18 stycznia 1945 roku oczyma tomaszowianina
Stefana Lipskiego
Gdy do Tomaszowa zbliżał się front wyrzucający z miasta okupantów niemieckich Stefan
Lipski miał 14 lat.
Mieszkał z rodzicami przy ul. Południowej 4 (obecnie Jana Pawła II). Kresu wojny
wyglądał z utęsknieniem, bo przez ostatnie miesiące był przez Niemców zmuszany do
wręcz niewolniczej pracy przy budowie umocnień na linii Pilicy.
Od listopada 1944 roku w domu jego rodziców i w domach sąsiadów zakwaterowało
niemieckie wojsko. Sztab zainstalował się w domu państwa Grębeckich przy ul. Rolnej.
Przed świętami Bożego Narodzenia wieczorem Stefan Lipski zobaczył nisko lecący
samolot radziecki P-2 (kukuruźnik), który oświetlił flarą teren pewnie by wykonać
fotografie. Niemcy kwaterujący u Lipskich mieli radio, gdy ich nie było gospodarze
słuchali wieści z Lublina o sytuacji na froncie.
14 stycznia Niemcy zaczęli się ewakuować w stronę Wielunia jak się dowiedział Stefan
Lipski. Już 16 stycznia zaczął się paniczny exodus Niemców, ul. Warszawska była
zapchana konnym i mechanicznym taborem, podobnie było na ul. Piłsudskiego. Uciekało
wojsko i niemieccy cywile.
17 stycznia nad miastem ponownie pokazały się samoloty z gwiazdami na skrzydłach,
myśliwce Ił, które ostrzeliwały niemieckie kolumny. Zrobiły spustoszenie na drodze do
Zawady. W tym czasie zmienił się kierunek ucieczki, kolumny kierowały się teraz na
Ujazd. Obok domu Lipskich na rogu ulic Granicznej i Południowej stało działo, z którego
rano, 18 stycznia Niemcy oddali kilka strzałów i uciekli zostawiając armatę. - Około
południa od strony Nagórzyc zaczął się ostrzał artyleryjski, kilka pocisków rozerwało się
koło naszych domów - mówi pan Stefan. Odłamki i detonacje wybiły szyby w domach.
Rodzina Lipskich ukrywała się w prowizorycznym schronie. Wtedy mój rozmówca
widział ostatnich uciekających Niemców, którzy porzucili w ich ogrodzie przenośną
radiostację.
Około godz. 14 Stefan Lipski zobaczył pierwszych dwóch czerwonoarmistów, którzy
nadeszli od strony nagórzyckiego lasu. Sąsiad Lipskich z ul. Słonecznej witał ich chlebem
i wódką. Witający musiał wypić pierwszy, a dopiero wypili żołnierze. Ktoś wskazał im
ukrywającego się Niemca. Patrol zastrzelił go natychmiast. Po pewnym czasie nadszedł
kolejny patrol, a za nim kolumna czołgów. Oficer, który wyszedł z czołgu prosił o
wskazanie na mapie drogi na Łódź. Czołgów młody Lipski naliczył 22, w tym maszyny
produkcji amerykańskiej. Wieczorem 18 stycznia od Nagórzyc nadjechały samochody
sztabowe. Sztab rozlokował się w domu p. Szmidla przy ul. Południowej 5. Byli wśród
sztabowców wyżsi oficerowie. Pan Stefan przypuszcza, że był wśród nich marszałek
Żukow.
Do Lipskich na kwaterę przyszli teraz żołnierze radzieccy. Rozpoczęło się pieczenie
placków na kuchennych płytach i parzenie kawy i tak przez kilka dni. Jedni odchodzili,
przychodzili następni. Zmęczeni spali w ich domu i u sąsiadów. Dowiedziałem się też
niezwykłej ciekawostki od mojego rozmówcy. Lipski opowiedział mi, że dwaj młodzi
Polacy widzieli, jak Niemcy zakładali ładunki wybuchowe pod mostem na Wolbórce na
ul. Warszawskiej. Ci ludzie napotkany pierwszy patrol poprowadzili od strony obecnej ul.
Konstytucji 3 Maja w rejon mostu. Rosjanie zastrzelili czatującego tam minera i
unieszkodliwili zapalniki ratując most, a i może i czołgi, które by na niego wjechały.
Inną historią jaką mi opowiedział był pewny ponoć fakt zostawienia przez Niemców
ładunków wybuchowych z zapalnikami czasowymi w gmachu banku przy ul. Mościckiego
i szkoły u zbiegu Legionów i Piłsudskiego, które w porę rozbrojono. Przypuszcza też, że
pałac w Spale spłonął od takiego ładunku wiele godzin po przejściu frontu.
Z ust p. Lipskiego usłyszałem też o tragedii rodziny Koziołków, którzy spalili się wraz z
domem stojącym w rejonie dzisiejszego ośrodka rehabilitacji. Nie był to wynik działań
wojennych, ale zaprószenia ognia w pierwszą noc po przejściu frontu. Tak to widział 14-
leni chłopiec. A jak to wyglądało 66 lat temu ujmując rzecz historycznie?
Ofensywa wojsk Armii Czerwonej po koncetracjach i uzupełnieniu sprzętu po wschodniej
stronie Wisły ruszyła 12 stycznia 1945 roku. Tomaszów znalazł się na linii operacji I
Frontu Białoruskiego. Na odcinek środkowej Pilicy nacierał XI Korpus Pancerny. Rozkaz
sforsowania rzeki padł 16 stycznia, nacierający spodziewali się silnego oporu, gdyż
rozpoznanie donosiło o silnych umocnieniach na lewym brzegu Pilicy budowanych od lata
1944. Wielkiego oporu jednak nie było, Niemcy byli już w panice i mocno
zdemoralizowani. Przeszkodą dla niecierających była rzeka, gdyż mosty od Sulejowa po
Inowłódz zostały wysadzone, często za wcześnie co uniemożliwiało Niemcom odwrót. Już
wieczorem, 17 stycznia sztab 9 Armii Niemieckiej dowodzony przez gen. Smillo von
Luttwitza opuścił miasto, a wraz z nim jednostki wojskowe w tym kolaborancka armia
Własowa (ta obciążona dodatkowo rodzinami żołnierzy). Panicznie uciekający
dotychczasowi okupanci tracili sprzęt i tonęli w Pilicy, którą próbowali sforsować po
lodzie. Dobrze to opisał Andrzej Kobalczyk w książce „Wojna zatrzymana w Pilicy”.
Rankiem 18 stycznia przez peryferia Tomaszowa przemykali radzieccy zwiadowcy piesi i
konni. Przez most kolejowy na Kępie udało się przejechać przed jego wysadzeniem kilku
czołgom. Pilicę czerwonoarmiści forsowali po lodzie też tracąc sprzęt (czołg T34 pod
Spałą wydobyto dopiero pod koniec lat 50.). W południe do miasta wjechały czołgi 20
Brygady Pancernej okrążając miasto od strony Spały i Smardzewic. Radzieccy piechurzy
strzelali do niemieckich maruderów, których sporo kryło się w lasach otaczających miasto.
Większe siły docierały do Tomaszowa i dalej na zachód przez prowizorycznie naprawiony
most kolejowy. Otaczając miasto Rosjanie zostawili taktycznie „wentyl bezpieczeństwa”
na kierunku do Łodzi. Uniknięto w ten sposób walk w mieście z otoczonym wrogiem.
Tomaszów był wolny. Front przewalił się na zachód. Do miasta wkroczyli też żołnierze
Wojska Polskiego. Trwało dogaszanie przez ludność i strażaków (pozbawionych sprzętu,
który zabrali Niemcy) pożarów m.in. w miejscu, gdzie dzisiaj stoi DH Tomasz i na terenie
fabryki w Wilanowie. Polacy ruszyli do magazynów po dobra pozostawione przez
Niemców, po żywność i inne towary. Zaczęła się organizować władza cywilna i milicja.
Faktyczną władzę sprawowała jednak radziecka komendantura, której siedzibą była
odrestaurowana niedawno kamienica przy ul. Mościckiego (obok obecnego ZUS). NKWD
zajęło budynek parafii ewangelickiej (tam gdzie teraz wznoszona jest siedziba starostwa).
Sam kościół ewangelicki Zbawiciela stał się kościołem garnizonowym dla WP. 11 Korpus
Pancerny oraz towarzyszące mu korpusy piechoty i kawalerii otrzymały przydomki
„tomaszowski”, a w Moskwie oddano salut 24 salw armatnich na cześć wyzwolenia
Tomaszowa.
Swoją drogą jest bardzo mało rzetelnych opracowań nt. oswobodzenia Tomaszowa. W
dwóch wydanych monografiach miasta nie ma na ten temat prawie nic. Są w różnych
zbiorach (archiwum, biblioteka, związek kombatantów) spisane po wojnie wspomnienia
uczestników tamtych zdarzeń m.in. Teodora Wołczyka, który jak napisał w nich
poprowadził radzieckie czołgi przez Pilicę, a wcześniej był związany z AK. Wspomnienia
z tamtego okresu spisał też Czesław Cyniak, historyk amator (ale bardzo rzetelny) i
regionalista, które są w zbiorach muzeum. O tamtym okresie opowiada płk Józef
Suchodolski jeden z pierwszych żołnierzy WP jaki dotarł do miasta.
Po latach podsumowano straty nacierających i nieprzyjaciela. Niemcy stracili w okolicach
Tomaszowa około 20 tys. żołnierzy (ich miejsca pochówków są ostatnimi laty ustalane
celem ekshumacji). Żolnierzy polskich poległo wg płk. Suchodolskiego 18. Straty Armii
Czerwonej były większe. Groby poległych są na cmentarzu wojskowym i prawosławnym
przy ul. Smutnej. Na koniec odniosę się do kwestii czy 18 stycznia przyszło wyzwolenie
czy nowe zniewolenie? Odpowiem pytaniem. A czy do obozu Auschwitz wyzwolenie
przyszło 27 stycznia 1945 roku?
Jan Pampuch