Ciepłodajny erotyk

background image

www.republika.pl/zbigniew_matyjaszczyk

Zbigniew Matyjaszczyk

Ciepłodajny

erotyk

wybór wierszy z lat 2000 – 2002

background image

Tomik

kochanej żonie – Iwonie dedykuję

Słowo od autora

Gdzieś, miedzy blaskiem a cieniem, karty spokojnego żywota spełniła treść

niewiarygodnie podniosła.

Nauczyła patrzeć w głębinę, słuchać wewnętrznych głosów i czuć istotę miłości

przepełniającą wszechświat, skłębioną w modlitwie zagubionego ja.

W ścianach przytulnego domu, u boku wyrozumiałej żony i syna uczącego się

logicznych wymówek; w ramionach tarzających się w słońcu serc, szukających odrobiny
szczęścia, małego pojednania z boskością niemożliwą do całkowitego poznania; w
balansowaniu między prawdą, a wyprawą w świat pełen żywego istnienia rozmiłowanych
pieszczotą nieskończonych marzeń i celów; w sercu zranionym i zaleczonym niezrozumiałą
dla wielu ucieczką w inny wymiar – narodził się, przyjął cielesny kształt i nakarmił
duchowym sakramentem, ten oto – Ciepłodajny erotyk.

Zbigniew Matyjaszczyk

2

background image

Autoportret

Mam palce w farbie umoczone
na twarzy robię kreski kolorowe mazaje...
miałem malować na płótnie
a sam obrazem się staję – odzwierciedleniem artysty

z kolorów wyłania się wizja – mglista niepoznana jeszcze
błękit uczucia w tęczówce
słoneczna żółć na policzkach...
nie ma we mnie rumieńca zawstydzenia
choć aktem staje się owe dzieło

widać w nim duszę
i nad-przyrodzenia kształt
w nowej barwie skryty...

będą patrzeć na mnie
będą czytać myśli w szaloną nagość wmalowane
może kochać mnie będą?
a może...
może właśnie w tym obrazie – poetą się stanę?

Uczucie upojone

żonie Iwonie

Bywa, że uczucie wnika, aż przenika ciało,
nadaje sercu nowy rytm;
tętnem przyspiesza do świetlanych prędkości
i zdaje się nie znikać, choćby wtargnęło na ciemności tory.

Każe oddychać, kiedy mu dobrze
i nie oddychać każe, aż do śmierci, kiedy go dławią łzy.
Otacza kości, pręży mięśni siłę, rzekami życia w żyłach płynie,
by za dnia wyśnić, to co nocą śni.

Uczucie –
w symbiozie z ciałem z rozsądku sobie drwi.
W każdej sekundzie, miejscu, aż do upojenia
miłości wino musi w siebie pić.

3

background image

[Z pamiętnika]
niedziela, 3 czerwca 2001
godz. 16:01

Co to znaczy być kochanym?
Czy to jakiś specjalny stan, czy jest to tylko sama świadomość tego, że jest się

potrzebnym? Jaką moc daje czyjaś miłość?

Na pewno kojące słowa, na pewno ciepły i pełen słodyczy dotyk, a także możliwość

spełniania pragnienia – bycia z drugim człowiekiem. Bycia – bardzo bliskiego, intymnego...
Uzupełnieniem miłości namiętnej staje się daleka podróż poprzez nagość kochanej osoby. Na
przystankach erogennych miejsc, czas zdaje się zatrzymywać i pozostaje tam przez chwilę nie
objętą zegarami, by chłonąć i by dawać rozkosz tak długo jak potrzeba. Dla zakochanych
odległość może być przyczyną cierpienia, a bywa również, że jest tylko liczbą określonych
kilometrów, których wielkość i tak nie ma znaczenia, gdyż uczucie zdaje się być ponad czas i
przestrzeń – ponad czas i przestrzeń...

Lata mijają, a zakochanie w sercu pozostaje. Ciepło wspomnień jak butelka

markowego wina dojrzewa. Nie otwieramy jej, by aromat pozostał na zawsze pod okrywą
szkła. Winnice naszych miłości stoją w piwnicach serc i nabierają aromatu, kiedy zaś
uraczymy już ich smakiem nasze podniebienia, rozkosz z tych doznań pozostaje w pamięci na
zawsze.

Być zakochanym, to właśnie mieć winnice i mieć świadomość tego, że zawsze

możemy się upić. Wyobraźnia nie zawsze chce kosztować, lecz wystarczy dotyk życia,
bruzda ziemi zwilgotniałej rosą łez, by wszystko zrozumieć i samego siebie przekonać o tym,
że miłość do pełnego szczęścia jest nieodzowna.

Człowiek ma wielki dar, ma moc w sobie ogromną i aż dziw bierze, że sprawy z tego

sobie nie zdaje. Zakochanie jest tak wielkim i niespożytym bodźcem, że ma się siłę w sobie,
by nawet góry przenosić. I są tacy, którzy je przenoszą.

Nie potrzeba bać się cierpienia, które miłości towarzyszy od zawsze. Łzy są potrzebne

jak deszcz dla wysuszonej ziemi. Ból, jeśli potrafi się go przyjąć, uszlachetnia. A świadomość
tego, że piękno przemija, nie winna zabraniać nam kochać. Warto darować uczucia,
chociażby na jedną z najpiękniejszych chwil, a potem paść głową w trawę i wąchać ślady
ukochanej osoby, mając nawet tę świadomość, że ona odeszła już na zawsze...

Miłość uszlachetnia człowieka.

4

background image

Miłość i ból tęsknoty

Miłość boli tęsknotą,
jej koroną cierniową rozdziera serca purpurowy płaszcz.
Czyni mnie królem życia, sprawia, że człowieczeję,
przywraca mnie do łask.

Ociera twarz oblaną potem i krwią pragnień,
a gdy upadnę dźwiga mnie, bym szedł.
Łagodzi linie żywe na ramionach,
w wargach podaje pocałunku chleb.

Przebite dłonie, co cierpieniem broczą,
obmywa troską, koi strugą łez.
Ludzkiemu ciału daje wieczną młodość,
w bólu tęsknoty przezwycięża śmierć.

Kobiety - Kwiaty

Kobiety są jak kwiaty...
kwitną w promieniach męskich spojrzeń,
a w sercach ich dwa światy:
jeden zewnętrzny – elegancki, cichy...
drugi tajemy, skryty, posłuszny namiętności.

Kobiety są jak kwiaty...
barwami krzyczą, nęcą zmysły,
mężczyzn jak owady wabią spojrzeniem, słowem, wszystkim.

Kobiety...

5

background image

Stokrotkowe łąk zauroczenie

Czasem rozkwitnę stokrotnym uśmiechem,
a innym razem zleję łąkę łzami.
Na zdziwaczałym, zczerwienionym niebie
gwiazdy mych uczuć światłem będą plamić.

W poranku umknę na błękitnej klaczy,
w pościeli – kopyt ślad zostawię bosy.
Już nie pomyślisz, że to sen był tylko,
że szelest w oknie to był nocny motyl.

Na... jeszcze chwilę... smak miłości zliżesz
z purpury warg swych całowanych w pędzie,
gdy na ekranie powiek opuszczonych
wspomnień cudownych – film wyświetlać będziesz.

[Z pamiętnika]
poniedziałek, 20 sierpnia 2001
godz. 10:06

Muszę przekroczyć rzeczywistość, by dotrzeć do wnętrza. Muszę przeskoczyć rzekę,

by poznać jej szerokość, zanurzyć się w niej, by dojrzeć kształt i głębinę. Muszę obracać się
poza realnym światem, by z innego punktu widzenia spojrzeć w jego sedno, pojąć jego skrytą
treść bez masek, niedomówień, bez fałszywych obrazów kreowanych zakłamaną
rzeczywistością. Muszę dojrzewać, wystawiać się do słońca. Być innym, a jednocześnie
jeszcze bardziej człowieczym.

6

background image

* * *

Otwieram niebo,
wyjmuję ciebie – Anioła...
Przykładam pióra do ran, i dajesz mi uleczenie.

Później odrywam skrzydła niewinności,
jako kobietę biorę w ramiona,
i nim przebiję serce twe męskości dzidą,
zasypiam w ciele błękitnego puchu.

Śni mi się inny świat.
W nim i ja mam z piór uplotłe skrzydła,
by leczyć rany, by ich nie zadawać.

Od patrzenia...

Od patrzenia zakochuje się człowiek
kiedy głodem oczu pieści rysy twarzy
kształt ust do całowania
kiedy marzeń film wyświetla na policzkach
i brwi zachłannością gładzi

Tunelem półmroku wsuwa się miłość
jak migotanie świecy drżeniem się przeciska
językiem staje się powietrze
dotyka szyi
gładzi czoło
szepcze na ucho z bliska o zakochaniu
i zasypia

Oddechem
biciem serca wyznacza taneczne kroki
składa ukłony
daruje kwiaty
wargi zwilża napatrzenia sokiem
jakby świat nim cały przepełniony
aż po źrenic obłoki
był

Bo od patrzenia zakochuje się człowiek.

7

background image

Przypis do nut

W stary papier do nut zawinięto ciasto domowej roboty.
W rogu kartki kilka słów,
jakieś nuty niedbale postawione...
jakby – drżącą dłonią była
ta, co je skreśliła.

"Nagiej kobiecie pieśń tę ofiaruję...
Brzmi dzwonkami lękliwych wieczorów,
że ranek nadejdzie zbyt wcześnie...

Tu jej flety szumią, tu skrzypiec tańczą smyki,
jako stokrotki mienią się w klawiszach
cudowne dźwięki, piękno tej muzyki
ożywionej wspomnieniem.
A każdy ton najcichszy – ukojenie daje
i budzi zdziwienie,
że muzyka może być, aż tak barwnym pejzażem ciała”...

[Z pamiętnika]
wtorek, 22 maja 2001
godz. 7:52

Przede mną następny dzień. Już widzę te motyle siadające na krawędzi rozgrzanych

słońcem uszu. Wachlują mnie i dzięki temu nie czuję tego upału. Ptaki zmęczone lotem
spokojnie spoczną na mych ramionach, będą karmiły się z otwartej dłoni i żaden strach nie
rozgoni tego zwierzyńca.

Potrzeba obcowania z naturą jest przeogromna. Ona się nie nudzi, co dzień daje nowe

wrażenia, rozpromienia i napełnia serce chęcią życia.

Poją nas potoki czystej, krystalicznej wody, runo leśne syci i raduje wygłodniałe

smaku podniebienie.

Och, gdybym tylko znalazł czas na spacer po lesie...

8

background image

Wieczorowa spacerówka

odrobinkę w deszczu i słońcu

Rozmawiam z ławkami w zielonookich alejkach.
Śmiewają się melodią chichotu wiewiórki,
ptaszeńcy zakochani tańczą opętańczo.
Zabawa jest tak ukołysana wiatrem... wielka jak ten park.

Na deszczowych chmurach papierosem tęsknoty
wypalam imię ukochanej.
Wycieka czekoladową mgłą.
Oddycham nią i wspomnienie
wdycham z dymem przewilgoconym od łez.

Pieszczę...

Pieszczę jej zapach oplatający szyję,
dotyk wytatuowany na ramieńcu różowym,
a myśli moje nie są już niczyje,
bo do niej należą i...
na niej leżą zachłanne bardziej jeszcze.

Tak, tak...
Tak jeszcze mnie wesel spacerówko parkowa,
a gdy mrok pobudzi mnie wolnością
stań pod latarnią, sprzedaj tajemnicę
i nagość okryj swą
ciemnością ciepłą i wilgotną.

9

background image

Piękne kobiety

Piękne kobiety tarzają się
w piaskowych ziarennicach napalonych mężczyzn.
Owinięte pajęczyną ich pragnień
wymykają się niepożarte ku wolności,
znikają za horyzontem tęsknoty.

Poruszają się z gracją.
Niczym róże w słońcu
płoną namiętną czerwienią, gdy zawstydzone
w ich spojrzeniach
woalem dumy się słonią.

Nagie ramiona noszą dla ozdoby,
zgrabnym klejnotem stóp zaklinają jak
melodią rytmicznego fletu.
Każdym skrawkiem siebie pobudzają
że nie dość nigdy patrzeć na
nieprzemijalność ich uroku.

[Z pamiętnika]
piątek, 25 maja 2001
godz. 08:17

Wczoraj poczułem się – odrobinkę poetą. Może to dobry znak? Ostatnio poranki są

takie słoneczne... Promienie złote zalewają duszę, przepełniają spokojem i takie cudowne
nastroje mnie ogarniają... Choć na twarzy maluje się zaduma, wnętrze jakieś radosne jest i aż
żyć się chce! Czuję wszechobecną miłość, przepełnia mnie, otacza ze wszystkich stron...
Gdybym tylko mógł jeszcze jej dotknąć...

10

background image

Dłonie

Dłonie... –
Pokryte obłokiem spotkania, wietrzykiem spojrzeń, promieniami...

Ciepłe...
Zgrabne w kształcie, doskonałe boże dzieło...

Palce...
Smukłe trawy, marzenie pianisty, kompozycja piękności...

Dotykają...
Ściskam je jak dziecko, nastawiam policzki i włosy do głaskania...

I jest rozkosz...
Z samego patrzenia, trzymania, całowania...

O wietrze, o lipie

Opowiem ci o wietrze,
Opowiem ci o lipie...

Każdym rankiem szeptowiał jej wiersze sobą,
co wieczór kołysał liście zawieją pachnącą,
tulił wzdychającą korę,
zaspokajał żywiczne usta pocałowaniem gorącym.
I ona go pokochała...

Choć nie był jej wierny – pokochała.

Wiedziała, że hulał po ogrodach,
że bujał gruszą, śliwą i akacją;
że każdą napotkaną lipę do tańca prosił z gracją.

Pokochała go...
Za to, że się zwiawiał szumem,
za te krótkie spełnienia;
za to, że nierealne światy
zawiewał w jej wspomnienia.
Za to go pokochała.

11

background image

[Z pamiętnika]
sobota, 2 czerwca 2001
godz. 16:39

W jajkach są żółtka. Nieistniejące jeszcze kurczaki dziobią niewyrosłe trawy, tulą się

do kwok, co skrzydła rozkładają dla swego nieistniejącego potomstwa. Wokół tyle ciepła i
miłości można dostrzec. Wystarczy posłuchać, co chlupocze pod cienką, wapienną skorupką,
wystarczy pojąć magię tego kształtu – idealnego, jaki tylko natura stworzyć może. Ciało jest
zbitkiem rozpędzonych do nieprzytomności elektronów. Ścigają się, skaczą jak nadrozwinięte
kangury, a w torbach niepozapinanych noszą rozkapryszone dzieci. Jedyną siłą, która trzyma
to wszystko w całości jest energia świata, którą Bóg obdarzył każde żywe istnienie, bo w
każdej cząstce człowieka jest świat.

Mocarze, gladiatorzy deszczu i słońca, toczą ze sobą wytrwałe walki i końca ich nie

widać. Karkołomne figury tworzą pęcherze chmur, są jak strzelcy gotowi trafić nas
promieniem, przepychają się w stronę przeciwną do wiatru, by tam przemienić się w
nieujarzmione byki.

Czerwone płachty zachodzącego słońca drażnią je i pobudzają do walki. Krótki to bój,

jedynie do pełnego zgaśnięcia dnia, bo nocą nikt już nie dostrzeże walczących wojowników
pogody. Nocą wszyscy śpią... No może oprócz prostytutek i cierpiących na bezsenność
bogatych ich klientów.

Tylko nocą słychać...

Na trawie noc zaściela swe posłanie,
w kropelkach rosy szczebiot umilkł ptasi,
mieni się miesiąc w lustrach potłuczonych,
przyziemną ciemność światłem chcąc wzbogacić.

Tu polna mysz przegryza orzech wspomnień,
zaspany konik smyczkiem ziewa sennie,
łuna tęsknoty wokół traw się łasi,
w soczystej rosie kocha się niezmiennie.

Aż słychać szelest,
jak się z ziemi wzbija
niepokonane jeszcze – nowe życie.
Rozdziera grudkę korzeń natarczywy,
a pęd zielony dudni serca biciem.

Nazajutrz znowu jasność świat oślepi,
i bielmo w oczy, i głuchota w uszy...

Nam tylko nocą dane słyszeć miłość,
bo tylko cisza może jej nauczyć...

12

background image

[Z pamiętnika]
niedziela, 17 czerwca 2001
godz. 00:10

Pozwalam się prowadzić... oddaję część myśli w posiadanie niewidzialnego ducha,

przemawiającego pomimo zamkniętych warg moich. Nie umiem mówić. Umiem tylko trochę
pisać. Dobrze, że choć tyle umiem, bo cóżby ze mnie za pożytek był dla świata, gdyby nie to?

Rozpowiadam o sobie ptakom, żarty powtarzam komarom spoczywającym na ścianie

tuż przy oknie. Do kwiatów przemawiam, lecz wciąż jeszcze nie słyszę wszystkich głosów
natury. Małżowiny zatknięte niewiarą, oczy z kciukami codzienności na powiekach... Ile
jeszcze słów mi potrzeba wyrzec, by tylko nauczyć się słuchać, by stać się esencją człowieka
– częścią samego Boga, której On się nie powstydzi?

Pszczele ukwiecenie

Opodal nas tętnią krajobrazy,
przepychem cudów falują, nęcą,
niepośpiesznie zapraszają na ucztę istnienia.

Zdawałoby się, żeśmy dwa ciała,
a jedno w drugie pragnie się przebierać,
oddychać jednocześnie.

Łodyżko, Ty drżysz...
a kwiatem lepkim chwytasz wolne skrzydła,
rozwarte dzbany spełniasz swą słodyczą.
Tylko zabzyczę, tylko rozkołyszę,
by kiedyś wzlecieć w stronę słońca
milcząc.

[Z pamiętnika]
poniedziałek, 25 czerwca 2001
godz. 12:20

Poeta ma w sobie dar zjednywania słowem ludzi, jeśli taka jest jego poezja.

13

background image

Psinka

W kudłatej sierści harcują pchły.
Oprócz Pana psinko, tyle jeszcze masz przyjaciół,
i ciepły kąt za piecem,
choć przez rozkołysane drzwi nierzadko chłodu powiew
gasił ślepiąt świece.

Jeszcze,
ta drżąca dłoń, co wylizaną kość podaje bez krzty mięsa,
co czasem głaszcze lub za mordę łapie;
przyjazny wzrok, wyciekły spod zmarszczonych brwi;
tytoniem pachły oddech, którym się noc rozchrapie.

I jeszcze świat swój masz –
raj wyskomlony, pełen smacznych kęsów;
w nim inna psinka z tobą biegnie w las
za tropem saren, lisów i zajęcy.

[Z pamiętnika]
środa, 6 czerwca 2001
godz. 23:19

Bywa, że dni stają się przeciągłe a godziny późne. Kwiaty zwijają się w pąki... Nie

kwitną do księżyca, choć w jego świetle jak w słońcu istnieje coś magicznego. W rosie
gwiazd migocą promienie wszechświata i pędzą po niebie jak kosmiczne statki nieznanych
cywilizacji. Człowiek zdaje się być mniejszy niż ziarenko piasku, a czas jego istnienia trwa
tyle tylko, co ułamek westchnienia niezmierzonej przestrzeni. Czy zatem można czuć się
wielkim w takim świecie?

W pamiętnikach wszechświata miliardy istnień mają zapisane karty przeznaczenia.

Czas przegląda je i każdemu daje to, co mu przypisane piórem wszechwiedzącej jaźni.
Przyjmujemy – owe – przychodzące do nas – lecz wiara nasza może zmieniać zapisy w
księdze przeznaczeń. Sensem naszego istnienia jest wolna wola, ona daje nam nadzieję i
sprawia, że dzień jutrzejszy może przenieść nas do raju spełnienia marzeń...

Cud jest prawdziwym wymiarem naszej mocy człowieczej, choć z ręki Boga, nie

dzieje się bez człowieka. Obudzony wiarą i potężną miłością przemienia ołów w złoto i nie
trzeba alchemicznych ksiąg, by ten skarb z serca swego wynieść.

14

background image

Zakochane pisklęta

W miłości dwojga całym majestacie,
W rozkosznej chwili, gdy są w sobie sami,
Rozwija pąki ogród wyobraźni,
Kwiecistych kłosów złoci się łanami.

W oddaniu dwojga – serca jedną burzą...
I nagie ciała, zlane pieszczot deszczem,
I słów nie trzeba, by usłyszeć: „kocham”,
I słów nie trzeba, by usłyszeć: „jeszcze”...

Rozkołysane w gnieździe z gwiazd pisklęta,
Śpiewają światu hymny uwielbienia.
W purpurze nieba wypatrują – sensu...
W miłości dwojga – życia dopełnienia.

Ślepiątka zapatrzane

Tak miłościwie ślepiątka zapatrują się w siebie.
Mówią, że głębię duszy widzą
i to COŚ, czego nigdy w nadmiarze.
Nic już innego nie przykuwa ich wzroku
i nic już – w inne – patrzeć ślepkom nie rozkaże.

Wypowiadają słowa bez języków kształtu,
a i tak je słyszy ucho z serca zbrane.

Tak to na siebie patrzą – jeszcze nie skochani,
a ich łzawe oczy
już są w sobie zakochane.

15

background image

Oj, piękności...

Kasztankowe włoski kolą pod brzuszalkiem.
- Oj, piękności wy moje, pogłaszczę was miluśnio
z wieczorka przed spaniem i rankiem
ucałuję zbudzonym kochaniem, tylko pan Słoneczność
na niebie postanie.

Oj, piękności...
Skuszę cię do pogrzeszenia.
Nieskromności twojej zbiorę plon właściwy
i jego ziarenkością zmysły pozasiewam.
Taki ze mnie rolnik – na zbiory przechciwy.

Usta, usteczka

Usta
usteczka
napuchnięte chmurki pełne miodowego deszczu
pierniczki z cukierem puderkiem
kremowe rurki
i pączusie wielkie jak apetyt na nie.

Myślą sobie oczęta:
Ach te usta, usteczka...
smakują jak winogron ściśnięty w dwa buziaczki,
całuskują, uśmiechają,
aż tętni z nich zachęta, by je zjeść.

Ach te usteczka...

Czy to ty je kochasz?
Czy to one tak słodko kochają?

16

background image

Szeptne listeczki

Szumne listeczki, mokre z wiatreszczyku!
Spijam was, wargi moczę,
a wy tak sobie żółkniecie na modne kolory jesieni;
osuszam barwy gadulkowym oddechem ciepłym
z nadzieją, że słuchacie;
z wiarą, że tęsknota szelest wasz przemieni
w drganie strun głosowych.

Słucham...

...W bezpańskiej pajęczynie zaplątał się wicherek,
zabrzęczał niby muszka i postradał wiarę w przetrwanie.

Wypuściłem go,
zwinąłem pajęcze niteczki w kłębek.
Z utkanego materiału uszyję wierszowe majteczki,
spakuję je w zapach męskości i daruję tej,
której szept wydadzą mi listeczki.

Myśl promienna

Maleńki kochanek

„A ja chciałabym, żebyś był taki malutki, że mieściłbyś się w dłoni,
tam byś się budził i zasypiał...”

Perła człowiecza – mała, aż mieści się w dłoni,
jak w łóżku z muszli rozperlona śpi.
Czas w niej spokojny
sercem bije nieliczonych godzin.

Myśl człowiecza
w ciepłym oddechu skórę swą ogrzewa,
rozpręża w nieskończoność wzdychanie –
w niej przetrwałych chwil.
Między palcami w nowy świt ucieka,
by cudem się spromienić pośród nastałych dni.

17

background image

Szeptanie

Posłuchaj mnie moje Szeptanie.
Na piersi twojej głos położę ciepły, cieplutki.
Obudzisz się nim zaśniesz, gdy się wleje,
przesączy do ciałokieliszeczka,
rozdudnioną serduszkotulankę weźmie w posiadanie.

Posłuchaj, moje Pieszczotliwobranie.
Całus lepki, słodziaśnie-zgłodniały,
jak do poduszki wtulę w jęzulków naszych wibrowanie
i zaśnie tam wspaniały.

Słuchaj,
słuchaj moje Ciałkochanie.
Napieczątkuję skórę warg pieczęcią rdzawą,
ślady tuszowych pragnień na niej tam zostawię,
by się palącym tatuażem stały.

I tak cię szeptem
zbudzę me Szeptanie.

Zwariowane tancerki

W uczucia włożę stalówkę pióra
i tym natchnieniem pisać będę tobie
na kartkach tęsknoty, co jak żywopłot się rozrasta.

Tancerki zwariowanych myśli
uniosą swe sukienki i w górę strzelą nogi,
a potem tupną obcasem o podłogi,
aż zadrży zapatrzone serce...
I zsuną do kolan, do kostek swe podwiązki,
kankanem zdobywając myśli oszalałe,
aż się – mężczyzn – oliwne zabłyszczą gałązki
i po występach opadną, i staną się ospałe.

Do łona przywrę tę stalówkę pióra
i tam zapiszę opętane treści.
A ty rozszerzysz jako zeszyt uda,
by moje wiersze w sobie móc pomieścić.

18

background image

* * *

Gdy zetkniesz czoło do mojego czoła, nie zdążą
zmówić się uśmiechy, bo już zamilkną w całowaniu.
Pan policjant spojrzy ciętym wzrokiem,
że nieobyczajne nasze przywitanie.

Różnoimienne bieguny spotkają się
i jedno imię ich będzie: Dwoje...

Pochwycę dłoń delikatną, jedwabistą,
w kałuży skąpią się uklękłe kolana, gdy powitam los;
łodygę róży zmoczę w trysłym źródle uśmiechu,
przewonny kwiat daruję ci w pokłonie.

Zamieszkam w ścianach twego cudownego domu,
a ty sprowadzisz się do mojej skromnej chaty.

Upatrzy nas nietoperz sobie,
usłyszy kształt zebrany w jedno ciało,
uszy jego sparzy – z nas rogorzały płomień.
I sam w obrazie nocy zapisze palące odbicie
jako kształt miłosnego horyzontu.

Znów będzie tak dobrze...

Nasiona

Ach, dłonią zaczerpnęłaś z serca mego nasion,
schowałaś w woreczku – białym, bawełnianym,
zabrałaś na łąkę, a tam wiatr ospały
zwiewał je ustami, i tam się rozsiały.

A gdy hen pofrunął pędem swej wolności,
gdzie w polanach chęci ziemia pulsowała,
tam je podarował napotkanej pannie
i ona je sobie w ciszy warg schowała.

Nie żałuję dłoniom,
rwącym wierszne kartki.
Uszy niech różowi – słówbrzmień wstydne skrzenie,
z oczu niech się cisną krople przepojone
w policzkach pochłonnych mając osuszenie.

A wszystko po to, by nasiona zasiewały świat.

19

background image

Pogodny posłaniec

Śpijmy już...

A nim zaśniemy w łożu naszych ciał
i nam pijany księżyc splącze dłonie,
tam w szklanym blasku, w ćmy ubranych lamp,
sen nam na nowo przyszłość swą opowie.

Złej nocy gwiazdy schowa w kieszeń dzień,
deszczowy płaszcz zostawi w mgle posłaniec.
Może... ze słońcem da nam dobrą wieść,
przywieje liści – listem – zakochanie?

Łańcuszek

Wspominam ten łańcuszek,
podziękę na Twą szyję – jak ramiona moje – oplatającą.

Wspominam i tęsknię...

Z tych grzesznych chwil,
każda zdaje się być świętą, bo tyle w nich było miłości.

Taki mały łańcuszek, taki mały skarb...
I więcej ten podarunek dał – mi, niźli Tobie dał.
Swą prostotą wyraził, co czuję
i zalśnił lustrem, kiedy się przejrzałaś w nim,
bo tam ukryłem miliard pocałunków
tylko obiecanych przyszłości...

20

background image

* * *

Znowu mnie pragniesz?
A może chcesz dać mi siebie?

Kiedy drżącym głosem mnie przytulasz,
ja
doprawdy
nie wiem...

Zamykam oczy,
sklejam łezką wyobraźni wizje spotkania.
Błękitne nasze łoże,
przejrzyste niebo,
nieskończoność miejsca do kochania.

Więc się wyrywam światu
do Twych ramion,
do wspaniałości rajskiej wnikam ciałem.

O nic nie pytasz
i ja nie pytam...

Bo szczęście bywa
tak nietrwałe.

Niebieśna opowieść

Ciepłochliwe zdały się być dni,
noce późne zaś – zbrokacone czule zagwieżdżeniem srebrnym,
otrzęsione światą miesięcznowej mgły.

Upatrzyły się w tym blasku – dwoje myśli wolne,
w mig napięły łuk strzelcowy,
wodnikowy zbiły dzban, więc już nie niósł wody.
I bliźniaczo się stopiły w jedno życie,
jedno ciało firmanentne,
nagie w błękit ociężały bezsłonecznym nocnym snem.

Mało było miejsca na skochanie dwojga,
na ucieczkę w inny wymiar niepoznany ściekawionym oczom,
gdzie by zbuchły supernową falą szczęścia,
niespisaną przez nikogo.

21

background image

Nikogo nie ma

Zwija się w kłębek kocie zacieplenie
przymyka patrzenie
postawia uszy dla czułości słów słuchania
puszyście jeży grzbiet
najbliższe sercu dłonie prosi
skłania do pogłaskiwania

mruczaśnie wzdycha
kocieją kitą wokół się oplata

lecz wszędzie cisza
tylko zapach mleka
więc łapkę liże
i tak polizaną pociera tęskne futro za uszami.

Nikogo nie ma prócz bladego światła
wiatru co zasłony rusza
i zimowego mrozu za oknami.

Nieprzemijalne wybrzmiewanie

Nieproszona, zabielona mgła
zawoala świat smuteczny.
Któż nam taką nieprzejrzystość dał, że ujrzenia
niemożliwym staje się nam obraz nasz –
przebłysk spojrzeń pamiętliwych, kiedyś tak cudownych?

Jeszcze...
naszą chwilą śni niezmiennie przewspaniały wspomnień dar.
I tak sobie będzie trwał – nieprzemijalnie wytrwały.

Nutą dobrej wieści w marzeniu zagra,
i nigdy się nie znuci.
W dzwonie serca młotem duszy zabrzmi,
że jeszcze kiedyś czas przedstawi nas sobie
a wtedy nie będzie już mgły.

22

background image

Przepierśna ptaszeja

Naśladuje wróbla tarzającego się w kroplach deszczu
dziobek zwilża ptaszkowy w ustach źródlanych
spija uśmiech niespodzianie pełen kochaniesłów
puch rozprasza krągły lekki dmuchawcowy

taka ptasi-miła skrzydlata ponętność
obdarzona świergnym pociesznym odgłosem
zaciszna w swej piersi
spokojna w kolorze
swobodna doznaniem
lubieżna po trosze

wgnieżdża się spierzeniem w ciepłowiłość dłoni
umizgując miejsce sobie najmilejsze
prosi cekinami ocząt kolorowych
o tej chwilki ptasznej nieprzemilne trwanie.

[Z pamiętnika]
wtorek, 12 czerwca 2001
godz. 00:35

Poetom nie wolno spać, bo życie zamknięte w sen za mało daje z siebie, zatraca czas i

słowa z głębi duszy nie mogą się obudzić. Poetom nie wolno spać, bo serca ich się studzą i
drgania ich zamierają w powolnej śmierci.

Brakuje dnia i brakuje nocy na przeżywanie przemienności dobra i zła, światłości i

ciemności, bo kiedy jedno nie trwa, drugie wtedy trwa.

W rozkoszy przeżywania prawd istnieje pokusa do istnienia, i oddać można grosze

ostatnie, by tylko poznać smak tych owoców – miłości i cierpienia...

Dla warg jest – miłość. Pocałunkiem wessana z drugich warg, oddaje skarbem słowa

szeptane w podarunku za rozkosz. Dla oczu jest – cierpienie, by wysączyły krople perłowych
łez i by perły owe przeszkliły się na rodzaj kryształu, w którym zaklęty jest czas. A czas,
tylko przez trwanie swoje staje się wiecznością, gdyż nie byłoby nieskończoności, gdyby czas
nie istniał.

Poetom nie wolno spać.
A ja za chwilę zasnę...

Może jutro obudzę się poetą?

23

background image

Nastrojenie nocne

Wyślizguje się z płaszcza ciemności
widać zarys powabu w ruchu płynnym dłoni
jak patyczek nawinięty cukrową watą przykleja się do warg
zasmakowuje się na podniebieniu
rozcieka w rozliczne kubki smaku
ku niezdziwieniu wsiąka i zamienia krew w nektarową rzekę

paruje rozparą przesączoną przegłębnym oddechem
skraplając się na szyi chłodzi prześwietlony okamgnieniem kark

kumuluje dreszcz
wyciska kształty jego u nasady włosków
skurcza rozciągnienie dając różu ton
rozlewa się w przejrzenie podglądając wdzięk
i głos rytmiczny daje jak mosiężny dzwon.

Psiaczki wtulone nad ranem

Jak dobrze, że jesteś...
Mogę kołysać cię na kolanach,
opowiadać bajduły nie z tej ziemi
i warkoczyki pleść w gęstwinie kolorowej,
przewijać wstążkami tęsknoty.

Jak dobrze,
kiedy noc rozespana
budzi mnie przyspałego nad ranem,
a ty ukochana patrzysz w posklejane
porankiem, zmęczone oczy moje
i marzysz o tym,
by ciemność jeszcze trwała.

Jak zadowolony psiak
liżesz moją twarz pocałunkami,
ogonkiem pod kołdrą merdasz zaszczęśliwiona.
Nie pierwszy raz już walczysz z porankami,
by nasza miłość nie wstała jeszcze z łóżka,
lecz wtulona w skomlenie dusz
wciąż śniła o cudownościach chwil, co zasnęły.

Jak dobrze, że jesteś.

24

background image

Ciepłowiej

Bardzo tak dobrze.

Ciepłowiejne tchnienia wciśniają się przez nieszczelne okna.
Jak dobrze, że – nieszczelne...

Gromady myszek niosą pachne sery,
łapkami tupią po podłodze.
Pieskowe uniesione brwi
i kocie wąsy,
miałczo-szczeki miłe,
przytulny w nich domowiec
serduszny piec dobrodziej
ten rozogniony, ciepły nam wodzirej.

W fotelnym raju w dwoje się rozsiadły,
skulone duszki grzane całunkami.
Myszek nie słyszą, kotków, ani piesków.
Ciepłowiej tylko
życie im łaskawi.

[Z pamiętnika]
sobota, 21 lipca 2001
godz. 17:06

Czasem bywa, że chciałbym rozrywać chmury, ciąć je na strzępy, rwać na drobne

skrawki i zgniecione w dłoniach rzucać poza siebie. Czasem chciałbym rozmawiać z
kolorami. Z czerwienią o namiętności, o zapachu ognia, pierwotnym pożądaniu i wargach
nabrzmiałych, gryzionych przez wargi inne; z błękitem snułbym historie o rozwianych
włosach, nadmorskich pianach, wschodach słońca kiedy trzeba już zasypiać; z zielenią o
soczystej trawie, z której sok wyciskają ruchliwe pośladki, o łodygach kwiatów, o kolcach
róży, niedojrzałych owocach cierpkich jak usta nastolatki; z żółcią o promieniach jasnych jak
złote sny, o marzeniach, uśmiechach rozweselających śpiące ryby w jeziorach, o cytrynowych
paznokciach, wbijających się w moją przepoconą skórę.

Matko Poezjo, nie cierp już tyle! Pozwól mi się wydostać z Twego zmęczonego ciała,

spraw, bym zapach kwiatów kojarzył z tym miejscem, w którym się znajduję, spraw, bym
umiał myśli przekazać, a ich treść niech nowe życia rodzi dla świata, bo ze strachu,
niepewności i szarości samej, uduszę się, ja – nienarodzony poeta.

25

background image

Czytam z obrazu

Naucz mnie patrzeć oczyma swymi,
w jakie twa dusza promienieje blaski?

Kolory mówią pobudzone światłem i mroku popłakiwaniem.
Ściemniona barwa wzdycha czerni lękiem,
że ją rozświetlić pragnie promień słodki, niczym
refren pieśni wyśpiewany kreską,
że, między życia ułożone zwrotki
przeniknąć zamierza i najciemniejszy cień rozjaśnić,
aż mroczne dni zdają się być policzone.

Biel zaś ze wstydu niewinności swojej
źrenice jasne w powiek mdłość przymyka,
patrzy na ziemię, stopą jej dotyka – bosą, delikatną
i w nawale barwy – nieujrzana znika.

A reszta?
Reszta cała – kolorem jest i tylko kolorem,
choć bez światłocienia zdaje się ospała.
Tylko w moc konturu przenika,
w nim się dla spojrzenia staje bardziej śmiała i tak trwa.

Wszak nie ma obrazu z samym światłem tylko.
Jeszcze w nim tęcza i jej cień być musi, jak w życiu człowieczym.

Najważniejsze tylko,
by mrok – światła nie udusił i znalazł swoje miejsce.

[Z pamiętnika]
poniedziałek, 25 czerwca 2001
godz. 17:51

Tak naprawdę: nie ma znaczenia – jak długo się kocha, bo uczucie to pozostaje już na

zawsze w nas.

Tak naprawdę: nie ma znaczenia – ile razy się kocha, bo choćby i raz kochać, to i tak

już warto żyć, a choćby i tysiąc razy kochać, to za każdym razem może być cudownie,
niepowtarzalnie.

26

background image

Wspominaj Miła

Już mi zabrano pocałunki.
Uniesione z wiatrem poniosły się do świata
i gdzieś tam, w nieskończoności,
na innych ustach, w promieniach będą latać.

Zamknęły się powieki.
Już się nie będą kąpać spojrzenia w jej źrenicach,
już ani łez nie ujrzę, ani uśmiechów,
najmilszym słowem nie będę się zachwycać,
co mi z ust jej śmiałych darowało serce...
Już pora zasnąć,
już pora się odkochać.
Lecz dusza jakoś: nie chce tego,
nie chce...

Znów łany rzepakowych kwiatów
na odkupienie daje mi tęsknota.
Chociaż – nie będę...
Chociaż – nie zapłaczę...
Wspominaj miła, jak ja Ciebie kocham.

Pragnienności namiętnośliwe

Na głowie, na poduszce, w szklance,
w piruecie śnieżnych tanecznic, wszędzie...
rankiem pod kołdrą, w sennej gawiedzi,
w publicznym miejscu, gdzie tysiące spojrzeń,
w świątecznej kolędzie.

Rarytasy spęczniałych myśli rozpustnych,
przybrane w pióra, niczym pawie barwy
oplatają, ściskają, tulą;
opasają języcznym słomianym chochołem uśpione krzaki róż;
czekają, aż im zagra czardasz,
aż go wybrzmi o świcie cenny złoty róg.

Jak pijane wdziękiem ladacznice, jak muzy bajaczne:
wirują, skaczą rytmem oszalałym wdziękiem,
rozpuszczają się we mgle,
rozgłośne zdają jęki,
przesłodszą, przepierśną wydychają pieśń,
nim noc się zedni i przeminie pięknie.

27

background image

Preludium

Mężczyźni smyczki swe ujmują w dłonie,
wolno je suną, pocierają struny...
Aż dźwięcznie zadrżą piękne ciała kobiet,
aż – z wiolonczelą – bardziej się ośmielą...
i fortepianem staną się ich zmysły.

Oddane palcom zręcznym, roztańczonym,
delikatnym pieszczotom młodych wirtuozów,
rozpłyną się melodią, tysiącem brzmiących głosów
i ton wydadzą czysty.

A to – preludium tylko, moment wyczekania...

Nim głos anielski rozpromieni duszę,
nim się wypełnią
serca jednym dźwiękiem, pamiątkę czyniąc
z chwili błogich wzruszeń...

A to – namiastka tylko...

Nim – pragnienie fletów – zagra jednym tchnieniem,
tęsknotą warg zaśpiewa unisono z orkiestrą całą
i wzejdzie uniesieniem, pierwszego aktu stając się odsłoną.

A to jest tylko – jeden dotyk muzy, echo poezji,
nuty na papierze, namiętny pocałunek – akt miłosnych zwierzeń.

[Z pamiętnika]
niedziela, 10 czerwca 2001
godz. 23:05

motto: Zabijasz mnie, a zaraz potem każesz mi wstać i umyć sobie nogi...

W deszczu szukałem prawdy, a krople zdawały się obmywać mnie z codzienności.

Zaraz potem sprawiały, że czułem się zziębnięty i mokry... Jakże trzeba mi ciepła...

Deszcz jest dla świata, a ludzie, jego cząstka, potrzebują deszczowej mokrości. Włosy

nasze jak dachy z dachówki albo ze słomy – mokną... Ale to nic, przecież najważniejsze, że
jesteśmy elementem natury.

Nie chowa Bóg trawy przed ulewą, nie rozkłada nad naszymi głowami parasolek. Tak

ma być i tak jest, a krople nieznośne są tylko wtedy, kiedy wpadają nam do piwa. Zatem
chowam się pod daszkiem dłoni i nim włosy już na dobre posklejają się wilgocią, zabiorę ze
sobą ostatnie wspomnienie tego wieczora, i pisząc ten pamiętnik, zasnę w niego zasłuchany...

28

background image

W sobie spoczywanie

W deszczu ogromie kąpali się pod drzewem,
radosnym aktem ogrzewając ciała.
I mokre włosy, i mokre oczy,
i mokra ziemia – tam, pod nimi drżała.

Słuchały liście namiętności jęków,
a pień się zmienił w ich miłosne łoże.
Lizały krople jej nabrzmiałe piersi,
pieściły – jego – drzewa – piękny korzeń.

Tak cudną chwilą chcieli trwać na wieki,
że świat usłyszał tęskne ich wołanie.
I raził piorun kochanków pod drzewem,
i dał im – w sobie – wieczne spoczywanie.

Zamieszkam w łóżku

To co się stało...
Och!...
Przymykam aż po-wieki – myśl, której promień mnie oślepia.

Odeszłaś nim zdążyłem ochłonąć,
nim podążyłem nocy przyobiecać,
że znów się spełni, to co się stało...

Wciąż mi mało...

Drżę jeszcze, po stopy zawinięty zapachem pościeli.
Gdzieś tam, w mej radości wyciskają się kropel solinki – tęsknota
obudzona – nie chce się weselić,
bo nie ma Ciebie tutaj.

Zamieszkam w łóżku i będę czekał...
A każdej nocy, która Cię nie zjawi,
oddam wyobraźni czystą swą nieśmiałość,
by znów przeżyć to – co się stało.

29

background image

Pieśń Lipy

Najpierw deszcz z mych liści spij,
popatrz na mnie, popatrz na mnie.
Nic prócz ciebie, nie ma nic,
gdy się pragnie...

Potem zdejmij tkaną mgłę,
zanurz dłonie w zieleń ciała,
potem już mnie sobie weź,
bo dla ciebie tutaj stałam.

Delikatnie korę tnij,
niech mnie ostrze czule głaszcze,
potem mnie kochany rżnij,
właśnie tak to rób, tak właśnie.

Opętany drwalu mój,
chodź tu do mnie, chodź tu do mnie...
Słodki każdy jest mój słój,
młodej Lipy półprzytomnej.

[Z pamiętnika]
niedziela, 23 września 2001
godz. 01:14

Imię moje Byk. Wypuszczony na arenę życia, nie bardzo wiem, czy wzbudzać tumany

kurzu, czy też spokojnie pomerdać ogonkiem do publiczności. Widownia pragnie krwi...

Gdyby mi przyszło namalować teraz swoje uczucia, to byłaby to łąka pełna kwiatów

pochylonych pędzlem wiatru, złocista promieniami słońca, mieniąca się perlistą barwą
motylich skrzydeł. Chmury tylko gdzieniegdzie, dla uzupełnienia kolorytu, białymi
owieczkami jaśniałyby na szafirowym niebie. Zgłodniałe kolibry wisiałyby u kielichów, a
powietrze pachniałoby świeżością tęczowych myśli.

Czyżby to było zakochanie?

30

background image

Melodiał – kwiat rozpragniony

A cóż to za melodiał zanucił się i zakwitł
smyczkieniem drżącym w strunach wirtuozerię spachniał
obudził usłyszenie
rozjaśnił się w policzkach
w warkocze wietrzne włosy zapamiętale zaplótł?

W dniu nowym słońcobraniem zapełnił go poranek
rozbarwił płatki śmiechne i oczom blask złaskawił
i oddech w nim stokrotnił
rozgłębił się w piersieniach
postawił je na rozkaz
dotykiem zmyślnym strawił

aż wbiły się w materiał stwardniałe z ochot skutki
przekłuły się jak w mrozie raz wyszłe przebiśniegi
czekając ocieplenia zwargniałych dłoni miękkich
przedrozkosz dały piękną
co dzień powszedni zbawi.

Jabłko z lasu

„Szum strumienia, śpiew ptaków. Jak pięknie. Dużo drzew.
Każ mi oprzeć się o jedno z nich i kochaj mnie
mocno, szybko, zanim ktoś nadejdzie i zobaczy tę rozkosz.”

Rosną drzewa jak trawa,
że policzyć nie ma nikt ochoty.
Na jedno z nich oprzyj Pani dłonie
i nie odwracaj głowy
lecz poczuj TO
i myśl tylko o TYM...

Paproci zapach zdąży między uda wcześniej,
nim go wypłoszy moje pożądanie.
- Mocno i szybko – rzekniesz – mocno, bierz mnie!
Jako dojrzałe jabłko czekam na zerwanie!

I zrobię TO, oderwę ciebie z drzewa,
moją się staniesz – sokiem ciekła Pani.
Gryziona chęcią,
krzykiem będziesz tryskać,
gdy ma zachłanność ciało drżące zbawi.

31

background image

Ubrany w nią

Ubierasz mnie w kobiecą nagość,
Już mi jest ciepło i przytulnie.
Koszulę z białych piersi
zapinasz guzikami pocałunków.

Nagi nie jestem.
Przystrojony jak z żurnala mody,
oddycham tobą w twych oddechów swetrze.

Jak młody bóg w teatrze urody,
delikatnie swe ubranie pieszczę.

Dżinsy ze spojrzeń i jeszcze
skórzany pasek spinający dreszcze.

Och Wiosna

Nie umiem – n i e m y ś l e ć
o śmiechniętej Wiośnie...

Wciąż się z głębin gruntu młodym pędem wzbija.
Jak sarna truchli w knieję, zielenią słońce spija.

Nie umiem – n i e m a r z y ć
o jej pieśnej woni, jak smykiem płodności
strun melodie smuci, że żółcią przeminie,
by – w rok cały wrócić.

Nie umiem zapomnieć
o jej wzrocznych liściach
rosą otulonych – tęsknoty porankiem.

Nie umiem i nie chcę,
bo – z żywotu chęci,
wzbrany w ust jej strumień
spływam w niej – kochankiem.

32

background image

Kochliwa pora roku

Jakaż to w tobie anielskość mnie przyzywa,
że opamiętania już nie jestem godny?
Głos odrywa się i w oddech przyspieszony
ku twej myśli się zaleca,
w uścisk bierze ją łagodny jako młodą żonę

Mruczę, wzdycham kołysankę...

Zasypiają dni płochliwe i już nie ma w tobie wstydu,
tylko oczu mych igliwie drażni odsłonięte piersi
zostawione na patrzenie...

Bierzesz mnie i w usta czerpiesz...
Zmysły jęczą rozcierpieniem i wpijają się bezbronne
w toń żarliwej kobiecości...

Jeszcze żadna wiosna płodna – tak – nie dała mi miłości.

[Z pamiętnika]
niedziela, 9 września 2001
godz. 23:06

Moja skóra staje się coraz cieńsza, wyczula się na słowa, szepty, zaborcze spojrzenia i

całą naturę kobiecości, jaką mają w sobie natchnienia, które znam.

Mmm... Lubię mruczeć, w kobiecy zapach tulić się bezwiednie, niech śpi ze mną,

budzi się... Niech tańczy deszczową nocą w ciepłych i słodkich kałużach, a czas zamienia w
pyszne owoce, którymi zajadać można się bez końca.

Mój umysł zachowuje się tak, jakby położony na rozgrzanej płycie pieca – parował,

drgał poruszony temperaturą myśli. Nieustannie marzę i daje mi to poczucie własnego
miejsca na świecie, choć sam go nie znam i chyba nigdy nie poznam.

Być gdzieś, to być wszędzie tam... A być tutaj, to być blisko siebie.
Niedługo zacznę rozmawiać ze palcami, one więcej mówią i piękniej niż ja sam. Oczy

kontrolują, patrzą... Skóra kochanki również jest coraz cieńsza. Odczuwa moje pragnienia,
jako nieprzyzwoity dotyk, którego siła daje orgazm. Zdobywam polany pełne kwiatów, sadzę
w nich nowe, piękniejsze jeszcze, i każdy kto zobaczy mój ogród powie:

Ten facet nie wie, co to sztuka, ale zna prostotę rzemiosła, dlatego ma tak pachnący i

barwny kwiatostan.

33

background image

Usłana różami

Przelubienico moja,
z grona różanego bukiet chłonny układam,
pośród płatków – niewolności szukam, gdzie niespokojny duch
łodygą męskości ku woni – się spragnionej
stumaniony skrada.

Ty, kobiecnotą zwonniona lubieczną
na czas wszeteczny roznagniona czarem
jak płoniec – czerwień schodzącego złońca
skarbiem zadajesz moje pożądanie.

Pieścierń ci nakładam,
przejęzycząc biegle słabość płci zwilgniałą,
usłaną wargami, słowami zgryzioną,
niespokojnym lejcem do bólu zróżaną.

Opuść wstydność powiek
i na moje ramię z pętów rozchwaszczonych
złóż swą wierność – daną.
Niech omdleje na mnie
w rosie ciepłych dechów,
w niekłamaną rozgąszcz odda swą nieśmiałość.

Orkiestra głosów

Piszę na pięciolinii włosów...
Kluczem wiolinowych pocałunków
otwieram bramy twego głosu,
by się rozmelodiał między pauzami oddechu.

Jestem z tobą...

Teraz wybrzmiewasz...
Wdźwięki wyginasz jak tancerka
przechylona przez ramię grzechu.
I śpiewa z ciebie, pod moją batutą,
chór jęków,
okrzyków gra orkiestra śmiała.

Tak jeszcze
nie brzmiałaś w ramionach mężczyzny.
Tak jeszcze
nie kochałaś...

34

background image

Pieśń jednej nocy

... By tylko słowo jedno w usta dać
brzmiące kształtem wyprężonego ciała
by razem trwać na jedną tylko noc
tak chciałem ja
- i ja tak chciałam...

pamiętność palców w sobie długo mieć
aż zaciśnięte wargą ud zachłannych
wykrzyczą w ciemność zespolenia
pieśń zamilkłą słońcem
rankiem przedporannym

na jedną z nocy tylko z sobą być
tak chciałem ja
- i ja tak chciałam
nawzajem lawę swej rozkoszy pić
aż spłonie chęć
co miałem ją
- i ja ją miałam.

Kołysanka gór

Zamilkłaś i spokorniałaś.
To przez ten erotyk – halnym zwiany z gór,
co cię w świerczne lasy wiglił igłą słów,
co rozdrżały oddech ustom krzyknym kradł.

I nastała cisza...

Ramion chmurny kształt
stulił niewinności młodej bladą kiść
i zechciałaś ze mnie – w siebie nektar pić.

Zachłanności puchar zmoczył karmin ust,
przechylony zlewał płodne, męskie soki.
Aż się echem niosły w brody górskich kóz
rozciekłe wyznania zebrane w potoki.

Włosy się zaplotły w jeżyn leśnych gąszcz,
zaszumiały w gęstwie wietrznej kołysanki,
aż uległaś pieśni, co ją dumny chrząszcz
przyniósł do twych uszu i serca kochanki.

35

background image

Lisiczka

Jak dobrze mieć takie listy...
kiedy ty zziębnięta piszesz o mych dłoniach
piersi kulisz do siebie zawierasz w jedno uda
przegrzewasz się oddechem
i w norce z kołdry jak lisiczka ruda okrywasz
nagie zmysły kitą rozpuszystą
jak dobrze w tobie budzić lasu szelest
rozgrzmotniałą burzę
leśnej runy wilgłość.

W skryciu mokrych liści – złotnych spadłych z drzewa
w zagęszczeniu kniei kuli się lisiczka
rozgrzewa łoże wolne dla kochanka
snem się upaja liżąc kroplość z pyszczka.

Na niedźwiedziej skórze

Po niedźwiedzim futrze sunie stopy zamyślona,
okryta bielizną skąpą tuli się do włochatego łoża,
a wokół czerwieni się wino,
kominkowa zorza polarna i gwiazdy świec.

Smukłe ciało pręży jak kozica gotując się do skoku.
Przymyka oczy, by lepiej słyszeć ryk ległej pod nią dziczy...
Włos rdzawy przepełnia wonią kobiecych soków
jakże namiętnych, jakże upojnych.
I tylko
czeka, aż – ON... usłyszy jej wołanie.

Na NIEGO się cierpliwi...

Naciera skórę zapachem alkoholu,
płomieniem świec ujędrnia piersi, zniżając żar płochliwy
ku ciekawości łona, gdzie zębów ślad zostawi
żarliwy ten kochanek.

Tam ją zapełni ciepłem z kominka zabranym,
światłem wylanym z kipiącego wosku,
tam cząstkę siebie w ciele jej zostawi...
drobinę na policzkach,
kropelkę na każdym z włosków
zmoczonych śliną zgłodniałego zwierza.
I dopiero wtedy ona zaśnie...

36

background image

Wonne pieścidłonie

Wąchasz, a nosek się rozkręca jak ślimaczany pierścień.
Zapach włosów – w loki się układa,
skóra paruje, skrapla się na wargach ostudzonych niespełnieniem.

Pochłaniasz...
Wciągasz żywe kultury miłosnych bakterii.
Pożywione roznamiętnionym pokarmem oddanego ciała
tysiąckrotnieją w nim.

Oddychasz...
Rozdymasz wnętrze duszy, by niczym balon unieść się w bezchmurzu.
Przepełniasz neonową myślą puchowe komórki wyobraźni.
Potęgujesz doznania, ich rytmem odwracasz klepsydry dotyków.

Kochasz...
Sycisz się namiastką obcowania,
ściskasz gwiazdy w jedno wielkie światło.
Głębiną źrenic wysysasz każdy promień, aż opar miłosnej woni
przemoczy Cię błogością.

W zapachu czerwieni

Wbiłem zapatrzenia – w czerwień się wżerały
aż oczy drżały...
Chciałem pochłonąć – barwy tajemnicę
przepełnić ją sobą – sobą zalać całym
nim woń koloru przeminie.

Jak nagi anioł
klęcząc na purpurze
ukłucia kolan łagodziłem łzami.
I zaistniałem – poczułem że żyję
i czerwiłości dałem się omamić.

Rozgrzane węgle płomienności strawą
żarliły w rozbłysk blade podniecenie
w patrzeniu błądził przekomarzny ognik
na licu wstydny kulił się rumieniec.

37

background image

* * *

Urzekasz mnie słowem tajemnym
wyspowiadasz namiętność niespożytą
podajesz mi go z ust bym
umiał wyssać jego smak wymowny
by mnie upajał jako kwiecia zkwitłość przy łożu
zaślubionych kochanków.

całujesz wietrzem skrzydlujących powiek
na krótką chwilkę dając patrzeć w oczy
a w nich drzemią demony – demony miłości
i myślą
i tęsknią
lecz ja nie wiem o czym...

masz w dłoni skryte płatki róż ksamitne
soczyste w pełni – pełnią poświęcone

może obsypiesz nimi nagłość białą
kiedy procesją pieszczot ją wymodlę?

Owocowa smakiść

Pysznie malinowa, słodzieniem ubrana
lepi się do prześcieradła – Ona...

Ściskam mocniej jeszcze, aż wytryśnie sama
krzykiem owoc-głośnym na moje kolana.

Wylizuję czule wszelkiej kropli błyskot, rozmieniony
w tęczość z purpury po fiolet.
Smaczkiem cnót zsypana, lukrem otoczona
daje się smakować na mięciuchnym stole.

Mmm (...)

Zebrać w siebie tyle, ile się uniesie: w dłoniach, co zbierają,
w ustach, co pomieszczą.

Owocowa smakiść edeńskiego sadu,
dojrzała dla oczu – słodyczana pieszczość.

38

background image

* * *

Chcę kobiety...
Niechaj mi obdarza wymowne spojrzenia,
ubarwieniem przemocnym krzyczy,
że spieszczenia domaga się w ogromie.

Niech będzie studnią głęboką, bezdenną,
kochanką bezimienną i świętą nim zgrzeszy.

Niech przed całunkiem modlitwą się zbalsami,
potem Bogu zamknie oczy
i nagą swą winność i niewinność
poda w darze napastnym źrenicom.

Niech będzie dziewicą albo niedziewicą,
niech tylko będzie...
z przepaści – w siebie zleje lawę żądzy,
bym tylko w niej był,
sok przeowocny niepomiernie sączył.

Dzięki, panie Szopenie

Zakazałem wyraźniaście paluszkom moim
fortepiankowo-wirtuozyjnym,
by w czasie grywalności naszej koedukacyjnej
na czarniawym, trzynogim instrumencie,
nie wędrowali po okolicach ud piękniaśnej kompanki,
a jedynie po czarno-białkowych drewienkach.

Lecz na cóż me rozkazowywanie się zaprzydaje, jeśli
miast o nutkach wznioślastych dumać,
łapki, jakby słuchać nie chciały,
i polonezy, i mazurki
na rozguziczkowanej sukience grały.

Uszy zaś miast zachwytem się pieścić skocznych melodyi,
oddechownościami przeciągłymi nieustannie się upajały
i jako słoniowe zawachlarzowania – sercowe kowalenie
bez miary słuchać chciały, jakoby na rytmu poduczenie.

Ach, dzięki Ci Fryderyku,
za twoje przecudne szopenie, za te oberki,
i za... kochanki mej omdlenie.

Zaprawdę, jesteś wielki.

39

background image

[Z pamiętnika]
czwartek, 28 czerwca 2001
godz. 10:01

Marzę o wyjeździe do Paryża. Nie na kilka dni, ale by zamieszkać tam dłużej. Wydaje

się, że w tym mieście wszystko sprzyja natchnieniu, wystarczy tam być...

Wyjechać do Paryża

Wyjechać do Paryża, spać pod jego niebem,
powietrze wdychać jego, artyzmu krople senne.
Zawrotu głowy doznać na widok smukłej stali,
paryskim chlebem karmić łabędzie znad Sekwany.

A ponad wszelką miarę, nauczyć się kochania
wedle francuskiej mody...
To mnie najbardziej do Paryża skłania...
I jeszcze
parku Buttes Chaumont ogrody.

poniedziałek, 9 lipca 2001
godz. 23:21

Gdybym był malarzem, malowałbym akty ukazujące wnętrze – niewinne i grzeszne. I

doprawdy nie wiem, czy odnalazłbym różnice między jednym, a drugim. Jeśli rajska Ewa
byłaby drzewem, grzech w postaci węża, a niewinność oplatającą lianą, pewno nie wiedzieć,
które z wijących się przeciwności, byłyby łatwiejsze do rozpoznania. Bo w kobiecie – i
grzech, i niewinność mają swoje miejsce. Nie wiem, które kocham bardziej. Pewno
niewinność, ale cóż byłby z niej za pożytek, gdyby nie skłonność do grzechu? A im więcej
sprzeczności, i im większa walka między tymi żywiołami, tym kobieta bardziej jest „do
zakochania”.

Po mimo całej szarości otaczającego świata, staję u rajskich ogrodów, gdzie tylko dłoń

wystarczy wyciągnąć, gdzie tylko ponieść trzeba się pragnieniom, a wszystko, co piękne
dzieje się. Wargi przepełnia nektar, oczy promienieją światłem radości. Czyż to nie piękny
krajobraz?

Żeby dostrzec to wszystko nie muszę wyjeżdżać w długie podróże, zwiedzać egipskie

piramidy, nie potrzebuję drogich hoteli, wystawnych kolacji. Wystarczy, że na chwilę odłączę
się od świata, chwycę dłoń kochanki i pociągnę ją na skraj lasu... Nie zapytam, a tylko spojrzę
w jej oczy i pocałuję...

40

background image

Z życia lasu

Zajączkowe uszy nad stokrotki polne uniesione
jako peryskopy szepty chwytające
poznawały głos mój – ton lubieżnych wyznań
zaścielony miłej na kochania łące.

Gniotłem żywe trawy leżąc w jej uścisku
na – koników polnych domku się kochając
aż zapału jękiem jak pioruna grzmotem
porażony został leśny słuchacz – zając.

W igły smukłych świerków nastroszone wiatrem
wbiło krzyk spełnienie – echo tego ranka.

Jeszcze las nie słyszał kobiecej rozkoszy
Jeszcze las nie widział takiego kochanka.

Serca złodziej

Na warkoczu komety zawisnę zaczepiony
i będę dyndał sobie na jej włosach...
Zmienię kierunek jej lotu,
aż do twoich okien zajrzę w noc przyjemną
i zsunę się po rynnie zręcznością równą kotu.

Potem u drzwi stanę i w dzwonek zepsuty
wcisnę całe pożądanie.
Nie będziesz na mnie czekać s t ę s k n i o n a –
me kochanie.

Usłyszysz drżeniem murów jak u drzwi się złoszczę
i ptakom kochankom – latania zazdroszczę,
bo nie umiem latać.

A tak chciałbym, byś mnie ujrzała za żaluzji poziomem,
więc się rwę po piorunochronie na upatrzone piętro,
podważam niedostępność zakochania łomem
i padam u twych stóp.

Nie krzyczysz, że włamywacz, że ktoś ci w ciało wchodzi,
że nocą chce cię porwać kochanek – serca złodziej.

41

background image

Iskierka

Iskierką bądź
na suche trawy padaj mi
pożar wznieć
żarem języków roztańczonych pieść
i zapatrzeniem moim rządź
bym chciał cię mieć

płomieniem uczuć duszę darz
w dymie dotyków ukryj mnie
i tylko ocal moją białą twarz
bym pocałunkiem schłodził usta twe

Ja
kochanek z ochotniczej straży pożarnej.

Motylaszkowy erekcjonalizm

Wylądował maluszki motylaszek
na gałązeczce zwiśniętej, co to w obrębie bieliźnianym
zawsze się chowała.
Zawachlował zwiewniaście skrzydełkami
i sprawił, że cudowność się stała
jakowej ściekawione oczy dawno już nie wyspozierały.
Otóż gałązek się uniósł... mało tego, nawet prawdziwie był niemały,
że go źrenicość lubieżnie zakręcona zrazu dostrzegłością ubrała.

- Och, motylaszku na ptaszku!...
Jakowyż ciebie, wspaniały wietrznościowy wicherek powiał z oddali,
żeś ty rozbudził uspałość z dawna nieruszaną myślami?

Motylaszek tylko zawachlował piękniaście
i nim nacieszenie sprośne doznało kulminacyjnej ekstazyi,
odfrunął z gracjową swą pogodnością,
co nieubłagalniaście sprawiło,
że gałązek podbieliźniany zaprzyjął sobie
pozę zwiędniętego kwiatuszka.

A już przez chwilasię malunią – na miłość
była zapędliwość i już rozpędzić miała się do łóżka,
gdzie spała piękność...

42

background image

Krowa w kropki

Na dwa garnuszki leję śmietaneszkowe ciało,
dla kochanki i kochaneczki.
A może i jeszcze w trzeci?
Dla głodnej Miauczusi,
co z wylizanej miseczki już tylko głód połyka w siebie?

Namiętność moja
jest jak krowa mleczna wciąż niewydojona.
Starczy się przyssać, wargami objąć napęczniałosłowe wymiona
i nago lub tylko w fartoluszku
paść w uczuć ramiona i z przejedzenia skonać.
A wszystko na pastwisku lub prosto – na łóżku.

-Muuu!... – Co dzień na dojalność czeka czarna krowa.
Te bordowe kropki na niej – wiersz ten wymalował.

Łóżko na ścianie

- Łóżko na ścianie?
Chyba żartujesz słodkie me Kochanie?...
Znając działanie siły grawitacji
spadniemy na podłogę z racji przyciągania...

Łóżko na ścianie? – Nie,
to nie jest miejsce do kochania!

- Ależ jesteś uparta!
Dobrze, niech tak się stanie!
Na ścianę kładę dzisiejsze posłanie.

Poduszkę na klamerkach,
na kleju prześcieradło,
tak, by nie spadło.
I ciebie kładę...

Ty mówisz, że wygodnie...
A dłonie niepozornie zdejmują ze mnie spodnie
i już jesteśmy razem.

A łóżko drży na ścianie...
Aż sąsiad się przebudził i zbadał uchem dźwięki.

- Miałaś rację Kochanie,
było cudownie!
Jutro sprawdzimy sufit,
czy też może być miękki.

43

background image

[Z pamiętnika]
poniedziałek, 16 lipca 2001
godz. 00:13

Chwilami zasypiam, a usta moje kwitną... Jestem bzem, czereśnią, wiśnią i truskawką.

Cały jestem owocowy, cały czerwienieję, pachnę, smakuję... Na drzewie, gdzie wiszę, obok
liścia, gdzie śnię, wiatr kołysze westchnienia i więcej ich we mnie, niż purpurowych promieni
słońca, co zachodzi.

Uśmiecham się... Jestem wyrazem ułożonych radośnie ust, jestem rybą w wodzie,

kretem w ziemi, jeżem między liśćmi w parku... Jest mi dobrze... Doceniam to i błogosławię
świat za te podarunki... Jestem szczęśliwy, choć wiem, że są tacy ludzie, którzy chcą się
zabić... Odbierają sobie życie, resztki nadziei, skrawki zdrowego rozsądku, krople życiodajnej
wody. Nie mają sił. Jak w pajęczynie wiją się i okręcają... A przecież świat trzeba pokochać
takim jaki jest – szarym, bolesnym, wspaniałym, lubieżnym, zmyślonym, romantycznym,
chorym... – Oto cała filozofia życia.

I zasnąć w tym cieple...

44


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Cieplolecznictwo
Ciepło i zimno
FB Cieplo
Prezentacja Ciepło I
Ciepło, cieplej, gorąco wprowadzenie do zagadnień zmian klimatu
cieplownictwo 5
Kanapka na ciepło z tuńczykiem i boczkiem
2.12 molowe ciepło właściwe, materiały, Fizyka
Ciepło topnienia - Metoda różniczki zupełnej, Sprawozdania
FIZYKOTERAPIA cieplolecznictwo
Ciepło KIAPS
Ciepło parowania
Ciepło i przemiany energii
PN B 02025 2001 Obliczanie sezonowego zapotrzebowania na ciepło do ogrzewania budynków mieszkalnych
cw5 cieplo rozp 2

więcej podobnych podstron