ROZDZIAŁ V
PRÓBY NIEPOSŁUSZEŃSTWA W WIĘZIENIU LUBELSKIM
5.1. Bunty i zaburzenia.
Przeciwko warunkom bytowym, a także sposobem traktowania, więźniowie wyrażali swoje niezadowolenie poprzez naruszanie dyscypliny więziennej, noszącej cechy buntu. Były to zamieszki, zabójstwa osób nadzorujących i liczne ataki na funkcjonariuszy więziennych, bójki, rozpiłowane kraty, podkopy oraz wiele innych sposobów protestu. Bunty nie zawsze prowadziły do przelewu krwi, częściej bywały bezkrwawe, a zwłaszcza nieposłuszeństwa więźniów politycznych rzadko przybierały formę otwartych wystąpień i bezpośredniej walki z nadzorcami. Buntami nazywano także zbiorowe stukanie naczyniami i sprzętami, krzyki i awantury.
Wszystkie sposoby protestu administracja więzienna określała zwrotem: „nieporządku” lub „nieposłuszeństwa”.
Stałym elementem życia w więzieniu, a zarazem swoistą klapą bezpieczeństwa były nagminne wyzwiska wobec funkcjonariuszy straży więziennej. Więźniowie polityczni radzili sobie ze znienawidzonymi nadzorcami w ten sposób, że albo publikowali ich nazwiska w podziemnej prasie, albo ich partyjni towarzysze pozostający na wolności organizowali zamachy na nich. Takich zamachów zanotowano sporo w stosunku do administracji więzienia lubelskiego, zwłaszcza w okresie ruchów rewolucyjnych.
2. I. 1907 r. ok. godz. 700 wieczorem, napadnięci zostali przez nieznanych sprawców dwaj młodsi dozorcy, Leon Kusy i Dydak Makowski. W wyniku strzałów z rewolwera pierwszy z nich został zabity, a drugi ciężko ranny w szyję i głowę, musiał poddać się intensywnemu leczeniu. Zamach na nich dokonano prawdopodobnie omyłkowo, gdyż w czasie ich służby nie było żadnych starć, a ponadto „chodzące słuchy”, że rewolucjoniści wyznaczyli do zabicia ok. pięciu więziennych strażników, nie obejmowały w tej liczbie Makowskiego i Kusego.1
W tym samym roku 13. X., również o 700 wieczorem, na ulicy Podzamcze raniony został pięciokrotnie wystrzałami z rewolwera, także przez nieznanego sprawcę, wracający z miasta dozorca więzienia, Stanisław Iwanow Barciuk. Rany okazały się śmiertelne i drodze do miejskiego szpitala strażnik zmarł. Na podstawie wstępnego śledztwa zabójstwo Barciuka uznano za polityczne i celowe. Zarządzając oddziałem śledczym, w którym znajdowali się i polityczni aresztanci, swoją surowością, obowiązkowością i sumiennością niejednokrotnie naraził się, nie pozwalając na żadne odstępstwa od więziennych reguł.2
Również za srogość i złe traktowanie aresztantów, planowano zamach na nowowyznaczonego naczelnika więzienia Nikalskiego. Do tego celu miały posłużyć znalezione u politycznych w czasie rewizji w nocy z 1/2. X. 1907 r., cztery brauningi i amunicja. U aresztantki Janiny Boryło, przechowującej odebrane rewolwery, znaleziono ponadto kopię pisma od towarzyszy partyjnych, wyjaśniającego powód ukrywania w więzieniu broni. Miała ona posłużyć do zabicia nie tylko naczelnika więzienia, ale także jego pomocnika i starszego dozorcy. Za taki czyn gubernator lubelski w korespondencji do warszawskiego generał - gubernatora sugerował przekazanie obwinionych pod sąd wojenny.3 Na pytanie, jakie było ostateczne zakończenie tej sprawy nie jestem w stanie odpowiedzieć, gdyż nie natrafiłam na odpowiednie informacje na ten temat.
W licznych przypadkach buntów i zaburzeń w więzieniu, wszczęte postępowania sądowe były przerywane, a burzyciele pozostawali nieskazani, co utwierdzało ich w przekonaniu o bezkarności swojej samowoli i nieregulaminowego postępowania. Dyscyplinarna kara, nałożona przez naczelnika więzienia nie tylko nie odstraszała, ale była dla więźniów powodem protestów.
Ponadto aresztanci wciągani byli do wewnętrznych konfliktów miedzy administracją więzienną, która w swoich rozgrywkach szukała przychylności wśród więźniów, wynoszących z tego materialne korzyści.
Z zeznań aresztantów z 1887 r. w sprawie nadużyć pomocnika Smoleńskiego wynika, że dla zajęcia miejsca naczelnika więzienia Dobrotworcewa, obiecał on 25 rb. temu, kto napadnie na wyżej wymienionego. Ponadto Smoleński podburzał więźniów przeciwko naczelnikowi, chcąc, aby ten sam dobrowolnie zrzekł się swojej funkcji.4 Takie postępowanie personelu więziennego na pewno nie sprzyjało uspokojeniu aresztantów i nie było dobrym przykładem przestrzegania zasad życia w więzieniu. Było natomiast zachętą i dopingiem dla licznych napadów na strażników, zwłaszcza tych surowych i okrutnych, a także do zuchwałości, nieposłuszeństwa i śmiałych wystąpień, nawet przeciwko naczelnikowi.
Zdarzenie takie z 30. XI. 1887 r. miało miejsce w baszcie więziennej, w celi nr 13, gdzie poprzedniego dnia wykryto próbę wyłomu w ścianie za pomocą kawałka żelaza, kamienia i polano-kłody. W celach zapobiegawczych postanowiono głównych sprawców z tej izby rozmieścić w innych pomieszczeniach, wobec czego jeden z aresztantów Raciński zagroził wyłamaniem okien i samowolnym wyjściem na zewnątrz. Nie mogąc pozostawić takiej śmiałości bezkarną, naczelnik nakazał w/w więźniowi wyjść z celi, a na skutek jego odmowy, wyprowadzić go siłą przy pomocy konwoju. Za Racińskim ujął się Pierowski, a następnie pozostali aresztanci z celi nr 13, którzy napadli na konwój i naczelnika. Dopiero interwencja tego ostatniego, po wystrzeleniu z rewolwera, przywróciła porządek i więźniowie tej celi zostali wyprowadzeni do innych miejsc zamknięcia.5
Zuchwałość aresztantów i wiara w bezkarność ich występków wywołała min. 26. I. 1907 r. napad na straż więzienną przez pozostających pod śledztwem, celem którego miała być ucieczka. Śledztwo w tej sprawie nie mogło być przekazane do rozpatrzenia sądowi wojennemu, gdyż grożące aresztantom wyroki nie przewyższały tych, które powinny być im wyznaczone za rozbój i grabież. Sprawa ta pozostała nie rozwiązana przez Sąd Okręgowy, a winni aresztanci nie zostali ukarani za swoje postępowanie, co powodowało nowe, jeszcze śmielsze występki.6
27. III. 1909 r. o godz. 300 nad ranem, podczas nocnego obchodu przez pięciu strażników więzienia w Lublinie w trakcie rewizji celi nr 7 oddziału śledczego, aresztanci napadli na owych dozorców, tj. Piotra Żdanowa, Wawrzyńca Niemca, Stanisława Lichockiego, Aleksandra Ćwikłę i Wincentego Ściwiarskiego. Trzech z nich rozbroili z zardzewiałych rewolwerów i dwóch wiatrówek, zamykając ich w jednej z cel. Na ogólną liczbę więźniów na zamku, tej nocy - 584, w celi nr 7 znajdowało się 13 osób, które jednocześnie rzuciły się na strażników, a następnie pootwierały inne izby aresztanckie. Zdobyta przez buntowników broń, posłużyła im do upartego trwania w jawnym sprzeciwie wobec przybyłych dla zaprowadzenia porządku innych strażników i administracji oraz wezwań do zaprzestania przemocy. W wyniku strzelaniny zabity został jeden z dozorców - Wawrzyniec Niemiec i raniony aresztant Kuticpa. Dzięki odwadze i szybkiemu działaniu starszego dozorcy Antoniego Barana, rozruchy w więzieniu nie rozszerzyły się poza oddział śledczy. Ponadto na pochwałę zasłużyli też Żdanowski i Lichocki, którzy zdołali oswobodzić się z rąk aresztantów i podnieśli alarm. Wszyscy oni za swoją postawę w czasie zaburzeń, oddanie służbie i męstwo, które zapobiegło masowej ucieczce, zostali nagrodzeni przez Główny Zarząd Więzienny, który przyznał również niewielką zapomogę wdowie po zabitym dozorcy więzienia.7
Oprócz 1/4 części aresztantów oddziału śledczego, wszyscy pozostali więźniowie zachowali pełny spokój. Nieporządki w więzieniu trwały, aż do przybycia oddziału wojskowego, na którego strzały burzyciele oddali broń i pouciekali do cel.8
Dokonany napad był planowany, a jego celem była uzgodniona wcześniej ucieczka. Jego inicjatorami byli Antoni Rybaciuk i Jan Szałach, a za całe zdarzenie do wspólnej odpowiedzialności karnej zostali pociągnięci przez władze sądowe, aresztanci w liczbie 25, z czego dwóch skazanych było na katorgę (Tomasz Warzycki, Józef Gomiela).9
Zachowanie straży więziennej w czasie tych nieporządków było prawidłowe i nie ma wśród niej winnych, zwłaszcza, że nie istniał żaden przepis nakazujący jej trzymanie w ręku gotowej broni, w czasie pełnienia służby. Okolicznością obciążającą był za to brak oświetlenia cel w porze nocnej, nie pozwalający na dostateczną widoczność wnętrza pomieszczenia i jego mieszkańców.
Do największych rozmiarów buntów w więzieniu lubelskim, doszło dwukrotnie w 1905 r., które zakończyły się ogromnymi zniszczeniami. Odznaczały się one szczególnym zuchwalstwem i śmiałością aresztantów i miały charakter powszechnego spustoszenia więzienia.
Pierwsze zakłócenie porządku więziennego wywołane zostało przez aresztanta śledczego Chornina Zimelmana 13 maja. Znalazłszy się wśród sześciu osób, zwolnionych z pracy w więziennej fabryce worków papierowych na skutek lenistwa, zaprotestował on bardzo śmiało w obecności naczelnika, który naznaczył mu za to trzy dni karceru. Jednak Zimelman nie chciał podporządkować się także i temu nakazowi, dlatego siłą został doprowadzony do jednoosobowej izby. Tam zdołał wyrwać się strażnikom, a następnie przedostał się przez dziedziniec więzienny na korytarz oddziału śledczego, gdzie zaczął krzyczeć i wymachiwać kijem, potem ławką, uderzając przy tym min. młodszego dozorcę Nowosada i starszego Makrotowarowa oraz tłukąc szyby w oknach i łamiąc krany. Reagując na krzyk Zimelmana 30 aresztantów w celach nr: 2, 3, 4, 5 i 6 oddziału śledczego podniosło szum i zaczęło uderzać w naczynia stołowe i drzwi tak mocno, że zamki w celach nr 2 i 4 nie wytrzymały i więźniowie wybiegli z nich na korytarz, uwalniając następnie buntowników z innych izb. Naczelnik widząc to wszystko, rozkazał otworzyć wszystkie cele, z których wylegli pozostali aresztanci. Szum i krzyki, a także groźby wobec nadzoru więziennego nie ustawały jeszcze przez jakiś czas i dopiero po 15-20 minutach zapanował spokój; więźniowie na polecenie naczelnika Górskiego rozeszli się do swoich cel, a razem z nimi również Zimelman.10
Wkrótce po zaprowadzeniu porządku, dla zbadania sprawy, na miejsce zdarzenia przybyli prokurator, jego asystent i radca rządu gubernialnego. Po licznych przesłuchaniach zarządzili oni zamkięcie Zimelmana na 3 dni do karceru.
Wg naczelnika, okazane przez aresztantów zuchwalstwo, nie było przypadkowe, co potwierdzały pogłoski o przygotowywaniu w więzieniu ogólnych zaburzeń w dniach 14-15 maja, którym jednak wcześniej nie dawano wiary. Za takim wytłumaczeniem przemawia też zachowanie recydywisty Zimelmana, który uciekając w stronę oddziału śledczego był pewien pełnego poparcia ze strony znajdujących się tam aresztantów, którzy rzeczywiście okazali mu je, a w szczególności: Kasper Wojnicki, Walenty Borysak, Stanisław Szpos, Jan Mendyk, Roman Kuna, Ludwik Matusiak, Józef Ganiela, Antoni Połtoranki, Jakub Marzec, Srul Gelbeman, a najbardziej Leonard Sierpień. Także przychylni temu zdarzeniu zdawali się być Żydzi, z których cel dochodziły krzyki i owacje. Ponadto jeden z więźniów doniósł naczelnikowi o zmowie aresztantów śledczych i skazanych, mających przeprowadzić w nocy z 13/14. V. ogólny bunt w więzieniu. Wiadomość ta jednak nie urzeczywistniła się, być może pod wpływem wizyty władz gubernialnych; do końca nie jest to jasne i wiadome.11
Inspiratorem drugiego, bardziej szkodliwego w skutkach buntu, mającego miejsce 15 lipca, był skrajnie niespokojny i zuchwały recydywista Mikołaj Zaricki, nazywający siebie Aleksandrem Senderem-Magidowiczem. Będąc w więzieniu lubelskim od 3. VII. tego roku, dał się poznać od jak najgorszej strony, sprawiając swoim zachowaniem wiele trudności dla administracji więziennej. On to tego dnia, ok. godz. 830 wieczorem, wbrew regulaminowi, śpiewał głośno na cały dziedziniec, nie zaprzestając nawet na wezwanie naczelnika, który za karę polecił pozbawić go na 3 noce materaca. Zaricki nie poddał się temu nakazowi, dlatego wezwani dozorcy wyprowadzili wszystkich więźniów z jego celi, pozostawiając jego samego jako w karcerze. Próba wyjścia razem z innymi nie powiodła się Senderowi, zaczął więc krzyczeć, łomotać w drzwi, na co zareagowali podobnie jak podczas buntu majowego, inni aresztanci, tym razem do śledczych, dołączyli też skazani. Zaczęli stukać w drzwi, wybijać okna, wobec czego naczelnik pootwierał niektóre cele i starał się uspokoić burzycieli, co dawało tylko połowiczne rezultaty. Z jednej z cel, wybiegł Zimelman, chcący uspokoić ciągle krzyczącego Zarickiego. Doszło jednak do bójki ze stronnikami tego ostatniego, zakończonej interwencją dozorców. W tym czasie liczne drzwi i okna zostały wyłamane i coraz ludniej robiło się na korytarzach i dziedzińcu więziennym. Naczelnik Górski, widząc bezskuteczność wszelkich napomnień i rosnące niebezpieczeństwo wynikłej sytuacji, nakazał wzmocnić zewnętrzne posterunki i wezwać na pomoc wojsko. Wartownicy zmuszeni byli do wykonania kilku strzałów ostrzegawczych. Jednak to, a także przybycie 20 żołnierzy nie wpłynęło na uspokojenie aresztantów. Dopiero pojawienie się kilku Kozaków i oddziału riazeńskiego pułku piechoty, przywróciło porządek wśród buntowników, którzy rozegnani zostali do swoich cel. Ostatecznie spokój w więzieniu zapanował po przybyciu gubernatora lubelskiego.12
Oprócz głównego podżegacza tego zdarzenia - Zarickiego, wyróżniło się 26 innych aresztantów, z których największą uszczypliwością i zuchwalstwem odznaczył się Kasper Wojnicki.13
W trakcie zaburzeń lipcowych w więzieniu lubelskim dokonano wielu zniszczeń i szkód , które oszacowano na sumę 1500 rb. Na pokrycie części wydatków przeznaczono 96,995 rb. należących do 74 uczestników buntu i 221,80 rb. zarobionych przez 158 aresztantów biorących udział w nieporządkach czyli razem 318,90 rb.
Spis owych więźniów przedstawia poniższa lista.
W celach prawego, lewego i frontowego budynku więzienia połamano i pogięto drzwi i kraty w oknach, pobito szyby, zepsuto zamki, uszkodzono tynk i ściany nad drzwiami, zniszczono ławki, prycze, piece i naczynie stołowe. Podobne szkody wystąpiły na korytarzach tych skrzydeł, gdzie ponadto pogniecione zostały umywalki i krany oraz rozbite latarnie. W budynku gospodarczym większość szyb potłuczono, podobnie jak latarnie na dziedzińcu więziennym.14
Bunt aresztantów lubelskich z 15. VII. 1905 r. był jednym z największych, niosącym ze sobą niespotykane dotąd rozmiary zniszczeń, które pociągnęły za sobą ogromne koszty.
W przypadku obu zaburzeń z 1905 r. w więzieniu lubelskim, wszczęto postępowania sądowe, które zostały jednak przerwane i nie doprowadziły do skazania buntowników.15 Takie zakończenie tej i wielu innych spraw nie zapobiegało ponownym wystąpieniom aresztantów, którzy kolejny raz utwierdzili się w swojej bezkarności i zuchwalstwie.
Nieposłuszeństwo więźniów wyrażało się również w mniej brutalnych formach, jakimi były podkopy i rozpiłowania najczęściej krat okiennych, mające utorować drogę ucieczki.
Do wykrycia podkopu w więzieniu lubelskim doszło min. 31. III. 1886 r. w oddziale śledczym, w celi nr 2, gdzie znajdowali się: Władysław Sadlej (za włóczęgostwo), Szulim Ajzensztab (kradzież i usiłowanie pobicia), Stanisław Furtak (rozbój), Andrzej Rysztok (grabież), Wojciech Kulesza (pobicie), Franciszek Śliwiński (krzywoprzysięstwo), Ignacy Ozórek (pobicie), Iwan Fierenszkiewicz (krzywoprzy-sięstwo), Mateusz Grzeluk (podpalenie), Józef Sitarz (świętokradztwo), Wojciech Janczarek (pobicie), Jakub Grelecki (ograbienie poczty), Ławrientoj Dąbrowski (kradzież), Jan Olszak (kradzież), Abram Fridman (zniewagę strażnika więziennego). Oddziałowy klucznik Antoni Żuchowski, wypuszczając w/w aresztantów z celi, zauważył, że jeden z nich Mateusz Grzeluk wyszedł spod sypialnej pryczy, pod którą oderwana była deska podłogowa. Po dokładnym obejrzeniu przez przybyłą straż i naczelnika, okazało się, że pod deską wykopany był dół, o głębokości ok. 1.5 arszyna, prowadzący w kierunku zewnętrznej ściany więzienia, w której zaczęty był wyłom o głębokości ok. 3/4 arszyna. Narzędziem służącym do kopania ziemi był kawałek żelaza, oderwany od desek. Nie ulega wątpliwości, że aresztanci zamierzali wspólnymi siłami dokonać podkopu z wyłamaniem fundamentów w celu ucieczki.16
Podobnie zdarzenie miało miejsce 9. XI. 1907 r., kiedy wykryto podkop w celi nr 8, także oddziału śledczego, w której wśród 12 aresztantów, sześciu stanowili katorżnicy: Władysław Grabowski, Iwan Sołowiej, Stanisław Noceń, Jan Cura, Józef Pirog i Józef Krasowskij. Im najbardziej zależało na ucieczce ze względu na surowy wyrok.
Odkrycia podkopu dokonał dozorca zarządzający tym oddziałem, Kulias, który usłyszawszy głuchy, podziemny stukot, doszedł, że pochodzi on spod celi nr 8, gdzie nie prowadzi się żadnych prac, co wydawało się podejrzane. Po dokładnym obejrzeniu celi wraz z dwoma innymi dozorcami, spostrzeżono, że w kącie pod drewnianym ceberkiem na pomyje (tzw. „paraszka”), w cementowej podłodze wycięta była dziura w kształcie kwadratu, w środku której znajdował się katorżnik Grabowski. Dla zamaskowania, w czasie przerw w pracy, wycięcie w podłodze nakrywano drewnianą deską, pomazaną cementem pod kolor podłogi. W wykopanym dole znaleziono latarkę, żelazne pręty wyciągnięte ze schodowej balustrady i starą żelazną łopatę z krótką, drewnianą rączką; narzędzia te służyły do kopania ziemi. Cela, z której robiono podkop sąsiadowała z sanitariatem, wg niektórych aresztantów, do ucieczki mieli posłużyć się rurami odprowadzającymi nieczystości, wg innych kanalizacja miała być wykorzystana do wyrzucania do niej ziemi, a wyjście na zewnątrz przebiegać miało przez fundamenty i na ukos góry, na której stoi więzienie.17
Oba przypadki podkopów wykryte zostały dość szybko przez nadzór więzienny, pierwszy - w ciągu jednego, drugi - w ciągu dwóch dni, co pozbawiło aresztantów możliwości ucieczki.
Również w 1907 r. 22. XII. ujawniono rozpoczętą rozpiłkę krat okiennych w pomieszczeniu fabryki worków papierowych: w zewnętrznych jego oknach i skrajnym, przylegającym do lazaretu oraz w dolnych celach baszty. Uszkodzenia te były zamaskowane pod stojącymi kwiatami, co wykluczało możliwość szybkiego ich rozpoznania.18
Pomieszczenie fabryczne zajmowane było tylko w ciągu dnia, na noc aresztanci wyprowadzani byli do cel, a fabrykę zamykano, chociaż słabe drzwi wejściowe nie stanowiły większej przeszkody w przedostaniu się do jej wnętrza. Podobnie obiektem słabo strzeżonym była baszta, pozostając na noc bez nadzoru. Sam budynek nie przedstawiał takiej twierdzy, na jaką wyglądał z zewnątrz; stare drzwi i zawiasy oraz uszkodzone kraty kusiły i zachęcały aresztantów do organizowania ucieczek.
Z wyżej przedstawionych przykładów buntów i zaburzeń w więzieniu lubelskim widzimy, że protesty więźniów nasilały się szczególnie w czasie rozluźnienia dyscypliny społecznej oraz zwiększonych ruchów politycznych. W naruszaniu regulaminu więziennego przodowali polityczni widząc w personelu więzienia swego programowego wroga. Znaczna ich liczba w lubelskim więzieniu od końca 1904 r. i brak możliwości izolacji od kryminalnych, spowodowały nasilenie „nieporządków i nieposłuszeństwa” w latach 1905-1907. Większość przytoczonych zaburzeń miała miejsce w oddziale śledczym, a ich głównymi sprawcami bardzo często bywali katorżnicy, znajdujący się w więzieniu w 1907 r. w liczbie 30-stu. Ich liczność nie dawała administracji więziennej możliwości zakończenia wszelkich niepokojów, gdyż mieli oni, podobnie jak polityczni, zbyt duży wpływ na zakłócanie życia więziennego. Dopiero po wysłaniu do innych miejsc zamknięcia części katorżników i aresztantów politycznych - wśród nich najbardziej wpływowych Pajewskiego i Modzelewskiej - w więzieniu w Lublinie zapanował spokój.
5.2. Ucieczki.
Jednym ze sposobów organizowanego więziennego oporu były ucieczki, zdarzające się nagminnie. Więźniowie uciekali pojedyńczo i grupowo, odruchowo, wykorzystując okazję lub z przygotowaniem, kryminalni i polityczni. W późniejszym okresie więcej jest wzmianek o ucieczkach tych ostatnich, były one skuteczniejsze od organizowanych przez aresztantów kryminalnych. Polityczni mieli więcej inteligencji i wykształcenia, by obmyśleć taki krok, czasem znacznie więcej możliwości finansowych i pomoc z zewnątrz. Pozytywne skutki tej pomocy niweczył czasem donos, który rzadko demaskował plany kryminalnych. Między tych ostatnich na ogół nie wsadzano szpiegów, a wydanie planów ucieczki w kodeksie kryminalistów było najcięższym z możliwych przewinień, za które groziła śmierć.19
Straż więzienna za punkt honoru uważała niedopuszczenie do ucieczek; zachęcano ją do większej czujności i wysiłku w tym kierunku, a za ujęcie zbiegłego aresztanta w stroju więziennym przewidywano wysokie nagrody pieniężne oraz przedstawiano do odznaczenia.20 Surowo karano winnych dopuszczenia do ucieczki, najczęściej wydaleniem ze służby.
Dużą wagę przykładano do przeprowadzanych częstych rewizji o różnych porach doby, aby więźniowie nie mogli się do niej przygotować. Uważane one były za najskuteczniejszy sposób mogący zapobiec ucieczkom, dlatego wskazywano na konieczność skrupulatnego dopełnienia tego obowiązku przez nadzorców więzienia.
Zasadniczo częstym ucieczkom aresztantów sprzyjały: wadliwa budowa więzienia, używanie więźniów do robót publicznych (zewnętrznych), brak dostatecznego dozoru i zła administracja, wśród której łatwo było o przekupstwo i innego rodzaju nadużycia.
We wrześniu 1864 r. miała miejsce w Lublinie ucieczka trzech więźniów politycznych, którzy z gmachu więzienia wydostali się przez niezabezpieczony kanał.21 Tą samą drogę wybrali później aresztanci w słynnej, największej ucieczce z więzienia lubelskiego w 1907 r.
W wyniku niedbalstwa i niesumienności strażnika więziennego Marcina Kurkowskiego doszło do kolejnej ucieczki. Wysłany do miasta pod jego konwojem aresztant Abram Szajndlar, w celu kupna rzemienia na buty więzienne, wykorzystując słabość strażnika, upił go w miejscowym szynku. Następnie nieprzytomnego Kurkowskiego, odwiózł wynajętym wózkiem do domu, a sam korzystając z nadarzonej okazji, zbiegł.22
Inny przypadek ucieczki z więzienia lubelskiego z 1884 r., spowodowany był niedostatecznym nadzorem z braku warty wojskowej w tym czasie. 23. VII. tego roku, po spacerze aresztantów śledczych w godzinach rannych (700-900), na dziedziniec więzienny wprowadzono wg kolejności 69 katorżników. Wśród nich znajdowali się min. Franciszek Wiśniewski i August Tyde, którzy wykorzystując chwilę nieuwagi strażnika, przedostali się do magazynu, a stąd na poddasze, gdzie mieściły się prywatne rzeczy i odzież aresztancka. Przebrani więźniowie wyszli na dach tylnego skrzydła i zeskoczywszy na ziemię uciekali na oczach wartownika, przekonanego, że to dekarze, jako, że w tym czasie prowadzono remont. Ze zbiegłych - Wiśniewski został zatrzymany tego samego dnia i wieczorem dostarczony do więzienia, natomiast Tyde zdążył się ukryć. Złapano go w powiecie włodawskim i w grudniu dostawiono do więzienia w Lublinie. Rozporządzeniem GZW pierwszy z aresztantów został wysłany do więzienia katorżniczego w guberni charkowskiej, drugiego zesłano na wyspę Sachalin.23
Nieudaną próbę ucieczki podjęli również katorżnicy z baszty więziennej 1. VII. 1886 r. Aresztanci: Szulim Ajzensztab, Jlek Frajman, Józef Rybak i Władysław Kulik z celi nr 14, na drugim piętrze baszty, wspólnymi siłami dokonali wyłomu drzwi, planując nocną ucieczkę już po północy, czyli po drugiej rewizji. Za pomocą scyzoryka i wytrychu otworzyli też drzwi celi nr 13, z której wypuścili: Stanisława Drozda, Władysława Sadleja i Mateusza Grzluka. Wyłamali również zamki w drzwiach prowadzących na poddasze baszty, skąd zamierzali spuścić się na sznurze, skręconym z porwanych materaców. Ok. 230 w nocy zostali przyłapani przez straż więzienną i rozpoczętego dzieła nie dokończyli. Ucieczce tej próbował zapobiec „starosta celi” Antoni Lisiak, który swoim krzykiem zwrócił uwagę nadzoru. W obawie przed zemstą aresztantów, którzy mogli go zabić za taki czyn, musiał się ukryć aż do przybycia straży.24
W/w aresztanci już dwukrotnie podejmowali takie próby, tak więc przy niedoskonałości umocnień więziennych i bezkarności za takie postępowanie, czujność mogłaby okazać się niewystarczająca, a zamiary więźniów zostałyby urzeczywistnione. Dlatego naczelnik więzienia, dla zapobieżenia temu, zwrócił się z prośbą do naczelnika gubernialnego o wysłanie owych aresztantów, uznanych jako niebezpiecznych, do Kryminalnego Więzienia Głównego w Warszawie. Ponadto wydał rozporządzenie należytego zabezpieczenia drzwi i ram okiennych w celach 13 i 14.25
W wyniku niedbalstwa strażników w 1899 r., przez okno w dachu na poddaszu, zbiegło dwóch aresztantów będących pod śledztwem, obwinionych za kradzież.26
Uciekający w pojedynkę więźniowie, często wykorzystywali okazję podczas prac poza budynkiem więzienia. Ucieczki w takich okolicznościach były najbardziej liczne, jednak najczęściej nieplanowane, kończyły się rychłym schwytaniem zbiega. Tak było w przypadku uciekinierów z więzienia lubelskiego w latach 1890, 1892 i 1894. Wszyscy oni zbiegli z miejsca robót zewnętrznych i tego samego dnia zostali pojmani.27
Zdarzały się również ucieczki z miejsca pracy na terenie więziennym, z warsztatów, fabryk. W 1904 r. z kuźni przy więzieniu lubelskim zbiegł jeden z pracujących tam aresztantów.28 Przedsięwzięcie takie było jednak o wiele trudniejsze niż w przypadku sprzyjających ku temu robót zewnętrznych, podczas których często istniejący nadzór nie był wystarczający.
Do ucieczki z więzienia lubelskiego doszło 5. V. 1907 r. podczas prac na dziedzińcu zewnętrznym. Pod nieobecność naczelnika i wbrew jego rozkazowi, do cięcia i rąbania drew na potrzeby więzienne zatrudniano 14 aresztantów „terminowych”, których pilnował tylko jeden dozorca Iwan Pietras, co niezgodne było z obowiązującymi przepisami. Dogodną sytuację wykorzystał Matwiej Martinow Filipek, skazany na 6 miesięcy więzienia za kradzież, który wycofał się do stojącego w pobliżu sanitariatu, gdzie ukrył się, a przy nadarzającej sposobności zbiegł. Zarządzone poszukiwania zakończyły się niepomyślnie, gdyż w/w aresztant został zabity przez nieznanych sprawców, a ciało jego znaleziono w lesie, niedaleko rodzinnej wsi Roskopaczew.29
W podobnych okolicznościach, tego samego roku we wrześniu zbiegł, zatrudniony wraz z innym aresztantem do uprzątnięcia placu więziennego i będący pod nadzorem Józefa Januszewskiego, Iwan Józefowicz Czechowski. Mimo podjętych kroków nie został odnaleziony od razu, ale dopiero po miesiącu i 10. X. dostarczono go do więzienia lubelskiego. Podczas zarządzonych poszukiwań rozesłano za nim listy gończe, zawierające jego rysopis: 23 lata, wzrostu średniego, twarz podłużna, oczy szare, włosy ciemno-bląd, nos i usta średniej wielkości, ubrany był w czarną kurtkę i czarne spodnie, znaków szczególnych brak.30 Był to stały proceder postępowania w takich przypadkach.
Główny Zarząd Więzienny zaniepokojony powtarzającymi się często ucieczkami z miejsc pracy wydał kolejne instrukcje w 1908 i 1910 r., mające im zapobiegać. Za wybór aresztantów do pracy i strażników do nadzoru odpowiedzialny był naczelnik lub jego pełnomocnik. Strażników wyznaczano z osób sprawdzonych, natomiast do robót zewnętrznych mogli wychodzić aresztanci, mający niewiele do zakończenia wyroku. Jeden dozorca przeznaczony był do pilnowania 15 więźniów.31
W okresie rewolucyjnych wystąpień, kiedy więzienie przepełnione było aresztantami politycznymi32, pomoc w ucieczkach stała się jednym z podstawowych punktów działalności Organizacji Bojowej PPS w Lublinie. Okres względnego liberalizmu, jaki wówczas panował, sprzyjał organizowaniu się, nawiązywaniu kontaktów, pozyskiwaniu do współpracy lub przekupnych, dzięki czemu lubelscy bojowcy bezpośrednio docierali do więźniów politycznych na Zamku, patronując wszelkie ich poczynania.
Przejawem tego były wywołane przez politycznych zaburzenie 20. VIII. 1906 r. Jednakże brak większych wpływów wśród wojska spowodował, że nie na wiele zdały się przemówienia więźniów Nochima Chonina i Aleksandra Łukomskiego do żołnierzy 2 roty pułku riazańskiego, w którym starali się zwrócić żołnierzy przeciwko władzom więziennym. W efekcie bunt został szybko stłumiony, a jego inicjatorzy ukarani.33
Również nieudane okazały się podjęte na początku 1907 r. próby masowych ucieczek z więzienia na Zamku. Po raz pierwszy miało to miejsce w nocy z 8/9 lutego 1907 r. Więźniowie wykorzystali nieostrożność starszego dozorcy Raczkowskiego, który nieopacznie wszedł do jednej z cel zajmowanych przez bojowców. Po związaniu dozorców i strażników więziennych oraz przebraniu się w ich ubrania aresztanci wyszli na dziedziniec więzienny, gdzie obezwładnili kolejnego strażnika. Następnie wydostali się na dach więzienia, zostali jednak zauważeni przez zmieniającą się właśnie wartę wojskowa, która zaalarmowała straż i kancelarię więzienną. Uciekinierzy próbowali wówczas wydostać się przez bramę główną, ale bez powodzenia. W godzinę później naczelnik więzienia Górski sprowadził oddziały piechoty pułku riazańskiego, które opanowały sytuację, bijąc przy tym dotkliwie więźniów. Winnych oddano pod sąd zwykły. Niepowodzenie ucieczki przypisać należy jej słabej organizacji oraz brakowi wpływów wśród dozorców więziennych i warty wojskowej.34
Fiasko ucieczki nie powstrzymało zarówno partii robotniczych, jak i więźniów politycznych od kolejnych prób, zwłaszcza że na wiosnę 1907 r. uwięziono na Zamku kilkunastu młodych ludzi, w większości bojowców oskarżonych o napady z bronią w ręku na kasy pancerne stacji kolejowych w Uhrusku (pow. Włodawa) i Dorohusku (pow. Chełm). Niepowodzenie drugiej akcji z 3. II. 1907 r. pozwoliło władzom carskim na znalezienie właściwego tropu organizacji i aresztowanie 24 robotników zatrudnionych w hucie szkła Ruda-Opalicz k. Chełma, których 26. II. osadzono na Zamku w Lublinie.35
W świetle obowiązującego kodeksu karnego większości z nich groziła kara śmierci lub dożywotnie ciężkie roboty. Wydanie na nich wyroków skazujących było tylko kwestią czasu. Dlatego też wśród członków lubelskiej organizacji PPS Frakcji Rewolucyjnej zrodziła się myśl ratowania znajdujących się w krytycznej sytuacji kolegów. Jedynym rozwiązaniem wchodzącym w rachubę było zorganizowanie ucieczki, której przygotowanie wymagało wiele czasu; dużego nakładu sił i środków w celu stworzenia bardzo precyzyjnego planu, gdyż najdrobniejsze nawet potknięcie mogło mieć tragiczne skutki.
Powodzenie ucieczki, w trakcie której zbiegło 41 więźniów, w tym 21 politycznych, zadecydowało, że była to największa udana akcja w dziejach istnienia carskiego więzienia na Zamku w Lublinie.
W ramach prac przygotowawczych zaczęto pilnie studiować rozkład dnia i zwyczaje panujące w więzieniu. Możliwe to było dzięki temu, że starszym nadzorcą warsztatów więziennych i wszelkich robót prowadzonych na Zamku przez przedsiębiorstwo Adama Wojdalińskiego był Sympatyk Frakcji inż. Zwierzchowski, który zaangażował do pracy członka PPS Rafała Ryczka. Przez obserwacje osobiste i kontakty z więźniami politycznymi mogli stwierdzić, że więzienie nie było, jak mówiono w gwarze więziennej „pod kluczem”. W praktyce oznaczało to, że od apelu porannego do przeglądu wieczornego cele były otwarte dzięki czemu wszyscy więźniowie mogli spokojnie wychodzić na podwórze więzienne. Można było także bez trudu przejść z celi do celi. Pilnujący baszty 50-letni dozorca był nie tyle wyrozumiały i pobłażliwy, co praktyczny. Ponieważ w baszcie nie było ubikacji, więc musiałby co chwilę wchodzić po schodach, by wypuścić więźniów. Wypuszczał więc ich wszystkich, zamykał drzwi wejściowe, polecając jedynie, by ukryli się przed władzami więziennymi. Poza tym wbrew przepisom pozwalano na spacery dwa razy dziennie i to zamiast pięćdziesięciu - dwustu więźniom politycznym i kryminalnym razem.36
Dużą pomocą dla organizatorów ucieczki spoza więzienia było odkrycie Zwierzchowskiego i Ryczka. Ustalili oni, że kanał wewnątrz baszty, do którego spływały wszelkie nieczystości z ubikacji i umywalni więziennych, dzięki temu, iż łączył się z kanałem ściekowym biegnącym pod łąkami tatarskimi ku Bystrzycy, może być przydatny w planowanej ucieczce. Kanał ten o długości 1500 metrów, można było przejść najpierw w pozycji pochylonej, później na czworakach i dopiero przed wyjściem nieco się rozszerzał. Otwór do kanału kloacznego znajdował się w oddzielnej celi na parterze baszty. Normalnie była ona pod kluczem dozorcy wieży i wstęp do niej był zabroniony. Otwierano ją tylko wtedy, gdy więźniowie zlewali wszelkie nieczystości i brudy. Na najwyższej kondygnacji wieży, w najgorszych warunkach sanitarnych trzymano więźniów politycznych, niżej znajdowali się przestępcy kryminalni.37
Po długich wahaniach zdecydowano, że ucieczka nastąpi w niedzielę 26. V. 1907 r. O wyborze zdecydował fakt, że dwa dni później miano przetransportować bojowców do Cytadeli warszawskiej oraz specyficzny dla niedzieli rozkład dnia, polegający na pozostawieniu więźniom znacznie większej swobody i przedłużeniu czasu wolnego przebywania poza celą.38
Krytycznego dnia pobudka odbyła się już o godz. 530 rano. Ranny spacer trwający zgodnie z regulaminem więziennym od godz. 7, tylko na pozór był spokojny. Zadaniem więźniów szykujących się do ucieczki, kierowanych przez odsiadującego niski wyrok bojowca Grzecznarowskiego, było niedopuszczenie do ponownego zamknięcia ich w celach, gdyż to przekreśliłoby definitywnie szansę powodzenia. Na szczęście dzięki doskonałemu tego dnia humorowi dozorcy można było bez trudu ukryć się w zakamarkach podwórza więziennego lub w innych celach.
O godz. 1000 rano przystąpiono do realizacji pierwszego etapu ucieczki. Na próbne przejście przez kanał ściekowy udali się 15-letni B. Ostrowski i 18-letni W. Chessen, którzy do celki z otworem ściekowym dostali się za pomocą odpowiednio dobranego klucza, przekupując ponadto dozorcę Smętnego, który dla kupna w mieście wódki i kiełbasy, opuścił swój posterunek. Upragniony sygnał z zewnątrz, pozwalajacy na kontynuowanie ucieczki, zaważono tuż po godz. 1400. Przystąpiono teraz do zasadniczej części planu i więźniowie, partiami po 10 osób39 przeprawiali się kanałem aż do rzeki Bystrzycy.
W miarę upływu czasu coraz trudniej było ukryć nieobecność rosnącej liczby więźniów. Szansę ucieczki dostrzegli też kryminaliści, czemu polityczni nie moli zapobiec, gdyż zajmowali oni niższe piętra wieży, przez które prowadziła jedyna droga do kanału ściekowego. Dołączenie się ich zatem było nieuniknione.
Wzrastające z minuty na minutę zagęszczenie więźniów wokół kanału ściekowego przywróciło czujność strażników, którzy spostrzegli ucieczkę dopiero o godzinie trzeciej. Zawiadomiony policmajster lubelski przybył szybko z grupą policji i kozaków. Gorączkowe poszukiwania zbiegów nie przyniosły spodziewanego efektu. Zatrzymano przy wejściu do otworu więziennego 4 osoby, ale nie natrafiono na ślad pozostałych uciekinierów. Zarządzone sprawdzenie stanu osobowego wykazało brak 41 więźniów.40
Zamieszczony spis zbiegłych w czasie tej ucieczki (data: 13.V. 1907. podana jest wg kalendarza prawosławnego) obejmuje 40 aresztantów, chociaż wszystkie znane mi źródła mówią o 41. Na liście tej z niewiadomych dla mnie przyczyn, nie umieszczono nazwiska Wojciecha Pazika, biorącego także udział w ucieczce.41 Wśród zbiegów było 21 więźniów politycznych i 20 kryminalnych (są to pierwsze 22 nazwiska na liście, wyłączając te pod nr 13, 14 i 15). Uderzająco niska była średnia wieku zbiegów, wynosząca zaledwie 21,7 roku (najmłodszy miał 15 lat). Przy czym dla politycznych wynosiła tylko 19,6 roku, a dla kryminalistów 23,9 roku. Dwudziestu sześciu spośród wszystkich aresztantów pochodziło z terenu Lubelszczyzny (10 politycznych i 16 kryminalnych), reszta zaś z terenu niemal całego Królestwa. Wśród kryminalnych znajdowało się pięciu Żydów i trzech Cyganów. W liczbie 21 zbiegłych więźniów politycznych, 11 to uczestnicy wspomnianych akcji na kasy kolejowe w Uhrusku i Dorohusku. Po ucieczce aresztanci polityczni ukrywali się na terenie guberni lubelskiej, lub wyjeżdżali do Imperium w poszukiwaniu pracy. Część zbiegów ukrywała się w Nałęczowie i Niezabitowie, znajdując tu opiekę ze strony powszechnie znanych i szanowanych działaczy społeczno-oświatowych: Faustyny Morzyckiej, Janiny Decjusz, a także Stefana Żeromskiego i jego żony Oktawii. Zbiegowie skierowani zostali następnie przez Kraśnik, Zaklików, Annopol i Zawichost do Krakowa. Za przetrzymywanie więźniów Morzycka i Decjuszówna zostały aresztowane w 1908 r.42 Jeden z politycznych, Stanisław Rudzeli został zatrzymany w powiecie biłgorajskim i odesłany do więzienia lubelskiego, dopiero w marcu 1914 r.43
Inaczej potoczyły się losy zbiegłych kryminalistów, w większości należących do groźnych band, min. słynnej w tym czasie na Lubelszczyźnie bandy Lisa. Na skutek ich niezorganizowania, sprzeczności interesów i wewnętrznych tarć, w stosunkowo krótkim czasie udało się ująć lub zlikwidować niemal wszystkich zbiegów z tej grupy. Pałczyński i Chojnacki zostali zabici: pierwszy w czasie napadu na dom obywatela ziemskiego Koryzny w powiecie lubartowskim, drugi zaś w krasnostawskim; Ajzen utonął w Bugu; Myśliwy, ranny przy pojmaniu, zmarł w szpitalu w Chełmie.44
W stosunku do władz więziennych wszczęte zostało dochodzenie i wyciągnięte konsekwencje ich niesumienności i zaniedbania. Aresztowano dwóch dozorców: Smętnego i Szyszłę, którym zarzucano nieregulaminowe wypuszczanie więźniów na spacer, a naczelnika Radicza zwolniono ze stanowiska. Jako winni w sprawie ucieczki z więzienia, przede wszystkim poprzez tolerowanie nieporządku, dozorcy: Kazimierz Szyszło, Stanisław Smętny, Makar Chmielewski i Ignacy Nowakowski oraz pomocnik Sofranow, zwolnieni zostali ze służby więziennej.45
Sukces ucieczki-nie biorąc pod uwagę więźniów kryminalnych, którzy dołączyli się do niej samorzutnie w trakcie jej trwania, a po opuszczeniu więzienia działali na własną rękę-świadczył, że akcja lubelskich bojowców była dobrze przygotowana. Doskonały plan, wyeliminowanie użycia broni i wyjątkowo skuteczna realizacja, pozwalająca na ucieczkę 21 więźniów politycznych bez pozostawienia śladu, z których ok. 9-10 groziła kara śmierci, ucieczkę lubelską stawiają w rzędzie najlepiej przeprowadzonych w skali kraju.
Liczba ucieczek z więzień była największa w okresie rewolucji 1905-1907, co jest zrozumiałe ze względu na duże przepełnienie, zwłaszcza przez politycznych oraz niedostateczny nadzór, niesumiennej, a na dodatek nielicznej i źle opłacanej straży więziennej. Porównując ucieczki kryminalnych i próby takowych osadzonych politycznych, zauważamy, że bojowcy z PPS mieli o wiele trudniejsze warunki do ich urzeczywistnienia, gdyż znajdowali się zawsze pod czujnym nadzorem strażników, uczulonych na uważniejsze pilnowanie nie kryminalistów. Jednak mogli oni liczyć na szeroką pomoc z zewnątrz, co okazało się czynnikiem decydującym ostatecznym sukcesie. Ich uwolnienie wymagało długich przygotowań, dokładnego planu i perfekcyjnego wykonania. Niepowodzenie w którymkolwiek punkcie oznaczało załamanie całego przedsięwzięcia. Aresztanci kryminalni działali najczęściej w pojedynkę, bez przygotowanego wcześniej planu, korzystając z nadarzającej się okazji. Ich ucieczki kończyły się najczęściej fiaskiem i już tego samego dnia wracali do murów więziennych, ponosząc za swój czyn mniejsze lub większe konsekwencje. Dlatego trudno jest mówić o sukcesach tej grupy więźniów w omawianej przeze mnie dziedzinie.
PRZYPISY
1. APL. RGL. WPIII, 1907:2, k.1, 8-9.
2. APL. RGL. WPIII, 1907:355, k.1; 1907:371, k.2.
3. APL. RGL. WPIII, 1907:388, k.1-3, 6r.
4. APL. KGL, 1887:272, k.7-8.
5. APL. RGL. WPIII, 1887:114, k.1
6. APL. RGL. WPIII, 1907:388, k.6.
7. APL. RGL. WPIII, 1909:145; O zaburzeniach w więzieniu lubelskim w nocy 27. III. 1909 r.
8. Tamże.
9. Tamże; W liczbie wymienionych 25 aresztantów znajdowali się: Iwan Cur, Stefan Dudek, Józef Kozak, Tomasz Sobczak, Paweł Kondratowicz, Jakub Morus, Ignacy Bogut, Wasyl Makara, Michał Kowalik, Antoni Rybaciuk, Jan Sobiesiak, Jan Kubicki, Iwan Szałach, Władysław Goluch, Antoni Wiak, Tomasz Warzycki, Józef Gomiela, Iwan Kwiatkowski, Piotr Rysak, Władysław Radomski, Kazimierz Zwonkowski, Józef Kordinal.
10. APL. RGL. WPIII, 1905:183, k.1-2.
11. Tamże, k.2v-4.
12. Tamże, k.7-8.
13. Tamże, k.8v; oprócz niego w zaburzeniach wyróżnili się: Jan Mendyk, Julian Prerchalf, Józef Głuch, Ławrientij Dyjak, Józef Juszkiewicz, Majer Gmichlicht, Stefan Nowosad, Stanisław Woc, Walenty Borysak, Icek Miceusnacher, Zierszek Kierszienbanm, Wilchelm Kop, Zys Gelibter, Moszek Garfinkiel, Józef Ganiela, March Mikuła, Merkury Riezanow, Ludwik Muciński, Feliks Cyglier, Stanisław Szpos, Antoni Rybaciuk, Józef Weroniu, Tomasz Wawrzycki, Iwan Damieniak, Fran Pomian i inni.
14. Tamże, k.19-21; Protokół z obejrzenia szkód powstałych w wyniku zaburzeń w więzieniu lubelskim 15. VII. 1905 r.
15. APL. RGL. WPIII, 1907:388, k.6.
16. APL. RGL. WPIII, 1886:64, k.49-50.
17. APL. RGL. WPIII, 1907:379, k.7-8.
18. APL. RGL. WPIII, 1907:435, k.1-1r.
19. E. Kaczyńska: Ludzie..., s. 436.
20. M. Senkowska: op. lit., s. 116.
21. APL. AmL. syg. 1043; Korespondencje w sprawie ucieczki trzech więźniów politycznych; APL. KGL, 1866: 37, k.2.
22. APL. AmL. syg. 1043; O zbiegłym aresztancie Abramie Szajndlerze.
23. Obzor ze 1884 rok.
24. APL. RGL. WPIII, 1886: 64, k.52-53.
25. Tamże, k.53v.
26. Obzor za 1899 rok.
27. Obzory za lata 1890, 1892, 1894.
28. Obzor za 1904 r.
29. APL. RGL. WPIII, 1907:181, k.1, 7.
30. APL. RGL. WPIII, 1907:379, k.1, 4,8.
31. J. Klewek: Historia więzienia w Siedlcach w okresie rosyjskim (1844-1915).
32. A. Koprukowniak: Ruchy..., passim.
33. B. Pawłowski (1844-1915).
32. A. Koprukowniak: Ruchy..., passim.
33. B. Pawłowski: Pomoc dla więźniów politycznych w latach rewolucji 1905-1907. W: Z rewolucyjnych tradycji lat 1905-1907. Materiały na sympozjum naukowe. red. A. Koprukowniak. Lublin 1976, s. 86.
34. Tamże, s. 87.
35. Z przeszłości dalekiej i bliskiej. Szkice z dziejów Lubelszczyzny. red. A. Koprukowniak, W. Śladkowski. Lublin 1980, s. 245.
36. B. Pawłarski: Ucieczka więźniów z Zamku lubelskiego w 1907 r. „Rocznik Lubelski”, t. 18, 1975, s. 86.
37. Tamże, K. Gawarecka: Ucieczka z więzienia. „Kamena”, t. 20, 1962, s. 15.
38. B. Pawłowski: Pomoc..., s. 88.
39. APL. RGL. WPIII, 1907:184, k.52v.
40. Tamże, k.2; B. Pawłowski: Ucieczka..., s. 89.
41. B. Pawłowski: Ucieczka..., s. 95.
42. Z przeszłości..., s. 245.
43. APL. RGL. WPIII, 1907:184, k.215.
44. K. Gawarecka: op. cit.; APL. RGL. WPIII, 1907:184, k.22.
45. APL. RGL. WPIII, 1907:184, k.84; APL. RGL. WPIII, 1907:230, k.13v.