Magazyn Sztuki: POSTmodernCYBERpunk/Donna Haraway, "Manifest Cyborga"
NR 17/98:
CYBERPUNK
donna haraway: manifest cyborga [fragment]
+ wstęp ewy franus
Wstęp
Ewa Franus
"Manifest Cyborga" Donny Haraway może się dziś wydać trywialny i
oklepany. Co krok słychać tu echo czegoś, co już wielokrotnie obiło się
nam o uszy, jest aż zanadto dobrze znane i za często powtarzane. Ale
losy zjawisk są paradoksalne: echo potrafi czasem wyprzedzić wołanie.
Przypomnijmy: tekst opublikowano po raz pierwszy w połowie lat 80., w
czasach, gdy wiedziliśmy już dobrze, że oprócz organicznych tkanek
składamy się z cliche, dyskursów, tekstów i obrazów, ale jeszcze nie
bardzo świadomi byliśmy tego, jak głęboko maszyny wtargnęły nie tylko
w nasze życie, ale i w nas samych. Postmodernizm jeszcze nie przybrał
posthumanistycznego grymasu, a w każdym razie nie ten jego aspekt
najbardziej wszystkich zastanawiał, jak dzieje się to dzisiaj. Nawet jeżeli
czasem uderzała kogoś siła zacieśniającej się więzi z technologią,
wzbudzało to tylko obojętność, choć może też niechęć, może lęk. Tekst
Haraway należy do klasyki. Jego wartość nie polega tylko na tym, że
uświadomił po raz kolejny w XX wieku znaczenie technologii, lecz na tym,
że u jego schyłku jako jeden z pierwszych, wskazał na rozmiary obecności
Magazyn Sztuki: POSTmodernCYBERpunk/Donna Haraway, "Manifest Cyborga"
w naszym życiu czegoś, co wydawało się bezpiecznie spoczywać na
kartkach science fiction. "Oryginalność Haraway tkwi w tym [...], że
zdołała stworzyć utopię, wchodząc w sam środek dystopii....". Jej cyborg -
optymistyczna wizja racjonalości - wyłania się z gąszcza instrumentalnego
racjopostępu, rosnącego szaleństwa technologii.
W czasach, gdzie wszystkie granice zdają się rozpływać, rozmazuje się
możliwość dychotomicznych wyborów. Przed technologią nie możemy ani
uciec, ani wpaść w bezkrytyczną euforię, raczej -jak sugeruje Haraway - z
optymizmem, radością i kreatywnością trzeba Meduzie spojrzeć w twarz i
wymyślić jakieś całkowicie nowe sposoby współżycia z monstrum, którym
staliśmy się my sami. "Manifest Cyborga -powiedziała Haraway - to w
pewnym sensie dowcip, ale całkiem serio opowiedziany".
Z długiego eseju wybraliśmy jedynie niewielki fragment. Pozostałe części
tekstu mają trochę inny charakter, są mniej szalone. Autorka sięga po
konwencję socjologicznej analizy, szkicując informatyczną wersję
foucaultowskiej wizji rozproszonej, organizującej się w niehierarchiczne
wzorce dominacji. Proces przeobrażeń dotknął, jej zdaniem, wszystkie
przejawy i zakresy władzy, a w tym także domenę płci, która u feministek
ciągle zachowuje swoje bipolarne, hierarchiczne i naturalistyczne kształty.
Sporo uwagi poświęca Haraway w tym tekście dyskusji z feministycznymi
dogmatami i fobiami (technologia jako wynalazek mężczyzn, dążących
przy jej pomocy do przejęcia kobiecych zdolności rozrodczych). Nic
dziwnego, że "Manifest" stal się w latach 90. dla feminizmu jednym z
najważniejszych i najbardziej inspirujących tekstów. Donna Haraway jest
biologiem i historykiem nauki, pracuje na uniwersytecie w Santa Cruz,
gdzie prowadzi badania nad życiem małp.
Haraway Donna, Cyborgs Manifestu, Socialist Review, 1985, t. 80, 65-
108. Reprint; Routledge, New York 1991.
Manifest Cyborga
Donna Haraway
Nauka, technologia i lewicowy feminizm w końcu dwudziestego wieku
czyli ironiczne marzenia o porozumieniu kobiet z mikroprocesorów
(...)
Cyborg to cybernetyczny organizm, hybryda powstająca ze skrzyżowania
maszyny i organizmu. To postać fikcyjna, a jednocześnie wytwór
społecznej rzeczywistości. Na rzeczywistość tę składają się realnie
istniejące w życiu związki, nasza najważniejsza konstrukcja polityczna,
fikcja, która potrafi wstrząsnąć światem. Międzynarodowy ruch
feministyczny stworzył pojęcie "kobiecego doświadczenia", z jednej strony
wydobywając na światło dzienne wszystko to, co pozwala połączyć
kobiety we wspólnotę, a z drugiej demaskując ukrytą za tym pojęciem
niesprawiedliwość i zniewolenie. Kobiece doświadczenie jest jednoczenie
faktem i fikcją na wskroś przesyconą politycznymi znaczeniami,
Wyzwolenie możliwe jest tylko wtedy, gdy uświadomimy sobie
(zrozumiemy imaginacyjnie), na czym polega zniewolenie i gdy zdołamy
wyobrazić sobie jakieś inne możliwości i wybory. Tkankę cyborga tworzy
fikcja i życiowe doświadczenie i to on modyfikuje wszystko, co zalicza się
w końcu dwudziestego wieku do sfery kobiecego doświadczenia. A jest to
walka na śmierć i życie, z tym że granica między science fiction a
społeczną rzeczywistością jest optyczną iluzją.
We współczesnej science fiction roi się od cyborgów - mieszańców
zwierząt z maszynami, które zaludniają dwuznacze światy, jednocześnie
naturalne i sztucznie sfabrykowane. Również wiele cyborgów spotykamy
we współczesnej medycynie, gdzie połączone pary organizmu i maszyny
traktowane jako zakodowane przyrządy, łączą intymne związki o sile nie
znanej w historii seksu. Płeć cyborga przywodzi na myśl cudowną
powtarzalność barokowych form paproci i bezkręgowców. (Czy nie jest to
wyśmienity, całkowicie naturalny środek zapobiegawczy przed
heteroseksizmem?) Sposób, w jaki cyborgi się powielają, nie ma wiele
wspólnego z rozmnażaniem się organizmów. Współczesne metody
produkcji wydają się spełnieniem
wyśnionego przez cyborgi marzenia
o kolonizacji pracy, przy której
koszmar tayloryzmu wydaje się być
słodką idyllą. Współczesna wojna to
orgia cyborgów. To zakodowany w
symbolu C3I (command-control-
communication-intelligence)
podpunkt w budżecie amerykańskiej
obrony, opiewający w 1984 roku na
84 biliony dolarów. Dla mnie
natomiast cyborg stanowi fikcję,
która uosabia społeczną i cielesną
rzeczywistość, lecz jednocześnie jest
on źródłem wyobraźni, z którego
można czerpać wiele niezwykle
inspirujących pomysłów i skojarzeń.
Biopolityka Michela Foucault była
tylko nieśmiałą zapowiedzią polityki
cyborga, obszaru szeroko otwartych
możliwości.
Nasze czasy, koniec XX wieku,
sprawiają wrażenie mitologicznej epoki: wszyscy jesteśmy chimerami,
steoretyzowanymi i sfabrykowanymi hybrydami, gdzie krzyżują się
maszyny z organizmami. Jesteśmy, innymi słowy - cyborgami.
A skoro cyborgi tworzą naszą ontologię, to stąd również musi wynikać
nasza polityka. Cyborg to silnie zagęszczony symbol, składający się w
równym stopniu z wyobrażeniowych fantazmatów i materialnej
rzeczywistości. Dwóch połączonych ze sobą osi, które pomagają
wyznaczyć struktury historycznej przemiany. W tradycji "zachodniej"
nauki i polityki - tradycji rasistowskiego, zdominowanego przez mężczyzn
kapitalizmu, tradycji postępu i przywłaszczenia natury jako środka
służącego do tworzenia kultury, tradycji reprodukcji własnego "ja" przez
jego lustrzane odbicie w Innym - relacje między organizmem a maszyną
określała wojna o linie podziału. Stawką tego przygranicznego konfliktu
były obszary produkcji, rozmnażania i wyobraźni.
Tekst mój mówi o przyjemności odczuwanej przy wiadomym znoszeniu
granic i o odpowiedzialności, którą bierzemy na siebie za ich
konstruowanie. Odwołując się do postmodernistycznego i
nienaturalistycznego stylu myślenia, chcę w ten sposób wzbogacić
dorobek lewicowego feminizmu. Esej ten należy odczytywać w świetle
tradycji utopijnej fantazji o świecie bez płci. Może brakuje w nim genesis -
początku - ale z pewnością jest to również świat bez apokalipsy, czyli
końca. Inkarnacji cyborga nie towarzyszy obietnica ocalenia od potępienia
wiecznego. Jego biografia nie przebiega zgodnie z edy-palnym
schematem, w którym utopia o oralnej symbiozie lub wizja postedypalnej
apokalipsy usiłuje zaleczyć głębokie rany płci. Jak stwierdza Zoe Sofoulis
w nie opublikowanym manuskrypcie o Jacqu-es Lacan, Melanie Klein i
kulturze broni nuklearnej - Lacklein, najstraszliwsze (ale też być może
najbardziej obiecujące) potwory uosabiają w świecie cyborga opowieści o
antyedypalnej narracji, której logika nie ma wiele wspólnego z
mechanizmem wyparcia. Aby przetrwać, musimy tę logikę zrozumieć.
Cyborg pochodzi ze świata postpłci, stąd nie zdradza skłonności
biseksualnych. Nie pociąga go preedypalna symbioza ani wolna od
alienacji praca. Nie ulega też innym pokusom, którymi czarują
najróżniejsze konfiguracje naturalnej pełni, wyłaniającej się z przejęcia
energii poszczególnych części przez wyższe całości. Historia cyborga jest
poniekąd pozbawiona początku (w zachodnim znaczeniu tego słowa), to
szczyt ironii, bo przecież cyborg to także przerażająco apokaliptyczny
telos nasilającej się w zachodniej kulturze potęgi abstrakcyjnego
indywiduum, to ostateczne wcielenie "ja" nareszcie wyzwolonego z
jakichkolwiek zależności, to człowiek swobodnie poruszający się w
przestrzeni. Historia o początku - historia pochodzenia - w
humanistycznym sensie powiązana jest z mitem o pierwotnej jedności,
pełni, błogostanie i przerażeniu. Mit ten reprezentuje falliczna matka, od
której wszystkie istoty ludzkie muszą się odłączyć, zgodnie z nakazem
rozwoju, tak w wymiarze indywidualnym, jak i historycznym. Te dwa
bliźniacze mity o potężnej żywotności znalazły najmocniejszy wyraz w
psychoanalizie i marksizmie. Hilary Klein pokazała, że zarówno
marksistowskie pojęcie pracy, jak i psychoanalityczne koncepcje rozwoju
indywiduum i dojrzewania płciowego opierają się na wizji pierwotnej
jedności, z której następnie wyłaniają się różnice werbowane do dramatu
wzrastającego panowania nad kobietą/naturą. Cyborg pomija ten etap
początkowej jedności, nie ma pojęcia, na czym polega identyfikacja z
naturą. W tym tkwi jego piracka obietnica i dzięki temu zdolny jest być
może do podważenia własnej teleologii, uosobionej w wojnach
gwiezdnych.
Cyborg z uporem i śmiałością poddaje się fragmentaryzacji, lubi ironię,
pozwala sobie na intymność i perwersję. Pociągają go sprzeczne
stanowiska oraz utopie, a poza tym nie grzeszy w jakimkolwiek sensie
naiwnością. Biegunowe przeciwstawienie życia prywatnego domenie
publicznej nie wyznacza jego wewnętrznej struktury, ponieważ definiuje
go technologiczne polis, oparte po części na rewolucji stosunków
społecznych w oikos - domu. Zmienia te dotychczasowe układy między
naturą a kulturą; bo przecież pierwsza nie może ciągle służyć drugiej jako
źródło przywłaszczanych i wcielanych dóbr. Relacje, gdzie całości
kształtują się z poszczególnych części, włączając w to polaryzację i
hierarchiczną dominację, są w świecie cyborga kwestią dyskusyjną i
dyskutowaną. Inaczej niż łudzący się nadziejami potwór Frankensteina,
cyborg nie oczekuje od ojca ratunku. Nie szuka drogi do raju, innymi
słowy nie pragnie, żeby ojciec sfabrykował dla niego heteroseksualną
towarzyszkę, aby w ten sposób dopełniony, mógł stać się częścią
zamkniętej całości, miasta i kosmosu. Nie marzy on o wspólnocie opartej
na modelu organicznej rodziny, nawet gdyby obyła się ona bez
edypalnego scenariusza. Cyborg nie rozpoznałby nawet Rajskich
Ogrodów. Nie jest ulepiony z gliny, dlatego nie może nawet marzyć o
tym, aby z powrotem obrócić się w prochy. Pewnie dlatego chciałabym
dowiedzieć się, czy cyborgi potrafią przeciwstawić się apokalipsie rozpadu
w nuklearny popiół, konsekwencję maniakalnego dążenia do znalezienia
Wroga. Czołobitny szacunek obcy jest cyborgom: nie pamiętają kosmosu,
nie są jego częścią. Wystrzegają się holizmu, ale pragną więzi - wydają
się posiadać naturalną skłonność do nawiązywania politycznych
przymierzy, na których czele nie stoi jednak partia przewodnia.
Zasadniczy kłopot z cyborgami polega na tym, że są one bezprawnymi
potomkami militaryzmu i patriarchalnego kapitalizmu, nie wspominając
nawet o państwowym socjalizmie. Ale bękarci nie są zazwyczaj wierni
swoim przodkom. Przecież ich ojcowie nigdy tak naprawdę się nie liczą.
W ostatniej części tekstu wrócę jeszcze do science fiction o cyborgach,
teraz chciałabym zająć się sprawą rozpadu trzech kluczowych granic,
dzięki którym mogła powstać moja polityczno-fantastyczna (polityczno-
naukowa) analiza. W końcu XX wieku zawaliła się w amerykańskiej nauce
granica oddzielająca człowieka od zwierzęcia. Ostatnie filary ludzkiej
unikatowości, takie jak język, stosowanie narzędzi, zachowania
społeczne, czynności umysłowe, zostały sprofanowane albo przynajmniej
zamienione w parki masowych niedzielnych rozrywek. Nie mamy
właściwie nic, co pozwoliłoby nam w przekonywający sposób ustalić
różnicę między człowiekiem a zwierzęciem. Dodatkowo, wielu ludzi nie
odczuwa wcale potrzeby takiego podziału. Wystarczająco dużo
feministycznych ugrupowań podkreśla, na przykład, rolę związku
człowieka z innymi żyjącymi istotami. Ruch praw zwierząt nie
reprezentuje bynajmniej irracjonalnego odrzucenia idei o unikalności
człowieka, lecz raczej dostrzega z przenikliwą ostrością linie biegnące w
poprzek zdyskredytowanego podziału między kulturą a naturą. Biologia i
teoria ewolucji zajmowały się przez dwa ostatnie stulecia konstruowaniem
współczesnych organizmów, traktując je jako przedmioty poznania.
Skutkiem było rozmycie się do ledwo dostrzegalnego śladu różnicy między
człowiekiem i zwierzęciem, śladu raz po raz rozrysowywanego od nowa w
ideologicznej walce lub profesjonalnej debacie nauk przyrodniczych ze
społecznymi. Jeśli popatrzymy w tym świetle na obowiązek nauczania w
dzisiejszych szkołach idei Stworzenia w duchu chrześcijańskim, to całą
sprawę należy uznać za formę molestowania dzieci.
Kierunek biologicznego determinizmu jest tylko jednym z wielu
ideologicznych stanowisk, przechodzących do porządku dziennego nad
sprawą ludzkiej zwierzęcości. Radykalne środowiska polityczne
skorzystają również z innych inspiracji, kwestionując przyjęte znaczenia
zanikającej granicy między rodzajami. Współczesny mit o cyborgu
powstaje dokładnie tam, gdzie rozmywa się linia dzieląca człowieka i
zwierzę. Zamiast wznosić mur odgradzający człowieka od innych żywych
istot, cyborgi zaświadczają o istnieniu niepokojącej i przyjemnej wizji.
Bestializm zasługuje w tym kontekście na zdecydowanie większą uwagę.
Druga nieszczelna granica rozciąga się między zwierzęco-ludzkim
organizmem a maszyną. Precyber-netyczne maszyny zawsze sprawiały
wrażenie opętanych przez duchy, tak jakby w maszynerii tkwiło jakieś
upiorne widmo. Spory między materializmem i idealizmem toczyły się w
oparciu o ten spirytu-alno-maszynistyczny dualizm. Rozwiązania
dostarczyła dopiero dialektyka, scheda po dualizmie. W zależności od
upodobań nazywana albo duchem, albo historią. Niemniej dawne
maszyny nie potrafiły się samodzielnie poruszać, nie umiały też same
siebie projektować - nie były autonomiczne. Nie mogły spełnić marzeń
człowieka, były drwiną z jego snów. Innymi słowy, maszyna nie była
człowiekiem, twórcą siebie samego, a tylko karykaturą maskulinistycznej
fantazji o kreacji. Uznanie jej za coś innego równało się paranoi. Dzisiaj
nie jest to już takie pewne. Maszyny z końca XX wieku sprawiły, że
różnica między naturalnym a sztucznym, umysłem a ciałem,
samorozwojem a konstrukcją stała się na wskroś dwuznaczna. To samo
dotyczy wielu innych rozróżnień, które zwykło się stosować wobec
organizmów i maszyn. Nasze maszyny są niepokojąco żywotne, a my
sami jesteśmy przerażająco bezwładni.
Koncepcje technologicznej determinacji stanowią jednakże tylko jeden z
wielu ideologicznych obszarów otwartych dzięki pojęciowej przemianie
maszyn i organizmów w zakodowane teksty, przy pomocy których
włączamy się w grę opisywania i interpretowania świata. Feministki o
marksistowskich i socjalistycznych koligacjach przeklinają
"tekstualizację", która w poststrukturalistycznej i postmodernistycznej
teorii zdaje się obejmować cały świat, leżąc u podstaw "gry" arbitralnej
interpretacji. To jej prawie utopijny brak zainteresowania rzeczywistą
niesprawiedliwością codziennego życia wzbudza feministyczne
wątpliwości. Czemu zresztą nie można odmówić racji. Postmodernistyczne
tendencje, tak jak mój mit o cyborgu, kwestionują niezliczone wcielenia
konfiguracji pojęcia naturalnej całości (na przykład: poemat, prymitywna
kultura, biologiczny organizm). Krótko mówiąc, stwierdzają, że pewność,
z jaką uznaje się coś za naturalne - jako źródło poznania i obietnica
niewinności - rozmyła się, a nawet bezpowrotnie przepadła. Utraciliśmy
transcendentalną autoryzację interpretacji, a wraz z nią ontologię leżącą u
podstaw "zachodniej" epistemologii. Alternatywą nie jest w tym wypadku
ani cynizm, ani utrata wiary. Jakaś forma abstrakcyjnej egzystencji
spotykana na przykład w rozprawach z kręgu technologicznego
determinizmu (zagłada "człowieka" przez "maszynę") lub w pełnych
spekulacji wywodach o zniszczeniu "skutecznej działalności politycznej"
przez tekst. Kto stanie się cyborgiem? To zasadnicze pytanie - odpowiedź
na nie jest kwestią przeżycia. Zarówno szympansy, jak sztuczne
przedmioty posiadają swoją politykę, dlaczego my cyborgi, nie
miałybyśmy jej stworzyć?
Trzeci rozpadający się podział jest wypadkową drugiego: granica między
fizycznym i niefizycznym straciła swoją precyzyjność. Popularne książki
dotyczące fizyki na temat teorii kwantowej i zasady nieokreśloności są
czymś w rodzaju naukowego odpowiednika romansów Harlequina, oznaki
daleko idących przemian w seksualności białych Amerykanów. Nie bardzo
rozumieją, o co chodzi, ale poruszają właściwy temat. Współczesne
maszyny to w istocie mikroelektroniczne układy - wszechobecne i
niewidzialne wzorce. Współczesna maszyneria wydaje się być bezczelnym
bożkiem lekceważąco szydzącym z wszechobecności i spirytualnej
sublimacji Ojca. Silikonowy mikroprocesor stanowi powierzchnię
przeznaczoną do pisania, którą graweruje się w molekularnej skali, czemu
przeszkadza tylko hałas atomów, roztrzygająca interferencja w
osiągnięciu nuklearnych sukcesów. Pismo, władza i technologia to starzy
wspólnicy w zachodnich historiach o pochodzeniu cywilizacji, jednak
miniaturyzacja zmienia nasze doznanie łączącego ich związku. W
minaturyzacji chodzi o władzę. Małe jest nie tyle bardzo piękne co
wyjątkowo groźne (szczególnie w wypadku cruise missile). Porównaj na
przykład aparaty telewizyjne z lat 50. czy kamery z lat 70. z
reklamowanymi teraz kamerami wideo wielkości ludzkiej głowy i taśmami
do nagrywania jak przegub dłoni. Nasze najlepsze maszyny powstały z
promieni słońca. Wydają się doskonale czyste i lekkie, bo nie są niczym
innym, jak sygnałami elektromagnetycznych fal, częścią świetlnego
spektrum. Maszyny te można swobodnie przenosić, są one innymi słowy
ruchome, (powód potwornego fizycznego bólu wykonujących je
robotników w Detroit i Singapurze). Zbudowani z materii, nieprzezroczyści
ludzie nigdy nie osiągną tak płynnej szybkości. Cyborgi to eter i
kwintesencja.
Ale wszechobecność i niewidzialność cyborgów jest także przyczyną
przerażającej śmiertelności maszyn z blasku słonecznego świata. Ciężko
je dostrzec zarówno w sensie fizycznym, jak i politycznym. Są kwestią
wiadomości lub jej symulacji. To strumień znaczących - pustych znaków -
przemieszczanych w bylejakich ciężarówkach po całej Europie.
Czarodziejskie sztuczki, pozwalające pozbawionej domu kobiecie z
Greenham przejrzeć pajęczą sieć władzy cyborga, potrafił strumień ten
skuteczniej zablokować niż wysiłek działaczy starej, maskulinistycznej
polityki, którzy muszą gwarantować miejsca pracy w wojsku, aby
zapewnić sobie zaplecze wyborcze. Okazuje się, że "najtwardsza" z nauk
działa w domenie największego przygranicznego zamieszania, dziedzinie
czystej liczby, czystego ducha. C31, kryptografia i jej zadania polega na
utrzymaniu w tajemnicy straszliwych sekretów. Nowe maszyny są czyste i
jasne. Ich inżynierowie to wyznawcy soca, zwiastujący nową naukową
rewolucję, wyłaniającą się z nocnego snu postindustrialnego
społeczeństwa. Choroby, które wywołują tak sterylne przyrządy, nie są
niczym więcej jak tylko niewielką zmianą w kodzie antygenu systemu
immunologicznego, "niczym więcej niż" doznanie stresu. Zwinne palce
"orientalnej" kobiety, stara fascynacja domkami dla lalek u wiktoriańskich
dziewczynek, wdrażana kobietom wyczulona uwaga na najmniejsze
szczegóły nabiera w tym świecie nowych wymiarów. Może żyje gdzieś
cyborg, Alicja, która potrafi znaleźć do nich drogę. Jak na ironię, może to
właśnie układy konstruowane przez nienaturalnie małe kobiety-cyborgi,
wykonujące mikroprocesory w Azji i wirujące tancerki z więzienia w Santa
Rita, wytyczą i pokierują skutecznymi strategiami opozycji.
Mój mit o cyborgu mówi o przekraczaniu granic, o dokonywaniu
potężnych fuzji i związanych z tym niebezpieczeństwach, o tym, co
radykalne środowiska powinny lepiej poznać i następnie uznać za
konieczny składnik ich politycznej działalności. W moich rozważaniach
wychodzę przede wszystkim z założenia, że większość amerykańskiej
lewicy, a w tym feministek, ciągle rozprawia o postępującym pogłębianiu
się starego dualizmu umysłu i ciała, zwierzęcia i maszyny, idealizmu i
materializmu w życiu społecznym, w symbolicznych formach i fizycznych
artefaktach będących przejawem "rozwiniętej technologii" i współczesnej
nauki. Od czasu Człowieka jednowymiarowego (Marcuse, 1964) i Śmierci
Natury (Merchant, 1980) narzędzia analityczne wypracowywane w
radykalnych środowiskach, opierały się na postulacie konieczności
opanowania techniki, a w celu wzmocnienia naszej woli oporu
przywoływały fantazmat naturalnego ciała. Poza tym zakładam również,
że konieczność zebrania się nigdy dotąd nie była aż tak nagląca, aby
stawić opór nasilającemu się w oszałamiającym tempie na całym świecie
wzrostowi władzy. Przy czym nieco perwersyjne przesunięcie perspektywy
widzenia mogłoby, moim zdaniem, stworzyć lepsze szanse na
zakwestionowanie obowiązujących aktualnie norm, a także ułatwić walkę
o inne formy władzy i przyjemności w społeczeństwach, gdzie technologia
określa życie. Patrząc z jednej strony na świat cyborga widzimy, że chodzi
tu o definitywne narzucenie siatki kontroli na całej planecie, o ostateczne
urzeczywistnienie procesu abstrahowania w apokalipsie wojen gwiezdnych
(przygotowywanych, rzecz oczywista, w imię pokoju), o zawładnięcie
ciałem kobiety w ma-skulinistycznej orgii wojennej. Podczas przyglądania
się temu światu z drugiej strony okazuje się, że jest to społeczna i
cielesna rzeczywistość dzisiejszego życia, gdzie ludzie nie boją się swoich
związków (kinship) ze zwierzętami i maszynami, nie lękają się
nieustannej niepewności granic tożsamości oraz sprzeczności postaw.
Sztuka politycznej walki polega na zdolności spoglądania z obydwu
perspektyw naraz, ponieważ każda z nich może ujawnić nieznane formy
władzy oraz nowe opcje wolności, niewyobrażalne z innych punktów
widzenia. Pojedyncze widzenie wytwarza gorsze złudzenia niż widzenie
podwójne lub wielogłowe monstrum. Cyborg to monstrum i pozbawiony
praw ojcowskich bękart; ale czy w dzisiejszej sytuacji politycznej możemy
robić sobie nadzieje na bardziej skuteczne mity pobudzające z jednej
strony wyobraźnię, a z drugiej - wolę kontestacji. Lubię czasem
wyobrażać sobie coś w rodzaju klubów cyborgów. Na przykład mogłyby
one podjąć próbę zreformowania laboratoriów, wymiotując nieustannie
narzędziami technologicznej apokalipsy, dążąc w ten sposób prostą drogą
do jej urzeczywistnienia, a także mogłyby zająć się wypracowaniem
politycznych form, które naprawdę byłyby zdolne do zebrania w jedną
gromadę tak różnych kreatur jak wiedźmy, inżynierowie, starcy, perwerci,
chrześcijanie, matki i leniniści - zebrania na tak długo, aby można było
unieszkodliwić i rozbroić państwo. Mój ulubiony klub nazwałam Fission
Impossible. (Przynależność do niego to kwestia związku z wyboru a nie
pokrewieństwa krwi, pełnej chciwości siły przyciągania jednej chemicznej
grupy nuklearnej przez drugą).
Tłumaczenie: Ewa Franus