background image

 

Gdzie się podziało moje dzieciństwo 

 

 

 

 

 

 

 

 

Redakcja Piotr Żak 

 

Projekt okładki i opracowanie graficzne Maja Witecka 

 

Korekta Joanna Kudła 

 

Redakcja techniczna Adam Cedro 

 

© Copyright by Charaktery Sp. z o.o. 

 

Kielce 2003 

 

 

ISBN 83 916092 4 3 

 

 

 

Jest to piąta publikacja Wydawnictwa Charaktery 

25 512 Kielce ul Warszawska 6 

tel/faks (041)344 43 21 

e mail: charaktery@charaktery.com.pl 

http://charaktery.onet.pl 

 

background image

 

Spis treści 

Agnieszka Widera-Wysoczańska 

Pijany dom, czyli co dzieje się z dzieckiem alkoholika 

 

Marzenna Kucińska 

DDA czyli Dorosłe Dzieci Alkoholików 

1  Kim są 

2  Gdy rodzic pije 

3  Dom bez ścian dzieci bez rodziców 

4  Bohater maskotka  niewidzialne dziecko 

5  Zamrożeni ludzie 

       6  Dziecko w dżungli 

6  Samotni z lęku 

7  Pozwolić zagoić się ranie 

 

Dariusz Doliński 

Pokusa silniejsza niż rozum, czyli dlaczego ludzie nie radzą sobie z nałogami 

 

Alicja Senejko 

Szczypta optymizmu, czyli różne wyjścia z sytuacji bez wyjścia 

 

Zofia Milska-Wrzesińska 

Sam sobie na przekór, czyli dlaczego sobie szkodzimy 

 

Wiktor Osiatyński 

Silna wola i inne bajki czyli mity o piciu alkoholu 

 

Leszek A. Kapler, Beata Krzak 

Kwestionariusz Kontroli Zachowań 

 

Przydatne adresy 

 

 

background image

Dom pijany czyli co dzieje się 

z dzieckiem alkoholika 

Agnieszka Widera-Wysoczańska 

 

W  latach  sześćdziesiątych  i siedemdziesiątych  powoli  stawało  się  jasne,  że  osoby 

mieszkające  z alkoholikiem  zapadają  na  chorobę  zwaną  współuzależnieniem.  W 1983  roku 

w Stanach Zjednoczonych powstało Narodowe Stowarzyszenie Dzieci Alkoholików, którego 

celem  było  i jest  wskazywanie  i uznanie  ich  problemów  oraz  potrzeb.  Ponieważ  większość 

dzieci  alkoholików  zachowuje  się  w sposób  społecznie  akceptowany,  ich  problemy  bywają 

niezauważane i ignorowane, także przez nich samych. Na ogół wyglądają tak dobrze, ubierają 

się tak elegancko i odnoszą takie sukcesy, iż nie wydaje się, aby potrzebowali jakiejkolwiek 

pomocy.  Skutecznie  działa  u nich  przymus  samodzielnego  radzenia  sobie  z różnymi 

sytuacjami  życiowymi  i lęk  przed  ujawnieniem  własnych  problemów.  Tak  naprawdę  żyją 

uwięzieni  w dramatycznej  przeszłości  i,  czując  smutek,  zadają  sobie  pytanie:  Co  stało  się 

z moim dzieciństwem? 

Dorosłe  Dziecko  Alkoholika  to  człowiek  pochodzący  z rodziny,  w której  alkohol  był 

problemem  centralnym.  Zbyt  zajęty  w dzieciństwie  walką  o przetrwanie,  w życiu  dorosłym 

ma  poczucie,  że  nigdy  nie  był  dzieckiem.  Pijani  rodzice  wymagali  od  niego  zaspokajania 

potrzeb matki

;

 ojca i rodzeństwa, dbania o nich i ochraniania ich. Gdy pijany rodzic tracił nad 

sobą kontrolę, dziecko stawało się coraz bardziej odpowiedzialne za niego, za siebie i sprawy 

domowe. 

W  takiej  sytuacji  niebezpiecznie  jest  czuć  się  dzieckiem.  Aby  się  ochronić,  dziecko 

alkoholika buduje siłę pozwalającą zachowywać się jak dorosły. W jednej rodzinie ochrania 

matkę bitą przez ojca, w innej wspiera rodzeństwo i pomaga mu przetrwać kolejną awanturę. 

Tam, gdzie alkoholizm jest ukrywany, dziecko dba o rodzica, który całą noc wymiotuje, bo 

znowu „zachorował na nerki”, lub psychicznie walczy z wulgarnym, agresywnym albo ciągle 

nieobecnym rodzicem, nie odzywając się do niego bądź kłócąc się z nim. Dzieciństwo mija na 

walce, ochranianiu i udawaniu. 

Jak wygląda dom, w którym żyje aktywny alkoholik? 

Coraz  częściej  dziecko  zastanawia  się,  czy  jego  rodzice  mają  problemy  z alkoholem, 

background image

i namawia  ich  do  zaprzestania  picia.  Zdarza  mu  się  nie  spać  w nocy,  całymi  dniami  prze-

siadywać w zamkniętym pokoju, chce uciec z domu. Butelki z alkoholem znajduje w różnych 

kątach mieszkania i w rozpaczy chowa je lub wylewa alkohol do zlewu. Rodzic coraz częściej 

wraca  pijany  z przyjęcia  albo  ze  spotkania  z kolegami.  Chodzi  po  mieszkaniu  rozebrany 

i niechlujny.  Dziecko,  czując  wstyd  i zakłopotanie,  rezygnuje  z zabawy  na  podwórku  lub 

zaproszenia znajomych do domu. Coraz częściej martwi się, że rodzice rozwiodą się z powodu 

picia,  a jednocześnie  marzy,  żeby  pijany  rodzic  wyprowadził  się  albo  żeby  dom  był  tak 

normalny, jak domy innych dzieci. 

Życie rodzinne dziecka alkoholika jest niespójne, niestabilne, nieprzewidywalne: coś, co 

jest prawdą jednego dnia, nie jest nią dnia następnego. Pijany rodzic obiecuje coś synowi czy 

córce, a potem zupełnie o tym nie pamięta. Gdy jest trzeźwy, może być kochającym rodzicem, 

gdy  jest  pijany  -  gwałtownym,  brutalnym  lub  nieobecnym.  Dziecko  nigdy  nie  wie,  którą 

„osobę” spotka po powrocie ze szkoły. 

 

Czy tym domem rządzą jakieś reguły? 

Podstawowym celem życia takiej rodziny jest ukrycie, że przyczyną problemów są alkohol 

i alkoholik,  i wskazanie  innego  winnego.  Jeden  zestaw  reguł,  stworzony  przez  rodziców, 

sprowadza się do: „Nie mów”, „Nie czuj”, „Nie ufaj”. Przeznaczony jest dla dzieci i innych 

członków rodziny. Rodzice tworzą go po to, by osiągnąć dominującą pozycję, wzbudzić lęk, 

wywołać poczucie winy i wstydu, by móc pić i utrzymać ten dysfunkcyjny stan rzeczy. Drugą 

grupę  reguł  tworzy  dziecko.  Reaguje  w ten  sposób  na  reguły  matki  i ojca.  Jego  zestaw 

sprowadza  się  mniej  więcej  do  takich  przekonań:  „Jeżeli  nie  będę  mówił,  nikt  nie  będzie 

wiedział, co czuję, i nie zostanę zraniony”, „Jeżeli nie będę pytał, nie będę odrzucony”, „Jeżeli 

świetnie będę sobie radził sam, pozostawią mnie w spokoju”, „Jeżeli będę niewidoczny, nic 

mi się nie stanie”, „Jeżeli będę uważny, nikt się na mnie nie wścieknie”, „Gdy przestanę czuć, 

nie  odczuję  bólu”.  Podstawowa  zasada  brzmi:  „Muszę  zrobić  wszystko,  by  być  tak 

bezpiecznym, jak to tylko możliwe”. Jednak za to bezpieczeństwo płaci się wielką cenę, i to 

przez całe życie. 

 

Problemy Małego Dziecka Alkoholika (MDA) 

Już  w wieku  przedszkolnym  u dziecka  z rodziny  alkoholowej  występują  objawy,  po 

background image

których  można  rozpoznać,  że  przeżywa  ono  kryzysy  związane  z sytuacją  w domu. 

Podświadome  próby  poradzenia  sobie  z brakiem  rodzicielstwa  i próby  ochrony  siebie 

widoczne  są  w przyjmowanych  przez  dziecko  rolach:  bohatera,  kozła  ofiarnego,  dziecka 

niewidzialnego i maskotki. Jak na ironię, role te służą przeciwstawnym celom. Dają narzędzia, 

dzięki  którym  dziecko  może  przetrwać  alkoholizm  rodzica,  ale  jednocześnie  maskują  tę 

chorobę przed tymi, którzy mogliby pomóc. Dzieci alkoholików mistrzowsko kamuflują ból 

swojego serca. 

U  małych  dzieci  z takich  rodzin  można  zaobserwować  ciągłe  zmęczenie  lub  ospałość. 

U ponad rocznego dziecka objawy te mogą być sygnałem problemów psychicznych, w tym 

depresji. Powtarzające się koszmarne sny, sen przerywany, odmowa spania albo lęk przed nim 

w porze poobiedniej drzemki - mogą wskazywać na potencjalne problemy rodzinne związane 

z alkoholem.  Może  pojawić  się  regresja  w treningu  czystości,  ssanie  palca  czy  obgryzanie 

paznokci. Zachowania te związane są z pobudzeniem, chorobą, załamaniem lub zalęknieniem. 

Ciągły  brak  apetytu,  wybrzydzanie  w jedzeniu  czy  niedożywienie  to  też  oznaki 

problemów. Także dzieci wychudzone, które jedzą tak, jakby ich żołądki były studniami bez 

dna, mogą cierpieć z powodu zaniedbania alkoholowego. Kompulsywne jedzenie może mieć 

swój  początek  w nawykach  nabytych  już  w pierwszym  roku  życia.  Nadopiekuńcze  lub 

nerwowe matki karmią swoje dzieci za każdym razem, gdy te płaczą. Przekarmianiem starają 

się zastąpić niemowlętom miłość, której nie potrafią dać. Czasami żywność staje się dla dzieci 

substytutem miłości, której nigdy nie zaznały od rodziców alkoholików. 

Dzieci  alkoholików  mają  problemy  z dostosowaniem  się  do  zmian  w codziennych 

obowiązkach.  Kiedy  jedno  zajęcie  się  kończy  i przechodzi  w drugie,  mogą  mieć  trudności 

z przestawieniem się. Nieoczekiwane wydarzenie powodujące zmianę normalnego rozkładu 

codziennych zajęć może być także nadmiernie denerwujące i dezorganizujące. 

Dzieci  alkoholików  zazwyczaj  bawią  się  w izolacji.  W zabawach  powtarzają  to,  co 

widziały w domach rodzinnych: tematy alkoholowe, brutalne sceny agresji, bijatyki rodziców, 

winę i strach przed opuszczeniem. Daje to przedszkolakom poczucie kontroli nad własnymi 

lękami. 

Nadmierna  aktywność  wśród  przedszkolaków  jest  głównym  objawem  alkoholizmu 

rodziców  i częstym  objawem  syndromu  płodu  alkoholowego.  Dzieci  takie  mają  kłopoty 

z utrzymaniem  uwagi  i koncentracją  na  jednej  czynności.  Są  nadruchliwe,  nerwowe, 

background image

wybuchowe,  mają  częste  napady  złego  humoru  i mogą  nagle  zmieniać  zachowania  na 

nietypowe. Nie mogą usiedzieć podczas opowiadania krótkiej historyjki albo słuchania utworu 

muzycznego.  Nie  potrafią  planować  i dokończyć  zajęć,  które  rozpoczęły,  nie  mają 

cierpliwości  i entuzjazmu  do  pracy  w grupie  nad  jednym  projektem,  wymagającym 

poświęcenia uwagi przez kilka dni. Boją się nieznanych ludzi lub nowych sytuacji. A z drugiej 

strony nadmiernie lgną do innych i przesadnie lękają się separacji. 

Także nagłe zmiany zachowania u małych dzieci mogą wskazywać na alkoholizm w ich 

rodzinach. Na przykład dziecko śmiałe nagle wycofuje się z kontaktu albo dziecko zalęknione 

nagle zaczyna odgrywać znaczącą rolę w grupie społecznej. 

Niestety  Małe  Dzieci  Alkoholików,  przeżywające  takie  problemy  w życiu  codziennym, 

w większości przypadków pozostają niezauważone, chyba, że narozrabiają. Jednakże nawet 

wtedy  dorośli  z reguły  koncentrują  się  na  objawach,  a nie  na  problemach  leżących  u ich 

podłoża, i nie udzielają dzieciom właściwej pomocy. W takiej sytuacji warto pamiętać, że lata 

przedszkolne są fundamentem dorosłego życia. 

 

Co dzieje się z dzieckiem alkoholika, gdy dorasta? 

Dzieci z rodzin z problemem alkoholowym mają wielkie trudności w okresie dorastania. 

Alkoholik wpływa destrukcyjnie na umysły i emocje członków rodziny. Lekcje z dzieciństwa 

„dobrze pamiętamy” w `````````życiu dorosłym. Jeżeli dziecko zostaje zranione przez rodzica, 

od którego zależy i którego kocha najbardziej, sądzi, że jest złe, niegodne miłości i szacunku. 

W ten  sposób  uczy  się  nie  ufać  sobie  i innym.  Rozpoczyna  samotne  życie.  Odcina  się  od 

swoich uczuć, wypiera potrzeby. Uczy się udawać i kłamać nawet wtedy, gdy może mówić 

prawdę.  Miłość  oznacza  dla  niego  dbanie  o kogoś  i zapominanie  o własnych  potrzebach. 

Spontaniczność jest nieracjonalna, złość równa się agresji. 

Dorosłe Dzieci Alkoholików,  gdy mają ciepłego i kochającego partnera, z którym mogą 

czuć się bezpiecznie, toczą w sobie „wojnę” z wrogami z przeszłości i na  aktualne domowe 

sprawy  reagują  tak  jak  w dzieciństwie.  Nadal  czują  pustkę,  nie  ufają,  izolują  się.  DDA  nie 

wierzy,  aby dobra  relacja mogła trwać dłuższy  czas, dlatego podświadomie dąży do jej za-

kończenia, ale bez ludzi czuje się pusty i zalękniony. Dlatego zrobi wszystko, by kontrolować 

sytuację. Życie ma toczyć się zgodnie z ustalonym przez niego planem. Sytuacje przeżywane 

w domu rodzinnym wykształciły w nim zaradność i nadmierną odpowiedzialność, nauczył się 

background image

„czytać ludzi”. Dzięki tym cechom osiąga wielkie sukcesy w pracy zawodowej i buduje swoją 

karierę. Jednak te same zdolności nie pozwalają mu budować szczęśliwej rodziny. 

Jeżeli  spotyka  się  dwoje  ludzi  pochodzących  z rodziny  alkoholowej,  wtedy  problem 

narasta  ze  zdwojoną siłą, ponieważ oni  nie wiedzą, co czują,  nie ufają i nie  mówią wprost, 

podświadomie walczą ze sobą, czują pustkę i są nieszczęśliwi, chociaż odnoszą sukcesy. Te 

cechy przekazują swoim dzieciom i następnym pokoleniom. 

 

Jakie są typowe problemy Dorosłych Dzieci Alkoholików? 

W  rodzinie  alkoholowej  dorasta  się  z poczuciem  niejasności,  winy,  złości,  wstydu 

i strachu. Jest to całkowicie normalna reakcja na nienormalną sytuację. Osoby, które wstydziły 

się za swoich rodziców, w życiu dorosłym wstydzą się za swojego partnera. Czują się winne 

za sytuację w domu. Mają skłonność do śmiertelnej powagi, są trudne we współpracy. Raczej 

rzadko przeżywają radość i relaks. 

Ludzie, którzy będąc dziećmi, nie mieli poczucia własnej wartości, są tacy sami w życiu 

dorosłym, oceniają siebie i innych bezlitośnie. Szukają potwierdzenia siebie na zewnątrz. Nie 

przyjmują pomocy innych i ze wszystkim chcą radzić sobie samodzielnie. Muszą być najlepsi. 

Trudno im jest być elastycznymi. Gdy coś idzie nie po ich myśli, czują lęk i często nie kończą 

rozpoczętych spraw. Z trudem przychodzi im mówienie o sobie, ponieważ dotychczas musieli 

być  niewidoczni.  Są  lojalni  wobec  ludzi,  którym  się  to  nie  należy.  Życie  nie  ma  dla  nich 

większego  sensu.  Widzą  świat  albo  w czarnych,  albo  w białych  barwach.  Mając  poczucie 

nieadekwatności, muszą domyślać się, co jest normalne, a co nie. Gdy zaczynają pić, jest to 

dla  nich  szokiem.  Badania  pokazują,  że  od  40  do  60  proc.  dzieci  dorastających  w rodzinie 

alkoholowej  staje  się  alkoholikami  w życiu  dorosłym.  Mogą  też  cierpieć  z powodu 

współuzależnienia  od  małżonka  alkoholika.  Jeżeli  oboje  rodzice  pili,  dziecko  nie 

doświadczyło  bezpiecznej  i stabilnej  opieki.  W dorosłym  życiu  taka  osoba  jest  znacznie 

bardziej podatna na uzależnienia. Zazwyczaj wcześniej upija się po raz pierwszy i ma więcej 

problemów  z kontrolowaniem  swojego  zachowania.  Trzeba  podkreślić,  że  nie  wszystkie 

dzieci alkoholików doświadczają identycznych, emocjonalnych i fizycznych, konsekwencji. 

Wielki wpływ na zachowania DDA ma również to, czy w dzieciństwie doznali przemocy 

seksualnej lub fizycznej. Jeśli tak się stało, później cierpią z powodu zaburzeń pamięci, de-

ficytów  w koncentracji  uwagi,  zaburzeń  jedzenia,  problemów  seksualnych,  lęków, 

background image

koszmarów  nocnych,  nagłych  i niezrozumiałych  wspomnień,  poważnych  trudności 

w nawiązywaniu  bliskich  kontaktów  z ludźmi,  prób  samobójczych,  także  z powodu 

nawracającej i narastającej depresji. 

 

Zdrowie dzieci alkoholików 

Stres  kumulowany  wewnątrz ciała dziecka alkoholika w istotny sposób wpływa na jego 

zdrowie. Obok problemów emocjonalnych i poznawczych oraz trudności w funkcjonowaniu 

społecznym, pojawiają się poważne problemy zdrowotne. Dzieci alkoholików - częściej niż 

dzieci  z innych  rodzin  -  narzekają  na  bóle  głowy  i brzucha,  nudności,  rozstrój  żołądka, 

zmęczenie  i znużenie.  Zazwyczaj  lekarze  nie  znajdują  fizycznych  uzasadnień  tych 

dolegliwości. Dzieci z rodzin alkoholowych częściej chorują na astmę i anemię, częściej się 

przeziębiają i cierpią na alergie, mają też zaburzenia jedzenia. Te ostatnie, pojawiające się już 

we wczesnym dzieciństwie, nasilają się w życiu dorosłym. Jedzenie jest sposobem radzenia 

sobie z niskim poczuciem własnej wartości. Kompulsywne jedzenie może być także związane 

z ukrywaną  złością  do  osoby,  która  wyrządziła  krzywdę.  Uczęszczanie  na  różne  programy 

odchudzające jest nieskuteczne albo daje krótkotrwałe efekty. 

U  dzieci  alkoholików  zwiększa  się  ryzyko  wystąpienia  chorób  sercowo-naczyniowych, 

nagłych zmian w ciśnieniu krwi i tempie akcji serca. Wśród tych dzieci częściej też występuje 

osobowość typu A. Ludzie dorośli z osobowością typu A, pochodzący z rodzin alkoholowych, 

są  niecierpliwi,  działają  pospiesznie,  agresywnie  i z  wrogością  wobec  innych,  bez  przerwy 

z kimś  współzawodniczą.  Angażują  się  w karierę  zawodową  i mniej  interesują  się  innymi 

ludźmi.  Mają  niskie  poczucie  własnej  wartości,  małe  poczucie  bezpieczeństwa,  zbyt  nisko, 

wręcz nierealistycznie oceniają swoje osiągnięcia. Osobowość typu A badacze zaobserwowali 

już  u pięcioletnich  dzieci  alkoholików,  chcących  pozyskać  uwagę  i uczucie  rodzica 

niecierpliwego, ignorującego kontakt emocjonalny, wrogo nastawionego, nadkontrolującego 

i karzącego.  Takie  dzieci  próbują  sobie  poradzić  z dysfunkcyjną  i chaotyczną  sytuacją 

rodzinną, przyjmując rolę bohatera, czyli dziecka, które musi być dobre we wszystkim. 

 

Dzieci poddane działaniu alkoholu w życiu płodowym 

Przeprowadzone  przez  mnie  badania  wskazują,  że  znacznie  więcej  i znacznie 

poważniejsze  zdrowotne  konsekwencje  pojawiają  się  u DDA,  gdy  osobą  uzależnioną  była 

background image

matka.  Jeżeli  podczas  ciąży  piła  dużo  alkoholu,  mogła  doprowadzić  do  nieodwracalnych 

zaburzeń  emocjonalnych  i intelektualnych  spowodowanych  trwałym  uszkodzeniem  układu 

nerwowego,  czyli  Alkoholowym  Syndromem  Płodowym  (Fetal  Alcohol  Syndrome).  Do 

poważnego uszkodzenia mózgu, spowolnienia rozwoju fizycznego i umysłowego może dojść 

nawet  wtedy,  jeśli  matka  w czasie  ciąży  tylko  raz  pozwoliła  sobie  na  wypicie  dużej  ilości 

alkoholu. Dzieci z FAS mają poważne problemy z zaburzeniami koncentracji, samokontroli, 

samoświadomości,  osobowości,  emocjonalności,  zdolności  poznawczych,  mowy,  abs-

trakcyjnego  myślenia,  procesów  wyobraźni  i pamięci.  Są  nadpobudliwe,  impulsywne 

i drażliwe,  wrogo  nastawione  do  świata.  Mają  zniekształcenia  twarzy,  mało  ważą.  Często 

zapadają na choroby serca i defekty nerek, miewają problemy z oczami i ze słuchem, a także 

ataki padaczki. 

Nie  u wszystkich  dzieci  poddanych  działaniu  alkoholu  w życiu  płodowym  rozwija  się 

pełny  FAS.  U niektórych  mamy  do  czynienia  z tzw.  Płodowymi  Skutkami  Alkoholowymi 

(Fetal  Alcohol  Effects).  Chociaż  nie  widać  u nich  zewnętrznych  nieprawidłowości,  bardzo 

poważne  są  pierwotne  uszkodzenia  mózgu.  Ponieważ  wyglądają  normalnie,  otoczenie 

oczekuje od nich takiego samego zachowania. To natomiast prowadzi do wtórnych uszkodzeń 

psychicznych,  będących  rezultatem  nieprawidłowego  radzenia  sobie  z podstawowymi 

zaburzeniami. 

Między  12  a 51  rokiem  życia  osoby  z FAE  mają  problemy  ze  zdrowiem  psychicznym, 

przerywają  szkołę,  popadają  w konflikty  z prawem,  trafiają  do  więzienia,  przejawiają 

nieprawidłowe zachowania seksualne, mają problemy z alkoholem (ponad 50 proc. kobiet i 70 

proc.  mężczyzn  z FAE),  nie  potrafią  samodzielnie  żyć  (gotować,  robić  zakupów,  prać),  nie 

umieją znaleźć sobie pracy czy jej utrzymać. 

Dzieci z FAS i FAE nigdy w pełni nie zdrowieją. Jednak wczesna interwencja medyczna 

może  pomóc  ludziom  z FAS  w rozwijaniu  funkcjonowania  motorycznego,  zdolności  inte-

lektualnych, koncentracji uwagi i relacji z rówieśnikami; a ludziom z FAE w problemach ze 

zdrowiem psychicznym, w problemach szkolnych, z prawem i w uzależnieniach. Leczenie na-

leży jednak rozpocząć przed upływem 10, czy 12 roku życia dziecka. Potem jest już za późno. 

 

Od czego zależą konsekwencje psychologiczne ponoszone przez DDA? 

Od  indywidualnej  historii  dzieciństwa  każdej  osoby,  od  tego,  kto  pił  w rodzinie  i jak 

background image

zachowywał  się  wobec  dziecka  i innych  domowników.  Pojawiające  się  u dzieci  szkodliwe 

skutki  alkoholizmu  rodzica  związane  są  ze  sposobem  picia,  z finansową  niestabilnością 

rodziny,  kłopotami z prawem, brakiem bliskości, wsparcia i rozmów, z mniejszą zdolnością 

do rozwiązywania konfliktów, przemocą pojawiającą się w rodzinie, karami zbyt okrutnymi 

w stosunku  do  przewinień,  z zaburzoną  kulturą  i rytuałami  rodzinnymi,  które  pozbawiają 

dziecko  regularnych  posiłków,  wspólnych  udanych  wakacji,  niedzielnych  wyjazdów, 

wspólnych wieczorów czy odwiedzin u znajomych i rodziny. Istotną rolę odgrywa zły model 

rodzicielstwa, zaburzający role przyjmowane przez dziecko w rodzinie i środowisku, niejasny 

system wartości i nieprawidłowa edukacja życiowa. 

Ważna jest również liczba dzieci i kolejność urodzenia. Im dziecko młodsze i im dłużej 

żyje  z rodzicami  uzależnionymi,  tym  poważniejsze  konsekwencje  dorastania  w rodzinie 

alkoholowej  ponosi.  Dziecko  starsze  może  widzieć  wyraźnie  alkoholizm  rodzica,  młodsze 

absolutnie  się  z tym  nie  zgadza.  Jedno  może  pamiętać  same  horrory,  drugie  głównie 

przyjemne  rzeczy.  Znaczenie  ma  także  status  ekonomiczny  rodziny  i to,  czy  miała  miejsce 

przemoc fizyczna i seksualna. 

Istotne jest też, czy partner osoby uzależnionej leczy się ze swego współuzależnienia, czy 

dba  o swoje  zdrowie  i czy  dziecko  spotkało  osoby  wspierające.  Wielkie  znaczenie  mają 

również  temperament  i odporność  psychiczna,  umiejętności  społeczne  i przekonanie 

o możliwości wpływania na własny los. 

Jaki jest najlepszy sposób dbania o siebie, gdy pojawiają się problemy? 

Aby dziecko alkoholika rozpoczęło proces zdrowienia, najpierw musi sobie uświadomić, 

że  ma  specyficzną  podatność  psychologiczną  i genetyczną  na  problemy  emocjonalne  i uza-

leżnienia.  Musi  połączyć  przeszłość  z aktualnymi  kłopotami  życiowymi.  Taka  świadomość 

często  rodzi się przypadkowo, na przykład  pod  wpływem artykułu w gazecie, wykładu czy 

podczas  uczestnictwa  w warsztacie  („To  przecież  jestem  ja!”).  Zdrowienie  wymaga 

ujawnienia dramatów przeszłości, odreagowania uczuć związanych z doznanymi krzywdami 

i zaplanowania na nowo aktualnego życia. Daje możliwość zbudowania wewnętrznego świata 

niezależnego  od  dysfunkcyjnej  rodziny.  Dorosłe  Dziecko  Alkoholika  nigdy  nie  będzie  do 

końca  wyleczone,  ale  ma  wielką  szansę  na  rozwój  dający  spokój  i radość  w życiu.  Aby  je 

uzyskać,  trzeba  wziąć  udział  w terapii  indywidualnej  i grupowej,  a potem  w sytuacjach 

kryzysowych korzystać z pomocy innych ludzi i profesjonalistów. Trzeba wierzyć, że zmiana 

background image

jest możliwa. 

 

Zagrożenia w procesie zdrowienia 

W  procesie  zdrowienia  pojawiają  się  kryzysy  wynikające  z reguł  stworzonych 

w dzieciństwie. Dzieci w różny sposób reagują na urazy emocjonalne, fizyczne czy seksualne. 

Jedne wyraźnie dostrzegają alkoholizm rodziców, inne go nie zauważają lub nie chcą widzieć. 

Poważniejsze  kłopoty  w życiu  mają  ludzie  wychowywani  w rodzinach  alkoholowych, 

w których  udawano,  że  nic  się  nie  dzieje,  albo  zabraniano  mówić  o chorobie.  W związku 

z tym przestali oni wierzyć własnym oczom i uszom, własnej intuicji i rozsądkowi, stracili też 

zaufanie do ludzi. 

W  każdym  z tych przypadków zarówno rodzic alkoholik, jak i rodzic współuzależniony 

zachowuje się w sposób podważający w dziecku wiarę w bezpieczeństwo, sens i dobroć tego 

świata. Kłopoty pojawiają się, gdy dorosły niewiele pamięta z przeszłości i dlatego nie chce 

sięgać do wspomnień. Energię wykorzystuje do blokowania uczuć i przez to ogranicza zmiany 

w swoim życiu.  W takim przypadku pierwszym wyzwalającym doświadczeniem w procesie 

zdrowienia  będzie  uzyskanie  wglądu  we  własną  przeszłość  oraz  w problemy  wynikające 

z dzieciństwa.  Uwalnia  się  wtedy  siłę  i odzyskuje  wolność.  Demony  przeszłości  zostają 

zdetronizowane. 

Zdrowienie łączy się też z rezygnacją z ochraniania alkoholika i osoby współuzależnionej. 

Jednak  wtedy  pojawia  się  ryzyko  oskarżeń  o zachowania  zimne,  zdystansowane,  okrutne 

i egoistyczne. Wzmaga to poczucie nielojalności wobec rodziców i związane z nim poczucie 

winy  wobec  nich.  Spotykając  się  z zimną  reakcją  lub  gwałtownym  zaprzeczeniem,  DDA 

dokonuje bolesnego odkrycia, że najbliżsi nie chcą go słuchać, oskarżają o kłamstwo i zdradę. 

Słyszy komentarze podważające sens terapii. Stąd już tylko krok, by przestał dbać o własne 

zdrowie.  Zagrażająca  w procesie  zdrowienia  dzieci  alkoholików  jest  też  ich  chęć  do 

zajmowania  się  rodziną,  a nie  sobą.  „Wyzwalanie”  rodziców  może  być  ucieczką  od 

zajmowania się swoimi trudnościami. Tymczasem trzeba sobie uświadomić, że nie zmieni się 

rodziców i że własne wyzdrowienie nie zależy od stanu zdrowia rodziny. 

Innym  sygnałem  ostrzegającym,  że  pojawia  się  zniechęcenie,  jest  tendencja  do 

przypisywania rodzinie alkoholowej wszystkich kłopotów życiowych lub nie przypisywanie 

żadnego.  Po  prostu  trzeba  zrozumieć,  że  żadne  ekstremum  nie  pomaga  i że  z dzieciństwa 

background image

wyniosło się nie tylko krzywdę i ból, ale i ogromną siłę do budowania własnego życia. 

Gdy dominującymi przeżyciami  towarzyszącymi zdrowieniu są lęk i ból, spowodowane 

wzrastającą świadomością sytuacji życiowej, wówczas pojawia się niepokój, że nastąpiło po-

gorszenie i należy szybko zakończyć pracę nad sobą. W rzeczywistości ten lęk powinien być 

drogowskazem w procesie zdrowienia, wskazującym na problemy do rozwiązania. 

Podczas  procesu  zdrowienia  pojawiają  się  momenty  złego  samopoczucia.  Leczonego 

przytłaczają  zarówno  nowe,  świeżo  odkryte  rzeczy,  jak  i te,  które  jeszcze  pozostały  do 

odkrycia.  Ma  ochotę  powiedzieć:  „Dosyć,  nie  poczuję  się  już  lepiej,  kończę  to”.  Czuje  się 

izolowany, nagle przekonuje się, że nie ma przyjaciela, z którym może porozmawiać. Ciągłe 

krytykuje siebie i innych. Dręczy go powracające silne uczucie depresji i niepokoju lub brak 

bezpieczeństwa.  Nie  może  spać.  Nadużywa  alkoholu  albo  innych  środków  zmieniających 

świadomość. Ogarnia go uczucie beznadziejności. W procesie zdrowienia wyraźnie ujawnia 

się  jego  lęk  przed  zaufaniem  drugiemu  człowiekowi,  przed  bliskością  i intymnością. 

Użyteczne  są  tu  zasady  uczenia  się  nowych  relacji  poprzez  podejmowanie  ryzyka 

i poznawanie innych ludzi „krok po kroku”. 

„Spoczęcie na laurach” po dokonaniu w sobie zasadniczych zmian i wytyczeniu celów na 

przyszłość jest ostatnim zagrożeniem dla rozwoju. Aby zdrowieć, trzeba być stale zaangażo-

wanym  w utrwalanie  przemian.  Obserwowanie  siebie  staje  się  częścią  życia,  pomaga 

odpowiednio  wcześnie  zauważyć  „czerwone  światło”,  które  sygnalizuje,  że  dziecko 

alkoholika  powinno  intensywniej  niż  zwykle  zadbać  o siebie,  często  z pomocą 

wykwalifikowanego specjalisty. 

Czy można rozwijać się bez przeżywania wewnętrznych kryzysów? Raczej nie. Na proces 

rozwoju człowieka zazwyczaj składają się dwa kroki do przodu i jeden do tylu. Ten ostatni 

dostarcza  informacji  zwrotnych  ważnych  dla  dalszego  rozwoju  i wzmacniania  efektów 

uczenia  się.  Ponadto  codzienne  życie  często  jest  nieprzewidywalne  i pojawiają  się  w nim 

kryzysy,  z których  chcemy  wychodzić  tak,  by  maksymalizować  swoje  wewnętrzne 

możliwości. 

 

Agnieszka Widera-Wysoczańska 

 

 

background image

Agnieszka  Widera-Wysoczańska  jest  doktorem  psychologii,  adiunktem  Zakładu 

Psychologii  Klinicznej  w Instytucie  Psychologu  Uniwersytetu  Wrocławskiego.  Od  16  lat 

prowadzi terapię dla osób, które doznały urazu  chronicznego w dzieciństwie, a także szkoli 

profesjonalistów w zakresie diagnozy i terapii. Jej pasją są podróże. 

 

background image

DDA 

czyli Dorosłe Dzieci Alkoholików 

Marzenna Kucińska 

 

1. Kim są 

Dorosłe  Dzieci  Alkoholików  (DDA)  to  ludzie,  którzy  wychowywali  się  w rodzinach 

nadużywających  alkoholu.  Gdy  byli  dziećmi,  musieli  zbyt  wcześnie  dorosnąć.  Są  dorośli, 

a nadal  w głębi  siebie  pozostają  dziećmi.  Państwowa  Agencja  Rozwiązywania  Problemów 

Alkoholowych (i nie tylko) szacuje, że w Polsce żyje prawie 4 miliony dzieci, których rodzice 

nadużywają  alkoholu,  i około  1,5  miliona  dzieci  alkoholików.  Kiedy  dorosną,  część  z nich 

zacznie  pić,  część  zwiąże  się  z osobami  uzależnionymi,  a pozostałe  będą  starannie  unikać 

myślenia o tym, co wydarzyło się w ich dzieciństwie. Z moich szacunków wynika, iż Dorosłe 

Dzieci Alkoholików stanowią około 40 proc. dorosłej populacji Polaków. 

Doświadczenia  wyniesione  z rodziny  alkoholowej  mocno  rzutują  na  bliskie  kontakty 

w życiu dorosłym. Prawie połowa z tych DDA, którzy zgłaszają się po poradę psychologicz-

ną,  nie  decyduje  się  na  zalegalizowany  związek,  a jedna  trzecia  zawieranych  przez  nich 

małżeństw  kończy  się  rozwodem.  To  znacznie  więcej  niż  wśród  ogółu  Polaków.  Dorosłe 

Dzieci  Alkoholików boją się przede  wszystkim  powtórzenia  we własnym  związku tego,  co 

działo  się  w ich  domu  rodzinnym.  Duża  część  jest  głęboko  przekonana,  że  w małżeństwie 

można się tylko krzywdzić. 

Bliskie  związki  to  także  relacje  z własnymi  dziećmi.  DDA  często  mają  kłopoty 

z odnalezieniem  się  w roli  rodzica.  Wielu  z nich  rozpoczyna  terapię  właśnie  z powodu 

problemów  ze  swoimi  dziećmi.  Obawiają  się,  że  je  skrzywdzą,  wnosząc  do  wychowania 

doświadczenia z domu. Czasem nie potrafią z nimi rozmawiać. Mają kłopot z właściwą oceną 

tego, czy  problemy  ich syna albo córki są  „normalne”,  czy  też  powinny  być  niepokojącym 

sygnałem. W niektórych DDA własne dzieci budzą agresję. Trudno im się powstrzymać przed 

krzykiem,  groźbami  czy  uderzeniem.  Jednocześnie  mają  świadomość,  że  to  nie  dziecko 

zawiniło, że agresja bierze się gdzieś z głębi ich samych. Szukają pomocy dla siebie, aby nie 

krzywdzić własnych dzieci. 

Wielu  DDA  nie  decyduje  się  na  to,  żeby  mieć  dzieci  (ponad  połowa  uczestniczących 

w terapii), albo podejmuje taką decyzję późno, po trzydziestym roku życia. Gdzieś głęboko 

background image

tkwi w nich lęk, że dla ich syna czy córki życie okaże się równie okrutne, jak dla nich samych. 

Część  DDA  rezygnuje  z własnego  życia  osobistego,  ponieważ  przyjmują,  że  ich 

podstawowym  zadaniem  życiowym  jest  opiekowanie  się  mamą  albo  tatą,  a często  nawet 

czuwanie,  by  nawzajem  nie  zrobili  sobie  krzywdy.  Niekoniecznie  mieszkają  z rodzicami, 

a rodzice  wcale  nie  są  ludźmi  schorowanymi  ani  bardzo  starymi.  Spotkać  można  i takich 

DDA, którzy mają własne rodziny, ale każdy weekend, święta i wakacje spędzają z rodzicami. 

Zdarzają się także rodziny, w których wszystkie dorosłe, trzydziesto- czy czterdziestoletnie, 

„dzieci” mieszkają z rodzicami. 

W  trakcie  terapii  okazuje  się,  że  część  DDA  ma  mocno  zakodowane,  choć  rzadko 

uświadamiane poczucie, że ich podstawową rolą życiową jest „być dobrym dzieckiem”: „mąż 

(żona)  to  nie rodzina; rodzina to  rodzice, dziecko, brat”.  Odkrycie,  że być  dobrą córką czy 

dobrym synem” jest znacznie ważniejsze niż być dobrą żoną albo dobrym mężem”, zazwyczaj 

zmienia zupełnie porządek świata. Szczególnie dotyczy to kobiet. Są zaskoczone, jak łatwo 

zaprzepaścić dom i rodzinę, kiedy podstawowa odpowiedź na pytanie: „kim jestem?”, brzmi: 

„córką”. 

Zwykle  więź  Dorosłych  Dzieci  Alkoholików  z rodzicami  o jest  bardzo  silna,  choć 

kontakty nie  zawsze układają się dobrze.  Najczęściej DDA skarżą się, że tak naprawdę nie 

potrafią rozmawiać z matką czy z ojcem. Niechętnie jeżdżą do domu rodzinnego, bo czują tam 

napięcie, niepokój i bezradność. Czasami mówią wręcz o nienawiści do któregoś z rodziców. 

Przerażeniem  napawa  je  myśl,  że  będą  musiały  z nimi  zamieszkać,  kiedy  staną  się  oni 

niedołężni. 

Możemy  wyróżnić  kilka  typów  Dorosłych  Dzieci  Alkoholików:  wyobcowani,  smutni, 

skrzywdzeni, uzależnieni, współuzależnieni, odnoszący sukcesy, z poczuciem niższości. 

Wyobcowani najczęściej nie zdają sobie sprawy, że to, co przeżyli w domu rodzinnym, ma 

nadal wpływ na ich życie i samopoczucie. Po prostu uważają się za innych, bardziej skom-

plikowanych  lub  poplątanych  wewnętrznie.  Zazdroszczą  innym  słabszych  napięć 

wewnętrznych,  mniejszej  liczby  dylematów  i konfliktów,  mniejszych  wewnętrznych 

obciążeń, o wiele rzadziej pojawiającego się poczucia smutku i osamotnienia.  W sytuacjach 

społecznych bardzo silnie kontrolują się. Mają poczucie, że ludzie z pewnością ich oceniają, 

i to niekorzystnie. 

Wielu  DDA  leczy  się  z powodu  depresji.  To  smutni.  Biorą  kolejne  specyfiki,  które  nie 

background image

przynoszą  ulgi  ani  nie  zmniejszają  przygnębienia.  Czasem  przychodzą  do  psychologa,  szu-

kając zrozumienia siebie i rozwiązania problemów, a także potwierdzenia, że z nimi wszystko 

w porządku.  Zwykle  kończą  na  pierwszej  wizycie.  Boją  się  ruszyć  to,  co  jakoś  przyschło, 

przycichło. Po co znów ma boleć? Ich wspomnienia pełne są doświadczeń utraty czegoś lub 

kogoś. Mówią o braku uwagi i braku fizycznego bezpieczeństwa, o głodzie czy opuszczeniu. 

Dramaty  i koszmary  z okresu  dzieciństwa  stają  się  w życiu  dorosłym  źródłem 

niewypowiedzianego bólu i smutku, których nie ukoi tabletka. 

Ale są również DDA uświadamiający sobie, jak bardzo zostali skrzywdzeni tym, co działo 

się w domu,  gdy byli dziećmi.  Noszą  w sobie żal, rozgoryczenie, złość,  a nawet nienawiść: 

najczęściej w stosunku do tego z rodziców, który pił, ale czasem również wobec tego, który 

choć nie pił, także krzywdził. Pozostają w pozycji ofiary nawet wtedy, gdy sprawcy już nie 

ma,  lub  też  nie  jest  już  w stanie  nic  złego  zrobić.  Czują  się  pokrzywdzeni  i przez  pryzmat 

swojej krzywdy postrzegają świat i ludzi. 

Istnieje także grupa takich DDA, którzy sami zaczęli pić nałogowo. Sięgnęli po alkohol, 

bo na przykład próbowali poradzić sobie z trudnościami. Choć boleśnie pamiętają dzieciństwo 

podporządkowane rytmom picia i niepicia, dorosłe życie układają tak samo. Teraz to oni są 

najważniejsi, a życie rodzinne toczy się wokół ich picia i niepicia. 

Niektóre Dorosłe Dzieci Alkoholików, przyzwyczajone w dzieciństwie do zajmowania się 

innymi i pomagania najbliższym (matce, bo ma za dużo obowiązków; ojcu, bo sam nie jest 

w stanie  czegoś  zrobić;  rodzeństwu,  bo  jest  mniejsze  lub  bardziej  nieporadne),  wikłają  się 

w związki  z osobami,  którymi  trzeba  się  opiekować  (np.  z osobami  uzależnionymi, 

z głębokimi  problemami).  Życie  z partnerem,  który  nie  wymaga  opieki  czy  poświęcenia, 

uważają za nudne, zbyt poukładane. 

Wielu DDA pracuje na odpowiedzialnych, dobrze wynagradzanych stanowiskach i odnosi 

sukcesy zawodowe. Potrafią jednak pracować równie efektywnie w zamian za przysłowiowe 

dobre  słowo.  Zaskakująco  dobrze  rozwiązują  trudne  zadania  w sytuacji  stresu  i pod  presją. 

Zwykle  nie  mają  problemów  z wywiązywaniem  się  ze  swoich  obowiązków.  Nie  boją  się 

trudnych zadań ani ryzyka. Są odpowiedzialni i nie rezygnują łatwo. Dbają o potwierdzanie 

swoich  kompetencji,  ucząc  się  i podejmując  nowe  wyzwania.  W efekcie  są  zwykle  bardzo 

dobrymi  i mało  wymagającymi  pracownikami.  Świetnie  też  potrafią  radzić  sobie 

z publicznymi prezentacjami - nikt nie widzi ich silnego napięcia czy lęku przed oceną. Ludzie 

background image

podziwiają często ich opanowanie i spokój  zewnętrzny, nie  zdając sobie  sprawy z tego, jak 

sprzeczne jest to, co widzą, z tym, co dzieje się „w środku” tych ludzi. 

Poczucie  niższości  i niekompetencji  towarzyszące  Dorosłym  Dzieciom  Alkoholików 

zazwyczaj  odzywa  się  w kontakcie  z innymi  osobami.  Składa  się  na  nie  kilka  czynników: 

kiepski  obraz  siebie  wyniesiony  z wczesnego  dzieciństwa,  brak  dobrych  doświadczeń 

w bliskich  relacjach  z ludźmi  i brak  podstawowych  umiejętności  interpersonalnych 

(rozmawianie,  nawiązywanie  bliskich  kontaktów,  rozwiązywanie  konfliktów  czy 

nieporozumień).  Rzadko  za  poczuciem  niższości  u DDA  stoi  brak  wykształcenia  czy  nie 

radzenie  sobie  w życiu.  Ponad  połowa  osób  zgłaszających  się  na  terapię  ma  wykształcenie 

średnie, a 40 proc. wyższe. Otoczenie najczęściej postrzega Dorosłe Dzieci Alkoholików jako 

ludzi dobrze radzących sobie w życiu, bez większych problemów. 

 

Można z tym żyć 

Być  DDA  to  rzeczywiście  niezbyt  przyjemne.  !ie  jestem  chyba  w najgorszej  sytuacji  - 

przecież nie piję. I co z tego? Te wieczne konflikty wewnętrzne, niepokoje i wahania. To jest 

rzeczywiście koszmar. 

Moja  matka  uciekła  od  ojca,  gdy  miałam  10  lat,  a mój  brat  4.  Uciekła,  bo  się  nad  nią 

fizycznie  znęcał.  !ie  wiem  dlaczego,  ale  matka  zrobiła  sobie  wtedy  ze  mnie  koleżankę.  !ie 

powinno się obarczać dzieci takimi problemami. Wystarczyło mi już to, że pod jej nieobecność 

zajmowałam się bratem i całym domem. Jednocześnie chodziłam przecież do szkoły. Miałam 

być tym „dobrym dzieckiem”. 

Gdy miałam 25 lat, wyszłam za mąż. Teraz już wiem, dlaczego za alkoholika. Scenariusz 

się powtórzył. Teraz to nie moja matka obrywała, ale ja. Znalazłam jednak siłę, żeby odejść od 

męża. Byłam wtedy wrakiem człowieka. Pomógł mi znajomy psychiatra. Wytłumaczył, że to nie 

moja wina - bo oczywiście obwiniałam za wszystko siebie. Zmieniłam pracę. Pracowałam po 

W godzin dziennie. Pojawiły się większe pieniądze, inni ludzie; niedawno uzyskałam pierwszy 

certyfikat z angielskiego. 

Dorosłe Dzieci Alkoholików często odnoszą sukcesy, bo ciężką pracą rekompensują sobie 

nieudane życie i kompleksy. !ie widzę w tym nic złego tylko trzeba to robić z umiarem. !a 

poczucie  niższości  i niekompetencji  znalazłam  sposób  -  czytać.  Dużo  i wszystko.  Im  więcej, 

tym lepiej. Uczyć się i rozwijać. 

background image

!iestety,  nie  mam  dobrego  kontaktu  z matką.  Wyczuwam,  że  wciąż  ma  do  mnie  o coś 

pretensje. Ale to ona boi się porozmawiać. Zachowuje się, jakby była zazdrosna. !ie wiem, 

o co. !ie czuję nienawiści do ojca - to biedny, słaby człowiek. 

Wiem jedno - nie dam się skrzywdzić po raz trzeci. Choćbym miała zostać sama do końca 

życia. Ból i lęk zostały. Tego nic nie zmieni. Można z tym żyć. !ajważniejszy dla mnie jest fakt, 

że w końcu uświadomiłam to sobie. Myślę, że dam sobie radę bez psychoterapii. Boję się jej. 

DDA powinno się dużo mówić i pisać. Bo to bardzo ważne. Ważne nie tylko dla DDA, lecz 

również dla osób, które z nimi żyją pozwoli im lepiej zrozumieć tych ludzi. 

Elżbieta z Warszawy 

 

Moje paradoksy 

Wydaje  mi  się  to  swego  rodzaju  paradoksem,  że  ja,  dorosły  człowiek,  nie  potrafię 

pokierować  swoim  życiem,  lecz  żyję  według  schematu,  który  wyrył  się  w mojej  psychice, 

a który nie daje mi satysfakcji. Patrząc z boku, ktoś może pomyśleć, że mam fajne życie. Miesz-

kam  z mamą  i siostrą,  które  są  w porządku.  Gdy  wracam  z pracy,  obiad  mam  już  gotowy, 

podany.  Żadnych  kłopotów,  żadnych  obowiązków.  W pracy  słyszę  same  pochwały:  młoda, 

ładna, inteligentna. Czegóż można więcej chcieć?

 

!o właśnie czego? Szkoda, że to wszystko 

to  tylko  pozory,  ze  nie  jest  to  takie  proste,  jak  by  się  wydawało.  !ikt  nie  wie,  jak  bardzo 

rozdarta wewnętrznie jest ta dziewczyna z ładnym uśmiechem (czyli ja), jak niepewna siebie 

i swojej wartości. Prawie nigdy się nie skarży, ze wszystkim sobie poradzi, to, co na zewnątrz 

i wewnątrz, to dwa różne światy, ale wiem o tym tylko ja i staram się o tym nie myśleć, bo boję 

się, że faktycznie zwariuję. Dobra mina do złej gry - to wiośnie moja gra, moje życie. 

Ola z Bydgoszczy 

 

Pobożne życzenia, realne lęki 

Tata, alkoholik, nie pije od dwóch lat, ale to nie znaczy, że życie z nim jawi się w różowych 

barwach. Sądziłam zawsze, że gdy on przestanie pić, moje problemy znikną. Jednak tak się nie 

stało. Moje problemy emocjonalne najbardziej ujawniły się w kontaktach moim chłopakiem. 

!ie  mogę  sobie  poradzić  z moim  często  wybuchowym  i nieprzewidywalnym  zachowaniem, 

które najbardziej odczuwa właśnie mój partner. 

!ie  opuszcza  mnie  myśl,  że  powielę  historię  naszej  rodziny,  że  w przyszłości  to  ja  będę 

background image

osobą  współuzależnioną,  tak  jak  moja  mama.  Choć  nie  mam  powodów,  by  tak  myśleć,  to 

jednak ta myśl mnie nie opuszcza. 

Chciałabym  życzyć  wszystkim  DDA,  aby  nauczyli  się  odizolować  swoje  problemy  od 

problemów alkoholika. !iech nasze życie będzie kierowane przez nas samych, bez ciągłego 

odwracania  się  w przeszłość,  która  przecież  nie  była  kolorowa.  !iech  problemy  alkoholika 

będą jego problemami. My mamy swoje życie i swoje problemy. 

Kaśka 

 

2. Gdy rodzic pije 

Przed  trzydziestu  laty  w Stanach  Zjednoczonych  pojawił  się  ruch  osób,  które  odkryły 

wiele wspólnego w swoim życiu. Te wspólne cechy wiązały się nie tyle z tym, jacy byli, ile 

z ich  rodzinami  pochodzenia.  Źródłem  wielu  cech  Dorosłych  Dzieci  Alkoholików  są 

doświadczenia związane z wychowywaniem się w specyficznym systemie, jakim jest rodzina 

z problemem alkoholowym. Wayne Kritsberg uważa, że niezależnie od tego, czy w rodzinie 

jest  czynny  alkoholik,  czy  leczy  się,  czy  też  został  z niej  usunięty  -  rodzina  alkoholowa  to 

rodzina dysfunkcyjna. Jak taka rodzina wpływa na rozwijające się w niej dziecko? 

Dzieciństwo  jest  okresem  kluczowym  dla  rozwoju  naszej  tożsamości.  Doświadczając 

własnej  bezradności,  dziecko  musi  przejść  od  symbiotycznej  do  niezależnej  relacji 

z rodzicami, ucząc się po drodze wielu umiejętności niezbędnych do przetrwania i do ułożenia 

sobie  życia  tak,  by  czuć  się  szczęśliwym  i spełnionym.  W rodzinie  zaspokajającej 

emocjonalne potrzeby dziecka i innych członków oraz mającej jasne zasady i reguły, dzieci 

rozwijają  spójną,  silną  tożsamość,  a także  umiejętność  takiego  współżycia  z ludźmi,  które 

pozwoli im realizować siebie. 

Inaczej  jest  w rodzinie  alkoholowej.  W sytuacji  permanentnego  kryzysu  związanego 

z ciągłym nadużywaniem alkoholu przez matkę czy ojca, przetrwanie systemu rodzinnego sta-

je pod znakiem zapytania. Cała rodzina musi przystosować się do sytuacji, gdy co najmniej 

jedno z rodziców bywa wyłączone z zaspokajania potrzeb rodziny, na przykład przez swoją 

nieobecność fizyczną - ponieważ gdzieś pije, lub psychiczną - kiedy jest w domu, ale pijane. 

Tego  typu  kryzys  trwa  zazwyczaj  wiele  lat.  Niepijący  członkowie  rodziny  żyją 

w chronicznym  stresie.  Wymusza  on  zwykle  zachowania,  które  -  choć  trudne  lub  raniące  - 

pozwalają przetrwać kryzys. 

background image

Atmosfera  domu  alkoholowego  pełna  jest  swoistego  napięcia.  Wiąże  się  ono 

z nieprzewidywalnością  tego,  co  się  zdarzy,  z oczekiwaniem  na  wybuch  i na  to,  w jakim 

stanie wróci pijący rodzic. Rodzina funkcjonuje inaczej, kiedy jest on pijany, a inaczej, kiedy 

jest  trzeźwy:  „Gdy  był  trzeźwy,  zabierał  mnie  w różne  miejsca.  Dzięki  niemu  obejrzałam 

najlepsze sztuki. Ale gdy wracał pijany, strasznie się go wstydziłam. Był wulgarny i chamski, 

zawsze wtedy dochodziło do awantur”. 

Czasem to napięcie i oczekiwanie na wybuch związane jest paradoksalnie, z zachowaniem 

rodzica, który nie pije: Ojciec, pijany, kładł się spać i po prostu go nie było. Za to tej kobiety 

nie rozumiem: wieczne pretensje o wszystko. Gdy wracała z pracy i słyszałem trzask furtki, 

żołądek podchodził mi do gardła. Wiedziałem, że zaraz będzie o coś zła i że mi się oberwie, 

choć nie sposób przewidzieć za co”. Partner osoby pijącej staje się czasem wulkanem złości 

tryskającej  na  wszystkich,  także  na  dzieci.  Dzieje  się  tak,  ponieważ  nie  radzi  on  sobie 

z negatywnymi  uczuciami  i kosztami,  które  wiążą  się  z piciem  partnera.  Dzieci  nierzadko 

wręcz  prowokują  wybuch  w nadziei,  że  jeśli  matka  wyładuje  się  na  nich,  to  nie  będzie 

awantury z ojcem. 

Z czasem w rodzinie narastają złość, żal i pretensje. Coraz  częściej zdarzają się  kłótnie. 

Dziecko doświadcza wtedy głębokiego niepokoju - poprzez empatyczne przejmowanie nastro-

ju  osoby,  z którą  jest  związane.  Doświadcza  także  silnego  lęku,  gdy  słyszy  podniesione, 

agresywne głosy swoich bliskich, nawet jeżeli jeszcze nie rozumie tego, co mówią. Kiedy już 

rozumie  i słyszy  pełne  nienawiści  słowa  -  rodzą  się  w nim  trudne  uczucia  związane 

z poczuciem własnej niemocy, skrzywdzenia i zagrożenia. 

Dzieci  są  świadkami  kłótni.  Widzą,  jak  rodzice  robią  krzywdę  sobie.  Często  same 

doświadczają  ich  agresji.  Doświadczenia  te  wpływają  na  ich  obraz  świata  i siebie:  świat 

zapisuje  się  im  jako  zagrażający  i nieprzewidywalny,  najbliższe  osoby,  które  powinny  być 

wsparciem i obrońcami,  stają się agresorami, a siebie dziecko widzi jako  kogoś bezsilnego. 

Z badań Witolda Skrzypczyka („Dzieci alkoholików - zdarzenia traumatyczne”, Łódź 2000) 

przeprowadzonych w latach ... wynika, że świadkami przemocy w rodzinie alkoholowej było 

dwoje  z trojga  badanych  dzieci.  Zdarza  się,  że  dziecko  w rodzinie  alkoholowej  staje  się 

obiektem przemocy. Sprawcą najczęściej jest ktoś bliski. 

Wszystkie  dzieci  w rodzinach  alkoholowych  doświadczają  zaniedbania  emocjonalnego. 

Czują się opuszczone, pomimo że rodzice są obecni i zaspokajają fizyczne potrzeby dziecka. 

background image

Rodzice bowiem zawsze koncentrują się na czymś innym: na alkoholu, na tym, że partner pije, 

na  utrzymaniu  rodziny.  Jednak  w odczuciu  dziecka  nigdy  nie  bywa  tak,  że  ono  jest  na  tyle 

ważne, by rodzice skupili się jedynie na nim. Czuje, że nie powinno zawracać głowy sobą ani 

swoimi  potrzebami,  że  nie  może  sprawiać  kłopotów.  Sądzi,  że  musi  zachowywać  się  tak, 

jakby było osobą dojrzałą do wspierania rodziców w życiowych problemach, a nie dzieckiem, 

które ich potrzebuje. 

Bezpośrednią  konsekwencją  emocjonalnego  opuszczenia  jest  niskie  poczucie  własnej 

wartości, czy wręcz bezwartościowości. Dziecko czuje, że rodzice potrzebują nie dziecka, lecz 

kogoś,  kto będzie im pomagać  w tym, z czym sobie nie  radzą.  Spycha  zatem  w głąb swoje 

potrzeby  i emocje,  ucząc  się,  jak  ich  nie  okazywać,  a w  efekcie,  jak  nie  pokazywać  siebie. 

Stara się stać kimś takim, kogo potrzebuje rodzina. 

A skutki? Dzieci wychowywane w domach alkoholowych przeżywają niemal zawsze (80 

proc.) złość lub nienawiść do rodzica. Ponad połowa z nich mówi o poczuciu osamotnienia, aż 

40 proc. przyznaje się do strachu przed rodzicem i do poczucia wstydu za niego. Co czwarte 

nosi w sobie poczucie winy, czując się odpowiedzialne za złą sytuację w domu. Po latach do-

rosłe  już  dzieci  alkoholików,  pytane  o uczucia  związane  z dzieciństwem,  mówią  o złości, 

gniewie,  agresji  lub  buncie,  a także  o lęku,  wewnętrznym  bólu,  niekiedy  tez  o wewnętrznej 

pustce.  W dzieciństwie  kształtują  się  ich  negatywne  przekonania  na  swój  temat  -  „jestem 

bezwartościowy”,  „jestem  głupi”,  „jestem  słaby”  -  adekwatne  nie  do  realnych  cech,  ale  do 

tego, jak czuli się w dzieciństwie. Postanawiają oni wtedy: „Nigdy nie będę mieć dzieci, żeby 

nie przeżywały tego co ja” albo „Nigdy się nie ożenię”. A to po latach skutkuje trudnościami 

w znalezieniu partnera lub problemami z zajściem w ciążę. 

 

Przeszłość jak kulawy pies 

!ajpierw nie miałam dzieciństwa... Wychowywałam się w domu, w którym awantury były 

na porządku dziennym. Słowa wypluwane z nienawiścią, ze złością, z krzykiem... !ieprzespane 

noce,  ściskanie  koło  serca,  strach  i wściekłość  narastająca  z każdą  awanturą.  Obelgi, 

poniżanie,  nawet  bójki.  Wstyd  przed  koleżankami  za  własnego  ojca,  który  wygląda  jak 

najgorszy  łachmyta,  od  którego  cuchnie,  i który  leży  na  trawniku  przed  blokiem.  Bezsilne 

łkanie w poduszkę, szczelne zamknięcie w swoim własnym świecie marzeń i fantazji. 

Tata, alkoholik, doprowadził do ruiny wszystkich nas - mamę, mnie i brata. W domu nigdy 

background image

nie było ciepła, normalnych świąt, spokoju. Bez względu na stan ojca zawsze, w najgłębszych 

zakamarkach czaił się niepokój. !iepokój, który na drobne kawałki rozszarpywał pojedyncze, 

rzadkie chwile radości i szczęścia. 

Potem  było  trudne  dojrzewanie.  Znerwicowana  mama,  która  zaczęła  leczyć  depresję, 

wybrała sobie córkę na powiernicę. Obarczała mnie swoimi troskami, bo uważała, ze jestem 

genialnym  dzieckiem  -  taka  zrównoważona,  inteligentna.  I ja  też  częściej  stawałam  się 

rozjemcą podczas awantur. Tato, sięgając coraz bardziej dna, jedynie mnie słuchał, więc ja go 

uspokajałam i prowadziłam do łóżka, by zasnął. 

!igdy nie zaznałam prawdziwej miłości. !ie wiem, co to znaczy normalny dom, z gorącym 

obiadem  na  czas,  z drugim  śniadaniem  szykowanym  przez  mamę  do  szkoły.  Od  kiedy 

pamiętam, byłam pozostawiona sama sobie, wymagano ode mnie dojrzałości ponad mój wiek. 

Teraz wreszcie wyjechałam. Studiuję w Krakowie. Powoli spełniam swoje marzenia, ale 

wiem, że nie odetnę się od swojej przeszłości. Ciągnie się za mną jak pies z kulawą nogą. Taka 

ucieczka  niczego  przecież  nie  rozwiązuje.  Mam  mocno  nadszarpnięte  nerwy,  poturbowaną 

osobowość. !ie potrafię zaufać ludziom, nie wierzę w przyjaźń, uciekam od mężczyzn. Mam 

wrażenie, że ludzie potrafią tylko krzywdzić. 

Marta z Krakowa 

 

Pijany ideał 

Alkohol piją w nadmiarze także ludzie na tzw. poziomie. Forma tego „alkoholizmu” może 

być okresowa. !igdy nie wiadomo, kiedy „to” może nastąpić i jak długo potrwa. Jak w tym 

wszystkim czuje się dziecko, dla którego pijący rodzic jest jednocześnie wielkim autorytetem, 

osobą  ważną,  cenioną  przez  innych,  osobą  mądrą,  od  której  inni  czerpią  wiedzę,  do-

świadczenie, wzorce? A  z drugiej strony... pijane „coś”, co zostaje z tego wielkiego człowieka 

po kolejnym niepotrzebnym kieliszku. Jak trudno jest wytworzyć sobie obraz najważniejszego 

w życiu człowieka, który ma dwa jakże różne oblicza. !ie wiadomo, czy po przyjściu do domu 

spotka  się  osobę,  do  której  można  iść  z każdym  problemem  czy  zmartwieniem,  od  której 

otrzyma się dobre słowo i mądrą radę - ojca trzeźwego, czy też spotka się chodzącą od okna do 

okna mamę, która stara się nie pokazać dzieciom, że coś jest nie tak, której trzęsą się ręce, gdy 

podaje  obiad,  ale  pyta  z uśmiechem:  „Co  było  dzisiaj  w szkole?”.  A my,  starając  się  nie 

poruszać tematu tabu, także udajemy, że nic się nie dzieje. A tak naprawdę czekamy, czy nie 

background image

zadzwoni telefon (wypadek) albo czyjaś zniecierpliwiona żona („weźcie tego pijaka”), a może 

do  drzwi  zapuka  kolega  i powie:  „Twój  tata  leży  w parku  pod  krzakiem,  niech  go  ktoś 

podniesie”. 

Jaki  bałagan  tworzy  się w umyśle  takiego  dziecka?  !iby  wszystko  jest  dobrze,  ale  tylko 

czasami. Jak odpowiadać na pytania koleżanek: „Dlaczego twój ojciec pije, przecież to taki 

mądry człowiek?”? Ojciec ma być wzorem do naśladowania, a pije w pracy. A kiedy wypije za 

dużo,  nabiera  odwagi  i występuje  publicznie,  wygłasza  mądre  kwestie,  tak  żeby  na  pewno 

wszyscy go zobaczyli. A dziecko szuka kąta, w którym nikt go nie będzie widział, i myśli, jakie 

cuda mogą sprawić, by nikt o tym jutro nie pamiętał. 

Danuta 

 

3. Dom bez ścian, dzieci bez rodziców 

Kiedy w rodzinie alkoholowej pojawia się dziecko, zwykle pojawia się również nadzieja 

na zmianę. Niestety partner osoby pijącej szybko przekonuje się, że spoczywa na nim nie tylko 

obowiązek wychowania dziecka, ale i wszelkie inne obowiązki domowe, a nierzadko również 

finansowe utrzymanie powiększonej rodziny. W takich okolicznościach musi skoncentrować 

swoje wysiłki na wszystkich tych sprawach, którymi w innych rodzinach zazwyczaj zajmują 

się dwie osoby. 

Powszechnie  wiadomo,  iż  rozwijające  się  dziecko  potrzebuje  częstego  kontaktu 

z rodzicami. Jednak niewielu z nas uświadamia sobie, że dziecko, którego rodzic pije, ma go 

o połowę  mniej:  mniej  czasu  spędzanego  w kontakcie  fizycznym,  na  zabawie,  czytaniu 

książek  czy  spacerze;  mniej  czasu  na  obserwację  bliskiej  dorosłej  osoby,  kiedy  tak  wiele 

dzieci  się  uczą;  mniej  rozmów  i bliskości.  Jest  to  rodzaj  zaniedbania  emocjonalnego,  które 

pojawia  się  niezależnie  od  tego,  że  matka  i ojciec  mogą  bardzo  kochać  dziecko.  Gdy  taki 

siedmiolatek  idzie  do  szkoły,  może  mieć  mniej  umiejętności  interpersonalnych  niż  jego 

rówieśnicy,  bo  znacznie  mniej  czasu  niż  oni  spędzał  w bezpośrednim  kontakcie  ze  swoimi 

rodzicami. 

Niektórzy nie mają doświadczeń w kontaktach z rodzicami w ogóle albo prawie w ogóle. 

Mówią na przykład: „Ojca prawie nie pamiętam. Zwykle pił z kolegami poza domem lub spał 

pijany.  Mama pracowała w sklepie od świtu do  zmroku  i też jej  nie było”. Inni opowiadają 

o dzieciństwie u babci czy cioci, a nawet w domu dziecka. Wiele osób spędzało czas w szkole 

background image

lub na podwórku, ucząc się praw rządzących światem społecznym od sąsiadów, nauczycieli 

bądź kolegów. 

Ale ważny jest nie tylko wspólnie spędzany czas, lecz również jakość tego kontaktu, czyli 

stosunek  rodziców  do  dziecka.  Zależność  między  naszym  myśleniem  o sobie  a stosunkiem 

matki i ojca do nas, gdy byliśmy dziećmi, opisał Carl Rogers. Jego zdaniem dla kształtowania 

się  poczucia  wewnętrznego  „ja”  istotny  jest  właśnie  stosunek  rodziców  do  dziecka, 

a zwłaszcza  okazywanie  przez  nich  aprobaty  i wsparcia.  Dzięki  temu  dziecko  uczy  się 

aprobować  to,  jakie  jest,  i włączać  nowe  doświadczenia  siebie  w obręb  „ja”.  Pochwały  ze 

strony  matki  i ojca  stają  się  podstawą  jego  poczucia  własnej  wartości.  Gdy  rodzice  chwalą 

dziecko  za  to,  co  robi,  pojawia  się  zgodność  doświadczenia  z ”ja”  i poczucie  wewnętrznej 

spójności. A poczucie wewnętrznej spójności i posiadanie pozytywnego wizerunku siebie to - 

według Rogersa - dwie składowe silnej tożsamości. 

Co  się  dzieje  z dzieckiem  wychowywanym  w rodzinie  alkoholowej,  które  często  nie 

doświadcza  aprobaty  i wsparcia  ze  strony  rodziców?  Jego  potrzeby  są  zazwyczaj 

niezauważane  lub  ograniczane  do  podstawowych,  ponieważ  innych  nikt  nie  ma  czasu 

zauważyć.  Dziecko  słyszy,  że  musi  być  samodzielne,  musi  pomagać  mamusi  i tatusiowi, 

którym jest  ciężko. Dobrze byłoby  również,  gdyby  zbyt wiele nie potrzebowało,  gdyż inne 

sprawy i potrzeby rodziny są ważniejsze. I najlepiej niech nie mówi o swoich potrzebach, bo 

przecież mama zadba o nie na tyle, na ile zdoła. A jeśli usłyszy, że syn albo córka potrzebuje 

więcej,  niż  ona  może  dać,  będzie  jej  przykro.  Dziecko  wychowujące  się  w rodzinie 

alkoholowej  uczy  się  zatem  ignorowania  własnych  potrzeb,  nie  nabywa  umiejętności  ich 

rozpoznawania  i zaspokajania  -  zwykle  przechodzi  subtelny  trening  w rozpoznawaniu 

i zaspokajaniu  potrzeb  swoich  rodziców.  Wysłuchuje  ich  zwierzeń  i problemów,  pomaga 

w obowiązkach  domowych,  rozwiązuje  sytuacje  kryzysowe:  „Tylko  ja  potrafiłam  go 

uspokoić.  Mówiłam  mamie,  by  zabrała  dzieciaki  i zamknęła  drzwi.  Bałam  się  strasznie,  bo 

bywał bardzo agresywny, ale potrafiłam z nim rozmawiać jakoś tak, że pomarudził i kładł się 

spać”. 

Pierwotne  treści  zawarte  w naszym  wewnętrznym  obrazie  siebie  są  wynikiem  tego,  jak 

doświadczamy  siebie  i jak  jesteśmy  traktowani  przez  rodziców.  Dziecko  nieakceptowane, 

niezauważane  czy  krzywdzone  doświadcza  siebie  jako  człowieka  cierpiącego  z powodu 

zaniedbań  i krzywd,  opuszczonego  i bezwartościowego.  W taki  też  sposób  zaczyna  myśleć 

background image

o sobie  i tak  się  czuje,  gdy  pozostaje  samo  z sobą  (np.  jestem  bezradny,  głupi, 

bezwartościowy,  niczego  nie  potrafię).  Ponieważ  żadne  dziecko  nie  jest  w rzeczywistości 

głupie, bezwartościowe i pozbawione możliwości rozwoju, pojawia się niespójność pomiędzy 

„ja”  a doświadczeniami,  które  dowodzą  jego  zaradności,  posiadanych  umiejętności  czy 

wrodzonych zdolności. Jednakże ta część „ja” w obliczu wewnętrznego konfliktu (Jaki jestem 

naprawdę:  taki,  jak  mówią  rodzice,  czy  taki,  jak  się  zachowuję?)  pozostaje  ukryta 

w nieświadomości. 

Utrwaleniu  takiego  fałszywego  obrazu  „ja”  sprzyja  również  reguła  zaprzeczania, 

charakterystyczna  dla  systemu  rodziny  alkoholowej.  Alkoholik  zaprzecza  swojemu 

uzależnieniu, a jego partner nie przyznaje się, że nie radzi sobie z sytuacją picia małżonka - 

więc dziecko otrzymuje przekaz: „To nieprawda, co widzisz, myślisz i czujesz”. Wielokrotnie 

widzi pijanego ojca i słyszy, jak matka mówi na przykład: „On jest chory”, „Jest zmęczony” 

albo  „Dobrze  się  bawi”.  Dostrzega,  że  matka  jest  zła,  ale  ona  uparcie  twierdzi,  że  to  tylko 

zmęczenie:  „Ja  zła?!  Jakbyś  ty  cały  dzień  przestał  na  nogach,  a potem  musiał  się  użerać 

z pijakiem, też byłbyś zmęczony!”. Dziecko przestaje zatem dawać wiarę swoim zmysłom, bo 

wielokrotnie mówiono mu, że było inaczej, niż słyszało, widziało i czuło. Brak zaufania do 

własnego postrzegania może po łatach sprawiać, że DDA jako jedyni nie będą pewni, czy od 

kogoś czuć alkohol, czy prawidłowo rozpoznają stan emocjonalny drugiej osoby. 

Reguła  zaprzeczania  znajduje  również  zastosowanie  w świecie  wewnętrznym:  myśli 

i uczuć.  Kiedy  dziecko  z rodziny  alkoholowej  pozwoli  sobie  na  wyrażenie  swoich 

gwałtownych uczuć, mówiąc na przykład: „Nienawidzę go” - zwykle słyszy: 

„Nie wolno ci tak mówić. To twój ojciec. Ojca należy kochać”. A kiedy rozpacza, bo zostało 

skarcone  „za  nic”,  matka  wspiera  je  słowami:  „Tak  naprawdę  tatuś  cię  kocha,  chce  żebyś 

wyrósł na dobrego człowieka”. 

Jeśli dziecko nauczy się nie ufać sobie, czyli temu, co postrzega, odczuwa i myśli - traci 

wewnętrzne punkty orientacyjne i zaczyna kierować się czymś lub kimś zewnętrznym. Będzie 

to niepijący rodzic, religia, inni ludzie albo cokolwiek, od czego można się uzależnić. 

Wytworzenie  więzi  z matką  i ojcem,  przeżycie  pierwotnej  zależności,  w której  zostaną 

zaspokojone potrzeby dziecka, a która go nie zniewoli, lecz pozwoli się rozwinąć - jest bardzo 

silną  potrzebą.  Zwykle  dziecko  związuje  się  silniej  z jednym  z rodziców.  W rodzinach 

alkoholowych  w naturalny  sposób  spędza  ono  więcej  czasu  z niepijącym  rodzicem.  To  on 

background image

lepiej rozumie i zaspokaja jego potrzeby. Zdarza się jednak dość często, że dziecko związuje 

się mocniej z rodzicem pijącym, jako bardziej przewidywalnym i mniej raniącym. Niepijący 

może  reagować  na  kryzys  rodzinny  ciągłą  złością,  przelewaną  na  domowników.  A usiłując 

utrzymać  pod  kontrolą  sytuację  rodzinną,  nierzadko  odwoływać  się  będzie  do  manipulacji 

emocjami i zachowaniami dzieci: „Jak możesz mi to robić?! Chcesz mnie do grobu wpędzić! 

Lekarz powiedział, że nie mogę się denerwować”. 

Czasem  zdarza  się  tak,  że  dziecko  nie  może  wytworzyć  realnej  więzi  z żadnym 

z rodziców, gdyż oboje są zbyt nieobecni lub raniący. Wówczas idealizuje sobie jedno z nich 

i wytwarza  taką  wyobrażoną  więź  z wyidealizowanym  obiektem.  Oto  opisy  pijących 

rodziców, zaniedbujących swe dzieci, do późnej starości domagających się, by życie dzieci 

kręciło się wokół nich: „Moja matka jest wspaniałą osobą. Zawsze nas kochała i chciała dla 

nas  jak  najlepiej.  Właściwie  poświęciła  dla  nas  swoje  życie.  Jej  było  trudniej  niż  nam”; 

„Ojciec był cudowny, zabierał mnie do teatru i uczył słuchać muzyki. Dzięki niemu poznałam 

wiele sławnych osób. Czytał mi książki, bawiliśmy się razem”. 

Więzi,  które  udaje  się  stworzyć  z rodzicami  w rodzinie  alkoholowej,  przypominają 

huśtawkę:  bardzo  blisko  -  bardzo  daleko.  Rodzic,  gdy  sam  potrzebuje  bliskości,  powierza 

dziecku swoje problemy i tajemnice, nie zawsze adekwatne do jego wieku. Gdy nie potrzebuje 

bliskości,  wyznacza  granicę  -  „Dzieci  i ryby  głosu  nie  mają”,  „Nie  pyskuj”  -  nie  licząc  się 

z potrzebami syna czy córki. A takie sytuacje uczą dziecko o nieprzewidywalności w relacji 

z rodzicami i tego, że w bliskości łatwiej zranić. Otwartość, zaufanie i bliskość stają się jedy-

nie  instrumentami  do  zaspokojenia  cudzych  potrzeb,  nie  są  zaś  sposobem  na  zbudowanie 

bliskiego związku. 

Zgodnie  z koncepcją  Rogersa,  dziecko  w rodzinie  alkoholowej  -  pozbawione  aprobaty, 

wsparcia  i realnych  informacji  na  temat  tego,  jakie  jest  -  musi  wykształcić  strukturę  „ja” 

będącą  źródłem  zaburzeń  i dysfunkcji.  Po  pierwsze  dlatego,  że  brak  jest  podstaw 

kształtujących  poczucie  własnej  wartości  lub  tworzone  są  podstawy  do  negatywnej 

samooceny, niezgodnej z rzeczywistym obrazem dziecka. Po drugie, pojawia się rozbieżność 

pomiędzy  „ja”  a doświadczeniem,  a istotna  część  realnego  doświadczania  „ja”  pozostaje 

w nieświadomości. Po trzecie, następuje zniekształcenie i niespójność obrazu siebie, będąca 

źródłem ciągłego niepokoju i dysonansu. I wreszcie po czwarte, następuje zablokowanie lub 

utrudnienie  rozwoju  „ja”,  ze  względu  na  niedopuszczanie  do  świadomości  ważnych 

background image

doświadczeń tegoż „ja” (np. przeżywania złości, zazdrości czy lęku). 

Dziecko  wzrastające w chaotycznych regułach rodziny  alkoholowej uczy  się nie  mówić 

o sobie,  o swoich  potrzebach  i o  tym,  co  dzieje  się  w domu.  A po  doświadczeniach  w pier-

wotnych relacjach, Dorosłe Dzieci Alkoholików starają się nie ufać nikomu. Ich wewnętrzna 

tożsamość zbudowana jest wokół tego, jacy powinni być, gdyż jacy są - nie wiedzą. Czasem 

spotykają  kogoś,  kto  wydaje  się  dawać  szansę  na  prawdziwie  bliski  związek,  w którym 

możliwe będą pełna akceptacja i bezwarunkowa miłość. Ponieważ DDA nie potrafi budować 

bliskości  i związku,  zatraca  się  w nim  bezgranicznie,  ujawniając  dziecięce  -  wyparte 

wcześniej - emocje i pragnienia. 

 

Andrzej  ma  30  lat,  dobrą  pracę  i własne  mieszkanie.  Przełożeni  go  cenią,  a podwładni 

lubią, gdyż jest sprawiedliwy, kompetentny i pracowity. Jedynym jego problemem są związki 

z kobietami.  Chciałby  założyć  rodzinę,  ale  wciąż  wybiera  niewłaściwe  kobiety:  pijące,  bez 

pracy albo zdradzające swych partnerów. Tak naprawdę pogardza nimi, ale mimo to „pakuje 

się”  w romans  za  romansem.  Jest  miło,  póki  ma  poczucie,  że  nie  zależy  mu  na  kobiecie. 

Sytuacja  zmienia  się  po  mniej  więcej  trzech  miesiącach.  Ku  swemu  zaskoczeniu,  Andrzej 

zawsze angażuje się mocno. Kiedy nie ma przy nim kobiety, którą darzy uczuciem, czuje się 

opuszczony,  zaniedbany  i zdradzany.  Zaczyna  robić  jej  wymówki.  Potem  codziennością  są 

prowokowane  przez  niego  kłótnie.  W końcu  kobieta  odchodzi,  a on  powoli  -  cierpiąc,  ale 

i czując ulgę - wraca do równowagi emocjonalnej. 

Andrzej dorastał w rodzinie, w której ojciec nadużywał alkoholu. Ktoś zapyta: „A co to 

ma wspólnego z jego perypetiami miłosnymi?”. Otóż w swojej rodzinie Andrzej czuł się po-

dobnie. Kiedy ojciec pił, matka czyniła z syna swojego powiernika i sojusznika. Buntowała go 

przeciwko zaniedbującemu ją mężowi. Ale ojciec przestawał pić, a wówczas matka nie po-

trzebowała  już  syna.  W rozmowach  z mężem  zdradzała  tajemnice  powierzone  jej  przez 

chłopca.  Wyjeżdżali  -  jak  zgodne  małżeństwo  -  na  romantyczne  weekendy.  Ciągle  gdzieś 

wychodzili.  Andrzej  czuł  się  oszukany  i opuszczony.  A matka  wciąż  nadskakiwała  ojcu 

i zachowywała się tak, jakby nic się nie stało - syn nie znosił jej takiej. Gdy ojciec pił, Andrzej 

czuł, że ma matkę, choć ona była nieszczęśliwa. 

 

Mój słownik wyrazów codziennych 

background image

Dom?  Ale  ja  nie  rozumiem  tego  słowa,  tak  samo  jak  słów:  rodzina,  miłość,  dziękuję, 

proszę, przepraszam. !ie ma ich w moim słowniku, ale doskonale znam znaczenie wyrażeń: 

spier..., wynocha z domu, nie chcę oglądać waszych mord. 

Mam 21 lat. To jest  mało, ale  jednocześnie dużo. Bardzo wcześnie musiałam dorosnąć. 

Dzieciństwo? tak, było - i to jakie! Wybuchowe! Codzienne czekanie na pijanego ojca, który 

nie  potrafi  sam  rozwiązać  sobie  butów.  Czekanie  na  awantury,  na  wyzwiska:  szmato, 

darmozjadzie jeden, wypier... mi z domu, zamorduję was. 

!ie mogłam mieć przyjaciół. !ie wolno, zabroniono. Co noc modliłam się o śmierć, nie 

chciałam  takiego  życia.  Życia,  w którym  zastanawiałam  się,  o co  dzisiaj  będzie  awantura: 

o nieumyty talerz, o sukienkę, czy może tak po prostu, bo jest za cicho. 

DDA z Krasnegostawu 

 

.ie chcę nienawiści 

Kiedy byłam dzieckiem, miałam dwa życia. Ich rytm i długość określał Tata. To On dawał 

im początek i koniec. Gdy pił, byliśmy rodziną alkoholową, a ja byłam dzieckiem alkoholika. 

Gdy  nie  pił,  byliśmy  standardową  polską  rodziną:  2+2,  a ja  -  córką  tatusia.  Gdy  pił  - 

nienawidziłam Go, gdy nie pił - kochałam, wierząc całym sercem, że już nigdy pić nie będzie. 

Bo każdy ciąg picia kończył się przyrzeczeniem, że to był ostatni raz. Ostatnich razów było 

kilkaset. 

Gdy  Tata  nie  pił,  świat  był  piękny.  Chodziliśmy  na  basen  i do  kina,  przynosił  mamie 

kwiaty, całymi nocami stał w peerelowskich kolejkach po czekolady dla nas. I nie rozumiałam, 

dlaczego jednym kieliszkiem wódki odbierał nam to wszystko. 

Potem Tata odszedł. Miałam 15 lat. I nadal nic nie rozumiałam. Teraz mam 25 lat. Własną 

rodzinę i własne życie. I zaczęłam rozumieć. Już teraz wiem, że były problemy, z którymi Tata 

nie mógł sobie poradzić, sprawy, które Go przerosły. Teraz pamiętam tylko te dobre chwile. 

Z perspektywy  czasu  oceniam,  że  moje  dzieciństwo  nie  było  złe,  było  na  swój  sposób 

szczęśliwe.  Wyparłam  to  wszystko,  co  mnie  raniło.  Bo  jaki  sens  ma  pielęgnowanie  w sobie 

nienawiści? 

Ewa 

 

Przeglądałam się w butelkach 

background image

!igdy  nie  usłyszałam  pochwały  z ust  ojca,  zawsze  rozkazywał.  Stawiał  mi  wysoko 

poprzeczkę, więc myślałam, że jestem leniwa, słaba i głupia. Gdy zaczynał pić, nie mogłam 

wyjść na podwórko, bo dzieciaki śmiały się ze mnie. Było mi wstyd, że mój tata pije. 

Z biegiem  czasu, gdy rozumiałam więcej, mama  zaczęła mi się zwierzać.  Pytała, co ma 

zrobić,  i oczekiwała  odpowiedzi.  Przez  ojca  alkoholika  zostałam  pozbawiona  tego,  co  dla 

dziecka najważniejsze, beztroskiego dzieciństwa - gdyż zawsze dawały o sobie znać niepew-

ność  i strach,  że  wróci  do  domu  nietrzeźwy.  Zamiast  przeglądać  się  w oczach  taty, 

przeglądałam się w jego butelkach po wódce. 

Zdaję sobie sprawę, ze powinnam się zwrócić do specjalisty. A co będzie, jeśli osoba, która 

ma mi pomóc, zawiedzie mnie? !ie chcę zostać zraniona kolejny raz. 

!astolatka z Rzeszowa 

 

4. Bohater, maskotka, niewidzialne dziecko 

Rodzina to system, którego podstawowym celem jest rozwój wszystkich jego członków. 

Gdy  prawidłowo  funkcjonuje,  poszczególni  członkowie  w sposób  elastyczny  wypełniają 

określone role służące zaspokojeniu jej potrzeb. Ale ten sprawny mechanizm przestaje takim 

być, jeśli ktoś z dorosłych nadużywa alkoholu.  Wraz z nasileniem  kryzysu rodzinnego staje 

się  on  coraz  bardziej  chaotyczny  i niestabilny,  między  innymi  dlatego,  że  jedno  lub  oboje 

rodzice  przestają  wypełniać  swoje  role.  Aby  rodzina  przetrwała,  konieczne  jest  znalezienie 

takiej  struktury,  której  jednym  z elementów  są  sztywno  określone  role.  Wtedy  zachowania 

członków  rodziny  stają  się  przewidywalne  i bezpieczne.  Im  bardziej  system  rodzinny 

zdominowany jest przez nadmierne picie jednego z dorosłych, tym jego reguły są sztywniejsze 

i bardziej rygorystyczne. 

Wymienianie  jedynie  kilku  ról  to  nadmierne  uproszczenie.  Opiszę  je  jednak,  gdyż 

pozwalają  zrozumieć  istotę  oraz  konsekwencje  funkcjonowania  w roli  służącej  systemowi 

rodzinnemu, a nie jednostce. 

„Bohater  rodzinny”  to  dziecko,  które  dostarcza  rodzinie  poczucia  wartości,  dumy 

i sukcesu. Zwykle bierze na siebie różne obowiązki i świetnie sobie z nimi radzi. Ponieważ 

znaczna ich część to sprawy dorosłych (np. gotowanie, sprzątanie, wychowywanie młodszego 

rodzeństwa),  bohater  staje  się  „małym  dorosłym”:  dzielny,  opanowany,  pełen  poświęcenia 

i gotowości  do  rezygnacji  z siebie  dla  innych.  Dalsza  rodzina,  znajomi  i sąsiedzi  często 

background image

z zazdrością patrzą na takie dziecko, chwalą je i podziwiają. Dzięki bohaterowi rodzina może 

poczuć  się  dobrze,  bo  przecież  wychowała  tak  odpowiedzialnego  i odnoszącego  sukcesy 

młodego człowieka. 

Tylko czasem ktoś zauważy, że bohater to bardzo skryte dziecko, wiecznie niezadowolone 

z siebie i z tego, co osiągnęło. „Bohater rodzinny” wciąż bywa napięty, ponieważ obawia się, 

że ktoś wreszcie odkryje, iż wcale nie jest takim, jak widać na zewnątrz. Towarzyszy mu przy 

tym  poczucie  bezwartościowości.  Czuje  się  nieszczęśliwy,  zaniedbany  i osamotniony.  Jego 

rola w rodzinie to być odpowiedzialnym dorosłym. Ale dziecko, które nie przeszło pełnego 

cyklu dorastania  i dojrzewania,  nie jest w stanie sprostać takiemu wyzwaniu. Dzieci  jednak 

bardzo szybko uczą się poprzez modelowanie i naśladownictwo, co pozwala im przekonująco 

odgrywać daną rolę, choć wewnętrznie nie są do niej przygotowane. 

„Kozłem  ofiarnym”  też  zazwyczaj  jest  dziecko.  Dzięki  niemu  rodzina  może  odwrócić 

uwagę  od  swoich  rzeczywistych  problemów.  Traktuje  bowiem  dziecko  jako  swoisty  obiekt 

zastępczy,  na  którym  można  się  skoncentrować  i wyładować  negatywne  uczucia.  „Kozioł 

ofiarny”  jest  z pozoru  przeciwieństwem  „bohatera  rodzinnego”.  Dorośli  postrzegają  takie 

dziecko  jako  nieodpowiedzialne  i trudne,  przynoszące  swoim  zachowaniem  kłopoty 

i problemy.  Często  kiepsko  się  uczy,  wcześnie  sięga  po  używki,  wpada  w tzw.  złe 

towarzystwo.  Wobec  rodziców  jest  zwykle  bezczelne  i aroganckie.  W ten  sposób  wyraża 

bowiem negatywne emocje, jakie członkowie rodziny odreagowują na nim. 

„Kozioł ofiarny” może być jednak zadziwiająco podobny do „bohatera rodzinnego”: tak 

jak on potrafi wziąć odpowiedzialność za to, co dzieje się w rodzinie. Ale bohater bierze na 

siebie odpowiedzialność za pozytywny wizerunek rodziny, zaś kozioł - za negatywny. Dzieci 

w obu  rolach  przeżywają  lęk,  poczucie  odrzucenia,  osamotnienia  i skrzywdzenia.  U „kozła 

ofiarnego” czasem pojawia się również uczucie nienawiści do świata i ludzi, którzy nie dają 

mu żadnej szansy na bycie dobrym, a także uczucie zazdrości i niedoceniania. 

„Kozioł ofiarny” ma zapewnić dobre samopoczucie rodzinie, która może zrzucić na niego 

odpowiedzialność za wszystko: to nie my jesteśmy źli, to on jest trudnym dzieckiem, łobuzem, 

wpadł w złe towarzystwo itd. Za każdym razem, gdy trafiają do mnie pacjenci funkcjonujący 

kiedyś  w tej  roli  w swoich  rodzinach,  zadziwia  mnie,  jak  niewielki  wpływ  na  takie  za-

chowanie  miał  ich  temperament  czy  osobowość.  Co  prawda  zdarza  się

;

  że  kozłami  zostają 

dzieci, które temperamentalnie mają większą łatwość wyrażania złości bądź buntu, ale nie jest 

background image

to wcale regułą. 

Za poprawianie nastroju i humoru rodziny odpowiada „dziecko-maskotka”. Na jego widok 

pojawiają się uśmiechy na twarzach, domownicy rozluźniają się i uspokajają. Często staje się 

ono  domowym  antidotum  na  kryzysowe  chwile:  „Uspokój  ojca,  ciebie  posłucha”.  Rodzice 

lubią popisywać się maskotką przed innymi. Jednocześnie - bez względu na wiek - traktują ją 

jak osobę niedojrzałą, niewiele rozumiejącą z tego, co się wokół niej dzieje. 

Kiedy  maskotka  musi  poradzić  sobie  z czyjąś  złością  czy  wściekłością,  wobec  których 

bezsilni są dorośli domownicy - tak naprawdę jest przestraszona i napięta. Ma poczucie, że 

jeśli nie może poprawić komuś nastroju, staje się niepotrzebna jak porzucona przytulanka. 

Dziecko  „niewidzialne”  (zwane  także  dzieckiem  we  mgle  lub  dzieckiem  zagubionym) 

zachowuje się tak, jakby go nie było. Godzinami potrafi zajmować się sobą. Nie sprawia kło-

potów wychowawczych, zwykle niczego nie chce. W kontaktach społecznych jest wycofane, 

czasem uznawane za nieśmiałe. Robi wszystko,  żeby nie zwracać  na siebie uwagi. Czasem 

udaje mu się to na tyle dobrze, że wychowuje się w swoistej izolacji społecznej, pomimo ludzi 

wokół.  Takiemu  dziecku  brakuje  podstawowych  umiejętności  interpersonalnych:  nawią-

zywania  kontaktu,  wyrażania  swoich  potrzeb  czy  współpracy  z innymi.  W szkole  wyraźnie 

odbiega od swoich rówieśników poziomem umiejętności społecznych. 

„Niewidzialne” dziecko czuje się bezwartościowe, niegodne uwagi innych i osamotnione. 

Ale równocześnie jest zagniewane, iż nikt nie zwraca na nie uwagi. Jego zachowaniem kieruje 

poczucie, że najlepiej by się stało, gdyby go nie było. 

Kiedy w trakcie terapii pacjenci pracują nad identyfikacją własnych ról w ich rodzinach, 

często pytają, czy możliwe jest połączenie kilku ról. Odpowiedź brzmi: tak. John Bradshaw pi-

sze, że jeśli jeden z rodziców nie wypełnia swojej roli z jakiegokolwiek powodu (jest pijany, 

nieobecny, chory itd.), zwykle któreś z dzieci wchodzi w jego rolę. Gdy rodzina potrzebuje 

sukcesu,  dziecko  będzie  bohaterem.  Jeżeli  potrzeba  kogoś,  kto  weźmie  na  siebie 

odpowiedzialność  za  dziejące  się  w niej  zło  -  stanie  się  kozłem.  W rodzinie  wielodzietnej 

każde z dzieci może wypełniać inną rolę. Ale kiedy na przykład najstarsze odchodzi z domu, 

zwykle  kolejne  przejmuje  jego  rolę,  porzucając  dotychczasową.  To  pokazuje,  jak  ważną 

potrzebę rodziny  zaspokaja dana  rola i jak silnie związana  jest ona z systemem rodzinnym, 

a nie z cechami dziecka. 

Przyjmując określoną rolę, młody człowiek uczy się, jakie uczucia ma wyrażać, a jakich 

background image

nie.  „Bohater  rodzinny”  ma  prezentować  swoją  kompetencję  i odpowiedzialność,  „kozioł 

ofiarny” - złość, „dziecko-maskotka” powinno mieć zawsze dobry nastrój, a „niewidzialne” 

musi  być  samowystarczalne.  Oznacza  to,  że  dzieci  muszą  rozwijać  cechy  w jakiś  sposób 

potrzebne  rodzinie,  zaś  ukryć  te,  które  są  w niej  niepożądane.  I tak  bohater  może  skrywać 

wewnątrz  strach  i osamotnienie,  kozioł  -  swoje  mocne  strony,  maskotka  -  smutek, 

a niewidzialne  -  wściekłość.  W ten  sposób  przyjęta  przez  dziecko  rola  staje  się  jego 

zewnętrznym „ja”, pod którym skrywa, jakie jest naprawdę. Zewnętrzne „ja” to forma obrony, 

sposób na przetrwanie w dysfunkcyjnym systemie rodzinnym, sposób na bycie kochanym, na 

przyciągnięcie uwagi, nadzieja na zaspokojenie podstawowych dziecięcych potrzeb. 

Inną konsekwencją poświęcenia własnego „ja” na rzecz stabilności rodziny bywa częste 

u DDA przeświadczenie: „Nie ja jestem ważny - ważniejsza jest grupa (rodzina, klasa, zespół 

w pracy  itp.)”.  Towarzyszy  temu  nawyk  dbania  o potrzeby  innych,  o grupę,  z którą  taki 

człowiek się identyfikuje. 

Kim naprawdę jestem? Jakie są moje mocne strony, a jakie słabe? To najczęstsze pytania, 

z jakimi DDA przychodzą na terapię. Zadają je z dużym niepokojem. Obawiają się, że może 

prawdą  jest  to,  co  słyszeli  od  bliskich  w chwilach  złości:  że  są  bezwartościowi,  niegodni 

zainteresowania  i pokochania.  W mojej  praktyce  klinicznej  nie  zdarzyło  się,  by  prawda 

o osobie  była  tak  okrutna,  jak  jej  lęki  i wewnętrzne  przekonania.  Aby  jednak  znaleźć 

odpowiedzi  na  powyższe  pytania,  trzeba  uświadomić  sobie,  w jakiej  roli  byłem  lub  nadal 

jestem - i przestać w niej funkcjonować. 

 

Moje prawo do życia 

Wychowałam  się  w rodzinie  alkoholika  -  tkwiłam  w koszmarze  przez  30  lat.  Czułam  się 

opuszczona przez cały świat. W tym wszystkim sama, wspierająca mamusię, wysłuchująca jej 

cierpiętniczych  lamentów,  wywodów  o jej  ciężkim  życiu,  przyjmująca  całe  jej  cierpienie  na 

siebie; cały jej ból i nieudane życie. 

Wybaczyłam ojcu - był chory, był alkoholikiem. Czuję żal do mamy; pewnie nieświadomie, 

ale ciągnęła mnie za sobą w to piekło, zrobiła sobie ze mnie powiernicę, choć miałam niewiele 

lat. 

Próbowałam z mamą rozmawiać na ten temat. !ic z tego nie wychodzi, bo ona uważa, że 

to  ona  miała  ciężkie  życie,  a ja  przecież  byłam  tylko  (!)  dzieckiem,  więc  nie  mogłam  tego 

background image

wszystkiego odczuwać. Uważa, że starała się, bym miała szczęśliwe dzieciństwo. !ie wiem, jak 

poradzić sobie z uczuciami do mamy. Wiem, że to moja matka - ale dlaczego mnie pogrąża, nie 

widzi  mojego  bólu.  Liczy  się  tylko  jej  cierpienie.  A gdzie  jestem  ja?!  Zawsze  byłam  cichą, 

potulną córunią. Czy ja nie mam prawa żyć po swojemu? Mam. 

Elżbieta z Radomska 

 

Tata wracał pijany 

Mam 18 lat. Wracając myślami do dzieciństwa, widzę ojca, który wracał z pracy pijany. 

Czasem potulnie szedł spać, ale częściej robił awantury: krzyczał, wyzywał mamę i wszystkich 

naokoło. !ie używał przemocy fizycznej, chociaż często tym groził. Ojca uspokajałam ja albo 

mój  młodszy  brat,  tymczasem  mama,  siedząc  w moim  pokoju,  płakała.  Ją  także  musieliśmy 

pocieszać.  Czasami  dochodziło  do  tego,  że  ojciec  chciał  mamie  „coś”  zrobić,  na  przykład 

uderzyć ją w twarz wtedy stawaliśmy pomiędzy nimi, trzymając im ręce. Wręcz prosiliśmy, 

aby się uspokoili. 

Dwoje  małych,  bezbronnych  dzieci,  potrzebujących  miłości,  wsparcia,  poczucia 

bezpieczeństwa, odpowiedzialnych za swoich rodziców. Czy taka jest rola dziecka? 

Dla mnie najgorsze było napięcie przed przyjściem ojca. Ja i brat wiedzieliśmy, że skoro 

dotychczas  nie  wrócił,  pewnie  wróci  pod  wpływem  alkoholu,  ale  nie  mówiliśmy  o tym. 

Uważam, że tylko pogłębialiśmy w sobie uczucie strachu, krzywdy, cierpienia i bezradności. 

Ja, jako starsza, czułam się odpowiedzialna także za brata. Próbowałam go jakoś pocieszyć. 

Czuwałam nawet w nocy, ponieważ zdarzało się, że ojciec budził się i krzyki zaczynały się 

od nowa A rano musiałam przecież wstać, iść do szkoły i oczywiście udawać, że wszystko jest 

w porządku, że żyję w szczęśliwej rodzinie. 

Ojciec nie pije od czterech lat, ponieważ jest chory. Leczy się u psychiatry. W domu da się 

wyczuć  ogromne  napięcie,  żal,  złość  i poczucie  krzywdy.  !adal  o tym  nie  rozmawiamy. 

W ogóle mało ze sobą rozmawiamy. 

Przechodzę  teraz  ciężki  okres  przeżywania  swoich  uczuć,  od  których  nie  można  uciec. 

Uświadomiłam  sobie  także,  że  przeżycia  dzieciństwa  mają  bardzo  duży  wpływ  na  moje 

kontakty z ludźmi, jednak teraz mogę to zmienić. !ie miałam wpływu na zdarzenia w moim 

domu, ale mam wpływ na moje teraźniejsze życie. To ja nadaję mu sens. 

Dziewczyna z Oławy 

background image

 

5. Zamrożeni ludzie 

Większość Dorosłych Dzieci Alkoholików doświadcza problemów emocjonalnych. Jedni 

leczą się z powodu nawracającej depresji, inni z powodu nerwicy. Są tacy, którzy przychodzą 

do psychoterapeuty i mówią: „Nic nie czuję” lub „Mam kochającą rodzinę i wszystko mi się 

dobrze układa,  ale wciąż wraca do  mnie to,  co czułem  w domu: lęk, że to wszystko stracę, 

złość bez powodu. Nie rozumiem tego”. Timmen L. Cer-mak i Jacques Rutzky piszą („Czas 

uzdrowić swoje  życie”,  1996): „Uczucia same w sobie rzadko  bywają źródłem problemów. 

Jest  nim  natomiast  niewłaściwy  stosunek  do  uczuć,  który  powoduje,  że  traumatyczne 

przeżycia nie przestają prześladować ludzi w ich dalszym życiu”. 

Dzieci,  które  wychowywały  się  w rodzinach,  gdzie  nadużywano  alkoholu,  przechodzą 

swoisty  trening  w sposobach  radzenia  sobie  z emocjami.  Zdarza  się,  że  już  we  wczesnym 

okresie swojego życia narażone są na bardzo silne doświadczenia emocjonalne, pomimo że 

ich mechanizmy  obronne nie są jeszcze  zbyt dojrzale. Do tych doświadczeń wywołujących 

ekstremalne  emocje  można  zaliczyć  między  innymi  kłótnie  (krzyki,  bójki  najbliższych 

i wyzwiska), zaniedbanie podstawowych potrzeb fizycznych (np. głód, zimno, nie zmieniane 

pieluszki)  czy  poczucie  zagrożenia.  Dziecko  w takich  sytuacjach  przeżywa  mieszankę 

trudnych  uczuć,  takich  jak  lęk,  gniew  i bezradność.  Zwykle  pozostaje  z nimi  samo,  gdyż 

najbliższych  nie  ma  lub  są  sprawcami  sytuacji  wywołującej  ten  nieprzyjemny  stan. 

Doświadcza  poczucia  krzywdy,  choć  najczęściej  nie  uświadamia  sobie  tego.  Dziecko  radzi 

sobie z przeżywanym stanem różnie, w zależności od temperamentu i stopnia dojrzałości jego 

mechanizmów obronnych. 

Zdaniem Jerzego  Mellibrudy  („Pułapka nie wybaczonej krzywdy”,  1997), im wcześniej 

wżyciu dziecka miały miejsce takie doświadczenia, tym wyraźniejsze jest ukształtowanie się 

jednego  z dwóch  sposobów  obchodzenia  się  z emocjami:  zamrożenia  lub  nadwrażliwości 

emocjonalnej.  Niektóre  dzieci  na  silny  krzyk  czy  nagłe  zagrożenie  reagują  zastygnięciem. 

Inne potrafią zamrozić reakcję emocjonalną, jakby jej nie było. W każdym razie na zewnątrz 

nie widać przeżywanego stanu. Takie dzieci szybko uczą się, że lepiej nic nie czuć, gdyż uczu-

cia  są  bolesne  i przeszkadzają  w działaniu.  Odcięcie  emocji,  zamrożenie  ciała  tak,  by  nie 

pojawiły  się  w zachowaniu  żadne  czytelne  reakcje,  ułatwia  dziecku  poradzenie  sobie 

w sytuacji zagrażającej. 

background image

Inne dzieci, czując napięcie (a sytuacji wywołujących je jest w rodzinach alkoholowych 

wiele), natychmiast wyrażają je na zewnątrz płaczem albo krzykiem. Często są postrzegane 

jako  nadpobudliwe  lub  nadwrażliwe  emocjonalnie.  Silne  napięcie  może  znajdować  ujście 

w czynnościach kompulsywnych czy w innych objawach nerwicowych. Czasem dzieci takie 

trafiają wcześnie do psychologa i mogą być leczone z powodu silnej nerwicy. 

Niektóre  dzieci  radzą  sobie  z trudnymi  emocjami,  zamieniając  je  na  łatwiejsze  do 

przeżywania. Adam jest na przykład chronicznym złośnikiem - gdy czuje się niepewnie, gdy 

bywa wystraszony albo zmęczony, natychmiast popada w złość. Bogdana natomiast wszyscy 

postrzegają jako zalęknionego i niepewnego, ponieważ strach to jedyna reakcja, jaką ujawnia. 

Dopiero  na  terapii  każdy  z nich  odkrywa  bogactwo  przeżywanych  stanów.  Manipulowanie 

doznawanymi uczuciami chroni ich od przeżywania tego, czego nie chcą doświadczać. 

Typowymi  sposobami  radzenia  sobie  przez  dzieci  z rodzin  alkoholowych  z trudnymi 

emocjami są: zepchnięcie uczuć do podświadomości, pomniejszanie ich lub zaprzeczanie, nie 

rozpoznawanie ich (nie nazywanie) i mylenie z myślami (np. „Czuję, że nie chcecie ze mną 

rozmawiać  i mnie  nie  lubicie”).  A owe  trudne  emocje  to  najczęściej  wstyd,  poczucie  winy, 

gniew, smutek i strach. 

Uczucia  wstydu  najsilniej  doświadczają  ludzie,  którzy  wychowywali  się  w rodzinach 

zaburzonych  w sposób  widoczny  dla  otoczenia  -  kiedy  wszyscy  widzieli  pijanego  ojca 

i wiedzieli, z jakiej rodziny się pochodzi. Czasem takie osoby czują się napiętnowane, skażone 

faktem, że ich rodzic pił. Dlatego tak trudno im, mimo oczywistych faktów, nazwać swojego 

ojca alkoholikiem. Zastanawiają się: „Bo w jakim świetle to mnie stawia?”. 

Często dziecko alkoholików przeżywa także swoiste poczucie odpowiedzialności za nałóg 

rodzica.  Myśli,  że  ojciec  pije,  gdyż  ono  jest  niegrzeczne,  źle  się  uczy  lub  coś  robi  nie  tak. 

Zdarza się, że tego typu zarzuty słyszy od bliskich, co wzmacnia poczucie winy. 

Kiedy  DDA  zaczynają  przyglądać  się  swoim  doświadczeniom  z dzieciństwa,  zwykle 

pojawia  się  lęk:  lęk  przed  wspomnieniami,  lęk  zapamiętany  z groźnych  sytuacji,  lęk  przed 

tym, co odkryją o sobie. Ludzie różnią się poziomem lęku, 

a

le dorośli, którzy wychowywali 

się w rodzinach alkoholowych, noszą go w sobie dużo. Nie zawsze jest on widoczny. Często 

bywa  starannie  ukrywany  i pojawia  się  jedynie  w bliskich  związkach.  Może  też  być 

zamieniany na inne uczucie, na przykład złość, która daje więcej energii i siły, pomaga radzić 

sobie  z bezradnością.  W dzieciństwie  lęk  był  niejednokrotnie  podstawową  informacją 

background image

o zagrożeniu,  pozwalającą  go  uniknąć.  Niestety  w życiu  dorosłym  częściej  pojawia  się 

w postaci  fobii,  lęków  przed  autorytetami  i przełożonymi,  co  znacznie  utrudnia  dojrzałe 

funkcjonowanie. 

Gniew jest naturalną reakcją na krzywdę naszych bliskich. Zatem kiedy DDA uświadamia 

sobie  własne  krzywdy  i zaniedbania,  pojawiają  się  poczucie  niesprawiedliwości,  bunt  prze-

ciwko  temu,  co  kiedyś  się  stało,  i różne  odmiany  gniewu.  Praca  z uczuciem  gniewu  jest 

trudna. Ludzie, którzy wiedzą, co się dzieje, gdy ktoś przeżywa negatywne emocje w sposób 

niekontrolowany, zwykle unikają wszelkiej złości. Kojarzą ją z agresją i przemocą. Trudno im 

uwierzyć, że złość czy gniew mogą wnosić cokolwiek konstruktywnego. I rzadko łączą swoją 

melancholię z uczuciem, którego - jak twierdzą - nie czują. 

Chyba  wszystkie  Dorosłe  Dzieci  Alkoholików  znają  uczucie  zalegającego  smutku. 

Niewiele  z nich  leczy  się  jednak  z powodu  depresji.  Smutek  bezpowrotnej  straty,  dziecięce 

rozżalenie,  kiedy  najchętniej  schowałoby  się  pod  kołdrą  przed  całym  światem,  i poczucie 

osamotnienia - związane są z jakąś formą opuszczenia, której się doznało. Dziecko czuje się 

opuszczone,  gdy  ma  niepełną  rodzinę,  ale  także  gdy  długo  jest  samo  w domu  albo  gdy 

permanentnie  nie  ma  nikogo,  kto  poświęciłby  mu  czas  i uwagę.  Każdy  z nas  nosi 

wspomnienia, które wywołują w nim głęboki smutek. DDA mają takich wspomnień dużo. 

Wiele  Dorosłych  Dzieci  Alkoholików  wyraża  przekonanie,  że  uczucia  można  w pełni 

kontrolować. Przeświadczenie: wszystko albo nic (albo mam całkowitą kontrolę, czyli to

;

 co 

czuję, zależy jedynie od mojej woli, albo nie mam żadnej kontroli nad swoimi emocjami) - jest 

jednak złudzeniem. Pełna samokontrola i brak samokontroli w sferze uczuć to bieguny braku 

tych samych umiejętności: adekwatnego korzystania z własnej sfery emocjonalnej. Możliwa 

jest  oczywiście  kontrola  świadomości  i wyrażania  uczuć.  Ale  nie  można  kontrolować 

pojawiania się uczuć. Zwiększając świadomość tego, co się przeżywa, można to wyrazić albo 

nie - zgodnie ze swoją wolą. 

Efektem zmian w reakcjach emocjonalnych u dzieci z rodzin alkoholowych bywa postawa 

obronna wobec życia i ludzi. Człowiek taki żyje w ciągłym napięciu, które wiąże się z prze-

konaniem, że świat i ludzie są do niego wrogo nastawieni, a on nie ma na to wpływu. Może 

tylko  trwać  w ciągłym  oczekiwaniu  na  coś  nieprzyjemnego,  co  na  pewno  się  wydarzy  (np. 

atak,  nieszczęście,  agresja).  Celem  takiej  osoby  jest  przetrwanie.  Trudno  jej  być  otwartą 

i ufną. To oznacza dla niej bezradność i wystawienie się na atak. 

background image

 

DDA nie mają złudzeń 

Oboje z mężem jesteśmy DDA Mamy ponad 40 lat i tamte problemy nie powinny już mieć 

wpływu na nasze życie. Zastanawiam się, co - pomimo starań - pozostało. Pozostał łęk przed 

bliskością, aby znowu nie zostać zranionym, oszukanym. 

Ja, choć jestem osobą z natury otwartą i towarzyską, mam bardzo wielu znajomych, wiele 

koleżanek,  ale  nie  przyjaciół.  Słowa  „przyjaciel”  używam  bardzo  rzadko,  obawiam  się  go. 

!adałam  mu takie znaczenie, że nikt, łącznie ze mną, nie byłby mu w stanie sprostać. Mąż, 

który jest typem samotnika, choć osobą bardzo uczuciową, ma jednego bliskiego kolegę. Mam 

wrażenie, ze woli rzeczy od ludzi, ponieważ one są przewidywalne. 

Jest  coś,  co  moim  zdaniem  szczególnie  wyróżnia  DDA  -  to  brak  złudzeń.  Zbyt  wcześnie 

zostaliśmy odarci z niewinności. Zobaczyliśmy ciemną stronę natury ludzkiej, gdy nie byliśmy 

do tego zupełnie przygotowani, nie wykształciliśmy żadnych mechanizmów 

OBRONNYCH

. 

DDA z Tych 

 

Próbuję radzić sobie sama 

Myślałam,  że  przeszłość  mam  już  za  sobą.  Jednak  gdy  mój  mąż  zaczął  nadużywać 

alkoholu,  zaczęłam  mieć  koszmary,  bałam  się,  że  scenariusz  życia  mojej  mamy  zostanie 

powtórzony. Po roku udałam się do poradni dla osób uzależnionych. Tam dowiedziałam się, że 

jestem  DDA.  W ośrodku  przeszłam  terapię  dla  współuzależnionych  i drugą  dla  osób  nie 

radzących sobie ze złością. Chciałam pójść na terapię DDA, jednak termin kolidował z moimi 

zajęciami. Próbuję radzić sobie sama, ale mam problemy ze swoją osobowością. !ie wiem, 

czego chcę. Chcę mieć dziecko, a gdy zbliża się jajeczkowanie, już nie chcę; chcę być sama, 

a za chwilę nie wyobrażam sobie samotności; itd. 

Co  robić,  by  to  zmienić?  Jak  pogodzić  człowieka,  którym  jestem  na  zewnątrz,  z tym 

w środku?  Jak  w takim  stanie  żyć,  jak  zachować  normalność?  Jak  pozbyć  się  tego  smutku, 

napięcia i strachu? !ie chcę, by wszyscy wiedzieli, że jestem DDA. Boję się, że ludzie zaczną 

mnie  traktować  i oceniać  inaczej.  !ie  potrzebuję  litości  czy  wyrozumiałości.  Potrzebuję 

pomocy. Jak sobie z tym radzić? Dziura bezradności pożera mnie coraz bardziej. 

Wioletta ze Szczecina 

 

background image

Historie się powtarzają 

Mam 36 lat. Jestem DDA. Pięcioro mojego rodzeństwa też. Ojciec zmarł trzy lata temu. 

Powód  -  nadużywanie  alkoholu  Matka  bardzo  cierpiała,  ale  tkwiła  w tym  chorym  związku. 

W naszym  życiu  przeplatały  się:  nauka,  ciężka  praca,  opiekowanie  się  rodzeństwem 

i oczekiwanie, w jakim stanie przyjdzie do domu „kochany tatuś”. !ajczęściej wracał pijany. 

Ciągle awantury, bicie matki i tego nas, które się nawinęło pod rękę, rozbijanie mebli. Mo-

lestowanie  nas  dziewcząt.  Matka  wiedziała  o tym,  lecz  była  bierna.  Zimą  ucieczki  w mróz, 

śnieg  -  boso.  Wiele  razy  wchodziłam  na  strych  i przez  okienko  w dachu  wypatrywałam, 

w jakim  stanie  ojciec  wraca  z pracy.  Kiedy  widziałam,  jakim  krokiem  idzie,  trzęsłam  się  ze 

strachu: co będzie? co dzisiaj zrobi? 

Jak  na  ironię,  mimo  wcześniejszych  przyrzeczeń  mojego  rodzeństwa,  że  nie  podzielimy 

losu  matki,  historie  się  powtarzają.  Obydwie  siostry  mają  mężów  alkoholików.  Brat  jest 

alkoholikiem.  Cierpi  jego  rodzina,  on  też,  jednak  nie  przyjmuje  tego  do wiadomości.  Moim 

młodszym braciom i mnie się udało. Ale problemy moich sióstr są moimi problemami. Próby 

rozmów na temat pomocy kończą się złością. Przez moje chore ambicje chcę robić wszystko 

najlepiej. !ienawidzę kłótni, agresji i wszelkiego zła. Chcę przed tym uciec. Ale dokąd? 

Irena z Torunia 

 

6. Dziecko w dżungli 

Myślenie Dorosłych Dzieci Alkoholików w zasadzie nie odbiega od normy, trudno mówić 

o patologii  czy  trwałych  zmianach.  Czasami  można  nawet  powiedzieć,  iż  DDA  cechuje 

wyjątkowa  trzeźwość  myślenia  w sytuacjach  stresowych  i ekstremalnych.  Potrafią 

podejmować dobre decyzje i trafnie analizować sytuację, podczas gdy innym przeszkadzają 

w tym silne napięcie lub emocje. Ta cecha myślenia DDA ujawnia się zwłaszcza w sytuacjach 

konkretnych  zadań  i wyzwań  życiowych,  na  przykład  w życiu  zawodowym.  Inaczej  jest 

w sytuacjach  społecznych,  w myśleniu  o sobie  albo  o swojej  relacji  ze  światem.  W tych 

obszarach  myślenie  DDA  cechuje  schematyczność  i kompulsywność:  przekonania  i myśli 

ukształtowane  na  bazie  doświadczeń  z dzieciństwa  wracają  w formie  natrętnych  myśli, 

kierując zachowaniem dorosłego człowieka. 

Sposoby postrzegania świata i siebie z trudem poddają się zmianie w wyniku nabywania 

nowych doświadczeń - podobnie jak u osób po traumie, których myśli dotyczące urazowego 

background image

doświadczenia i przekonania ukształtowane pod jego wpływem są bardzo odporne na zmianę. 

Prawdopodobnie  ma  to  związek  z pamięcią  autobiograficzną,  leżącą  u podstaw  naszego 

myślenia o sobie, o innych i o świecie. W niej znajdują się pewne skrypty, czyli przekonania. 

Tworzą się one w wyniku wielokrotnego zetknięcia się z taką samą sekwencją wydarzeń, co 

sprawia, że sytuacja ta ulega uogólnieniu i myślimy, że jest typowa. Aby zrozumieć myślenie 

charakterystyczne dla DDA, musimy poszukać odpowiedzi na pytanie, z jakimi sekwencjami 

wydarzeń, sytuacji i relacji spotyka się dziecko w rodzinie, w której nadużywa się alkoholu, 

co w wyniku tych doświadczeń staje się dla niego typowe. 

Świat widziany oczami dziecka alkoholika jest niebezpieczny, bo nieprzewidywalny. To, 

co wydarzy się w najbliższym otoczeniu, w dużym stopniu zależy od tego, czy rodzic będzie 

pijany, czy też trzeźwy,  i w jakim nastroju będzie drugi z opiekunów.  Nieprzewidywalność 

otoczenia  najczęściej  wiąże  się  dla  dziecka  z tzw.  obiektami  społecznymi,  czyli  z ludźmi. 

Obiekty  nieożywione,  na  przykład  dom,  meble,  zabawki  bądź  podwórko,  mogą  stać  się 

symbolem stałości i trwania. Niestety, ta stałość czasem również bywa niszczona. Podeptane 

w ferworze  awantury  zabawki,  zniszczone  meble,  konieczność  kolejnej  przeprowadzki  lub 

brak swojego miejsca - to często normalność dla dziecka z rodziny alkoholowej. 

Nieprzewidywalności  świata  doświadczają  nie  tylko  dzieci  z rodzin  alkoholowych, 

w których  występowała  przemoc.  Pojawia  się  ona  także  wtedy,  gdy  mamy  do  czynienia 

z różnego  rodzaju  zaniedbaniami.  Pamiętam  rodzeństwo,  które  miało  jedne  długie  spodnie 

i parę  ciepłych  butów.  Nosili  je  na  zmianę.  Często  któreś  z tych  dzieci  nie  pojawiało  się 

w szkole, ponieważ drugie wyszło wcześniej i nie wróciło

;

 gdy nadeszła pora wyjścia drugie-

go.  Koledzy  śmiali  się  z rodzeństwa.  Pewnie  niektórzy  czytelnicy  uznają  ten  przykład  za 

ekstremalny. Ale dla mnie bulwersujące było to

;

 że u progu XXI wieku w ogóle zdarzyła się ta 

historia. Za to większość DDA zna z własnego doświadczenia historie zawiedzionych nadziei 

i zburzenia porządku dnia codziennego czy świąt, podobne do tej: „Niedzielny poranek. Leżę 

w łóżku i myślę o tym, co dziś się wydarzy: zjemy śniadanie wspólnie, co zdarza się jedynie 

w niedzielę, pójdziemy razem do kościoła - może spotkam tam kogoś znajomego i umówię się 

na popołudnie. I nagle słyszę zza drzwi podniesiony głos matki; ojciec jest jeszcze pijany po 

wczorajszym,  a ona  przywołuje  go  do  porządku.  Epitety:  »ty  skur..  choć  w niedzielę 

mógłbyś...«, »a co ty kur... sobie myślisz« - wciskają mnie pod poduszkę. Pewnie słyszą je 

sąsiedzi. Nie pójdziemy do kościoła, chyba że ja sama. Nie będzie wspólnego śniadania ani 

background image

obiadu. Będzie całodzienna awantura albo nabrzmiała cisza”. 

Nieprzewidywalność  świata  powtarzająca  się  w doświadczeniu  dziecka  owocuje 

ukształtowaniem się w jego wewnętrznych przekonaniach myśli typu: świat jest wrogi; świat 

jest  dżunglą,  w której  trudno  przetrwać;  świat  jest  tak  urządzony,  że  nie  ma  sensu  nic 

planować, bo wszystkie plany zostają zburzone; muszę coś zrobić, by on (ona) czuł się dobrze; 

muszę coś zrobić, by oni nie zrobili sobie krzywdy. 

Dziecko, obserwując na co dzień relacje między rodzicami, a także ich relacje z innymi, 

tworzy  swoje  podstawowe  przekonania  i skrypty  życiowe  dotyczące  tego,  jak  wyglądają 

relacje między ludźmi. Najczęściej rodziny alkoholowe są dość zamknięte i rzadko utrzymują 

kontakty  z kimkolwiek.  Sąsiadów,  kolegów  z pracy  i dalszą  rodzinę  traktują  jak  obcych, 

obawiając  się,  że  bliższe  relacje  z nimi  ujawnią,  iż  w rodzinie  jest  problem  alkoholowy. 

Często dzieci są pouczane, by trzymały się z daleka od obcych. Słyszą, jak rodzice mówią na 

przykład: „Ludzie krzywdzą”; „Lepiej, żeby inni nie wiedzieli o nas zbyt dużo”. A przekazy 

i nastawienia  tego  typu  wyniesione  z domu  sprawiają,  że  dzieci  alkoholików  zachowują 

dystans wobec osób  spoza  rodziny. Jeżeli żyją  w małym środowisku i sąsiedzi czy znajomi 

mogą  zobaczyć  pijanego  rodzica  albo  usłyszeć  awanturę,  kontakty  z nimi  stają  się 

dodatkowym źródłem stresu: „Co odpowiem, jeśli zapyta mnie, czy to mój ojciec?”. Dzieci 

alkoholików  podczas  spotkań  z innymi  często  czują  zażenowanie,  zawstydzenie  bądź 

nieśmiałość.  Uczucia  te  również  oddalają  je  od  innych  ludzi,  podobnie  jak  braki 

w umiejętnościach  interpersonalnych.  Kiedy  w dorosłości  wchodzą  w nowe  środowisko  lub 

kogoś poznają, w głowie pojawiają im się myśli w rodzaju: na pewno źle mnie ocenią; lepiej 

się zbytnio nie spoufalać; trzeba się mieć na baczności, bo ludzie manipulują i wykorzystują. 

Rodzajem  bliskich  relacji  są  na  przykład  relacje  między  mężem  i żoną,  dzieckiem 

i rodzicem  czy  rodzeństwem.  Schematy  tego,  jak  mają  one  wyglądać  i jak  je  budować, 

tworzymy  na  bazie  dwóch  źródeł  związanych  z rodziną  pochodzenia:  naszych  osobistych 

relacji  z najbliższymi  i obserwując  ich  wzajemne  relacje.  Dziecko  wychowujące  się 

w rodzinie, w której alkohol jest codziennością, widzi, iż bliskości między rodzicami nie ma 

lub pojawia się ona w sposób zaskakujący. Obserwując matkę i ojca, zastanawia się: „Po co 

oni  są  ze  sobą.  Przecież  męczą  się  razem”.  Często  w związkach  alkoholowych  nie  istnieją 

pozytywne wzajemne uczucia, czułość czy przyjemność z bycia razem. Zamiast tego dużo jest 

wzajemnych  pretensji,  poczucia  skrzywdzenia  i różnych  odmian  złości.  Jednak  są  także 

background image

chwile, kiedy ku zaskoczeniu otoczenia pojawia się jakiś kształt bliskości. Na przykład wtedy, 

gdy matka mówi: „Nie mogę się z nim rozwieść, bo go kocham”; gdy mąż przynosi jej kwiaty 

i przeprasza za to, co się zdarzyło; gdy tworzą wspólny front: „My jesteśmy rodzicami i masz 

robić  tak,  jak  my  każemy”.  Bliskość  w związkach  z osobą  uzależnioną  zwykle  oznacza 

wzajemne  krzywdzenie  się  oraz  oscylowanie  między  bardzo  dużą  bliskością  i jej  brakiem: 

nierozmawianie  ze  sobą  tygodniami  lub  wielogodzinna  kłótnia,  mówienie  o miłości  lub 

o nienawiści. 

Często doświadczenie DDA mówi, że być blisko to być komuś potrzebnym. Bliskość nie 

oznacza  wówczas  wzajemnej  otwartości  i zaufania,  odpowiedzi  na  potrzeby  obu  stron: 

„Ważna jest jedynie ta druga osoba, ja jestem ważny o tyle, o ile jestem jej potrzebny”. Wiele 

Dorosłych Dzieci Alkoholików czerpie zadowolenie z pracy i z rodziny, gdyż czują się tam 

potrzebne. Nie ma w tym oczywiście nic złego, ale warto sobie czasem zadać pytanie: „Co ja 

mam z tych relacji poza tym, że czuję się potrzebna?”. DDA nierzadko również myślą o bli-

skich relacjach na przykład tak: „Bliskość nie jest czymś, co można zbudować. Jest czymś, co 

się zdarza. A to, czy się zdarzy, nie zależy ode mnie”; „Bliskość oznacza ranienie się i prze-

kraczanie  granic. Jest zatem niebezpieczna”; „Kiedy się  kocha, należy  wszystko wybaczyć. 

Miłość wszystko usprawiedliwia”. 

Dziecko  w rodzinie  alkoholowej,  próbując  swoich  sił,  szybko  przekonuje  się,  że  jest 

bezradne  i słabe  -  zarówno  wobec  świata  zewnętrznego,  jak  i wobec  tego,  co  dzieje  się 

w domu.  Doświadczenie  bezradności  może  sprawić,  iż  będzie  starało  się  udowodnić 

wszystkim,  jakie  jest  zaradne.  Może  również  zaowocować  syndromem  wyuczonej 

bezradności,  gdy  dziecko  nawet  nie  próbuje  podejmować  wysiłków  adekwatnych  do  jego 

możliwości,  ponieważ  głęboko  w nim  tkwi  przekonanie:  „I  tak  mi  nie  wyjdzie,  nie  jestem 

wstanie tego zrobić”. Na terapii często proszę Dorosłe Dzieci Alkoholików o zebranie zdań na 

swój temat, które słyszeli w dzieciństwie. Otrzymujemy wówczas niepokrywające się obrazy, 

odzwierciedlające raczej to, jakimi  ktoś chciał ich widzieć, a nie to, jacy  byli. Obraz siebie 

DDA jest swoistym kolażem: tekstów ważnych osób, roli, w jakiej funkcjonowało w rodzinie, 

i tego, jak doświadczało siebie, będąc dzieckiem. Doświadczanie siebie to istotne spoiwo tego 

kolażu,  gdyż zawiera skrypty typu: jestem słaby;  jestem samotny; jestem  nieważny; jestem 

bezsilny. 

Na szczęście nie wszystkie głęboko ukryte, podświadome przekonania Dorosłych Dzieci 

background image

Alkoholików na swój temat są negatywne. Gdyby tak było, nie byliby w stanie normalnie żyć. 

Jednak negatywna jest duża część owych przekonań, co sprawia, że DDA opisują siebie raczej 

negatywnie, koncentrując się na swoich wadach, nie wierząc w swoje siły i przymioty. Taki 

rodzaj  myślenia  o sobie  wywołuje  smutek,  przygnębienie,  poczucie  beznadziejności 

i zwątpienie we własne możliwości.  W różnych odmianach konstelację tych cech odnajduję 

u większości DDA zgłaszających się na terapię. Nie zawsze jest ona  widoczna na pierwszy 

rzut  oka,  gdyż  wielu  z nich  pokazuje  światu  maskę  pewności  siebie,  zaradności 

i niezależności. 

Podsumowując  schematy  poznawcze,  jakie  wytwarzają  się  w dziecku  pod  wpływem 

różnorodnych doświadczeń związanych z dzieciństwem spędzonym w rodzinie alkoholowej, 

można  nakreślić  obraz  świata  widziany  oczami  bezradnego,  osamotnionego  i zaniedbanego 

dziecka: Świat jest groźny, nieprzyjazny, lub wręcz wrogi. Ludzie są w nim nieobliczalni. Pod 

wpływem  alkoholu  bądź  nieopanowanych  emocji  krzywdzą  i wykorzystują.  Albo  będąc 

słabymi,  stają  się  ofiarami  innych.  Bliskość  z nimi  jawi  się  jako  coś  pożądanego,  ale  także 

zagrażającego, gdyż zawsze ktoś jest skrzywdzonym, a ktoś inny krzywdzącym. Przed ludźmi 

i światem należy się zatem bronić. Jeśli nie potrafię obejść się bez świata i ludzi, to znaczy, że 

jestem słaby, bezradny i podatny na skrzywdzenie. 

Aż  korci  mnie,  by  przeciwstawiając  się  tej  trudnej  wizji,  stworzyć  inny  obraz  świata  - 

widziany oczami dziecka, przy którym stoi silny i zaradny rodzic. Ten świat jest przyjazny, 

a dziecko czuje się bezpieczne. Ludzie zachowują się zawsze tak, jak powinni. Żyją w zgodzie 

ze sobą i z innymi, szanują się wzajemnie i są gotowi nieść pomoc. Wiele dzieci alkoholików 

marzy o takim świecie. Wyobrażają sobie kochającą rodzinę, jaką mieliby, gdyby rodzic nie 

pił... 

Zmiana  schematów  poznawczych  i przekonań  ukształtowanych  przez  dzieciństwo 

w rodzinie alkoholowej jest niezbędna, gdyż nie są one adekwatne do doświadczania świata 

w dorosłości. Zwykle bywają również źródłem głębokiego smutku i leżą u podstaw strategii 

życiowych  dopasowanych  do  nakreślonej  wyżej  wizji,  która  nie  przystaje  do  aktualnej 

rzeczywistości.  Aby  odnaleźć  swoje  własne  skrypty  w tej  sprawie,  trzeba  przeanalizować 

osobiste doświadczenia, relacje i wspomnienia. Należy o tym pamiętać, ponieważ każdy z nas 

jest  inny.  A ja,  pisząc  o pewnych  wspólnych  cechach  myślenia  DDA,  dokonuję  uogólnień, 

i co za tym idzie - wielu uproszczeń. Ważne, by tej analizy nie dokonywać w samotności, jak 

background image

kiedyś, gdy byliśmy dziećmi... 

 

Walczę przeszłością 

Moja babcia wyszła za mąż za człowieka, który stał się alkoholikiem. Przeżyła z nim ponad 

60 lat. Żadna z trzech córek z tego związku nie ułożyła sobie życia. Dzisiaj te trzy niemłode już 

kobiety są zamknięte w sobie, wrogo nastawione do świata. Moja mama wyszła za alkoholika. 

Ojciec  pływał  na  statkach  dalekomorskich.  Rejsy  trwały  kilka  miesięcy.  Gdy  wracał  -  pił. 

Teraz mam z nim sporadyczny kontakt, raczej mu współczuję. Z mamą też nie miałam dobrego 

kontaktu,  ale  uważałam  ją  za  świętą.  !awet  gdy  powodowana  swoją  złością  bardzo  mnie 

raniła. 

Swoje życie zaczęłam układać tuż przed trzydziestką. Mogę powiedzieć, że mi się udało. 

Mój mąż to dobry, mądry mężczyzna. Ale nawet on nie potrafi zrozumieć tej mieszanki lęku, 

nieprzystosowania i niedowartościowania, jaka mną targa - to na pewno wpływa na jakość 

naszego życia. Mamy dwoje dzieci, życie koncentruje się wokół nich. Tamte problemy zostały 

odsunięte, jakoś przysypane. A przecież wiem, że to wszystko we mnie jest. Teraz najbardziej 

mnie bolą kontakty z mamą. Jest zimna, a mnie to boli. Czuję, jak mnie to ogranicza, zabiera 

energię.  Radzę  sobie  lepiej  niż  kilka  lat  temu,  ale  ciągle  walczę  z demonami  przeszłości. 

I wiem, że muszę się zmierzyć z nimi do końca. 

Marzanna 

 

Jestem szczęśliwy 

Jestem studentem prawa na Uniwersytecie Warszawskim. W tym roku rozpoczynam także 

studia na filozofii. Jestem szczęśliwym  człowiekiem. Od ponad trzech lat mieszkam z moimi 

dziadkami. Wyprowadziłem się z domu rodziców na stałe, bo życie z ojcem było dla mnie nie 

do wytrzymania. 

Już w liceum bardzo bałem się ludzi, także tych zwyczajnych, spacerujących po chodniku. 

Lękałem się, że mogą mnie skrzywdzić. !ie byłem w stanie zaprezentować publicznie swojego 

zdania z powodu ogromnego zdenerwowania, które przychodziło już na samą myśl, że będę 

musiał coś powiedzieć, chociażby na forum klasy. Moje poczucie własnej wartości było bardzo 

niskie.  Zacząłem  uciekać  w swój  świat.  Gdy  byłem  młodszy,  był  to  świat  książek.  Później 

wewnątrz siebie byłem tak rozdygotany, że nie mogłem skupić się nawet na tyle, aby czytać. 

background image

Gdy książki zastąpiłem komputerem i grami komputerowymi, skończyło się to uzależnieniem 

od nich. Choć wewnątrz mnie panował kompletny chaos, to na zewnątrz właściwie tego nie 

okazywałem. Wszak nauczono mnie, że mężczyźni nie płaczą (niestety zapomniałem, jak to się 

robi, a szkoda...). 

Pewnego dnia, a miałem wtedy chyba 16 lat, coś we mnie pękło. Poczułem, że nie mam już 

sił  dalej  tak  żyć.  !ajpierw  zdobyłem  się  na  to,  by  porozmawiać  o swoich  problemach 

z koleżanką z klasy. Po tej rozmowie zrozumiałem, że potrzebuję pomocy. W tym czasie mój 

ojciec podjął nieskuteczne leczenie w AA, a ja dołączyłem do grupki dzieci alkoholików, które 

spotkały się z psychologiem. Z jakichś powodów po pól roku zrezygnowałem z terapii, choć na 

pewno  przynosiła  dobre  rezultaty.  Wkrótce  trafiłem  do  młodzieżowej  wspólnoty 

chrześcijańskiej. Myślę, że to działający przez nią dobry Pan Bóg tak naprawdę pomógł mi 

powrócić do normalnego życia. 

Istniało jeszcze wiele innych pozytywnych czynników. Po pierwsze, przeprowadziłem się 

do dziadków, gdzie miałem coś, czego wcześniej nie doświadczyłem - spokój. Po drugie, jestem 

natury ogromnym optymistą. Pamiętam, że w najtrudniejszych dla mnie chwilach myślałem 

o tym,  że  za  kilka  lat  będzie  lepiej,  ze  kiedyś  będę  mógł  sam  decydować  o swoim,  życiu,  ze 

założę szczęśliwą rodzinę. Po trzecie, miałem (i mam) to ogromne szczęście, że spotkałem na 

swej  drodze  wspaniałych  ludzi,  od  których  nauczyłem  się,  jak  wielkim  darem  jest  rozmowa 

z drugim  człowiekiem.  Po  czwarte,  chyba  jestem  trochę  uparty.  Opowieść  moja  ma 

optymistyczne zakończenie, choć tak naprawdę jest to koniec rozdziału, a nie książki. Cieszę 

się,  że  moje  życie  jest,  jakie  jest.  Cieszę  się  z rzeczy,  które  mam  i których  nie  mam.  Jestem 

całkowitym alkoholowo-nikotynowym abstynentem. !ie gram już w gry komputerowe. Moje 

relacje z ojcem, który nie pije od ponad dwóch lat, kształtują się poprawnie. Kilka lat temu, 

kiedy leżał w szpitalu, wybaczyłem mu wszystko, choć on sam nigdy o wybaczenie nie prosił. 

Uświadamiam sobie teraz, ze moje bolesne doświadczenia zahartowały mnie od zewnątrz, ale 

od wewnątrz uwrażliwiły. Może były potrzebne? 

Jakub z Warszawy 

 

7.  Samotni z lęku 

Wśród Dorosłych Dzieci Alkoholików pragnienie bycia  kochanym  idzie  często w parze 

z lękiem przed odrzuceniem. Przeżywają oni dużo wewnętrznych obaw przed zbliżeniem się 

background image

do  kogoś  i przed  założeniem  rodziny.  Jedna  z osób  sformułowała  to  tak:  „Spotykałam  się 

z mężczyzną. Nie chciałam się zakochać, a jednocześnie pragnęłam mieć kogoś na całe życie. 

Bałam  się.  Byłam  rozbita,  rozdwojona.  Nie  pamiętam,  co  myślałam  o sobie,  ale  chyba  nie 

najlepiej. Nie wiedziałam, co robić. W końcu po paru spotkaniach zerwałam. To było ponad 

moje siły”. 

Moi pacjenci często boją się powtórzenia we własnym związku tego, co działo się w ich 

domach  rodzinnych,  w których  niepijący  partner  miał  obowiązków  za  dwoje,  a w  zamian 

otrzymywał awantury i wyzwiska. W efekcie takich doświadczeń DDA pełni są wątpliwości, 

czy warto ryzykować zawarcie małżeństwa: „Mój partner daje mi oparcie, w dodatku chce, 

abym za niego wyszła. A ja nie wiem, czego chcę: boję się, że go stracę, i boję się za niego 

wyjść. Skąd mogę wiedzieć, że wszystko będzie dobrze? Najgorsze jest to, że nie potrafię pod-

jąć żadnej decyzji - ani o skończeniu tego związku, ani o małżeństwie”. 

Niemal  wszystkie  Dorosłe  Dzieci  Alkoholików  noszą  w sobie  głęboko  ukryte 

przekonanie, że w małżeństwie można się tylko krzywdzić. Trudno im się zbliżyć do innych 

osób,  gdyż  w ich  doświadczeniu  bliskość  jest  zagrażająca.  Z kolei  jej  brak  i uporczywe 

utrzymywanie dystansu sprawiają, że małżeństwo często nie daje im satysfakcji. 

Niektórzy DDA są przekonani, że związek rodziców nie był udany, bo „matka nie umiała 

sobie  z nim  radzić”.  Jeśli  wierzą  również,  że  sami  lepiej  potrafiliby  ułożyć  sobie  życie 

z alkoholikiem,  to  stąd  prosta  droga  do  wchodzenia  w tzw.  trudne  związki,  zwykle 

z partnerami  uzależnionymi.  Wielu  DDA  trwa  w związkach,  które  są  dla  nich  źródłem 

cierpienia.  Ich  partnerami  bywają  alkoholicy,  nałogowi  hazardziści,  ludzie  notorycznie 

niewierni  itd.  Zdarzyło  mi  się  na  przykład  spotkać  osoby,  które  żyły  od  lat  w związku 

heteroseksualnym z homoseksualistami i nie zdawały sobie z tego sprawy. Siebie winiły za to, 

że „coś się między nami nie układa”. 

Niektórzy z moich pacjentów zdają sobie sprawę, że rozpoczęcie terapii prawdopodobnie 

zmieni ich spojrzenie na własne małżeństwo. Ci, którym zależy na związku, zwykle otwarcie 

mówią o swoich obawach, a później potrafią wykorzystać to nowe spojrzenie do uzdrowienia 

relacji. Gorzej z tymi, którzy tkwią w przekonaniu, że ich małżeństwa są bardzo dobre i że nic 

nie  jest  w stanie  im  zaszkodzić.  Niemal  za  każdym  razem  po  kilku  tygodniach  terapii 

zauważają,  jak  fałszywy  był  to  obraz.  Zaczynają  dostrzegać  to,  co  się  wokół  nich  dzieje. 

Przekonują się na przykład, że partnerzy od dawna mają kogoś innego albo w jakiś sposób (np. 

background image

finansowo lub emocjonalnie) wykorzystują ich. 

Dorosłe  Dzieci  Alkoholików  chyba  nieco  częściej  niż  inni  nieadekwatnie  postrzegają 

swoich  partnerów.  Jeśli  ich  idealizują,  wówczas  nie  widzą  wad  albo  usprawiedliwiają  je 

(podobnie  jak  niegdyś  ich  matki  usprawiedliwiały  ojców:  „Pije,  ale  przecież  kocha  mnie 

i dzieci”).  Natomiast  gdy  deprecjonują  partnerów,  widzą  w nich  same  wady.  Ku  temu 

skłaniają  się  osoby,  które  od  dłuższego  czasu  doznają  od  towarzyszy  życia  krzywdy  lub 

zaniedbania  i straciły  nadzieję  na  zmianę  tych  relacji,  ale  nie  potrafią  bądź  nie  chcą 

zrezygnować ze związku. 

DDA  często  nie  potrafią  (to  wpływ  sytuacji  w domach  rodzinnych)  nawiązywać 

pierwszego  kontaktu  z innymi,  mówić  o sobie  i o  swoich  potrzebach,  znaleźć  kompromisu 

między  tym,  czego  chcą  oni,  a tym,  czego  pragną  ich  partnerzy.  Nie  potrafią  także  słuchać 

i mówić tak, by się porozumieć, rozwiązywać trudnych sytuacji, radzić sobie z emocjami itd. 

Nieumiejętność wyrażenia tego, co się czuje, może doprowadzić do niedomówień, z których 

wyrastają  wzajemne  urazy,  żale  i pretensje.  Ożywa  wówczas  dobrze  znane  z dzieciństwa 

poczucie krzywdy: „Ludzie są podli, skrzywdzą mnie, jeśli tylko pozwolę im być zbyt blisko”, 

a także przekonanie, że za wszelką cenę nie wolno ulec. 

Aby  uniknąć  takich  sytuacji,  DDA  muszą  nauczyć  się  tego  wszystkiego,  czego  zwykle 

uczą się dzieci: wyrażania potrzeb, nazywania uczuć, rozmawiania i słuchania, nawiązywania 

pierwszego  kontaktu.  Zwykle  z takimi  umiejętnościami  wchodzimy  w pierwsze  nastoletnie 

związki. Wtedy przychodzi czas na rozwijanie tych doświadczeń w relacjach z inną płcią. Gdy 

stworzymy pierwszy stały związek, wówczas odkrywamy i uczymy się umiejętności ważnych 

dla  utrzymania  i pogłębiania  związku.  Myślę  tutaj  o okazywaniu  wzajemnej  czułości 

i akceptacji, trosce o partnera, empatycznym rozumieniu go i wzajemnym wspieraniu się. Czy 

jestem w stanie stworzyć zdrowy związek, mimo iż jestem DDA? - to jedno z częstych pytań, 

jakie słyszę, gdy w czasie terapii zaczynają się rozmowy o związkach. Kryje się za nim obawa 

przed  brakiem  zdolności  do  kochania  i bycia  kochanym.  Przyczynami  trudności  Dorosłych 

Dzieci Alkoholików w związkach nie są jednak ograniczenia ich potencjału, ale brak pewnego 

rodzaju ważnych doświadczeń, niezbędnych do nauczenia się, co to znaczy bliskość, na czym 

polega  budowanie  związku  i jak  go  utrzymać.  Oznacza  to,  że  DDA  są  w pełni  zdolni  do 

miłości, lecz muszą w sobie tę zdolność dostrzec i rozwinąć ją. Droga do tego wiedzie poprzez 

nauczenie się, jak akceptować siebie. 

background image

Przed laty Zofia Milska-Wrzosińska zwróciła uwagę, że stworzenie dobrego związku jest 

jednym  z kilku  najważniejszych,  ale  i najtrudniejszych  zadań  życiowych  człowieka. 

Z pewnością łatwiej je zrealizować tym, którzy wychowywali się, patrząc na dobre związki 

swoich rodziców - ale zawsze jest to trudne. DDA nie są tutaj wyjątkiem. 

 

Jest już za późno 

Mam 24 lata i jestem DDA. Wiem o tym od kilku lat. Ale niewiele wynika dla mnie tej 

wiedzy. Świadomość, że jestem DDA, wcale nie pozwala mi uporać się problemami, wcale 

w tym  nie  pomaga;  kusi  tylko,  żeby  wszelkie  zło  „zwalić”  na  pochodzenie  z rodziny 

alkoholowej. Czy mam do tego prawo? Wydaje mi się, że nie. I rodzi to ogromne poczucie winy 

(towarzyszy mi ono chyba od zawsze), a także ogromny, paraliżujący wstyd, który nie znika 

nawet  wtedy,  gdy  jestem  daleko  od  „domu”,  gdzie  nikt  mnie  nie  zna  i o  niczym  nie  wie. 

I jeszcze ta bezsilność - taka obezwładniająca: że nie mam nad niczym kontroli, że mogę tylko 

z bólem patrzeć, jak czas przecieka mi przez palce, jak życie przechodzi gdzieś obok. 

Jestem sama. Zupełnie sama. Czy to ich wina? Czy może moja, tylko i wyłącznie moja? 

Może nie zasługuję na nic dobrego. Tak po prostu. !a miłość, na przyjaźń, na uwagę i troskę. 

Może to za dużo. Po prostu. 

!igdy i nigdzie nie szukałam pomocy. !ie sądziłam, ze ktoś może mi ją dać, że to cokolwiek 

zmieni. I dalej tak sądzę, a poza tym już za późno, już nie warto. I nawet nie wiem, czy mam 

siłę do kogoś się zwrócić o pomoc. Wstydzę się, boję? Może. 

„Żyję”  dalej  z rodzicami,  w milczeniu,  w nienawiści.  Zaczynam  pić.  Schemat?  Może. 

Tylko nie wiem, jak długo tak jeszcze można. Brakuje mi już sił, wszystko jest takie trudne, zbyt 

bolesne. Czuję się winna, że nienawidzę wszystkich, którzy według mnie żyją normalnie - mają 

domy, rodziny, przyjaciół i po prostu żyją. 

Właściwie nie wiem, po co to piszę. Może tylko po to, by ktoś to przeczytał. !awet jeżeli 

nigdy mi nie pomoże. 

I. z Żywca 

 

Zwykłe życie DDA 

Jak wygląda moje życie? Myślę, że jak standardowe życie DDA. Mam 20 lat, ale czuję się 

jakbym miała 40. !a zewnątrz przykładna rodzina: mama, tata, brat, pies, samochód, no i ja. 

background image

Szybko dorosłam. !ie mogę darować sobie dzieciństwa, które widzę jak przez mgłę. Ojciec 

uczynił moje dzieciństwo piekłem. Wieczne awantury, sceny, których nie chcę pamiętać. !ie 

umiem przestać nienawidzić, nie umiem zrozumieć, dlaczego jest tak, a nie inaczej. Ciekawy 

jest fakt, że z dzieciństwa mało pamiętam. Pamiętam podwórko, koleżanki, przedszkole, dom 

(?): awantury, krzyki, strach... 

Matka  wprowadziła  mnie,  małe  dziecko,  bardzo  szybko  w świat  dorosłych, 

niezrozumiałych  zasad  i problemów.  Uczyniła  mnie  spowiednikiem,  powiernikiem  swoich 

problemów i tajemnic. Pytała, co ma zrobić, jak zareagować. 

Z  bratem  nie  mam  w ogóle  kontaktu:  żyje  własnym  życiem,  z boku  od  tego  wszystkiego. 

Może to jego sposób na przetrwanie. 

Tak wygląda moja rodzina, a ja czuję się jak klocek nie pasujący do całej układanki. 

Aga z Radomia 

 

Samotny wśród ludzi 

Kiedy  się  to  zaczęło,  nie  wiem.  Coraz  częściej  widziałem  pijanego  ojca.  Matka  nie 

rozmawiała ze mną o tym. Czasami myślę, że może chciała mnie w jakiś sposób chronić, ale 

zaraz  przypominam  sobie,  jak  wysłała  mnie  razem  z ojcem  do  człowieka,  dla  którego  robił 

formę  do  odlewania  zabawki  -  żebym  go  pilnował.  Pamiętam  tylko,  że  wszyscy  mężczyźni, 

którzy tam byli, częstowali ojca wódką, a mnie było tak strasznie wstyd. 

Wreszcie ojciec przestał pić. Poszedł do lekarza, brał jakieś proszki. A ja? !ikt ze mną nie 

rozmawiał, nie pytał, co czuję, czy w ogóle coś czuję. Jakby to zupełnie nie dotyczyło mnie, 

jakby mnie nie było. Przyzwyczaiłem się, że zainteresowanie ojca ograniczało się do pytania: 

Jak  tam  w szkole?  A gdy  studiowałem:  Jak  tam  na  zajęciach?  Pamiętam  strach,  że  mogę 

zrobić coś, co nie spodoba się rodzicom. Szczególnie matce. Wtedy myślałem, że to ja jestem 

zły. Teraz widzę, że byłem akceptowany i kochany, gdy robiłem to, co chciała matka. 

I  tak  mijały  lata.  Zacząłem  pracować.  Potem  zacząłem  pić.  Ożeniłem  się  i piłem  dalej. 

Potem picie przeszkadzało mi w pracy, więc tylko piłem. W pracy mieli mnie już dość. Kazali 

mi  się  zwolnić.  Poszedłem  do  lekarza.  Brałem  antikol,  wszywałem  sobie  esperal  kilka  lat 

z rzędu. Żaden z lekarzy, u których byłem, nie spytał, czy może spróbowałbym jakiejś formy 

terapii,  czy  chciałbym  porozmawiać.  Znowu  nikt  ze  mną  nie  rozmawiał.  Dalej  nic  tak 

naprawdę nie wiedziałem o chorobie alkoholowej. 

background image

Żona właśnie kupiła nowy numer „Charakterów”, w którym jest artykuł z cyklu o DDA. 

Czytając  te  teksty,  w wielu  miejscach  odnajduję  siebie,  czuję,  że  to  o mnie.  Tak  będzie 

z wieloma  osobami,  które  je  przeczytają:  zobaczą,  że  nie  są  sami,  że  są ludzie,  którzy  chcą 

i umieją pomóc w walce z chorobą alkoholową. 

Jacek z Warszawy 

 

Mój największy błąd 

!ajwiększym  błędem,  jaki  popełniłam,  była  wiara,  że  jestem  wolna  od  przeszłości. 

Przekonywałam samą siebie, ze moja siła i pewna dojrzałość pokonają bariery. Sądziłam, ze 

moje doświadczenie tylko mnie wzmocni i pozwoli realnie patrzeć na rzeczywistość !iestety 

nie  wzięłam  pod  uwagę  najważniejszej  rzeczy,  a mianowicie  tego,  ze  jestem  dzieckiem 

alkoholika.  Wspaniała  mama,  przyjaciele,  spełnienie  w pracy  zawodowej  -  to  nie  wymaże 

negatywnych doznań z dzieciństwa. Alkoholik dokonuje spustoszenia w życiu emocjonalnym 

każdego  członka  rodziny.  Uderza  w podstawowy  składnik  ludzkiej  osobowości  -  w uczucia. 

W efekcie następuje zaburzenie poczucia własnej wartości, bezpieczeństwa, zaufania, wiary 

w normalny związek. 

Mam za sobą nieudany związek. Przyczyną był oczywiście alkohol. Zarówno mój partner, 

jak  i ja  doskonale  znaliśmy  ten  problem,  ale  zignorowaliśmy  fakt,  że  wpłynął  on  na  nasze 

życie. Zniszczyliśmy miłość, bo jedno chciało być silniejsze, bardziej niezależne od drugiego. 

Tak  naprawdę  wcale  nie  o to  chodziło.  Pogubiliśmy  się,  nie  pytając  nikogo,  a przede 

wszystkim siebie, o drogę. 

Marta z Tucholi 

 

8. Pozwolić zagoić się ranie 

Pierwszy  krok  do  zmiany  to  uświadomienie  sobie,  kim  jestem  i w  jaki  sposób  sytuacja 

rodzinna związana z nadużywaniem alkoholu przez rodzica wpłynęła na  mnie i moje życie. 

Wiele Dorosłych Dzieci Alkoholików przez lata boryka się na przykład z depresją czy lękami, 

myśląc: „Coś ze mną jest nie tak” - i nie widzą związku tych stanów z nadużywaniem alkoholu 

przez bliską osobę, kiedy byli dziećmi. Póki tak się dzieje, zmiana jest trudna. 

Czasem lektura artykułu o Dorosłych Dzieciach Alkoholików lub film w telewizji może 

kogoś skłonić do odkrycia, że jest DDA. Gdy oglądamy historię skrzywdzonego dziecka albo 

background image

czytamy  o tym,  co  dzieje  się  w rodzinie  alkoholowej,  łatwiej  nam  dostrzec,  że 

doświadczaliśmy czegoś podobnego. Jeśli pojawiają się myśli tego typu, to wchodzimy w etap 

kontemplacji,  czyli  zastanawiania  się,  na  ile  w moich  problemach  odzwierciedla  się  to,  co 

charakterystyczne  dla  Dorosłych  Dzieci  Alkoholików.  Ci,  którzy  zaczynają  identyfikować 

siebie  jako  DDA,  dostrzegają  nadzieję  na  to,  że  możliwa  jest  zmiana  ich  samopoczucia 

i sposobu życia. 

Zanim jednak przystąpimy do zmiany, potrzebujemy się do niej przygotować. Zwykle na 

początku sprawdzamy, jak można to zrobić, na przykład rozmawiamy ze znajomymi, którzy 

odbyli już terapię DDA, albo sięgamy po poradniki dla DDA. Wiele osób udaje się wówczas 

do  psychologa,  żeby  porozmawiać,  czy  w ich  przypadku  psychoterapia  jest  konieczna. 

Wszystkie te sposoby są dobre, by wstępnie rozeznać się, ile wysiłku kosztować nas będzie 

zmiana i czy warta jest tego wysiłku. Niektórzy odkrywają, że choć są DDA, wcale nie chcą 

się zmieniać, ponieważ żyje im się całkiem dobrze. Inni są zadziwieni bólem pojawiającym się 

w nich, gdy tylko zaczynają rozmawiać o swoich dawnych relacjach z rodzicami. 

Jeśli w wyniku lektury lub rozmów o DDA zaczynasz myśleć: „To możliwe, abym czuł się 

radosny, abym czuł się dobrze z ludźmi, żebym założył rodzinę i cieszył się z bycia z moimi 

bliskimi, żebym czuł wewnętrzny spokój i pewność siebie” - to znaczy, że rozpoczynasz swój 

wewnętrzny proces zmiany. 

Do prowadzonych przeze mnie grup terapeutycznych trafiają zwykle osoby w tej fazie: już 

świadome  bycia  DDA,  z nadzieją  na  zmianę.  Często  jeszcze  nie  do  końca  wiedzą,  co  chcą 

zmienić,  i dlatego  we  wstępnym  etapie  terapii  ważne  jest  pogłębienie  zrozumienia,  w jaki 

sposób  konkretne  doświadczenia  z przeszłości  wpłynęły  na  ich  przekonania,  zachowania 

i sposoby  radzenia  sobie  z życiem  i ludźmi.  Przydatne  są  tutaj  różne  formy  pogłębionej 

psychoedukacji,  pozwalające  zrozumieć,  jak  funkcjonowała  nasza  rodzina,  gdy  byliśmy 

dziećmi, i jak to wpłynęło na nasz rozwój oraz to, kim jesteśmy dziś. Psychoedukacja musi 

mieć  element  autodiagnozy  i dawać  możliwość  podzielenia  się  osobistymi  odkryciami 

uczestników. Tematy pracy psychoterapeutycznej w tej fazie mogą być wprowadzane przez 

prowadzącego  lub  spontanicznie  wyłaniać  się  z procesu  grupowego.  Obie  strategie  pracy 

wymagają od prowadzącego dużej wrażliwości na potrzeby, których grupa i uczestnicy na tym 

etapie często nie potrafią wyrazić. 

Ważne  są  również  nowe  pozytywne  doświadczenia  związane  z ludźmi.  Grupa  pozwala 

background image

poczuć  się  podobnym  do  innych,  zrozumianym,  wysłuchanym,  zaakceptowanym.  Te  do-

świadczenia  najłatwiej  zdobyć  w grupie  terapeutycznej,  choć  podobną  rolę  może  odegrać 

grupa samopomocowa. W grupie osoby uczą się takiego bycia razem, które służy ich rozwojo-

wi. Spełnia to rolę treningu umiejętności interpersonalnych, których nabywanie jest możliwe, 

gdy  przebywamy  w grupie  o jasnych  i zdrowych  regułach,  dającej  wsparcie,  akceptującej 

odmienność  i potrzeby  uczestników.  W takiej  grupie  łatwo  o otwartość  i pojawianie  się 

silnych uczuć związanych z trudnymi wspomnieniami czy wydarzeniami z życia. Ważne jest 

nie tylko ich przypomnienie i zwierzenie się z nich innym ludziom, ale także zmiana sposobu, 

w jaki  wydarzenie  zapisało  się  w nas.  Często  nasze  wspomnienie  jest  źródłem  trudnych 

emocji,  nie  zagojoną  raną.  Terapia  ma  pozwolić  jej  zagoić  się  tak,  by  nie  wpływała  już  na 

nasze codzienne życie. Na tym etapie ważne jest znalezienie nowych rozwiązań tych sytuacji 

relacji, z którymi sobie nie radziliśmy (lub radziliśmy sobie w sposób, który nam samym się 

nie podobał), adekwatnych do naszego wieku, poziomu naszego rozwoju i możliwości. 

Istotą  tej  fazy  psychoterapii  DDA  jest  zmiana  obrazu  siebie  zmierzająca  w kierunku 

bardziej  realnego  i pozytywnego  postrzegania  własnej  osoby  -  jako  bardziej  dorosłej,  nie-

zależnej,  posiadającej  znacznie  więcej  zasobów  niż  w okresie  dzieciństwa.  Trzeba 

skoncentrować się na tych doświadczeniach z przeszłości, które utrudniają lub uniemożliwiają 

korzystanie  z aktualnego  potencjału.  Zmianie  ulegają  schematy  myślenia  i przeżywania. 

Wśród osób, które już założyły własne rodziny, wzrasta także świadomość tego, jak dotych-

czasowe  zachowania  i uwikłanie  w rodzinę  pierwotną  wpływa  na  ich  bliskich.  Pojawia  się 

poczucie, że mogą zmienić siebie i swoje życie. Wzrasta też świadomość tego, co konkretnie 

chcą zmienić. 

Przychodzi  czas  na  planowanie  i przeprowadzanie  realnych,  a drobnych  zmian  w życiu. 

Zaczynamy  od  drobnych  zmian,  ponieważ  jest  to  dobry  sposób,  aby  przekonać  się,  na  ile 

wymyślona  przez  nas  zmiana  sprawdzi  się  w rzeczywistości.  Jeśli  się  sprawdzi  -  to 

wykonujemy kolejne kroki. Jeśli nie - musimy weryfikować swoje plany. 

Rolą  terapeuty  i grupy  na  tym  etapie  pracy  jest  wspieranie  osobistych  planów 

poszczególnych  osób.  Optymalne  interwencje  służą  nagradzaniu  zmian,  które  się  udały, 

wnikliwej  analizie  trudności  i zaplanowaniu  nowej  zmiany  tam,  gdzie  poprzednia  się  nie 

powiodła. 

Osiągnięcie  stabilnej  zmiany  osobistej,  jak  wy  mika  z badań  i obserwacji  klinicznych, 

background image

trwa około dwóch lat. Czas pracy grupy psychoterapeutycznej to zwykle okres od 6 do 12 mie-

sięcy. Oznacza to, że w tym czasie możliwe jest przeprowadzenie zmiany wewnętrznej, czyli 

uświadomienie  sobie,  co  potrzebujmy  zmienić,  jak  możemy  to  zrobić,  i rozpoczęcie 

planowania zmiany, na której nam zależy. Od tego, na ile głęboko uda się przeprowadzić ten 

etap  zmiany,  zależą  dalsze  efekty  terapii.  Bezpośrednio  po  terapii  uczestnicy  wprowadzają 

drobne zmiany. Potem decydują się na kolejne. Zwykle rok lub dwa po terapii pojawiają się 

sygnały wskazujące na zmianę nastawienia do świata, do życia i do siebie. 

Z  badań,  które  prowadzimy,  sprawdzając  efekty  psychoterapii  w ośrodku,  wynika,  że 

osoby po terapii obserwują u siebie pozytywne zmiany w wielu obszarach. Przede wszystkim 

zmienia  się  ich  postrzeganie  siebie  w relacjach  z innymi:  czują  się  pewniejsi,  spokojniejsi, 

bardziej świadomi swojej wartości i swoich kompetencji. Jest to związane ze wzrostem po-

czucia  emocjonalnej  stabilności,  które  osoby  te  czasem  opisują  jako  wewnętrzny  spokój. 

Zaczynają częściej mówić o sobie pozytywnie i z dbałością odnosić się do siebie. Po terapii 

zwiększa  się  u nich  również  gotowość  do  wzięcia  odpowiedzialności  za  swoje  życie 

i poczucie,  że  mogą  żyć  tak,  jak  potrzebują  i jak  chcą.  Oznacza  to  zwykle  istotne  zmiany 

życiowe,  na  przykład  ograniczenie  relacji  z tymi,  którzy  krzywdzą,  zbliżenie  się  do  osób, 

które wspierają, zakładanie stałych związków, a także inne „inwestycje” osobiste. 

DDA  po  terapii  doceniają  swoją  umiejętność  dystansowania  się  od  wielu spraw,  w tym 

także od swoich słabości. Dobrze czują się także ze swoją gotowością do wprowadzania zmian 

w życiu  -  napełnia  ich  to  energią  i entuzjazmem.  Czerpią  również  zadowolenie  ze 

wspierających  kontaktów  z innymi  -  inaczej  niż  na  początku,  kiedy  poszukiwanie  pomocy 

u innych postrzegali jako coś negatywnego. DDA po terapii częściej też czują, że radzą sobie 

ze  swoimi  emocjami.  Istotnie  zmniejszają  się  także  występujące  u nich  wcześniej  objawy 

psychopatologiczne. Wzrasta zaś poczucie, że są w stanie dobrze radzić sobie w życiu i mają 

siły, aby to robić - aby żyć szczęśliwie. 

Marzenna Kucińska 

 

Marzenna  Kucińska  kieruje  Ośrodkiem  Psychoterapeutycznym  Instytutu  Psychologu 

Zdrowia PTP w Warszawie. Zajmuje się psychoterapią DDA. 

Ma 46 lat, męża i 10-letnią córkę. 

 

background image

Sam nie dasz rady 

Problem DDA dotyczy również mnie. Mam tę świadomość i próbuję coś z tym robić. Ale 

przerażające jest to, ilu DDA żyje wokół nas. Oni cierpią, nie wiedząc nawet, dlaczego tak się 

dzieje.  Wielu  ludzi  uważa,  że  psychoterapia,  grupy  wsparcia  itp.  to  coś  nienormalnego. 

Spotykam się z takimi opiniami. !a szczęście jest ich coraz mniej, a będzie jeszcze mniej, gdy 

problem będzie nagłaśniany. 

Jeżeli już do kogoś dotarło, że jest DDA, i uważa, że sam poradzi sobie z problemem - to 

nic bardziej mylącego. !ie poradzi sobie sam, żeby nie wiem co To na terapii odkopuje się to, 

co zakopane, opłakuje się to, czego się nie dostało w dzieciństwie, i przeżywa się smutek. Po 

dłuższym  czasie  może  przyjdzie  przebaczenie  dla  naszych  rodziców.  Przyjdzie  ukojenie, 

radość,  normalne  życie.  Wiem,  bo  sama  przeszłam  terapię  DDA  -  przeszłam  ją,  żeby  nie 

zwariować, żeby wiedzieć, co 8. jest czarne, a co białe, żeby się dowiedzieć, kim jestem i jaka 

jestem. Dziś spokojniej i pewniej stąpam po ziemi. Wiem, czego chcę od O życia. Wiem, czego 

oczekują ode mnie moje dzieci. To tak, jakby mi 

Q

 ktoś podarował „nowe oczy” i ”nowe uszy”. 

Jestem szczęśliwa. 

Halina z Tomaszowa 

 

Tak bardzo chcę pójść na spacer 

Mam  23  lata  i jestem  DDA.  Zrozumiałam  to  dopiero  rok  temu,  kiedy  trafiłam  do 

psychologa, który stwierdził u mnie agorafobię z napadami lęku. Kiedy usłyszałam, co mi jest, 

nie miałam pojęcia o tej chorobie i o tym, skąd się wzięła. Dopiero z czasem, kiedy zaczęłam 

regularnie  spotykać  się  moim  terapeutą,  uświadomiłam  sobie,  co  się  ze  mną  dzieje. 

Zaczęłam dostrzegać rzeczy, o których wcześniej nie wiedziałam albo nie chciałam wiedzieć. 

To  dzięki  psychologowi  odkryłam,  kim  tak  naprawdę  są  moi  rodzice  i jaką  krzywdę  mi 

wyrządzili. Uważam, że to tylko dzięki nim mam tę fobię i od ponad roku siedzę w domu. To 

przez nich jestem dzisiaj sama jak palec, zamknięta w czterech ścianach, i nie mogę pójść do 

pracy, nie mogę kontynuować nauki. 

Czasami  zastanawiam  się,  czy  ten  koszmar  kiedyś  się  skończy.  Tak  bardzo  bym  chciała 

pójść gdzieś przyjaciółmi, zdać  maturę, którą stale odkładam  na później, pójść na studia, 

które są moim marzeniem... 

Jedyną osobą, która mnie wspiera, jest psycholog. Wiem, że na tym właśnie polega jego 

background image

praca, ale i tak się cieszę, że do niego trafiłam. Bardzo go polubiłam. Dziękuję mu za to, że 

jest. 

Cały czas wierzę, że nadejdzie kiedyś taki dzień, kiedy będę na tyle silna psychicznie, aby 

zrealizować swoje marzenia, ze będę mogła w końcu cieszyć się życiem. 

M. z Bydgoszczy 

 

Smutek w szczęściu 

Mam 30 lat. Jestem DDA. Mam wspaniałego, kochającego męża i cudownego, mądrego 

syna.  Jestem  nieszczęśliwa.  Dlaczego?  Bo  każdy  mój  dzień  to  walka.  Budzę  się  i zasypiam 

z waleniem  serca,  czasem  myślę,  że  słyszą  je  sąsiedzi  za  ścianą.  Moje  serce  -  pełne  lęków, 

strachu, bólu, bezsilności. 

Gdyby kula ziemska była płaska, biegłabym tak długo, aż by mnie pochłonął wszechświat. 

I byłoby cudownie. Bez poczucia, że wszyscy na mnie patrzą i śmieją się, tak jakbym nosiła 

koszulkę z napisem: „Moi rodzice są alkoholikami i dlatego jestem nikim”. Bez uczucia żalu 

i pytań: „Dlaczego tobie się to przytrafiło?”. 

!adzieja.  Od  dwóch  miesięcy  leczę  depresję,  za  kilka  dni  po  raz  czwarty  pójdę  na 

spotkanie  grupy  wsparcia  DDA.  Spotkam  tam  „swoich”  ludzi,  oni  się  ze  mnie  nie  śmieją. 

!adzieja - że zrzucę kiedyś z siebie tę „koszulkę”. Chciałabym wierzyć, że wygram tę walkę, 

zacznę się uśmiechać do syna i kiedyś będę w stanie powiedzieć: „Życie jest piękne”. Może... 

Sylwia ze Szczecina 

 

Chcę zrozumieć i pomóc 

Od  kilku  lat  w ramach  praktyk  wakacyjnych  uczestniczę  w tzw.  Oazach  - 

piętnastodniowych rekolekcjach. W każdej grupie oazowej pojawiają się problemy związane 

z sytuacją w domu. Duża część dzieci doświadcza różnych form patologii, wśród których kró-

luje problem alkoholowy. W ciągu piętnastu dni nikt nie jest w stanie zmienić życia człowieka, 

czy  też  naprawić  tego,  co  przez  wiele  lat  było  „psute”  w domu.  Jednak  można  spróbować 

zasiać  dobre  ziarno.  Interesuję  się  psychologią,  mam  pewną  wiedzę  z tej  dziedziny.  Ale 

w dziedzinie  „problemu  alkoholowego”  nie  jest  to  wiedza  pełna  i do  końca  ułożona.  Cykl 

artykułów w ”Charakterach” pomógł mi lepiej przygotować się na spotkanie z ludźmi, którzy 

w jakiś  sposób  związani  są  z nadużywaniem  alkoholu.  Aczkolwiek  wiem,  iż  sam 

background image

przeprowadzać terapii nigdy nie będę. 

Ryszard z Paradyża 

 

background image

Pokusa silniejsza niż rozum, 

czyli dlaczego ludzie nie radzą sobie z nałogami 

Dariusz Soliński 

 

Ronald Reagan, były prezydent Stanów Zjednoczonych, nie cieszył się opinią wybitnego 

intelektualisty. Amerykańscy studenci mawiali o nim nawet, że nie jest w stanie równocześnie 

iść  i żuć  gumy.  Czynności  te,  każda  z osobna,  wymagają  bowiem  od  niego  pełnej 

koncentracji.  W istocie  umiejętność  równoczesnego  wykonywania  różnych  działań  jest 

koniecznością  każdego  żywego  organizmu.  Organizm  najbardziej  złożony  -  człowiek  - 

wykonuje w każdej chwili wiele działań jednocześnie. Na przykład oddycha, poci się, myśli, 

spogląda na zegarek i idzie. Czasami zdarza się jednak, że człowiek musi wybierać między 

dwoma  różnymi  działaniami:  nie  może  równocześnie  napić  się  wódki  i nie  pić  alkoholu, 

powstrzymać się od palenia i rozkoszować się wdychanym dymem, zjadać wielkiego ciastka 

z górą bitej śmietany i utrzymywać surowej diety. We właściwych wyborach pomagają nam 

podmiotowe mechanizmy samoregulacyjne. 

Prawidłowa  samoregulacja  to  proces,  w którym  to,  co  sam  podmiot  uznaje  za 

„obiektywnie” ważniejsze,  bierze  górę nad tym,  co  uznaje  za  mniej ważne. Oczywiście nie 

zawsze człowiek sięgający po kieliszek alkoholu, po papierosa czy wysokokaloryczne ciastko 

musi odczuwać jakikolwiek konflikt decyzyjny. 

Zdarza  się  jednak,  że  robi  to  niejako  wbrew  sobie,  ma  świadomość,  że  postępuje 

niewłaściwie, a potem żałuje swego czynu. W takim właśnie przypadku mamy do czynienia 

z procesem  zaburzenia  podmiotowej  samoregulacji.  Nałóg  jest  klasycznym  przykładem 

takiego zaburzenia: osoba czuje, że górę w jej działaniach biorą impulsy, pokusy, chwilowe 

chęci, a przegrywają prawdziwe wartości i cenione przez nią standardy. 

Dlaczego  ludzie  nie  potrafią  poradzić  sobie  z własnymi  nałogami?  Powodów  jest 

oczywiście  wiele.  Tak  wiele,  że  nawet  nie  podejmuję  się  tu  wymienienia  wszystkich. 

Skoncentruję się tylko na tych, które mają związek z zaburzeniami samoregulacji. 

Samoregulacja  wiąże  się  z posiadaniem  przez  działający  podmiot  (człowieka)  pewnych 

standardów - wizji tego, „jak powinno być”. W grę wchodzą wizje zarówno na temat tego, jaki 

stan  byłby  najlepszy  (optymalny),  jak  i tego,  jaki  stan  uznać  można  za  „jeszcze 

background image

dopuszczalny”.  Aby  owe  standardy  mogły  efektywnie  wpływać  na  podejmowane  przez 

podmiot  decyzje,  musi  on  ukierunkować  na  nie  swoją  uwagę,  zdawać  sobie  sprawę,  że 

podjęcie  określonego  działania  oznaczać  będzie  wystąpienie  rozbieżności  między  tymi 

standardami a stanem faktycznym. Jeśli zaś rozbieżność taka już wystąpi, koncentracja na niej 

powinna  motywować  podmiot  do  jej  usunięcia.  Tak  więc  odchudzająca  się  osoba,  zanim 

sięgnie  po  ciasteczko,  powinna  pomyśleć,  że  działanie  takie  jest  w konflikcie 

z akceptowanymi  przez  nią  standardami  własnej  sylwetki.  Jeśli  natomiast  już  ciasteczko 

zjadła,  to  myślenie  o oddaleniu  się  od  standardów  powinno  zmotywować  ją  do  spalenia 

kalorii, na przykład do intensywnej przebieżki wokół domu. Problemem, jaki często dosięga 

osoby  pozostające  pod  wpływem  nałogów,  jest  jednak  tak  zwane  niedostateczne 

monitorowanie.  Po  papierosa,  ciasteczko,  piwo  czy  żeton  w kasynie  sięgają  one  bowiem 

zazwyczaj mechanicznie i bezrefleksyjnie. Nie zastanawiają się nad tym, w jakiej relacji do 

akceptowanych  przez  nie  standardów  pozostają  takie  działania.  Standardy  zaś  przybierają 

w takim przypadku formę utajoną i nie spełniają swoich funkcji. 

Sprawowanie  efektywnej  samoregulacji  wymaga  pewnego  wysiłku.  Roy  Baumeister 

udowodnił  w serii  pomysłowych  eksperymentów,  że  właściwie  każda  forma  podmiotowej 

samoregulacji  wiąże  się  z utratą  energii.  W jednym  z nich  osoby  badane  proszone  były 

o przybycie do laboratorium na czczo. W laboratorium unosił się wspaniały zapach dopiero co 

upieczonych  ciasteczek  czekoladowych.  Na  stole  stała  misa  z tymi  ciasteczkami  i druga, 

wypełniona  rzodkiewkami.  W zależności  od  warunków  eksperymentalnych,  badanych 

zachęcano  do  zjedzenia  kilku  ciasteczek,  prosząc  o niesięganie  po  rzodkiewki,  lub  do 

zjedzenia  kilku  rzodkiewek,  prosząc  o nie  sięganie  po  ciasteczka.  Po  przedstawieniu  tej 

instrukcji eksperymentator wychodził, pozostawiając badanego samego w laboratorium. O ile 

rezygnacja z rzodkiewek była dla osób badanych bardzo łatwa, o tyle powstrzymywanie się od 

sięgnięcia  po  wspaniale  pachnące  ciasteczka  było  mało  przyjemnym  i -  jak  zakładał 

Baumeister - wyczerpującym energetycznie przezwyciężeniem pokusy. Następnie obie grupy 

uczestników  eksperymentu  poproszono  o rozwiązywanie  anagramów.  Mniej  wysiłku  w to 

zadanie  włożyły  osoby,  które  wcześniej  zwalczały  w sobie  pokusę  sięgnięcia  po  zakazane 

ciasteczko. Zdaniem Baumeistera brakowało im już na to energii. 

Wyczerpanie  energii  nierzadko  towarzyszy  nałogowcom.  Niezwykle  często  muszą  oni 

bowiem zwalczać pokusy sięgania po „zakazane owoce”. Męczyć mogą ich również niepowo-

background image

dzenia  zawodowe,  zawody  miłosne,  kłopoty  finansowe,  a także hałas czy kłopoty  ze snem. 

Wszystko  to  sprawia,  że  w kluczowym  momencie  często  po  prostu  brakuje  im  energii,  by 

powiedzieć „nie”. 

Wspomniane  zmęczenie  wiąże  się  też  zwykle  ze  złym  nastrojem.  Ulegnięcie  pokusie 

oznacza wprawdzie w bardziej odległej przyszłości przeżywanie silnych negatywnych emocji 

(poczucia winy, wstydu, własnej niskiej wartości itp.), ale w krótkiej perspektywie czasowej 

wiąże  się  z dostarczeniem  sobie  emocjonalnej  przyjemności  wynikającej  z zapalenia  pa-

pierosa,  wypicia  piwa  czy  sięgnięcia  po  wielki  krem  sułtański.  W artykule  opublikowanym 

w ”Journal  of  Personality  and  Social  Psychology”  Dianne  Tice  i jej  współpracownicy 

udowadniają,  że  ludzie  bardzo  często  ulegają  różnym  pokusom,  ponieważ  sądzą,  że  dzięki 

temu poprawią sobie nastrój. Grupie badanych Tice przekazywała (nieprawdziwą) informację, 

że ich zły nastrój jest niezmienny - będzie się przez jakiś czas utrzymywał bez względu na to, 

jakie działania podejmą. Okazało się, że osoby, które otrzymywały taką właśnie informację, 

zdecydowanie rzadziej ulegały różnym pokusom. 

Standardy, jakimi kierują się ludzie w swoim codziennym funkcjonowaniu, nie dotyczą, 

rzecz  jasna,  tylko  kwestii  związanych  z powstrzymywaniem  się  od  pokus  kojarzonych 

z nałogami. Większość osób chce mieć dobre zdanie o swoich kompetencjach i pragnie, aby 

korzystnie oceniali je inni. Paradoksalnie takie potrzeby mogą w pewnych warunkach narażać 

ludzi  na  popadniecie  w nałóg.  Edward  Jones  i Steven  Berglas  mówią,  że  ludzie  skłonni  są 

czasem  do  przejawiania  działań,  które  zmniejszają  ich  szansę  na  osiągnięcie  sukcesu,  ale 

zarazem pozwalają im tak wyjaśnić ewentualną porażkę, by mogli zachować dobre mniemanie 

o sobie i pozytywny image w oczach innych. Pójście na egzamin na tak zwanym kacu czy pod 

wpływem  narkotyku  w oczywisty  sposób  zmniejsza  szansę  na  sukces.  Zarazem  jednak 

dostarcza takiego wytłumaczenia ewentualnego niepowodzenia, które nie obciąża samooceny. 

Egzaminowany  nie  musi  mówić  sobie:  „Nie  zdałem,  bo  jestem  mało  inteligentny”.  Nie 

pomyślą tak też o nim inni. Wszyscy przecież wiedzą, że nie zdał, bo był skacowany, lub też 

znajdował  się  pod  wpływem  narkotyku.  Badania  pokazują,  że  do  takich  działań  -  Jones 

i Berglas  nazywają  je  samoutrudnieniowymi  skłonni  są  przede  wszystkim  ludzie,  których 

samoocena  jest  niepewna.  Działania  takie  nie  muszą  wprawdzie  polegać  na  sięganiu  po 

alkohol  czy  narkotyki  (często  przybierają  po  prostu  formę  niewkładania  wysiłku 

w przygotowanie  się  do  zadania),  ale  jeśli  tak  właśnie  się  dzieje,  mogą  niepostrzeżenie 

background image

przerodzić się w nałóg. Zdaniem Berglasa wielu starzejących się sportowców i aktorów sięga 

po alkohol najpierw wybiórczo, by bronić swej samooceny, a potem niepostrzeżenie piją przy 

każdej bez mała okazji. 

W większości terapii uzależnień przyjmuje się tak zwaną opcję zerową. Alkoholikowi nie 

wolno sięgnąć po choćby jedną szklankę piwa, narkoman nie ma prawa do ani jednego skręta, 

hazardzista  powinien  zapomnieć  nawet  o totolotku.  Pozornie  taka  opcja  zerowa  jest 

rozwiązaniem  ze  wszech  miar  słusznym.  Każdy,  komu  na  sercu  leży  własna  szczupła 

sylwetka, wie z doświadczenia, że jeśli ma się przed sobą talerz pełen ciasteczek, to jedynym 

sposobem,  aby  ich  nie  zjeść,  jest  powstrzymanie  się  od  sięgnięcia  po  pierwsze.  Zjedzenie 

owego  pierwszego  ciasteczka  sprawia  bowiem,  że  sięgamy  bezwiednie  po  drugie,  trzecie, 

czwarte... by w końcu stwierdzić, że nie ma sensu zostawiać na talerzu tych kilku ostatnich. 

Choć więc zjedzenie jednego tylko ciastka samo w sobie nie jest przecież naganne, lepiej jest 

nie sięgać po nie. Alkoholik też by nie cierpiał, gdyby wypił jedno piwo czy kieliszek koniaku. 

Problem w tym, że i tu uruchamia się efekt śnieżnej kuli. Nie kończy się na jednym kuflu czy 

kieliszku. Co gorsza, nie kończy się na dwóch, czy też trzech... Opcja zerowa, skuteczna jako 

standard  samoregulacji,  okazuje  się  mieć  jednak  swoje  poważne  minusy  wtedy,  gdy  jest 

podstawą  terapii.  Praktycy  leczenia  alkoholizmu  bądź  narkomanii  wiedzą  doskonale,  jak 

zatrważająco  mało  skuteczna  jest  większość  programów  terapeutycznych.  Większość 

alkoholików  i narkomanów  wraca  do  nałogu.  Jedną  z przyczyn  może  być  właśnie 

przeświadczenie  o bezwzględnym  zakazie  sięgania  po  zakazany  owoc.  Taki  standard  jest 

bardzo trudny do osiągnięcia. Tak trudny, że w wielu przypadkach nałogowiec dochodzi do 

wniosku, że nie ma szans na wyzdrowienie. Co gorsza, jakiekolwiek niepowodzenie powoduje 

poczucie  totalnej  klęski,  beznadziei  i braku  perspektyw.  Alkoholik,  któremu  zdarzyło  się 

sięgnięcie po kieliszek, dochodzi do wniosku, że wszystko zostało stracone} Wypił, przegrał. 

Nie  ma  więc  znaczenia,  czy  teraz  będzie  pił  do  wieczora,  do  rana,  czy  też  przez  kilka 

następnych dni. Narkoman, który nie wytrzymał i zapalił „marychę”, może dojść do wniosku, 

że znów przekroczył granicę i znalazł się po ciemnej stronie. Teraz już nie ma znaczenia, czy 

napełni on lufkę kawałkiem „ziela”, czy też przerzuci się na heroinę. 

Terapeuci coraz częściej zdają sobie sprawę z pułapek tkwiących w opcji zerowej. Dlatego 

też coraz większe zainteresowanie budzą programy odchodzące od tej idei. Alkoholicy uczeni 

są między innymi kontrolowanego picia - by na przykład nauczyć się wypijać jedno piwo i na 

background image

tym poprzestawać. Jeśli zaś zdarzy im się „pójść w cug”, to oczywiście nie można przejść nad 

tym do porządku dziennego, ale nie należy też dochodzić do wniosku, że wszystko (to jest cały 

dotychczasowy  trud  walki  z nałogiem)  zostało  stracone.  Choć  programy  tego  typu  nie  są 

jeszcze powszechne, wiele wskazuje na to, że są znacznie bardziej skuteczne od tradycyjnych. 

Dariusz Doliński 

 

Dariusz Doliński jest profesorem Uniwersytetu Opolskiego i Szkoły Wyższej Psychologii 

Społecznej.  Specjalizuje  się  w psychologii  zachowań  społecznych,  psychologii  emocji 

i motywacji. Przewodniczy Komitetowi Nauk Psychologicznych PAN. Lubi literaturę piękną 

i rocka 

Ma 44 lata, żonę i córkę. 

 

background image

Szczypta optymizmu, 

czyli różne wyjścia z sytuacji bez wyjścia. 

Alicja Senejko 

 

Przy  rozmaitych  okazjach  sobie  i znajomym  ludziom  (przynajmniej  tym  najbliższym) 

życzymy  szczęśliwego  życia,  bez  trosk  i zagrożeń.  Niektórzy  wierzą,  że  to  możliwe. 

Psychologia  nazywa  ich  nierealistycznymi  optymistami.  Ten  nierealistyczny  optymizm 

traktuje się jako atrybucję obronną, będącą przejawem ucieczki od problemów zagrażających 

spokojowi ducha, jako brak przygotowania do przyjęcia życia takim, jakie jest obiektywnie, 

z jego blaskami i cieniami, ze śmiercią w tle czy - jak powiedziałby Viktor Franki, austriacki 

psychoterapeuta  i filozof,  więzień  obozu  koncentracyjnego  -  z określoną  dawką  cierpienia, 

którą każdy z nas ma przypisaną. 

Jednak  pesymistyczna  postawa  wobec  życia  nie  jest  ani  bardziej  realistyczna  niż 

nierealistyczny optymizm, ani też nie przygotowuje lepiej do zmagania się z trudem istnienia. 

Zwracają na to uwagę psychologowie społeczni (m.in. Dariusz Doliński w książce „Orientacja 

defensywna”).  Pesymiści  są  wprawdzie  lepiej  przygotowani  na  ewentualność  jakiegoś 

nieszczęścia, ale umyka im wiele okazji życiowych, które optymiści bez trudu wykorzystują. 

Pesymista ma bowiem za mało wiary w sukces, jest zbyt sceptyczny i nieufny, żeby włączyć 

się  w realizację  szansy  podsuwanej  przez  okoliczności.  Natomiast  optymistyczna  postawa 

wobec  życia,  wyrażająca  się  w przekonaniu,  że  teraźniejszość  i przyszłość  należą  do  nas, 

działa  jak  samosprawdzające  się  proroctwo  -  prowokuje  rzeczywistość  do  spełnienia 

zamierzeń.  Ale  nawet  najbardziej  nierealistyczny  z nierealistycznych  optymistów  nie  jest 

w stanie zakląć losu, by ustrzec się zagrożeń. On również musi zmagać się z życiem, zetknąć 

z niechcianą  stroną  egzystencji.  Nie  jest  ona  zarezerwowana  wyłącznie  dla  pesymistów  - 

byłoby to rzeczywiście wysoce niesprawiedliwe. 

W  psychologii,  czyli  tam,  gdzie  subiektywność  odgrywa  tak  wielką  rolę,  na  pełną 

sprawiedliwość nie ma jednak miejsca. Nie cierpimy po równo, cierpienie nie jest każdemu 

z nas przydzielone w tym samym wymiarze - między innymi dlatego, że różnie postrzegamy 

i interpretujemy  sytuacje,  nawet  te  trudne,  czy  wręcz  zagrażające.  Różnimy  się  więc  oceną 

sytuacji, na co już dwadzieścia, trzydzieści lat temu zwróciło uwagę wielu psychologów, na 

background image

przykład prof. Richard S. Lazarus i prof. Wiesław Łukaszewski. Tę samą sytuację jedni z nas 

ocenią  jako  całkiem  naturalną,  a inni  jako  zagrażającą,  utrudniającą,  czy  wręcz  unie-

możliwiającą  realizację  tego,  co  dla  nich  najważniejsze.  Różnice  w ocenach  wynikają 

oczywiście z wielu czynników podmiotowych i sytuacyjnych. Na przykład im więcej mamy 

celów i wartości dla nas istotnych, których osiągnięcie jest zagrożone, im bardziej jesteśmy 

wrażliwi, lękliwi, pesymistyczni, mamy zaniżone poczucie własnej wartości itp. - tym łatwiej 

zaliczymy  daną  sytuację  w poczet  zagrażających.  Dlatego  też  rozwód  dla  jednej  osoby  to 

wielkie  nieszczęście,  zaś  dla  innej  wygodny  i naturalny  sposób  regulowania  stosunków 

międzyludzkich  w sytuacji,  gdy  kobieta  i mężczyzna  nie  widzą  możliwości  dalszego 

wspólnego życia. 

A  zatem  nie  wszystkie  sytuacje  potocznie  uznawane  za  zagrażające  są  nimi 

w subiektywnym  odczuciu  konkretnych  osób.  Jednak  zdaniem  niektórych  psychologów, 

między 

innymi 

Lennarta 

Leviego 

i Mariannę 

Frankenhauser 

z Uniwersytetu 

Sztokholmskiego,  istnieją  obiektywne,  uniwersalne  zagrożenia  i stresory,  które  oceniane  są 

tak samo, niezależnie od specyfiki oceniających je ludzi. Do takich uniwersalnych zagrożeń 

zaliczają na przykład kataklizmy. 

Prowadziłam  badania  dotyczące  ustosunkowania  się  do  powodzi  jako  zagrożenia  oraz 

reakcji  na  ten  kataklizm,  w których  uczestniczyła  młodzież  mieszkająca  we  wrocławskiej 

dzielnicy  Kozanów.  W 1997  roku  powódź  na  prawie  trzy  tygodnie  uwięziła  tych  młodych 

ludzi  w mieszkaniach.  Wyniki  pokazały,  że  wszyscy  oni  traktowali  kataklizm  jako  silne 

zagrożenie,  ale  część  młodzieży  postrzegała  go  równocześnie  jako  wyzwanie.  Tak  więc 

subiektywne oceny sytuacji, mimo jej jednoznaczności, różnią się. 

Różnice  w ocenach  dotyczą  także  treściowej  charakterystyki  zagrożeń,  czyli  tego,  jakie 

konkretne  zagrożenia  skłonni  jesteśmy  dostrzegać  i co  wpływa  na  to  szczególne 

uwrażliwienie  na  określone  zagrożenia.  Z badań  (również  moich)  wynika,  że  wiek  może 

determinować  wyczulenie  na  pewne  kategorie  zagrożeń.  Na  przykład  czternasto-  czy 

piętnastolatki  najwięcej  niebezpieczeństw  dostrzegają  w sferze  incydentów  społecznych 

(zaczepianie na ulicy przez nieznajomych, wymuszanie pieniędzy, kradzieże itp.). Z kolei dla 

dziewiętnasto-  i dwudziestolatków  najczęstszymi  zagrożeniami  są  trudności  szkolne,  zaś 

incydentów społecznych w ogóle nie oceniają oni w kategoriach zagrożeń. Badana młodzież 

różniła się także w postrzeganiu problemów egzystencjalnych (kłopotów z samookreśleniem, 

background image

lęku  przed  śmiercią,  trudności  w odnalezieniu  sensu  życia  itp.).  Dla  czternasto- 

i piętnastolatków ten obszar zagadnień nie jest jeszcze tak istotny jak dla starszej młodzieży 

i dla  dorosłych.  Problemy  egzystencjalne  nie  stanowiły  więc  dla  nich  żadnego  zagrożenia. 

Młodzież  najstarsza  wskazywała  na  nie  znacznie  częściej,  choć  i w  tej  grupie  dominowały 

zagrożenia doświadczane w szkole, w rodzinie, w kontaktach z sympatią czy z kolegami. 

Na  to,  jakie  zagrożenia  skłonni  jesteśmy  dostrzegać,  wpływają  również  nasze 

doświadczenia,  głównie  te  z wczesnego  dzieciństwa.  Podkreślają  to  psychoanalitycy, 

z Zygmuntem  Freudem  na czele.  Istotna jest częstość doświadczanych  zagrożeń, ich  rodzaj 

oraz stopień traumatyczności.  Wielu z nas -  zdaniem austriackiego  psychoterapeuty Erwina 

Ringela, zajmującego się problemem samobójstw - ma swój słaby punkt, czyli rodzaj zagrożeń 

analogiczny do tych, których najczęściej doświadczaliśmy w dzieciństwie, lub do tych, które 

przez  szczególną  traumatyczność  wycisnęły  piętno  na  naszym  życiu,  gdy  byliśmy  dziećmi. 

Właśnie  ten  rodzaj  zagrożeń  najszybciej  identyfikujemy,  a ci  najbardziej  przewrażliwieni 

potrafią dostrzec je nawet tam, gdzie ich nie ma. 

Również  aktualnie  doświadczane  kłopoty  przyczyniają  się  do  swoistej  fiksacji  i do 

szybkiego  interpretowania  ich  w kategoriach  zagrożenia.  Zależności  te  ilustrują  wyniki 

kierowanych  przeze  mnie  badań.  Diagnozowaliśmy  percepcję  zagrożeń  i reakcję  na  nie 

u młodzieży  z rodzin  z problemem  alkoholowym  i u  zdeprawowanych  dziewcząt  z ośrodka 

wychowawczego.  Okazało  się,  ze  młodzi  ludzie  z rodzin  alkoholowych  doświadczali 

zdecydowanie więcej zagrożeń związanych z kłopotami rodzinnymi, a dziewczęta z ośrodka - 

z incydentami  społecznymi  i problemami  towarzyskimi.  A zatem  badani  dostrzegali 

zagrożenia najczęściej w tych obszarach życia, które były ich piętą achillesową. 

Jak reagujemy na nieszczęścia, które nam się przytrafiają? Zależy to od oceny zagrożenia. 

Jeżeli  wydarzenie  jest  dla  nas  równocześnie  zagrożeniem  i wyzwaniem,  jesteśmy  w stanie 

uruchomić  więcej  naszych  konstruktywnych  reakcji  niż  osoby,  dla  których  to  samo 

wydarzenie  jest  jedynie  zagrożeniem.  Tak  wskazują  wyniki  wspominanych  już  badań 

przeprowadzonych wśród wrocławskich powodzian. Badani postrzegający powódź jako silne 

zagrożenie  i wyzwanie  częściej  niż  pozostali  stosowali  konstruktywne  formy  obrony,  tzn. 

wykonywali czynności, które (moim zdaniem) dzięki swoim rezultatom mają moc wspierania 

procesów  rozwojowych.  Na  przykład  rozważali  z bliskimi,  w jaki  sposób  przezwyciężyć 

zagrożenie,  albo  próbowali  różnych  sposobów  radzenia  sobie  dostosowanych  do  sytuacji. 

background image

Młodzież,  którą  powódź  nie  tylko  przerażała,  ale  i mobilizowała,  stosowała  więcej  obron 

konstruktywnych  (w  porównaniu  ze  swoimi  jedynie  przerażonymi  rówieśnikami)  i więcej 

niekonstruktywnych 

obron 

psychologicznych. 

W myśl 

mojego, 

funkcjonalno-czynnościowego  ujęcia  obrony  psychologicznej,  niekonstruktywne  obrony  to 

takie, które swoimi rezultatami nie wspierają rozwoju, a jedynie pomagają przystosować się 

do zaistniałej sytuacji.  Można do nich zaliczyć  wyparcie,  czyli umotywowane zapominanie 

o zagrożeniu,  celowe  unikanie  sytuacji  i osób  kojarzących  się  z zagrożeniem,  czy  też 

intensywne  wykonywanie  jakiejkolwiek  czynności  „odrywającej”  choćby  czasowo  od 

zmartwienia. 

Wyniki  te  przeczą  dosyć  silnie  zakorzenionemu  w psychologii  przekonaniu,  że  albo 

stosujemy  racjonalne,  czyli  zaradcze  sposoby  przezwyciężania  trudnych  sytuacji,  albo 

nieracjonalne, czyli obronne. Nie tylko moje badania dowodzą (podobne przekonanie na temat 

skuteczności obron wyraża ostatnio np. amerykańska psycholog Julie K. Norem), że najlepiej 

wychodzą z sytuacji zagrożenia ludzie stosujący jednocześnie obrony zarówno racjonalne, jak 

i nieracjonalne, konstruktywne, jak i niekonstruktywne. 

Ciekawą  postawę  wobec  doświadczanych  cierpień  i zagrożeń  zaproponował  Franki 

w swojej  logoterapii:  trzeba  obdarzać  cierpienie  sensem,  ażeby  w ten  sposób  uniknąć 

rozpaczy  jako  bezsensownego  cierpienia.  Twierdził,  że  nadamy  sens  cierpieniu,  jeżeli  je 

poświęcimy czemuś lub komuś poza nami - gdy na przykład będziemy przekonani, że nasze 

cierpienie uchroni naszych najbliższych (tak może myśleć żona kochająca męża alkoholika, 

lecz  separująca  się  od  niego  dla  dobra  dzieci).  W ten  sposób  cierpienie  stanie  się  bardziej 

znośne, łatwiejsze do zaakceptowania. 

W  niektórych  sytuacjach  zagrożenia,  na  przykład  w poważnej  chorobie,  możemy 

wykorzystać  nieco  inne  techniki  radzenia  sobie  z nimi.  Z badań  Shelley  E.  Taylor 

z Uniwersytetu Kalifornijskiego (rozwijającej teorię porównań społecznych Leona Festingera 

w zastosowaniu  do  stresujących  wydarzeń  życiowych)  wynika,  że  często  stosujemy  wtedy 

porównania  społeczne.  W tych  sytuacjach  pełnią  one  funkcje  obronne.  Mogą  to  być 

porównania „w górę”, tzn. z lepszymi od nas, lub „w dół”, czyli z tymi, którzy są w gorszej od 

nas  sytuacji  -  choć  jedni  i drudzy  chorują  równie  poważnie  jak  my.  Porównania  „w  górę” 

pomagają nam odzyskać nadzieję na wyzdrowienie (skoro osoba, z którą się porównujemy, 

wyzdrowiała,  to  i my  mamy  tę  szansę),  stanowią  drogowskaz,  w jaki  sposób  działać,  aby 

background image

znaleźć się w podobnej, uprzywilejowanej sytuacji. Z kolei porównania z osobami będącymi 

w gorszym niż my położeniu (bardziej chorymi) pomagają nam stwierdzić, że nie jest jeszcze 

z nami tak źle, że możemy z tej sytuacji wyjść obronną ręką. 

Inną techniką radzenia sobie w zagrażających sytuacjach, zwłaszcza w takich, które wiążą 

się  z weryfikacją  naszych  kompetencji  i niepewnym  sukcesem  (np.  przed  trudnym  egzami-

nem),  jest  tzw.  strategia  samoutrudniania  (określili  ją  tak  amerykańscy  psychologowie 

Edward E. Jones i Steven C. Berglas). Pozorna nieracjonalność polega tu na tym, ze zamiast 

ułatwiać sobie radzenie w zaistniałej sytuacji, jeszcze bardziej ją komplikujemy, co w efekcie 

czasami  przekształca  niepewny  sukces  w prawdopodobną  porażkę.  Jeżeli  bowiem  przed 

trudnym  i ważnym  dla  nas  egzaminem  uczestniczymy  w całonocnej  imprezie,  to  rezultaty 

mogą być opłakane. Jednak czasami, z psychologicznego punktu widzenia, samoutrudnianie 

może okazać się dla nas korzystne. W sytuacji porażki zawsze przecież można zrzucić winę na 

niedyspozycję spowodowaną nocną imprezą. Natomiast w sytuacji sukcesu przypadnie nam 

chwała, bo mimo niedyspozycji wyszliśmy z opresji zwycięsko, a to dowodzi, jacy jesteśmy 

wspaniali, wielcy intelektem i duchem. 

Wiele  badań  wskazuje,  że  styl  naszego  mocowania  się  z uciążliwościami  życia  zależy 

również od cech osobowości, między innymi od samooceny i rodzaju motywacji. Im bardziej 

nasza motywacja jest egoistyczna (im bardziej w naszym systemie motywacyjnym przeważają 

motywy  osobiste),  tym  bardziej  za  poniesione  porażki  skłonni  jesteśmy  winić  czynniki 

zewnętrzne,  zwłaszcza  najbliższe  otoczenie.  Zawyżona  samoocena  w powiązaniu  z tego 

rodzaju  osobistą  motywacją  przyczynia  się  dodatkowo  do  swoistego  uporu,  niebrania  pod 

uwagę faktu, że sytuacja nas przerasta, że nie ma szans na jej przezwyciężenie. L. J. Bożowicz 

i M. S. Nejmark, rosyjskie badaczki zajmujące się w latach 60. ukierunkowaniem osobowości, 

powiedziałyby,  że  cechuje  nas  wtedy  „afekt  nieadekwatności”.  Z uporem  i bez  efektu 

mocujemy się z tą wyraźnie nie na naszą miarę sytuacją, podczas, gdy najrozsądniej byłoby 

uznać własną słabość i zrezygnować z bezowocnych prób, oszczędzając energię na działania 

i sytuacje bardziej dostosowane do naszych możliwości. 

Niestety  istnieją  sytuacje,  które  w psychologii  nazywa  się  krytycznymi  i do  których  nie 

przygotują nas nawet najlepsze treningi czy warsztaty ani własna inteligencja. Chodzi tu na 

przykład  o nieuleczalną  chorobę  albo  o śmierć  bliskiej  osoby.  Niektórzy  badacze  (np. 

amerykański  psycholog  kliniczny  F.  C.  Shontz,  badający  sytuacje  krytyczne)  twierdzą,  że 

background image

można wyróżnić swoiste etapy doświadczania sytuacji krytycznych, rozpoczynające się fazą 

wstępną,  tj.  bagatelizowaniem,  ignorowaniem  pierwszych  zwiastunów  nieszczęścia.  Szok, 

gniew i depresja to kolejne etapy przeżywania sytuacji krytycznych. Pogodzenie się z sytuacją 

jest etapem ostatnim. W przebrnięciu przez nie najlepiej pomogą osoby bliskie, które wspierać 

nas będą fizycznie i duchowo. Często właśnie dzięki nim wychodzimy bezpiecznie z zakrętu 

życiowego,  powracamy  do  równowagi.  A zatem  nasza  dbałość  o najbliższych  w sytuacjach 

normalnych, pielęgnowanie związków intymnych, rodzinnych czy przyjacielskich to nie tylko 

przejaw zdrowia psychicznego, ale również sposób na budowanie bezpieczeństwa życiowego, 

przygotowywanie  najpewniejszego  muru  obronnego  na  wypadek  najgorszych  nieszczęść. 

Strategia  liczenia  wyłącznie  na  siebie  może  się  bowiem  w sytuacjach  krytycznych  okazać 

katastrofalna. 

Głębokie  poczucie  osamotnienia  w połączeniu  z ciężarem  doświadczanej  sytuacji 

krytycznej  bywa  dla  niejednego  z nas  nie  do  zniesienia,  przekracza  naszą  wytrzymałość. 

Konsekwencją jest  zazwyczaj poczucie  bezradności i bezsensu życia, brak siły i ochoty, by 

dalej mocować się z życiem. 

Alicja Senejko 

 

Alicja Senejko jest doktorem psychologu, adiunktem Instytutu Psychologu Uniwersytetu 

Wrocławskiego.  Bada  przede  wszystkim  psychologiczne  strategie  obronne  człowieka  oraz 

zagadnienia z pogranicza psychologu rozwoju i psychologii społecznej. Opublikowała wiele 

prac z tego zakresu. Za najważniejsze uważa: Aktywność obronna dzieci (1995), Theoretical 

issues connected with psychological defence (w   Psychology m a Changing Europę, BEEPG, 

London 1996)  Lubi przyrodę zwłaszcza kwiaty. 

 

background image

Sam sobie na przekór, 

czyli dlaczego sobie szkodzimy. 

Zofia Milska-Wrzosińska 

 

Zdarzyło  mi  się  niedawno  rozmawiać  z panem,  który  skarżył  się,  że  jego  trzy  kolejne 

partnerki  życiowe  (w  tym  dwie  żony)  były  -  jak  mówił  -  dziecinne,  bierne  i nieskłonne  do 

samodzielności. Mój rozmówca przeżył z tego powodu trzykrotne rozczarowanie, bo zawsze 

chciał  związać  się  z kobietą  niezależną,  która  dzieliłaby  z nim  odpowiedzialność  za  los 

związku.  Spytałam  nietaktownie,  jak  to  się  stało,  że  trzykrotnie  wybrał  sobie  partnerki 

zupełnie  niezgodnie  z własnymi  oczekiwaniami.  Takie  postawienie  sprawy  zirytowało 

mężczyznę:  „Sugeruje  pani,  że  ja  celowo  miałbym  wybierać  sobie  jakieś  trujące  bluszcze? 

A niby  dlaczego?  Nie  jestem  żadnym  masochistą  i zawsze  szukałem  kobiety,  która  będzie 

mnie akceptować, ale nie uwiesi się na szyi. Nie wiem, dlaczego to się nie udaje. Może między 

mężczyzną a kobietą jest za duża różnica płci? Albo może ze wszystkimi kobietami po ślubie 

coś się robi takiego?”. Pod koniec imprezy, na której rozmawialiśmy, dostrzegłam go zato-

pionego w pogawędce z młodszą od niego o jakieś 15 lat dziewczyną. Ona, z oczyma pełnymi 

zachwytu, chłonęła relację o jego ostatnich sukcesach. On, niesiony falą jej podziwu, coraz 

bardziej wchodził w rolę wszechmocnego autorytetu. Prawdopodobnie za kilka lat - a może 

miesięcy  -  opowie  mi,  że  kolejna  kobieta  okazała  się  nastawionym  konsumpcyjnie, 

niedojrzałym stworzonkiem, z którym nie sposób stworzyć partnerskiej relacji. 

Widzimy  wokół  ludzi,  którzy  utrudniają  sobie  życie,  powtarzając  wciąż  te  same 

zachowania,  wchodząc  w kolejne  niszczące  związki,  a przy  tym  trwają  w przekonaniu,  że 

przyczyny  leżą  poza  nimi,  że  nie  mają  oni  żadnego  wpływu  na  koleje  swojego  losu. 

Z dogodnej pozycji obserwatora zadajemy sobie pytanie, dlaczego uporczywie powtarzają te 

same błędy i ponownie wracają do punktu, w którym byli już wielokrotnie i obiecywali sobie, 

że  nigdy  więcej.  Wydaje  się  to  niepojęte.  Bo  przecież  o ile  związek  z ostro  pijącym 

narzeczonym można uznać za skutek młodzieńczego niedoświadczenia, to trudniej zrozumieć, 

że ratunkiem z opresji, jaką są te niefortunne zaręczyny, jest szybki ślub z damskim bokserem, 

a kolejne  wyzwolenie  niesie  użalający  się  nad  sobą  i ciągle  zaćpany  kochanek.  Pierwsza 

w życiu  zawodowym  pyskówka  z przełożonym  może  wynikać  z niezrozumienia  reguł  gry. 

background image

Ale  jeśli  powtarza  się  na  kolejnych  posadach,  z których  ambitny  specjalista  notorycznie 

wylatuje z hukiem, to jego tłumaczenie, że po prostu nie ma szczęścia do szefów, nie wydaje 

się  wiarygodne.  Ciągłe  odtwarzanie  własnych  niepowodzeń  jest  od  dawna  obszarem 

zainteresowania  psychoterapii,  która  proponuje  rozmaite  koncepcje  zrozumienia  pozornie 

bezsensownego  zjawiska,  polegającego  na  tym,  że  ludzie  robią  wciąż  od  nowa  to  samo, 

a następnie cierpią w wyniku skutków swoich działań. 

Niektórzy  powtarzają  niszczące  dla  siebie  zachowania,  bo  nie  potrafią  się  wyrzec 

towarzyszących  im  przyjemności  czy  ulgi  w napięciu.  To  model  uzależnienia  typowy  dla 

alkoholika  bądź  narkomana,  ale  nieograniczający  się  do  więzi  z substancją  chemiczną. 

Czasem przyjemnością jest ulga związana z rozładowaniem emocji. Ktoś może przeżywać tak 

wiele złości, że nie powstrzymuje się przed jej brutalnym wyrażeniem, chociaż wie, że spotka 

go za to kara: wyrzucenie z pracy, definitywne odejście żony i dzieci, czy wręcz odwieszenie 

wyroku  skazującego.  Przyjemność  związana  z rozładowaniem  agresji  jest  tu  większa  niż 

obawa przed  konsekwencjami. Nie należy jednak sądzić, że agresor nie kontroluje swojego 

zachowania.  Przeciwnie,  na  ogół  starannie  dobiera  obiekty,  na  których  może  bezkarnie 

wyładować złość. Kiedy konsultowałam kobietę robiącą od czasu do czasu dramatyczne sceny 

swojemu  znękanemu  mężowi,  dowodziła  ona,  że  absolutnie  nie  może  powstrzymać  ataku 

brutalnej  furii,  gdy  ktoś  jej  się  sprzeciwia.  Zauważyłam,  że  jednak  nie  wybuchła  złością 

chwilę  wcześniej  w recepcji  ośrodka,  gdy  twierdzono,  że  jest  zapisana  na  zupełnie  inną 

godzinę,  niż  sądzi.  Spojrzała  na  mnie  jak  na  osobę  niespełna  rozumu  i odrzekła:  „Przecież 

państwo wezwaliby karetkę, gdybym tutaj zachowała się tak jak w domu!”. 

Dla  niektórych  najprostszym  sposobem  rozładowania  napięcia  jest  seks.  Tacy  ludzie  są 

wciąż od nowa ofiarami własnych, nagłych impulsów erotycznych. Niemożność oparcia się 

im spowodowała w znanym mi z konsultacji przypadku, że kochający, oddany mąż, którego 

poprzednie  małżeństwo  rozpadło  się  z powodu  ustawicznych  zdrad,  wdał  się  w przelotną 

przygodę  z ogólnie  dostępną  koleżanką  z pracy,  a czasami  także  (jak  mówił:  „Gdy  miałem 

ciężki  czas  w firmie”)  odwiedzał  agencje  towarzyskie.  Kiedy  sprawa  wyszła  na  jaw, 

mężczyzna  był  zaskoczony,  że  żona  poważnie  myśli  o rozwodzie.  „Przecież  to  było  bez 

znaczenia,  jak  wejście  do  toalety.  Ja  po  prostu  czasem  jestem  taki  wk...,  że  muszę  się 

rozładować, nawet chyba wolałbym, żeby gdzieś niedaleko była strzelnica sportowa. No ale 

nie ma, to co mam robić...” - tłumaczył. 

background image

Wciąż  ponawiane  destrukcyjne  zachowania  seksualne  lub  agresywne  jako  sposób 

rozładowania  trudnego  do  zniesienia  napięcia  są  typowe  dla  osób  o strukturze  osobowości 

typu borderline. Ale bywają nałogowe przyjemności bardziej wyrafinowane psychologicznie 

niż  seks  i agresja.  Na  przykład  niektóre  kobiety  mogą  uporczywie  wybierać  sobie  na 

partnerów  mężczyzn  z marginesu,  źle  funkcjonujących  społecznie,  ponieważ  daje  im  to 

poczucie  szczególnej  misji,  a notoryczne  porażki  w nawracaniu  „złych  chłopców”  potęgują 

tylko poczucie własnej wyższości moralnej. 

Przymus  powtarzania  destrukcyjnych  działań  i związków  może  łączyć  się  z trudnością 

w przeprowadzeniu zmiany. Jeżeli od lat funkcjonujemy w układach, w których traktowani je-

steśmy  jak  przedmiot,  to  może  nam  być  bardzo  trudno  zdecydować  się  na  przekształcenie 

swoich relacji, choćbyśmy czuli, że trochę nam w nich ciasno. Z kolei ci, którzy zawsze są go-

towi brać na siebie wszelkie obowiązki, nie wyobrażają sobie, jak żyliby bez tego obciążenia. 

I na wszelki wypadek wolą nie próbować. Przyczyną niszczenia siebie jest tu lęk przed czymś 

nowym, co zakłóciłoby naszą odwieczną równowagę psychiczną. Takie osoby w odpowiedzi 

na  wszelkie  próby  perswazji  demonstrują  nieograniczone  możliwości  gry  w „Tak,  ale”. 

Mówią na przykład: „Próbowałam powiedzieć mężowi, dokąd chcę jechać na wakacje, ale on 

tylko mnie wyśmiał. To co mogę więcej zrobić, gdy on i tak mnie nie traktuje poważnie?”, 

„Łatwo ci radzić, żebym nie wyręczał całego działu i nie siedział po godzinach. Ale jak nie 

będzie zrobione na czas, to na kogo spadnie odpowiedzialność? Jasne, że na mnie. Myślisz, że 

przy takiej sytuacji na rynku pracy mogę sobie na to pozwolić?”. 

Tu pojawiają się dalsze pytania:  

Dlaczego powtarzamy akurat takie, a nie inne zachowania? Dlaczego właśnie realizacja 

destrukcyjnych wzorców daje nam ulgę, przyjemność czy poczucie bezpieczeństwa?  Wciąż 

aktualna pozostaje odpowiedź Ronalda  Fairbairna, wybitnego psychoterapeuty  z kręgu tzw. 

relacji  z obiektem.  Twierdził  on,  że  to,  czego  doświadczamy  w trakcie  naszych  relacji 

wczesnodziecięcych, traktujemy jak wszechobowiązujące prawa, które sobie przyswajamy na 

zawsze.  Jeśli  zatem  sukcesy  są  jedynym  sposobem,  w jaki  mały  chłopczyk  może  zdobyć 

uwagę matki, to chłopczyk ten jako dorosły mężczyzna będzie starał się imponować kobietom 

swoimi osiągnięciami w nadziei, że w nagrodę otoczą go one wytęsknioną matczyną troską. 

Najmłodsza córka, która nauczyła się, że jej rolą w rodzinie jest bycie rozładowującą napięcia 

maskotką, może grać rolę głupiutkiej trzpiotki przez wiele lat, nie bacząc, jak bardzo jej to 

background image

szkodzi. 

Oczywiście  obrazy  rodzinnych  postaci,  utrwalone  na  taśmach  dziecięcej  pamięci,  nie 

zawsze są obiektywne. Jeśli kilkuletni chłopiec podsłuchiwał nocne awantury swoich krew-

kich rodziców, dla których nie było dobrego seksu bez kłótni, to może mylnie czuć, że mama 

i tata nienawidzą się i chcą sobie zrobić coś złego. W latach 80. ubiegłego wieku wielu męż-

czyzn  wyjeżdżało  na  kilka  lat  za  granicę,  by  pracować  na  utrzymanie  rodziny.  Ich  dzieci 

mogły  emocjonalnie  przeżywać  to  jako  opuszczenie  i uznawać  tatę  za  kogoś,  na  kim  nie 

można polegać, choć w rzeczywistości był on odpowiedzialnym i kochającym ojcem rodziny. 

Ale  nawet  niezgodna  z prawdą  utrwalona  wizja  jest  emocjonalnie  silna  i wpływa  na  nasze 

życie. 

Uwewnętrznione w dzieciństwie wyobrażenie o świecie ma czarodziejską moc sprawczą - 

świat staje się taki, jaki myślimy, że jest. Kobieta - córka agresywnego, nieprzewidywalnego 

ojca, który znęcał się nad nią i jej matką - zachowuje w sobie jego wewnętrzny obraz, a siebie 

przeżywa  jako  bezradną  dziewczynkę,  zdaną  na  łaskę  i niełaskę  wszechmocnego  pana 

i władcy.  W rezultacie  jej  kolejni  partnerzy  to  szczególna  galeria  drani,  lub  też  zwykłych 

mężczyzn, których do draństwa nieświadomie prowokowała. 

Jesteśmy w dramatyczny sposób wierni naszym złym postaciom z dzieciństwa - i to jedno 

ze źródeł błędnego koła naszych nieszczęść. Nie chcemy, by kochał nas i akceptował byle kto, 

ale  koniecznie  taki  brutalny  sukinsyn  jak  kochany  tatuś  albo  wyniosła  Królowa  Śniegu, 

podobna do idealizowanej mamusi. Dokonujemy cudów, by uszczęśliwić smutną, wycofaną 

dziewczynę, wzbudzającą w nas wspomnienie depresyjnej, niedostępnej emocjonalnie matki, 

którą niegdyś na próżno próbowaliśmy zadowolić. Marzymy, że nasza miłość i troska zrobi 

supermana  z wystraszonego  chłopaka,  jota  w jotę  podobnego  do  terroryzowanego  przez 

matkę ojca, który nigdy nie potrafił stanąć w naszej obronie. Bo dopiero wtedy, gdy właśnie 

ktoś taki (a nie ci wszyscy dzielni, mili chłopcy  i dobre,  otwarte dziewczyny, trafiający się 

nam w życiu} nas pokocha, zły czar zostanie odwrócony. A jeśli przez niedopatrzenie zwiąże-

my się z osobą, z którą możliwy jest dobry, spokojny związek, to nasze niespełnienie skłoni 

nas  do  szukania  alternatywnych,  niewłaściwych  i frustrujących  obiektów.  Oczywiście 

dorobimy  do  tego  romantyczną  ideologię  o spotkaniu  wyczekiwanej  bratniej  duszy  czy 

jedynej prawdziwej miłości, dla której trzeba wszystko poświęcić. 

Mamy  też  inne  sposoby  niszczenia  satysfakcjonujących  relacji.  Jeśli  pojawi  się 

background image

w dorosłym  życiu  ktoś  bardziej  obiecujący  niż  zapamiętane  przez  nas  zawodne  obiekty 

z dzieciństwa,  to  z całym  impetem  możemy  zacząć  od  niego  żądać  tego,  co  nie  było  nam 

niegdyś  dane.  Osierocona  przez  ojca  w dzieciństwie  młoda  kobieta  może  od  kochającego 

męża  wymagać  tak  wiele  zewnętrznych,  często  drugorzędnych  przejawów  miłości  („Nie 

popatrzyłeś  mi  w oczy,  jak  się  ze  mną  żegnałeś  przed  wyjściem  do  pracy!  Już  mnie  nie 

kochasz!”), że on - znękany jej roszczeniowym nienasyceniem - zacznie się od niej odsuwać, 

co  ona  przeżyje  jako  dramat  ponownego  opuszczenia.  W ten  sposób  ktoś,  kto  na  początku 

wcale  nie  miał  cech  uwewnętrznionego,  złego  wczesnodziecięcego  obiektu,  stopniowo 

przybierze jego postać i odegra tę niewdzięczną rolę. 

Codzienna  autodestrukcja  to  odgrywanie  wciąż  od  nowa  dziecięcych  dramatów 

i niezdolność  dostrzeżenia,  że  świat  nie  jest  taki  sam,  jaki  był  w naszym  domu  rodzinnym, 

a my  jesteśmy  już  dorośli  i nie  musimy  wiecznie  powtarzać  tej  samej  roli.  Robimy  to,  co 

kiedyś  było  optymalnym  sposobem  przetrwania  w specyficznych  okolicznościach  naszego 

dzieciństwa. 

Dziewczynka  wykorzystywana  seksualnie  przez  ojca  nauczyła  się,  że  potulność  jest 

jedynym sposobem uniknięcia przemocy, a nawet zyskania pewnych łask. W dorosłym życiu 

będzie godziła się na niszczące układy z mężczyznami, bo to da jej nadzieję na przetrwanie, 

a być może na jakąś formę kontro-li nad męską agresją. Najstarszy syn, od którego rodzice 

oczekiwali  przedwczesnej  odpowiedzialności  i dojrzałości,  będzie  wciąż  brał  na  siebie  nie 

swoje zobowiązania i wszystkich wyręczał - aż trafi do szpitala z wy padniętym dyskiem. 

Dobre  dzieciństwo  daje  wolność  budowania  różnorodnych  związków,  bez  przymusu 

dosłownego  powtórzenia  znanego  z dzieciństwa  modelu  relacji.  Złe  dzieciństwo  trzyma 

w kleszczach wyuczonych automatycznych zachowań, które są powtarzane znowu i znowu. 

Przeszłość  trzyma  nas  na  uwięzi.  Czasem  nie  tylko  odtwarzamy  w dorosłym  życiu 

destrukcyjne minione więzi, ale nawet przeżywamy je wciąż od nowa w relacji z rodzicami 

czy  rodzeństwem.  Tak  zwana  rodzina  pierwotna  pozostaje  podstawowym  układem 

odniesienia.  Na  przykład  dla  czterdziestoletniego  mężczyzny,  który  nigdy  nie  został  za-

akceptowany przez swojego surowego ojca, wciąż najważniejszą - lecz nieosiągalną - łaską 

jest aprobata siedemdziesięcioletniego taty, a nie miłość żony czy uznanie zawodowe. Dorosła 

kobieta  może  przeżywać  pretensje  matki  o błahe  zapomnienie  znacznie  boleśniej  niż  na 

przykład  to,  że  córeczka  jest  przedszkolnym  kozłem  ofiarnym  i codziennie  ma  koszmary 

background image

senne. Takie osoby całe życie pragną miłości rodzica i wciąż się przekonują, że jej nie dostaną. 

Im bardziej nie dostają, tym bardziej o nią walczą. 

Psychoterapeuta wypowiadający się na temat ludzkiego cierpienia nieuchronnie, prędzej 

czy później, jest konfrontowany z punktującym pytaniem: „No dobrze, takie są mechanizmy 

i przyczyny, ale w końcu co nam z teorii? Czy coś się da na to poradzić?”. Odpowiedź nie jest 

łatwa.  Bo  jeśli  powtarzanie  tego  samego  dramatu  stanowi  wyraz  nigdy  niespełnionej,  ale 

wciąż  żywej nadziei opartej na już nieadekwatnej wizji świata

;

  to  aby dramat się skończył, 

musimy zrezygnować zarówno z owej nadziei, jak i z dotychczasowego rozumienia życia Jest 

to bolesny, trudny proces pożegnania się z nieziszczalną ułudą. 

Zofia Milska-Wrzosińska 

 

Zofia  Milska-Wrzosińska  jest  psychologiem  i psychoterapeutą  Kieruje  Laboratorium 

Psychoedukacji w Warszawie. 

Napisała książkę o relacjach między kobietami i mężczyznami „Bezradnik”. 

Ma męża i czworo dzieci. 

 

background image

Silna wola i inne bajki,  czyli mity o piciu alkoholu. 

Wiktor Osiatyński 

 

Czy częstotliwość picia jest dowodem uzależnienia? 

Tak  i nie.  Codzienne  picie  kieliszka  wina  do  obiadu  nie  jest  uzależnieniem.  Ale  częste 

picie większej ilości alkoholu to dość poważny sygnał uzależnienia. Zwłaszcza częste upijanie 

się może być objawem tej choroby. Pamiętajmy: każdy alkoholik może przerwać picie na jakiś 

czas.  Trudno  mu  jednak  wytrzymać  bez  picia,  toteż  wcześniej  czy  później  znowu  sięga  po 

alkohol. A wówczas nieuchronnie, chociaż nie zawsze od razu - znów zacznie się upijać. 

Alkoholicy  często  mają  przerwy  w piciu.  Są  im  one  „potrzebne”,  gdyż  organizm  nie 

wytrzymuje ciągłego picia. Przerwy te nie świadczą jednak o tym, że ktoś nie jest alkoholi-

kiem. Jeśli kończą się one powrotem do destrukcyjnego i niekontrolowanego picia, stanowią 

stuprocentowy dowód uzależnienia. 

Czy można pić w sposób kontrolowany i czy to oznacza, że nie ma uzależnienia? 

Można.  Większość  ludzi  pije  alkohol  właśnie  w sposób  kontrolowany  i nie  popada 

w uzależnienie. Uzależnia się jedynie 10-15 proc. spożywających go. Istotą uzależnienia jest 

właśnie utrata kontroli nad częstotliwością i ilością wypijanego alkoholu. Dlatego alkoholizm 

nazywa się niekiedy „chorobą kontroli”. 

Utrata kontroli przybiera dwie formy. Po pierwsze, człowiek uzależniony sięga po alkohol, 

choć obiecał sobie i innym, że tego nie zrobi. Po drugie, uzależniony traci kontrolę nad ilością 

wypijanego  alkoholu,  gdy  tylko  zacznie  pić.  Ktoś  na  przykład  umówił  się,  że  pójdzie 

wieczorem z żoną do teściów, i postanowił być trzeźwy. Po południu wstąpił jednak na piwo, 

„bo przecież jedno nie zaszkodzi”. Ale wypiwszy je, poczuł nieodpartą chęć dalszego picia, 

wypił więc drugie, trzecie - i w końcu się upił. Kiedy indziej poszedł na przyjęcie, obiecując 

sobie (lub komuś), że tym razem się nie upije. Postanowił wypić tylko jeden kieliszek, ale gdy 

go wypił, nie mógł się powstrzymać przed następnymi i znów przebrał miarę. 

Alkoholik dramatycznie walczy o przywrócenie kontroli, a także o to, by dowieść innym 

i sobie,  że  jej  nie  utracił.  W tym  celu  czasem  rzuca  picie  na  dłuższy  czas.  Na  przykład 

w sierpniu  w polskich  kościołach  wielu  ludzi  ślubuje,  że  nie  będą  spożywać  alkoholu.  We 

wrześniu podejmują picie w najlepsze, uznając, że skoro wytrzymali cały miesiąc, to znaczy, 

że  nie  mają  problemu.  W istocie  niemal  każdy  alkoholik  może  przez  długi  czas  nie  pić 

background image

w ogóle.  Nie  może  jednak  przez  długi  czas  pić  ograniczonych  dawek  alkoholu.  Toteż 

prawdziwy test na alkoholizm nie polega na tym, by w ogóle nie pić, lecz na tym, by pić przez 

długi czas na przykład tylko jeden kieliszek wina. Człowiek nieuzależniony nie będzie miał 

z tym  większych  trudności.  Uzależniony  nie  podoła  takiemu  ograniczeniu;  wcześniej  czy 

później po jednym kieliszku wypije drugi, potem trzeci i następny, aż do upicia się. To właśnie 

jest niezaprzeczalny dowód uzależnienia i braku kontroli nad piciem alkoholu. 

Czy silna wola i mocna głowa chronią przed chorobą? 

Tak  zwana  mocna  głowa  jest  jednym  z głównych  ostrzeżeń  przed  możliwością 

uzależnienia. Alkohol jest trucizną, przed którą normalny zdrowy organizm broni się. Wpływa 

on  również  na  rozregulowanie  kontroli  w centralnym  układzie  nerwowym,  więc  zdrowy 

człowiek po jego wypiciu ma zawroty  głowy, trudniej mu mówić, robi głupstwa. Człowiek 

z ”mocną głową” toleruje większe ilości alkoholu. Oznacza to najczęściej, że jego organizm 

jest bardziej odporny na truciznę, jaką jest alkohol. Taki człowiek może wypić dużo więcej niż 

inni,  ale  alkohol  w jego  organizmie  działa  identycznie:  pozostaje  trucizną.  Spożywanie 

większej ilości trucizny musi więc powodować większe spustoszenie. 

Najczęściej bywa tak, że posiadacz „mocnej głowy” przez jakiś czas będzie całkiem nieźle 

funkcjonował po alkoholu, ale - jeśli nie zginie w bójce, w wypadku albo nie umrze na zawał 

bądź  inną  chorobę  spowodowaną  nadużywaniem  alkoholu  -  po  latach  głowa  mu  osłabnie. 

Wtedy  będzie  upijał  się  coraz  mniejszą  ilością  trunku,  a ponieważ  głód  alkoholu  i objawy 

odstawienia nasilą się nie do wytrzymania - będzie upijać się coraz częściej, czasem nawet po 

kilka razy dziennie. 

Silna wola jest w przypadku alkoholizmu raczej zdradliwym pojęciem. Alkoholicy na ogół 

wykazują  bardzo  silną  wolę  w działaniach,  które  służą  piciu:  potrafią  w środku  nocy 

w nieznanym mieście wytrwale szukać piwa czy wina aż do skutku. Nie mają natomiast woli - 

ani silnej, ani słabej - wobec samego alkoholu lub innego środka, od którego są uzależnieni. 

Na  tym  właśnie  polega  uzależnienie.  A jednocześnie  alkoholik  walczy  uporczywie,  choć 

beznadziejnie, o udowodnienie sobie i światu, że jednak tę wolę posiada. Stąd bezskutecznie 

ponawiane  obietnice  i próby  kontrolowanego  picia.  Stąd  wymyślny  niekiedy  system 

zaprzeczeń,  który  pomaga  wyszukiwać  inne  przyczyny  picia  niż  po  prostu  alkoholizm. 

Nieprzypadkowo  Pierwszy  Krok  Anonimowych  Alkoholików  mówi  o uznaniu  bezsilności 

(czyli  braku  siły  i woli]  wobec  alkoholu.  Gdy  zrobi  się  ten  „pierwszy  krok”,  trzeba  wciąż 

background image

wyrabiać  w sobie  silną  wolę,  żeby  wytrwale  realizować  program  zmian  osobistych 

niezbędnych do tego, by najpierw w ogóle wytrwać w trzeźwości, a później żyć normalnie bez 

alkoholu. 

Piwo jest czy nie jest alkoholem? 

Jest.  Bez  żadnej  dyskusji.  Nikt  nie  upija  się  wódką,  winem  czy  piwem,  ale  alkoholem 

zawartym w wódce, winie, piwie i w innych napojach alkoholowych. Nikt nie uzależnia się od 

wódki,  likieru,  koniaku  lub  piwa,  lecz  od  alkoholu  w nich  zawartego.  Mit,  że  piwo  to  nie 

alkohol, jest zgubny. To on sprawia, że coraz więcej młodych ludzi pije coraz więcej piwa. 

Wiktor Osiatyński 

 

Wiktor  Osiatyński  jest  prawnikiem  i socjologiem  profesorem  porównawczego 

konstytucjonalizmu 

i praw 

człowieka 

na 

Uniwersytecie 

Środkowoeuropejskim 

w Budapeszcie  i w  Warszawie  oraz  na  Uniwersytecie  w Chicago.  W roku  1989  założył 

Komisję Edukacji w Dziedzinie Alkoholizmu i Innych 

Uzależnień Fundacji im Stefana Batorego Kierował nią do 1999 roku. Napisał książkę na 

temat alkoholizmu - „Grzech czy choroba?„ 

 

background image

Wiele zachowań, które sprawiają przyjemność, może uzyskać cechy uzależnienia. Trudno 

jest  dokładnie  określić  TEN  moment,  ale  można  w przybliżeniu  zbadać,  jaki  jest  stopień 

zagrożenia uzależnieniem. 

 

 

Kwestionariusz Kontroli Zachowań 

 

Wybierz  takie  zachowanie,  o którym  wiesz,  że  trudno  jest  (byłoby)  Ci  się  od  niego 

powstrzymać,  mimo  że  są  ku  temu  powody.  Nazwij  to  zachowanie  i zakreśl  jedną  z pięciu 

możliwości: 

0 -  nie zdarza się nigdy lub zdarza się tylko sporadycznie, w pojedynczych przypadkach 

1 -  zdarza się rzadko (znacznie mniej niż połowa przypadków) 

2 -  zdarza się często (około połowa przypadków) 

3 -  zdarza się bardzo często (znacznie więcej niż połowa przypadków) 

4 -  zdarza się zawsze lub sporadyczne są przypadki, gdy się nie zdarza 

 

1.  Próby przerwania lub zaprzestania tego zachowania przeze mnie kończą się porażką. 0 

12 3 4 

2.  Niepowodzenie w powstrzymaniu się od tego zachowania wywołuje  moją  rezygnację 

ze stawiania  sobie  dalszych  granic w kontrolowaniu jego częstotliwości. 0 12 3 4 

3.  Mam trudności w rozstrzygnięciu, czy moje zachowanie jest „raczej korzystne”, czy 

„raczej szkodliwe”. 0 12 3 4 

4.  Niektóre znaczące osoby w moim życiu oceniały to zachowanie jako szkodliwe, a inne 

jako korzystne. 0 12 3 4 

5.  Zastanawiam się nad tym, czy powinienem to zachowanie akceptować, czy nie. 0 12 3 

6.  Podejmuję to zachowanie bez zastanowienia. 0 12 3 4 

7.  Nie   mam   siły,   aby  powstrzymać  się  od  tego  zachowania.0 12 3 4 

8.  Chęć angażowania się w to zachowanie rośnie w miarę jego kontynuowania. 0 12 3 4 

9.  Łatwiej jest mi powstrzymać się od tego zachowania, niż przerwać je w toku. 0 12 3 4 

10. Podejmuję to zachowanie, by zatracić się lub odpuścić sobie. 0 12 3 4 

background image

11. Miałem   powody  do   powstrzymania   się  od   tego  zachowania i mogłem to zrobić, 

ale świadomie z tego zrezygnowałem. 0 12 3 4 

12. Podejmowałem to zachowanie wyłącznie dla doraźnej przyjemności, nie zastanawiając 

się, co będzie jutro. 0 12 3 4 

13. To  zachowanie  okazało  się  dla  mnie  pomocne  w pewnej  sytuacji  i wiem,  że  nadal 

będzie pomocne w innych sytuacjach. 0 12 3 4 

14. Jestem  w stanie  wyeliminować  wszelkie  niepowodzenia  w zapanowaniu  nad  tym 

zachowaniem, mimo powtarzających się porażek. 0 12 3 4 

15. Nawet  najsilniejsza  pokusa  podjęcia  tego  zachowania  nie  będzie  miała  na  mnie 

żadnego wpływu, jeżeli nie będę tego chciał. 0 12 3 4 

16. Myślę, że „wszystko zależy od mojej woli”. 0 12 3 4 

17. Myślę, że „zdecydowanie radzę sobie lepiej niż inni ludzie”.0 12 3 4 

18. Nie mogę doczekać się końca pracy lub ważnych zajęć, by podjąć to zachowanie. 0 12 

3 4 

19. Jestem niespokojny, rozdrażniony i zły, kiedy nie mogę zrealizować tego zachowania. 

0 12 3 4 

20. Kiedy  jestem  zmęczony  lub  odczuwam  silny  stres  i napięcie,  trudniej  jest  mi 

kontrolować to zachowanie. 0 12 3 4 

21. Ponieważ  wiele  osób  wokół  mnie  to  robi,  trudno  jest  mi  powstrzymać  się  od  tego 

zachowania. 0 12 3 4 

22. Podejmuję to zachowanie, ponieważ pokusa, by to robić, jest naprawdę duża. 0 12 3 4 

23. Nie widzę w tym zachowaniu absolutnie nic złego. 0 12 3 4 

24. Nawet głód i zmęczenie nie powstrzymują mnie od tego zachowania. 0 12 3 4 

25. Uważam, że to zachowanie daje mi dużo korzyści, więc mogę je kontynuować, nawet 

jeśli źle się czuję fizycznie. 0 12 3 4 

26. Trudno  jest  mi  zrezygnować  z tego  zachowania  na  rzecz  jakichś  innych,  bardziej 

odległych korzyści. 0 12 3 4 

27. Jeśli dłużej nie korzystam z tego zachowania, to moje samopoczucie się pogarsza. 0 12 

3 4 

28. Najlepiej czuję się wtedy, kiedy to robię. 0 12 3 4 

29. Podejmuję to zachowanie, aby rozładować napięcie. 0 12 3 4 

background image

30. Tuż przed podjęciem tego zachowania odczuwam silne specyficzne podniecenie. 0 12 

3 4 

31. Moment rozpoczęcia tego zachowania  przynosi  mi ulgę lub szczególne zadowolenie. 

0 12 3 4 

32. Kiedy myślę o tym zachowaniu, pojawia się przymus podjęcia go jak najszybciej. 0 12 

3 4 

33. Gdy  podejmuję  to  zachowanie,  okazuje  się,  że  aby  osiągnąć  pełne  zadowolenie, 

potrzebuję go w większej dawce niż poprzednio. 0 12 3 4 

34. Świadomość  tego,  że  zachowanie  mi  szkodzi,  nie  powstrzymuje  mnie  od  jego 

powtarzania. 0 12 3 4 

 

Interpretacja wyników: 

Jeżeli w stwierdzeniach 1, 5, 6, 7, 10, 11, 18, 19, 20, 23, 27, 29, 32, 33, 34 (w co najmniej 

kilku z nich) uzyskałeś wyniki 1 i więcej, to znaczy, że wybrane przez Ciebie zachowanie ma 

pewne  cechy  nałogowości.  Pozostałe  stwierdzenia  odnoszą  się  do  różnych  czynników 

skłaniających do nadużywania tego zachowania. Jeżeli uzyskałeś w nich wynik 3 i więcej - 

przy  wynikach  0  w stwierdzeniach  dotyczących  nałogowości  (to  te  wyżej  wymienione)  - 

oznacza to, że może znajdujesz się na drodze do uzależnienia. 

Leszek A Kapler, Beata Krzak 

Leszek  A Kapler  i Beata  Krzak  są  psychoterapeutami.  Pracują  w Instytucie  Psychologii 

Zdrowia 

w Warszawie. 

 

Pomoc  DDA  obejmuje  dwa  nurty.  Po  pierwsze,  można  włączyć  się  w grupę 

samopomocową, w której nie ma terapeuty. Takie grupy powstają przy poradniach dla AA, 

czasem  przy  poradniach  odwykowych.  Po  drugie,  można  zgłosić  się  na  profesjonalną 

psychoterapię, ale nie jest ona dostępna we wszystkich województwach. 

Najlepszym  źródłem  informacji  na  ten  temat  będą  Wojewódzkie  Ośrodki  Terapii 

Uzależnień  i Współuzależnień,  których  adresy  znajdują  się  w lokalnych  książkach 

telefonicznych. Terapia prowadzona „pod skrzydłami” WOTUW jest bezpłatna. 

Informacji udziela także Instytut Psychologii Zdrowia (Warszawa-Włochy, ul. Gęślarska 

background image

3; tel.: 022 863 90 97, 022 863 87 38; www.ipz.edu.pl). Większość świadczeń IPZ również jest 

bezpłatna.  Instytut  Psychologii  Zdrowia  prowadzi  też  specjalistyczne  szkolenia  dla 

terapeutów, którzy chcieliby pracować z Dorosłymi Dziećmi Alkoholików. 

DDA  szukający  pomocy  mogą  również  skorzystać  z terapii  w prywatnych  gabinetach. 

Muszą je znaleźć na własną rękę. 

W  Internecie  istnieje  nieoficjalna  strona  Dorosłych  Dzieci  Alkoholików.  Oto  jej  adres: 

dda.w.interia.pl 

 

background image

;ota bibliograficzna 

 

Wszystkie  teksty  z książki  „Gdzie  się  podziało  moje  dzieciństwo”  są  poprawionymi 

przedrukami  artykułów  opublikowanych  w ”Charakterach”  w łatach  1999-2003  (tytuły 

zostały zmienione). Agnieszka  Widera-Wysoczańska, Gdzie się podziało moje dzieciństwo, 

„Charaktery”  nr  3/2001  Marzenna  Kucińska  -  cykl  tekstów  poświęconych  DDA,  które 

ukazywały  się  w ”Charakterach”  od  nr  8/2002  do  nr  3/2003  Dariusz  Doliński,  Pokusa 

silniejsza  niż  rozum,  „Charaktery”  nr  9/2001  Alicja  Senejko,  Różne  wyjścia  z sytuacji  bez 

wyjścia,  „Charaktery”  nr  6/2001  Zofia  Milska-Wrzosińska,  Sam  sobie  na  przekór, 

„Charaktery” nr 9/2003 Wiktor Osiatyński, Silna wola i inne bajki, „Charaktery” nr 9/2001 

Kwestionariusz Kontroli Zachowań, „Charaktery” nr 9/2001. 

 

background image

Kim są Dorosłe Dzieci Alkoholików? 

Co dzieje się w rodzinach alkoholików? 

Jakie role pełnią w nich dzieci?  

Co dzieje się z dzieckiem alkoholika, gdy dorasta? 

Jakie są typowe problemy Dorosłych Dzieci Alkoholików? 

Gdzie i jakiej pomocy szukać powinni DDA? 

 

Na  te  i wiele  innych  pytań  odpowiada  najnowsza  książka  Wydawnictwa  „Charaktery”. 

Zgromadzone  w niej  teksty  wybitnych  specjalistów  pomogą  Dorosłym  Dzieciom 

Alkoholików zrozumieć źródło ich problemów, a dzięki temu zrozumieć również siebie.