Follett James Lòd

background image

JAMES FOLLETT
LÓD



PROLOG

I.

Lód ruszył, Ruszył powoli. Jeden jard...
dwa jardy... dwadzie

ścia jardów...

Przez tydzie

ń, gdy dwadzieścia tysięcy mil kwadratowych

delty chyli

ło się ku morzu, rozlegał się przeciągły tęskny krzyk

bia

łej pustyni. W ciągu trzydziestu godzin obiegł dokoła Ziemię

rozdzierający ryk wolności. Zwierzęta pasące się w pierwotnych

lasach karbońskich po drugiej stronie planety uniosły głowy

wietrząc badawczo, zaniepokojone grzmotem dobiegającym

z południa i odbijającym się od ponurego nieba. Lód ruszył.

I znów się zatrzymał. To wielkie osuwanie się do oceanu

powstrzyma

ły góry

o podnóżach mocno tkwiących w uchwycie płaszcza Ziemi,

które wznosiły się ku pokrywie lodowej. Osłabionymi skałami

wstrząsały potężne deszcze, sondując ukryte doliny i pofałdo-

wania w poszukiwaniu słabości, lecz żadnej nie znalazły. Na
nieust

ępliwe góry natarła swoją nieubłaganą masą spękana

pokrywa lodowa, te jednak si

ę nie poddały. Były o wiele starsze

od życia kipiącego na planecie, powstały w wirze tworzenia

świata. Nie dały się ruszyć.
Pr

óbne natarcie trwało czas jakiś, po czym osłabło. Wstrzą-

sy, kt

óre niczym powtarzające się uderzenia młota waliły

w planet

ę, zanikały, ustępując miejsca spokojowi.

L

ód zamarł w ciszy.

Uwięzione góry. odchylone na skutek bezlitosnego natarcia,

podjęły swoje odwieczne zadanie — zagradzania lodowi drogi

do morza.

II.

L

ód był cierpliwy. Wierzchołki górskie, przebijające się przez

pokrywę lodową, pogrzebały w końcu nie ustające śnieżyce.

background image

Po pięciu milionach lat lód był gotów rzucić wyzwanie górom.


CZ

ĘŚĆ PIERWSZA

ZIMNA WOJNA

Rozdział pierwszy

1

W pokoju co

ś było.

Julia Hammond zbudzi

ła się i leżała nieruchomo w ciemno-

ściach, ledwie śmiejąc oddychać. Dziwny odgłos oraz własna

wyobraźnia spowodowały, że lodowaty dreszcz strachu przele-
cia

ł jej po plecach.

Jej nerwy

źle znosiły złowieszcze pojękiwanie antarktycz-

nego wiatru za stalowymi

żaluzjami i grubym szkłem okna. Lecz

to nie wiatr — w pokoju coś było. Coś śpiewało: ledwo

uchwytne pobrzękiwanie, jakby odległy dźwięk kamertonu
w pustym grobowcu.

Wodzi

ła pełnymi lęku palcami po ścianie za łóżkiem, póki

szcz

ęśliwie nie odnalazły kontaktu. Nagła eksplozja jasności

odegna

ła koszmary.

W pokoju niczego nie by

ło.

Mia

ła ochotę się roześmiać, ale światło nie przegnało

dziwnego odg

łosu. Słyszała go nadal — cichy i niski dźwięk.

Postawi

ła stopy na podłodze, trzymając je z dala od łóżka,

i przekona

ła się. że dziwny odgłos dochodzi od strony szafki,

w której znajdowało się kilkaset preparatów z okazami plank-

tonu. Górna szuflada była wysunięta. Dwie szklane płytki
znalaz

ły się w tym samym rowku. Wibrowały dotykając się.

Przy

łożyła do nich palec i pobrzękiwanie ustało. Rozległo się

znowu, kiedy palec cofnęła. Ustawiła płytki na swoje miejsca,

wsunęła szufladę i nasłuchiwała. Cichy, melodyjny brzęk ucichł,
ale palce na wierzchu szafki rejestrowa

ły niemą wibrację

dochodz

ącą jakby spod podłogi.

Skarci

ła się za zbytnią fantazję i powróciła do łóżka.

Dozna

ła takiej ulgi, że nie przyszło jej już do głowy zba-

background image

da

ć przyczynę delikatnej wibracji. Zgasiła światło i wkrótce

zasn

ęła.

Nie obudzi

ła się.

Mimo

że subtelny brzęk powrócił.

2

Okr

ęt podwodny nie zameldował się w wyznaczonym czasie.

Panowa

ła cisza.

Cisza, kt

órą odnotował komputer Honeywell. Przetrawiał tę

cisz

ę przez kwadrans zakładając ewentualność ludzkiej słabości,

po czym na ekranie przed oficerem pe

łniącym nocny dyżur

pojawi

ła się zwięzła informacja:

JEDNOSTKA 7 MELD WYZNACZONY 23 + 00 NIE

OTRZYMANO CZAS OBECNY 23 + 15 KONIEC +

Frank Knight nadal pogr

ążony był w lekturze książki

w broszurowej ok

ładce. Honeywell odczekał cierpliwie następne

dwie minuty, a potem w

łączył się w nim przyciszony brzęczyk

ostrzegawczy. Knight spojrza

ł na ekran umieszczony w środku

konsoli. Gdzie

ś na świecie jakiś łącznościowiec z którejś am-

basady sp

óźniał się z zameldowaniem. Częsty przypadek,

szczeg

ólnie w okresie Gwiazdki, kiedy to przypada szczyt

sezonu ambasadzkich recepcji. Knight powr

ócił do swojej

ksi

ążki.

Dwadzieścia po jedenastej brzęczyk rozległ się znowu.

Knight zaklął pod nosem — tego komputera niestety nie
zaprogramowano tak, by przyjmowa

ł tylko większe odchylenia.

Kawa mu wystyg

ła. Już miał ruszyć przez opustoszałe pomiesz-

czenie

łączności do automatu z gorącymi napojami, gdy zauwa-

żył, że informacja na ekranie przedłużyła się o trzy słowa:

REAKCJA STATUS PILNY

Knight zapomnia

ł o automacie do kawy. Usiadł i sięgnął po

niebiesk

ą księgę stałych zarządzeń służbowych. Przerzucał jej

strony, p

óki nie znalazł instrukcji dotyczących Jednostki Siód-

mej. Jednostki Siódmej?

Zasępił się. Nigdy nie słyszał o Jednostce Siódmej, choć
Honeywell podawa

ł o niej informacje. Zgodnie z księgą Jedno-

stka Si

ódma, cokolwiek to było, meldowała się raz na dwadzieś-

background image

cia cztery godziny. Przynajmniej do tej pory.

Instrukcje by

ły całkiem proste: Knight miał tylko połączyć

si

ę za pośrednictwem linii naziemnej z londyńskim numerem

i zawiadomi

ć, że ich drogocenna Jednostka Siódma straciła

g

łos.

Podni

ósł słuchawkę i wykręcił dziewięciocyfrowy numer.

Telefon odebrano natychmiast.

— Tak?
Knight, czuj

ąc się dość głupio, powiedział: — Tu oficer

s

łużby nocnej z Dowództwa Łączności Rządowej w Chelten-

ham. Jednostka Si

ódma opóźniła się z meldowaniem o dwadzie-

ścia pięć minut.

Co za Jednostka Si

ódma? — zapytał głos z Londynu.

Knight poczu

ł się urażony. — Skąd mam wiedzieć? Mam tu

napisane,

żeby was zawiadomić.

Upewni

ł się, czy zadzwonił pod właściwy numer.

Dobrze

— odparł głos. — Sprawdzę u nas.

Po

łączenie zostało przerwane.

3

Organizacja pilnej akcji ratowania okrętu podwodnego i jego

załogi.
Porucznik James Abbott z brytyjskiej marynarki wojennej

wpatrywa

ł się w telefon, który właśnie odsunął.

Co za Jednostka Si

ódma? I dlaczego DŁR, któremu podlega

Dyplomatyczna S

łużba Radiowa, dzwoniło na numer admirała

Howe'a? Dlaczego s

ą w to wplątani, jeśli Jednostka Siódma to

sprawa marynarki?

Abbott przewraca

ł kartki księgi raportów służby. Pod

Si

ódemką" niczego nie znalazł. Przerzucił dział alfa. Pod „U"

te

ż nic. Wtem jego wzrok przyciągnął kawałek papieru. Była to

odr

ęczna notatka przypięta do jednej z powielanych stron.

Napisana przez admira

ła Howe'a.

Zawiadomi

ć mnie niezwłocznie po otrzymaniu jakiejkol-

wiek wiadomo

ści dotyczącej Jednostki Siódmej. Howe."

Big Ben wybi

ł pół do dwunastej.

Zawiadomi

ć mnie niezwłocznie..."

background image

Abbott zdecydowa

ł, że lepiej osobiście obudzić starego

admira

ła, niż wyrwać go ze snu telefonując. Wkroczył na

korytarz i ruszy

ł na górę, na najwyższe piętro, do mieszkania

Howe'a. Budynek sprawia

ł wrażenie opustoszałego, ale w więk-

szo

ści biur na górnych piętrach w pobliżu telefonów tkwili na

s

łużbie oficerowie i zabijali nudę lekturą. W saloniku panował

ba

łagan — admirał był chyba jednym z najbardziej nieporząd-

nych ludzi, jakich Abbott zna

ł. Ową jedyną wadę starego

admirała należało przypisać temu, że nie miał żony, która by go

strofowała.
Abbott wszed

ł do sypialni i lekko potrząsnął jego chudym

ramieniem. Admira

ł obudził się natychmiast — była to umiejęt-

no

ść, którą zdobył podczas wojny jako dowódca konwoju.

O co-chodzi, James?

— Wiadomość z DŁR, sir. Jednostka Siódma nie zameldo-

wała się w wyznaczonym czasie. W księdze raportów służby jest
pa

ńska notatka, żeby bezzwłocznie pana zawiadomić.

Admira

ł Howe nie słuchał. Wsunął kościste stopy w pantofle

i wk

ładał już na siebie szlafrok.

Kiedy dzwonili?

Abbott pod

ążył za admirałem do saloniku, a potem na

korytarz. Starszy pan porusza

ł się zdumiewająco szybko.

Pi

ęć minut temu, sir.

Admira

ł Howe spojrzał z niepokojem na zegarek nie zwal-

niaj

ąc kroku. — Dlaczego zostawili ją na tak długo? — dopyty-

wa

ł się. — Czy nie podali przynajmniej jakiegoś wyjaśnienia?

Niepok

ój tego białowłosego wilka morskiego okazał się

zara

źliwy — Abbott miał niezwykle strapioną minę, kiedy

odpar

ł, że nie.

Nie, pomy

ślał admirał Howe, nie zrobiliby tego. Nikt. prócz

niego samego i tych członków kierownictwa Ministerstwa

Marynarki Wojennej, którzy ..muszą wiedzieć", nie wiedział
niczego o Jednostce Si

ódmej i jej misji. Sowieci oczywiście

wiedzieli. Tylko

że oni nie wiedzieli, że mieli wiedzieć.

Admirał Howe opadł na fotel i spoglądał na swego adiutanta.

Abbott wyczuł, że nie jest to właściwy moment na rozpoczę-
cie rozmowy. Zaskoczy

ła go doprawdy przemiana, jaka zaszła

background image

w admirale. Porywaj

ąca żywotność widoczna u niego zawsze,

niezale

żnie od pory dnia czy nocy, zniknęła. Iskierki dobrego

humoru w oczach pogas

ły, ogorzała twarz wydawała się teraz

blada i napi

ęta.

Admira

ł Howe czuł u podstawy kręgosłupa ciarki, tak

dobrze mu kiedy

ś znane — ukłucie strachu ostrzegające o blis-

ko

ści niemieckiego okrętu podwodnego, jeszcze zanim wykrył

go operator hydrolokatora akustycznego. Nieprzyjaciel nie

powiewał już swastyką, ale uczucie było identyczne.
Zwr

ócił się ze znużeniem do Abbotta: — Proszę o dyrektywy

operacyjne subsmash.

Wtedy dopiero porucznik Abbott zacz

ął podejrzewać, czym

jest Jednostka Si

ódma.

SATSCAN

Operacja nastawiona specjalnie na nas

łuch sygnałów radio-

wych przekazywanych przez satelit

ę komunikacyjnego.

Na p

łaskowyżu San Augustin w pobliżu Socorro w Nowym

Meksyku stoi WU (Wielki Uk

ład) największego na świecie

nakierowywalnego radioteleskopu nale

żącego do Radioastro-

nomicznego Obserwatorium Stan

ów Zjednoczonych. Dwadzie-

ścia siedem anten reflektorowych, każda o powierzchni pięciu-

set jard

ów kwadratowych, może funkcjonować jak jedna antena

o

średnicy dwudziestu mil.

O godzinie dziewi

ątej lokalnego czasu po serii uzgodnień

mi

ędzy dyrektorem obserwatorium a Ministerstwem Obrony

(Marynarka Wojenna) w Londynie pot

ężny radioteleskop właś-

nie tak funkcjonowa

ł. Lecz zamiast słuchać elektronicznej

wrzawy z oddalonego o 50 000 lat świetlnych centrum galaktyki,

dwadzieścia siedem anten nakierowało się na brytyjskiego
wojskowego satelit

ę komunikacyjnego Skynet III, znajdującego

si

ę na geostacjonarnej orbicie na wysokości 22 000 mil nad

r

ównikiem.

Prócz pozycji satelity i kanału częstotliwości astronomom

nie podano żadnych informacji: gdyby usłyszeli sygnały, nie
b

ędą mogli ich rozszyfrować — oczekiwano od nich jedynie

s

łuchania. Dostroili więc swoją czułą aparaturę i słuchali.

Cisza.

background image

Podobne sceny powtarza

ły się na całej południowej półkuli

Afryka Po

łudniowa, Australia i Nowa Zelandia bacznie

ws

łuchiwały się w nawet najsłabsze elektroniczne szumy z eteru,

lecz nic nie us

łyszały. Nawet skromne stacje odbiorcze ameryka-

ńskiej marynarki wojennej na odległych wyspach południowego

Pacyfiku poproszono o nas

łuch i meldowanie. Jak wszystkie

pozosta

łe, i one nie odebrały żadnych sygnałów.

Z Londynu pop

łynęły sygnały podziękowania.

Najwi

ększa z kiedykolwiek podjętych i otoczona największą

tajemnic

ą operacja satscan skończyła się kolosalnym niepowo-

dzeniem.

L

ód grubości ponad dwustu metrów bez lodowych świetlików,

a zatem uniemo

żliwiający okrętowi podwodnemu-nosicielowi

pocisk

ów rakietowych używanie systemu łączności czy uzbrojenia.

Up

łynęły dwadzieścia cztery godziny od czasu, gdy mie

zameldowa

ł się okręt podwodny „Asteria", znany też jako

Jednostka Si

ódma.

Poza nieudan

ą operacją satscan nic się nie wydarzyło.

Porucznik James Abbott by

ł zbity z tropu. Dlaczego nie

przedsi

ęwzięto poszukiwania i akcji ratunkowej? Dlaczego nie

zaalarmowano poszczególnych dowództw NATO? A nade

wszystko dlaczego admirał Howe automatycznie założył, że
sta

ło się najgorsze, gdy tylko okręt podwodny nie zameldował

si

ę o określonym czasie? Nie wybuchła przecież panika wtedy,

gdy z op

óźnieniem zameldował się ..Sovereign", wszyscy bo-

wiem s

łusznie przypuszczali, że nie udało mu się znaleźć

świetlika lodowego podczas pory wrogiego lodu na biegunie

p

ółnocnym. Wiadomość o minięciu czasu wyznaczonego na

meldunek ,,Sovereigna" udost

ępniono nawet prasie. W tym

przypadku admira

ł Howe przed udaniem się do Dowództwa

Łączności wydał porucznikowi Abbottowi ścisłe instrukcje,

żeby nie udzielał nikomu o „Asterii" żadnych informacji.

Nawet gdyby

żądał ich sam premier — tak dokładnie

brzmia

ły jego słowa.

Tak więc porucznik Abbott miał nieprzyjemny dzień — wy-

powiadał nie kończący się potok telefonicznych przeprosin

background image

7. powodu nieobecno

ści swego szefa na rozmaitych posiedze-

niach. Jeden odwieczny podsekretarz spotkawszy si

ę ze strony

porucznika z upart

ą odmową potraktowania go z większą

szczero

ścią, groził nawet przekazaniem tej sprawy wyżej.

Admira

ł Howe wszedł do biura, kiedy Big Ben wybijał

p

ółnoc. Zmęczony rzucił na biurko Abbotta plik pękatych

teczek z szarego papieru i z ulg

ą zapadł głęboko w swój skórzany

fotel. Abbott przypatrywał mu się z uwagą; nigdy jeszcze nie

widział, żeby stary admirał wyglądał na tak wyczerpanego.

Czy m

ógłbym coś panu podać, sir?

Howe potrz

ąsnął wolno głową i przymknął oczy. — Za

chwil

ę przyjdę do siebie, James. To był po prostu męczący dzień.

Czy jad

ł pan coś?

— Dali mi lunch w kasynie oficerskim w Stanmore.

— Wydawało mi się, że pan mówił o udaniu się do
Dow

ództwa Łączności?

By

łem też w Stanmore.

Ton admira

ła nie zachęcał do dalszej konwersacji. Oczy

Abbotta pow

ędrowały do teczek rzuconych na biurko. Ta na

wierzchu opatrzona by

ła napisem: ,,Komandor-podporucznik

V.S. Sinclair-Holmes". Rejestr poprawek na ok

ładce wskazy-

wa

ł na to, że teczki nie zmieniano od roku.

To dow

ódca „Asterii".

Abbott podni

ósł szybko wzrok. Z głębi fotela obserwowały

go intensywnie niebieskie oczy.

— Przepraszam, sir — rzekł pospiesznie porucznik. — Myś-
la

łem, że pan chce, bym na nie spojrzał.

Oczywi

ście że chcę, byś na nie spojrzał — odparł admirał

Howe.

— W przeciwnym wypadku po cóż bym zwalił je tobie na

biurko?

Abbott milcza

ł.

Jest tam trzydzie

ści jeden teczek — mówił dalej admirał.

Po jednej dla ka

żdego członka załogi „Asterii".

Abbott zdumia

ł się. — Tylko trzydzieści jeden, sir? Ma pan

na my

śli oficerów oraz załogę?

Admira

ł Howe stłumił gniew. Abbott miał prawo być

zdumiony. Opar

ł brodę na rękach, utkwił niespokojne oczy

background image

w poruczniku i powiedzia

ł cicho: — Trzydziestu jeden ludzi,

James. I chc

ę, żebyś na następnych pięćset dni we wszystkich

nich si

ę wcielił.

Abbott rozdziawi

ł usta. — Przepraszam, panie admirale, co

takiego?

Admira

ł Howe skinął głową w stronę teczek. — Znajdziesz

w ka

żdej teczce mikrokartę zawierającą całą korespondencję

z rodzin

ą i przyjaciółmi, a w niektórych wypadkach jeszcze

z paroma wrogami. Na przyk

ład, mechanik Fisher toczył przez

dwa lata batali

ę prawną z bratem o dom, który zostawiła mu

matka. Masz zosta

ć mechanikiem Fisherem i to ty będziesz

kontynuowa

ł tę batalię.

Howe nachyli

ł się nad biurkiem i brał do ręki kolejne teczki.

Staniesz si

ę komandorem-podporucznikiem Sinclairem-Ho-

lmesem, staniesz się drugim oficerem porucznikiem Bryanem

Finchem, mającym roczne dziecko, którego nigdy nie widział,
staniesz si

ę Era Wallem rozwodzącym się z żoną, którą ledwie

widzia

ł na oczy. Krótko mówiąc, zamienisz się w tych trzydzies-

tu jeden ludzi, reanimuj

ąc ich korespondencję z domem przez

najbli

ższych czternaście miesięcy. Do tej pory wszystkie listy do

nich przesy

łano na numer skrytki pocztowej Dowództwa Łącz-

no

ści. W przyszłości będą najpierw przychodziły do ciebie. Listy

od za

łogi „Asterii", listy, które ty teraz będziesz pisał, przekazy-

wano do kraju za po

średnictwem satelity Skynet, a następnie

teleksem w normalny spos

ób, nie będziesz więc miał problemów

z charakterem pisma. Tylko zadbaj o w

łaściwy styl. Postarałem

się o zainstalowanie tu rzutnika do przeglądu mikrokart, tak

więc będziesz mógł zapoznać się ze wszystkimi poprzednimi
listami.

Abbott prze

łknął ślinę. — Kiedy zaczynam, panie admirale?

Teraz.

Dlaczego ja, sir?

Gdy

ż wierzę, że będziesz trzymał język za zębami, James,

dlatego. Mam te

ż podstawy sądzić, że nie zaczniesz listu

mi

łosnego pisząc „Szanowny Panie" czy „Pani", co prawdopo-

dobnie by si

ę wydarzyło, gdybym musiał tę robotę powierzyć

urz

ędasowi z Centrali.

background image

Admira

ł ruszył ku drzwiom.

Prosz

ę, obudź mnie o dziesiątej, James.

Dlaczego nie poinformowa

ć, że „Asteria" zaginęła,

panie admirale?

Admira

ł Howe jakby nie usłyszał pytania. — Obudź mnie

o dziesi

ątej — powtórzył.

Sir, je

śli chce pan, żebym to robił, musi mi pan powie-

dzieć, dlaczego „Asteria" nie została zgłoszona jako zaginiona

— rzekł Abbott stanowczym głosem.
Admira

ł Howe zastanawiał się przez chwilę. Może mądrze

by

łoby zapoznać adiutanta choć z częścią prawdy. Usiadł.

— „

Asteria" nie jest okr

ętem podwodnym przeznaczonym

do czynnej służby. Została zbudowana przez Vickersa dla

izraelskiej marynarki wojennej. Przed samym wodowaniem
wkroczy

ł rząd Jej Królewskiej Mości, zastopował zamówienie

i wyp

łacił Vickersowi pełne odszkodowanie. I w efekcie rząd stał

si

ę posiadaczem okrętu podwodnego, dla którego właściwie nie

ma zastosowania. Nast

ępnie ktoś, chwała Bogu nie ja, wpadł na

wspania

ły pomysł, żeby wykorzystać „Asterię" do prowadzenia

eksperymentu podwodnego patrolowania przez tysi

ąc dni.

Abbott otworzy

ł szeroko oczy ze zdumienia. — Tysiąc dni!

powt

órzył. — Sądziłem, że ogólnie uważa się taką rzecz za

niemo

żliwą. Po pięciuset dniach zazwyczaj dochodzi do psychi-

cznego za

łamania załogi.

W

łaśnie to wówczas mówiłem. Mówiłem, że patrolowa-

nie przez tysi

ąc dni to mrzonka stratega marynarki wojennej,

kt

óra zawsze pozostanie tylko mrzonką. Oni jednak oświad-

czyli: nie, mamy okr

ęt podwodny, to niech spróbuje. Dobrana

za

łoga o specjalnie dużej wytrzymałości fizycznej i emocjonal-

nej, i tego rodzaju rzeczy. Ostrzega

łem, że się to nie uda, ale nie

s

łuchano mnie. — Admirał Howe zrobił przerwę. —¦ Wygląda

na to,

że miałem rację.

Abbott pokiwa

ł głową. — Próbować nie zaszkodzi, jak

s

ądzę. Dlaczego jednak nie przyznać, że eksperyment skończył

si

ę niepowodzeniem?

Nie mo

żemy — odparł admirał Howe. — Specjalnie

background image

przekazali

śmy drogą przecieku informację Sowietom, że patro-

lowanie przez tysi

ąc dni jest rzeczą możliwą i że obecna próba to

ju

ż drugi tego typu eksperyment... Dlatego właśnie przez

najbli

ższe czternaście miesięcy staniesz się duchem „Asterii".

Pod koniec tego okresu oznajmimy,

że „Asteria" się spóźnia.

Podamy po

łożenie na Atlantyku, tam, gdzie jest wyjątkowo

g

łęboko.

Jaka by

ła jej rzeczywista pozycja? — Czekając na

odpowied

ź Abbott zachowywał kamienny wyraz twarzy.

Up

łynęła dłuższa chwila, zanim admirał Howe powiedział

— Była schowana w naszej antarktycznej bazie, gdzie powinna

być bezpieczna.

W czym?

— Abbott był tak zaskoczony, że pominął

s

łowo „sir".

Od pocz

ątku ten pomysł mi się nie podobał — rzekł stary

wilk morski wpatruj

ąc się w podłogę. — Ale na wszystkie

obiekcje mieli gotowe argumenty. Znale

źli na brytyjskim lekto-

rium antarktycznym sta

ły szelf lodowy, który nie zrzuca z siebie

mas lodowych. Podziurawiony g

łębokimi pieczarami wyżłobio-

nymi przez wody z letniego topnienia, nadaj

ącymi się na

wygodną bazę dla okrętów podwodnych, z mnóstwem miejsca

na warsztaty naprawcze i obiekty rozrywkowe.
Porucznik Abbott spojrza

ł zaskoczony na admirała. — Ale

przecie

ż jest traktat... Antarktyki nie można wykorzystywać do

cel

ów wojskowych.

Admira

ł Howe roześmiał się z goryczą. — Dokładnie to samo

m

ówiłem. Bezpieczeństwo kraju wygrało jednak z niejasnym

traktatem. M

ówiłem też, że będą kłopoty z zaprowiantowaniem.

ale i na to by

ła gotowa odpowiedź: za parawan przedsięwzięcia

mia

ła służyć fałszywa baza naukowa w odległości paru mil od

brzeg

ów Arktyki, z prawdziwymi jednak naukowcami prowa-

dz

ącymi prawdziwe badania. Kierować nią miał personel wojs-

kowy, dobrane grono z Kr

ólewskiej Piechoty Morskiej.

Perfidny Albion

— mruknął Abbott. — Co więc stało się

z „Asterią", sir, jeśli lód jest bezpieczny?

— Myślano, że jest bezpieczny —- uściślił admirał. — Sądzi-
li, jak si

ę wydaje, że było coś takiego, co się nazywa blokadą

background image

lodowcow

ą: ukryte góry tamujące ruch lodu.

I teraz l

ód ruszył?

Admirał Howe potwierdził skinieniem głowy. — Według

zdjęć satelitarnych w Stanmore, parę tysięcy mil sześciennych
lodu.

Wydawa

ło się, że porucznik Abbott nie dowierza. — Parę

tysi

ęcy m i 1 sześciennych, sir? — powtórzył.

Sam w to nie wierzy

łem, póki nie zobaczyłem zdjęć. Jest

tam teraz zatoka, kt

órej nie było podczas ostatniej inspekcji

satelitarnej.

Wobec tego nastawiamy si

ę na subsmash, sir?

D

ługo panowała cisza. Admirał Howe wolno potrząsnął

g

łową. — To nie takie proste, James: lód zniknął.

Abbott patrzy

ł na admirała szeroko otwartymi oczami.

— Co?

— Normalnie nie cierpię oklepanych frazesów, tym razem
jednak jeden z nich pasuje jak ula

ł: całych osiem tysięcy mil

sze

ściennych lodu ulotniło się. Ulotniło się jak duch.

6

Pr

óbka lodu pobrana z lodowca lub pokrywy lodowej.

My

ślę, że to szaleństwo — powiedział Glyn Sherwood,

kiedy na bia

ło ubrany steward nalewał im kawę.

Julia Hammond uchwyci

ła spojrzenie Oafa i powściągnęła

u

śmiech. Po trzech latach pracy w Zespole Rosenthala do

Badania Antarktyki zna

ła wystarczająco dobrze Sherwooda, by

wiedzie

ć, że nie znosi on zmian w ustalonym porządku dnia.

W miejscach takich jak Antarktyka, o nieprzerwanej ciemno

ści

albo sta

łym świetle dziennym i z walką o to, by pamiętać, czy

nast

ępny posiłek to śniadanie, czy kolacja, przestrzeganie

ustalonego porz

ądku dnia to podstawa, jeśli nie chce się

zupe

łnie zwariować. Teraz jednak na „Orionie", luksusowym

statku pasa

żerskim znajdującym się w odległości siedemdziesię-

ciu dwu godzin od Sydney i p

łynącym do Kapsztadu, powróciły

normalne okresy dnia i nocy.

Oaf wybuchn

ął gromkim śmiechem, co skłoniło pasażerów

siedz

ących przy sąsiednich stołach do popatrzenia na olbrzy-

background image

miego Norwega z niech

ęcią zmieszaną z niepokojem. Poklepał

Sherwooda po plecach.

— Wciąż się martwimy o te cholerne

pr

óbki lodu, co, Sherwood?

Geolog potrz

ąsnął głową. — Nie. Śmiem twierdzić, że urządze-

nia ch

łodzące w tym pałacu-pułapce o napędzie atomowym

uporaj

ą się z tym zadaniem. Myślę tylko, że próby bicia rekordów

przez transoceaniczne statki pasa

żerskie nie mają dziś sensu.

Julia rozejrzała się po luksusowej restauracji. Przy stole

kapitańskim siedziała zaśmiewając się z jakiegoś dowcipu
ha

łaśliwa grupa bogatych przemysłowców i ich żon.

Mo

że i są bez sensu — zgodziła się Julia. — Ale to wciąż

dobry pomys

ł z punktu widzenia właściciela, jeśli jesteś opóź-

niony i masz na Heathrow zaczarterowan

ą całą flotę samolo-

t

ów, czekającą, by porozwozić wszystkich do domów.

Oaf wyci

ągnął groźnie wyglądający nóż wielorybniczy o dłu-

gim wygi

ętym ostrzu. Już miał podłubać jego czubkiem w zę-

bach, kiedy Julia powiedzia

ła do niego łagodnym tonem: — Ile

razy ci to m

ówiłam, Oaf? Nie jesteś teraz na jednym z tych

swoich n

ędznych statków do połowu wielorybów.

Olbrzymi Norweg wyra

źnie się speszył. Westchnął i schował

nóż z powrotem do pochwy. Wiedział, że Julia Hammond to

bardzo prostolinijna młoda kobieta i lepiej było jej się nie
nara

żać. Zauważył, że Sherwood uśmiecha się do niego i donoś-

nie chichocze.

Sherwoodowi nie spieszy si

ę, żeby wrócić do Southamp-

ton. Co, Sherwood?

Szeroki u

śmiech geologa zniknął. Julia spojrzała na niego

z zainteresowaniem.

— Tak? A dlaczego?

Patrzy

ła przez stół na sympatycznego, niedźwiedziowatego

Norwega.

Jeste

ś żonaty, Glyn? — ton Julii wskazywał na to, iż

denerwuje j

ą to, że wcześniej nie udało jej się zdobyć o Sherwoo-

dzie jakich

ś informacji. Nie lubiła tajemnic.

Jest

żonaty, okej — rzekł Oaf demonstrując w szerokim

u

śmiechu rząd wspaniałych zębów. — Raz mi mówić o tym ,

wszystko.

By

łem żonaty — poprawił go Sherwood. — Czy nie

background image

mo

żemy zmienić tematu?

Julia przygl

ądała się Sherwoodowi. Geolog zmieszał się

widz

ąc, że utkwiła w nim swoje szare oczy.

Podpisa

łeś kontrakt na pracę z Rosenthalem w Antark-

tyce,

żeby zapomnieć? — spytała z sarkazmem.

Sherwood si

ę roześmiał. — Nie, do licha, zrobiłem to z tego

samego powodu co wszyscy, bo zaoferowano prac

ę, i to dobrze

p

łatną. No a teraz, kiedy już zdradziłem wszystkie swoje sekrety,

mo

że tak zmienimy temat, co?

— Szkoda, że nie odnowiono naszych kontraktów — zau-

ważyła Julia melancholijnie.
Sherwood spojrza

ł na nią zdziwiony. — A kto nieustannie

powtarza

ł, jak to przyjemnie będzie znowu wybrać się na

zakupy w Londynie?

Julia wzruszy

ła ramionami. — Nie ma tak wiele pracy dla

biolog

ów morskich.

Kupa szarlatan

ów — bąknął Oaf sondując grubym jak

kij wskazuj

ącym palcem jeden ze swoich okazowych zębów.

Julia utkwi

ła w olbrzymim Norwegu pytający wzrok.

Kto? I zostaw z

ęby w spokoju.

Rosenthal

— odparł Oaf. — Wielkie szarlatany.

Sherwood i Julia wymienili pe

łne zakłopotania spojrzenia.

Oaf

— odezwała się Julia — może byś tak przestał dłubać

w z

ębach i powiedział, o kim mówisz?

Oaf przesta

ł dłubać w zębach. — O technikach laboratorium

Rosenthala.

A niby dlaczego?

— Wszyscy więksi od Sherwooda. Bez okularów. Wszyscy

o dobrym wzroku.
Sherwood si

ę zachmurzył.

Nie b

ądź głupi — rzuciła z irytacją Julia. — Oczywiście,

że wszyscy mają dobry wzrok, muszą przejść przez badania

lekarskie.

Z powodu wzrostu?

— zagadnął Sherwood uprzejmie.

Julia si

ę zawahała. — No... przypuszczam...

Szarlatani

— powtórzył Oaf. — A Brill to największy

szarlatan z nich wszystkich.

background image

Julia zawsze uwa

żała, że kierownik ekipy Rosenthala lo

cz

łowiek uprzejmy i dobrze wychowany. Była gotowa usilnie go

broni

ć.

Sherwood mrugn

ął do Oafa i rzekł przekomarzając się

z Juli

ą: — Taak. Wszyscy w bazie zauważyli, że się za nim

uganiasz.

Juli

ę opanowała złość. — Brill był jedynym dżentelmenem

w bazie po

śród bandy wygłodniałych seksualnie, nieokrzesa-

nych tak zwanych uczonych, w kt

órych pojęciu badania nauko-

we nie odbiega

ły zbytnio od prób stwierdzenia, co mam na sobie

noc

ą w łóżku.

Nie wi

ń mnie za swoją wrażliwość wobec flanelowych

pi

żam — zauważył złośliwie Sherwood.

Bo

że, daj mi cierpliwość!

Of i c e r i d

żentelmen — odezwał się nagle Oaf.

Przy stole zapanowa

ła nagła cisza.

To angielskie wyra

żenie, którego się kiedyś nauczyłem

wyja

śnił Oaf reagując na głupie miny Julii i Sherwooda.

Brill to oficer. Oficer marynarki wojennej

— Norweg postukał

si

ę w nos. — Ja ich wywęszę, tych oficerów. — Byłby splunął

z pogard

ą, ale wyczuł, że Julia by tego nie pochwaliła. — Powiem

wam co

ś jeszcze — ciągnął. — Widzieliście kiedykolwiek maga-

zyn? Nie. Wiecie dlaczego? Skrzynie mia

ły znaki. Dlatego

technicy z laboratorium nie pozwalaj

ą nigdy i nikomu tam wejść.

Jakiego rodzaju znaki?

— spytała Julia.

Oaf narysowa

ł na serwetce krótką, szeroką strzałkę zazwy-

czaj znajduj

ącą się na przedmiotach stanowiących własność

Rz

ądu Jej Królewskiej Mości. — Widziałem je raz, gdy zwiało

brezent

— wyjaśnił.

Sherwood wychyli

ł się do przodu. — To ciekawe. Pamięta-

cie, jak usuni

ęto etykietki ze wszystkich ubrań ochronnych,

kt

óre nam wydano?

I co z tego?

— spytała Julia. — Rosenthal kupił rządowe

nadwy

żki. Co w tym złego?

To dlaczego pr

óbowano ten fakt ukryć? — odparował

Sherwood.

background image

Julia zwr

óciła się do Oafa. — Co więc próbujesz nam

powiedzie

ć? Że Rosenthal to baza wojskowa?

Nie

— rzekł Sherwood, zanim Norweg zdążył się,ode-

zwa

ć. — To byłoby naruszenie Traktatu Antarktycznego. Przy

wszystkich swoich wadach rz

ąd brytyjski nie łamie międzynaro-

dowych traktat

ów.

W

łaśnie — zgodziła się z nim Julia. — A gdyby nawet, to

jak

ąż wartość wojskową mogłaby mieć dla kogokolwiek Antar-

ktyka?

Oaf zachowa

ł milczenie.

Tej nocy Sherwood nie m

ógł spać. Przygnębiała go atmo-

sfera malutkiej kabiny znajduj

ącej się głęboko we wnętrznoś-

ciach statku.

Le

żał w ciemnościach, zastanawiając się, dlaczego wciąż

jeszcze w sprawach skutecznej klimatyzacji nie dosz

ło do

technicznego przełomu, nawet na tak nowoczesnym statku jak

„Orion".
Zapali

ł światło i próbował czytać książkę. Po pięciu stro-

nach stwierdzi

ł, że jego umysł nie przyswaja niczego z czytanej

opowie

ści. Słowa zlewały się w bezsensowną mazaninę. Rzucił

książkę na szafkę i strącił na podłogę broszurę z informacjami

o „Orionie". Sięgnął po nią. W środek wetknięto niedbale
wydrukowan

ą ulotkę ze szczegółami proponowanej próby bicia

rekordu. Po op

łynięciu Przylądka Horn „Orion" miał zwięk-

szy

ć prędkość prawie do czterdziestu węzłów i, jeśli pogoda

pozwoli, utrzymywa

ć ją przez siedem dni, tak że zawinie do

Southampton na czas.

Przeczyta

ł raz jeszcze to zdanie. Trzydzieści siedem węzłów

przez ca

ły tydzień! To niewiarygodna prędkość. Wrócił do

broszury i wertowa

ł dane „Oriona", które dołączono dla osób

o „zainteresowaniach technicznych". Cztery reaktory nuklear-

ne... Cztery turbiny... Maksymalna prędkość czterdzieści dwa
w

ęzły. Wątpił, czy statek testowano kiedykolwiek przy jego

maksymalnej pr

ędkości. Nie był inżynierem, ale wydawało mu

się, że już sama myśl o zmuszeniu nie sprawdzonego statku do

rozwijania maksymalnej prędkości to czyste szaleństwo.
Leniwie przerzucaj

ąc strony broszury trafił na schemat

background image

pok

ładów. Nic dziwnego, że nie mógł spać — pokład G znajdo-

wał się dwadzieścia stóp poniżej linii wodnej i bezpośrednio nad

pomieszczeniami reaktora. Rzucił broszurę na podłogę, zgasił
światło i ponownie usiłował zasnąć.

Dwadzie

ścia stóp poniżej linii wodnej...

Mo

żna było być pewnym, że Rosenthal zamówi najtańsze

kabiny-

Dwadzie

ścia stóp poniżej linii wodnej...

Liczy

ł w pamięci i wyszło mu, że każda stopa kwadratowa

blachy kad

łuba statku koło jego głowy musi wytrzymać ciśnie-

nie jednej tony wody.

7

Siedem miesi

ęcy zajęło porucznikowi Jamesowi Abbottowi

pokonanie niech

ęci do konieczności występowania w roli męża

wobec dwudziestu trzech

żon, kochanka wobec sześciu kobiet

i ojca wobec trzydzie

ściorga i jednego dziecka.

Ca

ła ta sprawa zamieniła się teraz w gładko przebiegającą

operacj

ę, wspomaganą przez gigantycznych rozmiarów tabelę na

ścianie podającą daty urodzin, rocznice, imiona dzieci i ich wiek

oraz masę szczegółowych informacji o sympatiach i antypatiach.
Abbott zna

ł teraz prywatne życie każdego z członków załogi

Asterii" i m

ógł pisać listy bez posługiwania się tabelą i skorowi-

dzem kart, uwa

żał jednak za rzecz zasadniczej wagi, by za każdym

razem najpierw sprawdzi

ć wszelkie dane. Błąd taki jak wtedy, gdy

popl

ątał imiona dwu żon, mógłby okazać się fatalny w skutkach.

By

ł piętnasty dzień miesiąca. Piętnastego każdego miesiąca

mechanik Robetson pisa

ł list — zawsze o pięciuset słowach

i zawsze pe

łen składniowych niezręczności.

Porucznik Abbott westchn

ął i sięgnął po swój notatnik.

8

Genera

ł Nikołaj Zadkin z Zarządu Wywiadu położył płasko

swoje wielkie d

łonie na biurku admirała Turgieniewa i rzekł

niepokoj

ąco łagodnym tonem: — A więc gdzie jest teraz ten

brytyjski okr

ęt podwodny, admirale?

Admira

ł Turgieniew, naczelny dowódca sowieckiej Floty

background image

Czarnomorskiej, nie ugi

ął się przed spojrzeniem zimnych sło-

wia

ńskich oczu. Nie bał się takich zbirów jak Zadkin. — Gene-

rale, nikt powa

żnie nie wierzy w to, żeby możliwe było

patrolowanie podwodne przez tysi

ąc dni. Albo wasz wydział się

pomyli

ł, albo dostaliście fałszywą informację.

Gdzie jest ten okr

ęt podwodny?

AGI zgubi

ł jego ślad na południowym Oceanie Indyjs-

kim. Użycie sonaru z powierzchni w takiej zimnej wodzie jest

faktycznie niemożliwe. Warstwy inwersyjne załamują wiązkę
fal. Jedyny spos

ób na skuteczne wykrycie okrętu podwodnego

bez aparatury do satelitarnego monitorowania termicznego

śladu torowego, jaką mają Amerykanie, to użycie innego okrętu

podwodnego.

Zlokalizowanie i monitorowanie tego okr

ętu podwodne-

go

— odparł lodowato generał Zadkin — to sprawa o pierwszo-

rz

ędnym znaczeniu. Niezwykle ważne jest dla nas stwierdzenie,

czy Brytyjczykom naprawd

ę udało się wysłać ludzi na trzyletni

patrol, czy te

ż załoga odpoczywa na okręcie-bazie na po-

łudniowym Atlantyku.

Prawie na pewno to w

łaśnie robią — powiedział z iryta-

cj

ą admirał.

Żądam dowodu! — zagrzmiał Zadkin uderzając pięścią

w biurko. — A nie opinii marynarzy zza biurka!

Ostatnie, obraźliwe słowa Zadkina zagłuszył przeraźliwy
ryk o

śmiu maszyn MiG-25 z pobliskiej bazy lotniczej Eupatoria.

Genera

ł Zadkin podszedł do okna i osłonił oczy przed

o

ślepiającym blaskiem słońca bijącym od Morza Czarnego.

My

śliwce przeleciały nisko nad sewastopolską stocznią maryna-

rki wojennej i szybko nabra

ły wysokości, kierując się przez

Morze Czarne na po

łudnie, w stronę Turcji. Szarpiące nerwy

wycie szesnastu silnik

ów Tumanskiego ze zdumiewającą pręd-

ko

ścią cichło aż do ledwo słyszalnego grzmotu, gdy odrzutowce

znikn

ęły w dalekiej mgiełce.

Genera

ł Zadkin obserwował z dumą malejące czarne punk-

ciki; Amerykanie nie mieli niczego, co mog

łoby dorównać

MiG-om 25 pod wzgl

ędem prędkości, czasu wznoszenia i puła-

background image

pu operacyjnego. MiG zacz

ął bić światowe rekordy w roku 1970

i od tego czasu nieustannie je bi

ł.

Odwr

ócił się szybko w stronę Turgieniewa. — Jeśli najlepszym

sposobem upolowania okr

ętu podwodnego jest użycie w najgłęb-

szej tajemnicy innego okrętu podwodnego, to zrobimy to.

— Będziemy potrzebować co najmniej dwudziestu do prze-
szukania po

łudniowego Atlantyku — rzekł impulsywnie Tur-

gieniew.

— Nie możemy dać tak wielu okrętów.

Zadkin si

ę uśmiechnął. — A kto mówi o użyciu floty czy

atomowych okr

ętów podwodnych, admirale? Użyjemy prototy-

pu Delty II.

Turgieniew potrz

ąsnął głową. — To najbardziej szalony

pomys

ł, o jakim słyszałem, generale.

Pami

ętajcie, do kogo mówicie — zwrócił mu łagodnie

uwag

ę Zadkin.

Turgieniew si

ę żachnął. — Nie dbam o to. Szaleństwem jest

nawet rozwa

żenie ewentualności wysłania Delty II na południo-

wy Atlantyk. Znacie naturalnie ich wielko

ść? Osiemnaście

tysi

ęcy ton. Zaprojektowano je do osiągania z wód macierzys-

tych cel

ów w Ameryce Północnej.

Maj

ą najlepsze szumonamierniki w całej marynarce

wojennej, zgadza si

ę?

Tak, ale...

I wyposa

żone są w symulatory dźwiękowe SOSUS?

Tak

— przyznał z desperacją Turgieniew. — Ale jeśli

Delta II zostanie wykryta na po

łudniowym Atlantyku, Amery-

kanie uznaj

ą to za wielką prowokację.

— Delta II otrzyma surowy rozkaz pozostawania stale

w zanurzeniu i utrzymywania stałej gotowości maskowania
radiowego.

Zostanie wykryta przez satelitarne wykrywacze termicz-

nego toru wodnego

— rzucił z irytacją Turgieniew. — I druga

rzecz, inercyjne systemy Delty II nie nadaj

ą się do ustalania

pozycji na po

łudniowym Atlantyku.

U

żyjcie systemu Omega — odparł gładko Zadkin.

Wiem,

że marynarki wojenne, amerykańska i brytyjska,

u

żywają go bez skrupułów na swoich okrętach podwodnych,

background image

chocia

ż to system cywilny. Sygnały o bardzo małej częstotliwo-

ści generowane przez nabrzeżne radiolatarnie Omegi przenikają

wod

ę na głębokość sześciu metrów, czyż nie? Mam nadzieję, że

wyposa

żenie Delty w trałową przewodową antenę, która po-

zwoli utrzyma

ć stałą pozycję aktualizowaną bez konieczności

wynurzania si

ę na powierzchnię, nie będzie przekraczało umie-

j

ętności waszych techników.

Generale, prosz

ę mnie posłuchać — rzekł kategorycz-

nym tonem admira

ł Turgieniew. — Zanim zaryzykujemy wysła-

nie okr

ętu podwodnego o wyporności osiemnastu tysięcy ton na

nieznane wody, powinni

śmy jednak przeprowadzić poważniej-

sze badania oceanograficzne. Gdyby Delta musia

ła nieoczeki-

wanie wej

ść w warstwę zimnej wody, to utraciłaby przegłębienie

i wystrzeli

ła na powierzchnię. Ponadto wiele...

Admirale Turgieniew

— przerwał mu Zadkin groźnym

tonem.

— Wyślecie Deltę II na południowy Atlantyk z nagra-

niami cech charakterystycznych

„Asterii". Rozkazuję od-

nale

źć ten okręt podwodny!

9

Julia w rozmarzeniu patrzy

ła przez kilka sekund na migocą-

cy szczyt G

óry Stołowej, po czym wręczyła lornetkę Sherwoo-

dowi.

Wstyd mi, cholera

— mruknęła. — Ale nie mogę się

doczeka

ć robienia zakupów w Kapsztadzie.

Sherwood opar

ł łokcie na wyłożonym mahoniem relingu

pok

ładu otwartego i nastawił lornetkę na odległy wierzchołek

g

órski. — Miałaś trzy godziny w Sydney — zauważył.

Julia za

śmiała się z sarkazmem. Już miała przystąpić do

wyg

łoszenia tyrady o tym, jak to od trzech lat nie miała

praktycznie szansy porz

ądnie nachodzić się po sklepach, gdy

zauważyła uśmiech na twarzy Sherwooda.

— Znowu kpisz sobie ze mnie?
Sherwood opu

ścił lornetkę. Oczy miał okrągłe i niewinne.

Ja, panno Hammond? Dlaczeg

óż miałbym chcieć coś takiego

robi

ć?

Ripost

ę Julii przerwał steward. Był bardzo uprzejmy.

background image

Przykro mi,

że państwu przeszkadzam, ale właśnie zamyka-

my ten pok

ład.

Julia omiot

ła to miejsce wzrokiem. Z podobną prośbą

zwracano si

ę do innych pasażerów.

Sherwood wzi

ął ją za rękę. — Chodź. Zagram z tobą

w elektronicznego tenisa. Prawdopodobnie zamkn

ą wszystkie

pok

łady otwarte, gdy tylko przystąpią do tej szalonej próby

bicia rekordu.

Pok

ład rufowy pozostanie otwarty — poinformował

przepraszaj

ącym tonem steward. — Znajdzie się poza strumie-

niem

śruby. Będą dodatkowe filmy i oficer kulturalny organizu-

je specjalne rozrywki.

— Panie i panowie — ozwał się pobliski głośnik. — Wkrót-
ce zwi

ększamy naszą prędkość do trzydziestu siedmiu węzłów.

Orion" to statek o wysokiej stabilno

ści, doprawdy możecie się

pa

ństwo przekonać, że jest o wiele bardziej stabilny, kiedy

p

łynie z dużą prędkością...

Sherwood si

ę żachnął.

...Komunikat meteorologiczny jest pomy

ślny, wyglą-

da wi

ęc na to, że dokładnie za tydzień od dziś znajdziemy

si

ę u ujścia Southampton. Mamy nadzieję, że wszyscy pańs-

two cieszą się, że mogą uczestniczyć w tym epokowym wydarze-

niu.
G

łośnik umilkł.

Epokowe wydarzenie

— powtórzył kwaśno Sherwood.

To b

ędzie zabawa — orzekła Julia, gdy Sherwood

przeprowadzi

ł ją przez przesuwne drzwi wiodące do oszklonej

promenady.

To b

ędzie cholernie niebezpieczne.

— Kto tak mówi?

— Oaf. A on jest dobrym inżynierem. Twierdzi, że maszyn
nie powinno si

ę nigdy zmuszać do pracy przy całkowicie

otwartej przepustnicy, o ile to nie jest niezb

ędne.

Julia si

ę zatrzymała. — Widzę, że jesteś wystraszony,

Sherwood.

Rzeczywi

ście geolog wyglądał na zaniepokojonego. — Wca-

le nie jestem wystraszony.

background image

K

łamał, przeraziło go tych dwadzieścia stóp poniżej wodnej

linii, na kt

órych znajdowała się jego kabina. Wiedział jednak, że

to irracjonalny strach i

że właściciele i kapitan „Oriona" nie

pozwoliliby na pr

óbę bicia rekordu, gdyby nie byli pewni, że jest

to bezpieczne.

Dotarli do przedniego pok

ładu spacerowego nad dziobem

Oriona" ko

łyszącym się w usianej białymi plamkami martwej

fali. Julia mia

ła właśnie pokazać Sherwoodowi stado kapsztadz-

kich go

łębi lecących ku lądowi, kiedy oboje usłyszeli, jak

nienatr

ętne dotąd pojękiwanie turbin „Oriona" zaostrza się do

tego stopnia,

że przebija się przez nieustanną muzykę. Pokład

drgn

ął im pod stopami.

Wydaje si

ę, że dali mu popęd — skomentowała wesoło

Julia.

„Orion" zanurzył dziób w martwej fali i na przedni pokład
opad

ły pióropusze rozpylonej przez wiatr wodnej chłosty.

Podekscytowani, szczebiocz

ący pasażerowie zgromadzili się

wzd

łuż relingu. Kolejna wzbierająca fala spowodowała jakby

zawahanie si

ę statku. Pasażerowie odskoczyli instynktownie,

gdy rozbryzg powierzchniowy uderzy

ł o szybę.

Julia pozwoli

ła zaprowadzić się na dół do centrum rozryw-

kowego, gdzie rozbrzmiewa

ł nieprzyjemny dla ucha klekot

automat

ów do gry. Zauważyła, że jej towarzyszowi lekko trzęsła

si

ę ręka, kiedy wrzucał monetę do automatu.

O co, do cholery, chodzi?

— spytała.

Sherwood przez kilka sekund obserwowa

ł poruszający się

świetlny punkcik na ekranie. — Na pokładzie G są drzwi

z napisem

„Tylko dla personelu". Zauważyłaś je?

Tak

— powiedziała Julia, zaintrygowana.

Drzwi prowadz

ą na schody, a te na pokład otwarty.

No i co?

Mog

ą się przydać w razie niebezpieczeństwa.

Nast

ępna silna fala przechyliła cały statek.

10

Delta II klasy SSBN*,

„Podorny", zachwiała się. Była to

lekka chwiejba, ale wystarczaj

ąca, by kapitan trzeciej rangi Igor

background image

Liczinski da

ł nurka ze swojej koi i wypadł na zejściówkę

prowadz

ącą do centrali.

Okr

ęty podwodne płynące na głębokości trzystu metrów się

nie chwiej

ą.

— Co to, do cholery, było? — dopytywał się Liczinski.

wpadłszy do centrali.
Oficer dy

żurny był zakłopotany. — Nie wiem. kapitanie...

zacz

ął i „Podorny" kiwnął się znowu. Sternikowi w ostatniej

chwili uda

ło się jakoś nie spaść z krzesła. Z mesy oficerskiej

dolecia

ł brzęk tłuczonej porcelany. Liczinski już chciał wydać

* SSBN

— okręt podwodny o napędzie atomowym.

rozkaz kierownikowi maszyn,

żeby zmniejszyć prędkość, kiedy

w

żyłach ścięła mu się krew — podłoga centrali przechyliła się

i

„Podorny" zaczął tracić przegłębienie. Zanim kierownik

maszyn si

ęgnął do przełączników, które uruchamiały pompy

balastowe,

„Podorny" przechylił się gwałtownie i przewrócił na

bok. Liczinski usi

łował się ratować chwytając się oparcia krzesła

sonarzysty. Nie dopuszczaj

ąc do świadomości, że znajoma

centrala obraca si

ę o dziewięćdziesiąt stopni, doznał zawrotu

g

łowy. Wokół roztrzaskiwały się różne przedmioty. Krzyczeli

ludzie. Rozszed

ł się swąd spalenizny i zamigotało światło.

Światła awaryjne! — krzyknął Liczinski.

Siedzicie na tablicy kierowniczej!

— odkrzyknął ktoś.

Automatyczne prze

łączniki włączyły się z cichym trzaskiem

światła paliły się teraz równo, nie migocąc. Przez kilka

sekund panowa

ła cisza, turbiny nadal pracowały i „Podorny"

sun

ął na boku. Dla milczących, spotniałych ludzi sekundy te

wydawa

ły się wiecznością. Nie pozostało im nic innego, jak

tylko si

ę modlić. W przedziale załogi trzydziestu marynarzy

le

żało w kupie na grodzi, która była burtą okrętu, i modliło się

w

śród pozostałości roztrzaskanego projektora filmowego.

W kuchni pok

ładowej modliło się dwóch kuków ciężko popa-

rzonych na skutek upadku na palniki. Na ca

łym okręcie ludzie

si

ę modlili czekając, co będzie.

Dwa tysi

ące ton ołowiu wlanych do przestrzeni stępki

zewn

ętrznej „Podornego" zaczynało się upominać o swoje

background image

prawa. Powoli pot

ężny okręt podwodny obrócił się wzdłuż osi.

Kiedy pod

łoga powróciła na swoje miejsce, ludzie zsunęli się

z burty. Wyszkolenie zrobi

ło swoje — za pośrednictwem

światłowodowego systemu łączności do centrali zaczęły napły-

wa

ć meldunki o szkodach.

— Rakietowe stanowisko dowodzenia. Wszystkie systemy

działają. Uszkodzenie jedynie trzeciego stopnia.

Przedzia

ł reaktora. Uszkodzenie trzeciego stopnia. Je-

den marynarz ma chyba z

łamaną rękę.

Maszynownia. Uszkodzenie drugiego stopnia: p

ękła

jedna rura wysokiego ci

śnienia, właśnie ją odcinamy.

Dziesi

ęć podobnych meldunków przekazano przez głośnik

w centrali. Liczinski odetchn

ął z ulgą. Nie było meldunków

o uszkodzeniu pierwszego stopnia

— nie ucierpiał żaden

z g

łównych systemów okrętu. Nie trzeba wydawać rozkazu

wynurzenia

„Podornego". Spojrzał na pobladłego szefa maszy-

nowni.

Co to, na mi

łość boską, mogło być, szefie?

Ten nie odpowiedzia

ł. Milcząc pokazał na głębokościomie-

rze. Liczinski popatrzy

ł za jego palcem. Głębokościomierze

wskazywa

ły zero, a wskazówki światłomierzy zewnętrznych

wysz

ły poza skalę, poza maksymalne odczyty.

Podorny" by

ł na powierzchni.

Liczinski zakl

ął i włączył kamerę telewizyjną na kiosku.

Daleki widnokr

ąg i niebieskie niebo wypełniły ekran. Widno-

kr

ąg lekko się przechylał. Ruch ten dawał się także wyczuć pod

stopami, bo

„Podorny" reagował na falę.

Zej

ść na sto metrów! — krzyknął Liczinski.

Nie da rady, kapitanie

— powiedział sonarzysta.

Liczinski odwr

ócił się do niego. — Dlaczego?

Ledwie pi

ęćdziesiąt metrów wody pod kilem.

Liczinski wlepi

ł wzrok w sonarzystę. — Jesteśmy na środku

po

łudniowego Atlantyku, idioto!

Prosz

ę spojrzeć, kapitanie.

Sonarzysta mia

ł rację — wszystkie trzy niezależnie działają-

ce echosondy

„Podornego" wskazywały tę samą głębokość,

pi

ęćdziesiąt metrów, chociaż powinny były wskazywać głębo-

background image

ko

ść pięciu kilometrów.

Liczinski nie wierzy

ł własnym oczom.

Twarde echo te

ż — dodał sonarzysta. — Nie ma

przenikania poddennego, wygl

ąda więc na to, że jesteśmy nad

ska

łą.

Przez chwilę umysł Liczinskiego pracował gorączkowo.

— Maszyny stop! — rozkazał.
Okr

ęt podwodny stracił równowagę, zanim Liczinski wy-

szed

ł z windy na pomost manewrowy. Półkulisty, wielorybi

dzi

ób „Podornego", idealny przy płynięciu w zanurzeniu, dawał

mu złe właściwości manewrowe na powierzchni i teraz jego

cylindryczny kadłub, pozbawiony stabilizującego wpływu ste-
r

ów głębokości z powodu leżenia w zatrzymaniu, pochylił się

o trzydzie

ści stopni. Liczinski włożył słuchawki telefonu wewnę-

trznego i wetkn

ął wtyczkę w jedno z przeciwciśnieniowych

gniazdek. Us

łyszał głos sonarzysty.

G

łębokość czterdzieści metrów.

Liczinski omi

ótł widnokrąg lornetką. Ani śladu lądu. Słu-

cha

ł głosów z kabiny radiowej, kiedy pierwszy i drugi oficer

nawigacyjny przyst

ąpili do ustalania dokładnego położenia

z satelity i stacji nadbrze

żnych.

Usadowiwszy si

ę na smukłym kiosku wysoko nad powierz-

chni

ą Liczinski przepatrywał morze, jakby miał nadzieję, że

znajdzie jaki

ś klucz do wyjaśnienia tajemnicy tej płycizny.

Centrala do pomostu

— rozległ się w słuchawkach głos

szefa maszynowni.

— Nie wiem, czy to coś oznacza, ale

temperatura wody wynosi tylko plus dwa stopnie.

Liczinski si

ę zasępił. Jeśli pozycja „Podornego" była właści-

wa, to okr

ęt podwodny szedł na północ wzdłuż Prądu Benguels-

kiego pi

ęćset mil od zachodniego brzegu Republiki Południowej

Afryki. Pr

ąd Benguelski. odnoga Antarktycznego Prądu Za-

chodniego, to pr

ąd zimny. Lecz z pewnością nie tak zimny. Nie

na wysoko

ści trzydziestu stopni na południe od równika.

Z

łapaliśmy dwie stacje Radia Południowoafrykańskiego

- powiedzia

ł jakiś głos w słuchawkach Liczinskiego. — Wyglą-

da na to,

że współrzędne położenia są w porządku.

background image

Liczinski da

ł rozkaz posuwania się z bezpieczną prędkością

trzech w

ęzłów.

G

łębokość stale czterdzieści osiem metrów — zameldo-

wa

ł sonarzysta.

Liczinski kaza

ł mu używać przedniego sonaru, tak by okręt

w por

ę został uprzedzony o zmianie głębokości.

Na odleg

łość trzech kilometrów jest stale czterdzieści

osiem metr

ów głębokości, towarzyszu kapitanie, a potem na tak

daleko, jak si

ęga sonar, schodzi do siedemdziesięciu metrów.

Boczne dane s

ą takie same.

Liczinski chrz

ąknął. Coś nie grało z tymi mapami po-

łudniowego Atlantyku. Czy to możliwe? Czy to możliwe, żeby

jakie

ś niedawne trzęsienie ziemi przeszło nic zauważone? Ode-

gna

ł tę myśl — żadne podziemne wypiętrzenie nie mogłoby

unie

ść morskiego dna z głębokości pięciu kilometrów do niemal

pi

ęćdziesięciu metrów od powierzchni i pozostać nie zauważo-

ne.

Kabina radarowa do pomostu.

— Pomost — odezwał się Liczinski.

— Mamy mapę radarową na dziewięć-dziesiątych z Aeriosa
Osiem.

Aerios Osiem to satelita dostarczaj

ący pozahoryzontowego

obrazu radarowego sowieckiej flocie handlowej na Atlantyku.

W ten spos

ób dawano sobie radę z tym. że radary nie sięgają

poza horyzont.

„Na dziewięć-dziesiątych" oznacza nadzwyczaj

dobry odbi

ór.

Jest co

ś ciekawego w pobliżu? — spytał Liczinski.

Przed nami nic, towarzyszu kapitanie. Sze

śćset kilomet-

rów za nami znajduje się amerykański liniowiec pasażerski

o napędzie jądrowym „Orion". Właśnie opłynął Przylądek
Horn.

Co

ś dziwnego działo się z morzem. Liczinski popatrzył

w d

ół. Usłyszał własny głos: — Myślałem, że wchodzi do

Kapsztadu.

Nie. towarzyszu kapitanie. Idzie wci

ąż za nami.

Lecz kapitan Liczinski nie us

łyszał tej odpowiedzi. Wpatry-

wa

ł się z kolosalnym zdumieniem w morze, nie dowierzając

background image

w

łasnym oczom.

G

łębokość stale czterdzieści osiem metrów — wyrecyto-

wa

ł sonarzysta.

Kiosk si

ę zakolysał. Liczinski wpatrywał się ze zgrozą

w wod

ę, która zaczynała się ku niemu wznosić. Zaschło mu

w gardle. Mimowolnie

ścisnął mocno reling, aż pobielały mu

knykcie. Bryzg piany ochlapa

ł mu twarz, czego nawet nie

zarejestrowa

ł. Nie usłyszał też ostrzeżenia z kabiny radarowej

o lekkim samolocie w pobli

żu „Podornego". Jedna myśl

zdominowa

ła zdumiony umysł kapitana.

Morze zamienia

ło się w miód.

Dlaczego morze ma kolor g

ówna? — dopytywał się

1BP operator CBS News.

Pilot Cessny Skymaster popatrzy

ł w dół na morze i wzruszył

ramionami.

Mo

że to piaskowa zawiesina — odparł ze swoim afryka-

nerskim akcentem.

Ale

ż skąd!

No i po co si

ę martwić o morze? Chce pan sfilmować

Oriona", zawioz

ę pana do „Oriona", ale nie odpowiadam na

pytania o morze.

Operator spogl

ądał w dół przez pleksiglasową szybę Cessny.

— To naprawdę dziwne.

— Złudzenie optyczne — skomentował pilot.
Operator na

łożył na kamerę teleobiektyw i spojrzał na

morze przez wizjer. Dzi

ęki teleobiektywowi ocean przybliżył się

i wydawa

ło się, że jest oddalony zaledwie o pięćdziesiąt stóp.

Wci

ąż ma kolor gówna — oznajmił.

No wi

ęc co mam zrobić? Może rzucić do niego jakąś

farbk

ę?

Operator nie odezwa

ł się, lecz nadal patrzył uważnie przez!

sw

ój wizjer. Skierował wolno kamerę na widnokrąg. Zesztyw-

nia

ł.

Jezus!

Co takiego?

Operator wci

ąż trzymał kamerę nakierowaną na horyzont

i poprawia

ł ostrość. Nie odejmując oka od wizjera oznajmił:

background image

Jakie

ś dziesięć mil przed nami widzę olbrzymi okręt podwod-

ny.

Pilot spojrza

ł tam, gdzie wycelowana była kamera. Jego

wprawne oko wychwyci

ło biały rąbek fali załamującej się

w miejscu, gdzie nie powinna si

ę załamywać. Nie spuszczając jej

z oka si

ęgnął po lornetkę.

Widzi go pan?

— zapytał.

Taak, widz

ę.

Obaj zafascynowani wpatrywali si

ę w potężny, przypominają-

cy wieloryba kad

łub. Okręt podwodny pruł bez wysiłku wzburzone

morze, a jego nijakie, szare powierzchnie boczne z wolna muska

ła

odbarwiona martwa fala. Operator zna

ł większość klas okrętów

podwodnych różnych marynarek wojennych świata, nigdy jednak

nie widział czegoś takiego jak ten potwór, którego miał teraz
w wizjerze. Inaczej ni

ż w przypadku większości okrętów podwod-

nych, wysmuk

ły kiosk umieszczony był daleko na przodzie, niemal

na samym p

ółkolistym dziobie. Wzburzone morze waliło weń

i rozbryzgiwa

ło się z wielką siłą, a rozpylona woda morska, zanim

opad

ła z powrotem, wisiała jakby w powietrzu.

Le

ć pan do niego — szepnął operator.

A co z

„Orionem"?

Mniejsza o

„Oriona". Jeśli to maleństwo nie da nurka, to

po

święcę mu cały film.

Pilot skorygowa

ł lekko kurs.

Operator za

ładował kasetę do kamery, a pilot tymczasem

pr

óbował połączyć się z Kapsztadem, żeby poinformować

o okr

ęcie podwodnym. Klął po afrykanersku manipulując

pokr

ętłem dostrajania.

Co si

ę dzieje?

Radio absolutnie do kitu

— odparł pilot ze złością.

Ha

łas na całym paśmie. — Zsunął słuchawki z uszu.

Mo

że celowo — rzekł po namyśle operator.

My

śli pan, że ten okręt nas zagłusza?

i' — Żyjemy w epoce wyrafinowanej techniki elektronicznej

S — zauważył operator podnosząc kamerę do oka.

Pilot wymamrota

ł jakieś przekleństwo. — Myślałem, że to

background image

[ mo

że robota Amerykanów.

Sk

ądże znowu...

Olbrzymi okr

ęt podwodny oddalony był teraz o mniej niż

mil

ę. Obaj mężczyźni w Cessnie mogli dostrzec głowę i ramiona

cz

łowieka na kiosku. Operator zaklął pod nosem, gdy na

podstawie wielko

ści sylwetki ludzkiej próbował oszacować

wymiary okr

ętu.

Do diab

ła, musi mieć z pięćset stóp długości. Dobry

Bo

że, nie pozwól mu zanurkować. Weź go na niższą wodę, chcę

go mie

ć z ukosa. — W podnieceniu wyrzucał zdanie po zdaniu.

Cessna zbli

żała się do okrętu podwodnego od rufy, lecąc nad

dziwnym podw

ójnym kilwaterem, charakterystycznym dla jed-

gnostek w kształcie cygara pływających na powierzchni.

Pilot Cessny nigdy dotąd nie widział okrętu podwodnego,
tote

ż ogrom „Podornego" nie przeraził go tak jak operatora.

Mimo wszystko by

ło coś przerażającego w arogancji, z jaką ten

kolos pru

ł swoim poddartym dziobem wzburzone morze.

Kamera zaterkota

ła.

Zataczaj pan kr

ąg w prawo i lecimy znowu za nim!

krzykn

ął operator, obracając się na siedzeniu, żeby wciąż

mie

ć w wizjerze potężny okręt podwodny.

Cessna przemkn

ęła nad „Podornym" na wysokości pięciu-

set stóp, przechylając się mocno przy zakręcie. Operator

odwrócił się i celując obiektywem dotknął głowy pilota.

Hej, we

ź pan to z mojego ucha!

Prawy zakr

ęt i za nim, tak nisko i tak wolno, jak tylko

mo

żliwe. Jezu, on nic chyba sobie z nas nie robi!

Było to najbardziej nietrafne twierdzenie, jakie w swoim

życiu wypowiedział. Kapitana Liczinskiego bardzo niepokoiła
obecno

ść tego małego, jednomotorowego. dwukadłubowego

samolotu. Tote

ż gdy nadlatywał ponownie od strony rufy, żeby

nad nimi przelecie

ć po raz drugi, wydał rozkaz, żeby coś z nim

zrobiono.

— Niżej! — krzyknął operator, wycelowując obiektyw
kamery przez przedni

ą szybę. — Na miłość boską, widać jego

wyrzutnie rakiet!

Pilot przypuszcza

ł, że mówi o podwójnym szeregu dwudzies-

background image

tu kolistych plack

ów z tyłu za kioskiem.

Wolniej!

Da

ł się słyszeć wesoły, świergotliwy dźwięk sygnalizujący

przekroczenie przez Cessn

ę granicy nośności.

Je

śli zejdę jeszcze niżej, to po prostu zwalimy się do

morza!

— warknął pilot.

Samolot

śmignął po raz drugi nad okrętem podwodnym.

Operator gorączkowo zmieniał obiektywy.

— Ale też wybrał pan sobie moment na rozbieranie tej
pa

ńskiej idiotycznej kamery — utyskiwał pilot.

Obiektyw szerokok

ątny. O, cholera! Zerwałem gwint.

Musi pan rzuca

ć tak tą Cessna?

Na pomo

ście pojawił się drugi mężczyzna. Obaj mieli twarze

zwr

ócone w stronę samolociku.

Patrz

ą na ciebie, mała — powiedział operator. — Utrzy-

muj j

ą pan równo, to będziemy mogli zrobić parę ładnych

uj

ęć.

Cessna przemkn

ęła nad „Podornym" po raz trzeci i zakręci-

ła tak ostro, że zbliżyła się do granicy nośności.

Operator wymontował szerokokątny obiektyw z korpusu
kamery i na

łożył obiektyw zmiennoogniskowy.

Dobra, teraz podchodzimy z boku. Tak wolno, jak si

ę

da. Mu

śnij pan kołami wodę albo coś w tym rodzaju.

— Gdybym to zrobił, zwalilibyśmy się do morza, i to na

plecach — burknął piłot, ale przymknął przepustnicę i poderwał
dzi

ób Cessny, tak że samolot ledwo utrzymywał prędkość lotu.

Pi

ękny... piękny — szeptał operator, gdy olbrzymi

sowiecki okr

ęt podwodny robił się w jego wizjerze coraz

wi

ększy. Nakierował obiektyw na dwu zauważonych przez

siebie m

ężczyzn. Jeden z nich trzymał coś na ramieniu, coś, co

chyba ju

ż kiedyś widział. Co to, do diabła, takiego? Był zbyt

podniecony swoim

łupem, żeby myśleć racjonalnie.

— Co też on takiego trzyma? — dopytywał się pilot.

Cessna podchodziła do „Podornego" pod kątem, żeby
zmniejszy

ć prędkość zbliżania się. Operator nastawiał zmienno-

ogniskowy obiektyw, tak by utrzyma

ć stale w kadrze okręt

podwodny w ca

łej okazałości. Widział, jak człowiek na pomoś-

background image

cie wycelowuje rur

ę trzymaną na ramieniu. Gdzieś w jakimś

zakamarku m

ózgu zadźwięczał mu dzwonek alarmowy — żoł-

nierze egipscy podczas wojny arabsko-izraelskiej w siedemdzie-

si

ątym trzecim!

Z pomostu okr

ętu coś błysnęło. Pilot dostrzegł ten błysk.

Co to by

ło?

Operator nie odpowiedzia

ł. Byl zawodowym fotografem.

Jego

świat to ten widziany w wizjerze. I jako profesjonalista,

filmowa

ł tak długo, póki się ten świat nie rozpadł.

Rozdzia

ł drógi

12

Dwadzie

ścia minut po północy zniknął kilwater „Oriona".

Sherwood drzema

ł na leżaku na ciemnym i całkowicie

opustosza

łym pokładzie rufowym, osłonięty nadbudówką stat-

ku przed strumieniem"

śruby „Oriona" płynącego z prędkością

czterdziestu mil na godzin

ę. Czterysta mil w lewo od niego

rozciągało się zachodnie wybrzeże Afryki Południowej, a cztery

jardy na prawo chichotała jakaś niewidoczna parka. Otworzył
oczy i popatrzy

ł na księżyc. Dla niektórych, jak przypuszczał,

by

ła to romantyczna sytuacja — luksusowy statek pasażerski,

tropikalna noc i ksi

ężyc iskrzący się na fali, dodający swoją

luminescencj

ę do pobłyskującego poświatą kilwateru.

Tylko

że kilwater zniknął.

Sherwood zaintrygowany wychyli

ł się z leżaka do przodu.

Fenomenalna pr

ędkość „Oriona" wytwarzała widowiskowy

kilwater

— smuga świetlistej turbulencji ciągnęła się przez

morze a

ż po widnokrąg. Teraz nie było nic, tylko dziwna,

b

łotnista w kolorze zmącona woda, która niemalże przestała już

odbija

ć księżycowe światło. Przeszedł przez pokład do relingu

i popatrzy

ł w dół na jeden z wielkich wirów tworzących się

wok

ół „Oriona" z powodu jego nieprawdopodobnej prędkości.

W

łaśnie wtedy zwrócił uwagę na ten zapach — wilgotny, nie

daj

ący się wprost określić, który tak dobrze poznał w ciągu

trzech lat. Zapach wywo

łujący ciarki, a, jak mówił Oaf, zdolny

nawet zabić smród krwi i tłuszczu patroszonego wieloryba na

background image

statku-przetwórni.

L

ód — zauważył ktoś tubalnym głosem obok niego.

Sherwood podskoczy

ł, po czym się uspokoił. Wielki Norweg

potrafi

ł poruszać się bezszelestnie jak kot.

My

ślałem, że nos płata mi figle — mruknął Sherwood,

z

ły, że go zaskoczono.

Oaf potrz

ąsnął swoją siwą grzywą i oparł się na relingu. Obaj

wpatrywali si

ę w żółty ślad na wodzie, obróceni plecami do

dziobu

„Oriona".

Żadnych figli, Sherwood. To lód jak się patrzy. Zosta-

wiam Juli

ę i idę na przód. Czysta noc. Żadnego lodu. Chociaż to

niemo

żliwe. Nie w tej części oceanu. Ale czuję go dobrze.

Szukam ci

ę. Twoja kabina pusta, więc przypuszczam, że jesteś

tu.

Oaf b

łysnął zębami, które przywodziły na myśl głazy

Stonehenge.

My

ślę dobrze, co, Sherwood?

Kiedy poczu

łeś po raz pierwszy ten lód?

Pi

ętnaście minut temu. Może więcej.

Sherwood popatrzy

ł zaskoczony na górującego nad nim

kolosa.

— Piętnaście minut temu? I przez cały ten czas go czułeś?

Mam dobry w

ęch — odparł z prostotą Oaf. — A teraz

kilwater przestaje

świecić. To źle, Sherwood. Bardzo źle.

Sherwood ju

ż miał go spytać, co ma na myśli, kiedy pokład

gwa

łtownie się uniósł. Na przodzie rozległ się straszny trzask,

a po nim seria og

łuszających uderzeń, która z prędkością

ekspresu jakby rozpruwa

ła statek. Siła przyspieszenia ujemnego

by

łaby rzuciła Sherwooda na nadbudówkę, gdyby mocarne

I rami

ę Oafa nie objęło go w pasie i nie przytrzymało niczym

imad

ło. Reling, którego się Sherwood uchwycił drugą ręką,

I za

łamał się pod jego ciężarem, gdy „Orion" wszedł na mieliznę

i stan

ął. Rozpylone fale waliły w statek na całej długości,

komasuj

ąc się w jedną długotrwałą eksplozję, która, jak się

wydawa

ło, trwać miała wiecznie. Ludzie krzyczeli. W powietrzu

zaroi

ło się od lecących leżaków, kawałków lin — wszystkiego,

co nie by

ło przytwierdzone. Sherwood oszołomiony i nie

background image

rozumiej

ący, co się dzieje z jego uporządkowanym światem,

zobaczy

ł parę zakochanych wypadających ze swojej kryjówki,

kiedy pok

ład przemienił się w zbocze wybuchającego wulkanu.

M

ężczyzna przeleciał przez relingi i spadł, chyba na pokład

spacerowy. Dziewczynie uda

ło się na moment uchwycić jakie-

go

ś wspornika, ale siła upadku i ostre pochylenie pokładu

oderwa

ły ją od niego — runęła do żółtego oceanu, który, jak się

Sherwoodowi wydawa

ło, pędził w jego stronę. Oaf coś krzyczał,

trzymaj

ąc go w uścisku niczym anakonda, tak że ledwie mógł

, oddycha

ć. Potężne kolejne eksplozje mieszały się ze strasznymi,

przenikliwymi krzykami dobiegaj

ącymi z szybów klimatyzacyj-

nych. Pok

ład znowu się uniósł.

P

ędem do łodzi ratunkowych! — Oaf przekrzykiwał

kakofoni

ę zgrzytów prutego metalu dochodzącą jakby z dołu.

S

łyszysz mnie, Sherwood? Łodzie ratunkowe!

Sherwood skin

ął głową. Czuł się dziwnie obojętny pośród

otaczaj

ącego go pandemonium.

Oaf z

łapał jego ręce i zmusił go, by objął palcami reling.

Z

łap się mocno, zanim puszczę!

Sherwood pokiwa

ł głową i uchwycił się mocno relingu. Czuł.

że Oaf rozluźnia ucisk w pasie, i niemal uległ panice widząc

chorobliwie

żółte morze na końcu pochyłości, którą stanowił

teraz pok

ład. Strach zmobilizował w nim niespodziewane

rezerwy si

ły, ze zgrozą przywarł do relingu.

W porz

ądku? — krzyknął Oaf.

Sherwood us

łyszał własny skrzek: — W porządku.

Znajd

ę linę i dobrą łódź ratunkową. Wrócę.

Księżyc schował się za chmurę. Sherwood, uczepiony relin-

gu, którego nie mógł dojrzeć, wykrzyknął przerażony.
Oaf jednak odszed

ł. Sherwood pozostał zupełnie sam,

towarzyszy

ły mu jedynie rozpaczliwe krzyki dochodzące z szybu

klimatyzacyjnego. Potem us

łyszał słaby męski głos przemawia-

j

ący przez głośnik —jakby wzmacniacze nie działały jak należy.

Dokucza

ły mu wykręcone boleśnie kostki, gdy próbował utrzy-

ma

ć się w pozycji pionowej na niemiłosiernie przechylonym

pok

ładzie. Słyszał szamotaninę i rozpaczliwe krzyki tych,

background image

kt

órych zmiatało za burtę.

Pok

ład znowu zadrżał. W pobliżu ktoś krzyczał przez tubę,

ale nie uda

ło mu się zrozumieć co. Coś o łodziach ratunkowych.

Ksi

ężyc wyłonił się zza chmury. Sherwooda ogarnęła znów

panika, kiedy zobaczy

ł, jak stromy zrobił się pokład. Coś go

uderzy

ło. Odskoczył przerażony. Była to lina.

Prze

łóż ją pod reling i rzuć z powrotem do mnie

rozleg

ł się spokojny głos Oafa z czeluści zejściówki prowa-

dz

ącej na rufowy pokład spacerowy.

Sherwood po omacku odszuka

ł jedną ręką koniec liny.

Zwin

ął ją niezdarnie i rzucił w stronę, skąd dochodził głos

Norwega. Poczu

ł, że lina się naprężyła.

Okej

— zawołał Oaf. — Teraz schodzisz po linie jak

ma

łpa.

Nogi ze

ślizgnęły się Sherwoodowi, gdy puściwszy reling

z

łapał się liny. Na wpół spadał, a na wpół zsuwał się po linie,

p

óki wielkie palce Oafa nie zacisnęły mu się na przedramieniu

i nie postawi

ły go na nogi.

Rakieta

świetlna wystrzeliła wysokim łukiem w czarne niebo

i eksplodowa

ła olśniewającym światłem zawieszonym na spado-

chronie. W górę poszybowały jeszcze cztery rakiety. Pod

wspaniałymi magnezjowymi słońcami noc zamieniła się w dzień.

Tak lepiej

— warknął Oaf. — Idź za mną, Sherwood.

Znalaz

łem tratwę.

Sherwood potyka

ł się schodząc po schodach za Norwegiem.

Stwierdzi

ł, że stąpa po krawędzi schodów, które były teraz

w

łaściwie poziome.

Dziwne, cholera, nie?

— rzucił przez ramię Oaf.

Sherwood zn

ów się ześlizgnął. Oaf zaklął po norwesku

i podni

ósł go, jakby był szmacianą lalką. Dotarł do końca

schod

ów i odwrócił się ku lewemu pokładowi spacerowemu,

kt

óry prawie nad nim górował, tak ostry przechył na prawą

burt

ę miał „Orion". Tu Oaf opuścił na dół Sherwooda i wskazał

na g

órę. Ujrzawszy wyraz oszołomienia na jego twarzy, przy-

tkn

ął zwinięte dłonie do ucha geologa usiłując przekrzyczeć

wrzask pasa

żerów i ryk przenośnych głośników z prawej burty.

background image

Musimy i

ść na górę! Chodź, Sherwood. Ruszajmy się,

i to ju

ż!

Sherwood pod

ążył wzrokiem za palcem Oafa na koniec

pok

ładu, gdzie rysowało się nadburcie na tle oświetlonych

światłem księżyca chmur.

Nie tamt

ędy! — zawołał Sherwood. — Wszystkie łodzie

ratunkowe b

ędą tam stłoczone!

Tratwa!

— odkrzyknął Oaf. — Łatwo ją spuścić obok

statku. I

żadnych wielkich oszalałych tłumów. Chodź!

Orion" nagle si

ę kiwnął. Z drugiego końca statku znowu

dolecia

ły krzyki. Sherwood przestał zwracać na nie uwagę

i skupi

ł się na wspinaniu na pokład spacerowy. Drogę na górę

u

łatwiały liczne listwy tikowe wyrwane z pokładu na skutek

kolosalnego skr

ęcenia wywołanego długością kadłuba statku.

Dotar

ł do żurawika szalup ratunkowych i podciągnął się do

pozycji stoj

ącej. Ta bezkresna, jak mu się wydawało, wspinacz-

ka go wyczerpa

ła. Oaf przesadził nogę przez nadburcie i trzymał

si

ę liny ginącej w ciemnościach.

Potrzebuj

ę pomocy, Sherwood! Ty też ciągnij.

Nie zdaj

ąc sobie sprawy z tego, co robi, Sherwood zaparł się

na

żurawiku i próbował uchwycić linę. Pociągnięcie przez

Norwega liny szarpn

ęło mu ręce do tyłu.

Wyci

ągaj, do cholery — warknął Oaf.

Nast

ępne rakiety świetlne poszybowały z wdziękiem w niebo

i eksplodowały światłem. Sherwooda bolały ramiona od wspi-

nania się po pokładzie, ale ciągnął z całej siły. Do końca liny
przyczepiony by

ł wielki tobół tratwy ratunkowej.

Musimy przerzuci

ć ją przez burtę, Sherwood. Pospiesz

si

ę!

Chryste, Oaf. Na mi

łość boską, odpocznijmy minutkę.

— Na odpoczywanie będzie mnóstwo czasu na tratwie.

Podnieśli we dwójkę ciężki płócienny tobół na nadburcie
i trzymali go tam przez chwil

ę, podczas gdy Oaf szukał linki

zaworu powietrza.

Dobra, Sherwood. Teraz na trzy podwa

żamy. Raz...

dwa... trzy...

Tob

ół spadł obok kadłuba „Oriona" ciągnąc za sobą linkę.

background image

Sherwoodowi zrobi

ło się słabo, gdy spojrzał wzdłuż nachylone-

go boku

„Oriona" na groźne, żółte morze. Tobół wylądował na

powierzchni z pla

śnięciem, którego nie mogli usłyszeć. Oaf

szarpn

ął linkę. Unoszący się na wodzie tobół napęczniał

zrywaj

ąc specjalnie słabe zapięcie. Pojawiła się jaskrawopoma-

ra

ńczowa tkanina, rozpostarła się utworzywszy krąg o średnicy

jakich

ś dwudziestu stóp. Następnie krawędź kręgu zaczęła się

napełniać gazem, aż powstały ścianki o wysokości dwu stóp.

Oaf przywiązał kawałek liny do żurawika szalup ratunko-
wych i rzuci

ł drugi jej koniec na tratwę.

Sherwood potrz

ąsnął głowę. — Ja tego nie zrobię, Oaf. Idź

beze mnie.

Oaf wepchn

ął Sherwoodowi linę do rąk. — Zjeżdżaj na dół,

gnojku, albo ci

ę zrzucę!

Sherwooda ogarn

ęła rozpacz. — Oaf, nie mogę!

Wielki Norweg gro

źnie ruszył w jego stronę. — Idziesz

pierwszy. I to ju

ż, do cholery! Odwróć się tyłem i nie gap się na

d

ół!

Sherwood wzi

ął linę i niechętnie przerzucił nogi przez

nadburcie. Zrobi

ł to, co mówił Norweg, i zdumiał się stwierdzi-

wszy,

że zejście nie jest tak trudne, jak sądził. Popuszczał linę

niczym alpinista, schodz

ąc tyłem po długim stoku ku oczekują-

cemu

żółtemu morzu. Przeżył jeden okropny moment, gdy

wzrastaj

ące w kadłubie ciśnienie wysadziło tuż obok niego z siłą

eksplozji szk

ło iluminatora.

Po dw

óch minutach jego stopy przekroczyły linię wodną

i stwierdzi

ł, że stąpa po miedzianej przeciwporostowej powłoce,

widocznej na skutek mocnego przechy

łu „Oriona". Lina drgnę-

ła. Popatrzył w górę. W dół ku niemu sunęło potężne ciało Oafa.

Us

łyszał głuche dudnienie martwej fali uderzającej w stalowy

kad

łub. Tratwa ratunkowa wznosiła się i opadała. Sherwood

wybra

ł moment następnego podrzutu i odważył się zeskoczyć

z ostatnich sze

ściu stóp do wody.

Intensywny zi

ąb poraził go niczym piorun. Zaparło mu

dech. Zacz

ął machać rękami w panice, przerażony, że gwałtow-

ny szok przyprawi go o zemdlenie.

background image

Oafowi uda

ło się wylądować na tratwie. Dobrze świadczyło

ojej producentach to,

że mimo swoich dwustu osiemdziesięciu

funt

ów wagi nie przebił tkaniny podłogi. Chwycił Sherwooda za

ko

łnierz i pasek od spodni i wciągnął na tratwę. Geolog leżał na

pod

łodze wykasłując lodowatą morską wodę, której się opił,

a Oaf wali

ł go w plecy niczym kowalskim młotem o mało nie

roztrzaskuj

ąc mu żeber.

Na rany Chrystusa, Oaf

— wybełkotał Sherwood.

Zabijesz mnie.

Podni

ósł się do pozycji siedzącej. Nie przebywał w wodzie

nawet trzydziestu sekund, a trz

ąsł się niczym osika i zęby mu

szcz

ękały jak kastaniety. Oaf podniósł rękę, którą zanurzył

w wodzie,

żeby złapać Sherwooda.

Cholernie zimna, co, Sherwood? Trzy minuty i cz

łowiek

nie

żyje.

Sherwood potrz

ąsnął głową. Jeśli ktoś wypowiadał opinię,

z kt

órą się nie zgadzał, gotów był się sprzeczać, niezależnie od

stanu, w jakim si

ę znajdował. „Ty się będziesz kłócić jeszcze na

łożu śmierci", mawiała jego matka.

To Pr

ąd Benguelski, Oaf. Zimny, ale nie aż tak.

Pr

ąd nie ma tu, do cholery, znaczenia — burknął Oaf.

Jest taka zimna,

że zabija. I to bardzo szybko.

S

łuchaj — oponował Sherwood. — Jeśli mówię...

¦—- Ja mówię, że wrzucę cię z powrotem — warknął Oaf.

Cholernie ma

ło tu miejsca.

Sherwood spojrza

ł niepewnie na olbrzyma. Oaf błysnął

w szerokim u

śmiechu rzędem swoich olbrzymich zębów. Geolog

zapomnia

ł o przeraźliwym zimnie i roześmiał się.

Dzi

ęki ci za wszystko, co zrobiłeś, Oaf.

Norweg si

ę nie odezwał, tylko patrzył w górę na przechylają-

cy si

ę ogrom „Oriona".

Czy nie by

łoby lepiej odepchnął tratwę? — zapytał

Sherwood.

Szkoda babki

— rzekł Oaf. — Cholernie dobra. Niewiele

takich na

świecie.

My

ślisz o pannie Hammond?

background image

Oaf kiwn

ął głową. Rakieta świetlna wypaliła ślad na niebie.

Bry

ła statku przypominała Sherwoodowi wielki celtycki kurhan

grzebalny.

Dobra w czym?

— zapytał, na pół domyślając się, jaka

będzie odpowiedź Norwega.

W odpowiedzi Oaf szeroko, znacząco się uśmiechnął.
Sherwood us

łyszał jakieś słabe krzyki. Spojrzał w górę

zwalistej pochy

łości. Tratwę ratunkową zniosło na odległość

pi

ęćdziesięciu jardów od statku. Wspięcie się na niego nie

wygl

ądało już na rzecz możliwą. Zwrócił się do Oafa.

Byli

śmy wszyscy na pokładzie G po tej stronie, prawda?

Zgadza si

ę. Dwa pokłady poniżej linii wodnej.

Sherwood wskaza

ł na widoczną linię wodną „Oriona*'.

Ale teraz powy

żej linii wodnej, Oaf. Czy mamy w tym

zasobniku jak

ąś latarkę?

Oaf otworzy

ł zasobnik z niezbędnym do przeżycia ekwipun-

kiem. Wyci

ągnął izolowany dach tratwy i podtrzymującą go

konstrukcj

ę z aluminiowych rurek, dwa składane wiosła, pojem-

niki z wod

ą i paczki z prowiantem. Były tam nawet jakieś

przybory w

ędkarskie. Latarka znajdowała się w wodoszczel-

nym woreczku, kt

óry Sherwood rozerwał.

Ruszaj si

ę, Oaf. Wiosłujemy z powrotem do,burty.

Roz

łożyli wiosła i skierowali tratwę z powrotem do „Orio-

na". Sherwood po

świecił latarką w iluminator wysadzony przez

ci

śnienie powietrza. Lina, której używali przy schodzeniu po

burcie, le

żała obok niego.

Co te

ż chodzi ci po głowie, Sherwood?

Jestem na tyle ma

ły, że przecisnę się przez ten iluminator

i sprawdz

ę jej kabinę. Który to był numer?

G12. Zwariowa

łeś, Sherwood? Może ona jest w łodzi

ratunkowej.

A mo

że nie — Sherwood wepchnął latarkę do kieszeni.

Oaf potrz

ąsając głową kierował ostrożnie tratwą ratunkową

na wody kipi

ące wokół kadłuba statku. Sherwood przytrzymy-

wa

ł się napełnionej gazem ścianki tratwy, czekając na okazję,

żeby złapać linę.

background image

Fala unios

ła tratwę. Sherwood sprężył się i skoczył. Jego palce

zacisn

ęły się z wdzięcznością wokół liny. Wciągnął się na burtę

Oriona", gdy tymczasem Oaf obserwowa

ł to zaniepokojony,

odp

ędzając wiosłem tratwę od kadłuba statku. Dwie minuty

p

óźniej Sherwood wsunął się w otwór iluminatora i zniknął.

Zaskoczy

ła go cisza na statku. Zapalił latarkę i zszedł w dół

do przej

ścia. Pokład E był wyludniony. Odnalazł zejściówkę

stewardów i schodził ostrożnie po diablo pochyłych schodach

— stawiając stopy w kącie stopnicy, a częściowo na przegrodzie.
Pok

ład G, dwa poziomy niżej pokładu E, przedstawiał się

zupe

łnie inaczej. Z kabin dolatywały straszne jęki. Usłyszano, że

si

ę na czymś potknął. I nagle uwięzieni pasażerowie zaczęli

krzycze

ć i tłuc w drzwi. Spróbował jedne z nich otworzyć, ale

by

ły zablokowane z powodu przechylenia się statku.

Szed

ł pochylonym przejściem utrzymując jedną ręką równo-

wag

ę, a latarką trzymaną w drugiej oświetlał numery kabin.

G20... G19... Jeszcze siedmioro drzwi do G12.

Brodził po kostki w wodzie. Ciepłej wodzie. Poświecił
latark

ą. Przejście chyliło się w dół. Kabina G12 znajdowała się

na ko

ńcu i woda sięgała do klamki drzwi. Dlaczego, u licha,

woda by

ła tu ciepła, skoro na zewnątrz tak lodowata?

Wtem przypomnia

ł sobie o reaktorach jądrowych.

Przy G12 woda si

ęgała mu do pasa. A co, jeśli jest

radioaktywna? C

óż, jeśli nawet, to i tak za późno. Spróbował

otworzy

ć drzwi. Były zablokowane albo zamknięte. Załomotał

w nie.

Julia?

Us

łyszał płacz.

Julia! Czy drzwi s

ą otwarte?

Podniecony g

łos odpowiedział: — Nie. Zablokowały się. Nie

mog

ę ich otworzyć.

Naci

śnij klamkę w dół! — zawołał.

Us

łyszał jakiś ruch w kabinie. Klamka opadła w dół.

Tak jak teraz?

— W głosie Julii pojawiła się nadzieja.

Bezskutecznie napar

ł na drzwi. To nic nie da — woda

udaremnia

ła niemal cały jego wysiłek, a mocne pochylenie

background image

Oriona" sprawia

ło, że musiałby je podsadzić. Może kopniak...

Opar

ł się plecami o grodź naprzeciwko i walnął w drzwi

dwiema nogami. Uderzenie odczu

ł na całym ciele. Drzwi wpadły

do

środka. Julia krzywiąc się z bólu usiłowała rozewrzeć palce,

pokaleczone i krwawi

ące od rozpaczliwego szarpania i łomotania

w nie ust

ępujące drzwi. Padła w ramiona Sherwooda.

My

ślałam, że nikt nie przyjdzie — powiedziała głosem

ochryp

łym od krzyku.

Orion" drgn

ął. Przechył się powiększył. Sherwood chwycił

Juli

ę za rękę i pociągnął do przejścia. Nie zważał na grymas bólu

na twarzy dziewczyny, gdy jego d

łoń zacisnęła się na jej

pokiereszowanych palcach.

Chod

ź! Nie mamy czasu!

W ci

ągu dziesięciu minut dotarli do otwartego iluminatora.

Sherwood wyjrza

ł. Oaf zamontował na tratwie zewnętrzną

pow

łokę. Teraz otworzył pokrywę wejściową i spoglądał w górę.

Na widok Sherwooda u

śmiechnął się z ulgą.

Czy zdo

łasz zejść na dół po linie? — spytał Sherwood

Juli

ę.

Popatrzy

ła w dół i zobaczyła wzburzone, żółte morze walące

w bok statku. G

łos jej nie zdradzał przerażenia. — Tak, myślę,

że tak.

Jeste

ś pewna?

Ton Sherwooda j

ą zaniepokoił, nic jednak nie powiedziała

i pozwoli

ła, żeby jej pomógł przy przeciskaniu się przez ilumina-

tor. Hucz

ące morze stłumiło okrzyk bólu, który wydała chwyta-

j

ąc linę. Ręce miała śliskie od krwi i byłaby się nie utrzymała,

gdyby Sherwood jej nie z

łapał widząc, jak wyglądają.

B

ędziesz musiała się mnie trzymać! — krzyknął.

Dam sobie rad

ę! — odkrzyknęła wyzywająco.

Nie dasz. Pozw

ól, że ja będę schodził w dół po linie, a ty

si

ę mnie trzymaj! — Otoczył ją ramieniem w pasie i robił, co

m

ógł, by wisząc na linie i trzymając ją drugą ręką naśladować

chwyt na spos

ób imadła użyty przez Oafa. — Trzymam cię.

Dysza

ł. — Odciąż mnie trochę, jeśli zdołasz, ale trzymam cię.

background image

Julia postanowi

ła się nie spierać. Mimo pokaleczonych dłoni

przekonana była, że zdołałaby zejść na linie bez pomocy.

Oczywiście, czuła wdzięczność do Sherwooda za to, że po nią
wr

ócił, ale dotknęło ją, że tak automatycznie potraktował ją jak

bezsiln

ą kobietę.

Sherwood podtrzymuj

ąc Julię rozpoczął szarpiące nerwy,

mozolne, wolne schodzenie ty

łem na linie. Był już w połowie

drogi w d

ół, gdy zalało ich lodowate morze tłukące w kadłub

statku. Uderzenie zwali

ło Sherwooda z nóg. Przestraszywszy się

rozlu

źnił uścisk ręki obejmującej w pasie dziewczynę. W mo-

mencie gdy chcia

ł złapać ją znowu mocniej, uderzyła w nich

kolejna fala. Sherwood krzykn

ął, gdy zabrała Julię. Przez

u

łamek sekundy myślał, że dziewczyna spadnie na tratwę

miotan

ą falami. Mocne ramiona Oafa wyciągnęły się ku niej.

By

ło jednak za późno. Bezsilne ciało Julii spadło głową w dół

w kipiel

żółtej wody.

Sherwood pozwoli

ł, by ostatnich kilka jardów liny zdarło

mu palce do krwi. Oaf wykrzykiwa

ł pod jego adresem nieprzy-

zwoito

ści. Wylądował na olbrzymim Norwegu w chwili, gdy

tamten obraca

ł tratwę kierując ją w tę stronę, gdzie wpadłszy do

wody znikn

ęła Julia.

Oaf przekl

ął siarczyście Sherwooda i zrzucił go z pogardą na

dno tratwy.

— Głupi skurczybyk! — warknął.

Nic nie mog

łem poradzić! Przysięgam, że nie! — bronił

si

ę zrozpaczony Sherwood.

Oaf nie s

łuchał. Przepatrywał miodowego koloru morze

w poszukiwaniu Julii, wykrzykuj

ąc jej imię. Dostrzegł coś

i zacz

ął gorączkowo wiosłować rękami, nadal obrzucając

Sherwooda mieszanin

ą angielskich i norweskich przekleństw.

Chod

ź, Sherwood! Pomóż!

Sherwood chwyci

ł wiosło, ale Oaf wyrwał mu je z rąk

i wyrzuci

ł.

Odpychaj szcz

ątki rozbitego statku!

Szukali przez pi

ęć minut — niekiedy Oaf rozbełtywał

lodowat

ą wodę, tak energicznie, że aż wytwarzała się piana, gdy

tylko co

ś przyciągnęło jego wzrok, podczas gdy Sherwood

background image

zajmował się szczątkami, które przedostawały się do morza

niczym krew z ukrytej rany w kadłubie skazanego na zagładę
statku.

Nagle Oaf zawo

łał: — Hej, Sherwood! Wiosłujmy co sił

w r

ękach!

Nie by

ło czasu na wyłowienie wiosła. Idąc w ślady Oafa

Sherwood zanurzy

ł obie ręce w wodzie. Ziąb był wprost

przera

żający. Wydawało mu się, jakby odjęto mu zgrabiałe ręce.

Nasili

ł się wiatr. Wzbijał bryzgi piany ze wzburzonego morza

i smaga

ł twarz niczym okrutny bykowiec. Sherwood na oślep

m

łócił rękoma wodę, wykonując posłusznie jak android wy-

krzykiwane przez Oafa rozkazy.

Norweg rzuci

ł do przodu swoje niedźwiedziowate ciało.

Nast

ąpiła seria gwałtownych ruchów.

Okej, Sherwood. Przesta

ń wiosłować. Opuść szybko

klap

ę.

Sherwood otworzy

ł oczy. Na dnie tratwy leżała Julia. Jej

twarz mia

ła ten sam odcień upiornej bladości, jaki raz już

widzia

ł u technika z laboratorium Rosenthala, którego sprowa-

dzono z powrotem do bazy w trzy dni po tym, jak zepsu

ł mu się

ratrak. Pe

łen poczucia winy patrzył na smętnie i cicho spoczy-

waj

ącą Julię.

Czy ona nie

żyje, Oaf?

Daj spok

ój, do diabła — warknął Norweg. — Zamknij

porz

ądnie klapę. Niech nie wieje.

Sherwood zaci

ągnął suwak klapy i wysunął na całą długość

rurk

ę podpierającą dach, żeby mieli więcej miejsca nad głowa-

mi. Potem zawiesi

ł na niej latarkę.

Oaf podtrzymywa

ł głowę Julii na zgiętym ramieniu. Delikat-

nie rozwar

ł jej szczęki. — Uciskaj jej klatkę piersiową za każdym

razem, gdy przestan

ę dmuchać — rozkazał Sherwoodowi.

Zmusi

ł ją do otwarcia ust i zakrył je swoimi. Wdmuchiwał

powietrze do jej p

łuc przez trzy sekundy, po czym uniósł swoją

wielk

ą głowę. Sherwood nacisnął na mostek.

Obiema r

ękami! — ryknął Oaf. — I mocno! Nie uszko-

dzisz jej!

background image

Oaf wdmuchn

ął następną porcję powietrza i Sherwood

nacisn

ął oburącz na klatkę piersiową Julii. Jej piersi ziębiły przez

cienki materia

ł bluzki. Słychać było słaby syk powietrza ucho-

dz

ącego ze zlodowaciałych warg dziewczyny.

Potem Oaf znowu wdmuchiwa

ł powietrze, a Sherwood

uciska

ł raz jeszcze jej klatkę piersiową.

Obaj utrzymywali sta

ły rytm. Wdmuchnięcie... ucisk...

Wdmuchni

ęcie... ucisk.

Up

łynął kwadrans. Wichura się nasilała. Usiłowali nie

zwraca

ć uwagi na szalone podskoki tratwy.

Wdmuchni

ęcie... ucisk... Wdmuchnięcie... ucisk...

Min

ęły jeszcze dwie dramatyczne minuty.

Sherwood wyczu

ł pod obolałymi palcami drgnienie życia.

Podni

ósł głowę i wykrzyknął podniecony: — Ona żyje, Oaf!

Żyje! Wyczułem bicie serca!

Oaf warkn

ął: — Biło cały czas. Pierwszy raz zaczyna bić

mocniej.

Sherwood zapomnia

ł o swoim poczuciu winy. Uśmiechnął

si

ę uszczęśliwiony do Norwega. — Nic jej nie będzie, prawda?

B

ędzie żyć!

Mo

że tak. Może nie — brzmiała lakoniczna odpowiedź.

Oaf zacz

ął rozpinać guziki przy bluzce Julii.

Co ty robisz, do diab

ła? — spytał z irytacją Sherwood.

Ty

ściągasz dżinsy, Sherwood. — Oaf popatrzył na

geologa. — No szybko! Chcesz, żeby umarła?

Pochylił Julię do przodu i ściągnął z niej bluzkę, podczas gdy
Sherwood mocowa

ł się z zamkiem błyskawicznym nasiąknię-

tych wod

ą spodni. Oaf zniecierpliwiony klął. Sherwood uchwy-

ci

ł dwa brzegi materiału i szarpnięciem sforsował rozporek. Oaf

poci

ągnął Julię na dno tratwy, a Sherwood zrolował jej spodnie

do kolan. Twarz Julii zastyg

ła w masce śmierci. Przez przezro-

czyst

ą skórę widać było siatkę żyłek. Ściągnął jej dżinsy ze stóp.

Oaf zerwa

ł opakowanie z koców znajdujących się w zasob-

niku i roz

łożył jeden z nich na podłodze tratwy. Zdjął z siebie

sweter i koszul

ę i zaczął ściągać spodnie.

Rozbieraj si

ę, Sherwood. Ze wszystkiego.

background image

Dlaczego?

R

ób, nie gadaj. Trzeba ją ogrzać. Jedyna nadzieja.

Sherwood wypl

ątywał się z ubrania, podczas gdy Oaf tulił do

siebie Juli

ę. Olbrzymi Norweg obrośnięty był gęsto włosami od

klatki piersiowej po pachwiny. U

śmiechnął się do Sherwooda

rozk

ładając koce.

Szybko, Sherwood. We

źmiemy tę małą między siebie,

co?

Ten nagle zrozumiał. Wiedział z krótkiego kursu, na który

uczęszczał przed wyjazdem na Antarktydę, gdzie uczono, jak się
zachowywa

ć, by przeżyć w trudnych sytuacjach, że ciepło to

najlepszy ratunek przy przech

łodzeniu organizmu. Jakkolwiek

nie wspomniano tam metody Oafa.

Oaf wyci

ągnął swoją goryla rękę i zgasił latarkę. Sherwood

po

łożył się przy Julii. Leżała zwrócona do niego twarzą, wtulona

jak dziecko w

łuk twardego ciała Norwega. Sherwood zaczął

dygota

ć, gdy lodowata nagość jej ud i piersi wysączyła łakomie

ciep

ło z jego ciała.

Le

żał bez ruchu w ciemnościach, wsłuchując się w sztorm

i stentorowy oddech swego towarzysza. Na ramieniu czu

ł

uspokajaj

ący powiew powietrza z płuc Julii. Położył jej rękę na

brzuchu. Blisko

ść dziewczyny przypomniała mu o żonie. Zasta-

nawia

ł się, co też porabia Clare, czy w Kapsztadzie będzie czekać

na niego list, czy prze

żyje... czy Clare będzie to obchodzić...

Bardzo pr

ędko usnął.

13

(Naczelny Dow

ódca Sił Sprzymierzonych NATO)

Zadaniem SACLANT-a w czasie wojny jest zapewnienie

bezpieczeństwa całego obszaru atlantyckiego i niedopuszczenie do

wykorzystania go przez nieprzyjaciela.
Dla admira

ła Brandona Pearsona, SACLANT-a, sprawa

by

ła na tyle pilna, że z kwatery głównej w Norfolk, w stanie

Wirginia, polecia

ł swoim bombowcem, Hustlerem, prosto do

Ośrodka Badawczego Zwalczania Okrętów Podwodnych w La

Spezia w północno-zachodnich Włoszech.
Jego, jak r

ównież adiutanta, kapitana Rolfa Hagana z Pie-

background image

choty Morskiej, zabrano natychmiast do biblioteki

„podpisów"

okr

ętów podwodnych i puszczono im zapis sonarowy zrobiony

przez USS

„Eurekę", okręt do badań oceanograficznych amery-

ka

ńskiej marynarki wojennej, z odległości siedmiuset mil.

Analiza komputerowa wykaza

ła, że „podpis" — dźwiękowy

odcisk palca

— tajemniczego okrętu podwodnego zgadzał się

z nagraniami dokonanymi na obszarze próbnym sowieckiej

marynarki wojennej na Morzu Białym. Był to przekonujący
dow

ód, że jeden z rosyjskich kolosów — 18 000-tonowych

atomowych okr

ętów podwodnych klasy Delta II — grasował na

po

łudniowym Atlantyku.

Pearson

żuł koniec cygara słuchając rozmaitych ekspertów.

Spierali si

ę co do motywów, którymi kierowali się Sowieci

wysy

łając to najnowsze, generalnie nie sprawdzone paskudztwo

na jego skrawek oceanu. Admira

ł był to tęgi, silny mężczyzna

ko

ło sześćdziesiątki, o spokojnym wyglądzie i swobodnym,

wzbudzaj

ącym zaufanie obejściu, twardy, pomysłowy i spraw-

ny. Niezale

żnie od swoich umiejętności dowódczych wykazywał

wr

ęcz niebywałą znajomość sowieckiego sposobu myślenia,

nabyt

ą podczas pobytu w Moskwie, gdzie się znalazł jako

młodszy oficer łącznikowy w końcowej fazie drugiej wojny

światowej. Mówił też płynnie po rosyjsku.
Martwi

ł się. Nie potrafił znaleźć żadnego powodu, który

usprawiedliwi

łby wysłanie przez Rosjan Delty II na Atlantyk.

Jaki to mia

łoby sens, skoro jej rakiety SS-N-8 mają taki zasięg,

że mogą zniszczyć każde miasto w Ameryce Północnej bez

opuszczenia przez ni

ą wód terytorialnych? Dlaczego ryzykować

nie wypr

óbowaną broń taką jak Delta II tam, gdzie za daleko na

pomoc w razie jakiego

ś zagrożenia?

Hagan odczytywa

ł jego myśli. W tej dziedzinie kapitan

zyska

ł już wprawę. — Może to próba prowokacji, sir?

Pearson potrz

ąsnął przecząco głową. — Do tego celu

u

żywają swoich starych „Listopadów", które nie tyle alarmują

Pentagon, ile pras

ę.

Martwi

ło go coś jeszcze: okręt podwodny słyszano na tym

samym obszarze, na kt

órym zatonął „Orion". Nagryzł cygaro

background image

i podsumowa

ł sytuację czterowyrazowym zdaniem, które zwięz-

łością nadrabiało brak finezji: — Te skurczybyki coś szykują.

14

SARAH (system radionawigacyjny u

żywany w ratownictwie na

morzu)

Plawny, niewywrotny automatyczny nadajnik radiowy, który

emituje stały sygnał naprowadzający na międzynarodowej często-
tliwo

ści sygnałów zagrożenia 2182. Standardowe wyposażenie

łodzi ratunkowych, tratw ratunkowych itp.

Blade

światło dzienne przesączało się przez pokrywę tratwy

ratunkowej, kiedy Sherwood si

ę obudził. Nie miał czucia w ciele,

sparali

żowało go mordercze zimno, które przeniknęło przez

izolowan

ą podłogę i zaczynało się teraz do niego dobierać.

Nie czu

ł nic, prócz tego, że tratwa jest nieruchoma.

Niebezpieczny punkt osi

ąga się wówczas,

gdy nie czuje si

ę już zimna.

Twarz Julii by

ła śmiertelnie blada. Usta miała otwarte, ale

nie oddycha

ła.

Ona wkr

ótce umrze — powiedział Oaf.

Wygl

ąd Julii przeraził Sherwooda.

Odsun

ął się i położył rękę poniżej jej piersi na sinej teraz

sk

órze. Wyczuł ledwie uchwytny ruch, gdy płuca napełniały się

stopniowo powietrzem.

Uni

ósł delikatnie jej powiekę. Szare, matowe oko spogląda-

ło na niego oskarżycielsko.

Zabi

łeś mnie. Pozwoliłeś, żebym spadła do

morza przez twoje idiotyczne m

ęskie „ja",

izabiłeśmnie.

Oaf był ubrany. Ukląkł przy Julii. — Wkrótce umrze

powt

órzył. — Wielka szkoda, Sherwood. Dobra mała do

pieprzenia.

Sherwooda ogarn

ęła wściekłość z powodu słów Norwega.

Zajrza

ł w jego głęboko osadzone niebieskie oczy pod krzaczas-

tymi brwiami i ju

ż miał coś zjadliwego powiedzieć, ale tamten

wyczu

ł tę jego złość i rzucił szybko: — Ja ją tylko pieprzyłem,

a ty j

ą upuściłeś.

background image

m

Sherwood si

ę nie odezwał. Okrył kocami zimne ciałH

dziewczyny i zacz

ął się ubierać.

W

¦— Jak długo spałem?

Trzy godziny.

Na mi

łość boską, Oaf, możemy chyba coś z nią zrobić.

Nie b

ędziemy chyba siedzieć i patrzeć, jak ona umiera.

Oaf wzruszył ramionami — Nie ma ciepła. Ona bardzo

potrzebuje ciepła.

O. Chryste Panie, mogliby

śmy spalić jakieś pływające

kawa

łki drewna czy zrobić coś w tym guście!

Nie ma ich

— odparł z prostotą Oaf.

A s

łońce, idioto?

Nie ma s

łońca.

Sherwood wyciągnął rękę, żeby odsunął suwak dachu.

— Wypuścisz ciepło — zwrócił mu uwagę Oaf.
Sherwood zignorowa

ł to, odsunął zamek błyskawiczny

i wsta

ł.

Norweg mia

ł rację, słońca nie było. Tylko gęsta, nasycona

mg

ła. Tak gęsta, że stała nieruchomo. Widoczność nie sięgała

nawet czterech jard

ów. Miodowego koloru woda była dziwnie

spokojna i cicha.

Na oceanie zawsze jest fala.

Co, do cholery, zrobimy, Oaf?

— zapytał z rozpaczą

Sherwood.

W

łączyłem SARAH — odpowiedział Oaf. Stanął koło

Sherwooda i wskaza

ł na mały pływający nadajnik radiowy

przyczepiony do tratwy sznurem.

— Zapomnieliśmy o nim jak

te g

łupki. Może ktoś go niedługo usłyszy.

Jak daleko jeste

śmy od „Oriona"?

Znios

ło nas porządnie na północ podczas sztormu

odpar

ł Oaf.

Nic nie klapuje

— rzekł Sherwood przypatrując się

wodzie.

— Temperatura wody, ta paskudna żółta ciecz, cokol-

wiek to jest. A teraz mg

ła i brak fali.

Oaf splun

ął. — Ludzie określają dla morza reguły, Sher-

background image

wood. A morze zawsze je

łamie, co?

Z mg

ły doleciał jakiś dziwny odgłos. Jakby świst przypomi-

naj

ący oddech jakiegoś niewyobrażalnego morskiego potwora.

Sherwoodowi w

łosy zjeżyły się na głowie.

Co to takiego, do cholery?

D

źwięk się powtórzył, przyprawiając go o ciarki — na wpół

j

ęk, na wpół westchnienie mrożące i tak już zmrożoną krew

w

żyłach. Potem nastąpiła cała seria donośnych plusków,

stawa

ły się one coraz głośniejsze, jakby jakiś złośliwy stwór

z g

łębin morskich płynął w ich stronę długimi, stanowczymi

rzutami cia

ła. Z lodowatej mgły, stamtąd, skąd dobiegał

przerażający odgłos, rozchodziły się zmarszczki. Tratwa ratun-

kowa zaczęła się kołysać w rytmie, który przyspieszał się wraz
z uderzeniami serca Sherwooda. W s

ękatej, wielkiej jak bochen

pi

ęści Oafa pojawił się ostry jak brzytwa nóż wielorybniczy.

Sherwood jednak wiedzia

ł, że nie zda się on na nic wobec

tego, co zbli

żało się do nich z mgły.

15

TAT 12 (Transatlantycki Kabel Telefoniczny)

Telekomunikacyjny kabel o czterech tysi

ącach kanałów łączą-

cy Afryk

ę Południową ze Stanami Zjednoczonymi. Taki sam typ

kabla jak w Linii Stany Zjednoczone — Francja TA T 6.

Adiustator dziennika „New York Times" patrzył na tekst
depeszy wystukiwany przez dalekopis.

...MG

ŁA WCIĄŻ UNIEMOŻLIWIA LOTNISKOWCOWI

ŚMIGŁOWCOWEMU SPRINGBOK WYSŁANIE SWO-

ICH MASZYN WASP NA POSZUKIWANIE ROZBIT-

K

ÓW Z ORIONA. POŁUDNIOWOAFRYKAŃSCY SPEC-

JALI

ŚCI OD POGODY ZASKOCZENI UPORCZYWOŚ-

CI

Ą I GĘSTOŚCIĄ MGŁY, KTÓRA POKRYWA DZIE-

SI

ĘĆ TYSIĘCY — POWTARZAM — DZIESIĘĆ TYSIĘ-

CY MIL KWADRATOWYCH OCEANU W REJONIE

KATASTROFY. PREMIER AFRYKI PO

ŁUDNIOWEJ

OKRE

ŚLIŁ DZISIAJ KATASTROFĘ ORIONA JAKO

NAJSTRASZNIEJSZ

Ą KATASTROFĘ MORSKĄ W CZA-

SACH POKOJU OD ZATONI

ĘCIA TITANICA. RZECZ-

background image

NIK...

Dalekopis zatrzyma

ł się nieoczekiwanie w środku zdania.

W tym samym czasie w ca

łych Stanach Zjednoczonych

zosta

ły przerwane bez uprzedzenia wszystkie rozmowy telefoni-

czne z Afryk

ą Południową, a tysiące rozzłoszczonych abonen-

t

ów po obu stronach Atlantyku krzyczało bez skutku do

s

łuchawek.

Dziesi

ęć minut później został również przecięty kabel teleg-

raficzny.

Rozgor

ączkowani technicy w Kapsztadzie i Nowym Jorku

przeprowadzili próby rezystencji po swoich stronach obu kabli

i ustalili, że do niewytłumaczalnego przerwania doszło na
g

łębokości trzech mil w Basenie Przylądkowym, koło Afryki

Po

łudniowo-Zachodniej. Było to zdumiewające, ponieważ kab-

le oceaniczne spoczywaj

ą zazwyczaj bezpiecznie w ciemnościach

i spokoju w przepastnych g

łębinach oceanu. Mogą zostać

uszkodzone tylko wtedy, gdy wystawione s

ą na włoki i fale

p

ływu w płytkich przybrzeżnych wodach przy szelfie kontynen-

talnym.

A jeszcze dziwniejszy by

ł fakt, że kable zostały przecięte

mniej wi

ęcej w tym samym miejscu, skąd „Orion" wzywał

pomocy.

16

Zamknij si

ę, Sherwood! — syknął Oaf. — Zamknij się, to

pos

łucham!

Sherwood zamilk

ł. Czuł się głęboko urażony sposobem,

w jaki Norweg przej

ął bez pytania dowództwo.

Oaf ws

łuchiwał się uważnie w przerażające, niesamowite

j

— «

odg

łosy dolatujące z mgły. Nagle zaklął, wpakował długi

wielorybniczy n

óż z powrotem do pochwy i rzucił jedno ze

sk

ładanych wioseł swemu towarzyszowi.

Szybko, Sherwood! Wios

łujmy co sił w rękach!

Sherwood us

łuchał tego rozkazu więcej niż chętnie. Chwycił

wios

ło i zanurzył je w wodzie. Strach dodał mu sił. Okręcił

tratw

ę.

background image

W t

ę stronę! — krzyknął Oaf, wskazując kciukiem

w kierunku, sk

ąd dochodził dźwięk, i zatrzymując tratwę

wios

łem.

Sherwood wytrzeszczy

ł oczy. — Zwariowałeś?

Oaf nie zwraca

ł na niego uwagi, wywijał wiosłem i bez

wi

ększego trudu popychał tratwę do przodu. — Szybko, ty

leniwy gnojku! Wios

łuj co sił! — Nagle złapał Sherwooda za

rami

ę i pogroził mu podniesionym wiosłem: — Wiosłuj co sił

albo ci

ę zabiję!

Sherwood zrobi

ł, co mu kazano, i zabrał się do wiosłowania,

pozostawiaj

ąc sterowanie Oafowi.

Okropny d

źwięk był coraz bliżej.

Up

łynęła minuta morderczego wysiłku rąk. Oaf zasygnali-

zowa

ł Sherwoodowi, żeby przestał wiosłować. Tymczasem sam

nadstawia

ł uszu wsłuchując się w mgłę, odwracał głowę w lewo

i w prawo,

żeby ustalić kierunek. Dźwięk nasilał się, a zmarszcz-

ki zamieni

ły się w niewielkie falki.

Jak daleko?

— spytał szeptem Sherwood. Jak daleko, ale

do czego?

Mg

ła płata figle — odparł Oaf. — Może bardzo blisko.

Wios

łuj.

Sherwood wios

łował. Rzucił okiem na Julię. Twarz dziew-

czyny zmienia

ła barwę, ze śmiertelnie bladej robiła się szara jak

popi

ół. Był pewien, że teraz Julia już nie żyje.

Przera

żające odgłosy oddychania dochodziły z odległości

mniejszej ni

ż dwadzieścia jardów. Nagle rozległo się gwałtowne

syczenie, jakby supergor

ąca para uchodziła przez wentyl bezpie-

cze

ństwa. Po nim dźwięk deszczu. Gorące kropelki pary wodnej

prysn

ęły Sherwoodowi na twarz. Wiosłował nie myśląc. Do-

szed

ł do takiego punktu, kiedy już nie dbał o to, co się z nim

dzieje.

Rozleg

ł się przeraźliwy plusk. I sekundę później tratwa

ratunkowa omal si

ę nie wywróciła w oszalałej kipieli wzburzo-

nej wody.

Sherwood upad

ł na Julię. Słyszał krzyk Oafa: — Wiosłuj

z powrotem! Wios

łuj z powrotem!

background image

Tratwa zawr

óciła — Oaf gorączkowo wiosłował do tyłu.

Wtedy Sherwood zobaczy

ł upiorne dwugłowe widmo z dzie-

cinnych koszmar

ów wynurzające się z mgły. Przez przerażającą

chwil

ę unosiło się wysoko w górze w rozproszonym przez mgłę

świetle. Mimo przerażenia w Sherwoodzie odezwał się nauko-

wiec: ocenia

ł, że te dwie głowy mają co najmniej szesnaście stóp

d

ługości. Oaf krzyczał coś do niego na cały głos, ale był zbyt

zafascynowany t

ą zjawą, by zainteresować się, o co chodzi.

I znowu rozleg

ło się wściekłe syczenie. Dwie głowy opadły

w d

ół i zanurzyły się do wody. Usiłując nie spaść z podskakują-

cej tratwy, Sherwood u

świadomił sobie nagle, co to za widziad-

ło.

Dwudzielny ogon p

łetwala błękitnego.

P

łyńmy do jego boku! — krzyczał Oaf.

Tratwa ratunkowa, kt

órą Oaf sterował za pomocą wiosła,

okr

ążała z dala ogon olbrzymiego ssaka.

Dlaczego w og

óle zbliżać się do tego cholernika? — krzy-

kn

ął Sherwood.

Oaf nie odpowiedzia

ł. Sterował tratwą płynąc wzdłuż boku

p

łetwala. Sherwood był przekonany, że Norweg oszalał. Wie-

dzia

ł, że Oaf widział niejednego, w czasach gdy był wielorybni-

kiem i lemmerem, po co wi

ęc ryzykować i zbliżać się do płetwala,

kiedy ten mo

że lada chwila zanurkować.

Bliski

śmierci — rzekł Oaf, jakby czytał myśli Sherwoo-

da.

Ogon uni

ósł się ponownie. Ospałym ruchem.

Sk

ąd wiesz?

Bo wyrzucony na brzeg.

Łamie go własna waga i nie

mo

że normalnie oddychać.

Chcesz powiedzie

ć, że jesteśmy na płytkich wodach?

spyta

ł z niedowierzaniem Sherwood.

Oaf wskaza

ł na wygięte cielsko wieloryba, przypominające

przewr

ócony statek. — Dużo go wystaje z wody. Na pewno

wyrzucony na brzeg.

Z nozdrzy zwierz

ęcia dmuchnęło powietrze. Sherwood

poczu

ł na twarzy ciepły, cuchnący podmuch. Odór był przeraża-

background image

j

ący. Niemal przyprawił go o mdłości.

Jak, do cholery, mo

żemy być na płytkiej wodzie?

Oaf wzruszy

ł ramionami — To ty jesteś naukowcem,

Sherwood.

— Wyszarpnął z uchwytu aluminiową rurkę pod-

trzymuj

ącą dach, obejrzał ją uważnie, po czym wygiął próbując

jej wytrzyma

łość.

Tratwa dryfowa

ła w pobliżu absurdalnie małego oka zwie-

rz

ęcia i oko to spoglądało bez zainteresowania na Sherwooda.

Oaf opar

ł się dla równowagi jedną ręką o bok płetwala,

w drugiej r

ęce trzymał aluminiową rurkę. Jednym szybkim

ruchem wbił w oko swój naprędce sklecony harpun. Po czym

umieściwszy dłoń na końcu rurki wsadził ją na całą długość,
pi

ęciu stóp, głęboko w ciało zwierzęcia.

Przez kilka sekund nie dzia

ło się nic — pewno płetwal już

i tak by

ł bliski śmierci. A potem wolno, z gracją ogon uniósł się

wysoko w mg

łę i zamiast plasnąć na powierzchnię wody,

delikatnie opad

ł, ledwie ją marszcząc.

Ju

ż martwy — oznajmił niepotrzebnie Oaf. Nie czekając

na odpowied

ź wskoczył na grzbiet wieloryba, wyciągnął nóż

i wbi

ł ostrze w grubą warstwę wielorybiego tłuszczu.

Sherwood obserwowa

ł go zafascynowany.

Czy my

ślisz, że zdołasz to wszystko zjeść, Oaf?

Przywi

ąż tratwę do harpuna — warknął Norweg.

Sherwood to zrobi

ł. — A co teraz?

Daj tu dziewczyn

ę, ale migiem.

Dlaczego, na mi

łość boską?

Oaf sobie nie przerywa

ł. Wepchnął rękę głęboko w wielkie

jak g

óra cielsko. — Zrób to.

Sherwood usi

łował jak najdelikatniej przyciągnąć bezwład-

ne cia

ło Julii do ścianki tratwy i unieść je w górę. Koc z niej

spad

ł, próbował go więc umieścić z powrotem na dawnym

miejscu.

Nie trzeba koca

— rzekł Oaf. Sięgnął w dół i zakrwawio-

n

ą ręką chwycił Julię pod pachę.

We dw

ójkę wciągnęli nagie, zlodowaciałe ciało na grzbiet

wieloryba.

background image

Potrzebuj

ę wioseł i kamizelki ratunkowej — oznajmił

Oaf wskazuj

ąc na tratwę.

Kiedy Sherwood mu je poda

ł, wziął wiosła i kamizelkę

i wyci

ągnął rękę. — Pomożesz mi — wyjaśnił.

Sherwood uchwyci

ł śliską od wielorybiej krwi rękę i został

wci

ągnięty na grzbiet płetwala obok Julii.

Norweg powr

ócił do wyrąbywanego przez siebie z martwego

cielska płata wielorybiego tłuszczu o powierzchni dwu stóp

kwadratowych. Sherwood obserwował zafascynowany szybkie
ruchy no

ża przecinającego tkankę. Oaf kiwnął na niego.

Trzymaj i ci

ągnij.

Sherwood pom

ógł oderwać gruby płat tłuszczu. Dolna

warstwa przyjemnie grza

ła zlodowaciałe palce. Zaczynał się

domy

ślać, co planuje jego towarzysz. Nóż wniknął głęboko,

uwalniaj

ąc mocny, obrzydliwy odór i kłęby pary, bo zimna mgła

miesza

ła się z ciepłym powietrzem buchającym z rany. Oaf

zrobi

ł długie nacięcie i rozwarł je za pomocą jednego z wioseł.

Sherwood post

ąpił tak samo używając drugiego. Przez szeroko

rozwarte naci

ęcie z wnętrza martwego płetwala wypłynęło

życiodajne ciepło.

Norweg wzi

ął głęboki oddech i trzymając nóż nad głową

zanurzy

ł się w cielsko wieloryba. Rozległ się donośny gulgot.

Oaf wysun

ął się tyłem z otworu. Górna połowa jego ciała

pokryta by

ła gorącą, gęstą krwią, która tryskała z przeciętej

arterii niczym z cysterny, nape

łniając ziejącą ranę.

Norweg otar

ł krew z oczu i wskazał na kamizelkę ratunko-

w

ą.

Żeby nie zsunęła się za głęboko. Przymocuj jej to wokół

cyck

ów.

Sherwood przywi

ązał Julii kamizelkę ratunkową wokół

klatki piersiowej i we dw

ójkę opuszczali ją nogami w dół w tę

gor

ącą, parującą krwawą kipiel, póki nie zanurzyła się w niej po

szyj

ę. Oaf wyjął wiosła, tak że brzegi nacięcia zacisnęły się

obejmuj

ąc mocno Julię.

Wiele lat temu

— powiedział Oaf, spłukawszy krew

z w

łosów lodowatą morską wodą — pewien człowiek próbuje

background image

i

ść po tłustym lodzie i się zapada. My go wyławiamy na pół

martwego jak tę dziewczynę. Zabijamy słonia morskiego,

rozcinamy brzuch i wsadzamy gościa do środka. — Uśmiechnął
si

ę. — Dwie godziny później on znowu chodzi, ale śmierdzi

potwornie ca

łe tygodnie.

Sherwood siad

ł na grzbiecie płetwala. Nie zdawał sobie do

tego momentu sprawy, jak jest wyczerpany.

Powiniene

ś prowadzić u Rosenthala kurs przeżycia

w trudnych warunkach, Oaf.

Ten w odpowiedzi splun

ął do morza. — Te ciamajdy nigdy

nie wy

ściubiły nosa z Londynu.

Sherwood obserwowa

ł twarz Julii. Była spokojna. — Czy

b

ędzie żyła?

Dowiemy si

ę za godzinę. Może później. Może wcześniej.

Okaza

ło się, że wcześniej.

Ku ich zachwytowi twarz jej zacz

ęła nabierać koloru po

trzydziestu minutach.

Pi

ęćdziesiąt minut po umieszczeniu jej w płetwalu, kiedy

nasilaj

ące się słońce rozpraszało mgłę, Sherwood uświadomił

sobie,

że Julia ma otwarte oczy. Przyglądała mu się z dziwnym

wyrazem zaciekawienia na twarzy. Kamizelka ratunkowa pod

brod

ą ograniczała jej widoczność, widziała jedynie niebo. Głos

Julii, kiedy si

ę odezwała, wydał mu się najsłodszą muzyką:

— Halo, panie Sherwood. Gdzie ja jestem?

Sherwood gapił się na nią. — Oaf! — wrzasnął. — Oaf!
Norweg wygramoli

ł się z tratwy na grzbiet wieloryba i ukląkł

przy dziewczynie. Poca

łował ją, obejmując potężnym ramie-

niem za g

łowę. Sherwood odwrócił się, pozwalając im na

rozmow

ę w. cztery oczy. Ciekaw był, jak Oaf powie Julii

o wielorybie. Zazdro

ść należała do uczuć, których nie zaznał

w

życiu. Wgramolił się z powrotem do tratwy. Oaf zdążył jeszcze

przedtem wyczy

ścić metalową rurkę, której używał jako harpu-

na. Sherwood w

łożył ją teraz do wody sondując głębokość.

Zanim lodowata woda si

ęgnęła mu do ramienia, koniec rurki

dotkn

ął dna morskiego. Zapomniał o zazdrości, gdyż nie

dawa

ła mu spokoju zagadka tak wielkiej płycizny w Basenie

Przylądkowym. Dno badane aluminiową rurką sprawiało wra-

background image

żenie skalistego, ale mimo to obracał rurkę w nadziei, że uda mu
si

ę wydobyć próbkę.

Z oddali dolecia

ł huk silnika. Oaf zaczął podskakiwać na

wielorybim grzbiecie i macha

ć jaskrawożółtymi wiosłami jak

flagami sygnalizacyjnymi.

Sherwood podni

ósł głowę. Mgła gwałtownie znikała. Na

bladym niebie ujrza

ł Waspa, śmigłowiec do zwalczania okrętów

podwodnych, ze znakami Kr

ólewskiej Marynarki Wojennej.

Wytraca

ł wysokość naprowadzany przez sygnały radiowe auto-

matycznej radiołatarni SARAH na tratwie ratunkowej.

Sherwood przypomniał sobie, żeby popatrzeć na koniec
rurki, kt

órą sondował dno morskie, kiedy śmigłowiec znajdował

si

ę w odległości dwustu jardów. Jego oddech topił dziwną,

szarobia

łą, proszkowatą substancję. Wlepił w nią wzrok. Upły-

n

ęło kilka sekund, zanim sobie uświadomił, co to takiego.

L

ód.

17

Prezenter wiadomo

ści ITN przybrał poważny wyraz twarzy,

odk

ładając słuchawkę telefonu.

Dowiedzieli

śmy się właśnie — powiedział do kamery

i pi

ętnastu milionów telewidzów w całym Zjednoczonym Króle-

stwie

— że śmigłowiec z brytyjskiej fregaty „Snów Tiger", która

pomaga marynarce Republiki Po

łudniowej Afryki w poszuki-

waniach i akcji ratunkowej, odnalaz

ł dzisiaj jeszcze trzech

rozbitk

ów.

Admira

ł Howe drzemał przed telewizorem. Głos prezentera

wiadomo

ści nie docierał do jego umysłu. Wyczerpał go długi

dzie

ń w jego biurze w Whitehall. W pokoju panował jak zwykle

nie

ład.

...tr

ójka ta: Julia Hammond, biolog morski z południo-

wego Londynu, Glyn Sherwood, geolog z Kingston nad Tami-

z

ą, i Oaf Johansen, norweski inżynier, wracali do Southampton

po trzech latach pracy w zespole badawczym Rosenthala na

Antarktydzie...

Na wzmiank

ę o Bazie Rosenthala admirał ocknął się nagle

i wys

łuchał z uwagą reszty słów prezentera. Wzmianki o Rosen-

background image

thalu w

środkach masowego przekazu zawsze wprawiały go

w zdenerwowanie.

Niezwykle wysoka

śmiertelność spowodowana jest wyją-

tkowo nisk

ą temperaturą wody. Oceanografowie z Republiki

Po

łudniowej Afryki przyznają, że zaskoczyła ich obecność lodu

w morzu i temperatura wody wynosz

ąca zaledwie jeden stopień

powy

żej zera...

Ostatnie zdanie oszo

łomiło starego wilka morskiego. To

niemo

żliwe, pomyślał. Nie po siedmiu miesiącach.

Potem przypomnia

ł sobie, jak dużo zniknęło lodu. Artre-

tyczna r

ęka mu drżała, kiedy wykręcał numer porucznika

Abbotta.

— A teraz pozostałe wiadomości...
Admira

ła nie interesowały jednak te pozostałe wiadomości.

18

George Fielding, zazwyczaj wyrozumia

ły emerytowany

prezes banku w Houston, zaczyna

ł odczuwać irytację z powo-

du uprzejmej indagacji, jakiej został poddany przez ofice-

ra marynarki wojennej Republiki Południowej Afryki w szpi-
talu okr

ętowym na krążowniku „Springbok" płynącym do

Simonstown.

Niech pan pos

łucha — powiedział Fielding. — Weźmy

to znowu od pocz

ątku. Wkrótce po północy udałem się na

pok

ład spacerowy zaczerpnąć powietrza. Był zamknięty dla

pasa

żerów, ale przeszedłem przez linę.

Czy nie by

ło zimno? „Orion" płynął z szybkością

trzydziestu siedmiu w

ęzłów.

Ch

łodno — odparł Fielding. — Nie zwracałem jednak na

to uwagi.

I ujrza

ł pan ten biały tor na wodzie trzydzieści minut po

p

ółnocy?

Tor torpedy

— poprawił Fielding.

Oficer marynarki westchn

ął.

Tu

ż przed rozerwaniem statku — dokończył Fielding.

- Prosz

ę pana — rzekł poważnym tonem oficer marynarki

chcia

łbym, żeby pan to sobie przemyślał. Jest pan absolutnie

background image

pewien,

że to, co pan widział, to był tor torpedy?

Tak

— odparł Fielding bez najmniejszego zawahania.

Ju

ż na wstępie oznajmił, że widział tor torpedy, a nie należał do

ludzi zmieniaj

ących zdanie. Może biały szlak, który pojawił się

na powierzchni na kilka sekund, by

ł trochę nieregularny, ale

czyta

ł gdzieś, że nowoczesne torpedy nie muszą podążać prosto

klucz

ą naprowadzając się na swój cel. Tygodnik „Time"

wydrukowa

ł o nich artykuł, co najzupełniej wystarczało Geor-

ge'owi Fieldingowi.

— Czy widział pan bańki powietrzne z tego... tego toru
torpedy?

Bankowiec popatrzy

ł na oficera marynarki ze zdumieniem.

Do diab

ła, nie. Od kiedy nowoczesne torpedy używają

spr

ężonego powietrza?

Teraz z kolei oficer wytrzeszczył oczy. Spoglądał zaskoczony

na Fieldinga.

Wiem, jak wygl

ądają tory kawitacyjne — oświadczył

z uporem Fielding.

— Byłem na starej „Nevadzie" w Pearl

Harbor.

Oficera ogarn

ęła rozpacz. Niezmiernie ważną rzeczą by-

ło przekonanie tego nie najmłodszego już biznesmena, że mo-

że się mylić. Za dwadzieścia godzin „Springbok" wpłynie

do portu. Simonstown roi

ło się od dziennikarzy z całego świa-

ta, kt

órzy palili się do robienia wywiadów z rozbitkami

z

„Oriona".

Panie Fielding, m u s i a

ł się pan pomylić. Dlaczego ktoś

mia

łby torpedować „Oriona"?

Widzia

łem błyszczkę — upierał się Fielding. — Jeśli

to nie torpeda eksplodowa

ła przy kadłubie „Oriona", to

dlaczego na powierzchni miota

ło się stado na wpół ogłuszo-

nych wieloryb

ów miażdżąc wszystkie łodzie ratunkowe prócz

naszej?

Kiedy godzin

ę później siedząc w mesie oficer pisał swój

meldunek, do pomieszczenia wszed

ł jego dowódca i opadł

zm

ęczony na fotel. Popatrzył przez salę na oficera.

Rozmawia

łem dopiero co z tym japońskim producentem

koszul. 'Był wtedy na lewym pokładzie spacerowym. Nigdy by

background image

pan nie uwierzył, jaką to wymyślił idiotyczną przyczynę zatopie-
nia statku.

M

ówi, że „Orion" został storpedowany, co? — zaryzy-

kowa

ł oficer.

Dow

ódca popatrzył na niego ze zdumieniem.

Pa

ński powiedział to samo?

Jego podw

ładny pokiwał głową ze smutkiem.

Cholera

— szepnął dowódca.

19

By

ł to pierwszy wypadek, kiedy oficer prasowy miał do

odczytania spoconym dziennikarzom, st

łoczonym w dusznej

sali konferencyjnej w Simonstown, pisemne o

świadczenie. Jak

dot

ąd, konferencje prasowe przypominały sesje, na których

zadawano liczne pytania i udzielano nieformalnych odpowiedzi.

Trzyma

ł w ręce kartkę papieru i czekał, aż umilknie

pstrykanie migawek aparat

ów fotograficznych. Nigdy przed-

tem o to si

ę nie troszczył. Kiedy zaczął mówić, słychać było tylko

cichy warkot kamer filmowych.

Dzisiaj o dziesi

ątej rano zdecydowano przedłużyć poszu-

kiwania i akcj

ę ratunkową o kolejne siedemdziesiąt dwie

godziny, to znaczy do tej samej pory w

środę. Liczba uratowa-

nych wci

ąż wynosi dwadzieścia trzy osoby. Dwadzieścia znajdu-

je si

ę na krążowniku „Springbok" i trzy na brytyjskiej fregacie

Sn

ów Tiger". Oba okręty dysponują znakomitym sprzętem

medycznym, tak wi

ęc uratowani mogą pozostać na ich pokła-

dzie a

ż do odwołania poszukiwań.

Z ust wszystkich dziennikarzy wyrwa

ł się głośny jęk.

Czy to znaczy,

że nie będziemy mogli zobaczyć ich przez

te trzy dni?

— dopytywał się jakiś Kanadyjczyk.

; Tak

— odpowiedział oficer prasowy.

A gdyby

śmy wynajęli śmigłowiec? Moglibyśmy wylądo-

wać na krążowniku albo na fregacie?

Oficer prasowy uśmiechnął się ze skromnością. — Przykro
mi, panie i panowie, ale podczas poszukiwa

ń urządzenia do

obs

ługi śmigłowców na obu okrętach są zarezerwowane całko-

wicie dla w

łasnych maszyn.

background image

Odpowied

ź była zbyt gładka. Dziennikarze zawsze robią się

podejrzliwi, gdy my

ślą, że uniemożliwia im się dostęp do jakiejś

sprawy.

Ralph Kroll z CBS News mia

ł pytanie:

Jakich poszukiwa

ń, panie Stevasson?

Oficer prasowy wygl

ądał na zdziwionego. — Nie rozumiem

pa

ńskiego pytania, panie Kroll.

Kamery skierowa

ły się w stronę Krolla.

Prosz

ę mi wybaczyć, panie Stevasson — rzekł przyszpila-

j

ąc swoją ofiarę Kroll, mający trzydziestoletnią praktykę w po-

st

ępowaniu z urzędnikami — ale odniosłem wrażenie, że nie są

to takie prawdziwe poszukiwania,

że wasze śmigłowce kierują

si

ę tylko na radiolatarnie łodzi ratunkowych.

Oficer prasowy si

ę zawahał. Myślał gorączkowo. — W mo-

rzu mog

ą być ludzie — oznajmił.

Kroll pokiwa

ł głową. — Nieżywi z powodu przechłodzenia,

jak tych siedemset trup

ów, które do tej pory znaleźliście?

Oficer prasowy u

śmiechnął się. — Istnieje jeszcze możli-

wo

ść, że gdzieś pływa łódź ratunkowa i osoby znajdujące się

w niej nie w

łączyły radiolatarni, bo nie wiedziały, co to takiego.

Oczywi

ście, że istnieje taka możliwość — przyznał Kroll.

Nawet je

śli instrukcje obsługi umieszczono na każdej z nich

w o

śmiu językach, w tym po chińsku i po japońsku.

Nie wolno nam ryzykowa

ć ludzkiego życia — oświad-

czy

ł ze spokojem oficer prasowy.

Kroll co

ś zapisał, a potem spojrzał na oficera prasowego

z wyrazem zak

łopotania.

Czy jest jaki

ś związek między zatonięciem „Oriona"

a przybyciem tu, do Simonstown, naczelnego dow

ódcy sił

sprzymierzonych NATO na Atlantyku?

W sali zapanowa

ło poruszenie. Dziennikarze patrzyli na

Krolla z wdzi

ęcznością.

: Nie mam informacji

— oznajmił oficer prasowy zerkając

na zegarek.

Niewinne niebieskie oczy Krolla otworzy

ły się szeroko.

Mo

że więc mógłbym pana oświecić, panie Stevasson.

background image

Jego Hustler stoi w bazie powietrznej Simonstown. Rozpozna-

łem znaki na ogonie. Gdziekolwiek leci ten Hustler, tam też leci

admira

ł Brandon Pearson. Może byłby pan tak dobry i powie-

dzia

ł nam, dlaczego tu jest, i wybawił wszystkie te panie i panów

od konieczno

ści przekazywania do kraju kupy spekulacji na ten

temat.

Odpowied

ź oficera prasowego zabarwiona była wrogością.

Nie mam informacji.

Senne niebieskie oczy nadal si

ę w niego wpatrywały. — I jak

przypuszczam, dotyczy to r

ównież wiadomości o moim koledze,

kt

órego samolot zaginął?

Przykro mi, nie mam informacji.

Na twarzy Krolla w dalszym ci

ągu gościł ten sam wyraz.

Czy zechcia

łby pan skomentować pogłoskę, że śmigłowiec

po

łudniowoafrykańskiej marynarki wojennej odnalazł na mo-

rzu wrak lekkiego samolotu i wydoby

ł zwłoki? Zwłoki trzymają-

ce kamer

ę filmową?

Nie mam informacji

— powtórzył z uporem oficer

prasowy.

Nikt w sali mu nie uwierzy

ł.

20

Przy balustradzie Pa

łacu Buckinghamskiego w sześciu rzę-

dach t

łoczyli się turyści, oglądając zmianę warty. Porucznik

Abbott przyspieszy

ł, wyprzedzając załadowany autobus. Admi-

ra

ł Howe siedział obok niego zatopiony w myślach, nie zwraca-

j

ąc niemal uwagi na podejmowane ze strony Abbotta próby

nawi

ązania konwersacji.

My

ślę wciąż o tym siedmiomiesięcznym okresie między

zagini

ęciem okrętu podwodnego a zatonięciem „Oriona" — po-

wiedzia

ł Abbott. — Nie rozumiem, jak w ogóle lód mógł

spowodowa

ć to zatonięcie. Nie wydaje się to po prostu możliwe.

S

łyszałeś tych ekspertów — mruknął Howe, wyrywając

si

ę z zamyślenia.

Ale oni si

ę nie angażowali, sir.

A czy kiedykolwiek si

ę angażują?

Umilkli obaj. Abbott skoncentrowa

ł się na prowadzeniu

background image

samochodu. Admira

ł Howe odezwał się pierwszy.

Na szcz

ęście ta trójka uratowanych z Rosenthala jest na

jednym z naszych okr

ętów.

Abbott obr

ócił głowę. — Jakie to ma znaczenie, na jakim są,

sir? Oni nie wiedzą o tej bazie.

— Nie, nie wiedzą niczego. Ale nie podoba mi się to, że
personel Rosenthala m

ógłby być narażony na sondaże prasowe

i na rozg

łos.

Przecie

ż nikt z uratowanych nie widział niczego niezwyk-

łego, sir.

— To jest tylko opinia Południowoafrykańczyków. Ta

trójka uratowanych to wykwalifikowani obserwatorzy, a jedna
z tych osób, dziewczyna, jest oceanografem. Nie chcę, by

70
JAMES FOLLETT

rozmawiali z prasą, na pewno zaś nie z takimi wścibskimi
dziennikarzami, jakich agencje pos

łały do Simonstown.

Jak wi

ęc, pana zdaniem, mamy ich powstrzymać, sir?

Potrzebujemy czasu na t

ę operację, James.

Ale jak mo

żemy ich powstrzymać przed rozmawianiem

z dziennikarzami?

— Abbott obstawał przy swoim.

Admira

ł Howe zastanawiał się przez chwilę. — Będziemy

musieli co

ś wymyślić, James.

21

Pearson i Hagan rozpoznali twarz martwego kamerzysty

CBS News natychmiast, gdy j

ą odsłonięto.

Tak, znam go

— rzekł Pearson. — Znam większość ich

z widzenia. Ale pan nie

ściągnąć mnie tu chyba po to, żebym

zidentyfikował zwłoki, panie Differing?

— Nie, panie admirale. — Minister obrony RPA czekał, aż
odejdzie lekarz z marynarki wojennej.

— Wie pan, ten gość

trzyma

ł swoją kamerę tak mocno, że lekarze, którzy badali

zw

łoki, musieli mu wyłamać dwa palce. Teraz wiemy dlaczego.

Film zniszczy

ła woda morska przedostawszy się do kasety, ale

ko

ńcowe cztery metry mogą pana przekonać, że warto było

przylecie

ć.

background image

Minister m

ówił szybko, wymawiał spółgłoski twardo, po

kapsztadzku. Odprowadzi

ł swoich gości do drzwi. — Pokazali

mi, jak u

żywać projektora w sali wykładowej.

O rety

— mruknął pod nosem Pearson w ciemnościach.

Mam identyczne uczucie

— rzekł Differing.

Na ekranie widnia

ła sowiecka Delta o 18 000 ton wypornoś-

ci. Obraz by

ł tak żywy, tak sugestywny, że Pearson niemal

s

łyszał huk rozbijanej fali, gdy potężny okręt podwodny pruł

z pogard

ą masywnym dziobem w kształcie pocisku wzburzone

żółte morze. Już sama jego fizyczna obecność ożywiała lodowa-

tym tchnieniem nadgryzione z

ębem czasu, na wpół zapomniane

terminy ukute w niespokojnych latach pi

ęćdziesiątych i sześć-

dziesi

ątych: śmierć totalna... nadzabijalność... strefa rażenia...

g

łówna strefa rażenia...

Najazd kamery na dw

óch mężczyzn na kiosku. Jeden

wycelowa

ł cylindryczne urządzenie w zbliżającą się kamerę.

— Sowiecki Grał, odpalany z ramienia przeciwlotniczy

pocisk rakietowy — powiedział Differing. — Niech pan patrzy
uwa

żnie.

Zobaczyli jasny b

łysk na kiosku okrętu podwodnego.

Differing zwolni

ł obroty projektora. Zmianie każdego kadru

towarzyszy

ła seria trzasków. Cienka jak ołówek, błyszcząca

rakieta pomkn

ęła ku kamerze. Ekran pociemniał.

Pearson przerwa

ł ciszę, która zapanowała, kiedy Differing

zapali

ł światła. — Dlaczego, do diaska, nie dał nurka, zanim

nadlecia

ł samolot? Oni mają urządzenia radarowe działające

poza horyzontem.

Proste

— rzekł Differing. — Przypuszczamy, że ciągnął

lin

ę holowniczą o długości kilku tysięcy metrów z przecinaczem

kabla telefonicznego na ko

ńcu.

Pearson zapali

ł cygaro. — I musieli użyć swojego najnow-

szego i najwi

ększego okrętu podwodnego?

Z pewno

ścią. Sześć mil liny holowniczej zabiera dużo

miejsca.

Szkoda,

że na tym kawałku filmu nie widać jego rufy

zauwa

żył sarkastycznie Pearson.

Differing u

śmiechnął się blado. — Może pan otrzymać

background image

orygina

ł tego filmu, panie admirale. Pańscy eksperci również

potwierdz

ą, że został zniszczony przez wodę morską. Jedyna

rzecz, jakiej nie potrafimy wyja

śnić, to ten niezwykły kolor

morza. Nie jest spowodowany z

łym wywołaniem, zachowaliśmy

ostro

żność.

Pearson zastanawia

ł się przez chwilę. — Czy rozmawialiście

ze wszystkimi uratowanymi z „Oriona"?

— Z wszystkimi prócz trzech naukowców powracających
z Antarktydy. Zabra

ła ich brytyjska fregata „Snów Tiger".

B

ędą w Simonstown jutro.

Chc

ę porozmawiać ze wszystkimi uratowanymi

z

„Oriona", zanim wyciągnę wnioski, jakie wyciągnął pan,

panie Differing.

Differing wygl

ądał na zasmuconego. — Opieramy się na

relacjach dwu wiarygodnych

świadków, panie admirale. Jeden

z nich to pa

ński rodak, który wie, co to znaczy być storpedowa-

nym. A uratowani, kt

órzy nie widzieli toru torpedy, opowiedzą

panu wszystko, co trzeba, o stadzie wieloryb

ów, które miotało

si

ę na powierzchni i roztrzaskiwało łodzie ratunkowe. Oczywis-

te jest,

że eksplozja nastąpiła na zewnątrz kadłuba „Oriona".

A ta lodowata woda, panie Differing? Ma pan odpo-

wiedni

ą teorię również na ten temat?

Minister obrony Republiki Po

łudniowej Afryki wzruszył

ramionami.

— Kaprysy natury, panie admirale.

Pearson rozkoszowa

ł się cygarem, troskliwie dobierając

s

łowa.

Zak

ładając, że to Sowieci zatopili „Oriona", czy zapytał

pan sam siebie, dlaczego mieliby zrobi

ć coś tak bezsensownego?

Pierwszego dnia ostatniej wojny zatopiono

„Athenię"

rzek

ł Differing. Milczał przez chwilę, zanim dodał beznamięt-

nym tonem:

— Jak się wydaje, to nowoczesny sposób rozpoczy-

nania ich w naszych czasach.


Rozdzia

ł trzeci

22

Po rozszyfrowaniu depesza, kt

órą wystukał wysokiej często-

background image

tliwo

ści dalekopis brytyjskiej fregaty, brzmiała następująco:

ACQ LONDYN DO DOW

ÓDCY LEYSDOWNA,

SN

ÓW TIGER. GRATULUJEMY URATOWANIA PER-

SONELU ROSENTHALA. WAŻNE ŻEBY NIE MIELI

KONTAKTU Z PRASĄ LUB OSOBAMI POSTRONNY-
MI. NIE WRACA

Ć DO SIMONSTOWN. POR. JAMES

ABBOTT W DRODZE DO WAS Z INFORMACJ

Ą. POZO-

STA

Ć NA POSTERUNKU.

23

L

ód? — wykrzyknęła Julia. Roześmiałaby się, gdyby nie

to, że Sherwood mówił serio. — Jesteś pewien?

— Wiem, jak wygląda lód — odparł.

Nawet w rurce do podtrzymywania dachu?

Sherwoodowi nie chcia

ło się odpowiadać. Julia nie miała mu

tego za z

łe. Jako naukowiec nie wypowiadałby się, gdyby nie był

pewien fakt

ów. Patrzyła w zadumie na kilwater pieniący się spod

rufy fregaty, bacznie studiuj

ąc jej tańczący cień na wzburzonej

powierzchni. Przeprosi

ła Sherwooda, ale ten szybko ją zbył.

To ja chc

ę cię przeprosić — powiedział.

Za co?

Za to,

że puściłem cię do wody. To była dziecinada

z mojej strony,

że nie pozwoliłem ci spróbować zejść po tej linie.

Julia roze

śmiała się, żeby zmniejszyć jego zażenowanie.

Zapomnij o tym. Ju

ż przedtem puszczali mnie mężczyźni. Nie

s

ądzę, żeby przydarzyło mi się to po raz ostatni. A zresztą nie

dozna

łam żadnego trwałego uszkodzenia. W gruncie rzeczy

lekarz okr

ętowy powiedział mi wątpliwy komplement stwier-

dzaj

ąc, że jestem silna jak koń.

Sherwood si

ę roześmiał. — Ale jaki koń!

Julia jakby go nie s

łuchała. Zmrużyła oczy, żeby popatrzeć

na s

łońce. — Czy mówiłeś komuś jeszcze o tym lodzie?

spyta

ła.

Nie.

Zwr

óciła znowu uwagę na Sherwooda. — Dlaczego nie?

Nie s

ądziłem, żeby ktokolwiek mi uwierzył.

To dlaczego powiedzia

łeś mnie?

background image

My

ślałem, że ty może potrafisz zaproponować jakieś

wyja

śnienie. Bo mnie nie udaje się nic wymyślić.

Julia zastanawia

ła się przez kilka sekund, po czym spojrzała

znowu na s

łońce. — J e ś 1 i to był lód, to bez sensu. Choć może

to l

ód z „Oriona"? Poczekaj chwilę... a te twoje próbki lodowe

umieszczone w

ładowni chłodzonej liniowca? Było tego lodu

kilka ton, prawda?

Tak, ale...

Masz odpowied

ź: pewno wraz z tratwą ratunkową

dryfowa

ł jakiś zatopiony kawałek „Oriona" z twoimi próbka-

mi, a ty wbi

łeś rurkę do podtrzymywania dachu tratwy w jedną

z nich. Proste. Podzi

ękuj mi.

Przypuszczam,

że to możliwe wyjaśnienie — przyznał

Sherwood.

Powiniene

ś być mi wdzięczny za rozproszenie twoich

obaw

— powiedziała z uśmiechem Julia.

Tylko

że to nie wyjaśnia niezwykłego koloru morza ani

jego temperatury bliskiej zera.

Dam ci prawdziw

ą zagadkę do rozwiązania — rzekła Julia.

Powiedz mi, dlaczego ten niedobitek naszej znamienitej kiedy

ś

marynarki wojennej co trzydzie

ści minut przekręca się o kilka

stopni w lewo, tak

że płyniemy dokonując wielkiego okrążenia.

Zaintrygowany Sherwood popatrzy

ł na słońce.

By

ło na niewłaściwym miejscu.

24

NORAD (P

ółnocnoamerykańskie Dowództwo Obrony Po-

wietrznej)

Wsp

ólna amerykańsko-kanadyjska organizacja obrony kon-

tynentu p

ółnocnoamerykańskiego przed niespodziewanym ata-

kiem od strony rejon

ów polarnych.

Admira

ł Brandon Pearson był wściekły. Kapitan Hagan

znalaz

ł się pod ręką i można było wylać na niego gniew. To rzecz

doprawdy nies

łychana, żeby państwo należące do NATO

odwo

łało się do klauzuli „pilnego interesu narodowego", by

wycofać statek bez wcześniejszego uprzedzenia.

— Żadnych wyjaśnień? — warknął.

background image

Nic, sir.

M

ówił pan Northwoodowi, że chcę porozmawiać z tymi

trzema uratowanymi, kt

órych zabrali na fregatę „Snów Tiger"?

Tak, sir. Powiedzieli,

że bardzo im przykro, ale „Snów

Tiger" w tym momencie nie mo

że powrócić do Afryki Południo-

wej.

Pearson chrz

ąknął. — Kłopoty ze strony tej ich cholernej

lewicy, jak przypuszczam. Okej. Prosz

ę mi załatwić śmigłowiec.

Udam si

ę tam osobiście.

Hagan si

ę wahał. — Zanim pan to zrobi, sir, myślę, że

powinien pan zobaczy

ć tę wiadomość z „Johnsona". — Wyciąg-

n

ął płowożółtą kopertę z depeszą. „Transportowiec zameldował,

że przestało funkcjonować dziesięć zakotwiczonych na dnie pław

radiohydroakustycznych zagrody na po

łudniowym Atlantyku.

Oni sugeruj

ą, żeby wypełnić luk jednym z detektorów 707 do

wykrywania anomalii magnetycznych, nale

żących do NORA-

DU, zanim mo

żna będzie zainstalować na miejscu nowe pławy".

Pearson obr

ócił się szybko, na jego twarzy malowało się

zaskoczenie.

Dziesi

ęć pław?

Hagan twierdz

ąco pokiwał głową. — Tak właśnie myślałem.

By

ć może sowiecki okręt podwodny nie tylko przecinał kable

telefoniczne.

Pearson my

ślał gorączkowo. Sowieci najwyraźniej coś szy-

kowali. Co

ś wielkiego. Coś, co przyprawiało go o ciarki.

Dziesi

ęć pław! Oznacza to, że w zaporze jest luka, przez którą

mo

że przepłynąć nie wykryta cała sowiecka marynarka wojen-

na. Przyst

ąpił do wydawania rozkazów.

Udaj

ę się natychmiast na „Johnsona". Niech im pan

powie,

żeby ich stanowisko dowodzenia sił uderzeniowych

zosta

ło postawione do mego przybycia w stan gotowości

bojowej, a satelitarne bezpieczne

łącza konferencyjne do Waszy-

ngtonu, Norfolk, Mons i Northwood sprawdzono i oczyszczo-

no z zak

łóceń do natychmiastowego operacyjnego użycia.

Zarz

ądzam też gotowość AQ dla wszystkich SSBN-ów. Następ-

nie poleci pan, kapitanie Hagen, na fregat

ę „Snów Tiger"

background image

i pogada z tymi trzema uratowanymi. Wie pan, o jaki rodzaj

pyta

ń mi chodzi. To wszystko.

Hagan zosta

ł odprawiony. Zasalutował i wyszedł.

Znalaz

łszy się za drzwiami gabinetu porządkował kłębiące

si

ę w głowie myśli. Sondując główne stanowiska pod swoim

dow

ództwem admirał zarządzał alarm.

Alarm najni

ższego stopnia, być może nie potwierdzony.

Lecz mimo wszystko alarm.

25

CICHY BIEG

Stan na zanurzonym okr

ęcie podwodnym, w którym hałas

silnik

ów i ruchy załogi zredukowane zostają do minimum, żeby

unikn

ąć wykrycia przez pasywny sonar.

Podorny" szed

ł na ślepo na głębokości trzystu metrów, gdy

zderzy

ł się z lodowym masywem podwodnym.

Bez

żadnego ostrzeżenia; przedni skanerowy sonar wyłączo-

no,

żeby zredukować hałas. Załoga nie mająca wachty, której'

surowo zakazano poruszania si

ę, oglądała film w przednim

przedziale rakietowym, s

łuchając dźwięku przez słuchawki.

Zgin

ęli natychmiast — zmiażdżeni przez kataklizmiczne

wdarcie si

ę Atlantyku, gdy nie dający się powstrzymać impet

18 000 ton

„Podornego" sprawił, że okręt podwodny rozwarł się

jak samootwieralna puszka sardynek.

W momencie zderzenia kapitan trzeciej rangi Igor Liczin-

ski podawa

ł do Sewastopola pozycję „Podornego" za pośred-

nictwem wleczonej na powierzchni anteny. Nag

łe przyspiesze-

nie ujemne rzuci

ło go na grodź przedziału łączności. A po-

tem run

ęły na niego niezliczone tony wody, pozbawiając je-

go p

łuca powietrza i ciało życia jednym miażdżącym uderze-

niem, kt

óre zniszczyło cały okręt podwodny w niecałe trzy

sekundy.

Zgniecione w harmonijk

ę resztki „Podornego" długo unosi-

ły się na morzu, w ciszy uderzając w masyw, który do reszty je

zniszczy

ł. Potem, niezwykle ostrożnie, zaczęły się zsuwać po

stoku podwodnego masywu, rozpoczynając pierwszy etap swo-

jej trzymilowej ostatniej drogi na niezwykle głębokie dno

background image

Basenu Angolskiego na po

łudniowym Atlantyku.

Na powierzchni

ę wypłynęły tysiące rozmaitej wielkości

kamieni nagrobnych o nieregularnych kszta

łtach, znacząc mo-

gi

łę „Podornego". Obracały się i potrącały, rozkołysane na

d

ługiej łagodnej fali.

Nast

ępnie zaczęły topnieć.

By

ł to lód.

26

Brytyjska fregata

„Snów Tiger" dokonała kolejnej, niemal

niedostrzegalnej zmiany kursu, gdy Julia usiad

ła na wolnym

krze

śle między Oafem i Sherwoodem. Oaf spał mocno i chrapał.

Przyjemnie grza

ło popołudniowe słońce. Sherwood spojrzał

pytaj

ąco na Julię moszczącą się wygodnie.

Widzia

łaś się z kapitanem? — spytał.

Tak. Powiedzia

ł, że poszukują tratwy ratunkowej z „O-

riona", kt

órą widział w tym rejonie pasażerski samolot Połud-

niowoafryka

ńskich Linii Lotniczych. Spytałam go, dlaczego

nikt z ludzi na wachcie nie u

żywa lornetki, a on mi na to odparł,

że ich radar jest bardziej czuły. Nie wie, kiedy zawiniemy do

Simonstown.

Sherwood zerkn

ął na opustoszały pokład śmigłowcowy

fregaty.

— Czy Wasp właśnie to robi, poleciał na poszukiwa-

nie?

Julia wzruszy

ła ramionami. — Skąd mam wiedzieć?

To dziwne.

Co?

Śmigłowiec poleciał rano, co najmniej przed dwunasto-

ma godzinami. A ponieważ może latać dwie i pół godziny, to

musiał gdzieś wylądować. Dlaczego nas nie zabrał?
Julia os

łoniła oczy i patrzyła na widnokrąg. — O wilku

mowa...

— mruknęła.

Na niebieskim tle dostrzegli dalek

ą, czarną, powiększającą

si

ę kropkę.

— Wiem, co spowodowało tę twoją żółtość morza — rzuci-

ła od niechcenia Julia.

Co?

background image

Ma

łżoraczki.

Dlaczego nie przysz

ły mi do głowy? Co to takiego?

Kropka przybiera

ła niezgrabny kształt śmigłowca.

To mikroskopijne skorupiaki

żyjące na głębokości od

dwóch do trzech tysięcy metrów. Nagła zmiana temperatury

zabija je i wtedy niezliczone ich miliony wypływają na powierz-
chni

ę zmieniając kolor morza na mętnie żółty. Pamiętam, że

czyta

łam o krótkotrwałej sensacji prasowej, gdy liniowiec

pasa

żerski „Corinthic" płynął przez kilka dni przez morze

miodu. To na pewno by

ły małżoraczki.

Śmigłowiec zbliżał się do fregaty od tyłu.

Jaka zmiana temperatury?

— dopytywał się Sherwood.

Podwy

ższenie czy obniżenie?

Ka

żda. — Musiała podnieść głos, żeby przekrzyczeć

warkot

śmigłowca.

Oaf poruszy

ł się przez sen, ale, o dziwo, się nie obudził.

Sherwood zbyt by

ł zajęty, żeby zwracać uwagę na lądujący

na pomo

ście śmigłowiec.

My

ślał o lodzie.

27

Od: Ministra Obrony Narodowej, Przewodnicz

ącego Rady

Wojskowej.

Do: wszystkich pierwszych zast

ępców i wiceministrów obro-

ny narodowej.

Sprawa: Zagini

ęcie okrętu podwodnego „Podorny".

Nale

ży wysłać instrukcje do admirała Turgieniewa, dowód-

cy Floty Czarnomorskiej,

że uratowanie „Podornego" jest

absolutnie niezb

ędne niezależnie od kosztów i niewątp-

liwych trudno

ści. Nie może się powtórzyć przypadek Glomar

Explorer*, do kt

órego doszło, gdy Howard Hughes i jego

s

ługusi z CIA ukradli jeden z naszych okrętów podwodnych.

Flota Czarnomorska ma dostateczn

ą liczbę oceanicznych jed-

nostek ratowniczych i niezbędnych jednostek nawodnych przy-

stosowanych do warunków wzburzonego morza, żeby zapewnić
znacz

ącą morską obecność marynarki w rejonie, w którym

zaton

ął „Podorny". Taka obecność będzie nieodzowna, żeby

background image

powstrzyma

ć nadmierne wścibstwo kontrolowanych przez

Amerykan

ów sił NATO, które traktują Atlantyk jak własny

obszar.

Gdy tylko jednostki ratownicze zajm

ą odpowiednią pozycję,

Amerykanie domy

śla się natychmiast, co się stało, i będą szukać

sposobno

ści, żeby wyratować okręt podwodny na własną rękę.

Z tego powodu jednostki ratownicze musz

ą mieć zapewnioną

sta

łą ochronę i pomoc logistyczną.

Admira

łowi Turgieniewowi należy zapewnić wszystkie niezbęd-

ne

środki do przeprowadzenia akcji ratowania „Podornego",

w

łącznie z prawem wysłania naszych nowych krążowników do

zwalczania okrętów podwodnych klasy Kijów do pomocy

w zapewnieniu osłony lotniczej.
Admira

ł Turgieniew odetchnął z ulgą przeczytawszy te

instrukcje

— nie wysuwano pod jego adresem pretensji za użycie

okr

ętu podwodnego Delta. Na szczęście zadbał o jak najszersze

* Projekt Jennifer — wydobycie przez CIA w czerwcu 1974 roku
sowieckie-

go okrętu podwodnego klasy Golf, który zatonął na Pacyfiku.
rozpowszechnienie swojej notatki s

łużbowej do generała Zadki-

na, w kt

órej ubolewał nad wysłaniem Delty na nie znane wody

południowego Atlantyku.

Jak dobrze pójdzie, gwiazda generała Zadkina powinna
teraz zacz

ąć blednąc w Moskwie.

28

Porucznik Abbott mia

ł na sobie cywilne ubranie i od chwili

gdy przed godzin

ą wylądował na fregacie „Snów Tiger", z jego

ust nie schodzi

ł przepraszający uśmiech. Sam się dziwił własnej

operatywno

ści. Przedstawił się Julii, Sherwoodowi i Oafowi jako

nowy przedstawiciel Fundacji Rosenthala do spraw instytucji

naukowych i szybko wyja

śnił cel swojej wizyty. Zgodnie z oczeki-

waniami troje uratowanych nastawionych było sceptycznie.

I — Pan chce, żebyśmy wrócili na Antarktydę? —
powtórzyła
za nim Julia.

Zgadza si

ę — rzekł Abbott, uśmiechając się mile do

background image

ka

żdego z tej trójki po kolei. — Lecz tylko na rok. Póki wasi

nast

ępcy nie zapoznają się z pracą. Przeraziłem się odkrywszy,

jak s

ą niedoświadczeni. Jakiś urzędas kompletnie zabałaganił

spraw

ę. Nie wynajęto nawet inżyniera na miejsce pana Johanse-

na.

— Uśmiechnął się do Oafa. — W każdym razie nie inżyniera

(z pa

ńskim doświadczeniem pracy w warunkach polarnych,

panie Johansen.

Oaf chrząknął.

Byliby

śmy więc w najwyższym stopni wdzięczni, gdybyś-

cie pa

ństwo wrócili samolotem zaopatrzeniowym, który będzie

uzupe

łniać paliwo na Azorach. Marynarka wojenna zgodziła się

tam was z

„Ark Royal" odesłać.

Kiedy?

— spytał Sherwood. Jego głos nie zdradzał

podniecenia perspektyw

ą powrotu na Antarktydę.

Teraz

— rzekł Abbott z miłym przyjacielskim uśmie-

chem.

— Naturalnie podniesiemy wam płace. O trzydzieści

procent, zgoda? Na waszych kontach uzbiera si

ę całkiem

przyzwoita suma, gdy powr

ócicie państwo do Anglii.

Nie s

ądzę, żebym znowu kiedyś ujrzała jakiś sklep

stwierdzi

ła Julia ze smutkiem.

Śmigłowiec kapitana Rolfa Hagana wylądował na fregacie

Sn

ów Tiger" późnym popołudniem. Powiedziano mu, że troje

uratowanych z

„Oriona" udało się na „Ark Royal". Powiedzia-

no mu r

ównież, że jego śmigłowiec nie może zostać zatankowa-

ny, bo pompa dostarczaj

ąca paliwo na pomost się zepsuła,

a naprawy mo

żna będzie dokonać nie wcześniej niż następnego

dnia.

Okej

— rzekł Hagan pierwszemu oficerowi. — Może by

pan go zatankowa

ł używając kanistrów. Muszę polecieć na

Ark Royal", a potem wr

ócić na „Johnsona".

Pierwszy oficer t

łumaczył się gęsto. — Strasznie mi przykro,

stary, ale kapitan to okropny służbista, jeśli chodzi o przepisy

dotyczące zaopatrywania w paliwo na tym pokładzie. — Przy-
bra

ł pocieszający ton. — Przesyła jednak pozdrowienia i zapew-

nia,

że będzie zachwycony, jeśli zechce pan dziś wieczorem być

naszym honorowym go

ściem. W przeciwieństwie do okrętów

background image

amerykańskich znajdzie pan tu szeroki wybór znakomitych

napojów odświeżających.
Propozycja ta przem

ówiła do irlandzkich instynktów Hagana.

Wyja

śnimy sytuację „Johnsonowi" — podsumował

spraw

ę z olśniewającym uśmiechem oficer brytyjski.

Haganowi nie pozosta

ło nic innego niż przyjąć propozycję.

29

Prezydent Stan

ów Zjednoczonych słuchał z ponurym wyra-

zem twarzy i w milczeniu, gdy sekretarz obrony przedstawia

ł

list

ę kolejnych sowieckich prowokacji, podczas gdy jego dorad-

cy siedz

ący po obu stronach stołu notowali.

Punkt jeden, pewny

— powiedział sekretarz obrony.

Sowieci przesuwaj

ą flotyllę Delt II SSBN na Atlantyk.

Sekretarz obrony przerwa

ł, żeby wyczyścić sobie okulary

w z

łotej oprawce. — Nawiasem mówiąc, panie prezydencie, te

SSBN to obecnie osiemdziesiąt pięć procent wszystkich pocis-

ków balistycznych umieszczonych na okrętach podwodnych na
morzach.

Nikt tego nie skomentowa

ł. Sekretarz obrony powrócił do

swojej listy.

Punkt drugi, pewny. Zabili obywatela ameryka

ńskiego,

operatora filmowego CBS, pociskiem rakietowym klasy woda-

-powietrze. Punkt trzeci, prawdopodobny. Zatopili amerykańs-
ko-brytyjski statek pasa

żerski „Orion". Punkt czwarty, pewny.

Zniszczyli znaczn

ą część zagrody pław hydroakustycznych na

południowym Atlantyku. Punkt piąty, pewny. Przerwali trans-

atlantycki kabel telefoniczny między Stanami Zjednoczonymi
a Republik

ą Południowej Afryki. I jak właśnie usłyszeliśmy,

zosta

ły przecięte jeszcze cztery kolejne kable telefoniczne i tele-

graficzne

łączące nas z kontynentem afrykańskim. Wreszcie,

punkt sz

ósty, pewny. Sowieci pracują dzień i noc doprowadza-

j

ąc całą swoją Czarnomorską Flotę i flotę pomocniczo-zaopat-

rzeniow

ą do stanu gotowości bojowej.

Łącznie z ich nowymi lotniskowcami klasy Kijów — do-

da

ł prezydent.

Tak, panie prezydencie.

background image

Nikt si

ę nie odezwał. Wszyscy wypowiedzieli swoje kwestie.

Teraz nadesz

ła chwila, kiedy prezydent miał podjąć decyzję.

Admira

ł Pearson będzie w Waszyngtonie w ciągu godzi-

ny

— oznajmił prezydent. — Zgadzamy się wszyscy z profeso-

rem Gallandem,

że admirał jest najodpowiedniejszym człowie-

kiem do tego zadania?

Rozleg

ł się szmer aprobaty.

Prezydent zastanawia

ł się przez chwilę, zanim ponownie

zabra

ł głos.

Znakomicie, panowie. Przyjmujemy sugesti

ę profesora,

żeby dać Sowietom szansę wycofania się bez utraty twarzy. Nie

będziemy wydawać dramatycznych oświadczeń dla prasy ani
wyst

ępować przed narodem. Módlmy się do wszechmocnego

Boga,

żeby Sowieci wykorzystali szansę, jaką im dajemy. Jeśli

tego nie zrobi

ą i będą wciąż prowadzić swoje dotychczasowe

bezsensowne dzia

łania, to przekonają się, że w efekcie ekstrema-

lnej i uporczywej prowokacji nadejdzie nieuchronnie moment,

kiedy zostaniemy sprowokowani.

30

Na Antarktydzie by

ła wiosna.

Sherwood siedzia

ł w tyle nie izolowanej dźwiękowo kabiny

towarowej nale

żącego do RAF-u Herkulesa i spoglądał w dół na

spi

ętrzone zwały i nawarstwiony pak lodowy nie kończącego się

morza Weddella. Julia i Oaf grali w karty. Niewiele wi

ęcej

mo

żna było robić podczas długiego lotu z Ziemi Grahama.

Niskie powracaj

ące słońce rzucało długie zniekształcone

cienie na pomarszczone pole lodowe, kt

óre nigdy się nie topiło.

W powietrzu wolnym od zanieczyszcze

ń i tak czystym niepodo-

bna by

ło ocenić, czy dalekie klify lodowe wynurzające się

z morza przed Herkulesem oddalone s

ą o pięć mil, czy

pi

ęćdziesiąt.

Pi

ękne, co?

Sherwood zaskoczony podni

ósł głowę. Julia siedziała na-

przeciwko niego na siedzeniu.

Cieszysz si

ę z powrotu? — spytała.

Nie wiem. Chyba tak.

background image

Czy twoja

żona nie będzie temu przeciwna? Że będziesz

daleko przez nast

ępny rok?

Nie.

Ja bym by

ła... pewno bym się z tobą rozwiodła.

Ona to zrobi

ła.

Zamilkli i wygl

ądali przez okno. Herkules zbliżył się do

rosn

ących w oczach lodowych klifów i kierował się na ukos

przez rozleg

łą zatokę. Nagie krawędzie klifów chwytały północ-

ne s

łońce i rysowały się ostro jak brzytwy na tle zimnego

niebieskiego nieba. Bezpo

średnio poniżej samolotu dryfujący

l

ód się rozpadał — na porowaciejące regularne płyty, jakby

wysuszony szlam w wyschni

ętym korycie rzecznym.

Topniej

ący lód — orzekła Julia. — Powiedziałabym, że

ciut za wczesna pora roku jak na rozdrabnianie si

ę paku

lodowego.

Sherwood zaskoczony m

ógł tylko pokiwać głową, gdy

patrzy

ł w dół na zamarznięte morze.

Do

łączył do nich Oaf. — Co o tym sądzisz, hę, Sherwood?

Pole topnieje wcze

śnie.

Mo

że to jakiś ciepły prąd? — powiedział Sherwood.

Julia by

ła sceptyczna. — Trudno byłoby w to uwierzyć.

Przepraszam na chwil

ę. — Sherwood wstał i ruszył

w

ąskim przejściem między skrzyniami dostaw przeznaczonych

dla Bazy Rosenthala. Otworzy

ł drzwi prowadzące na pokład

za

łogi.

Major Merrick, kapitan Herkulesa, obr

ócił się na siedzeniu

i weso

ło zaprosił Sherwooda do „biura na przodzie". Powietrze

by

ło tu gęste — chyba cała załoga ćmiła cuchnące fajki.

— Za trzydzieści minut zacznie się wierzchołek wytracania

wysokości, jeśli interesuje pana meldunek o postępach — powie-
dzia

ł Merrick, wydmuchując kłąb dymu. Skinął głową w stronę

drugiego pilota.

— Paddy latał do Bazy Rosenthala. Mówią, że

pas do l

ądowania jest w dobrym stanie, powinniśmy więc

zno

śnie wylądować... tym razem bez poślizgu niemalże na

biegun po

łudniowy.

Sherwood si

ę roześmiał. — Przyszedłem prosić o małą

przys

ługę. Lecimy nad dużą zatoką. Nie wie pan, majorze, czy

background image

widnieje ona na waszych mapach?

Nasze mapy zrobiono dla kapitana Scotta

— odparł

kr

ótko Merrick. — Są właściwie do kitu. Nie potrzebujemy ich.

Mik

ę posługuje się aparaturą do automatycznej nawigacji.

Doprawdy r

ównie dobra. On zresztą nie potrafiłby odczytać

mapy, nawet gdyby mia

ło mu to uratować życie.

Mik

ę zajęty był sprawdzaniem jakiegoś przyrządu i nie dał

si

ę wciągnąć w rozmowę.

Czy m

ógłby mi pan zrobić radarową mapę tej zatoki?

Niespecjalnie dok

ładną, wystarczy mi zarys linii brzegowej.

Nie ma sprawy

— rzekł Mikę przekręcając przełączniki

pod ekranem radarowym na konsoli nawigatora.

Iskrzące się klify, które Sherwood widział przed samolotem,
na ekranie radaru pojawi

ły się jako jarząca się nieregularna

linia.

Średni zasięg powinien sprawę załatwić — rzufił Mikę.

Pokręcił gałką i na ekranie pojawiła się cała zatoka.

Wystarczyło po prostu położyć kawałek cienkiego papieru na
monitorze i przerysowa

ć ołówkiem linię brzegową.

Prosz

ę — powiedział Mikę wręczając kartkę papieru

Sherwoodowi.

— Mapa zatoki. Ma z grubsza sto osiemdziesiąt

mil w poprzek i dziewi

ęćdziesiąt mil w głąb. Czy nowoczesna

technika nie jest rzecz

ą wspaniałą?

Sherwood podzi

ękował nawigatorowi i zgodził się z nim, że

rzeczywi

ście jest nadzwyczajna.

Merrick wskaza

ł trzonkiem swojej fajki w dół w kierunku

przybliżających się klifów. — Coś dziwnego tam na dole.

Mnóstwo śladów od ratraków. Większy tu chyba ruch niż
w Hyde Park Corner.

Sherwood spojrza

ł w kierunku wskazanym przez Merricka.

P

łaskowyż wzdłuż wierzchołków klifów poznaczony był równo-

ległymi śladami jodełek pozostawionymi przez ostrogi przeciw-

ślizgowe gąsienic ratraków.

To dziwne

— rzekł Sherwood. — Nigdy nie dawano nam

tyle paliwa,

żeby dojechać do nabrzeża. Brill miał surowe

zasady.

Niech pan nie ma do niego pretensji

— zauważył Merrick

background image

wyklepuj

ąc swoją fajkę. — Przykro mi, stary, ale muszę pana

teraz wyrzuci

ć. Za kilka minut wytracamy wysokość.

Sherwood podzi

ękował majorowi i opuścił pokład załogi.

Zamkn

ął za sobą drzwi i zaczął studiować mapę zatoki. Zatoka

mia

ła kształt trójkąta... sto osiemdziesiąt mil na dziewięćdzie-

si

ąt... osiem tysięcy mil kwadratowych topiącego się paku

lodowego, kt

óry nie miał prawa się topić. Hipoteza, którą

spycha

ł do najgłębszego zakamarka mózgu od chwili katastrofy

Oriona", bo tak wydawa

ła mu się szalona i nie przemyślana,

znowu zacz

ęła mu się uporczywie nasuwać. Sherwood zły był

sam na siebie,

że w ogóle ją rozważa. Tego rodzaju teoria mogła

narazi

ć go na kpiny i utratę dobrej reputacji.

A jednak w spos

ób zbyt przerażający, by mógł rozmyślać

o niej bez

ściskania w dołku, była to jedna z tych nieprawdopo-

dobnych teorii, kt

óre pasują do równie nieprawdopodobnych

fakt

ów.

31

Spotkali si

ę tylko we dwójkę na dyskretnym lunchu w Pasiastej

Sali hotelu Mayflower w Waszyngtonie. Zjedli trzy dania, wspomi-

naj

ąc po rosyjsku wojenne przeżycia. Jedzenie też im smakowało.

Kiedy podano kaw

ę, admirał Pearson poczęstował swego

go

ścia cygarem i spytał: — Jak ci się podoba Waszyngton, Max?

Tamten wyczu

ł, że gospodarz przejdzie wkrótce do meritum.

Annie si

ę podoba — odparł ostrożnie.

Admira

ł Pearson pociągnął dym z cygara, zastanawiając się

nad jego s

łowami. — Czy zdziwiłoby cię, Max, gdybym ci

powiedzia

ł, że do tego spotkania doszło na prośbę prezydenta?

Twarz urz

ędnika sowieckiego pozostała obojętna. — Może

przyzna

ł.

Pearson u

śmiechnął się przy tym niedomówieniu. — Chciał-

bym pogada

ć z tobą o rozbudowie Floty Czarnomorskiej

w Sewastopolu, Max. Nie przypuszczam,

żebyś coś o tym

wiedzia

ł, więc to ja będę mówił.

Zaczekaj chwil

ę — przerwał Rosjanin, a z jego głosu

znikn

ął przyjazny ton. —r Na to, by zjeść z tobą lunch, musiałem

dosta

ć od ambasadora pozwolenie.

background image

Oczywi

ście — powiedział Pearson.

Polecono mi nie dyskutowa

ć o kwestiach politycznych

i bie

żących sprawach wojskowych.

Nie musisz dyskutowa

ć — zauważył Pearson. — Co

m

ówił twój ambasador o słuchaniu?

Rosjanin wzruszy

ł ramionami.

Pearson zamiesza

ł swoją kawę. — To nieformalne spotka-

nie, Max, wi

ęc możemy nieformalnie wymieniać opinie.

Max u

śmiechnął się i potrząsnął głową — Masz na myśli

w rzeczywisto

ści to, Brandon, że Stany Zjednoczone mogą

przedstawi

ć własne opinie bez konieczności oznajmiania ich

publicznie. Zgadza si

ę?

Pearson przeszed

ł bezpośrednio do meritum sprawy. — Ma-

my dowody,

że liniowiec pasażerski „Orion" został zatopiony

przez sowiecki okr

ęt podwodny.

Rosjanin omal się nie udławił. Patrzył przez kilka sekund na

admirała, po czym się roześmiał. — Nic dziwnego, że nie chcecie
oznajmia

ć tego publicznie, jeżeli rzucacie tego rodzaju oskarże-

nia.

Ponadto

— kontynuował Pearson — dysponujemy

niezbitym dowodem,

że jeden z waszych SSBN-ów zestrzelił na

po

łudniowym Atlantyku lekki samolot i zabił obywatela amery-

ka

ńskiego -^ Pearson sięgnął do kieszeni i podsunął przez stół

paczuszk

ę. — Możesz to zatrzymać, Max. To film z tego

incydentu, a na ostatnich kilku kadrach wida

ć odpalenie jednej

z waszych rakiet Gra

ł przeciwko samolotowi, z którego robiono

ten film.

Rosjanin otworzy

ł usta, żeby zaprotestować, ale Pearson

uciszy

ł go podniesieniem ręki.

Pos

łuchaj mnie tylko, Max — powiedział Pearson.

Wskaza

ł na paczkę. — Lepiej ją zabierz.

Max schowa

ł paczuszkę do kieszeni i milczał, czekając

cierpliwie, gdy Pearson zapala

ł ponownie cygaro.

Tw

ój kraj przeprowadza wiele innych prowokacyjnych

akcji

— rzekł Pearson, rzucając zapałkę do popielniczki — ale

jeszcze nie jestem got

ów do dyskutowania o nich.

background image

Nie mam poj

ęcia, o czym mówisz — oświadczył z ponurą

min

ą Rosjanin.

Pearson si

ę uśmiechnął. — Pewno, że nie, Max. Wyliczę ci

kilka z nich: flota Delt II operuje na Pacyfiku i na po

łudniowym

Atlantyku,

ściągacie wiele jednostek nawodnych do Sewastopo-

la i doprowadzacie je do gotowo

ści operacyjnej, i to szybkiej.

Mo

że przygotowują się do manewrów — rzekł Max,

odchylaj

ąc się do tyłu na krześle i patrząc wrogo na swego

rozm

ówcę.

Wy

ładowaliście ostatnio w tych rejonach sześćset tysięcy

ton materia

łów wojskowych w głębokowodnych portach Ma-

puto, Beira i Porto Amelia w Mozambiku

— ciągnął Pearson.

Plus dalsze p

ół miliona ton w Luandzie w Angoli. Zbudowa-

li

ście także pas startowy pod Luandą, wystarczająco długi, by

mog

ły lądować transportowce dalekiego zasięgu, Antonowy,

z kt

órego już korzysta eskradra samolotów myśliwskich Jak-28.

Max wzruszy

ł ramionami, ale nic nie powiedział.

Nie kwestionujemy waszej obecno

ści w Afryce — mówił

dalej Pearson.

— Gdybyśmy to zrobili, wy powiedzielibyście, że

jeste

ście tam na zaproszenie rządów Angoli i Mozambiku.

Pearson zacisn

ął zęby na cygarze i złożył obie dłonie razem na

stole. Pochyli

ł się ku swemu gościowi. — Martwią nas nato-

miast, Max, te lotniskowce Kij

ów w Sewastopolu.

Urz

ędnik sowiecki przybrał wyraz pogardy. — Te krą-

żownik i są częścią planowanej siły uderzeniowej naszej

Floty Czarnomorskiej, admirale. Nie robili

śmy tajemnicy...

Guzik mnie obchodzi, czym s

ą, Max — przerwał mu

Pearson.

— Mówię ci tyle: jeśli któryś z tych transportowców

czy te

ż jakikolwiek lotniskowiec przepłynie przez Bosfor i wy-

tknie sw

ój dziób na morze Marmara, to go zatopimy.

Rosjanin zblad

ł. Pieczołowicie odstawił filiżankę z kawą na

spodeczek i spojrza

ł na Pearsona.

Co zrobicie?

Admirał Pearson powtórzył swoje oświadczenie i odchyliw-

szy się z powrotem do tyłu obserwował bacznie swego gościa.
Urz

ędnik sowiecki otworzył usta, potem znów je zamknął.

background image

Pearson czeka

ł cierpliwie, aż tamten zbierze myśli. Rosjanin

szybko si

ę opanował. Bawiąc się od niechcenia serwetką

powiedział kategorycznym tonem: — Jak wiesz, admirale,

Morze Czarne jest morzem śródlądowym i mamy prawo
dost

ępu przez Bosfor do Morza Śródziemnego.

G

ówno — stwierdził Pearson krótko, po angielsku.

Max podni

ósł się z krzesła. — Dziękuję za lunch, admirale.

Szkoda,

że zepsuła mi go poobiednia konwersacja.

Siadaj, Max

— rzekł żywo Pearson. — Jeszcze nie

sko

ńczyłem. I ani przez chwilę nie przypuszczam, żeby twój

ambasador ci podzi

ękował, jeśli pobiegniesz do niego z połową

tej historii.

Je

śli wasz rząd ma coś do zakomunikowania — odparł

szorstko Rosjanin

— zawsze może wezwać go do Departamentu

Stanu.

Oni wszystkiemu zaprzecz

ą. Dlatego właśnie lepiej siądź

i wys

łuchaj mnie do końca.

Rosjanin si

ę wahał. Napotkał przenikliwe spojrzenie niebie-

skich oczu i opad

ł z powrotem na krzesło, z wyrazem aroganc-

kiej rezygnacji na twarzy.

Nic z tego, co m

ówisz, nie może zmienić faktu, że mamy

prawo dost

ępu do Morza Śródziemnego.

Admira

ł Pearson uśmiechnął się mile. — Pewno, że macie,

Max, konwencja z Montreaux z roku tysi

ąc dziewięćset trzy-

dziestego sz

óstego. To chyba jeden z najstarszych obowiązują-

cych wci

ąż układów o kontroli zbrojeń.

Max skrzy

żował ręce. Znalazł się znowu na pewnym grun-

cie.

— Wyleciała mi z głowy ta nazwa, ale pamiętam, że

zapewnia naszym okr

ętom wojennym prawo przepływania bez

przeszk

ód przez Bosfor.

Z wyj

ątkiem lotniskowców — uściślił Pearson.

To bzdura.

Pearson strzepn

ął popiół z cygara. — Spędziłem dzisiejszy

ranek przegl

ądając z zespołem filologów z Departamentu Stanu

zatwierdzone przekłady Traktatu z Montreaux. Jest tam w kilku

językach, Max, po angielsku, po rosyjsku, po francusku, po
turecku i po niemiecku. Lotniskowcom nie wolno przep

ływać

background image

przez Bosfor. A tw

ój kraj należy do sygnatariuszy tego traktatu.

— Pearson uśmiechnął się na widok zmieszania na twarzy

Rosjanina. — W żadnym z przekładów nie zdefiniowano
terminu lotniskowiec, ale nasi prawnicy s

ą zdania, że to każdy

okr

ęt wojenny przewożący samoloty albo mogący je przewozić,

i okre

ślenie takie przyjmie każdy międzynarodowy trybunał.

Max potrz

ąsnął głową. — Zapominasz o czymś, admirale,

sowiecka marynarka wojenna nie posiada lotniskowc

ów.

Pearson si

ę żachnął.

Pos

łuchaj — rzucił ze złością Rosjanin. — Okręty klasy

Kij

ów to krążowniki do wykrywania okrętów podwodnych.

No pewnie, pewnie. Tak w

łaśnie powiedzieliście światu

wysy

łając swój pierwszy okręt klasy Kijów przez Bosfor. Wtedy

nie robili

śmy szumu, a teraz tak. Dla NATO każdy okręt

wojenny w sowieckiej marynarce wojennej, na kt

órym można

umie

ścić statki powietrzne, czy to stałopłaty, czy wiropłaty, to

lotniskowiec.

W

łącznie ze śmigłowcami? — spytał chłodno Rosjanin.

M

ówiłem: wiropłaty.

Śmigłowców jeszcze nie było w czasie, gdy podpisywano

traktat

— stwierdził ze złością Rosjanin. — Jak więc można tak

interpretowa

ć traktat, włączając do niego śmigłowce?

No dobrze

— powiedział Pearson ochoczo. — Myśleliś-

my,

że możecie wysunąć taki argument, więc pogrzebaliśmy

troch

ę w Bibliotece Kongresu. Pewien Francuz, Paul Cornu,

leciał śmigłowcem w listopadzie tysiąc dziewięćset siódmego

roku. A przedtem Leonardo da Vinci naszkicował koncepcję
śmigłowca w roku tysiąc czterysta osiemdziesiątym ósmym.

I jeszcze nawet wcze

śniej, w roku tysiąc czterysta sześćdziesią-

tym, pewien nie znany artysta namalowa

ł Madonnę z Dzieciąt-

kiem, i to Dzieci

ątko Jezus trzyma na obrazie śmigłowiec-

-zabawk

ę. — Pearson uśmiechnął się szeroko. — Wybierz się do

muzeum w Le Mans, je

śli mi nie wierzysz. Oczywiście, ojcem

wsp

ółczesnego śmigłowca był twój rodak, Igor Sikorsky. Proje-

ktowa

ł i konstruował je w Rosji przed pierwszą wojną światową,

nie mo

żesz zatem twierdzić, że w roku tysiąc dziewięćset

trzydziestym sz

óstym nic o nich nie wiedzieliście.

background image

Rosjanin milcza

ł.

Admira

ł Pearson zgarbił się nad stołem. — Wracaj więc do

swego ambasadora, Max, i powiedz mu,

że jeśli jakikolwiek sowiecki

transportowiec, a dotyczy to r

ównież niszczycieli z pokładem dla

śmigłowców, wyściubi nos na morze Marmara, to go zatopimy.

Rosjanin odzyska

ł kontenans. — To nie rok tysiąc dziewięć-

set sześdziesiąty drugi, Brandon. Sowiecka marynarka wojenna

jest największą potęgą na świecie. A jak myślisz, jak zareaguje
reszta

świata na wiadomość, że Amerykanie raz jeszcze uciekają

si

ę do imperialistycznego szantażu?

Pearson wzruszy

ł ramionami. — W taki sam sposób, jak

zareaguje na wiadomo

ść, że Związek Radziecki kpi sobie

z um

ów międzynarodowych. Niewykluczone, że kilka państw

afryka

ńskich zastanowi się, zanim zawrze z wami umowy.

A ponadto to b

ędzie akcja NATO, wszystkie państwa członko-

wskie wyrazi

ły na nią zgodę.

Czy s

ądzisz, że zgodzimy się na to, żeby trzecia część

naszej marynarki wojennej zosta

ła uwięziona na Morzu Czar-

nym?

— spytał Rosjanin.

Dwie trzecie

— poprawił go Pearson.

No wi

ęc?

Trzeba by

ło pomyśleć o tym, zanim się zdecydowaliście

na

łamanie umów międzynarodowych — odparł Pearson pogo-

dnie.

— Rozpogódź się, Max. Jeszcze nie strzelają do przynoszą-

cych z

łe nowiny, czyż nie?

Dwie godziny p

óźniej samolot Aerofłotu odleciał z Wa-

szyngtonu maj

ąc tylko jednego pasażera na pokładzie — ra-

dzieckiego ambasadora w Stanach Zjednoczonych. Dziennika-

rzom na lotnisku powiedział, że zachorowała jego siostra.
Czterna

ście godzin później, po uzupełnieniu paliwa na lotnisku

Shannon w Republice Irlandzkiej, Tupolew wyl

ądował w Mos-

kwie. Nie było odprawy celnej; czarny Ził prowadzony przez

szofera zawiózł ambasadora prosto na Kreml.
Przez ca

ły długi lot ambasador zbyt był zajęty, by przestawić

zegarek z urz

ędowego czasu wschodnioamerykańskiego na czas

moskiewski.

background image

Rozdzia

ł czwarty

32

Angus Brill, kierownik Bazy Rosenthala, dozna

ł niemal

ataku serca, gdy Sherwood po raz pierwszy pokaza

ł mu

szkicow

ą mapę zatoki. Studiował ją bacznie przez kilka minut,

podczas gdy Sherwood przedstawia

ł swoją prośbę. Pozwoliło

mu to zyska

ć czas na powrót do równowagi po początkowym

szoku. Kiedy si

ę odezwał, jego głos brzmiał jak zwykle wesoło.

Naturalnie,

że widziałeś ślady ratraków, Glyn. Przed

mniej wi

ęcej dwoma miesiącami zezwoliłem na wyprawę w tam-

te strony.

Sherwood sprawia

ł wrażenie zakłopotanego. — Sądząc z liczby

śladów to była jednak chyba więcej niż jedna wyprawa. Wyglądało

to tak, jakby odbywa

ły się regularne jazdy tam i z powrotem.

Brillowi serce niemal zamar

ło. Modlił się, żeby w jego głosie

brzmia

ła irytacja, gdy mówił: — Mam nadzieję, że te młode

łapserdaki nie będą marnować znowu paliwa. Wy, naukowcy,

wszyscy jesteście jednakowi, nikt z was nie ma pojęcia, ile
kosztuje galon dostarczonej tu ropy.

Ale pozwolisz mi wybra

ć się do zatoki?

Brill zastanawia

ł się przez chwilę. — Zgadzam się, że jeśli

dryfuj

ący lód topnieje przedwcześnie, to trzeba to zbadać. Tylko

że naprawdę jesteś mi tu potrzebny, musimy przygotować

pr

óbki rdzenia lodu na miejsce tych, które poszły na dno wraz

z

„Orionem". Czy wiesz, że kiedy usłyszeliśmy tę wiadomość,

modliliśmy się wszyscy za was? Okropna sprawa. Okropna. Nie

umiem wyrazić, jak się cieszę z tego, że ty, Julia i Oaf wróciliście
znowu do nas, cho

ćby tylko na parę miesięcy.

Sherwood usi

łował mu przerwać, ale Brill ujął go delikatnie

za r

ękę i mówiąc prowadził do drzwi.

Pos

łuchaj — wtrącił Sherwood. — Mógłbym wyprawić

si

ę tylko jednym ratrakiem...

Ale to wci

ąż tam i z powrotem sześćset mil, Glyn. Daję

s

łowo, trudno byłoby mi wygospodarować olej napędowy

nawet dla jednego ratraka.

— Brill przerwał. — Może później,

w lecie, o ile zu

życie paliwa do tej pory nie wymknie się,nam

background image

z r

ęki, jak w ostatnim sezonie.

Tylko

że wtedy może być już za późno — protestował

Sherwood.

Zobacz

ę, co się da zrobić możliwie jak najszybciej

obieca

ł solennie Brill.

Sherwood westchn

ął. — Czy możesz mi odpowiedzieć na

jedno pytanie, Angus?

— Jeśli tylko potrafię.

Dlaczego nie dostajemy zaopatrzenia z Australii czy

Nowej Zelandii? Czy to nie by

łoby tańsze niż przywozić

zaopatrzenie z odleg

łej Anglii samolotami RAF-u?

Brill zaśmiał się otwierając drzwi swego biura. — Wiesz,

Glyn, dokładnie takie samo pytanie zadałem sztabowi, kiedy
podj

ąłem się tej pracy. Najwidoczniej to jakieś wzajemne usługi

wymieniane z Ministerstwem Obrony: my potrzebujemy do-

staw, a oni lot

ów ćwiczebnych. — Potrząsnął rękę Sherwooda

po raz drugi i poprowadzi

ł go na korytarz. — W każdym razie,

naprawd

ę się cieszę, że jesteś z nami. Mam tylko nadzieję, że nie

uznasz konieczno

ści powrotu do swojej starej pracy za zbyt

wielk

ą nudę.

Sherwood zosta

ł sam na korytarzu, zanim zdołał otworzyć

usta i co

ś odpowiedzieć.

Brill wr

ócił do swojego biurka i siadł. Boże, cóż za pasztet!

M

ógł sobie jednak przynajmniej pogratulować gładkiego rozła-

dowania potencjalnie wybuchowej sytuacji. Wpatrywa

ł się

zadumany w blat swego biurka. I nagle, ku swej w

ściekłości,

zda

ł sobie sprawę, że Sherwood zabrał ze sobą szkicową mapę

zatoki.

33

UODPORNIENIE NA L

ÓD

Modyfikacja wzmocnionego dziobu i chronionej

śruby napę-

dowej, kt

óra umożliwia statkowi operowanie wśród lekkich pól

lodowych.

„Eureka", okręt oceanograficzny amerykańskiej marynarki

wojennej o wyporności 10 000 ton, płynęła przez topniejący pak
lodowy na po

łudniowym Oceanie Indyjskim i dostała się

background image

w szpony mro

źnej wichury pędzącej z prędkością stu dwudziestu

mil na godzin

ę i zacinającej z wściekłością dziesięciu tysięcy

oszala

łych noży kuchennych. Rozchwierutane tafle lodowe

kruszy

ły się i ocierały o kadłub, jakby szukając słabego punktu,

żeby móc wyrwać dziurę w burcie okrętu. Wyjący wiatr

podrywa

ł bryzgi ze wzburzonego morza i smagał nimi nadbu-

d

ówkę „Eureki". Stal wyciągała wiosenne ciepło z wody

przemieniaj

ąc je w stale rosnącą warstwę lodu na masztach,

antenach radiowych i radarowych oraz

łodziach ratunkowych.

Stalowe tarcze podtrzymuj

ące reflektor paraboliczny do śledze-

nia satelit

ów były cztery razy grubsze niż normalnie i poważnie

os

łabione zimnem i naprężeniem spowodowanymi przez osiem-

dziesi

ęciostopniowe kołysanie boczne statku.

Kapitanowi Rolfowi Haganowi, zaasekurowanemu pok

ła-

dowym pasem bezpiecze

ństwa w ogrzewanej sterówce, wydawa-

ło się wprost nie do wiary, że jakikolwiek okręt mógł dostawać

bez przerwy przez ca

łe dwa tygodnie tak ciężką szkołę, jaką

dosta

ła „Eureka" w czasie swej życiowej misji na wodach

Antarktyki.

Dek

ę Sutherland, dowódca okrętu, obrócił się w stronę

Hagana po kr

ótkiej naradzie z oficerem pokładowym. Sprawiał

wra

żenie człowieka, który na coś się zdecydował.

Mo

żemy zrobić jeszcze dalszych pięćdziesiąt mil, ale nie

wi

ęcej. Nie w taką pogodę. I to pole lodowe robi się coraz

gorsze.

— Ile mil zostanie mi do Bazy Rosenthala? — spytał Hagan.

— Trzysta.

To fatalnie

— podsumował krótko Hagan.

Prosz

ę nie mieć do mnie pretensji o pogodę.

Hagan si

ę opanował. — Mówił pan, kapitanie, że znajdę się

od Bazy Rosenthala w zasi

ęgu lotu śmigłowcem.

„Eureka" zachwiała się, gdy tafla lodowa, postawiona na

sztorc przez dziób okrętu działający jak pług, zanim opadła
z powrotem do morza, wywin

ęła wolnego kozła tuż przy jego

boku. Po raz tysi

ęczny w ciągu tych dwu tygodni Sutherland

dziwi

ł się, dlaczego to takie ważne, żeby Hagan dotarł do trojga

uratowanych z „Oriona".

background image

— Nie — rzekł Sutherland. — Mówiłem, że dostarczę pana
w rejon Bazy Rosenthala, je

śli pozwoli na to pogoda. — Dźgnął

kciukiem w jeden z wiruj

ących szklanych krążków, które

zapewnia

ły dobrą widzialność w oknach sterówki. — Nawet

gdybym dostarczy

ł pana na odległość dwustu mil od Bazy

Rosenthala, nie m

ógłby pan lecieć tym swoim śmigłowcem

w tak

ą paskudną pogodę.

Eureka" wkr

ęciła się jak korkociąg w koryto oddzielające

dwa g

órzyste morza i rozłupała taflę lodową. Drzazgi lodu

jakby wyrzucone z kartacza obsypa

ły okna sterówki.

O, Jezu

— zamruczał Hagan. — Jak długo jeszcze może

to potrwa

ć?

Sutherland wzruszy

ł ramionami.

Jaka jest, u Boga Ojca, prognoza pogody?

Nie ma

żadnej — odparł Sutherland. — Nie na tej

szeroko

ści geograficznej. Nie można poruszyć anteny obser-

wacji satelitarnej, p

óki nie puści się na nią pary z węża, bo

przymarz

ła.

I to ma by

ć wiosna — burknął Hagan.

Pewnie,

że wiosna — rzekł Sutherland. — A za kilka

tygodni b

ędzie lato. Ale pogoda kształtuje się na biegunie

po

łudniowym, gdzie przez cały rok panuje zima.

Na mostku zadzwoni

ł przenikliwie telefon wewnętrzny.

Oficer pok

ładowy podniósł słuchawkę z widełek.

Hagan rozmy

ślał przez chwilę. — Dobra. Sztormujemy,

p

óki nie popuści.

Sutherland spojrza

ł na niego zdumiony. — Oszalał pan?

Mo

że wiać jeszcze miesiąc. Albo dwa miesiące. Pokrzyżuje nam

pan plany.

Sztormujemy

— powtórzył Hagan.

Sutherland pokaza

ł palcem na śmigłowiec Hagana przymo-

cowany do pok

ładu. Maszynę pokrywała skorupa lodowa.

D

ługie stalaktyty utworzyły się na opadających wirnikach,

ściągając je jeszcze niżej. Wirniki zginały się i skręcały w takt

dzikich podryg

ów „Eureki".

W jakim stanie b

ędzie ten śmigłowiec po kilku dalszych

background image

dniach takiego traktowania, kapitanie Hagan?

— zapytał

Sutherland.

Mam rozkaz przes

łuchania tych uratowanych — odparł

Hagan z zawzi

ętością. — A pan ma rozkaz słuchać moich

rozkaz

ów.

Podszed

ł do nich oficer pokładowy. Jedną ręką zasalutował

Sutherland owi, a drug

ą trzymał się pasa asekuracyjnego.

Chor

ąży Katz melduje, że skontaktował się z Rosentha-

lem, sir. Ich radiooperator m

ówi, że źle zrozumiał nasze

poprzednie sygna

ły, i oznajmia, że trzej rozbitkowie z „Oriona"

n i e znajduj

ą się w Bazie.

Hagan ze z

łości o mało nie puścił pasa. — Jak, do diabła,

doszło do takiego nieporozumienia?

— Ponieważ Glyn Sherwood, Julia Hammond i OafJohan-
sen byli cz

łonkami zespołu Rosenthala — wyjaśnił oficer

pok

ładowy. Przerwał i przeniósł wzrok ze swego kapitana na

Hagana.

— Kierownik Bazy Rosenthala przesyła szczere wyra-

zy ubolewania i ma nadziej

ę, że nie naraziło to nas na zbyt

wielkie k

łopoty.

Sutherland zacz

ął się śmiać. Zwrócił się do Hagana. — Jakie

s

ą teraz pańskie rozkazy, kapitanie?

34

Julia unios

ła żaluzję. Technik z laboratorium sprawdzał

podw

ójne drzwi budynku z ratrakami, upewniając się, że są

zamkni

ęte. Widziała, jak walczy z wichurą brnąc z powrotem do

bloku mieszkalnego.

My

ślę, że to wy dwaj jesteście nierozsądni — powiedzia-

ła. — Zapominacie, że Brill odpowiada za powodzenie przedsię-

wzi

ęcia i z pewnością nie może każdemu udostępniać paliwa,

aby m

ógł sobie urządzać wycieczki dla zaspokojenia własnej

ciekawo

ści.

Oaf obcina

ł ogromny paznokieć wielorybniczym nożem.

Dlatego w

łaśnie każdy z nas jest na Antarktydzie, nie?

Z ciekawo

ści.

— Oaf ma rację — odezwał się Sherwood. — Zameldowano

o nadzwyczajnym zjawisku w zasięgu naszej bazy, więc Brill

background image

powinien pozwoli

ć na ten wypad.

Jak mo

że to zrobić, jeśli nie ma pod dostatkiem paliwa?

Ma mn

óstwo paliwa — oznajmił Oaf, nie podnosząc

g

łowy.

Sherwood skinął w stronę podwójnie oszklonego okna.

— Nadchodzi kłopot.
Technik z laboratorium zmieni

ł kierunek i szedł w stronę nie

zas

łoniętego żaluzją okna Julii. Zatrzymał się, podsunął w górę

okulary ochronne i pokaza

ł na zegarek. Julia z westchnieniem

opu

ściła stalową żaluzję. Jedną z reguł obowiązujących w Bazie

podczas miesi

ęcy stałego światła dziennego było opuszczanie

żaluzji na wszystkich oknach przed dziesiątą wieczorem. Brill

uwa

żał, że przestrzeganie normalnych pór dnia i nocy wpływa

dodatnio na zdrowie.

Sk

ąd wiesz, że mamy mnóstwo paliwa? — spytał Sher-

wood.

Kiedy

ś wchodzę do szopy z ratrakami, a tam beczki

z olejem nap

ędowym aż po dach.

Nie z

łapali cię? — zagadnęła Julia.

Oaf ods

łonił swoje imponujące zęby. Miał to być uśmiech.

— Nie. Jak Sherwood... byłem ciekawy.

— Ile tego paliwa tam było? — indagował Sherwood,
usi

łując nie zdradzić swego podniecenia.

Oaf zastanawia

ł się chwilę. — Jak daleko do tej zatoki?

Trzysta mil? Sze

śćset mil tam i z powrotem?

Co

ś koło tego.

Oaf rozważał sprawę. — Jeśli dobrze pójdzie, to ratrak

mógłby palić galon paliwa na pięć mil. — Bawiąc się nożem
mrukn

ął: — Nie zauważą braku stu pięćdziesięciu galonów...

pi

ętnastu beczek.

Sherwood poczu

ł sympatię do olbrzymiego Norwega. Za-

wsze można było liczyć na Oafa, że podejmie decyzję bez

większej dyskusji.

A ty, Julio? Masz ochot

ę na wyprawę na plażę?

To nie b

ędzie piknik. Obaj jesteście szaleni.

Sherwood pokiwa

ł głową. — Masz rację, kochana. Niewąt-

pliwie Brill obedrze nas ze sk

óry po powrocie.

background image

We

źmiemy szesnaście beczek — oznajmiła stanowczym

tonem Julia.

— Jedną na szczęście. Będziemy go potrzebować.

I jedzenie, i specjalne ubrania na wielkie zimna. I sprz

ęt do

wspinaczki na wypadek, gdyby

śmy nie znaleźli dla ratraka drogi

prowadz

ącej w dół po tych klifach.

Oaf zrobi

ł figlarną minę. — Nie ma sprawy.

Brill zatopiony w my

ślach zdjął słuchawki z głowy i uniósł

r

ączkę gramofonu znad płyty. Nieoczekiwany gość mógłby

pomy

śleć, że kierownik bazy słuchał swojego ukochanego

Chopina.

Trwa

ł zatopiony w myślach przez kilka minut. Rozmowa

Sherwooda, panny Hammond i Oafa by

ła, czuł to, sprawą,

o kt

órej powinien zameldować Londynowi.

35

Admira

ł Howe siedział na swojej ulubionej ławce w St.

James Park, kiedy wytropi

ł go porucznik Abbott i usiadł obok.

Podał admirałowi kopertę poczty wewnętrznej.

— Przepraszam, że przeszkadzam w porze lunchu, sir, ale to
w

łaśnie nadeszło z Naczelnego Dowództwa.

Admira

ł Howe zerwał nylonową pieczęć i rozwinął papier:

typowa cheltenhamska nie szyfrowana wiadomo

ść — jard

papieru na stuwyrazowy tekst.

Przeczyta

łją szybko, potem jeszcze raz powoli. Abbott pękał

z ciekawo

ści. Niech pęka. To coś, czego nie może mu powie-

dzie

ć.

Kiedy admira

ł Howe dotarł do swego gabinetu, w głowie,

u

łożył już sobie odpowiedź dla Brilla. Tego polecenia, jak ^

dobrze wiedzia

ł, będzie się wstydził przez resztę życia, ale trzeba

by

ło je wysłać. Na wpół liczył na to, że Brill nie posłucha

rozkaz

ów, choć mało to było prawdopodobne. Brill to oficer,

kt

óremu nie zdarzało się nie wypełniać rozkazów. Dlatego

przede wszystkim zlecono mu t

ę pracę.

36

AWACS (Powietrzny system wczesnego wykrywania i ostrzega-

nia)

background image

Stale znajduj

ąca się w powietrzu flotylla stanowisk dowodze-

nia bojowego z podstawow

ą funkcją wczesnego „pozahoryzonto-

wego" ostrzegania o ruchach samolot

ów i statków nawodnych

nieprzyjaciela.

AWACS leciał na wysokości pięćdziesięciu pięciu tysięcy
st

óp w „przyjaznej" tureckiej przestrzeni powietrznej, lecz

wi

ązki jego radaru przebijały się przez „nieprzyjazną" prze-

strze

ń powietrzną do sowieckiej bazy marynarki wojennej

w Sewastopolu nad

śródlądowym Morzem Czarnym.

O trzeciej czasu lokalnego nast

ąpiło długo oczekiwane

wydarzenie: pi

ęć namiarów radarowych dokonanych przez

AWACS-a wskazywa

ło, że echo oderwało się od Półwyspu

Krymskiego i niewiarygodnie wolno przesuwa

ło się na połu-

dniowy zachód.

Wiązka radiolokacyjna AWACS-a zawęziła się — zwiększa-
j

ąc swoją intensywność i eliminując „zakłócenia" bierne pocho-

dz

ące od tła, budynków stoczni i dźwigów. We wnętrzu

klimatyzowanego, o

świetlonego przytłumionym światłem Boei-

nga panowa

ła niemal cisza, gdy załoga nastawiła komputery na

analiz

ę przepływających danych. Nie słychać było nawet trzas-

ku prze

łączników; jarzące się monitory kontrolne reagowały na

dotyk ludzkiego palca, niczego nie trzeba by

ło naciskać.

Wi

ązka radiolokacyjna sondowała sowiecki okręt, ocenia-

j

ąc jego długość i szerokość, zarys kadłuba, a nawet falę

dziobow

ą.

Elektroniczne badanie przebiega

ło z szybkością światła.

Rezultaty, linijka po linijce, materializowa

ły się w ciszy w lam-

pach oscyloskopowych i jednocześnie na ekranach przed admi-

rałem Pearsonem w centrum dowodzenia na „Johnsonie".
0300

CEL + LOTNISKOWIEC KLASY KIJ

ÓW

POZYCJA + SEKTOR BS KWADRAT SIATKI

WSP

ÓŁRZĘDNYCH 8900

KURS + 326 STOPNI

PR

ĘDKOŚĆ + 2 WĘZŁY

OBSERWACJE POMOCNICZE + POK

ŁAD STARTO-

WY PUSTY

background image

ŻADNYCH SAMOLOTÓW LUB ŚMIGŁOWCÓW

PRZY OBECNYM KURSIE I PR

ĘDKOŚCI DO BOS-

FORU PRZEWIDYWANY CZAS PRZYBYCIA + 100

GODZIN

Lotniskowiec przemyka

ł się chyłkiem przez Morze Czarne,

dok

ładnie tak, jak to przewidział admirał Pearson. Rosjanie nie

akceptowali tej sytuacji, ale zapewniali sto godzin wyprzedzenia.

Cztery dni.
Do

ść czasu na odbycie mnóstwa rozmów.

37

Julia, Oaf i Sherwood

śpiewali przekrzykując hałas dieslows-

kiego silnika, podczas gdy ratrak p

ędził przez płaskowyż

z szybko

ścią dwudziestu mil na godzinę.

Znajdowali si

ę teraz w odległości stu mil od Bazy Rosentha-

la. Wykradzenie tego pi

ęciotonowego, jasnożółtego pojazdu

okaza

ło się nieoczekiwanie łatwe — gdy otwierali podwójne

drzwi do szopy, w pobli

żu nie kręcił się żaden technik z laborato-

rium. Oaf nastawi

ł aparaturę do automatycznej nawigacji

ratraka, a Sherwood i Julia nape

łnili do pełna zbiorniki paliwa.

Dziesi

ęć zapieczętowanych beczek z olejem napędowym stało

dogodnie w pobli

żu. Miały być potrzebne w drodze powrotnej.

Oaf pomógł wnieść je do ładowni ratraka.

Nikt się nie pojawił, żeby sprawdzić, co się dzieje, gdy
uruchomili wysokopr

ężny silnik Perkinsa — wieczne wiatry

gwi

żdżące wokół grupy niskich budynków skutecznie wytłumiły

ryk silnika i chrz

ęst gąsienicy miażdżącej twardy śnieg.

Oaf wyjecha

ł z Bazy Rosenthala w taki sposób, żeby szopa

z pojazdami znalaz

ła się między nimi a budynkami mieszkalny-

mi. I dopiero gdy znajdowali si

ę w odległości czterystu jardów,

otworzy

ł przepustnicę i zrobił koło. Teraz zmierzali prosto do

tajemniczej zatoki na przybrze

żnym lodowym szelfie.

Nie s

ądzę, że uda mi się coś jeszcze zaśpiewać — oznajmi-

ła Julia.

Znam kilka pie

śni norweskich poławiaczy wielorybów

powiedzia

ł Oaf.

Ratrak p

ędził z hukiem przez płaskie białe pustkowie.

background image

Zmro

żone górne warstwy śniegu tworzyły twardy płat, który

u

łatwiał jazdę pojazdom na gąsienicach. Ciepło i wilgoć panują-

ce w kabinie sprawia

ły, że Oafowi okulary ochronne zachodziły

nieustannie mg

łą. Zrezygnował z wycierania ich i podsunąłje na

czo

ło, mrużąc oczy przed rażącym światłem nisko wiszącego

s

łońca, którego promienie odbijały się od lodu.

A co z rozpadlinami?

— spytała Julia.

Przez trzy lata robi

łem na tym terenie odwierty — rzekł

Sherwood.

— Pokrywa lodowa jest solidna i trwała jak

Gibraltar. Będziemy musieli uważać, dopiero gdy znajdziemy

się w odległości stu mil od wybrzeża.

Dlaczeg

óż to? — indagował Oaf.

Z dw

óch powodów — odparł Sherwood. — Po pierwsze,

nigdy nie dano mi tyle paliwa,

żebym mógł dokonać oględzin

terenu bli

żej wybrzeża, i po drugie, wobec małej samonośności

lodu prawdopodobie

ństwo występowania szczelin w strefie

przybrze

żnej jest większe.

Jaskrawo

żółty pojazd atakował mało urozmaicony lodowy

krajobraz.

Tr

ójka zbiegów zmęczyła się w końcu bezustannym przekrzy-

kiwaniem sta

łego pogłosu silnika w zamkniętej kabinie i umilkła.

Up

łynęła godzina nie kończącej się, jak im się zdawało,

monotonii.

Julia ju

ż miała zaproponować, żeby się zatrzymali, rozpros-

towali nogi i co

ś przegryźli, gdy nagle lód rozstąpił się pod

ratrakiem. Polecia

ła na przednią szybę. Krzyknęła, kiedy kabi-

na si

ę przechyliła. Oaf wrzucił wsteczny bieg i dodał gazu. Silnik

zawy

ł — ostrogi przeciwślizgowe gąsienicy mełły gorączkowo

śnieg na proszek, wgryzając się głęboko w krawędź trzymilowej

rozpadliny. Lecz było za późno, resztki śnieżnego pomostu

załamały się pod pięciotonowym ratrakiem, który przejechał
przeze

ń z rozpędu. Julię wyrzuciło na tablicę przyrządów.

Reflektory miota

ły równoległe wiązki halogenowego światła na

przera

żającą szczelinę w pokrywie lodowej. Kiedy ratrak się

zapada

ł, Julia głupawo uświadomiła sobie, że spogląda na

wst

ążkę odsłoniętej Antarktyki.

background image

38

Z

ęby „Smoka", wieloszczękowego przecinaka Lucasa, zaci-

sn

ęły się wokół głuchego transatlantyckiego kabla telefoniczne-

go i trzymały go mocno. Trzy mile wyżej na kablowcu włączono

prąd. Elektrycznie sterowane ostrze przecinało przewód. Wcią-
garka mechaniczna zacz

ęła się obracać, podnosząc kabel z otcri-

łannych ciemności Basenu Angolskiego.

100 JAMES FOLLETT

Godzin

ę później technicy zaczęli gromadzić się przy wciąga-

rce i obserwuj

ąc podnoszącą cumę wynurzającą się z wody,

czekali na pojawienie si

ę kabla. Przed trzema laty wielu z nich

pomaga

ło układać ten kabel. TAT 12 to było ich dziecko.

O trzeciej dwadzie

ścia pięć po południu przecinak pojawił

si

ę na powierzchni. Kabel, którego koniec przeciągnięto przez

dziobowe rolki na wysi

ęgniku, wciągnięto na pokład i starannie

zwini

ęto w jednej z cylindrycznych ładowni statku.

Pierwszy wzmacniacz pojawi

ł się godzinę później. Z ze-

wn

ątrz wyglądał jak wybrzuszenie kabla, wewnątrz natomiast

ów wzmacniacz o czterech tysiącach kanałów reprezentował

najnowocze

śniejszą technikę na świecie. Na kabel rozciągnięty na

dnie oceanu nanizano jak koraliki ponad sto pi

ęćdziesiąt wzmac-

niaczy. Skonstruowano je niezwykle starannie i tak, by wy-

trzymały sto lat. Awaria jednego z tych wzmacniaczy, o wartości
stu pi

ęćdziesięciu tysięcy dolarów, wyłączała cały kabel.

Drugi wzmacniacz pojawi

ł się nazajutrz w porze śniadania.

Operator wyciągarki wstrzymał podnoszenie i włączył alarm.

Technicy porzucili jedzenie i wybiegli na pokład, żeby dowie-
dzie

ć się, o co chodzi.

Starszy technik gapi

ł się oniemiały na zawieszony w powiet-

rzu wzmacniacz. Jego pancerz by

ł rozpruty, a części składowe,

dobrane bardziej pieczołowicie niż drogocenne kamienie w klej-

notach koronnych, zwisały na zewnątrz. Niektóre delikatne
monolityczne uk

łady scalone były całkowicie wyrwane,

a uszczelki, wytrzymuj

ące-ciśnienie wody rzędu kilku ton na cal

kwadratowy, brutalnie wyszarpane. Podobnie wygl

ądał wido-

czny odcinek kabla zwisaj

ący z krążków linowych — gruba

izolacja zosta

ła rozszarpana, jakby młócono ją w jakiejś olbrzy-

background image

miej m

łockarni. Niektóre nacięcia sięgały tak głęboko, że spod

ta

śmy izolacji widać było wzmocnienie z juty.

Starszy technik poleci

ł uruchomić znowu wciągarkę. Tego

dnia osiemdziesi

ąt mil uszkodzonego kabla i dwa dalsze wypat-

roszone wzmacniacze znalaz

ły się w ładowniach statku. Podno-

szenie kabla z dna morskiego kontynuowano przez ca

łą noc

przy oślepiającym blasku reflektorów. Uszkodzenie linii telefo-

nicznej wartości pięćdziesięciu milionów dolarów stopniowo
okazywa

ło się coraz większe. W jednym miejscu kabel o średni-

cy dwu cali by

ł całkiem przecięty.

O czwartej rano obudzono starszego technika i zakomuni-

kowano mu,

że jak wskazują czujniki tensometryczne wciąga-

rki, dotarto nareszcie do ko

ńca odciętego przewodu i podnosi

si

ę go właśnie z dna Atlantyku. Starszy technik mając przeszło

sto mil zniszczonego kabla w

ładowni pewien był jednej rzeczy.

Uszkodzenia nie mogła dokonać ludzka ręka.


39

Nie ruszajcie si

ę — powiedział Oaf przez zaciśnięte zęby.

Nie ruszajcie si

ę oboje, do cholery.

Julia i Sherwood znieruchomieli w miejscu, na kt

óre upadli.

R

ęka Sherwooda została boleśnie przyparta do boku kabiny.

Ratrak zapad

ł się na głębokość dwudziestu stóp w przewężoną

rozpadlin

ę. Dach zarył się w lód i pojazd obrócił się do góry

nogami w stron

ę paska szarego nieba.

Poruszamy si

ę pojedynczo — komenderował Oaf. — Ale

nawet nie oddychamy.

Zmiana pozycji zaj

ęła im godzinę. Jakimś cudem żadne

z okien nie rozbi

ło się podczas upadku —to właśnie słaba

aluminiowa rama okienna podtrzymuj

ąca dach uratowała

pojazd przed runi

ęciem w głąb rozpadliny.

Ulokowali si

ę na siedzeniach i patrzyli w górę jak trzej

astronauci Apolla czekaj

ący na start.

Sherwood niezwykle ostro

żnie sięgnął po radiotelefon.

Nie przyda si

ę na nic — powiedziała Julia. — Gdyby

nawet nie mia

ł wyrwanej anteny, to stąd nie uda ci się niczego

nada

ć.

background image

Mo

że — mruknął Oaf. — Ale spróbować warto.

Radiotelefon nie dzia

łał.

Co teraz zrobimy?

— spytał Sherwood.

Ja wychodz

ę — oznajmił Oaf. — Przepełznę do tyłu,

otworz

ę ładownię i uwolnię beczki z paliwem, żeby odciążyć

ratrak. To musimy zrobi

ć przede wszystkim.

Julia pomy

ślała o tej otchłani bez dna, którą widziała przez

sekund

ę, gdy ratrak spadał w rozpadlinę.

Musicie pozwoli

ć, żebym ja to zrobiła — odezwała się.

Nie opowiadaj g

łupot — zaprotestował Sherwood.

Ja wa

żę najmniej — zwróciła mu uwagę. — Kiedy ktoś

taki jak ja ruszy si

ę z miejsca, nic powinno to robić jakiejkolwiek

r

óżnicy.

Sherwood zacz

ął oponować, ale Oaf mu przerwał.

Ona ma racj

ę, Sherwood.

Julia maca

ła ostrożnie pod siedzeniem szukając rękawic

ochronnych i szcz

ęśliwie je znalazła. Podniosła się bardzo wolno

z miejsca, a Oaf tymczasem uwalniał zaczepy przedniej szyby.

— Włóżmy lepiej wszyscy odzież chroniącą przed zimnem,
zanim to otworz

ę — rzekł.

Dwie minuty p

óźniej zaczął wypychać szybę cal po calu, aż

zrobi

ła się na tyle duża szpara, że Julia mogła się przez nią

wydostać. Lodowate powietrze wdarło się do kabiny.

— Zamknij znowu — rozkazała Julia, kiedy już wyr słzła na
zewn

ątrz.

Sherwoodowi wydawa

ło się, że jest to równoznaczne z pozo-

stawieniem Julii w

łasnemu losowi. — Nie! — krzyknął ochryp-

łym głosem.

Na mi

łość boską, zamykaj! — powtórzyła Julia, niesły-

chanie ostro

żnie wypróbowując swoją wagę na osłonie gąsieni-

cy.

Oaf ju

ż miał przyciągnąć z powrotem szybę, ale Sherwood

si

ęgnął ręką, by go powstrzymać.

Nie! Zostaw otwarte!

Nag

ły ruch spowodował, że ratrak się zakołysał. Rozległ się

ostry zgrzyt metalu zag

łębiającego się w lód. Boczne okno pękło

background image

z hukiem wystrza

łu z pistoletu. Dźwięk ten odbił się echem

wzd

łuż rozpadliny. Julia padła na kratę chłodnicy i uczepiła się

wci

ągarki. Okno eksplodowało rozpadając się na ziarenka

szk

ła, które grzechocząc na bocznej ścianie wiszącego w powiet-

rzu pojazdu lecia

ły w czarną próżnię. Julia słyszała, jak klekoczą

w rezonuj

ących ciemnościach. Sherwood i Oaf gapili się jak

zahipnotyzowani na powoli wyginaj

ący się słupek dachu.

Rozpad

ło się następne boczne okno. Julia mogła zobaczyć,

gdzie ostrogi g

ąsienicy przypierają do lodowej ściany — ślizgały

si

ę napierając na wypukłości lodu.

Ratrak obsun

ął się w dół.

Oaf pchn

ął Sherwooda na podłogę. Dach się zapadł i roz-

trzaska

ły się wszystkie pozostałe szyby, łącznie z przednią.

Wydawa

ło się, że boki rozpadliny zaciskają się na Julii jak

szcz

ęki gargantuicznego imadła. Po czym zapanowała cisza.

Odwr

ócony do góry nogami ratrak zatrzymał się w szaleńczym

upadku.

Julia otworzy

ła oczy i patrzyła ze zgrozą na spłaszczoną

kabin

ę. Mogła sięgnąć i dotknąć zamarzniętych ścian tej

otch

łani. Krzyknęła przerażona: — Glyn! Oaf!

Nie ruszaj si

ę, Sherwood — usłyszała głos Oafa docho-

dz

ący z głębi zniekształconej kabiny. Wydała okrzyk ulgi.

Czy mnie s

łyszysz, Oaf?

Widz

ę cię — odparł Norweg.

Zda

ła sobie sprawę, że włochata twarz patrzy na nią przez

szpar

ę w pogiętym metalu.

Jeste

ście ranni? — spytała.

Twarz znik

ła. Ratrak się zachwiał.

Hej, Sherwood, jeste

ś ranny? — usłyszała głos Oafa.

Nie... chyba nie.

Julia zapomnia

ła o grożącym jej niebezpieczeństwie i zmó-

wi

ła w duchu modlitwę dziękczynną. Zachowując wielką ostroż-

no

ść obróciła się, żeby zajrzeć przez szparę ziejącą w boku

kabiny. Pogi

ęte resztki drzwi zostały wbite głęboko w pokiere-

szowan

ą ściankę. Rzecz jasna i druga strona musiała wyglądać

podobnie. Ratrak znowu si

ę zakołysał. Jeden z uwięzionych

background image

m

ężczyzn usiłował otworzyć drzwi. Rozległ się zgrzyt. W tym

momencie Julia zobaczy

ła z okropną jasnością przerażająco

wąską półkę lodową, która ledwie utrzymywała nieszczęsny

pojazd.

NIE!

— Wydała krzyk boleści wyrywający się z głębi

duszy.

— NIE! NIE! NIE! Nie ruszać się! Cokolwiek robicie,

nie ruszajcie si

ę!

Wyg

łodzona akustycznie lodowa paszcza pochłonęła jej

głos, wciągając go w głębię i odbijając radośnie odłściany do

ściany, które wysączały z niego moc.
Podniesienie si

ę na jedno kolano zajęło Julii pięć minut.

Uchwyci

ła się wciągarki i obróciła w górę. Ostra jak brzytwa

kraw

ędź rozpadliny rozszczepiała światło słońca na poszczególne

barwy widma. Wed

ług jej oceny ratrak spadł pięćdziesiąt stóp.

Pos

łuchaj, Oaf. Mam pomysł.

W szparze pojawi

ła się zaintrygowana twarz Oafa.

B

ędziecie musieli przesunąć się na prawą stronę kabiny

powiedzia

ła. — To znaczy waszą lewą. Ratrak zyska na

stabilno

ści. Ale, na miłość boską, róbcie to pomału.

Nie by

ło odpowiedzi. Julia odczuła lekkie drgnięcie pojazdu.

Po dwu minutach us

łyszała głos Oafa: — Okej, co teraz?

Czy mo

żesz dosięgnąć sprzętu wspinaczkowego?

Przerwa. Kolejne drgni

ęcie. Potem: — Tak.

Podaj mi po kolei: lin

ę, haki i czekany lodowe, słowem

wszystko.

Co ty zamierzasz zrobi

ć? — spytał Sherwood.

Julia powiedzia

ła. Sherwood zaczął protestować. Oaf kazał

mu si

ę zamknąć. Przez otwór podano dziewczynie, jedną po

drugiej, poszczeg

ólne części ekwipunku wspinaczkowego.

I

łopatki.

Oaf przesun

ął przez wąską szparę ostro zakończone łopaty

do lodu. Starannie roz

łożyła wszystkie te przedmioty, tak by bez

wykonywania niepotrzebnych ruch

ów móc po nie kolejno

si

ęgać. Przygotowania do wspinaczki zabrały jej dziesięć minut.

Musia

ła zdjąć grube rękawice, żeby zapiąć i zacisnąć pas

asekuracyjny z szelkami. Nie my

ślała o zimnie, póki nie

background image

zauwa

żyła, że skóra na opuszce jej palca przylgnęła do jednego

z metalowych karabi

ńczyków. Mając na sobie pas i przytro-

czywszy do niego z ty

łu dwie liny, była gotowa. Wyprostowała

si

ę, przystawiła hak do ściany lodu, zebrała siły i zamachnęła się

m

łotkiem.

Przez reszt

ę życia z wielkimi trudnościami będzie przypomi-

na

ć sobie szczegóły tej morderczej pięćdziesięciominutowej

wspinaczki. Niekiedy wraca

ć będą podświadomie zarejestrowa-

ne sceny: oto wisi na pasie na jednym haku, a jednocze

śnie

wymachuje nad g

łową młotkiem, lub też przenosi ciężar ciała na

czekan lodowy i wyprostowuje nogi,

żeby pokonać kolejnych

sze

ść cali. Zachowała jednak w pamięci wrażenie zimna, które

nieustannie przenika

ło przez ochronne ubranie. Zimno towa-

rzyszy

ło jej też, gdy śmiertelnie wyczerpana leżała w pobliżu

brzegu kraw

ędzi rozpadliny.

Zamkn

ęła oczy i obróciła się na wznak. Może wiatrówka

z kapturem przeznaczona na wielkie mrozy mia

ła grubszą

warstw

ę izolacji na plecach, bo zimno już nie wydawało się tak

dotkliwe, a jasne promienie s

łońca padające na twarz chyba

mocniej grza

ły. Ściągnęła rękawicę i ciepłe kamyki plaży

w Dawlish przesypywa

ły jej się przez palce. Rodzice zabierali ją

tam mimo utyskiwa

ń taty na tory kolejowe biegnące w pobliżu

pla

ży. Słyszała nadjeżdżający pociąg — dwutonowy świst

stawa

ł się coraz głośniejszy, zamieniając się w oszalały, przenik-

liwy gwizd, wydobywaj

ący się jakby z trzewi ziemi.

Potem sobie przypomnia

ła. Lodowata woda kapała jej

z r

ęki. Otworzyła oczy. Ani śladu plaży, nic, tylko białe

pustkowie. Gwizd jednak s

łyszała nadal. Przewróciła się na

brzuch i zajrza

ła przez krawędź rozpadliny. Zakręciło jej się

w g

łowie, gdy popatrzyła w dół na reflektory ratraka — czuła się

tak, jakby przywiera

ła bezsilnie do skraju stromej ściany

skalnej, a dziwny wehiku

ł szarżował na nią trąbiąc na ostatnich

jardach samob

ójczego pędu na łeb, na szyję. Potem zauważyła

dwie wij

ące się od jej pasa liny. Na jednej z nich zwieszały się

dwie osadzone na d

ługich trzonkach łopaty. Machnęła lekko

r

ęką i zaczęła podciągać je w górę.

background image

Zdj

ęła pas, umocowała go na wbitym haku i jedną z łopatek

zacz

ęła kopać rów, przedtem posiekawszy lód czekanem. Zajęło

to p

ól godziny. Ukończony rów, oddalony o trzydzieści jardów

od rozpadliny i r

ównoległy do niej, miał długość pięciu stóp,

szeroko

ść sześciu cali i głębokość trzech stóp.

Najprostsz

ą częścią całej operacji było wyrycie czekanem

bruzdy od środka rowu do krawędzi rozpadliny nad uwięzio-

nym ratrakiem.
Chwyci

ła drugą linę prowadzącą w dół do ratraka i zawoła-

ła: — Mogę już ciągnąć! Zwolnijcie sprzęgło wciągarki!

B

ęben wciągarki wolno się obrócił, gdy Julia pociągnęła linę

w g

órę. Posłużyła się czekanem, żeby umieścić ją w bruździe.

Wolny koniec, kt

óry pojawił się w rowie, mocno omotała wokół

trzonk

ów obu łopat, a te z kolei ulokowała w rowie i zaparła

o jego

ścianki.

Cofn

ąwszy się zmierzyła wzrokiem swoje dzieło. Nie ma

chyba powodu,

żeby ta prowizoryczna śnieżna kotwica w kszta-

łcie litery T nie wytrzymała ciężaru pięciotonowego ratraka

trzonki stalowych

łopat zapierających się teraz o ścianki

rowu by

ły grubsze niż lina wciągarki wytrzymująca dziesięć ton.

Podpe

łzła do krawędzi rozpadliny i spojrzała w dół. Wy-

dało jej się, że przez otwór w rozerwanym metalu widzi oczy

Oafa.

Jestem gotowa, Oaf! Ale jest ze sze

ść stóp luzu, który

musisz najpierw wybra

ć.

W rozbitej kabinie co

ś się poruszyło. Ratrak mocno

drgn

ął.

Okej

— odezwał się Oaf. — Jeśli ten skurczybyk zapali.

Ca

łkiem zwariowany kąt, nie?

Ca

łkiem zwariowany — przyznała. W jej głosie wyczu-

wa

ło się napięcie. Wysokoprężny silnik Perkinsa zaskoczył za

trzecim razem. Drgania uwolni

ły lód, który grzechocząc pole-

cia

ł w przepaść. Julia krzyknęła ze zgrozą, gdy sanie zaczęły

spada

ć. Lina wciągarki napinając się wydała ostry melodyjny

d

źwięk.

Uruchamia

ć wciągarkę! — wrzasnęła Julia, a potem

background image

niemal pop

łakała się z radości, gdy usłyszała zgrzyt przekładni

bieg

ów i zobaczyła, że bęben wciągarki zaczyna się obracać. Nie

przestaj

ąc obserwować, czy ratrak jedzie w górę po linie,

pogna

ła z powrotem do rowu. Dwie łopaty z liną omotaną

wok

ół trzonków przyparło do jego boku. Kotwica w kształcie

litery T przedstawia

ła się całkiem nieźle — najprawdopodobniej

ratrak nie wyciągnie łopat na trzydziestojardowym odcinku

lodu między rowem i krawędzią rozpadliny.
Z rozpadliny dolecia

ł rezonujący trzask. Julia pobiegła do

kraw

ędzi, padła na brzuch i spojrzała w dół. Ryk dieslowskiego

silnika brzmia

ł dla niej jak słodka muzyka.

Rozleg

ł się następny trzask i dźwięk rozdzieranego metalu.

Ratrak wyrywa

ł się ze szczęk lodu.

Nawet patrz

ąc w dół mogła dostrzec, że pojazd stopniowo

posuwa si

ę ku niej — nieubłaganie zwijając na bębnie linę

i wznosz

ąc się niczym olbrzymi żółty pająk włażący po nitce

jedwabistej paj

ęczyny. Kiedy gąsienice atakowały ścianę rozpa-

dliny, spod ostr

óg wytrysnął sproszkowany lód. Lina wrzynała

si

ę weń jak drut krajacza sera.

Wr

óciła do rowu. Serce w niej niemal zamarło na wi-

dok tego, co sta

ło się z łopatami. Węzeł zawiązany wokół

ich trzonk

ów z wolna je rozpłaszczał i zmieniał ich układ,

nadaj

ąc mu kształt litery V z wierzchołkiem skierowanym

w stron

ę boku rowu. Kiedy patrzyła na to z przerażeniem,

u

świadomiła sobie, że trzonki łopat to przecież rury, że nie są

lite, jak przypuszcza

ła.

Nad kraw

ędzią rozpadliny pojawiła się wciągarka ratraka.

Ostry brz

ęk wydawany przez sztywną linę, gdy wyskoczyła

z lodu na skutek zmiany k

ąta, zagłuszył ryk silnika. Pojazd na

g

ąsienicach jakby wspinał się w powietrze. Julia rzuciła się

gor

ączkowo upychać sypki lód wokół łopat, które szorowały

bok rowu i powoli zamyka

ły się niczym cyrkiel. Próbowała

skaka

ć po nich, żeby przygiąć je do dołu, niestety, nie zdało się

to na nic

— nie stanowiła przeciwwagi dla pięciu ton ratraka.

Ściany rowu kruszyły się, gdy trzonki łopat tworzące teraz

tr

ójkąt zagłębiały się w lód. Julia rozpłakała się z rozpaczy

background image

i zawodu. Zerwa

ła rękawice i pięściami zaczęła ubijać lód,

a nast

ępnie walić w wyginające się powoli łopaty, nie zważając

na intensywny b

ól — z powodu mrozu skóra lepiła jej się do

metalu i odrywa

ła się od niego pasami.

Za sob

ą usłyszała trzask. Odwróciła się i była to jej ostatnia

świadoma czynność. Wyszarpnięte łopaty gwałtownie poleciały

w lodowate powietrze. Gdy napi

ęcie liny zelżało, stylisko

opadaj

ąc uderzyło ją w skroń.

Zapanowa

ła czarna nicość.

40

Prezydent Stan

ów Zjednoczonych spojrzał w zadumie na

sekretarza obrony i powiedzia

ł: — Jeżeli przewodniczący Rady

Najwy

ższej nie ma nam nic do zaoferowania, John, to dlaczego

mia

łbym z nim rozmawiać?

Dzwoni w

łaśnie i prosi o zrozumienie przyczyn.

Prezydent wskaza

ł na plik papierów i telegramów leżący na

biurku.

— Powiedz mu, że jego kraj będzie musiał zwrócić się

w

łaściwie do każdego z członków NATO. Jak prędko ten

lotniskowiec dop

łynie do Bosforu?

Za pi

ęćdziesiąt dwie godziny.

Prezydent pokiwa

ł głową. — Powiedz mu, że to jego kraj

musi zrozumie

ć przyczyny. Że to j e g o kraj bliski jest pogwałce-

nia umowy mi

ędzynarodowej.

Sekretarz obrony ruszy

ł w stronę drzwi.

— Nie widzę powodu, żeby cofać rozkazy wydane admira-

łowi Pearsonowi — kontynuował prezydent.

41

MIRVOS

(Satelita orientacyjny wielog

łowicowego pocisku rakietowego

z

ładunkami niezależnie kierowanymi do różnych celów)

Aktywne satelity, kt

óre zapewniają kierowanie w środkowej

fazie lotu międzykontynentalnych pocisków balistycznych o kilku

głowicach bojowych.
Na czterdzie

ści godzin przed główną konfrontacją Wschód-

-Zach

ód z Bazy Sił Powietrznych w Andrews wystrzelono

background image

w odst

ępach dziesięciominutowych cztery bezzałogowe pociski

rakietowe.

Pierwszy odrzuci

ł zużytą główną rakietę nośną na wysokości

stu mil i kontynuowa

ł wznoszenie się za pomocą silnika

rakietowego drugiego stopnia a

ż do wysokości stu osiemdziesię-

ciu mil. Jego celem by

ł satelita Sojuz, wystrzelony bez uprzedze-

nia przed osiemnastoma miesi

ącami.

Manewr wprowadzenia na orbit

ę wykonano z powodze-

niem; komputery i aparatura kontroler

ów naziemnych poinfor-

mowa

ły, że ich pocisk rakietowy, poruszający się z prędkością

18 000 mil na godzin

ę, przybliża się do Sojuza z prędkością

pi

ęciu mil na godzinę na orbicie wyrównawczej.

Po pi

ęciu minutach precyzyjnego manewrowania rakieto-

wymi silnikami hamuj

ącymi amerykańska rakieta znalazła się

w odleg

łości trzech stóp od sowieckiego satelity.

P

łyta umieszczona w głowicy rakiety odsunęła się i ładunek

miliony miedzianych dipol

ów, wielkości i kształtu igieł do

cerowania

— wyrzucony został powoli, tak że dipole otoczyły

satelit

ę gęstym obłokiem, skutecznie zakłócając wszystkie na-

p

ływające i wypływające sygnały.

Satelita nie zostanie uszkodzony na sta

łe. Jednakże przez

dwie

ście godzin, dopóki wiatr słoneczny o prędkości miliona mil

na godzin

ę ostatecznie nie rozwieje większości igieł, sowiecki

MIRVOS b

ędzie nie do użytku.

W ci

ągu następnych dwu godzin unieszkodliwione zos-

taną w podobny sposób trzy dalsze sowieckie satelity MIR-

VOS.

Rozdzia

ł piąty

42

Admira

ł Pearson z dwu powodów wybrał brytyjską fregatę

HMS

„Swiftfire" do unieszkodliwienia sowieckiego lotniskow-

ca, gdyby ten pr

óbował wejść na morze Marmara od strony

Bosforu. Po pierwsze, gdy wybuch

ł kryzys, ten mały okręt

wojenny

—weteran przebywał właśnie z wizytą w Turcji i znajdo-

wa

ł się na morzu Marmara. Po drugie, fregata wyposażona była

background image

w idealn

ą broń — śmigłowiec Wasp do zwalczania okrętów

podwodnych. Użycie takiej małej maszyny uzbrojonej w torpedy

i startującej z jednego z najmniejszych okrętów w siłach NATO
dawa

ło Zachodowi propagandowy atut — w razie gdyby ostate-

cznie podj

ęto atak na lotniskowiec Kijów — Sowieci naraziliby

si

ę na śmieszność wykrzykując o imperialistycznym terrorze.

Na dwadzie

ścia pięć godzin przed konfrontacją fregata

utrzymywa

ła stan „obniżonej gotowości bojowej". Jej pokłady

by

ły opustoszałe, wszystkie luki i drzwi zamknięte i uszczelnio-

ne, a okna obudowanego pomostu przys

łonięte szczelnie okien-

nicami. HMS

„Swiftfire" wyglądał jak okręt-widmo. Znieru-

chomia

ła nawet antena dalekosiężnego radaru — wszystkie

informacje, jakie fregacie by

ły niezbędne, dostarczano do jej

dzia

łu rozpoznania elektronicznego z Boeingów AWACS, które

nieustannie prowadziły obserwacje wschodniej strony z turec-

kiej przestrzeni powietrznej. Jej pociski woda-powietrze Seacat
umieszczone na uchwytach

śmigłowca były gotowe do użycia.

Dow

ódca działu bojowego „Swiftfire" miał pod swoją

komend

ą całe uzbrojenie okrętu i władny był wysuwać wzglę-

dem kapitana przer

óżne „prośby". Ten, jak i wszyscy technicy

i marynarze znajduj

ący się przy pulpitach sterowniczych w przy-

ciemnionym przedziale komputerowym i dziale rozpoznania

elektronicznego, mia

ł na sobie biały jednoczęściowy kombine-

zon chroni

ący przed radiacją nuklearną, bronią biologiczną

i chemiczn

ą, wraz z kapturem i przyciemnioną szybką zabezpie-

czaj

ącą przed błyskiem jądrowym. Powietrze dostarczano na

ca

ły okręt z niezależnego systemu, tak by okręt mógł kontynuo-

wa

ć walkę z maksymalną efektywnością, nawet gdyby znalazł

si

ę w strefie skażonej intensywnym opadem radioaktywnym.

DDB

„Swiftfire" do „Johnsona" — powiedział dowód-

ca dzia

łań bojowych.

Admira

ł Pearson spojrzał na ekran dekodera. Komputerowi

wystarczy

ła zaledwie tysięczna część sekundy, żeby zanalizować

g

łos oficera brytyjskiego, porównać fleksję i jakość tonalną,

i wy

świetlić na ekranie:

DOW

ÓDCA DZIAŁU BOJOWEGO — HMS SWIFT-

background image

FIRE — POR. GERALD C. HOLMAN
— Zaczynajcie, „Swiftfire".

Jest tempo czwarte, sir.

Doskonale,

„Swiftfire". Tak trzymać do dziesiątej godzi-

ny.

DDB potwierdzi

ł otrzymanie rozkazu i wyłączył się. Admi-

ra

ł Pearson okręcił się na krześle obrotowym i studiował

zajmuj

ącą całą wysokość ściany szklaną mapę północnego

i po

łudniowego Atlantyku, która dominowała w centrum

dowodzenia bojowego

„Johnsona". Na samym dole mapy, na

wodach Antarktyki, umieszczono znacznik symbolizuj

ący okręt

oceanograficzny

„Eureka", na którego pokładzie przebywał

Hagan. Admira

ł żałował, że nie ma przy nim Hagana, przeklinał

wi

ęc utrzymującą się złą pogodę, która uniemożliwiała powrót

adiutanta. Przes

łuchanie rozbitków z „Oriona" wydawało się

teraz przedsi

ęwzięciem mało ważnym i niepotrzebnym. Admirał

Pearson obr

ócił się znowu twarzą w stronę konsoli kontrolnej

i pochyli

ł się do mikrofonu. Nacisnął klawisz łączący go

z oficerem s

łużby meteorologicznej na „Johnsonie".

S

ą jakieś zmiany warunków w rejonie „Eureki"?

Sprawdzam, sir.

Nast

ąpiła przerwa, podczas której oficer sprawdzał ostatnie

pogodowe zdj

ęcia satelitarne.

Tak, sir. Wygl

ąda na znaczną poprawę. Wichura zmniej-

szy

ła się do stopnia siódmego i przez cały czas słabnie.

Pearson chrz

ąknął i wezwał przedział łączności

Pr

óbujcie połączyć się z „Eureką". Jeśli wam się uda,

powiedzcie kapitanowi Haganowi,

że chcę, by jak najprędzej

wr

ócił na „Johnsona".

Nast

ępnie Pearson rozmawiał z oficerem służby logistycznej

Johnsona", kt

óry potwierdził, że przy zatankowaniu w powiet-

rzu i szybkim przetransportowaniu z USS

„Guam" Hagan

m

ógłby znaleźć się na „Johnsonie" w ciągu dziesięciu godzin.

Kolejnym zadaniem zleconym admira

łowi Pearsonowi

przez Waszyngton by

ło podniesienie stanu gotowości na amery-

ka

ńskich atomowych okrętach podwodnych. Był to rozkaz,

background image

kt

óry, jak dotąd, wydawał wyłącznie podczas ćwiczeń. Odmówił

w duchu prost

ą, lecz żarliwą modlitwę i powiedział do mikrofo-

nu:

— Wszystkie SSBN-y wyznaczone do walki radial Char-

lie-Hotel-Foxtrot wprowadzi

ć stan gotowości ISQ.

Rozkaz ten prze

łożony z wojskowego żargonu brzmiał:

Wszystkie uzbrojone w rakiety atomowe okr

ęty wojenne

przygotowa

ć się do działań bojowych".

43

Hej, Sherwood! Ockn

ęła się! — krzyknął z wnętrza

namiotu Oaf.

Sherwood zostawi

ł radio ratraka, które usiłował naprawić,

i wpe

łzł do namiotu. Julia miała ręce i głowę fachowo zabanda-

żowane przez Norwega. Usiadła teraz w śpiworze i patrzyła

szeroko otwartymi oczami na Sherwooda.

Teraz w to wierz

ę — powiedziała do Oafa.

W co?

— zapytał Sherwood.

Że nie umarliśmy. Co się stało?

Sherwood napotka

ł wzrok Oafa. Ten potrząsnął głową.

Nie m

ówiłem jej, Sherwood.

Nie m

ówiłeś mi o czym? Gadaj.

Uderzy

łaś się w głowę.

Domy

śliłam się. Gdzie jesteśmy? Jak daleko od Bazy?

Trzysta mil

— odparł Sherwood przepraszającym to-

nem.

S

łuchaj, jak możemy być tak daleko od Rosenthala?

Taka by

ła odległość do wybrzeża — zauważyła nie bez racji

Julia.

Obaj m

ężczyźni popatrzyli na siebie szukając wzajemnie

poparcia. Zanim zd

ążyli Julię powstrzymać, odgarnęła klapę

i spogl

ądała ze zdumieniem na pak lodowy oddalony o jakieś

pięćdziesiąt jardów od miejsca, w którym stał na usłanym

łupkiem wybrzeżu namiot. Jęknęła.

Brzeg

— wyjaśnił niepotrzebnie Sherwood.

Jalia si

ę nie odezwała. Obróciła głowę, żeby popatrzeć na

ratrak zaparkowany kilka jard

ów dalej pod wysokim lodowym

klifem. Pogruchotana kabina pojazdu zosta

ła odcięta. Mogła

background image

zauwa

żyć bliźniacze ślady ostróg gąsienicy biegnące w dół

za

łamania w pokrywie lodowej.

I uda

ło nam się znaleźć bezpieczną trasę w dół — powie-

dzia

ł triumfalnie Oaf.

Julia przymkn

ęła oczy i mamrotała coś, co brzmiało jak

pro

śba Boga o cierpliwość. Po czym otworzyła oczy i starannie

dobieraj

ąc słowa rzekła: — Jak to możliwe, że wiedząc, w jakiej

kabale si

ę znaleźliśmy, wy, dwaj idioci czy raczej imbecyle, n i e

zawr

óciliście do bazy?

Sherwood energicznie kiwa

ł głową. — Właściwe pytanie.

A oto w

łaściwa odpowiedź: wyszłaś na górę po nieodpowiedniej

stronie rozpadliny. Co nie znaczy,

że mamy ci to za złe — dodał

pospiesznie.

— Uważamy, że spisałaś się świetnie, prawda, Oaf?

Lepiej ni

ż mężczyzna — zgodził się Norweg.

Julia nie mia

ła nastroju do pochlebstw. — Czy stwierdziliś-

cie, dlaczego ten pak lodowy si

ę topi?

Tak

— rzekł Sherwood. — Nie uwierzysz, ale...

Okej. Czuj

ę się wystarczająco dobrze, by ruszać w drogę,

zaraz wi

ęc zwijamy obóz i wracamy.

Nie mo

żemy...

Musimy, do licha. Mo

że będziemy musieli zrobić wielkie

ko

ło, żeby ominąć tę rozpadlinę. — Zaczęła wychodzić ze

śpiwora, Sherwood jednak ją powstrzymał.

Nie ma to sensu, Julio.

Strz

ąsnęła gniewnie jego rękę.

Powiedz jej, Oaf.

Nie wystarczy paliwa na powr

ót — rzekł Oaf bez

ogr

ódek. — Wystarczy na pięćdziesiąt mil, może na trochę

wi

ęcej. Stwierdziłem właśnie, że w pozostałych beczkach jest

nafta, nie nadaj

ąca się do dieslowskiego silnika. Złe oznakowa-

nia na beczkach.

Julia nagle zn

ów siadła i patrzyła zdumiona na Oafa.

— Jesteś pewien?

Ten pokiwał głową ze smutkiem.

I radio wysiad

ło — dodał Sherwood. — Odbiera, ale nie

mo

żna niczego nadać.

Zapanowa

ła długa cisza.

background image

Wobec tego ruszamy na piechot

ę — orzekła Julia.

Jak odpoczniesz.

Znowu zapad

ła

cisza. >

Co wi

ęc spowodowało topnienie lodowego paku?

To nie jest topnienie

— wyjaśnił Sherwood — lecz

rozpadanie. I to szybkie.

Dlaczego?

Podnosi si

ę wybrzeże i dno morskie w zatoce.

Co?

Co

ś takiego dzieje się w niektórych partiach Norwegii

i Szkocji, tyle

że o wiele wolniej. Ląd wciąż jeszcze wraca do

siebie po obci

ążeniu pokrywą lodową i lodowcami w czasie

ostatniej ery lodowcowej.

Julia si

ę zasępiła. — Ale dlaczego dzieje się to tutaj?

Sherwood wskaza

ł na wielki łuk ostrych jak brzytwa klifów

lodowych okalaj

ących zatokę. — Te klify nie są zwietrzałe. Są

nowe. Tej zatoki do niedawna tu nie by

ło, do ostatniej Gwiazdki

mniej wi

ęcej. — Przerwał. — Ten obóz i pole lodowe znajdują

si

ę w miejscu, gdzie było osiem czy dziewięć tysięcy mil

sze

ściennych lodu. I teraz go nie ma.

44

Kiedy wzd

łuż brzegów stambulskiego półwyspu Złoty Róg

i na wielkim mo

ście łączącym Europę z Azją zbierały się tłumy,

żeby obserwować majestatyczne przepływanie lotniskowca kla-

sy Kij

ów przez Bosfor, sto mil stamtąd na morzu Marmara

brytyjska fregata HMS

„Swiftfire" rozpoczęła końcową fazę

przygotowa

ń do unieszkodliwienia sowieckiego okrętu.

Wkr

ótce po południu otworzono wrota hangaru fregaty

i dwaj ludzie wytoczyli Waspa na niewielkie l

ądowisko śmigłow-

cowe. Szybko zluzowali wirniki maszyny i roz

łożyli składany

ogon.

Pod

śmigłowcem wisiała mała torpeda. Jej głowica została

nastawiona w ten spos

ób, by torpeda wybuchła na głębokości

sze

śćdziesięciu stóp poniżej rufy lotniskowca. Głębokość obli-

czono tak, by zatrzyma

ć okręt przez uszkodzenie jego aparatury

background image

rufowej, lecz nie zabija

ć i nie ranić członków załogi.

45

Sabota

ż — oznajmiła Julia.

Oaf i Sherwood ogl

ądali uważnie płytkę z obwodem druko-

wanym, kt

órą Julia wyjęła z radiotelefonu w ratraku.

Je

śli dobrze się przyjrzycie, zobaczycie, że ktoś obciął

trzy druciki,

żeby usunąć jakąś część składową. Pewno tran-

zystor. Powinni

śmy byli wypróbować radiotelefon przed wyru-

szeniem w drog

ę.

Nie mieli

śmy dużo czasu — skonstatował sucho Sher-

wood.

Wszyscy troje wpatrywali si

ę w małą płytkę pokrytą elektro-

nicznymi podzespo

łami.

No tak

— powiedziała w końcu Julia. — Gdybyśmy

mieli lutownic

ę, moglibyśmy spróbować wstawić tranzystor

z odbiornika.

Sherwood potrz

ąsnął przecząco głową. — Nawet gdybyśmy

zdo

łali to naprawić, kto by nas usłyszał? Nigdy nie udałoby się

nam wys

łać sygnału ponad te klify.

Dwunastowoltowa lutownica jest w skrzynce z narz

ę-

dziami

— zauważył Oaf.

I no

życe do cięcia drutu?

Pewno.

Ale to nic nie da

— upierał się Sherwood. — Nikt nas nie

us

łyszy.

46

Us

łyszał ich okręt oceanograficzny USS „Eureka".

Chor

ąży złapał kapitana Hagana w momencie, gdy ten miał

ju

ż wsiąść do śmigłowca i wyruszyć na pierwszy etap długiego

lotu powrotnego do admira

ła Pearsona na „Johnsonie".

Kapitanie Hagan!

Hagan postawi

ł już nogę na schodkach śmigłowca, a pilot

przytrzymywa

ł otwarte drzwi. Na wezwanie Hagan się odwró-

ci

ł. Zadyszany chorąży ściskał w ręce kawałek papieru. Niedbale

zasalutowa

ł.

background image

Wiadomo

ść od kapitana Sutherlanda, sir. Właśnie ode-

brali

śmy sygnał wezwania pomocy. Bardzo słaby. Trzech

cz

łonków z zespołu badawczego Rosenthala znalazło się w tara-

patach na wybrze

żu Ziemi Coatsów i nie słyszeliśmy, żeby

ktokolwiek im odpowiedzia

ł...

Wi

ęc?

M

łodszy oficer wyciągnął do niego rękę z kartką. — Ich

po

łożenie i nazwiska, sir.

Hagan rzuci

ł okiem na wiadomość. Siadł nieoczekiwanie na

stopniach i zmierzy

ł podejrzliwym spojrzeniem chorążego.

Czy to dowcip w stylu pa

ńskiego kapitana?

Nie, sir.

Hagan wr

ęczył kartkę swojemu pilotowi. — Czy moglibyś-

my dotrze

ć tam, jeśli ta pogoda się utrzyma?

Pilot znikn

ął na moment we wnętrzu śmigłowca i wrócił

z map

ą. Jego mina wyrażała wątpliwość. — Tam i z powrotem

to siedemset mil, sir.

Okej

— rzucił niecierpliwie Hagan. — A więc to długa

droga. Czy zdo

łamy ją odbyć?

Z trudem, sir. Je

śli pan tu zostanie.

Dobra

— powiedział Hagan ze znużeniem. — Lećcie po

nich.

47

BUS

Ostatni cz

łon wystrzeliwanego z okrętów podwodnych pocisku

rakietowego Trident, kt

óry przenosi zespól termonuklearnych

g

łowic MIRV na wysokość odpalania.

Scena odgrywaj

ąca się na USS „ Virgil Grissom" równocześ-

nie odbywa

ła się na wszystkich atomowych okrętach podwod-

nych uzbrojonych w Tridenty. Co

ś takiego zarządzano raz na

tydzie

ń, tym razem jednak na stanowiskach kontrolnych okrętu

pojawi

ły się świetlne sygnały — zapalający się i gasnący napis

w odst

ępach jednosekundowych — z częstotliwością obliczoną

na wywo

łanie stanu gotowości bez powodowania niepożądanej

paniki.

TO NIE S

Ą ĆWICZENIA... TO NIE SĄ ĆWICZENIA...

background image

TO NIE S

Ą ĆWICZENIA...

Oficer uzbrojenia przy

łożył twarz do miękkiej gumowej

os

łony wizjera i kręcił nie oznakowaną tarczą kombinacji.

Kolejno pojawia

ły si$jarzące się cyfry: odwrotnie podana data

urodzin

żony, poprzedzona pierwszymi cyframi z kodu adreso-

wego jego domu. Wyklarowa

ł monitor i otworzył zewnętrzne

drzwiczki sejfu. Teraz do os

łony przycisnął oczy wyższy oficer

i nastawi

ł własną kombinację cyfr. Nie znali wzajemnie swoich

kombinacji.

TO NIE S

Ą ĆWICZENIA... TO NIE SĄ ĆWICZENIA...

Wy

ższy oficer otworzył wewnętrzne drzwiczki sejfu i wyjął

z niego dwa identyczne klucze. Poda

ł jeden oficerowi uzbroje-

nia, po czym obaj powr

ócili na swoje stanowiska: wyższy oficer

na stanowisko dowodzenia, oficer uzbrojenia na stanowisko

kontroli broni rakietowej znajduj

ące się trzy pokłady poniżej.

Szli w ca

łkowitej ciszy wyłożonymi chodnikami, klimatyzowa-

nymi przej

ściami.

TO NIE S

Ą ĆWICZENIA... TO NIE SĄ ĆWICZENIA...

Dotar

łszy do stanowiska kontroli oficer uzbrojenia otwo-

rzy

ł własny sejf. W środku znajdowały się dwa spusty podobne

do tych, jakie s

ą w kolcie jedenastce. Czarny i czerwony. Czarny

spust by

ł przeznaczony do ćwiczeń. Oficer wziął czerwony.

Zamkn

ął sejf i w milczeniu zlustrował rząd techników pochylo-

nych nad swoimi konsolami. Usta

ły zwykle dobroduszne żarty,

jak tylko okr

ęt podwodny postawiono w stan ISQ i zaczęły się

zapala

ć napisy:

TO NIE S

Ą ĆWICZENIA... TO NIE SĄ ĆWICZENIA...

Przygotowa

ć do zaprogramowania pocisk pierwszy

rozkaza

ł oficer uzbrojenia operatorowi.

Przygotowa

ć do zaprogramowania pocisk pierwszy

powt

órzył obojętnym tonem operator do rejestratora głosu

w centrum uzbrojenia. Nacisn

ął guzik, który uruchomił kompu-

terow

ą kontrolę układów sterowania pierwszego pocisku Tri-

dent. Dla ka

żdego MIRV-a cele zostały zaprogramowane

automatycznie zale

żnie od pozycji okrętu podwodnego. Trajek-

tori

ę orbitalną BUS-a planowano tak, żeby swoje głowice

background image

bojowe m

ógł rozrzucić z maksymalnym efektem.

Oficer uzbrojenia w

łożył klucz sterujący do wyłącznika

odpalania, po czym go w nim przekr

ęcił. Następnie wkręcił

czerwony spust na miejsce. Ze wzgl

ędów psychologicznych,

mechanizm kierowania odpalaniem pocisku rakietowego za-

projektowano tak,

żeby przypominał kolbę broni ręcznej.

Uznano,

że jeszcze jeden guzik nie wyrażałby właściwego

emocjonalnego stosunku wobec wagi kontroli.

Nie obracaj

ąc się, jak to zwykł robić w czasie cotygodnio-

wych

ćwiczeń, operator zameldował: — Programowanie pocis-

ku pierwszego rozpocz

ęto.

Oficer uzbrojenia po

łączył się z kapitanem znajdującym się

w centrali okr

ętu. — Programowanie pocisku rozpoczęto, sir.

Dow

ódca potwierdził otrzymanie meldunku i patrzył na

pierwsz

ą z wielu list celów, które pojawiały się na ekranie: nazwy

miast, wi

ększych i mniejszych. Niektóre nazwy rozpoznawał,

niekt

órych nie — pisane były fonetycznie po angielsku, a pod

spodem cyrylic

ą. Klucz do odpalania miał w lewej kieszeni.

Pozostanie tam, dop

óki zaszyfrowany głos prezydenta nie

dotrze do nich na czterech r

óżnych częstotliwościach radio-

wych, nie zostanie ponownie zmontowany przez komputery

okr

ętowe i przedłożony do identyfikacji dekoderowi. Dopóki

prezydent nie wyda rozkazu i kapitan nie w

łoży swojego klucza

do odpalania,

żaden z Tridentów nie zostanie wystrzelony.

Tymczasem niewiele mo

żna było robić, tylko czekać i próbować

ignorowa

ć zapalający się napis, który powtarzał:

TO NIE S

Ą ĆWICZENIA... TO NIE SĄ ĆWICZENIA...

TO NIE S

Ą ĆWICZENIA...

48

Prezydent Stan

ów Zjednoczonych siedział w szklanej dźwię-

koszczelnej kabinie czuj

ąc się tak, jakby uczestniczył w telewizy-

jnym kwizie, tylko

że tutaj w grę wchodziło życie szóstej części

mieszka

ńców świata.

W ustach mu zasch

ło. Nalał sobie z karafki kolejną szklankę

wody i popija

ł, obserwując niesłyszalną krzątaninę po drugiej

stronie szyby. Obszerne pomieszczenie wype

łniali wyżsi oficero-

background image

wie wszystkich rodzaj

ów sił zbrojnych. Odbywało się przynaj-

mniej dwadzie

ścia rozmów telefonicznych, ale prezydent wi-

dzia

ł tylko ruch warg. Ścienną mapę ukazującą pozycje wojsk

NATO i Uk

ładu Warszawskiego umieszczono na użytek znaj-

duj

ących się tam ludzi i nie była ona potrzebna komputerom

informacje, kt

órych dostarczały mapy, zdezaktualizowały się

w ci

ągu potencjalnie zgubnych pięciu sekund.

W ustach mu zasch

ło.

Znacznik wskazywa

ł lotniskowiec Kijów przepływający

przez Bosfor. Inny znacznik, na morzu Marmara, symbolizowa

ł

czyhaj

ącą na niego brytyjską fregatę.

W ustach mu zasch

ło. Nalał sobie jeszcze wody. Obserwował

go jaki

ś generał. Udało mu się powstrzymać trzęsienie rąk. Nie

dr

żały.

Na mapie

ściennej rozbłysło światełko. Zlokalizowano drugi

sowiecki atomowy okr

ęt podwodny klasy Yankee w odległości

dwustu mil od Long Island. Śmigłowce do zwalczania okrętów

PODWODNYCH BĘDĄ GO ŚLEDZIĆ UŻYWAJĄC HYDROLOKATORA

ZANURZA

-

NEGO

.

P

REZYDENT BY

Ł KIEDYŚ PILOTEM ŚMIGŁOWCÓW I PEWNEGO RAZU

PRZEZ TRZY GODZINY

ŚLEDZIŁ TAKIEGO

Y

ANKEE W ZANURZENIU

.

W

CI

Ą

-

GU TEGO CZASU ROSYJSKI DOW

ÓDCA ROBIŁ PRAKTYCZNIE WSZYSTKO

,

CO

M

ÓGŁ

,

Z WYJ

ĄTKIEM MOŻE PODWODNYCH KOZIOŁKÓW

,

GOR

ĄCZKOWO

PR

ÓBUJĄC POZBYĆ SIĘ SWEGO BEZLITOSNEGO PRZEŚLADOWCY

.

P

O

TRZECH GODZINACH ZAKR

ĘTÓW

,

GWA

ŁTOWNYCH ZMIAN GŁĘBOKOŚCI

I KURSU

,

CZASAMI NIEMAL ZAMIERAJ

ĄC

,

A POTEM ROBI

ĄC TRZYDZIEŚCI

PI

ĘĆ WĘZŁÓW

,

R

OSJANINOWI UDA

ŁO SIĘ UCIEC DZIĘKI ZANURZENIU SIĘ

PONI

ŻEJ WARSTWY ZIMNEJ WODY

,

KT

ÓRA ZAŁAMAŁA O PONAD DWADZIE

-

ŚCIA STOPNI WIĄZKĘ PROMIENI SONARU

.

N

AST

ĄPIŁY POTEM KOLEJNE

DWIE GODZINY BEZOWOCNEGO ROZGL

ĄDANIA SIĘ PO PRZESZŁO PIĘCIUSET

MILACH KWADRATOWYCH OCEANU

ROSYJSKI OKR

ĘT PODWODNY

JEDNAK ZNIKN

ĄŁ

.

C

HOLERNE

Y

ANKEE

.

W

USTACH MU ZASCH

ŁO

.

K

OLEJNA SZKLANKA WODY

.

P

A

ŃSKI GŁOS MUSI BRZMIEĆ CAŁKIEM NATU

-

background image

RALNIE PODCZAS WYDAWANIA ROZKAZU

,

PANIE

PREZYDENCIE

.

J

AK

,

U LICHA

,

MO

ŻNA OCZEKIWAĆ

,

BY G

ŁOS BRZMIAŁ

CA

ŁKIEM

NATURALNIE

"

PODCZAS WYDAWANIA TAKIEGO ROZKAZU

.

U

DERZY

Ł W MIKROFON KARAFKĄ

.

T

UZIN PAR OCZU ODWR

ÓCIŁO SIĘ

W STRON

Ę KABINY

.

W

USTACH MIA

Ł WCIĄŻ SUCHO

.

C

HOLERNE

Y

ANKEE

.

49

L

OTNISKOWIEC KLASY

K

IJ

ÓW SUNĄŁ W MGIEŁCE PÓŹNEGO POPOŁU

-

DNIA JAK SZARY DUCH

.

N

AJSTRASZNIEJSZY DUCH

,

JAKI KIEDYKOLWIEK

SUN

ĄŁ PO POWIERZCHNI MORZA

M

ARMARA

.

B

Y

Ł TO PIERWSZY LOTNIS

-

KOWIEC SOWIECKIEJ MARYNARKI WOJENNEJ

OWOC TYSI

ĘCY GODZIN

SP

ĘDZONYCH PRZEZ TRAWLERY WYWIADU W POBLIŻU AMERYKAŃSKICH

I BRYTYJSKICH LOTNISKOWC

ÓW

;

FOTOGRAFOWA

ŁY JE

,

MIERZY

ŁY POKŁAD

L

ĄDOWANIA I STARTÓW

,

WYSOKO

ŚĆ NAD WODĄ

,

PODWODNY KSZTA

ŁT

KAD

ŁUBA

.

J

EDEN Z NICH PRZEP

ŁYNĄŁ NAWET SAMOBÓJCZO TUŻ PRZED

DZIOBEM

„A

RK

R

OYAL

",

ŻEBY SIĘ PRZEKONAĆ

,

JAK SZYBKO BRYTYJSKI

OKR

ĘT WOJENNY MOŻE MANEWROWAĆ

.

A

DMIRA

Ł

T

URGIENIEW ZROBI

Ł Z NIEGO SWÓJ OKRĘT FLAGOWY

.

W

IEDZIA

Ł O BRYTYJSKIEJ FREGACIE I O TYM

,

ŻE ZNAJDUJE SIĘ ONA WCIĄŻ

NA MORZU

M

ARMARA

,

MIMO

ŻE DAWNO MIAŁA UKOŃCZYĆ WIZYTĘ

W

T

URCJI

.

N

IETRUDNO BY

ŁO ZGADNĄĆ DLACZEGO

.

P

RZEZ TYDZIE

Ń

,

KIEDY

K

IJ

ÓW PŁYNĄŁ PRZEZ

M

ORZE

C

ZARNE

,

ADMIRA

Ł MODLIŁ SIĘ

,

BY

POLITYCY ZM

ĄDRZELI I KAZALI MU WRACAĆ DO

S

EWASTOPOLA

.

T

ERAZ

,

GDY OPARTY NA BARIERCE MOSTKA PRZYGL

ĄDAŁ SIĘ PRZEZ LORNETKĘ

FREGACIE

„S

WIFTFIRE

",

BY

ŁO JUŻ CHYBA ZA PÓŹNO

.

N

IKT NIE ZAMIERZA

Ł

UST

ĄPIĆ

.

O

CENIA

Ł

,

ŻE BRYTYJSKA FREGATA ZNAJDUJE SIĘ W ODLEGŁOŚCI

DWUDZIESTU KILOMETR

ÓW

W PROSTEJ LINII PRZED NIMI

,

A TAK

ŻE

,

I

Ż

Z HANGARU NA RUFIE WYTACZANO

ŚMIGŁOWIEC

W

ASP

.

M

GIE

ŁKA

UNIEMO

ŻLIWIAŁA OKREŚLENIE

,

CO DZIEJE SI

Ę NA POKŁADACH FREGATY

.

P

OWINNI TO WIEDZIE

Ć W DZIALE RADIOLOKACYJNYM

PRZY TEJ

ODLEG

ŁOŚCI MOGĄ UCHWYCIĆ NAWET NAJMNIEJSZY RUCH WYRZUTNI

POCISK

ÓW

S

EACAT

.

P

ODSZED

Ł DO NIEGO OFICER NIŻSZEGO STOPNIA I ZASALUTOWAŁ

.

background image

D

OW

ÓDCA PRZESYŁA WYRAZY SZACUNKU

,

TOWARZYSZU ADMIRALE

.

Ś

MIG

ŁOWIEC NA FREGACIE ZAPALIŁ SILNIK

.

S

ZEF S

ŁUŻBY

RADIOLOKACYJ

-

NEJ ZAMELDOWA

Ł

,

ŻE WIRNIKI SIĘ OBRACAJĄ

.

T

URGIENIEW ODSALUTOWA

Ł

.

J

EGO ODPOWIED

Ź ZANIKNĘŁA W PRZE

-

NIKLIWYM D

ŹWIĘKU ALARMÓW WZYWAJĄCYCH ZAŁOGĘ DO ZAJĘCIA

STANOWISK

,

ROZBRZMIEWAJ

ĄCYCH NA CAŁYM LOTNISKOWCU

.

U

NI

ÓSŁ LORNETKĘ DO OCZU

.

W

ASP STARTOWA

Ł WŁAŚNIE Z BRY

-

TYJSKIEGO OKR

ĘTU

.

M

I

ĘDZY JEGO CZTEREMA NADWYMIAROWYMI

KO

ŁAMI ZOBACZYŁ ŁATWY DO ROZPOZNANIA KSZTAŁT CYGARA

TOR

-

PED

Ę

.

50

D

OKTOR Z

„E

UREKI

"

OPATRZY

Ł RĘCE

J

ULII W SZPITALU OKR

ĘTOWYM

,

PODCZAS GDY KAPITAN

H

AGAN ZARZUCA

Ł

O

AFA I

S

HERWOODA PYTA

-

NIAMI

.

O

SZO

ŁOMIŁA GO ODPOWIEDŹ GEOLOGA NA OSTATNIE PYTANIE

.

O

RION

"

ZOSTA

Ł

...

CO TAKIEGO

?

M

O

ŻLIWE

,

ŻE ZOSTAŁ ZATOPIONY PRZEZ PODWODNĄ GÓRĘ

LODOW

Ą

POWT

ÓRZYŁ

S

HERWOOD

.

H

AGANA ZATKA

ŁO NA CHWILĘ

.

C

ZY PAN NAPRAWD

Ę MYŚLI

,

ŻE

W TO UWIERZ

Ę

?

J

ESTEM PEWIEN

,

ŻE TO BYŁA GÓRA LODOWA

UPIERA

Ł SIĘ

S

HERWOOD

.

Ż

A

ŁOWAŁ

,

ŻE NIE TRZYMAŁ JĘZYKA ZA ZĘBAMI

,

ALE

J

ULIA

NALEGA

ŁA

,

BY WYJAWI

Ł SWOJE PODEJRZENIA

.

P

ODWODNA G

ÓRA LODOWA

?

RZUCI

Ł SARKASTYCZNIE

H

AGAN

.

S

HERWOOD POPATRZY

Ł NA

J

ULI

Ę

,

LECZ ONA UNIKA

ŁA JEGO WZROKU

.

D

O CIEBIE NALE

ŻY OBRONA SWOICH POGLĄDÓW

.

N

IKT INNY NIE

MO

ŻE WIERZYĆ W COŚ ZA CIEBIE

POWIEDZIA

ŁA MU

.

Z

ANURZY

ŁA SIĘ POD WODĘ

,

BO TKWI W NIEJ MASYW G

ÓRSKI

,

MO

ŻE NAWET KILKA

.

O

D

ŁUPAŁY SIĘ

,

GDY NIE MOG

ŁY JUŻ UTRZYMAĆ

CI

ĘŻARU POKRYWY LODOWEJ

.

S

HERWOOD PRZERWA

Ł

.

N

IE

ŁATWO BYŁO

M

ÓWIĆ

,

GDY

H

AGAN PATRZY

Ł NA NIEGO Z NIE UKRYWANĄ WROGOŚCIĄ

.

P

RZY ZRZUCANIU MAS LODOWYCH MIA

ŁA OKOŁO STU OSIEMDZIESIĘ

-

CIU MIL NA DZIEWI

ĘĆDZIESIĄT I BYŁA W KSZTAŁCIE TRÓJKĄTA

.

B

LISKO

OSIEM TYSI

ĘCY MIL SZEŚCIENNYCH LODU

,

GDYBY TO POZOSTA

ŁO W JED

-

NYM KAWA

ŁKU

.

H

AGAN MIA

Ł SZKLISTE OCZY

.

M

AM OCHOT

Ę WYSŁAĆ CAŁĄ WASZĄ

background image

TR

ÓJKĘ Z POWROTEM TAM

,

GDZIE WAS ZNALE

ŹLIŚMY

OZNAJMI

Ł

SZORSTKO

.

S

HERWOOD ZDECYDOWA

Ł

,

ŻE ŁATWIEJ BĘDZIE SIĘ WYCOFAĆ

,

I RZEK

Ł

:

T

O TYLKO HIPOTEZA

,

KAPITANIE

.

N

IE TWIERDZ

Ę

,

ŻE

...

N

IE

!

POWIEDZIA

ŁA ZE ZŁOŚCIĄ

J

ULIA

.

N

IE JEST TO TYLKO

HIPOTEZA

.

Z

A DU

ŻO FAKTÓW SIĘ ZGADZA

:

LODOWATA WODA W MIEJSCU

ZATONI

ĘCIA

„O

RIONA

",

KOLOR MORZA

...

WSZYSTKO

!

H

AGAN PAMI

ĘTAŁ DZIWNY ODCIEŃ MORZA NA FILMIE

CBS.

Z

MARSZ

-

CZY

Ł BRWI

.

P

ONADTO TAJEMNICA LODOWATEJ WODY

,

KT

ÓRA

U

ŚMIERCIŁA

TAK WIELU PASA

ŻERÓW

,

KIEDY EWAKUOWALI SI

Ę ZE STATKU

.

Ą

CO

Z MG

ŁĄ

?

C

ZY PA

ŃSKA GÓRA LODOWA MOŻE WYJAŚNIĆ RÓWNIEŻ I TO

?

C

IEP

ŁE POWIETRZE I ZIMNE MORZE

ODEZWA

Ł SIĘ PO RAZ

PIERWSZY

O

AF

.

H

AGAN ZACZYNA

Ł SIĘ CZUĆ NIEPEWNIE

.

Z

A KA

ŻDYM RAZEM

,

KIEDY

KTO

Ś Z TEJ TRÓJKI ZABIERAŁ GŁOS

,

TRAFIA

Ł W CZUŁY PUNKT

.

D

OBRA

RZEK

Ł

.

A

GDZIE TERAZ JEST TA G

ÓRA

?

S

HERWOOD ZASTANAWIA

Ł SIĘ PRZEZ CHWILĘ

.

W

CHODZIMY TU

W STREF

Ę DOMYSŁÓW

,

ALE JE

ŚLI WEŹMIEMY POD UWAGĘ TO

,

KIEDY

ZATON

ĄŁ

„O

RION

",

I NIEWIELK

Ą PRĘDKOŚĆ PRĄDU

,

POWIEDZIA

ŁBYM

,

ŻE

GENERALNIE POSUWA SI

Ę W KIERUNKU

W

YSP

Z

IELONEGO

P

RZYL

ĄDKA

.

D

RYFUJ

ĄC POD POWIERZCHNIĄ

?

T

AK

.

M

USI

.

J

E

ŚLI OCZYWIŚCIE NIE POZBYŁA SIĘ MASYWU

G

ÓRSKIEGO

,

BO WTEDY WYP

ŁYNĘŁABY NA POWIERZCHNIĘ

.

L

ECZ NAWET

ZANURZON

Ą NIETRUDNO ZLOKALIZOWAĆ

.

T

RZEBA TYLKO ULOKOWA

Ć NA

W

YSPACH

Z

IELONEGO

P

RZYL

ĄDKA ZESPÓŁ LUDZI ZE ŚMIGŁOWCEM

,

TAK

BY

MOGLI SYSTEMATYCZNIE PENETROWA

Ć OCEAN W POSZUKIWANIU

CI

ĄGNĄCEJ

SI

Ę ZA GÓRĄ LODOWĄ SMUGI MORSKIEJ WODY O NISKIM ZASOLENIU

,

BO

KA

ŻDEGO DNIA BĘDZIE POZBYWAĆ SIĘ MILIONÓW TON SŁODKIEJ WODY

.

H

AGAN ZDECYDOWA

Ł

,

ŻE

S

HERWOOD TO SZALENIEC

.

P

RZYSZ

ŁO MI WŁAŚNIE COŚ DO GŁOWY

WTR

ĄCIŁA SIĘ

J

ULIA

.

A

TERAZ TA

,

POMY

ŚLAŁ

H

AGAN

.

J

ULIA POPATRZY

ŁA Z NAMYSŁEM NA

S

HERWOODA I POWIEDZIA

ŁA

:

C

ZY G

ÓRA LODOWA PRZESUWAJĄC SIĘ DOTYKA DNA OCEANU

?

background image

T

O CA

ŁKIEM MOŻLIWE

PRZYZNA

Ł

S

HERWOOD

.

A

LE MO

ŻE

NIE BY

Ć ŻADNYCH OZNAK SEJSMICZNYCH

,

PONIEWA

Ż NA DNIE OCEANU

JEST KILKUSETMETROWA WARSTWA OSADU

.

J

EDNAK

ŻE TEN OSAD JEST WYSTARCZAJĄCO GĘSTY

,

ŻEBY WY

-

TRZYMA

Ć WAGĘ KABLI TELEFONICZNYCH

,

PRAWDA

?

T

AK

POTWIERDZI

Ł ZASTANAWIAJĄC SIĘ

,

DO CZEGO ONA

ZMIERZA

.

N

O I WIDZICIE

OZNAJMI

ŁA Z TRIUMFEM

J

ULIA

.

Z

WR

ÓCIŁA SIĘ

DO

H

AGANA

:

J

E

ŚLI

G

LYN MA RACJ

Ę

,

TO PR

ĘDZEJ CZY PÓŹNIEJ JEGO

G

ÓRA LODOWA PRZETNIE KABEL TRANSATLANTYCKI

.

S

ŁOWA

J

ULII WYWAR

ŁY NATYCHMIASTOWY SKUTEK

.

H

AGAN ZBLAD

Ł

I ZERWA

Ł SIĘ NA RÓWNE NOGI

.

R

ZUCIWSZY KR

ÓTKIE

:

P

OCZEKAJCIE TU

RUSZY

Ł SZYBKO KU DRZWIOM I ZNIKNĄŁ

.

51

J

EST MELDUNEK Z

W

ESTERN

E

LECTRIC

ROZLEG

Ł SIĘ GŁOS

SEKRETARZA STANU PRZEZ G

ŁOŚNIK W KABINIE

.

K

OMUNIKUJ

Ą

,

ŻE

WZMACNIACZE W

TAT

12,

TRANSATLANTYCKIM KABLU TELEFONICZNYM

MI

ĘDZY

S

TANAMI

Z

JEDNOCZONYMI A

A

FRYK

Ą

P

O

ŁUDNIOWĄ

,

NIE

MOG

ŁY ZOSTAĆ ZNISZCZONE

,

TAK JAK ZOSTA

ŁY

,

NA SKUTEK

DZIA

ŁALNOŚCI

CZ

ŁOWIEKA

.

P

ODAJ

Ą

,

ŻE USZKODZENIE WZMACNIACZA

133

JEST TYPO

-

WYM PRZYK

ŁADEM

...

N

IE INTERESUJ

Ą MNIE SZCZEGÓŁY

PRZERWA

Ł MU PREZYDENT

.

C

HC

Ę WIEDZIEĆ

,

CZY MAMY WYSTARCZAJ

ĄCE DANE DO ODWOŁANIA

TEJ OPERACJI

.

J

ESZCZE CO

Ś

,

PANIE PREZYDENCIE

.

W

ESTERN

E

LECTRIC PODAJE

,

ŻE TAJEMNICZE PRZECIĘCIA KABLI ZDARZAŁY SIĘ JUŻ POPRZEDNIO

.

O

SIEMNASTEGO LISTOPADA TYSI

ĄC DZIEWIĘĆSET DWUDZIESTEGO DZIE

-

WI

ĄTEGO ROKU ZOSTAŁA PRZECIĘTA WIĘKSZOŚĆ KABLI MIĘDZY

A

MERYK

Ą

A

E

UROP

Ą

.

P

ODOBNY WYPADEK WYDARZY

Ł SIĘ WCZEŚNIEJ

,

W ROKU

TYSI

ĄC OSIEMSET OSIEMDZIESIĄTYM ÓSMYM

,

KIEDY ZOSTA

ŁO PRZECIĘ

-

TYCH KILKA KABLI DO

A

USTRALII

.

S

POWODOWA

ŁO TO MOBILIZACJĘ

AUSTRALIJSKIEJ MARYNARKI WOJENNEJ

.

W

OBU PRZYPADKACH NIGDY

NIE ODKRYTO PRZYCZYNY

.

P

REZYDENT PRZEZ KILKA SEKUND OBSERWOWA

Ł KRZĄTANINĘ W PO

-

MIESZCZENIU

,

ZANIM ODPOWIEDZIA

Ł

.

O

STATNI KOMUNIKAT M

ÓWIŁ

^

background image

O DWUDZIESTU BOMBOWCACH DALEKIEGO ZASI

ĘGU

T

UPOLEW

95

PRZELATUJ

ĄCYCH NIEBEZPIECZNIE BLISKO AMERYKAŃSKIEGO TERYTO

-

RIUM

.

NO

RAD

JEST GOT

ÓW DO ROZPRAWIENIA SIĘ Z NIMI

,

JE

ŚLI TYLKO

NARUSZ

Ą PRZESTRZEŃ POWIETRZNĄ

A

LASKI

.

O

PERACJA TRWA

POWIEDZIA

Ł

.

52

A

DMIRA

Ł

P

EARSON DZIA

ŁAŁ NA WŁASNĄ RĘKĘ POLECAJĄC NAWIĄZA

-

NIE

ŁĄCZNOŚCI MIĘDZY AMERYKAŃSKIM A ROSYJSKIM LOTNISKOWCEM

,

US

ŁYSZAWSZY

,

ŻE OKRĘT SOWIECKI PŁYNIE POD FLAGĄ ADMIRAŁA

T

URGIENIEWA

.

W

BOJOWYM STANOWISKU DOWODZENIA NA

„J

OHNSONIE

"

ZAPAD

ŁA

CISZA

,

GDY ADMIRA

Ł

P

EARSON PODNI

ÓSŁ SŁUCHAWKĘ SWEGO TELEFONU

.

D

ZIE

Ń DOBRY

,

ADMIRALE

T

URGIENIEW

ODEZWA

Ł SIĘ PO

ROSYJSKU

.

M

ÓWI ADMIRAŁ

B

RANDON

P

EARSON

.

D

ZIE

Ń DOBRY

POWIEDZIA

Ł UPRZEJMIE

R

OSJANIN

.

P

RZYKRO MI

,

ŻE NIE WZIĘLIŚCIE POD UWAGĘ NASZYCH OSTRZE

-

ŻEŃ I NARUSZACIE KONWENCJĘ Z

M

ONTREAUX

.

N

IE JESTEM UPOWA

ŻNIONY

,

ABY NA TEN TEMAT DYSKUTOWA

Ć

ODPAR

Ł LODOWATO

R

OSJANIN

.

J

E

ŚLI ZAWRÓCICIE

...

T

O NIE WCHODZI W RACHUB

Ę

OZNAJMI

Ł ADMIRAŁ

T

URGIE

-

NIEW

.

S

OWIECKA MARYNARKA WOJENNA KORZYSTA JEDYNIE ZE

SWEGO PRAWA PRZEP

ŁYWANIA PRZEZ

B

OSFOR

.

A

DMIRA

Ł

P

EARSON S

ŁUCHAŁ CIERPLIWIE

,

GDY

R

OSJANIN PRZEDSTA

-

WIA

Ł W ZARYSIE HISTORIĘ KONWENCJI Z

M

ONTREAUX

.

C

ZY PROSI

Ł PAN O POZWOLENIE ZAWRÓCENIA

?

SPYTA

Ł GO

,

NIE OCZEKUJ

ĄC

,

ŻE ROZMÓWCA ODPOWIE NA TO PYTANIE

.

Z

DZIWI

Ł SIĘ

,

GDY

R

OSJANIN RZEK

Ł

:

T

AK

.

T

U

Ż PRZED WEJŚCIEM

DO

B

OSFORU

.

C

ZY WIDZI PAN W POBLI

ŻU WAS BRYTYJSKI ŚMIGŁOWIEC

W

ASP

?

T

AK

.

L

ECI W ODLEG

ŁOŚCI SZEŚCIU KILOMETRÓW OD NASZEJ

PRAWEJ BURTY

.

O

BSERWUJEMY GO BACZNIE

.

R

OSYJSKI OFICER

M

ÓWIŁ BEZNAMIĘTNYM GŁOSEM

.

B

EZ ZAINTERESOWANIA

.

O

CZEKUJE NA M

ÓJ ROZKAZ

,

ŻEBY WAS ZAATAKOWAĆ

OZNAJ

-

MI

Ł BEZ OGRÓDEK

P

EARSON

.

C

HOR

ĄŻY ŁĄCZNOŚCI

,

Z ZAPIECZ

ĘTOWANĄ KOPERTĄ W RĘCE

,

USI

ŁO

-

background image

WA

Ł PODEJŚĆ DO ADMIRAŁA

P

EARSONA

,

ALE ZOSTA

Ł ZATRZYMANY

PRZEZ

PORUCZNIKA

.

T

O OD ADIUTANTA ADMIRA

ŁA Z

„E

UREKI

"

T

ŁUMACZYŁ

ŁĄCZNOŚCIOWIEC

.

O

D KAPITANA

H

AGANA

.

O

N TWIERDZI

,

ŻE TO

WA

ŻNA WIADOMOŚĆ

.

C

ZEGO DOTYCZY

?

N

IE WIEM

,

SIR

.

J

EST TAJNA

,

WI

ĘC ZAPIECZĘTOWAŁEM JĄ BEZ

CZYTANIA

",

JAK TYLKO OPU

ŚCIŁA DALEKOPIS

.

G

DZIE JEST

„E

UREKA

"?

N

A PO

ŁUDNIOWYM

A

TLANTYKU

.

D

OK

ŁADNE POŁOŻENIE PODA

-

NO W KODZIE NAG

ŁÓWKOWYM

.

P

ORUCZNIK WZI

ĄŁ OD NIEGO KOPERTĘ

.

W

IADOMO

ŚĆ ZE STATKU

OCEANOGRAFICZNEGO ODDALONEGO O KILKA TYSI

ĘCY MIL

,

JAK S

ĄDZIŁ

,

NIE MOG

ŁA BYĆ NA TYLE WAŻNA

,

BY USPRAWIEDLIWI

Ć PRZESZKADZANIE

ADMIRA

ŁOWI W KRYTYCZNEJ FAZIE OPERACJI

.

O

KEJ

POWIEDZIA

Ł PORUCZNIK DO ŁĄCZNOŚCIOWCA

.

D

O

-

PILNUJ

Ę

,

ŻEBY ADMIRAŁ TO DOSTAŁ

,

JAK B

ĘDZIE WOLNY

.

Ł

ĄCZNOŚCIOWIEC ZASALUTOWAŁ I ODMELDOWAŁ SIĘ

.

P

ORUCZNIK

PO

ŁOŻYŁ KOPERTĘ NA POBLISKIEJ KONSOLI I NATYCHMIAST O NIEJ

ZAPOMNIA

Ł

.

A

DMIRA

Ł

P

EARSON PRZE

ŁOŻYŁ SŁUCHAWKĘ DO PRAWEGO UCHA

.

R

OSJANIN NIE ODPOWIEDZIA

Ł NA JEGO POPRZEDNIE OŚWIADCZENIE

.

C

ZY PAN MNIE S

ŁYSZY

,

ADMIRALE

?

S

ŁYSZAŁEM PANA

ODEZWA

Ł SIĘ ADMIRAŁ

T

URGIENIEW PO

D

ŁUŻSZEJ PRZERWIE

.

J

E

ŚLI NAWET ZACHOWACIE SIĘ W TAK

AGRESYWNY

SPOS

ÓB

,

NAM POLECONO NIE STOSOWA

Ć ODWETU

.

W

ĄTPIĘ JEDNAK

,

CZY

PODOBNE POLECENIA WYDANO RESZCIE NASZYCH SI

Ł ZBROJNYCH

.

N

IECH PAN POS

ŁUCHA

POWIEDZIA

Ł POWAŻNYM TONEM

P

EARSON

.

J

ESTEM GOT

ÓW ZAPOBIEC TEMU KONFLIKTOWI PRZEZ

ODWO

ŁANIE OPERACJI I REZYGNACJĘ ZE SWEGO STANOWISKA

,

JE

ŚLI PAN

GOT

ÓW JEST ZROBIĆ TO SAMO ROZKAZUJĄC SWOJEMU LOTNISKOWCOWI

ZAWR

ÓCIĆ

.

Z

REZYGNOWA

Ć ZE SWEGO STANOWISKA

?

POWT

ÓRZYŁ Z NIE

-

DOWIERZANIEM

R

OSJANIN

.

background image

C

ZY TO MA JAKIE

Ś ZNACZENIE

,

CO SI

Ę STANIE Z NAMI

?

SPYTA

Ł

P

EARSON

.

J

AKIE

,

DO DIAB

ŁA

,

MA TO ZNACZENIE

,

JE

ŚLI NASZE

DZIA

ŁANIE MOŻE ZAPEWNIĆ WSZYSTKIM SPOKÓJ

.

M

Y SZKOLIMY NASZYCH OFICER

ÓW PO TO

,

ŻEBY SŁUCHALI

ROZKAZ

ÓW

SKOMENTOWA

Ł

T

URGIENIEW

.

B

ZDURA

.

S

ZKOLICIE ICH

,

ŻEBY KORZYSTALI Z WŁASNEJ INICJATY

-

WY

,

PODOBNIE JAK MY

.

P

AN S

ŁUCHA SWOICH ROZKAZÓW

RZEK

Ł

R

OSJANIN

A JA

B

ĘDĘ SŁUCHAŁ SWOICH

.

W

S

ŁUCHAWCE

P

EARSONA ROZLEG

Ł SIĘ

TRZASK

I SYK FALI

.

P

EARSON BURKN

ĄŁ COŚ POD NOSEM I RZUCIŁ SŁUCHAWKĘ NA

WIDE

ŁKI

.

Z

IGNOROWA

Ł NAPIS

:

„P

ALENIE WZBRONIONE

!"

I ZAPALI

Ł

CYGARO

.

P

ODNI

ÓSŁSZY GŁOWĘ NAPOTKAŁ SPOJRZENIE OFICERA INSPEK

-

CYJNEGO

,

KT

ÓRY SPOGLĄDAŁ NA NIEGO NIEPEWNIE

.

N

IE MA NICZEGO Z

W

ASZYNGTONU

?

SPYTA

Ł

P

EARSON

.

A

DMIRA

Ł ZACIĄGNĄŁ SIĘ DYMEM CYGARA

.

N

AGLE POCZU

Ł SIĘ BARDZO

STARY

.

P

O RAZ PIERWSZY W

ŻYCIU ŻAŁOWAŁ

,

ŻE WYBRAŁ SOBIE TAKI

ZAW

ÓD

.

P

OPATRZY

Ł NA CYFROWY ZEGAR I POWIEDZIAŁ

:

T

EN ROZKAZ

OBOWI

ĄZU

-

JE O DZIEWI

ĘTNASTEJ DZIESIĘĆ CZASU UNIWERSALNEGO

.

R

OZPOCZ

ĄĆ

ATAK

.

53

S

ŁOWA WYPOWIEDZIANE PRZEZ PILOTA ŚMIGŁOWCA

W

ASP

,

KT

ÓRY

RELACJONOWA

Ł NA BIEŻĄCO CZYNNOŚCI ZWIĄZANE Z PRZYSTĄPIENIEM

DO UDERZENIA

,

S

ŁYSZANO WE WSZYSTKICH WAŻNIEJSZYCH STANOWIS

-

KACH DOWODZENIA W CA

ŁYM SOJUSZU

NATO.

S

ŁUCHAŁY WSZYSTKIE

G

ŁOWY PAŃSTW

,

WSZYSCY GENERA

ŁOWIE

,

ADMIRA

ŁOWIE I DOWÓDCY SIŁ

POWIETRZNYCH

.

E

NERGICZNY

,

SPOKOJNY G

ŁOS BRYTYJSKIEGO PILOTA

NIE

WSKAZYWA

Ł NA TO

,

ŻEBY ZDAWAŁ SOBIE SPRAWĘ

,

JAK WIELU MA

SZACOWNYCH S

ŁUCHACZY

.

D

ZIESI

ĘĆ TYSIĘCY JARDÓW

POWIEDZIA

Ł DO MIKROFONU

.

U

TRZYMYWA

Ł STALE WYSOKOŚĆ PIĘĆDZIESIĘCIU STÓP NAD POWIERZ

-

CHNI

Ą MORZA BEZ ZASIĘGANIA INFORMACJI Z POKŁADOWEGO RADARU

.

background image

P

R

ĘDKOŚCIOMIERZ WSKAZUJE SZEŚĆ

-

ZERO W

ĘZŁÓW

...

Z

MNIEJ

-

SZAM DO CZTERECH

-

ZERO

.

N

IE SPUSZCZA

Ł WZROKU ZE SWEGO CELU

.

G

DYBY SOWIECKI

LOTNISKOWIEC

,

Z KA

ŻDĄ SEKUNDĄ ROBIĄCY CORAZ GROŹNIEJSZE WRAŻE

-

NIE

,

DOKONA

Ł NAJMNIEJSZEJ ZMIANY PRĘDKOŚCI CZY KURSU

,

MIA

Ł

NATYCHMIAST PRZERWA

Ć ATAK I CZEKAĆ NA DALSZE ROZKAZY

.

W

ODLEG

-

ŁOŚCI DWU TYSIĘCY JARDÓW MIAŁ WYRZUCIĆ SAMONAPROWADZAJĄCĄ SIĘ

TORPED

Ę

.

O

SIEM TYSI

ĘCY JARDÓW

.

M

AM DOSKONA

ŁY KONTAKT WZROKO

-

WY

.

P

REZYDENT UPI

Ł TROCHĘ WODY ZE SZKLANKI

.

S

ZE

ŚĆ TYSIĘCY JARDÓW

OZNAJMI

Ł GŁOŚNIK W SZKLANEJ

KABINIE

.

A

NAJDZIWNIEJSZE

,

ŻE MÓJ PULS MA BYĆ NORMALNY

,

POMY

ŚLAŁ

PREZYDENT

.

P

I

ĘĆ TYSIĘCY JARDÓW

OZNAJMI

ŁY GŁOŚNIKI NA BOJOWYM

STANOWISKU DOWODZENIA NA

„J

OHNSONIE

".

A

NI

ŚLADU AKTYW

-

NO

ŚCI NA POKŁADZIE LOTNISKOWCA

.

W

YGL

ĄDA NA OPUSTOSZAŁY

.

A

DMIRA

Ł

P

EARSON SKIN

ĄŁ NA PORUCZNIKA

,

KT

ÓRY

,

JAK ZAUWA

ŻYŁ

,

WZI

ĄŁ OD ŁĄCZNOŚCIOWCA KOPERTĘ PODCZAS JEGO ROZMOWY Z SOWIEC

-

KIM ADMIRA

ŁEM

.

C

ZTERY TYSI

ĄCE JARDÓW

OZNAJMI

ŁY GŁOŚNIKI

.

S

IR

?

C

O TO BY

ŁA ZA WIADOMOŚĆ

?

P

ORUCZNIK MIA

Ł ZMIESZANĄ MINĘ

.

P

RZEP

ĘDZIŁ PAN PRZED CHWILĄ CHORĄŻEGO

.

T

WARZ PORUCZNIKA SI

Ę ROZJAŚNIŁA

.

O

CH TAK

,

SIR

.

R

ACJ

Ą

,

JEST

DLA PANA WIADOMO

ŚĆ OD KAPITANA

H

AGANA

.

T

RZY TYSI

ĄCE JARDÓW

RZEK

Ł PILOT ŚMIGŁOWCA

.

W

JEGO

G

ŁOSIE DAWAŁO SIĘ WYCZUĆ DRŻENIE

.

B

Y

ŁO COŚ SURREALISTYCZNIE

PI

ĘKNEGO W SPOKOJNYM LOTNISKOWCU Z GRACJĄ TORUJĄCYM SOBIE

DROG

Ę PRZEZ CZYSTE NIEBIESKIE WODY

.

R

ĘKA PILOTA POWĘDROWAŁA DO WYRZUTNIKA TORPEDY

.

W

IEDZIA

Ł

DOK

ŁADNIE

,

GDZIE JEST

NIE MUSIA

Ł ODRYWAĆ OCZU OD SWEGO

IMPONUJ

ĄCEGO CELU

.

background image

W

ODLEG

ŁOŚCI DWU TYSIĘCY PIĘCIUSET JARDÓW ZWOLNIŁ BEZPIECZ

-

NIK

.

W

ODLEG

ŁOŚCI DWU TYSIĘCY TRZYSTU JARDÓW DOKONAŁ KOŃCOWEJ

KOREKTY KURSU

,

TAK

ŻE TORPEDA TRAFIŁABY W CEL

,

NAWET GDYBY

ZAWI

ÓDŁ MECHANIZM AKUSTYCZNEGO NAPROWADZANIA

.

W

ODA POD

ŚMIGŁOWCEM BYŁA ZAMGLONA

.

P

ILOT SKIEROWA

Ł

MASZYN

Ę W TAKI SPOSÓB

,

BY URZ

ĄDZENIA RUFOWE LOTNISKOWCA

I G

ŁOWICA TORPEDY ZNALAZŁY SIĘ W TYM SAMYM CZASIE NA TYM

SAMYM MIEJSCU

.

Z

AMIGOTA

ŁO CZERWONE ŚWIATEŁKO

,

A POTEM JU

Ż PALIŁO SIĘ STALE

ZNAK

,

ŻE DETONATOR TORPEDY REAGOWAŁ JUŻ NA ANOMALIĘ

MAGNETYCZN

Ą WYWOŁANĄ OBECNOŚCIĄ LOTNISKOWCA O WYPORNOŚCI

CZTERDZIESTU PI

ĘCIU TYSIĘCY TON

.

P

OZYTYWNA INDYKACJA

G

AUSSA

OZNAJMI

Ł PILOT

.

D

WA

TYSI

ĄCE STO JARDÓW

.

R

ZUCAM

.

J

U

Ż MIAŁ URUCHOMIĆ WYRZUTNIĘ TORPEDY

,

GDY W S

ŁUCHAWKACH

ZAHUCZA

Ł MU JAKIŚ GŁOS

:

W

R

ÓĆ

!

W

R

ÓĆ

!

W

R

ÓĆ

!

P

ILOT SI

Ę WAHAŁ

.

W

YNIOS

ŁA BRYŁA OKRĘTU KLASY

K

IJ

ÓW ROSŁA MU

W OCZACH

.

P

ODA

Ć HASŁO

!

KRZYKN

ĄŁ

,

ZACISKAJ

ĄC PALCE NA

WY RZUTNIKU

.

J

ESZCZE NIE SKO

ŃCZYŁ WYMAWIAĆ TEGO SŁOWA

,

GDY G

ŁOS ZACZĄŁ

NATARCZYWIE POWTARZA

Ć

:

I

KAR

!

I

KAR

!

I

KAR

!

P

ILOT ZBOCZY

Ł I ODLECIAŁ OD SOWIECKIEGO OKRĘTU WOJENNEGO

.

54

N

API

ĘCIE MIĘDZY

W

SCHODEM I

Z

ACHODEM OS

ŁABŁO RÓWNIE

SZYBKO

,

JAK NARASTA

ŁO

.

Ż

ADNA ZE STRON NIE WYST

ĄPIŁA Z PRZEPROSI

-

NAMI ANI ICH TE

Ż NIE OCZEKIWAŁA

.

Ż

O

ŁNIERZOM SIŁ ZBROJNYCH

PA

ŃSTW

U

K

ŁADU

W

ARSZAWSKIEGO I

NATO,

KT

ÓRYM ZAWIESZONO

URLOPY

,

POZWOLONO UDA

Ć SIĘ

-

DO DOM

ÓW

.

O

DWO

ŁANO BOMBOWCE

,

OKR

ĘTY PODWODNE POWRÓCIŁY DO SWOICH BAZ I USTAŁY RUCHY WOJSK

NA GRANICACH

.

B

Y

Ł TO TRZYNASTY POWAŻNIEJSZY ALARM OD DNIA

24

SIERPNIA

1949

ROKU

,

OD KIEDY TO ZAWI

ĄZANO

P

AKT

P

ÓŁNOCNOATLANTYCKI

.

B

YL TE

Ż AKCENT IRONICZNY

:

PI

ĘĆ GODZIN PO TYM

,

JAK BRYTYJSKI

ŚMIGŁOWIEC

W

ASP ODST

ĄPIŁ OD ZAATAKOWANIA

K

IJOWA

,

POWA

ŻNA

AWARIA STER

ÓW ZMUSIŁA SOWIECKI LOTNISKOWIEC DO ZAWRÓCENIA DO

background image

S

EWASTOPOLA

.


CZ

ĘŚĆ

DRUGA

ZAGRO

ŻENIE

R

OZDZIA

Ł SZÓSTY

1

WYSPY

ZIELONEGO

PRZYL

ĄDKA

A

RCHIPELAG PI

ĘTNASTU WULKANICZNYCH WYSP NA

A

TLANTYKU PRZY

LUILIIOCNO

-

ZACHODNIM WYBRZE

ŻU

A

FRYKI

.

C

Z

ĘŚĆ ATLANTYCKIEGO

CENT

-

NILM

-

GO GRZBIETU G

ŁĘBINOWEGO CIĄGNĄCEGO SIĘ OD

I

SLANDII DO

LII

.

STIM DA

C

UNHA

.

N

ALE

ŻĄ DO

P

ORTUGALII

.

C

UKIER

,

OWOCE I TURYS

-

TYKA L

.

UDN

.

300

000.

D

AWNIEJ CENTRUM NAS

ŁUCHU ZAGRODY

,,S

EA

-

UMIRD

".

L

ÓD RUSZYŁ

.

R

USZY

Ł WOLNO NA PÓŁNOC

NIEWIDOCZNY

,

NIE WYKRYTY

ZWIASTUN

ŚMIERCI

.

J

ULIA WYBRA

ŁA DROGĘ KOŁO PARASOLI PRZECIWSŁONECZNYCH

,

KT

ÓRE

UPSTRZY

ŁY PLAŻĘ JAK TRĄDZIK

,

I USIAD

ŁA NA PIASKU OBOK

S

HERWOO

-

DA

T

EN OTWORZY

Ł JEDNO OKO

.

-

N

O I

?

Z

ACZYNAMY PRAC

Ę JUTRO

.

P

AKA Z APARATUR

Ą JUŻ TU DOTARŁA

.

ZANU

ŻASZ TE APARATY W WODZIE NA PIĘĆ SEKUND I PO CHWILI MASZ

LUD

S

HCRWOOD NIE ODZYWA

Ł SIĘ

.

N

A

A

NTARKTYDZIE MARZY

Ł O WYLE

-

GIWANIU SI

Ę NA CIEPŁYM PIASKU

.

J

ULIA USADOWI

ŁA SIĘ WYGODNIE

.

D

O WZCHODU S

ŁOŃCA POZOSTAWAŁY DWIE GODZINY I WCIĄŻ BYŁO

OKROPNIE

M

>

R

;

CO NA TEJ ZWR

ÓCONEJ KU ZACHODOWI PLAŻY

.

G

DZIE JEST

O

AF

?

P

ŁYWA GDZIEŚ

.

P

RZES

ŁONIŁA RĘKĄ OCZY

.

M

USIA

ŁA PATRZEĆ PROSTO W SŁOŃCE

,

ALE

ML

,

ILN JEJ SI

Ę DOJRZEĆ

O

AFA

P

ŁYNĄŁ DŁUGIMI

,

SWOBODNYMI

I UI H

.

UNI W ODLEG

ŁOŚCI JAKICHŚ DWUDZIESTU JARDÓW OD FALI PRZY

-

background image

BRZE

ŻNEJ

,

KT

ÓRA BEZLITOŚNIE NISZCZYŁA ZAMKI Z PIASKU PISZCZĄCEJ

DZIECIARNI

.

W

WODZIE K

ĄPAŁO SIĘ ZE STO OSÓB

.

C

ZY NASZKICOWA

ŁEŚ PLAN BADAŃ

?

SPYTA

ŁA

J

ULIA

.

S

HERWOOD ZIEWN

ĄŁ I USIADŁ

.

Z

ROBI

Ę TO JUTRO RANO

.

N

IE R

ÓB

NIGDY DZISIAJ TEGO

,

CO MO

ŻESZ ODŁOŻYĆ DO JUTRA

.

W

IETRZYK SZELE

ŚCIŁ PAPIEREM OD KANAPEK SIEDZĄCEJ W POBLIŻU

ANGIELSKIEJ RODZINY

.

N

AG

ŁA BRYZA PODERWAŁA GAZETĘ I PONIOSŁA JĄ

A

Ż POD ODSŁONIĘTE SKAŁY

.

H

EJ

,

S

HERWOOD

!

WRZASN

ĄŁ Z WODY

O

AF

.

C

HOD

Ź

POP

ŁYWAĆ

,

LENIWY SKURCZYBYKU

!

M

A OKROPNE MANIERY

STWIERDZI

ŁA

J

ULIA

,

ZAUWA

ŻYWSZY

WYRAZ DEZAPROBATY NA TWARZY ANGIELSKIEJ MATKI

.

B

RYZA ZROBI

ŁA SIĘ SILNIEJSZA

.

S

HERWOOD NACI

ĄGNĄŁ NA RAMIONA

R

ĘCZNIK I OBSERWOWAŁ PŁYWAJĄCEGO

O

AFA

.

N

IE ZAUWA

ŻYŁEM

,

ŻEBYŚ SIĘ NA TO USKARŻAŁA

.

W

IELKIM PLUSEM

O

AFA JEST TO

,

ŻE KOMPLETNIE NIE UZNAJE

KOMPLIKACJI

ZAUWA

ŻYŁA

J

ULIA Z FIGLARNYM U

ŚMIESZKIEM

.

O

AF BRN

ĄŁ W WODZIE DOTYKAJĄC DNA I PRZEKLINAŁ DZIECIAKI

,

KT

ÓRE GO OCHLAPYWAŁY

.

J

ULIA ZATRZ

ĘSŁA SIĘ Z ZIMNA

.

Z

PO

ŁUDNIA NADCIĄGAŁA SZARA CHMURA DZIWNIE NIE PASUJĄCA DO

B

ŁĘKITNEGO NIEBA I MORZA

,

ZASNUWAJ

ĄC WODĘ I WIDNOKRĄG

.

J

ULIA ZN

ÓW ZADRŻAŁA

.

R

OBI SI

Ę CHŁODNO

.

W

KR

ÓTCE ZACHÓD SŁOŃCA

.

T

AK

,

ALE WCZORAJ O TEJ PORZE NIE BY

ŁO ZIMNO

.

W

ZD

ŁUŻ LINII BRZEGU BIEGŁ PIES

,

GONI

ĄC ZA KAWAŁKAMI DREWNA

WYRZUCONYMI PRZEZ MORZE

,

A TERAZ RZUCANYMI MU PRZEZ PANA

.

N

AGLE PIES USIAD

Ł W WODZIE

,

PODNI

ÓSŁ GŁOWĘ KU CIEMNIEJĄCEMU

NIEBU I

ŻAŁOBNIE ZASKOMLAŁ

.

D

ZIECI W POBLI

ŻU ZAPISZCZAŁY Z

UCIECHY

.

J

ULIA S

ŁYSZAŁA

,

JAK JEDNO Z ANGIELSKICH DZIECI POWIEDZIA

ŁO

:

T

ATO

,

PATRZ

!

M

ORZE ZMIENIA KOLOR

!

T

O DLATEGO

,

ŻE ZACHODZI SŁOŃCE

.

J

ULIA JU

Ż MIAŁA ZROBIĆ UWAGĘ NA TEMAT MGŁY

,

KT

ÓRA KOMPLET

-

NIE PRZES

ŁANIAŁA HORYZONT

,

KIEDY SKOMLENIE PSA ZAMIENI

ŁO SIĘ

W CI

ĄGŁE

,

ŚCINAJĄCE KREW W ŻYŁACH WYCIE

.

background image

N

IE WIESZ

,

CZY PRZYPADKIEM NA TYCH WYSPACH NIE PANUJE

W

ŚCIEKLIZNA

?

SPYTA

Ł

S

HERWOOD PRZYPATRUJ

ĄC SIĘ Z OBAWĄ

PRZERA

ŻONEMU ZWIERZĘCIU

,

KT

ÓRE WLOKŁO TYLNE NOGI W WODZIE NIE

ZWRACAJ

ĄC UWAGI NA USPOKAJAJĄCY GŁOS SWOJEGO PANA

.

J

ULII W

ŁOSY ZACZĘŁY STAWAĆ DĘBA NA GŁOWIE

.

O

NA I PIES

WYCZUWALI

,

ŻE DZIEJE SIĘ COŚ STRASZNEGO

.

P

OTEM PODNIECONE DZIECKO ZACZ

ĘŁO WOŁAĆ

:

T

ATO

!

M

AMO

!

P

ATRZCIE

!

P

ATRZCIE

!

M

ORZE ROZPALI

ŁO SIĘ DO CZERWONOŚCI

!

L

ÓD ZAATAKOWAŁ

.

N

A MORZU

,

W ODLEG

ŁOŚCI STU JARDÓW OD BRZEGU

,

WYSKOCZY

ŁO

WYSOKO W POWIETRZE KILKA DELFIN

ÓW WALĄC SZALEŃCZO OGONAMI

.

O

PAD

ŁY Z POWROTEM DO MORZA I MŁÓCIŁY WODĘ DO BIAŁOŚCI

.

K

ĄPIĄCY SIĘ ZACZĘLI NAGLE KRZYCZEĆ PRZERAŻENI I KONWULSYJNIE

MACHA

Ć RĘKAMI I NOGAMI

.

L

UDZIE BIEGLI PLA

ŻĄ I WSKAKIWALI DO

MORZA

,

ŻEBY RATOWAĆ SWOJE DZIECI

,

ALE GDY TYLKO SI

Ę ZANURZYLI

,

CHWYTA

ŁY ICH NATYCHMIAST TAKIE SAME PAROKSYZMY

.

J

ULIA I

S

HERWOOD WSTALI I PATRZYLI W OS

ŁUPIENIU NA TĘ STRASZNĄ

SCEN

Ę

,

WIEDZ

ĄC PODŚWIADOMIE

,

ŻE NIE MOGĄ NIC ZROBIĆ

.

O

SZALA

ŁY DELFIN PRZEBIJAŁ SIĘ NA ŚLEPO PRZEZ TUMULT KRZYCZĄ

-

CYCH I MIOTAJ

ĄCYCH SIĘ LUDZI

.

S

UN

ĄC Z PRĘDKOŚCIĄ CZTERDZIESTU MIL

NA GODZIN

Ę WYRŻNĄŁ OSTRYM PYSKIEM Z IMPETEM CAŁEJ SWOJEJ

CZTERYSTUFUNTOWEJ MASY W KRZY

Ż JAKIEGOŚ MĘŻCZYZNY

.

K

R

ĘGOSŁUP

TRZASN

ĄŁ NIESZCZĘŚNIKOWI JAK SUSZONE SPAGHETTI

.

U

MAR

Ł NATYCH

-

MIAST

,

ALE KOM

ÓRKI NERWOWE W NARUSZONYM MÓZGU DZIAŁAŁY

NADAL

,

ZMUSZAJ

ĄC JEGO NIEŻYWE RĘCE DO WYKONYWANIA WCIĄŻ

DZIKICH PODRYG

ÓW

.

P

RZESUWA

Ł SIĘ WOLNO PRZEZ ZWAŁY ZMARŁYCH

I UMIERAJ

ĄCYCH

.

P

O

ŚMIERCI NABRAŁ UMIEJĘTNOŚCI

,

KT

ÓREJ BRAKOWA

-

ŁO MU ZA ŻYCIA

POTRAFI

Ł PŁYWAĆ

.

K

RWISTOCZERWONA WODA NIOS

ŁA GŁĘBOKIE

,

GARD

ŁOWE KRZYKI

O

AFA

.

C

IA

ŁA DZIECI

,

KT

ÓRE GO OCHLAPYWAŁY

,

UNOSI

ŁY SIĘ NA WODZIE

TWARZAMI W D

ÓŁ W ZASIĘGU JEGO MOCNYCH WALĄCYCH PIĘŚCI

.

S

HERWOOD ZROBI

Ł NA OŚLEP KROK DO PRZODU

.

J

ULIA Z

ŁAPAŁA GO

ZA R

ĘKĘ

.

N

IE ODWRACAJ

ĄC WZROKU OD KOSZMARU

,

JAKI SI

Ę PRZED NIĄ

ROZGRYWA

Ł

,

POWIEDZIA

ŁA CICHO

:

N

IE MO

ŻEMY NICZEGO ZROBIĆ

,

PRAWDA

?

background image

S

TALI BEZ RUCHU OBOK SIEBIE

,

POZWALAJ

ĄC

,

BY

ÓW WIDOK

I STRASZNY KRZYK WRY

ŁY IM SIĘ GŁĘBOKO W PAMIĘĆ

.

2

T

RUP POMACHA

Ł PRZYJAŹNIE PORTUGALSKIEJ CIĘŻARÓWCE WOJSKO

-

WEJ

.

K

ONW

ÓJ AUT SIĘ ZATRZYMAŁ

.

S

ZE

ŚĆ PAR REFLEKTORÓW OMIOTŁO

CICH

Ą PLAŻĘ USŁANĄ POŁYSKUJĄCYMI MARTWYMI RYBAMI

.

R

EFLEKTOR

-

-

SZPERACZ NA CI

ĘŻARÓWCE PROWADZĄCEJ KONWÓJ OBMACAŁ MARTWE

-

GO M

ĘŻCZYZNĘ

.

T

EN POMACHA

Ł ZNOWU WIELKĄ OWŁOSIONĄ RĘKĄ

DZIWNYM PODRYGUJ

ĄCYM RUCHEM

.

C

ZTERECH LUDZI ZESKOCZY

ŁO Z KLAPY PIERWSZEJ CIĘŻARÓWKI

:

DW

ÓCH ŻOŁNIERZY ZE SKŁADANYMI NOSZAMI

,

LEKARZ WOJSKOWY

I KSI

ĄDZ W CZARNEJ SUTANNIE

.

M

ORZE SZEMRA

ŁO KPIĄCO

,

GDY GRUPKA

TA PODCHODZI

ŁA DO TRUPA

.

P

RZEST

ĄPILI TUŃCZYKA I PIECZOŁOWICIE

OBESZLI Z DALA RYB

Ę

-

M

ŁOTA LEŻĄCĄ NA BOKU Z ROZDZIAWIONĄ

W P

ÓŁKSIĘŻYC PASZCZĄ I DRGAJĄCĄ PŁETWĄ PIERSIOWĄ

.

Ż

O

ŁNIERZE POSTAWILI NOSZE OBOK OLBRZYMIEGO NIEBOSZCZY

-

KA POPATRUJ

ĄC NA NIEGO LĘKLIWIE

,

PODCZAS GDY LEKARZ OS

ŁUCHIWAŁ

MU KLATK

Ę PIERSIOWĄ

.

T

RUP UNI

ÓSŁ RĘKĘ

,

KT

ÓRA ZAPLĄTAŁA SIĘ

W STETOSKOP

.

D

OKTOR PRZYGI

ĄŁ JĄ KOLANEM I SKINĄŁ NA JEDNEGO

Z

ŻOŁNIERZY

.

K

SI

ĄDZ ZAJĄKNĄŁ SIĘ RECYTUJĄC MONOTONNIE MODLITWĘ

.

O

BLIZA

Ł

NERWOWO WARGI I KONTYNUOWA

Ł CZYTANIE

,

TRZYMAJ

ĄC BREWIARZ

POD

TAKIM K

ĄTEM

,

ŻEBY ZNALAZŁ SIĘ W ŚWIETLE REFLEKTORÓW

CI

ĘŻARÓWEK

.

Ż

O

ŁNIERZE NIECHĘTNIE OPASALI RZEMIENIAMI ZWŁOKI WŁOCHATEGO

M

ĘŻCZYZNY I ZACISNĘLI SPRZĄCZKI

.

L

EKARZ WYPROSTOWA

Ł SIĘ

,

UKO

ŃCZYWSZY BADANIE

.

Ż

O

ŁNIERZE

NIE CZEKAJ

ĄC NA ROZKAZ PODNIEŚLI CIĘŻKIE CIAŁO

,

PO

ŁOŻYLI JE NA

NOSZACH I ZANIE

ŚLI DO CZEKAJĄCEGO KONWOJU

.

O

AF BY

Ł SZEŚĆDZIESIĄTYM TRZECIM TRUPEM ZABRANYM TEJ NOCY

Z PLA

ŻY NA

W

YSPACH

Z

IELONEGO

P

RZYL

ĄDKA

.

N

IEWIELE Z NICH

WYMAGA

ŁO TAKIEGO WYSIŁKU PRZY NIESIENIU

.

B

Y

ŁY TO GŁÓWNIE TRUPY DZIECI

.

background image

3

A

DMIRA

Ł

H

OWE RZUCA

Ł W ROZTARGNIENIU KAWAŁKI CHLEBA

STADKU LONDY

ŃSKICH SZPAKÓW

,

S

ŁUCHAJĄC MELDUNKU

A

BBOTTA

.

T

O

ZDUMIEWAJ

ĄCE

,

ŻE TA TRÓJKA POJAWIŁA SIĘ NA

W

YSPACH

Z

IELONEGO

P

RZYL

ĄDKA

.

B

Y

Ł JEDNAK PRZEKONANY

,

ŻE NIE WIEDZIAŁA NICZEGO

O ZAGINIONYM OKR

ĘCIE PODWODNYM

„A

STERIA

".

J

E

ŚLI

B

RILL BY

Ł TEGO

PEWIEN

,

TO W PORZ

ĄDKU

.

O

BAWIAM SI

Ę

POWIEDZIA

Ł NA KONIEC

A

BBOTT

ŻE

WCZE

ŚNIEJ CZY PÓŹNIEJ ZROBIĘ JAKIŚ POWAŻNY BŁĄD PISZĄC LISTY

W IMIENIU CZ

ŁONKÓW ZAŁOGI

.

A

DMIRA

Ł

H

OWE RZUCI

Ł OSTATNI KAWAŁEK CHLEBA

.

D

AJESZ

SOBIE WSPANIALE RAD

Ę

,

J

AMES

.

Z

DARZA

ŁY MI SIĘ DROBNE POMYŁKI

,

SIR

WYZNA

Ł

A

BBOTT

.

N

A SZCZ

ĘŚCIE ZAWSZE UDAWAŁO MI SIĘ JE WYJAŚNIĆ W DALSZYCH

LISTACH

.

S

ZPAKI RZUCI

ŁY SIĘ NA KACZORA Z

S

T

.

J

AMES

P

ARK

,

KT

ÓRY ZŁAPAŁ

DLA SIEBIE CA

ŁĄ KROMKĘ

.

A

DMIRA

Ł

H

OWE Z ROZBAWIENIEM OBSER

-

WOWA

Ł ICH BŁAZEŃSTWA

.

N

IE B

ĘDZIESZ SIĘ JUŻ MUSIAŁ DŁUŻEJ MARTWIĆ

,

J

AMES

.

Z

DECYDOWANO ZAKO

ŃCZYĆ TĘ OPERACJĘ

.

O

G

ŁOSIMY ZAGINIĘCIE

„A

S

-

TERII

"

PRZY NAJBLI

ŻSZEJ NADARZAJĄCEJ SIĘ OKAZJI

.

4

S

HERWOOD PRZYPATRYWA

Ł SIĘ

,

JAK

J

ULIA WCI

ĄGA SŁUPEK ZABAR

-

WIONEJ NA CZERWONO WODY MORSKIEJ DO PIPETY I STARANNIE

ROZMAZUJE KILKA KROPEL NA CZYSTYM SZKIE

ŁKU

.

Z

AKONNICE PROWA

-

DZ

ĄCE SZPITAL NA

W

YSPACH

Z

IELONEGO

P

RZYL

ĄDKA ZGODZIŁY SIĘ

UDOST

ĘPNIĆ JEJ SWOJE MAŁE LABORATORIUM

.

U

MIE

ŚC

M

ŚWIEŻE SZKIEŁKO POD MIKROSKOPEM I DAŁA ZNAK

S

HERWOODOWI

,

ŻEBY POPATRZYŁ

.

N

IE ODZYWA

ŁA SIĘ NIEMAL OD RANA

,

OD MOMENTU GDY STA

ŁA PRZY TRUMNIE

O

AFA PODCZAS POGRZEBU

.

S

HERWOOD SPOJRZA

Ł PRZEZ OKULAR NA TYSIĄCE POWIĘKSZONYCH

ŻYJĄTEK PRZYPOMINAJĄCYCH DELIKATNE PRZEZROCZYSTE DZWONECZKI

.

C

ZY TO S

Ą TE MAŁŻORACZKI

,

O KT

ÓRYCH MI MÓWIŁAŚ

?

SPYTA

Ł

.

N

IE

.

--

A

CO

?

background image

D

INOFLAGELLATA

,

C

YMNODINIUM BREVE

.

N

AG

ŁY SPADEK TEMPERA

-

TURY MORZA ZABIJA JE I WTEDY WYDALAJ

Ą DO WODY SŁABĄ TOKSYNĘ

PORA

ŻAJĄCĄ NERWY

.

D

O

ŚĆ POSPOLITE W

Z

ATOCE

M

EKSYKA

ŃSKIEJ

,

GDZIE

POWODUJ

Ą TAK ZWANE CZERWONE PŁYWY

.

G

ŁOS MIAŁA BEZNAMIĘTNY

.

I

ONE TO W

ŁAŚNIE BYŁY PRZYCZYNĄ

...?

R

YBY PRZEP

ŁYWAJĄCE PRZEZ TEN CZERWONY WYKWIT GINĄ

,

BO

WYPUSTKI OSIOWE ICH KOM

ÓREK ZOSTAJĄ PORAŻONE

,

A CA

ŁY SYSTEM

NERWOWY ZNISZCZONY

.

S

HERWOOD WYPROSTOWA

Ł SIĘ I POPATRZYŁ NA KOLBĘ Z WODĄ

MORSK

Ą

.

C

ZY TA PR

ÓBKA JEST WCIĄŻ NIEBEZPIECZNA

?

N

IE

.

T

OKSYNA ROZK

ŁADA SIĘ SZYBKO W ŚWIETLE SŁONECZNYM

.

J

E

ŚLI WYDZIELAJĄ SŁABĄ TOKSYNĘ

,

TO Z PEWNO

ŚCIĄ

...

S

P

ÓJRZ RAZ JESZCZE

RZEK

ŁA

J

ULIA

.

N

IGDY NIE WIDZIA

ŁAM

TAKIEJ ICH KONCENTRACJI

.

S

HERWOOD ZNOWU POPATRZY

Ł PRZEZ MIKROSKOP NA DZIESIĄTKI

TYSI

ĘCY DZWONKOWATYCH ORGANIZMÓW

.

N

IE M

ÓGŁ WPROST UWIERZYĆ

,

ŻE MOGĄ ZAMIENIĆ WODĘ MORSKĄ

W

ŚMIERCIONOŚNY PŁYN PORAŻAJĄCY NERWY

.

5

N

ACZELNY

D

OW

ÓDCA

NATO

NA

A

TLANTYKU

,

ADMIRA

Ł

B

RANDON

P

EARSON

,

BY

Ł LEPSZYM SŁUCHACZEM NIŻ MÓWCĄ

.

S

IEDZIA

Ł W MILCZE

-

NIU W SWOJEJ KABINIE NA LOTNISKOWCU

„J

OHNSON

",

NIEKIEDY TYLKO

ZADAWA

Ł JAKIEŚ PYTANIE I OD CZASU DO CZASU KIWAŁ GŁOWĄ

ZACH

ĘCAJĄC

S

HERWOODA DO M

ÓWIENIA

.

N

A JEGO TWARZY NIE BY

ŁO

WIDA

Ć ŻADNEJ REAKCJI NA WYSUWANĄ PRZEZ GEOLOGA HIPOTEZĘ

O GIGANTYCZNEJ ZANURZONEJ G

ÓRZE LODOWEJ

.

R

AZ TYLKO

,

GDY

S

HERWOOD POWTARZA

Ł

,

ŻE W MYŚL JEGO OBLICZEŃ CHODZI O OSIEM

TYSI

ĘCY MIL SZEŚCIENNYCH LODU

,

P

EARSON WYMIENI

Ł SPOJRZENIE

Z

H

AGANEM

.

B

Y

ŁO TO JEDYNE ODSTĘPSTWO

.

K

APITAN PIECHOTY

MORSKIEJ SIEDZIA

Ł NA KRZEŚLE W POBLIŻU DRZWI I ROBIŁ NOTATKI

.

J

ULIA

,

WYPOWIEDZIAWSZY SWOJ

Ą KWESTIĘ

,

ZACHOWYWA

ŁA MILCZENIE

.

P

EARSON UNI

ÓSŁ RĘKĘ

.

N

IECH PAN ZACZEKA

,

S

HERWOOD

.

P

ROSZ

Ę MI POWIEDZIEĆ

,

JAK PA

ŃSKA GÓRA DOTARŁA Z

A

NTARKTYKI NA

W

YSPY

Z

IELONEGO

P

RZYL

ĄDKA

.

W

YDAJE MI SI

Ę

,

ŻE NIÓSŁ JĄ

P

R

ĄD

Z

ACHODNI NA PO

ŁUDNIO

-

background image

WYM

A

TLANTYKU

,

POTEM

P

R

ĄD

B

ENGUELSKI

,

KT

ÓRY PŁYNIE NA PÓŁNOC

WZD

ŁUŻ WYBRZEŻA

A

FRYKI

P

O

ŁUDNIOWO

-W

SCHODNIEJ

,

A TERAZ SPY

-

CHANA JEST PRZEZ

A

TLANTYK NA P

ÓŁNOCNY ZACHÓD KU WSCHODNIEMU

WYBRZE

ŻU

A

MERYKI PRZEZ

P

R

ĄD

P

ÓLNOCNORÓWNIKOWY

.

P

UKANIE DO DRZWI PRZERWA

ŁO CISZĘ

,

KT

ÓRA ZAPANOWAŁA

.

H

AGAN

PODSZED

Ł DO NICH I WRÓCIŁ NA SWOJE MIEJSCE

,

CZYTAJ

ĄC

,

DWIE

DEPESZE

.

P

EARSON ODCHYLI

Ł DO TYŁU SWOJE KRZESŁO I STRZELAŁ PALCAMI

.

A

JAKA

,

PANA ZDANIEM

,

JEST OBECNA WIELKO

ŚĆ TEJ PAŃSKIEJ GÓRY

?

U

ŻYWAŁ OKREŚLENIA

PA

ŃSKA GÓRA

"

WE WSZYSTKICH PYTANIACH

ZADAWANYCH

S

HERWOODOWI

.

T

EGO NIE JESTEM PEWIEN

,

SIR

ODPAR

Ł

S

HERWOOD PO CHWILI

NAMYS

ŁU

.

N

IE MAMY DANYCH O ZACHOWANIU ZANURZONYCH G

ÓR

LODOWYCH I W ISTOCIE

ŻADNYCH INFORMACJI O TEMPERATURZE CZY

K IERUNKU PODPOWIERZCHNIOWYCH PR

ĄDÓW OCEANICZNYCH

.

W

SWO

-

ICH PRZYPUSZCZENIACH

,

BO S

Ą TO TYLKO PRZYPUSZCZENIA

,

OPIERA

ŁEM

SI

Ę NA ZNANYCH RUCHACH PRĄDÓW POWIERZCHNIOWYCH

.

P

EARSON WSTA

Ł

.

D

ZI

ĘKUJĘ ZA SPOTKANIE

,

PANNO

H

AMMOND

I PANIE

S

HERWOOD

.

B

Y

ŁBYM WDZIĘCZNY

,

GDYBY

ŚCIE PAŃSTWO

ZGODZILI SI

Ę POZOSTAĆ JAKIŚ CZAS NA

„E

URECE

",

P

ÓKI NIE PRZEPRO

-

WADZIMY DALSZYCH BADA

Ń

.

S

POTKANIE DOBIEG

ŁO KOŃCA

.

I

TY IM WIERZYSZ

?

ZAATAKOWA

Ł

P

EARSON

H

AGANA MINUT

Ę

PO WYJ

ŚCIU

J

ULII I

S

HERWOODA

.

T

AK

,

SIR

.

D

LATEGO W

ŁAŚNIE WYSŁAŁEM ICH NAJPIERW NA

Z

IELONY

P

RZYL

ĄDEK

.

D

OBRY

B

O

ŻE

,

CZEG

ÓŻ TO NIE MUSZĘ PRZEŁKNĄĆ W SWOIM

ŻYCIU

MRUKN

ĄŁ

P

EARSON

.

C

ZY ZAPISA

ŁEŚ WSZYSTKO

,

CO ON

M

ÓWIŁ

?

T

AK

,

SIR

.

H

AGAN PODA

Ł MU DWIE DEPESZE

.

P

RZYSZ

ŁY

,

GDY PAN Z NIMI ROZMAWIA

Ł

.

M

ÓWIĄC TO

H

AGAN MIA

Ł NA TWARZY

CIE

Ń UŚMIECHU

.

SACLANT

PRZECZYTA

Ł PIERWSZĄ

.

Z

I

NSTYTUTU

O

CEANOGRAFII

S

CRIPPSA

.

P

RZEPROWADZILI TAM W

ŁASNE BADANIA PRÓBKI WODY

MORSKIEJ Z

Z

IELONEGO

P

RZYL

ĄDKA I POTWIERDZILI WNIOSKI

J

ULII

H

AMMOND

.

D

ODATKOWO WSPOMINALI O WYPADKU W

M

IAMI

background image

B

EACH W LUTYM

1969

ROKU

,

KIEDY KILKA K

ĄPIĄCYCH SIĘ OSÓB

DOZNA

ŁO USZKODZENIA MÓZGU SPOWODOWANEGO PRZEZ DINOFLAGEL

-

LATY

.

D

RUGA DEPESZA POCHODZI

ŁA Z

W

IRGINII

,

Z

C

ENTRUM

N

ADZORU

P

OWIETRZNEGO

M

ARYNARKI

W

OJENNEJ W

D

AHLGREN

:

WASZA

PRO

ŚBA

O

INFORMACJE

O

WIELKICH

G

ÓRACH

LODOWYCH.

NAJWI

ĘKSZA

SFOTOGRAFO-

WANA

PRZEZ

SATELIT

Ę

ESSA-3

W

19671968.

G

ÓRA

POZOSTAWA

ŁA

NA

MORZU

WEDDELLA.

PO

RAZ

PIERWSZY

WIDZIANA

ORBITA

4699

11

PA

ŹDZIERNI-

KA

1967.

PO

RAZ

OSTATNI

WIDZIANA

ORBITA

6408

27

LUTEGO

1968.

WIELKO

ŚĆ

175

KILOMETR

ÓW

NA

111

KILOMETR

ÓW.

OZNACZENIE

G

ÓRY

OLBRZY-

MIA

CYLINDRYCZNA...

P

EARSON PRZERWA

Ł CZYTANIE

.

N

APOTKA

Ł WZROK

H

AGANA

.

T

YLKO O KILKA KILOMETR

ÓW MNIEJSZA NIŻ GÓRA LODOWA

S

HERWOODA

RZEK

Ł

H

AGAN ODCZYTUJ

ĄC MYŚLI ADMIRAŁA

.

6

FLIP

Z

ESTAW INSTRUMENT

ÓW PŁYWAJĄCYCH

.

W

ALTER

J.

K

RANTZ

W

YDZIA

Ł

T

RANSPORTOWY

O

CHRONA

W

YBRZE

ŻA

S

TAN

ÓW

Z

JEDNOCZONYCH

(T

RZECI

O

KR

ĘG

)

D

OW

ÓDZTWO

M

I

ĘDZYNARODOWEJ

S

ŁUŻBY

L

ODOWEJ

G

OVERNORS

I

SLAND

N

OWY

J

ORK

,

NY

10004

D

O

A

DMIRA

ŁA

B

RANDONA

P

EARSONA

,

SACLANT-

A

,

USS

„J

OHN

-

SON

"

S

ZANOWNY

P

ANIE

A

DMIRALE

,

W

SPRAWIE

:

Z

APIS ROZMOWY

PAN

(G.

S

HERWOOD

)

J.

H

AMMOND

P

RZECZYTALI

ŚMY

.

R

OZWA

ŻYLIŚMY

.

I

JESTE

ŚMY SCEPTYCZNI

.

N

ASZE

DO

ŚWIADCZENIA Z GÓRAMI LODOWYMI OGRANICZAJĄ SIĘ DO GÓR

G

RENLANDII

,

A SZCZEG

ÓLNIE TYCH

,

KT

ÓRE ODERWAŁY SIĘ OD LODOWCA

NA MORZU

B

AFFINA I ZOSTA

ŁY ZMIECIONE NA SZLAKI ŻEGLUGOWE PRZEZ

background image

P

R

ĄD

L

ABRADORSKI NA P

ÓŁNOCNYM

A

TLANTYKU

.

T

E W

ŁAŚNIE GÓRY

LODOWE NAS INTERESUJ

Ą

.

N

IEKIEDY DU

ŻA GÓRA LODOWA PŁYNIE

Z PR

ĄDEM NA POŁUDNIE AŻ DO WYSOKOŚCI

B

OSTONU I S

ŁYSZELIŚMY OD

NASZYCH KONTAKT

ÓW W

A

FRYCE

P

O

ŁUDNIOWEJ O ANTARKTYCZNEJ

G

ÓRZE LODOWEJ

,

KT

ÓRĄ DOSTRZEŻONO W POBLIŻU

K

APSZTADU W ROKU

1955.

N

IE MA WI

ĘC WĄTPLIWOŚCI

,

ŻE GÓRY LODOWE MOGĄ PŁYNĄĆ

Z PR

ĄDEM NA WYJĄTKOWO DUŻE ODLEGŁOŚCI

.

L

ECZ RZECZ

Ą NIEMOŻLI

-

W

Ą JEST

,

BY JAKAKOLWIEK G

ÓRA LODOWA

,

Z

A

RKTYKI CZY

A

NTARKTYKI

,

PRZETRWA

ŁA NA TYLE DŁUGO

,

BY PRZEKROCZY

Ć RÓWNIK

.

Z

DUMIENI

JESTE

ŚMY

,

ŻE PAN

S

HERWOOD

(

KT

ÓREGO PAMIĘTAMY Z OKRESU JEST

S

ŁUŻBY U NAS JAKO OBSERWATORA

MSL)

MO

ŻE WIERZYĆ

,

ŻE DOSZŁO DO

TAKIEGO BEZPRECEDENSOWEGO WYPADKU

.

P

ROSZ

Ę ZAPYTAĆ PANA

S

HERWOODA

,

DLACZEGO ODERWANIE SI

Ę OD LODOWCA OŚMIU TYSIĘCY

MIL SZE

ŚCIENNYCH LODU NIE POZOSTAWIŁO SEJSMICZNYCH ŚLADÓW

I DLACZEGO NIEUNIKNIONA FALA ZAK

ŁÓCEŃ NIE ZOSTAŁA

ZAREJESTROWA

-

NA PRZEZ

FLIP-

Y NALE

ŻĄCE DO

S

CRIPPSA I BRYTYJSKIEJ

M

I

ĘDZYNARO

-

DOWEJ

K

OMISJI

O

CEANOGRAFICZNEJ

.

S

ZCZEG

ÓŁOWĄ ANALIZĘ WSZYST

-

KICH ARGUMENT

ÓW PANA

S

HERWOODA PRZE

ŚLEMY W CIĄGU DWUDZIE

-

STU CZTERECH GODZIN

.

N

IE JESTE

ŚMY POWOŁANI DO WYRAŻENIA OPINII

CO DO OBSERWACJI PANNY

H

AMMOND DOTYCZ

ĄCYCH PODNIESIENIA

POZIOMU TOKSYNY W OCEANIE SPOWODOWANEGO

ŚMIERCIĄ PLANKTO

-

NU

.

—_____

Z

POWA

ŻANIEM

(

PODPISANO

)

W

ALTER

J.

K

RANTZ

Z

AST

ĘPCA WICEKOMENDANTA

,

M

I

ĘDZYNARODOWA

S

ŁUŻBA

L

ODOWA

7

N

IECH PAN SIADA

,

S

HERWOOD

POWIEDZIA

Ł GRZECZNIE

ADMIRA

Ł

P

EARSON

,

GDY DO JEGO KABINY WPROWADZONO GEOLOGA

.

S

HERWOOD USIAD

Ł NA WSKAZANYM KRZEŚLE

.

L

ĘK

,

JAKI ODCZUWA

Ł NA

POCZ

ĄTKU NA MYŚL O SPOTKANIU Z

N

ACZELNYM

D

OW

ÓDCĄ

S

I

Ł

S

PRZY

-

MIERZONYCH

,

UST

ĄPIŁ

.

T

ERAZ ODCZUWA

Ł IRYTACJĘ Z POWODU WOŻENIA

GO

background image

ŚMIGŁOWCEM TAM I Z POWROTEM Z

„E

UREKI

"

NA

„J

OHNSONA

".

T

EORIA O PA

ŃSKIEJ OLBRZYMIEJ GÓRZE LODOWEJ MA SŁABY

PUNKT

RZEK

Ł

P

EARSON

.

P

OWA

ŻNY MANKAMENT

.

D

ZIWI

Ę SIĘ

,

ŻE ZNALAZŁ PAN TYLKO JEDEN

ODPAR

Ł ZE

SPOKOJEM

S

HERWOOD

.

J

A OSOBI

ŚCIE NIE MARTWIŁBYM SIĘ

,

GDYBY

ZNALAZ

Ł ICH PAN TYSIĄC I JEDEN

.

P

EARSON ZIGNOROWA

Ł TĘ UWAGĘ

.

E

KSPERCI OD G

ÓR LODOWYCH

M

ÓWIĄ

,

ŻE OBSUNIĘCIE SIĘ DO WODY OŚMIU TYSIĘCY MIL SZEŚCIEN

-

NYCH LODU SPOWODOWA

ŁOBY ZAKŁÓCENIA SEJSMICZNE

.

P

RZEJRZELI

REJESTRY

.

O

D KILKU LAT NIE BY

ŁO NA

A

NTARKTYDZIE

ŻADNYCH

POWA

ŻNIEJSZYCH TRZĘSIEŃ ZIEMI

.

R

OZPAKOWA

Ł CYGARO CZEKAJĄC

NA ODPOWIED

Ź

S

HERWOODA

.

N

O I CO PAN NA TO

?

P

OTEM

,

GDY G

ÓRA LODOWA ODERWAŁA SIĘ OD KALOTY

,

ZE

ŚLIZ

-

N

ĘŁA SIĘ NA POWSTAŁEJ WSKUTEK TARCIA PODUSZCE WODNEJ

ODPO

-

WIEDZIA

Ł

S

HERWOOD

.

N

IGDY NIE M

ÓWIŁEM

,

ŻE PORUSZAŁA SIĘ

SZYBKO

.

M

O

ŻLIWE

,

ŻE ZEŚLIZNIĘCIE SIĘ DO MORZA TRWAŁO MIESIĄC

.

J

AKKOLWIEK G

ÓRA PORUSZAŁA SIĘ POWOLI

,

MIA

ŁA JEDNAK WYSTARCZA

-

J

ĄCO DUŻY IMPET

,

ŻEBY PRZESUNĄĆ SIĘ PRZEZ SZELF KONTYNENTALNY

I ZNALE

ŹĆ SIĘ NA GŁĘBOKIEJ WODZIE

.

P

EARSON ZAPALI

Ł CYGARO

.

Z

ACZYNA

Ł REWIDOWAĆ SWOJĄ OPINIĘ CO

DO

S

HERWOODA

.

A

GDZIE JEST TERAZ TA G

ÓRA LODOWA

?

S

HERWOOD ZAUWA

ŻYŁ

,

ŻE TYM RAZEM ADMIRAŁ

P

EARSON NIE

POWIEDZIA

Ł

PA

ŃSKA GÓRA

".

C

ZY PROWADZI SI

Ę JEJ POSZUKIWA

-

NIE

,

PANIE ADMIRALE

?

O

DWO

ŁAŁEM JE

.

N

O WI

ĘC GDZIE JEST TERAZ

?

M

OG

Ę SIĘ TYLKO Z GRUBSZA DOMYŚLAĆ

.

W

CHWILI OBECNEJ

,

PANIE

S

HERWOOD

,

MO

ŻEMY SIĘ OPIERAĆ

JEDYNIE NA PA

ŃSKICH DOMYSŁACH

.

S

HERWOOD SPOJRZA

Ł W POZBAWIONE WYRAZU OCZY

.

B

Y

ŁO TO

ZE STRONY ADMIRA

ŁA PIERWSZE

,

CHO

Ć NIEBEZPOŚREDNIE

,

PRZYZ

-

NANIE

,

ŻE WIERZY W ISTNIENIE GÓRY LODOWEJ

.

W

PRZYBLI

ŻE

-

NIU W PO

ŁOWIE DROGI MIĘDZY

W

YSPAMI

Z

IELONEGO

P

RZYL

ĄDKA

A

P

UERTO

R

ICO

,

ADMIRALE

.

A

LE PROSZ

Ę TRAKTOWAĆ TO NAPRAWDĘ

JEDYNIE JAKO PRZYPUSZCZENIE I TO ZAK

ŁADAJĄC DUŻY MARGINES

B

ŁĘDU

.

background image

P

EARSON POKIWA

Ł GŁOWĄ

.

T

O ZROZUMIA

ŁE

.

C

ZY MOG

Ę COŚ ZASUGEROWAĆ

?

O

CZYWI

ŚCIE

.

M

OG

Ę SIĘ MYLIĆ W OBLICZENIACH O WIELE MIL

.

B

Y

ŁOBY DOBRZE

NADA

Ć PRZEZ RADIO PROŚBĘ DO WSZYSTKICH STATKÓW

,

ŻEBY INFORMO

-

WA

ŁY

„J

OHNSONA

"

CZY

„E

UREK

Ę

"

O WSZELKICH NIEZWYK

ŁYCH ZJAWIS

-

KACH

,

NIEZALE

ŻNIE OD TEGO

,

JAK MA

ŁO SIĘ WYDAJĄ ZNACZĄCE

.

L

EKKIE

ZMIANY KOLORU MORZA I TAK DALEJ

,

WSZYSTKO

.

D

WIE GODZINY PO NADANIU TEJ PRO

ŚBY ZAŁOGA KUTRA

O

CHRONY

W

YBRZE

ŻA

S

TAN

ÓW

Z

JEDNOCZONYCH ZAWIADOMI

ŁA

„J

OHNSONA

",

ŻE

ZAUWA

ŻYŁA NAJWYRAŹNIEJ OPUSZCZONY SZKUNER

„B

ERMUDA

W

ITCH

"

P

ŁYNĄCY Z ROZWINIĘTYMI ŻAGLAMI

,

I WYRAZI

ŁA GOTOWOŚĆ WEJŚCIA NA

JEGO POK

ŁAD

.

8

L

ÓD RUSZYŁ

.

K

A

ŻDEGO DNIA CIEPŁE UŚCISKI ATLANTYCKICH GŁĘBIN NISZCZYŁY STO

MILION

ÓW TON JEGO TYTANICZNEJ MASY

NIESKO

ŃCZENIE MAŁY

PROCENT

.

J

EDNAK

ŻE MASA GÓR UWIĘZIONYCH W OKOWACH LODU PRZEZ

PI

ĘĆ MILIONÓW LAT SIĘ NIE ZMIENIAŁA

.

S

TOPNIOWO

ŚCIĄGAŁY ONE LÓD

CORAZ G

ŁĘBIEJ W GRUBĄ WARSTWĘ PIERWOTNEGO OSADU

POKRYWAJ

ĄCE

-

GO DNO OCEANU

.

N

ADSZED

Ł MOMENT

,

GDY L

ÓD SIĘ ZATRZYMAŁ

.

R

AZ JESZCZE MASYW G

ÓRSKI ZATRIUMFOWAŁ

.

9

M

EWY O CZARNYCH G

ŁÓWKACH SKRZECZAŁY OCHRYPLE NA STRAŻNI

-

KA Z

O

CHRONY

W

YBRZE

ŻA

,

GDY TEN STA

Ł NIEPEWNIE NA NISKIM

DASZKU NADBUD

ÓWKI SIŁOWNI KUTRA

.

N

API

ĄWSZY MIĘŚNIE UD

SKOCZY

Ł

.

U

DA

ŁO MU SIĘ SZCZĘŚLIWIE UCHWYCIĆ JEDNEGO ZE SŁUPKÓW

NA POK

ŁADZIE SZKUNERA

.

N

AG

ŁY RUCH PODERWAŁ Z TAKIELUNKU

ŻAGLOWCA KŁĘBIĄCĄ SIĘ CHMURĘ ROZZŁOSZCZONYCH SKRZECZĄCYCH

MEW

.

W

SEKUND

Ę PÓŹNIEJ STRAŻNIK PRZESKOCZYŁ RELING I ZNALAZŁ SIĘ

BEZPIECZNIE NA POK

ŁADZIE

,

JAK WYGL

ĄDAŁO

,

OPUSZCZONEGO SZKUNE

-

RA

„B

ERMUDA

W

ITCH

".

N

ADBUD

ÓWKA SIŁOWNI ODBIŁA SIĘ I NADAŁA

TEMPO DU

ŻEMU SZKUNEROWI IDĄCEMU BAKSZTAGIEM

.

background image

K

R

ĄŻĄCE MEWY USIADŁY NA TAKIELUNKU I ZRĘBNICACH I PATRZYŁY

NA STRA

ŻNIKA NIECHĘTNIE TWARDYM

,

ŚWIDRUJĄCYM WZROKIEM

.

T

Y

-

SI

ĄC ZŁOWROGICH DZIOBÓW I TYSIĄC PAR NIE MRUŻONYCH OCZU

PODOBNYCH DO KORALIK

ÓW PODĄŻAŁO ZA NIM

,

GDY SZED

Ł KU RU

-

FIE

.

S

ZKUNER PRZECHYLA

Ł SIĘ POD ROZWINIĘTYMI ŻAGLAMI

.

S

TRA

Ż

-

NIK SUN

ĄŁ RĘKĄ PO RELINGU

,

ŻEBY SIĘ UTRZYMAĆ NA NOGACH

,

BO TIKOWY POK

ŁAD BYŁ ŚLISKI OD ŚWIEŻEGO GUANA

.

J

EDNA Z MEW

NIE ZAMIERZA

ŁA SIĘ RUSZYĆ ZE SWEGO MIEJSCA

,

CHO

Ć RĘKA STRAŻ

-

NIKA PORUSZA

ŁA SIĘ W ODLEGŁOŚCI LEDWIE JARDA OD NIEJ

.

J

EJ

OL

ŚNIEWAJĄCO BIAŁE UPIERZENIE SPLAMIONE BYŁO PURPURĄ

.

W

SZTYLE

-

TOWATYM DZIOBIE MIA

ŁA COŚ

CO

Ś CZERWONEGO

,

Z CZEGO KAPA

ŁY NA

POK

ŁAD CZERWONE KROPLE

.

P

TAK PRZE

ŁKNĄŁ I TO COŚ ZSUWAŁO SIĘ

W D

ÓŁ SZYI POKRYTEJ PIÓRAMI

.

S

TRA

ŻNIKOWI SERCE ZACZĘŁO BIĆ

SZYBCIEJ

.

S

POJRZA

Ł W GÓRĘ NA OLINOWANIE

.

B

ŁĘKITNE NIEBO

.

J

ASNE

S

ŁOŃCE

.

I

PTAKI

.

T

YSI

ĄCE PTAKÓW

.

O

BSERWUJ

ĄCYCH GO Z ZAINTERESO

-

WANIEM

.

I

WSZYSTKIE MIA

ŁY UPIERZENIE SPLAMIONE PURPURĄ

.

S

I

ĘGNĄŁ PO RADIOSTACJĘ NADAWCZO

-

ODBIORCZ

Ą PRZYCZEPIONĄ

DO PASA

.

R

UCH PRZESTRASZY

Ł PTAKA

.

Z

ERWA

Ł SIĘ GWAŁTOWNIE

B

ŁYSNĘŁY BIAŁO I CZERWONO SKRZYDŁA O ROZPIĘTOŚCI TRZECH STÓP

I ZAATAKOWA

Ł

.

S

TRA

ŻNIK ZOBACZYŁ

,

ŻE DZIÓB ZMIERZA KU JEGO

OCZOM

,

I ZAMACHN

ĄŁ SIĘ RĘKĄ

.

P

TAK SKRZECZ

ĄC UNIÓSŁ SIĘ BEZ

WYSI

ŁKU I POLECIAŁ NA TAKIELUNEK

.

O

PU

ŚCIWSZY RĘKĘ STRAŻNIK

STWIERDZI

Ł

,

ŻE POWYŻEJ NADGARSTKA MA DŁUGIE I GŁĘBOKIE ROZCIĘ

-

CIE

.

P

OTEM ZOBACZY

Ł MŁODEGO CZŁOWIEKA

.

S

IEDZIA

Ł POD PŁÓCIEN

-

NYM DASZKIEM KO

ŁO STERÓWKI

.

C

ZARNOG

ŁOWA MEWA USADOWIŁA

MU SI

Ę NA KOLANACH NICZYM ULUBIONY PIESZCZOSZEK

.

S

TRA

ŻNIK

PODKRAD

Ł SIĘ BOJAŹLIWIE DO PRZODU

.

O

CZY OTWORZY

ŁY MU SIĘ

SZEROKO ZE ZGROZY I NIEDOWIERZANIA

.

S

ZARPN

ĄŁ RADIO KU USTOM

I DR

ŻĄCYM PALCEM NACISNĄŁ GUZIK NADAJNIKA

.

P

RZERA

ŻONY PORU

-

SZA

Ł WARGAMI

,

HCZ NIE ZDO

ŁAŁ WYKRZTUSIĆ ANI SŁOWA

.

M

ŁODY CZŁOWIEK BYŁ MARTWY

,

ALE POMAGA

Ł CZARNOGŁOWYM

MEWOM UTRZYMA

Ć SIĘ PRZY ŻYCIU

.

S

TRA

ŻNIK UPUŚCIŁ RADIO

,

POTYKAJ

ĄC SIĘ PODBIEGŁ DO RELINGU

I ZACZ

ĄŁ GWAŁTOWNIE WYMIOTOWAĆ

.

background image

10

L

ÓD SPOCZYWAŁ BEZ RUCHU

.

O

BCI

ĄŻONY PRZEZ GÓRY I CZĘŚCIOWO PRZYKRYTY GRUBĄ NA TYSIĄC

ST

ÓP WARSTWĄ OSADU

,

KT

ÓRY POKRYWAŁ DNO OCEANU

.

N

IE SI

ĘGAŁO TU ŚWIATŁO SŁONECZNE

.

N

A TEJ G

ŁĘBOKOŚCI NIGDY NIE

BY

ŁO I NIGDY NIE BĘDZIE ŚWIATŁA DZIENNEGO

.

B

Y

Ł RUCH

NIEUSTAJ

ĄCA LUMINESCENCYJNA ZAMIEĆ GRO

-

TESKOWYCH

,

ŻYJĄCYCH NA DNIE RYB SPŁOSZONYCH NAGŁYM WZROS

-

TEM G

ĘSTOŚCI WODY MORSKIEJ POCI

,...

WP

ŁYWEM INTENSYWNEGO

ZIMNA

.

B

Y

ŁY TEŻ DŹWIĘKI

TRZASKI I ST

ĘKANIA Z GŁĘBI LODU

.

N

API

ĘCIA

I SI

ŁY TRZYMAJĄCE NA UWIĘZI GÓRY PRZEZ PIĘĆ MILIONÓW LAT

UWALNIA

ŁO SŁABE CIEPŁO OCEANU

.

Z

BLI

ŻAŁA SIĘ CHWILA WYZWOLENIA DLA LODU

.

11

IC

I

LORIA

(G

EOFIZYCZNY SKO

ŚNY HYDROLOKATOR AKUSTYCZNY DALE

-

KIEGO ZASI

ĘGU

)

O

P

ŁYWOWY

,

HOLOWANY ZESP

ÓL APARATURY SONAROWEJ ZE SKOŚNYM

SKANEREM

,

UMO

ŻLIWIAJĄCYM UZYSKANIE TRÓJWYMIAROWYCH

OBRAZ

ÓW

DNA OCEANU

.

T

U

ŃCZYK

TO BY

ŁO PIERWSZE SŁOWO OSKARŻENIA

,

JAKIE

PAD

ŁO Z UST ADMIRAŁA

P

EARSONA POTYM

,

JAK WYSIAD

Ł ZE ŚMIGŁOW

-

CA NA POMO

ŚCIE

„E

UREKI

".

J

AK

,

U LICHA

,

ŚWIEŻO ZŁOWIONY

TU

ŃCZYK MOŻE POZABIJAĆ WSZYSTKICH NA POKŁADZIE SZKUNERA

?

Z

ANIM

S

UTHERLAND

,

DOW

ÓDCA

„E

UREKI

",

ZD

ĄŻYŁ ODPOWIE

-

DZIE

Ć

,

ADMIRA

Ł

P

EARSON SI

Ę OBRÓCIŁ I ZACZĄŁ WYDAWAĆ

H

AGANOWI

ROZKAZY

.

Z

ABRA

Ć Z POWROTEM ŚMIGŁOWIEC NA

„J

OHNSONA

"

I SPAKOWA

Ć MOJE RZECZY

.

P

RZYWIE

ŹĆ JE PROSTO TUTAJ

.

J

E

ŚLI KAPITAN

S

UTHERLAND MA ODPOWIEDNI

Ą KABINĘ

,

TO POZOSTAN

Ę TU

.

Z

GADZA SI

Ę

PAN

,

KAPITANIE

?

*

ST

S

UTHERLAND SZYBKO ODZYSKA

Ł ZIMNĄ KREW

.

J

EST PAN MILE

WIDZIANY

,

ADMIRALE

.

M

AMY WOLN

Ą KABINĘ

,

DO KT

ÓREJ MOGĘ SIĘ

PRZENIE

ŚĆ

...

B

YLE GDZIE

,

KAPITANIE

PRZERWA

Ł MU

P

EARSON

.

Z

AUWA

ŻYŁ

,

ŻE

S

HERWOOD I

J

ULIA MU SI

Ę PRZYGLĄDAJĄ

,

I SKIN

ĄŁ W ICH STRONĘ

background image

G

ŁOWĄ

.

O

CO CHODZI Z TYM TU

ŃCZYKIEM

?

S

UTHERLAND OTWORZY

Ł DZIENNIK OKRĘTFWY

„B

ERMUDA

W

ITCH

"

I POKAZA

Ł JEDEN Z OSTATNICH ZAPISÓW

.

,;9.40

N

ADER DZIWNE

ZACHOWANIE RYB

.

D

ELFINY I MOR

ŚWINY RZUCAJĄ SIĘ NA POWIERZCHNIĘ

JAK OSZALA

ŁE

.

Z

NACZNYCH ROZMIAR

ÓW TUŃCZYK OGŁUSZONY PRÓBĄ

SLARANOWANIA NAS NA

ŚRÓDOKRĘCIU

;

WYSTARCZY NA OBFITE PORCJE

DLA

KA

ŻDEGO NA DZISIEJSZĄ KOLACJĘ

.

M

ORZE NIEZWYK

ŁEGO CZERWONAWE

-

GO KOLORU

".

I

PA

ŃSCY BIOLOG

-

»

VIE ZBADALI TEGO TU

ŃCZYKA

?

DOPYTY

-

WA

Ł SIĘ ADMIRAŁ

P

EARSON

,

SKO

ŃCZYWSZY CZYTAĆ

.

R

ESZTA ZNAJDOWA

ŁA SIĘ W ZAMRAŻARCE SZKUNERA

WYJA

Ś

-

NI

Ł

S

UTHERLAND

.

T

U

ŃCZYK MIAŁ ZAPALENIE MÓZGU

,

A W KOM

ÓR

-

KACH JEGO CIA

ŁA STWIERDZONO WIELKIE ILOŚCI TOKSYCZNYCH

KOM

ÓREK

I NERWOWYCH

,

PRZYPUSZCZALNIE POCHODZ

ĄCYCH Z KRWIOBIEGU

.

C

ZY S

Ą BEZ SMAKU

?

Z

APEWNE TAK

.

P

EARSON ZAPALI

Ł CYGARO

.

C

O PAN MY

ŚLI O TEORII

S

HERWOODA

?

T

O JEDYNA TEORIA

,

JAK

Ą MAMY DO DYSPOZYCJI

.

W

SZYSTKIE

TEORIE NAUKOWE TO W ISTOCIE IZBA TORTUR DLA FAKT

ÓW

.

J

E

ŚLI KTÓRYŚ

Z MOICH ZESPO

ŁÓW WYSTĄPI Z INNĄ

,

WTEDY JE SPRAWDZIMY

.

P

EARSON WCI

ĄGNĄŁ DYM

.

A

ZDARZY

ŁO SIĘ TO

?

S

PECJALISTA OD

S

CRIPPSA

,

KT

ÓRY JEST Z NAMI

,

SUGEROWA

Ł

PRZECIEKAJ

ĄCY ZBIORNIK Z GAZEM NERWOWYM NA DNIE OCEANU

.

T

EORIA

S

HERWOODA OSTA

ŁA SIĘ W TEJ KONFRONTACJI

.

N

O C

ÓŻ

,

ON JEST PRZEKONUJ

ĄCY

,

TO MUSZ

Ę MU PRZYZNAĆ

ZAUWA

ŻYŁ

P

EARSON

.

S

UTHERLAND SI

Ę UŚMIECHNĄŁ

.

D

LATEGO

ŻE ZUPEŁNIE MU NIE

ZALE

ŻY

,

ABY CZ

ŁOWIEKA PRZEKONAĆ

.

I

NIE ZNALAZ

Ł PAN NICZEGO

,

CO OBALI

ŁOBY JEGO WYWODY

?

A

BSOLUTNIE NIC

?

A

BSOLUTNIE NIC

.

A

TO GO NIE MARTWI

?

S

UTHERLAND POTRZ

ĄSNĄŁ GŁOWĄ

.

N

IE MARTWI

ŁO AŻ DO POJA

-

WIENIA SI

Ę

„B

ERMUDA

W

ITCH

".

T

ERAZ CHYBA MY

ŚLI

,

ŻE BYĆ MOŻE

background image

MAMY SZANS

Ę ZDOBYCIA DOWODÓW

.

J

AK TO

?

S

UTHERLAND WSKAZA

Ł OTWARTY DZIENNIK POKŁADOWY

„B

ER

-

MUDA

W

ITCH

".

Z

NAMY DOK

ŁADNY CZAS I DATĘ

,

KIEDY SZKUNER

WPAD

Ł W TARAPATY

,

ADMIRALE

...

P

ONADTO ZNAMY DOK

ŁADNE

PO

ŁOŻENIE

.

P

EARSON SPRAWIA

*

¦

WRA

ŻENIE LEKKO UBAWIONEGO

.

N

IE

PRZYWI

ĄZYWAŁBYM ZBYTNIEJ WAGI DO POZYCJI USTALONYCH PRZEZ

WEEKENDOWEGO

ŻEGLARZA

.

S

PRAWA WYGL

ĄDA INACZEJ

RZEK

Ł

S

UTHERLAND

.

„B

ERMU

-

DA

W

ITCH MIA

ŁA DOBRY SPRZĘT

.

M

IANOWICIE SYSTEM NAWIGACYJNY

D

ECCA

.

S

AMOPIS PRACOWA

Ł

,

GDY

O

CHRONA

W

YBRZE

ŻA ZNALAZŁA

SZKUNER

.

P

EARSON NATYCHMIAST BARDZO SI

Ę TYM ZAINTERESOWAŁ

.

N

A

-

PRAWD

Ę

?

Z

A MNIEJ WI

ĘCEJ GODZINĘ ZAMIERZAMY URUCHOMIĆ NASZĄ

GLORI

Ę.

H

OLOWANIE JEJ OZNACZA OBNI

ŻENIE PRĘDKOŚCI

,

ALE

POWINNI

ŚMY W CIĄGU Z GRUBSZA DZIESIĘCIU GODZIN PRZESZUKAĆ DNO

OCEANU W MIEJSCU

,

GDZIE

„B

ERMUDA

W

ITCH

"

Z

ŁOWIŁA TEGO ZATRUTE

-

GO TU

ŃCZYKA

.

12

D

WANA

ŚCIE OSÓB

,

W TYM KAPITAN

S

UTHERLAND

,

S

HERWOOD

I ADMIRA

Ł

P

EARSON

,

T

ŁOCZYŁO SIĘ W KABINIE STEROWANIA

GLO-

RI

Ą

NA

„E

URECE

".

W

SZYSCY PATRZYLI

,

JAK G

ŁOWICA SKANERA

SONOGRAFU RYSUJE

ŚWIEŻY OBRAZ DNA OCEANU TRZY MILE POD

STATKIEM OCEANOGRAFICZNYM

.

W

OSADZIE WIDNIA

ŁA MEANDRUJĄCA

BRUZDA

.

T

O TU JEST

POWIEDZIA

Ł

S

HERWOOD

.

Ś

LAD P

ŁUŻENIA GÓRY

LODOWEJ

.

C

O TAKIEGO

?

ZAPYTA

Ł

P

EARSON

.

Ś

LAD P

ŁUŻENIA GÓRY LODOJYEJ

POWT

ÓRZYŁ

S

HERWOOD

.

-

O

SZEROKO

ŚCI MNIEJ WIĘCEJ DWUNASTU MIL I GŁĘBOKOŚCI MILI

.

R

ZECZ CA

ŁKIEM ZWYKŁA NA PÓŁNOCNYM

A

TLANTYKU

.

Ż

ŁOBIĄ JE GÓRY

LODOWE W OSADZIE

.

W

I

ĘKSZOŚĆ BRUZD POCHODZI Z OSTATNIEJ EPOKI

LODOWCOWEJ I ZOSTA

ŁA WŁAŚCIWIE ZATARTA PRZEZ NASTĘPNE

NAWARST

-

background image

WIENIA OSADU

.

N

AJWI

ĘKSZA

,

JAK

Ą KIEDYKOLWIEK WIDZIAŁEM

RZEK

Ł JEDEN

Z SONARZYST

ÓW

.

S

HERWOOD WSKAZA

Ł NA SONOGRAF

.

W

IDA

Ć

,

GDZIE KRZY

ŻUJE SIĘ

ZE ZNACZNIE STARSZYMI

ŚLADAMI PŁUŻENIA

.

A

DMIRA

Ł

P

EARSON WPATRYWA

Ł SIĘ W BRUZDĘ

.

N

AWET JEGO NIE

WYSZKOLONE OKO MOG

ŁO DOJRZEĆ

,

ŻE KRAWĘDZIE OLBRZYMIEGO

ŚLADU

P

ŁUŻENIA SĄ ŚWIEŻE

.

D

WANA

ŚCIE MIL SZEROKOŚCI

!

S

HERWOOD ODPO

-

WIEDZIA

Ł NA NASTĘPNE JEGO PYTANIE

,

ZANIM JE POSTAWI

Ł

.

J

E

ŚLI NIE ZMIERZAMY W ZŁYM KIERUNKU WZDŁUŻ TEGO ŚLADU

,

TO CHYBA TYLKO KWESTIA CZASU

,

GDY

...

P

EARSON NIE S

ŁUCHAŁ RESZTY ZDANIA

.

S

KIN

ĄŁ NA

S

UTHERLANDA

I

H

AGANA I WSKAZA

Ł IM GESTEM RĘKI DRZWI

.

Z

NALAZ

ŁSZY SIĘ NA

ZEWN

ĄTRZ

,

W PRZEJ

ŚCIU

,

ZWR

ÓCIŁ SIĘ DO

S

UTHERLANDA

:

N

IECH PAN

UTRZYMUJE DWUDZIESTOCZTEROGODZINNE WACHTY Z

GLORI

Ą.

N

IGDY NIE HOLUJEMY W NOCY

,

BO MOG

ŁOBY SIĘ COŚ STAĆ

PROTESTOWA

Ł KAPITAN

.

GLORIA

KOSZTUJE PRZESZ

ŁO DWA

MILIONY DOLAR

ÓW

.

B

IOR

Ę NA SIEBIE ODPOWIEDZIALNOŚĆ

UCI

ĄŁ KRÓTKO

P

EAR

-

SON

.

Z

WR

ÓCIŁ SIĘ DO

H

AGANA

.

D

AJ ZNA

Ć

„J

OHNSONOWI

",

ŻEBY

PRZYP

ŁYNĄŁ TU JAK NAJSZYBCIEJ

.

N

IE MA ZNACZENIA

,

CZY S

Ą TU GDZIEŚ

SOWIECKIE

AGI,

KT

ÓRE MOGŁYBY POZNAĆ JEGO PRĘDKOŚĆ MAKSY

-

MALN

Ą

.

A

LE CO TO NAM DA

,

ŻE BĘDZIEMY MIELI TU

CVB?

SPYTA

Ł

S

UTHERLAND

.

P

EARSON ZAPALI

Ł CYGARO IGNORUJĄC NAPIS

„P

ALENIE WZBRONIO

-1

NE

".

Z

ACZYNAM SI

Ę PRZEKONYWAĆ DO POGLĄDÓW

S

HERWOODA

I B

ĘDĘ SIĘ CZUŁ O WIELE LEPIEJ MAJĄC

CVB

W POBLI

ŻU

.

A

JESZCZE

LEPIEJ

,

JE

ŚLI SIĘ OKAŻE

,

ŻE NIE TRZEBA GO BĘDZIE UŻYĆ

.

R

OZDZIA

Ł SIÓDMY

13

Ś

LAD P

ŁUŻENIA ZNIKNĄŁ

.

FC

S

HERWOOD OPAD

Ł ZNUŻONY NA KRZESŁO OBOK SONARZYSTY I OBSE

-'

RWOWA

Ł OBRAZ WYŁANIAJĄCY SIĘ SPOD GŁOWICY SKANERA

GLORII.'

background image

K

IEDY ZNIKN

ĄŁ

?

N

IE ZNIKN

ĄŁ

POWIEDZIA

Ł SONARZYSTA

.

N

IECH PAN

PATRZY

.

S

KIEROWA

Ł POSZUKIWAWCZĄ WIĄZKĘ FAL DŹWIĘKOWYCH NA LEWO

OD KURSU

„E

UREKI

".

S

POD G

ŁOWICY WYSZEDŁ NOWY OBRAZ DNA

OCEANU

.

T

YM RAZEM Z JEDNEJ STRONY WYKRES ZACZ

ĄŁ SIĘ PIĄĆ STROMO

W G

ÓRĘ

.

W

YSOKO

ŚĆ SIEDEM TYSIĘCY STÓP

OZNAJMI

Ł ZANIEPOKOJO

-

NY SONARZYSTA

.

Ś

LAD P

ŁUŻENIA WCIĄŻ TU MAMY

,

TYLE TYLKO

,

ŻE

JEST

ZBYT SZEROKI

,

BY SI

Ę ZMIEŚCIĆ NA TYM PAPIERZE

.

T

O JEGO KRAW

ĘDŹ

.

J

AKA TO SZEROKO

ŚĆ

?

S

ONARZYSTA PRZE

ŁKNĄŁ ŚLINĘ

.

C

ZY PAN UWIERZY

...

CZTERDZIE

Ś

-

CI PI

ĘĆ MIL

...

DOK

ŁADNIE ZASIĘG TEGO URZĄDZENIA

.

S

HERWOODOWI UDA

ŁO SIĘ ZAPYTAĆ SPOKOJNYM GŁOSEM

:

S

PRA

-

WDZI

Ł PAN UKŁAD PRZETWORNIKA

?

I

REZERWOWE

.

R

EZULTATY TAKIE SAME

.

O

BAJ OBSERWOWALI SONOGRAF W MILCZENIU

.

C

ZY WZYWA

Ł PAN JESZCZE KOGOŚ

?

ZAGADN

ĄŁ

S

HERWOOD

,

GDY G

ŁOWICA SKANERA ZACZĘŁA WYKONYWAĆ NOWY WYKRES

.

N

IE

.

S

ONARZYSTA WYGL

ĄDAŁ NA ZATROSKANEGO

.

W

IE

PAN

,

JESTEM NA TYM OKR

ĘCIE OD PIĘCIU LAT I TROPIŁEM NA POŁUDNIU

ŚLADY PŁUŻENIA

,

KT

ÓRE MUSIAŁY CHYBA POZOSTAWIĆ NAJSTARSZE

Z TYCH G

ÓR LODOWYCH

,

ALE NIGDY JESZCZE NIE WIDZIA

ŁEM CZEGOŚ

TAKIEGO

.

S

HERWOOD JEDNAK NIE S

ŁUCHAŁ

.

Z

AUWA

ŻYŁ NA WYKRESIE COŚ

,

CO

GO PRZYPRAWI

ŁO O ŚCISKANIE W DOŁKU

.

14

B

Y

ŁO PÓŁ DO SZÓSTEJ RANO

.

C

ZYSTE NIEBO NAD

A

TLANTYKIEM

ZAPOWIADA

ŁO KOLEJNY CIEPŁY DZIEŃ

.

P

OGODA JEDNAK NIE MIA

ŁA

WP

ŁYWU NA HUMOR ADMIRAŁA

P

EARSONA

.

Z

AZWYCZAJ POPRAWIA

Ł MU

SI

Ę Z PRZYBYWANIEM DNIA

.

O

P

ÓŁ DO SZÓSTEJ RANO DNIA BYŁO

NIEBEZPIECZNIE MA

ŁO

.

A

DMIRA

Ł NIE ZNOSIŁ

,

KIEDY GO BUDZONO

,

I DA

Ł

TO BARDZO WYRA

ŹNIE DO ZROZUMIENIA

H

AGANOWI

.

S

HERWOOD PROSI O PRZYBYCIE DO KABINY STEROWANIA

,

SIR

RZEK

Ł GŁADKO

H

AGAN

,

PODAJ

ĄC SWEMU ZWIERZCHNIKOWI FILIŻAN

-

background image

K

Ę GORĄCEJ CZARNEJ KAWY

.

N

IE CHCIA

ŁEM PANU PRZESZKADZAĆ

,

ALE

S

HERWOOD SPRAWIA WRA

ŻENIE BARDZO PODEKSCYTOWANEGO

.

P

EARSON MI

ĘDZY ŁYKAMI PARZĄCEGO NAPOJU WYPOWIADAŁ

USZCZYPLIWE UWAGI POD ADRESEM CYWIL

ÓW

.

L

ADA CHWILA ZAUWA

ŻY

,

ŻE OKRĘT SIĘ ZATRZYMAŁ

,

POMY

ŚLAŁ

H

AGAN

.

D

LACZEGO OKR

ĘT SIĘ ZATRZYMAŁ

?

N

IE WIEM

,

SIR

.

D

ZIESI

ĘĆ MINUT PÓŹNIEJ W CIASNEJ PRZESTRZENI KABINY STEROW

-

NICZEJ

GLORII

P

EARSON WY

ŁADOWYWAŁ SWÓJ GNIEW NA

S

HER

-

WOODZIE

.

D

LACZEGO ZATRZYMANO SILNIKI

,

PANIE

S

HERWOOD

?

Ż

EBY

ŚMY MOGLI DOBRZE SŁYSZEĆ

ODPAR

Ł

S

HERWOOD

W

ŁĄCZAJĄC DO GNIAZDKA PARĘ SŁUCHAWEK

.

G

DYBY PAN ZECHCIA

Ł

TU USI

ĄŚĆ

,

SIR

.

P

EARSON ZGODZI

Ł SIĘ USIĄŚĆ NA JEDNYM Z OBROTOWYCH KRZESEŁ

PRZED PULPITEM STEROWNICZYM

.

S

HERWOOD PODA

Ł MU SŁUCHAWKI

.

Z

A TO J A MUSZ

Ę SIĘ DOBRZE WYSPAĆ

,

PANIE

S

HERWOOD

.

P

ROSZ

Ę JE WŁOŻYĆ NA GŁOWĘ

,

SIR

.

W

OLA

ŁBYM

,

ŻEBY TO BYŁO COŚ USPOKAJAJĄCEGO

ODBURK

-

N

ĄŁ

P

EARSON ZAK

ŁADAJĄC SŁUCHAWKI NA USZY

.

P

E

ŁEN NAPIĘCIA

WYRAZ

TWARZY GEOLOGA U

ŚMIERZAŁ JEGO ZŁY HUMOR

.

A

CO MAM

US

ŁYSZEĆ

?

N

IECH PAN ZWI

ĘKSZY GŁOŚNOŚĆ

POPROSI

Ł

S

HERWOOD

SONARZYST

Ę

.

S

ONARZYSTA ZROBI

Ł

,

O CO GO PROSZONO

.

P

EARSON ZMARSZCZY

Ł BRWI

.

N

O I

?

C

ZY S

ŁYSZY PAN COŚ

?

N

IE

.

U

ŻYWAMY ODBIORNIKA

GLORII

JAKO INSTRUMENTU DO

PASYWNEGO NAS

ŁUCHU

WYJA

ŚNIŁ

S

HERWOOD

.

I

OBRACAMY

O TRZYSTA DWADZIE

ŚCIA STOPNI

...

P

EARSON OTWORZY

Ł USTA

,

ŻEBY ZBESZTAĆ GEOLOGA

,

ALE S

ŁOWA

ZAMAR

ŁY MU NA WARGACH

,

GDY CISZA PANUJ

ĄCA W SŁUCHAWKACH

DOTAR

ŁA DO JEGO ZAĆMIONEGO NIEWYSPANIEM UMYSŁU

.

M

O RZE NIGDY NIE JEST CICHE

!

N

IGDY

!

background image

S

HERWOOD ZAUWA

ŻYŁ

,

JAK

P

EARSON NIEMAL NIEDOSTRZEGALNIE

ZESZTYWNIA

Ł Z WRAŻENIA

.

T

RAFNIE PRZEWIDYWA

Ł

,

ŻE STARY WILK

MORSKI

ŚWIETNIE ZNA NIEUSTAJĄCY HARMIDER W OCEANIE POWODOWA

-

NY PRZEZ NIE KO

ŃCZĄCE SIĘ MLASKANIA R CMOKANIA DELFINÓW

I MOR

ŚWINÓW

.

W

YSOKIE WYDAWANE PRZEZ NIE D

ŹWIĘKI BYŁY

WYCHWYTYWANE PRZEZ SONARY Z ODLEG

ŁOŚCI WIELU MIL

.

S

HERWOOD POWIEDZIA

Ł WOLNO

:

N

A TEJ PLANECIE JEST PRAWDO

-

PODOBNIE WI

ĘCEJ DELFINÓW I MORŚWINÓW NIŻ LUDZI

.

G

DZIE WI

ĘC SIĘ

WSZYSTKIE PODZIA

ŁY

?

P

EARSON NIE ODPOWIEDZIA

Ł

.

S

ŁUCHAŁ Z WYRAZEM NAPIĘCIA

I KONCENTRACJI NA TWARZY

.

N

IE MA TE

Ż ANI ŚLADU RYB NA SONOGRAFIE

DODA

Ł

S

HERWOOD

.

N

ICZEGO

.

Z

UPE

ŁNIE JAKBY CAŁE ŻYCIE MORSKIE

ZOSTA

ŁO ZLIKWIDOWANE

...

ALBO PRZEP

ŁOSZONE

.

C

ZEGO TO DOWODZI

?

SPYTA

Ł

P

EARSON

.

O

DSUN

ĄŁ SŁUCHAW

-

K

Ę WYŁOŻONĄ MIĘKKĄ GĄBKĄ OD UCHA

,

ŻEBY DOBRZE SŁYSZEĆ

ODPOWIED

Ź

S

HERWOODA

.

W

MORZU

,

JAK POWIADAJ

Ą

,

DZIEJ

Ą SIĘ

DZIWNE RZECZY

.

A

TO JEST JESZCZE DZIWNIEJSZE

RZEK

Ł

S

HERWOOD MANIPU

-

LUJ

ĄC APARATURĄ Z PULPITU STEROWNICZEGO

.

U

STAWIAM TERAZ

ODBIORNIK TAK

,

ŻE ODBIERA DŹWIĘKI WYTWARZANE NA POWIERZCHNI

.

P

ROSZ

Ę POSŁUCHAĆ

.

D

ŹWIĘKI TAKIE

,

JAKIE WYTWARZA DU

ŻY OKRĘT

ID

ĄCY CAŁĄ PARĄ

,

ŻEBY BIĆ REKORDY

.

D

ŹWIĘKI CORAZ GŁOŚNIEJSZE

.

J

EST ODDALONY O JAKIE

Ś STO MIL

.

P

EARSON WS

ŁUCHAŁ SIĘ W MOCNY ŁOMOT POTĘŻNYCH ŚRUB

OBRACAJ

ĄCYCH SIĘ Z DUŻĄ PRĘDKOŚCIĄ

.

M

ÓGŁ NAWET USŁYSZEĆ ŁATWE

DO ROZPOZNANIA POJ

ĘKIWANIE TURBIN PAROWYCH

.

T

O PRAWDOPODOBNIE

„J

OHNSON

"

OZNAJMI

Ł

.

T

ERAZ

ZNOWU ZACZYNA

ŁA OGARNIAĆ GO ZŁOŚĆ

.

C

ZY KAZA

Ł PAN MNIE

OBUDZI

Ć O TEJ BARBARZYŃSKIEJ PORZE

,

ŻEBYM SOBIE POSŁUCHAŁ

...

N

IE

ODPAR

Ł

S

HERWOOD OSTRYM TONEM

.

Z

BUDZILI

ŚMY

PANA

,

ŻEBY POSŁUCHAŁ PAN TEGO

.

S

HERWOOD ZMIENI

Ł NACHYLENIE APARATURY

.

D

ŹWIĘK

„J

OHNSO

-

NA

"

ZAST

ĄPIŁ HAŁAS

,

KT

ÓRY NIE PRZYPOMINAŁ

P

EARSONOWI

ŻADNEGO

S

ŁYSZANEGO DOTĄD HAŁASU

.

N

A TWARZY POJAWI

Ł MU SIĘ WYRAZ

ZASKOCZENIA

,

PRZYCISN

ĄŁ MOCNIEJ DO USZU OBIE SŁUCHAWKI

.

R

OZ

-

background image

LEGA

ŁO SIĘ W NICH COŚ W RODZAJU PODWODNEJ EKSPLOZJI I DEMONICZ

-

NEGO WRZASKU NASILAJ

ĄCEGO SIĘ DO CRESCENDA WRAZ Z POMRUKAMI

DALEKIEGO GRZMOTU

.

W

STR

ĘTNA KAKOFONIA GŁĘBIN BRZMIĄCA JAK

RYKI Z

ŁOŚLIWEJ

,

TRUDNEJ DO WYOBRA

ŻENIA BESTII

,

KT

ÓRA TRAWI

TRZEWIA

Z

IEMI

.

P

EARSON LEDWIE S

ŁYSZALNYM GŁOSEM SPYTAŁ

:

C

ÓŻ TO

TAKIEGO

,

DO DIAB

ŁA

?

L

ÓD

POWIEDZIA

Ł KRÓTKO

S

HERWOOD

.

P

RZYS

ŁUCHUJĄC SIĘ STRASZLIWYM DŹWIĘKOM ROZLEGAJĄCYM SIĘ

W S

ŁUCHAWKACH ADMIRAŁ SPRAWIAŁ WRAŻENIE ZAHIPNOTYZOWANEGO

.

S

ŁUCHAŁ ICH JESZCZE PRZEZ KILKA SEKUND

,

PO CZYM ZDJ

ĄŁ SŁUCHAWKI

Z G

ŁOWY I BEZ SŁOWA POŁOŻYŁ NA KONSOLI

.

C

ZUJNIKI WYCHWYTUJ

Ą DŹWIĘKI Z DNA MORSKIEGO

WYJA

Ś

-

NI

Ł ZE SPOKOJEM

S

HERWOOD

.

Z

ODLEG

ŁOŚCI O

CIU MIL I NA KURSIE

„J

OHNSONA

".

W

YGL

ĄDA

,

ŻE

Z DU

ŻĄ PRĘDKOŚCIĄ

.

P

EARSON POKIWA

Ł GŁOWĄ I WLEPIŁ WZROK W SŁUCHAWKI

.

N

IEZIE

-

MSKIE SZEPTY BY

ŁO WYRAŹNIE SŁYCHAĆ

.

K

AZA

ŁEM MU PRZYPŁYNĄĆ

I

N JAK NAJSZYBCIEJ

.

A

LE ONI S

ŁYSZĄ Z PEWNOŚCIĄ TE HAŁASY I ZMIENIĄ KURS

?

P

EARSON SPOJRZA

Ł NA

S

HERWOODA PRZYGASZONYM WZROKIEM

.

N

IE

...

N

ICZEGO NIE US

ŁYSZĄ

.

„J

OHNSON

"

MUSI WCI

ĄGNĄĆ POD

-

WODN

Ą APARATURĘ NASŁUCHOWĄ W KADŁUB PRZY PRĘDKOŚCI PONAD

TRZYDZIESTU W

ĘZŁÓW

.

N

AGLE D

ŹWIĘKI USTAŁY

.

S

HERWOOD CHWYCI

Ł SŁUCHAWKI I PRZYCIS

-

N

ĄŁ JE DO USZU

.

N

ASTAWI

Ł WZMACNIACZ NA MAKSIMUM I NASŁUCHI

-

WA

Ł PILNIE

.

W

YTRZESZCZY

Ł OCZY POD WPŁYWEM SZOKU

.

A

DMIRALE

RZEK

Ł

,

KONTROLUJ

ĄC SIŁĄ WOLI SWÓJ GŁOS

.

M

USIMY JAK NAJSZYBCIEJ WYDOSTA

Ć SIĘ Z TEGO REJONU

.


CZ

ĘŚĆ

TRZECIA

ZAG

ŁADA

R

OZDZIA

Ł ÓSMY

1

background image

L

ÓD RUSZYŁ

.

R

USZY

Ł NIEWYOBRAŻALNIE WOLNO

WYPR

ÓBOWUJĄC SWOJĄ

ŚWIEŻO ODNALEZIONĄ ZDOLNOŚĆ PŁYNIĘCIA TERAZ

,

GDY WRESZCIE

ODERWA

Ł SIĘ OD GÓR

,

KT

ÓRE CIĄGNĄŁ ZE SOBĄ PRZEZ PÓŁ ŚWIATA

.

N

IERUCHAWA MASA O WADZE WIELU MILIARD

ÓW TON PORUSZAŁA

SI

Ę NIEPEWNIE W POWOLNYM DENNYM PRĄDZIE

.

L

ÓD DŹWIGAŁ SIĘ W GÓRĘ

.

S

TO ST

ÓP

...

P

I

ĘĆSET STÓP

...

N

IEWIELKA G

ÓRA

,

KT

ÓREJ POSTRZĘPIONE SZKARPOWANIE UTRZYMU

-

J

ĄCE JĄ NA DOTYCHCZASOWYM MIEJSCU W KOŃCU USTĄPIŁO

,

OPAD

ŁA

POWOLI NA WARSTW

Ę GŁĘBINOWEGO MUŁU WYŚCIELAJĄCEGO DNO

OCEANU

.

L

ÓD UNOSIŁ SIĘ TERAZ W GÓRĘ SZYBCIEJ

.

D

ELIKATNIE

,

LECZ

NIEUB

ŁAGANIE WYPIERAŁ SWĄ WAGĄ MILIONY TON MORSKIEJ WODY

.

N

AGLE RUCH TEGO KOLOSA STA

Ł SIĘ NABIERAJĄCYM PRZYSPIESZENIA

,

RADOSNYM PORYWEM WOLNO

ŚCI

.

P

ORUCZNIK

J

ACK

K

LEIN LEC

ĄCY SAMOLOTEM

S

KYWARRIOR Z

USS

J

OHNSON

"

BY

Ł JEDYNYM ŚWIADKIEM

.

Z

NAJDOWA

Ł SIĘ NA WYSOKOŚCI PIĘTNASTU TYSIĘCY STÓP

,

GDY

ZAUWA

ŻYŁ NAGŁE PRZEBARWIENIE MORZA

.

W

ED

ŁUG JEGO OCENY WY

-

KWIT POKRYWA

Ł POWIERZCHNIĘ O WYMIARACH DWADZIEŚCIA PIĘĆ MIL

NA CZTERDZIE

ŚCI

TYSI

ĄC MIL KWADRATOWYCH OCEANU NABRAŁO

KOLORU KRWI

.

N

URKOWA

Ł PRZEKAZUJĄC NA BIEŻĄCO MELDUNKI NA

„J

OHNSONA

",

KT

ÓRY ZNAJDOWAŁ SIĘ O STO PIĘĆDZIESIĄT MIL NA WSCHÓD I WYDUSZAŁ

Z SILNIK

ÓW JAK NAJWIĘCEJ WĘZŁÓW

,

ŻEBY UCIEC Z REJONU ZBLIŻAJĄCEJ

SI

Ę KATASTROFY

.

2

W

TEDY TO SI

Ę STAŁO

.

K

LEIN WYR

ÓWNAŁ MASZYNĘ NA WYSOKOŚCI PIĘCIU TYSIĘCY STÓP

I GAPI

Ł SIĘ Z PRZERAŻENIEM NA POWIERZCHNIĘ WODY

.

U

NOSI

ŁA SIĘ

I ZMIENIA

ŁA KOLOR Z CZERWIENI NA BIEL OSZALAŁEJ

,

PIENISTEJ KIPIELI

JAKBY SI

Ę ZAGOTOWAŁA

.

I

WCI

ĄŻ SIĘ PODNOSIŁA

PRZYBIERAJ

ĄC KSZTAŁT OLBRZYMIEGO

GARBU

GARGANTUICZNY NOWOTW

ÓR NA OBLICZU OCEANU

.

L

ÓD WYRŻNĄŁ SIĘ NA BRZASK PORANKA

.

K

LEIN PATRZY

Ł W OSŁUPIE

-

background image

NIU NA MIGOTLIWE

,

KRYSTALICZNE KLIFY WYOBLONE PRZEZ EROZJ

Ę

CIEP

ŁYCH WÓD

,

WZG

ÓRZA

,

DOLINY

,

ZNAJDUJ

ĄCĄ SIĘ W ŚRODKU OSOBLI

-

W

Ą GÓRĘ W KSZTAŁCIE USTAWIONEGO NA SZTORC KOWADŁA

,

A NAWET

GWA

ŁTOWNIE TWORZĄCE SIĘ RZEKI SPŁYWAJĄCEJ W DÓŁ WODY MORSKIEJ

,

KT

ÓRE DRĄŻYŁY GŁĘBOKIE PAROWY

.

T

O BY

ŁA CAŁA KRAINA

.

P

ŁYWAJĄCA KRAINA

.

K

RAINA LODU

.

M

ILIO

-

N

ÓW

,

SETEK MILION

ÓW TON LODU

.

K

LEIN KR

ĄŻĄC NAD TYM ROZISKRZONYM KONTYNENTEM ZAPO

-

MNIA

Ł O MELDOWANIU

,

A R

ĘCE NA STEROWNICY PORUSZAŁY MU SIĘ

AUTOMATYCZNIE

.

Z

APOMNIA

Ł O ZRZĘDNYM GŁOSIE Z

„J

OHNSONA

"

W S

ŁUCHAWKACH HEŁMOFONU

.

P

ATRZY

Ł W DÓŁ PONAD OSŁONĄ KABINY

SWEGO

S

KYWARRIORA

,

ZAFASCYNOWANY GRO

ŹNYM PIĘKNEM NAJWIĘK

-

SZEGO NA

ŚWIECIE PORUSZAJĄCEGO SIĘ OBIEKTU

.

J

AKI

Ś ODOSOBNIONY ZAKĄTEK JEGO OSZOŁOMIONEGO UMYSŁU

TRZYMA

Ł SIĘ KURCZOWO ROZSĄDKU

.

L

ECZ NAWET TO USI

ŁOWANIE

ZDOMINOWA

ŁA JEDNA MYŚL

:

D

ZIEWI

ĘĆ DZIESIĄTYCH ZNAJDUJE SIĘ POD

POWIERZCHNI

Ą

.

D

O WZBURZONEGO MORZA Z HUKIEM SPADA

ŁY OGROMNE KASKADY

DODAJ

ĄC NIEZMIERZONYCH ILOŚCI ENERGII FALI PŁYWU

,

KT

ÓRA SUNĘŁA

W DAL

,

STARAJ

ĄC SIĘ UMKNĄĆ ZE SCENY TYCH ZATRWAŻAJĄCYCH

NARODZIN

.

3

F

ALA P

ŁYWU ZNAJDOWAŁA SIĘ W ODLEGŁOŚCI TRZECH MIL I PĘDZIŁA

Z RYKIEM W STRON

Ę

„E

UREKI

"

Z PR

ĘDKOŚCIĄ EKSPRESU

.

S

UTHERLAND BY

Ł SAM NA MOSTKU

NA W

ŁASNE ŻĄDANIE

.

U

STAWI

Ł STER TAK

,

BY UODPORNIONY NA L

ÓD DZIÓB

„E

UREKI

"

ZETKN

ĄŁ

SI

Ę CZOŁOWO Z ATAKUJĄCĄ GÓRĄ WODY

.

..E

UREKA

"

I JEJ ZA

ŁOGA MIAŁY DZIESIĘĆ GODZIN

,

BY PRZYGOTOWA

Ć

SI

Ę PSYCHICZNIE I FIZYCZNIE NA TO KATASTROFICZNE

,

NIEUCHRONNE

WYDARZENIE

,

KT

ÓRE TERAZ WŁAŚNIE ICH CZEKAŁO

.

W

SZYSTKIE LUKI

USZCZELNIONO

.

O

LBRZYMIE ANTENY SATELITARNE

,

KT

ÓRE MOGŁY PRZE

-

DZIURAWI

Ć POKŁADY

,

GDYBY ZOSTA

ŁY RUSZONE ZE SWOICH MIEJSC

,

ZDEMONTOWANO I SCHOWANO POD POK

ŁADEM

,

ZABEZPIECZONO CA

-

ŁY CIĘŻKI SPRZĘT

.

W

ODOSZCZELNE DRZWI POZAMYKANO

,

KOMORY

POWIETRZNE WYPR

ÓBOWANO ORAZ POODCINANO PASY ASEKURACYJNE

ZNAJDUJ

ĄCYCH SIĘ NA OKRĘCIE AKWALUNGÓW

,

BY KA

ŻDY MÓGŁ

background image

PRZYWI

ĄZAĆ SIĘ DO KOI I TRZYMAĆ RĘCE NA ŁATWO ODPINAJĄCYCH SIĘ

SPRZ

ĄCZKACH

.

4

A

DMIRA

Ł

P

EARSON NIE ZGODZI

Ł SIĘ ODLECIEĆ SWOIM ŚMIGŁOWCEM

ARGUMENTUJ

ĄC

,

ŻE ŻADNEMU MARYNARZOWI NIE WPADŁBY DO GŁOWY

POMYS

Ł OPUSZCZENIA OKRĘTU ZNAJDUJĄCEGO SIĘ W TARAPATACH

.

Z

RESZT

Ą BYLI W TAKIEJ ODLEGŁOŚCI OD LĄDU

,

ŻE ŚMIGŁOWIEC I TAK BY

NIE MIA

Ł DOKĄD POLECIEĆ

.

K

IEDY

S

HERWOOD SPRAWDZA

Ł PAS

J

ULII

,

TA ZARZUCI

ŁA MU RĘCE NA

SZYJ

Ę I OBDARZYŁA GO POCAŁUNKIEM

.

5

H

AGAN I

P

EARSON LE

ŻELI W MILCZENIU

,

KA

ŻDY W SWOJEJ KABINIE

.

H

AGAN POPRAWI

Ł SWOJEMU SZEFOWI SPRZĄCZKI

,

UPEWNIAJ

ĄC SIĘ

,

ŻE

NIE S

Ą ZBYT MOCNO PRZYCIĄGNIĘTE

,

I WYSZED

Ł BEZ SŁOWA

.

U

ŚCISNĘLI

SOBIE R

ĘCE

.

C

ÓŻ WIĘCEJ MOŻNA BYŁO ZROBIĆ

?

C

ZTERDZIESTU DZIEWI

ĘCIU MĘŻCZYZN I JEDNA KOBIETA MODLIŁO SIĘ

KA

ŻDY DO SWEGO BOGA

,

S

ŁUCHAJĄC ZBLIŻAJĄCEGO SIĘ GRZMOTU

ZWIASTUJ

ĄCEGO KONIEC

.

S

UTHERLAND ZE SPOKOJEM MY

ŚLAŁ O ŚMIERCI

,

OBSERWUJ

ĄC ŚCIANĘ

WODY P

ĘDZĄCĄ KU NIEMU Z RYKIEM

.

C

ZERPA

Ł TEN SPOKÓJ ZE

ŚWIADOMOŚCI

,

ŻE NIC NIE MOŻE UCZYNIĆ

„E

UREKI

"

NIE URATUJE

ANI JEGO WIEDZA

,

ANI WZMOCNIONY KAD

ŁUB

.

O

KR

ĘT

,

CHO

Ć ZAPROJEK

-

TOWANO GO TAK

,

BY ZDO

ŁAŁ WYTRZYMAĆ NAJGORSZĄ POGODĘ

,

JAK

Ą

I

MOG

ŁA MU ZAOFEROWAĆ

Z

IEMIA

,

ZOSTANIE PRZEWR

ÓCONY NA BOK

I ZDRUZGOTANY W CI

ĄGU KILKU SEKUND

.

»

U

ŚMIECHNĄŁ SIĘ IRONICZNIE

,

GDY PRZYSZ

ŁO MU DO GŁOWY

,

ŻE

JAKO ZAPALONY AMATOR SURFINGU ZAWSZE MARZY

Ł O SPOTKANIU

OWEGO MITYCZNEGO OLBRZYMIEGO WA

ŁU WODNEGO

,

KT

ÓRY SUNĄŁBY

BEZ KO

ŃCA

.

Z

AWSZE TE

Ż CHCIAŁ UMRZEĆ NA MORZU

.

O

BA

ŻYCZENIA MIAŁY SIĘ OTO SPEŁNIĆ

.

6

USS

„J

OHNSON

"

OCALA

Ł

.

L

EDWO

.

U

RATOWA

Ł SIĘ OD PEWNEJ ZGUBY DZIĘKI STUMILOWEJ UCIECZ

-

background image

CE I PRZESZ

ŁO TRZYSTU TYSIĄCOM KONI MECHANICZNYCH

,

KT

Ó

-

RE ZAPEWNIA

ŁY MU PRĘDKOŚĆ MAKSYMALNĄ CZTERDZIESTU DWU

W

ĘZŁÓW

.

F

ALA P

ŁYWU

,

O MALEJ

ĄCEJ MASIE I PRĘDKOŚCI

,

DOGONI

ŁA GO

W KO

ŃCU PO TRANSOCEANICZNEJ SZARŻY NA WSCHÓD

,

POKONUJ

ĄC

TYSI

ĄC MIL W NIESPEŁNA DWADZIEŚCIA CZTERY GODZINY

.

„J

OHNSON

"

POBI

Ł REKORD

,

ALE NA JEGO POK

ŁADZIE NIKT Z TEGO POWODU SIĘ NIE

C

IESZY

Ł

,

BO OKR

ĘT OBRACAŁ SIĘ DZIOBEM NA SPOTKANIE FALI PŁYWU

,

KT

ÓRA ZNAJDOWAŁA SIĘ W ODLEGŁOŚCI ZALEDWIE TRZECH MIL

.

P

I

ĘĆ

MINUT POTEM W NICH UDERZY

ŁA

.

P

OCHYLONY POK

ŁAD DO LĄDOWANIA

I START

ÓW ZNIKNĄŁ POD TOCZĄCĄ SIĘ GÓRĄ

.

S

AMOLOTY

,

DLA KT

ÓRYCH

NIE STARCZY

ŁO MIEJSCA NA POKŁADZIE HANGAROWYM I KTÓRE NIE

MOG

ŁY ODLECIEĆ

,

ZMIOT

ŁO JAK KONFETTI W TUNELU AERODYNAMICZ

-

NYM

.

P

RZEZ KILKA SEKUND

,

D

ŁUŻĄCYCH SIĘ JAK WIECZNOŚĆ

,

WIDA

Ć BYŁO

TYLKO POMOST JAK WYSP

Ę GÓRUJĄCĄ NAD KIPIĄCYM WIREM

.

N

IEKT

Ó

-

RYM SAMOLOTOM UDA

ŁO SIĘ WYSTARTOWAĆ I TERAZ KRĄŻYŁY NAD

J

OHNSONEM

"

DLA CZ

ŁONKÓW ICH ZAŁÓG BYŁO JASNE

,

ŻE OKRĘT

ZMUSZONY BORYKA

Ć SIĘ Z ŻYWIOŁEM ZOSTAWI ICH SAMYM SOBIE

W POWIETRZU

.

W

CI

ĄGU PEŁNYCH UDRĘKI CHWIL POTĘŻNY LOTNISKO

-

WIEC

,

DUMA MARYNARKI WOJENNEJ

S

TAN

ÓW

Z

JEDNOCZONYCH

,

BALAN

-

SOWA

Ł NA KRAWĘDZI ZAGŁADY

.

J

EGO POK

ŁAD DO LĄDOWANIA I STARTÓW

ZNAJDOWA

Ł SIĘ NA POZIOMIE GOTUJĄCEGO SIĘ MORZA W KIPIELI FALI

P

ŁYWU

.

P

OWOLI DOSZ

ŁO DO WYMODLONEGO CUDU

ZADZIA

ŁAŁY OLBRZY

-

MIE REZERWY WYPORU LOTNISKOWCA

.

T

ĘPY DZIÓB UNIÓSŁ SIĘ ZRZUCA

-

J

ĄC NIEZLICZONE TONY NIEZNOŚNEGO CIĘŻARU

.

S

P

ŁYWNIKI

,

PRZEZ KT

ÓRE

PRZELEWA

ŁA SIĘ WODA

,

HUCZA

ŁY JAK ZAWORY SPUSTOWE PRZY PODSTA

-

WIE ZAPORY

.

I

TAK OTO

„J

OHNSON

"

OCALA

Ł

.

K

OSZTY SZK

ÓD

,

JAKIE PONI

ÓSŁ

,

SI

ĘGAĆ BĘDĄ KILKU MILIONÓW DOLARÓW

.

Z

ACHOWA

Ł JEDNAK POKŁAD

DO L

ĄDOWANIA I STARTÓW

,

SWOJ

Ą POWIETRZNĄ ZAŁOGĘ I WIĘKSZOŚĆ

SWOICH SAMOLOT

ÓW

.

B

Y

Ł WCIĄŻ OKRĘTEM WOJENNYM I WCIĄŻ

NADAWA

Ł SIĘ DO WALKI

.

L

ONDYN

.

D

LA INSPEKTOR

ÓW TOWARZYSTWA KLASYFIKACYJNEGO

L

LOYDA BY

Ł TO

background image

PONURY DZIE

Ń

.

R

AZ PO RAZ ROZBRZMIEWA

Ł ŻAŁOBNIE DZWON

L

UTINE

G

ŁOSZĄC KOLEJNE ZAGINIĘCIE STATKU MIĘDZY

B

ERMUDAMI A

B

ARBADOS

.

W

IELKI DZWON

(

DAWNIEJ DZWON OKR

ĘTOWY

HMS

„L

A

L

UTINE

",

KT

ÓRA ZATONĘŁA PRZY BRZEGACH

H

OLANDII W ROKU

1799)

UDERZA

Ł

RAZ

,

OG

ŁASZAJĄC ZAGINIĘCIE STATKU

,

I DWA RAZY

,

OG

ŁASZAJĄC

,

ŻE

OP

ÓŹNIONY STATEK NIE JEST ZAGROŻONY

.

T

EGO DNIA S

ŁYSZANO TYLKO POJEDYNCZE BICIE DZWONU

.

P

LAISTOW

",

„C

OBRA

",

„E

SSO

C

UMBRIA

",

„E

UREKA

"...

D

ALE

-

KOPISY NIEPRZERWANIE WYSTUKIWA

ŁY NAZWY

.

N

AST

ĘPNIE ZACZĘŁY POJAWIAĆ SIĘ PIERWSZE NIEOFICJALNE DONIE

-

SIENIA Z

N

OWEGO

J

ORKU

...

H

ISPANIOLA

SILNE ZALANIE

,

W

YSPY

D

ZIEWICZE

DOTKNI

ĘTE KOLEJNĄ FALĄ PŁYWU

,

P

UERTO

R

ICO

KATA

-

STROFALNE ZALANIE

,

H

AITI I

D

OMINIKANA

ROZLEG

ŁE ZALANIE

TEREN

ÓW PRZYBRZEŻNYCH SPOWODOWANE GIGANTYCZNĄ FALĄ PŁYWU

...

P

OTEM NAZWY DALSZYCH STATK

ÓW I DONIESIENIA RADIOWE O KOLOSAL

-

NEJ FALI P

ŁYWU PRZEKAZYWANE DO

L

ONDYNU

.

S

KONFUNDOWANI

INSPEK

-

TORZY CA

ŁYMI GRUPAMI DYSKUTOWALI O TYM TAJEMNICZYM ZJAWISKU

.

O

CZWARTEJ PO PO

ŁUDNIU OTRZYMANO ZDJĘCIA SATELITARNE

I OSZO

ŁOMIONY ŚWIAT DOWIEDZIAŁ SIĘ O

B

IA

ŁEJ

A

TLANTYDZIE

.

T

Ę

NAZW

Ę WYMYŚLIŁ JAKIŚ DZIENNIKARZ SPĘDZAJĄCY URLOP W

M

IAMI

.

GDZIE DA

ŁY SIĘ ODCZUĆ JEDYNIE NIEWIELKIE SKUTKI OSŁABIONEJ JUŻ

FALI

P

ŁYWU

.

J

AK ZWYKLE W WYPADKU KL

ĘSK ŻYWIOŁOWYCH NAJWIĘCEJ UCIER

-

PIA

ŁY KRAJE BIEDNE

.

U

PALNE BABIE LATO

,

KT

ÓRE ZDOMINOWAŁO POGODĘ NA PÓŁKULI

P

ÓŁNOCNEJ

,

ZACH

ĘCAŁO TURYSTÓW DO POZOSTANIA W

L

O

"

'

'.

,V^

T

.

J

AMES

P

ARK BY

ŁO NIEZWYKLE TŁOCZNO

.

NIE

S

UTHERLAND

?

A

DMIRA

Ł

H

OWE SIAD

Ł OBOK PORUCZNIKA

A

BBJNORUJ

ĄCUPRZED

-

PRZED SIEBIE NOGI

.

J

AK PRZEBIEG

ŁO SPOTKANIE

,

SIR

?

»

Ę UKAZUJĄC JĄ OD

M

O

ŻESZ JUŻ ZANIECHAĆ PISANIA LISTÓV

NO UMIE

ŚCIĆ

„A

STERI

Ę

"

NA LI

ŚCIE OKRĘTÓW ZAGINIONYCH

.

J

UTRO

background image

ZOSTANIE OG

ŁOSZONE JEJ ZAGINIĘCIE

.

W

YGL

ĄDAŁO NA TO

,

ŻE

A

BBOTTOWI SPAD

Ł CIĘŻAR Z SERCA

.

D

ZI

Ę

-

KUJ

Ę

,

SIR

.

N

IE S

ĄDZĘ

,

ŻEBYM ZDOŁAŁ CIĄGNĄĆ TĘ ZABAWĘ DUŻO DŁUŻEJ

.

A

DMIRA

Ł

H

OWE ZMARSZCZY

Ł BRWI

.

Z

IRYTOWA

ŁO GO OKREŚLENIE

PRZEZ

A

BBOTTA OPERACJI MIANEM ZABAWY

.

N

IC JEDNAK NIE RZEK

Ł

.

N

IE MIA

ŁO TO SENSU

CA

ŁA TA NIESZCZĘSNA HISTORIA JUŻ SIĘ

ZAKO

ŃCZYŁA I OD JUTRA OKRĘT PODWODNY

„A

STERIA

"

UZNANY

ZOSTANIE OFICJALNIE ZA

MARTWY

".

T

AK PRZYNAJMNIEJ MY

ŚLAŁ

.

7

P

REZYDENTOWI NIE ODPOWIADA

ŁY PÓŁŚRODKI

.

S

ŁUCHAJ

POWIEDZIA

Ł BEZ OGRÓDEK DO SWEGO ASYSTENTA

.

N

A TYCH WYSPACH MIESZKA MILION LUDZI

,

KT

ÓRZY POTRZEBUJĄ

POMOCY

,

I TO NATYCHMIASTOWEJ

.

O

PIEKI LEKARSKIEJ

,

JEDZENIA

,

DACHU NAD G

ŁOWĄ I UBRAŃ

,

W TEJ KOLEJNO

ŚCI

.

N

IE B

ĘDZIEMY

WDAWA

Ć SIĘ W DYSKUSJĘ Z URZĘDNIKAMI LOKALNYCH RZĄDÓW

,

BO

W TEN SPOS

ÓB WŁAŚNIE DOSTAWY Z POMOCY TRAFIĄ NA RYNEK

.

W

Y

ŚLEMY JE BEZPOŚREDNIO TAM

,

GDZIE S

Ą NAJBARDZIEJ POTRZEBNE

,

I PODEJMOWANIE DECYZJI POZOSTAWIMY ZA

ŁOGOM ŚMIGŁOWCÓW

.

C

O

WIEMY O TEJ G

ÓRZE LODOWEJ

?

K

TO ZA NI

Ą ODPOWIADA

?

O

CHRONA

W

YBRZE

ŻA

.

D

LACZEGO

?

T

O IM PODLEGA

M

I

ĘDZYNARODOWA

S

ŁUŻBA

L

ODOWA

.

J

AK DU

ŻA JEST TA GÓRA LODOWA

?

N

IKT NIE WIE

.

P

REZYDENT WYGL

ĄDAŁ NA ZANIEPOKOJONEGO

.

D

LACZEGO

?

S

POWIJA J

Ą MGŁA

.

D

O JEJ

ŚLEDZENIA

O

CHRONA

W

YBRZE

ŻA

U

ŻYWA SWOJEGO RADARU BOCZNEJ OBSERWACJI Z SAMOLOTÓW

C-130.

M

ÓWIĄ

,

ŻE LÓD PŁATA CHOLERNE FIGLE Z ODBICIAMI

.

N

IE MOG

Ą USTALIĆ

JEGOJJFITSIYR

^

I

.

I

TAK OTO

„J

IYWYK

Ł DO WSZELKICH INDAGACJI

,

TOTE

Ż ODPOWIADAŁ

SI

ĘGAĆ BĘDĄ KILKU

;

E SZYBKO

,

JAK SZYBKO MU JE ZADAWANO

,

DO L

ĄDOWANIA I SFANAWIAŁ SIĘ PRZEZ CHWILĘ

.

Z

APEWNE WSZYST

-

SWOICH SAMOLOTOWI BIOR

Ą UDZIAŁ W OPERACJI NIESIENIA POMOCY

?

NADAWA

Ł SIĘ DO WALKI

.

P

REZYDENT I ASYSTENT BYLI BLISKIMI PRZYJACI

ÓŁMI

.

T

OTE

Ż GDY BYLI

background image

SAMI

,

ASYSTENT NIE U

ŻYWAŁ OFICJALNEGO ZWROTU

PANIE

PREZYDENCIE

".

Z

ADZWONI

Ł TELEFON

.

A

SYSTENT ODEBRA

Ł GO I SŁUCHAŁ

.

T

AK

...

J

ESTEM W

ŁAŚNIE U NIEGO

.

P

OBLAD

Ł Z WRAŻENIA

.

C

O TAKIEGO

?

P

REZYDENT UNI

ÓSŁ PYTAJĄCO BRWI

.

T

AK

...

POWIEM MU

...

T

AK

.

D

ZI

ĘKUJĘ

.

O

D

ŁOŻYŁ POWOLI SŁUCHAWKĘ I WPATRYWAŁ SIĘ W NIĄ PRZEZ KILKAS

EKUND

.

T

RUDNO W TO WPROST UWIERZY

Ć

.

„E

UREKA

"

OCALA

ŁA

.

N

IKTN

IE ZGIN

ĄŁ

,

NIE MA RANNYCH

.

D

OPIERO TERAZ NAPRAWILI ANTEN

Ę

RADIOW

Ą I MOGLI NADAĆ WIADOMOŚĆ

.

P

EARSON

ŻYJE

?

P

REZYDENT BY

Ł URADOWANY

.

I

CZUJE SI

Ę DOBRZE

.

A

LE

„E

UREKA

"

MA JESZCZE PRZED SOB

Ą

D

ŁUGĄ DROGĘ

,

ZANIM WYDOSTANIE SI

Ę ZE STREFY GŁÓWNEGO ZAGROŻE

-

NIA FAL

Ą PŁYWU

.

P

OCZEKAJ

,

PRZECIE

Ż WCZORAJ

,

ZANIM ZAGIN

ĘŁA

,

ZNAJDOWA

ŁA

SI

Ę W SAMYM CENTRUM

.

W

JAKI SPOS

ÓB

,

DO DIAB

ŁA

,

SI

Ę URATOWAŁA

?

W

TO W

ŁAŚNIE TRUDNO WPROST UWIERZYĆ

.

8

D

EK

Ę

S

UTHERLAND U

ŚMIECHNĄŁ SIĘ SZEROKO

,

WIDZ

ĄC NIEDOWIE

-

ZANIE NA TWARZY REPORTERA TELEWIZYJNEGO PO ODPOWIEDZI

,

JAKIEJ

XL UDZIELI

Ł

.

R

EPORTER

ŚCISNĄŁ MOCNIEJ MIKROFON I Z DESPERACKĄ MINĄ

ROZEJRZA

Ł SIĘ PO POMOŚCIE ŚMIGŁOWCOWYM

„E

UREKI

",

NA KT

ÓREJ

WYL

ĄDOWAŁ WRAZ Z OPERATORAMI

.

O

KR

ĘT OCEANOGRAFICZNY

ZATRZY

-

MA

Ł SIĘ

,

ŻEBY UMOŻLIWIĆ LĄDOWANIE

,

A TERAZ PORUSZA

Ł SIĘ ZNOWU

ZE

SWOJ

Ą STAŁĄ PRĘDKOŚCIĄ DZIESIĘCIU WĘZŁÓW

.

W

SZYSTKO FUNKCJONO

-

WA

ŁO NA NIM JAK NALEŻY

.

N

IE BY

ŁO USZKODZEŃ

NICZEGO

,

CO

MOG

ŁOBY STAĆ SIĘ POŻYWKĄ DLA ŻĄDNEJ WIDOKU NIESZCZĘŚCIA

,

JEDNOOCZNEJ I ROZCZAROWANEJ

,

USADOWIONEJ NA RAMIENIU

OPERATO

-

RA KAMERY FILMOWEJ

.

C

ZY ZECHCIA

ŁBY PAN TO POWTÓRZYĆ

,

KAPITANIE

S

UTHERLAND

?

J

ECHALI

ŚMY NA FALI

RZEK

Ł

S

UTHERLAND

,

IGNORUJ

ĄC UPRZED

-

background image

NIE OSTRZE

ŻENIE

,

ŻEBY NIE PATRZEĆ W KAMERĘ

.

K

AMERA SKIEROWA

ŁA SIĘ CHWILOWO NA

J

ULI

Ę UKAZUJĄC JĄ OD

G

ÓRY DO DOŁU

.

U

PRAWIA

Ł PAN SURFING DZIESIĘCIOTYSIĘCZNIKIEM NA FALI

P

ŁYWU

?

P

RZED FAL

Ą

SKORYGOWA

Ł

S

UTHERLAND

.

C

ZY CHCE PAN

,

ŻEBYM TO WYTŁUMACZYŁ

?

P

ROSZ

Ę

.

G

DYBY

„E

UREKA

",

CO NA SZCZ

ĘŚCIA ZDARZA SIĘ RZADKO

,

UWI

ĘZŁA W PAKU LODOWYM

,

MO

ŻE SIĘ Z NIEGO UWOLNIĆ DZIĘKI TEMU

,

ŻE ZANURZONA CZĘŚĆ KADŁUBA MA KSZTAŁT LITERY

V.

M

O

ŻE TEŻ DZIĘKI

TEMU P

ŁYWAĆ PO TAKICH OBSZARACH

,

GDZIE POJAWIA

ŁY SIĘ EPIZODY

-

CZNIE FALE

.

P

RZED PI

ĘCIOMA LATY TRAFILIŚMY NA TAKĄ PRZY

BRZEGACH

A

FRYKI

P

O

ŁUDNIOWO

-W

SCHODNIEJ

.

S

POS

ÓB

,

JAKIM

„E

UREKA

"

JE

-

CHA

ŁA NA TEJ FALI

,

NASUN

ĄŁ MI MYŚL

,

ŻE PEWNO MOGŁABY POWTÓRZYĆ

TEN MANEWR

.

S

UTHERLAND MIA

Ł ZAKŁOPOTANĄ MINĘ

.

P

RZYSZ

ŁO

MI DO G

ŁOWY CHWILĘ PRZED TYM

,

JAK W

ŁAŚNIE MIAŁA W NAS UDERZYĆ

.

Z

D

ĄŻYŁEM PRZESTAWIĆ STER

,

TAK

ŻE

„E

UREKA

"

SZ

ŁA NA NIĄ POD

K

ĄTEM

,

I FALA JU

Ż DO NAS DOTARŁA

...

T

YLE TYLKO

,

ŻE NIE ZDOŁALIŚMY

JESZCZE OSI

ĄGNĄĆ DZIESIĘCIU STOPNI NA PÓŁNOC

,

A FALA PRZYGAS

ŁA DO

ROZS

ĄDNYCH ROZMIARÓW

.

S

UTHERLAND WDA

Ł SIĘ W OMAWIANIE

PEWNYCH SUBTELNO

ŚCI SURFINGU

,

DOP

ÓKI REPORTER MU NIE PRZERWAŁ

.

N

AST

ĘPNIE PRZED KAMERĄ WYSTĄPIŁ ADMIRAŁ

P

EARSON

.

C

HWALI

Ł

D

ŁUGO KAPITANA

S

UTHERLANDA I JEGO UMIEJ

ĘTNOŚCI

,

PO CZYM

ZAKO

ŃCZYŁ

:

K

APITAN ZAPEWNI

Ł NAM TAKĄ PRZEJAŻDŻKĘ

,

JAKIEJ

NIGDY NIE ZAPOMNIMY

.

C

ZY NAPRAWD

Ę NIE MA ŻADNYCH OFIAR

?

Ż

ADNYCH

RZEK

Ł

P

EARSON

.

1

ŻADNYCH USZKODZEŃ

?

J

EST TROCH

Ę

.

N

A TWARZY REPORTERA POJAWI

ŁA SIĘ NADZIEJA

.

P

OTRZEBA TRZECH TYSI

ĘCY DOLARÓW NA NOWE PASY DO

AKWALUNG

ÓW

OZNAJMI

Ł

P

EARSON

.

9

ODBLASK

LODU

background image

B

IA

ŁY OŚLEPIAJĄCY BLASK NA SPODZIE NISKICH CHMUR RZUCANY

PRZEZ L

ÓD ZNAJDUJĄCY SIĘ PONIŻEJ WIDNOKRĘGU

.

N

ALE

ŻĄ SIĘ PANU Z MOJEJ STRONY PRZEPROSINY

,

S

HERWOOD

RZEK

Ł ADMIRAŁ

P

EARSON OBSERWUJ

ĄC DZIWNE ŚWIATŁO SŁONECZNE

MIGOC

ĄCE NA WIDNOKRĘGU

.

S

HERWOOD NIE RZEK

Ł NA TO NIC

.

P

EARSON PODA

Ł MU SWOJĄ

LORNETK

Ę

.

G

EOLOG POPATRZY

Ł NA TAJEMNICZĄ SYLWETKĘ GÓRY

A

NVIL

WYNURZAJ

ĄCĄ SIĘ POWOLI NA NIEBIE PONAD NISKĄ

,

NIE UST

ĘPUJĄCĄ

CHMUR

Ą

,

KT

ÓRA SPOWIJAŁA TAJEMNICĘ

B

IA

ŁEJ

A

TLANTYDY

.

W

YGL

ĄDA NA TO

,

ŻE DOPŁYNIEMY TAM ZA TRZY GODZINY

ZAUWA

ŻYŁ

P

EARSON

.

J

ULIA DO

ŁĄCZYŁA DO DWU MĘŻCZYZN OPARTYCH NA RELINGU

E

UREKI

".

T

EMPERATURA MORZA SZYBKO OPADA

OZNAJMI

ŁA

.

J

EST TERAZ O SIEDEM STOPNI NI

ŻSZA OD TEJ

,

JAKA POWINNA BY

Ć

.

P

EARSON WZRUSZY

Ł RAMIONAMI

.

N

O TO CO

?

C

O TO ZNACZY

SIEDEM STOPNI

?

C

A

ŁKIEM W GRANICACH NORMALNYCH WAHAŃ

,

POWIE

-

DZIA

ŁBYM

.

W

SKALI

C

ELSJUSZA

UZUPE

ŁNIŁA

J

ULIA

,

PRZYPOMINAJ

ĄC

SOBIE

,

ŻE

A

MERYKANIE WCI

ĄŻ PRZYWIĄZANI SĄ DO MAMUCIEJ SKALI

F

AHRENHEITA

.

P

EARSON PRZELICZY

Ł W PAMIĘCI

.

T

O WIELKI SPADEK

.

Z

AJ

ĄŁ SIĘ

ZNOWU OBSERWACJ

Ą OLŚNIEWAJĄCEGO ODBLASKU LODU

.

„J

OHN

-

SON

"

I JEGO OCALA

ŁE SAMOLOTY POWRÓCĄ JUTRO

RZEK

Ł

.

B

ĘDZIE

-

MY MOGLI POROZMAWIA

Ć Z LOTNIKIEM

,

KT

ÓRY WIDZIAŁ WSZYSTKO

Z G

ÓRY

.

S

HERWOOD SI

Ę NIE ODEZWAŁ

.

S

PIERA

Ł SIĘ Z ADMIRAŁEM

P

EARSO

-

NEM NA TEMAT RAPORTU PORUCZNIKA

K

LEINA I ADMIRA

Ł ZDECYDOWA

-

NIE NIE CHCIA

Ł PRZYJĄĆ DO WIADOMOŚCI

,

ŻE GÓRA LODOWA MOŻE MIEĆ

ROZMIARY A

Ż DWUDZIESTU PIĘCIU MIL NA CZTERDZIEŚCI

.

P

EARSON BY

Ł

PRZEKONANY

,

ŻE

K

LEIN MUSIA

Ł SIĘ POMYLIĆ

.

J

AK PRZYPOMNIA

Ł

,

TO

W

ŁAŚNIE

K

LEIN TWIERDZI

Ł KIEDYŚ

,

ŻE WIDZIAŁ W SZYKU CZTERY

LATAJ

ĄCE

TALERZE NAD

F

LORYD

Ą

.

N

IKT INNY O NICH NIE MELDOWA

Ł

.

W

SZYSCY

POPE

ŁNIAMY BŁĘDY

ORZEK

Ł

P

EARSON

.

J

ULIA PRZERWA

ŁA ROZMYŚLANIA

S

HERWOODA

.

D

LACZEGO W

ŁAŚ

-

NIE

„J

OHNSON

"?

SPYTA

ŁA

.

background image

Ś

CI

ĄGNĄŁEM Z NIEGO ŚRODKI BOJOWE

ODPAR

Ł

P

EARSON

.

S

TRACI

Ł ZBYT WIELE SAMOLOTÓW

.

A

LE JEST TO NADAL DOBRA

P

ŁYWAJĄCA BAZA LOTNICZA

.

B

ĘDZIE MIAŁ ZA ZADANIE ODPĘDZAĆ

STAMT

ĄD GAPIÓW

,

DOP

ÓKI NIE DOWIEMY SIĘ O TEJ GÓRZE CZEGOŚ

WI

ĘCEJ

.

S

HERWOOD SI

Ę UŚMIECHNĄŁ

.

D

OP

ÓKI SIĘ NIE ROZTOPI

,

PANIE

ADMIRALE

?

T

AK

.

W

OBEC TEGO CZEKA GO D

ŁUGOTRWAŁE ZADANIE

.

MSL

S

ĄDZI

,

ŻE STOPI SIĘ SZYBKO

,

JAK TYLKO DOTRZE DO

P

R

ĄDU

F

LORYDZKIEGO

OZNAJMI

Ł

P

EARSON

.

S

HERWOOD POKIWA

Ł GŁOWĄ

.

P

R

ĄD

F

LORYDZKI P

ŁYNIE NA PÓŁNOC

WZD

ŁUŻ WSCHODNIEGO WYBRZEŻA

S

TAN

ÓW

Z

JEDNOCZONYCH

,

POTEM

OMIJA

L

ONG

I

SLAND I ZAMIENIA SI

Ę W

P

R

ĄD

Z

ATOKOWY P

ŁYNĄCY

PRZEZ

A

TLANTYK DO P

ÓŁNOCNEJ

E

UROPY

.

J

AK JU

Ż ZWRACAŁEM UWAGĘ

POWIEDZIA

Ł

S

HERWOOD

PRZY CA

ŁYM SZACUNKU NALEŻNYM

M

I

ĘDZYNARODOWEJ

S

ŁUŻBIE

L

ODOWEJ

,

ICH DO

ŚWIADCZENIE DOTYCZY WYŁĄCZNIE GRENLANDZKICH

G

ÓR LODOWYCH DRYFUJĄCYCH NA POŁUDNIE

WSKAZA

Ł NA ODBLASK

LODU

,

TAM GDZIE WIDOCZNY BY

Ł TERAZ GOŁYM OKIEM SZCZYT GÓRY

A

NVIL

.

T

O NIE JEST G

ÓRA LODOWA W PRAWDZIWYM TEGO SŁOWA

ZNACZENIU

,

TO CZ

ĘŚĆ ANTARKTYCZNEJ KALETY LODOWEJ

.

N

IE PASUJE

DO

NIEJ

ŻADNA Z REGUŁ ODNOSZĄCYCH SIĘ DO GÓR LODOWYCH

.

J

EST NA

TYLE

WIELKA

,

ŻEBY STWORZYĆ WŁASNE REGUŁY I ZŁAMAĆ WSZYSTKIE NASZE

,

CO

JU

Ż ZRESZTĄ ZROBIŁA

.

P

EARSON MILCZA

Ł

.

R

OSN

ĄCY SZACUNEK WOBEC POGLĄDÓW BRYTYJ

-

SKIEGO GEOLOGA POW

ŚCIĄGAŁY DWA NIE PODLEGAJĄCE DYSKUSJI

FAKTY

:

L

ÓD TO LÓD

,

A CIEP

ŁE MORZE TO CIEPŁE MORZE

,

I TE DWIE RZECZY NIE

DAJ

Ą SIĘ ZE SOBĄ POŁĄCZYĆ

.

D

OBRZE

,

PANIE

S

HERWOOD

.

J

AK D

ŁUGO BĘDZIE TOPNIEĆ

?

N

AJPIERW STWIERD

ŹMY

,

JAK JEST DU

ŻA

RZUCI

Ł Z IRYTACJĄ

S

HERWOOD

.

background image

10

L

ÓD RUSZYŁ

.

W

IELKI BIA

ŁY CAŁUN OTULAJĄCEJ GO ŁAWICY MGŁY SUNĄŁ WRAZ

Z NIM PO NIESAMOWICIE SPOKOJNYM MORZU

.

P

OSUWA

Ł SIĘ Z SZYBKOŚCIĄ DWU WĘZŁÓW PRZEMIERZAJĄC KAŻDE

-

GO DNIA PI

ĘĆDZIESIĄT MIL

.

P

R

ĘDKOŚĆ NIEWIELKA

,

ALE STA

ŁA

,

POCH

ŁA

-

NIAJ

ĄCA NIESTRUDZENIE MILĘ ZA MILĄ

.

P

O DWUDZIESTU PI

ĘCIU DNIACH PRZEPŁYWAŁ MIĘDZY

B

ERMUDAMI

A

C

HARLESTONEM

,

MORSKIM PORTEM W

P

O

ŁUDNIOWEJ

K

AROLINIE

,

GDZIE ROZPOCZ

ĘŁA SIĘ

W

OJNA

D

OMOWA

.

W

PEWNEJ ODLEG

ŁOŚCI ZA NIM PODĄŻAŁA BACZNA ESKORTA

SZYBKA

ŁÓDŹ MOTOROWA Z

„E

UREKI

"

LUB

„J

OHNSON

",

NIEKIEDY

ZMUSZONY ODP

ĘDZAĆ CIEKAWSKIE STATECZKI WYCIECZKOWE Z NIEZLI

-

CZONYCH PRZYSTANI ROZSIANYCH WZD

ŁUŻ WYBRZEŻA MIĘDZY

W

ILMIN

-

GTON A

J

ACKSONVILLE

.

P

EWIEN PRZEDSI

ĘBIORCZY KIEROWNIK LINII LOTNICZEJ ZORGANIZO

-

WA

Ł LOTY DO

B

IA

ŁEJ

A

TLANTYDY

,

ALE PASA

ŻEROWIE POWRACALI ZE

SWEJ

TYSI

ĄCMILOWEJ WYPRAWY NIEMAL Z NICZYM

,

MOG

ĄC SIĘ POCHWALIĆ

JEDYNIE RZUTEM OKA NA KRYSTALICZNY WIERZCHO

ŁEK GÓRY

A

NVIL

STERCZ

ĄCY Z MGŁY JAK UPIORNY SZTYLET PRZEBIJAJĄCY

PRZE

ŚCIERADŁO

.

N

IKT

,

PR

ÓCZ PORUCZNIKA

K

LEINA

,

NIE WIDZIA

Ł

B

IA

ŁEJ

A

TLANTYDY

.

Z

UPE

ŁNIE JAKBY POTĘŻNA GÓRA LODOWA CHCIAŁA ZACHOWAĆ AURĘ

TAJEMNICZO

ŚCI

,

DOP

ÓKI NIE ZNISZCZĄ JEJ OSTATECZNIE CIEPŁE WODY

A

TLANTYKU

.

S

HERWOOD ODGAD

Ł TRAFNIE

,

ŻE GÓRA WYTWARZA WOKÓŁ SIEBIE

IKROKLIMAT

,

A TEN UMO

ŻLIWIA JEJ ISTNIENIE

.

Z

ACHOWA

Ł TĘ WIEDZĘ DLA SIEBIE

,

DOP

ÓKI NIE NABIERZE CAŁKOWI

-

TEJ PEWNO

ŚCI

.

11

P

OWIETRZE BY

ŁO TAK NIEPRAWDOPODOBNIE SPOKOJNE

,

ŻE

S

HER

-

WOOD NIE MUSIA

Ł PRZYTRZYMYWAĆ MAPY

,

KT

ÓRĄ

P

EARSON RZUCI

Ł MU

NA KOLANA

.

W

YGL

ĄDA NA TO

,

ŻE OD POCZĄTKU MIAŁ PAN RACJĘ

RZEK

Ł

ADMIRA

Ł

,

OPADAJ

ĄC NA LEŻAK OBOK

S

HERWOODA

.

O

PRACOWANO

background image

MAP

Ę

B

IA

ŁEJ

A

TLANTYDY NA PODSTAWIE NAMIAR

ÓW RADAROWYCH

.

T

RZYDZIE

ŚCI MIL NA DWADZIEŚCIA

.

R

ZECZYWI

ŚCIE POTWORNIE WIELKI

KAWA

Ł LODU

.

S

HERWOOD Z DU

ŻYM ZAINTERESOWANIEM ZACZĄŁ STUDIOWAĆ

MAP

Ę

.

N

AG

ŁY ZBIEG WARSTWIE W SPOISTE

,

KONCENTRYCZNE LINIE

,

JAK

PIER

ŚCIENIE PRZYROSTÓW U DRZEWA

,

OZNACZA

Ł STRZELISTOŚĆ GÓRY

A

NVIL

.

W

INNYCH MIEJSCACH LINIE SI

Ę URYWAŁY

.

Z

A DU

ŻO ZAKŁÓCEŃ BIERNYCH

ODPAR

Ł

P

EARSON W ODPO

-

WIEDZI NA PYTANIE

S

HERWOODA

.

M

IRA

ŻE NA WYKRESIE PANORAMI

-

CZNEGO WSKA

ŹNIKA RADIOLOKACYJNEGO

.

N

AWET ZESP

ÓŁ RADAROWY

J

OHNSONA

"

NIE POTRAFI ICH WYELIMINOWA

Ć

,

CHYBA

ŻE LOTNISKO

-

IEC PODP

ŁYNĄŁBY BLISKO

.

A

JA NIE PODEJM

Ę TEGO RYZYKA

.

T

O

,

CO SI

Ę NAPRAWDĘ LICZY

,

TO TE DZIEWI

ĘĆ DZIESIĄTYCH POD

POWIERZCHNI

Ą

RZEK

Ł

S

HERWOOD

.

J

AK SOBIE RADZI ZESP

ÓŁ

SONAROWY

?

W

CI

ĄŻ NIE MAJĄ MAPY

.

U

TYSKUJ

Ą

,

ŻE ZIMNA WODA PŁATA IM

PSIKUSY ODBIJAJ

ĄC WIĄZKI PROMIENI

.

Z

ODLEG

ŁEJ ŁAWICY MGIELNEJ DOLECIAŁ GŁUCHY HUK

.

Z

MG

ŁY

WYP

ŁYNĘŁA NIEWIELKA GÓRA LODOWA I WOLNO SIĘ TOCZYŁA

,

TRYSKAJ

ĄC

PI

ÓROPUSZAMI WODNEGO PYŁU

,

KT

ÓRE Z GRACJĄ WZBIJAŁY SIĘ W PO

-

WIETRZE

.

J

U

Ż TRZECIA TAKA DZISIAJ

ZAUWA

ŻYŁ

P

EARSON

.

N

IECH

DIABLI WEZM

Ą TĘ MGŁĘ

.

T

A POGODA WSZYSTKICH ZBIJA Z TROPU

.

D

LACZEGO

,

U LICHA

,

JEST TAK SPOKOJNIE

?

Z

MG

ŁY Z HUKIEM WYNURZYŁA SIĘ NASTĘPNA GÓRA LODOWA

.

P

RZYNAJMNIEJ

MRUKN

ĄŁ

P

EARSON

ROZPADA SI

Ę SZYBKO

.

N

IE TAK SZYBKO

,

JAK S

ĄDZIŁEM

RZEK

Ł

S

HERWOOD

.

J

AK

Ą

ODLEG

ŁOŚĆ POKONAŁA WCZORAJ

?

K

O

ŁO CZTERDZIESTU OŚMIU MIL

?

C

ZTERDZIE

ŚCI OSIEM PRZECINEK SIEDEM

.

S

HERWOOD ZROBI

Ł NA ODWROCIE MAPY SZYBKI RACHUNEK

.

P

RZYJMUJ

ĄC PRZECIĘTNĄ GRUBOŚĆ PÓŁTOREJ MILI

,

B

IA

ŁA

A

TLANTYDA

WCI

ĄŻ MA DOŚĆ POKAŹNE ROZMIARY

,

KO

ŁO TYSIĄCA MIL SZEŚCIENNYCH

.

J

AK WI

ĘC PAN SZACUJE TEMPO JEJ TOPNIENIA

?

M

ILA SZE

ŚCIENNA NA DOBĘ

,

MILIARD TON

.

P

EARSON ZAPALI

Ł CYGARO

.

P

AMI

ĘTA PAN

W

ALTERA

K

RANTZA

background image

Z

M

I

ĘDZYNARODOWEJ

S

ŁUŻBY

L

ODOWEJ

?

O

N PANA PAMI

ĘTA

.

T

AK

.

J

EGO SZACUNEK TEMPA TOPNIENIA JEST STO RAZY WI

ĘKSZY OD

PA

ŃSKIEGO

.

O

N UWA

ŻA

,

ŻE

B

IA

ŁA

A

TLANTYDA ROZTOPI SI

Ę PRZED

UP

ŁYWEM TYGODNIA

.

P

RZEKAZA

Ł MU PAN EGZEMPLARZ TEJ MAPY

?

P

EARSON POKIWA

Ł GŁOWĄ TWIERDZĄCO

.

J

AK WI

ĘC PAN WYTŁU

-

MACZY TAK WIELK

Ą ROZBIEŻNOŚĆ MIĘDZY PAŃSKIMI A JEGO OBLICZE

-

NIAMI

?

-

W

ALTER WIE WSZYSTKO

,

CO MO

ŻNA WIEDZIEĆ O GRENLANDZKICH

G

ÓRACH LODOWYCH

.

B

Y

Ć MOŻE OPIERA SIĘ W SWOICH OBLICZENIACH NA

ZA

ŁOŻENIU

,

ŻE

B

IA

ŁA

A

TLANTYDA JEST W

ŚRODKU WYDRĄŻONA LUB

P

ÓŁOKRĄGŁA

,

TO ZNACZY MA KSZTA

ŁT

,

JAKI ZAZWYCZAJ PRZYBIERAJ

Ą

G

ÓRY LODOWE W

G

RENLANDII

.

A

WI

ĘC MOŻE MIEĆ RACJĘ

?

P

EARSON ODKRYWA

Ł

,

ŻE

WYDOSTAWANIE JEDNOZNACZNYCH ODPOWIEDZI OD NAUKOWC

ÓW TO

CZYNNO

ŚĆ UCIĄŻLIWA

.

T

AK

,

JE

ŚLI

B

IA

ŁA

A

TLANTYDA JEST WYDR

ĄŻONA W ŚRODKU

.

A

ZATEM I PAN MO

ŻE MIEĆ RACJĘ

?

J

E

ŚLI JEST LITA

.

P

EARSON J

ĘKNĄŁ

.

S

HERWOOD U

ŚMIECHNĄŁ SIĘ WIDZĄC NA TWARZY AMERYKAŃSKIEGO

OFICERA ZNIECIERPLIWIENIE

.

W

IE PAN CO

,

ADMIRALE

,

MO

ŻE PAN

POZWOLI PANNIE

H

AMMOND I MNIE PRZYJRZE

Ć SIĘ

B

IA

ŁEJ

A

TLANTY

-

DZIE Z BLISKA

?

R

OZDZIA

Ł DZIEWIĄTY

12

U

CZUCIE PRZERA

ŻENIA POWRÓCIŁO

,

KIEDY TO PONOWNIE DA

Ł SIĘ

WYCZU

Ć TRUDNY DO OKREŚLENIA ZAPACH LODU

.

B

Y

Ł TO TEN SAM LĘK

,

KT

ÓREGO DOZNAŁ

S

HERWOOD

,

GDY

„O

RION

"

WPAD

Ł NA UKRYTĄ GÓRĘ LODOWĄ PRZY WYBRZEŻU

A

FRYKI

P

O

ŁU

-

DNIOWO

-Z

ACHODNIEJ

,

TO SAMO SZARPI

ĄCE TRZEWIA PRZECZUCIE

.

S

T

ŁUMIŁ W SOBIE INSTYNKTOWNĄ CHĘĆ ZAWRÓCENIA ŁODZI I POPŁY

-

NI

ĘCIA Z POWROTEM W STRONĘ

„E

UREKI

".

O

KR

ĘT OCEANOGRAFICZNY

I

„J

OHNSON

"

ZNAJDOWA

ŁY SIĘ NA SWOICH ZWYKŁYCH MIEJSCACH

,

background image

W ODLEG

ŁOŚCI PIĘCIU MIL OD ŁAWICY MGIELNEJ

.

J

ULIA SIEDZIA

ŁA NA

POK

ŁADZIE PRZED NIM Z OBOJĘTNĄ MINĄ

,

WCI

ĄGAJĄC ZGŁĘBNIK WODY

I PRZENOSZ

ĄC JEGO ZAWARTOŚĆ DO PROBÓWEK Z ETYKIETKAMI

.

P

OPATRZY

Ł W GÓRĘ NA ODCHUDZONY SZPIC WZNOSZĄCY SIĘ Z GĘSTEJ

MG

ŁY W ODLEGŁOŚCI TYSIĄCA STÓP

.

Ś

WIECI

Ł NICZYM OŚLEPIAJĄCA

LATARNIA MORSKA W CZYSTYM

,

SPOKOJNYM RANNYM POWIETRZU

.

Z

AUWA

ŻYŁ

,

ŻE W CIĄGU TYGODNIA UWYDATNIŁA SIĘ SZCZUPŁOŚĆ GÓRY

,

I PRZYPUSZCZA

Ł

,

ŻE TO EFEKT DZIAŁALNOŚCI SŁOŃCA NA JEJ

PO

ŁUDNIOWEJ

FLANCE

.

T

ERAZ STOPIE

Ń W PRAWO

POWIEDZIA

Ł GŁOS W JEGO

S

ŁUCHAWKACH

.

T

O JEDEN Z TECHNIK

ÓW RADAROWYCH NA

„J

OHNSO

-

NIE

"

S

HERWOOD PROWADZI

Ł MOTORÓWKĘ KIEROWANY WIĄZKĄ

RADAROW

Ą Z LOTNISKOWCA

,

KT

ÓRA MIAŁA PRZEPROWADZIĆ ŁÓDŹ PRZEZ

NIEPRZENIKNION

Ą ŚCIANĘ MGŁY I MIĘDZY RAMIONAMI LODOWEJ

LAGUNY W KSZTA

ŁCIE PÓŁKOLA

,

GDZIE

,

JAK MIANO NADZIEJ

Ę

,

B

ĘDZIE NA

TYLE SPOKOJNA WODA

,

ŻEBY BEZPIECZNIE DOKONAĆ BADAŃ

.

S

HERWOOD ZMIENI

Ł KURS

.

O

KEJ

.

Ś

WIETNIE

.

U

TRZYMA

Ć TEN KIERUNEK

.

P

RZERA

ŻAJĄCA OBECNOŚĆ PRZYBLIŻAJĄCEJ SIĘ ŚCIANY MGŁY ZROBIŁA

NA

J

ULII WRA

ŻENIE

,

BO PRZESTA

ŁA NAPEŁNIAĆ SWOJE PROBÓWKI

I PATRZY

ŁA PRZED SIEBIE

.

P

OS

ŁUCHAJ

POWIEDZIA

ŁA

.

S

HERWOOD PRZYCISZY

Ł MOTOR PRZYCZEPNY I TERAZ ON TEŻ MÓGŁ

S

ŁYSZEĆ TRZASKANIE NIEWIDOCZNEGO LODU

.

C

O TO JEST

,

DO LICHA

?

SZEPN

ĘŁA

J

ULIA

.

W

SZYSTKIE G

ÓRY LODOWE HAŁASUJĄ

.

W

I

ĄŻE SIĘ TO ZE ZMNIEJ

-

SZANIEM NAPR

ĘŻEŃ WEWNĘTRZNYCH PRZY TOPNIENIU

.

N

IE S

ŁYSZAŁAŚ

NIGDY TEGO SAMEGO D

ŹWIĘKU

,

KIEDY PODSTAWI

ŁAŚ TACKĘ Z ZAMROŻO

-

NYMI KOSTKAMI LODU POD KRAN Z CIEKN

ĄCĄ WODĄ

?

W

ŁĄCZCIE LEPIEJ SWOJĄ ECHOSONDĘ

POWIEDZIA

Ł GŁOS

Z

„J

OHNSONA

".

Ś

WIETNIE WAM IDZIE

.

S

HERWOOD J

Ą WŁĄCZYŁ

.

J

ARZENIOWY WSKA

ŹNIK NEONOWY ZATRZY

-

MA

Ł SIĘ NA STU STOPNIACH

.

P

OD NIMI BY

Ł LÓD

.

P

OWINNI

ŚMY WŁOŻYĆ JUŻ KOMBINEZONY

ZAUWA

ŻYŁA

J

ULIA

.

background image

P

OMOGLI SOBIE WZAJEMNIE PRZY W

ŚLIZGIWANIU SIĘ DO JEDNOCZĘ

-

ŚCIOWYCH KOMBINEZONÓW CHRONIĄCYCH PRZED NISKĄ TEMPERATURĄ

.

Ł

ÓDŹ ZNAJDOWAŁA SIĘ W ODLEGŁOŚCI STU JARDÓW OD ŚCIANY MGŁY

,

GDY G

ŁOS Z

„J

OHNSONA

"

POLECI

Ł

S

HERWOODOWI

,

ŻEBY DOKONAŁ

NAST

ĘPNEJ NIEWIELKIEJ KOREKTY KURSU

.

T

ERAZ

,

GDY

ŁAWICA MGIELNA SIĘ ZBLIŻAŁA

,

US

ŁYSZELI JESZCZE INNY

D

ŹWIĘK

:

G

ŁUCHE DUDNIENIE NIESPOKOJNEGO

A

TLANTYKU

,

KT

ÓRY WALIŁ

BEZSILNIE W NIEWZRUSZONY L

ÓD

.

M

IMO OCHRONNEGO KOMBINEZONU

J

ULIA ZADR

ŻAŁA

,

GDY PIERW

-

SZE LODOWATE PALCE DZIWNIE SPOKOJNEJ MG

ŁY MUSNĘŁY JEJ TWARZ

.

O

TO JEDNA Z PRZYCZYN

,

DLACZEGO TEN L

ÓD UTRZYMUJE SIĘ TAK

D

ŁUGO

RZEK

Ł

S

HERWOOD ZAUWA

ŻYWSZY JEJ REAKCJĘ

.

M

G

ŁA

ODBIJA DZIEWI

ĘĆDZIESIĄT PROCENT ENERGII SŁONECZNEJ

,

KT

ÓRA INACZEJ

DOTAR

ŁABY DO LODU

.

A

OTACZAJ

ĄCA GO PODUSZKA ZIMNEJ WODY UNIEMOŻLIWIA

A

TLANTYKOWI ZROBIENIE TEGO

,

CO TRZEBA

DODA

ŁA

J

ULIA

.

P

RAW

-

DA

?

T

AK

.

M

ÓWIŁEŚ ADMIRAŁOWI

?

N

IE UWIERZY

ŁBY MI

.

Ł

ÓDŹ WESZŁA W MGŁĘ

.

N

AG

ŁY SPADEK TEMPERATURY POWIETRZA

PRZERWA

Ł ICH ROZMOWĘ

.

Z

UPE

ŁNIE JAKBY PRZESZLI PRZEZ OTWARTE

DRZWI DO SK

ŁADU GŁĘBOKIEGO MROŻENIA

.

P

ŁYWAJĄCE IGŁY LODOWE

CHRZ

ĘŚCIŁY POD DZIOBEM ŁODZI

.

S

HERWOOD SPRAWDZI

Ł WSKAŹNIK

ECHOSONDY

.

D

WADZIE

ŚCIA STÓP

.

Z

ASTANAWIA

Ł SIĘ

,

CO BY SI

Ę STAŁO

,

GDYBY OLBRZYMIA G

ÓRA LODOWA SIĘ PRZEWRÓCIŁA

,

ŻEBY UZYSKAĆ

WI

ĘKSZĄ STABILNOŚĆ

.

P

EWNEGO RAZU LEC

ĄC

C-130

NALE

ŻĄCYM DO

M

I

ĘDZYNARODOWEJ

S

ŁUŻBY

L

ODOWEJ OBSERWOWA

Ł NIEWIARYGODNY

WIDOK

,

KIEDY OLBRZYMIA GRENLANDZKA G

ÓRA LODOWA W KSZTAŁCIE

PODKOWY KO

ŃSKIEJ FIKNĘŁA WOLNO KOZIOŁKA

.

S

TOP

!

ROZKAZA

Ł OSTRYM TONEM

„J

OHNSON

".

G

UBIMY

WAS NA TLE ZAK

ŁÓCEŃ

.

W

Y

ŁĄCZYĆ SILNIK I CZEKAĆ NA ROZKAZY

.

S

HERWOOD PRZTYKN

ĄŁ WYŁĄCZNIKIEM PRZYCZEPNEGO MOTORU

M

ERCURY I WYJA

ŚNIŁ

J

ULII

,

DLACZEGO TO ROBI

.

B

O

ŻE

,

CO ZA STRASZNE MIEJSCE

POWIEDZIA

ŁA

J

ULIA SONDU

-

J

ĄC WZROKIEM MGŁĘ I NACIĄGAJĄC KAPTUR NA TWARZ

.

background image

W

IDZIALNO

ŚĆ OGRANICZONA BYŁA DO NIECAŁYCH DZIESIĘCIU JAR

-

D

ÓW

.

Z

EWSZ

ĄD DOCHODZIŁO ZŁOWIESZCZE TRZESZCZENIE LODU I SŁY

-

CHA

Ć BYŁO DRAŻNIĄCY DŹWIĘK WOLNEGO KAPANIA

.

Z

OSTAW MOTOR NA WOLNYM BIEGU

RADZI

ŁA

J

ULIA

.

N

IECH B

ĘDZIE JAKIŚ HAŁAS

,

NA MI

ŁOŚĆ BOSKĄ

!

T

RZEBA OSZCZ

ĘDZAĆ PALIWO

.

T

RZESZCZENIE USTA

ŁO

.

N

AG

ŁA CISZA OKAZAŁA SIĘ JESZCZE GORSZA

.

J

ULIA KLASN

ĘŁA W DŁONIE

.

Z

G

ŁĘBI MGŁY ODPOWIEDZIAŁO PRZYTŁU

-

MIONE ECHO

POS

ĘPNY DOWÓD ZAGROŻENIA ZE STRONY NIEWIDOCZ

-

NYCH KLIF

ÓW

,

KT

ÓRE CZYHAŁY W POBLIŻU

.

E

CHO DOCHODZI JAKBY ZE WSZYSTKICH STRON

;

ODEZWA

ŁA SIĘ

J

ULIA

,

DODAJ

ĄC SOBIE ODWAGI MÓWIENIEM

.

J

ESTE

ŚMY W LAGUNIE

RZEK

Ł

S

HERWOOD

.

J

ULIA ZN

ÓW ZADRŻAŁA

.

Z

ACZYNA

ŁA UŚWIADAMIAĆ SOBIE SŁUSZ

-

NO

ŚĆ HIPOTEZY

S

HERWOODA O SPOWIJANIU SI

Ę LODU W OTOCZKĘ

ZIMNA

,

KT

ÓRA NIE POZWALA MU SIĘ ROZTOPIĆ

.

C

O

,

DO LICHA

,

ROBI

„J

OHNSON

"?

SPYTA

ŁA

.

M

IN

ĘŁO PIĘĆ MINUT DEPRYMUJĄCEJ CISZY

.

D

LACZEGO USTA

ŁO TRZESZCZENIE

?

T

AK BYWA

ODPAR

Ł

S

HERWOOD

,

NICZEGO NIE WYJA

ŚNIAJĄC

.

Z

„J

OHNSONA

"

SPYTANO GO

,

CZY ICH ODBIERA

.

G

ŁOS W SŁUCHAW

-

KACH BY

Ł MOCNIEJSZY

,

CHO

Ć

S

HERWOOD NIE DOTYKA

Ł REGULATORA

SI

ŁY

G

ŁOSU W ODBIORNIKU

.

Z

BLI

ŻYLIŚMY SIĘ

WYJA

ŚNIŁ GŁOS

,

GDY GEOLOG ODPOWIE

-

DZIA

Ł

.

J

ESTE

ŚCIE TERAZ WYRAŹNIE UMIEJSCOWIENI NA NASZYM

RADAROWYM NAKRESIE

.

J

ULIA ODETCHN

ĘŁA Z ULGĄ

,

GDY

S

HERWOOD ZAPALI

Ł MOTOR I ZACZĄŁ

STEROWA

Ć WE MGLE ZGODNIE ZE WSKAZÓWKAMI Z

„J

OHNSONA

".

L

ECZ

ÓW MIŁY DLA UCHA WARKOT MOTORU NIE ROZPROSZYŁ JEJ

IRRACJONALNEJ

OBAWY

,

ŻE LÓD

,

KT

ÓRY UŚMIERCIŁ TAK WIELE OSÓB I SPOWODOWAŁ TYLE

NIESZCZ

ĘŚĆ

,

ZNOWU CO

Ś KNUJE

.

13

S

T

ĘPKA ŁODZI DOTKNĘŁA LODU

.

S

HERWOOD WYSKOCZY

Ł NA LODOWY SZELF TWORZĄCY COŚ W RODZA

-

background image

JU WYBRZE

ŻA I WCIĄGNĄŁ DZIÓB ŁODZI NA ZAŁAMUJĄCY SIĘ

,

NA P

ÓŁ

ODTAJA

ŁY ŚNIEG

.

P

OM

ÓGŁ

J

ULII WYSI

ĄŚĆ

.

T

RZYMA

ŁA GROT CUMOWNI

-

CZY

,

GDY ON WBIJA

Ł GO GŁĘBOKO W MOCNY LÓD

.

M

Y

ŚLAŁAM

,

ŻE BĘDZIE CZYSTSZY

POWIEDZIA

ŁA WSKAZUJĄC

NA BRZEG OBWIEDZIONY MU

ŁEM

.

S

HERWOOD SI

Ę NIE ODEZWAŁ

.

W

ZI

ĄŁ GARŚĆ SZAREGO ŚRYŻU

I PRZYGL

ĄDAŁ MU SIĘ UWAŻNIE

,

PRZEPUSZCZAJ

ĄC MIĘDZY PALCAMI

W R

ĘKAWICACH

,

JAK GDYBY SZUKA

Ł DIAMENTÓW

.

N

O I

?

SPYTA

ŁA

J

ULIA

.

S

HERWOOD ZABRA

Ł Z ŁODZI MAGNETOFON

.

W

YGL

ĄDA NA TO

,

ŻE

ŁATWO TU CHODZIĆ

,

ZNAJD

ŹMY JAKIŚ WYŻSZY TEREN

.

J

AKI

Ś WYŻSZY LÓD

POPRAWI

ŁA GO

J

ULIA

,

ROZPIECZ

ĘTOWUJĄC

FARB

Ę W AEROZOLU

,

KT

ÓRĄ ZAMIERZAŁA ZNACZYĆ ICH DROGĘ

.

M

G

ŁA ROZRZEDZIŁA SIĘ NIECO NA WYSOKOŚCI PIĘCIUSET STÓP NAD

POZIOMEM MORZA

.

J

ULIA POLUZOWAWSZY PASEK ZSUN

ĘŁA PLECAK NA

KRUSZ

ĄCY SIĘ

,

PYLISTY L

ÓD

.

U

SIAD

ŁA

.

O

DPOCZNIJMY

,

G

LYN

.

S

HERWOOD ROZEJRZA

Ł SIĘ WOKOŁO

.

B

YLI NA R

ÓWNINIE OTOCZONEJ

PRZEZ ZAOKR

ĄGLONE

,

GRO

ŹNE PAGÓRKI

.

T

ERAZ

,

KIEDY PRZESTALI SI

Ę

WSPINA

Ć

,

LODOWATA MG

ŁA PRZENIKAŁA PRZEZ ICH KOMBINEZONY

OCHRONNE

.

J

ULIA

ŚCIĄGNĘŁA KALOSZE Z KOLCAMI I TARŁA ZZIĘBNIĘTĄ

STOP

Ę

.

M

ÓJ

B

O

ŻE

!

Z

UPE

ŁNIE JAKBYŚMY SIĘ ZNALEŹLI ZNOWU W

B

AZIE

R

OSENTHALA

.

W

PROST NIE DO WIARY

,

ŻE JESTEŚMY CZTERYSTA MIL OD

BRZEG

ÓW

P

ÓŁNOCNEJ

K

AROLINY

.

M

ÓGŁBYM TU ZROBIĆ PIERWSZY ZAPIS

POWIEDZIA

Ł

S

HER

-

WOOD ROZPAKOWUJ

ĄC MAGNETOFON

.

J

ULIA ZAZNACZY

ŁA NA MAPIE ICH POZYCJĘ

,

A ON TYMCZASEM

USTAWI

Ł MIKROFON I WŁĄCZYŁ APARAT

.

Z

AMIERZA

Ł NAGRAĆ DŹWIĘKI

WYCHODZ

ĄCE Z GŁĘBI LODU

,

LICZ

ĄC NA TO

,

ŻE TRZASKI I STĘKANIA

MASYWNEJ G

ÓRY LODOWEJ MOGŁYBY DOSTARCZYĆ JESZCZE JEDNEJ

WSKAZ

ÓWKI CO DO TEMPA JEJ TOPNIENIA

.

N

AGLE NADLECIA

Ł LODOWATY PODMUCH DŁUGO OCZEKIWANEGO

WIATRU

.

M

G

ŁA SIĘ PODNOSI

!

KRZYKN

ĘŁA

J

ULIA

.

P

OPATRZ

,

G

LYN

!

R

OZWIEWA SI

Ę

!

W

IEJE WIATR

!

C

ZUJESZ

?

background image

N

A MOMENT BRYZA USTA

ŁA

,

BY ZA CHWIL

Ę POWRÓCIĆ ZE WZMOŻO

-

N

Ą SIŁĄ

.

S

HERWOOD POPATRZY

Ł W GÓRĘ

.

O

B

ŁOKI MGŁY KŁĘBIĄC SIĘ

P

ĘDZIŁY NAD PAGÓRKAMI

.

W

ODLEG

ŁOŚCI NIECAŁYCH STU JARDÓW

UTWORZY

Ł SIĘ ŚWIEŻY POTOK

.

P

ATRZ

!

W

GLOSIE

J

ULII ZAD

ŹWIĘCZAŁ NIE SKRYWANY STRACH

.

S

HERWOOD SPOJRZA

Ł W KIERUNKU WSKAZYWANYM PRZEZ JEJ

PALEC

,

NA Z

ŁOWROGĄ WSPANIAŁOŚĆ BŁYSZCZĄCEGO SZTYLETU GÓRY

A

NVIL WY

ŁANIAJĄCEGO SIĘ Z MGŁY

.

Z

OL

ŚNIEWAJĄCEGO SZCZYTU

SP

ŁYWAŁY OBŁOKI NICZYM ALBINOSKA KREW TRYSKAJĄCA ZE ZRANIONE

-

GO NIEBA

.

S

HERWOOD I

J

ULIA STALI JAK WRO

ŚNIĘCI W ZIEMIĘ

,

ZAFASCYNOWANI

GRO

ŹNYM WIDOWISKIEM

GDY WIATR ROZWIEWA

Ł OBŁOK MGŁY

SKRYWAJ

ĄCY BIAŁY KONTYNENT

,

WYDAWA

ŁO SIĘ

,

ŻE WIEŻA UNOSI SIĘ

W NIEBIOSA

.

N

IE KO

ŃCZĄCE SIĘ SEKUNDY WYDAWAŁY SIĘ WLEC JAK MINUTY

.

A

MINUTY PODCZAS TYCH CHWIL PRZERA

ŻAJĄCEGO ODKRYCIA UCIEKAŁY

IM K SEKUNDY

.

L

INIE WARSTWIE NA MAPIE NIE M

ÓWIŁY O ZNIEKSZTAŁCA

-

ŁBYM GÓRĘ

A

NVIL ZAKRZYWIENIU

POWODOWA

ŁO

,

ŻE CHYLIŁA SIĘ KU

MORZU

,

Z KT

ÓREGO UCIEKAŁA

.

S

HERWOOD ODERWA

Ł WZROK OD LODOWEGO

M

ATTERHORNU I PAT

-

RZY

Ł ZE ZDUMIENIEM NA MATERIALIZUJĄCĄ SIĘ PRZED JEGO OCZAMI

¦

I ENERI

Ę

B

IA

ŁEJ

A

TLANTYDY

.

S

FALOWANE WZG

ÓRZA

,

G

ŁĘBOKIE

W

ĄWOZY

I SZALONA OBFITO

ŚĆ OPALIZUJĄCYCH TURNI

,

RZUCAJ

ĄCYCH BIAŁE OGNIE

W PRZERA

ŻONYM ŚWIETLE SŁOŃCA

WSZYSTKO TO CI

ĄGNĘŁO SIĘ AŻ PO

WIDNOKR

ĄG

.

T

O WTEDY W

ŁAŚNIE SPOJRZAWSZY W DÓŁ

,

NA METALICZNY

KAD

ŁUB

„J

OHNSONA

"

ZAKOTWICZONEGO W ODLEG

ŁOŚCI MNIEJSZEJ NIŻ

P

ÓL MILI OD KRĘTYCH POSZARPANYCH KLIFÓW GÓRY LODOWEJ

,

ZACZ

ĄŁ

U

ŚWIADAMIAĆ SOBIE GIGANTYCZNOŚĆ PROPORCJI TEGO GROTESKOWO

PI

ĘKNEGO POTWORA ZRODZONEGO PRZEZ ANTARKTYCZNĄ KALOTĘ LODO

-

W

Ą

.

P

RZERA

ŻONA

J

ULIA WPI

ŁA MU PALCE W PRZEDRAMIĘ

.

W

YDA

ŁA OKRZYK

ROZPACZY WSKAZUJ

ĄC W GÓRĘ

,

SK

ĄD DOBIEGAŁ JAKIŚ NOWY DŹWIĘK

.

L

ODOWE RAMI

Ę GÓRY

A

NVIL O WYSOKO

ŚCI PIĘCIUSET STÓP ZAŁAMY

-

WA

ŁO SIĘ I ROZPADAŁO

.

G

DY TYLKO ODCZULI POD STOPAMI PIERWSZE

,

CORAZ SZYBSZE DUDNIENIA NADCI

ĄGAJĄCEGO TRZĘSIENIA LODU

,

U ST

ÓP

background image

KRYSZTA

ŁOWEJ GÓRY ZACZĘŁA SIĘ ROZWIERAĆ OLBRZYMIA SZCZELINA

.

14

P

IERWSZA FALA UDERZENIOWA

,

KT

ÓRA WSTRZĄSNĘŁA LODEM

,

RZUCI

ŁA

S

HERWOODA I

J

ULI

Ę TWARZAMI NA SPROSZKOWANY LÓD

.

M

IELI JESZCZE

DO

PRZEBYCIA DWADZIE

ŚCIA JARDÓW DO BEZPIECZNEJ

,

JAK S

ĄDZILI

,

LODOWEJ

MASY MI

ĘDZY NIMI A NIŻSZYMI STOKAMI ROZPADAJĄCEJ SIĘ GÓRY

.

J

ULIA ZARYZYKOWA

ŁA SZYBKI RZUT OKA W GÓRĘ

.

P

O O

ŚLEPIAJĄCEJ

POCHY

ŁOŚCI O PÓŁ MILI WYŻEJ PĘDZIŁY KU NIM W SZALEŃCZYM TEMPIE

OLBRZYMIE

,

NIEREGULARNE LODOWE G

ŁAZY

,

NIEKT

ÓRE WIELKOŚCI

TRZY

-

PI

ĘTROWEGO BUDYNKU

.

P

ODNIE

ŚLI SIĘ JUŻ I MIELI RUSZYĆ BIEGIEM

,

GDY ZE ST

ŁUMIONĄ SIŁĄ

M

ŁOTA PAROWEGO UKRYTEGO POD LODEM UDERZYŁA NASTĘPNA FALA

WSTRZ

ĄSÓW

.

S

HERWOOD KRZYKN

ĄŁ Z POWODU PRZERAŹLIWEGO BÓLU

I UPAD

Ł

.

O

BIE KOSTKI WYKR

ĘCIŁO MU BEZLITOSNE

,

DRUZGOCZ

ĄCE

UDERZENIE

.

S

ZYBKO

!

KRZYCZA

ŁA

J

ULIA SZARPI

ĄC GO Z NIEBYWAŁĄ SIŁĄ ZA

R

ĘKĘ

.

P

R

ÓBOWAŁ STANĄŁ NA NOGI

.

G

RYMAS B

ÓLU WYKRZYWIŁ MU TWARZ

,

UPAD

Ł Z POWROTEM

.

N

IE MOG

Ę

OZNAJMI

Ł PŁACZLIWYM GŁOSEM

.

M

USISZ

!

J

ULIA ZOBACZY

ŁA

,

ŻE PIERWSZA PARTIA LAWINY

POGRUCHOTANYCH G

ŁAZÓW LODOWYCH ZNAJDUJE SIĘ W ODLEGŁOŚCI

NIESPE

ŁNA STU JARDÓW I PĘDZI PROSTO NA NICH

.

P

ŁACZĄC ZE STRACHU

CHWYCI

ŁA

S

HERWOODA POD PACHY I NIE ZWRACAJ

ĄC UWAGI NA

PROTESTY

,

ZACZ

ĘŁA CIĄGNĄĆ GO Z POWROTEM POD STERTĘ LODU

.

15

W

ALTER

K

RANTZ Z

M

I

ĘDZYNARODOWEJ

S

ŁUŻBY

L

ODOWEJ

,

SZCZUP

-

ŁY CZTERDZIESTOPAROLETNI MĘŻCZYZNA O POMARSZCZONEJ

,

ZMARTWIO

-

NEJ TWARZY

PRZYBY

Ł NA

„E

UREK

Ę

".

U

ŚCISNĄŁ DŁOŃ ADMIRAŁA

P

EARSONA I SPYTA

Ł O

S

HERWOODA

.

I

NFORMACJA

,

ŻE ZNAJDUJE SIĘ NA

G

ÓRZE LODOWEJ

,

JAK SI

Ę WYDAWAŁO

,

WZMOG

ŁA JEGO NIEPOKÓJ

.

J

U

Ż

MIA

Ł ZAPROTESTOWAĆ

,

ŻE NIKT NIE POWINIEN PRZEBYWAĆ NA

B

IA

ŁEJ

background image

A

TLANTYDZIE

,

ALE MU PRZESZKODZI

ŁO NAGŁE PORUSZENIE

Z G

ÓRY

LODOWEJ PODNOSI

Ł SIĘ OBŁOK MGŁY

.

P

EARSON I

K

RANTZ OBSERWOWALI BEZ S

ŁOWA

,

JAK CORAZ MOCNIEJ

-

SZY WIATR TARGA NA STRZ

ĘPY CAŁUN

B

IA

ŁEJ

A

TLANTYDY

.

„E

UREKA

"

BY

ŁA

ODDALONA OD KOLOSA O SZE

ŚĆ MIL

ODLEG

ŁOŚĆ TA NIE UMNIEJSZAŁA

BYNAJMNIEJ MAJESTATU WY

ŁANIAJĄCEGO SIĘ KONTYNENTU

,

NAD KT

Ó

-

RYM DOMINOWA

Ł LŚNIĄCY

,

WYOSTRZONY PRZEZ POGOD

Ę SZCZYT POCHY

-

LONEJ G

ÓRY

A

NVIL

.

N

A TLE ISKRZ

ĄCYCH SIĘ KLIFÓW WIDAĆ BYŁO

SYLWETK

Ę MALEŃKIEGO

„J

OHNSONA

"

BLISKO

ŚĆ TYTANICZNIE WIEL

-

KIEJ

A

TLANTYDY ZREDUKOWA

ŁA OKRĘT O WADZE STU TYSIĘCY TON DO

ROZMIAR

ÓW ZABAWKI

.

T

EN LOTNISKOWIEC NIE POWINIEN BY

Ć TAK BLISKO

POWIE

-

DZIA

Ł ZATROSKANY

K

RANTZ

.

W

ŚRÓD ZAŁOGI I NAUKOWCÓW ZGROMADZONYCH PRZY RELINGU

ZAPANOWA

ŁO PORUSZENIE

.

K

TO

Ś ZAKLĄŁ

.

G

ÓRA SIĘ ROZPADA

!

P

EARSON ZAPOMNIA

Ł O

K

RANTZU I WPATRYWA

Ł SIĘ ZAFASCYNOWA

-

NY I PRZERA

ŻONY W GÓRĘ

A

NVIL

.

U

JEJ PODSTAWY POJAWI

ŁA SIĘ

CIEMNA OBW

ÓDKA

.

D

OPIERO PO KILKU SEKUNDACH U

ŚWIADOMIŁ

SOBIE

,

ŻE TO OLBRZYMIE PĘKNIĘCIE

,

KT

ÓRE POWOLI SIĘ ROZSZERZA

I PRZED

ŁUŻA

.

P

OTEM G

ÓRA ZMIENIŁA SWÓJ KSZTAŁT JAKBY SIĘ PRZEKRĘ

-

CAJ

ĄC

.

S

ZPICA WIERZCHO

ŁKA Z WOLNA WYGINAŁA SIĘ W ŁUK

.

D

O

„E

UREKI

"

DOTAR

Ł PRZERAŻAJĄCY ŁOSKOT

.

P

RZYPOMINA

Ł KRZYK

TYSI

ĘCY TORTUROWANYCH WIDM BŁAGAJĄCYCH O LITOŚĆ

.

G

ÓRA

A

NVIL RUN

ĘŁA

.

P

RZEZ KILKA SEKUND NIE BY

ŁO WIDAĆ NIC PRÓCZ KŁĘBÓW BIAŁEGO

DYMU

,

W KT

ÓRYM ZNIKNĘŁA

.

H

UK SI

Ę WZMAGAŁ

,

BLADA LAWINA

SUN

ĘŁA PRZEZ MORZE

.

A

TAK

ŻE PRZEZ

USS

„J

OHNSON

".

S

TA

ŁO SIĘ TO W UŁAMKU SEKUNDY

,

TAK KR

ÓTKIM

,

ŻE LUDZIE OBSERWU

-

J

ĄCY TO NA POKŁADZIE

„E

UREKI

"

NIE ZD

ĄŻYLI ZMIENIĆ WYRAZU TWARZY

SZTYLET MILIONA TON LODU PRZESZY

Ł MORZE I UDERZYŁ W OLBRZYMI

LOTNISKOWIEC

.

L

ÓD SIĘ NIE ZATRZYMAŁ

.

D

WA WIELKIE PI

ÓROPUSZE

,

PY

ŁU

WODNEGO TRYSKAJ

ĄCE W POWIETRZE ZNACZYŁY JEGO SZLAK

.

background image

Z

WOLNI

Ł

.

W

ODNY PY

Ł

,

DOTYCHCZAS OPIERAJ

ĄCY SIĘ PRZYCIĄGANIU

ZIEMSKIEMU

,

ZACZYNA

Ł OPADAĆ

.

P

O

„J

OHNSONIE

"

NIE BY

ŁO ANI ŚLADU

.

Z

UPE

ŁNIE JAKBY LOTNISKOWIEC BYŁ TYLKO OBRAZEM RZUCONYM NA

EKRAN

;

OBRAZEM

,

NA KT

ÓRY NIE SKŁADAŁO SIĘ NIC BARDZIEJ KONKRET

-

NEGO NI

Ż ŚWIATŁO I CIEŃ

.

A

POTEM RZUTNIK GWA

ŁTOWNIE WYŁĄCZONO

.

16

P

REZYDENT PATRZY

Ł NA CZARNĄ CHORĄGIEWKĘ NA ŚCIENNEJ POD

-

ŚWIETLONEJ MAPIE PÓŁNOCNEGO

A

TLANTYKU

,

KT

ÓRĄ ZAZNACZONO

GR

ÓB

USS

„J

OHNSON

".

Z

E SMUTKIEM POTRZ

ĄSNĄŁ GŁOWĄ

.

D

WA TYSI

ĄCE PIĘCIUSET LUDZI

...

P

EARSON SIEDZIA

Ł W MILCZENIU

,

PALCAMI WODZI

Ł PO ZŁOTYM

GALONIE TRZYMANEJ W R

ĘKACH CZAPKI

.

...P

RZYNAJMNIEJ PI

ĘĆ NAZWISK Z TEJ LISTY PAMIĘTAM Z CZA

-

S

ÓW SWOJEJ SŁUŻBY W MARYNARCE

.

N

IE USTALILI

ŚMY JESZCZE DATY UROCZYSTOŚCI ŻAŁOBNYCH

RZEK

Ł

P

EARSON

NA WYPADEK GDYBY

ŻYCZYŁ PAN SOBIE WZIĄĆ

W NICH UDZIA

Ł

,

PANIE PREZYDENCIE

.

C

O ZROBIMY Z T

Ą GÓRĄ LODOWĄ

?

K

RANTZ UWA

ŻA

,

ŻE STOPNIEJE W CIĄGU NAJBLIŻSZYCH DNI

,

PANIE PREZYDENCIE

.

P

REZYDENT STUDIOWA

Ł JEDNO ZE ZDJĘĆ

B

IA

ŁEJ

A

TLANTYDY

,

LE

ŻĄCE

NA JEGO BIURKU

.

W

OBEC TEGO B

ĘDZIE TO CHOLERNIE WIELKIE

TOPNIENIE

.

D

OK

ŁADNIE TO SAMO MYŚLAŁ

P

EARSON PRZEZ CA

ŁY TEN RANEK

,

LEC

ĄC DO

W

ASZYNGTONU

.

N

IE ODEZWA

Ł SIĘ I OBSERWOWAŁ

M

ŁODSZEGO

OD SIEBIE M

ĘŻCZYZNĘ

,

GDY TEN JESZCZE PRZERZUCA

Ł RAPORTY

.

Z

PY

-

TA

Ń

,

JAKI MU ZADAWA

Ł

,

ORIENTOWA

Ł SIĘ

,

ŻE PREZYDENT NIE PRZEOCZYŁ

ŻADNEGO ISTOTNEGO SŁOWA CZY WAŻNEGO ZDANIA

.

A

CI DWAJ BRYTYJSCY NAUKOWCY

,

H

AMMOND I

S

HERWOOD

,

TO ZOSTALI URATOWANI Z

„O

RIONA

"?

T

AK

,

PANIE PREZYDENCIE

.

P

REZYDENT ZNOWU ZABRA

Ł SIĘ DO CZYTANIA

.

P

RZERZUCA

Ł STRONY

.

P

O JAKIM

Ś CZASIE POWIEDZIAŁ

:

J.

H

AMMOND

.

C

ZY OKAZA

ŁO SIĘ

,

background image

ŻE MIAŁ RACJĘ CO DO PRZYCZYN NIESZCZĘŚCIA NA

W

YSPACH

Z

IELONEGO

P

RZYL

ĄDKA

?

T

AK

,

SIR

.

A

HIPOTEZY

S

HERWOODA DOTYCZ

ĄCE LODU ZOSTAŁY POTWIER

-

DZONE PRZEZ NAST

ĘPNE WYDARZENIA

?

P

EARSON PRZYZNA

Ł

,

ŻE TAK BYŁO

.

O

N I

K

RANTZ R

ÓŻNIĄ SIĘ

W OCENIE SYTUACJI

.

Z

A KT

ÓRYM Z NICH PAN SIĘ OPOWIADA

?

T

O BY

ŁO KŁOPOTLIWE PYTANIE

.

N

O C

ÓŻ

POWIEDZIA

Ł

Z NAMYSŁEM

P

EARSON

.

S

HERWOOD I

H

AMMOND

,

H

AMMOND

,

NAWIASEM MÓWIĄC

,

TO KOBIETA

,

MAJĄ Z TĄ GÓRĄ LODOWĄ DOŚWIAD

-

CZENIA Z PIERWSZEJ R

ĘKI

.

N

AJPIERW

,

GDY ZATON

ĄŁ

„O

RION

",

POTEM

,

GDY PRZEBYWALI NA PLA

ŻY

Z

IELONEGO

P

RZYL

ĄDKA I MORZE ZAMIENIŁO

SI

Ę W PORAŻAJĄCY NERWY PŁYN

,

A NA KONIEC

,

WCZORAJ URATOWALI SI

Ę

CUDEM

,

GDY G

ÓRA

A

NVIL RUN

ĘŁA

...

W

SUMIE ZYSKALI OGROMNE

DO

ŚWIADCZENIA

.

Z

DRUGIEJ STRONY MO

ŻLIWE

,

ŻE NIE SĄ JUŻ OBIEKTYW

-

NI

.

I

ICH DO

ŚWIADCZENIE Z GÓRAMI LODOWYMI WŁAŚCIWIE TYLKO

OGRANICZA SI

Ę DO

B

IA

ŁEJ

A

TLANTYDY

.

K

T

ÓRA WŁAŚNIE NAS INTERESUJE

PODKRE

ŚLIŁ PREZYDENT

.

A

LE

K

RANTZ MA PRZECI

ĘTNIE DO CZYNIENIA Z TYSIĄCEM GÓR

LODOWYCH ROCZNIE

.

L

ECZ

ŻADNA Z NICH NIE NAROBIŁA TYLE SZKÓD CO TA

ZAUWA

-

ŻYŁ PREZYDENT

,

PODNOSZ

ĄC FOTOGRAFIĘ

B

IA

ŁEJ

A

TLANTYDY

.

C

ZY

ZDO

ŁA PAN UTRZYMAĆ LUDZI Z DALA OD NIEJ

?

P

O

ŁĄCZONE SIŁY MARYNARKI WOJENNEJ I

O

CHRONY

W

YBRZE

-

ŻA

...

J

AK

?

PRZERWA

Ł MU PREZYDENT

.

J

AK

,

U LICHA

,

ZDO

ŁA PAN

PILNOWA

Ć KAŻDEGO CALA BRZEGÓW GÓRY LODOWEJ

?

Z

A POMOC

Ą ŚMIGŁOWCÓW

...

ZACZ

ĄŁ

P

EARSON

.

K

IEDY

Ś PODCZAS WIZYTY KRÓLOWEJ

E

L

ŻBIETY I KSIĘCIA

F

ILIPA

MIA

ŁEM ZA ZADANIE UTRZYMYWAĆ ŁODZIE NA ROZSĄDNĄ ODLEGŁOŚĆ OD

B

RITANII

".

T

O BY

ŁO ABSOLUTNIE NIEMOŻLIWE

,

BO GDY ODP

ĘDZIŁEM

JEDN

Ą

,

POJAWIA

ŁY SIĘ DWIE DALSZE

.

D

AJEMY SOBIE JAK DOT

ĄD RADĘ

,

PANIE PREZYDENCIE

.

N

IECH PAN POCZEKA

,

A

Ż GÓRA LODOWA ZNAJDZIE SIĘ PRZY

PRZYL

ĄDKU

H

ATTERAS

,

B

ĘDZIE PAN MIAŁ WTEDY LAWINĘ STATKÓW

background image

WYCIECZKOWYCH

.

A

LE

Ż ONA PŁYNIE W ODLEGŁOŚCI PONAD DWUSTU MIL OD

BRZEG

ÓW

!

PROTESTOWA

Ł

P

EARSON

.

T

O ICH NIE POWSTRZYMA

.

M

ÓJ PIERWSZY JACHT

,

CZTERDZIESTO

-

STOPOWY

S

ILVER

,

MIA

Ł ZASIĘG OŚMIUSET MIL PRZY PEŁNYCH ZBIORNI

-

KACH

.

F

ORMALNIE

POWIEDZIA

Ł

P

EARSON Z NAMYS

ŁEM

NIE MAMY

PRAWNEGO OBOWI

ĄZKU POWSTRZYMYWANIA LUDZI

,

KT

ÓRZY CHCĄ

Z

ŁAMAĆ

SOBIE KARK WSPINAJ

ĄC SIĘ NA

B

IA

ŁĄ

A

TLANTYD

Ę

.

T

O S

Ą WODY MIĘDZY

-

NARODOWE

,

NAWET NIE STYKAJ

Ą SIĘ Z NASZYM SZELFEM

KONTYNENTALNYM

.

T

EGO RODZAJU NEGATYWNYCH STWIERDZE

Ń PREZYDENT SERDECZNIE

NIE ZNOSI

Ł

.

M

IERZ

ĄC SUROWO

P

EARSONA SWOIMI NIEBIESKIMI OCZY

-

MA O

ŚWIADCZYŁ KATEGORYCZNIE

:

J

E

ŚLI JEST W NASZEJ MOCY

NIEDOPUSZCZENIE DO TEGO

,

ŻEBY LUDZIE

,

WSZYSTKO JEDNO JAKIEJ

NARODOWO

ŚCI

,

WYRZ

ĄDZILI SOBIE KRZYWDĘ

,

TO MAMY MORALNY

OBOWI

ĄZEK TO ZROBIĆ

.

Ż

YCZ

Ę SOBIE

,

ŻEBY ZNISZCZONO TĘ GÓRĘ

LODOW

Ą

,

I ZAGWARANTUJ

Ę PANU WSZELKIE ŚRODKI I PEŁNOMOCNICTWA

,

ŻEBY DOPILNOWAŁ PAN WYKONANIA MOJEGO ROZKAZU

.

P

REZYDENT PODNI

ÓSŁ SIĘ Z MIEJSCA

.

R

OZMOWA BY

ŁA SKOŃCZONA

.

U

ŚCISNĄŁ DŁOŃ

P

EARSONA I

ŻYCZYŁ MU POWODZENIA

.

J

EDNA MY

ŚL NIE OPUSZCZAŁA ADMIRAŁA W CZASIE POWROTNEGO

LOTU NA

„E

UREK

Ę

".

J

AK M

ÓGŁ KTOŚ

,

DO DIAB

ŁA

,

WPA

ŚĆ NA POMYSŁ ZNISZCZENIA GÓRY

LODOWEJ WIELKO

ŚCI MAŁEGO KRAJU I WAŻĄCEJ MILIARDY TON

?

17

K

RANTZ MIA

Ł JESZCZE BARDZIEJ ZMARTWIONĄ MINĘ NIŻ ZWYKLE

.

S

IEDZIA

Ł WRAZ Z

S

HERWOODEM W LABORATORIUM

„E

UREKI

"

I S

ŁUCHAŁ

ZAPISU ZROBIONEGO PRZEZ

S

HERWOODA NA

B

IA

ŁEJ

A

TLANTYDZIE

PRZED

RUNI

ĘCIEM GÓRY

A

NVIL

.

P

U

ŚĆ TO JESZCZE RAZ

,

G

LYN

POWIEDZIA

Ł

K

RANTZ

,

KIEDY

NAGRANIE OSI

ĄGNĘŁO PUNKT

,

W KT

ÓRYM ZOSTAŁO SKASOWANE PRZEZ

TRZ

ĘSIENIE LODU

.

S

HERWOOD PRZEWIN

ĄŁ TAŚMĘ Z POWROTEM I PUŚCIŁ JĄ ZNOWU

.

background image

K

RANTZ SPOJRZA

Ł NA ZEGAREK

,

KIEDY Z G

ŁOŚNIKA ROZLEGŁO SIĘ OSTRE

STUK

...

STUK

...

STUK

...

K

A

ŻDE STUKNIĘCIE WZMAGAŁO JEGO ZAFRASO

-

WANIE

.

Z

DECYDOWANIE ZBYT REGULARNE

,

ŻEBY MOGŁO BYĆ WYWOŁANE

PRZEZ NAPR

ĘŻENIA

RZEK

Ł

S

HERWOOD Z NACISKIEM

.

S

PRAWDZI

-

ŁEM SYNCHRONIZACJĘ CZASOWĄ

,

D

ŁUGOŚCI STUKNIĘĆ I PRZERWY MIĘDZY

NIMI NIE R

ÓŻNIĄ SIĘ WIĘCEJ NIŻ O JEDNĄ SETNĄ SEKUNDY

.

A

TY WCI

ĄŻ

TWIERDZISZ

,

ŻE SPOWODOWANE SĄ PRZEZ ZMNIEJSZANIE SIĘ WEWNĘTRZ

-

NYCH NAPR

ĘŻEŃ

?

K

RANTZ POTRZ

ĄSNĄŁ ZE SMUTKIEM GŁOWĄ

.

J

A NICZEGO NIE

TWIERDZ

Ę

,

G

LYN

,

TYLKO PODSUWAM JAKIE

Ś WYJAŚNIENIE

.

W

YJA

ŚNIENIE NIEPRAWDOPODOBNE

.

K

RANTZ SI

Ę NAGLE UŚMIECHNĄŁ

.

N

ASZE ROLE ULEG

ŁY ODWRÓCE

-

NIU

.

T

O JA NIE CHCIA

ŁEM UWIERZYĆ W TWOJE HIPOTEZY DOTYCZĄCE

B

IA

ŁEJ

A

TLANTYDY

.

J

A SAM W NIE TYLKO NA WP

ÓŁ WIERZYŁEM

.

S

HERWOOD

ZAMILK

Ł I ZMIERZYŁ WZROKIEM

K

RANTZA

.

C

ZY JU

Ż ZREWIDOWAŁEŚ

SWOJE ZWARIOWANE DANE CO DO TEMPA TOPNIENIA

?

O

CO CHODZI

,

G

LYN

?

P

OJUTRZE

...

P

OJUTRZE

B

IA

ŁA

A

TLANTYDA WCI

ĄŻ BĘDZIE ISTNIEĆ

!

K

RANTZ WYGL

ĄDAŁ NA SZCZERZE ZMARTWIONEGO

.

N

IE S

ĄDZISZ

,

ŻE TO COŚ DA

?

N

IE

.

A

WI

ĘC T Y WIESZ

,

CO DA EKSPLOZJA TYSI

ĄCA TON

?

S

HERWOOD WYCZU

Ł

,

ŻE PRZEDSTAWICIEL

M

I

ĘDZYNARODOWEJ

S

ŁUŻ

-

BY

L

ODOWEJ POKPIWA SOBIE Z NIEGO

,

I ZACZ

ĄŁ SIĘ ZŁOŚCIĆ

.

N

IE

,

W

ALTER

.

A

TY

?

K

RANTZ KIWN

ĄŁ GŁOWĄ

.

R

OZWALI T

Ę GÓRĘ LODOWĄ NA CZTERY

CZ

ĘŚCI

,

G

LYN

.

18

__B

IA

ŁA

A

TLANTYDA PRZEDSTAWIA ZE

ŚMIGŁOWCA FANTASTYCZNY

WIDOK

ZACHWYCA

Ł SIĘ REPORTER RADIOWY

.

I

SKRZY SI

Ę NA

WODZIE NICZYM BEZCENNY DIAMENT

...

J

ULIA ZACHICHOTA

ŁA UMIESZCZAJĄC MIKROFILM W CZYTNIKU UŻY

-

WANYM PRZEZ

S

HERWOODA

.

W

E DW

ÓJKĘ GRZEBALI W TECHNICZNEJ

BIBLIOTECE

„E

UREKI

"

POSZUKUJ

ĄC INFORMACJI

,

KT

ÓRA

,

ZDANIEM

background image

S

HERWOODA

,

MUSIA

ŁA SIĘ TAM ZNAJDOWAĆ

.

D

IAMENT TEN ZOSTANIE ZNISZCZONY DOK

ŁADNIE ZA MINUTĘ

.

T

YM RAZEM ROZBAWI

ŁO TO

S

HERWOODA

.

S

ZKODA

,

ŻE JESTEM ZA DALEKO

,

ŻEBY TO ZOBACZYĆ

POWIE

-

DZIA

ŁA

J

ULIA

,

SIADAJ

ĄC PRZED WOLNYM CZYTNIKIEM I WKŁADAJĄC DO

NIEGO MIKROFILM

.

N

IE B

ĘDZIE NIC DO OGLĄDANIA

MRUKN

ĄŁ PONURO

S

HER

-

WOOD

.

N

IECH TO DIABLI WEZM

Ą

,

TO B

ĘDZIE TRWAŁO CAŁE GODZINY

.

B

IA

ŁA

A

TLANTYDA JEST TERAZ JAK RZESZOTO

,

WYWIERCONO

W NIEJ PI

ĘĆSET OTWORÓW

M

ÓWIŁ REPORTER

.

I

KA

ŻDY TAKI OTWÓR

WYPE

ŁNIONO DWIEMA TONAMI TROTYLU

.

O

PERACJ

Ę TĘ TRZEBA PORÓW

-

NA

Ć DO WYSADZENIA W POWIETRZE

H

ELGOLANDU W ROKU TYSI

ĄC

DZIEWI

ĘĆSET DWUDZIESTYM PIERWSZYM

,

Z TYM JEDNAK

ŻE NA WYSA

-

DZENIE

H

ELGOLANDU NIE POTRZEBOWANO TYSI

ĄCA TON TROTYLU

...

J

ESZCZE TRZYDZIE

ŚCI SEKUND

...

J

ULIA SZYBKO ODCZYTA

ŁA Z KLATKI ZNAJDUJĄCEJ SIĘ NA EKRANIE

CZYTNIKA

:

„Z

APISKI

A

NTARKTYCZNE

",

TYSI

ĄC DZIEWIĘĆSET SZEŚĆ

-

DZIESI

ĄT SIEDEM

,

NUMER TRZYDZIESTY

,

RAPORT O OLBRZYMIEJ G

ÓRZE

LODOWEJ W

Z

ATOCE

L

UTZOW

-H

OLM

.

P

RZYDA SI

Ę

?

S

HERWOOD POTRZ

ĄSNĄŁ PRZECZĄCO GŁOWĄ

.

T

O BY

ŁO WCZEŚNIEJ

NI

Ż W SZEŚĆDZIESIĄTYM SIÓDMYM

.

R

OZMAWIA

ŁEM DZIŚ Z

W

ALTEREM

K

RANTZEM Z

M

I

ĘDZYNARO

-

DOWEJ

S

ŁUŻBY

L

ODOWEJ

M

ÓWIŁ REPORTER SWOIM SŁUCHACZOM

.

I

JEGO ZDANIEM ROZSADZENIE

B

IA

ŁEJ

A

TLANTYDY NA CZTERY CZ

ĘŚCI

POWI

ĘKSZY MASĘ LODU KONTAKTUJĄCĄ SIĘ Z WODĄ I PRZYSPIESZY

W TEN SPOS

ÓB TEMPO TOPNIENIA

...

S

HERWOOD ZE ZNIECIERPLIWIENIEM ZMIENIA

Ł MIKROFILM

.

P

RZEZ G

ŁOS REPORTERA PRZEBIŁ SIĘ JAKIŚ INNY I ZACZĄŁ ODLICZAĆ

DZIESI

ĘĆ SEKUND

.

Z

UPE

ŁNIE JAKBY ZASTOSOWAĆ FAJERWERK DO WYSADZANIA

M

OUNT

E

VERESTU

ZAUWA

ŻYŁ

S

HEROOD

.

P

I

ĘĆ

...

S

HERWOOD GAPI

Ł SIĘ NA EKRAN PRZEGLĄDARKI

.

C

ZTERY

...

C

O SI

Ę STAŁO

?

SPYTA

ŁA

J

ULIA

.

T

RZY

...

background image

P

ODNIECONY

S

HERWOOD NACISKA

Ł PEDAŁ PRZESUWAJĄC FILM

W CZYTNIKU

.

D

WA

...

N

O WI

ĘC CO SIĘ STAŁO

?

POWT

ÓRZYŁA

J

ULIA

.

J

EDNA

...

P

RZEZ RADIO S

ŁYCHAĆ BYŁO PRZYTŁUMIONY HUK EKSPLOZJI

.

P

O

-

TEM G

ŁOS REPORTERA

PODNIECONY

,

NIEMAL HISTERYCZNY

.

Z

DUMIEWAJ

ĄCE

!

F

ANTASTYCZNE

!

N

AJWI

ĘKSZA EKSPLOZJA WYWO

-

ŁANA PRZEZ CZŁOWIEKA OD CHWILI ZAPRZESTANIA PRÓB Z BOMBĄ

WODOROW

Ą

!

W

ZD

ŁUŻ CAŁEJ

B

IA

ŁEJ

A

TLANTYDY WYSTRZELI

Ł W PO

-

WIETRZE OLBRZYMI BIA

ŁY OBŁOK

!

G

ÓRA LODOWA CAŁKIEM ZNIKNĘŁA

,

ALE NIC

,

NAWET TYSI

ĄC TON TROTYLU

,

NIE ZDO

ŁA UKRYĆ TEGO NIEWIA

-

RYGODNEGO

,

TEGO WSPANIA

ŁEGO DZIWOLĄGA

,

TEJ OGROMNEJ WYSPY

LODU

!

Z

NALAZ

ŁEM

OZNAJMI

Ł

S

HERWOOD

,

NIE ODRYWAJ

ĄC WZROKU

OD ZADRUKOWANEJ STRONY WIDNIEJ

ĄCEJ NA JEGO EKRANIE

.

J

ULIA

DO

ŁĄCZYŁA SIĘ DO NIEGO

.

H

EJ

,

POCZEKAJCIE CHWILK

Ę

!

KRZYKN

ĄŁ ZADYSZANY REPOR

-

TER

.

T

O NIE MO

ŻE BYĆ PRAWDA

!

N

IE WIERZ

Ę

!

L

ODOWY OB

ŁOK

OPADA

...

B

IA

ŁA

A

TLANTYDA WYGL

ĄDA DOKŁADNIE TAK SAMO JAK

PRZED

EKSPLOZJ

Ą

!

N

AWET NIE JEST WYSZCZERBIONA

!

N

O TAK

ODEZWA

ŁA SIĘ

J

ULIA

,

ODCZYTUJ

ĄC TEKST NA

EKRANIE

.

W

YGL

ĄDA NA TO

,

ŻE OD POCZĄTKU MIAŁEŚ RACJĘ

.

C

HCESZ

NASYCI

Ć WZROK

?

19

N

IKOGO NIE BY

ŁO W POBLIŻU DWU MĘŻCZYZN ZAGLĄDAJĄCYCH DO

LODOWEGO KRATERU

,

TOTE

Ż ADMIRAŁ

P

EARSON POZWOLI

Ł SOBIE NA

USZCZYPLIWE UWAGI WOBEC

K

RANTZA

.

T

O JEST NIEPOKOJ

ĄCE

PRZYZNA

Ł

K

RANTZ

,

GDY UDA

ŁO MU SIĘ

WTR

ĄCIĆ SŁOWO

.

M

A PAN CHOLERN

Ą RACJĘ

,

TO JEST NIEPOKOJ

ĄCE

RZEK

Ł

P

EARSON Z PRZEKONANIEM

.

S

ZCZEG

ÓLNIE

,

ŻE PAN POWIEDZIAŁ

...

M

IA

ŁEM WŁAŚNIE POWIEDZIEĆ

,

ŻE NIE JESTEM CAŁKOWICIE

ZASKOCZONY

.

L

ÓD TO ZADZIWIAJĄCO ELASTYCZNY MATERIAŁ

.

N

A TO WYGL

ĄDA

.

background image

N

AST

ĘPNYM RAZEM UŻYJEMY WIĘCEJ MATERIAŁU WYBUCHO

-

WEGO

.

I

LE CZASU ZAJ

ĘŁOBY DOWIEZIENIE PIĘCIU TYSIĘCY TON

?

P

EARSON OPU

ŚCIŁ OKULARY OCHRONNE NA OCZY

.

P

OPATRZMY NA

NAST

ĘPNY OTWÓR

.

B

RN

ĘLI MOZOLNIE PRZEZ TOPNIEJĄCY LÓD

.

O

D CZASU WYL

ĄDOWA

-

NIA NA

B

IA

ŁEJ

A

TLANTYDZIE

P

EARSON NIE PRZESTAWA

Ł SIĘ DZIWIĆ

,

ŻE

7.

BLISKA NIE JEST ONA BIA

ŁA

,

TYLKO JASNOSZARA

.

W

NIEKT

ÓRYCH

MIEJSCACH

,

TAM GDZIE POWIERZCHNIOWA WODA ODS

ŁONIŁA PRZEKRÓJ

WARSTW

,

L

ÓD MIAŁ ZABARWIENIE OD ŻÓŁTEGO DO JASNOZIELONEGO

NICZYM SA

ŁATA

.

N

AST

ĘPNY OTWÓR WYPEŁNIAŁA WODA

.

R

USZYLI DALEJ I ZATRZYMALI

SI

Ę

,

ŻEBY POPATRZEĆ NA MIGOTLIWY WODOSPAD PRZELEWAJĄCY SIĘ

PRZEZ KRAW

ĘDŹ STUSTOPOWEGO KLIFU

.

S

POD KLIFU WARTKO

WYP

ŁYWA

-

ŁA RZEKA NIOSĄC MINIATUROWE GÓRY LODOWE PRZEZ GŁĘBOKI KANION

,

KT

ÓRY W MIEJSCU

,

GDZIE STYKA

Ł SIĘ Z MORZEM

,

ROZSZERZA

Ł SIĘ W

DELT

Ę

O WOLNO SUN

ĄCEJ WODZIE

.

T

O CIEKAWE

ODEZWA

Ł SIĘ

K

RANTZ

.

D

OK

ŁADNIE WSZYST

-

KO TO

,

CO WIDZIMY

:

EROZJA

,

DR

ĄŻENIE WĄWOZÓW PRZEZ RZEKI

,

DZIEJE

SI

Ę TEŻ NA LĄDZIE

,

TYLE TYLKO

,

ŻE GODZINA NA TEJ GÓRZE LODOWEJ

ODPOWIADA STU MILIONOM LAT TAM

.

T

RZECI WYWIERCONY OTW

ÓR RÓWNIEŻ ZACZYNAŁ SIĘ WYPEŁNIAĆ

WOD

Ą

.

T

AK JAK W PRZYPADKU POPRZEDNICH OTWOR

ÓW SIŁA EKSPLOZJI

POSZERZY

ŁA JEGO ŚREDNICĘ Z DZIESIĘCIU CALI WYBOROWANYCH PRZEZ

WIERT

ŁO DO TRZYSTU STÓP

.

N

IE WIDA

Ć BYŁO JEDNAK WIĘKSZYCH

USZKODZE

Ń CZY PĘKNIĘĆ LODU

,

KT

ÓRE MOGŁYBY BYĆ SKUTKIEM

EKSPLOZJI

.

K

RANTZ ZMARSZCZY

Ł BRWI Z NIEPOKOJEM

,

POCHYLAJ

ĄC SIĘ NAD

OTWOREM W KSZTA

ŁCIE STOŻKA

.

W

Y

ŁOWIŁ UCHEM SŁABY

,

REGULARNY

STUKOT PODOBNY DO TEGO

,

KT

ÓRY ZAREJESTROWAŁ

G

LYN

S

HERWOOD

.

P

EARSON TAK

ŻE GO SŁYSZAŁ

.

C

O TO MO

ŻE BYĆ

,

DO DIAB

ŁA

?

K

RANTZ PRZYKL

ĘKNĄŁ NA JEDNO KOLANO I SŁUCHAŁ

.

N

APR

ĘŻE

-

NIA W LODZIE

.

W

I

ĘKSZĄ CZĘŚĆ TEJ GÓRY OBCIĄŻAŁY MILIONY TON JEJ

W

ŁASNEGO LODU I TERAZ SIĘ OD NICH UWALNIA

.

T

EN OTW

ÓR DZIAŁA JAK

background image

OLBRZYMI WZMACNIACZ

,

JAK TUBA ANTYCZNEGO FONOGRAFU

.

P

EARSON NIE BY

Ł CAŁKOWICIE PRZEKONANY

STUKOT WYDAWA

Ł MU

SI

Ę ZBYT REGULARNY

.

Z

DRUGIEJ STRONY

K

RANTZ TO EKSPERT

,

JEGO

OPINIA

JEST ROZS

ĄDNA

,

PODCZAS GDY POMYS

ŁY

S

HERWOODA S

Ą ZBYT SZALONE

I NIE MA SENSU SI

Ę NAWET NAD NIMI ZASTANAWIAĆ

.

A

JEDNAK

...

R

OZWA

ŻANIA

P

EARSONA PRZERWA

Ł WIZG TURBIN

.

P

ODNI

ÓSŁ DO

OCZU LORNETK

Ę I NASTAWIŁ OSTROŚĆ NA

378-

STOPOWY KUTER

O

CHRONY

W

YBRZE

ŻA

,

KT

ÓRY WYZNACZYŁ DO PILNOWANIA TEGO ODCINKA

B

IA

ŁEJ

A

TLANTYDY

.

N

A UKO

ŚNYCH PASACH KADŁUBA W POBLIŻU DZIOBU

OZNAKOWANIU WSZYSTKICH JEDNOSTEK AMERYKA

ŃSKIEJ

O

CHRONY

W

YBRZE

ŻA NIEZALEŻNIE OD WIELKOŚCI

PIENI

ŁA SIĘ BIAŁA WODA

.

W

YSOKO

ŚĆ JEGO FALI DZIOBOWEJ ROSŁA

.

K

UTER ODP

ŁYWAŁ

.

M

INUT

Ę

P

ÓŹNIEJ POJAWIŁ SIĘ LUZUJĄCY GO KUTER

„J

ASON

",

NALE

ŻĄCY DO

P

I

ĄTEGO

O

KR

ĘGU

O

CHRONY

W

YBRZE

ŻA

.

B

IA

ŁA

A

TLANTYDA ZNAJDOWA

ŁA SIĘ WCIĄŻ W ODLEGŁOŚCI PIĘCIUSET

MIL OD WYBRZE

ŻY

S

TAN

ÓW

Z

JEDNOCZONYCH

.

A

WYBRZE

ŻE TO

,

WRAZ

Z POWOLNYM

,

NIEPOWSTRZYMYWALNYM PR

ĄDEM ZMIERZAJĄCYM

W KIERUNKU P

ÓŁNOCY

,

NALE

ŻAŁO DO STANU

W

IRGINIA

.

20

B

Y

ŁA TO PIERWSZA KONFERENCJA NA POKŁADZIE

„E

UREKI

"

PROWA

-

DZONA PRZEZ ADMIRA

ŁA

P

EARSONA

.

P

ÓŹNIEJ STAŁY SIĘ ONE CODZIENNĄ

PORANN

Ą RUTYNĄ

.

H

AGAN NOTOWA

Ł

.

D

EK

Ę

S

UTHERLAND SPRAWIA

Ł

WRA

ŻENIE ZNUDZONEGO

,

W

ALTER

K

RANTZ

STRAPIONEGO

.

P

RZEZ OKNA LEWEJ BURTY

S

HERWOOD M

ÓGŁ DOSTRZEC BLADE LINIE

BRZEGOWE

B

IA

ŁEJ

A

TLANTYDY

.

P

ROMIENIE S

ŁOŃCA PADAJĄC NA JEJ

ZAOKR

ĄGLONE PAGÓRKI WYSYŁAŁY W STRONĘ OKRĘTU

OCEANOGRAFICZNE

-

GO CI

ĄGŁY POGARDLIWY SYGNAŁ

.

P

EARSON PRZESZED

Ł PROSTO DO RZECZY

.

P

O WCZORAJSZYM

NIEPOWODZENIU Z TYSI

ĄCEM TON KRUSZĄCEGO MATERIAŁU WYBUCHO

-

WEGO PAN

K

RANTZ PROPONUJE TERAZ PODOBN

Ą OPERACJĘ Z UŻ CIEM

PI

ĘCIU TON I WYBOROWANIE GŁĘBSZYCH OTWORÓW

.

Z

BIE

ŻNYCH I ZAŚLEPIONYCH BETONEM

UZUPE

ŁNIŁ

K

RANTZ

,

OMIATAJ

ĄC NIESPOKOJNYM WZROKIEM WSZYSTKICH ZEBRANYCH

.

background image

C

ZY KTO

Ś CHCE COŚ POWIEDZIEĆ

?

ZAPYTA

Ł

P

EARSON

.

T

AK

ODEZWA

Ł SIĘ

S

HERWOOD

.

T

O NIC NIE DA

.

K

RANTZ ZAMRUGA

Ł OCZAMI

.

D

LACZEGO

,

G

LYN

?

Z

A

ŚLEPKI ZOSTANĄ ZMIECIONE PRZEZ EKSPLOZJĘ I DZIEWIĘĆ

-

DZIESI

ĄT PROCENT SIŁY WYBUCHU SIĘ ZMARNUJE

.

T

O SAMO CO

ZDARZY

ŁO

SI

Ę WCZORAJ

,

TYLKO

ŻE Z WIĘKSZYM HUKIEM

.

K

RANTZ WYGL

ĄDAŁ NA DOTKNIĘTEGO

.

C

ZY NIE S

ĄDZISZ

,

ŻE

WARTO PRZYNAJMNIEJ SPR

ÓBOWAĆ

?

T

O ZALE

ŻY OD TEGO

,

ILE KOSZTUJE PI

ĘĆ TON TROTYLU

ODPAR

Ł

S

HERWOOD Z U

ŚMIECHEM

P

OWIEM CI TYLE

:

NIC NIE ZNISZCZY TEJ

G

ÓRY LODOWEJ PRÓCZ MORZA

,

KT

ÓRE OSTATECZNIE NISZCZY WSZYSTKIE

G

ÓRY LODOWE

.

N

AJLEPIEJ PO PROSTU CZEKA

Ć I OBSERWOWAĆ

.

T

O NIE WCHODZI W RACHUB

Ę

O

ŚWIADCZYŁ

P

EARSON

.

W

POWIETRZU WISI POWA

ŻNA BURZA POLITYCZNA Z POWODU STRATY

J

OHNSONA

"

I SZTUCZNE ZNISZCZENIE TEJ G

ÓRY LODOWEJ TO W TEJ

CHWILI KWESTIA PRESTI

ŻU NARODOWEGO

.

K

RANTZ J

ĘKNĄŁ

.

S

HERWOOD PODZIELA

Ł JEGO UCZUCIA

.

C

O WI

ĘCEJ

CI

ĄGNĄŁ

P

EARSON

JE

ŚLI PRZYJMIEMY TEMPO

TOPNIENIA OBLICZONE PRZEZ PANA

S

HERWOODA

,

TO OCKNIEMY SI

Ę

W SYTUACJI

,

O JAKIEJ WOL

Ę NAWET NIE MYŚLEĆ

:

A MIANOWICIE

,

B

IA

ŁA

A

TLANTYDA ZNAJDZIE SI

Ę NA PÓŁNOCNOATLANTYCKICH SZLAKACH

ŻEGLU

-

GOWYCH

,

KT

ÓRE SĄ

,

JAK PAN

K

RANTZ WAM POWIE

,

NAJBARDZIEJ

UCZ

ĘSZCZANYMI SZLAKAMI NA ŚWIECIE

.

B

ARDZO WIELU KAPITAN

ÓW

NAWET DYSPONUJ

ĄCYCH RADAREM DOMAGA SIĘ TARANOWANIA GÓR

LODOWYCH

.

O

STATNIO DU

ŃSKI STATEK

„H

ANS

H

EDTOFT

"

WPAD

Ł NA

TAK

Ą I ZGINĘŁO DZIEWIĘĆDZIESIĄT OSIEM OSÓB

.

T

O SI

Ę NIE ZDARZY

ZAUWA

ŻYŁ

K

RANTZ

.

A

GDYBY NAWET

,

TO

M

I

ĘDZYNARODOWA

S

TRA

Ż

L

ODOWA B

ĘDZIE

...

A

CO Z MNIEJSZYMI G

ÓRAMI RODZONYMI PRZEZ NIĄ

?

CHCIA

Ł

WIEDZIE

Ć

S

UTHERLAND ODZYWAJ

ĄC SIĘ PO RAZ PIERWSZY

.

Z

KA

Ż

-

DYM DNIEM MAMY ICH WI

ĘCEJ

,

I TO NA OG

ÓŁ WIĘKSZYCH NIŻ GÓRY

LODOWE WIDYWANE CZASAMI U WYBRZE

ŻY

N

OWEJ

F

UNDLANDII

,

PRZY

CZYM NIE P

ŁYNĄ ONE TYM SAMYM DRYFEM CO

W

IELKA

M

AMUSIA

.

J

E

ŚLI CHCECIE ZNAĆ MOJE ZDANIE

,

TO POWIEDZIA

ŁBYM

,

ŻE NIE MOŻNA

background image

NA NIC LICZY

Ć W WYPADKU

B

IA

ŁEJ

A

TLANTYDY

.

J

A LICZY

ŁBYM NA ROZWALENIE GÓRY PIĘCIOMA TYSIĄCAMI TON

TROTYLU

,

KT

ÓRE ROZSADZĄ JĄ OD ŚRODKA

RZEK

Ł SUCHO

K

RANTZ

.

W

SZYSTKIE POPRZEDNIE PR

ÓBY ZNISZCZENIA GÓR LODOWYCH

ZAWIOD

ŁY

ZAKOMUNIKOWA

Ł

S

HERWOOD

.

Ł

ĄCZNIE Z PRÓBAMI

U

ŻYCIA SILNYCH ŚRODKÓW WYBUCHOWYCH

.

P

EARSON SI

Ę ZAINTERESOWAŁ

.

J

AKIE PR

ÓBY

?

S

HERWOOD SI

ĘGNĄŁ DO KIESZENI I WYCIĄGNĄŁ DOKUMENT SKOPIO

-

WANY Z MIKROFILMU W BIBLIOTECE

„E

UREKI

".

T

O JEST BIULETYN

NUMER CZTERDZIE

ŚCI SZEŚĆ WYDANY PRZEZ

M

I

ĘDZYNARODOWĄ

S

ŁUŻBĘ

L

ODOW

Ą JESZCZE W ROKU TYSIĄC DZIEWIĘĆSET SZEŚĆDZIESIĄTYM

.

O

PISANO W NIM LICZNE PRZEPROWADZONE PRZEZ

M

I

ĘDZYNARODOWĄ

S

ŁUŻBĘ

L

ODOW

Ą EKSPERYMENTY W ZAKRESIE METOD I ŚRODKÓW

NISZCZENIA G

ÓR LODOWYCH

.

P

RZERWA

Ł I POPATRZYŁ NA

P

EARSONA

.

C

ZY

ŻYCZY PAN SOBIE

,

ADMIRALE

,

US

ŁYSZEĆ

,

CO MA DO POWIEDZE

-

NIA TEN BIULETYN

?

Z

NAM GO

OZNAJMI

Ł

K

RANTZ

.

J

EST BARDZO STARY

I W

ĄTPIĘ

,

ŻEBY TE OPINIE MIAŁY DZISIAJ JESZCZE JAKIEŚ ZNACZENIE

.

N

AJPIERW POS

ŁUCHAMY

,

A POTEM ZDECYDUJEMY

ZAPRO

-

PONOWA

Ł

P

EARSON

.

S

KIN

ĄŁ W STRONĘ

S

HERWOODA

:

N

IECH PAN

CZYTA

.

S

HERWOOD ODCHRZ

ĄKNĄŁ

.

S

PECJALNY ODDZIA

Ł

MSL

WYBRA

Ł

TYPOW

Ą GRENLANDZKĄ GÓRĘ LODOWĄ DO SERII EKSPERYMENTÓW

UMO

ŻLIWIAJĄCYCH STWIERDZENIE

,

CZY DA SI

Ę JĄ ZNISZCZYĆ

.

P

IERW

-

SZYM ETAPEM BY

ŁO ZRZUCENIE NA NIĄ DWUDZIESTU TYSIĄCFUNTOWYCH

BOMB

.

S

HERWOOD ZADEMONSTROWA

Ł STRONĘ Z FOTOGRAFIĄ

,

NA

KT

ÓREJ POKAZANO ZIEMNO

-

WODNY SAMOLOT LEC

ĄCY NAD GÓRĄ LODO

-

W

Ą W KSZTAŁCIE PODKOWY

.

U

PODSTAWY G

ÓRY WIDAĆ BYŁO EKSPLOZ

-

J

Ę

.

E

TAP PIERWSZY SKO

ŃCZYŁ SIĘ NIEPOWODZENIEM

M

ÓWIŁ

DALEJ

S

HERWOOD

.

Z

RZUCONO BLISKO DZIESI

ĘĆ TON NA MAŁĄ GÓRĘ

LODOW

Ą BEZ EFEKTU

.

E

TAP DRUGI PRZYPOMINA

Ł W KONCEPCJI WCZO

-

RAJSZ

Ą OPERACJĘ

:

WYSADZONO NA G

ÓRZE LODOWEJ TRZECH LUDZI

,

KT

ÓRZY UMIEŚCILI W JEJ STRATEGICZNYCH PUNKTACH ROZMAITE SILNE

ŚRODKI WYBUCHOWE

:

C

YTUJ

Ę

:

„I

LUSTRACJA

22

B PRZEDSTAWIA

WYBUCH

ŁADUNKU

,

NA KT

ÓRY SKŁADAŁO SIĘ PIĘĆSET SZEŚĆDZIESIĄT FUNTÓW

background image

TERMITU UMIESZCZONEGO U PODSTAWY WIERZCHO

ŁKA

.

T

OWARZYSZY

Ł

MU ZNOWU SPEKTAKULARNY WIDOK

,

GDY DYM I STOPIONE

ŻELAZO

ZOSTA

ŁY WYRZUCONE W POWIETRZE NA WYSOKOŚĆ SETEK STÓP

,

LECZ

G

ÓRA LODOWA PRAKTYCZNIE NIE ZOSTAŁA NARUSZONA

."

K

ONIEC CYTA

-

TU

.

S

HERWOOD ZERKN

ĄŁ NA

K

RANTZA

,

KT

ÓRY OSTENTACYJNIE GO

IGNOROWA

Ł PATRZĄC PRZEZ OKNO NA MORZE

.

M

ÓWIŁ DALEJ

:

O

STATNI

ETAP POLEGA

Ł NA POKRYCIU SADZĄ SZEŚCIU TYSIĘCY JARDÓW

KWADRATO

-

WYCH G

ÓRY LODOWEJ

,

ŻEBY ZWIĘKSZYĆ POCHŁANIANIE PRZEZ NIĄ

CIEP

ŁA Z PROMIENI SŁOŃCA

.

P

I

ĘĆ GODZIN PÓŹNIEJ GÓRA LODOWA

ZACZ

ĘŁA SIĘ ROZPADAĆ

,

ALE PR

ÓBY NIE MOŻNA UZNAĆ ZA PRZEKONUJĄ

-

C

Ą

,

PONIEWA

Ż GÓRA I TAK BYŁA BLISKA ROZPADU

.

P

RZECZYTAM

KONKLUZJ

Ę RAPORTU

:

„G

ÓRA LODOWA WPRAWDZIE ULEGŁA PEWNYM

USZKODZENIOM

,

TRZEBA JEDNAK PRZYZNA

Ć

,

ŻE WSZYSTKIE WYPRÓBO

-

WANE PRZY NISZCZENIU G

ÓR LODOWYCH METODY OKAZAŁY SIĘ RACZEJ

NIESKUTECZNE

."

S

HERWOOD SKO

ŃCZYŁ CZYTAĆ I PRZEZ CHWILĘ PANOWAŁA CISZA

.

P

RZERWA

Ł JĄ ADMIRAŁ

P

EARSON WYCI

ĄGAJĄC RĘKĘ PO PAPIERY TRZYMA

-

NE PRZEZ GEOLOGA

.

C

HCIA

ŁBYM ZOBACZYĆ TEN RAPORT

.

S

HERWOOD PODA

Ł MU DOKUMENTY PRZEZ STÓŁ

.

P

EARSON STUDIO

-

WA

Ł JE PRZEZ JAKIŚ CZAS

.

P

O CZYM RZUCI

Ł PAPIERY NA STÓŁ I POSZUKAŁ

W KIESZENI CYGARA

.

C

ÓŻ

,

PANOWIE

RZEK

Ł W KOŃCU

.

Z

ACZYNA WYGL

ĄDAĆ NA

TO

,

ŻE MARNUJEMY NASZ CENNY CZAS

.

G

ŁOS MIAŁ ZMĘCZONY

,

BEZNAMI

ĘTNY

.

21

A

DMIRA

Ł

P

EARSON I

S

UTHERLAND PRZYGL

ĄDALI SIĘ Z ZAINTRYGOWA

-

NYM WYRAZEM TWARZY

,

JAK

S

HERWOOD K

ŁADZIE OBA KOŃCE DWUNAS

-

TOCALOWEJ SZTABKI LODU NA STOJAKU LABORATORYJNYM W TAKI

182

JAMES

FOLLETT

SPOS

ÓB

,

ŻE LÓD TWORZY MOSTEK NAD STOŁEM

.

Z

POZIOMEJ LASKI LODU

ZACZ

ĘŁA POWOLI KAPAĆ NA STÓŁ WODA

.

S

HERWOOD U

ŚMIECHNĄŁ SIĘ DO SWOJEGO DWUOOSOBOWEGO

AUDYTORIUM

.

T

O JEDEN Z TYCH EKSPERYMENT

ÓW

,

JAK NA PRZYK

ŁAD

CI

ĘCIE NOŻYCZKAMI SZKŁA POD WODĄ

,

O KT

ÓRYCH SŁYSZAŁEM

,

LECZ

background image

KT

ÓRYCH SAM NIGDY NIE PRZEPROWADZAŁEM

.

M

ÓWIĄC TO

,

Z KAWA

ŁKA STRUNY FORTEPIANOWEJ ZROBIŁ PĘTLĘ

WOK

ÓŁ ŚRODKA LASKI LODU

,

SKR

ĘCIŁ RAZEM OBA KOŃCE I NA SPO

-

JENIU ZAWIESI

Ł KILOGRAMOWY ODWAŻNIK

,

TAK

ŻE ZAWISŁ POD LO

-

DEM

.

T

ERAZ PATRZCIE

POWIEDZIA

Ł

.

P

EARSON I

S

UTHERLAND PATRZYLI

.

Z

POCZ

ĄTKU NIC SIĘ NIE DZIAŁO

.

P

OTEM ODWA

ŻNIK ZACZĄŁ WOLNIUTKO PRZECIĄGAĆ PĘTLĘ PRZEZ LÓD

,

W TAKI SPOS

ÓB

,

JAK DRUT STAROMODNEJ KRAJARKI PRZECINAJ

ĄCY NA

P

ÓŁ KAWAŁEK SERA

.

P

O PI

ĘCIU MINUTACH STRUNA PRZECIĄGNIĘTA ZOSTAŁA PRZEZ LASKĘ

LODU I WRAZ Z ODWA

ŻNIKIEM ZNALAZŁA SIĘ NA STOLE

.

L

ÓD JEDNAK

ZAMIAST SPA

ŚĆ W DWU POŁÓWKACH

,

POZOSTA

Ł NA MIEJSCU OPIERAJĄC

SI

Ę NA STOJAKU

.

T

O SI

Ę WYDAJE ZUPEŁNIE NIEPRAWDOPODOBNE

ODEZWA

Ł

SI

Ę

P

EARSON

,

SPOGL

ĄDAJĄC NA NIETKNIĘTĄ LASKĘ LODU

.

S

HERWOOD ZDJ

ĄŁ SZTABKĘ ZE STOJAKA I PODAŁ OBU OBSERWUJĄ

-

CYM

,

ŻEBY OBEJRZELI JĄ SOBIE Z BLISKA

.

S

TRUNA PRZECINA L

ÓD

CA

ŁKIEM ŁATWO

,

TYLE

ŻE TEN ZNOWU SIĘ ZESPALA

,

JAKBY SI

Ę GOIŁ

.

Z

JAWISKO TO ODKRY

Ł

M

ICHAEL

F

ARADAY

,

JEDNO Z JEGO WIELU

BEZU

ŻYTECZNYCH ODKRYĆ

...

S

HERWOOD SI

Ę ZAWAHAŁ I SPOJRZAŁ

PRZEPRASZAJ

ĄCO NA

S

UTHERLANDA

.

D

LATEGO W

ŁAŚNIE OBAWIAM

SI

Ę

,

ŻE PAŃSKI POMYSŁ PRZECIĄGNIĘCIA PODGRZEWANYCH KABLI PRZEZ

G

ÓRĘ LODOWĄ I PRZECINANIA JEJ W TEN SPOSÓB NIE ZDA SIĘ NA NIC

,

KAPITANIE

.

P

RZYKRO MI

.

S

UTHERLAND WZRUSZY

Ł RAMIONAMI

.

N

IE MY

ŚLAŁEM NIGDY

,

ŻE

TO CO

Ś DA

.

T

O TYLKO TAKI SOBIE POMYS

Ł

.

P

EARSON SI

Ę UŚMIECHNĄŁ

,

CO ZDARZA

ŁO MU SIĘ RZADKO

.

P

RZY

-

PUSZCZAM

,

ŻE ODKRYCIE

F

ARADAYA NA CO

Ś SIĘ JEDNAK PRZYDAŁO

,

ZAOSZCZ

ĘDZIŁO NAM PARĘ MILIONÓW DOLARÓW

.

M

O

ŻE TO ELEMENTARNE PYTANIE I ZAPEWNE ROBIĘ Z SIEBIE

G

ŁUPKA

RZEK

Ł

S

UTHERLAND

ALE W

ŁAŚCIWIE DLACZEGO NIKT NIE

WPAD

Ł NA POMYSŁ

,

ŻEBY UŻYĆ CIEPŁA DO STOPIENIA TEJ LODOWEJ GÓRY

?

Z

JEDNEGO PODSTAWOWEGO POWODU

ODPAR

Ł

S

HERWOOD

.

U

ŻYWAŁ PAN WĘŻY Z PARĄ DO ODLADZANIA NADBUDÓWKI

I TAKIELUNKU

,

KAPITANIE

?

background image

S

UTHERLAND KIWN

ĄŁ TWIERDZĄCO GŁOWĄ

.

N

O PEWNIE

.

P

OMY

ŚLAŁ PAN KIEDY

,

JAK N

ĘDZNY OSIĄGA SIĘ EFEKT

,

JAK

DIABELNIE DU

ŻO TRZEBA UŻYĆ ENERGII

,

ŻEBY STOPIĆ MAŁĄ ILOŚĆ LODU

?

T

AAK

.

T

O RACJA

.

D

ANA ILO

ŚĆ LODU POTRZEBUJE NIEMAL TYLE ENERGII

,

ŻEBY SIĘ

STOPI

Ć

,

ILE TRZEBA DO ZAGOTOWANIA POWSTA

ŁEJ Z NIEGO WODY

.

N

IE

MA NA

ŚWIECIE WYSTARCZAJĄCO DUŻO ENERGII

,

ŻEBY STOPIĆ TĘ GÓRĘ

LODOW

Ą

.

N

AWET GDYBY

ŚMY MIELI ZUŻYTKOWAĆ ENERGIĘ

,

KT

ÓRĄ

WYTWARZAJ

Ą W CIĄGU MIESIĄCA WSZYSTKIE ELEKTROWNIE

.

Z

ASTANA

-

WIA

Ł SIĘ PRZEZ CHWILĘ

.

L

ÓD

POWIEDZIA

Ł W KOŃCU

TO JEDNO

Z NAJDZIWNIEJSZYCH TWORZYW

,

JAKIE ZNA LUDZKO

ŚĆ

.

W

ŁAŚNIE ZACZYNAM DOCHODZIĆ DO TAKIEGO WNIOSKU

ZGODZI

Ł SIĘ Z NIM

P

EARSON

.

W

ZWI

ĄZKU Z TYM POZOSTAJE MI

JEDNA TYLKO MO

ŻLIWOŚĆ

.

R

OZDZIA

Ł DZIESIĄTY

22

D

U

ŻO O TYM MYŚLAŁEM

POWIEDZIA

Ł PREZYDENT

I ODPO

-

WIED

Ź MUSI BYĆ NEGATYWNA

.

T

AK D

ŁUGO

,

JAK WY

,

CH

ŁOPCY Z MARY

-

NARKI WOJENNEJ

,

I

O

CHRONA

W

YBRZE

ŻA

,

DAJECIE SOBIE JAKO

Ś RADĘ

Z ODP

ĘDZANIEM WYCIECZKOWICZÓW

,

TO P

ÓKI GÓRA NIE STOPI SIĘ DO

BEZPIECZNYCH ROZMIAR

ÓW

,

NIE WIDZ

Ę POTRZEBY WYRAŻANIA ZGODY

NA PA

ŃSKĄ PROŚBĘ

.

P

EARSON NIC NIE POWIEDZIA

Ł

.

N

IE OSI

ĄGNĄŁ SWOJEJ OBECNEJ

RANGI WCHODZ

ĄC Z PREZYDENTAMI W UTARCZKI SŁOWNE

.

D

ZI

ĘKUJĘ

,

ŻE ZWRÓCIŁ SIĘ PAN DO MNIE W TEJ SPRAWIE

DODA

Ł PREZYDENT TOWARZYSZĄC

P

EARSONOWI W DRODZE PRZEZ

TRAWNIKI

C

AMP

D

AVID DO L

ĄDOWISKA ŚMIGŁOWCOWEGO

.

M

IA

Ł

PAN PRAWO ZDECYDOWA

Ć SAM

.

KORZYSTAJ

ĄC Z GENERALNEGO PEŁNO

-

MOCNICTWA

,

JAKIEGO PANU UDZIELI

ŁEM

.

B

O KIEDY TA PRZEKL

ĘTA GÓRA

MA SI

Ę ROZTOPIĆ

?

O

PINIE EKSPERT

ÓW SĄ PODZIELONE

,

PANIE PREZYDENCIE

PRZYZNA

Ł

P

EARSON

.

C

I

,

KT

ÓRZY DO TEJ PORY MYLILI SIĘ WE

WSZYSTKIM

,

TWIERDZ

Ą

,

ŻE MOŻE WYTRZYMAĆ DWA TYGODNIE

,

CHO

Ć

NAJPIERW M

ÓWILI

,

ŻE TYDZIEŃ

,

CI ZA

Ś

,

KT

ÓRZY DOTYCHCZAS MIELI

RACJ

Ę

,

NA RAZIE NIE WIEDZ

Ą

.

J

A NATOMIAST WIEM

,

ŻE WOLĘ RACZEJ MIEĆ

background image

DO CZYNIENIA Z

R

OSJANAMI NI

Ż Z GÓRAMI LODOWYMI

,

BO PO NICH

:

*

PRZYNAJMNIEJ WIADOMO

,

CZEGO SI

Ę MOŻNA SPODZIEWAĆ

.

P

REZYDENT ZAOFEROWA

Ł

P

EARSONOWI SW

ÓJ ZWYCIĘSKI

,

WYBORCZY

U

ŚMIECH NA POŻEGNANIE

.

P

EARSON PRZYBY

Ł NA

„E

UREK

Ę

"

SIEDEM GODZIN P

ÓŹNIEJ

,

A TAM

POWITANO GO NOWIN

Ą

,

ŻE

B

IA

ŁA

A

TLANTYDA ZMIENI

ŁA KURS I WOLNO

ZMIERZA KU WYBRZE

ŻOM

D

ELAWARE

.

23

J

ULII

,

JAK WIELU INNYM

,

WYDAWA

ŁO SIĘ WPROST NIE DO POMYŚLE

-

NIA

,

ŻE ROZPOCZĄŁ SIĘ PROCES UMIERANIA

B

IA

ŁEJ

A

TLANTYDY

.

P

ŁYNĘŁA

SOBIE PRZECIE

Ż SPOKOJNIE W CIEPŁYM SŁOŃCU WCZESNEJ WIOSNY

PI

ĘKNY

,

KRYSZTA

ŁOWY TWÓR

,

DZIEWICZA KRAINA O ISKRZ

ĄCYCH SIĘ

FALUJ

ĄCYCH WZGÓRZACH

,

CICHYCH LAGUNACH I HUCZ

ĄCYCH POTOKACH

ZASILAJ

ĄCYCH LENIWIE PŁYNĄCE RZEKI

.

A

JEDNAK NIEUB

ŁAGANIE UMIERAŁA

.

D

OWOD

ÓW JEJ ZBLIŻAJĄCEJ SIĘ

ŚMIERCI BYŁO WIELE

MA

ŁE GÓRY LODOWE STACZAJĄCE SIĘ Z WYNIOS

-

ŁYCH KLIFÓW I ODPŁYWAJĄCE Z PRĄDEM PRZYPRAWIAŁY O BÓL GŁOWY

M

I

ĘDZYNARODOWĄ

S

ŁUŻBĘ

L

ODOW

Ą

,

KT

ÓRA ZNAJDOWAŁA SIĘ I TAK

POD WIELK

Ą PRESJĄ

;

ONE ZA

Ś

,

DOPIERO CO OD

ŁĄCZONE OD SWOJEJ

RODZICIELKI

,

UNOSI

ŁY SIĘ NIEWINNIE NA WODZIE CZEKAJĄC

,

A

Ż JEDEN

Z CZUJNYCH

,

KR

ĄŻĄCYCH

H

ERKULES

ÓW

MSL

SPOSTRZE

ŻE JE I PODA ICH

POZYCJ

Ę NA

G

OVERNORS

I

SLAND

,

GDZIE KA

ŻDEJ ZOSTANIE PRZY

-

DZIELONY NUMER I PRAWDOPODOBNY KURS OBLICZONY PRZEZ KOM

-

PUTER

.

Ś

MIG

ŁOWIEC

,

ZA

ŁADOWANY AŻ PO WIRNIKI FOTOREPORTERAMI

,

PODLATYWA

Ł TAK BLISKO POCHYLONYCH KLIFÓW

,

JAK MUCHA DO

BIELONEJ

ŚCIANY

.

J

ULIA ZORIENTOWA

ŁA SIĘ

,

ŻE

S

UTHERLAND STOI OBOK NIEJ PRZY

RELINGU

.

S

KO

ŃCZYLI WŁAŚNIE DZIENNY NAKRES

OZNAJMI

Ł

.

I

LE STRACI

ŁA DOTĄD

?

K

APITAN OBSERWOWA

Ł ŚMIGŁOWIEC

.

O

SIEMSET DWADZIE

ŚCIA

MIL KWADRATOWYCH

.

P

O

ŁOWĘ WIELKOŚCI

L

ONG

I

SLAND

.

W

I

ĘC NIE ZMIENIŁA SIĘ OD WCZORAJ

?

W

ED

ŁUG

K

RANTZA I

S

HERWOODA OBSZAR NA POWIERZCHNI JEST

DO

ŚĆ STATYCZNY

,

ONA TRACI G

ŁÓWNIE SWOJĄ MASĘ POD WODĄ

.

T

AK W

ŁAŚNIE MYŚLAŁAM

POWIEDZIA

ŁA

J

ULIA

.

P

OMAGA

-

background image

L

.

IM DZI

Ś RANO W LABORATORIUM PRZY BADANIU ZASOLENIA

.

B

IA

ŁA

A

TLANTYDA OTOCZONA JEST S

ŁODKĄ WODĄ

.

W

IE PAN

,

TO DZIWNE

,

ŻE

ZMNIEJSZA

SWOJ

Ą WYPORNOŚĆ SZYBCIEJ NIŻ MASĘ NA POWIERZCHNI

.

S

UTHERLAND SI

Ę ZASĘPIŁ

.

D

LACZEGO

?

B

ĘDZIE SIĘ PAN ZE MNIE ŚMIAŁ

,

KAPITANIE

.

P

RZYRZEKAM SI

Ę NIE ŚMIAĆ

.

N

O

...

Z

UPE

ŁNIE JAKBY

B

IA

ŁA

A

TLANTYDA WIEDZIA

ŁA

,

ŻE BLIŻEJ

WYBRZE

ŻA JEST PŁYCIEJ

.

S

UTHERLAND DOTRZYMA

Ł PRZYRZECZENIA

.

24

W

KILKU SPRAWACH PAN

S

HERWOOD I JA SI

Ę ZGADZAMY

POWIEDZIA

Ł

K

RANTZ NA PORANNEJ KONFERENCJI

.

P

O PIERWSZE

...

G

DZIE JEST

S

HERWOOD

?

ZAPYTA

Ł

P

EARSON

.

P

RZEPRA

-

SZAM

,

ŻE PRZERWAŁEM

,

PANIE

K

RANTZ

.

Z

KAPITANEM

S

UTHERLANDEM W PRZEDZIALE NAWIGACYJNYM

POINFORMOWA

Ł

H

AGAN

.

K

RANTZ ZACZ

ĄŁ ZNOWU MÓWIĆ

.

P

O

PIERWSZE

,

ŻE OBJĘTOŚĆ

B

IA

ŁEJ

A

TLANTYDY ULEG

ŁA ZMNIEJSZENIU

O PI

ĘĆSET MIL SZEŚCIENNYCH

.

S

HERWOOD WSZED

Ł CICHO DO KABINY I ZAJĄŁ SWOJE MIEJSCE PRZY

STOLE

.

I

LE ONA WA

ŻY

?

DOPYTYWA

Ł SIĘ

P

EARSON

.

W

AGA NIE JEST ISTOTNA

RZUCI

Ł ZIRYTOWANY

K

RANTZ

.

P

I

ĘĆSET MILIARDÓW TON

WTR

ĄCIŁ POSPIESZNIE

S

HERWOOD

WIDZ

ĄC

,

ŻE ADMIRAŁ JEST BLISKI WYBUCHU

.

P

EARSON SI

Ę USPOKOIŁ

,

ALE NIE WYGL

ĄDAŁ NA SPECJALNIE ZADOWO

-

LONEGO

.

I

PO DRUGIE

,

PAN

S

HERWOOD I JA ZGODZILI

ŚMY SIĘ

,

ŻE

B

IA

ŁA

A

TLANTYDA ZMIENI

ŁA SWÓJ KURS O DZIESIĘĆ STOPNI NA WSCHÓD

W CI

ĄGU MINIONYCH DWUDZIESTU CZTERECH GODZIN

.

O

PI

ĘTNAŚCIE STOPNI

POPRAWI

Ł

S

HERWOOD

.

P

RZYSZED

-

ŁEM WŁAŚNIE Z PRZEDZIAŁU NAWIGACYJNEGO

.

O

KR

ĘCIŁA SIĘ O KOLEJ

-

NYCH PI

ĘĆ STOPNI PRZED KILKOMA MINUTAMI

.

K

RANTZ UTRACI

Ł CHWILOWO PEWNOŚĆ

.

N

O

...

N

IE ZMIENIA TO

NASZEJ PROGNOZY CO DO OSTATECZNEGO LOSU

B

IA

ŁEJ

A

TLANTYDY

.

M

Y

ŚLĘ

,

ŻE ZMIENIA

,

I TO ISTOTNIE

O

ŚWIADCZYŁ

S

HERWOOD

.

background image

P

OSUN

Ę SIĘ JESZCZE DALEJ I POWIEM

,

ŻE TERAZ NIE MAMY

PROGNOZY

.

W

CZORAJ

—-

RZEK

Ł SPOKOJNIE

K

RANTZ

ZGADZALI

ŚMY SIĘ

OBAJ

,

ŻE

A

TLANTYD

Ę W KOŃCU ZABIERZE

G

OLFSZTROM I ZEPCHNIE NA

ZACH

ÓD

,

ŻE NAJPRAWDOPODOBNIEJ ROZPADNIE SIĘ OSTATECZNIE NA

ŚRODKOWYM

A

TLANTYKU MI

ĘDZY CZTERDZIESTYM A PIĘĆDZIESIĄTYM

STOPNIEM D

ŁUGOŚCI ZACHODNIEJ

.

T

O BY

ŁO WCZORAJ

.

P

I

ĘCIOSTOPNIOWA ZMIANA KURSU NIE ZMIENIA

...

J

A MY

ŚLĘ

,

ŻE ZMIENIA WSZYSTKO

,

W

ALTER

POWIEDZIA

Ł

S

HERWOOD

ŁAGODNYM TONEM

.

O

NA ZMIERZA TERAZ W STRON

Ę

N

OWEGO

J

ORKU

.

25

P

REZYDENT

,

STUDIUJ

ĄC MAPĘ WYBRZEŻA MIĘDZY

A

TLANTIC

C

ITY

A WSCHODNIM KRA

ŃCEM

L

ONG

I

SLAND

,

NIE URONI

Ł ANI SŁOWA Z TEGO

,

CO M

ÓWIŁ ADMIRAŁ

P

EARSON

.

W

YBRZE

ŻE TWORZYŁO TU WIELKĄ

LEJOWAT

Ą ZATOKĘ Z

N

OWYM

J

ORKIEM U UJ

ŚCIA LEJU

.

J

E

ŚLI UWIĘŹNIE W ZATOCE

M

ÓWIŁ

P

EARSON

I TAM SI

Ę

ROZPADNIE

,

TO ZAGWARANTOWANIE BEZPIECZE

ŃSTWA ŻEGLUGI STANIE

SI

Ę WRĘCZ NIEMOŻLIWE

,

CHYBA

ŻEBYŚMY JEJ ZABRONILI W OGÓLE

.

W

KO

ŃCOWYCH ETAPACH ROZPADU BĘDZIEMY MIELI DO CZYNIENIA NIE

Z JEDN

Ą GÓRĄ LODOWĄ

,

LECZ Z KILKOMA TYSI

ĄCAMI

,

I KA

ŻDA Z NICH

B

ĘDZIE MIEĆ MASĘ KILKU MILIONÓW TON

.

P

REZYDENT MILCZA

Ł

.

A

DMIRA

Ł

P

EARSON M

ÓWIŁ Z GRUBSZA TO

SAMO CO

O

CHRONA

W

YBRZE

ŻA I EKSPERCI Z

MSL

PODCZAS KONFE

-

RENCJI ZWO

ŁANEJ TEGO SAMEGO DNIA

,

JESZCZE ZANIM

P

EARSON

PRZYLECIA

Ł DO

W

ASZYNGTONU Z POK

ŁADU

„E

UREKI

".

T

RZEBA ROZWA

ŻYĆ ASPEKT BEZPIECZEŃSTWA

,

JE

ŚLI PODEJMIE

-

MY DZIA

ŁANIE TERAZ

,

GDY G

ÓRA LODOWA JEST WCIĄŻ ODDALONA

O DWIE

ŚCIE MIL OD BRZEGÓW

M

ÓWIŁ DALEJ

P

EARSON

.

P

RZED

KILKOMA DNIAMI REJON

B

IA

ŁEJ

A

TLANTYDY UZNALI

ŚMY ZA STREFĘ

ZAKAZAN

Ą

,

NIE MA WI

ĘC WŁAŚCIWIE PROBLEMU

.

T

RZEBA TYLKO

,

ŻEBY

F

EDERALNA

A

GENCJA

L

OTNICZA ZROBI

ŁA TO SAMO

,

A INTENSYWNE

PATROLE LOTNICTWA ZA

ŁATWIĄ RESZTĘ

.

P

EARSON ZROBI

Ł PRZERWĘ

.

Z

KAMIENNEGO WYRAZU TWARZY PREZYDENTA NIE MO

ŻNA BYŁO

WYSONDOWA

Ć

,

JAKIE WRA

ŻENIE WYWARŁY NA NIM SŁOWA ADMIRAŁA

.

background image

P

ONADTO CO

Ś JESZCZE

,

PANIE PREZYDENCIE

.

N

IE JESTEM ZNAWC

Ą

TAKICH SPRAW I NIE CHCIA

ŁBYM NAWET OCENIAĆ EKONOMICZNYCH

SKUTK

ÓW PRZEDŁUŻAJĄCEGO SIĘ ZAKAZU ŻEGLUGI DLA

N

OWEGO

J

ORKU

,

A W

ŁAŚCIWIE NAWET DLA CAŁEGO KRAJU

.

P

REZYDENT MIA

Ł PRZED SOBĄ TE DANE

.

N

IE BY

ŁA TO PRZYJEMNA

LEKTURA

.

Ż

EGLUGA MORSKA JAKOBY PODUPADA

ŁA

,

NIEMNIEJ EKSPORT

DO

E

UROPY PRZEZ

N

OWY

J

ORK NADAL SI

ĘGAŁ MILIONÓW DOLARÓW

DZIENNIE

.

J

AKIE RZ

ĘDU ŁADUNEK MA PAN NA MYŚLI

?

SPYTA

Ł PREZY

-

DENT

.

P

YTANIE DA

ŁO

P

EARSONOWI NADZIEJ

Ę

.

G

ENERA

Ł

W

ARREN

F

LOYD

M

ÓWI

,

ŻE POWINNIŚMY ZACZĄĆ OD JEDNEJ MEGATONY

.

C

ZYSTY

ŚRODEK

,

BEZ NIEBEZPIECZE

ŃSTWA SKAŻENIA

.

J

AK G

ŁĘBOKO W LODZIE

?

S

ZE

ŚĆSET STÓP

.

N

IE NARUSZYMY UK

ŁADU O ZAKAZIE PRÓB

NUKLEARNYCH

.

P

EARSON POWSTRZYMA

Ł SIĘ OD DODANIA

,

ŻE

WIERCENIE ZGODNIE ZE SPECYFIKACJ

Ą GENERAŁA

F

LOYDA JU

Ż

ROZPOCZ

Ę

-

TO W PRZEWIDYWANIU

,

ŻE PREZYDENT SIĘ ZGODZI

.

T

O WI

ĘCEJ NIŻ LIMIT STU DWUDZIESTU KILOTON USTALONY DLA

PR

ÓB PODZIEMNYCH

ZAUWA

ŻYŁ PREZYDENT

.

R

OSJANIE WYSTAWILIBY SI

Ę NA KPINY ŚWIATA

,

GDYBY ZACZ

ĘLI

ROBI

Ć SZUM Z POWODU JEDNEJ MEGATONY

ODPAROWA

Ł

P

EARSON

.

P

REZYDENT ODSUN

ĄŁ NA BOK MAPĘ I ZACZĄŁ CZYTAĆ ZASZYFROWA

-

NY ROZKAZ

,

NA KT

ÓRYM BRAKOWAŁO TYLKO JEGO PODPISU

.

W

ESTCHN

ĄŁ

I UJ

ĄŁ PIÓRO

.

O

KEJ

RZEK

Ł STANOWCZYM TONEM I PODPISAŁ DOKUMENT

.

B

Y

Ł TO TRZECI WYPADEK W DZIEJACH

,

GDY AMERYKA

ŃSKI PREZY

-

DENT ZAAPROBOWA

Ł UŻYCIE ŚRODKA TERMONUKLEARNEGO PRZECIW

NIEPRZYJACIELOWI

S

TAN

ÓW

Z

JEDNOCZONYCH

.

26

O

SI

ĄGNĘLIŚMY PIĘĆSET PIĘĆDZIESIĄT STÓP

OZNAJMI

Ł GENE

-

RA

Ł

W

ARREN

F

LOYD

,

OPADAJ

ĄC SWYM CIĘŻKIM CIAŁEM NA KRZESŁO

W KABINIE ADMIRA

ŁA

P

EARSONA

.

I

WSTRZYMALI

ŚMY WIERCENIA

.

P

EARSON WYGL

ĄDAŁ NA ZASKOCZONEGO

.

D

LACZEGO

?

N

ATRAFILI

ŚMY NA PROBLEM

.

background image

C

O ZA PROBLEM

?

S

K

ŁONNOŚĆ GENERAŁA

F

LOYDA DO

WYPOWIADANIA KR

ÓTKICH

,

PE

ŁNYCH NIEDOMÓWIEŃ ZDAŃ WYDAŁA SIĘ

P

EARSONOWI NIEZWYKLE FRUSTRUJ

ĄCA

.

J

AK SI

Ę PRZEKONAŁ

,

GENERA

Ł

NIE

LUBI

Ł DOBROWOLNIE UDZIELAĆ INFORMACJI

.

T

RZEBA JE BY

ŁO Z NIEGO

WYCI

ĄGAĆ ZADAJĄC PYTANIE PO PYTANIU

.

H

A

ŁAS

ODPAR

Ł GENERAŁ

F

LOYD

.

J

AKI HA

ŁAS

?

J

A GO NIE S

ŁYSZAŁEM

.

W

SPANIALE

,

POMY

ŚLAŁ

P

EARSON

.

Z

A TO MOI CH

ŁOPCY SŁYSZELI

.

I

M

ÓWIĄ

,

ŻE CO TO ZA DŹWIĘK

?

G

ENERA

Ł

F

LOYD ROZWA

ŻYŁ SKUTKI ROZSTANIA SIĘ Z TĄ INFORMACJĄ

.

R

EGULARNY STUKOT

.

P

EARSON W DUCHU J

ĘKNĄŁ

.

T

AK

,

WIEMY O NIM

,

GENERALE

.

P

AN

W

ALTER

K

RANTZ I INNE OSOBY S

Ą ZDANIA

,

ŻE WYWOŁUJĄ GO NAPRĘŻE

-

NIA W LODZIE

.

G

ENERA

ŁA

F

LOYDA ZMARTWI

ŁO

,

JAK SI

Ę WYDAWAŁO

,

ODKRYCIE

,

ŻE

JEGO BEZCENNA INFORMACJA JEST OG

ÓLNIE ZNANA

.

Z

ATEM PROWADZIMY WIERCENIA DALEJ

?

T

AK

,

PROSZ

Ę PROWADZIĆ

,

GENERALE

.

G

ENERA

Ł

F

LOYD BYNAJMNIEJ NIE ZABIERA

Ł SIĘ DO OPUSZCZENIA

KABINY

.

I

JESZCZE CO

Ś

.

P

EARSON CZEKA

Ł

.

Z

ACZYNA

Ł ROZUMIEĆ

,

DLACZEGO TO W

ŁAŚ

-

NIE GENERA

Ł

F

LOYD ODPOWIADA ZA DZIA

Ł ZAOPATRZENIA NUKLEAR

-

NEGO

.

J

UTRO O DZIEWI

ĄTEJ ZERO ZERO PRZYBĘDZIE URZĄDZENIE

.

P

RZYZNANIE SI

Ę DO TEGO SPRAWIŁO

F

LOYDOWI POWA

ŻNY BÓL

,

ALE

ZNI

ÓSŁ GO NADZWYCZAJ DOBRZE

.

T

AK

.

»

U

RZ

ĄDZENIE NUKLEARNE

.

T

AK

.

P

EARSON ZASTANAWIA

Ł SIĘ

,

KIEDY

F

LOYD DOTRZE DO

SEDNA

.

M

A PAN NA POK

ŁADZIE DWIE OSOBY NIE BĘDĄCE OBYWATELA

-

MI AMERYKA

ŃSKIMI

O

ŚWIADCZYŁ

F

LOYD OSKAR

ŻYCIELSKIM TONEM

,

PORUSZAJ

ĄC WRESZCIE MERITUM SPRAWY

.

background image

J

ULI

Ę

H

AMMOND I

G

LYNA

S

HERWOODA

RZEK

Ł

P

EARSON

OSTRO

,

PRZECZUWAJ

ĄC KŁOPOTY

.

I

ZANIM POSUNIE SI

Ę PAN DALEJ

,

GENERALE

,

MUSI PAN WIEITEIE

Ć

,

ŻE TA DWÓJKA ODDAŁA MI NIEOCENIO

-

NE US

ŁUGI PRZY BORYKANIU SIĘ Z

B

IA

ŁĄ

A

TLANTYD

Ą

.

T

ERAZ TO JA B

ĘDĘ PANU ODDAWAĆ NIEOCENIONE USŁUGI

OZNAJMI

Ł SUCHO

F

LOYD

.

B

ARDZO MI PRZYKRO

,

ADMIRALE

,

ALE

NIE MOG

Ą TU JUTRO BYĆ

.

I

CH PRACA SI

Ę SKOŃCZYŁA

,

PROPONUJ

Ę WIĘC

,

ŻEBY ICH PAN WYSŁAŁ DO

N

OWEGO

J

ORKU NA DOBRZE ZAS

ŁUŻONY

ODPOCZYNEK

.

A

LE O CO CHODZI

,

GENERALE

?

N

IE JEST SEKRETEM TO

,

ŻE ZAMIERZAMY UŻYĆ JUTRO URZĄDZENIA NUKLEARNEGO

.

O

ZNAJ

-

MI

ŁEM O TYM PRASIE I BĘDZIEMY TO POKAZYWAĆ W TELEWI

-

ZJI

-

M

USZ

Ą ODEJŚĆ

RZEK

Ł KATEGORYCZNIE

F

LOYD

.

P

RZYKRO

MI

,

ADMIRALE

.

27

U

RZ

ĄDZENIE TO BYŁOBY MARZENIEM TERRORYSTÓW

.

M

IA

ŁO NIECAŁE DWADZIEŚCIA CALI ŚREDNICY

,

D

ŁUGOŚĆ CZTER

-

DZIESTU PALI I BY

ŁO NA TYLE LEKKIE

,

ŻE MOGŁO JE NIEŚĆ TRZECH

LUDZI

.

Z

E WZGL

ĘDU NA BEZPIECZEŃSTWO ZE ŚMIGŁOWCA DO UJŚCIA

SZYBU WYDR

ĄŻONEGO NA GŁĘBOKOŚĆ SZEŚCIUSET STÓP W LODO

-

WYM SERCU

B

IA

ŁEJ

A

TLANTYDY PRZENIOS

ŁO JE SZEŚCIU MĘŻCZYZN

.

P

OTEM PRZYCZEPILI JE DO WCI

ĄGARKI MECHANICZNEJ ROZKRACZO

-

NEJ NAD OTWOREM

,

POD

ŁĄCZYLI LINKĘ STEROWNICZĄ I ZACZĘLI

WOLNO I OSTRO

ŻNIE OPUSZCZAĆ SZYBEM W DÓŁ

.

K

IEDY URZ

ĄDZENIE

ZNALAZ

ŁO SIĘ JUŻ NA MIEJSCU

,

BULDO

ŻERY PRZYSTĄPIŁY DO SPYCHA

-

NIA TON TOPNIEJ

ĄCEGO LODU

,

ŻEBY ZATKAĆ NIM SZYB

.

T

RWA

ŁO TO

DWIE GODZINY

.

S

ZE

ŚCIU MĘŻCZYZN NASTĘPNIE POWRÓCIŁO

,

BY NAD

ZAKORKOWANYM SZYBEM USTAWI

Ć NIEWIELKĄ PREFABRYKOWANĄ

WIE

ŻĘ

.

N

A SZCZYCIE TEJ KONSTRUKCJI O WYSOKO

ŚCI DWUDZIESTU

ST

ÓP UMIESZCZONO FOTOELEKTRYCZNY ODBIORNIK LASEROWY

.

S

TERO

-

WANIE RADIOWE UZNANO ZA ZBYT NIEBEZPIECZNE

NIEZLICZONE

NOWOJORSKIE PRYWATNE I PUBLICZNE NADAJNIKI ZAJMOWA

ŁY ZNACZNY

PROCENT WIANIA RADIOWEGO

,

NAWET W ODLEG

ŁOŚCI DWUSTU MIL OD

BRZEGU

.

background image

O

TRZECIEJ PO PO

ŁUDNIU

,

TRZY GODZINY PRZED WYBUCHEM

,

NA

B

IA

ŁEJ

A

TLANTYDZIE WSZYSTKO JU

Ż BYŁO PRZYGOTOWANE

.

T

RZYDZIE

ŚCI

MIL NA ZACH

ÓD ZNAJDOWAŁ SIĘ LOTNISKOWIEC

USS

„S

ARATOGA

".

G

OT

ÓW BYŁ TEŻ BEZZAŁOGOWY SAMOLOT UMIESZCZONY NA WYRZUTNI

KATAPULTY

.

28

S

HERWOOD I

J

ULIA PRZESTALI ROZMAWIA

Ć

,

GDY NA EKRANIE

POJAWI

Ł SIĘ PREZENTER DZIENNIKA TELEWIZYJNEGO

,

ŻEBY ZAPOWIE

-

DZIE

Ć BEZPOŚREDNIĄ

,

NA

ŻYWO

,

TRANSMISJ

Ę Z

„E

UREKI

".

J

ULIA PRZESZ

ŁA PRZEZ HOTELOWY POKÓJ I NASTAWIŁA TELEWIZOR

G

ŁOŚNIEJ

.

T

O NIE W PORZ

ĄDKU

ZAUWA

ŻYŁA

,

KL

ĘKAJĄC Z BOKU

EKRANU I OBSERWUJ

ĄC ROZMOWĘ REPORTERA Z ADMIRAŁEM

P

EARSO

-

NEM

.

N

AS WYKOPALI

,

ALE SPROWADZILI SOBIE REPORTER

ÓW

.

N

IE JEST TO WINA ADMIRA

ŁA

RZEK

Ł

S

HERWOOD

.

C

ZY

MOGLIBY

ŚMY OGLĄDAĆ BEZ TWOJEGO KOMENTARZA

?

P

ATRZYLI W MILCZENIU

,

JAK

P

EARSON WYJA

ŚNIA

,

ŻE BEZZAŁOGOWY

STEROWANY PRZEZ RADIO SAMOLOT WY

ŚLE ZAKODOWANY LASEROWY

IMPULS NA WIE

ŻĘ ZNAJDUJĄCĄ SIĘ NA

B

IA

ŁEJ

A

TLANTYDZIE

,

ODPALAJ

ĄC

NUKLEARNE URZ

ĄDZENIE

.

N

A EKRANIE POJAWI

ŁO SIĘ UJĘCIE Z PERSPEKTYWY OLBRZYMIEJ

G

ÓRY LODOWEJ

.

O

BRAZ

,

NA KT

ÓRY PAŃSTWO PATRZĄ

,

POCHODZI Z KAMERY

TELEWIZYJNEJ ZAINSTALOWANEJ NA POK

ŁADZIE BEZZAŁOGOWEGO

SAMO

-

LOTU

WYJA

ŚNIŁ GŁOS ADMIRAŁA

P

EARSONA

.

R

EPORTER USI

ŁOWAŁ Z NIEGO WYDOSTAĆ OCENĘ EWENTUALNEGO

WYNIKU OPERACJI

,

ALE

P

EARSON UDZIELI

Ł WYMIJAJĄCEJ ODPOWIEDZI

.

C

ZY TO CO

Ś DA

?

ZAPYTA

ŁA

J

ULIA

.

S

HERWOOD WZRUSZY

Ł RAMIONAMI

.

B

ÓG JEDEN WIE

.

M

EGAFO

-

NOWE BOMBY TO CA

ŁKIEM NOWE ZABAWKI

,

JAK TO OKRE

ŚLAJĄ

.

N

A DOLE EKRANU UKAZYWA

ŁY SIĘ CYFERKI WSKAŹNIKA UPŁYWAJĄ

-

CEGO CZASU

.

J

ESZCZE DWIE MINUTY DO ODPALENIA

.

T

YM RAZEM TO CHYBA TAK

,

JAKBY U

ŻYĆ RĘCZNEGO GRANATU DO

WYSADZENIA

M

OUNT

E

VERESTU

ZAKPI

ŁA

J

ULIA

.

S

HERWOOD U

ŚMIECHNĄŁ SIĘ SZEROKO

.

B

ARDZO DOBRZE

,

PANNO

background image

H

AMMOND

.

B

EZZA

ŁOGOWY SAMOLOT OKRĄŻAŁ GÓRĘ LODOWĄ W ODLEGŁOŚCI

TRZECH MIL

,

A JEGO CIE

Ń PRZYPOMINAJĄCY KOMARA PRZESUWAŁ SIĘ

KAPRY

ŚNIE PO NIERÓWNEJ POWIERZCHNI MILCZĄCYCH

,

ZADUMANYCH

KLIF

ÓW

.

J

EST WIE

ŻA

!

POWIEDZIA

ŁA NAGLE

J

ULIA

.

N

A EKRANIE POJAWI

ŁA SIĘ NA CHWILĘ BŁYSZCZĄCA KRATOWNICA

LASEROWEGO CELU

.

J

EDNA MINUTA

.

S

AMOLOT ODLECIA

Ł

.

N

A EKRANIE NIE BY

ŁO ZNÓW NICZEGO PRÓCZ

MORZA I DALEKICH SYLWETEK MA

ŁYCH JAK ZABAWKI STATECZKÓW

.

J

AKI

Ś GŁOS CEDZĄC SŁOWA OZNAJMIŁ

,

ŻE TERMONUKLEARNE URZĄ

-

DZENIE ZOSTA

ŁO JUŻ UZBROJONE

.

.

K

AMERA NA

„E

URECE

"

POKAZA

ŁA REPORTERA I ADMIRAŁA

P

EARSO

-

NA PATRZ

ĄCYCH NA MONITOR POZA KADREM

.

S

AMOLOT ZROBI TERAZ KR

ĄG ROZPOCZYNAJĄC ZBLIŻANIE SIĘ

WYJA

ŚNIAŁ

P

EARSON

.

P

OJAWI

ŁO SIĘ ZNOWU BEZKRESNE MORZE

.

F

ALOWA

ŁO NA EKRANIE

,

POTEM USPOKOI

ŁO SIĘ

,

GDY ZMATERIALIZOWA

ŁY SIĘ KONTURY

B

IA

ŁEJ

A

TLANTYDY

.

C

ZTERDZIE

ŚCI PIĘĆ SEKUND

.

S

AMOLOT MA OKO

ŁO DZIESIĘCIU MIL DO CELU

ZAKOMUNIKO

-

WA

Ł GŁOS

P

EARSONA

I SKIERUJE WI

ĄZKĘ PROMIENI

,

GDY ZNAJDZIE SI

Ę

W ODLEG

ŁOŚCI TRZECH MIL

.

C

O SI

Ę STANIE Z SAMOLOTEM PO DETONACJI

,

ADMIRALE

?

Z

AK

ŁADA SIĘ

,

ŻE NIE ZOSTANIE USZKODZONY PRZEZ LATAJĄCE

OD

ŁAMKI LODU I BĘDZIE MÓGŁ WYLĄDOWAĆ NA

„S

ARATODZE

".

T

O

NIEZWYKLE CENNY SPRZ

ĘT

.

A

LE NIE TAK CENNY JAK NOWOJORSKA

ŻEGLUGA

?

W

POKOJU HOTELOWYM ZABRZMIA

Ł DONOŚNY ŚMIECH

P

EARSONA

.

R

ACJA

.

T

RZYDZIE

ŚCI SEKUND

.

K

ONTURY

B

IA

ŁEJ

A

TLANTYDY NAGLE NABRA

ŁY OSTROŚCI I STOPNIOWO

UWYDATNI

ŁY SIĘ POSZCZEGÓLNE

,

POSZARPANE

,

KRUSZ

ĄCE SIĘ LODOWE

STERTY

.

J

ULI

Ę OGARNĘŁO PODNIECENIE

,

GDY TAK PATRZY

ŁA NA SKAZANĄ

NA ZAG

ŁADĘ

B

IA

ŁĄ

A

TLANTYD

Ę

.

W

YDAWA

ŁA JEJ SIĘ ZBYT PIĘKNA

,

BY J

Ą

background image

NISZCZY

Ć

.

P

OTEM PRZYPOMNIA

ŁA SOBIE

„O

RIONA

",

TRUMNY USTA

-

WIONE RZ

ĘDEM NA MAŁYM OTOCZONYM MUREM CMENTARZYKU NA

W

YSPACH

Z

IELONEGO

P

RZYL

ĄDKA I

O

AFA

.

D

ROGIEGO

,

POCZCIWEGO

O

AFA

...

D

ZIESI

ĘĆ SEKUND

DOBIEG

Ł UROCZYSTY GŁOS Z GŁOŚNIKA

TELEWIZYJNEGO

.

J

ULIA CHWYCI

ŁA RĘKĘ

S

HERWOODA I

ŚCISNĘŁA JĄ PATRZĄC NA

ROSN

ĄCEGO W OCZACH POTWORA

,

KT

ÓRY WCIĄŻ BYŁ WIELKOŚCI POŁOWY

L

ONG

I

SLAND

.

W

IE

ŻA ZNALAZŁA SIĘ NA ŚRODKU EKRANU I PĘDZIŁA

Z NIEPRAWDOPODOBN

Ą PRĘDKOŚCIĄ W STRONĘ KAMER

.

P

I

ĘĆ

...

ODLICZY

Ł UROCZYSTY GŁOS

.

C

ZTERY

...

J

ULIA BEZWIEDNIE ZACISN

ĘŁA PALCE NA RĘCE

S

HERWOODA

.

T

RZY

...

DWA

...

JEDEN

...

G

ŁOS ODLICZAJĄCEGO POZBAWIONY

BY

Ł WYRAZU

.

C

IENKA WI

ĄZKA PROMIENI BŁYSNĘŁA W KIERUNKU WIEŻY Z JEDNEJ

STRONY EKRANU

.

O

DPALANIE ROZPOCZ

ĘTO

.

M

AMY DETONACJ

Ę

.

N

IC SI

Ę NIE STAŁO

.

G

DY BEZZA

ŁOGOWY SAMOLOT ZAKRĘCIŁ

,

KAMERZY

ŚCIE NA

„E

URECE

"

UDA

ŁO SIĘ PRZY UŻYCIU ZDALNEGO

STEROWANIA UTRZYMA

Ć W KADRZE

B

IA

ŁĄ

A

TLANTYD

Ę

.

M

INUS JEDNA

...

DWIE

...

CEDZI

Ł SŁOWA GŁOS

.

N

ARASTA

CI

ŚNIENIE

.

Ć

WIER

Ć MILI KWADRATOWEJ LODU Z WIEŻĄ POŚRODKU WYBRZUSZY

-

ŁO SIĘ W GÓRĘ

.

C

HWILA NIEZDECYDOWANIA

,

GDY DWIE SI

ŁY

MASA

LODU I UWI

ĘZIONA ENERGIA NUKLEARNEGO PIEKŁA

ZMAGA

ŁY SIĘ ZE

SOB

Ą

.

N

UKLEARNE URZ

ĄDZENIE ZWYCIĘŻYŁO

.

N

AST

ĄPIŁA BIAŁA ERUP

-

CJA

,

NIEZLICZONE TONY LODU WYLECIA

ŁY Z PRĘDKOŚCIĄ DŹWIĘKU

W POWIETRZE

.

E

KSPLOZJA TRWA

ŁA

,

JAK SI

Ę ZDAWAŁO

,

WIECZNIE

:

ZE

STALE

POSZERZAJ

ĄCEGO SIĘ KRATERU TRYSKAŁY W NIEBO BEZ PRZERWY LÓD

,

WODA I PARA

.

F

IASKO

!

OZNAJMI

Ł

S

HERWOOD PATRZ

ĄC WZROKIEM BEZ

WYRAZU NA EKRAN TELEWIZORA

.

M

ÓJ

B

O

ŻE

!

F

IASKO

!

O

DG

ŁOS KOLOSALNEJ ERUPCJI DOTARŁ DO MIKROFONU W BEZZAŁOGO

-

WYM SAMOLOCIE

.

N

AG

ŁY HUK ZOSTAŁ ZNIEKSZTAŁCONY PRZEZ

APARATU

-

background image

R

Ę FONICZNĄ

,

KT

ÓRA NIE MOGŁA UPORAĆ SIĘ Z BARBARZYŃSKIM

ATAKIEM NA JEJ SYSTEMY

.

F

IASKO

!

POWTARZA

Ł

S

HERWOOD

.

D

LACZEGO

?

SPYTA

ŁA

J

ULIA

,

NIE MOG

ĄC ODERWAĆ WZROKU

OD ZAMIECI O P

ŁATKACH ŚNIEGU WIELKOŚCI DOMU

,

KT

ÓRE TYLKO CUDEM

NIE UDERZY

ŁY W BEZZAŁOGOWY SAMOLOT

.

G

ÓRA LODOWA POWINNA SIĘ BYŁA ROZWALIĆ

,

ROZPA

ŚĆ

.

A

TYM

-

CZASEM UDA

ŁO IM SIĘ TYLKO WYRWAĆ W NIEJ CHOLERNIE WIELKĄ

DZIUR

Ę

.

J

ULIA NADA

Ł SPOGLĄDAŁA NA EKRAN

.

A

LE ZOBACZ

,

JAKIEJ

WIELKO

ŚCI TO DZIURA

!

Z

OBACZ NO

!

S

TRASZNA RANA ZIEJ

ĄCA NA

B

IA

ŁEJ

A

TLANTYDZIE MIA

ŁA NAJMNIEJ

DWIE MILE

ŚREDNICY

DWA RAZY TYLE CO KRATER PO UDERZENIU

METEORYTU NA

P

USTYNI

A

RIZO

ŃSKIEJ

.

S

HERWOOD POTRZ

ĄSNĄŁ ZE

SMUTKIEM G

ŁOWĄ

.

T

AK

...

J

EST WIELKA

.

W

ĄTPIĘ JEDNAK

,

CZY WYSADZILI W POWIE

-

TRZE WI

ĘCEJ LODU NIŻ

B

IA

ŁA

A

TLANTYDA TRACI NORMALNIE W CI

ĄGU

JEDNEGO DNIA

.

29

L

ÓD RUSZYŁ

.

N

IE ZAWI

ÓDŁ

.

N

IE MO

ŻNA GO BYŁO ZATRZYMAĆ

.

A

NI ZNISZCZY

Ć

.

P

ORUSZA

Ł SIĘ BARDZO WOLNO

.

J

AKBY OPANOWA

Ł GO ŚLEPY

,

LECZ

NIEOMYLNY INSTYNKT

.

A

BY

Ł TO INSTYNKT ZABIJANIA

.

30

K

U ROZGORYCZENIU

S

HERWOODA NIEZASPOKOJONY APETYT

J

ULII

NA

N

OWY

J

ORK I JEGO SKLEPY UTRZYMYWA

Ł SIĘ I NASTĘPNEGO DNIA

WCI

ĄŻ BYŁ TAKI SAM

.

U

PARCIE CI

ĄGAŁA GO ZE SOBĄ NA ZAKUPY

I W R

ÓŻNE ATRAKCYJNE TURYSTYCZNIE MIEJSCA

A OBU TYCH RZECZY

NIE ZNOSI

Ł Z CAŁEJ DUSZY

.

W

YSZLI W

ŁAŚNIE Z DOMU TOWAROWEGO

„M

ACY

Y'

ON OB

ŁADO

-

WANY PACZKAMI

,

ONA UBRANA W NAJNOWSZY NABYTEK

.

J

ULIA

PRZYPATRYWA

ŁA SIĘ WSPANIAŁEMU WYNIOSŁEMU BUDYNKOWI ZA

H

ERALD

S

ĄUARE

,

TYMCZASEM

S

HERWOOD MACHAJ

ĄC PRÓBOWAŁ ZA

-

TRZYMA

Ć TAKSÓWKĘ I NIE UPUŚCIĆ JEDNOCZEŚNIE PAKUNKÓW

.

background image

T

O

E

MPIRE

S

TATE

B

UILDING

,

PRAWDA

.

G

LYN

?

Jaskrawożółte taksówki mknące w fali ruchu ulicznego po
Broadwayu pozosta

ły obojętne wobec Sherwooda.

Tak

— warknął zirytowany, nie trudząc się sprawdze-

niem, na co Julia patrzy.

By

łeś kiedy na górze?

Nie.

Chcia

łabym tam pójść.

P

óźniej.

Teraz.

Musimy potwierdzi

ć w liniach lotniczych nasz odlot do

Londynu. Czy

żbyś nie zamierzała wrócić do domu? Ponadto

jest mgie

łka, guzik zobaczysz.

Wywieszka w niezr

ównanym marmurowym westybulu Em-

pire State Building informowa

ła, że widoczność na galeryjce jest

nieograniczona. Zeszli na d

ół do poziomu dojazdu i tam

Sherwood niech

ętnie kupił dwa bilety. Na górze siedział na-

d

ąsany w barze, póki Julia nie zmusiła go do podziwiania

widok

ów.

Mia

łam nadzieję, że zjemy dziś wieczorem kolację w ja-

kiej

ś restauracji, takiej na przykład jak „Cztery Pory Roku"

powiedzia

ła zagniewana. — Chciałam choć raz włożyć na

siebie co

ś przyzwoitego. Ale jeśli myśl o wyjściu ze mną wy-

daje ci si

ę tak wstrętna, to ograniczymy się do zjedzenia

hamburgera!

Jaki

ś turysta uśmiechnął się do nich. — Jeśli chcecie się

k

łócić, to się nie krępujcie. — Usłużnie nastawił głośniej swoje

przeno

śne radio. Tego dnia w dziennikach mówiono głównie

o Bia

łej Atlantydzie i niewiele o innych sprawach.

Julia opar

ła się o balustradę i patrzyła ze zdumieniem w dół

na krz

ątających się niczym mrówki na mikroskopijnych chodni-

kach ludzi, osiemdziesi

ąt sześć pięter pod nimi. Zajrzała do

swojej broszury.

O rety, jeste

śmy na wysokości tysiąca pięciuset stóp.

Sherwood pokiwa

ł głową. Słuchał radia tego turysty. Biała

Atlantyda dryfowa

ła wolno w stronę Nowego Jorku. Jakiś

m

ędrzec w studio rozwijał teorię o ewentualnym efekcie ekologi-

background image

cznym, jaki topniej

ąca słodka woda wywrze na życie morskie.

Jak to jest,

że na Manhattanie mogą stać tak wysokie

budynki? Zapomnij o Bia

łej Atlantydzie, teraz to już nie nasza

sprawa.

Sherwood dalej s

łuchał radia. Julia musiała powtórzyć swoje

pytanie.

Przepraszam

— rzekł Sherwood. — Co mówiłaś?

Jak to jest,

że w Nowym Jorku buduje się takie kolosalne

drapacze chmur?

Ka

żdy uczeń w szkole wie dlaczego. Pod osadami

lodowcowymi Manhattanu znajduje si

ę skała metamorficzna

o du

żej zwartości, manhattański łupek. Schodzi w dół na parę

tysi

ęcy stóp. To najwspanialsza platforma budowlana, jakiej

m

ógłby życzyć sobie każdy inżynier. Jakkolwiek oni przeklinają

go, gdy musz

ą wiercić tunel.

S

łowa zamarły mu w ustach. Julia spojrzała na niego

bacznym wzrokiem. O

żywienie znikło z jego twarzy. Zesztyw-

nia

ł z wrażenia.

Glyn, co si

ę stało?

Poruszy

ł wargami.

Co si

ę stało? Musisz mi powiedzieć! — Julia nagle bardzo

si

ę zlękła. Na twarzy Sherwooda malowała się niewypowiedzia-

na groza.

Glyn, co to takiego?

Sherwood spogl

ądał na nią szeroko rozwartymi przera-

żonymi oczami, ale jego wzrok przechodził obok niej i kie-

rowa

ł się w stronę odległego mostu wiszącego Verraza-

no-Narrows i otwartego morza za nim. Nag

łe złapał Julię za

r

ękę.

Pr

ędko! — krzyknął głosem chrapliwym od strachu.

Musimy skontaktowa

ć się z admirałem Pearsonem!

31

Prosz

ę — błagał Sherwood. — To sprawa życia

i

śmierci. Proszę, niech pan porozumie się z „Eureką" i powie

im,

że Glyn Sherwood chce mówić z admirałem Pearsonem. On

b

ędzie ze mną rozmawiał.

background image

Stra

żnik z Ochrony Wybrzeża usprawiedliwiał się. — Przy-

kro mi, ale admira

ł jest zajęty. Widział pan dziennik?

Sherwood opar

ł dwie ręce na biurku strażnika. — Niech pan

pos

łucha. Kiedyś tu pracowałem. Wiem, gdzie jest pokój

łączności. Jeśli pan się nie ruszy, i to już, przejdę przez te drzwi

i po

łączę się z admirałem sam!

Stra

żnik wstał. — Nie pójdziesz nigdzie, przyjacielu. Masz

dow

ód tożsamości?

Julia pr

óbowała powstrzymać Sherwooda przed przepchnię-

ciem si

ę obok strażnika. — Nie wygłupiaj się, Glyn.

Stra

żnik złapał go za rękę, okręcił i przytrzymał w mocnym

u

ścisku.

Teraz sobie pan si

ądzie — rzekł lekkim tonem — i po-

wie mi, kim pan jest, i przedstawi, jak nale

ży, o co chodzi.

Okej?

Sherwood zakl

ął. Julia przeszukiwała rozpaczliwie torebkę.

Ich paszporty zosta

ły w hotelu.

Znajomy g

łos za nią powiedział: — Wygląda na to, że wy

dwoje znowu napytali

ście sobie kłopotów.

Rozdzia

ł jedenasty

32

Gus Maguire, burmistrz Nowego Jorku, by

ł na zebraniu

zarz

ądu portu, na którym dyskutowano o proponowanym

katastrofalnym zakazie

żeglugi w rejonie Nowego Jorku, gdy

otrzyma

ł pilną wiadomość, żeby wrócił do Gracie Mansion.

Godzin

ę później znalazł się z powrotem w swoim gabinecie.

Z jego twarzy znikn

ął goszczący na niej zwykle wyraz dobrego

humoru, gdy spogl

ądał w dół na plan Nowego Jorku rozpostar-

ty na biurku i s

łuchał Sherwooda. Admirał Pearson powiedział

swoje i teraz milcza

ł.

Jak wyja

śnił admirał Pearson — mówił Sherwood

Bia

ła Atlantyda ma masę czterystu miliardów ton i przesuwa

si

ę w kierunku szelfu kontynentalnego przy wybrzeżu nowojors-

kim z pr

ędkością wahającą się od półtora do dwu węzłów.

A potem osi

ądzie na mieliźnie — rzekł Maguire — i za-

background image

cznie si

ę rozpadać. Tak, admirale?

Sherwood zastanawia

ł się, jak wyłożyć sprawę nie zaprze'

czaj

ąc opinii najwyższego urzędnika miejskiego. Wahał się.

Hm... To nie takie proste, panie burmistrzu. A przynajmniej

ja my

ślę, że nie...

Maguire czeka

ł cierpliwie.

To kwestia olbrzymiej masy Bia

łej Atlantydy i kolosalnej

nagromadzonej w tej masie energii kinetycznej.

— Sherwood

wskaza

ł na wyspę Manhattan. — Większość Nowego Jorku stoi

na skale metamorficznej, to znaczy takiej, kt

óra ulega zmianie

pod wp

ływem ciepła lub ciśnienia albo obu czynników łącznie.

Żałował, że burmistrz nie zadaje mu pytań i zmusza go tym

samym do wyszukiwania s

łów. —- Wszystkie skały metamorficz-

ne, kwarc i tak dalej, maj

ą jedną wspólną cechę, a mianowicie są

niebywale twarde i zwarte. Manhatta

ński łupek należy do

najtwardszych.

Co manhatta

ńskiego? — przerwał Maguire.

Manhatta

ński łupek. Jest to metamorficzna skała cał-

kiem typowa dla tej wyspy i si

ęga pod same osady lodowcowe

i mu

ł hudsoński aż do szelfu kontynentalnego.

Co to takiego te osady lodowcowe?

— spytał Pearson,

zauwa

żywszy coraz bardziej niezadowoloną minę burmistrza.

Sherwood pozby

ł się swojej początkowej nerwowości. — To

gruz skalny przyniesiony z g

ór przez lodowce w epoce lodowej.

Jest to semimorficzna, homogeniczna masa gliny zwa

łowej,

piasku,

żwiru i innych glacjalnych narzutów, która pokrywa

du

żą część Manhattanu na głębokość aż dziewięćdziesięciu stóp.

Mo

że do pewnego stopnia zamortyzować niektóre fale uderze-

niowe, ale ja w

ątpię, czy...

Maguire otworzy

ł szeroko oczy. — Jakie fale uderzeniowe?

...Wszyscy budowniczowie waszych drapaczy chmur

przekopywali si

ę przez osad lodowcowy, żeby dojść do skalnego

pod

łoża, na którym będą budować...

Jakie fale uderzeniowe?

— zagrzmiał Maguire.

Zwarte warstwy o du

żej gęstości przekazują fale uderze-

niowe na du

że odległości przy bardzo niewielkiej utracie energii

background image

odpar

ł Sherwood. — Jeśli Biała Atlantyda utrzyma się na

swoim obecnym kursie, to za jedena

ście dni, licząc od dziś,

uderzy w szelf kontynentalny i wyzwoli wi

ęcej energii sejsmicz-

nej ni

ż obsunięcie się o dziesięć jardów Uskoku Świętego

Andrzeja. Ca

ły Nowy Jork będzie trząść się i dzwonić niczym

dzwon.

33

Fala uderzeniowa wstrz

ąsnęła fundamentami miasta o

czwartej rano, gdy wi

ększość mieszkańców pogrążona była we

śnie.

Budynek Woolwortha zatoczy

ł się jak pijany i sypnął

tynkiem, gdy otrzepywa

ł się niczym mokry pies. Wieże Świato-

wego Centrum Handlu przechyli

ły się niczym maszty szkunera

podczas szalej

ącego sztormu, a potem runęły. Sztuczny kanion

Wall Street wype

łniał się pod wpływem spadających zwieńczeń

i gruz

ów. Śmiercionośna fala uderzeniowa przetoczyła się przez

pi

ęć dzielnic miasta — fala całkowitej zagłady, która zdziesiąt-

kowa

ła trzysta mil kwadratowych w niecałe trzy sekundy.

Zapad

ła cisza. Nic się nie ruszało. Potem słychać było kro-

ki, kiedy wstrz

ąśnięci świadkowie symulowanej katastrofy zeszli

si

ę wokół olbrzymiego modelu: Sherwood i admirał Pearson,

Gus Maguire, Jonas Steele — gubernator stanu Nowy Jork
— i dwaj rządowi naukowcy z amerykańskiego Narodowego
Centrum Bada

ń Sejsmicznych w Menlo Park w pobliżu San

Francisco.

Nikt si

ę nie odzywał, podczas gdy dwaj naukowcy badali

perforowane paski papieru, kt

óre w czasie tego trzysekundowe-

go sztucznego trz

ęsienia ziemi wypluła z siebie ich aparatura

rejestruj

ąca. Znajdowali się w dużym nie używanym magazynie

na West Side, dwie przecznice od budynku Columbia Broadcast-

ing System na Dziesi

ątej Alei. To właśnie technicy od specjal-

nych efekt

ów tej stacji pracowali bez przerwy przez dwie doby

pod nadzorem dwu rz

ądowych naukowców, budując olbrzymi

model. Nie by

ł to model kompletny •— nie dałoby się go zrobić

w tak kr

ótkim czasie — znajdowały się tam jednak wszystkie

ulice i mosty wraz z pewn

ą liczbą głównych budynków reprezen-

background image

tuj

ących wszystkie rodzaje metod konstrukcyjnych stosowa-

nych w Nowym Jorku. Budynkom brakowa

ło drobnych szcze-

g

ółów, ale ich rozmiary, a także wytrzymałość odpowiadały

rzeczywistym proporcjom. Przed symulowanym trz

ęsieniem

ziemi profesor Gemell, starszy z dw

ójki naukowców, zademons-

trowa

ł wytrzymałość modelu uruchomiwszy wentylator, który

udawa

ł wichurę o prędkości stu pięćdziesięciu mil na godzinę.

Budynki zachwia

ły się wyraźnie.

To w

łaśnie on zabrał głos jako pierwszy. — Panowie, nie

mog

ę podać dokładnych danych, póki nie przetelegrafujemy

tych zapis

ów do Menlo Park, żeby przetworzyli je na naszym

komputerze, ale mog

ę podać przybliżone. — Zrobił gest

w stron

ę zawieszonego na suwnicy bramowej głazu, którego

u

żyto do wytworzenia fali uderzeniowej. — Kiedy góra lodowa

uderzy, to mo

żemy oczekiwać przyspieszenia jednego metra na

sekund

ę.

Co to oznacza?

— spytał zirytowany Maguire.

To oznacza silne trz

ęsienie ziemi — odpowiedział Sher-

wood.

Gemell si

ę uśmiechnął. — Słusznie. I nie tylko trzęsienie

ziemi. Pan Sherwood m

ówi, że istnieje niebezpieczeństwo

przewr

ócenia się góry lodowej.

Maguire zamkn

ął oczy i jęknął.

Je

śli to się wydarzy — ciągnął Gemell — będziemy mieli

prawie na pewno fal

ę pływu o znacznej amplitudzie.

Du

żą falę pływu — przetłumaczył Sherwood.

Manhattan i inne dzielnice, mo

że z wyjątkiem niektórych

cz

ęści Brooklynu, są położone nisko. A potem jest lotnisko

Kennedy'ego, La Guardia i Coney Island.

W porz

ądku — warknął Steele. — Mamy obraz.

Chryste

— mruknął Maguire. — Czy nikt nie może

powstrzyma

ć tej przeklętej góry? — W jego głosie dźwięczała

nuta rozpaczy.

Pr

óbowaliśmy wszystkiego — rzekł Pearson. — Chodzi

o czterysta miliard

ów ton, panie burmistrzu.

W ko

ńcu to gubernator stanu ujął w słowa to, o czym

background image

wszyscy my

śleli.

B

ędziemy musieli ewakuować Nowy Jork, Gus.

Maguire wygl

ądał na doprowadzonego do rozpaczy.

Z pewno

ścią gdzieś w tym kraju, ojczyźnie rozwiniętej

technologii i bogactwa zasob

ów, można znaleźć jakiś sposób,

żeby zatrzymać kawał lodu?

Odpowiedzia

ła mu cisza.

Maguire opad

ł na skrzynię używaną do pakowania i wpatry-

wa

ł się w zniszczony model. — Ewakuować Nowy Jork...

Chryste Panie.

Steele siad

ł obok niego. — Mamy dziesięć dni, Gus. Wezmę

wideo z tej symulacji do gubernatora New Jersey. Z ich policj

ą

stanow

ą i naszą policją stanową, i twoją policją miejską...

powinni

śmy dać sobie radę z przeprowadzeniem kolejnych

etap

ów planu.

Z pewno

ścią możemy coś zmontować — powiedział

Maguire z gorycz

ą. — Usiłuję objąć myślą skalę tej operacji... i...

do czorta... nie wydaje mi si

ę, żebym potrafił myśleć jasno.

My

ślałem, że Manhattan i tak ma tendencję do ewakuo-

wania si

ę co wieczór między czwartą a szóstą — zauważył

Sherwood.

Maguire popatrzy

ł na geologa z pogardą. — Co za głupia

uwaga! Powiem panu co

ś, Sherwood. Manhattan ma powierz-

chni

ę dwudziestu jeden mil kwadratowych i koło dwóch milio-

n

ów mieszkańców. Brooklyn ma powierzchnię dwukrotnie

wi

ększą 1 trzy miliony ludzi! Bronx czterdzieści jeden mil

kwa-dratowych i dalsze dwa miliony. Mamy jeszcze Queens,

panie Sherwood. Wie pan, jak du

że jest Queens? Powiem panu,

sio osiemna

ście mil kwadratowych. A mieszkańców? Powiem

panu i to. Dwa miliony. Nast

ępnie marny Richmond... Przypu-

szczam,

że możemy pozostawić Richmond panu Sherwoodowi.

Mo

że uda się panu dać sobie radę z ćwierć milionem ludzi,

dawa

ł pan sobie przecież do tej pory tak doskonale radę

z kilkoma setkami mil sze

ściennych lodu. Na całym obszarze

b

ędzie pan miał ponad dwanaście milionów ludzi. Ludzi,

panie Sherwood. Ludzi z domami, podw

órkami, rodzinami,

background image

krewnymi, korzeniami. A my b

ędziemy musieli ich ruszyć, pięć

procent ca

łej ludności Stanów Zjednoczonych!

Steele po

łożył mu rękę na ramieniu. — Okej, Gus. On nie

mia

ł nic złego na myśli.

Maguire obr

ócił się do Steele'a. — Słuchaj, Jonas. Gdybyś-

my nawet mogli ich ruszy

ć, to gdzie, do diabła, ich przeniesie-

my?

Przykro mi, panie burmistrzu

— odezwał się Sherwood,

w duchu przeklinaj

ąc nieadekwatność takich przeprosin.

Maguire'owi opad

ły ramiona. Postarzał się o dziesięć lat.

Potrz

ąsnął głową wolno i z niedowierzaniem, jakby rozbrzmie-

waj

ący echem magazyn, model zniszczonego Nowego Jorku

i zgromadzeni wok

ół niego milczący ludzie byli przerażającymi

zjawami z jakiego

ś okropnego snu, których nie mógł się pozbyć

z pod

świadomości jak pijawek.

Co m y poczniemy?

— spytał smutno. — Cóż teraz

poczniemy?

34

Gubernator stanu zamierza og

łosić Nowy Jork obsza-

rem kl

ęski żywiołowej i zaapelować o pomoc federalną — po-

wiedzia

ł Sherwood, gdy wracali z Julią na piechotę do hotelu.

Noc przegna

ła wszystkie taksówki i zastąpiła je wolno sunącymi

ci

ężarówkami. — Pojechał do gubernatora New Jersey, żeby

opracowa

ć wspólny plan ewakuacji. Oznajmią to późnym

rankiem przez radio i w telewizji.

Dotarli do baru otwartego ca

łą noc.

Julia przystan

ęła. — Mam ochotę na drinka.

Zaczeka

ła, aż barman odejdzie. — Mówiłeś mi kiedyś

o projekcie odholowania g

ór lodowych na Bliski Wschód. Czy

nie mo

żna by Białej Atlantydy zatrzymać, gdyby się miało

wystarczaj

ąco dużo statków?

Sherwood popija

ł małymi łyczkami swój trunek i przyglądał

si

ę bez zainteresowania barmanowi pucującemu szklaneczki.

Żadna siła ziemska nie może jej zatrzymać.

Przyp

łynął następny klient i usadowił się na stołku przy

barze.

background image

Czyta

łam kiedyś książkę o karate — powiedziała Julia.

Pisz

ą tam, jak wykorzystać większą wagę swojego przeciwni-

ka. Wiesz, o co mi chodzi: kiedy on si

ę pcha, a ty pchasz jego,

nagle zamiast pcha

ć pociągasz i on pada. Taka jest teoria.

Barman przyj

ął zamówienie od nowo przybyłego.

R

ąbnięcie jedną megatoną nie zrobiło na Białej Atlanty-

dzie najmniejszego wra

żenia — skomentował Sherwood obser-

wuj

ąc barmana, który usiłował wydostać kostki lodu z tacki.

Zmarszczy

ł brwi i spojrzał na Julię. — Mogłabyś powtórzyć, co

m

ówiłaś?

O czym?

O karate.

Och, tak.

— Julia powtórzyła to, co zapamiętała z prze-

czytanej kiedy

ś książki.

Kostki lodu wypad

ły grzechocząc z tacki. Sherwood wstał

i wzi

ął Julię za rękę. Nie zważając na jej protesty, że jeszcze nie

dopi

ła swego trunku.

Wiesz

— powiedział, kiedy znowu znaleźli się na ulicy

ca

łkiem możliwe, że ty i ten barman rozwiązaliście problem.

35

Śmigłowiec amerykańskiej Ochrony Wybrzeża po raz trzeci

przelatywa

ł ponad trzystoma milami kwadratowymi Białej

Atlantydy. Przegl

ąd dobiegał niemal końca.

Jeszcze dwa punkty zamocowania tutaj

— orzekł Sher-

wood zaznaczaj

ąc je na mapie.

Pearson obserwowa

ł go z ciekawością. — No i co pan myśli?

Sherwood podsun

ął na czoło okulary ochronne i potarł

oczy. Bia

ła Atlantyda błyszczała w porannym słońcu jak

niebia

ńskie światło ostrzegawcze. — Nie mogę powiedzieć z całą

pewno

ścią, póki nie dostaniemy najświeższych sonografów jej

podwodnych profili.

Na rany Chrystusa, Sherwood, ma pan chyba bzika.

Musi pan przecie

ż mieć pogląd, czy to się uda, czy nie.

A co m

ówi Krantz?

On my

śli, że może się udać. Z silnym akcentem na

mo

że

background image

Sherwood kiwn

ął głową. — Raz przynajmniej pan Krantz

i ja zgadzamy si

ę ze sobą, admirale. To może się udać.

B

ędziemy musieli jednak cholernie się pospieszyć.

36

Departament Stanu zdecydowanie wyst

ępował przeciwko

pomys

łowi, żeby prezydent zaapelował przez radio do całego

świata. Argumentowali, że mają do dyspozycji aparat dyploma-

tyczny zapewniaj

ący kontakty z poszczególnymi rządami, mają

te

ż odpowiednich ludzi na odpowiednich miejscach, którzy

mogliby tak

ą misję wypełnić. Na zakończenie stwierdzili, że

wyg

łoszenie tego rodzaju apelu przez prezydenta Stanów Zjed-

noczonych uw

łaczałoby godności jego urzędu.

Prezydent podwa

żał ich obiekcje punkt po punkcie. Apel

mia

ł być skierowany do narodów świata. I jeśli pozytywne,

konstruktywne kroki zmierzaj

ące do ocalenia Nowego Jorku,

dom

ów i środków egzystencji kilku milionów obywateli amery-

ka

ńskich mogłyby uwłaczać godności, to trudno.

A poza tym

— dodał prezydent — naszkicowałem już

swoje przem

ówienie i sporządziłem notatki, jak należy apel

zaaran

żować.

37

Sherwood i Julia ogl

ądali wstrząsające wystąpienie prezyde-

nta w zat

łoczonym saloniku na pokładzie „Eureki". Żaluzje

opuszczono, zas

łaniając oślepiający widok Białej Atlantydy

oddalonej pi

ęć mil od statku.

Apel rozpoczyna

ł się lotniczym zdjęciem Manhattanu zro-

bionym z odleg

łej perspektywy i napisem głoszącym:

UDERZENIE LODU ZA 200 GODZIN 12 MINUT.

Nie by

ło komentarza, żadnych efektów dźwiękowych, żad-

nej muzyki. Raz przynajmniej g

łośniki telewizji amerykańskiej

milcza

ły, toteż mały ekran z konieczności przyciągał uwagę.

Obraz Manhattanu znikn

ął, zastąpił go montaż dobrze teraz

znanych scen: nowojorscy policjanci stanowi zamykaj

ą drogi,

reguluj

ą ruch i aresztują szabrowników. Pokazano kawalkady

karetek przewo

żących pacjentów z Bellevue przez most Quens-

background image

boro, wynoszenie stalowych skrzy

ń ze złotem w sztabach

i papierami warto

ściowymi z banków do czekających samocho-

d

ów pancernych strzeżonych przez czujne szeregi policji miejs-

kiej, rodziny

ładujące swoje mienie do samochodów i przyczep,

i wreszcie, widok ze

śmigłowca na wielkie obozy dla ewakuowa-

nych po

łożone z dala od miasta na tysiącach hektarów zarekwi-

rowanych grunt

ów uprawnych. Wszystkie sekwencje starannie

zmontowano, tak

że nie zawierały wzmianki o wybuchającej

wci

ąż na ulicach Nowego Jorku strzelaninie między łupieżczymi

bandami bezwzgl

ędnych szabrowników plądrujących wylud-

nione rejony a r

ównie bezwzględnymi linczującymi bandziora-

mi ze stra

ży obywatelskiej. To, z czym musiała mieć do

czynienia ci

ężko pracująca policja miejska i stanowa, przypomi-

na

ło wojnę domową — jak tylko uporano się z jednym

incydentem, u

żywając do tego celu zrzucanych ze śmigłowców

granat

ów z gazem „zniechęcającym", gdzie indziej wybuchał

nast

ępny.

Telewizyjne obrazy namiotowych oboz

ów dla ewakuowa-

nych zast

ąpił animowany film ukazujący uderzenie Białej

Atlantydy w kontynentalny szelf. Nast

ępnie pokazano rozpada-

j

ące się wieżowce — film wideo z symulowanej katastrofy

wywo

łanej w magazynie realistycznie zwolniono, tak że nad

miastem zawis

ła chmura pyłu towarzysząc niszczycielskiej fali

uderzeniowej.

Cz

łonek ekipy naukowej z „Eureki", którego pchnięto

kiedy

ś nożem na Dziesiątej Alei, zauważył: — To chyba

najlepsza rzecz, jaka mog

ła się przydarzyć temu miastu.

Ta uwaga zmartwi

ła jakiegoś nowojorczyka. Pearson już

mia

ł się wtrącić, kiedy nagle wszyscy się zorientowali, że

prezydent zacz

ął mówić. Siedział przy biurku, ręce miał lekko

roz

łożone. Był odprężony, całkowicie panował nad sytuacją.

Od wczoraj przeprowadzana jest roz

łożona na etapy,

systematyczna ewakuacja Nowego Jorku i zagro

żonych obsza-

r

ów New Jersey.

Patrzy

ł prosto w kamerę i mówił nie korzystając z notatek.

Do p

ółnocy dnia dzisiejszego siedemset pięćdziesiąt tysięcy

background image

naszych zagro

żonych obywateli zostanie przeniesionych w bez-

pieczne miejsce, jutro cztery miliony, a ewakuacja zostanie zako

ń-

czona z powodzeniem pojutrze. Podczas mojej dzisiejszej bytno

ści

w Nowym Jorku rozmawia

łem z wieloma rodakami, którzy

pracowali i mieszkali tam przez ca

łe życie. Z takimi ludźmi jak Ab

Shumann i jego

żona Martha, którzy prowadzą delikatesy na Alei

Ameryk, Paul i Jean Macintyre, kt

órzy mają sklep z towarami

żelaznymi w Greenwich Village, i z wieloma innymi. Wszyscy są

ci

ężko pracującymi obywatelami i nie tylko zainwestowali w Nowy

Jork swoje pieni

ądze, lecz także poświęcili mu własne życie.

Wszyscy oni chc

ą wiedzieć jedno: czy można było uratować miasto

przed zag

ładą? Uratować ich domy i środki utrzymania?

Prezydent zrobi

ł przerwę. Jego przemówienie celowo miało

charakter niewyszukany.

Odpowied

ź brzmi następująco: przerażające zagrożenie

ze strony Bia

łej Atlantydy, mimo jej niewiarygodnych rozmia-

r

ów, można powstrzymać.

Znowu przerwa

ł. Uśmiechnął się leciutko. — Pamiętam

mego nauczyciela ze szk

ółki niedzielnej, który mi powtarzał, że

wiara przenosi g

óry. Jest to coś, w co nadal wierzę. Tyle że tym

razem musimy g

óry zatrzymać.

Podni

ósł lekko głos i dla podkreślenia sensu swoich słów

uderzy

ł zwiniętą pięścią w lewą dłoń.

I zatrzymamy je.

— Kolejna pauza. Po czym spokojnie:

Lecz czego

ś takiego Stany Zjednoczone zrobić same nie

zdo

łają. — Spojrzał mówiąc to w dół, na biurko, a następnie

powoli podni

ósł wzrok i popatrzył w stronę kamery.

Istnieje plan zwalczenia Bia

łej Atlantydy. Plan tyleż

śmiały, ile ryzykowny. Plan, który może się powieść z pomocą

bosk

ą i przy dobrej woli narodów wolnego świata. Zniszczenie

Bia

łej Atlantydy, zanim zechce ona umrzeć z własnej woli, leży

w mo

żliwościach ludzkości.

Tym razem pauza by

ła dłuższa.

M

ówię „ludzkości", ponieważ Stany Zjednoczone nie

dysponuj

ą takimi środkami, żeby bez pomocy innych przepro-

wadzi

ć etap pierwszy tego planu.

background image

Przeciwko temu w

łaśnie zdaniu oponował zaciekle Departa-

ment Stanu.

Żywiono tam przekonanie, że lepiej byłoby dopuś-

ci

ć do sprzedaży Dzwonu Wolności Rosjanom niż przyznać się

do tego, i

ż Stany Zjednoczone nie mają środków do osiągnięcia

jakiego

ś celu. — Taka jest prawda — argumentował prezydent,

i inkryminowane zdanie pozosta

ło w tekście.

Wolny najazd kamery na zm

ęczoną twarz.

Etap pierwszy przedstawia si

ę prosto. Zaproponowano

go rzeczywi

ście przed kilkoma dniami, ale ja plan odrzuciłem,

poniewa

ż nie mieliśmy gwarancji, że Biała Atlantyda nie zagrozi

Kanadzie i Nowej Fundlandii. Teraz t

ę gwarancję mam. Etap

pierwszy zniszczenia Bia

łej Atlantydy wymaga usunięcia bezpo-

średniego zagrożenia Nowego Jorku. A to oznacza usunięcie

Bia

łej Atlantydy. W czasie, który mamy do dyspozycji, można

to zrobi

ć tylko w jeden sposób, a mianowicie odholować ją

statkami. Nie setk

ą statków. Nie dwiema setkami statków ani

nawet trzema setkami... lecz trzema tysi

ącami stat-

k

ów.

Prezydent pozwoli

ł, żeby jego słowa wryły się w pamięć.

Trzy tysi

ące statków, każdy o wyporności nie mniejszej

ni

ż pięć tysięcy ton. Takiego ogromu mocy potrzeba, żeby

sprowadzi

ć Białą Atlantydę z obecnego jej kursu. Stany Zjedno-

czone maj

ą w swojej flocie handlowej taką liczbę statków, ale są

one rozrzucone po ca

łym świecie. Tylko pięćset pięćdziesiąt

zdo

ła dotrzeć do Nowego Jorku w wyznaczonym czasie.

Prezydent pochyli

ł się do przodu. Był to niewielki ruch, lecz

nada

ł aurę pewności całej reszcie jego przemówienia.

Oto dlaczego apeluj

ę teraz do wszystkich państw mors-

kich p

ółnocnego Atlantyku, by skierowały tu każdy nadający

si

ę statek, który mogą odstąpić i który zdoła dotrzeć do zatoki

Nowego Jorku w ci

ągu najbliższych sześciu dni. Apeluję do

rz

ądów i armatorów w imieniu dwunastu milionów mężczyzn,

kobiet i dzieci, kt

órych domy, praca, zdrowie, dobytek i całe

praktycznie

życie zostały wystawione obecnie na śmiertelne

niebezpiecze

ństwo. Z waszą pomocą i pomocą Boga Wszech-

mog

ącego możemy przyczynić się do odwrócenia najgorszej

background image

katastrofy w dziejach naszej planety. Dzi

ękuję.

Na ekranie pojawi

ła się teraz elektroniczna tablica w studio

telewizyjnym. Atrakcyjne dziewcz

ęta siedziały rzędem przy

telefonach. Zegar po

środku studia oznajmiał:

UDERZENIE LODU ZA 199 GODZIN 58 MINUT.

O, do diab

ła — odezwał się czyjś pełen konsternacji głos

z ty

łu kabiny-saloniku na „Eurece". — Zostawiają to telefo-

nom.

Ale to dzia

ła — zauważył Pearson. — Spójrzcie na

tablic

ę.

Otrzymano ju

ż pierwsze zgłoszenie. Dziewczyna rozmawia-

ła przez telefon, a jej palce biegały szybko po klawiaturze.

Cunard oferowa

ł „Queen Elizabeth II" pod warunkiem, że

pasa

żerowie będą mogli wysiąść na ląd w Nowym Jorku i zostać

przewiezieni do bezpiecznego miejsca.

W takich momentach poznaje si

ę, kto jest naprawdę

twoim przyjacielem

— powiedział prezydent do swojego asyste-

nta.

— Ile statków obiecano nam do tej pory?

Siedemset osiemdziesi

ąt pięć.

Prezydent pokiwa

ł głową. Było lepiej, niż przypuszczał. Apel

og

łosił przed godziną.

No i c

óż — rzekł przeciągając się i ziewając. — Miejmy

nadziej

ę, że ten szalony pomysł się powiedzie.

Z telefonem czy z holowaniem?

I jedno, i drugie

— brzmiała lakoniczna odpowiedź

prezydenta.

38

Pozostawa

ły 173 godziny do uderzenia lodu, gdy żołnierze

piechoty morskiej, od kt

órych roiły się niszczejące flanki Białej

Atlantydy, spostrzegli pierwszy obcy statek.

Przerwali prac

ę przy swoim gigantycznym zadaniu — wbija-

niu ca

łego lasu stalowych dźwigarów w lód — i wiwatowali jak

szaleni na cze

ść pięknego liniowca pasażerskiego. Płynął do

Panamy, gdy otrzyma

ł od swoich właścicieli polecenie zbocze-

nia z kursu. Pasa

żerowie stali wzdłuż relingu i patrzyli w osłupie-

niu na bia

ły kontynent przesuwający się z prędkością ośmiu mil

background image

po prawej burcie statku.

Przyby

ła ,.Queen Elizabeth II".

Jed

ź w prawo! — krzyknął uzbrojony strażnik do

kierowcy autobusu. Nast

ępne kule uderzyły w autobus, gdy

skr

ęcił w Czterdziestą Szóstą Ulicę. Większość pocisków poszła

w oparcia siedze

ń, dosłownie w odległości cali od przerażonych

pasa

żerów ,,Quenn Elizabeth II", którzy popadali na podłogę.

Stra

żnik wrzeszczał do swojej radiostacji odbiorczo-nadawczej,

kiedy przypadkowa kula trafi

ła w tylną oponę. Załadowany

autobus przechyli

ł się przez chodnik i wpadłszy w poślizg

wjecha

ł tyłem w wystawę sklepu. Gdy kierowca autobusu

gor

ączkowo rozpędzał silnik, żeby utrzymać pojazd w ruchu,

szale

ńczo buksujące koła ostrzelały zbitym szkłem podążające

za nim auta. Teraz musia

ł gwałtownie skręcić kierownicę,

żeby wyminąć dwa wozy policyjne z wielkimi syrenami, które

p

ędziły po obu stronach autobusu i zahamowały nagle bloku-

j

ąc samochód szabrowników. Odgłosy strzelaniny się oddala-

ły, gdy autobus pospiesznie opuszczał zakazaną strefę, do

kt

órej nieopatrznie zabłądził wioząc pasażerów do hoteli w

Bostonie.

Okej, ludziska

— powiedział ze znużeniem strażnik

jeste

śmy już na terenie nadzorowanym.

Lecz teren ten nadzorowano zaledwie od godziny. I jak

pasa

żerowie ku swemu przerażeniu stwierdzili, spojrzawszy na

latarnie uliczne

— był to teren, gdzie straż obywatelska miała

du

żo do roboty.

O zmierzchu stru

żka statków przybywających do Zatoki

Nowojorskiej i wp

ływających na miejsce zakotwiczenia wskaza-

ne przez kutry Ochrony Wybrze

ża zamieniła się w powódź.

Tankowce, liniowce, rudowce, zbo

żowce, trzy przetwórnie

wielorybnicze i przesz

ło dwieście uniwersalnych towarowców

zgromadzi

ło się tego dnia w Nowym Jorku i stało na kotwicy

uszeregowanych rufami.

We wszystkich umys

łach była jedna niewyslowiona modlit-

wa: Bo

że, spraw, żeby pogoda się utrzymała.

208

background image

JAMES FOLLETT

39

M

ój Boże — powiedział dziennikarz, w jednej ręce

trzymaj

ąc mikrofon, drugą trzymając się pasa asekuracyjnego,

żeby nie wypaść ze śmigłowca. — Co za fantastyczny widok! To

chyba najwi

ększe zgromadzenie statków od czasów lądowania

aliant

ów w Normandii. W całym swoim życiu nigdy nie

widzia

łem czegoś takiego. Nikt przedtem nie widział czegoś

takiego. Wygl

ąda na to, że Zatoka Nowojorska stała się

gigantycznym miejscem postoju dla wszystkich statk

ów świata!

Widz

ę bandery praktycznie wszystkich państw świata. Setki

bander brytyjskich. Dlaczego nie uznajemy ju

ż Wielkiej Bryta-

nii za pot

ęgę morską, kiedy ma ona wciąż jedną z największych

flot handlowych na

świecie?

I jest tu

„Eureka", okręt będący pływającą kwaterą

g

łówną admirała Brandona Pearsona, który koordynuje tę

operacj

ę... Tam widzimy statek egipski, „Asyut", który zepsuł

si

ę trzysta mil od kanału Ambrose i został przyholowany tu

przez zbo

żowiec izraelski. A na widnokręgu... Czy moglibyśmy

podjecha

ć w górę kamerą?... Może nie widać tego na państwa

ekranach, ale to jest blade

światło migocące na niebie, Biała

Atlantyda oddalona o sto siedemdziesi

ąt mil i poniżej widnokrę-

gu. Dowiedzieli

śmy się od admirała Pearsona, że góra lodowa

znajduje si

ę w odległości dziewięćdziesięciu mil od szelfu

kontynentalnego i zbli

ża się do niego pod kątem z prędkością

p

ółtora węzła.

Do uderzenia lodu pozosta

ło dziewięćdziesiąt godzin.

40

Dwa tysi

ące siedemdziesiąt miejsc w Sali Zgromadzenia

Og

ólnego ONZ zajęli kapitanowie statków stojących na kotwi-

cy w zatoce. Dalszych siedemset umundurowanych kobiet

i m

ężczyzn tłoczyło się w przejściach. Wspaniałe niebiesko-

-zielono-z

łote audytorium — centrum najważniejszego miejsca

zgromadze

ń na świecie — było pełne.

Blisko trzy tysi

ące osób słuchało w milczeniu admirała

background image

Pearsona stoj

ącego przy mównicy przed marmurowym podium

dla prezydenta i sekretarza generalnego. Niekt

órzy ze zgroma-

dzonych s

łuchali symultanicznego tłumaczenia przez słuchawki,

inni natomiast przegl

ądali dostarczoną każdemu broszurę z ins-

trukcjami.

Nie mo

żemy zatrzymać Białej Atlantydy — podsumował

swoje wywody admira

ł Pearson. — Ale z pomocą boską

mo

żemy sprowadzić ją z obecnego kursu.

Po pytaniach i odpowiedziach odpraw

ę zakończono.

Do uderzenia lodu pozostawa

ły sześćdziesiąt trzy godziny.

41

Las stalowych d

źwigarów sterczących z dziesięciomilowego

pogranicza p

ółnocnej flanki góry lodowej zajmował powierzch-

ni

ę sześciuset akrów i przypominał olbrzymią zaporę anty czoł-

gow

ą, zupełnie jakby Biała Atlantyda przygotowywała się na

odparcie inwazji od morza. D

źwigary ustawiono w równe rzędy

i szeregi na topniej

ących pochyłościach, każdy z nich w prostej

linii do morza. Do podstawy ka

żdego dźwigara, tam gdzie stal

dotyka

ła lodu, przyczepiona była cienka druciana linka wytrzy-

muj

ąca naprężenie pięćdziesięciu ton. Linki były połączone

po dziesi

ęć i tworzyły linę grubości męskiej ręki o wytrzyma-

łości pięciuset ton, a te z kolei zebrane były również w grupy

po dziesi

ęć tworząc sto podstawowych lin holowniczych, fab-

ryka w Ohio produkuj

ąca liny ze stopu tytanowego pracowała

bez przerwy,

żeby dostarczyć wymaganą ilość w określonym

czasie.

Sherwood i Julia z chrz

ęstem przeszli przez topniejący lód do

pierwszego szeregu d

źwigarów i zatrzymali się obserwując

ruchliw

ą scenę.

M

ężczyźni należący do Batalionu Inżynieryjno-Budowlane-

go ameryka

ńskiej marynarki wojennej pracowali jak funkcjo-

nuj

ący gładko, zgrany i sprawny zespół.

Sherwood pokaza

ł Julii najbliższy z gigantycznych zwojów

liny holowniczej.

W ka

żdym z tych zwojów jest sześć mil liny. Całkiem

wystarczaj

ąco, żeby wzdłuż każdej z nich przyczepić trzydzieści

background image

holuj

ących statków. Te chłopaki z batalionu inżynieryjno-

-budowlanego, te morskie pszcz

ółki, wyglądają tak, jakby byli

ju

ż gotowi do spuszczenia na wodę pierwszej z nich.

Julia os

łoniła oczy. Jeden ze zwojów, trzykrotnie większy od

stoj

ących obok niego ludzi, unosił się na związanych razem

pontonach. Zapalono przyczepny motor. Pontonowa tratwa

zacz

ęła się wolno obracać poruszając masywną linę holowniczą.

Gdy zsuwa

ła się do morza, przyczepiono do niej w pewnych

odst

ępach jaskrawopomarańczowe pływaki. Przez następną

godzin

ę, jak się wydawało, niewiele się zdarzyło, prócz tego, że

grupa cywil

ów krążyła pomiędzy tymi przypominającymi war-

townik

ów dźwigarami wieszając na każdym z nich tabliczki

z numerami,

żeby w razie gdyby coś zaczęło się psuć podczas

operacji holowania, mo

żna było je zidentyfikować przy użyciu

zdalnie sterowanych kamer telewizyjnych. Pod koniec tej godzi-

ny ponton znikn

ął w oddali.

W pobli

żu ryknęła syrena jakiegoś statku. Sherwood i Julia

obr

ócili się. Kanadyjski statek handlowy opływał jeden z iskrzą-

cych si

ę cypli i zmierzał ku linii pomarańczowych pływaków

naci

ągniętych jak sznur barwnych korali na powierzchni morza

w tym samym kierunku, w kt

órym dryfowała Biała Atlantyda.

Z przeciwnej strony pojawi

ł się drugi statek. Szedł wzdłuż liny

holowniczej, utrzymuj

ąc paralelny kurs z pierwszym statkiem,

ale z lin

ą holowniczą między nimi.

Dwa kolejne statki pojawi

ły się w precyzyjnie odmierzonym

czasie, jeden z lewej, drugi z prawej. One r

ównież oddalały się od

Bia

łej Atlantydy płynąc równolegle do siebie, z liną holowniczą

unosz

ącą się na morzu między ich kadłubami, i orientując swój

kurs wed

ług kursu pierwszych dwu statków. Przypominało to

dostojnego, lecz groteskowego kadryla lewiatan

ów.

Julia po

łożyła rękę na jednym z lodowatych dźwigarów

i patrzy

ła zafascynowana na następną parę przypadkowo

dobranych partner

ów towarzyszących sobie nawzajem, każdy

po swojej stronie liny holowniczej.

Śmigłowiec nadzoru kręcił

si

ę nad statkami jak komar kontrolujący procesję cyrkowych

s

łoni.

background image

Zdj

ęła rękę z dźwigaru i położyła ją tam z powrotem.

Co

ś wyczuwam. Sprawdź, czy i ty czujesz.

Co?

Jaki

ś stukot.

Sherwood przy

łożył czubki palców do dźwigaru. Wyczuł

niewyra

źną, bardzo odległą i regularnąwibrację.

Czujesz?

— dopytywała się Julia.

Prawdopodobnie l

ód wychwytuje uderzenia śruby jedne-

go z tych statk

ów.

To brzmi podobnie jak te zarejestrowane przez ciebie

stukoty.

Sherwood si

ę uśmiechnął. — Nie martwiłbym się tym.

S

łuchaj, lepiej już wracajmy na „Eurekę", zanim odlecą wszyst-

kie

śmigłowce.

Z wysoko

ści tysiąca stóp można było dostrzec, że statki

utworzy

ły szyk jodełkowy wzdłuż liny holowniczej. Po każdej jej

stronie by

ło piętnaście statków i każdy z tych trzydziestu

statk

ów doczepił swoją linę holowniczą. Kolejne statki odłącza-

ły się już od głównej flotylli i kierowały na pozycję, żeby

utworzy

ć drugą jodełkę. Żaden ze statków przyczepionych do

Bia

łej Atlantydy i płynących przed nią nie holował jej —jeszcze

nie; ich silniki pracowa

ły na wolnych obrotach, żeby utrzymać

sta

ły luz.

Musi si

ę jeszcze utworzyć dziewięćdziesiąt dziewięć grup

zauwa

żył Sherwood.

Przylecieli na

„Eurekę" piętnaście minut później i tam

powita

ły ich ponure twarze.

Dla wybrze

ża wschodniego prognoza przewidywała sztorm,

kt

óry miał nadciągnąć do Zatoki Nowojorskiej w ciągu najbliż-

szych dwudziestu godzin.

Do uderzenia lodu pozostawa

ło czterdzieści godzin.

Rozdzia

ł dwónasty

42

Kamery^ telewizyjne by

ły wszędzie. Co najmniej dwieście

znajdowa

ło się na różnych wysokich miejscach w całym Nowym

background image

Jorku; zainstalowane na wysokich budynkach, gotowe do

uchwycenia widoku

śmierci miasta i przekazania go głodnemu

światu, czekającemu, przycupniętemu i gotowemu się nań rzucić

przed niezliczonymi milionami telewizor

ów.

Na opuszczonej teraz Bia

łej Atlantydzie też było kilka

kamer, przesy

łających obrazy rzędów dźwigarów do centrali

Eureki". Na centralnym ekranie przed admira

łem Pearsonem

znajdowa

ł się radarowy obraz Białej Atlantydy nadawany

z AWACS-a kr

ążącego na wysokości pięciu tysięcy stóp.

Z ostrej sylwety g

óry lodowej wystawały do przodu palce stu

grup holuj

ących statków — rozstawionych szerokim wachla-

rzem dwa tysi

ące siedemset osiemdziesiąt doskonale skoordy-

nowanych statk

ów płynących z tą samą prędkością co dwieście

osiemdziesi

ąt mil kwadratowych lodu, który miały nadzieję

pokona

ć.

Inny ekran prezentowa

ł stałą komputerową ocenę sytuacji,

podaj

ąc ciśnienie atmosferyczne, prędkość i kierunek wiatru,

kierunek i pr

ędkość dryfowania Białej Atlantydy, przewidywa-

ny czas i miejsce uderzenia lodu. Gdy otrzymano ko

ńcowy

meldunek o sprawdzeniu wszystkich uk

ładów od ostatniej

holuj

ącej grupy, ciśnienie atmosferyczne stale opadało, a pręd-

ko

ść wiatru wzrastała.

Odebrano kilka po

żegnań i życzeń powodzenia od odpływa-

j

ących statków, którym inżynierowie nie zezwolili na udział

w operacji, bo ich silniki nie wytrzyma

łyby forsownej próby

konieczno

ści dawania pełnej mocy przez przewidywanych

dwadzie

ścia godzin operacji.

Pearson popatrzy

ł na główny ekran i spojrzał na Sutherlan-

da, kt

óry siedział obok niego. Sutherland skinął lekko głową.

No tak, panie i panowie

— rzekł Pearson zdecydowanym

tonem.

— Oto nadszedł właściwy moment.

Podni

ósł mikrofon i powiedział: — „Eureka" do wszystkich

grup, dziesi

ęć procent mocy za dziesięć sekund.

Do centrali pop

łynęły potwierdzenia. Ktoś na jakimś statku

pozostawi

ł włączony przełącznik przesyłowy. Słychać było

s

łaby brzęk telegrafu maszynowni.

background image

Julia sta

ła obok Sherwooda. Wskazał jej jeden z monitorów

telewizyjnych z kamery znajduj

ącej się na Białej Atlantydzie

i nakierowanej na grup

ę dźwigarów wbitych w lód.

Liny lekko si

ę napinały.

Pearson siedzia

ł z kamiennym wyrazem twarzy, gdy odbie-

rano meldunki od holuj

ących grup. Pracę silników na dziesięć

procent mocy kontynuowano przez p

ół godziny, żeby dać

mechanikom okr

ętowym na wszystkich jednostkach czas na

sprawdzenie tensometr

ów na linach holowniczych i upewnienie

si

ę, że wszystko jest w porządku.

— „

Eureka" do wszystkich grup

— powiedział admirał

Pearson.

— Trzydzieści procent mocy za dziesięć sekund.

Jeden z technik

ów odliczał sekundy.

I znowu pop

łynęły potwierdzenia, i znowu słychać było ten

s

łaby brzęk na jednym ze statków.

Dwa tysi

ące trzysta lin holowniczych napięło się, dwa

tysi

ące trzysta obserwowanych z niepokojem strzałek tensomet-

r

ów zaczęło się przesuwać.

Nast

ępne trzydzieści minut na sprawdzanie układów. Załogi

na wszystkich statkach bacznie obserwowa

ły swoje liny holow-

nicze, gotowe w razie konieczno

ści do odcięcia ich i ucieczki,

gdyby cokolwiek posz

ło źle

Światło słabło. Bryza się nasilała.

Brytyjski marynarz zakl

ął raczej ze strachu niż ze złości, gdy

po

śród eksplodującego obłoku nawianych drzazg lodowych

Bia

ła Atlantyda zrodziła nagle małą górę lodową.

Ludziom na statkach wydawa

ło się, że już holują tę monst-

rualn

ą górę lodową, było to jednak złudzenie wywołane przez

pr

ąd i słabe oświetlenie.

UDERZENIE LODU ZA 30 : 50

— oznajmiła jedna

z linijek z tajemniczymi danymi na ekranie komputera.

Mamy dwie minuty op

óźnienia — zawiadomił Suther-

land.

Pearson zarz

ądził pięćdziesięcioprocentowa moc silników.

Hej

— rzekł Sutherland minutę później. — Prędkość

wzros

ła o jedną dziesiątą węzła.

background image

Oczy Pearsona pow

ędrowały na ekran. — Wiatr się nasila.

Sutherland nie odpowiedzia

ł. Pearson miał rację — nie

mo

żna było orzec, czy wzrost prędkości o jedną dziesiątą węzła

wykazany przez czujniki pomiarowe pozostawione na g

órze

lodowej wywo

łany został przez statki, czy też złowieszczo

zmieniaj

ący się wiatr, który nieubłaganie przybierał na sile.

— „

Empress of Oslo"!

— odezwał się nagląco przez głośnik

kto

ś mówiący ze skandynawskim akcentem. — Grupa dwudzie-

sta druga. Gor

ące łożysko. Odcinamy się i uciekamy!

Od jednej z holuj

ących grup oderwało się radarowe echo.

Kuter Ameryka

ńskiej Ochrony Wybrzeża zaanonsował, że

statek, jak si

ę zdaje, może wysunąć się naprzód bez pomocy, ale

oni b

ędą mu towarzyszyć.

Pr

ędkość wiatru dwadzieścia dwa i cztery dziesiąte

powiedzia

ł Sutherland. — Admirale, czy nie sądzi pan, że

nale

ży skrócić czas pięćdziesięcioprocentowej mocy? Prędkość

wiatru wzros

ła o trzy węzły w ciągu piętnastu minut.

Trzymamy si

ę harmonogramu.

Sutherland zagryz

ł dolną wargę i obserwował monitor

z danymi.

— Admirale... — zaczął.

Musimy da

ć tym statkom dużo czasu, by mogły się

upewni

ć, że ich silniki i urządzenia sterowe zdołają wytrzymać

to, co je czeka przy stuprocentowej mocy

— odparł Pearson

z rozdra

żnieniem, nie patrząc na Sutherlanda. — Trzymamy się

harmonogramu.

Jakby potwierdzaj

ąc roztropność Pearsona drugi statek

zaanonsowa

ł, że zabiera się do odcięcia i ucieczki.

Charlie Jeden do

„Eureki" — dobiegł przyjazny głos

z kr

ążącego AWACS-a. — Mamy satelitarne zdjęcia huraganu

Tricia. Wy

ż utrzymuje się wciąż na wschodzie. Wygląda na to,

ch

łopcy, że znajdziecie się na jej obrzeżu za osiem godzin

dwadzie

ścia minut.

Na mi

łość boską, admirale — zamruczał Sutherland.

Musimy skr

ócić czas i dać teraz pełną moc.

Pearson my

ślał przez chwilę, po czym nacisnął przełącznik

przesy

łowy u podstawy mikrofonu. — „Eureka" do wszystkich

background image

grup. Zmiana planu. Stuprocentowa moc za dziesi

ęć minut.

Wezwania za pi

ęć minut, minutę trzydzieści sekund i dziesięcio-

sekundowe odliczanie.

Pearson zwolni

ł przełącznik. — Zadowolony pan, kapitanie

Sutherland?

Komputer oznajmia

ł:

UDERZENIE LODU ZA 30 : 49

43

Do p

ółnocy statki dawały stuprocentową moc już od sześciu

godzin. Gro

źba defektu mechanicznego zmusiła jeden ze stat-

k

ów do odczepienia swojej liny od głównej liny holowniczej.

opuszczenia pozycji w grupie przez wysuni

ęcie się przed konwój

i skr

ęcenia w bok —jego szalona ucieczka w bezpieczne miejsce

przypomina

ła umykanie nocnego zwierzaka przed zbliżającą się

dywizj

ą pancerną.

Bia

ła Atlantyda zwiększyła swoją prędkość o jeden węzeł

i porusza

ła się w kierunku szelfu kontynentalnego z prędkością

dwu i p

ół węzła, ale wciąż nie można było określić, czy to zasługa

statk

ów, czy umiarkowanego wiatru.

Wydaje mi si

ę to szaleństwem — szepnęła Julia do

Sherwooda.

Co takiego?

Pr

óba zmuszenia jej, żeby poruszała się szybciej.

Karate

— odparł tajemniczo Sherwood.

Wybuch

ły okrzyki radości. Monitor radarowy ukazywał

kolejn

ą górę lodową, która odłamała się od północnego krańca

swej rodzicielki. Przestrze

ń między matką a dzieckiem powoli

si

ę rozszerzała — dając być może dowód, że statki wywierały na

ruch potwora pewien wp

ływ.

Ta wichura dotrze do nas za dwie godziny, admirale

powiedzia

ł Sutherland.

No i co?

Je

śli będziemy czekać z obrotem na nadejście dnia, to

mo

że być za późno.

Pearson kiwn

ął głową. — Ma pan oczywiście rację, Suther-

land. I oczekuje pan ode mnie,

żebym wydał rozkaz wymagający

background image

wykonania przez wszystkie statki tego skoordynowanego mane-

wru w nocy, manewru, kt

óry byłby wystarczająco trudny i przy

świetle dziennym?

Nie ma pan wyboru

— powiedział ze spokojem Suther-

land.

I znowu ma pan racj

ę.

Odezwa

ł się głośnik. — „Bonner" prowadzący grupę pierw-

sz

ą do „Eureki".

M

ówcie, „Bonner".

Wys

łuchaliśmy komunikatu meteorologicznego, admi-

rale, i porozumia

łem się z innymi statkami z mojej grupy.

My

ślimy, że można już teraz pozwolić mojej grupie na zmianę

kursu, a tak

że na to, bym zasygnalizował kierownikowi grupy

drugiej,

żeby potem, jak zmienimy kurs, dokonał tego samego.

Mo

żna też zezwolić, aby grupa druga dała sygnał grupie trzeciej

i tak dalej wzd

łuż całej linii.

Dzi

ękuję, „Bonner". Czekać.

Pearson zwr

ócił się do Sutherlanda. — Co pan myśli?

Spr

óbujmy.

To oznacza przekazanie dowodzenia kierownikom grup.

Sutherland wzruszy

ł ramionami. — To oni przecież próbują

zatrzyma

ć tę cholerną górę.

Pearson nacisn

ął przełącznik przesyłowy. — Okej, „Bon-

ner". Wydamy nowe rozkazy kierownikom grup.

Z g

łośnika doleciał chichot. — Już to zrobiłem, admirale.

Zmieniamy kurs ju

ż teraz. — Głośnik umilkł.

Teksa

ńczyk — stwierdził Sutherland, sprawdzając listę

statk

ów i ich kapitanów.

To wida

ć — skonstatował kwaśno Pearson.

Julia tr

ąciła łokciem Sherwooda. — Spójrz na radar!

Pierwsza grupa statk

ów kierowała się w bok od głównego

konwoju. Potem kolejno, jedna po drugiej, niczym szukaj

ące

macki ukwia

łu, wszystkie grupy zaczęły skręcać w prawo.

Wszechmog

ący Boże! — szeptał Sherwood w ciemnoś-

ciach w tylnej cz

ęści centrali. — To się udało! Naprawdę się

uda

ło!

background image

Bia

ła Atlantyda obracała się powoli wzdłuż osi, a jej

p

ółnocna flanka wciąż skierowana była w stronę holujących

statk

ów. Był to niezbity dowód, że wielki konwój zdobywa

przewag

ę nad olbrzymią górą lodową.

Komputer przetworzy

ł nowe informacje i oznajmił:

UDERZENIE LODU ZA 24:00.

Pozostawa

ła dokładnie jedna doba. Pojawił się jednak

promyk nadziei

— komputer podał tę samą przepowiednię co

przed godzin

ą.

44

Po drugiej rano otar

ła się o nią krawędź huraganu. Statkom

uda

ło się już wówczas obrócić o 180 stopni i zmierzały

z powrotem w kierunku, z kt

órego przypłynęły.

P

ółnocna flanka Białej Atlantydy zwrócona była teraz na

po

łudnie i ukazywała swój rozpadający się dziób setkom

mocuj

ących się z nią statków, których śruby wściekle młóciły

wod

ę ubijając ją na pianę. Wiatr dmący w czoło konwoju nasilił

si

ę przechodząc od stałych jęczących podmuchów, które uderza-

ły w takielunek i żurawie bumowe, do przeciągłego, kpiącego

ryku triumfu. Morze sta

ło się rozkołysaną zaporą kipiącą

nienawi

ścią, grzebało dzioby statków i z pogardą obnażało

śruby napędowe, które obracały się bezsilnie nie mając w co się

wgry

źć.

Obserwatorzy w. centrali

„Eureki" siedzieli*"w milczeniu

bezradni

świadkowie odwiecznej walki człowieka z morzem.

Si

ły przeciwników się równoważyły. Biała Atlantyda stała

w miejscu. Podczas gdy jednak morze mia

ło nie kończące się

zasoby kolosalnych si

ł, których jeszcze nie zmobilizowało, to

łomoczące, dygocące silniki dwóch tysięcy ustawionych w szere-

gu statk

ów nie miały już żadnych.

Nie damy rady tego zrobi

ć — powiedział Sherwood do

Julii g

łosem pełnym cichej rozpaczy. — Wystarczy, żeby jeden

z tych statk

ów...

Nie doko

ńczył zdania. Jeden z monitorów telewizyjnych, na

kt

órym widać było oświetloną armię dźwigarów zapuszczonych

w l

ód, dokończył je za niego — przynajmniej pięćdziesiąt

background image

stalowych kotwic lin przekr

ęcało się wolno i rozrywało lód.

45

Grupy od czternastej do dziewi

ętnastej! — warknął

Pearson do mikrofonu.

— Wysadzać! Wysadzać! Wysadzać!

By

ł to ustalony wcześniej sygnał dla kierowników grup do

zdetonowania

ładunków wybuchowych owiniętych wokół głó-

wnych lin holowniczych.

Kilka sekund p

óźniej do centrali „Eureki" doleciał odgłos

sze

ściu następujących po sobie detonacji.

Pearson patrzy

ł na wykres radarowy ukazujący jarzące się

wyd

łużone echa. Były to statki odpływające od konwoju niczym

mr

ówki opuszczające swoje mrowisko.

Tych sze

ść grup to sto pięćdziesiąt statków — oznajmił

przygn

ębiony Sutherland. — Utrata od pięciu do siedmiu procent.

Pearson si

ę nie odzzywał. Jak wszyscy w centrali

obserwowa

ł bacznie ekran komputera. Wiatr ifale zaczęły zyskiwać

przewag

ę. Biała Atlantyda znowu się poruszała- W kierunku

p

ółnocy — wolno ciągnąc konwój z powrotem w stronę

Nowego Jorku i szelfu kontynentalnego.

UDERZENIE LODU ZA 22:10

— przewidywał komputer,

lecz gdy Bia

ła Atlantyda nabrała prędkości, wprowadził poprawkę:

UDERZENIE LODU ZA 19:40.

46

Wichura przycich

ła o świcie, ale wiadomość nie zmniej-

szy

ła aury rozpaczy i poczucia klęski

Przyp

ływ utrzymywał Białą Atlantydę w nieubłaganym, śmier-

telnym u

ścisku i bezlitośnie pchał ją na północ

Jeszcze dwa statki odpad

ły z powodu braku Paliwa.lub

mechanicznego defektu. Z dw

óch tysięcy siedmiuset osiem-

dziesi

ęciu statków, które podjęły się holoWania. na począt-

ku operacji, w zaprz

ęgu pozostało mniejwięcej kilkaset

UDERZENIE LODU ZA 10:03. .

Bia

ła Atlantyda znajdowała się dwadzieścia nil od Stromego

podwodnego spadku szelfu kontynentalnego

gdzie ko

ńczył się Atlantyk i zaczynała ameryka

background image

Admira

ł Pearson sztywno wstał z krzesła * przeciągną się.

Siad

ł obok Julii i Sherwooda. Na jego twarzy malowało się

zm

ęczenie i troska. .

No c

óż — powiedział ze znużeniem w głosie. — Próbo-

wali

śmy z całych sił. .

- Kiedy zamierza pan wyda

ć polecenie statkom, żeby

porzuci

ły hol? — spytała Julia. . .

Pearson ziewn

ął. - Przypuszczam, że tusz przed samym

uderzeniem lodu. Jest szansa,

że ci chłopcy na morzu zwalniają

jednak pr

ędkość dryfowania. Pół węzła mniej może pomóc

w zmniejszeniu zniszcze

ń. Co myślisz, synu?

Sherwood nie s

ądził, żeby pół węzła stanowiło jakąś dużą

r

óżnicę, ale nie miał serca tego powiedzieć. Pokiwał więc głową

i rzek

ł: — Tak, może.

Nie wydaje mi si

ę to prawdopodobne — odezwała się

Julia, potrz

ąsając ze smutkiem głową. — Nowy Jork nie jest

czym

ś tak złym, jak to usiłuje przedstawić nam prasa. Nie

zas

ługuje na to, co go czeka.

Żadne miasto nie zasługuje na to, co czeka Nowy Jork

skonstatowa

ł krótko Pearson. — Módlmy się więc o cud.

UDERZENIE LODU ZA 9: 55

— zakomunikował ekran

komputera.

47

Pozostawa

ło pięć godzin do uderzenia lodu, gdy głuche

dudnienie obwie

ściło początek cudu.

Bar samoobs

ługowy na „Eurece" gwałtownie opusto-

sza

ł, personel wybiegł na pokład, żeby być tego świad-

kiem.

Sherwood i Julia nie wiedzieli, co sobie powiedzie

ć, gdy

obserwowali przez ochronne okulary rozgrywaj

ące się w odleg-

łości pięciu mil widowisko.

Na pobliskich okr

ętach wojennych rozległ się alarm dla całej

za

łogi.

Bia

ła Atlantyda rozpadała się na dwoje.

'

— Nie obchodzi mnie to, że nie macie dość danych!

wrzeszcza

ł Pearson. — Nie możecie odgadnąć? Jakie szkody

background image

wyrz

ądzi sam ten kawał lodu? No! Myśleć!

Sherwood gor

ączkowo usiłował ocenić wielkość gigantycz-

nej g

óry lodowej, która, jak ukazywał monitor radaru, odpły-

wa

ła w bok od Białej Atlantydy.

Musi stanowi

ć co najmniej trzecią część masy Białej

Atlantydy. Ale... ale...

— zająknął się.

Charlie Jeden do

„Eureki" — rozległo się z głośnika.

Dok

ładne rozmiary tej odpadniętej góry lodowej wynoszą

dziesi

ęć mil na dziesięć, sto mil kwadratowych, trzydzieści

procent tego, co pozosta

ło.

Jakie wi

ęc wyrządzi szkody? — domagał się znowu

odpowiedzi Pearson.

Niewielkie

— odparł Sherwood. — Może słaby wstrząs

ziemi, a mo

że nawet i to nie.

— „

Eureka" do wszystkich grup

— powiedział Pearson do

mikrofonu, nie pr

óbując ukryć podniecenia. — Mamy dane!

Dobry B

óg uwolnił nas od jednej trzeciej waszego brzemienia!

Sto procent mocy za dziesi

ęć sekund!

Znowu, ze

świeżym wigorem, statki rzuciły się do przeciąga-

nia liny z przeciwnikiem.

UDERZENIE LODU ZA 4:40

— zaanonsował kilka

minut p

óźniej komputer.

Up

łynęło pięć minut.

UDERZENIE LODU ZA 4:35.

Niech mi kto powie, dlaczego si

ę zatrzymuje? — spytał

Pearson.

Troch

ę czasu musi zabrać wyhamowanie jej impetu.

Dopiero potem b

ędą mogli tak naprawdę zacząć ciągnąć

wyja

śnił Sherwood.

Ile?

Przykro mi, niestety nie wiem.

Min

ęły dwie godziny, lecz uszczuplona Biała Atlantyda

wci

ąż dryfowała w stronę szelfu kontynentalnego. Jeden z ekra-

n

ów komputera ukazywał nawet mapę z przewidywanym

kursem g

óry lodowej i punktem zderzenia.

UDERZENIE LODU ZA 2:00.

Cholera

— burknął pod nosem zły Pearson, odkrywając,

background image

że powrócił do zwyczaju z dzieciństwa — ssania kciuka i to do

krwi.

Julia trzyma

ła mocno rękę Sherwooda i nic nie mówiła.

UDERZENIE LODU ZA 1:00.

Zwalnia o trzy dziesi

ąte węzła — poinformował Suther-

land.

— No, dranie, ciągnijcie! Ciągnijcie jak wszyscy diabli!

Jego apelu skierowanego do statk

ów nikt nie usłyszał —

prze

łącznik na mikrofonie był wyłączony.

UDERZENIE LODU ZA 0:40.

Czterdzie

ści minut, pomyślał Sherwood. Jaka to odległość?

Mniej ni

ż dwa tysiące jardów, prawda?

Dostaniemy wykres szelfu kontynentalnego

— oznajmił

Sutherland.

UDERZENIE LODU ZA 0:30.

R

ęka Julii w dłoni Sherwooda była śliska od potu. Usiłował

j

ą uwolnić, ale Julia na to nie pozwoliła.

Nadal zwalnia

— komunikował Sutherland. — Prędkość

dziewi

ęć dziesiątych węzła.

UDERZENIE LODU ZA 0:20.

Dwadzie

ścia minut — powiedział z goryczą Pearson.

Dlaczego ona si

ę nie zatrzymuje?

UDERZENIE LODU ZA 0:10.

Zwolni

ła do czterech dziesiątych węzła. — W głosie

Sutherlanda brzmia

ło podniecenie.

UDERZENIE LODU ZA 0:05.

Na wykresie linia ostrej kraw

ędzi szelfu kontynentalnego

by

ła wyraźna.

Dwie dziesi

ąte węzła! — krzyknął Sutherland. — Zatrzy-

muje si

ę! Zatrzymuje się!

Nie zatrzyma si

ę, pomyślał Sherwood.

UDERZENIE LODU ZA 0:02.

Jedna dziesi

ąta. — Tym razem głos Sutherlanda był

spokojny, jakby przypomnia

ł sobie o swojej pozycji kapita-

na.

UDERZENIE LODU ZA 0:01.

Sherwood zamkn

ął oczy.

Nic

— powiedział Sutherland. — Nic. Nic.

background image

O czym pan m

ówi?

Zatrzyma

ła się.

Sherwood otworzy

ł oczy i popatrzył na dane na ekranie.

UDERZENIE LODU ZA 00:00.

Roze

śmiał się. Cóż to niby miało znaczyć?

Bia

ła Atlantyda zatrzymała się i jej masa trzech miliardów

ton spoczywa

ła tuż przy krańcu szelfu kontynentalnego.

UDERZENIE LODU... UDERZENIE LODU... UDE-

RZENIE LODU...

— powtarzał nierozumny komputer, ale

wszyscy si

ę śmiali, cieszyli i płakali, i nikt nie miał głowy na to,

żeby go wyłączyć.

48

Up

łynęły dwa tygodnie, zanim mocne strumienie zimnej

wody z wodomiotaczy na pi

ęciu statkach pożarniczych, prze-

znaczonych do gaszenia ognia na naftowych platformach

wiertniczych, poprzecina

ły Białą Atlantydę na posłuszne małe

lodowe g

órki. Holowniki i statki żeglugi przybrzeżnej odciągały

je na wyznaczony obszar topnienia, ci

ągnący się przez Zatokę

Nowojorsk

ą jak gigantyczne pole minowe.

Eureka" sta

ła na kotwicy w odległości mili od najbliższego

statku, kt

órego zdalnie sterowane miotacze atakowały osiem-

dziesi

ęcioma tysiącami galonów wody na sekundę największy

z pozosta

łych kawałów niegdyś potężnej góry lodowej.

Julia pogr

ążona w myślach, oparta na relingu „Eureki",

patrzy

ła na tę scenę. — Nie powiedziałeś mi nigdy, dlaczego

przedtem nie u

żyłeś węży?

Nie by

ło czasu — odparł Sherwood. — Zobacz, ile to

trwa. Co jednak nie usprawiedliwia mnie,

że o tym nie

pomy

ślałem. Powinienem był uświadomić sobie o wiele wcześ-

niej,

że zimna bieżąca woda topi lód 'szybciej niż cokolwiek

innego. Wtedy, gdy tylko zobaczy

łem, jak prędko te rzeki na

Bia

łej Atlantydzie drążą wąwozy, i nie czekać, żeby pokazał mi

to barman.

Wielk

ą górę lodową przepołowiono mocnym strumieniem

wody, kt

óry przeciął lód jak piła łańcuchowa kłodę balsy.

Julia lustrowa

ła otwarty kanał w poszukiwaniu łodzi moto-

background image

rowej, kt

órą mieli przyjechać z Nowego Jorku jej rodzice.

Wyl

ądowali poprzedniego dnia na nowo otwartym lotnisku

Kennedy'ego.

Nowy Jork powraca

ł do stanu normalności, ku utrapieniu

Ochrony Wybrze

ża, której powierzono trudne zadanie przega-

niania roju ma

łych stateczków wyprawiających się na ryzykow-

ne wycieczki, w niebezpieczny rejon lodowego pola, p

óki jeszcze

istnia

ło.

Nagle w pobli

żu „Eureki" samoistnie rozpadła się dwukrot-

nie od niej wi

ększa lodowa góra. Julia patrzyła, jak niestabilny

l

ód fiknął powolnego koziołka. Po dwu tygodniach pobytu na

polu lodowym sceneria ta traci

ła już swój początkowy fascynu-

j

ący urok. Przez kilka sekund koło rozpadniętej góry lodowej

co

ś burzyło powierzchnię. Poruszało się szybko, pozostawiając

na rozburzonej wodzie

ślad w kształcie litery V. Julia pokazała

palcem.

Popatrz. Tam... Och, za p

óźno, już zniknęło.

Sherwood spojrza

ł w tym kierunku. — Co to było?

Julia si

ę wahała. — Będziesz się śmiać.

Przyrzekam,

że nie będę — powiedział z powagą Sher-

wood.

-

— No... to wyglądało jak peryskop.

Sherwood jednak si

ę śmiał, za co dostał kopniaka w goleń.

49

Frank Knight, oficer s

łużbowy w brytyjskim Dowództwie

Łączności Rządowej w Cheltenham, drzemał przed swoim

pulpitem sterowniczym. Ksi

ążka w broszurowej oprawie wyśliz-

n

ęła mu się z ręki.

Pi

ętnaście minut po północy komputer Honeywell wyświet-

li

ł na ekranie zwięzłą wiadomość.

PRZYJ

ĘTO WŁAŚCIWIE ZAKODOWANE W PAŚMIE

D

ŁR PILNE NIEPLANOWE SYGNAŁY ZE ŹRÓDŁA

PODAJ

ĄCEGO SIĘ ZA JEDNOSTKĘ 7 JEDNOSTKA

7 INSTRUKCJE OBECNIE NIEWA

ŻNE PROSIMY PO-

WIADOMI

Ć CZAS 00:15 KONIEC WIADOMOŚCI +

Komputer cierpliwie odczeka

ł następne dwie minuty, po

background image

czym rozleg

ł się przytłumiony sygnał ostrzegawczy.

EPILOG

Ju

ż trzecią godzinę trwało na pokładzie „Eureki" hałaś-

liwe przyj

ęcie z okazji zwycięstwa, gdy Sherwood przypomniał

sobie nagle,

żeby zajrzeć do wiaderka z morskimi próbkami,

w kt

órym stała ostatnia butelka szampana. Przyszedł w samą

por

ę.

Odnalaz

ł Julię roześmianą i żartującą z admirałem Pearso-

nem, odci

ągnął ją na bok.

Wyci

ągnij rękę i zamknij oczy. Mam dla ciebie prezent.

Zaintrygowana zrobi

ła to, o co prosił. Coś ukłuło ją

delikatnie w d

łoń.

Otw

órz oczy.

Spojrza

ła w dół. W malej sadzawce na jej dłoni pływał

mniejszy od kostki cukru kawa

łek lodu. Popatrzyła pytająco na

Sherwooda.

Ten si

ę uśmiechnął. — To wszystko, co z góry zostało.

Szcz

ęście, że przypomniałem sobie w porę. Julia popatrzyła znowu

na d

łoń. Lecz Biała Atlantyda znikła.

Kontynent powoli si

ę unosił. Uwolnił się od wielkiego ciężaru,

kt

óry dźwigał przez pięć milionów lat. Ruchem stopniowym,

ale takim, w kt

órym skomasowała się energia nieustannych zim

pi

ęćdziesięciu tysięcy stuleci. Na kalocie lodowej pojawiły się

p

ęknięcia. Poszerzały się z hukiem, wypełniającym, jak się

wydawa

ło, cały wszechświat. Początkowe szczeliny zamieniły

si

ę w kaniony.


KONIEC


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
LčD, 13.1 Wyznaczanie ciep˙a topnienia lodu.
Follett James U700
Quản Lý Dự Án Xây Dựng Nhiều Tác Giả, 66 Trang
Follett James U700
Quản Lý Dự Án Xây Dựng Ths Lương Thanh Dũng, 63 Trang
Slide Chi Phí Quản Lý Dự Án & Tư Vấn Đầu Tư Xây Dựng, 70 Trang
Follett James Dominator (MR) doc
Follett James U 700
Jak zrobić kilkuwyrazową zajawkę tekstu, który jest znacznie dłuższy i nie może być pokazany
ćwiczenia z fizyki.Elektrotechnika.semestr 1, SkZest2, 19. Pr˙dko˙˙ wio˙larza wzgl˙dem wody wynosi v
Akumulator do HURLIMANN D?0?5 L?5 S
James Follett Earthsearch 03 Deathship
ĐHTN Giáo Trình Môn Chương Trình Dịch (NXB Thái Nguyên 2007) Nhiều Tác Giả, 157 Trang
James Follett Crown Court
Giám Sát Thi Công Và Nghiệm Thu Lắp Đặt Thiết Bị Trong Công Trình Dân Dụng (NXB Hà Nội 2002) Lê Kiề
James Follett Earthsearch 01 Mindwarp
Slide Lập Thẩm Định Dự Án Đầu Tư xây Dựng Pgs Ts Nguyễn Văn Hiệp
Slide Áp Dụng Tiêu Chuẩn Quản Lý Chất Lượng ISO 9000 Trong Thi Công Xây Lắp, 76 Trang
James Follett Zloto Churchilla

więcej podobnych podstron