Ruchome Marginesy 41

Ruchome Marginesy 41



W numerze 11/12 ten sam autor opublikował podobną w tonie charakterystykę „Tygodnika Powszechnego”: „Tygodnik staje się powoli martwy. Woskowy. Zaczyna przypominać kombatanckie gazety emigracyjne: zastygły patos nie atakowanych okopów. Przewaga nekrologów i reklam zakładów pogrzebowych. Spokój. Pierzyny w kształcie barykad”1. W przypadku obu omówień - prawda, że mocno niesprawiedliwych - Smutny akcentował przede wszystkim pogrążenie w słuszności, stagnację racji, zakrzepnięcie idei. Jeśli treść tych krytyk można przełożyć na jakieś wskazówki praktyczne, to pewnie tylko takie, że redaktorzy „bruLionu” zdawali sobie sprawę zjałowości tworzenia pisma politycznego, zanurzonego w spory z komunizmem, tłumaczącego się w kontekście etyki, prze-kładalnego na racje antytotalitarne. Skoro jednak społeczeństwo w dalszym ciągu znajdowało się w szachu polityki, tedy treści istotnych należało oczekiwać nie w periodyku literackim, lecz politycznym, socjologicznym czy historycznym. Wydaje się też, że w pierwszej fazie swego istnienia - czyli do numeru 9 - „bruLion” nie zakładał żadnej krucjaty. Pomysłem jego twórców było - jak większości młodych redakcji - po prostu robienie pisma. Redaktorzy i współpracownicy, godząc się w większości na obsadzanie ról zastanych i potwierdzanie istniejących hierarchii, szukali jeszcze wtedy swojego modus scribendi, stylu pisania, systemu wartości, sposobu otwarcia, wyjścia z gęstej zupy. Pierwszym krokiem ku znalezieniu własnego oblicza nie był program, lecz złamanie zasady „nie wypada” w reakcjach krytycznych.

Oto obok Obrzydzenia pojawiła się jeszcze w numerze 4 recenzja J’accuse METa dotycząca tomów poezji Gwido Zlatkesa (Piosenka o zdradzie i inne wiersze. NOWa 1987) i Heleny Komorowskiej (Żelazna pajęczyna. NOWa, Warszawa 1987). MET w swoim tekście nazywał po imieniu pewne niebezpieczeństwo, demistyfi-kował mechanizm układu literackiego, w którym starczyło mieć odpowiednią biografię, aby zostać poetą: „Cóż szkodzi wydrukować wiersze Gwido Zlatkesa, który z niewątpliwą pasją pracował w Agencji Solidarności AS...? Cóż to szkodzi: papier jest, maszyny są, a i autor nie ma nic przeciwko temu! Gwido Zlatkes, Helena Violetta Komorowska, Leszek Szaruga, Tomasz Jastrun, Lothar Herbst. Co będzie, gdy się okaże, iż wiersze i (nie daj Bóg) powieści piszą także inni działacze opozycji?”2. Była to w istocie diatryba przeciw utożsamianiu zasług politycznych ze zdolnościami literackimi, przeciw stosowaniu kryterium etycznego, przeciw posługiwaniu się biografią i polityką jako miernikami wartości poezji.

Na czym polegało znaczenie obu tych tekstów - obrzydzenia Smutnego i oskarżenia METa? Na wywołaniu sporu, który odkrył mocne różnice. Oto w numerze 7/8 ostro - w tonie protekcjonalnym - odpowiedział na krytykę METa Antoni Pawlak, stwierdzając m.in., że „ktoś tu się po prostu nie zna na literaturze. Albo ja, albo MET” oraz: „Sądzę, że pozycja literacka zarówno Jastruna, jak i Szarugi jest zbyt poważna, by stawiać im takie zarzuty” (s. 167). Na list ten MET odpowiedział zjadliwie: „Trafnie Pan to ujął: ktoś tu się nie zna na literaturze. [...] zgadzam się z panem, że pozycja literacka Jastruna i Szarugi jest zbyt poważna” (s. 168). Z pewną przesadą można powiedzieć, że właśnie w tym momencie narodził się ten drugi „bruLion” - propozycja medialna, jego program i strategia. Bo w tej replice ujawniły się istotne prawidłowości dotyczące „bruLio-nu”. Pierwsza z nich polega na tym, że na początku nie było programu, było natomiast „rozpoznanie walką”. To polemiści, krytycy, po-uczacze podpowiedzieli „bruLionowi”, co jest rzeczywistym przedmiotem sporu, co jest pozorną, a co autentyczną wartością, a nade wszystko - w jakich językach osadzone są wartości. „BruLionowcy” trafili w słaby punkt kultury opozycyjnej, w jej przekonanie, że postawa antykomunistyczna, antytotalitarna i prodemokratyczna w sposób automatyczny rodzi dobrą literaturę. Odsłonięcie tej słabości natychmiast pociągnęło za sobą ujawnienie kolejnej „nagości króla”: reakcja Pawlaka dowodziła bowiem, że kultura opozycyjna wytworzyła mechanizmy przemilczeń i ograniczenia dyskusji. W ramach zrytualizowanej komunikacji prawdziwą wymianę poglądów zastępowało często kryterium powinności: sztuka tworzona w imię etycznego obowiązku powinna być również odbierana z obowiązku (i chwalona za rzekome wartości). Na to właśnie „bruLion” nie chciał się zgodzić. Bezczelność młodości na tym m.in. polega, że zmusza ona ludzi starszych - zasiedziałych w kulturze, takich, których „pozycja jest zbyt poważna” - do powtórnego wytłumaczenia się z własnej pozycji, do wylegitymowania się i do przetłumaczenia swojej przeszłości na teraźniejszość. „bruLion” swoimi - na początku przecież

49

1

R. Smutny, Tygodnikomowa. „bL” 1989, nr 11/12.

2

MET, J’accuse. „bL” 1987/88, nr 4.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ruchome Marginesy 11 gują? Chyba tak. Uda się wyciągnąć tę naukę, gdy zrozumiemy, że każda hiperbol
Ruchome Marginesy 51 T T niezwykle skromnymi - tekstami krytycznymi sprowokował starszych do wyłoże
Ruchome Marginesy 61 T głosu wszelkich postaw, zwłaszcza postaw ekstremalnych, a swoją strategię od
60549 Ruchome Marginesy 81 omawianiu tych zjawisk jako marginalnych, lecz na wprowadzeniu marginesó
73154 Ruchome Marginesy 31 nia z mediami polegała na odkryciu, że nie ma współpracy między niskonak
Ruchome Marginesy 21 Dziedzictwo instytucjonalne to przede wszystkim te rodzaje aktywności, które w
Ruchome Marginesy 71 szczególna była to wypowiedź. Autorzy wprowadzili - bez szczególnej dbałości o

więcej podobnych podstron