EMIGRACYA LUDU POLSKIEGO DO NIEMIEC. 327
człowiek, chocby nadludzkiem poświęceniem ożywiony, sam olbrzymiemu zadaniu sprostać, na wielu miejscach odrazu byc nie mógł. Zacnemu misyonarzowi przyszło w pomoc przed dwoma laty kilku Franciszkanów, umiejących po polsku. Mniej więcej w tym samym czasie udało się i do Westfalii i do Saksonii paru innych kapłanów, z których jeden, choc rodowity Berlińczyk, zupełnie dobrze włada językiem polskim. Objeżdżając z kolei wsi i miasteczka, w których Polacy liczniej są zgromadzeni, głosili im słowo Boże, oczyszczali i wzmacniali Sakramentami, starali się o usunięcie pokus ciągnących do złego, o sprowadzenie i utrwalenie na drodze cnoty. Rząd pruski, oddać mu należy tę sprawiedliwość, nietyłko nie stawiał przeszkód w apostolskiej tej wędrówce, lecz przeciwnie chętnem ją widział okiem , a w pewnych granicach dopomagał nawet misyonarzom, upatrując w nich nie bez słuszności, najlepszych sprzymierzeńców w walce z socyalizmem; mówiąc może sobie, że więzienia i innego rodzaju domy i tak zbyt już przepełnione, i że nie zaszkodzi temu przepełnieniu pewną tamę położyć. Obraz apostolskiej takiej wyprawy w głąb Niemiec, podjętej w roku zeszłym i bieżącym, obraz, nakreślony wedle opowiadań i listów jednego z misyonarzów, dac nam może najlepsze wyobrażenie o potrzebach i biedach, walkach i niebezpieczeństwach, słowem o calem życiu naszych niemieckich wychodźców.
Środkowym niejako punktem, z którego misyonarz nasz na wszystkie strony dalsze podejmował wycieczki, była Helbra przy Eisleben ; w samej tej zresztą miejscowości roboty nie brakowało, bo pracuje tu około 2000, a w parafii należącej do Helbry do 5000 Polaków. W trzech latach odbyło się tu 300 ślubów polskich, w ostatnim roku (1888), trzysta chrztów. Kościół niewielki, nie o wiele większy, niż np. św. Barbary w Krakowie, nie mógł pomieścić wszystkich, którzy tłumnie cisnęli się na kazania, do kon-fesyonałów. Proboszcz miejscowy, serdecznie od Polaków kochany, dla Polaków tylko niejako żyje; trudno też opisać, jak wespół z nimi cieszył się z przybycia mówiącego po polsku księdza. Gdy ksiądz ten pewnej niedzieli po niemieckiej nauce zapowiedział: „Teraz będzie kazanie polskiea, wyszło najwyżej sto osób; wszyscy inni zostali. W Stetien, trzy mile od Eisleben} gdzie nabożeństwo
99*
M Ml