleczesz się jak baba w ciąży!

-Oi, Kakuzu-chan - zaśmiał się białowłosy. - Po co się śpieszyć?

-Bo nam sakryfikant ucieknie, idioto! - warknął na niego. - Rusz dupę!

Hidan skrzywił się ale nic nie powiedział. Spokojnie ruszył za kompanem. Miał białe włosy, idealnie zaczesane do tyłu. Rozpięty u góry płaszcz odsłaniał doskonale wyrzeźbioną klatę i wiszący na niej talizman - znak Jashina. Fioletowe oczy wpatrywały się radośnie w drogę przed sobą. Idący obok Kakuzu trzymał w rękach mapę, wodząc po niej spojrzeniem zielonych oczu. Maska zasłaniała mu dolną część twarzy, nie ukrywała jednak kilku ledwo co widocznych blizn na policzku - pamiątce po spotkaniu z jednym z sakryfikantów. Obaj ubrani byli w długie płaszcze granatowego koloru, na których wymalowane były czerwone chmurki z białymi obwódkami.

-Oi... Czemu Lider wysłał nas jako pierwszych na sakryfikantów? - pożalił się Hidan.

-Nie jęcz, tylko się rusz! - syknął Kakuzu.

-Nie ciekawi cię to? - zapytał Jashinista. - W końcu idziemy po jednego z najpotężniejszych. Przecież powinniśmy zacząć od jednego ogona, a my nawet nie wiemy przeciwko ilu mamy walczyć. Jak dal mnie coś tu nie gra...

-Tobie nigdy nie gra, jeśli w jakimś burdelu się nie zaszyjesz - stwierdził Kakuzu. - Burdele, Jashin i sake to wszystko czego ci trzeba.

-Oi! Kakuzu! - warknął. - Tylko nie czepiaj się Jashin-sama!

Kakuzu prychnął krótko i schował mapę do kieszeni płaszcza.

-Nic ci po twoim bogu - rzucił. - I tak cię zabiję. Mimo jego daru.

Hidan jęknął zrezygnowany. Kakuzu kompletnie nie zawracając na niego uwagi, ruszył dalej, przyśpieszając nieco. Hidan chcąc, nie chcąc pobiegł za nim.

W ciągu kilku minut dotarli nad duży wodospad. Po obu stronach spadającej tafli wody stały wyrzeźbione w skale pomniki dwóch shinobi.

-Ci to maja farata - rzucił Hidan. - Uwiecznieni w skale... Ale grubo wyszli...

-Ten z lewej to Madara Uchiha, założyciel klanu - wyjaśnił Kakuzu. - A ten z prawej to Pierwszy Hokage Wioski Liścia, Hashirama Senju.

-Ten którego miałeś kiedyś dziabnąć? - zapytał Hidan.

-Ten sam - potwierdził.

-Ten, który nie zginał, bo przeszkodziła ci małolata? - dopytywał się Hidan.

Kakuzu spojrzał na niego ostrzegawczo, ale nie powiedział nic więcej. Hidan uśmiechnął się perfidnie.

-Oi, Kakuzu-chan... - zaśmiał się. - Ale żeby dać się tak pokonać małolacie bez doświadczenia...?

-To był sakryfikant, kretynie! - warknął Kakuzu. - Pieprzony skaryfikant! Zarył mi pazurami z chakry w brzuch i twarz!

-Dlatego taki brzydki jesteś? - dowalił mu Hidan.

Szaro-brązowa pięść Kakuzu świsnęła tuż obok ucha Jashinisty.

-Drażliwy jakiś jesteś dzisiaj - stwierdził Hidan.

-Baka - rzucił Kakuzu.

Ruszyli dalej, a zadowolony z siebie Hidan spojrzał radośnie na Kakuzu.

-Nie wierzę, że dałeś się pokonać małolacie, Kakuzu-chan - zaczął znowu.

-To lepiej uwierz - usłyszeli radosny głos.

Zaczęli się rozglądać wokół siebie, aż wreszcie dostrzegli dziewczęcą postać opartą o pień jednego z drzew przy drodze. Szare oczy wpatrywały się radośnie w dwójkę, złote włosy falowały nieznacznie na wietrze. Dziewczyna ubrana była w ciemne spodnie, wysokie buty, koszulkę na ramiączkach i płaszcz, zarzucony na ramiona. Odrzucony na plecy kaptur był bardzo szeroki.

-Oi... - zaczął Hidan, dziwnie oblizując swoje wargi. - Ładna jesteś.

-Dziękuję - odpowiedziała mu, uśmiechając się ciepło.

Hidan zerknął na Kakuzu, który zazwyczaj w tym momencie wyzywał go od idiotów. Zdziwił się, gdy zobaczył, że jego kompan wpatruje się w dziewczynę szeroko otwartymi oczyma.

„Co jest? - zapytał sam siebie. - Czyżby staremu Kakuzu wreszcie na widok dziewczyny coś się w spodnich ruszyło? Jeśli jeszcze coś ma...”

-Nie ma co się tak dziwić, Kakuzu-san - zaczęła Szarooka. - Wiem, wiem... Kopę lat, a tak dokładnie to jakieś siedemdziesiąt, no ale cóż. Bywa i tak, że ludzie są wieczni.

-Że co? - zapytał Hidan, patrząc to na dziewczynę, to na Kakuzu.

-Co cię sprowadza w te strony, Kakuzu-san? - zapytała, całkowicie ignorując Hidana.

-Wydaje mi się, że ty - otrząsnął się wreszcie z marazmu. - Skaryfikantka... Posiadasz ogoniastego demona, prawda?

Dziewczyna wzruszyła ramionami z uśmiechem.

-Bywa i tak - rzuciła.

-Więc pójdziesz z nami - stwierdził Kakuzu, przyjmując postawę do ataku.

Dziewczyna odbiła się od drzewa podeszła do niego.

-Dobra - zgodziła się. - To gdzie idziemy?

-Zgadzasz się? - zapytał zaskoczony Hidan.

-To idiota? - zapytała Szarooka Kakuzu.

Shinobi skinął głową, także patrząc zaciekawionym wzrokiem na dziewczynę. Hidan zmrużył złowieszczo oczy.

-No cóż... Kat Dealupus - przedstawiła się Jashiniście. - A ty jesteś...?

-Hidan - przedstawił się.

-Hidan... Tak, fajnie... - zamruczała. - To co? Idziemy, Kakuzu-san?

Kakuzu skinął głową i powoli ruszył drogą. Szarooka od razu doskoczyła do niego i idąc z nim na równi, zaczęła rozmowę. Nieco oszołomiony Hidan ruszył za nimi.

Pokonać Oranai.

Jashinista spojrzał spode łba na idącą przed nim dziewczynę. Mimo jego usilnych prób nawiązania kontaktu, Szarooka zawsze zbywała go półsłówkami, wracając do rozmowy z Kakuzu. Sam Hidan nie bardzo rozumiał o czym mówią, właściwie to nawet nie chciał rozumieć. Jedyne, czego chciał w tym momencie, to odrobina uwagi. Potem to by już poszło z górki...

-Uważam jednak, że Mokuton jest nieco silniejszy od Doton - zauważyła Kat. - Mimo wszystko to połączenie dwóch żywiołów.

-Jest równorzędne ze zwykłymi - odparł Kakuzu. - Jest tylko jedno połączenie, które uważam za silniejsze od zwykłych. Nigdy jednak nie spotkałem kogoś, kto by tym panował.

-Czym mianowicie? - zainteresowała się Kat, patrząc na ptaki, które zaczęły wyśpiewywać do niej dziwne wiadomości.

-Chaos - powiedział Kakuzu. - Połączenie wszystkiego.

-Chaos... - powtórzyła Szarooka. - Nic nadzwyczajnego.

Spojrzał na nią z przymrużeniem oczu. Dziewczyna jednak była nazbyt pochłonięta rozszyfrowaniem wiadomości od słowika. Poruszała nieco ustami, odczytując przesłanie z ptasiego śpiewu, aż w końcu sama zagwizdała do słowika. Ten odpowiedział jej swoim śpiewem i zniknął w gęstwinie leśnej.

-Dlaczego uwa...? - zaczął Kakuzu.

-Czym jest grupa Oranai? - zapytała nagle Kat.

-Ruch oporu, działający wokół Konoha-gakure, mniej więcej w tych terenach, w których się teraz znajdujemy - wyjaśnił nieco zaskoczony jej pytaniem. - Nie są nam przychylni...

-Zauważyłam - szepnęła Kat, lustrując otoczenie dookoła. - To około ośmiu ludzi, jeden jest z klanu Hyuuga, jeden potrafi wyczuwać chakrę, dwie dziewczyny mają pierwszy poziom oczu Gejszy, reszta bez określonych zdolności.

Stanęła w miejscu, przez co idący za nią Hidan wpadł na nią i zaliczył artystyczne lądowanie na tyłku.

-Hej! - zawołał.

-Są, po kolei i po jednym, tu... - wskazywała kolejno miejsca w zaroślach. - ...tu, za tamtym drzewem, obok skały, za strumieniem, w zaroślach dwa metry dalej, na drzewie, trzy metry nad ziemią i na kolejnym drzewie metr od tamtego i dwa metry wyżej. Plus panoszące się wszędzie klony.

Kakuzu i Hidan natychmiast zlustrowali wzrokiem otoczenie i dopiero teraz zdali sobie sprawę, że faktycznie są otoczeni przez drużynę Oranai.

-Kuso... - szepnął Hidan.

Kakuzu był nie w lepszym humorze. Mieli walczyć przeciwko ośmiu ludziom i ich klonom we dwójkę, przy okazji pamiętając o sakryfikantce. Kat natomiast z całkowitym opanowaniem przyglądała się, jak shinobi Taki próbuje wymyślić jakiś sensowny plan.

-Atak przeprowadzą za minutę, może dwie - zauważyła Kat, uśmiechając się nieco. - Jak chcecie mogę ich pokonać...

-Pshaw! - parsknął Hidan. - Ośmiu ludzi?! Poza tym jesteś naszym jeńcem i nie masz prawa do... Ała! Kuso!

W jego pierś wbił się kunai. Hidan z wściekłą miną wyjął go z ciała, zalewając sobie ręce ciepłą posoką. Następne ostrza pomknęły ku nim z zawrotną prędkością. Kakuzu minął je wszystkie, a widząc, że Kat stoi nieruchomo, pociągnął ją na ziemię.

-Cholera, życie ci niemiłe?! - warknął.

-I tak zginę, jak mnie zapieczętujecie - zauważyła, wzruszając ramionami.

-Cwaniara - syknął. - Masz być żywcem dostarczona do siedziby.

-Fajnie wiedzieć - wyszczerzyła się do niego.

Kakuzu rzucił ku niej kilka dobrze dobranych przekleństw, co dziewczyna skwitowała nagłym i niezwykłym zainteresowaniem topografii terenu rozciągającego się przed jej nosem o wymiarach dziesięć centymetrów na dwadzieścia. Shinobi Taki wstał na równe nogi i odbił kilka kunai. Z zarośli wyskoczyło kilku członków Oranai. Od razu zajął się nimi Hidan, a potem i Kakuzu. Kat wstała spokojnie i otrzepała się z prochu. Złapała lecący w jej stronę kunai i odrzuciła go dokładnie w miejsce skąd wyleciał. Z drzewa spadł martwy członek Oranai.

-Głupia męska duma... - szepnęła Kat, patrząc jak Hidan i Kakuzu popadają w genjutsu dziewczyn z oczami Gejszy. - A ja myślałam, że tylko Madara to idiota...

Szarooka złożyła pieczęć, której nie znalazłby w żadnym podręczniku shinobi - pieczęć Demonicznego Wilka. Wokół jej ciała zaczęła formować się chakra Wokamina, która zmieszała się z żywiołem chaosu.

-Sztuka ninja! Wilczy skowyt!

Kilka pasm chaosu uformowało się w postaci siedmiu wilków i natychmiast zaatakowało żywych członków Oranai. Mimo, że rzucali w demony kunai, nie mogli im nic zrobić, ostrza płynnie przechodziły przez chaos, nie robiąc krzywdy wilkom. Demoniczne zwierzęta rzuciły się na wrogów i po chwili wszyscy członkowie Oranai leżeli martwi.

Szarooka złamała pieczęć Demonicznego Wilka, a jej oczy, dotychczas granatowo-szare, zalśniły swoją zwykłą stalą. Kat westchnęła i podeszła do Kakuzu i Hidana. Obaj nadal tkwili w genjutsu.

-Oi minna... - szepnęła Kat. - Mieli być najlepsi shinobi. Tobi i tyś się zgodził na nich? Usz...

Dziewczyna wyjęła sztylet i zraniła się w policzek. Po chwili stanęły przed nią dwa wilki. Na jednego z nich wpakowała Kakuzu i Hidana, a drugiego, o wiele mniejszego i szybszego, wysłała z wiadomością do Tobiramy.

Posiłki z siedziby.

Tobi radośnie wyszedł ze swojego pokoju i o mało co nie upadł na posadzkę korytarza.

-Oi! - zajęczał. - Sethin!

Wilk spojrzał na niego, przechylając nieco łeb. Tobi zerknął na zwierzę i wyjął mu z pyska wiadomość od siostry.

List Katharsis Dealupus do Tobiramy Uchihy.

Drogi braciszku!

To idioci...

...

Dali się złapać w oczy Gejszy. Eh..., czy wy faceci tak już macie, czy co? Mniejsza z tym. Przyślij im posiłki, bo to trochę głupio by wyglądało, gdyby sakryfikant przywiódł do siedziby członków Brzasku.

Najlepiej przyjedź sam.

Będziemy na granicy Kraju Rzeki i Ognia, niedaleko Tanzaku Gai. Pośpiesz się i bądź wieczorem.

Kocham cię.

Kat.

Tobi przejechał nieco ręką po masce. Oi minna... Dlaczego jego siostra zawsze musi wszystkich pobić?

Przekazał Sethin'owi wiadomość i kazał ją zanieść do Pein'a. Skierował się do wyjścia z organizacji. Na zewnątrz dokładnie sprawdził, czy nie ma nikogo i przywołał do siebie swojego lisa - Kynumadę. Zwierzę było duże, prawie czterokrotnie większe od zwykłego lisa. Tobirama wskoczył mu na grzbiet i od razu zaczęli biec w stronę Tanzaku Gai.

Dotarł na miejsce wieczorem i po kilkunastu minutach poszukiwań oraz uaktywnieniu Byasharingan znalazł niewielkie obozowisko. Przed ogniskiem nie siedział nikt, a pod drzewem niedaleko siedzieli na wpół przytomni Kakuzu i Hidan, wciąż pod działaniem genjutsu. Tobi podszedł do nich i sprawdził w jakim są stanie - przytomni, ale nie zdolni do żadnej reakcji...

-Prawie żadnej - usłyszał głos Kat, która zeskoczyła z drzewa. - Hidan to chyba zawsze jest zdolny do TEJ reakcji.

Tobi zerknął w krytyczne miejsce Jashinisty i przejechał ręką po masce. Wstał z ziemi. Kat złapała go za ramiona i odwróciła tak, że mogła dokładnie przyjrzeć się jego masce i całej postawie brata.

-Faktycznie pomarańczowa - zaśmiała się.

Tobi zamruczał coś pod nosem, ale Kat szybko przytuliła się do niego. Uchiha westchnął nieco i uśmiechnął się, tuląc do siebie siostrę.

Hidan otworzył oczy i jęknął przeciągle, trzymając się za głowę. Czemu aż tak bolała?! Do jego uszu doszedł dziewczęcy śmiech. Zerknął w stronę, skąd on dobiegał i rozszerzył nieco oczy ze zdumienia.

Nad ogniskiem siedziała Kat, sakryfikantka, którą „złapali” z Kakuzu. Obok niej siedział... Tobi?! Co najdziwniejsze na ziemi obok chłopaka leżała jego pomarańczowa maska. Hidan mimo to nie mógł dostrzec twarzy chłopaka, gdyż ten był odwrócony do niego plecami.

-Oi! Obudziliście się już! - zawołała może trochę za głośno Kat.

Reakcja Tobi'ego była wręcz natychmiastowa. W jednej chwili maska znalazła się na jego twarzy. Hidan skrzywił się nieco. Usłyszał pomruk niezadowolenia siedzącego obok Kakuzu - jemu też głowa pękała na dwoje.

-Wypijcie, przestanie was boleć głowa - powiedziała radośnie Kat, podając obu kubki z jakąś parującą cieczą.

Obaj spojrzeli na nie nieufnie. Kat wzruszyła ramionami, dając im do zrozumienia, że jak chcą, mogą nie pić. Wróciła do ogniska, gdzie nad płomieniem gotowała się pachnąca zupa. Dziewczyna zaczęła rozmawiać z Tobi'm, ale rozbili to tak cicho, że mimo usilnych prób ani Hidan, ani Kakuzu nie zdołali nic usłyszeć.

-Hidan-san! Kakuzu-san! Czemu nie pijecie? - zapytał maskmen, patrząc na nich zza swojej maski.

Kakuzu wzruszył ramionami i po chwili ściągnął maskę, wypijając napój. Płyn był gorący i słodkawy w smaku. Po chwili shinobi z Taki poczuł, że ból łowy mija. Hidan po chwili poszedł za jego przykładem.

-Chodźcie, jest już śniadanie - zawołała ich Szarooka.

-Tobi pójdzie po drewno! - zawołał maskmen. - Tobi to dobry chłopiec!

Kat mimowolnie parsknęła śmiechem, a Hidan usłyszał cichy chichot Tobi'ego. Razem z Kakuzu Jashinista usiadł przy ognisku. Kat podała obu zupę i sama zajęła się swoją porcją. Jadła powoli, od niechcenia, obserwując przy tym płynące po niebie obłoki. Po chwili zjawił się Tobi z dwoma patykami w ręce.

-To ma być zapas drewna? - zapytał Hidan.

-Tobi to dobry chłopiec - zauważył dumnie maskmen, rzucając patyki do ogniska.

Kakuzu zauważył nikły uśmiech na twarzy Szarookiej. Ledwo skończyli jeść, a z krzaków ktoś wypadł, lądując na ziemi tuż pod nogami Tobi'ego.

Nowi znajomi.

-Oi! Deidara sempai! - zawołał radośnie Tobi.

Poniósł leżącego na ziemi blondyna, tylko po to, żeby rzucić się na niego, przytulając go w pasie i razem z nim znów wylądować na ziemi.

-Tobi, idioto! - zawołał blondyn. - Złaź ze mnie! Baka!

Maskmen posłusznie zszedł z Deidary. Teraz Kat mogła dokładnie przyjrzeć się chłopakowi. Miał długie blond włosy. Część z nich spięta była w kitkę na czubku głowy, część opadała swobodnym pasmem na lewą część twarzy, zasłaniając oko. Drugie było lazurowo błękitne i wpatrywało się uważnie w Kat.

-Czemu nie jest w więzach? - zapytał nagle.

-Bo idzie dobrowolnie - zauważył leniwie Kakuzu.

-Bredzisz - usłyszeli przymulony głos.

Po chwili z zarośli wyszedł mały karzeł. Kat przyglądnęła się mu dokładnie.

-Oi, Sasori-san... - zaczął Tobi swoim słodkim głosikiem. - Co robicie tutaj? Tobi chce wiedzieć...

-Przyszliśmy po sakryfikanta - odparł Sasori. - Ktoś inny się z tym nie uwinął jak widać.

Hidan momentalnie chwycił za rączkę swojej kosy, a Kat zauważyła, że za Sasori'm rozwija się długi stalowy ogon. Jashinista ruszył na lalkarza, a ten drugi posłał ku niemu swój ogon. Nagle między nimi wyrosła jasnowłosa postać. Kat prawą ręką przytrzymała ogon Sasori'ego, drugą blokując cios kosy.

-Spadaj, mała - rzucił Hidan. - Nie mieszaj się w nie swoje sprawy.

-Walka między swoimi to czysta głupota - zauważyła Kat. - Co tym osiągniecie? Nawet satysfakcji nie będzie... Głupie rozróby w środku lasu, czy to przystoi shinobi? Widać jesteście marnymi wojownikami, skoro jedno słowo wystarczy, by pchnąć was do boju, w którym nie macie szans. Atak w złości to najgorszy ruch, jaki może popełnić walczący.

Dziewczyna spojrzała w oczy Hidana. Jashinista po chwili namysłu opuścił kosę i schował ją za plecy. Szarooka spojrzała na karła, którego ogon wciąż był przytrzymywany przez jej rękę. Po palcach dziewczyny zaczęła spływać fioletowa trucizna, z którą jednak chakra Wokamina radziła sobie bez problemu.

Sasori Akasuna...

-Twój przodek... Cztery pokolenia wcześniej - zaczęła Kat, patrząc w ciemne oczy Sasori'ego. - Nazywał się Saori, prawda?

Sasori mimowolnie cofnął nieco ogon. Szarooka czuła jego zaskoczenie, choć nie mogła nic wyczytać z jego oczu. Źrenice lalkarza były nieprzeniknione jak oczy jego dzieł.

-Skąd wiesz? - zapytał w końcu.

-Wiem o wiele więcej niż przypuszczacie - rzuciła. - Cofnij broń.

Po kilku minutach milczenia Sasori zwinął ogon i schował go pod płaszczem.

-Oi! Oi! Oi! - wydarł się nagle Tobi. - Czy Tobi może polecieć na ptaku z Deidarą sempai?

-Nie - rzucił niechętnie blondyn.

-Ale sempai... - zaczął płaczliwie Tobi.

-Nie - powtórzył Deidara.

-Wracamy do siedziby - zarządził Sasori, odwracając się. - I niech wam tylko nie ucieknie.

Szybko zwinęli obóz i ruszyli. Na przedzie szedł Sasori, za nim podążała Kat, a za nią Hidan wraz z Kakuzu. Tobi biegał od jednego końca pochodu do drugiego, drąc się niemiłosiernie. Szarooka zauważyła, że Deidara wykonał jakieś jutsu i dzięki temu latał teraz spokojnie ponad nimi na swoim białym jastrzębiu. Dziewczyna chwilę przypatrywała się blondynowi, aż przeniosła swój wzrok na idącego przed nią Sasori'ego. Akasuna - czerwony piach. Marionetkarz z Suna-gakure. Jego pradziad oprowadzał kiedyś ją i Madarę po Suna. Pamiętała to... Kazał jej pocałować się z Uchihą pod Łukiem Miłości.

-Sasori-san... - zaczęła cicho tak, by tylko lalkarz i być może przebiegający obok Tobi, mógł ją usłyszeć. - Kiedy ostatni raz byłeś w Suna?

-Jedenaście lat temu - powiedział krótko.

-Czy był tam wtedy jeszcze... Łuk Miłości? - zapytała. - Ten leżący niedaleko wschodniego muru?

Czuła, że lalkarz mimowolnie się zmieszał. Dziwiło go to, że dziewczyna wie tyle o Suna, tyle o nim. Do tego była naprawdę inteligentna i szybka.

-Był - rzucił. - Jeszcze wtedy był.

-Dziękuję, Sasori-san - szepnęła, znów zatapiając się we wspomnieniach.

Hm... Jeszcze był. Ale czy jest teraz?

„Czy to ma znaczenie?” - skarciła samą siebie w myślach.

Dla niej miało. Sama nie wiedziała do końca jakie, ale miało.

Maszerowali cały dzień bez wytchnienia. Szarooka nie czuła zmęczenia, podobnie zresztą jak pozostali. Tobi miał nadal siły by skakać wokoło nich, wyśpiewując jemu tylko znane piosenki. Nagle Kat zdała sobie sprawę, że maja kogoś jeszcze przed sobą. Ledwo co zdołała wyskoczyć przed Sasori'm i złapać lecący w stronę jego twarzy kunai.

-ANBU... - szepnęła, kucając przez lalkarzem.

Sasori natychmiast rozwinął ogon i rozłożył go przed dziewczyną, osłaniając ją tym samym przed kolejnymi ostrzami. Z drzew zeskoczyła dziesiątka ANBU. Kat nie wyczuła, by było ich więcej. Zza stalowego ogona Sasori'ego widziała cała drużynę.

-Stójcie! - zawołał dowódca, podchodząc o krok do przodu. - Jesteście zatrzymani przez ANBU Konoha.

-Kto was szkolił? - zapytała nagle Kat, wstając z ziemi.

ANBU widocznie zmieszało się jej pytaniem. Ni takiego odzewu się spodziewali. Podobnie zresztą zaskoczeni byli członkowie Akatsuki, być może z wyjątkiem Tobi'ego.

-Trzeci Hokage - powiedział dumnie dowódca.

-Czyli styl Senju - szepnęła do siebie Kat, co nie uszło jednak uwadze stojącego najbliżej Sasori'ego.

Dziewczyna już chciała wyjść do walki, ale powstrzymał ją ogon Sasori'ego.

-Nie twoja walka - zauważył spokojnie.

-Skąd wiesz, co mi do ANBU - rzuciła przez ramię.

-Nie twoja walka - powtórzył.

Chwilę później zza Sasori'ego wyskoczył Hidan i Kakuzu, atakując oddział ANBU. Minutę, może dwie później Szarooka zauważyła niewielkie ptaki z gliny, które usadowiły się na ramionach kilku z ANBU. Huk wybuchu rozległ się po polanie i ANBU upadło martwe na ziemię. Po chwili wszystko było już skończone.

-Idziemy - zarządził Sasori, popychając lekko Kat ogonem.

Dziewczyna posłusznie ruszyła naprzód, gdy nagle zdała sobie sprawę ze swojego błędu, który nieopatrznie mogła popełnić. Zatrzymała się i spojrzała na Sasori'ego.

-Nie wiem gdzie iść - zauważyła.

-Miałem inne wrażenie - rzucił, wymijając ją.

Kat przełknęła ślinę, ale nie powiedziała nic. Ruszyła posłusznie za lalkarzem, ganiąc siebie za własne niedopatrzenie. Spojrzała na plecy Sasori'ego. Był inteligentny, nawet bardzo. Szarooka miała nadzieję, że utrzyma w tajemnicy swój status dopóty, dopóki nie nadejdzie czas na ujawnienie.

W siedzibie - wyciągnąć demona!

Szarooka była coraz bardziej podenerwowana, gdy z każdą chwilą siedziba Akatsuki zbliżała się do nich. Od razu mieli wyciągnąć z niej demona, tak umówiła się z Pein'em. Byli pewni, cała trójka, że Wokamina jest niewyciągalny, ale...

Ale. Zawsze to cholerne „ale”. Dziś sprowadzało się do faktu, że w momencie wyciągania demona sakryfikantowi ukazują się wizje przeszłości. Zazwyczaj te bolesne. A takich Kat miała całkiem sporo w zapasie. Szarooka nie bała się bólu fizycznego, który zresztą także towarzyszył wyciąganiu demona. Bała się, że znów ujrzy jego twarz... Jakby mało jej było, że nawiedza ją w każdej myśli i każdym śnie.

Była tak zamyślona, że całkowicie zapomniała o otaczającym ją świcie. Przez to nie zauważyła, że Sasori już się zatrzymał i wpadła na niego, rozpłaszczając się na jego plecach.

-Złaź ze mnie! - warknął lalkarz.

Posłusznie odskoczyła od niego, patrząc na niego przepraszająco. Stojący dotychczas z tyłu Kakuzu, wystąpił na przód i zaczął składać pieczecie przed wysoką skalną ścianą. Po chwili głaz rozstąpił się przed nimi na dwoje.

-Wchodź! - zarządził Sasori.

Posłusznie weszła do środka. Minęli kilkanaście metrów wilgotnego korytarza i doszli do suchej części mieszkalnej siedziby. Nie zmieniło się tu nic, odkąd Kat tworzyła wraz z Pein'em to miejsce. Teraz jednak mogła go spokojnie pooglądać na żywo, a nie tak jak wcześniej tylko w wizji tworzenia.

-Stój! - zarządził Sasori, gdy dziewczyna prawie minęła pokój Lidera.

Lalkarz zapukał do drzwi i po krótkim „Wejść!” cała grupa wkroczyła do środka.

-Czemu nie jest w więzach?! - wydarł się natychmiast Pein.

-Przyszła dobrowolnie - odparł Sasori.

-Bredzisz - rzucił stojący obok Pein'a czarnowłosy chłopak.

Szarooka spojrzała na niego i zamarła. Od razu rozpoznała charakterystyczne rysy twarzy, ciemne włosy i czarne oczy. A także ten zimny wzrok.

„Uchiha... - pomyślała. - To musi być Itachi.”

-Mniejsza z tym - rzucił nieco spokojniej Pein. - Zaprowadźcie ją do Sali. I zbierzcie resztę. Za dziesięć minut zaczynamy.

Wyszli z gabinetu. Sasori pchnął Kat w stronę masywnych drzwi na końcu korytarza. Po chwili dziewczyna zalazła się w środku wraz z lalkarzem.

-Szkoda, że zginiesz - rzucił.

-Żal ci mnie? - zapytała.

-Trochę - przyznał. - Jesteś dobrą kunoichi. A poza tym... Jesteś jakaś dziwna.

Kat uśmiechnęła się pod nosem.

-Mnie też miło cię znać - powiedziała.

Sasori zaprowadził ją pod pomnik Pieczętowania i podniósł metalowy łańcuch.

-Nie trzeba - zaprzeczyła Kat. - Nie ucieknę wam.

-Dlaczego niby mam ci wierzyć? - zapytał.

-Przyszłam tu z własnej woli, wiedząc, że to pewna śmierć - zauważyła cierpko. - Czy jest jakiś sens uciekać teraz, w waszej siedzibie? Poza tym... Ja nie opuszczam już raz obranej drogi. Nie ja.

Skończyła mówić dokładnie w momencie, gdy drzwi sali otworzyły się i do środka wkroczyła jeszcze ósemka shinobi. Kat zauważyła stojącego na korytarzu Tobi'ego, który zakreślił tylko dłonią koło w lewą stronę - indiański znak „Do zobaczenia”. Kat uśmiechnęła się i niezauważalnie dla reszty przyłożyła prawą dłoń do lewego barku - gest Yautja, który oznaczał tyle co „Spotkamy się znów”.

-Na miejsca! - zarządził Pein.

Dziewiątka shinobi stanęła na placach rzeźby. Drzwi do Sali Pieczętowania zamknęły się z trzaskiem.

-Zaczynamy! - zarządził Lider.

I wtedy wszystko się zaczęło.

Krzyk... To był jej krzyk... Wtedy, gdy Tobirama...

...i krew... Krew Senju na jej rękach. Czerwona posoka wypływająca z jego rany.

I to dziwne uczucie, że jest jeszcze ktoś, ktoś kogo znała.

Na wpół martwe usta Tobiramy, szepczące w kółko dwa słowa...

...kocham cię...

A potem?... Cisza. Przeraźliwa cisza. Bo on już odszedł. Zasnuły się mgłą jego oczy, usta zamarły, a serce przestało bić. Śmierć... Nie była łagodna, nie dla niej. Zabrała jej miłość, zabrała życie.

...zabrała jej Tobiramę.

Jej kolejny krzyk. Tym razem wściekłości, chorej determinacji, gniewu... Widziała JEGO ciemne oczy, JEGO drwiący uśmiech, widziała JEGO...

Dolina Końca... Koniec? O nie!

ON obiecał jej, że to dopiero początek.

Była wściekła, więc dlaczego zgodziła się, gdy JEGO usta zetknęły się z jej wargami?

..chciała?

Być może.

Nie obiecał, że wróci. A ona czekała? Zapewne... Czeka... Nie chce się przyznać, ale czeka... Na NIEGO. Na to, co do NIEGO żywiła.

I znów krzyk. Kolejny Senju umierający na jej rękach.

Zakrwawione usta szepczą ciche podziękowania.

Ratujesz świat... Nadzieją... Jesteś nadzieją...

Nadzieją? Ona? Nie... Ona ma być pogromem tego świata. Nie nadzieją... Drogi Hashirama, wybacz, że zawiodłam twoje oczekiwania.

Kolejna fala wściekłości. Starszyzna... Dziecko... Gniew...

Pytanie Tobiramy Uchihy...

...jesteś moją mamą?...

Nie... Nie jestem... Nie byłam i nie będę. Twój ojciec nie wybrał mnie na twoją matkę. Odszedł ode mnie. Wybrał inne życie. A ty...? Ciebie też zostawił...

Chodźmy więc razem, bo razem zostawieni byliśmy przez tego samego człowieka.

I znów ON. JEGO czarne oczy, JEGO czarne włosy, JEGO ciepły uśmiech... ON... Jej MIŁOŚĆ... Przecież GO kochała, całym sercem. A ON? Czy pokochał ją choć trochę?

Kocham cię...

...szare oczy zalały się mimowolnie łzami...

...kocham cię i nigdy o tobie nie zapomnę...

...Madara.

Siedział w kuchni. Od trzech dni chodził jak na wpół żywy.

-Nee-chan... - szepnął. - Co z tobą, moja Nee-chan?

Usłyszał jak drzwi do Sali Pieczętowania otwierają się. Zerwał się z ławy jak oparzony i wybiegł na korytarz. Sasori, Deidara, Itachi, Kisame, Zetsu, Hidan, Kakuzu, Konan, Pein - wszyscy zmęczeni ponad miarę.

-Nee-chan... - szepnął.

-Tobi! Chodź tu - zarządził Pein.

Od razu doskoczył do Lidera.

-Zbierz dziewczynę - rzucił zmęczony Pein. - Weź ją połóż do jakiego chcesz pokoju. I nie wydzieraj się, chcemy odpocząć.

Skinął głową i wbiegł na salę pieczętowania.

Niewyciągalny demon. Jesteś już przyjęta.

Od razu doskoczył do leżącej pomiędzy kamiennymi rękoma Kat. Była nieprzytomna, oddychała płytko, ale żyła. Żyła! Udało się! Nie wyciągnęli demona!

-Nee-chan... - szepnął, tłumiąc w sobie radosny płacz.

Wziął ją ostrożnie na ręce i powoli wyszedł z Sali. Na korytarzu stał jedynie Sasori. Tobi zmieszał się nieco, ale nie dał tego po sobie poznać.

-Sasori-san... - zaczął słodkim głosem.

-Pokaż ją - zarządził lalkarz.

Maskmen posłusznie podszedł do Sasori'ego.

-Może ty wiesz, dlaczego wciąż tkwi w niej ten demon? - zapytał podejrzliwie Sasori.

-A tkwi? - rzucił radośnie Tobi.

-Tkwi - potwierdził lalkarz. - Zabierz ją i daj jej odpocząć. Jak się obudzi, daj jej coś do picia. Tylko coś normalnego, najlepiej wodę. I powiadom mnie, jak się już obudzi, zrozumiałeś?

-Tak, Sasori-san - odpowiedział.

Tobi zniknął za drzwiami swojego pokoju. Lalkarz, który snu nie potrzebował, poszedł do biblioteki. Chciał znaleźć coś, co pomogłoby mu zrozumieć, kim była ta tajemnicza dziewczyna.

Tymczasem Tobirama Uchiha położył Kat na swoim łóżku, okrywając ją nieco kocem. Usiadł obok niej, ściągając maskę. Dopiero teraz, kiedy został sam w swoim pokoju tylko ze swoją Nee-chan, dał upust swoim emocjom. Po jego policzkach spłynęło kilka łez... troski, szczęścia, ulgi. Udało się. Mimo wszystko Kat przeżyła wyciąganie demona.

-Nee-chan... - szepnął.

Siedział przy niej kilka godzin, ale on nie liczył czasu. Nagle drzwi otworzyły się i ledwo co zdołał nałożyć maskę.

-Oi, Sasori-san... - zaczął z wyrzutem. - Tobi źle się czuje, jak ktoś wchodzi do jego pokoju bez pukania...

-Co z nią? - zapytał od razu lalkarz.

-Śpi - przyznał Tobi.

Sasori stanął przy Kat i obrócił jej twarz tak, że zobaczył widniejącą na jej szyi nikłą bliznę. Spojrzał na twarz Szarookiej i jej już równy oddech.

-Jak się obudzi podasz jej to - zarządził Sasori, dając Tobi'emu szklankę z czerwonym płynem. - I nie budź jej specjalnie.

-Dobrze, Sasori-san - szepnął Tobi.

Lalkarz wyszedł z pokoju. Tobi siedział jeszcze kilka minut przy Kat, aż w końcu dziewczyna zaczęła się budzić. Czarnowłosy zdziwił się - myślał, że czeka go jeszcze co najmniej dwa dni czuwania przy łóżku dziewczyny.

-Tobirama... - szepnęła, widząc chłopaka. - Nie łaź w tej masce, straszysz ludzi.

Zaśmiał się i ściągnął pomarańczowy przedmiot z twarzy. Kat uniosła się nieco na łokciach. Tobi od razu podał jej napój od Sasori'ego.

-Oi minna... - szepnęła Kat. - Boli...

Wzięła od niego szklankę i powąchała zawartość.

-Czerwień - stwierdziła. - Wzmacnia. Skąd masz?

-Sasori przyniósł - odpowiedział. - Wypij.

Przytknęła szklankę do ust i z trudem przełknęła zawartość. Oddała mu puste naczynie.

-Co on taki troskliwy? - zapytał, opadając na poduszki.

-Też mnie to dziwi - przyznał Tobi . -Może po prostu go zainteresowałaś. Rzadko kto powstrzymuje go od ataku. A Sasori nie lubi, kiedy ma się przed nim tajemnice. Ty jesteś dla niego zagadką, którą musi rozwiązać.

-Byleby nie rozwiązał za szybko - zaczęła Kat. - Jeszcze nie czas. To dopiero początek...

-Wiem, Nee-chan - rzucił. - Kazał mi powiadomić się, gdy się obudzisz.

-Co zrobiłby Tobi? - zapytała Kat z uśmiechem.

-Tobi słucha się innych - powiedział swoim dziecięcym głosikiem. - Tobi to dobry chłopiec.

-Który chce opanować cały świat - dogryzła mu. - Idź.

Skinął głową i naciągnął na twarz maskę. Po chwili wyszedł z pokoju, i wrócił po kilku minutach, prowadząc za sobą lalkarza.

-Wypiłaś? - zapytał Sasori.

-Hai - potwierdziła.

-To dobrze - zauważył. - Ciekaw jestem, dlaczego tak wcześnie się obudziłaś. Według mnie powinnaś poleżeć jeszcze z dzień, nawet dwa.

-Chakra demona mnie leczy - wyjaśniła mu. - Niewyciągalnego demona o dziesięciu ogonach, którego wy nie daliście rady zapieczętować.

Zdziwił się, gdy usłyszał jej ostatnie słowa, przepełnione niejako goryczą i zawodem. Dziesięć ogonów? Niemożliwe... Nie istniał demon o dziesięciu ogonach.

-Dziescięcioogoniasty? - zapytał. - Nie istnieje taki.

-Istnieje - przerwała mu. - Nazywa się Wokamina, przyjmuje postać czarnego wilka, jego elementem jest chaos. Coś jeszcze chcesz o nim wiedzieć?

-Dużo - przyznał. - Ale nie czas na to.

Drzwi do pokoju znowu otworzyły się i do środka wpadł Pein. Omiótł wzrokiem pomieszczenie, aż zatrzymał się na Sasori'm. Tobi tymczasem uderzył głową w oparcie łóżka.

-Dlaczego Tobi nie ma prywatności w pokoju? - zapytał płaczliwie. - Przecież Tobi to dobry chłopiec. Czemu nie zapukają do drzwi Tobi'ego?

-Nie jęcz - skarcił go Pein. - Sasori, idź do reszty i daj im coś na wzmocnienie. Niech się zbiorą w kuchni za pół godziny.

-Hai - rzucił lalkarz.

Wyszedł zamykając za sobą drzwi.

-Pukać nie umiecie, czy jak? - rzucił Tobirama, siadając na łóżku i ściągając maskę. - Szlag mnie trafi, jak jeszcze ktoś wejdzie bez pukania.

Kat parsknęła śmiechem, a Pein uśmiechnął się nieznacznie.

-A weźcie się bujajcie - syknął na nich.

-Jak się czujesz? - zapytał rudy Kat.

-Znośnie - powiedziała. - Da się wytrzymać to wyciąganie. Wokamina też ma się dobrze.

Pein skinął głową.

-Jesteś już w Akatsuki - powiedział. - Trzeba tylko powiadomić resztę. Zapewne z początku nie będą ci ufać, ale przyzwyczają się. Ale musicie się oboje hamować, w końcu się nie znacie. Będą chcieli sprawdzić, co umiesz, więc pojutrze, najpóźniej za dwa dni będziesz musiała walczyć z kimś na treningu. Jesteś w drużynie z Tobi'm, nie dziw się, jak będą się śmiać, gdy im to powiem.

Tobi zamruczał coś pod nosem w odpowiedzi. Kat przygarnęła go do siebie, mierzwiąc mu włosy.

-I na koniec... - zaczął Pein. - Dobrze byłoby, gdybyś na pierwszym treningu pokazała coś niezwykłego. U nich najszybciej zyskać szacunek, gdy któregoś porządnie pobijesz.

-Nie ma sprawy, Nagato - rzucił z uśmiechem.

-Jakieś pytania? - zaproponował, krzywiąc się na dźwięk imienia.

-Kilka - potwierdziła. - Czemu się nie tolerują?

-Sam nie wiem - przyznał. - Ciężko im idzie współpraca w drużynach, pewien jestem, że raczej nie rzucili by się za drugim w ogień. Jedno słowo czasami wywołuje kłótnie.

-Trzeba to zmienić - stwierdziła Szarooka. - W nocy pokażesz mi wszystkie zdobyte informacji i resztę spraw, Nagato.

Skinął głową na zgodę.

-Co z Rinnenganem? - zapytał.

-Zero postępów - przyznała cierpko. - Kompletnie nie wiem, jak się do tego zabrać.

-Mamy czas - rzucił rudy. - Jakieś dziewięć demonów czasu.

Kat uśmiechnęła się i zeszła z łóżka.

-Chodźmy - powiedziała. - Chcę już poznać resztę.

Reszta...

We trójkę wyszli z pokoju Tobi'ego i przeszli do kuchni. Pein usiadł na szczycie stołu. Tobi zajął swoje miejsce z lewej strony Lidera. Obok niego było puste miejsce, a dalej siedział Hidan, Deidara i Sasori. Po drugiej stronie stołu, obok Pein'a siedziała niebioeskowłosa dziewczyna o zimnym spojrzeniu, dalej Uchiha, niebieski mężczyzna o wyglądzie rekina, Kakuzu i dziwny czarno-biały chłopak z rosiczką, wyrastającą z ramion. Szarooka usiadła na wolnym miejscu obok Tobi'ego i Hidana, co ten drugi skwitował uśmiechem.

-Witam wszystkich - zaczął Pein z wrednym uśmiechem. - Cztery dni temu zaczęliśmy naszą pierwszą akcję pieczętowania demona, która niestety zakończyła się fiaskiem. Dlatego niejaka Katharsis Dealupus siedzi tutaj z nami, cała i zdrowa.

Odpowiedziały mu nikłe pomruki niezadowolenia.

-Z tego też powodu postanowiłem dołączyć naszą skaryfikantkę do Akatsuki - ciągnął Pein, nie zważając na komentarze. - Od dziś jest pełnoprawnym członkiem Akatsuki. Będzie w drużynie z Tobi'm.

Kilka parsknięć dało do zrozumienia Kat, że Tobi nie uchodzi tutaj za osobę godną podziwu. Szarooka nieznacznie szturchnęła brata, na co ten odpowiedział jej kopniakiem pod stołem. Dziewczyna skrzywiła się, ale nie powiedziała mu nic.

-Pierwszy wspólny trening odbędzie się jutro - zarządził Lider. - Tyle na dziś. Kat, kolacja jest o siódmej.

-A co ja mam do tego? - zapytała zaskoczona.

-Gotujesz - rzucił, wychodząc z kuchni.

Reszta Akatsuki też się rozeszła. W kuchni została tylko nieco osłupiała Kat i Tobi.

-Wkopał mnie, rudzielec jeden - szepnęła Kat.

Tobi wzruszył ramionami.

-Która godzina? - zapytała Kat.

-Wpół do siódmej - powiedział.

-Rano? - zapytała z nadzieją Szarooka.

-Nie - odpowiedział. - Wpół do siódmej wieczorem.

Szarooka jęknęła. Zerwała się z ławy i podbiegła do kuchni.

-Tobirama, ratuj! - zawołała.

-Tobi - poprawił.

-Nieważne! - krzyknęła. - Ratuj!

Westchnął ciężko i podszedł do dziewczyny, która w panice zaczęła biegać po kuchni. Złapał ją za kołnierz płaszcza i zaprowadził do spiżarni, pokazując zapasy Akatsuki. Dziewczyna opanowała się nieco i wybrała trochę produktów, wciskając wszystko na ręce Tobi'ego. Razem wyszli z kuchni i zaczęli robić kolację. Szarooka nie miała zbyt wiele czasu na gotowanie, ale zdołała w pół godziny przyrządzić spaghetti z sosem słodko-kwaśnym.

Ledwo co podała na stół kolację, a w kuchni już pojawili się członkowie Akatsuki. Spojrzeli nieco zaskoczeni na stół i kolację - nie spodziewali się prawdziwego posiłku. Zazwyczaj zadowalali się jakimiś kanapkami, chybże Kisame chciało się coś ugotować. Nie wierząc własnym oczom rzucili się do stołu.

-Zostawiłam ci trochę - szepnęła Kat do Tobi'ego. - Zjesz później?

Skinął głową na zgodę. Kat powiodła wzrokiem po całym towarzystwie.

-A gdzie ten... Sasori? - zapytała. - I brakuje mi tego z rosiczką.

-Zetsu nie jada zwykłych posiłków - zauważył Tobi. - To kanibal, je ludzkie mięso.

Kat skrzywiła się nieco.

-Sasori? - zapytała ponownie.

-Nie potrzebuje ani jedzenia, ani snu - powiadomił ją.

-Więc to jednak prawda... - szepnęła Kat. - Przerobił się na ludzką marionetkę?

Tobi skinął głową. Kat westchnęła ciężko, ale nic nie powiedziała. Nie rozumiała tego... Zabrać sobie możliwość czucia, nawet jeśliby miało się czuć ból. Zabrać sobie przyjemność poczucia ciepła innego ciała, odebrać sobie smak życia. Dlaczego? Dla czczej nieśmiertelności?

-Idę do Pein'a - rzuciła Kat ku Tobi'emu. - Domyślam się, że trzeba będzie po nich posprzątać. Bądź tak miły i zbierz tylko za mnie naczynia, resztą się zajmę sama.

-Dobrze, Nee-chan - szepnął.

Szarooka wyszła z kuchni, odprowadzana spojrzeniami członków Akatsuki. Od razu stanęła przed gabinetem Lidera i zapukała do drzwi. Usłyszawszy pozwolenie, weszła do środka. Omiotła wzrokiem pomieszczenie, ale nie zauważyła nikogo, oprócz samego Lidera.

-Rudzielec zakichany - rzuciła.

-Z szacunkiem do Lidera Akatsuki - zaśmiał się.

-Z szacunkiem do Lidera - zaczęła go przedrzeźniać. - Nie zapominaj ilu jest Liderów, i że dwaj maja władzę nad trzecim!

-Pamiętam - stwierdził. - Eh... Aż miło wyżyć się na tobie przy innych, gdzie musisz mnie słuchać, bo się nie możesz zdradzić.

Kat zmrużyła oczy i usiadła w fotelu naprzeciw jego biurka.

-Nie przeginaj - rzuciła.

-Kolacja zapewne się udała - stwierdził.

-Przeginasz właśnie - zauważyła. - Dokumenty od ostatniego sprawdzenia.

Wstał od biurka i nadal uśmiechając się nieco, podał jej sporej grubości teczkę. Kat położyła ją na biurku i wyciągnęła nad nią prawą dłoń.

-Accipio! - wyszeptała zaklęcie.

Kartki zaczęły się samoistnie kartkować, a cała ich zawartość przelewała się do umysłu Kat Gdy skończyła, oddała Pein'owi teczkę.

-Eh... Też bym tak czasem chciał - zauważył cierpko. - Przydałoby mi się.

Szarooka uśmiechnęła się nieco.

-Może przerobię to na jakieś jutsu - powiedziała. - Może cię nauczę...

-Liczę na to - stwierdził.

Kat usiadła z powrotem na fotelu, kładąc łokcie na oparciu i splatając palce przed twarzą. Myślała intensywnie, co nie uszło uwadze Pein'a. Rudy spojrzał na nią znad swoich dokumentów.

-O czym myślisz? - zapytał.

-Sasuke... Brat naszego Uchihy - zaczęła. - Ma potencjał.

-Chcesz go przyjąć? - zapytał rudy. - To niemożliwe przez wzgląd na Itachi'ego.

-Historia Uchiha jest mi znana od podszewki, wiem co ich wiąże - przerwała mu. - Na razie go zostawimy, ale warto mieć na niego oko. Może się nam jeszcze przydać.

Pein skinął głową.

-Co chcesz teraz zrobić? - zapytał.

-Najpierw jutrzejszy trening - zaczęła. - Potem potrenujemy jeszcze z tydzień, góra dwa. Nie wysyłaj ich na żadne misje. Co z funduszami?

-Mamy spore, ale potrzeba by więcej - poinformował.

-Cóż, tym się też zajmiemy - zauważyła. - Najpierw muszę ich trochę ogarnąć. Za dwa tygodnie powiem ci, z kim wyruszę na pierwszą misję. Potem może zaczniemy polowanie na demony.

-O którego chcesz zacząć? - zapytał.

-Shukaku - powiedziała pewnie. - Zaczniemy od pierwszego ogona. Ale to później... Dużo później. Jeszcze wiele wody upłynie, nim zaczniemy zdobywać ten świat, Nagato.

Wieczór i poranek - dzień pierwszy.

Kat wyszła z gabinetu Lidera i przeszła do kuchni. Usłyszała trzask talerza.

-Spokojnie, Tobirama - powiedziała.

-Tobi - poprawił ją.

-Możliwe - rzuciła z uśmiechem.

Usiadła obok brata i przysunęła sobie nieco jego talerz ze spaghetti. Tobi spojrzał na nią spod półprzymkniętych powiek.

-Swojego nie masz? - zapytał.

-A bo ja wiem - rzuciła.

-Usz ty! - syknął.

Nie przejęła się tym bardzo, przeżuwając spokojnie makaron. Jedli razem z jednego talerza, co i tak zdarzało się im zaskakująco często. Czasami sam Tobirama myślał, że rzadko które rodzeństwo z krwi jest tak ściśle ze sobą związane jak on i Kat. Szarooka nie odczuwała tak tej więzi, uważała za normalne ich wzajemne stosunki. Wychowała Tobiramę, dała mu to, czego jako zwykły Wyzwoleniec prawdopodobnie by nie otrzymał, to, czego ona sama nie dostała. Dała mu poczucie troski, opieki i swoją siostrzaną miłość. Więcej dać nie mogła, ale Tobirama nie odczuł, że kiedykolwiek mu czegokolwiek brakowało.

-Nee-chan... - zaczął. - Co teraz będzie?

-Jutro trening - powiadomiła go. - Przez dwa następne tygodnie też. A potem się zobaczy. Pewnie jakaś misja po nieco pieniędzy. A co?

-Nic, Nee-chan - odpowiedział natychmiast.

Spojrzała na niego uważnie.

-Co cię trapi? Tobi? - zapytała, wyraźnie akcentując jego imię.

-Nee-chan... - zaczął. - Czy jest jakaś nadzieja, że... mój ojciec... żyje?

Spuściła głowę, nie wiedząc, co mu odpowiedzieć. Znowu. Często zadawał jej to pytanie, a ona zawsze starała się go pokrzepić na duchu, choć jej serce wołało do czegoś innego.

-Tobiramo Uchiha... - zaczęła. - Ja nie wiem. Madara był naprawdę zdolną osobą, ale czy dał radę zdobyć nieśmiertelność, lub choćby wieczność? Nie wiem. Nie mam pojęcia. Ale uwierz mi... On... On mi obiecał. Obiecał, że jeszcze się spotkamy.

-Ale czy ty chcesz go spotkać? - zapytał.

-Nie wiem - przyznała. - To ciężkie. Czasami chcę nawet go sama szukać po całym tym świecie, a innym razem... pragnę całym sercem, aby nigdy więcej go nie ujrzeć.

Przytulił się do niej. Zawsze tak robił, gdy skończyli rozmawiać o Madarze Uchiha. Przygarnęła go do siebie, mierzwiąc mu nieco czarne włosy. Poczuła na swojej szyi jasną łzę, która spłynęła po policzku Tobiramy. Kat wiedziała, że chłopak całym sercem chciałby poznać ojca. Nigdy nie broniła mu pytań o jego pochodzeniu, nie karciła go, gdy czasami całymi dniami kazał opowiadać sobie o Madarze. Mówiła mu o klanie Uchiha, o sharinganie, mówiła także i o założycielu klanu. Czasami sama płakała, gdy zdawała sobie sprawę, że tak naprawdę nienawidzi i kocha do szaleństwa tego samego człowieka, Madarę Uchihę.

-Pozmywałeś - zauważyła, patrząc na równo ułożone rzędy czystych talerzy.

-Tak jakoś wyszło - stwierdził.

-Kocha cię, braciszku - powiedziała, tuląc go do siebie.

-Ja też cię kocham, Nee-chan - odpowiedział jej.

Obudziła się, gdy i spojrzała niechętnie na zegarek - szósta. Przeklinając własną umiejętność do budzenia się o szóstej rano, zwlokła się z łóżka i weszła do łazienki. W Akatsuki miała już własny pokój, pomiędzy pokojami Tobi'ego, a Hidana. Dziewczyna szybko umyła się i ubrała.

-Nee-chan!

Do jej pokoju wpadł Tobi i od razu zarobił cios poduszką.

-Puka się! - warknęła na niego.

-Kto się puka? - zapytał głupio.

Kat uśmiechnęła się pod nosem. Praktycznie zawsze tak wyglądały ich wspólne poranki. Kat się budziła, przybiegał Tobirama, zarabiał w głowę czymś miękkim i rozśmieszał jej poranny, marudny humor jakimś zabawnym tekstem.

-Śniadanko Nee-chan! - zawołał. - Lider-sama kazał przekazać Tobi'emu, że Kat Nee-chan ma zrobić śniadanko.

-Żartujesz sobie ze mnie? - zapytała.

Pokręcił przecząco głową.

-Mam wam gotować? - warknęła Kat. - Marzenie.

Przytulił się mocno do niej.

-Nee-chan... Proszę... Plosię... Plosię, plosię, plosię... - zamruczał. - Tobi to dobry chłopiec, Tobi kocha swoją Nee-chan, Nee-chan kocha Tobi'ego. Nee-chan zrobi nam śniadanko, prawda?

Kat westchnęła ciężko. Zmierzwiła włosy Tobi'emu, choć było jej nieco ciężko, gdyż chłopak był wyższy od niej o głowę.

-Świr - skwitowała.

-Nee-chan zrobi nam śniadanko! - zawołał, wypadając na korytarz. - Nee-chan zrobi nam śniadanko!

Szarooka wyszła z pokoju, przechodząc do kuchni. Tobi kilka razy oberwał już poduszkami od reszty członków Akatsuki, gdy chciał ich powiadomić o radosnej nowinie. Kat złapała go w biegu i pociągnęła za sobą do kuchni.

-Musisz zachowywać się jak kretyn? - zapytała go.

-Tobi to dobry chłopiec - zauważył z wyrzutem.

Kat westchnęła i posadziła go przy stole. Sama zajęła się śniadaniem. Zrobiła chłopakom jajecznicę i kilka talerzy kanapek. Ledwo co skończyła, a w kuchni zaczęli pojawiać się pierwsi maruderzy.

-O, śniadaaaaaaaaaaaanie... - ziewnął Deidara. - Miło, un.

Usiadł na swoim miejscu i oparł głowę o stół, starając się jeszcze odegnać od siebie smak dnia. Po chwili kuchnia wypełniła się resztą członków Akatsuki. W końcu zjawił się także Lider, a widząc na stole śniadanie, uśmiechnął się wrednie do Kat.

-Widzę, że śniadanka też robisz - zauważył.

-Kazał Lider zrobić - rzuciła.

-A skąd - powiedział, siadając do stołu. - Nic ci nie kazałem rozbić dzisiaj. Jeszcze.

Kat posłała wściekłe spojrzenie na Tobi'ego. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że Tobirama powiedział „Lider”, a nie Pein. A to, że on sam był także Liderem Akatsuki...

-Zginiesz marnie Tobirama Uchiha - szepnęła do niego. - Z ręki własnej siostry.

-Też cię kocham, Nee-chan - rzucił cicho, choć radośnie. Kolejne słowa wykrzyczał jednak na całą kuchnię. - Tobi kocha swoją Nee-chan!

Uścisnął ją mocno. Członkowie Akatsuki rzucili ku nim przelotne spojrzenie, ale widać uznali, że to jeden z kolejnych odchyłów Tobi'ego, bo nie przejęli się tym tak bardzo.

-A teraz na trening! - zarządził Pein po śniadaniu.

Zapoznanie na sali treningowej - ona jest silna!

Całe Akatsuki, nie wyłączając Liderów, wkroczyło na salę treningową, którą zwykli zwać bojówką. Pomieszczenie było naprawdę ogromne, podłogę pokrywała trawa, rosły tu drzewa, a na niebie, stworzonym przez genjutsu Rinnenganów, świeciło jasne słońce. Całe Akatsuki stanęło na tarasie widokowym, zawieszonym kilkanaście metrów nad salą pod jedną z jej ścian.

-Zaczniecie od walki z sakryfikantką - zarządził Pein. - Ktoś na ochotnika?

Nie zgłosił się nikt, co Kat skwitowała jedynie nikłym uśmiechem. Miała zamiar obić przeciwnika i to porządnie. Chyba najbardziej pasowałby jej nieśmiertelny Hidan, z racji tego, że mogła go prać do woli. Z drugiej strony Itachi Uchiha uważany był za najsilniejszego tutaj, więc jego pokonanie byłoby równoważne z szacunkiem wszystkich.

-Tobi chce! Tobi chce! - zawołał nagle Tobi.

-Nie błaznuj - skarcił go Pein. - Nie będziesz walczył.

-Ale Tobi to dobry chłopiec - zarzucił.

Pein spojrzał na Kat, ale ta pokręciła nieco głową, co nie uszło uwadze lalkarzowi z Suna. Szarooka nie chciała walczyć z własnym bratem, nie z Tobiramą. Jej ruch sprawił jednak, że zgłosił się inny członek Akatsuki.

-Ja będę z nią walczył - rzucił Sasori.

-Niech będzie - stwierdził Pein.

Kat odeszła kawałek, a Tobi od razu do niej doskoczył.

-Nie umiesz walczyć z lalkarzami - szepnął.

-Wiem - skwitowała. - Ale się nauczę.

-Zwariowałaś? - zapytał, dla pozorów rzucając też jakąś piosenką. - Nie można od tak nauczyć się władania marionetkami. Poza tym, gdzie masz marionetkę?

-Spokojnie -zmierzwiła mu włosy. - Będzie dobrze. Wygram to, nie denerwuj się.

Zeskoczyła z tarasu na środek bojówki, gdzie stał już Sasori.

-Zaczynajcie! - zawołał Pein.

Sasori zaatakował od razu, wypuszczając z nikąd masę kunai. Szybko je ominęła, skacząc na ścianę tarasu. Złożyła przed sobą jedną pieczęć, którą znał tylko Tobi i ona - pieczęć aktywacji Copygan'a. Oczy dziewczyny stały się czerwone, a źrenicę przecinały ponad to trzy złote błyskawice.

-To sharingan? - zapytał Deidara, patrząc na oczy dziewczyny.

-Nie - zaprzeczył Itachi. - Nigdy nie widziałem takiego sharingana, to na pewno nie to. Poza tym... Ona nie jest Uchiha, nie może posiadać sharingana.

Tobi uśmiechnął się pod maską. Kat nie posiada sharingana? Bardzo się mylisz Itachi... Ona posiada nie tylko Kekkei Genkai Uchiha, ale i wiele innych Linii Krwi. Miał tylko nadzieję, że fakt, zatajony przez niego, nie przesądzi o wyniku walki. Miał nadzieję, że Kat szybko zorientuje się, gdzie tak naprawdę jest Sasori Akasuna.

Tymczasem Kat dokładnie zlustrowała wzrokiem Sasori'ego.

„To marionetka! - zauważyła wreszcie. - Gdzie jest więc Sasori?!”

Nie dane jej było dłużej na tym myśleć, bo w jej stronę poleciała chmura kunai, wystrzelona z ust marionetki. Szarooka odskoczyła.

-Katon! - zawołał, składając pieczęcie. - Kula ognia!

Wypuściła z ust powietrze, które natychmiast się zapaliło. Sasori odskoczył przed atakiem.

-Katon! Pióra Feniksa!

Kilkanaście kul ognia pomknęło ku Sasori'emu, a ten zręcznie je ominął. Nawet nie zdążył zaatakować, gdy Kat już wykonywała następne jutsu.

-Katon! Ulepszone Pióra Stu Feniksów!

Tym razem kilkadziesiąt kul ognia uderzyło o płaszcz marionetki, który zaczął płonąć. Sasori rozwinął stalowy ogon i zerwał materiał ze swojej kukiełki. Teraz Kat mogła przyjrzeć się nieco dziełu Akasuny, choć nadal nie zorientowała się, gdzie on może być.

„Usz ty, głupia! - skarciła się. - To jego pancerz! Akasuna jest w środku!”

Znów zaatakowała, tym razem wykonując jutsu z całkowicie innego żywiołu.

-Suiton! - krzyknęła. - Wodne bomby.

Znikąd przed nią pojawiły się duże kule wody, które z zawrotną prędkością pomknęły ku marionetce.

-Jak? - zapytał Kisame.

-O co chodzi? - rzucił zainteresowany Hidan.

-Stworzyła wodę z niczego - zauważył Kisame. - Ja tego nie potrafię. Nie wiem, czy ktokolwiek by potrafił, a ona... Nawet się nie zmęczyła tym.

Itachi zmarszczył nieco brwi.

-Nidaime - zauważył. - Drugi Hokage Wioski Liścia był mistrzem we władaniu Suiton i potrafił stworzyć wodę z niczego.

Stojący za Uchihą Pein, drgnął nieco.

-I co z tego, un? - zapytał Deidara. - To było jakieś sto lat temu. Co to ma do niej, un?

-Tylko mówię, że tworzenie wody z niczego to nie byle co - syknął Itachi. - Jest zaledwie drugą osobą w historii, która to potrafi.

Tymczasem na bojówce nadal rozgrywała się walka. Sasori zdołał odeprzeć atak wodnych kul swoim ogonem. Szarooka sięgnęła ręką za plecy i nagle w jej dłoni pojawiła się długa dzida, którą dziewczyna zakręciła w ręku.

-Nie przyzwała jej - zauważył zaskoczony Kakuzu. - Ta dzida... Po prostu się pojawiła.

-Bredzisz - rzucił Deidara. - Nic nie pojawia się od tak, un.

Szarooka rzuciła włócznią, ale Sasori zablokował cios ogonem. Niestety broń wbiła się w samo ostrze Skorpiona, uniemożliwiając mu dalszą walkę ogonem. Sasori znów otworzy ł usta marionetki, tym razem wypuszczając masę małych senbon.

-Czemu się nie uchyla? - zawołał Itachi. - Zginie!

Natomiast Szarooka złożyła jedynie pieczęć Demonicznego Wilka. Senon zostały zatrzymane przez mocną ścianę z chaosu, która falowała niebezpiecznie przed dziewczyną.

-Jej oczy... - szepnął Kisame.

Wszyscy to zauważyli - granat źrenic Kat.

-Chaos - rzucił Kakuzu. - Ona panuje nad chaosem. Jej demon to Wokamina, bóg chaosu. Jeśli Sasori wygra, będzie miał niezwykłe szczęście.

-Jeśli przeżyje... - poprawił go rozbawiony Hidan.

Siła Copygan.

Granatowy chaos błyskał złowieszczo wokół Kat. Senbon, wysłane ku niej przez Sasori'ego, spadły z trzaskiem na ziemię. Szarooka zastanawiała się, jak mogłaby bezboleśnie pokonać lalkarza. Złamała pieczęć Demonicznego Wilka i chaos zniknął, podobnie zresztą jak jej granatowe oczy.

„Najpierw marionetka.” - pomyślała.

Skoczyła do przodu, zręcznie omijając wysyłane przez lalkarza ostrza. Ciężko jej było się bronić przez nawałem kunai, ale w końcu dostała się do marionetki i skoczyła na jej plecy. Zacisnęła rękę i uderzyła nią z całej siły w pancerz kukły. W bojówce rozległ się trzask łamanego drewna i po sali rozrzuciły się część marionetki. Szarooka spojrzała na cień, który wyskoczył z kukły.

-Nieźle ci idzie - zauważył Sasori, ściągając z głowy płaszcz. - Szkoda mi co prawda Hiruko, ale warto było na walkę z tobą.

Dziewczyna zlustrowała wzrokiem chłopaka. Mógł mieć góra dwadzieścia lat, ale Szarooka wiedziała, że to jedynie pozory. Miał czerwone włosy i przymulone spojrzenie brązowych tęczówek. Kat westchnęła ciężko, wiedząc, ze stojący przed nią człowiek odebrał sobie zdolność czucia smaku życia dla czczej nieśmiertelności.

Zaatakowała z miejsca, starając się jedynie przygwoździć chłopaka do ziemi. Wiedziała, że żadna broń nie zrobi mu krzywdy, więc nawet nie zaprzątała sobie głowę tym, by sięgnąć po jakiekolwiek ostrze. Sasori jednak był szybki, naprawdę szybki. Zdołał odskoczyć i wyciągnąć zwój, który rozpieczętował natychmiast. W kłębie dymu pojawiła się marionetka.

„Kazekage - pomyślała Kat. - To Kazekage Suna...”

Rzecz jasna, że go znała. Znała też jego umiejętności - Kekkei Genkai, pozwalające panować nad metalami. Sasori wysunął z palców nici chakry i zaatakował dziewczynę swoją marionetką. Uchyliła się zręcznie i skoczyła na plecy kukły, przygniatając ją do ziemi. Ledwo co odskoczyła, gdy znikąd pojawiła się mocna żyłka, która chciała ja opleść.

-Katon! - krzyknęła, składając pieczęcie. - Pocałunek Smoka!

Wypuściła z ust powietrze i... i tyle. Nic więcej się nie stało.

-Też mi Katon, un - parsknął Deidara.

-Może nie ma już na to chakry? - podsunął Kisame.

Itachi aktywował swój sharingan i uśmiechnął się pod nosem. Dzięki swojemu Kekkei Genkai potrafił dostrzec coś, co nie było widoczne gołym okiem. Sasori zaatakował Kazekage, nawet nie zdając sobie sprawy, w jakie niebezpieczeństwo się pcha. Gdy kukła była kilka metrów przed Kat, dziewczyna złożyła prawą ręką pieczęć tygrysa.

-Katon! - zawołała.

Powietrze przed nią nagle zawirowało i wybuchnęła jasnym płomieniem. Kazekage prawie cały spłonął w ogniu.

-Co...? - zapytał zaszokowany Sasori. - Jak?

Nie miał nawet czasu na myślenie, gdyż Kat znów go zaatakowała. Jej ciosy było o wiele szybsze niż poprzednie. W końcu Akasuna uderzył w ścianę po jednym z mocniejszych uderzeń. Kidy Kat zbliżyła się do niego zauważył, że jej oczy znów stały się inne.

-Sharingan... - szepnął Sasori, powoli wstając. - Ale ty nie jesteś Uchiha.

-Nie - potwierdziła. - Sharingan to nie moje Kekkei Genkai. Ale mam inną Linię Krwi. Mój Copygan...

-Nie ma takiego - zauważył.

-Dziesięcioogonaistego też nie ma - zauważyła z uśmiechem.

Kilka kolejnych ciosów, sparowanych przez Sasori'ego, dało do zrozumienia Itachi'emu, że dziewczyna faktycznie posiada sharingana, mało tego - jej styl walki, który akurat teraz prezentowała, był bardzo podobny do stylu walki dobrze znanej mu osoby, jednego z Uchiha.

Kolejny cios Szarookiej posłał lalkarza na ścianę, po której zsunął się powoli.

-Poddaj się - poradziła mu.

-Małolacie? - zapytał z uśmiechem. - Nie poddaje się małolatom.

-Ty, Sasori Akasuno, masz zaledwie trzydzieści dwa lata - zauważyła, podchodząc do niego. - Ja mam już osiemdziesiąt pięć. Dziwisz się? Niepotrzebnie... Ktoś, kto jest wieczny, wygląda tak samo w każdym wieku.

Podała mu rękę, a on ujął ją, wciąż patrząc na nią z zaskoczeniem. Pomogła mu wstać i uśmiechnęła się do niego.

-Dziękuję za walkę - powiedziała. - Wybacz za marionetki. Zaraz je naprawię.

-Jasne - rzucił. - Hiruko jest rozerwany, a Kazekage spalony. Nawet ja nie dałbym rady. Wątpię, by ktokolwiek dał radę.

Szarooka wzruszyła ramionami z uśmiechem i stanęła twarzą do resztek po kukłach. Złożyła szereg pieczęci, mrucząc przy tym masę niezrozumiałych dla Sasori'ego słów. Po chwili marionetki scaliły się, nadpalone część same odbudowały i kukły stanęły jak nowe przed lalkarzem.

-Chyba coś nie wyszło - zauważyła Szarooka, obchodząc marionetki. - Wydaje mi się, że wszystkiego nie dam rady naprawić. Nie znam się na tym, będziesz musiał resztę skończyć sam. Jeśli chcesz mogę ci pomóc, jeśli mnie nauczysz.

Podała mu zwoje, a on zaszokowany zapieczętował w nich swoje zabaweczki.

-Kim ty jesteś? - zapytał.

-Kat - rzuciła radośnie. - Nazywam się Kat Dealupus. I jestem tylko dziewczyną.

Daj się poznać!

Szarooka siedziała w kuchni, przyrządzając chłopakom obiad. Po treningu i walce z Sasori'm Akatsuki patrzyło na nią dość dziwnie. Część z uznaniem, część z zainteresowaniem i był nawet jeden delikwent, który rzucił jej dość napalone spojrzenie. Kat nie przejęła się tym za bardzo, wiedziała, że trudno jej będzie zdobyć tu zaufanie, a to miał być dopiero pierwszy krok. Chciała, by Akatsuki było jednością, drużyną, a nie grupą indywiduów. A praca nad bym była jak orka na ugorze.

Przynajmniej miała już pretekst do zaznajomienia się z Sasori'm. Naprawdę chciała poznać sztukę lalkarzy i przede wszystkim pomóc Akasunie naprawić jego kukły.

Zerknęła na siedzącą w kuchni grupę. Deidara męczył się nad jakimś zeszytem, zapełnionym szkicami i rysunkami. Kisame przeglądał zwój z zakazana techniką wodną, Itachi po prostu siedział z kubkiem herbaty, a Tobi biegał wokoło stołu, starając się poskładać kilka piosenek w jedną całość.

W końcu Kat skończyła robić obiad i spojrzała na zegarek - została jej jeszcze jakieś dwie godziny do podania. Szarooka wyjęła z szafki pusty zwój i napisała na nich kilka pieczęci i sobie znanych zaklęć.

-Pono - szepnęła. - Credo...

Wszystkie przygotowane przez nią dania zniknęły, zamieniając się w chmurę pyłu, która szybko wchłonęła się w zwój. Dziewczyna zwinęła go i rzuciła do koszyka stojącego na bufecie. Napotkała zaciekawione spojrzenie Itachi'ego, ale nie zareagowała na to. Przeszła obok Deidary i zatrzymała się nad nim, zerkając mu za ramię. Leżący przed nim zeszyt zapełniony był rysunkami niewielkich ptaków, żab i owadów, oraz masą notatek. Dziewczyna zauważyła pytania: „Prędkość, a zwrotność?”, czy: „Skoczność, a punkt kierowania?”.

-Dodaj skrzydła na ogonie - poradziła, wskazując na jednego z ptaków.

-Co? - Deidara podniósł głowę.

-Dodaj mu skrzydła na ogonie - powtórzyła. - Zwiększy szybkość, pozwalając jednocześnie zachować zwrotność. Poza tym... Możesz przedłużyć ogon, nawet bardzo. Będzie mógł lepiej manewrować.

-Znasz się na tym, un? - zapytał, mrużąc nieco oczy.

-Na twoich jutsu nie - powiedziała. - Ale na biologii owszem.

Wyszła z kuchni, zostawiając nieco zdezorientowanego Deidarę i zainteresowanego postawą dziewczyny Itachi'ego. Na korytarzu uznała, że dobrze byłoby pójść do Sasori'ego. Szybko odnalazła jego pokój i zapukała do drzwi. Usłyszawszy dość niemiłe pozwolenie, weszła do środka.

-To ty... - rzucił Sasori, zerkając na drzwi. - Coś się stało?

-Miałam ci pomóc - zauważyła, zamykając za sobą drzwi. - Rozwaliłam ci marionetki, powinnam ci pomóc je naprawić.

-Przecież się na tym nie znasz - zauważył z nikłym uśmiechem.

-Szybko się uczę - stwierdziła, rozglądając się po pokoju.

Pomieszczenie nie różniło się wiele od innych pokoi w Akatsuki. Wszędzie jednak stały bojowe kukły, wokoło walały się stosy papierów i narzędzi oraz części do marionetek. Pachniało tu klejem do drewna i słodkim zapachem żywicy. Szarooka podeszła do lalkarza, który stał przy szerokim blacie roboczym, na którym leżał Hiruko - marionetka ze stalowym ogonem.

-To chyba moje - zauważyła Kat, wyciągając z ogona kukły swoją dzidę. - Przygięła się, uh...

Przejechała ręką po włóczni, która natychmiast stała się jak nowa. Dziewczyna schowała ją za plecy, a broń rozpłynęła się w powietrzu.

-Jak ty to robisz? - zapytał Sasori. - Nie wykonujesz żadnej pieczęci, a i tak przyzywasz broń do siebie.

-Talent - skwitowała. - Żaden shinobi tego się nie nauczy. Wy po prostu tego nie potraficie. Co z tymi marionetkami? Nauczysz mnie czegoś?

Skinął głową, rozumiejąc, że dziewczyna nie chce ciągnąć dalej tematu jej zdolności. Wskazał na marionetkę, z której zdjął już wierzchnią obudowę.

-To ogranicznik chakry - powiedział, wskazując na szklana banię, teraz pękniętą. - Pozwala na równomierne rozsyłanie chakry po całej marionetce, a także zatrzymuje jej nadmiar. Gdyby do marionetki dostało się za dużo chakry, rozsadziłoby ją od środka.

-Jak to naprawić? - zapytała.

-Nie da się - zauważył, wyjmując pękniętą kulę. - Trzeba to wymienić.

Szarooka wzięła od niego kulę, podczas gdy Sasori zakładał nową. Dziewczyna dokładnie obejrzała banię. Wyszeptała kilka zaklęć, złożyła szereg pieczęci i posłała ku przedmiotowi nieco chakry Wokamina. Zrozumiała, dlaczego wcześniej nie mogła tego naprawić - ogranicznik chakry wymagał osobnego podejścia, innych zaklęć i całkiem innego szeregu pieczętowania.

-Czy ty zawsze robisz coś, czego się zrobić nie da? - zapytał ją, patrząc na naprawiony ogranicznik. - Dziwna jesteś...

-I kto to mówi - skwitowała. - Facet, który bawi się lalkami.

-To są MARIONETKI - powiedział dobitnie.

-Dobrze, panie LALKARZU - rzuciła radośnie.

Machnął ręką, kończąc tym samym tą wymianę zdań. Sam się zdziwił swoim zachowaniem. Zazwyczaj był niemiły i oschły, a na nazywanie jego kukieł lalkami reagował gwałtownie. A teraz? Jakoś nie drażniło go to, że Kat obrażała, w jego mniemaniu, jego dzieła. Przyjął to ze spokojem, wręcz dziwnym rozbawieniem.

Siedziała u niego jeszcze godzinę, może nawet dwie, nie liczył czasu. Szarooka uczyła się chętnie, była zainteresowana jego marionetkami, chciała wiedzieć o nich wszystko. Razem skończyli naprawę Hiruko.

-Musze już lecieć - powiedziała w końcu, gdy Sasori odstawił już marionetkę na bok. - Trzeba podać innym obiad. Dziękuję za wszystko, Sasori...

-Wpadniesz jeszcze? - zapytał, zanim zdołał sam siebie powstrzymać.

-Jasne - odpowiedziała mu, uśmiechając się. - Został nam jeszcze przecież Kazekage.

Mrok nocy nie ukrył jednak czerwieni źrenic kruczowłosego. Wręcz przeciwnie, blask sharingana jaśniał jeszcze bardziej.

-Czego chcesz, Uchiha? - warknął Orochimaru. - Aż dziw, że cię w masakrze klanu nie pocięli...

-Masz pierścień Akatsuki - zauważył chłodno kruczowłosy. - Oddaj go...

-Bo? - przerwał mu natychmiast wężowaty.

-Bo nie chce mi się walczyć - rzucił sharinganowiec. - A poza tym... Chyba chcesz jeszcze żyć, co?

Orochimaru zaśmiał się i oparł o pień drzewa za sobą. Ten Uchiha... Chakra tak ciemna jak żadna inna, którą spotkał kiedykolwiek. On przywiódł go tu na rozmowę, tu do lasów Kraju Ognia. Wężowaty był rozbawiony faktem, że jakiś Uchiha żąda od niego pierścienia pieczętowania demonów.

-Po co ci on? - zapytał autentycznie zainteresowany.

-Potrzebny mi jest - przyznał. - Jeśli chcesz tak bardzo wiedzieć... Chcę dzięki niemu skłonić kogoś, aby do mnie wrócił.

Orochmiaru zaśmiał się głośno.

-Proszę, proszę... Wielcy Uchiha nie mogą czegoś dostać od tak? - pstryknął palcami, a w jego ręce pojawił się pierścień. - I muszą się wspomagać błyskotkami.

-Jeszcze proszę grzecznie - przerwał mu już nieco zirytowany kruczowłosy. - Ale zaraz może się to zmienić...

-Wątpię w to, że mnie pokonasz - zauważył wężowaty. - Byle Uchiha...

-Nie jestem pierwszym lepszym Uchihą - warknął kruczowłosy. - I wiesz co... Mam już dość.

Wyjął zza pleców katanę, do której przy rękojeści przymocowane było orle pióro o granatowym połysku. Z miejsca zaatakował Orochmiaru, który także przyzwał swój miecz. W czasie walki kaptur z jego głowy opadł, ukazując lwią grzywę czarnych włosów. Wężowaty poznał w końcu przeciwnika.

-Dziw, że jeszcze żyjesz - zauważył z uśmiechem. - Setka na karku, a ty się wciąż wleczesz po świecie.

Zaatakował go w milczeniu, nie chcąc odpowiadać na głupie komentarze. W końcu zdołał zranić go w ramię. Kolejne pchnięcie przebiło bok sannina. Nagle kruczowłosy jęknął głośno. W jego brzuch wbijał się miecz Orochimaru. Uchiha wypluł z ust ciemnoczerwoną krew.

-I zdychaj... - warknął wężowaty, wstając powoli i przytrzymując ręką krwawiącą ranę w boku. - Bo i tak za długo żyłeś... Uchiha Madaro...

W zielarni Akatsuki. Wodne Okami.

Szarooka obudziła się z krzykiem w nocy. Do pokoju wpadł Tobirama, zwabiony tu wrzaskami dziewczyny, która jeszcze przed przebudzeniem się rzucała się na łóżku, krzycząc.

-Nie! Madara! Nie! - jej wrzask rozległ się w pokoju. - Nie!...

Tobi doskoczył do niej i przytrzymał wyrywającą się dziewczynę. Chwilę szarpała się z nim w półśnie, nie wiedząc nawet co robi. W końcu uspokoiła się w ramionach chłopaka.

-Nee-chan... - zaczął cicho. - Co się stało, Nee-chan?

-Madara... - wyszlochała. - On... Tam była krew, Tobirama... On...

-Już dobrze, Nee-chan - przerwał jej natychmiast. - To był tylko sen.

-Tobirama... On nie żyje... - łkała na wpół przytomna. - On... Obiecał przecież...

-Nie myśl o tym, Nee-chan - uspokoił ją. - To był tylko sen. Koszmar. Wszystko będzie dobrze, Nee-chan.

Dziewczyna skinęła głową i przytuliła się do chłopaka. Chwilę jeszcze kołysał ją w swoich ramionach, aż w końcu ciepło bijące od jego ciała, jego uspokajający szept i zmęczenie koszmarem sprawiły, że Kat znów zasnęła. Tobi zostawił ją na łóżku, przykrywając szczelnie kocem. Westchnął ciężko... Kat miała czasami koszmary, zazwyczaj jednak przypominała sobie w nich walkę z Madarą, lub co gorsza śmierć obu Senju. Ale nigdy jeszcze ni mówiła, że widziała, jak Madara Uchiha umiera.

Tobi miał tylko nadzieję, że to naprawdę był jedynie zły sen.

Następnego dnia rano Kat obudziła się jak zwykle o szóstej i jęknęła przeciągle. Koszmaru nie pamiętała, podobnie jak i tego, że w nocy był u niej Tobi. Za to nie wiedzieć czemu strasznie bolała ją głowa. Może to od tego kleju w pokoju Sasori'ego? Chyba jeszcze się nie przyzwyczaiła do tego zapachu... A wczoraj prawie do północna siedziała z lalkarzem nad Kazekage, ale przynajmniej naprawili kukłę.

Dziewczyna wstała z jękiem i powlokła się do łazienki. Umyła się i ubrała. Szybko skierowała się do swoich szafek, ale rzecz jasna całe zapasy ziół na ból głowy się skończyły.

-C'jit! - jęknęła. - Jak trzeba, to nigdy nie ma...

Nagle do jej pokoju wpadł jeden z członków Akatsuki. Tylko jedna osoba nie pukała do jej drzwi, więc dziewczyna od razu wiedziała kto to.

-Tobi... - jęknęła. - Nie nabijaj się tak.

-Nee-chan coś się stało? - zapytał, podchodząc do niej.

-Głowa mnie boli - powiedziała.

Wyszła z pokoju, a za nią wybiegł Tobi, który o dziwno przecząc swojej naturze szedł cicho za Kat. Dziewczyna weszła do kuchni i przeszukała szafki, jednak nie znalazła nic, co pomogłoby jej pozbyć się bólu głowy.

-Wy macie tutaj jakieś zioła? - zapytała.

-Tobi wie, gdzie one są - potwierdził. - W zielarni. Ale to królestwo Zetsu-san. On nie lubi obcych...

-Trudno... - rzuciła. - Ja przecież jestem sama swoja. Gdzie ta zielarnia?

Zaprowadził ją pod jedne z drzwi w bocznych korytarzach.

-Te drzwi są dziwne, Nee-chan - zauważył.

Kat przejechała ręką po drewnie, które zaczęło dziwnie pulsować pod jej palcami. Szarooka od razu rozpoznała rodzaj drewna, z jakiego były wykonane.

-Zaklęty Las - szepnęła. - To drzewo z Zaklętego Lasu. Nie ten świat, to Ziemia Czarownic. Ciekawa jestem, skąd Zetsu je ma... Zostań tu, albo idź sobie pobiegaj, ja idę po coś na głowę.

-Na twoją głowę to ci już nic nie pomoże, Nee-chan - zauważył radośnie.

-Baka - rzuciła do niego. - Idź powkurzaj kogoś innego...

-Dobrze, Nee-chan - zaśpiewał, biegnąc w bliżej nieokreśloną stronę.

Kat pokręciła głową i weszła do środka zielarni. Drzwi zamknęły się za nią same. W pomieszczeniu panował półmrok, wokoło unosiła się lekka, zielonkawa mgiełka i zapach tysiąca kwiatów i roślin. Szarooka przeszłą ścieżką pomiędzy potężnymi drzewami kośćca i wciągnęła powietrze nosem. Czerwień, rumianek, mięta, imbir, zakączniczka, jaspis, jagera... Tysiące, jeśli nie miliony odmian roślin. Rzadko widywała takie coś. Szybko zlokalizowała potrzebną jej roślinę - omnisa wielkiego. Wciągnęła ręką po jego kwiat, ale powstrzymał ją czyjś głos.

-Nie ruszaj!

Odwróciła się i zobaczyła stojącego tuż za nią Zetsu. Twarz chłopaka, zaopatrzona w muchołówkę, wyglądała dosyć przerażająco w półmroku zielarni.

-Po co ci to? - zapytał. - I co tu w ogóle robisz?

-Głowa mnie boli - przyznała. - A na to najlepszy jest omnis. Mój się skończył, a skoro tutaj jest zielarnia...

-Nie boisz się? - zapytał.

-Czego? - rzuciła.

Wskazał na ziemię pod jej nogami, gdzie wiły się pulsujące pnącza o czarnym kolorze.

-Dusiec? - zapytała, uśmiechając się. - Jeśli go nie będę drażnić, nic mi nie zrobi.

-A to? - podsunął, wskazując ponad jej głową.

-Muchołówka altanówka - powiedziała spokojnie, patrząc na rozdziwiajacą się ponad nią paszczę rośliny. - Poluje na owady, nie ludzi.

-Znasz się - zauważył.

-Jak widać warto - odpowiedziała mu.

-Moje drzwi cię tu wpuściły - poinformował ją. - A one nie przepuszczają byle kogo. Jak widać, się nie pomyliły. Możesz brać stąd co zechcesz.

Zniknął zanim zdążyła mu za to podziękować. Szarooka wzruszyła ramionami i zerwała kwiat omnisa. Wyszła z zielarni, po drodze rozkoszując się zapachem kwiatów. Drzwi otworzyły się przed nią same i same się zamknęły. Kat włożyła kwiat do ust i zaczęła go przeżuwać. Po chwili ból minął, ale dziewczyna nie chciała jeszcze wypluwać rośliny, za bardzo lubiła jej smak. Weszła do kuchni, gdzie już siedziało dwie osoby - Kisame i Itachi.

Dziewczyna zrobiła śniadanie dla reszty i podała je na stół.

-Dzięki - rzucił Kisame, odkładając zwój na bok.

Kat przyjrzała się napisowi na przedmiocie, o mało co nie wylewając herbaty na Itachi'ego.

-Przepraszam - powiedziała, stawiając dzban na stole. - To Smok Wodny?

-Błękitny Smok Wodny - poprawił ją Kisame.

-Jest trudny do wykonania, jeśli używasz zwykłego szeregu pieczęci - zauważyła Kat. - Zamień szóstego konia na tygrysa i szczura, a stworzysz Smoka wcześniej i będzie pochłaniał mniej chakry.

Kisame zmrużył nieco oczy, ale zapisał uwagę dziewczyny.

-Skąd taka wiedza o Suitonie? - zapytał Itachi. - Myślałem, że ze względu na sharingan i styl walki będziesz posługiwać się Katonem. Poza tym... W walce z Sasori'm to był najbardziej używany przez ciebie żywioł.

-Jestem wszechstronna - wyjaśniła. - Katon to tylko najbardziej ofensywny żywioł. Osobiście wolę Suiton, choćby ze względu na mojego nauczyciela. Co do mojego stylu walki... Jest jaki jest, gdybyś mnie zobaczył w innym pojedynku, miałbyś okazję oglądać inny styl.

-A sharingan? - zapytał.

-Wzrokowy Kekkei Genkai, pozwalający kopiować jutsu i niejako przewidywać ruchy przeciwnika - wyjaśniała. - Chyba nie muszę ci tłumaczyć, co to jest.

-Skąd masz sharingana? - zapytał spokojnie.

-Skopiowałam - wyjaśniała. - Moja Linia Krwi pozwala na kopiowanie innych Kekkei Genkai. Oprócz sharingana posiadam także byakugan, satetesu, hyoton, mokuton, shitotsumyaku i kilka innych, mniej ważnych.

-Posiadasz Copygan? - zdziwił się Itachi.

-Znasz to? - spytała nie mniej zaskoczona Kat.

-Z opowieści - potwierdził. - Ty jesteś Córką Nocy, i to ty władasz nad wilkami. Byłaś uczennicą Drugiego Hokage. Ale to było niecałe sto lat temu.

-Nie... To było sześćdziesiąt osiem lat temu - zauważyła.

-Czemu mam wrażenie, że masz osiemnaście lat? - zapytał Itachi.

-Bo wtedy otrzymałam dar wieczności - powiedziała. - Nie mogę umrzeć śmiercią naturalną. Jestem wieczna, ale nie nieśmiertelna.

Itachi spojrzał na nią uważnie.

-Więc można cię zabić - stwierdził.

-Nie radzę próbować, Itachi - ostrzegła go. - Już jeden Uchiha mi uległ. I to nie byle jaki Uchiha...

Minęła czarnowłosego i wyszła z kuchni. Itachi zmrużył nieco oczy. Wiedział o tym doskonale. Wiedział, że Madara Uchiha uległ Kat... Jego własny mentor. Kiedyś uważał, że to brednia, szalona opowieść Madary, ale teraz poznał dziewczynę i musiał przyznać rację swojemu nauczycielowi. Był tylko ciekaw, co on powiedziałby na to, że Kat wciąż żyje i ma się dobrze. Szkoda, że na razie nie ma z nim kontaktu... Madara nie odzywała się, tak jakby już zginął. No cóż... Zdarza się w świecie shinobi. Ale kiedy tylko będzie mógł, powiadomi Madarę. Na pewno...

Kakuzu, Jashin, a dziesięć ogonów.

W czasie następnego tygodnia dość dobrze zdołała zaznajomić się z całością Akatsuki. W końcu uznała, że czas wyrwać się trochę z siedziby.

-Cisza! - zawołał Pein, próbując opanować chaos panujący w kuchni. - Przydziały na misję.

Wszyscy spojrzeli zainteresowani na rudego.

-Pierwsza! Deidara, Sasori. Kusa-gakure i misja zdobycia tajemnej wody - rzucił lalkarzowi teczkę z dokumentami. - I jeszcze jedna. Kakuzu, Hidan. Bierzecie sakryfikantkę...

-...która ma imię... - stwierdziła Kat.

-...i idziecie do Iwa-gakure - dokończył Pein, gromiąc wzrokiem Szarooką. - Macie zrabować bank Iwa.

Deidara parsknął śmiechem, ale nic nie powiedział. Za to zrobił to Lider.

-Najlepiej strzeżony bank świata - wyjaśnił. - Żadnych shinobi, za to masa pułapek. Musicie znaleźć skarbiec w labiryncie, ominąć zasadzki i przynieść nam trochę pieniędzy. Zahaczycie też o Iwa, sakryfikantka...

-...która ma imię... - warknęła już Szarooka.

-...będzie wiedziała, co kupić - dokończył rudy. - I nie zgubcie jej po drodze.

Wszyscy zebrali się i wyszli z kuchni. Szarooka natychmiast dołączyła do Kakuzu i Hidana, którzy od razu skierowali się od wyjścia. Deidara i Sasori także ruszyli za nimi. Przed wejściem do organizacji obie drużyny rozdzieliły się. Kakuzu bez słowa ruszył między drzewami, za nim podążył Hidan.

-Chodź, mała! - zawołał na Kat. - Nie będziemy na ciebie czekać.

Dziewczyna bez słowa dołączyła do obu shinobi, idąc pomiędzy nimi.

-Gdzie masz broń? - zainteresował się Hidan.

-W orbitalu - rzuciła.

-Gdzie? - zapytał.

-W orbitalu - powtórzyła. - Półmaterialnym świecie nierzeczywistym, w którym można przetrzymywać rzeczy orbitujące, to znaczy takie, które znikają i się pojawiają.

-Ta jasne... - rzucił Hidan. - Orbital...

Dziewczyna westchnęła i wyciągnęła przed siebie rękę. Na jej dłoni pojawiła się najpierw chmura pyłu, która z każdą chwilą przybierała kształt długiej dzidy.

-To jest przyzywanie z orbitalu - wyjaśniła. - A to odsyłanie...

Dzida zniknęła, a chmura pyłu rozwiała się na ich oczach.

-To nie jest sztuka shinobi - zauważył Kakuzu.

-Nie - potwierdziła. - To umiejętność magiczna. Nieosiągalna dla was.

-Nie jesteś stąd - powiedział Kakuzu. - Nie z tego świata.

-Pochodzę z Ziemi Właściwej - potwierdziła, nieco dziwiąc się, że Kakuzu zna podział światów. - Ale mój ojciec był stąd.

-Dlatego wydawałaś mi się dziwna - rzucił shinobi Taki. - Nawet wtedy... Pod Konoha. Niby, że byłaś kunoichi, ale... Dziwnie walczyłaś i nie przypominałaś ninja.

-Jeszcze to pamiętasz? - zaśmiała się nieco.

-Doskonale - potwierdził. - Byłaś pierwszym sakryfikantem, jakiego kiedykolwiek spotkałem.

Hidan zerknął n Kakuzu. Znowu nie bardzo rozumiał o czym mówią. Konoha? Oni nigdy nie byli pod Konoha. A jedynym sakryfikantem Wioski Liścia był Kyuubi. Poza tym o Wokamina byłoby głośno, dziesięć ogonów to niespotykana sprawa, a o nich nie słyszano od przeszło stu lat.

-Jesteś wieczna... Jak? - zapytał nagle Kakuzu.

-Dar - powiedziała. - To jedyne, czego w sobie wytłumaczyć nie mogę. To po prostu dar... Jeden z niewielu, które odziedziczyłam po matce.

-Dar? Tak ot sobie? - zainteresował się Hidan.

-Bez żadnych skutków i przyczyn - potwierdziła. - To, że twoja nieśmiertelność jest uwarunkowana Jashinem nie znaczy, że inni też muszą coś zrobić, aby zyskać podobne dary.

-Skąd wiesz o Jashin-sama? - zapytał.

-Różnych ludzi się spotyka - rzuciła. - Bogów zresztą też...

Hidan stanął jak wyryty. Niemożliwością było, żeby ta marna dziewczyna spotkała jego boga. Nawet jeśli, już by przecież nie żyła. Jashinista szybko dołączył do Kat, ale mimo jego pytań, nie wyciągnął z dziewczyny nic więcej. W końcu zaczęło się ściemniać i cała trójka zatrzymała się na nocleg.

-Biorę pierwszą wartę - rzuciła Kat.

-Jasne, bo... - zaczął Hidan.

-Siedź cicho, idioto - warknął na niego Kakuzu. - I nie sprzeciwiaj się starszym!

-To małolata! - zaprzeczył.

-Ile masz lat? - zapytała go Kat. - Ja wiem. Dziewiętnaście. Na oko jesteśmy w tym samym wieku, ale ja jestem starsza od siebie o sześćdziesiąt sześć lat. Znałam jeszcze Kakuzu, gdy miał zaledwie dwadzieścia lat. Znałam Pierwszego i Drugiego Hokage Konoha. Nie mów mi, że jestem małolatą.

Hidan rozdziawił nieco usta, ale nic więcej nie powiedział. Szarooka stanęła pomiędzy drzewami, opierając się barkiem o pień jednego z nich.

-Obudź jednego z nas, jak poczujesz się senna - rzucił ku niej Kakuzu.

Skinęła głową. Kakuzu i Hidan opatulili się płaszczami i zasnęli skuleni pod jednym z drzew. Kat spojrzała na nocne niebo. Blady księżyc oświetlał las wokoło. W oddali zawył wilk, a za nim cała wataha. Kat odpowiedziała im szybko, co zbudziło ze snu Hidana.

-Pieprzone wilki... - rzucił, wstając.

-Śpij - zarządziła Kat.

-Kuso, wilki! - warknął.

Chwycił za rączkę kosy, ale powstrzymał się, gdy zauważył, że Kat przyzywa do siebie zwierzę i rozmawia z nim w niezrozumiałym dla niego języku. Szarooka odwróciła się do Jashinisty.

-Wataha będzie nas osłaniać do granic Iwa - powiadomiła. - Ponad to, jakieś dwa kilometry stąd stacjonuje jednostka ANBU. Miniemy ich jutro.

-Rozmawiasz z wilkami? - zdziwił się.

-Jestem Ósmą Władczynią Wilków - powiedziała. - Posiadam w sobie najsilniejszego z nich. Siłą rzeczy mam z nimi dobry kontakty.

-Przyzywasz je? - zainteresował się.

-Też - przyznała. - Idź spać. Jutro czeka nas ciężka podróż.

Na wilkach. Bank Iwa.

Wstali zanim jeszcze słońce wychyliło się zza horyzontu.

-Czuwałaś całą noc? - bardziej stwierdził niż zapytał Kakuzu.

-Nie byłam senna - powiedziała. - Idziemy?

-Ona potrafi przyzywać wilki - zauważył Hidan.

Kakuzu spojrzał na Kat.

-To prawda? - zapytał.

Skinęła głową.

-Przyzwij trzy - polecił Kakuzu. - Nie będziemy się męczyć marszem.

Kat posłusznie przyzwała trójkę zwierząt. Smolistoczarne wilki stanęły w rzędzie przed nimi.

-Ell osade' - przywitała je Kat. - Aseigan, Mo?

Jeden z wilków zawarczał krótko.

-Wskakujcie - rzuciła ku Kakuzu i Hidanowi Kat.

Cała trójka wdrapała się na wilcze grzbiety i po chwili ruszyli w podróż. Zwierzęta przemieszczały się nieprawdopodobnie szybko, już wieczorem cała trójka stanęła przed bankiem Iwa. Był to potężny biały budynek, stojący wśród leśnych ostępów. Kat, Kakuzu i Hidan stanęli przed ogromnymi drzwiami do środka. Były ciężkie i mocno okute.

-I co teraz? - zapytała Kat.

-Potrafisz kopiować Kekkei Genkai - stwierdził Kakuzu. - Skopiuj moje.

Szarooka spojrzała na niego i dopiero teraz dostrzegła, że shinobi ma specyficzną Linię Krwi. W jej źrenicach zalśnił Copygan. Już po chwili dziewczyna miała nową umiejętność.

-Na pewno wystarczy? - zapytała, zaciskając pięść, która stała się szarobrązowa.

-Powinno - potwierdził, także wykonując technikę. - Dodasz chaosu i będzie dobrze.

Oboje jednocześnie uderzyli w bramę banku. Ogromny huk rozniósł się po okolicy. Gdy kłęby dymu opadły, Hidan zauważył, że wrota leżą pokruszone na maleńkie kawałeczki. Kat i Kakuzu weszli do środka, a zaraz za nimi wskoczył Hidan.

-Byakugan! - usłyszeli szept Kat.

Zauważyli, że jej oczy stały się śnieżnobiałe.

-Pierwsza pułapka dwa metry przed nami - powiadomiła ich Kat. - Hidan musisz ja wyłączyć po drugiej stronie.

-Czemu ja? - zapytał.

-Jesteś nieśmiertelny - zauważyła. - A to tak zwany Taniec Ostrzy.

-Pięknie - skwitował Hidan.

Zdjął płaszcz i razem z kosą wręczył go Kat. Dziewczyna przewiesiła sobie broń na plecach, zarzucając płaszcz na ramię. Hidan ruszył i już po dwóch metrach w jego pierś wbiła się strzała. Wyjął ją i ruszył dalej. Po drugiej stronie dezaktywował pułapkę i zaczął wyjmować z siebie ostrza. Kat podeszła do niego i wyrwała mu kunai, który wbił się w jego pośladek.

-Ała! - warknął. - To boli!

-Nie przesadzaj - rzuciła z uśmiechem, wyciągając włócznię z jego pleców, na co syknął niechętnie. - Dla ciebie to jak pieszczota. Jesteś w końcu masochistą i Jashinistą, nieprawdaż Hidan?

Zamruczał coś niechętnie. Kat złożyła szereg pieczęci i w jej ręce rozbłysło jasne światło. Dziewczyna przyłożyła dłoń do czoła Hidana. Chciał ją odepchnąć, ale dziwnie nie mógł. Po prostu poddał się woli dziewczyny. Gdy Kat skończyła leczenie po zranieniach nie było śladu. Dziewczyna oddała płaszcz Hidanowi, choć wciąż miała jego kosę na swoich plecach.

-Kolejna pułapka trzy metry przed nami - powiadomiła ich Kat. - Zapadnie. Jeśli pójdziecie po moich śladach nie wpadniecie w pułapki.

Ruszyła pewnie przed siebie, a za nią podążył Kakuzu. Hidan ruszył jako ostatni. Przeszli przez korytarz z zapadniami i stanęli nad brzegiem jeziora. Szarooka złożyła pieczęć konia, a woda od razu zaczęła się kotłować.

-Reaguje na pieczęcie i chakrę - powiadomiła. - Nie przejdziemy po tafli.

-I co teraz? - zapytał Hidan.

Dziewczyna sama złożyła szereg pieczęci. Chwilę później stanęła przy ścianie i zaczęła... po niej iść? Sunęła na czworakach, aż przeszła na drugi brzeg jeziora. Ujęła w dłoń kosę Hidana i rzuciła ją na drugi brzeg, gdzie złapał ją Jashinista. Hidan przywiązał linkę z kosy i po chwili razem z Kakuzu stanęli po drugiej stronie jeziora. Szarooka szarpnęła linką i kosa samoistnie wróciła z drugiego brzegu do niej. Hidan patrzył na to niezwykle zainteresowany, ale ani razu tego nie skomentował. Kat przewiesiła sobie kosę przez plecy i ruszyła dalej.

-Genjutsu - poinformowała.

-Jak się obronić? - zapytał Kakuzu.

-Mnie nic nie zrobi, jest za słabe - powiedziała. - Was mogę zamknąć w moim i przeprowadzić. To nie będzie bolało. Chyba że chcesz, Hidan.

Prychnął niechętnie. Po chwili obaj z Kakuzu tkwili już w oczach Gejszy Kat. Dziewczyna bez problemu przeprowadziła ich przez korytarz z genjutsu i wypuściła ich ze swojej techniki. Kakuzu otrząsnął się od razu, natomiast Hidan miał nieco przymulony wzrok.

-Oić! - zaczęła Kat, drapiąc się w tył głowy. - Nie powinnam używać oczu Gejszy. Chyba jest na to zbyt wrażliwy.

-Jest - potwierdził Kakuzu. - To gwałciciel i zboczeniec jakich mało. Ponad to jest masochistą. I szowinistą.

-Chyba go lubię - stwierdziła Kat, zarzucając sobie rękę Hidana na ramię. - Mimo wszystko jest fajny.

Kakuzu westchnął tylko i razem ruszyli dalej. Przez kolejne korytarze nie napotkali na żadną pułapkę. Hidan nadal był zamroczony przez genjutsu Kat.

-Kocham dziewczyny - szeptał nieprzytomnie. - Wszystkie dziewczyny nasze są! Znaczy się moje...! Kocham dziewczyny, kocham blondynki, nie lubię brunetek. Ale jakby jakaś chętna była, to jej bronił nie będę... Kocham je wszystkie!

Kat westchnęła ciężko i spojrzała na korytarz przed sobą.

-Taniec Marzeń - jęknęła. - O matko...

-Musisz przejść - zauważył Kakuzu. - Dezaktywacja jest po drugiej stronie. Sharingan i byakugan widzą nici, tylko ty dasz radę.

Kat skinęła głową i wysunęła się spod ramienia Hidana. Jashinista oparł się nieprzytomnie o ścianę. Kat oddała kosę Hidana Kakuzu i sama stanęła przed pierwszą z nici. Taniec Marzeń polegał na idealnym wręcz zsynchronizowaniu ruchów ciała, aby móc przejść pomiędzy ciasno ułożonymi nićmi. Gdyby zahaczyć o którąkolwiek... zazwyczaj nie było szans na przeżycie. Szarooka wsunęła się pod pierwszą z nici. Dzięki Byakaugan widziała wszystkie doskonale. Wyginała się i przesuwała, ostrożnie przechodziła nad i pomiędzy nićmi, idealnie panując nad swoim ciałem. W końcu przeszłą do końca i dezaktywowała pułapkę. Kakuzu doszedł do niej, ciągnąc za sobą Hidana.

-Kocham dziewczynki - mruczał Jashinista. - Kakuzu-chan, kochasz dziewczynki?

-Nie tak jak ty - rzucił shinobi Taki.

Hidan skrzywił się. Kat z uśmiechem na ustach założyła sobie kosę Hidana na plecy. Samego Jashinistę złapała za rękę i poprowadziła za sobą.

-Kocham cię! - zawołał nagle Hidan, obejmując Kat w pasie. - Znajdziemy jakiś pusty korytarz i... Ała!

Dziewczyna dla pewności uderzyła go jeszcze raz pięścią w twarz. Hidan nagle otrząsnął się na dobre z genjutsu i spojrzał zirytowany na Kat.

-Za co? - zawołał.

-Za Jashina - odpowiedziała mu.

Prychnął niechętnie i powlókł się za Kakuzu i Kat. Po chwili stanęli przed wrotami skarbca. Szarooka szybko je wywarzyła wraz z Kakuzu i oczom całej trójki ukazało się...

W Iwa. Tajemnicze miejsca.

...ukazało się...

-Puste pomieszczenie?! - zawołał Hidan, wskakując do środka. - Jak to puste?!

Kakuzu i Kat także weszli do środka. Faktycznie cała sale świeciła, ale pustkami.

-C'jit! - warknęła Kat. - Przecież tu musi coś być! Byakugan!

Porozglądała się wokoło i dostrzegła coś, co była wręcz idealnie ukryte. Na środku sali widniała niczym nie wyróżniająca się płytka posadzki. Kat uderzyła w nią pięścią z Kekkei Genkai Kakuzu. Po chwili stanął nad nią Kakuzu i Hidan.

-Skarbiec - zauważył shinobi Taki, patrząc na stosy złota, ukryte w drugiej sali pod tą, w której stali.

Wyjął z kieszeni płaszcza zwoje. Kat wzięła je od niego i zaczepiła kosę Hidana o brzeg włazu. Zjechała po lince i zapieczętowała złoto w zwojach. Schowała je w poły płaszcza i wdrapała się po lince na górę. Hidan pomógł jej wyjść z włazu.

-Wracamy - zarządził Kakuzu.

-Czekaj - powiedziała Kat. - Za tą, około metrową ścianą, jest las.

-Nie rozwalimy metrowej ściany - zauważył Kakuzu.

-My nie - potwierdziła, wyciągając coś z kieszeni. - Ale chaos w wyższej formie raczej tak. Lepiej się odsuńcie.

Posłusznie stanęli kawałek dalej. Szarooka złożyła przed sobą ręce w pieczęć Demonicznego Wilka. Powoli aktywowała również Copygan, a za nim Mangekyo sharingan i byakugan. Wokół niej zaczęły formować się granatowe pasma powietrza. Pomiędzy nimi wiły się czarne płomienie Amaterasu i ciemnoniebieskie pasma chakry. Po chwili wszystko to zmieszało się w granat wyższego poziomu chaosu. Potężna kula uderzyła o ścianę.

Potężny huk rozniósł się po sali. Gdy pył opadł trójka shinobi przeszła przez wyrwę w ścianie, wychodząc w las.

-Teraz do Iwa - zarządził Kakuzu.

Ruszyli traktem do Wioski Skały, po drodze chowając swoje płaszcze. Weszli do środka Wioski bez żadnych problemów i od razu skierowali się do odpowiednich sklepów. Szarooka mimo niechętnych pomruków Kakuzu kupiła zapas broni i zwoi, a także jakąś żywność. W końcu skierowali się za Kat do ciemnej i wąskiej uliczki.

-Wiesz co robią w takich miejscach jak to? - zapytała Hidan Kat, ocierając się o nią ramieniem, bo w uliczce mieściło się ledwo co dwie osoby obok siebie. - W takich uliczkach...

-Kobiety zabijają facetów, którzy myślą o gwałcie - przerwała mu Kat. - Nawet tych nieśmiertelnych. Poza tym... Facetowi zawsze można zrobić coś, po czym odechce mu się żyć.

-Znaczy się? - zainteresował się Jashinista.

Kat zatrzymała się i spojrzała mu prosto w oczy.

-To się nazywa bolesna kastracja - powiedziała spokojnie. - Z tego potem nie da się wyleczyć. Uwierz mi, nie chcesz tego przeżyć.

Ruszyła dalej, a Hidan przełknął ślinę. Stojący obok Kakuzu poklepał go po ramieniu.

-Zważając na to, że jesteś nieśmiertelny i z różnymi brakami żyłbyś praktycznie wiecznie... - zaczął. - ...nie drażniłbym Kat. Jeśli mówi, że cię wykastruje, to na pewno to zrobi. Nie licz na to, że będzie bezboleśnie.

Minął go, doganiając Kat. Hidan powlókł się za nimi, starając się opanować po usłyszeniu słów dziewczyny. Podobnie jak Kakuzu, wierzył na słowo Szarookiej. W końcu Kat zatrzymała się przed jakimiś drzwiami, na których widniał napis: „Llamista”. Dziewczyna zapukała i spojrzała na Kakuzu i Hidana.

-Wejdziecie, ale nawet słowem się nie odezwiecie - przestrzegła ich Kat. - Żadnych komentarzy, ani głupich pytań. Tak jakby was nie było.

Drzwi otworzyły się, zalewając uliczkę światłem.

-W jakiej sprawie? - zapytała starsza kobieta, stojąca w progu.

-Szukam córki Sybilli Llamisty - wyjaśniła Kat.

-Ja nią jestem - powiedziała stara. - Kim jesteś?

-Kat - odpowiedziała jej. - Kat Dealupus. Twa matka dała mi kiedyś przepowiednie trzech mężczyzn.

Kobieta od razu wpuściła do środka Kat i jej dwóch towarzyszy.

-Wiedziałam, że przyjdziesz - powiedziała kobieta. - Nazywam się Trylony. Czego ode mnie oczekujesz?

-Kim jest potężny przyjaciel? - zapytała Kat. - Czym mam wypełnić medalion?

-Nie wiesz? - zdziwiła się Trylony. - On jest w tobie. W serce, duszy i umyśle. Jesteście jednością. Ona ma moc, która podobnie jak on sam uważana jest za legendarną.

Szarooka stała chwilę w bezruchu.

-Wokamina.... - szepnęła w końcu. - Chaos... Jak niby mają wskazać mi Ciemną Duszę?

-Będziesz wiedzieć - odparła tajemniczo kobieta. - Gdy on nadejdzie.

-Co wiesz? - zapytała ją.

-Nic ponad to, co ma matka ci przekazała - powiedziała kobieta.

Kat wyjęła z kieszeni woreczek i położyła go na stole.

-Bądź zdrowa, Trylony - pożegnała ją.

-I ty także Córo Nocy - szepnęła stara. - I nich będą ci w pamięci słowa matki mej.

Braterska miłość.

Wrócili do siedziby jeszcze następnego dnia w nocy. Hidan i Kakuzu od razu poszli odpocząć, im ciągła podróż w jednej pozycji na wilkach dała się we znaki. Kat nie odczuwała tak tego, sama nieraz siedziała na wilczym grzbiecie nawet po kilka dni z rzędu. Zaniosła zakupione zwoje i broń do zwojowni i zbrojowni, a resztę pieniędzy, zdobytych w Iwa, oddała Pein'owi wraz z raportem z misji. Dowiedziała się, że Sasori i Deidara jeszcze nie wrócili, choć zdobyli już tajemną wodę. Dziewczyna poszła odpocząć do swojego pokoju. W środku już czekał na nią Tobirama, siedzący na jej łóżku.

-Jak po misji? - zapytał.

-Nie najgorzej - przyznała. - Przynajmniej trochę ze sobą współpracują, ale kłócą się jak stare małżeństwo. Zazwyczaj szło im o...

-...pieniądze i Jashina - dokończył za nią Tobi. - Wiem, to ich najczęstsze tematy.

Kat skinęła głową z uśmiechem i położyła się obok Tobiramy na łóżku, wpatrując się w biały sufit nad sobą.

-Nee-chan... Nudzi mi się - przyznał nagle Tobi.

-Nie ma Deidary, nie masz kogo wkurzać? - zapytała z uśmiechem.

-To też - powiedział. - Nee-chan... Pójdziemy potrenować?

-Tobirama... - zaczęła.

-Tobi - poprawił ją automatycznie.

-No może... - rzuciła. - Wiesz która godzina?

Tobi podniósł się nieco i spojrzał na zegarek, stojący na szafce nocnej.

-Pierwsza w nocy - powiedział. - Potrenujemy?

-No wiesz... - zaczęła niechętnie. - O pierwszej w nocy... Zawsze! Kto ostatni na bojówce ten fujara!

Oboje zerwali się z łóżka i wypadli z pokoju z krzykiem. Po chwili oboje byli już na sali.

-Pierwszy! - zawołał radośnie Tobi. - Eh... Mam siostrę fujarę...

-Usz ty! - zawołała.

Z krzykiem zaczął uciekać przed nią, gdy zaczęła go gonić. Kat już prawie złapała go za kołnierz płaszcza, gdy nagle potknęła się i jak długa wylądowała na ziemi, pociągając za sobą Tobiramę. Oboje wybuchli niepohamowanym śmiechem. Szarooka zmierzwiła bratu włosy. Po chwili wstali i zaczęli trenować.

Nawet nie zauważyli, że drzwi bojówki otworzyły się nieznacznie i do środka ktoś wszedł. Widząc rozgrywającą się walkę w pierwszej chwili chciał się wycofać, ale rozpoznał Kat i Tobi'ego. Cicho stanął w cieniu, przyglądając się dwójce zaciekawionym spojrzeniem. Pierwszy raz widział, aby Tobi tak świetnie walczył. Zazwyczaj nie pokazywał on swoich umiejętności przy wszystkich. Nagle doszedł do wniosku, że Tobi to zbyt tajemnicza postać, podobnie zresztą jak Kat. Cicho wycofał się z bojówki, znikając w swoim królestwie.

Kat z Tobi'm ćwiczyła do szóstej rano. W końcu razem wyszli z bojówki. Szarooka skierowała się do kuchni, aby zrobić chłopakom śniadanie. Tobi natomiast zauważył, że Sasori i Deidara już wrócili. Uchachany poszedł przywitać się z blondynem. Kat weszła do kuchni.

-Ohayo, Itachi - przywitała Uchihę. - Co ty tak wcześnie?

-Nie mogłem zasnąć - przyznał.

-Jest takie urządzenie na dobry sen - zaczęła Kat, wyjmując ze spiżarni trochę żywności. - Osobisty paralizator czaszkowy.

-Co takiego? - zapytał Itachi.

-Młotek - powiedziała radośnie.

Itachi parsknął niechętnie. Jasne... Miał się przygrzmocić młotkiem w głowę, żeby zasnąć. Nie ma to jak pomysły Kat...

Szarooka zaczęła robić chłopakom grzanki. W międzyczasie zrobiła też dla Itachi'ego herbatę z hibiskusa. Postawiła kubek przed nim.

-Wypij, poczujesz się lepiej - poradziła. - Przynajmniej przez resztę dnia nie będziesz senny.

-Dzięki - rzucił.

Szarooka wróciła do przygotowywania śniadania. Po chwili skończyła, w sam raz bo do kuchni wpadł Deidara. Jego mina mówiła sama za siebie - Tobi widać niezbyt delikatnie się z nim przywitał.

-Ohayo, Dei - przywitała się z nim. - Zjesz coś?

-Cześć - odpowiedział jej. - Może za chwilę, un.

Szarooka skinęła głową i podała śniadanie na stół. Minutę, może dwie później pojawiała się reszta paczki. Zaspani Hidan i Kakuzu, wyspany Kisame, rozbawiony Pein i jak zwykle chłodna Konan. Zjedli śniadanie, a Pein wysłał ich na trening. W kuchni został jedynie Tobi, który przeszedł dosłownie chwilę po tym jak wszyscy wyszli, Kat oraz Itachi. Tobirama szybko wcisnął coś w siebie i wybiegł z kuchni. Kat była nieco zaskoczona tym, ze jej brat ściągnął maskę przy Uchice, ale nic nie powiedziała na to. Widać Itachi musiał znać tajemnicę jej i Tobiramy.

-Wiesz kim jest Tobi - zauważyła dziewczyna, zbierając naczynia ze stołu.

-Podobnie jak ty - odpowiedział jej.

-Jestem jego siostrą, muszę go znać - powiedziała.

-Nie jesteś jego prawdziwą siostrą - zaprzeczył. - Wychowałaś go. Nie mieliście jednego ojca.

Kat wzdrygnęła się nieco. Przed oczami mimowolnie stanął jej Madara. Dziewczyna włożyła naczynia do zlewu.

-Nie - przyznała po chwili. - Ojciec Tobiramy jest ode mnie starszy o dwa lata. Znałam go. Mimo wszystko uważam Tobi'ego za swojego brata.

-Kim był jego ojciec? - zapytał nagle Itachi, patrząc już na równo ułożone stosy czystych talerzy.

-Nie wiesz? - rzuciła. - Jeśli ci nie powiedział, ode mnie się nie dowiesz.

Itachi westchnął ciężko.

-Faktycznie jesteście jak rodzeństwo - powiedział. - Jedno o drugim nic nie powie.

-Tak bywa - powiedziała. - Przecież też masz brata, wiesz na czym to polega.

-To nie to samo - zauważył cierpko Itachi. - My... Nie jesteśmy już rodzeństwem.

-Zawsze będziecie braćmi - zauważyła Kat, siadając obok Itachi'ego. - Mimo wszystko. Przecież kochasz Sasuke, Itachi.

-Co ty możesz o tym wiedzieć? - rzucił natychmiast. - Nie masz pojęcia o tym, co zrobiłem...

-Wiem o wiele więcej niż się spodziewasz - przerwała mu. - Starszyzna uznała Uchiha za zagrożenie. Wszystkich, cały klan, mimo że tylko elita posiada moc sharingana, cały klany był uznany za niebezpieczny. Rada dała jednemu członkowi ANBU ultimatum, a on wolał zginąć, niż zabić swoich. Ale znaleźli się inni chętni do tego. I ten członek ANBU musiał zabić ich, gdy oni już zabili swoich. Oszczędzony został tylko jeden... brat. Dlaczego? Tego nie wiem. Wiem jednak, że co noc ten członek klanu Uchiha patrzy w niebo, bo sam nie wie, co się z jego bratem dzieje. Wyrzuca sobie, że kiedyś obiecał nauczyć go Piór Feniksa, a nie dotrzymał słowa. Pogardza sam sobą, bo kiedyś kazał mu iść spać, gdy ten przyszedł do niego w czasie burzy. Potępia siebie, bo pewnego dnia nie obronił go przed gniewem ojca. Oskarża co dzień, nie!... co minutę siebie, że, według swojej opinii, był złym bratem. A jaki był? Tego także nie wiem. Jedyne co widzę, to fakt, że dla własnego brata poświęcił wszystko, wszystko co miał, byleby tylko go uratować.

-Przestań - jęknął Itachi, opierając głowę o ręce. - Nie wiesz, co ja czułem!

-Nie wiem, ale tego nie da się cofnąć, Itachi! - przerwała mu. - Jest jak jest, nie ma co rozczulać się nad błędami przeszłości. Dziś żyjesz tylko dla Sasuke, choć on o tym nie wie. Kazałeś mu pielęgnować nienawiść do ciebie, chęć zemsty, tylko po to aby stał się silniejszy. Ja wiem to Itachi... On ma w sobie siłę i moc.

-Czcze gadaniny - przerwał jej. - Nie wiesz, po co Sasuke...

-Nie wiem - potwierdziła. - I właściwie nie chcę wiedzieć. Itachi, nie zgadałam się tyle, po to, żeby cię zdołować, ale po to, żebyś uświadomił sobie, że gdzieś tam, a najprawdopodobniej w Konoha, żyje twój brat. Brat! Sasuke to nie tylko człowiek, który ma z tobą wspólne więzi rodzinne. To twój brat. A dla brata...

-...zrobi się wszystko - dokończył za nią.

Szalone przypadki nauki Kibaku Nedo.

Szarooka zapukała do pokoju Deidary. Po usłyszeniu pozwolenia, weszła do środka.

-Ohayo, Dei - przywitała się.

-Mam na imię Deidara, un - zauważył.

-Wiem, Dei - rzuciła Kat. - Co robisz?

Pokazał jej kartkę papieru, na której widniał niedokończony jeszcze krajobraz z Iwa-gakure. Szarooka stanęła obok blondyna i przyjrzała się jego dziełu.

-Iwa... - stwierdziła. - Tęsknisz za nią, prawda?

-To moja Wioska, un - przyznał. - Ale nie za nią tęsknię. Raczej za skałami, un. Je kochałem najbardziej...

-...wysadzać? - podsunęła Kat.

-Też - uśmiechnął się. - Coś się stało, ze przyszłaś, un?

-Miałeś nauczyć mnie Kibaku Nedo - zauważyła.

-Tego się nie da nauczyć, un - rzucił. - To uwarunkowane Kekkei Genkai, un.

Kat uśmiechnęła się do niego.

-Copygan... - jęknął Deidara. - No dobra, un...

Szarooka złapała chłopaka za rękę i wyciągnęła go na bojówkę. Gdy spojrzała mu w oczy, Deidara poczuł się dość dziwnie, ale nie powiedział nic. Szarooka chwilę stałą w bezruchu, aż w końcu podniosła oczy i ujęła dłoń Deidary.

-Urodziłeś się z ustami na rękach? - zapytała.

-To Linia Krwi, un - zauważył. - Tak, urodziłem się z nimi, un.

-Hm... Ciężko będzie - rzuciła Kat. - Copygan nie zmienia ludzkiej fizjonomii aż tak bardzo. Potrafi przemianować źrenice w inne wzrokowe Kekkei Genkai i sięga do poziomu skóry właściwej. W przypadku Shitotsumyaku także do kości. Kibaku Nedo to zbyt skomplikowane Kekkei Genkai. Nie wytworzę ust na dłoniach...

-Śmiesznie byś wyglądała, un - zauważył z uśmiechem Deidara.

-Mówisz, bo przeżyłeś - dogryzła mu. - Un...

-No wiesz co... - rzucił obrażony.

Kat uśmiechnęła się.

-Przepraszam, Dei - powiedziała. - Weź się nie obrażaj...

-Co chcesz z tym zrobić, un? - zapytał. - Z Kibaku Nedo?

-Jeszcze nie wiem - przyznała. - Pokaż mi jak robisz figurki.

Deidara sięgnął ręką woreczka z gliną i jego usta na rękach zaczęły ją intensywnie przeżuwać. Kat aktywowała Byasharingan i zauważyła, że usta mieszają chakrę z gliną. Deidara skończył swoje dzieło i pokazał Kat małego motylka.

-Słodki - przyznała. - Zwłaszcza jak wybucha komuś przed twarzą.

Deidara uśmiechnął się w odpowiedzi i wypuścił owada. Gdy ten odleciał kawałek, blondyn złożył nieznaną Kat pieczęć.

-Katsu! - krzyknął

Motyl wybuchł, zalewając Kat i Deidarę chmurką czerwonych fajerwerków.

-Zielone też potrafisz? - zapytała radośnie Kat.

Skinął głową, uśmiechając się. Szarooka pożyczyła od niego trochę gliny. Chwilę poruszała palcami prawej ręki, aż Deidara zauważył, że zaczęła ona nieznacznie błyszczeć na granatowo.

-Chakra Wokamina jest o wiele potężniejsza od mojej - zauważyła Kat. - Wystarczy jej odrobina, a można wykonać najtrudniejsze jutsu. Jest też jej jeden plus. Mogę jej używać kiedy chcę i bez ograniczeń, dodatkowo potrafię wydostać ją na zewnątrz. Miejmy nadzieję, ze to wystarczy do Kibaku Nedo.

Zaczęła gnieść glinę w rękach. Deidara zauważył, że nabrała ona lekko granatowej barwy - znak, że została zmieszana z inną chakrą. Kat po chwili pokazała Deidarze niewielkiego wilka ze skrzydłami.

-Phi! Dziwny jakiś, un - zauważył blondyn.

-Bo mój - zaśmiała się.

Wypuściła wilka, a ten zaczął latać po sali. W końcu Kat złożyła pieczęć Kibaku Nedo.

-Katsu! - krzyknęła.

Wilk wybuchł z hukiem, zalewając dwójkę granatowymi iskrami.

-Jasne, ja sobie nie poradzę, Copygan nie potrafi przekopiować Kibaku Nedo, un, to zbyt skomplikowane Kekkei Genkai, un - zaczął ją przedrzeźniać Deidara. - Ja się tego nauczyłam tylko w ciągu pół godziny, un. A skąd, ja nie dam rady.

-Też cię lubię, Dei - zaśmiała się, gdy razem już wychodzili z bojówki. - Co tam z nowymi projektami ładunków?

Wyjął z kieszeni gotowego ptaka, który miał potrójne skrzydła i długi ogon.

-I co z nim? - zapytała Kat.

-Sama zobacz, un - rzucił.

Wypuściła ptaka, a ten zaczął latać wokoło korytarza.

-Znosi go w dół - zauważyła Kat.

Złapała ptaka i przyglądnęła mu się dokładnie. Poprawiła mu głowę i dziób, wydłużając go i nadając mu bardziej opływowy kształt.

-Był zbyt duży opór powietrza - zauważyła. - Narysuję ci to na projekcie.

Wypuściła ptaka, a ten zaczął latać o wiele szybciej niż poprzednio. Szarooka odczekała chwilę i złożyła pieczęć.

-Katsu! - zawołała.

Ptak wybuchł, ale tym razem nie jako fajerwerki, ale jako ładunek wybuchowy. Kat spojrzała przerażona na Deidarę.

-Nie mówiłeś, ze to bomba - rzuciła.

-Bo nie pytałaś, un - odpowiedział.

-DEIDARA! - usłyszeli wrzask Pein'a.

-Ups! - zawołała Kat. - Poszły drzwi od gabinetu Lidera.

-Co?! - zawołał Deidara. - Zabije mnie, un! A to ty! Liderze to Kat, un!!!

-ZABIJĘ WAS OBOJE! - wykrzyczał Pein.

Szarooka i Deidara zaczęli krzyczeć. Z pokojów wyszli niektórzy członkowie Akatsuki. Sasori i Itachi spojrzeli zaszokowani na idącego wściekle Pein'a, całego w kurzu i drzazgach, oraz na biegających wokoło Kat i Deidarę. Kisame rzucił im nieco rozbawione spojrzenie.

-ZABIJĘ!!!... - wysyczał Pein.

-Ratuj się kto może! - krzyknęła Kat.

Złapała Deidarę za rękę i pociągnęła go w stronę Sali Pieczętowania. Szybko opuścili organizację bocznym wyjściem. Biegli przez las, omijając drzewa i słysząc za sobą wściekłe krzyki Pein'a. W końcu zatrzymali się zdyszani.

-Przez ciebie zginę, un - zauważył Deidara.

-Pociesz się tym, że ja zginę z tobą ale przez siebie samą - poklepała go po ramieniu.

Chwilę jeszcze odpoczywali, aż w końcu ruszyli przed siebie, bez żadnego określonego celu podróży. Nagle z krzaków wyskoczył mały lis. Przyglądnął im się uważnie i wrócił tam, skąd przyszedł.

-Lis... - zauważył Deidara.

-Acha... - potwierdziła Kat. - Jednoogoniasty. Nie tego szukamy.

-To my szukamy Kyuubi'ego, un? - zapytał nieco zaskoczony Deidara. - Teraz?

-A skąd - odpowiedziała mu Szarooka. - Ogólnie tak, ale nie teraz. Teraz staramy się przeżyć jakoś w lesie.

Nagle Kat pociągnęła Deidarę w krzaki. Upadli razem na ziemię, Szarooka leżąc na blondynie spojrzała spomiędzy liści na drogę.

-Kat... - zaczął Deidara, czerwieniąc się. - Jesteś za blisko, un.

-Cicho... - skarciła go. - Dwóch ANBU.

Ostrożnie zeszła z niego i razem spojrzeli na drogę. Faktycznie szło tamtędy dwóch członków ANBU. Kat aktywowała sharingan, ale nie dostrzegła nikogo więcej.

-Są sami - powiedziała. - Powinni nas minąć.

Deidara skinął głową. Nagle Kat zachciało się kichać. Deidara w ostatniej chwili przytrzymał jej nos palcami, kładąc dłoń na jej ustach, aby nie kichnęła. ANBU minęło ich bez podejrzeń. W końcu Kat zaczęła się dusić.

-A sorry... - szepnął Deidara.

Kat odetchnęła głęboko i otarła usta wierzchem dłoni. Nie wiedząc czemu, zaczerwieniła się mocno, uciekając wzrokiem wokoło.

-Co ci, un? - zapytał Deidara.

-Eee... No... - zaczęła. - Dei... Bo ty masz te usta na swoich dłoniach, a one przed chwilą...

-Kuso! - jęknął Deidara, zaczerwieniwszy się mocno. - Przepraszam...

-Tylko ci mówię, żebyś następnym razem wiedział - zauważyła, wstając. - Wiesz co... Jeszcze nigdy nie całowałam się z ręką. Nie ma to jak nowe doświadczenia.

Nowa misja. Powrót do wspomnień.

Krążyli po lesie, aż zrobiło się ciemno. Wtedy z krzaków, okalających leśną ścieżkę, wyskoczył...

-Tobi! - zawołała Kat, przytulać się do masmena. - Przyszedłeś nas uratować.

-Tobi to dobry chłopiec - potwierdził. - Pein-sama mówi, że możecie wrócić, jeśli naprawisz mu drzwi i będziesz gotować wszystkie posiłki przez miesiąc. Codziennie.

-Usz, wredny rudzielec - szepnęła mu do ucha.

-Czyli się zgadzacie, Tobi się cieszy! - zawołał masmen. - Możemy wracać? Tobi chce już iść spać.

Szybko wrócili do siedziby. Kat od razu naprawiła Pein'owi drzwi, starając się nie śmiać pod naporem jego nienawistnych spojrzeń.

Egzamin na chuunina w Konoha nie odbył się tak, jak Trzeci Hokage by sobie tego zażyczył. Akurat teraz stał na dachu jednego z budynków, naprzeciw swojego dawnego ucznia, Orochimaru. Sannin uśmiechał się złowieszczo.

-Zobaczmy, drogi Sarutobi sensei, jak poradzisz sobie z innymi przywódcami Konoha - zaśmiał się wężowaty. - Kuchiyose: Edo Tensei!

Przed nim z nikąd zaczęły wyłaniać się trzy trumny Hokage. Sarutobi z trudem zdołał powstrzymać trzecią, należącą do Czwartego. Dwie z nich otworzyły się ukazując braci Senju. Orochimaru zaśmiał się i oczy Nidaime oraz Shodaime się otworzyły, a każda z komórek zaczęła na nowo żyć...

Kat obudziła się w swoim pokoju zlana potem.

-Tobirama... - szepnęła. - Hashirama...

Ukryła twarz w dłoniach i zaczęła płakać. Czemu znowu te sny? Kiedy się od nich uwolni? Dziś jednak koszmar był inny, bardziej realistyczny... Obaj bracia Senju patrzyli na nią żywymi oczyma, uśmiechali się do niej, smutno, ale jednak. Ich obraz zasłaniała kurtyna krwi, ich krwi.

-Nee-chan... - usłyszała cichy szept.

-Tobirama! - zawołała.

Objęła mocno chłopaka, wypłakując się w jego ramię. Uchiha przytulił ją do siebie, gładząc po złotych włosach. Kołysał ją lekko, pozwalając uspokoić się Szarookiej.

-Oni... Braciszku... Oni byli... - łkała.

-Już dobrze, Nee-chan - uspokoił ją. - To tylko sen.

Nie potrzebowała jej wyjaśnień. Dziewczyna powoli uspokajała się, wypłakując w jego ramię. Kochała Tobiramę, Hashirama traktowała jak brata... Każdy koszmar z ich udziałem był ciosem w serce, był jak rozoranie dopiero co zasklepionej rany, która na nowo krwawiła i bolała. Dziewczyna zasnęła dopiero o trzeciej nad ranem, wciąż tulona w ramionach brata. Tobi położył ją na łóżku i przykrył szczelnie kołdrą. Pocałował ją w czoło, odgarniając kosmki włosów z jej twarzy. Wiedział, że dziewczyna będzie spać już do rana. Wyszedł z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi.

-Mamy kłopoty - usłyszał głos Pein'a.

-O co chodzi? - zapytał natychmiast.

-A Kat? - rzucił Lider.

-Śpi, nie warto jej budzić - zauważył Tobi. - Co się stało?

-Chodź - polecił rudy.

Razem weszli do gabinetu, gdzie znajdował się Itachi, Kisame, Sasori, Deidara, Kakuzu, Hidan, Konan i Zetsu.

-W czasie egzaminu na chuunina w Konoha Orochimaru zaatakował Wioskę - poinformował Pein. - Zginął Trzeci Hokage. Podobno Orochimaru użył zakazanej techniki wskrzeszania, ożywiając ciała dwóch poprzednich Hokage...

Tobi podniósł wzrok. Więc dlatego... W tej sytuacji koszmar Kat nabierał sensu.

-...to jawny atak na Konoha - zauważył rudy. - Mało tego... Podobno młody Sasuke otrzymał przeklętą pieczęć od wężowatego...

Tobi poczuł, jak stojący obok niego Itachi drgnął nieznacznie.

-...nie wiemy co planuje Orochimaru - ciągnął Lider. - Zetsu ma ograniczone możliwości w jego twierdzy, a żadnego z was tam nie wyśle. Możemy czekać tylko na dalszy rozwój wydarzeń i przygotować się na walkę. Od dziś dzielicie się swoimi technikami między sobą, a Kat zostaje waszą główną trenerką.

-Ta małolata, un? - rzucił Deidara.

-Nie nazwałbym jej tak - zaprzeczył Pein. - Historia Kat Dealupus sięga dalej niźli byście przypuszczali. Ona była trenowana przez Drugiego Hokage Konoha, ma dar wieczności, siłę Copygana, włada wilkami i nosi w sobie najpotężniejszego z demonów. Radzę wam wszystkim czuć przy niej choć odrobinę respektu. Będziecie się od niej uczyć. To mój rozkaz. A teraz wracajcie do swoich pokoi., bo od jutra zaczyna się ciężka praca każdego z was nad samym sobą.

Tobi obudził się o szóstej. Zamruczał niechętnie, wciskając głowę pod poduszkę.

Ktoś zapukał do jego pokoju. Hm... Dziwne. Zazwyczaj nikt nie pukał. Kat nie pukała, zresztą on sam do niej też nie pukał. Zazwyczaj parowali do drugiego jak do siebie, z czego czasem wynikały dość dziwne sytuacje. Więc kto mógł pukać? Pein pukał, jak mu się chciało. A! Był jeszcze jeden...

-Tobi, to ja, Itachi, otwórz - powiedział przez drzwi Uchiha.

-Wejdź - rzucił Tobi.

Usłyszał odgłos otwieranych i po chwili zamykanych drzwi. Spomiędzy pościeli i swoich rąk zauważył, że to faktycznie Uchiha. Podniósł się nieco, siadając na łóżku.

-Nie masz maski - zauważył Itachi.

-I tak wiesz, kim jestem, po co nosić maskę - odpowiedział mu Tobirama. - O co chodzi?

-Orochimaru zabił Trzeciego Hokage - zauważył Itachi, stając przed biurkiem Tobi'ego. - Wiesz co to oznacza... Sasuke... Jeśli Starszyzna będzie chciała dokończyć dzieła. Przecież nie po to go wtedy ratowałem, by teraz zginął z ich ręki.

-Przypomnij im o sobie - poradził Tobirama.

-Jak? - zapytał Itachi.

-Pein wyśle was na misję do Konoha - powiedział Tobi, wstając z łóżka. - Wystarczy, że pokonasz kilku jouninów, użyjesz Mangekyo, a gdy Starszyzna się o tym dowie, wspomni twoje słowa.

Itachi parsknął cicho.

-To oznacza ujawnienie - zauważył.

-O Akatsuki i tak już jest za głośno - przerwał mu Tobi. - Poza tym... Moglibyście spróbować złapać sakryfikanta lisa. A przynajmniej ocenić jego możliwości.

-Pein nas nie wyśle - zauważył Uchiha.

-On może nie, ale ja i Kat owszem - rzucił Tobi. - Pamiętaj, kto tu tak naprawdę ma władzę. Szarooka zna wasz los, zgodzi się bez problemu. Poza tym... - urwał na chwilę. - ...ona widzi w Sasuke potencjał.

-Chce go w Akatsuki? - zdziwił się Itachi.

-Jeszcze nie teraz - zaprzeczył. - Ale kiedyś, kto wie... Plany Szarookiej to nawet jak dla mnie zbyt skomplikowana sprawa. Ale zaufaj jej, ona cię nie zawiedzie.

Powrót do Konoha. Bolesne wspomnienia...

Po kilku dniach marszu dotarli pod bramę Wioski Liścia. Był mglisty poranek, a oni mieli już nawet lekko wilgotne płaszcze od unoszącego się wokoło białego oparu.

-Co ze strażnikami bramy? - zapytał nagle Kisame.

-Nie martw się, nie przeszkodzą nam - odpowiedział natychmiast Itachi.

Idąca pomiędzy nimi niska postać nie odezwała się ani słowem. Cała trójka ubrana była w płaszcze Brzasku oraz szerokie sakkaty z dzwoneczkami. Po kilku minutach stanęli naprzeciw bramy Konoha. Ruszyli przez nią spokojnie.

-Przepraszam... - zaczął strażnik.

Zatrzymali się na dźwięk jego głosu. Itachi uniósł nieznacznie głowę, odsłaniając nieco swoją twarz, a przede wszystkim oko, w którym czerwienią iskrzył się sharingan. Strażnik przymknął oczy i zsunął się po ścianie bramy.

-Delikatnie... - stwierdziła Kat.

Uchiha nie odpowiedział jej na to, bez słowa ruszył dalej. Kisame i Szarooka podążyli krok za nim. Powoli zaczęło się wokoło przejaśniać, słońce rozproszył mgłę i zaczęło ukazywać prawdziwe, radosne kolory Konoha-gakure.

-Zatrzymajmy się gdzieś - poprosiła Kat. - Szliśmy cały wczorajszy dzień i noc.

-Teraz? - zapytał Itachi.

-Wystarczy szklanka wody - zauważyła Szarooka. - Itachi, nie mamy się katować, ale wykonać misję.

Bez kolejnych zbędnych słów ruszyła dalej traktem, a po chwili skręciła w jakaś uliczkę i znalazła się w niewielkiej, ale przytulnej gospodzie, skąd widać było główny trakt. W środku sama zamówiła coś na szybko do zjedzenia i podeszła do Kisame i Itachi'ego, którzy już zajęli stolik.

-Jak znajdziemy dziewięć ogonów? - zapytał ją Kisame.

-Nie martw się, to akurat nasz najmniejszy problem - zauważyła Kat. - Jounini będą patrolować ulice, po ataku Orochimaru podwoili straże. Także te dzienne.

-Poradzimy sobie - rzucił chłodno Itachi.

Dalej posilali się już w milczeniu, a gdy skończyli Szarooka sama uregulowała rachunek, po chwili dołączając do pozostałej dwójki. Kierowali się ku centrum Konoha, aby zasięgnąć u tutejszych języka i odnaleźć Kyuubi'ego. Przechodzili właśnie nad jeziorem, gdy przed nimi znikąd wyrosła dwójka shinobi Konoha. Jeden z nich był dobrze zbudowanym mężczyzną z brodą i papierosem w ustach. Kobieta miała czerwone oczy i biały strój.

-Czego szukacie w Konoha? - zapytał brodaty.

-Nie twoja sprawa - odparł natychmiast Itachi. - Przepuść nas.

-Nie ma mowy - odparł tamten. - Zostajecie zatrzymani.

Kisame zaśmiał się pod sakkatem. Widocznie to zirytowało shinobi z Konoha, bo zaatakował ich natychmiast. Hoshigaki zablokował cios kastetów z wydłużonymi ostrzami tym samym rozszarpując bandaże na swoim mieczu. Itachi rozpiął nieco płaszcz, aby wysoki kołnierze nie przeszkadzał mu w walce. Chwycił kunai w rękę i zaatakował nim dziewczynę. Szarooka stała z boku, przyglądając się poczynaniom dwójki i oceniając ich zdolności na polu prawdziwej, a nie jedynie treningowej, walki. Musiała przyznać, że radzili sobie doskonale. Itachi atakował szybko i zwodniczo, pokonał już genjutsu dziewczyny. Natomiast Kisame już zdołał zranić swojego przeciwnika, rozszarpując mu ramię mieczem. Walka przeniosła się na jezioro, gdy nagle Itachi poczuł na swoim karku zimno stali kunai.

-To koniec - usłyszał znajomy głos.

-Kakashi.... - szepnął Uchiha. - Dawnośmy się nie widzieli.

-Przestań walczyć - polecił Hatake.

Nie odpowiedział mu, atakując go i pokonując jego klona. O mało co się nie uśmiechnął na myśl o przewidywalności starego przyjaciela. Obok niego stanął Kisame, a naprzeciw cała trójka shinobi z Konoha. Szarooka doskoczyła do swoich, stając pomiędzy Kisame, a Itachi'm. Ona jedyna nie ściągnęła sakkatu, nie brała też udziału w walce. Spod materiału, otaczającego kapelusz, patrzyła na szarowłosego, który odsłonił opaskę z Konoha, pokazując im wirujący sharingan. Dziewczyna zmrużyła oczy, ale nie skomentowała tego jawnie. Nagle poczuła, jak od stojącego z jej lewej strony Itachi'ego emanuje potężna dawka chakry, którą Uchiha przekazał na wykonanie jakiegoś jutsu.

-Asuma, Kurenai! Zamknijcie oczy! - zawołał Hatake. - Natychmiast!

Szarooka aktywowała swój Copygan, a przez niego i sharingan. Mogła to zrobić przy użyciu pieczęci, zmniejszając tym samym potrzebną do aktywacji część chakry, ale nie chciała prowokować pozostałej dwójki z Konoha. Nieznacznie dotknęła ramienia Itachi'ego, a on tylko chwycił ją za rękę, pozwalając tym samym połączyć się w technice Tsukiyomi. W iluzyjnym więzieniu trzymali Hatake przez równiutki tydzień, a Uchiha zajął się zabawianiem shinobi w tym czasie. Gdy w końcu wypuścili szarowłosego z więzienia genjutsu, ten upadł na kolana, zdyszany od wysiłku umysłu.

-Kakashi, co się stało? - zapytał brodaty, wciąż zamykając oczy. - Co jest?

-Nie otwierajcie oczu - polecił im słabo szarowłosy.

-Czas kończyć - zauważył cicho Itachi.

Kisame od razu doskoczył ze swoim mieczem, ale został zatrzymany przez mocny cios taijutsu jakiegoś ninja w zielonym ubraniu.

-C'jit... - szepnęła Kat. - Za długo to trwa, Itachi.

Uchiha nieznacznie skinął głową. Minutę, może dwie później trójka shinobi Akatsuki zniknęła z oczu mieszkańców Konoha. Stanęli na pustej uliczce, otoczonej zewsząd budynkami. Pomiędzy ścianami domów Kat dostrzegła niewyraźny zarys kamiennej ściany. Słyszą słowa Itachi'ego, ale przepływały one obok niej, nie przynosząc do niej nic ze swojego sensu. Stalowoszare oczy dziewczyny wpatrywały się w monument Hokage, a właściwie to pomnik tylko jednego z nich...

-Tobirama... - szepnęła cicho.

-Kat, co z tobą? - Itachi trącił ją lekko w ramię. - Słuchasz nas w ogóle?

-Przepraszam, zamyśliłam się - przyznała. - Co wymyśliliście?

Stracone braterstwo.

W końcu dowiedzieli się, co mogło stać się z sakryfikantem lisa. Szybko podążyli za nim, nie zważając na czasami zbyt głośne komentarze o ich strojach. W końcu dostali się do odpowiedniego hotelu, gdzie zatrzymał się lis oraz jego tymczasowy opiekun.

-Kim jest Jiraiya? - zapytała Kat, stając przed budynkiem.

-To sannin, jeden z legendarnych Konoha - wyjaśnił pokrótce Itachi. - Będzie z nim nieco kłopotów.

-To nic... - zauważyła Kat. - Damy sobie radę.

Weszli do budynku i od razu odnaleźli odpowiedni pokój. Itachi zapukał do drzwi.

-Coś taki grzeczny? - zironizowała Szarooka.

-Będzie szybciej - stwierdził.

Kat uniosła nieco brwi, uśmiechając się złośliwie. Po chwili drzwi otworzyły się, ukazując w nich niebieskookiego blondyna, który mógł mieć góra dwanaście lat.

-Czego chcecie? - zapytał młody, kuląc się pod spojrzeniem Itachi'ego.

-Ciebie - stwierdziła Szarooka. - A właściwie wystarczy nam twój Kyuubi. Pójdziesz z nami, chłopcze.

Wyciągnęła rękę, aby złapać go za ramię, ale ten odskoczył od niej natychmiast, patrząc w oczy Uchihy. Szarooka usłyszała urywany szept chłopaka i jedno słowo: „Sharingan...”.

-Idziesz z nami - stwierdził już chłodno Uchiha.

-Mowy nie ma! - zawołał tamten.

Złożył pieczęć, służącą do kumulacji chakry i wokół niego zaczęła pojawiać się aura czerwonej siły.

-Chakra Kyuubi'ego - zauważyła Kat. - Kisame...

Hoshigaki wyjął swój miecz i od razu przejął cała skumulowana przez blondyna chakrę. Drugi jego cios został zablokowany przez dziwną pomarańczową żabę w zbroi shinobi.

-Ha! Chcieliście wykiwać Jiraiyę! - zawołał białowłosy mężczyzna około pięćdziesiątki.

-To to o czym myślę? - zapytała Kat.

-Owszem to Jiraiya - potwierdził Itachi.

Kat westchnęła ciężko, spoglądając na białowłosego spod swojego sakkatu, który nadal nie zdjęła.

-Warto walczyć? - szepnęła ku Uchice.

Nie zdążył odpowiedzieć, bo z drugiej strony korytarza wyskoczył czarnowłosy chłopak o wściekłym spojrzeniu czarnych jak węgiel oczu. Szarooka od razu rozpoznała charakterystyczne rysy twarzy.

-Sasuke... - szepnęła.

Stojący obok niej Itachi zadrżał nieco. Tymczasem młody Uchiha wykonywał jakieś pieczęcie i w jego ręce pojawiła się kula złożona z chakry i żywiołu Raiton.

-Złap za nadgarstek - poleciła Kat. - Narusz kości, ale nie łam całej ręki.

Sasuke z wściekłym okrzykiem zaczął biec na Itachi'ego, który stał w bezruchu, dokładnie analizując słowa dziewczyny. Ręka Sasuke z jutsu kruszyła tynk na ścianach.

„To szalone!” - przyznał Itachi, trawiąc słowa dziewczyny.

Mimo wszystko złapał brata za nadgarstek tak, że ręka Sasuke znajdowała się o kilka centymetrów od niego. Szarpnął nią nieznacznie, rozległ się trzask kości i krzyk młodego Uchihy, który natychmiast odskoczył od brata. Zaatakował ponownie, tym razem taijutsu, ale Itachi posłał go na ścianę naprzeciwko. Nawet Kat nie słyszała słów, które szeptał do ucha brata, stojąc z nim pod ścianą.

Kat usłyszała za sobą jakiś ruch, a gdy odwróciła się do sannina i sakryfikanta, ten pierwszy wykonywał już jakieś jutsu.

-Zbieramy się - poleciła Kat.

Obaj jej towarzysze skinęli głowami i zaczęli biec korytarzem. Ściany hotelu powoli zamieniały się w czerwony mięsień okryty śluzem. Wyrastały z nich potężne macki, które Kisame ścinał w miarę możliwości.

-Itachi, to ściana! - zauważyła Kat, gdy biegli już po miękkiej tkance.

-Pomóż mi - polecił.

Złapała go za rękę i szybko aktywowała sharingan. Potężna dawka Amaterasu i chaosu uderzyła w ścianę, tworząc w niej ogromną dziurę, przez którą cała trójka Akatsuki wyskoczyła na ulicę. Kat wciąż trzymała za rękę Uchihę, czuła, jak jego zapasy chakry są praktycznie na wyczerpaniu. Ścisnęła mocniej jego dłoń, posyłając przez nią swoją siłę i tym samym wzmacniając Itachi'ego. Poruszali się szybko, skacząc po tafli jednego z jezior Konoha. Zatrzymali się dopiero za murami Wioski, przez bramę przeszli bez przeszkód, otumaniwszy wcześniej strażnika. Usiedli na jakimś zwalonym pniu w lesie, odzyskując miarowy oddech. Kat spojrzą na Uchihę - Itachi był wyczerpany użyciem dwóch technik Mangekyo sharingana. Mimo wszystko trzymał się na nogach, nie dając po sobie poznać, jak bardzo jest zmęczony. Szarooka nadal przesyła przez dłoń chakrę, co nieco wzmocniło siły czarnowłosego.

-Wracamy do siedziby - poleciła. - Misja zakończona.

Tajemnica Córki Nocy.

Wrócili do siedziby już po kilku dniach. Kat od razu zajęła się Itachi'm, który nadal był wykończony po misji. Zostawiwszy go w jego pokoju, sama zameldowała się u Pein'a.

-I jak? - zapytał rudy.

-Misja wykonana - powiedziała Kat, siadając naprzeciw niego. - Starszyzna powiadomiona o tym, że Itaś wciąż żyje. Ponad to wiedzą już o nas, będą się przygotowywać do walki. Ale mniejsza z tym, my też nie będziemy siedzieć jak te kołki. Od jutra przez trzy lata będziemy trenować.

-Czemu aż tyle czasu? - zapytał zaskoczony Pein.

-Bo tak - zarządziła Kat. - Za trzy lata zaczniemy od jednego ogona, potem dojdziemy do dziewiątego.

Rudy skinął głową, bo choć nie rozumiał powodów, dla których Kat wyznaczyła akurat taki czas, ufał jej. Poza tym... Akatsuki to była organizacja należąca do Kat i Tobirama, nie do Pein'a. Dwójka przybranego rodzeństwa, a zwłaszcza Szarooka, miała najwyższy głos, co do losów Brzasku.

-Itachi musi zregenerować siły - zauważyła Kat. - To potrawa dzień, góra dwa. Żadnych misji aż do odwołania. Gdzie Tobi?

-Pewnie wnerwia Deidarę - zauważył rudy. - Ale pewien nie jestem... Nie jestem tu od pilnowania źle wychowanych dzieci.

Kat posłała mu sceptyczne spojrzenie. Pein uśmiechnął się, doskonale wiedząc, kto wychowywał Tobiramę.

-Kolacja o siódmej - rzuciła jeszcze w drzwiach Kat.

-Ah... Zapomniałem, że gotujesz - stwierdził bezczelnie Pein.

-Rudzielec zakichany - odpowiedziała mu.

Wyszła na korytarz i o mało co nie zderzyła się z Sasori'm.

-Hej, Sasori! - przywitała się z nim. - Co tam u ciebie?

-W porządku - powiedział. - Idę do biblioteki.

Wyminął ją i wszedł do pomieszczenia wyżej wymienionego. Kat wzruszyła nieco ramionami, ale nic nie powiedziała, sama wchodząc do kuchni. Sasori przeszedł między półkami i sięgnął po gruby tom starej księgi. „Legendy shinobi.” - brzmiał jej tytuł. Lalkarz zastanawiał się po co taka książka w siedzibie przestępców, ale już po bliższym zapoznaniu się z nią, stwierdził, że to dobrze, że ona tu jest. Otworzył na zaznaczonej przez niego wcześniej stronie z legendą o Córce Nocy.

Nie była z tego świata. Nazywano ją Władczynią Wilków, gdyż miała nad nimi potężną władzę. Wśród samych zwierząt nazywana był Córką Nocy, tą, która panuje nad wilczym skowytem. Miała dar i to potężny. Jednym spojrzeniem była w stanie zniszczyć lub odbudować cały świat i takie było właściwie jej przeznaczenie.

Jej nauczycielem był Mistrz Suition. Od niego nauczyła się daru panowania nad wodą w całej swej okazałości. Dziewczyna potrafiła wiele, poczynając od walki, a kończąc nad chaosem, którego panowanie miała we krwi.

Jej serce było jednak rozdarte na dwoje, jako że dwóch mężczyzn stanęło na jej drodze. Sama nie wiedząc, którego wybrać, odeszła, a słuch po niej zaginał wśród shinobi. Powiadają, że ma syna i że jest on z krwi tego, którego w zwyczaju miało się określać mianem Ciemnej Duszy. Mówią, że śmierć Pierwszego ze Ścieżki wyzwoliła dar, wedle którego umrzeć nie mogła, gdy nie była zabita.

Podobno gdzieś jest, czekając na tego, którego obdarzyła miłością jako drugiego. Gdy się z nim spotka, zapłonie ogień, a świat shinobi pogrąży się w chaosie jej gniewu. Ona ma być nowym dniem, a jej przyjaciele, których liczba dziesięciu, jego brzaskiem.

Sasori zamknął księgę. Córka Nocy... Pasowało jak ulał do Kat. Wieczność, szkolenie przez Drugiego Hokage, wilki, chaos.... Tyle wiedział. Nie potrafił jednak odgadnąć kim był Ciemna Dusza. I czy Kat miała z nim syna?

„Tobi...” - wpadło mu nagle do głowy.

Tobi zachowywał się tak, jakby od dawna znał Kat. Od... dzieciństwa. Mówił do niej Nee-chan, ale to akurat nic nie znaczyło, podobnie jak to, że zachowywał się czasami jak skończony kretyn. Widocznie i Kat, i Tobi mieli w tym swój cel.

Nowy dzień... Brzask... Akatsuki to Brzask nowego dnia shinobi! Dnia, który Kat chce sprowadzić! W organizacji jest ich dziesięciu bez Kat. Oni są jej przyjaciółmi i razem z Szarooką mają zmienić ten świat.

„To szalone! - zauważył. - Nie da się zdobyć świata od tak!”

Zastanowił się chwilę... W Akatsuki był już niecałe dziesięć lat. Cały ten czas był jak oczekiwanie, przygotowywanie na coś. Teraz też nie pozbył się tego wrażenia, choć zmalało ono nieco wraz z dołączeniem Kat do Akatsuki.

„Ona nie była złapana - zauważył. - Ona tu przyszła. Dobrowolnie. To nie Akatsuki ją ściągnęło tutaj. Ona wróciła do tego, co sama stworzyła. Akatsuki jest jej organizacją!”

Teraz zrozumiał, dlaczego Kat miała inny stosunek do Pein'a niż wszyscy. Była bardziej bezpośrednia, jakby nie przejmując się tym, ze jest on Liderem.

„A więc się nie przesłyszałem... - zauważył z nikłym uśmiechem. - Mówiła do niego «rudzielcu zakichany»...”

Wyszedł z biblioteki z uczuciem, że zagadka, która go dręczyła od przybycia Kat do organizacji, została rozwiązana.

Katon, Suiton, i nowe chwyty.

Na bojówce zebrało się całe Akatsuki, wyłączając jedynie Pein'a, który siedział u siebie i Konan, która wykonywała dla niego jakąś misję. Szarooka spojrzała krytycznie na stających przed nią chłopaków. Przechadzała się w tą i z powrotem, przez co wszyscy mieli uczucie, jakby wrócili do Akademii.

-Trening! - zaczęła Kat, a wszyscy omal nie podskoczyli. - To podstawa bycia shinobi. Zaczniemy trenować, bo musicie podnieść swoje kwalifikacje i zapracować nad mianem przestępców klasy S! Poza tym... Zawsze chciałam być nauczycielką gromady dzieci.

Wyszczerzyła do nich ząbki, gdy spojrzeli na nią sceptycznym wzrokiem. Itachi i Hidan zamruczeli coś pod nosem, a Sasori wzniósł oczy ku niebu.

-To zaczynamy od najstarszego stażu tutaj - ciągnęła. - Sasori...

Lalkarz spojrzał na nią nieco zaskoczony. Skąd wiedziała, kto był pierwszy tutaj?

-Walczysz w Hiruko, od konieczności przyzywasz marionetki - zaczęła wykład Kat, nadal przechadzając się w tą i w tamtą. - Jesteś lalkarzem, twoją domeną jest sterowanie przedmiotami za pomocą linek chakry. Twoje umiejętności porównywane są do siły pierwszego marionetkarza Suna. Ale... Ograniczasz się tylko do kukieł bojowych. To trzeba będzie zmienić...

Złożyła pieczęć replikacji cienia, dołączając do niej swoją, całkowicie nieznaną reszcie. Za Szarooką pojawiło się siedem jej klonów. Jeden z nich wystąpił naprzód.

-Nauczy cię sterowania kunai i inną bronią za pomocą linek - zauważyła Kat.

Sasori i klon Kat odeszli kawałek od reszty.

-Następny, Zetsu - powiedziała Kat. - Specjalizacja w szpiegostwie, zielarstwie i kanibalizmie, bez obrazy. Nic do zarzucenia, ale... Twoje Kekkei Genaki.

Zetsu zrozumiał i odszedł na bok z kolejnym klonem dziewczyny.

-Kakuzu - ciągnęła Szarooka. - Shinobi Taki, lat osiemdziesiąt dziewięć, preferowane jutsu to Stalowa Ręka. Znam kilka chwytów, sama nie preferuję, ale tobie mogą się przydać.

Kakuzu skinął głową i zajął się treningiem pod okiem kolejnego klona.

-Kisame Hoskigaki - ciągnęła. - Kiri-gakure, Jeden z Siedmiu Mistrzów Miecza Ukrytej Mgły. Preferencje - wodne jutsu. Zapraszam do nauki OkamiAqua.

Reszta spojrzała po sobie trochę niepewnie, ale Kisame szybko odłączył się od grupy i pod opieką klona Kat zaczął naukę wodnej techniki.

-Itachi Uchiha - rzuciła Kat. - Posiadacz Mangekyo Sharingan, geniusz klanu, którego siła jest porównywalna z tym, który był pierwszy. Opanowane trzy techniki Kalejdoskopu, doskonały poziom Katon i reszty żywiołów, świetne wyszkolone taijutsu. Uczeń skarb. Ale... nie potrafisz obronić się przed nawet pierwszym poziomem Oczu Gejszy. A można z twoim sharinganem i to spokojnie.

Itachi stał chwilę w bezruchu, aż w końcu razem z klonem Kat, uzbrojonym we wzrokowe genjutsu, zaczął ćwiczyć obronę.

-Hidan - ciągnęła Kat. - Jashinista, masochista i gwałciciel. Ale jego chyba lubię.

Białowłosy prychnął niechętnie, a stojący obok Deidara uśmiechnął się wrednie. Po chwili jeden z klonów Kat kopiował broń Jashinisty i stanął z nim do walki.

-Dei - ciągnęła Kat. - Preferujesz walkę na dystans. Ale to nie zawsze wypala...

W końcu wszystkim członkom Akatsuki zostały przydzielone klony. O dziwno nawet po ich zranieniu, nie znikały, o co Itachi nie omieszkał zapytać.

-Bockta to żywioł ciała - wyjaśnił jego klon. - Naprawdę ciężko go stworzyć i chłonie dużo chakry, ale jak widać przydaje się o wiele bardziej niż zwykłe cieniste klony.

Tymczasem na balkonie bojówki siedziała prawdziwa Kat, a obok niej Tobi. Oboje przerzucili nogi za koniec tarasu, opierając czoła o barierkę.

-A ja? - zapytał swoim normalnym głosem Tobi. - Też chcę...

-Tobi chce? - przedrzeźniała go. - Tobi to dobry chłopiec, nie powinien walczyć. To dla dużych i złych chłopców.

-Nie lubię cię - stwierdził poważnie.

-A ja cię kocham, braciszku - rzuciła, przytulając się do niego.

Objął ją ramieniem, przyciągając do siebie.

-Nee-chan... - zaczął. - Sasori coś podejrzewa.

-Wiem - powiedziała. - Przesiadywał w bibliotece i chyba coś znalazł. Była tam księga z legendami. Także z tą o Córce Nocy.

Tobi drgnął nieznacznie.

-Za dużo powiedziałam o sobie - przyznała. - A ty się za bardzo do mnie kleisz. Jak na brata, którym jesteś niby od kilku tygodni.

-I co teraz, Nee-chan? - zapytał.

-Nic - powiedziała. - Jeśli Sasori się dowie, powiem mu o wszystkim. Ale nic poza tym. Póki nie stanie Okami-gakure, oni nie mogą wiedzieć. A my nawet fundamentów nie mamy. Eh... Trzeba by pogadać z Pein'em, może by już przynajmniej miejsce przygotował, albo cuś.

-Nee-chan - zaczął. - Nadal nie panujesz nad Rinnenganem...

-Wiem - stwierdziła. - Ale poradzimy sobie z tym, Tobirama.

-Tobi - poprawił ją automatycznie.

-Nie odbieraj mi tej jedynej radości - poprosiła cicho. - Przynajmniej pozwól mi wymawiać jego imię...

Tobi skinął głową i przytulił do siebie mocniej Kat. Wiedział, że jakakolwiek wzmianka o Senju lub Uchiha Madarze jest dla Kat bardzo bolesna.

...zbyt bolesna.

Tajemniczy i... znany?

Po kilku tygodniach treningów, Pein zebrał całe Akatsuki w kuchni. Uciszywszy ich głośnym krzykiem, zaczął rozdzielać im nowe misje.

-Deidara, Sasori - zaczął. - Kiri-gakure i Zwój Zakazanej Wody...

Podał dokumenty Sasori'emu, a lalkarz zaczął je od razu przeglądać.

-Kisame, Itachi, Zetsu - ciągnął dalej rudy. - Śledzicie ruchy w Oto-gakure. Podobno Orochimaru wysłał Czwórkę po nowy kontener. Itachi, Kisame... wy macie na dodatek pozbyć się Czwórki.

Podał teczkę Uchice.

-I na koniec... Kat i Tobi... - zamruczał Pein. - Wokół Ame-gakure krąży dwuosobowy ruch oporu. Macie się nim zająć.

Kat wzięła od Lidera dokumenty i wyszła z kuchni razem z resztą. W swoim pokoju szybko przeglądnęła papiery i zebrała kilka potrzebnych rzeczy do misji. Narzuciła sakkat na głowę i wyszła z pokoju. Na korytarzu dołączył do niej Tobi, także ubrany w płaszcz Akatsuki i kapelusz. Szarooka przyłożyła mu dłoń do czoła i przekazał wszystkie informacje.

-Tobi umie czytać... - wyjęczał.

-Tak jest szybciej - zauważyła z uśmiechem. - No chodź, nie obrażaj się. Przecież kochasz swoją Nee-chan...

Prychnął niechętnie. Przed siedzibą Szarooka przywołała dwa wilki, na których grzbiety wskoczyła wraz z Tobi'm. Szybko przemieszczali się przez las, aż w końcu pod wieczór byli już w Ame. Zeskoczyli z wilków, a Kat podziękowawszy zwierzętom, odwołała je. Szarooka porozglądała się wokół.

-Jak ich znajdziemy? - zapytał Tobi, ściągając maskę i wieszając ją przy boku.

-Byasharingan - powiedziała. - To twoja działka...

Skinął głową i aktywował swoje Kekkei Genkai. Na białym tle źrenicy zaczęły wirować czarne znaki sharingana.

-Dwóch ludzi jakiś kilometr stąd - powiadomił. - Jeden ma chakrę jak mały demon, a drugi nie jest jakiś wyjątkowy. Wydaje mi się, że to oni...

-Mały demon mówisz?... - zamruczała. - To dużo. Idziemy.

Ruszyli w stronę dwójki, zbliżając się ku nim szybko. Byli zaledwie kilka metrów od nich, gdy Kat złapała lecący w stronę jej twarzy kunai.

-Nieładnie... - zauważyła.

-Czego tu chcecie? - usłyszeli głos.

-Wyjdź - poleciała Kat. - Chcemy porozmawiać.

Zza drzew wyskoczyło dwóch mężczyzn. Jeden z nich miał długi czarny płaszcz i kaptur tak szeroki, że zasłaniał dużą część twarzy, przez co Kat nie mogła rozpoznać rysów. Drugi ubrany był wedle norm Ame-gakure.

-O czym? - zapytał shinobi z Ame.

-O was - powiedziała Kat. - Dostaliśmy rozkaz aby się was pozbyć i...

Urwała, gdy nagle do jej umysłu doszedł dziwny impuls. Poczuła dzikie pragnienie, chęć... ale sama nie potrafiła określić dlaczego. Drgnęła nieco, zdając sobie sprawę, że czuje chakrę zamaskowanego - była potężna i dziwnie... ciemna.

-Ty... - zaczęła. - Jak ci na imię?

-Po co ci moje imię? - zapytał shinobi Ame.

-Nie pytała ciebie - zauważył Tobirama, stając obok siostry. - Jak ma na imię twój towarzysz?

Zakapturzony drgnął nieco.

-Mój pan mówi, że na nic wam jego imię - rzucił tamten. - Po co chcecie się nas pozbyć?

-Imię - zarządziła Kat, nieco dziwiąc się, że telepatia była przez tę dwójkę tak dobrze opanowana..

Poły płaszcza zakapturzonego zafalowały i w stronę Kat i Tobi'ego poleciał kunai. Dziewczyna złapała go bez trudu i wbiła w pobliski pień drzewa.

-Imię - powtórzyła.

-Znasz je dobrze - poinformował ją shinobi Ame.

-Imię - warknęła już nieco zirytowana.

-Coś za coś - powiadomił ją. - Powiem ci, jakie jest imię mego pana, gdy ty powiesz, kim jesteś i kim jest człowiek stojący obok ciebie.

-Kat - powiedziała. - Nazywam się Kat...

Zakapturzony drgnął.

-...a to Tobira... Tobi - powiedziała. - Mój brat.

-Ty nie masz brata - powiedział shinobi z Ame.

-Co ty możesz o mnie wiedzieć? - warknęła. - Zakończ tę farsę i powiedz, jak on się nazywa!

Zakapturzony cofnął się o krok, a shinobi z Ame zaatakował Kat i Tobi'ego.

-Zajmij się nim - zarządziła Kat.

Tobirama zablokował przeciwnika i zaczął z nim regularną walkę. Kat skoczyła do przodu i odrzuciła sakkat, który dotychczas miała na głowie. Poczuła dziwne uczucie, emanujące od zakapturzonego. Zaatakowała go natychmiast, ale ten sparował jej kopnięcie i przyciągnął do siebie. Zablokował jej ręce tak, ze nie mogła się ruszyć. Czuła jego odurzający zapach ciała, ciepło, dotyk rąk na sobie. Nadal nie widziała rysów twarzy, co mocno ją zirytowało.

-Masz aż tak głupie imię, że nie chcesz się nawet przedstawić? - zapytała.

Nie odpowiedział, nadal trwając w bezruchu. Dziewczyna była już mocno zdenerwowana. Chłopak nie wykonał żadnego ruchu, nie zaatakował, nie bronił się, nie uciekał, nie walczył... Po prostu stał, trzymając mocno dziewczynę w ramionach.

-Ty... - zaczęła.

-Kat-chan... - wyszeptał.

Zamarła. Nie wiedziała, czy głupi wiatr znów bawi się z nią tak, jak bawił się jeszcze gdy ćwiczyła z Tobiramą Senju w Konoha. Miała dziką nadzieję, że tak nie jest. Bo rozpoznała głos...

...ten głos.

-Ty... - zaczęła. - Kim jesteś?

Nie odpowiedział jej, ale zauważyła, jak jego ramiona drżą ze zdenerwowania. Poczuła na odsłoniętych ramionach krople łez, ściekające z jego policzków. Ujrzała niesforny kosmyk włosów, wysuwający się spod kaptura... kruczoczarnych włosów.

-Kat-chan... - wyszeptał jeszcze raz.

Wysunęła jedną rękę z jego uścisku i sięgnęła do jego kaptura. Drgnął nieco, a dziewczyna czuła jego niepewność. Nagle złapał ją za nadgarstek i zatrzymał.

-Puść... - poprosiła. - Ja... musze wiedzieć.

-Nie - powiedział krótko. - Nie teraz.

Powoli nachylił się nad nią i pocałował ją w policzek. Poczuła na swoich ustach smak jego słonych łez, gdy musnął policzkiem jej wargi.

-Przepraszam... - wyszeptał.

Puścił odrętwiałą z zaszokowania dziewczynę i cofnął się o krok. Kat chciała pójść za nim, ale ten nagle po prostu się rozpłynął.

-Nie... - jęknęła. - Nie zostawiaj mnie...

Osunęła się na kolana, wpatrując się w miejsce, gdzie zniknął zakapturzony. Z jej oczy popłynęły jasne łzy. Poczuła jak ramieniem obejmuje ją Tobirama. Wtuliła się w jego płaszcz, nie spuszczając oczu z miejsca, gdzie ostatni raz widziała tajemniczego mężczyznę.

-Kat Nee-chan... - zamruczał Tobi. - Kto to był...?

-Ja... Ja myślę... - zaczęła. - ...Tobirama... Ja chyba spotkałam... Madarę.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
11 AkatsukiStoryII, HistorieKatD
15 AkatsukiStoryIII, HistorieKatD
staniszewski, wyklad swiatowe 19.04.2007, Historia radiofonii i telewizji brytyjskiej
04 Nowa Historia made in Brooklyn, Nowa Historia made in Brooklyn
04 Delphi historia, 1 uruchomienie
04 W Dilthey Budowa świata historycznego
Historia sztuki nowoczesnej polskiej malarstwo 02 04
Historia filozofii nowożytnej, 04. Luther - de libertate christiana, de servo arbitrio, Marcin Luter
018 HISTORIA SZTUKI WCZESNOCHRZEŚCIJAŃSKIEJ I BIZANTYJSKIEJ, wykład,' 04 10
Historia sztuki nowoczesnej polskiej malarstwo 04 03 (1)
Wykład 08.04.2013, Filologia polska, Gramatyka historyczna, Osti
5 HISTORIA STOSUNKÓW MIĘDZYNARODOWYCH[1] 12 04
miłość przyjaźń, Miłości historia osobista, Miłości historia osobista / 04 kwiecień 2008
CW Historia myśli psychologicznej 25 04 06
ASK 04 History
04 HISTORIA CHIRURGII GDANSKIEJid 4835 ppt
6 HISTORIA STOSUNKÓW MIĘDZYNARODOWYCH[1] 12 04
Historia wojen 04 id 204403 Nieznany
2 HISTORIA STOSUNKÓW MIĘDZYNARODOWYCH[1] 10 04

więcej podobnych podstron