rozne [pt , 12 maj 2017] calibre


slomski.us doxa

http://wo.blox.pl/rss2

ihbd.arhn.eu/feed/

http://wo.blox.pl/rss2

http://filmowka.blox.pl/rss2

http://futrzak.wordpress.com/feed/

http://seryjni.blog.polityka.pl/feed/

zwierz





slomski.us doxa




Krematoria a złote zęby





Artykuły Sekcje Następna

Krematoria a złote zęby | Doxa - Przemysław A. Słomski

Hipokryzja obowiązuje w wielu aspektach naszego życia. Jednym z tematów tabu są losy złotych zębów w pozostałościach po kremacji. Próbowałem na ten temat rozmawiać z wieloma krematoriami w Polsce. Oficjalna wersja jest taka, że złoto jest wydawane rodzinom a poza tym go nie ma. Nieoficjalnie złoto przywłaszczają sobie pracownicy krematoriów lub szefostwo.

Czytelnik podesłał właśnie link do wyroku niemieckiego sądu w tej sprawie. O ile można zrozumieć dziennikarskie tłumaczenie sądowych akt sprawy, krematorium nakazało zbieranie złota pracownikom, a ci chowali je do własnej kieszeni. Na skutek tej afery złoto ma być zakopywane wraz z urną, co pewnie skończy się tak, że będzie ono wykradane przez inną szajkę.

Sprawa jest bardzo zgrabnie rozwiązana na Wyspach. Krematoria porozumiały się w tej sprawie i prowadzą zbiórkę cennych metali, które są następnie sprzedawane, a środki są przekazywane na cele charytatywne. Proponowałem takie rozwiązanie operatorom polskich krematoriów – popatrzyli na mnie jak na kosmitę. Po co mają oddawać za darmo złoto, o które nikt się nie upomina i które mogą sobie spieniężyć. Kompletny brak jakiegokolwiek poczucia przyzwoitości.

Krematoria prowadzą ludzie, którzy nie zdają sobie sprawy, jak bardzo czarny (nomen omen) PR sobie kreują. Skończy się to tak, że pewnego dnia sprawę opiszą brukowce. Okaże się, że ktoś dorobił się na tym procederze, co wywoła ogromne społeczne oburzenie. Na razie bez większego echa przeszła niedawno podobna afera, gdy okazało się, że pracownikom krematoriów nie chce się czekać na całkowite spopielenie zwłok i ich ostygnięcie. Wobec tego rodzinom nasypywano prochy osób poprzednio spopielonych, łopatą z wora, jak leci. Jak się łatwo można domyślać, dla rodzin emocjonalnie związanych ze zmarłym, nie jest to przyjemna wiedza.

Oczekuję ucywilizowania tego procederu w Polsce. Ponieważ moja firma zajmuje się recyklingiem kruszców jesteśmy skłonni przetwarzać tego typu kruszce z przeznaczeniem na cele typu WOŚP/Caritas. To taki mój głos wołania na puszczy, niestety.





* * *



This article was downloaded by calibre from http://slomski.us/2017/05/10/krematoria-a-zlote-zeby/





Artykuły Sekcje Następna



slomski.us doxa Sekcje http://wo.blox.pl/...

Blogomotive

Rasowy blog o motoryzacji



slomski.us doxa Sekcje http://wo.blox.pl/...





http://wo.blox.pl/rss2




O uchodźcach pragmatycznie





Artykuły Sekcje Następna

O uchodźcach pragmatycznie



Generalnie nie uważam siebie za idealistę. Opowiadam się za lewicową polityką społeczną z powodu czystego pragmatyzmu: uważam po prostu, że w opiekuńczym społeczeństwie redystrybucji lepiej się żyje.

Podobnie pragmatycznie podchodzę do kwestii uchodźców. Decydujące dla mnie nie są argumenty moralno-etyczne, choć ich nie kwestionuję.

Do 2003 roku mogliśmy mówić, że Polska nie odpowiada za skutki zachodniego imperializmu. To nie my 100 lat temu rysowaliśmy kreski na mapach, tworząc sztuczne państwa takie, jak Irak, Syria, Liban czy Kuwejt.

Straciliśmy tę linię obrony razem z udziałem w inwazji na Irak. Jak to wtedy celnie podsumował Jacques Chirac, zmarnowaliśmy świetną okazję, żeby siedzieć cicho.

Przed 2003 rokiem Irakiem i Syrią rządziły reżimy paskudne, ale przynajmniej świeckie. Nie wspierały Al-Kaidy, tępiły islamskich fundamentalistów.

Niszcząc Irak, zdestabilizowaliśmy region. To nasza wina, że na ruinach Iraku wyrosło Państwo Islamskie. I to nasza wina, że zajęło też fragment Syrii - bo przecież od początku było wiadomo, że destabilizacja Iraku rozleje się na cały region.

Jasne, wina za hańbę iracką spada przede wszystkim na Busha i Blaira. Ale Miller i Kwaśniewski podczepili się pod to, niczym odpadek przyklejony do okrętu, który woła śpłyniemy!”. Z ich winy straciliśmy moralne prawo by twierdzić, że nie mamy z tym nic wspólnego.

Ale jako rzekłem, nie kwestie moralne tu dla mnie decydują. Przejdźmy do zimnego pragmatyzmu: co możemy zrobić?

Mieliśmy dotąd dużo szczęścia. Polska nie leży na żadnym dużym szlaku migracyjnym.

Nie ma w tym żadnego sukcesu naszych polityków - choć ci lubią mówić, że pilnują naszych granic. Gdyby nagle na naszej wschodniej granicy pojawiły się tłumy uchodźców, jak na granicy węgiersko-serbskiej kilka lat temu, będziemy bezradni. A to w gruncie rzeczy kwestia złośliwego kaprysu Putina i Łukaszenki.

Na razie więc problem mają inne kraje Unii, nie my. Unia nas w związku z tym wzywa do solidarnej pomocy - albo weźmiemy do siebie część uchodźców, albo mamy płacić na utrzymanie obozów w innych krajach Unii.

Co na to pragmatyzm? Odpowiedź naszych polityków, śnie interesują nas wasze problemy z uchodźcami”, nie jest pragmatyczna, tylko krótkowzroczna.

Jasne, chwilowo większy problem mają kraje na głównych szlakach - bałkańskim i północnym. Ale my w każdej chwili sami możemy wylądować na głównym szlaku.

To nie muszą być uchodźcy z Syrii. W każdej chwili konflikt na Ukrainie może ulec eskalacji. Albo przenieść się na Białoruś. W takiej sytuacji na załączonym zdjęciu nagle pojawią się tłumy desperatów.

Co my wtedy powiemy? Powiemy śUnio, pomóż” - bo przecież miliony uciekinerów z płonących miast będą, pragmatycznie mówiąc, katastrofą humanitarną instant.

A Unia wtedy powie śa wy nam pomogliście?”. I będzie szach-mat, prawaku. Solidarność europejska to dla nas właśnie kwestia pragmatyzmu, nie idealizmu.

A co z pomysłem, żeby śpomagać im na miejscu”? To się nigdy w historii nie udawało, więc nie wierzę, że uda się teraz.

Wojna domowa powoduje, że konwoje humanitarne nie są w stanie dotrzeć do większości potrzebujących. Podobnie było całkiem niedawno w Europie podczas wojny na Bałkanach - wtedy też Europę zalały miliony uchodźców, witano ich niechętnie i próbowano śpomagać na miejscu”, co się kończyło Srebrenicą.

Nie da się zrobić takiego programu śpomocy na miejscu”, żeby znacząco zmniejszyć falę migracji. I nie da się jej też powstrzymać metodami administracyjnymi.

Historia prób powstrzymywania migracji to generalnie historia porażek. Ameryka jest pełna nieudokumentowanych przybyszów z Meksyku, a Polska z Ukrainy.

Sam mam znajomych, którzy w latach 80. wyjechali na wycieczkę niby-to-turystyczną, żeby w Wiedniu czy Kopenhadze od razu poprosić o status uchodźcy z komunistycznej Polski. Dostali go, razem z pieniędzmi na dobry początek (dlatego znów uważam, że nie mamy moralnego prawa... ale ja teraz nie o moralności).

Ludzi szukających lepszego życia nie da się zatrzymać płotem, murem, zasiekami. Dadzą w łapę, sfałszują dokumenty, przepłyną nocą wpław.

Jeśli więc ktoś proponuje, żebyśmy sobie wybierali i przebierali, że nie chcemy Syryjczyków, ale weźmiemy Ukraińców, ten proponuje rzeczy niemożliwe. Tak naprawdę nie mamy alternatywy śbrać uchodźców czy nie”. Możemy tylko ten proces cywilizować - i to dyktuje pragmatyzm.



* * *



This article was downloaded by calibre from http://wo.blox.pl/2017/05/O-uchodzcach-pragmatycznie.html





Artykuły Sekcje Następna



http://wo.blox.pl/... Sekcje ihbd.arhn.eu/feed/

http://bialychinczyk.blox.pl/rss2

Chodzimy własnymi niewydeptanymi przez nikogo ścieżkami. Wiec raz na wozie, raz pod wozem, ale jest fajnie. Nie muszę być najbogatrzy na cmentarzu, ale powinienem miec radość z życia, wiec zapraszam i pośmiej sie niekiedy



http://wo.blox.pl/... Sekcje ihbd.arhn.eu/feed/





ihbd.arhn.eu/feed/




Dlaczego Get Out (Uciekaj!) jest tak dobre?

Obcy: Przymierze – czy w ogóle jest na co czekać?





Artykuły Sekcje Następna

Dlaczego Get Out (Uciekaj!) jest tak dobre? - IHBD

Wszystkie teksty oraz materiały wideo na tej stronie należą do mnie. Jeśli czujesz, że w jakiś sposób naruszyłem Twoje prawa w ten sposób, skontaktuj się ze mną - wspólnie dojdziemy do porozumienia.

Jeśli jesteś twórcą, który chce promować się za pomocą swojej muzyki, grafik, etc. w moich materiałach - również śmiało do mnie pisz.

Tutaj znajdziesz dane do kontaktu



* * *



This article was downloaded by calibre from http://ichabod.pl/dlaczego-get-out-uciekaj-jest-tak-dobre/





Artykuły Sekcje Następna





Poprzednia Artykuły Sekcje Następna

Obcy: Przymierze - czy w ogóle jest na co czekać? - IHBD

Wszystkie teksty oraz materiały wideo na tej stronie należą do mnie. Jeśli czujesz, że w jakiś sposób naruszyłem Twoje prawa w ten sposób, skontaktuj się ze mną - wspólnie dojdziemy do porozumienia.

Jeśli jesteś twórcą, który chce promować się za pomocą swojej muzyki, grafik, etc. w moich materiałach - również śmiało do mnie pisz.

Tutaj znajdziesz dane do kontaktu



* * *



This article was downloaded by calibre from http://ichabod.pl/obcy-przymierze-czy-w-ogole-jest-na-co-czekac/





Poprzednia Artykuły Sekcje Następna





http://wo.blox.pl/rss2




O uchodźcach pragmatycznie





Artykuły Sekcje Następna

O uchodźcach pragmatycznie



Generalnie nie uważam siebie za idealistę. Opowiadam się za lewicową polityką społeczną z powodu czystego pragmatyzmu: uważam po prostu, że w opiekuńczym społeczeństwie redystrybucji lepiej się żyje.

Podobnie pragmatycznie podchodzę do kwestii uchodźców. Decydujące dla mnie nie są argumenty moralno-etyczne, choć ich nie kwestionuję.

Do 2003 roku mogliśmy mówić, że Polska nie odpowiada za skutki zachodniego imperializmu. To nie my 100 lat temu rysowaliśmy kreski na mapach, tworząc sztuczne państwa takie, jak Irak, Syria, Liban czy Kuwejt.

Straciliśmy tę linię obrony razem z udziałem w inwazji na Irak. Jak to wtedy celnie podsumował Jacques Chirac, zmarnowaliśmy świetną okazję, żeby siedzieć cicho.

Przed 2003 rokiem Irakiem i Syrią rządziły reżimy paskudne, ale przynajmniej świeckie. Nie wspierały Al-Kaidy, tępiły islamskich fundamentalistów.

Niszcząc Irak, zdestabilizowaliśmy region. To nasza wina, że na ruinach Iraku wyrosło Państwo Islamskie. I to nasza wina, że zajęło też fragment Syrii - bo przecież od początku było wiadomo, że destabilizacja Iraku rozleje się na cały region.

Jasne, wina za hańbę iracką spada przede wszystkim na Busha i Blaira. Ale Miller i Kwaśniewski podczepili się pod to, niczym odpadek przyklejony do okrętu, który woła śpłyniemy!”. Z ich winy straciliśmy moralne prawo by twierdzić, że nie mamy z tym nic wspólnego.

Ale jako rzekłem, nie kwestie moralne tu dla mnie decydują. Przejdźmy do zimnego pragmatyzmu: co możemy zrobić?

Mieliśmy dotąd dużo szczęścia. Polska nie leży na żadnym dużym szlaku migracyjnym.

Nie ma w tym żadnego sukcesu naszych polityków - choć ci lubią mówić, że pilnują naszych granic. Gdyby nagle na naszej wschodniej granicy pojawiły się tłumy uchodźców, jak na granicy węgiersko-serbskiej kilka lat temu, będziemy bezradni. A to w gruncie rzeczy kwestia złośliwego kaprysu Putina i Łukaszenki.

Na razie więc problem mają inne kraje Unii, nie my. Unia nas w związku z tym wzywa do solidarnej pomocy - albo weźmiemy do siebie część uchodźców, albo mamy płacić na utrzymanie obozów w innych krajach Unii.

Co na to pragmatyzm? Odpowiedź naszych polityków, śnie interesują nas wasze problemy z uchodźcami”, nie jest pragmatyczna, tylko krótkowzroczna.

Jasne, chwilowo większy problem mają kraje na głównych szlakach - bałkańskim i północnym. Ale my w każdej chwili sami możemy wylądować na głównym szlaku.

To nie muszą być uchodźcy z Syrii. W każdej chwili konflikt na Ukrainie może ulec eskalacji. Albo przenieść się na Białoruś. W takiej sytuacji na załączonym zdjęciu nagle pojawią się tłumy desperatów.

Co my wtedy powiemy? Powiemy śUnio, pomóż” - bo przecież miliony uciekinerów z płonących miast będą, pragmatycznie mówiąc, katastrofą humanitarną instant.

A Unia wtedy powie śa wy nam pomogliście?”. I będzie szach-mat, prawaku. Solidarność europejska to dla nas właśnie kwestia pragmatyzmu, nie idealizmu.

A co z pomysłem, żeby śpomagać im na miejscu”? To się nigdy w historii nie udawało, więc nie wierzę, że uda się teraz.

Wojna domowa powoduje, że konwoje humanitarne nie są w stanie dotrzeć do większości potrzebujących. Podobnie było całkiem niedawno w Europie podczas wojny na Bałkanach - wtedy też Europę zalały miliony uchodźców, witano ich niechętnie i próbowano śpomagać na miejscu”, co się kończyło Srebrenicą.

Nie da się zrobić takiego programu śpomocy na miejscu”, żeby znacząco zmniejszyć falę migracji. I nie da się jej też powstrzymać metodami administracyjnymi.

Historia prób powstrzymywania migracji to generalnie historia porażek. Ameryka jest pełna nieudokumentowanych przybyszów z Meksyku, a Polska z Ukrainy.

Sam mam znajomych, którzy w latach 80. wyjechali na wycieczkę niby-to-turystyczną, żeby w Wiedniu czy Kopenhadze od razu poprosić o status uchodźcy z komunistycznej Polski. Dostali go, razem z pieniędzmi na dobry początek (dlatego znów uważam, że nie mamy moralnego prawa... ale ja teraz nie o moralności).

Ludzi szukających lepszego życia nie da się zatrzymać płotem, murem, zasiekami. Dadzą w łapę, sfałszują dokumenty, przepłyną nocą wpław.

Jeśli więc ktoś proponuje, żebyśmy sobie wybierali i przebierali, że nie chcemy Syryjczyków, ale weźmiemy Ukraińców, ten proponuje rzeczy niemożliwe. Tak naprawdę nie mamy alternatywy śbrać uchodźców czy nie”. Możemy tylko ten proces cywilizować - i to dyktuje pragmatyzm.



* * *



This article was downloaded by calibre from http://wo.blox.pl/2017/05/O-uchodzcach-pragmatycznie.html





Artykuły Sekcje Następna





http://filmowka.blox.pl/rss2




Gwiazdy

"La La Land" wciąż nieobejrzany...

Riko prawie Bocian

Brosnan w serialu AMC

Dzień dobry!





Artykuły Sekcje Następna

Gwiazdy

reż. Jan Kidawa-Błoński





"Gwiazdy" to film o dość długiej historii powstawania, co niestety na ekranie trochę widać. Największe problemy produkcji Jana Kidawy-Błońskiego to dwie kwestie - po pierwsze nie bardzo wiadomo o czym do końca jest ten film a po drugie mniej więcej po 40 minutach projekcji fabuła zaczyna nużyć,kompletnie nie sprzedając emocji z piłkarskiego boiska ani skomplikowanych dość relacji pomiędzy głównymi bohaterami.

"Gwiazdy" zostały zainspirowane historią słynnego piłkarza Jana Banasia, którego losy rzeczywiście świetnie nadają się nafilmowy scenariusz. U Kidawy-Błońskiego w rolę Janka wciela się Mateusz Kościukiewicz, aktor którego ostatnio na ekranach dużo. Niestetytutaj specjalnie się nie popisuje, cały czas grając na jednej minie i w żaden sposób nie prowadząc filmu. Jego bohater to postać barwna, której koleje losy starczyłyby na długi serial, nie tylko na jedną fabułę.

Reżyser starał się skoncentrowaćna dwóch wątkach - pierwsza to relacje Janka z Marleną (Karolina Szymczak), ukochaną z dziecięcych lat, jedyną kobietą, którą tak naprawdęmiłował, a jednocześnie ich miłość wciąż była z różnych przyczyn niemożliwa do spełnienia. Druga to przyjaźń z Ginterem (Sebastian Fabijański), która potemprzerodziła się w rywalizację - najpierw na boisku, potem o względy Marleny, a na koniec o to kto komu bardziej napsuł krwi w życiu.

Najgorzej jednak, że żaden z tych wątków nie jest do końca przekonująco oddany - po części wynika to niestety ze słabego aktorstwa,po części ze scenariusza, który lawiruje, przeskakuje i wprowadza sploty okoliczności, w jakie trudno nam naprawdę uwierzyć.Przez co film traci, rozjeżdża się, w wielu miejscach razi sztucznością.

Sytuację minimalnie ratują aktorzy drugiego planu -solidni Magda Cielecka, Eryk Lubos, zabawny Marian Dziędziel czy totalnie epizodycznie obecny Janusz Chabior, ale nawet tamdający show. Niezła jest scenografia, kostiumy ale na tym właściwie kończą się dobre strony "Gwiazd". No jeszcze może epizody Grażyny Torbickiej wcielającej się w postać swojej Mamy Krystyny Loski oraz Witolda Paszta jako węgierskiego trenera. O realizacji ujęć piłkarskiej rywalizacji powiem tylko, że nie wypadły najlepiej.

Ode mnie dwójka z plusem w sześciostopniowej skali ocen.

Moja ocena: 2,5



* * *



This article was downloaded by calibre from http://filmowka.blox.pl/2017/05/Gwiazdy.html





Artykuły Sekcje Następna





Poprzednia Artykuły Sekcje Następna

"La La Land" wciąż nieobejrzany...

Świat filmu, recenzje, opisy, wydarzenia - zapraszam na stronę dla miłośników X Muzy!



* * *



This article was downloaded by calibre from http://filmowka.blox.pl/2017/05/La-La-Land-wciaz-nieobejrzany.html





Poprzednia Artykuły Sekcje Następna





Poprzednia Artykuły Sekcje Następna

Riko prawie Bocian

reż. Tony Genkel i Reza Memari



"Riko prawie Bocian" to bardzo ładnie zrealizowana animacja, z wyrazistymi postaciami, ciekawym, choć nieszczególnie skomplikowanym scenariuszem i fajnym polskim dubbingiem, w którym prym wiodą Piotr Gąsowski,Magda Boczarska,Bernard Lewandowski oraz Małgorzata Kożuchowska.

Dialogi są zabawne, sporo tam smaczków i nawiązań do wychwycenia dla dorosłego widza, więc na filmie dobrze powinni się bawić zarówno najmłodsi jak i ich rodzice. Sporo tu bohaterów drugiego planu, barwnych postaci, które sporo humoru i koloru wnoszą do całej tej opowieści.

Główną postacią jest jednak odważny wróbelek Riko, który gdy był mały został zaadaptowany przez stado bocianów. Kiedy przychodzi jednak czas migracji do Afryki rodzina nie może zabrać go ze sobą. Według ojca Riko nie poradzi sobie z tak daleką podróżą i niebezpieczeństwami czającymi się podczas niej. Zdesperowany Riko postanawia udowodnić, że jest inaczej i za wszelką ceną dotrzeć do dalekiej Afryki i odnaleźć swoją Familię.

Akcja toczy się dziarsko, na tej animacji można naprawdę miło spędzić czas i się rozerwać. Ważne jest też przesłanie filmu podkreślające pokonywanie słabości, odwagę, a także przyjaźń i przywiązanie do rodziny.

Moją ulubienicą była sowa Olga, mająca wyimaginowanego przyjaciela i lekko, nazwijmy to, "zakręcona". Prawdziwy popis daje tu Magdalena Boczarska, która wypada świetnie i idealnie oddaje charakter swojej bohaterki w dubbingu.

Podsumowując - naprawdę miłe kino, familijna produkcja która nie zawodzi.

Moja ocena: 4,5



* * *



This article was downloaded by calibre from http://filmowka.blox.pl/2017/05/Riko-prawie-Bocian.html





Poprzednia Artykuły Sekcje Następna





Poprzednia Artykuły Sekcje Następna

Brosnan w serialu AMC

Świat filmu, recenzje, opisy, wydarzenia - zapraszam na stronę dla miłośników X Muzy!



* * *



This article was downloaded by calibre from http://filmowka.blox.pl/2017/05/Brosnan-w-serialu-AMC.html





Poprzednia Artykuły Sekcje Następna





Poprzednia Artykuły Sekcje Następna

Dzień dobry!

Świat filmu, recenzje, opisy, wydarzenia - zapraszam na stronę dla miłośników X Muzy!



* * *



This article was downloaded by calibre from http://filmowka.blox.pl/2017/05/Dzien-dobry.html





Poprzednia Artykuły Sekcje Następna



http://filmowka.bl... Sekcje http://futrzak.wor...

http://jasonhunt.pl/feed/

The Lifeway



http://filmowka.bl... Sekcje http://futrzak.wor...





http://futrzak.wordpress.com/feed/




Soft skills

Wieści z Mountain View

Bajka o tym, jak w Polsce brak jest odpowiednio wykwalifikowanych pracownikówŚ





Artykuły Sekcje Następna

Soft skills

Ze takie niby są poszukiwane w branży IT i w ogóle.

Poszukiwane może i są, aleŚ.

Problem z soft skills polega na tym, że są ciężko weryfikowalne podczas połgodzinnej czy nawet godzinnej rozmowy kwalifikacyjnej. No bo niby jak to sprawdzić? Odpowiedzi na tzw. śkluczowe” pytania każdy się moze nauczyc i wygra ten, kto jest lepszym aktorem. Bo rekruterzy zawsze zadają pytania ze skryptu czy książki, będącej tak samo na czasie, jak pięć razy odgrzewane kotlety.

W tym samym czasie weryfikacja śhard skills” jest relatywnie prosta tj. dajemy konkretne zadanie programistyczne do rozwiązania w języku X (o który nam chodzi, framework etc.) – i albo ktoś rozwiąże, albo nie.

A soft skills? Jak sprawdzić w pół godziny, że ktoś sobie poradzi w stresowej sytuacji? Że co, obrazimy go na rozmowie, a potem rozesmiejemy się w twarz jak stwierdzi, że ma do czynienia z nieprofesjonalnymi gówniarzami? Albo sprawdzimy jego zdolności komunikacji belkotając coś do sufitu?

Tego sie nie da sprawdzić w rozmowie kwalifikacyjnej.

Ale załóżmy, że ktoś z odpowiednimi kwalifikacjami został zatrudniony i faktycznie wykonuje swoją robotę. Jakie są efekty? Wszystko działa znakomicie, ale nie widać, że ten ktoś się śnapracował”. Bo wungla nie przerzuca, nie koduje tysięcy linii, nie raportuje setek bugów, nie pisze manuali na tysiące stron.

Co robi? Dogaduje sie z dziesiątkami ludzi, w piętnaście minut wie, na czym polega nowa feature i potrafi to w następne piętnaście wytlumaczyc dowolnej osobie z firmy. Zawsze wie kiedy, gdzie, co i na jaki termin. Rozumie architekturę produktu. Potrafi się dogadać tak z autystycznym programistą jak i ekstrawertycznym klientem, który drze się do sluchawki przez godzinę, bo tak ma i już. Potafi tchnąć ducha nadziei na 3 dni przed release, jak już wszyscy mają dość, a on jeden jak nienormalny jakiś, skupia się na pozytywach ludzkich.

Czy ktoś to na codzień docenia? Na ogół nie, albo bardzo rzadko.

Czy jest wielka dziura, jak się taką osobę zwolni? Nie, na początku nikt nic nie zauważa, aż do czasu nowej release " bo każdy przecież zasuwa, pisze kod, testuje, nikt nie ma czasu na takie śpierdoły”. Taczki zasuwają puste, bo nikt nie ma czasu na nie ładowaćŚ że puste to wychodzi dopiero, jak się okazuje, że ci co kodowali, zaimplementowali coś zupełnie innego niż to, co testowali testerzy, a to co chciał zobaczyć product manager to było jeszcze coś innego. I wszyscy robią ścheck!!” (jak przy pokerze) za pięć dwunasta. Ale wtedy jest za późno, i zaczyna sie szukanie winnego. Kto zgadnie, kto pierwszy jest do odstrzału?

Koderzy dalej dziobią swój kod (niewazne ze potrafia nadziobać tysiące linii nikomu niepotrzebnych albo niezrozumialych – nikt tego i tak nie czyta). Testerzy dalej dziobią testy (niewazne ze potrafia nadziobać tysiące lini raportow nikomu niepotrzebnych albo niezrozumialych – nikt tego i tak nie czyta). Product manager zasłania się usability tests i innymi raportami od userów. A co robi taka osoba, która jest go-between, nie ma nawet pięknie brzmiącego stanowiska, ramek, certyfikatów, patosu i powagi korporacyjnej?

NIC NIE ROBI. JEST ZWALNIANA.

Co potem? A znowu jest jeden wielki chaos, dopóki nie znajdzie sie kogoś na to miejsce, nie wyssa, nie splunie i nie porzuci.

Amen. Smutne.

Jeszcze smutniejsze jest to, że w branzy High-Tech zwykłym ludziom można prawie-że dowolne bzdury wmówić i się nie zorientują, bo będą myśleć, że tak trzeba. Klasyczny przyklad: ile ludzi przyzwyczailo sie, ze ich komputer osobisty (z OS Windows) nalezy codziennie wyłączać, a jak sie zawiesi, to nalezy zrobic hard reboot – bo ten system śtak ma”?





* * *



This article was downloaded by calibre from https://futrzak.wordpress.com/2017/05/10/soft-skills/





Artykuły Sekcje Następna





Poprzednia Artykuły Sekcje Następna

Wieści z Mountain View

Na fejsie zalajkowałam sobie profil policji z Mountain View kilka lat temu i obserwuję, co się dzieje. Od jakiegoś czasu wzrasta przestępczość. Najpierw było kradzenie paczek sprzed drzwi, potem włamania do domów, z ktorych wlasciciele wyjechali na weekend. Ostatnio trafiło nawet znajomą – pod nieobecność jej i rodziny wybito szybę w drzwiach od tyłu patio, złodzieje ukradli sprzęty elektroniczne, bizuterie i gotówkę oraz zwandalizowali dom obrzygując wnętrza pianą z gaśnic.

Potem było coraz więcej napadów rabunkowych a to na sklep, a to na restauracjęŚ

Dodam, że za czasów, kiedy tam mieszkałam, zwykli ludzie nie mieli nawet alarmów poinstalowanych w domach, bo po co.

No a wczoraj kumpel doniósł, że na parkingu za Mollys (ulubiony pub irlandzki wszystkich przyjaciół i znajomych) była strzelanina. Zaraz zjechało się dziesięc radiowozów policji, obstawili i zablokowali teren i ruszyli na poszukiwania. Nie znalezli nikogo potrzelonego, aczkolwiek łuski z jednej rundy amunicji (nieujawnionego kalibru) i owszem.

No i tak to.

Im większe rozwarstwienie społeczeństwa, tym większa przestępczość. W Mntv juz w zasadzie nie ma klasy średniej. Są ludzie bogaci, ktorych stac wynająć sobie nowe, ładne apartamenty za 4-5 tys dolarów miesięcznie i ci, którzy walczą o życie od pierwszego do pierwszego, podnajmując pokój od rodziny. Jest tez masowy exodus emerytów, którzy domy co prawda mają już splacone, ale z powodu wzrostu cen nieruchomości nie sa w stanie oplacac rocznych podatkow od nieruchomosci (ktore sa naliczane od rynkowej ceny usrednionej polrocznie). I tyleŚ





* * *



This article was downloaded by calibre from https://futrzak.wordpress.com/2017/05/10/wiesci-z-mountain-view/





Poprzednia Artykuły Sekcje Następna





Poprzednia Artykuły Sekcje Następna

Bajka o tym, jak w Polsce brak jest odpowiednio wykwalifikowanych pracownikówŚ

Scenki z życia kolegi, który projektuje i wykonuje sterowniki przemysłowe:



Dzwoni koleś, chce zamówić sterownik mikroprocesorowy, tani i żeby robił cuda na kiju. Może dać 500 zł. Zaliczki? Nie, za całośćŚ

Potem taki leci do mediów i drze japę, że śpanie, ale w Polsce to im sie w dupach poprzewracalo, jakie bezrobocie, ja tutaj będę fabryke otwieral, a nikt mi nie chce wykonac sterownika mikroprocesorowego!”





* * *



This article was downloaded by calibre from https://futrzak.wordpress.com/2017/05/09/bajka-o-tym-jak-w-polsce-brak-jest-odpowiednio-wykwalifikowanych-pracownikow/





Poprzednia Artykuły Sekcje Następna



http://futrzak.wor... Sekcje http://seryjni.blo...

http://prentki-blog.pl/feed/

Prentki to blog motoryzacyjny o samochodach i męskim stylu życia. Felietony, fotorelacje, testy i wiele więcej



http://futrzak.wor... Sekcje http://seryjni.blo...





http://seryjni.blog.polityka.pl/feed/




śLegion” – nic oryginalniejszego w telewizji nie zobaczycie





Artykuły Sekcje Następna

śLegion” – nic oryginalniejszego w telewizji nie zobaczycie

Marcin Zwierzchowski

11 maja 2017, czwartek, Marcin Zwierzchowski



Nieważne, czy ktoś lubi seriale komiksowe czy w ogóle fantastykę – jeżeli chce się przekonać, jak zaskakująco można bawić się samą formą serialu, Noah Hawley w śLegionie” zaprezentuje mu nową jakość.



Bo bezapelacyjnie mamy tu do czynienia z najciekawszym serialem ostatnich lat. Czy najlepszym? Tu jednak śFargo” tego samego twórcy, śBreaking Bad” i wiele innych udanie mogą z śLegionem” rywalizować. Są to jednak produkcje tradycyjne, nowatorskie może fabularnie, wybitne aktorsko, nieposzerzające jednak katalogu tego, co w serialach i jak jest pokazywane. Tymczasem produkcja FX o mutantach z uniwersum X-Men to prawdziwa orgia innowacyjności.

Punktem wyjścia dla niezwykłości samej formy śLegionu” jest postać tytułowego mutanta, Davida, potężnego telepaty i telekinety, potrafiącego siłą woli kształtować rzeczywistość, tworzyć całe światy, do których przenosić może innych ludzi. Sęk w tym, że nie kontroluje on swoich mocy, sam jest ich więźniem, przez co choćby często ani on, ani my nie wiemy, co jest realne, a co powstało wyłącznie w jego głowie. Pierwszy sezon śLegionu” to zapis walki Davida o kontrolę nad sobą.

Z tej charakterystyki bohatera wynika forma opowieści, dziwaczna, przerysowana, szalona, niczym majaki szalonego umysłu; są tu i sceny taneczne, jakby teledyskowe, jest fragment kina niemego, trochę animacji – najlepiej podsumować śLegion” stwierdzeniem, że jest to serial, w którym gdyby w drugim sezonie część jednego z odcinków odegrana została z użyciem pacynek zamiast bohaterów, widzów by to już nie zdziwiło.

Mieszają się więc w produkcji Noah Hawleya najróżniejsze formy, połączone dynamicznym, genialnym montażem, wszystko zaś – jakimś cudem! – jest spójne, zrozumiałe, wszystko tu pasuje, bo dla rzeczywistości Davida jest naturalne.Owszem, w efekcie historia walki głównego bohatera o swój umysł jest zagmatwana, wymaga od widza skupienia, zwracania uwagi na szczegóły, ale przede wszystkim otwartości i zaufania, ponieważ w tym szaleństwie naprawdę jest metoda.

Pierwszy sezon śLegionu” to objawienie. Aktorskie (świetny Dan Stevens jako David, wspaniała Aubrey Plaza w roli Lenny’ego, cieszy też Jemaine Clement, czyli pamiętny Vladislav z śCo robimy w ukryciu”), muzyczne (nie tylko dobór piosenek, ale ich niesamowite wykorzystanie w serialu), montażowe (błysk geniuszu), wizualne (świetne efekty specjalne), przede wszystkim zaś fabularne – w kwestii tego nie jaką historię opowiadać, ale jak to robić.Zachwycający serial. Nie wyobrażam sobie, żeby przez dłuższy czas jakaś inna produkcja tak mną wstrząsnęła, jeżeli chodzi o innowacyjność.

W Polsce serial pokazuje stacja FOX.





* * *



This article was downloaded by calibre from http://seryjni.blog.polityka.pl/2017/05/11/legion-nic-oryginalniejszego-w-telewizji-nie-zobaczycie/





Artykuły Sekcje Następna



http://seryjni.blo... Sekcje http://leniuch.blo...

skup-aut-bielsko

Z punktu widzenia handlarza...



http://seryjni.blo... Sekcje http://leniuch.blo...



skup-aut-bielsko Sekcje http://foxmulder2....

http://leniuch.blox.pl/rss2

inżyniera zmagania z życiem, pracodawcą i klientami.



skup-aut-bielsko Sekcje http://foxmulder2....



http://leniuch.blo... Sekcje wikingmovie

http://foxmulder2.blogspot.com/feeds/posts/default

Głos Radykalnego Centrum/ Pacyficznych Atlantystów



http://leniuch.blo... Sekcje wikingmovie



http://foxmulder2.... Sekcje zwierz

wikingmovie



http://foxmulder2.... Sekcje zwierz





zwierz




Strzeżcie się niskiego czynszu! czyli zwierz o Knock-knock (Doctor Who 1004)

Rok autorski czyli dwanaście miesięcy po debiucie





Artykuły Sekcje Następna

Zwierz podjął zobowiązanie, że będzie recenzował każdy odcinek Doktora. Przez trzy tygodnie było łatwo i miło. Aż w końcu zwierz natrafił na odcinek o którym bardzo trudno napisać notkę dłuższą niż trzy zdania. No ale co zwierz obiecał pozostaje obiecane. Kilka (kilkanaście?) zdań o Knock-knock po prostu się wam należy. Tym razem już kilka dni po premierze więc ze spoilerami.



Zacznijmy od tego, że sam pomysł na odcinek bardzo się zwierzowi podobał. Nie mamy tu podróży w czasie a sama TARDIS jest wykorzystana głównie do tego by pomóc Bill przeprowadzić się do nowego domu który wynajmuje wraz z przyjaciółmi. Zwierz lubi takie historie bo zwykle odnoszą się do fajnych codziennych lęków podniesionych do potęgi bo jak wiadomo w świecie Doktora za każdą skrzypiącą ścianą stoją kosmici. Zwierzowi spodobał się też pomysł by pokazać współlokatorów Bill – innych młodych ludzi z okolicy. Tego trochę brakowało w poprzednich sezonach – dobrego zarysowania codziennego życia bohaterów.





Odcinek zawiera ważną prawdę życiową. Jeśli czynsz jest niski to w budynku pewnie rezydują jacyś kosmici



Warstwa obyczajowa odcinka jest sympatyczna. Znajomi Bill wydają się całkiem sympatyczni, choć zwierz przyzna szczerze, że miał nadzieję poznać ich lepiej. Miał też nadzieję, że zgodnie z zapowiedziami scenarzystów Bill nie będzie musiała deklarować swojego braku zainteresowania chłopakami w każdym odcinku. Tymczasem znów okazuje się, że musi się komuś przyznać do swojej orientacji. W samej deklaracji nie ma nic złego, ale scenarzyści zarzekali się, że nie będą do tego wracać zbyt często (problemem nie jest orientacja tylko traktowanie jej jako czegoś o czym trzeba widzowi ciągle przypominać). Dobrze za to poprowadzone są sceny spotkania Doktora ze znajomymi Bill i fakt, że towarzyszka trochę jednak nie chce by te dwa światy się spotkały. Zwłaszcza że jednak to nie jest młody hipsterski Jedenasty ale Dwunasty który na oko (młodych ludzi) mógłby być dziadkiem Bill. To zawstydzenie towarzyszki czy chęć pozbycia się go z domu jest takie cudownie naturalne i fajnie pokazuje, że jednak Bill nie jest kolejną towarzyszką przekonaną, że nie ma nikogo od Doktora cudowniejszego.





Widzowie podobnie jak Doktor widzą ze jeśli coś skrzypi to nigdy nie jest to niewinna stara klepka podłogowa



Problemem jest niestety fabuła odcinka. To znaczy samo skrzypienie starego domu, które jest czymś więcej niż tylko skrzypieniem zawsze dobrze się sprawdza. Ale tu wszystko jest trochę jednak za bardzo zgodne z pewną kliszą śhorrorowego” odcinka Doktora. Dom skrzypi, kosmici oczywiście czają się za każdym rogiem, a nieświadomi niczego studenci zostają zjadani po kolei. Co ciekawe – nastąpiła zmiana pewnego schematu i pierwszy nie zostaje zjedzony student czarnoskóry tylko student polski. Ponieważ to odcinek Doktora to jednak musi być jakiś plot twist. A właściwie musi być powrót do pewnego motywu przewodniego sezonu. Ponownie motywacje śzłego” nie są zupełnie złe. Jak zwykle okazuje się, że jednak nie chodzi jedynie o przyjemność zjadania kolejnych mieszkańców skrzypiącego domu. Doktor Who jak zwykle przypomina swoim widzom (albo uczy widzów młodych) że za większością działań stają zupełnie inne motywacje niż zakładamy na początku.





Uprzejmy i uczynny landlord? Pierwszy znak że mieszkanie które wynajmujesz będzie chciało cię zjeść



Sam pomysł by obecność kosmitów była potraktowana rozpaczliwą próbą utrzymania przy życiu kogoś kochanego, jest bardzo dobra. Zwłaszcza próba utrzymania przy życiu rodziców – za wszelką cenę – dobrze pokazuje, że umiejętność pożegnania się z tymi których kochamy też jest ważna. Niestety mimo, że zwierz szanuje przekaz to w odcinku wypadł on jakoś blado. Być może dlatego, że w najważniejszych scenach mieliśmy do czynienia z bardzo telewizyjnymi efektami specjalnymi. A może dlatego, że jakoś wszystko za szybko i zbyt łatwo się rozwiązało. Odcinek jakoś nie zdał egzaminu jako mały horror, ale też nie wybrzmiał w pełni jako historia pewnego dysfunkcyjnego związku w rodzinie. Nawet jeśli ostatnie sceny niosły całkiem dobre przesłanie to większość odcinka była dość chaotyczna – jakby napisana tylko po to by doprowadzić do ostatecznej konfrontacji na którą twórcy mieli nieco więcej pomysłów niż na cały odcinek.





Zebrałem was tutaj by wyjawić że co najmniej jedna osoba w tym pomieszczeniu jest kosmitą



Nie znaczy to, że Knock-knock jest odcinkiem który należy spisać na straty. Ma on jeden olbrzymi plus jakim jest postać Landlorda grana przez Davida Sucheta czyli słynnego odtwórcę roli Herculesa Poirot. To jest ten cudowny moment kiedy z każdą rolą, która nie jest tą najsławniejszą widz może sobie uświadomić jak duży jest talent aktora. Suchet jest w Doktorze doskonały. Na początku cudownie grzeczny, uprzejmy, ale jednak budzący pewne zaniepokojenie. Potem w ostatnich scenach – świetnie pokazał małego chłopca w ciele starszego mężczyzny – dziecko nie mogące się pogodzić ze stratą bliskich. Łatwo takie sceny przeszarżować ale tu wyszło doskonale. Zresztą to taki odcinek w którym najlepiej wypadają Capaldi i Suchet podczas kiedy Pearl Mackie, czyli Bill, ma nieco mniej do zrobienia. To akurat zwierz uznaje za plus bo woli odcinki które niekoniecznie stawiają doświadczenia towarzyszki w centrum historii. Jednak nawet dobre aktorskie role nie zmieniają faktu, że to jeden z tych dość tradycyjnych odcinków, które ogląda się bez przykrości ale też bez zachwytu. Należy jedna dodać że pod względem konstrukcji znów przypomniał zwierzowi trochę czasy Dziesiątego Doktora. Na pewno bardziej niż ostatnie sezony.





Proszę mi nie mówić, że to jeden z tych seriali gdzie wszystko wyjaśnia się pod koniec w trakcie monologu głównego bohatera!



Pod koniec odcinka dostajemy sceny które sugerują nam trochę, że zbliżamy się do ujawnienia tego co kryje się w podziemiach Uniwersytetu. Odcinek przypomina nam też na samym początku że to sezon w którym czeka nas regeneracja Doktora – o której Bill jeszcze nie wie (dobra rozmowa o szatach Władców Czasu – z ładnym nawiązaniem do klasycznych serii!). Zwierz jest prawie pewny że w tym tajemniczym pomieszczeniu z którego dochodzi dźwięk fortepianu umieszczony jest Master albo Missy ale poczeka na potwierdzenie swoich przeczuć. Nie mniej to chyba jedna postać w całym świecie Doktora którą nasz bohater mógłby jednocześnie więzić i chętnie opowiadać jej o tym co właśnie przeżył. Jeśli twórcy przypomną sobie jak doskonałe mogą być relacje Doktora i Mistrza to może czekać nas świetny finał sezonu. Jedyne co niepokoi zwierza to wiadomość, że do serialu ma wrócić John Simm, bo to może się skończyć jakimś Moffatowskim wibbly-wobbly, a zwierz jakoś wolałby tego uniknąć.





W drewnianym pomieszczeniu soniczny śrubokręt to po prostu taka bardziej fancy latarka



Tak na marginesie – zwierz ostatnio rozmawiał z Pawłem Opydo o tym, że ten sezon z Dwunastym doskonale nadawałby się do tego żeby zachęcać nowych widzów do oglądania Doktora. Zwierz musi się zgodzić. Te kilka odcinków jakie dostaliśmy nie tylko dobrze pokazuje, czym może być Doktor ale jeszcze jest bardzo przystępne dla ludzi nie znających wcześniejszych przygód. Jeśli więc wśród czytelników są ludzie którzy zastanawiają się czy nie zacząć oglądać serialu to pierwszy odcinek tego sezonu śPilot” i kilka następnych doskonale się do tego nadają. A warto spróbować bo życie z oglądaniem Doktora jest lepsze od życia bez Doktora. Różnica wynosi dokładnie jednego Doktora.



Ps: Zwierz nie da głowy czy jutro będzie wpis ponieważ – uwaga, uwaga – zajmuje się chwilowo rzeczą naukową a te wymagają myślenia i pisania. Tak więc zwierz uprzedza, że idzie się zakopać w książki.

Artykuł Strzeżcie się niskiego czynszu! czyli zwierz o Knock-knock (Doctor Who 1004) pochodzi z serwisu zwierz popkulturalny.



* * *



This article was downloaded by calibre from http://zpopk.pl/strzezcie-sie-niskiego-czynszu-czyli-zwierz-o-knock-knock-doctor-who-10x04.html





Artykuły Sekcje Następna





Poprzednia Artykuły Sekcje Następna

Rok. Dokładnie rok temu na progu mieszkania zwierza staną pan kurier z wielką paczką. W paczce była książka. A właściwie kilkanaście egzemplarzy tej samej książki. Byłoby to nawet miłe ale ją już czytałam. Więcej ja ją nawet napisałam. Tak moi drodzy dziś mija równo rok od czasu kiedy zwierz wziął do ręki swoją debiutancką książkę.



Ten wpis chodził zwierzowi po głowie od dłuższego czasu. A właściwie gdzieś tak od grudnia. Koło grudnia zwierz bowiem przestawał dodawać do odpowiedzi śCo tam ostatnio u ciebie” zdanie śA właśnie wydałam książkę”. Koło grudnia książka nie była już przecież nową informacją, była rzeczą starą, wczorajszym newsem, osiągnięciem którego blask już przeminął. Co oczywiście nie ma sensu jeśli się nad tym zastanowimy. Wydanie debiutanckiej powieści powinno człowieka cieszyć trochę dłużej niż pół roku. Na przykład rok. Cały rok samozadowolenia byłby czymś całkiem sympatycznym w stosunku do takiego osiągnięcia. No ale żeby być z siebie całkowicie zadowolonym nie trzeba być zwierzem. Nie mniej skoro już ten rok minął warto sobie opowiedzieć jak właściwie on wygląda. Może to jest coś w stylu porady czy poradnika a może kulis dla tych którzy chcą napisać książkę albo czekają na jej publikację.



Przez ostatni rok zwierz ilekroć był w księgarni robił zdjecie swojej książki na półce.I

Zacznijmy więc od momentu najprzyjemniejszego. Najprzyjemniej jest jak nikt książki nie przeczyta. Gdzieś tydzień przed jej opublikowaniem zaczęła się przedsprzedaż w Matrasie i przez kilka dni książka dobrze się sprzedawała choć nikt jej jeszcze nie zrecenzował. To jest sytuacja idealna. Jeśli kiedykolwiek się w niej znajdziecie wdychajcie ją nozdrzami jak młode literatki kokainę w polskich filmach. Lepiej nigdy nie będzie. Nie mniej zaraz potem nie jest dużo gorzej. Książka zaczyna się materializować – ludzie zaczynają ją dostawać, robią zdjęcia i gdzieniegdzie zaczynają pojawiać się pierwsze oceny. Jeśli macie szczęście raczej pozytywne. W przypadku zwierza pierwsza duża recenzja zawierała pretensję że nie jest to zupełnie inna książka. Zwierz bardzo się tym nie przejął, głównie dlatego, że książka którą chciałby poczytać recenzent już powstała i jest doskonała. Problem w tym, że nie napisał jej zwierz.



Te pierwsze tygodnie po wydaniu książki to także moment w którym wydawnictwo otacza nas czułą opieką. Zwierz miał szczęście bo wydał książkę w okolicach targów książki i mógł ją tam podpisywać. Co prawda tu pojawia się kompromitujący fakt, to nie był pierwszy raz kiedy zwierz podpisywał swoją książkę na Targach książki (nie psujmy sobie cudownej opowieści o literackim debiucie tą nudną informacją że będąc dzieckiem zwierz wydał dwie książki dla dzieci – to nam psuje narrację!) ale nadal to fajne przeżycie. Zwierz podpisał kilka (a może kilkanaście książek) porozmawiał z kilkoma osobami i dobrze się bawił. To jest naprawdę miłe zajęcie, bo jeszcze możemy się czuć jak ludzie ważni i wybrani. Jako doświadczony podpisywacz książek mogę co najwyżej polecić dwie rzeczy – zapoznać się z datą (Zwierz w połowie dedykacji napisał złą) i kupić miękki długopis. Bo jak się ma twardszy to w pewnym momencie ręka boli. Co prawda żadna opowieść zwierza o podpisywaniu książek nie jest nawet w połowie tak badassowa jak historia o babci zwierza która swego czasu potknęła się na schodach w Pałacu Kultury, złamała rękę i tą złamaną ręką przez godzinę podpisywała książki, ale cóż – zwierz w porównaniu do babci to jest miękka buła.



Książka więc wydana, wydawnictwo jeszcze nas fetuje, zaprasza na kolacje, załatwia występy w telewizji i ogólnie lubi a tymczasem zaczynają spływać kolejne recenzje i opinie. Na początku jest nawet miło a potem człowiek trafia na Lubimy Czytać. To strona którą jeśli czyta się wystarczająco długo, to można dojść do wniosku, że nikt nie umie pisać na tym łez padole. Oczywiście najgorsze są opinie tych koszmarnych ludzi którzy stawiają jedną gwiazdkę i nic nie piszą, pozostawiając autora w świecie domysłów, lub co gorsza – zamieniając go w dzikiego Sherlocka internetów który mając w posiadaniu jedynie nick takiej jednostki próbuje ją wyśledzić, dopaść i zapytać co poszło nie tak. Czego oczywiście nigdy nie robi choć przecież jest taka pokusa. Resztę recenzji czyta się pobieżnie, z każdą z nich utwierdzając się w przekonaniu, że jedna recenzje cudzych dzieł czyta się przyjemniej bo uwagi mniej bolą a i w pochwały łatwiej uwierzyć.



Oczywiście wszyscy nasi znajomi i rodzina zapewniają nas że jak tylko będą mogli rzucą się do księgarni stacjonarnych i Internetowych celem zakupu i lektury książki. Te zapewnienia sprawią, że przez pół roku będziecie grzecznie mówić śAleż naprawdę nie ma problemu, że jeszcze nie czytaliście mojej książki nie ma obowiązku”. Niektórzy zdecydują się książkę przeczytać i dostaniecie np. w środku dnia sms o treści śCo to kurwa jest zeroekran” co upewni was w przekonaniu, że być może należało w tym miejscu dać przypis. Ogólnie jednak – jeśli tak jak zwierz nie napiszecie dzieła wybitnego to szum wokół faktu opublikowania książki ucichnie dość szybko – zwłaszcza jeśli rodzina ciągle jakieś książki wydaje i wasza nie robi na nikim wrażenia (to nawet nie jest pozycja naukowa więc o czym my mówimy). Potem sporadycznie jacyś dalsi znajomi powiedzą że podobała im się książka co przyjmiemy z miłym zaskoczeniem.



No właśnie moi drodzy tu wchodzimy w śmieszny okres kiedy książka jest już napisana nawet stoi na księgarnianych półkach ale nas samych coraz mniej z nią łączy. Naprawdę wyszła spod naszych palców? Zwierz zapytany o jakieś pomniejsze szczegóły fabuły niekoniecznie je pamięta. Po rozdaniu wszystkich egzemplarzy autorskich, ten jeden który mu się ostał kurzy się na półce porzucony przy lekturze koło trzydziestej ósmej strony, gdzie zwierz znalazł literówkę. Tak moi drodzy literówka w druku to coś co doprowadza zwierza do rozpaczy. Zwierza. Literówka. Śmieszny ten świat. W każdym razie książka pyszni się na półkach, coraz dalszych, aż w końcu w pewnym momencie powoli znika. Zwierz wie, że znika bo nauczył się już dokładnie gdzie w której Warszawskiej księgarni wypada jego litera alfabetu. To jeszcze jedna miła rzecz – zupełnie inaczej chodzi się po księgarni gdzie na półce stoi wasza książka (może z pominięciem tego momentu kiedy wasi znajomi otwierają ją przy kasie by wskazując na zdjęcie na skrzydełku poinformować kasjerkę że sprzedaje książkę w obecności autora).



Tak dochodzimy do grudnia, kiedy w końcu pojawiają się dane dotyczące tego jak książka się sprzedała i ile dostaniemy z niej pieniędzy. Wychodzi na to, że jednak nie kupiło jej piętnaście tysięcy naszych czytelników i nie zarobiliśmy na wakacje na Bali i na szampana i kokainę. To nie jest w sumie jakoś bardzo przykre- przynajmniej dla zwierza, który nie napisał książki dla pieniędzy. Zwierz wie że znajdziecie w sieci mnóstwo poradników jak wydać książkę by na niej jak najwięcej zarobić. Ale wiecie – w przypadku wydawania powieści, jakoś ten pomysł by opłacalność finansowa projektu była ponad wszystko zwierzowi nie styka. To znaczy, moim zdaniem nawet jeśli opłaca się bardziej wydać własnymi siłami to powieść lepiej w wydawnictwie. I to nie tylko dlatego, że możecie usłyszeć od Remigiusza Mroza że was podziwia bo on nie byłby w stanie pisać i pracować na etat jednocześnie. To jest możliwe tylko wtedy kiedy jesteście w jednym wydawnictwie i spotykacie się z okazji udzielania jakiegoś wywiadu. Więc sami rozumiecie są pewne nieprzeliczalne na pieniądze korzyści.



Potem już jest dziwnie. Ostatnio znajomy polecił książkę zwierza swojej dziewczynie i niemal na żywo relacjonował jej reakcje. Zwierz czuł się dziwnie bo ta książka była niby jeszcze jego ale zupełnie obca. Albo kiedy ktoś przypadkiem wspomniał o doskonałej opinii jaką wystawił książce Tadeusz Lubelski. Zwierz przeoczył te kilkanaście zdań, w swoim ulubionym magazynie. To chyba najważniejsza recenzja książki zwierza jaką napisano. I co? I można ją przegapić. Podobnie jak to, że książka była jedną z najchętniej wypożyczanych w jednej z krakowskich bibliotek. O czym bym się nigdy nie dowiedziała gdyby nie zaufani czytelnicy. Takie miłe rozproszone zdarzenia które raz na jakiś czas przypominają, że to nie jest tak, że na cieszenie się własną książką jest jakiś ustalony termin.



Oczywiście po jakimś czasie przychodzi myśl by napisać coś nowego. Może napisać coś dalej. Pojawiają się pomysły. Może jeszcze jedna powieść, może coś zupełnie innego. Co będzie łatwiejsze, co będzie trudniejsze. Ostatecznie coś trzeba zrobić, nie można się grzać w blasku sławy bez końca. Zaczyna się więc nowa praca. Trochę trudniejsza od poprzedniej bo przecież poprzednio nikt się po nas niczego nie spodziewał, a teraz – teraz jesteśmy już na dobrej drodze by mienić się profesjonalistami. Więc kiedy znów książka czy jej szkic trafia do redakcji to na czoło wychodzi pot a myśli mąci wizja klęski. Oj nie ma się spokoju kiedy wystawia się swoje pisanie na widok czujnego oka redaktora prowadzącego. A jednocześnie jest w tym jakieś wesołe oczekiwanie, bo jeśli się uda (o ile się uda) to już gdzieś majaczy przed nami wizja że znów będziemy mogli się dobrze bawić – choć przez chwilę – w tym momencie kiedy powieść już napisana, już zapowiedziana ale jeszcze przez nikogo nie przeczytana więc zbieramy gratulacje nie zbierając nagan. I jeszcze mamy poczucie, że wszystko możemy bo właśnie wydaliśmy książkę.



Nie zrozumcie zwierza źle. Wydanie książki to super sprawa. Ale trzeba sobie od razu powiedzieć – to jest tak jakby puścić w ruch maszynę, której człowiek łatwo nie powstrzyma. Bo jeśli nie napisaliście działa wybitnego (zwierzowi się nie przydarzyło), to nie będziecie chcieli poprzestać na jednej książce. Już zawsze będzie istniała ta możliwość, żeby coś napisać, postarać się znaleźć wydawcę, pokazać światu. Do wszystkiego co robicie dołączy jeszcze ta jedna nie dająca się zagłuszyć myśl śPowinnam pisać książkę”, Myśl która będzie się do was zakradać kiedy czytacie cudze powieści, przyjmujecie gratulacje i oglądacie seriale. Koszmarny kreatywny kleszcz który nie chce się najeść i nie chce puścić.



I tak mniej więcej wygląda cała ta historia. Trochę w tym emocji. Sporo zapominania. Czasem w nocy, przy podliczaniu, czy jesteśmy coś warci czy zupełnie beznadziejni można do listy plusów dopisać że jednak imię i nazwisko widnieje na okładce książki. Reszta jednak bez zmian. Może poza tym, że kiedy ktoś pyta co u nas nowego mówimy śWłaśnie piszę książkę”. I jakoś trudno byłoby już bez tego zdania przeżyć.

Ps: Zwierz przypomina wam na marginesie że książkę jak najbardziej można jeszcze kupić np. na stronie wydawnictwa.



Artykuł Rok autorski czyli dwanaście miesięcy po debiucie pochodzi z serwisu zwierz popkulturalny.



* * *



This article was downloaded by calibre from http://zpopk.pl/autorski-czyli-dwanascie-miesiecy-debiucie.html





Poprzednia Artykuły Sekcje Następna



zwierz Sekcje

zlomnik.pl

Auta, o których zapewne nie słyszałeś



zwierz Sekcje



Table of Contents

rozne [pt., 12 maj 2017]

slomski.us doxa



Krematoria a złote zęby





http://wo.blox.pl/rss2



O uchodźcach pragmatycznie





ihbd.arhn.eu/feed/



Dlaczego Get Out (Uciekaj!) jest tak dobre?





Obcy: Przymierze – czy w ogóle jest na co czekać?





http://wo.blox.pl/rss2



O uchodźcach pragmatycznie





http://filmowka.blox.pl/rss2



Gwiazdy





"La La Land" wciąż nieobejrzany...





Riko prawie Bocian





Brosnan w serialu AMC





Dzień dobry!





http://futrzak.wordpress.com/feed/



Soft skills





Wieści z Mountain View





Bajka o tym, jak w Polsce brak jest odpowiednio wykwalifikowanych pracownikówŚ





http://seryjni.blog.polityka.pl/feed/



śLegion” – nic oryginalniejszego w telewizji nie zobaczycie





zwierz



Strzeżcie się niskiego czynszu! czyli zwierz o Knock-knock (Doctor Who 1004)





Rok autorski czyli dwanaście miesięcy po debiucie







Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
rozne [sob , 13 maj 2017] calibre
rozne [sr , 26 kwi 2017] calibre
rozne [niedz , 23 kwi 2017] calibre
cke 2011 12 maj PP arkusz
cke 2011 12 maj PR arkusz
biologia pp1 12 maj
Wróbelek Elemelek 12 Ptaszek z torby wypuszczony śle życzenia w różne strony
1 PLAYERKI SWF flash rózne wzory playerków 2016 maj
Ezokultus Ezochata Magia Obronna Maj 12
matura 12 pp maj
PT rozporządzenia 13 12
maj 12 odp R

więcej podobnych podstron