Brad Steiger
Tytuł oryginału – Alien Meetings
Wydanie I – Nowy Jork 1978
Przekład z języka angielskiego i skład – Robert K. Leśniakiewicz ©
(CBUFOiZA-Beskidy, KKK-84)
Redakcja i konsultacja – Lucjan Znicz-Sawicki ©
(KKK-1), Bronisław Rzepecki ©
(KKK-63, GBUFO Kraków)
NA PRAWACH RĘKOPISU
Szczecin – Świnoujście – Jordanów 1986-2004
SPIS TREŚCI:
Wstęp
ROZDZIAŁ 1 – Bliskie Spotkania z Humanoidami.
ROZDZIAŁ 2 – Oni zawsze byli wśród nas...
ROZDZIAŁ 3 – Rozwijanie kontaktów z Obcymi Cywilizacjami.
ROZDZIAŁ 4 – LGM – Ufonauci czy trędowaci?
4.1. Kilku małych Chińczyków.
4.2. Przygoda Rosy Lotti.
4.3. Spotkanie z Obcymi na Réunion.
4.4. Spotkanie na narciarskim stoku.
4.5. „Gleboznawcy” z New Jersey.
4.6. Humanoidzi z Rockville, (VA).
4.7. Incydent w Ohio.
4.8. Obcy na skraju drogi.
4.9. Humanoid w belgijskim ogrodzie.
4.10. Człowiek-roślina.
4.11. Trolle, skrzaty i Ukryty Lud.
4.12. Przypadek Rivalino da Silvy.
4.13. Przygoda Villas-Boasa.
ROZDZIAŁ 5 – Reperacje NOL-i.
5.1. Ufonauci przybywają na wezwanie.
5.2. „Monterzy” NOL-a z Montany
5.3. Incydent w New Berlin (NY).
ROZDZIAŁ 6 – Roboty i androidy.
6.1. Przygoda Jeana Doleckiego.
6.2. Gigant z Domene.
6.3. Cylindryczni Humanoidzi w Long Prairie (MN).
6.4. Lśniące roboty i wibrujący dźwięk.
6.5. Policjant kontra metalowy robot.
6.6. Robot na poboczu drogi.
6.7. Obcy z aparatem fotograficznym.
ROZDZIAŁ 7 – Obrzydliwości.
7.1. CE2 z Bigfootem.
7.2. Potworek w bańce
7.3. ....a poznacie Ich po zapachu...
7.4. Druga tajemnica Yeti.
7.5. Monstrum z Dalles.
7.6. NOL i małpolud z Pennsylwanii.
7.7. Ociężały gigant z Presque Isle.
7.8. Upiorki przy moście.
ROZDZIAŁ 8 – MiB: Ponura zagadka ufologii.
ROZDZIAŁ 9 – Spotkanie z NOL-em może być niebezpieczne dla twego zdrowia!
9.1. W nawiedzonym domu.
9.2. Niewidzialny dusiciel z Croxdale.
9.3. Niewidzialni napastnicy.
9.4. Także i my strzelamy do Obcych!
9.5. Nietypowe morderstwa NN ludzi.
9.6. Napastnicy z Warminster.
9.7. Obcy strzelają do nas!
9.8. Nie podchodź do Ufitów!
ROZDZIAŁ 10 – Przerwane podróże i kosmiczni kidnaperzy.
10.1. Incydent na moście Le Martinet.
10.2. Monstrum z Pascaguola.
10.3. Kosmiczni kidnaperzy.
10.4. Cztery CE hiszpańskiego kierowcy.
10.5. Terror w Kentucky.
ROZDZIAŁ 11 – Aniołowie w skafandrach.
11.1. Kosmiczni Bracia z innego wymiaru.
11.2. Aniołowie ostrzegają nas.
Dodatek
WSTĘP
W dniach, które otwierają erę podboju Kosmosu, różne media odnotowują wciąż wzrastającą liczbę
doniesień od ludzi, którzy stanęli twarzą w twarz z czymś, co przyniosło im powiew Nieznanego.
Od dnia 24 czerwca 1947 roku, w którym to dniu przemysłowiec Kenneth Arnold zaobserwował
NOL-e
w pobliżu góry Mt. Rainier w Górach Kaskadowych, badania opinii publicznej wskazują
na to, że co najmniej 12 mln Amerykanów potwierdza obserwację nieznanych powietrznych
fenomenów. Wielu z nich poza tym stwierdza, że spotkało się z Istotami Pozaziemskimi, które
pozostawały w ścisłym związku ze zjawiskiem NOL.
Dr J. Allen Hynek – profesor astronomii w Northwestern University w Edvanston, (IL)
, był
przez prawie 12 lat cywilnym konsultantem ds. astronomii przy PROJEKCIE BLUE BOOK –
oficjalnie zatwierdzonym i prowadzonym przez USAF
. Uzyskany przezeń materiał badawczy
sprowokował go do dalszych studiów tego fenomenu.
Niestety – wiele faktów kontaktów z Nimi zostało zlekceważonych przez specjalistów z USAF,
natomiast badania prowadzone przez „cywilne” organizacje były, w odróżnieniu od prowadzonego
przez USAF PROJEKTU BLUE BOOK, zbyt powierzchowne i skupiały się jedynie na określeniu
stabilności mentalnej świadków kontaktów. Niechęć naukowców do „Syndromu LGM”
się – jak to określił dr Hynek – z tego, że: ...naukowcy po prostu nie lubią tego rodzaju informacji
obalających ich światopogląd i utarte teorie.
W swojej książce pt. „The UFO Experience” dr Hynek prezentuje swą klasyfikację fenomenu NOL:
v Nocne Światła – NL – kolorowe światła widziane nocą i manewrujące po niebie w sposób
niemożliwy i nieosiągalny dla jakiegokolwiek samolotu.
v Dzienne Dyski – DD – metaliczne obiekty, które mogą być obserwowane także przy pomocy
urządzeń radiolokacyjnych, wydające różne odgłosy i poruszające się z wielkimi prędkościami.
v Obiekty Radiolokacyjne – RV – to obiekty, które są obserwowane przy pomocy urządzeń
radiolokacyjnych lub innych urządzeń technicznych, z ziemi i powietrza
v Bliskie Spotkanie Zerowego Rodzaju – CE0 – to spotkanie z Istotami humanoidalnymi czy
niehumanoidalnymi bez udziału UFO.
v Bliskie Spotkania Pierwszego Rodzaju – CE1 – to zbliżenie się do NOL-a bez jakichkolwiek
fizycznych efektów.
v Bliskie Spotkanie Drugiego Rodzaju – CE2 – to bliskie spotkanie z NOL-ami, kiedy następują
zmiany w otoczeniu – np. lądowanie.
v Bliskie Spotkanie Trzeciego Rodzaju – CE3 – to spotkanie z Istotami przebywającymi na
pokładzie NOL-a.
v Bliskie Spotkanie Czwartego Rodzaju – CE4 – to zaproszenie lub uprowadzenie świadka na
pokład NOL-a przez Istoty.8
v Bliskie Spotkanie Piątego Rodzaju – CE5 – to psychiczny, telepatyczny kontakt z załogantami
NOL-i.8
v Bliskie Spotkanie Szóstego Rodzaju – CE6 – to spotkanie z NOL-ami i ich załogantami, w
których świadkowie doznają uszkodzenia ciała, psychiki lub obu łącznie, albo nawet ponoszą
śmierć wskutek tego CE.8
Zgodnie z dr Hynekiem, typy CE3, CE4, CE5 i CE6 są najbardziej nieprawdopodobnymi
aspektami tajemnicy spowijającej Nieznane Obiekty Latające. Ponadto dr Hynek oświadczył w
wywiadzie dla „UFO Report” nr 8/1976, że w jego Center for UFO Studies znajduje się ponad 800
meldunków i doniesień o CE3.
Wszystko to wskazuje na ogromne zainteresowanie problematyką NOL w USA. Jak widać, ludzi
fascynują niewidzialne obszary Nieznanego oraz jego wpływ na naszą realną Rzeczywistość.
Różnie się mówi o Przedstawicielach tego niezwykłego świata, innego wymiaru Rzeczywistości,
czy tylko świata lub nawet... wszechświata, kosmosu w innym sensie fizycznym. Takiego Kosmosu
inaczej. I można rozpatrywać ten fenomen li tylko z psychologiczno-socjologicznego punktu
widzenia. Można także uznać Ich za byty istniejące realnie w naszej Rzeczywistości, nie uciekając
się do karkołomnych, psychologiczno-społecznych hipotez. Jedno jest pewne: Oni znają nas, a my
Ich już od dawna, czego dowodem może być (i jest – sic!) malarstwo jaskiniowe i najwcześniejsza
ustna tradycja naszego gatunku Homo sapiens (czasami ale nie zawsze) sapiens.
W tej książce mam nadzieję udokumentować fakty częstych CE3 i innych, a także udowodnić, że
takie Spotkania są jeszcze częstsze, niż kiedykolwiek w historii. Napisałem ja w celu i w nadziei, że
książka ta pomoże nam wtedy, gdy Oni rozpoczną odwiedziny na skalę masową. Ona pomoże nam
się przygotować do tej konfrontacji.
Brad Steiger
19 lutego 1977 roku
ROZDZIAŁ 1 – Bliskie Spotkania z Humanoidami.
Odkąd człowiek stał się Człowiekiem, marzył o Innych Istotach – ludzkich w swym wyglądzie,
albo o trochę odmiennej, albo superludzkiej rasie, która w pewnym czasie wmieszała się w
ewolucję Homo sapiens. Tych Innych nazywaliśmy różnie: Aniołowie, Kosmici, Promieniści, Obcy,
Nordycy, itd. – zaś w zależności od okoliczności: Szatanami czy Demonami – równie dobrze, jak
Bogami czy Panami Kosmosu. Zresztą, jakiekolwiek nadalibyśmy Im miana, ten scenariusz
objawień, spotkań, nawróceń, itd. pojawia się w każdej kulturze i jest przekazywany z kultury na
kulturę, z cywilizacji na cywilizację poprzez przepaście czasu. Tajemniczy goście przybywają w
ognistych rydwanach, tajemniczych kulach świateł i dziwnych napowietrznych wehikułach.
Czasami ukazywani są w oślepiających ogniach świateł, czasem zbliżali się do świadków, zbliżali
do kierowców samotnie przemierzających drogi, ale i nie tylko do nich.
W tym stanie naszego śledztwa powinniśmy odrzucić wszelkie dogmaty, mające na celu
identyfikację tych humanoidalnych istot, nawet wtedy, gdy ludzie mają naturę kolekcjonerów i
klasyfikatorów – mających swego rodzaju manię układania wszystkiego w szufladkach i fiszkach
kartotek. Ale nawet taka postawa klasyfikatora może być wielce użyteczną do zebrania
hipotetycznych wyjaśnień CE3, które zostały stworzone przez ufologów, psychologów, psychiatrów
i innych badaczy Nieznanego, które postaram się pokazać w tej książce. Każdy Czytelnik może
potem wyselekcjonować swoją ulubioną hipotezę lub hipotezy, która(e) docierają do niego
najbardziej, albo dojdzie do przekonania – o ile po raz pierwszy usłyszy o ufozjawisku – że coś w
tym jednak jest. A oto krótki przegląd hipotez:
1. Hipoteza Pozaziemian – Istoty z UFO są astronautami, którzy są wysłannikami jednej lub kilku
Pozaziemskich Cywilizacji, która(e) obserwują Ziemię od wielu stuleci. Swoją działalność
utrzymują w tajemnicy z niewiadomych przyczyn;
2. Hipoteza tajemnicy wojskowej – Ufonauci są jedynie Ziemianami, którzy prowadzą tajne
badania nad nowymi broniami lotniczymi
, co wyjaśnia człekokształtny wygląd Przybyszów;
3. Hipoteza Alchemików – zasadzająca się do tego, że przed wiekami, tajne towarzystwo
alchemików (Masonów, Różokrzyżowców) rozwinęło zaawansowaną technologię, która pozwoliła
im przetrwać w ukryciu we wnętrzu Ziemi lub na dnie oceanów. Ludzie ci pomagają nam teraz w
rozwoju, albo czekają na odpowiedni moment do zawładnięcia światem.
4. Hipoteza deluzyjna – UFO i ich pasażerowie są niczym innym, jak czymś podobnym do projekcji
holowizyjnej lub efektem wywołującym złudę wzrokową, wytwarzaną przez nieznane siły (patrz
Hipotezy 2 i 3) w nieznanych celach i z nieznanych motywów.
5. Hipoteza nieznanej ziemskiej cywilizacji – NOL-e są nieznanymi formami życia znajdującymi
się w górnych warstwach ziemskiej atmosfery.
Są to być może formy czystej energii
pochodzenia plazmatycznego, elektrycznego, elektromagnetycznego, itd.
6. Hipoteza Astronautów z Atlantydy – Ufonauci są potomkami antycznej cywilizacji, np.
atlantydzkiej, która posiadła technologię lotów kosmicznych, a której przedstawiciele od czasu do
czasu odwiedzają swą starą ojczyznę.
7. Hipoteza Wędrowców w Czasie – Ufonauci są naszymi dalekimi potomkami, którzy studiują Ich
przeszłość (naszą teraźniejszość), traktując ją jako żywe muzeum historyczne.
8. Hipoteza innego wymiaru – Ufonauci przybywają do nas nie z innej planety, ale z innego
continuum czasoprzestrzennego, koegzystującego równolegle z nami (świat alternatywny), ale
znajdującego się na innym „poziomie wibracyjnym”.
9. Hipoteza planetarnego poltergeista – Ufonauci mogą być rezultatem działania nieznanych nam
praw fizyki, które uruchomiono przypadkowo przez nasze działanie. To prawo czy też energia (np.
psychiczna) nie stanowią żadnej inteligencji, ale jest ona w stanie pochłaniać, odbijać czy imitować
ludzką inteligencję.
10. Hipoteza psychoproteiny (ektoplazmy) – Pisarz Michel Talbot twierdzi, że: One (NOL-e) są
«białkowe», ponieważ są one częścią tego samego kameleonowego fenomenu, który odzwierciedla
zmiany wiary w strukturę czasu. Są one «psychoidem» w tym, że są one parapsychologicznym
fenomenem i zależą od stanu psychicznego obserwatora. Innymi słowy mówiąc, to sam obserwator
generuje NOL-e przy użyciu swej wyobraźni i swego ektoplazmatycznego budulca.
11. Hipoteza psychicznej potrzeby (tulpoidu) – A oto sugestia Jerome’a Clarka i Lorena Colemana:
Zjawiska tego rodzaju objawień świętych Pańskich czy NOL-i wynikają z naszego ludzkiego
pragnienia ich ujrzenia. Są to materializacje archetypów wkodowanych w naszą pamięć, a które
doświadczamy jedynie jako symbole i obrazy. Archetypy te są stare w tym sensie, że stanowią one
część naszej psyche, a nowoczesne w tym, że przejęliśmy je w kontekście idei umysłowych, które
już osiągnęliśmy, jako ludzie. Innymi słowy – ludzie widzą to, co bardzo pragną ujrzeć.
12. Hipoteza archetypiczna – NOL-e i Ufonauci są jedynie wytworem, quasi-realnym bytem,
powołanym przez ludzi „kolektywnie nieświadomych” do życia. John White ukazuje jungowskie
archetypy, jako „energetyczne pole mentalne” osiągane dzięki i poprzez medytację, marzenia senne
i odmienne stany świadomości,
przy czym teoretyzuje, że może to być inny, wyższy jeszcze
nierozpoznany wymiar naszej psychiki, w którym wyżej rozwinięte istoty istnieją w wyższej
parapsychicznej skali i mieszają się oraz prowadzą nasze, ziemskie sprawy.
13. Hipoteza pozaziemskiego kamuflażu – Nieznane pozaziemskie cywilizacje dokonują operacji
dezinformujących i maskujących prawdziwy cel swej działalności na Ziemi.
14. Hipoteza Teatru Absurdu (Magicznego Teatru) – Manifestacje NOL-i są rezultatem machinacji
różnego rodzaju czarowników, szamanów i innych ludzi obdarzonych „magicznymi” zdolnościami,
albo istniejących równolegle z nami Istot ziemskich. Manifestacje te mają na celu zasygnalizowanie
nam Ich obecności.
15. Hipoteza nadprzyrodzonego pochodzenia UFO – Ufonauci są niczym innym, jak opisanymi w
„Biblii” i innych świętych księgach innych religii wysłannikami boga(ów). Wysłannicy ci traktują
swą działalność na Ziemi jako część swej misji zbawienia Ludzkości.
16. Hipoteza gry intelektualnej – Ufonauci prowadzą z Ludzkością intelektualną grę w celu
podciągnięcia nas na wyższy poziom świadomości.
Do tego należałoby dodać jeszcze ostatnie hipotezy z lat 90. XX wieku i pierwszych lat XXI wieku,
którą sformowali polscy ufolodzy wraz z ekologami, a jest nią:
17. Hipoteza Gai – UFO i Ufonauci są wytworami lub narządami zmysłów naszej planety Ziemi,
która jest ogromnym, żywym organizmem.
18. Hipoteza Wielkiej Wojny Bogów-Astronautów – zakłada ona, że UFO i Ufonauci są
pozostałościami po wielkim konflikcie sprzed 12-15 tys. lat, który to konflikt zdewastował Ziemię i
jej cywilizacje, a my sami jesteśmy teraz pilnowani przez Obcych, by nie powtórzyła się ta
historia...
19. Hipoteza nekroewolucji – zakłada ona, że UFO i Ufonauci są martwymi, ale ewoluującymi
maszynami, które pozostały po Konflikcie Bogów, a które obserwują rozwój życia na Ziemi w
sobie wiadomych celach.
20. Hipoteza produkcji ubocznej – UFO i Ufonauci są tworami sztucznymi ale niezamierzonymi,
stanowiącymi niejako produkcję uboczną działalności naszej lub którejś z poprzednich cywilizacji.
Produkty te są obdarzone zdolnością do ewolucji i rozwijają się z upływem czasu...
W mej pracy pt. „Gods of Aquarius: UFO the Transformation of Man” (NY, 1976),
przeprowadziłem dowodzenie oparte na 12-letnich dociekaniach, iż w całej naszej historii jakaś
pozaziemska cywilizacja przeprowadza na nas badania naukowe, w celu być może przekazania nam
podstawowych prawd. Odnotowałem także fakt istnienia subtelnego związku pomiędzy Ludzkością
a Ufonautami i to związku o charakterze symbiotycznym! Wierzę w to, że Oni potrzebują nas tak
samo, jak mu Ich... – aczkolwiek osobiście jestem zdania, że Oni są Przybyszami z Innego
Czasoprzestrzennego Continuum, jest jednak całkiem możliwe, że jedna albo obie rasy maja
pozaziemskie pochodzenie. I czuję, że biologiczna i umysłowa ewolucja na Ziemi zależy od stanu
równowagi pomiędzy nami a naszymi kosmicznymi kuzynami. W tej pracy zamierzam przedstawić
CE3 tak, jak przedstawiali je świadkowie tych wydarzeń.
Chociaż intelektualny klimat staje się coraz bardziej przyjazny dla zagadnienia Kontaktu, a opinia
publiczna nie była nastawiona bardziej przychylnie, to istnieją wciąż tacy, którzy traktują opowieści
o kontaktach z Nimi jako rodzaj niedorzecznych bajeczek dla grzecznych dzieci, halucynacje czy
wręcz brednie.
Dr Hynek może wyjaśnić to lepiej, niż ktokolwiek inny, dlaczego „poważni badacze”
automatycznie odrzucają raporty o spotkaniu z humanoidami, kiedy już takowe do nich dotrą:
Dzieje się tak dlatego, że ludzie odczuwają atawistyczny lęk przed Nieznanym lub rywalizacją z
nieznaną cywilizacją. Jest jeszcze jeden czynnik – to właśnie owa człekokształtność Pasażerów
NOL-i, ich łatwość pokonywania ciążenia i atmosfery. Może to oznaczać, że Oni są jedynie
robotami czy cyborgami, albo istotami, których środowisko jest bardzo zbliżone do naszego
własnego.
Kto wie – tak jak to zasugerowałem w „Gods of Aquarius...” – czy zamiast „my” i „Oni” nie
powinniśmy mówić po prostu „My” jako całość. Wszak wszyscy jesteśmy Dziećmi
Wszechświata!...
Oczywiście wnioski i analizy końcowe wyciągnie każdy Czytelnik po przeczytaniu tej pracy, gdy
przedstawione mu zostaną znane fakty CE i zderzą się z jego własnym oglądem rzeczywistości. Dla
każdego myślącego człowieka lektura tego, co mam do powiedzenia zaobfituje w pytania, na które
być może kiedyś uda się znaleźć odpowiedzi.
ROZDZIAŁ 2 – Oni zawsze byli wśród nas...
Wczesnym latem 1971 roku, otrzymałem od pewnej pielęgniarki zatrudnionej w wielkim szpitalu w
Iowa City, IA, następującą informację, jak to pewnego ranka jadąc do pracy zauważyła coś
przypominającego klatkę zawieszona na linie prowadzącej wprost w niebo. Gdy podjechała bliżej
zauważyła całkiem dokładnie figurę człowieka ubranego w lśniący, opięty kombinezon. Człowiek
ten patrzył na ziemię bardzo intensywnie, jakby czegoś szukał. Kobieta przyznała później, że ów
człowiek znajdował się zbyt wysoko, by mogła podać szczegóły jego wyglądu czy ubioru.
Nasz świadek nigdy nie interesowała się ufologią i stwierdziła, ze nigdy nie interesowała się
zjawiskiem NOL-i, jednakże opowiedziała o tym wydarzeniu personelowi szpitala i pacjentom.
Powiadomiła o tym swego zięcia, który był policjantem w Iowa City. O całym tym incydencie
dowiedział się również mój zaufany korespondent, który wszczął natychmiast dochodzenie w tej
sprawie. Tym korespondentem był Glen McWane, który dowiedział się o tym wydarzeniu od
roznosiciela gazet, a który z kolei na własne oczy widział Ufitę opuszczającego się z nieba w tym
samym czasie, co pielęgniarka. Kolejnym świadkiem tego samego incydentu był pracownik pralni,
który także widział tego Obcego. Zeznania świadków pokrywały się ze sobą w każdym punkcie.
Obcy w zwisającym obiekcie był osobnikiem o wielkiej klatce piersiowej, a jego ręce i nogi były
proporcjonalne do niej. Summa summarum był to osobnik przypominający (poza wymiarami)
człowieka i niewiele od człowieka się różnił. Nikt nie zauważył rysów tej dziwnej postaci, ale
wszyscy byli zgodni, co do tego, że była ona ciemniejsza od kombinezonu. Istota ta znajdowała się
w klatkowatym aparacie, którego konstrukcja składała się z pionowych sztab. Sama klatka miała
kształt jaja. Istota poruszała się w niej, i pielęgniarka miała wrażenie, że patrzy na nią. Lokalna
policja tez otrzymała sporo doniesień o zaobserwowaniu NOL-a tego ranka, i wykonała wszystko,
co możliwe w celu zidentyfikowania tego zjawiska. Tak zatem skontrolowała miejscowe lotniska, a
zwłaszcza helikopterowiska z wynikiem negatywnym. O tej porze i na tym terenie nie było żadnego
helikoptera, czy innego śmigłowca należącego do tych lotnisk.
Jeżeli współcześni ludzie doznają uczucia nierzeczywistości na widok Ufity czy NOL-a wiszącego
w powietrzu, to co możemy powiedzieć o wyobrażeniach i interpretacjach tego zjawiska przez ludzi
pierwotnych? Wiszący w powietrzu NOL – nawet bez Ufitów – być może zainspirował
starożytnych Egipcjan do objaśnienia tego faktu tym, że widzieli oni oko Horusa patrzące na nich.
Z kolei Skandynawowie wiedzieli, że Odyn – ojciec bogów – miał tylko jedno oko, które
promieniując boską mądrością patrzyło poszukiwawczo na nich z góry!
Ludzkość od zawsze wierzyła w niewidzialny świat zaludniony przez niewidzialne stworzenia. I tak
np. „Biblia” ugruntowuje tę wiarę, a co więcej – informuje nas o tym, że duchowy (niematerialny)
świat istnienie i to w bezpośredniej bliskości naszego – materialnego świata.
W obu Testamentach – Starym i Nowym mówi się o tym, że te niewidzialne istoty są podzielone na
dwie kategorie: pierwsza z nich posłuszna Bogu i przyjazna ludziom zwana jest Aniołami, zaś
druga lojalna wobec Szatana zwana Demonami.
Powyższe przypomina nieco koncepcję Edgara Cayce’a dotyczącej wojny na Atlantydzie, toczonej
pomiędzy Dziećmi Prawa i złymi Synami Beliala. I tak à propos – imię Belial to po hebrajsku tyle,
co: człowiek bezprawia i jest używane w celu nazwania księcia czartów – Szatana lub Lucyfera.
Termin Anioł używany w „Biblii” (i nie tylko) jest raczej nazwą funkcji, a nie konkretnej osoby.
Anioł jest po prostu posłańcem, kimś, kto został wybrany w celu wykonania jakiejś misji. Każdy,
kto studiował „Biblię” stwierdzi, że Aniołowie są istotami z krwi i kości, a nie duchami. Aniołowie
spożywali posiłek z Abrahamem, wyprowadzili oni rodzinę Lota z Sodomy. Nie byli czczeni przez
ludzi jako bogowie – to ostatnie było zarezerwowane dla Jahwe. Izraelska manna była anielskim
chlebem lub chlebem wielkości.
Aniołowie pozostawali w takim stosunku do Boga, jak dworzanie do króla. Nie byli bogami, ale
kategorią bytów stworzonych przez Boga – podobnie jak ludzie. Ludzie nie stawali się po śmierci
Aniołami. Zgodnie z tradycją „Biblii”, Anioły zostały stworzone o wiele wcześniej, niż ludzie z
pyłu Ziemi. Chociaż Aniołowie są często nazywani duchami, to w „Biblii” wielokrotnie mówi się o
tym, że mają one ciała, ale na wyższym poziomie egzystencji, niż ludzie. Św. Łukasz
Ewangelii (Łk 20,36) twierdzi, że w czasie Zmartwychwstania ci, którzy przez to przejdą będą
równi Aniołom.
Innymi słowy mówiąc, człowiek dokona swoistego skoku rozwojowego
(ewolucyjnego), równającego go do rzędu o wyższym statusie rozwojowym.
Jak długo Ziemia istnieje, Aniołowie zawsze okazują się być istotami wyglądającymi młodo,
fizycznie pociągającymi, opanowanymi i opisuje się je terminami, jakimi posługują się
kontaktowcy w celu opisania swych Kosmicznych Braci. Aczkolwiek Aniołowie mogą być
pomyleni ze zwykłymi ludźmi
, to jednak ci, którzy się z nimi zetknęli bardzo często odczuwali
fizyczne efekty ich wielkości. Ich pojawienie się jest nagłe i towarzyszy im jaskrawe światło. Saul
Tarsyjski oraz strażnicy grobu Jezusa zostali oślepieni przez niezwykłe światło anielskie.
Dotknięcie ręki anielskiej sparaliżowało Jakuba. Zachariasza ogłuszyło anielskie słowo. Ludzie
Daniela czuli drżenie przed głosami anielskimi, a pasterze zostali poderwani przez głosy anielskie
towarzyszące narodzinom Chrystusa. Tak więc, kiedy kiedykolwiek opisywano Aniołów używano
przymiotników: silny, szybki, wspaniały, subtelny, delikatny jak wiatr, elastyczny jak światło. Nie
było dla nich barier, ani wielkich odległości do pokonania. Aniołowie ocalili młodzieńców od
śmierci w piecu ognistym, a inni wybawili Daniela z jaskini lwów od śmierci w ich paszczękach.
Aniołowie – podobnie jak Kosmiczni Bracia – charakteryzują się wielkim humanitaryzmem.
Od czasu stworzenia (Genezis, Księga Rodzaju) Aniołowie manifestują swe wielkie
zainteresowanie sprawami Hominis sapientis. Księga Hioba (Hi 38,7) mówi nam, jak Synowie
Boży głośno wołają, gdy Pan położył fundamenty Ziemi nadając jej wymiary i stanowił jej filary na
miejsce. Mojżesz przyjął prawa z rąk Aniołów (Ga 3,19), a Psalmy (Ps 103,20 i 104,4) mówią nam
o tym, jak to Aniołowie sprawują kontrolę nad zachowaniem praw Natury.
We wszystkich świętych księgach ujęto jedną wskazówkę postępowania człowieka z Aniołami: Nie
czcij ich. Św. Jan – autor Apokalipsy – ujrzał wizję Aniołów oddających cześć Bogu.
chciał oddać cześć Aniołowi, ten rzekł: Bacz, abyś tego nie uczynił, bo ja jestem tym współsługą i
braci twoich, co mają świadectwo Jezusa: Bogu samemu złóż pokłon.(Ap 19,10). Tak zatem
Aniołowie są braćmi człowieka, a nie jego bogami.
W. Raymond Drake – pisarz i naukowiec w jednej osobie jest przekonany o tym, ze wielu
klasycznych autorów informuje nas w swych przekazach o tym, że przeżyliśmy jako gatunek wiele
wizyt tych super-inteligentnych istot z innych światów. W tym celu zanalizował on 50 prac
antycznych autorów, w których odnalazł on wiele opisów niebieskich fenomenów takich, jak:
napowietrzne światła, tarcze, ogniste kule, dziwne statki oraz ludzi o wyglądzie wojowników. W
dodatku przytacza opisy dwóch i więcej „księżyców”, dwóch i więcej „słońc”, nowych
„gwiazd”
, spadających świateł, nieznanych głosów, „bogów” zstępujących na Ziemię oraz
„ludzi” wstępujących do nieba. Drake pisze w magazynie „Fate”:
Nasi teologowie uważają starożytnych bogów za uantropomorfizowanie sił Natury, takich jak np.
błyskawice i pioruny! Jednak logika wskazuje, że antyczni bogowie Egiptu, Grecji, Rzymu,
Skandynawii, Meksyku i innych krajów byli czymś więcej, niż tylko zantropomorfizowanymi
siłami Natury – byli astronautami z przestrzeni kosmicznej. Wygląda na to, że po wielkich
katastrofach pozostała w nas pamięć o bogach przekazana przez tych, którzy przeżyli.
Pomiędzy setkami opisów, które Drake odnalazł i zbadał na uwagę zasługują następujące relacje:
1. Tytus Liwiusz – „Historia”, t. 8, rozdz. 11 (ok. 325 r. p.n.e.): ... tej nocy obaj konsulowie zostali
nawiedzeni przez człowieka wyższego od posągu i bardziej majestatycznego...
2. Tytus Liwiusz – „Historia”, t. 21, rozdz. 62 (ok. 214 r. p.n.e.): W Hadrii ujrzano ołtarz na niebie,
a obok postać ludzką odzianą w białe szaty...
3. Juliusz Obsequens – „Prodigiorum Libellus”, rozdz. 66 (ok. 175 r. p.n.e.): ... onego czasu zalśniły
trzy słońca na niebie. Tej nocy kilka gwiazd przepłynęło niebem nad Lanovium...
4. Józef – „Wojna żydowska” t. 61 (ok. 70 r.): Na chwilę przed zachodem słońca w powietrzu nad
całą krainą ukazały się rydwany i zbrojne wojska przez powietrze lecące, otoczyły miasta...
5. Diodor Kasjusz – „Historia Rzymu” (217 r.): ... w Rzymie ukazał się duch człowiekowi
prowadzącemu osła w stronę Kapitolu. ... aresztowano go i odesłano od Matermaniusa do
Antoniusza. W czasie konwojowania rzekł: Idę tam, gdzie każesz, ale nie ujrzę tego Cezara, lecz
innego. A gdy doszli do Capui, człowiek ten znikł.
W przekonaniu Drake’a – Stary i Nowy Testament są pełne opisów kontaktów ludzi z
Pozaziemskimi Istotami. Badacze przypominają nam, że rzymski bohater Romulus został uniesiony
do nieba przez wir powietrzny, co jego potomek Numa Pompiliusz określił jako magiczną broń, a
co z kolei antyczni autorzy: Liwiusz, Pliniusz Starszy i Juliusz Obsequens
tajemnicze głosy, niebieskie trąby, a ludzie w białych szatach unosili się w statkach powietrznych
nad Ziemią i lądowali na niej.
To jest zasadniczy zwrot w ludzkim rozumowaniu – pisze Drake – my czcimy teraz to, co zdarzyło
się w starożytnej Palestynie – objawienia Boga. A przecież identyczne fenomeny miały miejsce w
tym samym czasie także w innych miejscach.
W roku 840 arcybiskup Lyonu – Agobard – opisał egzekucję trzech mężczyzn i jednej kobiety,
którzy zostali ujęci w momencie opuszczania przez nich statku, który przyleciał z nieba. Obcych
wzięto w łańcuchy i następnego dnia ukamienowano. Przyczyną było pomówienie ich o handel
żywnością z miejscowymi chłopami.
W rozdziale 18, tomu 1. „Otio Imperalia” Gerwazy z Tilbury pisze o powietrznym statku, który
zaczepił swą „kotwicą” o stos kamieni w pobliżu Bristolu, około 1207 roku. Gdy jeden z pasażerów
dziwnego statku wynurzył się w niego w celu odczepienia kotwicy, został otoczony przez
zdziwionych tym zjawiskiem mieszkańców miasta. I chociaż wykonał swe zadanie, to zginął
uduszony gęstą atmosferą, a ciało jego spadło na ziemię. Zgodnie z relacją Gerwazego z Tilbury –
kotwica, którą powietrzny żeglarz odciął był przed śmiercią – została przeniesiona do bazyliki i
tamże wystawiona na widok gawiedzi...
Podobny incydent został opisany w staro-norweskiej księdze „King’s Mirror” – stanowiącej
kompendium XIII-wiecznej wiedzy. Jej tłumaczenie na angielski sporządził w 1958 roku Albert C.
Holland dla magazynu „Fate”, a oto, co pisze się tam o pewnym dziwnym fakcie:
To, co wydarzyło się w Cloena
Borough było czymś cudownym. W mieście owym jest kościół
pw. św. Keraniusa. Pewnej niedzieli w czasie mszy rzucono z nieba kotwicę, która zahaczyła o łuk
portalu. Kotwicę zrzucono z napowietrznego statku. Pospólstwo wypadło na zewnątrz kościoła i
ujrzało owo dziwo. Statek unosił się nad kościołem przymocowany doń kotwicą. Na jego pokładzie
zauważono ludzi. I nagle zdumione pospólstwo ujrzało człowieka, który zanurkował w celu
uwolnienia kotwicy... Gdy człowiek ten wreszcie do niej dotarł, spróbował ja odczepić, jednakże
gawiedź nań ruszyła i ujęła go. Obecny przy tym wydarzeniu biskup polecił uwolnić tego
człowieka, a to dlatego, że sprawiał on wrażenie, jakby znajdował się pod wodą. Puszczono go więc
wolno i popłynął on w górę ku statkowi. Załoga odcięła linę i statek pożeglował dalej, znikając z
oczu...
Godnym odnotowania jest fakt, że we wszystkich tych incydentach pasażerowie dziwnych statków
opisywani są jako zwyczajni ludzie.
Zarówno władze kościelne, jak i zwyczajni ludzie opisując
podobne wydarzenia stosowali ich własną interpretację, dostosowana do ich wiadomości o świecie i
poziomu ich techniki, i dlatego opisy te są tak groteskowe.
W czasie 10-miesięcznego okresu pomiędzy listopadem 1896, a wrześniem 1897 roku, wielokrotnie
opisywano metaliczne, cygaro-kształtne napowietrzne pojazdy nad terytorium Stanów
Zjednoczonych A.P. Era samolotów rozpoczęła się dopiero w grudniu 1903 roku, kiedy to Orville i
Wilbour Wrightowie rozpoczęli próby ze swym modelem samolotu.
Mówiąc o incydentach z NOL-ami w latach 1896-97, Charles Harvard Gibbs-Smith – historyk
lotnictwa z Victoria and Albert Museum w Londynie z całą pewnością orzekł, że jedynymi
pasażerskimi pojazdami powietrznymi, które mogły być widziane nad terytorium USA w tych
latach były tylko wolno lecące kuliste balony.
Ale nie tylko o tych pojazdach mówiło setki zdrowych na ciele i umyśle, trzeźwych i solidnych
obywateli. Wielu z nich opowiadało także o spotkaniach i rozmowach z tajemniczymi lotnikami,
którzy (uwaga!!!) opuszczali swe tajemnicze pojazdy w chwili, gdy lądowały one na ziemi.
15 kwietnia 1897 roku, Adolph Winkle i John Hulls, dwaj robotnicy rolni na farmie w Springfield,
IL, ujrzeli spoczywający na ziemi statek powietrzny na polu, 2 mile na północ od miasta. Trójka
podróżników (kobieta i dwaj mężczyźni) powiedziała im, że lądowali oni w celu dokonania
naprawy instalacji elektrycznej. Przedstawiając się im, jako ziemscy wynalazcy powiedzieli, że
sporządzą pełny raport o swym wynalazku i prześlą go rządowi wtedy, kiedy wyspa Kuba będzie
wreszcie wolna.
Po wojnie meksykańsko – hiszpańskiej pracownicy opisali wreszcie to
spotkanie, traktując ufonautów jako naukowców – ekscentrycznych, ale z zasadami.
21 kwietnia John Braclay z Rockiand, TX, zdumiał się widząc statek powietrzny osiadający na
pastwisku opodal jego własnego domu. Powitał jednego z niezwykłych podróżnych z winchesterem
w ręku, gdy ten zbliżył się do jego domu. Braclay'a poproszono o odłożenie broni, bo lotnik nie
miał złych zamiarów. - Nazywaj mnie Smith – powiedział ufonauta - potrzebuję trochę oleju
smarowego, parę przecinaków jeżeli możesz je dostać, oraz trochę siarczanu miedzi. Sądzę, że dwa
pierwsze artykuły dostaniesz w tartaku, a siarczan miedzi u telegrafisty. Masz tu 10 dolarów, idź i
kup te rzeczy, a reszta dla ciebie za twoją fatygę. Brarclay’a zatkało ze zdumienia. Chciał zobaczyć
statek, jednak powiedziano mu, że nie zezwala się na zwiedzenie go. Uspokoił się gdy podróżni
powiedzieli mu, że powrócą oni tu pewnego dnia i zabiorą go ze sobą w podróż pod warunkiem, że
załatwi to co mu zlecono. Potem powiedziano mu, że statek udaje się do Grecji, gdzie będzie
następnego dnia.
Również tego samego dnia były senator z Harrisburga, AS, usiłował wyjaśnić naturę i pochodzenie
statku powietrznego, którego załoga ciągnęła wodę z jego studni ok. godz. 01:00 w nocy. Zgodnie z
tym, co się ów senator dowiedział od dziwnych lotników, konstruktor tego pojazdu złamał
tajemnicę grawitacji i przekazał to odkrycie swemu siostrzeńcowi, który, je wykorzystał w
praktyce. Od 7 lat - jak rzekł Ufonauta - pracował on nad budową tego pojazdu i wreszcie
szczęśliwie dokonał pierwszego lotu. A teraz, po szczęśliwym osiągnięciu planety Mars, chce go
wystawić na widok publiczny.
Frank Nichols, wpływowy farmer mieszkający 2 mile na wsch. od Houston, TX, został także
zaskoczony nagłą wizytą gości, którzy gasili swe pragnienie u jego studni o północy. Ufonauci
zaprosili Nicholsa do zwiedzenia swego statku. Jeden z członków, załogi z dumą poinformował go,
że rozwiązał problem powietrznej nawigacji. Pojazd skonstruowano z nowo-wynalezionego
materiału, który miał właściwości „samoutrzymujące się w powietrzu”, a siłą napędową jest
"wysoko-skondensowana elektryczność". Zgodnie z oświadczeniem lotnika, 5 takich statków
zbudowano w jakiejś zapadłej mieścinie w stanie Iowa, później jednak to odkrycie będzie podane
do publicznej wiadomości. Od tego czasu zostanie utworzone przedsiębiorstwo, które będzie
zajmowało się budową takich statków i w ciągu roku te maszyny będą już w ogólnym użyciu.
Jak widać, w każdym z tych przypadków kontaktów ufonauci obrzydliwie kłamali swym
rozmówcom. Kimkolwiek by oni nie byli, to nie byli oni naszymi, ziemskimi wynalazcami.
Kimkolwiek by oni nie byli wiedzieli, że termin "wynalazca" był bardziej przyswajalny dla ludzi
niż termin anioł, a zwłaszcza dla mieszkańców USA w roku 1897.
Od 1947 r. do 1970, w którym to okresie czasu ludzie w maszynach cięższych od powietrza
polecieli w Kosmos - termin „kosmonauta” bardziej pasuje i przemawia do naszej wyobraźni niż
„wynalazca”. My, ludzie doświadczeni dwiema wojnami światowymi, przytłoczeni bombami
jądrowymi, opadami radioaktywnymi, bombą populacyjną i zanieczyszczeniem środowiska
naturalnego - znów patrzymy w niebo, szukając pomocy i to właśnie pomaga nam uważać
ufonautów za Kosmicznych Wędrowców, Większość poważnych ufologów klasyfikuje raporty o
NOL i szufladkuje je na trzy rodzaje:
1. Świadkowie widzą ufonautów i vice-versa, ale żadna ze stron nie podejmuje wysiłków w celu
nawiązania jakiegokolwiek kontaktu.
2. Świadkowie dostrzegają ufonautów i próbują w minimalnym stopniu nawiązać werbalny lub
wizualny (gesty) kontakt.
3. Typowo "braterski" - w którym obie strony roztrząsają problemy filozoficzne i inne, oraz w
którym Przybysze obiecują pomoc w ukierunkowaniu nas na bardziej psychicznie atrakcyjny
poziom bytu.
0 ile pierwszy schemat spotkań jest ogólnie akceptowany z wiarygodnością, drugi z pewnym
niedowierzaniem, to trzeci jest niemal całkowicie pomijany przez ortodoksyjnych i
nieortodoksyjnych ufologów (nawet w tym towarzystwie zdarzają się twardogłowi!), jako coś po-
średniego pomiędzy wygłupem a niesmacznym żartem - nawet niezamierzonym! „Mamy tu kilka
(opowieści kontaktowców), które jeżeli zostaną dobrze zbadane, mogą -zostać całkowicie
udowodnione jako prawda.” - stwierdził Jerome Clark, ufolog, który poświęcił wiele czasu wgryza-
jąc się w tajemnicę kontaktów z ufonautami. „Niestety te opowieści potrzebują drobiazgowych
szczegółów, aby mogły być rozpracowane, - ale nawet jeżeli nie są one kompletne, to i tak stanowią
długo oczekiwany dowód, prowadzący do złamania i rozwiązania tajemnicy Niezidentyfikowanych
Obiektów La tających.”
W jego artykule „The Meaning of the Contact” („British Flying Saucer Review”, nr. z września i
października 1965 r.) Clark twierdzi, że ufonauci chcą przeprowadzić swe operacje w sekrecie i
dlatego oni przebywają wielkie odległości i lądują w miejscach odległych od ludzkich siedzib i
ludzkich (jakże ciekawych) oczu. Obserwacje NOL-i i ich załóg, które dane nam było sporządzić,
są jedynie incydentalne i okazjonalne. To oczywiste - Oni nie życzą sobie poznania ich prawdziwej
natury i celu pobytu na Ziemi.
Clark przypuszcza więc, że kontaktowcy zostali wykorzystani w dwóch celach:
1. Kontaktowcy są narzędziem Kosmitów, użytym w celu odstraszenia Ziemian od NOL-i i
ufonautów.
2.Wprowadzenie w błąd tych, którzy interesują się działalnością NOL-i i ich Pasażerów (załóg) na
Ziemi, poprzez propagowanie dezinformujących bredni. Vide opisane powyżej wydarzenia z 1896-
1897 r.
Krótko mówiąc kontaktowcy stanowią „kosmiczny straszak” oraz „kosmiczną zasłonę dymną” i
zarazem „kosmiczną bombę dezinformacyjną”. Cóż więc jest prawdziwym celem działalności
ufonautów na naszej planecie? Clark wątpi w to, że są oni najeźdźcami, choć musiał uczciwie
przyznać tak jak większość ufologów, że Nie mamy pojęcia dlaczego ten kontakt istnieje, ale to
oczywiste że on jest!
ROZDZIAŁ 3 – Rozwijanie kontaktów z Obcymi Cywilizacjami.
W 1974 roku świat został zaszokowany informacją, podaną przez młodego szkockiego astronoma
Duncana Lunana, który rzekomo rozszyfrował posłanie, wysłane do Ziemi z innego systemu
słonecznego. Lunan nie puścił tej sensacyjnej historii do prasy. Opublikował ją w biuletynie
Brytyjskiego Towarzystwa Międzyplanetarnego, zwanym "Space Flight". Zgodnie z hipotezą
Lunana bezludny próbnik, który umieszczono na wokółksiężycowej orbicie pomiędzy 15 a 13
tysiącami lat temu, przekazywał to posłanie w okresie trudnym do określenia, gdzieś w latach 20-
tych naszego stulecia. Satelita ten został umieszczony stosunkowo niedaleko nas przez
mieszkańców planety, która jest z kolei satelitą gwiazdy, znanej nam jako Epsilon Booti (Wolarza) -
e-Boo.
Lunan zdeszyfrował depeszę w ten sposób:
Początek tutaj. Nasz dom - Epsilon Booti, która jest gwiazdą podwójną. Żyjemy na szóstej planecie
z siedmiu, licząc od słońca, które jest większym od drugiego. Nasza szósta planeta ma jeden księ-
życ. Nasza czwarta planeta ma trzy. Nasza pierwsza i trzecia planeta mają po jednym. Nasz próbnik
jest na pozycji gwiazdy Arktur, umieszczonej na naszej mapie.
Leonard Carter, sekretarz BTM podał do wiadomości, że Epsilon Booti znajduje się w odległości
103 milionów lat świetlnych od Ziemi.
Próbnik zaś znajduje się w odległości ok. 27.000 km od
Ziemi i został tam umieszczony ok. 13.000 lat temu. Jak wszystkim wiadomo, radioecha
przyjmowane są od lat 20-tych, ale nie wyjaśniono całkowicie ich pochodzenia.
Oczywiście hipoteza ta spotkała się ze sprzeciwem nawet nieortodoksyjnych uczonych. Jego raport
w „Space Flight” wskazuje na fakt, że próbnik transmituje fale wtedy, gdy jest trafiany falami
radiowymi, wysyłanymi z Ziemi, o szeroko-spektralnym zakresie.
Jeden z czołowych amerykańskich radioastronomów prof. dr Ronald Bracewell powiedział, że
odnosi się z rezerwą do lunanowskiej interpretacji radiosygnałów, ale nie można jej całkowicie
odrzucić. Bracewell wniósł podobną teorię wyjaśniającą radioecha obserwowane w latach 1927,
1928 i 1934 dodając, że zamierza wymieniać z Lunanem wyniki badań w ciągu paru lat.
W czasie Międzynarodowej Konferencji Naukowej w Biurakanie (Armenia), która zgromadziła
wielu luminarzy nauki w 1971 roku, spekulowano na temat ziemskiej interakcji w międzygwiezdne
życie i vice-versa, co upodobniło konferencję do zjazdu pisarzy science-fiction. A oto tematyka tej
konferencji, podana w formie pytań i zagadnień:
- Czy nasze życie pochodzi z Ziemi, czy też z Kosmosu? Czy kiedykolwiek Ziemię skolonizowano
przez istoty pozaziemskie? Czy moglibyśmy podobnie kolonizować inne planety?
- Czy Ziemia stanowi „kosmiczne ZOO” z człekokształtnymi na wolności?
- Czy komunikacja z nami jest zabroniona ze względu na naszą ekonomię, biologię, itd. itp.?
- Czy jesteśmy tylko królikami doświadczalnymi w laboratoriach Innych?
Jednym z najbardziej intrygujących pytań było: Czy Oni także podejmują jakieś wysiłki w celu
nawiązania z nami kontaktu?
Ależ tak! – pewne fakty wskazują na takie próby!
W październiku 1973 roku, Samuel Kaplan z Uniwersytetu w Gorki
zarejestrował serię zakłóceń
radiowych, które nie mogły pochodzić z żadnej ziemskiej radiostacji.
Amerykańscy astronomowie i radioastronomowie są nadzwyczaj ostrożni w formułowaniu takich
sądów. Wskazują oni na fakt, że jak dotąd nikt na terenie USA nie wyłapał żadnych radiosygnałów
pochodzących z głębokiego Kosmosu. Gdyby takie sygnały były emitowane, to z całą pewnością
nasza – tj. ziemska – sieć radioodbiorników z łatwością by je wychwyciła. Z drugiej strony
musiałyby to być bardzo silne radioźródła, bowiem słabsze sygnały zostałyby z całą pewnością
wytłumione przez nasze radiostacje. Chociaż z kolei wojskowi amerykańscy i rosyjscy odrzucają
wszelkie oskarżenia amerykańskich uczonych, obwiniających amerykańskie i rosyjskie
wojskowe o „komunikaty z innych planet”. Ale tak czy siak, nikt nie wie, kogo winić o nieznany
przekaz radiowy, który zakłócił głos astronauty Gordona Coopera w czasie lotu w Faith-7, w dniu
15 maja 1963 roku, kiedy to Cooper dokonywał swego 4. przelotu nad Hawajami. W tym miejscu
transmisja jego głosu została przerwana przez kogoś wołającego coś w „nieznanym obcym języku”.
A wszystko to na kanale łączności zarezerwowanym tylko i wyłącznie dla personelu latającego i
kosmicznego NASA., która zarejestrowała ten przekaz. Jak dotąd, nikt nie rozszyfrował jego treści i
nie zidentyfikował miejsca jego nadania...
John Keel stwierdził, że najbardziej masowy radiowy przekaz zarejestrowano w 1958 roku. Było to
przyjacielskie ostrzeżenie przed próbami jądrowymi oraz apel o odrzucenia wrogości między
narodami. Keel pisze:
... 3 sierpnia 1958 roku radioamatorzy na całym terytorium USA zgłosili złapanie dziwnej
radiostacji, która nadawała na międzynarodowym paśmie 75 m. Damski głos podający się za
niejaką Decomę z planety Jowisz ostrzegał swoich słuchaczy, że amerykańskie próby jądrowe mogą
sprowadzić na nasz świat okropne nieszczęścia. Przemawiała ona przez 2,5 godziny po angielsku,
niemiecku, norwesku i własnym języku, który opisano jako muzykalne kwilenie. Był to
najsilniejszy sygnał, jaki kiedykolwiek przechwycono. Słyszało go wiele osób. Telefonowano i nim
do krewnych przyjaciół w innych stanach. Wszędzie było to samo. A FCC zaprzeczyła
wszystkiemu...
Jesienią 1956 roku pewien inżynier jednej z firm elektronicznych w Cedar Rapids, IA,
zatelefonował do swego przyjaciela Ray’a Clarka i zapytał, czy może mu przynieść taśmę, którą
nagrał poprzedniego wieczora. Ray relacjonował:
Wyglądało to tak, jakby Ich szukacze (skanery) mogły wyłapać każdy sygnał z Kosmosu.
Zrozumiałem to samo, co ów inżynier, że Oni mówią do nas z miejsca położonego o setki tysięcy
mil od Ziemi. Oni przemawiali do nas niemal dwie godziny. Głos był bezpłciowy, bezosobowy,
prawie mechaniczny. To, co on mówił było ciekawe i wartościowe. Czasami przypominało to
wersety z »Upaniszad« lub prozę przypominającą skojarzenie pomiędzy »Kahlil Gibran« a
»Bhagavadgitą«, co także zawierało uniwersalne prawdy. W parę nocy później znów zadzwonił do
mnie telefon. Znajomy inżynier powiedział, że znów odbiera tą dziwną audycję. I wtedy udało mi
się dostrzec tego NOL-a lecącego na niebie. Miał on średnicę około ⅓ średnicy Księżyca.
NOL
poruszał się zygzakiem od horyzontu po horyzont - widziałem, jak zrobił to on 6 razy, a potem
gwałtownie przyspieszył i znikł z widoku. Następnego dnia radio i gazety podały wiadomość, że
poprzedniej nocy błądzący meteor spowodował zakłócenia w łączności telefonicznej. Firma
elektroniczna z Cedar Rapids śledziła go, jak również stacje radiolokacyjne w Omaha i Davenport.
Najdokładniej, jak to było możliwe ustalono odległość – wynosiła ona niemal 4.800 km od Ziemi.
Oczywiście nie napisano tego, że ten »błądzący meteor« był także »gadającym metapsychicznym
meteorem«...
Cała ta afera jest reminiscencją tego, co napisał Lunan, że obce cywilizacje mogłyby umieścić swe
satelity komunikacyjne w pobliżu Ziemi wiele, wiele wieków temu. A z drugiej strony czy istnieje
możliwość, że obce cywilizacje umieściły swoje bazy na naszym naturalnym satelicie? Na zdjęciu
zrobionym w dniu 22 listopada 1966 roku, przez sondę Lunar Orbiter 2, a przedstawiającym
fragment powierzchni Księżyca, zauważono dziwne iglice, których tam przedtem nie było.
Rzecznik NASA oświadczył, że na terenie o rozmiarach 250 x 170 m znajduje się 6 iglic, których
wielkość jest oceniana na 13-25 m wysokości i 17 m szerokości u podstawy.
wygląda, jak pomnik Waszyngtona – oświadczył rzecznik NASA Jet Propulsion Laboratory w
Pasadenie, CA, - zaś niektóre z mniejszych przypominają stożek lodów. Są to małe, białe punkty,
które rzucają długie cienie. Na zdjęciu znaleźliśmy 6 takich punktów i cieni: dwa duże i cztery
małe. Wyglądają, jak jakiś układ antenowy.
Jeżeli te dziwne formacje są masztami antenowymi, to oznaczałoby, że te konstrukcje są dowodem
na działalność inteligentnych istot na powierzchni Srebrnego Globu.
A jaki będzie wygląd naszych kosmicznych kuzynów? Jacy Oni będą??? Miliony pytań. Wydaje mi
się, że na niektóre z nich można dać odpowiedź. Naukowcy zgadzają się z tym, że inteligentne
formy życia muszą odpowiadać pewnym generalnym warunkom. A więc 10 – istota musi oddychać
powietrzem atmosferycznym. 20 – istota taka nie może być większa od człowieka, ale może być od
niego o wiele mniejsza. Działa tutaj prawo stosunku objętości do powierzchni ciała oraz jego masy.
Działają tutaj prawa biologii i biofizyki – tak zatem rozrost ciała musi doprowadzić do zwiększenia
jego masy, a co za tym idzie, do wzmocnienia mięśni, kości szkieletu, itd.
I dalej: 30 – podstawowe prawa biologii eliminują trzyokie i pięciouszne istoty żywe. Tylko
widzenie dwuoczne ma największe szanse bytu na naszym świecie, bo pozwala na widzenie
stereoskopowe – przestrzenne. Logika konstrukcji biologicznych nie znosi nadmiaru (vide casus
dinozaurów), jak i niedomiarów (vide także dinozaury). To nie jest taki paradoks, jak wygląda na
pierwszy rzut oka – pomimo nadmiaru masy ciała, dinozaury miały niedomiar inteligencji, co nie
pozwoliło im na szybkie przystosowanie się do zmieniających się warunków życia w zmiennym
środowisku, co atoli nie wchodzi już w zakres tej pracy.
Dodatkowe oczy wprowadzałyby niepotrzebny „szum informacyjny” do mózgu. Podobnie sprawa
wygląda z uszami. Jedno ucho uniemożliwia zlokalizowanie źródła dźwięku, za to dwoje uszu
działa jak pelengator. Pozwala to na dokładnie namierzenie źródła dźwięku. Poza tym, wydaje się
być oczywistym, że oczy i uszy powinny znajdować się w czaszce lub innym „pojemniku
mózgowym” istoty, a to ze względu na maksymalne skrócenie drogi dosyłu impulsów nerwowych
do mózgu, co ma ogromne, jak nie decydujące znaczenie w walce o byt.
Istota taka musi posiadać odpowiedniki naszych rąk i nóg. Wiadomo – musi w jakiś sposób się
poruszać i wykonywać różne czynności. Para rąk z pięcio- lub wielostawowymi palcami jest na
pewno bardziej użyteczna od macek
, pazurzastych łap czy innych potworności, którymi raczą
nas pisarze science fiction.
Różne są poglądy na temat działalności NOL-i . Niestety, ufolodzy przestrzegają nas przed inwazją,
niewolnictwem i w ogóle dezintegracją Ludzkości. Inni zaś przypuszczają, że Oni przygotowują
tutaj wielką czystkę i przygotowują nas do tego. Sceptycy zaś pytają: dlaczego każdy Superintelekt
miałby kłopotać się o naszą, najeżona broniami masowej zagłady, błotnistą kulę, zawieszoną gdzieś
w Kosmosie na peryferiach Galaktyki?...
ROZDZIAŁ 4 – LGM – Ufonauci czy trędowaci?
Ciekawa sprawa: wielu z tych, którzy zaliczyli spotkanie z Ufonautami stwierdziło, że ci ostatni
porozumiewali się miedzy sobą językiem, który brzmi jak chiński. Wielu innych stwierdziło, że
istoty te mówią po angielsku (lub w ojczystym języku delikwenta)
, lub mówią bardzo śpiewnie
albo, według innych relacji – Ufici śpiewali do nich.
4.1. Kilku małych Chińczyków.
Dnia 17 lipca 1967 roku, grupa francuskich dzieci wyszła z wioski Arc-Sous-Cicon, krótko po
godzinie 15. na spacer wśród pól poprzecinanych rzędami krzewów. Dzieci szły pod górę po
łagodnym stoku w kierunku małego lasu sosnowego, gdy naraz jedna z dziewczynek, która szła
przodem, odwróciła się i pobiegła w stronę domu tak szybko, jak tylko mogła. Powiedziała matce,
że przestraszyła się „kilku małych Chińczyków”, którzy siedzieli za krzakami, a jeden złapał ją za
nogę z zamiarem porwania jej. W parę chwil później, dwie nastoletnie dziewczyny opowiedziały o
tym, jak jakaś dziwna istota uciekała przed nimi biegnąc od krzaka do krzaka. Stworzenie to było
ubrane w krótką kurtkę i poruszało się wyraźnie prędzej , niż zwykły człowiek w takich warunkach.
Słyszały także, jak istota mówiła coś w „dziwnym, śpiewnym języku”.
4.2. Przygoda Rosy Lotti.
40-letnia Rosa Lotti mieszkała na małej farmie położonej w lesistej okolicy koło Cenniny, wsi w
pobliżu miasteczka Bucine, prowincja Arezzo, Włochy. W dniu 1 listopada 1954 roku, ta matka
czworga dzieci miała spotkanie z dwoma małymi istotami, które wyszły jej na spotkanie z
niewielkiego pojazdu. Około godziny 06:30, Rosa niosła bukiet kwiatów na ołtarz Madonny
Pellegriny. Naraz zauważyła ona beczkowaty obiekt, który natychmiast przykuł jej uwagę.
Wyglądał on, jak dwa połączone ze sobą dzwony. Długość NOL-a wynosiła około 2 m. W pewnym
momencie z dziwnego pojazdu wynurzyły się dwie istoty. Wyglądały one, jak „mężczyźni, ale o
wzroście dziecka”. Ubrani oni byli w jednoczęściowe stroje koloru szarego, które szczelnie
okrywały ich ciała, łącznie ze stopami. Do kołnierzy mieli poprzypinane jakieś przyrządy z
guzikami w kształcie gwiazdek. Twarze były widoczne, mimo okrywających głowy hełmów.
LGM
byli bardzo ożywieni i rozmawiali ze sobą językiem, który Rosa określiła jako podobny
do chińszczyzny, jako że padało tam wiele słów takich, jak : liu, lai, loi czy lau. Ludziki miały
wielkie, inteligentne oczy. Rysy twarzy, według jej oświadczenia, były „normalne”, ale ich górne
wargi były uniesione lekko ku górze, co sprawiało wrażenie uśmiechu i odsłaniały one duże,
szerokie zęby. Dla wieśniaczki, jaką była Rosa, te ich dziwne usta wyglądały jak królicze.
który wyglądał na starszego, usiłował nawiązać z nią kontakt. Wygląd i zachowanie humanoidów
przeraziły jednak Rosę, a zwłaszcza nagłe zniknięcie pojazdu i jego załogi, i nie tylko, ale o tym za
chwilę. Oczywiście Rosa opowiedziała całą historię wioskowemu karabinierowi, księdzu oraz
ludziom, którzy znali ja jako osobę zrównoważoną i „nie szerzącą głupich plotek”.
Po 18 latach, włoska grupa ufologiczna odwiedziła Rosę Lotti i w rezultacie tej wizyty sporządzono
raport - w miarę dokładny – w którym określono to zdarzenie jako typowe, wręcz klasyczne CE3.
Opisując ten incydent we „Flying Saucer Review”
Sergio Conti stwierdza, że Rosa nie czuła
strachu w czasie całego CE. Przestrach odczuła potem, kiedy jedna z istot stworzyła przyrząd, który
wydał się jej podobnym do aparatu fotograficznego. Oczywiście nie chciała, by robiono jej zdjęcia.
Conti dodaje, że Obcy wytworzyli stan uspokojenia u Rosy – trankwilizację – którą zaobserwowano
również w czasie innych CE3.
Wygląda na to, że atawistyczne lęki manifestują się w nas wtedy
i tylko wtedy, gdy widzimy obiekt (w tym przypadku NOL) z daleka. Psychiczne niepokoje znikają
w czasie spotkania i kontaktu z „gośćmi” . Tak właśnie wyglądało w wielu przypadkach, na które
powołuje się Conti . W czasie lądowania NOL-a i „desantu” Obcych , świadkowie byli w stanie
paniki graniczącej z szokiem lub stuporem. Ale kiedy istoty zbliżają się do delikwenta, świadek
doświadcza stanu uspokojenia, zwłaszcza gdy porozumiewają się z nim werbalnie lub
telepatycznie. Kiedy istoty z powrotem oddalają się do NOL-a, świadkowie na powrót odczuwają
lęk.
Taka sekwencja stanów emocjonalnych: lęk – spokój – lęk, leży w ścisłym związku z tym, że
Ufonauci są w stanie transmitować uczucie uspokojenia tylko w niewielkim zasięgu. Być może jest
to uzależnione w większym stopniu od aury (ciała astralnego)Przybyszów, niż kontaktu
telepatycznego, który można nawiązywać na duże odległości.
Rosa Lotti przekazała także opis dziwnego pojazdu w czasie przeprowadzenia z nią wywiadu-
ankiety w 20 lat później: W szerszej części pojazd miał dwa iluminatory umieszczone po
przeciwległych stronach środka, zaś w centrum, pomiędzy nimi, znajdowały się małe drzwi (właz,
luk), które były otwarte tak, że mogłam zajrzeć do środka. Zauważyłam dwa małe foteliki
umieszczone oparciami do siebie w ten sposób, że siedzący mieli te iluminatory przed sobą.
Rosa zaprzeczyła temu, iż usta – a raczej wargi - tych istot były wywinięte, pamięta, że były one
najzupełniej „normalne”. Poza tym, wbrew doniesieniom prasowym, tajemniczy obiekt znikł nie w
czasie ucieczki Rosy z miejsca zdarzenia, a w momencie, gdy tylko odwróciła głowę na krótki
moment. W tym właśnie króciutkim momencie obiekt znikł tak, jakby się rozpłynął w powietrzu.
Conti pisze, że obecnie istnieje cała zintegrowana sieć zeznań naocznych świadków obejmująca
zarówno najniższe, jak i najwyższe warstwy społeczeństwa, od murarzy i studentów i robotników
do urzędników sądowych, którzy potwierdzają relację Rosy i fakt lądowania dziwnego obiektu w
Cenninie krytycznego dnia, o godzinie 06:30.
4.3. Spotkanie z Obcymi na Réunion.
Wyspa Réunion znajduje się na Oceanie Indyjskim, pomiędzy Mauritiusem a Madagaskarem. W
dniu 31 lipca 1968 roku, o godzinie 09:00 zaobserwowano tam przelot NOL-a. Obserwuje się je
codziennie na całym świecie i widzą je tysiące (jak nie miliony) ludzi, co nikogo nie dziwi, ale w
tym przypadku chodziło o coś naprawdę ekstra.
31-letni rolnik M. Luce Fontaine oświadczył, że przebywając na małej polance w akacjowym lasku,
gdzie zrywał trawę dla swych królików, zauważył on owalny obiekt, który unosił się nad ziemią na
wysokości 4-5 m i w odległości 20 m od niego. Zewnętrzna krawędź tego, co można było nazwać
„kabiną” czy „kokpitem” była ciemnoniebieska, natomiast sama „kabina” wydawała się być
jaśniejsza i błyszcząca, jak ekran. Obiekt posiadał dwa metalowe wsporniki: powyżej i poniżej
„kabiny”.
Fontaine jest ożeniony z nauczycielką, ma dzieci i znany jest jako osoba ciężko pracująca i
uczciwa. Oświadczenie Fontaine’a zawiera także jeden niezmiernie ciekawy punkt, a mianowicie –
we wnętrzu „kabiny” dostrzegł on dwie istoty zwrócone plecami do niego. W pewnym momencie
ten siedzący po prawej odwrócił się i spojrzał na Fontaine’a. Ten ostatni określił jego wzrost na 90
cm. Istoty były ubrane w jednoczęściowe stroje i hełmy.
Tak więc obaj obrócili się plecami do mnie, a potem nastąpił błysk tak silny, jak od łuku
elektrycznego. Wszystko wokół mnie zbielało od błysku. Poczułem silne gorąco i silny podmuch
wiatru, a w parę sekund później niczego tam już nie było.
Po zniknięciu obiektu, Fontaine obejrzał sobie dokładnie teren, nad którym obiekt zawisł, ale nie
znalazł żadnych śladów pobytu NOL-a na ziemi, co zresztą nie było czymś dziwnym, bowiem
obiekt wisiał na wysokości 4-5 m nad gruntem.
Fontaine opowiedział wszystko najpierw swej żonie, a potem policji – ale nikt mi nie uwierzył - jak
skomentował to reporterowi z „Lumiéres dans la Nuit” – francuskiego czasopisma, którego
reporterzy przeprowadzili z nim wywiad. Nazajutrz rozpoczęło się formalne śledztwo, które
prowadzili dwaj oficerowie: kpt. Maljean (żandarmeria z St. Pierre) i kpt. Legros (Obrona
Cywilna), którzy przybyli na miejsce zdarzenia. Stwierdzono podwyższony stopień
radioaktywności na tym terenie oraz na odzieży Fontaine’a. Zgodnie z raportem kpt. Legrosa, na
miejscu zdarzenia znajdowało się 8 punktów, w których radioaktywność była wyższa od tzw.
promieniowania tła i wynosiła 16 mR/h – bardzo niewiele
, co jednak wskazywało na to, że
jednak „coś” tam było. Jedynym wytłumaczeniem tak niskiego poziomu radioaktywności było to,
że pomiary przeprowadzono w 10 dni po tym CE, a poza tym w ciągu tej dekady padały silne
deszcze.
W tym czasie obserwowano także pojawienie się NOL-a na tym terenie oraz – a było to 11 sierpnia
– nad Mauritiusem. Opisywano ten obiekt jako CNOL, który wyglądał podobnie, jak ten z Réunion.
Dla tych, którzy wierzą, że NOL–e mogą być tylko solidnymi, metalowymi pojazdami sugestia, iż
NOL może po prostu zniknąć jest nie do przyjęcia. Jednak raporty o nagłym pojawieniu się i
znikaniu NOL-i powtarzają się tak często, że musimy przyjąć taką możliwość, iż NOL jest
obiektem nie tylko materialnym.
Jeżeli UFO pobiera energię z nieznanych źródeł, to w
konsekwencji tego NOL albo wisi w powietrzu, albo gotuje się do odlotu. Zawsze w takich
przypadkach dostrzega się delikatne świecenie. Światło to jest zbliżone do promieni UV, względnie
innych, niewidzialnych dla nas, ale dostrzegalne dla naszych aparatów fotograficznych, kamer
wideo i innych przyrządów
promieniowań – np. X, IR czy g. Inną teorią, która tłumaczy ten
pojawiający się bądź znikający fenomen jest używanie przez NOL-e przestrzenno-czasowego
continuum, jako kanału transportowego, umożliwiającego odbywanie podróży na wielkie odległości
w zerowym czasie .
4.4. Spotkanie na narciarskim stoku.
Z wysp Oceanu Indyjskiego przenieśmy się do Finlandii. [...] zdarzenie to miało miejsce późnym
popołudniem dnia 7 stycznia 1970 roku, w lesie, niedaleko wioski Imjärvi w południowej Finlandii.
Krytycznego dnia dwaj świadkowie zdarzenia: trzydziestoparoletni rolnik Esko Viljo oraz 36-letni
leśniczy Aarno Heinonen jeździli na nartach. Obu tych ludzi scharakteryzowano jako atletycznych i
zatwardziałych abstynentów.
W czasie małej przerwy w jeździe usłyszeli naraz dziwny,
bzyczący odgłos i ujrzeli coś, co opisali jako bardzo silne światło na niebie. Bzyczenie stało się
intensywnym, zaś samo światło nagle się zatrzymało i naraz otoczyło się czymś w rodzaju mgiełki
o kolorze jasnoszarym. Mgiełka ta pulsowała w takt pulsacji światła. Ze szczytu utworzonej w ten
sposób chmurki wydobywały się kłęby dymu. Obaj świadkowie w zdumieniu obserwowali to
zjawisko. Chmura opuściła się na wysokość około 150 m, co pozwalało dostrzec jej wnętrze. Obaj
mężczyźni zauważyli tam metaliczny obiekt o około 3-metrowej średnicy. Na dolnej części obiektu
zauważyli oni trzy półkule i środkową tubę. Tymczasem ów NOL wisiał w powietrzu i wydawał
dziwny dźwięk. Po pewnym czasie NOL opuścił się niżej i zawisł na wysokości 3-4 m nad
poziomem gruntu, i wtedy przestał bzyczeć. Był tak blisko – opowiadał Heinonen, - że mogłem
dosięgnąć go kijkiem.
Nagle pojazd wyemitował z tuby promień światła, tworząc na ziemi krąg
świetlny. Promień ten mierzył około 1 m średnicy. W tym czasie na cały ten teren opuszczała się
dziwna, szaro-czerwona mgła. Opowiada Heinonen:
Nagle poczułem, jak jakaś siła odciąga mnie do tyłu. Cofnąłem się o krok do tyłu i w tym samym
czasie zobaczyłem tą istotę. Stała ona w strumieniu światła i trzymała w ręku czarne pudełko.
Później Heinonen powiedział, że pudełko to miało okrągły otwór, z którego wydobywało się żółte,
pulsujące światło.
Istota ta miała około 90 cm wzrostu i bardzo cienkie ręce i nogi. Jej twarz była blada jak wosk. Nie
zauważyłem jej oczu, ale jej nos był dziwny – wyglądał jak haczyk, a nie nos.
W swej relacji stwierdza on także, iż jej uszy były bardzo małe i przyciśnięte do czaszki. Istota była
ubrana w kombinezon w kolorze jasnej zieleni, a jej buty były ciemnozielone. Palce były zaciśnięte
jak szpony wokół czarnego pudełka. Zaś Viljo dodał, że istota stała w jasnym świetle i lśniła jak
fosfor, ale jej twarz była bardzo blada. Jej ramiona były cienkie i chude jak u dziecka. Nie
widziałem szczegółów jej ubioru, pamiętam tylko, ze był zielonkawego koloru. Viljo także opisał tą
istotę jako stworzenie raczej niskie, poniżej metra wysokości i bardzo chude.
W chwili, gdy dwaj ludzie obserwowali istotę, ta wycelowała otwór pudełka w Heinonena.
Pulsujące światło było bardzo jasne, prawie oślepiające. Jednocześnie mgiełka otaczająca NOL-a
zgęstniała, a z oświetlonego kręgu strzeliły wielkie iskry. Metrowe błyskawice miały kolor
czerwony, zielony i purpurowy, które uderzyły w ludzi, czego nie odczuli. Mgła zgęstniała i
świadkowie stracili z oczu NOL-a i istotę z jej promieniem świetlnym. W czasie trwania tego
incydentu obaj mężczyźni nie mogli mówić do siebie. I dalej relacja Vilio:
Nagle krąg światła na śniegu przygasł. Promień świetlny powędrował drżąc jak płomień w stronę
tuby NOL-a. Jednocześnie dziwna mgła się rozproszyła i powietrze znów było czyste.
Po dwóch minutach od rozproszenia się mgły, Heinonen poczuł, że prawa strona jego ciała stała się
nieczuła do tego stopnia, że kiedy chciał zrobić krok do przodu, to przewrócił się.
Byłem zwrócony prawą strona do światła. Miałem zraniona prawą nogę, ale nie czułem niczego od
stopy w górę. Nie mogłem się podnieść, chociaż próbowałem kilka razy – powiedział Heinonen.
Odpiął narty, a Vilio pomógł mu iść do wsi, do domu jego rodziców, gdzie powiedział, że nie czuje
się całkiem dobrze. Heinonen z trudnością oddychał, bolała go głowa, czuł bóle w plecach,
ramionach i nogach. Później dostał silnych torsji. Wydalony przezeń mocz miał kolor czarnej kawy.
Wezwano lekarza – dr Pauli Kajanoja, który stwierdził znaczny spadek ciśnienia krwi, co
wskazywało na szok, w związku z czym zaaplikował pacjentowi środki uspokajające i nasenne.
Jednak symptomy nie ustawały. Heinonen był tak osłabiony, że nie mógł chodzić. Poza tym
odczuwał ustawiczne zimno, chociaż nie gorączkował.
14 stycznia, dr Kajanoja odwiedził swego pacjenta po raz trzeci. Mimo uprawiania przez Heinonena
ćwiczeń polepszających krążenie, symptomy nie ustawały, wobec czego lekarz zabronił mu
wykonywania jakichkolwiek prac. W maju Heinonen wciąż czuł się źle – bolała go głowa, żołądek i
kark. Wciąż nie mógł pracować. Opowiedział także, że kiedy powrócili na miejsce wydarzenia, to
poczuli się jeszcze gorzej. Poza bólami, Heinonen miał okresowe zaniki pamięci. Od czasu
incydentu nie miał apetytu. Przed incydentem, Heinonen cieszył się końskim zdrowiem i
doskonałym wzrokiem, a teraz odkrył, że każdy silniejszy błysk światła powoduje łzawienie.
Viljo tez nie wyszedł cało z tego incydentu, chociaż nie odniósł tak poważnych obrażeń, jak jego
towarzysz. W godzinę po incydencie jego twarz ściemniała i poczerwieniała. Miał trudności ze
złapaniem równowagi, stwierdził także osłabienie mięśni nóg. 12 stycznia Viljo odwiedził okulistę
w sprawie swych zapuchniętych oczu. W dwa dni później udał się do internisty w Heinola, który
przepisał mu lekarstwa na polepszenie krążenia. W trzy dni później, Viljo odwiedził tego samego
lekarza, który stwierdził, że jest on zupełnie zdrowy, aczkolwiek Viljo twierdził, że będąc w saunie
stwierdził całkowite zaczerwienienie skóry na całym ciele. W maju Viljo napisał list do
szwedzkiego dziennikarza nadmieniając przy tym, ze ludzie, którzy odwiedzili to miejsce, też
chorowali przez kilka dni. W swoim raporcie o stanie zdrowia obu mężczyzn, dr Kajanoja
stwierdził, że:
...obaj moi pacjenci przeszli silny wstrząs. Esko Viljo był bardzo czerwony na twarzy i wyglądało
to na opuchliznę. Obaj sprawiali wrażenie niepoczytalnych. Mówili dużo, szybko i bez sensu. Nie
mogłem znaleźć jakichś patologicznych zmian u Heinonena. Nie czuł się dobrze, ale była to być
może reakcja żołądkowa na szok. Symptomy, które on opisywał przypominały mi porażenie
promieniste. Niestety, nie miałem przyrządów, by to stwierdzić. W jego moczu najprawdopodobniej
znajdowała się krew. W ogóle nie mogłem postawić diagnozy i przepisać właściwych leków.
Kiedy szwedzki dziennikarz, fotograf i tłumacz wraz ze świadkami udali się na to miejsce w
czerwcu, ręce obu świadków i tłumacza stały się czerwone, a Heinonena rozbolała głowa.
Dziennikarz znalazł także dwóch innych świadków incydentu, którzy przyznali, że 7 stycznia, o
godzinie 16:45, widzieli NOL-a nad dwoma narciarzami. Jednym z tych świadków była Edna
Siitari, żona rolnika z Faistjärvi, wsi oddalonej o 15 km od miejsca incydentu. Drugim świadkiem
był mieszkaniec wioski Paaso, oddalonej o 10 km, który także widział światło. Ale żaden z tych
świadków nie kontaktował się z Obcymi
4.5. „Gleboznawcy” z New Jersey.
Było to pewnej, niezwykle ciepłej nocy styczniowej w roku 1975, kiedy to George O’Barski (lat
72) wracał do domu z małego drug-store’u, którego był właścicielem. Gdzieś około godziny 02:00,
O’Barski przejeżdżał przez North Hudson Park, po newjersejskiej stronie rzeki Hudson. W pewnej
chwili jego samochodowe radio zaczęło odbierać dziwne zakłócenia atmosferyczne.
Zacząłem wsłuchiwać się w radio – opowiadał później O’Barski Tedowi Bloecherowi ankieterowi z
MUFON – wydobywały się z niego dziwnie wysokie głosy... Wzmocniłem trochę siłę głosu i wiesz
co? Usłyszałem jakby dźwięk, jakby ktoś coś drapał. A potem radio przestało działać! Niczego nie
było słychać – rozumiesz?!
Szyby samochodu były częściowo opuszczone z powodu niezwykle ciepłej pogody. O’Barski
zeznał później, że słyszał buczący odgłos podobny do głosu pracującej lodówki i zobaczył coś, co
podchodziło do lądowania: ten przedmiot unosił się w powietrzu. Opisał on tego NOL-a jako coś
okrągłego, mającego 10 m średnicy i 2-2,6 m wysokości z kopułką na wierzchu. Sam obiekt był
ciemny, miał jednak kilka oświetlonych iluminatorów umieszczonych wokół korpusu pojazdu.
Każde okno miało rozmiary 30 x 120 cm i przedzielała je przerwa o szerokości 30 cm. Poza tym
O’Barski nie zauważył innych szczegółów poza świecącym pasem biegnącym dookoła pojazdu u
podstawy kopułki.
NOL przeleciał nad samochodem O’Barskiego i wylądował w odległości około 30 m od niego.
Określenie „wylądował” nie jest tu za bardzo na miejscu, bowiem de facto NOL zawisł na
wysokości 3 m nad ziemią, a potem opadł na wysokość jakichś 1-1,2 m nad gruntem. O’Barski nie
był w stanie stwierdzić, czy NOL stoi na jakichś podporach, platformie czy też wisi w powietrzu.
Naraz otworzył się czworokątny właz i po stopniach zeszło w dół 9 lub 11 istot – jak dzieci
schodzące po drabinie przeciwpożarowej – oświadczył on. Ufonauci mieli 1-1,2 m wzrostu i
wydawało mu się, że byli oni ubrani w dziecięce kombinezony noszone na śnieg. Każdy z nich
nosił hełm, który był okrągły i w kolorze ciemnym, jak Ich ubiór. Istoty miały także rękawice.
Każdy z nich miał torebkę i coś przypominającego łopatkę. Każda torebka miała przymocowany do
niej uchwyt . Humanoidzi musieli dobrze znać swoją pracę, gdyż jak wszyscy znaleźli się na ziemi,
to od razu rozpoczęli kopanie...
Kopali Oni w kilku miejscach w sąsiedztwie NOL-a, a wykopana ziemię wsypywali do torebek.
Cała praca trwała nie dłużej, niż 2 minuty, a potem humanoidalne istoty wspięły się do luku
wejściowego. Pojazd wystartował i znikł z oczu O’Barskiego w ciągu 20 sekund.
W swej relacji O’Barski stwierdził, że Oni działali tak jak ludzie, a nie jak roboty. I chociaż nie
widziały go, to czuł on lęk przed Nimi. Po odlocie NOL-a radio i silnik auta zaczęły pracować
normalnie. Podsumowując swój raport, O’Barski stwierdził, że:
Odkąd mam swój sklep, w ciągu 30 lat niejednokrotnie widziałem ludzi z pistoletami czy nożami.
Wielokrotnie odnosiłem rany, ale nigdy nie przeżyłem czegoś podobnego, na widok czego
skamieniałem z wrażenia, jak tym razem...
Powinniśmy wreszcie rozważyć i tę myśl, że Ziemia jest odwiedzana przez wielu Przedstawicieli
obcych cywilizacji. Część z Nich zajmuje się badaniem naszej gleby, analizowaniem jej tak, jak
nasze próbniki robią to na Księżycu, Marsie i innych planetach. Inne zaś koncentrują swe
zainteresowania na naszym duchowym rozwoju. Jeszcze inni obserwują całokształt naszej
działalności gospodarczej, naukowej, społecznej, itd. godnym podkreślenia jest fakt, że opisy tych
„gleboznawców” konsekwentnie mówią o typie małych istot, o wzroście 90-120 cm. Istoty te
kojarzą się z opowieściami czarowników mówiących o naszych rozumnych kuzynach leczących
(odtruwających) Matkę Ziemię. I znów podobnie jak u nas, w naszej kulturze istnieją podziały na
specjalności. Duchowni zajmują się duszą, aptekarze - lekarstwami, synoptycy poświęcili się
pogodzie, itp., tak iż możliwe jest, ze różne rodzaje kosmicznych ras interesują się tylko we
własnym zakresie naszą planetą.
4.6. Humanoidzi w Rockville, (VA).
To spotkanie miało miejsce w dniu 11 maja 1969 roku, około godziny 01:45.
24-letni Mike Luczkowich właśnie wracał do domu w Rockville z randez-vous.
przejechał koło Rockville General Store, kiedy w odległości 14-15 m od swego samochodu
zauważył coś, co przypominało parę jeleni. Później zorientował się, że obserwuje dwie postacie o
niskim – 90-120 cm – wzroście. Stworzenia te miały na głowach kuliste hełmy, które przypominały
piłki do koszykówki. Hełmy te otaczały bladozielone pasy, które odbijały światła samochodu.
Początkowo Istoty te były nieruchome, ale rychło poruszyły się i oddaliły szybkim biegiem na lewo
od świadka. Gdy dwie pierwsze Istoty znikały z pola widzenia, z prawej strony pojawiła się trzecia,
która dołączyła do poprzednich.
Luczkowich oświadczył, że Istoty te były ubrane w jasnobrązowe kombinezony, które były nieco
ciemniejsze u dołu na rękach i na nogach. Nie zauważył on rysów twarzy, a to dzięki baniastym
hełmom. Spotkanie to było dlań wstrząsem, więc nie mówił o nim nikomu aż do niedzieli. W
poniedziałek wraz z trzema innymi osobami udał się na miejsce CE. Odnaleźli oni ślady Istot w
postaci ścieżki wydeptanej na zaoranym polu, a także połamanych gałązek żywopłotu. Ankieterzy
NICAP przybyli następnego tygodnia, ale na nieszczęście, ślady te zostały zatarte przez upływ
czasu. Szkoda, że żaden z 4 mężczyzn nie sfotografował śladów, bądź nie udokumentował ich w
inny sposób.
Tego samego dnia, tj. 11 maja, około północy wracając do domu, 18-letnia Debbie Payne widziała
owalny, świecący obiekt unoszący się nad jej domem. Niestety, jej towarzysz nie zauważył go, ale
bliskość czasoprzestrzenna tych dwóch wydarzeń może wskazywać na istnienie związku
przyczynowo-skutkowego pomiędzy trzema małymi humanoidami, a NOL-em unoszącym się nad
domem Payne’ów.
4.7. Incydent w Ohio.
W burzliwą noc 30 marca 1967 roku, David Morris jadąc samochodem do domu w południowej
części stanu Ohio przeżył swego rodzaju koszmar. Gdzieś około godziny 02:30, Morris osiągnął
szczyt niewielkiego wzgórza i ujrzał stojący wielki i stożkowaty obiekt w odległości 25-30 m od
szosy, po jej lewej stronie. Zwolnił więc do prędkości 50 km/h i obserwował dziwny obiekt stojący
w polu. Miał on 8 m wysokości i około 4 m szerokości u swej podstawy. Naraz uwagę Morrisa
przykuło coś, co się działo na szosie. W poprzek szosy przebiegało 4-5 jakichś istot wyraźnie
widocznych w świetle świateł samochodu, ubranych w rodzaj pomarańczowych kombinezonów.
Morris zahamował, ale nie zatrzymał całkiem samochodu, wskutek czego uderzył zderzakiem
jednego „ludzika”. Samochód wpadł w poślizg na mokrej od deszczu jezdni, przejechał ślizgiem
około 3 m i wreszcie się zatrzymał. Morris złapał za klamkę drzwi, bo jego pierwszym impulsem
było udzielenie poszkodowanemu pierwszej pomocy, ale nagle błysnęła mu w mózgu myśl: Jeżeli
zabiłem jednego z Nich, to Oni zabiją mnie!!! Dodał zatem gazu i uciekł z miejsca zdarzenia.
Później badający to miejsce ankieter oświadczył, że: Wszystko wskazuje na to, że Dave Morris
mówił prawdę. Od pewnego czasu przyjęliśmy wiele doniesień, raportów i relacji o nocnych
spotkaniach z pomarańczowymi światłami różnych typów, kształtów i rozmiarów, a zwłaszcza po
incydencie Morrisa. Obecnie przyjmujemy analogiczne doniesienia o NOL-ach w kolorze
czerwonym... Ciekawy jestem, jak to się skończy?...
4.8. Obcy na skraju drogi.
20 marca 1967 roku, o godzinie 22:45 EST
, mężczyzna określany przez Roberta A. Schmidta –
sekretarza Pittsburgh UFO Research Institute – panem Ribblesem poprosił swą córkę Joan o
towarzyszenie mu w wycieczce odbywanej domowym VW do przedmieścia miasta Butler, PA, w
nadziei ujrzenia „powietrznych świecących fenomenów” – czyli NOL-i, które tam obserwował
onegdaj. Odtąd mieszkał tylko o milę od prywatnego lotniska i czekał ponownie na Bliskie
Spotkanie.
Krytycznego dnia zaparkowali samochód na jednej z dróg dojazdowych raczej mało uczęszczanej i
po kilku minutach oczekiwania ujrzeli dwa kuliste światła. Świecące obiekty początkowo
wydawały się być dwoma samolotami lecącymi ponad lotniskiem, ale w taki sposób, jakby
zamierzały lądować na szosie, co potwierdziło się w chwilę później, gdy oba światła zniżyły się nad
nią i zaczęły zbliżać się do Ribblesów z prędkością około 50-60 km/h. Ribblesowie oczekiwali
nieuchronnej kolizji, ale nie doszło do niej. Tak czy owak – zdębieli ze zdumienia, a mieli po temu
powód.
Światła przekształciły się w półkole pięciu postaci, które stały w odległości 5 m od VW. Oboje
wyskoczyli z samochodu i zza niego przyjrzeli się humanoidom. Schmidt podaje taki opis Istot
wedle relacji Joan Ribbles:
... Wyglądali zupełnie jak ludzie, ale Ich twarze były zupełnie wyprane z uczuć... Ich oczy – o ile
można je tak nazwać – miały wygląd poziomych szczelinek... Nie widziałam białek czy tęczówek,
tylko te szczelinki. Ich nosy były wąskie i wydatne, nie takie jak ludzkie. Usta tak jak oczy
przypominały wąskie szpareczki.
Joan określiła wzrost tych Istot na 167 cm, z tym, że jedna z nich była niższa od pozostałych
czterech i mierzyła 150 cm. Wszystkie Istoty nosiły płasko zakończone nakrycia głowy. Włosy
czterech z nich były długie do uszu, natomiast włosy niższej były długie do ramion, co nasunęło
Joan myśl o tym, ze była to Istota rodzaju żeńskiego. Cała piątka była ubrana w identyczne
szarozielone bluzy i spodnie. Skóra Ich twarzy i rąk miała kolor „przypalonej skóry”. Joan
przyznała potem, że to półkole obserwujących ich Istot „napędziło jej stracha”.
- Nie słyszeliśmy żadnych odgłosów – zeznała potem badającemu to wydarzenie ankieterowi.
Robblesowie dopadli do samochodu, zapalili silnik i uciekli z miejsca zdarzenia.
Istniała możliwość zapomnienia pewnych szczegółów tego zdarzenia, tak jak w wielu przypadkach
tego rodzaju, biorąc pod uwagę to, że świadkowie znajdują się w stanie stresu a nawet szoku.
Jednakże Joan zapamiętała coś, co może być szczególnie ważną rzeczą, a mianowicie: kiedy światła
zbliżały się do auta, to słyszała ona „chór głosów” sączący się bezpośrednio do jej mózgu, a nie
uszu.
... Głosy powtarzały: «Nie ruszaj się, nie ruszaj się»! – a kiedy uruchomiliśmy silnik głosy zawyły:
«NIE RUSZAJ SIĘ!!!» Kiedy światła znikły za nami, głosy wreszcie umilkły. Mój ojciec nie
słyszał tego tak, jak ja to słyszałam, ale nie jestem tego taka pewna...
4.9. Humanoid w belgijskim ogrodzie.
Od 1947 roku zanotowano wiele incydentów z NOL-ami i humanoidami. Teraz przedstawię jeden z
rzadkich w Belgii incydentów z humanoidami. Bohaterem tego wydarzenia jest pewien 28-letni
Belg, którego inicjały brzmią V.M. i który mieszka w Vilvorde, kilka kilometrów na północny-
wschód od Brukseli.
Pewnej grudniowej nocy 1973 roku, pan V.M. obudził się o godzinie 02:00 i udał się do toalety,
znajdującej się na małym podwórku za kuchnią. Nie chcąc budzić żony nie zapalał światła, tylko
wziął latarkę i wyszedł z sypialni. Gdy doszedł do kuchni, usłyszał dziwny hałas, brzmiący jak
upadek jakiejś łopaty czy szufli. Jednocześnie ujrzał zielonkawe światło sączące się z kuchni.
Wyjrzał przez okno i stwierdził, że jego ogród – zazwyczaj ciemny o tej porze – jest oświetlony
jakimś dziwnie zielonkawym światłem przywodzącym na myśl akwarium. Źródłem tego
zielonkawego światła był mały humanoid, a raczej jego ubiór. Miał on normalnie wyglądające ręce i
nogi, ogólnie proporcjonalne do reszty ciała. Ubiór tej istoty wyglądał na metalizowany, natomiast
głowę przykrywał mu hełm z przewodami biegnącymi do czworokątnego pojemnika (?),
umieszczonego na plecach, od barków do pasa tego stworzenia. Ubiór ten nie miał guzików ani
eklerów. Wokół bioder Przybysza znajdował się pas, który emitował czerwone światło z
niewielkiego pudełka umieszczonego tam, gdzie zazwyczaj znajduje się klamra. Znajdujący się w
ogrodzie humanoid obsługiwał urządzenie przypominające odkurzacz lub detektor min. poruszał
tym urządzeniem nad kupą liści, wykonując wahadłowe ruchy od i do siebie. Obserwując go V.M.
odniósł wrażenie, że Istota ta ma trudności z poruszaniem się – zataczała się i uginały się pod nią
kolana.
Nagle V.M. skierował nań strumień światła z latarki, humanoid odwrócił się – widocznie nie mógł
skręcać szyi i musiał obracać swe całe ciało, by zobaczyć, co ma za sobą. Wtedy V.M. zobaczył, że
humanoid ma ciemną karnację skóry – poza tym nie widział on ani nosa, ani ust, a jedynie oczy –
które były owalne – oraz małe, punktowe uszy. Oczy humanoida były wielkie i jasne, z zielonymi
obwódkami. Źrenice były również owalne i czarne. Stali tak twarzą w twarz. Humanoid podniósł
swą drugą rękę i zrobił znak „V” utworzony przez środkowy i wskazujący palec. Następnie
podszedł do ogrodowego muru i wszedł nań jak mucha – tj. cały czas prostopadle do podłoża – i
znalazł się na drugiej stronie. Po kilku chwilach ukazała się silna biała aura po drugiej stronie
ogrodu. Pomimo wiatru rozległ się silny odgłos i spoza muru podniósł się wolno kulisty obiekt,
który wisiał kilka chwil w powietrzu, a potem odleciał, wydając dźwięk podobny do brzęczenia
owada.
V.M. opisując górną część NOL-a porównał ją do kopułki lśniącej pomarańczowo-czerwonym
światłem. Dolna część świeciła czerwienią, na tle której można było zauważyć trzy inne światełka:
czerwone, zielone i niebieskie. Na platformie okalającej NOL-a V.M. zauważył także dziwny
emblemat: czarne koło przekreślone skośnie żółtym znakiem przypominającym błyskawicę.
Odlatując NOL pozostawił po sobie świecący ślad, który rozpadł się na małe plamki.
V.M. nie nawiązał żadnego – werbalnego czy telepatycznego – kontaktu z Istotą, ani nie odczuwał
lęku. Nie odczuwał także żadnych psychofizycznych dolegliwości czy sensacji po kontakcie.
Następnego dnia przeszukał cały ogród, ale nie znalazł żadnego fizycznego śladu odwiedzin
nocnego Gościa. Potem już nigdy nie był trapiony nocnymi odwiedzinami.
4.10. Człowiek-roślina.
To zdarzyło się pewnego pięknego dnia w czerwcu 1968 roku. Jennings Frederick polował na ptaki
przy pomocy łuku i strzał. Nie ustrzeliwszy niczego wracał z próżną torbą do domu. Głęboko
zamyślony usłyszał naraz głos jakby szybko puszczonej do tyłu taśmy magnetofonowej. Zgodnie z
tym, co napisał Gray Barker – głos ten zdawał się mówić: Nie musisz się mnie bać. Chciałbym się z
tobą porozumieć. Przybywam jako przyjaciel. My wiemy o was wszystko. Przybywamy w pokoju.
Potrzebuję opieki lekarskiej. Potrzebuję pomocy.
Kto, czy co nadawało tę wiadomość? Czy Frederick słyszał to oczami czy mózgiem? Nagle ukazało
się coś pół-ludzkiego, długouchego i żółtookiego. To coś miało ręce o trzech palcach o długości 18
cm. Ciało tego czegoś przypominało łodygę rośliny zarówno w kolorze, jak i w kształcie – było
zielone.
Początkowo Jennings sądził, że skaleczył sobie rękę o ciernie, ale później zorientował się, że ten
humanoid (???) zranił jego rękę i wysysał z niej krew! W pewnym momencie oczy stworzenia stały
się czerwone i przypominały rotujące wściekle pomarańczowe koła. Jennings zahipnotyzowany tym
stał jak skamieniały. Transfuzja trwała około minuty, poczym Istota – roślina-wampir puściła go i
oddaliła się szybko na szczyt wzgórza, robiąc przy tym kroki o długości 8 metrów! Jennings
wyprowadzony z transu znów poczuł ból ramienia i udał się do domu. Wkrótce usłyszał buczący
dźwięk, który nasunął mu myśl, że człowiek-roślina być może startuje swym latającym talerzem
czy innym pojazdem, w którym tu przybył. Oczywiście w domu powiedział, że poranił rękę na
ostrokrzewach. Historię o swym CE0 z Obcym opowiedział dopiero po paru miesiącach swemu
przyjacielowi o nazwisku Barker.
NOL-e nie były czymś obcym dla rodziny Fredericków. Matka Jenningsa miała też spotkanie w
czasie, kiedy on był w szkole. Po wyprawieniu męża do pracy i dzieci do szkoły myła talerze po
śniadaniu. Od czasu do czasu wyglądała przez kuchenne okno i naraz ujrzała – jak się to jej
wydawało – dziecko bawiące się na polu pod wzgórzami. Pomyślała, ze dzieciak może dotknąć
elektrycznego ogrodzenia dla bydła i zdecydowała się ostrzec dziecko przed niebezpieczeństwem.
Gdy zbliżyła się do niego, to zauważyła, iż nie jest to dziecko, a mała czarna lub ciemnozielona
Istota, która zrywała trawę i wkładała ją do torebki. Nieco dalej znajdował się talerzopodobny
pojazd z wysięgnikiem dotykającym gruntu. Istota była przymocowana do NOL-a czymś, co
przypominało kabel. NOL miał 3 m średnicy i 1,6 m wysokości. Był on koloru biało-srebrzystego.
Poniżej kopułki znajdował się rząd okienek. NOL wirował w kierunku zgodnym z kierunkiem
ruchu wskazówek zegara i wydawał buczący dźwięk. Istota wydawała się być bardziej
zwierzęciem, niż człowiekiem. Była ona naga, miała małe uszy stojące jak u zwierzęcia i ogon, co
sprawiało wręcz sataniczne wrażenie. Nie dostrzegła rysów twarzy tej istoty.
Pani Frederick pobiegła do domu, wskoczyła do łóżka i nakryła głowę kołdrą, mając nadzieję, że
cokolwiek to było – zniknie. W parę minut później znów wyjrzała przez okno i zauważyła, że Istota
wlazła do NOL-a, który wystartował. Buczenie nasiliło się, gdy NOL wzleciał w powietrze „tak
lekko jak piórko”.
Pani Frederick nie mówiła o tym nikomu, aż jej syn Jennings powrócił ze szkoły. Gdy matka
opowiedziała mu o tym wydarzeniu, natychmiast udał się na pastwisko, gdzie znalazł ślady
wgniecenia gruntu. Na podstawie wielkości śladu doszedł do wniosku, że NOL ważył około tony.
Znalazł tam także dziwne pazurzaste ślady i doszedł do wniosku, że Istota ważyła około 20 kg, a
potem Jennings wysłał dokładny opis znalezionych śladów do USAF. Znalezione ślady wgniecenia
i łap (???) potwierdzały to, że jego matka nie uległa halucynacji. Gray Barker pisze, że USAF
zaserwowały im proste wyjaśnienie – BALON METEOROLOGICZNY. (!!!)
Ale to jeszcze nie koniec wydarzeń. Pewnego dnia – a raczej poranka, pomiędzy godziną 01:00 a
04:00 – Jennings został obudzony silnym błyskiem czerwonego światła. Odruchowo sięgnął pod
poduszkę po swój rewolwer kalibru .38
i zaczął poszukiwać przyczyny błysku. Początkowo
sądził, że źródłem światła był piecyk gazowy, ale później zauważył mały pojemnik wielkości jabłka
toczący się po podłodze pokoju. Nagle poczuł jak złapała go czyjaś ręka i uczuł ukłucie igły w lewe
przedramię. Stanął twarzą w twarz z trzema facetami ubranymi w czarne golfy i ciemne spodnie.
Na twarzach mieli gogle.
Jeden z nich powiedział:
- Psy są bardzo agresywne, więc wszystkie uśpiono.
- A co będzie z nim? – zapytał drugi.
- Wkrótce zaśnie, jest już na wpół śpiący – padła odpowiedź, i do Jenningsa – Nie obawiaj się tej
igły, ramię poboli cię przez dzień czy dwa i to wszystko...
Gdy pojemnik był w zasięgu ręki Jenningsa, ludzie ci nałożyli maski przeciwgazowe i ostatnią
rzeczą jaka on zapamiętał było to, że jeden z nich włożył ten przedmiot do kieszeni. Zgodnie z
relacją Jenningsa, faceci rozciągnęli coś nad jego twarzą i rozpoczęli wypytywanie go o UFO i o to,
co on o nich sądzi. Wypytywali go o to, co sądzi on o czasach współczesnych i o przyszłości. W
tym miejscu Jennings stracił przytomność i nie pamiętał niczego, co działo się z nim potem. Nikt w
domu nie mówił mu o dziwnych wydarzeniach tej nocy, więc sądził, że użyty przez niezwykłych
„gości” gaz obezwładnił ich także.
Barker tak wypowiedział się na temat wywiadu z Jenningsem:
Być może to on był jednym z Nich. Być może to on prowadził wywiad ze mną, a mnie się tylko
wydawało, że to ja prowadzę wywiad z nim.
Gray Barker odrzucił później tą myśl, jednakże doszedł później do wniosku, że Jennings jest
człowiekiem opętanym nie przez chorobę umysłową czy diabła, ale przez tajemnicę UFO.
4.11. Trolle, skrzaty i Ukryty Lud.
W oryginale tytuł tego podrozdziału brzmi „The Hidden Ones: Puck and the Wee People”. A rzecz
będzie o tych, którzy towarzyszyli nam od dzieciństwa w bajkach i legendach opowiadanych nam
przez naszych dziadków, rodziców i opiekunów…
W roku 1962, kilku przedsiębiorczych Islandczyków zamieszkałych w małej wiosce postanowiło
zbudować przetwórnię rybną. Zgodnie z islandzkimi tradycjami, każdy właściciel musi złożyć
część swych dóbr materialnych jako ofiarę przeznaczona dla tajemniczego Hidden lub Gömmde
Folket -Ukrytego Ludu, i dlatego kilku wieśniaków wytknęło przedsiębiorcom to, że każda część
powinna być budowana zgodnie z tradycjami. Biznesmeni odpowiedzieli śmiechem. Sprowadzili
najnowsze maszyny, materiały budowlane, materiały wybuchowe i specjalistów do operowania
nimi. Sadzili, że jakieś tam głupie wsiowe zabobony nie zatrzymają postępu. Aliści do czasu.
Super-wytrzymałe świdry łamały się jeden po drugim jak zapałki. Pewien stary farmer twierdził i
ostrzegał, że wtargnęli na terytorium Ukrytego Ludu, ale robotnicy wykształceni i oświeceni zbyli
go śmiechem. Nie mogli zrozumieć, skąd na nowoczesnej Islandii wziął się taki stary głupiec. A
świdry wciąż się łamały. W końcu dyrektor przedsiębiorstwa, chociaż niewierzący w te opowieści,
zgodził się z sugestią starego farmera i udał się do miejscowego jasnowidza w celu nawiązania
kontaktu z Ukrytym Ludem i dojścia z nim do porozumienia. Jasnowidz w transie oznajmił
dyrektorowi, że na miejscu tym znajduje się jedna, ale super-silna Istota, która wybrała to miejsce
na swe mieszkanie. Jednakże Istota ta nie była nieprzejednana. Gdy jasnowidz wyjaśnił jej, że
biznesmen potrzebuje tego terenu, zgodziła się przenieść się na inne miejsce. Ów troll
o pewien czas na znalezienie sobie nowego miejsca. Po 5 dniach znów zapuszczono świdry w grunt
i okazało się, że interes został ubity. Żaden ze świdrów się już nie złamał...
W wielu tradycjach – szczególnie na Wyspach Brytyjskich i w Skandynawii – brzmią echa starych
legend o istotach zamieszkujących magiczne królestwo , znajdujące się pod powierzchnią ziemi –
Asgard lub Asgård.
Legendy te wskazują na istnienie Istot będących pośrednim ogniwem
pomiędzy człowiekiem a Aniołem. Ten dziwny lud wciąż miesza się w nasze ludzkie sprawy,
czasami nam szkodząc, czasami pomagając...
Kilku specjalistów-biblistów doszukuje się w tych Istotach zbuntowanych aniołów, których
wyrzucono z Nieba po próbie rebelii Lucyfera. Ci „zdegradowani” aniołowie, czy jak kto woli –
demony – obrali sobie nowe miejsce życia na Ziemi, zmieszali się z ludźmi i utworzyli nowy
gatunek – coś pośredniego pomiędzy ludźmi a aniołami. Czymś takim – a bardzo interesującym
przykładem wspólnym dla wielu kultur – może być słowo Pukwadżin. Jest to słowo wspólne dla
wszystkich kultur amerykańskich
, a oznacza dosłownie mali znikający ludzie. Europejczycy
maja swoje elfy, które można porównać właśnie do Pukwadżinów. „Słodki Puck” Williama
Szekspira kpiąco śmieje się z naszej głupoty.
Słowo Puke jest znane w dialektach teutońskich i
skandynawskich – w tych ostatnich występuje również słowo Spok – a oznacza to małego duszka,
coś w rodzaju polskiego krasnoludka (bożątka) albo ducha (widmo). Puke kojarzy się z niemieckim
słowem Spuck – zły i brzydki demon, kobold, i holenderskim Spook – duch, a także z irlandzkim
Pooke i kornwalijskim chochlikiem Pixie.
Sufiks -dżin w słowie Pukwadżin kojarzy się
automatycznie z arabskim słowem al-ğinn albo dżin – baśniową istotą zamieszkującą magiczne
lampy... Zadziwiające jest rozpowszechnienie występowania tego słowa czy jego fragmentów.
Wygląda na to, że zjawisko małych znikających ludzików jest uniwersalne dla całego świata.
W ciągu stuleci wielu ludzi usiłowało udowodnić ich istnienie, no i nazywano Ich różnie.
Pomawiano o różne brzydkie rzeczy, takie jak m.in. namawianie i kuszenie ludzi do złego,
porywanie dzieci i dorosłych do podziemnego królestwa, i wiele innych różnych psot. Z drugiej
strony duszki te czasem były posłuszne woli ludzi i nawet pomocne. Ochraniały dzieci, przy
których porodzie asystowały.
Najciekawszym jest to, że wszystko wskazuje na niewątpliwy związek pomiędzy Ufitami a tymi
Istotami. Co więcej – Oni wchodzą w nasze najintymniejsze sprawy. Wiele przykładów CE3 i CE4
wskazuje na to, że Oni chcą dokonać skrzyżowania naszych gatunków – stąd często mówi się o
porywaniu mężczyzn, kobiet i dzieci przez NOL-e. Opowieści i relacje wspominają też, że
widziano NOL-e nad pokładami różnych minerałów. LGM kopią dziury w ziemi w ich
poszukiwaniu. A co się dzieje z ludźmi, którzy nieopatrznie wejdą Im w paradę? Ano właśnie –
opowiem teraz historię, która jeszcze 400 lat temu uchodziłaby za bajkę.
4.12. Przypadek Rivalino da Silvy.
17 sierpnia 1962 roku, Rivalino da Silva – górnik z Diamantiny w Brazylii, „nakrył” dwóch
dziwnych ludzików na kopaniu dołu. Ludziki te miały około 120 cm wzrostu, a widząc
nadchodzącego da Silvę uciekły w krzaki. Zanim górnik otrząsnął się ze zdumienia, obiekt w
kształcie kapelusza uleciał z dużą prędkością w niebo. Gdy następnego dnia opowiedział o tym
kolegom z kopalni – ci wyśmiali go. Ale na tym się wcale nie skończyło!
Wczesnego ranka, dnia 20 sierpnia, jego 12-letni syn Raimunda został obudzony przez obce głosy.
Przysięgał potem, że słyszał wyraźnie kogoś, kto mówił: Rivalino jest tutaj – musi być zniszczony!
Raimunda zobaczył cień kogoś, kto nie wyglądał jak istota ludzka, niewysokiego, kto raczej
wpłynął a nie wszedł do pokoju. Nagle jego ojciec zaczął poruszać się jak w transie. Otworzył
drzwi i poszedł w kierunku dwóch wielkich kul światła, które unosiły się około 2 metry nad ziemią.
Obiekty buczały i błyskały światełkami. Raimunda krzyknął do ojca, by ten wracał, ale on wciąż
szedł w kierunku świecących obiektów. Zanim chłopiec zdążył podbiec i pociągnąć ojca za rękę do
tyłu, jedna z kul wyemitowała ciężki, żółty obłok dymu, który dokładnie zakrył jego postać. Gdy
obłok rozwiał się, świecące kule znikły tak, jak i Rivalino da Silva...
Raimunda wraz ze swymi braćmi Fatimo i Dircen pobiegli na policję i tam złożyli sensacyjne i
niewiarygodne oświadczenie. Policja natychmiast zaczęła śledztwo. W pobliżu domu da Silvy
znaleziono dziwną, wymiecioną z pyłu i kurzu przestrzeń o średnicy 5,5 metra. Nie znaleziono
żadnych śladów stóp, czy pojazdu kołowego. Policjanci znaleźli jedynie kilka kropli krwi w
odległości 55 m od domu, ale nie udało się jej zidentyfikować. Później usiłowano udowodnić
chłopcu, że to on zamordował ojca, ale rychło okazało się, że był on psychicznie niezdolny do
mordu. W dodatku pewien rybak oświadczył, że widział kule świetlne okrążające dom da Silvy
wieczorem, 19 sierpnia. Tymczasem jego koledzy opowiedzieli policji o jego spotkaniu z dwoma
LGM... No cóż – sprawę jak w takich przypadkach – umorzono i odłożono ad acta.
4.13. PrzygodaVillas-Boasa.
Kolejnym klasycznym przykładem zapisanym w annałach ufologii jest historia młodego
Brazylijczyka – Antonia Villas-Boasa.
Ten młody rolnik mieszkał w pobliżu miasta Francisco
de Sales w stanie Minas Gerais. W dniu 15 października 1957 roku, został on porwany na pokład
wielkiego, jajowatego NOL-a z trzema podporami. Jego pasażerowie byli niemal takiego samego
wzrostu, co porwany – 160 cm. obezwładnionego wciągnęli na pokład UFO, rozebrali do naga i
poddali badaniom przy pomocy igieł i innych aparatów. Potem wrzucili go do pomieszczenia, w
którym znajdowała się zupełnie naga kobieta, należąca do „obcej” rasy. Jej rysopis był następujący:
oczy duże i niebieskie, nos prosty, wysokie kości policzkowe, usta niemal pozbawione warg oraz
ostro zarysowany podbródek. Ta młoda kobieta musiała być bardzo „gorąca”, bowiem Antonio
wyszedł z tej przygody z... objawami lekkiej choroby popromiennej.
Czyżby był to przykład na to, że Oni zawsze byli i są wśród nas, mało tego – koegzystują z nami i
manipulują nami na tysiące sekretnych a subtelnych sposobów? Czy w mitach i legendach znajduje
się racjonalne jądro, które przetrwało przez stulecia? Wydaje się, że tak!
ROZDZIAŁ 5 – Reperacje NOL-i.
W trakcie prowadzenia śledztwa w sprawie istnienia Nieznanych Obiektów Latających ufolodzy się
nim zajmujący doszli do wniosku, że jesteśmy nawiedzani – lub jak kto woli odwiedzani - przez
pozaziemskie, w pewnych momentach boskie Istoty, które nam pokazują swoje graniczące z cudami
możliwości. Istnieje jednak pewna kategoria doniesień o stwierdzonych faktach zaobserwowania
gorączkowych i ręcznych napraw tych urządzeń przez Pasażerów NOL-i. takie doniesienia rzucają
więcej światła na zagadnienie pochodzenia nieznanych Istot i ich cel pobytu na Ziemi.
W swej wcześniejszej pracy pt. „Gods of Aquarius” zasugerowałem, że takie zdarzenia mogłyby
nasunąć nam taką myśl: Skoro wytwory naszej (czy innej) kultury się psują, to nasza czy inna
kultura wymaga natychmiastowej naprawy...
5.1. Ufonauci przybywają na wezwanie.
Pan Jones i troje dzieci już spali, a pani Jones oglądała program „The Tonight Show” z Johnnym
Carsonem. Kiedy pani Jones weszła do kuchni, by się czegoś napić, jej uwagę przykuło coś, co
przypominało helikopter unoszący się nad linią wysokiego napięcia, która przebiegała na północ od
domu. Helikopter wisiał nad tą linią w odległości ćwierć mili
zmierzał bardzo wolno w kierunku domu i naraz pani Jones uświadomiła sobie, że to wcale nie jest
helikopter.
Usiłowała obudzić męża, ale się jej to nie udało. Powróciła więc do kuchni. Pojazd wisiał już w
odległości zaledwie 4 m od domu, i wtedy zauważyła ona „ludzi” we wnętrzu pojazdu – mężczyznę
i dwie kobiety. Ów mężczyzna wpatrywał się w panią Jones. Później zeznała ona, że: ...Ich kształty
były podobne do naszych...
Sam pojazd przypominał swym wyglądem planetę Saturn. „Ludzie”
na pokładzie NOL-a wyglądali jak sylwetki wycięte z czarnego kartonu. Pani Jones nie była w
stanie dostrzec żadnych kolorów, a jedynie kształty zdradzały Ich płeć.
Gdy mężczyzna wbił w nią swój prawie hipnotyzujący wzrok, pani Jones poczuła lęk. Patrzyła tak
przez pół minuty, i w końcu udało się jej oderwać odeń swój wzrok. Obserwowała Ich jednak kątem
oka. „Człowiek” ów stał przed czymś, co wydawało się być pulpitem kontrolnym czy tablicą
rozdzielczą i pilotował pojazd, który poruszał się bardzo wolno. Potem znów spróbowała – zresztą
bezskutecznie – obudzić swego męża. Tymczasem jedna z kobiet podała coś mężczyźnie – To było
niewielkie coś, przedmiot przypominający filiżankę kawy. Mężczyzna był bardzo muskularny, ale
cała trójka wyglądała miło i przyjaźnie, i była ładnie i harmonijnie zbudowana. Ich głowy i ciała
wyglądały na ludzkie. Wprawdzie pani Jones nie pamięta, czy mieli włosy, ani nie widziała Ich ciał
poniżej pasa, ale było dla niej oczywiste, że są to normalni ludzie. Ich pojazd miał kolor albo biały,
albo srebrzysty.
W chwilę później NOL odleciał wzdłuż linii wysokiego napięcia i dopiero wtedy zobaczyła ona
kolorowe światełka umieszczone na „pierścieniu” NOL-a. poza tym NOL pozostawiał za sobą
mglisty ślad, który szybko się rozwiał. Światełka były koloru czerwonego, zielonego i niebieskiego.
Tej nocy pani Jones nie mogła zasnąć, zaś jej mąż spał spokojnie do rana.
5.2. „Monterzy” NOL-a z Montany
Incydent ten, w którym NOL był najprawdopodobniej naprawiany przez swą załogę został
zrelacjonowany przez panią Leonę Nielson z miejscowości Walla-Walla , (WA).
Według jej relacji, w lutym 1970 roku jechała ona z dwoma innymi kobietami do swego domku w
Montanie, w pobliżu Glacier Park. Trzy przyjaciółki podziwiały piękno okolicy w świetle Księżyca,
a zwłaszcza refleksy świetlne na śniegu otulającego Flat River. Ciszę zimowego wieczoru zakłócał
jedynie trzask płonących smolnych polan na kominku.
Około godziny 01:00 panie udały się na spoczynek, ale pani Nielson nie mogła zasnąć. Naraz okno
jej sypialni rozjaśnił silny blask, jakby od reflektorów samochodowych, ale okno jej pokoju
wychodziło na rzekę. Wstała i wyszła na zewnątrz. Ujrzała długi przedmiot z kopułką i platformą
umieszczoną poniżej jej. Obiekt ten był najwidoczniej naprawiany przy użyciu aparatury
spawalniczej, bowiem odskakiwały odeń potężne iskry, które przelatywały przez rzekę i upadały na
jej brzeg, przy domku.
Jedna z przyjaciółek dołączyła do świadka i obie kobiety obserwowały to przez pół godziny. Nagle
iskry zgasły i dziwny pojazd znikł. Pani Nielson zrelacjonowała, że widziały tam dwóch ludzi
biegających wokół platformy tego pojazdu. Opisywały Ich wygląd jako mężczyzn mających 170
cm wzrostu, odzianych w kombinezony narciarskie. Ich głowy nie były odkryte. Poruszali się jak
ludzie. Platforma, po której się poruszali miała 2 m szerokości, zaś cały pojazd miał średnicą 16-17
m.
- Ani moja przyjaciółka, ani ja nie wpadłyśmy w panikę i nie uciekałyśmy – oświadczyła pani
Nielson. – Sama nie wiem, dlaczego?...
5.3. Incydent w New Berlin (NY).
Podobny incydent wydarzył się w stanie Nowy Jork, w dniu 25 listopada 1964 roku, w okolicy
miejscowości New Berlin. Po raz pierwszy od 4 lat niebo było tam jasne i bezchmurne. Była
piękna, księżycowa noc, jedna z tych, kiedy można do woli napawać się widokiem
wygwieżdżonego nieba – myślała Marianne. Oboje wraz z mężem Richardem – inżynierem-
chemikiem przebywali u swych rodziców w Dzień Dziękczynienia. Zatrzymali się u rodziców
Richarda, którzy mieszkali o milę na południe od New Berlin. Richard wraz z ojcem udali się na
polowanie. Marianne choć zmęczona, nie mogła zasnąć, więc zdecydowała się na mały spacer. Po
wyjściu z domu spojrzała w niebo i zauważyła tam meteor, który wykonał regularny łuk na sferze
niebieskiej i upadł poza wschodnim horyzontem. Potem ukazał się drugi, ale ten widocznie nie miał
zamiaru przestrzegać praw fizyki, jak zwykły to robić zwyczajne meteory, które bardzo często
widoczne są w listopadzie.
Meteor ten leciał w dół po linii prostej, w ślad za pierwszym, ale
wyglądało na to, że opada ponad autostradą, trochę bardziej na wschód – na okolicę Five Corners.
Marianne zorientowała się, że nie patrzy na meteor – jego światło było zbyt intensywne i zbyt jasne
– jak od lampy kwarcowej. Nigdy w życiu nie widziała czegoś podobnego. I wtedy usłyszała niskie
buczenie.
Marianne zawołała teściową, by przyszła i zobaczyła to dziwne zjawisko. Później przejechał koło
niej jakiś samochód, potem drugi – którego pasażerowie na widok świetlistego zjawiska zjechali na
pobocze. Tymczasem NOL zmierzał w kierunku Marianne. Na ten widok, kierowca dodał gazu i
zwiał z miejsca incydentu. Marianne miała zamiar zrobić to samo, ale właśnie w drzwiach domu
ukazała się teściowa. Wtedy obiekt zatrzymał się. Początkowo teściowa zamierzała wciągnąć
Marianne do domu, ale potem zmieniła zdanie i chciała się przyjrzeć zjawisku. Tymczasem NOL
zawisł nieruchomo nad drogą, kilkadziesiąt metrów od domu.
- Czułam się zdenerwowana – powiedziała później Marianne do indagującego ją ankietera.
matki Richarda stał teraz przy nodze swej pani trzęsąc się i piszcząc ze strachu. Kierowca trzeciego
samochodu postąpił dokładnie tak, jak dwaj poprzedni – przydusił gaz do dechy i uciekł.
Tymczasem NOL wolno ruszył z miejsca, przeleciał nad małym strumieniem i osiągnął grzbiet
wzgórza w odległości około 1.300 m od domu i tam wylądował. Marianne nie słyszała odgłosu
pracy jego silników, ale wciąż widziała jasne światło płynące od obiektu.
Było bardzo zimno, więc teściowa wyperswadowała jej, by weszła do domu, skąd w dalszym ciągu
kontynuowała obserwację z okna przy pomocy lornetki. Była godzina 01:00. lornetka niewiele jej
pomagała z powodu silnego światła bijącego od NOL-a, tym niemniej udało się jej zaobserwować
jakiś ruch koło niego, wywołany obecnością człekopodobnych Istot. Światło wydobywało się z
dolnej części NOL-a, który spoczywał na podporach. Marianne obserwowała człekokształtne Istoty,
które nosiły coś w rodzaju skrzynek narzędziowych. Nie jest pewna, ile tych Istot było – 2 czy 3.
Skrzynki te były umieszczone na piersiach humanoidów. Wzrost tych Istot oszacowała ona na 180-
210 cm, zaś średnica oświetlonego przez NOL kręgu na 3 metry.
Marianne dała lornetkę swej teściowej, by ta też przyjrzała się NOL-owi i Ufitom. Zgodnie z
oświadczeniami obu kobiet, Istoty te były ubrane w rodzaj ściśle przylegających do ciała
kombinezonów, przypominających skafandry dla płetwonurków o rozmiarach 5-6. Ubiory te były
ciemne, zaś dłonie tych Istot jaśniejsze od nich. Ogólnie rzecz biorąc Oni wyglądali jak ludzie,
tylko byli wyżsi.
- Pracowali przy tym pojeździe tak, jak mój ojciec przy maszynach rolniczych – oświadczyła
Marianne. – Posługiwali się narzędziami jak ludzie, gdy zepsuje się im jakaś maszyna – dodała.
W pewnym momencie pojawił się drugi NOL i wylądował w pobliżu pierwszego. Wysiadło z niego
4 czy 5 Istot, które przyłączyły się do tych, które pracowały przy pierwszym UFO. Istoty te
przybyły w chwili, kiedy ci pierwsi usunęli coś, co przypominało silnik czy inne źródło napędu z
centrum NOL-a, wtedy „nowi” dołączyli do tamtej załogi i podjęli z nimi wspólną pracę. Marianne
zeznała potem, że ci ludzie pocięli coś, co przypominało kabel na równe części użyli ich do
naprawy statku. Istoty te klęczały lub półleżały w czasie pracy. Było ich tam 10 czy 12. Kilku z
Nich coś wyjmowało z pojazdu, a inni coś wmontowywali do niego. Marianne oświadczyła, że nie
mogła zobaczyć dokładnie tych Istot bez lornetki, ale przez nią widziała je doskonale. Obie kobiety
czuły lęk, jednak najbardziej bał się pies, który bez przerwy trzymał się swej pani. Tym niemniej
obie zdecydowały się czekać i patrzeć, co będzie dalej.
- Wiesz – powiedziała Marianne – mogłyśmy zawołać kogoś, ale sądzę, że przeszkodzilibyśmy Im
w naprawie, zwłaszcza gdyby ktoś użył broni. Marianne była przekonana, że Ufonauci wiedzieli o
tym, że nie ma ona zamiaru wzywać pomocy czy policji było to dla niej oczywiste, że Oni ją
obserwowali tak, jak ona obserwowała Ich.
Minuty urastały zwolna w godziny, i o 04:30 Istoty zamontowały „silnik” w dolną część UFO. Ale
zrobili to widocznie niedokładnie, bo wymontowali „to” z powrotem. Znowu powtórzyło się cięcie
kabli i wmontowywanie ich na właściwe miejsce. Wszystko powtórzyło się po raz trzeci i w końcu
udało się Im poskładać to wszystko prawidłowo. Istoty pozbierały narzędzia i powróciły do swych
NOL-i. o godzinie 04:55 pierwsze UFO wystartowało i odleciało. W minutę później znikł także
drugi NOL. – To była bardzo długa noc – skomentowała Marianne.
Już za dnia Marianne z mężem postanowili pójść na miejsce lądowania obu NOL-i, by poszukać
jakichś śladów materialnych Ich lądowania i pobytu. Po przybyciu na miejsce znaleźli 3 miejsca z
trójkątnymi wgłębieniami, głębokimi na 45 cm, co wskazywałoby na to, ze spoczywało tam coś
wyjątkowo ciężkiego. W czasie przeszukania terenu Marianne znalazła coś, co wydawało się być
krótkim odcinkiem kabla, który ona opisała jako rurkę o średnicy 1 cala
papieropodobny materiał. Rurkę zrobiono z metalu o wyglądzie glinu, ale o wiele miększego od
niego.
Po powrocie do domu rodziców Richarda, jego matka schowała ten „kabel” – ale kiedy ankieterzy
zaczęli badać tą historię, rychło wyszło na jaw, że ów „kabel” znikł. Nie można go było znaleźć.
Sceptycy orzekli, że go nigdy nie było. Optymiści zaś orzekli, że po prostu się zdezintegrował czy
zdematerializował, jak to często bywa w takich przypadkach.
ROZDZIAŁ 6 – Roboty i androidy.
W odpowiedzi na ludzkie pragnienie posiadania jak największej ilości wolnego czasu, nauka
zamierza zwiększyć możliwości robotów i przystosować je do trudnych, niebezpiecznych i co tu
ukrywać – brudnych robót. [...] Podobnie może być z innymi, wyżej zaawansowanymi
cywilizacjami. W każdym razie, choć wygląda na to, że Ufonauci są humanoidalnymi istotami, to
jednak wiele raportów o CE0 – CE4 wskazuje na to, że załogi owych tajemniczych pojazdów
wydają się być bardziej „robotoidalne” niż humanoidalne. Jeden z takich przypadków miał miejsce
w dniu 9 stycznia 1976 roku, w okolicy Saint Jean-en-Royans we Francji:
6.1. Przygoda Jeana Doleckiego.
Bohaterem tego incydentu jest Jean Dolecki, który krytycznego dnia prowadził swą półciężarówkę
po bocznej drodze. Około godziny 19:00 Dolecki ujrzał naraz świetlistą kulę na ciemnym niebie.
Ponieważ był to piątkowy wieczór, a Doleckiemu śpieszyło się do domu po całotygodniowej
harówce, więc początkowo nie zwrócił na nią uwagi. Ale kiedy NOL zwolnił i zaczął tracić
wysokość jednocześnie zbliżając się do niego, Dolecki zwolnił i przyjrzał się temu bliżej.
Obserwował to z dokładnością, jakiej nauczył go pewien stary bałtycki marynarz.
Odniosłem wrażenie, że jest to bardzo wielka kula, która świeciła tak, jakby była owinięta cynfolią.
Sądziłem, że «to» leci wprost na mnie.
Dolecki zahamował gwałtownie i stanął po prawej stronie drogi. Zafascynowało go światło płynące
od obiektu. Wyłączył światła w samochodzie, by mieć lepszy widok.
Świetlista kula wylądowała na polu w odległości około 100 m od niego. Dolecki ocenił jej średnicę
na 13-16 m. Górna część NOL-a była wyraźnie większa od dolnej. Nie sądzę, by ten obiekt
wylądował na ziemi – oświadczył potem ankieterowi – bowiem spód UFO emitował oślepiające
światło, które jednak nie rozchodziło się dookoła. Dolecki przyznał, że odczuwał strach, ale nie
schował się za ciężarówką tylko cofnął się o kilka kroków w tył. Widocznie ciekawość była
silniejsza od strachu.
Następnie zobaczył on otwierające się drzwi w górnej części sferoidy. Ich wysokość wynosiła jakieś
2 m. W otwartym luku ukazały się trzy Istoty odziane w srebrzyste stroje. One nie były ludźmi!
Daję na to słowo! To były roboty! Wielkie roboty! Tak wysokie, jak te drzwi! Ich ruchy były
sztywne, bez płynności, jak opuszczali NOL-a. zauważyłem, że miały one małe nóżki, a ich
ramiona wyciągały się teleskopowo, jak wędka. Głowy robotów były kwadratowe. Ale niestety
Dolecki nie potrafił o nich powiedzieć czegoś więcej. Te trzy roboty oddzieliły się od NOL-a, ale na
krótki dystans. Poruszały się jak mechaniczne zabawki, urywanymi skokami, równoważąc
ramionami swe kroki. Nie poruszałem się, nie mogłem zrobić wdechu! Pomyślałem, że światła
postojowe mojego wozu przyciągną ich uwagę, ale nie – one mnie nawet nie dostrzegły –
oświadczył Dolecki. Po około 10 minutach roboty ponownie weszły na pokład NOL-a. drzwi
zamknięto i pogasły światła z wyjątkiem jednego na samym czubku sferoidy. NOL wystartował w
górę z fantastyczną prędkością.
Powróciłem do kabiny mojego wozu i tam przeżegnałem się. Trzęsło mną solidnie i nie mogłem
zapalić silnika. Była tylko jedna rzecz, której pragnąłem – jak najszybciej znaleźć się w domu –
przyznał Dolecki.
Dolecki wreszcie dotarł do domu, gdzie jego żona i córka jadły kolację. Opowiedział im całą
historię. Pomimo ich sceptycyzmu zadzwonił na policję donosząc o niezwykłym spotkaniu.
Dyżurujący inspektor okazał się o wiele mniejszym sceptykiem, niż żona i córka. Nie robił głupich
uwag na temat NOL-i, które uważał za rzecz realną od 1974 roku, kiedy to dwóch jego
podwładnych zobaczyło tajemniczy obiekt latający nad St. Nazaire-en-Royans. Dolecki – jak
wykazało dochodzenie – miał opinie człowieka niepodatnego na sugestie i halucynacje oraz
niezdolnego do płatania głupich żartów.
Dochodzenie wykazało także, że byli inni świadkowie tego wydarzenia – rolnicza rodzina
Alphonse’a Carrusa. Tegoż wieczora, rodzina Carrusów oglądała program TV, w czasie którego
kilkakrotnie na ekranie przesuwały się pasma liter i cyfr, zaś w pewnym momencie obraz w ogóle
znikł. Obydwa te wydarzenia – obserwacja Doleckiego i dziwne zachowanie się telewizora
Carrusów pozostawały ze sobą w ścisłej koincydencji. Jednakże inna rodzina farmerska
mieszkająca w pobliżu nie stwierdziła żadnych sensacji. I na tym kończy się sprawa Doleckiego, ale
tylko dla niego, bowiem istnieje cała masa doniesień o pojawianiu się UFO nad tym regionem
Francji.
6.2. Gigant z Domene.
Jedną z tego rodzaju spraw był przypadek, który wydarzył się w nocy 5/6 stycznia tego samego
roku. Jego bohaterem był 10-letni Jean-Claude Silvente, mieszkający w okolicach Domene we
Francji. Chłopiec opowiadał o „gigancie”, który ubrany był w jednoczęściowy strój polśniewający
kolorowymi światełkami, który wyszedł z tajemniczego pojazdu. Chłopiec oczywiście przeraził się
przybysza. „Gigant” ruszył na chłopca, który uciekł co sił w nogach. Nie był on jedynym
świadkiem incydentu, jako że „gigant” w maszynie pojawił się ponownie w nocy 6/7 stycznia i to
dokładnie w tym samym miejscu, co poprzednio. Tym razem świadkami była matka Jean-Claude’a,
jego siostra Elaine i jej szkolny kolega Marcel Solvini – lat 20. Opisali oni NOL-a jako kulę, która
wyglądała jak wielki czerwony reflektor, zstępujący z nieba prosto na nich. Świadkowie uciekli z
tego miejsca i zameldowali władzom o ukazaniu się NOL-a i jego dziwnego Pasażera.
6.3. Cylindryczni humanoidzi z Long Prairie, (MN).
19-letni Tomas Townsend, pracownik radiostacji KEYL w Long Prairie, MN, jechał na zachód
autostradą I-29. Zdarzenie to miało miejsce w dniu 23 października 1965 roku, o około 19:15 w
odległości około 7 km od Long Prairie. W momencie, kiedy młodzieniec z dużą prędkością pokonał
zakręt i wyszedł na prostą, z przerażeniem dostrzegł stojący na środku drogi wysoki obiekt.
Przerażony Townsend przydusił pedał hamulca do oporu. Samochód z poślizgiem zatrzymał się w
odległości 4 m od czegoś, co później opisał on jako „statek rakietowy”. Silnik, światła i radio
samochodu przestały działać, ale pomimo tego pole widzenia było oświetlone. „Rakietowy statek”
wyglądał jak cylinder zaślepiony z jednej strony i Townsend ocenił jego wymiary na 3 x 10 m.
Był on przerażony możliwością kolizji z tym przedmiotem usiłował uruchomić silnik, ale
bezskutecznie. Wyszedł zatem z auta i podszedł do obiektu, który wydawał się całkiem opuszczony.
W pewnej chwili zdębiał, bo od „rakietowego statku” oddzieliły się trzy nieprawdopodobne
postacie – były to trzy małe cylindry, które poruszały się na pajęczych nóżkach, nie grubszych od
ołówka. Aczkolwiek nie miały one żadnych cech zewnętrznych, to ich ruchy były bardziej ludzkie,
niż robocie – maszynowe...
Townsend nie pamięta, jak długo stał twarzą w twarz z dziwnymi obiektami, istotami (???). Po
pewnym czasie powrócił do samochodu, a trzy „roboty” wycofały się także do swego pojazdu,
gdzie znikły w jaskrawym promieniu światła, który wyemitowano z dolnej sekcji statku. Townsend
obserwował tą scenę przez przednią szybę swego wozu. Światło przybrało na mocy, jak i buczący
dźwięk, który boleśnie wwiercał się w jego uszy. Gdy „rakieta” wystartowała, snop światła był tak
jasny, że okolica była oświetlona a giorno. Będąc już w powietrzu, NOL zgasił światło z jego
spodniej części. W tym samym momencie silnik, radio i światła wozu zaczęły pracować normalnie.
Samochód, który dotąd stał (zatrzymany przez Townsenda) samoczynnie ruszył z miejsca.
Townsend powiedział później, że był pewien, że kluczyk w stacyjce był na pozycji zerowej – STOP
– albo MAR. W każdym razie nie na AVV.
Zdenerwowany do ostateczności zawrócił i pojechał z powrotem do Long Prairie, gdzie od razu
udał się do biura szeryfa i opowiedział mu o tym, co wiedział. Szeryf James Bain z policjantem
Luvernem Lubovitzem z trudnością uspokoili młodzieńca, który musiał być porządnie
przestraszony, i jak opisali później obaj stróże prawa – był on podekscytowany, nerwowy i
roztrzęsiony, a Lubitz dodał, że także ... był straszliwie zdenerwowany.
Pierwszą rzeczą, którą Townsend oświadczył obu policjantom było: nie jestem wariatem, pijakiem
ani ignorantem. Policjanci zgodzili się z nim, chociaż jeszcze nie wiedzieli, dlaczego Townsend tak
powiedział. Wszyscy, którzy go znali, określali go jako ciężko pracującego, zrównoważonego
abstynenta. Townsend był bardzo religijny i całe lato spędził jako doradca duchowy na obozie
biblistów. Policjanci wysłuchali całej historii i zadziałali bezzwłocznie i chociaż Townsed nie miał
ochoty na powrót na miejsce CE, policjanci namówili go do tego, by wskazał im to miejsce.
Po przyjeździe na miejsce tego CE3, wszyscy trzej mężczyźni widzieli pomarańczowe Nocne
Światło (NL) poruszające się po północnej stronie nieba. Lubitz sądził, że było ono bardziej żółto-
białe niż pomarańczowe, rozbłyskujące i przygasające, ciągnące za sobą rodzaj smugi.
Bliższe zbadanie miejsca lądowania odkryło trzy ślady jakiejś oleistej substancji w formie długich
smug pozostawionych na chodniku. Miały one wymiary 100 x 10 cm. Lubitz powiedział potem, że
nigdy w swej policyjnej karierze, nie spotkał się z takimi śladami. Pokręcili się jeszcze po terenie, a
potem powrócili do Long Prairie. Szeryf Bain nie mógł określić przyczyny powstania tych śladów.
Jedynym logicznym wytłumaczeniem była niewiarygodna historia opowiedziana przez
Townsenda...
6.4. Lśniące roboty i wibrujący dźwięk.
Wieczorem, dnia 18 października 1963 roku, kierowca ciężarówki Eugenio Douglas prowadząc
swój trak został oświetlony bardzo jasnym światłem. Było to na autostradzie w pobliżu Monte
Maix, Argentyna. Relacje o tym przekazali reporterzy gazet „El Diario” i „O Journal”
, którzy
przeprowadzili wywiad z bohaterem incydentu.
Jadąc drogą, Douglas został naraz znienacka oślepiony ostrym białym światłem. Miał on niewiele
czasu nad zastanawianiem się nad jego źródłem. W chwilę później poczuł silną wibracje całego
ciała spowodowana dziwnym dźwiękiem. Stracił panowanie nad kierownicą i omal nie wylądował z
ciężarówką w rowie. Wtedy dopiero zdał sobie sprawę z tego, że światło wydobywa się ze
lśniącego dysku o średnicy 8 m blokującego autostradę. Gdy trochę ochłonął z pierwszego szoku,
zauważył zbliżające się do niego trzy „niemożliwe do opisania istoty”, które porównał do
„lśniących metalowych robotów”. Przerażony do ostatnich granic wyskoczył z kabiny ciężarówki i
czterokrotnie wypalił z rewolweru w stronę zbliżających się „potworów”, poczym uciekł przez
pola. Wreszcie kiedy zatrzymał się, by złapać oddech, odwrócił się i zauważył trzy „roboty”
embarkujące się na pokład NOL-a. strzały z broni palnej nie wywarły na nich żadnego wrażenia.
Zanim dysk odleciał, to wykonał kilka przelotów nad przerażonym kierowcą, i to lotem koszącym.
Za każdym takim przelotem – oświadczył Douglas – odczuwałem falę strachu, uderzenie gorąca i
nieprzyjemne sensacje.
Douglas pobiegł do Monte Maix. Gdy przybył na policję, był w stanie niemalże histerii. Na
poparcie swej niewiarygodnej historii pokazał niezwykłe oparzenia skóry, które po obejrzeniu przez
lekarza zmusiły go do wydania następującej opinii: Tak niezwykłych oparzeń jeszcze nigdy w życiu
nie widziałem...
Z kolei reporterzy dziennika „Acción”
opublikowali wywiad z tym lekarzem, który dodał do
powyższego stwierdzenia także i to, że nie jest on w stanie podać zadowalającego wyjaśnienia
powstania tychże oparzeń...
6.5. Policjant kontra metalowy robot.
Jeff Greenshaw – szef policji w Falkville, (AL) oświadczył, iż przyjął telefoniczne powiadomienie
o tym, że w okolicy pojawił się NOL z oślepiającymi światłami. Po przyjeździe na miejsce zobaczył
nie NOL-a, ale „metalowe stworzenie” stojące na środku drogi.
Wyskoczyłem z radiowozu i mówię: «Cześć dziwaku!» – ale on nic nie powiedział. Wtedy
cofnąłem się, wyjąłem z wozu aparat fotograficzny i pstryknąłem kilka zdjęć. Greenshaw dodał, że
ta dziwna Istota uciekła, kiedy włączył światło stroboskopowe na dachu radiowozu... Wskoczyłem
do samochodu i puściłem się za nim w pogoń, ale nie mogłem jej dogonić – biegła szybciej, niż
każda żywa istota, która widziałem!!!
Greenshaw opisał istotę jako robotopodobną, milczącą, bez rysów twarzy i z czubkiem na głowie.
Rzecz dziwna – po tym incydencie Greenshaw został dotknięty serią niepowodzeń osobistych,
włączając w to zniszczenie swego domu przez pożar. Skomentował to w ten sposób, że Ktoś
pragnie zmusić go do opuszczenia Falkwille, ale on tego nie zrobił. Obecnie święcie wierzy w to, że
zdjęcia, które zrobił, przedstawiają istotę z innej planety.
6.6. Robot na poboczu drogi.
Pani Robinson jechała właśnie z Huntswille (AL) do Tifton (GA) po południu, dnia 19 października
1973 roku. Zatrzymała się tylko na stacji benzynowej, gdzie uzupełniła zapas paliwa i dokonała
przeglądu technicznego auta, po czym pojechała dalej z dużą prędkością. Gdy do Tifton pozostało
jej jakieś 20 minut jazdy drogą międzystanową I-75, silnik jej samochodu zgasł bez żadnej
przyczyny. Miało to miejsce o godzinie 15:30, o ile dobrze pamięta. Przez parę minut samochód
bezwładnie toczył się po szosie. Pani Robinson udało się zjechać na pobocze autostrady i tam
samochód zatrzymał się.
I wtedy zaczęła ona doświadczać czegoś, co określiła jako „dziwne uczucie”, a mianowicie niejasne
poczucie zagrożenia, a kiedy spojrzała w boczne okno, to ujrzała to – niewielkiego – na 120 cm -
ludzika z banią na głowie, na której to „bani” nie widziała żadnych rysów twarzy poza szczelinami
na oczy. Istota stała tak blisko wozu, ze gdyby opuściła szybę, to mogłaby dotknąć ją wyciągniętą
ręką.
Tymczasem dziwna Istota obeszła samochód dookoła i... znikła! Pani Robinson utrzymuje, że
wszystko trwało jakieś 5-6 minut. czuła, że ta Istota jest bardziej robotem, niż czymś żywym, a to
ze względu na mechaniczne ruchy, jakie wykonywała.
Badający sprawę ufolodzy stwierdzili, że pani Robinson nie pije alkoholu, nie używa narkotyków
lub trankwilizatorów.
Kiedy było dla niej oczywiste, że „robot” sobie poszedł, wyszła z samochodu przeświadczona, że
może on w każdej chwili eksplodować. Uniosła maskę wozu – z silnika wydobywał się dym... Gdy
Pomoc Drogowa zaholowała jej samochód do garażu, co miało miejsce półtorej godziny później,
stwierdzono, że gorąco pod maską było tak intensywne, iż blok silnika został niemal w całości
stopiony! Dopiero po następnych 90 minutach silnik ostygł na tyle, że można było przy nim
pracować!...
6.7. Obcy z aparatem fotograficznym.
Marzec 1965 roku był miesiącem szczególnej aktywności Obcych na Florydzie. 2 marca radio
opublikowało historię pewnego mieszkańca Florydy, zamieszkałego w okolicy Weeki Wachee
Springs (FL), który miał swe zdjęcie zrobione przez „kosmonautę”. Bohaterem tej historii jest John
Reeves , 66-letni ex-nowojorczyk, mieszkający samotnie w domku na plaży. Lubił on odbywać
długie spacery nad morzem i rozmyślać o różnych rzeczach. W czasie jednaj z takich wędrówek
zauważył on NOL-a leżącego na polu. Ostrożnie, pod osłoną krzaków, zbliżył się do niego starając
się czynić jak najmniej hałasu. Był już w odległości 50 m od NOL-a, gdy z krzaków znajdujących
się 30 m od niego wynurzył się humanoid. Reeves ocenił jego wzrost na 150 cm. Od tego czasu
Reeves zamarł w bezruchu i obserwował humanoida, którego ciało było pokryte srebrno-szarym,
metalicznym materiałem. Ta Istota miała na głowie hełm, ale jej ludzka twarz nie była nim
osłonięta. Oczy Istoty były wąskie, kości policzkowe wydatne.
Istota wyczuła obecność Reevesa i zbliżyła się do miejsca jego ukrycia. Reeves także zaczął się
zbliżać do niej. Podeszli i zatrzymali się w odległości jakichś 5 m od siebie. Wtedy humanoid
sięgnął do swego boku i w jego ręce ukazał się przedmiot o długości 15-17 cm. Gdy Obcy uniósł
ten przedmiot do oka, to Reeves zrobił „w tył zwrot” i uciekł w obawie (a oglądał wiele filmów
SF), że Istota wycelowała w niego jakąś morderczą broń promienistą, która zamieniłaby go w kupę
galarety, i nie miał najmniejszej ochoty zapoznać się z jej działaniem. Przekonanie to umocnił fakt,
że zanim Reeves „podał tyły”, przedmiot trzymany przez humanoida rozbłysnął jaskrawym
światłem. Potem jednak doszedł do wniosku, że dziwny turysta nie z tej Ziemi zrobił mu po
prostu... zdjęcie! Obcy nie ścigał go, ale obserwował jego ucieczkę. Reeves zatrzymał się, a wtedy
przedmiot błysnął po raz drugi. Obcy odwrócił się i poszedł do NOL-a, do trapu opuszczonego z
jego dolnej części w lśniącym cylindrze, który został wciągnięty po wejściu humanoida na pokład
NOL-a. rozległ się ryczący głos, który przeszedł w świszczący pisk.
zniknął z widoku...
Po upewnieniu się, że UFO nie wróciło na to samo miejsce, Reeves udał się w miejsce lądowania w
celu znalezienia czegoś, co posłużyłoby, jako dowód na bytność NOL-a i Obcego dla innych ludzi.
Udało mu się znaleźć ślady stóp i głęboki dół wybity przez silnik hamujący NOL-a. w czasie
oglądania śladów stóp, których rozmiar Reeves ocenił na męską „ósemkę”, dostrzegł on zwinięty
kawałek papieru. Rozwinął go i wtedy okazało się, że są to dwa kawałki papieru pokryte
niezrozumiałymi znakami.
Nazajutrz Reevers udał się do Brooksville i opowiedział wszystko personelowi radia WFFB, po
czym wraz z dziennikarzami i żołnierzami – skrawki papieru oddał wojskowym z Mac Dill AFB –
powrócił na miejsce incydentu. Fotoreporterzy gazetowi obfotografowali dziwne ślady i wgłębienie
spowodowane pracą silników hamujących. Reeves poddał się badaniom przy użyciu „detektora
kłamstw”.
Badanie wykazało, że Reeves jest prawdomówny, czyli że jego relacja była
prawdziwa.
W dwa miesiące później USAF zwróciły mu dwa skrawki papieru z opinią, że jest
to jedynie czyjś głupi żart. Dekryptaż przeprowadzony przez speców z USAF potwierdził tą tezę,
bowiem clair
brzmiał tak: Planeta Mars – czy przybędziecie później – czekamy bardzo na was –
dlaczego pozostaliście tam tak długo.
Reeves był zdumiony i rozczarowany oskarżeniem USAF o hoax
, i dlatego stwierdził potem, że
nie były to te same skrawki papieru, które przekazał USAF w dniu 3 marca.
A zatem sytuacja meksykańskiego pata. Czy 66-letni człowiek mógł przygotować i wprowadzić w
czyn ten hoax kompletując i sporządzając dziwne odciski butów, silników NOL-a, sporządzić
inskrypcję, zaszyfrować ją i wreszcie stworzyć nowy, nieznany gatunek papieru? A może ten hoax
jest tylko przygotowanym dla Johna Reevesa i całej Ludzkości posunięciem, w prowadzonej przez
Obcych grze w rzeczywistość ???
ROZDZIAŁ 7 - Obrzydliwości.
Nasza świadomość posiada ciekawą właściwość. Gdy jesteśmy w stanie szoku, nie jesteśmy w
stanie zapamiętać dobrze tego, co obserwujemy i co więcej – zdarzenie przedstawia się nam w
zgoła w innym świetle, niż to było w rzeczywistości. Doskonałym przykładem na powyższe są
relacje świadków i ofiar wypadków lub zbrodni. Prowadzący śledztwo niejednokrotnie gubią się w
gmatwaninie zeznań do tego stopnia, że trudno im jest ustalić rzeczywisty przebieg wydarzenia.
7.1. CE2 z Bigfootem.
W ufologii takim ekstremalnym przykładem są CE0, CE3 i CE4, w czasie których dochodziło do
spotkań z groteskowymi potworami, które czasami znajdowały się w pobliżu przyziemionego
NOL-a.
Najczęstszym powodem milczenia na ten temat był strach i obrzydzenie – co jest
zrozumiałe. Dobrze ilustruje to poniższa historia 70-letniego Williama Bosaka z miejscowości
Frederick (WI), który milczał na temat tego, co widział osobiście i dopiero po paru tygodniach
odważył się opowiedzieć o tym wydarzeniu reporterowi lokalnej gazety „Pionier Press” ze St. Paul
(MN), a było to tak:
Pewnego grudniowego wieczoru 1974 roku, pan Bosak wracał ze spotkania z kooperantami. Była
godzina 22:30. Wieczór był mglisty, po jezdni sunęły szerokie pasma mgieł, spowodowane przez
strumienie ciepłego i wilgotnego powietrza, stykającego się z chłodnym gruntem. Bosak jechał
powoli, uważnie wpatrując się w drogę, którą oświetlał światłami mijania, a nie drogowymi czy
jodami. Kiedy zbliżył się na pół mili od domu, zobaczył coś na poboczu drogi i zatrzymał się. W
odległości kilku stóp zobaczył coś bardzo dziwnego – jakąś Istotę w niezwykłym pojeździe. Bosak
powiedział później naszemu reporterowi:
- Ta dziwna istota w pojeździe trzyma ręce w górze, jakby chciała pokazać, że nie ma broni lub
złych zamiarów. Jej oczy były przerażone!
Według Bosaka Istota ta miała porośniętą włosem głowę po obu stronach twarzy, z tym, że twarz ta
była bezwłosa. Włosy sterczały jej jak kolce jeża. Nie mógł niczego powiedzieć o jej ubraniu,
bowiem porastały ją włosy o kolorze czerwono-brązowym. Jej uszy przypominały uszy cielaka i
odstawały od czaszki na jakieś 6-8 cm. Istota ta mogła mieć około 180 cm wzrostu, co nie jest takie
pewne, jako że pojazd unosił się 60 cm ponad ziemią. Bezwłosa twarz, długie uszy i zjeżone włosy
nadawały jej przerażający wygląd – powiedział Bosak. Ręce Istoty pokrywało również futro – jak
resztę ciała.
- Gdy zrównałem się z prawą stroną obiektu, który był odległy o 2 m ode mnie, ta Istota
obserwowała mnie bacznie. W momencie mijania NOL-a wydawało mi się, że NOL ruszył w moją
stronę i w samochodzie zrobiło się ciemno.
NOL wystartował, gdy Bosak go wyminął – rozległ się świszczący głos, a obiekt niemal otarł się o
auto.
Na pytanie, czy Istota ta wyglądała bardziej na zwierzę czy na człowieka, Bosak odparł, że na
człowieka. Nie mógł niczego powiedzieć o jego oczach, ale stwierdził, że były one ludzkie w
kształcie. Szyja była średniej długości, głowa wielkości głowy dorosłego człowieka. Nie pamięta
rysów twarzy. Ogólnie rzecz biorąc, opis tego stworzenia nie odbiega daleko od opisów istot w
rodzaju Yeti, czy jego amerykańskiego odpowiednika – Bigfoot.
NOL mierzył ok. 2 m średnicy. Z powodu mgły Bosak nie mógł precyzyjnie określić, czy NOL
leżał na ziemi, czy wisiał nad gruntem. Mgła zasłaniała jego dolną część. W ogóle NOL
przypominał laboratoryjny szklany dzwon. Nie posiadał swego oświetlenia, a oświetlały go jedynie
światła samochodu.
Inne przypadki napotkania „szklanych dzwonów”
z „prawie ludzkimi” pasażerami były
również opisywane na łamach prasy ufologicznej. Rok wcześniej, w październiku 1973 roku,
podobny incydent zdarzył się w Cincinatti (OH), gdzie pani Reafa Heitfield poinformowała prasę o
przerażającym stworze zamkniętym w czymś w rodzaju szklanego dzwonu.
„Canadian UFO Report” nr 21/1975 zamieszcza raport pp. Wymanów z Columbia Falls (MT),
którzy zaobserwowali i udokumentowali fotograficznie spotkanie z dziwną istotą zamkniętą w
szklanym dzwonie.
Czy ta „metoda szklanego dzwonu” jest używana przez Ufonautów w celu
zrzucania dziwnych istot na Ziemię? A może jest to metoda podróżowania z innego
czasoprzestrzennego wymiaru do naszego?
Czy tajemnica potworków w szklanym dzwonie
jest częścią tajemnicy NOL-i? Być może kiedyś się tego dowiemy – a kto wie, czy nawet może
wcześniej, niż się tego spodziewamy?
7.2. Potworek w bańce
Nocą 21 października 1973 roku, 48-letnia rozwódka i jej trzej synowie spali twardo w swym domu
na kołach. Pani R.H. obudziła się około godziny 02:30 i wstała z łóżka, by się czegoś napić.
Zauważyła światło płynące zza zaciągniętych zasłon, a gdy je odsłoniła, to zauważyła rządek
świateł uformowanych w łuk, znajdujący się nie dalej, niż 1,8 m od jej okna.
- Każde światło było tej wielkości, że można je było nakryć rozczapierzoną dłonią – zeznała później
przesłuchującemu ją Leonardowi Stringfieldowi, ufologowi współpracującemu ze „Skylookiem”.
Te sześć świateł znajdowało się na wysokości 1,3 m nad ziemią i świeciły różnymi kolorami –
od soczyście niebieskiego do srebrzystego – Były piękne jak światełka na choince. Wydawały się
być podświetlone od wewnątrz i nie rzucały światła na powierzchnię gruntu.
W chwili, gdy „światełka choinkowe” wisiały na zewnątrz, jej uwagę przyciągnął daleki, silny
strumień światła na parkingu oddalonym znacznie od jej przyczepy, w zachodnich dzielnicach
Cincinatti. W strumieniu światła stał samochód zaparkowany na chodniku. W jego pobliżu pani
R.H. zauważyła naraz jakąś małpopodobną istotę. Mimo przerażenia obserwowała ją przez jakieś 2-
3 minuty. Istota ta stała przy samochodzie i pomyślała ona, że coś przy nim majstruje. Wbiegła do
pokoiku jej syna Carla i próbowała go obudzić – bezskutecznie. Powróciła więc do okna i
stwierdziła, że Istota przeszła tymczasem na inne miejsce, oddalone ok. 12 m od domu, gdzie
znowu znalazła się w strumieniu światła lub bańce świetlnej, która wg pani R.H. przypominała
damską parasolkę spływająca z jej ramion. Jaskrawe światło zawierało się w granicach określonych
przez tą parasolkę. Istota ta była wyraźnie widoczna i pani R.H. była w stanie opisać ją dość
dokładnie. Stwór ten nie miał szyi, za to był szeroki w pasie. Twarz była pozbawiona znaków
szczególnych. Świadek utrzymuje, że ta „bańka” miała jakieś 210 cm średnicy, i była dostatecznie
wielka dla kilku Istot, jak ta, którą obserwowała. Chociaż nie widziała żadnych narzędzi czy
maszyn w środku „bańki” widziała, jak Istota wykonywała rękami jakieś ruchy sugerujące
prowadzenie jakiejś manipulacji. W chwili, gdy pani R.H. zdecydowała się wezwać policję i
spróbowała to uczynić, dziwny „stwór w bańce” znikł.
Czy stwór widziany przez nią był tego samego pochodzenia, co Yeti i Bigfoot? Być może czas i
dalsze obserwacje powiedzą nam coś więcej.
7.3. ...a poznacie Ich po zapachu...
Niemal integralną częścią zjawisk związanych z obserwacjami „potworów” jest nieprzyjemny,
często mdlący odór. Coś takiego przydarzyło się dwóm młodym małżeństwom pewnej księżycowej
nocy w styczniu 1967 roku w Elfers k./New Port Richey (FL). Wracali oni z potańcówki i
zamierzali zatrzymać się na parkingu. Na krótko przed zatrzymaniem się, jedna z kobiet zaczęła
uskarżać się na nieprzyjemny smród. Jej towarzysze początkowo docinali jej ze śmiechem, że jest
to naturalny zapach lasu, ale ona uparła się, ze ten zapach jest zupełnie inny. Później przestali, bo
też poczuli ten zapach, który przybrał na sile i stał się mdlący. Zanim jednak zbadali tą sprawę, to
ujrzeli stworzenie wielkości małej małpy, które wskoczyło na maskę samochodu. Cała czwórkę
ogarnęła panika. – To stworzenie wyglądało jak małpiatka – oświadczyło jedno z nich – ale było
szare z płonącymi, zielonymi oczami.
Kierowca zapalił silnik, a „małpiatka” zeskoczyła z maski i pognała w las. Czwórka naszych
bohaterów zawróciła na tańce i tam opowiedziała tę historię funkcjonariuszowi policji, który miał
tam służbę. Oględziny maski samochodu przyniosły rezultat w postaci śladów zielonkawej lepkiej
wydzieliny, którą można było zebrać zwykłym scyzorykiem.
Ufolodzy, którzy badali tę sprawę stwierdzili, że cała czwórka zeznaje niemal słowo w słowo to
samo, co inni świadkowie. Takie zdarzenia nie są czymś niezwykłym na terenach przyległych do
rzeki Anclote. W samej rzeczy – niejednokrotnie meldowali lokalnej policji o czymś, co nazywano
„odrażający” czy „przerażający człowiek piasku”. Wielokrotnie spotykali go turyści, myśliwi i
plażowicze. Wielu z nich opisywało go/ją/to (???) jako istotę o wzroście 180-210 cm, ciężką, szarą
pokrytą długim włosem i wydzielającą niemożliwy do zniesienia smród. Wygląda na to, że nasza
czwórka widziała młodego osobnika tego gatunku.
Nieco wcześniej – w dniu 30 listopada 1966 roku, w godzinach 21:00-22:00 pewna kobieta
wymieniająca oponę w okolicach Brooksville (FL), poczuła dziwny, nieprzyjemny zapach.
Jednocześnie usłyszała trzask gałęzi krzaków rosnących po obu stronach autostrady. Odwróciła się i
ujrzała ogromne, porośnięte długim, szarym włosem stworzenie zmierzające w jej stronę. Na
szczęście potwór interesował się bardziej rozmontowanym kołem, niż nią samą. Opowiedziała ona
potem ankieterom, że istota ta była wyprostowana jak człowiek i obserwowała z zainteresowaniem
jej czynności. Kobieta była zbyt przestraszona, by krzyknąć, zamarła w przerażeniu i modliła się
tylko, by podjechał ktoś. Niebiosa wysłuchały jej modlitwy, bowiem po krótkim czasie pojawił się
jakiś samochód, a dziwna istota dała nura w krzaki. Pani owa opisała potem ja jako małpoluda z
płonącymi, zielonymi oczami, pokrytego szarym włosem.
Gazety na Florydzie wielokrotnie podawały relacje o spotkaniu z „Sandmanem”, jak je nazwano,
ale nikt jak dotąd nie zabił jej czy złapał żywcem...
Pani Eula Lewis, zamieszkująca od dłuższego czasu w okolicach Brooksville, powiedziała
ankieterowi i badaczom tego fenomenu, że jest na tropie tego stworzenia, od czasu, kiedy po raz
pierwszy zauważyła je w 1964 roku, krótko po incydencie Johna Reveesa z NOL-em, który miał
miejsce w tym samym rejonie. Wg pani Lewis, ślady pozostawione przez te stworzenia
przypominają ślady bosych ludzkich stóp , ale w żadnym przypadku nie są to ślady niedźwiedzia.
W czasie swego spotkania z tym humanoidem pani Lewis nie czuła żadnego zapachu, ale przyznała,
że stała na nawietrznej stronie od Sandmana
7.4. Druga tajemnica Yeti.
Przenieśmy się teraz do Turcji. 14 maja 1964 roku miało tam miejsce zadziwiające wydarzenie,
którego bohaterem był Ismir Bey i jego żona, którzy jadąc drogą zauważyli na niebie srebrny dysk,
który był wielki jak dom.
Nagle dysk gwałtownie „spadł z nieba” i uderzył w grunt w wybuchu płomieni. Jesty to jeden z
wielu raportów o katastrofach NOL-i, ale to, co później nastąpiło jest już zupełnie nietypowe. Ze
szczątków rozbitego dysku wynurzył się wielki włochaty stwór i zbliżył się do Bey’ów. Bey
wyskoczył z auta i starł się z dziwnym stworem, który uderzeniem łapy pozbawił go przytomności.
Pani Bey powiedziała potem, ze stwór uciekł do pobliskiego lasu i nie wyrządził im już żadnej
krzywdy.
Inny raport o obserwacji „monstrum” napłynął z drugiej strony Atlantyku, z miejscowości Dalles
(OR).
7.5. Monstrum z Dalles.
Było to w maju 1971 roku, a bohaterem tego wydarzenia był Joe Madeiros, który podlewając
kwiaty przed swym biurem ujrzał stworzenie, które opisał w biurze szeryfa w następujący
sposób: ... było ono wysokie na 3 m, owłosione szaro, a jego ramiona były długie do kolan. Było
ono podobne do małpy i jestem pewien, że nie był to niedźwiedź.
Nazajutrz Joe oraz trzej portlandzcy biznesmeni jadąc na konferencję zauważyli coś stojącego w
polu, obok wielkiego głazu narzutowego. To „coś”, wedle ich relacji, zeszło z erratyku i poszło
polami w stronę samotnego drzewa, którego wysokość wynosiła 240 cm, a gdy zrównało się z nim,
to wzrost humanoida przewyższał jego wysokość o jeszcze 2 stopy, czyli wynosił 3 m! Joe
początkowo nie mówił niczego nikomu o humanoidzie z obawy, że zostanie wyśmiany. Dopiero
następnego dnia „puścił farbę”.
W tej samej części miasta odnotowano więcej doniesień o zaobserwowaniu tajemniczego potwora.
Dwie noce później, nauczyciel muzyki w miejscowej szkole średniej – Richard Brown wracając ze
swą żoną do domu, w światłach reflektorów samochodu dojrzał zarys sylwetki stojącej obok
samotnego dębu pośród pól. Była mniej więcej godzina 21:30. Brown zatrzymał samochód i z
bagażnika wydobył sztucer z 4-krotnym celownikiem optycznym. Stworzenie stało nieporuszenie
przez 5 minut, dając Brownowi sposobność przyjrzenia mu się przez celownik. Opis stworzenia był
identyczny z opisem podanym przez Medeirosa. I tak, jak w tamtym przypadku – Humanoid ulotnił
się z tego terenu i nic więcej o nim nie można było powiedzieć.
Takie raporty o tego rodzaju spotkaniach nie są niczym nowym. Te datowane sprzed 1947 roku
(pierwsza obserwacja NOL-i) mają wiele tradycji w różnych częściach świata. I tak w Tybecie i
Himalajach mówi się o Yeti czy Mi-go lub Mi-tenh – czyli „odrażającym Człowieku Śniegu”, w
USA i Kanadzie słyszy się o Bigfoot (dosłownie: „Wielkostopy”) czy o Sasquatch. Parę lat temu
obserwowano w stanie Missouri potwora zwanego tam MoMo.
Fakty rodzą pytania, a z pytań rodzą się hipotezy. Jedna z nich głosi, że potwory te są brakującym
ogniwem pomiędzy małpą a człowiekiem, których Obcy używają jako swe zwierzęta
doświadczalne lub domowe i desantują je na Ziemię w celu zbadania tamtejszego środowiska przed
mającą nastąpić inwazją. Natomiast inne hipotezy głoszą, że to właśnie one mają być samymi
Obcymi.
7.6. NOL i małpolud z Pensylwanii.
18 maja 1975 roku, o godzinie 22:00, państwo Arlotta zajmowali miejsca w swym samochodzie
gotując się do powrotu do swego domu od swych krewnych w Gettysburgu (PA).
zapaliła silnik wozu i naraz zauważyła dziwny obiekt na niebie lecący nad nimi. Mąż poprosił ją o
wyłączenie silnika, a gdy to zrobiła, to oboje usłyszeli dziwny dźwięk. NOL poruszał się ze
wschodu na zachód i opisali go jako wielki owal, który był jasnożółty na dole i ciemniejszy na
górze. W ciemniejszej części znajdowało się 6 okienek, oświetlonych od wewnątrz czerwonym
światłem. Okienka te były kwadratowe. Arlottowie obserwowali dziwny obiekt, a w minutę później
zawołali swych krewnych i później już 5 osób oglądało NOL-a, który zbliżał się do nich, lecąc na
wysokości ok. 200 m nad ziemią. Nagle NOL wykonał gwałtowny zwrot pod kątem 90o w lewo i w
tym czasie jego kolor zmienił się z żółtego na pomarańczowy, jednocześnie NOL zaczął nabierać
wysokości. Świadkowie pognali za nim samochodem, ale stawał się on coraz bardziej
pomarańczowy i mniejszy, a gdy skręcili na drogę nr 130, to stracili go z oczu. Wszyscy zgodnie
oceniali, ze widzieli tego NOL-a w czasie 4 minut.
Następnego dnia samotny kierowca jechał do swego domu w Jeanette. Gdy wjechał on na ten sam
teren przyległy do drogi nr 130, coś przykuło jego uwagę po lewej stronie szosy. Zatrzymał się i
cofnął swój samochód. W odległości kilkuset metrów zauważył on coś, co przypominało mu
owczarka alzackiego, ale w chwilę później zorientował się, że to „coś” było raczej małpą, a nie
owczarkiem. Po paru sekundach stworzenie to stanęło na tylnych nogach i jak człowiek pobiegło do
pobliskiego lasu. Opis stworzenia wyglądał następująco: wzrost 210-240 cm, pokryte było ono
gęstą, czarną sierścią. Świadek, który był zatwardziałym sceptykiem i nie wierzył w opowieści o
Bigfootcie, teraz uwierzył w nie.
Obserwacja NOL-a pierwszej nocy i obserwacja Bigfoota w drugą noc miały miejsce na terenach
oddalonych od siebie o ćwierć mili.
Była to pierwsza obserwacja takiego stworzenia na tym
terenie w czasie ponad jednego roku.
7.7. Ociężały gigant na Presque Isle.
31 lipca 1966 roku, wielu mieszkańców Erie (PA) poczuło naraz, że „coś” wylądowało na brzegu
Presque Isle Penninsula Park.
Około godziny 22:00, dwaj strażnicy – Robert Loeb jr. i Ralph
E. Clark udali się samochodem w kierunku Szóstego Sektora Brzegowego. Tam znaleźli oni
ugrzęzły w piasku samochód, w którym znajdowali się: Douglas Tibbets (lat 18), Betty Jean Elem
(16) oraz Anita Haifley (22). Powiedzieli oni strażnikom, że czwarty członek ich grupy – Gerard La
Belle (26) udał się w poszukiwaniu pomocy, więc strażnicy nie muszą im jej udzielać. Strażnicy
odpowiedzieli, że wrócą tu za 40 minut, aby zobaczyć, czy samochód jest już uwolniony.
Kiedy powrócili oni znów na teren Szóstego Sektora stwierdzili, że La Belle jeszcze nie powrócił
do zakopanego samochodu, a w dodatku Doug Tibbets oświadczył, że stało się coś strasznego. Coś
dziwnego wylądowało na Siódmym Sektorze i wtedy pasażerowie usłyszeli jakiś dziwny dźwięk
dochodzący stamtąd. Strażnicy poszli więc z Tibbetsem we wskazanym kierunku i po przebyciu
około 300 metrów plażą nie znaleźli źródła dźwięku. Chociaż było ciemno i nie można było
zidentyfikować żadnych śladów, ludzie postanowili zbadać kilka z nich. Nagle rozległ się klakson
ze strony zarytego samochodu. Gdy wrócili na miejsce, znaleźli obie dziewczyny w różnych
stadiach histerii. Clark uspokajał pannę Elem, która krzycząc usiłowała uciec plażą. Odtworzono
później to wydarzenie, i wg oświadczenia całej trójki przebiegło ono następująco:
Krótko po odjeździe strażników, parę minut po 22:00, automobiliści ujrzeli jasne światło „wielkie
jak dom” opadające na Siódmy Sektor. Zgodni oni byli co do tego, że ów NOL miał kształt grzyba i
miał szereg okienek w tylnej części. Gdy NOL wylądował na brzegu, zmienił swój kolor na
czerwony, natomiast ich samochód „zatrząsł się i zawibrował” wskutek uderzenia NOL-a o brzeg.
Po wylądowaniu obiekt zaczął wydobywać z siebie dźwięk „taki jak dzwonek telefoniczny”.
Przerażeni świadkowie przycupnęli w samochodzie, gdzie zdjęci strachem obserwowali „promienie
świetlne” wydobywające się z UFO i omiatające plażę „tak, jakby czegoś szukały”. W tym
momencie ukazał się samochód patrolowy. Czerwone światło NOL-a rozbłysło, zaś „promienie
świetlne” pociemniały. A w czasie, kiedy Tibbets ze strażnikami przeszukiwali plażę na Siódmym
Sektorze, panna Elem ujrzała „monstrum”.
Była to wysoka, wyprostowana sylwetka, która ja okropnie przeraziła. Wtedy nacisnęła klakson i
trzymała go tak długo, aż istota ta znikła w krzakach. Oczy panny Elem były jeszcze czerwone od
płaczu, gdy na scenie pojawili się dziennikarze. Szef strażników Parku Narodowego Dan Dascanio
przesłuchał całe towarzystwo i oświadczył, że nie ma on podstaw do podejrzeń ich o głupie żarty.
Poza tym znaleźli się inni świadkowie, którzy widzieli także NOL-a i przerażające światła
krytycznego wieczoru.
Następnego dnia badacze odnaleźli na piasku kilka śladów, wskazujących na przypuszczalne
miejsce lądowania NOL-a. znaleziono kilka trójkątnych wgnieceń i odcisków stóp, prowadzących
od miejsca lądowania do punktu odległego o 4 m od zarytego w piachu samochodu. Zdjęcia
odcisków pazurzastych łap opublikowano szeroko w krajowej prasie.
7.8. Upiorki przy moście.
Poniższy raport pochodzi od Roberta Hunnicutta i dotyczy incydentu, który miał miejsce w marcu
lub kwietniu 1955 roku. Raport ten został opublikowany w „Skylook”, w jego numerze
listopadowym 1974 roku. A oto, co mu się przydarzyło:
Hunnicutt jechał drogą na trasie Madeira – Loveland Pike, gdy naraz zauważył on trzech ludzi
stojących na poboczu drogi, plecami do okalających drogę krzewów. Był on zmęczony, wracał z
pracy, była godzina 03:30. w pierwszej chwili pomyślał, że mężczyźni modlą się na poboczu drogi.
Zdumiony zatrzymał samochód i wtedy zrozumiał swój błąd – to nie byli mężczyźni – to nie byli
nawet ludzie! Postacie te były niewielkiego wzrostu i stały w równych odstępach, patrząc na
przeciwległą stronę drogi. Postać stojąca na skraju nagle uniosła ręce ponad głowę z czymś w
rodzaju pręta czy łańcucha w dłoniach. Wtedy Hunnicutt zobaczył białe i niebieskie iskry
przeskakujące poniżej i powyżej pręta, pomiędzy rękami.
Wydarzenie to miało miejsce na odludnym terenie. Na zachód od drogi znajdowały się duże
obszary leśne. Istota zniżyła pręt do swoich stóp i Hunnicuttowi wydawało się, ze przymocowała go
do swych kostek. Naraz wszystkie postacie wykonały zwrot w lewo, stając twarzą do Hunnicutta,
który tymczasem wyszedł ze swego auta, i bez żadnego dźwięku ruszyły na niego. Świadek widział
je doskonale, bowiem oświetlały je światła jego wozu. Postacie te były wysokie na metr i ubrane w
kombinezony o kolorze ich twarzy – czyli szarawe. - Byli Oni średnio brzydcy – lapidarnie opisał
Ich świadek.
- Ich twarze miały bezwargie usta i spłaszczone nosy. Oczy były normalne, choć
bez brwi. Górna część głowy była łysa i miała fałdę tłuszczową przebiegającą przez środek. Ich
ciała były jeszcze dziwniejsze: ręce były nierównej długości – prawa dłuższa od lewej. Po prawej
stronie klatki piersiowej znajdowała się wypukłość. Ubrania powyżej pasa były obcisłe i właściwie
nie bardzo było wiadomo, gdzie kończy się ubranie a gdzie zaczyna skóra, która była tego samego
koloru, co ubiór. Poniżej pasa Stwory nosiły luźne spodnie. Biodra i pasy tych Istot wyglądały
ciężko.
Zdumienie odjęło Hunnicuttowi mowę i zarazem strach przed dziwnym trio. Stał on po lewej
stronie auta, a potem zaczął iść w kierunku zbliżającej się trójki. Opisując Ich chód użył on słowa
«wdzięczny». W pewnym momencie świadek wyczuł telepatycznie, że powinien stanąć.
Obserwował on dziwne trio przez parę minut i w końcu postanowił poszukać kogoś, kto byłby mu
za świadka. Ale kiedy już dostał się do swego wozu, został uderzony falą silnego zapachu «świeżo
siekanej lucerny i migdałów». Gdy odjechał z miejsca CE, dopiero wtedy poczuł strach. Była
prawie 04:00 i Hunnicutt pełnym gazem pojechał do domu, skąd udał się do Johna K. Fitza – szefa
policji w Loveland. Tam opowiedział, co mu się przydarzyło. Fitz powiedział później, że Hunnicutt
miał taki wygląd, jakby zobaczył ducha i relacjonował zbyt gwałtownie. Policjant podszedł do
niego i sprawdził, czy świadek jest trzeźwy. Był trzeźwy i nie sprawiał wrażenia «naćpanego»
narkotykami. Obiecał mu, że sprawdzi teren, a jemu samemu polecił udać się do domu. Fitz ubrał
się, zabrał aparat fotograficzny oraz pistolet i pojechał na poszukiwania. Przejechał tą trasę 4 czy 5
razy, ale nie znalazł niczego podejrzanego. Skomentował to później, że czuł się jak nabity w butelkę
największy głupiec w Lovelandzie. Jednakże zapytany, co zrobiłby, gdyby spotkał tych trzech
humanoidów odpowiedział, że wysiadłby z auta i starał się z nimi dogadać. Zakonkludował: Zresztą
ktoś musi to zrobić prędzej czy później...
Strach jest najgroźniejszy wtedy, kiedy ma ludzkie oblicze...
ROZDZIAŁ 8 – MIB: Ponura zagadka ufologii.
Średniowieczni alchemicy – jak nam każą wierzyć legendy i podania – byli odwiedzani przez
tajemniczych nauczycieli i magów ubranych na czarno. Termin „Men In Black” – Ludzie w Czerni
– pojawił się we wrześniu 1953 roku, kiedy to trzech MIB-ów „uciszyło” Alberta K. Bendera,
dyrektora International UFO Bureau. Ale sami MIB-owie działali już znacznie wcześniej...
Sprawa Bendera polegała na tym, że udało mu się pozyskać zupełnie pewne dane dotyczące
pochodzenia i celów działalności NOL-i. Napisał więc zarys swych przemyśleń na ten temat i
rozesłał je do swych znajomych. Gdy trzej MIB-owie przyszli do Bendera, to jeden z nich posiadał
jeden z listów Bendera skierowany do przyjaciela.
Poinformowano go, że jest blisko prawdy,
ale w detalach jest ignorantem i powiedziano mu prawdę. Była ona tak wstrząsająca, że Bender po
prostu to odchorował... Wiedza ta mogła doprowadzić do poważnych zmian w ziemskich układach
społecznych. Populacja ludzka mogłaby poważnie ucierpieć wskutek masowej histerii, która by ją
ogarnęła, gdyby ta prawda wyszła na jaw. Albert K. Bender zgodził się porzucić swe badania.
W roku 1956, Gray Barker opublikował historię „uciszenia” Bendera, rzecz jasna bez rewelacji na
temat UFO i dodał, że kilku ufologów również „wyciszono”, a szczególnie tych, którzy zbliżyli się
do sedna tej Tajemnicy Tajemnic. Kończąc swą pracę pt. „They Knew Too Much about Flying
Saucers” Barker wypowiada następujące słowa: Mam przeczucie, że któregoś dnia usłyszę Ich
stukanie do moich drzwi. Oni także mogą zastukać do Twoich drzwi, jeżeli nie staniemy się
mądrzejsi i pierwsi dowiemy się, kim naprawdę są Ludzie w Czerni.
W roku 1966, tuziny ufologów skarżyło się na niespodziewane wizyty, które były czasami
połączone z aktami terroru i przemocy ze strony MIB-ów, o których zaczęto mówić jako o
„zbrojnym ramieniu” lub „agenturze” strzegącej tajemnicy NOL-i. Po „fali” NOL-i w latach
1966/67 wzrosła również aktywność MIB-ów wprost proporcjonalnie do ilości zaobserwowanych
NOL-i.
Ufolog i dziennikarz John A. Keel skomentował fakty w sposób następujący: Ofiary MIB-ów są
poddawane technikom pewnego rodzaju prania mózgu, które wtrącają ją w stan mdłości, strachu,
amnezji oraz innych dolegliwości psychicznych, które mogą trwać do kilku dni. I dalej ostrzega –
To zagrożenie nie pochodzi z nieba, jest ono na naszej Ziemi i w tym momencie rozprzestrzenia się
jak epidemia na nasz cały kraj, na cały świat! Mocne słowa!... Dość powiedzieć, że telewizyjny
serial „The Invaders”
wywarł na ufologach dość paskudne wrażenie. A przecież ta historia o
człowieku, który usiłuje zaalarmować świat o inwazji Obcych, oparta jest o cienką otoczkę prawdy.
Gdy zmarł słynny pisarz Frank Edwards po napisaniu dwóch bestsellerów o tematyce ufologicznej,
ziarna paranoi posiane przez panikarzy i – co tu ukrywać – zwykłych fantastów (nie ujmując w
niczym pisarzom SF) przemieniły się w huragan strachu. Nie przejmując się faktem, że Edwards
zmarł na zwykły zawał serca, wielu MIB-omaniaków przyjęło za pewnik absurdalną hipotezę, że
MIB-owie dobrali mu się za mocno do skóry i zamordowali go, ponieważ ujawnił fakt Ich
obecności, ingerencji w nasze sprawy i ciemne cele Ich niecnej misji. Autentyczni ufolodzy znaleźli
się w istnym Malstromie ostentacyjnej akcji terrorystycznej – wydawało się, że z każdego kąta
wyzierają ubrane na czarno postacie...
Fani ufologii byli przesłuchiwani przez ekscentrycznych „oficerów USAF”, zdjęcia NOL-i
konfiskowali ciemnoskórzy mężczyźni ubrani w czerń. Doszło do ciekawej sytuacji – ufomaniacy
obrzucali błotem instytucje rządowe, te z kolei rewanżowały się atakami wymierzonymi w
nadgorliwe amatorskie, obywatelskie organizacje ufologiczne. Wreszcie doprowadziło to do
kompletnej paranoi – niemal wszyscy dziwili się, czy nie jest to czasem celowa robota Ich –
Obcych, Przybyszów z Kosmosu.
Szczytem wszystkiego było oświadczenie rzecznika prasowego Pentagonu
po sprawdzeniu kilkunastu raportów dotyczących spotkań z MIB-ami: ...nie można ich łączyć z
USAF w żaden sposób, ani z żadną ze służb specjalnych USA
lub prywatnymi i
półprywatnymi policjami i służbami bezpieczeństwa osób prywatnych i koncernów. Przyznał także,
że samo zjawisko czy fenomen MIB istnieje i jest znany ogółowi amerykańskiego społeczeństwa.
Aktywność MIB-ów wznowiła się krótko po „fali NOL-i” w październiku 1973 roku, a wraz z nią
powróciła fala strachu i chaosu. Wyglądałoby na to, że kimkolwiek MIB-owie by nie byli, znów
prowadzą swą działalność ze zdwojoną energią.
- Brad! Nigdy nie uwierzyłbym, że coś takiego może przydarzyć się mnie! – głos w telefonie
wibrował napięciem i strachem. Młody człowiek wraz ze swą narzeczona przeżyli spotkania z MIB-
ami.
- I co Sam – odpowiedziałem – a trzy lata temu nie uwierzyłbyś w to, że coś takiego jest w ogóle
możliwe. Ale wierzysz teraz...
- ...teraz to ja już wiem! – odpowiedział Sam z emfazą.
Mówiąc krótko: MIB–owie są fenomenem w fenomenie. W kilku przypadkach ci ludzie, którzy
zetknęli się z aktywnością NOL-i, czy spotkali istoty-potwory w rodzaju Yeti czy Bigfoota albo
fantomami, duchami, poltergeistami, itd. itp., cierpiały potem na szczególny rodzaj osobistych
dolegliwości. W ich telefonach odzywały się grożące głosy ostrzegające ich przed „puszczeniem
farby”. Osoby, które robiły zdjęcia NOL-i były odwiedzane przez dziwnych przybyszów, którzy
konfiskowali te zdjęcia wraz z negatywami, często-gęsto firmując się jako pracownicy agencji i
instytucji rządowych.
W większości przypadków, ofiary agresji MIB-ów opisują swych inkwizytorów jako niskich ludzi,
mierzących 150-180 cm wzrostu, śniadych, o orientalnych rysach twarzy, co szczególnie wyróżnia
się w kształcie skośnych oczu, jednakże oczy te są osadzone inaczej, niż u ludzi Orientu. Wielu
ludzi mówiło o odstających uszach, a także o tym, że MIB-owie mają trudności z mówieniem, co
wynika z bardzo krótkiego oddechu. Sprawia to wrażenie, jakby wszyscy byli astmatykami...
John A. Keel w swej książce pt. „The Mothman Prophecies” podaje, że MIB-owie mają obsesję na
punkcie... czasu! Często rozpoczynając rozmowę z człowiekiem pytają go o godzinę. MIB-owie
również bardzo często wykazują swoistą „niepewność”, co do miejsca, w którym się
zmaterializowali i często używają w rozmowie wielu śmiesznych skrótów i zwrotów nie będących
już w obiegu, co powoduje, że wydają się być bardziej śmieszni, niż groźni. Sprawiają wrażenie
kiepskich aktorów, którym powierzono granie roli, która im absolutnie „nie leży”.
Ciekawe rzeczy dzieją się po „wizytach” dziwnych „gości”. Dzwonią telefony, w słuchawkach
odzywają się nonsensowne i mechaniczne głosy. Programy radiowe i TV są przerywane obcymi
sygnałami. Sieci audio-video nadają obrazy ulotnych postaci, które nakazują delikwentom
milczenie na temat ujrzanego latającego spodka.
W zamian Istoty te obiecują im główne role
w cudownych planach ulepszenia świata i uszczęśliwienia Ludzkości.
W latach 1966-70 setki ufologów, kontaktowców i innych osób związanych z tą tematyką, było
odwiedzanych przez dziwnych „gości”, zazwyczaj trzech, ubranych na czarno, którzy zmuszali
(czasem nawet siłą) ich do zaprzestania badań ufologicznych lub wydania zdjęć, analiz, wyników
badań czy artefaktów.
Pogróżki często są przeplatane frazesami o tym, że dobra współpraca z
MIB-ami będzie korzystną dla twej rodziny, kraju i świata.
W marcowym wydaniu „New Atlantean Journal” (1974 r.)
Michael Talbot wskazuje na to, że
wschodni mistycyzm ma interesujące analogie do fenomenu MIB, którego tamtejszym
odpowiednikiem są Bracia Cienia.
Brzmi to wszystko, jak paranoiczne zwidy, ale ja dzięki osobistym kontaktom z ludźmi, którym
MIB-owie dali się we znaki wierzę, że fenomen ten istnieje naprawdę. Przykładem może być tutaj
historia człowieka o imieniu Sam X.
Sam i Mary X. mieli pecha zaobserwować kilka niezwykłych stworzeń, w pewnym wschodnim
stanie USA, gdzie mieszkali. Potem zaczęły się kłopoty z dziwnymi odwiedzinami, snami i
wpadaniem w trans, w czasie którego MIB-owie przekazywali Mary pogróżki. W końcu sytuacja
stała się nie do zniesienia, więc zdecydowałem się na pewien rodzaj psychoterapii. Sam i Mary
wierzyli we wszechmoc MIB-ów i tylko zmiana tego nastawienia do problemu mogła zaradzić
najgorszemu. Poradziłem dać odpór psychicznemu naciskowi MIB-ów i udało się. MIB-owie
przestali ich nękać.
Wydaje mi się, że aktywność MIB-ów wzrosła od „fali NOL-i” w 1973 roku. Być może jest to jakiś
cykl, o którym nie mamy jeszcze pojęcia. Wygląda na to, że jest to jakiś rodzaj badania, sondażu
naszej psychiki przy pomocy właśnie tego fenomenu. Osobiście przeżyłem coś, co można by
podciągnąć pod ten fenomen. A to było tak:
Pewnej nocy siedząc w biurze redakcji pociłem się nad maszyną do pisania mając w perspektywie
zbliżający się deadline
, usłyszałem odgłos ciężkich kroków zmierzających ku szczytowi
schodów. Rzuciłem okiem w tę stronę, ale nie ujrzałem tam nikogo. W pewnej chwili ciężki portret
Edgara Allana Poëgo z donośnym trzaskiem spadł na podłogę. Zirytowałem się. W moją stronę
poleciały papiery. Pojedyncze kartki fruwały w powietrzu. Miałem tego dość. Podniosłem wzrok
znad maszyny i skrajnie zdegustowany uniosłem go ku niebu.
- Dość tego! – wrzasnąłem – wynoście się wszyscy do diabła!!!
Wszystko zamarło, a ja wróciłem do pracy, jakby poza nią nic nie istniało...
Każdy rodzaj inteligencji, obojętnie – wysoki czy niski, chce być dostrzeżony i nie znosi faktu, że
jest ignorowany. Ale ja nie zignorowałem jej, to raczej rozkazałem tym poltergeistycznym siłom się
wynieść. Odrzuciłem ich sposób widzenia rzeczywistości i moja własna zmiana odniesienia do tego
zjawiska – od pasywnego strachu do gniewu, spowodowała ten trick. Była to swoista próba, lekcja,
egzamin, który udało mi się zdać. Czy ta obca Inteligencja usiłowała mnie w ten sposób czegoś
nauczyć?
Więc jest możliwe, że MIB-owie są swego rodzaju nauczycielami, którzy wskazują nam, że można
zapanować nad obcymi siłami jedynie siłą naszej woli. Oczywiście oni/one grożą nam, ale w starciu
z ostrym odrzuceniem ich, lub – jak w moim przypadku – rozkazem, po prostu wycofują się.
Wygląda na to, że ucząc nas używają prymitywnych metod – prowokując nas do działania lub
zaniechania i rzucenia wyzwania naszemu własnemu losowi. Czy nie jest to zatem lekcja – o ile jest
to w ogóle lekcja?...
Jak to rozważałem teoretycznie w pracy „Mysteries of Time and Space”, MIB-owie są znani całej
naszej kulturze i w innych ziemskich kulturach i mitologiach jako Eonowie.
Ludzkość swymi kuglarskimi sztuczkami i żonglerskimi popisami, ale jednocześnie w tym samym
czasie instruuje ją lub transformuje aspekty świata z korzyścią dla jego ludzkich uczuć. W
większości kultur Eony są najstarszymi istotami tego świata – istotami, które powstały tuż po
stworzeniu go.
Indianie określają Eony jako „starców”, ponieważ widzą w Nich istoty tak
stare, jak Czas. Najczęściej Eon jest super-naturalną istotą, która może dowolnie zmieniać kształty.
Eony są istotami mądrymi, ale czasami mogą swymi głupimi zabawami i psotami zatruć życia
ludziom, którzy Im w jakiś sposób „podpadli”. Eon może kłamać, oszukiwać, kraść i szkodzić
bezkarnie. Czasami zdaje się, że jest on esencją amoralnego animizmu.
Carl Jung widział w Eonach personifikację sił świętości – Aniołów. Natomiast animalistyczny Eon
mógłby być w tym układzie ciemną stroną jasnego umysłu, doprowadzającego go do rozchwiania,
co brzmi właśnie jak poltergeist czy MIB. W większości kultur nie przypisywano Eonom roli
Szatana, a raczej bożka zesłanego na Ziemię. Ukazuje się go jako tego, który przyniósł ogień
Ludzkości, a który jak w prometejskiej legendzie płaci za swój dar dla ludzi wewnętrznym bólem.
Douglas Hill kreśląc sylwetkę Eona w swym artykule pt. „Man, Myth and Magic” pisze, że w
postaci tej skupiły się cechy Anioła i herosa, którego ewolucja odzwierciedla naszą własną, ludzką
ewolucję w kierunku wyższego stadium świadomości i rozwoju społecznego. Jest on rodzajem
psychicznego katharsis na wyższym życiowym poziomie, a poza tym jest nieśmiertelny – jest istotą
żyjącą i działającą tak, jaką był w zamierzchłej przeszłości.
W mitologiach świata postać Eona pojawia się, jako postać herosa. Amerykanie, a raczej Indianie
północnoamerykańscy personifikują go jako mądrego kojota lub sprytnego wojownika.
Skandynawowie, Germanowie i Grecy widzą w nim psotnego czasem demonicznego, czasem
pomocnego bożka, który oszukuje, omamia, kłamie, kradnie, itp. Czyż nie jest to przypadek, że
postać super-agenta 007 w służbie JKM – Jamesa Bonda pojawia się akurat w szczytowym okresie
terroru MIB? MIB-owie w swych czarnych ubiorach, mówiący po angielsku z kiepskim akcentem,
sprawiający zawsze wrażenie cudzoziemców, bez względu na narodowość ofiar pasują jak ulał do
członków tajemniczej organizacji SMERSH
będącej super-przeciwnikiem brytyjskiego super-
agenta 007...
Innymi słowy MIB-owie stali się modni, albo jako rezultat paranoidalnej wyobraźni, albo
odwiedzania ludzi wciągniętych w badania nad NOL-ami, dla których myśl o MIB-ach jest czymś
oczywistym.
A teraz z innej beczki. Kim lub czym jest tulpa? W pojęciu joginów – tulpa jest wyekstrahowaną
przez kontemplację częścią naszego umysłu, która żyje własnym, samodzielnym życiem. Czyżby
więc MIB-owie byli właśnie takimi produktami naszej świadomości? A miałoby to działać na
zasadzie sprzężenia zwrotnego – im więcej się boimy, tym bardziej jesteśmy straszeni. Proste –
nieprawdaż?
A do tego wszystkiego w latach 70. doszedł jeszcze element posiadania, co
zostało ukazane m.in. w filmie „Egzorcysta” Williama Friedkina. Ofiary wpadały w trans, słyszały
różne głowy, które nawoływały, by stała się ona „jedną z Nich”. Do tego na skórze ofiar
pokazywały się stygmaty w kształcie liter czy ezoterycznych symboli. Osoby te sprawiały wrażenie
nawiedzonych przez demony. Działa ten sam niezawodny instrument – strach. Co nam to
przypomina? Skądś to już znamy – prawda? I pozostaje ten sam problem – wciąż aktualny w roku
1975, jakim był aktualny w 1475 – ustawiczna, bezlitosna, bezpardonowa walka pomiędzy
egzorcystami i siłami ciemności, pomiędzy Dobrem a Złem. Nihil novi sub sole… Trzeba po prostu
odwagi i siły woli, by krzyknąć: A wynoście się do diabła!...
A zatem zaczynajmy tą grę – w której mamy spore szanse wygrać – od zaraz. Ogień – ten
prometeuszowski – istniał od zawsze, bo był to ogień wiedzy, który On nam przyniósł. Osobiście
jestem przekonany, że siły PSI – odpowiedzialne za zjawiska teleportacji, telekinezy, telepatii, itd.
były w nas zawsze. To właśnie te siły usiłują obudzić w nas Eony, chociażby fragmentarycznie. Tak
czy owak wkrótce staniemy na placu wielkiej kosmicznej sceny, na której przyjdzie nam odegrać
następną rolę. A w chwili, kiedy to osiągniemy, spełnią się słowa W. F. Robertsona:
Zło jest cieniem, który zawsze towarzyszy Dobru. Macie świat bez cienia, ale to będzie także świat
bez światła – szary świat zmierzchu. Gdybyście powiększyli siłę i ostrość światła, to zwiększycie
także ciemność i głębię cieni – a wtedy zobaczycie ostro kształt cienia towarzyszącego światłu.
ROZDZIAŁ 9 - Spotkanie z NOL-em może być niebezpieczne dla twojego zdrowia.
Wielokrotnie zadawałem sobie pytanie o przyczyny, dla których ludzie zostają wciągnięci w
incydenty z NOL-ami. Jak to się dzieje, i co predestynuje te osoby do doznawania niezwykłych
olśnień czy wizjonerstwa, podczas kiedy inni ludzie widzą jedynie światełka na niebie? Co jest
przyczyną tego, że jedni świadkowie nawiązują kontakt z załogami NOL-i, a inni reagują na Nich
strachem i zgrozą?
Jest wiele przykładów , w których trudno określić, czy ofiara Kontaktu
„oblała kosmiczny test”, który mógł ją zaliczyć w szereg kontaktowców, lub mogłaby być poddana
jakiemuś perwersyjnemu doświadczeniu.
Don Worley z Connersville (IN), przeprowadził onegdaj tasiemcowe dochodzenie w sprawie
kobiety, która przez wiele lat przeżywała niezwykłe, parapsychiczne doznania i sensacje mające
związek z NOL-ami, a co doprowadziło ją na skraj psychicznego chaosu. Jednocześnie to, co ona
przeżywała nie było li tylko psychiczną aberracją. Kobieta ta przeżywała swoiste skupienie
objawiające się silnym błyskiem światła i potworną gonitwą – istnym malstromem myśli. Pozwolę
sobie przytoczyć fragment wywiadu przeprowadzonego z nią przez Worley’a – jednego z wielu,
które przeprowadził w sprawie „nawiedzenia Ann Adams”:
Worley: Jak długo mieszkała pani w tym domu?
Adams: Trzy lata.
W.: Czy widziała pani występowanie tych sił także w innych miejscach zamieszkania, innymi słowy
mówiąc – nie tylko tutaj?
A.: Tak, w każdym domu, w którym mieszkałam od 15 lat.
W.: W ilu domach pani mieszkała?
A.: O ile dobrze pamiętam, to w 7 – wszystkie wynajmowaliśmy, aż wreszcie kupiłam ten dom.
W.: Ten dom miał także swoją historię, czy wie coś pani na ten temat?
A.: Tak. Mieszkali tutaj państwo K. Pan K. zmarł w tamtym pokoju, zaś pani K. w krótkim czasie
po nim w tym.
W.: Czy „straszyło” tutaj, zanim wprowadziliście się do tego domu?
A.: Nie, nasza sąsiadka, która zajmowała się państwem K. oraz ich domem po ich śmierci twierdzi,
że nie zaobserwowała tutaj żadnych dziwnych zjawisk. Tym niemniej, tuz po naszej przeprowadzce
poszłam do kobiety, która była medium. To było ostatniego lata. Od tego czasu nie mogliśmy usnąć.
Przez całą noc łomotały drzwi. Wciąż otwierały się i zamykały okna. Rozlegały się kroki na
szczycie schodów i w hollu.
W.: Czy pani mąż też słyszał te głosy?
A.: Ależ oczywiście! Pewnej nocy obudziłam się i poczułam, że pokój jest pełen silnego, duszącego
zapachu perfum. Przez kilka lat mieliśmy z tym spokój, ale kiedy przeprowadziliśmy się na ulicę V.,
„to” znów się zaczęło. Prawie od zaraz słychać było w domu upiorne jęki we dnie i w nocy.
Słyszeliśmy to wszyscy, natomiast dzieci widziały w nocy ludzi na podwórku, a kiedy chciały
zobaczyć, kto to jest, postacie po prostu znikały... Pewnej nocy usłyszałam krzyk dziecka. Udałam
się w kierunku, skąd dobiegał ten krzyk. Przemierzyłam pole i rzeczkę i weszłam do niewielkiego
lasku. Wtedy krzyk się urwał.
Krótko po tym wydarzeniu mój brat i jego żona mieli dziecko,
chłopczyka, który przeżył jedynie kilka miesięcy. Tak zatem – jak sądzę – ów krzyk był swoistym
„zwiastunem śmierci” mojego bratanka...
W.: Czy zauważyła pani jeszcze coś innego, co zapisało się na trwałe w pani pamięci, jako coś
bardzo ważnego?
A.: Tak. Widziałam coś, co nazywają trollem. To było na drodze opodal domu. Pewnego wieczoru
szykowałam właśnie kolację i rzuciłam okiem na drogę. Troll był ubrany w rodzaj koszuli i miał
długie, siwe włosy opadające na plecy. Był wysoki na metr. Gdy wyskoczyłam na dwór by go
złapać, troll uciekł na wzgórze i znikł. Następne takie wydarzenie miało miejsce na krótko przed
śmiercią mej synowej, która zginęła w wypadku samochodowym. Od tygodnia byłam
zdenerwowana, jak zawsze w lecie, tj. w czerwcu, lipcu i sierpniu, gdy „te rzeczy” najczęściej się
przytrafiają. Tej ciepłej nocy, kiedy leżałam sobie na kanapie, coś kazało mi się z niej poderwać i
podejść do drzwi i czekać na to, co się stanie. Stałam tam przez krótką chwilę i miałam wizję
policyjnego radiowozu podjeżdżającego do naszego domu z włączonym sygnalizatorem koloru
czerwonego. Słyszałam głos mężczyzny mówiącego coś o śmierci. po tym wydarzeniu poczułam
się źle i poszłam do dr K. Opowiedziałam mu o tym „fantomowym wozie policyjnym” i jego
czerwonym świetle. I chociaż widział czerwone obwódki wokół moich oczu – nie uwierzył w moja
opowieść. Posłał mnie do szpitala na terapię wstrząsową.
W.: Czy te czerwone obwódki wokół pani oczu powstały po spotkaniu z „fantomem” wozu
policyjnego?
A.: Tak, to było w 1965 roku. One są tam właśnie od tego czasu.
pomogły mi. Od tej pory widzę czerwone błyskające światło, gdy poddaję się terapii.
przewidziałam, że moja synowa odwożąc mojego syna do pracy miała zginąć w wypadku, dr K.
chciał mnie umieścić w szpitalu, ale 31 sierpnia tego roku
wracała do domu po odwiezieniu mojego syna do pracy.
W.: Jaka była reakcja pani rodziny na wieść o takiej prekognicji?
A.: Nie mówili o tym ze mną.
W.: A co może pani opowiedzieć o odgłosach kroków na schodach?
A.: Kroki rozpoczynały się holu i zmierzały ku szczytowi schodów. Sądzę, że brzmiały one jak
męskie kroki.
W.: Czy zauważyła pani jakieś chłodne przeciągi, czy może odczuwała pani odczucie zimna?
A.: O tak! Ujrzałam także mężczyznę w swetrze wychodzącego po schodach. Najpierw sądziłam, że
to mąż, ale w chwile później usłyszałam jego głos dobiegający z łazienki na piętrze.
W.: Czy widziała pani jakieś światła?
A.: Tak, ostatniej nocy obudziło mnie silne światło.
Worley z panią Adams udali się do piwnicy, gdzie mogli porozmawiać z panem Adamsem. Worley
potem tak skomentował tę rozmowę:
Odniosłem wrażenie, że pan domu mógłby powiedzieć nam o wiele więcej, ale on wolał zajmować
się pracą w piwnicy, nie zwracając uwagi na rzeczy, których nie rozumie.
Pan Adams zapewnił Worley’a , że słyszał dwukrotnie krzyki, a bardzo często odgłosy kroków oraz
trzaskanie drzwiami i skrzypienie schodów.
Pani Adams: W każde Boże Narodzenie, które spędzaliśmy w tym domu, zawsze działo się coś
dziwnego. Tak właśnie było w ubiegłym roku. Wszyscy goście opuścili nasz dom i zostaliśmy sami
z mężem. To była bardzo zimna noc i oczywiście wszystkie drzwi i okna były szczelnie zamknięte.
W pewnym momencie poczuliśmy podmuch lodowatego wiatru, ciągnącego od frontowych drzwi.
Mąż odwrócił się do nich, ale ja byłam pewna, że są one szczelnie zamknięte. Podmuch lodowatego
wiatru przeleciał przez cały dom i pognał z powrotem. Z jakiegoś niejasnego dla mnie powodu
rozpłakałam się i płakałam przez trzy dni. Wyglądało to na nadejście pewnego uczucia „obecności”.
Worley zatelefonował do pani Adams 4 czerwca 1970 roku i dowiedział się, że od grudnia 1969
roku nie wydarzyło się nic ciekawego, nie licząc odgłosów drapania pazurami psa lub kota, któłre
słyszano kilkakrotnie przy drzwiach na szczycie schodów. Pani Adams powiedziała Worley’owi, że
teraz jest „bliżej Boga” poprzez czytanie Biblii i zrzeszenie się z grupą fundamentalistów, którzy
modlą się za nią.
8 września 1970 roku, Worley znów zatelefonował do niej. Dowiedział się, że obecnie w domu
Adamsów panuje względny spokój, ...jednakże sądzę, że wyczułem nutkę zaniepokojenia i smutku
w jej głosie. Pani Adams modli się i studiuje Biblię. Zadzwoni do mnie, kiedy znów zaczęły się
jakieś trudności. Mam nadzieję, że jej modlitwy uwolniły ja od kłopotów i pozwoliły jej odzyskać
równowagę. Ten cytat pochodzi z ostatniego raportu Worley’a z dnia 13 czerwca 1971 roku.
9.2. Niewidzialny dusiciel z Croxdale.
Znanym nam jest fakt, że nasze uszy nie słyszą dźwięków infra
i ultra
przez generatory
oraz nie możemy zobaczyć wielu rodzajów promieniowań leżących poza
skrajnymi widzialnymi dla nas pasmami widma.
Wygląda na to, ze że podobnie jest z
postrzeganiem naszej Rzeczywistości. Sądzę, że badając ją naszymi coraz bardziej poszerzającymi
horyzonty poznania narzędziami badawczymi, będziemy w stanie uchwycić ultra czułymi
mikrofonami i kamerami niewidzialne ręce zostawiające ślady i niewidzialne stopy, pod którymi
trzeszczą stopnie schodów i drewniane parkiety. Być może pewnego dnia odpowiemy wreszcie na
pytania dotyczące nauk leżących na „pograniczu oficjalnej wiedzy”.
Na naszym obecnym poziomie wiedzy wygląda na to, że może to być niebezpieczne dla tych,
którzy nie są przygotowani na CE-0, CE-III i CE-IV lub wycieczki w Nieznane.
21 czerwca 1975 roku, o godzinie 02:00, pani Gladys Worthington obudziła się z uczuciem
nieznośnego ucisku czyjejś ręki na swoim gardne. Jej mąż pracował na nocnej zmianie w
elektrowni, ale jej cztery psy spały na dole (!!!). Dlaczego jej nie ostrzegły?! Przerażona usiłowała
przebić wzrokiem ciemności w nadziei ujrzenia swego mordercy.
Nie mogłam dostrzec niczego – zeznała później - czułam, że coś przewala się po mnie od stóp do
głowy. Chciałam krzyknąć, ale nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Ucisk minął równie szybko, jak
się pojawił...
Pani Worthigton leżała na plecach. Prawdopodobnie trapił ją nocny koszmar, zbyt straszny dla niej,
który ulotnił się z jej pamięci. Ale na tym rzecz się nie skończyła, bowiem innym razem wraz z
mężem widziała coś strasznego – jakąś białą sylwetkę ducha! Działo się to w ich domu przy Salvin
Street w Croxdale, hrabstwo Durham, Anglia.
Powróćmy jednak do krytycznej nocy. Pani Worthington jeszcze niespokojna, ale już zrelaksowana
przymknęła oczy. Zasypiała i naraz... Znów poczuła straszliwy ucisk ręki na swej szyi! I znowu nie
widziała nikogo, mimo wysiłków! Całą resztę nocy przeleżała bezsennie nie mając ochoty na
powtórkę. Następnego ranka tak oświadczyła dziennikarzowi z Londynu: Wstałam z łóżka, z
przekonaniem, że to był tylko zły sen. Ale kiedy podeszłam do lustra, by zrobić sobie makijaż,
przeżyłam straszliwy szok. Na mojej szyi znajdowało się pięć siniaków w kształcie czterech palców
i kciuka.
Jej lekarz zgodził się z tym, że siniaki zostały zrobione poprzez silny nacisk (jakby dłoni), ale nie
przyjął do wiadomości jej opowieści o duszeniu jej przez „zjawę-dusiciela”.
9.3. Niewidzialni napastnicy.
Gdy 26-letni Barry Lacy nie powrócił na lunch pewnego letniego dnia 1969 roku, jego żona poszła
go szukać w polu, które właśnie miał on orać. Lacy leżał w odległości około 200 m od traktora,
(którego silnik wciąż pracował) z poranioną głową. Butelka z kawą leżała stłuczona obok niego.
Przewieziono go do Battle Hospital
w Reading, hrabstwo Berkshire, Anglia, gdzie
stwierdzono rany tłuczone głowy, złamanie kości czaszki i w rezultacie tego paraliż lewej strony
ciała. W ostatnim raporcie medycznym stwierdza się, że młody rolnik został całkowicie
sparaliżowany i całkowicie stracił pamięć (amnezja), a więc nie znane są nadal okoliczności tego
wypadku (???). Ta historia stała się przyczyna wdrożenia policyjnego śledztwa oraz dochodzenia
przeprowadzonego przez towarzystwo asekuracyjne. Przyłączyli się do niego także koledzy i
pracownicy, których Lacy zatrudniał. Mimo intensywnych czynności dochodzeniowo-śledczych,
nikt nie potrafił wyjaśnić, co naprawdę wydarzyło się tego pięknego, letniego dnia.
Podobny przypadek zdarzył się w dniu 7 lipca 1973 roku, w pobliżu Port Angeles, (WA), 40-
letniemu mężczyźnie, którego znaleziono pobitego i nieprzytomnego. M.in. miał on złamaną rękę i
nogę. Skutkiem tego pobicia była całkowita amnezja. Nie znaleziono przy nim żadnych
dokumentów, które ułatwiłyby jego identyfikację.
Najbardziej tajemniczą z tego rodzaju spraw jest klasyczna zagadka zamkniętego pokoju , z którą
przyszło się zmierzyć policji z Southall, hrabstwo Middlesex, Anglia, w dniu 27 września 1974
roku. 60-letni Aubrey Packham został znaleziony w biurze został znaleziony w swym biurze
przedsiębiorstwa autobusowego. Sekcja zwłok wykazała, że Packham został okrutnie pobity i to
właśnie było przyczyna śmierci. W biurze nie było żadnego śladu włamania czy walki. Niczego nie
skradziono. Nie znaleziono żadnego motywu tej zbrodni. Pozostała jedynie zagadka zabitego w
czterech ścianach człowieka, w zamkniętym i dobrze strzeżonym biurze.
Niewidzialne ręce zostawiają ślady na kobiecym gardle, paraliż młodego farmera z rozwaloną
czaszką, pobity do utraty pamięci kloszard i w końcu zabity ciosami niewidzialnych rąk urzędnik.
W każdym z tych przypadków morderca – no bo jak można inaczej jego/ją/to (???) nazwać? – jest
niewidzialny dla naszego oka i powoduje straszliwe urazy ludzkiego ciała. Oczywiście
parapsychologia zna uszkodzenia ludzkiego ciała znane jako stygmaty.
one do śmierci czy amnezji oraz rozległych uszkodzeń ciała, a są jedynie wyrazem głębokiego
przeżycia mistycznego.
I dalej.
Pani Santuzza Campbell była sama w chwili, kiedy niewidzialny ktoś (?) czy coś (?) zbił ją z nóg
straszliwie silnym ciosem w głowę, w chwili, gdy spacerowała brzegiem Bridlington Cliffs. Nie ma
poszlak na to, że w tym czasie oddawała się medytacji czy innemu przeżyciu religijnemu. Nie
znaleziono także innego motywu pobicia pani Campbell. Przypuszczano, że coś – co ją uderzyło –
spadło z samolotu, ale w tym przypadku jej głowa byłaby roztrzaskana...
W tej materii są dwie hipotezy usiłujące wyjaśnić te tajemnicze ataki. Pierwsza z nich zakłada
istnienie niewidzialnej inteligencji, która zamieszkuje z nami naszą planetę. Druga zwala winę na
pilotów i pasażerów NOL-i oraz „stowarzyszonych” z nimi MIB-ów... Co kieruje nimi? Nienawiść?
Wrogość?
Wrogość nie może być motywem tych ataków. Raczej może rodzaj... głupoty. Tak jak dzieci rzucają
kamieniami w żaby czy myszy, albo dręczą koty, by sprawdzić, czy mają one rzeczywiście dziewięć
żyć, tak Oni mogą postępować z nami.
Mniej optymistyczny punkt widzenia zakłada, że Oni postępują z nami tak, jak badacz w
laboratorium, który dziennie uśmierca setki czy nawet tysiące królików doświadczalnych...
Oczywiście w imię nauki!
9.4. Także i my strzelamy do Obcych!
Zresztą my sami też nie jesteśmy lepsi. My to także czynimy, i to nie tylko z myszkami, ale także z
przedstawicielami naszego gatunku, na których wypróbowujemy nasza własną prymitywną, ale
jakże skuteczną broń... A przecież strzelano także i do Przybyszy!
W grudniowym wydaniu magazynu „Fate” z 1970 roku, J. Russel Virden opisuje incydent, który
zdarzył mu się, kiedy miał 9 lat. Pewnej chłodnej listopadowej nocy w 1943 roku, Virden i jego
babcia zostali wyrwani ze snu histerycznym krzykiem matki. Jego ojciec w tym czasie pełnił służbę
w komisariacie policji niedaleko Hattiesburga (MS). Pomimo wysiłków babci i chłopców matka nie
mogła się uspokoić. Powtarzała wciąż: Jego twarz była zielona! Mówię wam!... Zanim zdumieni
chłopcy dowiedzieli się, czyja to twarz była zielona, usłyszeli grzmot wystrzału z „dwunastki”
sąsiada, którego zaalarmował krzyk w sąsiedztwie. Wybiegł on ze strzelbą w ręku i wypalił do
czegoś, co wydawało mu się być opryszkiem. Sądził on, ze udało mu się go trafić w plecy, tym
niemniej domniemany opryszek uciekł. Puściliśmy się w pogoń, ktoś przyniósł silny reflektor –
pisze Virdan – Obcy dobiegł do drogi. I tam właśnie na asfalcie zauważyliśmy wielkie plamy żółtej
cieczy wyglądającej jak krew.
Pani Virden opowiedziała później przebieg wydarzeń. Obudziło ją donośne walenie w drzwi
frontowe. Gdy wstała pytając, kto zacz, usłyszała walenie do tylnych drzwi. Wściekła podbiegła do
nich i odsunęła zasłonę. Za szybą ujrzała człekokształtnego stwora, którego twarz była
jasnozielona. I ta twarz ją przeraziła. Zaczęła histerycznie krzyczeć i to nas obudziło – kończy
Virden. Dodał on także, że cała społeczność w której żyli uwierzyła w odwiedziny istoty nie z tego
świata.
A wszystko to wydarzyło się na 4 lata przed pierwszą obserwacją NOL-i w okolicach szczytu Mt.
Rainier w Górach Kaskadowych, której dokonał Kenneth Arnold. Ciekawe, jak wiele takich
zdarzeń i incydentów legło u podstaw Syndromu LGM, zanim „oficjalnie” zaczęło się mówić o
Wielkiej Tajemnicy w czerwcu 1947 roku?...
9.5. Nietypowe morderstwa NN ludzi.
Swoją droga ta Wielka Tajemnica może zabić człowieka w szczególnie wyrafinowany sposób. No
bo jak nazwać inaczej to, co się przytrafiło 11-letniemu Ianowi Saltowi, który zginął w do dziś dnia
niewyjaśnionych okolicznościach?
Chłopiec ten opuścił swój dom w Solihull w celu pooglądania samolotów lądujących i startujących
z lotniska w Birmingham w Anglii. Później jego zwłoki znaleziono w stawie znacznie oddalonym
od trasy dojazdowej do lotniska. Ian w czasie swej pechowej wyprawy przemierzył świeżo zaorane
pole. Dokładne badanie śladów wykazało, że coś zmusiło go do biegu w panicznej ucieczce przez
pola. Chłopiec przebił się przez żywopłot, a następnie wpadł do stawu i utonął. Tyle wiemy na
pewno. Nie znaleziono żadnego innego śladu człowieka czy zwierzęcia, przed którym Ian uciekałby
w panicznym strachu. A więc co mogło go tak wystraszyć? Czy spotkał on swojego zielonego
człowieka - LGM?
Mniej więcej 4 miesiące później znaleziono zwłoki Garneta Olivera leżące na głębokości 1,5 m pod
wodą w studni Field Farm k./Partney w Lincolnshire, Anglia. Ten 85-letni rolnik jeszcze na godzinę
przed śmiercią rozmawiał ze swym przyjacielem i nie nosił się z samobójczymi zamiarami. Studnię
nakrywała ciężka betonowa pokrywa, która usunięto. Koroner nie był w stanie znaleźć żadnych
śladów wpadnięcia czy wepchnięcia go do tej wąskiej studni. „Krakowskim targiem” zgodzono się
na nieszczęśliwy wypadek, ale jego przyczyny są nadal niewyjaśnione. Do dnia dzisiejszego...
Wygląda na to, że stworzenia zamieszkujące angielskie i brytyjskie wody nie są najłaskawsze dla
ludzi. Kilka dni przed tajemniczą śmiercią Iana Salta znaleziono ciała dwóch NN
kobiet leżące
u ujścia rzeki Lossie w hrabstwie Moraryshire. Człowiek, który je znalazł zauważył, że: przypływ
wyrzucił je i pozostawił na plaży. Policja nie była w stanie zidentyfikować tych zwłok.
W tydzień po wypadku Iana Salta trzech robotników rolnych znalazło zwłoki NN mężczyzny
płynące w Bristol Channel koło Lilstock k./Bridgewater w hrabstwie Somerset. Policja nie była w
stanie zidentyfikować tych zwłok, pomimo intensywnego śledztwa i ogólnokrajowych poszukiwań.
Identycznie było w przypadku ciała NN kobiety wyłowionego z Manchester Canal i NN topielca z
Methly River koło Leeds, w dwa tygodnie po wypadku Iana Salta. Ten mężczyzna był gładko
wygolony i dobrze ubrany oraz nosił szkła kontaktowe zakupione u miejscowego optyka, ale to jest
wszystko, co o nim wiadomo...
9.6. Napastnicy z Warminster.
Ufologom jest znanych kilka serii tajemniczych ataków, które nawiedziły wieś Warminster w
Anglii. Niewidzialne siły zaczęły prześladować przyjezdnych mieszczuchów od Bożego
Narodzenia 1964 roku. Od tego czasu zaobserwowano zwiększoną aktywność NOL-i na tym terenie
– szczególnie były to obserwacje typu DD i NL.
Typowym przykładem jest raport Erica Payne’a – lat 19. Payne wracał z randki do domu. Było
mglisto, szare tumany unosiły się z pól. Wtem:
... usłyszałem nad sobą niski brzęk. Nie pochodził on od drutów telefonicznych. Spojrzałem na górę
i zdębiałem. Wyobraźcie sobie wielki cynowy talerz wypełniony orzechami też wielkimi i wiszący
nad moją głową. Naraz poczułem ulewę ostrych, kłujących uderzeń w głowę i policzki. Uderzenie
wiatru potargało mi włosy i oślepiło. Jakaś siła wgniotła mi głowę i ramiona. Usiłowałem odeprzeć
ten niewidzialny atak. A przecież zanim to się stało, nie widziałem w powietrzu żadnego samolotu,
czy innego pojazdu powietrznego... Po pewnym czasie wyczołgałem się na drogę. Byłem mokry od
rosy, ale to mnie nie martwiło. Nie chciałbym się jeszcze raz spotkać z takim „czymś”.
Pani Madge Bye usłyszała podobny odgłos ponad swoją głową, kiedy szła do kościoła w poranek
Bożego Narodzenia w 1965 roku. Wbiegła ona na plac przykościelny ścigana niewidocznymi
mackami dźwięku. Od tej pory znajduje się w stanie ciągłego wstrząsu.
Straszliwie silny terkoczący dźwięk sparaliżował małego pieska i wstrząsnął ramionami 19-letniej
dziewczyny usiłującej wciągnąć go do domu.
Botanik, geolog i biolog David C. Molton opowiadał o tym, że widział stadko gołębi zabitych w
locie bez żadnej widocznej przyczyny. Zbadał te ptaki i stwierdził, ze zwłoki ich znajdowały się już
w silnym stężeniu pośmiertnym w chwilę po ich spadku na ziemię.
Wydarzenia w Warminster biegły swoim torem. Gdyby incydenty nie powodowały takiej psychozy
strachu, to wiele elementów pasowałoby do innych raportów o wrogich NOL-ach. Wiele
fenomenów posiada aspekt manipulowania przez Nich polami elektromagnetycznymi. Kombinacja
pól elektrycznych, magnetycznych i mikrofalowych jest czymś bardzo często związana z
pojawianiem się NOL-i, a te czynniki są raczej niebezpieczne dla naszego zdrowia.
9.7. Obcy strzelają do nas!
Nie jest tajemnicą, że wiele rządów jest w trakcie prowadzenia programów naukowych, mających
na celu badanie wpływu różnych promieniowań na organizm ludzki, już to w celach militarnych,
już to w medycznych i naukowych. I tak stwierdzono np., że mikrofale są w stanie pobudzić na
odległość molekuły kwasu adezynotrójfosforowego (ATP), który jest podstawą przemiany materii
w komórkach mięśniowych. Urządzenie wysyłające takie mikrofale – maser – jest w stanie porazić
paraliżem każdą żywą istotę na Ziemi i w Kosmosie. Bron taka może także zabić... – wszystko
zależy od amplitudy i częstotliwości użytych mikrofal.
Nie twierdzę jednak, by Ufonauci mieli tak działającą broń i używali jej przeciwko nam. Sądzę, że
te mikrofale, albo infra- czy ultradźwięki, pola elektryczne i magnetyczne, itd. itp. są jeno
produktem ubocznym np. pracy silników (pędników) NOL-i, czy też efektem przechodzenia UFO z
jednego wymiaru w drugi, tak jak to jest z efektem supersonicznego big-bangu w przypadku
samolotu odrzutowego czy rakiety przekraczającej barierę 1 Ma.
Gregory Wells z Winston (OH), opowiedział o tym, że został zbity z nóg promieniem światła
wyemitowanym przez NOL-a w chwili, gdy niósł on wiadro wody. Zgodnie z jego relacją, NOL
ukazał się niespodziewanie i zawisł nad wielkim drzewem, ok. 10 m nad gruntem. Promień światła
wystrzelił z obiektu, powalił Wellsa na ziemię, zapalił na nim kurtkę oraz wypalił krąg trawy. Matka
Wellsa ruszyła mu z pomocą, kiedy UFO odleciało. Młody człowiek został trochę poparzony.
1 października 1968 roku, w okolicach Linz w Brazylii, operator buldożera zauważył OVNI o
rozmiarach samochodu osobowego. Była wtedy godzina 06:00. Operator widział 3 humanoidalne
istoty przez iluminatory NOL-a. zgodnie z jego oświadczeniem – z obiektu wystrzelił żółty promień
i oślepił go, mimo tego zobaczył jak z NOL-a wychodzą 2 istoty i niosą jakieś przedmioty. Gdy
powrócili do obiektu, UFO wystartowało i odleciało z wielką prędkością.
19 sierpnia 1965 roku, w East Liverpool (OH), 4 chłopców przebywało na campingu, gdy nagle nad
nimi ukazał się wielki NOL i zawisł nad obozowiskiem. Chłopcy przerażeni rozbiegli się, ale jeden
chciał zobaczyć, co będzie dalej i zatrzymał się. Jego ciekawość została ukarana, bo naraz ze spodu
UFO otworzył się właz, z którego wystrzelił żółty promień trafiając go w skroń. Od tego
wydarzenia nie mógł przez dłuższy czas słyszeć na jedno ucho...
Tego samego roku, dnia 7 września, 6-letni Barry Burns z Durand (WI) wrócił do domu
opowiadając o „tej rzeczy”, która pozbawiła go słuchu. Jego matka udała się na miejsce zdarzenia i
ujrzała tam dziwny obiekt o długości 10 m, wiszący 120 cm nad ziemią, pomiędzy jej domem a
stodołą, która znajdowała się 70 m dalej.
Niedzielnego wieczoru, dnia 17 września tegoż roku, Joe McFarland i Edward Alcorn (obaj po 17
lat), poszli do lasu nazbierać kawałki drewna na szkolne prace ręczne. Było to w hrabstwie
Rockcastle (KY). Usiedli, by odpocząć na chwilę i od razu poczuli zmęczenie i senność. Później
Joe tak zrelacjonował to wydarzenie w wywiadzie dla „Signal” w Kentucky:
Ujrzeliśmy wokół nas krąg światła, które było bardzo jasne. Spojrzeliśmy w górę – jakieś 8 albo 9
metrów nad nami wisiał krąg świetlny. Wyglądało to,. Jak lampa nad stołem operacyjnym i miało
około 10 m średnicy. W ciągu paru sekund krąg przygasł i znów było ciemno. Nie słyszeliśmy
żadnego dźwięku.
Chłopcy zbiegli z pagórka, na którym siedzieli, i pobiegli w dół przedzierając się przez krzaki. U
podnóża pagórka natknęli się na brata i siostrę Alcorna oraz resztę kolegów, których pozostawili
przed wejściem do lasu. Oni także widzieli dziwne światło na niebie:
Widzieliśmy także drugie mniejsze światło oraz jaśniejsze pomiędzy drzewami. To drugie światło
błysnęło 3 razy. Kiedy to większe przygasało, to mniejsze błysnęło 3-krotnie i także przygasło.
Mogę powiedzieć tylko tyle, że chłopcy opowiedzieli niezwykle ciekawą historię – oświadczył
przesłuchujący ich oficer policji stanowej. – Sądzę, że powiedzieli prawdę, ale to, co widzieli jest
co najmniej tajemnicze. Ciekawe jest to, że w innych miejscach hrabstwa Rockcastle ludzie nie
związani z nimi również widzieli dziwne obiekty i światła na niebie.
Prof. Felipe Machado Carrington onegdaj omówił incydent, w którym wziął udział plantator kawy
zdrowy na ciele i umyśle, mieszkający w stanie Sao Paulo, Brazylia, który został uderzony
strumieniem światła z nieba. Chociaż miało to miejsce w 1946 roku, to po raz pierwszy
opublikowano to we francuskim „Phénomènes Spatiaux” z 1971 roku oraz marcowo-kwietniowym
FSR z 1973 roku. Zgodnie z oświadczeniem prof. Carringtona, przebieg wydarzeń przedstawiał się
następująco:
40-letni Jose Prestes Filho został oświetlony i powalony na ziemię tajemniczym promieniem
światła w czasie dochodzenia do domu swej siostry, która wraz z licznymi znajomymi pospieszyła
mu na pomoc. Naoczni świadkowie zeznali policji, że Prestes nie nosił śladów obrażeń czy
poparzeń, ale w godzinę po wydarzeniu żwawy plantator dosłownie rozpadł się przed oczami
przerażonych i zdumionych do ostatnich granic ludzi. Zdumienie ich było tym większe, że nie
sprawiał on wrażenia, jakby czuł jakikolwiek ból. Świadkowie opisali to w taki sposób:
... jego – tj. Prestesa – wnętrzności nagle znalazły się na wierzchu i wyglądały tak, jakby gotowano
je przez wiele godzin. Ciało zaczęło odpadać od kości. Płaty mięsa i skóry odpadały od szkieletu.
Kawałki mięsa wisiały gdzieniegdzie uczepione ścięgnami do szkieletu... Tak, że po chwili został
tylko goły szkielet...
Proces całkowitego rozkładu (???) czy rozpadu (???) zakończył się rzecz jasna śmiercią Prestesa,
która nastąpiła w 6 godzin po incydencie. Dezintegracja nastąpiła tak szybko, że nie można go było
dostarczyć do szpitala, ale umierając (???) Prestes opowiedział z detalami swoje przeżycia.
Policja przeprowadziła błyskawiczne śledztwo. Nie znaleziono żadnych śladów w miejscu, gdzie
Prestes został uderzony snopem światła, ale Carrington zauważa, że: ... wcześniej obserwowano nad
tym terenem wiele OVNI o niewyjaśnionym pochodzeniu. Światła te wykonywały
nieprawdopodobne ewolucje na nocnym niebie.
9.8. Nie podchodzić do Ufitów!
Zbliżenie się do Ufonauty może także dawać fizjologiczne efekty, jednak nie tak okropne, jak w
przypadku Prestesa.
1 września 1965 roku, peruwiański robotnik, o którym mówiono, że jest on bardzo odpowiedzialną
osobą i nie wymyślającą takich historii - opowiedział, że owładnęło nim takie jakieś dziwne uczucie
podniecenia, w czasie którego poniosło go na teren lotniska, na którym właśnie pracował. Była
05:00 , gdy z nieba spłynął niewielki dysk i wylądował opodal zdumionego robotnika. Wciąż
sparaliżowany dziwnym uczucie ujrzał on Obcego, który wychodził z głębi NOL-a. był on wzrostu
tylko 90-100 cm i wyglądał zupełnie jak człowiek, ale jego głowa była nieproporcjonalnie wielka w
stosunku do reszty ciała. Humanoid usadowił się przed człowiekiem i usiłował się z nim
porozumieć gestami obu rąk i szczekliwymi dźwiękami. Po pewnym czasie zrezygnował, wstał i
powrócił do pojazdu.
1 lipca 1965 roku, tym razem we Francji, na polu nieopodal Valensole, rolnik Maurice Masse ze
zdumieniem ujrzał obiekt przypominający kształtem piłkę do rugby wiszący pomiędzy roślinami.
Gdy podszedł bliżej do NOL-a, który potem porównał wielkością do samochodu Renault-Dauphine,
ujrzał dwóch LGM, którzy badali jeden z jego krzaków lawendy. Pomimo niskiego wzrostu – 8-
letniego dziecka, mieli Oni głowy 3-krotnie większe od głowy dorosłego człowieka (sic!!!) i
bezwargie usta. Monsieur Masse przyznał, że mieli Oni ludzki wygląd. Podszedł więc do Nich, by
porozmawiać, ale kiedy LGM zobaczyli go, to wycelowali w niego jakąś rurę i Masse
znieruchomiał. I potem obaj LGM spokojnie zabrali się za badanie lawendy i rozmawiali miedzy
sobą w jakimś nieznanym Francuzowi języku. Przez ten cały czas Masse miał pewność, że Oni nic
złego mu nie zrobią. Tymczasem obaj LGM wsiadły z powrotem do NOL-a i wystartowali, a
Masse’owi powróciła zdolność ruchu po upływie jakichś 15 minut. Po incydencie, Masse powrócił
na jego miejsce wraz z kilkoma szacownymi obywatelami i zbadał miejsce Lądowania, gdzie
odkryli tam 6 wgłębień pozostawionych przez NOL-a, a także kilka śladów pozostawionych przez
Istoty. Masse cieszył się reputacją człowieka godnego zaufania i miejscowi żandarmi oświadczyli,
że nie mieli podstaw posądzać go o głupi żart.
13 sierpnia 1967 roku, o godzinie 16:00, Inacio de Souza wraz ze swą żoną Marią wracali do domu
na farmę Santa Maria, znajdującą się pomiędzy Crixas a Pilar de Goias w stanie Goias, Brazylia,
gdzie był on dyrektorem przedsiębiorstwa. Gdy przybyli na miejsce, zauważyli obiekt w kształcie
odwróconej umywalki o średnicy 35 metrów. Pomiędzy nim a domem znajdowały się trzy dziwne
postacie. Inaciowi wydawały się one nagie, ale jego żona wyjaśniła mu, że były one ubrane w
przylegające ściśle do ciała bladożółte dresy. Ich głowy były łyse. Gdy osoby te ujrzały Inacia i
Marię, to wycelowały w nich swe palce wskazujące i pobiegły ku nim. Inacio krzyknął do Marii, by
uciekała, a sam strzelił w stronę najbliższego intruza. W tej samej chwili promień zielonego światła
uderzył go w pierś. Inacio padł, a Maria powróciła, by go bronić. Ujęła strzelbę, ale humanoidzi
uciekli do NOL-a, który wystartował ostro w górę z dźwiękiem przypominającym brzęczenie roju
pszczół.
W ciągu następnych dwóch dni Inacio czuł mdłości (jak po skażeniu radioaktywnym) miał
gorączkę, drżenie rąk, i wreszcie trafił do szpitala w Goiania. Badający go lekarz orzekł, że są to
objawy zatrucia alkaloidami z roślin trujących. Inacio opowiedział lekarzowi o tym, co mu się
naprawdę przydarzyło. Zdumiony lekarz zrobił mu wiele badań, m.in. hemogram. Okazało się, że
Inacio miał białaczkę i to w tak ostrej formie, że wedle osadu lekarza nie zostało mu więcej, niż
dwa miesiące życia. Inacio stracił na wadze i stał się przeraźliwie chudy. Przypominał obciągnięty
skórą szkielet. Jego skóra pokryła się bladożółtymi plamami. Poza tym odczuwał silne bóle. Kazał
on spalić swe łóżko i pościel po swej śmierci, co stało się w 60 dni po incydencie.
14 czerwca 1968 roku, Pedro Letzel
właściciel motelu w Chile wracając do domu zastał swą
19-letnią córkę Marię Estellę leżącą bez przytomności na podłodze. Gdy odzyskała przytomność, to
opowiedziała taką oto niezwykłą historię, a mianowicie – z sypialni wywabiło ją niezwykle jasne
światło w holu ich domu. Zdumiona popatrzyła nań i wtem... przed nią zmaterializowała się postać
mężczyzny o wzroście około 180 cm. Podniósł on prawą rękę, a Maria poczuła senność. Istota ta
była przyjacielska i zdawała się prowadzić z nią konwersację wydając jakieś dźwięki, ale nie
poruszając ustami. Istota ta prowadziła jednostronną rozmowę z nią, a potem znikła. Wtedy Maria
zemdlała.
W tym samym czasie, kiedy Maria Letzlówna przyjmowała niezwykłego „gościa”, Catalicio
Fernandez zaskoczył Obcych ubranych w lśniąco-zielone ubrania, buszujących po jego domu w
Buenos Aires. Istoty te były przyjaźnie nastawione, ale Fernandez miał zawsze uczucie znużenia,
kiedy którykolwiek z Nich kierował rękę w jego stronę. Nie widziałem niczego w ich rękach –
oświadczył potem – nie mieli w rękach ani na rękach żadnych pierścieni, kulek czy kryształów, o
których mówiło wielu innych ludzi...
Mary Geddis, 21-latka z Albany (OH) opowiadała, że widziała wysoką „widmową” postać, kiedy
wracała do domu z zajęć na Ohio University, w dniu 16 października 1973 roku. W chwilę później
ujrzała wielkie białe światło lecące nad polem, na wysokości 8-10 m nad ziemią w jej bezpośredniej
bliskości. Gdy później wieczorem przygotowywała kolację, do jej domu przyszedł sąsiad
opowiadając, że widział coś dziwnego na niebie. Przyjaciel Mary, Joe rozpoczął dyskusję z nim na
ten temat i naraz Mary zauważyła małego elektrycznego człowieczka gapiącego się na nią zza
półotwartych drzwi.
- To wyglądało, jak „elektryczny człowieczek” używany do sygnalizacji. – oświadczyła ona George
M. Eberhardtowi – Ten „człowieczek” miał twarz i „antenki” na czubku i po bokach głowy.
Wzrost gnoma nie przekraczał metra. Mary nie widziała nóg, a później opisała Istotę jako „formę
energii”.
Cóż zatem przydarzyło się Mary Geddis? Co mogłoby się jej przydarzyć, gdyby posłuchała Toma i
wyszła na zewnątrz.
Czy skończyłoby się to jak w przypadku Pettera Aliranta, któremu
spalono rękę? Wydarzenie to opisał Tapani Kuningas w FSR nr IX-X/1975. Według niego incydent
ten przebiegł następująco:
Dwaj robotnicy leśni napotkali LGM ubranego w jednoczęściowy kombinezon z „kosmicznym”
hełmem. Gdy ta Istota szybowała w stronę otwartego włazu NOL-a, Aliranta złapał ją za cholewkę
buta swą prawą, gołą ręką i jeszcze szybciej ją puścił, bowiem odniósł wrażenie, że jest ona z
rozpalonego żelaza. Ręka bolała go jeszcze przez kilka dni, tak iż nie mógł utrzymać w niej
siekiery... Aliranta oświadczył później reporterowi, ze boi się chodzić samotnie po lesie w obawie
przed następnym takim spotkaniem. [...]
Jestem pewien, że każdy z nas mógłby się identyfikować z wypowiedzią tego młodego (21 lat)
robotnika leśnego po tak niezwykłym doświadczeniu życiowym. Swoja drogą Petter Aliranta może
się tylko cieszyć, że wyszedł z tego tylko z niewielkimi obrażeniami, a nie z paraliżem, który
pozostawiłby go bezwładnego w lesie na pastwę losu, a ludzie mówiliby o nim jako o jeszcze jednej
ofierze tajemniczego ataku.
Z drugiej strony słowa ofiara czy atak są jedynie zwrotami, które wyrażają czysto ludzki punkt
widzenia. Jest oczywiste, że ludzie poszkodowani w czasie CE znaleźli się w niewłaściwym
miejscu i niewłaściwym czasie, a tylko z naszego punktu widzenia mówimy o tym, jako o akcie
przemocy czy zła. To tak, jak z elektrycznością – ci, których poraził prąd twierdzą, że jest to
koncentrat zła, ale nie myślą tak ci, którzy używają go na co dzień. Ci, którzy nie zostali poparzeni
czy porażeni prądem sądzą, że elektryczność jest dobra. A tymczasem elektryczność nie jest ani
dobra ani zła – to tylko pewna forma energii, którą można opanować. Sir Phillip Sidney powiedział
kiedyś tak:
Nie ma nigdy prawdziwego zła. Ono jest w nas samych, a cała reszta jest albo naturalna, albo
przypadkowa.
A swoja drogą, czy tylko? Przecież to podobno my jesteśmy tu u siebie...
Rozdział 10 - Przerwane podróże i kosmiczni kidnaperzy.
Kiedykolwiek w naszej historii badacze i naukowcy odwiedzali nowe lady, zawsze powracali do
domu przywożąc próbki roślin i zwierzęta zamieszkujące tamte regiony globu. Tak było zawsze –
od Cezara i Kleopatry po naszych współczesnych kosmonautów, astronautów i tajkonautów oraz
nasze międzyplanetarne sondy, które przywiozły nam próbki księżycowych skał i badały
marsjańską glebę. Ludzkość od swego zarania lubiła nazywać odległe miejsca dziwnie brzmiącymi
nazwami – cóż, pragnienie obejrzenia i nazwania jest uniwersalne.
Sprawa Betty i Barney’a Hillów jest sztandarową i najbardziej znaną, jeżeli idzie o przypadki
przerywania podróży i kosmicznego kidnapingu. Dlatego też skupmy się na tych mniej znanych
przypadkach tego rodzaju incydentów. [...]
10.1. Incydent na moście Le Martinet.
24-letnia francuska urzędniczka Mlle. Hélène Giulana wracała do domu w Hustan z Valence, gdzie
była w kinie, drogą nr 531, w nocy 10 lipca 1976 roku. Była godzina 01:30, kiedy zgasły światła i
silnik jej samochodu, chociaż zbiornik był prawie pełen benzyny. Samochód zatrzymał się na
moście Le Martinet. Nagle zauważyła ona dziwny, świecący pomarańczowym światłem obiekt
stojący na jezdni o jakieś 5 m od przednich zderzaków jej auta. Przerażona Hélène zamknęła
wszystkie drzwi pojazdu i zakryła twarz rękami. Kiedy minął pierwszy strach, odważyła się
spojrzeć na drogę, ale NOL znikł. Z niedowierzaniem włączyła zapłon – silnik zaskoczył od razu.
Do domu dojechała w pół godziny. I tutaj przeżyła drugi szok – zegar wskazywał 04:30! Jak to było
możliwe, że 30 minut rozrosło się naraz do 2 godzin!? I co stało się z nią w czasie tych 2 godzin?
Hélène początkowo nikomu nic nie mówiła o swej przygodzie z obawy przed ośmieszeniem,
jednakże po pewnym czasie przełamała strach i zgłosiła się do organizacji ufologicznej.
10.2. Monstrum z Pascagoula.
Październik jest miesiącem raczej nieciekawym, jeżeli idzie o nasilenie incydentów z NOL-ami, ale
ten październik 1973 roku był wyjątkiem od wszelkich reguł, zważywszy doniesienie od dwóch
rybaków z Missisipi, którzy oświadczyli władzom, że zostali porwani na pokład NOL-a
przypominającego wielką rybę.
Charles Hickson, lat 45, wraz ze swym kolegą od wędki Calvinem Parkerem, lat 19, łowili ryby na
starym pirsie nad Pescaguola River, w pobliżu miasta Pescaguola (MS). Obaj obserwowali
rybokształtny obiekt emanujący niebieskawym światłem, podchodzący do lądowania. NOL
wylądował i obaj mężczyźni zostali zabrani na jego pokład przez trzy odrażające Istoty, obślizgłe, z
karbowanymi odnóżami i odstającymi uszami. Mężczyźni ostali zbadani i wypuszczeni na wolność.
Szeryf z Pescaguola – Fred Diamond oświadczył badaczom, ze obie ofiary tego CE-IV były
śmiertelnie przerażone i omal nie przypłaciły tego zawałem serca.
Powyższa historia zainteresowała w najwyższym stopniu dr J. Allena Hyneka z Northwestern
University w Chicago, który był naukowym konsultantem w PROJECT BLUE BOOK oraz dr
Jamesa Hardera z University of California, który zahipnotyzował obu świadków. Tym sposobem
odtworzono cały przebieg incydentu i podano go prasie. [...]
W ślad za ich raportem, w Stanach Zjednoczonych ukazało się dosłownie tysiące meldunków i
relacji o obserwacjach UFO, i to nie tylko w USA, bo o zjawiskach związanych z działalnością
UFO i USO donoszono z każdego zakątka świata. Zaczęła się „październikowa fala UFO”.
Wracając do naszego incydentu w nocy 11 października, to inni mieszkańcy Pescaguoli też widzieli
tego NOL-a, a prawdopodobnie to samo UFO było widziane w Gulfport (MS). Ponadto w
Tallahassee (FL) dwóch mieszkańców widziało NOL-a przemierzającego nocne niebo nad
okręgiem Léon. Poza tym widziano, jak 6 NOL-i przelatywało ponad Buckeye State k./Dayton
(OH). Jakby tego było mało, 5 października, a więc na tydzień przed incydentem w Pescaguola,
strażnik parkowy w Tuelpo (MS) widział spodkowatego NOL-a, który świecił żółtymi, czerwonymi
i zielonymi światełkami stroboskopowymi.
10.3. Kosmiczni kidnaperzy.
16 września 1962 roku, pan Telemaco Xavier został uprowadzony przez Obcych. Ostatni raz
widziano go idącego w stronę swego domu wąską ścieżką w dżungli, po meczu w Villa Coneceicao
w płn. Brazylii. Świadkiem porwania był robotnik pracujący na plantacji drzew gumowych, który
zeznał władzom, że zauważył okrągły, Niecący obiekt, lądujący na przesiece. Z NOL-a wyskoczyło
trzech ludzi (???), którzy dopadli mężczyznę idącego ścieżką i wciągnęli go przemocą do UFO.
Gazety w Rio de Janeiro zacytowały oświadczenie policji, której funkcjonariusze znaleźli "ślady
bójki w miejscu, gdzie wg zeznania robotnika ta walka miała miejsce". Dla dziennikarzy
brazylijskich było jasne, że: Telemaco Xavier został porwany przez latający dysk. Pozostało
pytanie, czy Brazylijczyka dołączono do bogatej kolekcji istot z planety Ziemia, którą badają,
analizują i wszechstronnie rozpatrują Obcy badacze w swych laboratoriach?
13 sierpnia 1965 roku, w Renton (WA), dwie siostry Ellen i Laura Ryeson przybyły do pracy o
07:00 i rozpoczęły zbieranie fasoli na polu należącym do Yasa Marity z Kentu. Ledwie obie siostry
weszły na pole, zauważyły trzech innych "robotników" znajdujących się już na tym polu. Po
pewnym czasie zorientowany się, że ci trzej Obcy interesują się bardziej nimi niż zbieraniem fasoli.
W chwilę później obie nastolatki zauważyły, że Obcy nie są w ogóle podobni do ludzi. Ich wzrost
wahał się w granicach 155 -165 cm. Włosy ich były białe, natomiast skóra twarzy miała wielkie
pory i była "szara jak "kamień". Obcy byli ubrani w purpurowe bluzy i białe koszule pod nimi.
Szczęśliwie dla dziewcząt, Obcy trzymali się raczej z daleka od nich i nie mieli przy sobie
czegokolwiek co wyglądałoby na broń. Siostry ostrożnie wycofały się do swego samochodu i
odjechały, udając się na policję, gdzie złożyły wyczerpujące wyjaśnienia.
W andyjskim miasteczku Santa Barbara zdarzył się bardzo dziwny przypadek, którego świadkiem
był miejscowy gubernator. W okolicach jeziora Geulacocha zauważył on dwóch ludzików, o
wzroście ok. 90 cm, którzy szli przez wysokie śniegi. Naraz obaj Obcy znikli w oślepiającym
błysku.
Z kolei w Peru, setki chłopów z Huancavelica przeżyło momenty przerażenia, gdy piątka NOL-i
wykonała swoisty "nalot" na miasteczko. Nalot ten trwał trzy minuty.
W Argentynie w lutym 1965 r. społeczeństwo zostało wstrząśnięte wiadomością pochodzącą z
wioski Torren koło Santo Time, gdzie Ufonauci porwali mieszkańców małej fermy. A było to tak:
Pewnej ciemnej nocy, na oczach wieśniaków wylądował na ziemi NOL. Dwie dziwne istoty o
wzroście co najmniej 180 cm wynurzyły się z wnętrza pojazdu i udały się prosto do domku
pewnego wieśniaka, którego usiłowały wyciągnąć przemocą z domu. Nie udało im się dzięki
obronie zorganizowanej przez przyjaciół. Ale następnej nocy, gdy NOL znów wylądował i wyszło z
niego dwóch „porywaczy”, zostali oni powitani skoncentrowanym ogniem ich farmerskich strzelb.
Choć wyglądało na to, że skafandry Kosmitów były kuloodporne, Obcy wycofali się i już nigdy
więcej nie niepokoili mieszkańców wioski. Żadna ze stron nie była poszkodowana, jednak ci
rolnicy, którzy przez dłuższy czas byli w kontakcie z „porywaczami”, zapadli na dziwną chorobę
skóry.
10.4. Cztery CE hiszpańskiego kierowcy.
Maxi Iglesias nie ma wielkiej wyobraźni. Jeżeli kłamie, nie czyni tego z przekonaniem. - to opinia
Angela Gomeza Escoriala, zawarta w jego artykule opublikowanym w magazynie "White and
Black" opisującym aż cztery (!!!) CE pewnego młodego hiszpańskiego kierowcy ciężarówki, z
których to spotkań aż 2 były typu CE-III!
Nocą 20 marca 1974 roku, 21-letni Maximiliano Iglesias Sanchez prowadził swoją ciężarówkę,
wracając do Lagunilla. Gdy przejechał przez wieś Horacio, ujrzał bardzo silne światło, odległe o
jakieś 600 m od jego wozu. Początkowo sądził, że to światło jadącego z naprzeciwka samochodu.
Ponieważ silne białe światło oślepiało go, kilkakrotnie zamigotał światłami drogowymi, w celu
zasygnalizowania kierowcy tamtego wozu by zmienił światła drogowe na światła mijania, jednakże
bezskutecznie. Siła tamtego światła nie zmieniła się nawet na jotę, więc Maxi zjechał na pobocze
drogi. Światło na drodze naraz przygasło i miało siłę jakieś 50 wat, więc Maxi ruszył w jego
kierunku. Gdy znalazł się w odległości 200 m od światła, stało się coś dziwnego. W jego
samochodzie zgasły światła i zatrzymał się silnik. Teren oświetlało jedynie światło na drodze, które
pochodziło od nieznanego obiektu. Sanchez opisał go jako dysk o konstrukcji wykonanej ze stali
lub platyny, nie mający żadnych otworów, mierzący 10-12 m średnicy i spoczywający na trzech
wysokich podporach na 100-120 cm. Czegoś takiego jeszcze nie widziałem - stwierdził Sanchez. I
wtedy zauważył drugi podobny „statek” stojący o 3 m na prawo od pierwszego. Naraz znikąd
pojawili się dwaj Ufonauci przed stojącym na jezdni NOL-em. Spojrzeli w kierunku Sancheza, a
jeden z nich wskazał na niego palcem, wtedy jeden z nich odwrócił się i znikł po prawej stronie
NOL, drugi stał i obserwował Maxa. W chwilę później druga istota powróciła. Obaj ufonauci
spojrzeli na siebie i znikli po prawej stronie NOL, który uniósł się w powietrze i odleciał, wydając z
siebie huczący głos.
Sanchez opisał ufonautów jako istoty humanoidalne, o wzroście 180 cm, noszące obcisłe
kombinezony. Materiał z którego je wykonano był tak lśniący jak dysk i wyglądał jak guma. Ruchy
istot były płynne, tak jak ludzkie, również ludzkie były ich proporcje. Niestety Sanchez nie mógł
opisać ich twarzy, bowiem znajdował się w odległości 200 m od nich. Gdy pierwszy NOL zrównał
się z drugim, oba obiekty zawisły nieruchomo w powietrzu. Silnik ciężarówki znów zastartował i
Sanchez zdecydował się na dalszą jazdę. Ale gdy odjechał na małą odległość od wiszących
nieruchomo NOL-i, górę wzięła ciekawość. Zatrzymał wóz i wyszedł z niego, by przyjrzeć się im
bliżej. Zauważył, że oświetlony NOL zniżył się znów nad miejscem, na którym stał poprzednio.
Wtedy po raz pierwszy Sanchez poczuł strach. Wrócił do ciężarówki i wyduszając z silnika całą
moc pognał do domu, gdzie natychmiast położył się spać bez kolacji.
W ciągu kilku następnych dni Sanchez opowiadał swą historię sąsiadom, ale ci nie wierzyli mu na
słowo. Jednak gdy opowiedział o tym, co mu się wydarzyło synowi swego pracodawcy, ten
uwierzył mu, bowiem słyszał już coś podobnego od pewnego komiwojażera, który przeżył
podobnież takie spotkanie w okolicach Sewilli.
21marca, Sanchez pojechał do Piñeda z ładunkiem materiałów konstrukcyjnych, a także by
odwiedzić swą narzeczoną Anuncię Merino. Opowiedział o tym wydarzeniu jej i jej rodzinie i
zamierzał przenocować u nich, bowiem bał się wracać samotnie w nocy w tym terenie. Jednak
zmienił swój plan i pojechał. Około godziny 23:15 przejeżdżał przez miejsce,gdzie poprzedniej
nocy spotkał humanoidów i NOL. I znowu ujrzał jasne światło na drodze. Historia powtórzyła się z
tym, że światło wydzielał nie jeden, ale aż trzy NOL-e!!! No i humanoidów było więcej, bo aż
czterech. Poruszali się w kierunku środkowego, spoczywającego na jezdni NOL-a, porozumiewając
się gestami. Istoty wskazywały na Sancheza i ruszyły w jego kierunku. Ten przerażony, rzucił się do
ucieczki, udało mu się zmylić pogoń. Istoty szukały go, ale on widział to ukryty w rowie. Chociaż
humanoidzi znajdowali się czasami w odległości nie większej niż 3-4 m od niego, wciąż nie był w
stanie ujrzeć ich twarzy. Wreszcie Istoty dały za wygraną i przestały go poszukiwać. Sanchez
poczuł się bezpieczny w swym ukryciu. Wyszedł z niego i udał się w kierunku świateł wsi Horacio,
które były odległe o 2 km. W pewnym momencie usiadł i zapalił papierosa, a następnie zawrócił do
porzuconego wozu. Sądził bowiem, że okolica jest już opuszczona przez Obcych. Mylił się jednak.
Trzy NOL-e wciąż tam były!!! Znikli tylko humanoidzi. Gdy Sanchez dotarł do samochodu
stwierdził, że zamknięto wszystkie drzwi szoferki! A przecież pamiętał o tym, że zostawił je
otwarte! Strach minął gdy stwierdził, że nikogo nie ma w środku. Spróbował uruchomić silnik, ale
bezskutecznie. Gdy zatrzasnął drzwi - na drodze pojawili się znów humanoidzi. Znów było ich
czterech i znów gestykulując zmierzali w jego kierunku. Tym razem jednak podeszli do NOL-a sto-
jącego po prawej stronie drogi i wystartowali. Silnik samochodu zaskoczył. Odlotowi NOL-a
towarzyszył ten sam buczący odgłos. Wyglądało na to, że NOL usunął się Sanchezowi z drogi, i że
może odjechać, co uczynił niezwłocznie. I zwiałem stamtąd - oświadczył on przesłuchującym go
specjalistom. Aliści chęć ucieczki została pokonana i to po przejechaniu 200 m. Zatrzymał
ciężarówkę i...zawrócił (już pieszo) do stojących na asfalcie NOL-i. Zboczył w przydrożne krzaki i
ukryty za nimi obserwował najbliższego NOL-a, chcąc zobaczyć jak humanoidzi wchodzą i
wychodzą z niego. Pomimo wytężania wzroku widział wciąż, tylko burtę pojazdu. Żadnych
otworów, żadnych drzwi - nic. Potem obserwował istoty przy pracy. Używały one dwóch, rodzajów
narzędzi, które przypominały podkowę i literę „T”. Wbijały to „T” w jezdnię i w powstały otwór
wsuwały podkowę. Jednak nie wyglądało na to, żeby pobierały próbki roślin czy asfaltu. I znów nie
mógł, mimo oświetlenia i niewielkiej odległości ujrzeć rysów twarzy humanoidów.
Strach przed Nieznanym okazał się silniejszy od ciekawości i Sanchez na pełnym gazie wrócił do
domu. Rano zwierzył się ze wszystkiego swemu pracodawcy, który poradził mu udać się do
Guardia Civil, co też zrobił. Towarzyszył mu syn pracodawcy. Oficer dyżurny skontaktował się z
centralą w Bejar i po 3 dniach wezwał Sancheza w celu spisania jego zeznań. Śledczy udali się na
miejsce incydentu, gdzie znaleźli ślady dziwnej działalności. Na jezdni gdzie lądował NOL odnale-
ziono głębokie otwory w asfalcie, wywiercone bardzo twardym narzędziem, co stanowiło
potwierdzenie zeznań Sancheza. W kilka dni później z Madrytu przybyło dwóch ludzi podających
się za ufologów. Wyposażeni oni byli w różne instrumenty oraz licznik Geigera. Znaleźli oni także
inne ślady m.in. trzy koliska wygniecionej trawy oraz stwierdzili podwyższoną radioaktywność
miejsc lądowania UFO.
Na marginesie tego wydarzenia Sanchez stwierdził, że akumulator jego wozu był rano całkowicie
wyładowany, choć przecież udało mu się w nocy uruchomić silnik, mechanik, któremu Sanchez dał
ten akumulator do naładowania nie stwierdził w nim żadnych zmian.
Na tym się nie skończyło. 30 marca o godzinie 00:45 Sanchez wraz ze swą dziewczyną ujrzeli dwa
wielkie jasne światła na niebie. Przelatywały one nad terenem dwóch poprzednich incydentów.
Ostatnie i zarazem czwarte spotkanie z Nieznanym Sanchez przeżył wraz z Anuncią i jej wujem.
Jechali właśnie do Salamanki w celu zdania przez Sancheza egzaminu na pierwszą klasę prawa
jazdy. O godzinie 18:30 Anuncia ujrzała silne białe światło na niebie, które później znikło. Po
przejechaniu kilku kilometrów tym razem wszyscy ujrzeli jasne światło, które leciało wprost na
nich, grożąc czołowym zderzeniem, na szczęście światło uniosło się w górę, przeleciało nad nimi i
znikło.
Później Sanchez nie widywał już NOL-i czy humanoidów, a wkrótce po swych przejściach poszedł
do wojska. W wywiadzie radiowym wypowiedział się tak w kontekście swych przeżyć: Nie mam
potrzeby mówienia o odwadze. Przedtem nie wiedziałem co to strach, ale teraz już wiem co to
takiego.
10.5. Terror w Kentucky .
Ta noc - 6 stycznia 1976 roku na długo pozostanie w pamięci trzech kobiet z Kentucky, które
wracając do domu po spóźnionej kolacji zostały zbadane przez załogę NOL metodami,
przypominającymi tortury. Tymi kobietami o których mówiono że mają silne charaktery, były:
Elaine Thomas lat 48, Louise Smith lat 48 i Mona Stafford lat 35. Wszystkie mieszkały w lub koło
Liberty (KY). Dwie z nich są babciami, a pani Stafford jest matką 17-latka. Żadna z nich nie
przypomina sobie wszystkiego z detalami, ale dzięki zastosowaniu przez dr Leo Sprinkle’a hipnozy,
udało się odtworzyć przebieg zdarzenia.
O godzinie 23:30 wszystkie trzy panie jechały do swych domów ze Stanford (KY). Znajdowały się
o milę na zachód od Stanford gdy w ich polu widzenia ukazał się wielki dysk. Był tak wielki jak
stadion piłkarski! - oświadczyła pani Smith, która prowadziła samochód tej nocy.
Dysk był metalicznie szary ze świecącą białą kopułką, rzędem czerwonych świateł dookoła
krawędzi i 3 czy 4 żółtymi światłami w dolnej części. NOL najpierw zatrzymał się przed nimi,
potem okrążył samochód i w tej chwili samochód przyspieszył jazdę do 130 km/h. Sam! Pani Smith
nie miała nad nim jakiejkolwiek kontroli. Ta sama siła, która rozpędziła samochód, teraz rozpoczęła
go cofać do tyłu. Wstrząs spowodował utratę świadomości i wszystkie trzy kobiety były
nieprzytomne przez następne 80 minut. To co się w tym czasie z nimi działo, zostało odkryte dzięki
zastosowaniu hipnozy.
Kobiety te zostały wciągnięte na pokład NOL i następnie poddane całkowitemu badaniu
lekarskiemu. Elaine Thomas opowiedziała, że leżała na plecach w długim, wąskim pomieszczeniu
podobnym do inkubatora. Humanoidzi, którzy ją otaczali wyglądali jak małe, ciemne figurki,
których wzrost oceniła na 120 cm. W jej pierś wciskano twardy, tępy instrument, który powodował
silny ból. Wtedy także „coś” zaciskało się na jej gardle. Przy każdej próbie mówienia przeżywała
wstrząs. Pod hipnozą wydawała z siebie tylko ciche okrzyki. Czuła niewidzialną dłoń zaciskającą
się na gardle i widziała cienie postaci poruszające się wokół niej. Oni nie pozwalają mi odetchnąć?
Nie mogę się stąd ruszyć! - krzyczała.
Pani Smith znajdowała się w jakimś ciemnym i gorącym pomieszczeniu gdzie przymocowano jej
coś do twarzy. Poprosiła Ufonautów o światło, ale gdy zabłysło, w przerażeniu zamknęła oczy. To
co ujrzała było nazbyt straszne i dlatego nie mogła opisać tych istot. Boże! Pomóż mi! - krzyknęła.
Później powiedziała ufologom, że wnętrze NOL było bardzo ciemne i to ją bardzo przestraszyło.
Prosiła by ją wpuszczono i pozwolono odejść. W końcu krzyknęła: Jestem tak słaba, chcę umrzeć!
Ostatnią rzeczą którą pamięta, był widok świateł ulicy.
Mona Stafford pamięta, że leżała na łóżku w pomieszczeniu przypominającym salę operacyjną. Jej
prawe ramię było unieruchomione jakąś niewidzialną siłą. Wokół siedziały trzy lub cztery istoty,
ubrane w białe kitle, pomimo tego, że nie czuła się torturowana, to jednak pamięta, że w pewnej
chwili wyjęto jej oczy z oczodołów. Następnie wzdęto jej brzuch jak balon. Potem wykręcono jej
stopy. Nie wytrzymam tego dłużej - krzyknęła i straciła przytomność.
Następną rzeczą którą zapamiętały była jazda do domu Louise. I jeszcze jedno. Jadąc z tamtego
miejsca powinny być tam o północy. Tymczasem było wpół do drugiej, prawie 80 minut ich życia
zostało wyjęte z życiorysu. Szyja Louise była zraniona, kiedy Mona oglądała to, dostrzegła dziwne
czerwone znaki podobne do oparzeń, długie na 7 cm, szerokie na 2,5 cm. Także i szyja Elaine nosiła
ten sam rodzaj obrażeń, przerażone kobiety wezwały na pomoc sąsiada Lowella Lee. On po
wysłuchaniu całej historii umieścił każdą z kobiet w oddzielnych pokojach i poprosił o opisanie
całego incydentu. Wszystkie opisy były bardzo podobne do siebie.
Chociaż dziwne znaki znikły po dwóch dniach, wszystkie trzy nie mogły podać racjonalnej
przyczyny dziwnej utraty czasu od chwili gdy ich samochód został szarpnięty do tyłu w czasie
zjawienia się po raz pierwszy NOL-a.
Po seansach hipnotycznych przeszły przez test wariograficzny
, który wykonał inspektor
James Young z policji w Lexington. W zaprzysiężonym protokole Young oświadczył: Moim
zdaniem, kobiety te wierzą w to, co przeżyły.
Dr Sprinkle wyraził opinię, że wszystkie trzy kobiety przeżyły specyficzne przeżycie, na co
wskazuje fakt obserwacji i badań poszkodowanych przez nieznane istoty. Ponadto nadmienił, że nie
jest to pierwszy fakt utraty poczucia czasu w tego rodzaju CE-III i CE-IV. Podobnych przypadków
odnotował więcej. Analogiczną opinię wygłosił szeryf okręgu Lincoln, Bill Norris dodając do tego,
iż w styczniu tego roku otrzymał wiele doniesień o obserwacjach NOL-i.
10 października 1976 roku, w „National Enquirer” ukazał się artykuł podpisany przez Boba Pratta,
w którym autor powołując się na dyrektora MUFON-u Lena Stringfielda, prowadzącego
postępowanie wyjaśniające w tej sprawie oświadcza że: Jest to jeden z najciekawszych, odnoto-
wanych przez MUFON incydentów. A powyższy incydent nie jest odosobniony. Osoby biorące w
nim udział znane są ze swej religijności, rzetelności i uczciwości, dzięki której cieszą się doskonałą
opinią w swoim środowisku. W sumie, jest to tylko jeden więcej raport o CE-IV z humanoidalnymi
istotami z innej sfery czasu czy przestrzeni.
Właściwie nie ma powodów do zdziwienia: czyż my nie jesteśmy dla Nich tak inni, jak Oni dla
nas? Być może, ale wyglądałoby na to, że Oni poznali nas lepiej dzięki swym możliwościom
technologicznym, niż my ich i być może mają więcej pytań niż my...
10.6. Wzięcia we śnie.
Od pewnego czasu otrzymuję informację od różnych ludzi, którzy przyznają, że zostali zabrani na
pokład NOL-a w czasie trwania tzw. efektu OBE (Out of the Body Sxperience - dosłownie wyjście
poza ciało), co sprawiało wrażenie przeżywania dziwnego snu. Czy ludzie ci byli wciągnięci w
incydenty tak jak w przypadku Betty i Bamey’a Hillów? O ile incydent „Zeta Reticuli” czy ten z
Kentucky były wypadkami czysto fizycznymi, to ten rodzaj CE można by (i trzeba) nazwać CE
psychicznymi lub lepiej parapsychicznymi.
Osobiście jestem, przekonany, że taki związek
pomiędzy NOL a nami istnieje i ma miejsce w innym wymiarze naszej psychiki. Im więcej
dowiadujemy się o NOL-ach, tym bardziej poznajemy samych siebie jako pewną społeczność. Tak
więc nasze spotkania z NOL-ami są także, poza czysto fizycznym kontaktem z Innymi - kontaktem
psychicznym, duchowym, który odbywa się nie tylko poza czasem i przestrzenią, ale również nawet
poza naszym ciałem fizycznym. Stąd bierze się właśnie pojęcie „lotu astralnego”, „wędrówki dusz”
czy bardziej uczenie - OBE. Być może OBE jest tym kluczem do zrozumienia Tajemnicy Tajemnic?
Czyżby więc OBE był najłatwiejszym środkiem kontaktu z parapsychicznymi istotami, znanymi
jako Ufonauci? Wszak wszystkie doniesienia które mówią o tym, że świadek został zabrany na
pokład NOL-a są opisywane bardziej jako mentalne, duchowe, a w każdym razie niematerialne, niż
fizyczne, namacalne. Od dawna byłem przekonany o tym, że ludzkość jest związana z Istotami z
NOL-i już od czasu gdy pierwszy człowiek wyprostował swe plecy i zaczął marsz w górę.
rzeczą pewną i jasną, że w ciągu całej swej ewolucji człowiek opisywał swe spotkania z Nimi,
posługując się znanym mu aparatem pojęciowym, wykształconym na bazie swej dotychczasowej
wiedzy.
A teraz zatrzymajmy się i porównajmy relacje o zjawiskach związanych z NOL-ami, z legendami
narosłymi wokół Starej Religii - czarnoksięstwa w latach 1400-1500. Od stuleci Kościół
rzymskokatolicki i w ogóle chrześcijaństwo oficjalnie ignorowały praktyki tej starej tradycji, ale do
czasu. Odkąd ludzie zaczęli na serio zastanawiać się nad budową Wszechświata, cała kościelna
hierarchia dostała jakiegoś obsesyjnego „bzika” na punkcie diabłów i kobiet-wiedźm, latających na
miotłach, W swej pracy „Anti-Christ and the Millenium” E. R. Chamberlin wspaniale pointuje
pewien problem, który jest analogiczny do dyskutowanego w tym rozdziale aspektu tajemnicy
NOL-i. A brzmi to tak: Jest czymś paradoksalnym to, że Kościół Chrystusowy, który ze i
wszystkich sił zwalczał praktyki sataniczne i satanistyczne, nadał tym praktykom swą formę. Było
koniecznym zdefiniowanie satanizmu w celu prowadzenia z nim skutecznej walki, przez co Kościół
nadał mu kształt czegoś więcej niż tylko folkloru. Zdecydowana większość elementów satanizmu,
tworzących satanizm sensu largo, została niejako "zapożyczona" zza granic Europy, ale w ciągu
stuleci Kościół satysfakcjonował się odrzucaniem ich jako bzdur. Legenda o kobietach latających
po nocach na miotłach nie była traktowana poważnie. Głupcem jest ten kto wierzy w to, iż coś
takiego jest możliwe dla ciała, które zostało stworzone dla duszy. W końcu jednak społeczność
została zmuszona do dania temu wiary w rosnącej fali religijnego fanatyzmu.
Cóż, opisując CE z NOL-ami używamy terminologii s-f, a Obcy jako produkty naszej wyobraźni
robią to, czego się po Nich spodziewamy. Jednym słowem, sprowadziliśmy całą naszą Tajemnicę
do formatu „wojen gwiezdnych”. Być może fałszywie to wszystko interpretujemy jako czysto
fizyczne spotkania, które „zostały stworzone dla duszy”. Innymi słowy, czy spotkania te odbywają
się tylko i wyłącznie w naszej psychice? Co możemy powiedzieć na temat zjawiska OBE? Dr
Karlis Osis, dyrektor American Society for Psychical Research /ASPR/ napisał tak: Od 2 lat
Departament Badań ASPR zaangażował się w odnalezienie odpowiedzi na pytania: Czy człowiek, a
raczej jego osobowość jest w stanie przeżyć swą śmierć? Innymi słowy mówiąc - czy istnieje życie
po śmierci? Czy „dusza” człowieka może opuścić ciało czasowo (jak w OBE) czy na stałe (po
śmierci)?
Dokonując przeglądu dokonanych eksperymentów, dr Osis zsumował całą tę pracę ASPR
oświadczając: Badania nad OBE okazały się być niewdzięcznym i trudnym zadaniem, głównie
dlatego, że fenomen ten nie przejawia się tak jak sobie tego życzymy. Nasze wyniki potwierdzają
hipotezy tyczące OBE. Mamy nadzieję udowodnić istnienie egzomatycznego istnienia.
Tysiące ludzi przeszło przez doświadczenia OBE w życiu codziennym, czego ślady znajdują się w
gigantycznej masie literatury, dotyczącej tego i fenomenu oraz w mistycznej i religijnej tradycji. W
swej wcześniejszej pracy wyraziłem swą opinię, że spontaniczne OBE występuje ogólnie w 8
przypadkach:
1. w czasie snu;
2. w czasie porodu, operacji, ekstrakcji zęba z anestezją itp.;
3. w czasie wypadku samochodowego, lotniczego, itp., wskutek odniesienia bardzo silnych urazów
fizycznych, mechanicznych i in., gdy poszkodowany sprawia wrażenie umarłego; 4. w czasie
doznawania silnego bólu fizycznego;
5. w pewnych stanach chorobowych;
6. w stanie śmierci klinicznej;
7. w chwili śmierci, gdy umierający traci łączność z żywymi ludźmi, z którymi łączy go
emocjonalna więź;
8. wskutek działania skoncentrowanej i ukierunkowanej woli człowieka.
Do tego możemy spokojnie dorzucić:
9. wskutek psychicznego "kidnapingu" istot latających w NOL. Porwany ma wrażenie, że znajduje
się na pokładzie latającego talerza.
Ciekawym przykładem takiego rodzaju spotkania z NOL-OBE jest przypadek CE, którego
uczestnicy rozpoznali się nawzajem już po spotkaniu w życiu codziennym:
Gdy otworzyłem drzwi ujrzałem przyjaciela i jakiegoś nieznajomego. Nowoprzybyły miał wyraz
bezgranicznego zdumienia na twarzy. Przez cały wieczór uporczywie gapił się we mnie, aż w końcu
dowiedziałem się dlaczego. Opowiedział mi swój okropny sen o kimś, kogo wcześniej nie znał, a
teraz rozpoznał tego nieznajomego. To byłem ja! W swym śnie znalazł się w pomieszczeniu, w
którym znajdowało się wielu ludzi. Ludzie ci sprawiali wrażenie czekających na coś czy na kogoś.
Nie znałem żadnego z nich, poza mną. Uśmiechnąłem się do niego, co sprawiło, że stał się
spokojniejszy. Podszedł do mnie. I naraz wszyscy spojrzeli w górę. Nad głowami mieli gwiaździste
niebo z bezgwiezdnym kręgiem w zenicie. Zauważył, że to był owalny obiekt opadający z nieba.
Ledwo to dotarło do niego, w NOL-u ukazał się otwór, z którego wystrzeliły niebiesko-białe
promienie. Poczuł lęk i rozejrzał się, by stwierdzić jak reagują inni na ten widok, ludzie lecieli
jeden za drugim w kierunku tego otworu. W pewnym momencie poczuł „black-out” i obudził się
już w dziwnym kopułowatym pomieszczeniu. Inni ludzie też wracali z wolna do przytomności.
Każdy człowiek został umieszczony w jednym z foteli, których trzy rzędy stały pod ścianami.
Naprzeciw nich znajdowany się tablice rozdzielcze ze światełkami, przyciskami, wskaźnikami itp.
W centrum znajdowały się 2 fotele, umieszczone pod tymi panelami. Poza tymi urządzeniami lśniło
jaskrawe światło. Pośrodku, w geometrycznym centrum pomieszczenia była kolumna czy słup,
łączący sufit z podłogą. Tą kolumnę otaczała metrowej wysokości barierka. Mężczyźni i kobiety na
których patrzył wyglądali równie wystraszeni jak on. Poczuł, że myśli go opuściły. Naraz wszyscy
spojrzeli na środek pomieszczenia. Stał tam człowiek odziany w srebrzysty, ściśle przylegający do
ciała strój, przykrywający jego stopy i dłonie. Głowę pokrywał kulisty hełm, zasłaniający twarz.
Witam na pokładzie - przyjaciele! powiedział i zdjął hełm. To byłem ja!
Brad - ja wciąż śnię ten sam sen już od półtora roku. Po piątym czy szóstym razie miałem tego
dosyć. Nie mogę powiedzieć ile razy mi się to wydarzyło - już się w tym pogubiłem!
Przedyskutowałem to wydarzenie z moim korespondentem i wkrótce wyszło na jaw parę
zaskakujących detali. Zdarza się bowiem, że ktoś śni sen o spotkaniu kogoś, kogo zna z literatury.
Ale my mówimy o sytuacji, w której blisko tuzin mężczyzn i kobiet doświadcza tego samego snu,
identycznego w najdrobniejszych szczegółach, spotykających tego samego człowieka. Takie zmiany
sytuacji w tym śnie są identyczne w każdym przypadku.
Mój Korespondent pisał:
Odnalazłem tych ludzi i poleciłem im naszkicować plan tego kopułowatego pomieszczenia.
Pomimo różnych poziomów artystycznych, wszyscy narysowali ten sam plan pomieszczenia.
Potem poleciłem im oznaczyć swe miejsce siedzenia na jednym z trzech rzędów foteli, mając
nadzieję, że wszyscy narysują znak tylko w jednym miejscu. Ale nie! Wszyscy oznaczyli miejsce
swego siedzenia w różnych miejscach. Wobec tego poleciłem opisać im strój w którym ja (Brad
Steiger) się im ukazałem. Znów opisy były identyczne, tak jak opis każdego innego szczegółu to
które pytałem. Stwierdziłem pewien interesujący fakt: nikt nie pamiętał kiedy miał ten sen i nikt nie
mógł sobie tego przypomnieć. To ich dziwiło. Nie byli pewni tego czy to miało miejsce tydzień,
dwa tygodnie czy miesiąc temu. Widocznie nie były to normalne sny.
Mój korespondent zdecydował się opowiedzieć mi także inny „sen”, który przyśnił mu się w lecie
1959 roku:
Właśnie siedziałem, czytając w swoim ulubionym fotelu. W pewnej chwili poczułem niepokój i
zdenerwowanie. COŚ nie dawało mi spokoju, coś o czym zapomniałem, a powinienem pamiętać.
Nagle rzuciłem okiem w kierunku drzwi. Wiedziałem, że ktoś za nimi, stoi. Odłożyłem książkę
wstałem i podszedłem do nich, otworzyłem je nieco i wyjrzałem. Stało tam dwóch facetów
odzianych na czarno. Wyglądali jak jednojajowe bliźniaki, tak byli podobni do siebie. Obaj mieli
ciemną cerę ze wschodnim wykrojem oczu, ale nie byli orientalnymi typami ludzi. Pamiętam, że to
było w 1959 roku, na wiele wcześniej nim ludzie zaczęli mówić o MIB-ach, Ludziach w Czerni.
Choć nie wyrzekli ani słowa, usłyszałem w mózgu: Jesteś gotów? Nie wiem dlaczego, ale z tej czy
innej przyczyny byłem gotowy do drogi. Zdjąłem swój świąteczny strój i sięgnąłem po turystyczne
szorty. Była to upiornie gorąca noc. I znów usłyszałem we wnętrzu czaszki głos: To nie będzie
potrzebne i tak cię nikt nie zobaczy. Dziwne, ale to mnie uspokoiło. Wyszliśmy przez hali i naraz
znaleźliśmy się na płaskim pagórku. Zdziwiła mnie ta nagła zmiana scenerii. Zauważyłem światła
samochodu nadjeżdżającego ulicą i znalazłem się pomiędzy dwoma mężczyznami. Nie chciałem
być widziany w mym odświętnym ubraniu. Ktoś roześmiał się w mych myślach: Mówiłem tobie, że
nikt cię nie zobaczy. Spróbuj! Spróbowałem a jakże - samochód przejechał niemal potrącając mnie.
Jego pasażerowie nawet nie spojrzeli w moim kierunku. To było tak, jakbym był niewidzialny. To
mnie zdumiało. Powróciłem do mych towarzyszy. Patrzyli w górę. I to co nastąpiło później
przypominało mój późniejszy sen. Spojrzałem w górę i ujrzałem coś, co wisiało nad nami. W tym
„czymś” otworzył się otwór, z którego bluznęło niebieskie światło. Uczułem nieważkość i ujrzałem
jak dom i grunt zapada się w dole. Unosiliśmy się w kierunku tego „czegoś”. Straciłem
przytomność gdy zbliżyłem się do otworu. Gdy przyszedłem do przytomności, leżałem na boku
patrząc na ścianę. Przewróciłem się na plecy, a potem usiadłem. Znajdowałem się w pomieszczeniu
o dziwnym kształcie. Wyglądało to jak wnętrze pieroga w miejscu sklejenia - to porównanie jest
jedynym przychodzącym mi na myśl. Pomieszczenie było puste, ogołocone z przedmiotów z
wyjątkiem podestu lub czegoś w tym rodzaju, na którym siedziałem. Ściany, podłoga i sufit
wyglądały tak, jakby zrobiono je z niebieskawo-szarego materiału. To coś na czym siedziałem było
miękkie, natomiast ściany były twarde, choć na oko wykonane z takiego samego materiału.
Pomieszczenie zalane było spokojnym, miękkim bezkierunkowym światłem. Nie potrafiłem
umiejscowić jego środka (źródła). Naraz usłyszałem kobiecy głos mówiący: Właśnie się zbudziłeś.
Rozejrzałem się w nadziei że ujrzę coś lub kogoś, ale nadaremnie - tylko gołe ściany, nic więcej!
Naraz otworzyły się drzwi i mogłem dostrzec część hollu, który choć był ciemny, widać w nim było
niebieskawą poświatę, dobiegającą jakby z wielkiej odległości. W drzwiach zamajaczyły dwa
cienie. Nie mogę nic powiedzieć o ich kształcie. Ich ruch był zbyt szybki i nieskoordynowany.
Miałem wrażenie, że zbliża się do mnie dwoje ludzi, kobieta i mężczyzna, niosący pojemnik pełen
chirurgicznych narzędzi i strzykawek...
Naraz znalazłem się znów w mym domu, siedząc w fotelu i czytając książkę. Byłem straszliwie
senny, poszedłem więc spać, śmiejąc się ze swej rozigranej wyobraźni.
Mój Korespondent dodał, że po obudzeniu się następnego ranka uznał ten epizod jako zwykły
koszmar. Ale gdy sięgnął po książkę, którą odłożył poprzedniego dnia stwierdził, że książka...
znikła! W ciągu 2 dni przeszukał cały dom, ale bez rezultatu. Gdy sublokator mego korespondenta,
pracownik FBI powrócił z podróży służbowej, poprosił go o pomoc w poszukiwaniach. Obaj
przewrócili dom do góry nogami: Zaczęliśmy od jednego końca - pisał – i czyściliśmy, zmiataliśmy
i woskowaliśmy wszystko co było na drodze do drugiego końca. Znaleźliśmy-wiele rzeczy
zapomnianych, zagubionych i takich, o których słuch zaginął, ale nie znaleźliśmy nawet śladu
książki.
Po upływie tygodnia obaj przyjaciele znaleźli książkę, leżącą na krawędzi biurka, tam gdzie
Korespondent ją pozostawił: Jak to się stało że książka znikła na tydzień i znów się pojawiła?
Nie mówiąc już o tym, jak powróciłem do mieszkania którego drzwi zatrzaskują się automatycznie,
nie mając klucza w kieszeni?!
Jeżeli to się zdarzyło naprawdę, to nasuwa się pewien ciekawy wniosek. To był rodzaj teleportacji:
wszak po wyjściu do hali u natychmiast znaleźliśmy się na szczycie wzgórza, to jasne. Jest tylko
jeszcze małe „ale” - przecież mogliśmy się teleportować wprost do wnętrza NOL. Widocznie
jednak nie jest to możliwe. Być może NOL jest chroniony jakimś rodzajem pola siłowego przed
tekeportacją i potencjalnymi teleportantami. I jeszcze jedno - gdy śpię, zazwyczaj wiem że śnię i we
śnie wiem co mi się śni. Innymi słowy mówiąc wiem że to co przeżywam jest snem. Tym razem
jednak nie miałem tego wrażenia. To przeżycie było podobne do snu poprzez brak poczucia upływu
czasu. Poza tym nie miałem całkowitej kontroli nad sobą. We śnie działałem bardziej jak zdalnie
sterowany robot niż jak człowiek. Sądzę, że wielu z nas było i jest kontrolowanych telepatycznie
przez ufonautów. To jest właśnie to co czuję, ale nie mam dowodów. To jest właśnie problem całej
ufologii, bowiem gros wydarzeń i incydentów związanych z NOL leży na obszarach pogranicza
oficjalnej nauki i paranauk.
Opracowując moje „Gods of Aąuarius: UFOs and the Transformation of Man” zamieściłem w nim
wypowiedź dr Andrija Puharicha i jego asystentki Melanie Toyofuku na temat swych badań
„cudownego dziecka” Uri Gellera, który swego czasu zbulwersował cały świat swymi
psychicznymi możliwościami i superwysokim IQ.
Puharich ma pewność, że takie dzieci mogą
odwiedzać NOL-e w postaciach astralnych. To zabawne - powiada Puharich - jak dwoje z nich
spotkało się w jednym statku kosmicznym, to oboje zaczynali zmieniać zapisy. One były chłodne w
tonie.
Puharich opowiedział o interesującym zdarzeniu, jakie onegdaj miał w Meksyku. A mianowicie:
zebrał szóstkę takich „kosmicznych dzieci” i rozpoczął drażnić ich porównaniami symboli, o
których powiedział im, że nie są one „z tej Ziemi”. Narysował więc kilka takich symboli i zapytał
dzieci czy widzą jakieś podobieństwa (metoda przypominająca test Roschacha). Owszem -
odpowiada jedno z nich - ale nie narysował pan tego poprawnie. Tam jest pewien mały detal, który
powinien być gdzie indziej. Ten dzieciak natychmiast wpadł na to - powiedział Puharich - w pół
godziny, a mam to na taśmie, te dzieci uporały się z problemem. Kiedy zapytałem je później, czy
kiedyś rozwiązywały coś podobnego, odparły że nie. Ale jakoś zapamiętały to albo dzięki
treningowi na statkach kosmicznych, albo doszły do tego wspólnie!
Jeżeli te efekty OBE są duchowymi, mentalnymi eksperymentami tamtych z NOL-i, to jaki cel mają
one osiągnąć? Czy niektórzy z nas są przeprogramowani lub kierowani przez Nich, by być naszymi
mistrzami, mentorami, przewodnikami i nauczycielami? Czy ludzie ci są tymi wybranymi do
przetrwania czasów, zwanych przez Indian amerykańskich czasami Wielkiego Oczyszczania?
Cokolwiek te OBE-NOL sny wskazują, są one wyrazem pewnego rodzaju interwencji w nasze
ludzkie sprawy, a NOL-e są tego obecnym aktywizującym archetypicznym symbolem.
ROZDZIAŁ 11 - Aniołowie w skafandrach
Od kilku lat przyjmuję i gromadzę świadectwa, pochodzące od wielu poważnie myślących ludzi
którzy twierdzą, że spotkali się w swym życiu z anielskimi istotami lub - jak to się mówi
współcześnie - Kosmicznymi Braćmi. W tych oświadczeniach mówi się o tych, którzy otrzymali
żywność w głodowej potrzebie, odzież gdy marzli i pieniądze w czasie gdy gwałtownie ich
potrzebowali. Ludzie ci mówili o materializacji tych, tak bardzo pożądanych przez nich
przedmiotów, a nie o splocie sprzyjających wydarzeń, które by zaspokoiły te potrzeby.
W mej kartotece mam także oświadczenia ludzi, którzy zostali cudem uratowani z różnych opresji,
jak np. pożary, lawiny, bitwy militarne itd. poprzez manifestację anielskich istot i pozaziemskich sił,
A także korespondencję od tych, których życie zostało zmienione w "jednym mgnieniu oka"
poprzez zetknięcie się z tymi Istotami, lub wskutek dodatniej interakcji ich inteligencją z tą wyższą
Inteligencją, reprezentowaną przez Nich - Braci z Kosmosu. I wiele innych oświadczeń, informacji
i meldunków o istotach, znanych jako Anioły-Stróże.
Anielskie istoty wydają się być czymś w rodzaju fenomenu para-psychofizycznego, zarazem
materialnego i niematerialnego, manifestującego swą obecność w pewnych sytuacjach, już to jako
rodzaj wewnętrznej siły duchowej człowieka, już to jako istota z krwi i kości.
Wielebny Billy Graham, którego bestsellery kreują aniołów na "tajnych agentów Boga" twierdzi
także, iż tylko chrześcijanie mają wyłączny monopol na nich. Jednak poczynione przeze mnie
badania wykazują, że istnieje uniwersalna (a więc niezależna od wyznawanej religii) więź fizyczno-
mentalna pomiędzy rodzajem ludzkim, a Kimś kogo często opisuje się jako „świetliste istoty”.
Istoty owe ukazywały się zawsze, w każdym miejscu i czasie. Nie ma na Ziemi społeczeństwa,
którego losy nie byłyby w jakiś sposób z Nimi związane. [...]
Kim Oni są naprawdę? Czy są Oni synonimem tego, co nazwaliśmy zjawiskiem, fenomenem
Nieznanych Obiektów Latających, albo czarnoksięskich, magicznych i nieznanych nam jeszcze
mocy?
Wyznaję pogląd, że anielskie inteligencje komunikują się głównie z naszą podświadomością,
ponieważ większość przeżyć związanych z objawieniami aniołów wydarza się najczęściej i jest
najbardziej efektywna, gdy człowiek znajduje się w stanie pobudzenia podświadomości, lub
wyłączenia świadomości, co w praktyce wychodzi na jedno. Dlatego też wszystkie obserwacje
NOL-i, duchów, skrzatów, trolli i Aniołów w relacjach o nich brzmią jak opowieści z krainy snów,
lub są snem samym w sobie. I właśnie incydenty z tymi Istotami zdarzają się najczęściej wtedy, gdy
uczestnik tego rodzaju CE znajduje się w stanie snu lub półsnu. W tym stanie zaćmienia
świadomości informacje przenikają bezpośrednio do podświadomości, wytwarzając rodzaj
subwiedzy. Gdy uczestnicy relacjonują swe przeżycia, to słuchacz tej relacji odnosi niejasne
wrażenie, że coś bardzo ważnego w niej pominięto, zaś opowiadający sądzi, że opowiada najlepszą
część swych nocnych doświadczeń. Dlatego też używamy hipnozy w celu ogarnięcia całości
niezwykłych spotkań. To spowodowane jest tym, że świadomość przypomina dziecko, które mówi
tylko o tym, co jest w stanie przetransformować na język intelektu, emocji i ducha, język
obwarowany nakazami, zakazami, przesądami i przekonaniami danej jednostki, więc w sumie
ubogi. Natomiast starsza i mądrzejsza podświadomość ma bardziej kompletny obraz tego co niosło
za sobą to spotkanie. I ten obraz wyzwala właśnie hipnoza.
Doszedłem więc do wniosku, że ta „anielska” łączność w wielu przypadkach dotyczy naszego,
wyższego Ja. Zresztą, bez względu na to czy istoty te działają w obiektywnym czy też, w
subiektywnym wymiarze naszej inteligencji, cel działania pozostaje jeden: duchowy rozwój Ludz-
kości. Innymi słowy mówiąc, celem tym jest transformacja człowieka myślącego, Homo Sapiens w
człowieka uduchowionego - Homo Spiritualis, poprzez wyzwolenie w nim wszystkich jego
duchowych możliwości.
11.1. Kosmiczni Bracia z innego wymiaru
Było to 30 maja 1976 roku. Tego dnia Clarisa Bernhardt miała „najstraszliwszą wizję”: we śnie
ujrzała wioskę jakichś ludzi o ciemnej karnacji skóry, która to miejscowość pod wpływem
potężnego wstrząsu rozleciała się w gruzy jak domek z kart. Czuła jak na nią walą się tony błota, z
których emanowała groza śmierci. Ujrzała ludzi uciekających w nieprzytomnej panice. Clarisa
zrozumiała, że jest to prewizja trzęsienia ziemi: Miałam całkowitą pewność, że to ma miejsce na
wyspie w zachodniej części Pacyfiku - wspominała później - Drżącymi wargami spytałam gdzie i
kiedy to się wydarzy. I wtedy ujrzała wizję kalendarza, którego kartki załopotały gwałtownie i
zatrzymały się na czerwcu, którego 26 dzień był zakreślony.
W kilka sekund później przed moimi oczami błysnęła cyfra 7, więc wiedziałam już, że to trzęsienie
ziemi będzie miało siłę 7 stopni w skali Richtera.
31maja Clarisa powiadomiła o tym dr Johna Derra, geofizyka koordynatora US National
Earthquake Information Service
w Denver, że 26 czerwca 1976 roku w zachodniej części
Pacyfiku będzie miało miejsce trzęsienie ziemi o sile 7°R. Dr Derr wimputował tę informację w
komputer, ponieważ - jak powiedział: Badamy możliwości psychicznego przewidywania wstrząsów
podziemnych. Clarisa przedstawiła również swą wizję dr Davidowi Stewartowi, dyrektorowi
Laboratorium Geofizycznego Uniwersytetu Północnej Karoliny.
Około godziny 04:00 w dniu 26 czerwca Nową Gwineę nawiedziło prawdziwe terremoto
sile 7,1°R.
Dokładność tej przepowiedni jest znacząca - powiedział dr Derr i dodał - to coś więcej niż ślepy
traf. Jestem przekonany o tym, że psychika potrafi przewidzieć trzęsienie ziemi. Clarisa Bernhardt
udowodniła to. Współczesna technologia tego nie potrafi.
Ale to jeszcze nie wszystko. Clarisa przewidziała trzęsienie ziemi na Dzień Dziękczynienia
(listopad 1974 roku) o godzinie 15:00 w Hollister (CA), które miało siłę 5,2oR. Pomyliła się tylko o
jedną minutę! Trzęsienie ziemi zaczęło się o godzinie 15:01, w dniu 28.11.1974 roku.
Ponadto Clarisa przewidziała trafnie dwie inne katastrofy tego rodzaju, ich miejsca, czas i siłę
wstrząsów w roku 1975: 26,05. Azory, 7,8°R (pomyliła się o 2 godz. 11 min.) oraz 29.11. Hawaje,
7,2°R (bezbłędnie!). Poza tym Clarisa potrafiła przewidzieć inne wydarzenia, zagrażające
ludzkiemu życiu, a mające znaczenie w historii Ludzkości. 5 sierpnia miała wizję „czerwonego
kaptura” wymierzającego pistolet w prezydenta Geralda Forda. Oczywiście powiadomiła o tym
FBI, że prezydentowi grozi niebezpieczeństwo ze strony morderczyni, noszącej na głowie czerwoną
kapturową czapkę i że będzie to miało miejsce 5 września 1975 roku. Dzięki temu udało się
udaremnić zamach Lynette Fromme. Clarisa przewidziała również trafnie czas i miejsce ujęcia
Patty Hearst
, którą ujęto faktycznie 18 września 1975 roku.
W swoim programie radiowym „Exploration” przewidziała wielkie niebezpieczeństwo zawisłe nad
królem Fajsalem w czasie Wielkiego Tygodnia 1975 roku. Wiedziała jednocześnie, że
niebezpieczeństwo to jest nieuniknione, ponieważ jej nie znano w Arabii Saudyjskiej i nikt nie brał
tego całkiem poważnie, co sprawdziło się: król Fajsal zginął w zamachu. Obecnie Clarisa
współpracuje z lokalnymi federalnymi urzędami policyjnymi w celu zapobiegania przestępstwom,
zanim jeszcze zostaną dokonane.
Dr Telemachos Grennias, psycholog zajmujący się badaniem paranormalnych fenomenów,
pracujący dla Episkopalnej Archidiecezji Kalifornii Północnej oświadczył, że: Clarisa
przeprowadziła serię prywatnych przepowiedni dla mnie, których trafność była zdumiewająco
wysoka. Jestem przekonany, że jej możliwości nie mają równych sobie na świecie. Ona jest
najciekawszym tego rodzaju odkryciem ostatnich czasów.
A teraz powstaje pytanie: co jest źródłem jej zdumiewających możliwości przewidywania
wydarzeń? W czasie serii dyskusji z nią i jej mężem Russem, które miały miejsce w Oklahoma City
w czerwcu 1976 roku, doszedłem do wniosku, że wiedza ta wynika wskutek spotkań z innymi niż
ludzie Istotami. Pozwolę sobie przytoczyć fragment wywiadu przeprowadzonego z nią:
Clarisa: Oni kilkakrotnie „wyciągnęli” mnie. Nie chcę przez to powiedzieć, że fizycznie, bo moje
ciało było nadal w łóżku. Oni „wciągnęli” moją świadomość na pokład statku kosmicznego, W tym
czasie Oni przekazali mi pewne informacje na temat trzęsień ziemi w tym roku. Jak Oni wyglądali?
W ogóle były tam trzy istoty o wzroście 160-170 cm ubrane w srebrzyste kombinezony. Na
głowach nosili kuliste hełmy, przez co nie mogłam dostrzec ich rysów twarzy. Ale czułam, że ich
głowy były proporcjonalne do reszty ciała, innymi słowy mówiąc wyglądali jak ludzie. Zapytałam
ich kim Oni są. Odpowiedzieli mi, że mogę ich uważać za Kosmicznych Braci. Wielu z nich jest na
wyższym stopniu rozwoju duchowego. Powiedzieli także, że ludzie na naszej planecie (t j. Ziemi)
dowiedzą się o Nich w bliskiej przyszłości, powiedzieli mi też nazwę swej planety, ale jest ona dla
nas niewymawialna. Przybywają z kilku galaktyk (???). Potrafią poruszać się tak samo dobrze w
czasie jak i w przestrzeni. Oni są zaniepokojeni tym co się dzieje na Ziemi. Obawiają się kierunku
w którym dąży rozwój naszej energetyki jądrowej. Nasza nuklearna samozagłada spowoduje
wielkie zmiany we Wszechświecie.
Przybywają więc z misją całkowicie pokojową, misją
miłości i pokoju. Chcieliby powiadomić o tym każdego. W tym celu nawiążą z nami więcej
kontaktów, ale to wtedy, gdy człowiek wyrośnie z prymitywnego, emocjonalnego charakteru swej
psychiki, dla nich myśl jest rzeczą. Każdy człowiek na tej planecie powinien być odpowiedzialny za
swoje myśli, powinien, kontrolować je i kierować na lepsze, pozytywne tory. Gdy będziemy mogli
to robić, wtedy ujrzymy ich w postaci fizycznej.
Steiger: Czy może pani przypomnieć sobie wygląd wnętrza tego statku kosmicznego?
C.: Pomieszczenie w którym się znajdowałam było tak wielkie jak blok mieszkalny. Oni
„wciągnęli” mnie w miejsce, gdzie członkowie załogi statku byli pogrążeni we śnie, leżeli w
sześciu rzędach tak daleko, jak to mogłam zobaczyć.
S.: Czy porozumiewano się z panią werbalnie czy mentalnie?
C.: Mentalnie. Zawsze towarzyszyło temu światło płynące od przodu. Towarzyszyło ono zawsze
wtedy, gdy porozumiewano się ze mną w ten sposób.
S.: Jak brzmiał ten głos? Mechanicznie jak np. z komputera, czy to był ludzki głos? Czy to był twój
głos wewnętrzny czy Ich?
C.: Oni mówili po angielsku i to nie był głos z komputera. Głos wydobywał się spoza światła,
nie mam także wątpliwości co do tego, że mówili do mnie Oni.
S.: Jak pani myśli, dlaczego Oni przekazali pani informacje o mających nastąpić trzęsieniach ziemi?
C.: Powiedziano mi, że Oni chcą pomóc mi tak, jak ja starałam się pomóc ludziom. Mam pewne
możliwości dzięki memu własnemu rozwojowi duchowemu, (Oni powiedzieli mi, że moje studia
metapsychiczne uwrażliwiły mnie), więc to było przyczyną dla której mnie właśnie wybrali.
S.: Czy dano pani jakieś wskazówki co do tego, jak długo Oni będą chronić życie na Ziemi? Czy
czuła pani Ich obecność już wcześniej, lub czy domyślała się pani Ich obecności przed kontaktami z
Nimi?
C.: Z tego, co zrozumiałam wynikało, że Oni czekają na rozwój duchowy, człowieka - to najlepszy
sposób wyrażenia tego, co mi powiedziano. Odniosłam wrażenie, że Oni chcą przybyć do nas, ale
nie w celach wojennych. Ich wiedza mogłaby zdziałać na Ziemi wiele dobrego, mogłaby bardzo
nam pomóc...
S.: Czy mówili coś na temat Boga?
C.: Nie. Zresztą to Oni mówili do mnie, a ja zadawałam mało pytań. Czułam, że Oni są od nas
nieskończenie wyżsi w rozwoju. Jestem pewna, że jest jeszcze wiele rzeczy we Wszechświecie,
których jeszcze nie jesteśmy w stanie objąć rozumem.
S.: Czy mówili o tym, że mają jeszcze jakieś inne plany w stosunku do nas, które zamierzają
wprowadzi w życie?
C.: Główną dziedziną w której chcą nam pomagać jest poznawanie Wszechświata. Jeżeli okażemy
się tego warci. Poza tym pomogą nam w rozwoju naszych nauk.
Powyższy wywiad spowodował dłuższą rozmowę z dyrektorem Instytutu Badań PSI i Rozwoju
Duchowego w Oklahoma City dr doc. Seanem Sterlingiem, w wyniku której przeprowadzono
kolejny wywiad z Clarisą. Na marginesie dodam, że Instytut działa z ramienia PSI Seven,
korporacji zajmującej się badaniem fenomenów parapsychologicznych i podawaniem o nich
informacji do wiadomości publicznej. Po rozmowie z Bernhardtami dr Sterling będąc hipnologiem i
hipnofizjologiem wprowadził Clarisę w trans i zapisał na taśmie następujące sprawozdanie:
Sterling: Co zdarzyło się na drodze do San Jose? Co było pierwszą dziwną - rzeczą, którą ujrzałaś
gdy opuściłaś swój dom w tym dniu?
Clarisa: Spóźniłam się. Widzę, że na drodze nie ma wielu samochodów. Nie chcę się spóźnić, ale
czuję się dziwnie, jakoś tak sennie choć nie ma po temu powodu. Jest tak... dziwniej...
S.: Co jest dziwniej?
C.: Dziwne uczucie, coś się dzieje z moim czołem. To owładnęło mną. Czuję się okropnie, tak
jakbym wypadała z ciała. Muszę prowadzić samochód! Mam nadzieję, że nie zemdleję!!!...
S.: Jak szybko pani jedzie?
C.: 55 mph.
Teraz zwalniam, bo nie chcę spowodować wypadku lub wyjechać poza szosę, ale
dzieje się coś, czego nie mogę wyjaśnić... To coś jest w mym czole, rani w głowę. Jakieś głosy coś
mówią.
S.: Co one mówią?
C.: (Unosząc się) One mówią do mnie: nie obawiaj się. Nie wiem czy umieram czy nie. Czekaj...
czekaj... One mówią do mnie, a ja nie mogę mówić... Słyszę ludzki głos. On mówi, że nazywa się
Marisha. On mówi nie bój się, ale ja się boję! (krzyczy). Nie wiem co się dzieje, nie mogę
prowadzić wozu. To wygląda jak obłok ponad samochodem. Chyba zemdleję...
S.: Co to za obłok?
C.: Mgła. Wygląda jak wielki przedmiot opadający na samochód. Nie wiem co to jest. Dobry
Boże... Oni mówią żebym się nie bała. Czekaj! Co to? Przede mną stoi 5 postaci...
S.: Co widzi pani wokół siebie?
C.: Nie mogę... Coś słyszę... Nie bój się - to od przodu, od jednej z tych postaci, ale on nie mówi.
To słyszę w myśli. On mówi, że jego imię brzmi Marisha – Jesteśmy z innego czasu i innego
świata. Zrozum, nie chcemy zrobić ci krzywdy. Musimy ci coś wyjaśnić.
S.: Co widzi pani w swym otoczeniu? Czy może pani coś widzieć wokół siebie?
C.: Stoimy jak gdyby w okrągłym budynku. Coś jakby arena z wielką ilością przyrządów. Jest tu
także samochód. W ogóle wygląda to, jak wielki garaż bez okien. To miejsce jest sterylnie czyste.
S.: Co Oni mówią teraz?
C.: Mówią mi, że powinnam o Nich myśleć jako o Kosmicznych Braciach. Przybyli tylko po to, by
ze mną porozmawiać. Przepraszają za to, że mnie przestraszyli. Czuję się lepiej. Dwóch z Nich
podchodzi do mnie. Wokół pomieszczenia znajduje się wiele świateł, wyglądają jak jakieś
kontrolki. Sądzę, że to jest podobne do tablicy rozdzielczej jak w samochodzie czy samolocie, lub
kontrolki komputera. Dzieje się tu wiele rzeczy, wiele informacji...
S.: Co mówią ci Kosmiczni Bracia?
C.: Mówią, że dowiem się więcej o Nich. Przepraszają za mój strach, ale chcieli mi pokazać, że
mają kontrolę (nad ludźmi). Nie okazują tego, ale zrobili mi to po to, bym to zrozumiała. Będą ze
mną w kontakcie przez kilka dni.
S.: Dlaczego Oni panią kontrolują? Dlaczego wybrali do tego właśnie panią?
C.: Nie ma takiej przyczyny, bo Oni kontrolują wszystkich, przy czym nikogo do niczego nie
zmuszają. Chcieli mi po prostu pokazać, że to jest możliwe. Jestem Im potrzebna do pomocy w
wypełnieniu Ich misji. Przybyli w celach pokojowych, nie chcą nam wyrządzić szkody. Oni
martwią się o nas. Powiedzieli, że Ludzkość jest na krawędzi stanu destrukcji. Jeżeli chcemy
zniszczyć samych siebie - to dla nas oczywiście jest to bez znaczenia - ale nie dla Wszechświata
jako całości. Z tej przyczyny mogę Im pomóc w Ich pracy robienia innych bardziej wrażliwymi na
sprawy tego świata, ludzie nie są odpowiedzialni za swoje czyny i muszą dojrzeć do tego. Oni nie
podlegają prawom przemijalności czasu, tak jak my, ale nauczymy się tego w przyszłości.
Powiedzieli mi, że powrócą i będę miała świadomość tego Spotkania z Nimi, a także że będą w
kontakcie ze mną w przyszłości, i że nie będę się Ich już obawiać.
Strasznie ciekawiło mnie co kryje wnętrze statku kosmicznego, bowiem był bardzo wielki.
Powiedziano mi, że mogłabym odczuć rodzaj kontuzji. Oni kontrolują wielu ludzi, ale nie życzą
sobie pokazywać mi to, jak to robią. Odniosłam wrażenie, że nie znają Oni uczucia wstydu czy in-
nych emocji.
S.: Dlaczego pani tak sądzi?
C.: Oni byli dobrzy, ale tacy... chłodni...Tak to czułam... Oni mają zupełnie inne spojrzenie na życie.
Być może wynika to z Ich wysokiej wiedzy. Czuję, że mogę opuścić Ich i wrócić na Ziemię.
S.: Zanim pani odeszła, czy dali Oni pani jakieś formuły czy wiedzę służącą nam do pomocy?
C.: Tak. To wzór na nowe paliwo.
S.: Spróbuj go odtworzyć.
C.: Widzę pierwsze litery: coś jak Y, coś jak R i liczba.
S.: Jaka liczba?
C.: Coś jak 2 lub Z...Taki śmieszny znaczek, jak krzyżyk - #... Potem H, T i RHC. Znów 2, potem
H, potem O,P,Y - to wszystko nieuporządkowane... A ponad wszystkim R, dwa Y i V. To jest
wszystko, co mogę ujrzeć teraz.
RYYV
------------------------------------------
YR 2 # H T RHC 2 H OPY
Oni mówią, że ten wzór jest ważny. To pomoże ludziom w problemach paliwowych. Mówi coś
jeszcze, ale nie pamiętam wszystkiego... tylko dwa słowa... jedno jak „pluton”, a drugie jak „lit”.
Coś łączy te dwie rzeczy, nie wiem co.
Coś dziwnie lśni, sądzę, że wracam. Oni mówią, że ślą
tylko pozdrowienie miłości. Znów jestem senna... ale nie boję się tym razem. Znów obłok mgły.
Oni powiedzieli, że mogę niczego nie pamiętać, ale przypomnę to sobie po pewnym czasie.
Skontaktują się ze mną i będą przy mnie. Jestem senna i dzwoni mi w uszach, ale oddycham
głębiej. Co się stało? Musiałam chyba zemdleć! Nie wiem gdzie jestem.
S.: Gdzie pani jest teraz?
C.: To straszne! W San Jose!
S.: A dokładnie?
C.: Nie wiem dokładnie. San Jose jest z tyłu - na drogowskazie pisze, że przede mną jest Oakland...
Mój Boże, jak się tu znalazłam?!
Niestety, Clarisa Bernhardt nie przypomniała sobie tej formuły na cudowne paliwo. Być może
przypomni sobie w przyszłości...?
11.2. Aniołowie ostrzegają nas.
Clarisa przewiduje, że na początku marca 1978 roku zachodnie wybrzeże USA zmieni swą
konfigurację. San Diego będzie wyspą. Na południe od Santa Barbara masyw kontynentalny
przemieni się w archipelag wysp. Nie widzę strat w ludziach, bowiem będą to zmiany stopniowe,
umożliwiające szybką ewakuację ludności z zagrożonych rejonów... Nastąpi zmiana biegunowości
Ziemi, ale też stopniowo, nie gwałtownie. Nowa konfiguracja biegunów będzie bardziej harmonijna
i korzystniejsza dla Ziemi. Imperiał Valley będzie znów dnem morza. Utworzy się nowa zatoka,
tworząca nową drogę wodną do Arizony.
Clarisa widzi liczbę 8 mającą związek z jej przewidywaniami przemian w tym rejonie Pacyfiku,
które mają nastąpić 8 marca 1978 roku, i mają trwać przez 10 lat.
się morzem śródlądowym. Los Angeles i San Diego będą wyspami na pełnym morzu, natomiast na
oceanie powstanie nowy kontynent. Phoenix będzie miastem portowym nowego Zachodniego
Wybrzeża i zmieni nazwę na Port City of the West. Południowo-zachodnie stany USA zmienią się
w piękną Rivierę.
Bez względu na to, czy źródłem tej wiedzy są Kosmiczni Bracia czy jej, Clarisy, „intuicja
nadświadomości”, nie możemy dłużej przechodzić nad jej przewidywaniami do porządku
dziennego.
Sama koncepcja odwiedzin Ziemi przez przedstawicieli innych cywilizacji nie stała się wprawdzie
częścią współczesnej mitologii
, odkąd George Adamski oświadczył, że wszedł w kontakt z
pilotem „latającego spodka” pochodzącego z Wenus, który to kontakt miał miejsce w pobliżu
Desert Center (CA), 20 listopada 1952 roku. Adamski porozumiewał się z nim dzięki
telepatycznemu transferowi myśli, z tak wielkim sukcesem, że kontaktowiec ten opublikował 2
bestsellery swego życia: „Flying Saucers Have Landed” oraz „Inside the Space Ships”, i dzięki
czemu stał się najbardziej kontrowersyjną postacią zwłaszcza po swojej śmierci, niż za życia w
szczytowych latach swej misyjnej działalności czołowego piewcy na cześć Kosmicznych Braci. Dla
tych, którzy tworzą „kult latającego talerza” Adamski jest i pozostał na zawsze naszym pierwszym
ambasadorem w Kosmosie. Dla sceptyków pozostał szarlatanem, szalbierzem i bezczelnym
naciągaczem. Dla badaczy, którzy biorą „na poważnie” całą sprawę NOL-i, Adamski personifikuje
kogoś, kto poważnie wziął się za problem tak skrzętnie pomijany i ignorowany przez
ortodoksyjnych naukowców.
Religioznawca pracujący dla United Press International (UPI) Louis Casses skomentował w
sierpniu 1969 roku w artykule prasowym o tych, którzy wierzą w to, iż Ziemia jest unikalnym
miejscem we Wszechświecie, w którym stał się jedyny w swoim rodzaju cud życia, powołany
aktem woli Najwyższego, w polemice twierdzi on, że nie ma dowodów na to, że „cud” ten
ogranicza się tylko i wyłącznie do naszej Ziemi.
Wielebny G. E. U. Nicholson, rektor kościoła pod wezwaniem św. Marii Dziewicy w Burfield
(Anglia), opublikował swój zdumiewająco nie ortodoksyjny pogląd na temat NOL-i w kościelnym
czasopiśmie. Według niego ufozjawisko ma charakter ogólnoświatowego fenomenu i stawia pytanie
czy są one „rydwanami Boga” wymienionymi w Biblii, czy też może są one instrumentami
„satanicznie nastawionych ludzi na Ziemi”, przy czym jest tak ustosunkowany do kontaktowców i
ich przesłania: Kosmiczni Bracia są posłańcami Boga, a ich obecnym zadaniem jest obserwować
Ziemię i być z nami w Dniu Sądu Ostatecznego. To Oni będą odpowiedzialni za wniebowstąpienia
tych, którzy prawdziwie wierzą w Niego i będą z nimi w czasie gdy Ziemia będzie niszczona
płomieniami ognia niebieskiego.
Nicholson przypomina swe wcześniejsze wypowiedzi:
- Jezus ukazuje nam niebo zamieszkałe przez swych Aniołów & Świętych, a gdy On powróci, Jego
Aniołowie będą zebrani wraz ze Świętymi z czterech stron świata, od jednego krańca niebios do
drugiego;
- św. Paweł zapewnia, że ci którzy żyją w wierze prawdziwej do czasu Dnia Sądu będą wzięci do
Niebios i spotkają się z Panem na wysokościach;
- Przepowiednie Psalmów mówią o latających kulistych pojazdach w czasie trwania tego
wydarzenia: Jest 20 tysięcy rydwanów, a w każdym tysiąc aniołów, a Pan jest pośród nich.
- w tekście proroctw Izajasza jest fragment o wielkiej radości, która zapanuje na ziemi gdy zniknie
wszelkie zło: Oto nadejdzie Pan w płomieniach wraz ze swoimi rydwanami jak huragany i zstąpi w
płomieniach ognia na Ziemię. W końcowej konkluzji wyraża wiarę w realność fenomenu NOL-i i
jego możliwych powiązań z Biblią, a ściślej - z zawartymi w niej proroctwami.
Brytyjski kaznodzieja Kościoła Metodystów, lord Soper oświadczył publicznie, że we
Wszechświecie mogą istnieć istoty, które są dla człowieka niedostrzegalne: Oni mogą istnieć jako
wiązki fal radiowych, lub jako coś jeszcze bardziej dziwnego dla nas, w stosunku do czego nie
można użyć już antropomorficznych terminów. Poza tym nie widział żadnej przyczyny, by nie
uważać, że wiara w Boga przeszkadza w utwierdzaniu przekonania, że onegdaj odwiedziły nas
istoty z innego świata. - Jeżeli na planetach Epsilonu Eridani żyją istoty myślące, to mogą one mieć
własną inkarnację Boga - powiedział on. - Ten fakt nie stoi w jakiejkolwiek sprzeczności z naszym
obrazem Boga i Jego Syna. Chrystus jest ludzkim odbiciem Boga, tak więc istoty z innych światów
mają swoje własne odbicie Boga, Najwyższej Istoty. Wynikało to by z tego, że każda istota w
Kosmosie została stworzona na obraz i podobieństwo Boże...
Ojciec Lambert Bolphin, badacz z Instytutu Stanforda w Kalifornii oświadczył w tamtejszej prasie,
co następuje: Te wydarzenia zawiodły mnie do przekonania, że NOL-e są pozaziemskiego
pochodzenia, pilotowane przez inteligentne istoty. Ich pojawienie się jest kojarzone z drugim
przybyciem Chrystusa.
Rabin Norman Lamm, żydowski teolog wystąpił z opinią, że judaizm i jego podstawa (Talmud) nie
jest zagrożona naukowymi odkryciami, iż człowiek nie jest jedyną istotą rozumną na Bożym
świecie. I chociaż Biblia kładzie nacisk na wyjątkową naturę człowieka, rabbi Lamm wskazuje na
to, że taka informacja nie leży w sprzeczności z jej doktrynami.
W swej pracy „Gods of Aquarius” przytoczyłem, onegdaj przypadek Francie, kontaktowca i
mistyczki Nowych Czasów (New Age), która zrelacjonowała swoje pierwsze spotkanie z anielskimi
istotami, które porozumiewały się z nią dziwną, śpiewną mową:
Wszystko zaczęło się w chwili, gdy ojciec zaczął wbijać gwóźdź w ścianę po mojej prawej stronie.
Firanki targane były przeciągiem, okna były otwarte. Zasłony niemal dotykały moich nóg.
Pamiętam te szczegóły mimo tego, że miałam tylko 5 lat. Być może to Oni chcieli bym to
zapamiętała.
W pewnej chwili ujrzałam postać opadającą wolno i stającą po mej prawej stronie. Postać ta
przeniknęła przez sufit i lśniła miękkim światłem. Nie jestem pewna czy ona dotykała podłogi. Na
jej ramionach powiewała długa szata. Włosy miała jasne i proste, opadające na kark. Oczy
niebieskie, szeroko rozstawione. Uzębienie pełne, skóra gładka bez zarostu. To akurat pamiętam, bo
ojciec miał brodę...
...Nie wiem dlaczego przez te wszystkie lata sądziłam, że to był anioł. Zaczął on mówić do mnie,
jego głos był bardzo melodyjny, zaś jego mowa przypominała melorecytację. Krzyknęłam do ojca:
Tato, patrz! W naszym pokoju jest anioł!!! - po czym rzuciłam na niego okiem. Widziałam jego
plecy i uniesioną do kolejnego uderzenia rękę trzymającą młotek. Nie poruszał się. Już chciałam
okrzyknąć go, ale wtedy ujrzałam drugiego anioła wiszącego mu nad głową. Powiedziałam do ojca:
Jeżeli nie chcesz się odwracać, to spójrz w górę - masz jednego nad głową. Ale tato się nie poruszał.
Anioł nad jego głową był kobietą. Widziałam tylko jej twarz i głowę. Wyglądała jakby była z
innego miejsca niż męski anioł. Miała ciemniejszą skórę, oczy i włosy. Jej włosy były faliste i
wisiały po obu stronach jej drobnej twarzyczki, a tymczasem mój anioł mówił do mnie.
Zapamiętałam kilka fraz, ale nie rozumiałam ich. Zawołałam matkę i ujrzałam kolejną kobiecą
twarz w rogu pokoju. Rozejrzałam się - w pokoju były cztery anioły...
...Zawołałam matkę jeszcze raz i dodałam, że w pokoju są anioły. Po chwili „mój” anioł zmienił
głos. Nie był już melorecytacyjny, ale niski, monotonny, mechaniczny: Nie wzywaj swych
rodziców - rzekł. Matka odpowiedziała, że nie ma czasu, bo jest zajęta. Anioł znów mówił do mnie
i w pewnym momencie znikł tak, jak i pozostałe żeńskie istoty. Ojciec wbijał gwóźdź... Nie
zapamiętałam tego, co do mnie mówiono, poza paroma frazami, nie mówiąc już o tym, że nic z tego
nie zrozumiałam. Jeżeli jednak naprawdę Oni się pojawili w mym życiu to sądzę, że pozostał po
tym trwały ślad w mojej podświadomości. Dlaczego Oni pojawili się w swej postaci fizycznej?
Równie dobrze mogli skomunikować się ze mną telepatycznie.
Kilka lat temu sheffieldzkie gazety opublikowały wywiad z Phillippem Rodgersem zamieszkałym
na sir William Hill w Orindleford w Anglii. Wraz z nim wypowiadali się uczeni, astronomowie i
inżynierowie. Powodem zaś przeprowadzenia tego wywiadu była taśma magnetofonowa, na której
Rodgers utrwalił dziwne, straszne głosy, mówiące z ostrym, nieprzyjemnym akcentem. Głosy te
pochodziły od Istot z Kosmosu.
Phillipp Rodgers jest słynnym muzykiem, który w chwilach wolnych od zajęć zajmuje się
wychwytywaniem i zapisywaniem na taśmę magnetyczną głosów i odgłosów pochodzących ze
statków kosmicznych lub Istot z innych światów. Bez względu na to, czy są to pozdrowienia od
istot z dalekich światów, czy cokolwiek innego, bez względu na to czy jest to wada magnetofonu
czy mediumistycznych właściwości Rodgersa
, głosy rzeczywiście brzmią dziwnie i
„nieziemsko”.
Dłuższa wymiana korespondencji pomiędzy mną a Rodgersem odsłoniła kulisy jego przygody z
„głosami z Kosmosu”:
Pewnego dnia, w październiku 1956 roku, wspinałem się na szczyt wzniesienia Sir William Hill,
długą i prostą, błotnistą drogą biegnącą na wysokości 400 m n.p.m. patrząc na Serpent Valley i
wioskę Grindleford (Derbyshire), która znajduje się o jakieś 16 km od przemysłowego miasta
Sheffield. Gdy schodziłem w dół ujrzałem dziwne pulsujące światło, którego pochodzenia nie
mogłem sobie wyjaśnić.
W parę tygodni później, gdy schodziłem ze wzgórza, zostałem oślepiony przez latający obiekt,
który wisiał na wprost mnie, świecąc na przemian to biało, to czerwono, a potem zniknął. Te dwa
CE utwierdziły mnie w przekonaniu, że nie tylko NOL-e naprawdę istnieją, ale także Oni wiedzą
coś o mnie. Poza tym oba te Spotkania były czysto osobiste - nikt poza mną w nich nie
uczestniczył.
W ciągu następnego roku (1957), w okolicy Sheffield zaobserwowano wielokrotnie przeloty NOL-i.
We wrześniu miałem wiele razy okazję słyszeć masę dźwięków, emitowanych przez niewidzialne
obiekty latające
. Czasem były to fragmenty jakiejś melodii, a czasami były to melodyjne, ale
nierytmiczne dźwięki, które przypominały dźwięki dzwonów. Będąc muzykiem byłem w stanie
zapisać te dźwięki na pięciolinię. Pewnego razu wydobyłem ze swego instrumentu nutę C przed
300 swymi szkolnymi dziećmi. Jeden z tych obiektów powtórzył to wysokie C, nie tylko słyszane
przeze mnie i dzieci, ale także przez innych kolegów i nauczycieli. Później dowiedziałem się, że
kilku ludzi w hrabstwie Rossocommon (Irlandia) słyszeli podobne dźwięki, więc nie były to
dźwięki powstałe w mym mózgu.
24 listopada 1957 roku, wpadłem na pomysł zapisywania tych dźwięków na taśmę magnetyczną. W
tym celu umieściłem mikrofon swego Grundiga na parapecie okna saloniku, i włączyłem
magnetofon, zbiegłem na dół i stanąłem przy drzwiach wejściowych. Po paru minutach usłyszałem
penetrujący przenikliwy dźwięk, wydobywający się z pomiędzy drzew po przeciwnej stronie łąki.
Pobiegłem na górę, przewinąłem taśmę z paskudnym przekonaniem, że nic tam nie będzie. Ale
byłem w błędzie, dźwięk był utrwalony czysto jak dzwon. Zauważyłem, że składał się z dwóch
podstawowych składowych nut, w zestawieniu zupełnie mnie nie znanym. To był pierwszy dźwięk
pochodzący z Kosmosu, który udało mi się wychwycić. Podobne dźwięki udało mi się wychwycić
w czasie Bożego Narodzenia.
W lutym 1958 roku, także odnotowałem kilka tego rodzaju dźwięków w czasie silnej śnieżycy.
Były to muzyczne frazy, pomiędzy którymi mikrofon wyłapał słowo Howdy!, rodzaj pozdrowienia,
nigdy nie używanego w naszym rejonie. Sądzę, że dziewczynka, która je powiedziała, uczyła się
angielskiego w zachodnich stanach USA.
Następne wydarzenie miało miejsce 21 marca, gdzieś koło południa. Mechaniczny, „komputerowy”
głos powiedział jasno i czysto: Ludzie, statek jest prawdziwy!; zaś w tle słychać było odgłosy pracy
maszyny do pisania. Było to pierwsze posłanie od Nich, które zostało odnotowane na taśmie.
Wydarzenie to utwierdziło mnie w przekonaniu, że NOL-e są prawdziwe i są pilotowane przez
rozumne istoty. Sygnały te wyłapałem nie przez radio, a przez mikrofon Golden Voice umieszczony
pod oknem mojej sypialni na wysokości ok. 4 m od ziemi. Wszystkie te sygnały były niesłyszalne
dla mnie, słyszę je dopiero po cofnięciu i odtworzeniu taśmy.
Na krótko po opisanych wydarzeniach, udało mi się nagrać fantastyczną serię muzycznych
sygnałów, granych na instrumentach nieznanych na Ziemi: jeden z nich brzmiał jak skrzypce, ale
bez struny G, zastąpionej wyższym B i E w ziemskich skrzypcach. Pomiędzy dźwiękami za-
notowałem pozdrowienia, a potem rozległy się dźwięki jakiegoś instrumentu przypominającego
harfę, grającą dziwny, w nowoczesnym brzmieniu akord. Dokładnie sprawdziłem czy w radio i TV
nie były nadawane w tym czasie jakieś koncerty muzyki współczesnej. Nie było takich.
Z całym naciskiem muszę zaznaczyć, że moje zapisy są krótkie i fragmentaryczne, trwają 1-2
sekundy i nie dłużej. Nie ma w nich posłań od Wenusjan czy Marsjan zakazujących wojen,
zabraniających produkcji bomb wodorowych, itp. Jeżeli poskładamy je w jedną całość, to
uzyskamy żywy obraz istot które je wytworzyły. Oni nie chcą zrobić nam krzywdy i są nam
życzliwi.
Jedno z najciekawszych nagrań udało mi się uzyskać w dzień Bożego Ciała ok. godziny 20:45.
Później sprawdziłem, czy jakieś dzieciaki nie bawiły się na polu po przeciwnej stronie domu. Nie
było tam nikogo. Na taśmie były głosy dzieci, które naśladowały głosy zwierząt, nuciły i śmiały się.
Głosy te były poprzedzielane dźwiękiem jakiegoś instrumentu, wygrywającego nowoczesne frazy
muzyczne, podobne nieco do fanfar. Mały chłopiec, który mógł już mówić, powiedział: sputnik.
Poprzedzone to było czymś w rodzaju wypowiedzi w jego własnym języku: Ja-du-pardu!
Dziewczynka w wieku 11 lat (ziemskich) powiedziała miękko: Alleluja! Poprzedzone słowami
Hyanna-podo wypowiedziane z włoską czystością.
W parę tygodni później znów zarejestrowałem chłopięcy głos, mówiący: Ya-ba hueseta, natomiast
młody damski głos odpowiedział mu: Mee-see-mar tonem brzmiącym jak czułe pozdrowienie. [...]
Choć jesteśmy istotami rozumnymi, bardzo szybko osądzamy innych. Wciąż nie możemy znaleźć
motywów, które kierują Innymi w dokonywaniu badań, obserwacji i analiz naszej własnej kultury.
Inwazja... dominacja... zajmowanie terytorium... konkwista... komercjalna ekspaloatacja... Skąd my
to znamy?
Gdyby powyższe leżało w planie tych Istot, to tą konfrontację mielibyśmy już dawno za sobą, bo
Oni mają nad nami tak wielką przewagę technologiczną, że nie musieliby nawet wdawać się z nami
w walkę zbrojną. Więc ta „wojna światów” nie wchodzi w grę. Celem Ich badań jest po prostu
nasze życie i życie na naszej planecie we wszelkich jej środowiskach. Znają naszą historię lepiej
nawet od nas, bo i nie obowiązują ich prawa czasu i przestrzeni. Powyższe dowodzi tylko jednego:
Oni zawsze byli z nami i wśród nas. Poza tym wciąż przyspieszają swój program interakcji. I to
właśnie wydaje się być jedynym logicznym programem działania naszych kosmicznych kuzynów.
KONIEC
Przypisy
Niezidentyfikowany Obiekt Latający = UFO – przyp. red.
Przyjąłem najnowsze dwuliterowe oznaczenia stanów USA, które zamieszczam w nawiasie
obok nazwy miejscowości, wykaz stanów USA zamieszczam na końcu książki – przyp. tłum.
United States Air Forces – siły powietrzne USA – przyp. tłum.
Little Green Men – małe zielone ludziki – żartobliwa nazwa nadana Obcym przez astronomów
brytyjskich z okazji odkrycia pierwszego pulsara w latach 60. XX wieku – przyp. tłum.
Aktualnie stosuje się tą klasyfikację dla wszystkich obiektów dziennych, niezależnie od kształtu,
koloru, itp. właściwości – uwaga tłum.
A ostatnio także i z przestrzeni kosmicznej – przyp. tłum.
Właściwe określenie to Obserwacje Radarowo-Wizualne – obserwacje na ekranach radarów i
równoczesne obserwacje wzrokowe – przyp. red.
Stopień ten został dodany do klasyfikacji przez ufologów już po śmierci dr Hyneka – uwaga
tłum.
A dokładniej, gdy obiekt jest bliżej świadka, niż 150 m, ale kiedy nie ma nań żadnego
fizycznego oddziaływania – przyp. red.
Archiwum Centrum Badań UFO i Zjawisk Anomalnych w Krakowie zgromadziło ponad 3.500
informacji na temat Obserwacji Dalekich i Bliskich Spotkań z UFO w Polsce do początku roku
2004 – uwaga tłum.
A także – w dobie różnych programów w rodzaju NMD/SDI i innych - i kosmicznymi – uwaga
tłum.
Tematyka ta została barwnie ukazana w filmie science-fiction pt. „Szerokość geograficzna
zero” reż. Inoshiro Honda – uwaga tłum.
Zob. Ivan Sanderson – „Uninvited Visitors” oraz Brinsley le Poer-Trench – „Operation
Earth” – przyp. tłum.
Zob. Janusz A. Zajdel – „Cylinder van Troffa” – przyp. tłum.
Zob. – „UFO – pojazdy spoza czasu” i St. Lem – „Dzienniki gwiazdowe Ijona Tichego:
Podróż XX” a także Zb. Nienacki – „Pan Samochodzik i człowiek z UFO”, wyd. III, Olsztyn 1991
– uwaga tłum.
I. Sanderson – Uninvited…” – ibidem. B. le Poer-Trench – “Operation…” – ibidem.
Autorowi powyższego zdania chodzi o podświadomą generację ektoplazmy i świadome lub
podświadome formowanie jej w kształt NOL-a, tak jak to ma miejsce w przypadku powstawania
„duchów” i „zjaw” czy „fantomów” w czasie seansów spirytystycznych, z tym, że w opisywanym
przypadku rolę medium przejmuje na siebie sam obserwator. Tym mechanizmem można
wytłumaczyć niektóre fenomeny utrwalone na zdjęciach zrobionych w rejonie występowania
agrosymboli w Wylatowie i innych miejscach pojawiania się agroformacji – uwaga tłum.
I w ten sposób wytwarzamy tulpoidy albo myślokształty – biologiczne projekcje naszych myśli
i pragnień – uwaga tłum.
To jest właśnie ta moc rycerzy Jedi z „Wojen gwiezdnych” Lucasa – uwaga tłum.
Takimi istotami mogliby być mieszkańcy legendarnej Interterry, Pellucidaru czy Agharty –
przyp. tłum.
Powyższe stanowi doktrynę niektórych ugrupowań i sekt religijno-okultystycznych i
ufologicznych, a nawet satanistycznych w rodzaju np.: Antrovis, Christian Zion Advocates,
Raelians czy Heaven’s Gate – uwaga tłum.
Wszystkie cytaty biblijne wg „Biblii Tysiąclecia”, wyd. III, Warszawa – Poznań 1980 – przyp.
tłum.
Cytat ów brzmi: Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi aniołom i są dziećmi Bożymi,
będąc uczestnikami zmartwychwstania. – przyp. tłum.
Jak to było np. w Sodomie i Gomorze – Rdz 19,1-18 – uwaga tłum.
Podobny opis znajduje się w apokryficznej Księdze Henocha – uwaga tłum.
Por. Brinsley le Poer-Trench – „Operation Earth” – uwaga tłum.
Oczywiście chodzi tutaj o zjawisko NL, a nie fenomen naturalny gwiazd Novych i
Supernovych – przyp. tłum.
Z łac. dosł..: Usłużny – uwaga tłum.
Inne źródła podają nazwę Cloera lub Cloera Borrough – przyp. tłum.
Wydarzenie to jest najprawdopodobniej kalką opisanego wcześniej incydentu z okolic Bristolu,
bowiem uczonym i historykom jak dotąd nie udało się ustalić, gdzie leżała miejscowość o tej
nazwie: Cloena czy Cloera Borough – uwaga tłum.
Por. Lucjan Znicz-Sawicki – „Goście z Kosmosu – NOL”, t. 1, Gdańsk 1982 – przyp. tłum.
Pierwszy sterowiec wprawdzie wzniósł się w powietrze w 1872 roku, ale żaden ówczesny
sterowiec nie miał lśniącej, metalicznej powłoki, jaka miały statki powietrzne obserwowane w tym
okresie. Zob. M. Jesenský – „UFO nad Dzikim Zachodem” w „Nieznanym Świecie” z 2003 roku –
przyp. tłum.
W tym czasie Kuba była jeszcze kolonią hiszpańską – przyp. tłum.
Jest to gwiazda Izar (al-Izar) – przyp. tłum.
Szerszą interpretację tekstów „radioech Störmera” podaje A. Marks w książce „Na tropach
Kosmitów” – przyp. tłum.
Inne źródła podają od 103 do 150 ly – przyp. tłum.
W tym miejscu nasuwa się uwaga, czy Istotami, które skonstruowały ten próbnik nie są
czasem... ludzie? Pomyślmy – te 13.000 lat akurat dziwnym zbiegiem okoliczności pasuje do daty
katastrofy i zagłady Imperium Atlantydy. Co więcej – pojawianie się dziwnych Nieznanych
Obiektów Kosmicznych lub/i Nieznanych Obiektów Orbitalnych w rodzaju Czarnego Księcia czy
Czarnego Barona w latach 40. i 50. XX wieku mogło stanowić odzew na sygnały prof. Störmera i
van der Poola z 1926 roku. Kto wie, czy nie był to relikt z czasów atomowych wojen bogów-
astronautów??? Po drugie – czyż nie wydaje się trafniejszą interpretacja Szpilewskiego, która
wskazuje na inną gwiazdę – Tau Ceti (τ-Ceti), która jest odległa od Słońca o 11,8 ly – przyp. tłum.
Celowo pominąłem tutaj enuncjacje dotyczące Silentium Universii oraz wniosków z
Konferencji Biurakańskiej, bowiem nie dotyczą one bezpośrednio tematu, a opracowania ich
znajdują się w wielu źródłach. Ponadto opuściłem tutaj szczegóły Projektu OZMA, które są
powszechnie znane – uwaga konsultanta.
Dzisiaj Niżnyj Nowgorod – przyp. tłum.
A teraz także chińskie, japońskie, brazylijskie i izraelskie – przyp. tłum.
Federal Communication Commission – Federalna Komisja ds. Łączności – przyp. tłum.
Czyli ok. 10’ – uwaga tłum.
To raczej nie były iglice, a małe piramidy, jak to wynika z podanych wymiarów – uwaga tłum.
Niestety, dalsze badania zdjęć i wnioski z nich wyciągnięte zostały przez NASA utajnione i
tylko z przecieków prasowych wynika, że znaleziono tam wiele dziwnych obiektów terenowych,
które uznano za przejaw rozumnego działania jakichś istot na Srebrnym Globie. Czytelnikowi
polecam cykl kilkunastu publikacji na ten temat zamieszczonych na łamach „Nieznanego Świata” –
uwaga tłum.
Ostatnie badania z końca lat 90. XX wieku wskazują na to, że dinozaury nie były wcale tępymi
i ociężałymi potworami, jak je sobie wyobrażano, ale istotami o znacznej ruchliwości i inteligencji,
które jednak wyginęły wskutek kosmicznego kataklizmu – jak udowodniły to prace L. i W.
Alvarezów, a nie z powodu swej ogromnej wagi... – przyp. tłum.
Argument sporny, bowiem badania głowonogów udowodniły, że macki w warunkach
środowiska wodnego są organem sprawniej funkcjonującym, niż ręce – przyp. tłum.
W Polsce przypadek taki miał miejsce w czasie CE0 Witkowice w 1980 roku - z tym, że Obcy
porozumiewali się telepatycznie ze świadkiem – uwaga konsultanta.
W czasie najsłynniejszego polskiego CE4 w Emilcinie Obcy porozumiewali się pomiędzy sobą
jakimś dziwnym, świergotliwym językiem, zaś ze świadkiem za pomocą gestów – uwaga tłum.
Little Green Men = Małe Zielone Ludziki, potoczne, żargonowe określenie humanoidalnych
Kosmitów – uwaga konsultanta.
Jak uśmiech Dżokera kreowanego przez Jacka Nicholsona w filmie „Batman” – przyp. tłum.
Sergio Conti – FSR, nr IX-X/1970 – przyp. aut.
Stwierdzenie to nie jest całkowicie zgodne ze stanem faktycznym, bowiem w kilkunastu
przypadkach CE3 i CE4, Obcy zmuszali przemocą ludzi do wejścia na pokład NOL-a, lub zbliżenia
się do niego – uwaga tłum.
W. Strieber w swej pracy „Wspólnota” twierdzi, że Obcy stosują rodzaj maskowania
psychotronicznego mózgów świadków, w celu osłabienia szoku spowodowanego przez nich. Są to
wspomnienia osłonowe, które albo przesłaniają prawdę o tym, co świadek przeżył, albo w ogóle
wymazują te nieprzyjemne wspomnienia z pamięci świadka – uwaga tłum.
FSR, nr I-II/1969 – przyp. aut.
Dla porównania, po katastrofie w Czernobylskiej EJ w kwietniu i maju 1986 roku,
radioaktywność na terenie woj. zachodniopomorskiego wzrosła miejscami do 3 cR/h, co uważano
za dawkę niebezpieczną dla człowieka i innych istot żywych – przyp. tłum.
Deszcz jest naturalnym czynnikiem dekontamitacyjnym skażenia promienistego czy
chemicznego, ale jednocześnie może być „transporterem” radioaktywnego fall-out’u, jak wykazały
to katastrofy w amerykańskich i radzieckich instalacjach jądrowych – uwaga tłum.
Paradoks ten można obejść zakładając, że NOL-e naprawdę są pojazdami czasowymi
(poruszającymi się we wszystkich kierunkach w czasie i w przestrzeni) a nie tylko
czasoprzestrzennymi – uwaga tłum.
To wychodzi szczególnie na czarno-białych zdjęciach, kiedy to świadkowie opisujący NOL-a
twierdzą, że był on jasny, zaś na zdjęciu wyszedł jako ciemny i vice-versa. Można to wytłumaczyć
tym, że NOL emitował promieniowanie, na które było uczulone oko świadka, ale nie błona
filmowa, którą miał w aparacie. Podobnie jest w przypadku zapisów wideo czy zdjęć wykonanych
techniką cyfrową – uwaga tłum.
Jest to hipoteza nad- lub podprzestrzeni. Zakłada ona, że podróże w naszej czasoprzestrzeni z
punktu A do punktu B odbywają się w czasie T, gdzie T > 0, co warunkuje prędkość światła – c.
Inaczej jest w pod- czy nadprzestrzeni (hiperprzestrzeni), gdzie T = 0, a c nie jest prędkością
progową, bowiem pojęcie prędkości traci w ogóle jakikolwiek sens fizyczny – uwaga tłum.
Co w Finlandii – której obywatele wcale bynajmniej nie grzeszą brakiem pogardy w stosunku
do wysokoprocentowych trunków – jest uznawane za cechę świadczącą o prawdomówności i
uczciwości – uwaga tłum.
FSR, nr IX-X/1970 – przyp. aut.
Powyższy incydent został wykorzystany przez Sołomona (Soła) Szulmana w jego
plagiatorskiej pracy pt. „Иннопланeтяние над Россией”, Moskwa 1990, w której umieścił on
detale tego CE w realiach radzieckich – uwaga konsultanta.
Wioska Imjärvi przeżyła w latach 1970-75 prawdziwą inwazję NOL-i. to CE3 było jedynie
wstępem do całej serii incydentów z Obcymi i ich pojazdami, (zob. H. Spencer & J. Evans –
„UFOs 1947-1987: 40-years Search for an Explanation”, BUFORA, Londyn 1987) – uwaga tłum.
Zob. „Skylook”, nr III/1976 – przyp. aut.
„Skylook”, nr VIII/1975 – przyp. aut.
EST = czas wschodnioamerykański – przyp. tłum.
Robert A. Schmidt – FSR nr X-XI/1968 – przyp. aut.
Zob. „Canadian UFO Report”, lato 1976 – przyp. aut.
„Gray Barker’s Newsletter”, marzec 1976 – przyp. aut.
Czyli 9,6 mm – przyp. tłum.
Ogólny opis Istot pokrywa się z tzw. MiB – Ludźmi w Czerni, o których będzie jeszcze mowa
w Rozdziale 8 tej pracy – uwaga tłum.
Zły, złośliwy lub dobry duch z ludowych podań skandynawskich – przyp. tłum.
Według innych legend jest to kraina położona na wschód od Donu lub „nad chmurami”, gdzie
znajdują się siedziby germańskich bogów – uwaga tłum.
Oczywiście przedkolumbijskich – uwaga tłum.
Dygresja ta jest co najmniej na miejscu, bowiem Szekspir był Różokrzyżowcem, czego ślady
znajdujemy w jego dramatach („Burza”, „Sen nocy letniej”), a Różokrzyżowcy zajmowali się m.in.
magią, alchemią i nawiązywaniem łączności ze światem ponadzmysłowym – uwaga tłum.
Do czego zdolne są Pixies pokazał doskonale Christopher Columbus w filmie „Harry Potter i
Komnata Tajemnic” (2002) nakręconego wg drugiego tomu powieści J. K. Rowling pod tym
samym tytułem – przyp. tłum.
Jak dowodzą tego badania polskiego językoznawcy prof. dr hab. Benona Zbigniewa Szałka
ze Szczecina około 12 tys. lat temu na Ziemi istniała jedna cywilizacja posługująca się jednakowym
pismem i wspólnym językiem, czego ślady widać także i w językach współczesnych – uwaga tłum.
Także mitologia słowiańska zna małe zielone istotki ludzkie z wielkimi głowami oraz cienkimi
rączkami i nóżkami – przyp. tłum.
Historia ta ma kilka wersji, Autor przytacza tutaj mniej romantyczną wersję tego
„kosmicznego” romansu z Pozaziemianką – uwaga tłum.
Celem napromieniowania jego skóry była najprawdopodobniej jej sterylizacja – przyp. tłum.
„Ohio UFO Reporter”, marzec 1973 – przyp. aut.
Ted Bloecher – „UFO Repair Reported” w „Skyhook”, lipiec 1975 – przyp. aut.
Są to roje Taurydów i Leonidów, których nazwy pochodzą od nazw konstelacji Taurus – Byk i
Leo – Lew – przyp. tłum.
„Skylook” nr 7/1975 r. – przyp. aut.
Wysokość Istot oszacowano później na podstawie porównania Ich wzrostu z porastającymi
teren krzewami, które okalały miejsce incydentu – uwaga aut.
Czyli 2,54 cm – przyp. tłum.
Przypadki takie odnotowano także i w Polsce – zob. Br. Rzepecki i K. Piechota – „UFO nad
Polską”, Białystok 1996. Osobiście uważam, że jest to raczej likwidacja chronoklazmu, a nie
usunięcie „niewygodnego” dowodu w klasycznym ujeciu - uwaga tłum.
Podobny obiekt lub obiekty zaobserwowano przy szosie E-67 z Pärnu do Tallina w Estonii, w
1989 roku – przyp. tłum.
Townsend postąpił jak doświadczony kierowca, obawiając się kolizji i możliwości
samozapłonu paliwa najprawdopodobniej wyłączył silnik, przekręcając kluczyk w stacyjce z
pozycji AVV na MAR lub STOP – uwaga tłum.
„El Diario” wydanie z Monte Maix, Argentyna i „O Journal” wydanie z Rio de Janeiro,
Brazylia – przyp. aut.
„Acción” wydanie w Aggraga, Argentyna – przyp. aut.
Relacja ta przypomina pogoń świadków NL/CE0 z dziwną Istotą w okolicach Dobrej
k./Szczecina w kwietniu 1978 roku. Tamta Istota była goniona z prędkością 110 km/h i też nie
można było jej dogonić... – przyp. tłum.
Ta seria niepowodzeń przypomina dość dokładnie działania MiB wymierzone w świadków
obserwacji UFO czy CE – uwaga tłum.
Najprawdopodobniej jest to efekt nie tyle fizyczny, ile psychiczny. Wielu świadków CE mówi
o efektach dźwiękowych, a jednocześnie inni świadkowie – obserwujący tego samego NOL-a – ich
nie słyszą... Może to mieć związek z oddziaływaniem pól siłowych UFO na mózg człowieka,
podobnie jak ma to miejsce w przypadku bolidów elektrofonicznych – uwaga tłum.
Z ang.„lie detector” – zwany po polsku poligrafem lub wariografem – zespół przyrządów
pomiarowych mierzących reakcje fizjologiczne przesłuchiwanego (temperatura ciała, tętno,
ciśnienie krwi, napięcie mięśni, itp.), których zmiany parametrów wskazują na to, czy
przesłuchiwany przeżywa emocje w związku z zadawanymi mu pytaniami – uwaga tłum.
Badanie wariograficzne w wielu krajach (w tym w wielu stanach USA) nie jest dowodem, ale
poszlaką i nie może być wykorzystywane jako dowód w procesie sądowym – przyp. tłum.
Rozszyfrowany tekst – przyp. tłum.
Z ang. dosł. „głupi żart”, „głupi kawał” – tak w literaturze ufologicznej określa się wszelkie
oszustwa i fałszerstwa dowodów, artefaktów, relacji, zdjęć, itd. itp. – uwaga tłum.
Lub NOL (czy nawet kilka NOL-i) unosił(o) się nad takim stworzeniem, jak to miało miejsce
w Dobrej k./Szczecina w 1978 roku – uwaga tłum.
Środkowo-azjatycka odmiana Yeti nazywa się Ałmas lub Ałmasny. Radziecka i rosyjska
literatura ufologiczna także wiąże obecność NOL-i z tymi istotami – przyp. tłum.
W światowej literaturze ufologicznej takie urządzenie określa się jako urządzenie typu „bell-
jar” – przyp. tłum.
„Canadian UFO Report”, vol. 3, nr 4/1975 – przyp. aut.
Istnieje możliwość, że zrzucane są przez nich nie tylko istoty opisane w rozdziale, ale
również inne tzw. zwierzęta reliktowe, które mogą pochodzić nie tyle z innej planety, ile w dalekiej
Przeszłości lub Przyszłości geologicznej naszej planety i dostawać się w naszą Rzeczywistość
wskutek chronoklazmu, a nie celowego działania – uwaga tłum.
„Skylook” nr 12/1973 – przyp. aut.
J. Whitenour i B. Steiger – „Saga”, luty 1968 – przyp. aut.
Ch. Carter wykorzystał ten motyw w jednym z odcinków swego serialu „Z Archiwum X” –
przyp. tłum.
Zajmujący się humanoidalnymi istotami z UFO i tematami pokrewnymi amerykański ufolog
Albert Rosales z Miami (FL) potwierdził wszystkie tutaj wymienione i opisane relacje o spotkaniu
z „Abominable Sandmanem”, które miały miejsce na Florydzie w opisywanym czasie. Faktycznie
istnieje tam nieznany nauce, bardzo ostro śmierdzący gatunek małpy zwany przez miejscowych
„skunk monkey” – skunksią małpą, którą obserwowano niejednokrotnie na półwyspie Floryda –
przyp. tłum.
To właśnie m.in. o takich istotach pisał w swych opowiadaniach słynny „Cień z Providence”
amerykański pisarz horrorów H. Ph. Lovecraft. Jak widać, nie pisał on z głowy, ale w oparciu o
relacje z realnych zdarzeń, które miały miejsce w USA – uwaga tłum.
Zob. „Canadian UFO Report”, vol. 2, nr 4/1975 – przyp. aut.
S. Gordon – „UFO and Creature Observed in Same Area in Pennsylvania” w „Skylook” nr
11/1975 – przyp. aut.
Czyli ok. 400 m – przyp. tłum.
Jest to teren parku narodowego, którego część znajduje się na półwyspie Presque – przyp.
tłum.
T. Bloecher – „Occupant Case Detailed” w „Skylook” nr 11/1974 – przyp. aut.
Kolegami tymi byli: Edgar Jarrod – szef Australian Flying Saucer Bureau oraz Harold
Fulton – szef Civilian Saucer Investigation of New Zealand. Wszyscy trzej prowadzili obszerną
korespondencję na temat powiązań UFO z Antarktydą i wszyscy trzej byli terroryzowani przez
MIB. NB, pewne wyjaśnienie powiązań NOL-i z Białym Kontynentem podał M. Reilly w powieści
sensacyjnej pt. „Stacja lodowa” (Warszawa 2001), w której twierdzi on, że Amerykanie od dawna
wykorzystywali Antarktykę jako poligon dla swych najnowszych technologii wojskowych, i taka
jest chyba prawda o UFO w Antarktyce. Inną rzeczą jest to, że właśnie na Antarktydzie mogło
dochodzić do kontaktów z Obcymi już dawno, jeszcze w latach międzywojennych, w czasie
pierwszych badań interioru Szóstego Kontynentu, co znalazło swe odzwierciedlenie w ówczesnej
literaturze grozy i SF – uwaga tłum.
Osobiście jestem przekonany, że za tym stoi tylko i wyłącznie aktywność amerykańskich,
NATO-wskich, radzieckich i innych służb specjalnych, które w okresie Zimnej Wojny
rozpracowywały zagadnienie fenomenu UFO i wszystkich innych, które dałyby przewagę jednej ze
stron i pozwoliły na pokonanie drugiej. Wskazuje na to logika prowadzonych przez nich działań,
konfiskata artefaktów, zbieranie relacji o NOL-ach, „wyciszanie” badaczy czy świadków
obserwacji dalekich i CE z UFO, itd. itp. – uwaga tłum.
U nas znany pod tytułem „Najeźdźcy” i wyświetlany w TVP-1 w latach 1979/80 – przyp.
tłum.
John A. Keel poświęcił się potem demaskowaniu mitologii ufologii i Zimnej Wojny, wskutek
czego zdemaskował kilka głośnych ufomatactw XX stulecia, m.in. „Incydent na Maury Island”, co
zawarł w swym artykule opublikowanej przez J. Spencera i H. Evansa antologii pt. „UFOs 1947-
1987: In the 40-Years Search for an Explanation” (BUFORA, Londyn 1987), gdzie stwierdza
wprost, że MIB-owie są agentami rządu Stanów Zjednoczonych maskującymi potknięcia
amerykańskiego programu zbrojeń atomowych i innych. W podobnym duchu ujmuje problem Ch.
Carter w swym popularnym serialu TV pt. „Z Archiwum X”, który zdobył niesamowitą wręcz
popularność na całym świecie na przełomie XX i XXI wieku – uwaga tłum.
W tym czasie płk George P. Freeman – rzecznik prasowy Pentagonu z ramienia Project Blue
Book – przyp. aut.
W tym przypadku chodzi o służby wywiadu i kontrwywiadu: Federalne Biuro Śledcze - FBI,
Centralną Agencję Wywiadowczą - CIA, Obronną Agencję Wywiadowczą - DIA, Krajową Agencję
Bezpieczeństwa - NSA, Wywiad USAF – A-2, Wywiad Wojsk Lądowych – G-2, Wywiad US Navy
– N-2, Wywiad techniczny USAF – ATIC, Wywiad techniczny US Navy – ONR, itd. itp. – przyp.
tłum.
Powyższe spostrzeżenie może sugerować, że MIB-owie są Przybyszami spoza czasu, którzy
działają w naszej Rzeczywistości i zbierają wszystkie artefakty pozostawione przez Ufonautów (a
tak na dobrą sprawę Chrononautów) w celu niedopuszczenia do chronoklazmów. Dokładniej
problem ten wykłada Zbigniew Nienacki w już tu powołanej powieści pt. „Pan Samochodzik i
człowiek z UFO” – uwaga tłum.
Obecnie użytkownicy Internetu odbierają dziwne e-maile zawierające różne wirusy kasujące
pamięć twardych dysków lub nawet pogróżki – uwaga tłum.
W ufologii termin „artefakt” oznacza każdą materialną rzecz związaną z ufozjawiskiem –
przyp. tłum.
W amerykańskim filmie pt. „Faceci w Czerni” i „Faceci w Czerni 2” w reżyserii Barry’ego
Sonnenfelda MIB-ami okazują się być agenci ds. Kosmitów specjalnej agencji rządu USA, których
zadaniem jest utrzymanie porządku i właściwych stosunków pomiędzy Ziemianami a
zamieszkującymi tajnie Ziemię Kosmitami i demaskują ich diabelskie knowania – uwaga tłum.
6290 Thirty-fourth Avenue North, St. Petersburg, FL-33710, USA – przyp. aut.
W religiach Wschodu są to istoty stojące poza światem ludzi i bogów, których rola jest
strzeżenie czystości doktryny religijnej (Jung) lub tzw. Strażnicy Progu – istoty strzegące
odwiecznej, a nierozpoznawalnej tajemnicy bytu jednostkowego człowieka. Są one nierozerwalnie
związane z każdym człowiekiem – przyp. tłum.
Deadline – w żargonie dziennikarskim: nieprzekraczalny termin oddania tekstu do ostatecznej
redakcji numeru – przyp. tłum.
Autor używa słowa „trickster” – „oszust” – ale słowo „Eon”, zapożyczone z prozy H. Ph.
Lovecrafta – w tym przypadku oznacza pewien rodzaj bytów starszych od Ludzkości, i bardziej
tutaj pasuje do natury tych istot – uwaga tłum.
Nasuwa się tutaj analogia z Ludźmi I Generacji, których cywilizacja istniała już na Ziemi co
najmniej 2 mld lat temu – uwaga tłum.
Chodzi tutaj o radziecką służbę kontrwywiadu NKWD/NKGB – Смертъ Шпионом – dosł.:
„Śmierć Szpiegom” – przyp. tłum.
Do ufologii lat 80. ub. wieku wprowadzono nawet termin tulpoid, jako tworu
wygenerowanego świadomie czy nieświadomie przez ludzi badających UFO, a który
zachowywałby się dokładnie tak, jakby sobie oni tego życzyli. Problem w tym, że niejednokrotnie
UFO pokazywały się ludziom, którzy niczego o UFO nie wiedzieli, a co praktycznie obala tą
hipotezę – uwaga konsultanta.
Na początku lat 80. w USA powstała grupa badawcza NOL-i składająca się z lekarzy – tzw.
PROJECT VISIT – zajmujący się psychicznymi (CE5) i fizycznymi skutkami (CE6) Bliskich
Spotkań – uwaga tłum.
Zob. Raymond E. Fowler – „Sprawa Andreassonów”, Białystok 1992 – uwaga tłum.
Tego rodzaju fenomen (odgłosów krzyku czy płaczu dziecka) jest często kojarzony z
obecnością UFO w naszym pobliżu – uwaga tłum.
Zjawisko „zwiastuna śmierci” jest znane z wielu relacji i jest zdaje się fenomenem
psychotronicznym, którego nie można wiązać z obecnością UFO, a raczej ze zjawiskami PSI,
takimi jak telepatia, telegnozja czy prekognicja. Tematyka ta była wałkowana na łamach
„Nieznanego Świata” oraz innych czasopism ezoterycznych i tam odsyłam zainteresowanych –
uwaga tłum.
Ofiary incydentów z NOL-ami bardzo często skarżą się na zapalenie spojówek, łzawienie
oczu, itp. dolegliwości oczne, co można wytłumaczyć dużą ilością szkodliwego promieniowania
UV emitowanego przez nie – uwaga tłum.
To jest od 5 lat. Worley przeprowadził ten wywiad w 1970 roku – przyp. aut.
Być może leczono nie traumę, ale wspomnienie osłonowe (zob. W. Strieber – Wspólnota”),
które miało tą traumę złagodzić i zamaskować, dlatego terapia nie odnosiła skutku – uwaga tłum.
Infradźwięki są to dzięki o częstotliwości <20 Hz, czyli poniżej dolnego progu słyszalności
przez człowieka – przyp. tłum.
Ultradźwiękami nazywamy dźwięki o częstotliwościach od 16 kHz do 100 MHz, czyli
powyżej górnego progu słyszalności przez człowieka – przyp. tłum.
I nie tylko, bowiem niektóre zwierzęta są w stanie generować i odbierać ultradźwięki i
infradźwięki (np. psy, koty, delfiny, itd.) – przyp. tłum.
Człowiek widzi fale świetlne o długościach zawartych pomiędzy 380 a 780 nm – uwaga tłum.
Wbrew pozorom zjawisko to pod nazwą nocnej zmory jest dobrze znane na
Słowiańszczyźnie. CBUFOiZA posiada w swych rejestrach kilka przypadków podobnych
wydarzeń, które rozegrały się w Polsce – uwaga tłum.
Szpital wojskowy – przyp. aut.
Ludzi, którzy są podatni na nie nazywamy stygmatykami. Największym współcześnie
żyjącym stygmatykiem był o. Pio – uwaga tłum.
Nie mówiąc już o niezwykle nikłym prawdopodobieństwie trafienia w tak mały cel, jakim jest
ludzka głowa z wysokości, na jakiej zazwyczaj latają samoloty! – uwaga autora.
Tzn. strzelby myśliwskiej o wystrzeliwanej przez nią masie śrutu lub pocisku (kuli lub
breneki) wynoszącej 1/12 funta angielskiego ołowiu, czyli ok. 38 g. Najpopularniejszymi strzelbami
są „dwunastki” i „szesnastki” – przyp. tłum.
NN = Nomen Nominum czyli Nieznanego Nazwiska – przyp. tłum.
Być może te trupy były rezultatem porachunków przestępczych, mafijnych albo wynikiem
gry wywiadów i kontrwywiadów. Niestety nie wiadomo, czy zainteresowała się tym MI-5 lub inna
służba wywiadu, czy kontrwywiadu Wielkiej Brytanii i/albo NATO. Jest to bardzo możliwe,
bowiem w informacjach serwowanych nam przez autora nie ma kluczowego faktu: daty śmierci
Iana Salta. Osobiście uważam, że te tajemnicze zgony tych NN osób mogą mieć związek z jedną z
największych tajemnic Zimnej Wojny – a mianowicie: śmiercią kmdr J. „Bustera” Crabbe’a w
kwietniu 1956 roku, który na użytek wywiadu Royal Navy miał za zadanie dokonać pomiarów śrub
napędowych radzieckiego krążownika Ordżonikidze, cumującego wtedy w Portsmouth. Akcja ta
skończyła się śmiercią lub porwaniem kmdr Crabbe’a i kompromitacją metod MI-6. (Zob. P.
Wright – „Łowca szpiegów”, Warszawa 1991) Znalezione zwłoki mogą mieć związek z tymi
wydarzeniami – uwaga tłum.
W Polsce podobny przypadek miał miejsce w dniu 26 grudnia 1983 roku w okolicach
Radziejowa Starego, gdzie ofiarami ataku były ptaki z rodziny krukowatych (zob. J. Tretter –
„Zwykłe zjawisko nadprzyrodzone” w „Express Reporterów” Warszawa 1984) – uwaga tłum.
Także pojawianie się tzw. agroformacji czy agrosymboli jest kojarzone z działaniem
promieniowania mikrofalowego oraz pól elektrycznych, magnetycznych i grawitacyjnych, czego
dowodzą badania prowadzone przez ufologów w piktogramach zbożowych na całym świecie –
uwaga tłum.
W czasie moskiewskiej konferencji „Bioinformenergo ‘97” wystosowano apel do wszystkich
rządów świata o zaniechanie badań i produkcji broni psychotronicznych i działających w oparciu o
podobnie działające środki. Ufolodzy mają dowody na to, że broń taka była wypróbowywana i
stosowana przeciwko ludziom już na początku II połowy XX wieku. Ostatnio wszystkie mocarstwa
– a szczególnie USA – pracują nad zastosowaniem wszelkich rodzajów broni kosmicznego
bazowania oraz tzw. NLW (Non-Lethal Weapon) czyli broni, która nie zabija, ale powoduje
obezwładnienie siły żywej nieprzyjaciela lub trwałe uszkodzenia jego środków technicznych, co
miało miejsce m.in. w czasie I (1991) i II (2003) Wojny w Zatoce oraz Wojny w Kosowie (1999), a
także w czasie Operacji Afgańskiej (2001). Istnieje zatem możliwość, że niektóre z agroformacji
zbożowych mogą być generowane przez tego rodzaju tajne bronie i tajne technologie – uwaga tłum.
Inna wersja tego CE podaje, że Masse został obezwładniony przez Obcych po oddaniu do
nich strzału z broni palnej. Por. H. Spencer i J. Evans – „UFOs: 1947-1987…” – uwaga tłum.
Według innych źródeł Pedro Pretzel, incydent ten miał miejsce w Argentynie – uwaga tłum.
Istnieje możliwość, że Mary zostałaby uprowadzona, szczególnie jeżeli byłaby w ciąży.
Ludowe podania mówią o ciężarnych kobietach, które były uprowadzane przez Obcych i albo nie
rodziły swych dzieci, albo rodziły dzieci Obcych, ewentualnie donaszały ciążę, ale ich dzieci były
porywane przez Obcych – uwaga tłum.
Incydent ten jest w Polsce znany, więc pozwoliłem sobie tutaj na skrót – uwaga tłum.
Był to klasyczny przypadek CE z tzw. missing time – „zagubionym czasem” – uwaga
konsultanta.
Jest to typowy przykład na powiązanie ufozjawiska z powstawaniem tzw. agroformacji
zbożowych – przyp. tłum.
Test na wariografie (poligrafie) – popularnie zwanym wykrywaczem kłamstw. W niektórych
krajach jest on jedynie dowodem posiłkowym (poszlaką) i nie może decydować o winie czy
niewinności oskarżonego, czy prawdomówności świadka – uwaga konsultanta.
Są to Bliskie Spotkania oznaczone jako CE-III-F albo CE5, w czasie których dochodzi do
kontaktu psychicznego – uwaga konsultanta.
W świetle wyjaśnień podanych przez hipotezę Wędrowców w Czasie jest to całkowicie
zrozumiałe. Obcy – a raczej ludzie z głębokiej Przeszłości lub Przyszłości naszej planety po prostu
studiują powstanie i rozwój Hominis sapientis od Ich – naszego – zarania i stąd przekazy o bogach,
którzy mogą się łączyć z ludźmi (ówczesnymi), bez konieczności pokonywania barier
genetycznych, które stanowiłyby przeszkodę (być może nie do pokonania) w przypadku, gdyby w
grę wchodziły Istoty z Kosmosu, a nie ludzie – przyp. tłum.
Żartobliwie nazywa się to „efektem diabelskiego ogona” (bo niby diabeł ogonem nakrył...) i
tłumaczone jest tym, że Obcy zabierają jakąś rzecz w celu gruntownego przebadania jej, a potem
zwracają na to miejsce, z którego ją wzięli – uwaga tłum.
Uri Gellera zdemaskowano wreszcie jako oszusta i zręcznego hochsztaplera – przyp. tłum.
Autor tej książki też uważa się za „gwiezdne dziecko”, co zaważyło potem na jego dalszym
życiu osobistym – uwaga tłum.
Narodowa Służba Informacyjna o Trzęsieniach Ziemi – przyp. tłum.
Bardzo silne, gwałtowne i niszczące trzęsienie ziemi – przyp. tłum.
Patrycja Hearst – córka znanego magnata prasowego Hearsta była członkiem SLA – Wolnej
Armii Symbiozy, ugrupowania terrorystyczno-kryminalnego, które dopuściło się m.in. wielu
mordów, w tym rodziny znanego polskiego aktora i reżysera Romana Polańskiego – uwaga tłum.
Takich „odkryć” jest więcej, ale najsłynniejszym amerykańskim medium XX wieku był Edgar
Cayce – przyp. tłum.
Dotyczy to nie tylko naszych arsenałów broni jądrowej i termojądrowej, ale cywilnych
instalacji nuklearnych – uwaga tłum.
Taki scenariusz „głos zza światła” powtarza się niemal we wszystkich przypadkach CE3 i
CE4 – uwaga konsultanta.
Mil na godzinę, czyli ok. 88,3 km/h – przyp. tłum.
Obydwa te pierwiastki są wykorzystywane jako paliwa w energetyce jądrowej – przyp. tłum.
Podobne wydarzenia widział w swych „readings” E. Cayce – przyp. tłum.
Na szczęście dla Amerykanów, ta i inne przepowiednie się nie spełniły aż do roku 2004 –
przyp. tłum.
Kalifornia znajduje się na aktywnym uskoku tektonicznym, i w każdej chwili grozi jej
katastrofalne trzęsienie ziemi, które może (ale wcale nie musi) zaowocować tragicznymi i
katastrofalnymi następstwami, a dzisiaj stanowi wspaniałą pożywkę dla scenarzystów filmów
katastroficznych i fantastyczno-naukowych kręconych w Hollywood – uwaga tłum.
Teza ta obecnie jest kontrowersyjna, zwłaszcza że pod koniec II tysiąclecia n.e. powstało
wiele ruchów religijnych, sekt i stowarzyszeń ezoterycznych opartych na ufologii, jak np. Antrovis,
Christian Zion Advocates, Raelians czy Heaven’s Gate i in. – przyp. tłum.
Pogląd ten jest kontrowersyjny z tego względu, że stawia pod znakiem zapytania
omnipotencję i wszechwiedzę Boga, bowiem gdyby był wszechmocny i wszechwiedzący,
niepotrzebni byliby Mu pomocnicy w postaci Kosmicznych Braci... – przyp. tłum.
Chodzi tutaj o zjawisko tzw. „Głosów Jurgensona” mających być dowodem na istnienie
Kroniki Akaśnej, które mogą powstawać i być rejestrowane przez magnetofony nawet bez
mikrofonów, ale w obecności mediów, lub w nagrywanym na taśmę białym szumie radiowym,
kiedy to na tle słyszy się wypowiadane słowa lub całe logiczne frazy – uwaga tłum.
Istnieje podklasa NOL-i zwana Niewidzialnymi NOL-ami (NNOL lub po angielsku Invisible
UFO - IUFO), które są niewidzialne dla ludzkiego oka, ale wyczuwają je zwierzęta i można je
wychwycić na kliszę czy fotoelementy aparatów fotograficznych oraz kamer. Czasami manifestują
się one w specyficznych warunkach świetlnych – uwaga tłum.
Robert K. Leśniakiewicz