MIŁOŚĆ ZDRADZONA I ODRZUCONA - GRZECH
NAUKA REKOLEKCYJNA ogólna
Jezus zapewnia nas, że miłość, którą nam przynosi, miłość, w której mamy trwać, nie jest wcale mniejsza od tej, którą Ojciec kocha swojego Syna. Jezus przychodzi po to, aby nas włączyć w swoją synowską relację do Ojca. Zaprasza nas do uczestnictwa w takiej miłości. A nawet więcej, przychodzi, aby nas wyzwolić od tego wszystkiego, co nam przeszkadza być obecnym w miłości Ojca do Syna, żyć w przestrzeni miłości Ojca, Syna i Ducha Świętego.
Doświadczenie grzechu to jedno z podstawowych doświadczeń człowieka. W liście do Rzymian św. Paweł napisał: „Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać - nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, już nie ja to czynię, ale grzech, który we mnie mieszka. A zatem stwierdzam w sobie to prawo, że gdy chcę czynić dobro, narzuca mi się zło. Albowiem wewnętrzny człowiek we mnie ma upodobanie zgodnie z Prawem Bożym. W członkach zaś moich spostrzegam prawo inne, które toczy walkę z prawem mojego umysłu i podbija mnie w niewolę pod prawo grzechu mieszkającego w moich członkach. Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała, co wiedzie ku tej śmierci? Dzięki niech będą Bogu, przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego!” (Rz 7,18-24).
Człowiek doświadczany przez grzech pyta często: co jest przyczyną grzechu? Bezpośrednią przyczyną sprawczą grzechu nie jest ani Bóg, ani szatan, ani nawet świat, w którym żyjemy. Nie możemy obarczać Boga odpowiedzialnością za nasze grzechy, chociaż grzech dzieje się za Jego wiedzą uprzednią i wolą, zezwalającą na zły czyn wolnego człowieka. Bóg czyni tak z szacunku do autonomii moralnej człowieka. Bóg toleruje zło aż do końca czasów. Wielokrotnie zapewnia nas, że ostatecznie obróci grzech w dobro. Źródłem naszych złych czynów, słów, myśli i zaniedbań nie jest również szatan. Szatan jest jedynie źródłem pokus. Człowiek grzeszy zgadzając się na podszepty złego. Do popełnienia zła nie determinuje człowieka świat. To sam człowiek musi wyrazić zgodę na przyjęcie wartości i na naśladowanie postaw ludzi żyjących wbrew Bogu. „Żadna potęga świata, żadna choćby najbardziej przemożna pokusa nie jest w stanie wymusić naszego „tak”, zniewolić nas jako siła wyższa do decyzji” (Dietrich von Hildebrand).
Przyczyna grzechu tkwi w człowieku. Zamiast mówić o grzechu trzeba mówić o grzeszniku. Nie ma grzechu oderwanego od osoby. Nie istnieje grzech sam w sobie. Źródło każdego grzechu tkwi w sercu człowieka. Grzech człowieka jest aktem wolności człowieka. Człowiek jest zdolny do wyboru pomiędzy dobrem i złem. Swoją wolą decyduje o zaistnieniu czynu i o jego wartości. „Wolą wybiera się grzech i prawe życie” powiedział św. Augustyn.
Pierwsze karty Pisma Świętego przybliżają nam istotę grzechu. Ludzie z historii o budowie wieży Babel czuli się silni bez Boga. W swoich planach i w swoich działaniach wykazali obojętność wobec Niego, zapomnieli o Jego istnieniu. Opowiadanie o grzechu pierwszych rodziców jest historią rywalizacji człowieka z Bogiem. Adam i Ewa przyzwolili na złudne pragnienie do „bycia jak On”. Nie chcieli odwoływać się do Bożego autorytetu, by wiedzieć, co jest dobre, a co złe. Pragnęli niezależności od Boga, nawet za cenę zerwania z Nim. Aby osiągnąć niezależność, odważyli się na nieposłuszeństwo.
Jan Paweł II napisał w adhortacji apostolskiej „Reconciliatio et paenitentia”: „Grzech jest nieposłuszeństwem człowieka, który nie uznaje - aktem swej wolności - panowania Boga w swoim życiu, przynajmniej w określonym momencie, kiedy przekracza Jego prawo”. Grzech sprzeciwia się miłości Boga do nas i odwraca od Niego nasze serca. Jest on nieposłuszeństwem, buntem przeciw Bogu spowodowanym wolą stania się „jak Bóg”. Grzech jest więc „miłością siebie posuniętą aż do pogardy Boga”. W skutek tego pysznego wywyższania siebie człowiek grzeszący jest całkowitym przeciwieństwem posłuszeństwa Jezusa, który dokonał zbawienia (por. KKK 1850).
Człowiek żyjąc w okowach grzechu traci orientację w życiu, ma trudności we wzięciu odpowiedzialności za swoje czyny: „Znowu grzech! I co teraz mam zrobić? Nie mam pomysłu”.
Grzech odbiera pewność decyzji. To może powodować niechęć do życia, chęć do ucieczki. „Co postanowię, to i tak nie potrafię przeprowadzić. Dalej to nie ma sensu. Niech życie samo się toczy”.
Grzech, szczególnie ten często powtarzany, na który się wewnętrznie godzimy, niszczy wrażliwość sumienia. Bez większych oporów aprobujemy to, na co jeszcze wczoraj nie wrazilibyśmy zgody (ze względu na dostrzegane zło bądź wstyd). Następuje relatywizacja sumienia. „ty widzisz w tym zło? Ja już nie. Przywykniesz do tego jak wszyscy. Sam byłem w takiej sytuacji. Wystarczy dobrze pomyśleć, aby się przekonać, że w tym nie ma nic złego. Kogo ty słuchasz, księży?”.
Grzesznik czuje się samotny. Często skazuje się na przebywanie z własnymi winami. Ucieka od Boga i ludzi. Nie śmie stanąć przed Bogiem. A ludziom nie ma nic do powiedzenia. Któż nie ma trudności w ujawnianiu swoich grzechów? „Do kogo mam iść? Komu mam opowiedzieć o swoim cierpieniu? Kto mnie zrozumie? A nawet gdyby był ktoś taki, co to da?
Złe wykorzystanie wolnej woli niszczy ukierunkowanie życia na Jezusa. Grzech powoduje, że zamiast biec od siebie do Jezusa, uciekamy od Jezusa do siebie. Im czujemy się słabsi, tym częściej stronimy od Zbawiciela. „Po co to wszystko. Jezus nie jest w stanie mi pomóc”. A powinno być odwrotnie! Czasami rezygnujemy świadomie z życia chrześcijańskiego, wydaje się nam za trudne. „Gdyby nie te zasady, to nie czuł bym się tak podle”.
Grzech usuwa Boga z horyzontu rozumienia świata, człowieka i jego spraw. Bóg nie jest potrzebny do zrozumienia świata i człowieka. Człowiek staje się miarą wszystkiego, wynalazcą samego siebie i całego świata. Wierzy, że jest poza dobrem i złem. W sercu człowieka dokonuje się „zaćmienie poczucia Boga”. Patrzymy na świat i tak żyjemy, jakby Bóg nie istniał. Nic nie odnosimy do Niego.
Grzech powoduje utratę zdolności utrzymania się w wolności. Pod wpływem grzechów człowiek nie potrafi realizować wartości, które uważa za godne pożądania.
Nikt z nas nie jest bez winy. Każdy z nam ma świadomość, że kiedyś coś zawinił przez to co: uczynił, pomyślał, powiedział, zaniedbał. Cierpienia, jakich doświadczamy w dużej mierze są wynikiem win przez nas popełnionych.
Chcemy się uwolnić od cierpienia związanego z naszymi grzechami. Pragniemy uwolnić się od przykrego ciężaru grzechów. Kto nie wie, jak usunąć poczucie winy musi się okłamywać, że jest niewinny, lub tłamsić w sobie to gorzkie uczucie. Często staramy się przerzucać winę na innych: „Oni są winni. To przez nich. Nie miałem wyboru, sam niewiele znaczę; muszę się z nimi liczyć”.
Tłumaczenie winy polega na przemilczaniu jej, staraniu się, by o niej zapomnieć. Przypomnijcie sobie jak to robicie: zajęcie się pracą, czytanie książki, słuchanie głośnej muzyki, oglądanie telewizji „jak leci”, wyjście do przyjaciół, sen. Taka postawa jest wystarczającym dowodem, że człowiek stara się uwolnić od winy.
Wszystkie te zabiegi do niczego nie prowadzą. Wina tkwi korzeniami poza sferą stosunków międzyludzkich. Każdy grzech odnosi się do Boga i bez Niego nie można rozwiązać problemu grzechu, bez Niego nie można uwolnić się od winy, ani zaznać pokoju. Bóg miłuje każdego człowieka. Każda przykrość wyrządzona sobie samemu i bliźniemu jest grzechem wobec Boga. Tylko z Nim jesteśmy w stanie przezwyciężyć ostrze grzechu.
„Ręka Pana nie jest tak krótka, żeby nie mogła ocalić,
Ani słuch Jego tak przytępiony, by nie mógł usłyszeć.
Lecz wasze winy wykopały przepaść między wami a waszym Bogiem;
Wasze grzechy zasłoniły Mu oblicze przed wami tak, iż was nie słucha.
Bo rozmnożyły się występki wasze przed Tobą
I grzechy nasze przeciwko nam świadczą.
Tak, jesteśmy świadomi naszych występków i uznajemy nasze nieprawości:
Przestępowanie przykazań i zapieranie się Pana,
Odstępstwa od Boga naszego, namowy do przeniewierstwa i buntu,
Obmyślanie i wypowiadanie z serca słów kłamliwych” (Iż 59,1.12).
Jednym z błędów człowieka cierpiącego z powodu popełnionego grzechu jest zamknięcie swego serca i umysłu przed Bogiem. Pamięć o grzechu wzmaga wstyd, podtrzymuje pretensje do siebie, niechęć, a nawet złość. Lekarstwem na wywołany tym wszystkim ból wydaje się być niemyślenie o grzechu. Dać sobie spokój z Bogiem, z jakimikolwiek wymaganiami.
Odpowiedzmy sobie na pytanie: Co zatrzymało nas w drodze do dobra, do prawdy, do życia - do Boga?
Brak modlitwy. Trudno mi się modlić po popełnieniu. Taki stan trwa aż do spowiedzi, a ta nie zawsze następuje w ciągu kilku dni. Kiedyś ktoś zadał sobie pytanie: Dlaczego mniej się modlę jeśli nie jestem w stanie łaski uświęcającej? Odpowiedzi nie było mu trudno znaleźć. Zdał sobie sprawę, że modlitwę traktuje jak konfrontację z Jezusem. Wstydzimy się swoich grzechów. Kolejne klęski sprawiają, że mamy wszystkiego dość. Wydaje nam się, że Jezus patrzy na nas z wyrzutem. To wszystko tak boli, że nie widzimy sensu prosić o przebaczenie. Czasami próbujemy się modlić pomijając temat dopiero co popełnionego grzechu. Okazuje się, że nie jest to możliwe. Jeśli klękamy do modlitwy, to w takiej sytuacji zawsze narzuca się niechciany temat. Chcemy go uniknąć. Robimy szybki znak krzyża, pośpiesznie odmawiamy „Ojcze nasz” i idziemy spać. Albo świadomie rezygnujemy z modlitwy i próbujemy we śnie znaleźć ukojenie.
Jeżeli sytuacja powtarza się często, człowiek odczuwa pokusę porzucenia modlitwy. Myśli w ten sposób: „Tyle we mnie braków, nie rozwijam się, nie mogę się nawrócić, ani prawdziwie kochać Pana. Stawanie przed Nim w takim stanie to hipokryzja. Udaję świętego, podczas gdy wcale nie jestem więcej wart od tych, którzy się nie modlą. Tak więc dużo uczciwiej w stosunku do Boga byłoby dać sobie z tym wszystkim spokój!”.
Św. Teresa z Avila nazwala to pokusą „fałszywej pokory”. Pisząc „Księgę Życia” wspominała, jak na początku swej drogi duchowej była w ten sposób kuszona. W porę pouczona przez spowiednika zrozumiała, ze porzuciwszy modlitwę straci jakąkolwiek możliwość nawrócenia.
W obliczu takiej pokusy nie należy tracić odwagi. Należy wytrwać będąc pewnym, że wierność ma moc wyjednania nam łaski całkowitego nawrócenia. Nasze grzechy - choćby największe - nigdy nie powinny stać się powodem zaniechania modlitwy. Któż nas może uwolnić od słabości, jeśli nie miłosierny Ojciec? Porzucenie modlitwy jest poważnym grzechem. Świadczy o braku ufności w miłosierdzie Boże. Rozumiała to inna wielka święta, Mała Teresa. Mówiła: „Tym, co dotyka Boga, co rani Go w serce jest brak zaufania”.
Kto się modli, oczywiście nadal grzeszy, dalej popełnia błędy. Ale ponieważ się modli, każdy upadek posłuży mu do odbicia się jeszcze wyżej. „Temu, kto jest wierny modlitwie, Bóg wszystko obraca w kierunku dobra, nawet jego błędy” (św. Teresa z Avila).
Co robić, by nie uciekać od Boga bezpośrednio po popełnieniu grzechu?
Co zrobić, by nie wstydzić się Boga?
Co zrobić, by wyrzuty sumienia nie złagodziły mi drogi do pojednania z Bogiem?
Jak ma wyglądać modlitwa wracającego do Boga grzesznika?
Po pierwsze: powinienem uświadomić sobie, że Bóg na mnie czeka. Oczekuje na mój powrót, ponieważ mnie kocha. Obdarza mnie miłością niezależnie od tego, co się stało. Dobry Ojciec nigdy mnie nie odrzuci, z wielką delikatnością odniesie się do mnie, nie zagasi nawet nikłego płomyka nadziei, nie złamie nadłamanego serca. Wręcz przeciwnie. Bóg pragnie mojego powrotu, bo chce mnie podeprzeć, bo pragnie mi pomóc.
Po drugie: powinienem natychmiast podjąć odważną decyzję, nawet wbrew swoim odczuciom: wracam do Boga. Nie wdając się w szczegółowe rozmyślanie, jasno określam swój grzech oraz jego okoliczności. Nie szukam usprawiedliwień. Uznaję grzech za zło. Następnie proszę miłosiernego Ojca o wybaczenie. Jeśli popełniłem grzech ciężki składam obietnicę spotkania się z Bogiem w sakramencie pokuty przy pierwszej nadarzającej się okazji.
Dalej, bez rozwlekania się ofiaruję Bogu swój ból. Proszę, by wziął z sobą wszystkie negatywne uczucia: niechęci, złości, wstydu itp. Proszę o przywrócenie pokoju i wzmocnienie nadziei.
Po wypełnieniu poprzednich punktów staram się przenieść uwagę z siebie, swojego grzechu, swych uczuć na Boga. Staram się skupić na Bogu. Zwracam się w stronę Ojca. Pragnę otworzyć się na Jego łaskę. Chcę w ten sposób, po raz kolejny przeżyć prawdę o miłości Boga i Jego miłosierdziu.
Kończę modlitwę dziękczynieniem za miłość Boga, za kolejną możliwość powrotu, za przebaczenie.
2