cialo pedagogiczne ii paly za z Nieznany


Ciało pedagogiczne (II): Pały za złe zachowanie.


Tkacz Opowiesci




Wydawnictwo Pokatne.pl





Beata była zdesperowana i rozdarta sprzecznymi uczuciami. Ostatnie trzy tygodnie jej życia to huśtawka emocji. Nagłe uderzenia adrenaliny, niepewność i bezradna uległość wobec podłego szantażysty jakim okazał się Konrad. Ta sytuacja zmieniła ją, mniej się uśmiechała, gdzieś ulotnił się jej humor i towarzyskość. Ciągłe wyczekiwanie na telefon od młodego Karskiego sprawiało, że myślała mało racjonalnie.



Musiał przyznać, że chłopak ją zaskoczył. Spodziewała się, że po ich pierwszym razie, będzie musiała co chwila spełniać jego fantazje i nie będzie mogła się od niego opędzić. Martwiło ją to, bo jak tak niedużą społeczność jaka zamieszkiwała G., mogło to być kłopotliwe i trudne do utrzymania w tajemnicy. Tymczasem Konrad potrafił być cierpliwy i czekać nawet kilka dni na sprzyjające okoliczności, do tego pilnował, by ich schadzki pozostały tajemnicą. Najczęściej spotykali się w zajeździe "Pod Jeleniem", który - między innymi - był własnością ojca chłopaka. Konrad umiał wprowadzić ją tam zupełnie niepostrzeżenie. Zdarzało się jednak, że spotykali się w mniej sympatycznych i dyskretnych miejscach, jak opuszczona hala fabryki czy nadrzeczne krzaki. Beacie cały czas towarzyszył podskórny, silny lęk o to, że wszystko się wyda. Nie wiedziała co zabolałoby ją bardziej. Czy to, że ludzie dowiedzieliby się o tym, że puszcza się z własnym uczniem, czy to, gdyby odkryli jej niechlubną przeszłość dziwki? Obydwie opcje były nie do przyjęcia, toteż młoda nauczyciela rzadko kiedy czuła się komfortowo. Lęk, adrenalina, niepewność, bezradność i złość kotłowały się w niej nieustannie.

Do tego dochodził jeszcze strach przed tym, że jeśli ta sytuacja z młodym Karskim potrwa dłużej (a na to się zanosiło), to znów obudzą się w niej uśpione demony. Jej druga, niezbyt głęboko ukryta natura, którą odkrył w niej jej dawny opiekun Tosiek, da o sobie znać. Kilka lat temu, gdy mogła już przestać być dziwką, nie zrobiła tego od razu. Coś pchało ją do kontynuowania tego zajęcia, brnęła dalej oddając się facetom za grube pieniądze.

- Wiele dziewczyn robi to z oporami, nawet do końca swojej kariery. Niektórym to powszednieje i obojętnieją na fakt dawania dupy - wyjaśnił jej to pewnego dnia dosadnie Tosiek. - Natomiast niewiele jest takich jak ty. Siedzi w tobie rasowa dziwka, masz do tego talent, polubiłaś to.

Obraziła się w tedy na Tośka, nie odzywała do niego przez kilka tygodni, ale musiała przyznać, że coś w tym było. Dopiero propozycja przenosin do G., połączona z ofertą pracy w szkole, przekonała ją do porzucenia niezbyt chlubnej pracy luksusowej dziwki.

Teraz Beata bała się, że ta druga jej natura przebudzi się, a sama najlepiej wiedziała do czego jest wtedy zdolna.

Tymczasem jej życie stało się normalne. Uspokoiła się, poznała Mariusza, wiele koleżanek ze szkoły, a także rodziców uczniów szybko ją polubiło. Czuła się związana z tą społecznością i nie chciała tego zaprzepaścić.

Nie widziała jednak wyjścia z tej sytuacji. Jedyne, które przychodziło jej do głowy, było wątpliwe i mocno pachniało desperacją, ale musiała zaryzykować. Jeśli się powiedzie, będzie miała święty spokój od upierdliwego ucznia. Musiała porozmawiać z jego ojcem.



***



Zadzwoniła do biura ojca Konrada dziś rano idąc do szkoły. Nie chciała korzystać ze swojej komórki, ani z telefonu domowego. Licho nie śpi, więc wyszła wcześniej, by znaleźć kilka minut na rozmowę z budki telefonicznej. Rozmowa była znacznie krótsza niż myślała.

- Janusz Karski, słucham - usłyszała głos mężczyzny pewnego siebie.

- Beata Pancewicz, nauczycielka Konrada, chciałabym z panem chwilkę porozmawiać - wyrecytowała formułkę w miarę sprawnie, choć serce waliło jej jak oszalałe.

- Ach, to pani... - Karski zawiesił znacząco głos.

Beata zastanawiała się przez chwilę co znaczy "to pani", ale nie było teraz zbyt dużo czasu na zamyślenie.

- Mam spory problem z pańskim synem i... - zaczęła, czując, że serce zaraz jej stanie.

- Zanim zacznie pani kłamać i lawirować, ja powiem coś pani od siebie - przerwał jej ostro Janusz Karski. - Człowiek, który zebrał materiały z pani przeszłości dla Konrada jest moim pracownikiem.

Potężna gula ugrzęzła w gardle Beaty.

- Myśli pani, że załatwili to między sobą, tak cicho sza? - głos Karskiego był wyjątkowo beznamiętny. - To lojalny pracownik, do tego wie kto mu płaci. Najpierw te fotki obejrzałem sobie ja i wiesz co, pani profesor...?

Beata milczała przezornie.

- Stanął mi, wyobraź sobie! - lodowaty głos kuł jej dumę i godność. - Postanowiłem sprawdzić co mój chłopak chce z tym zrobić i.. nie zawiodłem się.

- Ty... ty parszywy... ! - słowa nie chciały wylewać się z ust Beaty. - Co... z pana... za ojciec!?

- Odpieprz się od mojego ojcostwa i zamknij, bo mam mało czasu! - ojciec Konrada szybko przeszedł na "ty". - Wolę, żeby Konrad zaczynał swoją edukację erotyczną od ciebie, niż miałby to robić z jakąś siksą w swoim wieku. Zalet tej sytuacji jest co najmniej dwie. Po pierwsze , jesteś pedagogiem i fachowcem... - zarechotał tata-Karski. - ... sporo go możesz nauczyć. Po drugie - nie zostanę przedwcześnie dziadkiem. Jesteś na to zbyt mądra, prawda?

- To jest... ! - syknęła do słuchawki Beata.

- Nie przerywaj! Twoja przeszłość skażona kilkuletnim kurewskim epizodem trochę koliduje z obrazem miłej nauczycielki polskiego, więc radzę ci szczerze, nie walcz z tym co się teraz dzieje - Karski mówił spokojnie jakby czytał wnukowi bajkę na dobranoc. - Niech chłopak ma trochę radości i zabawy, a ja obiecuję ci i to całkiem serio, że koniec tego roku szkolnego, będzie końcem dawania dupy mojemu synowi. Co ty na to?

Beata czuła, że jeszcze chwila a słuchawka w jej ręku rozpadnie się pod naporem jej uścisku.

- A jeśli nie? - zapytała zadziornie.

- Słuchaj mnie uważnie, bo za chwilę będzie u mnie facet dzięki któremu mogę dużo zarobić i nie mam czasu na pogaduchy ze zrozpaczoną, byłą dziwką - głos Karskiego przybrał złe tony. - Jeśli będziesz się stawiać, to ja, a nie Konrad dobiorę się do ciebie! Nie tylko świat dowie się o tym, że się kurwiłaś, ale jeszcze tak to urządzę, że to nie będzie wyglądało, że mój syn cię szantażował, ale, że twoje dawne "ja" się przebudziło i wykorzystałaś chłopaka do zaspokajania swoich chorych żądzy. Wierz mi, kasa czyni cuda! Znajdą się tacy, którzy to potwierdzą, nawet przed sądem. Tą sporą porcję wstydu, będziesz musiała połykać w więzieniu. Po co ci to!? Więc...?

Beata czuła jak wstyd i złość wypalają jej policzki.

- Skoro tak sobie szczerze rozmawiamy - stwierdziła drżącym głosem. - to mogę chyba coś wyznać?

- Jasne, byle szybko!

- Niezły z pana skurwysyn! - wypaliła do słuchawki ze złością.

Po drugiej stronie rozległ się rubaszny śmiech.

- Żebyś wiedziała! - przyznał Karski po tym jak się uspokoił. - Dobrze mi z tym jednak. Jednak chciałbym usłyszeć, co ty na to?

Beata westchnęła ciężko i z niemałym oporem powiedziała do słuchawki:

- Obaj jesteście chorzy, ale nie ma wyjścia, więc... koniec roku szkolnego, koniec z Konradem. Mam nadzieję, że dotrzymasz słowa!

- Nie martw się o to! Obiecałem, to tak będzie!

Zanim Beata zdążyła coś dodać, usłyszała, że Karski odkłada słuchawkę.

"To tyle w kwestii desperackich prób wyjścia z trudnej sytuacji!" - pomyślała. Była zła i zrozpaczona jeszcze bardziej niż kilka minut wcześniej, przed rozmową z ojcem Konrada. Spojrzała na słuchawkę z odrazą, jakby była źródłem śmiertelnych chorób i z trzaskiem zawiesiła na aparacie.



***



Matka często jej powtarzała, że kolejne kroki w życiu należy stawać rozważnie, ponieważ każdy z nich wiąże się ze skutkami i konsekwencjami. Miała rację, o czym Beata przekonała się półtora tygodnia po rozmowie z ojcem Konrada, który przez ten czas jakoś dziwnie jej unikał, nie odzywał się i nie zmuszał, by się z nim pieprzyła. To ostatnie mało ją martwiło, ale dziwna awersja chłopaka względem niej już trochę tak. Wkrótce okazało się skąd u młodego Karskiego takie zachowanie.

Był środek tygodnia. Siedziała w swoim mieszkaniu nad stosem klasówek i szklanką herbaty, gdy odezwał się jej telefon komórkowy. Na wyświetlaczu pojawił się numer Konrada.

- Co się stało? - Beata postanowił darować sobie wszelkie powitania.

Głos Konrada drżał od emocji.

- Nie odzywałem się do ciebie, bo musiałem coś przemyśleć - zaczął wyjaśnienia młody Karski. - Gadałaś z moim starym, licząc, że wspomoże cię w trudnej sytuacji, co?

- Konrad...

- Zamknij się! Przeliczyłaś się, prawda?!

- No, cóż... - Beata nie bardzo wiedziała co teraz powiedzieć.

- Myślałaś głupia belferko, że ci mój stary w czymś pomoże!? - dopiero teraz w głosie Konrada zadrgały emocje. - Żebyś wiedziała jak się ślinił na widok twoich zdjęć! Gdyby nie to, że ja miałem co do ciebie plany, już dawno rżnąłby cię na wszystkie sposoby! On nie przepuszcza takich okazji, lubi pieprzyć ładne laski, żebyś widziała jego sekretarkę! Facetom staje na jej widok zanim skończą mówić "dzień dobry"! A ty durna...

- Konrad, ty...

- Cicho, nie mamy czasu, więc posłuchaj! - młody Karski warknął do słuchawki. - Ostrzegałem cię, że masz być posłuszna i nie robić żadnych numerów, tak!

- Tak, ale...

- Żadnych "ale"! - Konrad nie pozwalał jej dojść do słowa. - Wyłamałaś się i chociaż gówno ci to dało, bo mój stary cie olał, ja mam dość twojego nieposłuszeństwa, rozumiesz! Myślałem, żeby dać ci szansę, ale... znajdę sobie nowy obiekt! Nie ty jedna masz bujną przeszłość!

Serce zaczęło walić Beacie jak oszalałe. Strach odebrał jej oddech.

- Konrad, nie rób proszę nic głupiego i...

- Dość! Mam cię dość! Świetna z ciebie dupa, pani profesor, ale, cóż... przykro mi - głos Konrada zamarł w telefonie.

- Co... co ty takiego zrobiłeś!? - drżącym głosem zapytała Beata.

- Wysłałem twoje foty z przeszłość do kuratorium oświaty, załączając kilka nowych i aktualnych - zaśmiał się szyderczo chłopak. - Koniec z tobą!

- Ko... Konrad, oszal... oszalałeś chyba...! - głos Beaty rwał się niczym pajęczyna na wietrze.

- Nie, nie oszalałem. Umowa była prosta - ty jesteś grzeczną, posłuszną zabaweczką, ja dochowuję tajemnicy - Konrad upajał się każdym swoim słowem. - Ty jednak za wszelką cenę chciałaś udowodnić jaka z ciebie zadziora , no to teraz spijaj piankę z tego piwska, którego nawarzyłaś.

- Konrad, ty... ty nie mogłeś tego zrobić! - Beata czuła, że się rozpłacze.

Potężny śmiech wypełnił telefon.

- No, to się przekonasz - stwierdził zjadliwie po tym, jak się trochę uspokoił. - Myślę, że niedługo ktoś z kuratorium się do ciebie odezwie.

- Ty, mały wredny...

- Dobranoc, pani profesor, a właściwie to już... była pani profesor - zakpił Konrad i przerwał połączenie.



Beata czuła rozpacz i strach. Połączenie zabójcze, przygniatające. Jednocześnie w głowie, nie licząc obrazów swojej marnej przyszłości miała całkowitą pustkę. Wpatrywała się w kartkę przed sobą i nie dostrzegała liter. Zaschnięte z emocji gardło, piekło nieprzyjemną żółcią. Podniosła szklankę, by zapić ten smak i uczucie, ale drżąca dłoń nie pozwalała na spokojne wypicie herbaty. Odstawiając ją z powrotem na biurko, rozlała napój na niesprawdzone jeszcze klasówki. Nie miała siły się podnieść, apatycznie wpatrując się w powiększającą się, bursztynową plamę. Gdy pierwsze krople herbaty pociekły na jej spodnie, rozpłakała się. Niestety, nawet płacz nie przyniósł jej ulgi.

Na drugi dzień rano, zadzwoniła do szkoły, że jest chora. Załatwiła sobie zwolnienie i zaszyła w swoim mieszkaniu. Nie miała ochoty zmagać się ze światem.



***



Telefon zadzwonił w samo południe. Na wyświetlaczu pojawił się nieznany jej numer. Minęły cztery dni od ostatniej rozmowy z Konradem. Beata wciąż była na zwolnieniu, oczekując zbliżającej się katastrofy.

- Słucham - niepewnie powiedziała do aparatu.

- Czy pani Beata Pancewicz? - odezwał się męski głos.

- Tak - odpowiedziała drżącym głosem, spodziewając się niemiłym wieści.

- Z tej strony Andrzej Zawisza - przedstawił się mężczyzna. - Przepraszam, że zawracam pani głowę w domu, ale w szkole powiedziano mi, że przebywa pani na zwolnieniu lekarskim, a że mam pani numer w papierach, więc...

- Nic nie szkodzi - przerwała mężczyźnie Beata. - Coś się stało?

- Właściwie, to tak - głos Andrzeja Zawiszy stał się nieco bardziej oficjalny, a Beata czuła, że jest blisko zawału. - Dzwonię z Wojewódzkiego Kuratorium Oświaty i... chciałbym się z panią spotkać, gdy pani wyzdrowieje.

- Rozumiem - Beata czuła na przemian piekielne gorąco i lodowaty chłód.

- Jaki termin, by pani odpowiadał?

Młoda nauczycielka była w sytuacji bez wyjścia. Jeden dzień nie uczyni w niej różnicy.

- W sumie czuję się już na tyle dobrze, że moglibyśmy się spotkać jutro - starała się, by jej głos brzmiał normalnie.

- Jak pani chce - zgodził się kurator. - Czy mógłbym prosić, żeby przyjechała pani na godzinę trzynastą trzydzieści?

- Oczywiście.

- Dobrze, to jesteśmy umówieni. Do widzenia. - Andrzej Zawisza zakończył rozmowę.

Beata odłożyła telefon na stolik i zapadła się w kanapę. Starała się nie myśleć o jutrzejszym dniu, ale było to od niej silniejsze. Jeśli myślała, że przez tą całą awanturę z Konradem wpadła po uszy w gówno, to jutro przekona się jak bardzo się myliła.

Dopiero wtedy, o trzynastej trzydzieści nastąpi pełne zanurzenie.



***



Drzwi do gabinetu Andrzeja Zawiszy były zamknięte. Tabliczka informowała, że powinien dziś pracować, ale widocznie wydarzyło się coś nieprzewidzianego. Beata usiadła na jednym z krzeseł w korytarzu i niespokojnie oczekiwała na przyjście tego, który miał zmienić jej dotychczasowe spokojne życie w koszmar.

Po dwudziestu minutach zadzwonił telefon.

- Dzień dobry, pani Beato - poznał głos kuratora. - Przepraszam, ale wypadło mi coś niespodziewanego i muszę spotkać się z kimś na mieście...

- Nic nie szkodzi - stwierdziła Beata.

- Osoba ta jednak utknęła w korku, cóż, stolica ma swoje plusy i minusy - wyznał Zawisza. - Czekając na tego pana, moglibyśmy jednak porozmawiać, co pani na to?

- Dlaczego nie - zgodziła się Beata.

- Świetnie, jestem w kawiarni - kurator podał Beacie nazwę i adres. - To raptem cztery przystanki autobusem, gdyby mogła pani...

- Dobrze panie Andrzeju, już do pana jadę - Beata podniosła się z krzesła i ruszyła korytarzem.

Kilka minut później była już w autobusie.



Kawiarnia była raczej przeciętna, ani specjalnie ekstrawagancka, ani mierna. Ot, taka jakich dziesiątki w Warszawie. Natomiast wygląd Andrzeja Zawiszy zaskoczył ją totalnie. Spodziewała się pana koło pięćdziesiątki, przygarbionego, w rogowych okularach i znoszonym ubraniu. Tymczasem Zawisza miał nie więcej niż trzydzieści pięć lat, zdrową opaleniznę i sylwetkę sportowca. Beacie zrobiło się jeszcze bardziej głupio, jakby miało to jakieś znaczenie, czy pognębi ją przystojny trzydziestolatek czy nieciekawy pan, dwadzieścia lat od niej starszy.

"Głupia jesteś!" - pomyślała o sobie, podając dłoń na przywitanie kuratorowi.

Andrzej Zawisza poczekał, aż zamówiła cappuccino i gdy kelner oddalił się odpowiednio daleko zaczął rozmowę.

- Pani Beato, czy domyśla jakiej sprawie chcę z panią rozmawiać? - zapytał.

"Jasne, przystojniaku!" - pomyślała, ale na wszelki wypadek pokręciła przecząco głową.

- Nie.

- Otóż, wczoraj rano dotarły do nas pewne dokumenty, hmm... jakby to powiedzieć... - kurator patrzył jej prosto w oczy. - ... niezbyt dla pani korzystne. Właściwie są to zdjęcia, które dowodzą, że oprócz wykształcenia wyższego posiada pani również dodatkowe, hmm... zawodowe.

Beata dostrzegła w oczach kuratora rozbawienie pomieszane z drapieżnością.

- Panie kuratorze, obydwoje wiemy co to za zdjęcia, więc może daruje pan sobie te kpiny - może życie Beaty właśnie grzęzło w gównie, ale to nie znaczy, że ma pozwolić sobie na takie zachowanie.

Andrzej Zawisza zignorował jednak zupełnie jej uwagę.

- Oprócz tego są tu jeszcze inne fotki, które dowodzą, że lubi pani nawiązywać bliskie kontakty z uczniami, z chłopcami - Beata w głosie Zawiszy coraz bardziej wyczuwała drwinę. - Śmiało mogę stwierdzić, że te stosunki odbiegają od ogólnie przyjętych relacji "nauczyciel-uczeń". Stosunki, świetne słowo...

Beata miała dość tego faceta, choć przebywała w jego towarzystwie ledwie chwilę.

- Cieszę się, że świetnie się pan bawi - stwierdziła rozzłoszczona. - Natomiast ja nie mam nastroju na gry słowne i...

- Spokojnie, pani Beato! - przerwał jej kurator, jednocześnie dłonią pokazując, żeby zamilkła. - Zgodzi się pani ze mną, że niezbyt dobrze to wygląda?

Facet był dziwny, a Beata wystarczająco pogodzona z tym co miało nastąpić, by nie silić się na uprzejmość.

- Zgodzę się! Ta sytuacja to... szambo! - przyznała.

Zawisza upił łyk swojej kawy, uśmiechając się pod nosem.

- Bardzo dosadnie to pani ujęła - wyznał. - Jeśli te foty znajdą się tam, gdzie miały dotrzeć znajdzie się pani... czy mogę mówić pani po imieniu?

Beata przytaknęła.

- A więc, znajdziesz się wtedy w samym środku koszmaru - kurator spoważniał, mówiąc patrzył jej w oczy. - Koniec pracy jako belfer to "pikuś", ponieważ będziesz miała na głowie sąd, zszarganą opinię, a i w telewizji może o tobie powiedzą...

- Wystarczy! Jak powiedziałam to... szambo! - przerwała mu Beata. - Co znaczy "jeśli się znajdą"?



Zawisza zlustrował ją wzrokiem. Poprawił się w fotelu i odparł:

- Na twoje szczęście jest też dobra strona tej sytuacji, o której nie wiesz.

- Tak, a jaka?

- Otóż, te papiery widziałem tylko ja i moich dwóch kolegów, a musisz wiedzieć, że my już nie mamy ochoty na rzetelne wypełnianie obowiązków - kurator uśmiechnął się do niej szeroko. - Od przyszłego miesiąca znajdę się na wymówieniu i szczerze mówiąc, nie będę płakał z tego powodu. Moi koledzy są w podobnej sytuacji i wszyscy trzej doszliśmy do wniosku, że niekoniecznie musimy zapoznawać z tymi zdjęciami bardziej od nas obowiązkowych urzędników.

W Beacie obudziła się nadzieja.

- I...? - tylko tyle mogła z siebie wydobyć.

Andrzej Zawisza pochylił się bardziej, żeby zbliżyć się do Beaty, a ona mimowolnie odpowiedziała tym samym.

- Wszystko zależy od tego, na co jesteś gotowa, by te fotki wróciły do ciebie - stwierdził cicho.

Nadzieja rosła w Beacie z każdym wypowiadanym przez kuratora słowem.

- Ile? - spytała.

Zawisza zaśmiał się cicho.

- Złe pytanie! Nie "ile", tylko "kiedy"! - poprawił ją cicho.

- Co "kiedy"!? - zdziwiła się Beata.

Kurator zbliżył usta do jej ucha i szeptem powiedział o co mu chodzi. Twarz Beaty stała się czerwona, a w oczach mignęło obrzydzenie wobec tego faceta, ale jej głowa ochoczo, zgodnie kiwała się w dół i w górę.

Gdy Zawisza usłyszał, co chciał usłyszeć prawie natychmiast wyszedł.

"Mam przesrane, ale lepsze to niż mieć przesrane całkowicie!" - pomyślała nauczycielka, dopijając cappuccino.



***



"Powrót do przeszłości. Cholerny, powrót do przeszłości!" - wkurzyła się Beata w duchu widząc miejsce w którym miała spędzić najbliższy wieczór i pewnie noc.

Znała takie lokale doskonale. Blady neon migotał smętnie, oznajmiając, że właściciel nie miał zbytniej inwencji wybierając nazwę dla tego przybytku. W drzwiach, paskudny jak listopadowa pogoda ochroniarz obrzucił ją mało subtelnym spojrzeniem.

W środku panował półmrok, który według wielu miał stanowić o nastroju takich miejsc, ale jej jakoś nigdy się tak nie kojarzył. W trzech centralnych punktach spowitej w półmroku sali na metalowych rurach wiły się roznegliżowane tancerki. Jedna z takich rur pozostawała pusta. Tancerki były niezbyt ładne i nie pierwszej świeżości. Zastanawiało ją tylko wyraźnie zasłonięte przez ciemne kotary miejsce, między rurami, na samym środku niewielkiej sceny. W sumie jednak lokal nie odbiegał od normy. Był totalnie kiczowaty.

Wiele stolików było pustych, a między nimi leniwie poruszały się kelnerki w skąpych strojach. Spódniczki ledwie przykrywały im pośladki, przy niewielkim nawet pochyleniu odsłaniając wąski pasek koronkowych majtek. Gorsety pomimo, że ich dekolty były głębokie niczym Rów Mariański, dodatkowo miały rozplątane kokardy najwyższych zapięć, tym samym prawie w całości ukazując piersi dziewczyn. Te przynajmniej były młodsze i ładniejsze od tancerek.

Beata westchnęła ciężko. Od dłuższego czasu myślała, że nie będzie już zmuszona bywać w takich lokalach. Myliła się, jak cholera!



Jeszcze chwila i będzie musiała zacząć przedstawienie. Zza ciemnej zasłony zerknęła w stronę stolika, przy którym siedział Andrzej Zawisza ze swoimi kolegami. Byli mniej-więcej w jego wieku, podobnie jak on sylwetkami bardziej przypominali sportowców niż urzędników, ale urodą zdecydowanie mu ustępowali.

"Samce, kurwa jego mać!" - zaklęła w duchu Beata.

Za jej placami pojawił się chudy jak patyk facet.

- Twoja kolej - stwierdził krótko.

W sali zabrzmiała nowa melodia. Nastrojowa i doskonała do wyginania ciała w ekspresyjny sposób. W uszach Beaty brzmiała jednak smętnie niczym żałobny marsz.

"Show must go on!" - stwierdziła krótko Beata i wynurzyła się zza zasłony.

Szła wystudiowanym krokiem, który dawniej przyprawiał o drżenie niejednego faceta. Od razu przyciągnęła wzrok, nie tylko trzech urzędasów, z których powodu tu była, ale i pozostałych mężczyzn. Biorąc pod uwagę urodę tancerek, nie dziwiła się temu wcale. W rytm muzyki wkradły się głośne gwizdy aprobaty i poklaskiwanie zachwyconych facetów, którzy jakby przebudzili się z letargu.



Beata płynnym, tanecznym ruchem owinęła się wokół ostatniej, wolnej rury, która znajdowała się naprzeciwko stolika kuratorów. Nie sposób było nie dostrzec zachwytu i pożądania w ich oczach.

Metal był zimny, ale Beata wiedziała, że za chwilę to się zmieni.

"Witaj stara przyjaciółko" - przywitała się w duchu.

Musiała jednak zapomnieć o wszelkich sprawach zaprzątających jej umysł. Powinna przestać myśleć o otoczeniu, zapomnieć o nim i skoncentrować się na melodii i rytmie. Pozwolić, by muzyka owinęła się wokół jej ciała niczym delikatna tkanina. Beata kiedyś potrafiła się tak wyłączyć i zatracić do końca.

Teraz, gdy jej ruchy z każdą chwilą stawały się coraz bardziej kuszące i lubieżne, jednocześnie tak idealnie trafiające w rytm, pomyślała, że to tak samo jak z jazdą na rowerze. Nigdy się tego nie zapomina.

Zgrabna noga nauczycielki owinęła się wokół rury i jej ciało wygięte w łuk, osunęło się po metalu w dół. Patrzyła tylko w stronę trzech mężczyzn, dla których tu była. Zawisza i jego towarzysze patrzyli w niemym podziwie, gdy do ust wsunęła sobie wskazujący palec, zakończony krwistoczerwonym paznokciem. Językiem, kilkakrotnie przesunęła po opuszku palca.

- Skąd ją wytrzasnąłeś Zdzichu!? - krzyknął jakiś facet z drugiego końca sali. - Jest zajebista!

Beata była ponad to. W tej chwili liczyli się tylko jej partnerzy w tańcu - srebrzysta rura i rytm.



Uwolniła się na moment od srebrzystej partnerki. Dłońmi przykryła piersi, odsłonięte do połowy przez głęboki dekolt i rozkosznie ponętnymi ruchami wodziła koła na sterczących wzgórkach. Pomimo, że chciała, w ten wieczór być przykładem wyrachowania i zawodowstwa, czuła narastające emocje.



Wygięła ciało w lubieżnej pozie i odpięła jedną z podwiązek podtrzymujących pończochę. Przy drugiej, jęki facetów zmieniły intonację, zdradzając coraz większe ich podniecenie. Jakieś dziwnie, nieoczekiwane ukłucie satysfakcji kazało jej pomyśleć, że jest w tym dobra.

Znów tańczyła, wyginając ciało w ekstatycznych pozach. Napięcie w lokalu narastało, kątem oka dostrzegała twarze facetów. Rozszerzone oczy, lubieżne uśmiechy, niewybredne uwagi i obsceniczne gesty. Spokojni w domach, tutaj przemieniali się w królów życia, prawdziwych, niezaspokojonych i niegrzecznych samców.

Taniec Beaty trwał. Emocje udzieliły się jej zupełnie. Zręcznie, ruchem tam kuszącym jakim nie powstydziłaby się bogini miłości, pozbyła się gorsetu. Przez chwilę bujała się jeszcze na scenie, odziana jedynie w skąpe, koronkowe majteczki.

W końcu zeszła ze sceny i zbliżyła do stolika Andrzeja Zawiszy i jego kolegów. Nie przestając wić się w rytm muzyki, przesuwała dłońmi po prawie nagim ciele. Szyi, piersiach, brzuchu, udach i łonie.

Po chwili usiadła na kolanach Andrzeja i ocierając się o jego krocze, szepnęła mu do ucha:

- Zgodnie z umową, dziś jestem wasza - przeciągnęła koniuszkiem języka po małżowinie ucha kuratora.

Chciała się unieść i dosiąść któregoś z jego towarzysz, ale silny uchwyt jej to uniemożliwił.

- Świetnie - wychrypiał Zawisza, zaciskając palce na stwardniałej z podniecenia piersi.

Palcem przesunął silnie po guziczku sutka, a Beata poczuła, że znajomy dreszcz rozchodzi się po jej ciele. Nie chciała go, ale nie umiała go powstrzymać.

Na udzie czuła prężącą się pod materiałem spodni męskość kuratora. Przesunęła językiem po spieczonych ustach, podczas, gdy Andrzej pieścił kuliste grona jej piersi.

- Jesteś naprawdę... - kuratorowi zabrakło słowa.

- Wiem - szepnęła i zręcznie uwolniła się od niego, dosiadając siedzącego obok lekko łysiejącego kolegę Andrzeja. - Jestem Beata, a ty?

Dłoń nauczycielki zacisnęła się na kroczu mężczyzny. Nie dająca się ukryć pod spodniami wypukłość była twarda i młoda nauczycielka wyczuwała pulsujące tam podniecenie.

- Ma... Marek - wyszeptał mężczyzna.

Beata pocałowała go, jednocześnie przygryzając mu dolną wargę.

- Czy Andrzej powiedział ci, że dziś zrobię dla ciebie co zechcesz? - spytała głosem ociekającym zadowoleniem.

- Liczę na to - wycedził przez zęby Marek, wciskając dłoń pod ostatni bastion jej ubiór.

Beata wywinęła się z uścisków Marka, odtrącając jego dłoń z aktorskim zacięciem.

- Nie spiesz się, cała noc przed nami - zaśmiała się.

Po chwili klęczała między nogami ostatniego z trójki kuratorów. Dłonią gładziła twardego członka, napierającego z mocą na materiał spodni, by na koniec przesunąć w tym miejscu językiem. Mężczyzna zacisnął zęby. Dużo musiało go kosztować, by powstrzymać się przed wybuchnięciem.

- Z czyim skarbem się właśnie zapoznałam? - Beata mruknęła jak kotka.

- Jestem Jacek.

- Witaj, twardzielu - zacisnęła palce na wzgórku przy rozporku spodni Jacka.

Zgrabnie wyswobodziła się z niewoli ud mężczyzny i wróciła z powrotem do Andrzeja.



Sprawnie rozpięła spodnie Zawiszy, a potem jego kumpla Marka, podczas , gdy Jacek poradził sobie sam. Z boku dobiegły ich pomruki dezaprobaty pozostałych gości tego przybytku grzechu.

- Jak obsłużysz ich, to przyjdź do nas! - zawołał grubawy facet, z czerwoną, nalaną twarzą, na którego kolanach siedziała jedna z kelnerek.

Beata brała właśnie do ręki sterczącego członka Andrzeja. Przejechała po całej długości jego trzonu językiem , od czubka po nasadę i mrugając do grubasa, odpowiedziała:

- Wybaczcie panowie, ale dzisiaj to oni mają szczęście.

Jacek z Markiem stanęli z obydwu bokach, otaczając tym samym Beatę, która pozwoliła umościć się członkowi Zawiszy, między swoimi piersiami.

- Don Andres, Ole! - mruknęła, gdy pulsujący, żylasty penis zapamiętale zaczął przesuwać się miedzy jej piersiami.

Po chwili Andrzeja zmienił Marek, a po nim Jacek. Beata czuła, że cała ta nierzeczywista przygoda odbiera jej zdolność racjonalnego myślenia. Coraz bardziej zatracała, myśląc tylko o tym, by mieć i dać przyjemność. Demony przeszłych lat wracały, a ona nie bardzo umiała je przegnać. Czuła, że podniecenie zrasza płatki jej kobiecości. Lepki dowód jej stanu ducha.

Kuratorzy-erotomani trzykrotnie się zmieniali wpychając swoje członki miedzy jej krągłe, nabrzmiałe piersi, zanim ich podniecenie osiągnęły poziom, w którym musieli dać upust jego sile. Jedna po drugiej, trzy porcje ciepłego nasienia wystrzeliły w stronę jej twarzy i biustu. Gdy ostatni z trójki mężczyzn opadł bezsilnie na krzesło, Beata zaczęła wcierać w skórę lepkie ślady spełnienia trzech kuratorów.

- Zatańcz dla nas! - wychrypiał Andrzej, patrząc zafascynowany, jak kolejne perliste smugi zostają wchłaniane przez aksamitną skórę nauczycielki.

Beata skinęła zgodnie głową.

- Teraz... z gadżetem! - dodał Jacek, wręczając Beacie dosyć pokaźnych rozmiarów sztucznego, guzowatego penisa.



Młoda nauczycielka wróciła na scenę i znów zaczęła wirować w rytm muzyki. Drżącymi dłońmi pieściła swoje ciało, coraz śmielej poczynając sobie z wręczonym jej gadżetem. Językiem przesuwała po nim, zagłębiając się w szczeliny pomiędzy guzami. Opadła na podłogę i leżąc na plecach, wsunęła go sobie częściowo do ust. Powolne ruchami przesuwała go w górę i w dół.

Mężczyźni na sali oszaleli, nie mogąc oderwać oczu od tej sceny. Ich niewybredne komentarze starczały, by dokładnie oddać stan ich podniecenia. Tymczasem Beata wsunęła sobie sztucznego członka między piersi, a po chwili powoli przesunęła go w dół, wsuwając go za materiał majtek. Była potwornie podniecona, nie panowała nad sobą. Kilka ruchów gadżetem sprawiło, że jej cipka ociekała wilgocią. Zsunęła z bioder majtki i szybko się ich pozbyła. Rozchyliła nogi, tak, że wszyscy widzowie mogli zobaczyć jej kobiecość i bardzo powoli wsunęła w nią niewielki kawałek sztucznego penisa. Z trudem powstrzymując się, aby nie wepchnąć go od razu jak najwięcej, zaczęła pieścić się nim. Kawałek po kawałku, coraz większy fragment gadżetu znikał w jej wnętrzu. Gdy poczuła opór i na zewnątrz pozostał niewielki koniec sztucznego członka, zacisnęła uda, przytulając je do siebie, jednocześnie wijąc się ekstatycznie w rytm sączącej się z głośników muzyki. Czuła, jak wypełniający ją gadżet spełnia swoje zadanie. Podniecenie w niej rosło, wrzało, burząc krew w żyłach.



Widok był tak niesamowity, że większość mężczyzn poddała się sile podniecenia , uwalniając kolejne strużki nasienia. Natomiast trzej mężczyźni, z których powodu Beata tu się znalazła, odzyskali wigor i postanowili przejąć inicjatywę w zabawie. Zawisza pierwszy ruszył w stronę sceny i pomógł się podnieść nauczycielce. Beata czuła, że zbliża się spełnienie i dlatego z ociąganiem pozbyła się sztucznego członka.

Po chwili dowiedziała się, co zostało ukryte za ciemnym kotarami. Ujrzała zręcznie zrobiony boks z cienkimi ścianami, w których było wydrążonych kilka otworów. Od połowy wysokości ściany były z pleksiglasu, aby można było obserwować osobę, która znajdzie się w środku tej kabiny.

Zawisza pociągnął ja w stronę boksu i zaprosił do środka. Beata śmiało weszła do środka. Nie było tam wiele miejsca, za to na środku pod jedną ze ścian stał niski taboret ze skórzanym siedziskiem. Podniecenie, które nieco opadło z Beaty, znów wracało z siłą, gdy myślała o tym, co będzie ją zajmować przez najbliższe minuty. Dłoń nauczycielki mimowolnie powędrowała między jej uda i zaczęła pieścić swoją wilgotną szparkę.

Już po chwili w jednym z otworów pojawił się pierwszy członek. Nie musiał zadzierać głowy, żeby wiedzieć do kogo należał. Zawisza chciał być pierwszym, którego obsłużą usta Beaty.

Nauczycielka chwyciła penisa tuż przy samej ściance i zaczęła językiem pieścić czerwonawy żołądź. Zaraz potem w najbliższych otworach pojawiły się kolejne dwa członki. Marek i Jacek.

Beata wsunęła sobie penisa Andrzeja do ust i zaczęła go obciągać, a pozostałe dwa zaczęła pieścić rękami. Przez ściankę doleciał ją głos Zawiszy.

- Panowie, chcieliście skorzystać z naszej zabaweczki, to do dzieła!

Po chwili wszystkie otwory wypełniły się męskimi członkami. Beata każdemu poświęcała dobrą chwilę, nie oszczędzając ust ani dłoni. Nad głową słyszała pojękiwania i westchnienia zadowolonych mężczyzn. Kilku z nich doprowadziła do szczytu i na jej ciele lśniły krople męskiego nasienia.

Przed oczami wirowały jej kolorowe okręgi, głowa pulsowała z ogromu podniecenia. Zupełnie pogubiła się w ilości pieszczonych przez nią członków, zresztą nie było to dla niej ważne. Czuła, że uśpione, stare demony przebudziły się i żądają, by zaspokoiła ich apetyt.



Z ulgą przyjęła fakt, że ktoś wchodzi do kabiny. Poznała Andrzeja, który nie zastanawiając się wiele, chwycił ją za biodra i ustawił wypiętym tyłkiem na wprost jego sterczącego członka. Beata oparła się rękami o jedną ze ścian i zanurzyła w swoich ustach, wystającego z jednego z otworów penisa. Jednocześnie poczuła, jak od tyłu wbija się w jej cipkę twardy członek Zawiszy. Była tak mokra, że wszedł od razu cały. Andrzej jęknął i z zapałem zaczął ją rżnąć. Jego pchnięcia były silne, zupełnie pozbawione delikatności i finezji. Czysty, zwierzęcy instynkt, który napędzał od początku świata stada napalonych samców. Beacie jednak to wcale nie przeszkadzało. Jej potrzeba zaspokojenia żądzy ciała znalazła się w punkcie, gdzie nie było miejsca na subtelne gierki. Liczyła się tylko sztywna, twarda moc wypełniająca jej miękkie i mokre wnętrze.

Zawisza pchał coraz mocniej, aż nie potrafiła utrzymać w ustach pieszczonego członka. Zacisnęła więc tylko dłonie na dwóch innych i targana kolejnymi szarpnięciami pozwoliła fali rozkoszy rozlewać się po swoim ciele. W końcu poczuła, że Zawisza zaciska na jej biodrach dłonie. Jęknęła głucho, bo sprawił jej ból, ale domyśliła się, że za chwilę nastąpi finał jego pieprzenia. Zwierzęcy pomruk wydobył się z gardła mężczyzny, a zaraz po tym, poczuła liźnięcia ciepłych strużek spermy na plecach i pośladkach.

- Jesteś niesamowita! - wydyszał ciężko Andrzej, klepiąc ją w tyłek. - Mam dość!

On miał. Inni na szczęście nie.



Po Zawiszy do boksu wszedł Jacek i podobnie jak wcześniej jego kolega wszedł w Beatę szybko i gwałtownie. Był mocno podniecony. Wystarczyło kilka silnych pchnięć i wybuchnął w jej wnętrzu nasieniem. Po nim przyszła kolej na Marka. On dla odmiany rozsiadł się na taborecie i nadział ją na swojego członka. Nauczycielka czuła się jak lalka. Nie miała sił, bezwolnie poddając się woli kolejnego z mężczyzn. Próbowała nadać ruchom swoich bioder jakiś jednostajny rytm, ale wychodziło to jej kiepsko. Właściwie to kręciła tylko tyłkiem, a Marek sprawiał, że jej ciało unosiło się i opadało co chwila. W jego oczach widziała dziką żądzę i rozkosz. Sama też była o krok od spełnienia. Na chwilę przed tym, jak kolejna porcja nasienia wypełniła ciepłą lepkością jej szparkę, owinęła rękami szyję Marka i z dzikim jękiem zaczęła szczytować. Poczuła orgazm wszystkimi nerwami. Potężna siła odebrała jej jednocześnie wszystkie inne doznania. Mogła tylko czuć rozkosz. Gdy Marek zsunął ją z siebie, bez sił opadała na podłogę, plecami opierając się o taboret. Dysząc ciężko przeżywała dopiero co przeżyte uniesienia.



Ledwie jej oddech trochę się uspokoił, gdy w boksie ponownie zjawił się Zawisza. Nogi pod nauczycielką uginały się z wysiłku spowodowanego pieprzeniem się z kuratorami, dlatego Andrzej wziął ja na ręce i wyniósł z kabiny. Nie bardzo wiedziała co planuje, ale nie miała sił o tym myśleć. Powoli wracającymi do normy zmysłami zarejestrowała fakt, że trzej kuratorzy przywiązują jej ręce w przegubach do rury, na której wcześniej tańczyła. Dopiero słowa Zawiszy otrzeźwiły ją.

- Panowie, ja i koledzy mamy dość, ale wy jak sądzę z chęcią byście wypieprzyli tą laskę!

Beatę w jednej chwili dopadł lęk. Wprawdzie nie była nieskalaną dziewicą, ale tylu facetów w ciągu kilku godzin, mogło nawet ją przestraszyć. Wiele czasu na przemyślenia jednak nie miała. Niewielką chwilę po słowach Zawiszy na jej pośladkach spoczęły ciężkie łapska grubawego osiłka, który był jednym z najodważniejszych z grupy pozostałych mężczyzn. Nauczycielka szarpnęła się nerwowo, co za dużo - to niezdrowo, miała po prostu dość. Jednak więzy były bardzo umiejętnie zawiązane. Zdołała tylko odwrócić głowę i spojrzeć na grubasa z niechęcią, a potem poczuła go w sobie.

- Nie spodziewałem się, że w tej dziurze trafi się mi taki kąsek! - stęknął zadowolony mężczyzna i jeszcze gwałtowniej wbił się w jej wnętrze.

Beata chwyciła mocno rurę obiema dłońmi i zaparła się mocniej, ponieważ pchnięcia były gwałtowne i nieskoordynowane. Zamknęła oczy, czekając, aby grubas skończył, licząc, że następnych, chętnych do zapoznania się z jej szparką, nie będzie zbyt wielu.

Jednak, gdy sapiący jak stara lokomotywa otyły facet strzelił w jej pośladki solidną porcją nasienia, przekonała się, że jej nadzieje były złudne. Kolejny facet - rudawy i pryszczaty momentalnie zastąpił kolegę, a wokół nich zebrali się prawie wszyscy pozostali. Kolejny członek wyprawiał harce w jej cipce, a dookoła rozlegały się samcze odgłosy dezaprobaty, zadowolenia i podniecenia. Klub zawirował Beacie przed oczami, spocone dłonie zaczęły się ześlizgiwać z rury. Poczuła, że któryś z mężczyzn przytrzymuje je, jednocześnie próbując wepchnąć jej do ust swojego członka. Nie udało się, była zbyt zmęczona. Gdy trzeci facet szczytował w jej wnętrzu straciła kontakt z rzeczywistością. Oni tymczasem zmieniali się jeden po drugim. Beata nie umiała powiedzieć, ile trwało to hurtowe rżniecie jej tyłka. Pamiętała jedynie, że w pewnej chwili nie miał już siły stać i niektórzy z facetów pieprzyli ją na kolanach, a potem nagle zrobiło się jakoś ciszej, a ona opadła zupełnie bezsilna na podłogę.

Upłynęło dobrych kilka chwil nim odzyskała ostrość zmysłów. Rozejrzała się po sali i nieco zdziwiona stwierdziła, że prawie opustoszała. Przy jednym ze stolików siedziały tylko trzy kelnerki i barman, cicho rozmawiając i zerkając na nią ukradkiem.

- Dałaś dzisiaj czadu! - stwierdził beznamiętnie barman. - Musisz odpocząć! Zbieraj się!

Beata dosyć nieprzytomnie rozejrzała się po sali.

- Ale...

Jedna z kelnerek podniosła się od stolika i wskazała jej kupkę z jej ubraniem i torebką.

- Ubierz się, na tej podłodze jest cholernie zimno - uśmiechnęła się blado, bez cienia sympatii.

Gdy Beata zaczęła się ubierać, barman dodał jeszcze:

- Nie pytaj skąd, jak i dlaczego, ale od paru minut czeka na ciebie przed klubem samochód.

Ubranie się zajęło jej trochę więcej niż normalnie, ale wciąż trzęsły jej się ręce i nogi. Pomimo burzliwej przeszłości, takie zbiorowe rżnięcie było dla niej nowością. Czuła się zupełnie wypruta, ale jednocześnie - co ją złościło jak cholera - w jakiś przedziwny sposób zaspokojona. Choć w tej chwili najbardziej odczuwała zmęczenie, to nie mogła zapomnieć przeżytych chwil rozkoszy.

Wychodząc z klubu usłyszała głos barmana:

- Powodzenia!

W odpowiedzi tylko skinęła głową.



Samochód rzeczywiście na nią czekał. Nie miała siły i ochoty zastanawiać się jaka jest jego marka czy numery rejestracyjne. Otworzyła drzwi, wsunęła na tylne siedzenie i wtuliła w nie na ile można było.

Z siedzenia kierowcy dobiegło ją ciche mruknięcie:

- Witam.

- Ja też - odburknęła. Oczy kleiły jej się do snu. - Jedź już!

Nim zapadła w drzemkę, usłyszała, że silnik zaczął pracować i auto powoli rusza. Obudziło je lekkie szturchniecie w ramię.

- Jesteśmy na miejscu - doleciał ją głos szofera.

Półprzytomnym wzrokiem zerknęła gdzie jest. Stali przed jarzącym się pośród ciemności nocy, budynkiem hotelu. Jednym z najlepszych w stolicy.

- Pokój tysiąc osiemnaście. Wynajęty na jedna noc i twoje nazwisko - objaśnił krótko szofer.

Beata zerknęła w jego stronę, ciekawa twarzy tego mężczyzny, ale on zdążył już się odwrócić i wsiadł do samochodu. Czy to kuratorzy zdobyli się na gest z tym hotelem? Czy..., a zresztą miała to w nosie! Teraz chciała się tylko wykąpać i zapaść w łóżko.

Dla niej ta noc też się wreszcie kończyła.



***



Obudziło ją natarczywe stukanie do drzwi. Przez chwilę, rozglądała się z zaciekawieniem, gdzie jest, a przypomniawszy sobie wydarzenia ostatniej nocy, doszła do wniosku, że wszystko jest tak jak być powinno. Narzuciła szlafrok na nagie ciało, ponieważ po kąpieli w nocy nie miała siły ani ochoty na szukanie piżamy i ubieranie się, a potem otworzyła drzwi.

Oczy nauczycielki zaokrągliły się z zaskoczenia. W progu jej pokoju stał Konrad.

- Co... co ty tu robisz!? - spytała niepewnie Beata.

- Cześć. Mogę wejść? - Konrad patrzył na nią z rozbawieniem.

Beata zerknęła przezornie na zupełnie pusty korytarz i skinęła głową do młodego Karskiego, żeby wszedł.

- Zapytam jeszcze raz, co ty tu robisz? - tym razem jej głos był spokojniejszy.

Uczeń rozsiadł się wygodnie i bezczelnie zerkając na odsłoniętą częściowo przez niesforny szlafrok pierś Beaty, odpowiedział:

- Postanowiłem wpaść i sprawdzić jak się masz - iskierki rozbawienia błyszczały w jego oczach niczym fajerwerki. - Wydaje mi się, że miałaś wczoraj pracowitą i wyczerpującą noc.

Nauczycielka poprawiła szlafrok i siadając na drugim fotelu powiedziała nerwowo:

- Może i miałam, ale tobie nic do tego - żachnęła się. - A poza tym, co ty możesz o tym...

Konrad przerwał jej kładąc wskazujący palec na ustach.

- Ciii...! Popatrz!

Chłopak podniósł się z fotela i szybko odszukał wzrokiem sprzęt stojący koło telewizora. Wyjął z kieszeni płytę i włożył do jednego ze sprzętów. Jeszcze parę kliknięć pilotem i na ekranie telewizora pojawił się obraz.

Beata uniosła się w fotelu, rozpoznając klub w którym była tej nocy. Jej dłonie zacisnęły się na poręczach fotela, aż pobielały jej kłykcie. Rozpoznała siebie zaczynającą nieprzyzwoity taniec na rurze.

- To świetny materiał - rzucił niby mimochodem Konrad.

- Ty podły... mały sukinsyny! Ty... - słowa grzęzły w gardle nauczycielki.

Młody Karski uniósł znacząco dłoń.

- Poczekaj, przewinę! Dalej jest jeszcze lepiej! - jego głos drżał z wesołości.

Beata nie wytrzymała. Rzuciła się w jego stronę i zaczęła okładać go pięściami po torsie.

- Co to wszystko ma znaczyć do jasnej cholery! - syczała niczym wściekła żmija.

Konrad zasłonił tylko twarz rękami i poczekał aż się trochę uspokoiła. Złapał ja w końcu za nadgarstki i stwierdził:

- Zostałaś wkręcona i tyle. Musiałeś dać cie porządną nauczkę.

- Jak to!? - Beata opadłą na fotel, dysząc ciężko.

Konrad również usiadł z powrotem.

- Nie wysłałem zdjęć do kuratorium, a sympatyczni trzej panowie nie byli kuratorami - wyjaśnił. - Ten z którym się spotkałaś najpierw przywłaszczył sobie tylko na chwilę nazwisko i imię, a ty stojąc pod drzwiami gabinetu Zawiszy, miałaś nabrać pewności, co do istnienia takiej osoby.

- Przewrotny z ciebie smarkacz! - warknęła zła jak osa.

- Ojciec mi bardzo pomógł - przyznał się chłopak. - Prawdziwy Zawisza jest jeszcze tydzień na urlopie, a trzej gostkowie, którzy doskonale się z tobą zabawili zostali wynajęci z agencji. Oni również sprzedali nam adres klubu, a gdy zobaczyli twoje zdjęcie to choć początkowo chcieli z nas zadrzeć kupę kasy, zgodzili się na propozycje mojego starego. Samochód i hotel to też nasza sprawka, kasa starego robi swoje! Zafundowałem ci pały za złe zachowanie. Miały być trzy, wyszło trochę więcej. Musisz się podciągnąć, bo oblejesz!

- Ty...

- Daruj sobie! Teraz będzie poważnie - młody Karski nie dopuścił jej do głosu. - To ostatnie takie ostrzeżenie, i nie żartuję sobie! Bez wahania wyślę twoje foty w świat, jełki będziesz próbować mnie oszukać. Będę dawkował ci tą przyjemność, najpierw staruszkowie, bo oni - choć będą załamani - nie oznajmią światu, że ich córka to dziwka - Konrad bawił się każdym słowem. - Potem na przykład zobaczy je pan Mariusz, twój ukochany, następnie szkołą i ...

Beata machnęła ręką zniecierpliwiona i wściekła, choć nie tak jak powinna.

- Ok., rozumiem co chcesz powiedzieć mały gnojku!

Konrad rozciągnął usta w uśmiechu.

- Cieszę się jak nie wiem co! - wyznał. - Masz robić co zechcę, rozumiesz!?

Beata skinęła głową zrezygnowana. Nie miała żadnych atutów.

- Jeśli będziesz na arcyważnej kolacji, a ja zadzwonię, że mam ochotę zerżnąć cię za piętnaście minut, to co zrobisz? - spytał Konrad patrząc jej w oczy.

Odwzajemnił spojrzenie chłopaka. Musiała powiedzieć to co teraz powie.

- Grzecznie przeproszę, wstanę od stołu i jak najszybciej będę gnać do ciebie, żebyś mógł mnie wypieprzyć - Beata zdziwiła się jak łatwo przeszło jej to przez gardło.

- Bardzo dobrze - pochwalił ją Konrad. - Myślę, że więcej przykładów nie muszę przytaczać?

Beata spróbowała się nawet uśmiechnąć .

- Nie ma takiej potrzeby.

Konrad szybko przebiegł wzrokiem po jej sylwetce. Zerknął jeszcze szybko na telewizor, a potem go wyłączył.

- Rany, ale dałaś w nocy czadu! - mruknął z uznaniem. - Marnujesz się jako belferka, dalej powinnaś być dziwką! Masz zajebiście wielki talent!

Beata dostrzegła jak emocje biorą górę w chłopaku. Wiedziała do czego zmierza i - o dziwo! - nie przeszkadzało jej to już tak jak wcześniej. Nie, nie poczuła do niego sympatii! Dalej go nie cierpiała, ale ostatni noc przekonała ją, że nie ma odpowiednich środków, by z nim walczyć. Do tego, nie musiała też przed młodym Karskim udawać. Była jego zabawką, pieprzył ją kiedy miał na to ochotę, a po tym co zobaczył dzisiejszej nocy, przekonał się, że miał do tej pory małe wyobrażenie o sile jej dziwkarskiej natury.

- Konrad...

- Zamknij się!

- Konrad - Beata podniosła się i rozwiązała trok szlafroka, czym przykuła wreszcie uwagę chłopaka.

Stała przed nim naga. Na wyciągniecie ręki. Do tego dziwnie uległa i najwyraźniej chętna. Konrad przyciągnął ją do siebie. Słyszała jak jego oddech przyspiesza.

- Mmm... jak widzę odgadłaś, że pouczenie ciebie nie było jedynym celem mojej porannej wizyty - przełknął gulę emocji rosnącą w jego gardle.

- Ciii...

Beata klęknęła między nogami chłopaka, szybko rozpięła mu spodnie i pozbyła się slipek. Członek podnieconego chłopaka wystrzelił jej niemal w twarz. Wzięła go w dłoń i zaczęła pieścić. Powoli, z rozmysłem, zresztą wciąż czuła zmęczenie po nocnych ekscesach. Gdy sino-czerwony czubek penisa zalśnił w pełnej okazałości, uruchomiła swój język. Konrad odchylił się w fotelu i przymknął oczy.

- Ooo taak! - wymruczał.

Po chwili wsunęła sobie męskość chłopka do ust, najpierw tylko częściowo, a potem coraz więcej, aż poczuła na brodzie dotyk jego jąder. Zaczęła mu obciągać, ale młody Karski nie pozwolił jej długo zabawiać się po swojemu. Wczepił palce w jej ciemne loki i ściskając mocno zaczął popychać jej głowę do przodu, jednocześnie mocno wbijając się członkiem w jej usta.

Przez dobra chwilę pierzył ją w usta, ale nie maił zamiaru tam kończyć. Przerwał ten francuski fragment porannego seksu i podniósł z fotela.

- Ten film podziałał na moją wyobraźnię - mruknął. - Chcę cię wypieprzyć od tyłu!

Beata posłusznie oparła się rękami o najbliższą komodę i wypięła w stronę młodego Karskiego, przy okazji rozchylając lekko nogi i unosząc tyłek, aby ułatwić mu dostanie się do swojej szparki.

- Grzeczna pani profesor - pochwalił ją Konrad. - Niestety, wczoraj było inaczej, dlatego...

Beatę zastanowiły jego słowa i spróbowała zerknąć do tyłu. Ujrzała lecącą lekkim łukiem w stronę jej pośladka dłoń chłopka. Nie bawił się w delikatność, skóra na tyłku zapiekła ją od uderzenia. Razy spadały jeden po drugim. W oczach Beaty stanęły łzy, ale paradoksalnie ból wywołał dziwne ukłucie podniecenia.

- Proszę.. Konrad... będę już posłuszna - wydyszała, licząc, że te słowa chciał usłyszeć chłopak i wywołają one zamierzony efekt.

Rzeczywiście młody Karski przestał ją karcić.

- Mam nadzieję! - stęknął podniecony chłopak. - A teraz co powinnaś jeszcze zrobić!?

Beata przymknęła oczy.

"Byle do czerwca!" - pomyślała.

- Konrad, proszę wybacz i... zerżnij mnie! - poprosiła, starając się, by w jej głosie nie było słychać fałszu. - Wypieprz mnie... wydymaj!

Młody Karski był już bardzo podniecony. Wszedł w nią gwałtownie, pokonując opór jej cipki kolejnymi mocnymi pchnięciami. Gdy wszedł w nią cały, zwilgotniała. Ciche jękniecie zadowolenia wydobyło się z ust chłopaka. Pchnął potężnie kilka razy, a potem wyciągnął swój nabrzmiały członek. Drżał z podniecenia, przytrzymując jego koniec.

Druga ręką popchnął ją na fotel.

- Na plecy! - warknął, a gdy wypełniła polecenie podsunął penisa do jej ust. - No już, otwieraj paszczę!

Gdy rozchyliła wargi wsadził między nie pospiesznie swojego członka. Erekcja chłopaka wypełniła usta nauczycielki, ale on nie wyciągał penisa, zmuszać ją do połknięcia większości nasienia. Dopiero wtedy go wyjął, z zadowoleniem przyglądając się jej ustom, z kącików których sączyła się perlista, lepka sperma.

W pośpiechu sięgnął do leżących na podłodze spodni i wyciągnął z nich telefon komórkowy.

- Nic nie rób! - nakazał, a potem kliknął kilka razy robiąc jej zdjęcie z resztkami nasienia na ustach i płynącymi po jej brodzie.

Beata czuła się upokorzona, ale tłumiła w sobie gniew i chęć buntu. Jej najbliższe miesiące tak właśnie będą wyglądały, wiec nie było sensu denerwować młodego szantażysty.

Konrad złapał ją za włosy i zadarł lekko do góry, tak by patrzyła mu prosto w oczy.

- Pamiętaj belferko tylko posłuszeństwo daje ci gwarancje na pozytywne zakończenie tej sprawy - tryumfował. - Tak jak umówiłaś się z moim starym, do końca roku szkolnego jesteś moja suką. - słowa chłopak smagały dumę Beaty. - Posłuszną, łaszącą się do nóg, ok.?

- Mhm - zgodziła się kiwając głową.

- To świetnie, że "hm" - z zadowoleniem popatrzył na nią Konrad. - Mam nadzieję, że ta lekcja była dla ciebie doskonałą nauczką.

Puścił jej włosy i zaczął szukać spodni. Napięcie uszło z niego wraz z porcją nasienia, którego się pozbył. Wychodząc z pokoju, mrugnął do niej okiem.

- Naprawdę trzeba było zostać przy zawodzie dziwki - rzucił łapać za klamkę. - Nie masz pojęcia jak świetnie wyglądała twoja piękna twarz ozdobiona moją sperma. Oczywiście... wyślę ci kopie, żebyś mogła się przekonać, że nie przesadzam.

Jego śmiech słyszała Beata jeszcze na korytarzu. Nie była w lepszej sytuacji, niż przed rozmową z ojcem Konrada, na co tak liczyła. Była nawet w gorszej, ale przynajmniej uzyskała już całkowitą pewność, że z młodym szantażystą nie ma żadnych szans. Sytuacja stała się przejrzysta.

Beata nie była szczęśliwa z tego powodu, ale nie mogła zapomnieć tych chwil, gdy myślała, że wszystko już straciła i jej tajemnica przestanie być tajemnicą. Wolała złość i bezsilność z powodu bycia zabawką napalonego gówniarza, niż rozpacz i groźne konsekwencje wydania się wstydliwego sekretu.

Myśląc o tym, poszła do łazienki umyć zęby i wziąć prysznic. Musiała zmyć z siebie Konrada. Zrobiła to jednak całkowicie beznamiętnie i spokojnie. Tak , jak kilka lat temu robiła po każdej wizycie klienta.



C.D.N...





Copyright © by Tkacz Opowiesci 2013

Copyright © by Pokatne.pl 2013





Wydawnictwo:



Pokatne.pl

e-mail: redakcja@pokatne.pl

www: www.pokatne.pl







Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
cialo pedagogiczne i dzien nauc Nieznany
cialo me wklete 4 id 2035177 Nieznany
Katarzyna II jako mediewistka p Nieznany
wymowa moralna ii cz dziadow Nieznany
cialo niczyje swiat ksiazki id Nieznany
2 Jak rozpętałem drugą wojnę światową [Jak rozpętałem II wojnę światową ](Za Bronia)
cialo albatros id 2035175 Nieznany
Jak Rozpętałem II Wojnę Światową Za Bronią 1969 DVDRip XviD Kolor
RP PKB ZA II KW
2 05 Polska za Kazimierza Wielk Nieznany
zalacznik nr ?ekty ksztalcenia pedagogika specjalna II
TyMysl Inaczej zrobia to za Ciebie Wydanie II tymys2
dziady ii i iv Nieznany
JAN II KAZIMIERZ Nieznany

więcej podobnych podstron