nia z mediami polegała na odkryciu, że nie ma współpracy między niskonakładowym magazynem i środkami masowego przekazu: pokoleniowe przeżycie, jakie stało się udziałem „bruLionu”, dowodziło, że atut, dzięki któremu trafia się do mediów, czyli niezależność, zostaje przekształcony w uzależnienie.
Projekt nieporozumienia
Powróćmy do spraw samego pisma. U schyłku lat osiemdziesiątych żadne pismo - ani oficjalne, ani drugoobiegowe - nie miało właściwie szans na szersze oddziaływanie. Tymczasem „bruLio-nowcy” uczynili z pisma nośnik rewolty, jedno z naczelnych narzędzi rozpowszechniania nowych idei, propagowania nowej twórczości, oddziaływania na czytelnika i konsolidowania odbiorców. Aby zrozumieć, jak to się udało, należy przypomnieć kilka danych z biografii.
Pismo powstało w 1986 roku w Krakowie. Pierwszy numer przygotowali: Robert Tekieli, Olga Okoniewska, Katarzyna Krakowiak i Boguś Serafin. Komentując założenie „bruLionu”, Robert Tekieli stwierdził: „To był taki okres, gdy wszysycy poruszaliśmy się w gęstej i ciemnej zupie”. Był to czas dogoiywającego komunizmu: „[...] właśnie wtedy kończyły się zadymy stanu wojennego i możliwość odreagowania w starciach z ZOMO obrzydliwej rzeczywistości. Nie chciałem emigrować. Postanowiłem więc wraz z przyjaciółmi coś zrobić. [...] My po prostu nie zgadzaliśmy się na to, co było wokół”1. „Niezgoda” była, dodajmy, problemem znacznej (a nie-posiadającej znaczenia) grupy ludzi. Z wypowiedzi Tekielego wynika, że robienie pisma stanowiło reakcję na nieokreśloność czasu, a więc było poniekąd sposobem nadawania wyrazistości światu albo strategią poszukiwania określoności własnej.
To poszukiwanie widoczne jest w historii „bruLionu”. Krakowski magazyn był w latach 1986-88 pismem redagowanym kulturalnie, jakby celowo estetyzującym, na przekór rozpolitykowaniu innych pism, pozornie tylko „literackich” - „Wezwania”, „Obecności”, „Arki”. W „bruLionie” tamtego okresu królowała dobra eseistyka, poezja, proza, świetne tłumaczenia z literatury obcej.
Estetyzm ten miał w sobie coś z postawy ostentacji. Nie chodzi o per-fekcjonizm, zadowolenie artystowskie, lecz raczej o wykazywanie się znawstwem sztuki jako wizytówką. „bruLion” chyba pierwszy zaczął też drukować autorów nienadających się do uprawiania polityki solidarnościowej, niewyrażających idei, niezaangażowanych. Pierwsze cztery numery sprawiały wrażenie, jakby ktoś połączył „Zeszyty Literackie” z „Literaturą na Swiecie”. W początkowym okresie pismo nie propagowało więc kultury alternatywnej, choć niewątpliwie w skromnym zakresie o niej informowało2. Przykładowo w numerze 4 spotkamy teksty Aleksandra Sołżenicyna, Bohdana Czaykowskiego, Josefa Śkvoreckiego, Josifa Brodskiego, Ewy Lipskiej, Tomasza Jastruna, Zbigniewa Macheja, Krzysztofa Koeh-lera, a w dziale prezentacje - wiersze Manueli Gretkowskiej. Proporcje „młodych” do „starych”, „uznanych” do „nieznanych” były więc zdecydowanie na niekorzyść „młodych”. Ale właśnie w 4 numerze pojawiły się dwa teksty, które zapowiadały ów wątek komunikacyjnie pojętego dziedzictwa, wynikającego z powierzenia pismu roli przekaźnika przełomowych treści.
Pierwszy z tych tekstów, opatrzony znaczącym tytułem Obrzydzenie, zawierał dosadne uwagi Radosława Smutnego na temat stanu czasopism: „W zasadzie prasy podziemnej nie trzeba czytać. Wystarczyło czynić to kiedyś, teraz, jeśli zna się tytuł, zna się również krąg nazwisk z nim związany [...], łatwo też przewidzieć zawartość i poziom artystyczny czy intelektualny artykułów, wierszy”3. Autor obejmował tą charakterystyką również i pismo macierzyste, odnosząc identyczne uwagi do 3 numeru „bruLionu”. Dziwić zatem może wcześniejsze stwierdzenie, że „bruLion” dokonał połączenia przełomu z pismem, że nałożył na magazyn funkcję nośnika nowych praktyk: druga połowa lat osiemdziesiątych to przecież okres wyjałowienia właśnie dla czasopism, a więc czas, gdy przełomowa rola periodyku była nieoczywista - pisma, a nie tomu poezji, grupy literackiej, manifestu czy działalności alternatywnej. Powszechnie odczuwano zmęczenie pism wydawanych oficjalnie -„Literatury”, „Poezji”, „Twórczości”, „Akcentu” - ale równie powszechne było poczucie kryzysu pism wydawanych nieoficjalnie.
47
„Rzeczpospolita” 1993, nr 172.
Podobnie charakteryzuje początki „bruLionu” K. Uniłowski (Skądinąd. Zapiski krytyczne. Bytom 1998, s. 6).
R. Smutny, Obrzydzenie. „bruLion” 1987/88, nr 4.