Willard van Orman Quine - „O tym, co istnieje”
Odpowiedź na fundamentalne ontologiczne pytanie: „co istnieje?”, „istnieje wszystko [to, co istnieje]”, pozostawia pole dla różnicy zdań co do szczególnych przypadków. W każdym sporze ontologicznym zwolennik tezy negatywnej jest w gorszej sytuacji, gdyż nie może powiedzieć, iż „są takie przedmioty, których istnienie ktoś uznaje, a on sam - nie” gdyż, tym samym, założyłby już ich istnienie i popadł w sprzeczność („niebyt musi w pewnym sensie być, gdyż inaczej - czym jest to, czego nie ma?”).
Ktoś, kto twierdzi, jednak, że np. pegaz istnieje, pragnie przypisać mu istnienie w postaci idei. Ale to nie temu bytowi psychicznemu zaprzeczają ludzie, gdy negują istnienie pegaza.
Ktoś inny może twierdzić, że dany byt istnieje jako nieurzeczywistniona możliwość; myśląc o nim, stwierdzamy, że nie posiada on pewnej własności, mianowicie: realności. Ten ktoś rozgranicza „istnienie” (egzystencję) i „bytowanie” (subsystencję), niekonsekwentnie posługuje się orzecznikiem „istnieje”. W tym świecie nieurzeczywistnionych możliwości znajduje się wiele elementów wywołujących nieporządek. Czy o danych rzeczach możliwych można orzec identyczność lub podobieństwo? Jeżeli nie, to czy jest sens mówić o bytach, o identyczności których nie można sensownie orzec? Nie ma sensu włączać do naszego świata tłumu tzw. „możliwych bytów” (czego przyczyną jest prawdopodobnie przekonanie, że nonsensem jest orzekanie nieistnienia czegoś).
W odpowiedzi na świat nieurzeczywistnionych możliwości można zapytać o świat niemożliwości, które nie mogą się urzeczywistnić (do których należy np. coś okrągłego i kwadratowego). Jeżeli ten świat istnieje, to są też rzeczy o sprzecznej charakterystyce.
Zwolennik świata nieurzeczywistnionych możliwości może jednak stwierdzić, że takie zwroty, jak np. „okrągła kwadratowa kopuła” są w ogóle pozbawione sensu. Jednakże twierdzenie, że sprzeczności są pozbawione sensu ma poważną wadę - nie istnieje bowiem ogólnie stosowalne kryterium sprzeczności.
Bertrand Russell stworzył teorię deskryptów indywiduowych, w której pokazał, jak można sensownie używać wyrazów, które z pozoru są nazwami, nie zakładając, że istnieją przedmioty przez nie nazywane. Zdanie: „Obecny król Francji” znaczy tyle, co: „coś jest obecnym królem Francji i nic innego nie jest obecnym królem Francji”. Zwrot opisowy (pozornie jest to nazwa) zostaje sparafrazowany w kontekście jako symbol niekompletny; warunek posiadania obiektywnego odniesienia zostaje przejęty od zwrotu opisowego przez zmienne kwantyfikacji („ktoś”, „coś”, „wszystko”, „nic”). To, że sensowność ich użycia musi być zachowana nie zmienia faktu, że nie trzeba równocześnie zakładać istnienia pewnych zwrotów opisowych (to, że „coś jest obecnym królem Francji” nie wymaga założenia, że obecny król Francji istnieje). Zdania o nieistnieniu można przedstawić w postaci alternatywy, dzięki czemu nie działają one przeciwko sobie („nie istnieje obecny król Francji”: „nikt nie jest obecnym królem Francji albo dwie lub więcej osoby są obecnym królem Francji”). Po to, by pewną nazwę objąć teorią deskryptów Russella, trzeba tylko umieć przetłumaczyć ją na deskrypt (co nie jest trudne - gdyby nawet dane pojęcie było niejasne lub pierwotne i nie nasuwałby się żaden przekład na zwrot opisowy, można odwołać się do własności „bycia” danym przedmiotem (np. jest pegazem - pegazuje).
Nawet nie odwołując się do Russella można stwierdzić, że istnieje różnica między „znaczeniem” a „nazywaniem” („oznaczaniem”) (Gwiazda Poranna i Gwiazda Wieczorna to dwie różne nazwy tego samego przedmiotu). Niektórzy filozofowie pomylili przedmiot z jego nazwą (pegaz - przedmiot, pegaz - nazwa).
Wniosek: bezpodstawne jest twierdzenie, jakoby nie dało się sensownie wypowiadać negatywnych twierdzeń egzystencjalnych; termin indywiduowy można zawsze rozwinąć w deskrypt indywiduowy. Termin indywiduowy nie musi być więc nazwą czegoś, by można było orzec jego sensowność.
Spór o uniwersalia: Quine odrzuca istnienie uniwersaliów (takich, jak „czerwoność”) właśnie z tego powodu, że czym innym jest nazwa, a czym innym znaczenie; czerwoność nie jest nazwą własności.
Kontrargument: Nawet, jeżeli wyrazy określające cechy nie są nazwami własności, to mają, mimo wszystko, znaczenia. A te znaczenia są uniwersaliami.
Quine: Ten kontrargument odeprzeć można jedynie, odrzucając istnienie znaczeń - dzieląc formy językowe na te, które coś znaczą i na te, które nic nie znaczą, można pominąć kryterium posiadania abstrakcyjnego bytu: znaczenia. Wolno twierdzić, że to, iż dane wyrażenie językowe jest sensowne (coś znaczy), jest cechą nieredukowalną.
Quine: Ludzie mówią o znaczeniach w dwóch kontekstach: posiadania znaczenia (tożsamości) oraz tożsamości znaczeń (synonimiczności). Posiadanie znaczenia polega po prostu na sformułowaniu jego synonimu. Można mówić wprost o wyrażeniach sensownych i bezsensownych, synonimicznych i heterosynonimicznych.
Powyższe argumenty przemawiają za tym, że można sensownie używać w zdaniach terminów indywiduowych, nie zakładając istnienia bytów, których nazwami są owe terminy. Uznać coś za przedmiot istniejący to tyle, co zaliczyć coś do wartości zmiennych związanych (zmiennych kwantyfikacji), które wyznaczają całą ontologię; gramatycznie: być to to samo, co być w zakresie podmiotowym jakiegoś zaimka. Aczkolwiek wikła to w liczne zobowiązania ontologiczne. Używanie zaś domniemanych nazw jest zupełnie bez znaczenia ontologicznego - wszystko, co można powiedzieć z ich użyciem, można i powiedzieć bez tego.
Średniowieczne postawy w sporze o uniwersalia odrodziły się w dwudziestowiecznym sporze matematycznym; podstawowe różnice stanowisk sprowadzają się tu do różnicy zdań w kwestii zakresu przedmiotów, do których należy odnosić zmienne kwantyfikacji.
Realizm dopuszcza istnienie uniwersaliów, niezależne od umysłu ludzkiego; logicyzm dopuszcza wiązanie kwantyfikatorami zmiennych, których wartościami są przedmioty abstrakcyjne (znane lub nieznane).
Konceptualizm dopuszcza istnienie uniwersaliów jako tworów umysłu; intuicjonizm pozwala na wiązanie zmiennych reprezentujących przedmioty abstrakcyjne tylko wtedy, gdy każdy z nich mógł być wcześniej skonstruowany ze składników, które mogły być uprzednio wskazane (według logicyzmu, klasy są przez ludzi odkrywane, według intuicjonizmu - wymyślane).
Formalizm także sprzeciwia się logicystycznemu nieograniczonemu przyjmowaniu uniwersaliów, idzie (wzorem średniowiecznego nominalizmu) dalej: sprzeciwia się przyjmowaniu jakichkolwiek przedmiotów abstrakcyjnych, nawet ograniczonych do takich, które są konstrukcjami umysłu (formalizm zachowuje matematykę jako grę symboli pozbawionych znaczenia).
Sformułowanie semantyczne „być, znaczy być wartością zmiennej” nie dopowiada na pytanie: „co istnieje?”. Wycofanie się na poziom semantyczny stwarza wspólną podstawę dla dyskusji pomiędzy ludźmi o różnych stanowiskach ontologicznych. Spór ontologiczny powinien się zatem stać sporem semantycznym (sporem o język) - gwarantuje to dążenie do najprostszej możliwej aparatury pojęciowej. Fizykalny aparat pojęciowy upraszcza opis doświadczenia, strumienia doznań zmysłowych, wiąże go z pojedynczymi przedmiotami fizycznymi. Fenomenalistyczny aparat pojęciowy ma walory epistemologiczne; z jego punktu widzenia ontologia przedmiotów fizycznych i ontologia przedmiotów matematycznych są mitami - to jest jednak cechą względną.
ONTOLOGIA