Oszukać śmierć
fot. Shutterstock
Już ponad 200 osób zamrożonych w ciekłym azocie czeka na chwilę, kiedy nauka zdoła je ożywić. Oszukać śmierć
planują tysiące kolejnych ludzi i są gotowi słono za to zapłacić.
Zamrożenie jest w zasadzie nieścisłym terminem. Krioprezerwacja człowieka, bo tak fachowo nazywa się ten proces,
polega na powolnym schłodzeniu ciała w ciekłym azocie do temperatury -196 stopni Celsjusza. Później "pacjenci" są
umieszczani w specjalnych zbiornikach i czekają. Od końca lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku zabezpieczono w
ten sposób ciała ponad 200 osób. To ludzie, którzy za życia zdecydowali, że po śmierci chcą być przechowywani do
chwili, w której przyczyny ich śmierci będą mogły zostać usunięte, a oni sami - ożywieni. Koszty krioprezerwacji
wahają się w zależności od instytucji i sposobu wykonania "zabiegu": od 10 tys. dolarów za zabezpieczenie samego
mózgu do nawet ponad 200 tys. dolarów za schłodzenie całego ciała. Gdzie jest haczyk? Proces na razie nie jest
odwracalny i nie wiadomo czy kiedykolwiek będzie.
Zobacz gwiazdy, które chcą zostać zamrożone po śmierci
Droga do nieśmiertelności
W 1962 roku Robert Ettinger, wykładowca fizyki z Michigan w USA, opublikował książkę "Perspektywa
nieśmiertelności". Starał się w niej udowodnić, że medyczne definicje śmierci są relatywne, a choroby, których skutki
teraz wydają się nieodwracalne w przyszłości będzie można leczyć. Ettinger, który w młodości zaczytywał się w
popularnonaukowych opowiadaniach, zaproponował, by osoby uznawane w jego czasach za martwe były
9 mar, 09:44
Źródło: Onet
Artykuł - drukowanie - Ciekawe.onet.pl
http://ciekawe.onet.pl/medycyna/5051873,artykul-drukuj.html
1 z 3
2012-03-12 11:02
poddawane krioprezerwacji i w ten sposób doczekały chwili, w której będzie można przywrócić je do życia. W tym
samym czasie podobne tezy głosił Evan Cooper, który w 1964 roku założył Life Extension Society, pierwszą
krioniczną organizację na świecie. Samego słowa "krionika" pochodzącego od greckiego "kryos" ("zimno") po raz
pierwszy użył Karl Werner, wówczas student w Pratt Institute w Nowym Jorku.
Początki były niełatwe. Kiedy rok po założeniu LES nie znalazł się nikt chętny do poddania się po śmierci
krioprezerwacji, Cooper zadeklarował, że pierwszą osobę zamrozi za darmo, ale i to nie przyniosło skutku. "Gdzie jest
ten indywidualizm, naukowa ciekawość lub choć te dziwactwa, o których tak wiele słyszymy?" - pytał rozdrażniony w
wydanym po dwóch latach newsletterze swojej organizacji. Choć dwoił się i troił zachęcając przyszłych "krionautów"
do podróży przez czas, to ostatecznie LES nikogo nigdy nie zamroziło, a zniechęcony Cooper przestał się
interesować krioniką.
Pierwszym człowiekiem, który postanowił dać się zamrozić po śmierci po to, żeby zostać kiedyś przywróconym do
życia był James H. Bedford, profesor psychologii na kalifornijskim uniwersytecie, krioprezerwowany przez Cryonics
Society of California po swojej śmierci w styczniu 1967 roku. W ciągu kilkunastu lat po śmierci Bedforda w Stanach
Zjednoczonych powstawały kolejne organizacje promujące krionikę, w tym Cryonics Institute, do którego założycieli
należał Eddinger. Jednak rozwój ruchu wyhamował przez jedno fatalne wydarzenie. W 1979 wybuchł skandal, gdy
okazało się, że dziewięciu "pacjentów" przechowywanych przez Cryonics Society of California rozmrożono, bo ich
krewni nie byli w stanie lub nie chcieli płacić za przechowywanie ciał. Choć przez półtora roku szefostwo CSC
chłodziło je własnym nakładem środków, to prawdopodobnie część z nich odtajała już znacznie wcześniej i nikt tego
nie zauważył. Szef organizacji stanął przed sądem, a rozwój krioniki zwolnił na wiele lat. Smutnego losu uniknął
James H. Bedford, którego szczątki przeniesiono wcześniej do innej instytucji. Dzięki temu dotąd pozostaje najdłużej
utrzymywanym w kriostazie człowiekiem.
Czytaj dalej na następnej stronie
Mężczyzna, który stracił połowę głowy (zdjęcia: 4)
Wbrew swojej woli
Od początku istnienia krionice towarzyszyła atmosfera podejrzliwości i skandalu. Kiedy w latach 80. francuski doktor
Raymond Martinot zamroził swoją zmarłą żonę w specjalnie przygotowanej domowej chłodni, musiał się liczyć z
sądową batalią, bo według francuskich przepisów ciała mogą być jedynie grzebane, kremowane lub przekazywane
do badań naukowych. Aby pokryć wysokie koszty utrzymania chłodni, Martinot pobierał opłaty za możliwość
oglądania piwnicy, w której się znajdowała, przez co spotykał się ze stałym zainteresowaniem mediów.
Kolejna bitwa rozpoczęła się, kiedy w 2002 roku zmarł sam Martinot. Zgodnie z jego życzeniem syn, Rémy, umieścił
go w bliźniaczej chłodni, jednak urzędnicy orzekli, że ciała jego rodziców powinny zostać usunięte z miejsca
przechowywania i pochowane w tradycyjny sposób. Syn pary walczył o uszanowanie ostatniej woli ojca przed sądem
najwyższym i zagroził, że zwróci się do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Do tego ostatniego jednak nigdy nie
doszło. W 2006 roku Rémy zauważył, że ciała rodziców zaczęły rozmarzać. Jak wyjaśnił mediom, na skutek awarii
temperatura w chłodni na wiele dni wzrosła z minus 65 do minus 20 stopni. W tej sytuacji zwłoki skremowano, a
oczekująca na nowe życie para już nigdy się nie obudzi.
Podobny los spotkał szczątki Lise Leroy z należącej do Francji wyspy Réunion. Jej dzieci postanowiły zamrozić ją w
domowej zamrażarce, w temperaturze zaledwie minus 15 stopni. W 2000 roku sąd uznał to za nielegalne. Ponieważ
także w innych europejskich krajach prawo zabrania konserwacji ciał przez ich mrożenie, zwolennicy tej metody
najczęściej zwracają się do firm i organizacji działających w USA. Nawet tam jednak zdarzają się poważne
kontrowersje.
W 2003 roku magazyn "Sports Illustrated" opublikował artykuł, z którego wynikało, że zmarły rok wcześniej
baseballista Ted Williams został poddany krioprezerwacji wbrew swojej woli. Według informatorów gazety ciało, które
zostało przewiezione do siedziby Fundacji Alcor w Arizonie niemal natychmiast po śmierci Williamsa, zostało
nieprawidłowo zakonserwowane. Głowę oddzielono od ciała i zamrożono oddzielnie, wywiercono w niej także dwa
ponadcentymetrowe otwory. Magazyn podawał w wątpliwość, czy Williams w ogóle życzył sobie krioprezerwacji. Jako
dowód jego syn i córka przedstawili przed sądem spisany dwa lata wcześniej "pakt rodzinny" podpisany przez całą
trójkę. Wyrażał on wolę, by ich ciała umieścić po śmierci w kriostazie tak, by mogli "być razem w przyszłości". Pojawiły
Artykuł - drukowanie - Ciekawe.onet.pl
http://ciekawe.onet.pl/medycyna/5051873,artykul-drukuj.html
2 z 3
2012-03-12 11:02
się podejrzenia, że podpis Williamsa był w istocie autografem, do którego później dopisano treść "paktu". Nie
znaleziono jednak na to konkretnych dowodów, a rodzina sportowca porozumiała się, dzięki czemu jego ciało mogło
pozostawać w dotychczasowym stanie. Nieco później były pracownik Alcor, Larry Johnson, opublikował książkę
"Frozen", w której zarzucił dawnemu pracodawcy, że ten źle obchodził się z ciałem baseballisty. Sąd nie dał mu
jednak wiary i w 2009 roku Johnsonowi zakazano publicznych wypowiedzi na temat Alcor. Ciało Williamsa pozostaje
zakonserwowane w siedzibie fundacji w Arizonie.
Czekają na zmartwychwstanie
Przez lata instytucje krioniczne wypracowały podobne sposoby krioprezerwacji ciał. śeby zostać w ten sposób
zakonserwowanym, trzeba być oficjalnie uznanym za zmarłego. Choć specjaliści z Cryonics Institute przyznają, że
byłoby lepiej, gdyby pacjent został schłodzony zanim choroba spowoduje jego śmierć, to prawo tego zabrania.
Czynione są więc starania, żeby konserwacja nastąpiła możliwie szybko po śmierci. W tym celu kilka firm oferuje
usługę czuwania przy łóżku umierającego - kiedy ten wyda ostatnie tchnienie, specjaliści przystępują do pracy.
Najpierw temperatura zwłok jest obniżana przy pomocy suchego lodu. śeby zabezpieczyć je przed tworzeniem się
między komórkami lodowych kryształków stosuje się tak zwane krioprotektanty. Następnie ciało zostaje przewiezione
w docelowe miejsce i umieszczone w specjalnym pojemniku, a następnie powoli chłodzone aż do temperatury -196
stopni Celsjusza, w której ustaje ruch komórek. Ciało tak przygotowanego "pacjenta", nadal zanurzone w ciekłym
azocie, jest następnie umieszczane w czymś w rodzaju dużego termosu - tzw. kriostacie. Do utrzymania go w
odpowiedniej temperaturze nie jest potrzebne zasilanie zewnętrzne.
Krioprezerwacją zajmuje się na razie zaledwie kilka instytucji, z których większość działa w USA. Należą do nich
Fundacja Alcor, Trans Time, Cryonics Institute oraz korzystający z jego pomieszczeń American Cryonics Society.
Poza Stanami Zjednoczonymi działa tylko jedna firma - moskiewski KrioRus. Nic nie wskazuje jednak na to, by popyt
na takie usługi przewyższał podaż. Od 2006 roku w CI wykonywano średnio niespełna 6 zabiegów rocznie, podobny
wynik zanotował Alcor, trudno więc mówić o zjawisku masowym. Śmierć ojca krioniki, Roberta Ettingera, w lipcu
zeszłego roku na krótko ożywiła zainteresowanie jego ideą. Ciało 92-latka, zgodnie z jego życzeniem,
zakonserwowano w ciekłym azocie. Do popularyzacji krioniki na większą skalę może się przyczynić nagłaśnianie
historii takich osób jak Julia Verteletska poddana krioprezerwacji w Cryonics Institute w styczniu tego roku. Ta
nieprzeciętnie zdolna, 21-letnia ukraińska studentka zmarła w wyniku komplikacji po wypadku na łyżwach. Studiowała
w Wyższej Szkole Ekonomicznej w Pradze, była także stypendystką Williston High School na Florydzie i uniwersytetu
w Montrealu, znała biegle sześć języków. Po śmierci Julii zrozpaczona rodzina postanowiła wyłożyć 35 tys. dolarów
na konserwację jej ciała.
Za i przeciw
Zdaniem zwolenników krioniki, głęboko zamrożone zwłoki będą mogły zostać odmrożone i przywrócone do życia,
kiedy technologia medyczna osiągnie odpowiednio wysoki poziom. Krytycy jednak twierdzą, że proces
krioprezerwacji powoduje tak duże zniszczenia komórek, że ożywienie przechowywanych ciał nigdy nie będzie
możliwe. Argumentują, że naukowcy musieliby nie tylko znaleźć sposób na przywrócenie zatrutych krioprotektantami
zwłok do życia, ale również wyleczyć choroby, które spowodowały śmierć. Wskazują także, że do tej pory żaden
człowiek znajdujący się w kriostazie nie został ożywiony. Co na to entuzjaści? Przyznają, że nie wiadomo, kiedy
będzie można ożywić pacjentów. Na swojej oficjalnej stronie internetowej Fundacja Alcor wyjaśnia, że proces nie jest
odwracalny z użyciem obecnej technologii, ale istnieje nadzieja, że kiedyś będzie. Wyniki prób na komórkach,
tkankach i niewielkich organach są obiecujące, a dotychczasowe sukcesy może wspomóc m.in. rozwój
nanotechnologii.
Przedstawiciele krionicznych instytucji nie zasypują gruszek w popiele - z wolna przygotowują się do budowy wielkiej
instalacji: przypominającej twierdzę budowli o nazwie Timeship, w której schronienie, być może na stulecia, mogłyby
znaleźć tysiące zmarłych. Dałoby to im szansę na nowe życie. Wiele osób wierzy w te zapewnienia - pod koniec
ubiegłego roku Alcor miał 957 członków gotowych dać się zamrozić natychmiast po śmierci. Jak twierdzą, zwiększają
w ten sposób swoje szanse na przedłużenie życia, nic przy tym nie tracąc. Ich zdaniem ludzie we wczesnych stadiach
tego, co dzisiaj nazywamy śmiercią, dla przyszłych lekarzy mogą być jedynie pacjentami w śpiączce.
Copyright 1996-2012 Grupa Onet.pl SA
Artykuł - drukowanie - Ciekawe.onet.pl
http://ciekawe.onet.pl/medycyna/5051873,artykul-drukuj.html
3 z 3
2012-03-12 11:02