OD REDAKCJI
Koniec roku (w chwili gdy piszę te słowa, dobiega końca rok 2007) to okres, który skłania wielu ludzi do zadumy i refleksji. Nierzadko są to refleksje na temat kondycji całej naszej cywilizacji. W miarę zbliżania się roku 2012 ta data coraz częściej pojawia się w mediach i prywatnych rozmowach w kontekście jakiegoś kataklizmu, a w najlepszym wypadku wydarzeń na skalę całej planety. W głosach ludzi nie czuć jeszcze lęku przed tym domniemanym nieszczęściem, niemniej podskórnie jest on już wyczuwalny - oczywiście, tylko w rozmowach z ludźmi, których obchodzi to, co dzieje się na świecie, którzy potrafią patrzeć na wydarzenia, nawet z pozoru drobne, globalnie, w szerokim kontekście, wielopoziomowo, i dostrzegać łączące je zależności.
Osobiście nie czuję żadnego lęku przed grudniem 2012 roku, kiedy to rzekomo ma się wydarzyć to coś (kulminacja zwiększonej aktywności słonecznej, przesunięcie biegunów, przybycie planety X etc). Przypuszczam, że im bliżej będzie tego terminu, tym media będą bardziej podkręcały psychozę strachu, aby zwiększyć sprzedaż czasopism i oglądalność programów telewizyjnych. Będzie to pewnie taki sam pusty w środku, rozdęty balon, jak ten związany z tak zwaną pluskwą milenijną, kiedy to miała nastąpić zapaść systemów komputerowych. Jak wiemy, nic takiego się nie stało. Podobnie w roku 2012 nie będzie żadnego końca świata. Takie lęki towarzyszą ludziom od zawsze i nie należy brać ich sobie do serca.
Bardziej niż owego rzekomego holokaustu z tak zwanych przyczyn naturalnych boję się zagłady naszej cywilizacji ze strony naukawców. Tego wymyślonego dawno temu przez kogoś innego słowa naukawiec używam tu świadomie. Naukawiec to człowiek pozorujący działalność naukową lub prowadzący ją dla pieniędzy bez liczenia się z konsekwencjami swoich czynów. Niestety, naukowcy to wymierające plemię wypierane przez mnożących się w zastraszającym tempie naukawców. Dowodów na to, do czego może doprowadzić głupota naukawców, jest wiele, że wspomnę tylko kretyńskie zabawy w Boga w zakresie genetycznego modyfikowania organizmów, głównie roślin. Ledwie ludzie zaczęli uświadamiać sobie zagrożenia z tej strony, a także odczuwać już pierwsze skutki, naukawcy przystąpili do kolejnego szturmu wymierzonego w nasze zdrowie i życie, próbując uszczęśliwiać nas wprowadzaniem do żywności i kosmetyków nanotechnologii. W tym przypadku skutki są niemal natychmiastowe.
Ci, którzy czytają Nexusa od co najmniej roku, przypominają sobie zapewne krótką wiadomość zamieszczoną w „Wieściach z globalnej wioski" w styczniowo-lutowym numerze z ubiegłego roku zatytułowaną „Tajemnicza choroba Morgellons" (str. 4-5). Obecnie, po roku, zamieszczamy w „Wieściach z globalnej wioski" na stronach 5 i 6 informację na temat wstępnych wyników badań choroby Morgellons. To, co tam pisze, nie napawa optymizmem. Genetycznie modyfikowana żywność to dziecinna igraszka w porównaniu z tym, co szykują nam naukawcy zajmujący się nanotechnologiami. Nie potrzeba żadnej komety, żadnej zmiany biegunów. Oni wykończą nas perfekcyjnie. Siebie i swoje rodziny także. Kraje Trzeciego Świata, Arabowie i inni, którzy podobno chcą zniszczyć zachodnią cywilizację, nie muszą nic robić - wystarczy, że poczekają, aż wykończymy siebie sami, to znaczy, aż wykończą nas nasi naukawcy. Jeśli rzekomo nie lubiący Zachodu Arabowie będą chcieli przyspieszyć ten proces, wystarczy, że zaczną skrycie finansować swoimi petrodolarami badania w zakresie nanotechnologii przeznaczonej do konsumpcji (żywność, leki, kosmetyki etc).
Tym, którzy chcą się przekonać, co nas czeka po wprowadzeniu nanoelementów do naszych organizmów, polecam przejrzenie stron internetowych zawierających zdjęcia i nagrania wideo przedstawiające rany na skórze osób chorych na Morgellons (wystarczy wpisać w Google słowo „Morgellons"), z których wystają nanodruciki lub w których tworzą się dziwaczne pajęczyny z nanonitek lub nanodrucików (na myśl o tym, że w głębi ich organizmów dzieje się coś podobnego, robi się niedobrze). Nie ma na to lekarstwa i długo nie będzie i co gorsze, te samopowielające się w nie kontrolowany sposób nanoelementy mogą przenosić się z człowieka na człowieka jak wirusy i bakterie. Nagłe pojawienie się tej choroby, każe sądzić, że jej źródła należy szukać w laboratoriach naukowych.
Oczywiście zaraz pojawi się cała armia usłużnych naukawców, którzy zaczną zaprzeczać jakimkolwiek związkom tej choroby z nanotechnologią. Wierzcie bardziej swoim oczom i rozumowi niż ich deklaracjom. Nie ma co liczyć, że ci ludzie opamiętają się. Liczenie na ich mądrość i rozsądek to bardzo zgubna iluzja, bowiem nie ma takiego zła, którego jedni ludzie nie uczyniliby innym z powodu chciwości, głupoty lub jakiejś obsesyjnej wizji. Najgorsze jest jednak to, że nawet wprowadzenie ustawowego zakazu prowadzenia badań w tym zakresie nie powstrzyma ich, ponieważ zawsze znajdą się laboratoria (np. tajne wojskowe), które nie będą się do tego zakazu stosowały lub, co gorsze, będą z niego wyłączone. Niestety, nasza przyszłość nie jawi się różowo.
Ryszard Z. Fiejtek
Korespondencję do nas kierować prosimy na skrytkę pocztową podaną przy adresie redakcji bądź za pośrednictwem Internetu (nexus@nexus.media.pl).
POTRZEBUJESZ KUCHENKI? - UŻYJ SWOJEGO TELEFONU KOMÓRKOWEGO
Wiele organizacji, w tym przemysł telefonii komórkowej, często bagatelizuje zagrożenia dla mózgu ze strony promieniowania emitowanego przez telefony komórkowe. Wspierając się wynikami krótkotrwałych badań usiłuje się przekonywać ich użytkowników, że ich używanie nie wiąże się z powstawaniem guzów mózgu lub rakiem, których objawy uwidaczniają się dopiero po dziesiątkach lat wystawienia na to promieniowanie.
Uczciwie rzecz ujmując, nikt nie wie dokładnie, jakie szkody może wyrządzać użytkownikowi telefon komórkowy. Ostatnio media podały wyniki doświadczeń dowodzących, że promieniowanie telefonów komórkowych jest tak silne, że można za jego pomocą gotować jajka.
W ramach jednego z eksperymentów badacze umieścili jajko w porcelanowej filiżance (ponieważ jest dobrym przewodnikiem ciepła) i po jego obu stronach umieścili po jednym telefonie komórkowym. Następnie z jednego z nich zadzwoniono do drugiego i przez pewien czas utrzymywano to połączenie.
W czasie pierwszych 15 minut nic się nie działo. Po 25 minutach skorupka jajka zaczęła się nagrzewać, a po 40 białko zestaliło się, przy czym żółtko pozostało ciekłe. Po 65 minutach całe jajko było już ugotowane.
To doświadczenie (które każdy może przeprowadzić we własnym zakresie) dowodzi, jak niebezpieczne jest promieniowanie emitowane przez telefony komórkowe. Ludzie powinni unikać ich używania. Jak dotąd nikt nie udowodnił jednak, że to promieniowanie może być przyczyną jakiegoś istotnego schorzenia. Z drugiej strony nikt też nie dowiódł, że tego rodzaju zagrożenie nie istnieje.
Dzieciom powinno zabraniać się używania telefonów komórkowych, ponieważ ich mózgi wciąż rosną i są szczególnie podatne na wpływy promieniowania.
Źródło: Sue Mueller, „Need A Cooker?: Use Your Celi Phone", -
ZWIĄZEK POMIĘDZY LEKAMI PSYCHIATRYCZNYMI A NARASTANIEM PRZEMOCY W NASZYCH SPOŁECZEŃSTWACH
W następstwie żądania skierowanego przez Obywatelski Komitet Praw Człowieka (Citizens Committee on Human Rights; w skrócie CCHR) do Australijskiej Administracji Dóbr Terapeutycznych (Australian Therapeutic Goods Administration; w skrócie TGA) w sprawie efektów działania leków przeciwpsychotycznych stwierdzono, że doszło do zdumiewającej liczby skutków ubocznych o brutalnym charakterze, w tym morderczych zapędów, oraz że psychiatrzy i producenci tych leków nie ostrzegli konsumentów o takim zagrożeniu.
CCHR chce, aby dołączane do wszystkich leków psychiatrycznych informacje zawierały ostrzeżenia podobne do tych, jakich wymaga amerykański Urząd ds. Żywności i Leków (Food and Drug Administration; w skrócie FDA), które uprzedzają o możliwości wystąpienia gwałtownych, agresywnych lub samobójczych zachowań. Te informacje powinny zawierać również następujący tekst: „Każdy ma prawo do powiadomienia Australijskiej Administracji Dóbr Terapeutycznych o niekorzystnych reakcjach ubocznych na niniejszy lek poprzez stronę internetową http://www.tga.gov.au/ lub telefonicznie".
Oto kilka przykładowych doniesień na temat niekorzystnych reakcji na leki odnotowanych przez TGA:
• W roku 2005 25-letnią kobietę przyjmującą przeciwpsychotyczny lek Seroquel nachodziły mordercze oraz samobójcze myśli, w następstwie których podjęła nawet próbę samobójstwa. Doznawała też „słuchowych halucynacji". W doniesieniu czytamy ponadto, że „znalazła się w domu swoich rodziców z nożem w ręku i zamiarem zabicia ich".
• W tym samym roku u pewnej 29-letniej osoby rozwinęła się mordercza mania w trakcie przyjmowania przeciwpsychotycznego Risperidone.
• W roku 2006 19-latek przyjmujący inny lek przeciwpsychotyczny (Zyprexa) i przeciwdepresyjny Prozac doświadczał „samobójczych myśli, co sprawiło, że stał się brutalny i próbował ugodzić inną osobę - swojego strażnika - z zamiarem zabicia go, ponadto usiłował dokonać fizycznych zniszczeń. Próbował także zrobić sobie krzywdę oraz myślał o krzywdzeniu innych ludzi".
• Również w roku 2006 30-letni mężczyzna doświadczył w trakcie zażywania leków Zyprexa i Lithium „wielu epizodów przemocy oraz próbował dokonać zabójstwa i samobójstwa". Z kolei 32-letnia kobieta, również na Zyprexie, „stała się brutalnie agresywna, groziła przemocą fizyczną i zachowywała się obraźliwie".
• Przyjmujący Zyprexa 35-letni mężczyzna doświadczył „morderczych oraz innych nienormalnych myśli, a także gniewu", z kolei będący na tym samym leku 25-latek przejawiał agresywność, którą w doniesieniu opisano jako atakowanie i dźganie (wrogość).
W ostatnich 15 latach odnotowano 9532 niekorzystne uboczne reakcje na leki przeciwpsychotyczne, w tym 399 zgonów, co stanowi 4,2 procenta wszystkich odnotowanych niekorzystnych reakcji.
Jeśli do zagrożenia agresywnymi, morderczymi nastrojami doda się wysoką śmiertelność wśród osób przyjmujących przeciwpsychotyki, to okaże się, że te leki powinny być głównym problemem niepokojącym TGA.
Shelley Wilkins, ogólnokrajowy dyrektor CCHR, oświadczyła, że „liczba zgonów i innych niekorzystnych reakcji ubocznych jest przypuszczalnie znacznie większa, ponieważ lekarze nie są zobowiązani przez prawo do meldowania o niekorzystnych reakcjach ubocznych, poza tym niewielu konsumentów zdaje sobie sprawę, że oni również mogą informować TGA o niekorzystnych reakcjach ubocznych".
CCHR uważa, że ta sytuacja jest odbiciem tej, jaka panuje w Stanach Zjednoczonych, gdzie FDA otrzymuje
doniesienia o zaledwie jednym procencie wszystkich niekorzystnych reakcji ubocznych.
Nawet sądy dostrzegły istnienie wyraźnego związku między zażywaniem leków psychotropowych a przemocą w Australii.
• W roku 2001 76-letni David Hawkins z Nowej Południowej Walii został skazany na dwa lata więzienia za uduszenie swojej żony Margaret (lat 70) po przyjęciu Zoloftu. Sędzia Sądu Najwyższego Barry O'Keefe stwierdził, że jest bardzo mało prawdopodobne, aby pani Hawkins zmarła, gdyby jej mąż nie wziął tych tabletek. „To tragiczne wydarzenie powinno być ostrzeżeniem dla lekarzy i całej medycznej społeczności przed możliwością poważnych i wręcz niebezpiecznych efektów ubocznych, które może wywoływać Zoloft".
• W roku 2003 32-letnia matka z Zachodniej Australii, której przepisano środki przeciwdepresyjne, dwa razy próbowała zagazować w samochodzie siebie i dwoje swoich młodych dzieci. W roku 2004 główny sędzia Sądu Najwyższego, David Malcolm, odkrył, że wpływ na takie jej zachowanie miały przyjmowane przez nią lekarstwa.
W Australii w okresie od stycznia 2001 do czerwca 2006 roku nastąpił wzrost spożycia leków przeciwpsychotycznych z 1,3 do 1,8 miliona recept.
CCHR znalazło się w pierwszym szeregu demaskatorów ujawniających zagrożenia wynikające ze stosowania leków psychiatrycznych - od „leczenia głębokim snem", które obejmowało stosowanie barbituranów i przeciwpsychotyków i zabiło 48 ludzi, po Prozac, który jest łączony z tysiącami samobójstw i prób samobójczych, co zaprowadziło go na „czarną listę" FDA ostrzegającą przed wystąpieniem ryzyka samobójstwa wśród młodych ludzi do lat 24, którzy go przyjmują.
Shelley Wilkins powiedziała, że „TGA powinno być bardziej zdecydowane w ochronie konsumentów, zwłaszcza poprzez zakrojone na szeroką skalę informowanie, w jaki sposób należy donosić o niekorzystnych reakcjach ubocznych na lek".
Obywatelski Komitet Praw Człowieka (CCHR) została założona w roku 1969 przez Kościół Scjentologiczny i dra Thomasa Szasza, profesora psychiatrii, jako organizacja badająca i ujawniająca psychiatryczne naruszanie praw człowieka. Kwatera główna tej organizacji znajduje się w Los Angeles w USA. W Australii znana jest ona pod nazwą Obywatelski Komitet Praw Człowieka.
Dalsze informacje na ten temat można uzyskać pod adresem http://www.cchr.org/. (Źródło: „The Link between Psychotic Drugs and Increasing Violence in Our Communities", Alix Jordan, New Dawn, nr 104, wrzesień-październik 2007)
UGANDYJSKI PERSONEL MEDYCZNY UCIEKA OD PACJENTÓW ZARAŻONYCH NOWYM TYPEM WIRUSA EBOLA
Personel medyczny w prowincji Bundibugyo zbiegł ze swoich miejsc pracy ze strachu przed zarażeniem się zabójczym wirusem Ebola. W piątek (30 listopada 2007) Elias Byamungu, czołowy przedstawiciel administracji, oświadczył, że personel medyczny opuścił pacjentów w ośrodkach medycznych i uciekł ze strachu przed zarażeniem się. Twierdzi, że „członkowie personelu medycznego są przerażeni". Liczbę przypadków śmiertelnych określił na 28.
Wczoraj wieczorem (1 grudnia 2007) władze medyczne ogłosiły, że liczba zgonów zwiększyła się o 18 w stosunku do 16 zarejestrowanych do czwartku (29 listopada 2007).
- W ciągu ostatnich 24 godzin odnotowaliśmy dwa kolejne zgony i ta zaraza szerzy się dalej - oświadczył reporterom Agencji Reutera dr Sam Zaramba, dyrektor generalny Usług Medycznych. Twierdzi on, że przedstawiciele Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) przyłączyli się do miejscowych ekspertów w celu opracowania strategii zmierzającej do ograniczenia rozprzestrzeniania się tej zarazy. Już ponad 50 ludzi zostało zainfekowanych.
Przedstawiciele administracji regionalnej służby zdrowia powiadomili, że wczoraj (1 grudnia 2007) do szpitala w Bundibugyo przyjęto 5 nowych pacjentów.
- Utworzyliśmy oddziały zamknięte, w których wszyscy zarażeni wirusem Ebola są poddawani kwarantannie i dokładnie monitorowani - oświadczył Sam Zaramba.
Pierwsza ofiara zmarła w sierpniu 2007 roku i jako przyczynę śmierci podano „tajemniczą chorobę". Do środy (28 listopada 2007), kiedy Ministerstwo Zdrowia i WHO potwierdziły, że to Ebola, ta choroba, która zdążyła już spustoszyć w tym rejonie 14 wsi, była określana jako „tajemnicza i dziwna". Sam Zaramba oświadczył, że ta choroba została rozpoznana jako Ebola po wykonaniu testów w Ośrodkach Kontroli i Zapobiegania Chorobom w Atlancie w USA.
Elias Byamungu podał telefonicznie, że wśród zainfekowanych znajdują się trzy osoby personelu medycznego, w tym jeden lekarz, dr Ssesanga, którego stan był krytyczny. Według niego epidemia wybuchła w Kikyo Parish w okręgu Kasitu, po czym przemieściła się do Ngamba Parish, Bundibugyo i okręgu Bubukwanga. Do pierwszego zgonu doszło po spożyciu w sierpniu 2007 roku przez grupę mieszkańców Kikyo kozy.
- Doszło do oskarżeń i kontroskarżeń o czary. Niektórych ludzi osadzono nawet w areszcie, dopóki nie odkryliśmy, że to problem czysto medyczny - oświadczył Elias Byamungu, który obawia się, że choroba może przechodzić teraz proces inkubacji w sąsiednich rejonach Kabarole i Kasese, dokąd mogli zawędrować zakażeni ludzie.
Mieszkańcy Kabarole wpadli w panikę i wielu z nich unika podawania innym ludziom ręki oraz przebywania w publicznych miejscach. Taksówkarze kursujący na trasie Fort Portal-Bundibugyo mówią, że podjęli dodatkowe środki ostrożności. Jeden z nich powiedział, że „nie bierzemy zbyt dużej liczby pasażerów do naszych pojazdów, aby zmniejszyć możliwość kontaktu pomiędzy ciałami pasażerów, nie zabieramy również wyraźnie chorych osób".
Wirus Ebola rozprzestrzenia się przez kontakt z płynami ustrojowymi zakażonych osób. To druga duża epidemia Eboli w Ugandzie. Do pierwszej doszło w roku 2000 w Bunyoro na północy, gdzie zmarło 140 ludzi.
News24.com, 3 grudnia 2007
W niedzielę 2 grudnia po zbadaniu próbek pobranych od zmarłego pacjenta z południa kraju władze podały, że epidemia wirusa Ebola, która zabiła 18 ludzi w zachodniej Ugandzie, najwyraźniej rozszerza się. Przedstawiciele rządu oświadczyli reporterom agencji AFP, że choroba, która szerzyła się we wrześniu 2007 roku, przeniosła się do trzech stref w ubogim okręgu Bundibugyo w pobliżu granicy z Demokratyczną Republiką Konga.
Wirusolodzy zbadali próbkę pobraną od podejrzanej ofiary, która zmarła w nocy w regionie Mbarara, 160 kilometrów na południowy wschód od zakażonego terenu. Władze medyczne podały również, że kilkudziesięciu członków personelu służby zdrowia zbiegło z Bundibugyo, kiedy ich koledzy zakazili się wirusem w czasie wybuchu epidemii, która zabiła już 18 ludzi i zainfekowała 61.
Wirusolodzy zbadali również odizolowanego pacjenta w sąsiednim rejonie Port Portale oraz śmiertelność w Mbararze. „Istnieją obawy, że zaraza rozprzestrzeniła się" - podał jeden z wyższych urzędników ministerstwa zdrowia, który nie chciał ujawnić swojego nazwiska. „Oczekujemy na wyniki badań próbek" - powiedział mając na uwadze dwa przypadki, które doprowadziły do paniki w tym wschodnioafrykańskim kraju. Zaraza, która jest przyczyną 90 procent śmiertelnych przypadków, rozprzestrzenia się w rezultacie kontaktu z płynami ustrojowymi, głównie krwią.
Epidemiolodzy i wirusolodzy udali się do rejonu Bundibugyo w celu ustalenia źródła pochodzenia wirusa, aby móc w przyszłości uniknąć podobnych epidemii. Po wykonaniu przez laboratoria Ośrodków Kontroli i Zapobiegania Chorobom w Atlancie w USA analiz próbek tkanek władze stwierdziły, że wybuch epidemii spowodował nieznany dotąd szczep. Lekarze podają, że znane typy wirusa Ebola atakują zazwyczaj kapilary i wyściółkę naczyń krwionośnych odprowadzając z organizmu krew przez powstałe w ten sposób otwory, co sprawia, że pacjent umiera w szoku. Nowy typ wirusa z Ugandy, który wywołuje wysoką gorączkę, zabija ofiary bez dużej utraty krwi.
(http://www.news24.com/News24/Africa/News/0,,2-11-1447_2231444,00.html) (Źródło: John Thawite, „Uganda Medical Wor-kers Flee From New-Type Ebola Patients", Sundoy Vision online, Uganda, 3 grudnia 2007, http://www.rense.com/general79/flee.htm)
MIÓD JEST LEPSZY JAKO ŚRODEK NA KASZEL DZIECI
Według najnowszych badań miód jest znacznie lepszym środkiem leczącym kaszel u dzieci niż składnik stosowany w wielu kupowanych bez recepty lekarstwach.
Okazało się, że niewielka dawka miodu jest znacznie bardzie efektywna w pozbywaniu się, zarówno ostrości, jak i częstotliwości występowania nocnego kaszlu niż powszechnie stosowany inhibitor kaszlu.
Naukowcy ustalili, że miód umożliwia również dzieciom i ich rodzicom lepszy sen w nocy, podczas gdy środek Dextromethorfan (DM), który jest w składnikiem kilku znanych środków przeciwko kaszlowi, w tym niektórych rodzajów Benylinu i Robitussinu, okazał się nie lepszy od braku leczenia w ogóle.
Miód jest od stuleci stosowany do leczenia kaszlu i innych skutków infekcji górnych dróg oddechowych jako środek bakteriobójczy i kojący.
Dr Ian Paul z Penn State College of Medicine (stanowa szkoła medyczna w Pensylwanii w USA), który badał naukowo miód, oświadczył:
- Nasze badania stanowią dodatkowy wkład do literatury poddającej w wątpliwość stosowanie DM dla dzieci i jednocześnie oferują lekarzom i rodzicom uzasadnioną i bezpieczną alternatywę. Należy oczywiście prowadzić dodatkowe badania, niemniej mamy nadzieję, że lekarze docenią pozytywny potencjał miodu jako leku, biorąc pod uwagę brak skuteczności, koszty i potencjalne niekorzystne skutki uboczne związane ze stosowaniem DM.
Najnowszymi badaniami, których wyniki opublikował miesięcznik Archives of Pediatrics and Adolescent Medicine, objęto 105 dzieci w wieku od 2 do 18 lat, które cierpiały na kaszel.
Pierwszej nocy objętej badaniami dzieciom nic nie podano, przy czym nazajutrz rano rodzice musieli odpowiedzieć na te same pytania.
Następnej nocy pół godziny przed snem jednej grupie dzieci podano miód, drugiej DM zaprawione do smaku sztucznym miodem, a trzeciej nie podano nic. I tym razem rodzice musieli odpowiedzieć nazajutrz rano na te same pytania.
Rodzice dzieci, którym podano gryczany miód, stwierdzili, że przyniósł on im większą ulgę w kaszlu i braku snu niż dzieciom, którym podano DM lub nie podano niczego, przy czym niektórzy donieśli o łagodnych efektach ubocznych w postaci nadpobudliwości.
Trzy lata temu ten sam zespół ustalił, że ani DM, ani difenhydramina, kolejny pospolity składnik leków przeciw kaszlowi, nie były skuteczniejsze od placebo w zmniejszaniu nocnego kaszlu.
Dr Donna McVey z Wielkiej Brytanii, dyrektor medyczny firmy farmaceutycznej Wyeth, której produkt o nazwie Robitussin Dry Liquid zawiera DM, oświadczyła:
- Jest przeznaczony dla dzieci w wieku powyżej sześciu lat, został zarejestrowany i uzyskał licencję Agencji Nadzoru Leków i Produktów Służących Ochronie Zdrowia [Medicines and He
althcare products Regulatory Agency] jako bezpieczny preparat przynoszący ulgę w przypadkach suchego, drażniącego kaszlu. Jest sprzedawany wyłącznie w aptekach, których personel jest przeszkolony w zalecaniu właściwego rodzaju leczenia w przypadkach różnych rodzajów kaszlu w różnych grupach wiekowych. Osobiście nie zawahałabym się zalecić go dzieciom w wieku powyżej sześciu lat z mojej rodziny. (Źródło: Ben Farmer, „Honey <<is better for children's coughs>>", The Age, 12 czerwca 2007, http://www.telegraph.co.uk/news/main.jhtml?xml=/news/2007/12/04/ncough104.xml)
CHOROBA MORGELLONS - PRÓBA DEFINICJI
(Oto najpełniejszy obraz choroby Morgellons, jaki udało się do tej pory sporządzić na podstawie klinicznych i laboratoryjnych danych oraz niezwykle zaawansowanych badań wykonanych przez niewielki zespół znakomitych naukowców i lekarzy z sektora prywatnego).
Jeff Rense
(Od redakcji: Nieco więcej informacji o chorobie Morgellons wraz z jej opisem można znaleźć w „Wieściach z globalnej wioski" w numerze styczniowo-lutowym z roku 2007 na str. 4-5. Zainteresowanym zdjęciami i nagraniami wideo związanymi z tą chorobą polecamy zajrzenie na strony internetowe zamieszczone pod adresami:
i
Za chorobą Morgellons kryje się najprawdopodobniej zaraźliwa (zainicjowana przez nanotechnikę?) inwazja ludzkich tkanek w postaci samoreplikujących się widzialnych rurek, kolorowych włókien, drucików, siatek wyposażonych w coś, co wygląda jak czujniki, anteny lub jeszcze coś innego, co posiada przypuszczalnie genetycznie zmienione i wymieszane DNA/RNA. Te (pobudzone przez nanotechnikę) „maszyny" doskonale rozwijają się w warunkach alkalicznego pH i wykorzystują do własnych celów bioelektryczną energię organizmu, jego sole mineralne i inne nie określone elementy. (Ludzie nie powinni „gonić" za kwasowym pH, ale dążyć do utrzymania normalnego pH na poziomie około 7,5). Są pewne dane sugerujące, że te malutkie maszyny posiadają swoje własne, wewnętrzne „baterie". Przypuszcza się również, że są one prawdopodobnie zdolne do odbioru określonych mikrofal, sygnałów i informacji w zakresie EMF i ELF. W jakim celu - nie wiadomo. Objawy mają różną postać, poczynając od otwartych ran na skórze całego ciała, które nie wytwarzają strupów, nie ulegają bakteryjnej infekcji i bardzo wolno się goją. Mentalne i neurologiczne skutki to zaburzenie świadomości, poważne zmiany osobowości, strach, depresja, problemy z fizyczną koordynacją. Ofiary choroby Morgellons cierpią też na gwałtowne skoki ciepłoty ciała, ostrą apatię i chroniczne zmęczenie. Ustalono, że maszyny Morgellons najczęściej znajdowane są w płynach ustrojowych i otworach ciała, znaleziono je też w stawach i uważa się, że penetrują wszystkie układy organizmu. Niemal wszyscy dotknięci tą chorobą donoszą, że maszyny Morgellons zdają się posiadać coś w rodzaju inteligencji roju lub inteligencji grupowej. Zakażenie nimi wydaje się być możliwe i zachodzi przypuszczalnie wszystkimi normalnymi drogami typowymi dla bakterii i wirusów. Ponieważ wytrzymują temperatury do 760 stopni Celsjusza, rutynowa sterylizacja medycznych/dentystycznych urządzeń i instrumentów jest daremna. Istnieją istotne dane wiążące aerozolowe włókna z rozpylanych w powietrzu smug chemicznych z włóknami Morgellons, jednak przenoszenie poprzez rozpylenie w powietrzu nie zostało dowiedzione. (Źródło: „Morgellons Defined", 5 grudnia 2007, http://www.rense.com/general76/morgdef.htm)
FARMERZY Z GOSPODARSTW RODZINNYCH DAJĄ ODPÓR
Mali farmerzy i popierający ich konsumenci świętowali dzień 4 lipca jako dzień założenia Fundacji Obrony Prawnej na linii Farma-Konsument (Farm-to-Consumer Legał Defense Fund). Ta niedochodowa organizacja została założona w celu ochrony praw farmerów i umożliwienia im dostarczania mięsa, jajek, surowych produktów nabiałowych, jarzyn i innej żywności bezpośrednio do konsumentów.
W uroczystości uczestniczyło ponad 500 farmerów i konsumentów, którzy wierzą w konstytucyjne prawo uzyskiwania surowego mleka i innej żywności bezpośrednio z rodzinnych farm bez wtrącania się w to federalnych, stanowych i lokalnych władz.
- Farmerzy w całym kraju są zmuszani do wytwarzania przemysłowej żywności o fabrycznej jakości i sprzedawania jej za pośrednictwem korporacyjnych kanałów lub do zamykania farm - twierdzi działacz z Minneapolis doktor weterynarii Will Winter. - Ci, którzy starali się robić to na starą modłę, zostali ukarani ogromnymi karami pieniężnymi, a nawet byli osadzani w więzieniu.
(Źródło: Komunikat prasowy z 4 lipca 2007 roku doktor Kaayli T. Daniel, Media Liaison, Farm-To-Consumer Legał Defense Fund, email: wholenutritionist@earthlink.net)
ROŚLINY ROZPOZNAJĄ SWOJE RODZEŃSTWO
Naukowcy z Uniwersytetu McMaster w Hamilton w Kanadzie odkryli, że rośliny przybierają postawę ostrej rywalizacji, kiedy zmusi się je do dzielenia się doniczką z obcym osobnikiem tego samego gatunku, ale są przychylnie nastawione, kiedy się je sadzi razem z ich rodzeństwem.
- Zdolność rozpoznawania i okazywania przychylności krewnym występuje bardzo często wśród zwierząt, jednak w tym przypadku wykazano występowanie podobnego zjawiska u roślin - oświadczyła Susan Dudley, profesor nadzwyczajny biologii na Uniwersytecie McMaster. - Kiedy rośliny dzielą się doniczką, nasila się u nich rywalizacja objawiająca się wytwarzaniem większej liczby korzeni, co pozwala im na przechwytywanie wody i soli mineralnych, zanim zrobią to sąsiedzi. Wygląda jednak na to, że tak właśnie jest tylko wtedy, gdy dzielą doniczkę z nie spokrewnionymi roślinami, natomiast kiedy są to rośliny z tej samej rodziny, nie dochodzi do zwiększania masy korzeniowej. Ponieważ różnice pomiędzy obcymi i rodzeństwem występowały tylko w przypadku dzielenia wspólnej doniczki, oddziaływania korzeni mogą być wskazówką co do sposobu rozpoznawania krewnych.
- Ogrodnicy od dawna wiedzą, że niektóre pary gatunków współżyją lepiej niż inne i naukowcy zaczynają odkrywać, dlaczego tak się dzieje - oświadczyła Susan Dudley. - Zauważyłam, że rośliny tej samej matki są bardziej zgodne w stosunku do siebie niż rośliny tego samego gatunku, ale innych matek. Im bardziej poznajemy rośliny, tym bardziej złożone okazują się ich wzajemne relacje, tak że przewidzenie wyniku ich koegzystowania może być równie trudne jak w przypadku zaproszenia różnych ludzi na imprezę.
WEZWANIE DO KONTROLI NOWEJ DZIEDZINY O NAZWIE SYNTETYCZNE ŻYCIE
W dniach 24-27 czerwca 2007 roku w Zurychu w Szwajcarii obradował międzynarodowy kongres naukowy pod nazwą Biologia Syntetyczna 3.0, na którym omawiano najnowsze osiągnięcia syntetycznej biologii - nowej dziedziny ekstremalnej inżynierii genetycznej zajmującej się próbami budowy syntetycznych form życia.
Zajmujący się tym zagadnieniem biolodzy utrzymują, że wszystkie części życia można zbudować sztucznie (czyli chemicznie), a następnie poddać je przekształceniom w laboratorium, tak by stworzyć „żywe maszyny" - w pełni działające organizmy zaprogramowane do określonych zadań. Niektóre są zaprojektowane do celowego uwolnienia do środowiska.
Dziś na świecie istnieje około tuzina firm zajmujących się syntetyczną biologią oraz około siedemdziesięciu komercyjnych „odlewni genów", które wytwarzają autorskie molekuły DNA do celów przemysłowych. Lada moment na rynek wejdą pierwsze komercyjne produkty wykonane na bazie syntetycznej biologii (to znaczy tekstylne włókna firmy Du-Pont). W rezultacie zrodziły się obawy, że obecnie w charakterze broni biologicznej można stworzyć niebezpieczne patogeny, takie jak choćby wirus wietrznej ospy i Ebola.
Mimo iż syntetyczna biologia znacznie wykracza poza techniki inżynierii genetycznej, wykorzystywane pierwotnie do wytwarzania genetycznie modyfikowanej żywności i leków, nie opracowano jak dotąd żadnych norm prawnych określających reguły i metody kontroli, które chroniłyby społeczeństwo przed ryzykiem, jakie ona niesie.
- Kolejna nowa technologia wdziera się przebojem w nasze życie i nie ma żadnej rządowej lub międzynarodowej agencji uprawnionej do stanowienia zasad jej stosowania i kontroli - twierdzi biolog Florianne Koechlin z SAG (Szwajcarska Grupa Robocza ds. Technologii Genów). - Znowu dochodzą nas pogłoski ze środowiska naukowego, które potwierdzają przemysł i wojsko, że uzyskano kontrolę nad życiem i że wkrótce będzie można je kreować. Jednak życie to coś więcej niż tylko suma jego części składowych.
Florianne Koechlin jest członkiem wyznaczonego przez rząd Szwajcarii ciała ds. etyki, które jeszcze w tym roku będzie prowadziło dochodzenie w sprawie implikacji wynikających z zastosowania syntetycznej biologii.
Złożony niedawno do amerykańskiego urzędu patentowego wniosek numer 20 070122 826 zatytułowany „Minimalny genom bakterii" rości pretensje do monopolistycznego prawa własności na „wolno żyjący organizm, który może rosnąć i rozmnażać się", którego genom (pełna informacja genetyczna) został zbudowany wyłącznie metodami mechanicznymi.
Craig Venter, którego instytut złożył wniosek o przyznanie tego patentu, oświadczył reporterom Business Week, że jego zespół dzielą tylko tygodnie, a najdalej miesiące, od stworzenia syntetycznego organizmu nazwanego Mycoplasma laboratorium. Jeśli im się to uda, będzie to oznaczało przełom w ewolucji, jaką znamy.
PRZEJĘCIE WYWIADU STANÓW ZJEDNOCZONYCH PRZEZ KORPORACJE
W przypadku ogromnej części operacji szpiegowskich rząd Stanów Zjednoczonych korzysta ze źródeł zewnętrznych. Są one zlecane prywatnym firmom i realizowane bez żadnej odpowiedzialności przed społeczeństwem.
Ponad pięć lat temu po rozpoczęciu globalnej „wojny z terroryzmem" szpiegostwo stało się jedną z najszybciej rozwijających się w Stanach Zjednoczonych gałęzi prywatnego przemysłu. Rząd federalny w znacznie szerszym zakresie niż kiedykolwiek dotąd zleca na zewnątrz część najbardziej poufnych zadań, utrzymując jednocześnie w głębokiej tajemnicy szczegóły dotyczące wykorzystywania do tego celu prywatnych zleceniobiorców. Eksperci ds. wywiadu ostrzegają przed niebezpiecznym brakiem nadzoru nad tym gwałtownie rozwijającym się biznesem w postaci szpiegostwa.
14 maja na przemysłowej konferencji w Kolorado sponsorowanej przez Wywiadowczą Agencję Obrony (Defense Intelligence Agency) rząd Stanów Zjednoczonych po raz pierwszy ujawnił, że 70 procent budżetu przeznaczonego na wywiad idzie do kieszeni prywatnych kontrahentów.
Ponieważ prawie 90 procent wszystkich kontraktów wywiadowczych jest tajne, podobnie jak ich budżet, trudno jest sporządzić wykaz największych kontraktów i zysków osiąganych z działań wywiadowczych.
Z publicznie dostępnych informacji, w tym z danych pochodzących z publicznie angażowanych firm, Komisji Papierów Wartościowych i Dewiz oraz komunikatów prasowych firm i stron internetowych, wynika, że pięciu czołowych kontrahentów w zakresie wywiadu to firmy Lockheed Martin, Northrop Grumman, SAIC, General Dynamics i L-3 Communications.
Inni więksi zleceniobiorcy to firmy Booz Allen Hamilton, CACI International, DRS Technologies i ManTech International.
Rozrost przemysłu i zależność od rządowych budżetów uatrakcyjniło rynek zleceń wywiadowczych dla byłych wysoko postawionych urzędników resortu bezpieczeństwa, takich jak były dyrektor CIA George Tenet, który zarabia obecnie miliony dolarów, pracując jako dyrektor i doradca czterech firm, które realizują zlecenia agencji wywiadowczych Stanów Zjednoczonych i robią ogromne interesy w Iraku i w innych miejscach.
(Źródło: Tim Shorrock, Global Research, 3 czerwca 2007, http://www.globalresearch.ca/index.php?context=va&aid=5868)
SZOK WYWOŁANY PRZEZ RAPORT NA TEMAT WIĘŹNIÓW W GUANTANAMO
Mało znany raport ogłoszony w lutym 2006 roku głosi, że większość więźniów przetrzymywanych w bazie Guantanamo (Kuba) nie jest oskarżona o akty terrorystyczne i że, co wydaje się szokujące, 95 procent z nich zostało pojmanych przez lokalnych łowców nagród i sprzedanych siłom Stanów Zjednoczonych za 5000 dolarów za każdego wojownika talibów i za 25 000 dolarów za członka Al-Qaidy. Co więcej, co najmniej 20 więźniów to dzieci, z których część nie przekroczyła nawet trzynastu lat.
Raport jest pierwszą próbą przedstawienia bardziej szczegółowego obrazu więźniów w Guantanamo, tego jak się tam dostali oraz domniemanych podstaw zaliczenia ich do kategorii wojowniczych nieprzyjaciół, które opierają się niemal wyłącznie na własnych dokumentach rządu Stanów Zjednoczonych. Oto niektóre z ustaleń:
1. Pięćdziesiąt pięć procent uwięzionych nie dokonało żadnego wrogiego aktu wobec Stanów Zjednoczonych lub ich sojuszników.
2. Tylko osiem procent więźniów zostało określonych jako bojownicy Al-Qaidy. Ustalono, że wśród pozostałych więźniów 40 procent w ogóle nie miało żadnych związków z Al-Qaidą, a 18 procent z Al-Qaidą lub talibami.
3. Stany Zjednoczone uwięziły szereg osób na podstawie zwykłych kontaktów z dużą liczbą grup, które nie znajdują się na liście terrorystów Departamentu Bezpieczeństwa Ojczyzny. Co więcej, związki pomiędzy tymi więźniami oraz tymi organizacjami bardzo się różnią. Osiem procent zostało uwięzionych, ponieważ uznano ich za „wojowników na rzecz", 30 procent uznano za „członków", a znaczna większość - 60 procent - została uwięziona tylko na tej podstawie, że „miała związki" z grupą lub grupami, które rząd traktuje jako organizacje terrorystyczne. W przypadku 2 procent więźniów nie udało się ustalić żadnych związków z grupami terrorystycznymi.
4. Jedynie 5 procent wszystkich więźniów została schwytana przez siły Stanów Zjednoczonych. Osiemdziesiąt sześć procent więźniów aresztowały władze Pakistanu lub Sojuszu Północnego (termin używany przez zachodnie media na określenie militarno-politycznej organizacji patronackiej stworzonej w roku 1996 przez Islamskie Państwo Afganistanu, która zjednoczyła różne walczące ze sobą afgańskie ugrupowania do wspólnej walki przeciwko talibom; pod koniec roku 2001, przy znacznym wsparciu sił specjalnych Stanów Zjednoczonych, udało się jej odbić od talibów większość terytorium Afganistanu - przyp. tłum.) i przekazały Stanom Zjednoczonym. Zostali przekazani w czasie, gdy Stany Zjednoczone oferowały duże nagrody za złapanie podejrzanych o działalność terrorystyczną.
5. Grupa osób nie uznanych za wrogich wojowników, głównie Ujgurów (jedno ze starożytnych plemion tureckich osiadłych na terenach wschodniego Turkiestanu, obecnie Autonomicznego Regionu Xinjiang-Uighur Ludowej Republiki Chin oraz obecnego Kazachstanu i Kirgistanu - przyp. tłum.), jest przetrzymywana pod zarzutem popełnienia poważniejszych wykroczeń niż większość osób traktowanych jako kombatanci nieprzyjaciela.
(Źródło: Mark Denbeaux i Joshua W. Denbeaux, „Raport w sprawie uwięzionych w Guantanamo - charakterystyka 517 więźniów na podstawie danych Departamentu Obrony", Uniwersytet Seton Hali, Wydział Prawa, Seton Hali Public Law, praca badawcza nr 46, luty 2006, http://papers.ssrn.com/sol3/papers.cfm?abstract_id=885659)
SCENARIUSZ NOWEGO PEARL HARBOR
Gdyby działo się to w innym miejscu, wówczas byłoby to bardzo łatwo przejrzeć.
Syn przywódcy narodu polega na politycznych kumplach swojego ojca, którzy są gwarancją tego, że odziedziczy politycznych popleczników swojego ojca, jego pozycję i siłę.
Jest to opowieść, która zdarzała się w historii, zarówno w czasach monarchii, jak i demokracji. Przyrzeka, że będzie łagodnym i wiernym władcą.
O czym ludzie nie wiedzą, to to, że on i jego kumple wplątali kraj w nie kończąca się wojnę, której celem jest kontrola nad zasobami ropy Środkowego Wschodu i popieranie regionalnej polityki Izraela.
Jedynym, czego potrzeba do realizacji tych planów, to nagły przerażający atak, „nowe Pearl Harbor", które zachęciłoby obywateli Stanów Zjednoczonych do wojny na Środkowym Wschodzie, wojny koniecznej do wdrożenia „Nowego Amerykańskiego Stulecia".
Ten wielce pożądany atak został przeprowadzony 11 września 2001 roku, w niecały rok po dojściu do władzy nowego przywódcy.
Media pomogły mu i jego kompanom wytłumaczyć ludziom, co się stało: „Terroryści ze Środkowego Wschodu zaatakowali nas zdradziecko, ponieważ nienawidzą Ameryki i Izraela. Ci sami terroryści zamierzają zaatakować nas znowu, przypuszczalnie bombami jądrowymi. Rzecz nie w tym, czy oni zaatakują, ale kiedy to zrobią. Terroryści są wszędzie i musimy mieć agencję Bezpieczeństwo Ojczyzny. Musimy mieć potężną jednolitą władzę wykonawczą wyposażoną w nadzwyczajne pełnomocnictwa ustanowione Ustawą Patriotyczną. Musimy prowadzić wojny w samoobronie, aby wyzwolić Afganistan i Irak".
Wszystko poszło jak w bajce. Po 11 września dziewięciu spośród dziesięciu Amerykanów zaaprobowało go, a dwóch na trzech wciąż go popierało, kiedy 19 marca 2003 roku zaatakował Irak.
Jednak pięć lat później jego wojny w Iraku i Afganistanie okazały się kompletnym fiaskiem. Jego zamiary i środki stały się przedmiotem sprzeciwu i śledztwa w całym kraju. Jego media, które sprzedały nas jego Globalnej Wojnie z Terroryzmem, zostały zdyskredytowane. Kluczowi członkowie jego poprzednio jednolitej Partii Republikańskiej wyrzekają się go.
Kilku ekspertów nazywa jego „jednolite kierownictwo wykonawcze" próbą spętania naszej demokracji, „dyktaturą Busha" i „monarchią króla George'a". Zaczęli nawet nawoływać do postawienia go w stan oskarżenia.
Jego notowania u ludzi są coraz gorsze. Trzy czwarte obywateli jest przeciwko niemu i jego kolaborantom w Kongresie. Trzy czwarte chce, byśmy wycofali się z fiaska w Iraku. Połowa uważa, że to on zarządził ataki z 11 września lub pozwolił, aby do nich doszło. Połowa chce, aby on i jego pachołek Cheney zostali postawieni w stan oskarżenia.
Rozpaczliwe sytuacje wymagają radykalnych środków. Kumple Busha głoszą ostatnio, że nasz naród potrzebuje jeszcze jednego zamachu, takiego jak ten z 11 września, najlepiej nuklearnego z masą ofiar, który spowoduje nawrócenie narodu na politykę Busha. Ten od dawna obiecywany atak „11.09-2B" potwierdziłby słuszność wszystkiego, co dotychczas zrobił, i upoważniłby go do zrobienia wszystkiego, co jeszcze musi zrobić, aby kontynuować wojenne plany Nowego Amerykańskiego Stulecia.
Tak się dziwnie składa, że atak jądrowy na amerykańskie miasto jest scenariuszem, który ćwiczy Agencja Bezpieczeństwa Ojczyzny, przy czym wojsko ćwiczy go w ostatnich latach regularnie.
9 maja 2007 roku Bush podpisał Prezydencką Dyrektywę nr 51 w sprawie Bezpieczeństwa Państwa, która pozwala mu i jego Agencji Bezpieczeństwa Ojczyzny ustanowić dyktaturę w przypadku katastrofy w państwie.
Trochę później, 10 lipca 2007 roku, Michael Chertoff, dyrektor Agencji Bezpieczeństwa Ojczyzny, oświadczył dziennikowi Chicago Tribune, że ma przeczucie, iż Al-Qaida zaatakuje nas tego lata. Nazajutrz, 11 lipca 2007 roku, nastąpił przeciek z wywiadu National Intelligence Estimate (NIE), który potwierdził przeczucie Chertoffa, albowiem głosił, że Al-Qaida odpoczęła i jest gotowa uderzyć w nas tak jak 11 września.
Zaraz potem niezawodne tuby Busha, Condi Rice i Judith Miller, odbyły rozmowy z uczynnymi gadającymi głowami z telewizji, omawiając potworność i nieuchronność kolejnego ataku w stylu 11 września.
20 lipca 2007 roku agencja ABC News opublikowała artykuły przedstawiające oficjalny najgorszy scenariusz typu wydarzeń z 11 września zapowiadający wysadzenie za pomocą ładunku jądrowego wieżowca Sears Tower (w Chicago).
Media najwyraźniej bezmyślnie powtarzają wszelkie łgarstwa podsuwane przez Busha i jego kompanów, aby przygotować grunt pod spisek 11.09-2B, i robią to w pośpiechu.
(Źródło: Ocena autorstwa kapitana Erica H. Maya, byłego rzecznika prasowego wywiadu wojskowego USA, agencja American Free Press, 17 i 24 września 2007)
TAJNE SATELITY
Francuski radar do obserwacji przestrzeni kosmicznej wykrył od 20 do 30 satelitów na niskich wokółziemskich orbitach, które nie figurują w katalogu Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych.
Po szesnastu miesiącach działania swojego systemu radarowego o nazwie Graves, zdolnego do wykrywania satelitów krążących na orbitach nie wyższych niż 1000 kilometrów, Ministerstwo Obrony Francji stwierdziło, że radar zebrał wystarczającą ilość danych, które dają podstawę do wywarcia na władze Stanów Zjednoczonych nacisku, by zaprzestały publikowania danych o miejscu położenia francuskich wywiadowczych i wojskowych satelitów łącznościowych.
Sieć Obserwacji Przestrzeni Kosmicznej Departamentu Obrony USA jest alfą i omegą w zakresie katalogowania satelitów i szczątków krążących, zarówno na niskich orbitach wokółziemskich, jak i na wyższej geostacjonarnej wynoszącej 36000 kilometrów, na których umieszcza się satelity telekomunikacyjne.
Dane pochodzące z amerykańskiej sieci naziemnych czujników są regularnie publikowane i wykorzystywane na całym świecie przez tych, którzy zajmują się śledzeniem trajektorii satelitów i kosmicznych odpadów. W publikacji brak jest jednak danych o ważnych satelitach obronnych Stanów Zjednoczonych, za to obfitują one w dane dotyczące orbit urządzeń wojskowych innych państw.
Jak oświadczyli przedstawiciele Francji, radary Graves i komplementarny system niemieckich urządzeń są zdolne do dokładnego określania pozycji, wielkości, orbit i częstotliwości transmisji satelitów - danych, których Stany Zjednoczone wolałyby nie podawać dla całego świata.
- Omówiliśmy z naszymi amerykańskimi kolegami wyniki uzyskane z systemu Graves i zwróciliśmy uwagę na rozbieżności pomiędzy tym, co ustaliliśmy, a tym, co jest publikowane przez Sieć Obserwacji Przestrzeni Kosmicznej Departamentu Obrony USA - oświadczył przedstawiciel francuskiego resortu obrony. - Powiedzieli nam: „Jeśli nie podaliśmy czegoś w naszym katalogu to oznacza, że to nie istnieje". Wygląda więc na to, że śledziliśmy nie istniejące obiekty. Mogę dodatkowo podać, że niektóre z tych nie istniejących obiektów posiadają baterie słoneczne.
ELEKTROMAGNETYCZNA TECHNIKA PULSACYJNA
Grupa rosyjskich naukowców opracowała serię unikalnych kompaktowych generatorów zdolnych do wytwarzania wysokoenergetycznych impulsów o mocy setek a nawet tysięcy megawatów.
Nowe generatory nie są źródłami prądu elektrycznego, ale raczej elektromagnetycznego promieniowania. Ich główną cechą jest zdolność do wytwarzania ogromnej mocy w czasie liczonym w nanosekundach. Te impulsy można generować z bardzo dużą częstotliwością.
W raporcie skierowanym do Prezydium Rosyjskiej Akademii Nauk naukowcy podkreślają, że źródła efektów superpromieniowania mają szerokie zastosowanie w impulsowej radiowej lokalizacji dalekiego zasięgu o dużej rozdzielczości oraz w badaniach pozatermicznego wpływu potężnych pól elektromagnetycznych na urządzenia radiowe i różne gatunki biologiczne.
Potężne generatory pulsacyjne mogą testować niezawodność radioelektronicznych urządzeń oraz odporność urządzeń energetycznych na różne wpływy. Mogą imitować interferencje wywoływane przez wyładowania elektryczne (pioruny), a nawet przez wybuch jądrowy. Ich niewielkie rozmiary i unikalne własności fizyczne powodują, że zakres ich zastosowań jest bardzo szeroki.
Impuls elektromagnetyczny jest efektem eksplozji jądrowej. Unieruchamia nawet te elektroniczne urządzenia kontrolne, które wytrzymały falę uderzeniową, i zamienia drogie inteligentne bronie w bezużyteczny złom. Krótki silny impuls może z miejsca sparaliżować bazy danych, centra finansowe i aparaturę przemysłową.
STANY ZJEDNOCZONE UZYSKAŁY ZGODĘ NA BUDOWĘ BAZY WOJSKOWEJ W ZACHODNIEJ AUSTRALII
Po trzech latach tajnych negocjacji z Australią Stany Zjednoczone mają wybudować nową telekomunikacyjną bazę wojskową w Geraldton w stanie Zachodnia Australia. Baza ma stanowić ogniwo nowej sieci tajnych wojskowych satelitów Stanów Zjednoczonych i jest pierwszą dużą wojskową inwestycją USA w Australii od czasu afery związanej ze wspólną bazą szpiegowską w Pine Gap, do której doszło ponad dwadzieścia lat temu.
Wizytujący Australijską Akademię Sił Obronnych Philip Dorling oświadczył, że kiedy ta baza zostanie uruchomiona, pełna neutralność Australii lub wycofanie się z jakiejkolwiek wojny, w którą będą zamieszane Stany Zjednoczone, stanie się niemożliwe.
Szczegóły tego porozumienia wypłynęły na światło dzienne tego samego dnia, w którym Stany Zjednoczone oświadczyły ostatecznie Australii, że nawet swoim podstawowym sojusznikom nie sprzedadzą swojego najlepszego samolotu myśliwskiego typu F-22 Raptor.
Minister obrony Brendan Nelson potwierdził, że prowadzono rozmowy z Departamentem Obrony USA, który pragnie zbudować szereg stacji naziemnych dla swojego systemu satelitów MUOS (Mobile User Objective System) mającego zapewnić łączność nowej generacji dla sił USA i ich aliantów. (Źródło: The Age, 15 lutego 2007)
CZY SAMOCHÓD SZPIEGUJE SWOJEGO WŁAŚCICIELA?
Od roku 2000 większość producentów samochodów w USA, a konkretnie General Motors i Ford instaluje w tajemnicy coś, co w języku techniki nosi nazwę „rejestrator danych dotyczących wydarzeń związanych z pojazdem mechanicznym" (Motor Vehicle Event Data Recorder; w skrócie MVEDR). Są to urządzenia bazujące na zatwierdzonych w roku 2002 standardach IEEE (Institute of Electrical and Electronics Engineers, Inc. - Instytut Inżynierii Elektrycznej i Elektronicznej).
MVEDR-y są połączone z elektronicznymi czujnikami samochodu i rejestrują dane dotyczące różnych parametrów nowoczesnych samochodów.
W przeciwieństwie do swoich odpowiedników montowanych w samolotach, samochodowe czarne skrzynki nie zapisują rozmów prowadzonych w samochodzie - zachowują tylko dane z pięciu ostatnich sekund przed katastrofą i z kilku sekund po niej. Rejestracja danych jest inicjowana przez wzrost przyspieszeń, jakim poddawany jest samochód. Do chwili obecnej o tym, co rejestrowały i zapisywały MVE-DR-y, decydował producent.
Obecnie firma General Motors znalazła nowy sposób integrowania danych z MVEDR-ów z innymi nowinkami, takimi jak OnStar - drogowy pakiet serwisowy obecny we wszystkich jej samochodach.
W roku 2004 w czasie testowania samochodu typu Chevy Malibu Maxx redaktorzy magazynu Auto Week podali, że kiedy jechali tym SUV-em (Sport Utility Vehicle - samochód sportowo-użytkowy; pojazd łączący cechy luksusowego samochodu osobowego i terenowego - przyp. tłum.) po wyboistym terenie, zapaliła się kontrolka OnStar i z głośników dobiegł zatroskany głos pytający, czy stało się coś złego. Nikt z obecnych w samochodzie nie zgłaszał problemu. System MVEDR włączył się sam ze względu na zarejestrowanie wzrostu siły wynikającej ze zmiany przyspieszeń. Magazyn Auto Week podał, że system OnStar zbiera dane ze stanów bliskich kolizji i samych kolizji i przechowuje je przez 18 miesięcy.
W Kalifornii doradcy gubernatora Schwarzeneggera zaproponowali, aby MVEDR-y rejestrowały dodatkowo liczbę przejechanych kilometrów, aby móc obciążać dodatkowym podatkiem tych, którzy przejeżdżają większe odległości.
Podobny pomysł zgłoszony w Oregonie proponuje, aby MVEDR-y zawierały transpondery GPS, dzięki czemu będzie można obciążać dodatkowym podatkiem samochody jeżdżące w obrębie jednego stanu.
Jedna z firm ubezpieczeniowych bierze pod uwagę wykorzystanie danych z MVEDR-ów przy udzielaniu zniżek za „bezpieczną jazdę". (Źródło: Robert Vamosi, CNET Reviews, 4 maja 2007, http://reviews.cnet.com/4520-3513_7-6731442-1.html)
CYTATY, MAKSYMY
Wielu jest doktorami z tytułu, ale niewielu z postępowania.
Hipokrates
W naturze człowieka leży rozsądne myślenie i nielogiczne działanie.
Anatol France
Nie mów: "Inni tak robią", lecz pomyśl, czy przystoi, aby tak robili.
Demostenes
Świat Amerykanina jest tak wielki jak jego gazeta.
Albert Einstein
Sztuka mądrości polega na tym, by wiedzieć, co należy przeoczyć.
William James